Pobierz

Transkrypt

Pobierz
Ukazała się również:
Amelia i Kuba. Godzina duchów
Rafał Kosik
Ilustracje autora
Warszawa 2014
Copyright © 2014 by Rafał Kosik
Copyright © 2014 by Powergraph
Copyright © 2014 for the cover and illustrations by Rafał Kosik & Jan Kosik
Wszelkie prawa zastrzeżone.
All rights reserved.
Redakcja: Kasia Sienkiewicz-Kosik
Korekta: Maria Aleksandrow
Skład i łamanie: Powergraph
Projekt graficzny i okładka: Rafał Kosik
Wyłączny dystrybutor:
„Firma Księgarska Olesiejuk” Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością Sp.j.
ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki
tel. 22 721 30 00, fax 22 721 30 01
www.olesiejuk.pl, e-mail: [email protected]
Wydawca:
Powergraph Sp. z o.o.
ul. Cegłowska 16/2, 01-803 Warszawa
tel./fax: 22 834 18 25
powergraph.pl, sklep.powergraph.pl, e-mail: [email protected]
ISBN 978-83-64384-18-9
Printed in Poland, EU
w którym rodzina Rytlów przeprowadza się
do nowego mieszkania, Kuba poznaje dziwną
dziewczynę, doprowadza do zagłady kolonii
mrówek i podpada pewnej ważnej osobie.
Lato chyliło się ku końcowi, a Warszawa
szykowała się na początek roku szkolnego.
Ciężarówka z napisem „Przeprowadzki” na
plandece wlokła się przez miasto, jakby była
zaprzężona w muły. Rodzina Rytlów jechała za
nią białym pick-upem, załadowanym pudłami
z książkami i co cenniejszymi przedmiotami.
7
Milena, zwana przez wszystkich Mi, miała
sześć lat i z trudem wytrzymywała w foteliku.
Najchętniej wyskoczyłaby z niego i zaczęła
biegać po całym samochodzie. Z radości.
— Będę miała własny pokój… Będę miała
własny pokój — nuciła pod nosem.
Ponieważ robiła to od dłuższego czasu, siedzący obok niej Kuba był bliski zaklejenia jej
ust taśmą samoprzylepną. Nie zrobił tego tylko
dlatego, że był od niej starszy o pięć lat, a starszemu bratu nie wypada zachowywać się w ten
sposób. To znaczy, nie wypada, jeśli w pobliżu
są rodzice. Zresztą taśma samoprzylepna też
leżała spakowana w którymś z pudeł.
Ciężarówka zatrzęsła się na przejeździe
przez tory tramwajowe.
— Serwis babci… — jęknęła mama z fotela
obok kierowcy. — Trzeba było go wziąć do nas.
Wolniej, wolniej jedźcie. Proszę…
— Wiedzą, co robią — uspokoił ją tata.
Sam na wszelki wypadek jeszcze bardziej
zwolnił przed torami. Pudła w ładowni i tak
zaszurały o siebie.
8
— Będę miała własny pokój… — Mi w najmniejszym stopniu nie przejmowała się losem
drogocennej porcelany. — Będę miała własny
pokój…
Brat spojrzał na nią groźnie, czym też się nie
przejęła.
— Cieszycie się? — Tata odwrócił się do
dzieci. — Nowy dom, nowi koledzy i koleżanki.
W odbiciu jego lustrzanych okularów przeciwsłonecznych rodzeństwo wyglądało jak
ufoludki z ogromnymi głowami. Wielki łeb
z kasztanowymi włosami związanymi w kucyk
na czubku głowy i jeszcze większy – z blond
grzywką.
Mi nie musiała odpowiadać. Ona już prawie
zapomniała stare mieszkanie. Zresztą uwielbiała zmiany.
— Tak, oczywiście, cieszymy się — zapewnił
tatę Kuba, ale właśnie nowi koledzy byli jego
największym zmartwieniem. Na osiedlu, z którego się wyprowadzili, wszystko było znajome.
Miał swoją pozycję wśród rówieśników, bał się
tylko tych starszych, choć i tego starał się nie
9
okazywać. Nowi koledzy stanowili wielką niewiadomą.
— Kuba, pamiętasz o naszej umowie? —
zaczął poważnym głosem tata. — Grzecznie
i kulturalnie, bez żadnych wybryków, jasne?
— Jasne… — Kuba pokiwał głową. Wiedział,
że często najpierw coś robi, a potem dopiero
myśli. No cóż, nowy dom, nowe życie, nowe
postanowienia. Obiecał sobie solennie, że
w nowym miejscu będzie rozsądnym i grzecznym, dobrze uczącym się jedenastolatkiem.
— Kredens! — Mama załamała ręce, gdy
ciężarówka zabujała się na nierówności drogi.
— Wolniej tam!
Kierowca z pewnością nie mógł jej usłyszeć.
— Będę miała własny pokój… Będę miała
własny pokój…
Kuba zamknął oczy. Jeszcze chwila i wysiądę,
pomyślał.
Ciężarówka tymczasem zaliczyła trzy studzienki.
— Lustra potłuką… — Mama spojrzała na
tatę. — Może zadzwoń do nich, żeby jechali
wolniej…
10
— Nie powinno się rozmawiać przez telefon
podczas prowadzenia samochodu, to niebezpieczne — odparł tata. — Spokojnie, oni robią
to nie od dziś.
Jak na zawołanie zadzwonił jego telefon.
Odebrał.
— Adam Rytel, słucham? Tak, wyraz „świeży”
ma być jasny i duży, a „naturalny” jeszcze
większy. Reszta mniejsza i jakby w tle.
Normalnie mama zwróciłaby mu uwagę, że
to niebezpieczne, co sam zresztą przed chwilą
powiedział, lecz teraz miała na głowie za dużo
zmartwień. Tata pracował w agencji reklamowej, gdzie był dyrektorem kreatywnym, co
znaczyło, że wymyślał reklamy. Czasem były
to reklamy do gazet, czasem na billboardy,
a czasem takie do telewizji. Gdy pracował przy
dużej kampanii reklamowej, zdarzało się, że
nie było go w domu przez całe dnie, a kiedy
był — telefon dzwonił o każdej porze, nawet
późnym wieczorem.
— Będę miała własny pokój… Będę miała
własny pokój…
11
Kuba wyjął z kieszeni odtwarzacz MP3
i wetknął do uszu słuchawki. W odpowiedzi
Mi nachyliła się w jego stronę i zaśpiewała
głośniej:
— Będę miała własny pokój!
— Jak się nie zamkniesz, będziesz mieszkała w schowku bez okien — zagroził Kuba.
— Dobrze, że nie pod schodami — mruknęła
Mi. — Mógłbyś czasem używać bardziej wyfiranowanych dowcipów.
— Wyrafinowanych* — poprawiła ją mama,
spoglądając porozumiewawczo na tatę, Mi często bowiem przekręcała trudniejsze wyrazy. —
Nie odzywaj się tak do siostry — skarciła Kubę.
Mama prawie zawsze brała stronę Mi.
— Mogłabyś już przestać śpiewać, rozmawiam — powiedział tata, odsuwając na chwilę
słuchawkę od ucha. Tata też zwykle brał stronę
Mi, teraz jednak miał ważniejsze sprawy na
głowie.
Poskutkowało – Mi wzruszyła ramionami,
obrażona, i zamilkła. Z chlebaka, który nosiła
przewieszony na ramieniu, wyjęła mały zeszy*
Wyrafinowany – skomplikowany i wymyślny, ale delikatny.
12
cik i wysuwając język, coś w nim zapisała,
po czym wyciągnęła tablet i uruchomiła grę
Rycerze i insekty, w której armie średniowiecznych rycerzy walczyły ze zmutowanymi
gigantycznymi owadami. Mi, która uwielbiała
zwierzęta, a im dziwniejsze, tym lepiej, oczywiście grała mrówkami.
— Najbardziej idiotyczna gra, jaką widziałem — stwierdził Kuba i zajął się oglądaniem
widoków za oknem.
Oddalali się od Mokotowa, na którym rodzeństwo mieszkało od urodzenia. Rzędy kamienic
ustąpiły miejsca blokom, a następnie ogrodzeniom osiedli strzeżonych.
Tata wciąż jeszcze rozmawiał przez telefon
o reklamie, która miała być gotowa „na wczoraj”, a kiedy się rozłączył, pufnął z niezadowoleniem.
— Wszystkie
materiały
reklamowe
już
powinny być w drukarni, a klient chce jeszcze
zmienić zdjęcia opakowań.
— Im więcej chemii w tych jogurtach —
powiedziała mama — tym większe napisy, że
13
są „świeże” i „naturalne”. A ja potem muszę
leczyć biednych ludzi.
Mama była lekarzem, pracowała w szpitalu,
więc wiedziała co nieco o zdrowym żywieniu.
— Nie patrz tak na mnie. — Tata wzruszył
ramionami. — Ja ich nie produkuję. Ja tylko
wymyślam reklamy. O, to tutaj.
Ciężarówka skręciła we wjazd do sześciopiętrowego budynku.
— Będę miała własny pokój! — Mi zapomniała o grze. — Będę miała własny pokój!
Tym razem nikt jej nie uciszał. Pick-up
wjechał za ciężarówką przez krótki tunel
wycięty w parterze budynku i zatrzymał się na
podwórku wyłożonym kostką. Tata wyłączył
silnik i wszyscy wysiedli. Poszedł załatwiać
coś ze strażnikiem, który siedział za okienkiem
tuż przy bramie wykonanej z krat sięgających
sufitu tunelu, mama zaś podeszła do tragarzy,
którzy postanowili zacząć pracę od przerwy na
papierosa. Próbowała wypatrzeć przez odchyloną plandekę, w jakim stanie dotarły meble
i kartony.
14
Mi wdrapała się na burtę pick-upa, by sprawdzić, czy pudła z jej skarbami są całe.
Kuba rozejrzał się bez entuzjazmu. Blok
z wielkiej płyty, w którym mieszkali jeszcze rano, na pewno nie był szczytem luksusu. Za to jak się wyszło na podwórko, nie
było widać żadnych ogrodzeń ani murów.
Apartamentowiec przy ulicy Dębowej przypominał zamek, a podwórko – dziedziniec. Miało
jakieś pięćdziesiąt na pięćdziesiąt metrów, a ze
wszystkich stron otaczały je ściany z oknami
i balkonami. Dostać się do środka można było
tylko przez bramę i tunel, w którym przed
chwilą ledwo zmieściła się ciężarówka. Świeżo
zasiana trawa dopiero kiełkowała w ostrych
promieniach słońca, a wzdłuż chodników walczyły o przetrwanie niskie żywopłoty. Na prawo
od huśtawek rósł dąb. Był olbrzymi, sięgał
chyba ponad dach i zupełnie nie pasował do
nowoczesnego budynku. To od niego zapewne
apartamentowiec nazwano Oak Residence*.
Kuba uważał tę nazwę za pretensjonalną.
*
Oak Residence (ang.) – Dębowa Rezydencja.
15
Na najniższej gałęzi drzewa, może metr
nad ziemią, siedziała czarnowłosa dziewczyna
z jakąś teczką na kolanach, a obok niej chudy
chłopak w okularach, coś robił na małym laptopie. Jedyni mieszkańcy w zasięgu wzroku.
Cóż, nie zaszkodzi się przywitać, zanim
zacznie się wielkie zamieszanie z wnoszeniem
gratów na drugie piętro. Kuba wolnym krokiem ruszył w stronę drzewa.
Dziewczyna gapiła się na niego, jakby
był kosmitą. Nawet niebrzydka, ubrana tak
jakoś… artystycznie. To pierwsze przyszło mu
do głowy. Uśmiechnął się i zatrzymał kilka
metrów od gałęzi, ale już w cieniu.
— Cześć, jestem Kuba — powiedział. — A ty?
Dziewczyna gapiła się na niego.
— A ja nie — odpowiedziała niezbyt miło,
zeskoczyła z drzewa i pobiegła do drzwi jednej
z klatek schodowych.
Kuba odprowadził ją zaskoczonym spojrzeniem. Wyglądało to, jakby się obraziła.
— Co ja takiego powiedziałem? — rzucił
w przestrzeń.
Może miała zły dzień, pomyślał.
16
Chudy okularnik oderwał się od laptopa.
— Albert — przedstawił się. — Tak samo jak
Einstein. Mam zespół Aspergera i interesuję
się badaniami naukowymi.
— Kogo masz? — zapytał odruchowo Kuba.
— To taka choroba polegająca na zaburzeniach umiejętności społecznych.
— Grasz rycerzami czy mrówkami? — Mi
wdrapała się na mały pagórek, wskoczyła na
gałąź i zerknęła na ekran Alberta. — Poznałam
po odgłosach. Hm… — mruknęła z dezaprobatą. — Rycerzami… Przegrasz, jeśli nie
będziesz nic robił. Tu trzeba cały czas parować
ciosy i atakować.
— Gram generałem. Widzę bitwę z góry.
Można grać szeregowym żołnierzem, dowódcą
oddziału albo generałem.
— No popatrz, nawet nie wiedziałam. Czyli
wysyłasz armię i potem przez pół godziny czekasz, kto wygra? Nudy!
— Wcale nie. Przygotowywałem strategię tej
bitwy przez kilka godzin. Teraz przekonam się,
jak działa.
17
— Nudy! Nudy! Nudy! Ciekawie to jest na
pierwszej linii frontu.
Albert zamknął laptop, zeskoczył z gałęzi
i odszedł w ślad za swoją siostrą.
— A jak ona ma na imię? — zapytał jeszcze
Kuba.
Nie doczekał się odpowiedzi.
— Zespół Asparagusa*? — Mi wyjęła z torebki
notesik i zapisała trudne słowo. — Co to są
umiejętności społeczne? Nieważne, nie wysilaj
mózgu, bo ci się od tego zmniejszy. Sprawdzę
sobie. Banda dziwaków. Kiedyś z tego dziwactwa odkręcą gaz i wszyscy puf!, zginiemy
w wielkim wybuchu.
Wrócili do ciężarówki, gdzie tragarze już
przygotowywali się do rozładunku. Kuba podniósł pudło i obszedł całą ciężarówkę, na wypadek gdyby czarnowłosa patrzyła z okna. Był
przekonany, że patrzy, starał się więc iść tak,
jakby przenoszenie paczki nie sprawiało mu
żadnej trudności. Okazało się to jednak trudne,
bo paczka naprawdę była ciężka. Wniósł ją na
*
Zespół Asparagusa – chodzi oczywiście o zespół Aspergera. Chorzy na niego charakteryzują się upośledzeniem umiejętności społecznych, mają trudności w akceptowaniu
zmian oraz poświęcają się bez reszty swoim zainteresowaniom. Często są ponadprzeciętnie inteligentni.
18
drugie piętro zdyszany. Zauważył z przykrością, że tragarze noszą takie pudła dwa razy
szybciej i z taką łatwością, jakby wewnątrz
znajdował się styropian.
Rozejrzał się po mieszkaniu. Było znacznie
większe niż poprzednie, a wrażenie przestronności potęgowało to, że nie wniesiono jeszcze
mebli. Tylko w kuchni zamontowano już szafki,
płytę grzejną, piekarnik i zlewozmywak. Ta
kuchnia nie była jednak wąską klitką z oknem
na końcu, lecz obszernym pomieszczeniem
otwartym na dużą przestrzeń jadalni i salonu,
aż do wielkiego okna z ogromnym balkonem,
gdzie połowę świata zasłaniał ten wielki dąb.
To znaczy lepiej, że zasłaniał, bo w przeciwnym razie mieliby widok na inne okna.
Kuba uśmiechnął się sam do siebie. Wybrał
największe z wniesionych już pudeł, otworzył
je i wyjął ze środka dwie lampy, wazon i segregatory z dokumentami. Złożył pudło na płask
i zszedł z nim na parter. Stanął za ciężarówką,
tak by pozostać niewidzianym z tej części
apartamentowca, gdzie mieszkała dziewczyna.
Złożył pudło ponownie i z pustym obszedł cię-
19
żarówkę. Jeśli czarnowłosa patrzyła, musiała
teraz z podziwem zauważyć, z jaką lekkością
Kuba nosi ciężary. Wszedł na klatkę schodową
i miał zamiar tu zaczekać, żeby niepotrzebnie
nie wspinać się po schodach. Windę zajęli tragarze, usiłujący zmieścić w niej łóżko.
— Nie noś tak ciężkich pudeł — powiedział
tata i nim Kuba zdążył zaprotestować, wziął
od niego karton. Niemal się przewrócił, zaskoczony lekkością. — Co to jest? Nosisz świeże
powietrze do domu?
— Eeem… — Kuba wydął wargi. — Pomyłka.
Zamyśliłem się.
— Nie żartuj! — Spojrzał na syna groźnie. — Noś te mniejsze paczki z pick-upa. —
Przyciszył konspiracyjnie głos — są delikatne
i lepiej, jeśli te mięśniaki nie będą ich dotykać.
Określenie
„mięśniaki”
było
zabawne
w ustach kogoś, kto regularnie odwiedza siłownię. Kuba otworzył klapę z tyłu pick-upa, spośród dużych i ciężkich kartonów z książkami
wybrał mniejszą i lżejszą paczkę i zaniósł do
domu, po czym wrócił po kolejną. Za każdym
razem, gdy obchodził ciężarówkę, prostował
20
się i przywoływał na twarz wyraz swobodnego znudzenia, by zaraz potem, już na klatce
schodowej, przygarbić się i wyszczerzyć zęby
w wysiłku. Za trzecim razem paczka okazała
się naprawdę ciężka.
— Nie upuść mojego formikarium. — Mi siedziała na rampie pick-upa i majtała nogami.
— Czego nie upuścić? — Kuba odwrócił się
do niej.
W tym momencie nastąpił na leżący na chodniku spory kawałek kory i stracił równowagę.
— Formi… — Dziewczynka nie dokończyła.
Kuba złapał równowagę, ale pudło otworzyło się od dołu i wysunął się z niego szklany
pojemnik z ziemią. Rymsnął o chodnik i rozbił
się z hukiem.
— Ty ofermo! — Wściekła Mi zeskoczyła
w locie z rampy i podbiegła do miejsca katastrofy.
Niestety, nie było czego zbierać. Wokół sterty
ziemi i potłuczonego szkła krążyły dziesiątki
zdezorientowanych mrówek.
— Luz. — Kuba cofnął się na wszelki wypadek. — Nałapiesz sobie nowych.
21
— Jak ty nic nie rozumiesz! One miały…
imiona. Znałam je wszystkie! — Mi całą siłą
woli powstrzymywała łzy.
— Czas przeszły jest bardzo wskazany.
Chyba podjęły decyzję o ewakuacji.
Rzeczywiście, mrówki wyraźnie kierowały
się w stronę trawnika. Co druga niosła na
grzbiecie białe jajo. Było już za późno, by je
wszystkie złapać.
Mama, dotychczas pilnująca tragarzy, podeszła do dzieci.
— Może lepiej im będzie na wolności. —
Przytuliła córkę. — Kupisz sobie… może
gekona.
— Gekona? — Mi wywróciła oczami. — Jest
głupi. Wystarczy, że mam brata.
Kuba spojrzał na nią z irytacją.
— Nie zakleiłaś spodu kartonu — stwierdził.
— To było przyczyną wypadku.
Mi zmarkotniała.
— Mam sześć lat. — Rozłożyła ręce. — Skąd
mam wiedzieć, jak się pakuje dobytek przed
przeprowadzką?
22
Przykucnęła, podniosła kawałek kory i zaczęła
nim delikatnie rozgarniać ziemię, by wszystkie
mrówki mogły się wydostać.
— Do widzenia Petronelo… do zobaczenia
Józefino… żegnaj Klaro…
— Się nie pokalecz. — Kuba pokręcił głową
i poszedł nosić pozostałe paczki. Przyszedł za
to strażnik z miotłą i szufelką na długim kiju.
— Nie dotykać! — wrzasnęła Mi, groźnie
celując w niego korą.
Zatrzymał się, zaskoczony.
— Brud się rozniesie… — powiedział.
— Sama sprzątnę — zaprotestowała z rozpaczą.
Mężczyzna nie zamierzał zrezygnować
z przywrócenia porządku na osiedlowej alejce.
Kuba zastąpił mu więc drogę, choć wyglądał przy tym jak David występujący przeciw
Goliatowi. Liczył na to, że strażnikowi nie chce
się sprzątać osobiście.
— Sprzątniemy — powiedział z naciskiem —
a potem oddamy panu szczotkę i szufelkę.
Mężczyzna zmierzył Kubę groźnym spojrzeniem, ale wręczył mu sprzęt i odszedł bez
słowa. Kuba popatrzył na szczotkę i szufelkę,
23
potem na siostrę, która raczej nie ogarnęła tej
sytuacji, i pokiwał głową.
— No to mamy pierwszego wroga w nowym
miejscu — mruknął sam do siebie. — Niezły
początek.
Mi zajęła się obserwowaniem poczynań mrówek. Owady uformowały kolumnę transportową, która przemieszczała się niewidzialną
ścieżką
między
jasnozielonymi
źdźbłami
trawy. Dziewczynka podążyła ich tropem.
Ścieżka zawijasami prowadziła do krawężnika
alejki i wzdłuż niego do ściany budynku. Tam
mrówki znikały w szczelinie między cegłami
klinkierowymi. Mi zmarszczyła brwi.
— Będą kłopoty… — mruknęła.
***
Rodzina Rytlów zjadła pierwszy obiad
w nowym domu, siedząc na nierozpakowanych kartonach. Na obiad były pulpety ze
słoika podgrzane razem z makaronem w jedynym garnku, jaki mamie udało się znaleźć.
Pudła starannie poopisywali, ale i tak połowa
trafiła nie do tego pomieszczenia, do któ-
24
rego powinna. Talerze na przykład wylądowały
w łazience, a worek z poduszkami w kuchni.
Gdy skończyli jeść, tata wytarł usta chusteczką, wstał i teatralnie naprężył muskuły.
— Do roboty, rodzino — zakomenderował.
— Musimy te pudła poprzenosić do odpowiednich pokoi i rozpakować.
— Pamiętasz, że mam tylko sześć lat? —
zaprotestowała Mi. — Nie mogę nosić ciężarów.
Mi była wyjątkowo upartym dzieckiem.
Miała energii za dwoje, lecz rzadko energia ta dawała się wykorzystać do czegoś, co
rodzice nazywali pożytecznymi czynnościami.
Wyjątkiem była sztuka pisania i czytania, którą
dziewczynka opanowała już jakiś czas temu.
Ciemne włosy miała związane w krótką kitkę
na czubku głowy i nie znosiła różowych ubrań.
— Mi ma rację, Adasiu — zgodziła się mama.
— Już jest ciemno, a dziś mieliśmy ciężki dzień.
Zajmiemy się tym jutro.
Tata nie był zachwycony. Jak miał coś do
zrobienia, nie lubił odkładać tego na później.
Ogarnął wzrokiem sterty pudeł, worków i owiniętych folią mebli.
25
— Skręcę chociaż łóżko — powiedział.
— Możemy spać na materacach. Jak dawniej, kiedy jeździliśmy pod namiot. Pamiętasz
to jeszcze? — Mama podeszła do taty i objęła
go czule, co miało go zmiękczyć. Udało się.
— Niech ci będzie. Ale od rana bierzemy się
do roboty.
Kuba był zadowolony z takiego obrotu spraw.
Od noszenia pudeł bolały go plecy. Oby tylko ta
dziewczyna to zauważyła.
— Dziś umyjcie tylko zęby. — Mama grzebała w kartonie. — Nie mam pojęcia, gdzie są
ręczniki. Jak wam się podobają wasze nowe
pokoje?
Pokoje! Ledwo Kuba wstał, Mi już śmignęła
między pudłami i zniknęła w drzwiach jednego
z pokoi. Po chwili wypadła z niego i wbiegła
do następnego. Stanęła w drzwiach i oparła się
rękoma o framugi, blokując przejście.
— Ten jest mój — oznajmiła stanowczym
głosem.
— To się zaraz okaże — powiedział Kuba. —
Dostaniesz najmniejszy.
26
— Masz mieć większy pokój tylko dlatego,
że sam jesteś większy? — zapytała oburzona.
— Zgadłaś.
Mieszkanie składało się z kuchni połączonej
z jadalnią i salonem oraz z trzech pokoi różnej
wielkości. Oprócz tego była jeszcze łazienka
i schowek.
— Tutaj będzie nasza sypialnia. — Tata zajrzał do pokoju, który próbowała zawłaszczyć
Mi. — Jest najbliżej łazienki.
Mi natychmiast śmignęła do kolejnego
pokoju i znów zatarasowała przejście.
— Nawet nie próbuj. — Ze zmarszczonymi
groźnie brwiami, wpatrywała się w brata.
Kuba westchnął.
— To mój pokój — odparł. — Mam większe
łóżko, większe biurko, więcej książek. Większy
mózg.
— Mózg? — prychnęła. — A jak będę chciała
zagrać w kręgle?
— Tor do kręgli musi mieć osiemnaście
metrów długości. I tak nie zagrasz. — Bez
trudu przesunął siostrę i wszedł. — Nie jesteś
pępkiem wszechświata. Spadaj.
27
— Nie lubię cię.
Mi tupnęła, odwróciła się i odeszła dumnym
krokiem. Kuba wiedział, że złość szybko jej
przejdzie. Zresztą tak naprawdę od dawna było
ustalone, kto dostanie który pokój, a sprzeciw
siostry nie mógł tego zmienić.
Rozejrzał się. Stało tu kilka pudeł, z których
jedno zawierało jego rzeczy. Nie było żadnych
mebli, bo te, które zdecydowali się zabrać ze
starego mieszkania, tkwiły teraz pośrodku
salonu. Nie było też zasłon.
Rozłożył karimatę, rzucił na nią śpiwór i zgasił
światło, czyli dyndającą z sufitu gołą żarówkę.
Oparł się o parapet i przyjrzał podwórku. Było
już całkiem ciemno, więc widział tylko tyle,
ile oświetlały niskie latarenki. Od centralnego placu, tego z piaskownicą i huśtawkami,
odchodziły alejki do kilku klatek schodowych.
Większość okien była ciemna, jedynie w niektórych paliło się światło. Ciekawe, które jest
tej czarnowłosej. Pewnie już śpi.
Dziwaczka.
Mi chrząknęła znacząco. Kuba odwrócił się
i ujrzał siostrę stojącą w drzwiach.
28
— Dobra, możesz sobie wziąć ten pokój.
— Królewskim gestem machnęła ręką. —
Pozwalam ci.
— Dziękuję bardzo, łaskawco.
Mi wskoczyła na karimatę i oparła się
o ścianę. Skrzywiła się i ściągnęła z głowy
gumkę trzymającą kucyk.
— Wkurza mnie.
— To po co tak związujesz włosy?
— Bo się majtają na wszystkie strony.
Najchętniej ostrzygłabym się na jeża, żeby
nie musieć myć tych kudłów. Wiesz, szampon,
odżywka, te sprawy. To zajmuje masę czasu.
— Strzeliła z gumki, posyłając ją przez drzwi.
— Myślisz o tej wariatce? — Wskazała głową
na podwórko.
— Nie… — Kuba odszedł od okna. — Tak
sobie tylko wyglądam.
— Jest głupia — oświadczyła zdecydowanym tonem Mi. — Normalni ludzie się tak
nie zachowują. Pewnie cały rok siedzi w psychiatryku i wypuszczają ją tylko na wakacje.
Jak się zacznie szkoła, to ją znowu zamkną
w pokoju bez klamek razem z tym szurniętym
29
bratem. I w dodatku ta różowa sukieneczka,
widziałeś? Porażka. Zapomnij o niej.
— Wcale o niej nie myślę.
— Wiesz, bro, staram się pomóc, jak widzę,
że ktoś jest nieszczęśliwie zakochany. — Mi
wstała z niewinną minką. — To się leczy.
Poczytaj sobie coś przed snem. Jakiś poradnik
albo coś.
— Nie prosiłem cię o porady. — Kuba poczuł
lekkie rozdrażnienie. — A książek nie mogę
znaleźć.
— No, masz tutaj niezły pieprznik. Ćśśś. —
Przyłożyła palec do ust. — Słyszysz?
Kuba zamilkł i wsłuchał się w ciszę. Tak,
coś jakby… jęczało. Wzdrygnął się mimowolnie. Mi wskazała kratkę wentylacyjną. Kuba
wstał i przysunął się do niej. Dźwięk dobiegał
stamtąd.
— To wiatr w przewodach wentylacyjnych.
— Wyjrzał przez okno na oświetlony słabymi
latarenkami dąb. Ani jeden listek się nie poruszał. — Albo sąsiedzi oglądają film o duchach.
Powiedział to oczywiście z zamiarem nastraszenia siostry. Nawet tego nie zauważyła.
30
— Nowy dom, nowe tajemnice — podsumowała. — Ale są i plusy tej przeprowadzki.
Możemy iść spać na brudasa.
Wybiegła z pokoju. Trzasnęły drzwi od
łazienki, a dwadzieścia sekund później znów
się otworzyły. Tyle siostrze zajęło mycie zębów.
— Mi, tyle razy prosiłam, nie trzaskaj
drzwiami — z sypialni rodziców dobiegł zrezygnowany głos mamy.
Kuba wyjął z plecaka laptop i sprawdził wiadomości od znajomych. Od rana nikt nic nie
napisał. Wszyscy byli jeszcze na wakacjach
albo może nie chciało im się pisać, bo cały
dzień spędzili na dworze.
Poszedł umyć zęby i wsunął się w śpiwór. Za
gorąco, odkrył się. Zasypianie w nowym miejscu zawsze jest dziwne. Jednak po całym trudnym dniu Kuba był tak zmęczony, że zasnął
niemal natychmiast. Zdążył jeszcze pomyśleć,
że ta dziewczyna może i była trochę zwariowana, ale z drugiej strony mogła też być trochę
fajna.
***
31
Strażnik przewrócił kolejną stronę książki
i pociągnął łyk zimnej kawy. Przebiegł wzrokiem po kilku monitorach wewnątrz stróżówki. Nic się na nich nie działo. Odkąd
rozpoczął tu pracę, czyli trzy miesiące temu,
jeszcze nigdy nie wydarzyło się nic niespodziewanego. Dlatego pozwalał sobie na czytanie. Trzymał książkę w taki sposób, by tuż nad
nią widzieć monitory. Przy początku każdego
akapitu na ułamek sekundy unosił wzrok, po
czym czytał dalej.
Była już noc i w apartamentowcu Oak
Residence,
zwanym
przez
mieszkańców
Zamkiem, nie działo się nic. To się oczywiście
zmieni, gdy reszta mieszkań zostanie zasiedlona. Teraz jednak naprawdę nic się nie działo.
Obraz na monitorach pozostawał nieruchomy.
Ze swojego fotela strażnik widział przez okno
ceglaną ścianę i kawałek podwórka. Tam również panował niczym niezmącony spokój.
Gdy przewrócił kolejną kartkę, ponownie
zerknął na monitory. Już miał czytać dalej,
ale kątem oka coś zobaczył. Odłożył książkę
i przyjrzał się bliżej jednemu z monitorów. Na
32
parkingu ktoś był! Parking Zamku miał dwa
poziomy i ktoś się właśnie przechadzał po
poziomie minus dwa. I to w tej części, w której
nikt jeszcze nie parkował.
Strażnik nachylił się do monitora. Nie potrafił rozpoznać intruza. Postać była niewyraźna
i półprzezroczysta. Pewnie problem z kamerą.
Wstał i wziął latarkę. Trzeba to sprawdzić.
Wyszedł na korytarz, schodami zszedł na najniższy poziom parkingu i zapalił latarkę. Na
suficie paliły się lampy, ale po kątach czaił się
półmrok.
— Jest tu kto? — rzucił w przestrzeń.
Odpowiedziało mu tylko echo. Ruszył dalej,
by obejść cały parking. Stało tu ledwie kilka
samochodów, a wszystkie blisko wjazdu. Za
pierwszym zakrętem samochodów nie było już
wcale. Mimo że był tu już wiele razy, poczuł
pewien niepokój. Być może dlatego, że postać
z monitora nie przypominała nikogo z mieszkańców. A może dlatego, że była tak niewyraźna.
Tknięty nagłym przeczuciem, odwrócił się.
Pusto. Bardzo nie chciał sprawdzać całego
33
wymarłego parkingu, ale na tym przecież polegała jego praca. Westchnął więc ciężko i ruszył
dalej.
Wtedy zupełnie bezszelestnie ktoś przeszedł
za jego plecami. Ten ktoś był niewyraźny i półprzezroczysty.

Podobne dokumenty