NUMER SPECJALNY

Transkrypt

NUMER SPECJALNY
1
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
Twój portal. Największy zbiór zdjęć i tekstów na temat Kociewia.
GAZETY OKOLICZNOŚCIOWE
Piątek 15 maja 2009 rok. EGZEMPLARZ BEZPŁATNY
SKÓRCZ
75 ROCZNICA NADANIA PRAW MIEJSKICH
NUMER SPECJALNY
2
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Program
obchodów jubileuszowych
15 maja 2009 r. (piątek)
15.00 - uroczysta Msza św. w kościele pod
wezwaniem Wszystkich Świętych
16.00 - spotkanie Prezydenta RP Lecha
Kaczyńskiego z mieszkańcami na Rynku
Maślanym (przy fontannie)
16.30 - przejście zaproszonych gości na uroczystą sesję na salę sportową przy Miejskim
Ośrodku Kultury
17.00 - uroczysta sesja Rady Miejskiej z okazji
75-lecia nadania praw miejskich (sala sportowa przy ul. 27 Stycznia 4)
Program artystyczny w wykonaniu:
- „Scenki regionalne” - dzieci z Miejskiego
Przedszkola,
- „Historia miasta w pantomimie” - młodzież
Zespołu Szkół Publicznych,
- „Jak sie richtowelim na majowe fejrowanie” młodzież z Zespołu Szkół
Ponadgimnazjalnych.
Występ zespołu „Kuźnia Bracka”.
Wystawa
prac
plastycznych
dzieci szkolnych pt. „Skórcz moje miasto”
16 maja 2009 r. (sobota)
15.00 – otwarcie festynu w Parku Miejskim
W programie między innymi:
- koncerty zespołów muzycznych,
- magia dla dzieci,
- prezentacja koła łowieckiego oraz koła
wędkarskiego,
16.00 – „Bieg Jubileuszowy” ulicami miasta,
22.00 – występ gwiazdy wieczoru – zespół
„Bolter”
UWAGA. 15 maja w Skórczu ma przebywać Prezydent
RP Lech Kaczyński. Ma się on spotkać z mieszkańcami po Mszy świętej.
Głównym organizatorem
Trudno uwierzyć, ale to miejsce znajduje się w centrum
Skórcza - tzw. skórzecka Wenecja, stawy przy Szorycy.
Rzut oka na jedno z podwórek. Oko przyciągnęła ciekawa weranda. Przyjemnie popatrzeć na taki porządek.
Z obiektywem
Skórcz jest niewielkim miastem położonym w południowej
części województwa pomorskiego i południowo – wschodniej
części powiatu starogardzkiego.
Zarazem jednak leży na północnym skraju Borów Tucholskich,
na obszarze Kociewia. Od strony
południowej graniczy z gminą
Osiek, na pozostałym obszarze
z gminą wiejską Skórcz. Przez
wschodnią część miasta przepływa strumyk Szoryca, wpadający
do rzeki Węgiermucy, prawobrzeżnego dopływu Wierzycy.
Miasto o powierzchni 3,6 km
kwadratowego zamieszkuje 3590
mieszkańców, a średnia gęstość
zaludnienia wynosi prawie 1000
osób na kilometr kwadratowy.
Znaleziska
archeologiczne
wskazują, że Skórcz i okolice
były zamieszkane już około 2000
lata przed naszą erą, czyli ponad
4009 lat temu. Na terenie miasta
odkryto też ślady osady otwartej
wielokulturowej z epoki wczesnego żelaza (650 – 550 lat p.n.e.)
oraz liczne groby skrzynkowe z
lat 500 – 125 p.n.e., co wskazuje
na to, że miasto należy do najstarszych osad Pomorza Gdańskiego.
Najważniejszym
wydarzeniem
w historii międzywojennego Skórcza było nadanie mu 15
maja 1934 roku praw miejskich.
Znaczne zasługi dla tego ośrodka
położył ówczesny wójt, a potem
burmistrz – Jan Grzonkowski
(1886-1943). Od 2004 roku
jest on patronem Publicznego
Gimnazjum w Skórczu.
Życie w Skórczu koncentruje się zasadniczo w dwóch
obszarach: w centrum miasta,
gdzie znajdują się budynki użyteczności publicznej (Zespół
Szkół Publicznych, Zespół Szkół
Ponadgimnazjalnych,
Miejski
Ośrodek
Kultury,
Miejskie
Przedszkole, Urząd Miasta, poczta i ośrodek zdrowia), kościół,
park miejski i zdecydowana
większość placówek handlowo –
usługowych oraz na oddalonym
od centrum Osiedlu Leśnym.
Bezpośrednie sąsiedztwo miasta
z Borami Tucholskimi sprawia,
że od lat Skórcz jest doskonałym punktem wypadowym dla
turystów. Stanowi też wspaniałe
miejsce do zamieszkania, wypoczynku i turystyki przez cały rok.
Naturalne walory krajobrazowe i
przyrodnicze stwarzają korzystne
warunki do szkoleń, wypoczynku
i rekreacji, szczególnie dla mieszkańców dużych aglomeracji.
Na terenie miasta
znajdują się trzy placówki oświatowe – Zespół Szkół
Publicznych,
Zespół
Szkół
Ponadgimnazjalnych oraz Miejskie
Przedszkole Podstawową funkcję w zakresie działalności kulturalnej pełnią Miejski Ośrodek
Kultury oraz Powiatowa i Miejska
obchodów 75-lecia przyznania
praw miejskich Skórczowi
jest Rada Miasta V Kadencji w składzie:
Andrzej Laskowski - przewodniczący
Krzysztof Czapiewski - wiceprzewodniczący
Marian Firyn - wiceprzewodniczący
Członkowie: Edmund Brzeziński, Adam
Gawrzyał, Robert Gliniecki, Barbara Graban,
Ewa Klak, Roman Lange, Mirosław Ossowski,
Gerard Reimus, Piotr Szachta, Anna Warczak,
Janusz Wódkowski, Arkadiusz Zając.
Biblioteka Publiczna. Ten pierwszy
realizuje swoje działania poprzez
organizację imprez kulturalnych
(festynów, festiwali, przeglądów
twórczości itp.) oraz działalność
kół zainteresowań: plastycznego,
teatralnego, tanecznego, muzycznego, wokalno – muzycznego, najszerzej realizowana jest
edukacja muzyczna. Powiatowa
i Miejska Biblioteka jest skomputeryzowana. Oprócz tradycyjnych
form udostępniania księgozbioru,
prowadzi także wypożyczalnię
książki mówionej. Biblioteka jest
również organizatorem życia kulturalnego w mieście.
Działalność sportowo – rekreacyjna w Skórczu jest niezwykle
ożywiona i efektywna. Kluby sportowe są organizatorami wielu masowych lekkoatletycznych imprez,
także o zasięgu ogólnopolskim.
Rozwojowi talentów sportowych
sprzyja stosunkowo dobra baza
sportowa i bardzo zaangażowana
kadra trenerska. Organizowane
imprezy i wspaniałe osiągnięcia
sportowe zawodników są świetną
promocją miasta.
Od niedawna opiekę zdrowotną mieszkańcom Skórcza
zapewnia Przychodnia Lekarska
w Starogardzie Gdańskim filia
Skórcz, ponadto są: Niepubliczny
Zakład
Opieki
Zdrowotnej
„Puls”,
Niepubliczny
Zakład
Opieki Zdrowotnej Przychodnia
Stomatologiczna
„Stomadent”
oraz prywatne gabinety lekarskie.
Zadania z zakresu pomocy społecznej realizuje Miejski
Ośrodek Pomocy Społecznej,
działają też Warsztaty Terapii
Zajęciowej Caritas. Partnerami
Ośrodka w pracy na rzecz rodziny i osób potrzebujących wsparcia są: Koło Miejskie Emerytów,
Rencistów i Inwalidów, Parafialny
Zespół Caritas, Grupa AA
„Adventus”, świetlica środowiskowa „Kolorowa Tęcza”. Nad
bezpieczeństwem mieszkańców
czuwa natomiast komenda policji w Starogardzie Gdańskim i
posterunek policji w Skórczu oraz
Terenowa Jednostka Ochotniczej
Straży Pożarnej w Skórczu, włączona do Krajowego Systemu
Ratowniczo – Gaśniczego.
Przez miasto
Na bogato ornamentowanych fasadach niektórych kamienic zachowały się,
niczym metryczki, daty ich powstania. Większość tych dat dotyczy okresu
początku XX wieku.
przebiegają cztery drogi wojewódzkie: droga nr 214 (Łeba –
Kościerzyna – Warlubie), droga nr
3
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
Pięknie odnowiony bar „Kącik” . Tak wyglądają skórzeckie obiekty na pocztówkach z początku XX wieku.
Brukowana, pełna uroku uliczka przy Rynku. Dobrze,
że nie zalano jej asfaltem.
po miasteczku
222 (Gdańsk – Starogard Gdański
– Skórcz), droga nr 231 (Skórcz –
Kolonia Ostrowicka) oraz droga
nr 234 (Skórcz – Morzeszczyn –
Gniew). Najbardziej uciążliwym
dla miasta jest przebieg przez
jego centrum drogi wojewódzkiej 222, wykorzystywanej do
tranzytu transportów pozagabarytowych. Oddanie do użytku
części autostrady A-1, północ
południe Gdańsk – Nowe Marzy
(Grudziądz), która przebiega w
odległości 10 km od miasta, powinno docelowo doprowadzić do
wyeliminowania tego tranzytu.
Skórcz leży w granicach regionu, w którym podstawową gałęzią
gospodarki nadal jest rolnictwo. W
związku z tym najważniejszą funkcją miasta są usługi na rzecz ludności i rolnictwa z terenu miasta oraz
gmin sąsiednich: Skórcz, Osiek i
częściowo Smętowo. Funkcję uzupełniającą pełni przemysł, który
rozwija się w branżach: przetwórstwo rolno – spożywcze, lokalny
przemysł drzewny, meblowy i
metalowy. Największymi zakładami przemysłowymi w Skórczu są:
Iglotex spółka z o.o. (produkcja spożywcza, mrożonki), Fabryka Mebli
Kuchennyc Fast, Zakład Przemysłu
Drzewnego – Gdański Przemysł
Drzewny,
Przedsiębiorstwo
Wielobranżowe Szarafin (złącza
energetyczne, przewoźne stacje
transformatorowe, szafy sterownicze i pomiarowe).
Dobrze rozwinięta
jest sfera handlu i usług. Są
liczne sklepy spożywcze i przemysłowe, kwiaciarnie, księgarnia, składy opałowe, stacja paliw,
stacja kontroli pojazdów, dwie
apteki. Raz w tygodniu czynne
jest słynne targowisko. Usługi
gastronomiczne zapewniają trzy
bary, cukiernia i restauracjo – kawiarnia. Przedsiębiorcy świadczą
między innymi usługi dekarsko
– blacharskie, drukarskie, fotograficzne, elektryczne, wodno
– kanalizacyjne, kominiarskie,
krawieckie, prawnicze, transportowe, murarskie, malarskie, fryzjerskie, kosmetyczne czy zegarmistrzowskie. W mieście swoją
siedzibę ma sporej wielkości Bank
Spółdzielczy. Istniejące placówki
handlowe i usługowe zaspokajają potrzeby mieszkańców miasta
i okolicznych gmin. Są jednak
dziedziny działalności gospodarczej, których brak jest w Skórczu.
Najsłabiej rozwinięta jest sfera
usług niezbędnych dla turystów
(usługi hotelarskie czy gastronomiczne), brak jest punku odnowy biologicznej, wypożyczalni
sprzętu sportowego, naprawy i
konserwacji pojazdów jednośladowych i wózków inwalidzkich.
Skórcz jest otoczony wysokimi wzgórzami. Z każdego, jak się robi zdjęcie,
widać masywną bryłę gotyckiego kościoła Wszystkich Świętych.
Mieszkańcy zgłaszają też potrzebę rozszerzenia usług krawieckich, szklarskich, hydraulicznych i
szewskich. Młodzieży najbardziej
brakuje rozrywki i miejsc spotkań
(przytulnych kawiarenek).
Skórcz zamieszkuje
obecnie 3590 mieszkańców.
Liczba ludności wskazuje od lat
tylko niewielkie wahania, obecnie ma tendencję wzrostową.
Mieszańcy są jeszcze mało zintegrowani, ale są też wśród nich
grupy ludzi aktywnie zaangażowanych na rzecz lokalnego środowiska. Często są oni skupieni
w różnych stowarzyszeniach, organizacjach lub klubach. Na terenie Skórcza działają następujące stowarzyszenia, organizacje
i kluby: Towarzystwo Przyjaciół
Skórcz i Ziemi Kociewskiej,
Ludowy
Klub
Sportowy
„Pomorzanka”, Lekkoatletyczny
Ludowy Klub Sportowy „Ziemi
Kociewskiej”, Skórzecki Klub
Sportowy, Terenowa Jednostka
Ochotniczej Straży Pożarnej,
Stowarzyszenie
„Słoneczko”
wspierające osoby niepełnosprawne, 8 Drużyna Harcerska
„Leśne Duchy”, Polski Komitet
Pomocy
Społecznej,
Koło
Miejskie Polskiego Związku
Emerytów,
Rencistów
i
Inwalidów,
Koło
Związku
Plebania. Typowy dla miasteczka ganek, płożące się żywotniki, na szczęście
nieodgrodzone od chodnika jakimś betonowym murkiem.
Jedno z kilku miejsc, gdzie wypływa woda artezyjska.
Z tej wody i z produkowanej
z niej oranżady miasteczko
słynęło przez długie lata.
Oranżada mogłaby swobodnie
konkurować z Pepsi Colą.
Kombatantów
R ze c z y p o s p o l i te j
Polskiej i Byłych
W i ę ź n i ó w
Politycznych, Koło
Polskiego Związku
Wędkarskiego, Koło
Polskiego Związku
Hodowców Gołębi
Pocztowych,
Parafialny Zespół
Caritas,
Akcja
Katolicka,
Grupa
AA „Adventus” oraz
Klub Honorowych
Dawców Krwi przy
Parafii Wszystkich
Świętych.
Szkoda, że niszczeją bardzo ciekawe
budynki PKP - świadectwo istotnej
roli, jaką pełniło miasteczko w okresie transportu kolejowego.
Uroczy detal na narożniku zbudowanych w 1899
roku młynów. Obecnie obiekt jest w przebudowie,
ale jego właściciel zapewne ten detal zrekonstruuje, bo kocha starą architekturę.
Z aparatem
wędrował
po
miasteczku
Tadeusz
Majewski.
Po zejściu z wysoko położonej szkoły można wejść w wąskie i urokliwe
przejście do centrum. Niektórzy absolwenci nazywają to przejście „drogą
do wolności”. Na tej dróżce zapozowali nam poseł Jan Kulas i były sekretarz UM Roman Kowalski.
4
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Poziom życia idzie do góry
Z burmistrzem
Skórcza Ryszardem
Dąbkiem rozmawia
Jacek Legawski
Już sporo ponad dwa lata jest
Pan burmistrzem. Warto nim być?
W dodatku Pana kadencja przypada
w ważnym dla miasta okresie. No i
jaki jest dzisiaj ten Skórcz?
Ryszard Dąbek: - Patrząc
obiektywnie, Skórcz się systematycznie rozwija, głównie dzięki
naszym mieszkańcom. Podnosi
się jakość ich życia. Poziom życia
wręcz pnie się do góry.To widać
gołym okiem i na co dzień. Naszym
mieszkańcom wiedzie się coraz
lepiej, a ubiegły rok był dla nich
naprawdę dobry. Dla miasta także.
Samorząd zrealizował wszystkie
zamierzenia. Niestety, również w
Skórczu kryzys powoli jest zauważalny. Oby przebiegał jak najdelikatniej. Nie wiem, czy warto być
burmistrzem, ale przy wszystkich
problemach i zastrzeżeniach ta
praca przynosi satysfakcję, chociaż
chciałoby się zrobić znacznie więcej, lecz możliwości są ograniczone.
Skórcz jest urokliwym miasteczkiem, leżącym na skraju Borów
Tucholskich. Mamy w okolicach
lasy, jeziora, szczególnie w okresie
letnim jest to spory atut, ale chcielibyśmy, aby w Skórczu cały rok
żyło się dobrze. Stąd tak zależy
nam na poprawie tak zwanej sfery
komunalnej. Oczywiście największym problemem jest - chyba jak
wszędzie - stan dróg. Co z tego, że
mamy pięknie położone Osiedle
Leśne, skoro nie ma tam żadnej
drogi z prawdziwego zdarzenia,
a osiedle będzie obchodziło już
25-lecie? Najgorzej jest tam zimą i
w czasie roztopów, każdy opad jest
problemem dla mieszkańców.
Miasteczko ma 75 lat, osiedle
ledwie trzy razy mniej. Chyba najwyższy czas coś dla niego zrobić.
Ono jest nie tylko pięknie położone,
to już jest piękne miejsce z kiepskimi
drogami, a ważne dla Skórcza…
- Mamy, niestety, ograniczone możliwości finansowe. Może w
2010 roku uda się rozpocząć bu-
dowę ulicy Zielonej, czyli głównej
drogi dojazdowej do osiedla, przy
czym własnymi siłami jesteśmy
w stanie realizować jedną ulicę.
Więcej uda się zrobić wspólnymi siłami z mieszkańcami, chcielibyśmy
ich włączyć. Taką szansę stwarza
Narodowy Program Przebudowy
Dróg Lokalnych, czyli tak zwane
schetynówki. Już korzystamy z
tego programu i chcemy korzystać
przez wszystkie trzy lata. Teraz realizujemy za prawie 700 tys. złotych ul. Wojska Polskiego, na co
otrzymaliśmy 50-procentową dotację. Przygotujemy dokumentację
na kolejne inwestycje drogowe.
Ostatnio dosyć gorącym tematem w Skórczu było funkcjonowanie
ośrodka zdrowia. Ostatecznie zdecydowaliście się na jego przekazanie
SPOZ Przychodni Lekarskiej w
Starogardzie Gd. Czy to jest dobra
decyzja? Taka prywatyzacja…
- Nic nie sprzedaliśmy, majątek
przychodni nadal należy do samorządu, został tylko wydzierżawiony na mocy porozumienia, które
jest chyba korzystne dla obu stron,
Zaskakująco młode miasto
Skórcz ma obecnie 3590
mieszkańców - tyle osób jest zameldowanych w miasteczku na
pobyt stały. Niestety, rzeczywista
liczba mieszkańców na co dzień
zapewne jest nieco niższa. Sporo
osób wyjechało w świat do pracy.
Mieszkają i żyją w takiej Anglii,
ale w Skórczu są zameldowani.
Kiedyś wrócą, większość wróci,
oby ze sporymi pieniędzmi.
Wszyscy zameldowani w
Skórczu mają razem 127 270 lat
(!), czyli statystyczny mieszkaniec
miasta ma 35 lat i pół roku. Skórcz
jest więc młodym miastem. To
cieszy, choć należy pamiętać, że
wyjechali właśnie przede wszystkim młodzi.
Co interesujące, w miasteczku nie mieszka ani jedna osoba,
która obchodziła 100. urodziny.
Najstarsi mieszkańcy, a jest ich
dwóch, mają „ledwie” po 92 lata.
Kolejnych dwóch ma o rok mniej.
W ostatnich latach liczba
mieszkańców specjalnie nie rosła, gdyż rodziło się znacznie
a przede wszystkim dla mieszkańców Skórcza. Od pewnego czasu
w naszej przychodni mieliśmy
problemy kadrowe, chociaż muszę
uczciwie przyznać, że przychodnia
funkcjonowała dobrze, z budżetu
nie trzeba było do niej dokładać,
ale nie miał czasami kto leczyć.
Kierownik przeszedł na emeryturę, pozostało tylko małżeństwo lekarskie, co idealnym rozwiązaniem
przecież nie jest. Małżeństwo chociażby chce razem spędzić urlop…
Tymczasem w takiej sytuacji duża
przychodnia ze Starogardu Gd.
może skierować do nas lekarzy
nawet na zastępstwo. Wydaje się,
że decyzja o zmianach w naszej
służbie zdrowia była słuszna i już
widać korzyści.
tego problemu nie rozwiążemy.
Szkoła ma jakąś formę zastępczą, salkę położoną 200 metrów
od siebie, ale to zdecydowanie za
mało. Tymczasem Skórcz naprawdę sportem stał, stoi i będzie stał,
gdyż są następcy uznanych szkoleniowców. Musimy wybudować salę
gimnastyczna i to z prawdziwego
zdarzenia. Jest mały problem z
gruntem niezbędnym do budowy.
Chcemy w tym roku uchwalić plan
zagospodarowania przestrzennego
na ten obszar, gdzie stoi szkoła, i
zarezerwować grunt pod salę gimnastyczną i boiska. Dzisiaj nauczyciele i uczniowie chodzą na lekcje
wychowania fizycznego do parku.
Nie jest to złe, ale nie powinno być
to wymuszone brakiem bazy przy
szkole.
wody, na co zapewne będzie trzeba
przeznaczyć osiem mln złotych.
Jeszcze na czymś Panu wyjątkowo zależy?
To może chociażby Pan jakiś
basen, jak nie park wodny, zbudował?
- Może na razie zostawmy
wątek inwestycyjny… Zależy mi
na uaktywnieniu społeczeństwa lokalnego. Chcemy mocniej wspierać
działalność wszelkich organizacji
pozasamorządowych. Na wsiach
pięknie odradzają się koła gospodyń wiejskich. Dlaczego w Skórczu
nie miałoby chociażby powstać takie koło miejskie? To tylko drobny
przykład. Nie chcę, by mieszkańcy zamykali się w swoich czterech
ścianach. Zależy mi na tym, by byli
bardziej aktywni, a my będziemy
ich w tym wspierać. Zbyt często
tylko narzekamy, a za mało w nas
aktywności, radości…
To trochę tej „radości”. Mamy
cudowną moc i na 75-lecie Skórcza
dajemy dla miasta 75 mln złotych.
Na co Pan by je przeznaczył i po
ile?
- Niestety, w tej kadencji
- Jedną trzecią, czyli 25 mln
złotych, na poprawę stanu dróg.
Kolejne siedem mln złotych na
dokończenie budowy kanalizacji, tyle samo na ową salę gimnastyczną. Skórczowi potrzebne
jest przedszkole dla 150 dzieci,
którego budowa kosztowałaby
minimum 10 mln złotych. Na zagospodarowanie parku miejskiego
należałoby przeznaczyć pięć mln
złotych. Koniecznie musimy też
zmodernizować stację uzdatniania
mnie dzieci. Podamy tylko kilka
przykład spadku liczby urodzeń.
10 lat ma ledwie 33 mieszkańców
miasteczka. Tylu ich się ledwie
urodziło pod koniec ubiegłego
wieku. Tymczasem 49 lat ma lub
w tym roku będzie miało aż 69
mieszkańców Skórcza, czyli ponad dwa razy mniej. Najgorsze
Skórcz ma chyba już za sobą.
Jeszcze na początku tego wieku
rodziło się ledwie ponad 40 dzieci
rocznie, Od trzech lat, gdy wprowadzono tak zwane becikowe,
widać tendencję wzrostową. W
ubiegłym roku urodziło się już 53
nowych mieszkańców miasteczka. W tym, dotąd, tylko trzynastu,
ale i 2009 rok zapowiada się nie
najgorzej.
Statystyczny
mieszkaniec
Skórcza ma więc 35 lat i pól roku.
A jak ma na imię? Oj, bardzo
różnie. W mieście nie dominują
panie o konkretnym imieniu czy
Andrzejowie.
Najwięcej pań, bo 83, ma na
imię Anna. Barbar jest ledwie 50,
a Marii – 56. Popularne imiona
to także: Elżbieta (51), Katarzyna
(48), Krystyna (38) czy Teresa
(40). 41 mieszkanek Skórcza ma
na imię Joanna, 40 – Ewa, 25 –
Aleksandra, 24 – Klaudia, 21 –
Beata, 21 – Judyta, 17 – Patrycja,
15 – Sylwia. Są też trzy Józefy.
Tylko się cieszyć, chociaż problemów do rozwiązania jest wiele. Był
Pan przecież nauczycielem wychowania fizycznego i jeden problem na
pewno jest Panu wyjątkowo dobrze
znany. Skórzecka szkoła nie ma sali
gimnastycznej z prawdziwego zdarzenia.
Niewiele już Panu zostało, a tu
w tych marzeniach nie ma żadnego
fajerwerku w stylu domu do góry
nogami czy jakiejś piramidy na rynku…
- Gdyż typowych potrzeb
jest bardzo dużo. Resztę przeznaczyłbym na remonty budynków
mieszkalnych komunalnych oraz
na budowę mieszkań socjalnych,
gdyż tutaj potrzeby są naprawdę
ogromne. Rodzin biedniejszych
nie stać na kupno mieszkania czy
budowę domu, my wolnych mieszkań nie mamy, a stan techniczny
tych, które mamy, pozostawia wiele do życzenia.
-… Mamy wokół jeziora i pilniejsze potrzeby, przynajmniej w
najbliższych latach.
Warto więc być tym burmistrzem Skórcza, ta praca przynosi
satysfakcję?
- Na pewno satysfakcję osobistą, choć często martwi to poczucie
niemożności, widząc skalę potrzeb
i problemów. Bywa to przygnębiające, bo chciałoby się zrobić znacznie więcej, chciałoby się wszystkim
pomóc.
Ryszard Dąbek
Od urodzenia mieszka w
Skórczu. Przez wiele lat był
nauczycielem wychowania
fizycznego, pracę w skórzeckiej szkole rozpoczął w 1978
roku. Przez 12 lat (1991-2003)
był dyrektorem Zespołu Szkół
Publicznych Skórczu. Przez
kolejne trzy lata kierował pracą szkoły w Bobowie, a od 5
grudnia 2006 roku pełni funkcję burmistrza Skórcza.
Chłopcom rodzice najczęściej
nadawali imiona Jani Krzysztof.
Obecnie po 75 mieszkańców
Skórcza ma takie imiona. Jest
także 68 Piotrów i 56 Andrzejów.
Inne popularne imiona: Michał
(49), Grzegorz (41), Paweł (36),
Roman (34), Kazimierz (33),
Maciej (30), Jakub (30), Mariusz
(29), Stanisław (25), Ryszard (21),
Józef (22), Janusz (19), Jacek (16),
Eugeniusz (15), Filip (10). Tylko
siedmiu mieszkańców Skórcza
ma na imię Ireneusz, także tylko
siedem pań nosi imię Franciszka.
(JL)
5
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
Alojzy Kosecki jest ledwie o rok młodszy od miasta Skórcz. Żartem mówi, że czuje się jednak wyjątkowo młody, „bo co to jest 75 lat
w historii miejscowości?”. A on jest ze Skórczem związany praktycznie całe życie. Przez osiem lat (1994-2002) był zresztą burmistrzem
miasta. Najdłużej w dziejach Skórcza, gdyby brać pod uwagę wyłącznie stanowisko burmistrza.
Skórcz to sami swoi
Razem z synem, Rafałem,
wydał Pan w 2005 roku „Dzieje
Skórcza”. Jest to pierwsze tak
kompletne ujęcie historii miasta.
Jaki był Skórcz tuż przed nadaniem praw miejskich?
Alojzy Kosecki: - Po prostu
wsią, ale w centrum było sporo
budynków piętrowych, o charakterze kamienic, czyli rzeczywiście
był zalążek miasta. Jeszcze jednak
w samym centrum miejscowości
działali typowi rolnicy i gospodarze.
Co zadecydowało o przyznaniu Skórczowi praw miejskich?
- Odpowiednia liczba mieszkańców. W tamtym czasie Skórcz
liczył 3317 mieszkańców, a prawa
miejskie nadawano miejscowościom powyżej 3000.
Czyli jest identycznie jak dzisiaj. A dlaczego przyjęto, że akurat 15 maja przypada 75 rocznica
nadania praw miejskich?
- Dokładnie tego dnia w 1934
roku w Dzienniku Urzędowym
RP ukazało się rozporządzenie
ministra spraw wewnętrznych RP
Bronisława Pierackiego nadające
mojej miejscowości prawa miejskie. Ja urodziłem się w niespełna
rok później, w marcu 1935 roku.
Czy Urząd Miasta jest od początku w tym samym budyneczku? To chyba najmniejszy urząd
miasta w całym województwie
pomorskim. Nie może to zresztą
dziwić, gdyż tylko Czarna Woda
jest mniejszym miastem.
- Do tego budynku przeprowadzono się dopiero po wojnie,
wcześniej mieszkał w nim lekarz.
Najpierw urząd mieścił się w tak
zwanej małej szkole. A budynek
wcale nie musi być wielki, gdyż
w skórzeckim magistracie pracuje 13 urzędników plus trzech
w Miejskim Ośrodku Pomocy
Społecznej, który też ma tam swoją siedzibę.
Czy na przestrzeni wieków
Skórcz się mocno zmieniał?
- Jądro Skórcza jest od wieków
podobne. Widać to na planie miejscowości z 1799 roku. Z lotu ptaka
miasteczko tworzy do dzisiaj taką
charakterystyczną ósemkę. Dopiero
ostatnio poważnie rozrasta się =
także na boki, powstaje Osiedle
Młodych, budowane są domy przy
ulicy Kociewskiej, co zmienia nieco
historyczny układ Skórcza.
Niesamowite, że przez tyle
lat tak minimalnie zwiększyła się
liczba mieszkańców. W 1934 roku
Skórcz liczył 3300 mieszkańców,
dzisiaj ledwie o 200 więcej, a przecież po wojnie miasta się dynamicznie rozwijały. Taki Starogard
Gdański rozrósł się czterokrotnie.
- Skórcz tak dynamicznie się
nie rozwijał, gdyż miał mniejsze
możliwości. Ale jeszcze przed
wojną był znacznie większy obszarowo. Należały też do niego przysiółki, jak Kranek, Wielbrandowo
Warto zobaczyć
W Muzeum
Ziemi Kociewskiej o Skórczu
Ciekawa wystawa archeologiczna w Muzeum Ziemi
Kociewskiej w StarogardzieEksponaty dotyczące Skórcza i okolic w oryginalnym
opracowaniu.
/Temat do kawy z Gazety
Gdańskiej/
...W roku 1874 na Ziemię
Chełmińską do Mgowa pod
Wąbrzeźnem przybył Gotfryd
Ossowski. Człowiek wielu zainteresowań. Geolog, rysownik, kartograf i archeolog. Zawsze starannie
ubrany, blondyn, średniego wzrostu, bardzo energiczny, ambitny, ale
też trochę próżny, lubiący wszelkie
uciechy. Jemu właśnie przypisuje
się słowa: „Dobry archeolog powinien wielbić dobre wino, dobre
cygaro i piękną kobietę”. Co powinno hrabiego obowiązywać, nie
tylko w przypadku archeologów,
do dzisiaj.
Ossowski przyjechał do Mgowa na zaproszenie i koszt Działowskiego i innych ziemian polskich
po to, aby podjąć badania archeologiczne na Powiślu i Pomorzu
w latach 1875-1878. Prowadził
badania terenowe i opracowywał
zbiory archeologiczne. Dokonał
sporo. Opublikował, głównie za
pieniądze Działowskiego, ale też
Sierakowskiego, wyniki swoich
badań. Popularyzował swoje osiągnięcia na wystawach w Paryżu i
Berlinie.
Warto przypomnieć opublikowane przez Gotfryda Ossowskiego opracowanie w języku
francuskim i polskim „Prusy Królewskie. Zabytki przedhistoryczne
Ziem Polskich, Seryja 1., z. 1-4,
czy Ryzowie. One są w gminie
wiejskiej dopiero od 1968 roku.
Przed II wojną światową powierzchnia Skórcz liczyła aż 1446
hektarów, obecnie ledwie 367, czyli
miasto jest pięciokrotnie mniejsze,
stąd taki minimalny wzrost liczby
mieszkańców. Co niesamowite,
te 1446 hektarów Skórcz miał od
1339 roku, kiedy Krzyżacy nadali
miejscowości prawa chełmińskie.
Dlaczego te przysiółki przeszły do gminy wiejskiej?
- Gdyż chcieli tego ich mieszkańcy, przede wszystkim rolnicy.
Nie mogli oni pojąć tego, że robią
to samo, co ich koledzy w gminie
wiejskiej, a muszą płacić w mieście wyższe podatki. Rolnicy z
miasta płacili więcej niż rolnicy z
sąsiedniego Bukowca. Ponadto zadecydował rządowy projekt elektryfikacji wsi. Miasto nie miało
szans dostać dotacji na 20 gospodarstw w Kranku, gmina wiejska
– tak. Dzięki przejściu do gminy wiejskiej rolnicy z Kranka czy
Wielbrandowa szybciej otrzymali
prąd i płacili niższe podatki!
Ale czy to jest w ogóle sensowne rozwiązanie, by wokół miasta była też gmina wiejska? Nie
lepiej zmieniać głupie przepisy
podatkowe niż dzielić?
- Miasto i gmina prawie zawsze były osobno, dopiero od 1973
roku – po zmianach administracyjnych w Polsce – powstała wspólna Rada Miasta i Gminy, powstał
Kraków (1879-1888), a także
ciekawą „Mapę historyczną Prus
Zachodnich z przyległymi częściami W.(ielkiego) Ks.(ięstwa)
Poznańskiego według badań w latach 1875-1878 dokonanych przez
Gotfryda Ossowskiego wydana
staraniem i nakładem Zygmunta
Działowskiego. Prezesa wydziału
archeologicznego i historycznego
Towarzystwa naukowego w Toruniu. Poświęcona Towarzystwu
naukowemu w Toruniu. Paryż.
1880”.
Część niemała jego prac dotyczy okolic Opalenia i Skórcza.
Warto przypomnieć tę barwna postać, bo bez wątpienia jest on
pionierem polskich badań archeologicznych na Pomorzu od okolic
Kwidzyna przez Kociewie aż po
Puck.
Może uda się „Prusy Królewskie” z mapą wydać metodą reprintu dla studentów, historyków i pasjonatów „starożytności”.
Od czerwca do września w
Muzeum im. ks. dr Władysława
Łęgi w Grudziądzu trwała wystawa „Gotfryd Ossowski. U źródeł nowoczesnej archeologii”. W
ostatniej chwili udało mi się ją
obejrzeć. Może część tej wystawy,
przygotowanej wcześniej przez
wspólny Urząd Miasta i Gminy,
lecz taki układ przetrwał tylko do
1991 roku. Nie wiem, czy to dobre
rozwiązanie, ale innego nie ma.
kańców. Kontynuowałbym budowę
kanalizacji sanitarnej. Przydałoby
się nowe przedszkole i sala gimnastyczna dla szkoły.
Dotychczasowi burmistrzowie Skórcza zaskakująco krótko
rządzili, nawet miesiąc. Pan – co
niesamowite – najdłużej, ale też
ledwie osiem lat.
- Tak się jakoś złożyło, ale nie ma
w tym nic nadzwyczajnego, chociaż
dopiero pan zwrócił na to uwagę….
Pana rodzina pochodzi ze
Skórcza, Pan jest z miastem
związany praktycznie od urodzenia. W takim Gdańsku, nawet w
Starogardzie Gdańskim, większość ludzi pochodzi z zewnątrz,
często z bardzo daleka. Jak pod
tym względem jest w Skórczu?
- Tu naprawdę mieszkają sami
swoi. Rodziny od pokoleń oraz ci
ludzie, którzy tu się sprowadzili, ale z bliskiej okolicy. Niewielu
jest mieszkańców - przybyszów.
Znacznie więcej osób ze Skórcza
wyjechało, niż tu się osiedliło.
Jest Pan na spokojnej emeryturze… Ale gdyby Pan mógł ponownie zostać burmistrzem i miał
odpowiednie środki finansowe, to
na co Pan by je przeznaczył?
- Drogi i chodniki na osiedlach, tych nowych – ich brak jest
największym problemem mieszMuzeum Okręgowe w Toruniu,
uda się pokazać w Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie
Gdańskim.
Andrzej Grzyb
PS. Tak pisałem w felietonie
do „Gazety Gdańskiej” jesienią
ubiegłego roku. W poprzednim
tygodniu otwarto wystawę prezentującą archeologiczne odkrycia
Ossowskiego. Warto obejrzeć eksponaty dotyczące Skórcza i okolic
w oryginalnym opracowaniu. Zadumać się nad przedmiotami pradziejowymi wydobytymi z ziemi
przez Gotfryda Ossowskiego, który w niczym nie ustępował swemu rówieśnikowi, dzisiaj o wiele
sławniejszemu, Schliemannowi,
odkrywcy Troi.
Leży przede mną reprint
„Monuments prehistorigues de
L’ancienne Pologne, Ire série, Prusse Royale”. Reprint wydany przez
„Bernardinum” przy wsparciu Tadeusza Włodarczyka w 75-lecie
nadania praw miejskich miastu
Skórcz. To o wiele więcej niż katalog do starogardzkiej wystawy.
Zazdrościli nam tego wydania,
szczerze podziwiając, pracownicy
Muzeum Toruńskiego. Profesor
Tadeusz Grabarczyk, archeolog z
Rozmawiał Jacek Legawski
Uniwersytetu Łódzkiego, opatrzył
reprint posłowiem-notą tak pisząc
w pierwszym zdaniu: „Prezentowane dzieło, niezwykle ważne dla
poznania najdawniejszych dziejów
Pomorza Wschodniego, zostaje
wznowione po 130 latach...”
Słusznie podziękowania należą się dyrektorowi Muzeum Ziemi
Kociewskiej Andrzejowi Błażyńskiemu i wyżej wspomnianym, bo
gdyby ręką i groszem „nie przyłożyli się”, to wystawy i reprintu nie
byłoby. To skromna, ale potrzebna
robota dla nauki nie tylko polskiej.
A.G.
6
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Zasłużeni dla Skórcza
HONOROWI OBYWATELE MIASTA SKÓRCZ
1995 - Łucja Ciesielska i Piotr Maruchacz - w uznaniu zasług w kształceniu młodzieży i
rozwoju szkolnictwa ekonomiczno-rolniczego w mieście Skórcz. Nadanie tytułów związane
było z jubileuszem 75-lecia istnienia w Skórczu placówki oświatowej, której tradycje kontynuował Zespół Szkół Rolniczych.
1996 – Bazyli Przybylski - w uznaniu zasług za działalność społeczną, kulturalną i sportową w latach 1949-1965 na terenie miasta Skórcz. Nadanie tytułu związane było z 70-leciem urodzin.
1999 - Jego Świątobliwość Ojciec Święty Jan Paweł II. Tytuł nadano niecałe pół roku po
pielgrzymce papieża do Polski, w tym także do Pelplina.
2004 – Jan Duch, który nieprzerwanie, w latach 1980-1991 przez 11 lat pełnił funkcję włodarza Skórcza jako Naczelnik Miasta i Gminy Skórcz oraz jako Burmistrz Miasta i
Gminy Skórcz.
2009 - Zygfryd Anhalt - w uznaniu zasług dla rozwoju kultury, oświaty i sportu w Skórczu.
Ur. 1941r. Absolwent Uniwersytetu M. Kopernika w Toruniu. Nauczyciel historii i
wychowania fizycznego w Zespole Szkół Rolniczych (dzisiejszy Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych). Ceniony w regionie trener wielu dyscyplin sportowych posiadający w swoim
dorobku wiele nagród i dowodów uznania. Współorganizator wielu imprez sportowych.
Szanowany wychowawca młodzieży. Redaktor naczelny „Tygodnika Parafialnego”.
Szafarz. Przyjaciel ludzi. Człowiek o wręcz charyzmatycznej osobowości. Wyjątkowo
zaangażowany w przedsięwzięciach, które realizował i realizuje.
Z okazji 75 rocznicy nadania praw miejskich
„ZASŁUŻONY OBYWATEL MIASTA SKÓRCZ” nadano
Janowi Grzankowskiemu - (pośmiertnie) w uznaniu zasług w dziedzinie rozwoju gospodarczego i kulturalnego.
Żył w latach 1886-1942. W latach 1927-1934 pełnił funkcję sołtysa i jednocześnie
wójta gminy Skórcz. Dzięki jego staraniom 15 maja 1934 roku Skórcz otrzymał prawa miejskie. Starania te mimo występującego bezrobocia uzasadniane były ożywionym
rozwojem gospodarczym gminy a także faktem przekroczenia liczby 3000 mieszkańców
przez Skórcz. Zabiegi te zostały zakończone sukcesem. Grzankowski został pierwszym
burmistrzem miasta Skórcz. W 1939 r. wybrano go na drugą kadencję. Wykazywał ojcowską troskę i zaangażowanie w rozwiązywanie problemów miasta i jego mieszkańców. Podjął działania zmierzające do uporządkowania Skórcza, podniesienia poziomu
jego estetyki i urbanizacji. Dzięki jego inicjatywom rozpoczęto budowę dróg i ulic, co
dało zatrudnienie znacznej liczbie bezrobotnych. Utwardzono między innymi ulicę
Starogardzką, tzw. Maślany Rynek wyłożono płytami, a ulice otrzymały chodniki. Pełnił funkcje sędziego niezawodowego przy Wydziale Karnym Sądu Okręgowego w Starogardzie Gd., członka Wojewódzkiej
Komisji Dyscyplinarnej dla funkcjonariuszy samorządowych i publicznych. Był też prezesem Towarzystwa
Śpiewaczego „Lutnia”, czynnym członkiem PCK i Ochotniczej Straży Ogniowej. Odznaczony Brązowym
Krzyżem Zasługi i brązowym medalem „Za Długoletnią Służbę”. Zamordowany w obozie KZ OranienburgSachsenhausen.
Alojzemu Koseckiemu - w uznaniu zasług w dziedzinie kultury i oświaty.
Ur. 1935r. Rodowity mieszkaniec Skórcza. Absolwent Wydziału Prawa na Uniwersytecie A. Mickiewicza w Poznaniu. W latach 1990-1994 przewodniczący Rady
Miasta i Gminy Skórcz oraz Rady Miejskiej Skórcza. W latach 1994-2002 burmistrz
Skórcza. W czasie kadencji burmistrza Alojzego Koseckiego m.in. zostały wybudowane i
oddane do użytku dwa bloki mieszkalne przy ulicy Wojska Polskiego, została wybudowana nowoczesna oczyszczalnia ścieków przy ulicy Gniewskiej, przy współpracy z parafią
zostały oddane do użytku dwa parkingi w centrum miasta. Członek honorowy OSP w
Skórczu. Działacz Towarzystwa Przyjaciół Skórcza i Ziemi Kociewskiej. Współautor
cennych pozycji książkowych: „100 lat Ochotniczej Straży Pożarnej w dziejach Skórcza”,
„Dzieje Skórcza”, „Historia parafii pw. Wszystkich Świętych w Skórczu”.
Janinie Kuligowskiej - w uznaniu zasług w dziedzinie kultury i oświaty.
Osoba o charyzmatycznej osobowości realizującą się w pracy z młodzieżą. Emerytowana nauczycielka Szkoły Podstawowej w Skórczu, Harcmistrz ZHP, Komendant Hufca ZHP
w Skórczu. Od początku swej pracy nauczycielskiej, aż do przejścia na emeryturę cały swój
wolny czas przeznaczyła na pracę z młodzieżą. Liczne zimowiska, obozy wędrowne, zloty,
kolonie zuchowe, biwaki, które organizowała przez wiele lat, wpłynęły na ukształtowanie
się postaw prawości i życzliwości całej rzeszy młodzieży, która dziś wspomina tamten okres
swojego życia jako czas szczęśliwy. Pozostaje w pamięci młodych jako tytan pracy i wyjątkowy wychowawca.
Włodzimierzowi Mykietynowi - (pośmiertnie) w uznaniu zasług w dziedzinie
rozwoju kultury i oświaty.
Żył w latach 1902-1980. Lwowiak. Od 1924 roku, rok po zdobyciu zawodu nauczyciela, mianowany
nauczycielem tymczasowym w szkole powszechnej w Skórczu. W 1929 roku zorganizował poza Starogardem
pierwszą drużynę harcerską im. Wł. Łokietka. Od 1945 roku nauczyciel w Szkole Powszechnej oraz skórzeckiej szkole średniej o profilu rolniczym. Uczył rachunkowości. Opracowywał programy szkolne z zakresu
rachunkowości dla szkół średnich i zasadniczych. Założył pierwszą w województwie Spółdzielnię uczniowską
„Iskra’. Działacz spółdzielczości wiejskiej. Był przewodniczącym Rady Nadzorczej GS w Skórczu oraz długoletnim członkiem Komisji Budżetowej Prezydium Powiatowej Rady Narodowej. Dzięki staraniom Pana
Mykietyna utworzono Dwuletnią Szkołę Rachunkowości Rolnej, pierwszą tego typu placówkę w Polsce.
Współautor podręcznika „Rachunkowość kółek rolniczych”. Uhonorowany odznaką „Zasłużony Ziemi Gdańskiej”, „Złotym Krzyżem Zasługi”, medalem XXX-lecia PRL oraz Złotą Odznaką Pszczelina.
Księdzu prałatowi dr Eugeniuszowi Stenclowi, proboszczowi parafii „Wszystkich
Świętych” w Skórczu - w uznaniu zasług w dziedzinie kultury.
Ur. 1958r. Święcenia kapłańskie przyjął w 1983 roku. W 1998 mianowany został proboszczem parafii pw. Wszystkich Świętych w Skórczu. Przeprowadził szereg
ważnych inicjatyw mających na celu zachowanie dla przyszłych pokoleń dziedzictwa
naszych przodków poprzez przeprowadzenie wielu inwestycji i remontów oraz prac
restauratorskich skórzeckiej parafialnej świątyni oraz terenu wokół kościoła. Dzieła
księdza prałata są godne naśladowania. Wielkość jego dokonań, polega na tym, że stały
się nowym wyznacznikiem estetyki w Skórczu. Nie tylko budzi zachwyt jego dzieło,
ale również jest impulsem do inspiracji dla innych osób. Od kwietnia 2000r. kapelan
honorowy Jego Świątobliwości Jana Pawła II oraz prałat. Od 2003 roku dziekan dekanatu skórzeckiego. Wykładowca w Instytucie Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie oraz liturgiki w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie. Autor i
współautor książek o służbie ministranckiej oraz dotyczących posługi lektora. Prowadzi kursy dla szafarzy,
kursy dla fotografów i filmowców, którzy chcą uwieczniać w świątyniach.
Romanowi Światczyńskiemu - w uznaniu zasług w dziedzinie rozwoju gospodarczego
miasta.
Ur. 1938r w Skórczu. Naukę rozpoczął w 1944 roku w czasie okupacji. Naukę w zawodzie malarza
rozpoczął w 1953r. W 1955r. złożył egzamin czeladniczy. W latach 1955-1961 pracował w Spółdzielni
Meblarskiej Jedność w Starogardzie Gd., 1961-1963 w zakładzie PGKM w Skórczu. W 1963 roku rozpoczął działalność we własnym Usługowym Zakładzie Malarskim w Skórczu. Po złożeniu egzaminu mistrzowskiego w Izbie Rzemieślniczej w Gdańsku oraz ukończeniu kursów pedagogicznych uzyskał prawo do
szkolenia uczniów w zawodzie malarza budowlanego i tapeciarza. W okresie prowadzenia działalności w
latach od 1965-1997 naukę ukończyło egzaminem czeladniczym 36 praktykantów. W latach od 1956-1981
roku był członkiem OSP Skórcz gdzie do 1974 roku grał w orkiestrze. Wieloletni członek Rady Parafialnej
w Skórczu.
Zygmuntowi Wilczewskiemu - w uznaniu zasług w dziedzinie kultury.
Ur. 1924 w Skórczu. Po maturze w 1948 przez okres pół roku pełnił funkcję nauczyciela w średniej
szkole zawodowej w Skórczu. Absolwent Wydziału Prawa na Uniwersytecie A. Mickiewicza w Poznaniu.
Po studiach przez okres 5 lat pracował w sadownictwie a następnie przeszedł do adwokatury. Zawód adwokata wykonywał przez 50 lat z dużym uznaniem w środowisku zawodowym i społecznym. Miłośnik
żeglarstwa, jeździectwa. Zajmował się plastyką, malarstwem i rzeźbą. Miał szereg wystaw w ośrodkach
kulturalnych miasta Tczewa i w innych ośrodkach kultury m.in. w Niemczech (Witten). Autor prace literackie: „W todze obrońcy” oraz „Opowiadania Sądowe, Anegdoty, Wiersze i Fraszki”. W czasie wojny służył
w wojsku w I Armii Wojska Polskiego i odbył szlak bojowy ze wschodnich rubieży polskich nad Bugiem po
Berlin, w którym znalazł się w dniu jego kapitulacji 02.05.1945r. Odznaczony srebrnym medalem Virtuti
Militari - Zasłużonym na polu chwały, Krzyżem za czyn bojowy WP w I Armii WP-4 Pułk Art. P.panc.,
odznaczeniami: „Za Warszawę”, „Odrę, Nysę i Bałtyk”, „Odznaką Grunwaldzką” i medalem „Za Berlin”.
W 1946 roku opuścił szeregi Wojska Polskiego w stopniu Ogniomistrza. Obecnie jest oficerem Wojska Polskiego-Kombatantem.
Tadeuszowi Włodarczykowi - za działalność filantropijną
na rzecz rozwoju kultury, oświaty i sportu.
Ur. 1962r. Od początku pracował jako prywatny biznesmen: najpierw prowadził własna firmę cukierniczą, a od 1983 kieruje przedsiębiorstwem Iglotex. Nagradzany za sukcesy gospodarcze. W latach 1992-1994 był członkiem zarządu miejskiego, a w latach 1998-2006 pełnił funkcję przewodniczącego Rady Miejskiej w
Skórczu. Mecenas kultury i sportu na Kociewiu. Angażuje się i wspiera organizacje
uroczystości, imprez, inicjatyw społeczno-kulturalnych oraz sportowych w Skórczu i
okolicach.
Z okazji 75 rocznicy nadania praw miejskich
„ZASŁUŻONY DLA MIASTA SKÓRCZ” nadano
Bankowi Spółdzielczemu w Skórczu - w uznaniu zasług w dziedzinie rozwoju gospodarczego oraz za działalność filantropijną na rzecz rozwoju
kultury, oświaty i sportu.
Bank Spółdzielczy w Skórczu w ciągu ostatnich lat wypracował w
naszym regionie na rynku usług bankowych liczącą się pozycję. Działający od 140 lat bank znacznie rozszerzył poza Skórcz sieć swoich oddziałów i filii. BS w Skórczu posiada
oddziały w Pelplinie i Zblewie oraz filie w Osieku, Morzeszczynie, Kaliskach, Czarnej Wodzie i Czersku.
Zaledwie połowę klientów banku stanowią rolnicy. W chwili obecnej głównymi klientami banku są prywatne podmioty gospodarcze, osoby prywatne, zaś najbardziej prestiżowymi klientami są samorządy gminne.
Swoją obecność i zaangażowanie w życie publiczne lokalnej społeczności Bank Spółdzielczy w Skórczu potwierdza poprzez wspieranie finansowe inicjatyw kulturalnych, sportowych i oświatowych.
Firmie „IGLOTEX” S.A. z siedzibą w Skórczu - w uznaniu zasług
w dziedzinie rozwoju gospodarczego.
Firma IGLOTEX jest liczącym się w kraju i Europie ŚrodkowoWschodniej producentem wyrobów kulinarnych. Jest największym zakładem
pracy działającym na terenie Skórcza. „Iglotex” posiada kilka oddziałów m.in.
w Gdyni, Bytowie, Toruniu oraz Olsztynie. W ciągu ostatnich kilku lat firma
wybudowała nowe hale produkcyjne, zwiększyła park maszynowy i zbudowała nowe kanały dystrybucji. Jest niewątpliwie wizytówką naszego miasta zarówno jeżeli chodzi o wizerunek obiektów i zagospodarowania przestrzeni jak
również „jeżdżącą” promocją Skórcza. Sukces gospodarczy firmy jest wynikiem
systematycznej i konsekwentnej budowy firmy przez właścicieli oraz dobrego
nią zarządzania.
Opracowanie: Barbara Dembek-Bochniak
7
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
Przez długi czas Zespół Szkół Rolniczych w grodzie szpaka był niezwykle istotną placówką. Od czasów powojennych
nie tylko kształcił rolników, ale świetnie pełnił rolę placówki kulturalnej.
Ateny Skórcza
Z Romanem Kolendą
rozmawia
Tadeusz Majewski
Jest pan oczywiście rodem ze
Skórcza.
- Jestem góral z krwi i kości!
A to ci niespodzianka!
- Jestem dzieckiem wojny.
Urodziłem się 31.10.1945 r. w
samym sercu Bieszczad, koło Komańczy. Do Skórcza przyjechałem
w pieluszkach w 1946 r. w bydlęcym wagonie. Powody przeprowadzki rodziców były dwa. Mój
ojciec Atanazy, nauczyciel, poznał
w Bieszczadach Włodzimierza
Mykietyna ze Skórcza. Ten namówił go do przyjazdu i pracy tu...
Po drugie... W 1945 r. na terenie
Bieszczadów toczyła się wojna domowa. Do wsi za dnia wchodzili
Polacy, w nocy Ukraińcy. Rodzice
się bali – wiedzieli: jak jedni nie
rozwalą, to rozwalą drudzy. Mój
ojciec zgłosił ochotę do wyjazdu na Pomorze. I dobrze zrobił,
bo potem Czystohora w gminie
Komańcza, gdzie mieszkaliśmy,
została zrównana z ziemią. W
Skórczu ojciec uczył j. rosyjskiego
w podstawówce, potem w gimnazjum i technikum do 1953 roku.
I poszedł pan w jego ślady, jak
to często się zdarza w rodzinach
nauczycieli...
- Tak. Ukończyłem Studium
Nauczycielskie w Bydgoszczy (historia z geografią), a w 1965 r. geografię na Uniwersytecie Gdańskim. Uczyłem geografii, a żona
Danuta j. polskiego.
Pana pierwszy poważniejszy
sukces zawodowy?
- Zorganizowałem jedną z
najlepszych pracowni geograficznych w województwie. Tu muszę
pochwalić kierowników Edmunda
Trzoskę i Stanisława Borowicza,
którzy, jak ktoś pracował i miał
wynik, dawali wszystko. Mieli
możliwość zakupu pomocy naukowych dla nauczyciela i ucznia.
W międzyczasie Skórcz był w
pilotażowym programie wprowadzania przysposobienia obronnego w szkołach, więc uczyłem PO,
geografii i historii. I działałem też
w ZHP - od 1965 do 1980 roku.
Przeszedłem wszystkie szczeble
– od istruktora do komendanta
hufca w Skórczu i członka Rady
Chorągwianej w Gdańsku. Wtedy
wszędzie gdzie były gminy, powstawały hufce...
Żona jest nauczycielką. A
dzieci?
- Ożeniłem się w 1972 roku.
Mamy dwie córki.
Zgadnę: nauczycielki!
- Nie chciały, widząc jak jestem
zakopana w zeszytach, sprawdzianach - wtrąca pani Danuta.
Pora na awanse...
- W podstawówce pracowałem
Szkoła w Skórczu nie tylko uczyła, ale również była centrum kultury.
Roman Kolenda zebrał już materiał na temat harcerstwa w Skórczu do
lat 50. Jego fragment prezentujemy na stronach 18 i 19.
do 1979 r., również jako zastepca
dyrektora w latach 1975 – 1979.
Zaproponowano mi przeniesienie do technikum. Rozpocząłem
tam pracę od 1 listopada 1979 r.
i pracowałem do 2001 r. Przez 11
lat był wicedyrektorem, a w latach
1990 – 2000 jej dyrektorem.
Był pan dyrektorem Zespołu
Szkół Rolniczych, szkoły bardzo
wówczas popularnej. Dojeżdżali do
niej nawet uczniowie ze Starogardu.
Czy nie było w tym zespole i LO?
- Tak, było. Szkoła była bardzo
prężna pod względem zmian. I rzeczywiście, między Wydziałem Rolnictwa a Kuratorium w Gdańsku
doszło do tarcia dotyczącego tego
LO. Bo Zespoły Szkół Rolniczych
podlegały pod Wydział Rolnictwa,
a LO – pod Kuratorium. Udało się
jednak je uruchomić. Tak że byłem
podwójnym dyrektorem. Wywalczyłem finansowanie szkoły także
z Kuratorium.
I to LO cieszyło się takim
wzięciem. Dlaczego?
- Bo był program LO o kierunku ekonomicznym z informatyką. Wtedy nowość. Ale to był
początek. Moją ambicją było, żeby
szkoła pracowała na rzecz środowiska, a nie tylko w dni nauki.
Nawiązałem współpracę z Zakładem Doskonalenia Kadr Zawodowych w Bydgoszczy w sprawie
kształcenia wieczorowego i powstało Studium Ekonomiczne,
przez które przewinęło się około 600 uczniów. To było w 1997
roku. Jednak największym moim
osiągnięciem w końcowej fazie
dyrektorowania i na rok przez
Starogardem było wprowadzenie
tu pierwszej w powiecie formy
kształcenia na poziomie wyższym
- Akademia Techniczna w Szczecinie zorganizowała u nas punkt
konsultacyjny. Wyprzedziliśmy
Starogard o rok... Oj, posypały się
głowy w Starogardzie. Dla mnie
ta szkoła miała być centrum życia
miasteczka. Tak było za pani Marii Romanowskiej, kiedy istniały
tu zespoły folklorystyczne, tań-
ce. Cel był jeden – podnoszenie
prestiżu szkoły i nauczyciela... Te
sukcesy były możliwe dzięki kadrze nauczycieli – Reginie Śmigierskiej, Alicji Ossowskiej, Mirosławowi Ossowskiemu i Romanie
Mykowskiej. Zespołowi nauczycieli przedmiotów zawodowych.
Szkoła słynęła też ze sportu.
- To osobna sprawa. Nie tylko
szkoła, ale i Skórcz ma wielkich
wuefistów – trenerów. W Skórczu
istniał zdrowy układ między szkołą podstawową, klubem i szkołą
średnią. W podstawówce pracowali bardzo dobrzy trenerzy - Jurek
Mykowski, Ryszard Dąbek, Romana Mykowska i Andrzej Bunikowki. Większość wychowanków
sportowców szła do naszej szkoły.
Jurek przez klub LKS Pomorzanka
miał kontakt z naszą szkołą. Przejmowali ich do nas Zyga Anhalt i
Ryszard Różycki. Później już wychowankowie Anhalta pracowali w
terenie i najlepszych sportowców
przekazywali na treningi w Skórczu. Przy pomocy Rady Głównej
LZS i Wiesława Szczodrowskiego
oraz dzięki wynikom sportowów,
głównie Rysia Różyckiego, stworzono internat sportowy, finansowany przez RG LZS.
Wynika z tego, że ta szkoła
miała za pana czasów swoje pięć
wielkich minut.
- Chyba tak. Potem to się zmieniło. Wprowadzono zasadę, że przy
każdym zespole szkół musi być LO.
Piękna teraz emerytura. Jakby
podsumowanie. Napisał pan wielką pod względem objętości i ilości informacji książkę o tej szkole
„Z dziejów Technikum w latach
1922-2005”. Zajęło to panu pieć
lat.
- Jako dyrektor szkoły stwierdziłem, że nie znam jej historii.
Wydałem tę książkę w nakładzie
500 sztuk.
A książka o harcerstwie?
Obiecywał pan...
- Będzie. Na razie mam materiał od początku powstania ZHP w
Skórczu do lat 50. Ale wyjdzie tylko
na płycie. W druku za duże koszty.
Jerzy Mykowski - wspaniały wuefista i trener, o którym mówi w
wywiadzie Roman Kolenda.
W 2005 roku w szkole odbył się zjazd absolwentów. Na zdjęciu jedna z „klas”.
8
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Iglotex S.A. zaliczana jest do czołówki producentów-dystrybutorów żywności mrożonej w Polsce.
FIRMA GODNA UNII EUROPEJSKIEJ
Firma położona jest w
ekologicznie czystym obszarze
Polski północnej, w miejscowości
Skórcz. Działalność swoją kontynuuje od 1991 roku, kiedy z rozpoczętej przez założyciela w 1983
roku działalności gospodarczej
utworzono P.P.H. Iglotex.
W 2000 roku oddano do użytku nowy zakład produkcyjny wraz
z bazą magazynowo – składową.
Został on zaprojektowany i wybudowany z uwzględnieniem
wszystkich wymogów Unii Europejskiej. Rosnący szybko popyt na
produkty mrożone oraz poszerzanie oferty o nowe wyroby sprawiły, że już w 2005 roku rozpoczęto
budowę hali produkcyjnej i zaplecza magazynowego. Obecnie
produkcja poszczególnych grup
asortymentowych odbywa się w
dwóch różnych halach wybudowanych zgodnie z najnowocześniejszą technologią.
W jednej hali odbywa się produkcja pizzy, zarówno klasycznej
– na drożdżowym spodzie oraz
włoskiej – na cienkim spodzie,
wypiekanym w specjalistycznym
piecu. Natomiast w drugiej hali
odbywa się produkcja wyrobów
kulinarnych mącznych i mączno – ziemniaczanych. Wszystkie
urządzenia, w które zakład jest
wyposażony, są w pełni zautomatyzowane, spełniają standardy
krajowe i unijne oraz umożliwiają
późniejsze wdrażanie najnowszych rozwiązań w dziedzinie
technologii produkcji.
Podstawą działalności jest
produkcja pizzy, zapiekanek, wyrobów kulinarnych ziemniaczanych i mącznych w tym: pyz, knedli, pierogów, uszek, kopytek oraz
klusek. Pełna oferta asortymentowa obejmuje ponad 100 rodzajów
produktów o różnych smakach,
gramaturach i opakowaniach.
Celem firmy jest wytworzenie produktów zgodnych z normami jakościowymi i prawnymi,
które odpowiadają wymaganiom
naszych aktualnych i przyszłych
klientów. Aby spełnić takie założenia, współpracujemy wyłącznie z dostawcami spełniającymi
wysokie wymogi jakościowe, a
własne laboratorium mikrobiologiczne, laboratorium techniczne
oraz ciągła kontrola produkcyjna
pozwalają na utrzymanie wysokich standardów jakościowych.
Do chwili obecnej Iglotex wdrożył kilka systemów zarządzania
jakością: HACCP, GHP i GMP oraz
posiada certyfikaty IFS i BRC.
Firma otwarta jest na rozszerzanie gamy produkcyjnej, a także
podejmuje dalsze wyzwania w
zakresie innowacyjności. Zakład
nieustannie doskonali park maszynowy i polepsza technologię
z uwzględnieniem wymogów
wysokiego bezpieczeństwa zdrowotnego, ze szczególną dbałością o ochronę środowiska naturalnego. Iglotex szczyci się stale
rosnącym gronem zadowolonych
klientów i kontrahentów.
Iglotex obsługuje kilkadziesiąt
hurtowni i sieci hipermarketów na
terenie całego kraju. Zasięg sprzedaży i dostępność produktów firmy Iglotex stale się powiększa, a
jakość i smak produkowanych
wyrobów zdobywa uznanie
klientów z kilkunastu krajów Europy.
9
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
NASZE KOŁO
WĘDKARSKIE
NR 74
Skórzeckie Koła Wędkarskiego nr 74 obchodzi w tym roku
jubileusz 40-lecia. Założyli je: Roman Kiedrowicz, Edmund Janicki,
Leon Dobrzewiński, Józef Kleina
i Kazimierz Kinder. Na kolejną
już kadencję prezesem został wybrany Włodzimierz Szarafin. To
dobry szef. Poświęca Kołu dużo
wolnego czasu, do realizacji działań statutowych bezinteresownie
użycza różnego rodzaju sprzęty,
samochody. Zarząd Koła w swej
działalności od zawsze kieruje się
zasadą: wszystko dla członków
Koła, by przynależność do niego
była zaszczytem. Koło liczy około
300 osób. W 2003 roku jego szeregi upiększały dwie panie. Jeden
z członków koła żartobliwie powiedział kiedyś w wywiadzie prasowym, że „Kobiety potrafią przez
cały dzień łowić ryby, a mężczyźni
donoszą im tylko jedzenie.”
KW nr 74 opiekuje się pięknymi wodami: częścią rzeki Wdy (od
Zdrójna do Starej Rzeki - w kujawsko-pomorskiem) oraz Jeziorami Czarnoleskim, Jelonek i od zeszłego roku Czarnym Północnym,
Czarnym Południowym, Tobołek.
Wody te obfitują w przeróżne gatunki ryb: liny, karpie, sandacze,
węgorze, szczupaki, karasie (również złote), sumy, okonie, płocie,
lipienie, ukleje, leszcze. Członkowie
Koła odpowiadają za ochronę wód
i środowiska naturalnego, gospo-
darkę rybacko-wędkarską, pracę
z młodzieżą, niedopuszczanie do
kłusownictwa. Wędkarze zarybiają
jeziora, naprawiają pomosty, konserwują łodzie, poprawiają stan dróg
dojazdowych do jezior, stawiają na
brzegach wód stoliki i ławeczki...
W pięknie prowadzonej od 1997
roku kronice można znaleźć fotograficzne relacje z konkursów, wycinki z lokalnej prasy z artykułami
o działalności koła.
Koło zgodnie współdziała ze
Strażą Leśną Nadleśnictwa Lubichowo, z policją, z Państwową
Strażą Rybacką. Organa te wspierają działania Społecznej Straży
Wędkarskiej, którą tworzą członkowie Koła. Jej główne zadanie
to likwidacja żaków, sieci kłusowniczych. Straż patroluje wody o
różnych porach dnia i zdarza się,
że kłusowników polujących na dobre gatunkowo, acz niewymiarowe
ryby łapie na gorącym uczynku.
Tacy oszuści najczęściej uciekają
porzucając nielegalny sprzęt wędkarski, np. harpuny.
Co roku akweny podległe skórzeckiemu kołu są zarybiane atrakcyjnymi dla wędkarzy gatunkami.
Tylko w 2008 roku wypuszczono
do wód 2,5 tys kilogramów narybku linów, karpi, sandaczy, węgorzy,
Członkowie i opiekunowie Klubu Wędkarsko-Akwarystycznego
BOJOWNIKI. 2005 rok.
szczupaków, karasi.
Rokrocznie organizowane są
zawody wędkarskie o tytuł Mistrza
Koła, o Puchar Prezesa. Nagrody
bywały nie byle jakie – na początku
tego wieku oprócz pucharu zwycięzcy otrzymywali łodzie. W 2004
roku zwycięzca zawodów o Puchar
Prezesa złowił leszcza ważącego
1kg i 90g. W zawodach biorą udział
również kobiety. Pani Barbara Łada
nieraz łowiła największe płocie, nawet takie 270-gramowe. Przy okazji
organizacji zawodów spławikowych
W KW nr 74 kładzie się duży
nacisk na pozyskanie młodzieży.
W 2005 roku przy Zespole Szkół
Publicznych powstał Klub Wędkarsko-Akwarystyczny „Bojowniki”. Na dobry początek Koło
ufundowało młodym zapaleńcom
200-litrowe akwarium. Uczniowie
zrewanżowali się organizacją uroczystości, którą uświetniło przedstawienie teatrzyku „Zielony Lin”.
Kilka ciekawostek. Członkowie
KW nr 74 grywają w orkiestrze, tej
największej – Wielkiej Orkiestrze
Świątecznej Pomocy. W 2004 roku
wręczano członkom Koła „wędkarskie Wiktory” – statuetki za wyróżniającą pracę społeczną wykonaną
na akwenach, odznaki PZW Za
Zasługi Dla Wędkarstwa Polskiego. Ówczesny przewodniczący Antoni Chyła otrzymał wtedy… procę.
Miała ona posłużyć panu Antoniemu jako myśliwemu do ustrzelenia
dzika, który miałby być rarytasem
kulinarnym wędkarskich spotkań.
Jak mawiają wędkarze: „Po deszczu
i po burzy niejednego wędkarza
wkurzy”, „Wiatr od wschodu, ryba
chodu”, „Na ryby każda pora jest
dobra”.
Wędkarstwo to nie tylko hobby, sport i przyjemny wypoczynek
nad wodą. To przede wszystkim
praca społeczna, z którą wiąże się
wiele obowiązków. Kiedy członek
Koła przychodzi nad jezioro czy
rzekę na stanowisko wędkarskie, to
ma obowiązek najpierw je sprzątnąć, a opuszczając zostawić po sobie porządek. Zdarzają się przykre
incydenty, zwłaszcza w okresie letnim. Mimo, iż nad wodami należącymi do KW stoją oznakowane
pojemniki na śmieci, to zastaje się
w ich okolicy pozostałości po dobrej zabawie przy ognisku. Wspaniale byłoby, gdyby część społeczeństwa nauczyła się szanować
naturę, pracę innych i zwiększyła
własną kulturę nad wodą. Miłość
do przyrody jest wszak miarą wartości człowieka.
Uczestnicy zawodów o tytuł Mistrza Koła w 2008 roku.
Członkowie KW Nr 74 budują pomost na Jeziorze Jelonek. 2005 rok.
o tytuł Mistrza Koła w 35-lecie powstania KW nr 74 ówczesny gospodarz czarnoleskiego specjalnego
łowiska karpiowego, na którym odbywały się zawody, wybudował 40
pomostów dla wygody łowiących!
Każde zawody kończą się w miłej
atmosferze na wspólnej biesiadzie.
Można wtedy posłuchać, jak wędkarze z uśmiechem na ustach opowiadają o swoich przeżyciach i spotkaniach z dużymi rybami.
Krzysztof Fierka i złowiony przez niego w 2005 r. 5-kilogramowy karp.
Barbara Dembek-Bochniak
10
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Kawał historii miasteczka w
Wschodnie baśnie mówią, że jeżeli planujesz długą podróż, zabierz z sobą druha,
który skróci drogę ciekawymi opowiadaniami. Pan Antoni mógłby je snuć porównywalnie z Szeherezadą, choć pewnie miałby ich na więcej niż tysiąc i jedną noc.
Spektrum tematów bardzo szerokie: był wszak związany z policją, strażą pożarną,
kołem łowieckim, wędkarskim, służbą kościelną, a przede wszystkim z mieszkańcami Skórcza, którym pomagał pełniąc te i inne funkcje.
Na początek prośba pana Antoniego: - Proszę pisać tylko o tych ludziach, o których zasygnalizuję, broń Boże o mnie. Taka skromność dobrego człowieka. I tak
wiem, że to się nie uda, ale przecież mu tego nie powiem.
Zaczniemy od przedstawienia
tętniącej życiem atmosfery codziennego Skórcza sprzed 30-40
lat.
O KOLEI
Obrazy ze Skórcza tkwiące
w pamięci ludzi pokolenia pana
Antoniego (bo i moich Rodziców)
oscylują wokół dworca PKP. Scenka najważniejsza: mijanka pociągów. Jeden przychodził z Czerska
do Smętowa, drugi ze Smętowa
do Czerska. Charakterystyczny
odgłos gwizdu, świst pary, zapach
dymu z lokomotywy… Niedaleko
wieża ciśnień i żurawie, za pomocą
których z tej wieży nalewano wodę
do zbiorników w lokomotywach.
Zniknęły już z krajobrazu Skórcza. Obok wieży wielka składnica
drewna, które wysyłano do kopalń.
Dalej karpina [drewno części podziemnej drzewa wraz z pniakiem
pozostałym po ścięciu - przyp.
red.] wykorzystywana do produkcji terpentyny. Na kolei ładowano
beczki z żywicą. Był zbiornik do
lepiku i smoły. Kiedy przywożono słoiki na potrzeby firmy „Las”,
częstokroć można było usłyszeć
odgłos tłuczonego szkła. Na bocznicę przychodziły wagony i platformy z jednostkami wojskowymi
udającymi się na poligon wraz z
całym sprzętem. Były tu ładowane i rozładowywane. Skórcz tętnił życiem. Za wieżą ciśnień była
„maszynszopa”, a w niej ZN [zapas
nienaruszalny, na czas wojny, strategiczny - przyp. red]: samochód
marki Star, pogotowie techniczne,
agregaty prądotwórcze. Przed „maszynszopą” znajdowała się ręcznie
kręcona „karuzela” do obracania
lokomotyw. Kolejarz kręcił korbką i podawał: „Droga dla pociągu
2134 jest wolna”. Podawał też czas
– na podstawie zapowiedzi można
było, jak przed wojną, regulować
zegarki.
Pan Antoni mówi, że człowiek
czuje sentyment, bo gdy dojeżdżał
do pracy do Osiecznej, to wszyscy
w pociągu się znali. Była rodzinna
atmosfera. Ci, co jechali ze Skórcza do Stargardu, kładli teczkę na
kolana i grali w Baśkę. Na Małym
Dworcu było słychać: „Jeszcze raz
rozdaj!”. Wizytówką Skórcza był
dworcowy bufet, a w nim na owe
czasy rzadkość - piwo „z kija”.
Przychodzili tu nie tylko pasażerowie kolei. Można było zjeść
kanapkę, ogrzać się – zatrudniony
był sztab ludzi i wszystko grało!
Tętniło życiem! A teraz te tereny
są zarośnięte…
Trzeba wspomnieć, że na ko-
Pan Antoni Chyła snuje opowieść o Skórczu.
lei, w pomieszczeniu, gdzie znajdowała się kasa, pomimo panujących różnych systemów politycznych, zawsze wisiał krzyż. Podobnie było i w innych instytucjach w
miasteczku. I nikomu to nie przeszkadzało!
LOKALE
GASTRONOMICZNE
I TAKSÓWKI,
CZYLI NOCNA
RUNDKA
PO SKÓRCZU
Wieczorną, relaksującą po
dniu pracy wędrówkę po Skórczu
można było rozpocząć naprzeciw
kina, na zakręcie, w lokalu popularnie zwanym „U Martusi”,
prowadzonym przez panią Martę Benkowską. Były w nim dwie
sale. W tym lokalu można było w
sposób kulturalny spędzić czas. Z
trunków serwowano w nim jedynie
piwo i wino. Nie było nic mocniejszego. Alkohole z większą zawartością procentów podawano „poza
dyplomacją” jedynie na drugiej sali.
Lokal „U Martusi” zamykano jako
pierwszy, ale nocne życie można
było kontynuować w barze zwyczajowo zwanym ,,mordownią”.
Ten lokal zamykano jako drugi.
Dalej można było bawić się w popularnej „Dwójce”, czyli knajpce II
kategorii, która była zamykana jako
ostatnia. To był lokal na poziomie!
Taki z kierownikiem sali – bodajże
panem Leonem Dobrzewińskim,
paniami bufetowymi, kelnerkami… „Dwójka” znajdowała się
naprzeciwko dzisiejszego ośrodka
zdrowia, w miejscu, gdzie teraz jest
apteka. Opatrzność Boska chyba
tak zdziałała, że w miejscu, gdzie
kiedyś „leczono się”, choć w inny
sposób, później powstała apteka –
pewnie dla tych klientów, którzy
z takowej gastronomii zbyt często
korzystali. Życie toczyło się tak
wesoło. Nocą, po zabawie trzeba
było wracać do domu. Jak? Taryfą!
W Skórczu były taksówki! Jeździli nimi panowie Marian Partyka,
Gliniecki – ojciec i syn Grzesiu,
Marian Firyn, Piontek i inni. Bywali w Skórczu i tacy klienci, którzy zamawiali dość długie trasy,
za które taksówkarz dostawał naprawdę niezłe pieniądze…
Przy okazji skórzeckich pojazdów – czy ktoś pamięta czasy,
kiedy towar do GS-ów rozwożono specjalną platformą zaprzężoną w konie? A czy pamięta ktoś
skórzecką oranżadę z dużą ilością
gazu otwieraną tak normalnie?
Pan Antoni wspomina to wszystko
z wielkim sentymentem…
POLICJA, CZYLI
O ZŁODZIEJACH
I PREMIERZE
Pan Antoni karierę mundurową w szeregach służb porządku
publicznego zakończył w stopniu
komisarza. Był milicjantem, policjantem, pracował w komendzie,
na posterunku, komisariacie, był
komendantem milicji, policji…
Czasy się zmieniały…
Kiedyś już ś.p. Mieczysław
Lewandowski z Pączewa wśród
wywożonego złomu zauważył
przedwojenną tablicę „Posterunek
Policji Państwowej w Skórczu” i
przywiózł ją do pana komendanta
Chyły. Ten skrzętnie ją przechowuje.
Jednego razu w nocy włączył
się alarm. Włamanie do banku!
Często zdarzało się, że przebiegła mysz i ten alarm się włączał,
ale nie można go było zbagatelizować. Pan Antoni szybko ubrał
dres, do kieszeni włożył pistolet,
wsiadł do poloneza i pojechał na
miejsce zdarzenia. Coś mu podpadło - nie działała już sygnalizacja
na zewnątrz. Kątem oka zauważył zaparowane szyby – wniosek:
do środka budynku musiało dojść
inne powietrze. W jednym z okien
zobaczył sprawców. Podjechał do
pobliskich piekarzy, żeby powiadomili posiłki policjantów. Za chwilę od strony piekarni wyskoczyło
dwóch złodziei. Pan Antoni oddał strzał ostrzegawczy w powietrze. Zdaje się, że i uciekający byli
uzbrojeni, ale jeden zakrzyknął do
drugiego: „Zostaw!”. Za jakiś czas
nadjechały posiłki...
W pobliskiej leśniczówce
Czarne swego czasu odpoczywał
premier Oleksy z żoną, szwagierką i bratem. Obsada skórzeckiego
posterunku policji miała współpracować z funkcjonariuszami
BOR-u przy zabezpieczeniu
ochrony. Pierwsze zaskoczenie:
premier miał wylądować śmigłowcem w Starej Jani, a ku zdziwieniu
wszystkich do Skórcza przyjechał
samochodem.
BOR-owcy poprosili komendanta
o pomoc w zorganizowaniu atrakcji dla premiera. Jedną z nich miała
być jazda konna. Gdzie tu znaleźć
konie? W Osieku! Niestety – konie
były niespokojne, mogłyby ponieść.
Pod Smętowem mają te piękne
zwierzęta! Pan Antoni mówi do
właścicielki, że są ludzie (nie powiedział kto), którzy chcieliby pojeździć na koniach na zewnątrz.
Kobieta spytała, jaką szkółkę jeździecką mają skończoną. W odpowiedzi usłyszała: „WKS Legia”.
Szef ochrony BOR-u prawie rozsypał się ze śmiechu.
Podczas spotkania z premierem
pan Antoni pokazał palcem na
mapie Wdę, zaproponował spływ
kajakowy. Pomysł chwycił. BOR
ochraniał wycieczkę z lądu. Z początku premier Oleksy z ochroniarzem płynęli łodzią wiosłując
sami. Pan Chyła ze szwagierką
premiera próbowali ruszyć z miejsca kajakiem. Nie miał on sterów i
wiosłując na początku kręcili się w
koło. Ale szybko opanowali sztukę
sterowania i wkrótce stali się najlepszą osadą. Premier Oleksy wytrzymał wiosłowanie łodzią tylko
do Wdeckiego Młyna. Tam prze-
siadł się na kajak. Wszyscy byli zachwyceni widokami z rzeki Wdy.
Spływ zakończono w Kasparusie
przy moście. Tu Oleksego zobaczył mały chłopczyk. Z krzykiem
pobiegł do starszego pana: „Dziadku, dziadku! Widziałem premiera
Oleksego!”. „Niemożliwe!” „Jak
Boga kocham! Widziałem Oleksego!” Taka to była sensacja!
Wyjeżdżając z letniska Oleksy jadący z panem Chyłą Landroverem
spytał: „Panie komendancie, czy
mogę być pana kierowcą?”. Oczywiście, że mógł. Pan Antoni wczuł
się wtedy w rolę przewodnika i na
przykład przejeżdżając koło tartaku opowiadał premierowi, że
kiedyś do pracy używano tu koni,
które podkuwał kowal mający wojskowe uprawnienia do kucia koni.
Premier był bardzo zadowolony…
I SEKRETARZ, CZYLI
O POTRZEBACH
I SPRAWIEDLIWOŚCI
Pan Antoni został sekretarzem
PZPR zupełnie nieoczekiwanie w
1980 roku. Jego kandydaturę podał
kolega i obaj byli ciekawi, ile głosów uda się zdobyć. Okazało się,
że ilość wystarczającą do wygranej. Widocznie pan Antoni był tak
znany ze skutecznej działalności,
że ludzie mieli do niego zaufanie.
Pewnie dzięki krnąbrności - to cecha charakterystyczna pana Antoniego. Mówi, co myśli, jest uparty,
konsekwentny – choćby dojście do
celu miało zająć dużo czasu. Najważniejsze dla naszego bohatera
jest słowo dane społeczności, człowiekowi – trzeba je dotrzymać!
Później wyszło humorystycznie,
bo nie wiedziano, jak urlopować
pana Antoniego z pracy w milicji.
Ludzie, również bezpartyjni, przychodzili po pomoc: a to w
przydziale kombajnów, ciągników,
a to ze skargą na niesmaczne posiłki w stołówkach zakładowych, a
to że nie ma rajstop… Pan Antoni
załatwiał krótko i konkretnie, był
skuteczny.
Za jego kadencji doprowadzono do oznakowania tablicami
miejsc męczeństwa i pamięci narodowych, między innymi na Domu
Ubogich, na Księżej Oborze, w innych miejscach.
W tamtych czasach to wierchuszka dostawała odznaczenia.
Nie było to po myśli ówczesnego
I sekretarza - on chciał nagradzać
zwykłych ludzi, szczególnie tych
pracujących społecznie. Udawało
się. Dostawali medale Zasłużony
Dla Ziemi Gdańskiej, Krzyże Kawalerskie… Przychodzili i dziękowali. Pan Antoni czuł się zażenowany i nieswój – jemu wystarczyła
Przedwojenna tablica „Posterunek Policji Państwowej w Skórczu”
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
gawędach Pana Antoniego
Jedna z tablic upamiętniających
miejsca męczeństwa w Skórczu.
moralna satysfakcja, że udało się
nagrodzić zwykłego mieszkańca.
Trzeba być człowiekiem – zwłaszcza, jeżeli jest się na piedestale. Pan
Chyła chciałby, żeby było tak, jak
w idei izraelskiego odznaczenia
„Sprawiedliwy Wśród Narodów
Świata” - „Jeśli człowiek ratuje
jedno życie, to jest tak, jak gdyby
uratował cały świat”. Pan Antoni
ma medale za zasługi dla łowiectwa (brązowy i srebrny), dla wędkarstwa, dla pożarnictwa (brązowy,
srebrny i złoty), ale żadnych państwowych – czyżby za niepokorny
język?
SŁUŻBA KOŚCIELNA,
CZYLI O ZAŁUGACH
KSIĘDZA PRAŁATA
I UROKACH BYCIA
KOŚCIELNYM
Być kościelnym nie jest łatwo,
szczególnie wtedy, gdy samemu
sobie zada człowiek taką „pokutę” i
rzetelnie będzie wypełniał wszystkie obowiązki. Taki kościelny nie
ma łatwo. Musi przyjść przed
księdzem, przygotować odpowiedniego koloru ornat, zapalić świece,
otworzyć kościół, wlać płyn do
świeczek, zbierać ofiary (brrr), rozliczać pieniążki ze sprzedaży „Tygodnika Parafialnego”. W takim
kościelnym, dużym chłopie, drzemie czasami też mały chłopczyk,
który nawet i proboszczowi, który
niechcący stanie na odcisk, gotów jest spłatać psikusa. W takiej
właśnie sytuacji znalazł się kiedyś
pewien skórzecki kościelny. Troszkę dla kawału powkładał księdzu
zakładki w mszale tak, że ten musiał na mszy przeczytać bardzo
dłuuuuuugą modlitwę. Trwa msza.
Kościelny w zakrystii obserwuje
rozwój akcji. Ksiądz otwiera mszał
na zakładce, a tu rzeczona dłuuuuga modlitwa. I klapa. Ksiądz
ogląda się do zakrystii. Kościelny
wycofuje się z linii strzału oczu
księdza. Ksiądz przekartkowuje,
ale w zaistniałej sytuacji zmuszony
jest wrócić do założonego pacierza.
Przychodzi i mówi: „Panie kościel-
ny, nie uważa pan, że ta modlitwa
była za długa?”. Kościelny na to:
„Też tak myślę, ale czasami można się dłużej pomodlić”. Ksiądz
zgodził się z tym i tak przyjaźnie
zakończyła się przygoda.
Trzeba przyznać, że po każdym proboszczu w Skórczu pozostaje trwała pamiątka. Dzięki
staraniom księdza prałata Eugeniusza Stencla Skórcz został podniesiony do rangi dekanatu, OSP
otrzymała wóz bojowy od partnerskiej jednostki z niemieckiego
Fürstenberg. Ksiądz prałat cieszył
się w Niemczech wielkim autorytetem. Odprawiając po niemiecku
mszę świętą za strażaków zręcznie
wykorzystał niuanse językowe, aby
ukazać sytuację OSP w Skórczu.
W efekcie nawiązała się właśnie
taka owocna współpraca polskoniemiecka. Na pierwszy wyjazd
przyjaciele zza Odry otrzymali od
delegacji ze Skórcza między innymi chleb i kiełbasę polską. Strażacy
zawieźli sadzonki cisów. Komendant straży pożarnych z Niemiec
Benhard Lücke przywiózł w zamian sadzonkę kasztanowca. Obaj
komendanci – pan Antoni i pan
Benhard zasadzili ją w ogrodzie
przy skórzeckiej plebanii.
OSP, CZYLI O ZAMKU
W PADERBORN
I OBRAZIE
STRAŻAKA
Jako prezes Wiejsko-Gminnej
OSP pan Antoni wraz ze strażakami z OSP w Skórczu kilkukrotnie
bywał u partnerskiej jednostki w
Fürstenberg w niemieckim powiecie Paderborn. Nad miasteczkiem
powiatowym górował na potęż-
nym wzniesieniu zamek. Przypadek sprawił, że nasz bohater identyczną fortecę zobaczył na obrazku
w książce Karola Grünberga „SS
czarna gwardia Hitlera”. Kiedy
powtórnie zawitał w Paderborn,
spytał niemieckich kompanów, co
znajdowało się w zamku po dojściu
Hitlera do władzy. Zapadła cisza.
Gospodarze poczuli się troszkę
nieswojo, tym bardziej, że historia,
którą przyszłoby im opowiedzieć,
była związana z niedalekim obozem, w którym w czasie II wojny
światowej zginęło wielu Polaków.
Pan Antoni słusznie twierdzi, że
historia jest trudna, ale trzeba ją
znać i tym przekonał gospodarzy.
Oprowadzili go po tej byłej centralnej siedzibie SS, po tym „sanktuarium” elit stworzonych przez
Heinricha Himmlera. Za wybitne
zasługi SS-mani dostawali pierścienie. Gdy zginęli, trafiały one
właśnie na zamek w Paderborn. To
była trudna lekcji historii, ale obie
strony – polska i niemiecka - przeszły ją godnie.
Pan Chyła z żalem mówi, że
społeczeństwo wyrabia sobie opinię o strażakach głównie przy okazji świąt, gdy ci ulegają, jak każdy
człowiek, przeróżnym pokusom.
Ludzie nie zdają sobie sprawy, że
strażacy i w tych małych strażnicach, i w tych większych, przybywają na wezwanie ratować mienie i
życie ludzkie, muszą szybko nakładać zimne ubranie ochronne i biec
na ratunek. Robią to społecznie i
dla innych. Pana Antoniego cieszy
aktywizowanie się młodzieżówek,
choćby w Pączewie, bo żeby organizacja działała prężnie, musi być
dopływ ludzi młodych i chętnych!
11
Ksiądz prałat Eugeniusz Stencel na leśnej wycieczce.
Oni ożywiają działalność dla dobra ogółu i trzeba ich wspierać
słowem, gestem, czynem, a przynajmniej nie przeszkadzać.
***
Tyle póki co z gawędy pana
Antoniego. A teraz niespodzianka.
Również pan Antoni jest bohaterem wspomnienia o Skórczu. Karolina Stachowicz, wkrótce absolwentka Matematyki na Uniwersytecie Gdańskim, na pytanie: kto
ze Skórcza zapadł w jej pamięci z
okresu dzieciństwa, tak napisała
swoje wspomnienie:
„Pierwszą osobą, która przychodzi mi na myśl z czasów dzieciństwa, to Pan Antoni Chyła.
Po pewnym incydencie w naszej
szkole (ktoś rozpylił jakiś gaz), Pan
Chyła był w moim domu, żeby spi-
Dawne zdjęcie orkiestry dętej OSP w Skórczu - na pierwszym planie między innymi Karolina Stachowicz.
sać raport na temat tamtego wydarzenia. W czasie rozmowy namawiał mnie, abym wstąpiła do Orkiestry Dętej przy OSP w Skórczu
i tak naprawdę od tego zaczęła się
moja gra w orkiestrze. Pan Antoni podsunął pomysł, a po pewnym
czasie postanowiłam z Mamą, że
spróbuję gry na jakimś instrumencie. Grałam od 1998, do czasu,
kiedy poszłam na studia, czyli do
2006 roku. Musiałam zrezygnować, ponieważ próby odbywały się
w środku tygodnia, a ja w tym czasie byłam w Gdańsku. Czasem, jak
widzę naszą orkiestrę, szkoda mi,
że nie mogę z nimi grać.”
Barbara Dembek-Bochniak
12
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
W Zespole Szkół Publicznych w Skórczu
RYS HISTORYCZNY
(na podstawie pracy Agnieszki
Urmańskiej i Sebastiana Marciniaka)
Zachowane źródła wskazują, że
na terenie naszej miejscowości w
pierwszej połowie XVII wieku istniał domek szkolny, w którym 12
chłopców uczył miejski organista.
Po powstaniu styczniowym, kiedy
to Skórcz leżał w granicach zaboru
pruskiego, z nauki korzystało 314
dzieci wyznania katolickiego i 108
ewangelickiego. W 1887 roku w
pięcioklasowej elementarnej szkole katolickiej 302 uczniów uczyło
czterech nauczycieli. Szkołą kierowali kolejno: Jan Grabowski i
Ignacy Lipiński. Postacią, która
złotymi zgłoskami wpisała się historię edukacji na terenie Skórcza,
był pan Franciszek Schornak. Pod
jego okiem w ciągu 5 lat, do 1916
roku wybudowano nowy budynek
szkoły z bazą sportową oraz dom
nauczycielski. W 1918 roku, po
odzyskaniu niepodległości, szkoła katolicka w Skórczu uzyskała statut siedmioklasowej szkoły
powszechnej. Franciszek Schornak łączył pracę pedagogiczną z
pracą społeczną. Powołał do życia bibliotekę publiczną, dokonał
zbioru sztuki ludowej oraz założył przy szkole mały ogród botaniczny. Funkcję Dyrektora pełnił
do 1929 roku, kiedy to przeszedł
na zasłużoną emeryturę. Zmarł 4
marca 1940 roku i jest pochowany na miejscowym cmentarzu. Za
jego rządów szkołę w Skórczu
odwiedził Prezydent Stanisław
Wojciechowski
(24.04.1923r.).
Osiągnięcia Franciszka Schornaka
są trwałym pomnikiem i wieńcem
laurowym tego krzewiciela polskości i niestrudzonego pedagoga
wielu pokoleń młodych mieszkańców Skórcza.
Kolejnym dyrektorem był
Antoni Sobacki. Kontynuował on
rozwój szkoły tworząc m.in. Drużynę Harcerską im. Wł. Łokietka.
W latach trzydziestych XX wieku
pracowało w niej 11 nauczycieli, a
liczba dzieci wynosiła ok. 500. Na
czas II wojny światowej zarządzanie placówką objął kierownik pochodzenia niemieckiego. Lekcje
były prowadzone w języku niemieckim, a programy nauczania
zostały podporządkowane założeniom polityki edukacyjnej Trzeciej
Rzeszy. Po wojnie powołano do
życia szkołę podstawową. Dyrektorem został ponownie Antoni
Sobacki (do 1962). Po nim szkołą
kierowali: Edmund Trzoska, Stanisław Borowicz, Henryk Lipski i
Ryszard Dąbek.
W 1999 roku w wyniku reformy edukacyjnej powołano do
istnienia Zespół Szkół Publicznych, który składa się z Publicznej
Szkoły Podstawowej im. Franciszka Schornaka oraz Publicznego
Gimnazjum, któremu w 2004 roku
nadano imię pierwszego burmistrza Skórcza - Jana Grzonkowskiego. Od 2003 roku ZSP kierował Leszek Klamann. Obecnie
dyrektorem szkoły jest Andrzej
Bunikowski.
SZKOŁA DZISIAJ
W kolejnych latach szkołę
systematycznie remontowano i
unowocześniano. Obecnie zajęcia
odbywają się w budynku głównym
(„stara szkoła”), nowym budynku
(„nowa szkoła”) oraz w budynku
tzw. „małej szkoły”. Bazę sportową
stanowią: salka gimnastyczna, siłownia, sala sportowa o niepełnych
wymiarach, boiska do gry. Czasami korzysta się z terenów w parku
miejskim oraz znajdujących się tam
boisk do siatkówki plażowej. W
szkole funkcjonuje świetlica, jest
biblioteka, dwie pracownie komputerowe, czytelnia multimedialna,
kuchnia i stołówka oraz sklepik.
W szkole podstawowej uczy
się 284 uczniów w 12 oddziałach, w gimnazjum 177 uczniów
w 7 oddziałach klasowych. Jest 6
oddziałów klasowych kształcenia
zintegrowanego. Kadrę pedagogiczną stanowi 23 nauczycieli dyplomowanych, 9 mianowanych, 6
kontraktowych i 5 stażystów. W
szkole zatrudnionych jest 4 pracowników administracji i 9 pracowników obsługi.
Dyrektor szkoły
Andrzej Bunikowski
- Do tej szkoły mam szczególny sentyment, ponieważ byłem
w niej uczniem, nauczycielem wychowania fizycznego, wicedyrektorem, a od 1 września 2008 roku
jestem dyrektorem – mówi dyrektor Andrzej Bunikowski. - Zależy
mi na tym, aby uczniowie i ich
rodzice byli zadowoleni z naszej
szkoły. Kieruję dobrze przygotowaną kadrą pedagogiczną, która
gwarantuje właściwe przygotowanie uczniów do dalszej edukacji.
Jest to dla mnie cel najważniejszy,
ale nie jedyny. Chciałbym, aby nasza szkoła nauczyła kreatywnego
myślenia, dążenia do rozwijania
swoich zdolności i zainteresowań.
W tym celu organizowane są zajęcia kół zainteresowań i kół przedmiotowych. Uczniowie mają możliwość uczestnictwa w konkursach przedmiotowych i zawodach
sportowych. Zależy mi na rozwoju
każdego ucznia. Dla uczniów potrzebujących organizujemy zajęcia wyrównawcze. Aby podnieść
jakość nauczania, systematycznie
doposażamy gabinety i sale lekcyjne w pomoce dydaktyczne. Chcemy stworzyć pracownię językową z
prawdziwego zdarzenia. Mamy też
bogatą ofertę zajęć sportowych. W
tym miejscu muszę wspomnieć o
moim (sądzę, że nie tylko moim)
marzeniu o pełnowymiarowej sali
sportowej. Do realizacji marzeń
należy dążyć, a wtedy jest szansa na ich spełnienie. W tym roku
szkolnym sukcesem zakończyły się
moje starania o udział w projekcie
„Za rękę z Einsteinem”, finansowanym przez Europejski Fundusz
Społeczny i budżet państwa w
ramach Programu Operacyjnego
Kapitał Ludzki.
Misja placówki zakłada, iż
szkoła jest społecznością, która
poprzez realizację funkcji dydaktycznej, opiekuńczej i wychowawczej chce wprowadzić uczniów w
różnorodne dziedziny życia, wychować ludzi odpowiedzialnych,
uczciwych, kierujących się w życiu
prawdą i szacunkiem wobec innych,
przygotowywać do prawidłowego
funkcjonowania we współczesnym
społeczeństwie oraz wdrażać do
umiejętnego rozpoznawania i przeciwstawiania się zagrożeniom cywilizacyjnym. Zachowując właściwe relacje międzyludzkie uczniom
wpajane są takie wartości, jak mądrość, zaufanie, uczciwość, tolerancja i sprawiedliwość.
Pedagog szkolny Beata Firyn
wymienia różne sposoby współpracy szkoły mające na celu doskonalenie form i metod pracy
opiekuńczo-wychowawczej, m.in.:
współpraca z instytucjami i środowiskami pozaszkolnymi (MOPS,
GOPS, Poradnia PsychologicznoPedagogiczna, policja, sąd), udział
w programie „Szkoła bez przemocy”, warsztaty na temat uzależnień,
integracyjne, spektakle terapeutyczne. Mówi, że uczniowie chętnie angażują się w różnego rodzaju
akcje - na przykład Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy czy Góra
Grosza. Wszyscy starają się, aby
szkoła była przyjazna uczniom oraz
aby była dla nich drogą do sukcesu
poprzez wszechstronny rozwój intelektualny, fizyczny i moralny.
BIBLIOTEKA
SZKOLNA
Oczywiście jeżeli biblioteka,
to i wypożyczalnia książek i czytelnia, ale przede wszystkim na-
Arkadiusz Zając, niezły sportowiec i wychowanek skórzeckich wuefistów
i trenerów, obecnie sam z powodzeniem zajmuje się szkoleniem dzieci i
młodzieży.
uczyciel bibliotekarz - „pijarowiec”
tej specyficznej pracowni. Od 1999
roku funkcję tę pełni Ewa Tokarska-Kuziemko. Oddajmy jej głos.
- W momencie obejmowania
przeze mnie stanowiska, biblioteka wyposażona była w stanowisko
komputerowe oraz program, który
w znacznym stopniu usprawnił
opracowanie techniczne zbiorów
oraz wypożyczenia. Później pozyskano pomieszczenia na czytelnię,
w której pojawiły się pierwsze stanowiska komputerowe z dostępem
do internetu. W listopadzie 2005,
w ramach projektu ICIM, biblioteka otrzymała 4 kolejne zestawy
z dostępem do sieci oraz urządzenie wielofunkcyjne. Z tego sprzętu
korzystają nauczyciele, uczniowie
oraz inni członkowie lokalnej społeczności i to nie tylko w trakcie
zajęć dydaktycznych, ale i zajęć
popołudniowych w czasie trwania
roku szkolnego oraz ferii zimowych. Pierwsze lata pracy pozwoliły mi na ukształtowanie nowej
wizji biblioteki jako miejsca twórczego rozwoju ucznia i nauczyciela,
w której wspólnie przygotowujemy uroczystości szkolne przedsta-
Ewa Tokarska-Kuziemko: - Mój wspaniały zespół asystentów.
wienia, gramy na instrumentach i
śpiewamy, przezwyciężamy problemy edukacyjne i wychowawcze.
Wszystkie te działania zmierzają
do zdobywania wiedzy i wymiany
doświadczeń z różnych źródeł informacji oraz jej właściwej selekcji. Nie narzucam użytkownikom
biblioteki sposobu i tempa pracy,
sami decydują, jak chcą pracować
– z książką, komputerem czy CD.
Moją rolą jest doradzać i wspomagać każdego ucznia i nauczyciela
w jego twórczym działaniu. W bibliotece nie ma miejsca na rutynę,
bo każdy nowy rok szkolny jest
inny od poprzedniego i przynosi
bibliotekarzowi nowe wyzwania
i oczekiwania ze strony użytkowników. Moim osobistym sukcesem
jest stworzenie oraz praca z zespołem asystentów bibliotecznych.
HARCERSTWO
Przy Zespole Szkół Publicznych w Skórczu funkcjonuje 8
Drużyna Harcerska „Leśne Duchy”, podlegająca pod hufiec w
Starogardzie Gdańskim. Organizacja ta skupia uczniów ze szkoły
podstawowej i gimnazjum. Obecnie drużyna składa się z jednego
zastępu starszego „Włóczykijów”.
Opiekunką drużyny jest Agnieszka Urmańska. Od niej dowiadujemy się, że harcerze chętnie sami
przygotowują i przeprowadzają
zbiórki dotyczące między innymi
zapoznania się z symboliką i prawem harcerskim, nauki piosenek
i pląsów harcerskich, nabywania
sprawności, szkolenia w zakresie
zasad udzielania pierwszej pomocy i wiele innych. Chętnie angażują się w prace społeczne takie jak:
uporządkowanie
zaniedbanych
grobów na parafialnym cmentarzu, udział w WOŚP, współpraca
z MOK oraz z Warsztatami Terapii Zajęciowej Caritas w Skórczu.
Harcerze pełnili funkcję opiekunów wystawy IPN „Tak Dale-
13
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
ko Tak Blisko…” oraz sprawują
opiekę nad sztandarem Związku
Kombatantów RP. W ramach harcerstwa organizowane są wigilie
harcerskie, ogniska, biegi patrolowe oraz rajdy rowerowe. Harcerze
angażują się w inicjatywy Komendy Hufca w Starogardzie Gd. poprzez uczestnictwo w Dniu Myśli
Braterskiej czy też konkursie piosenki harcerskiej „Violince”. Do
największych z ostatnich osiągnięć
należy zajęcie przez patrol drużyny
I miejsca w XXIV Rajdzie Rodło
organizowanym przez Komendę
Chorągwi Gdańskiej. Choć czasy
się zmieniają, metoda harcerska
może się doskonale sprawdzać
także w nowych warunkach, dlatego też harcerze 8DH organizują
Dni Mundurowe w celu naboru do
drużyny zuchów, którzy w przyszłości będą mogli kontynuować w
szkole harcerską tradycję.
ZAJĘCIA
SPORTOWE
- Sport w szkole cieszył się od
zawsze dużym zainteresowaniem.
Dzięki zaangażowaniu nauczycieli wychowania fizycznego, którzy
prowadzą szereg zajęć pozalekcyjnych zarówno dla uczniów szkoły
podstawowej, jak i gimnazjum,
każdy zainteresowany może choć
raz w tygodniu aktywnym spędzić
wolnego czasu – mówi Arkadiusz
Zając. - W tym roku szkolnym realizowany był program „Sport po
16”. Co tydzień ok. 60 uczniów z
klas III-VI bierze udział w rozgrywanej cyklicznie ogólnopolskiej
imprezie „Czwartki LA”. Najlepsi wystartują w wielkim finale w
czerwcu tego roku w Warszawie.
Rywalizacja odbywa się w bardzo
przyjaznej atmosferze, a uczestnicy kibicują sobie wzajemnie. W
październiku po raz pierwszy w
historii szkoły uczeń gimnazjum
- Michał Grajewski - zdobył tytuł Mistrza Polski w LA w rzucie młotem 4 kg, osiągając wynik
64,21, który jednocześnie jest rekordem okręgu. Sukces Michała
przyniósł mu tytuł najlepszego
zawodnika spośród młodzików w
województwie pomorskim w roku
2008. Osiągnięcie Michała docenił
Burmistrz Miasta, który ufundował roczne stypendium sportowe.
W ogóle za wybitne osiągnięcia
sportowe stypendia otrzymuje aż 15 uczniów. W najbliższym
czasie planuje się szereg imprez:
4-bój lekkoatletyczny, Szkolną
Gimnazjadę Lekkoatletyczną dla
klas I-III oraz już po raz czwarty
Olimpiadę Szkolną dla klas I-III
nauczania zintegrowanego. Impreza ta z każdym rokiem przyciąga uwagę coraz większej rzeszy
rodziców, którzy wraz ze swoimi
dziećmi przeżywają emocje związane z rywalizacją sportową. Dzięki pomocy licznych sponsorów
dzieci biorą dodatkowo udział w
loterii fantowej. Dzięki jednemu
ze stałych sponsorów – firmie
IGLOTEX – przy okazji imprez
sportowych uczestnicy częstowani
są lodami. Dobra współpraca pomiędzy nauczycielami wychowania fizycznego, dyrektorem szkoły,
burmistrzem Skórcza i klubem
sportowym LLKS Ziemi Kociewskiej pozwala stworzyć naszej
młodzieży możliwość rozwoju i
wspaniałej zabawy.
EDUKACJA
EKOLOGICZNA
W PUBLICZNYM
GIMNAZJUM
Jacek Dombrowski, opiekun
Koła Ekologicznego, za naczelne
zadanie kształcenia ekologicznego uznał wyposażenie ucznia w
zasób wiedzy geograficznej o tzw.
„małej ojczyźnie” w powiązaniu z
wiedzą o Polsce. W czasie wspólnych zajęć terenowych rozbudza
on w uczniach zainteresowanie
problemami lokalnego środowiska.
Jak? Wypady na teren budowy autostrady A1 - uczniowie zobaczyli, jak przekształca się środowisko
i jakie konsekwencje wynikają z
działalności człowieka. Efektem
wycieczek jest m.in. opracowana
dokumentacja ścieżki dydaktycznej
„Do źródeł Szorycy”. Inna forma –
wycieczka do oczyszczalni ścieków.
Fachowe informacje o funkcjonowaniu tej placówki, procesach
technologicznych przebiegających
w oczyszczalni zawsze wzbudzają
zainteresowanie. W ramach zajęć
kółka uczniowie spontanicznie organizują akcje porządkowania obszarów rekreacyjnych nad jeziorem
Głuche, czyścili koryto rzeki Węgiermucy, sprzątają teren lasu przy-
Budynek szkolny, ukończony w 1916 r., swoją architekturą i wielkością budzi respekt FOT. T. Majewski
legającego do osiedla. Prowadzą
zbiórki zużytych baterii w ramach
ogólnopolskiej cyklicznej akcji firmy „Reba”. Waga zebranych baterii już dawno przekroczyła 300kg.
Są i przyjemności – wycieczki i
spotkania, choćby z przedstawicielami Leśnictwa Czarne, którzy
wraz z Kołem Łowieckim „Łoś”
zorganizowali dla uczniów pobyt
na strzelnicy myśliwskiej w Bietowie połączony z prelekcja dotyczącą gospodarki leśnej w regionie.
Inny wyjazd - na wysypisko śmieci
– pozwolił unaocznić konieczność
segregacji odpadów. Przy okazji pan Dombrowski dodaje, że
zbiórka opakowań PET w Skórczu przebiega wzorcowo. Uważa
też, że każdy absolwent skórzeckiego gimnazjum jest wyposażany
w niezbędną wiedzę ekologiczną,
która pozwala zrozumieć współzależności zachodzące między
środowiskiem przyrodniczym a
zagospodarowaniem naszej „małej
ojczyzny”. Poprzez umiejętność
wartościowania, oceniania oraz
podejmowania wyborów przez
jego wychowanków przygotowuje
ich do odpowiedzialnego działania
w dorosłym życiu.
ZAJĘCIA
INFORMATYCZNE
Przerwa. Uczniowie mają piękne miejsce do chwilowego relaksu - pełen
zieleni placyk z widokiem na leżące w dole centrum miasteczka. FOT. T.
Majewski
W szkole funkcjonują dwie
pracownie komputerowe, w tym
jedna „nowa” - pozyskana w ramach
projektu PRACOWNIE KOMPUTEROWE DLA SZKÓŁ
współfinansowanego przez Unię
Europejską – relacjonuje Sławomir
Michnikiewicz. - W pracowni odbywają się lekcje informatyki, zajęcia
koła informatycznego, koła języka
angielskiego oraz niemieckiego.
Gimnazjum bierze udział w
projekcie „Za rękę z Einsteinem
– edycja II”. Uczniowie gimnazjum uczestniczą w dodatkowych
zajęciach z matematyki, fizyki,
chemii oraz języków obcych. Mają
dostęp do internetowej platformy
„e-learningowej”, na której mogą
korzystać z „e-lekcji” – interaktyw-
nych lekcji internetowych. Wezmą
udział w wycieczkach edukacyjnych, konkursach, szkołach letnich
i feriach organizowanych przez
PG oraz w różnych festiwalach
nauki. Szkoła w ramach projektu
otrzymała rzutnik multimedialny.
Projekt realizowany jest w trzech
województwach i zaangażowane są trzy uczelnie wyższe: Politechnika Gdańska, Uniwersytet
Technologiczno-Przyrodniczy w
Bydgoszczy i Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie.
Będą one organizować seminaria i
warsztaty dla nauczycieli. Czas realizacji projektu obejmuje okres od
1.09.2008 do 30.06.2012.
Do sukcesów informatyków
w tym roku szkolnym należy zaliczyć zakwalifikowanie się do finału
ogólnopolskiego konkursu informatycznego POLLOGIA ucznia
III klasy gimnazjum Michała Grajewskiego.
Z ŁEZKĄ W OKU
Barbara Wiśniewska przepracowała w Zespole Szkół Publicznych w Skórczu 30 lat. O dzisiejszej szkole mówi w superlatywach.
- Budynek szkolny stoi w tym
samym miejscu, ale jakże różni się
od tego, w którym rozpoczynałam
swoją pierwszą pracę. A był to rok
1977. Do szkoły o nazwie Zbiorcza Szkoła Gminna uczęszczało
ok. 1000 uczniów z całej gminy
Skórcz. Było to dwa razy więcej
niż obecnie. Klasy były bardziej
liczne. Szkoła pękała w szwach.
Sytuacja zmieniła się na lepsze w
1983 roku, gdy dobudowano drugi
budynek szkolny.
Obowiązywał 6-dniowy tydzień pracy. Był taki czas, że etat
nauczycielski wynosił 42 godziny
tygodniowo. Zajęcia pozalekcyjne, zastępstwa były prowadzone
bezpłatnie. Koniec roku szkolnego, tak jak i dzisiaj, wymagał od
nauczycieli wytężonej pracy. Może
mniej było „pracy papierkowej”, ale
za to wszystkie dokumenty trzeba
było wypełnić ręcznie, włącznie ze
świadectwami.
Pamiętam tzw. „zielonkę” ze
starymi drzewami owocowymi –
miejsce rekreacji. Wiosną i jesienią
trudno było wejść do szkoły „suchą
stopą”. Błotko towarzyszyło zarówno nauczycielom jak i uczniom.
To nie to, co dziś. Budynek szkolny odnowiony, teren wokół szkoły
utwardzony i pięknie zagospodarowany. Na miejscu dawnej
„zielonki” - dwa boiska sportowe.
Boisko górne nie do poznania: ławeczki, kwiatki, pełno zieleni, aż
miło popatrzeć. Dyżur na takim
boisku to nie tylko obowiązek, ale
także wielka przyjemność.
Skoro w szkole tak wiele
zmieniło się na lepsze, dlaczego
więc z „łezką w oku” i sentymentem wracam myślami do mojej
„dawnej” szkoły. Są ku temu powody. Po pierwsze, brak mi atmosfery, która wówczas panowała
w pokoju nauczycielskim. A był
tylko jeden, gdyż i nauczycieli było
mniej. Wszyscy znali się bardzo
dobrze. Szkoła była mniejsza, więc
i dyżurów było mniej. Więcej zatem było czasu na przygotowanie
się do lekcji. Był czas na kawę,
rozmowy, a nawet żarty. Nie uszły
uwadze żadne imieniny czy urodziny. Były życzenia, kwiaty, zaś z
drugiej strony kawa i ciasto. Panowała niemalże rodzinna atmosfera.
Brak mi też wzajemnego szacunku, jakim darzyli się uczniowie i
nauczyciele. Zachowanie uczniów,
tak na lekcjach jak i na przerwach,
nie budziło większych zastrzeżeń.
„Łacinę” słyszało się sporadycznie.
Ponadto mi osobiście bardziej podobał się uczeń w mundurku niż
dzisiejsza „rewia mody”.
I ostatnia refleksja, która
przychodzi mi na myśl. Wyrażę
ją krótką rymowanką: Dzisiaj
uczniowie „siedzą” w internecie,
a czytają mało. Ja, jako stary belfer, twierdzę, że dawniej czytanie
więcej dawało.
Opracowanie na podstawie
wypowiedzi pracowników
ZSP w Skórczu
Barbara Dembek-Bochniak
14
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Coraz krótszy czas zabawy
Jesteśmy z wizytą w przedszkolu w Skórczu. Cieszy się dużą
popularnością. Dla 15 dzieciaków zabrakło miejsca, z różnych
względów.
Miejskie Przedszkole w Skórczu mieści się w budynku z 1913 r.
przy ul. Parkowej. Przed wojną był
tu Hotel Stenzla, po wojnie internat szkoły rolniczej.
- Warunki nie najlepsze. U góry
mam lokatorów – mówi dyrektor
placówki Beata Bianek. - Do ogrodu
zabaw przechodzi się przez uliczkę.
W przedszkolnych salach jednak tego wieku budynku nie widać.
W każdej od razu robi się radośnie,
tyle tu kolorów. Plac zabaw też jest
całkiem duży i ma sporo przyrządów do zabawy.
Beata Bianek (24. rok nauczycielka) funkcję dyrektora Miejskiego Przedszkola w Skórczu sprawuje
piąty rok.
Jest pani ze Skórcza? Chodziła
pani do przedszkola?
- Urodziłam się w Skórczu. Ja
i moje rodzeństwo chodziliśmy do
przedszkola od 2 do 7 lat. Miesiło
się w innym budynku, stojącym blisko budynku Urzędu Miasta...
Dobrze jest chodzić do przedszkola?
- Dziecko wychowuje się w
przedszkolnej grupie inaczej pod
względem społecznym. Podwórkowe zasady są różne, a tu określone.
Przez to dziecko jest mniej egoistyczne, uczy się zachowań prospołecznych.
Kiedyś w przedszkolu dzieci
się bawiły. Teraz ten czas zabawy
jest coraz krótszy.
- To prawda. Kiedyś dzieciak
miał zabawę do 7 lat, teraz – zapowiada się – to już się skończy na
piątym roku życia... Wchodzimy
w nową reformę. Ustawa niedługo
nałoży obowiązek przygotowania
dziecka 5-letniego do podjęcia nauki w szkole. Teraz mają taki obowiązek 6-latki, w zerówkach.
Czyli juz 5-latki mogą powiedzieć: żegnaj dzieciństwo.
- Nie do końca. Owszem, teraz
to ma dotyczyć też 5-latków, już się
planuje pracę. Ale jej zakres opiera
się na możliwościach dzieci, ich
zainteresowaniach i zdolnościach.
Tak że niekoniecznie 5-latki będą
w tych nowych klasach.
Takich
przedzerówkach...
Czyli o tym, kto z 5-latków ma się
już uczyć, będą decydować...?
- Rodzice. Przedszkole może
podpowiedzieć, bo na początku
roku, jak przychodzą nowe dzieci, to przeprowadza się diagnozę
dziecka. Stawia się po prostu ocenę.
Określa się, na jakim jest poziomie
i do tego dostosowuje się program
wychowania, nauczania, opieki.
Oczywiście jest to oparte na współpracy z rodzicami. My wspieramy
przez wychowanie rodzinę, a nie
wychowujemy za nią.
Czyli na dziś 6-latki chodzą do
zerówki. I mamy 3 lata przejściowe
dotyczące nauki 5-latków. Decyzję
o podjęciu nauki 5-letniego dziecka mają podjąć rodzice. Co przez
te 3 lata?
- W tym okresie przejściowym
dzieci 5-letnie również częściowo
będą przygotowywane do podjęcia
nauki. Wprowadza się zajęcia, ale w
zerówce i w tej klasie, która może się
wyłonić, będzie nauka, jednak poprzez zabawę i zajęcia edukacyjne.
Schodzimy coraz niżej. Niedługo
będą 4-latki, 3-latki... Cóż, taki świat.
Coraz więcej wymaga, coraz mniej
czasu daje na zabawę... Co przedszkole tu proponuje dzieciakom?
- Dzieci w zerówce i nie tylko
mają różne możliwości, na przykład
mogą uczyć się języka angielskiego,
który jest przedmiotem dodatkowym, rytmiki – też jest przedmiotem
dodatkowym, ale uczestniczą w nim
wszystkie dzieci. Mają możliwość
korzystania z zajęć plastycznych dla
na przykład 6-latków. Jest też kółko
regionalne, również dla 6-latków, są
zajęcia teatralne dla 5-latków. Zapoznajemy z terenem, gwarą, artystami, byliśmy na przykład u rzeźbiarza
Piotra Tyborskiego, zorganizowaliśmy spotkanie z panią Barbarą Pawłowską – prezesem Towarzystwa
Przyjaciół Skórcza i Ziemi Kociewskiej. W przedszkolu nie ma nudy.
Ciągle się coś dzieje. We wrześniu
jest Święto Pieczonego Ziemniaka.
Jedziemy do gospodarza, zbieramy ziemniaki za maszyną, potem
mamy ognisko i pieczemy. Następnie są coroczne Zawody Rowerowe
z nagrodami i medalami dla dzieci
w różnych kategoriach wiekowych.
Rodzice bardzo się tym emocjonują.
W październiku jest Pasowanie na
Przedszkolaka. Tradycją są koncerty – przyjeżdża agencja artystyczna.
Potem Mikołajki, Bal Karnawałowy
(numer jeden strojów dla chłopców
Grupa 6-latków.
Grupa 4-latków.
to Spiderman, dla dziewczynek –
księżniczki). W remizie przez dwa
dni obchodzimy Dzień Babci i
Dziadka. Zjeżdża się koło setki ludzi. Tradycyjnie jest Dzień Matki.
Każdy piknik ma inna oprawę. Zawsze jest w innym miejscu i zawsze
ma inny charakter – jest sportowo,
europejsko, kociewsko. Czasami są
setki rodziców. Na wiosnę jest albo
Sprzątanie Świata, albo Powitanie
Wiosny. W tym roku był marsz wiosenny z transparentami i instrumentami. Oznajmialiśmy wszystkim
okrzykami, muzyką, piosenką, że się
skończyła zima. To było proekologiczne.
A Marzanna? Przecież w
Skórczu jest rzeczka Szoryca.
- Nie topiliśmy Marzanny, bo to
jednak wrzucanie do rzeki odpadów...
Trzykrotnie odbyły się międzygminne zawody przedszkolaków, dwa razy
na stadionie, raz na hali.
Czy w przedszkolu są wolne
miejsca?
- Nie! Coraz więcej rodziców ma
pracę i coraz więcej dzieci zapisują.
Trzy lata temu przedszkole zapewniało miejsce wszystkim chętnym. Na
dzisiaj jest 92 dzieci. Miejsc nie dostało 15. W sumie mamy cztery grupy:
4-, 5- i 6-latków i zerówka, która mieści się w szkole jako filia przedszkola.
Ma zajęcia do godz. 13.
Grupa 5-latków.
Trochę więcej danych. Od kiedy do kiedy przedszkole jest otwar-
te, ile kosztuje rodziców...
- Przedszkole jest czynne od
6.30 do 15.30, a więc 9 godzin.
Są wszystkie trzy posiłki. Koszty? Opłata stała – 100 złotych. Z
wyżywieniem 170. Średnio dzieci
przebywają tu 20 dni. 170 złotych
to nie jest dużo. Dla porównania
opiekunka bierze 300 – 400 złotych. Inna sprawa, że – jak mówią
przychodzący tu rodzice – nie mogą
ich dostać, tych opiekunek.
Ile osób tu pracuje i czy jest
w tej załodze jakiś mężczyzna?...
Coś mi się wydaje, że w przedszkolu mężczyzna nie mógłby pracować. Chociaż w filmie „Gliniarz w
przedszkolu” bohaterowi idzie całkiem dobrze.
- Na pełnych etatach pracuje
11 osób, 5 nauczycielek i 6 osób obsługi. Czy to już kompletnie sfeminizowany zawód?... Mamy palacza
konserwatora... Hmm... Mężczyzna jako nauczyciel w przedszkolu
przydałby się do niektórych prac i
to bardzo. Szczególnie przy takich
tematach,
jak konstrukcje, stolarka, mechanika. Pokazywałby, jak
coś zbudować. Mężczyzna miałby
inne spojrzenie. Uzupełniłby to,
czego kobieta nie potrafi wytłumaczyć dzieciom. To jest oczywiste –
przecież dziecko też z tatą rozmawia inaczej niż z mamą. Ja bym go
jednak przyjęła na umowę o dzieło,
a nie na etat.
Rozmawiał Tadeusz Majewski
15
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
O bankach, tych wielkich, ostatnio mówi się dużo i przeważnie nie najlepiej. Mają one swoje kłopoty. Światowy system finansowy przeżywa wielki kryzys. Tymczasem Bank Spółdzielczy w Skórczu ma się naprawdę
dobrze. I takie są też jego perspektywy na przyszłość.
Pewne jak w Banku
Spółdzielczym
Z prezesem Banku
Spółdzielczego w Skórczu
Sławomirem Flissikowskim
rozmawia Jacek Legawski.
Czy rzeczywiście sytuacja
Banku Spółdzielczego w Skórczu
jest tak stabilna?
Sławomir Flissikowski: Ubiegły rok był dla nas doskonały,
a ten wcale nie zaczął się gorzej.
Nasza sytuacja pozwala na spokojny i stabilny rozwój. Nie musimy się martwić tym, że koszt
pozyskania pieniądza na rynku
międzybankowym jest tak wysoki.
Nie musimy sięgać po środki, by
je mieć na akcję kredytową. Nasi
klienci mają na kontach zgromadzone więcej pieniędzy niż wynosi
suma udzielonych przez nas kredytów. Mamy więc sytuację doskonałą i środki na kolejne kredyty. I
nie musimy po nie sięgać na rynek
międzybankowy.
Czy te środki zgromadzone na
waszych kontach są bezpieczne?
- Jak w najlepszym banku. Co
prawda jest pewna specyfika banków spółdzielczych, gdyż mamy
tutaj własność spółdzielczą, ale
podlegają one wszelkim rygorom
wynikającym z prawa bankowego. Podlegamy także nadzorowi
Komisji Nadzoru Finansowego.
Czyli te ustawowe 50 tys. euro
na danym koncie konkretnego klienta
jest gwarantowane przez państwo?
- Oczywiście, lecz dla naszych
depozytów nie ma żadnego zagrożenia. W tym roku zwiększyliśmy
już je o 25 procent, wcale nie oferując niezwykle wysokiego oprocentowania, co czyniły niektóre
wielkie banki. Liczy się nasza rzetelność. Nawet
jak niektórzy klienci dla
większego zysku na pewien czas
przenieśli swoje środki do innego
banku, nie miało to najmniejszego
wpływu na naszą działalność, a oni
już do nas wrócili. Wiedzą dobrze,
że u nas ich pieniądze są bezpieczne, bowiem my inwestujemy je w
sposób wyjątkowo bezpieczny. Nie
korzystamy z instrumentów dużego ryzyka. Przez to zapewne nie
wypracowujemy wielkich zysków,
ale także nie tracimy na nieudanych transakcjach.
Banki spółdzielcze w nazwie
mają miejscowość. To i dobrze, ale i
chyba trochę źle…
- Banki spółdzielcze zawsze
są silnie związane z miejscowością,
gdzie mają siedzibę - to wielki plus,
choć może nieco utrudniać rozwój
sieci placówek. Trudno sobie wyobrazić oddział naszego banku w
Trójmieście, ale to nie jest dla nas
zmartwieniem. Banki spółdzielcze
prowadzą działalność przeważnie
na terenie powiatu, którego się
znajdują. Tutaj powiat starogardzki ma swoją specyfikę, gdyż tych
banków jest kilka.
Z tego, co wiemy, wyście tę granicę powiatu dawno i skutecznie
złamali!
- W statucie mamy zapisane,
że działamy na terenie całego wo-
Bank Spółdzielczy w Skórczu
ma obecnie dziewięć placówek. Poza siedzibę w Skórczu ma filie w: Osieku, Zblewie, Kaliskach, dwie w Czarnej
Wodzie, Pelplinie, Morzeszczynie i Czersku.
Jego suma bilansowa wynosi ponad 170 mln złotych, cel na najbliższe lata – 225 mln złotych. Zatrudnia 72
pracowników. W ubiegłym roku każdy z nich wypracował średnio dla banku 50 tys. złotych zysku. Bank zarobił
ponad 3,5 mln złotych brutto. Te pieniądze tylko w minimalnym stopniu zostały przeznaczone na dywidendę.
Zdecydowana większość została przeznaczona na rozwój, czyli na powiększenie sumy bilansowej. O dobrej
działalności banku świadczy to, że tylko w 2008 roku suma ta wzrosła ona o 18 procent.
W tej chwili Bank Spółdzielczy w Skórczu prowadzi ponad 12 tysięcy rachunków, w tym 9,5 tysiąca rachunków
prywatnych i 1600 rachunków podmiotów gospodarczych.
Prezes Sławomir Flissikowski zdradza, że niedługo otworzy placówkę w
Chojnicach.
jewództwa pomorskiego… Mogę ucierpiały w wyniku pewnego pozdradzić, że niedługo otworzymy żaru, choć nie wszystkie są naszymi
placówkę w… Chojnicach. Już od klientami. Bank Spółdzielczy musi
roku jesteśmy w Czersku. Mamy być bankiem swoich mieszkańców.
oddział w Pelplinie i Morzeszczynie
Nie jesteście jednak bankiem
w powiecie tczewskim. Wszędzie dużym, a obsługujecie także dużych
obsługujemy budżety samorządów klientów. Czy jesteście w stanie
lokalnych. Oczywiście wszędzie są udzielić im wielkiego kredytu inwenasze bankomaty. Oferujemy wszel- stycyjnego?
kie usługi, bankowość internetową,
- Nawet gdybyśmy byli, dąwszystkie rodzaje kart, nawet ubez- żylibyśmy do minimalizacji ryzypieczenia komunikacyjne czy leesing. ka, ale z tym nie mamy trudności.
Wchodzimy w skład grupy bankowej, co umożliwia nam błyskaTam, gdzie jesteście, wygrywa- wiczne stworzenie konsorcjum do
cie przetargi na obsługę budżetów udzielenia dużego kredytu. Takie
samorządów. Dlaczego tak się dzie- sytuacje już miały miejsce i udzieje, jak to możliwe?
lenie takiego kredytu było dobrze
przygotowane.
- Gdyż jesteśmy w stanie zaoferować pełen wachlarz usług,
Jaka jest przyszłość Banku
zabezpieczamy wszelkie potrzeby, Spółdzielczego w Skórczu?
na przykład obsługę bez prowizji
- Mamy kilkuletni plan rozzasiłków z pomocy społecznej czy
zasiłków dla bezrobotnych, którzy woju i to ambitny, ale wszystkiego
wcale nie muszą mieć u nas kont. z niego nie mogę zdradzić. Zakłada
Duże banki komercyjne tego czy- on dalszy… Więcej szczegółów nie
nić nie chcą lub nie mogą.
zdradzę. Mogę natomiast obiecać
mieszkańcom Skórcza, że niedłuWróćmy do kredytów. Macie na go będą mogli skorzystać z drugienie naprawdę swoje środki? Gdy go bankomatu.
mieszkaniec Skórcza zgłosi się po
kredyt konsumpcyjny, to ma szansę
go szybko uzyskać?
Bank Spółdzielczy
- Oczywiście. Wystarczy, że
spełnia podstawowe wymogi.
Dodatkowo nasza znajomość lokalnego rynku jest bardzo dobra, stąd
i ryzyko przy udzielaniu kredytów
jest niewielkie. Wyeliminować go
całkowicie oczywiście się nie da,
gdyż zdarzają się i sytuacje losowe, ale i wtedy jesteśmy otwarci na szukanie pozytywnego dla
kredytobiorcy rozwiązania. Bank
Spółdzielczy nie jest nastawiony
wyłącznie na optymalizację zysku.
W swoim statucie mamy nawet
wspieranie działalności społeczno
– kulturalnej na terenie naszego
działania. Wspomagamy organizatorów wielu imprez, przedszkola, kluby sportowe. Pomogliśmy
bezinteresownie rodzinom, które
w Skórczu
Jest corocznie sponsorem
wielu imprez, w tym festiwalu muzyki Gospel w
Osieku, festiwalu muzyki
organowej w Pelplinie,
przeglądu orkiestr dętych
w Zblewie, ostatnio sponsorował forum gospodarcze w Czersku i 700-lecie
Zblewa, zawsze sponsoruje
dożynki powiatowe i gminne. Jest jednym z głównych
sponsorów obchodów
75-lecia nadania Skórczowi
praw miejskich. W 2008
roku na działalność niekomercyjną przeznaczył 236
tysięcy złotych.
16
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
BS Skórcz - wielka historia,
niezła teraźniejszość
Bank Spółdzielczy w Skórczu
należy do najstarszych banków w
Polsce. Działalność rozpoczął 6
października 1866 r. pod nazwą
„Towarzystwo Pożyczkowe dla
Bobowa i okolicy”. Do spółki zapisało się początkowo 64 członków.
Pierwszy Zarząd Towarzystwa
Pożyczkowego tworzyli ksiądz
Józef Schluter, Kornel Lipiński i
Woziński. Do Rady Nadzorczej
weszli Edward Kalkstein, Franciszek Bardzki i Józef Chociszewski.
W 1895 roku spółka zmieniła statut i przyjęła nazwę Bank Ludowy
w Skórczu, chociaż siedziba pozostała jeszcze w Bobowie. W 1904
przeniesiono siedzibę do Pączewa,
a w 1907 r. do Skórcza. Na koniec
1907 r. Bank Ludowy w Skórczu liczył 330 członków w tym
283 rolników, 38 rzemieślników
i drobnych przemysłowców oraz
9 osób zatrudnionych w innych
zawodach. Udział obowiązkowy
członka wynosił 1000 marek, a
odpowiedzialność członków była
nieograniczona.
Po odzyskaniu niepodległości,
tuż po wkroczeniu Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Hallera
w dniu 27 stycznia, Bank przystąpił na apel ówczesnych władz
polskich do gromadzenia środków
pieniężnych i innych walorów na
rzecz skarbu państwa - przeznaczył
na Pożyczkę Odrodzenia Państwa
500 000 marek polskich.
Okres międzywojenny nie
należał do najlepszych w historii
Banku. Na początku lat dwudziestych coraz bardziej galopująca
inflacja wpłynęła negatywnie na
sytuację ekonomiczną Banku. Po
OBECNY SKŁAD
RADY NADZORCZEJ
BANKU
PRZEDSTAWIA SIĘ
NASTĘPUJĄCO:
Przewodniczący:
Roman Manuszewski
Zastępca
przewodniczącego:
Sławomir Trawicki
Sekretarz:
Jan Olech
Członkowie:
Andrzej Baran
Grzegorz Domachowski
Stanisław Fojut
Henryk Grudzień
Zbigniew Komorowski
Wiesław Labuda
Janusz Wielewicki
reformie walutowej premiera i ministra skarbu Władysława Grabskiego z kwietnia 1924 roku sytuacja Banku zaczęła się stopniowo
stabilizować. Jeszcze nie zabliźniły
się rany spowodowane przez inflację, a już w 1929 r. rozpoczął się
kryzys ekonomiczny, który sparaliżował gospodarkę spółdzielczości
bankowej. Dla Banku najgorszy
był rok 1933. Ożywienie działalności nastąpiło od 1935 roku. Najbardziej zasłużonymi działaczami
- poza założycielami - w okresie
zaborów i międzywojennym byli
Jan Górski, kierujący Radą Nadzorczą w latach 1908-1931 oraz
Józef Chełkowski, Maksymilian
Chełkowski, Władysław Rezmer i
Władysław Kreja - wieloletni Prezesi Rady Nadzorczej i Zarządu.
W dniu 3 września 1939 roku
Skórcz został zajęty przez wojska
hitlerowskie. Okupacja niemiecka
trwała do 4 marca 1945 roku. W
czasie jej trwania zginęli między
innymi działacze Banku ksiądz
Franciszek Karpiński, Franciszek
Kalinowski i Wiktor Friedrich.
Bank w Skórczu wznowił swoją
działalność w roku 1946. Pierwszym prezesem reaktywowanego
Banku Ludowego został Tadeusz
Roliński, a kierownikiem Ksawery
Bogalecki.
W 1950 r. Bank Ludowy
przekształcono w Gminną Kasę
Spółdzielczą.
W 1956 r. przyjęto nazwę
Kasa Spółdzielcza. Po okresie stalinowskim następowało stopniowe
ożywienie organów samorządu
Banku. W 1960 r. przyjęto nową
nazwę - Bank Spółdzielczy, która
obowiązuje do dziś.
Bank zyskiwał stopniowo na
znaczeniu jako lokalna instytucja finansowa od połowy lat 60.,
na co wpływ miały między innymi trafne wybory władz Banku. 4
kwietnia 1965 r. Przewodniczącym
Rady został Zygmunt Wiśniewski,
który funkcję tę pełnił do 1990 r.
Kierownikiem Banku został Piotr
Jewuła, który kierował pracą Banku przez 18 lat. W 1968 r. główną
księgową banku została Bogumiła
Mielewska, która pełniła tę funkcję do 1996 roku. Bank stopniowo
osiągał coraz lepsze wyniki finansowe. W 1976 r. oddano do użytku
nowy własny budynek bankowy
przy ul. Dworcowej 4. Bank działał w tym okresie na terenie dwóch
gmin Skórcz i Osiek.
Bank w Osieku działał w latach
Bank Spółdzielczy w Skórczu - laureat Konkursu Gepardy Biznesu 2008r.
1904 - 1939 jako samodzielna jednostka. Ma też swoją piękną historię,
a najbardziej jego zasłużeni działacze to: ksiądz Jan Olszewski, Antoni
Mielewski, Dominik Czaplewski,
ksiądz Władysław Wiśniewski,
ksiądz Władysław Karpiński.
Zapoczątkowany w 1989 r.
okres transformacji ustrojowej w
kierunku gospodarki rynkowej
zmienił radykalnie warunki spółdzielczości bankowej. Gospodarka
rynkowa, rosnąca konkurencja na
rynku usług bankowych, wymusiły transformację spółdzielczości
bankowej do gospodarki rynkowej.
Po okresie adaptacji do nowych
warunków Bank zaczął osiągać
bardzo dobre wyniki. Efektem
prężnego działania było uzyskanie
we wrześniu 1996 r. w pierwszej
grupie banków spółdzielczych w
Polsce statuetki „Za zasługi dla
spółdzielczości bankowej w Polsce”, nadanej przez BGŻ S.A.
Coraz lepsze wyniki ekonomiczne pozwoliły Bankowi uczestniczyć w konsolidacji sektora banków spółdzielczych.
Z dniem 1 stycznia 1997 r.
Bank Spółdzielczy w Skórczu
przyłączył Bank Spółdzielczy w
Pelplinie (powstał w 1895 r.) a 1
września 1998 r. Bank Spółdzielczy w Zblewie (powstał w 1905 r.).
Obydwa banki mają swoje piękne
tradycje, jednakże ich działacze samorządowi i kierownictwo, widząc
konieczność wspólnego tworzenia
silnego lokalnego banku zdolnego
do konkurencji z bankami komercyjnymi, wybrali jako partnera do
połączenia Bank Spółdzielczy w
Skórczu. W ten sposób powstał
jeden z większych banków spółdzielczych w regionie. Od 16 maja
1996 r. Bank jest zrzeszony w Pomorsko-Kujawskim Banku Regionalnym. Od 11 grudnia 2000
r. Bank pracuje w nowo zbudowanej nowoczesnej siedzibie przy
ul. Głównej 40A. W latach 19931999 zmodernizowano siedziby
Oddziałów, najpierw w Pelplinie, a
następnie w Zblewie.
Obecnie Bank prowadzi działalność poprzez sieć sześciu placówek.
W latach 1990-1998 Przewodniczącą Rady Nadzorczej była
Bogumiła Burandt. Wśród zasłużonych działaczy samorządowych
ostatnich dziesięcioleci można
wymienić poza ww. Bolesława Kajuta, Franciszka Michnę, Stanisława Fankidejskiego, Lidię Wojciechowską, Romana Manuszewskiego, Tadeusza Kalbarczyka. Bankiem kierował 16 lat Kazimierz
Chyła – dyrektor, a następnie od
1990 r. Prezes Zarządu.
Nagroda im. Eugeniusz Kwiatkowskiego dla Prezesa Zarządu Banku Spółdzielczego w Skórczu 2008r.
17
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
Twarze Skórcza
Gerard Reimus - radny, często niespokojna dusza. Znakomity organizator turniejów bilardowych w
„Skrzacie”. Gdyby polityka była
bilardem...
Adam Gawrzyał - radny, lubi patrzeć na zmieniające się miasteczko z progu swojego domu.
Iwona Klejna - dyrektor MOK stawia w swojej działalności na
rozwój muzyki w mieście.
Jan Duch - dobrze wspominany
ostatni naczelnik miasta. Jego
come back w wyborach na burmistrza się nie powiódł, ale wyniki dały mu na pewno satysfakcję.
Krzysztof Czapiewski - przedsiębiorca, radny. Miasto dzięki niemu zdecydowanie wyprzedziło
inne w dziedzinie dostępu do
internetu.
Ola Ciechowska, poprzedniczka
Iwony Kleiny. Spotro lat pracy z
dziećmi i młodzieżą. W MOK-u
pozostały po niej grube kroniki
dokumentujące mnóstwo imprez, jakie przeprowadziła. Sama
też lubi zaśpiewać na estradzie, a
głos ma całkiem całkiem.
Beata Bianek - dyr. przedszkola.
W reportażu o przedszkolu mówi,
że mężczyzna owszem, mógłby u
niej pracować, ale na zlecenie.
Racja, bo jaki mężczyzna może si
tak uśmiechać.
Maria Pstrong lubi się elegancko
ubierać. Przełamuje wszelkie stereotypy. Gra w teatrze, udowadnia, ze starsze panie niekoniecznie muszą siedzieć w oknach i
klatrować.
Roman Lange. Od zawsze w Radzie Miejskiej. Od zawsze w Straży Pożarnej. Zawsze na zawsze
z mieszkańcami Skórczami i dla
mieszkańców Skórcza.
Kazimierz Chyła, b. prezes BS
Skórcz. Obecnie jest wicestarostą, ale jego miasteczko najbardziej leży mu na sercu i często tu
bywa.
Skórcz – moje miasto, po prostu…
Na zawsze będę podchodził
z dużym sentymentem do miasta,
które ukształtowało moją młodość,
w dużej części mój światopogląd i
przede wszystkim ukierunkowało
na sport, z którym jestem związany nawet więcej niż zawodowo. I
oczywiście moja małżonka Dominika, którą poznałem w skórzeckim LO. To właśnie na biegowych
ścieżkach Borów Tucholskich rozwijała się jej sportowa kariera, a
w barwach Pomorzanki odnosiła
swoje pierwsze sukcesy. Natomiast
ja w dużej mierze swoją przygodę
ze sportem zawdzięczam trenerowi
Jerzemu Mykowskiemu, jednemu
z budowniczych mocnej Królowej
Sportu na ziemi skórzeckiej. Sam
uzyskiwałem przeciętne wyniki
sportowe, jednak w roli trenera odnajduję się bardzo dobrze. Zawsze
podglądałem w akcji prof. Zygfryda Anhalta, który z niesamowitym
pietyzmem angażował się w działania sportowo-rekreacyjne. Cieszy
Karol Nowakowski, ur. 1985
Były mieszkaniec Skórcza, zawodnik LKS „Pomorzanka” wychowanek Jerzego Mykowskiego, aktualnie pełni funkcję Dyrektora GOKSiR Smętowo Gr. Jako człowiek młodego pokolenia
wykazuję się w swojej pracy dużym zaangażowaniem i ciekawym podejściem do rzeczywistości. Jego sukcesy na polu sportu,
kultury i rekreacji w gminie Smętowo dostrzegalne są w całym
powiecie. Z powodzeniem realizuje się jako trener lekkoatletyczny w klubie LLKS „Ziemi Kociewskiej” Smętowo Gr., który
założył w roku ubiegłym. Jego zawodnicy odnoszą widoczne
sukcesy na arenie wojewódzkiej. Wspólne z małżonką Dominiką
Nowakowską, wicemistrzynią Europy w biegach przełajowych
i wielokrotną medalistką mistrzostw Polski, wyszukują młode
sportowe talenty do szlifowania.
mnie współpraca ze skórzeckimi
trenerami. Wspólnie robimy naprawdę kawał dobrej roboty, między innymi organizując Czwartki
la, już rodzą się nowe plany. Lekkoatletykę, którą od wielu lat „robią”
świetni fachowcy, trzeba wykorzystać jako wizytówkę tego miasta.
Dobrze się dzieje, że Królowa odsłoniła swoje prawdziwe piękno i
w końcu zasiadła na odpowiednim
miejscu w grodzie szpaka. Mówię
to oczywiście w kontekście sprawiedliwego dotowania stowarzyszeń. Przede wszystkim wyniki, to
jest ta wymierność. Tu słowa uznania należą się panu Burmistrzowi i
członkom rady.
Dodam, że Skórcz potrzebuje świeżości, świeżości związanej
z podejściem co do niektórych
dziedzin życia. Sfera kulturalna
i kultury fizycznej jest dla każdej
społeczności bardzo ważna, a dla
niektórych jedną z ważniejszych
gałęzi naszej egzystencji. Obawiam
się, że mając już wybudowane znakomite drogi, którym tak dużo
poświęca się uwagi, zaniedbując
Dominika i Karol Nowakowscy.
wspomniane obszary, czy ci mieszkańcy po prostu nimi nie odjadą…
Owszem to jest ważne, jednak te
dwie płaszczyzny można połączyć
dla jednego wspólnego dobra.
Życzę mojemu miastu, bo chyba zawsze nim pozostanie, tak po
prostu sukcesów na każdej niwie
jej działalności. Królowej Sportu
kolejnych olimpijczyków i rekordzistów Polski, władzom owocnej
i
merytorycznej
współpracy.
Wszystkim mieszkańcom i mojej rodzinie jak najlepszych chwil
swego życia przeżytych w skórzeckich miejscach.
Karol Nowakowski
18
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Historia harcerstwa w Skórczu od
1 sierpnia 1907 roku generał Baden Powell, znany w Anglii
bohater wojny burskiej, zabrał 20
chłopców na prywatną zalesioną
wysepkę. Był to ośmiodniowy eksperymentalny obóz w lesie. Teren
pamiętał z własnego dzieciństwa.
Jako chłopiec wypoczywał tam ze
swoimi braćmi. Dziesięciu spośród
nich uczęszczało do najdroższych,
ekskluzywnych szkół w kraju, gdzie
od dziecka chodziło się w garniturku z kapelusikiem. To byli synowie
kolegów generała. Druga dziesiąt-
„prawo” i „przyrzeczenie”, których
skauci zobowiązani są przestrzegać. Kadrę instruktorską dla organizacji skautowych stanowili skauci przeszkoleni na specjalnych kursach i obozach pod Londynem.
Począwszy od 1910 roku ruch
ten rozwijał się żywiołowo w różnych krajach, przystosowując się
do lokalnych tradycji, warunków i
potrzeb.
Polscy działacze młodzieżowi,
Na terenie Pomorza idea
skautingu była już znana w 1912
roku w Świeciu, zaś w 1917 roku
w Toruniu.
14 kwietnia 1921 roku z inicjatywy dyr. Gimnazjum w Starogardzie Jana Puppla powstała I
Miejska Drużyna Harcerska im.
Tadeusza Kościuszki, dając tym
samych początek nowej organizacji na Kociewiu, która miała charakter paramilitarny.
Nazwa harcerstwa pochodzi
od wyrazu „harce”, który nawiązujące do polskich tradycji narodowych.
Harcerz, czy inaczej „harcownik”, to w dawnych wiekach
odważny i zręczny wojownik, który pierwszy wybiegł z obozu lub
oddziału, aby przed rozpoczęciem
ogólnej bitwy wezwać przeciwnika
do pojedynczej walki, prowadzonej
na oczach wszystkich walczących.
10 sierpnia 1919 Naczelna Rada
Harcerska zatwierdziła jednolity
tekst Prawa i Przyrzeczenia harcerskiego.
PRZYRZECZENIE
HARCERSKIE
Mam szczerą wolę całym życiem
Pełnić służbę Bogu i Ojczyźnie
Nieść chętnie pomoc bliźnim,
Być posłusznym prawu harcerskiemu
Od początku istnienia harcerstwa bardzo ważny był krzyż harcerski.
O tym ze Skórcza autor artykułu opowiada dalej w tekście.
ka to chłopcy z prowincjonalnych
miasteczek. Na samym początku
generał zapowiedział: „Musicie
zgnieść wszelkie dzielące was różnice. Kto gardzi drugim chłopcem
dlatego, że pochodzi on z uboższej
rodziny, jest snobem. Kto nienawidzi drugich chłopców za to, że
urodzili się w bogatej rodzinie lub
chodzą do droższych szkół - jest
niemądry. Każdy z nas jest jak cegła w ścianie, każdy ma swoje miejsce”. Wszyscy mieszkali w małych,
wojskowych namiotach, nie było
jeszcze mundurów, tylko wspólne
chusty koloru khaki i metalowe
przypinane lilijki. Zagadnieniem
życia staje się wówczas hasło: NIE
CO MOGĘ OTRZYMAĆ, ALE
CO MOGĘ DAĆ W ŻYCIU.
Skauting (od ang. scout, zwiadowca) to system wychowania
chłopców i dziewcząt oraz ruch
młodzieżowy zapoczątkowany w
latach 1907 - 1908 przez gen. R.
Badena Powella w Wielkiej Brytanii, wychodzący naprzeciw młodzieńczym potrzebom przygody,
zabawy i sukcesu. System ten stwarzał warunki rozwoju aktywności
przez kontakt ze światem przyrody
oraz system awansów sprawności i
stopni, a także przyzwyczajenie do
działalności społecznej przez rozwijanie współpracy i współzawodnictwa zespołowego oraz umiejętności indywidualnych.
Wszystkie zasady ideowe i
wzór osobowy skauta wyrażają
m.in. w osobach Andrzeja Małkowskiego, Olgi Drahanowskiej,
Jerzego Grodyńskiego, zafascynowani ideą i metodyką skautingu,
stali się pionierami tego ruchu
na terenie ziem polskich tworząc
pierwsze drużyny w Warszawie i
we Lwowie już w 1910 roku.
Pierwsza oficjalna rota Przyrzeczenia Skautowego, ogłoszona
1 marca 1914 roku we Lwowie,
brzmiała:
PRAWO HARCERSKIE
1. Na słowie harcerza polegaj
jak na Zawiszy.
2. Harcerz służy ojczyźnie i dla
niej spełnia sumiennie swe obowiązki.
3. Harcerz jest pożytecznym i
niesie pomoc bliźnim.
4. Harcerz w każdym widzi
bliźniego, a za brata uważa
każdego innego harcerza.
5. Harcerz postępuje po rycersku.
6. Harcerz miłuje przyrodę i
stara się ją poznać.
7. Harcerz jest karny i posłuszny rodzicom i wszystkim swoim
przełożonym.
8. Harcerz jest zawsze pogodny.
9. Harcerz jest oszczędny i
ofiarny.
10. Harcerz jest czysty w myśli,
mowie i uczynkach, nie pali tytoniu, nie pije napojów alkoholowych.
Jak wspomniałem, pierwsza
drużyna harcerska na Kociewiu
powstała 14 kwietnia 1921 roku
przy Gimnazjum w Starogardzie
Gdańskim. Pierwsi harcerze w
Skórczu to członkowie zastępu
zamiejscowego pierwszej drużyny przy Gimnazjum w Starogardzie. Należała do niej młodzież ze
Skórcza i okolic, która dojeżdżała
do starogardzkiego Gimnazjum.
Zastęp ten powstał 21 września
1923 roku.
Pierwszego kwietnia 1929
roku Włodzimierz Mykietyn,
27-letni nauczyciel w szkole powszechnej w Skórczu, zorganizował I Męską Drużynę Szkolną
ZHP imienia Władysława Łokietka przy Publicznej Szkole
Powszechnej w Skórczu. Pełnił
w niej funkcję drużynowego, a
opiekunem z ramienia szkoły był
Włodzimierz Howiński. Funkcję
tę druh Mykietyn pełnił do 1936
roku, a potem został opiekunem
drużyny. Zaś drużynowym mianowany został jego wychowanek
Leon Chyła. Do drużyny należało
w początkowej fazie 22 umundurowanych harcerzy, a szkoła powszechna była ich główną bazą.
W kwietniu 1931 roku drużynę w Skórczu przemianowano na
89 Pomorską Drużynę Harcerską
imienia Władysława Łokietka, a
później na 96 Pomorską Drużynę
imienia Adama Mickiewicza.
Włodzimierz Mykietyn - nauczyciel Szkoły Powszechnej w Skórczu
w latach 1923 - 1939 i nauczyciel
Technikum w Skórczu w latach
1945 - 1978.
W tymże samym roku harcerze ze Skórcza otrzymali harcówkę
w budynku zlikwidowanej szkoły
rolniczej. Harcówka mieściła się w
dzisiejszej sali matematyki na parterze. Drużynowy Włodzimierz
Mykietyn mieszkał w tym samym
budynku na piętrze, więc kontakty
z harcerzami były bardzo częste.
Harcówka była centrum życia i działalności drużyny. Tu w
1932 roku postawiono kapliczkę,
tu budowano kajaki, tu kształcono
swoje umiejętności i zdobywano
sprawności harcerskie.
Pierwsze udokumentowane
przyrzeczenie harcerze złożyli 12
lipca 1932 roku na ręce druha J.
Sieradzkiego z Komendy Hufca w
Starogardzie po ponaddwuletnim
okresie próbnym.
Istotnym elementem działalności wychowawczej drużyny
była praca z Krzyżem Harcerskim.
Krzyż ten przez cały przedwojenny
i powojenny okres był w centrum
uwagi harcerzy. Wnętrze Krzyża
wypełniano gwoździami (ćwiekami) wojskowymi, które symbolizowały dobre uczynki harcerzy. Pod-
Mam szczerą wolę całym
życiem
Pełnić służbę Bogu i Ojczyźnie,
Nieść chętnie pomoc bliźnim,
Być posłusznym prawu skautowemu.
W dniu 1 listopada 1918 roku
skauting w Polsce przyjął nazwę
Związek Harcerstwa Polskiego,
zamykając tym dzieje swej działalności w czasie zaboru.
Nowy rozdział w działalności tej organizacji zbiegał się z
chwilą odzyskania niepodległości.
Związek złożony z harcerek, harcerzy i przyjaciół harcerstwa liczył
wówczas 24 tys. osób. Ówcześni
harcerze walczyli w latach 1914 1921 m.in. w powstaniach śląskich
i wielkopolskim oraz współdziałali
z różnymi formacjami wojskowymi i pomocniczymi.
Pierwsza drużyna ZHP w Skórczu. W początkowej fazie liczyła 22 umundurowanych harcerzy.
19
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
powstania do lat pięćdziesiątych
czas uroczystej zbiórki harcerze
wbijali symboliczny gwóźdź.
Pierwsi znani w Skórczu harcerze to m.in. Józef Chyła, Leon
Chyła, Alojzy Cybula, bracia Makowscy, Norbert Mantkowski,
Franciszek Rogowski.
Pierwszego maja 1933 roku
przy drużynie harcerskiej w Skórczu zorganizowano gromadę zuchową „Wesołe Wilczki”.
Oto Obietnica Zuchowa z
tego okresu:
Obiecuję być dobrym zuchem pierwszej, drugiej, trzeciej
gwiazdki.
Prawo Zucha:
1. Zuch kocha Boga i Polskę.
2. Zuch jest dzielny.
3. Wszystkim jest z zuchem
dobrze.
4. Zuch stara się być coraz
lepszy.
lipca zorganizował stały obóz w
Osieku, a podobozem harcerzy
ze Skórcza kierował druh Leon
Chyła.
W 1938 roku w Skórczu
powstaje drużyna żeńska imienia Emilii Plater, w której funkcję drużynowej pełniła druhna
Gardzielewska. Latem tego roku
druh Józef Chyła zajął II miejsce
w biegu na 200 metrów na zawodach sportowych Pomorskiej
Chorągwi, które odbyły się w
Starogardzie.
Ostatni stały obóz w okresie
międzywojennym zorganizowano
we Wdeckim Młynie.
We wrześniu 1939 roku
drużyna przestała istnieć. Część
harcerzy uciekła do Generalnej
Guberni i działała w organizacjach podziemnych. Co wiemy na
podstawie udokumentowanych
źródeł o niektórych naszych har-
Harcówka była centrum życia i działalności drużyny. Budowano w niej nawet kajaki.
W Związku Walki Zbrojnej Armii Krajowej działali:
Józef Chyła
Zygmunt Ciesielski
Norbert Mantkowski
W ruchu oporu na Zachodzie
Europy jako strzelec pokładowy
dywizjonu bombowców RAF walczył Henryk Żak.
Są to fakty udokumentowane.
W 1931 roku drużyna otrzymała harcówkę w budynku zlikwidowanej
szkoły rolniczej. Mieściła się w dzisiejszej sali matematyki na parterze.
W lipcu 1933 roku zorganizowano pierwszy stały obóz harcerski we Wdeckim Młynie, który trwał 9 dni, a komendantem
był druh Włodzimierz Mykietyn.
Rok później, też w lipcu, drugi
stały obóz harcerzy w Skórzennie
trwał już 13 dni, komendantem
był druh Włodzimierz Mykietyn,
zaś zastępcą druh Leon Chyła. Na
zbiórkach drużynowy przekazywał
swoje umiejętności techniczne wychowankom, którzy wykonywali
drobne przedmioty domowego
użytku, jak: lusterka z oprawkami,
ramki do obrazów, okładki do albumów, rzeźby itp. Najciekawsza
była makieta Zamku Malborskiego wykonana przez druha Józefa
Chyłę. Obecnie znajduje się ona w
posiadaniu jego żony, pani. Zima
1934-35 zastępy Jeleni, Wilków,
Wyżłów, Lisów zorganizowały
wystawę swoich prac połączoną
z kiermaszem. Uzyskane środki
przeznaczono na akcję obozową. W maju i czerwcu 1936 roku
harcerze ze Skórcza wybudowali
własną przystań wodną w Osieku, gdzie w lipcu zorganizowano
obóz, którego komendantem był
druh Leon Chyła. Rok później
Hufiec Starogard w dniach 2 - 15
cerzach z okresu okupacji...
Norbert Mantkowski (19201944) należał do 96 Pomorskiej
Drużyny w Skórczu. Był uczniem
gimnazjum w Starogardzie. Po
wybuchu wojny wraz z rodzicami
wyprowadził się do Generalnej
Guberni. Był członkiem grupy
wywiadu AK delegatury rządu RP
w Warszawie na Gdańsk. W 1944
roku w czasie wyjazdu do Gdańska
został aresztowany i umieszczony
w Obozie Koncentracyjnym w
Stutthofie. 23 IX 1944 roku rozstrzelano go pod Cyplem.
Alojzy Cybula (1917-1944),
urodzony 27 września 1917 roku
w Skórczu, był jednym z pierwszych harcerzy. Należał do 98 DH
w Skórczu. Przed wybuchem wojny pracował w Zarządzie Miasta.
W czasie wojny był działaczem
ruchu oporu w Tczewie, następnie
więźniem Stutthofu. Wraz z grupą
innych harcerzy został rozstrzelany 23 IX 1944 roku w Ocyplu.
Józef Chyła (1919) działał w
Szarych Szeregach w rejonie Łowicza w latach 1941-1943 i na Kociewiu w latach 1943-45.
Drużyna harcerska Skórcza
wznowiła pracę już 15 maja 1945
roku. 27 maja odbyła się pierwsza
powojenna zbiórka. Do drużyny
wstąpiło kilkunastu harcerzy. Liczyła ona wówczas 36 członków.
Rozkazem numer l Komendy Hufca mianowano druha HO
Leona Chyłę drużynowym pierwszej drużyny w Skórczu, a już 17
czerwca harcerze wzięli udział
w „Zlocie Hufca” połączonym z
dniem harcerza. Harcerze uczestniczyli w pierwszej rocznicy wybuchu II wojny światowej.
Zuchami opiekował się Wódz
Zuchowy dh Tadeusz Klewczewski, a jego przybocznymi byli Kazimierz Stoltz i Zbigniew Zylbermann, uczeń Liceum RolniczoSpółdzielczego w Skórczu.
13 września 1945 roku wznowiła działalność żeńska drużyna
imienia Emilii Plater. Drużynową
została dh Cybula.
7 października pierwsze powojenne przyrzeczenie na ręce dh
Lidki z Komendy Hufca złożyło
20 harcerzy. Oto pamiątka - dokument Stefana Kowalskiego z tego
wydarzenia. Latem w 1946 roku
(w dniach 6-22) sierpnia zorganizowano obóz stały w Płaczewie.
Komendantem w ramach zgrupowania był ćwik Józef Chyła. Obóz
zorganizowały wiejskie drużyny
Hufca ze Zblewa i Skórcza.
Oto komenda obozu w Płaczewie:
Komendant - dh Józef Chyła
Zastępca kom. - Roman Mulczyński
Opiekun - dh Leon Chyła
Gospodarz - Edmund Rocławski
Skarbnik - Klemens Szachta
Na obozie harcerze zdobywali stopnie harcerskie i sprawności,
doskonaląc swoje umiejętności
przydatne do życia w lesie (kucharz,
traper, pionier, pływak, sobieradek,
pierwsza pomoc, zdobnik).
W dniach 27 IV - 4 V 1946
roku zorganizowano wystawę
prac harcerskich jako pierwszą
tego typu formę pracy w Gdańskiej - Morskiej Chorągwi. Decyzją specjalnej komisji 7 DH w
Skórczu otrzymała wyróżnienie za
wzorowe zorganizowanie wystawy.
Wśród 9 nagród indywidualnych
jedną otrzymał dh Edmund Rocławski.
13 maja 1947 roku Drużyna
otrzymała Zaświadczenie nr 678
wydane przez Główną Kwaterę w
Warszawie, podpisane przez Naczelnika ZHP, że nadano jej imię
Adama Mickiewicza przy Miejskiej Szkole Powszechnej w Skórczu. Był to patent drużyny. W lipcu w ramach zgrupowania Hufca
zorganizowano w Głuchem koło
Skórcza 22-dniowy obóz dla 22
harcerzy i 12 zuchów.
Ukoronowaniem pracy 1948
roku był obóz w Ryjewie, w którym brało udział 22 harcerzy i 12
zuchów.
Latem 1949 roku Hufiec Starogard zorganizował zgrupowanie
obozów w Jeleńcu koło Ostródy.
W ramach tego zgrupowania
podobóz ze Skórcza z Komendantem Leonem Chyłą reprezentowany był przez 46 harcerzy i zuchów.
Z tego to obozu harcerze przysłali
pozdrowienia dla dh Włodzimierza
Mykietyna.
W połowie 1948 roku nastąpiło zjednoczenie polskich organizacji młodzieżowych, w wyniku
czego powstał Związek Młodej
Polski - ZMP. Niestety harcerstwo podporządkowano czynni-
kom politycznym. Zarząd ZMP
przejął kontrolę i opiekę nad ZHP.
W związku z tym w 1950 roku
nastąpiła likwidacja ZHP jako
odrębnej organizacji młodzieżowej. Od tej pory harcerstwo będzie
wzorować się na doświadczeniach
radzieckiej organizacji „Pionier”.
Całkowitym zmianom uległy treść
„Prawa” i „Przyrzeczenia”, a także
umundurowanie, odznaki organizacyjne, oznaki stopni i sprawności,
hymn, a nawet nazewnictwo. Po
zlikwidowaniu ZHP w 1950 roku
powstała Organizacja Harcerska
(OH). Organizacja ta była całkowicie podporządkowana zadaniom
ideologicznym i wychowawczym
szkoły. Opiekunem był nauczyciel
lub aktywista polityczno-społeczny wyznaczony przez kierownika
szkoły. Nowy system nie miał nic
wspólnego ze skautingiem i harcerstwem.
Roman Kolenda
Twarze Skórcza
Dr wet. Tadeusz Zieliński, burmistrz
miasta Skórcz IV kadencji. Objął
fotel i pierwsze zaskoczenie - przez
4 lata nie będzie pieniędzy, bo
trzeba spłacić kredyt wzięty na
oczyszczalnię ścieków. Dziś ma
satysfakcję choćby taką: - Pokażcie
mi drugie takie miasteczko, gdzie
prawie bez pieniedzy zrobiono
tyle nasadzen drzew i krzewów...
Zostawił po sobie ambitne plany,
które maja być realizowane (np.
obwodnica).
20
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
„Tygodnik Parafialny” -
Pisać o Nich można tylko superlatywy:
skromni, życzliwi, do cna dobrzy, radośni,
emanujący energią, uśmiechnięci. Redaktor
naczelny Zygfryd Anhalt (przez przyjaciół
zwany Zygą, Zygusiem) i redaktor techniczny
Beata Jurczyk nieprzerwanie od 18 lat, z jedynie dobrymi intencjami, poświęcając społecznie swój czas. W rodzinnej atmosferze tworzą
najstarszy w diecezji periodyk kościelny – „Tygodnik Parafialny”. Do tego sieją propagandę
jedynie dobra i miłości. Z takiego ładunku
pozytywnych fluidów musi wyjść dzieło przynoszące jedynie radość i szczęście. Oto nasz
„Tygodnik Parafialny” („TP”) w ich oczach.
Promować dobro
Pierwszy numer ukazał się w
Niedzielę Palmową 1991 roku. Założenia i cel pisemka, czyli przepis
na długowieczność czasopisma:
przybliżyć i ułatwić przeżywanie
niedzielnej liturgii (stąd tygodnik), pisać tylko o dobrych przykładach, nie krytykować, promować dobro, unikać tanich sensacji, konfliktów i polityki. „TP” to
jedyna ukazująca się nieprzerwanie przez prawie 20 lat gazetka w
Skórczu, dlatego artykuły traktują
też o wydarzeniach kulturalnych i
sporcie w tym mieście. Redakcja
stara się z wszystkimi żyć w zgodzie. „TP” odgrywa bardzo ważna
rolę w komunikacji i stosunkach
interpersonalnych. Stał się forum,
na którym można podziękować
innym ludziom. Zamieszczane
intencje mszalne z sąsiednich
parafii bywają przyczynkiem do
spotkań rodzinnych – czytelnicy
mają wielu krewnych w okolicy i
wiedząc, że w sąsiednim kościele odbędzie się msza za bliskich,
często udają się na nią. Dzisiaj nakład wynosi około 1200 egzemplarzy. Tygodnik trafia do prawie
wszystkich rodzin w parafiach:
Skórcz, Grabowo, Barłożno, Kościelna Jania, Pączewo. W początkach wydawania obejmował jeszcze parafie Czarnylas i Kasparus
oraz Osiek (która podziękowała
za współpracę i rozpoczęła wydawanie własnej gazetki).
Pomysłodawca
Pomysłodawcą
tygodnika
był ksiądz Zenon Myszk, niegdysiejszy redaktor naczelny „Pielgrzyma”. Swego czasu podczas
okazjonalnej wizytacji w Skórczu
miał on sposobność wysłuchania wykładu Zygfryda Anhalta (z
wykształcenia historyka) o miejscach pamięci narodowej, masowych grobach ofiar wojny, cmentarzach w Skórczu. Pan Anhalt
wszystko mówił z pamięci, nie
ma w zwyczaju w takich momentach występować z kartką. Ksiądz
Myszk gratulował mu wtedy prelekcji. Kiedy przyszedł do Skórcza
na probostwo i wyszedł z inicjatywą wydawania tygodnika kościelnego, zapewne przypomniał
sobie o takiej wyjątkowej osobie.
Pan Anhalt przyjął propozycję.
Początkowo przy składzie pracowała dość liczna ekipa z pierwszym redaktorem technicznym
Mariolą Wyką. Wszystko odbywało się na plebanii. Kancelarię parafialną zaczęła wtedy prowadzić
pani Beata (jeszcze Bogalecka) i
w taki naturalny sposób w 1992
roku trafiła do ekipy redagującej.
Dzisiaj redakcję stanowią cztery osoby. Pana Anhalta w razie
potrzeby zastępuje Grzegorz
Piotrowski, a panią Beatę Iwona
Dembska. W składzie pomagali
zawsze skórzeccy wikariusze.
Bywały sytuacje
dramatyczne
Tryb pracy w początkach „TP”
był zupełnie inny, niż jest teraz.
Dostarczone, ręcznie pisane artykuły przepisywano na komputerze. Ręcznie robiono makietę.
Redaktor przepisywał teksty w
edytorze. Drukowano tekst, wycinano go, wklejano na kartki zgodnie z makietą. Zdjęcia trzeba było
wywołać, dokładnie opisać na
karteczce doklejonej na odwrocie. Taką „wyklejankę” wieziono
do Wydawnictwa Bernardinum
w Pelplinie. Prace nad składem
trwały wtedy od poniedziałku do
późnych godzin nocnych w środę, razem około 16 godzin tygodniowo.
Później przyszła era programów komputerowych do składu
tekstów. Do nauki wytypowano
panią Beatę. Mozolną pracą, rozwiązywaniem naturalnie pojawiających się problemów i pokonywaniem kolejnych stawianych
poprzeczek doszła do takiej perfekcji, że z czasem sama mogła
Redaktor naczelny „Tygodnika Parafialnego” Zygfryd Anhalt i redaktor techniczny Beata Jurczyk.
służyć radą swoim nauczycielom.
Bywały sytuacje dramatyczne. Środa, około północy. Numer
już gotowy. Pech. Na skutek nieszczęśliwego użycia komputera wszystkie informacje zostały
dokumentnie usunięte z dysku.
Przerażenie i bezsilność. Co robić?
Księdza Myszka, który mógłby w
takiej sytuacji najlepiej pomóc,
akurat nie było. Trudno. Redakcja napisała do niego karteczkę:
„Przepraszamy bardzo, wszystko się skasowało. Materiały są
ułożone jeden pod drugim przy
komputerze.” Ksiądz przyjechał
w nocy i wszystko do rana przepisał! Nieraz składano gazetkę do
drugiej w nocy, wszyscy umęczeni zażegnywali się, że to już ostatni numer. Doping czytelników
powodował, że nabierali wiatru
w żagle i kolejne numery ukazują
się systematycznie do dziś.
„Wieczory
Czwartkowe”
Redakcja „TP” przeniosła się
z plebanii do domu katechetycznego, a później do domu pani Beaty. I tak, jak król Stanisław August
Poniatowski organizował Obiady
Czwartkowe, tak pan Zyga z panią Beatą mają „wieczory czwartkowe” zwane żartobliwie „świętymi czwartkami”. Nie da się opisać,
jak te czwartki wyglądają! Trzeba
przyznać, że pani Beata jest doskonale zorganizowaną osobą. Z
łatwością wyszukuje wśród wielu
segregatorów różne informacje,
materiały historyczne. Zdjęcia w
albumach poukładane, udokumentowana jest nawet rodzinna
atmosfera z owych wspólnych
czwartków. Pani Beata pracuje zawodowo, jest żoną, matką
dwóch córeczek, prowadzi dom
i do tego wszystkiego pomaga
przy prowadzeniu rodzinnego
interesu (można ją zastać w kultowym „Barze Kącik”). Gdy dzieci
pani Beaty były malutkie, to podczas pracy nad składem bardzo
chętnie, z anielską cierpliwością
zajmowali się nimi na zmianę pan
Zygfryd z panem Piotrowskim.
Na zdjęciach, które pokazuje pani
Beata, widać, jak dziewczynki tarmoszą jednego pana lub patrzą
w oczy drugiemu siedząc mu
na kolanach. W tej chwili praca
przy składzie idzie tak sprawnie,
że cały numer redaktor naczelny z redaktorem technicznym
przygotowują w około 6 godzin
w jeden wieczór. Oboje zbierają
materiały na nadchodzący tydzień. Bywa i tak, że kiedy numer
jest już zamknięty, okazuje się,
że zapomniano o wstawieniu
najważniejszego tekstu - żeby o
nim nie zapomnieć, przez cały
czas trzymany był w garści, na
kolanach. I pracę nad numerem
wznawia się. Pani Beata mówi, że
bywają chwile zwątpienia. Wtedy pan Zyguś pociesza ją: „Damy
radę! Damy radę!” – i wszystko się
udaje, powstaje kolejny numer.
Za ten komplement pan Anhalt
odwdzięcza się mówiąc, że Beata
poradziłaby sobie bez niego ze
zrobieniem jednorazowego numerem „Tygodnika”, ale on sam,
z powodu braku umiejętności
komputerowych, nie zrobiłby
ani jednego wydania. Pani Beata
śmieje się, że pan Zygfryd to taki
mózg gazetki, głowa, a ona jest
szyją. Ot, taki zgrany team!
Wzór
do naśladowania
Redakcja jest doceniana – są
podziękowania od biskupa, władz
miasta, były już dwa wywiady o
„TP” udzielane Radiu Głos z Pelplina, artykuły w prasie lokalnej.
Świętowane było wydanie 50.,
100., 200., 300. numeru Tygodnika. Na te okazje redakcja i księża
spotykali się przy kawie i cia-
steczku z wiernymi czytelnikami.
Były skromne upominki dla tych,
którzy przynieśli komplet gazetek. Z okazji jubileuszu wydania
500. numeru był tort z wielkim
„500” w dekoracji. Teraz czekamy
– i redaktorzy, i my czytelnicy - na
tysięczne wydanie naszej gazetki,
a to już za dobry rok.
„TP” dość wcześnie stał się
wzorem do naśladowania. Ks.
Zenon Myszk prowadzi w swojej
obecnej parafii w Łebie bliźniaczą
gazetkę. Dawny skórzecki wikariusz ks. Jacek Dudziński po przeniesieniu do Chełmna założył tam
analogiczne pisemko. Działania w
Skórczu zdopingowały szafarzy z
parafii św. Mateusza w Starogardzie do zainicjowania wydawania
miesięcznika „Mateusz”.
Autorzy
Nie można zapomnieć o autorach związanych z „TP”. Było ich
wielu. W tym artykule wymienimy tylko tych, którzy już od nas
odeszli. Niech to będzie takie memento dla Nich.
Józef Grzonka – pisał opowiadania naturalną gwarą kociewską, taką, jaką mówił w
domu. Bardzo pochlebnie o Jego
twórczości wyrażała się ekspert
od gwary kociewskiej prof. Maria
Pająkowska-Kensik ze Świecia.
Kazimiera
Jerkiewicz,
rdzenna mieszkanka Skórcza,
pisała do TP o obyczajach, tradycjach z terenów Skórcza i Kociewia. Choć nie posiadała wielkiego wykształcenia, to pisała pięknym literackim językiem. Część
jej zbiorów publikowanych w „TP”
wydano w formie książki pod tytułem „Legendy i opowiadania
Skórcza i okolic”. Autorką grafik
w tej publikacji jest jej córka Barbara (odziedziczyła ona po matce
również talent literacki). Pani Kazimiera planowała zrobić spacer
po przedwojennym Skórczu i
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
propaganda dobra i miłości
wchodząc do budynków, sklepów snuć opowieści o ludziach,
którzy się tam przewijali. Niestety, wola Boska była inna. Zabrakło
ziemskiego czasu.
Maria Honorata Romanowska posiadała wyjątkowy dar
opowiadania na każdy temat.
Na prośbę pana Anhalta zaczęła
pisać do „TP” drobne opowiadania, również o tematyce związanej z rodzinnymi Kresami, np.
o wileńskich Kaziukach. Cykl jej
artykułów drukowanych w „TP”
wydano w formie książki pod
tytułem „8 błogosławieństw w
opowiadaniach Honoraty”. Są
tam opowiadania wzięte z życia
autorki. Bohaterami są znajomi
pani Romanowskiej. Opisane są
autentyczne wydarzenia. Honorata pisywała regularnie do
„Gazety Kociewskiej”, gdy jej redaktorem naczelnym był Tadeusz
Majewski. Miała grono wiernych
czytelników, którzy „GK” kupowali tylko dla jej tekstów. Utwory
Marii Honoraty warte są wydania
drukiem i rozpowszechnienia na
skalę krajową.
Iwona Romanowska - synowa Honoraty, pisywała do „TP”
głównie na tematy teologiczne,
bo oprócz tego, że była magistrem ogrodnictwa, to ukończyła
teologię. Wydano jej książkę pod
tytułem „Zaufać. Wierzę, że Bóg
mnie nie opuści” - o życiu Zofii
Maślonkowskiej ze Skórcza.
Jeżeli już piszemy o publikacjach autorów, to trzeba wspomnieć o poezji i prozie literata
- naukowca Grzegorza Piotrowskiego. Mimo iż pochodzi z Bydgoszczy, doskonale zna Skórcz
i okolice, przemierza te nasze
kociewskie dróżki i utrwala je w
swojej twórczości. Z jego inicjatywy, w ramach wiedzy o kulturze,
uczniowie bawili się w kulturę
regionu i opracowali informacje
o okolicznych kapliczkach. Najlepsze prace były publikowane
w „TP”, a treści wykorzystano w
książce „Kapliczki i krzyże przydrożne Kociewia”.
Pana Anhalta cieszy, kiedy ktoś spoza terenu Kociewia
sam zainteresuje się współpracą
z „TP”. Jest takich przypadków
kilka. W latach 90., po wielkich
powodziach na południu Polski,
na letnisko do dziadków przyjeżdżała licealistka z okolic Wrocławia - właśnie powodzianka.
Spytała, czy nie może na łamach
„TP” opisać swoich przeżyć. Oczywiście, że dostała zgodę. Połknęła
bakcyla. Przez kilka kolejnych lat,
kiedy tylko przyjeżdżała, listow-
21
nie polecała się do współpracy
i pisała – o babci i dziadku, o ich
zagrodzie. Inny przykład. Pan
Anhalt niejednokrotnie gościł
na wakacjach przyjaciela z czasów akademickich. Ów kompan
– prawnik, proszony o zrobienie
korekty tekstów w „Tygodniku”,
tak się wciągnął, że z własnej inicjatywy zaczął pisać artykuły.
Pan Zygfryd w początkach
„TP” pisał dużo tekstów, głównie
teologicznych i obyczajowych –
choćby o człowieku, który przemierzał świat rowerem. Zrobiony
z nim wywiad „Recepta na długie
życie” ukazał się również, wraz z
tekstami Honoraty, w „Gazecie
Kociewskiej”.
Gdyby tak pomnożyć ilość
numerów „TP” (wydano ich już
942) przez czas spędzony nad ich
składaniem (kiedyś 16, dzisiaj 6
godzin – do rachunków policzmy 8 godzin), to wychodzi 7536
godzin, to jest 314 pełnych dni
(jak kto woli dób), czyli prawie
rok pracy bez zmrużenia oka!
To prawdziwy wyczyn! Szanownej Redakcji życzymy zdrowia i
niezmieniania się pod żadnym
względem!
Barbara Dembek-Bochniak
Gród szpaka w książkach
Na łamach „Tygodnika Parafialnego” zadebiutowało wielu autorów. Niektórzy z nich doczekali się wydania swoich tekstów w formie książek. Prezentujemy te i inne publikacje na temat Skórcza.
Miejsce znalezienia rogów
tura, prymitywnych żaren i noża
myśliwskiego z kamienia, wczesnośredniowieczny gród wyżynny
powstały na miejscu dawnej stacji
handlowej „commercial”, a może
grodzisko „Tempel”, gdzie jest
umiejscowiony najstarszy fragment Skórcza?
A gdzie poszukiwacze skarbów mogą znaleźć zakopaną na
początku XIX wieku kasę francuską?
Jaki ptak wabi samicę stojąc
w gnieździe z wyciągniętą szyją? Kiedy samica usiądzie obok
i po dodatkowych zalotach samca uchwyci gałązkę w dziób, by
położyć ją na miejscu wskazanym
przez partnera, parę taką uważa
się za połączoną. Jak długo trwa
taki zgodny, ptasi związek?
Odpowiedzi trzeba szukać w
publikacji Józefa Milewskiego
„Skórcz i okolice (w 50-lecie
nadania praw miejskich)” wydanej w 1984 roku przez PTTK,
Stowarzyszenie Wyższej Użyteczności, Regionalną Pracownię
Krajoznawczą w Gdańsku.
wsze mieli takie piękne, lśniące
nakrycia głowy. W latach pięćdziesiątych zeszłego wieku zastępowały je przemalowane niemieckie wojskowe hełmy. Właśnie tak
chroniąc głowy druhowie walczyli
w 1955 roku z pożarem w Osówku. Walka trwała 18 godzin, była
wyczerpująca, a jednostki ze Skórcza wracały na resztkach paliwa.
Jest rok 1925. Pożar! W czterech rejonach Skórcza daje się słyszeć sygnał wzywający trwożnie
na alarm! To trębacze z Ochotniczej Straży Pożarnej dmą ile sił w
płucach w srebrne instrumenty! Jak
oznakowane były domy druhów
trąbiących na trwogę i na ratunek?
Każdy mały Wojtuś chce zostać strażakiem głównie za sprawą wyjątkowego stroju, a przede
wszystkim błyszczącego hełmu!
Strażacy z OSP w Skórczu nie za-
Jak dotarły do miasta?
Orkiestra Dęta OSP przeżywała swoje lepsze i gorsze momenty.
Były chwile chwały, ale było też
5-letnie zawieszenie działalności.
Orkiestra reaktywowała się w 1981
roku wraz z przybyciem do Skórcza i podjęciem pracy w tutejszej
Szkoły Podstawowej druha Kazimierza Schulza. Nowego kapelmistrza wspierał swym bogatym doświadczeniem jego ojciec - znany
kociewski muzyk, kultywator tradycji ludowego folkloru Ziemi Kociewskiej – Jan Schulz. Jakie były
owoce współpracy orkiestry dętej
OSP w Skórczu z panem Janem?
Gdzie znaleźć odpowiedzi na
powyższe pytania? Gdzie przeczytać więcej?
Zapraszamy do lektury książki „100 lat Ochotniczej Straży
Pożarnej w dziejach Skórcza”
autorstwa Krzysztofa Friedricha,
Alojzego Koseckiego i Rafała Koseckiego, wydanej w 2003 roku
przez OSP w Skórczu.
W roku szkolnym 1838/1839
nauczyciel Ludwig Glanert odnotował, że „nauka kobiecych
robótek ręcznych nie została rozpoczęta, ponieważ jestem jeszcze
kawalerem”. Jakie nauki pobierała
młodzież w szkole ewangelickiej?
W 1907 kościół ewangelicki
znajdował się w złym stanie technicznym. Pastor Erdmann skarżył się, że
panujące w świątyni zimno i przeciągi, z drugiej strony duchota, odstraszały wiernych od uczestnictwa w
nabożeństwach. Pytał, co za pożytek z
Domu Bożego, którego odwiedzanie
przynosi straty na zdrowiu? Co zrobiono, aby poprawić sytuację?
Ciekawość zaspokoi książka autorstwa Iwony Pawłowskiej pod tytułem „Monografia Gminy Ewangelickiej w Skórczu” wydana w 2007
roku przez Towarzystwo Przyjaciół
Skórcza i Ziemi Kociewskiej.
cd. na str. 22
22
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Gród szpaka w książkach
dok. ze str. 21
Jarmark na Rynku Świńskim,
Rynku Maślanym, kościół ewangelicki, młyn parowy Alfreda Szerle,
kaflarnia Pawłowskich, „Gminny
Ośrodek Maszynowy” Pałuckiego,
skórzeckie jezioro z żaglówkami…
Zdjęcia dzieci z Ochronki św.
Anny, panny z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej,
pracownicy biura Wójtostwa…
Reprodukcje starych pocztówek, wyretuszowane stare, podniszczone fotografie pokazujące
życie w Skórczu…
Takie rzeczy to tylko w książce „Skórcz w starej fotografii”
autorstwa Mirosławy i Andrzeja
Szarmachów oraz Haliny i Marka
Tymińskich, wydanej w 2004 roku
przez FOTO VIDEO MARK.
W 1952 roku rozpoczęto rekonstrukcję wieży kościelnej.
Nie sposób było zdobyć dachówki ceramicznej. W obrocie była
jedynie dachówka cementowa o
naturalnym kolorze. Służby konserwatorskie wymagały dachówki
czerwonej. Jaką radę dał parafianin Ludwik Friedrich i czy udało
się sprostać wymaganiom konserwatorów?
Zapraszamy do zapoznania się
z treścią książki Alojzego Koseckiego i Rafała Koseckiego „Dzieje
Skórcza”, wydanej w 2005 roku
przez Towarzystwo Przyjaciół
Skórcza i Ziemi Kociewskiej.
W 1887 roku w Skórczu działały dwie szkoły ludowe: pięcioklasowa katolicka z 4 nauczycielami i 302 uczniami oraz jednoklasowa ewangelicka z 84 dziećmi.
Gdzie znajdowały się te szkoły?
Czy pamiętacie szkolne wyjazdy i zbieranie ziemniaków, kamieni na polach, sadzenie lasu…
Takie i inne akcje, w których
uczestniczyła młodzież szkolna w
latach 70. i 80. pozytywnie kształtowały młode charaktery. Czy macie ochotę na wspomnienia również w wersji obrazkowej?
Jakże pożądany przez dzisiejszych nauczycieli zapis decyzji
Rady Pedagogicznej w 1964 roku:
„(…)Wprowadza się jednolite zasady właściwego ubierania
się uczniów i tak dziewczęta są
W XVIII i XIX wieku umieralność
wśród
mieszkańców
okolic Skórcza była stosunkowo
wysoka, ale zdarzali się ludzie,
którym dane było przeżyć ponad
wiek. 107 lat żyła Katarzyna Kitta,
105 lat Mateusz Zblewski – oboje z Wielbrandowa. Komu jeszcze
stuknęła w życiu setka?
W 1823 roku w Skórczu
utworzono Stację Pocztową, na
którą składał się budynek urzędu,
stajnia dla koni, wozownia dla
dyliżansów i obszerny zajazd. O
której przyjeżdżały i odjeżdżały
dyliżanse kursujące do Starogardu
i Czerwińska?
w czarnych fartuszkach z białymi
kołnierzykami, a chłopcy w marynarkach i normalnych spodniach, a
nie z wybijanymi gwoździami tzw.
dżinsach. (…) Stale tak w szkole
jak i w internacie należy walczyć
drogą perswazji z malowaniem się
dziewcząt i wymyślnymi fryzurami” - można znaleźć w książce:
„Z dziejów Technikum w Skórczu w latach 1922-2005” autorstwa Romana Kolendy, wydanej w
2005 roku przez Komitet Organizacyjny Obchodów 85. Rocznicy
Szkoły Ekonomiczno-Rolniczej w
Skórczu.
W XVIII wieku w parafii
Skórcz zamieszkiwał człowiek,
który w ramach honorarium otrzymywał 40 florenów rocznie z odsetek od lokaty w radzie miejskiej
w Gniewie, część z tacy, 3 grosze
od kmiecia i w dodatku posiadał
uposażenie wiejskie. Jaką pełnił
funkcję?
Skórzecki artysta Piotr Tyborski wyrzeźbił dla tutejszego
kościoła Chrystusa Frasobliwego, zaprojektował Krzyż będący
pamiątką Wielkiego Jubileuszu
Roku 2000. Gdzie można znaleźć
oba dzieła?
Jakie konsekwencje miała
skarga rządcy parafii Lamberta
Szymona v. Żabińskiego, że jakoby „Bukowski y Żurewski przeciwko iemu Parafię buntują”?
Brzmi jak u Stanisława Lema:
jeden srebrny parifikel (wartości 1
talara), 6 humerałów, 16 korporałów, 11 purifikatorów. W XIX wieku te rzeczy były na wyposażeniu
kościoła, a oprócz nich między
innymi: jedne organy z pedałem
nowe, dobre i użyteczne, dwa kufry do trąbek, jeden beret, 2 czarne lekkie nakrycia, w tym jedno
uszkodzone… Co jeszcze?
Odpowiedź w książce „Historia parafii pw. Wszystkich Świętych w Skórczu” autorstwa Alojzego Koseckiego i Rafała Koseckiego, wydanej w 2006 roku przez
Towarzystwo Przyjaciół Skórcza i
Ziemi Kociewskiej.
W okolice dręczonego zarazą
Skórcza przybył św. Jacek wraz
z dwoma towarzyszami. Przed
śmiercią głodową uratowała ich
tajemnicza kobieta. Kim była i
czym nakarmiła wędrowców?
Dlaczego Zuzanna była zdziwiona, gdy Helga odezwała się
do niej słowami: „Susan, ty mieć
tylko pół dzień wolny, bo Mamzela być chora” i co zwiastuje mgła,
która po rozbiciu wietrzykiem
ponownie łączy się i płynie nad
lasy?
Losy Anusi i Franka połączył
węgorz i chciwość wujostwa. Dlaczego młodzi nie byli szczęśliwi?
Niepowtarzalne motywy zawiera książka będąca efektem
współpracy Kazimiery Jerkiewicz
z „Tygodnikiem Parafialnym” –
„Legendy i opowiadania Skórcza
i okolic”.
„Osiem błogosławieństw w opowiadaniach Honoraty”
Wydano staraniem Zespołu Redakcyjnego „Tygodnika Parafialnego” w 1996 roku
„Zaufać. Wierzę, że Bóg mnie nie
opuści…” Iwona Romanowska
2002
Książki autorstwa Grzegorza Piotrowskiego: tomiki poezji „Dla
Iwony” 1998; „Tak mało światła”
2003; „Most” 2007 oraz „Historii
pełno”
opracowała
Barbara Dembek-Bochniak
Miasteczko zieleni
- Pokażcie nam drugie takie miasteczko - mówią niektórzy mieszkańcy
Skórcza mając na uwadze ilość nasadzeń krzewów i drzewek. I rzeczywiście - sadziło się tu dużo. Robiła to również i młodzież, co uwieczniliśmy na zdjęciu.
FOT. T. Majewski
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
23
W przeciwieństwie do wielu miejscowości
Skórcz ma fontannę – dzieło sztuki
Legenda
zaklęta
w fontannie
Budowa fontanny na rynku w
Skórczu ma ciekawą historię. Pomysł powstał na początku lat 90.
Zaczęto nawet wznosić mur jako
jej element. Na tym się skończyło.
Budowę zakończono z inicjatywy
radnych IV kadencji. Jest bardzo
ciekawa. Oto wypowiedź do prasy
twórcy fontanny artysty rzeźbiarza
Piotra Tyborskiego jeszcze przed
oddaniem dzieła do użytku.
- Kompozycja fontanny opowiada legendę o powstaniu nazwy
miasta. Składają się na nią: dziecko,
gryf porywający to dziecko i szpak
oddający z powrotem dziecko
matce. Te trzy elementy powstają
w mojej pracowni. Ptaki i dziecko będą z żeliwa i spoczną na kamiennych podstawach. Dlaczego
z żeliwa i kamienia, a nie z brązu?
Raz, że rzeźby będą stosunkowo
małe i łatwo byłoby je ukraść, dwa,
że mamy w naszym regionie dużo
głazów narzutowych, więc warto
wykorzystać materiały dane nam
przez naturę.
Zastaliśmy wówczas rzeźbiarza przy pracy w granitowym kamieniu – rzeźbieniu kamiennej
misy z „zaklętą” w niej opowieścią
z Borów Tucholskich.
– To jest po prostu moja bajka
z Borów – mówił Tyborski. - Jest
diabeł ze swoim ulubionym zwierzątkiem (bo jak wiadomo, miał
swoje ulubione zwierzątko), a cała
mądrość tego zwierzątka – jak to
w bajkach bywa – była zawarta w
ogonie. Są jeszcze jaszczurki.
Piotr Tyborski jest właściwie
drugim projektantem fontanny.
Pierwszy projekt, mur, został na
szczęście zarzucony. Gdyby stanął,
podzieliłby ryneczek na dwie części.
W fontannie nie ma problemów z wodą. Zasilanie jest naturalne. Miasteczko ma kilka ujęć
wody artezyjskiej, a jedno ze źródeł
znajduje się akurat w tym miejscu.
- Dzięki bogatszemu wystrojowi fontanny możemy tylko zyskać. Ładne wyeksponowanie tego
miejsca wypromuje to źródło i
miasto. Nie zrobiłby tego zwyczajny mur.
Każda z rzeźb ma ujście swojej wody. Wypływa jako symbol
życia od dziecka. Woda jest też
podawana w dowód wdzięczności
szpakowi (tryska do dzioba szpaka). Ale woda ma również swoje
różne przemiany i potrafi być też
zła. Dlatego i gryf sączy ją (tryska)
z dzioba jako tę złą wodę. Najważ-
niejszym zbiornikiem – ujściem
wody w fontannie – jest kamienna misa, która, pomijając kwestie
estetyczne, w przypadku wojny
lub skażenia wody miejskiej może
posłużyć jako zbiornik wody dla
mieszkańców.
Trzy figury z legendy staną
na dość duże powierzchni. Jak na
fontannę – nietypowo.
- Z konieczności - tłumaczył
rzeźbiarz. – Musiałem mocno zastanowić się nad właściwą kompozycją
przestrzenną, znalezieniem odpowiedniej koncepcji,
ale mam do
czynienia z już istniejącym basenem,
powstałym w 1993 roku, którego
rozpiętość liczy sobie 10 metrów.
Stąd rozstaw tych trzech elementów fontanny jest duży. I dlatego
powstały jakby trzy autonomiczne
figury, każda z osobną wodą. A co do
tematyki? Kiedy zlecono mi to zadanie, długo zastanawiałem się nad realizacją. Doszedłem do wniosku, że
dla nas odpowiednim tematem będzie historia miasta Skórcz. Chodzi
o to, żeby każdy z nas mógł identyfikować się ze swoim miastem. Mniej
odpowiednia byłaby kompozycja
abstrakcyjna. Kocham abstrakcję, ale
to jest małe miasto i dla kogo ona
by służyła?
Tadeusz Majewski
Oprac. Na podsatwie tekstu
Kociewiak nr 34/2002, dodatek do
Dziennika Bałtyckiego
Z okazji uruchomienia fontanny zebrało się przy niej sporo ludzi. FOT. Bogdan Romanowski
Dziś fontanna jest jedną z głównych atrakcji miasteczka. Zatrzymują się przy niej przejezdni, często brodzą
po wodzie dzieciaki. FOT. Tadeusz Majewski
Święty Roch czuwa
na rozstaju dróg
Św. Roch czuwa nad Skórczem od początku lat 30. XX w.
Przedtem stał tu krzyż. Ufundowali go ci, którzy przeżyli epidemie cholery w XIX w. Ślubowali
pielgrzymować raz do roku do
św. Rocha w Osieku, aby mu podziękować. Od tego zaczęły się
pielgrzymki, które odbywają się w
pierwszą niedzielę po 16 sierpnia.
Pierwsi pielgrzymi wyruszali spod
krzyża boso i na czczo. Kawałek
suchego chleba zjadali dopiero
po spowiedzi i mszy św. odpustowej ku czci św. Rocha w Osieku.
Wierzyli, że wstawiennictwu tego
patrona od zaraźliwych chorób
zawdzięczają ocalenie.
W Skórczu figurę, przedstawiającą świętego przyjaciela
i opiekuna chorych, ufundowali
rzemieślnicy pod przewodnictwem szewca Jana Tubajskiego.
Był pomysłodawcą i organizatorem całego przedsięwzięcia, znany
z pobożności i gotowości do niesienia pomocy uboższym od niego.
- Wszystko by rozdał dla biednych - mówiła o nim jego córka
Helena Nowakowska. Cztery lata
temu z jej inicjatywy figurka została odnowiona. Część pieniędzy dali gospodarze z Ryzowia, a
resztę dołożył pan Włodarczyk.
Postoi jeszcze św. Roch na
swoim postumencie przez wiele
lat i oby nas bronił przed epidemiami zaraźliwych chorób, ale
także znieczulicą na cudze nieszczęścia, wzajemną nieżyczliwością i materializmem.
MK
24
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Rzemiosło, handel, drobna produkcja – tym zajmowały się w Skórczu całe rodziny przez kilka pokoleń.
W beznadziejnych nieraz warunkach.
Mali wielcy
pozytywiści
Wiele można osiągnąć,
przezwyciężyć, jeśli zawód
jest pasją, a nie tylko sposobem na zarabianie - powtarzał Augustyn Pawłowski.
Rodzina Pawłowskich od
pokoleń ściśle była związana
ze Skórczem.
Okres międzywojenny. Jan
Pawłowski sprzedaje wszelkie swoje posiadłości w Skórczu. Chce
wyjechać na Litwę. I straszny pech
- w ciągu nocy prawie wszystko
traci w wyniku reformy monetarnej
Władysława Grabskiego w 1924 r.
Za zdewaluowane pieniądze kupuje tylko skromne gospodarstwo na
wybudowaniu wolentalskim, gdzie
zamieszkuje z żoną Marianną. I tam
zakłada cegielnię. W międzyczasie
kupuje działkę w Skórczu – Boraszewie. Buduje i wyposaża kaflarnię.
Pawłowscy mają sześciu synów i
dwie córki. Najstarszy, Stanisław,
ginie w wojnie bolszewickiej, najmłodszy, Bolesław, zostaje zabity
jako partyzant. Za działalność syna
Jan zostaje potem uwięziony w Stuthoffie, gdzie zostaje stracony.
Tragiczne losy, jak milionów
Polaków.
Antoni, jeden z czterech
żyjących synów, osiada na ojcowiźnie w Wolentalu. Pozostali, Augustyn, Józef i Kazimierz, zamieszkują w Skórczu.
Córki emigrują do Wejherowa.
Jan widział w swojego następcę
w Augustynie. Chłopak uczył się
w rzemiosła ceramicznego w Poznaniu. Razem trudnią się gospodarstwem, kaflarstwem, wyrabiają
cegłę szamotową i doniczki, które
sprzedają ogrodnikom w Starogardzie i Grudziądzu. Augustyn żeni
się w 1936 r. się z Kazimierą Chyłą. Mają dwóch synów i córkę.
Skórcz 1936. W pierwszej parze Jan Pawłowski, druga para Julianna i
Leonard Chyła. Repr. Tadeusz Majewski
Augustyn Pawłowski w Poznaniu przy swoim samochodzie – drugim
w Skórczu.
Rok 1942. Rodzice pani Basi, pani Basia i jej brat.
Pani Barbara: Ojciec Augustyn
mówił, że raz w szkole oberwał, bo
nie znał historii Niemiec. A jego
matka Marianna wzięła go za rękę
i podprowadziła pod poczet królów
polskich, który wisiał na korytarzu.
I powiedziała do ojca pokazując na
portrety: „To jest twoja historia, tej
się ucz. Tamtą musisz się uczyć, ale
tę musisz znać przede wszystkim”.
FOT. Tadeusz Majewski
zamieszkać z rodziną w Głuchem
(budynek, gdzie dzisiaj zamieszkują pp. Eggert), drugi raz w 1951 r.
- Ojciec nam,dzieciom,wielokrotnie
mówił, jak bardzo było to bolesne.
Mniej bolało, jak robili to Niemcy, wielokrotnie bardziej, kiedy robili to swoi – wspominała w wywiadzie pani Basia.
Po utracie pracy w państwowym zakładzie Augustyn podejmuje nowe
wyzwanie. Ma przecież na utrzymaniu rodzinę. Wynajmuje szopę
(za MDK) i tam rozpoczyna produkcję kafli. Robi to korzystając już
z pieców elektrycznych. Tu bardzo
mocno angażuje się córka Barbara.
- Pracowaliśmy tylko we dwoje.
Praca była ciężka. Wodę woziliśmy z rynku w beczce na kółkach,
ale nie poddaliśmy się. Ojciec na
swoim był wreszcie w zgodzie z
samym sobą. Nie musiał już iść na
kompromisy, które naruszały granice uczciwości wobec siebie.
Barbara pracuje ze swoim ojcem aż do urodzenia syna, Klaudiusza. Augustyn po przejściu na emeryturę nadal trudni się rzemiosłem.
Wykonuje ceramiczne popielniczki. Nie może rozstać się ze swoim
fachem. Powtarza, że wiele można
osiągnąć, wszystko przezwyciężyć,
jeśli zawód jest pasją, a nie tylko sposobem zarabiania na życie.
A Barbara? Wyjeżdża do Holandii, ale po kilkunastu latach
wraca do rodzinnego Skórcza,
bo tu przecież są jej korzenie.
Na postawie tekstu
Teresy Wódkowskiej
opracował Tadeusz Majewski
Tygodnik Kociewski – nr 25,
20.06.2001r.
Synowie po nauce w dużym
mieście tam pozostają. Przy Augustynie i Kazimierze zostaje córka
Barbara. Poznaje tajniki kaflarstwa
i od 17. roku życia pomaga ojcu.
- Po wojnie ojciec wprowadził nowe
technologie, np. piece do wypalania
kafli trocinami, na co otrzymał patent. Zatrudniał 18 ludzi. Wyprodukowany towar wywoził w Polskę, a także zaopatrywał okoliczną
ludność. Do Skórcza sprowadzał
stłuczkę szklaną i glinkę aż ze Śląska.
Transportery duże i częste przychodziły
pociągiem.
Ojciec
chciał budować bocznicę kolejową - wspomina w wywiadzie
z Teresą Wódkowską w 1991 r.
Barbara Pawłowska - Scholte.
Pawłowskim zawsze wiodło się dobrze.
- Ojciec był jednym z pierwszych, po Litwińskim (właścicielu
tartaku), posiadaczem samochodu,
fiata.
W 1951 r. firmę Pawłowskich
przejmuje Zarząd Państwowy. Augustyna „robią” kierownikiem technicznym. Tę samą funkcję pełni w
Pelplinie i Tczewie. Krąży między
tymi miastami.
W 1956 r. atmosfera w upaństwowionych zakładach staje się
nie do zniesienia, ale pozwala Augustynowi pozostać w firmie. Rezygnuje z pełnionej funkcji, ściśle
mówiąc – jest do tego zmuszony.
Zostaje dwukrotnie wywłaszczony - raz podczas okupacji, kiedy
byli zmuszeni zostawić swoje i
Takich małych wielkich pozytywistów – producentów, handlowców,
rzemieślników - w Skórczu było wielu. Między innymi Klemens Piórek, który stawiał na całym Pomorzu piece.
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
Skórzecka familia fotografików
25
Tymińscy
Nie wyprowadziłby się do innego miasteczka. Bardzo lubi fotografować
skórzecki stary kościół. Ma ujęcia z każdej strony - również z góry, o różnych
porach - w dzień i w nocy. Niby ten sam obiekt, a na każdym zdjęciu inny.
Malowniczy wzgórek, obok na Rynku Maślanym fontanna… To jest miejsce,
na tle którego chciałby przeprowadzać wywiad. Tutaj taka rozmowa miałaby godną oprawę.
Z Markiem Tymińskim, od
35 lat mieszkającym w Skórczu fotografikiem, rozmawiam
w jego studio. Pełno tu artystycznych zdjęć autorstwa pana
Marka i jego żony Haliny. W
oczy rzucają się szczególnie kociewskie krajobrazy, malowane
paletą ciepłych, jesiennych lub
świeżych, letnich barw. Malowane – bo fotografika to malowanie światłem, a Tymińscy
są prawdziwymi artystami w
tej dziedzinie. Pan Marek przekornie twierdzi, że każdy może
dzisiaj powiedzieć, że jest fotografikiem – fotografem artystą,
choć to, co robi z fotografiką,
ma niewiele wspólnego. O sobie mówi skromnie, że choć
on fotografikiem jest, woli nazywać siebie fotografem, czyli
rzemieślnikiem.
PAN MARIAN
FOTOGRAFIK
Fotografią profesjonalnie zajmował się już ojciec pana Marka –
Marian Tymiński. Swoją przygodę
z tym zawodem rozpoczął będąc
nastolatkiem, w latach 50. ubiegłego wieku. W szkole średniej
rozpoczął naukę fotografii u pana
Peplińskiego, którego firma Fotokamera mieściła się w Gdańsku
przy ulicy Długiej, w eleganckiej
piwnicy kamienicy sąsiadującej
z Dworem Artusa. Fotograficy
związani z firmą Fotokamera: pan
Pepliński, Tymiński, Kamiński,
byli pionierami fotografii barwnej
na Wybrzeżu. To im zlecano wykonanie odpowiedzialnych zadań.
Ot, chociażby na zamówienie Polskich Linii Oceanicznych panowie
przygotowali folder reklamowy
transatlantyku MS Batory.
Pod koniec lat 50., gdy czołowym fotografikiem prasy gdańskiej był Zbigniew Kosycarz,
Marian Tymiński wygrał konkurs
na fotoreportera Wyższej Szkoły
Marynarki Wojennej (dzisiejsza
Akademia MW) i otrzymał tutaj
etat. Przez 8 lat uwieczniał dzieje
polskiej floty wojennej. Pan Marian zapragnął podjąć nowe wyzwania. MW niechętnie chciała
pozbyć się mistrza, tym bardziej,
że miał on przez tych kilka lat dostęp do kancelarii tajnej. Nie mieli
na niego żadnego haczyka, gdyż
nie należał nigdy do partii, a więc
z czasem udało mu się zakończyć
współpracę.
Nowy etap życia rodzina Tymińskich rozpoczęła w Skórczu.
Był to rok 1970. W miasteczku
istniał zakład fotograficzny Kłomskiego – bardzo dobrego fachowca, choć niewykształconego w
tym kierunku. Jego wielką pasją
było pszczelarstwo i właśnie swojemu hobby poświęcał dużo czasu.
Przez kilka lat oba zakłady funkcjonowały nie przeszkadzając sobie wzajemnie. Pojawienie się nowego fotografa, w dodatku z Trójmiasta, tutejsze władze przyjęły z
radością. Liczono na przykład na
skrócenie oczekiwania na zdjęcia
legitymacyjne – bywało, że do
tej pory czekano 6 tygodni. Do
końca swojego życia pan Marian
był związany ze Skórczem. Swoją pracę wykonywał początkowo
małoobrazkowym aparatem fotograficznym Leica, później sprzętem Practica, Pentacon Six.
PAN MAREK
FOTOGRAFIK
Dom, w którym wychował się
pan Marek, przepełniony był aurą
fotografiki. Była ona zajęciem
obojga rodziców. W domu była
urządzona ciemnia, w której pan
Marian wywoływał fantastyczne
zdjęcia. Jego syn Marek śmieje
się, że urodził się w ciemni, bo odkąd pamięta, spędzał w niej wiele
czasu. Fachu nauczył się od ojca.
W 1974 roku uczennicą w zakładzie pana Mariana była pani Halina. Pan Marek najzwyczajniej, a
może najniezwyczajniej w świecie
się w niej zakochał. Od 28 lat są
małżeństwem. Dwaj z trzech synów pracują już w rodzinnej firmie
fotograficznej. Po śmierci pana
Mariana firmę krótko prowadziły
panie Tymińskie – matka i żona
pana Marka. W 1991 roku pan
Marek, chcąc rozwinąć zakład,
całkowicie przejął firmę i do dzisiaj nią zarządza.
Pierwsze swoje zdjęcia pan
Marek robił Pentaconem Six –
aparatem na szerokie błony zwojowe. Na jeden film wchodziło 12
zdjęć. Do dziś w kolekcji ma aż
3 takie aparaty. Taki sentyment…
Choć nie były to aparaty typowo
reporterskie, to właśnie dzięki nim
powstawały pierwsze tego rodzaju ego prace. Tymiński czuje się
właśnie bardziej reporterem, pejzażystą. Za to w studio królowała
kamera Globica, taka na błony cięte. Robione nią zdjęcia z jubilerską precyzją i anielską cierpliwością retuszowała żona pana Marka
– Halina. Teraz Tymińscy pracuję
na najnowszym na świecie aparacie marki Canon EOS 1Ds Mark
III. Pełna klatka, 21 megapikseli,
jeden obiektyw kosztuje około 6
tys. zł – aparat kosztuje tyle, ile
dobrej marki samochód. „Troszkę” też waży i dlatego trzeba nosić
go na plecach. W sprzęt nasi bohaterowie inwestują duże kwoty,
bo też postęp technologiczny jest
bardzo szybko, a nie można pozostać w tyle.
FOTOGRAFOWANIE
Nie da się policzyć ani ilości otwieranych pudełek papieru
fotograficznego, ani kilogramów
utrwalaczy czy wywoływaczy, ani
też kilometrów czy kilogramów
zużytych przez Tymińskich błon
filmowych.
Zawód fotografa w małym
miasteczku to praca barwna, obfitująca w codzienne kontakty z
ludźmi. Siłą rzeczy fotograficy
Halina i Marek Tymińscy z synami
biorą udział w życiu swoich klientów – w radosnych, przyjemnych
chwilach, wydarzeniach smutnych,
tragediach… Szczęśliwie tych wesołych bywa więcej. Bywają w
życiu artysty fotografa też chwile
zaskoczenia. Tak na przykład niedawno Tymińscy otrzymali zlecenie ze Stadniny Koni w Janowie
Podlaskim – najstarszej państwowej stadniny w Polsce, słynącej
z hodowli koni angloarabskich i
czystej krwi arabskiej. Mieli dwa
dni na zrobienie zdjęć. Pogoda
była fatalna. Zatrzymali się w hoteliku w Janowie. Pierwsze wrażenie było przerażające, atmosfera
jak z horroru. Ponure wnętrze, hotel jakby bezludny, nikogo w recepcji. Mimo to pan Marek z panią
Haliną zdecydowali się pozostać. I
jakież miłe zaskoczenie. W pokojach wyposażonych a’la wczesny
Gierek niesamowicie czyściutko
i pachnąco. Miła obsługa, wspaniała, domowa kuchnia. Bardzo
chętnie pojadą tam w pierwszy
wolny weekend, jaki tylko będę
mieli. Konie to wdzięczny temat
do fotografowania, podobnie jak
kociewskie czy nadbużańskie krajobrazy…
Halina i Marek Tymińscy są
współautorami książki „Skórcz na
starej fotografii”. Skromnie mówią, że ich rola polegała głównie
na reprodukcji i retuszu starych
zdjęć. Dzięki temu wszyscy mogą
podziwiać widoki Skórcza w tak
dobrej jakości!
Konkursy? Bardzo lubią swoją
pracę, ale z braku czasu i zainteresowania nie biorą w nich udziału.
Robią dużo fotografii technicznej,
katalogowej dla przedsiębiorstw.
Czasami z ich zdjęć korzystają
różne wydawnictwa.
Pytam pana Marka, czy zdaje sobie sprawę, że przez atelier
Tymińskich przewinęli się chyba
wszyscy mieszkańcy Skórcza i
okolic, kilka ich pokoleń.
- Tak… Chrzty, komunie, wesela… Ostatnio byłem fotografem
na chrzcie dziecka, którego rodzicom robiłem zdjęcia pierwszokomunijne, a u dziadków maluszka
byłem fotografem na ślubie, a
więc było to już trzecie fotografowane przeze mnie pokolenie. Kiedy zdaliśmy sobie z tego sprawę,
wytworzyła się bardzo sympatyczna atmosfera – mówi pan Marek.
- Czy czuje pan sentyment do
lat, kiedy zaczynał pan pracę w
Skórczu?
- Mimo, że były to czasy komunistyczne, w których prywatna
inicjatywa była permanentnie na
cenzurowanym, to żyło się lżej.
Konkurencja była podobna, pracowałem z mamą i żoną – trzy
osoby, ale jeździłem na urlopy,
budowałem z moim przyjacielem
Włodkiem Szarafinem łódź po godzinach pracy, prawie codziennie
jeździliśmy na ryby… Teraz nie
mam czasu na nic. Zatrudniam
kilka osób, a mimo to praktycznie nie mam wolnego czasu. Co
roku wykupuję kartę wędkarską,
ale nie pamiętam, kiedy byłem na
rybach…
Barbara Dembek-Bochniak
26
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Taki Skórcz pamięta
Świętujemy 75-lecie nadania praw miejskich
Skórczowi. Poznajmy historię rdzennego mieszkańca tego miasteczka, który w roku nadawania
praw miejskich miał dwa latka. Oto opowiadanie
o Mieczysławie Światczyńskim, rocznik 1932, urodzonym w Skórczu, z ojca Feliksa i matki Marii,
mieszkańcu ponad 140-letniego domu przy ulicy
Starogardzkiej.
Rodzina Światczyńskich przed swoim domem przy obecnej ulicy Starogardzkiej. Rok 1905.
Mieczka, małego szkraba, rodzice posłali do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne.
Pamięta jeszcze wierszyk, którego
go nauczyły.
Mniej więcej w tym samym
czasie do Skórcza na wizytację
przyjechał biskup Okoniewski.
Na dzisiejszej ulicy 27 Stycznia
było uroczyste powitanie. Mały
Mieczek mówił wierszyk. Później
biskup przesiadał się do bryczki
zaprzężonej w dwa białe konie i
przez cały Skórcz wraz z orszakiem
wieźli go do kościoła. Taką właśnie
bajkową scenerię zapamiętał pan
Mieczysław…
1 września 1939 roku Mieczek
miał rozpocząć naukę w szkole.
Wybuchła wojna. Lekcje już nie
odbyły się. Okupacja. Przymusowe
kształcenie w szkole niemieckiej,
w której zatrudniono syna aptekarza Müllera. Zrazu uczył on
dzieci po polsku i po niemiecku.
Dzieciaki szybko łapały niemiecki,
więc po roku wykładał już tylko w
tym języku. W szkole mówiono
po niemiecku, w domu po polsku,
na ulicy jak się dało. Bywało, że za
nieuctwo w szkole dzieciaki dostawały kijem lub witką lanie. Gdy
już wszystkie rózgi były zużyte,
uczniowie musieli przynosić nowe.
Sprytnie nacinali je nożykiem,
żeby przy biciu po palcach się rozpryskiwały. Najsroższy był wtedy nauczyciel, którego nazywano
„Burak”. Stary Niemiec, alkoholik.
Nie rozumiał ani słowa po polsku.
Zaraz po szkole biegał na piwo.
Ojciec pana Mieczysława
przed II wojną światową w swoim
domu prowadził Sklep Towarów
Kolonialnych. Z powodu żylaków
nie mógł zasilić szeregów Wojska
Polskiego. Do doświadczonego,
bardzo szanowanego sklepikarza
z ofertą pracy przyszła rodzina
Alsdorfów. Byli to jedni z licznie
zamieszkujących okolicę w czasie
zaborów Niemcy. Alsdorfowie nie
przepadali za Hitlerem. Nie mając
wyjścia pan Feliks podjął pracę w
ich sklepie z artykułami biurowymi, szkolnymi i zabawkarskimi.
Pan Mieczysław wspomina ze
śmiechem taką historyjkę:
- 20 kwietnia przypadały urodziny Adolfa Hitlera. W Skórczu nakazano wielkie świętowanie! Dzień
wolny od pracy. Cichutko na ulicach,
spokojnie. Samolotów nie było słychać w powietrzu, nic. Alsdorfowa
mówi: „Herr Światczyński, panie
Światczyński, niech pan ustroi nam
tego Fuhrera!”.
- Ale w sklepie, czy w domu?
– chcę uściślić. Oburzenie w głosie
pana Mieczka:
- W sklepie! Gdzie?! W domu
to była tylko Matka Boska i Krzyż!
Tata ustroił ładnie duże okna w sklepie! Portret wstawił w ramy, po obu
bokach dał flagi z hakenkreuzami.
My przynieśliśmy z domu kwiaty
w donicach, bo Alsdorfowa nie miała żadnych… Po Skórczu chodziła
wtedy kontrola. Za ten wystrój tata
dostał od miasta butelkę szampana i
pudełko 50 grubych cygar! Alsdorfowa przyszła i powiedziała: „Ładnie
pan tego świnia udekorował”. Kwiaty z wystroju okna przynieśliśmy potem do domu.
- Teść zawsze mówił, że te liście to koło Hitlera stały – mówi ze
śmiechem pani Terenia, żona Mieczysława. – Kiedy już przysychały,
pomyślałam, że trzeba je ratować,
bo przecież w czasie wojny stały koło
Adolfa. Odżyły. Dzisiaj tworzą bujną kępę. Ładnie rosną.
Alsdorfowie mieszkali ze starą, schorowaną babcią. W styczniu
1945 roku zmuszeni byli uciekać.
Staruszkę zostawili pod opieką
Światczyńskich. 4 marca 1945
roku był dniem wyzwolenia Skórcza. Na ulicach radzieccy żołnierze, czołgi. O ósmej rano Skórcz
był już wolny. Pan Mieczek z bratem i ojcem poszli, jak co dzień,
zanieść starej Aldorfowej jedzenie.
Zastali ją zakrwawioną w łóżku, z
dziurą w głowie… Żołnierze radzieccy czuli wyraźną awersję do
Niemców i języka niemieckiego, a
ta bezbronna kobieta mówiła tylko
w tym języku… Panowie Światczyńscy wzięli ją w prześcieradła,
pochowali w ogródku. Przez długi
czas na tym grobie sadzono kwiatki. Po wojnie Alsdorfowie niejednokrotnie przyjeżdżali do Skórcza
i odwiedzali starych znajomych…
Powojenna edukacja pana
Mieczysława odbywała się już w
polskiej szkole. Początki były trudne. Wiedza zdobyta w szkole niemieckiej pozostawała w młodym
umyśle właśnie w tym języku. Dla
przykładu w niemieckim nie było
„rz”, więc bywało, że pan Mieczek
Pomorze czytał Pomor-ze. Kiedy
nauczyciel Mykietyn pytał w szkole siedem razy osiem, to rachunki
odbywały się najpierw w głowie po
niemiecku, później dopiero padała
Mały Mieczek z bratem Ludwikiem. Rok 1935.
odpowiedź po polsku. Mykietyn
powiadał, że on umie wszystko
nauczyć, tylko tabliczki mnożenia
nie potrafi – bo tego każdy musi
nauczyć się sam. W Skórczu było
wielu dobrych matematyków: Stosik, Klejna, Dembicki…
W latach 1945-1947 pan
Mieczysław był harcerzem. Harcmistrzem był Leon Chyła, jeszcze
przedwojenny harcerz. Organizował on prześwietne obozy w Głu-
chem. Harcerze kąpali się, śpiewali, chodzili po lesie i zdobywali
sprawności – zwiadowcy, majsterkowicza… Pod namiot przyjeżdżał
sam Mykietyn z całą rodziną!
Po ukończeniu 6 klasy pan
Mieczek jako zdolny uczeń wstąpił do Gimnazjum SpółdzielczoHandlowego (późniejsze Technikum Rachunkowości). Wkrótce
przyjechał jego wuj z Białośliwia
w powiecie wyrzyskim. Był właścicielem piekarni. Nie mając swoich dzieci postanowił przekazać
ją młodemu Mieczysławowi. Ten
musiał przerwać naukę w Skórczu
i pracując u wuja wyuczyć się na
piekarza – a to już w Nakle. Do
pracy wstawał o 2 w nocy, popołudniami chodził do szkoły. Ówczesne władze dały jednak takie
domiary podatku, że i piekarnia
wuja w Białośliwiu, i sklepik ojca,
i inne sklepiki w Skórczu musiały
splajtować. Piekarnie przejęły GSy. Zmienił się system: 3 dni nauki
w szkole, 3 dni praktyk.
W 1951 roku zaciągnięto
pana Mieczysława na dwa miesiące w szeregi XXIII Brygady SP
[Powszechna Organizacja „Służba
Polsce”, państwowa młodzieżowa organizacja paramilitarna dla
młodzieży w wieku 16 – 21 lat przyp. red]. Społecznie budował
elektrownię w Jaworznie, pracował
w cegielni. Nie narzekał. Należał
do przodowników pracy. Nagrody
były różne: a to książka, a to wyjazd
na spektakl teatralny do Katowic,
w to wycieczka do Oświęcimia.
- Fajnie było! – mówi pan
Mieczysław. - Mundury dali, kazali w namiotach mieszkać, codziennie
była gimnastyka, strzelanie, wszystko było! Takie małe wojsko. Pobudowaliśmy bardzo dużo! Nową Hutę
budowały brygady, Warszawę… A
dzisiaj to wszystko, co my pobudowaliśmy, sprzedają… Za czasów SP
nie było telewizji, telefonów. Ale były
panny! Brało się harmoszki i się szło
pograć.
Pan Mieczek chętnie grywa
do dziś – umie zagrać wszystko
ze słuchu. Pierwszą harmonijkę
dostał gdy miał 10 lat – podczas
okupacji. Tata kazał mu próbować
grać - nauczył się szybko. Pierwsza melodyjka, którą opanował, to
było „Es klappert die Mhle” – niemiecka piosenka o tym, jak młyn
chodzi i chrobocze, klapruje…
Cztery lata od wyjazdu do
wuja pan Mieczek wrócił do
Skórcza. Dostał pracę w piekarni. Pracował z panami: Ratajczakiem z Pączewa, Saganowskim z
Wielbrandowa, Szwarcą, Szpicą
– wszyscy pomarli, został już tylko
on sam… Przy piekarni był sklepik, pracowała w nim Gergielowa.
Od 22.00 wieczorna zmiana piekła
chleb, a od 4.00 bułki, szneki, chałeczki, rogale. Na początku ciasto
wyrabiano w wielkich dzieżach
rękami - na 120 bochenków dwukilogramowego chleba. Później
weszły maszyny, a chleby zmniejszano do półtorakilogramowych,
później kilogramowych, teraz są
półkilogramowe… Pan Mieczysław jest mistrzem piekarnictwa,
czeladnikiem cukierniczym. Zawodowe szlify zdobywał w Głuchołazach, Wiśle, Bielsku Białej.
Pracował w piekarni do 1991 roku,
do emerytury.
Pan Światczyński szedł zawsze tam, gdzie śpiew i muzyka.
Od 1952 roku należał do chóru
kościelnego. Na pewien czas, z
powodu braku dyrygenta, chór
zawiesił działalność, by później
ponownie rozbrzmieć pod opieką
pani Romanowskiej. Przy okazji - z księży skórzeckich panu
Mieczkowi utkwił w pamięci bardzo dobry ksiądz Stefan Urbański.
Miał hobby – hodowlę gołąbków.
Zaczął grodzenie cmentarza, wylał
betonowy chodnik, malował kościół, wyremontował organy, chór,
prezbiterium. To on zapoczątkował zwyczaj, że kolekta z mszy
pogrzebowej była przeznaczana na
mszę za nieboszczyka, która miała odbyć się miesiąc po pogrzebie.
Później podchwycono to w okolicznych parafiach i do dzisiaj jest
tam praktykowane.
Przygodę z chórem pan Światczyński kontynuował w działającym przy Związku Emerytów
chórze Szpaki. Niestety, od roku
nie śpiewa – z powodu bardzo
słabego wzroku nie jest w stanie
czytać tekstów… W repertuarze
Szpaków była i piosenka o Skórczu, której tekst napisał Franciszek
Kosecki, śpiewana do melodii „Paloma, Paloma”:
Gdy pierwszy raz w życiu
Zobaczysz tę naszą dolinę
Tu przystań na chwilę
Usłyszysz – melodie w niej płyną.
Zrozumiesz, jej słowa są proste,
Przyjazne od wieków,
Nie będziesz żałował,
Że chwilę odpoczniesz, człowieku.
(…)
Skowronek dla ciebie
Też śpiewa swe trele wysoko
On kocha dolinę
Tę naszą skórzecką, głęboką.
Bo ona, bo ona ze śpiewu
Naprawdę szczęśliwa
Orkiestra, śpiewanie
W dolinie niech nigdy nie zginie!
(30 lipca 2004)
Pan Mieczysław kontynuował
też muzykowanie. By móc nauczyć
się gry na trąbce, wstąpił w 1955
roku w szeregi Ochotniczej Straży
Pożarnej - formowała się tam orkiestra. Grał w niej do niedawna
– problemy ze wzrokiem... Orkiestra OSP uświetniała różne zawody, otwarcia remiz, święta 1 Maja,
22 Lipca, procesje Bożego Ciała,
pogrzeby, peregrynacje świętych
obrazów.
- Jak któryś ze strażaków
brał ślub, to szliśmy na kawalerkę. Przed domem graliśmy mar-
27
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
pan Mieczek
sza, wypiliśmy wódeczkę. Później
na weselu graliśmy w kościele - i
marsze, i pieśni maryjne. Wszyscy koledzy z orkiestry byli fajni!
W pamięci utkwił mi przegląd orkiestr w latach 60-tych w Dzierzgoniu. To były czasy, kiedy na występy nie jeździło się autobusami,
tylko samochodem ciężarowym z
plandeką. Zamiast siedzeń na pace
były deski. Było bardzo fajnie! Weszliśmy na scenę. Stały na niej 3
skrzynki wina. Później był przemarsz orkiestr z muzyką przez
miasto. Naszym dwóm chłopcom
dzy wszystkich w orkiestrze! Na
innym przeglądzie orkiestr i zespołów przedstawiałem, mówiąc
gwarą, gawędę Bernarda Janowicza o sikawce. Ile wtedy było śmiechu na widowni!
Ostatnim występem pana
Mieczysława była gra na pogrzebie kolegi z zespołu - Klemensa Piórka. Za aktywną
służbę w OSP (wieloletni przewodniczący Komisji Rewizyjnej
oraz skarbnik) i grę w orkiestrze
pan Światczyński został uhonorowany brązowym, srebrnym i
Poranna zmiana w piekarni - M. Światczyński, J. Grabowski, J. Langowski przy pracy. Rok 1959. To i pozostałe zdjęcia pochodzą z archiwum
rodzinnego pp.
szło się szczególnie ciężko, bo mieli schowane w tubach od basów po
5 butelek wina - tego ze sceny - i
idąc tylko udawali, że grają. Wino
zostało rozdzielone równo mię-
złotym medalem za Zasługi dla
Pożarnictwa, medalem Wzorowego Strażaka i srebrnym Krzyżem Zasługi przyznanym przez
prezydenta Aleksandra Kwa-
śniewskiego. W zeszłym roku,
jako jeden z dwóch strażaków w
województwie otrzymał medal
honorowy im. Bolesława Chomicza „Bogu na chwałę, ludziom
na pożytek”, nadawany przez
Prezydium Zarządu Głównego
Związku OSP RP. Teraz, razem
z Alojzym Koseckim, Bronisławem Janusem, Kazimierzem
Gajdusem, Waldemarem Czapiewskim, pan Mieczysław jest
Członkiem Honorowym OSP w
Skórczu.
W swojej kolekcji pan
Światczyński ma też specjalny
order - „Przyjaciel przedszkola”! Przez 15 lat niósł dzieciom
radość przychodząc w okresie
bożonarodzeniowym w przebraniu Mikołaja! Dzieci siadały na kolano, mówiły wierszyki,
śpiewały piosenki! Ta przygoda
zaczęła się, kiedy do przedszkola
poszła pierwsza wnuczka pana
Mieczka – Agnieszka. Wnukowi
Maciejowi dzieci w przedszkolu zazdrościły tego, że dziadek
przywoził go na rowerze, kiedy
one przyjeżdżały z rodzicami
samochodami. Kiedy z powodu bardzo słabego wzroku pan
Mieczysław przestał być Mikołajem, to pewnej Gwiazdki
dzieciaki z przedszkola przyszły
z laurkami do swojego Mikołaja.
Bardzo wzruszyły tym naszego
bohatera.
- Tyle radości Pan podarował ludziom w Skórczu! A żal
Panu czegoś?
- Żal, że orkiestra OSP się nie
Pan Mieczek z żoną Terenią dziś.
rozwija. Młodzież nie jest zainteresowana grą. Kiedyś było nas
w zespole 24-25, dzisiaj jest tylko
11 osób… Żal, że nie ma takiego
porządnego, 4-głosowego chóru…
Że nie ma dobrego muzyka, który
by uczył grać na akordeonie, fortepianie – tak jak uczył Próchnik
czy Mazurkiewicz… Tego najbardziej żal…
- Chciałby Pan mieszkać
gdzie indziej?
- Nie! Ja sobie nie wyobrażam
życia gdzie indziej! Mój syn Wojtek – wicemistrz Polski juniorów
w skoku wzwyż w 1989 roku –
też nie chciałby żyć w innym miejscu. Wczoraj pojechaliśmy z nim w
lasy. On trenował biegi, a my sobie
z Terenią szliśmy wokół jeziora.
Nigdzie nie jest tak pięknie, jak
tutaj w okolicy…
Razem z panem Mieczysławem i panią Terenią oglądamy
albumy rodziny Światczyńskich.
Piękne zbiory! Wiele zdjęć z
początku XX wieku. Na jednym
z nich uwieczniono wyjątkowe
zdarzenie – około 1917 roku
samolot Albatros CIII lądując
awaryjnie na przygodnym terenie w okolicach Skórcza przewrócił się przez nos na plecy.
Taki wypadek to kapotaż. Niezwykła gratka dla mieszkańców
Skórcza. Przy dwupłatowcu
uwiecznił się i ojciec pana Mieczysława.
Barbara Dembek-Bochniak
Pruski Albatros CIII po kapotażu w okolicach Skórcza. W uwiecznionej na zdjęciu grupie mieszkańców miasteczka, którzy zbiegli się z ciekawości, stoi ojciec bohatera reportażu - pan
Feliks. Rok 1917.
28
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Skórcz sportem stoi. Z prostej przyczyny. Tu mieszkają ludzie, trenerzy, którym chce coś się robić.
Tu są talenty, które chce się rozwijać. Bez tych pierwszych nie byłoby jednak tych drugich.
Ludzie sportu – ludzie sukcesów
Bowiem Ludowy Klub Sportowy „Pomorzanka” w Skórczu
to wspaniały element współczesnej historii miasteczka, od niedawna jego tradycje kontynuuje
Lekkoatletyczny Klub Sportowy
„Ziemi Kociewskiej”. Klub „matka”
założony został w 1986 r. przez
Zygfryda Anhalta i Jerzego Mykowskiego. Trochę z przymusu. W
tamtym czasie reorganizował się
LKS „Agro-Kociewie” w Starogardzie Gdańskim. Starogardzki klub
przeżywał kryzys, zabrakło pieniędzy, zawodnicy ze Skórcza musieli
odejść i żeby się nie zmarnowali,
żeby mogli dalej się szkolić, zaistniała potrzeba stworzenia czegoś
solidnego w Skórczu. Powstały
sekcje piłki nożnej i lekkiej atletyki
oraz rekreacyjno-turystyczna.
Od razu najbardziej prężną
stała się sekcja lekkiej atletyki,
która szkoli głównie młodzież
do wieku juniora, do 19 lat. Sekcja brała udział w rozgrywkach
drużynowych pod nazwą Liga
Juniorów i zajmowała czołowe
miejsca w województwie pomorskim. Największe sukcesy zawodnicy osiągają jednak startując
indywidualnie. Na mistrzostwach
Polski w Zamościu mistrzami
kraju zostają: Jarosław Zabrocki
w rzucie młotem, Marlena Gibas
w skoku wzwyż. Wicemistrzem
w rzucie młotem został Marcin
Marchlewicz, natomiast Mariusz
Ciesielski zajął czwarte miejsce.
J. Zabrocki i M. Marchlewicz wraz
z trenerem Ryszardem Różyckim
reprezentowali nawet Polskę na
Mistrzostwach Europy w Tampere (Finlandia) w rzucie młotem.
Zawodnicy ci również brali udział
w meczach międzypaństwowych, w trójmeczu Polska, Rosja,
Francja. J. Zabrocki brał nawet
udział w mistrzostwach świata w
Debreczynie.
Czołowymi zawodnikami w
rzucie młotem, trenowanymi przez
R. Różyckiego, byli także: Szymon
Noga i Mariusz Ciesielski, którzy
znaleźli się w kadrze polskiej juniorów. Do wychowanków R. Różyckiego należeli też: Kazimierz
Boulge - czołowy miotacz kraju
w seniorach, Jarosław Godowski
- srebrny medalista w rzucie młotem. Ci, którzy zajęli III miejsce, to:
Roman Wysocki, Bartosz Kuczma,
Arkadiusz Zając, Adam Dmuchowski. Sukcesy imponujące. Panie też
nie były gorsze.
Beata Lewicka została złotą
medalistką mistrzostw Polski w
rzucie dyskiem w kategorii juniorek młodszych. Do czołowych
miotaczek należały m.in. Anna
Netka, Katarzyna Szumała, Angelika Kościńska i Justyna Listewnik.
Kolejny trener, Wojciech
Świadczyński, zajmuje się skokami i biegami krótkimi. Do czołowych jego wychowanków należy
Adam Gaj, zakwalifikowany do
kadry „B” olimpijskiej z szansą
na udział w Atenach w sztafecie
4x100 m. Odnosił sukcesy w kategorii juniorów, osiągnął wicemistrzostwo Polski w biegu na 100
m. Uczestniczył w młodzieżowej
sztafecie 4x100 m, brał udział w
mistrzostwach świata na Jamajce. Czołowymi sprinterami byli
dwaj bracia - Tomasz i Andrzej
Chyła. Kolejna zawodniczka Mar-
lena Gibas została mistrzynią kraju w skoku wzwyż juniorek i zajęła czwarte miejsce w trójskoku na
tychże mistrzostwach.
Do wyróżniających się zawodników trenowanych przez W.
Świadczyńskiego należeli: Sebastian Graban w skoku w dal - okazał się najlepszym skoczkiem w
kategorii juniorów w województwie pomorskim, Piotr Stawicki najlepszy trójskoczek w kategorii
juniorów młodszych, 10. w kraju,
a najlepszy w województwie pomorskim, Izabela Chyła - juniorka
młodsza w trójskoku, zdobyła II
miejsce w województwie, Tomasz
Mółka - czołowy junior młodszy w
skoku wzwyż, Marcin Chałas, Krystian Kozłowski - czołowi skoczkowie wzwyż, Łukasz Kleina w biegu
na 200 m jako junior młodszy.
Jarosław Mykowski zajmuje się biegaczami na dystansach
średnich. Do czołowych zawodników w jego zespole należeli m.
in.: Dominika Główczewska, która
odniosła sukcesy w kategorii juniorek na mistrzostwach Polski,
zajęła 11. miejsce w biegu na 800
m w mistrzostwach Polski w kategorii juniorek młodszych. Była
jeszcze 16. w biegu przełajowym
w mistrzostwach Polski na dystansie 2 km.
Do wyróżniających się zawodników należeli: Paweł Mykowski na dystansie 400 m i 400
m przez płotki. Zajął 14. miejsce
w makroregionie (woj. pomorskie
i kujawsko-pomorskie), Szymon
Lipowski w biegu na 2000 m w
biegu z przeszkodami, brązowy
medalista województwa junio-
Biegi przełajowe to skórzecka tradycja . Masowo biega młodzież... FOT. T. Majewski
rów Ireneusz Garstka - trzecie m.
w makroregionie w biegu przełajowym na dystansie 5 km, Łukasz
Kamiński - 13 m. w makroregionie w dystansie 3 km. Zawodnicy
ci zakwalifikowali się na Ogólnopolską Olimpiadę Młodzieży w
biegach przełajowych.
Także wyróżniającymi się
zawodnikami byli: Anna Kochanowska w biegu na 800 m, Marek
Lange w biegach średnich, Karol
Nowakowski w biegach na 800 m
oraz Szymon Dedowski, Grzegorz
Noga i Monika Lange. W gimnazjadzie wojewódzkiej sztafeta
4x100 m w składzie Tomasz Mykowski, Tomasz Teślak, Grzegorz
Rombalski i Michał Aftke zdobyli
srebrny medal.
Należy nadmienić, iż J. Mykowski był pierwszym trenerem
olimpijczyka Grzegorza Gajdusa
oraz takich biegaczy, jak Wincentego Guza - brązowego medalisty
mistrzostw Polski, Leszka Rejmusa - złotego medalisty mistrzostw
Polski LZS-u, Wojciecha Janiszewskiego, Krzysztofa Langowskiego,
Adama Bogaleckiego, Wiesława
Góreckiego i Kazimierza Śliwińskiego. Zawodnicy ci należeli do
czołówki biegaczy województwa
i kraju. Zdobywali medale na zawodach ogólnopolskich. Dziewczęta, Elżbieta Bońska, Bożena
Gromek, Zofia Kur, Anna Kłos, Lucyna Szreder, należały zaś do czołówki biegaczek województwa i
zdobywały medale na zawodach
rangi krajowej. J. Mykowski wyszkolił też czołowego chodziarza
województwa pomorskiego Jarosława Dadaczyńskiego.
Arkadiusz Zając, najmłodszy
trener, szkoli młodziczki i młodzików w rzutach, a szczególnie w rzucie młotem. Wychował
Szymona Nogę, który został złotym medalistą mistrzostw Polski,
Artura Smardzewskiego, Hannę
Osowską, Marzenę Wesołowską
- obie medalistki wojewódzkiej
gimnazjady w rzucie młotem.
Zygfryd Anhalt, najbardziej
zasłużony dla skórzeckiego sportu, trener i działacz sportowy,
wychował liczne zawodniczki,
m.in.: Renata Pętlinowska-Walendziak, Danuta Brauer, Ewa i Maria Jabłonki, Barbara Hojta, Alicja
Szumała i Mirosława Predel. Z.
Anhalt zajmował się szkoleniem
tenisa stołowego. Tutaj na uwagę
zasługuje Ewa Romanowska, która osiągała bardzo dobre wyniki.
Mieszkańcy Skórcza opowiadają,
że mogła osiągać podobne sukcesy co Andrzej Grubba. Niestety, zaprzepaściła swój talent. Z.
Anhalt prowadził też zespół piłki
nożnej kobiet w II lidze, a także
zespoły koszykówki i piłki ręcznej
dziewcząt. Obecnie jest cenionym
działaczem i menadżerem. Dzięki
niemu w dalszym ciągu odbywają się ogólnopolskie imprezy.
Klub jest organizatorem dwóch
wielkich imprez o zasięgu ogólnopolskim. Wiosną odbywają się
ogólnopolskie biegi przełajowe, a
jesienią - Memoriał Imienia Sławomira Zieleniewskiego w rzutach.
- Na imprezy te zjeżdża się cała
czołówka krajowa, między innymi
byli Szymon Ziółkowski i Kamila
Skolimowska - mistrzowie kraju w
konkurencjach rzutowych.
J.L.
Podczas rozmaitych zawodów zawsze można spotkać Zygfryda Anhalta. Tu zw towarzystwie mistrzyni Polski w strzelaniu Joanny Włodarczyk
FOT. T. Majewski
29
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
Rok sukcesów
Warto przypomnieć jeden rok z historii skórzeckiego sportu. Wielce udany.
2003 rok. Skórcz po raz
drugi został najbardziej
usportowioną gminą w
województwie pomorskim,
deklasując we współzawodnictwie wszystkie pozostałe.
Kiedy fachowcy od sportu
oceniają wagę wyników sportowych w różnych dyscyplinach
sportowych, na ogół dochodzi
do kłótni. Pierwsze miejsce w zapasach to nie to samo co pierwsze miejsce w sprincie - mówią.
Tymczasem już dawno zostały
opracowane systemy, dzięki którym wszystko można ocenić precyzyjnie i obiektywnie.
Województwo spada
I tak na przykład - dzięki
punktacji za określone miejsca
- podsumowano województwo
pomorskie w tzw. „klasyfikacji
systemu sportu młodzieżowego”
(SSM). W 2003 r. województwo
pomorskie zajęło 6. miejsce, obniżając swoją pozycję z V miejsca
na rzecz Małopolski i tracąc 181
pkt.
Najwięcej punktów spośród
wszystkich 43 dyscyplin przyniosła lekkoatletyka, bo aż 1328 (16
procent wszystkich punktów).
Schodząc
pięterko niżej
koniecznie trzeba zauważyć,
że w województwie pomorskim w
tej klasyfikacji bardzo dobre miejsce zajęła Pomorzanka Skórcz. W
punktacji sportu młodzieżowego
zajęła na 46 klubów lekkoatletycznych 6. miejsce (KS Agro-Kociewie - 23., Sambor Tczew - 10.,
Wierzyca Pelplin - 39.). Tak więc
liczby mówią, że Pomorzanka
to zdecydowanie najsilniejszy
klub lekkoatletyczny na terenie
dwóch powiatów: starogardzkiego i tczewskiego.
Kto punktował
Punkty dostaje się oczywiście
za miejsca na imprezach różnej
rangi. Inne za pierwsze miejsce
w województwie, inne - za pierwsze w Polsce. Zawodnicy z Pomorzanki tradycyjnie już sięgnęli po
złoto na mistrzostwach Polski.
Jeden zdobył na Mistrzostwach
Polski juniorów w Zamościu Jarosław Zabrocki w rzucie młotem
(ustanawiając rekord Polski w nowej wadze sprzętu - od tego roku
młot waży 6,0 kg), drugi na tychże
zawodach była Marlena Gibas w
skoku wzwyż. Przeskoczyła 170
cm i ustanowiła rekord Skórcza.
Srebro w rzucie młotem zdobył
Marcin Marchlewicz. Kilkunastu
innych młodych lekkoatletów też
zajmowało punktowane miejsca.
Klasyfikacja open
Wyżej mówiliśmy o klasyfikacji tylko klubów lekkoatletycznych. W 2003 roku wprowadzono
rzec można klasyfikację otwartą
- wskazującą na usportowienie
gminy. Tu za podstawę bierze się
osiągnięte punkty we wszystkich
dyscyplinach olimpijskich. Dla
Skórcza pracowała tylko lekkoatletyka, a pomimo to miasteczko
zajęło w tej klasyfikacji pierwsze
miejsce w województwie, zdobywając 11 punktów! Dla przykładu
drugi był Boży Tuchom - 9, Tczew
0,7, Starogard - 0,5, Pelplin - 0,12.
Prawie identyczne dane były również w 2002 roku.
- Każde miejsca na imprezach
mistrzowskich w czterech kategoriach wiekowych przeliczane są na
punkty. Potem bierze się pod uwagę te punkty - zdobyte przez gminę na imprezach mistrzowskich w
różnych kategoriach wiekowych i
w różnych dyscyplinach, sumuje i
widać, jak silna jest dana gmina –
wyjaśniał w 2004 roku trener skórzeckich młociarzy Ryszard Różycki.
- Tych punktów nie da się oszukać.
Tak w ogóle musi być jakaś ocena
wartości wyników. System, jaki jest
przyjęty i działa od lat, został przez
kogoś głęboko przemyślany.
Punkty jak pieniądze
Jak wyżej wspomnieliśmy,
niektórzy kwestionują tę logikę,
bo ma ona związek z podziałem pieniędzy. - Za punktami
idą środki do województwa, a
stamtąd na związki sportowe, a
stamtąd coś dla nas. Teoretycznie
obliczenie, ile dany klub powinien dostać środków jest bardzo
proste. Za każdy punkt klub dostaje dajmy na to 1000 złotych.
Podlicza się punkty, mnoży... nic
prostszego. Niestety, w praktyce te pieniądze dzieli się inaczej.
Poza tym województwo zwraca
coraz mniejszą uwagę na teren.
Do tego cięcia. W 2002 r. Urząd
Marszałkowski obniżył środki finansowe na sport o 23 procent.
Tak więc punkty punktami, ale jak
tak dalej pójdzie, to będzie to tylko liczenie dla własnej satysfakcji.
I tak się ostatecznie stało.
w sztafecie 4 x 100. Sztafeta dostała się do finału (czas - 39,63).
Inna klasyfikacja
Jest też inna klasyfikacja:
„Najlepsi zawodnicy w młodzieżowych kategoriach wiekowych
za 2003 r. w województwie
pomorskim”. Tu bierze się pod
uwagę między innymi to, jaki zawodnik zdobył medal na mistrzostwach Polski i czy był na mistrzostwach Europy. W tej klasyfikacji
w juniorkach III miejsce zajęła
Marlena Gibas. Wśród juniorów I
miejsce zajął Jarosław Zabrocki I,
a Marcin Marchlewicz II. Cała trójka chodzi do jednej klasy Zespołu
Szkół Agrobiznesu. - Nie dość ze
reprezentują jeden klub, to jeszcze jedną klasę - śmiał się w 2004
roku Ryszard Różycki.
Wychowawczynią tej klasy
jest Marzena Torbicka.
Kadrowicze są,
pieniędzy nie ma
Bardzo popularny w Skórczu jest rzut młotem. Na Memoriały Rzutów LA
Sł. Zieleniewskiego zjeżdzali tu znakomici młociarze z całej Polski.
Ryszard Różycki jest nadal
(trzeci rok z rzędu) trenerem kadry
Polski juniorów w rzucie młotem.
Obecnie w tej kadrze z Pomorzanki są: Szymon Noga i Mariusz Ciesielski. W innej kadrze jest Adam
Gaj. Ma duże szanse na wyjazd do
Grecji w kadrze Polski seniorów.
Dobrze spisuje się w sztafecie.
- Mamy trzech naszych w kadrze Polski. Wyniki są, ale niestety spodziewamy się mniejszych
pieniędzy. A przecież mieliśmy
mieć internat sportowy - za darmo mieszkanie, odżywki dla kilku
najlepszych sportowców - mówił
Ryszard Różycki.
.
Biega się tu również zimą... FOT. T. Majewski
Na ściance wspinaczkowej w szkole średniej. FOT. T. Majewski
W Skórczu uwielbiają grać w bilard. Młodzi w MOK, dorośli w barze
„Skrzat” FOT. T. Majewski
Arkadiusza Zająca można bardzo często spotkać ze swoimi podopiecznymi na skórzeckim stadionie. FOT. T. Majewski
Drudzy wśród dwustu
Rada Główna LZS w Warszawie w dalszym ciągu organizuje
mistrzostwa Polski byłych szkół
rolniczych w LA. Bierze nich udział
młodzież z około 200 szkół średnich. W 2002 i 2003 skórzecka
szkoła zajmowała drugie miejsce
za Podlasiem Białystok. Z Podlasiem trudno wygrać, bo to szkoła klub o charakterze wojewódzkim.
To nic, sukces i tak wielki. Spora
w tym zasługa Zygfryda Anhalta.
Potrafił zmontować reprezentację
szkoły w LA na te zawody.
Startowali też
w mistrzostwach Europy
Troje zawodników trenowanych w Skórczu uczestniczyło w
2003 r. w Mistrzostwach Europy w
Juniorach w Tampere w Finlandii.
Byli to Zabrocki, Marchlewicz i Beata Lewicka (Lewicka wywodzi się
z Pomorzanki, ale trenuje obecnie
siedmiobój w AZS AWF Gdańsk, jej
trenerem jest Sławomir Nowak). W
młodzieżowych mistrzostwach w
Bydgoszczy brał udział Adam Gaj
Popularne były tu i są tenis ziemny, oczywiście piłka nożna, a nawet siatkówka plażowa. Oto pamiątkowe
zdjęcie z jednrgo z turniejów. FOT. T. Majewski
30
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
Dużo biegał dla Skórcza
cie, także w Bostonie czy Nowym
Jorku, gdzie zresztą biegał.
- Gdybym jeszcze miał profesjonalnego trenera i odpowiednią opiekę medyczną, mógłbym
urwać kolejne dwie minuty - zauważa Grzegorz Gajdus.
2 godz. 6 minut… Czas i dzisiaj niebotyczny.
Jednym z bardziej
znanych, chyba nie tylko
w Polsce, mieszkańców
Skórcza jest Grzegorz
Gajdus. Do dzisiaj dzierży rekord Polski w maratonie. Jego wynik, 2
godziny 9 minut i 23 sekundy, uzyskany w 2003
roku w holenderskim
Eindhoven, ciągle jest dla
innych polskich biegaczy
nieosiągalny. Wtedy każdy kilometr z ponad 42
pokonywał w 3 minuty i
4 sekundy. Dla niezłego
amatora przebiegnięcie
w takim czasie tylko jednego kilometra jest wyczynem.
A Grzegorz Gajdus
spowodował,
że o Skórczu usłyszeli nawet
w słynnym księstwie Monako,
gdzie ma siedzibę najważniejsza
komisja antydopingowa.
- Dwukrotnie przysyłano do
Skórcza tak zwane lotne kontrole – zdradza dopiero dzisiaj
Grzegorz Gajdus. – Nikt w miasteczku nie wiedział, że odwiedzają mnie mieszkańcy słynnego
księstwa.
Nie było jakiegoś oficjalnego
spotkania, za to Grzegorz Gajdus
może o tym mówić ze spokojem,
gdyż zawsze był „czysty”. Przez
długie lata kariery i to niezwykle udanej, choć przeplatanej
licznymi kontuzjami. Gdyby nie
one, byłby do dzisiaj jednym z
najlepszych maratończyków w
historii światowej lekkoatletyki. I tak były lata, gdy mieścił się
w pierwszej dziesiątce, zajmując chociażby trzecie miejsce w
słynnym Maratonie Londyńskim.
W 1993 roku przegrał tylko z
Meksykaninem i Kenijczykiem,
wszystkich Europejczyków zostawiając daleko z tyłu. Tak było
często, równie często przegrywał
jednak z tymi Kenijczykami. Oni
bieganie mają we krwi i to na
długich dystansach, oni mają to
w genach, ale Grzegorz Gajdus
też ma. Jest takim samorodkiem,
który się nagle w tym Skórczu
pojawił. Śmieje się, że nie wie, jak
do tego doszło. W szkole podstawowej za wybitnym sportowcem
nie był, nie zapowiadał się na
drugiego Deynę czy kolejnego
Woronina. Nawet do szkoły nie
biegał, bo miał blisko. Może z 300
metrów, w tym kilka metrów pod
niewysoką górę. Jakoś tak wyszło.
W 1980 roku, gdy miał ledwie 13
lat, dowiedział się, że jego nauczyciel wychowania jedzie do
Warszawy na maraton, ten wtedy
słynny, organizowany przez śp.
Tomasza Hoppfera. Skromnie za-
Po wyleczeniu kontuzji
Grzegorz Gajdus w domu w Skórczu.
pytał, czy także może pojechać.
Po latach jego argumentacja jest
zabawna.
- Nigdy wcześniej w tej
Warszawie nie byłem, a chciałem
zobaczyć stolicę – mówi całkiem
serio Grzegorz Gajdus po 29 latach. Mówi, że takie motywacje,
często zaskakujące, miały wpływ
na przebieg całej jego kariery.
Nauczyciel kazał
mu przebiec
kilka kółek i od razu dostrzegł,
że chłopak ma talent. Wielki.
Wytrzymałościowy. Pojechał do
tej Warszawy, dostał nawet sprzęt
z LKS „Pomorzanka”. Przebiegł
maraton w 3 godziny 20 minut,
docierając do mety przed swoim
nauczycielem! Tak zaczął biegać,
jeszcze bardziej dla przyjemności,
bo wygrywał. Najpierw te szkolne imprezy, a jego pierwszym
opiekunem był Jerzy Mykowski.
Wygrywał także wtedy, gdy
był uczniem Zespołu Szkół
Zawodowych w Starogardzie Gd.
Bo chciał zostać mechanikiem
samochodowym. Trochę dlatego, że i ojciec nim był. Grzegorz
Gajdus lubił naprawiać te wszystkie stare junaki. W końcu zbuntowała się mama. Postawiła proste
ultimatum – albo uczy się dalej,
czyli w szkole średniej i może
jeszcze trochę pobiegać, albo
idzie do pracy. Chciał biegać. Tak
trafił do Gdańska i Lechii, gdzie w
ciągu kilku miesięcy zrobił takie
postępy, że w 1986 roku pojechał
na mistrzostwa świata juniorów
w przełajach, które odbyły się w
Szwajcarii.
Reprezentował tam Polskę.
Wszedł do wielkiego biegania.
Uczciwie mówi, że w tamtym czasie dostrzegł, iż nie ma jakiegoś
wielkiego talentu do biegania po
bieżni na te pięć czy dziesięć kilometrów. Miał wytrzymałość, lecz
nieco innego rodzaju. Swego cza-
su zrobiono mu badania wydolnościowe w Łodzi, które pokazały, że ma większe możliwości od
samego Bronka Malinowskiego.
Wtedy już biegał dla Wojskowego
Klubu Sportowego Oleśniczanka.
Po szkole średniej
wojsko się zwyczajnie po
niego upomniało, ale mógł biegać. Zaczął odnosić sukcesy
jako senior. Wygrał mistrzostwa
Polski w biegach przełajowych,
był najlepszy w półmaratonie…
Trenował praktycznie sam. W
końcu zdecydował się na start
w pierwszym „dorosłym” maratonie, do którego się oczywiście
sam przygotował. Wygrał bieg
we włoskim Carpi, w czasie nieco powyżej 2 godzin i 12 minut.
Miał 25 lat, dla maratończyka to
młody wiek. Od razu jego osiągnięcie zostało dostrzeżone w
światku lekkoatletycznym. Dostał
zaproszenie na słynny maraton
w Londynie, gdzie natychmiast
odniósł wspaniały sukces. Trzecie
miejsce i czas 2 godz. 11 minut
5 sekund. Do Londynu wrócił po
roku, pobiegł o ponad minutę
szybciej, ale był dopiero piąty. Jak
to dzisiaj brzmi!?
Marzył o jeszcze większych
sukcesach, ucząc się na swoich
błędach i podpatrując najlepszych na obozach w Szwajcarii
czy wręcz w Kenii. Był w najwyższej swojej formie. Niestety, dopadły go te kontuzje, z którymi
się zmagał całymi latami. Jeszcze
pobiegł we Wiedniu poniżej 2
godzin i 10 minut i wygrał, ale
na dwa lata miał starty z głowy.
Mówi, że szkoda, bo czuł tę moc.
W tamtym czasie, na odpowiedniej trasie i przy dobrej pogodzie,
mógł pokonać maraton nawet w
2 godz. 8 minut, a może jeszcze
szybciej. Pod koniec ubiegłego
wieku z takim czasem wygrywało
się wszystkie maratony na świe-
udało mu się powrócić do
biegania. W 2003 roku wygrał maraton w Eindhoven, ustanawiając
rekord Polski wynikiem 2 godz. 9
minut i 23 sekundy. Do tej pory
nikt nie pobiegł szybciej. Polscy
maratończycy mają problem ze
zbliżeniem się do bariery 2 godz.
10 minut. Tymczasem Grzegorz
Gajdus biegał tak regularnie. Taka
jest jego średnia z 10 najlepszych
biegów! Przez wszystkie lata biegał szybciej niż najlepsi Polacy
obecnie!
Jest więc zdecydowanie najlepszym maratończykiem w historii polskiej LA, świetny był też
Jan Huruk, lecz nieco wolniejszy.
Grzegorz Gajdus uczciwie mówi,
że brakuje mu tylko sukcesów na
wielkich imprezach. Tych mistrzostwach Europy, świata czy igrzyskach olimpijskich. W Atlancie
pokonały go problemy żołądkowe, w Atenach, 5 lat temu, musiał się wycofać na dzień przed
startem z powodu kontuzji ścięgna Achillesa. Może medalu i by
nie zdobył, ale jest zdania, że w
igrzyskach olimpijskich ważny
jest już sam start. Ponadto na
nich niektórzy z maratończyków
nagle biegali o kilka minut szybciej, między innymi słynny Włoch,
mistrz wielkich imprez. Wcześniej
Grzegorz Gajdus z nim wygrywał,
a on nagle potrafi pobiec o pięć
minut szybciej.
- Wiem, że miał wielkiego
trenera, cały sztab ludzi mu pomagał, ale wiem też, co to znaczy
„urwać” ze swojego czasu zwykłe
pół minuty…
Skórczanin był blisko tych
wielkich sukcesów, tej wielkiej
sławy. Mówi z malutkim żalem,
że szkoda, ale wiele chwil było
wspaniałych. No i te podróże
po całym świecie, i powroty do
domu w Skórczu, gdzie czekała
żona Dorota i troje dzieci.
To ona miała i ma ten
cały bałagan rodzinny na
głowie. Nawet teraz chciałby w
tym swoim życiu coś zmienić. Co
prawda Grzegorz Gajdus zakończył karierę, ale ciągle jest zawodowym żołnierzem i trenerem
maratończyków w poznańskim
klubie. Znacznie częściej jest
poza domem niż z rodziną. Z powodzeniem sprzedaje swoją wiedzę. Jako trener był na kolejnych
igrzyskach, ostatnich, w Pekinie.
W maratonie wystartowało tam
aż trzech jego podopiecznych.
Wszyscy dobiegli do mety. To
też wydarzenie bez precedensu
w historii polskiej LA. Grzegorz
Gajdus mówi o tym z oczywistą
satysfakcją, ale kiedyś do tego
Skórcza chce wrócić na stałe.
Tak za kilka lat, chociażby po to,
by zająć się 13-letnią córką Julią,
która ma także talent do biegania
na długich trasach. Może będzie
drugą Wandą Panfil…
- Za wcześnie na takie przepowiednie, ale możliwości córka
ma – wyjaśnia słynny maratończyk.
Druga córka, Martyna, zdaje maturę, była zadowolona „po
polskim i angielskim”. Jedyny syn,
Leon, zacznie dopiero edukację.
Grzegorz Gajdus ma więc dla
kogo do Skórcza wracać. W końcu tu mieszka od urodzenia i tak
już pozostanie. Gajdusowie zbudowali okazały dom. Coś chciałby
nawet dla tego swojego miasta
zrobić. Park miejski ze ścieżką do
biegania, jakaś promocja... Do
tej pory Skórcz jakoś nie potrafił wykorzystać tego, że stąd jest
Grzegorz Gajdus, nawet wtedy,
gdy był w ścisłej czołówce światowej. Ostatnio się to zmieniło, no
ale burmistrzem jest były nauczyciel wychowania fizycznego…
Maratończyk przed stadionem w Pekinie.
Jacek Legawski
PISMO OKOLICZNOŚCIOWE
KOŁO ŁOWIECKIE „ŁOŚ”
Na początek ciekawostka z 1951 roku…
Wtedy właśnie z inicjatywy kolegi Tadeusza
Rolińskiego ze struktur
Starogardzkiego Stowarzyszenia Łowieckiego w
Starogardzie Gdańskim
wyodrębniło się Koło Łowieckie nr 3, późniejsze KŁ
„Łoś” ze Skórcza. W drodze
przetargu wydzierżawione
mu zostały tereny wiejskie, na których urządzano
polowania. Były to wsie z
okolic Skórcza, za wyjątkiem gruntów kościelnych
w Barłożnie, które dzierżawił tutejszy ksiądz. Ów
ksiądz sam nie polował,
ale raz do roku zapraszał
na polowanie kolegów.
Połowa upolowanej zwierzyny stawała się własnością księdza, a drugą połowę dzielili między sobą
uczestnicy polowania.
Dziś skórzeckiego „Łosia”
tworzy 55 członków oraz 3 kandydatów. Pierwszym prezesem był
Tadeusz Roliński, po nim Józef
Krocz. Dzisiaj Kołem kieruje prezes Antoni Chyła – człowiek, który na każdym kroku stara się podkreślać kociewski charakter Koła.
Skórzeckie Koło Łowieckie
działa w trzech obwodach łowieckich. Obwód nr 136 „Długie” z
ostoją zwierzyny i uroczyskami:
Bobrowe, Bagienka, Szkółka, Fierek, Cisiny, Transformator, Babskie, Jelonek, Żurawki, Wiesiowe,
Antkowe , Florian, Gęby, Długie,
Wietrzna i Krępka zwany jest też
Wdeckim lub Falklandami. W tym
obwodzie niepodzielnie panują
bobry. W obwodzie łowieckim
nr 138 „Skórcz”, na rzece Jance
( Jonce) również zadomowiły się
bobry. Również i w trzecim obwodzie - nr 142 „Frąca” spotyka się te
zwierzęta. Jest tu rezerwat przyrody „Jezioro Udzierz”, są uroczyska: Lalki, Frąca, Kalkule, Zielona
Ambona, Lisówko Przy Szkole,
Przy Kasztanach, Na Płotach,
Kępa Głodowska i Przy Rezerwacie. Obwody przypisane KŁ „Łoś”
pełne są jeleni, danieli, saren, dzików, borsuków, lisów, jenotów, kun,
tchórzy, norek amerykańskich, zajęcy, królików, kaczek, słonek i gęsi
na przelotach, gołębi grzywaczy,
występują śladowe pary jarząbków.
Myśliwi z Koła od ponad połowy wieku dbają o to, aby w sposób zaplanowany i skoordynowany
dbać o zasoby naszych kociewskich
lasów. Hodują i chronią zwierzynę,
pozyskują ją w drodze polowań lub
odłowów, uprawiają poletka leśne,
w wolierach chronią i wychowują
bażanty, budują paśniki, dokarmiają zwierzynę, stawiają ambony…
W KŁ ”Łoś” kultywuje się tradycje, również te związane z żegnaniem myśliwych odchodzących do
Krainy Wiecznych Łowów. Kolejnemu pokoleniu zaszczepiane
jest umiłowanie i poszanowanie
lasu i zwierzyny, bo tu i ówdzie,
czy to na poletku, czy przy budowie paśnika pracują dzieci i wnuki
kolegów z Koła. Tyle obowiązków! I to wszystko wykonywane
jest społecznie! A przyjemności?
To choćby przygotowywanie dla
mieszkańców gminy Skórcz pieczonego dzika na imprezy typu
dożynki gminne. A najważniejsza
z myśliwskich przyjemności to organizowane tradycyjnie każdego
listopada Polowanie Hubertusowskie, takie z mszą świętą, łowami,
w których biorą udział również
wierni druhowie myśliwych – psy.
Zwieńczeniem takich łowów musi
być biesiada. A jak biesiada, to
gawęda. A jak gawęda, to obecny
prezes Koła Antoni Chyła...
Prezes Antoni Chyła urodził
się 7 km od Skórcza, w leśniczówce Lasek, na Szlaku Królewskim,
gdzie Jan III Sobieski jeździł na
polowania. To zapewne zdeterminowało przyszłość pana Antoniego. Jako syn leśniczego łowiectwem interesował się od najmłodszych lat. Członkiem PZŁ
jest od 14 stycznia 1980 roku, od
momentu otrzymania broni. Przeszedł wszystkie stopnie kariery w
szeregach Koła: był skarbnikiem,
sekretarzem, a od 2007 roku jest
prezesem. Prezesem, który jak po-
Zasłużony odpoczynek po pracy
na poletku. Na zdjęciu również
druh - pies Kora.
kazuje najświeższa historia, umiejętnie łączy tradycję ze współczesnością. Poczynił wiele działań
mających na celu uporządkowanie
informacji o historii i działalności
koła. Efekty zebrano na stronie internetowej Koła (www.los_skorcz.
republika.pl). Jej utworzenie zainicjował właśnie pan Chyła.
Według prezesa Chyły łowiectwo to drogie hobby, ale za każdą
przyjemność trzeba płacić. Kiedy
zwierzyna płowa (jelenie, sarny,
daniele) i czarna (dziki) powoduje
szkody na łąkach, w uprawach kukurydzy, rzepaku, truskawek, ziół,
to po oszacowaniu strat myśliwi
opłacają je z własnej kieszeni. Takie trochę to niesprawiedliwe.
Pan Antoni potrafi opowiedzieć o każdym ptaku. Choćby taki
chroniony żuraw - królewski ptak,
piękny, ale czyni szkody. Jest go w
krajobrazie coraz więcej, ale podobnie jak bóbr czyni coraz więcej
szkody. Pan prezes woła: reklamujmy nasze Kociewie! Chwalmy je i
pokazujmy, gdzie tylko się da! Dlatego zapewne zorganizował przy
okazji kolejnej rocznicy powstania
PZŁ wystawę łowiecką w Skórczu. Cieszyła się dużym zainteresowaniem. Zaprezentowano wtedy
między innymi oręże dzika (fajki,
szable), skóry, parostki rogaczy,
wieńce jeleni i danieli – wszystko z
kolekcji myśliwych z KŁ „Łoś”.
A może jakaś myśliwska historyjka? Proszę bardzo.
Na polowaniu są emocje. Serce bije szybciej i mocniej. Cel trzeba rozpoznać (często przy pomocy
lornetki). Trzeba się upewnić, czy
mamy do czynienia ze zwierzyną,
na którą mamy upoważnienie do
pozyskania. Człowiek czasami w
emocjach nie zauważy szczegółów,
strzeli. Na jednym z licznych polowań pewien myśliwy wypalił z
broni do dzika. Trafił, ale zwierzę
nie padło od razu, poszło w las. Poprosił zatem kolegów o znalezienia
owego postrzałka dzika. Twierdził,
że ten okaz był bardzo duży. Pan
Antoni z kompanami wsiadł do
malucha. Wziął ze sobą wiernego
druha – już legendarnego psa Korę,
za którego kiedyś oferowano panu
prezesowi 3000 marek (tak dobrze
„pracowała”). Po przebyciu kawałka drogi samochód zatrzymano.
Kora pobiegła. Myśliwi przezornie
odbezpieczyli broń - zraniony dzik
może zaatakować. Gdy zacznie
klapać orężem, to nie są przelewki
– pan Antoni widział takie sceny
ze trzy razy! Postrzałka dorwała
Kora. Złapała go, zaczęła tarmosić,
ciągnąć. Okazało się, że to był zupełnie malutki warchlaczek... Ekipa myśliwych zawiozła go koledze.
Otworzyli „klapę”. Kolega zrobił
duże oczy i pyta: „Gdzie mój dzik”.
„No jak to? Tu!” „To nie jest mój
dzik! Wyście podmienili mi dzika!”. Okazało się, że kolega założył na broń lunetę o większym niż
zwykle powiększeniu i ten malutki
warchlaczek stał się w jego oczach
wielkim dzikiem!
Innym razem, zimą, pan Antoni i jego serdeczny przyjaciel
Zygmunt Kukliński jechali ursusem - „ciapkiem” po owies w
snopkach – karmę dla zwierząt.
Zobaczyli lisa. Padł strzał. Okazało się, że upolowano srebrnego lisa.
Musiał pochodzić z jakiejś hodowli. Trzeba ustalić z której. Szybka
znalazła się właścicielka. Nie miała
pretensji, nie chciała rekompensaty. Ustrzelone zwierzę okazało się
być niepokorną lisicą regularnie
uciekającą z fermy.
Prezes Antoni Chyła organi-
31
Po polowaniu. 2002 rok.
Obchody Hubertusa. 2006 rok.
Członkowie KŁ „Łoś” ze sztandarem i wiernym druhem. 2008 rok.
zuje wiele przedsięwzięć, szczególnie w zakresie ochrony przyrody.
Ma z tego wielką moralną satysfakcję. Chciałby, aby na miedze pól
uprawnych powróciły dzikie drzewa owocowe: grusze, jabłonie, aby
mogły być one naturalnym paśnikiem dla zwierzyny czy karmnikiem dla ptaków… Pana Antoniego boli, że bezmyślnie wycina się
drzewa – tak właśnie wyniszczono
te z miedz. Wiele młodych, posadzonych drzewek niszczonych jest
przez dzieci. Nie rozumieją one,
że jak zedrą korę, odsłonią pień
do bielma, to drzewko schoruje
albo uschnie. Jakże pożytecznie
było uświadomić kolejnym pokoleniom, że wspaniałą rzeczą jest
pozostawienie czegoś po sobie,
aby pod koniec życia móc spojrzeć
i powiedzieć na przykład, że to ja
zasadziłem to piękne drzewo i coś
po mnie zostanie dla potomnych.
Dziś KŁ „Łoś” ze Skórcza
jest jednym z pięciu działających w powiecie starogardzkim
kół łowieckich – jedynym zarejestrowanym poza Starogardem
Gdańskim. Koło działa prężnie
i nieprzerwanie od prawie 60 lat.
Wspaniale wpisuje się w lokalne
klimaty, wzorowo dba o gospodarkę łowiecką w okolicach Skórcza.
Właśnie dlatego wspaniałym prezentem od władz lokalnych byłoby
wygospodarowanie dla myśliwych
własnej, stałej siedziby, bo do dzisiaj jej nie mają.
Barbara Dembek-Bochniak
32
75-lecie nadania Skórczowi praw miejskich
JAK KREDYT, TO TYLKO U NAS
Placówki Banku:
CENTRALA:
Bank Spółdzielczy w Skórczu
ul. Główna 40A, 83-220 Skórcz,
tel. /058/582-43-15
ODDZIAŁY:
Pelplin
ul. Mickiewicza 8, 83-130 Pelplin
tel. /058/ 536-17-35
Zblewo
ul. Głowna 2, 83-210 Zblewo,
tel. /058/ 588-43-79
FILIE:
Osiek
ul. Partyzantów Kociewskich 60,
83-221 Osiek, tel. /058/582-12-85
Morzeszczyn, ul. 22 Lipca 4,
83-132 Morzeszczyn,
tel. /058/ 536-27-18
Kaliska, ul. Nowowiejska 2,
83-260 Kaliska, tel. /058/ 588-91-26
Czarna Woda nr 1
ul. Mickiewicza 2, 83-262 Czarna Woda,
tel. /058/ 587-72-10
Czarna Woda nr 2, ul. Mickiewicza 7, 83262 Czarna Woda,
tel. /058/ 587-80-04
Czersk, ul. Dr Zielińskiego 15,
89-650 Czersk, tel. /058/ 398-43-30
e-mail: [email protected]
www: www.bsskorcz.pl
- największy zbiór zdjęć i tekstów na temat Kociewia
WYDAWCA: MEDIA-KOCIEWIAK. GAZETY OKOLICZNOŚCIOWE.
e-mail: [email protected]
Red. nacz. Tadeusz Majewski. Autorzy tekstów: Barbara Dembek-Bochniak, Jacek Legawski, Andrzej Grzyb, Roman Kolenda i Karol Nowakowski.
Skład: DRUKARNIA MIREX MIROTKI www.druk-mirex.pl

Podobne dokumenty