NUMER SPECJALNY
Transkrypt
NUMER SPECJALNY
1 PISMO OKOLICZNOŚCIOWE Twój portal. Największy zbiór zdjęć i tekstów na temat Kociewia. GAZETY OKOLICZNOŚCIOWE Piątek 15 maja 2009 rok. EGZEMPLARZ BEZPŁATNY SKÓRCZ 75 ROCZNICA NADANIA PRAW MIEJSKICH NUMER SPECJALNY 2 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Program obchodów jubileuszowych 15 maja 2009 r. (piątek) 15.00 - uroczysta Msza św. w kościele pod wezwaniem Wszystkich Świętych 16.00 - spotkanie Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego z mieszkańcami na Rynku Maślanym (przy fontannie) 16.30 - przejście zaproszonych gości na uroczystą sesję na salę sportową przy Miejskim Ośrodku Kultury 17.00 - uroczysta sesja Rady Miejskiej z okazji 75-lecia nadania praw miejskich (sala sportowa przy ul. 27 Stycznia 4) Program artystyczny w wykonaniu: - „Scenki regionalne” - dzieci z Miejskiego Przedszkola, - „Historia miasta w pantomimie” - młodzież Zespołu Szkół Publicznych, - „Jak sie richtowelim na majowe fejrowanie” młodzież z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych. Występ zespołu „Kuźnia Bracka”. Wystawa prac plastycznych dzieci szkolnych pt. „Skórcz moje miasto” 16 maja 2009 r. (sobota) 15.00 – otwarcie festynu w Parku Miejskim W programie między innymi: - koncerty zespołów muzycznych, - magia dla dzieci, - prezentacja koła łowieckiego oraz koła wędkarskiego, 16.00 – „Bieg Jubileuszowy” ulicami miasta, 22.00 – występ gwiazdy wieczoru – zespół „Bolter” UWAGA. 15 maja w Skórczu ma przebywać Prezydent RP Lech Kaczyński. Ma się on spotkać z mieszkańcami po Mszy świętej. Głównym organizatorem Trudno uwierzyć, ale to miejsce znajduje się w centrum Skórcza - tzw. skórzecka Wenecja, stawy przy Szorycy. Rzut oka na jedno z podwórek. Oko przyciągnęła ciekawa weranda. Przyjemnie popatrzeć na taki porządek. Z obiektywem Skórcz jest niewielkim miastem położonym w południowej części województwa pomorskiego i południowo – wschodniej części powiatu starogardzkiego. Zarazem jednak leży na północnym skraju Borów Tucholskich, na obszarze Kociewia. Od strony południowej graniczy z gminą Osiek, na pozostałym obszarze z gminą wiejską Skórcz. Przez wschodnią część miasta przepływa strumyk Szoryca, wpadający do rzeki Węgiermucy, prawobrzeżnego dopływu Wierzycy. Miasto o powierzchni 3,6 km kwadratowego zamieszkuje 3590 mieszkańców, a średnia gęstość zaludnienia wynosi prawie 1000 osób na kilometr kwadratowy. Znaleziska archeologiczne wskazują, że Skórcz i okolice były zamieszkane już około 2000 lata przed naszą erą, czyli ponad 4009 lat temu. Na terenie miasta odkryto też ślady osady otwartej wielokulturowej z epoki wczesnego żelaza (650 – 550 lat p.n.e.) oraz liczne groby skrzynkowe z lat 500 – 125 p.n.e., co wskazuje na to, że miasto należy do najstarszych osad Pomorza Gdańskiego. Najważniejszym wydarzeniem w historii międzywojennego Skórcza było nadanie mu 15 maja 1934 roku praw miejskich. Znaczne zasługi dla tego ośrodka położył ówczesny wójt, a potem burmistrz – Jan Grzonkowski (1886-1943). Od 2004 roku jest on patronem Publicznego Gimnazjum w Skórczu. Życie w Skórczu koncentruje się zasadniczo w dwóch obszarach: w centrum miasta, gdzie znajdują się budynki użyteczności publicznej (Zespół Szkół Publicznych, Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych, Miejski Ośrodek Kultury, Miejskie Przedszkole, Urząd Miasta, poczta i ośrodek zdrowia), kościół, park miejski i zdecydowana większość placówek handlowo – usługowych oraz na oddalonym od centrum Osiedlu Leśnym. Bezpośrednie sąsiedztwo miasta z Borami Tucholskimi sprawia, że od lat Skórcz jest doskonałym punktem wypadowym dla turystów. Stanowi też wspaniałe miejsce do zamieszkania, wypoczynku i turystyki przez cały rok. Naturalne walory krajobrazowe i przyrodnicze stwarzają korzystne warunki do szkoleń, wypoczynku i rekreacji, szczególnie dla mieszkańców dużych aglomeracji. Na terenie miasta znajdują się trzy placówki oświatowe – Zespół Szkół Publicznych, Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych oraz Miejskie Przedszkole Podstawową funkcję w zakresie działalności kulturalnej pełnią Miejski Ośrodek Kultury oraz Powiatowa i Miejska obchodów 75-lecia przyznania praw miejskich Skórczowi jest Rada Miasta V Kadencji w składzie: Andrzej Laskowski - przewodniczący Krzysztof Czapiewski - wiceprzewodniczący Marian Firyn - wiceprzewodniczący Członkowie: Edmund Brzeziński, Adam Gawrzyał, Robert Gliniecki, Barbara Graban, Ewa Klak, Roman Lange, Mirosław Ossowski, Gerard Reimus, Piotr Szachta, Anna Warczak, Janusz Wódkowski, Arkadiusz Zając. Biblioteka Publiczna. Ten pierwszy realizuje swoje działania poprzez organizację imprez kulturalnych (festynów, festiwali, przeglądów twórczości itp.) oraz działalność kół zainteresowań: plastycznego, teatralnego, tanecznego, muzycznego, wokalno – muzycznego, najszerzej realizowana jest edukacja muzyczna. Powiatowa i Miejska Biblioteka jest skomputeryzowana. Oprócz tradycyjnych form udostępniania księgozbioru, prowadzi także wypożyczalnię książki mówionej. Biblioteka jest również organizatorem życia kulturalnego w mieście. Działalność sportowo – rekreacyjna w Skórczu jest niezwykle ożywiona i efektywna. Kluby sportowe są organizatorami wielu masowych lekkoatletycznych imprez, także o zasięgu ogólnopolskim. Rozwojowi talentów sportowych sprzyja stosunkowo dobra baza sportowa i bardzo zaangażowana kadra trenerska. Organizowane imprezy i wspaniałe osiągnięcia sportowe zawodników są świetną promocją miasta. Od niedawna opiekę zdrowotną mieszkańcom Skórcza zapewnia Przychodnia Lekarska w Starogardzie Gdańskim filia Skórcz, ponadto są: Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej „Puls”, Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej Przychodnia Stomatologiczna „Stomadent” oraz prywatne gabinety lekarskie. Zadania z zakresu pomocy społecznej realizuje Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, działają też Warsztaty Terapii Zajęciowej Caritas. Partnerami Ośrodka w pracy na rzecz rodziny i osób potrzebujących wsparcia są: Koło Miejskie Emerytów, Rencistów i Inwalidów, Parafialny Zespół Caritas, Grupa AA „Adventus”, świetlica środowiskowa „Kolorowa Tęcza”. Nad bezpieczeństwem mieszkańców czuwa natomiast komenda policji w Starogardzie Gdańskim i posterunek policji w Skórczu oraz Terenowa Jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej w Skórczu, włączona do Krajowego Systemu Ratowniczo – Gaśniczego. Przez miasto Na bogato ornamentowanych fasadach niektórych kamienic zachowały się, niczym metryczki, daty ich powstania. Większość tych dat dotyczy okresu początku XX wieku. przebiegają cztery drogi wojewódzkie: droga nr 214 (Łeba – Kościerzyna – Warlubie), droga nr 3 PISMO OKOLICZNOŚCIOWE Pięknie odnowiony bar „Kącik” . Tak wyglądają skórzeckie obiekty na pocztówkach z początku XX wieku. Brukowana, pełna uroku uliczka przy Rynku. Dobrze, że nie zalano jej asfaltem. po miasteczku 222 (Gdańsk – Starogard Gdański – Skórcz), droga nr 231 (Skórcz – Kolonia Ostrowicka) oraz droga nr 234 (Skórcz – Morzeszczyn – Gniew). Najbardziej uciążliwym dla miasta jest przebieg przez jego centrum drogi wojewódzkiej 222, wykorzystywanej do tranzytu transportów pozagabarytowych. Oddanie do użytku części autostrady A-1, północ południe Gdańsk – Nowe Marzy (Grudziądz), która przebiega w odległości 10 km od miasta, powinno docelowo doprowadzić do wyeliminowania tego tranzytu. Skórcz leży w granicach regionu, w którym podstawową gałęzią gospodarki nadal jest rolnictwo. W związku z tym najważniejszą funkcją miasta są usługi na rzecz ludności i rolnictwa z terenu miasta oraz gmin sąsiednich: Skórcz, Osiek i częściowo Smętowo. Funkcję uzupełniającą pełni przemysł, który rozwija się w branżach: przetwórstwo rolno – spożywcze, lokalny przemysł drzewny, meblowy i metalowy. Największymi zakładami przemysłowymi w Skórczu są: Iglotex spółka z o.o. (produkcja spożywcza, mrożonki), Fabryka Mebli Kuchennyc Fast, Zakład Przemysłu Drzewnego – Gdański Przemysł Drzewny, Przedsiębiorstwo Wielobranżowe Szarafin (złącza energetyczne, przewoźne stacje transformatorowe, szafy sterownicze i pomiarowe). Dobrze rozwinięta jest sfera handlu i usług. Są liczne sklepy spożywcze i przemysłowe, kwiaciarnie, księgarnia, składy opałowe, stacja paliw, stacja kontroli pojazdów, dwie apteki. Raz w tygodniu czynne jest słynne targowisko. Usługi gastronomiczne zapewniają trzy bary, cukiernia i restauracjo – kawiarnia. Przedsiębiorcy świadczą między innymi usługi dekarsko – blacharskie, drukarskie, fotograficzne, elektryczne, wodno – kanalizacyjne, kominiarskie, krawieckie, prawnicze, transportowe, murarskie, malarskie, fryzjerskie, kosmetyczne czy zegarmistrzowskie. W mieście swoją siedzibę ma sporej wielkości Bank Spółdzielczy. Istniejące placówki handlowe i usługowe zaspokajają potrzeby mieszkańców miasta i okolicznych gmin. Są jednak dziedziny działalności gospodarczej, których brak jest w Skórczu. Najsłabiej rozwinięta jest sfera usług niezbędnych dla turystów (usługi hotelarskie czy gastronomiczne), brak jest punku odnowy biologicznej, wypożyczalni sprzętu sportowego, naprawy i konserwacji pojazdów jednośladowych i wózków inwalidzkich. Skórcz jest otoczony wysokimi wzgórzami. Z każdego, jak się robi zdjęcie, widać masywną bryłę gotyckiego kościoła Wszystkich Świętych. Mieszkańcy zgłaszają też potrzebę rozszerzenia usług krawieckich, szklarskich, hydraulicznych i szewskich. Młodzieży najbardziej brakuje rozrywki i miejsc spotkań (przytulnych kawiarenek). Skórcz zamieszkuje obecnie 3590 mieszkańców. Liczba ludności wskazuje od lat tylko niewielkie wahania, obecnie ma tendencję wzrostową. Mieszańcy są jeszcze mało zintegrowani, ale są też wśród nich grupy ludzi aktywnie zaangażowanych na rzecz lokalnego środowiska. Często są oni skupieni w różnych stowarzyszeniach, organizacjach lub klubach. Na terenie Skórcza działają następujące stowarzyszenia, organizacje i kluby: Towarzystwo Przyjaciół Skórcz i Ziemi Kociewskiej, Ludowy Klub Sportowy „Pomorzanka”, Lekkoatletyczny Ludowy Klub Sportowy „Ziemi Kociewskiej”, Skórzecki Klub Sportowy, Terenowa Jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej, Stowarzyszenie „Słoneczko” wspierające osoby niepełnosprawne, 8 Drużyna Harcerska „Leśne Duchy”, Polski Komitet Pomocy Społecznej, Koło Miejskie Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów, Koło Związku Plebania. Typowy dla miasteczka ganek, płożące się żywotniki, na szczęście nieodgrodzone od chodnika jakimś betonowym murkiem. Jedno z kilku miejsc, gdzie wypływa woda artezyjska. Z tej wody i z produkowanej z niej oranżady miasteczko słynęło przez długie lata. Oranżada mogłaby swobodnie konkurować z Pepsi Colą. Kombatantów R ze c z y p o s p o l i te j Polskiej i Byłych W i ę ź n i ó w Politycznych, Koło Polskiego Związku Wędkarskiego, Koło Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych, Parafialny Zespół Caritas, Akcja Katolicka, Grupa AA „Adventus” oraz Klub Honorowych Dawców Krwi przy Parafii Wszystkich Świętych. Szkoda, że niszczeją bardzo ciekawe budynki PKP - świadectwo istotnej roli, jaką pełniło miasteczko w okresie transportu kolejowego. Uroczy detal na narożniku zbudowanych w 1899 roku młynów. Obecnie obiekt jest w przebudowie, ale jego właściciel zapewne ten detal zrekonstruuje, bo kocha starą architekturę. Z aparatem wędrował po miasteczku Tadeusz Majewski. Po zejściu z wysoko położonej szkoły można wejść w wąskie i urokliwe przejście do centrum. Niektórzy absolwenci nazywają to przejście „drogą do wolności”. Na tej dróżce zapozowali nam poseł Jan Kulas i były sekretarz UM Roman Kowalski. 4 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Poziom życia idzie do góry Z burmistrzem Skórcza Ryszardem Dąbkiem rozmawia Jacek Legawski Już sporo ponad dwa lata jest Pan burmistrzem. Warto nim być? W dodatku Pana kadencja przypada w ważnym dla miasta okresie. No i jaki jest dzisiaj ten Skórcz? Ryszard Dąbek: - Patrząc obiektywnie, Skórcz się systematycznie rozwija, głównie dzięki naszym mieszkańcom. Podnosi się jakość ich życia. Poziom życia wręcz pnie się do góry.To widać gołym okiem i na co dzień. Naszym mieszkańcom wiedzie się coraz lepiej, a ubiegły rok był dla nich naprawdę dobry. Dla miasta także. Samorząd zrealizował wszystkie zamierzenia. Niestety, również w Skórczu kryzys powoli jest zauważalny. Oby przebiegał jak najdelikatniej. Nie wiem, czy warto być burmistrzem, ale przy wszystkich problemach i zastrzeżeniach ta praca przynosi satysfakcję, chociaż chciałoby się zrobić znacznie więcej, lecz możliwości są ograniczone. Skórcz jest urokliwym miasteczkiem, leżącym na skraju Borów Tucholskich. Mamy w okolicach lasy, jeziora, szczególnie w okresie letnim jest to spory atut, ale chcielibyśmy, aby w Skórczu cały rok żyło się dobrze. Stąd tak zależy nam na poprawie tak zwanej sfery komunalnej. Oczywiście największym problemem jest - chyba jak wszędzie - stan dróg. Co z tego, że mamy pięknie położone Osiedle Leśne, skoro nie ma tam żadnej drogi z prawdziwego zdarzenia, a osiedle będzie obchodziło już 25-lecie? Najgorzej jest tam zimą i w czasie roztopów, każdy opad jest problemem dla mieszkańców. Miasteczko ma 75 lat, osiedle ledwie trzy razy mniej. Chyba najwyższy czas coś dla niego zrobić. Ono jest nie tylko pięknie położone, to już jest piękne miejsce z kiepskimi drogami, a ważne dla Skórcza… - Mamy, niestety, ograniczone możliwości finansowe. Może w 2010 roku uda się rozpocząć bu- dowę ulicy Zielonej, czyli głównej drogi dojazdowej do osiedla, przy czym własnymi siłami jesteśmy w stanie realizować jedną ulicę. Więcej uda się zrobić wspólnymi siłami z mieszkańcami, chcielibyśmy ich włączyć. Taką szansę stwarza Narodowy Program Przebudowy Dróg Lokalnych, czyli tak zwane schetynówki. Już korzystamy z tego programu i chcemy korzystać przez wszystkie trzy lata. Teraz realizujemy za prawie 700 tys. złotych ul. Wojska Polskiego, na co otrzymaliśmy 50-procentową dotację. Przygotujemy dokumentację na kolejne inwestycje drogowe. Ostatnio dosyć gorącym tematem w Skórczu było funkcjonowanie ośrodka zdrowia. Ostatecznie zdecydowaliście się na jego przekazanie SPOZ Przychodni Lekarskiej w Starogardzie Gd. Czy to jest dobra decyzja? Taka prywatyzacja… - Nic nie sprzedaliśmy, majątek przychodni nadal należy do samorządu, został tylko wydzierżawiony na mocy porozumienia, które jest chyba korzystne dla obu stron, Zaskakująco młode miasto Skórcz ma obecnie 3590 mieszkańców - tyle osób jest zameldowanych w miasteczku na pobyt stały. Niestety, rzeczywista liczba mieszkańców na co dzień zapewne jest nieco niższa. Sporo osób wyjechało w świat do pracy. Mieszkają i żyją w takiej Anglii, ale w Skórczu są zameldowani. Kiedyś wrócą, większość wróci, oby ze sporymi pieniędzmi. Wszyscy zameldowani w Skórczu mają razem 127 270 lat (!), czyli statystyczny mieszkaniec miasta ma 35 lat i pół roku. Skórcz jest więc młodym miastem. To cieszy, choć należy pamiętać, że wyjechali właśnie przede wszystkim młodzi. Co interesujące, w miasteczku nie mieszka ani jedna osoba, która obchodziła 100. urodziny. Najstarsi mieszkańcy, a jest ich dwóch, mają „ledwie” po 92 lata. Kolejnych dwóch ma o rok mniej. W ostatnich latach liczba mieszkańców specjalnie nie rosła, gdyż rodziło się znacznie a przede wszystkim dla mieszkańców Skórcza. Od pewnego czasu w naszej przychodni mieliśmy problemy kadrowe, chociaż muszę uczciwie przyznać, że przychodnia funkcjonowała dobrze, z budżetu nie trzeba było do niej dokładać, ale nie miał czasami kto leczyć. Kierownik przeszedł na emeryturę, pozostało tylko małżeństwo lekarskie, co idealnym rozwiązaniem przecież nie jest. Małżeństwo chociażby chce razem spędzić urlop… Tymczasem w takiej sytuacji duża przychodnia ze Starogardu Gd. może skierować do nas lekarzy nawet na zastępstwo. Wydaje się, że decyzja o zmianach w naszej służbie zdrowia była słuszna i już widać korzyści. tego problemu nie rozwiążemy. Szkoła ma jakąś formę zastępczą, salkę położoną 200 metrów od siebie, ale to zdecydowanie za mało. Tymczasem Skórcz naprawdę sportem stał, stoi i będzie stał, gdyż są następcy uznanych szkoleniowców. Musimy wybudować salę gimnastyczna i to z prawdziwego zdarzenia. Jest mały problem z gruntem niezbędnym do budowy. Chcemy w tym roku uchwalić plan zagospodarowania przestrzennego na ten obszar, gdzie stoi szkoła, i zarezerwować grunt pod salę gimnastyczną i boiska. Dzisiaj nauczyciele i uczniowie chodzą na lekcje wychowania fizycznego do parku. Nie jest to złe, ale nie powinno być to wymuszone brakiem bazy przy szkole. wody, na co zapewne będzie trzeba przeznaczyć osiem mln złotych. Jeszcze na czymś Panu wyjątkowo zależy? To może chociażby Pan jakiś basen, jak nie park wodny, zbudował? - Może na razie zostawmy wątek inwestycyjny… Zależy mi na uaktywnieniu społeczeństwa lokalnego. Chcemy mocniej wspierać działalność wszelkich organizacji pozasamorządowych. Na wsiach pięknie odradzają się koła gospodyń wiejskich. Dlaczego w Skórczu nie miałoby chociażby powstać takie koło miejskie? To tylko drobny przykład. Nie chcę, by mieszkańcy zamykali się w swoich czterech ścianach. Zależy mi na tym, by byli bardziej aktywni, a my będziemy ich w tym wspierać. Zbyt często tylko narzekamy, a za mało w nas aktywności, radości… To trochę tej „radości”. Mamy cudowną moc i na 75-lecie Skórcza dajemy dla miasta 75 mln złotych. Na co Pan by je przeznaczył i po ile? - Niestety, w tej kadencji - Jedną trzecią, czyli 25 mln złotych, na poprawę stanu dróg. Kolejne siedem mln złotych na dokończenie budowy kanalizacji, tyle samo na ową salę gimnastyczną. Skórczowi potrzebne jest przedszkole dla 150 dzieci, którego budowa kosztowałaby minimum 10 mln złotych. Na zagospodarowanie parku miejskiego należałoby przeznaczyć pięć mln złotych. Koniecznie musimy też zmodernizować stację uzdatniania mnie dzieci. Podamy tylko kilka przykład spadku liczby urodzeń. 10 lat ma ledwie 33 mieszkańców miasteczka. Tylu ich się ledwie urodziło pod koniec ubiegłego wieku. Tymczasem 49 lat ma lub w tym roku będzie miało aż 69 mieszkańców Skórcza, czyli ponad dwa razy mniej. Najgorsze Skórcz ma chyba już za sobą. Jeszcze na początku tego wieku rodziło się ledwie ponad 40 dzieci rocznie, Od trzech lat, gdy wprowadzono tak zwane becikowe, widać tendencję wzrostową. W ubiegłym roku urodziło się już 53 nowych mieszkańców miasteczka. W tym, dotąd, tylko trzynastu, ale i 2009 rok zapowiada się nie najgorzej. Statystyczny mieszkaniec Skórcza ma więc 35 lat i pól roku. A jak ma na imię? Oj, bardzo różnie. W mieście nie dominują panie o konkretnym imieniu czy Andrzejowie. Najwięcej pań, bo 83, ma na imię Anna. Barbar jest ledwie 50, a Marii – 56. Popularne imiona to także: Elżbieta (51), Katarzyna (48), Krystyna (38) czy Teresa (40). 41 mieszkanek Skórcza ma na imię Joanna, 40 – Ewa, 25 – Aleksandra, 24 – Klaudia, 21 – Beata, 21 – Judyta, 17 – Patrycja, 15 – Sylwia. Są też trzy Józefy. Tylko się cieszyć, chociaż problemów do rozwiązania jest wiele. Był Pan przecież nauczycielem wychowania fizycznego i jeden problem na pewno jest Panu wyjątkowo dobrze znany. Skórzecka szkoła nie ma sali gimnastycznej z prawdziwego zdarzenia. Niewiele już Panu zostało, a tu w tych marzeniach nie ma żadnego fajerwerku w stylu domu do góry nogami czy jakiejś piramidy na rynku… - Gdyż typowych potrzeb jest bardzo dużo. Resztę przeznaczyłbym na remonty budynków mieszkalnych komunalnych oraz na budowę mieszkań socjalnych, gdyż tutaj potrzeby są naprawdę ogromne. Rodzin biedniejszych nie stać na kupno mieszkania czy budowę domu, my wolnych mieszkań nie mamy, a stan techniczny tych, które mamy, pozostawia wiele do życzenia. -… Mamy wokół jeziora i pilniejsze potrzeby, przynajmniej w najbliższych latach. Warto więc być tym burmistrzem Skórcza, ta praca przynosi satysfakcję? - Na pewno satysfakcję osobistą, choć często martwi to poczucie niemożności, widząc skalę potrzeb i problemów. Bywa to przygnębiające, bo chciałoby się zrobić znacznie więcej, chciałoby się wszystkim pomóc. Ryszard Dąbek Od urodzenia mieszka w Skórczu. Przez wiele lat był nauczycielem wychowania fizycznego, pracę w skórzeckiej szkole rozpoczął w 1978 roku. Przez 12 lat (1991-2003) był dyrektorem Zespołu Szkół Publicznych Skórczu. Przez kolejne trzy lata kierował pracą szkoły w Bobowie, a od 5 grudnia 2006 roku pełni funkcję burmistrza Skórcza. Chłopcom rodzice najczęściej nadawali imiona Jani Krzysztof. Obecnie po 75 mieszkańców Skórcza ma takie imiona. Jest także 68 Piotrów i 56 Andrzejów. Inne popularne imiona: Michał (49), Grzegorz (41), Paweł (36), Roman (34), Kazimierz (33), Maciej (30), Jakub (30), Mariusz (29), Stanisław (25), Ryszard (21), Józef (22), Janusz (19), Jacek (16), Eugeniusz (15), Filip (10). Tylko siedmiu mieszkańców Skórcza ma na imię Ireneusz, także tylko siedem pań nosi imię Franciszka. (JL) 5 PISMO OKOLICZNOŚCIOWE Alojzy Kosecki jest ledwie o rok młodszy od miasta Skórcz. Żartem mówi, że czuje się jednak wyjątkowo młody, „bo co to jest 75 lat w historii miejscowości?”. A on jest ze Skórczem związany praktycznie całe życie. Przez osiem lat (1994-2002) był zresztą burmistrzem miasta. Najdłużej w dziejach Skórcza, gdyby brać pod uwagę wyłącznie stanowisko burmistrza. Skórcz to sami swoi Razem z synem, Rafałem, wydał Pan w 2005 roku „Dzieje Skórcza”. Jest to pierwsze tak kompletne ujęcie historii miasta. Jaki był Skórcz tuż przed nadaniem praw miejskich? Alojzy Kosecki: - Po prostu wsią, ale w centrum było sporo budynków piętrowych, o charakterze kamienic, czyli rzeczywiście był zalążek miasta. Jeszcze jednak w samym centrum miejscowości działali typowi rolnicy i gospodarze. Co zadecydowało o przyznaniu Skórczowi praw miejskich? - Odpowiednia liczba mieszkańców. W tamtym czasie Skórcz liczył 3317 mieszkańców, a prawa miejskie nadawano miejscowościom powyżej 3000. Czyli jest identycznie jak dzisiaj. A dlaczego przyjęto, że akurat 15 maja przypada 75 rocznica nadania praw miejskich? - Dokładnie tego dnia w 1934 roku w Dzienniku Urzędowym RP ukazało się rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych RP Bronisława Pierackiego nadające mojej miejscowości prawa miejskie. Ja urodziłem się w niespełna rok później, w marcu 1935 roku. Czy Urząd Miasta jest od początku w tym samym budyneczku? To chyba najmniejszy urząd miasta w całym województwie pomorskim. Nie może to zresztą dziwić, gdyż tylko Czarna Woda jest mniejszym miastem. - Do tego budynku przeprowadzono się dopiero po wojnie, wcześniej mieszkał w nim lekarz. Najpierw urząd mieścił się w tak zwanej małej szkole. A budynek wcale nie musi być wielki, gdyż w skórzeckim magistracie pracuje 13 urzędników plus trzech w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, który też ma tam swoją siedzibę. Czy na przestrzeni wieków Skórcz się mocno zmieniał? - Jądro Skórcza jest od wieków podobne. Widać to na planie miejscowości z 1799 roku. Z lotu ptaka miasteczko tworzy do dzisiaj taką charakterystyczną ósemkę. Dopiero ostatnio poważnie rozrasta się = także na boki, powstaje Osiedle Młodych, budowane są domy przy ulicy Kociewskiej, co zmienia nieco historyczny układ Skórcza. Niesamowite, że przez tyle lat tak minimalnie zwiększyła się liczba mieszkańców. W 1934 roku Skórcz liczył 3300 mieszkańców, dzisiaj ledwie o 200 więcej, a przecież po wojnie miasta się dynamicznie rozwijały. Taki Starogard Gdański rozrósł się czterokrotnie. - Skórcz tak dynamicznie się nie rozwijał, gdyż miał mniejsze możliwości. Ale jeszcze przed wojną był znacznie większy obszarowo. Należały też do niego przysiółki, jak Kranek, Wielbrandowo Warto zobaczyć W Muzeum Ziemi Kociewskiej o Skórczu Ciekawa wystawa archeologiczna w Muzeum Ziemi Kociewskiej w StarogardzieEksponaty dotyczące Skórcza i okolic w oryginalnym opracowaniu. /Temat do kawy z Gazety Gdańskiej/ ...W roku 1874 na Ziemię Chełmińską do Mgowa pod Wąbrzeźnem przybył Gotfryd Ossowski. Człowiek wielu zainteresowań. Geolog, rysownik, kartograf i archeolog. Zawsze starannie ubrany, blondyn, średniego wzrostu, bardzo energiczny, ambitny, ale też trochę próżny, lubiący wszelkie uciechy. Jemu właśnie przypisuje się słowa: „Dobry archeolog powinien wielbić dobre wino, dobre cygaro i piękną kobietę”. Co powinno hrabiego obowiązywać, nie tylko w przypadku archeologów, do dzisiaj. Ossowski przyjechał do Mgowa na zaproszenie i koszt Działowskiego i innych ziemian polskich po to, aby podjąć badania archeologiczne na Powiślu i Pomorzu w latach 1875-1878. Prowadził badania terenowe i opracowywał zbiory archeologiczne. Dokonał sporo. Opublikował, głównie za pieniądze Działowskiego, ale też Sierakowskiego, wyniki swoich badań. Popularyzował swoje osiągnięcia na wystawach w Paryżu i Berlinie. Warto przypomnieć opublikowane przez Gotfryda Ossowskiego opracowanie w języku francuskim i polskim „Prusy Królewskie. Zabytki przedhistoryczne Ziem Polskich, Seryja 1., z. 1-4, czy Ryzowie. One są w gminie wiejskiej dopiero od 1968 roku. Przed II wojną światową powierzchnia Skórcz liczyła aż 1446 hektarów, obecnie ledwie 367, czyli miasto jest pięciokrotnie mniejsze, stąd taki minimalny wzrost liczby mieszkańców. Co niesamowite, te 1446 hektarów Skórcz miał od 1339 roku, kiedy Krzyżacy nadali miejscowości prawa chełmińskie. Dlaczego te przysiółki przeszły do gminy wiejskiej? - Gdyż chcieli tego ich mieszkańcy, przede wszystkim rolnicy. Nie mogli oni pojąć tego, że robią to samo, co ich koledzy w gminie wiejskiej, a muszą płacić w mieście wyższe podatki. Rolnicy z miasta płacili więcej niż rolnicy z sąsiedniego Bukowca. Ponadto zadecydował rządowy projekt elektryfikacji wsi. Miasto nie miało szans dostać dotacji na 20 gospodarstw w Kranku, gmina wiejska – tak. Dzięki przejściu do gminy wiejskiej rolnicy z Kranka czy Wielbrandowa szybciej otrzymali prąd i płacili niższe podatki! Ale czy to jest w ogóle sensowne rozwiązanie, by wokół miasta była też gmina wiejska? Nie lepiej zmieniać głupie przepisy podatkowe niż dzielić? - Miasto i gmina prawie zawsze były osobno, dopiero od 1973 roku – po zmianach administracyjnych w Polsce – powstała wspólna Rada Miasta i Gminy, powstał Kraków (1879-1888), a także ciekawą „Mapę historyczną Prus Zachodnich z przyległymi częściami W.(ielkiego) Ks.(ięstwa) Poznańskiego według badań w latach 1875-1878 dokonanych przez Gotfryda Ossowskiego wydana staraniem i nakładem Zygmunta Działowskiego. Prezesa wydziału archeologicznego i historycznego Towarzystwa naukowego w Toruniu. Poświęcona Towarzystwu naukowemu w Toruniu. Paryż. 1880”. Część niemała jego prac dotyczy okolic Opalenia i Skórcza. Warto przypomnieć tę barwna postać, bo bez wątpienia jest on pionierem polskich badań archeologicznych na Pomorzu od okolic Kwidzyna przez Kociewie aż po Puck. Może uda się „Prusy Królewskie” z mapą wydać metodą reprintu dla studentów, historyków i pasjonatów „starożytności”. Od czerwca do września w Muzeum im. ks. dr Władysława Łęgi w Grudziądzu trwała wystawa „Gotfryd Ossowski. U źródeł nowoczesnej archeologii”. W ostatniej chwili udało mi się ją obejrzeć. Może część tej wystawy, przygotowanej wcześniej przez wspólny Urząd Miasta i Gminy, lecz taki układ przetrwał tylko do 1991 roku. Nie wiem, czy to dobre rozwiązanie, ale innego nie ma. kańców. Kontynuowałbym budowę kanalizacji sanitarnej. Przydałoby się nowe przedszkole i sala gimnastyczna dla szkoły. Dotychczasowi burmistrzowie Skórcza zaskakująco krótko rządzili, nawet miesiąc. Pan – co niesamowite – najdłużej, ale też ledwie osiem lat. - Tak się jakoś złożyło, ale nie ma w tym nic nadzwyczajnego, chociaż dopiero pan zwrócił na to uwagę…. Pana rodzina pochodzi ze Skórcza, Pan jest z miastem związany praktycznie od urodzenia. W takim Gdańsku, nawet w Starogardzie Gdańskim, większość ludzi pochodzi z zewnątrz, często z bardzo daleka. Jak pod tym względem jest w Skórczu? - Tu naprawdę mieszkają sami swoi. Rodziny od pokoleń oraz ci ludzie, którzy tu się sprowadzili, ale z bliskiej okolicy. Niewielu jest mieszkańców - przybyszów. Znacznie więcej osób ze Skórcza wyjechało, niż tu się osiedliło. Jest Pan na spokojnej emeryturze… Ale gdyby Pan mógł ponownie zostać burmistrzem i miał odpowiednie środki finansowe, to na co Pan by je przeznaczył? - Drogi i chodniki na osiedlach, tych nowych – ich brak jest największym problemem mieszMuzeum Okręgowe w Toruniu, uda się pokazać w Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim. Andrzej Grzyb PS. Tak pisałem w felietonie do „Gazety Gdańskiej” jesienią ubiegłego roku. W poprzednim tygodniu otwarto wystawę prezentującą archeologiczne odkrycia Ossowskiego. Warto obejrzeć eksponaty dotyczące Skórcza i okolic w oryginalnym opracowaniu. Zadumać się nad przedmiotami pradziejowymi wydobytymi z ziemi przez Gotfryda Ossowskiego, który w niczym nie ustępował swemu rówieśnikowi, dzisiaj o wiele sławniejszemu, Schliemannowi, odkrywcy Troi. Leży przede mną reprint „Monuments prehistorigues de L’ancienne Pologne, Ire série, Prusse Royale”. Reprint wydany przez „Bernardinum” przy wsparciu Tadeusza Włodarczyka w 75-lecie nadania praw miejskich miastu Skórcz. To o wiele więcej niż katalog do starogardzkiej wystawy. Zazdrościli nam tego wydania, szczerze podziwiając, pracownicy Muzeum Toruńskiego. Profesor Tadeusz Grabarczyk, archeolog z Rozmawiał Jacek Legawski Uniwersytetu Łódzkiego, opatrzył reprint posłowiem-notą tak pisząc w pierwszym zdaniu: „Prezentowane dzieło, niezwykle ważne dla poznania najdawniejszych dziejów Pomorza Wschodniego, zostaje wznowione po 130 latach...” Słusznie podziękowania należą się dyrektorowi Muzeum Ziemi Kociewskiej Andrzejowi Błażyńskiemu i wyżej wspomnianym, bo gdyby ręką i groszem „nie przyłożyli się”, to wystawy i reprintu nie byłoby. To skromna, ale potrzebna robota dla nauki nie tylko polskiej. A.G. 6 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Zasłużeni dla Skórcza HONOROWI OBYWATELE MIASTA SKÓRCZ 1995 - Łucja Ciesielska i Piotr Maruchacz - w uznaniu zasług w kształceniu młodzieży i rozwoju szkolnictwa ekonomiczno-rolniczego w mieście Skórcz. Nadanie tytułów związane było z jubileuszem 75-lecia istnienia w Skórczu placówki oświatowej, której tradycje kontynuował Zespół Szkół Rolniczych. 1996 – Bazyli Przybylski - w uznaniu zasług za działalność społeczną, kulturalną i sportową w latach 1949-1965 na terenie miasta Skórcz. Nadanie tytułu związane było z 70-leciem urodzin. 1999 - Jego Świątobliwość Ojciec Święty Jan Paweł II. Tytuł nadano niecałe pół roku po pielgrzymce papieża do Polski, w tym także do Pelplina. 2004 – Jan Duch, który nieprzerwanie, w latach 1980-1991 przez 11 lat pełnił funkcję włodarza Skórcza jako Naczelnik Miasta i Gminy Skórcz oraz jako Burmistrz Miasta i Gminy Skórcz. 2009 - Zygfryd Anhalt - w uznaniu zasług dla rozwoju kultury, oświaty i sportu w Skórczu. Ur. 1941r. Absolwent Uniwersytetu M. Kopernika w Toruniu. Nauczyciel historii i wychowania fizycznego w Zespole Szkół Rolniczych (dzisiejszy Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych). Ceniony w regionie trener wielu dyscyplin sportowych posiadający w swoim dorobku wiele nagród i dowodów uznania. Współorganizator wielu imprez sportowych. Szanowany wychowawca młodzieży. Redaktor naczelny „Tygodnika Parafialnego”. Szafarz. Przyjaciel ludzi. Człowiek o wręcz charyzmatycznej osobowości. Wyjątkowo zaangażowany w przedsięwzięciach, które realizował i realizuje. Z okazji 75 rocznicy nadania praw miejskich „ZASŁUŻONY OBYWATEL MIASTA SKÓRCZ” nadano Janowi Grzankowskiemu - (pośmiertnie) w uznaniu zasług w dziedzinie rozwoju gospodarczego i kulturalnego. Żył w latach 1886-1942. W latach 1927-1934 pełnił funkcję sołtysa i jednocześnie wójta gminy Skórcz. Dzięki jego staraniom 15 maja 1934 roku Skórcz otrzymał prawa miejskie. Starania te mimo występującego bezrobocia uzasadniane były ożywionym rozwojem gospodarczym gminy a także faktem przekroczenia liczby 3000 mieszkańców przez Skórcz. Zabiegi te zostały zakończone sukcesem. Grzankowski został pierwszym burmistrzem miasta Skórcz. W 1939 r. wybrano go na drugą kadencję. Wykazywał ojcowską troskę i zaangażowanie w rozwiązywanie problemów miasta i jego mieszkańców. Podjął działania zmierzające do uporządkowania Skórcza, podniesienia poziomu jego estetyki i urbanizacji. Dzięki jego inicjatywom rozpoczęto budowę dróg i ulic, co dało zatrudnienie znacznej liczbie bezrobotnych. Utwardzono między innymi ulicę Starogardzką, tzw. Maślany Rynek wyłożono płytami, a ulice otrzymały chodniki. Pełnił funkcje sędziego niezawodowego przy Wydziale Karnym Sądu Okręgowego w Starogardzie Gd., członka Wojewódzkiej Komisji Dyscyplinarnej dla funkcjonariuszy samorządowych i publicznych. Był też prezesem Towarzystwa Śpiewaczego „Lutnia”, czynnym członkiem PCK i Ochotniczej Straży Ogniowej. Odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi i brązowym medalem „Za Długoletnią Służbę”. Zamordowany w obozie KZ OranienburgSachsenhausen. Alojzemu Koseckiemu - w uznaniu zasług w dziedzinie kultury i oświaty. Ur. 1935r. Rodowity mieszkaniec Skórcza. Absolwent Wydziału Prawa na Uniwersytecie A. Mickiewicza w Poznaniu. W latach 1990-1994 przewodniczący Rady Miasta i Gminy Skórcz oraz Rady Miejskiej Skórcza. W latach 1994-2002 burmistrz Skórcza. W czasie kadencji burmistrza Alojzego Koseckiego m.in. zostały wybudowane i oddane do użytku dwa bloki mieszkalne przy ulicy Wojska Polskiego, została wybudowana nowoczesna oczyszczalnia ścieków przy ulicy Gniewskiej, przy współpracy z parafią zostały oddane do użytku dwa parkingi w centrum miasta. Członek honorowy OSP w Skórczu. Działacz Towarzystwa Przyjaciół Skórcza i Ziemi Kociewskiej. Współautor cennych pozycji książkowych: „100 lat Ochotniczej Straży Pożarnej w dziejach Skórcza”, „Dzieje Skórcza”, „Historia parafii pw. Wszystkich Świętych w Skórczu”. Janinie Kuligowskiej - w uznaniu zasług w dziedzinie kultury i oświaty. Osoba o charyzmatycznej osobowości realizującą się w pracy z młodzieżą. Emerytowana nauczycielka Szkoły Podstawowej w Skórczu, Harcmistrz ZHP, Komendant Hufca ZHP w Skórczu. Od początku swej pracy nauczycielskiej, aż do przejścia na emeryturę cały swój wolny czas przeznaczyła na pracę z młodzieżą. Liczne zimowiska, obozy wędrowne, zloty, kolonie zuchowe, biwaki, które organizowała przez wiele lat, wpłynęły na ukształtowanie się postaw prawości i życzliwości całej rzeszy młodzieży, która dziś wspomina tamten okres swojego życia jako czas szczęśliwy. Pozostaje w pamięci młodych jako tytan pracy i wyjątkowy wychowawca. Włodzimierzowi Mykietynowi - (pośmiertnie) w uznaniu zasług w dziedzinie rozwoju kultury i oświaty. Żył w latach 1902-1980. Lwowiak. Od 1924 roku, rok po zdobyciu zawodu nauczyciela, mianowany nauczycielem tymczasowym w szkole powszechnej w Skórczu. W 1929 roku zorganizował poza Starogardem pierwszą drużynę harcerską im. Wł. Łokietka. Od 1945 roku nauczyciel w Szkole Powszechnej oraz skórzeckiej szkole średniej o profilu rolniczym. Uczył rachunkowości. Opracowywał programy szkolne z zakresu rachunkowości dla szkół średnich i zasadniczych. Założył pierwszą w województwie Spółdzielnię uczniowską „Iskra’. Działacz spółdzielczości wiejskiej. Był przewodniczącym Rady Nadzorczej GS w Skórczu oraz długoletnim członkiem Komisji Budżetowej Prezydium Powiatowej Rady Narodowej. Dzięki staraniom Pana Mykietyna utworzono Dwuletnią Szkołę Rachunkowości Rolnej, pierwszą tego typu placówkę w Polsce. Współautor podręcznika „Rachunkowość kółek rolniczych”. Uhonorowany odznaką „Zasłużony Ziemi Gdańskiej”, „Złotym Krzyżem Zasługi”, medalem XXX-lecia PRL oraz Złotą Odznaką Pszczelina. Księdzu prałatowi dr Eugeniuszowi Stenclowi, proboszczowi parafii „Wszystkich Świętych” w Skórczu - w uznaniu zasług w dziedzinie kultury. Ur. 1958r. Święcenia kapłańskie przyjął w 1983 roku. W 1998 mianowany został proboszczem parafii pw. Wszystkich Świętych w Skórczu. Przeprowadził szereg ważnych inicjatyw mających na celu zachowanie dla przyszłych pokoleń dziedzictwa naszych przodków poprzez przeprowadzenie wielu inwestycji i remontów oraz prac restauratorskich skórzeckiej parafialnej świątyni oraz terenu wokół kościoła. Dzieła księdza prałata są godne naśladowania. Wielkość jego dokonań, polega na tym, że stały się nowym wyznacznikiem estetyki w Skórczu. Nie tylko budzi zachwyt jego dzieło, ale również jest impulsem do inspiracji dla innych osób. Od kwietnia 2000r. kapelan honorowy Jego Świątobliwości Jana Pawła II oraz prałat. Od 2003 roku dziekan dekanatu skórzeckiego. Wykładowca w Instytucie Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie oraz liturgiki w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie. Autor i współautor książek o służbie ministranckiej oraz dotyczących posługi lektora. Prowadzi kursy dla szafarzy, kursy dla fotografów i filmowców, którzy chcą uwieczniać w świątyniach. Romanowi Światczyńskiemu - w uznaniu zasług w dziedzinie rozwoju gospodarczego miasta. Ur. 1938r w Skórczu. Naukę rozpoczął w 1944 roku w czasie okupacji. Naukę w zawodzie malarza rozpoczął w 1953r. W 1955r. złożył egzamin czeladniczy. W latach 1955-1961 pracował w Spółdzielni Meblarskiej Jedność w Starogardzie Gd., 1961-1963 w zakładzie PGKM w Skórczu. W 1963 roku rozpoczął działalność we własnym Usługowym Zakładzie Malarskim w Skórczu. Po złożeniu egzaminu mistrzowskiego w Izbie Rzemieślniczej w Gdańsku oraz ukończeniu kursów pedagogicznych uzyskał prawo do szkolenia uczniów w zawodzie malarza budowlanego i tapeciarza. W okresie prowadzenia działalności w latach od 1965-1997 naukę ukończyło egzaminem czeladniczym 36 praktykantów. W latach od 1956-1981 roku był członkiem OSP Skórcz gdzie do 1974 roku grał w orkiestrze. Wieloletni członek Rady Parafialnej w Skórczu. Zygmuntowi Wilczewskiemu - w uznaniu zasług w dziedzinie kultury. Ur. 1924 w Skórczu. Po maturze w 1948 przez okres pół roku pełnił funkcję nauczyciela w średniej szkole zawodowej w Skórczu. Absolwent Wydziału Prawa na Uniwersytecie A. Mickiewicza w Poznaniu. Po studiach przez okres 5 lat pracował w sadownictwie a następnie przeszedł do adwokatury. Zawód adwokata wykonywał przez 50 lat z dużym uznaniem w środowisku zawodowym i społecznym. Miłośnik żeglarstwa, jeździectwa. Zajmował się plastyką, malarstwem i rzeźbą. Miał szereg wystaw w ośrodkach kulturalnych miasta Tczewa i w innych ośrodkach kultury m.in. w Niemczech (Witten). Autor prace literackie: „W todze obrońcy” oraz „Opowiadania Sądowe, Anegdoty, Wiersze i Fraszki”. W czasie wojny służył w wojsku w I Armii Wojska Polskiego i odbył szlak bojowy ze wschodnich rubieży polskich nad Bugiem po Berlin, w którym znalazł się w dniu jego kapitulacji 02.05.1945r. Odznaczony srebrnym medalem Virtuti Militari - Zasłużonym na polu chwały, Krzyżem za czyn bojowy WP w I Armii WP-4 Pułk Art. P.panc., odznaczeniami: „Za Warszawę”, „Odrę, Nysę i Bałtyk”, „Odznaką Grunwaldzką” i medalem „Za Berlin”. W 1946 roku opuścił szeregi Wojska Polskiego w stopniu Ogniomistrza. Obecnie jest oficerem Wojska Polskiego-Kombatantem. Tadeuszowi Włodarczykowi - za działalność filantropijną na rzecz rozwoju kultury, oświaty i sportu. Ur. 1962r. Od początku pracował jako prywatny biznesmen: najpierw prowadził własna firmę cukierniczą, a od 1983 kieruje przedsiębiorstwem Iglotex. Nagradzany za sukcesy gospodarcze. W latach 1992-1994 był członkiem zarządu miejskiego, a w latach 1998-2006 pełnił funkcję przewodniczącego Rady Miejskiej w Skórczu. Mecenas kultury i sportu na Kociewiu. Angażuje się i wspiera organizacje uroczystości, imprez, inicjatyw społeczno-kulturalnych oraz sportowych w Skórczu i okolicach. Z okazji 75 rocznicy nadania praw miejskich „ZASŁUŻONY DLA MIASTA SKÓRCZ” nadano Bankowi Spółdzielczemu w Skórczu - w uznaniu zasług w dziedzinie rozwoju gospodarczego oraz za działalność filantropijną na rzecz rozwoju kultury, oświaty i sportu. Bank Spółdzielczy w Skórczu w ciągu ostatnich lat wypracował w naszym regionie na rynku usług bankowych liczącą się pozycję. Działający od 140 lat bank znacznie rozszerzył poza Skórcz sieć swoich oddziałów i filii. BS w Skórczu posiada oddziały w Pelplinie i Zblewie oraz filie w Osieku, Morzeszczynie, Kaliskach, Czarnej Wodzie i Czersku. Zaledwie połowę klientów banku stanowią rolnicy. W chwili obecnej głównymi klientami banku są prywatne podmioty gospodarcze, osoby prywatne, zaś najbardziej prestiżowymi klientami są samorządy gminne. Swoją obecność i zaangażowanie w życie publiczne lokalnej społeczności Bank Spółdzielczy w Skórczu potwierdza poprzez wspieranie finansowe inicjatyw kulturalnych, sportowych i oświatowych. Firmie „IGLOTEX” S.A. z siedzibą w Skórczu - w uznaniu zasług w dziedzinie rozwoju gospodarczego. Firma IGLOTEX jest liczącym się w kraju i Europie ŚrodkowoWschodniej producentem wyrobów kulinarnych. Jest największym zakładem pracy działającym na terenie Skórcza. „Iglotex” posiada kilka oddziałów m.in. w Gdyni, Bytowie, Toruniu oraz Olsztynie. W ciągu ostatnich kilku lat firma wybudowała nowe hale produkcyjne, zwiększyła park maszynowy i zbudowała nowe kanały dystrybucji. Jest niewątpliwie wizytówką naszego miasta zarówno jeżeli chodzi o wizerunek obiektów i zagospodarowania przestrzeni jak również „jeżdżącą” promocją Skórcza. Sukces gospodarczy firmy jest wynikiem systematycznej i konsekwentnej budowy firmy przez właścicieli oraz dobrego nią zarządzania. Opracowanie: Barbara Dembek-Bochniak 7 PISMO OKOLICZNOŚCIOWE Przez długi czas Zespół Szkół Rolniczych w grodzie szpaka był niezwykle istotną placówką. Od czasów powojennych nie tylko kształcił rolników, ale świetnie pełnił rolę placówki kulturalnej. Ateny Skórcza Z Romanem Kolendą rozmawia Tadeusz Majewski Jest pan oczywiście rodem ze Skórcza. - Jestem góral z krwi i kości! A to ci niespodzianka! - Jestem dzieckiem wojny. Urodziłem się 31.10.1945 r. w samym sercu Bieszczad, koło Komańczy. Do Skórcza przyjechałem w pieluszkach w 1946 r. w bydlęcym wagonie. Powody przeprowadzki rodziców były dwa. Mój ojciec Atanazy, nauczyciel, poznał w Bieszczadach Włodzimierza Mykietyna ze Skórcza. Ten namówił go do przyjazdu i pracy tu... Po drugie... W 1945 r. na terenie Bieszczadów toczyła się wojna domowa. Do wsi za dnia wchodzili Polacy, w nocy Ukraińcy. Rodzice się bali – wiedzieli: jak jedni nie rozwalą, to rozwalą drudzy. Mój ojciec zgłosił ochotę do wyjazdu na Pomorze. I dobrze zrobił, bo potem Czystohora w gminie Komańcza, gdzie mieszkaliśmy, została zrównana z ziemią. W Skórczu ojciec uczył j. rosyjskiego w podstawówce, potem w gimnazjum i technikum do 1953 roku. I poszedł pan w jego ślady, jak to często się zdarza w rodzinach nauczycieli... - Tak. Ukończyłem Studium Nauczycielskie w Bydgoszczy (historia z geografią), a w 1965 r. geografię na Uniwersytecie Gdańskim. Uczyłem geografii, a żona Danuta j. polskiego. Pana pierwszy poważniejszy sukces zawodowy? - Zorganizowałem jedną z najlepszych pracowni geograficznych w województwie. Tu muszę pochwalić kierowników Edmunda Trzoskę i Stanisława Borowicza, którzy, jak ktoś pracował i miał wynik, dawali wszystko. Mieli możliwość zakupu pomocy naukowych dla nauczyciela i ucznia. W międzyczasie Skórcz był w pilotażowym programie wprowadzania przysposobienia obronnego w szkołach, więc uczyłem PO, geografii i historii. I działałem też w ZHP - od 1965 do 1980 roku. Przeszedłem wszystkie szczeble – od istruktora do komendanta hufca w Skórczu i członka Rady Chorągwianej w Gdańsku. Wtedy wszędzie gdzie były gminy, powstawały hufce... Żona jest nauczycielką. A dzieci? - Ożeniłem się w 1972 roku. Mamy dwie córki. Zgadnę: nauczycielki! - Nie chciały, widząc jak jestem zakopana w zeszytach, sprawdzianach - wtrąca pani Danuta. Pora na awanse... - W podstawówce pracowałem Szkoła w Skórczu nie tylko uczyła, ale również była centrum kultury. Roman Kolenda zebrał już materiał na temat harcerstwa w Skórczu do lat 50. Jego fragment prezentujemy na stronach 18 i 19. do 1979 r., również jako zastepca dyrektora w latach 1975 – 1979. Zaproponowano mi przeniesienie do technikum. Rozpocząłem tam pracę od 1 listopada 1979 r. i pracowałem do 2001 r. Przez 11 lat był wicedyrektorem, a w latach 1990 – 2000 jej dyrektorem. Był pan dyrektorem Zespołu Szkół Rolniczych, szkoły bardzo wówczas popularnej. Dojeżdżali do niej nawet uczniowie ze Starogardu. Czy nie było w tym zespole i LO? - Tak, było. Szkoła była bardzo prężna pod względem zmian. I rzeczywiście, między Wydziałem Rolnictwa a Kuratorium w Gdańsku doszło do tarcia dotyczącego tego LO. Bo Zespoły Szkół Rolniczych podlegały pod Wydział Rolnictwa, a LO – pod Kuratorium. Udało się jednak je uruchomić. Tak że byłem podwójnym dyrektorem. Wywalczyłem finansowanie szkoły także z Kuratorium. I to LO cieszyło się takim wzięciem. Dlaczego? - Bo był program LO o kierunku ekonomicznym z informatyką. Wtedy nowość. Ale to był początek. Moją ambicją było, żeby szkoła pracowała na rzecz środowiska, a nie tylko w dni nauki. Nawiązałem współpracę z Zakładem Doskonalenia Kadr Zawodowych w Bydgoszczy w sprawie kształcenia wieczorowego i powstało Studium Ekonomiczne, przez które przewinęło się około 600 uczniów. To było w 1997 roku. Jednak największym moim osiągnięciem w końcowej fazie dyrektorowania i na rok przez Starogardem było wprowadzenie tu pierwszej w powiecie formy kształcenia na poziomie wyższym - Akademia Techniczna w Szczecinie zorganizowała u nas punkt konsultacyjny. Wyprzedziliśmy Starogard o rok... Oj, posypały się głowy w Starogardzie. Dla mnie ta szkoła miała być centrum życia miasteczka. Tak było za pani Marii Romanowskiej, kiedy istniały tu zespoły folklorystyczne, tań- ce. Cel był jeden – podnoszenie prestiżu szkoły i nauczyciela... Te sukcesy były możliwe dzięki kadrze nauczycieli – Reginie Śmigierskiej, Alicji Ossowskiej, Mirosławowi Ossowskiemu i Romanie Mykowskiej. Zespołowi nauczycieli przedmiotów zawodowych. Szkoła słynęła też ze sportu. - To osobna sprawa. Nie tylko szkoła, ale i Skórcz ma wielkich wuefistów – trenerów. W Skórczu istniał zdrowy układ między szkołą podstawową, klubem i szkołą średnią. W podstawówce pracowali bardzo dobrzy trenerzy - Jurek Mykowski, Ryszard Dąbek, Romana Mykowska i Andrzej Bunikowki. Większość wychowanków sportowców szła do naszej szkoły. Jurek przez klub LKS Pomorzanka miał kontakt z naszą szkołą. Przejmowali ich do nas Zyga Anhalt i Ryszard Różycki. Później już wychowankowie Anhalta pracowali w terenie i najlepszych sportowców przekazywali na treningi w Skórczu. Przy pomocy Rady Głównej LZS i Wiesława Szczodrowskiego oraz dzięki wynikom sportowów, głównie Rysia Różyckiego, stworzono internat sportowy, finansowany przez RG LZS. Wynika z tego, że ta szkoła miała za pana czasów swoje pięć wielkich minut. - Chyba tak. Potem to się zmieniło. Wprowadzono zasadę, że przy każdym zespole szkół musi być LO. Piękna teraz emerytura. Jakby podsumowanie. Napisał pan wielką pod względem objętości i ilości informacji książkę o tej szkole „Z dziejów Technikum w latach 1922-2005”. Zajęło to panu pieć lat. - Jako dyrektor szkoły stwierdziłem, że nie znam jej historii. Wydałem tę książkę w nakładzie 500 sztuk. A książka o harcerstwie? Obiecywał pan... - Będzie. Na razie mam materiał od początku powstania ZHP w Skórczu do lat 50. Ale wyjdzie tylko na płycie. W druku za duże koszty. Jerzy Mykowski - wspaniały wuefista i trener, o którym mówi w wywiadzie Roman Kolenda. W 2005 roku w szkole odbył się zjazd absolwentów. Na zdjęciu jedna z „klas”. 8 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Iglotex S.A. zaliczana jest do czołówki producentów-dystrybutorów żywności mrożonej w Polsce. FIRMA GODNA UNII EUROPEJSKIEJ Firma położona jest w ekologicznie czystym obszarze Polski północnej, w miejscowości Skórcz. Działalność swoją kontynuuje od 1991 roku, kiedy z rozpoczętej przez założyciela w 1983 roku działalności gospodarczej utworzono P.P.H. Iglotex. W 2000 roku oddano do użytku nowy zakład produkcyjny wraz z bazą magazynowo – składową. Został on zaprojektowany i wybudowany z uwzględnieniem wszystkich wymogów Unii Europejskiej. Rosnący szybko popyt na produkty mrożone oraz poszerzanie oferty o nowe wyroby sprawiły, że już w 2005 roku rozpoczęto budowę hali produkcyjnej i zaplecza magazynowego. Obecnie produkcja poszczególnych grup asortymentowych odbywa się w dwóch różnych halach wybudowanych zgodnie z najnowocześniejszą technologią. W jednej hali odbywa się produkcja pizzy, zarówno klasycznej – na drożdżowym spodzie oraz włoskiej – na cienkim spodzie, wypiekanym w specjalistycznym piecu. Natomiast w drugiej hali odbywa się produkcja wyrobów kulinarnych mącznych i mączno – ziemniaczanych. Wszystkie urządzenia, w które zakład jest wyposażony, są w pełni zautomatyzowane, spełniają standardy krajowe i unijne oraz umożliwiają późniejsze wdrażanie najnowszych rozwiązań w dziedzinie technologii produkcji. Podstawą działalności jest produkcja pizzy, zapiekanek, wyrobów kulinarnych ziemniaczanych i mącznych w tym: pyz, knedli, pierogów, uszek, kopytek oraz klusek. Pełna oferta asortymentowa obejmuje ponad 100 rodzajów produktów o różnych smakach, gramaturach i opakowaniach. Celem firmy jest wytworzenie produktów zgodnych z normami jakościowymi i prawnymi, które odpowiadają wymaganiom naszych aktualnych i przyszłych klientów. Aby spełnić takie założenia, współpracujemy wyłącznie z dostawcami spełniającymi wysokie wymogi jakościowe, a własne laboratorium mikrobiologiczne, laboratorium techniczne oraz ciągła kontrola produkcyjna pozwalają na utrzymanie wysokich standardów jakościowych. Do chwili obecnej Iglotex wdrożył kilka systemów zarządzania jakością: HACCP, GHP i GMP oraz posiada certyfikaty IFS i BRC. Firma otwarta jest na rozszerzanie gamy produkcyjnej, a także podejmuje dalsze wyzwania w zakresie innowacyjności. Zakład nieustannie doskonali park maszynowy i polepsza technologię z uwzględnieniem wymogów wysokiego bezpieczeństwa zdrowotnego, ze szczególną dbałością o ochronę środowiska naturalnego. Iglotex szczyci się stale rosnącym gronem zadowolonych klientów i kontrahentów. Iglotex obsługuje kilkadziesiąt hurtowni i sieci hipermarketów na terenie całego kraju. Zasięg sprzedaży i dostępność produktów firmy Iglotex stale się powiększa, a jakość i smak produkowanych wyrobów zdobywa uznanie klientów z kilkunastu krajów Europy. 9 PISMO OKOLICZNOŚCIOWE NASZE KOŁO WĘDKARSKIE NR 74 Skórzeckie Koła Wędkarskiego nr 74 obchodzi w tym roku jubileusz 40-lecia. Założyli je: Roman Kiedrowicz, Edmund Janicki, Leon Dobrzewiński, Józef Kleina i Kazimierz Kinder. Na kolejną już kadencję prezesem został wybrany Włodzimierz Szarafin. To dobry szef. Poświęca Kołu dużo wolnego czasu, do realizacji działań statutowych bezinteresownie użycza różnego rodzaju sprzęty, samochody. Zarząd Koła w swej działalności od zawsze kieruje się zasadą: wszystko dla członków Koła, by przynależność do niego była zaszczytem. Koło liczy około 300 osób. W 2003 roku jego szeregi upiększały dwie panie. Jeden z członków koła żartobliwie powiedział kiedyś w wywiadzie prasowym, że „Kobiety potrafią przez cały dzień łowić ryby, a mężczyźni donoszą im tylko jedzenie.” KW nr 74 opiekuje się pięknymi wodami: częścią rzeki Wdy (od Zdrójna do Starej Rzeki - w kujawsko-pomorskiem) oraz Jeziorami Czarnoleskim, Jelonek i od zeszłego roku Czarnym Północnym, Czarnym Południowym, Tobołek. Wody te obfitują w przeróżne gatunki ryb: liny, karpie, sandacze, węgorze, szczupaki, karasie (również złote), sumy, okonie, płocie, lipienie, ukleje, leszcze. Członkowie Koła odpowiadają za ochronę wód i środowiska naturalnego, gospo- darkę rybacko-wędkarską, pracę z młodzieżą, niedopuszczanie do kłusownictwa. Wędkarze zarybiają jeziora, naprawiają pomosty, konserwują łodzie, poprawiają stan dróg dojazdowych do jezior, stawiają na brzegach wód stoliki i ławeczki... W pięknie prowadzonej od 1997 roku kronice można znaleźć fotograficzne relacje z konkursów, wycinki z lokalnej prasy z artykułami o działalności koła. Koło zgodnie współdziała ze Strażą Leśną Nadleśnictwa Lubichowo, z policją, z Państwową Strażą Rybacką. Organa te wspierają działania Społecznej Straży Wędkarskiej, którą tworzą członkowie Koła. Jej główne zadanie to likwidacja żaków, sieci kłusowniczych. Straż patroluje wody o różnych porach dnia i zdarza się, że kłusowników polujących na dobre gatunkowo, acz niewymiarowe ryby łapie na gorącym uczynku. Tacy oszuści najczęściej uciekają porzucając nielegalny sprzęt wędkarski, np. harpuny. Co roku akweny podległe skórzeckiemu kołu są zarybiane atrakcyjnymi dla wędkarzy gatunkami. Tylko w 2008 roku wypuszczono do wód 2,5 tys kilogramów narybku linów, karpi, sandaczy, węgorzy, Członkowie i opiekunowie Klubu Wędkarsko-Akwarystycznego BOJOWNIKI. 2005 rok. szczupaków, karasi. Rokrocznie organizowane są zawody wędkarskie o tytuł Mistrza Koła, o Puchar Prezesa. Nagrody bywały nie byle jakie – na początku tego wieku oprócz pucharu zwycięzcy otrzymywali łodzie. W 2004 roku zwycięzca zawodów o Puchar Prezesa złowił leszcza ważącego 1kg i 90g. W zawodach biorą udział również kobiety. Pani Barbara Łada nieraz łowiła największe płocie, nawet takie 270-gramowe. Przy okazji organizacji zawodów spławikowych W KW nr 74 kładzie się duży nacisk na pozyskanie młodzieży. W 2005 roku przy Zespole Szkół Publicznych powstał Klub Wędkarsko-Akwarystyczny „Bojowniki”. Na dobry początek Koło ufundowało młodym zapaleńcom 200-litrowe akwarium. Uczniowie zrewanżowali się organizacją uroczystości, którą uświetniło przedstawienie teatrzyku „Zielony Lin”. Kilka ciekawostek. Członkowie KW nr 74 grywają w orkiestrze, tej największej – Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. W 2004 roku wręczano członkom Koła „wędkarskie Wiktory” – statuetki za wyróżniającą pracę społeczną wykonaną na akwenach, odznaki PZW Za Zasługi Dla Wędkarstwa Polskiego. Ówczesny przewodniczący Antoni Chyła otrzymał wtedy… procę. Miała ona posłużyć panu Antoniemu jako myśliwemu do ustrzelenia dzika, który miałby być rarytasem kulinarnym wędkarskich spotkań. Jak mawiają wędkarze: „Po deszczu i po burzy niejednego wędkarza wkurzy”, „Wiatr od wschodu, ryba chodu”, „Na ryby każda pora jest dobra”. Wędkarstwo to nie tylko hobby, sport i przyjemny wypoczynek nad wodą. To przede wszystkim praca społeczna, z którą wiąże się wiele obowiązków. Kiedy członek Koła przychodzi nad jezioro czy rzekę na stanowisko wędkarskie, to ma obowiązek najpierw je sprzątnąć, a opuszczając zostawić po sobie porządek. Zdarzają się przykre incydenty, zwłaszcza w okresie letnim. Mimo, iż nad wodami należącymi do KW stoją oznakowane pojemniki na śmieci, to zastaje się w ich okolicy pozostałości po dobrej zabawie przy ognisku. Wspaniale byłoby, gdyby część społeczeństwa nauczyła się szanować naturę, pracę innych i zwiększyła własną kulturę nad wodą. Miłość do przyrody jest wszak miarą wartości człowieka. Uczestnicy zawodów o tytuł Mistrza Koła w 2008 roku. Członkowie KW Nr 74 budują pomost na Jeziorze Jelonek. 2005 rok. o tytuł Mistrza Koła w 35-lecie powstania KW nr 74 ówczesny gospodarz czarnoleskiego specjalnego łowiska karpiowego, na którym odbywały się zawody, wybudował 40 pomostów dla wygody łowiących! Każde zawody kończą się w miłej atmosferze na wspólnej biesiadzie. Można wtedy posłuchać, jak wędkarze z uśmiechem na ustach opowiadają o swoich przeżyciach i spotkaniach z dużymi rybami. Krzysztof Fierka i złowiony przez niego w 2005 r. 5-kilogramowy karp. Barbara Dembek-Bochniak 10 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Kawał historii miasteczka w Wschodnie baśnie mówią, że jeżeli planujesz długą podróż, zabierz z sobą druha, który skróci drogę ciekawymi opowiadaniami. Pan Antoni mógłby je snuć porównywalnie z Szeherezadą, choć pewnie miałby ich na więcej niż tysiąc i jedną noc. Spektrum tematów bardzo szerokie: był wszak związany z policją, strażą pożarną, kołem łowieckim, wędkarskim, służbą kościelną, a przede wszystkim z mieszkańcami Skórcza, którym pomagał pełniąc te i inne funkcje. Na początek prośba pana Antoniego: - Proszę pisać tylko o tych ludziach, o których zasygnalizuję, broń Boże o mnie. Taka skromność dobrego człowieka. I tak wiem, że to się nie uda, ale przecież mu tego nie powiem. Zaczniemy od przedstawienia tętniącej życiem atmosfery codziennego Skórcza sprzed 30-40 lat. O KOLEI Obrazy ze Skórcza tkwiące w pamięci ludzi pokolenia pana Antoniego (bo i moich Rodziców) oscylują wokół dworca PKP. Scenka najważniejsza: mijanka pociągów. Jeden przychodził z Czerska do Smętowa, drugi ze Smętowa do Czerska. Charakterystyczny odgłos gwizdu, świst pary, zapach dymu z lokomotywy… Niedaleko wieża ciśnień i żurawie, za pomocą których z tej wieży nalewano wodę do zbiorników w lokomotywach. Zniknęły już z krajobrazu Skórcza. Obok wieży wielka składnica drewna, które wysyłano do kopalń. Dalej karpina [drewno części podziemnej drzewa wraz z pniakiem pozostałym po ścięciu - przyp. red.] wykorzystywana do produkcji terpentyny. Na kolei ładowano beczki z żywicą. Był zbiornik do lepiku i smoły. Kiedy przywożono słoiki na potrzeby firmy „Las”, częstokroć można było usłyszeć odgłos tłuczonego szkła. Na bocznicę przychodziły wagony i platformy z jednostkami wojskowymi udającymi się na poligon wraz z całym sprzętem. Były tu ładowane i rozładowywane. Skórcz tętnił życiem. Za wieżą ciśnień była „maszynszopa”, a w niej ZN [zapas nienaruszalny, na czas wojny, strategiczny - przyp. red]: samochód marki Star, pogotowie techniczne, agregaty prądotwórcze. Przed „maszynszopą” znajdowała się ręcznie kręcona „karuzela” do obracania lokomotyw. Kolejarz kręcił korbką i podawał: „Droga dla pociągu 2134 jest wolna”. Podawał też czas – na podstawie zapowiedzi można było, jak przed wojną, regulować zegarki. Pan Antoni mówi, że człowiek czuje sentyment, bo gdy dojeżdżał do pracy do Osiecznej, to wszyscy w pociągu się znali. Była rodzinna atmosfera. Ci, co jechali ze Skórcza do Stargardu, kładli teczkę na kolana i grali w Baśkę. Na Małym Dworcu było słychać: „Jeszcze raz rozdaj!”. Wizytówką Skórcza był dworcowy bufet, a w nim na owe czasy rzadkość - piwo „z kija”. Przychodzili tu nie tylko pasażerowie kolei. Można było zjeść kanapkę, ogrzać się – zatrudniony był sztab ludzi i wszystko grało! Tętniło życiem! A teraz te tereny są zarośnięte… Trzeba wspomnieć, że na ko- Pan Antoni Chyła snuje opowieść o Skórczu. lei, w pomieszczeniu, gdzie znajdowała się kasa, pomimo panujących różnych systemów politycznych, zawsze wisiał krzyż. Podobnie było i w innych instytucjach w miasteczku. I nikomu to nie przeszkadzało! LOKALE GASTRONOMICZNE I TAKSÓWKI, CZYLI NOCNA RUNDKA PO SKÓRCZU Wieczorną, relaksującą po dniu pracy wędrówkę po Skórczu można było rozpocząć naprzeciw kina, na zakręcie, w lokalu popularnie zwanym „U Martusi”, prowadzonym przez panią Martę Benkowską. Były w nim dwie sale. W tym lokalu można było w sposób kulturalny spędzić czas. Z trunków serwowano w nim jedynie piwo i wino. Nie było nic mocniejszego. Alkohole z większą zawartością procentów podawano „poza dyplomacją” jedynie na drugiej sali. Lokal „U Martusi” zamykano jako pierwszy, ale nocne życie można było kontynuować w barze zwyczajowo zwanym ,,mordownią”. Ten lokal zamykano jako drugi. Dalej można było bawić się w popularnej „Dwójce”, czyli knajpce II kategorii, która była zamykana jako ostatnia. To był lokal na poziomie! Taki z kierownikiem sali – bodajże panem Leonem Dobrzewińskim, paniami bufetowymi, kelnerkami… „Dwójka” znajdowała się naprzeciwko dzisiejszego ośrodka zdrowia, w miejscu, gdzie teraz jest apteka. Opatrzność Boska chyba tak zdziałała, że w miejscu, gdzie kiedyś „leczono się”, choć w inny sposób, później powstała apteka – pewnie dla tych klientów, którzy z takowej gastronomii zbyt często korzystali. Życie toczyło się tak wesoło. Nocą, po zabawie trzeba było wracać do domu. Jak? Taryfą! W Skórczu były taksówki! Jeździli nimi panowie Marian Partyka, Gliniecki – ojciec i syn Grzesiu, Marian Firyn, Piontek i inni. Bywali w Skórczu i tacy klienci, którzy zamawiali dość długie trasy, za które taksówkarz dostawał naprawdę niezłe pieniądze… Przy okazji skórzeckich pojazdów – czy ktoś pamięta czasy, kiedy towar do GS-ów rozwożono specjalną platformą zaprzężoną w konie? A czy pamięta ktoś skórzecką oranżadę z dużą ilością gazu otwieraną tak normalnie? Pan Antoni wspomina to wszystko z wielkim sentymentem… POLICJA, CZYLI O ZŁODZIEJACH I PREMIERZE Pan Antoni karierę mundurową w szeregach służb porządku publicznego zakończył w stopniu komisarza. Był milicjantem, policjantem, pracował w komendzie, na posterunku, komisariacie, był komendantem milicji, policji… Czasy się zmieniały… Kiedyś już ś.p. Mieczysław Lewandowski z Pączewa wśród wywożonego złomu zauważył przedwojenną tablicę „Posterunek Policji Państwowej w Skórczu” i przywiózł ją do pana komendanta Chyły. Ten skrzętnie ją przechowuje. Jednego razu w nocy włączył się alarm. Włamanie do banku! Często zdarzało się, że przebiegła mysz i ten alarm się włączał, ale nie można go było zbagatelizować. Pan Antoni szybko ubrał dres, do kieszeni włożył pistolet, wsiadł do poloneza i pojechał na miejsce zdarzenia. Coś mu podpadło - nie działała już sygnalizacja na zewnątrz. Kątem oka zauważył zaparowane szyby – wniosek: do środka budynku musiało dojść inne powietrze. W jednym z okien zobaczył sprawców. Podjechał do pobliskich piekarzy, żeby powiadomili posiłki policjantów. Za chwilę od strony piekarni wyskoczyło dwóch złodziei. Pan Antoni oddał strzał ostrzegawczy w powietrze. Zdaje się, że i uciekający byli uzbrojeni, ale jeden zakrzyknął do drugiego: „Zostaw!”. Za jakiś czas nadjechały posiłki... W pobliskiej leśniczówce Czarne swego czasu odpoczywał premier Oleksy z żoną, szwagierką i bratem. Obsada skórzeckiego posterunku policji miała współpracować z funkcjonariuszami BOR-u przy zabezpieczeniu ochrony. Pierwsze zaskoczenie: premier miał wylądować śmigłowcem w Starej Jani, a ku zdziwieniu wszystkich do Skórcza przyjechał samochodem. BOR-owcy poprosili komendanta o pomoc w zorganizowaniu atrakcji dla premiera. Jedną z nich miała być jazda konna. Gdzie tu znaleźć konie? W Osieku! Niestety – konie były niespokojne, mogłyby ponieść. Pod Smętowem mają te piękne zwierzęta! Pan Antoni mówi do właścicielki, że są ludzie (nie powiedział kto), którzy chcieliby pojeździć na koniach na zewnątrz. Kobieta spytała, jaką szkółkę jeździecką mają skończoną. W odpowiedzi usłyszała: „WKS Legia”. Szef ochrony BOR-u prawie rozsypał się ze śmiechu. Podczas spotkania z premierem pan Antoni pokazał palcem na mapie Wdę, zaproponował spływ kajakowy. Pomysł chwycił. BOR ochraniał wycieczkę z lądu. Z początku premier Oleksy z ochroniarzem płynęli łodzią wiosłując sami. Pan Chyła ze szwagierką premiera próbowali ruszyć z miejsca kajakiem. Nie miał on sterów i wiosłując na początku kręcili się w koło. Ale szybko opanowali sztukę sterowania i wkrótce stali się najlepszą osadą. Premier Oleksy wytrzymał wiosłowanie łodzią tylko do Wdeckiego Młyna. Tam prze- siadł się na kajak. Wszyscy byli zachwyceni widokami z rzeki Wdy. Spływ zakończono w Kasparusie przy moście. Tu Oleksego zobaczył mały chłopczyk. Z krzykiem pobiegł do starszego pana: „Dziadku, dziadku! Widziałem premiera Oleksego!”. „Niemożliwe!” „Jak Boga kocham! Widziałem Oleksego!” Taka to była sensacja! Wyjeżdżając z letniska Oleksy jadący z panem Chyłą Landroverem spytał: „Panie komendancie, czy mogę być pana kierowcą?”. Oczywiście, że mógł. Pan Antoni wczuł się wtedy w rolę przewodnika i na przykład przejeżdżając koło tartaku opowiadał premierowi, że kiedyś do pracy używano tu koni, które podkuwał kowal mający wojskowe uprawnienia do kucia koni. Premier był bardzo zadowolony… I SEKRETARZ, CZYLI O POTRZEBACH I SPRAWIEDLIWOŚCI Pan Antoni został sekretarzem PZPR zupełnie nieoczekiwanie w 1980 roku. Jego kandydaturę podał kolega i obaj byli ciekawi, ile głosów uda się zdobyć. Okazało się, że ilość wystarczającą do wygranej. Widocznie pan Antoni był tak znany ze skutecznej działalności, że ludzie mieli do niego zaufanie. Pewnie dzięki krnąbrności - to cecha charakterystyczna pana Antoniego. Mówi, co myśli, jest uparty, konsekwentny – choćby dojście do celu miało zająć dużo czasu. Najważniejsze dla naszego bohatera jest słowo dane społeczności, człowiekowi – trzeba je dotrzymać! Później wyszło humorystycznie, bo nie wiedziano, jak urlopować pana Antoniego z pracy w milicji. Ludzie, również bezpartyjni, przychodzili po pomoc: a to w przydziale kombajnów, ciągników, a to ze skargą na niesmaczne posiłki w stołówkach zakładowych, a to że nie ma rajstop… Pan Antoni załatwiał krótko i konkretnie, był skuteczny. Za jego kadencji doprowadzono do oznakowania tablicami miejsc męczeństwa i pamięci narodowych, między innymi na Domu Ubogich, na Księżej Oborze, w innych miejscach. W tamtych czasach to wierchuszka dostawała odznaczenia. Nie było to po myśli ówczesnego I sekretarza - on chciał nagradzać zwykłych ludzi, szczególnie tych pracujących społecznie. Udawało się. Dostawali medale Zasłużony Dla Ziemi Gdańskiej, Krzyże Kawalerskie… Przychodzili i dziękowali. Pan Antoni czuł się zażenowany i nieswój – jemu wystarczyła Przedwojenna tablica „Posterunek Policji Państwowej w Skórczu” PISMO OKOLICZNOŚCIOWE gawędach Pana Antoniego Jedna z tablic upamiętniających miejsca męczeństwa w Skórczu. moralna satysfakcja, że udało się nagrodzić zwykłego mieszkańca. Trzeba być człowiekiem – zwłaszcza, jeżeli jest się na piedestale. Pan Chyła chciałby, żeby było tak, jak w idei izraelskiego odznaczenia „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” - „Jeśli człowiek ratuje jedno życie, to jest tak, jak gdyby uratował cały świat”. Pan Antoni ma medale za zasługi dla łowiectwa (brązowy i srebrny), dla wędkarstwa, dla pożarnictwa (brązowy, srebrny i złoty), ale żadnych państwowych – czyżby za niepokorny język? SŁUŻBA KOŚCIELNA, CZYLI O ZAŁUGACH KSIĘDZA PRAŁATA I UROKACH BYCIA KOŚCIELNYM Być kościelnym nie jest łatwo, szczególnie wtedy, gdy samemu sobie zada człowiek taką „pokutę” i rzetelnie będzie wypełniał wszystkie obowiązki. Taki kościelny nie ma łatwo. Musi przyjść przed księdzem, przygotować odpowiedniego koloru ornat, zapalić świece, otworzyć kościół, wlać płyn do świeczek, zbierać ofiary (brrr), rozliczać pieniążki ze sprzedaży „Tygodnika Parafialnego”. W takim kościelnym, dużym chłopie, drzemie czasami też mały chłopczyk, który nawet i proboszczowi, który niechcący stanie na odcisk, gotów jest spłatać psikusa. W takiej właśnie sytuacji znalazł się kiedyś pewien skórzecki kościelny. Troszkę dla kawału powkładał księdzu zakładki w mszale tak, że ten musiał na mszy przeczytać bardzo dłuuuuuugą modlitwę. Trwa msza. Kościelny w zakrystii obserwuje rozwój akcji. Ksiądz otwiera mszał na zakładce, a tu rzeczona dłuuuuga modlitwa. I klapa. Ksiądz ogląda się do zakrystii. Kościelny wycofuje się z linii strzału oczu księdza. Ksiądz przekartkowuje, ale w zaistniałej sytuacji zmuszony jest wrócić do założonego pacierza. Przychodzi i mówi: „Panie kościel- ny, nie uważa pan, że ta modlitwa była za długa?”. Kościelny na to: „Też tak myślę, ale czasami można się dłużej pomodlić”. Ksiądz zgodził się z tym i tak przyjaźnie zakończyła się przygoda. Trzeba przyznać, że po każdym proboszczu w Skórczu pozostaje trwała pamiątka. Dzięki staraniom księdza prałata Eugeniusza Stencla Skórcz został podniesiony do rangi dekanatu, OSP otrzymała wóz bojowy od partnerskiej jednostki z niemieckiego Fürstenberg. Ksiądz prałat cieszył się w Niemczech wielkim autorytetem. Odprawiając po niemiecku mszę świętą za strażaków zręcznie wykorzystał niuanse językowe, aby ukazać sytuację OSP w Skórczu. W efekcie nawiązała się właśnie taka owocna współpraca polskoniemiecka. Na pierwszy wyjazd przyjaciele zza Odry otrzymali od delegacji ze Skórcza między innymi chleb i kiełbasę polską. Strażacy zawieźli sadzonki cisów. Komendant straży pożarnych z Niemiec Benhard Lücke przywiózł w zamian sadzonkę kasztanowca. Obaj komendanci – pan Antoni i pan Benhard zasadzili ją w ogrodzie przy skórzeckiej plebanii. OSP, CZYLI O ZAMKU W PADERBORN I OBRAZIE STRAŻAKA Jako prezes Wiejsko-Gminnej OSP pan Antoni wraz ze strażakami z OSP w Skórczu kilkukrotnie bywał u partnerskiej jednostki w Fürstenberg w niemieckim powiecie Paderborn. Nad miasteczkiem powiatowym górował na potęż- nym wzniesieniu zamek. Przypadek sprawił, że nasz bohater identyczną fortecę zobaczył na obrazku w książce Karola Grünberga „SS czarna gwardia Hitlera”. Kiedy powtórnie zawitał w Paderborn, spytał niemieckich kompanów, co znajdowało się w zamku po dojściu Hitlera do władzy. Zapadła cisza. Gospodarze poczuli się troszkę nieswojo, tym bardziej, że historia, którą przyszłoby im opowiedzieć, była związana z niedalekim obozem, w którym w czasie II wojny światowej zginęło wielu Polaków. Pan Antoni słusznie twierdzi, że historia jest trudna, ale trzeba ją znać i tym przekonał gospodarzy. Oprowadzili go po tej byłej centralnej siedzibie SS, po tym „sanktuarium” elit stworzonych przez Heinricha Himmlera. Za wybitne zasługi SS-mani dostawali pierścienie. Gdy zginęli, trafiały one właśnie na zamek w Paderborn. To była trudna lekcji historii, ale obie strony – polska i niemiecka - przeszły ją godnie. Pan Chyła z żalem mówi, że społeczeństwo wyrabia sobie opinię o strażakach głównie przy okazji świąt, gdy ci ulegają, jak każdy człowiek, przeróżnym pokusom. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że strażacy i w tych małych strażnicach, i w tych większych, przybywają na wezwanie ratować mienie i życie ludzkie, muszą szybko nakładać zimne ubranie ochronne i biec na ratunek. Robią to społecznie i dla innych. Pana Antoniego cieszy aktywizowanie się młodzieżówek, choćby w Pączewie, bo żeby organizacja działała prężnie, musi być dopływ ludzi młodych i chętnych! 11 Ksiądz prałat Eugeniusz Stencel na leśnej wycieczce. Oni ożywiają działalność dla dobra ogółu i trzeba ich wspierać słowem, gestem, czynem, a przynajmniej nie przeszkadzać. *** Tyle póki co z gawędy pana Antoniego. A teraz niespodzianka. Również pan Antoni jest bohaterem wspomnienia o Skórczu. Karolina Stachowicz, wkrótce absolwentka Matematyki na Uniwersytecie Gdańskim, na pytanie: kto ze Skórcza zapadł w jej pamięci z okresu dzieciństwa, tak napisała swoje wspomnienie: „Pierwszą osobą, która przychodzi mi na myśl z czasów dzieciństwa, to Pan Antoni Chyła. Po pewnym incydencie w naszej szkole (ktoś rozpylił jakiś gaz), Pan Chyła był w moim domu, żeby spi- Dawne zdjęcie orkiestry dętej OSP w Skórczu - na pierwszym planie między innymi Karolina Stachowicz. sać raport na temat tamtego wydarzenia. W czasie rozmowy namawiał mnie, abym wstąpiła do Orkiestry Dętej przy OSP w Skórczu i tak naprawdę od tego zaczęła się moja gra w orkiestrze. Pan Antoni podsunął pomysł, a po pewnym czasie postanowiłam z Mamą, że spróbuję gry na jakimś instrumencie. Grałam od 1998, do czasu, kiedy poszłam na studia, czyli do 2006 roku. Musiałam zrezygnować, ponieważ próby odbywały się w środku tygodnia, a ja w tym czasie byłam w Gdańsku. Czasem, jak widzę naszą orkiestrę, szkoda mi, że nie mogę z nimi grać.” Barbara Dembek-Bochniak 12 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich W Zespole Szkół Publicznych w Skórczu RYS HISTORYCZNY (na podstawie pracy Agnieszki Urmańskiej i Sebastiana Marciniaka) Zachowane źródła wskazują, że na terenie naszej miejscowości w pierwszej połowie XVII wieku istniał domek szkolny, w którym 12 chłopców uczył miejski organista. Po powstaniu styczniowym, kiedy to Skórcz leżał w granicach zaboru pruskiego, z nauki korzystało 314 dzieci wyznania katolickiego i 108 ewangelickiego. W 1887 roku w pięcioklasowej elementarnej szkole katolickiej 302 uczniów uczyło czterech nauczycieli. Szkołą kierowali kolejno: Jan Grabowski i Ignacy Lipiński. Postacią, która złotymi zgłoskami wpisała się historię edukacji na terenie Skórcza, był pan Franciszek Schornak. Pod jego okiem w ciągu 5 lat, do 1916 roku wybudowano nowy budynek szkoły z bazą sportową oraz dom nauczycielski. W 1918 roku, po odzyskaniu niepodległości, szkoła katolicka w Skórczu uzyskała statut siedmioklasowej szkoły powszechnej. Franciszek Schornak łączył pracę pedagogiczną z pracą społeczną. Powołał do życia bibliotekę publiczną, dokonał zbioru sztuki ludowej oraz założył przy szkole mały ogród botaniczny. Funkcję Dyrektora pełnił do 1929 roku, kiedy to przeszedł na zasłużoną emeryturę. Zmarł 4 marca 1940 roku i jest pochowany na miejscowym cmentarzu. Za jego rządów szkołę w Skórczu odwiedził Prezydent Stanisław Wojciechowski (24.04.1923r.). Osiągnięcia Franciszka Schornaka są trwałym pomnikiem i wieńcem laurowym tego krzewiciela polskości i niestrudzonego pedagoga wielu pokoleń młodych mieszkańców Skórcza. Kolejnym dyrektorem był Antoni Sobacki. Kontynuował on rozwój szkoły tworząc m.in. Drużynę Harcerską im. Wł. Łokietka. W latach trzydziestych XX wieku pracowało w niej 11 nauczycieli, a liczba dzieci wynosiła ok. 500. Na czas II wojny światowej zarządzanie placówką objął kierownik pochodzenia niemieckiego. Lekcje były prowadzone w języku niemieckim, a programy nauczania zostały podporządkowane założeniom polityki edukacyjnej Trzeciej Rzeszy. Po wojnie powołano do życia szkołę podstawową. Dyrektorem został ponownie Antoni Sobacki (do 1962). Po nim szkołą kierowali: Edmund Trzoska, Stanisław Borowicz, Henryk Lipski i Ryszard Dąbek. W 1999 roku w wyniku reformy edukacyjnej powołano do istnienia Zespół Szkół Publicznych, który składa się z Publicznej Szkoły Podstawowej im. Franciszka Schornaka oraz Publicznego Gimnazjum, któremu w 2004 roku nadano imię pierwszego burmistrza Skórcza - Jana Grzonkowskiego. Od 2003 roku ZSP kierował Leszek Klamann. Obecnie dyrektorem szkoły jest Andrzej Bunikowski. SZKOŁA DZISIAJ W kolejnych latach szkołę systematycznie remontowano i unowocześniano. Obecnie zajęcia odbywają się w budynku głównym („stara szkoła”), nowym budynku („nowa szkoła”) oraz w budynku tzw. „małej szkoły”. Bazę sportową stanowią: salka gimnastyczna, siłownia, sala sportowa o niepełnych wymiarach, boiska do gry. Czasami korzysta się z terenów w parku miejskim oraz znajdujących się tam boisk do siatkówki plażowej. W szkole funkcjonuje świetlica, jest biblioteka, dwie pracownie komputerowe, czytelnia multimedialna, kuchnia i stołówka oraz sklepik. W szkole podstawowej uczy się 284 uczniów w 12 oddziałach, w gimnazjum 177 uczniów w 7 oddziałach klasowych. Jest 6 oddziałów klasowych kształcenia zintegrowanego. Kadrę pedagogiczną stanowi 23 nauczycieli dyplomowanych, 9 mianowanych, 6 kontraktowych i 5 stażystów. W szkole zatrudnionych jest 4 pracowników administracji i 9 pracowników obsługi. Dyrektor szkoły Andrzej Bunikowski - Do tej szkoły mam szczególny sentyment, ponieważ byłem w niej uczniem, nauczycielem wychowania fizycznego, wicedyrektorem, a od 1 września 2008 roku jestem dyrektorem – mówi dyrektor Andrzej Bunikowski. - Zależy mi na tym, aby uczniowie i ich rodzice byli zadowoleni z naszej szkoły. Kieruję dobrze przygotowaną kadrą pedagogiczną, która gwarantuje właściwe przygotowanie uczniów do dalszej edukacji. Jest to dla mnie cel najważniejszy, ale nie jedyny. Chciałbym, aby nasza szkoła nauczyła kreatywnego myślenia, dążenia do rozwijania swoich zdolności i zainteresowań. W tym celu organizowane są zajęcia kół zainteresowań i kół przedmiotowych. Uczniowie mają możliwość uczestnictwa w konkursach przedmiotowych i zawodach sportowych. Zależy mi na rozwoju każdego ucznia. Dla uczniów potrzebujących organizujemy zajęcia wyrównawcze. Aby podnieść jakość nauczania, systematycznie doposażamy gabinety i sale lekcyjne w pomoce dydaktyczne. Chcemy stworzyć pracownię językową z prawdziwego zdarzenia. Mamy też bogatą ofertę zajęć sportowych. W tym miejscu muszę wspomnieć o moim (sądzę, że nie tylko moim) marzeniu o pełnowymiarowej sali sportowej. Do realizacji marzeń należy dążyć, a wtedy jest szansa na ich spełnienie. W tym roku szkolnym sukcesem zakończyły się moje starania o udział w projekcie „Za rękę z Einsteinem”, finansowanym przez Europejski Fundusz Społeczny i budżet państwa w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Misja placówki zakłada, iż szkoła jest społecznością, która poprzez realizację funkcji dydaktycznej, opiekuńczej i wychowawczej chce wprowadzić uczniów w różnorodne dziedziny życia, wychować ludzi odpowiedzialnych, uczciwych, kierujących się w życiu prawdą i szacunkiem wobec innych, przygotowywać do prawidłowego funkcjonowania we współczesnym społeczeństwie oraz wdrażać do umiejętnego rozpoznawania i przeciwstawiania się zagrożeniom cywilizacyjnym. Zachowując właściwe relacje międzyludzkie uczniom wpajane są takie wartości, jak mądrość, zaufanie, uczciwość, tolerancja i sprawiedliwość. Pedagog szkolny Beata Firyn wymienia różne sposoby współpracy szkoły mające na celu doskonalenie form i metod pracy opiekuńczo-wychowawczej, m.in.: współpraca z instytucjami i środowiskami pozaszkolnymi (MOPS, GOPS, Poradnia PsychologicznoPedagogiczna, policja, sąd), udział w programie „Szkoła bez przemocy”, warsztaty na temat uzależnień, integracyjne, spektakle terapeutyczne. Mówi, że uczniowie chętnie angażują się w różnego rodzaju akcje - na przykład Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy czy Góra Grosza. Wszyscy starają się, aby szkoła była przyjazna uczniom oraz aby była dla nich drogą do sukcesu poprzez wszechstronny rozwój intelektualny, fizyczny i moralny. BIBLIOTEKA SZKOLNA Oczywiście jeżeli biblioteka, to i wypożyczalnia książek i czytelnia, ale przede wszystkim na- Arkadiusz Zając, niezły sportowiec i wychowanek skórzeckich wuefistów i trenerów, obecnie sam z powodzeniem zajmuje się szkoleniem dzieci i młodzieży. uczyciel bibliotekarz - „pijarowiec” tej specyficznej pracowni. Od 1999 roku funkcję tę pełni Ewa Tokarska-Kuziemko. Oddajmy jej głos. - W momencie obejmowania przeze mnie stanowiska, biblioteka wyposażona była w stanowisko komputerowe oraz program, który w znacznym stopniu usprawnił opracowanie techniczne zbiorów oraz wypożyczenia. Później pozyskano pomieszczenia na czytelnię, w której pojawiły się pierwsze stanowiska komputerowe z dostępem do internetu. W listopadzie 2005, w ramach projektu ICIM, biblioteka otrzymała 4 kolejne zestawy z dostępem do sieci oraz urządzenie wielofunkcyjne. Z tego sprzętu korzystają nauczyciele, uczniowie oraz inni członkowie lokalnej społeczności i to nie tylko w trakcie zajęć dydaktycznych, ale i zajęć popołudniowych w czasie trwania roku szkolnego oraz ferii zimowych. Pierwsze lata pracy pozwoliły mi na ukształtowanie nowej wizji biblioteki jako miejsca twórczego rozwoju ucznia i nauczyciela, w której wspólnie przygotowujemy uroczystości szkolne przedsta- Ewa Tokarska-Kuziemko: - Mój wspaniały zespół asystentów. wienia, gramy na instrumentach i śpiewamy, przezwyciężamy problemy edukacyjne i wychowawcze. Wszystkie te działania zmierzają do zdobywania wiedzy i wymiany doświadczeń z różnych źródeł informacji oraz jej właściwej selekcji. Nie narzucam użytkownikom biblioteki sposobu i tempa pracy, sami decydują, jak chcą pracować – z książką, komputerem czy CD. Moją rolą jest doradzać i wspomagać każdego ucznia i nauczyciela w jego twórczym działaniu. W bibliotece nie ma miejsca na rutynę, bo każdy nowy rok szkolny jest inny od poprzedniego i przynosi bibliotekarzowi nowe wyzwania i oczekiwania ze strony użytkowników. Moim osobistym sukcesem jest stworzenie oraz praca z zespołem asystentów bibliotecznych. HARCERSTWO Przy Zespole Szkół Publicznych w Skórczu funkcjonuje 8 Drużyna Harcerska „Leśne Duchy”, podlegająca pod hufiec w Starogardzie Gdańskim. Organizacja ta skupia uczniów ze szkoły podstawowej i gimnazjum. Obecnie drużyna składa się z jednego zastępu starszego „Włóczykijów”. Opiekunką drużyny jest Agnieszka Urmańska. Od niej dowiadujemy się, że harcerze chętnie sami przygotowują i przeprowadzają zbiórki dotyczące między innymi zapoznania się z symboliką i prawem harcerskim, nauki piosenek i pląsów harcerskich, nabywania sprawności, szkolenia w zakresie zasad udzielania pierwszej pomocy i wiele innych. Chętnie angażują się w prace społeczne takie jak: uporządkowanie zaniedbanych grobów na parafialnym cmentarzu, udział w WOŚP, współpraca z MOK oraz z Warsztatami Terapii Zajęciowej Caritas w Skórczu. Harcerze pełnili funkcję opiekunów wystawy IPN „Tak Dale- 13 PISMO OKOLICZNOŚCIOWE ko Tak Blisko…” oraz sprawują opiekę nad sztandarem Związku Kombatantów RP. W ramach harcerstwa organizowane są wigilie harcerskie, ogniska, biegi patrolowe oraz rajdy rowerowe. Harcerze angażują się w inicjatywy Komendy Hufca w Starogardzie Gd. poprzez uczestnictwo w Dniu Myśli Braterskiej czy też konkursie piosenki harcerskiej „Violince”. Do największych z ostatnich osiągnięć należy zajęcie przez patrol drużyny I miejsca w XXIV Rajdzie Rodło organizowanym przez Komendę Chorągwi Gdańskiej. Choć czasy się zmieniają, metoda harcerska może się doskonale sprawdzać także w nowych warunkach, dlatego też harcerze 8DH organizują Dni Mundurowe w celu naboru do drużyny zuchów, którzy w przyszłości będą mogli kontynuować w szkole harcerską tradycję. ZAJĘCIA SPORTOWE - Sport w szkole cieszył się od zawsze dużym zainteresowaniem. Dzięki zaangażowaniu nauczycieli wychowania fizycznego, którzy prowadzą szereg zajęć pozalekcyjnych zarówno dla uczniów szkoły podstawowej, jak i gimnazjum, każdy zainteresowany może choć raz w tygodniu aktywnym spędzić wolnego czasu – mówi Arkadiusz Zając. - W tym roku szkolnym realizowany był program „Sport po 16”. Co tydzień ok. 60 uczniów z klas III-VI bierze udział w rozgrywanej cyklicznie ogólnopolskiej imprezie „Czwartki LA”. Najlepsi wystartują w wielkim finale w czerwcu tego roku w Warszawie. Rywalizacja odbywa się w bardzo przyjaznej atmosferze, a uczestnicy kibicują sobie wzajemnie. W październiku po raz pierwszy w historii szkoły uczeń gimnazjum - Michał Grajewski - zdobył tytuł Mistrza Polski w LA w rzucie młotem 4 kg, osiągając wynik 64,21, który jednocześnie jest rekordem okręgu. Sukces Michała przyniósł mu tytuł najlepszego zawodnika spośród młodzików w województwie pomorskim w roku 2008. Osiągnięcie Michała docenił Burmistrz Miasta, który ufundował roczne stypendium sportowe. W ogóle za wybitne osiągnięcia sportowe stypendia otrzymuje aż 15 uczniów. W najbliższym czasie planuje się szereg imprez: 4-bój lekkoatletyczny, Szkolną Gimnazjadę Lekkoatletyczną dla klas I-III oraz już po raz czwarty Olimpiadę Szkolną dla klas I-III nauczania zintegrowanego. Impreza ta z każdym rokiem przyciąga uwagę coraz większej rzeszy rodziców, którzy wraz ze swoimi dziećmi przeżywają emocje związane z rywalizacją sportową. Dzięki pomocy licznych sponsorów dzieci biorą dodatkowo udział w loterii fantowej. Dzięki jednemu ze stałych sponsorów – firmie IGLOTEX – przy okazji imprez sportowych uczestnicy częstowani są lodami. Dobra współpraca pomiędzy nauczycielami wychowania fizycznego, dyrektorem szkoły, burmistrzem Skórcza i klubem sportowym LLKS Ziemi Kociewskiej pozwala stworzyć naszej młodzieży możliwość rozwoju i wspaniałej zabawy. EDUKACJA EKOLOGICZNA W PUBLICZNYM GIMNAZJUM Jacek Dombrowski, opiekun Koła Ekologicznego, za naczelne zadanie kształcenia ekologicznego uznał wyposażenie ucznia w zasób wiedzy geograficznej o tzw. „małej ojczyźnie” w powiązaniu z wiedzą o Polsce. W czasie wspólnych zajęć terenowych rozbudza on w uczniach zainteresowanie problemami lokalnego środowiska. Jak? Wypady na teren budowy autostrady A1 - uczniowie zobaczyli, jak przekształca się środowisko i jakie konsekwencje wynikają z działalności człowieka. Efektem wycieczek jest m.in. opracowana dokumentacja ścieżki dydaktycznej „Do źródeł Szorycy”. Inna forma – wycieczka do oczyszczalni ścieków. Fachowe informacje o funkcjonowaniu tej placówki, procesach technologicznych przebiegających w oczyszczalni zawsze wzbudzają zainteresowanie. W ramach zajęć kółka uczniowie spontanicznie organizują akcje porządkowania obszarów rekreacyjnych nad jeziorem Głuche, czyścili koryto rzeki Węgiermucy, sprzątają teren lasu przy- Budynek szkolny, ukończony w 1916 r., swoją architekturą i wielkością budzi respekt FOT. T. Majewski legającego do osiedla. Prowadzą zbiórki zużytych baterii w ramach ogólnopolskiej cyklicznej akcji firmy „Reba”. Waga zebranych baterii już dawno przekroczyła 300kg. Są i przyjemności – wycieczki i spotkania, choćby z przedstawicielami Leśnictwa Czarne, którzy wraz z Kołem Łowieckim „Łoś” zorganizowali dla uczniów pobyt na strzelnicy myśliwskiej w Bietowie połączony z prelekcja dotyczącą gospodarki leśnej w regionie. Inny wyjazd - na wysypisko śmieci – pozwolił unaocznić konieczność segregacji odpadów. Przy okazji pan Dombrowski dodaje, że zbiórka opakowań PET w Skórczu przebiega wzorcowo. Uważa też, że każdy absolwent skórzeckiego gimnazjum jest wyposażany w niezbędną wiedzę ekologiczną, która pozwala zrozumieć współzależności zachodzące między środowiskiem przyrodniczym a zagospodarowaniem naszej „małej ojczyzny”. Poprzez umiejętność wartościowania, oceniania oraz podejmowania wyborów przez jego wychowanków przygotowuje ich do odpowiedzialnego działania w dorosłym życiu. ZAJĘCIA INFORMATYCZNE Przerwa. Uczniowie mają piękne miejsce do chwilowego relaksu - pełen zieleni placyk z widokiem na leżące w dole centrum miasteczka. FOT. T. Majewski W szkole funkcjonują dwie pracownie komputerowe, w tym jedna „nowa” - pozyskana w ramach projektu PRACOWNIE KOMPUTEROWE DLA SZKÓŁ współfinansowanego przez Unię Europejską – relacjonuje Sławomir Michnikiewicz. - W pracowni odbywają się lekcje informatyki, zajęcia koła informatycznego, koła języka angielskiego oraz niemieckiego. Gimnazjum bierze udział w projekcie „Za rękę z Einsteinem – edycja II”. Uczniowie gimnazjum uczestniczą w dodatkowych zajęciach z matematyki, fizyki, chemii oraz języków obcych. Mają dostęp do internetowej platformy „e-learningowej”, na której mogą korzystać z „e-lekcji” – interaktyw- nych lekcji internetowych. Wezmą udział w wycieczkach edukacyjnych, konkursach, szkołach letnich i feriach organizowanych przez PG oraz w różnych festiwalach nauki. Szkoła w ramach projektu otrzymała rzutnik multimedialny. Projekt realizowany jest w trzech województwach i zaangażowane są trzy uczelnie wyższe: Politechnika Gdańska, Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy w Bydgoszczy i Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie. Będą one organizować seminaria i warsztaty dla nauczycieli. Czas realizacji projektu obejmuje okres od 1.09.2008 do 30.06.2012. Do sukcesów informatyków w tym roku szkolnym należy zaliczyć zakwalifikowanie się do finału ogólnopolskiego konkursu informatycznego POLLOGIA ucznia III klasy gimnazjum Michała Grajewskiego. Z ŁEZKĄ W OKU Barbara Wiśniewska przepracowała w Zespole Szkół Publicznych w Skórczu 30 lat. O dzisiejszej szkole mówi w superlatywach. - Budynek szkolny stoi w tym samym miejscu, ale jakże różni się od tego, w którym rozpoczynałam swoją pierwszą pracę. A był to rok 1977. Do szkoły o nazwie Zbiorcza Szkoła Gminna uczęszczało ok. 1000 uczniów z całej gminy Skórcz. Było to dwa razy więcej niż obecnie. Klasy były bardziej liczne. Szkoła pękała w szwach. Sytuacja zmieniła się na lepsze w 1983 roku, gdy dobudowano drugi budynek szkolny. Obowiązywał 6-dniowy tydzień pracy. Był taki czas, że etat nauczycielski wynosił 42 godziny tygodniowo. Zajęcia pozalekcyjne, zastępstwa były prowadzone bezpłatnie. Koniec roku szkolnego, tak jak i dzisiaj, wymagał od nauczycieli wytężonej pracy. Może mniej było „pracy papierkowej”, ale za to wszystkie dokumenty trzeba było wypełnić ręcznie, włącznie ze świadectwami. Pamiętam tzw. „zielonkę” ze starymi drzewami owocowymi – miejsce rekreacji. Wiosną i jesienią trudno było wejść do szkoły „suchą stopą”. Błotko towarzyszyło zarówno nauczycielom jak i uczniom. To nie to, co dziś. Budynek szkolny odnowiony, teren wokół szkoły utwardzony i pięknie zagospodarowany. Na miejscu dawnej „zielonki” - dwa boiska sportowe. Boisko górne nie do poznania: ławeczki, kwiatki, pełno zieleni, aż miło popatrzeć. Dyżur na takim boisku to nie tylko obowiązek, ale także wielka przyjemność. Skoro w szkole tak wiele zmieniło się na lepsze, dlaczego więc z „łezką w oku” i sentymentem wracam myślami do mojej „dawnej” szkoły. Są ku temu powody. Po pierwsze, brak mi atmosfery, która wówczas panowała w pokoju nauczycielskim. A był tylko jeden, gdyż i nauczycieli było mniej. Wszyscy znali się bardzo dobrze. Szkoła była mniejsza, więc i dyżurów było mniej. Więcej zatem było czasu na przygotowanie się do lekcji. Był czas na kawę, rozmowy, a nawet żarty. Nie uszły uwadze żadne imieniny czy urodziny. Były życzenia, kwiaty, zaś z drugiej strony kawa i ciasto. Panowała niemalże rodzinna atmosfera. Brak mi też wzajemnego szacunku, jakim darzyli się uczniowie i nauczyciele. Zachowanie uczniów, tak na lekcjach jak i na przerwach, nie budziło większych zastrzeżeń. „Łacinę” słyszało się sporadycznie. Ponadto mi osobiście bardziej podobał się uczeń w mundurku niż dzisiejsza „rewia mody”. I ostatnia refleksja, która przychodzi mi na myśl. Wyrażę ją krótką rymowanką: Dzisiaj uczniowie „siedzą” w internecie, a czytają mało. Ja, jako stary belfer, twierdzę, że dawniej czytanie więcej dawało. Opracowanie na podstawie wypowiedzi pracowników ZSP w Skórczu Barbara Dembek-Bochniak 14 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Coraz krótszy czas zabawy Jesteśmy z wizytą w przedszkolu w Skórczu. Cieszy się dużą popularnością. Dla 15 dzieciaków zabrakło miejsca, z różnych względów. Miejskie Przedszkole w Skórczu mieści się w budynku z 1913 r. przy ul. Parkowej. Przed wojną był tu Hotel Stenzla, po wojnie internat szkoły rolniczej. - Warunki nie najlepsze. U góry mam lokatorów – mówi dyrektor placówki Beata Bianek. - Do ogrodu zabaw przechodzi się przez uliczkę. W przedszkolnych salach jednak tego wieku budynku nie widać. W każdej od razu robi się radośnie, tyle tu kolorów. Plac zabaw też jest całkiem duży i ma sporo przyrządów do zabawy. Beata Bianek (24. rok nauczycielka) funkcję dyrektora Miejskiego Przedszkola w Skórczu sprawuje piąty rok. Jest pani ze Skórcza? Chodziła pani do przedszkola? - Urodziłam się w Skórczu. Ja i moje rodzeństwo chodziliśmy do przedszkola od 2 do 7 lat. Miesiło się w innym budynku, stojącym blisko budynku Urzędu Miasta... Dobrze jest chodzić do przedszkola? - Dziecko wychowuje się w przedszkolnej grupie inaczej pod względem społecznym. Podwórkowe zasady są różne, a tu określone. Przez to dziecko jest mniej egoistyczne, uczy się zachowań prospołecznych. Kiedyś w przedszkolu dzieci się bawiły. Teraz ten czas zabawy jest coraz krótszy. - To prawda. Kiedyś dzieciak miał zabawę do 7 lat, teraz – zapowiada się – to już się skończy na piątym roku życia... Wchodzimy w nową reformę. Ustawa niedługo nałoży obowiązek przygotowania dziecka 5-letniego do podjęcia nauki w szkole. Teraz mają taki obowiązek 6-latki, w zerówkach. Czyli juz 5-latki mogą powiedzieć: żegnaj dzieciństwo. - Nie do końca. Owszem, teraz to ma dotyczyć też 5-latków, już się planuje pracę. Ale jej zakres opiera się na możliwościach dzieci, ich zainteresowaniach i zdolnościach. Tak że niekoniecznie 5-latki będą w tych nowych klasach. Takich przedzerówkach... Czyli o tym, kto z 5-latków ma się już uczyć, będą decydować...? - Rodzice. Przedszkole może podpowiedzieć, bo na początku roku, jak przychodzą nowe dzieci, to przeprowadza się diagnozę dziecka. Stawia się po prostu ocenę. Określa się, na jakim jest poziomie i do tego dostosowuje się program wychowania, nauczania, opieki. Oczywiście jest to oparte na współpracy z rodzicami. My wspieramy przez wychowanie rodzinę, a nie wychowujemy za nią. Czyli na dziś 6-latki chodzą do zerówki. I mamy 3 lata przejściowe dotyczące nauki 5-latków. Decyzję o podjęciu nauki 5-letniego dziecka mają podjąć rodzice. Co przez te 3 lata? - W tym okresie przejściowym dzieci 5-letnie również częściowo będą przygotowywane do podjęcia nauki. Wprowadza się zajęcia, ale w zerówce i w tej klasie, która może się wyłonić, będzie nauka, jednak poprzez zabawę i zajęcia edukacyjne. Schodzimy coraz niżej. Niedługo będą 4-latki, 3-latki... Cóż, taki świat. Coraz więcej wymaga, coraz mniej czasu daje na zabawę... Co przedszkole tu proponuje dzieciakom? - Dzieci w zerówce i nie tylko mają różne możliwości, na przykład mogą uczyć się języka angielskiego, który jest przedmiotem dodatkowym, rytmiki – też jest przedmiotem dodatkowym, ale uczestniczą w nim wszystkie dzieci. Mają możliwość korzystania z zajęć plastycznych dla na przykład 6-latków. Jest też kółko regionalne, również dla 6-latków, są zajęcia teatralne dla 5-latków. Zapoznajemy z terenem, gwarą, artystami, byliśmy na przykład u rzeźbiarza Piotra Tyborskiego, zorganizowaliśmy spotkanie z panią Barbarą Pawłowską – prezesem Towarzystwa Przyjaciół Skórcza i Ziemi Kociewskiej. W przedszkolu nie ma nudy. Ciągle się coś dzieje. We wrześniu jest Święto Pieczonego Ziemniaka. Jedziemy do gospodarza, zbieramy ziemniaki za maszyną, potem mamy ognisko i pieczemy. Następnie są coroczne Zawody Rowerowe z nagrodami i medalami dla dzieci w różnych kategoriach wiekowych. Rodzice bardzo się tym emocjonują. W październiku jest Pasowanie na Przedszkolaka. Tradycją są koncerty – przyjeżdża agencja artystyczna. Potem Mikołajki, Bal Karnawałowy (numer jeden strojów dla chłopców Grupa 6-latków. Grupa 4-latków. to Spiderman, dla dziewczynek – księżniczki). W remizie przez dwa dni obchodzimy Dzień Babci i Dziadka. Zjeżdża się koło setki ludzi. Tradycyjnie jest Dzień Matki. Każdy piknik ma inna oprawę. Zawsze jest w innym miejscu i zawsze ma inny charakter – jest sportowo, europejsko, kociewsko. Czasami są setki rodziców. Na wiosnę jest albo Sprzątanie Świata, albo Powitanie Wiosny. W tym roku był marsz wiosenny z transparentami i instrumentami. Oznajmialiśmy wszystkim okrzykami, muzyką, piosenką, że się skończyła zima. To było proekologiczne. A Marzanna? Przecież w Skórczu jest rzeczka Szoryca. - Nie topiliśmy Marzanny, bo to jednak wrzucanie do rzeki odpadów... Trzykrotnie odbyły się międzygminne zawody przedszkolaków, dwa razy na stadionie, raz na hali. Czy w przedszkolu są wolne miejsca? - Nie! Coraz więcej rodziców ma pracę i coraz więcej dzieci zapisują. Trzy lata temu przedszkole zapewniało miejsce wszystkim chętnym. Na dzisiaj jest 92 dzieci. Miejsc nie dostało 15. W sumie mamy cztery grupy: 4-, 5- i 6-latków i zerówka, która mieści się w szkole jako filia przedszkola. Ma zajęcia do godz. 13. Grupa 5-latków. Trochę więcej danych. Od kiedy do kiedy przedszkole jest otwar- te, ile kosztuje rodziców... - Przedszkole jest czynne od 6.30 do 15.30, a więc 9 godzin. Są wszystkie trzy posiłki. Koszty? Opłata stała – 100 złotych. Z wyżywieniem 170. Średnio dzieci przebywają tu 20 dni. 170 złotych to nie jest dużo. Dla porównania opiekunka bierze 300 – 400 złotych. Inna sprawa, że – jak mówią przychodzący tu rodzice – nie mogą ich dostać, tych opiekunek. Ile osób tu pracuje i czy jest w tej załodze jakiś mężczyzna?... Coś mi się wydaje, że w przedszkolu mężczyzna nie mógłby pracować. Chociaż w filmie „Gliniarz w przedszkolu” bohaterowi idzie całkiem dobrze. - Na pełnych etatach pracuje 11 osób, 5 nauczycielek i 6 osób obsługi. Czy to już kompletnie sfeminizowany zawód?... Mamy palacza konserwatora... Hmm... Mężczyzna jako nauczyciel w przedszkolu przydałby się do niektórych prac i to bardzo. Szczególnie przy takich tematach, jak konstrukcje, stolarka, mechanika. Pokazywałby, jak coś zbudować. Mężczyzna miałby inne spojrzenie. Uzupełniłby to, czego kobieta nie potrafi wytłumaczyć dzieciom. To jest oczywiste – przecież dziecko też z tatą rozmawia inaczej niż z mamą. Ja bym go jednak przyjęła na umowę o dzieło, a nie na etat. Rozmawiał Tadeusz Majewski 15 PISMO OKOLICZNOŚCIOWE O bankach, tych wielkich, ostatnio mówi się dużo i przeważnie nie najlepiej. Mają one swoje kłopoty. Światowy system finansowy przeżywa wielki kryzys. Tymczasem Bank Spółdzielczy w Skórczu ma się naprawdę dobrze. I takie są też jego perspektywy na przyszłość. Pewne jak w Banku Spółdzielczym Z prezesem Banku Spółdzielczego w Skórczu Sławomirem Flissikowskim rozmawia Jacek Legawski. Czy rzeczywiście sytuacja Banku Spółdzielczego w Skórczu jest tak stabilna? Sławomir Flissikowski: Ubiegły rok był dla nas doskonały, a ten wcale nie zaczął się gorzej. Nasza sytuacja pozwala na spokojny i stabilny rozwój. Nie musimy się martwić tym, że koszt pozyskania pieniądza na rynku międzybankowym jest tak wysoki. Nie musimy sięgać po środki, by je mieć na akcję kredytową. Nasi klienci mają na kontach zgromadzone więcej pieniędzy niż wynosi suma udzielonych przez nas kredytów. Mamy więc sytuację doskonałą i środki na kolejne kredyty. I nie musimy po nie sięgać na rynek międzybankowy. Czy te środki zgromadzone na waszych kontach są bezpieczne? - Jak w najlepszym banku. Co prawda jest pewna specyfika banków spółdzielczych, gdyż mamy tutaj własność spółdzielczą, ale podlegają one wszelkim rygorom wynikającym z prawa bankowego. Podlegamy także nadzorowi Komisji Nadzoru Finansowego. Czyli te ustawowe 50 tys. euro na danym koncie konkretnego klienta jest gwarantowane przez państwo? - Oczywiście, lecz dla naszych depozytów nie ma żadnego zagrożenia. W tym roku zwiększyliśmy już je o 25 procent, wcale nie oferując niezwykle wysokiego oprocentowania, co czyniły niektóre wielkie banki. Liczy się nasza rzetelność. Nawet jak niektórzy klienci dla większego zysku na pewien czas przenieśli swoje środki do innego banku, nie miało to najmniejszego wpływu na naszą działalność, a oni już do nas wrócili. Wiedzą dobrze, że u nas ich pieniądze są bezpieczne, bowiem my inwestujemy je w sposób wyjątkowo bezpieczny. Nie korzystamy z instrumentów dużego ryzyka. Przez to zapewne nie wypracowujemy wielkich zysków, ale także nie tracimy na nieudanych transakcjach. Banki spółdzielcze w nazwie mają miejscowość. To i dobrze, ale i chyba trochę źle… - Banki spółdzielcze zawsze są silnie związane z miejscowością, gdzie mają siedzibę - to wielki plus, choć może nieco utrudniać rozwój sieci placówek. Trudno sobie wyobrazić oddział naszego banku w Trójmieście, ale to nie jest dla nas zmartwieniem. Banki spółdzielcze prowadzą działalność przeważnie na terenie powiatu, którego się znajdują. Tutaj powiat starogardzki ma swoją specyfikę, gdyż tych banków jest kilka. Z tego, co wiemy, wyście tę granicę powiatu dawno i skutecznie złamali! - W statucie mamy zapisane, że działamy na terenie całego wo- Bank Spółdzielczy w Skórczu ma obecnie dziewięć placówek. Poza siedzibę w Skórczu ma filie w: Osieku, Zblewie, Kaliskach, dwie w Czarnej Wodzie, Pelplinie, Morzeszczynie i Czersku. Jego suma bilansowa wynosi ponad 170 mln złotych, cel na najbliższe lata – 225 mln złotych. Zatrudnia 72 pracowników. W ubiegłym roku każdy z nich wypracował średnio dla banku 50 tys. złotych zysku. Bank zarobił ponad 3,5 mln złotych brutto. Te pieniądze tylko w minimalnym stopniu zostały przeznaczone na dywidendę. Zdecydowana większość została przeznaczona na rozwój, czyli na powiększenie sumy bilansowej. O dobrej działalności banku świadczy to, że tylko w 2008 roku suma ta wzrosła ona o 18 procent. W tej chwili Bank Spółdzielczy w Skórczu prowadzi ponad 12 tysięcy rachunków, w tym 9,5 tysiąca rachunków prywatnych i 1600 rachunków podmiotów gospodarczych. Prezes Sławomir Flissikowski zdradza, że niedługo otworzy placówkę w Chojnicach. jewództwa pomorskiego… Mogę ucierpiały w wyniku pewnego pozdradzić, że niedługo otworzymy żaru, choć nie wszystkie są naszymi placówkę w… Chojnicach. Już od klientami. Bank Spółdzielczy musi roku jesteśmy w Czersku. Mamy być bankiem swoich mieszkańców. oddział w Pelplinie i Morzeszczynie Nie jesteście jednak bankiem w powiecie tczewskim. Wszędzie dużym, a obsługujecie także dużych obsługujemy budżety samorządów klientów. Czy jesteście w stanie lokalnych. Oczywiście wszędzie są udzielić im wielkiego kredytu inwenasze bankomaty. Oferujemy wszel- stycyjnego? kie usługi, bankowość internetową, - Nawet gdybyśmy byli, dąwszystkie rodzaje kart, nawet ubez- żylibyśmy do minimalizacji ryzypieczenia komunikacyjne czy leesing. ka, ale z tym nie mamy trudności. Wchodzimy w skład grupy bankowej, co umożliwia nam błyskaTam, gdzie jesteście, wygrywa- wiczne stworzenie konsorcjum do cie przetargi na obsługę budżetów udzielenia dużego kredytu. Takie samorządów. Dlaczego tak się dzie- sytuacje już miały miejsce i udzieje, jak to możliwe? lenie takiego kredytu było dobrze przygotowane. - Gdyż jesteśmy w stanie zaoferować pełen wachlarz usług, Jaka jest przyszłość Banku zabezpieczamy wszelkie potrzeby, Spółdzielczego w Skórczu? na przykład obsługę bez prowizji - Mamy kilkuletni plan rozzasiłków z pomocy społecznej czy zasiłków dla bezrobotnych, którzy woju i to ambitny, ale wszystkiego wcale nie muszą mieć u nas kont. z niego nie mogę zdradzić. Zakłada Duże banki komercyjne tego czy- on dalszy… Więcej szczegółów nie nić nie chcą lub nie mogą. zdradzę. Mogę natomiast obiecać mieszkańcom Skórcza, że niedłuWróćmy do kredytów. Macie na go będą mogli skorzystać z drugienie naprawdę swoje środki? Gdy go bankomatu. mieszkaniec Skórcza zgłosi się po kredyt konsumpcyjny, to ma szansę go szybko uzyskać? Bank Spółdzielczy - Oczywiście. Wystarczy, że spełnia podstawowe wymogi. Dodatkowo nasza znajomość lokalnego rynku jest bardzo dobra, stąd i ryzyko przy udzielaniu kredytów jest niewielkie. Wyeliminować go całkowicie oczywiście się nie da, gdyż zdarzają się i sytuacje losowe, ale i wtedy jesteśmy otwarci na szukanie pozytywnego dla kredytobiorcy rozwiązania. Bank Spółdzielczy nie jest nastawiony wyłącznie na optymalizację zysku. W swoim statucie mamy nawet wspieranie działalności społeczno – kulturalnej na terenie naszego działania. Wspomagamy organizatorów wielu imprez, przedszkola, kluby sportowe. Pomogliśmy bezinteresownie rodzinom, które w Skórczu Jest corocznie sponsorem wielu imprez, w tym festiwalu muzyki Gospel w Osieku, festiwalu muzyki organowej w Pelplinie, przeglądu orkiestr dętych w Zblewie, ostatnio sponsorował forum gospodarcze w Czersku i 700-lecie Zblewa, zawsze sponsoruje dożynki powiatowe i gminne. Jest jednym z głównych sponsorów obchodów 75-lecia nadania Skórczowi praw miejskich. W 2008 roku na działalność niekomercyjną przeznaczył 236 tysięcy złotych. 16 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich BS Skórcz - wielka historia, niezła teraźniejszość Bank Spółdzielczy w Skórczu należy do najstarszych banków w Polsce. Działalność rozpoczął 6 października 1866 r. pod nazwą „Towarzystwo Pożyczkowe dla Bobowa i okolicy”. Do spółki zapisało się początkowo 64 członków. Pierwszy Zarząd Towarzystwa Pożyczkowego tworzyli ksiądz Józef Schluter, Kornel Lipiński i Woziński. Do Rady Nadzorczej weszli Edward Kalkstein, Franciszek Bardzki i Józef Chociszewski. W 1895 roku spółka zmieniła statut i przyjęła nazwę Bank Ludowy w Skórczu, chociaż siedziba pozostała jeszcze w Bobowie. W 1904 przeniesiono siedzibę do Pączewa, a w 1907 r. do Skórcza. Na koniec 1907 r. Bank Ludowy w Skórczu liczył 330 członków w tym 283 rolników, 38 rzemieślników i drobnych przemysłowców oraz 9 osób zatrudnionych w innych zawodach. Udział obowiązkowy członka wynosił 1000 marek, a odpowiedzialność członków była nieograniczona. Po odzyskaniu niepodległości, tuż po wkroczeniu Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Hallera w dniu 27 stycznia, Bank przystąpił na apel ówczesnych władz polskich do gromadzenia środków pieniężnych i innych walorów na rzecz skarbu państwa - przeznaczył na Pożyczkę Odrodzenia Państwa 500 000 marek polskich. Okres międzywojenny nie należał do najlepszych w historii Banku. Na początku lat dwudziestych coraz bardziej galopująca inflacja wpłynęła negatywnie na sytuację ekonomiczną Banku. Po OBECNY SKŁAD RADY NADZORCZEJ BANKU PRZEDSTAWIA SIĘ NASTĘPUJĄCO: Przewodniczący: Roman Manuszewski Zastępca przewodniczącego: Sławomir Trawicki Sekretarz: Jan Olech Członkowie: Andrzej Baran Grzegorz Domachowski Stanisław Fojut Henryk Grudzień Zbigniew Komorowski Wiesław Labuda Janusz Wielewicki reformie walutowej premiera i ministra skarbu Władysława Grabskiego z kwietnia 1924 roku sytuacja Banku zaczęła się stopniowo stabilizować. Jeszcze nie zabliźniły się rany spowodowane przez inflację, a już w 1929 r. rozpoczął się kryzys ekonomiczny, który sparaliżował gospodarkę spółdzielczości bankowej. Dla Banku najgorszy był rok 1933. Ożywienie działalności nastąpiło od 1935 roku. Najbardziej zasłużonymi działaczami - poza założycielami - w okresie zaborów i międzywojennym byli Jan Górski, kierujący Radą Nadzorczą w latach 1908-1931 oraz Józef Chełkowski, Maksymilian Chełkowski, Władysław Rezmer i Władysław Kreja - wieloletni Prezesi Rady Nadzorczej i Zarządu. W dniu 3 września 1939 roku Skórcz został zajęty przez wojska hitlerowskie. Okupacja niemiecka trwała do 4 marca 1945 roku. W czasie jej trwania zginęli między innymi działacze Banku ksiądz Franciszek Karpiński, Franciszek Kalinowski i Wiktor Friedrich. Bank w Skórczu wznowił swoją działalność w roku 1946. Pierwszym prezesem reaktywowanego Banku Ludowego został Tadeusz Roliński, a kierownikiem Ksawery Bogalecki. W 1950 r. Bank Ludowy przekształcono w Gminną Kasę Spółdzielczą. W 1956 r. przyjęto nazwę Kasa Spółdzielcza. Po okresie stalinowskim następowało stopniowe ożywienie organów samorządu Banku. W 1960 r. przyjęto nową nazwę - Bank Spółdzielczy, która obowiązuje do dziś. Bank zyskiwał stopniowo na znaczeniu jako lokalna instytucja finansowa od połowy lat 60., na co wpływ miały między innymi trafne wybory władz Banku. 4 kwietnia 1965 r. Przewodniczącym Rady został Zygmunt Wiśniewski, który funkcję tę pełnił do 1990 r. Kierownikiem Banku został Piotr Jewuła, który kierował pracą Banku przez 18 lat. W 1968 r. główną księgową banku została Bogumiła Mielewska, która pełniła tę funkcję do 1996 roku. Bank stopniowo osiągał coraz lepsze wyniki finansowe. W 1976 r. oddano do użytku nowy własny budynek bankowy przy ul. Dworcowej 4. Bank działał w tym okresie na terenie dwóch gmin Skórcz i Osiek. Bank w Osieku działał w latach Bank Spółdzielczy w Skórczu - laureat Konkursu Gepardy Biznesu 2008r. 1904 - 1939 jako samodzielna jednostka. Ma też swoją piękną historię, a najbardziej jego zasłużeni działacze to: ksiądz Jan Olszewski, Antoni Mielewski, Dominik Czaplewski, ksiądz Władysław Wiśniewski, ksiądz Władysław Karpiński. Zapoczątkowany w 1989 r. okres transformacji ustrojowej w kierunku gospodarki rynkowej zmienił radykalnie warunki spółdzielczości bankowej. Gospodarka rynkowa, rosnąca konkurencja na rynku usług bankowych, wymusiły transformację spółdzielczości bankowej do gospodarki rynkowej. Po okresie adaptacji do nowych warunków Bank zaczął osiągać bardzo dobre wyniki. Efektem prężnego działania było uzyskanie we wrześniu 1996 r. w pierwszej grupie banków spółdzielczych w Polsce statuetki „Za zasługi dla spółdzielczości bankowej w Polsce”, nadanej przez BGŻ S.A. Coraz lepsze wyniki ekonomiczne pozwoliły Bankowi uczestniczyć w konsolidacji sektora banków spółdzielczych. Z dniem 1 stycznia 1997 r. Bank Spółdzielczy w Skórczu przyłączył Bank Spółdzielczy w Pelplinie (powstał w 1895 r.) a 1 września 1998 r. Bank Spółdzielczy w Zblewie (powstał w 1905 r.). Obydwa banki mają swoje piękne tradycje, jednakże ich działacze samorządowi i kierownictwo, widząc konieczność wspólnego tworzenia silnego lokalnego banku zdolnego do konkurencji z bankami komercyjnymi, wybrali jako partnera do połączenia Bank Spółdzielczy w Skórczu. W ten sposób powstał jeden z większych banków spółdzielczych w regionie. Od 16 maja 1996 r. Bank jest zrzeszony w Pomorsko-Kujawskim Banku Regionalnym. Od 11 grudnia 2000 r. Bank pracuje w nowo zbudowanej nowoczesnej siedzibie przy ul. Głównej 40A. W latach 19931999 zmodernizowano siedziby Oddziałów, najpierw w Pelplinie, a następnie w Zblewie. Obecnie Bank prowadzi działalność poprzez sieć sześciu placówek. W latach 1990-1998 Przewodniczącą Rady Nadzorczej była Bogumiła Burandt. Wśród zasłużonych działaczy samorządowych ostatnich dziesięcioleci można wymienić poza ww. Bolesława Kajuta, Franciszka Michnę, Stanisława Fankidejskiego, Lidię Wojciechowską, Romana Manuszewskiego, Tadeusza Kalbarczyka. Bankiem kierował 16 lat Kazimierz Chyła – dyrektor, a następnie od 1990 r. Prezes Zarządu. Nagroda im. Eugeniusz Kwiatkowskiego dla Prezesa Zarządu Banku Spółdzielczego w Skórczu 2008r. 17 PISMO OKOLICZNOŚCIOWE Twarze Skórcza Gerard Reimus - radny, często niespokojna dusza. Znakomity organizator turniejów bilardowych w „Skrzacie”. Gdyby polityka była bilardem... Adam Gawrzyał - radny, lubi patrzeć na zmieniające się miasteczko z progu swojego domu. Iwona Klejna - dyrektor MOK stawia w swojej działalności na rozwój muzyki w mieście. Jan Duch - dobrze wspominany ostatni naczelnik miasta. Jego come back w wyborach na burmistrza się nie powiódł, ale wyniki dały mu na pewno satysfakcję. Krzysztof Czapiewski - przedsiębiorca, radny. Miasto dzięki niemu zdecydowanie wyprzedziło inne w dziedzinie dostępu do internetu. Ola Ciechowska, poprzedniczka Iwony Kleiny. Spotro lat pracy z dziećmi i młodzieżą. W MOK-u pozostały po niej grube kroniki dokumentujące mnóstwo imprez, jakie przeprowadziła. Sama też lubi zaśpiewać na estradzie, a głos ma całkiem całkiem. Beata Bianek - dyr. przedszkola. W reportażu o przedszkolu mówi, że mężczyzna owszem, mógłby u niej pracować, ale na zlecenie. Racja, bo jaki mężczyzna może si tak uśmiechać. Maria Pstrong lubi się elegancko ubierać. Przełamuje wszelkie stereotypy. Gra w teatrze, udowadnia, ze starsze panie niekoniecznie muszą siedzieć w oknach i klatrować. Roman Lange. Od zawsze w Radzie Miejskiej. Od zawsze w Straży Pożarnej. Zawsze na zawsze z mieszkańcami Skórczami i dla mieszkańców Skórcza. Kazimierz Chyła, b. prezes BS Skórcz. Obecnie jest wicestarostą, ale jego miasteczko najbardziej leży mu na sercu i często tu bywa. Skórcz – moje miasto, po prostu… Na zawsze będę podchodził z dużym sentymentem do miasta, które ukształtowało moją młodość, w dużej części mój światopogląd i przede wszystkim ukierunkowało na sport, z którym jestem związany nawet więcej niż zawodowo. I oczywiście moja małżonka Dominika, którą poznałem w skórzeckim LO. To właśnie na biegowych ścieżkach Borów Tucholskich rozwijała się jej sportowa kariera, a w barwach Pomorzanki odnosiła swoje pierwsze sukcesy. Natomiast ja w dużej mierze swoją przygodę ze sportem zawdzięczam trenerowi Jerzemu Mykowskiemu, jednemu z budowniczych mocnej Królowej Sportu na ziemi skórzeckiej. Sam uzyskiwałem przeciętne wyniki sportowe, jednak w roli trenera odnajduję się bardzo dobrze. Zawsze podglądałem w akcji prof. Zygfryda Anhalta, który z niesamowitym pietyzmem angażował się w działania sportowo-rekreacyjne. Cieszy Karol Nowakowski, ur. 1985 Były mieszkaniec Skórcza, zawodnik LKS „Pomorzanka” wychowanek Jerzego Mykowskiego, aktualnie pełni funkcję Dyrektora GOKSiR Smętowo Gr. Jako człowiek młodego pokolenia wykazuję się w swojej pracy dużym zaangażowaniem i ciekawym podejściem do rzeczywistości. Jego sukcesy na polu sportu, kultury i rekreacji w gminie Smętowo dostrzegalne są w całym powiecie. Z powodzeniem realizuje się jako trener lekkoatletyczny w klubie LLKS „Ziemi Kociewskiej” Smętowo Gr., który założył w roku ubiegłym. Jego zawodnicy odnoszą widoczne sukcesy na arenie wojewódzkiej. Wspólne z małżonką Dominiką Nowakowską, wicemistrzynią Europy w biegach przełajowych i wielokrotną medalistką mistrzostw Polski, wyszukują młode sportowe talenty do szlifowania. mnie współpraca ze skórzeckimi trenerami. Wspólnie robimy naprawdę kawał dobrej roboty, między innymi organizując Czwartki la, już rodzą się nowe plany. Lekkoatletykę, którą od wielu lat „robią” świetni fachowcy, trzeba wykorzystać jako wizytówkę tego miasta. Dobrze się dzieje, że Królowa odsłoniła swoje prawdziwe piękno i w końcu zasiadła na odpowiednim miejscu w grodzie szpaka. Mówię to oczywiście w kontekście sprawiedliwego dotowania stowarzyszeń. Przede wszystkim wyniki, to jest ta wymierność. Tu słowa uznania należą się panu Burmistrzowi i członkom rady. Dodam, że Skórcz potrzebuje świeżości, świeżości związanej z podejściem co do niektórych dziedzin życia. Sfera kulturalna i kultury fizycznej jest dla każdej społeczności bardzo ważna, a dla niektórych jedną z ważniejszych gałęzi naszej egzystencji. Obawiam się, że mając już wybudowane znakomite drogi, którym tak dużo poświęca się uwagi, zaniedbując Dominika i Karol Nowakowscy. wspomniane obszary, czy ci mieszkańcy po prostu nimi nie odjadą… Owszem to jest ważne, jednak te dwie płaszczyzny można połączyć dla jednego wspólnego dobra. Życzę mojemu miastu, bo chyba zawsze nim pozostanie, tak po prostu sukcesów na każdej niwie jej działalności. Królowej Sportu kolejnych olimpijczyków i rekordzistów Polski, władzom owocnej i merytorycznej współpracy. Wszystkim mieszkańcom i mojej rodzinie jak najlepszych chwil swego życia przeżytych w skórzeckich miejscach. Karol Nowakowski 18 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Historia harcerstwa w Skórczu od 1 sierpnia 1907 roku generał Baden Powell, znany w Anglii bohater wojny burskiej, zabrał 20 chłopców na prywatną zalesioną wysepkę. Był to ośmiodniowy eksperymentalny obóz w lesie. Teren pamiętał z własnego dzieciństwa. Jako chłopiec wypoczywał tam ze swoimi braćmi. Dziesięciu spośród nich uczęszczało do najdroższych, ekskluzywnych szkół w kraju, gdzie od dziecka chodziło się w garniturku z kapelusikiem. To byli synowie kolegów generała. Druga dziesiąt- „prawo” i „przyrzeczenie”, których skauci zobowiązani są przestrzegać. Kadrę instruktorską dla organizacji skautowych stanowili skauci przeszkoleni na specjalnych kursach i obozach pod Londynem. Począwszy od 1910 roku ruch ten rozwijał się żywiołowo w różnych krajach, przystosowując się do lokalnych tradycji, warunków i potrzeb. Polscy działacze młodzieżowi, Na terenie Pomorza idea skautingu była już znana w 1912 roku w Świeciu, zaś w 1917 roku w Toruniu. 14 kwietnia 1921 roku z inicjatywy dyr. Gimnazjum w Starogardzie Jana Puppla powstała I Miejska Drużyna Harcerska im. Tadeusza Kościuszki, dając tym samych początek nowej organizacji na Kociewiu, która miała charakter paramilitarny. Nazwa harcerstwa pochodzi od wyrazu „harce”, który nawiązujące do polskich tradycji narodowych. Harcerz, czy inaczej „harcownik”, to w dawnych wiekach odważny i zręczny wojownik, który pierwszy wybiegł z obozu lub oddziału, aby przed rozpoczęciem ogólnej bitwy wezwać przeciwnika do pojedynczej walki, prowadzonej na oczach wszystkich walczących. 10 sierpnia 1919 Naczelna Rada Harcerska zatwierdziła jednolity tekst Prawa i Przyrzeczenia harcerskiego. PRZYRZECZENIE HARCERSKIE Mam szczerą wolę całym życiem Pełnić służbę Bogu i Ojczyźnie Nieść chętnie pomoc bliźnim, Być posłusznym prawu harcerskiemu Od początku istnienia harcerstwa bardzo ważny był krzyż harcerski. O tym ze Skórcza autor artykułu opowiada dalej w tekście. ka to chłopcy z prowincjonalnych miasteczek. Na samym początku generał zapowiedział: „Musicie zgnieść wszelkie dzielące was różnice. Kto gardzi drugim chłopcem dlatego, że pochodzi on z uboższej rodziny, jest snobem. Kto nienawidzi drugich chłopców za to, że urodzili się w bogatej rodzinie lub chodzą do droższych szkół - jest niemądry. Każdy z nas jest jak cegła w ścianie, każdy ma swoje miejsce”. Wszyscy mieszkali w małych, wojskowych namiotach, nie było jeszcze mundurów, tylko wspólne chusty koloru khaki i metalowe przypinane lilijki. Zagadnieniem życia staje się wówczas hasło: NIE CO MOGĘ OTRZYMAĆ, ALE CO MOGĘ DAĆ W ŻYCIU. Skauting (od ang. scout, zwiadowca) to system wychowania chłopców i dziewcząt oraz ruch młodzieżowy zapoczątkowany w latach 1907 - 1908 przez gen. R. Badena Powella w Wielkiej Brytanii, wychodzący naprzeciw młodzieńczym potrzebom przygody, zabawy i sukcesu. System ten stwarzał warunki rozwoju aktywności przez kontakt ze światem przyrody oraz system awansów sprawności i stopni, a także przyzwyczajenie do działalności społecznej przez rozwijanie współpracy i współzawodnictwa zespołowego oraz umiejętności indywidualnych. Wszystkie zasady ideowe i wzór osobowy skauta wyrażają m.in. w osobach Andrzeja Małkowskiego, Olgi Drahanowskiej, Jerzego Grodyńskiego, zafascynowani ideą i metodyką skautingu, stali się pionierami tego ruchu na terenie ziem polskich tworząc pierwsze drużyny w Warszawie i we Lwowie już w 1910 roku. Pierwsza oficjalna rota Przyrzeczenia Skautowego, ogłoszona 1 marca 1914 roku we Lwowie, brzmiała: PRAWO HARCERSKIE 1. Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy. 2. Harcerz służy ojczyźnie i dla niej spełnia sumiennie swe obowiązki. 3. Harcerz jest pożytecznym i niesie pomoc bliźnim. 4. Harcerz w każdym widzi bliźniego, a za brata uważa każdego innego harcerza. 5. Harcerz postępuje po rycersku. 6. Harcerz miłuje przyrodę i stara się ją poznać. 7. Harcerz jest karny i posłuszny rodzicom i wszystkim swoim przełożonym. 8. Harcerz jest zawsze pogodny. 9. Harcerz jest oszczędny i ofiarny. 10. Harcerz jest czysty w myśli, mowie i uczynkach, nie pali tytoniu, nie pije napojów alkoholowych. Jak wspomniałem, pierwsza drużyna harcerska na Kociewiu powstała 14 kwietnia 1921 roku przy Gimnazjum w Starogardzie Gdańskim. Pierwsi harcerze w Skórczu to członkowie zastępu zamiejscowego pierwszej drużyny przy Gimnazjum w Starogardzie. Należała do niej młodzież ze Skórcza i okolic, która dojeżdżała do starogardzkiego Gimnazjum. Zastęp ten powstał 21 września 1923 roku. Pierwszego kwietnia 1929 roku Włodzimierz Mykietyn, 27-letni nauczyciel w szkole powszechnej w Skórczu, zorganizował I Męską Drużynę Szkolną ZHP imienia Władysława Łokietka przy Publicznej Szkole Powszechnej w Skórczu. Pełnił w niej funkcję drużynowego, a opiekunem z ramienia szkoły był Włodzimierz Howiński. Funkcję tę druh Mykietyn pełnił do 1936 roku, a potem został opiekunem drużyny. Zaś drużynowym mianowany został jego wychowanek Leon Chyła. Do drużyny należało w początkowej fazie 22 umundurowanych harcerzy, a szkoła powszechna była ich główną bazą. W kwietniu 1931 roku drużynę w Skórczu przemianowano na 89 Pomorską Drużynę Harcerską imienia Władysława Łokietka, a później na 96 Pomorską Drużynę imienia Adama Mickiewicza. Włodzimierz Mykietyn - nauczyciel Szkoły Powszechnej w Skórczu w latach 1923 - 1939 i nauczyciel Technikum w Skórczu w latach 1945 - 1978. W tymże samym roku harcerze ze Skórcza otrzymali harcówkę w budynku zlikwidowanej szkoły rolniczej. Harcówka mieściła się w dzisiejszej sali matematyki na parterze. Drużynowy Włodzimierz Mykietyn mieszkał w tym samym budynku na piętrze, więc kontakty z harcerzami były bardzo częste. Harcówka była centrum życia i działalności drużyny. Tu w 1932 roku postawiono kapliczkę, tu budowano kajaki, tu kształcono swoje umiejętności i zdobywano sprawności harcerskie. Pierwsze udokumentowane przyrzeczenie harcerze złożyli 12 lipca 1932 roku na ręce druha J. Sieradzkiego z Komendy Hufca w Starogardzie po ponaddwuletnim okresie próbnym. Istotnym elementem działalności wychowawczej drużyny była praca z Krzyżem Harcerskim. Krzyż ten przez cały przedwojenny i powojenny okres był w centrum uwagi harcerzy. Wnętrze Krzyża wypełniano gwoździami (ćwiekami) wojskowymi, które symbolizowały dobre uczynki harcerzy. Pod- Mam szczerą wolę całym życiem Pełnić służbę Bogu i Ojczyźnie, Nieść chętnie pomoc bliźnim, Być posłusznym prawu skautowemu. W dniu 1 listopada 1918 roku skauting w Polsce przyjął nazwę Związek Harcerstwa Polskiego, zamykając tym dzieje swej działalności w czasie zaboru. Nowy rozdział w działalności tej organizacji zbiegał się z chwilą odzyskania niepodległości. Związek złożony z harcerek, harcerzy i przyjaciół harcerstwa liczył wówczas 24 tys. osób. Ówcześni harcerze walczyli w latach 1914 1921 m.in. w powstaniach śląskich i wielkopolskim oraz współdziałali z różnymi formacjami wojskowymi i pomocniczymi. Pierwsza drużyna ZHP w Skórczu. W początkowej fazie liczyła 22 umundurowanych harcerzy. 19 PISMO OKOLICZNOŚCIOWE powstania do lat pięćdziesiątych czas uroczystej zbiórki harcerze wbijali symboliczny gwóźdź. Pierwsi znani w Skórczu harcerze to m.in. Józef Chyła, Leon Chyła, Alojzy Cybula, bracia Makowscy, Norbert Mantkowski, Franciszek Rogowski. Pierwszego maja 1933 roku przy drużynie harcerskiej w Skórczu zorganizowano gromadę zuchową „Wesołe Wilczki”. Oto Obietnica Zuchowa z tego okresu: Obiecuję być dobrym zuchem pierwszej, drugiej, trzeciej gwiazdki. Prawo Zucha: 1. Zuch kocha Boga i Polskę. 2. Zuch jest dzielny. 3. Wszystkim jest z zuchem dobrze. 4. Zuch stara się być coraz lepszy. lipca zorganizował stały obóz w Osieku, a podobozem harcerzy ze Skórcza kierował druh Leon Chyła. W 1938 roku w Skórczu powstaje drużyna żeńska imienia Emilii Plater, w której funkcję drużynowej pełniła druhna Gardzielewska. Latem tego roku druh Józef Chyła zajął II miejsce w biegu na 200 metrów na zawodach sportowych Pomorskiej Chorągwi, które odbyły się w Starogardzie. Ostatni stały obóz w okresie międzywojennym zorganizowano we Wdeckim Młynie. We wrześniu 1939 roku drużyna przestała istnieć. Część harcerzy uciekła do Generalnej Guberni i działała w organizacjach podziemnych. Co wiemy na podstawie udokumentowanych źródeł o niektórych naszych har- Harcówka była centrum życia i działalności drużyny. Budowano w niej nawet kajaki. W Związku Walki Zbrojnej Armii Krajowej działali: Józef Chyła Zygmunt Ciesielski Norbert Mantkowski W ruchu oporu na Zachodzie Europy jako strzelec pokładowy dywizjonu bombowców RAF walczył Henryk Żak. Są to fakty udokumentowane. W 1931 roku drużyna otrzymała harcówkę w budynku zlikwidowanej szkoły rolniczej. Mieściła się w dzisiejszej sali matematyki na parterze. W lipcu 1933 roku zorganizowano pierwszy stały obóz harcerski we Wdeckim Młynie, który trwał 9 dni, a komendantem był druh Włodzimierz Mykietyn. Rok później, też w lipcu, drugi stały obóz harcerzy w Skórzennie trwał już 13 dni, komendantem był druh Włodzimierz Mykietyn, zaś zastępcą druh Leon Chyła. Na zbiórkach drużynowy przekazywał swoje umiejętności techniczne wychowankom, którzy wykonywali drobne przedmioty domowego użytku, jak: lusterka z oprawkami, ramki do obrazów, okładki do albumów, rzeźby itp. Najciekawsza była makieta Zamku Malborskiego wykonana przez druha Józefa Chyłę. Obecnie znajduje się ona w posiadaniu jego żony, pani. Zima 1934-35 zastępy Jeleni, Wilków, Wyżłów, Lisów zorganizowały wystawę swoich prac połączoną z kiermaszem. Uzyskane środki przeznaczono na akcję obozową. W maju i czerwcu 1936 roku harcerze ze Skórcza wybudowali własną przystań wodną w Osieku, gdzie w lipcu zorganizowano obóz, którego komendantem był druh Leon Chyła. Rok później Hufiec Starogard w dniach 2 - 15 cerzach z okresu okupacji... Norbert Mantkowski (19201944) należał do 96 Pomorskiej Drużyny w Skórczu. Był uczniem gimnazjum w Starogardzie. Po wybuchu wojny wraz z rodzicami wyprowadził się do Generalnej Guberni. Był członkiem grupy wywiadu AK delegatury rządu RP w Warszawie na Gdańsk. W 1944 roku w czasie wyjazdu do Gdańska został aresztowany i umieszczony w Obozie Koncentracyjnym w Stutthofie. 23 IX 1944 roku rozstrzelano go pod Cyplem. Alojzy Cybula (1917-1944), urodzony 27 września 1917 roku w Skórczu, był jednym z pierwszych harcerzy. Należał do 98 DH w Skórczu. Przed wybuchem wojny pracował w Zarządzie Miasta. W czasie wojny był działaczem ruchu oporu w Tczewie, następnie więźniem Stutthofu. Wraz z grupą innych harcerzy został rozstrzelany 23 IX 1944 roku w Ocyplu. Józef Chyła (1919) działał w Szarych Szeregach w rejonie Łowicza w latach 1941-1943 i na Kociewiu w latach 1943-45. Drużyna harcerska Skórcza wznowiła pracę już 15 maja 1945 roku. 27 maja odbyła się pierwsza powojenna zbiórka. Do drużyny wstąpiło kilkunastu harcerzy. Liczyła ona wówczas 36 członków. Rozkazem numer l Komendy Hufca mianowano druha HO Leona Chyłę drużynowym pierwszej drużyny w Skórczu, a już 17 czerwca harcerze wzięli udział w „Zlocie Hufca” połączonym z dniem harcerza. Harcerze uczestniczyli w pierwszej rocznicy wybuchu II wojny światowej. Zuchami opiekował się Wódz Zuchowy dh Tadeusz Klewczewski, a jego przybocznymi byli Kazimierz Stoltz i Zbigniew Zylbermann, uczeń Liceum RolniczoSpółdzielczego w Skórczu. 13 września 1945 roku wznowiła działalność żeńska drużyna imienia Emilii Plater. Drużynową została dh Cybula. 7 października pierwsze powojenne przyrzeczenie na ręce dh Lidki z Komendy Hufca złożyło 20 harcerzy. Oto pamiątka - dokument Stefana Kowalskiego z tego wydarzenia. Latem w 1946 roku (w dniach 6-22) sierpnia zorganizowano obóz stały w Płaczewie. Komendantem w ramach zgrupowania był ćwik Józef Chyła. Obóz zorganizowały wiejskie drużyny Hufca ze Zblewa i Skórcza. Oto komenda obozu w Płaczewie: Komendant - dh Józef Chyła Zastępca kom. - Roman Mulczyński Opiekun - dh Leon Chyła Gospodarz - Edmund Rocławski Skarbnik - Klemens Szachta Na obozie harcerze zdobywali stopnie harcerskie i sprawności, doskonaląc swoje umiejętności przydatne do życia w lesie (kucharz, traper, pionier, pływak, sobieradek, pierwsza pomoc, zdobnik). W dniach 27 IV - 4 V 1946 roku zorganizowano wystawę prac harcerskich jako pierwszą tego typu formę pracy w Gdańskiej - Morskiej Chorągwi. Decyzją specjalnej komisji 7 DH w Skórczu otrzymała wyróżnienie za wzorowe zorganizowanie wystawy. Wśród 9 nagród indywidualnych jedną otrzymał dh Edmund Rocławski. 13 maja 1947 roku Drużyna otrzymała Zaświadczenie nr 678 wydane przez Główną Kwaterę w Warszawie, podpisane przez Naczelnika ZHP, że nadano jej imię Adama Mickiewicza przy Miejskiej Szkole Powszechnej w Skórczu. Był to patent drużyny. W lipcu w ramach zgrupowania Hufca zorganizowano w Głuchem koło Skórcza 22-dniowy obóz dla 22 harcerzy i 12 zuchów. Ukoronowaniem pracy 1948 roku był obóz w Ryjewie, w którym brało udział 22 harcerzy i 12 zuchów. Latem 1949 roku Hufiec Starogard zorganizował zgrupowanie obozów w Jeleńcu koło Ostródy. W ramach tego zgrupowania podobóz ze Skórcza z Komendantem Leonem Chyłą reprezentowany był przez 46 harcerzy i zuchów. Z tego to obozu harcerze przysłali pozdrowienia dla dh Włodzimierza Mykietyna. W połowie 1948 roku nastąpiło zjednoczenie polskich organizacji młodzieżowych, w wyniku czego powstał Związek Młodej Polski - ZMP. Niestety harcerstwo podporządkowano czynni- kom politycznym. Zarząd ZMP przejął kontrolę i opiekę nad ZHP. W związku z tym w 1950 roku nastąpiła likwidacja ZHP jako odrębnej organizacji młodzieżowej. Od tej pory harcerstwo będzie wzorować się na doświadczeniach radzieckiej organizacji „Pionier”. Całkowitym zmianom uległy treść „Prawa” i „Przyrzeczenia”, a także umundurowanie, odznaki organizacyjne, oznaki stopni i sprawności, hymn, a nawet nazewnictwo. Po zlikwidowaniu ZHP w 1950 roku powstała Organizacja Harcerska (OH). Organizacja ta była całkowicie podporządkowana zadaniom ideologicznym i wychowawczym szkoły. Opiekunem był nauczyciel lub aktywista polityczno-społeczny wyznaczony przez kierownika szkoły. Nowy system nie miał nic wspólnego ze skautingiem i harcerstwem. Roman Kolenda Twarze Skórcza Dr wet. Tadeusz Zieliński, burmistrz miasta Skórcz IV kadencji. Objął fotel i pierwsze zaskoczenie - przez 4 lata nie będzie pieniędzy, bo trzeba spłacić kredyt wzięty na oczyszczalnię ścieków. Dziś ma satysfakcję choćby taką: - Pokażcie mi drugie takie miasteczko, gdzie prawie bez pieniedzy zrobiono tyle nasadzen drzew i krzewów... Zostawił po sobie ambitne plany, które maja być realizowane (np. obwodnica). 20 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich „Tygodnik Parafialny” - Pisać o Nich można tylko superlatywy: skromni, życzliwi, do cna dobrzy, radośni, emanujący energią, uśmiechnięci. Redaktor naczelny Zygfryd Anhalt (przez przyjaciół zwany Zygą, Zygusiem) i redaktor techniczny Beata Jurczyk nieprzerwanie od 18 lat, z jedynie dobrymi intencjami, poświęcając społecznie swój czas. W rodzinnej atmosferze tworzą najstarszy w diecezji periodyk kościelny – „Tygodnik Parafialny”. Do tego sieją propagandę jedynie dobra i miłości. Z takiego ładunku pozytywnych fluidów musi wyjść dzieło przynoszące jedynie radość i szczęście. Oto nasz „Tygodnik Parafialny” („TP”) w ich oczach. Promować dobro Pierwszy numer ukazał się w Niedzielę Palmową 1991 roku. Założenia i cel pisemka, czyli przepis na długowieczność czasopisma: przybliżyć i ułatwić przeżywanie niedzielnej liturgii (stąd tygodnik), pisać tylko o dobrych przykładach, nie krytykować, promować dobro, unikać tanich sensacji, konfliktów i polityki. „TP” to jedyna ukazująca się nieprzerwanie przez prawie 20 lat gazetka w Skórczu, dlatego artykuły traktują też o wydarzeniach kulturalnych i sporcie w tym mieście. Redakcja stara się z wszystkimi żyć w zgodzie. „TP” odgrywa bardzo ważna rolę w komunikacji i stosunkach interpersonalnych. Stał się forum, na którym można podziękować innym ludziom. Zamieszczane intencje mszalne z sąsiednich parafii bywają przyczynkiem do spotkań rodzinnych – czytelnicy mają wielu krewnych w okolicy i wiedząc, że w sąsiednim kościele odbędzie się msza za bliskich, często udają się na nią. Dzisiaj nakład wynosi około 1200 egzemplarzy. Tygodnik trafia do prawie wszystkich rodzin w parafiach: Skórcz, Grabowo, Barłożno, Kościelna Jania, Pączewo. W początkach wydawania obejmował jeszcze parafie Czarnylas i Kasparus oraz Osiek (która podziękowała za współpracę i rozpoczęła wydawanie własnej gazetki). Pomysłodawca Pomysłodawcą tygodnika był ksiądz Zenon Myszk, niegdysiejszy redaktor naczelny „Pielgrzyma”. Swego czasu podczas okazjonalnej wizytacji w Skórczu miał on sposobność wysłuchania wykładu Zygfryda Anhalta (z wykształcenia historyka) o miejscach pamięci narodowej, masowych grobach ofiar wojny, cmentarzach w Skórczu. Pan Anhalt wszystko mówił z pamięci, nie ma w zwyczaju w takich momentach występować z kartką. Ksiądz Myszk gratulował mu wtedy prelekcji. Kiedy przyszedł do Skórcza na probostwo i wyszedł z inicjatywą wydawania tygodnika kościelnego, zapewne przypomniał sobie o takiej wyjątkowej osobie. Pan Anhalt przyjął propozycję. Początkowo przy składzie pracowała dość liczna ekipa z pierwszym redaktorem technicznym Mariolą Wyką. Wszystko odbywało się na plebanii. Kancelarię parafialną zaczęła wtedy prowadzić pani Beata (jeszcze Bogalecka) i w taki naturalny sposób w 1992 roku trafiła do ekipy redagującej. Dzisiaj redakcję stanowią cztery osoby. Pana Anhalta w razie potrzeby zastępuje Grzegorz Piotrowski, a panią Beatę Iwona Dembska. W składzie pomagali zawsze skórzeccy wikariusze. Bywały sytuacje dramatyczne Tryb pracy w początkach „TP” był zupełnie inny, niż jest teraz. Dostarczone, ręcznie pisane artykuły przepisywano na komputerze. Ręcznie robiono makietę. Redaktor przepisywał teksty w edytorze. Drukowano tekst, wycinano go, wklejano na kartki zgodnie z makietą. Zdjęcia trzeba było wywołać, dokładnie opisać na karteczce doklejonej na odwrocie. Taką „wyklejankę” wieziono do Wydawnictwa Bernardinum w Pelplinie. Prace nad składem trwały wtedy od poniedziałku do późnych godzin nocnych w środę, razem około 16 godzin tygodniowo. Później przyszła era programów komputerowych do składu tekstów. Do nauki wytypowano panią Beatę. Mozolną pracą, rozwiązywaniem naturalnie pojawiających się problemów i pokonywaniem kolejnych stawianych poprzeczek doszła do takiej perfekcji, że z czasem sama mogła Redaktor naczelny „Tygodnika Parafialnego” Zygfryd Anhalt i redaktor techniczny Beata Jurczyk. służyć radą swoim nauczycielom. Bywały sytuacje dramatyczne. Środa, około północy. Numer już gotowy. Pech. Na skutek nieszczęśliwego użycia komputera wszystkie informacje zostały dokumentnie usunięte z dysku. Przerażenie i bezsilność. Co robić? Księdza Myszka, który mógłby w takiej sytuacji najlepiej pomóc, akurat nie było. Trudno. Redakcja napisała do niego karteczkę: „Przepraszamy bardzo, wszystko się skasowało. Materiały są ułożone jeden pod drugim przy komputerze.” Ksiądz przyjechał w nocy i wszystko do rana przepisał! Nieraz składano gazetkę do drugiej w nocy, wszyscy umęczeni zażegnywali się, że to już ostatni numer. Doping czytelników powodował, że nabierali wiatru w żagle i kolejne numery ukazują się systematycznie do dziś. „Wieczory Czwartkowe” Redakcja „TP” przeniosła się z plebanii do domu katechetycznego, a później do domu pani Beaty. I tak, jak król Stanisław August Poniatowski organizował Obiady Czwartkowe, tak pan Zyga z panią Beatą mają „wieczory czwartkowe” zwane żartobliwie „świętymi czwartkami”. Nie da się opisać, jak te czwartki wyglądają! Trzeba przyznać, że pani Beata jest doskonale zorganizowaną osobą. Z łatwością wyszukuje wśród wielu segregatorów różne informacje, materiały historyczne. Zdjęcia w albumach poukładane, udokumentowana jest nawet rodzinna atmosfera z owych wspólnych czwartków. Pani Beata pracuje zawodowo, jest żoną, matką dwóch córeczek, prowadzi dom i do tego wszystkiego pomaga przy prowadzeniu rodzinnego interesu (można ją zastać w kultowym „Barze Kącik”). Gdy dzieci pani Beaty były malutkie, to podczas pracy nad składem bardzo chętnie, z anielską cierpliwością zajmowali się nimi na zmianę pan Zygfryd z panem Piotrowskim. Na zdjęciach, które pokazuje pani Beata, widać, jak dziewczynki tarmoszą jednego pana lub patrzą w oczy drugiemu siedząc mu na kolanach. W tej chwili praca przy składzie idzie tak sprawnie, że cały numer redaktor naczelny z redaktorem technicznym przygotowują w około 6 godzin w jeden wieczór. Oboje zbierają materiały na nadchodzący tydzień. Bywa i tak, że kiedy numer jest już zamknięty, okazuje się, że zapomniano o wstawieniu najważniejszego tekstu - żeby o nim nie zapomnieć, przez cały czas trzymany był w garści, na kolanach. I pracę nad numerem wznawia się. Pani Beata mówi, że bywają chwile zwątpienia. Wtedy pan Zyguś pociesza ją: „Damy radę! Damy radę!” – i wszystko się udaje, powstaje kolejny numer. Za ten komplement pan Anhalt odwdzięcza się mówiąc, że Beata poradziłaby sobie bez niego ze zrobieniem jednorazowego numerem „Tygodnika”, ale on sam, z powodu braku umiejętności komputerowych, nie zrobiłby ani jednego wydania. Pani Beata śmieje się, że pan Zygfryd to taki mózg gazetki, głowa, a ona jest szyją. Ot, taki zgrany team! Wzór do naśladowania Redakcja jest doceniana – są podziękowania od biskupa, władz miasta, były już dwa wywiady o „TP” udzielane Radiu Głos z Pelplina, artykuły w prasie lokalnej. Świętowane było wydanie 50., 100., 200., 300. numeru Tygodnika. Na te okazje redakcja i księża spotykali się przy kawie i cia- steczku z wiernymi czytelnikami. Były skromne upominki dla tych, którzy przynieśli komplet gazetek. Z okazji jubileuszu wydania 500. numeru był tort z wielkim „500” w dekoracji. Teraz czekamy – i redaktorzy, i my czytelnicy - na tysięczne wydanie naszej gazetki, a to już za dobry rok. „TP” dość wcześnie stał się wzorem do naśladowania. Ks. Zenon Myszk prowadzi w swojej obecnej parafii w Łebie bliźniaczą gazetkę. Dawny skórzecki wikariusz ks. Jacek Dudziński po przeniesieniu do Chełmna założył tam analogiczne pisemko. Działania w Skórczu zdopingowały szafarzy z parafii św. Mateusza w Starogardzie do zainicjowania wydawania miesięcznika „Mateusz”. Autorzy Nie można zapomnieć o autorach związanych z „TP”. Było ich wielu. W tym artykule wymienimy tylko tych, którzy już od nas odeszli. Niech to będzie takie memento dla Nich. Józef Grzonka – pisał opowiadania naturalną gwarą kociewską, taką, jaką mówił w domu. Bardzo pochlebnie o Jego twórczości wyrażała się ekspert od gwary kociewskiej prof. Maria Pająkowska-Kensik ze Świecia. Kazimiera Jerkiewicz, rdzenna mieszkanka Skórcza, pisała do TP o obyczajach, tradycjach z terenów Skórcza i Kociewia. Choć nie posiadała wielkiego wykształcenia, to pisała pięknym literackim językiem. Część jej zbiorów publikowanych w „TP” wydano w formie książki pod tytułem „Legendy i opowiadania Skórcza i okolic”. Autorką grafik w tej publikacji jest jej córka Barbara (odziedziczyła ona po matce również talent literacki). Pani Kazimiera planowała zrobić spacer po przedwojennym Skórczu i PISMO OKOLICZNOŚCIOWE propaganda dobra i miłości wchodząc do budynków, sklepów snuć opowieści o ludziach, którzy się tam przewijali. Niestety, wola Boska była inna. Zabrakło ziemskiego czasu. Maria Honorata Romanowska posiadała wyjątkowy dar opowiadania na każdy temat. Na prośbę pana Anhalta zaczęła pisać do „TP” drobne opowiadania, również o tematyce związanej z rodzinnymi Kresami, np. o wileńskich Kaziukach. Cykl jej artykułów drukowanych w „TP” wydano w formie książki pod tytułem „8 błogosławieństw w opowiadaniach Honoraty”. Są tam opowiadania wzięte z życia autorki. Bohaterami są znajomi pani Romanowskiej. Opisane są autentyczne wydarzenia. Honorata pisywała regularnie do „Gazety Kociewskiej”, gdy jej redaktorem naczelnym był Tadeusz Majewski. Miała grono wiernych czytelników, którzy „GK” kupowali tylko dla jej tekstów. Utwory Marii Honoraty warte są wydania drukiem i rozpowszechnienia na skalę krajową. Iwona Romanowska - synowa Honoraty, pisywała do „TP” głównie na tematy teologiczne, bo oprócz tego, że była magistrem ogrodnictwa, to ukończyła teologię. Wydano jej książkę pod tytułem „Zaufać. Wierzę, że Bóg mnie nie opuści” - o życiu Zofii Maślonkowskiej ze Skórcza. Jeżeli już piszemy o publikacjach autorów, to trzeba wspomnieć o poezji i prozie literata - naukowca Grzegorza Piotrowskiego. Mimo iż pochodzi z Bydgoszczy, doskonale zna Skórcz i okolice, przemierza te nasze kociewskie dróżki i utrwala je w swojej twórczości. Z jego inicjatywy, w ramach wiedzy o kulturze, uczniowie bawili się w kulturę regionu i opracowali informacje o okolicznych kapliczkach. Najlepsze prace były publikowane w „TP”, a treści wykorzystano w książce „Kapliczki i krzyże przydrożne Kociewia”. Pana Anhalta cieszy, kiedy ktoś spoza terenu Kociewia sam zainteresuje się współpracą z „TP”. Jest takich przypadków kilka. W latach 90., po wielkich powodziach na południu Polski, na letnisko do dziadków przyjeżdżała licealistka z okolic Wrocławia - właśnie powodzianka. Spytała, czy nie może na łamach „TP” opisać swoich przeżyć. Oczywiście, że dostała zgodę. Połknęła bakcyla. Przez kilka kolejnych lat, kiedy tylko przyjeżdżała, listow- 21 nie polecała się do współpracy i pisała – o babci i dziadku, o ich zagrodzie. Inny przykład. Pan Anhalt niejednokrotnie gościł na wakacjach przyjaciela z czasów akademickich. Ów kompan – prawnik, proszony o zrobienie korekty tekstów w „Tygodniku”, tak się wciągnął, że z własnej inicjatywy zaczął pisać artykuły. Pan Zygfryd w początkach „TP” pisał dużo tekstów, głównie teologicznych i obyczajowych – choćby o człowieku, który przemierzał świat rowerem. Zrobiony z nim wywiad „Recepta na długie życie” ukazał się również, wraz z tekstami Honoraty, w „Gazecie Kociewskiej”. Gdyby tak pomnożyć ilość numerów „TP” (wydano ich już 942) przez czas spędzony nad ich składaniem (kiedyś 16, dzisiaj 6 godzin – do rachunków policzmy 8 godzin), to wychodzi 7536 godzin, to jest 314 pełnych dni (jak kto woli dób), czyli prawie rok pracy bez zmrużenia oka! To prawdziwy wyczyn! Szanownej Redakcji życzymy zdrowia i niezmieniania się pod żadnym względem! Barbara Dembek-Bochniak Gród szpaka w książkach Na łamach „Tygodnika Parafialnego” zadebiutowało wielu autorów. Niektórzy z nich doczekali się wydania swoich tekstów w formie książek. Prezentujemy te i inne publikacje na temat Skórcza. Miejsce znalezienia rogów tura, prymitywnych żaren i noża myśliwskiego z kamienia, wczesnośredniowieczny gród wyżynny powstały na miejscu dawnej stacji handlowej „commercial”, a może grodzisko „Tempel”, gdzie jest umiejscowiony najstarszy fragment Skórcza? A gdzie poszukiwacze skarbów mogą znaleźć zakopaną na początku XIX wieku kasę francuską? Jaki ptak wabi samicę stojąc w gnieździe z wyciągniętą szyją? Kiedy samica usiądzie obok i po dodatkowych zalotach samca uchwyci gałązkę w dziób, by położyć ją na miejscu wskazanym przez partnera, parę taką uważa się za połączoną. Jak długo trwa taki zgodny, ptasi związek? Odpowiedzi trzeba szukać w publikacji Józefa Milewskiego „Skórcz i okolice (w 50-lecie nadania praw miejskich)” wydanej w 1984 roku przez PTTK, Stowarzyszenie Wyższej Użyteczności, Regionalną Pracownię Krajoznawczą w Gdańsku. wsze mieli takie piękne, lśniące nakrycia głowy. W latach pięćdziesiątych zeszłego wieku zastępowały je przemalowane niemieckie wojskowe hełmy. Właśnie tak chroniąc głowy druhowie walczyli w 1955 roku z pożarem w Osówku. Walka trwała 18 godzin, była wyczerpująca, a jednostki ze Skórcza wracały na resztkach paliwa. Jest rok 1925. Pożar! W czterech rejonach Skórcza daje się słyszeć sygnał wzywający trwożnie na alarm! To trębacze z Ochotniczej Straży Pożarnej dmą ile sił w płucach w srebrne instrumenty! Jak oznakowane były domy druhów trąbiących na trwogę i na ratunek? Każdy mały Wojtuś chce zostać strażakiem głównie za sprawą wyjątkowego stroju, a przede wszystkim błyszczącego hełmu! Strażacy z OSP w Skórczu nie za- Jak dotarły do miasta? Orkiestra Dęta OSP przeżywała swoje lepsze i gorsze momenty. Były chwile chwały, ale było też 5-letnie zawieszenie działalności. Orkiestra reaktywowała się w 1981 roku wraz z przybyciem do Skórcza i podjęciem pracy w tutejszej Szkoły Podstawowej druha Kazimierza Schulza. Nowego kapelmistrza wspierał swym bogatym doświadczeniem jego ojciec - znany kociewski muzyk, kultywator tradycji ludowego folkloru Ziemi Kociewskiej – Jan Schulz. Jakie były owoce współpracy orkiestry dętej OSP w Skórczu z panem Janem? Gdzie znaleźć odpowiedzi na powyższe pytania? Gdzie przeczytać więcej? Zapraszamy do lektury książki „100 lat Ochotniczej Straży Pożarnej w dziejach Skórcza” autorstwa Krzysztofa Friedricha, Alojzego Koseckiego i Rafała Koseckiego, wydanej w 2003 roku przez OSP w Skórczu. W roku szkolnym 1838/1839 nauczyciel Ludwig Glanert odnotował, że „nauka kobiecych robótek ręcznych nie została rozpoczęta, ponieważ jestem jeszcze kawalerem”. Jakie nauki pobierała młodzież w szkole ewangelickiej? W 1907 kościół ewangelicki znajdował się w złym stanie technicznym. Pastor Erdmann skarżył się, że panujące w świątyni zimno i przeciągi, z drugiej strony duchota, odstraszały wiernych od uczestnictwa w nabożeństwach. Pytał, co za pożytek z Domu Bożego, którego odwiedzanie przynosi straty na zdrowiu? Co zrobiono, aby poprawić sytuację? Ciekawość zaspokoi książka autorstwa Iwony Pawłowskiej pod tytułem „Monografia Gminy Ewangelickiej w Skórczu” wydana w 2007 roku przez Towarzystwo Przyjaciół Skórcza i Ziemi Kociewskiej. cd. na str. 22 22 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Gród szpaka w książkach dok. ze str. 21 Jarmark na Rynku Świńskim, Rynku Maślanym, kościół ewangelicki, młyn parowy Alfreda Szerle, kaflarnia Pawłowskich, „Gminny Ośrodek Maszynowy” Pałuckiego, skórzeckie jezioro z żaglówkami… Zdjęcia dzieci z Ochronki św. Anny, panny z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej, pracownicy biura Wójtostwa… Reprodukcje starych pocztówek, wyretuszowane stare, podniszczone fotografie pokazujące życie w Skórczu… Takie rzeczy to tylko w książce „Skórcz w starej fotografii” autorstwa Mirosławy i Andrzeja Szarmachów oraz Haliny i Marka Tymińskich, wydanej w 2004 roku przez FOTO VIDEO MARK. W 1952 roku rozpoczęto rekonstrukcję wieży kościelnej. Nie sposób było zdobyć dachówki ceramicznej. W obrocie była jedynie dachówka cementowa o naturalnym kolorze. Służby konserwatorskie wymagały dachówki czerwonej. Jaką radę dał parafianin Ludwik Friedrich i czy udało się sprostać wymaganiom konserwatorów? Zapraszamy do zapoznania się z treścią książki Alojzego Koseckiego i Rafała Koseckiego „Dzieje Skórcza”, wydanej w 2005 roku przez Towarzystwo Przyjaciół Skórcza i Ziemi Kociewskiej. W 1887 roku w Skórczu działały dwie szkoły ludowe: pięcioklasowa katolicka z 4 nauczycielami i 302 uczniami oraz jednoklasowa ewangelicka z 84 dziećmi. Gdzie znajdowały się te szkoły? Czy pamiętacie szkolne wyjazdy i zbieranie ziemniaków, kamieni na polach, sadzenie lasu… Takie i inne akcje, w których uczestniczyła młodzież szkolna w latach 70. i 80. pozytywnie kształtowały młode charaktery. Czy macie ochotę na wspomnienia również w wersji obrazkowej? Jakże pożądany przez dzisiejszych nauczycieli zapis decyzji Rady Pedagogicznej w 1964 roku: „(…)Wprowadza się jednolite zasady właściwego ubierania się uczniów i tak dziewczęta są W XVIII i XIX wieku umieralność wśród mieszkańców okolic Skórcza była stosunkowo wysoka, ale zdarzali się ludzie, którym dane było przeżyć ponad wiek. 107 lat żyła Katarzyna Kitta, 105 lat Mateusz Zblewski – oboje z Wielbrandowa. Komu jeszcze stuknęła w życiu setka? W 1823 roku w Skórczu utworzono Stację Pocztową, na którą składał się budynek urzędu, stajnia dla koni, wozownia dla dyliżansów i obszerny zajazd. O której przyjeżdżały i odjeżdżały dyliżanse kursujące do Starogardu i Czerwińska? w czarnych fartuszkach z białymi kołnierzykami, a chłopcy w marynarkach i normalnych spodniach, a nie z wybijanymi gwoździami tzw. dżinsach. (…) Stale tak w szkole jak i w internacie należy walczyć drogą perswazji z malowaniem się dziewcząt i wymyślnymi fryzurami” - można znaleźć w książce: „Z dziejów Technikum w Skórczu w latach 1922-2005” autorstwa Romana Kolendy, wydanej w 2005 roku przez Komitet Organizacyjny Obchodów 85. Rocznicy Szkoły Ekonomiczno-Rolniczej w Skórczu. W XVIII wieku w parafii Skórcz zamieszkiwał człowiek, który w ramach honorarium otrzymywał 40 florenów rocznie z odsetek od lokaty w radzie miejskiej w Gniewie, część z tacy, 3 grosze od kmiecia i w dodatku posiadał uposażenie wiejskie. Jaką pełnił funkcję? Skórzecki artysta Piotr Tyborski wyrzeźbił dla tutejszego kościoła Chrystusa Frasobliwego, zaprojektował Krzyż będący pamiątką Wielkiego Jubileuszu Roku 2000. Gdzie można znaleźć oba dzieła? Jakie konsekwencje miała skarga rządcy parafii Lamberta Szymona v. Żabińskiego, że jakoby „Bukowski y Żurewski przeciwko iemu Parafię buntują”? Brzmi jak u Stanisława Lema: jeden srebrny parifikel (wartości 1 talara), 6 humerałów, 16 korporałów, 11 purifikatorów. W XIX wieku te rzeczy były na wyposażeniu kościoła, a oprócz nich między innymi: jedne organy z pedałem nowe, dobre i użyteczne, dwa kufry do trąbek, jeden beret, 2 czarne lekkie nakrycia, w tym jedno uszkodzone… Co jeszcze? Odpowiedź w książce „Historia parafii pw. Wszystkich Świętych w Skórczu” autorstwa Alojzego Koseckiego i Rafała Koseckiego, wydanej w 2006 roku przez Towarzystwo Przyjaciół Skórcza i Ziemi Kociewskiej. W okolice dręczonego zarazą Skórcza przybył św. Jacek wraz z dwoma towarzyszami. Przed śmiercią głodową uratowała ich tajemnicza kobieta. Kim była i czym nakarmiła wędrowców? Dlaczego Zuzanna była zdziwiona, gdy Helga odezwała się do niej słowami: „Susan, ty mieć tylko pół dzień wolny, bo Mamzela być chora” i co zwiastuje mgła, która po rozbiciu wietrzykiem ponownie łączy się i płynie nad lasy? Losy Anusi i Franka połączył węgorz i chciwość wujostwa. Dlaczego młodzi nie byli szczęśliwi? Niepowtarzalne motywy zawiera książka będąca efektem współpracy Kazimiery Jerkiewicz z „Tygodnikiem Parafialnym” – „Legendy i opowiadania Skórcza i okolic”. „Osiem błogosławieństw w opowiadaniach Honoraty” Wydano staraniem Zespołu Redakcyjnego „Tygodnika Parafialnego” w 1996 roku „Zaufać. Wierzę, że Bóg mnie nie opuści…” Iwona Romanowska 2002 Książki autorstwa Grzegorza Piotrowskiego: tomiki poezji „Dla Iwony” 1998; „Tak mało światła” 2003; „Most” 2007 oraz „Historii pełno” opracowała Barbara Dembek-Bochniak Miasteczko zieleni - Pokażcie nam drugie takie miasteczko - mówią niektórzy mieszkańcy Skórcza mając na uwadze ilość nasadzeń krzewów i drzewek. I rzeczywiście - sadziło się tu dużo. Robiła to również i młodzież, co uwieczniliśmy na zdjęciu. FOT. T. Majewski PISMO OKOLICZNOŚCIOWE 23 W przeciwieństwie do wielu miejscowości Skórcz ma fontannę – dzieło sztuki Legenda zaklęta w fontannie Budowa fontanny na rynku w Skórczu ma ciekawą historię. Pomysł powstał na początku lat 90. Zaczęto nawet wznosić mur jako jej element. Na tym się skończyło. Budowę zakończono z inicjatywy radnych IV kadencji. Jest bardzo ciekawa. Oto wypowiedź do prasy twórcy fontanny artysty rzeźbiarza Piotra Tyborskiego jeszcze przed oddaniem dzieła do użytku. - Kompozycja fontanny opowiada legendę o powstaniu nazwy miasta. Składają się na nią: dziecko, gryf porywający to dziecko i szpak oddający z powrotem dziecko matce. Te trzy elementy powstają w mojej pracowni. Ptaki i dziecko będą z żeliwa i spoczną na kamiennych podstawach. Dlaczego z żeliwa i kamienia, a nie z brązu? Raz, że rzeźby będą stosunkowo małe i łatwo byłoby je ukraść, dwa, że mamy w naszym regionie dużo głazów narzutowych, więc warto wykorzystać materiały dane nam przez naturę. Zastaliśmy wówczas rzeźbiarza przy pracy w granitowym kamieniu – rzeźbieniu kamiennej misy z „zaklętą” w niej opowieścią z Borów Tucholskich. – To jest po prostu moja bajka z Borów – mówił Tyborski. - Jest diabeł ze swoim ulubionym zwierzątkiem (bo jak wiadomo, miał swoje ulubione zwierzątko), a cała mądrość tego zwierzątka – jak to w bajkach bywa – była zawarta w ogonie. Są jeszcze jaszczurki. Piotr Tyborski jest właściwie drugim projektantem fontanny. Pierwszy projekt, mur, został na szczęście zarzucony. Gdyby stanął, podzieliłby ryneczek na dwie części. W fontannie nie ma problemów z wodą. Zasilanie jest naturalne. Miasteczko ma kilka ujęć wody artezyjskiej, a jedno ze źródeł znajduje się akurat w tym miejscu. - Dzięki bogatszemu wystrojowi fontanny możemy tylko zyskać. Ładne wyeksponowanie tego miejsca wypromuje to źródło i miasto. Nie zrobiłby tego zwyczajny mur. Każda z rzeźb ma ujście swojej wody. Wypływa jako symbol życia od dziecka. Woda jest też podawana w dowód wdzięczności szpakowi (tryska do dzioba szpaka). Ale woda ma również swoje różne przemiany i potrafi być też zła. Dlatego i gryf sączy ją (tryska) z dzioba jako tę złą wodę. Najważ- niejszym zbiornikiem – ujściem wody w fontannie – jest kamienna misa, która, pomijając kwestie estetyczne, w przypadku wojny lub skażenia wody miejskiej może posłużyć jako zbiornik wody dla mieszkańców. Trzy figury z legendy staną na dość duże powierzchni. Jak na fontannę – nietypowo. - Z konieczności - tłumaczył rzeźbiarz. – Musiałem mocno zastanowić się nad właściwą kompozycją przestrzenną, znalezieniem odpowiedniej koncepcji, ale mam do czynienia z już istniejącym basenem, powstałym w 1993 roku, którego rozpiętość liczy sobie 10 metrów. Stąd rozstaw tych trzech elementów fontanny jest duży. I dlatego powstały jakby trzy autonomiczne figury, każda z osobną wodą. A co do tematyki? Kiedy zlecono mi to zadanie, długo zastanawiałem się nad realizacją. Doszedłem do wniosku, że dla nas odpowiednim tematem będzie historia miasta Skórcz. Chodzi o to, żeby każdy z nas mógł identyfikować się ze swoim miastem. Mniej odpowiednia byłaby kompozycja abstrakcyjna. Kocham abstrakcję, ale to jest małe miasto i dla kogo ona by służyła? Tadeusz Majewski Oprac. Na podsatwie tekstu Kociewiak nr 34/2002, dodatek do Dziennika Bałtyckiego Z okazji uruchomienia fontanny zebrało się przy niej sporo ludzi. FOT. Bogdan Romanowski Dziś fontanna jest jedną z głównych atrakcji miasteczka. Zatrzymują się przy niej przejezdni, często brodzą po wodzie dzieciaki. FOT. Tadeusz Majewski Święty Roch czuwa na rozstaju dróg Św. Roch czuwa nad Skórczem od początku lat 30. XX w. Przedtem stał tu krzyż. Ufundowali go ci, którzy przeżyli epidemie cholery w XIX w. Ślubowali pielgrzymować raz do roku do św. Rocha w Osieku, aby mu podziękować. Od tego zaczęły się pielgrzymki, które odbywają się w pierwszą niedzielę po 16 sierpnia. Pierwsi pielgrzymi wyruszali spod krzyża boso i na czczo. Kawałek suchego chleba zjadali dopiero po spowiedzi i mszy św. odpustowej ku czci św. Rocha w Osieku. Wierzyli, że wstawiennictwu tego patrona od zaraźliwych chorób zawdzięczają ocalenie. W Skórczu figurę, przedstawiającą świętego przyjaciela i opiekuna chorych, ufundowali rzemieślnicy pod przewodnictwem szewca Jana Tubajskiego. Był pomysłodawcą i organizatorem całego przedsięwzięcia, znany z pobożności i gotowości do niesienia pomocy uboższym od niego. - Wszystko by rozdał dla biednych - mówiła o nim jego córka Helena Nowakowska. Cztery lata temu z jej inicjatywy figurka została odnowiona. Część pieniędzy dali gospodarze z Ryzowia, a resztę dołożył pan Włodarczyk. Postoi jeszcze św. Roch na swoim postumencie przez wiele lat i oby nas bronił przed epidemiami zaraźliwych chorób, ale także znieczulicą na cudze nieszczęścia, wzajemną nieżyczliwością i materializmem. MK 24 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Rzemiosło, handel, drobna produkcja – tym zajmowały się w Skórczu całe rodziny przez kilka pokoleń. W beznadziejnych nieraz warunkach. Mali wielcy pozytywiści Wiele można osiągnąć, przezwyciężyć, jeśli zawód jest pasją, a nie tylko sposobem na zarabianie - powtarzał Augustyn Pawłowski. Rodzina Pawłowskich od pokoleń ściśle była związana ze Skórczem. Okres międzywojenny. Jan Pawłowski sprzedaje wszelkie swoje posiadłości w Skórczu. Chce wyjechać na Litwę. I straszny pech - w ciągu nocy prawie wszystko traci w wyniku reformy monetarnej Władysława Grabskiego w 1924 r. Za zdewaluowane pieniądze kupuje tylko skromne gospodarstwo na wybudowaniu wolentalskim, gdzie zamieszkuje z żoną Marianną. I tam zakłada cegielnię. W międzyczasie kupuje działkę w Skórczu – Boraszewie. Buduje i wyposaża kaflarnię. Pawłowscy mają sześciu synów i dwie córki. Najstarszy, Stanisław, ginie w wojnie bolszewickiej, najmłodszy, Bolesław, zostaje zabity jako partyzant. Za działalność syna Jan zostaje potem uwięziony w Stuthoffie, gdzie zostaje stracony. Tragiczne losy, jak milionów Polaków. Antoni, jeden z czterech żyjących synów, osiada na ojcowiźnie w Wolentalu. Pozostali, Augustyn, Józef i Kazimierz, zamieszkują w Skórczu. Córki emigrują do Wejherowa. Jan widział w swojego następcę w Augustynie. Chłopak uczył się w rzemiosła ceramicznego w Poznaniu. Razem trudnią się gospodarstwem, kaflarstwem, wyrabiają cegłę szamotową i doniczki, które sprzedają ogrodnikom w Starogardzie i Grudziądzu. Augustyn żeni się w 1936 r. się z Kazimierą Chyłą. Mają dwóch synów i córkę. Skórcz 1936. W pierwszej parze Jan Pawłowski, druga para Julianna i Leonard Chyła. Repr. Tadeusz Majewski Augustyn Pawłowski w Poznaniu przy swoim samochodzie – drugim w Skórczu. Rok 1942. Rodzice pani Basi, pani Basia i jej brat. Pani Barbara: Ojciec Augustyn mówił, że raz w szkole oberwał, bo nie znał historii Niemiec. A jego matka Marianna wzięła go za rękę i podprowadziła pod poczet królów polskich, który wisiał na korytarzu. I powiedziała do ojca pokazując na portrety: „To jest twoja historia, tej się ucz. Tamtą musisz się uczyć, ale tę musisz znać przede wszystkim”. FOT. Tadeusz Majewski zamieszkać z rodziną w Głuchem (budynek, gdzie dzisiaj zamieszkują pp. Eggert), drugi raz w 1951 r. - Ojciec nam,dzieciom,wielokrotnie mówił, jak bardzo było to bolesne. Mniej bolało, jak robili to Niemcy, wielokrotnie bardziej, kiedy robili to swoi – wspominała w wywiadzie pani Basia. Po utracie pracy w państwowym zakładzie Augustyn podejmuje nowe wyzwanie. Ma przecież na utrzymaniu rodzinę. Wynajmuje szopę (za MDK) i tam rozpoczyna produkcję kafli. Robi to korzystając już z pieców elektrycznych. Tu bardzo mocno angażuje się córka Barbara. - Pracowaliśmy tylko we dwoje. Praca była ciężka. Wodę woziliśmy z rynku w beczce na kółkach, ale nie poddaliśmy się. Ojciec na swoim był wreszcie w zgodzie z samym sobą. Nie musiał już iść na kompromisy, które naruszały granice uczciwości wobec siebie. Barbara pracuje ze swoim ojcem aż do urodzenia syna, Klaudiusza. Augustyn po przejściu na emeryturę nadal trudni się rzemiosłem. Wykonuje ceramiczne popielniczki. Nie może rozstać się ze swoim fachem. Powtarza, że wiele można osiągnąć, wszystko przezwyciężyć, jeśli zawód jest pasją, a nie tylko sposobem zarabiania na życie. A Barbara? Wyjeżdża do Holandii, ale po kilkunastu latach wraca do rodzinnego Skórcza, bo tu przecież są jej korzenie. Na postawie tekstu Teresy Wódkowskiej opracował Tadeusz Majewski Tygodnik Kociewski – nr 25, 20.06.2001r. Synowie po nauce w dużym mieście tam pozostają. Przy Augustynie i Kazimierze zostaje córka Barbara. Poznaje tajniki kaflarstwa i od 17. roku życia pomaga ojcu. - Po wojnie ojciec wprowadził nowe technologie, np. piece do wypalania kafli trocinami, na co otrzymał patent. Zatrudniał 18 ludzi. Wyprodukowany towar wywoził w Polskę, a także zaopatrywał okoliczną ludność. Do Skórcza sprowadzał stłuczkę szklaną i glinkę aż ze Śląska. Transportery duże i częste przychodziły pociągiem. Ojciec chciał budować bocznicę kolejową - wspomina w wywiadzie z Teresą Wódkowską w 1991 r. Barbara Pawłowska - Scholte. Pawłowskim zawsze wiodło się dobrze. - Ojciec był jednym z pierwszych, po Litwińskim (właścicielu tartaku), posiadaczem samochodu, fiata. W 1951 r. firmę Pawłowskich przejmuje Zarząd Państwowy. Augustyna „robią” kierownikiem technicznym. Tę samą funkcję pełni w Pelplinie i Tczewie. Krąży między tymi miastami. W 1956 r. atmosfera w upaństwowionych zakładach staje się nie do zniesienia, ale pozwala Augustynowi pozostać w firmie. Rezygnuje z pełnionej funkcji, ściśle mówiąc – jest do tego zmuszony. Zostaje dwukrotnie wywłaszczony - raz podczas okupacji, kiedy byli zmuszeni zostawić swoje i Takich małych wielkich pozytywistów – producentów, handlowców, rzemieślników - w Skórczu było wielu. Między innymi Klemens Piórek, który stawiał na całym Pomorzu piece. PISMO OKOLICZNOŚCIOWE Skórzecka familia fotografików 25 Tymińscy Nie wyprowadziłby się do innego miasteczka. Bardzo lubi fotografować skórzecki stary kościół. Ma ujęcia z każdej strony - również z góry, o różnych porach - w dzień i w nocy. Niby ten sam obiekt, a na każdym zdjęciu inny. Malowniczy wzgórek, obok na Rynku Maślanym fontanna… To jest miejsce, na tle którego chciałby przeprowadzać wywiad. Tutaj taka rozmowa miałaby godną oprawę. Z Markiem Tymińskim, od 35 lat mieszkającym w Skórczu fotografikiem, rozmawiam w jego studio. Pełno tu artystycznych zdjęć autorstwa pana Marka i jego żony Haliny. W oczy rzucają się szczególnie kociewskie krajobrazy, malowane paletą ciepłych, jesiennych lub świeżych, letnich barw. Malowane – bo fotografika to malowanie światłem, a Tymińscy są prawdziwymi artystami w tej dziedzinie. Pan Marek przekornie twierdzi, że każdy może dzisiaj powiedzieć, że jest fotografikiem – fotografem artystą, choć to, co robi z fotografiką, ma niewiele wspólnego. O sobie mówi skromnie, że choć on fotografikiem jest, woli nazywać siebie fotografem, czyli rzemieślnikiem. PAN MARIAN FOTOGRAFIK Fotografią profesjonalnie zajmował się już ojciec pana Marka – Marian Tymiński. Swoją przygodę z tym zawodem rozpoczął będąc nastolatkiem, w latach 50. ubiegłego wieku. W szkole średniej rozpoczął naukę fotografii u pana Peplińskiego, którego firma Fotokamera mieściła się w Gdańsku przy ulicy Długiej, w eleganckiej piwnicy kamienicy sąsiadującej z Dworem Artusa. Fotograficy związani z firmą Fotokamera: pan Pepliński, Tymiński, Kamiński, byli pionierami fotografii barwnej na Wybrzeżu. To im zlecano wykonanie odpowiedzialnych zadań. Ot, chociażby na zamówienie Polskich Linii Oceanicznych panowie przygotowali folder reklamowy transatlantyku MS Batory. Pod koniec lat 50., gdy czołowym fotografikiem prasy gdańskiej był Zbigniew Kosycarz, Marian Tymiński wygrał konkurs na fotoreportera Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej (dzisiejsza Akademia MW) i otrzymał tutaj etat. Przez 8 lat uwieczniał dzieje polskiej floty wojennej. Pan Marian zapragnął podjąć nowe wyzwania. MW niechętnie chciała pozbyć się mistrza, tym bardziej, że miał on przez tych kilka lat dostęp do kancelarii tajnej. Nie mieli na niego żadnego haczyka, gdyż nie należał nigdy do partii, a więc z czasem udało mu się zakończyć współpracę. Nowy etap życia rodzina Tymińskich rozpoczęła w Skórczu. Był to rok 1970. W miasteczku istniał zakład fotograficzny Kłomskiego – bardzo dobrego fachowca, choć niewykształconego w tym kierunku. Jego wielką pasją było pszczelarstwo i właśnie swojemu hobby poświęcał dużo czasu. Przez kilka lat oba zakłady funkcjonowały nie przeszkadzając sobie wzajemnie. Pojawienie się nowego fotografa, w dodatku z Trójmiasta, tutejsze władze przyjęły z radością. Liczono na przykład na skrócenie oczekiwania na zdjęcia legitymacyjne – bywało, że do tej pory czekano 6 tygodni. Do końca swojego życia pan Marian był związany ze Skórczem. Swoją pracę wykonywał początkowo małoobrazkowym aparatem fotograficznym Leica, później sprzętem Practica, Pentacon Six. PAN MAREK FOTOGRAFIK Dom, w którym wychował się pan Marek, przepełniony był aurą fotografiki. Była ona zajęciem obojga rodziców. W domu była urządzona ciemnia, w której pan Marian wywoływał fantastyczne zdjęcia. Jego syn Marek śmieje się, że urodził się w ciemni, bo odkąd pamięta, spędzał w niej wiele czasu. Fachu nauczył się od ojca. W 1974 roku uczennicą w zakładzie pana Mariana była pani Halina. Pan Marek najzwyczajniej, a może najniezwyczajniej w świecie się w niej zakochał. Od 28 lat są małżeństwem. Dwaj z trzech synów pracują już w rodzinnej firmie fotograficznej. Po śmierci pana Mariana firmę krótko prowadziły panie Tymińskie – matka i żona pana Marka. W 1991 roku pan Marek, chcąc rozwinąć zakład, całkowicie przejął firmę i do dzisiaj nią zarządza. Pierwsze swoje zdjęcia pan Marek robił Pentaconem Six – aparatem na szerokie błony zwojowe. Na jeden film wchodziło 12 zdjęć. Do dziś w kolekcji ma aż 3 takie aparaty. Taki sentyment… Choć nie były to aparaty typowo reporterskie, to właśnie dzięki nim powstawały pierwsze tego rodzaju ego prace. Tymiński czuje się właśnie bardziej reporterem, pejzażystą. Za to w studio królowała kamera Globica, taka na błony cięte. Robione nią zdjęcia z jubilerską precyzją i anielską cierpliwością retuszowała żona pana Marka – Halina. Teraz Tymińscy pracuję na najnowszym na świecie aparacie marki Canon EOS 1Ds Mark III. Pełna klatka, 21 megapikseli, jeden obiektyw kosztuje około 6 tys. zł – aparat kosztuje tyle, ile dobrej marki samochód. „Troszkę” też waży i dlatego trzeba nosić go na plecach. W sprzęt nasi bohaterowie inwestują duże kwoty, bo też postęp technologiczny jest bardzo szybko, a nie można pozostać w tyle. FOTOGRAFOWANIE Nie da się policzyć ani ilości otwieranych pudełek papieru fotograficznego, ani kilogramów utrwalaczy czy wywoływaczy, ani też kilometrów czy kilogramów zużytych przez Tymińskich błon filmowych. Zawód fotografa w małym miasteczku to praca barwna, obfitująca w codzienne kontakty z ludźmi. Siłą rzeczy fotograficy Halina i Marek Tymińscy z synami biorą udział w życiu swoich klientów – w radosnych, przyjemnych chwilach, wydarzeniach smutnych, tragediach… Szczęśliwie tych wesołych bywa więcej. Bywają w życiu artysty fotografa też chwile zaskoczenia. Tak na przykład niedawno Tymińscy otrzymali zlecenie ze Stadniny Koni w Janowie Podlaskim – najstarszej państwowej stadniny w Polsce, słynącej z hodowli koni angloarabskich i czystej krwi arabskiej. Mieli dwa dni na zrobienie zdjęć. Pogoda była fatalna. Zatrzymali się w hoteliku w Janowie. Pierwsze wrażenie było przerażające, atmosfera jak z horroru. Ponure wnętrze, hotel jakby bezludny, nikogo w recepcji. Mimo to pan Marek z panią Haliną zdecydowali się pozostać. I jakież miłe zaskoczenie. W pokojach wyposażonych a’la wczesny Gierek niesamowicie czyściutko i pachnąco. Miła obsługa, wspaniała, domowa kuchnia. Bardzo chętnie pojadą tam w pierwszy wolny weekend, jaki tylko będę mieli. Konie to wdzięczny temat do fotografowania, podobnie jak kociewskie czy nadbużańskie krajobrazy… Halina i Marek Tymińscy są współautorami książki „Skórcz na starej fotografii”. Skromnie mówią, że ich rola polegała głównie na reprodukcji i retuszu starych zdjęć. Dzięki temu wszyscy mogą podziwiać widoki Skórcza w tak dobrej jakości! Konkursy? Bardzo lubią swoją pracę, ale z braku czasu i zainteresowania nie biorą w nich udziału. Robią dużo fotografii technicznej, katalogowej dla przedsiębiorstw. Czasami z ich zdjęć korzystają różne wydawnictwa. Pytam pana Marka, czy zdaje sobie sprawę, że przez atelier Tymińskich przewinęli się chyba wszyscy mieszkańcy Skórcza i okolic, kilka ich pokoleń. - Tak… Chrzty, komunie, wesela… Ostatnio byłem fotografem na chrzcie dziecka, którego rodzicom robiłem zdjęcia pierwszokomunijne, a u dziadków maluszka byłem fotografem na ślubie, a więc było to już trzecie fotografowane przeze mnie pokolenie. Kiedy zdaliśmy sobie z tego sprawę, wytworzyła się bardzo sympatyczna atmosfera – mówi pan Marek. - Czy czuje pan sentyment do lat, kiedy zaczynał pan pracę w Skórczu? - Mimo, że były to czasy komunistyczne, w których prywatna inicjatywa była permanentnie na cenzurowanym, to żyło się lżej. Konkurencja była podobna, pracowałem z mamą i żoną – trzy osoby, ale jeździłem na urlopy, budowałem z moim przyjacielem Włodkiem Szarafinem łódź po godzinach pracy, prawie codziennie jeździliśmy na ryby… Teraz nie mam czasu na nic. Zatrudniam kilka osób, a mimo to praktycznie nie mam wolnego czasu. Co roku wykupuję kartę wędkarską, ale nie pamiętam, kiedy byłem na rybach… Barbara Dembek-Bochniak 26 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Taki Skórcz pamięta Świętujemy 75-lecie nadania praw miejskich Skórczowi. Poznajmy historię rdzennego mieszkańca tego miasteczka, który w roku nadawania praw miejskich miał dwa latka. Oto opowiadanie o Mieczysławie Światczyńskim, rocznik 1932, urodzonym w Skórczu, z ojca Feliksa i matki Marii, mieszkańcu ponad 140-letniego domu przy ulicy Starogardzkiej. Rodzina Światczyńskich przed swoim domem przy obecnej ulicy Starogardzkiej. Rok 1905. Mieczka, małego szkraba, rodzice posłali do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne. Pamięta jeszcze wierszyk, którego go nauczyły. Mniej więcej w tym samym czasie do Skórcza na wizytację przyjechał biskup Okoniewski. Na dzisiejszej ulicy 27 Stycznia było uroczyste powitanie. Mały Mieczek mówił wierszyk. Później biskup przesiadał się do bryczki zaprzężonej w dwa białe konie i przez cały Skórcz wraz z orszakiem wieźli go do kościoła. Taką właśnie bajkową scenerię zapamiętał pan Mieczysław… 1 września 1939 roku Mieczek miał rozpocząć naukę w szkole. Wybuchła wojna. Lekcje już nie odbyły się. Okupacja. Przymusowe kształcenie w szkole niemieckiej, w której zatrudniono syna aptekarza Müllera. Zrazu uczył on dzieci po polsku i po niemiecku. Dzieciaki szybko łapały niemiecki, więc po roku wykładał już tylko w tym języku. W szkole mówiono po niemiecku, w domu po polsku, na ulicy jak się dało. Bywało, że za nieuctwo w szkole dzieciaki dostawały kijem lub witką lanie. Gdy już wszystkie rózgi były zużyte, uczniowie musieli przynosić nowe. Sprytnie nacinali je nożykiem, żeby przy biciu po palcach się rozpryskiwały. Najsroższy był wtedy nauczyciel, którego nazywano „Burak”. Stary Niemiec, alkoholik. Nie rozumiał ani słowa po polsku. Zaraz po szkole biegał na piwo. Ojciec pana Mieczysława przed II wojną światową w swoim domu prowadził Sklep Towarów Kolonialnych. Z powodu żylaków nie mógł zasilić szeregów Wojska Polskiego. Do doświadczonego, bardzo szanowanego sklepikarza z ofertą pracy przyszła rodzina Alsdorfów. Byli to jedni z licznie zamieszkujących okolicę w czasie zaborów Niemcy. Alsdorfowie nie przepadali za Hitlerem. Nie mając wyjścia pan Feliks podjął pracę w ich sklepie z artykułami biurowymi, szkolnymi i zabawkarskimi. Pan Mieczysław wspomina ze śmiechem taką historyjkę: - 20 kwietnia przypadały urodziny Adolfa Hitlera. W Skórczu nakazano wielkie świętowanie! Dzień wolny od pracy. Cichutko na ulicach, spokojnie. Samolotów nie było słychać w powietrzu, nic. Alsdorfowa mówi: „Herr Światczyński, panie Światczyński, niech pan ustroi nam tego Fuhrera!”. - Ale w sklepie, czy w domu? – chcę uściślić. Oburzenie w głosie pana Mieczka: - W sklepie! Gdzie?! W domu to była tylko Matka Boska i Krzyż! Tata ustroił ładnie duże okna w sklepie! Portret wstawił w ramy, po obu bokach dał flagi z hakenkreuzami. My przynieśliśmy z domu kwiaty w donicach, bo Alsdorfowa nie miała żadnych… Po Skórczu chodziła wtedy kontrola. Za ten wystrój tata dostał od miasta butelkę szampana i pudełko 50 grubych cygar! Alsdorfowa przyszła i powiedziała: „Ładnie pan tego świnia udekorował”. Kwiaty z wystroju okna przynieśliśmy potem do domu. - Teść zawsze mówił, że te liście to koło Hitlera stały – mówi ze śmiechem pani Terenia, żona Mieczysława. – Kiedy już przysychały, pomyślałam, że trzeba je ratować, bo przecież w czasie wojny stały koło Adolfa. Odżyły. Dzisiaj tworzą bujną kępę. Ładnie rosną. Alsdorfowie mieszkali ze starą, schorowaną babcią. W styczniu 1945 roku zmuszeni byli uciekać. Staruszkę zostawili pod opieką Światczyńskich. 4 marca 1945 roku był dniem wyzwolenia Skórcza. Na ulicach radzieccy żołnierze, czołgi. O ósmej rano Skórcz był już wolny. Pan Mieczek z bratem i ojcem poszli, jak co dzień, zanieść starej Aldorfowej jedzenie. Zastali ją zakrwawioną w łóżku, z dziurą w głowie… Żołnierze radzieccy czuli wyraźną awersję do Niemców i języka niemieckiego, a ta bezbronna kobieta mówiła tylko w tym języku… Panowie Światczyńscy wzięli ją w prześcieradła, pochowali w ogródku. Przez długi czas na tym grobie sadzono kwiatki. Po wojnie Alsdorfowie niejednokrotnie przyjeżdżali do Skórcza i odwiedzali starych znajomych… Powojenna edukacja pana Mieczysława odbywała się już w polskiej szkole. Początki były trudne. Wiedza zdobyta w szkole niemieckiej pozostawała w młodym umyśle właśnie w tym języku. Dla przykładu w niemieckim nie było „rz”, więc bywało, że pan Mieczek Pomorze czytał Pomor-ze. Kiedy nauczyciel Mykietyn pytał w szkole siedem razy osiem, to rachunki odbywały się najpierw w głowie po niemiecku, później dopiero padała Mały Mieczek z bratem Ludwikiem. Rok 1935. odpowiedź po polsku. Mykietyn powiadał, że on umie wszystko nauczyć, tylko tabliczki mnożenia nie potrafi – bo tego każdy musi nauczyć się sam. W Skórczu było wielu dobrych matematyków: Stosik, Klejna, Dembicki… W latach 1945-1947 pan Mieczysław był harcerzem. Harcmistrzem był Leon Chyła, jeszcze przedwojenny harcerz. Organizował on prześwietne obozy w Głu- chem. Harcerze kąpali się, śpiewali, chodzili po lesie i zdobywali sprawności – zwiadowcy, majsterkowicza… Pod namiot przyjeżdżał sam Mykietyn z całą rodziną! Po ukończeniu 6 klasy pan Mieczek jako zdolny uczeń wstąpił do Gimnazjum SpółdzielczoHandlowego (późniejsze Technikum Rachunkowości). Wkrótce przyjechał jego wuj z Białośliwia w powiecie wyrzyskim. Był właścicielem piekarni. Nie mając swoich dzieci postanowił przekazać ją młodemu Mieczysławowi. Ten musiał przerwać naukę w Skórczu i pracując u wuja wyuczyć się na piekarza – a to już w Nakle. Do pracy wstawał o 2 w nocy, popołudniami chodził do szkoły. Ówczesne władze dały jednak takie domiary podatku, że i piekarnia wuja w Białośliwiu, i sklepik ojca, i inne sklepiki w Skórczu musiały splajtować. Piekarnie przejęły GSy. Zmienił się system: 3 dni nauki w szkole, 3 dni praktyk. W 1951 roku zaciągnięto pana Mieczysława na dwa miesiące w szeregi XXIII Brygady SP [Powszechna Organizacja „Służba Polsce”, państwowa młodzieżowa organizacja paramilitarna dla młodzieży w wieku 16 – 21 lat przyp. red]. Społecznie budował elektrownię w Jaworznie, pracował w cegielni. Nie narzekał. Należał do przodowników pracy. Nagrody były różne: a to książka, a to wyjazd na spektakl teatralny do Katowic, w to wycieczka do Oświęcimia. - Fajnie było! – mówi pan Mieczysław. - Mundury dali, kazali w namiotach mieszkać, codziennie była gimnastyka, strzelanie, wszystko było! Takie małe wojsko. Pobudowaliśmy bardzo dużo! Nową Hutę budowały brygady, Warszawę… A dzisiaj to wszystko, co my pobudowaliśmy, sprzedają… Za czasów SP nie było telewizji, telefonów. Ale były panny! Brało się harmoszki i się szło pograć. Pan Mieczek chętnie grywa do dziś – umie zagrać wszystko ze słuchu. Pierwszą harmonijkę dostał gdy miał 10 lat – podczas okupacji. Tata kazał mu próbować grać - nauczył się szybko. Pierwsza melodyjka, którą opanował, to było „Es klappert die Mhle” – niemiecka piosenka o tym, jak młyn chodzi i chrobocze, klapruje… Cztery lata od wyjazdu do wuja pan Mieczek wrócił do Skórcza. Dostał pracę w piekarni. Pracował z panami: Ratajczakiem z Pączewa, Saganowskim z Wielbrandowa, Szwarcą, Szpicą – wszyscy pomarli, został już tylko on sam… Przy piekarni był sklepik, pracowała w nim Gergielowa. Od 22.00 wieczorna zmiana piekła chleb, a od 4.00 bułki, szneki, chałeczki, rogale. Na początku ciasto wyrabiano w wielkich dzieżach rękami - na 120 bochenków dwukilogramowego chleba. Później weszły maszyny, a chleby zmniejszano do półtorakilogramowych, później kilogramowych, teraz są półkilogramowe… Pan Mieczysław jest mistrzem piekarnictwa, czeladnikiem cukierniczym. Zawodowe szlify zdobywał w Głuchołazach, Wiśle, Bielsku Białej. Pracował w piekarni do 1991 roku, do emerytury. Pan Światczyński szedł zawsze tam, gdzie śpiew i muzyka. Od 1952 roku należał do chóru kościelnego. Na pewien czas, z powodu braku dyrygenta, chór zawiesił działalność, by później ponownie rozbrzmieć pod opieką pani Romanowskiej. Przy okazji - z księży skórzeckich panu Mieczkowi utkwił w pamięci bardzo dobry ksiądz Stefan Urbański. Miał hobby – hodowlę gołąbków. Zaczął grodzenie cmentarza, wylał betonowy chodnik, malował kościół, wyremontował organy, chór, prezbiterium. To on zapoczątkował zwyczaj, że kolekta z mszy pogrzebowej była przeznaczana na mszę za nieboszczyka, która miała odbyć się miesiąc po pogrzebie. Później podchwycono to w okolicznych parafiach i do dzisiaj jest tam praktykowane. Przygodę z chórem pan Światczyński kontynuował w działającym przy Związku Emerytów chórze Szpaki. Niestety, od roku nie śpiewa – z powodu bardzo słabego wzroku nie jest w stanie czytać tekstów… W repertuarze Szpaków była i piosenka o Skórczu, której tekst napisał Franciszek Kosecki, śpiewana do melodii „Paloma, Paloma”: Gdy pierwszy raz w życiu Zobaczysz tę naszą dolinę Tu przystań na chwilę Usłyszysz – melodie w niej płyną. Zrozumiesz, jej słowa są proste, Przyjazne od wieków, Nie będziesz żałował, Że chwilę odpoczniesz, człowieku. (…) Skowronek dla ciebie Też śpiewa swe trele wysoko On kocha dolinę Tę naszą skórzecką, głęboką. Bo ona, bo ona ze śpiewu Naprawdę szczęśliwa Orkiestra, śpiewanie W dolinie niech nigdy nie zginie! (30 lipca 2004) Pan Mieczysław kontynuował też muzykowanie. By móc nauczyć się gry na trąbce, wstąpił w 1955 roku w szeregi Ochotniczej Straży Pożarnej - formowała się tam orkiestra. Grał w niej do niedawna – problemy ze wzrokiem... Orkiestra OSP uświetniała różne zawody, otwarcia remiz, święta 1 Maja, 22 Lipca, procesje Bożego Ciała, pogrzeby, peregrynacje świętych obrazów. - Jak któryś ze strażaków brał ślub, to szliśmy na kawalerkę. Przed domem graliśmy mar- 27 PISMO OKOLICZNOŚCIOWE pan Mieczek sza, wypiliśmy wódeczkę. Później na weselu graliśmy w kościele - i marsze, i pieśni maryjne. Wszyscy koledzy z orkiestry byli fajni! W pamięci utkwił mi przegląd orkiestr w latach 60-tych w Dzierzgoniu. To były czasy, kiedy na występy nie jeździło się autobusami, tylko samochodem ciężarowym z plandeką. Zamiast siedzeń na pace były deski. Było bardzo fajnie! Weszliśmy na scenę. Stały na niej 3 skrzynki wina. Później był przemarsz orkiestr z muzyką przez miasto. Naszym dwóm chłopcom dzy wszystkich w orkiestrze! Na innym przeglądzie orkiestr i zespołów przedstawiałem, mówiąc gwarą, gawędę Bernarda Janowicza o sikawce. Ile wtedy było śmiechu na widowni! Ostatnim występem pana Mieczysława była gra na pogrzebie kolegi z zespołu - Klemensa Piórka. Za aktywną służbę w OSP (wieloletni przewodniczący Komisji Rewizyjnej oraz skarbnik) i grę w orkiestrze pan Światczyński został uhonorowany brązowym, srebrnym i Poranna zmiana w piekarni - M. Światczyński, J. Grabowski, J. Langowski przy pracy. Rok 1959. To i pozostałe zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego pp. szło się szczególnie ciężko, bo mieli schowane w tubach od basów po 5 butelek wina - tego ze sceny - i idąc tylko udawali, że grają. Wino zostało rozdzielone równo mię- złotym medalem za Zasługi dla Pożarnictwa, medalem Wzorowego Strażaka i srebrnym Krzyżem Zasługi przyznanym przez prezydenta Aleksandra Kwa- śniewskiego. W zeszłym roku, jako jeden z dwóch strażaków w województwie otrzymał medal honorowy im. Bolesława Chomicza „Bogu na chwałę, ludziom na pożytek”, nadawany przez Prezydium Zarządu Głównego Związku OSP RP. Teraz, razem z Alojzym Koseckim, Bronisławem Janusem, Kazimierzem Gajdusem, Waldemarem Czapiewskim, pan Mieczysław jest Członkiem Honorowym OSP w Skórczu. W swojej kolekcji pan Światczyński ma też specjalny order - „Przyjaciel przedszkola”! Przez 15 lat niósł dzieciom radość przychodząc w okresie bożonarodzeniowym w przebraniu Mikołaja! Dzieci siadały na kolano, mówiły wierszyki, śpiewały piosenki! Ta przygoda zaczęła się, kiedy do przedszkola poszła pierwsza wnuczka pana Mieczka – Agnieszka. Wnukowi Maciejowi dzieci w przedszkolu zazdrościły tego, że dziadek przywoził go na rowerze, kiedy one przyjeżdżały z rodzicami samochodami. Kiedy z powodu bardzo słabego wzroku pan Mieczysław przestał być Mikołajem, to pewnej Gwiazdki dzieciaki z przedszkola przyszły z laurkami do swojego Mikołaja. Bardzo wzruszyły tym naszego bohatera. - Tyle radości Pan podarował ludziom w Skórczu! A żal Panu czegoś? - Żal, że orkiestra OSP się nie Pan Mieczek z żoną Terenią dziś. rozwija. Młodzież nie jest zainteresowana grą. Kiedyś było nas w zespole 24-25, dzisiaj jest tylko 11 osób… Żal, że nie ma takiego porządnego, 4-głosowego chóru… Że nie ma dobrego muzyka, który by uczył grać na akordeonie, fortepianie – tak jak uczył Próchnik czy Mazurkiewicz… Tego najbardziej żal… - Chciałby Pan mieszkać gdzie indziej? - Nie! Ja sobie nie wyobrażam życia gdzie indziej! Mój syn Wojtek – wicemistrz Polski juniorów w skoku wzwyż w 1989 roku – też nie chciałby żyć w innym miejscu. Wczoraj pojechaliśmy z nim w lasy. On trenował biegi, a my sobie z Terenią szliśmy wokół jeziora. Nigdzie nie jest tak pięknie, jak tutaj w okolicy… Razem z panem Mieczysławem i panią Terenią oglądamy albumy rodziny Światczyńskich. Piękne zbiory! Wiele zdjęć z początku XX wieku. Na jednym z nich uwieczniono wyjątkowe zdarzenie – około 1917 roku samolot Albatros CIII lądując awaryjnie na przygodnym terenie w okolicach Skórcza przewrócił się przez nos na plecy. Taki wypadek to kapotaż. Niezwykła gratka dla mieszkańców Skórcza. Przy dwupłatowcu uwiecznił się i ojciec pana Mieczysława. Barbara Dembek-Bochniak Pruski Albatros CIII po kapotażu w okolicach Skórcza. W uwiecznionej na zdjęciu grupie mieszkańców miasteczka, którzy zbiegli się z ciekawości, stoi ojciec bohatera reportażu - pan Feliks. Rok 1917. 28 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Skórcz sportem stoi. Z prostej przyczyny. Tu mieszkają ludzie, trenerzy, którym chce coś się robić. Tu są talenty, które chce się rozwijać. Bez tych pierwszych nie byłoby jednak tych drugich. Ludzie sportu – ludzie sukcesów Bowiem Ludowy Klub Sportowy „Pomorzanka” w Skórczu to wspaniały element współczesnej historii miasteczka, od niedawna jego tradycje kontynuuje Lekkoatletyczny Klub Sportowy „Ziemi Kociewskiej”. Klub „matka” założony został w 1986 r. przez Zygfryda Anhalta i Jerzego Mykowskiego. Trochę z przymusu. W tamtym czasie reorganizował się LKS „Agro-Kociewie” w Starogardzie Gdańskim. Starogardzki klub przeżywał kryzys, zabrakło pieniędzy, zawodnicy ze Skórcza musieli odejść i żeby się nie zmarnowali, żeby mogli dalej się szkolić, zaistniała potrzeba stworzenia czegoś solidnego w Skórczu. Powstały sekcje piłki nożnej i lekkiej atletyki oraz rekreacyjno-turystyczna. Od razu najbardziej prężną stała się sekcja lekkiej atletyki, która szkoli głównie młodzież do wieku juniora, do 19 lat. Sekcja brała udział w rozgrywkach drużynowych pod nazwą Liga Juniorów i zajmowała czołowe miejsca w województwie pomorskim. Największe sukcesy zawodnicy osiągają jednak startując indywidualnie. Na mistrzostwach Polski w Zamościu mistrzami kraju zostają: Jarosław Zabrocki w rzucie młotem, Marlena Gibas w skoku wzwyż. Wicemistrzem w rzucie młotem został Marcin Marchlewicz, natomiast Mariusz Ciesielski zajął czwarte miejsce. J. Zabrocki i M. Marchlewicz wraz z trenerem Ryszardem Różyckim reprezentowali nawet Polskę na Mistrzostwach Europy w Tampere (Finlandia) w rzucie młotem. Zawodnicy ci również brali udział w meczach międzypaństwowych, w trójmeczu Polska, Rosja, Francja. J. Zabrocki brał nawet udział w mistrzostwach świata w Debreczynie. Czołowymi zawodnikami w rzucie młotem, trenowanymi przez R. Różyckiego, byli także: Szymon Noga i Mariusz Ciesielski, którzy znaleźli się w kadrze polskiej juniorów. Do wychowanków R. Różyckiego należeli też: Kazimierz Boulge - czołowy miotacz kraju w seniorach, Jarosław Godowski - srebrny medalista w rzucie młotem. Ci, którzy zajęli III miejsce, to: Roman Wysocki, Bartosz Kuczma, Arkadiusz Zając, Adam Dmuchowski. Sukcesy imponujące. Panie też nie były gorsze. Beata Lewicka została złotą medalistką mistrzostw Polski w rzucie dyskiem w kategorii juniorek młodszych. Do czołowych miotaczek należały m.in. Anna Netka, Katarzyna Szumała, Angelika Kościńska i Justyna Listewnik. Kolejny trener, Wojciech Świadczyński, zajmuje się skokami i biegami krótkimi. Do czołowych jego wychowanków należy Adam Gaj, zakwalifikowany do kadry „B” olimpijskiej z szansą na udział w Atenach w sztafecie 4x100 m. Odnosił sukcesy w kategorii juniorów, osiągnął wicemistrzostwo Polski w biegu na 100 m. Uczestniczył w młodzieżowej sztafecie 4x100 m, brał udział w mistrzostwach świata na Jamajce. Czołowymi sprinterami byli dwaj bracia - Tomasz i Andrzej Chyła. Kolejna zawodniczka Mar- lena Gibas została mistrzynią kraju w skoku wzwyż juniorek i zajęła czwarte miejsce w trójskoku na tychże mistrzostwach. Do wyróżniających się zawodników trenowanych przez W. Świadczyńskiego należeli: Sebastian Graban w skoku w dal - okazał się najlepszym skoczkiem w kategorii juniorów w województwie pomorskim, Piotr Stawicki najlepszy trójskoczek w kategorii juniorów młodszych, 10. w kraju, a najlepszy w województwie pomorskim, Izabela Chyła - juniorka młodsza w trójskoku, zdobyła II miejsce w województwie, Tomasz Mółka - czołowy junior młodszy w skoku wzwyż, Marcin Chałas, Krystian Kozłowski - czołowi skoczkowie wzwyż, Łukasz Kleina w biegu na 200 m jako junior młodszy. Jarosław Mykowski zajmuje się biegaczami na dystansach średnich. Do czołowych zawodników w jego zespole należeli m. in.: Dominika Główczewska, która odniosła sukcesy w kategorii juniorek na mistrzostwach Polski, zajęła 11. miejsce w biegu na 800 m w mistrzostwach Polski w kategorii juniorek młodszych. Była jeszcze 16. w biegu przełajowym w mistrzostwach Polski na dystansie 2 km. Do wyróżniających się zawodników należeli: Paweł Mykowski na dystansie 400 m i 400 m przez płotki. Zajął 14. miejsce w makroregionie (woj. pomorskie i kujawsko-pomorskie), Szymon Lipowski w biegu na 2000 m w biegu z przeszkodami, brązowy medalista województwa junio- Biegi przełajowe to skórzecka tradycja . Masowo biega młodzież... FOT. T. Majewski rów Ireneusz Garstka - trzecie m. w makroregionie w biegu przełajowym na dystansie 5 km, Łukasz Kamiński - 13 m. w makroregionie w dystansie 3 km. Zawodnicy ci zakwalifikowali się na Ogólnopolską Olimpiadę Młodzieży w biegach przełajowych. Także wyróżniającymi się zawodnikami byli: Anna Kochanowska w biegu na 800 m, Marek Lange w biegach średnich, Karol Nowakowski w biegach na 800 m oraz Szymon Dedowski, Grzegorz Noga i Monika Lange. W gimnazjadzie wojewódzkiej sztafeta 4x100 m w składzie Tomasz Mykowski, Tomasz Teślak, Grzegorz Rombalski i Michał Aftke zdobyli srebrny medal. Należy nadmienić, iż J. Mykowski był pierwszym trenerem olimpijczyka Grzegorza Gajdusa oraz takich biegaczy, jak Wincentego Guza - brązowego medalisty mistrzostw Polski, Leszka Rejmusa - złotego medalisty mistrzostw Polski LZS-u, Wojciecha Janiszewskiego, Krzysztofa Langowskiego, Adama Bogaleckiego, Wiesława Góreckiego i Kazimierza Śliwińskiego. Zawodnicy ci należeli do czołówki biegaczy województwa i kraju. Zdobywali medale na zawodach ogólnopolskich. Dziewczęta, Elżbieta Bońska, Bożena Gromek, Zofia Kur, Anna Kłos, Lucyna Szreder, należały zaś do czołówki biegaczek województwa i zdobywały medale na zawodach rangi krajowej. J. Mykowski wyszkolił też czołowego chodziarza województwa pomorskiego Jarosława Dadaczyńskiego. Arkadiusz Zając, najmłodszy trener, szkoli młodziczki i młodzików w rzutach, a szczególnie w rzucie młotem. Wychował Szymona Nogę, który został złotym medalistą mistrzostw Polski, Artura Smardzewskiego, Hannę Osowską, Marzenę Wesołowską - obie medalistki wojewódzkiej gimnazjady w rzucie młotem. Zygfryd Anhalt, najbardziej zasłużony dla skórzeckiego sportu, trener i działacz sportowy, wychował liczne zawodniczki, m.in.: Renata Pętlinowska-Walendziak, Danuta Brauer, Ewa i Maria Jabłonki, Barbara Hojta, Alicja Szumała i Mirosława Predel. Z. Anhalt zajmował się szkoleniem tenisa stołowego. Tutaj na uwagę zasługuje Ewa Romanowska, która osiągała bardzo dobre wyniki. Mieszkańcy Skórcza opowiadają, że mogła osiągać podobne sukcesy co Andrzej Grubba. Niestety, zaprzepaściła swój talent. Z. Anhalt prowadził też zespół piłki nożnej kobiet w II lidze, a także zespoły koszykówki i piłki ręcznej dziewcząt. Obecnie jest cenionym działaczem i menadżerem. Dzięki niemu w dalszym ciągu odbywają się ogólnopolskie imprezy. Klub jest organizatorem dwóch wielkich imprez o zasięgu ogólnopolskim. Wiosną odbywają się ogólnopolskie biegi przełajowe, a jesienią - Memoriał Imienia Sławomira Zieleniewskiego w rzutach. - Na imprezy te zjeżdża się cała czołówka krajowa, między innymi byli Szymon Ziółkowski i Kamila Skolimowska - mistrzowie kraju w konkurencjach rzutowych. J.L. Podczas rozmaitych zawodów zawsze można spotkać Zygfryda Anhalta. Tu zw towarzystwie mistrzyni Polski w strzelaniu Joanny Włodarczyk FOT. T. Majewski 29 PISMO OKOLICZNOŚCIOWE Rok sukcesów Warto przypomnieć jeden rok z historii skórzeckiego sportu. Wielce udany. 2003 rok. Skórcz po raz drugi został najbardziej usportowioną gminą w województwie pomorskim, deklasując we współzawodnictwie wszystkie pozostałe. Kiedy fachowcy od sportu oceniają wagę wyników sportowych w różnych dyscyplinach sportowych, na ogół dochodzi do kłótni. Pierwsze miejsce w zapasach to nie to samo co pierwsze miejsce w sprincie - mówią. Tymczasem już dawno zostały opracowane systemy, dzięki którym wszystko można ocenić precyzyjnie i obiektywnie. Województwo spada I tak na przykład - dzięki punktacji za określone miejsca - podsumowano województwo pomorskie w tzw. „klasyfikacji systemu sportu młodzieżowego” (SSM). W 2003 r. województwo pomorskie zajęło 6. miejsce, obniżając swoją pozycję z V miejsca na rzecz Małopolski i tracąc 181 pkt. Najwięcej punktów spośród wszystkich 43 dyscyplin przyniosła lekkoatletyka, bo aż 1328 (16 procent wszystkich punktów). Schodząc pięterko niżej koniecznie trzeba zauważyć, że w województwie pomorskim w tej klasyfikacji bardzo dobre miejsce zajęła Pomorzanka Skórcz. W punktacji sportu młodzieżowego zajęła na 46 klubów lekkoatletycznych 6. miejsce (KS Agro-Kociewie - 23., Sambor Tczew - 10., Wierzyca Pelplin - 39.). Tak więc liczby mówią, że Pomorzanka to zdecydowanie najsilniejszy klub lekkoatletyczny na terenie dwóch powiatów: starogardzkiego i tczewskiego. Kto punktował Punkty dostaje się oczywiście za miejsca na imprezach różnej rangi. Inne za pierwsze miejsce w województwie, inne - za pierwsze w Polsce. Zawodnicy z Pomorzanki tradycyjnie już sięgnęli po złoto na mistrzostwach Polski. Jeden zdobył na Mistrzostwach Polski juniorów w Zamościu Jarosław Zabrocki w rzucie młotem (ustanawiając rekord Polski w nowej wadze sprzętu - od tego roku młot waży 6,0 kg), drugi na tychże zawodach była Marlena Gibas w skoku wzwyż. Przeskoczyła 170 cm i ustanowiła rekord Skórcza. Srebro w rzucie młotem zdobył Marcin Marchlewicz. Kilkunastu innych młodych lekkoatletów też zajmowało punktowane miejsca. Klasyfikacja open Wyżej mówiliśmy o klasyfikacji tylko klubów lekkoatletycznych. W 2003 roku wprowadzono rzec można klasyfikację otwartą - wskazującą na usportowienie gminy. Tu za podstawę bierze się osiągnięte punkty we wszystkich dyscyplinach olimpijskich. Dla Skórcza pracowała tylko lekkoatletyka, a pomimo to miasteczko zajęło w tej klasyfikacji pierwsze miejsce w województwie, zdobywając 11 punktów! Dla przykładu drugi był Boży Tuchom - 9, Tczew 0,7, Starogard - 0,5, Pelplin - 0,12. Prawie identyczne dane były również w 2002 roku. - Każde miejsca na imprezach mistrzowskich w czterech kategoriach wiekowych przeliczane są na punkty. Potem bierze się pod uwagę te punkty - zdobyte przez gminę na imprezach mistrzowskich w różnych kategoriach wiekowych i w różnych dyscyplinach, sumuje i widać, jak silna jest dana gmina – wyjaśniał w 2004 roku trener skórzeckich młociarzy Ryszard Różycki. - Tych punktów nie da się oszukać. Tak w ogóle musi być jakaś ocena wartości wyników. System, jaki jest przyjęty i działa od lat, został przez kogoś głęboko przemyślany. Punkty jak pieniądze Jak wyżej wspomnieliśmy, niektórzy kwestionują tę logikę, bo ma ona związek z podziałem pieniędzy. - Za punktami idą środki do województwa, a stamtąd na związki sportowe, a stamtąd coś dla nas. Teoretycznie obliczenie, ile dany klub powinien dostać środków jest bardzo proste. Za każdy punkt klub dostaje dajmy na to 1000 złotych. Podlicza się punkty, mnoży... nic prostszego. Niestety, w praktyce te pieniądze dzieli się inaczej. Poza tym województwo zwraca coraz mniejszą uwagę na teren. Do tego cięcia. W 2002 r. Urząd Marszałkowski obniżył środki finansowe na sport o 23 procent. Tak więc punkty punktami, ale jak tak dalej pójdzie, to będzie to tylko liczenie dla własnej satysfakcji. I tak się ostatecznie stało. w sztafecie 4 x 100. Sztafeta dostała się do finału (czas - 39,63). Inna klasyfikacja Jest też inna klasyfikacja: „Najlepsi zawodnicy w młodzieżowych kategoriach wiekowych za 2003 r. w województwie pomorskim”. Tu bierze się pod uwagę między innymi to, jaki zawodnik zdobył medal na mistrzostwach Polski i czy był na mistrzostwach Europy. W tej klasyfikacji w juniorkach III miejsce zajęła Marlena Gibas. Wśród juniorów I miejsce zajął Jarosław Zabrocki I, a Marcin Marchlewicz II. Cała trójka chodzi do jednej klasy Zespołu Szkół Agrobiznesu. - Nie dość ze reprezentują jeden klub, to jeszcze jedną klasę - śmiał się w 2004 roku Ryszard Różycki. Wychowawczynią tej klasy jest Marzena Torbicka. Kadrowicze są, pieniędzy nie ma Bardzo popularny w Skórczu jest rzut młotem. Na Memoriały Rzutów LA Sł. Zieleniewskiego zjeżdzali tu znakomici młociarze z całej Polski. Ryszard Różycki jest nadal (trzeci rok z rzędu) trenerem kadry Polski juniorów w rzucie młotem. Obecnie w tej kadrze z Pomorzanki są: Szymon Noga i Mariusz Ciesielski. W innej kadrze jest Adam Gaj. Ma duże szanse na wyjazd do Grecji w kadrze Polski seniorów. Dobrze spisuje się w sztafecie. - Mamy trzech naszych w kadrze Polski. Wyniki są, ale niestety spodziewamy się mniejszych pieniędzy. A przecież mieliśmy mieć internat sportowy - za darmo mieszkanie, odżywki dla kilku najlepszych sportowców - mówił Ryszard Różycki. . Biega się tu również zimą... FOT. T. Majewski Na ściance wspinaczkowej w szkole średniej. FOT. T. Majewski W Skórczu uwielbiają grać w bilard. Młodzi w MOK, dorośli w barze „Skrzat” FOT. T. Majewski Arkadiusza Zająca można bardzo często spotkać ze swoimi podopiecznymi na skórzeckim stadionie. FOT. T. Majewski Drudzy wśród dwustu Rada Główna LZS w Warszawie w dalszym ciągu organizuje mistrzostwa Polski byłych szkół rolniczych w LA. Bierze nich udział młodzież z około 200 szkół średnich. W 2002 i 2003 skórzecka szkoła zajmowała drugie miejsce za Podlasiem Białystok. Z Podlasiem trudno wygrać, bo to szkoła klub o charakterze wojewódzkim. To nic, sukces i tak wielki. Spora w tym zasługa Zygfryda Anhalta. Potrafił zmontować reprezentację szkoły w LA na te zawody. Startowali też w mistrzostwach Europy Troje zawodników trenowanych w Skórczu uczestniczyło w 2003 r. w Mistrzostwach Europy w Juniorach w Tampere w Finlandii. Byli to Zabrocki, Marchlewicz i Beata Lewicka (Lewicka wywodzi się z Pomorzanki, ale trenuje obecnie siedmiobój w AZS AWF Gdańsk, jej trenerem jest Sławomir Nowak). W młodzieżowych mistrzostwach w Bydgoszczy brał udział Adam Gaj Popularne były tu i są tenis ziemny, oczywiście piłka nożna, a nawet siatkówka plażowa. Oto pamiątkowe zdjęcie z jednrgo z turniejów. FOT. T. Majewski 30 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich Dużo biegał dla Skórcza cie, także w Bostonie czy Nowym Jorku, gdzie zresztą biegał. - Gdybym jeszcze miał profesjonalnego trenera i odpowiednią opiekę medyczną, mógłbym urwać kolejne dwie minuty - zauważa Grzegorz Gajdus. 2 godz. 6 minut… Czas i dzisiaj niebotyczny. Jednym z bardziej znanych, chyba nie tylko w Polsce, mieszkańców Skórcza jest Grzegorz Gajdus. Do dzisiaj dzierży rekord Polski w maratonie. Jego wynik, 2 godziny 9 minut i 23 sekundy, uzyskany w 2003 roku w holenderskim Eindhoven, ciągle jest dla innych polskich biegaczy nieosiągalny. Wtedy każdy kilometr z ponad 42 pokonywał w 3 minuty i 4 sekundy. Dla niezłego amatora przebiegnięcie w takim czasie tylko jednego kilometra jest wyczynem. A Grzegorz Gajdus spowodował, że o Skórczu usłyszeli nawet w słynnym księstwie Monako, gdzie ma siedzibę najważniejsza komisja antydopingowa. - Dwukrotnie przysyłano do Skórcza tak zwane lotne kontrole – zdradza dopiero dzisiaj Grzegorz Gajdus. – Nikt w miasteczku nie wiedział, że odwiedzają mnie mieszkańcy słynnego księstwa. Nie było jakiegoś oficjalnego spotkania, za to Grzegorz Gajdus może o tym mówić ze spokojem, gdyż zawsze był „czysty”. Przez długie lata kariery i to niezwykle udanej, choć przeplatanej licznymi kontuzjami. Gdyby nie one, byłby do dzisiaj jednym z najlepszych maratończyków w historii światowej lekkoatletyki. I tak były lata, gdy mieścił się w pierwszej dziesiątce, zajmując chociażby trzecie miejsce w słynnym Maratonie Londyńskim. W 1993 roku przegrał tylko z Meksykaninem i Kenijczykiem, wszystkich Europejczyków zostawiając daleko z tyłu. Tak było często, równie często przegrywał jednak z tymi Kenijczykami. Oni bieganie mają we krwi i to na długich dystansach, oni mają to w genach, ale Grzegorz Gajdus też ma. Jest takim samorodkiem, który się nagle w tym Skórczu pojawił. Śmieje się, że nie wie, jak do tego doszło. W szkole podstawowej za wybitnym sportowcem nie był, nie zapowiadał się na drugiego Deynę czy kolejnego Woronina. Nawet do szkoły nie biegał, bo miał blisko. Może z 300 metrów, w tym kilka metrów pod niewysoką górę. Jakoś tak wyszło. W 1980 roku, gdy miał ledwie 13 lat, dowiedział się, że jego nauczyciel wychowania jedzie do Warszawy na maraton, ten wtedy słynny, organizowany przez śp. Tomasza Hoppfera. Skromnie za- Po wyleczeniu kontuzji Grzegorz Gajdus w domu w Skórczu. pytał, czy także może pojechać. Po latach jego argumentacja jest zabawna. - Nigdy wcześniej w tej Warszawie nie byłem, a chciałem zobaczyć stolicę – mówi całkiem serio Grzegorz Gajdus po 29 latach. Mówi, że takie motywacje, często zaskakujące, miały wpływ na przebieg całej jego kariery. Nauczyciel kazał mu przebiec kilka kółek i od razu dostrzegł, że chłopak ma talent. Wielki. Wytrzymałościowy. Pojechał do tej Warszawy, dostał nawet sprzęt z LKS „Pomorzanka”. Przebiegł maraton w 3 godziny 20 minut, docierając do mety przed swoim nauczycielem! Tak zaczął biegać, jeszcze bardziej dla przyjemności, bo wygrywał. Najpierw te szkolne imprezy, a jego pierwszym opiekunem był Jerzy Mykowski. Wygrywał także wtedy, gdy był uczniem Zespołu Szkół Zawodowych w Starogardzie Gd. Bo chciał zostać mechanikiem samochodowym. Trochę dlatego, że i ojciec nim był. Grzegorz Gajdus lubił naprawiać te wszystkie stare junaki. W końcu zbuntowała się mama. Postawiła proste ultimatum – albo uczy się dalej, czyli w szkole średniej i może jeszcze trochę pobiegać, albo idzie do pracy. Chciał biegać. Tak trafił do Gdańska i Lechii, gdzie w ciągu kilku miesięcy zrobił takie postępy, że w 1986 roku pojechał na mistrzostwa świata juniorów w przełajach, które odbyły się w Szwajcarii. Reprezentował tam Polskę. Wszedł do wielkiego biegania. Uczciwie mówi, że w tamtym czasie dostrzegł, iż nie ma jakiegoś wielkiego talentu do biegania po bieżni na te pięć czy dziesięć kilometrów. Miał wytrzymałość, lecz nieco innego rodzaju. Swego cza- su zrobiono mu badania wydolnościowe w Łodzi, które pokazały, że ma większe możliwości od samego Bronka Malinowskiego. Wtedy już biegał dla Wojskowego Klubu Sportowego Oleśniczanka. Po szkole średniej wojsko się zwyczajnie po niego upomniało, ale mógł biegać. Zaczął odnosić sukcesy jako senior. Wygrał mistrzostwa Polski w biegach przełajowych, był najlepszy w półmaratonie… Trenował praktycznie sam. W końcu zdecydował się na start w pierwszym „dorosłym” maratonie, do którego się oczywiście sam przygotował. Wygrał bieg we włoskim Carpi, w czasie nieco powyżej 2 godzin i 12 minut. Miał 25 lat, dla maratończyka to młody wiek. Od razu jego osiągnięcie zostało dostrzeżone w światku lekkoatletycznym. Dostał zaproszenie na słynny maraton w Londynie, gdzie natychmiast odniósł wspaniały sukces. Trzecie miejsce i czas 2 godz. 11 minut 5 sekund. Do Londynu wrócił po roku, pobiegł o ponad minutę szybciej, ale był dopiero piąty. Jak to dzisiaj brzmi!? Marzył o jeszcze większych sukcesach, ucząc się na swoich błędach i podpatrując najlepszych na obozach w Szwajcarii czy wręcz w Kenii. Był w najwyższej swojej formie. Niestety, dopadły go te kontuzje, z którymi się zmagał całymi latami. Jeszcze pobiegł we Wiedniu poniżej 2 godzin i 10 minut i wygrał, ale na dwa lata miał starty z głowy. Mówi, że szkoda, bo czuł tę moc. W tamtym czasie, na odpowiedniej trasie i przy dobrej pogodzie, mógł pokonać maraton nawet w 2 godz. 8 minut, a może jeszcze szybciej. Pod koniec ubiegłego wieku z takim czasem wygrywało się wszystkie maratony na świe- udało mu się powrócić do biegania. W 2003 roku wygrał maraton w Eindhoven, ustanawiając rekord Polski wynikiem 2 godz. 9 minut i 23 sekundy. Do tej pory nikt nie pobiegł szybciej. Polscy maratończycy mają problem ze zbliżeniem się do bariery 2 godz. 10 minut. Tymczasem Grzegorz Gajdus biegał tak regularnie. Taka jest jego średnia z 10 najlepszych biegów! Przez wszystkie lata biegał szybciej niż najlepsi Polacy obecnie! Jest więc zdecydowanie najlepszym maratończykiem w historii polskiej LA, świetny był też Jan Huruk, lecz nieco wolniejszy. Grzegorz Gajdus uczciwie mówi, że brakuje mu tylko sukcesów na wielkich imprezach. Tych mistrzostwach Europy, świata czy igrzyskach olimpijskich. W Atlancie pokonały go problemy żołądkowe, w Atenach, 5 lat temu, musiał się wycofać na dzień przed startem z powodu kontuzji ścięgna Achillesa. Może medalu i by nie zdobył, ale jest zdania, że w igrzyskach olimpijskich ważny jest już sam start. Ponadto na nich niektórzy z maratończyków nagle biegali o kilka minut szybciej, między innymi słynny Włoch, mistrz wielkich imprez. Wcześniej Grzegorz Gajdus z nim wygrywał, a on nagle potrafi pobiec o pięć minut szybciej. - Wiem, że miał wielkiego trenera, cały sztab ludzi mu pomagał, ale wiem też, co to znaczy „urwać” ze swojego czasu zwykłe pół minuty… Skórczanin był blisko tych wielkich sukcesów, tej wielkiej sławy. Mówi z malutkim żalem, że szkoda, ale wiele chwil było wspaniałych. No i te podróże po całym świecie, i powroty do domu w Skórczu, gdzie czekała żona Dorota i troje dzieci. To ona miała i ma ten cały bałagan rodzinny na głowie. Nawet teraz chciałby w tym swoim życiu coś zmienić. Co prawda Grzegorz Gajdus zakończył karierę, ale ciągle jest zawodowym żołnierzem i trenerem maratończyków w poznańskim klubie. Znacznie częściej jest poza domem niż z rodziną. Z powodzeniem sprzedaje swoją wiedzę. Jako trener był na kolejnych igrzyskach, ostatnich, w Pekinie. W maratonie wystartowało tam aż trzech jego podopiecznych. Wszyscy dobiegli do mety. To też wydarzenie bez precedensu w historii polskiej LA. Grzegorz Gajdus mówi o tym z oczywistą satysfakcją, ale kiedyś do tego Skórcza chce wrócić na stałe. Tak za kilka lat, chociażby po to, by zająć się 13-letnią córką Julią, która ma także talent do biegania na długich trasach. Może będzie drugą Wandą Panfil… - Za wcześnie na takie przepowiednie, ale możliwości córka ma – wyjaśnia słynny maratończyk. Druga córka, Martyna, zdaje maturę, była zadowolona „po polskim i angielskim”. Jedyny syn, Leon, zacznie dopiero edukację. Grzegorz Gajdus ma więc dla kogo do Skórcza wracać. W końcu tu mieszka od urodzenia i tak już pozostanie. Gajdusowie zbudowali okazały dom. Coś chciałby nawet dla tego swojego miasta zrobić. Park miejski ze ścieżką do biegania, jakaś promocja... Do tej pory Skórcz jakoś nie potrafił wykorzystać tego, że stąd jest Grzegorz Gajdus, nawet wtedy, gdy był w ścisłej czołówce światowej. Ostatnio się to zmieniło, no ale burmistrzem jest były nauczyciel wychowania fizycznego… Maratończyk przed stadionem w Pekinie. Jacek Legawski PISMO OKOLICZNOŚCIOWE KOŁO ŁOWIECKIE „ŁOŚ” Na początek ciekawostka z 1951 roku… Wtedy właśnie z inicjatywy kolegi Tadeusza Rolińskiego ze struktur Starogardzkiego Stowarzyszenia Łowieckiego w Starogardzie Gdańskim wyodrębniło się Koło Łowieckie nr 3, późniejsze KŁ „Łoś” ze Skórcza. W drodze przetargu wydzierżawione mu zostały tereny wiejskie, na których urządzano polowania. Były to wsie z okolic Skórcza, za wyjątkiem gruntów kościelnych w Barłożnie, które dzierżawił tutejszy ksiądz. Ów ksiądz sam nie polował, ale raz do roku zapraszał na polowanie kolegów. Połowa upolowanej zwierzyny stawała się własnością księdza, a drugą połowę dzielili między sobą uczestnicy polowania. Dziś skórzeckiego „Łosia” tworzy 55 członków oraz 3 kandydatów. Pierwszym prezesem był Tadeusz Roliński, po nim Józef Krocz. Dzisiaj Kołem kieruje prezes Antoni Chyła – człowiek, który na każdym kroku stara się podkreślać kociewski charakter Koła. Skórzeckie Koło Łowieckie działa w trzech obwodach łowieckich. Obwód nr 136 „Długie” z ostoją zwierzyny i uroczyskami: Bobrowe, Bagienka, Szkółka, Fierek, Cisiny, Transformator, Babskie, Jelonek, Żurawki, Wiesiowe, Antkowe , Florian, Gęby, Długie, Wietrzna i Krępka zwany jest też Wdeckim lub Falklandami. W tym obwodzie niepodzielnie panują bobry. W obwodzie łowieckim nr 138 „Skórcz”, na rzece Jance ( Jonce) również zadomowiły się bobry. Również i w trzecim obwodzie - nr 142 „Frąca” spotyka się te zwierzęta. Jest tu rezerwat przyrody „Jezioro Udzierz”, są uroczyska: Lalki, Frąca, Kalkule, Zielona Ambona, Lisówko Przy Szkole, Przy Kasztanach, Na Płotach, Kępa Głodowska i Przy Rezerwacie. Obwody przypisane KŁ „Łoś” pełne są jeleni, danieli, saren, dzików, borsuków, lisów, jenotów, kun, tchórzy, norek amerykańskich, zajęcy, królików, kaczek, słonek i gęsi na przelotach, gołębi grzywaczy, występują śladowe pary jarząbków. Myśliwi z Koła od ponad połowy wieku dbają o to, aby w sposób zaplanowany i skoordynowany dbać o zasoby naszych kociewskich lasów. Hodują i chronią zwierzynę, pozyskują ją w drodze polowań lub odłowów, uprawiają poletka leśne, w wolierach chronią i wychowują bażanty, budują paśniki, dokarmiają zwierzynę, stawiają ambony… W KŁ ”Łoś” kultywuje się tradycje, również te związane z żegnaniem myśliwych odchodzących do Krainy Wiecznych Łowów. Kolejnemu pokoleniu zaszczepiane jest umiłowanie i poszanowanie lasu i zwierzyny, bo tu i ówdzie, czy to na poletku, czy przy budowie paśnika pracują dzieci i wnuki kolegów z Koła. Tyle obowiązków! I to wszystko wykonywane jest społecznie! A przyjemności? To choćby przygotowywanie dla mieszkańców gminy Skórcz pieczonego dzika na imprezy typu dożynki gminne. A najważniejsza z myśliwskich przyjemności to organizowane tradycyjnie każdego listopada Polowanie Hubertusowskie, takie z mszą świętą, łowami, w których biorą udział również wierni druhowie myśliwych – psy. Zwieńczeniem takich łowów musi być biesiada. A jak biesiada, to gawęda. A jak gawęda, to obecny prezes Koła Antoni Chyła... Prezes Antoni Chyła urodził się 7 km od Skórcza, w leśniczówce Lasek, na Szlaku Królewskim, gdzie Jan III Sobieski jeździł na polowania. To zapewne zdeterminowało przyszłość pana Antoniego. Jako syn leśniczego łowiectwem interesował się od najmłodszych lat. Członkiem PZŁ jest od 14 stycznia 1980 roku, od momentu otrzymania broni. Przeszedł wszystkie stopnie kariery w szeregach Koła: był skarbnikiem, sekretarzem, a od 2007 roku jest prezesem. Prezesem, który jak po- Zasłużony odpoczynek po pracy na poletku. Na zdjęciu również druh - pies Kora. kazuje najświeższa historia, umiejętnie łączy tradycję ze współczesnością. Poczynił wiele działań mających na celu uporządkowanie informacji o historii i działalności koła. Efekty zebrano na stronie internetowej Koła (www.los_skorcz. republika.pl). Jej utworzenie zainicjował właśnie pan Chyła. Według prezesa Chyły łowiectwo to drogie hobby, ale za każdą przyjemność trzeba płacić. Kiedy zwierzyna płowa (jelenie, sarny, daniele) i czarna (dziki) powoduje szkody na łąkach, w uprawach kukurydzy, rzepaku, truskawek, ziół, to po oszacowaniu strat myśliwi opłacają je z własnej kieszeni. Takie trochę to niesprawiedliwe. Pan Antoni potrafi opowiedzieć o każdym ptaku. Choćby taki chroniony żuraw - królewski ptak, piękny, ale czyni szkody. Jest go w krajobrazie coraz więcej, ale podobnie jak bóbr czyni coraz więcej szkody. Pan prezes woła: reklamujmy nasze Kociewie! Chwalmy je i pokazujmy, gdzie tylko się da! Dlatego zapewne zorganizował przy okazji kolejnej rocznicy powstania PZŁ wystawę łowiecką w Skórczu. Cieszyła się dużym zainteresowaniem. Zaprezentowano wtedy między innymi oręże dzika (fajki, szable), skóry, parostki rogaczy, wieńce jeleni i danieli – wszystko z kolekcji myśliwych z KŁ „Łoś”. A może jakaś myśliwska historyjka? Proszę bardzo. Na polowaniu są emocje. Serce bije szybciej i mocniej. Cel trzeba rozpoznać (często przy pomocy lornetki). Trzeba się upewnić, czy mamy do czynienia ze zwierzyną, na którą mamy upoważnienie do pozyskania. Człowiek czasami w emocjach nie zauważy szczegółów, strzeli. Na jednym z licznych polowań pewien myśliwy wypalił z broni do dzika. Trafił, ale zwierzę nie padło od razu, poszło w las. Poprosił zatem kolegów o znalezienia owego postrzałka dzika. Twierdził, że ten okaz był bardzo duży. Pan Antoni z kompanami wsiadł do malucha. Wziął ze sobą wiernego druha – już legendarnego psa Korę, za którego kiedyś oferowano panu prezesowi 3000 marek (tak dobrze „pracowała”). Po przebyciu kawałka drogi samochód zatrzymano. Kora pobiegła. Myśliwi przezornie odbezpieczyli broń - zraniony dzik może zaatakować. Gdy zacznie klapać orężem, to nie są przelewki – pan Antoni widział takie sceny ze trzy razy! Postrzałka dorwała Kora. Złapała go, zaczęła tarmosić, ciągnąć. Okazało się, że to był zupełnie malutki warchlaczek... Ekipa myśliwych zawiozła go koledze. Otworzyli „klapę”. Kolega zrobił duże oczy i pyta: „Gdzie mój dzik”. „No jak to? Tu!” „To nie jest mój dzik! Wyście podmienili mi dzika!”. Okazało się, że kolega założył na broń lunetę o większym niż zwykle powiększeniu i ten malutki warchlaczek stał się w jego oczach wielkim dzikiem! Innym razem, zimą, pan Antoni i jego serdeczny przyjaciel Zygmunt Kukliński jechali ursusem - „ciapkiem” po owies w snopkach – karmę dla zwierząt. Zobaczyli lisa. Padł strzał. Okazało się, że upolowano srebrnego lisa. Musiał pochodzić z jakiejś hodowli. Trzeba ustalić z której. Szybka znalazła się właścicielka. Nie miała pretensji, nie chciała rekompensaty. Ustrzelone zwierzę okazało się być niepokorną lisicą regularnie uciekającą z fermy. Prezes Antoni Chyła organi- 31 Po polowaniu. 2002 rok. Obchody Hubertusa. 2006 rok. Członkowie KŁ „Łoś” ze sztandarem i wiernym druhem. 2008 rok. zuje wiele przedsięwzięć, szczególnie w zakresie ochrony przyrody. Ma z tego wielką moralną satysfakcję. Chciałby, aby na miedze pól uprawnych powróciły dzikie drzewa owocowe: grusze, jabłonie, aby mogły być one naturalnym paśnikiem dla zwierzyny czy karmnikiem dla ptaków… Pana Antoniego boli, że bezmyślnie wycina się drzewa – tak właśnie wyniszczono te z miedz. Wiele młodych, posadzonych drzewek niszczonych jest przez dzieci. Nie rozumieją one, że jak zedrą korę, odsłonią pień do bielma, to drzewko schoruje albo uschnie. Jakże pożytecznie było uświadomić kolejnym pokoleniom, że wspaniałą rzeczą jest pozostawienie czegoś po sobie, aby pod koniec życia móc spojrzeć i powiedzieć na przykład, że to ja zasadziłem to piękne drzewo i coś po mnie zostanie dla potomnych. Dziś KŁ „Łoś” ze Skórcza jest jednym z pięciu działających w powiecie starogardzkim kół łowieckich – jedynym zarejestrowanym poza Starogardem Gdańskim. Koło działa prężnie i nieprzerwanie od prawie 60 lat. Wspaniale wpisuje się w lokalne klimaty, wzorowo dba o gospodarkę łowiecką w okolicach Skórcza. Właśnie dlatego wspaniałym prezentem od władz lokalnych byłoby wygospodarowanie dla myśliwych własnej, stałej siedziby, bo do dzisiaj jej nie mają. Barbara Dembek-Bochniak 32 75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich JAK KREDYT, TO TYLKO U NAS Placówki Banku: CENTRALA: Bank Spółdzielczy w Skórczu ul. Główna 40A, 83-220 Skórcz, tel. /058/582-43-15 ODDZIAŁY: Pelplin ul. Mickiewicza 8, 83-130 Pelplin tel. /058/ 536-17-35 Zblewo ul. Głowna 2, 83-210 Zblewo, tel. /058/ 588-43-79 FILIE: Osiek ul. Partyzantów Kociewskich 60, 83-221 Osiek, tel. /058/582-12-85 Morzeszczyn, ul. 22 Lipca 4, 83-132 Morzeszczyn, tel. /058/ 536-27-18 Kaliska, ul. Nowowiejska 2, 83-260 Kaliska, tel. /058/ 588-91-26 Czarna Woda nr 1 ul. Mickiewicza 2, 83-262 Czarna Woda, tel. /058/ 587-72-10 Czarna Woda nr 2, ul. Mickiewicza 7, 83262 Czarna Woda, tel. /058/ 587-80-04 Czersk, ul. Dr Zielińskiego 15, 89-650 Czersk, tel. /058/ 398-43-30 e-mail: [email protected] www: www.bsskorcz.pl - największy zbiór zdjęć i tekstów na temat Kociewia WYDAWCA: MEDIA-KOCIEWIAK. GAZETY OKOLICZNOŚCIOWE. e-mail: [email protected] Red. nacz. Tadeusz Majewski. Autorzy tekstów: Barbara Dembek-Bochniak, Jacek Legawski, Andrzej Grzyb, Roman Kolenda i Karol Nowakowski. Skład: DRUKARNIA MIREX MIROTKI www.druk-mirex.pl