Untitled
Transkrypt
Untitled
Rajd Szlakiem ks. kard. Karola Wojty³y By³ pochmurny, mokry dzieñ. Na Skawicê Such¹ Górê przyjecha³ samochód, z którego wysiad³ z towarzyszem kard. Karol Wojty³a, który 9 wrzenia 1978 r. wyruszy³ w swoj¹ ostatni¹ wêdrówkê przed wyborem na Papie¿a. Dla upamiêtnienia tego wydarzenia co roku Gminne Centrum Kultury, Promocji i Turystyki w Zawoi organizuje rajd pieszy. W tym roku, w sobotê 9 wrzenia na trasê rajdu wysz³a 120 osobowa grupa m³odzie¿y szkolnej i osób indywidualnych. Wycieczkê poprzedzi³a Msza w. w kociele karafialnym w Skawicy. Pogoda dopisa³a wiêc turyci mieli wymarzone warunki na piesz¹ wêdrówkê. Prawie w po³owie trasy, w schronisku na Hali Krupowej nast¹pi³ wypoczynek, po którym grupa wyruszy³a dalej. Ok. godz. 15-tej na Prze³êczy Krowiarki na strudzonych turystów czeka³y autokary, które odwioz³y wêdrowców do Zawoi i Skawicy. Przed wyruszeniem na trasê rajdu w Skawicy Odpoczynek na Hali Krupowej 2 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 Na malowniczej trasie rajdu Fot. arch. GCKPiT w Zawoi Ze szkolnego kalendarza 4 Za naszym oknem WRZESIEÑ Pocz¹tek roku szkolnego. Wakacje by³y d³u¿sze o trzy dni. PADZIERNIK 4 wiatowy Dzieñ Ochrony Zwierz¹t. 14 Dzieñ Nauczyciela (sobota). Harce i akademie zaplanowane zostan¹ na pewno w pi¹tek. 22 wiatowy Dzieñ J¹kaj¹cych siê. 28/29 Przesuniêcie czasu. pimy d³u¿ej. LISTOPAD 16 wiatowy Dzieñ Tolerancji. 21 wiatowy Dzieñ ¯yczliwoci. 30 Andrzejki. Zabawy i dyskoteki. GRUDZIEÑ Miko³aj. W szkole nie powinni pytaæ. Rozdajemy prezenty. 23 Pocz¹tek przerwy wi¹tecznej. 6 STYCZEÑ 1 Nowy Rok. Czas pomyleæ o szkole. 15-28 Ferie zimowe dla dzieci m.in. z województwa ma³opolskiego. 21 Dzieñ Babci. LUTY 14 Dzieñ Zakochanych. MARZEC 8 Dzieñ Kobiet. 21 Pierwszy dzieñ wiosny. Topimy Marzannê. 24/25 Przesuniêcie czasu. pimy nieco krócej. KWIECIEÑ 1 Prima Aprilis. 5-10 Przerwa w nauce na Wilkanoc. 1-3 4 8 26 MAJ Wolne od zajêæ. Pocz¹tek nowych matur. Mo¿e wolne po Bo¿ym Ciele? Dzieñ Matki. CZERWIEC 1 Dzieñ Dziecka. 22 Pocz¹tek lata. KONIEC ROKU SZKOLNEGO. WAKACJE. HURA! 23 Dzieñ Ojca. POD DIABLAKIEM Pismo nawi¹zuj¹ce do tradycji pisma Stowarzyszenia Mi³oników Ziemi Babiogórskiej pod tym samym tytu³em. Redaktor naczelna: Gabriela Tryba³a Adres redakcji: Gminne Centrum Kultury, Promocji i Turystyki w Zawoi, 34-222 Zawoja Centrum, tel. (033) 877 50 66, fax 877 69 49, e-mail: [email protected] Wypowiedzi naszych czytelników zawarte w dzia³ach OPINIE i POCZTA POD DIABLAKIEM nie zawsze prezentuj¹ pogl¹dy redakcji. Oddano do druku: 15.09.2006 r. Jesienne wêdrówki je¿y pod nasze okna. Fot. arch. GCKPiT w Zawoi W numerze INFORMACJE Bezp³atne szkolenia dla bezrobotnych .................................................................................. 4 KRONIKA WYDARZEÑ Mistrzostwa Polski Kung Fu w Zawoi ................................................................................... 5 Bike Maraton w Zawoi ........................................................................................................... 6 Jarmark Babiogórski ............................................................................................................. 7 Do¿ynki gminne w Skawicy ............................................................................................... 8-9 Do¿ynki powiatowe w Zawoi .......................................................................................... 10-11 ZE SZKOLNEGO PODWÓRKA S³oneczny koniec wakacji .................................................................................................... 12 Z Socratesem w Polsce ...................................................................................................... 13 Historia jednej takiej klasy ................................................................................................... 14 STRONY DLA NAJM£OSDSZYCH ............................................................................... 15-17 SPORT I REKREACJA Ju Jutsu historia i wspó³czesnoæ ............................................................................... 18-19 HUMOR Sumiynnie tak by³o .............................................................................................................. 19 NASZA TRADYCJA Opiowieæ o pó³tnie ........................................................................................................ 20-21 Niosomy krzecijanina ................................................................................................... 22-24 JESIENNA LEKTURA Wycieczka na Babi¹ Górê .............................................................................................. 25-31 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 3 INFORMACJE Nominacje i awanse Dnia 28 lipca br. w Sali Rycerskiej zamku w Suchej Beskidzkiej odby³y siê uroczyste obchody wiêta Policji. Uroczystoæ rozpoczê³a siê Msz¹ w. w kaplicy zamkowej, po której w Sali Rycerskiej przyznano awanse i nominacje 39 policjantom z naszego powiatu, m.in. Br¹zowy Krzy¿ Zas³ugi otrzyma³ aspirant Jacenty Wróbel, a Br¹zow¹ Odznakê Zas³u¿ony Policjant aspirant sztabowy Wies³aw Chrz¹szcz. Wród zebranych na uroczystoci goci znaleli siê m.in. starosta suski Andrzej Paj¹k, burmistrzowie i wójtowie gmin powiatu suskiego oraz w³adze policji województwa ma³opolskiego, powiatu suskiego i nowotarskiego. Na uroczystoci nie zabrak³o równie¿ ¿yczeñ i s³ów podziêkowania za owocn¹ pracê policji. Wyró¿nieni otrzymali od wójtów i burmistrzów skromne podarunki w ramach podziêkowania za swoj¹ pracê na w³asnych terenach. DZ Uroczyste spotkanie policjantów w Sali Rycerskiej. Fot. Dorota Zaj¹c Instytut Turystyki w Krakowie Sp. z o.o., ul. Czarnieckiego 8/14 , 30-536 Kraków zaprasza do udzia³u w bezp³atnych szkoleniach realizowanych w ramach projektu Czym chata bogata. Reorientacja zawodowa osób zagro¿onych utrat¹ pracy i bezrobotnych z terenów po³udniowej Ma³opolski Zakres projektu: Agroturystyka z modu³em przedsiêbiorczoci; Obs³uga Ruchu Turystycznego z modu³em przedsiêbiorczoci; Kompleksowa obs³uga ruchu klienta w turystyce z modu³em jêzyka angielskiego bran¿owego. indywidualne spotkania z Job Coachem, podwy¿szenie/zmianê kwalifikacji zawodowych; ciekawe zajêcia prowadzone przez specjalistów; zwrot kosztów opieki nad dzieckiem do 7 lat b¹d osob¹ zale¿n¹, poczêstunek w ka¿dym dniu szkolenia, Szkoleniami objête zostan¹ osoby z powiatów mylenickiego, limanowskiego i suskiego: Ka¿dy uczestnik po zakoñczonym szkoleniu otrzyma Certyfikat ukoñczenia szkolenia. Ponadto uczestnik szkolenia mo¿e otrzymaæ zwrot kosztów przejazdu, je¿eli szkolenie odbywa siê w innej miejscowoci ni¿ miejsce zameldowania uczestnika szkolenia. Miejsce odbywania szkoleñ: Mylenice, Limanowa, Sucha Beskidzka. bezrobotne zarejestrowane w Powiatowym Urzêdzie Pracy nie d³u¿ej ni¿ 3 miesi¹ce, które utraci³y pracê z przyczyn niezale¿nych od siebie; nara¿one na utratê pracy w szczególnoci w przemyle lekkim, chemicznym, cukrowniczym oraz w ochronie zdrowia; bêd¹ce w fazie wypowiedzenia stosunku pracy z przyczyn niezale¿nych od pracownika; zatrudnione u pracodawcy, wobec którego og³oszono upad³oæ lub który jest w stanie likwidacji. Uczestnikom w okresie odbywania szkolenia zapewniamy: POD DIABLAKIEM Serdeczne podziêkowania za udzia³ w uroczystoci pogrzebowej .p. Zygmunta Budzowskiego Ksiê¿om, Wójtowi i Radzie Gminy Zawoja, Komendzie Pañstwowej Stra¿y Po¿arnej, Orkiestrze OSP z Zawoi, Chórowi mêskiemu, kapeli góralskiej oraz s¹siadom, znajomym i przyjacio³om sk³ada ¿ona z córk¹ i syn z rodzin¹. materia³y szkoleniowe; arsztaty psychologiczne; 4 Zapisy i szczegó³owe informacje: Biuro Projektu: Mylenice, ul. S³owackiego 92 (Ip.). Godziny otwarcia: Poniedzia³ek-Pi¹tek 8.00-16.00. Telefon: (0) 667-668-435, 667-668-434, fax: 012-423-66-90, e-mail: [email protected] Punkty Konsultacyjne: Limanowa, ul. Jana Paw³a II 5 (IIp.), Sucha Beskidzka, ul. Mickiewicza 19 (Ip.). Godziny otwarcia: Poniedzia³ek/Wtorek 7.00-15.00; roda 7.30-15.30; Czwartek 9.0017.00. Telefon: (0) 667-668-434, (0) 667668-436. Projekt jest wspó³finansowany ze rodków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Spo³ecznego oraz Bud¿etu Pañstwa. JESIEÑ/2006 Mistrzostwa Polski Kung Fu w Zawoi 9 lipca w piêknej nowoczesnej Hali Widowiskowo-Sportowej w Zawoi odby³y siê Mistrzostwa Polski Choy Lee Fut Kung Fu/Wushu oraz Ogólnopolski Turniej Wushu w taolu Nanquan. Organizatorem mistrzostw byli: Polska Organizacja Kung Fu, Miêdzyszkolny Uczniowski Klub Sportowy Choy Lee Fut oraz Sekcja Wushu/Kung Fu KS Cracovia. Imprezie patronowa³ Polski Zwi¹zek Wushu. Patronat honorowy nad zawodami objêli Wojewoda Ma³opolski Witold Kochan, Marsza³ek Województwa Ma³opolskiego Janusz Sepio³, Prezydent Miasta Krakowa Jacek Majchrowski oraz Wójt Gminy Zawoja Marek Listwan i Zawoja Lokalna Organizacja Turystyczna. W mistrzostwach wystartowa³o ponad 50 zawodników w tym kilkunastu aktualnych mistrzów oraz medalistów Miêdzynarodowych Mistrzostw Polski Wushu Seniorów oraz Mistrzostw Polski Wushu Juniorów. Dla kadry zawodników by³ to sprawdzian przed I Mistrzostwami wiata Wushu Juniorów, które rozegrane zosta³y w sierpniu w Malezji oraz Miêdzynarodowymi Mistrzostwami USA, które odby³y siê pod koniec lipca w Baltimore. Mistrzostwa tradycyjnie rozpocz¹³ przy akompaniamencie specjalnej muzyki bêbnów i talerzy Taniec Lwa. Z powodu okresu wakacyjnego oraz intensywnego okresu startowego w ostatnich 2 miesi¹cach zabrak³o zawodników z kilku klubów. Pomimo tego poziom zawodów, szczególnie w konkurencjach form seniorskich, by³ wysoki, a o ostateczniej klasyfikacji decydowa³y u³amki punktu. Rozdano medale w 27 konkurencjach Choy Lee Fut oraz 7 konkurencjach form sportowych. Zawodnicy rywalizowali w kategoriach m³odzików, juniorów oraz seniorów. Demonstrowali tredycyjne formy systemu Choy Lee Fut: rêczne, z szabl¹ lub mieczem, kijem, w³óczni¹, wachlarzem. Rozegrano tak¿e konkurencje form na manekinie Ching Jong. System Choy Lee Fut jest znany z unikalnej walki na 18-stu legendarnych manekinach, co wyró¿nia ten styl od innych systemów kung fu. W kategoriach juniorów na szczególne s³owa uznania zas³uguje Bartosz Lubryczyñ- Podczas mistrzostw mo¿na by³o zobaczyæ umiejêtnoci kilkunastu mistrzów walk wschodnich Z KRONIKI WYDARZEÑ ski (KS Cracovia) (5,1,0), zdobywca a¿ 5 z³otych medali, za najlepsz¹ juniork¹ okaza³a siê Joanna Romañska (MUKS Choy Lee Fut) (3,1,0). Wród seniorów dominowa³ Piotr Kowalik (4,1,0) oraz Krzysztof Szymoñski (2,1,0) (obaj KS Cracovia). Wród seniorek najlepiej spisa³a siê Ewa Dynowska (4,2,0) (KS Cracovia). W konkurencjach form sportowych, rozegranych w ramach Ogólnopolskiego Turnieju Wushu Taolu Nanquan na uznanie zas³uguje najm³odszy zawodnik zawodów Krzysztof Muzyka (MUKS Choy Lee Fut), zwyciêzca kategorii Nandao. W specjalnej konkurencji Five Stars Champion (zawodnicy rywalizowali w piêciu konkurencjach) najlepszy okaza³ siê Piotr Kowalik, który pokona³ Bartosza Lubryczyñskiego i Krzysztofa Rodka (wszyscy KS Cracovia). Kraków jest jednym z najsilniejszych orodków polskiego Kung Fu/Wushu, a zawodnicy skupieni w dwóch krakowskich klubach MUKS Choy Lee Fut i KS Cracovia cile wspó³pracuj¹cych ze sob¹ odnosz¹ najwiêksze sukcesy nie tylko w zawodach krajowych, ale o najwy¿szej randze wiatowej. Zorganizowanie imprezy w takiej miejscowoci jak Zawoja, która posiada nowoczesny obiekt sportowy, by³o bardzo dobrym posuniêciem. Zawody zgromadzi³y bardzo liczn¹ widowniê, a tak¿e mia³y poparcie i du¿e zaanga¿owanie w³adz gminy oraz spo³ecznoci lokalnej. Klasyfikacja dru¿ynowa: 1. KS Cracovia Kraków; 2. MUKS Choy Lee Fut Kraków; 3. Choy Lee Fut Polska Bielsko-Bia³a; 4. Zakopiañskie Stowarzyszenie Smok i Tygrys Zakopane. Zwyciêzy poszczególnych kategorii stawali na podium i odbierali puchary oraz dyplomy POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 5 Z KRONIKI WYDARZEÑ Bike Maraton w Zawoi W maratonie wystartowa³o ponad 700 zawodników Niektórzy kolarze pokonywali nawet dystans o d³ugoci 70 km 15 lipca br. w Zawoi odby³a siê V edycja maratonów rowerowych Eska Fujifilm Bike Maraton. W sobotê o godz 11 ze stadionu sportowego LKS Watra w Zawoi Centrum wystartowa³o przesz³o 700 zawodników. Trasa wycigu przebiega³a przez przepiêkne Pasmo Ja³owieckie Uczestnicy maratonu pokonywali trasê na ró¿nych dystansach. Dla najbardziej wprawionych i wytrzyma³ych zawodników przygotowano trasê na Dystansie Giga, który liczy³ 70 km. Nieco krótszym, licz¹cym. oko³o 40 km by³ Dystans Mega o podobnej skali trudnoci. Kolejnym do przejechania by³ Dystans Mini. Nastêpna klasyfikacja to wynik dru¿ynowy, rodzinny, wynik LOGISTYCY giga, mega i mini. Po wyczerpuj¹cym przejedzie zawodnicy odpoczywali na murawie boiska Start i meta by³a na stadionie w Zawoi Centrum Zwyciêzcy poszczególnych kategorii odbierali nagrody i puchary. Fot. arch. GCKPiT w Zawoi. 6 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 Jarmark Babiogórski Z KRONIKI WYDARZEÑ 5 sierpnia br. w Zawoi Czato¿y odby³ siê huczny Jarmark Babiogórski organizowany przez Gminne Centrum Kultury Promocji i Turystyki w Zawoi, Ochotnicz¹ Stra¿ Po¿arn¹ w Zawoi Górnej oraz Babiogórski Park Narodowy. Najm³odsi ogl¹dali spektakl teatralny Konkursy i zabawy dla dzieci zorganizowa³ Babiogórski Park Narodowy W programie obok konkursów rodzinnych, organizowanych przez BPN oraz teatrzyku dla dzieci odby³ siê koncert duetu Anna Wasilewska i Robert Dudkowski oraz koncert gwiazdy wieczoru, w³oskiego piosenkarza Roberto Zucaro, który wprowadzi³ widowniê w typowo ródziemnomorski klimat. Dla tych którzy sami chcieli spróbowaæ swoich si³ w piewaniu, a dodaæ nale¿y, ¿e by³o ich niema³o, zorganizowano konkurs karaoke, za wieczorem do tañca skoczne melodie przygrywa³ zespó³ Bras ze Stryszawy. Oprócz wystêpów na scenie mo¿na by³o powspinaæ siê na linach pod bacznym okiem GOPR-u, spróbowaæ swoich si³ w siodle, jak i na koniach mechanicznych, gdy¿ jedn¹ z wielu atrakcji by³y przeja¿d¿ki czteroko³owcami. Dla smakoszy regionalnych potraw gadziny z Zawoi Górnej napiek³y zawojskich ko³aczy i nawa¿y³y swojskiego bigosu. Dodatkowym punktem imprezy by³ zorganizowany przez stra¿aków pokaz ratownictwa drogowego, jak i pokaz trialu motocyklowego, a dok³adnie skoków na motorach w wykonaniu Mistrza Polski M³odzików z klubu Karol Trial Team z Grzechyni. Du¿e podziêkowania za tak wspania³¹ imprezê nale¿¹ siê wszystkim zaanga¿owanym w jej realizacjê mieszkañcom Zawoi Górnej, którzy dobrowolnie i bez ¿adnych korzyci dla siebie przyczynili siê do zorganizowania imprezy. XX Pokaz GOPR-owców Pokaz ratownictwa drogowego Koncert w³oskiego piosenkarza Zucero. Fot. arch. GCKPiT w Zawoi POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 7 Z KRONIKI WYDARZEÑ Do¿ynki Gminne w Skawicy To ju¿ ósmy raz spotkalimy siê na Do¿ynkach Gminnych w Skawicy, którym jak co roku towarzyszy wspania³a pogoda, wykonawcy i publicznoæ. Program i organizacja uroczystoci do¿ynkowych by³y dopiête na przys³owiowy ostatni guzik, a wszystko to dziêki koordynatorowi i gospodarzowi uroczystoci panu Czes³awowi Zemlik. W programie znalaz³y siê atrakcje zarówno dla m³odej jak i starszej publiki. Jak co roku, uroczystoæ rozpoczê³a siê msz¹ w. w Kociele Parafialnym w Skawicy, po której nast¹pi³ przemarsz z wieñcem do¿ynkowym, na plac szkolny, gdzie mia³ miejsce festyn. Wieniec nios³y gospodynie i przekaza³y go na rêce wójta pana Marka Listwana. Podziêkowania wójta oraz starosty suskiego pana Andrzeja Paj¹ka nie mia³yby koñca, gdyby nie nadszed³ czas na kolejny punkt programu. Dekoracja sceny do¿ynkowej nawi¹zywa³a do lat 80-tych. Po prawej stronie widnia³ wizerunek szefa Radia Wolna Europa Jana Nowaka Jeziorañskiego i liczne has³a z okresu lat 80-tych, Precz z komun¹ , lewa strona za przedstawia³a symbol stanu wojennego WRON z postaciami gen. Jaruzelskiego i Rzecznika Rz¹du Jerzego Urbana. Po tej stronie zobaczyæ mo¿na by³o ró¿ne rzeczy kojarzone z tym okresem: musztarda, ocet, sklepy, sztandary ZSMP i PZPR. Tegoroczna historyczna dekoracja bardziej zrozumia³a by³a dla ludzi starszych, bo nam m³odym znana by³a tylko z opowieci naszych dziadków i rodziców. Po oficjalnej czêci uroczystoci nadszed³ czas na zabawê, któr¹ zapocz¹tkowa³ wystêp zespo³u folklorystycznego Zbójnik ze Skawicy. M³ode talenty wprowadzi³y publicznoæ w nastrój z poprzednich do¿ynek, przywo³a³y wspomnienia wietnej zabawy. Po wystêpie zespo³u nadszed³ czas na gwiazdê do¿ynkowego wieczoru. By³ ni¹ mê¿czyzna niskiego wzrostu, o charakterystycznej barwie g³osu, a jego opowieci i poczucie humoru zwala³o publicznoæ z nóg Bohdan Smoleñ, bo o nim tutaj mowa rozbawi³ publicznoæ do ³ez. Na festynie nie by³o osoby bez umiechu na twarzy. Po wystêpie pana Bohdana publicznoæ ze miechu i nie tylko nie mog³a staæ o w³asnych si³ach, potrzebowa³a chwili spokoju, by nabraæ si³ na póniejsze szaleñstwo. Tak¹ chwilê zafundowa³ im wêdrowny Cygan, który od³¹czy³ siê od cygañskiego taboru, by zagraæ na Do¿ynkach w Skawicy. Zrelaksowan¹ i pe³n¹ energii publicznoæ do tañca zaprosi³ zespó³ Babilon. Atmosfera siêgnê³a zenitu, kiedy z g³oników pop³ynê³y s³ynne przeboje Boney M. W krótkim czasie boisko sportowe wype³ni³o siê tañcz¹cymi parami. Szczêliwe twarze, ko- 8 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 lorowe stroje, okrzyki, opalone, balansuj¹ce w rytm muzyki cia³a, przypomina³y karnawa³, niczym z Rio de Janerio. Póniej publicznoæ bawi³a siê przy znanych i lubianych piosenkach z zespo³em Dexter, z którym to wszyscy przywitalimy niedzielny poranek. Ale wszystko co Korowód z wieñcem prowadzi³a Orkiestra Dêta Gminy Zawoja dobre szybko siê koñczy rozstalimy siê z umiechem na twarzach i wspomnieniami na d³ugie zimowe wieczory, z nadziej¹, ¿e to ju¿ za rok znów spotkamy siê w tym samym miejscu, o tej samej porze, z tym samym humorem i zapa³em do zabawy. SK i JB Uroczysty korowód z wieñcem do¿ynkowym przeszed³ trasê od kocio³a do placu przy szkole w Skawicy. Na placu szkolnym organizatorzy przygotowali scenê z dekoracj¹ nawi¹zuj¹c¹ do lat 80-tych Z KRONIKI WYDARZEÑ Koncerty na estradzie rozpocz¹³ zespó³ folklorystyczny Zbójnik ze Skawicy Póniej publicznoæ pêka³a ze miechu przy wystêpie Bohdana Smolenia Do tañca nikogo specjalnie zapraszaæ nie musia³ zespó³ Dexter Na festynie do¿ynkowym publicznoæ mog³a siê bawiæ do samego rana. Fot. arch. GCKPiT w Zawoi POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 9 Z KRONIKI WYDARZEÑ Do¿ynki powiatowe w Zawoi Do¿ynki to powód do wiêtowania dla rolników, którzy szczêliwie zakoñczyli prace ¿niwne oraz dziêkczynienie za udane zbiory. Tradycj¹ w naszym powiecie s¹ do¿ynki powiatowe, który odbywaj¹ siê co roku w ró¿nych gminach. Tegorocznym gospodarzem Do¿ynek Powiatowych by³a Gmina Zawoja. Powiatowe wiêto odby³o siê 3 wrzenia br. na stadionie sportowym w Zawoi Centrum. Przemarsz delegacji z wieñcami do kocio³a w Zawoi Centrum Delegacje wieñcowe, starostowie do¿ynek, w³adze gmin powiatu oraz zaproszeni gocie zebrali siê na parkingu, sk¹d poprowadzeni zostali przez zawojsk¹ orkiestrê dêt¹ do kocio³a na uroczyst¹ Mszê w., któr¹ odprawili ks. Ryszard Wiêcek, proboszcz parafii pw. w. Klemensa w Zawoi i o. Tomasz Michalski kapelan Stowarzyszenia Gmin Babiogórskich. Po zakoñczeniu mszy korowód z dziesiêcioma wieñcami oraz wierni ruszyli na stadion. Po oficjalnym powitaniu przez starostê powiatu suskiego Andrzeja Paj¹ka Uroczysta do¿ynkowa Msza w. 10 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 i wójta gminy Zawoja Marka Listwana starostowie do¿ynek Hermina Spyrka i Franciszek Kobiela przekazali na rêce starosty i wójta chleb do¿ynkowy i kosz z owocami. Nastêpnie panie z Kó³ Gospodyñ Wiejskich przyst¹pi³y do prezentacji i opiewania wieñców do¿ynkowych. Podczas Do¿ynek Powiatowych rozstrzygany jest konkurs wieñca do¿ynkowego. Wieñce oceniane s¹ w dwóch kategoriach: tradycyjny i wspó³czesny. Na ocenê ma wp³yw nie tylko sam wieniec ale równie¿ strój oraz melodia i s³owa przypiewek. Jury, któremu przewodniczy³a etnograf dr Urszula Janicka-Krzywda w kategorii wieñca tradycyjnego przyzna³o pierwsze miejsce KGW Zawojanki z gminy Zawoja, drugie miejsce otrzyma³o KGW B³¹dzonka z Suchej Beskidzkiej a trzecie KGW z ¯arnówki. Przyznano tak¿e wyró¿nienia dla Jordanowskiego Ko³a Kultury Ludowej z Jordanowa i KGW £êtownia z gminy Jordanów. W kategorii wieñca wspó³czesnego pierwsze miejsce zdoby³o KGW z Pewelki z gminy Stryszawa. Drugie miejsce otrzyma³o KGW z Sidziny a trzecie KGW z Bieñkówki. Jury postanowi³o przyznaæ nagrodê specjaln¹ dla KGW z Tarnawy Dolnej z gminy Zembrzyce za wyj¹tkowo ³adny i wykonany zgodnie z tradycj¹ wieniec. Podczas do¿ynek rozstrzygniêty zosta³ równie¿ konkurs na naj³adniejszy ogród przydomowy i naj³adniejsze gospodarstwo rolne. Pierwsz¹ nagrodê za naj³adniejszy ogród otrzyma³ Robert Wrona z Jachówki, drug¹ Renata Talaga z Zembrzyc, trzeci¹ Maria Szczurek z Zawoi, Józef i Janina Kozio³kowie wraz z Renat¹ i Andrzejem Krzystoniami z Marcówki a wyró¿nienie Waleria Kwana z Grzechyni i Roman B¹bol z £êtowni. W kategoii gospodarstwo rolne pierwsze miejsce przyznano Janinie Motor z Sidziny, drugie Marii Wójcik z Osielca, trzecie Halinie Goryl z Jachówki a wyró¿nienie otrzyma³a Kazimiera Bura z Targoszowa. Po zakoñczeniu czêci oficjalnej wystêpowa³y zespo³y z naszego powiatu oraz Kapela Bugajskich z Kêt. Koncertowa³y: Orkiestra Dêta Stowarzyszenia Muzycznego leszovia ze leszowic, Orkiestra Dêta Gminy Zawoja, zespó³ regionalny Zawojanki i Babiogórcy, zespó³ Zbójnik ze Skawicy i Juzyna z Zawoi. Do tañca gra³ zespó³ Okovita z Zawoi. Z kocio³a delegacje z wieñcami przemaszerowa³y na stadion Z KRONIKI WYDARZEÑ Wieniec do¿ynkowy opiewuje KGW z Zawoi Dolnej Wystêp zespo³u Babiogórcy z Zawoi Wieniec do¿ynkowy KGW z Zawoi Dolnej Koncert Kapeli Bugajskich Poczêstunek chlebem Wystêp zespo³u Juzyna z Zawoi Koncert Orkiestry Dêtej Gminy Zawoja Do tañca gra³ i piewa³ zespó³ Okowita Delegacje wieñcowe czekaj¹ na og³oszenie wyniku konkursu. Fot. arch. GCKPiT w Zawoi POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 11 ZE SZKOLNEGO PODWÓRKA S³oneczny koniec wakacji W dniach 2125 sierpnia br. zrealizowany by³ drugi etap programu wymiany m³odzie¿y miêdzy gmin¹ Zawoja a wêgiersk¹ gmin¹ Cserkeszölö. Organizatorami programu wymiany by³y samorz¹dy Zawoi i Cserkeszölö. 21 sierpnia 2006 r. wyruszylimy z Zawoi na Wêgry (16 uczniów i 3 opiekunów z Zespo³u Szkó³ w Zawoi Centrum). Podró¿ przez S³owacjê d³u¿y³a siê z powodu prac drogowych. Republika Wêgierska powita³a nas polami s³oneczników, które dostojnie Ca³e rodowe popo³udnie spêdzilimy korzystaj¹c z uroków tego k¹pieliska. W czwartek Wêgrzy zaprosili nas w swoje Góry Bukowe, które wziê³y nazwê od porastaj¹cych je lasów. Góry Bukowe s¹ zbu- dowane w du¿ej mierze z wapienia, st¹d jest tam wiele w¹wozów, dolin, jaskiñ i wodospadów. Ich urodê moglimy podziwiaæ z otwartych wagonów kolejki w¹skotorowej i podczas wêdrówki. W pi¹tek rano po serdecznym po¿egnaniu wyruszylimy w powrotn¹ drogê. Podczas tego krótkiego pobytu dowiedzielimy siê wiele na temat krajobrazu, klimatu, obyczajów, ¿ycia rodzinnego Wêgrów i ich kuchni. Urzek³y nas pola pe³ne s³oneczników, kukurydzy, papryki i arbuzów dojrzewaj¹cych w pe³nym s³oñcu. Docenilimy gocinnoæ i serdecznoæ Wêgrów, która sprawi³a, ¿e mimo bariery jêzykowej czulimy siê tam dobrze. Kiedy przekraczalimy granicê wêgiersko s³owack¹, s³oñce dopala³o siê w ró¿nokolorowych astrach i purpurowych nasturcjach. Na S³owacji duszê owia³ nam jesienny ch³ód. Babia Góra wyci¹ga³a do nas swoje ramiona w powitalnym gecie. Bylimy w domu. Koñcz¹ siê wakacje. Jakie bêd¹ nastêpne? Zobaczymy za rok Urszula Mazur Pusztai Allatpark. Fot. E. Chowaniak chyli³y swoje g³owy. Do celu podró¿y przybylimy o godzinie 18.00. Gospodarze przyjêli nas bardzo serdecznie. Dzieci mieszka³y u swoich wêgierskich kolegów, a opiekunów goci³a u siebie pani dyrektor szko³y w Cserkeszölö. Podczas krótkiego pobytu poznalimy najpiêkniejsze zak¹tki Wielkiej Niziny Wêgierskiej. We wtorek zwiedzilimy Park Narodowy Hortbagy, chroni¹cy Pusztê (S³ony Step) z jej pasterk¹ kultur¹ oraz pozosta³oci dawnych bagien i moczarów. G³ówne atrakcje Hortobagy to s³ynny dziewiêcioprzês³owy most, Muzeum Pasterskie oraz Pusztai Allatpark (ogród zoologiczny puszty). Tego samego dnia odwiedzilimy równie¿ Debreczyn drugi co do wielkoci i znaczenia Orodek Miejski Wêgier, zwany równie¿ kalwiñskim Rzymem (do dzi wiêkszoæ mieszkañców wyznaje kalwinizm). W rodê m³odzie¿ wêgierska pokaza³a nam swoj¹ szko³ê i swoj¹ miejscowoæ. G³ówn¹ atrakcj¹ Cserkeszölö jest k¹pielisko termalne, po³o¿one na 4 ha ³adnie zaaran¿owanej przestrzeni. Znajduje siê tutaj 8 du¿ych basenów p³ywackich i rekreacyjnych. Na terenie kompleksu mo¿na skorzystaæ z konsultacji medycznych i masa¿y leczniczych. 12 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 Spa w Cserkeszölö. Fot. Z. Hutniczak Z Socratesem w Polsce ZE SZKOLNEGO PODWÓRKA Zgodnie z harmonogramem projektu Produkt lokalny ród³em wiedzy o regionie, realizowanego w ramach programu Socrates Comenius, 2 lipca 2006 r. przybyli do Zawoi w towarzystwie opiekunów, s³owaccy i wêgierscy uczestnicy dzia³añ. Miêdzynarodowa grupa zosta³a powitana w hali widowiskowo-sportowej przez dyrektora Zespo³u Szkó³ w Zawoi Centrum, pana Zbigniewa Hutniczaka. Staropolskim obyczajem gocie zostali zaproszeni na poczêstunek, a nastêpnie rozlokowani w domach rodzinnych naszych uczniów i nauczycieli. W zwi¹zku z tym, ¿e gospodarze przygotowali bardzo atrakcyjny program wizyty, którego celem by³o poznanie okolic Zawoi oraz kultury i ¿ycia codziennego jej mieszkañców, nasi partnerzy bardzo du¿o wêdrowali i zwiedzali. Ju¿ pierwszego dnia pobytu odby³a siê wycieczka do Krakowa, która trwa³a a¿ do wieczora. Nasi partnerzy wêdrowali Traktem Królewskim, zwiedzili równie¿ wzgórze wawelskie, rynek g³ówny i Kopiec Kociuszki. Kolejnego dnia uczestnicy programu zobaczyli Zespó³ ZamkowoParkowy w Suchej Beskidzkiej, neogotycki koció³ oraz zabytkow¹ karczmê Rzym. Szczególnie m³odszej grupie zwiedzaj¹cych spodoba³ siê tradycyjny suski jarmark. W kolejnych dniach podziwiano Skansen w Zubrzycy oraz niezwyk³e eksponaty Muzeum Babiogórskiego Parku Narodowego. Nie mog³o te¿ zabrakn¹æ wycieczki na szczyt Babiej Góry, która zgodnie z planem urzek³a i zachwyci³a. Interesuj¹cym punktem programu by³o zwiedzanie Zawoi Przys³opu z jego malowniczymi widokami, Klasztorem O. Karmelitów Bosych, plenerow¹ Drog¹ Krzy¿owa i wiatrakiem. Gocie spotkali siê równie¿ z twórcami ludowymi. Po trudach zwiedzania wymienicie smakowa³y kie³baski pieczone na ognisku. Nasi gocie mogli równie¿ odpocz¹æ wieczorem w szkole, gdzie organizowano dla nich ciekawe warsztaty artystyczne, zajêcia sportowe oraz zabawê taneczn¹. Szeæ dni minê³o bardzo szybko i choæ dokucza³ lipcowy skwar, wizyta by³a bardzo udana. M³odzi Europejczycy wywieli z Zawoi wiele wra¿eñ, w³asnorêcznie wykonane produkty lokalne (zabawki z siana, malowane ptaszki), ale te¿ pozostawili prawdziwych przyjació³. Joanna Pacyga Ognisko na Markowych Rówienkach. Fot. £. Stopka Niniejszy projekt zosta³ zrealizowany przy wsparciu finansowym Wspólnoty Europejskiej w ramach Programu Socrates Comenius. Treci samego projektu lub materia³ów nie odzwierciedlaj¹ stanowiska Komisji Europejskiej czy Agencji Narodowej w danej sprawie, a w zwi¹zku z tym ani Komisja Europejska, ani Agencja Narodowa nie ponosi za nie odpowiedzialnoci. Przy kolei na Mosorny Groñ. Fot. Z. Hutniczak Wyprawa na Babi¹ Górê. Fot. A.Warmuz Odpoczynek przy górskim strumyku. Fot. A.Warmuz POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 13 ZE SZKOLNEGO PODWÓRKA Szko³a nie taka straszna Historia takiej jednej klasy Rozpocz¹³ siê nowy rok szkolny. Uczniowie siê martwi¹, ¿e na wakacje znów trzeba czekaæ tyle miesiêcy. Ka¿dy lubi wakacje. Nawet nauczyciele. Tylko, czy wrzesieñ musi byæ zawsze witany has³em: Znów ta g³upia szko³a? A mo¿e ona wcale taka g³upia nie jest? W koñcu po latach pamiêta siê w³anie osi¹gniêcia szkolne, procentuje wiedza tam zdobyta. Wakacyjne przyjanie szybko mijaj¹, mo¿e dlatego, ¿e to znajomoci zawarte w czasie wakacyjnej beztroski i nie sprawdzaj¹ siê w normalnych warunkach. W szkole uczymy siê przyjani na dobre i na z³e, bo w szkole s¹ sukcesy i pora¿ki, trudy i radoci. W czas wakacji wieci s³oñce, mniej jest obowi¹zków, wiêcej siê leniuchuje, wypoczywa i wszystko traktuje siê mniej powa¿nie. Szko³a to przede wszystkim praca, ale w³anie praca stanowi w du¿ym stopniu o sensie ¿ycia. Czego dobrego mo¿emy oczekiwaæ w szkole? Je¿eli w³o¿ymy trochê wysi³ku, mo¿emy cieszyæ siê sukcesami, mo¿emy realizowaæ marzenia, rozwijaæ swoje zainteresowania. Ubieg³y rok szkolny na pewno dobrze wspomina Joanna Rekies z gimnazjum w Skawicy. Jej pracowitoæ poparta zdolnociami zosta³a nagrodzona. Kto powiedzia³, ¿e talent, to 99 procent pracy i 1 procent iskry Bo¿ej. I co w tym jest. Powinni siê nad tym zastanowiæ ci, którzy siê chwal¹, ¿e s¹ zdolnymi leniami. Pamiêtajcie, ¿e w przysz³oci zostanie wam to, co osi¹gn¹³ ów leñ: pracowicie zakopane talenty. A Joasia? Nie zakopywa³a swoich talentów. Zosta³a wojewódzk¹ finalistk¹ dwóch konkursów przedmiotowych: z geografii (nauczyciel: mgr Ma³gorzata Pacyga) i z jêzyka polskiego (nauczyciel: mgr Bo¿ena Szczepanek). Bra³a te¿ udzia³ na szczeblu powiatowym w konkursie z jêzyka niemieckiego (nauczyciel: Alicja Sikoñczyk). Ma zdolnoci jêzykowe i wi¹¿e z nimi swoj¹ przysz³oæ. Do LO w Suchej Beskidzkiej do klasy z rozszerzonym jêzykiem angielskim dosta³a siê piewaj¹co i by³a na pocz¹tku listy przyjêtych. Joasia jest te¿ laureatk¹ konkursu Leonardo 2006. To nie koniec osi¹gniêæ Joanny. Odnios³a ona spektakularny sukces: zosta³a pos³ank¹ XII Sesji Sejmu Dzieci i M³odzie¿y pod has³em Ekologia wybór przysz³oci. Po raz pierwszy mielimy pos³a na Sejm z naszej gminy. Mo¿e w jej lady pójd¹ inni? Równie¿ doroli Oczywicie Joasia otrzyma³a na koniec roku stypendium naukowe. Jak wspomnia³am, Joanna Rekies by³a uczennic¹ gimnazjum w Skawicy. Chodzi³a 14 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 do klasy III b. Do tej klasy uczêszcza³a równie¿ Katarzyna Mako, która tak¿e zapracowa³a na stypendium naukowe. Dla Kasi szko³a by³a nie tylko miejscem, gdzie mo¿na zdobyæ mnóstwo wiedzy, u³atwiaj¹cej realizacjê marzeñ, ale te¿ miejscem rozwijania talentu artystycznego. Bra³a udzia³ w wielu konkursach plastycznych i odnosi³a sukcesy. Zdoby³a m.in. I miejsce w gminnym konkursie Moje zdrowie, zdoby³a nagrodê w ogólnopolskim konkursie S³ucham mistrzów, dobrze wybieram. W tym samym konkursie wyró¿nienie dosta³a równie¿ klasowa kole¿anka Kasi Dorota Czech. Obie dziewczyny czêsto i chêtnie wykorzystywa³y swój talent, aby ozdobiæ klasê szkoln¹. Mam nadziejê, ¿e w dalszym ci¹gu bêd¹ rozwijaæ swój talent i bêd¹ upiêkszaæ ¿ycie w szkole, w rodowisku, w domu bo piêkno po to jest, by zachwyca³o do pracy (C. K. Norwid). Autentycznym talentem plastycznym obdarzony jest nasz najwiêkszy, szkolny (ju¿ by³y) malarz Marcin Dyrcz. On te¿ zdoby³ nagrodê w ubieg³orocznej edycji wspomnianego ogólnopolskiego konkursu plastycznego pod has³em Jak wypocz¹æ z trzewym umys³em i z dum¹ 1 IX 2005 r. odbiera³ dyplom i nagrodê z r¹k vice-wójta F. Klimasary. Jest te¿ autorem plakatu, który wygra³ w konkursie Doroli i dzieci wszyscy segreguj¹ mieci, organizowanym przez BPN i Urz¹d Gminy Zawoja w 2005 r. Gdy Marcina uda³o siê namówiæ do udzia³u w jakim konkursie plastycznym, sukces by³ pewny. Pomaga on te¿ w tworzeniu dekoracji dla ró¿nych imprez rodowiskowych, i mamy nadziejê, ¿e nadal bêdzie mo¿na na niego liczyæ. Pasj¹ Marcina by³ równie¿, a raczej przede wszystkim sport. Wraz z kolegami ze swojej klasy, a tak¿e klasy IIIa zdoby³ II miejsce w Powiatowej Gimnazjadzie M³odzie¿y w Pi³ce Rêcznej Ch³opców i III m. w Powiatowej Gimnazjadzie M³odzie¿y w Pi³ce No¿nej. Uczniowie z tych klas brali udzia³ we wszystkich mo¿liwych zawodach sportowych. Za osi¹gniêcia sportowe mgr Krzysztof Bartyzel ich nauczyciel wuefu, na koniec roku wrêczy³ im stypendia. Stypendium otrzymali prawie wszyscy ch³opcy klasy III b. W szkole uczniowie mog¹ rozwijaæ ró¿ne talenty i zdolnoci. Zdolnoci literackie wykorzystywa³a Urszula Ceremuga, redaguj¹c szkolny biuletyn Echo naszej szko- Joasia Rekies zosta³a pos³ank¹ XII Sesji Sejmu Dzieci i M³odzie¿y pod has³em Ekologia wybór przysz³oci. ³y wraz z kole¿ankami z równoleg³ej klasy: Katarzyn¹ Migas i Katarzyn¹ Sikoñczyk. Talentem literackim mog³a w szkole pochwaliæ siê te¿ Karolina Listwan, pisz¹ca oryginalne scenariusze do szkolnych przedstawieñ i apeli. Walory tych scenariuszy potrafili wydobyæ wspaniali aktorzy, których by³o mnóstwo w obu klasach trzecich. O muzyczn¹ oprawê wystêpów, dba³a klasowa gitarzystka Magda Ficek i Grzegorz Marek, cz³onek Orkiestry OSP w Zawoi, równie¿ uczeñ tej klasy,. Nie trzeba jednak wielkich talentów, aby do szko³y mieæ po co chodziæ, aby rozwijaæ zainteresowania, zrobiæ co dobrego, zdobyæ przyjació³. Z pewnoci¹ sprzyja temu dzia³alnoæ w harcerstwie. W gimnazjum w Skawicy prê¿nie dzia³a dru¿yna harcerska, a dru¿ynowa Danuta Zemlik twierdzi, ¿e jej najaktywniejsi druhowie, to w³anie uczniowie wspomnianej klasy trzeciej. Ula Ceremuga, Marcin Dyrcz, Marcin Marsza³ek, Arek Pacyga i Wojtek Pacyga wiele razy brali udzia³ w akcjach: Betlejemskie wiat³o Pokoju, WOP i ró¿nych akcjach charytatywnych. Nie tylko harcerze, ale równie¿ inni uczniowie klas trzecich byli wyczuleni na krzywdê innych. 20 maja 2006, w sobotê, uczniowie ze Skawicy, przybyli do Zawoi na imprezê Zawoja pe³na niespodzianek, aby okazaæ solidarnoæ z ludmi niepe³nosprawnymi. Szczerze i serdecznie oklaskiwali ich wystêpy, zreszt¹ przepiêkne,. Ch³opcy nawet zaryzykowali, ¿e mog¹ nie zd¹¿yæ na umówiony mecz pi³ki no¿nej. Je¿eli m³odzie¿, zamiast w sobotê leniuchowaæ, siedzieæ przed telewizorem, komputerem, czy oddawaæ siê innym beztroskim rozrywkom, chce uczestniczyæ w tak wartociowej imprezie, to chyba nie jest tak le z nasz¹ m³odzie¿¹. W tym roku coroczny Rajd Szlakiem kard. Karola Wojty³y wypad³ w sobotê. Uczestników by³o znacznie mniej ni¿ w ubieg³e lata (sobota dzieñ wolny od zajêæ szkolnych). Jednak z ubieg³orocznej klasy trzeciej wielu uczniów wybra³o siê na ten rajd. Gdy byli uczniami gimnazjum, zawsze brali udzia³ w rajdzie prawie w 100%, bo w ogóle lubili wêdrowaæ i w czasie tych trzech lat zwiedzili wiele okolicznych gór. No i co? Czy w czasie wakacji jest miejsce, aby tyle prze¿yæ, aby tyle osi¹gn¹æ, aby siê tym wszystkim pochwaliæ, aby zdobyæ takich sprawdzonych przyjació³? Kochani uczniowie! Nie mówcie: znów ta g³upia, z³a szko³a. Pomylcie, ile mo¿ecie dziêki niej zyskaæ. Poszukajcie jej dobrych stron. Warto, bo szko³a, to spory kawa³ waszego ¿ycia. Powodzenia! UM P.S. Takich klas jak opisana wy¿ej jest wiele. Warto o tym pamiêtaæ, gdy s³yszy siê ci¹g³e krytyki dzisiejszej m³odzie¿y. Ja mia³am mo¿liwoæ przygl¹dn¹æ siê w³anie tej i uwa¿am, ¿e ka¿dego z 18 uczniów tej klasy warto by³o poznaæ, a klasa w ca³oci wspania³a. I znów koniec wakacji, i znów nadchodzi jesieñ. Miejmy nadziejê, ¿e podobnie jak tegoroczne lato bêdzie s³oneczna i pogodna, taka bajkowa polska z³ota jesieñ. Jeli znajdziecie chwilkê na przeczytanie stron dla najm³odszych bêdzie bardzo mi³o nie tylko Redakcji naszego pisma, ale i mnie osobicie. Zapraszam do lektury Kaka Fujak STRONY DLA NAJM£ODSZYCH Na jesienne wieczory i deszczowe dni ¯yczymy sobie wszyscy piêknej i s³onecznej jesieni. A jeli bêdzie s³otna? Wiadomo przecie¿, ¿e w czasie deszczu dzieci siê nudz¹ Polecam lekturê ksi¹¿ki albo zabawy ze s³owem i czasopismami. Warto przeczytaæ Z uporem maniaka polecam lekturê ksi¹¿ek jako rozrywkê nie doæ, ¿e wielce przydatn¹ i po¿yteczn¹, to jeszcze mi³¹ i rozwijaj¹c¹. Nieodmiennie ci¹gnie mnie do ksi¹¿ek pani Ma³gorzaty Musierowicz. Spod Jej pióra wysz³o wiele chyba ju¿ tysiêcy kart ksi¹¿ek (pisa³am ju¿ zreszt¹ o nich). Jednak ta, któr¹ chcê dzi Wam poleciæ jest dla tych, którzy ksi¹¿ki kochaj¹. Chcê bowiem Was zachêciæ do lektury FRYWOLITEK Jest to zbiór felietonów, które przez lata ukazywa³y i ukazuj¹ siê w Tygodniku Powszechnym. Nosz¹ one podtytu³ Czyli ostatnio przeczyta³am ksdi¹¿kê. Nie jest to jednak zbiór recenzji ksi¹¿ek ukazuj¹cych siê na pó³kach ksiêgarskich. Jest to zbiór arcyciekawych rozwa¿añ i uwag na temat ksi¹¿ek dawnych i wspó³czesnych, opisanych w nich postaci, krajobrazów i jêzyka, a przede wszystkim przekazywanych na ich kartach wartoci. Sk¹d wiêc tak dziwny tytu³? Przeczytajcie sami! FRYWOLITKI, Ma³gorzata Musierowicz, Akapit Press, £ód 1997, ss. 237 (z ilustracjami Autorki!) PS. W póniejszych latach ukaza³y siê dwa kolejne tomy felietonów pod tym samym tytu³em. W co siê bawiæ? Wyobracie sobie deszczowe popo³udnie i Was wraz z kolegami nudz¹cych siê w domu (za³ó¿my, ¿e nie ma pr¹du i nie mo¿ecie zasi¹æ do komputera ). Proponujê zabawê w A-Zetowe opowiadania. Gra przeznaczona jest dla minimum trzech graczy w wieku powy¿ej 9 lat. Potrzebne bêd¹ kartki papieru i o³ówki. Ka¿dy z Was zapewne umie opowiedzieæ zmylon¹ historyjkê. I na tym w³anie polegaæ bêdzie ta zabawa. W grze chodzi o to, aby u³o¿yæ opowiadanie, w którym ka¿dy kolejny wyraz bêdzie zaczyna³ siê od kolejnej litery alfabetu. A wiêc pierwszy wyraz zacznie siê na literê A, a ostatni na Z. Niby ³atwe, ale nie ca³kiem, kiedy w opowiadaniu musi byæ sens. Litery Q, Y i X proponujê omin¹æ. Powodzenia! POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 15 STRONY DLA NAJM£ODSZYCH Lubiê las To miejsce nies³ychane, zadziwiaj¹ce. Pe³ne tajemniczoci i uroku. Z przebogat¹ palet¹ zieleni, jesieni¹ zmieniaj¹c¹ siê w paletê br¹zów, ¿ó³ci i czerwieni. To miejsce têtni¹ce cisz¹. Specjalnie u¿y³am tego okrelenia (choæ zdawa³o by siê, ¿e nie mo¿na têtniæ cisz¹, a jednak ). Las przepe³niony jest koj¹cymi dwiêkami brzêczenia owadów, szumu wiatru, szmeru strumieni czy wiergotu ptaków. Las jest te¿ fantastycznym organizmem uk³adem, w którym wspó³pracuje i oddzia³uje na siebie wzajemnie szereg organizmów o odmiennych barwach, budowie i formie. I nagle bêc! W ta len¹ harmoniê wkrada siê zgrzyt. Jak ³atwo go zauwa¿yæ wiedz¹ ci, którzy odwiedzaj¹ las u schy³ku lata czy w pocz¹tkach jesieni, w czasie wysypu grzybów. Ten zgrzyt jest dzie³em pseudogrzybiarzy. Wyraz dzie³em ujê³am specjalnie w cudzys³ów, bo zazwyczaj kojarzy siê z czym pozytywnym, wielkim, szlachet- Zagadki Ma³y, s³aby, w lesie stoi Inikogo siê nie boi. Choæ mu grozi wypadek Z miejsca siê nie rusza. Przed starszym nie zdejmuje Nigdy kapelusza. 16 POD DIABLAKIEM nym, dostojnym. A to co zostaje po pseudogrzybiarzach to oznaka braku poszanowanie dla przyrody i braku kultury. Trasê ich lenych wêdrówek wytyczaj¹ nie tylko mieci, ale i poniszczone owocniki grzybów. Sk¹d tyle agresji skierowanej ku tym tak piêknym i przydatnym organizmom? Mo¿e z zemsty, ¿e nie okaza³y siê oczekiwanym okazem borowika czy rydza? Mo¿e w ramach odwetu za to, ¿e pseudogrzybiarz niepotrzebnie siê schyli³? Zreszt¹ to ma³o istotne. Grzyby jadalne i niejadalne i truj¹ce, te rosn¹ce poród ció³ki i te nadrzewne s¹ bardzo istotnym sk³adnikiem lasów. Stano- Zabierz z kaszy i z tanga Pierwszych kilka liter, A otrzymasz w zamian Drzewo pospolite. Wiosna w zieleni wplot³a Bia³ych kwiatów kicie. Teraz ma korale, A zgubi³a licie. JESIEÑ/2006 wi¹ jedno z trzech, obok rolin i zwierz¹t, królestw wiata o¿ywionego. Odgrywaj¹ wa¿n¹ rolê jako partnerzy drzew (mikoryza to symbioza pomiêdzy drzewem a grzybem rozgrywaj¹ca siê w strefie korzeniowej) czy te¿ jako sprawcy powtórnego wprowadzania do obiegu materii substancji zwi¹zanych w drewnie (rozk³ad martwego drewna). Przyczyniaj¹ siê te¿ do rozk³adu martwych szcz¹tek organicznych. Wspomnê tu tak¿e o aspekcie estetycznym czy¿ nie pochylalicie siê nigdy nad czerwonym kapeluszem muchomora przystrojonym w bia³e plamki, czy¿ nie przygl¹dalicie siê z zadziwieniem nie¿nej wrêcz lodowej bieli galaretka pospolitego przytulonego do próchniej¹cego pniaka? I choæ tak naprawdê najwa¿niejsza czêæ grzybów jako organizmów tkwi nie w ich owocnikach czyli pospolitych zbieranych przez nas grzybach, ale w ukrytej w ziemi czy drewnie grzybni to nie przystoi nam, istotom myl¹cym, niszczenie jednego z komponentów naszych babiogórskich lasów. ¯ó³ci siê lekko rumieni Dojrzewa na s³onku Wród zielonych listków Wisi na ogonku. Jesienne przys³owia Od dawna ludzie wspó³istniej¹c z przyrod¹ szukali w niej wskazówek do przewidywania nadchodz¹cych zmian pogody. Przez szereg wieków uzbiera³y siê tysi¹ce porzekade³ dotycz¹cych zachowañ zwierz¹t czy te¿ rolin i wskazuj¹cych na zmiany warunków atmosferycznych. Do swego rodzaju perfekcji doszli w tej sztuce ¿eglarze, któ- rych los na morzu zale¿a³ w³anie od pogody. Podobnie dla mieszkañców wsi ludzi w szczególny sposób zwi¹zanych z przyrod¹ pogoda by³a bardzo istotna. To im naj³atwiej by³o obserwowaæ zachowanie ró¿nych organizmów. Wiele gatunków rolin i zwierz¹t jest wyj¹tkowo wra¿liwych na zmiany temperatury, wilgotnoci czy ci- STRONY DLA NAJM£ODSZYCH nienia atmosferycznego, a tak¿e si³y czy kierunku wiatru. Na przyk³ad mrówki. Niektóre ich gatunki wraz ze zbli¿aj¹cym siê deszczem zaczynaj¹ wznosiæ ziemna barierê wokó³ wejcia do mrowiska. Ptaki przed nadejciem burzy wznosz¹ swój lot zdecydowanie wy¿ej, co spowodowane jest wystêpowaniem silnych pr¹dów wznosz¹cych, unosz¹cych w górê setki owadów, stanowi¹cych pokarm dla ptaków. Nadejcie silnych huraganowych wiatrów w Oceanii zwiastowane jest chowaniem siê ryb rafowych wród podwodnych ska³. Obserwujmy wiêc uwa¿nie otaczaj¹c¹ nas przyrodê, mo¿e uda siê stworzyæ nowe przepowiednie? Wszak przys³owia s¹ m¹droci¹ narodów. Im g³êbiej we wrzeniu grzebi¹ siê robaki Tym sro¿ej siê zima da ludziom we znaki. Gdy padziernik ciep³o trzyma Zwykle mrona bywa zima. Gdy liæ z drzewa nisko spada Pón¹ to wiosnê zapowiada. Kiedy w grudniu przyjdzie zima Mróz na d³ugo wiosnê wstrzyma. Krzy¿ówka Dla rozruszania umys³ów na progu nowego roku szkolnego specjalnie dla Was nowa krzy¿ówka. Jak zwykle rozwi¹zaniem bêdzie has³o odczytane pionowo w dó³ w wyró¿nionej kolumnie. 1. Przez uczniów wytêsknione i wyczekane Nawet przez nauczycieli wygl¹dane. 2. Gdy proste równoleg³e otrzymaæ mamy Wzd³u¿ boków wzajemnie je przesuwamy. 3.W liniê, w kratkê albo g³adki Nie wytrzyma bez ok³adki. 4. Linia mia³a byæ prosta, a jest krzywa Bo ona spokojnie w plecaku spoczywa. 5. Mazid³o to zaczarowane Z³¹czy kartki rozerwane. 6. Miêkka i bajecznie kolorowa Rzeb wiat w sobie chowa 7. Farbki same nic nie znacz¹ Póki ich mokrych nie zobacz¹ 8. Jak tu okr¹g narysowaæ? Ostrze wbij, a rysik prowad! 9. Nutki na niej siê roz³o¿y³y I melodiê utworzy³y. 10. Gdy dziadkowie w szkole rozrabiali Nauczyciele do olich ich wsadzali. 11. Czêsto g³ówn¹ rolê gra Bo stalówkê lni¹c¹ ma. POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 17 SPORT I REKREACJA Ju Jitsu - tradycja i wspó³czesnoæ Jest rzecz¹ wskazan¹ æwiczyæ siê w wielu rzeczach, lecz w jednej dojæ do doskona³oci. Miyamoto Musashi Od najdawniejszych czasów najwa¿niejszymi atutami w walce o byt by³y: si³a, zrêcznoæ i umiejêtnoæ pokonania przeciwnika. Nasi przodkowie zmuszeni byli rozwijaæ te umiejêtnoci, aby zdobyæ ¿ywnoæ lub obroniæ siê przed napaci¹. Zdecydowanie najwiêkszy wp³yw na rozwój sztuk walki wrêcz mia³y kraje Dalekiego Wschodu, miedzy innymi Japonia. W kraju tym wykszta³ci³a siê kasta zawodowych rycerzy zwanych samurajami, którzy oprócz walki wrêcz (Ju Jitsu), pos³ugiwali siê na polu walki mieczem (Ken Jitsu), pik¹ (Yari Jit- zwanej Nihon Shoki (kronika pocz¹tkowego okresu Japonii) zosta³ odnotowany turniej Chikara Kurabe (Próba si³) jaki odby³ siê w 230 roku p.n.e. Zwyciêzc¹ tego turnieju zosta³ Nomino-Sokune. Podczas walki zwyciêzca stosowa³ zarówno chwyty jak i kopniêcia, tak te¿ uznano, i¿ walka ta da³a pocz¹tek Sumo i Yawara. System Ju Jitsu nauczany by³ wy³¹cznie wród samurajów, czyli szlachty, dopiero w okresie Meiji (1868-1912) sztuka ta przesta³a byæ sztuk¹ walki stanu rycerskiego ,rozpowszechni³a siê szeroko wród ludzi, pozostaj¹c wci¹¿ Technika Ju Jitsu su), a tak¿e ³ukiem (Kyu Jitsu). Ustalenie podwalin Ju Jitsu jest niezmiernie trudne, poniewa¿ najwczeniejsze dzieje archipelagu wci¹¿ kryj¹ wiele tajemnic i niejasnoci. Najwiêcej informacji na temat pierwszych form walki wrêcz w Japonii mo¿na uzyskaæ ze róde³ pisanych, a w szczególnoci z kronik. To w nich odnajdujemy pierwsze wzmianki o praformach Ju Jitsu tzn. Sumo i Yawara. W kronice z 720 roku 18 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 jedn¹ z g³ównych dyscyplin w si³ach zbrojnych armii cesarskiej Japonii. Ju Jitsu jakie znamy dzi rozwinê³o siê najbardziej w XV i XVI wieku za czasów panowania Shoguna Tokugawy. W tym okresie Ju Jitsu by³o najbardziej popularn¹ a zarazem najbardziej strze¿on¹ sztuk¹ walki w Japonii za zdradzenie jej tajników karano mierci¹. Wiek XX jest okresem ekspansji Ju Jitsu na wiat, min. do Polski. W naszym kraju by³a to najwczeniej znana i uprawiana japoñska sztuka walki, techniki jej wykorzystywano w szkoleniu policji i wojska. W 1909 roku wydano ksi¹¿kê Z. K³onika D¿u-D¿itsu czyli ród³o zdrowia, si³y i zrêcznoci. W okresie przedwojennym i miêdzywojennym rozwój Ju Jitsu w Polsce by³ bardzo dynamiczny, niestety pierwsze trzydziestolecie po wojnie mo¿na okreliæ jako upadek Ju Jitsu, g³ównie za spraw¹ coraz wiêkszej popularnoci form sportowych, a w szczególnoci Judo. Ponowny wzrost zainteresowania Ju Jitsu da³ siê zauwa¿yæ pod koniec lat 70-tych, g³ównie dziêki prowadzeniu zajêæ rekreacyjnych z samoobrony w ogniskach TKKF, niektórych klubach i domach kultury. Obecnie Ju Jitsu w naszej Ojczynie prze¿ywa renesans i jest na bardzo wysokim poziomie, zawdziêczamy to kontaktom z oryginalnymi organizacjami i szko³ami Ju Jitsu w Japonii. Techniki Ju Jitsu przystosowane s¹ do obrony przed ka¿dym rodzajem ataku, zarówno przed jednym napastnikiem jak i wiêksz¹ ich liczb¹. Niektóre osoby s¹dz¹, i¿ jest to czysto obrona sztuka walki, tymczasem zawiera ona w sobie zarówno pojêcie ataku jak i obrony. Twórcy Ju Jitsu nie byli tak naiwni, by ograniczaæ siê wy³¹cznie do obrony, wiedzieli z dowiadczenia, ¿e atak we w³aciwym momencie jest istotn¹ koncepcj¹ miêkkoci (Ju). Du¿¹ zalet¹ tej sztuki walki jest mo¿liwoæ obezw³adnienia przeciwnika, co w wietle obowi¹zuj¹cego prawa jest bardzo korzystne. Ju Jitsu z japoñskiego oznacza miêkk¹, ustêpliw¹ sztukê, jest jedynym samurajskim systemem walki bez broni, mo¿na uznaæ, i¿ jest to najbardziej wszechstronny styl walki, bowiem w sensie technicznym opiera siê na uderzeniach i kopniêciach we wra¿liwe miejsca, dwigniach, rzutach, duszeniach, podciêciach, bazuje na znajomoci anatomii, fizjologii i psychiki cz³owieka. Istot¹ systemu jest wykorzystanie si³y i energii przeciwnika przeciwko niemu samemu, poprzez zejcie z linii ataku i wykorzystanie si³y odrodkowej i w³asnej energii Ki. Ju Jitsu w swojej pierwotnej formie by³o bardzo brutaln¹ sztuk¹ walki, adepci tego stylu byli nastawieni na pokonanie przeciwnika, co czêsto oznacza³o mieræ. Dawniej w wielu przypadkach adept szko³y oprócz tego, ¿e by³ mistrzem w walce wrêcz i potrafi³ ³amaæ koci, powodowaæ urazy w stawach, to tak¿e potrafi³ naprawiæ krzywdê lecz¹c. Czêsto adeptami szkó³ Ju Jitsu byli lekarze, którzy szczegó³owo znali anatomiê cz³owieka oraz posiadali wiedzê na temat akupresury i akupunktury. Podstaw¹ norm etycznych obowi¹zuj¹cych ówczesnych samurajów by³ kodeks wojownika (Bushido) o bardzo rygorystycznych zasadach, który szczegó³owo okrela³ drogê samuraja od urodzenia, a¿ po mieræ. Co prawda czasy samurajów ju¿ dawno minê³y, jednak sztuka walki Ju Jitsu stosowana jest nadal w wojsku, stanowi podstawê wyszkolenia jednostek specjalnych, wysoka skutecznoæ SPORT I REKREACJA Medycyna wschodnia Koho Shiatsu". Fot. z ksi¹¿ki Yawara Hakko Ryu Thierry Riesser. tej sztuki sprawi³a, i¿ unika siê rywalizacji sportowej. Ponadto na bazie systemów tradycyjnych Ju Jitsu praktykowana jest nauka samoobrony. Z Ju Jitsu wywodzi siê sport olimpijski Judo (twórc¹ jest Jigoro Kano) oraz sztuka walki Aikido (za³o¿yciel Morihei Ueshiba). Jako instruktor Ju Jitsu z 19-letnim sta¿em treningowym i 14-letnim sta¿em trenerskim, podczas szkolenia w szczególnoci k³adê du¿y nacisk na prawid³owy rozwój zdrowotny podopiecznych (na zajêciach wprowadzam æwiczenia gimnastycz- ne wzorowane na Jodze). Zwracam du¿o uwagi na bezpieczeñstwo æwicz¹cych, staram siê im wpoiæ zasady etyczne, by broni¹c siê, nie przekroczyli zasady obrony koniecznej. Du¿o uwagi powiêcam na wyrobienie u podopiecznych honoru, dyscypliny, samodyscypliny, odpowiedzialnoci, lojalnoci cech jak¿e przydatnych w obecnych czasach. Celem przewodnim, uzyskanym przez systematyczne æwiczenia, jest doskonalenie samego siebie, poprawa sprawnoci fizycznej, krzewienie zasad zdrowotnych, wyszukiwanie swoich s³abo- Sumiynnie - tak by³o Budzik jako przemyt Na pocotku XX wieku jak nami rzodziu³a A³stryja1), m³ode panny ji ch³opoki, wyjyzdza³y na roboty rolne do duzyk majotkow hrabiow ji baronow na Saksy2), do Prus3) ³od wcesne wiesny do pone jesioni. Wyjyzdza³y tyz m³ode ch³opy, gryfne do kosy. Wyjecha³a tyz jedna panna ze Zawojo Gornego, razom z ca³om gromadom coby zarobiæ na jakie wiano, bo w cha³pie by³o sporo dzieci wioksyk ji mnijsyk, co bedo pumogaæ ³ojcom na niewielgi gazdowce. Przemino³a wiesna, lato, jesioj sie mia³a ku kojcowi, poma³u robotniki sykowa³y4) sie do powrotu do Zawojo. Ta panna kupiu³a w miecie budzik, bedzie to podaronek lo ³ojcow. W cha³pie nie by³o zodnego zygara a nie zawse s³ojce wiyci, zeby wedle niego sie gnarowaæ5) ji zgadowaæ, kiela jes godzin. Umyla³a ze go przewiezie bez granico kole siebie, coby go nie ³op³ocaæ6) (bo by³a skopo). Dziywcota co by³y niom na kwatyrze, umyla³y ze go wetko pod bluzko pod piersiami, to bedzie wygloda³o jagby by³a w ciozy, ale to ju¿ na samy granicy ji przywiozajo. Ale ch³opoki dowiedzia³y sie ³o tom, no to postanowili zrobiæ ty pannie na z³o7). Jedon ch³opok namowiu³ swojo panno, co by³a niom na kwatyrze8), coby przed ci i pokonywanie ich. Nie interesuje mnie przyrost bicepsów cz³onków sekcji, czy te¿ inne próby demonstrowania swojej si³y. Wiêksz¹ uwagê zwracam na rozwój intelektualny i wyszkolenie techniczne. Zajêcia prowadzone s¹ dwa razy w tygodniu, po jednej godzinie w ma³ych grupach, co pozwala mi indywidualnie podejæ do ka¿dego æwicz¹cego. Tak te¿ w grupie dzieci 7-11 lat prowadz¹c zajêcia zwracam uwagê na ogólny rozwój adeptów, wprowadzam zabawy ruchowe, przeplataj¹c je gimnastyk¹ zdrowotn¹ oraz elementami walki Judo. W grupie nieco starszej tj. m³odzie¿y 11-16 lat bazujê w dalszym ci¹gu na treningu ogólnorozwojowym, wprowadzaj¹c ³atwiejsze æwiczenie akrobatyczne, w tej grupie szkolenie obejmuje g³ównie techniki Judo z wybranymi pod wzglêdem bezpieczeñstwa technikami Ju Jitsu. W grupie najstarszej tj. powy¿ej 16 lat szkolenie obejmuje doskonalenie technik specjalistycznych Ju-Jitsu z elementami Judo oraz dodatkowo dla urozmaicenia zajêæ wprowadzam naukê taktyki i techniki interwencji s³u¿b mundurowych. Zajêcia przeplatane s¹ æwiczeniami zdrowotno-relaksacyjnymi. W przysz³oci chcia³bym za³o¿yæ czwart¹ grupê tzn. rekreacyjno-zdrowotn¹, przynale¿a³yby do niej osoby mniej sprawne fizycznie przed i po 40-tym roku ¿ycia, którzy mieli by ochotê trochê siê poruszaæ, wykonuj¹c nietrudne æwiczenia relaksuj¹ce cia³o i umys³ z mo¿liwoci¹ nauki ³atwiejszych technik samoobrony. Zbigniew Wieczorek Instruktor Ju Jitsu przypiociom budzika na ni, nakrociu³a na zwonionie na umowiono godzino. Zajechali do miasta na stacyjo furom ze dworu, wsiadli do pociogu ji jado. Na granicy miodzy Niymcami a A³stryjom9), celnicy zaconi sprowdzaæ walizki robotnikow rolnyk. Wedle nie zawdy by³o dwok ch³opokow, jak by³o trza robili cibo10), coby sie nie dosta³a ku celnikom przed casom. Jak juz przys³a ta godzina, naroz zrobiu³o sie luno, una podes³a ze swojomi walizkami a w ty razy budzik zazwoniu³ na ni, dziywcyna zcyrwiynia³a, zacona beceæ, celnicy zaconi sie mioæ, kiwnoli ji rokom11) ze syæko jes ju¿ dobrze, nie musi ³op³ocaæ tego budzika. Ale co sie umioli wszyscy, to sie umioli! Jontek spod Grapy Objanienia: 1) rzodziu³a A³stryja zabór trwa³ do zakoñczenia I wojny wiatowej do 1918 r.; 2) na Saksy tak wtedy nazywali, a faktycznie Saksonia to by³ Dolny l¹sk; 3) do Prus dzisiejsze Pojezierze Mazurskie; 4) sykowa³y sie przygotowywali siê do wyjazdu; 5) gnarowæ przewidywaæ, planowaæ; 6) ³op³ocaæ zap³aciæ op³atê celn¹; 7) na z³o z³oliwy ¿art; 8) na kwatyrze na wspólnym mieszkaniu we dworze; 9) miodzy Niymcami a A³stryjom miêdzy zaborem niemieckim a zaborem austryjackim by³a normalna granica, z odpraw¹ celn¹; 10) robili ci¿bo robili sztuczny t³ok; 11) kiwnoli ji rokom uspokoili j¹ kiwniêciem rêki. POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 19 NASZA TRADYCJA Opowieæ o p³ótnie Jednym z podstawowych surowców, z którego jeszcze pod koniec XIX wieku wykonywano elementy odzie¿y, zw³aszcza strojów ludowych, by³o lniane p³ótno wytwarzane niemal w ka¿dym gospodarstwie. W rejonie Babiej Góry, zarówno po jej pó³nocnej, jak i po³udniowej stronie, szyto z niego mêskie i kobiece koszule, halki i zapaski, sporz¹dzano tzw. rañtuchy rodzaj p³óciennego szala noszonego przez tutejsze gadziny. P³ótno by³o te¿ podstaw¹ do produkcji tzw. druku, z którego zarówno na Orawie, jak i we wsiach po pó³nocnej stronie Babiej Góry, szyto spódnice i kobiece kaftany dopasowane do figury, tzw. jadwiki, na Orawie zwane letacami. Druk (na S³owacji zwany modrotlaè) powstawa³ przez nanoszenie wzoru na lniane p³ótno metod¹ batikowania przy pomocy specjalnych desek drukarskich. Na usztywnionym p³ótnie, rozpiêtym na miêkko wycielanym stole, odbijano wzór drewnianym klockiem, pomalowanym nie farb¹, ale specjaln¹ mas¹ izolacyjn¹, która nie dopuszcza³a barwnika do p³ótna. Klocki drukarskie mia³y wzór wycinany w drewnie lub nabijany mosiê¿nymi blaszkami i sztylecikami. Sk³ad masy izolacyjnej stanowi³ tajemnicê zawodow¹ drukarza. Do g³ównych jej sk³adników nale¿a³a glinka kaolinowa, ³ój izoluj¹cy od wody, oraz klej lub krochmal. Zamiast masy u¿ywano te¿ niekiedy pszczelego wosku. Zadrukowane p³ótno zanurzano w kadzi z roztworem farby, a potem p³ukano w roztworze kwasowym i prano w bie¿¹cej wodzie w celu usuniêcia resztek masy izoluj¹cej. Po praniu tkaninê suszono i prasowano. U pó³nocnych podnó¿y Babiej Góry farbê sporz¹dzano czêsto z borówek. Len rolinê stanowi¹c¹ surowiec do wyrobu p³ótna, uprawiano pod Babi¹ Gór¹ od dawna. Uprawa tej roliny na polskich ziemiach ma dawne tradycje. wiadcz¹ o tym odkrycia archeologiczne, podczas których znajdowano jej nasiona, kawa³ki lnianych tkanin, przybory to przêdzenia i tkania. W Kronice S³owian, napisanej w II po³owie XII wieku przez Helmonda (ok. 1125-1177) znajduje siê informacja, ¿e czêci¹ sk³adanej daniny by³y motki lnu. O tym, ¿e uprawa lnu utrzymywa³a swoj¹ wa¿n¹ pozycjê w ch³opskiej gospodarce wiadczy m. in. s³ynny zielnik Szymona Syreniusza (ok.1540-1611), przyrodnika i lekarza, profesora Akademii Krakowskiej, wydany w Krakowie, w 1613 roku. Poczesne miejsce tej uprawy utrzymywa³o siê w Polsce niemal do czasów zniesienia pañszczyzny. Len siano w okresie od 25 marca do 15 czerwca. Przys³owie mówi³o: Od Filipa do Wita len dobrze zakwita, czyli zasiany po- 20 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 miêdzy tymi dwoma wiêtami daje najlepsze plony. Nawo¿ono go popio³em i sadzami. Gdy rolinki nieco podros³y, trzeba je by³o starannie oplewiæ. Latem b³êkitno kwitn¹ce zagony stanowi³y charakterystyczy element polskiego krajobrazu. Gdy na ³odygach pojawi³y siê dojrza³e nasiona w postaci niewielkich kuleczek, przystêpowano do sprzêtu lnu. Wyrywano go lub, co rzadziej, koszono. Oddzielone od ³odyg nasiona s³u¿y³y potem do wyrobu oleju lnianego, tak potrzebnego w gospodarstwie. Zwi¹zan¹ w snopki lnian¹ s³omê suszono, podobnie jak zbo¿e, na zagonach. Gdy wysch³a moczono j¹ starannie w wodzie, a potem ponownie suszono, tym razem ju¿ w piecu chlebowym, lub pod powa³¹ w izbie. Such¹ s³omê nale¿a³o teraz rozkruszyæ. U¿ywano do tego celu miêdlic i cierlic (rodzaj drewnianych no¿yc opartych na czterech nó¿kach), przy pomocy których sucha ³odyga by³a dok³adnie mia¿d¿ona. Praca ta wymaga³a dowiadczenia, du¿ej zrêcznoci i uwagi, bo ³atwo mo¿na by³o uszkodziæ znajduj¹ce siê wewn¹trz ³odygi w³ókno. Nastêpnie miêkkie, delikatne pasemka w³ókna wytrzepywano, oraz wyczesywano specjalnymi grzebieniami o ¿elaznych zêbach; z³ocistym deszczem sypa³y siê padzierze. Tak przygotowany surowiec nadawa³ siê teraz do produkcji nici. Najstarszym narzêdziem, znanym od wieków, by³a tu przêlica i wrzeciono. Przêlica mia³a formê p³askiej, pionowej deseczki. Mo¿na by³o j¹ zatkn¹æ za pasek, zamocowaæ w ³awie, w izbie. Niektóre po³¹czone by³y z prostopad³¹ listewk¹, któr¹ po oparciu o siedzisko wystarczy³o tylko przysi¹æ. Na przêlicy zamocowywano w³ókno przeznaczone do przêdzenia czyli k¹dziel. Niæ wysnuwa³o siê palcami, za do jej skrêcania s³u¿y³o wrzeciono. By³ to rodzaj drewnianej iglicy obci¹¿onej glinianym lub kamiennym kr¹¿kiem. Prz¹dka odrzuca³a wrzeciono od siebie, a ono spadaj¹c ku ziemi i wiruj¹c powodowa³o skrêcanie siê nitki. Przêlice i wrzeciona czêsto bogato rzebiono. Zgodnie ze starym zwyczajem narzêdzie to ch³opiec ofiarowywa³ przysz³ej ¿onie podczas zarêczyn. K¹dziel i wrzeciono od niepamiêtnych czasów by³y symbolem kobiety, jej pracy i troski o domowe ognisko. Do dzisiaj okrelaj¹c liniê dziedziczenia i pokrewieñstwa mówi siê: po mieczu (czyli po mêskich przodkach rodziny) i po k¹dzieli. Tradycyjne wrzeciono ju¿ w XVII stuleciu zacz¹³ powoli wypieraæ ko³owrotek rodzaj prostego mechanizmu poruszaj¹cego wrzeciono przy pomocy ko³a napêdzanego nog¹. Mimo to dawny sposób przêdzenia utrzyma³ siê a¿ do II wojny wiatowej. Uprzêdzione nici przewijano z wrzecion na motki przy pomocy tzw. motowide³ drewnianych dr¹¿ków ograniczonych dwoma listewkami. Dziêki temu uzyskiwano jednakow¹ d³ugoæ pasemek przêdzy. Po wypraniu i wysuszeniu przechowywano j¹ zawieszon¹ w izbie pod stropem lub w komorze, a jej iloæ nierzadko wiadczy³a o zamo¿noci i pracowitoci gospodyni. Trudno siê wiêc dziwiæ, ¿e staraj¹cy siê o rêkê panny kawaler liczy³ ukradkiem z³ociste motki. Wreszcie przêdza trafia³a na warsztat tkacki. Efektem trwaj¹cej wiele miesiêcy pracy by³o p³ótno do schy³ku XIX wieku bogactwo ka¿dej ch³opskiej zagrody. Jeszcze w poloiwie XX stulecia w rejonie Babiej Góry z wyrobu p³óta s³ynê³a Orawa, zarówno wsie po³o¿one dzisiaj po polskiej jak i po s³owackiej stronie. Obróbka lnu i przêdzenie lnianej nici by³o podstawow¹ umiejêtnoci¹ tutejszych kobiet. Pod koniec XIX stulecia zaczêto kupowaæ delikatniejsz¹ przêdzê maszynow¹, produkowan¹ na l¹sku, oraz przêdzê bawe³nian¹ u¿ywan¹ do wyrobu mieszanych, lniano-bawe³nianych p³ócien, ciesz¹cych siê du¿ym popytem. Jakoæ tkaniny zale¿a³a od jakoci u¿ytej do jej wyrobu nici, a tak¿e od kunsztu tkaczy. Orawscy wytwórcy nie mieli tu sobie równych. Czêæ p³ócien farbowano w miejscowych farbiarniach, czêæ sprzedawano w stanie surowym. Na Orawie p³óciennicy, czyli handlarze p³ótnem stanowili odrêbn¹ kategoriê ludnoci. Dla wielu z nich p³óciennictwo by³o podstawowym ród³em utrzymania, a czêsto tak¿e lepszego ¿ycia czy nawet bogactwa. Handel p³ótnem obejmowa³ nie tylko s¹siednie regiony, jak np. Podhale, ale tak¿e najdalsze obszary Austro-Wêgier, a nawet odleg³e tereny czarnomorskie (Krym) i ródziemnomorskie (Egipt, Palestyna). Stanowi¹c zamkniet¹ grupê zawodow¹, wytworzyli w³asny handlowy ¿argon, który w du¿ej mierze mia³ charakter jêzyka tajnego, zrozumia³ego tylko dla nich. Tworzy³a go mieszanina s³ów pochodzenia wêgierskiego, niemieckiego, rumuñskiego, serbochorwackiego oraz specyficzna frazeologia. Pierwotnie p³óciennicy sprzedawali towar nosz¹c go na plecach. Rosn¹cy popyt spowodowa³, ¿e wielu z nich przesz³o od sprzeda¿y domokr¹¿nej do jarmarcznej. Bogatsi na jarmarki wyruszali wozem, a od 1898 roku do transportu swoich towarów wykorzystywali nowo otwart¹ liniê kolejow¹ Trzciana - Królewiany. W wielu miastach budowali sk³ady p³ótna i stawiali w³asne stragany. Poszczególne orawskie wsie mia³y swoje rejony handlowe, np. p³óciennicy z Zubrohlawy (dzi S³owacja) handlowali w siedmiogrodzkim miecie Kolozsvár (dzi rumuñski Cluj-Napoca), a jeden z nich posiada³ sk³ad w Aleksandrii (sic!). Aby zintensyfikowaæ produkcjê p³ótna p³óciennicy, obok skupywania towaru od mieszkañców orawskich wsi, sami kupowali przêdzê i dawali j¹ zatrudnianym przez siebie tkaczom do tkania. Jeszcze pod koniec XIX wieku na Górnej Orawie dzia³a³o oko³o 800 p³ócienników. Handel p³ótnem by³ zajêciem wymagaj¹cym ci¹g³ych woja¿y, praktycznie wi¹za³ siê niemal z wêdrownym trybem ¿ycia. Niektórzy handlarze ci¹gle podró¿uj¹c odwykli od pracy na roli, a tak¿e nierzadko popadali w alkoholizm. Ci po kilku latach bankrutowali, a wówczas byli zmuszeni najmowaæ siê jako pomocnicy u bogatszych. P³óciennicy na szlak wyruszali ju¿ w lutym, wracaj¹c do domu pón¹ jesieni¹, przed Bo¿ym Narodzeniem. Jechali wype³nionymi towarem wozami przykrytymi p³ócienn¹ p³acht¹. Gospodarstwo opuszcza³ gazda, a czêsto tak¿e jego doros³y syn. Je- ¿eli rodzina by³a biedna w trasê wyje¿d¿a³ tak¿e ma³oletni ch³opiec, jednak jego sytuacja w takim zespole by³a nie do pozazdroszczenia. Wykonywa³ ciê¿k¹, najgorsz¹ pracê, troszczy³ siê o konie, pomaga³ przy roz³adunku towaru, a jego zarobek by³ bardzo niski. W lepszej sytuacji by³ pomocnik gazdy - legiñ. Pomocnicy ci najczêciej pochodzili z biedniejszych rodzin, szukaj¹cych zarobku u p³óciennego przedsiêbiorcy. Gazda z regu³y bra³ towar na kredyt od p³óciennikahurtownika, porêczaj¹c swoim maj¹tkiem czyli gospodarstwem i ¿ywym inwentarzem. Po powrocie ze szlaku rozlicza³ siê z hurtownikiem i jeli nie móg³ siê wyp³aciæ za pobrany towar, traci³ na jego rzecz swój maj¹tek. Czêstokroæ odbywa³o siê to na drodze s¹dowej. Powodzenie wyprawy nie zawsze zale¿a³o tylko od solidnoci gazdy. W drodze zdarza³y siê katastrofy, w wyniku których towar ulega³ zniszczeniu, w trakcie podró¿y z³odzieje nierzadko wyrezali p³óciennikowi towar, czyli w p³achcie, któr¹ by³ okryty wóz, wyciêli dziurê i przez ni¹ wyci¹gnêli p³ótno. Najlepiej powodzi³o siê tym p³óciennikom, którzy mieli na tyle pieniêdzy, aby zakupiæ towar u hurtownika i sprzedawaæ go jako w³asny. Jednak najbogatsi byli hurtownicy, którzy skupywali towar bezporednio od tkaczy, zw³aszcza na jarmarkach w Polsce. Pod koniec XIX wieku zacz¹³ siê upadek orawskiego p³óciennictwa. Przyczyn¹ by³a konkurencja innych tkanin, o po³owê tañszych, a z wygl¹du ³adniejszych. Wówczas p³óciennicy zaczêli handlowaæ tak¿e NASZA TRADYVCJA innymi towarami, co spowodowa³o protesty konkurencji i doprowadzi³o w roku 1884 do wprowadzenia obowi¹zku pieczêtowania towarów. P³óciennicy próbowali siê broniæ zak³adaj¹c w Namiestowie Górnoorawskie Stowarzyszenie P³óciennicze. Mimo to upadek p³óciennictwa by³ nieuchronny. Na prze³omie XIX i XX wieku wielu zamo¿nych hurtowników sprzeda³o swoje gospodarstwa osiedlaj¹c siê w miastach, natomiast p³óciennicy, którzy zubo¿eli i utracili maj¹tki wyruszali za prac¹ w g³¹b Wêgier, ale przede wszystkim emigrowali do Ameryki. W okresie miêdzywojennym p³óciennictwem trudni³a siê ju¿ niewielka iloæ mieszkañców Orawy, za zaraz po II wojnie wiatowej przetrwali tylko nieliczni, handluj¹cy p³ótnem wy³¹cznie na jarmarkach. Dzisiaj ju¿ zupe³nie zniknêli orawskiego krajobrazu i tylko zajêcia dla dzieci prowadzone w Orawskim Parku Etnograficznym w Zubrzycy Górnej na Orawie przypominaj¹ o tym, jeszcze tak niedawno powszechnym tu rzemiole. Trwa³ymi pozosta³ociami po orawskich p³óciennikach s¹ m. In. stoj¹cy w pobli¿u kocio³a parafialnego w Orawce zabytkowy budynek dawnej farbiarni p³ótna z XVIII wieku, a u naszych po³udniowych s¹siadów na s³owackiej Orawie domy p³ócienników, budynki magli i farbiarni spotykane w wielu wsiach. Urszula Janicka-Krzywda Budynek dawnego magla i farbiarni. Klin (s³owacka Orawa). Fot. Autora. POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 21 NASZA TRADYCJA Wierzenia i zwyczaje zwi¹zane z chrzcinami w tradycyjnej kulturze Górali Babiogórskich Niosomy krzecijanina Niesconi ci krzeni, Co mnie do krztu nieli, Gorzo³ecko pili, I mnie naucyli. Rodzi siê cz³owiek. W tradycyjnej rodzinie, zw³aszcza ch³opskiej, by³ to goæ po¿¹dany i oczekiwany: jego obecnoæ gwarantowa³a trwa³oæ rodu, kolejnego gospodarza w zagrodzie, by³a widomym znakiem przychylnoci Nieba, a przede wszystkim zapewnia³a dodatkowe rêce do pracy, co mia³o szczególnie du¿e znaczenie w trudnych warunkach bytowania mieszkañców gór. Wiêcej radoci by³o z narodzin ch³opca, gdy¿ syn bardziej w gospodarstwie potrzebny równoczenie mniej je obci¹¿a³ ekonomicznie, ale nie by³o tragedii, gdy w rodzinie pojawia³y siê córki. Wprawdzie kiedy, gdy doros³y, nale¿a³o daæ im wiano, ale ich praca, zw³aszcza w górach, mia³a równie¿ istotne znaczenie dla ca³ej gazdówki. Kobiety pracowa³y przy sianokosach, pas³y byd³o na polanach, dba³y o zagrodê i dobytek w czasie, gdy mêska czêæ rodziny zajêta by³a wypasem owiec na odleg³ych halach, prac¹ w lesie, wêdrówkami za chlebem na niziny. Niemal od chwili narodzin dziewczynce, czyli przysz³ej matce, towarzyszy³y w tradycyjnej kulturze liczne nakazy, zakazy i zabiegi magiczne, których celem by³o wydanie na wiat zdrowego potomstwa. Szczególnie wiele stosowano ich podczas wesela, a potem w okresie ci¹¿y i porodu. U progu ¿ycia wa¿nym momentem, który móg³ zawa¿yæ na dalszych losach nowego cz³owieka by³o u Górali Babiogórskich, podobnie jak we wszystkich tradycyjnych kulturach wiata, nadanie dziecku imienia, a wiêc chrzest. Jeszcze na pocz¹tku XX wieku starano siê ochrzciæ dziecko jak najszybciej po urodzeniu, przede wszystkim dlatego by nie zmar³o bez chrztu, a tak¿e by uchroniæ je przed dzia³aniem czarów i demonów. Dusza zmar³ego bez chrztu noworodka, wed³ug tutejszych wierzeñ, przeistacza³a siê w b³êdny ognik, wiate³ko wêdruj¹ce noc¹ po podmok³ych ³¹kach m³akach. Niebieskawy p³omyk zagradza³ ludziom drogê, powadzi³ na bezdro¿a czyli wodzi³. By pomóc takiej duszyczce nale¿a³o uczyniæ rêk¹ w stronê wiate³ka znak krzy¿a wypowiadaj¹c równoczenie s³owa: Jake ch³opiec 22 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 krzczom cie Jadam, jake dziywco krzczom cie Jewa. Zanim dziecko zosta³o ochrzczone grozi³o mu rzucenie uroku przez nie¿yczliwego cz³owieka, co mog³o spowodowaæ chorobê lub nawet mieræ niemowlêcia. Mog³y je te¿ porwaæ demony zwane boginkami, w zamian podrzucaj¹c matce swoje potomstwo czyli podciepa, bogincorza. Gdy dziecko le siê chowa³o, chorowa³o, p³aka³o, by³o u³omne przypuszczano, ¿e to podrzutek dziecko boginki. Z kolei matka niemowlêcia do chwili jego chrztu by³a szczególnie zagro¿ona przez czary, uroki, wspomniane ju¿ boginki i inne z³oliwe demony z samym czartem w³¹cznie. Z tego powodu nie wolno jej by³o wychodziæ z domu nawet za próg. Po chrzcie dziecka niebezpieczny dla po³o¿nicy okres trwa³ nadal a¿ do tzw. wywodu. By³a to ceremonia kocielna, obrzêd oczyszczaj¹cy, któremu, zgodnie z prawem zwyczajowym, poddawa³y siê kobiety 40 dni po porodzie (6 tygodni). Do czasu wywodu kobieta nie mog³a piec chleba, bo wypiek by³by nieudany, doiæ krów, ¿eby nie straci³y mleka i nie doi³y siê krwi¹, wykonywaæ wielu innych prac domowych i gospodarskich. Obowi¹zywa³ Pami¹tkowe zdjêcie z chrztu z okresu miêdzywojennego. Fot. ze zbiorów prywatnych. j¹ te¿ zakaz zbli¿ania siê do wszelkiego rodzaju upraw i do ¿ywego inwentarza, gdy¿ jej obecnoæ mog³a negatywnie wp³yn¹æ na p³odnoæ zwierz¹t i urodzaj, sprowadziæ na zasiewy burze i grad. Z tej przyczyny udaj¹c siê na wywód do kocio³a musia³a jechaæ przez wie w towarzystwie chrzestnych dziecka, a biedne kobiety, które sz³y same, pieszo, wybiera³y polne drogi wiod¹ce z dala od pól uprawnych i zagród, by nie naraziæ siê na z³orzeczenia s¹siadów. Dziecku nie wybierano imienia przed jego narodzinami. Jeszcze w okresie miêdzywojennym nadawano mu takie imiê, jakiego patrona uroczystoæ przypada³a w dzieñ urodzin. Wierzono, ¿e w ten sposób zapewnia siê potomkowi szczególn¹ opiekê wiêtego. Pominiêty i zlekcewa¿ony patron móg³ sprowadziæ na nowego cz³owieka nieszczêcia i brak powodzenia w ¿yciu. Nigdy nie wybierano dla dziecka imienia zmar³ego brata lub siostry w przekonaniu, ¿e mo¿e to spowodowaæ mieræ niemowlêcia. Je¿eli dziecko przynios³o sobie takie w³anie imiê, na patrona wybierano wiêtego z nastêpnego dnia po narodzinach. Bardzo istotn¹ spraw¹ by³ wybór chrzestnych rodziców, czyli krzesne matki i krzesnonka, putków (kumy i kuma, kumotrów). Na rodziców chrzestnych proszono najczêciej ludzi powa¿nych, zamo¿nych, ciesz¹cych siê szacunkiem otoczenia. W zachowanych ksiêgach chrztów w Archiwum Dekanatu Makowskiego figuruje np. wielokrotnie jako ojciec chrzestny s³ynny wójt skawicki Jakub mietana, przywódca buntu babiogórskich ch³opów, ciêty w 1700 roku na zamku w Lanckoronie. S¹dzono, ¿e aby dziecko d³ugo ¿y³o, chrzestni powinni byæ ludmi starszymi wiekiem; chrzeniak bêdzie ¿y³ przynajmniej tyle lat ile licz¹ oni w dniu jego chrztu. Istnia³o powszechne przekonanie, ¿e dziecko dziedziczy po chrzestnych charakter, zdolnoci, zami³owania i pamiêtano o tym przy wyborze krzesne matki i krzesnonka. Jeszcze na pocz¹tku XX wieku dziecko trzyma³y do chrztu osoby nie zwi¹zane z nim wiêzami pokrewieñstwa. Nie zapraszano w kumy nawet dalekich krewnych wierz¹c, ¿e mo¿e to przynieæ nieszczêcie ca³ej rodzinie. Dopiero w okresie miêdzywojennym (prawdopodobnie jako wp³yw z terenów nizinnych, gdzie Babiogórcy wêdrowali na sezonowe prace rolne) pojawi³ siê zwyczaj trzymania do chrztu dzieci nielubnych przez ¿ebraczkê i dziada proszalnego. Wczeniej to czy dziecko pochodzi³o ze zwi¹zku ma³¿eñskiego czy te¿ by³o potomstwem samotnej matki, nie mia³o wp³ywu na wybór jego chrzestnych rodziców. Gdy w rodzinie dzieci nie chowa³y siê, umiera³y w niemowlêctwie, przychodzi³y na wiat u³omne, na kumów poroszono pierwsze napotkane rano, w dniu chrztu osoby pod warunkiem, ¿e nie ³¹czy³o ich z dzieckiem pokrewieñstwo lub powinowactwo. Chrzestn¹ matk¹ nie mog³a byæ nigdy kobieta ciê¿arna, gdy¿ wierzono, ¿e albo jej dziecko urodzi siê martwe, albo chrzeniak wkrótce umrze. Aby dziecku przez ca³e ¿ycie nie mierdzia³o z ust, nie mog³a go trzymaæ do chrztu kobieta w czasie menstruacji. Krzesno matke i krzesnonka wyszukiwali i zapraszali rodzice niemowlêcia: chrzestn¹ prosi³a matka, chrzestnego ojciec. W XIX stuleciu nie czyniono tego nigdy przed narodzinami wierz¹c, ¿e mo¿na w ten sposób wywo³aæ mieræ noworodka. Czêsto w imieniu matki dziecka, jeszcze s³abej po porodzie, chrzestn¹ zaprasza³a tzw. babka, babica kobieta, która trudni³a siê we wsi odbieraniem porodów. Pod koniec XIX i na pocz¹tku XX wieku pojawi³ siê nowy zwyczaj: niekiedy ju¿ w czasie wesela pañstwo m³odzi, a zw³aszcza panna m³oda, ugadowali sobie przysz³ych chrzestnych. Rodzice chrzestni cieszyli siê we wsiach podbabiogórskich wielkim szacunkiem ca³ej rodziny chrzeniaka. Zwrot krzesna matko, krzesnonku mia³ tak¿e charakter NASZA TRADYCJA grzecznociowy; tak zwraca³y siê dzieci i m³odzie¿ do wszystkich szanowanych osób starszych. O wysokiej spo³ecznej pozycji chrzestnych wród Babiogórców pisa³ miêdzy innymi autor Encyklopedyi do Krajoznawstawa Galicji wydanej w 1871 roku we Lwowie, równoczenie badacz tych terenów Antoni Schneider: Putków (kumotrów) wiêcej szanuj¹ ni¿ w³asnych rodziców. Czêsto jedni putkowie bywaj¹ raz na zawsze zmówieni do ca³ej generacji Poniewa¿, jak ju¿ wspomniano wy¿ej, dziecko starano siê ochrzciæ ju¿ kilka dni po urodzeniu, w chrzcie nie uczestniczy³a jego matka, niedomagaj¹ca po porodzie. Niemowlê do kocio³a zabierali rodzice chrzestni, którym towarzyszy³y niekiedy osoby z najbli¿szej rodziny dziecka: jego ojciec, dziadkowie, rodzeñstwo, ciotka itp. Zamo¿ni gospodarze jechali do kocio³a konnym wozem, biedni szli pieszo. Pami¹tkowe zdjêcie z chrztu z lat 60-tych ubieg³ego wieku. Fot. ze zbiorów Z. Smyrak POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 23 NASZA TRADYCJA Dziecko do chrztu ubiera³a matka chrzestna. Strój niemowlêcia sk³ada³ siê jeszcze do pocz¹tków XX wieku ze skromnej p³óciennej koszulki i czepeczka, niekiedy ozdobionych bia³ym haftem lub fabryczn¹ koronk¹. Dziecko niesiono w beciku, na tê okazjê obleczonym w bia³¹ p³ócienn¹ obleczke czasem, podobnie jak koszulka i czepeczek, ozdobion¹ haftem lub koronk¹. Przypinano do niej ga³¹zki mirtu uwa¿anego powszechnie za symbol niewinnoci. W okresie miêdzywojennym becik zaczêto nakrywaæ tzw. kapk¹ koronkow¹ lub batystow¹ narzutk¹ z kolorowym, at³asowym podk³adem: dla ch³opca ró¿owym, dla dziewczynki niebieskim. Kapkê tak¿e dekorowano mirtem. Droga z domu do kocio³a i sam przebieg chrztu mog³y mieæ istotny wp³yw na przysz³oæ dziecka. Tak wiêc aby by³o ono bogate i zawsze mia³o pod dostatkiem chleba, nios¹c je do chrztu chrzestna zawi¹zywa³a w róg pieluchy kawa³ek chleba i pieni¹dze. Aby dziecko szybko nauczy³o siê porz¹dku i nie moczy³o zbyt d³ugo pieluch, chrzestnych w drodze do kocio³a obowi¹zywa³ zakaz za³atwiania potrzeb fizjologicznych. ¯eby niemowlê podoba³o siê w przysz³oci jako panna lub kawaler, matka chrzestna pokazywa³a je napotkanym po drodze osobom p³ci przeciwnej. D³ugie ¿ycie, dobre zdrowie i powodzenie w ¿yciu czeka³y te niemowlêta, które podczas chrztu p³aka³y. Chrzestni starali siê wiêc pobudziæ dziecko do p³aczu szczypaniem, trzêsieniem itp. Po chrzcie chrzestni z dzieckiem i towarzysz¹ce im osoby udawali siê zazwyczaj do karczmy na poczêstunek.. Musia³y to byæ nieraz huczne biesiady, je¿eli ca³y karpacki folklor s³owny pe³en jest opowieci o niemowlêciu pozostawionym czy zgubionym przez zajêtych piciem i zabaw¹ chrzestnych. Wypadki takie zdarza³y siê niekiedy rzeczywicie. W odleg³ej przesz³oci przy chrzcie i na chrzcinach by³a obecna tak¿e wspomniana ju¿ babka, która odebra³a poród. Po poczêstunku wracano do domu. Je¿eli w rodzinie dzieci rodzi³y siê martwe lub umiera³y w niemowlêctwie chrzestni podawali noworodka rodzicom przez okno na ³opacie do pieczenia chleba. W ten sposób starano siê, omijaj¹c próg, oszukaæ z³e si³y odpowiedzialne za tak¹ sytuacjê, za dziecku przekazaæ ¿yciodajn¹ si³ê chleba. Wchodz¹c do chaty chrzestni witali obecnych s³owami: Niek bedzie pokwalony Jezus Chrystus, a osoba nios¹ca dziecko oznajmia³a: Wzioni my poganina (lub Zydowina), niosomy krzecijanina i podawa³a je matce. Nastêpnie aby niemowlê zaczê³o prêdko chodziæ i mówiæ szybko rozwijano je z powijaków. Niekiedy, zw³aszcza u zamo¿nych gospodarzy, urz¹dzano tak¿e chrzciny w domu. Zapraszano na nie najbli¿sz¹ rodzinê, oczywicie rodziców chrzestnych i babkê. Matka nie uczestniczy³a w przygotowaniach Pami¹tka z chrztu. II po³owa ubieg³ego wieku. Fot. arch. Z. Smyrak. 24 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 do chrzcin nawet wtedy, gdy pozwala³a jej na to kondycja fizyczna, bo zgodnie z powszechnym przekonaniem mog³o to przynieæ nieszczêcie jej i dziecku. Podczas poczêstunku, aby dziecko by³o w doros³ym ¿yciu pracowite, ojciec chrzestny wykonywa³ rêkami ruchy naladuj¹ce ró¿ne prace mêskie, gdy niemowlê by³o ch³opcem, a je¿eli by³a to dziewczynka chrzestna matka naladowa³a prace kobiece. Jeszcze na pocz¹tku XX wieku nie by³o zwyczaju obdarowywania chrzeniaka z okazji chrztu. Jedyny prezent stanowi³y wspomniane ju¿ pieni¹dze zawi¹zane na dostatek w róg pieluchy. Chrzestni rodzice byli zobowi¹zani do wspomagania przez ca³e ¿ycie swojego chrzeniaka, np. przy pracach rolnych. Chrzestna matka z okazji lubu ofiarowywa³a dziewczynie rañtuch bia³y haftowany p³ócienny szal noszony przez mê¿atki, a w zamo¿nych rodzinach korale. Gdy dziecko zosta³o sierot¹ chrzestni zastêpowali mu rodziców podczas wesela, uczestniczyli w ustalaniu posagu itp. Z kolei chrzeniak mia³ obowi¹zek wiadczenia pomocy, zw³aszcza w pracach gospodarskich, chorym lub starszym kumotrom. Istotne zmiany w wierzeniach i zwyczajach zwi¹zanych z narodzinami i chrztem nast¹pi³y pod Babi¹ Gór¹ po II wojnie wiatowej. Dzisiaj wiele z nich, podobnie jak szereg innych elementów tradycyjnej kultury ludowej, jest ju¿ tylko nale¿¹cym do przesz³oci fragmentem dziedzictwa kulturowego. Urzula Janicka-Krzywda Maria Steczkowska JESIENNA LEKTURA Wycieczka na Babi¹ Górê czêæ I Nieodgadnionym, a godnym zaiste g³êbszego zastanowienia, jest ów wp³yw sympatyczny, jaki góry wywieraj¹ na ca³¹ istotê cz³owieka, owo namiêtne przywi¹zanie, jakie ku sobie wzbudzaj¹. Byt materyalny w górzystych okolicach prawie zawsze w bardzo nêdznym bywa stanie. Nie znane tam wygody ¿ycia; owies, ziemniaki, len, to jedyne p³ody ja³owej ziemi, jedyna mozolnej pracy nagroda. Zima tam wczeniej nastaje ni¿ na równinach, a jaka zima! My nawet wyobra¿enia nie mamy o tych zamieciach i zaspach nie¿nych, o tych wichrach i burzach, na jakie wystawione s¹ zagrody góralskie w g³êbokich dolinach, lub na wynios³ych wzgórzach, pojedynczo rozrzucone i nieraz po ca³ych tygodniach pozbawione wszelkiej komunikacyi z s¹siadami. Z wiosn¹, gdy niegi taj¹ na górach, ka¿dy ¿leb, ka¿dy w¹wóz zamienia siê w potok, tysi¹ce wodospadów z szumem i hukiem leci w doliny, strumienie i rzeki wzbieraj¹ nagle i rozrywaj¹, zatapiaj¹, niszcz¹ ma³e pólka przygotowane pod zasiew, a niekiedy i same zasiewy przywalaj¹ naniesionymi z gór kamieniami. Przez parê letnich miesiêcy, pogoda bardzo niesta³a, s³oty, ulewy, burze, nastêpuj¹ po sobie z ma³ymi przerwami, a nieg w lipcu lub sierpniu nierzadkiem jest zjawiskiem w górach. Nie bywa go wprawdzie na dolinach stale zamieszkiwanych, ale na polanach i halach w g³êbi gór spada obficie, le¿y nieraz przez kilka dni i wielk¹ sprawia szkodê w owcach i bydle, których mnóstwo ginie z g³odu i zimna. Ale nareszcie nadchodzi jesieñ, pora ¿niwa: cieszy siê góral ¿e prze- cie¿ i dla niego koñczy siê przednówek. Przedwczesna radoæ! Nagle zrywa siê wicher, raczej huragan, i m³óci na pniu dojrza³y owies, lub zwi¹zane ju¿ snopki porywa i roznosi daleko. Je¿eli wiosna by³a póna, a lato s³otne i zimne, w po³owie wrzenia owies jest jeszcze zielony, ziemniaki tak¿e niedosz³e i zdarza siê nieraz ¿e niegi spadn¹, mrozy cisn¹ ziemiê, a biedny góral nie ma ani jednej grulki w piwnicy, ani jednego snopka w stodole. Oto gór przyjemnoæ, oto gór korzyci, pod materialnym wzglêdem uwa¿ane. A jednak mieszkaniec równin dobrowolnie opuszcza nieraz swoje ¿yzne niwy, swoje ³¹ki i sady i przenosi siê w obce strony, gdzie wiêksze obiecuje sobie korzyci, a górala nic z rodzinnego gniazda wygnaæ nie zdo³a. O, bo on kocha tê swoj¹ ja³ow¹, ubog¹ ziemiê, on tak przylgn¹³ sercem, tak siê zrós³ z t¹ olbrzymi¹ natur¹ co go otacza, ¿e bez niej nie ma ¿ycia i szczêcia dla niego. Przyciniony g³odem, opuszcza on swoj¹ zagrodê i schodzi w równiny po zarobek, ale tam nigdy nie pozostaje na d³ugo i skoro tylko minie okropny przednówek, gdy tylko kilka reñskich ciê¿k¹ zarobi prac¹, powraca stêskniony w swe rodzinne góry. Wziêty do wojska, zapêdzony w dalekie strony, w piêknej w³oskiej ziemi, gdzie chleb bia³y, wino i owoce po³udniowe nêciæby mog³y prostaczka, co g³ód zaspakajaæ przywyk³ owsianym plackiem, tam pod POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 25 JESIENNA LEKTURA tem pogodnem niebem góral têskni i wzdycha za swemi górami, za swoj¹ chat¹, za swoj¹ wod¹, nawet za s³ot¹ i burz¹. Ale nie tylko na dzieci swoje, wyko³ysane na swem ³onie, wykarmione czystem powietrzem, wyborn¹ wod¹, balsamiczn¹ zió³ woni¹, wypieszczone cudnemi widokami, szumem lasów, hukiem potoków, wywieraj¹ góry sw¹ tajemnicz¹ w³adzê i w zamian za tyle darów, nieograniczonego wymagaj¹ od nich przywi¹zania; podobn¹ daninê sk³adaæ im musi ka¿dy, kto wst¹pi w tê wspania³¹ wi¹tyniê przyrody. Któ¿, zwiedziwszy nasze Tatry, nie czu³ siê opanowanym tym czarodziejskim poci¹giem? Kto nie têskni³ za niemi i nie pragn¹³ ujrzeæ je choæ raz jeszcze w ¿yciu? Podobnych uczuæ i ja dozna³am po pierwszej wycieczce w Tatry. Wra¿enie jakie sprawi³ na mnie ich widoktak by³o silne, ¿e ten majestatyczny obraz sta³ ci¹gle w myli i przed oczyma memi, a ujrzeæ z daleka nie¿ne szczyty tatrzañskie wynurzaj¹ce siê z mglistej obs³ony, prawdziw¹ dla mnie by³o radoci¹, z któr¹ wszak¿e ³¹czyæ siê zaczê³a nieopisana têsknota, wzmagaj¹ca siê w miarê jak z wiosn¹ znik³a nadzieja odwiedzenia ich powtórnie. Nieprzewidziane okolicznoci stanê³y na przeszkodzie nowej w Tatry przeja¿d¿ce. O jak¿e to trudno by³o pogodziæ siê z myl¹ spêdzenia wakacyj w bli¿szych Krakowa okolicach! Ale inaczej siê sta³o. By³ to jeden z tych piêknych, uroczych dni, jakiemi wiosna nas 26 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 darzy. Babia Góra, ubielona smugami niegu, opromieniona porannym s³oñcem, zarysowa³a siê wspaniale na jasnym b³êkicie, wprost ulicy Wilnej. Na ten widok w jednej chwili ta¿ sama myl jak iskra elektryczna b³ysnê³a w g³owach naszych, jedna chêæ w nas powsta³a, jedne z usty wysz³y s³owa: Jedmy do Babiej Góry! Wkrótce zamys³ tak nagle powziêty, przeszed³ w sta³e postanowienie. Ale jakie¿ by³o zdziwienie ogólne, gdy nikt z naszych znajomych nie umia³ nam wskazaæ z pewnoci¹ najprostrzej drogi, s³owem gdy przekonalimy siê ¿e Babia Góra, zaledwie o 10 mil od Krakowa odleg³a, która poniek¹d termometrem i barometrem dla naszego miasta, do której zreszt¹ naj³atwiej siê dostaæ na owych lekkich wózeczkach góralskich, przybywaj¹cych na targ z deskami i gontami, nale¿y do najmniej znanych, najmniej zwiedzanych okolic tatrzañskich. Prócz kilku uczonych badaczy przyrody, nikt prawie, jedynie dla przyjemnoci nie zwiedza³ Babiej Góry. Byli nawet tacy, co nam odradzali i dziwili siê po co tam jechaæ. Po co jechaæ? A przecie¿ Babia Góra to królowa Beskidu, 5448 st. Nad morze wzniesiona, powa¿ne czo³o dumnie dwiga w ob³oki i z tej wysokoci patrzy na kilkunastomilow¹ przestrzeñ ciel¹c¹ siê u jej stóp, a ten majestatyczny widok, z którym co do rozleg³oci nie mog¹ siê mierzyæ nawet widoki ze szczytów tatrzañskich, ju¿ stukrotnie wynagradza trudy niedalekiej podró¿y. A có¿ mówiæ o tych piêknych, sam¹ nowoci¹ zajmuj¹cych okolicach, o tym poczciwym ludzie góralskim, tak godnym bli¿szego poznania! Czy¿ to wszystko za nic uwa¿aæ mo¿na i dziwiæ siê komu, ¿e siê do Babiej Góry wybiera? O, ile¿ to razy w czasie tej mi³ej przeja¿d¿ki dziwi³am siê nawzajem i ¿a³owa³am tych, co tylu piêknoci nie znaj¹ i poznaæ nie maj¹ chêci! Szczêciem dla nas, znalaz³ siê przecie¿ kto taki, co nie tylko ¿e nie zgani³ naszego zamiaru, ale owszem, zachêca³ do tej przeja¿d¿ki. Pan mieszkaj¹c w ¯ywcu lat parê, trzy razy by³ na Babiej Górze i nachwaliæ siê nie móg³ wspania³ego i rozleg³ego widoku jaki siê z jej szczytu przedstawia. Nie tylko ¿e udzieli³ nam potrzebnych wskazówek, ale nadto napisa³ do znajomych sobie osób w tamtej okolicy, polecaj¹c nas ich gocinnoci. Tak wiêc, z dok³adnym planem podró¿y w g³owie, z radoci¹ i zapa³em w sercu, rodzice moi, siostra i ja wyruszylimy w drogê d. 24 lipca, o godzinie 2-ej z po³udnia, lekkim, parokonnym wózeczkiem górala, który tylko co z³o¿y³ przywiezione na targ gonty. Dzieñ by³ upalny; popo³udniowe s³oñce i tumany wapiennego py³u wznosz¹ce siê na gociñcu, zaraz za Podgórzem da³y nam siê we znaki. Ale wkrótce zapomnielimy prawie o tej ma³ej przykroci, zajêci piêknoci¹ okolicy jak¹my przebywali. Po obu stronach drogi kraj lekko pogarbiony wzgórzami, które piêtrz¹c siê coraz wy¿ej, wspinaj¹ siê jakby po stopniach ku lesistym grzbietom Beskidu, wystêpuj¹cym przed nami rozleg³ym pasmem. Fale dojrzewaj¹cego zbo¿a ko³ysa³y siê na tych pagórkach, a ³¹ki, niedawno skoszone, pieci³y oko jasn¹ zielonoci¹. Przeliczne gaje i laski orzechowe lub wierkowe, rozrzu- JESIENNA LEKTURA cone bukietami po wzgórzach i dolinach, wdziêcznie przystrajaj¹ tê ¿yzn¹ okolicê, gêsto zasian¹ wioskami ukrytymi w cieniu sadów, ponad którymi wystrzela gdzieniegdzie wie¿yczka kocio³a, wyzieraj¹ s³omiane strzechy wieniacze, lub bia³e ciany zabudowañ dworskich. Zostawilimy na boku Swoszowice, s³ynne kopalniami siarki i takiemi¿ k¹pielami, a jad¹c z pagórka na pagórek, stanêlimy we wsi Mogilany, po³o¿onej na górze 1273 stp. n.p.m. wzniesionej. Na samym szczycie góry, tu¿ obok drogi, stoi murowany kocio³ek i porz¹dny zajazd. Tu na obszernym placu stawaj¹ zwykle górale, jad¹cy na targ do Krakowa, lub powracaj¹cy stamt¹d; tu i my zatrzymalimy siê dla wypoczynku, a wiêcej jeszcze dla schronienia siê przed deszczem, który nam grozi³. Mogilany, to pierwsza stacya dla jad¹cych w góry, to miejsce powitania i po¿egnania. Przed nami piêtrz¹ siê jedne nad drugie wspania³e, ciemnemi lasami przyodziane góry, a po za niemi, ponad niemi w mglistej oddali, wystrzelaj¹ zêbate, skaliste szczyty tatrzañskie. Na zachód widaæ Kalwary¹ a bystre oko dostrzega nie tylko koció³ i klasztor, ale nawet kapliczki rozrzucone na dolinie. Na przeciwleg³ej górze stercz¹ zwaliska zamku Lanckorony, a na po³udniowo-zachodniej granicy widnokrêgu rysuje siê po- wa¿na Babia Góra. O z jakiem¿e uniesieniem witamy ów wiat tajemniczy, krainê cudów i marzeñ, na której progu stoimy! Ale zanim ten próg przest¹pimy, zanim nasz wózek stoczy siê w g³êbok¹ dolinê do stóp tych gór, co tak nas wabi¹ niepjêtym urokiem, obejrzymy siê poza siebie, gdzie w obszernej dolinie roz³o¿y³ siê Kraków. Jak¿e wspaniale, jak powa¿nie i piêknie przedstawia siê ów sêdziwy gród Piastowy, z wynios³emi wie¿ami kocio³ów, z basztami i murami wawelskiego zamku! Po¿egnajmy go ostatniem spojrzeniem, bo z mogilañskiej góry po raz ostatni widzieæ go mamy. Nam siê umiecha nadzieja nowych widoków i wra¿eñ, my za jej d¹¿ymy skinieniem; ale stara przyjañ, ale k¹cik rodzinny ma tak¿e swój urok i niepodobna rzucaæ ich obojêtnie, bez ¿alu. A wiêc ¿egnaj nam, stary Krakowie! Trzeba w dalsz¹ ruszaæ drogê, bo deszcz usta³, ucich³y grzmoty, powietrze siê och³odzi³o ³¹ki i gaje orzewione kroplist¹ k¹piel¹, wie¿sz¹, ¿ywsz¹ janiej¹ zielonoci¹, wydaj¹c woñ balsamiczn¹. Niebo przed chwil¹ zasnute chmurami, wypogodzi³o siê zupe³nie i tylko tu i owdzie przeci¹gaj¹ leciuchne fantastycznych kszta³tów ob³oczki, oz³ocone ³¹godnym blaskiem zni¿aj¹cego siê ku zachodowi s³oñca. Okolica za Mogilanami coraz piêkniejsza, wyborny gociniec wysadzony topolami prowadzi przez wie Krzy- waczkê i Izdebnik, z piêknie po³o¿onym na wzgórzu dworem, do Suchej i Makowa. To najprostrza, najwygodniejsza droga do Babiej Góry. Ale my, dowiedziawszy siê jeszcze w Krakowie, ¿e w Suchej w³anie wybuch³a cholera, id¹c za ¿yczliw¹ rad¹, umylilimy omin¹æ to miejsce, aby siê nie naraziæ na niebezpieczeñstwo. Nie doje¿d¿aj¹c wiêc do Izdebnika, zwrócilimy siê uboczn¹ drog¹ do Su³kowic, gdzie radzi nieradzi, musielimy stan¹æ na nocleg, jakkolwiek s³oñce jeszcze nie zasz³o, gdy¿ do najbli¿szej karczmy noc¹ chyba zd¹¿yæby mo¿na by³o, a tu znowu nad górami zaczê³y siê gromadziæ chmury, gro¿¹c deszczem wcale niepo¿¹danym na drodze górskiemi potokami pozrywanej. Brzydka to wie Su³kowice, zamieszkana jest przez samych prawie kowali robi¹cych gwodzie, których kunie buchaj¹ce dymem i iskrami, uwijaj¹cy siê ród tego okopciali czarni robotnicy, huk i ³oskot og³uszaj¹cy, nadaj¹ tej osadzie jakie podobieñstwo do cygañskiego koczowiska. Wylewy okolicznych rzeczek kilka razy do roku zatapiaj¹ tê wioskê w nizinie po³o¿on¹; woda dostaje siê nawet do wnêtrza piêknego murowanego kocio³ka i znaczne tam zrz¹dza szkody. Zajechawszy przed nêdzn¹ karczmê, pytamy arendarza czy jest osobna stancya na noc? ¯yd odpowiada, ¿e nie ma gocinnej izby i ¿e nie mo¿e nas przenocowaæ. Zak³opotani, naradzamy siê co pocz¹æ, gdy wtem ogromny, barczysty mê¿czyzna, siedz¹cy przed karczm¹, zbli¿a siê do nas i pó³ po polsku, pó³ po niemiecku wypytuje siê co my za jedni? Sk¹d i dok¹d jedziemy? Nareszcie zaczyna szwargotaæ z arendarzem i po chwili powiada nam ¿e jest stancya. Dowiedzielimy siê póniej, ¿e to by³ leniczy z s¹siedniej wsi, ca³e dnie przesiaduj¹cy w karczmie i naturalnie zostaj¹cy w najpoufalszch stosunkach z arendarzem. I taki jednak protektor przyda³ nam siê w potrzebie; gdyby nie jego porednictwo, musielibymy byli nocowaæ po go³em niebem. Zanim wysprz¹tano brudny, zaduszny pokój, przeznaczony dla nas, weszlimy do izby szynkowej, w której, na szczêcie, nie by³o nikogo. Zaraz za nami wtoczy³ siê i nasz opiekun, zasiad³ za sto³em i rozpocz¹³ rozmowê, zarzucaj¹c nas najnieznoniejszemi pytaniami. Znudzeni t¹ gadanin¹, nie maj¹c nadziei pozbycia siê prêdko natrêtnego gocia, wyszlimy przed karczmê, gdzie siedzia³ nasz furman i kilku górali, którzy tak¿e zajechali na noc do Su³kowic. Nasz furman, bardzo poczciwy cz³owiek ze wsi ¯arnówka pod Makowem, mia³ z sob¹ syna 18-letniego wyrostka; ujmowa³a nas niezmiernie jego powolnoæ, ³agodnoæ i delikatnoæ w obejciu z ojcem, a nawzajem dobroæ i troskliwoæ o syna, któr¹ okazywa³ ten prosty góral. Oprócz przyjemnoci jak¹ nam sprawi³o przys³uchiwanie siê rozmowom górali, najwspanialsze widowiosko czarowa³o oczy POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 27 JESIENNA LEKTURA nasze i d³ugo zatrzymywa³o nas przed domem. ciemni³o siê zupe³nie; nad nami niebo by³o pogodne, ale nad górami czarne zalega³y chmury. Najpiêkniejsze b³yskawice rozdziera³y co chwila tê czarn¹ oponê; to niby wê¿e ogniste przesuwa³y siê w ró¿nych kierunkach, to jakby niebios otwar³y siê podwoje i æmi¹cy oczy miertelnych swym blaskiem, b³ysn¹³ majestat Najwy¿szego; to znowu wród huku dalekiego grzmotu mignê³y bezdenne piek³a otch³anie, ogniem i krwaw¹ buchaj¹c¹ ³un¹. O jak¿e chêtnie by³abym przesiedzia³a ca³¹ noc, patrz¹c na to wspania³e i straszne zarazem zjawisko natury, tyle razy widziane, a zawsze nowe, zawsze zajmuj¹ce, jak ka¿de z dzie³ Boskich, które nigdy przesyciæ, nigdy spowszednieæ nie mog¹! Ale trzeba by³o zabraæ siê do spoczynku, gdy¿ nazajutrz chcielimy wyruszyæ o wicie. Jako¿ jeszcze wiat³o dzienne blasku gwiazd nie zaæmi³o, jeszcze na pogodnem niebie nie ukaza³a siê ranna s³oñca zwiastunka, kiedy wyjechalimy z Su³kowic. Droga bardzo kamienista prowadzi³a przez Harbutowice, wie najnêdzniejsz¹ jak sobie mo¿na wyobraziæ; chaty niskie, porozwlekane, w ziemiê zapad³e, bieda wyziera z maleñkich, krzywych, pot³uczonych okien, na wpó³ papierem zaklejonych, lub deskami zabitych. Wsie Palcza i Baczyn, przez które przeje¿d¿alimy nastêpnie, prawie jeszcze nêdzniejsze od Harbutowic; Budzów nieco porz¹dniej zabudowany. W ogóle ca³a ta okolica niezmiernie smutna i dzika. Doko³a piêtrz¹ siê wysokie góry, zwane tutaj gronie, a na ich pochy³ociach gdzieniegdzie uprawiaj¹ owies i ziemniaki, ni¿ej lichy jêczmieñ, jeszcze lichsze ¿yto i jedn¹ jarzynê, kapustê. Lasów tu nawet nie ma; kar³owate wierki, brzozy, krzaki ja³owcu rosn¹ kêpami po grzbietach gór i spadzistych pochy³ociach, okrytych nik³¹, szar¹ traw¹. Poród tych gór, w g³êbokich w¹wozach i parowach, widaæ rozwleczone pojedynczo nêdzne, smutne zagrody góralskie. ¯adna rzeczka, ¿aden nawet wiêkszy strumieñ nie rozwesela tych nieurodzajnych, z wszelkiego wdziêku ogo³oconych dolin; miejscami tylko s¹cz¹ siê leniwie w czasie suszy ma³o znacz¹ce strugi, które po ka¿dej nawa³nicy w rw¹ce zamieniaj¹ siê potoki i nieraz zalewaj¹ mozolnie uprawne pola. Nie s³ychaæ tu weso³ego piewu pastuszków, ryczenia byd³a, szczekania psów; biedni mieszkañcy nie s¹ w stanie trzymaæ byd³a. Gdzieniegdzie tylko ma³a, wychud³a krówka skubie lich¹ trawê, a strzeg¹cy j¹ pastuszek wyblak³y, obdarty, siedzi na miejscu skurczony, ca³kiem niepodobny do owych dziarskich ch³opaków, których weso³e piewki i pl¹sy tak o¿ywiaj¹ nasze ³¹ki i b³onia. Tutaj psów nawet nie chowaj¹, bo od czasu jak pad³a zaraza na ziemniak, najg³ówniejszy p³ód tej ja³owej ziemi, nie ma czem po¿ywiæ tego wiernego stró¿a i przyjaciela. O jak¿e zasmuca widok tej nêdzy! Ile¿ to wygód, ile 28 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 zbytków uwa¿amy za konieczne ¿ycia potrzeby, nie umiemy siê bez nich obejæ; a biedny góral, ca³e dni ciê¿ko pracuj¹c, nie mo¿e nawet zaspokoiæ g³odu po¿ywnym i zdrowym pokarmem, któryby wzmocni³ jego si³y do dalszej pracy. Ju¿ s³oñce by³o wysoko i upa³ nieznony dokucza³, gdy stanêlimy pod gór¹ Makowsk¹, przez któr¹ prowadzi³a droga. Ogromna ta góra, z roz³o¿ystym, szerokim grzbietem, jak wszystkie okoliczne, poros³a jest traw¹ i karko³omnemi wierkami rozrzuconemi tu i owdzie. Zsiedlimy z wózka, aby ul¿yæ koniom i z niema³ym trudem dostalimy siê na wierzcho³ek góry, ciesz¹c siê zawczasu z rozleg³ego widoku, jaki mo¿na by³o obiecywaæ sobie na tak znacznej wysokoci. Ale zawiod³a nas nadzieja: jak daleko oko zasiêg³o, wszêdzie jednostajna okolica, bez ¿ycia, bez rozmaitoci i wdziêku, wszêdzie nagie góry i pagórki, dzikie, smutne doliny, z g³êbi których miejscami wzbija³y siê w górê tumany mg³y. Tu¿ przed nami wznosi³a siê Babia Góra, od wyjazdu z Mogilan jeszcze nie widziana; ale otoczona innemi, bli¿szemi górami, nie wydawa³a siê wspaniale, ale zdawa³a siê ich przewy¿szaæ i tylko p³aty niegu biel¹ce w trzech miejscach, wiadczy³y ¿e szczyt jej ju¿ w wy¿szych k¹pie siê strefach. Dopiero gdymy spucili siê nieco z wierzcho³ka góry Makowskiej, o¿ywi³ siê i upiêkni³ krajobraz: zamajaczy³y w dali szczyty tatrzañskie, a w g³êbi, u stóp góry, roztacza³a siê zielona dolinka, okolona wysokiemi górami, przepasana po³yskuj¹c¹ wstêg¹ Skawy, nad której brzegiem, ród majowej zielonoci topoli i innych drzew, widaæ rozsypane malowniczo schludne domki ³adnego miasteczka Makowa. Na samym prawie wjedzie do miasteczka stoi murowany koció³; by³ jeszcze otwarty, weszlimy wiêc na chwilkê. Wnêtrze kocio³a odpowiada zupe³nie piêknej jego powierzchownoci; obszerny, jasny, o³tarze wie¿o odnowione, wszêdzie starannoæ i czystoæ mile wpadaj¹ca w oko. Odpocz¹wszy po kilkogodzinnej trudz¹cej drodze, poszlimy obejrzeæ tutejsz¹ hutê. Stoi ona tu¿ za miastem; budynek przeznaczony na mieszkanie dla urzêdników i dozorców bardzo obszerny i porz¹dny. Machina parowa, poddymaj¹c miechy, roz¿arza ogieñ w dwóch piecach. Nie robi¹ tu delikatnych sztuk, jedynie tylko lej¹ szyny, walce, piece itp. Fabryka garnków ¿elaznych i drobniejszych wyrobów znajduje siê nieopodal we wsi Suchej, hamernia za jest w Zawoi, o parê mil powy¿ej Makowa le¿¹cej, dok¹d posy³aj¹ tutejszy surowiec. Pomiêdzy dozorcami i robotnikami jest wielu Niemców i zniemcza³ych Szl¹zaków, bo jêzyk polski lub niemiecki, najdziwaczniej po³amany, wszêdzie s³yszeæ siê daje. Dziwi³o miê i mieszy³o, ¿e oni sami nie wiedz¹ w czyjej zostaj¹ s³u¿bie. Na kilkakrotne moje zapytania do kogo nale¿y huta, coraz to inn¹ odbiera³am odpowied. Kilku powiedzia³o po prostu, ¿e nie wiedz¹ czyja to huta; drudzy mówili ¿e ksi¹¿êca (jakiego?), inni ¿e grafa Potockiego. Jeden powiedzia³ przecie¿ prawdziwe nazwisko w³aciciela, ale tak dziwnie przekrêcone, ¿e go w ¿aden sposób zrozumieæ nie mog³am i dopiero w Zawoi dowiedzia³am siê, ¿e tak makowska huta, jaki i tamtejsza hamernia, nale¿¹ do hr. Ludwika Filipa de Sain Genois. Obejrzawszy powierzchownie fabrykê, ruszylimy w dalsz¹ drogê do Zawoi, u stóp Babiej Góry po³o¿onej. Æwieræ mili za Makowem, nieco w bok na lewo, le¿y wie ¯arnówka, w dolinie zamkniêtej wysokiemi górami. W Bia³ej, doæ nêdznej wiosce góralskiej, Skawica p³yn¹ca z pod Babiej Góry, ³¹czy siê ze Skaw¹, której brzegiem jechalimy dot¹d z Makowa. Wraz ze Skaw¹ skoñczy³ siê i bity gociniec, a kamienista droga wij¹ca siê nad brzegiem Skawicy prowadzi³a nas odt¹d g³êbok¹ dolin¹, w której le¿y po obu stronach rzeczki rozsypana, bardzo rozleg³a wie Skawica. Okolica coraz wiêcej o¿ywiona i coraz piêkniejsza, zajmowa³a nas tem wiêcej, ¿e tak d³ugo mielimy przed oczyma krajobraz dziki i bez ¿adnego powabu. Po obu stronach doliny ci¹gn¹ siê bardzo wynios³e góry, odziane piêknemi jod³owemi lasami, ród których tu i owdzie zieleni¹ siê liczne polanki. £¹ki ró¿nobarwnem strojone kwieciem, ciel¹ siê po brzegach bystrej Skawicy, która z hukiem i szumem toczy swe spienione wody w kamienistem ³o¿ysku i tym szalonym pêdem zdradza zaraz górskie pochodzenie swoje i bliskoæ skalistej kolebki. Ta rzeczka jest prawdziwem dobrodziejstwem Opatrznoci dla tutejszych mieszkañców, bo u³atwia przemys³, do którego uciekaæ siê musz¹ koniecznie, aby zaspokoiæ potrzeby ¿ycia w okolicy tak nieurodzajnej i niesposobnej do uprawy. Liczne tartaki, m³yny, folusze, stosy desek i gontów, sztuki biel¹cego siê p³ótna, wiadcz¹ o zapobiegliwoci i pracowitoci górali. Z okolic to Makowa ci¹gn¹ na targ do Krakowa owe karawany wózków, na³adowane gontami lub deskami. Trudni¹ siê oni tak¿e sp³awem drzewa, co dawniej, zw³aszcza kiedy drzewo by³o tañsze, znaczne przynosi³o im korzyci. Padaj¹ olbrzymie jod³y na tych olbrzymich górach rosn¹ce, podciête siekier¹ górala i same staczaj¹ siê na brzeg rzeki ze stromych, prostopad³ych prawie pochy³oci. Tu dopiero zbijaj¹ je w tratwy. Sk³adaj¹ siê one zazwyczaj z szeciu do dziesiêciu okr¹glaków, z³¹czonych ze sob¹ za pomoc¹ poprzecznych sztuk drzewa. £aduj¹ na nie deski, ³aty, gonty, lub drzewo w ³upkach. Zwykle dwóch górali kieruje tratw¹. Sp³aw odbywa siê na dwóch g³ównych rzekach w tych stronach, na Skawie i Sole, z których pierwsza wpada do Wis³y poni¿ej Zatora, druga pod Owiêcimiem. Statki góralskie p³yn¹ nieraz a¿ pod Kraków. Sp³aw odbywa siê najpomylniej gdy wody nieco przybêdzie, na ma³ej bowiem wodzie statki osiadaj¹ na mieli¿nie, w czasie za wielkiej powodzi spadek jest zbyt nag³y, a kierowanie tratwami bardzo trudne i niebezpieczne. Jednak¿e górale odwa¿aj¹ siê niekiedy na takie niebezpieczeñstwo i wtedy daj¹ dowody przytomnoci umys³u, zuchwa³ej mia³oci i powiêcenia w ratowaniu zagro¿onych mierci¹. Ze Skawic¹ ci¹gn¹c¹ siê z milê, ³¹czy siê mo¿e jeszcze rozleglejsza wie Zawoja. Obie razem stanowi³y dawniej jednê wie pod nazwiskiem Skawicy; pó¿niej dopiero rozdzieli³y siê: jedna czêæ nazwa³a siê Zawoja, druga przy dawnem pozosta³a mianie. W obu tych wsiach nie uderza smutny widok nêdzy, owszem, chaty du¿e, piêknie zbudowane, ocienione jesionami i owocowemi drzewami, ci¹gn¹ce siê nad brzegiem rzeki lub rozrzucone po pochy³ociach gór, dodaj¹ okolicy malowniczego wdziêku. Ale nie ³udmy siê tym pozorem dobrego bytu. O drzewo budowlane ³atwiej tu ni¿ gdzie indziej, przytem ka¿dy prawie góral umie ciesio³kê, nie tak wiêc trudno przychodzi mu wystawiæ porz¹dne budynki. Gdybymy jednak zajrzeli do wnêtrza takiej chaty, o jak¿e czêsto widok g³odu i nêdzy przej¹³by serca nasze boleci¹! Kamieniste góry tych okolic, cienk¹ tylko warstewk¹ ja³owej ziemi powleczone, pomimo najmozolniejszej uprawy, nic nie wydaj¹ prócz owsa, który choæ na oko piêknie i bujnie wygl¹da, bardzo jednak sk¹po ziarna wydaje; jêczmieñ, który siej¹ tu i owdzie, tak¿e bardzo lichy. Ziemniaki dawniej udawa³y siê dobrze w tych twardych gruntach, ale od czasu zarazy nie wydaj¹ ani po³owy dawniejszego plonu. Uprawiaj¹c niewdziêczn¹ ziemiê, wieniacy wyoruj¹ z niej ci¹gle kamienie, których nie wywo¿¹, ale sk³adaj¹ je na polu. St¹d to powstaj¹ te kopce poros³e traw¹, krzewami i ró¿nobarwnem kwieciem, które widaæ wszêdzie na polach. Kêpy te wprawdzie bardzo piêkne nieraz wygl¹daj¹, ale zajmuj¹ niema³o or- JESIENNA LEKTURA nego gruntu. Najlepiej by³o zawieæ te kamienie do rzeki, zw³aszcza z pól w nizinach po³o¿onych; ale tym sposobem zacieni³oby siê koryto i utrudni³ sp³aw drzewa, choæ zdaje siê i¿ najwiêcej wstrzymuje ich od tego zkorzeniony miêdzy nimi przes¹d, ¿e kto kamienie topi, ten wkrótce umrze. Wszyscy prawie gazdowie tutejsi bardzo rozleg³e posiadaj¹ grunta; gdyby to tak w Krakowskiem lub Sandomierskiem, byliby bogaczami, lecz tu nie wystarcza im owsa nigdy d³u¿ej jak do Bo¿ego Narodzenia. Zaledwie wiêc od¿ywili siê przez parê jesiennych miesiêcy, rozpoczyna siê znowu okropny, a tak d³ugi przednówek. Wtenczas to dopiero g³ód i choroby w prawdziwy padó³ p³aczu zamieniaj¹ dolinê Zawoi i wszystkie okolice. Skoro ju¿ z wiosn¹ zazieleni¹ siê wzgórza, wychodz¹ z chat swoich zg³odniali biedacy i jak bydlêta trawê i zielska zbieraj¹. Od jakiego czasu rzucili siê do kukurydzy, któr¹ ¯ydzi z s¹siednich sprowadzaj¹ Wêgier, miel¹ z niej m¹kê i rozrobion¹ wod¹ u¿ywaj¹ za pokarm. Z tak POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 29 JESIENNA LEKTURA lichej strawy powstaj¹ naturalnie rozmaite cierpienia: zjadliwy tyfus, cholera, i inne choroby okropnie tutaj panuj¹. Do bieskidowych to mieszkañców stosuje siê po wiêkszej czêci to wszystko, co o biedzie w górach s³yszymy; st¹d wychodz¹ gromady górali na kobê, ciesio³kê, do ¿niwa i innych robót, do których najmuj¹ siê w równinach o mil kilkanacie i dalej. Podhalanie, których byt nierównie lepszy, nie tak gromadnie id¹ na zarobek i szukaj¹ go raczej w s¹siednich Wêgrzech, dlatego oko³o Krakowa pojedynczo tylko spotkaæ ich mo¿na. Przeciwnie górali od Makowa i ¯ywca widujemy mnóstwo w Krakowie z wiosny i przez ca³e lato, tak mê¿czyzn jak i kobiet. G³ód to, g³ód okropny wygania ich z siedziby, za któr¹ przecie¿ têskni¹, któr¹ kochaj¹ nad ¿ycie. Powiadano nam ¿e górale po czêci sami winni swej biedzie, i gdyby nie wrodzone im lenistwo, mogliby byt swój polepszyæ. Póki tylko wystarczaj¹ szczup³e zapasy, ¿adn¹ miar¹ nie mo¿na sk³oniæ górala do udania siê na zarobek, o który w tych stronach nietrudno, b¹d to przy spucie i obrabianiu drzewa, b¹d przy fabrykach ¿elaza. Dopiero gdy g³ód dokuczy, gdy lich¹ ¿ywi¹c siê straw¹, zdrowie i si³y nadwyrê¿y, w ostatecznoci bierze siê do roboty, a nie mog¹c podo³aæ ciê¿kiej 30 POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 pracy, daleko mniej zarabia i zdrowie do reszty traci. Wyj¹wszy tê jednê wadê, podobno nam wszystkim wspóln¹, jest to lud poczciwy, pobo¿ny, potulny, trzewy, s³owem ze wszech miar godzien najserdeczniejszej przychylnoci i wspó³czucia. Górale tutejsi nie s¹ tak dorodni, roli, tak piêknie zbudowani jak Podhalanie, brak im owej giêtkoci, swobody i lekkoci w ruchach, jaka tamtych tak wybitnie odró¿nia od mieszkañców równin. Mê¿czyni i kobiety s¹ wzrostu redniego, dosyæ w¹t³ej budowy; twarze szczup³e, bladej cery, bardzo mi³e, rozjanione weso³ym umiechem, w wyrazie swoim tyle maj¹ poczciwoci, prostoty, otwartoci, ¿e od pierwszego spojrzenia ujmuj¹ serce. Ubiór ich tem siê ró¿ni od podhalañskiego, ¿e mê¿czyni nosz¹ gunie znacznie d³u¿sze, powszechnie kawowe, wyszywane oko³a sznurkiem czerwonym i niebieskim, niekiedy bardzo suto. Pod spodem kamizelka, pospolicie jasno-szafirowa lub ciemno-zielona, ze wiec¹cemi guziczkami. Owe szerokie, pod same pachy dochodz¹ce pasy, nie s¹ tu tak czêsto u¿ywane jak na Podhalu. Kapelusze z ma³emi brzegami, z g³ówk¹ szersz¹ u góry ni¿ u do³u, o p³askiem denku, s¹ pospolitsze ni¿ okr¹g³e. Na zimê nosz¹ czapki piczaste, czerwone lub granatowe, ob³o¿one czarnym barankiem. Kobiety nosz¹ p³ócienne ciemno-szafirowe spódnice w bia³e wzorki wybijane, gorsety czarne lub zielo- ne, a bia³y p³ócienny rañtuch zarzucony na g³owê, obwija zarazem prawie ca³¹ postaæ. Ubiór to nie bez pewnego wdziêku, lecz widoczne w nim ubóstwo i zaniedbanie. Nie widzia³am wprawdzie wi¹tecznego stroj tutejszych góralek, ale codzienny nie mo¿e iæ w porównanie ze zwyczajnym ubiorem Podhalanek, które wydawa³yby siê tutaj jak wykwintne elegantki, obok wiejskich prostaczek. Zdaje siê ¿e nauka czytania jest ju¿ i tutaj upowszechniona, bo widzielimy ksi¹¿ki do nabo¿eñstwa w rêku ka¿dego prawie górala i góralki, piesz¹cych do kocio³a. Czarne chmury gromadz¹ce siê nad górami i nies³ychany upa³, zdawa³y siê niezawodn¹ przepowiedni¹ deszczu, a kocio³a w Zawoi jeszcze nie widaæ. Nareszcie ród lip stuletnich ukaza³a siê drewniana dzwonnica, któr¹ powitalimy z radoci¹, bo tu mia³ byæ kres dzisiejszej naszej podró¿y. U tutejszego proboszcza a zarazem dziekana, mielimy nocowaæ i st¹d dopiero wybraæ siê w Babi¹ Górê. Ksi¹dz dziekan Leniak, obecnie kanonik tarnowski, przyj¹³ nas z najserdeczniejsz¹ uprzejmoci¹, z otwartemi rêkami i otwartem sercem, jakby dawnych znajomych. Rozgociwszy siê w przeznaczonym dla nas pokoiku, pomimo, ¿e ju¿ by³a trzecia z po³udnia, nie moglimy siê wymówiæ od obiadu. Potem ogl¹dalimy kocio³ek, stoj¹cy tu¿ obok plebanii na obszernym cmentarzu, ogrodzonym parkanem i powa¿nemi ocienionym lipami. Zewnêtrzna budowa kocio³a niczem siê nie ró¿ni od innych, jakie napotkalimy w tych stronach. Drewniany, poczernia³y wiekiem, wygl¹da ubogo. Tem wiêksze zatem by³o nasze zdziwienie, gdy wszed³szy ujrzelimy piêkn¹ kopu³ê, ozdobion¹ malowaniem. Kopu³a w drewnianym kociele, jest zaiste osobliwoci¹. Wielka szkoda ¿e nie umieszczono nad ni¹ latarni, bo i malowanie lepiej by siê wyda³o, i wiat³o padaj¹ce z góry rozjani³oby koció³, który wyda³ mi siê cokolwiek za ciemny, lubo z drugiej strony ten mrok nadaje jak¹ uroczyst¹ powagê wi¹tyni, usposabia do modlitwy i skupienia ducha. W wielkim o³tarzu, ozdobionym statuami wiêtych, jest obraz Niepokalanego Poczêcia NMP, w jednym z bocznych w. Klemensa, pod którego wezwaniem zbudowano ten koció³. Drug¹ jego osobliwoci¹ jest posadzka z tafli kamiennych, a najpiêkniejsz¹ ozdob¹ czystoci i starannoci z jak¹ jest utrzymywany. Koció³ w Zawoi zbudowa³ Jan Wielopolski 1759 r. D³ugi jednak czas by³ on fili¹ kocio³a parafialnego w Makowie i dopiero od trzydziestu kilku lat ustanowiono tu osobn¹ parafi¹, a ks. Leniak by³ pierwszym jej proboszczem. Siedz¹c w ganeczku przed plebani¹, radzilimy o jutrzejszej wyprawie na Babi¹ Górê, któej pogodne oblicze, zarumienione zorz¹ zachodu, zdawa³o siê zapraszaæ nas i wabiæ ku sobie. Jeszcze w Krakowie radzono nam dostaæ siê noc¹ na szczyt Babiej Góry, aby widzieæ stamt¹d wschód s³oñca, który ma byæ zachwycaj¹cy. Opowiedzielimy nasz zamiar ks. Dziekanowi; umiechn¹³ siê tylko, nic zrazu nie mówi¹c, ale w koñcu owiadczy³ ¿e jest niepodobnym do wykonania. Droga na Babi¹ Górê, najmniej piêciogodzinna, prawie ci¹gle prowadzi gêstym, ciemnym lasem, zawalonym prócz tego ogromnemi pniami powywracanego przez wichry drzewa. Podró¿ ta nawet ród dnia jest dosyæ trudz¹ca, có¿ dopiero w nocy, choæby ksiê¿ycowej. Lasy okrywaj¹ce pochy³oæ Babiej Góry tak s¹ gêste, drzewa tak wysokie, ¿e promienie ksiê¿yca nie dostaj¹ siê w ich g³êbie, a przynajmniej nie rozwiecaj¹ ich dostatecznie. Trzeba by chyba podró¿owaæ przy latarniach, co zawsze by³oby trudnem i niebezpiecznem. Lecz przypuæmy nawet ¿e wszystkie przezwyciê¿ywszy trudnoci, dostaniemy siê noc¹ na szczyt, to jeszcze nie mo¿emy cieszyæ siê wygran¹, bo mg³y i chmury, tak czêste w górach, ca³e widowisko zas³oniæ mog¹, chocia¿by wieczór najpiêkniejsz¹ wró¿y³ pogodê. Przyjechawszy pod Babi¹ Górê od strony Orawy, sk¹d przystêp jest nierównie ³atwiejszy, mo¿na by siê odwa¿yæ na tak¹ nocn¹ wyprawê. Mê¿czyni mogliby próbowaæ szczêcia i od strony Zawoi, nocuj¹c na polanie po³o¿onej w znacznej wysokoci, sk¹d ju¿ tylko parê godzin drogi do szczytu. Dla nas te wszystkie piêkne projekty nie by³y stosowne; trzeba by³o po¿egnaæ siê z fantastyczn¹ wêdrówk¹ po lasach, przy wietle ksiê¿yca lub pochodni, z poetycznym widokiem wschodu s³oñca, i najprozaiczniej, w jasny dzieñ, odbyæ wstêp na Babi¹ Górê. Stanê³o wiêc na tem, ¿e je¿eli chimerna babula nie zamatuli siê w czepiec, wstaniemy o wicie i wys³uchawszy mszy wiêtej na nasz¹ intency¹ odprawiaæ siê maj¹cej, ruszymy w drogê. Ks. wikary, kóry tak¿e wybiera³ siê z nami napisa³ zaraz do dwóch leniczych i pañstwa K. bawi¹cych siê tutaj na ¿entycy, zapraszaj¹c ich aby, zebrawszy siê w jedno towarzystwo, odbyli wraz z nami wycieczkê na Babi¹ Górê, od dawna przez nich zamierzon¹. Zaledwie pierwszy brzask dnia ukaza³ siê na pogodnem niebie, ju¿ wszyscy bylimy na nogach, zajêciu upakowaniem rzeczy. Oko³o 5-tej g³os dzwonka powo³a³ nas do kocio³a. Pusto i cicho w nim by³o zupe³nie; prócz jednej staruszki i nas, nie by³o nikogo, bo msza w. wczeniej ni¿ zwykle odprawiaæ siê mia³a. Pierwsze promienie wschodz¹cego s³oñca oblewa³y potokiem JESIENNA LEKTURA wiat³a prosty, drewniany o³tarz, rozjania³y oblicze Przenajwiêtrzej Dziewicy, i jakby chwa³y nieba odblaskiem, ca³y kocio³ek urocz¹ owieca³y jasnoci¹. Po mszy wiêtej wrócilimy na plebani¹, gdzie szanowny ks. dziekan czeka³ na nas ze niadaniem. Ju¿ s³oñce wzbi³o siê ponad góry otaczaj¹ce dolinê, gdy zajecha³ góralski wózeczek, maj¹cy nas podwieæ pod sam¹ górê, jeszcze 3/4 mili od plebanii odleg³ej. Podziêkowawszy najserdeczniej ks. dziekanowi za jego gocinne i prawdziwie przyjacielskie przyjêcie, po¿egnalimy go z ¿alem, unosz¹c w duszy najmilsze, a nigdy nie zatarte wspomnienie krótkich chwil spêdzonych w tym skromnym domku, gdzie tyle cnót, tyle zas³ug siê kry³o. Przedruk z Tygodnika Ilustrowanego, 1869 r., tom III , dodatek do numeru 75 i 76. Fotografie: Przemys³aw Bucki i arch. GCKPiT w Zawoi POD DIABLAKIEM JESIEÑ/2006 31