Nasz europejski bilans Genowefa Grabowska

Transkrypt

Nasz europejski bilans Genowefa Grabowska
Musimy dla wspólnego dobra nauczyć się czuć Europejczykami, nie przestając być
Polakami, Włochami czy Francuzami.
Nasz europejski bilans
Minęły juŜ trzy lata od pamiętnej i wzruszającej chwili, gdy polska flaga
załopotała na unijnym maszcie, a my poczuliśmy się pełnoprawnymi
Europejczykami. Czas zatem na podsumowanie tego okresu, na ocenę naszego
miejsca i pozycji w UE, która takŜe w tym roku obchodzi swoje 50 urodziny.
Przy tej okazji trzeba się zastanowić, co sprawiło, Ŝe zarysowany tuŜ po
zakończeniu II wojny światowej projekt współpracy, najpierw gospodarczej, a potem
politycznej, stał się europejskim sukcesem? Jaką siłą przyciągania dysponowały
Wspólnoty Europejskie (a potem Unia), iŜ pierwotna „szóstka” urosła do pokaźnej,
złoŜonej obecnie z 27 państw, organizacji?
Wydaje się, Ŝe o zdolności integracyjnej Wspólnot zadecydowały dwa
czynniki: merytoryczna atrakcyjność europejskiego projektu oraz szczególna, oparta
na kompromisie metoda funkcjonowania jej członków.
Początki
W spadku po II wojnie światowej otrzymaliśmy podzieloną Europę. Próbę
zatarcia tego podziału podjęli europejscy wizjonerzy tacy, jak: J. Monet, K.
Adenauer, H. Spaak, A. de Gasperi czy A. Spinelli. Utworzone - według ich
pomysłu - w 1957 roku przez 6 państw (Belgia, Holandia, Francja, Luksemburg,
Niemcy i Włochy) Wspólnoty, szybko okazały się podmiotem bardzo atrakcyjnym, a
członkostwo w nich niezwykle poŜądane. JuŜ w ramach pierwszego rozszerzenia
(1972) do Wspólnot dołączyły: Dania, Irlandia i Wielka Brytania. Drugie
rozszerzenie (1981) przywiodło do nich Grecję, a w trakcie trzeciego (1986) przyjęto ówczesnych „ubogich europejskich krewniaków” - Hiszpanię i Portugalię.
Wspólnoty były przede wszystkim formułą współpracy gospodarczej. Natomiast dla
głębszej, w tym politycznej, integracji powołano Unię Europejską (Traktat z
Maastricht, 7 luty 1992), takŜe atrakcyjną dla kolejnych kandydatów.
W ramach czwartego rozszerzenia (1995) do Unii weszły bez większych
problemów: Austria, Finlandia i Szwecja. Piąte, wielkie rozszerzenie (2004) było
inne. Dziesięć państw Europy Środkowo-Wschodniej (Cypr, Czechy, Estonia, Litwa,
Łotwa, Malta, Polska, Słowacja, Słowenia i Węgry) wniosły z sobą nie tylko energię
i wolę włączenia się w nurt europejskiej integracji, ale takŜe instytucjonalne i
mentalne pozostałości po niemal 50-letnim funkcjonowaniu po drugiej stronie
„Ŝelaznej kurtyny”. Podobnie było podczas szóstego rozszerzenia (2007), gdy do UE
dołączyły: Bułgaria i Rumunia. Kolejka oczekujących na unijne członkostwo wcale
nie maleje i zwaŜywszy, Ŝe stoją w niej np. państwa Bałkanów Zachodnich oraz
1
Turcja, kwestia moŜliwości jej dalszego rozszerzania spędza sen z oczu wielu
unijnym politykom.
Formalne włączenie nowej „dwunastki” w nurt unijnego Ŝycia nastąpiło w
zasadzie bezkolizyjnie. Podpisanie i ratyfikacja traktatów akcesyjnych, mianowanie
komisarzy w Komisji Europejskiej oraz wybór posłów do Parlamentu
Europejskiego. Jednak w praktyce – proces integracji, a właściwie – pełna absorpcja
nowych członków – nie przebiega ani łatwo, ani bezboleśnie. Ich włączenie w rytm
normalnej unijnej działalności musi trwać. Jest to przede wszystkim kwestia
„dotarcia się” starych i nowych członków UE.
Namiastką trudności organizacyjnych UE w ostatnim okresie było np.
przygotowanie portfolio dla komisarzy z Bułgarii i Rumunii. Przewodniczący
Komisji Europejskiej J. Barroso poszukiwał dla nich pól działania i właściwie w
sposób absolutnie sztuczny „wykroił” ich zakresy czynności kosztem 25 komisarzy
juŜ urzędujących. Okazało się, Ŝe Komisja Europejska nie potrzebuje aŜ 27
komisarzy, ale przy obowiązującej zasadzie, Ŝe „kaŜde państwo ma swego
komisarza”, Barroso nie mógł postąpić inaczej. To sztucznie mnoŜenie bytów
instytucjonalnych tylko po to, aby uczynić zadość literalnie pojmowanej zasadzie
równości, nie jest jedynym przykładem niedowładu organizacyjnego UE.
Lekarstwem na bolączki instytucjonalne ma być reforma Unii Europejskiej,
zmierzająca do poprawy jej efektywności i skuteczności, a takŜe – do zbliŜenia jej
działalności do unijnych obywateli.
Trudny czas reform
Jeszcze do niedawna synonimem reformy Unii Europejskiej była Konstytucja
Europejska (Traktat ustanawiający Konstytucję dla Europy, 2004), dokument, który
wywołał - głównie wśród polityków - wiele sporów i kontrowersji. Europejska
opinia publiczna nie ekscytowała się specjalnie treścią Konstytucji, czemu się trudno
dziwić, zwaŜywszy suchy prawniczy język dokumentu oraz jego opasłe rozmiary.
Walorem formalnym Konstytucji był jednak fakt, iŜ nie powstała ona (jak większość
międzynarodowych porozumień) za zamkniętymi drzwiami, w zaciszu rządowych
gabinetów, ale została demokratycznie wypracowana tzw. metodą „konwentową”, tj.
przez specjalnie powołane gremium, gdzie obok reprezentantów rządów (1/3)
zasiadali przedstawiciele parlamentów narodowych oraz Parlamentu Europejskiego
(2/3). I chociaŜ Konstytucja była remedium na większość unijnych bolączek, to
jednak jej wejście w Ŝycie, wymagające zgody wszystkich 27 państw, napotkało na
powaŜne przeszkody. W latach 2004-2007 osiemnaście państw powiedziało jej – tak,
ale referenda we Francji i Holandii (maj 2005) dały wynik negatywny, a siedem
kolejnych państw: Czechy, Dania, Irlandia, Polska, Portugalia, Szwecja i Wielka
Brytania z róŜnych przyczyn wyczekująco milczało.
Po francuskim i holenderskim nie Europa znalazła się w impasie. Dla
ratowania unijnej reformy zarządzono "okres refleksji", a przez Europę przetoczyła
się fala dyskusji o dalszy kierunek integracji. Jej wynik był obiecujący: chcemy
więcej Europy, Unia musi być zreformowana - taki sygnał wysyłali obywatele
2
państw członkowskich i proeuropejskie rządy. Sprawujące unijną prezydencję w I
połowie 2007 roku Niemcy wpisały tę trudną kwestię do swoich priorytetów.
ZałoŜyły następujący plan działania: na czerwcowym szczycie UE - decyzja, co do
dalszych losów traktatu; następnie prezydencja portugalska (07.12.2007) zakończy
prace nad tekstem traktatu; wiosną 2008 - Słowenia zainicjuje procedurę
ostatecznego zatwierdzenia jego tekstu tak, aby mógł wejść w Ŝycie jeszcze przed
wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku. Jest on przecieŜ niezbędny dla
budowy nowoczesnej, zasobnej i bezpiecznej Europy, tak oczekiwanej przez niemal
500 milionów jej obywateli
W dniach 21-23 czerwca 2007 roku oczy całej Europy były skierowane na
Brukselę. To tam po pełnych napięcia i emocji dyskusjach, toczonych w światłach
jupiterów oraz kuluarach, po perswazjach i rzucanych niekiedy groźbach,
wykorzystywaniu nocnych „gorących linii” z decydentami pozostałymi w unijnych
stolicach - Rada Europejska się porozumiała. Angela Merkel mogła ogłosić światu,
Ŝe reforma Unii Europejskiej pójdzie w kierunku nakreślonym przed pięciu laty
przez Konwent. Zręczna dyplomacja i daleko posunięta gotowość do kompromisu
Pani Kanclerz sprawiły, Ŝe przywódcy europejscy zgodzili się na dalsze
reformowanie Unii. I chociaŜ w kaŜdej unijnej stolicy wynik Szczytu był
odczytywany przez pryzmat doraźnych potrzeb politycznych, to poprzez zawarty na
nim kompromis, groźba Europy pogrąŜonej w marazmie i zastoju została oddalona.
Jako były członek Konwentu, powitałam z zadowoleniem fakt, Ŝe
najwaŜniejsze reformy ustrojowe zaproponowane przez nas w czasie
przygotowywania Konstytucji Europejskiej, zostały uratowane. Ale są i takie
ustalenia, które część państw oraz Parlament Europejski przyjęły niechętnie. MoŜna
tu wskazać: rezygnację z terminów: „Konstytucja” i „minister spraw zagranicznych
UE” czy - wyłączenie z traktatu, obecnych od dawna w europejskiej praktyce
symboli Unii (flaga i hymn). Uczyniono to głównie pod wpływem Francji i Holandii
(przegrane referenda konstytucyjne) oraz Czech, Polski i Wielkiej Brytanii, których
rządy (a nie społeczeństwa) najwyraźniej prezentowały swą niechęć do pogłębiania
integracji.
Polska
W Polsce dyskusja koncentrowała się wokół systemu głosowania, niechcianą
u nas, podwójną większością głosów. Najpierw hasło „Nicea albo śmierć”, a
następnie forsowanie „systemu pierwiastkowego” pozostawiło Polskę w walce o
zmianę systemu głosowania osamotnioną i izolowaną (poza niemal nieodczuwalnym
poparciem Czech i Litwy). Nasi obecni przywódcy nie potrafili zrozumieć, Ŝe siła
państwa w Unii Europejskiej nie jest pochodną przypisanej mu liczby głosów, ale
wynika z umiejętności budowania koalicji i pozyskiwania poparcia innych państw w
sprawach dla Polski najwaŜniejszych.
Uzyskane koncesje czasowe (odroczenie wejścia w Ŝycie nowego systemu
głosowania do marca 2017) jeszcze długo nie będą w stanie zrekompensować nam
pozycji utraconej wskutek nieumiejętnie prowadzonej gry negocjacyjnej (groŜenie
3
wetem i zerwaniem szczytu). I chociaŜ obok Polski, takŜe inne państwa (Wielka
Brytania, Francja czy Holandia) miały powaŜne zastrzeŜenia do traktatu, to nasz
kraj, z uwagi na wręcz infantylnie prowadzone negocjacje, został zapamiętany jako
trouble maker.
Źle się stało, Ŝe w europejskiej dyskusji zabrakło polskiej wizji i polskiego
wkładu w rzeźbienie przyszłości Unii i przyszłości Europy. Szkoda, Ŝe wyprzedziły
nas w tym względzie wszystkie (z wyjątkiem Czech) państwa „dziesiątki”, przyjętej
wraz w nami do Unii 1 maja 2004. Dalsze zamykanie się wyłącznie w kręgu
wewnętrznych (często historycznych) problemów oraz widoczne u rządzących
obawy przed dalszą, pogłębioną integracją, marginalizuje Polskę i wyrzucają nas na
europejski aut.
A przecieŜ dotychczasowe trzy lata naszej obecności w UE przyniosły
pozytywne efekty. Najczęściej oceniamy nasze członkostwo przez pryzmat
gospodarki.. To oczywiste, Ŝe płynące do Polski fundusze unijne coraz widoczniej
zmieniają nasz kraj i niwelują róŜnice w rozwoju. Zarządzając tymi funduszami
zdobywamy nowe doświadczenia, uczymy się konkurencyjności oraz sprawności w
administrowaniu. Generalnie – w płaszczyźnie skutków ekonomicznych –
członkostwo w UE bardzo nam się udało. Polska staje się coraz bardziej atrakcyjnym
miejscem dla inwestycji, ma znakomitych fachowców, a takŜe duŜy potencjał
rozwojowy. MoŜemy więc mówić o autentycznym sukcesie, który potwierdzają
zresztą nie tylko suche dane statystyczne, ale przede wszystkim odczucia wielu grup
społecznych, odzwierciedlone w wynikach polskich i europejskich sondaŜy (obecnie
88 proc. zwolenników UE, w porównani z 58 proc. w czerwcu 2003).
Tak oczekiwane przez Polaków otwarcie rynków pracy w państwach „starej
Unii” przyniosło - poza wymiarem ekonomicznym - określone skutki społeczne.
WyjeŜdŜają, juŜ niemal masowo ludzie młodzi i dobrze wykształceni. W kraju
zmniejszyło się co prawda bezrobocie i wzrosły płace w kilku deficytowych
zawodach, ale jednocześnie zaczyna brakować rąk do pracy. To dzwonek alarmowy.
Za kilka lat (2011), gdy znikną w Unii wszelkie bariery w swobodnym przepływie
pracowników, moŜemy mieć jeszcze powaŜniejsze kłopoty. Oczekiwanie, Ŝe "jakoś
to będzie", bez podjęcia środków zaradczych i to zarówno w sferze gospodarczej, jak
i społecznej, moŜe tylko pogorszyć naszą sytuację.
Trudno natomiast dostrzec znaczący wpływ naszego członkostwa w UE na
funkcjonowanie polskiej sceny politycznej. W działalności i zachowaniach
polityków z trudem przebijają się wartości i standardy niemal powszechnie obecne w
zachodnich demokracjach takie, jak: sztuka kompromisu, poszanowanie przeciwnika
politycznego jako człowieka, kultura w dyskursie politycznym, odpowiedzialność za
słowo, czy wreszcie - szacunek dla prawa. Być moŜe zapisanie w prawie i
teoretyczne przyswojenie podstaw demokratycznego działania jest dla polityków
łatwiejsze i następuje szybciej, niŜ ich wdroŜenie do codziennej praktyki.
Członkostwo w UE ma takŜe wpływ na poszczególne grupy społeczne:
mniejszości, kobiety, dzieci, niepełnosprawnych, czyli – na pozycję ludzi słabszych,
a nawet społecznie odrzucanych. MoŜna odnieść wraŜenie, Ŝe te grupy wiąŜą z
4
obecnością w UE szczególne oczekiwania. Liczą, Ŝe to Unia pomoŜe im w
osiągnięciu lepszej pozycji na rynku pracy, w gospodarce, czy w polityce – słowem
w Ŝyciu. Oczekują, Ŝe unijne zasady zmuszą ich państwo do stworzenia przyjaznego
im środowiska nie tylko na gruncie prawnym, ale i w codziennej praktyce. Unia jawi
się więc jako "ostatnia deska ratunku" lub czasem - jako "policjant", który przywoła
do porządku i zadziała wówczas, gdy zawiodą mechanizmy odpowiedzialne w kraju
za ochronę praw tych grup.
* * *
50 lat europejskiej integracji pokazało, Ŝe Europejczyków łączy wielka troska o
pokój w Europie i na świecie, walka z globalnymi zagroŜeniami takimi, jak:
międzynarodowy terroryzm czy zorganizowana przestępczość. Zamachy w Londynie
czy Madrycie udowodniły, Ŝe w tej walce Europa musi działać wspólnie. Tak właśnie
tworzy się europejska solidarność, dzięki której moŜemy razem, w gronie 27 państw,
stawić czoło wielkim wyzwaniom XXI wieku, takim jak: terroryzm czy zmiany
klimatyczne, a takŜe liczyć na Unię w waŜnych sprawach indywidualnych, jak np.
zniesienie rosyjskiego embarga na polskie mięso.
Niestety, do zrealizowania planów i zamierzeń unijnych „ojców załoŜycieli”
sprzed półwiecza droga jeszcze daleka. Pełna integracja jeszcze się nie dokonała,
musimy iść dalej i dla wspólnego, a takŜe – naszego, indywidualnego dobra nauczyć
się czuć Europejczykami, nie przestając zarazem być Polakami, Włochami czy
Francuzami. Aby to osiągnąć powinniśmy ciągle mieć w pamięci zarówno unijne
motto, Ŝe jesteśmy „zjednoczeni w róŜnorodności”, jak i motto prezydencji
niemieckiej, Ŝe „Europa uda nam się tylko wspólnie”.
prof. Genowefa Grabowska
Poseł do Parlamentu Europejskiego
5