WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH – 2015 Drodzy! Całkiem nie tak dawno
Transkrypt
WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH – 2015 Drodzy! Całkiem nie tak dawno
1 WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH – 2015 Drodzy! Całkiem nie tak dawno pewien katolik powiedział mi szczerze: „Za dużo tych świętych. Czy to moda, czy jakaś propaganda sukcesu w Kościele? Już wystarczy tych świętych zakończył”. Zdziwiłem się, że katolik nie lubi świętych, że mu święci najwyraźniej przeszkadzają. Według niego wygląda to tak, jakby Kościół fabrykował świętych, niczym Oskary na czerwonym dywanie. Zdziwiłem się tym bardziej, że świętość to nasze najważniejsze powołanie. Na potwierdzenie tego, dwa słynne zdania ludzi świętych: „Jeśli nie zostaniesz świętym, będziesz nikim”, oraz „jeśli nie zostaniesz świętym, będziesz zdrajcą”. Wróćmy jeszcze do tego katolika, którego wkurza to, że Kościół ogłasza świętych. Prawda jest taka: zanim Kościół stwierdzi czyjąś świętość, to ją najpierw hipotetycznie podważy. A na pewno sprawdzi. Zanim przy czyimś imieniu postawi wykrzyknik, to wcześniej postawi wielki znak zapytania. Podda kandydata wielorakiej weryfikacji i jeszcze poczeka na cuda, czyli znaki z nieba. Albo kandydat się obroni, albo proces beatyfikacyjny nigdy się nie skończy. Bardzo dobrze, że wiele procesów zostało jedynie zaczętych i utknęło w martwym punkcie. To jeszcze jeden dowód na to, że tu nie chodzi o ilość lecz o jakość. Niech kandydaci na ołtarze sami się bronią przed „mędrca szkiełkiem i okiem”, przed zarzutami wierzących i niewierzących, przed pytaniami wszelkiego rodzaju niedowiarków i adwokatów diabła. Niech przejdą przez wszystkie możliwe i 2 konieczne sita. Leży to w najlepiej pojętym interesie Kościoła. Chodzi o wiarygodność, że ci, którzy zostali uznani za świętych, nie chodzili za życia na skróty. Tym bardziej nie można ich prowadzić na skróty na ołtarze. Prawdziwa cnota krytyk się nie boi, albo nie jest cnotą. Podobno gdy papieżowi Janowi Pawłowi II niedługo po wyborze doniesiono, że w jego otoczeniu znajduje się agent jakiegoś obcego wywiadu, papież miał z właściwym sobie poczuciem humoru odpowiedzieć: „Czy ktoś z was ma coś do ukrycia, bo ja nie mam!”. Co można donieść na świętego? Że pości, że leży krzyżem, że godzinami nawet w nocy się modli, że jest radykalny, że robi wszystko dokładnie i starannie, że jest pracowity, że nie marnuje czasu i talentów, że stawia sobie wymagania, że zło nazywa po imieniu i stara się go dobrem zwyciężyć. To nawet dobrze, że agenci to zapisali. Święci są nam potrzebni bardziej niż myślimy, gdyż - jak to powiedział papież - opatrują rany i zatykają wyrwy, jakie my wyrządzamy i powodujemy przez grzechy. To ze względu na prawdę o świętych obcowaniu i wspólny skarbiec zasług, możemy w każdej Mszy ustami kapłana mówić: „Boże nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę swojego Kościoła”. Jeśli nie lubimy 3 świętych, to tylko dlatego, że burzą nasze grzeszne światy, demaskują nasze ucieczki i zdrady, uwierają sumienie. „Nasze życie ziemskie – mówi Św. Beda – jest spowite ciemnością i nocą. I aby ta noc nie była całkowicie nieprzejrzysta, nasz Pan, podarował Kościołowi świętych, którzy rozświetlają nam to życie spowite ciemnością tysiącem gwiazd”. Ponadto jak napisał niemiecki pisarz chrześcijański Hertling: „Przykład jednego świętego bardziej przekonuje do wiary niż setki tomów apologetyki”. A Św. Franciszek Salezy dopowie: „Między Ewangelią na piśmie a życiem świętych nie ma większej różnicy niż między melodią zapisaną w nutach a melodią śpiewaną”. Paul Nagai, nawrócony na katolicyzm japoński lekarz, napisał wzruszającą książkę "Dzwony Nagasaki". Zawarł w niej historię dziewczynki, która po wybuchu bomby atomowej straciła wzrok i mocno poparzona znalazła się w szpitalu. Niedaleko znajdowała się sala mężczyzn, którzy również ucierpieli wskutek wybuchu. Mała dziewczynka codziennie przychodziła do ich sali i kładła głowę na piersi jednego z tych mężczyzn. Trwała tak nieruchomo dłuższą chwilę, a potem w milczeniu odchodziła. Mężczyzna nie mógł zrozumieć jej zachowania. Z czasem stało się to dla niego krępujące, więc pewnego dnia zapytał: "Dlaczego ty to robisz? Czemu przychodzisz akurat do mnie? - "Bo pan pachnie jak mój tatuś" - odpowiedziała niewidoma dziewczynka. Święci pachną 4 Bogiem. Roznoszą Jego woń po świecie. To chciał powiedzieć francuski dziennikarz kiedy zobaczył Św. Jana Vianeya: „Widziałem Boga w człowieku” Dzisiaj drodzy! oddajemy cześć Bogu we wszystkich świętych, nie tylko tym, których Kościół po długim procesie wyniósł na ołtarze, ale mówiąc, prościej oddajemy cześć wszystkim, którym udało się trafić do nieba. Nie trafili tam, bo wygrali zieloną czy raczej niebieską kartę. Nie trafili tam dlatego, że los się do nich uśmiechnął. Trafili tam, bo zdecydowali się iść przez życie z Bogiem i Jemu zawierzyli. Teraz z Nieba mówią nam: "Bóg nas nie oszukał. Nie czujemy się zawstydzeni. Znaleźliśmy zaspokojenie wszystkich naszych ziemskich pragnień i tęsknot.” Nie znamy ich imion, ale to niepotrzebne. Oni wszyscy mają jedno imię: szczęśliwi, czyli błogosławieni. Takie ma być drodzy! kiedyś po śmierci i nasze imię. Stąd uroczystość Wszystkich Świętych jest i naszym świętem, bowiem wszyscy jesteśmy powołani do świętości. Dlatego - jak mówił papież w Starym Sączu - Nie lękajmy się być świętymi! Uczyńmy nowe tysiąclecie erą ludzi świętych!” Problem w tym, że 5 gdybyśmy dzisiaj szukali słowa najbardziej niepopularnego i w powszechnym odczuciu nieżyciowego, to było by to słowo właśnie „świętość”. Rzecz zrozumiała, że nie może to słowo przejść ateistom, komunistom, niektórym politykom, którzy pilnują dzień i noc, żeby nie pojawiło się w konstytucji, w nazewnictwie ulic, placów i szkół. Rzecz zrozumiała, oni nie wiedzą, że świętość to pełnia człowieczeństwa i pełnia życia. Dziwić natomiast może, że my wierzący się tego słowa boimy jak diabeł święconej wody i przed świętością uciekamy. Bo mamy fałszywy obraz ludzi świętych. Wyobrażamy sobie, że świętość to główka pochylona, oczy spuszczone, rączki złożone i aureolka nad głową. A to są karykatury świętości. A my nie lubimy karykatur. Prawdziwa świętość zawsze pociąga i fascynuje. To co mówiłem kiedyś: „Jeśli cię Bóg nie pociąga, to ty nie znasz prawdziwego Boga. Gdyś poznał prawdziwego Boga, zakochał byś się w Nim od pierwszego wejrzenia”. Ty znasz tylko wyrób bogopodobny. Można by to sparafrazować: „Jeśli cię świętość nie pociąga, to ty nie wiesz czym jest świętość, gdybyś to poznał, gdybyś dowiedział się, że świętość to życie całą parą, życie na maksa, wtedy dążył byś do świętości we dnie i w nocy”. Ktoś mądry do znanego nam powiedzenia „nie święci garnki lepią” dopisał drugą część „a i świętych nie z innej co garnki gliny lepią”. 6 Co chciał w ten sposób wyrazić? A mianowicie to, że święci, którym dzisiaj oddajemy cześć to nie są ludzie jacyś nadzwyczajni lub niezwyczajni, żyjący gdzieś daleko w odległych krajach lub zamierzchłych czasach. To nie są herosi, anioły, prawie bogowie, nieosiągalni w swej doskonałości. To nasi bliscy, krewni, znajomi. Kiedyś pewien człowiek spod Tarnowa opowiadał z zachwytem o swoim zmarłym proboszczu: co to był za ksiądz! Nie dojadł, nie dospał, Kościół stawiał własnymi rękami, każdemu pomógł, każdemu doradził, z każdym się podzielił, niezauważony przez hierarchię, bo nigdy nie awansował – ale to był naprawdę święty ksiądz. Albo wiele razy słyszę w kancelarii, jak dzieci opowiadają o swojej zmarłej matce: proszę księdza, co to była za kobieta! Siedmioro dzieci wychowała, wyżywiła, wykształciła, nic dla siebie, tylko dla nas. Od świtu do nocy tylko praca i modlitwa, ora et labora. Proszę księdza, to była święta kobieta! To właśnie takim dzisiaj oddajemy cześć! Oni teraz są błogosławieni, czyli szczęśliwi, chociaż może za życia świat patrzył na nich jak na nieudaczników, którym się za bardzo nie wiodło, bo nie umieli się dobrze ustawić, bo zapomnieli, że o swoje trzeba walczyć i pilnować interesu, bo nie umieli być sprytni i przebiegli, bo na kłamstwo mówili, że to jest kłamstwo, a na zło, że to jest zło. Oni nazywali rzeczy po imieniu i nie byli obłudnymi dyplomatami o podwójnej twarzy. Są dzisiaj szczęśliwi i 7 błogosławieni bo byli za życia pełni miłosierdzia dla cierpiących, i pokornych, ale sprawiedliwi dla oszustów i hochsztaplerów, dla karierowiczów i chciwców, zakłamanych i obłudników. Są dzisiaj szczęśliwi i błogosławieni, chociaż za życia byli pogardzani, niezauważani, lekceważeni, wyśmiewani, odsądzani od czci i wiary. Święci, to ludzie jak najbardziej normalni. Matka Teresa z Kalkuty powiedziała kiedyś: „Nie ma nic nadzwyczajnego w byciu świętym. Świętość nie jest luksusem dla kilku wybranych. To zwykły obowiązek – twój i mój. Po to zostaliśmy stworzeni”. Tak naprawdę, to wszyscy chcemy iść do nieba, zapominamy jednak o tym, że tam nie dostanie się nikt inny, tylko święty. A ta świętość, nie zacznie się dopiero kiedyś tam w niebie, ta droga do świętości trwa całe życie. A że często w życiu jest inaczej, to posłuchajcie pewnej anegdoty: Pewien ksiądz wkroczył do gospody oburzony, że znajduje tam tak wielu swoich parafian, a nie widzi ich w niedzielę w swoim Kościele. Zebrał ich razem i poprowadził do kościoła. Potem z namaszczeniem powiedział: - Wszyscy ci, którzy chcą iść do nieba, proszę przejść na prawą stronę Kościoła! Wszyscy przeszli na prawą stronę prócz jednego mężczyzny, który uparcie nie ruszał się z miejsca. Ksiądz spojrzał na niego srogo i powiedział: - Nie chcesz iść z nami do nieba? - Nie - rzekł mężczyzna. - Masz zamiar stać tam i mówić mi, że nie chcesz po śmierci iść do nieba? - niedowierzająco spytał proboszcz. 8 - Oczywiście, że po śmierci chcę iść do nieba. Myślałem, że idziecie teraz - padła odpowiedź. I to jest problem, że myślenie o świętości odkładamy na ostatnie dni swego życia. A umrzesz tak jak żyłeś. Ja w październiku przyzwyczaiłem was do anegdot, ale one mówią o naszej wierze w niezapomniany sposób. Zresztą sam Chrystus mówił w przypowieściach. Dlatego jeszcze jedna anegdota, która pozwoli mi zilustrować pewną prawdę, a może zachęci kogoś do świętości tu i teraz. W książce Bruno Ferrero znalazłem takie oto krótkie opowiadanie dla ducha: Pewien mistrz murarski pracował wiele lat w wielkim zakładzie budowlanym. Kiedyś jednak od prezesa tego zakładu, bardzo bogatego człowieka, otrzymał interesujące zamówienie na wybudowanie wspaniałej willi według własnego projektu i uznania. Mógł wybrać najpiękniejsze miejsce i nie przejmować się żadnymi kosztami. Wszystkie koszty miały być pokryte z funduszy zakładu. Prezes zawezwał go do siebie i mówi: Chcę, żebyś mi zbudował wygodny, piękny, idealny wprost dom. Do budowy używaj najlepszych materiałów, zatrudnij najlepszych fachowców, nie żałuj pieniędzy. Prezes powiedział mu też, że wybiera się na roczną podróż i ma nadzieję, że jak wróci z tej podróży, to dom 9 będzie gotowy. Murarz prace rozpoczął natychmiast. Pomyślał, że nadarzyła się mu wyśmienita okazja. Wykorzystując jednak pokładane w nim bezgraniczne zaufanie, pomyślał sobie, że może użyć starych surowców z odzysku oraz zatrudnić mniej wykwalifikowanych robotników, aby w ten sposób zagarnąć dla siebie nieuczciwie zaoszczędzone pieniądze. I rzeczywiście zakupił najtańsze materiały budowlane, wynajął marnych fachowców za najniższą cenę, a widoczne wady budowlane ukrywał przy pomocy farby i oszczędzał na czym się dało. W krótkim czasie wybudował zamówioną willę, ale jej jakość daleka była od tego, co mógłby zrobić gdyby był uczciwy i rzetelny. Kiedy prezes wrócił, murarz wręczył mu klucze do zbudowanego domu i powiedział: „Budowałem według twoich wskazówek, i oto masz dom, jaki chciałeś”. Bardzo się cieszę – powiedział prezes i oddał mu klucze mówiąc z uśmiechem, oto klucze do twojego domu. Zleciłem ci budowę domu dla ciebie. Masz go ode mnie jako podarunek za wiele lat pracy w moim zakładzie. W ciągu następnych lat murarz ciągle żałował, że oszukał sam siebie. „Oj, żebym ja wiedział, że budowałem dom dla siebie! – powtarzał tylko”. Autor tego opowiadania dla ducha dodaje na zakończenie: „Twoje dni są cegłami, z których budujesz dom swojej wieczności.” Obyś nie usłyszał kiedyś, że z tego materiału jaki codziennie przysyłałeś jak to mówimy na drugi świat nic nie dało się zrobić, nawet lepianki. Od chrztu Chrystus zaprosił cię byś budował dom, piękny dom wiecznego szczęścia w niebie. Chrystus daje ci wszystkie środki do budowy tego domu wieczności. Daje ci wskazówki jak masz 10 ten dom budować, czyli Boże przykazania. Daje nam swoją pomoc, czyli sakramenty, żebyś miał siłę wznosić ten swój pałac niebieski. Zachęca do codziennej modlitwy: zanim coś zrobisz dwa razy pomyśl, a nigdy nie zbłądzisz. I drodzy! trzeba nam zrozumieć, że nie licząc się z Bożymi przykazaniami, nie korzystając z sakramentów, nie uczęszczając w niedzielę na Msze Świętą, nie oszukujemy Pana Boga tylko samych siebie. Mówię to w kontekście liczenia wiernych w ubiegła niedzielę. W naszym kościele na trzech mszach było 460 osób, to jest 48 procent parafian. Odliczając pracujących za granicą, małe dzieci, ludzi w podeszłym wieku, chorych obłożnie i kobiety w ciąży to nie jest to dobry wynik. Średnia diecezjalna to prawie 60 procent. Zdaję sobie sprawę z tego, że do wiary tak jak i do miłości nikogo zmusić nie można. Mówił o tym sam papież, że człowiek może powiedzieć Chrystusowi nie. Bo człowiek jest wolny. Ciekawe muszą być te argumenty rozumu i woli, kiedy człowiek mówi Bogu nie. Przed laty, podczas pogrzebu usłyszałem bardzo wstrząsające zdanie: "Jakie życie taka śmierć, jaka śmierć taka wieczność". Kiedy myślę o życiu tych tysięcy świętych, których dzisiaj wspominamy, to widzę niemalże namacalnie, że ich wieczność wpisana była w ich codzienne życie. Z poszczególnych dni, jak z cegieł wybudowali sobie wspaniały dom, ba pałac w niebie. Na jednym 11 pogrzebie, kiedy do grobu była opuszczana trumna, córka zmarłej zanosząc się płaczem krzyczała: Mamusiu nie odchodź! Nie zdążyłam powiedzieć, że cię kocham. Jest takie powiedzenie: jak kocha to na pewno przyjdzie, przyjedzie, przyleci. Jeśli kochasz Boga to nigdy bez błahego powodu nie opuścisz niedzielnej Mszy. Zakończę swoje kazanie następującym cytatem: „Kiedy się rodziłeś wszyscy się cieszyli, a ty płakałeś. Żyj tak, byś umierając ty się cieszył, a płakali wszyscy”. Tak więc do spotkania w niebie, czego i Tobie, i sobie życzę.