horyzont:Layout 1.qxd
Transkrypt
horyzont:Layout 1.qxd
Publikacja współfinansowana przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej OD WY DAW CY: Konwencja Karpacka, czas na niekonwencjonalne działania DAWID LASEK Z miany w Europie zachodzą. I nie sposób tego nie zauważyć. Choćby podczas podróży samochodowych. W trzecim tygodniu września miałem możliwość przekonania się o tym jadąc na konferencję stron Konwencji Karpackiej. Podróż do czeskiego Mikulova odbyliśmy w większości autostradami. Nagle zdaliśmy sobie sprawę, że stosunkowo szybko i bezpiecznie możemy znaleźć się na antypodach Karpat w czeskim miasteczku oddalonym o 60 kilometrów od Wiednia. Podróż do Mikulova pokazała, iż pomimo trudności (główna to brak nowoczesnej drogi na szlaku Via Carpathia) infrastruktura komunikacyjna w i wokół Karpat poprawia się, odległości się skracają, a tym samym możliwości do współpracy stają się coraz rozleglejsze. Mikulov - piękne miasteczko o typowej dla Europy Środkowej historii. Historii związanej z wielkimi rodami i wybitnymi postaciami, jak ród Lichtenstein czy Napoleon Bonaparte. Miasto, w którym wielokulturowość przemawia wspaniałymi zabytkami i atmosferą pogranicza Moraw i dolnej Austrii. Wreszcie miasto położone u stóp Białych Karpat, części Karpat Zachodnich. Euroregion Karpacki po raz pierwszy uczestniczył tym wydarzeniu. Po raz pierwszy w gronie osób reprezentujących środowiska skupione pod parasolem Konwencji. Przez wiele lat Konwencja Karpacka była czymś bardzo odległym, obcym nawet. Nie widząc realnych związków oraz wspólnych interesów nie łączyłem działalności Euroregionu Karpackiego z tą inicjatywą. Nie znajdywaliśmy dla siebie wspólnego pola. Wydawało się, że Konwencja Karpac- Wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska ka to wytwór typowo polityczny, kojarzący się z urzędnikami administracji centralnych, czasem z jakimiś naukowcami, i branżowo raczej z ortodoksyjną ochroną środowiska niż zrównoważonym, wielokierunkowym rozwojem. Podróż do Mikulova uzmysłowiła mi że odległości pomiędzy partnerami w Karpatach „za chwilę” nie muszą być problemem we współpracy. Tak samo postrzegam obecnie Konwencję – „za chwilę” będzie ona miała szansę odegrać nową rolę. Jakiś czas temu więc rozpoczęła się konwersja stosunku Euroregionu Karpackiego do Konwencji Karpackiej i mam wrażenie również odwrotnie. Kolejne spotkania, rozmowy z konkretnymi ludźmi, uczestnictwo w pracy grup roboczych. Wszystko to spowodowało, że Konwencja nabierała w naszych oczach nowego, praktycznego znaczenia. Stała się logicznym uzupełnieniem, takim właśnie politycznym parasolem rozpostartym nad międzyregionalnymi karpackimi strukturami współpracy. Kierownictwo Konwencji Karpackiej zdaje się coraz lepiej rozumieć, iż dotychczasowa formuła funkcjonowania tego porozumienia powinna się zmienić i uzupełnić. Dla wszystkich zaangażowanych w sprawy karpackie brak strategii makroregionalnej, brak programu operacyjnego Europejskiej Współpracy Terytorialnej czy problemy z inwestycjami na trasie Via Carpathia są problemami o fundamentalnym charakterze. Stowarzyszenie Euroregion Karpacki Polska stara się rysować nowe rozwiązania oparte o alternatywne potencjały. Jednym z nich jest Konwencja Karpacka. Aby zoptymalizować współpracę, należy dobrze zrozumieć konstrukcję systemu, w ramach którego ma ona się odbywać. Należy zbudować strukturę współpracy począwszy od formalnej grupy karpackiej w Parlamencie Europejskim, zabezpieczającej interesy Karpat na jego forum. Powołanie Zgromadzenia Parlamentarnego Państw Karpackich też wydaje się sensowne, możliwe i tym bardziej realne, iż od lat w międzyparlamentarnej przestrzeni działa na rzecz Karpat Marek Kuchciński – wicemarszałek Sejmu Rzeczpospolitej. Konwencja Karpacka będąc efektem porozumienia rządów karpackich może koordynować w tym układzie współpracę międzyrządową. Wreszcie na końcu tej konstrukcji, miejsce ma Euroregion Karpacki – najstarsza inicjatywa i sprawna, doświadczona międzynarodowa struktura organizacyjna obejmująca Karpaty. Tak zbudowany system ze zredefiniowaną rolą Konwencji Karpackiej i jej Sekretariatu w Wiedniu powinien w przeciągu najbliższych 10 lat przeprowadzić niezbędne zmiany w przestrzeni karpackiej począwszy od wzmocnienia politycznej siły jej rzeczników, poprzez prowadzenia działań na łonie Parlamentu Europejskiego, koordynację prac parlamentów krajów karpackich aż po stworzenie w oparciu o Euroregion Karpacki i regułę „button up” sprawnej struktury organizacyjnej w Karpatach. Ta „Wielka Koalicja” ma szanse powodzenia w takim samym stopniu co ryzyko klęski. Dużo zależeć będzie od zdolności adaptacyjnych oraz elastyczności jedynego oficjalnego, politycznego dysponenta „sprawy karpackiej” – Konwencji Karpackiej. Od kreatywnego wykorzystanie potencjałów, które drzemią w Karpatach – ich ludziach, organizacjach, przyrodzie i kulturze. HORYZONT 3 W NUMERZE Made in Carpathia JÓZEF MATUSZ K ar paty to mistyczna przestrzeń, mistyczne góry, które pozwalają poczuć się wolnym i oderwać od problemów codzienności. Mają swoja autentyczną kulturę, naturalną gościnność. Zachwycają przybyszów mozaiką tradycji i obyczajów. Mają swój niepowtarzalny smak, a karpacka kuchnia zaliczana jest do najciekawszych w Europie. To smak autentycznej kuchni z ukraińskiej Huculszczyzny, słowackiego Spiszu, rumuńskiego Siedmiogrodu czy polskich Bieszczad i Beskidu Niskiego. W Karpatach wyraża się szacunek dla wielokulturowości, różnych narodowości religii i tradycji. Karpaty mają swoją duszę, zachowując swoją mistyczną, wielowiekową tożsamość, są otwar te na nowoczesność, a przede wszystkim gościnne dla przybyszów z Europy i świata, głodnych nowych, różnorodnych doznań. W tej otwar tej, mistycznej karpackiej przestrzeni, gdzie sztuka gotyku, renesansu, baroku i secesji miesza się z naturalnym pięknem sztuki ludowej karpackich krain – każdy może odnaleźć swoje miejsce i doznać rozkoszy obcowania z niepowtarzalną przyrodą, kulturą wśród gościnnie nastawionych mieszkańców karpackich ziem. Karpaty wciąż mało są odkryte i wymagają promocji. Jest ku temu bardzo dobry czas, bo „turyści świata” są już znudzeni kolejnym wypadem do Egiptu, na Karaiby czy zatłoczone plaże Lazurowego Wybrzeża. Przed Karpatami wielka szansa do wykorzystania, by je odkryć turystom, zachęcić, 4 HORYZONT Redaktor naczelny by poznali i zakochali się tej w mistycznej, wielokulturowej i wielonarodowościowej karpackiej przestrzeni. By tak się stało potrzebna jest atrakcyjna oferta, która będzie dobrze opakowana i sprzedana. Temu właśnie służy przygotowana i wdrażana przez Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska promocja marki karpackiej CARPATHIA. Projekt obliczony na wiele lat, by mieszkańcy Londynu, Paryża czy Nowego Jorku widząc tę zieloną karpacką rozetkę CARPATHIA, mieli świadomość, „ Karpaty mają swoją duszę, zachowując swoją mistyczną, wielowiekową tożsamość, są otwarte na nowoczesność, a przede wszystkim gościnne dla przybyszów z Europy i świata, głodnych nowych, różnorodnych doznań. że to dobra marka światowa i warto ten produkt kupić lub zainteresować się usługami turystycznymi z logo Made in Carpathia. Euroregionowi Karpackiemu pomaga w tym merytorycznie i finansowo zaprzyjaźniony i doświadczony partner, specjaliści ze szwajcarskiego kantonu Valais. Kto jak kto ale Szwajcarzy na promocji znają się, jak mało kto w świecie. I co najważniejsze, swoimi doświadczeniami chętnie dzielą się z przedstawicielami krajów karpackich. W najnowszym numerze Horyzontu Alpejsko-Karpackiego przybliżamy kolejne karpackie atuty. A jednym z nich są choćby koniki huculskie, które mieszkańcom tych ziem towarzyszą od wieków. W obiektywie uchwycił je znawca i miłosnik Karpat – Waldek Sosnowski. Historię i tradycje Łemków przybliża nam Jerzy Wrocławski, a Dorota Zańko zachęca do podróży w Karpaty Wschodnie. Andrzej Klimczak odkrywa rumuńską Bukowinę do której przed laty trafili Polacy. W artykule tego samego autora przeczytacie o „Władcach Karpat” i nie chodzi tu o polityków czy biznesmenów ale o „królów” karpackich lasów. To właśnie niedźwiedź, wilk i żubr są tymi władcami karpackiej przestrzeni. Odkrywamy też Szwajcarię, a o tym, że rynek tego kraju otwarty jest dla Polaków pisze Adam Cyło. O najwyższej górze Europy Mont Blanc i osobistych z nią zmaganiach pisze Włodzimierz Rudolf, a Błażej Torański zachęca do noclegu z widokiem na Alpy. Zapraszam do lektury. III ALPEJSKO-KARPACKIE FORUM WSPÓŁPRACY str. 6.-10. Karpackie SOKOŁY 2014 str. 11.-13. Władcy Karpat str. 38.-41. Pasja, która unosi w przestworza str. 28.-30. Wydawca: Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska Opracowanie: Kancelaria Medialna Mmedia Dyrektor Programowy: Dawid Lasek Redaktor Naczelny: Józef Matusz Sekretarz Redakcji: Barbara Inglot Redakcja: Jacek Borzęcki, Adam Cyło, Agnieszka Zańczak, Jolanta Danak-Gajda, Józef Jurcisin, Antoni Kamiński, Andrzej Klimczak, Jarosław Kałucki, Agnieszka Majka, Oksana Petrynych, Błażej Torański, Monika Wędrychowicz. Foto:Tomasz Okoniewski, Bartosz Frydrych, Andrzej Klimczak, Waldemar Sosnowski, archiwum SEKP. Kontakt z redakcją: [email protected] Projekt graficzny i skład: Jacek Łakomy HORYZONT 5 III ALPEJSKO-KARPACKIE FORUM WSPÓŁPRACY MONIKA WĘDRYCHOWICZ P odmioty z krajów karpackich i alpejskich stanowiące gotowość do podjęcia szerokich działań na rzecz rozwoju obszarów Euroregionu Karpackiego prezentowały swoje oferty turystyczne, bogactwo dziedzictwa kultury i tradycji; firmy i samorządy zachęcały do współpracy, a dyplomaci, paneliści i eksperci brali udział w panelach dyskusyjnych; równocześnie na scenie dominowała muzyka. Tak wyglądała III edycja „Alpejsko-Karpackiego Forum Współpracy”, która odbyła się w dniach 13-14 września 2014 roku w hali Podpromie w Rzeszowie. Organizatorem imprezy było Stowarzyszenie Euroregion Karpacki Polska przy współorganizacji ze Stowarzyszeniem na Rzecz Rozwoju i Promocji Podkarpaci Pro Carpathia. Wydarzenie zrealizowano w ramach projektu „Alpejsko-Karpacki Most Współpracy”, współfinansowanego przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej. Celem imprezy była promocja gospodarcza Karpat oraz wzbudzenie dyskusji na temat rozwoju regionu w oparciu o do- świadczenie i sukcesy wysoko rozwiniętych górskich krajów Europy. To największe targowo-konferencyjne przedsięwzięcie w Europie Środkowo-Wschodniej promowało obszar karpacki, jego wyjątkowe walory i potencjał społeczno-gospodarczy oraz współpracę międzynarodową z innymi regionami europejskimi, zwłaszcza alpejskimi. Tegoroczne „Alpejsko-Karpackie Forum Współpracy” miało formę wystawy narodowej krajów i regionów karpackich i alpejskich, a także nastawione było na promowanie idei międzynarodowej współpracy partnerskiej. Targom przyświecało hasło: „Karpaty – pomiędzy mistyką a inteligentnym rozwojem” oraz były one poświęcone inauguracji Marki Karpackiej „CARPATHIA” – innowacyjnej terytorialnej marki Karpat stanowiącej impuls do rozwoju gospodarki karpackiej i turystyki opartej na bogatym dziedzictwie kulturowym oraz unikalnej przyrodzie obszaru Karpat. Jest to idea łącząca instytucje, środowiska i mieszkańców Euroregionu Karpackiego w tworzeniu wspólnej przestrzeni społeczno – gospodarczej. W ramach części wystawowo-targowej Forum zaprezentowały się w tym roku najaktywniejsze karpackie podmioty sektora publicznego i pozarządowego oraz przedsiębiorstwa skupione w ramach marki Carpathia, a także podmioty z krajów i regionów karpackich i alpejskich stanowiąc gotowość do podjęcia szerokich działań na rzecz rozwoju obszarów Euroregionu Karpackiego na bazie regionalnego i europejskiego partnerstwa. Gościliśmy instytucje otoczenia biznesu, samorządy, instytucje kultury. Różnorodność stoisk dodała wielkiego kolorytu targom, sprawiając, że każdy odwiedzający i uczestnik Forum mógł znaleźć to, co interesuje go najbardziej. Swoje oferty turystyczne prezentowały miasta m.in.: Dębica, Truskawiec, Sambor, Lwów, Snina, Świdnik i uzdrowiska – jak Rymanów, Horyniec czy Iwonicz. Wśród wystawców znaleźli się m.in. wędliniarze z Jasiołki czy Markowej, piekarnie, producenci i dystrybutorzy wina, napojów, pierogów, którzy rozmieszczeni byli wzdłuż „Alei Smaków” zrzeszającej członków klastra „Podkarpackie Smaki”. Nie zabrakło artystów i rękodzieła. Wystawcy przyjechali nie tylko z Podkarpacia, ale również z innych regionów kraju i z za- granicy. W sumie zaprezentowało się ponad 120 wystawców m.in. z: Hiszpanii, Szwajcarii, Rumunii, Słowacji, Ukrainy, Belgii, Rosji, Węgier, Niemiec. Zwiedzający mieli okazję zakupu prezentowanych, nietuzinkowych produktów. Trzecia edycja Forum była również edycją podsumowującą projekt „Alpejsko-Karpacki Most Współpracy”, w ramach którego aktywizowana jest współpraca samorządów, przedsiębiorców czy organizacji pozarządowych z partnerami alpejskimi w zakresach, które najbardziej nas w Karpatach interesują: turystyce, ochronie środowiska, wsparciu MŚP czy organizacji rynków produktów lokalnych, tradycyjnych i regionalnych. Alpejsko-Karpackie Forum to z jednej strony barwne targi, ciekawe pokazy, degustacje regionalnych specjałów, wspaniałe występy artystyczne, a z drugiej – poważne debaty i konferencje z udziałem polskich i zagranicznych decydentów i ekspertów dotyczące rozwoju regionalnego i promocji Karpat, polityki europejskiej i współpracy transgranicznej, polskiego systemu szkolnictwa i rozwoju innowacyjności w turystyce regionów. Podczas Forum odbyło się pięć paneli eksperckich. Na temat: Karpaty – wielki projekt. Polityczne i gospodarcze uwarunkowania rozwoju obszaru” moderowanego przez Pana Grzegorza Boratyna debatowali: Jens Gabbe – Przewodniczący Rady Doradczej Stowarzyszenia Europejskich Regionów Granicznych, Marek Kuchciński – Wicemarszałek Sejmu, Dawid Lasek – Wiceprezes Zarządu Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska, Stefan L. Eckert – Prezes Polenkompetenz – SaarLorLux-Pol, Roland Python – Dyrektor Swiss Contribution Office, Tadeusz Pióro -Członek Zarządu Województwa Podkarpackiego, Zbigniew Niewiadomski – koordynator projektu Karpaty Łączą z Centrum UNEP/GRID w Warszawie. W panelu podkreślono, jak bardzo na przestrzeni ostatnich lat zmienił się sposób postrzegania Karpat. Obszar ten z roku na rok staje się coraz bardziej konkurencyjny w stosunku do znanych regionów górskich. W dyskusji „Marka Karpacka „Carpathia” – gospodarczy znak, jakości Euroregionu Karpackiego”, której przewodniczył Pan Dawid Lasek uczestniczyli: Sten-Rune Lundin – starszy doradca i zastępca dyrektora departamentu Przedsiębiorczości i Stowarzyszeń, Zarząd Powiatu Dalarna w Szwecji, Piotr Lutek – Prezes Synergia sp. z o.o., Ralf Meyer – Koordynator projektu (projekt ‘The Locator” – Euregio Meuse-Rhine), Paolo Petiziol – Prezes Stowarzyszenia Mitteleuropa Cultural Association, Manu Broccard – Profesor Instytutu Turystyki Hes-SO Valais w Szwajcarii, Krzysztof Miśkiewicz – Doktor z Katedry Geologii Ogólnej i Geoturystyki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, Maria Napiórkowska – Dyrektor Departamentu Turystyki w Ministerstwie Sportu i Turystyki Rzeczypospolitej Polskiej. Poruszono tu wiele interesujących kwestii dotyczących samego procesu budowy marki i jej składowych oraz scharakteryzowaniu produktu, którym jest „Carpathia”. Kolejny panel „Innowacyjność po Szwajcarsku. Mission impossible dla środkowo-europejskiego modelu wsparcia innowacji w gospodarce (w ramach projektu „Transnacjonalne partnerstwo dla innowacji w turystyce) był doskonałą okazją, aby przedyskutować różnice między Szwajcarią a Polską, jeśli chodzi o innowacje w turystyce. Swój głos w dyskusji zabrali: Katarzyna Klimek – Doktor Instytutu Turystyki HES-SO Valais w Szwajcarii, Manu Broccard – Profesor Instytutu Turystyki Hes-SO Valais w Szwajcarii, Vincent Escriba – Dyrektor Indianland Museum Gossau w Szwajcarii, Christina Lindfors – Dyrektor wykonawczy Leader Dalälvarna w Szwecji, Antoni Kamiński – Prezydent Educare et Servire, François Parvex – SEREC Sàrl, Sebastian Bellwald – Regiosuisse – Network Unit Regional Development, Heino Meessen – Doktor Uniwersytetu w Bernie. Prezentowane przez szwajcarskich ekspertów przykłady i rozwiązania stanowiły cenną wskazówkę, którą z pewnością można zastosować w polskich realiach. Szwajcaria swój sukces zawdzięcza wiedzy, zdobywanej poprzez wieloletnie doświadczenia. Dzięki niej szwajcarscy przedsiębiorcy branży turystycznej doskonale wiedzą jak ważne jest kultywowanie tożsamości, inwestowanie w małe lokalne przedsiębiorstwa, produkty i ich promocja. Paneliści zgodnie przyznali, że w czasach zdominowanych przez nowoczesne technologie warto zaoferować turystom alternatywne rozwiązania, gdzie mogą odpocząć od cywilizacyjnego zgiełku, spotkać się twarzą w twarz w realnym czasie i miejscu. O wadach polskiego systemu szkolnictwa dyskutowano w panelu „Kadry dla Karpat – Jak wykorzystać szwajcarski model dualnego kształcenia zawodowego”, w którym wzięli udział: Thomas Peter Binder – Burmistrz Gminy Gossau w Szwajcarii, Katarzyna Klimek – Doktor Instytutu Turystyki HES-SO Valais w Szwajcarii, Natalya Yakusheva – Doktorantka Södertörn University w Szwecji, Adam Panek – Dyrektor PUP w Rzeszowie. „Transnacjonalne partnerstwo na rzecz rozwoju – targi partnerstwa alpejsko-karpackiego” to ostatni z tematów Alpejsko -Karpackiego Forum Współpracy. W charakterze ekspertów wypowiadali się: Zinoviy S. Broyde – Dyrektor Centrum „EcoResource” w Ukrainie, Katarzyna Strassnigg-Balinska – Przedsiębiorca, Genossenschaft Hotel Linde, Thomas Peter Binder – Burmistrz Gminy Gossau w Szwajcarii, Elżbieta Tomczyk-Miczka – Manager Projektowy, Małopolska Organizacja Turystyczna, Markus Eggenberger – Kierownik Programu dla Polski, Swiss Agency for Development and Coopreation, Ewa Wnukowska – Dyrektor Departamentu Programów Europejskich, Władza Wdrażająca Programy Europejskie, Johan Ketelers – Sekretarz Generalny, International Catholic Migration Commission. Panel moderowany przez Pana Dawida Laska był okazją, aby ukazać mnogość korzyści płynących ze współpracy polsko-szwajcarskiej. Ważnym czynnikiem determinującym sukces danego przedsięwzięcia są partnerskie zasady współpracy. Współdziałanie na równych warunkach, bezkompleksowe podejście do realizacji celów to podstawa satysfakcjonującej kooperacji. Eksperci zwrócili również uwagę na niwelowanie różnic pomiędzy ośrodkami miejskimi a wiejskimi, co odbywać się ma m.in. poprzez działalność lokalnych społeczności. To ludzie powinni wychodzić z inicjatywą, jako znawcy własnego środowiska i znający jego słabe, ale 8 HORYZONT również moce strony, które warto promować. Wszystkie tematy budziły ożywione dyskusje, w których aktywnie uczestniczyli również zgromadzeni licznie słuchacze. W trakcie trwania Forum na hali Podpromie funkcjonowało specjalne studio medialne przygotowane przez Kancelarię Medialną „Mmedia”, w którym wywiadów udzielali eksperci, politycy i dyplomaci. Imprezą towarzyszącą Alpejsko-Karpackiemu Forum Współpracy był pokaz kulinarny z udziałem pochodzącego z Francji kucharza znanego z programów telewizyjnych Pascala Brodnickiego, który był gwiazdą drugiego dnia, czyli niedzieli. Podczas pokazu zgromadzeni goście mieli okazję degustacji specjalnie przygotowanej przez Pascala potrawy alpejsko-karpackiej tj. alpejskich placków ziemniaczanych z serem, w towarzystwie sałaty z kapusty, kopru włoskiego, jabłek i kwiatów jadalnych. Do potrawy zostały użyte wybrane produkty alpejsko-karpackie. Nie zabrakło również degustacji przepysznych win karpackich jak i szwajcarskich prosto z Lozanny, stolicy kantonu Vaud. Po pokazie Pascal chętnie rozdawał autografy i pozował do pamiątkowych zdjęć. Oprawę artystyczną zapewnili: Zespół Pieśni i Tańca „Rochy” działający przy Miejsko – Gminnym Ośrodku Kultury w Sędziszowie Małopolskim, Zespół Pieśni i Tańca „Jaślanie”, który działa pod patronatem Gminnego Ośrodka Kultury w Jaśle; formacja the Beatlas Acoustic ze Słowacji; Zespół Pieśni i Tańca „Rudki” pracujący pod egidą Młodzieżowego Domu Kultury w Rzeszowie; Zespół Tańca Ludowego „Rzeszowianka”, który powstał w wyniku współpracy Młodzieżowego Domu Kultury i Szkoły Podstawowej Nr 28 w Rzeszowie; Zespół Taneczny Form Nowoczesnych „Impet” działający przy Młodzieżowym Domu Kultury w Rzeszowie; Zespół Tańca Ludowego „TRADYCJA” oraz Muzyczny Zaułek – zespół wokalny Zespołu Szkół Ekonomicznych im. Marii Skłodowskiej – Curie w Rzeszowie. Wszystkim wystawcom, ekspertom, zespołom i gościom dziękujemy za uczestnictwo i zapraszamy do współpracy przy kolejnej edycji „Alpejsko-Karpackiego Forum Współpracy”. Mamy nadzieję, że dzięki szwajcarskiej pomocy i inspiracji pobudzimy do współpracy na rzecz Rozwoju Euroregionu Karpackiego wielu partnerów z całej Europy. Autorka jest pracownikiem SEKP, specjalistką ds. promocji. Karpackie SOKOŁY 2014 AGNIESZKA MAJKA III Edycja Alpejsko-Karpackiego Forum Współpracy to świetna okazja, aby podziękować w imieniu Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska tym wszystkim osobom, które na przestrzeni tych lat wspierali, inspirowali i promowali nasze działania. Dlatego Zarząd SEKP zdecydował o przyznaniu po raz drugi wyróżnień – statuetek „Karpackich Sokołów”. Zdecydowano, iż „Karpackie Sokoły” przyznane będą przez Zarząd bez kategoryzacji zasług wyłącznie osobom, które w faktyczny, konkretny sposób wsparły bezpośrednio lub pośrednio swoją działalnością Stowarzyszenie Euroregion Karpacki Polska, wnosząc swój wkład w realizację misji organizacji, jaką jest „Stworzenie wspólnej przestrzeni społeczno -gospodarczej na obszarze Karpat”. Wyróżnione osoby to w większości przedstawiciele świata polityki, którzy nierzadko wbrew okolicznościom nie wahali się czynnie włączyć w działania Stowarzyszenia. Są też wśród nich osoby ze środowisk samorządowych, pozarządowych, naukowych z Polski i zagranicy. Każdy z laureatów pracuje na rzecz sukcesu Euroregionu Karpackiego Polska. Wszyscy mają wkład w pracę Euroregionu i potwierdzają skuteczność naszego wezwania: „Razem dla rozwoju Karpat” Oczywiście, grono wyróżnionych nie zamyka listy tych osób, które wspierały Euroregion, im wszystkim serdecznie dziękujemy i dedykujemy efekty naszej pracy. W tym roku nagrodziliśmy: jako służbę ludziom. Jego praca w przyczynia się do tego, aby Słowacja stała się nowoczesnym krajem. Stawia na rozwój Karpat i współpracę polsko-słowacką. dzynarodowej w Europie Środkowej w oparciu o dziedzictwo wspólnoty narodów Monarchii Austro-Węgierskiej. Inicjator i gospodarz corocznej konferencji dotyczącej współpracy środkowoeuropejskiej w Gorizii i Udine. Przyjaciel Euroregionu Karpackiego oraz promotor współpracy pomiędzy narodami. KARL-HEINZ LAMBERTZ – prezes Komitetu Wykonawczego Stowarzyszenie Europejskich Regionów Granicznych (SERG) STANISLAV RAKAR – starosta Belgijski polityk i nauczyciel akademic- Niżnej Sitnicy, Słowacja ki, minister-prezydent wspólnoty niemieckojęzycznej Belgii. Był ministrem ds. mediów, edukacji dorosłych, osób niepełnosprawnych, opieki społecznej i szkoleń zawodowych. Propaguje rozwój i współpracę regionów transgranicznych. MARTÍN GUILLERMO RAMÍREZ – sekretarz generalny, Stowarzyszenie Europejskich Regionów Granicznych (SERG) Pochodzi z Hiszpanii. Od lat związany ze współpracą międzynarodową reprezentuje interesy europejskich regionów granicznych wobec instytucji UE, państw członkowskich i Rady Europy. Od kilku lat wspólnie z Euroregionem Karpackim Stowarzyszenie Europejskich Regionów Granicznych prowadzi współpracę na rzecz rozwoju Euroregionu i państw przygranicznych. Dzięki jego osobistemu zaangażowaniu doszło do podpisania umowy bilateralnej pomiędzy SEKP a SERG. JUDr. EDUARD KUKAN – poseł do Parlamentu Europejskiego PAOLO PETIZIOL – prezes Stowarzyszenia Mitteleuropa Associazione Culturale Słowacki polityk, społecznik, dyplomata. Swoją obecność w polityce postrzega Włoski dyplomata, działacz społeczny, intelektualista. Patron współpracy mię- Słowacki samorządowiec. Jako szef Niżnej Sitnicy realizował wiele projektów współpracy transgranicznej polsko-słowackiej. Zarówno infrastrukturalnych, jak i miękkich. Chwalony przez polskich beneficjentów jako skuteczny i wiarygodny partner oddany sprawie współpracy karpackiej. ANDRZEJ WYCZAWSKI – były burmistrz Jarosławia, wiceprezes Zarządu Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska Polski samorządowiec, polityk. Promotor i propagator współpracy transgranicznej w ramach Euroregionu Karpackiego. Doprowadził do wstąpienia miasta Jarosław do Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska w 2002 roku. Od tego czasu autor i realizator wielu projektów transgranicznych miękkich i infrastrukturalnych. Lider Sieci Miast Euroregionu Karpackiego. Adrian Popoiu – burmistrz miasta Siret, Rumunia Rumuński polityk i samorządowiec. Prezes Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Rumunia. Osoba aktywnie zaangażowana we współpracę transgraniczną na pogra- HORYZONT 11 niczu rumuńsko – ukraińskim. Krzewiciel idei euroregionalnej po rumuńskiej stronie Euroregionu Karpackiego. Miasto Siret za kadencji burmistrza Popoiu rozwinęło aktywną współpracę z miastem Dębica na Podkarpaciu. Promotor i ambasador współpracy karpackiej w Parlamencie Europejskim. YURY YAVORSKY – wiceburmistrz Truskawca, Ukraina Ukraiński samorządowiec. Miasto – uzdrowisko Truskawiec jest kluczowym elementem Marki Karpackiej CARPATHIA. Dzięki zaangażowaniu i partnerskiemu podejściu Yurija Jaworskiego, odpowiedzialnego we władzach miejskich Truskawca za rozwój uzdrowiska, Truskawiec stanie się niedługo pilotażowym uzdrowiskiem Marki Karpackiej CARPATHIA ze specjalizacją „Zdrowie Karpackie”. Ing. JÁN HOLODŇÁK – burmistrz miasta SVIDNÍK, Słowacja Słowacki polityk, samorządowiec. Jako burmistrz miasta Svidnik dał się poznać podczas swojej kadencji jako wielki orędownik współpracy w ramach Euroregionu Karpackiego. Efektem tej postawy jest realizacja wielu projektów współpra- 12 HORYZONT cy transgranicznej. Burmistrz Holodniak aktywnie włączył się również w działania na rzecz budowy szlaku transportowego Via Carpathia. Beskid Zielony. Lokalna Organizacja Turystyczna we wdrażanie mikroprojektów na pograniczu polsko – słowackim. Wielki przyjaciel Polski i propagator polskiej kultury na Słowacji. Autorka jest pracownikiem Euroregionu Karpackiego Polska, specjalistą ds. organizacyjnych Karpackiego Centrum Współpracy Gospodarczej i Produktu Regionalnego. Stowarzyszenie Lokalna Organizacja Turystyczna Beskid Zielony od wielu lat prowadzi działania na rzecz rozwoju turystyki w Beskidzie Niskim i na Pogórzu Karpackim. Ta profesjonalna organizacja od dwóch lat intensywnie współpracuje ze Stowarzyszeniem Euroregion Karpacki Polska. Dzięki osobistemu zaangażowaniu panów Andrzeja Orchela – prezesa oraz Roberta Łętowskiego, dyrektora biura LOT-u Euroregion Karpacki aktywnie włącza nowych partnerów instytucjonalnych z obszaru województwa małopolskiego. JOZEF JURČIŠIN – specjalista ds. koordynacji współpracy transgranicznej polsko-słowackiej, Stowarzyszenie Euroregion Karpacki Polska Słowacki dziennikarz. Pracownik Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska odpowiedzialny za kontakty ze słowackimi instytucjami zaangażowanymi HORYZONT 13 Stowarzyszenie Euroregion Karpacki Polska było gospodarzem Corocznej Konferencji Stowarzyszenia Europejskich Regionów Granicznych ANNA WINKLER S towarzyszenie Europejskich Regionów Granicznych” (AEBR) jest najstarszym stowarzyszeniem regionów w Europie, założonym w 1971 roku, i jest jedynym, który zajmuje się transgraniczną współpracą (CBC) na całym kontynencie. Dzięki ponad stu europejskim granicznym i transgranicznym regionom, które są jego członkami, AEBR jest forum dla CBC i sprawia, że głos tych regionów jest słyszalny na europejskim szczeblu. Zgromadzenie Ogólne oraz Coroczna Konferencja AEBR odbyły się w Rzeszowie 11 i 12 września 2014 roku na zaproszenie Stowarzyszenia Karpacki Euroregion Polska. Ponad 150 delegatów z europejskich granicznych i transgranicznych regionów, jak również przedstawicieli europejskich instytucji i władz regionalnych przybyło do Rzeszowa, aby podzielić się doświadczeniami i know-how. W 2014 roku główny temat Corocznej Konferencji AEBR brzmiał „Innowacja i Badania – Transgraniczny Rozwój Regionalny poprzez Publiczno-Prywatne Partnerstwo”. Stanowił on również motto dla transgranicznej nagrody „Sail of Papenburg”. Nagrody, która jest przyznawana każdego roku przez AEBR granicznym i transgranicznym regionom za wybitne osiągnięcia w transgranicznej współpracy. Podczas Corocznej Konferencji AEBR w Rzeszowie ogłoszono zwycięzcę transgranicznej nagrody „Sail of Papenburg” w 2014 roku. To Euroregion Moza-Ren na granicy między Niemcami, Holandią i Belgią nagrodzony za projekt „Program Stymulacji Transgranicznego Klastru MŚP”. Program jest częścią transgranicznej inicjatywy w Euroregionie Moza-Ren, który wspiera firmy ukierunkowane na technologię, szczególnie MŚP w znalezieniu odpowiednich partnerów 14 HORYZONT oraz w ustanowieniu zrównoważonej współpracy przedsiębiorstw ponad granicami. Coroczne Wydarzenia AEBR w Rzeszowie rozpoczęły się 11 września od spotkań Komitetu Wykonawczego AEBR oraz Zgromadzenia Ogólnego AEBR. Podczas obu spotkań ustalono, aby w szczególności spojrzeć wstecz na ubiegły rok, przedstawić główne działania stowarzyszenia oraz omówić przyszłe wyzwania. Ponadto, w Rzeszowie wybrano nowy Komitet Wykonawczy AEBR na okres 2015-2016. Pan Karl-Heinz Lambertz, Przewodniczący Parlamentu Społeczności Niemieckojęzycznej w Belgii, został ponownie zatwierdzony jako Przewodniczący Stowarzyszenia Europejskich Regionów Granicznych. Pani Ann-Sofi Backgren, reprezentująca Regionalną Radę Ostrobothnia w Finlandii, została po- przede wszystkim przy granicach”. Następne przemówienia powitalne zostały wygłoszone przez Przewodniczącego Stowarzyszenia Euroregionu Karpackiego Polska Pana Józefa Jodłowskiego, Członka Komitetu Regionów – Panią Catarinę Segersten Larsson, Zastępcę Prezydenta miasta Rzeszowa – Pana Romana Holzera oraz przedstawiciela Zgromadzenia Regionów Europejskich – Pana Jacka Pilawę. Region goszczący zaproponował, aby pierwsza część Corocznej Konferencji AEBR dotyczyła tematu „Innowacja Polityki i MŚP: przykład Regionu Podkarpackiego”. W dyskusji dwupanelowej eksperci do spraw innowacji i współpracy transgranicznej przedstawili swoje doświadczenia oraz dobre praktyki w odniesieniu do wdrożenia procesów innowacyjnych na obszarach granicznych. Pierwsza dyskusja panelowa była moderowana przez dr. Krzysztofa Kaszubę, Rektora Wyższej Szkoły Zarządzania w Rzeszowie. Skupiła się ona na „Potencjałach innowa- cyjnych klastrów lotniczych w regionach transgranicznych”. Druga dyskusja panelowa dotyczyła tematu „Kreowanie marki transgranicznego regionu”. Dyskusję moderował Dawid Lasek, Wiceprezes Stowarzyszenia Euroregionu Karpackiego Polska, który pokrótce przedstawił nową markę „CARPATHIA”, stworzoną przez Euroregion Karpacki przy wsparciu partnerów ze Szwajcarii. Piotr Lutek, specjalista ds. marketingu wspierający Euroregion Karpacki we wprowadzeniu na rynek nowej marki, udzielił bardziej szczegółowych infor macji odnośnie nowej marki. François Maïtia, przedstawiciel Pracującej Społeczności Pirenejów, Jesper Bille z Regionu Fehmarnbelt oraz Jens Gabbe, Przewodniczący Komitetu Doradczego AEBR omówili swoje własne doświadczenia odnośnie kreowania marki transgranicznego regionu. Drugi dzień konferencji umożliwił dyskusję na temat dalszych aspektów innowacji we współpracy terytorialnej i rozwoju regionalnego. Debaty skupiły się między innymi na wyzwaniach i szansach innowacji wzdłuż wewnętrznych i zewnętrznych granic, perspektywach nowych technologii jako źródeł innowacji, innowacyjnych rozwiązaniach odnośnie energii i środowiska, turystyce i przemyśle rolnym, jak również na roli regionalnych strategii innowacyjnych w nowym okresie programowania UE. Pod koniec drugiego dnia konferencji delegaci przyjęli końcową deklarację konferencji. Deklaracja zachęca europejskie regiony graniczne i transgraniczne, aby rozwijały własną strategię w dziedzinie badań i innowacji, która proponuje dużą skalę możliwości dla rozwoju regionów transgranicznych oraz dla polepszenia ich konkurencyjności na poziomie globalnym. Dnia 13 i 14 września 2014 roku Przewodniczący AEBR, Karl-Heinz Lambert i inni przedstawiciele Komitetu Wykonawczego AEBR uczestniczyli w trzeciej edycji Alpejsko-Karpackiego Forum Współpracy. nownie wybrana na Pierwszego Zastępcę Przewodniczącego Stowarzyszenia. Część konferencji została oficjalnie otwar ta przez Przewodniczącego AEBR, Karla-Heinza Lambertza, który na początku swojego powitalnego przemówienia podziękował Stowarzyszeniu Euroregion Karpacki Polska oraz Województwu Podkarpackiemu za wyśmienitą organizację Corocznych Wydarzeń AEBR w 2014 roku oraz wielką gościnność gospodarza. Podkreślił również ważność tematu konferencji i transgranicznej współpracy w ogóle. W swoim powitalnym przemówieniu Karl-Heinz Lambertz powiedział: „Współpraca transgraniczna jest bardziej aktualna niż kiedykolwiek dotąd, ważna i konieczna na początku XXI wieku. Jeżeli chcemy, żeby Europa nadal rozwijała się razem, to musimy pozwolić, aby stało się to HORYZONT 15 Europa bez Europy Kryzys w Europie, czy Europa w kryzysie ? AGNIESZKA ZAŃCZAK Alpy Karpatom 24 października 2014 r. delegacja SEKP w 24 października 2014 r. delegacja SEKP w składzie Dawid Lasek, Antoni Kamiński i Józef Jurczyszyn, uczestniczyła w X Międzynarodowym Forum Euroregionu Aquileia, które odbyło się w Udine, stolicy Friuli Venezia Giulia - północno-wschodniego Regionu Włoch. Uczestnikami Forum byli przedstawiciele instytucji państwowych, euroregionalnych i regionalnych, szkół, uczelni i eksperci ds. procesów geopolitycznych, a także przedstawiciele krajowych i międzynarodowych massmediów. Forum odbyło się pod znamiennym tytułem „Europa bez Europy. Kryzys w Europie, czy Europa w kryzysie” i było miejscem żywej debaty i wymiany poglądów na temat możliwych pomysłów projektowych dla budowy sieci lub grup zdolnych do europejskiego lobby i realizacji wspólnych przedsięwzięć. Wśród prelegentów X Międzynarodowego Forum Euroregionu Aquileia w Udine byli między innymi: Waclav Klaus - by ły prezydent Czech, Gianluca Savioni – wice prezydent Komitetu Regionu Lombardii, Agostino Maio – szef gabinetu prezydenta Regionu Friuli Venezia Giulia, czy prof. Aleksji Gromyko (wnuk Andrieja Gromyko ) reprezentujący Rosję. Gospodarzem Forum było Stowarzyszenie Kulturalne Mitteleuropa, założone 26 października, 1974 r. w Cervignano del Friuli, obchodzące właśnie 40-lecie swego istnienia z jej przewodniczącym dr. Paolo Petiziol na czele, który 40 lat temu był jednym z sygnatariuszy aktu założycielskiego Mitteleuropa. Dr Paolo Petiziol był jednym z tegorocznych laureatów Karpackich Sokołów - nagród przyznawanych przez Euroregion Karpacki podczas Forum w Rzeszowie. Uczymy się od najlepszych JOANNA KOZIMOR Dr Paolo Petiziol w swoim przesłaniu do uczestników Forum w Udine powiedział między innymi : „Wydaje się, że 25 marca 1957 roku, gdy Belgia, Niemcy, Luksemburg, Holandia, Francja i Włochy podpisywały w Rzymie Traktat ustanawiający EWG, były bardzo daleko. Rezultat tego aktu jest obecnie powszechnie uważany za rozczarowanie i prowokuje rosnący sceptycyzm i opozycje. Po raz pierwszy w historii ludzkości widzimy narodziny waluty bez państwa, z dramatycznym wpływem na naszą konkurencyjność finansową w porównaniu z resztą świata. Coraz częściej słyszymy z północy i południa, wschodu i zachodu Europy, o Europie "świń" i Europie „towarów", nowej Europie i starej Europie, w skrócie, o Europie tylko geograficznej. W związku z tym, że jest to powszechne przekonanie, że Europa była bardziej Europą 100 lat temu, gdy była wówczas możliwa podróż pociągiem z Triestu do Transylwanii bez paszportu, gdy w ciągu trzy dni listy z Krakowa mogły być dostarczone do Triestu, i funkcjonowała już wówczas (100 lat temu ) wspólna waluta, ale w „złocie”. Co więcej, była wówczas również większa spójność duchowa wynikająca ze wspólnych i nie kwestionowanych ko- rzeni chrześcijańskich oraz większa spójność kulturowa, wynikająca z wielowiekowego szacunku i osmozy między grupami etnicznymi. Później nastąpiły ciemności i nacjonalistyczny szok, który spowodował setki i miliony zgonów, etnicznych deportacji, nienawiść, gigantyczne prześladowania i czystki rasowe, które były rzezią na niespotykaną wcześniej skalę. Na koniec swego przesłania dr Paolo Petiziol stawia pytanie : „Jakiej przyszłości należy się spodziewać, jeśli weźmiemy pod uwagę, że od 1957 roku liczba krajów europejskich wzrosła z 33 do 45?” I w konkluzji dr Paolo Petiziol mówi : „Ten proces fragmentacji, jednak wydaje się, nie dobiegał jeszcze końca i to pragnienie wolności rozprzestrzeni się na całym kontynencie.” Cytując dalej dr Paolo Petiziol możemy powiedzieć : Jest to propozycja dla ''naszego'' 2014 forum refleksji, z rosnącym przekonaniem, że wszyscy jesteśmy połączeni wspólnym losem. Instytucje i dyplomaci wszystkich krajów uczestniczących w forum w ostatnich latach będą ponownie zaangażowani, ze szczególnym uwzględnieniem krajów spoza UE i Dunaju i obszarów bałkańskich, które tradycyjnie są głównymi adresatami tego forum. Z czym kojarzy się Szwajcaria? Z markowymi zegarkami, bogactwem serów i bankami. Ale nie tylko tego możemy zazdrościć Szwajcarom. Jak nikt inny potrafią wykorzystać swój potencjał przyrodniczy i kulturowy do celów turystycznych oraz promocji lokalnych produktów. Jednak zamiast zazdrościć naszym europejskim sąsiadom, lepiej się od nich uczyć. Z tego założenia wyszła Fundacja Karpacka – Polska, która szukając sposobów na społeczno-gospodarcze ożywienie górskich obszarów województwa podkarpackiego, postanowiła skorzystać ze szwajcarskich doświadczeń. Kanwą stał się autorski projekt „Alpy Karpatom”, dzięki któremu nasz region otrzymał szansę na rozwój i zwiększenie atrakcyjności turystycznej. Historia projektu sięga początku roku 2008, kiedy to Fundacja Karpacka nawiązała kontakt ze Szwajcarską Agencją ds. Rozwoju i Współpracy. Jeszcze w tym samym roku powstał zarys przedsięwzięcia, zaakceptowany przez stronę szwajcarską. Do podpisania umowy doszło w 2011 r. Współfinansowany przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi UE projekt otrzymał dofinansowanie w wysokości 13,9 mln złotych. Organizacyjnie wsparła go Szwajcarska Fundacja Rozwoju i Współpracy Międzynarodowej Helvetas Swiss Intercooperation w Bernie. Partnerami wdrażającymi Fundacji Karpackiej – Polska zostały: Podkarpacka Izba Gospodarcza w Krośnie, Regionalna Izba Gospodarcza w Sanoku, Bieszczadzka Agencja Rozwoju Regionalnego w Ustrzykach Dolnych, Bieszczadzkie Forum Europejskie oraz Stowarzyszenie Galicyjskie Gospodarstwa Gościnne w Lesku. Beneficjentami projektu są 24 gminy z czterech powiatów: bieszczadzkiego, leskiego, sanockiego i krośnieńskiego oraz powiatu Miasta Krosna. Szwajcarii nie da się nie lubić: w światowym indeksie szczęścia ma jeden z najwyższych wskaźników odczuwalnego dobrostanu. Na osiągniecie tego stanu Szwajcarzy pracowali jednak wiele lat. – Podkar pacie dzięki funduszom szwajcarskim może ten proces przyśpieszyć, co też z dobrym skutkiem czyni – mówi Zofia Kordela – Borczyk, prezes Fundacji Karpackiej – Polska i dyrektor projektu. Krok po kroku Rozpisany na lata 2011-2016 projekt podzielono na cztery etapy. W pierwszym (2012-2013) uporządkowano wiedzę na temat potencjału regionu w kontekście doświadczeń szwajcarskich, co pozwoliło ustalić priorytetowe kierunki działań, jakie powinny zostać podjęte. Zorganizowano liczne szkolenia z udzia- łem przedsiębiorców oraz przedstawicieli organizacji pozarządowych, staże w Szwajcarii i wyjazdy studyjne. Uczestnicy wyjazdu mieli okazję odwiedzić m.in. niewielkie rodzinne gospodarstwo „Emscha” z Entlebuch, zajmujące się hodowlą owiec i przetwórstwem mleka owczego (z automatyczną linią produkcji jogurtów!). Ciekawym pomysłem okazało się wykorzystanie wełny owczej przez firmy zajmujące się ocieplaniem domów. Z równym zainteresowaniem oglądano zakład produkcji serów Gluringen, który założyła niewielka grupa rolników. Zaniepokojeni spadkiem jakości wytwarzanych przez siebie produktów mlecznych z powodu braku własnych obiektów do produkcji serów, skrzyknęli się i zawiązali spółkę, która dziś znakomicie sobie radzi nie tylko na lokalnym rynku. Wrażenie zrobiła też niewielka fabryczka makaronu i pierogów, zatrudniająca 18 pracowników na dwie zmiany, położona na wysokości ponad 1000 m n.p.m. Ciekawostką jest, że zimą świeże pierogi z firmy Romana Berneggera transportowane są do odbiorców koleją, a w razie konieczności ... helikopterem, byle dostarczyć je na czas ze szwajcarską precyzją. Innym transferem mogłaby być rodzinna, trzypokoleniowa firma zielarska produkująca wysokiej jakości ekologiczne produkty zielarskie, m.in. szeroką gamę syropów ziołowych. Firma uprawia zioła na obszarze 2 hektarów, rozprowadzając 16 HORYZONT HORYZONT 17 sadzonki ziół, m. in. melisy, szałwii i malwy. Posiada własną suszarnię ziół oraz rozlewnię syropów ziołowych. Wytwarzane na bazie ziół produkty pakuje się i etykietuje na miejscu. Zrównoważona produkcja rolnicza nie kłóci się z przepisami ochrony środowiska – ma to szczególne znaczenie na terenach, gdzie obowiązują określone przepisy dotyczące działalności rolniczej. Rozpieszczanie turysty Szwajcarzy mieszkający na terenach górskich potrafią również czerpać dochody z turystyki. Przykładem może być autentyczna wioska górska Zermatt w kantonie Valais, położona u stóp Matterhornu, najsłynniejszej góry Szwajcarii. Zadziwia nie tylko sama góra i wszystko, co wiąże się z jej zdobywaniem, ale także niebywała długość ponad 400 kilometrów szlaków wędrownych, dostosowanych do każdego turysty. Jest to doskonały przykład tras oznakowanych wzorowo przez Stowarzyszenie Berner Wanderwege, zajmujące się nie tylko znakowaniem, ale również obsługą szlaków turystycznych, masowo odwiedzanych przez turystów w różnym wieku. Jakość szlaków i wysoki standard infrastruktury znacznie ułatwiają poruszanie się w górach i podnoszą ich atrakcyjność. Niezwykła dbałość o środowisko naturalne nie wyklucza rozwoju infrastruktury, dużej dostępności i atrakcyjności terenów górskich. Znakomicie funkcjonuje informacja turystyczna, mnóstwo jest gadżetów promocyjnych – wszystko, czego tylko może zapragnąć turysta. Kluczową kwestię stanowi lokalna marka i kanały dystrybucji wyrobów pochodzących z górskich obszarów. Na rynku znana jest linia produktów Pro Montagna, należąca do szwajcarskiej sieci handlowej Coop. Część pieniędzy z ich sprzedaży powraca do rolników i wytwórców, poprzez organizację non-profit, wspierającą obszary górskie. To przykład sukcesu produktów lokalnych, sprzedawanych przez jeden z największych sklepów sieciowych w tym kraju. – Aż prosi się, żeby te praktyki szwajcarskie przenieść na nasz grunt – mówi Zofia Kordela-Borczyk. Sypnęło groszem W drugim etapie projektu „Alpy-Karpatom” (2013-2014) stworzono mechanizmy wsparcia finansowego obszarów górskich Podkarpacia. Beneficjenci, którzy spełnili określone w projekcie wymagania, mogli ubiegać się o dofinansowanie najwartościowszych pomysłów i przedsię- wzięć w obrębie produktu lokalnego i turystyki. W ramach Górskiego Funduszu Przedsiębiorczości dotacje otrzymało ponad 168 mikro – i małych przedsiębiorstw (od 21 do 64 tys. zł, poziom dofinansowania 60 proc.), a w ramach Górskiego Funduszu Organizacji Pozarządowych – 130 podmiotów działających w obszarze turystyki, przedsiębiorczości, kultury, edukacji i ochrony środowiska (od 5 do 21 tys. zł, poziom dofinansowania 90 proc.). Najczęściej były to małe, wiejskie organizacje, które mobilizują społeczeństwo wokół rozwiązywania lokalnych problemów i realizacji lokalnych inicjatyw. Sieć z marką Kolejne etapy to wykreowanie produktu lokalnego – utworzenie partnerskiej sieci sprzedaży i marketingu produktów pod wspólną marką „Made in Karpaty” oraz opracowanie strategii i listy produktów markowych (2013-2016), a także stworzenie kompleksowego i systemowego narzędzia promocji regionu objętego projektem, poprzez utworzenie Agencji Promocji Górskich Obszarów Podkarpacia wraz z wdrożeniem strategii promocji i kampanii reklamowej. – Pomysł stworzenia sieci i marki regionalnej nie jest nowy. Próbowaliśmy go zrealizować już kilkanaście lat temu, ale bez zaangażowania Fundacji. Niestety, nie udało się. Wróciliśmy doń przy okazji projektu Alpy Karpatom. Stworzenie sieci ma dwa cele: jednym jest promocja regionu, drugim – rozwój podmiotów posługujących się marką – wyjaśnia prezes Fundacji Karpackiej – Polska. Do sieci mogą należeć podmioty oferujące trzy kategorie produktów związanych z regionem: spożywcze, niespożywcze oraz turystyczne. Każdy z nich musi przejść stosowną certyfikację i ocenę audytorską – warunek nieodzowny (poza regionalizmem) stanowi wysoka jakość. Symbolem marki jest logo z wizerunkiem rysia oraz napisem Made in Karpaty. Prawo jej używania otrzymało dotychczas 75 podmiotów z regionu objętego projektem. Są wśród nich pszczelarze, producenci piwa, pieczywa, wędlin, wyrobów rękodzielniczych, wytwórcy szklanych parapetów, kafli huculskich, magnesów z ikonami i grafikami Zdzisława Beksińskiego, wydawcy kart pocztowych, hotelarze, restauratorzy, organizatorzy wycieczek i spływów kajakowych, itp. Z grona certyfikowanych produktów wyłonionych zostanie około dwudziestu pięciu najlepszych, które pozostaną w sieci również po zakończeniu projektu, na straży czego będzie stała nowo powołana spółka z o.o. Made in Karpaty. – Naszym zadaniem jest uruchomienie takich mechanizmów biznesowych, które pozwolą utrzymać markę również po zakończeniu finansowania z projektu „Alpy Karpatom”. W tej chwili proces certyfikacji jest bezpłatny, ale w przyszłości za prawo używania marki trzeba będzie zapłacić. Spółka będzie prowadziła też czysto komercyjną działalność – zapowiada prezes Tadeusz Szałankiewicz. Na wszystkich frontach Aby transfer praktyk szwajcarskich na podkarpackie Podgórze okazał się owocny, niezbędne są profesjonalne działania promocyjne. W ramach projektu utworzono stronę internetową, zrealizowano dwa spoty telewizyjne, pokazujące letnie i zimowe atrakcje Podkarpacia, wydano książkę „Podkarpacie – przestrzeń otwarta” i wyprodukowano film o Karpatach „Gdzie niedźwiedzie piwo warzą”, który zdobył trzecią nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Turystycznych w Zagrzebiu w 2013 roku. Trzystronicowy artykuł podkreślający walory i atrakcje regionu oraz gościnność jego mieszkańców znalazł się również we wrześniowym wydaniu National Geographic Traveler. Najbardziej sympatyczną formą promocji okazała się jednak limitowana maskotka rysia karpackiego w stroju z regionalnym wzorem, która promuje region, trafia do ważnych osób w kraju i zagranicą, zwycięzców konkursów oraz na aukcje charytatywne, pomagając pozyskiwać fundusze na społecznie ważne cele. Dla dobra ludzi i przyrody Równocześnie z projektem „Alpy-Karpatom” Fundacja Karpacka – Polska realizuje drugi związany z obszarami górskimi regionu projekt pn. „Karpaty przyjazne ludziom – lokalna inicjatywa partnerska na rzecz zrównoważonego użytkowania i ochrony górskich obszarów województwa podkarpackiego”. Celem tego projektu, finansowanego również ze Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy, jest poprawa rozwoju jakościowego południowej części województwa, w ramach nienaruszonych zasobów przyrodniczych, poprzez pomoc lokalnym społecznościom w lepszej adaptacji do warunków życia w środowisku górskim (w kontekście dyrektywy unijnej NATURA 2000) i promowanie rozwiązań dobrych dla ludzi i przyrody. Oba projekty znakomicie się uzupełniają, dając nadzieję na rzeczywiste ożywienie społeczno-gospodarcze obszarów górskich w regionie. HORYZONT 19 Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej – sprawdzony partner samorządów terytorialnych MAGDALENA KUBIK F undacja Rozwoju Demokracji Lokalnej (FRDL) to największa pozarządowa organizacja o charakterze szkoleniowo-doradczym, która wspiera rozwój samorządności i społeczeństwa obywatelskiego w Polsce. Została założona 18 września 1989 roku, przez aktywnych przedstawicieli ówczesnej opozycji demokratycznej: prof. Waleriana Pańko, Andrzeja Celińskiego, Aleksandra Paszyńskiego, Jerzego Stępnia oraz prof. Jerzego Regulskiego, który od początku jest jej prezesem. Misją fundacji jest wspieranie samorządności obywatelskiej rozumianej jako podstawowa for ma demokracji. Jest organizacją, w skład której wchodzi 14 regionalnych ośrodków z 3 filiami. Dzięki takiej strukturze obejmuje swoimi działaniami terytorium całego kraju. Odbiorcami działań fundacji są: pracownicy administracji publicznej, jednostek organizacyjnych samorządu terytorialnego, organizacji społecznych, członkowie grup niefor malnych i liderzy lokalni. W chwili rozpoczęcia działalności, w 1989 roku FRDL zainicjowała współpracę z licznymi instytucjami i organizacjami z Europy Zachodniej i USA, które aktywnie wspierały przemiany demokratyczne w Polsce. Po ponad dwudziestu latach, FRDL z odbiorcy pomocy z krajów zachodnich stała się ośrodkiem wspierającym doświadczeniem państwa Europy Środkowo-Wschodniej i kraje bałkańskie poprzez realizację programów wspierania demokratycznych reform na szczeblu lokalnym oraz rozwoju społeczeństw obywatelskich w krajach mniej od Polski zaawansowanych w procesie transformacji. Działania FRDL na arenie międzynarodowej obejmują szereg programów oraz konferencji mających na celu wymianę doświadczeń w sferze działań na rzecz sa- 20 HORYZONT morządu. Rozwijaniu współpracy międzynarodowej służą organizowane przez FRDL wizyty studyjne, staże oraz seminaria i spotkania dla przedstawicieli władz lokalnych wspomnianych krajów. Prowadzone są szkolenia poświęcone zagadnieniom z zakresu rozwoju samorządności lokalnej. FUNDACJA NA PODKARPACIU FRDL Podkarpacki Ośrodek Samorządu Terytorialnego rozpoczął działalność 1 lipca 2010 r. jako Filia Małopolskiego Instytutu Samorządu Terytorialnego i Administracji w Krakowie. Od stycznia 2014 r. jest niezależnie działającym ośrodkiem regionalnym Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. FRDL Podkarpacki Ośrodek Samorządu Terytorialnego, podobnie jak wszystkie ośrodki regionalne, poprzez szkolenia i doradztwo wspiera rozwój instytucji publicznych – samorządowych i rządowych. Bada jakość usług publicznych i prowadzi projekty na rzecz podnoszenia poziomu oraz efektywności tych usług. Zasadą fundacji jest działanie w partnerstwie oraz dążenie do utrzymywania stałych więzi ze współpracującymi osobami, organizacjami czy instytucjami. Dlatego wypracowana została specyficzna for ma działania: fora samorządowe. Zrzeszają one pracowników samorządowych i przedstawicieli władz lokalnych. Jest to unikatowa propozycja fundacji dotycząca sposobu kształcenia pracowników administracji samorządowej – jedna z najbardziej dynamicznie rozwijających form pogłębienia wiedzy zarówno tej merytorycznej, jak i praktycznych sposobów rozwiązywania problemów, które pojawiają się w bieżącej pracy jednostek. Fora istnieją od wielu lat przy większości ośrodków regionalnych fundacji. Na Podkarpaciu pierwsze forum powstało w 2010 r. Obecnie przy FRDL Podkarpackim Ośrodku Samorządu Terytorialnego funkcjonują cztery tematyczne fora samorządowe: Sekretarzy, Skarbników, Pomocy Społecznej oraz Urzędów Stanu Cywilnego. Zrzeszają pracowników samorządu terytorialnego zajmujących się w/w tematyką. Fora spełniają rolę nieformalnych klubów edukacyjno-dyskusyjnych. Spotkania umożliwiają wzajemną wymianę doświadczeń, wypracowanie wspólnych stanowisk i opinii w sprawach istotnych dla gmin i powiatów lub funkcjonowania urzędów. JUBILEUSZ 25-LECIA FUNDACJI Podkarpacki Ośrodek Samorządu Terytorialnego podczas zorganizowanej 29 września 2014 r. w Rzeszowie konferencji z okazji przemian demokratycznych w Polsce, świętował swój jubileusz: 25-lecie powstania Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Konferencja skierowana była do przedstawicieli jednostek samorządu terytorialnego z województwa podkarpackiego oraz liderów społeczności lokalnej. Uczestnicy wspominali historię powstania polskiego samorządu oraz budowę społeczeństwa obywatelskiego. Skupili się także na kwestiach współczesnych związanych z rozwojem i problemami społeczeństwa obywatelskiego w Polsce. Lokalni samorządowcy przedstawili swoje doświadczenia związane ze współpracą z organizacjami pozarządowymi i lokalnymi społecznościami. Ponadto, 29 września 2014 roku Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej podpisała porozumienie ze Stowarzyszeniem Euroregion Karpacki Polska, które ma na celu stworzenie szerokiej platformy współpracy osób, środowisk i instytucji na poziomie krajowym i międzynarodowym, które chcą aktywnie wspierać rozwój na obszarze Karpat. Cel porozumienia dotyczy wsparcia integracji i rozwoju społeczno-gospodarczego obszaru Karpat oraz promocji i wsparcia procesów współpracy terytorialnej w wymiarze transgranicznym, ponadnarodowym międzyregionalnym obszaru Karpat z uwzględnieniem budowy jego międzynarodowych powiązań. RANKING GMIN PODKARPACIA FRDL Podkarpacki Ośrodek Samorządu Terytorialnego co roku organizuje Ranking Gmin Podkarpacia. Jest to wspólne przedsięwzięcie FRDL POST oraz Urzędu Statystycznego w Rzeszowie, który poddał analizie poziom rozwoju społeczno-gospodarczego podkarpackich samorządów w oparciu o syntetyczny wskaźnik (zbudowany na podstawie 11 wskaźników cząstkowych dotyczących kluczowych dziedzin sprzyjających zrównoważonemu rozwoju gminy), pozyskany dzięki systemowi statystyki publicznej. Przy doborze zmiennych diagnostycznych główną przesłanką było uwzględnienie najważniejszych procesów i zjawisk występujących w gminach, na które mają wpływ władze lokalne. Celem rankingu jest ocena potencjału, aktywności oraz wyników osiągniętych przez gminy województwa podkarpackiego w sferze społecznej i gospodarczej. W tym roku, pierwsze miejsce w IV edycji rankingu zdobyła Gmina Solina, na drugim uplasowała się Gmina Zagórz, natomiast trzecie miejsce otrzymała Gmina Stalowa Wola. DZIAŁALNOŚĆ PROJEKTOWA Podkarpacki Ośrodek Samorządu Terytorialnego realizuje projekty systemowe lub regionalne, mające na celu wspieranie i rozwój społeczeństwa obywatelskiego, mechanizmów partycypacji, prawidłową współpracę pomiędzy jednostkami samorządu terytorialnego a organizacjami pozarządowymi czy podnoszenie jakości pracy i usług instytucji publicznych, w tym administracji samorządowej i jednostek organizacyjnych. Obecnie POST realizuje 4 projekty: • Szkoła Współpracy. Uczniowie i rodzice kapitałem społecznym nowoczesnej szkoły to ogólnopolski systemowy projekt realizowany w partnerstwie z Ministerstwem Edukacji Narodowej, które jest liderem projektu. Projekt współfinansowany jest ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Jest nowatorskim przedsięwzięciem, którego jednym z najważniejszych celów jest wprowadzenie w 1034 podmiotach – szkołach i przedszkolach z całej Polski nowoczesnego modelu współpracy pomiędzy uczniami, rodzicami i nauczycielami w zakresie organizacji życia szkoły. Projekt skierowany jest nie tylko do środowisk szkolnych, ale także do tzw. „otoczenia szkoły” – pracowników jst (jednostek samorządu terytorialnego) oraz organizacji pozarządowych. • Mechanizmy Współpracy dotyczący wypracowania prawidłowych mechanizmów współpracy pomiędzy jst a sektorem ngo, realizowany przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Celem projektu jest opracowanie i upowszechnienie praktycznego podejścia do wdrażania współpracy finansowej poprzez zastosowanie takich instrumentów jak regranting, pożyczki, poręczenia, gwarancje, inicjatywa lokalna, dotacje inwestycyjne czy tryb małych zleceń. • Zlecamy pożytecznie. Wydajemy z pożytkiem, ogólnopolski projekt finansowany z funduszy EOG dotyczący współpracy jednostek samorządu terytorialnego z organizacjami pozarządowymi, którego celem jest przeprowadzenie audytu zlecania zadań publicznych zgodnie z Ustawą o działalności pożytku publicznego i wolontariacie w wybranej jst. Wyniki audytu posłużą jednostce do wyciągnięcia wniosków w zakresie stosowanych procedur zlecania zadań, dokumentów normujących współpracę z organizacjami pozarządowymi oraz metod kontroli i badania efektywności wydatków publicznych przy zlecaniu zadań. • Zwiększenie potencjału funkcjonowania Rad Działalności Pożytku Publicznego w województwie małopolskim, podkarpackim, świętokrzyskim i lubelskim. Celem projektu jest powstanie Forum Rad Działalności Pożytku Publicznego, które pomoże Radom budować społeczeństwo obywatelskie na szczeblu lokalnym oraz wzmocni potencjał Wojewódzkich, Powiatowych i Gminnych Rad Działalności Pożytku Publicznego. Podkarpacki Ośrodek Samorządu Terytorialnego, podobnie jak sama fundacja, zamierza dalej swoimi działaniami wspierać administrację rządową i samorządową, organizacje pozarządowe oraz lokalnych liderów społecznych w budowaniu i rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i samorządności. HORYZONT 21 Współpraca transgraniczna w Gminie Zarszyn i Niżna Sitnica sportu duży wpływ ma baza sportowa. Jej rozbudowa i udoskonalenie było kolejnym kierunkiem, który zapoczątkował realizację projektu „Sport dla wszystkich zbliża narody” w latach 2006 – 2007 w ramach programu Inicjatyw Wspólnych INTERREG IIIA Polska – Republika Słowacka 2004-2006. W szkołach wyremontowano sale gimnastyczne, zakupiono nowe sprzęty, wybudowano nowe hale gimnastyczne. W Posadzie Zarszyńskiej oddano do użytku kompleks boisk spor towych (kort do tenisa, boisko do siatkówki i boisko do koszykówki). W ramach ko- operacji polsko-słowackiej odbywały się mecze piłki nożnej a także po raz pierwszy turniej w siatko nogę. „Wspólna historia podstawą przyjaźni pol sko -słowackiej” re ali zowa ny w 2010 roku to program Współpracy Transgranicznej Rzeczpospolita Polska – Re publika Słowacka w latach 2007-2013. Do współpracy w ramach roz wo ju re gio nal ne go włą czy li się mieszkańcy obu państw, pedagodzy ze szkoły Zarszyńskiej, dzieci. Odbywały się koncer ty, warsztaty historyczno – edukacyjne, międzynarodowy pokaz i zawody sikawek konnych. Wydano także publikacje na temat miejscowości gmin Zarszyn i Niżna Sitnica w obu językach. Ostatnie lata to dla prężnie działającej Gminy Zarszyn żniwo nagród, pochwał i wyróżnień, nie tylko w dziedzinie kultury i sportu. Kilkakrotnie otrzymała bowiem tytuł „Gmina Fair Play”, przez co zachowała ten tytuł na stałe. Dzięki realizowaniu dotychczasowych ciekawych projektów, otrzymuje fundusze na nowe inicjatywy, mające na celu współpracę między społecznością a lokalnymi i międzynarodowymi instytucjami kulturalnymi i oświatowymi. ILONA PIETRZKIEWICZ G mina Zarszyn w powiecie sanockim została utworzona w 1973r. i w jej skład wchodzi obecnie 11 sołectw: Bażanówka, Długie, Jaćmierz, Jaćmierz Przedmieście, Posada Jaćmierska, Nowosielce, Odrzechowa, Pielnia, Pastwiska, Posada Zarszyńska i Zarszyn. Gmina liczy ponad 9300. mieszkańców i zajmuje obszar 10.6 tys.ha. Ma charakter rolniczy, a walory naturalne, ciekawe zabytki i położenie stwarzają szansę na rozwój turystyki. Ziemia zarszyńska z uwagi na swą długowieczną historię sięgającą okresu neolitu posiada wiele zabytków dokumentujących ślady przodków (kamienne toporki, tzw. brązowy skarb: naszyjniki, szpile, bransolety). Z późniejszego okresu pochodzą: kościół pod wezwaniem Św. Marcina i Matki Bożej Szkaplerznej, wspaniałe pomniki przyrody, okazałe dęby, lipy w pięknym parku po zespole dworsko – parkowym w Posadzie Zarszyńskiej. Prawdziwą „perełką” jest zabytkowy drewniany kościół z XVII w. znajdujący się w Jaćmierzu, a także cerkwie w Nowosielcach i Pielni. To wspaniałe dziedzictwo kulturowe jest pielęgnowane przez władze gminy i wszystkich mieszkańców, a tradycje kultywowane do dnia dzisiejszego. Dzięki współpracy transgranicznej i pozyskiwanym środkom unijnym cała społeczność regionu uczestniczy w działaniach obejmujących kulturę, turystykę i sport. Gmina Zarszyn w 2000r. rozpoczęła oficjalną współpracę z partnerami słowackimi. Podpisano wówczas porozumienie ze Stowarzyszeniem Górna Olka, do której należało kilka miejscowości. Pierwsze spotkania polsko – słowackie zaczęły się rok wcześniej podczas pierwszego zagranicznego występu zarszyńskiej kapeli Rekruty. Wciągu następnych 22 HORYZONT lat współpraca ta jeszcze mocniej zacieśniła się po obu stronach. Gimnazjum w Zarszynie nawiązało kontakt ze szkołą w Radwanii. Warto jednak zaznaczyć, że dopiero po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej kooperacja polsko – słowacka nabrała rozpędu. Ze środków pozyskanych z dotacji unijnych w 2003r. wykonano pierwszy projekt „Kultura i sport szansą na integrację regionów przygranicznych”. Był to Program Współpracy Przygranicznej PHARE 2000 Wspólny Fundusz Małych projektów Polska Słowacja PL pod zwierzchnictwem Stowarzyszenia Euroregion Karpaty Polska, w którego skład wchodzi Gmina Zarszyn. Jak sugeruje tytuł konceptu, działania wokół niego dotyczyły sportu, wymiany młodzieży, kultury itp. zarówno w miejscowościach należących do Stowarzyszenia Górna Olka (Niżna Sitnica) jak i w Gminie Zarszyn. Dzięki dołączeniu Polski i Słowacji do wspólnoty Unii Europejskiej współpraca transgraniczna odbywała się bezproblemowo. W roku 2004 dzięki Programowi Współpracy Przygranicznej PHARE 2001 Wspólny Fundusz Małych projektów Polska Słowacja PL realizowano projekt „Młodzież w trosce o dziedzictwo kulturowe regionów przygranicznych”. W tym czasie współpraca polsko-słowacka przebiegała niezwykle sukcesywnie głównie ze względu na dobre warunki finansowe obu państw. Partnerzy uczestniczyli w różnych spotkaniach, imprezach okolicznościowych. Celem przedsięwzięcia było pokazanie przede wszystkim bogatej kultury ludowej. Prezentowano rodzime obrzędy, zwyczaje, które są bogactwem każdej wsi. Gmina Zarszyn należy także do jednej z najbardziej usportowionych w Województwie Podkarpackim. Na rozwój HORYZONT 23 Przyjaźń Gminy Zarszyn z Gminą Niżna Sitnica. Wspólne projekty współpracy transgranicznej ZWójtem Gminy Zarszyn Andrzejem Betlejem rozmawia Ilona Pietrzkiewicz Jak rozpoczęła się współpraca Gminy Zarszyn ze Słowacją i jakie dziedziny życia obejmuje? – Osobista współpraca ze Słowacją rozpoczęła się w latach 1995 – 96 kiedy jeszcze pracowałem w Iwoniczu, a Starostą Górnej Olki był Józef Lipczuk. Kiedy zostałem wójtem Gminy Zarszyn ta relacja poszerzyła się o kolejne miejscowości. W 2000 roku podpisaliśmy pierwszą umowę ze Stowarzyszeniem Górna Olka. W skład stowarzyszenia wchodziło kilkanaście miejscowości m.in. Niżna Sitnica, Pakostov, Ruska Poruba. Prezesem stowarzyszenia był Stefan Rakar. Dotychczas sfinalizowaliśmy 32 umowy partnerskie i chętnie zrealizujemy następne. Współpraca dotyczy przede wszystkim kultury, sportu, oświaty, wymiany młodzieży, ochrony przyrody a także wszelkich projektów inwestycyjnych w zakresie infrastruktury, budowy dróg czy kanalizacji. Jakie projekty transgraniczne zostały zrealizowane do tej pory? – Łącznie było to 15 projektów tzw. miękkich do 50 tysięcy euro. Gimnazjum w Zarszynie współpracuje ze Szkołą w Radwanii, odbywały się różne turnieje sportowe czy też wymiana młodzieży w ramach tzw. „zielonej szkoły”. Słowaccy piłkarze przyjeżdżali tutaj na rozgrywki piłki nożnej. Nasze zespoły wokalne wyjeżdżały z kolei na Słowację. Nasi partnerzy uczestniczyli w dożynkach gminnych i innych ważnych uroczystościach. Odnowiono wiele obiektów na terenie obu gmin. Pozostałe – to większe inwestycje, jak modernizacja dróg w Gminach Zarszyn i Niżna Sitnica, czy budowa kanalizacji w miejscowościach Odrzechowa 20 km i Pakostov – 4,5 km kanalizacji. Jak przebiega proces tworzenia takiego projektu, ile czasu potrzeba 24 HORYZONT na jego dopracowanie, kto go opracowuje i ile osób jest w to zaangażowanych? – Aby stworzyć taki projekt należy wystartować w konkursie, udział może wziąć każdy, liczy się dobry pomysł. Następnie przykładowy projekt jest omawiany na spotkaniach, przedstawiane są różne propozycje, wymiana doświadczeń. Później projekt podlega specjalnej kwalifikacji przez ekspertów. W zależności kto ogłasza konkurs czy Euroregion czy Kraków tam pomysł jest oceniany. Jeżeli otrzyma ocenę bardzo dobrą można przejść do jego realizacji. Projekty miękkie piszemy sami, powstają w Referacie Kultury i Sportu. Tam rodzą się idee. Pani kierownik Bogumiła Bętkowska ma wspaniałe pomysły i wiele ważnych kontaktów z organizacjami pozarządowymi. Większymi przedsięwzięciami zajmuje się Referat Inwestycji i Gospodarki lub zlecamy je specjalnym firmom, które się tym zajmują. Niestety nie każde koncepcje uzyskują dofinansowanie. Gmina Zarszyn wypracowała już sobie pewną markę, prestiż, budzimy zaufanie dlatego też łatwiej nam jest doprowadzić do końca takie projekty. Dlaczego właśnie z Gminą Niżna Sitnica podjęto współpracę i czy Słowacy są z niej zadowoleni? – Niżna Sitnica jako pierwsza podjęła re- „ lację. Jeszcze przed wejściem do Unii Europejskiej wszelkie spotkania realizowane były ze środków własnych. Kontakty poszerzały się, współpraca odbywała się na różnych płaszczyznach, wymienialiśmy doświadczenia, obrzędy, tradycje. Braliśmy udział w spotkaniach, szkoleniach. Częściej to Gmina Zarszyn jest realizatorem projektów i ich głównym beneficjentem, Niżna Sitnica spełnia charakter gminy partnerskiej, choć niezależnie także próbują swoich sił. Jest to autentyczna współpraca, ludzie nawiązali kontakty, przyjaźnie, zacieśniają się nasze więzi, uczniowie wyjeżdżają na wymianę. Niestety nie mieliśmy do tej pory polsko-słowackiego wesela, ale być może jeszcze nie wszystko stracone. Myślę, że satysfakcja z partnerstwa jest duża. My jesteśmy zadowoleni, oni tym bardziej. Rozwinęliśmy infrastrukturę po obu stronach, wybudowaliśmy drogi, kanalizacje, zmodernizowaliśmy wiele obiektów. Co jest ważne podkreślenia – jesteśmy wiarygodni. Z jakimi jeszcze sąsiednimi państwami Gmina Zarszyn podjęła współpracę? – Z Ukrainą stworzyliśmy 3 umowy partnerskie. Były to miejscowości Sambor i Stary Sambor. Jest to jednak krótszy okres współpracy. Ze Starym Samborem połączył nas 1 mały projekt, głównie wymiana młodzieży gimnazjalnej. Ale wyjeżdżamy Dotychczas sfinalizowaliśmy 32 umowy partnerskie i chętnie zrealizujemy następne. również na różne uroczystości organizowane przez partnerów, imprezy sportowe, a oni przyjeżdżają do nas m.in. na przegląd kolęd i pastorałek. A jak rozwinęła się Gmina Zarszyn dzięki kooperacjom transgranicznym, jakie są reakcje mieszkańców na wszelkie zmiany, które zaszły w ich małej ojczyźnie? – Rozwinęła się infrastruktura w Odrzechowej, Posadzie Zarszyńskiej, Pastwiskach, wybudowaliśmy, kanalizacje, otrzymaliśmy też dofinansowanie na budowę wodociągów w Nowosielcach, Pielni, Odrzechowej, Pastwiskach. W ramach projektów miękkich doposażono domy kultury, galerie artystyczne. Wybudowaliśmy Bajkową Krainę Pogranicza, Szlak Taborowo – Konny w Odrzechowej. Poprawiliśmy wi- zerunek miejscowości. Stworzonych zostało wiele rzeczy, które mają służyć ludziom, zmodernizowaliśmy miejsca na terenie gminy, w Posadzie Zarszyńskiej powstały korty tenisowe, obok szkoły nowe boisko, plac zabaw dla dzieci w okolicy ‘starego przedszkola”, dostosowany dla matek z dziećmi, gdzie można przyjść, usiąść, odpocząć. Mieszkańcy dostrzegają te zmiany i sądzę, że są zadowoleni, kończymy kanalizacje w całej gminie, trwało to ok. 16 lat ale cel został osiągnięty, co mnie bardzo cieszy. Czy są dalsze możliwości rozwoju współpracy transgranicznej, jakie projekty przewiduje się na najbliższą przyszłość? – Mając takich partnerów i przyjaciół na Słowacji z niecierpliwością czekamy na uruchomienie nowych rzeczy. Projekty czekają, będziemy stratować by prowadzić wymianę polsko –słowacką, by się rozwijać i stwarzać nam korzystniejsze warunki. Chcemy ulepszyć też infrastrukturę sportową, wybudować nowe szatnie. W dalszym ciągu będziemy modernizować domy kultury w gminie, mamy na celu poprawę dróg asfaltowych. Nasza gmina należy do Euroregionu od momentu jego powstania. Mamy pełne uznanie dla tego porozumienia, doceniamy profesjonalizm pod względem merytorycznym, który bardzo nam się przydaje. Bez Euroregionu nie udałoby się stworzyć tego, co mamy. Możemy liczyć na fachowe doradztwo, jest to bardzo cenna współpraca ponieważ mogliśmy rozwinąć wszelkie działania w ramach partnerstwa transgranicznego, a ciekawe projekty już czekają. HORYZONT 25 HUCUŁY FOT: Waldemar Sosnowski H ucuły to niewielkie koniki górskie, jedna z najstarszych polskich ras. Hodowane są na terenie Bukowiny, Kar pat Wschodnich, w gór nym biegu Czeremoszu, Prutu, Mołdowy. Szczególnie popularne są w Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Nazwę swą wywodzą od górali ruskich – Hucułów, ludności o specyficznej kulturze dla których konie te odgrywały bardzo ważną rolę w życiu codziennym. Konie te znane są ze swej dzielności, zdając egzamin w trudnych warunkach górskich i podgórskich. Idealnie nadają się do rekreacji, turystyki górskiej, rajdów terenowych. Z uwagi na swą łagodność i inteligencję wykorzystywane są w hipoterapii. Zdjęcia wykonano w: Stadninie Koni Huculskich Chutir Czystogarb, Stadninie Koni Huculskich u Ślęzaka – Terka, Zachowawczej Stadninie Konia Huculskiego BdPN Wołosate. A Pasja, która unosi w przestworza DOROTA ZAŃKO kademicki Ośrodek Szybowcowy Politechniki Rzeszowskiej im. Tadeusza Góry w Bezmiechowej ma już 10 lat. Tegoroczny jubileusz stał się okazją do zorganizowania w Politechnice Rzeszowskiej XVII Zlotu Polskich Pilotek im. Ireny Kostki AEROSABAT 2014 – w przeddzień zbliżającego się jubileuszu 65-lecia uczelni kształcącej pilotów lotnictwa cywilnego. Odbył się on w dniach 4-7 września br., gromadząc ok. 50 pilotek samolotowych i szybowcowych, liniowych i wojskowych z całego kraju. Wśród nich była m.in. Bolesława Jońca z Jeleniej Góry. – Mam 18 lat, ale do setki, i spełniam swoje młodzieńcze marzenia – tak z właściwym sobie ogromnym poczuciem humoru zaczyna opowieść o swojej pasji. – W młodości byłam pilotką szybowcową. Latałam już siedem lat, ale kiedy urodziłam dziecko, na prośbę męża zrezygnowałam z szybownictwa. Małżonek bardzo bał się, że coś złego mi się stanie – mówi. W swoje 80. urodziny po raz pierwszy w życiu skoczyła ze spadochronem – z 3 tys. m. Kolejny raz, z 4,5 tys. m., na miesiąc przed przyjazdem do Rzeszowa i Bezmiechowej. Bezmiechowa – święta góra szybowników – Bezmiechowa to magia miejsca i piękna opowieść – podkreśla Marta Olejnik, organizatorka Aerosabatu 2014. – To kolebka polskiego szybownictwa. To tu szkoliło się wielu pilotów, którzy później walczyli w kampanii wrześniowej i bitwie o Anglię, tu padały pierwsze polskie rekordy, tu także testowano polskie konstrukcje szybowcowe – dodaje. Bezmiechową, jako teren dogodny do szybownictwa, odkrył Wacław Czerwiński z Politechniki Lwowskiej, który dysponował szybowcem własnej konstrukcji CW-1. Latem 1928 roku gościł w majątku Czerkawskich u stóp przyszłego szybowiska. Następnego lata dokonał tu pierwszego oblotu. Jego szybowiec pilotował Szczepan Grzeszczyk, twórca Szkoły Szybowcowej w Bezmiechowej (1932 r.) i pierwszy jej kierownik i promotor polskiego szybownictwa. Warunki meteorologiczne, magia tego miejsca i prawdziwi pasjonaci sprawiły, że Bezmiechowa szybko stała się ogólnopolskim centrum szybownictwa. Jego rozkwit przypadł na lata 19321939. – W tej „akademii szybowcowej”, jak nazywano Bezmiechową, szkoliło się ponad 2000 polskich pilotów, w tym wielu późniejszych asów lotnictwa myśliwskiego oraz około 300 pilotów zagranicznych. Ściągali tu adepci sztuki latania nie tylko z Polski i Europy, ale także z obydwu Ameryk – podkreśla Marta Olejnik. – W Bezmiechowej latała też córka Wielkiego Marszałka, śp. Jadwiga Piłsudska, późniejsza pani Jaraczewska. W wieku 19 lat była najmłodszą pilotką kategorii C. W czasie wojny latała w Anglii, transportowała bombowce. Tadeusz Góra, dziś patron Ośrodka w Bezmiechowej, zawsze wypowiadał się o niej jako o wielkim talencie lotniczym. Korespondowałam z nią przez lata – dodaje. Przed II wojną światową polskie szybownictwo zajmowało II miejsce w świecie pod względem liczby zdobytych srebrnych odznak szybowcowych, zaś pod względem liczebności szybowców, pilotów oraz wyczynów, ustępowało tylko Niemcom i ówczesnemu Związkowi Radzieckiemu. Mówiąc o światowych rekordach warto wspomnieć o dwóch: Wanda Modlibowska z ARP Poznań ustanowiła na „Komarze” rekord Polski i świata długotrwałości lotu szybowcowego, unosząc się w locie żaglowym nad zboczem Słonnego 24 godziny i 14 min. Z kolei Tadeusz Góra na szybowcu PWS-101 pokonał w locie swobodnym odległość 577,8 km z miejscem lądowania w Solecznikach Małych k. Wilna. Za ten wielki wyczyn, jako pierwszy pilot na świecie odznaczony został Medalem im. Ottona Lilienthala – najwyższym odznaczeniem nadawanym szybownikom. Wspaniały rozwój szybownictwa w Polsce przerwał wybuch II wojny światowej. Z Bezmiechowej i pobliskiej Ustianowej, gdzie funkcjonowało lotnisko wojskowe, Niemcy wywieźli kilkaset szybowców. Wyszkoleni w tych ośrodkach świetni polscy piloci, pozbawieni sprzętu i ojczyzny, bohatersko walczyli w bitwie o Anglię. Przebiegająca przez Góry Słonne w 1944 r. linia frontu sprawiła, że budynki Szkoły Szybowcowej uległy znacznemu zniszczeniu. Dzieła zniszczenia dopełniły działania Ukraińskiej Powstańczej Armii, a całkowita likwidacja Szkoły Szybowcowej nastąpiła w 1951 r. – Podejmowane przez Aeroklub Podkarpacki w Krośnie wieloletnie próby poderwania do lotu przedwojennej „akademii szybowcowej” kończyły się kolejnymi niepowodzeniami, niewątpliwie z przyczyn politycznych (bliskość granicy ZSRR) – mówi Marta Olejnik. Przez dziesięciolecia nie gasła jednak tęsknota pasjonatów szybownictwa do dawnego ośrodka szybowcowego. W 1976 r. na „świętej górze szybowników” pojawili się wraz ze swoim opiekunem studenci – członkowie Studenckiego Koła Naukowego Lotników Politechniki Rzeszowskiej i przez kolejne lata organizowali tu swoje obozy. To oni oczyścili pola wzlotów z krzewów i zarośli. W 1992 r. w Lesku powstało Stowarzyszenie na rzecz Reaktywowania i Rozwoju Szkoły Szybowcowej w Bezmiechowej, które pośrednio przyczyniło się do działalności Politechniki Rzeszowskiej na szczycie Słonnego. W 1995 r. Politechnika Rzeszowska nabyła pole wzlotów o powierzchni 11 ha (dziś w sumie ma tu 60 ha), a dwa lata później podpisała porozumienie z Politechniką Warszawską i Lwowską w sprawie reaktywowania akademickiego ośrodka szybowcowego. Tak Politechnika Rzeszowska przejęła lotnicze dziedzictwo Politechniki Lwowskiej i w sierpniu 2004 r. otwarła tu podwoje Akademickiego Ośrodka Szybowcowego im. Tadeusza Góry – w jego obecności. W roku 2009 otwarto kolejną kartę historii tego miejsca – Ośrodek Szkolenia Lotniczego. Siła lotniczej pasji Dziś Bezmiechowa szkoli kolejne pokolenia szybowników i w Międzyuczelnianym Lotniczym Laboratorium Naukowo-Badawczym Politechniki Rze- HORYZONT 29 szowskiej i Politechniki Warszawskiej bada nowe konstrukcje szybowcowe i motoszybowcowe. I po raz drugi gościły tu uczestniczki Aerosabatu. Opowieści szybowniczek, które odwiedziły ten ośrodek podczas tegorocznego zlotu, są równie fascynujące, jak historia ośrodka w Bezmiechowej. – Latanie daje mi radość. Tam, w górze, czuję się taka lekka, pozbawiona wszystkich ciężarów życia, wolna jak ptak, wszystko jest takie piękne. To sprawia, że chce mi się żyć – mówi 82 -letnia Bogusława Jońca. Choć mogłaby narzekać, a i powody by znalazła, bo mieszka sama (mąż zmarł 3,5 roku temu, córka żyje za granicą), to jednak zaraża innych radością życia. – Ciągle o czymś marzę, nie myślę, ile mam lat – dodaje. Bardzo dba o kondycję – w każdą sobotę pokonuje w basenie 1000 m. – 40 x po 25 m przepływam w 45 minut – mówi. Chodzi też po górach. – Nic mnie nie boli. Sport daje człowiekowi nie tylko kondycję fizyczną, ale i siłę psychiczną, inne myślenie – zaznacza. Podkreśla, że nie ma tematów do rozmów ze swoimi rówieśniczkami, bo one tylko o chorobach rozprawiają. – Ja wolę dobry dowcip opowiedzieć czy też usłyszeć. Kiedy jestem się w przestworzach, zdaje się mieć bardzo bliski kontakt z niebem. I tam zawsze pomyślę sobie: Boże, Ty jednak jesteś, bo mi pozwalasz w tym wieku na takie wyczyny. – Jest w nas ta młodość i ta energia, siła lotniczej pasji – podkreśla Barbara Grześkowiak-Bocian, pilot szybowcowy, skoczek spadochronowy, instruktor szybowcowy. Swoją przygodę rozpoczęła ponad 60 lat temu. – Lotnictwo jest chorobą nie do wyleczenia. – Kto jej raz posmakuje i „pocałuje się” z chmurkami, to pozostaje w nim do końca życia – podkreśla. Choć dzisiaj nie posiada licencji, bo zdrowie nie pozwala, nadal jest bardzo aktywna, jest prezesem Klubu Seniorów Lotnictwa w Poznaniu. Najważniejsze w tej profesji, wg pilotek szybowcowych, jest wyczucie (trzeba czuć powietrze) i… doskonałe zdrowie. Techniki można się nauczyć. – Bo to, że tu jesteśmy, jako 80latki świadczy o tym, że zdrowie trzeba mieć – tłumaczą. – Jest to dziedzina, która uczy odpowiedzialności, daje satysfakcję z tego, że jest to gra na serio i rzeczywiście w każdej chwili człowiek odpowiada za to, co robi. To cieszy i dowartościowuje – mówi w jednej osobie lotniczka i lekarz-psychiatra Anna Szczepanik–Dziadowicz z Nowego Sącza. Jest żoną lotnika, który oświadczył jej się w szybowcu. Są już ze sobą 40 lat. Pasję lotniczą odziedziczyła po ojcu. Latała też na samolotach; w Lubelsko-Podlaskich Zawodach Samolotowych bywała nawigatorem swojego męża. Podobnie jak warszawianka Ewa Jagiełło-Włodarska, która w PLL LOT przepracowała 35 lat. Była nawigatorem na Ił-18 i na Tupolewie 134, radiooperatorem na Ił-62, w końcu została stewardessą i pilotem szybowcowym. Z Adelą Dankowską ustanowiły rekord świata na dystansie docel –powrót 500 km. Czy będąc w przestworzach można bujać w obłokach? -Można, ja w samolocie czuje się jak w domu, taki luz i spokój od- czuwam -mówi. Wierzy w przeznaczenie. – Co się ma zdarzyć, to się zdarzy. Samolot zawsze wróci na ziemię. Strach odczuwam na drodze – przyznaje. W maju br. minęło 60 lat, od kiedy Adela Dankowska po raz pierwszy oderwała się od ziemi. W tym czasie pobiła 15 rekordów świata i 43 rekordy Polski. – W szybowaniu najbardziej pociąga mnie samotność i obcowanie z ptakami. Ptaki, szczególnie bociany, bardzo pomagają nam w wyszukiwaniu kominów – tłumaczy. Szybowanie pokochała również organizatorka Aerosabatu 2014, Marta Olejnik z Politechniki Rzeszowskiej. Wespół z ówczesnym rektorem Politechniki prof. Stanisławem Kusiem w czerwcu 1998 r. uczestniczyła na szczycie Słonnego w otwarciu Aeroklubu Bieszczadzkiego, którego z czasem została honorowym członkiem. Była w gronie osób przywracających „górze odnalezionych przeznaczeń” jej należyte w historii miejsce na mapie polskich szybowisk, miała osobisty udział w otwarciu AOS w Bezmiechowej w 2004 r. – Pierwszy start zaliczyłam z lin gumowych jesienią 1998 r., nomen omen na szybowcu „Bakcyl” w Bezmiechowej – mówi Marta Olejnik. – Nie posiadam licencji, zawsze jestem pasażerką i korzystam z tego przy każdej nadarzającej się okazji. Jak pisze w pięknym wierszu jedna z pilotek szybowcowych Hania Badura: „Dopóki będzie istniał świat i świecić będzie słońce, po niebie będzie nosił wiatr dziewczyny latające”. W moim przypadku bakcyl pozostał – dodaje. Polskim śladem po Bukowinie ANDRZEJ KLIMCZAK Gór mi mało i trzeba mi więcej Żeby przetrwać od zimy do zimy Ktoś mnie skazał na wieczną wędrówkę Po śladach, które sam zostawiłem /„Wolna Grupa Bukowina”/ K to chociaż raz trafił na Bukowinę - i nie ważne czy tę po ukraińskiej, czy po rumuńskiej stronie Bóg mi świadkiem, będzie nucił już zawsze piosenkę Wojtka Bellona „Gór mi mało i trzeba mi więcej, żeby przetrwać od zimy do zimy...”. Czy są takie ludzkie słowa, które mogą dostatecznie opisać górski krajobraz, wschody słońca ukrywającego się za mgłą płynącą rankiem nad spienionym nurtem rwącej rzeki, przeciągły szum wiatru uganiającego się koronach smukłych świerków czy zapachy kwiatów z wysokich hal? Nie wiem... Ale wystarczy jedno słowo - Bukowina! I tęsknisz do tych wzgórz zielonych i jak górskie echo chcesz wrócić tam jak najprędzej. Widziałem już prawie wszystkie europejskie góry. Pokorę wzbudzały niebosiężne Alpy, radość budziły Dolomity, zaciekawienie - tajemnicze Pireneje, pasmo Olimpu tchnęło historyczną zadumą. Tęsknotę jednak zawsze budziły Karpaty. I chociaż daleko im do rekordowych wysokości szczytów i głębokości kanionów, to właśnie tutaj zawsze wracam z radością. Mam ulubione miej- sca w tym półksiężycowatym paśmie górskim, dzielącym północ środkowego kontynentu od południa. W geograficznym ujęciu, są one zazwyczaj maleńkimi enklawami. Na pierwszym miejscu były i pozostaną dla mnie Pieniny, gdzie zdobywałem pierwsze, jakże w dzieciństwie wysokie szczyty. W szumiących potokami wąwozach znajdowałem cień w upalne lata. Tutaj każdy dzień wyglądał inaczej i każda godzina była inna od poprzedniej. Na odkrycie Bukowiny czekałem długo - do lat dziewięćdziesiątych. Upadł właśnie komunizm i można było wreszcie chodzić po tych górach, gdzie oczy poniosą. Wracałem i wracam tutaj nadal, odkrywając je za każdym razem na nowo. Po ukraińskiej stronie Bukowina jest jeszcze niewykorzystana turystycznie. Po rumuńskiej stała się niezwykle atrakcyjna, pełna doskonałych ośrodków turystycznych, restauracji i szlaków wiodących do średniowiecznych monastyrów w Putnie, pisanym przez „u” otwarte Gura Humoruj czy Suczawicy. Pozostało tutaj, na szczęście, jeszcze wiele miejsc, gdzie turyści docierają rzadko. Gdzie zaprawiony globtroter znajdzie prawdziwy raj. Niezwykłe w tym terenie są polskie wioski, takie jak Pojana Mikuli, która właściwie powstała w ciągu jednego dnia, gdy czterdzieści rodzin polskich przeniosło się w roku 1842 z przeludnionej Starej Huty Krasnej na zalesione tereny w dolinie rzeki Humor. Dołączyła do nich grupa rodzin Niemców sudeckich. Polska, tak zwana dolna część wioski, nazywana była Polaną Mikuli, górna - Buchenhain. W środku wsi do dzisiaj stoi niewielka kapliczka, przy której na nabożeństwach spotykały się obie narodowości. Kapliczka, tak jak i wioska, jest podzielona napisem; w języ- ku polskim „Pracuj całe życie dla wieczności” i napisem niemieckim o takim samym znaczeniu. Niemcy mieszkali tutaj do roku 1939. Później ich domy zasiedlili Rumunii. Na miejscu zostało zaledwie kilka osób wywodzących się z tamtej starej, niemieckiej migracji. Na tej fali osadnictwa najwcześniej założono wioskę Nowy Sołoniec, gdzie trzydzieści polskich rodzin pochodzących z również przeludnionej miejscowości Hliboki, w roku 1834 wykarczowało las pod osadę, leżącą na zachód od Kaczyki - miejscowości założonej przez polskich górników, przywiezionych tutaj z okolic Kałusza, Bochni i Wieliczki. Najpóźniej, bo w połowie XIX wieku przybyli na te tereny polscy osadnicy z okolic Tarnowa i Rzeszowa. Ich potomkowie zamieszkują dzisiaj wioski położone w okolicach Suczawy, noszące rumuńskie nazwy: Vicsani, Moara i Milhoweni. Babcia Maryja W Nowym Solońcu do niedawna wszystkie domy były drewniane. Wioska otoczona górami przypomina romantyczny, szlachecki zaścianek. I nie tylko ze względu na architekturę, ale też na ludzi, którzy tu mieszkają. Staropolskie imiona - Tekla czy Gerwazy nie należą tutaj do rzadkości. Mimo przeciwności losu i historii, zachowali polską tradycję i język - trącący czasem staropolskim, ze słowackimi wtrąceniami. Miękki, nieco śpiewny, miły dla ucha. Niezwykłe. Większość z Solończan nie była wcześniej w Polsce. Język, wiarę i obyczaje dziedziczyli po rodzicach i dziadkach. Tak było od wieków, każde pokolenie przekazywało dalej tradycję, jak najcenniejszy skarb. Nigdy nie dali się wynarodowić. Zawdzięczają to zapewne nie tylko wielkiej miłości do nieznanego HORYZONT 31 kraju, ale też kolejnym władcom tych ziem, którzy za polskość karali izolacją i represjami. Jak na ironię, te przeciwności umacniały miejscowych Polaków w ich patriotyzmie. Nieżyjąca już, a mająca na początku dwutysięcznego roku już osiemdziesiąt pięć wiosen pani Maryja urodziła się w Nowym Solońcu i nigdy go nie opuszczała na odległość większą niż 20 kilometrów. Mówiła pięknym, literackim językiem, okraszonym czasem staropolszczyzną, czasem jakimś słowacko brzmiącym słówkiem. Wszak wcześniej żyli ze Słowakami dosłownie miedza w miedzę. Podczas kolejnych wypraw do Solońca uwielbiałem siadać obok „babci” Maryi na drewnianej ławeczce pod drewnianym okapem jej domu i słuchać długich i arcyciekawych wspomnień. - Rodzice dali mi na imię Maryja na cześć Najświętszej Panienki z sanktuarium w Kaczyce - tłumaczyła babcia z Solońca. - Chodziliśmy tam na piechotę jeszcze przed wojną na wszystkie odpusty, większe święta i pielgrzymki. To dla nas taka miejscowa Częstochowa. A i obraz cudami słynący mamy. Rodzice uczyli mnie zawsze mówić poprawnie po polsku, tak jak potrafili. W domu nie wolno mi było mówić po rumuńsku, mimo że bawiłam się z rumuńskimi, słowackimi i niemieckimi dziećmi i chodziłam z nimi do szkoły. - Nie, nie, nikt nie traktował ich wrogo, byli naszymi przyjaciółmi, sąsiadami, razem pracowaliśmy, razem bawili, razem smucili – babcia wyjaśnia panujące wówczas relacje panujące między zamieszkującymi tutaj nacjami, abym przypadkiem nie pomyślał czegoś złego. - Ciężkie czasy nastały dla nas dopiero, jak wybuchła II wojna światowa – wspomina Maryja - Wszystko się zmieniło. Miejscowi Słowacy już nie byli tacy przyjacielscy jak dawniej. Niektórzy Rumunii brali z nich zły przykład. A my nadal trwaliśmy przy swoim. Najgorzej zaczęło się dziać, gdy wkroczyli sowieci. Potem nastał komunizm. Za czasów I sekretarza Komunistycznej Partii Rumunii Caucescu, nasze miejscowości izolowano. Nie wolno nam było ich opuszczać. Nie dostawaliśmy nawet kartek na żywność i ubrania. To była kara za naszą polskość. - Żyliśmy z tego, co się uchowało na lichej gospodarce i co można było zebrać w lesie. Nie było czym obrabiać ziemi, bo większość koni zabrali wcześniej wojskowi. Podkuwało się krowy i woły i nimi orało, zwoziło drewno z lasu. Żeby było cieplej, często zwierzęta trzyma- 32 HORYZONT mo, czy zbierzemy cokolwiek w tym roku. Dałam co prawda księdzu na mszę w tej intencji, ale co tam się Rumun wymodli... ?! Solończanie dopięli swego. Dzisiaj ksiądz spowiada, modli się i śpiewa po polsku. Ta inność i wielość obyczajów w rumuńskim środowisku jest naturalna. Nikogo nie razi, nie budzi złych emocji. To coś, co wrosło w miejscową tradycję i stanowi o wartości i atrakcyjności tego miejsca. Bukowianie trzymają się razem no w chałupie – babcia Maryja tłumaczy swoją miękką polszczyzną. Społeczność polska na Bukowinie przetrwała komunistyczne represje i biedę w niewzruszonym, polskim stylu. Nie dali się zmusić do zarzucenia języka i wiary. Każda taka próba wzbudzała opór i niechęć. Nie tylko w czasach komunizmu. - Na początku lat dziewięćdziesiątych przyjechał do Solońca ksiądz Jacek z Krakowa – opowiada babcia Maryja. Od dawna nikt nie odprawiał mszy w naszym kościele. Cieszyliśmy się wszyscy. Ksiądz zaprzyjaźnił się z nami, a my go pokochaliśmy za jego dobroć. Niestety, po kilku latach zabrano nam proboszcza z powrotem do Polski. Przyszedł na jego miejsce Rumun, który kończył wyższe seminarium w Polsce. Dobrze mówił po polsku, ale już na pierwszej mszy powiedział, że będziemy modlić się po rumuńsku i koniec! My mieliśmy się modlić po rumuńsku! Przetrwaliśmy z naszym językiem i wiarą tyle wieków, tyle cierpień, a teraz, gdy nastała wolność, ma być inaczej? - babcia nie kryła oburzenia. – No i jest tak: ksiądz się modli po rumuńsku, my po polsku. On spowiada nas po rumuńsku, my po polsku. - Ale upał i spiekota – babcia ociera ręką czoło i mówi dalej z irytacją w głosie. – Wszystko w polu wysycha. Nie wiado- O tym przekonałem się niejednokrotnie. Wielu z nich trafiło w ramach akcji wysiedleń w powojennych latach czterdziestych na tak zwane ziemie odzyskane. Spora diaspora Bukowińska mieszka w dzisiejszym województwie lubuskim. Niektórzy często wracają na ziemię, gdzie ich korzenie - na krótko lub, jak się da, na dłużej. Kaczyka to niewielkie, niegdyś górnicze miasteczko. Za czasów panowania Austrii przywieziono tutaj w roku 1792 polskich górników, aby zbudowali kopalnię soli. To jedyna na świecie kopalnia będąca poniekąd kopią żup wielickich. Urządzono tutaj, wśród głębokich pokładów soli, salę balową, sztuczne jezioro i kaplicę św. Barbary. To jedna z dwóch głównych atrakcji miasteczka. Drugą jest największe w Rumunii sanktuarium maryjne. Neogotycka świątynia z czterdziestometrową wieżą została wybudowana na początku XX wieku. Kościół był konsekrowany w roku 1904 przez uznanego obecnie za świętego, arcybiskupa lwowskiego Józefa Bilczewskiego. W ołtarzu prezbiterium umieszczony jest obraz Czar nej Madonny Kaczyckiej, będący przedwojenną kopią cudownego obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. W roku dwutysięcznym, 15 sierpnia, spotkałem na schodach wiodących do kościoła księdza Stanisława Irisika, wówczas proboszcza parafii w Storożyńcu - mieście uznawanym za stolicę ukraińskiej Bukowiny. Wraz z grupą swoich wiernych pielgrzymował do Kaczyki, tak jak to dawniej, jeszcze przed wojną bywało. Ksiądz Irisik trafił na Bukowinę w roku 1991. - Wróciłem na Bukowinę razem z wolnością – podkreśla kapłan ze zgromadzenia Św Wincentego a Paulo. – Był to dzień, w którym ogłoszono niepodległość Ukrainy. Moja rodzina pochodziła z Bukowiny. Ja urodziłem się w Polsce. Właściwie wróciłem na ojcowiznę. Ksiądz Irisik przez czternaście lat był proboszczem w Storożyńcu. Na początku mieszkał w opłakanych warunkach. Jadł, kiedy było co jeść. Głodował, gdy brakło jedzenia i pieniędzy. Przywracał wiernym kościoły zamienione w czasach komunizmu na magazyny. Budował jadłodajnie dla bezdomnych i ubogich. Chodził ścieżkami swoich rodziców i dziadków. Poznawał tych członków rodziny, którzy po wojnie pozostali tutaj. I dawnym zwyczajem swojej przesiedlonej rodziny pielgrzymuje do sanktuarium w Kaczykach. Zbiera wszystkie książki, które traktują o Bukowinie. Bierze udział w spotkaniach Bukowian, zainicjowanych między innymi przez jego znajomą, Bukowiniankę, doktor Helenę Krasowską z Polskiej Akademii Nauk - autorkę kilku już książek o Bukowinie. Dzisiaj ksiądz Irisik przewodniczy w Kijowie Grupie Misyjnej, która pomaga nie tylko duchowo wier nym na całej Ukrainie. Myślą jest jednak nadal na ukochanej Bukowinie. Tam wraca, otoczony natychmiast miejscowymi góralami i ich sympatią. Trzymają się razem. Duch Bukowiny drzemie w każdym, kto odkrył swoje korzenie wśród tych wspaniałych gór. Każdy z nich poszukuje też swoich ziomków i natychmiast znajduje z nimi wspólny język. Dotyczy to nawet osób, które zaledwie kilka razy miały możliwość odwiedzić raj utracony swoich przodków, tak jak Jan Bury z Markowej koło Łańcuta, prowadzący Fundację im. Jana Pawła II „Wzrastanie”, skoligacony poprzez prakuzynkę z rumuńską rodziną królewską. Urodził się w roku 1942 w Bahrinestii, miasteczku obecnie na terytorium Mołdawii. Rodzina mieszkała jednak na Bukowinie. Pozostał sentyment i pasja poszukiwania rodaków z dawnych kresów. I wielka radość, kiedy ich spotyka. Niespotykana jest ta solidarność Bukowińskich korzeni. I to w czasach, gdy rozpadają się więzi narodowe, sąsiedzkie i nawet rodzinne. Co tkwi w tej zaczarowanej krainie karpackiej, że zbliża ludzi, budzi ich tęsknotę i wzajemny szacunek? War to pojechać na Bukowinę Trudno zrozumieć ten sentyment, dopóki osobiście nie zetknie się człowiek z tymi ludźmi, dopóki na własnych nogach nie przemierzy górskich szlaków od najwyższego ze szczytów Bukowiny, 1857-metrowego Giumalau, po głęboką dolinę Poliana Mikuli. A po drodze nie braknie przygód... W leśnych ostępach można stanąć oko w oko z niedźwiedziem, bowiem Rumunia jest ostoją największej populacji tych drapieżników w Europie. W zagubionych osadach, do których prowadzą czasem jedynie wąskie, kamieniste górskie drożyny, można zobaczyć na własne oczy, jak podkuwa się woły. Zwierzęta o niezwykłej sile, używane jeszcze przez drwali do ściągania ze stromych stoków potężnych pni. W górskich dolinach, często trudnych do odnalezienia, zachwycają średniowieczne, mołdawskie monastery – pięknie odremontowane, pokryte bogatą polichromią, zachwycające architekturą i niezwykłymi wnętrzami, lub surowe, wykute w skale groty dawnych eremitów. Największym skarbem tych terenów są jednak ludzie. Rumuni, Polacy, Ukraińcy potomkowie Czechów, Słowaków, Niemców i Węgrów. Tygiel narodowościowy, różny pod wieloma względami a jednocześnie monolityczny, tworzący niezwykłą kulturę, folklor i niepowtarzalny klimat typowy dla karpackich górali. „Łem”, czyli Łemkowie JERZY WROCŁAWSKI S zli do nas Karpatami. Pierwsi zaczęli się pojawiać w XIII wieku. Posuwali się szlakiem na zachód. Zatrzymali się na ziemiach między Wysokim Działem w Bieszczadach a doliną Popradu. Rodzili się, żyli i umierali po naszej stronie Karpat aż do połowy XX wieku. Pod koniec XX-lecia międzywojennego ich liczbę oceniano niezbyt dokładnie na od 100 do 150 tysięcy. Zniknęli nagle. Niczemu winni zapłacili wysoką cenę za zawieruchę II wojny światowej. Podczas trzech lat 1944-1946 około 90 tysięcy przesiedlono na radziecką Ukrainę. To był pierwszy etap wyrzucania ich z zasiedlonych przez wieki ziem. Drugi był nagły i szybki. Ci, którzy ostali się przed wysiedleniem na Ukrainę, zniknęli między końcem kwietnia a końcem lipca 1947 roku. W ramach tak zwanej Akcji „Wisła” - walki z ukraińskimi nacjonalistami. Władza ludowa uznała, że stanowią bazę dla oddziałów UPA, mimo że nigdy nie ulegli ukrainizacji. Przesiedlono ich na tak zwane Ziemie Odzyskane, do zachodnich i północnych województw. Kim byli? Byli Łemkami. Kim byli i są Łemkowie? Profesor Michał Parczewski, archeolog, który dłubanie w ziemi perfekcyjnie łączy z przekazami pisanymi, w jednym z wywiadów odpowiada na to pytanie tak: - W dużym stopniu Łemkowie są potomkami Wołochów. Pasem transmisyjnym wędrówki pasterskich Wołochów był łańcuch Karpat. Ale gdy zbliżała się zima, schodzili na niziny, ponieważ stada, które wypasali, nie miałyby szans na przeżycie zimy w górach. Musiało więc dochodzić do kontaktów z osiadłą na nizinach ludnością, do stopniowego przystosowywania się do nowych wa- runków. I w ten sposób powoli dokonywała się slawizacja Wołochów, z których wywodzą się Huculi, Bojkowie, Łemkowie, także nasi górale beskidzcy i podhalańscy. Gdy więc Wołosi zaczęli się pojawiać w dzisiejszych Karpatach ukraińskich, a było to na pewno w XIV, a może jeszcze w XIII wieku, chcąc nie chcąc musieli obcować z liczną ludnością ruską, żyjącą u podnóża gór. Tych, którzy dotarli później w nasze Beskidy i na Podhale, schrystianizowano w obrządku rzymskim. - Czym Pan wytłumaczy fakt, że w badaniach naukowych tak wiele miejsca poświęca się Łemkom? - Dlatego, że wyjaśnienie genezy Łemkowszczyzny przybliża odpowiedź na pytanie o średniowieczne dzieje Karpat. Na pewno mamy też jednak do czynienia z pozanaukową otoczką tego tematu. Wokół Kar pat, jednego z największych przecież łańcuchów górskich w Europie, narosło wiele mitów dla mieszkańców nizin to przecież zupełnie osobny świat - a Łemkowie to dodatkowa, wzmacniająca ten mit karpacki egzotyka etniczna. Budzi powszechne zainteresowanie nie tylko wśród historyków. Gdy spojrzymy na mapę naszych Karpat i zakreślimy tereny zamieszkałe do II wojny światowej przez Łemków, to uświadomimy sobie, że przez kilkaset lat funkcjonował niezwykły, wąski pas osadnictwa wschodniosłowiańskiego, który klinem liczącym około 100 km oddzielał od siebie tereny zajęte przez Słowian Zachodnich, czyli Polaków i tereny zasiedlone przez Słowaków żyjących po obydwu stronach gór. Łemkowszczyzna stanowiła dla Polaków środowisko zupełnie odmienne od własnego. Łemkowie mówią innym językiem, żyli w całkiem innych warunkach, a przy tym zajmowa- li tereny kapitalne z krajoznawczego punktu widzenia. No i potem, podczas i po wojnie, kiedy doszło do wysiedleń, ten inny, mityczny i egzotyczny świat, nagle prawie przestał istnieć. I fakt nieistnienia spotęgował jeszcze to znamię łemkowskiej egzotyki. Uprawiali skalistą rolę, żyli też z lasu Mieszkali w górach, a tam nigdy nie było dobrej ziemi. Uprawiali żyto, jęczmień, owies, ziemniaki, grykę, koniczynę i len, wszak lniane koszule i spodnie stanowiły istotny element ich ubioru. Narzędzia mieli prymitywne: sierp do sprzętu zboża, motykę do wykopywania ziemniaków. Siano zbierali ręcznie. Wypasali owce i woły. Po zarazie, która zdziesiątkowała ich stada na początku XIX w., zaprzestali przetrzymywania owiec przez zimę. Kupowali jagnięta wiosną i wypasione owce sprzedawali jesienią na okolicznych targach. W podobny sposób hodowali woły. Żyli też z lasu - z wyrębu i zwózki drewna. Wyspecjalizowali się w ręcznej produkcji gontów i to na ogromną skalę. Niektóre łemkowskie wsie żyły tylko z gonciarstwa. Rynkiem zbytu były Słowacja i Węgry. Klasyczny gont jest łupany siekierą wzdłuż słoja. Po takim goncie woda spływa, nie wsiąka w drewno. Dziś to już sztuka niemal całkowicie zarzucona. Mężczyźni zajmowali się też szklarstwem. Łemkowskie kobiety przędły i tkały, przede wszystkim na potrzeby domowe. Imano się wszystkiego, by przeżyć, ale łemkowskie życie upływało w ogromnej biedzie. W sytuacji, gdy rodzinna ziemia nie była w stanie wyżywić swoich mieszkańców, pod koniec XIX w. rozpoczęła się masowa emigracja Łemków do Kanady i USA. Wyjechały dziesiątki tysięcy, w okresie międzywojennym szacowano nawet, że za granicą, szczególnie w Ameryce Północnej, żyje tyle samo Łemków, co w rodzinnych stronach. Gdy się chcą dowartościować, przypominają, że z ich nacji wywodzi się Andy Warhol – ikona pop artu. Andy urodził się już w Pittsburgu, ale jego rodzice rzeczywiście byli Łemkami. Mieszkali we wsi Mikova, położonej tuż obok miasteczka o nazwie Medzilaborce. Tata Andy’ego nazywał się Andrij Warchola, mama Ulija Justyna Zavacka. Chyża, czyli dom uniwersalny Spotkać dziś autentyczny dom łemkowski, to sztuka nie lada, acz nie do końca beznadziejna. Łemkowskie domostwo składało się z jednego budynku. Chyża, czyli chata, mieściła izby mieszkalne, stajnię i pomieszczenia gospodarskie, a rolę stodoły pełnił ogromny strych. Część mieszkalną od inwentarsko-gospodarczej oddzielała sień. Skupienie wszystkiego pod jednym dachem miało w ostrym górskim klimacie swoje uzasadnienie – chroniło przed stratami ciepła. Nie trzeba było otwierać drzwi wychodzących na zewnątrz, by nakar mić i oporządzić zwierzęta.. Chyże były obszerne. Na podmurówce z kamieni spojonych gliną budowano ściany z belek świerkowych lub jodłowych. Dach był wysoki, zazwyczaj dwa razy wyższy od wysokości ścian. Musiał się po nim zsuwać śnieg, którego w górach nigdy za mało; musiał też zmieścić duże ilości siana, wszak pełnił rolę stodoły. Dach wychodził daleko poza obrys ścian, tworząc okapy, które chroniły przed zacinającym deszczem, a podczas gorącego lata przed nadmiernym nasłonecznieniem. HORYZONT 35 Karpaty Wschodnie – góry nieskażone komercją Z podróżnikiem, fotografem Jackiem Wnukiem rozmawia Dorota Zańko Karpaty Wschodnie są doskonałe do fotografowania, przede wszystkim pod względem etnograficznym. Są swego rodzaju fenomenem - uważa Jacek Wnuk z Krosna, miłośnik tych gór, podróżnik, fotograf. Na swoim koncie ma blisko 100 wypraw w tamtą część Karpat. - Tu turysta przyjmowany jest przez miejscowych i traktowany jak wędrowiec, doświadcza niecodziennej życzliwości i gościnności. I w tym właśnie tkwi magia tych gór – podkreśla. Dorota Zańko: - W Kar paty Wschodnie podróżuje Pan od 17 lat. Wyprawy w te góry zaczynał Pan od ich części ukraińskiej. Czym Karpaty Pana ujęły? Jacek Wnuk: - Karpaty, jako góry, same w sobie nie są według mnie jakoś szczególnie interesujące i nadzwyczaj egzotyczne w skali świata czy nawet Europy, ale mają niepowtarzalną atmosferę i klimat, którego nie można znaleźć nigdzie indziej. W Karpatach są bowiem jeszcze takie miejsca, takie wioski, gdzie „cywilizacja” turystyczna nie dotarła, nie „skaziła” ich komercja. Tu turysta traktowany jest często nie jako klient, na którym można zarobić, lecz jak wędrowiec - człowiek, którego trzeba przyjąć, ugościć. Takie podejście do podróżnika, szczerość, otwartość i naturalność tych ludzi, możliwość uczestniczenia w ich codziennym życiu prowadzonym w trudnym, górskim środowisku stanowi o bezcennej wartości tych podróży. Przez lata góry te były izolowane od masowej turystyki, nie można było tam podróżować. Turystów zniechęcały też problemy komunikacyjne czy problemy na granicy. To sprawiło, że Karpaty stały się krainą zapomnianą, odludną. Z drugiej strony udało się im się zachować dziewiczość, pierwotność, dzikość. Ludzie żyjący w tych górach kierują się odmiennym od zachodniego system wartości - dla nich liczy się przede wszystkim drugi człowiek. To wszystko 36 HORYZONT sprawia, że Karpaty są dla mnie tak bardzo pociągające. - Karpaty to wdzięczny obiekt do fotografowania? Jeśli o chodzi o same góry, nie są one najłatwiejsze do fotografowania, wręcz trudne. Chcąc pokazać piękno Karpat Wschodnich, a zarazem subiektywne spojrzenie na tę krainę, organizowałem wyjazdy typowo fotograficzne - w małych grupkach lub całkiem samotnie. Aby uzyskać dobre ujęcia, musiałem niejednokrotnie spędzić sporo czasu w oczekiwaniu na „ładne” światło i odpowiednie warunki atmosferyczne. W tych górach trzeba po prostu pobyć. Nie wystarczy wejść w południe na szczyt, zrobić zdjęcia i na wieczór zejść w doliny. Najpiękniejsze ujęcia powstawały o porankach, w wieczory czy przy nietypowych warunkach atmosferycznych, przy zachmurzeniu czy tuż po burzy, późną jesienią i zimą, gdzie sam pobyt wysoko w górach wymaga skrupulatnego przygotowania i sporego samozaparcia. Te warunki dostarczają sporo adrenaliny, ale i wiele przygody. Ogromny wpływ na mój warsztat fotograficzny miał mój wykładowca z czasów studiów w Szkole Filmowej w Łodzi, prof. Krzysztof Hejke. Odbyłem z min sporo wypraw fotograficznych w Karpaty Wschodnie, czego owocem jest jego publikacja albumowa „Huculszczyzna”. Karpaty są wdzięcznym do fotografowania obiektem etnograficznym. Jest tu całe morze tematów z tego zakresu. W trakcie moich niezliczonych wypraw w te góry i podczas setek dni spędzonych w tej magicznej górskiej krainie, zrobiłem tysiące zdjęć. Udało mi się uchwycić miejsca, które dziś zmieniły się bezpowrotnie, a do których typowy turysta nie docierał. Uwieczniłem nie tylko góry, lecz w dużej mierze życie codzienne ich mieszkańców. Zatrzymane w kadrze motywy stanowią magiczny obraz karpackiej prowincji, prowincji, której próżno szukać gdziekolwiek indziej. - A jak Pan ocenia przygotowanie Karpat pod względem turystycznym? Kiedy zaczynałem podróżować w te góry, schronisk czy noclegowni praktycznie nie było. Można było liczyć na własny namiot lub na gościnność miejscowych. Trzeba było być maksymalnie zaopatrzonym, zapasy jedzenia mieć przynajmniej na kilka dni. A z wody korzystać ze źró- deł i z potoków. Dziś to się powoli zmienia. Powstało kilka kurortów narciarskich, gdzie przyjeżdża masa turystów. Ta masowa turystyka pociąga za sobą rozwój całej okolicy, nie wiem tylko czy w odpowiednim kierunku, bo zatraca ona tę magię i autentyczność, jakiej tam poszukuję… Aby pozwolić choć w jakimś stopniu na rozwój zrównoważonej turystyki, wraz z międzynarodową grupą inicjowaną przez Czecha Alesza Kuczerę znakowaliśmy szlaki turystyczne. Szlaki pozwalają przyciągnąć turystów z plecakami przemierzających te góry w poszukiwaniu miejscowego kolorytu, turystów, którzy z daleka omijają hotele i kurorty, zatrzymują się w gospodarstwach agroturystycznych, chłonąc wspaniały karpacki klimat i wspierając miejscowych, a nie inwestorów z innej części świata. Według mnie, turystów zniechęcają do przyjazdu w Karpaty Wschodnie stosunkowo słabo rozwinięta infrastruktura turystyczna, dziurawe drogi i dość wysokie ceny w porównaniu do jakości usług. Ale dzięki temu do dziś pozostały zakątki tych gór, gdzie jeśli już dotrzemy, możemy przenieść się dosłownie w inny świat… - Wspomina Pan o wschodniej gościnności. W jakich okolicznościach doświadczył jej Pan, jakie przygody udało się Panu przeżyć w Karpatach? W moim przypadku było ich mnóstwo. Pamiętam, jak po trzech dniach zimowe- go przejścia przez ośnieżone, oblodzone granie Karpat ukraińskich, zmarznięci i przewiani, w końcu dotarliśmy do jakieś wioski. Widok przed nami był przepiękny – w rozległej dolinie malowniczo porozrzucane chatki z dymiącymi kominami, obsypane białym puchem. Marzyliśmy o noclegu pod dachem, bo perspektywa kolejnej nocy namiocie przy temperaturze minus 15 stopni C lekko nas przerażała. Zapukaliśmy do pierwszego napotkanego domku i zapytaliśmy gospodarza o turbazę. W odpowiedzi usłyszeliśmy: - Jaka tam turbaza, gdzieś tam jest, ale to daleko. Poza tym, gdzie w środku zimy będzie tam ktoś… Sam mieszkam, jest miejsce u mnie w chacie, to można spać… Ściągajcie te wory z pleców i zachodźcie do kuchni, zrobię coś do jedzenia. Wyciągnęliśmy jedzenie na stół, lecz gospodarz kazał nam je szybko schować. Napalił mocno w piecu i ugotował ziemniaki. Jedliśmy je ze skwarkami i przepijali samogonem. Czułem się tam, jakbym przyjechał do starego przyjaciela, którego nie widziałem wiele lat i mielibyśmy sobie mnóstwo do opowiedzenia. Gospodarz opowiedział nam o całej swojej rodzinie, o tym jak handlował krowami i trzeba było je pędzić 40 km przez góry, o historii kołchozu. Ubolewał, że nadeszły takie czasy, że nikt nie chce uprawiać pól, tylko stoją odłogiem… Na śniadanie wyciągnął wędzoną słoninę, która w tamtych regionach jest rarytasem. Jej kawałek dostaliśmy na drogę. Potem siadł na konia i ruszył z nami kawałek, aby pokazać nam krótszą drogę przez łąki rozciągające się ponad doliną. - I na koniec proszę powiedzieć, czy w Pana ocenie Karpaty mogą konkurować z Alpami? To są całkowicie inne góry, inna jest ich struktura, inny charakter niż Alp. Karpaty są dużo niższe i z innym klimatem. Ich siłą jest element etnograficzny. Wyizolowane od czasów II wojny światowej skutecznie odpierały cywilizację, jaką niósł Związek Radziecki, do czasów powstania Ukrainy. To góry dla turysty poszukującego klimatu, egzotyki, nieprzewidywalnej przygody, ciszy i spokoju, turysty, który jest w stanie wypoczywać poza kurortami, pobyć z tubylcami, pożyć ich życiem. Ja w swoich podróżach fotograficznych zawsze poszukiwałem obrazów i tematów inspirowanych Huculszczyzną okresu międzywojennego, magią tej krainy opisywanej przez polskich pisarzy i badaczy z tamtych lat. Emocje i doznania, jakie towarzyszyły mi w trakcie wędrowania przez tą krainę, przedstawiłem za pomocą tysięcy czarno-białych fotografii, z których powstaje mój pierwszy autorski album fotograficzny Karpaty Wschodnie. Należę do sporego grona osób zakochanych w Karpatach. Jedni piszą o nich doktoraty, ja opowiadam o nich fotografiami, zapisuję historię zdjęciami… Dziękuję za rozmowę. HORYZONT 37 Władcy Karpat ANDRZEJ KLIMCZAK K to w młodości nie sięgnął po książkę Jamesa Curwooda „Szara wilczyca” czy Jacka Londona „Biały kieł”, ten nie zrozumie wielkiej tęsknoty do dzikich ostępów, gdzie niepodzielnie rządzi niedźwiedź i wilk. Opowieści podróżników, myśliwych i poszukiwaczy złota na Alasce rozpalały i rozpalają nadal na całym świecie wyobraźnię młodych ludzi żądnych przygód. I chociaż w tych przygodowych powieściach obraz dzikich zwierząt jest nazbyt romantyczny i często odbiegający od rzeczywistości, to jednak budzi szacunek dla dzikiej przyrody. Nie trzeba jednak pokonywać tysięcy kilometrów, by znaleźć się w krainie szarej wilczycy i wielkiego niedźwiedzia brunatnego. To wszystko znajdziemy w naszych bliskich Karpatach. Ba, nawet więcej – oprócz niedźwiedzi i wilka częścią tej krainy włada równie potężny żubr. Z dzieciństwa pamiętam zimowe wieczory, kiedy stojąc przed domem można było słuchać wilczych koncer tów. Wydawało się, że są bardzo blisko, a głosy docierają z każdej strony. Było w tym wyciu coś niezwykłego, pełnego tęsknoty i napawającego jednocześnie lękiem. Pierwszy raz stanąłem oko w oko z wilkiem, a właściwie wilczycą, mając zaledwie siedem lat. Wczesną wiosną bawiąc się w lesie z kolegami w chowanego natknąłem się na waderę. Poderwała się z legowiska zaledwie kilka metrów ode mnie. Stała pochylona, z nastroszoną sierścią i wyszczerzonymi kłami. Pozwoliła mi uciec. Nie ruszyła się z miejsca. Prawdopodobnie była wtedy w towarzystwie małych wilcząt. Później widywałem wilki prawie co rok. Najczęściej w zimie i wczesną wiosną. Nigdy już nie udało się mi znaleźć tak blisko tego wspaniałego zwierzęcia, jak wtedy w dzieciństwie. Wszystkie moje spotkania z wilkami były zazwyczaj przypadkowe. Pomimo starań i tropienia, nigdy nie udało się mi podejść blisko wilka czy zimowej watahy. Zwierzęta zawsze uciekały. Nie na próżno wilk jest często określany przez fachowców jako... Największy tchórz lasu Powszechnie uważa się jednak, że wilk stanowi zagrożenie dla ludzi. Nieprawda. Złą opinię te zwierzęta zawdzięczają ludowym opowiadaniom, bajkom o złych wilkach, a nawet materiałom dziennikarskim żurnalistów, którzy tak naprawdę nie mają zielonego pojęcia o tych wspaniałych mieszkańcach lasu. Jedyne ataki na ludzi, które z rzadka odnotowywano, miały związek z chorym na wściekliznę zwierzęciem, które na krótko przed śmiercią zatraca naturalny instynkt. Ale i w tych okolicznościach nie dochodziło do śmierci człowieka. Opowiadali mi kiedyś zaprzyjaźnieni leśnicy o przypadku w czasach, gdy wilk nie był pod ochroną, a władze płaciły za każde martwe zwierzę, że zdarzyło się im być świadkami, kiedy jakiś człowiek chcący zarobić kilka złotych, wybierał z legowiska maleńkie jeszcze wilczki. Wadera biegała kilkadziesiąt metrów od niego, warcząc i szczerząc kły, ale nie odważyła się zaatakować. Instynkt samozachowawczy nakazywał w pierwszej kolejności ochronę jej samej jako reproduktorki. Wilczyca skapitulowała i porzuciła szczeniaki, zostawiając je ludziom. Aby zobaczyć wilki w naturalnym środowisku, trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia. Pod koniec lat 90-tych uczestniczyłem w produkcji filmu dokumentalnego „Wilki, jelenie, ludzie” na zamówie- nie niemieckiego RTL. Przed nami w Bieszczadach koczowała przez dwa lata japońska ekipa filmowa, mająca do dyspozycji jedną z kilkudziesięciu wówczas na świecie kamer do zdjęć nocnych, śmigłowiec używany do zdjęć lotniczych i potężny budżet. Przez dwa lata udało się im nagrać jedynie krótkie ujęcie ze śmigłowca pokazujące uciekającą przez las watahę siedmiu wilków. My przy zdecydowanie skromniejszych środkach i kilkunastu dniach zdjęciowych, mieliśmy więcej szczęścia i ...zaprzyjaźnionych leśników, którzy ułatwili nam zadanie. Sfilmowaliśmy wędrujące watahy. Grupowe, wilcze polowanie na młodego jelenia, zakończone ucztą. Kilka zdjęć z myśliwymi polującymi na wilki. Kilkanaście pojedynczych ujęć w naturze uzupełniały oczywiście ujęcia portretowe... w wolierowej hodowli wilków w mazurskim Kadzidłowie. Było to dosłownie tuż przed wprowadzeniem całkowitej ochrony wilka w Polsce. Decyzja ta nie ucieszyła hodowców owiec i kóz oraz części leśników i myśliwych. Tych pierwszych dlatego, że wilki co roku atakują stada hodowlane. Tych drugich dlatego, że wilki polują również na łanie i jelenie, które są obiektem polowań myśliwych. Największe straty spowodowane przez wilki wśród zwierząt hodowlanych notowane są na terenach Bieszczad i Beskidu Niskiego. Powodów takiego stanu rzeczy jest zapewne kilka – od słabego zabezpieczenia stosowanego na terenach wypasu zwierząt hodowlanych przez rolników, poprzez dość dużą populację wilka na stosunkowo małym terenie, aż po... naruszanie struktury watah przez kłusowników. Zdrowe wilki, żyjące w shierarchizowanych grupach, polują na dziką zwierzynę, często igno HORYZONT 39 rując występujące blisko ich siedlisk zwierzęta hodowlane. Jeśli struktura watahy zostanie zachwiana przez odstrzał lub kłusownictwo, zwierzęta zaczynają atakować stada hodowlane jako łatwiejszy łup, nie wymagający obecności wszystkich członków wilczej grupy. Na nadmiar wilków narzekają też myśliwi prowadzący obręby hodowlane zwierzyny płowej. Często zawyżają liczbę wilków, aby wykazać, że ochrona tego zwierzęcia jest szkodliwa. Zwykły konflikt interesów, jaki od zawsze występował pomiędzy dziką zwierzyną a ludźmi zawłaszczającymi coraz większe terytoria naturalnej przyrody. Mimo podawanych statystyk można śmiało uznać, że w całej Polsce żyje dzisiaj nie więcej niż 800 tych zwierząt. Rekordową w Europie populacją wilka może się pochwalić Rumunia, gdzie żyje ok 2,5 tysiąca drapieżników. Dotychczasowe badania wykazywały, że brak wilków w środowisku leśnym prowadzi do zagrożenia chorobami zwierzyny, która stanowi ich naturalny pokarm. Brak selekcji, dokonywanej w sposób naturalny przez wilki, prowadzi też do degeneracji populacji zwierzyny płowej i innej, gdzie zamiast najsilniejszych i zdrowych, przeżywają również osobniki słabe i chore, ale zdolne do dalszego rozrodu. Wilki w Europie, ze względu na łagodny klimat umiarkowany, mają też nieco mniejsze potrzeby żywieniowe niż ich północni pobratymcy. Żywią się przede wszystkim drobną zwierzyną, nie gardząc myszami. Ze wszystkich dużych zwierząt wybierają głównie jelenie i łanie. Dzienna dawka dla karpackiego wilka nie przekracza 1,5 kg mięsa. Wilk potrafi się też obejść bez jedzenia nawet do dwóch tygodni. Długość życia tych zwierząt rzadko przekracza 12 lat. Zaskakujące są badania bieszczadzkiej populacji wilka, w których wykazano, że średnia długość jego życia nie przekracza tu 9 miesięcy! Wynika to z dużej śmiertelności wśród szczeniąt, kłusownictwa i chorób. Wilki przestały być w Polsce gatunkiem zagrożonym. Populacja pomału rośnie. Te wspaniałe zwierzęta pojawiają się na terenach, gdzie nie było ich od wielu dziesięcioleci. Ich terytoria zaczynają czasami graniczyć nawet z dużymi miastami, takimi jak Rzeszów, Przemyśl czy Mielec. Może to właśnie wilki będą lekarstwem na szkody, jakie w rolnictwie wyrządzają dziki, sarny i jelenie? Jego wysokość miś Najbardziej utytułowanym wśród władców Karpat jest niedźwiedź. Po- 40 HORYZONT dobnie jak wilk, postrzegany jest przez pryzmat popularnego stereotypu. Uważany powszechnie za miłe, przyjazne zwierzątko. Dzieci co roku przytulają się do jego pluszowych podobizn i oglądają dziesiątki bajek o sympatycznych misiach. Nic bardziej mylnego. To prawdziwy drapieżnik, mogący stanowić zagrożenie. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy do czynienia ze wspaniałym zwierzęciem, niezwykle silnym i niezwykle inteligentnym. Jest zdecydowanie mniejszy od swojego wschodniosyberyjskiego, ośmiusetkilogramowego Kodiaka. Niedźwiedzie o wadze przekraczającej 300 kilogramów w Karpatach zdarzają się niezwykle rzadko. Najczęściej widywałem takie, które mogły ważyć od stu do dwustu kilogramów. W Europie Zachodniej występuje niezwykle rzadko i zazwyczaj są potomkami zwierząt introdukowanych na tereny, gdzie w wieku XIX i XX wyniszczono ten gatunek doszczętnie. W Kar patach największa populacja niedźwiedzi żyje w Rumunii. Polska jest drugim z karpackich krajów, mogących się poszczycić tak dużą liczbą tych zwierząt. Sama nazwa gatunku wywodzi się od starosłowiańskiego określenia tego, który „je med” (miód). Dzisiaj miód leśnych pszczół stanowi sporadycznie dodatek do niedźwiedziego menu, bowiem samych dzikich barci jest już niezwykle mało w naszych lasach – więcej tego smakołyku misie znajdują w przylegających do lasu pasiekach. Niedźwiedź jest wszystkożer ny. Jest jednak przede wszystkim drapieżnikiem, dlatego też poluje na dziką zwierzynę, a czasem, chociaż niezmier nie rzadko, atakuje zwierzęta hodowlane. Dożywa 30-40 lat. Wiek rozrodczy osiąga dopiero w 5.-6. roku życia. Samice rodzą młode nie częściej niż raz na dwa lata. Młode towarzyszą matce nawet przez dwa lata życia. Są wtedy zwane piastunami. W przeciwieństwie do pojawiających się cichcem jak duchy wilków, niedźwiedź pewny swej siły i nie mający naturalnych wrogów, w lesie potrafi się zachowywać bardzo głośno. Chyba, że jest na polowaniu. Wtedy skrada się bezszelestnie. Ludzi atakuje rzadko i zazwyczaj w okolicznościach, w których sami są winni sprowokowania zwierzęcia. Najczęściej dochodzi do ataku niedźwiedzi na zbieraczy zrzutów jeleniego poroża wczesną wiosną. Jest to czas, gdy misie po zimowym „leżakowaniu” są rozdrażnione. Samice wyprowadzają młode i często zmieniają miejsca, naprędce przygotowując dla maluchów gawry przechodnie. Zdarza się, że nawet w pobliżu ludzkich sadyb. Tak było kilka lat temu, gdy niedźwiedzica zaatakowała młodego nauczyciela z Dwer niczka w Bieszczadach, gdy ten spacerował zaledwie trzysta metrów od swojego domu. Skończyło się jedynie na strachu, a niedźwiedzica po kilku rykach i wymachiwaniu łapami nad głową przerażonego spacerowicza wróciła do maluchów. Zadziwiające jest to, że zwierzę, które jednym uderzeniem łapy może zabić konia lub krowę, zostawia zazwyczaj przy życiu zaatakowanych ludzi. Jak dotychczas, słyszałem tylko o dwóch przypadkach ataku niedźwiedzia, który zakończył się śmiercią człowieka. Pierwszy miał miejsce w okolicach Bukowiny Tatrzańskiej w roku 1956, gdy matka z trzyletnią córeczką zbierały maliny w lesie. Zostały zaatakowane przez niedźwiedzia, najpewniej śpiącego i zaskoczonego w malinowym chruśniaku. Wystarczyło jedno uderzenie łapy, aby zabić dziecko. Matce nic się nie stało. Z drugim tragicznym przypadkiem zetknąłem się pod koniec lat dziewięćdziesiątych w rumuńskim Braszowie, gdy w pobliżu podmiejskiego hotelu, w którym nocowałem, rankiem niedźwiedź zabił kobietę, która poszła wyrzucić odpadki do śmietnika. Leśne wysypiska i śmietniki przy schroniskach i hotelach górskich stały się już tradycyjnie miejscem, gdzie najczęściej można spotkać niedźwiedzie znajdujące tutaj łatwe pożywienie. W terenach, gdzie prowadzone są polowania, niedźwiedzie bezkarnie korzy- stające z całkowitej ochrony gatunkowej, wyspecjalizowały się w kradzieży trofeów myśliwskich. Byłem świadkiem zdarzenia, kiedy myśliwy zastrzelił dorodną łanię. Po ubite zwierzę wysłano górską stokówką wóz konny. Woźnica po powrocie zaklinał się, że żadnej łani nie ma we wskazanym miejscu. Pojechaliśmy tam wszyscy samochodem terenowym. Na polanie zastaliśmy jedynie długi ślad wygniecionej trawy. Dopiero na podmokłym terenie, w pobliżu górskiego potoku, oprócz śladu ciągniętej po ziemi zdobyczy zobaczyliśmy odciski niedźwiedzich łap. O niedźwiedzim sprycie przekonałem się w Tatrach, gdzie na świeżym śniegu zobaczyłem ślad niedźwiedzia, który dopiero co musiał tędy przechodzić. Niedźwiedź szedł ścieżką wzdłuż potoku w stronę Żółtej Turni. Po obu stronach rósł świerkowy las. Z przygotowanym aparatem fotograficznym szedłem po świeżym śladzie. W pewnym momencie trop się skończył. Niedźwiedź wszedł do potoku i poszedł dalej wodą nie zostawiając śladów. Teren zrobił się zbyt trudny, by dalej tropić zwierzę, więc zawróciłem. Po pewnym czasie zobaczyłem swoje ślady, a na nich ciągnący się przez kilkadziesiąt metrów trop niedźwiedzia. Zwierzę zawróciło, minęło mnie niepostrzeżenie i przez chwilę szło za mną. Potem – pewnie na szczęście dla mnie – miś zrezygnował z dalszej zabawy w chowanego, przeszedł znowu przez potok i powędrował lasem w góry. Innym razem, wczesną wiosną, w okolicy Trójcy na Pogórzu Przemyskim, poniżej drogi, na której stałem, zobaczy- łem grzbiet sporej dzikiej świni, która buchtowała wśród uschniętych, nieprzysypanych śniegiem wysokich traw. Przygotowałem aparat fotograficzny i czekałem, kiedy dzik podniesie głowę. Niestety, pomimo że zacząłem się zachowywać głośno, zwierzę nie reagowało. Wreszcie rzucona kula śnieżna, która wylądowała tuż obok dzika, spowodowała, że podniósł głowę. Zamiast świńskiego łba zobaczyłem okrągłe uszy niedźwiedzia i małe oczka, które szybko spojrzały na mnie i zwierzak jakby nigdy nic powrócił do poszukiwania przysmaków wykopywanych na zaśnieżonej, stromej łące. Zdjęcia już nie zrobiłem i starając się iść jak najwolniej, wycofałem się do zaparkowanego u podnóża góry samochodu. Wiedziałem, że gwałtowny ruch, ucieczka – może spowodować atak drapieżnika. Dzikie zwierzęta zazwyczaj uciekają przed ludźmi. Jednak nie zawsze. Wielokrotnie zdarzało się mi widywać niedźwiedzie z daleka w Karpatach i na Bałkanach. Zawsze uciekały, nie pozwalały się zbliżyć. Poza kilkoma wyjątkami w Tarach, Pieninach i ukraińskiej Czarnohorze. Zawsze jednak wiedziałem, że jest jakaś niepisana linia graniczna między mną a zwierzęciem, której nie mogę przekroczyć. Szczególnie wtedy, gdy ciekawski zazwyczaj miś, zatrzymywał się i przyglądał się mi z zainteresowaniem równym mojemu własnemu. Ostatni z trzech króli Kar pat Często waży prawie siedemset kilogramów. Wydaje się być powolnym, ociężałym zwierzęciem. Gdy się przestraszy, lub co gorzej gdy atakuje, porusza się ze zwinnością łani. Żubr niegdyś występował prawie w całym południowym paśmie Karpat, podobnie jak jego wymarły kuzyn tur. Podzieliłby jego los, gdyby nie tytaniczna praca leśników i naukowców, którzy starają się przywrócić to zwierzę jego naturalnemu środowisku. I chociaż stada liczące po kilkadziesiąt żubrów cieszą się dzisiaj wolnością nie tylko w Bieszczadach, to zwierzę jest nadal zagrożone wymarciem. Tym razem to nie polowania i drapieżniki zadecydują o losie tych wspaniałych zwierząt, lecz groźne choroby, które powalają co jakiś czas kolejne żubry. Na całym świecie pozostało ich już nieco ponad trzy tysiące, z czego ponad jedną trzecią stanowi populacja polska. Dzisiejsze żubry karpackie nie przypominają swoich dawniej tutaj mieszkających krewnia- ków. Żubry węgierskie – bo tak określa się ten rodzaj – występujące w Karpatach południowych do XVIII wieku były zdecydowanie mniejsze. Turyści odwiedzający Bieszczady często są zaskoczeni informacją, że tutaj żyją żubry. Przyzwyczailiśmy się do tego, że żubr zamieszkuje tylko Puszczę Białowieską i koniec. Tak było faktycznie jeszcze w latach 20-tych minionego wieku. Oprócz Białowieży żubry żyły wtedy jeszcze tylko na Kaukazie. Dlatego żubr w górach wydaje się nam czasem zwierzęciem trochę nie z tej bajki. Ale wrósł na nowo w krajobraz i zadomowił się na dobre. Potrafi sobie radzić w trudnych warunkach. Skutecznie zniechęca drapieżniki przed atakiem. Prowadzi stadne życie. Samotne osobniki są spotykane niezwykle rzadko. W okresie zimy żubry są dokarmiane przez leśników. Dorosły osobnik potrafi zjeść nawet 60 kilogramów paszy w ciągu doby. Przyzwyczajają się do miejsc, gdzie zawsze mogą znaleźć coś do jedzenia. Dlatego dość łatwo można je tam spotkać. Poruszają się z pewną leniwą gracją. Zagrożone lub przestraszone potrafią być niezwykle szybkie i groźne. Przekonała się o tym przed kilku laty jedna z dziennikarek pracująca nad materiałem na temat tych wspaniałych zwierząt. Robiąc zdjęcia stadu, doszła do przekonania, że tak spokojne zwierzęta można potraktować jak zwykłe, poczciwe, domowe „mućki”. Za bardzo zbliżyła się do stada i została zaatakowana przez byka. Zanim zdążyła wykonać najmniejszy ruch, powalił ją na ziemię i bardzo poważnie poranił. Ledwie uniknęła śmierci. Góry same w sobie potrafią być groźne, tak jak i zwierzęta je zamieszkujące. Nie dotyczy to tylko drapieżników czy ogromnych żubrów. Groźny potrafi być nawet koziołek sarny. Znane są przypadki śmiertelne, gdy kozioł atakował człowieka. Wszystkie zagrożenia prowokowane są zazwyczaj przez ludzi, ich niefrasobliwość lub lekkomyślność. Nic złego się nie wydarzy podczas górskich wędrówek, jeśli zachowamy rozsądek i okażemy szacunek przyrodzie, z którą przyjdzie się nam spotkać. Górskie szlaki Karpat zapewnią nam przygody rodem z przygodowych książek o alaskańskich szlakach. Poczujmy więc na twarzach powiew halnego, usłyszmy szum świerków przyginanych wiatrem, zobaczmy władców tych gór. Czas na przygodę w Karpatach. FOT: Waldemar Sosnowski HORYZONT 41 Rodzinne firmy są podstawą turystyki w Karpatach Dziennikarze pamiętają o Łyczakowie JOLANTA DANAK-GAJDA MICHAŁ BASIŃSKI Kancelaria Doradcza Synergia D ziennikarze z podkarpackich mediów jak co roku przed Świętem Zmarłych porządkowali groby polskich żurnalistów na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Kilkunastoosobowa grupa posprzątała najbardziej zaniedbane mogiły, zawiązała na nich biało czerwone kokardki i zapaliła znicze. Inicjatywę zapoczątkowaną przez dziennikarzy Polskiego Radia Rzeszów, którzy w 2009 roku utworzyli społeczny Komitet Opieki nad Grobami Dziennikarskimi na Łyczakowie, obecnie wspiera rzeszowski oddział Stowarzyszenia dziennikarzy Polskich. Działaniami rzeszowskich mediów na Łyczakowie zainteresowali się koledzy z redakcji polskich na zachodniej Ukrainie. Dziennikarze Kuriera Galicyjskiego i telewizji POPOLSKU od nas dowiedziały się o naszym przedsięwzięciu i obiecały rozpropagować te idee wśród lwowskich dziennikarzy. Jeden październikowy dzień był za krótki, by posprzątać wszystkie mogiły, którymi się opiekujemy. Na Cmentarzu Łyczakowskim pochowanych jest ponad 50 polskich dziennikarzy. Dzięki pomocy m.in. pracowników archiwów cmentarza, udało się zlokalizować położenie większości ich mogił. Do tej pory udało się nam odnowić grobowiec żyjącego na przełomie XIX i XX stulecia dziennikarza i wydawcy Aleksandra Milskiego oraz grobowiec rodziny Inlenderów, w którym spoczywa m.in. Adolf Władysław Inlender. Był on sprawozdawcą parlamentarnym i korespondentem lwowskich dzienników w Wiedniu. Jego brat Ludwik był również dziennikarzem i publicystą, ale nie ma pewności, czy obaj są pochowani w tym samym grobowcu. W tym roku udało nam się odnaleźć jeszcze dwa groby dziennikarskie, a pomógł nam w tym mieszkający we Lwowie Polak ze Śląska Artur Grosman. To on wskazał miejsca pochówku polskich dziennikarzy w grobowcu przy alei prowadzącej do kwatery Powstańców Styczniowych ( bardzo pięknie odnowionej z okazji obchodzonej w ubiegłym roku 150 rocznicy wybuchu zrywu narodowego). Wzruszające są te wizyty na Łyczakowie. Spotkamy wielu Lwowian, takich jak pan Krzysztof Rumiński z lwowskiego Towarzystwa Opieki Nad Grobami Wojskowymi, który pędzelkiem precyzyjnie poprawia napisy na tablicach albo szpachelką z zaprawą sztukuje ubytki w. Szok przeżył Jurek Mielniczuk z Super Nowości, podczas wieszania biało-czerwonych wstążeczek na polskich grobach, „Podeszła do mnie starsza Pani i powiedziała, że powinienem takie wstążeczki powiesić i na tym i na tym i na tamtym grobie, bo tu wszędzie są Polacy pochowani… Powiesiłem więc, a resztę tasiemki, która mi pozostała dałem tej kobiecie, a ta chciała mnie za to w rękę pocałować!!!!! Niestety Polacy we Lwowie narzekają, że jest ich coraz mniej. Młodzież wyjeżdża do Polski na studia i już przeważnie nie wraca. Rodzi się więc pytanie, czy znajdą się następcy pana Krzysztofa i kilkunastu innych Lwowian, których regularnie widujemy pochylonych nad starymi mogiłami? Jedną z możliwych odpowiedzi jest przyjazd takich wolontariuszy z Polski. Jeśli nie rodziny to ludzie z branży, tacy jak my, którzy zajęliśmy się grobami dziennikarskimi. Wyrywając chwasty i wycinając krzaki dzikiego bzu mieliśmy nadzieję, że kiedyś ktoś uporządkuje nasze mogiły. „O zmarłych należy pamiętać, a niektóre groby lwowskich dziennikarzy nie były odwiedzane od 1939 r. Staramy się to zmienić – powiedział prezes oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Rzeszowie Józef Matusz. Tegoroczne sprzątanie na Łyczakowie zorganizował rzeszowski oddział SDP, przy finansowym wsparciu centrali. Cmentarz Łyczakowski został założony w 1786 roku. Jest jednym z najstarszych istniejących do dziś cmentarzy w Europie. Spoczywa na nim wielu znanych Polaków, m.in. Maria Konopnicka, Gabriela Zapolska, Artur Grottger, Seweryn Goszczyński, Stefan Banach. Autorka jest dziennikarką Polskiego Radia Rzeszów, założycielką Komitetu Opieki nad grobami dziennikarskimi na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, wiceprezesem rzeszowskiego oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Zagroda Magija P rzygotowując dla marki Carpathia wybór obiektów noclegowych i gastronomicznych, które spełniają podstawowe kryteria idei „karpackiej", odkryliśmy pewną prawidłowość. Znakomita większość najbardziej klimatycznych i popularnych miejsc prowadzona jest przez rodziny. Karpackie gospodarstwa agroturystyczne, stadniny, pensjonaty i restauracje opierają się na pasji i zaangażowaniu właścicieli, którzy łączą prowadzenie firmy z życiem rodzinnym. To połączenie sprawia, że te familijne biznesy osiągają sukces, stale powiększając grono lojalnych klientów. Za przykład niech posłuży Zagroda Magija Magdy i Janusza Demkowiczów. To nie tylko nocleg z widokiem, naturalna cisza i spokój. Zagroda oferuje wiele warsztatów i innych aktywności z udziałem samych właścicieli jak i okolicznych mieszkańców. W położonej obok zagrody Wesołej Stodole organizowane są warsztaty ginących zawodów, spotkania, koncerty i energetyczne karpackie biesiady. Gospodarze, którzy przed laty szukali autentycznego miejsca do życia, dziś dzielą się z entuzjazmem swoimi pasjami i z sukcesem prowadzą rodzinną fir mę. Turystyka jest często lekceważona przez lokalnych urzędników, ponieważ nie pasuje do ogólnego myślenia o rozwoju gospodarczym. Małe, rozsiane na dużym obszarze fir my nie wydają się istotne. Urzędnicy nie chcą lub nie potrafią policzyć, jaka tkwi w nich gospodarcza siła - szczególnie ważna w tych regionach, które nie mogą liczyć na rozwój przemysłu. Po części wynika to z tego, że branża turystyki przy 42 HORYZONT HORYZONT 43 jazdowej nie jest wystarczająco szanowana, jeśli chodzi o politykę rządu, a co za tym idzie - brakuje jej wsparcia infrastrukturalnego i inwestycji. Turystykę sprowadza się do efektownej, a nie zawsze efektywnej promocji – filmów, katalogów, billboardów i innych „fajerwerków". Według dr. Jamesa R. Houston`a z Kor pusu Inżynieryjnego Ar mii Stanów Zjednoczonych, 98% z 1,4 mln przedsiębiorstw związanych z turystyką to tzw. small businesses. To właśnie te małe hoteliki i restauracje odpowiadają za znaczną część dochodów z turystyki, które w 2013 roku osiągnęły rekordową wartość 170,6 mld dolarów. Dlatego warto sobie zadać pytanie, czy war to ubiegać się o dużych zewnętrznych inwestorów, budujących fabryki, dających niskopłatne miejsca parcy i transferujących zyski za granicę? Czy nie korzystniej będzie wesprzeć rozwój setek małych, lokalnych firm oferujących to, co - w przeciwieństwie do Alp - autenycznego mają Karpaty? Dziś i w przyszłości sukcesy osiągać będą te regiony, które potraktują swoje fir my związane z turystyką jako ważne składniki lokalnego organizmu gospodarczego. Dlatego warto sięgać po wzorce z innych branż, które od lat wykorzystują współczesne narzędzia marketingu Dwór Kombornia 44 HORYZONT Dziedzictwo polsko-ukraińskie Twierdza Przemyśl KAMIL NIKLEWICZ i współpracy pomiędzy przedsiębiorcami. Takim wzorcowym narzędziem jest zbudowanie dla regionu marki oraz sieci powiązań i współpracy przedsiębiorców, którzy zgodzą się dostarczać usułgi i produkty zgodne z ideą marki. Dla przedsiębiorstw turystycznych stwarza to możliwości do m. in.: zwiększenia współpracy, poprawy zadowolenia gości, zwiększenia zysków i rozwoju firmy. Może to również pomóc w uzyskaniu silniejszej i spójnej reprezentacji, która będzie miała wpływ na politykę regionu. Car pathia to marka, która będzie przede wszystkim łączyć to co w Karpatach najcenniejsze w jedną, aczkolwiek różnorodną jak sam region, ofertę turystyczną. Propozycja spędzenia wakacji czy urlopu pośród gór, natury i wielokulurowej mozaiki mieszkańców nie będzie mogła zostać zrealizowana bez lokalnych przedsiębiorców. Dlatego jednym z podstawowych zadań w najbliższej przyszłości dla zarządzających marką jest wsłuchnie się w głos małego, karpackiego biznesu, jego zrozumienie i zbudowanie odpowiedniego wsparcia. O bszar przygraniczny województwa podkarpackiego oraz obwodu lwowskiego jest pełen przejawów wspólnego dziedzictwa kulturowego Polski i Ukrainy. Przykładem jest Twierdza Przemyśl. Niestety, brakuje wspólnych przedsięwzięć opartych na dziedzictwie kulturowym, historycznym, turystycznym oraz strategii określającej kierunki rozwoju czy promocji Twierdzy. W związku z powyższym Przemyska Agencja Rozwoju Regionalnego S.A. postawiła sobie za cel znalezienie odpowiedzi na pytanie: „co trzeba zrobić, aby Twierdza Przemyśl mogła prawidłowo funkcjonować, intensywnie się rozwijać i stała się szeroko rozpoznawalnym produktem turystycznym?” Wyrazem gotowości sprostania temu, jakże trudnemu zadaniu, jest realizacja w ramach projektu parasolowego pt. Promocja wspólnego dziedzictwa historyczno-kulturalnego Polski i Ukrainy "Twierdzy Przemyśl" współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej w ramach programu współpracy transgranicznej Polska - Białoruś - Ukraina 2007-2013 realizowanego przez Euroregion Karpacki Polska, trzech mikroprojektów. Celem ogólnym mikroprojektów jest upowszechnianie nowych usług Twierdzy Przemyśl poprzez organizację imprez sportowych, wykorzystanie zasobów informacyjnych czy też organizację rekonstrukcji historycznej. Przemyska Agencja Rozwoju Regionalnego S.A. we współpracy ze Stowarzyszeniem dla Przemyśla Regia Civitas (Lider projektu) oraz Associastion "Lviv Tourist Board" rozpoczęła realizację mikroprojektu pt. "Mosty współpracy sport i rekreacja dzieci młodzieży w obszarach przygranicznych". Projekt za- kładał organizację szerokiej gamy imprez sportowych promujących bogactwo historyczne Twierdzy Przemyśl. Zostały zorganizowane zawody narciarskie, snowboardowe, nordic walking oraz dwa turnieje koszykówki, jeden we Lwowie, drugi w Przemyślu. Największym zainteresowaniem cieszyły się zawody DOWNTOWN - miejska odmiana kolarstwa górskiego. Trasa biegła wąskimi uliczkami Przemyśla, początek zjazdu miał miejsce przy bramie Zamku Kazimierzowskiego, natomiast meta była usytuowana na Rynku Starego Miasta. Na starcie zameldowało się 100 rowerzystów, zarówno z Polski i Ukrainy. Nad prawidłowym przebiegiem zawodów czuwało dwunastu sędziów na trasie oraz sędziowie startu-mety. Najlepszych uczestników nagrodzono cennymi pucharami oraz pamiątkami związanymi z Twierdzą Przemyśl. Szacuje się, że zawody obejrzało około 2 tys. widzów. Agencja realizuje również mikroprojekt pt. „Rozwój wsparcia informacyjnego dla podniesienia wspólnego dziedzictwa kulturowego Polski i Ukrainy". Mikroprojekt jest realizowany w partnerstwie z Agencją Rozwoju Regionalnego i Transgranicznej Współpracy z Mościsk. Realizacja projektu ma na celu stworzenie warunków do współpracy informacyjnej pomiędzy instytucjami po obu stronach granicy. Pozwala na wy- mianę doświadczeń, metod pracy dotyczących świadczenia usług publicznych poprzez technologię telekomunikacyjną. W ramach projektu powstał portal Twierdzy Przemyśl zawierający: wiadomości, artykuły, galerię oraz infor mację przydatne dla osób zainteresowanych historią i turystyką Twierdzy Przemyśl. Ostatnią realizowaną przez agencję inicjatywą promującą Twierdzę Przemyśl jest mikroprojekt pt.: "NASZE FORTY - WSPÓLNA HISTORIA - współpraca na rzec zachowania dziedzictwa historycznego i kulturowego w regionie przygranicznym". Partnerem w mikroprojekcie jest Lwowski Pałac Sztuki. Najważniejszym wydarzeniem w ramach projektu była rekonstrukcja historyczna pt. „Odbicie Twierdzy Przemyśl". Odbyła się ona 2 sierpnia 2014 r. na Forcie X "Orzechowce" w Ujkowicach. Było to największe widowisko w regionie z okresu I wojny światowej. Inscenizacja została przeprowadzona po zmroku, a dzięki bogatej pirotechnice oraz efektom świetlnym i dźwiękowym został stworzony niesamowity efekt walk w porze nocnej. Rekonstrukcja miała na celu uświadomienie ludziom okropieństwa wojny oraz budowanie świadomości historycznej. Autor jest pracownikiem Przemyskiej Agencji Rozwoju Regionalnego Szwajcarski rynek pracy otwarty dla Polaków ADAM CYŁO P 46 HORYZONT Z Adrianą Czupryn, o malowniczych górach, gondolach, pociągach panoramicznych, festiwalach i tańszych sposobach na zwiedzanie Szwajcarii, rozmawia Błażej Torański. redaktor naczelny www.gospodarkapodkarpacka.pl lat zaprowadziły ich również do centrali w Szwajcarii. Polacy na wysokich stanowiskach, na stanowiskach menadżerskich są tu obecni już od wielu lat – ocenia Bernhard Matussek. Jak podkreśla, Szwajcaria oferuje wysokie zarobki, ale jednocześnie koszty utrzymania są tam znacząco wyższe niż w innych krajach europejskich. – Uposażenie, które trzeba mieć, żeby korzystać z dobrodziejstw tego kraju, jest wysoko ponad przeciętność. Płaca minimalna w Szwajcarii wynosi około 4 tysięcy franków. To suma z naszego punktu widzenia bardzo wysoka. Płaca minimalna w Szwajcarii jest jednak związana z bardzo wysokimi kosztami życia codziennego, co powoduje, że nie są to pieniądze, które pozwalałyby na podobny poziom życia jak odpowiednio 13–14 tys. zł w Polsce – wyjaśnia Matussek. Wysokie zarobki mogą skusić tych, którzy szukają przede wszystkim pracy pomocniczej i sezonowej oraz młodych ludzi, którzy początek kariery zawodowej chcą spędzić za granicą. 18 maja Szwajcarzy zadecydują w referendum, czy chcą podniesienia płacy minimalnej do poziomu 25 dolarów za godzinę. To najwyższa stawka na świecie, ale zdecydowana większość Szwajcarów zarabia więcej. Już te- raz, jak podaje wydany przez szwajcarski związek zawodowy Unia we współpracy z Ambasadą Polską w Bernie i OPZZ przewodnik dla Polaków, minimalne wynagrodzenie np. malarza w niektórych kantonach przekracza tę kwotę. Wysoka średnia płaca (na poziomie około 5 tys. euro) i niski poziom bezrobocia (na poziomie 3,5 proc.) przyciąga do pracy w Szwajcarii wielu obcokrajowców, zwłaszcza Niemców, Francuzów czy Włochów. Obcokrajowcy stanowią blisko 20 proc. mieszkańców. – Są to ludzie, którzy przez to społeczeństwo często są odbierani, jako ci, którzy zabierają pracę Szwajcarom. To jest pewnie początek dyskusji społecznej, która musi się odbyć, żeby wzrosła świadomość społeczna, że obcokrajowcy, nie mówię tu koniecznie o Polakach, będą potrzebni ze względu na strukturę wiekową społeczeństwa – ocenia Matussek. W lutowym referendum Szwajcarzy opowiedzieli się – choć minimalną przewagą głosów – za ograniczeniem imigracji. Jednak z drugiej strony na rynku pracy brakuje siły roboczej, zwłaszcza słabo wykwalifikowanej, co oznacza, że wynik referendum może zostać zweryfikowany przez życie. Adriana Czupryn pracuje w przedstawicielstwie Switzerland Tourism, narodowej organizacji marketingowej przy Ambasadzie Szwajcarii w Warszawie. Jest współautorką – z Magdaleną Simm – przewodnika „Szwajcaria”. łaca minimalna to 4 tysiące franków, ale koszty utrzymania są znacznie wyższe niż w Polsce. Od 1 maja Szwajcaria zlikwidowała limity kwotowe na wydawanie długoter minowych pozwoleń na pobyt. Oznacza to całkowite otwarcie tamtejszego rynku pracy dla obywateli nowej Unii Europejskiej (oprócz Bułgarów i Rumunów), w tym dla Polaków. Do obecnych w Szwajcarii około 40 tysięcy Polaków mogą dołączyć następni, zwłaszcza że ten alpejski kraj kusi wysokimi zarobkami. – Szwajcarzy otwierają rynek, ponieważ jest taka potrzeba. Nie tylko polityczna, ze względu na integrację europejską, która też obejmuje Szwajcarów, choć mają oni w Europie pozycję wyjątkową. Wynika też z faktu, że społeczeństwo się starzeje, podobnie jak w innych rozwiniętych krajach europejskich, co powoduje, że potrzeba napływu taniej siły roboczej, zwłaszcza, jeśli chodzi o zawody pielęgnacyjne, jest bardzo duża – zaznacza Bernhard Matuszek, dyrektor zarządzający Kienbaum Polska. Polacy, podobnie jak mieszkańcy innych krajów Europy Wschodniej, stosunkowo łatwo integrują się ze Szwajcarami. Ma to związek z podobnymi wyznawanymi wartościami. Szacuje się, że w Szwajcarii mieszka obecnie około 40 tysięcy Polaków, z czego połowa z nich to ci, którzy przyjechali ze względu na pracę. – Polacy są na rynku, obserwuję to przede wszystkim poprzez menedżerów, ludzi wysoko wykwalifikowanych, którzy pracują tam już od wielu lat. W Szwajcarii jest wiele centrali firm czy koncernów międzynarodowych. Wiedza i doświadczenie zdobyte przez polskich menadżerów w ciągu ostatnich 20 Nocleg z widokiem na Alpy Od 15 lat promuje Pani w Polsce szwajcarskie atrakcje turystyczne. Czy swoje urlopy też spędza Pani w Szwajcarii? • Może nie urlopy, ale kilka razy w roku przy okazji pobytów służbowych zostaję parę dni prywatnie i odkrywam na własną rękę jeszcze nieznane mi zakątki, czy to małe miasteczka i wioski, czy to miejsca w górach. I za każdym razem daję się zaskoczyć, jak wiele jeszcze ciekawych rzeczy kryje się wśród gór i pagórków. Szukam niedrogich noclegów na portalach rezerwacyjnych czy stronach regionów, wymyślam trasy wędrówek, ale nie takich ekstremalnych, albo pociągiem i autobusem docieram do najbardziej odległych miejsc. Gdzie Pani najczęściej jeździ? • Służbowo najczęściej do Zurychu, do regionów, z którymi współpracujemy na rynku polskim. Prywatnie – do wszystkich pozostałych miejsc, przy czym staram się na zmianę zaglądać do strefy językowej niemieckiej, francuskiej i włoskiej. Co prywatnie fascynuje Panią w tym kraju? W czym dostrzega największą magię? • Właśnie bogactwo tych atrakcji, perełek przyrodniczych czy architektonicznych na tak małym terenie i niesamowicie atrakcyjne sposoby, jak one są prezentowane turystom. Szwajcarzy mają niesamowicie długie doświadczenie w promocji turystyki, są kreatywni w tworzeniu nowych produktów turystycznych i ich promowaniu. Przykłady można mnożyć – w gondolach kolejek górskich oferowane są kolacje, pluskając się w basenie termalnym można zjeść śniadanie, po wybudowaniu tunelu kolejowego lokalne pociągi jeżdżące starą trasą promowane są jako panoramiczne itd. Ponadto wszystko jest przemyślane dla człowieka, od układu siedzeń w pociągach i stworzonych w ten sposób miejscach na bagaż, po fantastycznie zgrane rozkłady jazdy wszystkich środków komunikacji. No i ten spokój, który udziela się wszędzie w miejscach publicznych. A co najbardziej przyciąga do Szwajcarii Polaków? Szusowanie po alpejskich stokach, zabawy kar nawałowe, festiwale jazzowe, święta wina, walki krów, koleje retyckie czy biznes? • Według naszych statystyk, mniej więcej połowa noclegów Polaków w Szwajcarii przypada na lato, druga część – oczy- wiście na zimę. Latem lubimy zwiedzać miasta, góry i jeździć pociągami panoramicznymi. Zimą oczywiście szusować na deskach. Coraz więcej Polaków odkrywa różnorodność kuchni szwajcarskiej, łącznie z winami, których praktycznie się nie eksportuje. Coraz bardziej odkrywamy też jesień z festiwalami serów, kasztanów i wina, przemarszami krów i ze wspaniale kolorowymi górskimi stokami. Wybieramy też raczej hotele niż apartamenty. Co dziesiąty Polak przyjeżdżający do Szwajcarii korzysta z hoteli pięciogwiazdkowych, więc udział turystów biznesowych jest spory. Dominuje aktywny wypoczynek czy zwiedzanie miast? • Jesteśmy aktywni i na miejscu chcemy zobaczyć tak dużo, jak to możliwe, stąd wybieramy się na wycieczki w góry. A że miasta w Szwajcarii są blisko gór, można je wspaniale połączyć. Coraz większe zainteresowanie jest wyjazdami rowerowymi, a także kulturą – wystawami, festiwalami. Kantony górskie – choćby Gryzonia na pograniczu Włoch, Austrii i Liechtensteinu – są latem równie atrakcyjne, jak zimą. Co wedle Pani mają najciekawszego do zaoferowania? • Dotyczy to chyba wszystkich regionów górskich. Latem można wędrować, podziwiać widoki zza okien pociągów panoramicznych czy zdobywać szczyty kolejkami górskimi, które często wliczone są w cenę noclegu. W wielu miejscowościach są baseny termalne. Można smakować lokalnej kuchni i podziwiać architekturę, która bardzo różni się regionalnie. Może nadal Polacy za mało wiedzą o tradycji korowodów przeganiających zimę, jar markach i kuchni regionalnej, widowiskach historycznych czy zapasach krzepkich górali? • Tematem naszej letniej kampanii w 2013 była właśnie szwajcarska tradycja. Mam nadzieję, że przybliżyliśmy wielu Polakom bogactwo szwajcarskich zwyczajów, które są nadal pielęgnowane, a nie odgrywane dla turystów. Ponad rok temu Szwajcaria przeznaczyła w Polsce na promocję swej turystyki milion franków. Jakie efekty przyniosła ta kampania? •To był rekordowy budżet składający się z wielu garnków, m.in. także z budżetów naszych partnerów z regionów. W 2013 r. mieliśmy z Polski największy wzrost noclegów w hotelach aż o 18 proc spośród europejskich krajów. Do listopada 2014 r. wzrost ten wynosi 8 proc. i jest także największy w Europie. Przeciętny Polak spędza jednak w Szwajcarii średnio zaledwie trzy noce. Czy nie jest to nadal dla nas zbyt drogi kraj? • To tyle samo czasu, ile spędzają Belgowie i Słowacy. Sprawdziłam statystyki i tylko turyści z krajów skategoryzowanych jako „pozostała Afryka” spędzają więcej noclegów w Szwajcarii – 3,3. Reszta świata – mniej. A jakie podpowiedziałaby Pani sposoby na tańsze, nie drenujące portfeli, zwiedzanie Szwajcarii? Takie dla backpackerów. • Dzięki platfor mom rezerwacyjnym można znaleźć naprawdę fajne noclegi w atrakcyjnych cenach. Dobrym wyborem są schroniska młodzieżowe, gdzie można nocować bez ograniczenia wieku i to w pokojach dwuosobowych. Często są to nowoczesne obiekty blisko dworców. Ponadto jest duża oferta pokoi gościnnych, apartamentów i pensjonatów. No i też można wybrać pole namiotowe za kilka franków, ale nad górskim strumieniem i z widokiem na Alpy. Da się zwiedzać Szwajcarię sypiając w systemie couchsurfingu i podróżując stopem? • Można próbować. Przy tak wspaniale funkcjonującym systemie komunikacji publicznej autostop nie jest zbyt popularny. Ile minimum trzeba zabezpieczyć pieniędzy na dzień pobytu? • Tyle, ile będziemy potrzebować. A to zależy od tego, gdzie nocujemy, jemy, co chcemy zwiedzić, dokąd pojechać. Czego absolutnie nie można pominąć zwiedzając Szwajcarię? Jeziora Bodeńskiego, znanego choćby z powieści Stanisława Dygata? • W tym roku „uruchamiamy” nowy produkt, Grand Tour, czyli objazdowa trasa po Szwajcarii i Liechtensteinie o długości ok. 1600 km obejmująca najciekawsze miejsca, także z Listy UNESCO, i wiele innych atrakcji. Tam znajdziemy najwięcej inspiracji. Mont Blanc – najwyższa i najpopularniejsza góra Europy WŁODZIMIERZ RUDOLF M ont Blanc albo Monte Bianco – najwyższa góra Europy na pograniczu Włoch i Francji. Wysokość 4810 m n.p.m., co ciekawe w ostatnich latach zwiększyła się o trzy metry, a to dlatego, że wzrosła grubość czapy lodowej na wierzchołku. Wśród alpejskich czterotysięczników Mont Blanc nie jest najpiękniejszy. Pierwszym, zapewne nie tylko na mojej liście, jest strzelisty Matterhorn, ale to właśnie Mont Blanc przez to, że stosunkowo łatwo dostępny, jest najpopularniejszym celem wspinaczkowym w Alpach. Pierwszymi zdobywcami tej Białej Góry byli: poszukiwacz kryształów i przewodnik Jacques Balmat oraz Michel-Gabriel Paccard. Stanęli na jej szczycie 8 sierpnia 1786 r. W tamtych czasach były to wieloosobowe ekspedycje, jakie dzisiaj nie jeżdżą nawet w Himalaje, ale podobnie eksplorowano Tatry kilkadziesiąt lat później. W wyprawach Tytusa Chałubińskiego także brało udział kilkoro turystów, kilkunastu przewodników, jeszcze liczniejsza ekipa tragarzy, kucharzy, pomocników, no i oczywiście kapela. Zdobycie Mont Blanc w tamtych czasach to był wielki wyczyn. Gdy w sierpniu 1818 roku stanął na nim pierwszy Polak - Antoni Malczewski - był dopiero ósmym wspinaczem na szczycie, a od pierwszego wejścia minęło przecież ponad 30 lat. Tygodniowy pobyt Malczewskiego w Alpach zapisał się zresztą na stałe w historii ich zdobywania, bo przed wejściem na Mont Blanc dokonał pierwszego wejścia na pobliski Auguille du Midi. Dzisiaj każdego dnia dziesiątki turystów i alpinistów stają na szczycie Mont Blanc. Z przewodnikami, jak pierwsi zdobywcy, i samodzielnie. Tacy z doświadczeniem górskim i całkiem zieloni. Rocznie nawet 30 tysięcy osób. Brak 48 HORYZONT HORYZONT 49 trudności technicznych i schroniska na trasie powodują, że góra wydaje się łatwo dostępna. W tłumie wspinaczy panuje poczucie bezpieczeństwa, ale statystyki mówią coś zupełnie przeciwnego. Każdego roku ginie tutaj około 100 osób. Podobnie jak Malczewski, przyjechałem do Chamonix na tydzień i podobnie jak Malczewski zdobyłem najpierw Auguille du Midi. Skorzystałem jednak z tego, że minęło prawie sto lat i dzisiaj na wysokość 3800 m n.p.m. wjeżdża się kolejką linową. Działa ona od połowy lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku i po remoncie w 1990 roku rocznie przewozi pół miliona osób. Wagonik pnie się wzdłuż skalnych ścian. Półtora kilometra w górę bez żadnych podpór. Wielkie, ogromne połacie szarych granitów wsparte na przykrytych śniegiem piargach. Wspaniałe widoki i możliwość podziwiania alpejskich lodowców po drugiej stronie grani opłacane są lekkim zawrotem głowy po dotarciu do górnej stacji. To fizjologiczne objawy braku aklimatyzacji, ale warto – dzięki temu łatwiej będzie się szło na dach Europy. Stacja kolejki przypomina średniowieczny zamek na szczycie skały. Kilka kilometrów pod nią przebiega otwarty w połowie lat 60tych ub. wieku tunel łączący Francję z Włochami, a ściślej dwa kurorty Chamonix – Mont Blanc po francuskiej i Courmayeur po włoskiej stronie. Ze stacji kolejki można wyjść na zaśnieżone stoki masywu Mont Blanc. To już inny świat. Lodowce, grupki turystów wędrujące ścieżką wijącą się wśród szczelin i dumnie rozparty pomiędzy lodowcami, rozległy przedwierzchołek Mont Blanc. Usiłuję wypatrzeć schronisko Vallot – blaszany schron pod szczytem, ale nic z tego. Nasze wejście planowaliśmy drogą pierwszych zdobywców przez lodowiec Les Bossons, a ze szczytu mieliśmy zamiar zjechać na nartach. Wejście na lodowiec było oznakowane strzałką, ale ścieżka szybko zniknęła. Kluczyliśmy pomiędzy szczelinami, które poodsłaniały się po łagodnej i mało śnieżnej zimie. Mgła snuła się po lodowcu i nie pozwalała na wypatrzenie drogi. Ostatecznie zatrzymała nas szczelina, której nie mogliśmy pokonać. Nie udało nam się dotrzeć do schroniska Grands Mulets znajdującego się na grzędzie pośrodku lodowca, więc zdecydowaliśmy się na odwrót. Tak już jest, że czasem góra stawia trudne warunki i nie puszcza na szczyt. Pożegnało nas wieczorne rozpogodzenie. Mieliśmy jeszcze pięć dni. Decyzja była oczywista. Zostawiamy narty i wybieramy popularną drogę prowadzącą żebrem Gouter. Kolejką „Tramwaj Mont Blanc” podjeżdża się do stacji Nid d’Aigle, a następnie ścieżką wiodą- cą piarżystą doliną podchodzi się 800 metrów w górę się na niewielki lodowiec Tete Rousse, na którym można rozbić namiot lub skorzystać z noclegu w schronisku. Niektórzy atakują górę już stąd, ale to wyzwanie dla osób dobrze zaaklimatyzowanych i w dobrej kondycji. Ponieważ podeszliśmy w deszczu – nie było mowy, aby iść dalej. Po nocnym suszeniu ubrań w śpiworach nadszedł słoneczny poranek. Jak kropla rtęci błyszczało w słońcu schronisko Gouter (3817 m n.p.m.). Wysoko, już na skraju grani prowadzącej na wierzchołek. Droga na grań prowadzi stromym skalistym żebrem, a u jego podstawy trzeba przekroczyć śnieżny żleb zagrożony spadającymi kamieniami. Schronisko Gouter ma 120 miejsc, ale jeśli nie zarezerwujemy noclegu, pozostaje namiot albo miejsce na stole, ławie lub podłodze. Spanie w jadalni ma jedną wadę – jak pobudka to pobudka. Wstają wszyscy. Pakowanie plecaków i głośne rozmowy. Jest druga w nocy – w sam raz pora na założenie raków i wyjście w kierunku szczytu. Wygwieżdżone niebo, kilkunastostopniowy mróz i dziesiątki osób z latarkami czołowymi niczym stado świetlików uparcie wędrujących pod górę. Wiatr, ciemność i mróz. Zawsze można przed szczytem odpocząć w Vallocie – metalowym schronie 400 metrów poniżej wierzchołka. Nie jest w nim specjalnie przytulnie, ale są koce i można poczekać do świtu. Wschód słońca w takim miejscu to niezwykłe przeżycie. Najpierw ciemność przechodzi w zimne fiolety, następnie śnieg robi się pomarańczowy, aż nad granią pojawia się kawałek słonecznej korony. Od razu robi się cieplej. Chociaż ten ostatni odcinek drogi do szczytu nie ma trudności technicznych – ot, po prostu idzie się pod górę po mniej lub bardziej stromym śniegu – dobrze być związanym liną, aby nie spaść w razie poślizgnięcia czy gwałtownego podmuchu wiatru. Wejście na Mont Blanc to w kategoriach alpinistycznych żaden wielki wyczyn, ale przełamanie własnych słabości i zmęczenia daje radość. Mgły snują się w dolinach, a tutaj, na szczycie jesteśmy wolni od wszelkich problemów, które zostały tam na dole. Radość z wejścia jest jednak pełna dopiero wówczas, gdy bezpiecznie zejdziemy na dół. Dotyczy to zarówno Mont Blanc, jak i Połoniny Wetlińskiej. Autor jest alpinistą i dziennikarzem, byłym prezesem Radia Rzeszów i dyrektorem TVP w Rzeszowie ZASZTAR SABINA POTOCZNY S towarzyszenie Samorządów Terytorialnych „Aglomeracja Rzeszowska” od marca 2013 r. realizuje innowacyjny projekt, którego efektem ma być powstanie platformy informatycznej ZASZTAR. Z systemu korzystać będą samorządowcy – pracownicy gmin i miast, należący do Aglomeracji Rzeszowskiej. Zasadnicza funkcja projektu polegała będzie na tym, iż na mapie gmin i miast, będą widoczne funkcje i przeznaczenie poszczególnych terenów oraz ich lokalizacja i parametry techniczne infrastruktury publicznej. Program, poprzez zestawianie tych danych z natężeniem liczby ludności i rodzajem działalności gospodarczej firm na danym obszarze będzie pozwalał na monitoring zapotrzebowania na konkretne usługi publiczne, ustalenie kolejności inwestycji i modernizacji oraz określenie lokalizacji bazy infrastrukturalnej. Program pozwoli na tworzenie scenariuszy wariantowych (modelowanie zmian przeznaczenia danych obszarów i ich przeznaczenia na usługi publiczne), aktualizację danych i zmian poszczególnych terenów, ich zabudowy: na podstawie wydanych pozwoleń na budowę i zgłoszeń do starostw powiatowych. – Efektem dodatkowym wdrożenia systemu będzie możliwość tworzenia biznesplanów dla działalności spółek komunalnych, które obsługują społeczności lokalne w zakresie usług publicznych. Obsługę ZASZTAR zapewni Biuro Stowarzyszenia Aglomeracja Rzeszowska, a jego zadaniem będzie utrzymywanie systemu, aktualizacja danych i analizy dla członków stowarzyszenia – podkreśla przewodniczący Zarządu Stowarzyszenia Samorządów Terytorialnych „Aglomeracja Rzeszowska” – Józef Jodłowski, starosta rzeszowski. Program „ZASZTAR” zostanie uruchomiony w maju przyszłego roku. Pozwoli on lokalnym samorządom na zwiększenie atrakcyjności osadniczej obszaru a także umożliwi bieżące monitorowanie dostępu i jakości usług publicznych w obliczu zachodzących procesów osadniczych na zdefiniowanym wcześniej obszarze. Przewodniczący Zarządu Stowarzyszenia Samorządów Terytorialnych „Aglomeracja Rzeszowska” – Józef Jodłowski IN FOR MA CJE O PRO JEK CIE: ZASZTAR – Zintegrowany System Zarządzania Terytorium Aglomeracji Rzeszowskiej. Okres realizacji: marzec 2013 – czerwiec 2015 Wartość całkowita projektu: 1 134 604,00 zł Wartość EFRR (90%): 1 021 143,60 zł Stowarzyszenie Samorządów Terytorialnych „Aglomeracja Rzeszowska” ul. Grunwaldzka 15, 35-959 Rzeszów tel. +48 17 862 20 13 e-mail: [email protected] www.zasztar.pl HORYZONT 51
Podobne dokumenty
horyzont:Layout 1.qxd
Marki Karpackiej Carpathia radzi byśmy myśleli globalnie, ale działali lokalnie, nie wstydzili się lecz promowali lokalne produkty. Budowa takiej Marki to proces długofalowy i „Nie od razu Rzym zbu...
Bardziej szczegółowo