Żurawia Miłość

Transkrypt

Żurawia Miłość
FOTOCZATY
Żurawia miłość.
Znowu nie dowierzam temu co robię. Nastawiłam budzik na 4.00, przecieram
oczy ze zdumienia i zastanawiam się czy aby nie da się odrobinę później? Nie! Jutro
przed świtem mam zamiar podglądać żurawie.
Tradycyjnie potykając się o własne nogi ale z uśmiechem na ustach pokonuję
poranne trudności, już nie myślę o zbieraniu znaczków. Wiem, że jestem od tego
uzależniona jak od powietrza.
Hondziana dzielnie trzyma się nitki asfaltu, dobrze, że chociaż ona wie po czym
ma jechać bo ja jeszcze troszkę śpię i zdecydowanie tylko udaję, że wiem co robię.
Jest ciemno i zimno, mokro chyba też ale ja zaczynam świecić blaskiem własnym – z
emocji. Czy przylecą, czy blisko, czy słonce dopisze, czy ja nie nawalę.
Bęc ! Pierwszy kreci kopiec wytrąca mnie z równowagi. Acha czyli już wysiadłam
z samochodu i idę po łące. Noooo niech ta kawa zacznie działać ! Bęc ! Drugi kopiec
kreta. Już wszystko jasne, skoro mam siedzieć w namiociku 4 godziny bez możliwości
ruchu, kawy postanowiłam nie pić. Oj czarno ja to widzę, bez kawy na mrozie w
szmaciaku, nie mam szans. W końcu upycham się ze wszystkimi zabawkami. Okręcam
śpiworem i rozpoczynam najbardziej emocjonującą część fotografowania – czekanie.
Po pół godzinie wiem, że stopka od lampy błyskowej robi dość trwał odcisk na czole,
znikający dopiero po godzinie. Ale też ma jedną poważną zaletę, jest tak cholernie
niewygodna, że nie da się na niej długo drzemać i dzięki temu nie omija mnie przylot
żurawi.
FOTOCZATY
I dopiero teraz zupełnie przytonie uświadamiam sobie, że warto było tak
wcześnie się zrywać, wszystko zagrało jak trzeba. Ptaki, pogoda i odległość. Żurki
dostojnie i powoli podchodziły w pobliże namiociku a ja mogłam z zapartym tchem
podziwiać ich grację i piękno. Przez kilka chwil bałam się poruszyć, przez następnych
kilka nie kładłam nawet palca na spuście migawki. Magiczna chwila trwała a ja byłam
najszczęśliwsza na ziemi.

Podobne dokumenty