Dłoń uzbrojona ołówkiem
Transkrypt
Dłoń uzbrojona ołówkiem
Dłoń uzbrojona ołówkiem Egzemplarz Pożegnania z bronią, znaleziony na półce z „gratiskami” w bibliotece miejskiej i zabrany przeze mnie do domu, był od pierwszych do ostatnich stron upstrzony podkreśleniami – na szczęście zwykłym ołówkiem. Poprzedni właściciel co kilka, kilkanaście stron znajdował coś dla siebie „smakowitego” i podkreślał ołówkiem słowa tudzież całe zdania. Dziwny skutek wywołuje takie wyróżnianie. Słowa, zdania lub całe fragmenty, które ktoś uznał za wyjątkowo mądre, dowcipne lub zabawne, mnie, kolejnemu czytelnikowi – właśnie dlatego, że zostały wyróżnione – wydają się głupie i pretensjonalne. Dopiero potem, po wytarciu gumką podkreśleń, słowa-zdania-fragmenty stają się tym, czym były na początku, zanim wszedł do akcji ołówek: niezbędnymi elementami całości. Nie są już ani mądrością, ani głupotą, lecz stają się czymś funkcjonalnym, stosownym, czymś „na miejscu”. Tamten naiwniaczek czytał z ołówkiem w ręku, a ja czytam nie rozstając się z gumką. Nie zaznam spokoju, dopóki druku nie oczyszczę strona po stronie, niczego nie opuszczając. Nie mógłbym się pogodzić, by w moich zbiorach znajdowała się książka zaćkana czyimiś dupowatymi zygzakami, podkreśleniami, wykrzyknikami. Skłonny jestem wykrzyknąć: precz z wykrzyknikami!!! Podoba się ludziom to, co sam pisarz ceni u siebie nisko, fragmenty, które samemu autorowi wydają się najsłabsze, koncepty, z powodu których sumienie artystyczne autora niemało mu doskwiera. „Chwalą mnie za to – zauważył pewien pisarz – z czego jestem najmniej dumny.” Przypomniało mi się to zdanie, gdy natrafiłem na jedną z poczynionych na marginesie klamer. Otóż poprzedniemu właścicielowi Pożegnania z bronią podobał się pewien dialog: „Czy dobra ta Angieleczka, w której się pan zakochał?” „Oczywiście.” „Mnie idzie o to, czy dobra w znaczeniu praktycznym?” Gdyby Hemingwayowi przyszło na myśl, że powyższa wymiana zdań może zwrócić na siebie nadmierne zainteresowanie czytelnika i w rezultacie będzie zaznaczona ołówkiem, to kto wie, czyby jej nie usunął. Pisarstwo Amerykanina jest ascetyczne, lecz wystarczyło, że jakiś palant podkreślił całkiem niewinne zdania, a wtedy ów laureat literackiej nagrody Nobla zamienia się w pornografa. Sztuka wielkiego realisty jest przeciwieństwem patosu, ale wystarczyło, żeby jakiś dureń podkreślił niektóre frazy, wówczas – o dziwo – Hemingway okazuje się patetyczny. Był w rzeczywistości prosty, naturalny, skromny, bezpretensjonalny, a raptem jawi mi się sztuczny, skłonny do emfazy, filozoficzny, raczej filozofujący w złym tego słowa znaczeniu. Całą tę przemianę sprawiły idiotyczne podkreślenia. Gdyby pewnych zdań nie podkreślać, zawarte w nich filozofowanie rozeszłoby się po kościach. A tak – nabrało wagi. Na stronie 146: – Proszę pani – powiedziałem. – Czy pani kiedy widziała mężczyznę, który by próbował okaleczyć się kopnięciem w jądra? Powyższe linijki zostały przez nieznanego mi czytelnika podkreślone. Patrzę na te krechy ołówkowe, wzdrygam się, obruszam, otrząsam i czym prędzej sięgam po gumkę. To dziwne, jak bardzo takie podkreślenie zmienia sens i charakter wyróżnionych tym sposobem zdań. Po prostu stają się głupie. Głupie, pretensjonalne, nieznośne. Przedtem były normalne, zwyczajne, stosowne i na miejscu. Wyrwane przy pomocy ołówka z kontekstu tracą wartość – głupieją. Ale może dlatego głupieją, że udziela im się głupota tego „kreślarza”? Pożegnanie z bronią wielokrotnie wydawał PIW. Wydanie trzecie z roku 1966 zawiera błąd, wydrukowano: „Pracowałem Catherine.” Na szczęście w trakcie przygotowań do wydania następnego usterka została wychwycona, dzięki czemu w egzemplarzu z roku 1969 można przeczytać to, co właściwe: „Pocałowałem Catherine.” To właśnie egzemplarz z błędem (s. 325) pochodzi z półki gratisowej, to właśnie ten parusetstronicowy plik kartek zasmarowany był ołówkiem. Kilkadziesiąt razy, od pierwszego do ostatniego rozdziału, podkreślano, wyróżniano, opatrywano wykrzyknikami. Ale żeby tym samym ołówkiem coś poprawić, żeby przekreślić bezsensowne, niedorzeczne „pracowałem” i wpisać właściwe słowo: „pocałowałem” – co to, to nie. Rozumiem, że komuś nie chce się sięgnąć po ołówek i puszcza byki płazem, ale tu, podczas tej lektury, ołówek był cały czas w łapie!