Za komuny szydził sobie ludek, że jak tak dalej pójdzie, to wnet
Transkrypt
Za komuny szydził sobie ludek, że jak tak dalej pójdzie, to wnet
Gabon Za komuny szydził sobie ludek, że jak tak dalej pójdzie, to wnet dościgniemy Gabon. A tymczasem Gabon, kraik w centrum zachodniego brzegu kontynentu afrykańskiego, niepostrzeżenie prześciga Polskę. Na papierze głównie. Dzięki ropie naturalnie. W tym rejonie ogniskuje się ok. 3, 5 proc. światowego wydobycia tego surowca. Największym eksporterem jest Nigeria, ale Gabon też daje sobie nieźle radę. Złoża ropy znajdują się przede wszystkim blisko zatoki gwineijskiej. Port-Gentil to centrum przemysłu energetycznego. Na południe od tej miejscowości usadowiły się najważniejsze pola naftowe – zarówno podwodne jak i lądowe. W 2012 r. produkt krajowy netto Gabonu wynosił prawie 26 miliardów dolarów, w tym 64 proc. z przemysłu, 32 proc. z usług, a 4 proc. z rolnictwa. Przeciętne GDP w regionie to około 86 miliardów dolarów, ale to dlatego, że niesamowity wzrost Nigerii – szacowany na 455 miliardów rocznie – podwyższa statystyki. Gdy uwzględnimy tylko mniejszych sąsiadów, przeciętna GDP regionu wynosi około 34 miliardów. Czyli Gabon jest w normie. Ale kraj ten – jak Rosja – żyje przede wszystkim z energii. Oznacza to również, że dystrybucja bogactwa narodowego jest nierówna. Faworyzuje głównie elitę u władzy, to znaczy ludzi, którzy kontrolują złoża ropy. Trzeba brać to pod uwagę omawiając gospodarkę Gabonu. Gabon był kolonią Francji, ale już w 1958 r. cieszył się autonomią. Niepodległość uzyskał w 1960 r., a „ojcem-założycielem” był Leon M’Ba. Od początku właściwie oparto się na systemie monopartyjnym. Wzmocnił go drugi prezydent Alvert-Bernard (Omar) Bongo. Monopol Parti Democratique Gabonais (PDG) zachwiał się dopiero w latach osiemdziesiątych, podczas kryzysu wywołanego niskimi cenami ropy (a te z kolei odzwierciedlały walkę USA ze Związkiem Sowieckim). Pod koniec dekady wybuchły strajki robotnicze i zamieszki studenckie inspirowane zawieruchą antykomunistyczną w Europie środkowej i wschodniej. Po 1990 r. doszło do tamtejszej wersji okrągłego stołu, pojawiło się kilka partii. Dozwolono nawet na demokratyczne wybory. Ale ponieważ partia-monopolistka nie została całkowicie zniszczona, w wolnych wyborach w 1993 r. wygrał ponownie Bongo. Ponownie wybuchły demonstracje, które szybko stłumniono. Z francuskim błogosławieństwem stworzono „rząd zgody narodowej” wraz z konstruktywną częścią opozycji. Bongo trzymał się kurczowo poły Paryża, ale stare, kleptokratyczne zasady wciąż obowiązywały. W marcu 1997 r. wybuchł wielki skandal finansowy, o megakradzieże oskarżano prezydenta. Naturalnie nic nikomu nie udowodniono, a dochodzenie trwa do dziś. Po śmierci Omara Bongo prezydentem wybrano jego syna, można więc powiedzieć, że wszystko zostało w rodzinie. Kiepsko włada miejscowymi narzeczami, ale za to płynnie zna angielski i francuski, popisuje się francuską żoną i podparyskim pałacykiem z basenem i 14 sypialniami wybudowanym za pieniądze podatnika. Kleptokracja ma się dobrze. A jest co kraść, głównie za sprawą ropy. Gabon produkował tyle, że w 1996 r. wycofał się z kartelu OPEC. Po prostu nie chciał nakładać sztucznych limitów na swoją produkcję. Ale nadeksploatacja złóż doprowadziła do spadku wydobycia. W szczytowym 1996 r. kraj ten wydobył 365,000 baryłek, a w ciągu 15 lat wskaźnik spadł do 230,000. Gabończycy nie muszą ubiegać się o klientów. Chińczycy biorą wszystko, a USA zwiększyła zakupy ropy z 15 proc. całej produkcji w 2002 r., do 25 proc. w 2015 r. Przypomnijmy jednak, że spada wydobycie i nie znaleziono jeszcze nowych pól roponośnych. Co się stanie jak zniknie ropa? Ogólnie Gabon nie wykorzystał swojej szansy. Jego państwowa elita wypompowuje zyski z ropy. I konsumuje. Jest nadrozwinięta, a lud nie rozwinięty gospodarczo. Ludzie albo żyją po staremu, albo pracują przy przemyśle roponośnym i jego obsłudze, czasami też turystyce. Poprawa ich bytu jest relatywnie słaba. Trudno w takim klimacie o inwestycje w alternatywne gałęzie przemysłu, inwestycje strategiczne, potrzebne do przetrwania w przyszłości. Naturalnie lewacy ukuli sobie teorie, że Gabon to neokolonia uzależniona od ropy. Jest peryferią, obrzeżem zaawansowanego świata kapitalistycznego, który go ogołaca, wyzyskuje i utrzymuje w zależności. W tym systemie zależność gospodarcza od ssącego ropę centrum (core-centric system) stwarza niedorozwój. Ale przecież inne kraje, np. Brazylia czy Nigeria wyzwalają się z niego i osiągają wysoki rozwój gospodarczy. A niektóre państwa, takie jak Kuwejt, również obsługują centrum, a mają się wręcz wyśmienicie. Jaki jest więc problem z Gabonem? Chyba jednak kleptokratyczna elita, wywodząca się z monopartii. Skąd my to znamy? Marek Jan Chodakiewicz Waszyngton www.iwp.edu