Po co artysta Oskar Dawicki dał się rozstrzelać?
Transkrypt
Po co artysta Oskar Dawicki dał się rozstrzelać?
Po co artysta Oskar Dawicki dał się rozstrzelać? http://wyborcza.pl/2029020,75475,15004085.html Po co artysta Oskar Dawicki dał się rozstrzelać? Monika Żmijewska 2013-11-27, ostatnia aktualizacja 2013-11-27 12:46:52 Czy podskakiwanie w świeżo wykopanym grobie może zadziałać uspokajająco? Może, jak najbardziej. Tak to zwykle u Dawickiego bywa. Uczucia wzbudza ambiwalentne, ociera się o absurd, świadomie zawłaszcza pewne symbole, kpi z kondycji człowieka i artysty. Więc bawi, owszem, choć to humor gorzki. Zresztą sprawdź go na sobie w białostockiej Galerii Arsenał Oskar Dawicki, mistrz performance'u, to sztandarowy prześmiewca w polskiej sztuce współczesnej, jej swoisty, łamiący reguły, enfant terrible. Współtwórca grupy artystycznej Azorro przez lata wykpiwał wszystko - polską mentalność, świat sztuki, artystów, a więc i siebie także. Dowodził, że fikcyjne może być wszystko. Kiedyś w internecie zamówił pracę magisterską na temat własnej twórczości - u osoby, która nie miała pojęcia, że zamawiającym jest sam bohater. Praca powstała i stała się nawet elementem jednej z wystaw. Wcześniej też rozpytywał o własne istnienie - wynajmując detektywa, by śledził właśnie Oskara Dawickiego. Artysta rozstrzelany w Photoshopie Na swojej najnowszej wystawie w Galerii Arsenał - "O dwie prace za mało" - ponownie przygląda się sobie właśnie, gra siebie (artystę, performera, w którego przypadku już nie wiadomo tak naprawdę gdzie kończy się kreacja, a zaczyna się życie, i odwrotnie; wszystko zlewa się w jedno). Analizuje, ironizuje, zbliża się do granicy śmieszności. - Nieustannie pracuję nad jedną figurą, nad jednym bohaterem, którego stawiam w różnych kontekstach. Czasem ten bohater jest podobny do mnie, czasem nie - mówił Dawicki "Gazecie" podczas wernisażu w Arsenale. Na kilku pracach ma na pewno jego - Dawickiego - twarz. Wielkoformatowe fotografie pokazują go "rozstrzelanego" w Photoshopie. Ciało rozpada się na kilka części - spada głowa, przekręcony tułów oddziela się od reszty. Jakby ktoś wpadł z maczetą, a odcięte części ciała ze sobą wymieszał. Można by potraktować te portrety jako nieszkodliwą zabawę z własnym wizerunkiem. Ale Dawicki posuwa się dalej - sięgnął bowiem po jedną z najważniejszych figur nowoczesnej sztuki - postaci z porażającego cyklu "Rozstrzelania" Andrzeja Wróblewskiego, który w latach powojennych w taki właśnie sposób malował ofiary. Na jego obrazach ciała rozpadają się jak manekiny, zepsute mechanizmy. Przekręcają się torsy, odpadają głowy. Nie ma na obrazach Wróblewskiego, wyrosłych na okupacyjnych doświadczeniach, ani jednej kropli krwi - ale martwota, sztywność ciał, beznamiętność przekazu wręcz szokuje i zapada w pamięć na długo. Kolekcja udawanej rozpaczy Ponad pół wieku później Dawicki sięga po motyw rozstrzelań, wkomponowuje weń swoją postać, tytułuje "Gimnastyka profana". Dewaluacja jednej z najważniejszych figur współczesnego malarstwa? A może po prostu reinterpretacja. - Wróblewski w naszym kręgu jest rodzajem gwiazdy, któremu udało się stworzyć ikonę bólu. Postanowiłem skorzystać z tej ikonografii, zobaczyć, jak to ze mną działa, jak to wypada w innym kontekście - mówi artysta. Na emocje działa na pewno, gra na ich skraju. Taka jest natura twórczości Dawickiego, która może wzbudzić jednocześnie, w tym samym momencie, i zachwyt, i zażenowanie. Postać człowieka o twarzy i sylwetce Dawickiego na ścianach rozpada się na kawałki, i najprawdopodobniej to ona ląduje pod czerwonym dywanem wyściełającym podłogę galerii - fotografiom towarzyszy tajemnicza instalacja rzeźbiarska: sylwetka wciśnięta pod wspomniany dywan. Jest też fragment filmu "Płaczki" - rejestrującego casting do roli w filmie "Performer", w którym Dawicki, a jakże, gra główną rolę, a którego premiera jeszcze ciągle nie nastała. Młode kobiety zasłaniają usta, zaczynają płakać. - Dziewczyny miały pokazać rozpacz. Pokazały. I tak powstała kolekcja udawanej rozpaczy, będąca supermateriałem do interpretacji całości - mówi Dawicki. Jest więc ofiara, jest płacz, na finał pozostają resztki wciśnięte pod czerwony dywan. Co jest prawdziwe, co jest umowne? W swojej tragikomicznej wizji, mimo chichotu w tle, Dawicki tak naprawdę pyta o sprawy poważne. Urna rozerotyzowana Cały czas towarzyszy nam jednak ambiwalencja reakcji. Niektóre mogą zaskoczyć nawet samego widza. Bo czy widok Dawickiego, podskakującego w świeżo wykopanym grobie, może uspokajać? A jednak. Zapętlona sekwencja filmu, w którym nad grobem stoją żałobnicy, a osobnik piętro niżej próbuje się z dołu (chyba) wydostać - staje się i groteskowa, i przez swoją transowość na swój sposób harmonijna. I, co przedziwne, uspokajająca. Jak mówi artysta - pierwotny pomysł był taki, by przy udziale znanych polskich artystów współczesnych stworzyć wernisaż artystyczny na cmentarzu. Ostatecznie wernisażu nagrobków nie było, ale każdy z artystów zostawił swoje projekty. Zbigniew Libera wymyślił transmisję śmierci na ekranie, Aneta Grzeszykowska zaprojektowała urnę na prochy o kształtach rozerotyzowanych, a Zbigniew Rogalski - lightbox "Morze". I znów Dawicki balansuje na granicy: autentyczności i kreacji, ikony i profanacji, śmieszności i powagi. Gra na skrajnych emocjach, ironizuje na temat iluzji, konwencji. I nieustannie prowokuje nas do reinterpretacji przyjętych odgórnie norm i zachowań. Choćby na cmentarzu. Śmiech przez łzy Gdzie są dwie prace, których - wedle tytułu - na wystawie zabrakło? Może chodzi o pełnometrażowy film "Performer", którego premiera jeszcze nie nastąpiła? Może o brak biografii - części kreacji Dawickiego? A może jeszcze o coś innego. Tytuł "O dwie prace za mało" kojarzy się z przeczuciem klęski, jakby miał za zadanie odstraszać, nie przyciągać widzów do siebie. Kolejny chwyt Dawickiego, i kolejny komunikat na temat kondycji artysty: sukces jest ulotny, prędzej czy później czeka nas klęska. Monika Szewczyk, szefowa Galerii Arsenał, mówi: - Wystawa Oskara, książka o nim, film - opowiadają o Dawickim, ale też o kondycji artysty z pewną pozycją w Polsce. Ta kondycja nie wpływa na jego egzystencję. Z kolei jego egzystencja wpływa na sztukę. Dawicki to inteligentny artysta, a taki nie może być optymistą. Wobec rzeczywistości jest pesymistyczny i krytyczny. Głównym wyznacznikiem jego sztuki jest autoironia. Często więc śmiejemy się z tych jego 1z2 03.03.2015, 09:25 Po co artysta Oskar Dawicki dał się rozstrzelać? http://wyborcza.pl/2029020,75475,15004085.html prac. Ale to śmiech przez łzy. *** Wystawę w galerii przy ul. Mickiewicza 2 można oglądać do 28 grudnia - codziennie (oprócz poniedziałków w godz. 10-18). Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html © Agora SA 2z2 03.03.2015, 09:25