Pobierz
Transkrypt
Pobierz
Ukazała się również: Amelia i Kuba. Godzina duchów Rafał Kosik Ilustracje autora Warszawa 2014 Copyright © 2014 by Rafał Kosik Copyright © 2014 by Powergraph Copyright © 2014 for the cover and illustrations by Rafał Kosik & Jan Kosik Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved. Redakcja: Kasia Sienkiewicz-Kosik Korekta: Maria Aleksandrow Skład i łamanie: Powergraph Projekt graficzny i okładka: Rafał Kosik Wyłączny dystrybutor: „Firma Księgarska Olesiejuk” Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością Sp.j. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. 22 721 30 00, fax 22 721 30 01 www.olesiejuk.pl, e-mail: [email protected] Wydawca: Powergraph Sp. z o.o. ul. Cegłowska 16/2, 01-803 Warszawa tel./fax: 22 834 18 25 powergraph.pl, sklep.powergraph.pl, e-mail: [email protected] ISBN 978-83-64384-18-9 Printed in Poland, EU w którym rodzina Rytlów przeprowadza się do nowego mieszkania, Kuba poznaje dziwną dziewczynę, doprowadza do zagłady kolonii mrówek i podpada pewnej ważnej osobie. Lato chyliło się ku końcowi, a Warszawa szykowała się na początek roku szkolnego. Ciężarówka z napisem „Przeprowadzki” na plandece wlokła się przez miasto, jakby była zaprzężona w muły. Rodzina Rytlów jechała za nią białym pick-upem, załadowanym pudłami z książkami i co cenniejszymi przedmiotami. 7 Milena, zwana przez wszystkich Mi, miała sześć lat i z trudem wytrzymywała w foteliku. Najchętniej wyskoczyłaby z niego i zaczęła biegać po całym samochodzie. Z radości. — Będę miała własny pokój… Będę miała własny pokój — nuciła pod nosem. Ponieważ robiła to od dłuższego czasu, siedzący obok niej Kuba był bliski zaklejenia jej ust taśmą samoprzylepną. Nie zrobił tego tylko dlatego, że był od niej starszy o pięć lat, a starszemu bratu nie wypada zachowywać się w ten sposób. To znaczy, nie wypada, jeśli w pobliżu są rodzice. Zresztą taśma samoprzylepna też leżała spakowana w którymś z pudeł. Ciężarówka zatrzęsła się na przejeździe przez tory tramwajowe. — Serwis babci… — jęknęła mama z fotela obok kierowcy. — Trzeba było go wziąć do nas. Wolniej, wolniej jedźcie. Proszę… — Wiedzą, co robią — uspokoił ją tata. Sam na wszelki wypadek jeszcze bardziej zwolnił przed torami. Pudła w ładowni i tak zaszurały o siebie. 8 — Będę miała własny pokój… — Mi w najmniejszym stopniu nie przejmowała się losem drogocennej porcelany. — Będę miała własny pokój… Brat spojrzał na nią groźnie, czym też się nie przejęła. — Cieszycie się? — Tata odwrócił się do dzieci. — Nowy dom, nowi koledzy i koleżanki. W odbiciu jego lustrzanych okularów przeciwsłonecznych rodzeństwo wyglądało jak ufoludki z ogromnymi głowami. Wielki łeb z kasztanowymi włosami związanymi w kucyk na czubku głowy i jeszcze większy – z blond grzywką. Mi nie musiała odpowiadać. Ona już prawie zapomniała stare mieszkanie. Zresztą uwielbiała zmiany. — Tak, oczywiście, cieszymy się — zapewnił tatę Kuba, ale właśnie nowi koledzy byli jego największym zmartwieniem. Na osiedlu, z którego się wyprowadzili, wszystko było znajome. Miał swoją pozycję wśród rówieśników, bał się tylko tych starszych, choć i tego starał się nie 9 okazywać. Nowi koledzy stanowili wielką niewiadomą. — Kuba, pamiętasz o naszej umowie? — zaczął poważnym głosem tata. — Grzecznie i kulturalnie, bez żadnych wybryków, jasne? — Jasne… — Kuba pokiwał głową. Wiedział, że często najpierw coś robi, a potem dopiero myśli. No cóż, nowy dom, nowe życie, nowe postanowienia. Obiecał sobie solennie, że w nowym miejscu będzie rozsądnym i grzecznym, dobrze uczącym się jedenastolatkiem. — Kredens! — Mama załamała ręce, gdy ciężarówka zabujała się na nierówności drogi. — Wolniej tam! Kierowca z pewnością nie mógł jej usłyszeć. — Będę miała własny pokój… Będę miała własny pokój… Kuba zamknął oczy. Jeszcze chwila i wysiądę, pomyślał. Ciężarówka tymczasem zaliczyła trzy studzienki. — Lustra potłuką… — Mama spojrzała na tatę. — Może zadzwoń do nich, żeby jechali wolniej… 10 — Nie powinno się rozmawiać przez telefon podczas prowadzenia samochodu, to niebezpieczne — odparł tata. — Spokojnie, oni robią to nie od dziś. Jak na zawołanie zadzwonił jego telefon. Odebrał. — Adam Rytel, słucham? Tak, wyraz „świeży” ma być jasny i duży, a „naturalny” jeszcze większy. Reszta mniejsza i jakby w tle. Normalnie mama zwróciłaby mu uwagę, że to niebezpieczne, co sam zresztą przed chwilą powiedział, lecz teraz miała na głowie za dużo zmartwień. Tata pracował w agencji reklamowej, gdzie był dyrektorem kreatywnym, co znaczyło, że wymyślał reklamy. Czasem były to reklamy do gazet, czasem na billboardy, a czasem takie do telewizji. Gdy pracował przy dużej kampanii reklamowej, zdarzało się, że nie było go w domu przez całe dnie, a kiedy był — telefon dzwonił o każdej porze, nawet późnym wieczorem. — Będę miała własny pokój… Będę miała własny pokój… 11 Kuba wyjął z kieszeni odtwarzacz MP3 i wetknął do uszu słuchawki. W odpowiedzi Mi nachyliła się w jego stronę i zaśpiewała głośniej: — Będę miała własny pokój! — Jak się nie zamkniesz, będziesz mieszkała w schowku bez okien — zagroził Kuba. — Dobrze, że nie pod schodami — mruknęła Mi. — Mógłbyś czasem używać bardziej wyfiranowanych dowcipów. — Wyrafinowanych* — poprawiła ją mama, spoglądając porozumiewawczo na tatę, Mi często bowiem przekręcała trudniejsze wyrazy. — Nie odzywaj się tak do siostry — skarciła Kubę. Mama prawie zawsze brała stronę Mi. — Mogłabyś już przestać śpiewać, rozmawiam — powiedział tata, odsuwając na chwilę słuchawkę od ucha. Tata też zwykle brał stronę Mi, teraz jednak miał ważniejsze sprawy na głowie. Poskutkowało – Mi wzruszyła ramionami, obrażona, i zamilkła. Z chlebaka, który nosiła przewieszony na ramieniu, wyjęła mały zeszy* Wyrafinowany – skomplikowany i wymyślny, ale delikatny. 12 cik i wysuwając język, coś w nim zapisała, po czym wyciągnęła tablet i uruchomiła grę Rycerze i insekty, w której armie średniowiecznych rycerzy walczyły ze zmutowanymi gigantycznymi owadami. Mi, która uwielbiała zwierzęta, a im dziwniejsze, tym lepiej, oczywiście grała mrówkami. — Najbardziej idiotyczna gra, jaką widziałem — stwierdził Kuba i zajął się oglądaniem widoków za oknem. Oddalali się od Mokotowa, na którym rodzeństwo mieszkało od urodzenia. Rzędy kamienic ustąpiły miejsca blokom, a następnie ogrodzeniom osiedli strzeżonych. Tata wciąż jeszcze rozmawiał przez telefon o reklamie, która miała być gotowa „na wczoraj”, a kiedy się rozłączył, pufnął z niezadowoleniem. — Wszystkie materiały reklamowe już powinny być w drukarni, a klient chce jeszcze zmienić zdjęcia opakowań. — Im więcej chemii w tych jogurtach — powiedziała mama — tym większe napisy, że 13 są „świeże” i „naturalne”. A ja potem muszę leczyć biednych ludzi. Mama była lekarzem, pracowała w szpitalu, więc wiedziała co nieco o zdrowym żywieniu. — Nie patrz tak na mnie. — Tata wzruszył ramionami. — Ja ich nie produkuję. Ja tylko wymyślam reklamy. O, to tutaj. Ciężarówka skręciła we wjazd do sześciopiętrowego budynku. — Będę miała własny pokój! — Mi zapomniała o grze. — Będę miała własny pokój! Tym razem nikt jej nie uciszał. Pick-up wjechał za ciężarówką przez krótki tunel wycięty w parterze budynku i zatrzymał się na podwórku wyłożonym kostką. Tata wyłączył silnik i wszyscy wysiedli. Poszedł załatwiać coś ze strażnikiem, który siedział za okienkiem tuż przy bramie wykonanej z krat sięgających sufitu tunelu, mama zaś podeszła do tragarzy, którzy postanowili zacząć pracę od przerwy na papierosa. Próbowała wypatrzeć przez odchyloną plandekę, w jakim stanie dotarły meble i kartony. 14 Mi wdrapała się na burtę pick-upa, by sprawdzić, czy pudła z jej skarbami są całe. Kuba rozejrzał się bez entuzjazmu. Blok z wielkiej płyty, w którym mieszkali jeszcze rano, na pewno nie był szczytem luksusu. Za to jak się wyszło na podwórko, nie było widać żadnych ogrodzeń ani murów. Apartamentowiec przy ulicy Dębowej przypominał zamek, a podwórko – dziedziniec. Miało jakieś pięćdziesiąt na pięćdziesiąt metrów, a ze wszystkich stron otaczały je ściany z oknami i balkonami. Dostać się do środka można było tylko przez bramę i tunel, w którym przed chwilą ledwo zmieściła się ciężarówka. Świeżo zasiana trawa dopiero kiełkowała w ostrych promieniach słońca, a wzdłuż chodników walczyły o przetrwanie niskie żywopłoty. Na prawo od huśtawek rósł dąb. Był olbrzymi, sięgał chyba ponad dach i zupełnie nie pasował do nowoczesnego budynku. To od niego zapewne apartamentowiec nazwano Oak Residence*. Kuba uważał tę nazwę za pretensjonalną. * Oak Residence (ang.) – Dębowa Rezydencja. 15 Na najniższej gałęzi drzewa, może metr nad ziemią, siedziała czarnowłosa dziewczyna z jakąś teczką na kolanach, a obok niej chudy chłopak w okularach, coś robił na małym laptopie. Jedyni mieszkańcy w zasięgu wzroku. Cóż, nie zaszkodzi się przywitać, zanim zacznie się wielkie zamieszanie z wnoszeniem gratów na drugie piętro. Kuba wolnym krokiem ruszył w stronę drzewa. Dziewczyna gapiła się na niego, jakby był kosmitą. Nawet niebrzydka, ubrana tak jakoś… artystycznie. To pierwsze przyszło mu do głowy. Uśmiechnął się i zatrzymał kilka metrów od gałęzi, ale już w cieniu. — Cześć, jestem Kuba — powiedział. — A ty? Dziewczyna gapiła się na niego. — A ja nie — odpowiedziała niezbyt miło, zeskoczyła z drzewa i pobiegła do drzwi jednej z klatek schodowych. Kuba odprowadził ją zaskoczonym spojrzeniem. Wyglądało to, jakby się obraziła. — Co ja takiego powiedziałem? — rzucił w przestrzeń. Może miała zły dzień, pomyślał. 16 Chudy okularnik oderwał się od laptopa. — Albert — przedstawił się. — Tak samo jak Einstein. Mam zespół Aspergera i interesuję się badaniami naukowymi. — Kogo masz? — zapytał odruchowo Kuba. — To taka choroba polegająca na zaburzeniach umiejętności społecznych. — Grasz rycerzami czy mrówkami? — Mi wdrapała się na mały pagórek, wskoczyła na gałąź i zerknęła na ekran Alberta. — Poznałam po odgłosach. Hm… — mruknęła z dezaprobatą. — Rycerzami… Przegrasz, jeśli nie będziesz nic robił. Tu trzeba cały czas parować ciosy i atakować. — Gram generałem. Widzę bitwę z góry. Można grać szeregowym żołnierzem, dowódcą oddziału albo generałem. — No popatrz, nawet nie wiedziałam. Czyli wysyłasz armię i potem przez pół godziny czekasz, kto wygra? Nudy! — Wcale nie. Przygotowywałem strategię tej bitwy przez kilka godzin. Teraz przekonam się, jak działa. 17 — Nudy! Nudy! Nudy! Ciekawie to jest na pierwszej linii frontu. Albert zamknął laptop, zeskoczył z gałęzi i odszedł w ślad za swoją siostrą. — A jak ona ma na imię? — zapytał jeszcze Kuba. Nie doczekał się odpowiedzi. — Zespół Asparagusa*? — Mi wyjęła z torebki notesik i zapisała trudne słowo. — Co to są umiejętności społeczne? Nieważne, nie wysilaj mózgu, bo ci się od tego zmniejszy. Sprawdzę sobie. Banda dziwaków. Kiedyś z tego dziwactwa odkręcą gaz i wszyscy puf!, zginiemy w wielkim wybuchu. Wrócili do ciężarówki, gdzie tragarze już przygotowywali się do rozładunku. Kuba podniósł pudło i obszedł całą ciężarówkę, na wypadek gdyby czarnowłosa patrzyła z okna. Był przekonany, że patrzy, starał się więc iść tak, jakby przenoszenie paczki nie sprawiało mu żadnej trudności. Okazało się to jednak trudne, bo paczka naprawdę była ciężka. Wniósł ją na * Zespół Asparagusa – chodzi oczywiście o zespół Aspergera. Chorzy na niego charakteryzują się upośledzeniem umiejętności społecznych, mają trudności w akceptowaniu zmian oraz poświęcają się bez reszty swoim zainteresowaniom. Często są ponadprzeciętnie inteligentni. 18 drugie piętro zdyszany. Zauważył z przykrością, że tragarze noszą takie pudła dwa razy szybciej i z taką łatwością, jakby wewnątrz znajdował się styropian. Rozejrzał się po mieszkaniu. Było znacznie większe niż poprzednie, a wrażenie przestronności potęgowało to, że nie wniesiono jeszcze mebli. Tylko w kuchni zamontowano już szafki, płytę grzejną, piekarnik i zlewozmywak. Ta kuchnia nie była jednak wąską klitką z oknem na końcu, lecz obszernym pomieszczeniem otwartym na dużą przestrzeń jadalni i salonu, aż do wielkiego okna z ogromnym balkonem, gdzie połowę świata zasłaniał ten wielki dąb. To znaczy lepiej, że zasłaniał, bo w przeciwnym razie mieliby widok na inne okna. Kuba uśmiechnął się sam do siebie. Wybrał największe z wniesionych już pudeł, otworzył je i wyjął ze środka dwie lampy, wazon i segregatory z dokumentami. Złożył pudło na płask i zszedł z nim na parter. Stanął za ciężarówką, tak by pozostać niewidzianym z tej części apartamentowca, gdzie mieszkała dziewczyna. Złożył pudło ponownie i z pustym obszedł cię- 19 żarówkę. Jeśli czarnowłosa patrzyła, musiała teraz z podziwem zauważyć, z jaką lekkością Kuba nosi ciężary. Wszedł na klatkę schodową i miał zamiar tu zaczekać, żeby niepotrzebnie nie wspinać się po schodach. Windę zajęli tragarze, usiłujący zmieścić w niej łóżko. — Nie noś tak ciężkich pudeł — powiedział tata i nim Kuba zdążył zaprotestować, wziął od niego karton. Niemal się przewrócił, zaskoczony lekkością. — Co to jest? Nosisz świeże powietrze do domu? — Eeem… — Kuba wydął wargi. — Pomyłka. Zamyśliłem się. — Nie żartuj! — Spojrzał na syna groźnie. — Noś te mniejsze paczki z pick-upa. — Przyciszył konspiracyjnie głos — są delikatne i lepiej, jeśli te mięśniaki nie będą ich dotykać. Określenie „mięśniaki” było zabawne w ustach kogoś, kto regularnie odwiedza siłownię. Kuba otworzył klapę z tyłu pick-upa, spośród dużych i ciężkich kartonów z książkami wybrał mniejszą i lżejszą paczkę i zaniósł do domu, po czym wrócił po kolejną. Za każdym razem, gdy obchodził ciężarówkę, prostował 20 się i przywoływał na twarz wyraz swobodnego znudzenia, by zaraz potem, już na klatce schodowej, przygarbić się i wyszczerzyć zęby w wysiłku. Za trzecim razem paczka okazała się naprawdę ciężka. — Nie upuść mojego formikarium. — Mi siedziała na rampie pick-upa i majtała nogami. — Czego nie upuścić? — Kuba odwrócił się do niej. W tym momencie nastąpił na leżący na chodniku spory kawałek kory i stracił równowagę. — Formi… — Dziewczynka nie dokończyła. Kuba złapał równowagę, ale pudło otworzyło się od dołu i wysunął się z niego szklany pojemnik z ziemią. Rymsnął o chodnik i rozbił się z hukiem. — Ty ofermo! — Wściekła Mi zeskoczyła w locie z rampy i podbiegła do miejsca katastrofy. Niestety, nie było czego zbierać. Wokół sterty ziemi i potłuczonego szkła krążyły dziesiątki zdezorientowanych mrówek. — Luz. — Kuba cofnął się na wszelki wypadek. — Nałapiesz sobie nowych. 21 — Jak ty nic nie rozumiesz! One miały… imiona. Znałam je wszystkie! — Mi całą siłą woli powstrzymywała łzy. — Czas przeszły jest bardzo wskazany. Chyba podjęły decyzję o ewakuacji. Rzeczywiście, mrówki wyraźnie kierowały się w stronę trawnika. Co druga niosła na grzbiecie białe jajo. Było już za późno, by je wszystkie złapać. Mama, dotychczas pilnująca tragarzy, podeszła do dzieci. — Może lepiej im będzie na wolności. — Przytuliła córkę. — Kupisz sobie… może gekona. — Gekona? — Mi wywróciła oczami. — Jest głupi. Wystarczy, że mam brata. Kuba spojrzał na nią z irytacją. — Nie zakleiłaś spodu kartonu — stwierdził. — To było przyczyną wypadku. Mi zmarkotniała. — Mam sześć lat. — Rozłożyła ręce. — Skąd mam wiedzieć, jak się pakuje dobytek przed przeprowadzką? 22 Przykucnęła, podniosła kawałek kory i zaczęła nim delikatnie rozgarniać ziemię, by wszystkie mrówki mogły się wydostać. — Do widzenia Petronelo… do zobaczenia Józefino… żegnaj Klaro… — Się nie pokalecz. — Kuba pokręcił głową i poszedł nosić pozostałe paczki. Przyszedł za to strażnik z miotłą i szufelką na długim kiju. — Nie dotykać! — wrzasnęła Mi, groźnie celując w niego korą. Zatrzymał się, zaskoczony. — Brud się rozniesie… — powiedział. — Sama sprzątnę — zaprotestowała z rozpaczą. Mężczyzna nie zamierzał zrezygnować z przywrócenia porządku na osiedlowej alejce. Kuba zastąpił mu więc drogę, choć wyglądał przy tym jak David występujący przeciw Goliatowi. Liczył na to, że strażnikowi nie chce się sprzątać osobiście. — Sprzątniemy — powiedział z naciskiem — a potem oddamy panu szczotkę i szufelkę. Mężczyzna zmierzył Kubę groźnym spojrzeniem, ale wręczył mu sprzęt i odszedł bez słowa. Kuba popatrzył na szczotkę i szufelkę, 23 potem na siostrę, która raczej nie ogarnęła tej sytuacji, i pokiwał głową. — No to mamy pierwszego wroga w nowym miejscu — mruknął sam do siebie. — Niezły początek. Mi zajęła się obserwowaniem poczynań mrówek. Owady uformowały kolumnę transportową, która przemieszczała się niewidzialną ścieżką między jasnozielonymi źdźbłami trawy. Dziewczynka podążyła ich tropem. Ścieżka zawijasami prowadziła do krawężnika alejki i wzdłuż niego do ściany budynku. Tam mrówki znikały w szczelinie między cegłami klinkierowymi. Mi zmarszczyła brwi. — Będą kłopoty… — mruknęła. *** Rodzina Rytlów zjadła pierwszy obiad w nowym domu, siedząc na nierozpakowanych kartonach. Na obiad były pulpety ze słoika podgrzane razem z makaronem w jedynym garnku, jaki mamie udało się znaleźć. Pudła starannie poopisywali, ale i tak połowa trafiła nie do tego pomieszczenia, do któ- 24 rego powinna. Talerze na przykład wylądowały w łazience, a worek z poduszkami w kuchni. Gdy skończyli jeść, tata wytarł usta chusteczką, wstał i teatralnie naprężył muskuły. — Do roboty, rodzino — zakomenderował. — Musimy te pudła poprzenosić do odpowiednich pokoi i rozpakować. — Pamiętasz, że mam tylko sześć lat? — zaprotestowała Mi. — Nie mogę nosić ciężarów. Mi była wyjątkowo upartym dzieckiem. Miała energii za dwoje, lecz rzadko energia ta dawała się wykorzystać do czegoś, co rodzice nazywali pożytecznymi czynnościami. Wyjątkiem była sztuka pisania i czytania, którą dziewczynka opanowała już jakiś czas temu. Ciemne włosy miała związane w krótką kitkę na czubku głowy i nie znosiła różowych ubrań. — Mi ma rację, Adasiu — zgodziła się mama. — Już jest ciemno, a dziś mieliśmy ciężki dzień. Zajmiemy się tym jutro. Tata nie był zachwycony. Jak miał coś do zrobienia, nie lubił odkładać tego na później. Ogarnął wzrokiem sterty pudeł, worków i owiniętych folią mebli. 25 — Skręcę chociaż łóżko — powiedział. — Możemy spać na materacach. Jak dawniej, kiedy jeździliśmy pod namiot. Pamiętasz to jeszcze? — Mama podeszła do taty i objęła go czule, co miało go zmiękczyć. Udało się. — Niech ci będzie. Ale od rana bierzemy się do roboty. Kuba był zadowolony z takiego obrotu spraw. Od noszenia pudeł bolały go plecy. Oby tylko ta dziewczyna to zauważyła. — Dziś umyjcie tylko zęby. — Mama grzebała w kartonie. — Nie mam pojęcia, gdzie są ręczniki. Jak wam się podobają wasze nowe pokoje? Pokoje! Ledwo Kuba wstał, Mi już śmignęła między pudłami i zniknęła w drzwiach jednego z pokoi. Po chwili wypadła z niego i wbiegła do następnego. Stanęła w drzwiach i oparła się rękoma o framugi, blokując przejście. — Ten jest mój — oznajmiła stanowczym głosem. — To się zaraz okaże — powiedział Kuba. — Dostaniesz najmniejszy. 26 — Masz mieć większy pokój tylko dlatego, że sam jesteś większy? — zapytała oburzona. — Zgadłaś. Mieszkanie składało się z kuchni połączonej z jadalnią i salonem oraz z trzech pokoi różnej wielkości. Oprócz tego była jeszcze łazienka i schowek. — Tutaj będzie nasza sypialnia. — Tata zajrzał do pokoju, który próbowała zawłaszczyć Mi. — Jest najbliżej łazienki. Mi natychmiast śmignęła do kolejnego pokoju i znów zatarasowała przejście. — Nawet nie próbuj. — Ze zmarszczonymi groźnie brwiami, wpatrywała się w brata. Kuba westchnął. — To mój pokój — odparł. — Mam większe łóżko, większe biurko, więcej książek. Większy mózg. — Mózg? — prychnęła. — A jak będę chciała zagrać w kręgle? — Tor do kręgli musi mieć osiemnaście metrów długości. I tak nie zagrasz. — Bez trudu przesunął siostrę i wszedł. — Nie jesteś pępkiem wszechświata. Spadaj. 27 — Nie lubię cię. Mi tupnęła, odwróciła się i odeszła dumnym krokiem. Kuba wiedział, że złość szybko jej przejdzie. Zresztą tak naprawdę od dawna było ustalone, kto dostanie który pokój, a sprzeciw siostry nie mógł tego zmienić. Rozejrzał się. Stało tu kilka pudeł, z których jedno zawierało jego rzeczy. Nie było żadnych mebli, bo te, które zdecydowali się zabrać ze starego mieszkania, tkwiły teraz pośrodku salonu. Nie było też zasłon. Rozłożył karimatę, rzucił na nią śpiwór i zgasił światło, czyli dyndającą z sufitu gołą żarówkę. Oparł się o parapet i przyjrzał podwórku. Było już całkiem ciemno, więc widział tylko tyle, ile oświetlały niskie latarenki. Od centralnego placu, tego z piaskownicą i huśtawkami, odchodziły alejki do kilku klatek schodowych. Większość okien była ciemna, jedynie w niektórych paliło się światło. Ciekawe, które jest tej czarnowłosej. Pewnie już śpi. Dziwaczka. Mi chrząknęła znacząco. Kuba odwrócił się i ujrzał siostrę stojącą w drzwiach. 28 — Dobra, możesz sobie wziąć ten pokój. — Królewskim gestem machnęła ręką. — Pozwalam ci. — Dziękuję bardzo, łaskawco. Mi wskoczyła na karimatę i oparła się o ścianę. Skrzywiła się i ściągnęła z głowy gumkę trzymającą kucyk. — Wkurza mnie. — To po co tak związujesz włosy? — Bo się majtają na wszystkie strony. Najchętniej ostrzygłabym się na jeża, żeby nie musieć myć tych kudłów. Wiesz, szampon, odżywka, te sprawy. To zajmuje masę czasu. — Strzeliła z gumki, posyłając ją przez drzwi. — Myślisz o tej wariatce? — Wskazała głową na podwórko. — Nie… — Kuba odszedł od okna. — Tak sobie tylko wyglądam. — Jest głupia — oświadczyła zdecydowanym tonem Mi. — Normalni ludzie się tak nie zachowują. Pewnie cały rok siedzi w psychiatryku i wypuszczają ją tylko na wakacje. Jak się zacznie szkoła, to ją znowu zamkną w pokoju bez klamek razem z tym szurniętym 29 bratem. I w dodatku ta różowa sukieneczka, widziałeś? Porażka. Zapomnij o niej. — Wcale o niej nie myślę. — Wiesz, bro, staram się pomóc, jak widzę, że ktoś jest nieszczęśliwie zakochany. — Mi wstała z niewinną minką. — To się leczy. Poczytaj sobie coś przed snem. Jakiś poradnik albo coś. — Nie prosiłem cię o porady. — Kuba poczuł lekkie rozdrażnienie. — A książek nie mogę znaleźć. — No, masz tutaj niezły pieprznik. Ćśśś. — Przyłożyła palec do ust. — Słyszysz? Kuba zamilkł i wsłuchał się w ciszę. Tak, coś jakby… jęczało. Wzdrygnął się mimowolnie. Mi wskazała kratkę wentylacyjną. Kuba wstał i przysunął się do niej. Dźwięk dobiegał stamtąd. — To wiatr w przewodach wentylacyjnych. — Wyjrzał przez okno na oświetlony słabymi latarenkami dąb. Ani jeden listek się nie poruszał. — Albo sąsiedzi oglądają film o duchach. Powiedział to oczywiście z zamiarem nastraszenia siostry. Nawet tego nie zauważyła. 30 — Nowy dom, nowe tajemnice — podsumowała. — Ale są i plusy tej przeprowadzki. Możemy iść spać na brudasa. Wybiegła z pokoju. Trzasnęły drzwi od łazienki, a dwadzieścia sekund później znów się otworzyły. Tyle siostrze zajęło mycie zębów. — Mi, tyle razy prosiłam, nie trzaskaj drzwiami — z sypialni rodziców dobiegł zrezygnowany głos mamy. Kuba wyjął z plecaka laptop i sprawdził wiadomości od znajomych. Od rana nikt nic nie napisał. Wszyscy byli jeszcze na wakacjach albo może nie chciało im się pisać, bo cały dzień spędzili na dworze. Poszedł umyć zęby i wsunął się w śpiwór. Za gorąco, odkrył się. Zasypianie w nowym miejscu zawsze jest dziwne. Jednak po całym trudnym dniu Kuba był tak zmęczony, że zasnął niemal natychmiast. Zdążył jeszcze pomyśleć, że ta dziewczyna może i była trochę zwariowana, ale z drugiej strony mogła też być trochę fajna. *** 31 Strażnik przewrócił kolejną stronę książki i pociągnął łyk zimnej kawy. Przebiegł wzrokiem po kilku monitorach wewnątrz stróżówki. Nic się na nich nie działo. Odkąd rozpoczął tu pracę, czyli trzy miesiące temu, jeszcze nigdy nie wydarzyło się nic niespodziewanego. Dlatego pozwalał sobie na czytanie. Trzymał książkę w taki sposób, by tuż nad nią widzieć monitory. Przy początku każdego akapitu na ułamek sekundy unosił wzrok, po czym czytał dalej. Była już noc i w apartamentowcu Oak Residence, zwanym przez mieszkańców Zamkiem, nie działo się nic. To się oczywiście zmieni, gdy reszta mieszkań zostanie zasiedlona. Teraz jednak naprawdę nic się nie działo. Obraz na monitorach pozostawał nieruchomy. Ze swojego fotela strażnik widział przez okno ceglaną ścianę i kawałek podwórka. Tam również panował niczym niezmącony spokój. Gdy przewrócił kolejną kartkę, ponownie zerknął na monitory. Już miał czytać dalej, ale kątem oka coś zobaczył. Odłożył książkę i przyjrzał się bliżej jednemu z monitorów. Na 32 parkingu ktoś był! Parking Zamku miał dwa poziomy i ktoś się właśnie przechadzał po poziomie minus dwa. I to w tej części, w której nikt jeszcze nie parkował. Strażnik nachylił się do monitora. Nie potrafił rozpoznać intruza. Postać była niewyraźna i półprzezroczysta. Pewnie problem z kamerą. Wstał i wziął latarkę. Trzeba to sprawdzić. Wyszedł na korytarz, schodami zszedł na najniższy poziom parkingu i zapalił latarkę. Na suficie paliły się lampy, ale po kątach czaił się półmrok. — Jest tu kto? — rzucił w przestrzeń. Odpowiedziało mu tylko echo. Ruszył dalej, by obejść cały parking. Stało tu ledwie kilka samochodów, a wszystkie blisko wjazdu. Za pierwszym zakrętem samochodów nie było już wcale. Mimo że był tu już wiele razy, poczuł pewien niepokój. Być może dlatego, że postać z monitora nie przypominała nikogo z mieszkańców. A może dlatego, że była tak niewyraźna. Tknięty nagłym przeczuciem, odwrócił się. Pusto. Bardzo nie chciał sprawdzać całego 33 wymarłego parkingu, ale na tym przecież polegała jego praca. Westchnął więc ciężko i ruszył dalej. Wtedy zupełnie bezszelestnie ktoś przeszedł za jego plecami. Ten ktoś był niewyraźny i półprzezroczysty.