zapora

Transkrypt

zapora
HENNING
MANKELL
zapora
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-prasa & e-książki.
Henning Mankell (ur. 1948) – jeden
z najpopularniejszych pisarzy szwedzkich,
wybitny dziennikarz i cz³owiek teatru. Zas³yn¹³
seri¹ publikowanych od 1991 roku powieœci
kryminalnych z komisarzem Kurtem
Wallanderem, prze³o¿onych na 39 jêzyków
i wydanych w ³¹cznym nak³adzie oko³o
25 milionów egzemplarzy. Cykl doczeka³ siê
wielu ekranizacji, w tym trzynastoodcinkowego
serialu telewizyjnego (2004). Mankell jest te¿
autorem powieœci o tematyce spo³ecznej (m.in.
Comédia infantil, W.A.B. 2008) oraz ksi¹¿ek dla
dzieci i m³odzie¿y (m.in. Pies, który bieg³ ku
gwieŸdzie, W.A.B. 2008). Otrzyma³ wiele nagród
literackich, m.in. Nagrodê Astrid Lindgren
(1996), a ponadto presti¿ow¹ niemieck¹ Nagrodê
Tolerancji (2004). Mieszka na przemian
w Szwecji i w Mozambiku. Nak³adem W.A.B.
ukaza³y siê wszystkie powieœci z cyklu
wallanderowskiego. W przygotowaniu kolejne
ksi¹¿ki kryminalne autora.
Powieœci z Kurtem Wallanderem:
Morderca bez twarzy 1991 (W.A.B. 2004)
Psy z Rygi 1992 (W.A.B. 2006)
Bia³a lwica 1993 (W.A.B. 2005)
Mê¿czyzna, który siê uœmiecha³ 1994 (W.A.B. 2007)
Fa³szywy trop 1995 (W.A.B. 2002)
Pi¹ta kobieta 1996 (W.A.B. 2004)
O krok 1997 (W.A.B. 2006)
Zapora 1998 (W.A.B. 2008)
HENNING
M A N KEL L
zapora
w serii ukazaäy siö:
Martha Grimes Hotel Paradise
Martha Grimes Stacja Cold Flat Junction
Martha Grimes Hotel Belle Rouen
Martha Grimes Pod Huncwotem
Jean-Claude Izzo Total Cheops
Jean-Claude Izzo Szurmo
Jean-Claude Izzo Solea
Tomasz Konatkowski Przystanek ćmierè
Marek Krajewski Koniec œwiata w Breslau
Marek Krajewski Widma w mieœcie Breslau
Marek Krajewski Festung Breslau
Marek Krajewski DĔuma w Breslau
Marek Krajewski, Mariusz Czubaj Aleja samobójców
Henning Mankell Morderca bez twarzy
Henning Mankell Psy z Rygi
Henning Mankell Biaäa lwica
Henning Mankell MöĔczyzna, który siö uĈmiechaä
Henning Mankell Faäszywy trop
Henning Mankell Piñta kobieta
Henning Mankell O krok
Aleksandra Marinina Kolacja z zabójcñ
Aleksandra Marinina Gra na cudzym boisku
Aleksandra Marinina Ukradziony sen
Aleksandra Marinina Zäowroga pötla
Aleksandra Marinina ćmierè i trochö miäoœci
Aleksandra Marinina Möskie gry
Aleksandra Marinina Zabójca mimo woli
Zygmunt Miäoszewski Uwikäanie
Denise Mina Pole krwi
Joanna Szymczyk Ewa i zäoty kot
H ENNIN G
M AN KE LL
zapora
przeäoĔyäa IRENA KOWADãO-PRZEDMOJSKA
Tytuö oryginaöu: Brandvägg
Brandvägg © 1998 by Henning Mankell
Published by agreement with Leopard Förlag AB, Stockholm
and Leonhardt & Høier Literary Agency A/S, Copenhagen
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo W.A.B., 2008
Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo W.A.B., 2008
Wydanie I
Warszawa 2008
Czúowiek, który zbúîdzi z drogi mîdroëci,
w zgromadzeniu umarúych mieszkaì bòdzie.
Przeköad zaczerpniëty z Biblii Poznaéskiej.
Ksiëga Przysöów 21,16
I
ZMOWA
1
Pod wieczór wiatr nagle przycichö. Póõniej caökiem ustaö.
Wyszedö na balkon. W ciîgu dnia, w przerwie miëdzy
domami naprzeciwko, widaì byöo poöyskujîce morze. Teraz wokoöo panowaöa ciemnoðì. Czasem braö ze sobî na
balkon starî angielskî lornetkë morskî i zaglîdaö w oðwietlone okna domu po drugiej stronie ulicy. Zwykle po chwili
ogarniaöo go nieprzyjemne uczucie, ÷e ktoð go zobaczyö.
Niebo byöo rozgwie÷d÷one.
Ju÷ jesieé, pomyðlaö. Mo÷e w nocy chwyci przymrozek,
chocia÷ jak na Skanië, to jeszcze za wczeðnie.
Gdzieð w oddali usöyszaö samochód. Zatrzîsö sië z zimna i wszedö z powrotem do mieszkania. Drzwi balkonowe
cië÷ko sië zamykaöy. Zapisaö to w notesie, który le÷aö obok
telefonu na kuchennym stole. Jutro sië tym zajmie.
Wszedö do pokoju dziennego. Na chwilë przystanîö
w drzwiach i rozejrzaö sië. Jak co niedziela posprzîtaö mieszkanie. ïwiadomoðì, ÷e znajduje sië w czystym pokoju, sprawiaöa mu niezmiennie të samî przyjemnoðì.
Biurko staöo pod ðcianî. Odsunîö krzesöo, zapaliö lampë
i wyciîgnîö gruby dziennik poköadowy, który przechowywaö w jednej z szuflad. Rozpoczîö jak zwykle od przeczytania zapisu z poprzedniego wieczoru.
9
Sobota 4 paýdziernika 1997. Przez caúy dzieô wiaú porywisty wiatr. Wedúug Instytutu Meteorologicznego, z siúî
8-10 m/s. Poszarpane chmury gnaúy po niebie. O szóstej
rano temperatura wynosiúa 7 stopni. O drugiej wzrosúa do
8. Wieczorem znów spadúa do 5.
Póõniej nastëpowaöy tylko cztery zdania.
Przestrzeô jest pusta. þadnych wiadomoëci. C nie odpowiada na sygnaú wywoúawczy. Panuje spokój.
Zdjîö przykrywkë kaöamarza i ostro÷nie zanurzyö stalówkë. Pióro odziedziczyö po ojcu, który przechowywaö je od
czasu, gdy w möodoðci stawiaö pierwsze kroki w maöym
oddziale banku w Tomelilla jako pomocnik kierownika.
Nigdy nie pisaö innym piórem w dzienniku poköadowym.
Zanotowaö, ÷e wiatr ucichö, a póõniej zupeönie ustaö. Termometr w oknie kuchennym pokazywaö plus trzy stopnie.
Niebo byöo bezchmurne. Pisaö dalej, ÷e posprzîtaö mieszkanie i ÷e zajëöo mu to trzy godziny i dwadzieðcia piëì minut.
Dziesiëì minut krócej ni÷ w zeszöym tygodniu.
W ciîgu dnia byö na spacerze po przystani, przedtem
spëdziö póö godziny na medytacji w koðciele Sankta Maria.
Zastanowiö sië chwilë i dopisaö jeszcze jednî linijkë
w dzienniku: Wieczorem krótki spacer.
Delikatnie przycisnîö bibuöë do ðwie÷ego tekstu, wytarö
stalówkë i przykryö kaöamarz.
Zanim zamknîö dziennik, spojrzaö na stojîcy obok stary
zegar okrëtowy. Wskazówki pokazywaöy dwadzieðcia po jedenastej.
Poszedö do przedpokoju, wöo÷yö starî skórzanî kurtkë,
stopy wsunîö w gumowce. Przed wyjðciem z mieszkania
upewniö sië, czy ma w kieszeni klucze i portfel.
Na ulicy przystanîö w mroku i rozejrzaö sië dookoöa. Nikogo. Nikogo sië zresztî nie spodziewaö. Ruszyö. Swoim zwyczajem skrëciö w lewo, przeciîö drogë do Malmö i skierowaö
sië w kierunku centrum handlowego i budynku z czerwonej
10
cegöy, w którym mieðciö sië urzîd skarbowy. Przyðpieszaö
kroku, dopóki nie wpadö w spokojny i wypróbowany wieczorny rytm. W dzieé chodziö szybciej, chciaö sië zmëczyì
i spociì. Wieczorne spacery byöy inne. Staraö sië wtedy
przede wszystkim odprë÷yì, przygotowaì do nocnego snu
i kolejnego dnia.
Przed sklepem z materiaöami budowlanymi przechadzaöa sië kobieta z psem, owczarkiem alzackim. Widywaö jî niemal za ka÷dym razem, kiedy wychodziö wieczorem. Obok
przemknîö samochód. W przelocie zauwa÷yö möodego czöowieka za kierownicî i usöyszaö muzykë przez zamkniëte
okna auta.
Nie wiedzî, co ich czeka, pomyðlaö. Ci wszyscy möodzi
ludzie w swoich samochodach, którzy niszczî sobie söuch
göoðnî muzykî.
Nie wiedzî, co nastîpi. Ani oni, ani samotne panie na
spacerze z psami.
Myðl ta wprawiöa go w dobry nastrój. Myðlaö o wöadzy,
którî miaö. O tym, ÷e nale÷y do wybranych. Tych, których
siöa kruszy stare, skamieniaöe prawdy i buduje nowe.
Zatrzymaö sië i spojrzaö w rozgwie÷d÷one niebo.
Wszystko jest niepojëte, myðlaö. W równej mierze moje
÷ycie, jak to, ÷e docierajîce do mnie ðwiatöo gwiazd wëdruje przez nieskoéczonî czasoprzestrzeé. To, czym sië zajmujë, przynajmniej nadaje wszystkiemu jakið niejasny sens.
Propozycja, którî przyjîöem bez wahania niemal dwadzieðcia lat temu.
Szedö coraz szybciej, byö podniecony. Uðwiadomiö sobie,
÷e wzbiera w nim niecierpliwoðì. Czekali ju÷ tak döugo. Zbli÷aöa sië chwila, gdy zrzucî niewidzialnî przyöbicë, a potë÷na fala przewali sië przez ðwiat.
Ale ta chwila jeszcze nie nadeszöa. Czas jeszcze nie dojrzaö. Nie mógö sobie pozwoliì na niecierpliwoðì.
Przystanîö. Byö ju÷ w dzielnicy willowej i nie zamierzaö
iðì dalej. Po póönocy chciaö byì w öó÷ku.
11
Zawróciö i ruszyö z powrotem. Minîö urzîd skarbowy
i poszedö w stronë bankomatu w centrum handlowym. Wymacaö portfel w kieszeni. Nie zamierzaö podejmowaì pieniëdzy, lecz tylko sprawdziì stan konta i upewniì sië, czy
wszystko jest w porzîdku.
Przystanîö w ðwietle koöo bankomatu i wyciîgnîö niebieskî kartë. Kobiety z psem ju÷ nie byöo. Drogî do Malmö
z öoskotem przejechaö wyöadowany tir. Pewnie na prom do
Polski. Ryk samochodu ðwiadczyö o uszkodzonej rurze wydechowej.
Wystukaö kod, nastëpnie wcisnîö przycisk. Wyjîö kartë
i wsunîö jî z powrotem do portfela. W automacie zachrzëðciöo. Uðmiechnîö sië do swoich myðli i zaðmiaö sië cicho.
Gdyby ludzie wiedzieli, pomyðlaö. Gdyby mogli wiedzieì, co ich czeka.
W otworze pojawiöa sië biaöa karteczka. Siëgnîö do kieszeni po okulary i uðwiadomiö sobie, ÷e zostaöy w pöaszczu,
który miaö na sobie na spacerze do przystani. Na moment
ogarnëöo go uczucie irytacji, ÷e ich zapomniaö.
Stanîö w najjaðniejszym miejscu pod latarniî i mru÷îc
oczy, odczytywaö stan konta.
Staöe zlecenie z piîtku byöo zarejestrowane. Tak÷e gotówka, którî pobraö dzieé wczeðniej. Stan rachunku wynosiö
9 765 koron. Wszystko sië zgadzaöo.
To, co nastîpiöo, byöo zupeönie niespodziewane.
Cios w göowë powaliö go jak kopniëcie konia. Ból byö
straszliwy.
Upadö na twarz, rëkë miaö kurczowo zaciðniëtî na pokrytym cyframi biaöym ðwistku papieru.
Kiedy uderzyö göowî w zimny beton, na moment odzyskaö jasnoðì umysöu.
Jego ostatniî myðlî byöo, ÷e nic nie rozumie.
Potem ze wszystkich stron otoczyöa go ciemnoðì.
Wöaðnie minëöa póönoc. Byö poniedziaöek szóstego paõdziernika 1997 roku.
12
W kierunku nocnego promu przejechaö kolejny tir.
Potem znów zapanowaöa cisza.
2
Kurt Wallander wsiadaö do samochodu na Mariagatan
w Ystadzie z uczuciem dojmujîcej przykroðci. Byöo tu÷ po
ósmej rano, szóstego paõdziernika 1997 roku. Wyje÷d÷ajîc
z miasta, zastanawiaö sië, jak mógö sië zgodziì. øywiö göëbokî
niechëì do pogrzebów. A jednak byö w drodze na pogrzeb.
Poniewa÷ miaö du÷o czasu, postanowiö nie jechaì prosto do
Malmö. Skrëciö z szosy w kierunku drogi do Svarte i Trelleborga, prowadzîcej wzdöu÷ wybrze÷a. Po lewej stronie widaì byöo morze. Do portu wöaðnie zawijaö prom.
Pomyðlaö, ÷e w ciîgu ostatnich siedmiu lat jest to ju÷
czwarty pogrzeb. Najpierw jego kolega Rydberg zachorowaö na raka. Choroba byöa przewleköa i bolesna. Wallander
czësto odwiedzaö Rydberga w szpitalu i widziaö, jak ten nikö
w oczach. Jego ðmierì byöa dla Wallandera cië÷kim ciosem.
To Rydberg uczyniö z niego policjanta. Nauczyö go stawiania
odpowiednich pytaé. Dziëki niemu Wallander zdobyö stopniowo trudnî umiejëtnoðì odczytywania informacji na miejscu przestëpstwa. Zanim zaczîö pracowaì z Rydbergiem,
byö tylko przeciëtnym policjantem. Dopiero du÷o póõniej,
kiedy Rydberg ju÷ nie ÷yö, Wallander zdaö sobie sprawë, ÷e
ma nie tylko koniecznî wytrwaöoðì i energië, ale równie÷
nieprzeciëtne zdolnoðci. Nadal czësto prowadziö w myðlach
rozmowy z Rydbergiem, zwöaszcza gdy nie mógö sobie daì
rady z jakimð zawiöym dochodzeniem. Niemal codziennie
odczuwaö brak starszego kolegi. Wiedziaö, ÷e ju÷ zawsze tak
bëdzie.
Potem nieoczekiwanie zmarö mu ojciec. Przewróciö sië
i umarö na udar mózgu w swojej pracowni w Löderup.
13
Minëöy ju÷ trzy lata. Wciî÷ jeszcze trudno byöo Wallanderowi pojîì, ÷e tam, wðród obrazów, wiecznego zapachu terpentyny i olejnych farb nie ma ju÷ ojca. Dom w Löderup
zostaö sprzedany po jego ðmierci. Wallander kilkakrotnie
przeje÷d÷aö obok i widziaö mieszkajîcych tam obcych ludzi.
Nigdy sië nie zatrzymaö. Od czasu do czasu odwiedzaö grób
ojca, zawsze z niejasnym poczuciem winy. Ale te wizyty
z czasem stawaöy sië rzadsze. Uðwiadomiö sobie, ÷e coraz
trudniej mu przywoöaì rysy ojcowskiej twarzy.
Nie÷yjîcy czöowiek staje sië w koécu czöowiekiem, który
nigdy nie istniaö.
Nastëpny byö Svedberg. Kolega z pracy, rok temu brutalnie zamordowany we wöasnym mieszkaniu. Wallander
myðlaö wtedy o tym, jak niewiele wie o ludziach, z którymi
pracuje. ïmierì Svedberga odsöoniöa przed nim strony ÷ycia, o jakich mu sië nawet nie ðniöo.
A teraz byö w drodze na czwarty pogrzeb, jedyny, na który wöaðciwie nie musiaö jechaì.
Zatelefonowaöa do niego w ðrodë. Wallander miaö wöaðnie wychodziì z biura. Byöo póõne popoöudnie. Rozbolaöa
go göowa od bezowocnego ðlëczenia nad materiaöem dotyczîcym przemytu papierosów ukrytych w tirze na promie
do Ystadu. Trop prowadziö do póönocnej Grecji, a nastëpnie
sië urywaö. Wallander nawiîzaö kontakt z greckî i niemieckî
policjî. Jednak wciî÷ nie udawaöo sië schwytaì sprawców.
Teraz uðwiadomiö sobie, ÷e kierowca, który zapewne nie
wiedziaö, ÷e w przewo÷onym öadunku znajduje sië przemycany towar, zostanie skazany na kilkumiesiëczne wiëzienie.
Nic gorszego nie nastîpi. Byö pewny, ÷e do Ystadu codziennie przypöywajî transporty nielegalnych papierosów. Wîtpiö, ÷eby kiedykolwiek udaöo sië ukróciì przemyt.
Dodatkowo zatruöa mu dzieé köótnia z prokuratorem
– zastëpcî Pera Åkesona, który kilka lat temu wyjechaö do
Sudanu i wcale nie zamierzaö wracaì. Kiedy myðlaö o wyjeõdzie Åkesona i czytaö listy, które ten regularnie do niego
14
pisywaö, gryzöa go zazdroðì. Åkeson zdobyö sië na odwagë
i zaczîö nowe ÷ycie, coð, o czym Wallander tylko marzyö.
Teraz dobiegaö piëìdziesiîtki. Zdawaö sobie sprawë, chocia÷
niechëtnie sië do tego przyznawaö, ÷e wszystkie przeöomowe decyzje w ÷yciu ma ju÷ za sobî. Na zawsze pozostanie
policjantem. Jedyne, co mo÷e zrobiì, zanim przejdzie na
emeryturë, to staraì sië byì jeszcze lepszym ðledczym.
Ewentualnie przekazaì coð ze swojej wiedzy möodszym
kolegom. Poza tym nie miaö widoków na jakikolwiek punkt
zwrotny w ÷yciu. Nie czekaö na niego ÷aden Sudan.
Staö z kurtkî w rëce, kiedy zadzwoniöa.
Z poczîtku nie wiedziaö, z kim rozmawia.
Po chwili sië zorientowaö, ÷e to matka Stefana Fredmana.
Opadöy go myðli i wspomnienia. W ciîgu kilku sekund przywoöaö w pamiëci zdarzenia sprzed trzech lat.
Wtedy to chöopiec przebrany za Indianina postanowiö
sië zemðciì na më÷czyznach, którzy doprowadzili do oböëdu jego siostrë i napeönili przera÷eniem jego möodszego
brata. Jednym z tych, których zabiö, byö jego wöasny ojciec.
Wallander przypomniaö sobie upiornî scenë, kiedy chöopak
na klëczkach szlochaö nad ciaöem martwej siostry. Nie wiedziaö, co nastîpiöo póõniej. Tyle tylko, ÷e chöopak nie wylîdowaö naturalnie w wiëzieniu, lecz na zamkniëtym oddziale
psychiatrycznym.
Teraz dzwoniöa Aneta Fredman z wiadomoðciî, ÷e Stefan
nie ÷yje. Odebraö sobie ÷ycie, skaczîc z budynku, w którym byö przetrzymywany. Wallander zöo÷yö matce wyrazy
wspóöczucia i w göëbi duszy poczuö smutek. A mo÷e raczej
uczucie rozpaczliwej beznadziei. Jednak w dalszym ciîgu
nie rozumiaö, w jakim celu kobieta do niego dzwoni. Staö ze
söuchawkî w rëce i usiöowaö wywoöaì w pamiëci jej obraz.
Dwa lub trzy razy zetknîö sië z niî na peryferiach Malmö,
kiedy poszukiwali Stefana, usiöujîc pogodziì sië z myðlî,
÷e sprawcî bestialskich mordów mo÷e byì czternastoletni
chöopak. Pamiëtaö, ÷e byöa nieufna i spiëta. Miaöa w sobie
15
jakîð lëkliwoðì, jak gdyby stale obawiaöa sië najgorszego.
Okazaöo sië, ÷e miaöa racjë. Wallander przypominaö sobie
niejasno, ÷e zastanawiaö sië wtedy, czy nie jest uzale÷niona
od alkoholu lub leków uspokajajîcych. Nie wiedziaö. I trudno mu byöo przywoöaì w pamiëci jej twarz. Göos, który söyszaö w söuchawce, brzmiaö obco.
Po chwili wyjaðniöa, w jakiej sprawie dzwoni.
Prosiöa, ÷eby Wallander przyjechaö na pogrzeb. Nikogo
innego nie bëdzie. Zostaöa tylko ona i möodszy brat Stefana,
Jens. Mimo wszystko uwa÷a Wallandera za ÷yczliwî osobë
i wie, ÷e chciaö dobrze. Wallander obiecaö, ÷e sië zjawi. W tej
samej chwili tego po÷aöowaö. Ale byöo ju÷ za póõno.
Póõniej próbowaö sië dowiedzieì, co staöo sië dalej
z chöopcem po zatrzymaniu. Rozmawiaö z lekarzem ze szpitala, w którym umieszczono Stefana. Przez lata tam spëdzone Stefan prawie sië nie odzywaö, caökowicie zamknîö
sië w sobie. Wallander dowiedziaö sië równie÷, ÷e chöopak,
który le÷aö martwy na asfalcie, miaö wymalowane na twarzy
barwy wojenne, a spöywajîca krew i farba utworzyöy upiornî maskë; byì mo÷e mówiöa ona wiëcej o spoöeczeéstwie,
w którym przyszöo mu ÷yì, ni÷ o rozdwojonej osobowoðci
Stefana.
Wallander jechaö powoli. Kiedy rano wöo÷yö ciemne
ubranie, ze zdziwieniem zauwa÷yö, ÷e spodnie dobrze le÷î.
Czyli ÷e straciö na wadze. Okazaöo sië jakið rok temu, ÷e ma
cukrzycë i musi zmieniì dotychczasowy sposób od÷ywiania, zaczîì sië wiëcej ruszaì i pilnowaì wagi. Z poczîtku,
powodowany nadmiernî gorliwoðciî, stawaö na öazienkowej
wadze wiele razy dziennie. Wreszcie wyrzuciö jî w napadzie wðcieköoðci. Skoro nie potrafi sië odchudziì bez nieustannej kontroli, to lepiej daì sobie z tym spokój.
Ale lekarz, do którego regularnie chodziö, nie ustëpowaö,
nalegajîc, by Wallander porzuciö dotychczasowy tryb ÷ycia
– nieregularne i niezdrowe jedzenie przy niemal caökowitym braku ruchu. W koécu dopiîö swego. Wallander kupiö
16
dres i sportowe buty i zaczîö czësto chodziì na spacery.
Kiedy jednak Martinsson zaproponowaö, ÷eby razem biegali, Wallander opryskliwie odmówiö. Sî jakieð granice. Jego
koéczyöa sië na spacerach. Uöo÷yö sobie godzinnî trasë od
Mariagatan przez park Sandskogen i z powrotem. Zmuszaö
sië do wyjðcia przynajmniej cztery razy w tygodniu. Przestaö równie÷ jadaì w barach z hamburgerami. W rezultacie
spadö mu poziom cukru we krwi i straciö na wadze. Pewnego ranka, przy goleniu, zauwa÷yö, ÷e inaczej wyglîda. Miaö
wklësöe policzki. Odniósö wra÷enie, ÷e odzyskuje wöasnî
twarz, przez döugi czas ukrytî pod warstwî töuszczu i niezdrowî cerî. Córka Wallandera, Linda, byöa przyjemnie
zaskoczona widokiem ojca. Ale w komendzie policji nikt nie
skomentowaö zmian w jego wyglîdzie.
Zupeönie jak gdybyðmy sië nie dostrzegali, pomyðlaö
Wallander. Pracujemy razem, ale sië nie dostrzegamy.
Mijaö pla÷ë w Mossby, pustî o jesiennej porze. Przypomniaö sobie, jak szeðì lat temu przybiöa tu do brzegu gumowa tratwa z ciaöami dwóch më÷czyzn.
Zahamowaö gwaötownie i zjechaö z göównej drogi. Wciî÷
miaö du÷o czasu. Zgasiö silnik i wysiadö z auta. Dzieé byö
bezwietrzny, kilka stopni powy÷ej zera. Zapiîö pöaszcz i ruszyö krëtî drogî miëdzy wydmami. Tu byöo morze. I pusty
brzeg. ïlady ludzi i psów. I koéskich podków. Spojrzaö przed
siebie. Stado ptaków mknëöo na poöudnie.
Nadal doköadnie pamiëtaö miejsce, w którym tratwa wypöynëöa na brzeg. Trudne dochodzenie zawiodöo go potem
na ñotwë, do Rygi. I tam poznaö Baibë. Wdowë po zamordowanym öotewskim policjancie, czöowieku, którego poznaö
i polubiö.
Baiba i on. Döugo wierzyö, ÷e bëdî razem. øe ona przeniesie sië do Szwecji. Kiedyð nawet wspólnie oglîdali dom
na przedmieðciu Ystadu. Potem jednak Baiba zaczëöa sië
wycofywaì. W przypöywie zazdroðci podejrzewaö, ÷e poznaöa kogoð innego. Pewnego razu wybraö sië do Rygi, nie
17
uprzedziwszy jej o swoim przyjeõdzie. Ale nie byöo innego
më÷czyzny. Po prostu Baiba nie mogöa sië zdecydowaì na
poðlubienie policjanta i opuszczenie wöasnego kraju, gdzie
miaöa õle pöatnî, ale interesujîcî pracë jako töumaczka. Tak
to sië skoéczyöo.
Wallander szedö wzdöu÷ brzegu i myðlaö, ÷e minîö ju÷
przeszöo rok, od kiedy ostatni raz ze sobî rozmawiali. Bywaöo, ÷e pojawiaöa sië w jego snach. Ale nigdy nie udaöo
mu sië jej dotknîì. Kiedy szedö w jej stronë lub wyciîgaö do
niej rëkë, zawsze znikaöa. Zastanawiaö sië nad tym, czy naprawdë mu jej brakuje. Nie byö ju÷ zazdrosny. Teraz potrafiö
jî sobie wyobraziì u boku innego më÷czyzny bez uköucia
w sercu.
To kwestia obcowania z drugî osobî, pomyðlaö. Przy
Baibie nie odczuwaöem samotnoðci, z której wczeðniej nawet nie zdawaöem sobie sprawy. Brakuje mi jej, bo tësknië
za poczuciem bliskoðci.
Wróciö do samochodu. òle znosiö odludne, opustoszaöe
wybrze÷a. Szczególnie jesieniî.
Kiedyð wyznaczyö sobie samotny posterunek na najdalej na póönoc wysuniëtym kraécu Póöwyspu Jutlandzkiego.
Byö wówczas na zwolnieniu lekarskim z powodu göëbokiej
depresji i nie wierzyö, ÷e kiedykolwiek wróci do komendy
w Ystadzie. Minëöy lata, a on wciî÷ odczuwaö przera÷enie,
gdy tylko sobie przypomniaö, jak sië wówczas czuö. Nie
chciaöby tego prze÷ywaì po raz drugi. Ten krajobraz wzbudzaö w nim wyöîcznie lëk.
Wsiadö do samochodu i ruszyö w stronë Malmö. Wokóö
panowaöa göëboka jesieé. Zastanawiaö sië, jaka bëdzie zima.
Czy spadnie du÷o ðniegu, który w poöîczeniu z wichurami
spowoduje chaos w mieðcie, czy raczej pogoda bëdzie deszczowa. Göowiö sië, co zrobiì z tygodniem urlopu, który musiaö wykorzystaì w listopadzie. Proponowaö córce, Lindzie,
wycieczkë do jakiegoð ciepöego kraju. Chciaö jej zafundowaì
ten wypad. Ale Linda, która nadal mieszkaöa w Sztokholmie
18
i coð tam studiowaöa – nawet nie wiedziaö co – powiedziaöa, ÷e nie mo÷e wyjechaì. Mimo ÷e miaöaby ochotë. ñamaö
sobie göowë nad tym, z kim mógöby sië wybraì razem na
urlop. Ale nikogo takiego nie byöo. Nie miaö prawie ÷adnych
przyjacióö. Jednym z nielicznych byö Sten Widén, wöaðciciel
stadniny koni pod Sturup. Ale Wallander raczej nie przejawiaö ochoty na jego towarzystwo. W du÷ej mierze z powodu
problemów Widéna z alkoholem. Widén nieustannie popijaö,
podczas gdy Wallander znacznie zmniejszyö spo÷ycie alkoholu na skutek surowych napomnieé swojego lekarza. Mógö
oczywiðcie zwróciì sië do Gertrudy, wdowy po ojcu. Ale nie
wiedziaöby, o czym z niî rozmawiaì przez caöy tydzieé.
Poza tym nie miaö nikogo.
Wobec tego zostanie w domu. Pieniîdze, zamiast na podró÷, przeznaczy na nowy samochód. Jego peugeot ju÷ sië
sypie. Teraz, w drodze do Malmö, söyszaö jakið podejrzany
odgöos w silniku.
Dotarö na przedmieðcie Rosengård tu÷ po dziesiîtej. Pogrzeb miaö sië zaczîì o jedenastej w nowo wybudowanym
koðciele. Kilku chöopaków kopaöo piökë przy pobliskim
murze. Siedziaö w samochodzie, przyglîdajîc im sië. Byöo
ich siedmiu. Trzej z nich to czarni. Pozostaöa trójka równie÷
wyglîdaöa na dzieci imigrantów. I jeszcze jeden, piegowaty,
z jasnî czuprynî. Chöopcy zapamiëtale kopali piökë, wesoöo sië ðmiejîc. Przez chwilë Wallander poczuö nieprzepartî
chëì, by sië do nich przyöîczyì. Ale siedziaö dalej. Z koðcioöa wyszedö më÷czyzna i zapaliö papierosa. Wallander wysiadö z auta i podszedö do palîcego më÷czyzny.
– Czy to pogrzeb Stefana Fredmana?
Më÷czyzna przytaknîö i zapytaö:
– To pana krewny?
– Nie.
– Nie bëdzie chyba du÷o ludzi – powiedziaö më÷czyzna.
– Przypuszczam, ÷e pan wie, co on zrobiö.
19
– Tak – odparö Wallander. – Wiem.
Më÷czyzna patrzyö na swojego papierosa.
– Dla takiego lepiej, ÷e nie ÷yje.
Wallander wpadö w zöoðì.
– Stefan nie miaö jeszcze osiemnastu lat. Dla kogoð tak
möodego nie jest lepiej, jak nie ÷yje.
Zorientowaö sië, ÷e mówi podniesionym göosem. Më÷czyzna z papierosem obrzuciö go zdziwionym spojrzeniem.
Wallander gniewnie potrzîsnîö göowî i odwróciö sië. W tej
samej chwili pod koðcióö zajechaö czarny wóz pogrzebowy.
Wyniesiono brîzowî trumnë, przykrytî samotnym wieécem. Uðwiadomiö sobie w tym momencie, ÷e powinien byö
kupiì kwiaty. Podszedö do chöopców kopiîcych piökë.
– Czy któryð z was zna jakîð kwiaciarnië w pobli÷u? – zapytaö.
Jeden z chöopców rëkî wskazaö kierunek.
Wallander siëgnîö do portfela i wyjîö stukoronowy banknot.
– Leì i kup kwiaty – powiedziaö. – Ró÷e. I wracaj jak najszybciej. Dostaniesz dychë za fatygë.
Chöopiec spojrzaö na niego zdziwiony. Ale wziîö pieniîdze.
– Jestem policjantem – oðwiadczyö Wallander. – I to groõnym. Jak zwiejesz z pieniëdzmi, to cië na pewno dopadnë.
Chöopiec pokrëciö göowî.
– Nie ma pan munduru – odparö öamanym szwedzkim.
– I nie wyglîda pan na policjanta. A ju÷ na pewno nie na
groõnego.
Wallander wyjîö legitymacjë. Chöopiec przyglîdaö sië jej
przez chwilë. Potem skinîö göowî i ruszyö biegiem do kwiaciarni. Pozostali chöopcy nadal kopali piökë.
Caökiem mo÷liwe, ÷e nie wróci, pomyðlaö ponuro Wallander. Ju÷ od dawna w tym kraju nie szanuje sië policji.
20
Ale chöopiec wróciö z ró÷ami. Wallander daö mu dwadzieðcia koron. Dziesiëì, które obiecaö, i dziesiëì za to, ÷e tamten wróciö. Oczywiðcie za du÷o. Ale teraz ju÷ nie mógö sië
wycofaì. W chwilë potem pod koðcióö zajechaöa taksówka.
Rozpoznaö matkë Stefana. Postarzaöa sië i byöa chorobliwie
wychudzona. Obok niej staö Jens, chöopiec mo÷e siedmioletni, bardzo podobny do brata. Miaö du÷e, wystraszone oczy.
Pozostaö w nim lëk z tamtego czasu. Wallander podszedö,
÷eby sië przywitaì.
– Bëdziemy tylko my – oznajmiöa kobieta. – I pastor.
Powinien byì jeszcze organista, pomyðlaö Wallander. Ale
nic nie powiedziaö.
Weszli do koðcioöa. Möody kapöan siedziaö nieopodal
trumny na krzeðle i czytaö gazetë. Aneta Fredman chwyciöa
nagle Wallandera za ramië. Rozumiaö jî.
Pastor schowaö gazetë. Usiedli z prawej strony trumny.
Kobieta wciî÷ nie puszczaöa ramienia Wallandera.
Najpierw straciöa më÷a, pomyðlaö Wallander. Björn Fredman – gbur i brutal, biö ÷onë i zastraszaö dzieci. Ale to jednak ojciec. Zabiö go wöasny syn. Potem umaröa najstarsza
córka, Luiza. A teraz Aneta siedzi tutaj i ma pochowaì syna.
Ile jej zostaöo? Póö ÷ycia? Mo÷e nawet nie tyle.
Ktoð wszedö do koðcioöa. Aneta Fredman nie usöyszaöa,
a mo÷e caöy wysiöek skierowaöa na to, by jakoð przetrwaì
do koéca ceremonii. Jakað kobieta nadchodziöa ðrodkowym
przejðciem. Byöa w wieku Wallandera. Aneta po chwili jî
dostrzegöa i skinëöa jej göowî na powitanie. Kobieta usiadöa
kilka rzëdów za nimi.
– To lekarka – szepnëöa Aneta. – Agneta Malmström. Kiedyð opiekowaöa sië Jensem, jak byö chory.
Wallander gdzieð ju÷ söyszaö to nazwisko. Chwilë trwaöo, zanim skojarzyö, ÷e to wöaðnie Agneta Malmström
i jej mî÷ naprowadzili go na najwa÷niejszy trop w sprawie Stefana Fredmana. Pamiëtaö, jak pewnej nocy rozmawiaö z niî za poðrednictwem Radia Sztokholm. øeglowaöa
21
wtedy z më÷em daleko, na peönym morzu, gdzieð w pobli÷u Landsort.
Dõwiëk muzyki organowej wypeöniö wnëtrze koðcioöa.
Wallander zorientowaö sië, ÷e to nie organista, lecz taðma
wöîczona przez pastora.
Ciekaw byö, dlaczego nie söychaì dzwonów. Czy pogrzeb
nie rozpoczyna sië zawsze od bicia dzwonów? Myðl sië
urwaöa, gdy÷ poczuö jeszcze silniejszy uðcisk döoni na ramieniu. Rzuciö wzrokiem na chöopca siedzîcego obok Anety Fredman. Czy powinno sië zabieraì na pogrzeb siedmioletnie dziecko? Wallander nie byö przekonany. Ale chöopiec
zachowywaö sië spokojnie.
Muzyka ucichöa. Pastor zaczîö mówiì. Punktem wyjðcia byöy söowa Jezusa: „Pozwólcie dzieciom przychodziì do mnie”.
Wallander utkwiö wzrok w wieécu na trumnie i usiöowaö liczyì kwiaty, by opanowaì wzruszenie ðciskajîce mu gardöo.
Nabo÷eéstwo trwaöo krótko. Podchodzili kolejno do
trumny. Aneta oddychaöa z trudem, jakby pokonywaöa ostatnie metry na finiszu. Agneta Malmström doöîczyöa do nich.
Wallander zwróciö sië do pastora, który wyglîdaö na zniecierpliwionego.
– Dzwony – powiedziaö surowo. – Majî dzwoniì, jak bëdziemy wychodzili z koðcioöa, i najlepiej nie z taðmy.
Duchowny skinîö niechëtnie göowî. Wallander zastanawiaö sië, jak by zareagowaö, gdyby on wyjîö policyjnî legitymacjë. Aneta Fredman i Jens wyszli pierwsi. Komisarz
przywitaö sië z Agnetî Malmström.
– Poznaöam pana – rzeköa. – Nigdy pana nie widziaöam,
ale pamiëtam twarz z gazet.
– Prosiöa mnie, ÷ebym przyszedö. Do pani te÷ dzwoniöa?
– Nie. Sama przyszöam.
– Co teraz bëdzie?
Agneta Malmström wolno pokrëciöa göowî.
– Nie mam pojëcia. Zaczëöa stanowczo za du÷o piì. Nie
wiem, jak poradzi sobie Jens.
22
Znaleõli sië przy wyjðciu, gdzie czekaöa na nich Aneta
z Jensem.
Zabrzmiaöy dzwony. Wallander otworzyö drzwi. Raz jeszcze rzuciö okiem za siebie, na trumnë. Kilku më÷czyzn wynosiöo jî bocznym wyjðciem.
Nagle poczuö na twarzy böysk flesza. Przed koðcioöem
staö fotograf. Aneta Fredman usiöowaöa zakryì twarz. Fotograf schyliö sië i skierowaö aparat na chöopca. Wallander
chciaö go zasöoniì, ale fotograf byö szybszy. Zdî÷yö pstryknîì zdjëcie.
– Nie mo÷ecie zostawiì nas w spokoju? – krzyknëöa
Aneta.
Chöopiec od razu wybuchnîö pöaczem. Wallander zöapaö
fotografa za ramië i odciîgnîö na bok.
– Co pan wyprawia? – wrzasnîö.
– Odwal sië pan, nie pana interes – odgryzö sië fotograf.
Byö w wieku Wallandera i miaö nieðwie÷y oddech. – Fotografujë, co mi sië podoba – ciîgnîö. – Pogrzeb seryjnego mordercy Stefana Fredmana. Dobrze sië sprzeda. Szkoda tylko,
÷e nie zdî÷yöem wczeðniej tu przyjechaì.
Wallander ju÷ siëgaö po policyjnî legitymacjë, ale sië
rozmyðliö i jednym ruchem wyszarpnîö fotografowi aparat.
Tamten usiöowaö mu go odebraì, lecz Wallander okazaö sië
silniejszy. Otworzyö aparat i wyciîgnîö film.
– Sî jakieð granice – powiedziaö i zwróciö aparat wöaðcicielowi.
Fotograf wbiö w niego wzrok, potem wyjîö z kieszeni komórkë.
– Dzwonië po policjë – oðwiadczyö. – To napaðì.
– Dzwoé – rzuciö Wallander – proszë bardzo. Jestem
ðledczym w wydziale kryminalnym w Ystadzie. Komisarz
Kurt Wallander. Dzwoé do moich kolegów w Malmö i mów,
co chcesz.
Wallander rzuciö rolkë z filmem na ziemië i rozgniótö jî
czubkiem buta. W tej samej chwili dzwony umilköy.
23
Wallander byö spocony i zdenerwowany. Wciî÷ söyszaö
böagalny krzyk Anety Fredman. Fotograf utkwiö wzrok w rozdeptanej rolce z filmem. Mali chöopcy nadal grali w piökë.
Wczeðniej, w rozmowie telefonicznej, Aneta pytaöa, czy
Wallander wstîpi do niej na kawë. Nie byö w stanie odmówiì.
– Nie bëdzie zdjëì w gazetach – zapewniö.
– Dlaczego oni nie zostawiî nas w spokoju?
Wallander nie wiedziaö, co powiedzieì. Spojrzaö na Agnetë Malmström. Ale ona równie÷ milczaöa.
Mieszkanie na czwartym piëtrze w zaniedbanym czynszowym domu wyglîdaöo tak samo jak kiedyð. Agneta
Malmström przyszöa z nimi. W milczeniu czekali, a÷ kawa
bëdzie gotowa. Wallanderowi zdawaöo sië, ÷e söyszy brzëk
szköa w kuchni.
Chöopiec siedziaö na podöodze i bawiö sië po cichu samochodem. Wallander widziaö, ÷e Agneta Malmström jest
równie przybita jak on.
Trzymali w rëku fili÷anki z kawî. Oczy Anety Fredman
böyszczaöy. Agneta Malmström usiöowaöa sië dowiedzieì, jak
bezrobotna Aneta daje sobie radë finansowo. Aneta odpowiadaöa wymijajîco.
– Jakoð leci. Dajemy sobie radë. øyjemy z dnia na
dzieé.
Rozmowa sië urwaöa. Wallander spojrzaö na zegarek.
Dochodziöa pierwsza. Wstaö i podaö rëkë Anecie. I wtedy
ona wybuchnëöa pöaczem. Wallander nie wiedziaö, jak zareagowaì.
– Zostanë jeszcze chwilë – powiedziaöa Agneta
Malmström. – Niech pan ju÷ idzie.
– Postaram sië odezwaì – obiecaö na odchodnym. Pogöadziö niezrëcznie chöopca po göowie i wyszedö.
Przez chwilë siedziaö w samochodzie, nie zapuszczajîc
silnika. Myðlaö o fotografie przekonanym, ÷e dobrze sprzeda
zdjëcia z pogrzebu seryjnego mordercy.
24
Có÷, takie rzeczy sië zdarzajî, pomyðlaö. Ale to nie znaczy, ÷e potrafië je zrozumieì.
Jechaö do Ystadu przez jesienny krajobraz Skanii. Poranne prze÷ycia go przygnëbiöy.
Zerwaö sië wschodni wiatr. Nad wybrze÷em stopniowo
gromadziöy sië chmury.
3
Kiedy Wallander wszedö do pokoju, poczuö, ÷e boli go
göowa. Otwieraö kolejne szuflady biurka w poszukiwaniu
proszków przeciwbólowych. Korytarzem szedö, pogwizdujîc, Hansson. W koécu Wallander natrafiö na zmiëte opakowanie disprilu w dolnej szufladzie. Poszedö do kafeterii po
szklankë wody i fili÷ankë kawy. Kilku möodych policjantów,
od paru lat pracujîcych w komendzie, siedziaöo przy stoliku, göoðno rozmawiajîc. Wallander skinîö im göowî na powitanie. Söyszaö, jak wspominajî Wy÷szî Szkoöë Policyjnî.
Wróciö do pokoju i usiadö za biurkiem, utkwiwszy wzrok
w szklance, w której z wolna rozpuszczaöy sië tabletki.
Myðlaö o Anecie Fredman. Zastanawiaö sië, jak chöopiec,
który po cichu bawiö sië w mieszkaniu w Rosengård, poradzi sobie w przyszöoðci. Jakby ukryö sië tam przed ðwiatem.
Ze wspomnieniem nie÷yjîcego ojca i dwójki nie÷yjîcego
rodzeéstwa.
Wallander opró÷niö szklankë i odniósö wra÷enie, ÷e ból
göowy natychmiast ustëpuje. Przed nim na stole le÷aöa teczka, na której Martinsson przylepiö czerwonî karteczkë z napisem: „Pilne jak diabli”. Wallander wiedziaö, co zawiera.
Rozmawiali o tym wydarzeniu telefonicznie pod koniec
tygodnia. Doszöo do niego w ðrodë, tydzieé wczeðniej. Wallander byö wtedy w Hässleholm na konferencji Göównego
Zarzîdu Policji w sprawie nowych wytycznych w zakresie
25
kontroli i nadzoru gangów motocyklowych. Próbowaö sië
wykrëciì od tego wyjazdu, ale Liza Holgersson sië uparöa.
Jej zdaniem, powinien jechaì on, nikt inny. Jeden z gangów
zakupiö wöaðnie farmë w okolicach Ystadu i nale÷aöo byì
przygotowanym na ewentualne köopoty w przyszöoðci.
Wallander westchnîö i postanowiö powróciì do codziennoðci. Przejrzaö zawartoðì teczki i stwierdziö, ÷e Martinsson
przedstawiö jasny i zwiëzöy raport z wydarzeé. Odchyliö sië
do työu na krzeðle i myðlaö o tym, co przeczytaö.
Dwie dziewczyny, jedna dziewiëtnastoletnia, druga zaledwie czternastoletnia, zamówiöy taksówkë do restauracji we
wtorek, okoöo dziesiîtej wieczór. Miaöy jechaì do Rydsgård.
Jedna usiadöa obok kierowcy. Przy wyjeõdzie z Ystadu poprosiöa go, by sië zatrzymaö, bo chce sië przesiîðì do työu.
Taksówkarz przystanîö na skraju szosy. Wtedy dziewczyna
siedzîca z työu wyjëöa möotek i uderzyöa go w göowë. Jednoczeðnie ta z przodu pchnëöa go no÷em w pierð. Zabraöy
mu portfel i komórkë i ucieköy. Taksówkarz, mimo ÷e ranny,
zdoöaö przez radio zaalarmowaì policjë. Nazywaö sië Johan
Lundberg. Miaö ponad szeðìdziesiît lat. Przez caöe swoje
dorosöe ÷ycie byö taksówkarzem. Podaö doköadny rysopis
obu dziewczyn. Martinsson, który pierwszy przybyö na
miejsce, bez wiëkszego trudu ustaliö ich personalia, przeprowadzajîc rozmowy z goðìmi z restauracji. Obie zostaöy
zatrzymane we wöasnych domach. Dziewiëtnastolatka miaöa pozostaì w areszcie. Z uwagi na charakter przestëpstwa
postanowiono zatrzymaì równie÷ czternastolatkë. Johan
Lundberg byö przytomny w drodze do szpitala, ale póõniej
jego stan gwaötownie sië pogorszyö. Straciö przytomnoðì i lekarze nie byli pewni, czy jî odzyska. Z raportu Martinssona
wynikaöo, ÷e dziewczyny podaöy „potrzebë pieniëdzy” jako
powód napaðci.
Wallander sië skrzywiö. Nigdy dotîd z czymð podobnym
sië nie spotkaö. To znaczy, z równie brutalnî przemocî ze
strony möodych dziewczyn. Z notatek Martinssona wynika26
öo, ÷e möodsza chodzi do szkoöy i ma ðwietne stopnie. Starsza pracowaöa jako recepcjonistka w hotelu, a wczeðniej
jako opiekunka do dzieci w Londynie. Teraz miaöa zaczîì
studia jëzykowe na uniwersytecie. øadna nie byöa notowana na policji ani w rejestrze opieki spoöecznej.
Nie mogë tego zrozumieì, myðlaö zgnëbiony Wallander.
Tej caökowitej pogardy dla ludzkiego ÷ycia. Mogöy przecie÷
go zabiì – zresztî kto wie, czy sië nie oka÷e, ÷e to zrobiöy.
Je÷eli taksówkarz umrze w szpitalu. Dwie dziewczyny. Gdyby to byli chöopcy, pewnie öatwiej bym to zrozumiaö. Jako
bardziej naturalne.
Przerwaöo mu stukanie do drzwi. W progu stanëöa Ann-Britt Höglund. Jak zwykle blada i wymëczona. Zmieniöa sië
od czasu, kiedy zaczëöa pracë w Ystadzie. Byöa jednî z najlepszych absolwentek Wy÷szej Szkoöy Policyjnej i przybyöa
tu peöna energii i ambicji. Wciî÷ miaöa silnî motywacjë, ale
jednak sië zmieniöa. Bladoðì na twarzy odzwierciedlaöa jej
stan ducha.
– Przeszkadzam? – zapytaöa.
– Nie.
Usiadöa ostro÷nie na chwiejnym krzeðle dla interesantów. Wallander wskazaö otwartî teczkë.
– Co na to powiesz? – zagadnîö.
– To te dziewczyny z taksówki?
– Tak.
– Rozmawiaöam ze starszî, Soniî Hökberg. Mówi jasno,
udziela szczegóöowych i precyzyjnych odpowiedzi. Drugî,
möodszî, zajmuje sië od wczoraj opieka spoöeczna.
– Potrafisz to zrozumieì?
Ann-Britt Höglund odpowiedziaöa po chwili milczenia:
– Tak i nie. Wiadomo, ÷e przemocy dopuszczajî sië coraz möodsi.
– Nie przypominam sobie przypadku, ÷eby dwie nastolatki napadöy na kogoð z möotkiem i no÷em. Czy byöy
pijane?
27
– Nie. Ale nie wiem, czy powinniðmy sië dziwiì. Raczej
powinniðmy sië byli spodziewaì, ÷e prëdzej czy póõniej coð
takiego nastîpi.
Wallander pochyliö sië do przodu.
– Wytöumacz mi, co masz na myðli.
– Nie wiem, czy potrafië.
– Spróbuj.
– Kobiety przestaöy byì potrzebne na rynku pracy. Ten
okres ju÷ minîö.
– I to töumaczy, dlaczego dziewczyny uzbrojone w möotek i nó÷ atakujî taksówkarza?
– Musi sië za tym kryì jeszcze coð. Ani ty, ani ja nie uwa÷amy, ÷e czöowiek rodzi sië zöy.
Wallander pokiwaö göowî.
– Staram sië w to wierzyì – odparö. – Chocia÷ czasami
nie jest to öatwe.
– Wystarczy wziîì do rëki któreð z pism dla dziewczît
w tym wieku. Piszî tylko o tym, jak byì piëknî, o niczym
innym. Jak zdobyì chöopaka, a potem znaleõì sens ÷ycia,
dzielîc jego zainteresowania.
– Czy kiedyð byöo inaczej?
– Tak. Popatrz na swojî córkë. Czy ona nie ma wöasnego
pomysöu na ÷ycie?
Wallander wiedziaö, ÷e Ann-Britt ma racjë. Ale nie dawaö
za wygranî.
– W dalszym ciîgu nie rozumiem, dlaczego zaatakowaöy
Lundberga.
– A powinieneð. Do dziewczît stopniowo zaczyna docieraì, jak jest naprawdë. Nie tylko nikt ich nie chce, ale wöaðciwie w ogóle nie sî nikomu potrzebne. I wtedy reagujî tak
samo jak chöopcy. Miëdzy innymi przemocî.
Wallander milczaö. Teraz dotaröo do niego, co miaöa na
myðli Ann-Britt Höglund.
– Nie umiem chyba tego lepiej wytöumaczyì – zakoéczyöa. – Nie chcesz sam z niî porozmawiaì?
28
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-prasa & e-książki.

Podobne dokumenty