Glaukopis, numer 15/16

Transkrypt

Glaukopis, numer 15/16
Archeologia pamięci
Redaktor naczelny: Wojciech Jerzy Muszyński
Redakcja: dr Piotr Gontarczyk (zast. red. nacz.),
Jolanta Mysiakowska (sekretarz redakcji),
Sebastian Bojemski, Maciej Jabłoński
Tłumaczenia: Tadeusz Kadenacy
Projekt graficzny serii: Magdalena J. Chudzicka
Rada Programowa:
prof. Kazimierz Braun (State University of New York)
prof. Wiesław Chrzanowski (Warszawa)
prof. Marek Jan Chodakiewicz
(Institute of World Politics – Washington DC)
Andrzej Czuma (Warszawa)
prof. Herbert Romerstein
(Institute of World Politics – Washington DC)
prof. Wojciech Roszkowski (Warszawa)
prof. Peter Stachura (University of Stirling)
prof. Zbigniew Stawrowski (Kraków)
dr Ryszard Tyndorf (Kanada)
Zdzisław Zakrzewski (San Francisco)
dr hab. Jan Żaryn (Instytut Pamięci Narodowej)
© by pismo społeczno-historyczne Glaukopis
Glaukopis jest niezależnym pismem wspieranym
przez społeczne fundacje oraz osoby prywatne.
Wydawcy zwracają się do wszystkich osób
zainteresowanych badaniem życia społecznego
o pomoc finansową.
Wpłaty prosimy przekazywać na konto
Stowarzyszenia na Rzecz Swobód Obywatelskich:
30 1750 0009 0000 0000 0247 8293
z dopiskiem: fundusz „Glaukopisu”.
www.glaukopis.pl
Stowarzyszenie na Rzecz Swobód Obywatelskich (SSO)
powstało w 1998 r.
Członkowie SSO w przeszłości byli instruktorami
harcerskimi Federacji Skautingu Europejskiego i Związku
Harcerstwa Rzeczypospolitej, działali w organizacjach
studenckich takich jak: Niezależne Zrzeszenie Studentów,
korporacje akademickie, samorząd studencki,
kluby dyskusyjne i koła naukowe.
Celem SSO jest badanie życia społeczno-politycznego
kraju, obserwacja i analiza transformacji systemowej
i integracji europejskiej, a także kształtowanie
i upowszechnianie postaw patriotycznych.
Celem Stowarzyszenia jest także pomoc młodym ludziom
w rozwoju naukowym, zawodowym i społecznym.
Prezes Zarządu: Dymitr Hirsch
Zakaz kopiowania i reprodukowania w jakiejkolwiek formie:
pisemnej, książkowej, prasowej, fonograficznej, elektronicznej
oraz innych. Przedruk fragmentów lub jakiejkolwiek inne
wykorzystanie materiałów tylko za zgodą redakcji.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treści zawarte w publikowanych artykułach.
Adres redakcji:
Wojciech J. Muszyński, ul. Kazimierzowska 79 m. 10
02-518 Warszawa
e-mail: [email protected]
http://www.glaukopis.pl
Glaukopis: pismo społeczno-historyczne
ISSN 1730-3419
400 egzemplarzy nakładu.
Okładka bieżącego numeru powstała we współpracy
z grafikami z portalu internetowego
http://thepeoplescube.com
Notatki ze stanu wojennego
nr 15–16 – 2009
Szanowni Państwo
W roku 2009 obchodzimy wiele rocznic. Część z nich ma charakter radosny, niektóre jednak, niczym groźne memento, przypominają o tragicznych
i smutnych chwilach w naszej historii. Do tych pierwszych można zaliczyć
niewątpliwie 90. rocznicę podpisania Traktatu Wersalskiego, który po 123 latach niewoli przywrócił Polskę na mapę Europy, a także wyzwolenie Wilna,
kresowej strażnicy jagiellońskich tradycji Rzeczypospolitej, odbitej z rąk
bolszewickich 19 marca 1919 r. Mamy też w roku bieżącym rocznice smutne
i tragiczne. Należy do nich zaliczyć 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej,
zapoczątkowanej niemiecką i sowiecką agresją na Polskę czy 65. rocznicę Powstania Warszawskiego oraz ponownego wejścia do Polski Armii Czerwonej
w 1944 r., co po dziś dzień niektórzy historycy i publicyści skłonni są określać terminem „wyzwolenie”. Nie ulega jednak wątpliwości, że wkroczenie
Sowietów położyło co prawda kres okupacji niemieckiej, ale zapoczątkowało
nową, nie mniej brutalną i znacznie dłuższą niewolę. Obozy koncentracyjne zastąpiono syberyjskimi łagrami, ludzi walczących o Niepodległą Polskę
mordowano w kazamatach UB i NKWD. Sowieci wypchnęli okupanta niemieckiego, narzucając Polsce na niemal pół wieku swoją dominację.
Okupacja sowiecka – którą z czasem zaczęto określać mianem „PRL”
– przybierała rozmaite formy: od krwawego, otwartego terroru po rządy oparte
na nieustannym strachu, gdy władza stale zachowywała swój totalitarny potencjał, ale nie musiała już masowo mordować straumatyzowanych niewolników.
To okres, w którym programowo niszczono polską tradycję, zwalczano religię,
łamano ludziom kariery oraz charaktery i – nie bez pewnych sukcesów – próbowano wychować nowy typ człowieka – niedomytego, zakompleksionego
i niedouczonego peerelowca. W 1989 r. wydawało się, że ten diaboliczny eksperyment dobiegnie końca. Komuniści przeprowadzili otwarcie sfałszowane wybory, gdzie tylko 35 proc. miejsc podlegało demokratycznej konkurencji. Reszta
automatycznie przysługiwała komunistom. To, co można dziś – z perspektywy
20 lat – powiedzieć o tamtych czerwcowych wyborach – to zadziwiająca dojrzałość Polaków, którzy wbrew wszystkim, nawet kierownictwu solidarnościowej opozycji, wykazali się zdecydowanym sprzeciwem wobec kompromisu
Archeologia pamięci
z reżimem komunistycznym. Odrzucenie tzw. Listy Krajowej, złożonej z zaufanych ludzi władzy, było tej dojrzałości znaczącym przykładem. W 20. rocznicę sfałszowanych wyborów musimy pamiętać, że był to tylko – i aż – jeden
z kolejnych kroków taktycznych na drodze do odzyskania niepodległości. Jest
to święto zarówno tych, którzy zdecydowali się pryncypialnie zbojkotować
„wybory” (nie były one bowiem demokratyczne), jak i tych, którzy uznali, że
stanowią one okazję do „dokopania” komunie eksterminując Listę Krajową. Ze
sfałszowanych wyborów naturalnie będą się również cieszyć solidarnościowi
kunktatorzy traktując je jako symbol symbiozy komunistów, komunistycznych
dysydentów, oraz rozmaitych – głównie lewicowych – kolaborantów systemu
totalitarnego. Wspomnienie tego ostatniego zasmuca i psuje radosny nastrój
obchodzonej z tak wielkim rozmachem rocznicy.
Mimo wszystko – chcąc poprawić sobie i Państwu nastrój – pragniemy przypomnieć, że nic tak nie pomaga trzymać fasonu jak dowcip. Stąd też
polecamy Państwa uwadze pierwszą stronę okładki naszego pisma – prosto
z Ameryki, Che-Dolf – konserwatywny żart z lewackiej „ikony popkultury”.
Szyderstwo to znakomicie podkreśla ciągłość w ramach rozmaitych systemów
socjalistycznych: międzynarodowego i narodowego. Natomiast na ostatniej,
czwartej stronie okładki, znalazł się nieznany szerzej wizerunek „Che”. Nie
jest on już jednak żartem, ale stanowi niewygodną dla lewicowych mediów
prawdę o tym, kim był w rzeczywistości ów latynoamerykański, „romantyczny” rewolucjonista.
Oddajemy w Państwa ręce bieżący numer, który – tradycyjnie już – porusza sprawy wielkich nieobecnych epoki PRL i post-PRL. Ponownie zajmiemy się tradycyjnymi elitami: ziemianami i korporantami, zajrzymy na Kresy,
wiele uwagi poświęcamy również radykalnym endekom, opisujemy działalność niemieckich i sowieckich kolaborantów oraz ich mocodawców.
W dziale „Archeologia pamięci” szczególnie polecamy fragment
wspomnień Krystyny hr. Zamoyskiej. Jest to wstrząsająca i bardzo osobista
relacja z jej pobytu w katowickiej katowni NKWD. W tym samym dziale
znalazła się także relacja Longina Łokuciewskiego z wyjazdu do Wilna
w 1978 r. Tematyki kresowej dotyczą także: poemat Michała Kondratowicza „Reminiscencje” powstały pod koniec lat 70., poetycka opowieść wilnianina, który opisał swoje utracone miasto, jego piękno i przedwojenne
nr 15–16 – 2009
W piekle NKWD
życie oraz ciekawy reportaż Tadeusza Zubińskiego o współczesnym życiu
na dawnych Inflantach, czyli na obecnej Łotwie.
W dziale „Artykuły” dużo uwagi poświęciliśmy mało znanym as­pek­
tom historii Polski Niepodległej: zaczynamy szkicem opisującym dzie­je Kor­
poracji Akademickiej Polesia w Wilnie autorstwa Michała Laszczkowskiego
i Michała Wołłejki. Kolejny tekst to studium Arkadiusza Mellera – „Nowy
ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu – w którym
autor przedstawia gospodarcze i agrarne postulaty programu politycznego
Obozu Narodowo-Radykalnego „ABC” przed II wojną światową. Natomiast
Krzysztof Kaczmarski odkrywa kulisy polskich sporów emigracyjnych
opisując sprawę „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego, który wzbudził
wiele kontrowersji w opiniotwórczych kołach polskiego wychodźstwa
w Wielkiej Brytanii.
Wracając do spraw krajowych Kazimierz Krajewski i Leszek Żeb­
rowski ukazują prawdę o hollywoodzkich mistyfikacjach, związanych
z dzia­łal­nością braci Bielskich. Tekst historyków jest komentarzem do
wyświetlanego w kinach filmu „Opór” i związanej z nim książki wydanej
przez Gazetę Wyborczą – a następnie oficjalnie wycofanej z obiegu, gdyż
okazała się plagiatem. Okazuje się jednak, że to nie fakt plagiatu powodował,
że książka ta stanowiła próbę zafałszowania historii… Miłośnicy militariów
znajdą w tym numerze dwa interesujące artykuły: Jarosława Gdańskiego
dotyczący Ostlegionen, czyli Legionów Wschodnich, formacji kolaboracyjnych
tworzonych przez Niemców z ochotników, mieszkańców azjatyckich
regionów Związku Sowieckiego; oraz Huberta Kuberskiego – o powstaniu
i operacjach pacyfikacyjnych SS-Sonderkommando Dirlewanger na terenie
Polski i kresowych Ziem Zabranych (1940–1944) – czyli przed udziałem tej
jednostki w pacyfikacji Powstania Warszawskiego.
Godny uwagi jest również tekst Bartłomieja Noszczaka o okolicz­
nościach utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie w 1954 r.
oraz omówienie represji, które dotknęły uczestników protestów społecznych
w Szczecinie w 1976 r. autorstwa Beaty Kościelnej. Ciekawym przyczynkiem
do historii najnowszej jest tekst Antoniego Wręgi, opisujący tropy agentów
wywiadu peerelowskiego zamieszanych w zamach na prezydenta USA Johna
F. Kennedy’ego.
Archeologia pamięci
W dziale „Dokumenty” publikujemy nieznane dotąd materiały uka­
zujące zapomnianą nieco sprawę komór gazowych na terenie niemieckiego
obozu KL Warschau oraz sprawozdanie z przesłuchań przez wywiadowczą
jednostkę Wehrmachtu wziętych do niewoli oficerów AK – uczestników
Powstania Warszawskiego. Tematu powstania dotyczy także wywiad numeru
ze ś.p. prof. Pawłem Wieczorkiewiczem – jedna z ostatnich publicznych
wypowiedzi tego zmarłego niedawno badacza. Całości dopełniają recenzje
i przegląd prasy.
Redakcja
nr 15–16 – 2009
W numerze:
W piekle NKWD
Wstęp . ............................................................................................................. 2
Krystyna hr. Zamoyska-Panek
Longin Łokuciewski
Archeologia pamięci
W piekle NKWD ........................................................................................... 9
Druga podróż do Wilna .............................................................................. 22
Michał Laszczkowski, Michał Wołłejko
Arkadiusz Meller
Krzysztof Kaczmarski
Kazimierz Krajewski,
Leszek Żebrowski
Jarosław Gdański
Hubert Kuberski
Bartłomiej Noszczak
Beata Kościelna
Antoni J. Wręga
Artykuły
Byli sobie Polesiusze… czyli szkic do dziejów
Korporacji Akademickiej Polesia w Wilnie . .............................................. 35
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu
i marksizmu. Kwestie gospodarcze i agrarne w myśli politycznej
ONR-„ABC” ............................................................................................... 51
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta
Władysława Raczkiewicza i gen. Kazimierza Sosnkowskiego .................. 83
Nieprawdziwa historia braci Bielskich.
Komentarz historyczny ............................................................................. 107
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk
Lądowych . .................................................................................................. 127
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne
SS–Sonderkommando Dirlewanger na terenach Polski i Białorusi
(1940–1944) ................................................................................................ 165
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej
w Warszawie (1954 r.) ................................................................................. 206
Naznaczeni, potępieni i sprzedani. Z dziejów „ekskluzji” w PRL
na przykładzie osób wyrzuconych z pracy po protestach robotników
z Czerwca ’76 w Szczecinie . ..................................................................... 238
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego,
czyli George De Mohrenschildt na Haiti (1963–1966)
– pytania badawcze .................................................................................... 251
Jadwiga Osmólska
Wojciech J. Muszyński
Paweł Kosiński
Dokumenty
„Za naszego jednego członka zginąć musi czterech komunistów” . ....... 294
Komory gazowe w KL Warschau. Raporty Centrali Służby
Wywiadowczej Dowództwa NSZ o zainstalowaniu w Warszawie
niemieckich komór gazowych (1943) ....................................................... 314
Rozmowa z wrogiem.
Ankieta kontrwywiadowcza 308. Oddziału Rozpoznania Frontowego
Wehrmachtu dotycząca Powstania Warszawskiego.................................. 322
Poezja
Michał Kondratowicz Reminiscencje ............................................................................................ 342
Archeologia pamięci
Z żałobnej karty
Michał Wołłejko ś.p. prof. Paweł Wieczorkiewicz . ............................................................... 372
Wywiad Glaukopisu
O znaczeniu Powstania Warszawskiego
ze ś.p. prof. Pawłem Wieczorkiewiczem rozmawiał Michał Wołłejko . .. 376
Reportaż
Tadeusz Zubiński Tędy i owędy wokół Wenty . ...................................................................... 381
Jadwiga Osmólska
Iwo C. Pogonowski,
Paweł P. Styrna
Marek J. Chodakiewicz
Paweł P. Styrna
Paweł P. Styrna
Tomasz Kenar
Wojciech J. Muszyński
Tomasz Wituch
Wojciech J. Muszyński
Jolanta Mysiakowska
Hubert Kuberski
Jolanta Mysiakowska
Tomasz Szczepański
Witold Wasilewski
Recenzje
Anna Machcewicz, Kazimierz Moczarski. Biografia . ................................ 387
Patrick J. Buchanan, Churchill, Hitler and the „Unnecessary War” . ............ 392
Marci Shore, Caviar and Ashes. A Warsaw Generation’s Life and Heath in Marxism, 1918–1968 ............................................................................... 404
Alexander Victor Prusin, Nationalizing a Borderland: War, Ethnicity, and Anti-Jewish Violence in East Galicia, 1914–1920 .................................. 412
T. David Curp, A Clean Sweep? The Politics of Ethnic Cleansing in Western Poland, 1945–1960 ..................................................................... 416
W stronę autorytaryzmu. Nacjonalizm integralny Związku Młodych Narodowców 1934–1939, wybór i oprac. M. Marszał ............................... 423
W obronie niepodległości. Antykomunizm w II Rzeczypospolitej,
red. J. Kloczkowski i F. Musiał ................................................................... 428
Mariusz Bechta, Między Bolszewią a Niemcami. Konspiracja polityczna i wojskowa Polskiego Obozu Narodowego na Podlasiu 1939–1952 .............. 430
Paul Carrell, Alianci lądują!. Normandia 1944 . ......................................... 432
Tomasz Balbus, Katarzyna Stróżyna, „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie…”. Komunistyczna bezpieka wobec kard. Henryka Gulbinowicza w latach 1970–1990 ..................................................................................... 433
Heine Schneppen, Odessa. Tajna organizacja esesmanów ........................... 436
O filmie „Popiełuszko. Wolność jest w nas” – raz jeszcze . ..................... 441
Białoruskie Zeszyty Historyczne, nr 30 ......................................................... 443
Magdalena Ujma, Latyfundium Jana III Sobieskiego 1652–1695 .............. 444
Wychwycone z medialnego przeciągu ........................................................................... 449
Biogramy autorów Glaukopisu .............................................................................. 464
nr 15–16 – 2009
W piekle NKWD
Archeologia pamięci
Archeologia pamięci
Krystyna hr. Zamoyska-Panek
W piekle NKWD
Przedstawiamy fragment wspomnień Krystyny hr. Zamoyskiej-Panek,
urodzonej w 1925 r. w Adampolu na Podolu. W 1945 r. Autorka pracowała
w placówce Polskiego Czerwonego Krzyża w Katowicach i aktywnie pomagała w przerzucie do Czechosłowacji, a stamtąd do amerykańskiej strefy okupacyjnej, ludzi poszukiwanych przez komunistyczny aparat terroru. Obecnie mieszka
w Charlottesville w stanie Wirginia (USA). Tekst pochodzi z książki Have You
Forgotten? A Memoir of Poland, 1939–1945 [Czy jeszcze pamiętasz? Pamiętnik
z Polski] (New York: Doubleday, 1989), napisanej w latach 80. i wydanej wspólnie z Fredem Bentonem Holmbergiem. Niniejszy fragment został przetłumaczony
przez p. Tadeusza Kadenacego. Tytuł pochodzi od redakcji.
Wczesny wrzesień 1945 r.
Jest ciemna, deszczowa noc, kiedy pociąg zatrzymuje się w Katowicach.
Henri nalega, że tym razem odprowadzi mnie aż do samego domu. Kiedy mijamy
„Ośrodek Pierwszej Pomocy” [PCK] dostrzegamy przyćmione światło we wnętrzu.
Wchodzimy do środka w nadziei, że Ela wróciła już z Krakowa i jest tam na dyżurze.
Maria, inna pielęgniarka, sztywnieje na mój widok, tak jakby chciała mnie ostrzec.
Zanim zdążyła powiedzieć choćby jedno słowo Andriejew wynurza się z cienia:
– Musicie iść ze mną.
– Dokąd?
– Do mojego biura.
– O co chodzi Andriejew?
– Och, nic takiego, „nicziewo”. NKWD chce tylko zadać wam parę pytań.
Kazali mi zadać wam parę pytań. Kazali mi doprowadzić was do ich biura, jak tylko
was spotkam. No, chodźmy!
Czuję przerażenie, ale staram się okazać obojętność.
– Andriejew, jeśli to „nicziewo”, dlaczego nie pójdziemy tam jutro? Jest już
tak późno i jestem zmęczona. Jestem po podróży. Wiecie, mój bok jeszcze nie wydobrzał.
Henri, który nie rozumie naszej prowadzonej po polsku rozmowy ściska
moje ramię, czując, że dzieje się coś dramatycznego.
– Henri, on twierdzi, że musi zabrać mnie do NKWD na przesłuchanie
– mówię po francusku.
nr 15–16 – 2009
10
W piekle NKWD
Henri wyraźnie drży, ale Andriejew nie zwraca na nas uwagi, a potem bierze
moje ramię, nie delikatnie, ale jak wielkie szczypce kłodę drzewa i wpycha mnie do
swego samochodu.
Pędzimy ciemnymi ulicami, do katowickiego więzienia, gdzie mieści się siedziba NKWD.
– Andriejew, proszę, pozwólcie mi odejść. Boli mnie bok i muszę iść do
domu. To przecież może poczekać.
To błaganie mnie upokarza, ale jestem zrozpaczona. Andriejew bierze
moje ramię i prowadzi do budynku. Tam siedzący za biurkiem sowiecki milicjant
wita mnie uśmiechem, którego nie rozumiem. Andriejew każe mi okazać milicjantowi dowód tożsamości, klepie mnie po ramieniu i mówi dwa słowa: „do widzenia”. Teraz to milicjant każe mi iść za sobą brudnym korytarzem do pustego
pokoju.
– Zaczekajcie tutaj.
Przestań się trząść i pomyśl, mówię do siebie, kiedy drzwi otwierają się i do
pokoju wchodzi raczej sympatycznie wyglądający mężczyzna w średnim wieku.
– Czy nazywacie się Wieczorek?
– Tak – odpowiadam. Jednocześnie zastanawiam się, czy zna moje prawdziwe nazwisko.
– Ile razy byliście w Pilznie? Dwa, trzy? I co możecie mi powiedzieć o przerzucaniu przez granicę elementów reakcyjnych?
Przyglądam się jego twarzy. Wali kawę na ławę, bez żadnych ogródek. Nie
zadał żadnych pytań, które prowadziłyby do najważniejszego, tylko zadał je od razu.
Muszę ostrożnie ważyć słowa odpowiedzi. Ostry ból znika pod falą adrenaliny strachu. Patrzę mu w twarz bez zmrużenia oka.
– Byłam w Pilźnie jeden raz. Eskortowałam transporty do Pragi i nie mam
pojęcia, co macie na myśli mówiąc o szmuglowaniu reakcjonistów.
– Nie macie pojęcia? Czy mam wam przypomnieć? – warknął groźnie.
– Wszystko co wiem to to, że władze sowieckie kazały mi towarzyszyć chorym uchodźcom i dały pozwolenie na podróż z Polski do Czechosłowacji. Gdybym
chciała uciec z Polski, to mogłabym to łatwo zrobić.
– Nie pytam was czy chcieliście uciec. W ogóle mnie to nie interesuje. Chcę
wiedzieć, kto pojechał w tych transportach na zachód oprócz tych, którzy mieli na
to oficjalne pozwolenie.
– Powiedziałam wam, że nie wiem. Widziałam tam tylko uchodźców.
– W porządku, niech tak będzie.
Wzywa strażnika, który chwyta mnie mocno za ramię i prowadzi długim
korytarzem, a potem stromymi schodami do celi. Spycha mnie ze schodów, otwiera
Archeologia pamięci
drzwi i wpycha do celi. Drzwi zatrzaskują się za mną i zostaję w kompletnej ciemności, stojąc w wodzie powyżej kostek. Jest zupełnie cicho, ale pomimo tej ciszy
wiem, że nie jestem sama. Czuję przyprawiający o mdłości zapach zgniłego mięsa i ekskrementów. To zapach Auschwitz. Żeby nie zwymiotować zapalam jednego z amerykańskich papierosów, który został mi w kieszeni. Kiedy tylko zapalam
koniec papierosa zapałka gaśnie i nie mam czasu żeby cokolwiek zobaczyć. Woda
kapie ze wszystkich stron.
– Kto tam?
Cisza.
– No kto tam?
Mój głos głośniejszy i bardziej zdecydowany, wraca do mnie echem tylko
powiększając strach.
– Więźniowie – odburkuje jakiś głos, jakaś ręka wyrywa mi papieros.
11
– Nie trzeba kraść. Mam papierosy i chętnie się nimi podzielę. Ilu was tutaj
jest?
– Z tobą jedenastu żywych i dwoje martwych. Zmarli parę dni temu i nikt ich
nie zabiera, więc położyliśmy jedno ciało na drugim żeby mieć na czym siedzieć.
– Śmierdząca ławka – mówi trzeci głos.
Nie mogę w to uwierzyć. Przenika mnie lodowaty strach i nie mogę się ruszyć. Zbiera mi się na mdłości.
– Gdzie tu jest toaleta?
– Nie ma żadnej toalety, po prostu sraj tam, gdzie jesteś.
– O Boże – wołam głośno.
Rozdaję papierosy. Kilka płomyków zapałek nie rozjaśnia ciemności, ale
dym zmniejsza nieco straszny smród. Ktoś podchodzi do mnie, dotyka mojego ramienia, na co głośno krzyczę:
– Czego chcesz?
– Spokojnie, nic ci nie zrobię. Rano jest trochę światła z okien. Zobaczysz
wtedy swoje miejsce. Jesteśmy wszyscy więźniami politycznymi, których tu trzymają przed wykończeniem. Trzymają nas jeszcze przy życiu licząc na to, że zdradzimy innych. Mówię ci – to piekło.
W głowie wirują pytania, których nie śmiem zadać – odpowiedzi na nie
zwiększyłyby tylko mój strach.
– Nie stój w jednym miejscu. Ruszaj się. Tu jest mnóstwo szczurów i jeśli
któryś cię ugryzie umrzesz na zakażenie krwi.
I przez resztę nocy jestem posłuszna jego radzie, chwytając się w różnych
miejscach ściany, próbując myśleć i koncentrować się tylko na tym, gdzie stawiam
nogi. Nie wolno mi upaść. Noc jest pełna hałasów. Każdy krok powiększa plusk
nr 15–16 – 2009
12
W piekle NKWD
wody. Jeden z więźniów w końcu zasypia, a jego chrapanie odbija się w murach i wodzie. Spragniona snu, cała obolała, boję się przestać poruszać.
Pierwszy promień słońca przebija się przez szybę okienną, na której ktoś
z więźniów wydrapał znak krzyża. Została mi tylko wiara i jej muszę się trzymać.
Patrząc na mały krzyż próbuję się modlić, ale nie znajduję słów. Tam, na zewnątrz,
jest świeże powietrze i wolność, ale ja jestem po złej stronie krzyża.
Odwracam się, żeby zbadać piwnicę, której kształty zaczynają się wyłaniać.
Jeden człowiek siedzi na wierzchu beczki, inny na końcu deski wystającej z wody.
Przypominają małpy siedzące w ogrodzie zoologicznym. Inni stoją lub opierają się
o ściany. Dlaczego się nie ruszają? Przecież ich stopy zgniją w tej śmierdzącej wodzie
albo zostaną odgryzione przez szczury.
W jednym kącie dwóch więźniów siedzi na czymś, czego nie bardzo mogę rozeznać w tym świetle, a obok nich trzecia osoba pół siedzi, pół leży z głową opartą o rurę
wodociągową. Nie! O mój Boże, to nie mężczyzna, to dziewczyna w stroju pielęgniarki.
Nie, to niemożliwe. To może jakaś pielęgniarka, ale nie jedna z naszych. Jej lewe ramię
zwisa bezwładnie, a na nim bransoletka, którą natychmiast rozpoznaję: to Ela.
Odwracam się żeby nasze oczy się nie spotkały i nie rozpoznały. Zwracam
się do małego krzyża na oknie. „Boże, błagam, tylko nie ona. Niech to będzie ktoś
inny z taką samą bransoletką i tak samo ubrany, ale błagam, Boże, tylko nie Ela”.
Nieruchoma, próbując zyskać na czasie i z nadzieją na to, że znajdę odwagę do spojrzenia prawdzie w oczy, decyduję się w końcu na krok w jej kierunku, zostawiając
przestraszoną część swojego „ja” pod krzyżem.
Cudów nie ma. Nie ma wątpliwości: to Ela. Jej twarz jest spuchnięta i posiniaczona, zmaltretowana tak, że prawie nie do poznania. Jej oczy nie otwierają się,
kiedy biorę jej ramiona i próbuję ustawić ją pionowo. O mój Boże, Jezus Maria! Ona
siedzi na dwóch ciałach, na czymś, co kiedyś było ludzką twarzą, teraz zniekształconym i w stanie rozkładu. Krzyk zamiera mi w gardle, kiedy zostawiam Elę w jej
poprzedniej pozycji. Nieruchomy wyraz jej twarzy nie zmienia się. Siedzący obok
niej mężczyzna pyta:
– Czy Pani ją zna? Zabrali ją na przesłuchanie, z którego wróciła w tym stanie. Rozbili jej czaszkę. Nie warto starać się jej pomóc, to już trup.
Nie odpowiadam. Chcę wrócić do krzyża i przekląć go, ale zatrzymuje mnie
mała grupa stojąca przed nim z rękami złożonymi w porannej modlitwie i śpiewających słabymi głosami. Są o tyle lepsi niż ja, z moją nienawiścią, buntem i przekleństwem. Przyłączam się do nich i zaczynam śpiewać; sama nie wiem, dlaczego.
Początkowo cicho, potem coraz pełniej i głośniej. W miarę tego wspólnego śpiewu
rośnie we mnie nadzwyczajne uczucie przynależności do wspólnoty. Nie jestem już
sama; ci ludzie, ci przeklęci i wyklęci ludzie, są moimi przyjaciółmi.
Archeologia pamięci
Kiedy modlitwy i śpiewy dobiegają końca, zwracam się do jedynej w tej grupie kobiety i pytam:
– Czy oni was kiedykolwiek karmią?
– O tak. Dają nam wiadro zupy dziennie. Ta zupa to woda i kapusta. Tylko
tyle. Ale dzielimy się i to nas trzyma przy życiu.
Znowu zaczynam krążyć w kółko, jak na karuzeli. Szukam wzrokiem Eli;
nie ma już jej tam w rogu pod ścianą, na podwyższonej ławce trupów siedzi dwóch
mężczyzn.
Mijają trzy dni, wszystkie podobne do siebie. Umiera kilka osób, niektórzy
wskutek pobicia, inni zgodnie z naszym ponurym żartobliwym określeniem, w skutek przyczyn naturalnych: głodu, ataku serca, choroby. Zostaje nas sześcioro.
Nikt mnie nie pobił, a bok boli nieco mniej. Oblazły mnie wszy, cały czas
się drapię, ale na szczęście byłam szczepiona na tyfus, więc jest mało prawdopodob- 13
ne, żeby wszy mnie zaraziły.
– Słuchajcie, a może zagramy w karty? Ktoś mógłby wygrać milion! – proponuję wyciągając talię z kieszeni.
– Tak! Dlaczego nie? Zagrajmy! – słyszę w odpowiedzi.
Przesuwamy ciała, przykrywając je wyciągniętymi spod wody deskami i siadamy wokoło, używając naszych kolan jako stolików. Kiedy zaczynamy grać, blada
młoda kobieta, ta, którą zapytałam o jedzenie osuwa się opierając się o moje ramię
i pyta ledwie słyszalnym szeptem:
– Czy mogę grać z tobą?
Przesłuchiwali ją wczoraj i jej twarz to miazga; oczy są półotwarte, a wokół
złamanego nosa zaschła krew. Bicie nie uszkodziło zbyt wyraziście reszty jej ciała,
ale obie jej nogi są czarne od gangreny. Musiała mieć rany na stopach, a brudna woda
dokonała reszty. Kiedy opiera się o moje ramię czuję jak płonie od gorączki i mam
straszną nadzieję, że szybko umrze.
Gramy o absurdalnie wysokie stawki, a wygrane mają być wypłacone po naszym uwolnieniu i odzyskaniu wolności – marzenie tak samo realne, jak olbrzymie
sumy, które wygrywamy i tracimy w ciągu kilku chwil.
Słychać kroki na schodach; gramy dalej, bo może kroki podążą w innym
kierunku. Drzwi otwierają się i ktoś wykrzykuje nazwisko:
– WIECZOREK!
Za chwilę jeszcze głośniej:
– WIECZOREK!
Zastanawiam się, kogo z nas wywołują i nagle uświadamiam sobie, że takie
nazwisko figuruje w moim sfałszowanym dowodzie tożsamości. Wyobrażam już
siebie w takim stanie, jak ta kobieta obok mnie. Nie chcę wychodzić z piwnicznej
nr 15–16 – 2009
W piekle NKWD
celi; tutaj jest bezpieczniej niż tam na górze. Ponownie słyszę wywoływane nazwisko, więc potykając się ruszam do drzwi. Stoi tam dwóch strażników, z których jeden z trudem utrzymuje się na nogach, ponieważ jest kompletnie pijany. Znajduję
się w tym samym pokoju, co poprzednio, z tym samym przesłuchującym enkawudzistą naprzeciw i z trudem usiłuję zapanować nad sobą.
– No, jak tam, macie już dość? Powiecie wreszcie prawdę? Jeśli tak, możecie
natychmiast wyjść stąd jako wolna osoba.
– Nie, nie mogę powiedzieć wam nic więcej ponad to, co już powiedziałam.
To jest właśnie prawda. To wszystko, co wiem.
Z kamienną twarzą wstaje i z całej siły uderza mnie w twarz. Mój nos zalewa
się krwią, tył głowy pęka od bólu. Ocieram krew rękawem.
– Będziecie mówić?
– Nie, nie mam nic więcej do powiedzenia.
I znowu wstaje, podchodzi do mnie, podnosi rękę, ale zatrzymuje się, ponieważ wchodzi mężczyzna ubrany po cywilnemu. Wymieniają słowa, których nie
rozumiem, po czym wzywają strażnika, któremu każą odprowadzić mnie do celi.
Dotychczasowych więźniów nie ma, zniknęli razem z trupami. Nowi rozmawiają żywo, pełni nadziei w porównaniu z tamtymi. Nikt oprócz mnie nie może
powiedzieć im prawdy, czego nie zamierzam robić. Siadam na beczce, z głową ukrytą
w dłoniach. W uszach słyszę głośne brzęczenie. Nie mogę powstrzymać się od łez.
Słońce zachodzi i światło w celi jest tak nikłe, że nie widać nawet małego
krzyża. W ciemności słyszę znowu kroki na schodach. Pijany strażnik otwiera drzwi
i wywołuje moje nazwisko. Wstaję z beczki i wlokę się do wyjścia. Nic nie jest już
ważne. Jedyne, co ma znaczenie, to utrata moich przyjaciół z celi, z którymi spędziłam te straszne, długie dni.
Strażnik, bardziej pijany niż przedtem, chwyta mnie za ramię, żeby nie
upaść, kiedy wracamy do pokoju przesłuchań. Tym razem przesłuchuje mnie jakiś
nowy mężczyzna i za każdym „nie wiem” uderza coraz mocniej i mocniej, aż wreszcie w ataku wściekłości powala mnie na podłogę i zaczyna kopać. Pokój zaczyna się
kręcić, staje się zamglony, aż wreszcie znika.
***
14
Szklanka wody ląduje na mojej twarzy. Z trudem otwieram opuchnięte oczy,
a widok pokoju jest rozmazany. Przesłuchujący wyszedł, zostawiając pijanego strażnika. Ten brutalnie stawia mnie na nogi, tak mocno szarpiąc za ramiona, że krzyczę
z bólu. Mój bok, zraniony na stacji w Katowicach, boli jakby go rozdzierano, a twarz
piecze boleśnie, podczas gdy głowę przeszywają ostre ukłucia bólu. Jestem oszołomiona, ramiona ciążą mi jak ołów. Strażnik wypycha mnie z pokoju mamrocząc, że
Archeologia pamięci
wracamy do celi. Skręca w złym kierunku i prowadzi mnie do innej części więzienia.
Zwracam mu uwagę, że się pomylił, na co słyszę „niet” i głośnie czknięcie. Otwiera
drzwi i wpycha mnie do innej celi na pierwszym piętrze.
Nie chcę być tutaj. Jakkolwiek było to okropne, chcę wrócić do celi z małym
krzyżykiem. Znam tamten pokój, chociaż było tam strasznie, przywykłam do niego
i wiedziałam, jak się w nim poruszać. Próbuję rozeznać się w nowej celi, ale moje
oczy widzą tylko cienie poprzez drobne szparki w opuchliźnie. Wydaje się, że jest
obszerna, coś jak nieumeblowany przedpokój, bez krat i ze zlewem pod jedną ze
ścian. Jest tak jasno, blask światła tak boli, że zamykam opuchnięte oczy.
Czuję, że ktoś mnie dotyka. Ktoś gładzi moją głowę i szepce:
– Hrabianko, co oni z panią zrobili?
Nie wierzę własnym uszom. Wydaje mi się, że bicie wywołało halucynacje,
ale słyszę znowu:
15
– Hrabianko, to ja, proszę spojrzeć na mnie.
Powoli otwieram oczy, patrzenie przychodzi mi z trudem. Nie wierzę, to
pewnie sen. Zofia, prostytutka z transportu, która tak dzielnie pomagała zdobywać
żywność i opiekowała się dziećmi, dotyka mnie bardzo delikatnie i uśmiecha się,
kiedy wreszcie widzi, że ją rozpoznaję. Spogląda na mnie z wielkim smutkiem.
– To straszne, że pani znalazła się tutaj. W tej celi są same kurwy.
Kładę palec na jej ustach i mówię:
– Zofio, szszsz. Proszę nie nazywać mnie hrabianką i nie wymieniać mojego
nazwiska. Proszę nazywać mnie Wieczorek.
Pomaga mi wstać. Rozprostowanie rąk i nóg wywołuje ból pleców i ramion.
Opierając się o Zofię kuśtykam do zlewu. Przechodząc przez celę poprzez szparki
spuchniętych oczu widzę pozostałe lokatorki, same ulicznice.
– Dlaczego wszystkie tutaj jesteście? – pytam Zofię.
– O, przeważnie za bycie na ulicy po godzinie policyjnej. Nic poważnego.
Wypuszczą nas jutro rano. Byłam już tutaj wiele razy.
Bez żenady zdejmuję z siebie ubranie przed wszystkimi i zaczynam się myć,
a potem piorę. Mydło, płynne i ciemne, nie nadaje się nawet do mycia podłogi kuchennej, ale ja jestem jeszcze bardziej brudna. Nakładam mokre ubranie, ale czuję
się lepiej. Rozmawiając z Zofią patrzę jej prosto w oczy i postanawiam, że powiem
jej wszystko, tak, żeby wiedziała, co jej grozi w razie gdyby zechciała pomóc mi
uciec. Nie zaryzykowałam zbyt wiele będąc z nią szczera, bo Zofia miała dobre serce, a i tak niewiele było do stracenia. Tylko ona mogła mi pomóc, a jej reakcja była
szybka i spontaniczna:
– Hrabianko, często nad ranem Sowieci przychodzą tutaj, żeby wybrać sobie
jakąś dziewczynę. Mam ze sobą kosmetyczkę, więc możemy użyć pudru, różu i kre-
nr 15–16 – 2009
16
W piekle NKWD
mu. Ukryjemy tak skaleczenia, a zaraz panią uczeszę. Może wpadnie pani w oko sołdatowi, najlepiej żeby był pijany. Oni wszyscy mieszkają poza miastem, więc będzie
pani wiedziała, co robić.
– Zofio, co ty mówisz?
– Proszę walczyć o życie za wszelką cenę, nawet, jeśli przez chwilę stanie się
pani jedną z nas. Chyba spała już pani z mężczyzną?
Uśmiecham się. To zabawne, pobierać lekcje od kurwy, ale ona wykłada mi
najważniejszy przedmiot: jak przeżyć.
Zofia zajmuje się moją twarzą i włosami przez większą cześć nocy. W czystym, wyschniętym ubraniu i z grubą warstwą szminki na spuchniętych ustach wyglądam na inną osobę.
– Hrabianko, chodźmy do przodu, żeby zobaczył panią pierwszą. I proszę
się poperfumować – Sowieci to uwielbiają.
Otwiera flakonik tanich perfum i polewa mnie całą. Przypomina mi się noc
w Warszawie, kiedy wylałam flakonik perfum na włosy, żeby wywrzeć wrażenie na
Tadku. Ciekawa jestem, czy znowu pachnę jak „psy, które tarzały się w zgniłych
rybach”. Zofia wraca od jednej z dziewcząt ze sznurem paciorków.
– Proszę to włożyć, żeby zasłonić sińce na szyi. Skurwysyn musiał schwycić
panią za gardło. Hrabianko, bardzo pani z tym do twarzy.
Przesuwamy się naprzód celi, blisko drzwi i siadamy na podłodze. Zofia
odchodzi i po chwili wraca z kawałkiem chleba z masłem. To pierwszy kawałek
porządnego jedzenia od chwili aresztowania. Smakuje, ale gardło mam spuchnięte, że przełykanie sprawia mi ból. Być głodną i nie móc jeść… Nie jestem w stanie
skończyć.
Drzwi się otwierają i wchodzi sowiecki żołnierz. Rozgląda się; jego wzrok
pada na mnie. Uśmiecha się, ale ja mu nie jestem w stanie odwzajemnić uśmiechu.
Nienawidzę go; jest odrażający. Podchodzi do innej dziewczyny, która się uśmiecha,
więc bierze ją za rękę i wychodzi. Zofia jest gniewna.
– Na co pani czeka? Na miłość Boską, proszę nie przegapić okazji. Nie będzie ich zbyt wiele. Walczy pani o życie, proszę nie być głupią.
Bierze moją rękę w swoje dłonie, gładzi ją, w jej oczach widać prośbę.
– Hrabianko, proszę nie odmówić następnemu. Niech pani idzie z nim i zrobi, co on zechce, a potem proszę wiać. Potem proszę przyjść do mnie.
Mieszkała w pokoiku na poddaszu na jednym z przedmieść Katowic.
– Będzie pani u mnie bezpieczna. Skontaktuję się z panem Henri, a on pomoże pani wydostać się z Polski.
– Och Zofio, dziękuję. Spróbuję następnym razem. Spróbuję zrobić, co mi
radzisz.
Archeologia pamięci
Siedzimy w milczeniu i czekamy. A może nie będzie następnej okazji? Czuję
się poniżona, ale niby dlaczego? To głupie. Mam do wyboru pomiędzy pójściem do
łóżka z Sowietem i kupieniem w ten sposób wolności, a powrotem do mokrej piwnicznej celi i pewną śmiercią. Chcę czy nie chcę żyć? Naturalnie, że chcę. Tak, tak
i jeszcze raz tak, za wszelką cenę! Więc dlaczego się waham?
Czy będzie jeszcze następna okazja? Czy zdołam przez to przebrnąć? Tak.
Mogę zrobić wszystko, jeśli tylko się przemogę. Ale to takie odrażające i poniżej
godności. Nie będę o tym myśleć. Będę myśleć tylko o celi i o ławce z martwych ciał
ludzkich, o Eli, o smrodzie i o biciu. Tak, będę myśleć tylko o tym.
Zamyślam się tak głęboko, że nie zauważam następnego żołnierza sowieckiego w drzwiach. Zofia trąca mnie łokciem. Patrzę na niego z wymuszonym
uśmiechem. Zapłacę tę cenę za wolność. Wstaję z podłogi, a on bierze mnie za dłoń.
Ostatnią rzeczą, jaką słyszę jest szept Zofii: „Szczęść Boże!”
17
***
Przez ułamek sekundy czuję współczucie dla tego zwierzęcia, tego Ruska,
bardziej małpy niż człowieka. Nienawidzę go, lecz chcę mu podziękować za to, co
zrobił, za to że mnie uwolnił. Wstaję bezszelestnie, podczas gdy on jeszcze śpi.
Na podłodzie poniewierają się butelki po wódce, a na stołach i krzesłach są ślady
wymiocin, co powoduje, że współczucie szybko znika. Ten człowiek jest straszny
i cena, którą zapłaciłam jest straszliwa.
Rosjanin zdarł ze mnie ubranie, rzucił mnie na łóżko i zaatakował jak wygłodniałe zwierzę. Zbyt pijany żeby zauważyć moje okaleczenia i nieczuły na moje
jęki, wziął mnie gwałtem. Poczułam się splugawiona.
Opuszczam pokój po cichu i zaczynam biec. Odzyskuję siły i biegnę coraz
szybciej. Docieram do małej wioski pod Katowicami i tutaj padam pod wierzbami
na brzegu strumienia. Odseparowana od reszty świata zapadam w głęboki sen. Bez
marzeń sennych czy koszmarów. Czuję ciepło porannego słońca, przewracam się
i śpię dalej. Wieczorne powietrze robi się chłodniejsze, więc opatulam się szczelniej ubraniem. Zimne powietrze wczesnej jesieni nie pozbawia mnie potrzeby snu,
a zmęczenie przenika każdą komórkę mojego fizycznego i duchowego „ja”. Budzę
się dopiero następnego ranka, tak przemarznięta, że z trudem się poruszam.
Muszę odnaleźć mieszkanie Zofii na drugim krańcu Katowic. Idę na skróty, omijając niebezpieczne centrum miasta. Zofia otwiera drzwi swojego pokoju na
poddaszu i na mój widok jej twarz rozjaśnia się uśmiechem.
– Chwała Bogu, że pani jest. Proszę wejść.
Próbuję opowiedzieć jej, co się stało, ale przerywa mi mówiąc, że najpierw
trzeba coś zjeść.
nr 15–16 – 2009
18
W piekle NKWD
– Proszę siadać hrabianko. Wszystko jest już gotowe, zaraz przyniosę.
Przynosi kartoflankę z kawałkami boczku i jarzyn, chleb, prawdziwe masło
i kawę, która smakuje jak prawdziwa. Zastanawiam się, skąd ona to wszystko wzięła,
ale nie pytam. Zajadam z apetytem, co wywołuje zadowolenie Zofii.
Znika w sąsiednim pomieszczeniu, skąd przynosi naręcze ubrań.
– Proszę przymierzyć. Powinno pasować na panią. Dostałam od koleżanki,
która jest mniej więcej pani wzrostu… Pewnie chce się pani umyć, zagrzeję wodę.
Tam jest parawan, a za nim miednica, mydło i ręcznik dla pani.
Ściele mi łóżko. Myślę z podziwem o tej kobiecie, tak różnej ode mnie, a tak
dobrej i łagodnej, tak przejętej troską o mnie. Rzucam okiem na lustro, ale odwracam się myśląc: „Nie! Popatrzę na Krystynę za tydzień. Teraz wyglądam jakbym
była maszkarą ściągniętą z murów Notre Dame”.
Umyta i ubrana wychodzę zza parawanu i spostrzegam Zofię szykującą się
do wieczornej pracy. Jej policzki są jaskrawo umalowane, jak również usta. Wokół
oczu cienie, a rzęsy są długie i poczernione.
– Hrabianko, muszę za chwilę już wyjść. Moi klienci nie lubią czekać. Proszę
się rozgościć i niczym nie przejmować. W kredensie jest szarlotka, bardzo smaczna,
proszę się poczęstować.
Ciszę nocną przerywa natrętny hałas samochodowego klaksonu. Samochód,
z którego dobiega znajduje się pod oknem. Odchylam firankę, spoglądam w dół
i widzę Zofię z sowieckim żołnierzem i dwiema innymi dziewczętami. Dreszcz
mnie przebiega, kiedy widzę odjeżdżający w noc samochód.
Leżąc na świeżo posłanym łóżku myślę o Zofii i o życiu, jakie prowadzi.
Uważa się za kogoś budzącego odrazę, za złą, za wyrzuconą poza nawias społeczeństwa. Jest jedną z najbardziej uczciwych i opiekuńczych osób, jakie spotkałam
w swoim życiu. Myśląc o tych ironicznych paradoksach życiowych zapadam w sen.
Z klatki schodowej dochodzi wołanie. Z początku myślę, że to sen, ale zaraz rozpoznaję: tak, oczywiście ten głos należy do Henri. Płacze, obejmuje mnie,
prawie dusi, mówi tak szybko, że prawie nie rozumiem, co mówi. Pomiędzy Cheri
i merde jest ocean radości, pełen niezrozumiałych słów. Wreszcie, kiedy brakuje mu
już tchu milknie.
Zofia też jest tutaj, uśmiecha się przygotowując śniadanie dla nas trojga. Łyk
ciepłej kawy i Henri mówi dalej:
– Wydałem wszystkie swoje pieniądze próbując cię wydostać, ale nie wiedziałem gdzie jesteś. Andriejew wziął cztery skrzynki wódki i dwa zegarki i obiecał,
że się dowie i załatwi zwolnienie. Powiedział, że zwolnią cię za jeden dzień lub…
– Henri – przerywam mu – nikt nie wyszedł żywy z tego piekła. Ela była
tam, ale nie żyje!
Archeologia pamięci
– O, mon Dieu – szepce Henri – a w jego oczach pojawiają się łzy. Siedzi bez
ruchu, porażony tym, co przed chwilą usłyszał. Henri nigdy nie płacze i widok jego
łez robi na mnie wrażenie. Nie lubił chyba specjalnie Eli, ale była ona moją przyjaciółką.
Czuję się wyprana z jakichkolwiek uczuć.
Jestem u Zofii już od tygodnia poddając się jej matkowaniu i stałej opiekuńczości. Istnieje miedzy nami pełne i szczere zrozumienie. Wypytuje mnie szczegółowo o to, co zaszło pomiędzy mną a Sowietem, nie z ciekawości, ale sądząc, że
wyrzucenie tego z siebie pomoże mi i złagodzi tępy ból. Kiedy opieram się, nalega.
– A co się stało, kiedy rzucił panią na łóżko?
Przypominam sobie, że cały czas myślałam o czymś innym od tego, co się
działo: o Eli i jej zmasakrowanej twarzy; o jeździe pociągiem w 1939 r., kiedy to kryminalista powiedział, że zabił moich rodziców; o cmentarzu lalek w Adampolu.
19
– Hrabianko, czy zmusił panią do robienia czegoś, co bolało? – pyta Zofia
z delikatnością.
– Zofio, zmusił mnie do rzeczy, o których nie mogę mówić. To było wstrętne, ohydne. Ale najbardziej boję się ciąży lub choroby.
– Tak, musimy coś z tym zrobić.
Mówię Zofii, że jeżeli jestem w ciąży poddam się aborcji. Nie urodzę dziecka tego Sowieta, bo nienawidziłabym je tak samo, jak jego. Wiem, że to wbrew prawu, wbrew nauce Kościoła, mojej rodziny, ale zrobię to.
Henri odwiedza mnie codziennie informując o następnym transporcie
– przez Pragę w strefie sowieckiej do Pilzna w strefie amerykańskiej. Ustalamy, że
pojadę jako pasażerka, żona Francuza, blondynka w ciąży. Henri załatwił potrzebne papiery, a Zofia „tworzy” mój nowy wygląd. Mam teraz włosy ufarbowane na
kolor słomy i dużą poduszkę, która sprawia, że wyglądam na matkę w ósmym
miesiącu ciąży. Chcąc „przetestować” autentyczność przebrania, Henri przysyła
do mnie Marię, pielęgniarkę z Ośrodka Pierwszej Pomocy, która była świadkiem
mojego aresztowania. Kiedy otwieram drzwi, Maria traktuje mnie jak nieznaną
osobę.
– Przyszłam do Krystyny. Gdzie ona jest?
Henri zjawia się w „pożyczonym” samochodzie, żeby zawieźć mnie na odległą o kilka mil od Katowic stację, skąd odjadę pociągiem na zachód. Czas pożegnać się z poddaszem Zofii. Tak bardzo przywiązałam się do tej kobiety z ulicy.
– Zofio – dziękuję!
Mój drżący głos świadczy o tym, co do niej czuję. Ona wie o tym, kieruje
się ku mnie, ale zamiera pełna wahania, nie wiedząc, co robić. Dla niej dystans pomiędzy hrabianką, a kurwą pozostaje czymś bolesnym; jest tak daleko, a jednak tak
W piekle NKWD
blisko. Podchodzę do niej i biorę ją w objęcia. Całuje moje blond włosy i gładzi po
policzku.
– Hrabianko, to był dla mnie zaszczyt.
W moim sercu nie ma żadnego dystansu. Zawdzięczam jej życie.
nr 15–16 – 2009
***
20
Henri i ja jedziemy w milczeniu w samochodzie, myśląc o środkach ostrożności. Czy są konieczne? Prawdopodobnie zapomniano o mnie, myślą, że leżę martwa w śmierdzącej wodzie w więziennej celi w Katowicach. NKWD ma nadmiar podejrzanych do przesłuchania, są setki dużo ważniejszych ode mnie. Ale nie wstydzę
się strachu – ostatnio strach stał się obsesją.
Konwój jest mały; przeważnie mężczyźni, tylko cztery kobiety, w sumie
około 50 osób. Wsiadam do pociągu i wchodzę do przedziału, w którym są pozostałe kobiety. Wszystkie, tak jak ja, uciekają z kraju. Tym razem, ponieważ
stało się to zbyt znane, Henri zrezygnował z wódki i prostytutek. Zastępujący
funkcjonariuszy NKWD żołnierze, którzy nie byli tak łasi na alkohol i kobiety,
stali mniej licznie na granicy. Mając doskonale podrobione paszporty i będąc
w małej grupie ludzi mówiącej kilkoma językami, wydawało się nam, że jesteśmy bezpieczni.
Strażnicy graniczni wsiadają do pociągu, aby sprawdzić nasze dokumenty.
Jeden z nich otwiera drzwi przedziału, prosi o paszporty, każe nam wysiąść z pociągu, aby sprawdzić nasze dokumenty i każe nam wysiąść z pociągu i iść do biura na
stacji. Nie bardzo mi się to podoba. Wszystkie cztery patrzymy na siebie w milczeniu, pełne napięcia i obaw. Na stacji zostajemy wprowadzeni do pokoju, gdzie każą
nam się rozbierać: nasze ubrania zostaną przeszukane.
Ogarnia mnie przerażenie. Pierwsza kobieta znika za parawanem, wiesza
ubranie na jego obramowaniu i woła kobietę-inspektor, mówiąc, że jest już rozebrana. Następna robi to samo. Teraz moja kolej.
Nie mogę nadziwić się głupocie mojego przebrania. Jestem kościstym szkieletem, metr siedemdziesiąt wzrostu, zaledwie 50 kg wagi, z poduszką na brzuchu.
Paraliżuje mnie poczucie straszliwej beznadziejności. Milicjantka zauważyła na
pewno moją ciążę. Teraz muszę zdjąć z siebie wszystko i stanąć kompletnie naga.
Kładę poduszkę na krześle, siadam na niej i drżącym głosem wzywam milicjantkę.
Wchodzi, ogląda mnie od stóp do głów, po czym bada każdą część garderoby. Jej
twarz nie zdradza żadnego uczucia ani myśli. Przeszukanie prowadzi drobiazgowo.
„Skończ już z tym i wezwij strażnika, czy ta niekończąca się zwłoka sprawia ci jakąś
sadystyczną przyjemność?” Nagle się uśmiecha:
– W porządku, możecie się ubrać i wracać o pociągu.
Archeologia pamięci
W osłupieniu mrugam oczami, ale ona wychodzi. Dlaczego? Czy jest głupia? Jest po naszej stronie? Ubieram się w wielkim pośpiechu, wkładam poduszkę
na swoje miejsce i wracam do pociągu. A ta kobieta? Jeszcze jedno pytanie, na które
nie ma odpowiedzi.
Przyjeżdżamy do Pragi po zmierzchu. Postanawiam, że nie opuszczę stacji do momentu odjazdu pociągu do strefy amerykańskiej. Czas czekania to nieco
mniej niż godzina. Teraz muszę pożegnać się z Henri.
Był dla mnie dobry. Nigdy nie zalecał się do mnie podczas licznych wspólnych podróży pociągiem. Kiedy teraz na niego patrzę, uświadamiam sobie, że na
swój własny sposób troszczył się o mnie i szanował. Ale rozstanie nie jest smutne.
Nadjeżdża pociąg, do którego wsiadam. Henri mówi bonne chance i prosi żebym
uważała na siebie. Macham do niego ręką, a potem odwracam wzrok.
Pozostaje jeszcze jedna granica, jeszcze jedno sowieckie przesłuchanie. Nie, 21
nie zniosę tej traumy, wysiądę z pociągu przed stacją graniczną i przejdę ze strefy
sowieckiej do amerykańskiej. Marsz przez lasy i pola zwiększy moje szanse, bo noc
jest ciemna, a sowieckie patrole trzymają się miast.
Wstaję gotowa do wyskoczenia. Pociąg zwalnia na zakręcie tuż przed wjazdem do miasta. Koło torów są krzaki, ale jest za ciemno, żeby cokolwiek dostrzec.
Stojąc na schodkach wagonu usiłuję sobie przypomnieć, co Henri mówił o technice
wyskakiwania z pociągu. Czy skacze się z biegiem pociągu, czy też odwrotnie? Ta
myśl mnie przeraża, a fakt, że nic nie pamiętam przeraża mnie jeszcze bardziej, bo
Henri powiedział mi, że jeśli skoczę w złym kierunku, mogę wpaść pod koła pociągu.
Czas ucieka. W nadziei, że lądowanie nie będzie zbyt twarde, skaczę przed
siebie, tak daleko, jak tylko mogę. Spadam na ziemię. Pociąg jedzie dalej.
Tłumaczenie: Tadeusz Kadenacy
Druga podróż do Wilna
Longin Łokuciewski
Druga podróż do Wilna
nr 15–16 – 2009
Przedstawiamy niezwykle oryginalne sprawozdanie Longina Łokuciewskiego,
pochodzące z 1978 r., które zawiera opis przeżyć i wrażeń Autora z kilkudniowego pobytu za sowieckim kordonem – w rodzinnym Wilnie. Longin Łokuciewski, urodzony
w 1914 r., pochodził z rodziny szlacheckiej, która posiadała majątki na Oszmiańszczyźnie.
Absolwent wileńskiego gimnazjum klasycznego OO. Jezuitów. Podczas wojny żołnierz AK
w Wilnie, gdzie służył w wywiadzie w stopniu podporucznika. Publikowana przez nas
relacja została napisana pierwotnie jako list do Zygmunta Augustowskiego, przyjaciela
z czasów wileńskich, również oficera AK [O jego dalszych losach w PRL zobacz opracowanie Piotra Niwińskego, Działania komunistycznego aparatu represji wobec środowisk
kombatantów wileńskiej AK 1945–1980 (Warszawa: Oficyna Wydawnicza „Rytm”,
2008)]. Niniejszy tekst redakcja otrzymała dzięki uprzejmości p. Tadeusza Kadenacego,
depozytariusza spuścizny Autora.
Redakcja
Motto (A. Mickiewicz)
…Jedyne szczęście, kto w szarej godzinie
Z kilku przyjaciół usiadł przy kominie,
Drzwi do Europy zamykał hałasów,
Wyrwał się z myślą ku szczęśliwym czasom
I dumał, myślał o swojej krainie…
22
Zapalcie kochani fajkę lub papierosa! Towarzyszcie mnie proszę w moich
wspomnieniach z odbytej przed kilku dniami podróży do Wilna, tak jak niewątpliwie towarzyszyliście mi w dniach od 31 maja do 4 czerwca 1978 r. Spotkanie uczestników wycieczki miało miejsce na Dworcu Centralnym – dnia 30 maja o godzinie
16.30, gdzie przy kasie nr 1 oczekiwać miała na nas pilotka „Orbisu”.
Oczekując na przybycie pilota, który nota bene zjawił się dopiero na 20 minut przed odjazdem pociągu „Warszawa – Vilnius” (17.36) obserwowałem podróżnych gromadzących się przed kasą nr 1. Aha! Oto i Wilniuki. Zjawia się dr M. Pimpicki – lekarz-chirurg, As Wileńskiego AZS-u (siatkarz, wioślarz, narciarz i pływak),
dr J. Dawnis, chirurg absolwent gimnazjum w Starych Święcianach, jest i N. Siemaszko, syn art[ysty] fotografa z naszego Wilna, jest i przystojna dość jeszcze – dawna
koleżanka z gimnazjum Czartoryskiego – z domu p. Stankiewiczówna, jest i Dr []
W miejscu nazwiska w oryginale pozostawione wolne miejsce.
Archeologia pamięci
członek korporacji Cresovia Vilniensis. Jest jeszcze Z. Paszkiewicz, syn wilnianina,
przedstawiciel nowego pokolenia, który jedzie z dwiema walizkami, a powracać będzie z czterema plus 2 rowery dziecinne, jako nic nie znaczącym dodatkiem. Oglądamy się wzajemnie, szacujemy nasze bagaże i wreszcie po nadejściu pilotki, okropnej baby, udajemy się na peron i „ładujemy się” – do sypialnego wagonu.
Bierzemy 4. osobowy przedział, miejsca dolne zajmują ja i Dr Pimpicki
a górne Dr Dawnis i p. Paszkiewicz. Teraz jak najszybciej trzeba rozłożyć pościel
i odpowiednio rozlokować rzeczy osobiste oraz nazwijmy to delikatnie „kontrabandę”. O św. Antoni – miej nas w opiece! Dr Pimpicki podejmuje się przewieść jeden
[z] lekcjonarzy pt. Obrzędy pogrzebowe i jedną książkę do nabożeństwa. Pozostałych
towarzyszy nie proszę o pomoc. Tak więc „reszta” pozostaje dla mnie i przy mnie.
Pod poduszkę lokuję torbę podróżną z płytami gramofonowymi Kazika i jeden tom
pt. Nawracajcie się, w kieszeni płaszcza pozostają ukryte – jedna książka do nabo- 23
żeństwa oraz taśma magnetofonowa z nagraniem nowoczesnych pieśni religijnych,
które śpiewane są w kościele Najświętszego Serca Jezusowego w Olsztynie w czasie
Akademickich Mszy Świętych.
Trzecią książkę do nabożeństwa mam przy sobie – w kieszeni od piżamy.
W torbie podróżnej nr 2 pozostawione „lekcjonarz nr 6” (gruby), 2 świece ozdobne, duże, które zamierzam złożyć na ołtarzu Matki Boskiej Ostrobramskiej oraz
duży ręcznik kąpielowy, w którym mam zaszyte 3 książki do nabożeństwa zakupione przez Zygmunta od ks. Paluszkiewicza. Jeszcze dwie świece, grube, mniejsze, ale
bez emblematów religijnych – lokuję pod prześcieradłem w nogach i przykrywam
kocem. Kilka rubli chowam w kaprzuku pod paszką – przyszytym do koszuli, którą
mam pod piżamą.
Pozostali towarzysze, każdy na swój sposób, ubezpiecza się jak może. Czas
mija szybko. Przy „piersiówce” ustala się zgodna atmosfera w przedziale. Solidarnie
nastawiona contra władzom celnym: polskim i sowieckim. Czas najwyższy, jako że
jest godzina 0.16 i znajdujemy się w Kuźnicy Białostockiej. Polska straż graniczna
i służba celna – wyłapująca kogoś w sąsiednich przedziałach: kapy, materiały wiezione ponad dozwolony metraż, sprawdzają pokwitowania PKO „Pewex” – wystawione
przy zakupie dżinsów wywożonych do ZSRS. Nasz przedział nie podpada – więc
oddychamy nieco lżej. Jest 1.00. Po 2 godzinnym postoju, wymianie osi wagonowych dobijamy do Grodna.
Jest godz. 2.10. I teraz się zaczyna! Tak się złożyło, że dwóch celników sowieckich, którzy kontrolowali z jednej strony wagonu oraz 2 celników rozpoczynających kontrolę z drugiej strony wagonu plus ich szefowa – tow. Ewdokia – spotkali
się przy naszym środkowym przedziale. Poszedłem na pierwszy „ogień”. Przeklęta
wiedźma – pomimo moich zapewnień, że nie mam niczego więcej jak tylko „piat
nr 15–16 – 2009
24
Druga podróż do Wilna
trusików” – Adnowo płatoczka i czegoś tam jeszcze rozkazała: „No – pokażycie
bagaż”! Ponieważ w ruskiej deklaracji podałem ilość przewożonego bagażu sztuk
1, musiałem nadal wersję utrzymywać i odpowiadam: „Ot, adna maja sumka”. Pyrkata Marfusza zagłębiła lakierowane szpony w mojej torbie i po wybraniu „trusików” – natrafiła na 2 świece z religijnymi emblematami.
„A to czto eto?” – pyta pyrkata z zadartym nosem. No widzisz – mówię
– świece, dwie świece ofiarne, świece w międzyczasie znajdowały się już u celnika
stojącego w korytarzu wagonu, a to suka w międzyczasie wyciąga ręcznik kąpielowy
i wynajduje zaszyte 3 książki oraz jeden z lekcjonarzy ten najgrubszy.
„A czto eto takoje?” – zapytuje ta „bladź” – „kak – czto takoje” – odpowiadam
– „Eto moja lektura.” Lekcjonarz powędrował do celników stojących na korytarzu
– a ta Marfusza znowu: „A gdzie Wasz drugi bagaż?” – No myślę sobie zginę ja i pchły
moje, jak to pięknie powiedział pan Zagłoba, tembardziej, że słyszę dalej: „A gdzie Wasze sobstwiennyje wieszczy?” – tzn. płaszcz, marynarka. Poty na mnie wybiły. Wstaję,
włażę na drugie piętro, gdzie wisi moja marynarka i myślę, jak tu oczyścić kieszenie,
jak zażegnać „katastrofę” – gdy z pomocą, w sukurs przychodzą następujące okoliczności. Marfusza nie tracąc czasu – zagłębia łapę w marynarce Dr Pimpickiego, z której
wybrała książeczkę do nabożeństwa, słucha jego wyjaśnień. Z górnego pietra łóżka
schodzi p. Paszkiewicz, który jako, że to chłop prawie 2 metrowej wysokości zajmuje
cały przedział, podaje Marfuszy dokumenty i mówi, że ma chory żołądek, że musi iść
do WC, a więc niechaj czem prędzej jego Marfusza sprawdza; ze stolika spada celowo
stracona przez dr. Dawnisa butelka z piwem, robi się bajzel i zamieszanie w przedziale.
A Marfusza swoje i to znów do mnie: „No, a jeszcze bagaż?”
Pozostawiam w spokoju marynarkę, kładąc ją na górnym łóżku i odpowiadam, że więcej bagażu nie mam. Weszłaby na pewno do mego podgłówka, gdzie pod
poduszką znajdowała się druga torba, ale przedział zablokowany i jeden z ruskich
celników, oficer zdecydował: „Nu – dowolna!” On to właśnie w międzyczasie pisał
protokół w sprawie: przejęcia i przechowania w urzędzie celnym do chwili przejazdu powrotnego – dwóch świec – po podpisaniu którego zwrócił mi lekcjonarz
mówiąc „Nu – wy skazali czto eto Wasza knyga. Pażałusta czytajcie!” (lekcjonarz
był oprawiony w obwolutę).
Drugi celnik kazał mi podpisać protokół konfiskaty trzech książek do nabożeństwa, który podpisałem, wygłaszając i wpisując uwagę, że w żadnych przepisach
celnych nie znalazłem zakazu w przedmiotowej sprawie. Dr Pimpicki otrzymał
z powrotem jedną książeczkę i na wezwanie oficera sowieckiego Marfusza opuściła
nasz przedział.
Odetchnęliśmy z ulgą. Ja ostatecznie wybrnąłem całkiem możliwie lekcjonarze; płyty, taśmy, 2 świece i 3 książeczki z Olsztyna zostały uratowane (czarne Ars Chri-
Archeologia pamięci
stiana pod wezwaniem „Pamiątka Pierwszej Komunii Świętej”. A kosztem moim – towarzysze w przedziale (poza marynarką Pimpickiego) w ogóle nie byli kontrolowani.
Na zakończenie wypiliśmy pozostałą „piersiówkę” – i zlegliśmy na posłaniach. Czas było trochę odpocząć – za oknami pociągu nastawał świt różany. Mijaliśmy leśne ostępy, kępy bzów kwitnących, sady okwiecone otulające kolonie i osamotnione chaty wileńskie.
Zbliżała się godzina 6.35 i Wilno. Leżąc przypomniałem urywki wiersza
Aleksandra Rymkiewicza:
A Wilno piękne, ciche
Okryte rdzawym polem,
Kościoły błyszczą krzyżem
A żyto lśni kąkolem…
Jakże ono będzie w tym maju’78? W blaskach marcowego śniegu i słońca
było prześlicznie. I wiem, że teraz będzie także jak pierwsza miłość, którą można
pożegnać, ale nigdy zapomnieć.
Dzień drugi imprezy. Środa 31 maja 1978 r.
Kochani! Zacznijmy ten dzień od poezji, którą będziemy przeżywać na ulicach Wilna i na trasie Wilno – Kiemieliszki. Wspomnijmy słowa Syrokomli:
Wilno, pieszczota pięknej natury
Pomiędzy gaje, pomiędzy góry
To kwiat, co w dzikim zielsku się chowa
Gdy się na strome wdzierasz urwiska
Lub brniesz po piasku drogą pochyłą
Nigdy byś nie zgadł, że Wilno blisko,
Gdyby twe serce silniej nie biło…
A biło ono już na placu przed „Wagzałem” i podczas transferu ulicami: Kolejową, Chopina, Sadową, Zawadzką, Jagiellońską do Hotelu „George’a”. Idąc schodami do pokoju hotelowego – liczyłem w myślach – ile to lat przeminęło od 6 VI
1933 r. do 1 VI 1978 r. równe bez kilku dni 45 lat, od naszego balu maturalnego, który
miał miejsce w salach balowych tegoż hotelu!
Czy pamiętacie – drodzy – te kosze czerwonych, białych i różowych piwonii, które ozdabiały schody wiodące do sali balowej? I ten walc „Tylko walczyk jest
najsłodszy, jak miłości pierwszy wiew” – albo w „Starych nutach babuni” – którego
tańczyłem w objęciach p. Oberzyńskiej. Ha!
25
nr 15–16 – 2009
26
Druga podróż do Wilna
No, ale wejdźmy do pokoju hotelowego, w którym rozpoczyna się już
wstępny handel ciuchami z tej i tamtej strony. Wycieczkowicze czasu nie marnują.
Pokojowe, ich krewni dopytują o trusiki, dżinsy („tolka amerykańskie”) – gumę do
żucia itp., itp.
Spieszę do łazienki, biorę kąpiel, papierosa, jeden koniak „dla kurażu” i nie
oczekując na śniadanie, które serwowane ma być o godz. dziesiątej wychodzę na
miasto, zabierając ze sobą przedmioty przeznaczone dla Edka.
Na dworze błękitne niebo, bezchmurne, złote słońce, bezwietrzne, a powietrze przeczyste, wonne, przepojone zapachem bzów; kieruję swoje kroki do Ostrej
Bramy. Przebiegam ulice Wileńską, Niemiecką (zmienioną do niepoznania), wychodzę przed Ratusz (odnowiony), spoglądam ze wzruszeniem na kościół Św. Kazimierza, w którym mieści się „Muzeum Ateizma”. Obecnie rozpoczyna się remont,
wygląd okropny!
Odmawiam w myślach Anioł Pański – za Ojców: kucharza, Dąbrowskiego,
który już prawdopodobnie wiedzą, jakie będą dalsze losy naszego kościoła i gimnazjalnych murów.
Mijam odnowioną fasadę i wnętrze frontu klasztoru OO. Bazylianów. Rzucam okiem na kratę cel Konrada i oto już kościół Św. Teresy. Odnowiony, wyzłocony
przy udziale Pracowni Konserwacji Zabytków w Krakowie, a ja stoję już u stóp Ołtarza Matki Boskiej Ostrobramskiej, który samotnie pozostał na straży stolicy Jagiellonów i Polskich Aten. W kaplicy – kilka starych kobiet, jedna z Nich z małym 6.
letnim chłopakiem i turysta. Drzwi do kaplicy – te u góry ponad ulicą są prawie stale
zamknięte. Wraża moc obawia się smutnego oblicza Madonny – z którego ostatni Mohikanie – wilnianie i przejezdni czerpią dziwną otuchę i moc przetrwania.
Tak jak podczas zaborów u stóp tego ołtarza składano modły, tak i dzisiaj resztki
wiernego, cichego ludu wileńskiego szukają pociechy i otuchy. Wiedzą zaborcy, że
w proch i nicość rozpada się brutalna, największa potęga, jeśli mur uczucia uderzy.
A kaplica Ostrobramska jest źródłem niewątpliwym takich właśnie uczuć
religijno-patriotycznych. Snując tego rodzaju rozważania przebiegłem następnie
ulicą Bazyliańską, koło hal targowych na Dworzec Kolejowy, do postoju „Taxi”. Jak
można było przejść obojętnie, gdy przechodząc koło ww. hali usłyszałem słowa:
„Paniusia, a te redyski dobrze poszli! Ach – gdzież tam, musiała ja przedać taniej
grzyba!”
Po rozejrzeniu się w fizjognomiach szoferów – wybrałem najporządniej
wyglądającą gębę – niejakiego Pietruka, z którym pojechałem do Kiemiliszek za
jedynych 35 rubli. Była godzina 10.30. Jak widać – jestem dość „szybki Bill”. Tak
jak i zimą droga wiodła przez Antokol, a więc najpierw mijam były pałac Tyszkiewiczów – siedzibę szkoły Nauk Politycznych, byłe więzienie i pałac Słuszków, osiedle
Archeologia pamięci
domków, przed kościołem Piotra i Pawła, były pałac Sapieżyński, wzgórza Almarii
– domki stare, nowe gmachy, a wszystko obramowane bujną zielenią drzew, kwitnących biało sadów i różnokolorowych bzów.
Po lewej stronie szosy towarzyszą mi kręte i urwiste brzegi Willi – porośnięte tu i ówdzie prastarymi sosnami. Za Pośpieszką – pięknie rozbudowana i nowoczesna wpadamy w lasy, które ciągną się – jak wiecie dobrze – aż do Podbrodzia.
Z Podbrodzia do Kiemieliszek 28 km, z tego 50 procent drogi przez leśne ostępy,
aż do skraju Kiemieliskiej kniei. Ot widać już wyłaniające się z kępy drzew – dwie
strzeliste wieżyczki kościoła, którym opiekuje się nasz szkolny kolega, ks. Edek.
Osiemset metrów przed kościołem, przed wsią, stoją na uboczu ukryte wśród kwitnących jabłoni 3 domki drewniane. Ten środkowy – żelazną siatką ogrodzony – to
siedziba ks. Proboszcza.
Po chwili znalazłem się w objęciach gospodyni zakrystiana Wandy i naszego 27
Edzia. Łysinę ma okrytą słonecznym kapeluszem, koszulę z krótkim rękawem na
szarych spodniach i pantofle – półbuciki. Oglądam się wokół, ten sam 4 pokojowy
domek drewniany, kilka połączonych składzików, w których mieści się garaż, sauna,
magazynek różności obłożonych dokoła zapasem drzewa, stanowiącym zapas paliwa na zimę. Na posesji 14 drzewek owocowych, 10 krzewów agrestu, 12 krzaków
porzeczek. Małe rabaty z kwiatami, kilka różnych krzewów, 20 metrów kwadratowych posadzonych kartofli, a przy bramce studnia z kołowrotkiem, za składzikiem
sławojka zamykana na zamek i czarny pies na uwięzi. Po bardzo serdecznym powitaniu i posiłku (nareszcie po 24 godzinach) doręczyłem prezenty, które dowiozłem
i o których wspomniałem na wstępie (biustonosz od Lali również dla p. Wandy). Pytaniom zadawanym przez Edka o kolegach najbliższych do których zalicza Miecia,
Zygmunta, Kazika i ich rodzinach nie było końca. Bardzo cieszył się z prezentów
i bardzo serdecznie za nie dziękował, co niniejszym przekazuję. Rozmowy na ten
temat trwały, zarówno podczas jazdy – jego samochodem „Żiguli” do jeziora Świr,
jak również wieczorem do 24 – do Świra jechaliśmy przez Gwoździkany, Niekraszuny, Sidoryszki, Straczę. E[dek] zaproponował mi wspólny wyjazd do Świra, który to
miał już uprzednio zaplanowany; w jakiej sprawie nie wiem.
Droga wiodła piaszczystym gościńcem, wyżwirowanym na którym wzbijały
się tumany kurzu przy każdym spotkanym lub mijanym pojeździe. Ruch prawie
żaden. To Białoruska Republika! Nie spotkaliśmy ani jednej furmanki, tylko kilka
traktorów, wozy ciężarowe i parę samochodów osobowych na trasie (70 km x 2).
Pamiętam z pewnością piękne i rozległe jezioro Świr, leżące na rozstaju dróg wiodących – przez Połock, względnie przez Smoleńsk – do Moskwy.
Przydrożne, potężne lipy i brzozy pamiętają na pewno przemarsz wojsk Batorego w Kampanii 1579 r., Napoleońskiej Gwardii w 1812 r., Legionistów Piłsud-
nr 15–16 – 2009
28
Druga podróż do Wilna
skiego w 1920 r. W Świrze kościół zamknięty, jeden sklep (wielobranżowy), jeden
kiosk, „stołowaja” i wsio. Ludzi mało. Przejeżdżając przez kasy zatrzymywaliśmy
się kilkakrotnie, ażeby otrzepać się z kurzu, który przedostawał się do wnętrza samochodu przez każdą najmniejszą dziurkę i otwór. Pomimo, że z bezchmurnego
nieba spływał dosłownie żar (+35 °C) – na szosie (już nie tylko w lasach) odczuwało
się świeży, ożywczy oddech pobliskich lasów. Tych resztek odwiecznych puszcz wileńskich. Powietrze jak balsam ożywczy.
Spieszyliśmy z powrotem do Kiemieliszek, jako że Edzio miał o godz. 18
odprawiać egzekwie i żałobne nabożeństwo w swoim kościele w intencji ś.p. Józka
Maciejewskiego. Z tym pogrzebem też niecodzienna historia. Zmarło się biednemu
Józkowi w dniu 25 czy 26 maja 1978 r. Za życia był parobkiem w jednym z chutorów przynależącym do sowchozu kiemiliskiego, do którego to w swoim czasie
musiał przekazać kobyłkę i całą żywiołę, która stanowiła poprzednio jego własność.
Po śmierci predsiedatiel sowchoza nie pozwolił na używanie furmanki państwowej
w celu przewiezienia zwłok. Rodzina za poradą Gacka wzięła sosnową trumienkę
i zaniosła takową przed kancelarię predsiedatiela sowchozu. Dopiero po tego rodzaju
demonstracji rodzina uzyskała potrzebny środek lokomocji, tylko że teraz ludzie są
przesłuchiwani, w sprawie, kto namówił familię do tego desperackiego kroku.
Ks. Edek – ma prawo towarzyszyć zwłokom – od progu kościoła do ołtarza
i z powrotem od katafalku do progu kościoła. Żadnych dzwonów, żadnych organów, żadnych żałobnych chorągwi. Byłem na nabożeństwie, w języku łacińskim.
Egzekwie, msza św. (po staremu), żadnych oczywiście głośników, ani megafonów.
Kościół jest zelektryfikowany, ołtarz główny i boczne pozapalane świece. Z kościoła
rodzina poniosła trumnę, poprzedzana krzyżem niesionym przez bardzo starego
człowieka, członka Komitetu Parafialnego, któremu za tego rodzaju służbę (chociaż
Komitet Parafialny jest bądź co bądź jednostką uznaną i właściwie typowaną przez
władze) pomniejszono rentę i którego spotyka cały szereg szykan.
Po tym smutnym obrzędzie, po powrocie do domu usiadłem pod kwitnącą
jabłonią słuchając pracowitego brzęczenia pszczół, kląskania słowika, a patrząc na
opadające płatki z ukwieconych jabłoni, snułem refleksje nad nieuchronnym skutkiem przemijania.
Dotkliwe ukłucia komarów i wezwanie gospodarzy do kolacji przerwały tok
moich myśli, a potem z Edziem gwarzyliśmy do 24-ej i o Was że jak by było dobrze,
gdybyśmy teraz mogli być tam wszyscy razem. (Ale tylko w gościnie!).
Przekazałem wam przyjaciele – przebieg podróży w tamtą stronę i pierwszy
dzień pobytu. Jutro pojedziemy z Edkiem do Soł do O. Marsangera. Tak więc ciąg
dalszy nastąpi. Teraz spieszę do garażu; muszę wyładować cement i cegłę. Mam kłopoty.
Archeologia pamięci
Trzeci dzień imprezy. 1 czerwca 1978 r.
Kiemieliszki – Soły u Ojca Marsangera. Złoty blask słońca, świergot ptaków
były znakiem, że kończy się noc i kończy się żerowanie komarów, któremu poddawane były moje członki cielesne – w godz. od 24-ej do 6-ej rano.
Myłem się na dworze – wykorzystując prowizoryczną umywalnię zawieszoną na jednej ze ścian składzika. Kwitły jabłonie, a roje pszczół rozpoczynały swój
pracowity dzień. Wanda pompowała wodę. Jej matka, 85-letnia staruszka, karmiła
kurczęta, a nasz Edzio golił się, a następnie przygotował „Ekwipunek” kościelny
– niezbędny do odprawienia nabożeństwa. O godz. 9-ej odprawiona została w kościele druga Msza św. żałobna i egzekwie za duszę ś.p. Józka Maciejewskiego. W kościele zebranych zastałem około 25 osób. Przed mszą św. ks. Edzio wyspowiadał 5 kobiet i jednego mężczyznę. Wszyscy krewni zmarłego. Na koniec wygłosił krótkie
kazanie odbiegające w swej treści i stylu od kazań, które słuchamy u nas w kraju. 29
Bardzo mało akcentów religijnych, żadnego patriotycznego w moim odczuciu. Wynika to niewątpliwie ze znajomości warunków miejscowych i perspektywicznej polityki proboszcza – do dalszego trwania i przetrwania.
Po nabożeństwie (osobno przyszliśmy do kościoła i osobno powróciliśmy
do domu – takowe było polecenie Edzia) i śniadaniu – wyruszyliśmy samochodem.
I znów trasa wiodła piaszczystym traktem przez znajome wioski: Gwozdzikary,
Niekraszuny, dalej przez Michaliszki, Gierwiaty do [].
Przejeżdżaliśmy mostami nad mieniącą się błękitem Wilią. Żejmianą rzekami opiewanymi w pieśniach naszych Wieszczów. Darujcie mi, że dość często
przywołuję i przypominam Wam ten nasz wileński krajobraz – który tutaj na tzw.
Białorusi – pozostał jeszcze nadal bezludny, pierwotny, dziki, nieujarzmiony.
Jan Bułhak pisząc o krajobrazie wileńskim podkreślał, że „Ma on nieobjętą wielkość, samotność, ciszę i wnętrze zadumane żywiołu i wieczności. Prawda,
którą zrozumiałem tak bardzo późno. Nie będę Wam opisywał uroku mijanych łąk
– zarastającymi tysiącznymi kwiatami (to przecież maj) i chwastami, pękami olszyn
i wikliny, pól jeżących się przeróżnymi drzewami, sami dobrze pamiętacie te gaje,
brzeźniaki. Proszę tylko przypomnijcie te chłopskie stodółki z czterospadkową
strzechą – przywarte do ziemi te chłopskie chaty ze skośnym głębokim ścięciem na
przednim szczycie i niechaj łza się zakręci w Waszych oczach – gdy nie spotkacie już
więcej na tej trasie dawnych dworków – grających w słońcu – białymi kolumnami.
Tylko jeszcze te chaty chłopskie odważają się stanowić opór wichrom i burzom dziejowym. Widzimy już oto już Soły. Dom Boży – wyrośle murowany w cegle – strzela
ku niebu parą białych wieżyc barokowych, odważnie przetrwając wichry i burze.
Zdanie urwane.
nr 15–16 – 2009
30
Druga podróż do Wilna
Lecz oto już kończy się poezja i patos. Przejeżdżając koło kościoła widzimy
kosz wiklinowy zwieszający się na sznurze z okien wieżycy a w nim niby jaskółka
siedząca w gnieździe – kobieta zeskrobująca odpadające tynki i malująca jednocześnie poranione mury wieżyc – wapnem, białym kolorem nadziei… U stóp wieży grupa wyrostków, któryś mówi: „Ot skatina dla ksiendza rabotaje”. To już dramatyczna
proza twardej rzeczywistości. Panowie przed tymi chłopskim kobietami – Wanda
– bez której ks. Edzio zmarniałby dawno i przed Genowefą – zawieszoną hen na
wysokości 20 metrów w koszu i odnawiającą wieżę, jedyną zresztą opiekunką Ojca
Marsangera – który do momentu naszego przyjazdu leżał w łóżku, cierpiąc na bóle
żołądka (dwunastnica wrzodowa), rak – niewiadomo? A który obecnie wita nas z radością i wielkim wzruszeniem.
A jakże, pamięta swoje klasy: Zygmunta, Miecia, Edka, no tego zna dobrze
widuje go raz na 3 lata, Bacusia, wspomina Anezę (marynarza), Jaksztasa i innych.
Pamięta jak Emil Łukaszewicz czerwieniąc się stale tłumaczył ten objaw, że Jego
matka będąc panną tego rodzaju wypieków dostawała podczas każdej rozmowy.
Przypomnieliśmy wspólnie – wystawianie jasełek przez aktorów, wypracowane
przez Ojca Marsangera. Korzystając z nieobecności Edzia przekazałem wiadomość
od O. Paluszkiewicza – O. Marangerowi.
Nie wydaje mi się, by polecenia O. Paluszkiewicza sprawiły jakieś silniejsze wrażenie na O. Marsangerze. Z rozmów prowadzonych w czasie obiadu, z wzajemnych wypowiedzi Ojca M[arsangera], a i E. Ż. wywnioskowałem, że nie wierzą
oni ani w Misję ks. ks. Werbistów, ani też w celowość nominacji tego czy innego
kandydata na stanowisko biskupa. Obawa moich rozmówców, jak zrozumiałem
w czasie wzajemnej dyskusji, wynika, że Nowomianowany mógłby rozpocząć „rządy” od np. przenosin zasiedziałych już księży z miejsca na miejsce – co z uwagi
na ich stan zdrowia, wypracowanych kontaktów pomocy niesionej przez zaprzyjaźnionych wiernych równałoby się [z] podcięciem ich i pracy, i bytowania. Władze
sowieckie stosują właśnie tego rodzaju (w przybliżeniu) taktykę, wzywając kilkoro
naraz, względnie pojedynczo księży w wybrane dni słoty, wichury, mrozu do stawienia się np. w Mińsku, gdzie oczekują godzinami na nie wiadomo – jakiego rodzaju
odprawę, do której nie dochodzi, a jeżeli tak to wiadomo [w] jakim celu! Swoiste
„curiosum” stanowi stawiany im nieraz zarzut „o braku należytej troski o powierzone im parafie”. Poprzednio, gdy byli młodsi tego rodzaju zarzut był nie do pomyślenia wobec konkretnego zakazu wszelkiej działalności. Dzisiaj w teorii niby się
zmusza do tejże w celu przyśpieszenia zgonu staruszków, bo o takich to jest mowa.
Ks. J. M. dziwi się tym księżom, a jest takich kilku, którzy – nie mając samochodu
(bo są i tacy) – jeżdżą na te zebrania koleją, czyli drogą przez mękę jak to nazywa
O. M[arsanger]. On nigdy udziału nie bierze. Ojciec M[arsanger] mówi: „Dzisiaj
Archeologia pamięci
ksiądz na Białorusi winien siedzieć na miejscu. Kto księdza potrzebuje znajdzie go.
(Myślę kochani, że O. M[arsanger] rzecz widzi przez pryzmat lat swoich i zdrowia.
Ojciec T. Hoppe wyświęcony w Wileńskim Seminarium – obecnie Odessa, jak Ci
Zygmuncie opowiedziałem rusza się na trasie Odessa – Kijów – Krym), ale to inne
zagadnienie. Wzruszająca była opowieść Ojca M[arsangera] o znalezieniu gdzieś
w zakamarkach strychu sołeckiego kościoła kilku piszczałek organowych, zakupionych jeszcze widocznie przed samą wojną. Nieprawdopodobne perypetie z zainstalowaniem tychże, komplikacje z władzą miejscową. Podczas niektórych rocznych
nabożeństw kościół rozbrzmiewa rzewną melodią organów i płaczem zebranych.
Z Edziem zarówno przy powitaniu, jak również żegnając się był bardzo serdeczny.
Mnie miał za złe, że polecenie O. Paluszkiewicza chciałem przekazać tylko jemu.
Ma więc pełne zaufanie do naszego Edzia. Na półkach widziałem szereg książek
polskich – wydawnictwa powojenne, teksty homilii majowych i gazety otrzyma- 31
ne z Polski. Rozumiem, że to wszystko „przemycane”, a może prawie wszystkie.
Przecież do Edzia szereg przesyłek nie dochodzi – czego dowodem jest już pokaźna biblioteczka, którą kompletuję ze zwrotów, m.in. i tych przesyłek z pieczątką
Kurii, jako nadawcy. Po kilku godzinach rozmowy, wspomnień i wzruszeń widać
było wyraźnie, że nasz Ojciec M[arsanger] jest b. zmęczony, a i oznaki sklerozy były
coraz to bardziej widoczne. Nie ponawiałem treści misji O. Pal[uszkiewicza], bo widać było, że nasz Ojciec M[arsanger], nie ma potrzebnych sił ku temu, chęci, wiary
w celowość akcji.
Zbliżała się godzina 17. Nadszedł czas rozstania. Wszyscy byliśmy bardzo
wzruszeni. Raz jeszcze wspomnieliśmy czas realizacji i prób jasełek wystawianych
w naszej Budzie pod Jego reżyserią i z nami wykonawcami, a ściskając się otrzymałem przekazane przez Ojca Józefa błogosławieństwo wszystkim kolegom w kraju
i za granicą. Pamiętał i o Bronku Czarnockim, wie że walczył pod Monte Cassino.
Wie również, że Leon Hrynkiewicz zatykał proporczyk ułański na gruzach tegoż
klasztoru. Rozstaje się bardzo, bardzo wzruszony.
Moi Drodzy! Jeżeli w tej katordze, bo Białoruś to katorga – On o nas pamięta to my również nie możemy o nim zapomnieć. Na zakończenie prosi nasze
rodziny o modlitwy w intencji zachowania kościołów na Oszmiańszczyźnie. Prosi
o odwiedziny, a Ojca Pal[uszkiewicz] czeka w listopadzie.
O godzinie 19-ej byliśmy w Kiemieliszkach. Na prośbę Edzia siedziałem
na tylnych siedzeniach wozu – nie pokazując się zbytnio przez szyby wozu. Do
zmierzchu oczyszczaliśmy samochód z kurzu (tam jeszcze droga jak za czasów Napoleona, gdy prowadził swoją wyprawę na Moskwę), potem kolacja, wypad do „sławojki”, rozmowy i do łóżka. Przed snem wyszedłem jeszcze zapalić w ogrodzie (sad
z 6 drzew owocowych i kilku krzaków porzeczek), a potem raz jeszcze na rozgwież-
Druga podróż do Wilna
dżone niebo, słuchałem chórów żab, śpiewu słowika i brzęku komarów (pełno). Zapach białych jabłonek przypominał kwitnące sady dzieciństwa, a tu Edzio wzywał
już do powrotu. Jeszcze należało psy przewiązać na drut przeprowadzony dookoła
domu, tak żeby mogły chatę obiegać dookoła – pozostając na uwięzi, a wówczas
dopiero można z kołdrą na głowie poszukiwać wolnych radiostacji świata. Straszne!
Jutro powrót do Wilna! Może tam już mnie szukają! Nigdy nic nie wiadomo.
nr 15–16 – 2009
32
Dzień czwarty imprezy. 2 czerwca 1978 r.
O godzinie 12-ej w południe byliśmy z Edziem w Nowej Wilejce. Obecnie
to już Wilno, na wyrost co prawda. Do miasta dojechaliśmy już autobusem. Pożegnaliśmy się przy Braciach Jabłkowskich, dzisiaj Uniwermag dla dzieci! Smutno było
na pewno i Jemu i mnie! Na pożegnanie prosił mnie o przekazanie wam wszystkim
najserdeczniejszych pozdrowień i uścisków. To też niniejszym czynię!
O godz. 13 zameldowałem się hotelu George’a. Na obiedzie w restauracji
okazało się, że niejeden ja nie byłem przez ten czas nieobecny. Niektórzy z uczestników wycieczki byli nieobecni prawie aż do odjazdu pociągu. Po obiedzie błądziłem po ulicach naszego miasta, szukając znajomych śladów i drzew.
O godzinie 21, po kolacji, poszedłem na ul. Kasztanową nr 3 odwiedzić
Anielę i doręczyć prezent od Lali, a od nas lekarstwa, o które kiedyś prosiła. Nie mogłem dojść do mieszkania od strony podwórza. Było ciemno w korytarzach suteren,
choć oko wykol, a i wody pełno tam było po kostki. (W całym tym kraju od frontu
to jeszcze jako tako wyglądało, o ile wygląda, ale wejść od podwórka, od zaplecza,
to płakać się chce: Egzemplum: widoki we Lwowie, Odessie, a i w Leningradzie nie
bardziej estetyczne).
Trafiłem do mieszkania więc od frontowego. Znowu widok smutnej, beznadziejnej i opuszczonej starości. Niewiele można dopomóc staruszce, z niewymiernie wysokim ciśnieniem, trzymającą się ściany wobec tych ciągłych zawrotów głowy. Przypomniała sobie starowina, że Ją już odwiedzałem, chociaż początkowo brała
mnie za Ciebie, Zygmuncie, to za Kazika. Musiałem Jej długo opowiadać o Was,
a potem jeszcze dłużej wysłuchiwać opowiadań o Waszym dzieciństwie. O ś.p. Pani
Augustowskiej i Jej dobroci, o różach, które były zlecone jej opiece, a które Litwini
poniszczyli itd., itd. Przed kilku dniami zegar ścienny spadł ze ściany przez nikogo
nie poruszony. To jest zły omen. Może już koniec? Coś z tych legend i wieszczb
litewskich pełzło z ciemnych kątów tej sutereny. Musiałem przyrzec, że dowiozę
jeszcze kiedyś Ciebie Zygmuncie do p. Anieli! Żegnany łzami wracałem pełen refleksji do hotelu.
Jeden koniak za Wasze i nasze; i spać. Jutro rano porządkowanie grobów na
Rossie.
Archeologia pamięci
Dzień piąty. 3 czerwca 1978 r.
Godzina siódma rano. Msza św. w Ostrej Bramie. Trafiliśmy na ks. Litwina. Ta i modlić się nie chce! Matka Boska ta sama – tylko jeszcze bardziej smutna.
Wieniec starych kobiet. Dwoje, troje małych dzieci z dziadkami. Z ulicy dobiegają
krzyki, harmider hałastry idącej w czapkach!
O Mater Misericordia Ora Pro Vobis! Z Mieciem Pimpickim doprowadzamy
grób jego ojca do porządku, jeszcze obok jakiś. Kwiaty na płycie Marszałka! A kiedy
Legionistów? Jeżeli was nie zanudziłem to opiszę jeszcze i pobyt na Rossie. O godzinie 23-ej wracamy do PRL.
Wasz L.
33
nr 15–16 – 2009
34
Byli sobie Polesiusze, czyli szkic do dziejów Korporacji Akademickiej Polesia
Artykuły
Artykuły
Michał Laszczkowski, Michał Wołłejko
Byli sobie Polesiusze...
czyli szkic do dziejów Korporacji Akademickiej Polesia
Niniejszy tekst poświęcamy pamięci
ś.p. Filistra Witolda Wołłejki…
„[…] Podstawowym zadaniem Korporacji jest wychowanie młodego
akademika karnego i życiowo wyrobionego obywatela, przygotowanego do pracy
dla dobra Narodu i Państwa Polskiego, wyrobienie w nim silnego charakteru, wpojenie zasad honorowych koleżeńskiej solidarności. Korporacja troszczy się zarówno o byt materialny swych członków, jak i o ich postępy w nauce […]”.
(Fragment sprawozdania ogólnego z działalności K! Polesia z 1935 r.)
Wczesnym popołudniem 18 lutego 2009 r. odszedł na spotkanie z Panem
Witold Wołłejko, ostatni filister Korporacji Akademickiej Polesia. Miał 97 lat. Jego
jakże bolesna śmierć stała się dla nas motywem do pogłębienia badań nad dziejami
korporacji, które rozpoczął jeden z niżej podpisanych przeszło 2 lata temu. Wtedy
to Michał Laszczkowski – członek K! Welecja – przeprowadził pierwszą z cyklu kwerend archiwalnych. Ich wyniki były więcej niż zachwycające. Okazało się bowiem,
iż w wileńskich archiwach zachowało się bardzo wiele dokumentów dotyczących
Korporacji Akademickiej Polesia z lat 30. Kwerendą objęto przede wszystkim zespół dokumentów Uniwersytetu Stefana Batorego z Litewskiego Państwowego Archiwum Historycznego (Lietuvos centrinis valstybës archyvas – dalej: LCVA) oraz zespół Konwentu Polonia z Działu Rękopisów Biblioteki Litewskiej Akademii Nauk
(Lietuvos mokslu akademijos biblioteka. Rankrađčiř katalogas – dalej: LMAB.RS). O ile
w pierwszym z nich zachowała się niemalże pełna korespondencja między Polesią
a Rektoratem USB (w tym także statuty, sprawozdania i składy członkowskie), o tyle
w zespole Konwentu Polonia znaleźć można zarówno korespondencję obu stowarzyszeń w sprawach korporacyjnych, jak również skład osobowy ich władz. Niestety do tej pory autorom nie udało się odnaleźć w żadnym z powyższych archiwów
choćby szczątków archiwum samej Polesii.
Z czasem odnalezione w ten sposób dokumenty zostały wzbogacone ikonografią i relacjami ze zbiorów Michała Wołłejki. Naszą wiedzę poszerzają również
35
nr 15–16 – 2009
Byli sobie Polesiusze, czyli szkic do dziejów Korporacji Akademickiej Polesia
dane biograficzne poszczególnych Polesiuszy, zgromadzone w ramach badań nad
historią Ziemi Wileńsko-Nowogródzkiej, zwłaszcza dziejów AK.
Prezentowany poniżej tekst ma charakter ogólny. Jest – jak wskazuje tytuł – jedynie szkicem, mającym na celu podsumowanie stanu badan naukowych dotyczących
dziejów Polesii. Jesteśmy również przekonani, że rekonstrukcja historii tej korporacji,
mimo upływu czasu i śmierci filistrów, jest wciąż możliwa. Niezbędne do tego są dalsze badania, prowadzone w litewskich i polskich archiwach (choćby w dokumentach
Służby Bezpieczeństwa, znajdujących się w zasobie IPN, a dotyczących inwigilacji
środowiska korporantów). Być może poniższy tekst stanie się inspiracją dla rodzin
byłych Polesiuszy oraz innych korporantów do poszukiwania pamiątek i informacji
w rodzinnych archiwach, które nie tylko wzbogacą naszą wiedzę i umożliwią jak najszersze opracowanie – niedocenianego wciąż przez wielu – a istotnego fragmentu życia swych antenatów i naświetlenia ich niepospolitych sylwetek.
Historia polskich korporacji akademickich to temat wciąż nieopracowany
przez badaczy najnowszej historii Polski. Warto w tym miejscu podkreślić, że przeszłość Polesii, podobnie jak i innych korporacji akademickich z Wilna i Lwowa, stanowi bardzo istotny element dziejów Polaków na ziemiach zabranych.
Początki
Korporacja Polesia została założona 5 stycznia 1925 r. w Brześciu nad Bu
giem. Od początku miała zrzeszać studentów pochodzących z Polesia. Powstanie
korporacji w mieście nie będącym ośrodkiem akademickim było jednak niezgodne z przepisami obowiązującymi w Związku Polskich Korporacji Akademickich.
W owym czasie korporacja zrzeszała studentów z kilku ośrodków akademickich.
Sytuacja ta na dłuższą metę uniemożliwiała realną działalność. Mimo to, zapewne
wobec zbieżności ideowej ze związkiem, 11 maja 1925 r. na V Zjeździe ZPKA, Polesia otrzymała prawa członka informowanego. W późniejszym okresie dzień ten
został uznany za datę starszeństwa związkowego Polesii. Odznakami K! Polesia
były: herb, sztandar, dekiel i banda z cyrklem. Miały one barwy ciemno-zieloną, białą i złotą, a dekiel fuksowski był „o barwie zasadniczej”, tj. ciemnej.
W niespełna dwa lata później – 21 grudnia 1926 r. – Polesia została przeniesiona do Warszawy, a rok później – 1 lutego 1927 r., podczas VII Zjazdu ZPKA przy36
Statut Polskiej Akademickiej Korporacji Polesia, LCVA 175.15.92.48.
Szerzej o ZPK!A patrz m.in.: Rocznik Korporacyjny 1828–1928 (Warszawa: b.w., 1928); Z. Popławski,
„Związek Polskich Korporacji Akademickich w latach 1928–1939”, Zeszyty Stowarzyszenia Filistrów
Polskich Korporacji Akademickich, Zeszyt nr 9 (Warszawa 1995).
Protokół z V Zjazdu PKA 7–11 V 1925, LMAB.RS F.160.119.20.
Statut…, dz. cyt.
Artykuły
jęto korporację na członka rzeczywistego związku. Znamy trzy listy członkowskie
Polesii z lat 1927–1929. Obejmują one łącznie dwadzieścia cztery nazwiska. Wśród
nich znalazło się siedemnastu studentów uczelni warszawskich (dziesięciu politechniki, pięciu uniwersytetu i po jednym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego
i Wyższej Szkoły Handlowej), pięciu studentów wileńskich (wszyscy uniwersytet)
oraz po jednym z Poznania (uniwersytet) i Lwowa (politechnika).
Okres warszawski – mimo, iż niewiele o nim wiemy – nie był najszczęśliwszy. W ciągu trzech lat (1927–1929) korporacji udało się przyjąć zaledwie trzech kandydatów. Było to zdecydowanie za mało, by K! mogła funkcjonować w przyszłości.
Polesii groził zanik z powodu braku nowych członków. Ostatecznie w 22 maja 1929 r.
korporacja po raz kolejny zmieniła siedzibę. Tym razem było to Wilno. Wybór ten
nie był przypadkowy. Jednym z motywów tej decyzji był zapewne fakt, iż pięciu
studentów Uniwersytetu Warszawskiego pochodziło z tego miasta. Głównym jed- 37
nak powodem stały się wydarzenia, które rozegrały się w samym Wilnie. Oto bowiem 12 maja 1929 r. doszło do rozłamu na tle ideowym w korporacji Vilnensia.
Cześć członków, nie godząc się z upolitycznieniem korporacji w duchu lewicowym
i związaniem jej ze Związkiem Polskiej Młodzieży Demokratycznej, postanowiła opuścić jej szeregi. Z Vilnensi wystąpiło czternastu barwiarzy i pięciu fuksów.
Większość z nich odnajdujemy następnie wśród członków Polesii.10
Warto też zwrócić uwagę na pewien bardzo istotny szczegół. Dewiza Polesiuszy brzmiała Fines semper Polonicae omniaque pro Patria.11 To piękne hasło było wcielane
w życie przez Polesiuszy pracą społeczną, edukacyjną i repolonizacyjną wśród ludu
kresowego. Z czasem stało się jednym z podstawowych zadań korporantów. Wilno
– prężny ośrodek akademicki z USB jako jedną najlepszych uczelni ówczesnej Polski,
miasto inteligenckie – było w okresie międzywojennym stolicą całych kresów północno-wschodnich. Pełniło rolę stolicy tej resztówki, która pozostała po potężnym ongiś
Protokół VIII Zjazdu Polskich Korporacji Akademickich odbytego we Lwowie w dn. 7, 8 i 9 XII
2008, LMAB.RS F160.114.
Biuletyn Warszawskiego Koła Międzykorporacyjnego na semestr letni 1926/27 (Warszawa 1927); Biu­
letyn Warszawskiego Koła Międzykorporacyjnego na semestr letni 19276/28 (Warszawa 1928); Biuletyn
Warszawskiego Koła Międzykorporacyjnego na semestr letni 1928/29 (Warszawa 1929).
Statut Polskiej Akademickiej Korporacji Polesia, LCVA 175.15.92.48.
ZPMD powstał 12 VIII 1927 w Warszawie. Miał być „zarzewiem ruchu postępowego”, którego
celem była przebudowa polskiej rzeczywistości w kierunku sprawiedliwości społecznej i demokracji.
ZPMD propagował kult Józefa Piłsudskiego, zwalczał czynnie nacjonalizm i głosił radykalny antyklerykalizm.
List PKA Vilnensia do Wysokiego Konwentu Polonia, 14 V 1929, LMAB.RS F.160.39.60 rv.
10
Lista członków Polskiej Akademickiej Korporacji Polesia, LCVA 175.15.92.80-50 rv.
11
W okresie późniejszym dewizą było: Fines Poloniae Polonici Sunto.
Byli sobie Polesiusze, czyli szkic do dziejów Korporacji Akademickiej Polesia
Wielkim Księstwie Litewskim. Promieniowało blaskiem i siłą intelektualną, obejmując swym wpływem rozległe tereny od granicy Polesia z Wołyniem na południu, po
Dyneburg i „Polskie Inflanty” na północy. Było więc miejscem naturalnym dla chłopców z inteligenckich i ziemiańskich rodzin kresowych. Gdzież lepiej można było prowadzić pracę umacniającą polskość na Kresach, jak właśnie z Wilna.
Rok 1929 stał się przełomowym w dziejach Polesii. Od tego momentu zaczyna się żywiołowy i dynamiczny rozwój młodej korporacji, który przerwał dopiero wybuch wojny.
nr 15–16 – 2009
Okres wileński – rozwój
List Wileńskiego Koła Międzykorporacyjnego do J. Xiędza Rektora Uniwersytetu Stefana Batorego,
LCVA F175.1IA.565,116–117.
13
LMAB.RS F.160-33. l.67. Należy w tym miejscu poświęcić kilka słów niechlubnej postaci Stanisława
Zarako-Zarakowskiego. „Krwawy prokurator”, odpowiedzialny po wojnie za śmierć wielu niewinnych
ludzi, członków podziemia niepodległościowego i działaczy politycznych, pochodził z ziemiańskiej
rodziny z Witebszczyzny. Studiował prawo na USB. W trakcie studiów był członkiem Vilnensii,
a następnie aktywnym członkiem Polesii. Na przełomie lat 20. i 30. był sekretarzem władz korporacji,
prezesem i oldermanem. W archiwach wileńskich zachował się dokument datowany na 4 XI 1931, a kierowany przez Polesiuszy do Konwentu Polonia, którego fragment pozwalamy sobie zacytować: „[…]
zawiadamiamy, iż wobec nagłego wyjazdu z Wilna na czas dłuższy comilitona Zarako-Zarakowskiego
– na oldermana powołano comilitona Zdzisława Panklę”. LMAB.RS F.160-58.l.19. Z zachowanej
dokumentacji wynika, iż po tej dacie Stanisław Zarako-Zarakowski był jeszcze w Wilnie i wykonywał
funkcję prezesa stowarzyszenia. Ostatni z dokumentów sygnowanych przez niego pochodzi z 16 III
1932. Po tej dacie nie ma jakiegokolwiek śladu aktywności późniejszego komunistycznego prokuratora w szeregach Polesii. Nie figuruje też na żadnej z zachowanych list członkowskich i filisterskich.
Skądinąd wiadomo, że Zarakowski do Wilna z Warszawy wrócił. Czy wystąpił z Polesii, czy go z niej
usunięto? Tego, przy obecnym stanie wiedzy można się jedynie domyślać. Być może zerwanie kontaktów Zarakowskiego z Polesią wynikało z powodów prozaicznych. Żył on w latach 30. w ogromnej
biedzie, utrzymywał się miesiącami tylko z prac dorywczych i korepetycji. Trudne warunki bytowania
12
38
Na gruncie wileńskim Polesia została powitana nadzwyczaj przychylnie.
Wileńskie Koło Międzykorporacyjne odpowiadając na prośbę Rektora USB ks.
prof. Czesława Falkowskiego o opinię w sprawie statutów mających się organizować
stowarzyszeń studenckich bez zastrzeżeń poparło jedynie legalizację Polesii. Negatywne opinie uzyskały propozycje syjonistycznej korporacji Jordanii, korporacji
Piłsudii i żeńskiej korporacji Wilia. Natomiast z pewnymi drobnymi zastrzeżeniami poparto również korporację Concordia Vilnensis.12
W drugim semestrze roku akademickiego 1929/1930 władze K! Polesia
ukonstytuowały się w następującym składzie: prezesem został comiliton Marek Litwiński, wiceprezesem comiliton Antoni Krejwis, a sekretarzem comiliton Stanisław
Zarako-Zarakowski. Na oldermana powołano Antoniego Kozłowskiego.13 Początek
Artykuły
lat 30. to okres największego rozkwitu Polesii. W roku akademickim 1931/1932 na
liście członków korporacji odnajdujemy 68 osób. W tym 5 filistrów honoris causa,
38 filistrów zwyczajnych i 23 członków zwyczajnych, w których liczbie było 12 comilitonów, 3 barwiarzy i 8 fuksów.14 Z analizy list członkowskich Polesii wynika,
iż niezmiennie przez całe lata 30. dominowali studenci Wydziału Prawa i Nauk
Społecznych USB. I tak np. w roku akademickim 1933/1934 na jednej z list członkowskich zawierającej nazwiska 27 korporantów, aż 21 było studentami wydziału
prawa.15 Podobnie rzecz się miała w roku 1937. Wśród 31 umieszczonych w spisie
korporacyjnym, 25 Polesiuszy studiowało prawo.16
Członkowie Polesii byli więc środowiskiem bardzo zintegrowanym i pewnie
w jakiejś mierze hermetycznym. Znali się doskonale, nim jeszcze zostawali przyjęci w poczet „braci”. Razem studiowali, przyjaźnili się, a znajomość, przynajmniej
części z nich, wywodziła się jeszcze z czasów szkolnych, gdy pobierali nauki w gim- 39
nazjum im. Króla Zygmunta Augusta w Wilnie. To elitarne gimnazjum ukończyli
na początku lat 30. m.in. następujący Polesiusze: Stanisław Kucewicz, Wacław Religioni, Witold Wołłejko czy Witold Świerzewski.17
Postać tego ostatniego musiała, jak mniemamy, wywrzeć istotny wpływ
na postawy ideowe przyjaciół. Witold Świerzewski, bez wątpienia charyzmatyczny frontman młodego ruchu narodowego w Wilnie, członek Młodzieży Wszechpolskiej oraz Stronnictwa Narodowego, związał się z narodowcami już w okresie
gimnazjalnym. Doskonały mówca i zdolny prawnik odgrywał ważną rolę w pracy
samokształceniowej18 i ideowej Polesiuszy. Podczas studiów był Prezesem „Bratpowodowały, że zwyczajnie nie miał czasu na jakąkolwiek aktywność w życiu K!; tak przynajmniej
tłumaczył to przed laty filister Witold Świerzewski. Niemniej odpowiedź na to pytanie może mieć
istotne znaczenie w przyszłości. Ohydna, późniejsza postawa Zarako-Zarakowskiego (po wojnie
używał jedynie drugiego członu nazwiska) kładzie się cieniem na historii Polesii. Jeśli powodzeniem
zakończą się wysiłki zmierzające do reaktywacji Polesii, przyszli comilitoni i barwiarze bezwzględnie
będą musieli zmierzyć się z problemem i dopełnić obowiązku wyjaśnienia sprawy. Ostatni z dokumentów sygnowanych przez Stanisława Zarako-Zarakowskiego dotyczy zatwierdzenia prof. Wacława
Komarnickiego na stanowisko kuratora K! Polesii. Pismo do Senatu USB z dnia 16 III 1932, LCVA
F175.15.92.46. Rozmowa Leszka Żebrowskiego z Witoldem Świerzewskim.
14
Lista członków Polskiej Akademickiej Korporacji Polesia, LCVA 175.15.92.80-50 rv.
15
Lista członków Stowarzyszenia „Polska Akademicka Korporacja Polesia”, LCVA F175.15.92.89.
16
Spis członków K! Polesia wg stanu z dnia 1 III 1937, LCVA 175.15.92.80-7.
17
Relacja Witolda Wołłejki (nagranie ze stycznia 2009); nekrologi (dalej – „Zbiór nekrologów”),
zbiory Witolda Wołłejki, archiwum rodzinne MW.
18
W dokumentach z archiwów wileńskich zachowały się tytuły niektórych referatów wygłoszonych
przez Witolda Świerzewskiego na kwaterze Polesii. Były to m.in.: „Kwestia białoruska w Polsce”
(1935) oraz „Stan komunizmu w chwili obecnej i sposoby walki z nim” (1936). Sprawozdanie ogól-
nr 15–16 – 2009
40
Byli sobie Polesiusze, czyli szkic do dziejów Korporacji Akademickiej Polesia
niej Pomocy” Studentów USB19, organizatorem niezliczonych „akcji politycznych
na terenie miasta Wilna” i sekretarzem posła na Sejm z ramienia SN Aleksandra
Zwierzyńskiego. Nadzwyczajnie aktywny w organizacji sieci terenowej SN na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie, był również bodajże jedynym z Polesiuszy, który „zaliczył” odsiadkę w obozie dla przeciwników politycznych sanacji w Berezie
Kartuskiej na Polesiu.20 Nie był jednak jedynym członkiem korporacji, związanym
z ruchem narodowym. Nie wgłębiając się precyzyjnie w kwestie instytucjonalne
w działaniach politycznych endecji w Wilnie aktywnie uczestniczyli także: Stefan
Pacanowski, Zbigniew Leon Nanowski, Stanisław Gołębski, Stefan Kiełkiewicz czy
Tadeusz Karwowski. Dodajmy, że były to postaci odgrywające istotną rolę w życiu
korporacji. Co najmniej trzech z nich, w różnych okresach, zasiadało we władzach
stowarzyszenia. Niewątpliwie jeszcze większą rolę ideową odgrywał filister honoris
causa korporacji i jej kurator prof. Wacław Komarnicki, prawnik i poseł z ramienia
Stronnictwa Narodowego oraz wileński samorządowiec (członek Koła Chrześcijańsko-Narodowego w Radzie Miasta Wilna).21
Większość Polesiuszy w latach 30. – podobnie jak i wielu innych członków
polskich korporacji akademickich – była ideowo bliska narodowcom lub należała
do struktur poszczególnych formacji Obozu Narodowego.22 Nie było to zresztą
z ówczesnej perspektywy zaskakujące.
Przypomnijmy, iż w systemie państwa autorytarnego, licznych nadużyć ze
strony władzy i stosowania metod niedemokratycznych (czasami pozaprawnych),
permanentnych problemów gospodarczych, wreszcie narastającego zagrożenia ze
strony Niemiec i – zwłaszcza na Kresach – odczuwalnej ofensywy propagandowej komunistów, postulaty ruchu narodowego i ciekawy, nowoczesny program polityczny
przyciągały wielu zwolenników. Dodajmy jeszcze, że młodzież – z natury swej buntownicza i przekorna – garnęła się pod skrzydła endecji, widząc w niej alternatywę
ne z działalności w roku 1935, LCVA 175.15.92.77; Sprawozdanie z działalności ogólnej Korporacji
Polesia za rok 1936, LCVA 175.15.92.12.
19
Innymi Polesiuszami działającymi aktywnie w „Bratniaku” byli: Stefan Pacanowski i Jan Paw­
łowski.
20
„Świerzewski Witold” [w:] Encyklopedia „białych plam”, T. XVII (Radom: Polskie Wydawnictwo
Encyklopedyczne, 1996): s. 104–105. Zob. też: P. Siekanowicz, Obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej
1934–1939 (Instytut im. Romana Dmowskiego, Chicago, Instytut Historyczny im. Romana
Dmowskiego, Warszawa, 1991): s. 31, 33, 62–63, 88.
21
Biogramy uczonych polskich, (red.) A. Śródka, P. Szczawiński, Część I: Nauki społeczne, zeszyt 2:
K–N (Wrocław: Ossolineum, 1984).
22
Według posiadanych informacji w liczbie 270 korporacji ok. 100 było ideowo endeckich. Ponadto
funkcjonowały korporacje o profilu chrześcijańskim, bliskie piłsudczykom czy grupujące środowiska harcerskie.
Artykuły
dla skostniałej i – w wielu środowiskach elitarnych – skompromitowanej sanacji.23
Echa zainteresowań i poglądów politycznych Polesiuszy odnaleźć możemy analizując
choćby tytuły referatów samokształceniowych wygłaszanych przez „braci” podczas
tzw. zebrań dyskusyjnych. Oto niektóre z nich: „Masoneria, a historia Polski”, „O podstawach cywilizacji i kultury narodowej”, „Dorobek kulturalny narodu jako podstawa
jego potęgi i siły”, „Stan komunizmu w chwili obecnej i sposoby walki z nim”.24
Ślady kontestacji i niechęci do piłsudczyków wśród Polesiuszy odnajdujemy
również w innych dokumentach korporacji. I tak chociażby delegacja Polesii wystąpiła bez sztandaru podczas uroczystości pogrzebowych Józefa Piłsudskiego w dniu
18 maja 1935 r.25 Miały też miejsce wystąpienia bardziej radykalne. Część z comilitonów (co najmniej siedmiu) brała aktywny udział w studenckich akcjach strajkowych
i protestacyjnych na przełomie 1936/1937 r., określanych eufemistycznie w oficjalnej korespondencji pomiędzy Ministerstwem Wyznań Religijnych i Oświecenia 41
Publicznego (sic!), a Rektorem USB jako „akcje polityczne kolidujące z przepisami
kodeksu karnego”.26 Utrzymywane były także związki towarzyskie z K! Filomacja
Vilensis27, której przynajmniej część członków była związana z ruchem narodowoJednym z kompromitujących i skandalicznych wydarzeń obciążających „obóz władzy” była
głośna sprawa pobicia przez oficerów garnizonu wileńskiego Stanisława Cywińskiego, Zygmunta
Fedorowicza i Aleksandra Zwierzyńskiego. Byli to wielce szanowani w Wilnie przedstawiciele środowiska naukowego, działacze polityczni i społeczni. Por.: P. Siekanowicz, Praktyki dyktatury. Sprawa
napadu na redakcję »Dziennika Wileńskiego« w 1938 r. (Instytut im. Romana Dmowskiego, Chicago,
Instytut Historyczny im. Romana Dmowskiego, Warszawa: 1993).
24
Referaty wygłoszone w latach 1935/36. Sprawozdania z działalności ogólnej K! Polesia.
Sprawozdanie ogólne z działalności w roku 1935, LCVA 175.15.92.77.
25
Pismo nr 814/35 z dnia 19 V 1935 do Konwentu Polonia w Wilnie, LMAB RS. F. 160.0912. l.160.
Polesiusze w tym piśmie (napisanym już po uroczystościach pogrzebowych) tłumaczą dlaczego nie
wystąpili ze sztandarem. Jak piszą: „wziąć udziału ze sztandarem nie mogliśmy jedynie z przyczyn
technicznych od nas zupełnie niezależnych i nieprzewidzianych”.
26
Pismo Rektora USB W. Staniewicza do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicz­
nego z 13 VII 1937, LCVA 175.15.92.31–32.
27
Rozmowa przeprowadzona przez Michała Wołłejkę z filistrem Mieczysławem (Stanisławem)
Cholewą w maju 1993 w Gdańsku. Niejako anegdotycznie pozwalamy sobie na przytoczenie jednego
z fragmentów relacji nieżyjącego już filistra Cholewy, który wspominał, iż podczas rozbijania „jakiegoś komunistycznego wiecu na USB – a byli z nami – jak pamiętam po kolorze dekli – także koledzy
z Polesii. Jeden z tych komunistów perorował z mównicy do zgromadzonych o polskim imperializmie i odwiecznych prawach Litwy do Wilna, które Polska siłą jej odebrała”; [dodajmy dla porządku,
że nie przeszkadzało internacjonaliście, iż państwo litewskie było burżuazyjne – przyp. MW] „[…]
Pierwszym, który wdarł się na mównicę i strącił z niej tego komunistę był kolega – z pochodzenia
Tatar i muzułmanin. Chciał on najwyraźniej efektownie zakończyć wywód przedmówcy i nie mogąc
znaleźć odpowiedniej puenty krzyknął – A Litwa …, a Litwa jest karłem narodów”.
23
nr 15–16 – 2009
Byli sobie Polesiusze, czyli szkic do dziejów Korporacji Akademickiej Polesia
-radykalnym. Polesia miała wreszcie zawarty kartel z lwowską Scythią – K! o wybitnie narodowym profilu.28
Niewykluczone, że odmienne poglądy polityczne Polesiuszy i ich aktywność doprowadziły do animozji i ochłodzenia relacji z „konserwatywnym” i raczej
piłsudczykowskim, a w każdym razie neutralnym politycznie Konwentem Polonia.
W pewnym momencie doszło nawet do tego, iż Polesiusze zaprzestali „stosować
usus wzajemnych ukłonów”.29
Rok 1937 okazał się być najtrudniejszym od momentu powstania Polesii. Zarządzeniem ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Nr IV
M-277/37 z dnia 31 marca 1937 r. Korporacja Polesia została zdelegalizowana.30
Twarda postawa ideowa, represje i szykany władz oraz sprawy karne wobec korporantów uwieńczone zostały administracyjnym rozwiązaniem stowarzyszenia. Już
trzy tygodnie później korporanci wnieśli za pośrednictwem Senatu USB podanie
o ponowną rejestrację Polesii. W głosowaniu członków Senatu USB, siedmiu z grona
wykładowców opowiedziało się za przychylnym rozważeniem prośby o przywrócenie do życia K! Polesia. Pięciu członków Senatu wstrzymało się od głosu, motywując to w dwóch przypadkach31 tym, iż „zupełnie nie znają (sic!) tej Korporacji” oraz
„brakiem czasu do wyrobienia sobie własnego zdania w tej materii”.32
Jak się okazało pozytywne stanowisko władz uczelni było jedynie połową
sukcesu. Ministerstwo nadal odmawiało rejestracji Polesii, uzależniając to m.in.
od wyniku zakończenia spraw karnych, administracyjnych i dyscyplinarnych wobec poszczególnych członków korporacji w związku „z udziałem w zajściach na
terenie akademickim lub poza tym terenem w bieżącym roku akademickim”33
(tj. 1936/1937). W końcu, dopiero w październiku 1937 r. Polesia mogła wznowić
legalną działalność, a 28 stycznia 1938 r. Senat USB zatwierdził statut korporacji.
W nowo powstałym prezydium zasiedli: Józef Musiałowicz – prezes, Wacław GłuKartel został zawarty w 1937.
Pismo nr 16/II/36 z dnia 28 V 1936 do Prezydium Konwentu Polonia, LMAB RS. F.160.64/2.179.
Według niezweryfikowanych relacji ustnych jednego z filistrów Konwentu Polonia, miało nawet
dojść do próby wybicia przez Polesiuszy szyb na kwaterze Polonii i bójki, w której rzekomo po obu
stronach brało udział od kilkunastu do kilkudziesięciu osób.
30
Niestety autorom nie udało się dotrzeć do treści zarządzenia Nr IV M-277/37. Jego numer znany
jest z treści pisma Jerzego Alexandrowicza p.o. Dyrektor Departamentu w MWRiOP do Rektoratu
USB z 6 X 1937, w którym minister zezwala na ponowne zatwierdzenie Polesii, LCVA 175.15.92.6.
31
Byli to profesorowie Kornel Michejda i Marian Morelowski.
32
Por. Kurenda do pp. Członków Senatu Busz 23 IV 1937, LCVA 175.15.92.6.
33
Pismo Jerzego Alexandrowicza p.o. Dyrektora Departamentu w MWRiOP do Rektora USB
z 19 V 1937, LCVA 175.15.92.31-36.
28
29
42
Artykuły
szek – wiceprezes i Władysław Mackiewicz – sekretarz. Kuratorem stowarzyszenia
obrano jak dawniej filistra honoris causa korporacji, prof. Wacława Komarnickiego.
Brak możliwości legalnej działalności odbił się na sile i aktywności Polesii.
Dość powiedzieć, że liczba członków rzeczywistych spadła do 28 osób, a liczba
przeprowadzonych konwentów (zebrań ogólnych) wyniosła raptem 6, a więc o połowę mniej w stosunku do roku poprzedniego. Starano się jednak utrzymać na porównywalnym poziomie coetusy, czyli zebrania dyskusyjne – referatowe o charakterze
naukowym i samokształcącym. Jerzy Dubiel podjął temat „Pracy kulturalno-oświatowej na Kresach Wschodnich”, a coraz bardziej napiętą sytuację w Wolnym Mieście
Gdańsku omawiał Mirosław Lepieszkiewicz.
Warto w tym miejscu omówić sprawy organizacyjne i prześledzić finanse Polesii. Korporacja przez cały okres swego funkcjonowania w Wilnie „nie dorobiła się”
własnego lokalu, czyli używając terminologii korporacyjnej kwatery, którą wynajmo- 43
wano. Mieściła się ona w kamienicy przy ulicy Garbarskiej 1 m. 16. Analizując preliminarz budżetowy na rok 1936, wyraźnie widać, że główną pozycję stanowiły opłaty
za kwaterę. Same koszta z tytułu wynajmu wynosiły (rocznie) 660 zł. Jeśli dodamy do
tego podatek od lokalu, opłaty za światło, opał i wydatki za sprzątanie to otrzymamy w ciągu roku kwotę 1072 zł. Niemal w całości zobowiązania te były pokrywane
ze składek członkowskich wynoszących (bez zaległości) 1100 zł. Dodajmy, że w roku
akademickim 1936/1937 liczba członków zwyczajnych, a więc bez filistrów oscylowała wokół 30 osób. Tak więc uśredniając, każdy z korporantów wnosił na rzecz stowarzyszenia przeszło 30 zł. rocznie, czyli niepełne 3 zł. miesięcznie.34 Było to równowartością kilku skromnych obiadów studenckich lub butelki dobrej wódki.
Wojna, zagłada i PRL
Polesiusze wkroczyli w ostatni rok akademicki 1938/1939 osłabieni. Na
odbudowę niestety zabrakło już czasu. Był to, jak się okazało, ostatni rok funkcjonowania Wszechnicy Batorowej i ostatni rok wolnej Polski. Wojna przyniosła ostateczną zagładę środowiska akademickiego Wilna. Nie odrodziła się też Korporacja
Polesia. Na podstawie dotychczas odnalezionych dokumentów nie wiemy jak wyglądał ostatni z zarządów korporacji w semestrze letnim 1938/1939 r. Jest to tym
bardziej istotne, że mając tę wiedzę można by podjąć próby ustalenia (choćby poprzez dotarcie do rodzin) tego, co stało się po wrześniu 1939 r. z majątkiem Polesii
i – co równie ważne – z jej wewnętrznym archiwum.
Nie można wykluczyć, że zostało ono zabezpieczone i ukryte. W okresie
względnego spokoju pomiędzy listopadem 1939, a czerwcem 1940 r., tj. w czasie
34
Polska Akademicka Korporacja Polesia. Preliminarz budżetowy na rok 1936, LCVA 175.15.92.78.
nr 15–16 – 2009
Byli sobie Polesiusze, czyli szkic do dziejów Korporacji Akademickiej Polesia
okupacji litewskiej Wilna, było aż nadto możliwości, by uporządkować te sprawy.35
Można domniemywać, że archiwalia nie zostały w tym czasie zniszczone, gdyż
mało kto wówczas przypuszczał, jak zakończy się wojna. Na pewno niewielu lub
zgoła nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że Wilno pozostanie poza granicami
Polski, która – okrojona – zostanie na półwiecze poddana bolszewickiej okupacji.
Rzecz jasna wykluczyć nie można również tego, że w za „pierwszego lub drugiego
Sowieta” dokumenty zostały zniszczone, zwłaszcza w okresie ekspatriacji do Polski
„ludowej”. Były to bowiem materiały, które mogłyby narazić wiele osób na niebezpieczeństwo ze strony komunistów. Nie wiemy także czy w okresie okupacji miały
miejsce podziemne komersze. Posiadamy natomiast garść informacji o zaangażowaniu w pracę podziemną i niepodległościową niektórych Polesiuszy. Prześledźmy
pokrótce losy okupacyjne kilku z nich.
Polegli i zmarli:
Filister Michał Zienkowicz poległ na polu chwały we wrześniu 1939 r.
Filister Władysław Downar-Zapolski i Walenty Szwabowicz dostali się
w 1939 r. do niewoli sowieckiej. Ich nazwiska odnajdujemy na „Liście Katyńskiej”.
Filister Florian Doliwa-Dobrowolski zmarł (w wyniku wycieńczenia w obozach sowieckich) w 1942 r., w Basrze w Iraku.36 Z tych samych przyczyn w Janga-Jul
koło Taszkientu37 odszedł filister Czesław Przednikiewicz.
Filister Jan Pawłowski został zamordowany przez Niemców w obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen.38
Ocaleni:
Filister honoris causa K! Polesia, prof. Wacław Komarnicki został aresztowany zaraz po wejściu Sowietów w 1939 r. Osadzony w Graizowcu szczęśliwie przeżył. Wraz z armią polską gen. Władysława Andersa opuścił ZSRS i dotarł do Londynu, gdzie był ministrem w rządzie Stanisława Mikołajczyka. Zmarł na emigracji
w 1954 r.39
Filister Mariusz Cieszewski, żołnierz kampanii wrześniowej, po ataku sowieckim internowany na Litwie Kowieńskiej. Uciekł z obozu internowania i przedostał
44
Dodajmy, że w czasie okupacji Wilna i Wileńszczyzny, niemal cały czas przebywało na miejscu
przynajmniej kilkunastu Polesiuszy.
36
Wykaz poległych i zmarłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie (Londyn: b.w., 1952): s. 146.
37
Tamże, s. 124.
38
Por.: J. Gliński, Słownik Biograficzny Lekarzy i Farmaceutów – ofiar II wojny światowej (Wrocław:
Wydawnictwo Medyczne Urban & Partner, 1997).
39
Biogramy uczonych polskich…, dz. cyt.
35
Artykuły
się na Zachód. Brał udział w bitwie pod Narwikiem i w walkach we Francji, gdzie
został ciężko ranny podczas ewakuacji z Dunkierki. Okupację spędził we Francji,
gdzie był zaangażowany w pracę podziemną we francuskim ruchu oporu. Mieszkał
m.in. w okolicach Lyonu i Grenoble, gdzie korzystał z życzliwej opieki hr. Branickiej
(babcia filistra Cieszewskiego była z domu Branicka). Aresztowany przez gestapo
w 1944 r., uciekł (już drugi raz podczas tej wojny) z konwoju. Po wojnie pracował
w gimnazjum polskim w Paryżu. Został przez personel komunistycznej ambasady
w Paryżu zmuszony do przyjazdu do PRL. Zmarł w Warszawie w 1977 r.40
Filister Witold Świerzewski, ps. „Bartek”, „Budrys”, „Wolski”. Jako zmobilizowany w stopniu ppor. rezerwy, znalazł się we wrześniu 1939 r. w jednostkach
zapasowych WP. Po ataku sowieckim 17 września 1939 r. przekroczył granicę litewską i został internowany. Po ucieczce z obozu internowania – od grudnia 1939 r.
– czynnie zaangażowany w pracy konspiracyjnej na Wileńszczyźnie. Delegat SN 45
najpierw w Okręgowej Radzie Politycznej, przekształconej następnie w Okręgową
Delegaturę Rządu (ODR). Aresztowany przez gestapo w październiku 1943 r., został w wyniku zabiegów podziemia wykupiony i zwolniony przez Niemców (20 IV
1944). Jako osoba zdekonspirowana, opuścił Wilno i udał się do Warszawy. Wydelegowany przez SN do Rady Politycznej organizacji NIE. Po wojnie uniknął aresztowania i prawdopodobnej śmierci z rąk komunistów, ukrywając się do 1956 r. Nigdy
nie pozwolono mu wrócić do pracy adwokata. Zmarł w Warszawie w 1988 r.41
Filister Wacław Religioni – w podziemiu także pracował w Okręgowej Delegaturze Rządu w Wilnie (Pełnił funkcję sekretarza Delegata Rządu –Zygmunta Fedorowicza). Zadenuncjowany i aresztowany 11 stycznia 1945 r. przez NKWD/NKGB,
skazany został w zbiorowym procesie na 10 lat ITŁ. Wrócił z Kołymy w 1955 r.
Zmarł w Warszawie w 1993 r.42
Filister Witold Wołłejko, ps. „Karol” za udział w kampanii wrześniowej
1939 r. otrzymał Krzyż Walecznych. Dostał się do niewoli sowieckiej i trafił do obozu w Starobielsku. Z uwagi na fakt urodzenia na terytorium Litwy Kowieńskiej,
został przekazany Litwinom. Od grudnia 1939 r. w konspiracji; żołnierz ZWZ-AK
Okręgu Nowogródzkiego i Wileńskiego. Uczestnik walk o Wilno w lipcu 1944 r. (za
udział w operacji „Ostra Brama” otrzymał po raz drugi Krzyż Walecznych). Aresztowany przez NKGB zimą 1945 r. W wyniku wstawiennictwa znajomych członków
List (filistrowej) Marii Cieszewskiej do MW z 11 IV 2009 (e-mail). Informacje uzyskane od (filistrowicza) prof. Marka Jana Chodakiewicza.
41
„Witold Świerzewski” [w:] Encyklopedia.., dz. cyt. Por. także: L. Tomaszewski, Kronika Wileńska
1941–1945 (Warszawa: „Pomost”, 1992): s. 193–194.
42
„Zbiór nekrologów”; L. Tomaszewski, Kronika Wileńska…, dz. cyt., s. 192.
40
nr 15–16 – 2009
Byli sobie Polesiusze, czyli szkic do dziejów Korporacji Akademickiej Polesia
Biura Pełnomocnika ds. Ewakuacji z LSSR zwolniony z więzienia przy ulicy Ofiarnej. Nielegalnie przedostał się do Polski „ludowej”. Kilkakrotnie zmieniając miejsce
zamieszkania uniknął aresztowania. Inwigilowany w PRL. Zmarł w lutym bieżącego roku.
Filister Józef Zwinogrodzki ps. „Kozłow, Turkuć” – jeden z pierwszych partyzantów na Nowogródczyźnie. Dowódca VIII batalionu 77 pp. AK „Bohdanka”.
Po operacji „Ostra Brama” pozostał nadal w konspiracji. Od lipca 1944 r. do aresztowania w maju 1945 r. pełnił funkcję szefa Wydziału Informacji i Prasy, a następnie Wydziału Bezpieczeństwa w ODR. Skazany na 15 lat ITŁ. Więzień Workuty,
aktywny uczestnik wystąpień łagierniczych w latach 50. (Członek quasi komitetu
strajkowego). Wrócił do PRL w 1956 r. Na zesłaniu w sposób praktyczny nauczył się
zawodu lekarza – ortopedy. Zmarł w 2005 r. w Warszawie.43
Oto tylko kilka przykładów wojennych i powojennych losów Polesiuszy. W szeregach podziemia niepodległościowego walczyło ich znacznie więcej.44
Na obecnym etapie badań nie jesteśmy w stanie przedstawić w miarę pełnej listy
poległych, zaginionych i zmarłych korporantów Polesii. Równie niewiele wiemy
o powojennym funkcjonowaniu korporacji. Na pewno były utrzymywane (przynajmniej po 1956) kontakty towarzyskie. Odbywały się nielegalne spotkania – kwatery.
Prawdopodobnie miał miejsce jeden komers. „Bracia” udzielali sobie też wzajemnego wsparcia i pomocy.45 Najprawdopodobniej środowisko było też przedmiotem
zainteresowania Służby Bezpieczeństwa.46 Opracowanie wszystkich tych kwestii
wymaga jeszcze czasu i – jak wspomnieliśmy na wstępie – kolejnych badań.
A gdy umrę pochowajcie…
Na jednym z warszawskich cmentarzy znajduje się grób czterorodzinny.
W kwaterze tej złożone zostały szczątki czterech przyjaciół. Są tam pochowani filistrzy: Witold Świerzewski, Stefan Pacanowski, Jerzy Przyłuski i Tadeusz Karwowski. Za życia byli „braćmi”, wolą ich było spocząć razem i wspólnie czekając na
Por. więcej: K. Krajewski, Na Ziemi Nowogródzkiej (Warszawa: Pax, 1997); Biuletyn Informacyjny
ŚZŻAK, listopad–grudzień 2005. Rozmowa z Józefem Zwinogrodzkim przeprowadzona przez MW
w październiku 1995 w Warszawie.
44
Np. filister Tadeusz Karwowski służył w II batalionie 77. pp. AK w Okręgu Nowogródzkim.
Jednostką dowodził por. Jan Borysewicz ps. „Krysia”.
45
Relacja Witolda Wołłejki (nagranie ze stycznia 2009). Ślady wzajemnych kontaktów i pomocy
w różnych, często nawet drobnych sprawach odnaleźć można w korespondencji prywatnej filistra
Wołłejki (archiwum rodzinne).
46
Na pewne poszlaki inwigilacji środowiska Polesii natrafić możemy analizując materiały SB znajdujące się w zasobie IPN.
43
46
Artykuły
Zmartwychwstanie „śnić snem wiecznym”. Czy może być większy dowód „miłości
braterskiej” wileńskich Polesiuszy …
Post Scriptum
Wszystkie osoby, które posiadają informacje mogące przyczynić się do poszerzenia stanu badań o K! Polesii i innych polskich korporacjach akademickich lub
udzielić informacji o losach korporantów prosimy o kontakt z redakcją Słownika
Biograficznego Korporantów Polskich: [email protected] lub listownie:
Michał Wołłejko: Plac Inwalidów 3/34, Warszawa 01-616.
47
C! Witold Wołłejko.
Byli sobie Polesiusze, czyli szkic do dziejów Korporacji Akademickiej Polesia
nr 15–16 – 2009
Polesiusze przed dworkiem w majątku Ołona, 1932 r.
48
Na kwaterze K! Polesia: pierwszy z lewej w okularach to Mariusz Cieszewski, drugi z prawej siedzi
Witold Wołłejko, stoi za nim (z ręką na ramieniu innego comilitona) Wacław Religioni. Obok po
lewej stoi Edward Sokołowski, pod nim siedzi Stefan Pacanowski, piąty siedzący za stołem z wąsem
to Andrzej Ćwirko-Godycki. Korporant który pije z kufla to Witold Świerzewski.
Wilno z wysokości dachów: w kapeluszu Witold Wołłejko, w deklu prawdopodobnie
Wacław Religioni. W tle widać kamienice przy ul. Mickiewicza.
Artykuły
49
Poczet sztandarowy Korporacji Polesia udaje się na uroczystości – w tle brama kwatery przy ul. Garncarskiej w Wilnie.
nr 15–16 – 2009
Byli sobie Polesiusze, czyli szkic do dziejów Korporacji Akademickiej Polesia
Obchody Święta Konstytucji 3 maja w Wilnie. Uroczysty pochód akademicki na ul. Mickiewicza
– na czele Konwent Polonia ze sztandarem, następni idą Polesiusze.
50
Uczestnicy „Blokady” (strajku okupacyjnego) Domu Akademickiego w Wilnie w listopadzie 1936 r.
opuszczają miejsce protestu w asyście policji. Wśród protestantów widoczne dekle Korporacji Polesia. Blokada była protestem młodzieży narodowej wobec rządów obozu sanacyjnego.
Artykuły
Arkadiusz Meller
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa
dla liberalizmu i marksizmu
Kwestie gospodarcze i agrarne w myśli politycznej
Obozu Narodowo-Radykalnego „ABC”
„Wolność i praca dla Polaka w Polsce!
Chrześcijańska sprawiedliwość społeczna
51
Narodowe koleżeństwo pracy!
W tych trzech hasłach streszcza się nasz ideał społeczny”
Wojciech Zaleski
Problematyka dotycząca życia gospodarczego w latach 30. ubiegłego wieku była zagadnieniem dość często pojawiającym się w polskiej myśli politycznej.
Nie inaczej było w przypadku narodowych radykałów. Jest rzeczą dość powszechnie znaną, iż ów ruch polityczno-ideowy dzielił się na dwie grupy: Ruch Narodowo-Radykalny „Falanga” oraz Obóz Narodowo-Radykalny „ABC”. Rozłam
wewnątrz jednolitego pod względem strukturalnym Obozu Narodowo-Radykalnego nastąpił 25 kwietnia 1935 r. Wówczas to grupa związana z Bolesławem Piaseckim dokonała secesji z ONR. Powodami rozłamu były różnice: w stosunku do
Stronnictwa Narodowego (zwolennicy Bolesława Piaseckiego wyrażali większe zastrzeżenia, co do możliwości współpracy z tą partią niż grupa Henryka Rossmanna); ambicje osobiste przywódców obu frakcji; sprzeciw wobec istnienia tajnej
organizacji w ONR; różnice w podejściu do gospodarki planistycznej. Zwolennicy Bolesława Piaseckiego, rekrutujący się głównie z Oddziału Akademickiego
W. Zaleski, „Nasz ideał społeczny”, Nowy Ład, nr 5 (1936): s. 3.
O zapatrywaniach RNR-„Falanga” na ekonomię zob.: A. Meller, „Koncepcje gospodarczo-agrarne
Ruchu Narodowo-Radykalnego „Falanga”, Glaukopis, nr 13–14 (2009): s. 68–100.
Sz. Rudnicki, Obóz Narodowo-Radykalny. Geneza i działalność (Warszawa: Czytelnik, 1985):
s. 261–262; B. Grott, Nacjonalizm chrześcijański. Narodowo-katolicka formacja ideowa w II Rzeczypospolitej
na tle porównawczym (Krzeszowice: Dom Wydawniczy „Ostoja”, 1999): s. 103; J. M. Majchrowski,
„Obóz Narodowo-Radykalny – okres działalności – okres działalności legalnej”, Dzieje Najnowsze,
t. 3 (1976): s. 69; B. Grott, Katolicyzm w doktrynach ugrupowań narodowo-radykalnych do 1939 roku
(Kraków: Nakładem UJ, 1987): s. 83–87.
nr 15–16 – 2009
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
Obozu Wielkiej Polski oraz redakcji Akademika Polskiego, utworzyli Ruch Narodowo-Radykalny – zwany także ONR-„Falanga” – który w późniejszym okresie
działalności został dotknięty procesem dekompozycji. Do czołowych działaczy
tej grupy należeli m.in.: Wojciech Wasiutyński, Witold Staniszkis, Marian Reutt,
Wojciech Kwasieborski. Z kolej zwolennicy Henryka Rossmanna (do których
należeli m.in.: Jan Korolec, Tadeusz Gluziński, Tadeusz Todtleban) tworzyli nadal ONR, do którego dodawano wyrażenie „ABC” (nazywany tak od głównego
pisma tej frakcji). Warto zaznaczyć, że Jan Mosdorf, będący w okresie legalnej
działalności obozu jego przywódcą po delegalizacji oficjalnie nie wsparł żadnej
z rywalizujących ze sobą grup.
Należy podkreślić, że wewnętrzna struktura organizacyjna, która przybrała
formę Organizacji Polskiej, w przeciwieństwie do RNR-„Falanga”, miała charakter
wielopoziomowy i była tajna. Przyjęcie takiej formy organizacyjnej miało umożliwić skupienie najbardziej ideowych członków, którzy poprzez swoją wzorową postawę stanowiliby punkt odniesienia dla reszty społeczeństwa.
W związku z tym staje się oczywistym, że działalność tej grupy narodoworadykalnej, której liczebność określa się na ok. 500 osób ograniczała się do pracy
ideowo-wychowawczej. ONR-„ABC” swoją ograniczoną aktywność organizacyjną
koncentrował na środowisku studenckim. W 1936 r. narodowi radykałowie utworzyli w Warszawie Narodowy Związek Polskiej Młodzieży Radykalnej, skupiający
studentów ze stołecznych uczelni: Politechniki Warszawskiej, Uniwersytetu Warszawskiego, Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Ponadto starano się pozyskać robotników. W tym celu zaangażowano się w działalność związku zawodowego „Praca Polska”.10 Należy zauważyć, że aktywność organizacyjna interesującego
Pod koniec 1938 struktury RNR opuścili m.in.: Wojciech Wasiutyński, Stanisław Cimoszyński.
Zob.: Sz. Rudnicki, Obóz Narodowo-Radykalny. Geneza…, dz. cyt., s. 329; A. Dudek, G. Pytel, Bolesław
Piasecki. Próba biografii politycznej (Londyn: Wydawnictwo Aneks, 1990): s. 97. W styczniu 1939
Wasiutyński założył pismo Wielka Polska podkreślając, że nie jest ono związane z „Falangą”. Na
temat samego czasopisma zob.: P. Tomaszewski, „Oblicze ideowo-polityczne miesięcznika Wielka
Polska” [w:] H. Stys, P. Tomaszewski (red.), Historia i Polityka. Myśl polityczna i dyplomacja w XX wieku,
t. 1 (2004): s. 97–110.
Sz. Rudnicki, Obóz Narodowo-Radykalny. Geneza…, dz. cyt., s. 262.
Obecnie jest przygotowywana praca Wojciecha Muszyńskiego i Jana Żaryna dotycząca Organizacji
Polskiej pt. „Organizacja Polska. Od ONR do »Ogniwa« (1934–1955)”.
W. J. Muszyński, „Obóz Narodowo-Radykalny” [w:] Encyklopedia „Białych Plam” t. XIII (Radom:
POLWEN, 2004): s. 186.
Sz. Rudnicki, Obóz Narodowo-Radykalny. Geneza .., dz. cyt., s. 283.
Tamże, s. 284.
10
Tamże, s. 284–285.
52
Artykuły
nas ruchu politycznego ulegała stopniowemu zahamowaniu po śmierci – w lutym
1937 r. – lidera ONR-„ABC” Henryka Rossmanna, oraz po rozwiązaniu przez
władze sanacyjne w marcu tego roku wspomnianej wyżej studenckiej ekspozytury
narodowych radykałów. Mimo to ONR-„ABC” osiągnął sukces np. w stołecznych
wyborach municypalnych z grudnia 1938 r. zdobył cztery mandaty, podczas gdy
Stronnictwo Narodowe jedenaście miejsc w radzie miejskiej.11
Głównym ośrodkiem krystalizowania się myśli politycznej był wydawany
w Warszawie od 1933 r. przez Tadeusza Todtlebana miesięcznik Nowy Ład. W poniższym tekście wykorzystano zarówno wspomniany wyżej periodyk, jak też organy
prasowe wydawane lokalnie przez narodowych radykałów z grupy „ABC” (tygodnik
Polska Narodowa12) oraz broszury programowe. Ponadto autor oparł się na artykułach
czołowych twórców myśli politycznej grupy związanej z Henrykiem Rossmannem
publikowanych przed oficjalnym powstaniem ONR-„ABC”, gdyż koncepcje wów- 53
czas rozwijane były później tylko w niewielkim stopniu modyfikowane.
Zaprezentowane w poniższym tekście zagadnienia w literaturze sekundarnej
nie znalazły jak do tej pory szerszego omówienia poza nielicznymi fragmentarycznymi wzmiankami.13
Krytyka materializmu ekonomicznego
Podstawą wszelkich rozważań dotyczących zmiany istniejących stosunków
społeczno-politycznych, czy też gospodarczych jest rozpoznanie rzeczywistości,
czyli wskazanie jak wygląda istniejący układ relacji społecznych, co jest w nich nieTamże, s. 329; G. Radomski, Samorząd terytorialny w myśli politycznej Narodowej Demokracji 1918–1939
(Toruń: Wydawnictwo Naukowe UMK, 2009): s. 258.
12
Tygodnik Polska Narodowa był organem prasowym ONR-„ABC” wydawanym w Łowiczu. Zob.: W. J.
Muszyński, „Obóz Narodowo-Radykalny” [w:] Encyklopedia, dz. cyt., s. 189. W tygodniku zamieszczano
reklamy pism związanych z interesującym nas ruchem politycznym zob.: „Czytajcie prasę NarodowoRadykalną”, Polska Narodowa, nr 2 (1938): s. 3; „Czytajcie prasę Narodowo-Radykalną”, tamże, nr 5
(1938): s. 2; „Czytajcie prasę Narodowo-Radykalną”, tamże, nr 7 (1938): s. 1 oraz zamieszczano przedruki z Nowego Ładu zob.: J. Korolec, „Przez żydowskie okulary”, tamże, nr 21 (1938): s. 1–2.
13
W. J. Muszyński, „Obóz Narodowo-Radykalny” [w:] Encyklopedia…, dz. cyt., s. 192; Sz. Rudnicki,
„Program społeczny Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR). Stosunek do kwestii robotniczej”,
Z pola walki, nr 3 (1965): s. 40–42 (zaprezentowane w wymienionym artykule rozważania dotyczące
ONR-„ABC” zostały powtórzone przez Szymona Rudnickiego w książce Obóz Narodowo-Radykalny.
Geneza i działalność, dz. cyt., s. 275–278); B. Grott, Katolicyzm w doktrynach ugrupowań narodowo-radykalnych do 1939 roku (Kraków: b.w., 1987): s. 83–87; tenże, Nacjonalizm chrześcijański. Narodowo-katolicka,
dz. cyt., s. 113; J. M. Majchrowski, Szkice z historii polskiej prawicy politycznej (Kraków: Nakładem UJ,
1986): s. 60–61. Autorowi niniejszego tekstu nie udało się dotrzeć do dysertacji doktorskiej Krzysztofa
Kawęckiego zatytułowanej „Działalność i myśl społeczno-polityczna ONR-»ABC« 1934–1939”.
11
nr 15–16 – 2009
54
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
właściwe, co wymaga zmiany, a co jest możliwe do zaakceptowania. Dlatego też nasze rozważania wokół myśli ekonomicznej narodowych radykałów rozpoczniemy
od przedstawienia ich zapatrywań na istniejące doktryny ekonomiczne.
Punktem wyjścia dla rozważań grupy „ABC” była krytyka i odrzucenie
komunizmu i kapitalizmu jako systemów ekonomicznych nieprzydatnych w rozwiązywaniu problemów gospodarczych. Bardzo znamienne, że uznano, iż obie
te doktryny społeczno-ekonomiczne są wyrazem tego samego materialistycznego
światopoglądu, niezgodnego z moralnością wyrosłą z dziedzictwa chrześcijańskiego. Według ONR-„ABC” wspomniane ideologie miały charakteryzować się:
– fałszywym założeniem, wedle którego człowiek w swojej aktywności ekonomicznej kieruje się wyłącznie chęcią osiągnięcia zysku; tym samym obie doktryny pomijały przesłanki altruistyczne, metafizyczne, ideowe itd. w podejmowaniu
przez jednostki działalności gospodarczej; w liberalizmie figurą teoretyczną takiej
postawy była idea „człowieka ekonomicznego”,
– darwinizmem społecznym, według którego tylko przewaga materialna
miała decydować o pozycji społecznej człowieka,
– rugowaniem z życia gospodarczego małych warsztatów pracy, które były
zastępowane przez wielki przemysł, który doprowadzał w efekcie do odhumanizowania pracy poprzez jej zmechanizowanie,
– kultem techniki,
– zniszczeniem właściwego pojęcia własności prywatnej poprzez kumulowanie kapitału przez niewielką liczbę osób, która tym samym pozbawiała rzesze
ludzi prawa do własności; tym samym obie ideologie dążyły do zniewolenia człowieka poprzez podtrzymywanie systemu najemnictwa pracy,
– antagonizowaniem społeczeństwa na dwie antynomiczne grupy: posiadających środki produkcji i ich pozbawionych,
– niewydolnością i nieefektywnością ekonomiczną,
– tworzeniem w społeczeństwie zbyt dużych rozpiętości majątkowych,
– niszczeniem wolności ekonomicznej poprzez nieustanny rozrost biurokracji,
– nieuwzględnianiem godności ludzkiej poprzez sprowadzanie pracowników jedynie do jednego z elementów w procesie produkcji.14
W. Zaleski, Polska bez proletariatu (Warszawa: Wydawnictwo „ABC”, 1937): s. 4, 6; A. Borkowski,
„Maszyna, naród i człowiek”, Nowy Ład, nr 3 (1935): s. 6–7; W. Zaleski, „Myśl radykalna w programie
gospodarczym”, Nowy Ład, nr 6 (1935): s. 6–7; J. Grabiński, „Bankructwo gospodarstwa światowego”, Nowy Ład, nr 10 (1936): s. 3–4; B. Muszyński, „Jak wygląda »dyktatura proletariacka«”, Polska
Narodowa, nr 10 (1937): s. 1; „My zbudujemy ład!”, Nowy Ład, nr 1 (1933): s. 1; S. Kempiński, „Istota
przebudowy społecznej”, Nowy Ład, nr 3 (1938): s. 1; W. Zaleski, „Uwagi o programie gospodar14
Artykuły
Do powyższego opisu należy dodać jeszcze jeden element, który zdaniem
narodowych radykałów spajał komunizm i kapitalizm. Tym łącznikiem mieli być
Żydzi, którzy poprzez rozciągnięcie swoich wpływów na kontrolowanie życia gospodarczego dążyli do opanowania i podporządkowania sobie świata chrześcijańskiego. Zarówno kapitalizm, jak i komunizm jako systemy na wskroś materialistyczne, zdaniem ONR-„ABC”, odpowiadały żydowskiej, talmudycznej psychice.15
Zdaniem narodowych radykałów niejako wzorcowym przykładem opisującym funkcjonowanie świata kapitalistycznego był system karteli gospodarczych.
System ten miał niszczyć zarówno pojęcie własności, jak też wolności. Monopolistyczne przedsiębiorstwa poprzez opanowanie rynku stawały się dyktatorami życia
gospodarczego, gdyż uzależniały od swoich usług, dóbr wszystkich potencjalnych
odbiorców. Ponadto kartele blokowały możliwość „wejścia” na rynek nowych podmiotów gospodarczych, które mogłyby stanowić zagrożenie dla ich funkcjonowa- 55
nia. Tym samym poprzez niwelowanie potencjalnej konkurencji prywatne monopole miały przejmować kompetencje państwa, którego jednym z uprawnień była
regulacja rynku, a więc także określanie jakie podmioty gospodarcze mogą funkcjonować, a jakie nie.16 Kartele, zdaniem narodowych radykałów, zdobywały swoją
monopolistyczną pozycję głównie dzięki protekcji polityków, którzy mieli udzielać
czym. – I. Bezdroża”, Myśl Narodowa, nr 3 (1934): s. 20; „Ubezpieczenia społeczne”, Nowy Ład, nr 2
(1935): s. 2; W. Zaleski, „Na śmierć i życie”, Nowy Ład, nr 6 (1936): s. 2; B. Muszyński, „Bankructwo
materializmu”, Polska Narodowa, nr 33 (1937): s. 1; T. Gluziński, „»Człowiek gospodarczy«, a gospodarz”, Nowy Ład, nr 1 (1936): s. 1–2; „Przed 1 maja”, Polska Narodowa, nr 23 (1938): s. 1; „O serce i pięść robotnika”, Nowy Ład, nr 4 (1934): s. 1; B. Muszyński, „Gospodarka obcego kapitału”,
Polska Narodowa, nr 36 (1937): s. 1; J. Jeziorański, „Ani komunizm, ani kapitalizm”, Polska Narodowa,
nr 17 (1936): s. 1 (należy zauważyć, że autor przywołanego tekstu był redaktorem odpowiedzialnym
tygodnika Falanga, czyli organu prasowego konkurencyjnego ruchu politycznego względem ONR„ABC”, który po pierwszych próbach porozumienia RNR z OZN opuścił RNR zob.: Sz. Rudnicki,
Obóz Narodowo-Radykalny. Geneza i działalność, dz. cyt., s. 313); J. Da-i, „Rzeczywistość komunizmu”,
Polska Narodowa, nr 16 (1936): s. 1; J. Korolec, „U podstaw psychicznych własności”, Nowy Ład, nr 7
(1936): s. 2; B. Muszyński, „Oblicze ruchu narodowo-radykalnego”, Polska Narodowa, nr 2 (1938): s. 1;
„»Elita« i bezrobotni”, Polska Narodowa, nr 5 (1937): s. 1.
15
„Żydzi-przywódcy robotników”, Nowy Ład, nr 1 (1935): s. 1; „Robotniku-Polaku!”, Polska
Narodowa. Bezpłatny dodatek nadzwyczajny, 1 maja 1937: s. 1; W. Sierakowski, „Zwycięstwo komunizmu-tryumfem Żydów”, Polska Narodowa, nr 7 (1938): s. 1; W. Zaleski, „Na śmierć i życie”, dz. cyt.,
s. 1; B. Muszyński, „Rola Żydów w komunizmie”, Polska Narodowa, nr 5 (1938): s. 1; M.E. Wiśniewski,
„Nacjonalizm zwycięża”, Polska Narodowa, nr 15 (1938): s. 1; B. Muszyński, „Walka klas a żydzi”, Polska
Narodowa, nr 38 (1937): s. 1–2; J. Jeziorański, „Ani komunizm, ani kapitalizm”, Polska Narodowa,
nr 17 (1936): s. 1; J. Da-i, „Rzeczywistość komunizmu”, dz. cyt., s. 1.
16
W. Zaleski, „Bezdroża liberalizmu”, Myśl Narodowa, nr 42 (1932): s. 605; „Głos przemysłowca”,
Nowy Ład, nr 4 (1935): s. 3; W. Zaleski, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 7–8.
nr 15–16 – 2009
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
właścicielom tych przedsiębiorstw różnego rodzaju pomocy finansowej, za którą
z kolei otrzymywali odpowiednią gratyfikację od swoich protegowanych.
Jednocześnie struktura właścicielska karteli miała charakter ukryty. W broszurze Antoniego Borkowskiego Za kulisami wielkiego kapitału z 1937 r. (na całość
powyższej pracy złożyły się artykuły uprzednio publikowane w miesięczniku Nowy
Ład17), która przybrała formę onirycznej wędrówki autora po świecie wielkiego kapitału, odnajdujemy kolejne kręgi dantejskiego piekła kapitalizmu. Swoistego rodzaju
przedsionkiem do owego Hadesu miały być firmy, które bezpośrednio korzystały
ze współpracy z systemem monopolowym. Kolejny poziom „piekła kapitalizmu”
miał być zajmowany przez wyższych urzędników państwowych (przeważnie ministrów). Z kolei centralne miejsce i zarazem najbardziej ukryte mieli zajmować Żydzi
oraz kolaborujący z nimi najwyżsi przedstawiciele państwa.18 Ów opis odzwierciedla w dość dobry sposób postrzeganie przez narodowych radykałów mechanizmu
powstawania wielkich majątków kapitalistycznych, w których kluczową rolę odgrywały oszustwa finansowe oraz wsparcie skorumpowanych i działających na szkodę
dobra narodu polityków. Zdaniem przywołanego autora wpływ na powstawanie
„fortun” miało także wykupywanie przez „obcy” kapitał przedsiębiorstw znajdujących się w złej sytuacji finansowej, które następnie – dzięki koneksjom towarzyskim lub poprzez mechanizm korupcyjny – były dokapitalizowane przez państwo
w postaci dotacji, anulowania długów itd. Ponadto o przewadze monopoli na rynku
miało decydować wypłacanie pracownikom najmniejszego uposażenia, oferowanie
słabej jakości towarów oraz niedbanie o warunki socjalne robotników.19
Z przedstawionych powyżej względów oczywistym staje się, że narodowi radykałowie odrzucali zarówno kapitalizm, jak i komunizm w przebudowie gospodarczej Polski. Zdaniem ONR-„ABC” w tym celu należało oprzeć się na nowych ideach,
które zrywałyby ze starymi doktrynami i jednocześnie nie stanowiłyby odwzorowania zasad wprowadzonych w innych państwach np. we Włoszech, czy w III Rzeszy.
Podstawy, na których miał się opierać nowy ustrój gospodarczy to: służenie dobru
narodu oraz kierowanie się katolickimi zasadami etycznymi w życiu społecznym.20
A. Borkowski, „Za kulisami wielkiego kapitału”, Nowy Ład, nr 6 (1936): s. 3–6; tenże, „Za kulisami
wielkiego kapitału (podróż druga)”, Nowy Ład, nr 7 (1936): s. 3–6; tenże, „Za kulisami wielkiego kapitału (powrót z podróży)”, Nowy Ład, nr 8 (1936): s. 9–12; tenże, „Za kulisami wielkiego kapitału (świat
podziemny)”, Nowy Ład, nr 9 (1936): s. 8–12.
18
A. Borkowski, Za kulisami wielkiego kapitału. Podróż imaginacyjna, szkic satyryczny (Warszawa:
Biblioteka „Nowego Ładu”, 1937): s. 3–12.
19
Tamże, s. 6–22.
20
W. Martini, „Praca i kapitał w świetle encyklik papieskich”, Nowy Ład, nr 1 (1939): s. 8; W. Zaleski,
„Uwagi o programie gospodarczym. – II. Podstawy ideowe przewrotu”, Myśl Narodowa, nr 4 (1934):
17
56
Artykuły
Wizja nowego ładu gospodarczego
Postulowana przez ONR-„ABC” wizja ułożenia stosunków ekonomicznych miała sprowadzać się do następujących wytycznych:
– prymat dobra narodu nad sferą życia ekonomicznego,
– likwidacja zależności gospodarczej Polski od obcego, przeważnie anonimowego, międzynarodowego kapitału,
– upowszechnienie własności prywatnej,
– wyznaczanie przez państwo ogólnych ram, w których powinno funkcjonować życie gospodarcze,
– kierowanie się ewolucyjną drogą, prowadzącą do zmian gospodarczych.21
Zastosowanie powyższych zasad miało doprowadzić do sytuacji, w której
doszłoby do pogodzenia interesów i potrzeb narodu i państwa z jednej strony oraz
partykularnych potrzeb poszczególnych osób z drugiej strony. Jak pisał czołowy 57
ekonomista grupy „ABC” Wojciech Zaleski: „Opierając się o te założenia damy Narodowi całkowite władanie nad życiem gospodarczym, każdemu Polakowi możność
zaspokojenia swych potrzeb, a państwu siłę zbrojną, zdolną do urzeczywistnienia
woli Narodu i zabezpieczenia mu warunków rozwoju”.22
Narodowi radykałowie nie przypisywali życiu gospodarczemu autonomicznych celów, które miały abstrahować od istniejącej rzeczywistości. Ekonomia miała
być podporządkowana bezpośrednio potrzebom i dobru narodu. Najlepiej oddają
to słowa jednego z czołowych myślicieli opisywanego ruchu politycznego – Jana Korolca: „Gospodarstwo społeczne nie jest celem samym w sobie. Winno być jedynie
środkiem, pozwalającym narodowi zdobyć dobra materialne, które by mu pozwoliły spełniać te cele, jakie przed nim stoją, oraz zaspokajać potrzeby jednostek wchodzących w jego skład”.23
s. 35; T. Gluziński, „»Człowiek gospodarczy«, a gospodarz”, dz. cyt., s. 1; S. Kempiński, „Istota przebudowy społecznej”, dz. cyt., s. 1–2; J. Jeziorański, „Ani komunizm, ani kapitalizm”, dz. cyt., s. 1; W. Zaleski,
„Uwagi o programie gospodarczym. – I. Bezdroża”, dz. cyt., s. 19; M. E. Wiśniewski, „Katolicyzm ruchu
narodowo-radykalnego”, Polska Narodowa, nr 13 (1938): s. 2; J. Korolec, „Szukanie własnych dróg”, Nowy
Ład, nr 3 (1935): s. 2; J. Da-i, „Rzeczywistość komunizmu”, Polska Narodowa, nr 16 (1936): s. 1; H. R.,
„Zadania wsi”, Nowy Ład, nr 6 (1935): s. 3; W. Zaleski, „Bezdroża liberalizmu”, dz. cyt., s. 606; „O nową
politykę gospodarczą”, Nowy Ład, nr 5–6 (1933): s. 3; W. Zaleski, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 3.
21
M. D., „Przebudowa przemysłu w Polsce”, Polska Narodowa, nr 22 (1936): s. 1; tenże, „Przebudowa
przemysłu w Polsce. Dokończenie artykułu z nr 22”, Polska Narodowa, nr 23 (1936): s. 1; „Rozwiązanie
kwestii socjalnej w Polsce zależy przede wszystkim od…”, Nowy Ład, nr 4 (1933): s. 3; B. Muszyński,
„Jak wygląda dyktatura proletariatu”, Polska Narodowa, nr 37 (1937): s. 2; J. Jeziorański, „Ani komunizm, ani kapitalizm”, dz. cyt, s. 1.
22
W. Zaleski, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 3.
23
J. Korolec, „Samostarczalność czy niezależność gospodarcza?”, Nowy Ład, nr 8 (1936): s. 5.
nr 15–16 – 2009
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
Polskie życie ekonomiczne miało przybrać kształt niezależności (samodzielności) gospodarczej. W zamyśle ONR-„ABC” ów stan miał oznaczać sytuację, w której to wspólnota narodowa „bez ingerencji czynników obcych” miała wyłącznie decydować o kierunku swego rozwoju ekonomicznego. Państwo kierujące
się powyższymi wskazaniami nawet w momencie nieprzyjaznych warunków politycznych, takich jak np. wojna, miało nadal utrzymywać swoją niezawisłość gospodarczą. Wprowadzenie powyższych założeń umożliwiłoby Polsce prowadzenie ekspansji ekonomicznej. Gospodarka realizująca powyższe wskazania miała znajdować
się w opozycji do samowystarczalności ekonomicznej, którą narodowi radykałowie
utożsamiali z autarkią, która wedle ich opinii nie mogła zostać w Polsce zrealizowana, gdyż wymagałaby całkowitej izolacji państwa od podmiotów zewnętrznych.24
Należy zauważyć, że zwolennikiem samodzielności gospodarczej Polski był jeden
z czołowych ekonomistów Narodowej Demokracji Roman Rybarski.25
Istotną kwestią rozjaśniającą propozycje programowe ONR-„ABC” wobec
kształtu przyszłego ładu gospodarczego był jego stosunek do zagadnienia własności
prywatnej. Należy zauważyć, że dokonywano jej rozróżnienia na dwa typy: negatywną oraz pozytywną. Ta pierwsza miała służyć wyłącznie zaspokajaniu egoistycznych
potrzeb jednostki, która – zamiast kierować się w swoim postępowaniu zmysłem
moralnym i rozumem – dokonywała wyborów kierując się jedynie imperatywem
zaspokojenia swojego instynktu. Z kolei tzw. dobra własność prywatna to ta, która
miała wywoływać w człowieku odruchy moralne w postaci poczucia odpowiedzialności za los wspólnoty narodowej. Zdaniem narodowych radykałów tylko ta forma
własności, zgodna z postulatami moralności chrześcijańskiej, powinna być wspierana przez państwo kierujące się dobrem narodu.26
W. Zaleski, „Samowystarczalność czy niezależność gospodarcza?”, Myśl Narodowa, nr 34 (1933):
s. 1; J. Korolec, „Samostarczalność czy niezależność gospodarcza?”, dz. cyt., s. 5–6; M. D., „Przebudowa
przemysłu w Polsce”, dz. cyt., s. 1.
25
R. Rybarski, Polityka i gospodarstwo (Warszawa, b.w., 1927): s. 17. Nt. Romana Rybarskiego zob.:
J. Chodorowski, Roman Rybarski (1887–1942) (Wrocław, b.w., 1997); Krakowscy twórcy polskiej myśli
ekonomicznej. Roman Rymarski. Materiały z sesji naukowej (Kraków: b.w., 1987); M. Szołucha, Naród
i ekonomia. Myśl społeczno-ekonomiczna Narodowej Demokracji w okresie II RP (Szczecin: Fundacja im.
Bolesława Chrobrego, 2008): s. 47–63; J. Waskan, Koncepcje społeczno-polityczne Romana Rybarskiego
(Toruń: b.w., 1991); N. Wójtowicz, „Roman Rymarski”, Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej, nr 8–9
(2007): s. 130–136.
26
W. Zaleski, „Uwagi o programie gospodarczym. – III. Prawo własności”, Myśl Narodowa,
nr 5 (1934): s. 51; M. Z., „Uwłaszczenie mas to naczelny postulat zdrowej organizacji społeczeństwa”, Polska Narodowa, nr 47 (1937): s. 1; W. Zaleski, „Uwagi o programie gospodarczym.
– II. Podstawy ideowe przewrotu”, dz. cyt., s. 36; J. Korolec, „Naród, wolność i własność”, Nowy
Ład, nr 3 (1936): s. 3.
24
58
Artykuły
Należy jednak zauważyć, że interesujący nas ruch polityczny nie przydawał wspólnocie narodowej prawa do bycia wyłącznym dyspozytorem własności, od
którego jednostka miała uzyskiwać jedynie przywilej jej użytkowania, co proponował Ruch Narodowo-Radykalny „Falanga”. Zdaniem Jana Korolca takie ujęcie
problemu własności jest wyrazem postawy materialistycznej oraz niewiary w siłę
i znaczenie narodu. Jego zdaniem wspólnota, poprzez odpowiednie przygotowanie moralne jednostek, miała pośrednio wpływać na użytkowanie własności przez
osoby, zgodnie z interesem i dobrem narodu. Pisał: „Naród jest zjawiskiem poza
prawnym. Nie może więc być podmiotem prawa własności. Panowanie nad przedmiotami materialnymi wykonywuje za pośrednictwem jednostek, nad którymi panuje dzięki normom moralnym, tkwiącym w tych jednostkach. Naród zdrowy nie
potrzebuje zasady »własność należy do narodu«, gdyż przez mocne związanie jednostek sprawuje dostateczną władzę nad przedmiotami materialnymi, narodowi zaś 59
choremu zasada ta nic nie pomoże”.27
Jak można dostrzec, to na jednostce odpowiednio świadomej ciążących
na niej obowiązków i podejmowania wysiłków na rzecz narodu miał spoczywać
ciężar prowadzenia aktywności gospodarczej, podczas gdy państwo powinno jedynie nadawać odpowiednią formę, kształt pożądanemu ładowi gospodarczemu. Owa
kreacyjna funkcja państwa, jak ją można nazwać na potrzeby poniższego tekstu,
przybrałaby kształt tzw. gospodarki wiązanej. Polegać miała na wskazywaniu przez
państwo głównych celów gospodarczych, które powinny być osiągnięte, lecz jednocześnie państwo nie wyznaczałoby ścisłych ram, w których realizacja powyższych
zamierzeń miałaby przebiegać.28
Planowanie gospodarcze, czy raczej planizm ekonomiczny, zdaniem narodowych radykałów, nie spowodowałoby powielania systemu funkcjonującego
w Związku Sowieckim. Podstawą bowiem owej zasady ekonomicznej miały być:
własność prywatna oraz swoboda w podejmowaniu przez jednostkę działalności
gospodarczej. Decydujące znaczenie w powodzeniu owej idei miało mieć przesiąknięcie przez jednostki ideą poświęcenia i pracy na rzecz narodu. Jak pisał jeden
z działaczy narodowo-radykalnych: „Przy realizowaniu planu okazuje się w pełnym
świetle znaczenie ideologii. Wszystkiego dojrzeć i dopilnować się nie da. Trzeba,
żeby większość obywateli spełniała swe zadania chętnie i żeby wiedziała, co robić
w tym zakresie swego działania, który się wymyka spod rządowej kurateli. Nie trzeba wtedy będzie uciekać się do przymusu, zbyteczni będą karbowi z knutem w garJ. Korolec, „U podstaw psychicznych własności”, dz. cyt., s. 2.
M. D., „Przebudowa przemysłu w Polsce”, dz. cyt., s. 1; J. Da-i, „W oczach młodego pokolenia…”,
Polska Narodowa, nr 5 (1936): s. 2.
27
28
nr 15–16 – 2009
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
ści, zbyteczne całe masy kontrolerów i nadkontrolerów. I państwo wtedy zachowa
tylko ogólny nadzór i regulowanie ewentualnych wybujałości”.29
Z przytoczonej powyżej wypowiedzi wynika, że ONR-„ABC” zdawał sobie
sprawę, iż nadmiar regulacji prawnych jest szkodliwy zarówno dla życia gospodarczego, jak i dla samego narodu. Groził on bowiem możliwością faktycznego zniesienia własności prywatnej, co oznaczałoby zaistnienie dyktatu biurokracji, którą i tak
uważano w Polsce za nadmierną. Ponadto, zdaniem ONR-„ABC”, nadmiar aparatu
urzędniczego nieuchronnie wiódłby Polskę w stronę zaistnienia rozwiązań zastosowanych w Związku Sowieckim.30
Problematyka planowania gospodarczego proponowana przez grupę „ABC”
zbliżała ją bardziej do idei prezentowanych przez Jana Mosdorfa31, który w części
swych koncepcji zbliżał się do rozwiązań proponowanych przez ONR-„ABC” (choć
formalnie nie przynależał do tej formacji ideowo-politycznej) niż do idei prezentowanych przez RNR-„Falanga”. Przywódca pierwszego ONR (działającego legalnie
zaledwie dwa miesiące: kwiecień–czerwiec 1934) w dziele Wczoraj i Jutro wspomina,
iż dla projektowanych przez niego zmian ekonomicznych konieczne będzie wprowadzenie ogólnego planu gospodarczego. Jak zaznaczał: „proces przeprowadzenia
tych reform, jak i dalszy proces funkcjonowania życia gospodarczego wymaga istnienia ośrodka kierowniczego, obejmującego całość gospodarki społecznej jednolitym planem, skierowanym celowo ku racjonalnemu rozwojowi społeczeństwa.
[…] Plan gospodarczy wymaga podziałów terenów produkcji oraz podziału zadań
producentów, wymaga stawiania przez ośrodki kierownicze celowo obmyślanych
wymagań skierowanych na poszczególnych producentów”.32
Mimo, iż grupa „ABC” wyznaczyła administracji państwowej ograniczoną
rolę w oddziaływaniu na życie gospodarcze to jednak państwo nie powinno całkowicie wycofywać się z funkcji regulacyjnej. Według ONR-„ABC” przyznanie jednostkom prawa do posiadania własności prywatnej miało wiązać się z obowiązkiem
podejmowania przez nie aktywności uwzględniającej dobro narodu. Dlatego też
P. Dobrzecki, „Planowość czy ideologia?”, Polska Narodowa, nr 3 (1937): s. 1.
W. Zaleski, „Ideologia biurokracji”, Myśl Narodowa, nr 32 (1933): s. 461; J. Da-i, „W oczach młodego pokolenia…”, dz. cyt., s. 2; „Pora zawrócić z błędnej drogi”, Polska Narodowa, nr 2 (1939): s. 4;
„Gospodarka planowa czy papierowa”, Nowy Ład, nr 5–6 (1933): s. 1; W. Zaleski, „Uwagi o programie
gospodarczym – IV. Dwa światy”, Myśl Narodowa, nr 7 (1934): s. 83.
31
Zob.: W. Muszyński, „Jan Mosdorf” [w:] W. Muszyński, J. Mysiakowska (red.), Lista strat osobowych ruchu narodowego 1939–1955 (Warszawa: Instytut Pamięci Narodowej, 2008): s. 59; R. Łętocha,
„Przedmowa” [w:] J. Mosdorf, Wczoraj i Jutro (Biała Podlaska: Agencja Wydawniczo-Reklamowa
„ARTE”, 2005): s. 7–36.
32
J. Mosdorf, Wczoraj i Jutro, dz. cyt., s. 217.
29
30
60
Artykuły
wszelkie działania, które godziłyby w interes wspólnoty powinny być przez państwo
zwalczane. Dotyczyło to głównie obszarów działalności ekonomicznej, która była
narażona na wpływy „obcego” kapitału, który szkodząc interesowi narodowemu
powinien przejść w jego władanie. Powyższe założenie, zdaniem narodowych radykałów, nie miało być sprzeczne z zasadą oparcia przyszłego ustroju gospodarczego
na własności prywatnej. Jak zauważał Jan Korolec: „Własność będąca w rękach obcych, może być tolerowana ze względu na doraźne cele polityki gospodarczej, albo
też ze względu na zagadnienia polityki narodowej. Obalenie jej nie podrywa samej
zasady własności prywatnej, na której opiera się narodowy ustrój gospodarczy, bo ta
własność jest […] przywilejem dla swoich, połączonym z obowiązkami”.33 Według
ruchu politycznego będącego obiektem naszych rozważań państwo powinno szczególną uwagę zwracać na te dziedziny życia gospodarczego, które miały bezpośredni
wpływ na życie polityczne.34 Owym strategicznym dla życia gospodarczego elemen- 61
tem był system monopoli prywatnych, który – kierując się wyłącznie egoistycznymi
względami – działał na szkodę interesu narodowego. Zdaniem Wojciecha Zaleskiego
w interesie państwa powinno być stworzenie takich warunków, które by sprawiły,
że byłyby one zarządzane „z punktu widzenia dobra publicznego”.35 Jego zdaniem
jedynie państwo miało gwarantować zaistnienie powyższego celu. Dlatego też unarodowieniu powinien ulec cały wielki przemysł36, do którego zaliczano: kopalnie,
huty, elektrownie, banki oraz „zakłady użyteczności publicznej”.37 Jak przewidywano, unarodowienie powyższych gałęzi gospodarki powinno odbyć się za odpowiednim odszkodowaniem.38
Należy jednakże zauważyć, że przejęcie we władanie państwa „wielkich”
przedsiębiorstw nie miało być celem „nowego ładu gospodarczego”. Jak zaznaczono powyżej opisane działanie państwa miało wprost prowadzić do uspołecznienia
fabryk, czyli oddania ich we władanie pracowników. Proces ten miał polegać na
ewolucyjnej zmianie statutu pracowników danego przedsiębiorstwa, polegającej
na przechodzeniu od bycia najemnikami do stawania się pełnoprawnymi współwłaścicielami zakładu pracy, z którym byli związani. Proces ten opisuje broszura
J. Korolec, „Naród, wolność i własność”, dz. cyt., s. 3.
Tenże, „Konieczność głębokich zmian”, Nowy Ład, nr 5 (1937): s. 4.
35
W. Zaleski, „Uwagi o programie gospodarczym. – III. Prawo własności”, dz. cyt., s. 52.
36
Tamże.
37
J. Jeziorański, „Ani komunizm, ani kapitalizm”, dz. cyt., s. 1; B. Muszyński, „Gospodarka obcego
kapitału”, Polska Narodowa, nr 36 (1937): s. 1; W. Zaleski, „Polska bez proletariatu”, dz. cyt., s. 21;
H. Szczawiński, „Monopol prywatny czy uspołecznienie?”, Nowy Ład, nr 2 (1936): s. 6; J. Wolski,
„Przegląd gospodarczy”, Nowy Ład, nr 1(1936): s. 14.
38
W. Zaleski, „Uwagi o programie gospodarczym. – III. Prawo własności”, dz. cyt., s. 52.
33
34
nr 15–16 – 2009
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
programowa grupy „ABC” z 1937 r. zatytułowana Polska bez proletariatu: „W przedsiębiorstwach państwowych potrącałoby się jak dziś, składkę na ubezpieczenie
emerytalne, tylko składka ta nie szłaby do zurzędniczałych zakładów ubezpieczeń,
ale zostawałaby w przedsiębiorstwach, jako udział pracownika. Gdy udział ten dosięgnąłby pewnych rozmiarów, pracownik zostawałby udziałowcem, z prawem wyboru władz”.39 Jak można zauważyć, pracownicy poprzez odkładanie odpowiedniej
sumy pieniędzy stawaliby się współakcjonariuszami przedsiębiorstwa, jednakże ich
wpływ na zarząd firmy byłby uzależniony, jak to dalej wyjaśnia Wojciech Zaleski,
od stażu pracy.40 Jak podkreślano, „związanie” pracownika z przedsiębiorstwem poprzez jego „uspołecznienie” miało doprowadzić do:
– rozbicia karteli,
– wytworzenia się wśród pracowników poczucia odpowiedzialności za posiadane mienie, które uodporniałoby ich na wpływ propagandy socjalistycznej,
– zwiększenia efektywności i innowacyjności fabryk,
– ograniczenia biurokracji.41
Należy jednakże zauważyć, że narodowi radykałowie z grupy „ABC” nie
byli zwolennikami oparcia gospodarki przyszłego państwa o duże przedsiębiorstwa
przemysłowe.42 Jak podkreślano, taka sytuacja nie byłaby odpowiednia dla Polski ze
względu na:
– brak odpowiedniej infrastruktury technicznej (brak odpowiednich maszyn, kadr),
– monotonię pracy, która niszczyła kreatywność pracowników,
– brak odpowiednich rynków zbytu,
– rozrost biurokracji.43
Dlatego też proces uspołecznienia przedsiębiorstw zostałby uzupełniony
przez proces upowszechnienia własności, który miał polegać na związaniu rodziny z własnym – małej lub średniej wielkości – warsztatem pracy.44 Wprowadzenie
uspołecznienia przedsiębiorstw oraz oparcia polskiej gospodarki na dekoncentracji
W. Zaleski, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 25.
Tamże; tenże, „Przedsiębiorstwo społeczne czy etatyzm bez interwencji N.I.K”, Nowy Ład, nr 4
(1938): s. 4.
41
Tenże, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 24–25; tenże, „Przedsiębiorstwo społeczne czy etatyzm bez interwencji N.I.K”, dz. cyt., s. 4; tenże, „Uwagi o programie gospodarczym IV. Dwa światy”, dz. cyt., s. 83.
42
W. Zaleski, „Uwagi o programie gospodarczym. – IV. Dwa światy”, dz. cyt., s. 82.
43
J. Da-i, „Upowszechnienie własności”, Polska Narodowa, nr 10 (1936): s. 1; tenże, „Robotnik dziś
i jutro”, Polska Narodowa, nr 8 (1936): s. 1.
44
M. Z., „Uwłaszczenie mas to naczelny postulat zdrowej organizacji społeczeństwa”, dz. cyt., s. 1–2;
J. Da-i, „W oczach młodego pokolenia…”, dz. cyt., s. 1; J. Korolec, „Konieczność głębokich przemian”,
39
40
62
Artykuły
doprowadziłoby w efekcie do zniesienia pracy polegającej na najemnictwie, która
przez narodowych radykałów była utożsamiana z niewolnictwem.45
Na marginesie naszych rozważań należy zauważyć, że podobne stanowisko
wobec anonimowego kapitału oraz wywłaszczenia jego majątku przyjmował Jan
Mosdorf; przy czym przewidywał przeprowadzenie unarodowienia wielkich przedsiębiorstw bez możliwości wypłat rekompensat ich właścicielom.46 Nacjonalizację
banków przewidywał także jeden z czołowych przedstawicieli młodego pokolenia
narodowców Adam Doboszyński.47 Zarówno Jan Mosdorf48, jak i Adam Doboszyński49 – wzorując się na brytyjskich dystrybucjonistach (Gilbert Keith Chesterton, Hillary Bellock50) – domagali się dekoncentracji kapitału.
Konsekwencją wspomnianych wyżej założeń był postulat wspierania przez
państwo polskiej drobnej przedsiębiorczości w postaci rodzimych warsztatów rzemieślniczych, sklepów, itd.51 Zdaniem narodowych radykałów polski kupiec miał 63
wykazywać się następującymi cechami: „Obowiązkiem kupca polskiego jest nosić
wysoko sztandar godności kupieckiej. Kupiec polski powinien być solidny, rzetelny
i grzeczny dla klienteli, powinien tak kalkulować ceny, aby nie były za wysokie”.52
Zdawano sobie sprawę, że tzw. unarodowienie handlu wymagało dokonania zmian
dz. cyt., s. 4; „Rozwiązanie kwestii socjalnej w Polsce zależy przede wszystkim od…”, dz. cyt., s. 3;
W. Zaleski, „Ideologia biurokracji”, dz. cyt., s. 461.
45
W. Zaleski, Polska bez proletariat, dz. cyt., s. 12, 21, 31.
46
J. Mosdorf, Wczoraj i Jutro, dz. cyt., s. 245.
47
A. Doboszyński, „Ekonomia miłosierdzia” [w:] tenże, Studia polityczne (Monachium: Na
Wy­chodzctwie, 1947): s. 245. Więcej nt. Adama Doboszyńskiego zob.: B. Nitschke, Adam Doboszyński,
publicysta i polityk (Kraków: Platan, 1993); T. Włudyka, „Trzecia droga” w myśli gospodarczej II Rzeczpospolitej
(Kraków: Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych „Universtitas”, 1994); B. Grott
(oprac.), Adam Doboszyński o ustroju Polski (Warszawa: Wydawnictwo Sejmowe, 1996); R. Łętocha,
„Wielki naród – koncepcje federacyjne Adama Doboszyńskiego” [w:] T. Sikorski, A. Wątor (red.),
Narodowa Demokracja XIX–XXI. Koncepcje-ludzie-działalność (Szczecin: ZAPOL, 2008): s. 355–366;
B. Nitschke, „Adam Doboszyński wobec nowej rzeczywistości Polski Ludowej – koncepcje i tragizm postaci” [w:] tamże, s. 367–380; K. Rogaczewska, „Myśl ekonomiczna Narodowej Demokracji
w kontekście konfliktu liberalizmu i socjalizmu” [w:] tamże, s. 99–101; M. Szołucha, Myśl społecznoekonomiczna Narodowej Demokracji…, dz. cyt., s. 78–89; P. Tomasik, „Adam Doboszyński – polityk
nieokiełznany”, Biuletyn Instytut Pamięci Narodowej, nr 8–9 (2007): s. 126–129; W. Muszyński, „Adam
Doboszyński” [w:] W. Muszyński, J. Mysiakowska (red.), Lista strat osobowych, dz. cyt., s. 25–26.
48
J. Mosdorf, Wczoraj i Jutro, dz. cyt., s. 213–216.
49
A. Doboszyski, Gospodarka narodowa (Warszawa: bw., 1934).
50
R. Okraska, „Własność kontra komunizm i kapitalizm, czyli rzecz o dystrybucjonizmie”, Sprawa
Polska, nr 3–4 (2001): s. 16–18.
51
„Pora zawrócić z błędnej drogi”, dz. cyt, s. 4.
52
A. Różycki, „Żydy na Madagaskar! Chłop i robotnik do handlu!”, Polska Narodowa, nr 38 (1937): s. 3.
nr 15–16 – 2009
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
w polskim charakterze narodowym, który został ukształtowany z jednej strony
przez mentalność rolniczą, a z drugiej przez psychologię urzędniczą, biurokratyczną.53 Według ONR-„ABC” sposobem na stworzenie „nowego” typu Polaka będącego zainteresowanym w rozwijaniu własnej przedsiębiorczości miał być odpowiedni
system wychowawczy, który nie opierałby się wyłącznie na systemie szkolnictwa.
To osoby pretendujące do miana przywódców narodu miały być przykładem odpowiednich, należytych zachowań, które następnie byłyby naśladowane przez resztę
społeczeństwa. Zdaniem narodowych radykałów do procesu zmian gospodarczych
zostałyby zaangażowane osoby, które do tej pory znajdowały się na uboczu życia
społecznego zajmując się wyłącznie swoimi egoistycznymi celami.54
Kolejnym elementem życia gospodarczego wymagającym przebudowy,
zdaniem osób skupionych wokół dziennika ABC, był system bankowy, któremu
przypisywano duże znaczenie w powodzeniu zaistnienia postulowanych zmian.
Jak pisał Wojciech Zaleski: „Aparat kredytowy daje władzę nad życiem gospodarczym”.55 Monopolistyczny system bankowy, zdaniem tego polityka, uzależniał
od siebie przedsiębiorców, traktując ich jak swoich niewolników: „Przedsiębiorca
zdany na kredyt bankowy musi się podporządkować woli tych, którzy dają, traci
on właściwie swą samodzielność”.56 Zdaniem narodowych radykałów, dotychczasowy system nie spełniał swoich zadań, gdyż znajdował się w rękach żydowskich,
tym samym nie mógł działać na rzecz narodu. Dlatego też cały system bankowy
miał zostać uspołeczniony. Proces ten jednak nie polegałby na prostym przejęciu
przez państwo własności należącej do banków. Jak czytamy w broszurze programowej ONR-„ABC”: „banki winny przechodzić w większości na własność grup gospodarczych, którym służą – np. banki popierające rolnictwo – na własność spółek
rolniczych, banki dające pożyczki handlowe – na własność kupców itd. Przy takim
stanie rzeczy bank będzie służył rozwojowi wytwórczości – podczas gdy dziś pieniądz ujarzmia twórczych ludzi”.57 Jednak proponowane zmiany w tej dziedzinie
życia gospodarczego nie miały ograniczyć się do zmiany struktury właścicielskiej,
ale także dotyczyłyby:
– zmniejszenia stóp procentowych,
– wspierania przez państwo powstawania bezprocentowych kas spółdzielczych, które udzielałyby pomocy finansowej polskim „drobnym” przedsiębiorcom,
64
53
54
55
56
57
J. Da-i, „Zjazd w pełni bojowy”, Polska Narodowa, nr 45 (1937): s. 1.
W. Zaleski, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 20–21.
Tenże, „Banki prywatne i publiczne”, Nowy Ład, nr 3 (1936): s. 5.
Tenże, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 11.
Tamże, s. 22.
Artykuły
– wprowadzenia kontroli przez samorządy gospodarcze nad przyznawanymi kredytami.58
Zdaniem narodowych radykałów zmiana systemu bankowego nie powinna
skutkować zmianą systemu walutowego. Uważano, że rozwiązaniem kryzysu gospodarczego nie było zwiększanie ilości pieniądza w obiegu, ani też odejście od związania emisji waluty z ilością posiadanych rezerw złota. Sądzono, że zwiększenie ilości
waluty na rynku powodowałoby dewaluację oszczędności zwykłych obywateli, jak
też skutkowałoby wzrostem inflacji.59
Zdaniem ONR-„ABC” państwo powinno możliwie jak najmniej interweniować w proces gospodarczy, gdyż to społeczeństwo, świadome ciążących na nim
obowiązków rozwijania i dbania o dobro narodu, lepiej gwarantowało rozwój ekonomiczny kraju niż zbiurokratyzowana struktura państwowa, próbująca dokonywać
nadmiernych interwencji gospodarczych. Jak pisał Jan Korolec: „Poza interwencją 65
państwa istnieje inna, najzdrowsza forma interwencji społecznej w sprawy gospodarcze. Interwencja instynktu społecznego, obyczaju, normy moralnej”.60 Jednakże
zdaniem tego autora oparcie samej gospodarki na zaufaniu do jednostki było nieskuteczne i musiało być uzupełnione o działanie państwa. Jak zaznaczał, najbardziej
odpowiednią formą interwencji państwa powinno być pośrednie oddziaływanie na
życie gospodarcze, które powinno przybrać formę np. systemu podatkowego, celnego, wspierania polskiego przemysłu.61 Inwestycje, które miały być realizowane przez
narodowo-radykalne państwo „powinny wywoływać, pobudzić tworzenie się inwestycji prywatnych”.62
W tym celu, według narodowych radykałów, państwo powinno wspierać
i rozwijać tzw. roboty publiczne. Jak przewidywano miały one objąć:
– przemysł zbrojeniowy, motoryzacyjny,
– system infrastruktury drogowej,
– budowę nowych szkół,
– prowadzenie prac melioracyjnych (w ramach tej aktywności przewidywano
m.in.: budowę kanału rzecznego łączącego Bug z Dniestrem, stworzenie szeregu zapór wodnych na obszarze Podkarpacia, które miały dostarczać energię elektryczną),
A. Goerne, „Kredyt a kupiectwo”, Nowy Ład, nr 3 (1938): s. 4–5; W. Zaleski, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 21, Tenże, „Kredyt i kryzys”, Myśl Narodowa, nr 22 (1933): s. 305–306; A. Borkowski,
„Forteca czy tylko kram?”, Nowy Ład, nr 3 (1936): s. 7; W. Zaleski, „Banki prywatne i publiczne”,
dz. cyt., s. 5; „Zakładajmy chrześcijańskie kasy bezprocentowe”, Polska Narodowa, nr 2 (1938): s. 2.
59
W. Zaworski, „Bez cudów”, Nowy Ład, , nr 1 (1936): s. 4–5.
60
J. Korolec, „Formy interwencji państwowej”, Nowy Ład, nr 6 (1936): s. 2.
61
Tamże.
62
S. Opolski, „Inwestycje państwowe i prywatne”, Nowy Ład, nr 8 (1936): s. 7.
58
nr 15–16 – 2009
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
– budowę osad robotniczych63, które miały „dać robotnikom własne domki
wraz z ogródkiem, gdzie słońce i dobre powietrze będzie lekarstwem na wszystkie
choroby społeczne”.64
Sądzono, że posiadanie przez pracowników własnego majątku w postaci
„domku z ogródkiem” wiązałoby robotnika ze społeczeństwem. Ponadto własne mienie miało wyrabiać w pracownikach poczucie odpowiedzialności i tym samym uodporniłoby ich na wpływ indoktrynacji socjalistycznej. Podkreślano, że robotnicy powinni
uzyskiwać własność nie w drodze przyznania jej przez państwo, lecz wskutek wykupu.
Tym samym omawiany punkt programu społecznego ONR-„ABC” przybiera kształt
jedynie pewnego postulatu, celu, do którego państwo powinno dążyć wysiłkiem swoich obywateli, a nie poprzez wprowadzenie systemu „rozdawnictwa” społecznego.65
Należy zauważyć, że kwestia majątków pracowników jest zbieżna z tym,
czego nauczał w encyklice Rerum novarum papież Leon XIII. Przewidywał on, że
pracownik odpowiednio wynagradzany będzie ze swej natury dążył do posiadania
mienia, które miało zapobiegać uleganiu przez robotników wpływom rewolucjonistów społecznych.66 Zresztą w programie ONR-„ABC” możemy odnaleźć więcej
odwołań do nauki społecznej Kościoła. W myśl założeń narodowych radykałów
społeczeństwo miało opierać się na rodzinie, a robotnicy powinni otrzymywać tzw.
płacę rodzinną, która pozwalałaby pracownikowi utrzymać zarówno siebie, jak i rodzinę.67 Identyczny postulat w 1891 r. wysunął wspomniany już papież Leon XIII.68
Należy zauważyć, że ONR-„ABC” nie odmawiał kobietom prawa do podejmowania
pracy zarobkowej. Podkreślano, że w złej sytuacji gospodarczej ich pomoc w utrzymaniu rodziny jest niezbędna. Zaznaczano jednocześnie, że sytuacja pracujących
kobiet wymaga poprawy ze względu na ich niższe zarobki, trudne warunki pracy
oraz nieprzestrzeganie przez pracodawców praw socjalnych im przysługujących.
Tym, które zamieszkiwały na wsi, proponowano zajęcie się rękodziełem.69
T. Grzybowski, „Roboty publiczne”, Nowy Ład, nr 3 (1938): s. 2–3; „Fundusz pracy”, Nowy Ład,
nr 3 (1933): s. 1; H. Szczawiński, „Przegląd gospodarczy”, Nowy Ład, nr 2 (1937): s. 13.
64
T. Grzybowski, „Roboty publiczne”, dz. cyt., s. 3.
65
„O trwałe podstawy bytu pracownika”, Nowy Ład, nr 7–8 (1933): s. 2.
66
Leon XIII, Rerum novarum [w:] J. Justyński (red.), Nauka społeczna Kościoła katolickiego od Leona XIII
do Jana Pawła II. Wybór tekstów źródłowych (Toruń: Towarzystwo Naukowe Organizacji i Kierownictwa
Dom Organizatora, 1997): s. 27–43.
67
J. Da-i, „W oczach młodego pokolenia…”, Polska Narodowa, nr 5 (1936): s. 1; M. Z, „Uwłaszczenie
mas to naczelny postulat zbiorowej organizacji społeczeństwa”, Polska Narodowa, nr 47 (1937): s. 1.
68
Leon XIII, Rerum novarum [w:] J. Justyński (red.), Nauka społeczna, dz. cyt., s. 32.
69
M. S. R, „Kobiety w związkach zawodowych”, Nowy Ład, nr 2 (1935): s. 3; „Szukajmy źródeł
zarobku dla kobiet”, Nowy Ład, nr 4 (1935): s. 2.
63
66
Artykuły
Podobnie jak papież Pius XI w encyklice Quadragesimo Anno, tak i narodowi radykałowie z grupy „ABC” sprzeciwiali się strajkom i lokautom70, a spory
między pracownikami i pracodawcami miały być rozwiązywane przez niezależne
sądownictwo. Problematycznym zagadnieniem jest stosunek ONR-„ABC” do korporacjonizmu71, którego wprowadzenie zalecał papież Pius XI72, na gruncie polskim
zaś za jego wprowadzeniem opowiadali się m.in. konserwatyści tacy jak: Władysław
Leopold Jaworski, Jan Bobrzyński, czy czołowy działacz sanacyjnej grupy „Jutra
Pracy” (która próbowała inkorporować do swojej myśli politycznej idee obozu
narodowego) Jan W. Hoppe73 oraz związany z obozem narodowym Adam Doboszyński.74 W publikacjach, deklaracjach programowych itd. ONR-„ABC” w zasadzie nie spotykamy się ze zdecydowanym stwierdzeniami, mówiącymi o konieczności oparcia ustroju gospodarczo-politycznego na wspomnianej koncepcji. Jedyną
wzmianką jest deklaracja Wojciecha Zaleskiego, który dość sceptycznie odnosił się 67
do idei korporacyjnej ze względu na opanowanie samorządu gospodarczego przez
Żydów i „duch kapitalistyczny”. Aby uzyskać pełny obraz stosunku ONR-„ABC”
do korporacjonizmu oddajmy na chwilę głos autorowi pracy Polska bez proletariatu:
„Mówi się dużo o możliwości przejęcia przez samorządy i korporacje tzn. związki pracowników i pracodawców funkcji państwa, polegających na stwarzaniu praw
dla życia gospodarczego. Dziś, gdy w samorządzie gospodarczym pełno jest Żydów
i Polaków zarażonych duchem kapitalizmu i wyzysku, nie ma o tym mowy. W przyszłości ustrój korporacyjny odegrać może wielką rolę, usuwając brutalne formy
walk między poszczególnymi zawodami i klasami, podnosząc moralność poszczególnych zawodów, broniąc ich słusznych potrzeb. Te swoje zadania spełni jednak
wtenczas, kiedy usunięte będą zasadnicze przeciwieństwa między pracą najemną,
a kapitałem, wynikające ze złego podziału własności. Przy obecnym duchu naszych
»sfer gospodarczych« korporacje stałyby się niestety rodzajem karteli, hamujących
wzrost wytwórczości, dążących do stworzenia przywilejów i ich obrony”.75 Jak wynika z przytoczonego cytatu narodowi radykałowie nie byli zdecydowanymi przePius XI, Quadragesimo anno [w:] J. Justyński (red.), Nauka społeczna, dz. cyt., s. 65; „Strajki i lokauty”,
Nowy Ład, nr 5–6 (1933): s. 2.
71
Nt. korporacjonizmu zob.: J. Bartyzel, „Korporacjonizm” [w:] Encyklopedia „Białych Plam”, t. X
(Radom 2003): s. 139–152; J. Stefanowicz, Chrześcijańska demokracja (Warszawa: b.w., 1963): s. 106–108,
175–176, 181–186; M. Marczewska-Rytko, „Korporacjonizm w świetle społecznej nauki Kościoła”
[w:] B. Grott (red.), Religia i polityka (Kraków: b.w., 2000): s. 129–141.
72
Pius XI, Quadragesimo anno [w:] J. Justyński (red.), Nauka społeczna, dz. cyt., s. 63–65.
73
J. Bartyzel, „Korporacjonizm” [w:] Encyklopedia, dz. cyt., s. 150.
74
A. Doboszyński, Gospodarka narodowa, dz. cyt., s. 188–189.
75
W. Zaleski, Polska bez proletariatu…, dz. cyt., s. 27.
70
nr 15–16 – 2009
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
ciwnikami idei korporacyjnej, lecz uważali jej przydatność jedynie po uprzednim
dokonaniu postulowanych zmian gospodarczych.
Należy podkreślić, że narodowi radykałowie propagowali także solidaryzm
narodowy, który był jednym z głównych elementów idei korporacyjnej. Wątki solidarystyczne znalazły odzwierciedlenie w deklaracjach konieczności współdziałania
pracowników i pracodawców dla dobra wspólnoty narodowej w ramach związków
zawodowych. Jak pisano: „Dążeniem naszym jest uniezależnić ruch robotniczy
od partyjnictwa, a zorganizować Związki Zawodowe na nowych podstawach, żeby
się w nich znalazł nie tylko pracownik, ale i pracodawca. Wtenczas w życiu zawodowym zniknie nienawiść klasowa, która jest wytworem dla nas obcym, nie tylko
pochodzeniem, ale i duchem”.76 Rolę powyższą, zdaniem narodowych radykałów,
powinien spełniać związek zawodowy „Praca Polska”77, w pracę którego – zwłaszcza
na obszarze warszawskim – był zaangażowany ONR-„ABC”.78
Dość epizodycznie w publicystyce ONR-„ABC” spotykamy się z żądaniami przyznania Polsce kolonii. Powodami, dla których nasz kraj powinien je uzyskać
miały być: względy sprawiedliwości, jak argumentowano niektóre kraje posiadają
nadmiar kolonii, których nie potrafią należycie wykorzystać oraz przeludnienie
kraju, które miało ulec „rozwiązaniu” po uzyskaniu terenów zamorskich. Ponadto
nowe ziemie stałyby się bazą surowcową oraz poszerzyłyby rynki zbytu wytwarzanych towarów. Jak zaznaczano: „Własne kolonie – to konieczność życiowa Polski, to
J. Grabowski, „O niezależność związków zawodowych”, Nowy Ład, nr 3 (1938): s. 7.
Nt. tego związku zawodowego zob.: W. J. Muszyński, „Narodowcy w ruchu związkowym II RP.
Geneza, działalność i znaczenia Zjednoczenia Zawodowego »Praca Polska«” [w:] T. Sikorski, A. Wątor
(red.), Narodowa Demokracja, dz. cyt., s. 715–729.
78
Warto zaznaczyć, że periodyk Nowy Ład zanim w 1935 stał się oficjalnym organem ONR-„ABC” (aczkolwiek od samego początku był wydawany przez późniejszego działacza ONR-„ABC”
Tadeusza Todtlebana), regularnie zamieszczał informacje dotyczące związku „Praca Polska” zob.:
„Praca Polska. Zadania Pracy Polskiej”, Nowy Ład, nr 2 (1933): s. 3; „Nowe zadania ruchu zawodowego”, Nowy Ład, nr 2 (1933): s. 1; „Związek Pracowników Użyteczności Publicznej Z. O. M.”, Nowy
Ład, nr 1 (1933): s. 4; „Wodociągi i Kanalizacja”, tamże; „Związek Metalowców”, tamże; „Związek
Muzyków”, tamże; „Z życia tramwajarzy warszawskich”, Nowy Ład, nr 4 (1934): s. 4; „Związek Zaw.
Prac. Budowlanych Oddział w Warszawie, tamże; Z Zarządu Okręgowego w Warszawie, tamże; „Rawa
Mazowiecka”, tamże; „Związek Zaw. Prac. Rolnych »Praca Polska« w Okręgu Ostrowiec”, Nowy Ład,
nr 2 (1933): s. 4; „Okręg Łódzki, tamże; Z ruchu narodowo-zawodowego w Tramwajach i Autobusach
Miejskich w Warszawie”, tamże; „Związek pracowników Budowlanych”, tamże; „Sytuacja pracowników i autobusów warszawskich w oświetleniu związku zawodowego »Wspólna Praca«”, Nowy Ład,
nr 2 (1935): s. 1–2; „Działalność p. Radwana w Zakładach Ostrowieckich”, Nowy Ład, nr 7–8 (1933):
s. 4; „Z fontu pracy. Z życia narodowych związków robotniczych »Praca Polska«”, Nowy Ład, nr 1
(1935): s. 4; „Z frontu pracy. Z życia narodowych związków robotniczych »Praca Polska«”, Nowy Ład,
nr 2 (1935): s. 4.
76
77
68
Artykuły
podstawa naszej potęgi politycznej, gospodarczej i militarnej, to przyszłe szerokie
drogi rozwojowe Narodu”.79 Warto wspomnieć, że podobne stanowisko w tej kwestii zajmował sanacyjny Obóz Zjednoczenia Narodowego.80
Problematyka agrarna w myśli politycznej ONR-„ABC”
Publicyści ONR-„ABC” zwracali uwagę na główne problemy polskiej wsi,
do których zaliczano przede wszystkim: ubóstwo, przeludnienie, małą powierzchnię upraw rolnych, niską efektywność uzyskiwanych zbiorów i hodowli oraz niski
poziom wykształcenia.81 Przyczyn tego stanu rzeczy dopatrywano się w zaszłościach
historycznych oraz dominacji w życiu gospodarczo-politycznym Polski mieszkańców miast, co miało powodować odcięcie chłopów od wpływu na kształtowanie się
losu narodu.82 Wedle opinii narodowych radykałów mieszkańcy wsi prezentowali
odmienną postawę od miejskiego charakteru, zainfekowanego naleciałościami men- 69
talności żydowskiej.83 Mieli odznaczać się przywiązaniem do ziemi, co sytuowało
ich w opozycji wobec koczowniczego, kosmopolitycznego sposobu życia Żydów.84
Ponadto odznaczali się: myśleniem nakierowanym na przyszłość, konserwatyzmem,
umiarkowaniem, rzetelnością, dostojeństwem85; stąd też – jak przewidywano – powinni „mieć decydujący wpływ na całokształt twórczości narodowej”.86
Wsi przypisywano duże znaczenie w procesie przebudowy polityczno-gospodarczej państwa polskiego. Miała ona być podstawą przyszłej silnej i potężnej
Polski.87 Zdarzały się wręcz stwierdzenia warunkujące możliwość powodzenia postulowanych zmian społeczno-gospodarczych od zaistnienia i powodzenia przebudowy polskiej wsi: „Jak długo nie uporządkujemy stosunków wiejskich, tak długo
nie będzie można mówić ani o spolszczeniu miast, ani o zwiększeniu wydajności
naszego przemysłu i rękodzieła”.88
„Żądamy kolonii”, Polska Narodowa, nr 16 (1938): s. 1.
J. M. Majchrowski, Silni-zwarci-gotowi. Myśl polityczna Obozu Zjednoczenia Narodowego (Warszawa:
PWN, 1985): s. 68–71.
81
J. Korolec, „Zagadnienie wsi”, Nowy Ład, nr 4 (1936): s. 1; F. Stoch, „Obóz pracy”, Nowy Ład,
nr 9 (1936): s. 5; S. Opolski, „Przyczyny dzisiejszego stanu wsi polskiej”, Nowy Ład, nr 1 (1939): s. 3;
J. Wyszyński, „Szkoła dla wsi”, Nowy Ład, nr 12 (1937): s. 5.
82
F. Stoch, „Obóz pracy”, dz. cyt., s. 5; S. Opolski, „Przyczyny dzisiejszego stanu wsi polskiej”, dz. cyt.,
s. 3; J. Wyszyński, „Szkoła dla wsi”, dz. cyt., s. 5.
83
S. Opolski, „Przyczyny dzisiejszego stanu wsi polskiej”, dz. cyt., s. 5.
84
T. Miączyński, „Młode pokolenie wsi”, Nowy Ład, nr 4 (1938): s. 1.
85
S. Opolski, „Przyczyny dzisiejszego stanu wsi polskiej”, dz. cyt., s. 5.
86
J. Wyszyński, „Szkoła dla wsi”, dz. cyt., s. 5.
87
J. Korolec, „Zagadnienie wsi”, dz. cyt., s. 1.
88
F. Stoch, „Obóz pracy”, dz. cyt., s. 5.
79
80
nr 15–16 – 2009
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
Przebudowy polskiej wsi miało dokonać młode pokolenie chłopów, które,
w przeciwieństwie do pokolenia swoich rodziców, nie przejawiało sposobu myślenia ukształtowanego przez tradycję poddaństwa pańszczyźnianego, ani nie charakteryzowało się biernością, marazmem, które znamionowało starsze pokolenie ziemiaństwa. Ponadto dostrzegano wśród tego pokolenia odrodzenie moralne, które
powodowało dostrzeganie konieczności radykalnej przebudowy struktury polskiego
rolnictwa.89 Jednocześnie zwracano uwagę na konieczność współpracy młodego pokolenia mieszkańców wsi z ziemiaństwem, które dla dobra narodu miało wyzbyć się
egoizmu stanowego i wspólnie z rolnikami powinno współpracować w dziedzinie
przebudowy polskiej wsi.90 Ziemiaństwo, wedle narodowych radykałów, powinno:
– pełnić wobec chłopów rolę przywódczą w procesie zmiany polskiego rolnictwa;
– odpowiadać za propagowanie wśród „ludu” kultury rolnej,
– dawać przykład do naśladowania w postaci bojkotu towarzyskiego Żydów.91
Obóz Narodowo-Radykalny „ABC” wyznaczał polskiej wsi zadania do
spełnienia dla dobra narodu. Tymi celami miało być: dostarczenie odpowiedniej ilości i jakości artykułów rolnych (spełnianie niejako funkcji narodowego spichlerza),
przechowywanie i kultywowanie tradycji narodowych oraz zapewnienie wspólnocie narodowej „dopływu nowych sił”92, a więc jak można sądzić wieś spełniałaby
rolę biologicznego rezerwuaru narodu.
Aby należycie wypełniać swoje zadania rolnictwo miało przejść gruntowną
przebudowę. W tym celu należało, zdaniem narodowych radykałów, przeprowadzić
reformę rolną, która skutkowałaby powstaniem indywidualnych gospodarstw rolnych.93 Parcelacji uległyby wielkie majątki ziemskie94, aczkolwiek nie określono, od jakiej wielkości gospodarstwa podlegałyby reformie rolnej. Można jedynie domniemyT. Miączyński, „Młode pokolenie wsi”, dz. cyt., s. 2.
S. Opolski, „Ziemiaństwo”, Nowy Ład, nr 2 (1938): s. 5.
91
A. Różycki, „Żydowska szarańcza a ziemiaństwo”, Polska Narodowa, nr 39 (1937): s. 2.
92
W. Rudniak, „Podział ziemi”, Nowy Ład, nr 2 (1936): s. 4.
93
J. K., „Czego chce wieś?”, Polska Narodowa, nr 32 (1937): s. 2; J. Korolec, „Pojęcie reformy rolnej”,
Myśl Narodowa, nr 17 (1930): s. 262–263; S. Opolski, „Drogi reformy wsi”, Nowy Ład, nr 4 (1938):
s. 5; A. Różycki, „Żydowska szarańcza a ziemiaństwo”, dz. cyt., s. 2; J. Da-i, „Wieś a upowszechnienie
własności”, Polska Narodowa, nr 12 (1936): s. 1; J. Da-i, „W oczach młodego pokolenia…”, Polska
Narodowa, nr 5 (1936): s. 1; K. Grudniak, „Wieś a sprawa żydowska”, Polska Narodowa, nr 2 (1936):
s. 2.
94
S. Opolski, „Drogi reformy wsi”, Nowy Ład, nr 4 (1938): s. 5; J. Da-i, „Wieś a upowszechnienie
własności”, dz. cyt., s. 1.
89
90
70
Artykuły
wać, że w tym względzie akceptowano obowiązujące przepisy95, które na mocy ustawy
o wykonaniu reformy rolnej z 15 lipca 1920 r. wprowadzały przymusowy wykup gruntów rolnych (w przypadku Polski centralnej parcelacji podlegały majątki ziemskie
powyżej 60 ha, a na Kresach Wschodnich ponad 400 ha). Właściciele ziemi przeznaczonej na potrzeby parcelacji otrzymywaliby stosowne odszkodowania.96 Wyjątek od
tej reguły stanowiły majątki należące do ludności żydowskiej, które – jak zaznaczał
jeden z publicystów Nowego Ładu – miały być przeważnie „nabyte [...] w drodze nieuczciwych machinacji kredytowych”.97 Warto podkreślić, że narodowi radykałowie
nie określali wysokości odszkodowania przynależnego właścicielom parcelowanych
majątków. Jedyne „wielkie majątki”, które zostałyby to gospodarstwa hodowlane.98
Wedle obliczeń Wojciecha Zaleskiego przeprowadzenie reformy rolnej skutkowałoby,
przy zachowaniu obowiązujących w tej dziedzinie rozwiązań, powstaniem ok. 100 tys.
nowych gospodarstw, co nie zaspokoiłoby potrzeb polskiego rolnictwa, które wyma- 71
gało dodatkowych „pół miliona nowych gospodarstw”.99 Dlatego też uzupełnieniem
parcelacji powinno być prowadzenie prac melioracyjnych, które doprowadziłyby do
wyzyskania nieużytków rolnych, których liczbę szacowano na „5 milionów hektarów, to jest prawie 20 procent, obecnie użytkowanej ziemi rolnej”.100
Jednakże zdawano sobie sprawę, że przebudowa struktury polskiej wsi wyłącznie w oparciu o samą reformę rolną byłaby nieskuteczna, gdyż nie zlikwidowałaby nadmiernego przeludnienia, dając pracę tylko ok. 1/3 liczby bezrobotnych.101 Dlatego też
przewidywano, że niezbędnym elementem wiodącym do przebudowy struktury polskiego rolnictwa powinno być skierowanie nadmiaru ludności, która nie znalazłaby pracy w rolnictwie, do pracy w zawodach charakterystycznych dla struktury miejskiej np. do
rzemiosła, handlu. Warunkiem powodzenia tego przedsięwzięcia miało być uprzednie
spolszczenie miast, a więc zmuszenie ludności żydowskiej do emigracji z Polski. Opuszczone przez Żydów stanowiska pracy zajęliby przybywający z prowincji Polacy.102
W. Zaleski, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 18; J. Korolec, „Zagadnienie wsi”, dz. cyt., s. 3.
W. Rudniak, „Podział ziemi”, dz. cyt., s. 4.
97
Tamże.
98
J. Da-i, „Wieś a upowszechnienie własności”, dz. cyt., s. 1.
99
W. Zaleski, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 18.
100
S. Opolski, „Drogi reformy wsi”, dz. cyt., s. 5.
101
J. Da-i, „Wieś a upowszechnienie własności”, dz. cyt., s. 1.
102
„Żądamy kolonii”, dz. cyt., s. 1; J. Wolski, „Przegląd gospodarczy”, Nowy Ład, nr 6 (1935): s. 11;
S. Opolski, „Drogi reformy wsi”, dz. cyt., s. 5; F. Stoch, „Prawo wobec wsi”, Nowy Ład, nr 1 (1937): s. 1;
J. Korolec, „Zagadnienie wsi”, dz. cyt., s. 3; W. Zaleski, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 18; S. Opolski,
„Drogi reformy wsi”, dz. cyt., s. 5; A. Różycki, „Żydowska szarańcza”, dz. cyt., s. 2; J. K., „Czego
chce wieś?”, Polska Narodowa, nr 32 (1937): s. 2; J. Da-i, „Wieś a upowszechnienie własności”, dz. cyt.,
s. 1; K. Grudniak, „Wieś a sprawa żydowska”, dz. cyt. s. 2; J. Da-i, „W oczach młodego pokolenia…”,
95
96
nr 15–16 – 2009
72
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
Jak przewidywał jeden z czołowych myślicieli ONR-„ABC”, Jan Korolec,
skierowanie ludności wiejskiej do miast zmniejszyłoby „nadwyżkę” osób zamieszkujących wieś z 9 do 4 milionów.103 Zdaniem narodowych radykałów, nawet gdyby okazało się możliwe skierowanie pozostałej grupy do miasta, byłoby to niekorzystne dla narodu104, gdyż: „Dla zachowania zdrowia fizycznego i psychicznego
narodu konieczne jest, by ludność zamieszkująca wieś, miała przewagę. Oczywiście
pod warunkiem, że nie będzie żyła w skrajnej nędzy i umierała z głodu”.105 Dlatego
też postulowano przeprowadzenie uprzemysłowienia wsi. W myśl tego założenia
na wsi miały powstawać małe, rodzinne warsztaty rzemieślnicze106, dające zatrudnienie osobom, które by nie opuściły swojego dotychczasowego miejsca zamieszkania. Ponadto miano dokonać dyslokacji przedsiębiorstw z miast do wsi. Proces
ten opisywano na łamach Nowego Ładu – głównego organu ideowo-programowego
ONR-„ABC”: „W wykonaniu hasła decentraliazacji kapitału trzeba kraj pokryć siecią niewielkich ośrodków produkcji. Ośrodek taki obejmowałby terytorialnie kilka
– kilkanaście wsi i mógłby zaopatrywać ludność tych wsi we wszelkie potrzebne
wyroby rzemieślnicze, w niektóre towary i wyroby rzemieślnicze, w niektóre towary
i wyroby przemysłowe, wytwarzane w miarę możności przez średnie i drobne warsztaty przemysłowe, rozsiane po wsiach. Oczywiście o wyłączności nie ma mowy
i granice ośrodka byłyby tylko teoretyczne, istniałyby przeto na papierze w planie
czynników kierowniczych państwowych, czy samorządu gospodarczego”.107 Jak wynika z przytoczonego powyżej fragmentu, uprzemysłowienie oprócz: upowszechnienia własności, likwidacji bezrobocia przyniosłoby dodatkowy element w postaci
samodzielności ekonomicznej wsi. Niezbędnym elementem tego procesu miało być
dokonanie elektryfikacji, upowszechnienie maszyn rolniczych oraz zakładanie spółek rolniczych, w których zatrudnienie znajdowaliby mechanicy oraz gromadzono
by – oprócz paliwa – niezbędne materiały zapasowe do urządzeń rolniczych. Dodatkowo poprzez rozbudowę infrastruktury miano ułatwiać i zachęcać osoby mieszkające na wsi do podejmowania pracy w miejskich ośrodkach przemysłowych.108
dz. cyt., s. 1; B. Muszyński, „O polskość miast”, Polska Narodowa, nr 35 (1937): s. 1; „Rozwiązanie
kwestii socjalnej w Polsce zależy przede wszystkim od…”, dz. cyt., s. 3.
103
J. Korolec, „Zagadnienie wsi”, dz. cyt., s. 3.
104
W. Zaleski, Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 18.
105
J. Korolec, „Zagadnienie wsi”, dz. cyt., s. 3.
106
„Po chleb na obczyznę”, Nowy Ład, nr 7–8 (1933): s. 3.
107
W. Renke, „O uprzemysłowienie wsi (artykuł dyskusyjny)”, Nowy Ład, nr 5 (1937): s. 7.
108
J. Da-i, Małorolni, „Polska Narodowa”, nr 14 (1936): s. 1; W. Zaleski, Polska bez proletariatu, dz. cyt.,
s. 18; W. Renke, „O uprzemysłowienie wsi (artykuł dyskusyjny)”, dz. cyt., s. 7; J. Da-i, „Wieś zorganizowana”, Polska Narodowa, nr 13 (1936): s. 1; „Żądamy kolonii”, dz. cyt., s. 1; S. Opolski, „Drogi reformy
Artykuły
Oprócz bezrobocia i nadmiernego przeludnienia problemem polskiego rolnictwa były niestabilne i przeważnie niewysokie ceny artykułów rolnych. Zdaniem
narodowych radykałów przyczyną tego stanu rzeczy był system pośrednictwa, który powodował wydłużenie „drogi” między producentem a klientem, co skutkowało
sztucznym zawyżaniem cen produktów rolnych, za które musiał płacić ostateczny
odbiorca dobra, podczas gdy dochody producentów nie ulegały powiększeniu. Zbyt
wysoka cena końcowa, którą musiał płacić klient powodowała ograniczanie konsumpcji, co z kolei miało negatywnie wpływać na poziom dochodów uzyskiwanych
przez rolników, którzy następnie zmniejszali dokonywanie inwestycji, polegających
przeważnie na zakupie sprzętu rolniczego produkowanego w ośrodkach miejskich.
W ten sposób system pośrednictwa zdominowany przez Żydów miał negatywnie
wpływać na rozwój całej gospodarki. Narodowi radykałowie nadzieję w przełamaniu tego stanu rzeczy upatrywali w odejściu od monopolistycznego, żydowskiego 73
systemu dystrybucji na rzecz tworzenia polskiego systemu pośrednictwa w postaci
spółdzielni, spółek rolniczych.109
Czynnikiem, który dodatkowo wpływałby na wzrost zamożności polskiej
wsi miało być zróżnicowanie produkcji rolnej, które skutkowałoby zastąpieniem
importowanych produktów.110 Jak zaznaczano, „sprowadzamy produkty, które albo
możemy sami wytworzyć, jak np. len i konopie, wełna, skóry i jelita, owoce, nasiona
oleiste, albo też przez krajowe surowce zastąpić (np. bawełna, juta, owoce egzotyczne)”.111 W tym celu polskie rolnictwo miało podnieść poziom zintensyfikowania:
upraw lnu, konopi, nasion oleistych, rzepaku, bawełny, tytoniu oraz hodowli zwierząt.112 Dodatkowym wzmocnieniem dla stabilności cen artykułów rolnych w przewidywaniu narodowych radykałów byłoby utworzenie Centrali Zbożowej, która
miała być „organem społecznym, mało zbiurokratyzowanym, w bardzo stosunkowo
znacznym stopniu opierającym się na przedsiębiorczości i inicjatywie prywatnej”.113
wsi”, dz. cyt., s. 5; F. Stoch, „Prawo wobec wsi”, dz. cyt., s. 1; J. Da-i, „W oczach młodego pokolenia…”,
dz. cyt., s. 1.
109
St. R., „Opłacalność gospodarki rolnej”, Polska Narodowa, nr 3 (1937): s. 2; J. Korolec, „Zagadnienie
wsi”, Nowy Ład, nr 4 (1936): s. 4; J. K., „Czego chce wieś?”, Polska Narodowa, nr 32 (1937): s. 2;
H. Szczawiński, „Przegląd gospodarczy”, Nowy Ład, nr 10 (1936): s. 14; J. Wolski, „Przegląd gospodarczy”, Nowy Ład, nr 9 (1936): s. 14; „Spadek cen zboża”, Nowy Ład, nr 5–6 (1933): s. 4; W. Zaleski,
Polska bez proletariatu, dz. cyt., s. 16–17.
110
W. Rudniak, „Zabójczy import”, Nowy Ład, nr 1 (1936): s. 6; H. Szczawiński, „Przegląd gospodarczy”, Nowy Ład, nr 3 (1937): s. 14; S. Opolski, „Drogi przebudowy wsi”, dz. cyt., s. 6.
111
W. Rudniak, „Zabójczy import”, dz. cyt., s. 6.
112
Tamże, s. 7; S. Opolski, „Drogi przebudowy wsi”, dz. cyt., s. 6; J. Wolski, „Przegląd gospodarczy”,
Nowy Ład, nr 4 (1935): s. 12.
113
S. Opolski, „Drogi przebudowy wsi”, dz. cyt., s. 7.
nr 15–16 – 2009
74
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
Centrala posiadałaby status instytucji państwowej, posiadającej wyłączność na handel czteroma podstawowymi uprawianymi w Polsce gatunkami zbóż (pszenica,
żyto, owiec, jęczmień). Owa organizacja po z góry ustalonych cenach „za pośrednictwem powiatowych, prywatnych lub spółdzielczych firm zbożowych”114, które
otrzymywałyby stałą prowizję, prowadziłaby skup zboża. Centrala posiadałaby
także monopol na eksport polskiego zboża. Przedstawione działania, w zamyśle
narodowych radykałów, powodowałyby zarówno: zmniejszenie poziomu bezrobocia na wsi, uniezależniałyby gospodarczo Polskę oraz uodporniałyby rolników od
zmian cen wytwarzanych przez nich produktów.115
Nad przebudową wsi w opisany powyżej sposób miało czuwać specjalnie do
tego powołane Ministerstwo Przebudowy Społecznej, które kierowałoby: migracją
chłopów do miast oraz prowadzeniem propolskiej i antyżydowskiej akcji propagandowej.
Ministerstwu podlegałby: „Bank Przebudowy Społecznej i Likwidacyjne
Towarzystwo Polsko-Żydowskie dla rozrachunków z przejęcia mienia żydów emigrujących”. Dotychczasowy samorząd gospodarczy w postaci różnego rodzaju izb
przemysłowych, handlowych, rzemieślniczych, rolniczych uległby ześrodkowaniu
w postaci jednej Izby Przebudowy Społecznej116, która przejęłaby zadania realizowane przez wspomniane powyżej formy samorządu gospodarczego i której głównym
zadaniem byłaby przebudowa polskiej wsi.117
Podstawową jednostką organizacyjną projektowanego ministerstwa byłaby spółka wiejska, do której przynależność miała być dobrowolna. Pełniłaby ona
funkcję pośrednią między producentem artykułów rolnych a systemem hurtowym. Spółki posiadałyby własny majątek, a ich członkowie ponosiliby solidarną odpowiedzialność za ich zobowiązania finansowe. Do ich zadań należałby:
„wspólny zakup narzędzi rolniczych, nasion, nawozów sztucznych itp. – wspólna
przeróbka i sprzedaż produktów, – wspólne domy ludowe, łaźnie itd.”.118 Spółki
nie podlegałyby dodatkowemu obciążeniu podatkowemu, lecz jedynie ich członkowie byliby zobowiązani do płacenia podatków od wysokości osiąganego dochodu. Kolejną zachętą ze strony państwa do zakładania spółek wiejskich miało być
uzyskiwanie kredytowania działalności ze strony Banku Przebudowy. Działalność
powyższej instytucji podlegałaby wyłącznie kontroli ze strony instruktorów Izby
Tamże, s. 6.
S. Opolski, „Drogi przebudowy wsi”, dz. cyt., s. 6; W. Rudniak, „Zabójczy import”, dz. cyt., s. 6–7;
H. Szczawiński, „Przegląd gospodarczy”, dz. cyt., s. 14–15.
116
F. Stoch, „Prawo wobec wsi”, dz. cyt., s. 1.
117
Tenże, „Ministerstwo przebudowy społecznej”, Nowy Ład, nr 2 (1938): s. 2.
118
Tenże, „Prawo wobec wsi”, dz. cyt., s. 2.
114
115
Artykuły
Przebudowy Społecznej119, lecz nie uzyskujemy informacji o zakresie ich kompetencji i o ewentualnych restrykcjach związanych z naruszeniem zasad funkcjonowania.
Szansę w powodzeniu projektowanych zmian w strukturze polskiego rolnictwa dostrzegano w edukacji młodego pokolenia mieszkańców wsi oraz w wytworzeniu wśród nich karności oraz poczucia spełniania obowiązków wobec narodu.
Temu celowi miały służyć obozy pracy, które gromadziłyby wszystkich Polaków
(bez względu na płeć) po ukończeniu 19 lat. W obozach miano szkolić młodych
rolników w różnych dziedzinach życia gospodarczego tak, by wytworzyć wśród
nich zdolność do podejmowania różnorodnych zawodów, w tym także związanych
z handlem, rzemieślnictwem by mogli w ten sposób stanowić realną konkurencję
dla ludności żydowskiej.120
Kończąc rozważania dotyczące przebudowy polskiej wsi w programie ONR- 75
„ABC” należy zauważyć, że sprzeciwiał się on prowadzeniu przez państwo gospodarki planistycznej względem rolnictwa. Zdaniem Jana Korolca ingerencja państwa
„nie dałaby się ona zupełnie pogodzić z psychologią naszego chłopa. Bezpośrednia
ingerencja publiczna – i to przede wszystkim za pośrednictwem samorządu rolniczego – powinna się ograniczyć do spraw obrotu ziemią, naprawy ustroju rolnego
oraz spraw sanitarnych i porządku”.121 Nie oznaczało to jednak, że narodowi radykałowie byli zwolennikami wycofania się państwa z procesu nadzoru kształtowania porządnego ładu w obszarze rolnictwa. Zamiast planowania gospodarczego
proponowano pośrednią ingerencję państwa w procesy przemian struktury polskiej
wsi. Stąd też akceptacja ONR-„ABC” dla obozów pracy czy też Ministerstwa Przebudowy Społecznej, które miało jedynie w ogólnych zarysach wyznaczać zadania
zmierzające do zmiany polskiego rolnictwa.
Kwestia żydowska
Jednym z częściej pojawiających się zagadnień w publicystyce ONR-„ABC”
była kwestia obecności ludności żydowskiej w życiu gospodarczym. Zdaniem narodowych radykałów Żydzi, mimo swego mniejszościowego statusu, całkowicie podporządkowali sobie życie ekonomiczne Polski. Dominowali w handlu: zagranicznym, hurtowym, a także mieli być właścicielami większości sklepów, fabryk oraz
domów mieszkalnych.122 Ponadto mieli przeważać w sektorze bankowym i kredytoTamże.
F. Stoch, „Obóz pracy”, dz. cyt., s. 6.
121
J. Korolec”, Zagadnienie wsi”, dz. cyt., s. 4.
122
F. Stoch, „Zbilansujmy”, Nowy Ład, nr 12 (1937): s. 1.
119
120
nr 15–16 – 2009
76
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
wym123, przez co decydowali o możliwości powstawania nowych inwestycji. Jako egzemplifikację powyższych twierdzeń przytaczano dane statystyczne: „W samej Warszawie jest 352.400 Żydów meldowanych, to jest więcej niż w całej Anglii, Francji,
Austrii itd. […] Do Żydów należy 75% nieruchomości miejskich, 80% przemysłu,
85% handlu, 90% kredytu, a w b. Galicji nawet 98%. […] Adwokatów Żydów mamy
53%, lekarzy – 80%, 75% wydawnictw należy do Żydów, 80% beletrystyki jest przez
nich wydawane. 80% handlu dewonocjonaliami tj. przedmiotu kultu religijnego
jest w rękach żydowskich. Czy to nie skandal żebyśmy nosili krzyżyki i modlili się
z książeczek wyrabianych przez Żydów”.124
Przyczyny dominacji osób wyznania mojżeszowego w życiu gospodarczym próbowano tłumaczyć ich bezwzględną chęcią zdominowania innych narodów. Środkiem do osiągnięcia tego celu miało być uzyskanie kontroli nad dobrami
materialnymi. Jak pisał czołowy ekonomista ONR-„ABC” Wojciech Zaleski: „Po
co człowiek tego typu walczy o zwiększenie majątku? Czy aby lepiej zaspakajać
swoje potrzeby? Nie! Przecież może mieć niemal wszystko, czego tylko zapragnie, bez wytężającej pracy. Chodzi mu, o co innego: o zaspokojenie ambicji przez
sprawowanie władzy nad ludźmi i rzeczami. Ogromny, bowiem jest zakres władzy
wielkiego potentata bankowego. Dziesiątki tysięcy robotników i urzędników po
fabrykach i przedsiębiorstwach handlowych i przewozowych zależą od banku”.125
Owe dążenie Żydów do dominacji nad „gojami”, według Tadeusza Gluzińskiego,
było spowodowane tym, że judaizm nie posiadał jedynie celów wyłącznie konfesyjnych, lecz przede wszystkim zawierał – przeważnie ukryte – cele polityczne. Najtrafniej oddawała je idea mesjanistyczna, która, zdaniem działacza ONR-„ABC”,
sprowadzała się do chęci „opanowania świata przez Jehowę i sprzymierzonego
z nim Izraela”.126 To właśnie mesjanizm powodował, zdaniem Gluzińskiego, że
ludność żydowska prowadziła walkę „z otoczeniem nie żydowskim, aby je opanować i ujarzmić”.127
Zdaniem narodowych radykałów jedną z przyczyn dominacji mniejszości
żydowskiej w życiu gospodarczym była niska cena oferowanych przez nią towarów,
która była efektem: oszustw podatkowych, wyzysku pracowników oraz oferowania
niskiej jakości produktów.128
W. Zaleski, „Na śmierć i życie”, Nowy Ład, nr 6 (1936): s. 1.
K. H., „Groźne cyfry”, Polska Narodowa, nr 39 (1937): s. 2.
125
W. Zaleski, „Na śmierć i życie”, dz. cyt., s. 1.
126
H. Rolicki, Zmierzch Izraela (Warszawa: Wydawnictwo „Ojczyzna”, 1996): s. 399 (powyższa pozycja
jest przedrukiem wydawnictwa, które ukazało się w swojej pierwszej edycji w Warszawie w 1932).
127
Tamże, s. 400.
128
J. P., „Tajemnice handlu żydowskiego”, Polska Narodowa, nr 2 (1937): s. 2.
123
124
Artykuły
Według ONR-„ABC” mechanizm powstawania wielkich majątków żydowskich wyjaśniał stosowany przez Żydów proceder lichwy. Zdaniem narodowych
radykałów w czasie rewolucji przemysłowej poprzez stosowanie wysoko oprocentowanych kredytów uzależniali oni od siebie drobnych rzemieślników, którym
sprzedawano po zawyżonej cenie niezbędne narzędzia pracy. Ponadto Żydzi stawali
się zarówno głównymi dostawcami niezbędnych surowców do produkcji, jak też
odbiorcami wytworzonych dóbr. W ten sposób nie będąc zaangażowanymi w bezpośredni, osobisty proces produkcji stawali się faktycznymi właścicielami i osobami kontrolującymi wielki przemysł.129 Zdaniem jednego z publicystów Nowego Ładu
osoby wyznania mojżeszowego w swoim dążeniu do opanowania świata wielkiego
przemysłu stosowały „pewien szablon, sprowadzając system do trzech głównych
sposobów: a. systematyczne oszustwo stosowane względem wspólników, b. bankructwa, czyli periodyczne oszustwa w stosunku do wierzycieli, c. podpalenie, czyli 77
sporadyczne oszukiwanie instytucji ubezpieczeniowych”.130
Według narodowych radykałów stan uzależnienia polskiej gospodarki od
ludności żydowskiej był szkodliwy dla dobra narodu ze względu na brak możliwości kształtowania ładu ekonomicznego w pożądanym kierunku, jak też z powodu
niejako wrodzonej wrogości Żydów do Polaków. Rozwiązaniem tej sytuacji było,
według ONR-„ABC”, spolszczenie gospodarki oraz zmuszenie ludności żydowskiej do emigracji z Polski.
W enuncjacjach grupy „ABC” w kwestii żydowskiej zwraca uwagę kolektywne potraktowanie osób wyznania mojżeszowego, w którym nie było miejsca na
indywidualne oceny zachowań, postaw. Podkreślano, że program antyżydowski miał
objąć wszystkich Żydów bez względu na ich status majątkowy.131 W propagandowej
odezwie, skierowanej do młodego pokolenia Polaków zamieszczonej w wydawanej
w Łowiczu Polsce Narodowej czytamy: „Młodzieży Polska! Pamiętaj: Żyd – to Twój
wróg! I ten mały, biedny, w nędznym sklepiku za ladą stojący, którego znasz i o którym wiesz, że nic złego nie zrobił i sam głodem przymiera. I on jest wrogiem Twojego Kraju, bo za nim stoi całe światowe żydostwo – polip, wysysający krew Twojego Narodu, – ten biedny żydek, to jedna z milionów macek polipa”.132 Powyższe
twierdzenia były uzupełniane przez sformułowania, wedle których tak jak starsze
pokolenia zrealizowały swój obowiązek wobec narodu, którym było odzyskanie
A. Borkowski, „Heraldyka wielkiego kapitału”, Nowy Ład, nr 5 (1936): s. 7.
Tamże.
131
„Młodzieży Polska!”, Polska Narodowa, nr 32 (1937): s. 1; A. Różycki, „Czerwoni towarzysze, przestańcie kłamać”, Polska Narodowa, nr 6 (1938): s. 1.
132
„Młodzieży Polska!”, dz. cyt., s. 1.
129
130
nr 15–16 – 2009
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
niepodległości przez Polskę, tak imperatywem młodych narodowców powinna stać
się walka o niezależność ekonomiczną od obcych wpływów. Walkę o „odżydzenie”
gospodarki traktowano w szeroki sposób, bowiem miała być ona zarówno paliatywem na bezrobocie, jak też była skierowana przeciwko agitacji komunistycznej.133
Zdaniem osób związanych z grupą Henryka Rossmanna skuteczną metodą
usunięcia mniejszości żydowskiej z Polski było propagowanie bojkotu handlowego, który jednocześnie miał być zgodny z katolicką etyką i skuteczniejszy od bezpośredniej, fizycznej walki z Żydami.134 Tzw. zajścia antyżydowskie jedynie mobilizowały osoby wyznania mojżeszowego znajdujące się poza granicami Polski do
finansowego wspierania prześladowanych współbraci.135 Jak można sądzić hasłem,
którym mieli się kierować narodowo-radykalni działacze miało być sformułowanie
użyte przez ks. Stanisława Trzeciaka podczas odczytu zorganizowanego w Łowiczu
przez Akcję Katolicką i Związek Popierania Polskiego Stanu Posiadania – „Kochaj
Żyda, jak bliźniego, sprzedaj, kupuj swój u swego”.136 Hasło wspierania przez konsumentów wyłącznie polskiej przedsiębiorczości137 przybierało niekiedy nazbyt
egzaltowaną formę, która odmawiała bycia Polakiem osobom wyłamującymi się
z powyższego wskazania: „Niegodny imienia Polaka jest ten, kto niesie gorsz swój
wrogowi – Żydowi!”.138
Uzupełnieniem akcji bojkotowej miało być wspieranie przez rząd polskiego: handlu, rzemiosła oraz rozwijanie ruchu spółdzielczego, który miał zastępować
żydowski handel detaliczny.139
Ponadto państwo, jak czytamy w memoriale grupy „ABC” zatytułowanym
Likwidujemy Żydów (w którym przedstawiono całościową wizję ułożenia stosunków polsko-żydowskich), odebrałoby Żydom wszystkie monopole. Samorząd terytorialny oraz administracja państwowa miały nie korzystać z usług przedsiębiorstw
żydowskich. W myśl powyższego dokumentu programowego mniejszość żydowska
W. Sierakowski, „Pod sztandar walki o byt gospodarczy”, Polska Narodowa, nr 18 (1938): s. 2.
Na temat starć dwóch grup narodowo-radykalnych („Falanga” i grupa „ABC”) z ludnością żydowską w Warszawie zob.: M. Sosnowski, Krew i Honor. Działalność bojowa Obozu Narodowo-Radykalnego
w Warszawie w latach 1934–1939 (Warszawa: b.w., 2000): s. 12–28.
135
„Odczyt ks. Trzeciaka. Kwestia żydowska w świetle etyki chrześcijańskiej”, Polska Narodowa, nr 19
(1937): s. 1–2.
136
Tamże, s. 2.
137
W. Zaleski, „Uwagi o programie gospodarczym. – II. Podstawy ideowe przewrotu”, Myśl Narodowa,
nr 4 (1934): s. 36
138
„Młodzieży Polska!”, dz. cyt., s. 1.
139
St. Kopeć, „Zagadnienie żydowskie”, Polska Narodowa, nr 9 (1936): s. 1; A. Szperlich, „Handel
hurtowy”, Nowy Ład, nr 12 (1937): s. 9; B. Muszyński, „O polskość miast”, dz. cyt., s. 1.
133
134
78
Artykuły
zostałaby „nie dopuszczona” do Centralnego Okręgu Przemysłowego, gdyż obszar ten, ze względu na swoje strategiczne znaczenie mógł być narażony na akcję
szpiegowską z jej strony. Na podstawie powyższego dość enigmatycznego zapisu
nie możemy wysnuć wniosku czy wyznawcy judaizmu mieliby zostać wysiedleni
z powyższego obszaru, a jeśli tak to gdzie zostaliby skierowani, ani czy skutkiem
powyższego punktu miał być „tylko” zakaz pracy lub prowadzenia przedsiębiorstw
w obrębie COP.140 Dodatkowo mniejszość żydowska posiadająca mienie (zarówno
majątki ziemskie, jak i fabryki) zostałaby wywłaszczona bez możliwości ubiegania
się o rekompensatę.141 Przewidywano, że działające do czasu wywłaszczenia „firmy
żydowskie będą nosić specjalne oznaki”.142 Przewidywano także: zakaz pracy Żydów w przedsiębiorstwach należących do chrześcijan143 oraz usunięcie ich z działalności w pracach samorządu gospodarczego w postaci izb rolniczych, handlowych, rzemieślniczych.144 Kolejnym działaniem skierowanym przeciw mniejszości 79
żydowskiej miało być wprowadzenie przez władze państwowe zakazu stosowania
uboju rytualnego.145 Powyższe przedsięwzięcia byłyby skierowane zapewne w najbardziej religijną cześć Żydów, których zasady talmudyczne zabraniały spożywania
mięsa zwierząt zabitych w nieodpowiedni sposób. Kolejnym elementem walki ekonomicznej miała być akcja kolonizacyjna Kresów Wschodnich, przeprowadzona ze
środków publicznych.146 Miała ona polegać na wspieraniu przez państwo migracji
osób narodowości polskiej, wykonujących wolne zawody, a także trudniących się
rzemieślnictwem na najbardziej zdominowane przez Żydów Kresy Wschodnie.
Konsekwencją przyjętej walki ekonomicznej było publikowanie w prasie list
firm należących do ludności żydowskiej.147 Tak opisywano głoszoną przez ONR„ABC” akcję bojkotową i walkę o „unarodowienie” handlu: „Pragnąć »uwiecznić«
kutnowskich żydolubów już wkrótce będziemy fotografować, tych którzy kupują u Żydów i fotografie ich będziemy umieszczać w Polsce Narodowej. Żydolubów
ostrzegamy więc przed przykrą niespodzianką, jaką bez wątpienia będzie ujrzenie
„Likwidujemy Żydów”, Polska Narodowa, nr 29 (1938): s. 1, pkt. 4, 5.
St. Kopeć, „Zagadnienie żydowskie”, dz. cyt., s. 1; A. Różycki, „Czerwoni towarzysze, przestańcie
oszukiwać”, dz. cyt., s. 1.
142
St. Kopeć, „Zagadnienie żydowskie”, dz. cyt., s. 1.
143
A. Różycki, „Czerwoni towarzysze, przestańcie oszukiwać”, dz. cyt., s. 1.
144
F. Stoch, „Zbilansujmy”, dz. cyt., s. 2.
145
„Likwidujemy Żydów”, dz. cyt., s. 1, pkt. 8; „Walka z kartelem rzezaków rytualnych”, Polska
Narodowa, nr 6 (1936): s. 3; J. Wolski, „Przegląd gospodarczy”, Nowy Ład, nr 2 (1936): s. 12.
146
„Likwidujemy Żydów”, dz. cyt., s. 1, pkt. 10; „Po chleb na obczyznę”, dz. cyt., s. 3.
147
Zob.: „Kogo nie wolno popierać?”, Polska Narodowa, nr 2 (1939): s. 4; „O tem musisz pamiętać!”,
tamże, s. 4.
140
141
nr 15–16 – 2009
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
swej podobizny z odpowiednim dopiskiem”.148 Warto dodać, że autorowi niniejszego artykułu nie udało się odnaleźć na łamach wymienionego tygodnika śladów
spełnienia tej groźby. Można więc uznać, że powyższe ostrzeżenie – wzbudzające
słuszne wątpliwości i zastrzeżenia – miało spełniać jedynie funkcję propagandowoostrzegającą. Jego zadaniem było przekonanie adresatów o zdolnościach organizatorskich i sile miejscowych narodowych radykałów.
W powszechnej opinii członków ONR-„ABC” przedstawione wyżej działania miały mieć jedynie charakter przejściowy, tymczasowy149, gdyż ostatecznym
celem było całkowite „usunięcie” Żydów z państwa polskiego. Nie należy jednak
owego wielce nie fortunnego sformułowania, dość często pojawiającego się w publicystyce radykałów skupionych wokół Henryka Rossmanna, rozumieć jako fizyczną eksterminację osób wyznania mojżeszowego. Otóż celem ONR-„ABC” było
zmuszenie Żydów do emigracji150, poprzez stworzenie nieprzyjaznych warunków
do dalszej egzystencji w Polsce. Stąd też pojawiały się takie sformułowania jak
np.: „Trzeba stworzyć takie warunki, by Żydzi u nas nie mieli co robić ani co jeść.
[…] Nie kupujmy i nie sprzedawajmy niczego Żydom. Niech spotykają się na każdym kroku z powszechną jednolitą, wrogą postawą społeczeństwa. Niech ziemia
Polska nie będzie im przytułkiem. Niechaj pali się im pod nogami, niech parzy im
stopy. Wówczas na pewno znajdzie się jakiś nowy Mesjasz, który ich wyprowadzi
z »domu niewoli«…”.151 Zdaniem narodowych radykałów stworzenie warunków,
o których wspominał autor przytoczonego cytatu samoczynnie spowodowałoby
emigrację Żydów z Polski. Choć należy zauważyć, że trudno mówić o dobrowolności emigracji ludności żydowskiej w przypadku pozbawiania jej majątków i stwarzania utrudnień w codziennej egzystencji.
Obóz Narodowo-Radykalny „ABC” przewidywał, iż emigracja Żydów z Polski
wymaga międzynarodowej współpracy, gdyż „nie byłoby dla nas pożądane, by osiedlili
się oni gdzieś niedaleko Polski i mogli łatwo powrócić”.152 Skutkiem „umiędzynarodowienia” kwestii opuszczenia przez mniejszość żydowską Polski miało być skierowanie
jej osiedlenia na Madagaskar153, bądź inną należącą do Polski w przyszłości kolonii.154
„Ostrzeżenie”, Polska Narodowa, nr 13 (1938): s. 2.
J. Korolec, „Trzeba usunąć największą przeszkodę!”, Nowy Ład, nr 6 (1935): s. 5.
150
„Po chleb na obczyznę”, dz. cyt., s. 3.
151
St. Kopeć, „Niech ziemia polska parzy im stopy!”, Polska Narodowa, nr 22 (1936): s. 11.
152
J. Korolec, „Trzeba usunąć największą przeszkodę!”, dz. cyt., s. 5.
153
A. Różycki, „Żydy na Madagaskar! Chłop i robotnik do handlu!”, dz. cyt., s. 3; B. Muszyński,
„Demokracja – czy państwo narodowe”, Polska Narodowa, nr 32 (1937): s. 2; W. Drożyński, „Kto ma
jechać na Madagaskar”, Polska Narodowa, nr 4 (1938): s. 1.
154
W. Drożyński, „Kolonie”, Polska Narodowa, nr 25 (1936): s. 1.
148
149
80
Artykuły
Według ONR-„ABC” wszystkie wskazane powyżej działania miały mieć
charakter legalny155: „Jak w swoim czasie w świecie zachodnim ratowano los robotnika przed wyzyskiem kapitału, normując odpowiednio ustawodawstwo socjalne, tak
w obecnych stosunkach polskich konieczne jest ratownicze ustawodawstwo dające
żywiołowi polskiemu możliwe szanse do walki z żydowską przewagą”.156 Zdaniem
narodowych radykałów powierzenie kwestii ułożenia stosunków polsko-żydowskich wedle projektowanego, pożądanego kształtu jedynie mechanizmowi rynkowemu bez ingerencji państwa uważano za niepożądane: „Pozostawienie rozwoju
wypadków konkurencji wolnej, to w naszych warunkach przekreślenie możliwości
realizacji wielkich celów, jakie szeroko się głosi”.157 Przyczyną tego stanowiska było
przekonanie o dominacji Żydów w większości dziedzin gospodarki, dlatego też pozostawienie owej problematyki jedynie wolej konkurencji okazałoby się nieefektywne i z góry stawiałoby Polaków na straconych pozycjach.158
81
Należy zauważyć, że stosunek ONR-„ABC” do mniejszości żydowskiej wynikał głównie z przesłanek ekonomicznych oraz politycznych (przypisywanie ludności żydowskiej aktywności w ugrupowaniach rewolucyjnych społecznie). Warto
też odnotować, że hasła bojkotu gospodarczego w międzywojennej Polsce nie były
głoszone jedynie przez narodowych radykałów. Identyczne hasła już w latach 20.
głosił obóz narodowo-demokratyczny, a także związane z nim Towarzystwo Rozwoju Życia Narodowego w Polsce „Rozwój”, a w latach 30. Związek Młodej Polski159;
katolicki aczkolwiek związany z RNR-„Falanga” miesięcznik Pro Christo160; grupa
„Jutra Pracy”161 czy też sanacyjny, aczkolwiek próbujący połączyć ideę narodową
z państwową Obóz Zjednoczenia Narodowego, który zabraniał Żydom wstępowania w swoje szeregi.162
F. Stoch, „Zbilansujmy”, dz. cyt., s. 2; „Likwidujemy Żydów”, dz. cyt., s. 2.
F. Stoch, „Zbilansujmy”, dz. cyt., s. 2.
157
Tamże.
158
Tamże.
159
Zob.: J. M. Majchrowski, Silni-zwarci-gotowi. Myśl polityczna…, dz. cyt., s. 169–181; T. Sikorski,
„»Wychować żołnierza gotowego do uderzenia«. Problematyka wychowania do wojny w publicystyce politycznej Związku Młodej Polski (1937–1939)” [w:] P. Tomaszewski, M. Wołos (red.),
Organizacje młodzieżowe w XX wieku. Struktury, ideologia, działalność (Toruń: Adam Marszałek,
2008): s. 164–184.
160
Nt. Pro Chusto zob.: A. Meller, „Antysemityzm czy antyjudaizm na łamach miesięcznika »Pro
Christo« (1924–1939)?”, Historia i Polityka. Półrocznik poświęcony historii myśli politycznej, dyplomacji
i stosunkom międzynarodowym, nr 8 (2009): s. 9–25 (w druku).
161
J. M. Majchrowski, Silni-zwarci-gotowi. Myśl polityczna Obozu Zjednoczenia Narodowego, dz. cyt.,
s. 182–193.
162
Tamże, s. 127.
155
156
nr 15–16 – 2009
82
„Nowy ład gospodarczy” jako alternatywa dla liberalizmu i marksizmu
Uwagi końcowe
Narodowi radykałowie z grupy „ABC” odrzucając zarówno liberalizm ekonomiczny, jak też komunizm starali się stworzyć alternatywę, która nie powielała
rozwiązań wprowadzonych przez włoski faszyzm czy niemiecki narodowy-socjalizm. Zdawano sobie sprawę, że „nowy ład gospodarczy” musi uwzględniać rodzime
doświadczenia, tradycję oraz polski charakter narodowy. Dlatego też odwoływano
się w sposób mniej lub bardziej widoczny do nauki społecznej Kościoła.
Wyrazem owych założeń było tworzenie koncepcji ekonomicznych, które
starały się łączyć poszanowanie własności prywatnej z ideą silnego państwa. Dlatego
też przewidywano w początkowym stadium istnienia narodowo-radykalnego państwa, nacjonalizację niektórych, kluczowych dla życia narodu, dziedzin gospodarki,
które następnie, stopniowo przechodziłyby we władanie pracowników danego zakładu pracy. Rola państwa w życiu gospodarczym, wedle zamysłów ONR-„ABC”,
miała być ograniczona. Można stwierdzić, że spełniałoby funkcję regulatora procesów ekonomicznych, który powinien ingerować w celu nadania systemowi ekonomicznemu ogólnych ram, celów do osiągnięcia bez krępowania sfery autonomicznych działań jednostki.
Należy zauważyć, że proponowane rozwiązania nie charakteryzowały się,
tak jak w przypadku Ruchu Narodowo-Radykalnego „Falanga”, rewolucyjnością,
tzn. przewidywano, że proponowany ład gospodarczy powstanie w wyniku długoletnich zmian, a nie w wyniku „przełomu narodowego”, wraz z którym od razu miałby
powstać idealny porządek ekonomiczny. Dlatego też koncepcje ONR-„ABC” należy zakwalifikować jako poglądy o proweniencji tradycjonalistyczno-katolickiej zbliżone do idei prezentowanych przez grupę „młodych” obozu narodowego.
Artykuły
Krzysztof Kaczmarski
Sprawa „Listu otwartego”
Adama Doboszyńskiego
do prezydenta Władysława Raczkiewicza
i generała Kazimierza Sosnkowskiego
(luty–maj 1943 r.)
Pamięci Adama Doboszyńskiego w 60. rocznicę męczeńskiej śmierci
Szesnastego stycznia 1943 r. Ludowy Komisariat Spraw Zagranicznych ZSRS
wystosował notę do ambasady polskiej w Kujbyszewie, informując ją, że rząd sowiecki przestaje traktować osoby narodowości polskiej mieszkające „w zachodnich
okręgach Ukraińskiej i Białoruskiej SSR” – tj. na ziemiach Polski zajętych przez
Armię Czerwoną w wyniku agresji 17 września 1939 r., a następnie na mocy postanowień Rady Najwyższej ZSRS z 1 i 2 listopada 1939 r. wcielonych w skład Związku Sowieckiego – jako obywateli polskich. Od tej chwili mieli być oni uznawani za
obywateli sowieckich.
Na mocy dekretu Prezydium Rady Najwyższej ZSRS z 29 XI 1939 mieszkańcom Kresów Wschod­
nich narzucono obywatelstwo sowieckie. 1 XII 1941 – w czasie wizyty gen. Władysława Sikorskiego
w Związku Sowieckim – Narkomindieł w nocie skierowanej do ambasady polskiej w drodze wyjątku
zgodził się traktować Polaków mieszkających na kresach, jako obywateli polskich. Osoby narodowości białoruskiej, ukraińskiej i żydowskiej były natomiast nadal uznawane za obywateli sowieckich. Pod
nieobecność ambasadora Tadeusza Romera, przebywającego wówczas w Londynie, notę sowiecką
16 I 1943 odebrał chargé d’affaires ambasady polskiej Zygmunt Zawadowski. Treść noty została 18 stycznia przesłana przez ambasadę depeszą szyfrową do MSZ, a sekretariat ministra przekazał ją, jako ściśle
tajną, prezydentowi, premierowi i ambasadzie RP w Londynie. Drogą szyfrową przesłano ją również
do ambasady RP w Waszyngtonie. Zob. tekst tej noty: Sprawa polska w czasie drugiej wojny światowej na
arenie międzynarodowej. Zbiór dokumentów, (red.) S. Stanisławska (Warszawa: Państwowe Wydawnictwo
Naukowe, 1965): s. 31; Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. Gen. Sikorskiego w Londynie
[dalej: AIPMS], Ministerstwo Sprawiedliwości, sygn. A.20. 4/30, Akta w sprawie karnej przeciwko Adamowi Doboszyńskiemu i Zygmuntowi Przetakiewiczowi, Ściśle tajne pismo MSZ do 8. Sądu
Polowego przy 1. Dywizji Pancernej z 24 III 1943, k. 122; W. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia polityczna Polski 1864–1945, t. 3 (Londyn: Gryf, 1983): s. 255.
83
nr 15–16 – 2009
84
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
Nota sowiecka z 16 stycznia oznaczała całkowite fiasko dotychczasowej polityki wschodniej rządu gen. Władysława Sikorskiego. „Słowem, załamało się – pisał
w swoich wspomnieniach Adam Pragier, członek II Rady Narodowej RP z ramienia
PPS – wszystko, w czym mieściła się treść układu Sikorski–Majski”. Stosunki polsko-sowieckie wchodziły w fazę krytyczną.
Jak na ironię losu, tego samego dnia pod Gullan w pobliżu Edynburga odbyła się rewia wojskowa, mająca uświetnić powrót gen. Władysława Sikorskiego z blisko półtoramiesięcznej wizyty w Stanach Zjednoczonych. Oceniając wyniki swojej
amerykańskiej podróży premier i Naczelny Wódz zapewnił zgromadzonych z całej
Szkocji 10 tys. żołnierzy I Korpusu, którzy przez cztery godziny stali w deszczu
przemoczeni i zziębnięci, że „wszystkie problemy, które nas dotyczą, zostały pomyślnie rozwiązane”. Wydarzenia najbliższych tygodni miały pokazać jak bardzo
gen. Sikorski się mylił.
A. Pragier, Czas przeszły dokonany (Londyn: B[olesław] Świderski, 1966): s. 690.
Redakcja Walki zarzuciła Sikorskiemu, iż zwołując „wielki wiec wojskowy” wzorował się na
„prekursorze bolszewizmu” Aleksandrze Kiereńskim. Wojciech Wasiutyński, który był uczestnikiem tego wiecu, wspominał, że Sikorski w swoim przemówieniu „zaklinał się, że nie pozwoli zakwestionować ani piędzi polskiej ziemi i że ma w sprawie granic pełne poparcie prezydenta
Roosevelta. Niestety nie była to prawda”. Zob.: „Czwarty rozbiór Polski”, Walka. Wydanie nadzwyczajne (luty 1943); „Kiereńszczyzna”, Walka, nr 2 (1943); W. Wasiutyński, Prawą stroną labiryntu (Gdańsk: Exter, 1996): s. 310. Minister spraw zagranicznych Edward Raczyński zanotował
w swoim dzienniku, iż premier przywiózł z USA „wzmocnienie sytuacji rządu polskiego, ustną obietnicą poparcia naszych żądań o Prusy Wschodnie i wreszcie, co jest arcysekretem, który
się zresztą nieco rozchodzi – list Roosevelta adresowany do niego z poparciem idei federacyjnej
oraz Polski”. Wg przewodniczącego Rady Narodowej Stanisława Grabskiego tym poufnym dokumentem, przywiezionym przez Sikorskiego miał być „parafowany przez Roosevelta protokół”
z odbytych z nim spotkań. Sprawozdanie ze swej amerykańskiej podróży premier przedstawił
na posiedzeniu Rady Ministrów 21 I 1943, w którym uczestniczyli również prezydent RP oraz
przewodniczący Rady Narodowej. Sikorski, podkreślając „korzystny wynik” swej wizyty w USA,
odczytał m.in. dokument „najściślej poufny i całkowicie wyjątkowy w praktyce politycznej prezydenta [Roosevelta]”. Był to prawdopodobnie list prezydenta USA datowany 5 stycznia i opatrzony klauzulą „tajne”. Roosevelt, odwołując się do postanowień „Karty Atlantyckiej” i „Deklaracji
Narodów Zjednoczonych”, w ciepłych słowach zapewniał w nim polskiego premiera „o determinacji Stanów Zjednoczonych, by Polska była przywrócona”. Wg Grabskiego na posiedzeniu
Rady Ministrów premier tylko wspomniał o tym poufnym dokumencie, ale go nie odczytał (ten
poufny protokół z rozmów Sikorskiego z Rooseveltem miał się znajdować w kasecie z innymi
ważnymi dokumentami, której nie odnaleziono po katastrofie gibraltarskiej). Natomiast w rozmowie prywatnej nie ukrywał, że „z rozmów z Rooseveltem odniósł wrażenie, że nie możemy
liczyć na pełne poparcie przez Stany Zjednoczone naszej dotychczasowej obrony nienaruszalności naszego przedwojennego terytorium i że szczególnie słabo się przedstawia sprawa utrzymania
przy Polsce Wileńszczyzny”. A zatem gen. Sikorski miał świadomość, że – wbrew temu, co mówił
Artykuły
Wprawdzie ministerstwo spraw zagranicznych w odpowiedzi na notę sowiecką wystosowało 26 stycznia poufną notę protestacyjną, ale treść oświadczenia sowieckiego z 16 stycznia, uznana przez rząd polski za ściśle tajną, nie została
upubliczniona. Nie na długo jednak. Stała się ona jawna już w pierwszych dniach
lutego wskutek niedyskrecji urzędników polskiego MSZ. Odpis noty trafił również do Adama Doboszyńskiego. Otrzymał ją od por. Stanisława Grocholskiego,
zaprzyjaźnionego oficera specjalnego Sztabu Naczelnego Wodza, a przed wojną
pracownika konsulatu generalnego w Marsylii i z tej racji mającego kontakty w MSZ.
Doboszyński zdecydował się bezzwłocznie opublikować tę notę na łamach Walki. Dołączył do niej drugi niejawny dokument – fragment raportu ambasady polskiej w Kujbyszewie do rządu RP w Londynie z 27 stycznia. Relacjonowano w niej
przebieg rozmowy, jaką 25 stycznia przeprowadził I sekretarz ambasady Emanuel
Freyd z Mikołajem Nowikowem, naczelnikiem IV Wydziału Europejskiego Nar- 85
komindiełu. Nowikow oświadczył, że w świetle noty z 16 stycznia, „ogólna ilość
obywateli polskich w ZSSR uległa redukcji do zupełnie znikomej cyfry”. Również
polskie dzieci oraz rodziny żołnierzy armii polskiej ewakuowanej do Iranu „stały
się obywatelami sowieckimi”, a zatem nie są już potrzebne polskie placówki opieki społecznej, które w najbliższej przyszłości zostaną zlikwidowane. Nowikow
przypomniał również sowiecką interpretację układu Sikorski–Majski, stwierdzado żołnierzy 16 stycznia – podczas jego amerykańskiej wizyty nie wszystkie kwestie dotyczące
Polski „zostały pomyślnie rozwiązane”. Zob.: E. Raczyński, W sojuszniczym Londynie (Londyn:
Polska Fundacja Kulturalna, 1997): s. 161; S. Grabski, Pamiętniki, t. 2 (Warszawa: Czytelnik, 1989):
s. 444, 452; Protokoły posiedzeń Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej, M. Zgórniak (red.), W. Rojek
(oprac.), t. 5, wrzesień1942 – lipiec 1943 (Kraków: Wydawnictwo i Drukarnia „Secesja”, 2001):
s. 157–175, 211–212.
„Całą sprawę postanowił rząd zataić przed opinią polską – wspominał Adam Pragier. Tajemnica
była tak szczelna, że Komitet Zagraniczny PPS o istnieniu tej noty nie dowiedział się od swoich
przedstawicieli w rządzie” [tj. ministrów Jana Stańczyka i Jana Kwapińskiego]. Zob.: A. Pragier, dz.
cyt., s. 691.
Podczas swojego procesu przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie, w czerwcu 1949,
Doboszyński zeznał, że po otrzymaniu noty od Grocholskiego zwołał posiedzenie członków
Komitetu Zagranicznego Obozu Narodowego. Zaproponował na niej „energiczną akcję w związku
z tą notą”. Nie zgodziło się na nią jednak Stronnictwo Narodowe. Doboszyński zdecydował się więc
na własną rękę opublikować notę w Walce. Zob.: Proces Adama Doboszyńskiego. Stenogram z rozprawy
sądowej (Warszawa: Książka i Wiedza, 1949): s. 74, 191–192.
Według obliczeń wydziału opieki ambasady w Kujbyszewie w końcu 1942 na terytorium Związku
Sowieckiego w zasięgu oddziaływania polskich placówek opiekuńczych (blisko 400 mężów zaufania)
znajdowało się jeszcze ponad 260 tys. obywateli polskich, w tym przeszło 77 tys. dzieci. Liczba ta nie
uwzględniała tych obywateli polskich, którzy nadal byli przetrzymywani w więzieniach, łagrach lub
w odległych rejonach ZSSR, izolowani od świata zewnętrznego. Zob.: J. Wróbel, Uchodźcy polscy ze
nr 15–16 – 2009
86
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
jąc, że nie uchylił on „skutków prawnych” przyłączenia wschodnich ziem polskich do ZSRS, dodając cynicznie, że rząd sowiecki wykazywał „dobrą wolę w kierunku wyjątkowego traktowania Polaków”, która jednak została „zlekceważona”
przez ambasadę polską, „stale kwestionującą suwerenność ZSRS w sprawach obywatelstwa”. Oba dokumenty zostały opublikowane w nadzwyczajnym numerze,
opozycyjnego wobec rządu, wydawanego konspiracyjnie metodą hektograficzną
narodowego pisma Walka w połowie lutego 1943 r. Redakcja opatrzyła to nadzwyczajne wydanie tytułem „Czwarty rozbiór Polski”, kończąc je wezwaniem
żołnierzy polskich do „przełamania wrogiej zmowy” i „przerwania Niemego Sejmu” oraz przestrogą przed nową „Targowicą”.
Kilka dni później, około 20 lutego, ukazało się kolejne nadzwyczajne wydanie Walki zawierające list otwarty Adama Doboszyńskiego do prezydenta RP Władysława Raczkiewicza i gen. Kazimierza Sosnkowskiego. W numerze tym ujawnioZwiązku Sowieckiego 1942–1950 (Łódź: Instytut Pamięci Narodowej, 2003): s. 43–45; B. Szubtarska,
Ambasada polska w ZSRR w latach 1941–1943 (Warszawa: Wydawnictwo DiG, 2005): s. 113–114.
Walka stanowiła sui generis kontynuację narodowego pisma Jestem Polakiem, wydawanego w Londynie
przez ks. Stanisława Bełcha od sierpnia 1940 do czerwca 1941. Jej pierwszy numer ukazał się w październiku 1941, ostatni w listopadzie 1943. Wydawana była konspiracyjnie w nieregularnych odstępach czasu i w różnej objętości, w nakładzie dochodzącym do kilku tysięcy egzemplarzy i szeroko
kolportowana wśród żołnierzy I Korpusu w Szkocji. Do końca 1941 ukazały się trzy numery Walki,
w 1942 – osiem i jeden nadzwyczajny, a w 1943 – cztery oraz dwa nadzwyczajne, w sumie osiemnaście numerów. Redaktorem Walki był przedwojenny działacz RNR-„Falanga” i bliski współpracownik Bolesława Piaseckiego, Zygmunt Przetakiewicz, zaś autorem sporej części zamieszczanych w niej
artykułów i spiritus movens całego przedsięwzięcia Adam Doboszyński.
„Czwarty rozbiór Polski”, Walka. Wydanie nadzwyczajne (luty 1943). Ten numer Walki został wydany najpóźniej 13 lutego. Tego dnia bowiem premier Sikorski poinformował o jego ukazaniu się prezydenta Raczkiewicza. Zob.: Dziennik czynności Prezydenta RP Władysława Raczkiewicza 1939–1947,
(oprac.) Jacek Piotrowski (Wrocław: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, 2004) [dalej:
Dziennik czynności Prezydenta RP]: t. 2, s. 30.
List otwarty Adama Doboszyńskiego jest datowany 15 lutego. W kolejnym numerze Walki podano
informację, że numer nadzwyczajny z tym listem „ogłoszono” 20 lutego. Również Doboszyński
publikując ponownie list w wydanych w 1947 Studiach politycznych opatrzył go odautorskim przypisem informującym, że nadzwyczajny numer Walki z tym listem ukazał się 20 II 1943. Jednak przynajmniej część nakładu została rozkolportowana już kilka dni wcześniej. Biograf gen. Sikorskiego podaje, że 18 II 1943 „rozszedł się w Londynie” nadzwyczajny numer Walki zawierający notę sowiecką
z 16 stycznia oraz list otwarty Doboszyńskiego. Jest to oczywista pomyłka, gdyż w ciągu kilku dniu
ukazały się dwa nadzwyczajne numery Walki. Być może datę tę należy odnieść do numeru drugiego zawierającego list Doboszyńskiego. W Kancelarii Cywilnej Prezydenta RP ukazanie się drugiego
numeru nadzwyczajnego Walki odnotowano 19 lutego. Stanisław Cat-Mackiewicz sugerując się chyba datą listu podał, iż ukazał się on w Londynie już 15 lutego. Zob.: „Sprawa rosyjska”, Walka, nr 2
(1943); A. Doboszyński, Studia polityczne (bmw, 1947): s. 474; Dziennik czynności Prezydenta RP, t. 2,
Artykuły
87
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
nr 15–16 – 2009
88
ne zostało również nazwisko Zygmunta Przetakiewicza, jako redaktora naczelnego
Walki. W swym liście Doboszyński poddał miażdżącej krytyce politykę rządu Sikorskiego wobec Związku Sowieckiego. W formie 19-punktowego kalendarium, przypomniał najważniejsze fakty, poczynając od przedłożonego rządowi brytyjskiemu
jeszcze w czerwcu 1940 r. memoriału w sprawie utworzenia w ZSRS armii polskiej,
poprzez niezagwarantowanie nienaruszalności granicy wschodniej w układzie polsko-sowieckim z 30 lipca 1941 r., na zatajeniu noty sowieckiej z 16 stycznia 1943 r.
i deklaracji Nowikowa z 25 stycznia 1943 r. oraz ponownym wysłaniu do ZSRS ambasadora Tadeusza Romera kończąc. Nazywając taką politykę „szaleństwem” Doboszyński apelował do prezydenta Raczkiewicza o usunięcie rządu Sikorskiego i pos. 34; W. Pobóg-Malinowski, dz. cyt., s. 257; S. Cat-Mackiewicz, Lata nadziei (17 września 1939–5 lipca
1945) (Londyn: Drukarnia Polska, 1946): s. 138.
Artykuły
wierzenie funkcji premiera gen. Sosnkowskiemu, zwracając się do tego ostatniego,
aby bez wahania tworzył nowy rząd. „Ratujcie Polskę, pogrążoną coraz głębiej przez
ludzi nieodpowiedzialnych. Poprą was polscy żołnierze i wszystko, co w Narodzie
uczciwe i ofiarne”.10 Oba wydania nadzwyczajne Walki kolportowane w polskich
jednostkach wojskowych na terenie Szkocji oraz w stolicy Wielkiej Brytanii w ilości
kilku tysięcy egzemplarzy, wywołały prawdziwą burzę w „polskim Londynie”.
Reakcje na publikacje Walki
Trzynastego lutego gen. Sikorski poinformował prezydenta Władysława
Raczkiewicza o ukazaniu się pierwszego nadzwyczajnego numeru Walki, stwierdzając, iż ujawnione zostały w nim „dwa dokumenty MSZ traktowane, jako ściśle tajne”. Premier nie wiedząc jeszcze, kto redaguje i wydaje Walkę, przypuszczał, że była
ona wydawana „nie bez wiedzy, a może i przy udziale Stronnictwa Narodowego”, 89
które pozostawało wówczas w opozycji wobec rządu. Polecił więc gen. Marianowi
Kukielowi, ministrowi obrony narodowej, „rozmówienie się” w tej sprawie z prezesem SN Tadeuszem Bieleckim.11 Jednocześnie Sikorski starał się za wszelką cenę
„List otwarty do Pana Prezydenta Rzeczypospolitej i do Gen. Kazimierza Sosnkowskiego”, Walka.
Wydanie nadzwyczajne (luty 1943). Nie było to pierwsze tego rodzaju publiczne wystąpienie autora
„Gospodarki narodowej”. Dwa lata wcześniej, w marcu 1941 na łamach Jestem Polakiem opublikował
on list otwarty do Antoniego Słonimskiego. Powodem tego wystąpienia Doboszyńskiego był artykuł Słonimskiego „Walka z mgłą”, zamieszczony w Wiadomości Polskich, w którym poeta wieścił po
zakończeniu wojny wygaśnięcie konfliktów, zmierzch nacjonalizmów i zjednoczenie europejskie.
Polemizując z tym stanowiskiem i zapowiadając zbudowanie w powojennej Polsce ustroju narodowego, Doboszyński opowiadał się jednocześnie za masową, zorganizowaną przy pomocy państw
zachodnich, emigracją Żydów z ziem polskich. Po opublikowaniu tego listu Doboszyński na mocy
rozkazu gen. Sikorskiego został karnie przeniesiony do obozu odosobnienia na wyspie Bute, w którym przebywał do stycznia 1942. Zob.: A. Doboszyński, „List otwarty do p. Antoniego Słonimskiego,
Gdzieś w Szkocji 1 III 1941”, Jestem Polakiem, nr 25 (16 III 1941). Zob. także: K. Kaczmarski, „Sprawa
pisma Jestem Polakiem (1940–1941). Przyczynek do dziejów prasy polskiej na wychodźstwie w czasie
II wojny światowej”, Glaukopis, nr 9–10 (2007–2008): s. 193–230.
11
Dziennik czynności Prezydenta RP, t. 2, s. 30. W styczniu 1942 w Stronnictwie Narodowym doszło
do rozłamu na tle stosunku do rządu gen. Sikorskiego. Skupiona wokół Mariana Seydy grupa działaczy opowiadająca się za wejściem przedstawicieli SN do rządu oraz Rady Narodowej została
wykluczona ze stronnictwa przez Tadeusza Bieleckiego. Oprócz Seydy (który w styczniu 1942 r.
wszedł ponownie do rządu jako kierownik Biura Prac Politycznych, Ekonomicznych i Prawnych,
a w lipcu tego roku objął nowoutworzone ministerstwo prac kongresowych) znaleźli się w niej m.in.
prof. Wacław Komarnicki (od stycznia 1942 minister sprawiedliwości), prof. Bohdan Winiarski
i Stanisław Celichowski. Również do powołanej w lutym 1942 II Rady Narodowej weszli narodowcy (m.in. Celichowski) nie mający oficjalnego mandatu władz SN. Utworzyli oni w radzie Klub
Narodowy. Bielecki rzecz jasna nie uznawał grupy Seydy za reprezentację SN w strukturach władz
RP na wychodźstwie. Włączył się natomiast w działania zmierzające do konsolidacji różnych nur10
nr 15–16 – 2009
90
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
ustalić źródło przecieku. Podejrzewał, iż mogła nim być Kancelaria Cywilna Prezydenta RP. Nakazał więc Adamowi Romerowi, dyrektorowi Biura Prezydialnego
Rady Ministrów, przeprowadzenie rozmowy z Augustem Zaleskim, szefem Kancelarii Cywilnej. Szesnastego lutego Romer został przyjęty przez Raczkiewicza i uzyskał jego zgodę na odbycie rozmowy z Zaleskim „o przechowywaniu akt tajnych”.
Prezydent wszelako „kategorycznie się zastrzegł przeciw wszelkim przypuszczeniom, iż ujawnienie akt tajnych mogło wyjść z K[ancelarii] C[ywilnej]”, uznając
taką sugestię ze strony Romera za nietakt i przypominając mu, że „powtarzające się
wypadki ujawniania akt tajnych dotyczyły i takich akt, których tekst nie dochodził
do K[ancelarii] C[ywilnej]”.12
Swojemu oburzeniu w tej sprawie Raczkiewicz dał wyraz podczas następnego spotkania z Sikorskim 19 lutego, a więc już po ukazaniu się drugiego numeru
nadzwyczajnego Walki z „Listem otwartym” Doboszyńskiego i podaniem nazwiska
Przetakiewicza, jako redaktora naczelnego pisma. Prezydent powiedział premierowi,
iż tylko ze względu na jego osobę zgodził się na „konferencję” Romera z Zaleskim.
Przypomniał Sikorskiemu, iż wielokrotnie zwracał mu uwagę, że „źródła niezachowania dyskrecji tkwią w wojsku lub w rządzie i poszukiwanie winnych w K[ancelarii]
C[ywilnej] daje tylko odwrócenie uwagi od właściwych źródeł niedyskrecji”. W odpowiedzi premier wyjaśnił, że nie chciał bynajmniej obwiniać Kancelarii Cywilnej,
iż jest źródłem wycieku tajnych dokumentów, próbował tylko, za pośrednictwem
dyrektora Romera, wyjaśnić sposób przechowywania w niej tajnych akt. Raczkiewicz sugerował również Sikorskiemu „ostrożne działanie” wobec Doboszyńskiego
i Przetakiewicza oraz ludzi ze środowiska politycznego skupionego wokół Walki.
Prezydent uważał ich bowiem „za ideowców, których nie można posądzać o działalność antypaństwową”. W opinii Raczkiewicza ruch narodowo-radykalny miał wielu
zwolenników w wojsku, ale „nie był dotychczas należycie doceniany i traktowany
w sposób właściwy”. Ewentualne „ostre represje”, wymierzone w to środowisko,
„mogłyby dać efekt niepożądany i wręcz przeciwny zamierzeniom, przyczyniając
się do powiększenia jego zasięgu”. Za szczególnie szkodliwe uważał zwłaszcza fortów obozu narodowego. Efektem owego „zespolenia sił narodowych” było utworzenie w lutym 1942
Komitetu Zagranicznego Obozu Narodowego, grupującego SN, ONR, „Falangę” i „niezrzeszonych
narodowców” (m.in. Adama Doboszyńskiego). Pozostając w opozycji wobec rządu Sikorskiego
i współtworząc KZON, prezes SN szukał jednocześnie porozumienia z tzw. ideowymi piłsudczykami. Zob. szerzej: S. Kilian, Myśl społeczno-polityczna Tadeusza Bieleckiego (Kraków: Wydawnictwo
Akademii Pedagogicznej w Krakowie, 2000): s. 56–69; M. Dymarski, Stosunki wewnętrzne wśród
polskiego wychodźstwa politycznego i wojskowego we Francji i w Wielkiej Brytanii 1939–1945 (Wrocław:
Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, 1999): s. 177–181, 197, 232–235.
12
Dziennik czynności Prezydenta RP, s. 31.
Artykuły
mułowanie pod adresem młodych działaczy SN zarzutu „faszyzmu”, przestrzegając
Sikorskiego, iż „rozszerzenie dochodzeń i śledztwa mogłoby dać w rezultacie zwiększenie fermentu w wojsku i kompromitację wśród demokracji anglosaskich”.13
W dniu następnym o przesileniu wywołanym publikacjami Walki prezydent rozmawiał z gen. Sosnkowskim. Obaj rozmówcy zgodzili się, że nie należy
wobec Doboszyńskiego stosować żadnych represji. Wprawdzie ujawnienie tajnych
dokumentów było przestępstwem, ale krok ten był usprawiedliwiony zatajaniem
przez rząd prawdy o stanie stosunków polsko-sowieckich. Raczkiewicz z oburzeniem wspomniał o metodach zastosowanych przez rząd wobec jego kancelarii
cywilnej w związku ze sprawą dokumentów opublikowanych w Walce. Analizując
sytuację wewnętrzną gen. Sosnkowski przedstawił kilka alternatywnych rozwiązań. Prezydentowi najbardziej odpowiadało pozostawienie gen. Sikorskiego na
stanowisku premiera z jednoczesnym rozszerzeniem składu gabinetu w kierun- 91
ku rządu „prawdziwej jedności narodowej” z udziałem Stronnictwa Narodowego
i piłsudczyków.14
23 lutego gen. Sikorski podczas kolejnego spotkania z Raczkiewiczem,
najwidoczniej pod wpływem poruszenia, jakie w sferach cywilnych i wojskowych
„polskiego Londynu” wywołało opublikowanie noty sowieckiej i „Listu Otwartego” Doboszyńskiego, skłaniał się do opinii prezydenta o konieczności poszerzenia
płaszczyzny politycznej rządu i pozyskania do współpracy gen. Sosnkowskiego. Powtórzył jednak zarzut, jakoby kierownictwo SN ulegało „faszyzującym wpływom”.
Jego zdaniem z partią tą powiązana miała być również Walka. Prezydent natomiast
raz jeszcze podkreślił konieczność „bardzo oględnego postępowania w stosunku
do grupy wydającej Walkę i z całym naciskiem zaznaczył, że obecny ferment wśród
wojska i społeczeństwa cywilnego jest wywołany systematycznym maskowaniem
ze strony naszej propagandy właściwego stanu rzeczy w stosunkach polsko-rosyjskich”. Raczkiewicz wskazał również na konieczność „zerwania z metodą oskarżania wszystkich krytykujących rząd o faszyzm”. Tak formułowany zarzut był
zdaniem prezydenta nie tylko nieprawdziwy, ale przede wszystkim szkodliwy dla
sprawy polskiej na forum międzynarodowym.15 Zażądał on również od premiera
zdymisjonowania ministra informacji Stanisława Strońskiego, który ponosił odpoTamże, s. 33–34.
Tamże, s. 34–35; W. Babiński, dz. cyt., s. 185.
15
Pięć dni wcześniej prezydent poruszył ten problem w rozmowie z ministrem spraw wewnętrznych Stanisławem Mikołajczykiem, zwracając uwagę na nieprawdziwość rządowych zarzutów pod
adresem SN, jakoby partię tę cechować miały „dążności faszystowskie” oraz wskazując „na niebezpieczeństwa mogące wyniknąć z tendencji identyfikowania opozycji w stosunku do rządu z faszystami”. Tamże, s. 32, 36.
13
14
nr 15–16 – 2009
wiedzialność za niedostateczne informowanie opinii publicznej o rzeczywistym
stanie stosunków polsko-sowieckich.16
Z wydaniem nadzwyczajnych numerów Walki, zbiegła się podobna akcja
podjęta przez środowisko piłsudczyków. 17 lutego 1943 r. w ich organie prasowym
Listach z Londynu ukazał się niepodpisany artykuł zatytułowany „O nowy rząd
i prawdziwe zjednoczenie narodowe”. Jego autor, podając informację o nocie sowieckiej z 16 stycznia, krytykował całą politykę wschodnią rządu Sikorskiego, poczynając od – jak to określił – „niewybaczalnego grzechu”, jakim było podpisanie
układu z 30 lipca 1941 r. Nota sowiecka – zdaniem piłsudczyków – oznaczała po
prostu „katastrofalną klęskę” tej polityki, stąd obawa rządu przed jej ujawnieniem
i „utrzymywanie polskiego społeczeństwa w nieświadomości”. Autor artykułu wzywał więc do natychmiastowej dymisji rządu i utworzenia nowego gabinetu złożonego z „ludzi mądrych i silnych charakterem, zdolnych bronić skutecznie interesów
nakazanych polską racją stanu”. Ten nowy rząd powinien być oparty „na całkowitym, a nie częściowym jak dotychczas, zjednoczeniu narodowym”, tj. stanowić rząd
prawdziwej jedności narodowej.17
Stroński został zdymisjonowany 15 marca. Nowym ministrem informacji i dokumentacji został
Stanisław Kot.
17
„O nowy rząd i prawdziwe zjednoczenie narodowe”, Listy z Londynu, nr 24 (17 II 1943). Pismo to
„odbijane na prawach rękopisu” ukazywało się nieregularnie od marca 1942. Było ono przepisywane
na maszynie do pisania w możliwie dużej ilości egzemplarzy, a następnie rozsyłane pod zgromadzone
prywatne adresy. Autorem większości niepodpisanych artykułów dotyczących Związku Sowieckiego
był kpt. Jerzy Niezbrzycki, piszący pod pseudonimem Ryszard Wraga. Być może to on był autorem omawianego artykułu z numeru 24. Jego opublikowanie wzbudziło zainteresowanie ministerstwa spraw wewnętrznych. 27 lutego Tadeusz Ullmann, kierownik Działu Politycznego tego ministerstwa, zwrócił się do ministerstwa sprawiedliwości o zbadanie, „czy treść cytowanego artykułu
zawiera znamiona przestępstwa z punktu widzenia polskiego ustawodawstwa karnego”. Odpowiedź
nadeszła po miesiącu. Wprawdzie w inkryminowanym artykule ministerstwo sprawiedliwości nie
doszukało się „znamion przestępstwa w rozumieniu polskiego kodeksu karnego”, ale nie wykluczało, iż gdyby zawarte w nim informacje okazały się nieprawdziwe, to można by je zakwalifikować, jako
„publiczne rozpowszechnianie fałszywych wiadomości mogących wywołać niepokój publiczny”.
Zdając sobie chyba sprawę, że w artykule przedstawiony został faktyczny stan stosunków polskosowieckich, minister Wacław Komarnicki sugerował, iż w stosunku do autora artykułu i wydawców
Listów z Londynu mogą być również wyciągnięte „konsekwencje służbowe, o ile byliby nimi wojskowi, lub urzędnicy państwowi”. Zob.: AIPMS, Ministerstwo Sprawiedliwości, sygn. 20.4/10, Pismo
Tadeusza Ullmana, kierownika Działu Politycznego MSW do Ministerstwa Sprawiedliwości z 27 II
1943, bez paginacji; Tamże, Pismo ministra sprawiedliwości Wacława Komarnickiego do ministra
spraw wewnętrznych z 25 III 1943, bez paginacji; A. Adamczyk, Piłsudczycy w izolacji (1939–1954).
Studium z dziejów struktur i myśli politycznej (Bełchatów: Instytut Józefa Piłsudskiego w Warszawie,
2008): s. 52, 117.
16
92
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
Artykuły
Odpowiedź gen. Sosnkowskiego na list otwarty Doboszyńskiego
Na „List otwarty” Doboszyńskiego gen. Sosnkowski nie odpowiedział
wprost jego autorowi. Opublikował natomiast list otwarty do Tadeusza Bieleckiego,
prezesa SN. Bielecki był jednocześnie przewodniczącym Komitetu Zagranicznego
Obozu Narodowego, którego członkiem był również Doboszyński. List ten datowany w Londynie na 23 lutego ukazał się 1 marca na łamach Myśli Polskiej, organu
prasowego SN. W tym też dniu odpis listu otrzymał prezydent Raczkiewicz. siódmego marca zamieściły go również Wiadomości Polskie, Polityczne i Literackie. Pomimo
zaskoczenia i zastrzeżeń odnośnie „formy i metody” wystąpienia Doboszyńskiego, generał podzielał jego troskę „wywołaną przez niepokojący rozwój stosunków
polsko-sowieckich”, uznając, że kierowały nim „pobudki wysoce ideowe i najzupełniej bezinteresowne”. Wyrażał przy tym nadzieję, że aresztowanie Doboszyńskiego 93
i Przetakiewicza nie przerodzi się w „akt politycznej represji”, przypominając, że
oficerów ze sztabu Naczelnego Wodza, którzy w lipcu 1940 r. wymusili na Auguście
Zaleskim, aby nie przyjmował stanowiska premiera, nie spotkała praktycznie żadna
kara (zostali oni ukarani jedynie siedmiodniowym aresztem domowym). W swym
liście Sosnkowski sformułował – na tle ówczesnego położenia sprawy polskiej
– dwie zasadnicze tezy. Pierwszą, traktowaną jako „nakaz chwili”, była konieczność
stworzenia „prawdziwej Jedności Narodowej”, tj. poszerzenie płaszczyzny politycznej rządu RP na wychodźstwie. Generałowi chodziło rzecz jasna o jego macierzyste środowisko piłsudczykowskie oraz – co oczywiste, z uwagi na adresata listu
– Stronnictwo Narodowe, pozostające w opozycji do rządu Sikorskiego. Generał
doskonale wiedział, że żądanie rekonstrukcji rządu, nadania mu rzeczywistego charakteru rządu jedności narodowej, poprzez delegowanie doń upełnomocnionych
przedstawicieli głównych ruchów politycznych było wysuwane przez Bieleckiego
od chwili jego przybycia do Londynu w lipcu 1941 r.18 Drugim postulatem generała była sugestia rozdzielenia funkcji premiera i Naczelnego Wodza. Jakkolwiek
Sosnkowski uznał skierowany do siebie apel Doboszyńskiego za „nieporozumienie”,
zastrzegając się, że „nie ma w sobie kompleksu władzy”, to jednocześnie podkreślał,
że „nigdy się ani nie »wahał się«, ani nie »usuwał się«”, jeżeli w najtrudniejszych
dla Polski chwilach zwracano się do niego „o podjęcie ciężaru odpowiedzialności”.
Przypominał m.in., że w lipcu 1941 r. oddał się do dyspozycji prezydenta, gdyby ten
Bielecki był zdecydowanym przeciwnikiem układu Sikorski–Majski i w lipcu 1941 wymusił na
Marianie Seydzie jego dymisję z funkcji ministra sprawiedliwości. Opozycyjna wobec rządu postawa prezesa SN była powodem, m.in. jego inwigilacji, prowadzonej za wiedzą i zgodą premiera. Por.:
przypis 35.
18
nr 15–16 – 2009
zechciał wówczas dokonać zmiany rządu i mianować go premierem, a później w latach 1941–1942 bezskutecznie ubiegał się „o wszystkie odpowiedzialne stanowiska
dowódcze” w armii. Generał nie precyzował jednak na jakim stanowisku najlepiej
mógłby obecnie służyć sprawie polskiej.19 Zdaniem kpt. Witolda Babińskiego, adiutanta i sekretarza gen. Sosnkowskioego, „opublikowanie listu otwartego do prezesa
Stronnictwa Narodowego miało niewątpliwie na celu rozbicie dwóch kompleksów,
zatruwających polskie życie, a będących dziełem obcych agentur: kompleksu „faszyzmu” i kompleksu „sanacji”.20 W tym samym numerze Myśli Polskiej ukazał się
odredakcyjny artykuł nawołujący do zmiany rządu, który „może jeszcze tylko jedną przysługę polityce polskiej oddać – odejść!”.21
Gen. Sosnkowski nie konsultował z prezydentem treści swego listu do Tadeusza Bieleckiego. Przeprosił nawet Raczkiewicza, że ujawnił w nim, iż w lipcu
1941 r. oddał się do jego dyspozycji, gotów stanąć na czele nowego rządu. Prezydent, jakkolwiek nie miał o to pretensji do Sosnkowskiego, uznał jednak sam list za
błąd polityczny, który osłabił pozycję generała, jako osoby stojącej ponad partiami.
Uważał bowiem, że list zostanie wykorzystany przez politycznych przeciwników
Sosnkowskiego do „imputowania mu związku ze skrajnie nacjonalistycznymi elementami”.22 Najbliższe dni pokazały, że prezydent miał rację.
Już 2 marca gen. Sosnkowski został zaatakowany na posiedzeniu Komitetu
Politycznego Ministrów, na którym premier podsumowując wysuwane przez ministrów zarzuty, stwierdził, że obecne postępowanie gen. Sosnkowskiego pociąga za
sobą jego „upadek moralny”.23 Dzień później gen. Sikorski podczas kolejnego spotkania z prezydentem stwierdził, że „gen. Sosnkowski przez swój list otwarty wyraźnie już wskazał, że jest ośrodkiem opozycji przeciwrządowej o zabarwieniu skrajnie
„List generała Kazimierza Sosnkowskiego”, Myśl Polska, nr 42 (1 III 1943); „List generała
Sosnkowskiego”, Wiadomości Polskie, Polityczne i Literackie, nr 10 (7 III 1943). W zakończeniu listu
Sosnkowski pisał: „Istniejące u nas skupienie władzy wojskowej i politycznej w jednym ręku powoduje wiele nieporozumień, a więc w danym wypadku musi być chyba wzięte w rachubę, jako okoliczności łagodząca. Krytyka Rządu i Jego Szefa, w ustach obywatela przyodzianego w mundur wojskowy, nawet jeśli przekracza dopuszczalne granice, powinna być kwalifikowana w sposób odmienny,
uwzględniający nasze osobliwe i zawiłe stosunki. Godność Naczelnego Wodza nie jest chyba nieprzemakalnym płaszczem, zarzuconym na ramiona premiera, chroniącym szczelnie jego działalność
polityczną przed osądem obywateli”.
20
W. Babiński, Przyczynki historyczne do okresu 1939–1945 (Londyn: B. Świderski, 1967): s. 184.
21
W kolejnym numerze „wołanie o nowy rząd, o gruntowne zmiany w polityce polskiej” ponowił
Tadeusz Bielecki. Zob.: „O zmianę rządu”, Myśl Polska, nr 42 (1 III 1943); T. Bielecki, „O Polskę”, Myśl
Polska, nr 43 (1 IV 1943).
22
Dziennik czynności Prezydenta RP, t. 2, s. 41.
23
M. Dymarski, dz. cyt., s. 265.
19
94
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
Artykuły
nacjonalistycznym”. Prezydent zdecydowanie odparł ten zarzut argumentując, że
gen. Sosnkowski, dlatego skierował swój list do Bieleckiego, gdyż SN razem z ONR
i „innymi grupami o zabarwieniu narodowym” współtworzy Komitet Zagraniczny
Obozu Narodowego, z którym związany jest również Doboszyński. Prezydent raz
jeszcze powtórzył, że obecna krytyka rządu została spowodowana „przez nieodpowiednią propagandę”, ukrywającą przed społeczeństwem faktyczny stan stosunków
polsko-sowieckich oraz wskazał na konieczność rekonstrukcji rządu, aby „przywrócić poderwane zaufanie społeczeństwa cywilnego i wojskowego”. Ponowił również
żądanie dymisji ministra Strońskiego, uznając jej odkładanie za szkodliwe.24
Dziewiątego marca, podczas spotkania z prezydentem, ministrowie Stanisław Mikołajczyk, Jan Kwapiński, Karol Popiel i Marian Seyda, krytykując Sosnkowskiego za jego list otwarty, zasugerowali nawet Raczkiewiczowi odwołanie generała ze stanowiska następcy prezydenta. Propozycja ta nie spotkała się rzecz jasna 95
z aprobatą prezydenta, który zdecydowanie odpowiedział, że „nie widzi dostatecznych powodów do zmiany osoby swego następcy”.25
Za opublikowanie swojego listu gen. Sosnkowski stał się także obiektem,
momentami mało wybrednych, ataków na łamach rządowej prasy. Szóstego marca
w Dzienniku Polskim zaatakował go minister informacji Stanisław Stroński. Znany
z afektacji wobec premiera, którego po staropolsku tytułował „jenerałem”, Stroński
pisał złośliwie o Sosnkowskim, iż „w każdej chwili dnia i nocy, gdyby go zbudzić,
bez wahania gotów sądzić, że jest najodpowiedniejszym na kierownika rządu”.26
Dzień wcześniej prezydent telefonicznie rozmawiał z premierem w sprawie zatrzymania tego artykułu. Okazało się to już jednak niemożliwe z powodu „rozpoczęcia
rozsyłki nakładu”.27
Ósmego marca Dziennik Polski opublikował napisany w bardzo emocjonalnym tonie list otwarty Stanisława Grabskiego do gen. Sosnkowskiego.28 PrzewodDziennik czynności Prezydenta RP, t. 2, s. 38–39.
Tamże, s. 42. Z krytyką Sosnkowskiego wobec prezydenta występowali również m.in. wiceprzewodniczący Rady Narodowej, członek Komitetu Zagranicznego SL Władysław Banaczek oraz gen.
Józef Haller. Zob.: Tamże, s. 39–40.
26
St[anisław] St[roński], „Oto ich polityka”, Dziennik Polski, nr 815 (6 III 1943). Spośród innych
ataków prasowych na gen. Sosnkowskiego można wskazać m.in. artykuł członka II Rady Narodowej
z ramienia PPS Jana Szczyrka na łamach socjalistycznego Robotnika Polskiego w Wielkiej Brytanii. Zob.:
E. Duraczyński, Rząd polski na uchodźstwie 1939–1945 (Warszawa: Książka i Wiedza, 1993): s. 221.
27
Dziennik czynności Prezydenta RP, s. 40.
28
Ks. Bełch, który bynajmniej nie należał do zwolenników gen. Sosnkowskiego, określił jego list
otwarty mianem „dość naiwnego”. Jednak zdecydowanie bardziej krytycznie ocenił wystąpienia publiczne adwersarzy Sosnkowskiego. Odpowiedź Strońskiego uznał za „niepoczytalną”, a list otwarty
Grabskiego za „bardzo niepoważny”. Ks. S. Bełch, dz. cyt., s. 6.
24
25
nr 15–16 – 2009
niczący Rady Narodowej wypomniał w nim generałowi, iż dotychczas nie miał on
zwyczaju przestrzegać przed „politycznymi represjami”, że po przewrocie majowym nigdy nie protestował przeciwko brutalnym metodom walki z opozycją antysanacyjną. Grabski uznał, że swoim publicznym wystąpieniem Sosnkowski przyłączył się do zapoczątkowanej przez Doboszyńskiego „skombinowanej akcji kilku
grup”, różniących się, co prawda ideowo, ale złączonych wspólną niechęcią do rządu i dążących do „wywołania przesilenia rządowego”. Zdaniem Grabskiego takie
działanie w momencie, gdy rząd prowadzi „trudne i doniosłe” rokowania „w obronie integralności terytorialnej Rzeczypospolitej jest uderzeniem w Państwo”. Samo
zaś opublikowanie tajnych dokumentów ministerstwa spraw zagranicznych Grabski
uznał za „zbrodnię stanu”. W zakończeniu listu przewodniczący Rady Narodowej
apelował do gen. Sosnkowskiego, aby swym autorytetem wpłynął na przeciwników
rządu Sikorskiego, aby „swe rozgrywki partyjne podporządkowali choćby tylko do
końca wojny nakazowi solidarności narodowej i nie przekraczali granicy, poza którą
kończy się krytyka, a zaczyna warcholstwo”.29
Generał Sosnkowski odpowiedział Grabskiemu również listem otwartym,
który ukazał się 28 marca w Wiadomościach Polskich. Na wstępie przypomniał, że
krytyka rządu nie jest bynajmniej „uderzeniem w państwo, lecz zwykłą, przy tym
konieczną i pożyteczną, funkcją ustrojów demokratycznych, gdzie rządy powstają
i odchodzą, a kryzysy są normalną konsekwencją popełnionych błędów rządzenia”.
Obecny kryzys zaufania do rządu Sikorskiego nastąpił wskutek „wyników jego polityki, które, jak dotychczas, nie odpowiadają licznym i optymistycznym zapowiedziom”. Jakkolwiek generał zgadzał się, iż publikowanie tajnych dokumentów MSZ
stanowi „objaw niezdrowy i wysoce niepokojący”, to na przyszłość „zabezpieczyć
przed podobnymi objawami nasze życie wewnętrzne można najlepiej przez należyte informowanie społeczeństwa o sprawach dla narodu żywotnych. Sosnkowski
„List otwarty go Generała Sosnkowskiego”, Dziennik Polski, nr 817 (8 III 1943). List ten jest datowany w Londynie 7 III 1943. Został on również przedrukowany w wydawanym przez Grabskiego
tygodniku Jutro Polski, nr 19 (20 III 1943). Grabski uważał gen. Sosnkowskiego „za główne ognisko
opozycji przeciw rządowi”. W swoim pamiętniku zanotował, że list Sosnkowskiego do Bieleckiego
do głębi go oburzył. Pisząc o „skombinowanej akcji” kilku, różnych ideowo grup wymierzonej
w rząd gen. Sikorskiego przewodniczący Rady Narodowej miał na myśli piłsudczyków, narodowców
z Komitetu Zagranicznego Obozu Narodowego oraz masonerię, czyli jak to wielokrotnie określał
„konspirację piłsudczykowsko-dmowszczykowsko-masońską”, z którą współpracowała kancelaria
cywilna („sanacyjno-masońskie otoczenie”) prezydenta RP. Grabski przecenia chyba jednak wpływ
swego listu („naprawdę mocnej kontrofensywy publicystycznej”) na uspokojenie nastrojów krytycznych wobec premiera i Naczelnego Wodza. Zob.: S. Grabski, Pamiętniki, t. 2, s. 489, 444–445; Dziennik
czynności Prezydenta RP, s. 36.
29
96
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
Artykuły
raz jeszcze przypomniał swoje główne tezy sformułowane w liście do Bieleckiego
– „stworzenie prawdziwej jedności narodowej oraz rozdzielenie władzy politycznej
od wojskowej”. Oświadczał, że nie jest niczyim „wodzem” i odcinał się stanowczo
od zasady wodzostwa w polskim życiu politycznym. „Stoję poza stronnictwami
– kończył swój list – i jestem tylko jednym z najstarszych piłsudczyków”.30
Ostatnim akordem wrzawy wokół listu otwartego gen. Sosnkowskiego do
Tadeusza Bieleckiego było kuriozalne upomnienie generała przez Naczelnego Wodza. 4 kwietnia gen. Sikorski przesłał gen. Sosnkowskiemu krótkie pismo, w którym stwierdzał, że opublikowanie tego listu było „w najwyższym stopniu sprzeczne
z obowiązującymi żołnierza w służbie czynnej przepisami i złym przykładem ze
strony Generała Broni dla młodszych żołnierzy”. Sosnkowski odpowiedział jeszcze
tego samego dnia równie krótko, co stanowczo: „Kara dyscyplinarna na »żołnierza
w służbie czynnej« musiałaby posiadać inną postać. Oczywiście posiada Pan Generał 97
formalne możliwości stosowania represji wobec przejawów obywatelskiej troski wywołanych przez sytuację międzynarodową. Jeśli pismo Pana Generała ma stanowić
osobiste pouczenie dla mnie, to muszę sobie podobne wystąpienia wyprosić”.31
Sprawa Doboszyńskiego i Przetakiewicza przed 8. Sądem Polowym
Por. rezerwy saperów Adam Doboszyński i ułan Zygmunt Przetakiewicz jako
żołnierze Polskich Sił Zbrojnych podlegali jurysdykcji polskiego sądownictwa wojskowego. Doboszyński od 1 sierpnia 1942 r. był przydzielony do Centrum Wyszkolenia Saperów, Przetakiewicz zaś od 1 marca 1941 r. służył w 3. szwadronie 14. Pułku
Kawalerii Pancernej. Obaj cieszyli się dobrą opinią swoich przełożonych.32 Warto
„W odpowiedzi na »List otwarty« Prezesa Rady Narodowej, profesora Stanisława Grabskiego”,
Wiadomości Polskie, Polityczne i Literackie, nr 13 (28 III 1943). List generała jest datowany w Londynie
12 marca.
31
W. Bobiński, dz. cyt., s. 185–186, 617–619. 15 maja pismo Sikorskiego przesłał Sosnkowski do
wiadomości Raczkiewicza. Poinformował go jednocześnie o represjach (przeniesieniu w stan nieczynny) zastosowanych wobec szeregu oficerów (w tym byłych jego podkomendnych) za to, że
wystosowali do prezydenta listy o treści politycznej”, w których krytykowali politykę rządu wobec
ZSRS, wyrażając swoje zaniepokojenie ze stanu stosunków polsko-sowieckich i braku gwarancji dla
nienaruszalności wschodniej granicy Rzeczypospolitej. Generał pytał prezydenta, czy motywem
zastosowania przez Naczelnego Wodza różnej miary wobec niego (tj. tylko upomnienia na piśmie),
a innej wobec oficerów, nie był czasem fakt piastowania przez niego godności następcy prezydenta.
Zdaniem Sosnkowskiego powyższy motyw nie powinien być brany pod uwagę. Prosił więc prezydenta, aby powiadomił o tym Naczelnego Wodza.
32
Komendant Centrum Wyszkolenia Saperów ppłk Ludwik Turulski następująco charakteryzował
Doboszyńskiego: „Wysoce ideowy i patriotyczny. Zbyt radykalne, bezkompromisowe przekonania
30
nr 15–16 – 2009
98
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
dodać, że za udział w kampanii francuskiej ppor. Doboszyński został trzykrotnie
odznaczony Krzyżem Walecznym oraz Croix de Guerre i otrzymał awans na porucznika (ze starszeństwem od 3 maja 1940).33
Do czasu ukazania się nadzwyczajnego numeru Walki z „Listem otwartym”
Doboszyńskiego i ujawnienia nazwiska Przetakiewicza, jako redaktora tego pisma, nie były znane personalia ani jego wydawców, ani publikujących w nim autorów. Jednak wyrazisty profil ideowy Walki, podkreślony zdobiącą jej winietę „ręką
z mieczem” (tzw. falangą), jednoznacznie wskazywały do jakich koncepcji ideologicznych i tradycji politycznej pismo nawiązuje. Od lutego 1942 r., po opublikowaniu komunikatu o utworzeniu Komitetu Zagranicznego Obozu Narodowego,
pismo w powszechnej opinii uchodziło za jego organ. Doboszyński, Przetakiewicz
oraz inni narodowcy podejrzewani o redagowanie, wydawanie i kolportaż „niepoprawnej politycznie” Walki (m.in. ppor. Jan Poliński, członek KZON z ramienia
Ruchu Narodowo-Radykalnego „Falanga”, Stanisław Wizbek, b. redaktor Jestem
Polakiem) znajdowali się pod obserwacją kontrwywiadu wojskowego (Referatu
Kontrwywiadu Ofensywnego Wydziału Wywiadowczego Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza oraz współpracującego z nim Samodzielnego Wydziału Wywiadu
polityczne. Pełen inicjatywy w pracy i bardzo obowiązkowy. Bardzo duży zasób wiadomości ogólnych oraz jak na oficera rezerwy fachowych. Zdyscyplinowany. Koleżeński, towarzysko wrobiony”.
Z kolei por. Walerian Miner w zastępstwie dowódcy 3 szwadronu pisał o Przetakiewiczu: „Inteligencja
– bardzo duża, dyscyplina – duża, jakość służbowa – duża, wyszkolenie dobre, ogólnie: dobry żołnierz […] Przekonań swoich nie zmienił i nie zmienia, wierzy w słuszność swojej sprawy. W życiu
codziennym spokojny i konsekwentny – chętnie dyskutuje, ale spokojnie, mając zawsze duży zapas
przekonywujących argumentów”. Zob.: AIPMS, Ministerstwo Sprawiedliwości, sygn. A.20. 4/30,
Krótka opinia o por. A. Doboszyńskim, 4 III 1943, k. 77; Tamże, Opinia o ułanie Z. Przetakiewiczu,
k. 65.
33
W kampanii francuskiej Doboszyński był dowódcą 2. plutonu 1. kompanii 1. Batalionu Saperów
Nadwiślańskich, który w składzie 1. Dywizji Grenadierów walczył w obronie Lotaryngii. O męstwie
autora Gospodarki narodowej może świadczyć fakt, iż 17 czerwca, w czasie potyczki przy moście
Amenoucourt, wyniósł na plecach ciało poległego kolegi. Po przybyciu do Wielkiej Brytanii w końcu października 1940, Doboszyński został zweryfikowany i skierowany do kadrowej brygady oficerskiej w Kirkcaldy, a po miesiącu do podobnej brygady w Dumferline. Później otrzymał przydziały
do pociągów pancernych – najpierw w Canterbury, później w Aberdeen, i wreszcie do dowództwa
dywizjonu pociągów pancernych w Perth. W 1942, po powrocie z obozu odosobnienia na wyspie
Bute, nie mając przydziału do żadnego z oddziałów liniowych wniósł podanie o przyjęcie do tworzonej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej oraz dwukrotnie prosił o długoterminowe urlopowanie z wojska. Wszystkie te prośby zostały odrzucone bez podania przyczyny. Zob.: AIPMS,
Ministerstwo Sprawiedliwości, sygn. A.20. 4/30, Karta ewidencyjna Adama Doboszyńskiego, k. 76;
„Zwolnienie inż. Doboszyńskiego”, Walka nr 2 (1943); Saperzy w służbie Polsce. Księga pamiątkowa,
(oprac.) A.J. Szugajew (Londyn: Stowarzyszenie Saperów Polskich na Obczyźnie, 1985): s. 321, 324.
Artykuły
Obronnego MON).34 Byli oni również inwigilowani przez Departament Polityczny MSW.35 Środowiskiem wydającym Walkę interesował się także Scotland Yard.36
Nic zatem dziwnego, że po opublikowaniu listu otwartego i ujawnieniu nazwiska redaktora Walki nastąpiła natychmiastowa reakcja władz wojskowych.
Jeszcze 19 lutego Naczelny Wódz wydał zarządzenie, na mocy którego polecił połączenie spraw przeciw Doboszyńskiemu i Przetakiewiczowi oraz „wszystkim
innym osobom, podlegającym właściwości sądów wojskowych, które dopuściły się
przestępstwa w związku z redagowaniem, wydawaniem lub rozpowszechnianiem
periodyku Walka, w którym ujawniono tajemnice państwowe oraz znieważono Naczelnego Wodza (przełożonego względnie starszego w stopniu służbowym) i Rząd,
w którego skład wchodzi Minister Obrony Narodowej (przełożony względnie straAIPMS, Ministerstwo Sprawiedliwości, sygn. A.20. 4/30, Pisma mjr. Stanisława Kuniczaka, szefa
Oddziału II Dowództwa 1 Korpusu do Szefa Wydziału Wywiadu Obronnego MON z 14 I 1943,
k. 4–5; Tamże, Pismo szefa Oddziału II Dowództwa 1 Korpusu do szefa Wydziału Wywiadu
Obronnego MON z 14 II 1943, k. 10; Odpis notatki informacyjnej dotyczącej Z. Przetakiewicza
z 25 VI 1942, k. 14.
35
Ta konkurencyjna wobec Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza służba informacyjna, kierowana przez inż. Tadeusz Ullmana (bliskiego współpracownika Stanisława Kota), zajmowała się
kontrwywiadem i wywiadem politycznym (czyli śledzeniem i zwalczaniem wszelkich przejawów
antyrządowej działalności w środowisku emigracji polskiej). W 1942 Departament Polityczny
MSW informował m.in. o ożywionej działalności SN na terenie wojska. Pod stałą obserwacją
znajdowało się w tym czasie mieszkanie Tadeusza Bieleckiego w Edgware na przedmieściach
Londynu. Śledzono praktycznie każdy jego krok. Informatorzy „zabezpieczali” nawet kościoły,
w których odprawiano nabożeństwa w intencji zmarłych działaczy narodowych. Inwigilowany
był również ks. Stanisław Bełch, w latach 1940–1941 wydawca Jestem Polakiem, a później współpracownik Walki. Hotel „St. Margaret’s”, w którym wówczas mieszkał ks. Bełch był jednocześnie
obserwowany przez agentów brytyjskich. Wkrótce po oblikowaniu obu nadzwyczajnych wydań
Walki zjawił się u niego w pokoju funkcjonariusz Scotland Yardu, który podejrzewał go, iż jest
odpowiedzialnym redaktorem Walki. „Odpowiedziałem mu – zanotował w swoim dzienniku
ks. Bełch – że jako ksiądz przyjmuję w moim pokoju każdego, kto przyjdzie do mnie i rozmawiam z każdym, ale nie mogę podać nazwisk osób, co do których mógłbym przypuszczać, że to
oni Walkę wydają”. Być może tym funkcjonariuszem Scotland Yardu był sierż. Gibson. Por. przypis następny. Zob.: AIPMS, Prezydium Rady Ministrów 91, Różne sprawy polityczne, Notatka
z działalności SN z 1942, k. 319–320; Tamże, Niepodpisana notatka z obserwacji T. Bieleckiego
i ks. S. Bełcha z kwietnia 1942, k. 321; Ks. S. Bełch, Dzienniczek, mps (udostępniony autorowi przez
ks. E. Rusina): s. 63; A. Pe­płoń­ski, Wywiad Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie 1939–1945 (Warszawa:
Agencja Wydawnicza ‘Marex’, 1995): s. 88, 90; T. P. Rutkowski, Stanisław Kot 1885–1975. Biografia
polityczna (Warszawa: Wydawnictwo DiG, 2000): s. 156–157.
36
Z ramienia Special Branch – specjalnej jednostki Scotland Yardu, współpracującej z brytyjskim kontrwywiadem (MI5), rozpracowywaniem środowiska Walki zajmował się sierż. Gibson. Zob.: Notatka
służbowa kpr. T. Szymańskiego, kierownika Referatu Kontrwywiadu Wydziału Bezpieczeństwa
MON z 11 XII 1942, k. 8.
34
99
nr 15–16 – 2009
szy w stopniu służbowym)”. Gen. Sikorski postanowił, że „dla połączonych spraw
właściwym będzie Dowódca 1. Dywizji Pancernej, jako Zwierzchnik Sądowo-Karny”, a zatem to Sąd Polowy nr 8, którego właściwości podlegały jednostki wchodzące w skład tej dywizji, miał się nimi zająć.37 Nakazał także, aby gen. Stanisław
Maczek, jako Zwierzchnik Sądowo-Karny, zarządził wobec Doboszyńskiego i Przetakiewicza zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci aresztu tymczasowego.38 Odpowiednie zarządzenie gen. Maczek podpisał 20 marca, wyznaczając do
prowadzenia śledztwa sędziego wojskowego kpt. audytora Zygmunta Cybulskiego
z 8. Sądu Polowego 1. DP. Tego samego dnia kpt. Cybulski wydał nakaz tymczasowego aresztowania obu działaczy narodowych „z obawy matactwa i ze względu na
dyscyplinę wojskową”.39
Przetakiewicz, który wieczorem 15 lutego – nie otrzymawszy zgody na urlop – „opuścił samowolnie swoją jednostkę”, tj. stacjonujący w Carlston 14. Pułk
Kawalerii Pancernej, po powrocie do niej w nocy z 19 na 20 lutego został osadzony
w pułkowym areszcie. 20 lutego o godz. 17 przybyła po niego żandarmeria wojskowa
i przewiozła go do aresztu 8. Sądu Polowego w Galashiels (mieścił się on w budynku
dowództwa 10. Brygady Kawalerii Pancernej). 2 marca kpt. Cybulski poinformował
go, iż jest on również oskarżony o samowolne oddalenie się z oddziału. 10 marca,
z uwagi na stan zdrowia, Przetakiewicz został zwolniony z aresztu i skierowany do
Szpitala Wojennego nr 1 w Taymonth. Jednak trzy dni później, gdy po przeprowadzeniu badań lekarskich okazało się, że nie cierpi on na chorobę płuc, a „chwilowa
jego niedyspozycja nie wymaga szpitalnego leczenia”, ponownie zarządzono jego
tymczasowe aresztowanie. Nie uwzględnione zostało przy tym zażalenie, jakie
wniósł obrońca Przetakiewicza dr Edward Muszalski.40
Było to o tyle istotne, że Doboszyński, mający przydział do Centrum Wyszkolenia Saperów, nie
był żołnierzem 1. Dywizji Pancernej i podlegał właściwości Sądu Polowego nr 2 w Crawford, podporządkowanemu Dowódcy Jednostek Terytorialnych w Wielkiej Brytanii. Zob.: R. Ostafiński-Bodler,
Sądy wojskowe w Polskich Siłach Zbrojnych i ich kompetencje w sprawach karnych 1914–2002 (Toruń:
Wydawnictwo Adam Marszałek, 2002): s. 201–208.
38
AIPMS, Ministerstwo Sprawiedliwości, sygn. A.20. 4/30, Zarządzenie Naczelnego Wodza z 19 II
1943, k. 1.
39
Tamże, Arkusz referatowy, bez paginacji.
40
Zapewne te cztery dni spędzone w Londynie Przetakiewicz wykorzystał, aby przygotować wydanie i kolportaż kilku tysięcy numeru Walki z listem otwartym Doboszyńskiego. „Byliśmy pewni, że
zostaniemy aresztowani – wspominał po latach tamte wydarzenia. Osobiście postanowiłem czekać
na to w swojej jednostce, tj. w 14. pułku ułanów. Płk. [Stefan] Starnawski powitał mnie z zafrasowana miną: Tak macie rację, ja też tak myślę, ale to jest ferment w armii. Zwróciłem się do niego z prośbą: Niech Pan Pułkownik mnie aresztuje. Starnawski obruszył się: Ja Pana nie aresztuję. Aresztowania
odmówił również rtm. [Bronisław] Skubicz. Wobec tego udałem się do aresztu, zdjąłem pas, odpią37
100
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
Artykuły
Wieczorem 21 lutego w Galashiels żandarmeria wojskowa zatrzymała Doboszyńskiego. Następnego dnia w jego mieszkaniu w Falkirk przeprowadzono rewizję. Podczas przesłuchania wniósł on zażalenie na postanowienie o tymczasowym
aresztowaniu. Nie zostało ono jednak uwzględnione. Przez kilkanaście dni Doboszyński był przetrzymywany w tym samym, co Przetakiewicz areszcie w Galashiels,
skąd 4 marca został przeniesiony do aresztu 2. Sądu Polowego w Inverkeithing.41
Jak zapisano w aktach śledztwa, przeprowadzona u Przetakiewicza i Doboszyńskiego rewizja „dała wynik negatywny”. Niewiele przyniosły również przesłuchania obu zatrzymanych narodowców. Konsekwentnie odmawiali oni bowiem podania
nazwisk innych osób zaangażowanych w redagowanie, wydawanie i kolportowanie
Walki. Nie zeznali nic ponad to, co wiedział już – na podstawie informacji zdobytych wcześniej przez kontrwywiad wojskowy – przesłuchujący ich kpt. Cybulski. Nie
poczuwali się oni absolutnie do zarzucanej im zniewagi ani Naczelnego Wodza, ani 101
łem menażki i postanowiłem nie opuszczać tego pomieszczenia aż do przybycia żandarmerii. Nie
czekałem długo. Przyjechali jeepem. Bez żadnego raportu udałem się z nimi do pojazdu i usiadłem
obok dwóch rosłych żandarmów. […] Żandarmi przywieli mnie do aresztu w szkockim mieście
Galashiles. Jego komendantem był sikorszczyk, więc nie mogłem liczyć na żadną taryfę ulgową. Nie
pragnąłem zresztą tego. Osadzony zostałem w pomieszczeniu przeznaczonym na magazynowanie
kartofli. Otuchy dodawały mi strzępy informacji docierające do mnie o reakcjach na fakt mego
aresztowania. Ponoć adiutant płk. Starnawskiego rtm. Wyszyński miał powiedzieć do niechętnych
mi podoficerów: Jeszcze sztandary będziecie przed nim chylili. Atmosfera ta sprawiła, że komendant
aresztu zwrócił się do mnie z następującą propozycją: Dostanie Pan pokój obok mnie, nie będzie on
zamykany. Jeśli da Pan słowo, że nie ucieknie Pan i nie będzie z nikim rozmawiał, zezwolę Panu na swobodne poruszanie się po Galashiels. Często rozpoznawano mnie na ulicy, pozdrawiano, ściskano rękę
i gratulowano. Przyjmowałem to w milczeniu i – zgodnie ze słowem danym komendantowi – z nikim
nie rozmawiałem”. Zob.: AIPMS, Ministerstwo Sprawiedliwości, sygn. A.20. 4/30, Arkusz referatowy, bez paginacji; tamże, Arkusz referatowy, bez paginacji; Tamże, Zażalenie na tymczasowe aresztowanie Zygmunta Przetakiewicza z 13 III 1945, k. 92–95; Z. Przetakiewicz, Od ONR-u do PAX-u
(Wspomnienia) (Warszawa: Wydawnictwo „Książka Polska”, 1994): s. 54–55.
41
W Falkirk mieściło się Centrum Wyszkolenia Saperów, do którego od 1 VIII 1942 był przydzielony. 20 lutego kpt. Cybulski wraz z kpt. żandarmerii Stanisławem Głowackim wyjechał do tej miejscowości, aby go aresztować i przeprowadzić rewizję. Nie zastali jednak Doboszyńskiego w domu,
gdyż wyjechał on na przepustkę do Edynburga. Wg uzyskanych informacji miał on wrócić do Falkirk
w nocy z 21 na 22 lutego. Kpt. Cybulski postanowił więc aresztować go rano 22 lutego. Tymczasem
wieczorem 21 lutego Cybulski otrzymał telefoniczną wiadomość od kpt. Głowackiego, iż ten zatrzymał Doboszyńskiego w Galashiles. Cybulski udał się tam bezzwłocznie, aby przeprowadzić rewizję
osobistą zatrzymanego, a 22 lutego razem z Doboszyńskim pojechał do Falkirk w celu przeprowadzenia rewizji w jego mieszkaniu. Należy zatem zweryfikować informację podaną w kolejnym numerze
Walki jakoby Przetakiewicz i Doboszyński zostali aresztowani w dniach 18 i 19 lutego. Zob.: AIPMS,
sygn. sygn. A.20. 4/30, Arkusz zarządzeń, bez paginacji; „Aresztowanie Adama Doboszyńskiego
i redaktora Walki Zygmunta Przetakiewicza”, Walka, nr 2 (1943).
nr 15–16 – 2009
rządu, argumentując, iż krytykowali tylko – błędną ich zdaniem – politykę wschodnią gen. Sikorskiego, jako premiera RP. Przetakiewicz zeznał, że do redagowania Walki
zmusiły go „względy natury wyższej” i przyjął pełną odpowiedzialność za treść numerów tego pisma. Doboszyński natomiast przyznał się jedynie do autorstwa listu otwartego do prezydenta i gen. Sosnkowskiego, natomiast zaprzeczył jakoby brał udział
w redagowaniu, wydawaniu lub rozpowszechnianiu Walki.42 Na nic zdało się również
przesłuchanie zatrzymanego przez żandarmerię wojskową Wojciecha Wasiutyńskiego, przedwojennego działacza ONR, później RNR-„Falanga”, a od listopada 1942 r.
współpracownika redakcji Myśli Polskiej. Na pytania dotyczące Walki odpowiadał wymijająco, zasłaniając się niewiedzą lub niepamięcią.43
Trzeciego marca Doboszyński przedłożył sądowi sporządzoną ad hoc listę
świadków i dowodów rzeczowych. Znalazły się na niej nazwiska ponad 20 osób (w tym
prezydenta Raczkiewicza, gen. Sikorskiego i gen. Sosnkowskiego).44 Było więc jasne,
że Doboszyński zamierza wykorzystać ławę oskarżonych do frontalnej krytyki rządu
gen. Sikorskiego za politykę, jaką prowadził on wobec ZSRS i zatajenie przed opinią
publiczną rzeczywistego stanu stosunków polsko-sowieckich. Ewentualny proces
znanego działacza narodowego stawał się zatem bardzo niewygodny dla rządu. Wyjście, jakie znaleziono z tej sytuacji było, tyleż wątpliwe od strony formalno-prawnej,
co moralnie kompromitujące dla rządu i osobiście gen. Sikorskiego. Przypomniano
sobie mianowicie, że Doboszyński za zorganizowanie w czerwcu 1936 r. tzw. wyprawy
myślenickiej został w 1938 r. skazany na 3.5 roku wiezienia.45 Zgodnie z kodeksem
AIPMS, sygn. sygn. A.20. 4/30, Protokół przesłuchania Adama Doboszyńskiego z 22 II 1943,
k. 35–37; Tamże, Protokół przesłuchania Zygmunta Przetakiewicza z 22–23 II 1943, k. 38–39; Tamże,
Protokół przesłuchania Adama Doboszyńskiego z 1 III 1943, k. 45–47.
43
Tamże, Protokół przesłuchania Wojciecha Wasiutyńskiego z 3 III 1943, k. 58–60; W. Turek, Arka
przymierza. Wojciech Wasiutyński 1910–1994. Biografia polityczna (Kraków: Arcana, 2008): s. 251.
44
Ponadto znaleźli się na niej: bp polowy WP ks. Józef Gawlina, Tadeusz Bielecki, August Zaleski,
prof. Władysław Folkierski – przewodniczący Rady Naczelnej SN i członek I Rady Narodowej
RP, Aleksander Demidowicz-Demidecki – członek Komitetu Głównego SN, Kajetan DzierżykrajMorawski – sekretarz generalny MSZ, Jan Ciechanowski – ambasador RP w USA, sir Cecil
Dormer – b. ambasador Wielkiej Brytanii przy rządzie RP, gen. Władysław Anders, gen. Marian
Kukiel, gen. Mieczysław Boruta-Spiechpwicz, prof. Władysław Wielhorski – b. dyrektor Instytutu
Naukowo-Badawczego Europy Wschodniej, Stanisław Paprocki b. sekretarz generalny Instytutu
Badań Spraw Międzynarodowych, członkowie II Rady Narodowej RP – Stanisław Jóźwiak i Tadeusz
Kiersnowski, oraz dziennikarze i publicyści: Stanisław Cat-Mackiewicz, Zygmunt Nowakowski,
Ksawery Pruszyński, Jan Rembieliński, Marian Rojek i kpt. Jerzy Niezbrzycki. Zob.: AIPMS, sygn.
sygn. A.20. 4/30, Spis świadków i dowodów, 3 III 1943, k. 62–63.
45
Wyrokiem Sądu Okręgowego w Krakowie z 26 VI 1937, na podstawie jednogłośnego orzeczenia
ławy przysięgłych, Doboszyński został uniewinniony. Sąd Najwyższy uchylił ten wyrok, przekazując sprawę do ponownego rozpatrzenia przez Sąd Okręgowy we Lwowie. 15 II 1938 sąd ten skazał
42
102
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
Artykuły
karnym wojskowym z 1932 r. skutkować to miało wydaleniem z korpusu oficerskiego
i rozwiązaniem wojskowego stosunku służbowego. Doboszyński jednak we wrześniu
1939 r. walczył, jako ochotnik w 65. batalionie saperów. Ranny dostał się do niewoli niemieckiej, z której zbiegł. Przedostał się do Francji, gdzie został zweryfikowany
w stopniu podporucznika i za zasługi wojenne trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych oraz awansowany do stopnia porucznika. Już w Szkocji Krzyż Walecznych
osobiście wręczył mu gen. Sikorski, podczas specjalnie zorganizowanej uroczystości.46
Pomimo tego, 5 kwietnia 1943 r. Naczelny Wódz unieważnił tę weryfikację i mianowanie. Gen. Sikorski postanowił po prostu wykorzystać fakt skazania Doboszyńskiego
do pozbycia się go z armii, a tym samym do uniknięcia procesu. Zdecydował się tak
postąpić, chociaż wątpliwości formalno-prawne odnośnie takiego załatwienia sprawy
zgłaszał płk Józef Bischof, szef Oddziału Personalnego Sztabu Naczelnego Wodza. Sikorski uznał jednak, że Doboszyński po uprawomocnieniu się wyroku skazującego 103
z 1938 r. został „z mocy samego prawa” pozbawiony stopnia podporucznika i skreślony z ewidencji oficerów. Skoro więc „nie mógł być i nie jest żołnierzem”, to nie
podlegał właściwości sądów wojskowych. Szóstego kwietnia gen. Maczek wydał zarządzenie o wypuszczeniu Doboszyńskiego na wolność i przekazaniu jego sprawy do
Ministerstwa Sprawiedliwości. Nakaz zwolnienia z aresztu 2. Sądu Polowego podpisał
w tym samym dniu kpt. Cybulski.47 Doboszyński był takim załatwieniem sprawy zaskoczony, nie miał jednak wątpliwości, że „tym sposobem rząd gen. Sikorskiego unik-
Doboszyńskiego na 2 lata więzienia (ława przysięgłych uniewinniła Doboszyńskiego z dziewięciu
na dziesięć zarzutów; uznała, że jest tylko winny wtargnięcia na posterunek policji i zabrania broni). Na skutek kasacji złożonej przez prokuratora Sąd Najwyższy przekazał sprawę do ponownego
rozpatrzenia przez Sąd Okręgowy we Lwowie, który otrzymał poprzedni wyrok. Ostatecznie Sąd
Apelacyjny we Lwowie 26 XI 1938 uchylił zaskarżony wyrok w części dotyczącej wysokości kary
i skazał Doboszyńskiego na 3 lata i 6 miesięcy więzienia, zaliczając na poczet orzeczonej kary okres
tymczasowego aresztowania. Bezpośrednim następstwem sprawy Doboszyńskiego była likwidacja sądów przysięgłych. Znosząca je ustawa (powszechnie określana mianem „Lex Doboszyński”)
weszła w życie 9 IV 1938. Doboszyński opuścił więzienie w lutym 1939, gdyż minister sprawiedliwości udzielił mu urlopu zdrowotnego. Zob.: P. Tomasik, „Wyprawa myślenicka 23 czerwca 1936
roku”, Kwartalnik Historyczny, nr 3–4 (1989): s. 139–159; B. Nitschke, Adam Doboszyński. Publicysta
i polityk (Kraków: Wydawnictwo „Platan”, 1993): s. 98–106; Wyprawa myślenicka przed sądem, (oparc.)
W. Dunin (Poznań; Samoobrona Narodu, 1938).
46
M. Harusewicz, Adam Doboszyński (Londyn: Instytut Romana Dmowskiego w Londynie, b.d.
[1984?]): s. 9.
47
AIPMS, sygn. sygn. A.20. 4/30, Pismo płk. Juliusza Bischofa do 8. Sądu Polowego 1. Dywizji
Pancerne, 17 III 1943, k. 106; Tamże, Unieważnienie weryfikacji i mianowania Adama Doboszyńskiego
na stopień porucznika, 5 IV 1943, k. 141; Tamże, Arkusz zarządzeń, bez paginacji; Tamże, Arkusz
referatowy bez paginacji.
nr 15–16 – 2009
nął procesu, który był mu nie na rękę”.48 Walka informując o zwolnieniu Doboszyńskiego pisała, iż „wydalenie go z wojska na podstawie wyroku sanacyjnego, uważanego
swego czasu przez gen. Sikorskiego i całą jego grupę polityczną za zupełne bezprawie,
jest rzeczą kompromitującą obecny reżym. Dlaczego gen. Sikorski wolał narazić się na
taką kompromitację niż dopuścić do osądzenia Doboszyńskiego przez Sąd Polowy?
Po prostu dlatego, że Doboszyński ofiarował dowód prawdy na dwadzieścia faktów,
podanych w jego liście otwartym, a druzgocących dla premiera i jego współpracowników. Doboszyński przedłożył Sądowi obszerną listę świadków i dowodów. Wydalając
go z wojska – wobec nieistnienia Sądów cywilnych na emigracji – Rząd uniknął procesu, który miałby go pogrążyć do reszty”.49
Aktem oskarżenia sporządzonym ostatecznie 8 kwietnia przez kpt. Cybulskiego objęty został więc tylko Zygmunt Przetakiewicz. Zarzucano mu: 1. Ujawnienie
tajemnicy państwowej; 2. Szerzenie wśród żołnierzy niezadowolenia ze służby wojskowej; 3. Samowolne oddalenie się z jednostki wojskowej.50 Sprawę przeciwko Przetakiewiczowi rozpatrzył 11 maja w Galashiels 8. Sąd Polowy 1. Dywizji Pancernej w składzie: kpt. audytor Władysław Tomaszewski oraz por. Luwik Nadolny i wachmistrz
Wacław Offmański – asesorowie. Rozprawa rozpoczęła się o godz. 10.20, a zakończyła
po prawie dziesięciu godzinach o godz. 20.10. Przetakiewicz nie poczuwał się do przestępstw zarzucanych mu dwóch pierwszych punktach aktu oskarżenia, przyznał się
natomiast do samowolnego oddalenia ze swojej jednostki. Raz jeszcze powtórzył, że
ogłoszenie noty sowieckiej i raportu ambasady polskiej w Kujbyszewie nie stanowiło
ujawnienia tajemnicy państwowej, a przeciwnie – było działaniem zgodnym z interesem państwa polskiego. Walka zaś „zwalczała tylko politykę premiera, a nigdy nie
atakowała go, jako Naczelnego Wodza”. Nigdy też nie szerzyła wśród żołnierzy niezadowolenia ze służby wojskowej, co najwyżej, jej publikacje mogły wywołać wśród nich
nastroje antysowieckie.51 Obrońca Przetakiewicza, ppor. Edward Sojka, wniósł o jego
Proces Adama Doboszyńskiego, s. 76.
„Zwolnienie Doboszyńskiego”, Walka nr 2 (1943). Stanisław Cat-Mackiewicz trafnie zauważył, że
takie załatwienie sprawy Doboszyńskiego było „pozbawione wszelkiego sensu”. Implikowało ono przecież wszczęcie sprawy o bezprawne dopuszczenie Doboszyńskiego do używania stopnia oficerskiego
i bezprawne awansowanie go przez Naczelnego Wodza na porucznika, gdyż gen. Sikorski „jak wszyscy
w Polsce, znał dobrze przebieg i wyrok sprawy myślenickiej”. Zob.: S. Mackiewicz-Cat, dz. cyt., s. 139.
50
Tamże, Akt oskarżenia, 8 IV 1943, k. 139.
51
Tamże, Protokół z rozprawy głównej, 11 V 1943, k. 167–168. Jedynym świadkiem przesłuchanym
w czasie procesu był ppor. Jan Boruch. Zeznał on, że lektura Walki, którą regularnie otrzymywał
drogą pocztową od kilku miesięcy bynajmniej „nie zniechęciła go służby wojskowej”. Nie zauważył
również pod jej wpływem wzrostu niezadowolenia wśród żołnierzy, ani „zachwiania zaufania do
Naczelnego Wodza”.
48
49
104
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
Artykuły
uniewinnienie z zarzutów ujętych w dwóch pierwszych punktach aktu oskarżenia,
oraz o łagodny wymiar kary odnośnie trzeciego zarzutu.52
Sąd uznał Przetakiewicza winnym ujawnienia tajemnicy państwowej oraz
samowolnego oddalenia się z jednostki wojskowej. W redakcyjnym zaś komentarzu
do opublikowanych dokumentów („Czwarty rozbiór Polski”) oraz w solidaryzowaniu się z treścią listą otwartego Doboszyńskiego, sąd dopatrzył się dodatkowo
znieważania przez oskarżonego rządu polskiego oraz Naczelnego Wodza. Podzielił
natomiast twierdzenie Przetakiewicza, iż nie było jego zamiarem szerzenie niezadowolenia wśród innych żołnierzy. Sąd ogłosił wyrok przy drzwiach zamkniętych.
Przetakiewicz został skazany na łączną karę siedmiu miesięcy więzienia. Na poczet
orzeczonej kary zaliczono mu okres tymczasowego aresztowania, a zatem do odbycia reszty wyroku pozostało mu 3 miesiące i 29 dni.53
Do aresztu redaktor Walki już jednak nie wrócił. Wprawdzie 21 maja gen. 105
Maczek zatwierdził wyrok i zarządził wykonanie kary, jednak już następnego dnia
Przetakiewicz uzyskał zgodę na przerwę w odbywaniu kary ze względu na stan
zdrowia. Natomiast 30 sierpnia gen. Maczek odroczył mu resztę zawyrokowanej
kary „pod warunkiem wzorowego zachowania się”.54
Opublikowanie noty sowieckiej z 16 stycznia i deklaracji Nowikowa z 25 stycznia oraz „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego zaktywizowało politycznych
przeciwników premiera – od piłsudczyków, przez część socjalistów skupioną wokół Adama Pragiera i Adama Ciołkosza, po narodowców z Komitetu Zagranicznego
Tamże, Protokół z rozprawy głównej, 11 V 1943, k. 168. Trudno orzec, dlaczego Przetakiewicz zdecydował się na zmianę obrońcy. Jeszcze 8 kwietnia dr Edward Muszalski zwrócił się do gen. Maczka,
jako Zwierzchnika Sądowo-Karnego, aby zarządził jawność rozprawy w sprawie Przetakiewicza
i skarżył się, że nie zna jeszcze terminu rozprawy, choć jego klient przebywa w areszcie od 20 II
bez „widocznej konkretnej podstawy prawnej”. Trzy tygodnie później, 1 maja, dowódca 1. Dywizji
Pancernej wyraził zgodę, aby obrońcą Przetakiewicza był ppor. Edward Sojka. Warto zaznaczyć,
że zarówno Musialski, jak i Sojka byli narodowcami (Muszalski, przedwojenny oenerowiec, był
od sierpnia 1940 członkiem Komitetu ONR na Emigracji, Sojka zaś – od 1935 członek Komitetu
Głównego SN – wchodził w skład KZON). Przetakiewicz w swoich wspomnieniach pisał: „Przed
procesem przysłano mi »na odsiecz« mec. Edwarda Sojkę z SN, który miał mnie bronić. Kiedy jednak przedstawił swój plan obrony, odmówiłem i postanowiłem bronić się sam. Sojka chciał bowiem
przekonać sąd, że mój czyn wynika z niedoświadczenia i młodego wieku. Byłem oskarżony o »szerzenie niepokoju w wojsku« oraz »zdradę tajemnic państwowych«. Teoretycznie więc groził mi surowy wyrok”. Być może te uwagi należałoby odnieść do Muszalskiego, i stąd decyzja Przetakiewicza
o zastąpieniu go Sojką. Zob.: Tamże, Pismo dr. Edwarda Muszalskiego do Zwierzchnika SądowoKarnego, 8 IV 1943, k. 139; Tamże, Arkusz zarządzeń, bez paginacji; Z. Przetakiewicz, dz. cyt., s. 56.
53
Tamże, Wyrok 8. Sądu Polowego 1. Dywizji Pancernej, 11 V 1943, k. 170–176; Tamże, Nakaz wykonania kary, k. 187.
54
Tamże, Arkusz referatowy, bez paginacji.
52
nr 15–16 – 2009
Obozu Narodowego. Wspólnym celem było odsunięcie od władzy gen. Sikorskiego.
Wydaje się jednak, że akcja opozycji, choć zakrojona na szeroką skalę (objęła ona
również skupiska polskie w Stanach Zjednoczonych, gdzie przeciwko rządowi Sikorskiego zdecydowanie występował założony przez płk. Ignacego Matuszewskiego
Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia), była spontaniczna i nieskoordynowana.55 Jak się wkrótce okazało, opozycji nie udało się doprowadzić ani
do ustąpienia gen. Sikorskiego, ani do rekonstrukcji jego gabinetu w faktyczny rząd
jedności narodowej. Zdymisjonowany został jedynie „jeden z głównych winowajców” – jak nazwała go Walka – czyli minister Stanisław Stroński.
Czy publikacje Walki wpłynęły w jakikolwiek sposób na zmianę polityki
polskiej wobec Związku Sowieckiego? Wydaje się, że – przynajmniej w sferze deklaratywnej – tak. Przecież jeszcze 17 lutego na łamach rządowego Dziennika Polskiego
gen. Sikorski oświadczał: „Polityka dotychczasowa Rządu Polskiego wobec Rosji dała
rezultaty pozytywne wszystkim dobrze znane, a żadnych szkód nie wyrządziła. Kontynuowanie tej polityki zatem w atmosferze spokoju i opanowania, a nie w atmosferze histerii i megalomanii, jest podyktowane polską racją stanu”.56 Już jednak trzy dni
później, 20 lutego, Rada Narodowa uchwaliła rezolucję stwierdzającą, że „integralności obszaru Rzeczypospolitej w jej granicach z dnia 1 września 1939 r. oraz jej suwerenność są nienaruszalne i niepodzielne”.57 Zaś 25 marca podobne stanowisko zajęła Rada
Ministrów, która na wniosek premiera jednogłośnie przyjęła uchwałę stwierdzającą,
iż rząd polski „zajmuje od chwili zawarcia układu polsko-sowieckiego 30 lipca 1941 r.
niezmienne stanowisko, że w sprawach granic miedzy Polską o Rosją Sowiecką obowiązuje status quo sprzed 1 września 1939 r. i podważanie tego stanowiska, zgodnego
również z Kartą Atlantycką, uważa za szkodliwe dla jedności Sprzymierzonych”.58
Wydarzenia najbliższych tygodni pokazały jednak, że na skuteczną, zgodną
z polskim interesem narodowym i racją stanu, zmianę polityki wobec Związku Sowieckiego było już – niestety – za późno.
Zob. szerzej: M. Dymarski, dz. cyt., s. 260–264. W jakiejś mierze działania przeciwników
Sikorskiego starał się koordynować Tadeusz Katelbach. Już od początku 1943 prowadził on zakulisowe
rozmowy z przedstawicielami opozycji i kancelarii prezydenta oraz utrzymywał kontakty z antyrządową konspiracją w wojsku. Zob.: S. Cenckiewicz, Tadeusz Katelbach. Biografia polityczna (1897–1977)
(Warszawa: Towarzystwo Przyjaciół Instytutów Józefa Piłsudskiego Zagranicą, Wydawnictwo LTW,
2005): s. 416–420.
56
Cyt. za: Walka, nr 2 (1943).
57
E. Duraczyński, R. Turkowski, O Polsce na uchodźstwie 1939–1945. Rada Narodowa Rzeczypospolitej
Polskiej (Warszawa; Wydawnictwo Sejmowe, 1997): s. 125.
58
Protokoły z posiedzeń Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej, t. V, s. 289–290.
55
106
Sprawa „Listu otwartego” Adama Doboszyńskiego do prezydenta Władysława Raczkiewicza
Artykuły
Kazimierz Krajewski, Leszek Żebrowski
Nieprawdziwa historia braci Bielskich
komentarz historyczny do książki Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich
autorstwa Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego
(Warszawa: Biblioteka Gazety Wyborczej, 2009)
Tuż przed wprowadzeniem na ekrany polskich kin filmu Edwarda Zwi- 107
cka „Opór” (Defiance), Gazeta Wyborcza wypuściła na rynek wydawniczy książkę
Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego Odwet. Prawdziwa historia braci
Bielskich. Film nie spotkał się ze szczególnym zainteresowaniem widzów zarówno na Zachodzie, jak i w Polsce, mimo, że to hollywoodzka superprodukcja
z obsadą czołówki aktorów (w tym Daniel Craig w roli głównej – Tewje Bielskiego). Książka dziennikarzy Gazety Wyborczej miała być odpowiednim przygotowaniem do odbioru filmu i – jak wszystko na to wskazuje – zarzewiem szerszej
dyskusji na temat historii na Kresach Północno-Wschodnich pod okupacją niemiecką – nie tylko w wymiarze odnoszącym się do żydowskich grup czerwonej
partyzantki.
Nie spełniła jednak oczekiwań pokładanych przez wydawcę. Ze względu
na ewidentne błędy i przekłamania została negatywnie odebrana przez środowiska
polskich niepodległościowych kombatantów, jednak nieoczekiwanie „gwoździem
do jej trumny” stała się bardzo ostra recenzja specjalistów od problematyki żydowskiej w okresie II wojny światowej – Dariusza Libionki i Moniki AdamczykGarbowskiej, opublikowana w ich rodzimej gazecie. Recenzenci oskarżyli Autorów wprost o plagiat, zarzucając im nadmierne zapożyczenia z innych publikacji,
głównie z książki Nechamy Tec Defiance: The Bielski Partisans. Zaskakujące, wszak
podobnych oskarżeń nie sformułowano wobec wydanej wkrótce potem pracy
amerykańskiego publicysty Duffy’ego o obozowisku braci Bielskich, a które mogłyby być i w jego przypadku w znacznym stopniu uprawnione. Praca żurnalistów Gazety Wyborczej, choć pisana pod założoną z góry tezę, iż oddział Bielskich
nie uczestniczył w masakrze ludności cywilnej w miasteczku Naliboki w maju
1943 r., musiała z jakichś powodów nie odpowiadać wydawcy. Nawet okoliczność,
iż ich publikacja była okazją do zaprezentowania ocen dalece niekorzystnych dla
nr 15–16 – 2009
108
Nieprawdziwa historia braci Bielskich
Armii Krajowej i kresowej społeczności polskiej – co mogło stanowić swego rodzaju „równoważnik” dla ujawnionych uwikłań podkomendnych Tewjego Bielskiego w działania bolszewickie o jednoznacznie zbrodniczym charakterze. Panowie Głuchowski i Kowalski nie stali się jednak nowymi „Michałami Cichymi”
dla środowiska swej macierzystej gazety. Spróbujemy zastanowić się, co sprawiło,
iż to właśnie ich praca – a nie Duffy’ego – została uznana za nie odpowiadającą
„obiektywizmowi” Gazety Wyborczej.
Książka w istocie składa się z dwóch warstw. Pierwsza to opis losów ludności żydowskiej, głównie pod okupacją niemiecką, ale przede wszystkim – historia
jednego z dwóch wielkich siemiejnych otriadów („obozów rodzinnych”) na Nowogródczyźnie, które dotrwały do wejścia Armii Czerwonej na ten teren latem 1944 r.
Druga zaś, to dzieje polskiej konspiracji – ZWZ-AK, jej zmagania z dwoma wrogami
(okupantem niemieckim i partyzantką sowiecką) i usiłowania w celu zachowania
polskiego stanu posiadania.
Przede wszystkim należy zauważyć, iż praca panów Głuchowskiego i Kowalskiego nie daje przejrzystych odpowiedzi na podstawowe pytania nasuwające się
w związku z historią oddziału, czy też raczej obozowiska Bielskich. Przede wszystkim – czy grupy żydowskie były samodzielne i realizowały własną „linię działalności”, czy też wchodziły w skład partyzantki sowieckiej. A jeśli tak – to dlaczego
kresowi Żydzi tak licznie zasilili oddziały bolszewickie. Jakie zadania wykonywali
w ramach partyzantki sowieckiej i jaki był ich stosunek do państwa polskiego oraz
polskiego ruchu niepodległościowego, reprezentowanego przez Armię Krajową?
Nasze rozważania należy zacząć od podstawowego ustalenia – partyzantka
sowiecka na polskich kresach to nie wytwór aktywności miejscowej ludności, ale element zewnętrzny. Podstawę bolszewickiej partyzantki stanowili głównie okrużeńcy i wastocznicy, grupy rajdowe nasłane ze wschodu, spadochroniarze, wreszcie dezerterzy
z rosyjskojęzycznych formacji kolaboranckich. Jednym
z celów postawionych przed oddziałami sowieckiej partyzantki na kresowych terenach II RP było rozpracowanie i zwalczanie polskiego podziemia niepodległościowego oraz sterroryzowanie niechętnej Sowietom
ludności cywilnej. Można powiedzieć – przygotowanie tego terenu do ponownego zainstalowania władzy
sowieckiej po przesunięciu się linii frontu na zachód
i powtórnym wejściu Armii Czerwonej. Z jednakową zaciętością bolszewicy zwalczali antyniemiecką
polską konspirację niepodległościową, jak też i pro-
Artykuły
niemiecki białoruski ruch narodowy (z rąk czerwonych partyzantów zginęły tysiące
białoruskich działaczy terenowych, nauczycieli, pracowników kultury, administracji
i kolaboranckich formacji policyjnych). Trudno w to uwierzyć, ale zdarzenia takie jak
spalenie polskiego dworu i wymordowanie jego mieszkańców, spacyfikowanie polskiej
wsi niechętnej bolszewikom czy białoruskiej szkoły i zabicie nauczycieli – traktowane
były jako normalne operacje bojowe, za które dostawało się pochwały i nagrody!
Autorzy omawianej pracy uchylili się też od odpowiedzi na nieuchronnie
nasuwające się kolejne pytanie – dlaczego Sowieci zdecydowali się na tak powszechne włączanie Żydów (obywateli RP!) w swe szeregi? A będzie ona złożona. W przeciwieństwie do Armii Krajowej, w której podstawę organizacji stanowiła budowana
przez miejscową ludność siatka konspiracyjna (partyzantka to zaledwie „czubek
góry lodowej” i to dopiero od 1943 r.) – w sowieckim ruchu partyzanckim – panowała dokładnie odwrotna sytuacja. Podstawową siłą Sowietów były liczne oddziały 109
w lesie, zbudowane z elementu zamiejscowego, natomiast brak było zaplecza w siatce zbudowanej z ludności. Miejscowi Polacy, a także znaczna część Białorusinów
– bolszewików na ogół nie popierali. Wydaje nam się, że na kresach Żydzi byli jedyną większą grupą ludnościową, gotową popierać bolszewików bez zastrzeżeń.
Niekoniecznie nawet dlatego, że wszyscy podzielali idee komunistyczne. Po prostu
byli zdeterminowani sytuacją. W 1942 r. – gdy rozgrywała się Zagłada – oddziałów
leśnych AK jeszcze nie było, istniała tylko siatka konspiracyjna, wówczas dość słaba. Jedyną realną siłą znajdującą się w lasach dysponowali bolszewicy. Oni zaś Żydów przyjmowali i organizowali. Nie wydaje się jednak, by decydujące znaczenie
miały tu względy humanitarne. Czerwone oddziały reprezentowały przecież „imperium zła”, w którym stworzony został świat obozów koncentracyjnych i popełnione zostały niesłychane wręcz zbrodnie, obejmujące również społeczność żydowską
(Niemcy mordowali według kryteriów rasowych, bolszewicy – klasowych, w gruncie rzeczy nie ma tu różnicy). Decydowały względy praktyczne – Żydzi byli znaczącą grupą stanowiącą dla bolszewików miejscowe zaplecze.
Można też oceniać, że szeroki udział polskich Żydów w partyzantce sowieckiej był pochodną poparcia udzielonego przez kresową społeczność żydowską
okupacyjnym władzom sowieckim w latach 1939–1941. W początkowym okresie
okupacji niemieckiej czynną postawę zajmowali głównie Żydzi zagrożeni niemieckimi represjami ze względu na swą aktywność w okresie rządów sowieckich
(mogli zginąć jako Żydzi, ale jeszcze wcześniej – jako sowieccy aktywiści). Przykładem może być historia braci Bielskich (podjęli oni decyzję o pójściu do lasu po
wysłuchaniu przemówienia Józefa Stalina, mówiącego o organizowaniu oporu na
zapleczu frontu). Żydzi – tradycjonaliści, ludzie religijni – sądzili, że jakoś zdołają
przetrwać absurd rządów niemieckich. Nikt nie przypuszczał, że naród poetów, fi-
nr 15–16 – 2009
110
Nieprawdziwa historia braci Bielskich
lozofów, budowniczych katedr, naród Goethego i Kanta – urządzi w Europie coś
tak potwornego, jak „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”. Wydawało się to
absurdem. A więc starali się przetrwać, nawet kosztem strat i cierpień, a nie „porywać się z motyką” – nie tyle na słońce, co na czarny znak solarny – czyli swastykę.
Inaczej było jednak z Żydami, którzy zaangażowali się czynnie po stronie sowieckiej, a w grę wchodzą tu liczby niebagatelne. Wg ustaleń dr. Marka Wierzbickiego
było to nawet do 300 tys. osób. Ci na przetrwanie pod rządami niemieckimi liczyć
nie mogli. Pozostawało ukrywanie się z pomocą ludności chrześcijańskiej, którą tak
niedawno wystawiali na wywózki i represje NKWD – lub las, w którym czekały na
nich oddziały sowieckie.
Często w angielskojęzycznej literaturze historycznej partyzantka żydowska
przedstawiana jest jako „trzecia siła”, lub co najmniej twór autonomiczny wobec
partyzantki sowieckiej. Podobny punkt widzenia przyjmują także i niektórzy autorzy polscy, podając enigmatycznie, iż obozowiska żydowskie na terenach dzisiejszej
Białorusi wiosną 1943 r. „przeszły pod opiekę partyzantki radzieckiej” [sic!] [Zob.:
Robert Szuchta i Piotr Trojański, Holocaust. Zrozumieć dlaczego (Warszawa: Oficyna Wydawnicza Mówią Wieki i Dom Wydawniczy Bellona, 2006): s. 221]. Analiza
dokumentacji wytworzonej przez dowództwo sowieckiego „ruchu partyzanckiego”
wskazuje jednoznacznie, że oddziały żydowskie nie były żadną „trzecią siłą”, ani
nawet siłą autonomiczną wewnątrz partyzantki sowieckiej. Pisanie o „opiece sowieckiej” nad grupami żydowskimi jest eufemizmem, mającym ukryć przed czytelnikiem stan faktyczny (książka panów Szuchty i Trojańskiego jest przeznaczona
dla nauczycieli!). Grupy żydowskie stanowiły integralny element partyzantki sowieckiej, podlegając sowieckiemu Sztabowi Partyzanckiemu i władzom partii bolszewickiej. Miały dowództwa wyznaczane przez WKP(b), własne komórki partyjne
i komsomolskie – i oczywiście „wydziały specjalne” podlegające NKWD, zajmujące
się likwidowaniem wszelkich „nieprawomyślności” – z bolszewickiego punktu widzenia. Włączone były do poszczególnych brygad i zgrupowań sowieckich i realizowały zadania wyznaczane przez dowództwa tych jednostek. W ostatecznym efekcie
sprowadzało się to do realizacji sowieckich celów państwowych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.
Na Ziemi Nowogródzkiej w czerwonych oddziałach służyło stosunkowo
wielu Żydów. Największe jednostki żydowskie bazowały w kompleksie leśnym
Puszczy Nalibockiej. Były to: oddział Tewje Bielskiego (początkowo im. Żukowa),
z czasem podzielony na dwa oddziały: im. Kalinina i im. Ordżonikidze (w końcowym okresie okupacji liczebność ich wynosiła ok. 1.200 ludzi – w tym zaledwie
162 uzbrojonych) oraz oddział nr 106 dowodzony przez Siemiona (Simchę) Zorina, wchodzący w skład Brygady im. Stalina (562 ludzi – w tym 72 uzbrojonych).
Artykuły
Oddział im. Ordżonikidze zimą 1944 r. został skierowany do Brygady im. Kirowa,
operującej na południe od Lidy, za Niemnem.
Punktem wyjścia dla rozważań autorów Gazety Wyborczej była próba wyjaśnienia, kto wymordował 8 maja 1943 r. mieszkańców miasteczka Naliboki (ofiar
było – wg różnych szacunków – od 128 do 132, w tym kobiety i dzieci). Okazali się
oni jednak bardzo niekonsekwentni – w książce zamieścili m.in. następujący opis tej
zbrodni: „Po przeciwnej stronie – ramię w ramię z Sowietami – walczą Żydzi. Niektórzy z nich to byli mieszkańcy Nalibok. Tu przed wojną mieszkali, tu w 1939 roku
witali Sowietów, tu się dwa lata później ukrywali przed Niemcami, nim poszli do
lasu”. Następnie Autorzy negują nie tylko rolę, ale i sam fakt uczestnictwa Żydów
z obozu Bielskiego w zbrodni nalibockiej, przywołując: „żyjących jeszcze członków
otriada”: Jakowa Abramowicza i Jacka-Idela Kagana, „ostatnią osobę z miasteczka,
która dobrze pamięta dzień masakry” – Leonardę Juncewicz oraz „dyrektorkę no- 111
wogródzkiego muzeum” Tamarę Wiarszycką.
Spójrzmy po kolei na wspomniane źródła informacji.
Jakow Abramowicz nadesłał im z USA oświadczenie: „Od kwietnia do końca maja 1943 roku naszą bazą była Stara Huta. Bracia Bielscy mieli w okolicy wielu
przyjaciół, którzy nam pomagali. Nasz obóz położony był daleko od Nalibok. Antysemici, którzy twierdzą, że zabijaliśmy Polaków, po prostu kłamią”.
Jack Idel Kagan przekazał im w Londynie pismo o następującej treści:
„Żadnego z braci Bielskich w Nalibokach w dniu partyzanckiego ataku nie było.
Obozowali przez maj głęboko w puszczy, w miejscu zwanym Stara Huta. […] Sami
Bielscy wspominali po wojnie, że w rajdzie na Naliboki, który przeprowadzili
partyzanci sowieccy, wziął udział Icchak Szymonowicz, kowal z naszego obozu,
ja jednak nigdy takiego kogoś w obozie nie poznałem. Rozmawiałem po wojnie
z wieloma byłymi partyzantami Bielskich i zapewnili mnie, że ich w Nalibokach
nie było. Jednak Żydzi byli w wielu innych leśnych grupach, praktycznie w każdej
po paru”.
Dalej autorzy przytaczają jednoznaczną wypowiedź Kagana: „Powtarzam,
że cały maj spędziliśmy w okolicy wsi Stara Huta. To gdzie indziej”.
Świadectwo Leonardy Juncewicz zostało sprowadzone w całości do zanegowania relacji Wacława Nowickiego: „Byli Rosjanie, Białorusy, byli i Żydzi, ale z jaP. Głuchowski, M. Kowalski, Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich (Warszawa: Biblioteka Gazety
Wyborczej, 2009): s. 16.
Tamże, s. 154.
Tamże, s. 155.
Tamże, s. 156.
Nieprawdziwa historia braci Bielskich
kiego oddziału… skąd moglibyśmy wiedzieć? […] A przecież… co ten Nowicki
mógł wiedzieć? On wtedy naście lat miał”.
I wreszcie Tamara Wiarszycka („elegancka dama o kasztanowych włosach”):
nr 15–16 – 2009
Kto pacyfikował Naliboki? – pytamy.
– Partyzancki z Brygady imienia Stalina.
– Byli wśród nich Żydzi?
– Było wielu. Między innymi samodzielny oddział Szlomo Zorina.
– Czy w tym oddziale byli Żydzi naliboccy, tacy, których mieszkańcy
wioski mogli podczas napadu poznać i zapamiętać?
– Mogli być.
– A czy w masakrze mógł brać udział Izrael Kesler?
– Nic na to nie wskazuje.
– A bracia Bielscy?
– Bielskich na pewno tam nie było. Historię ich oddziału odtworzyliśmy dzień po dniu. 8 maja 1943 roku byli w Starej Hucie, o tu… – pani
dyrektor pokazuje na mapie miejsce w środku lasu rozciągającego się
miedzy Lasem Lipiczańskim a Puszczą Nalibocką. To przeszło 80 kilometrów od Nalibok, gdyby jechać szosą przez Nowogródek. Lasami i bagnami – wzdłuż Berezyny i Niemna – sto kilometrów.
112
Przyjrzyjmy się po kolei ich argumentacji. Jakow Abramowicz, Jack Idel
Kagan i Tamara Wiarszycka posługują się wyłącznie argumentem geograficznym.
Prawdą jest, że obóz Bielskich w maju 1943 r. mieścił się w pobliżu Starej Huty. Ale
to zaledwie 40–50 km od miejsca popełnionej zbrodni, a wiadomo z innych żydowskich źródeł, że na wyprawy rabunkowe członkowie grupy Bielskich udawali się nawet 80–90 km od obozowiska. Odległość nie była więc dla nich żadną przeszkodą.
Jeśli zaś chodzi o konkrety, to Abramowicz sprowadza wszystko do „antysemickich
kłamstw”, które jednak nic nie wyjaśniają.
Wiarygodność relacji Kagana w tym przypadku jest zerowa. Twierdzi on bowiem, że w momencie popełniania tej zbrodni był w obozowisku Bielskich w pobliżu Starej Huty. Faktycznie zaś do jesieni 1943 r. przebywał w obozie pracy w Nowogródku, nie miał więc o tych sprawach jakiegokolwiek pojęcia. Co więcej, Autorzy
o tym wiedzą, albowiem informacja o jego pobycie w tym czasie w obozie pracy
zawarta jest w ich książce, tyle, że prawie sto stron dalej. Czyżby Autorzy nie znali
swego własnego dzieła?
Tamże.
Tamże, s. 158.
Tamże, s. 243.
Artykuły
Leonarda Kuncewicz szczerze przyznaje, że nie miała pojęcia, z jakich oddziałów byli pacyfikatorzy jej rodzinnej miejscowości: „byli i Żydzi, ale z jakiego
oddziału… skąd moglibyśmy wiedzieć?”. Ale jej wypowiedź była Autorom potrzeba z innego powodu – do negowania wiarygodności Wacława Nowickiego, którzy
jako pierwszy (już w 1993) tak obszernie sprawę masakry w Nalibokach, jako bezpośredni świadek, opisał. Miał on wówczas 18 lat, był zaprzysiężonym żołnierzem
Armii Krajowej, znacznie starszym od Leonardy Juncewicz, która była wówczas
dzieckiem…
Ważna jest jednak w powyżej przytoczonych świadectwach próba skierowania podejrzeń na „innych” Żydów, czyli takich, którzy przebywali w sowieckich
grupach partyzanckich, nie zaś w obozie Bielskiego. Tamara Wiarszycka całkowicie
bezpodstawnie kieruje nawet uwagę czytelników na inną żydowską grupę – Szlomo
Zorina, choć ta akurat nie miała nic wspólnego ze zbrodnią w Nalibokach. Został 113
wprawdzie drobny ślad w relacji Kagana, który twierdzi, że z powojennych rozmów
z braćmi Bielskimi dowiedział się o jednym uczestniku wyprawy na Naliboki, ale
Autorzy ten wątek całkowicie zbagatelizowali. Bo skoro był jeden, to równie dobrze
mogło być ich dwóch, pięciu, czy nawet dużo większa grupa.
Autorzy wspominają jeszcze jedno świadectwo – Sulii Rubin [z książki:
S. Wolozhinski Rubin, Against the Tide: The Story of an Unknown Partisan (Jeruzalem:
Posner and Sons, 1980): s. 126–127]: „Nieopodal getta znajdowała się wioska. Żydzi
musieli przez nią przechodzić w drodze do lasu [wtedy] chłopi wybiegali z siekierami i nożami, zabijali każdego, ktokolwiek miał coś cennego […] Grupa [mojego męża] zdecydowała położyć tamę takiej działalności […] Skoszono wszystkich
[chłopów]. Ponad 130 osób pochowano”.
Analiza tej relacji w wydaniu dziennikarzy Gazety Wyborczej jest bardzo pobieżna. Napisali bowiem na ten temat tylko jedno zdanie: „We wspomnieniach Sulii
z grubsza zgadza się ilość zabitych, ale nie zgadza się co innego – opodal Nalibok
nie było w czasie wojny żadnego getta”.
Co do liczby zabitych – to mamy akurat wyjątkową zbieżność. Innym nieprzypadkowym wątkiem tej sprawy jest fakt, że Sulia Rubin i jej mąż Icek Rubiżewski (a także jego brat Borys) wchodzili w skład grupy Izraela Keslera – której uczestnikami byli prawie wyłącznie przedwojenni mieszkańcy Naliboków. Grupa ta pod
koniec 1942 r. (a najpóźniej w styczniu 1943 r.) na rozkaz sowieckiego dowództwa
podporządkowała się Bielskiemu i weszła w skład jego obozu, czyli oddziału im.
Żukowa. Masakra mieszkańców wspomnianej miejscowości (której nazwy Sulia nie
Tamże, s. 154.
Tamże.
nr 15–16 – 2009
114
Nieprawdziwa historia braci Bielskich
podała, jak również nie znamy daty jej popełnienia) dokonana więc została przez
ludzi, którzy byli podkomendnymi Bielskiego.
Niekonsekwencje Autorów sięgają jeszcze dalej. W książce tego nie ma, ale
podczas rozmowy Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego z dziennikarzami
I programu TVP „Kawa czy herbata” (20 stycznia 2009 r. godz. 7.00) Autorzy książki przyznali, że żadnego z braci Bielskich w Nalibokach w dniu 8 maja 1943 r. nie
było. Natomiast byli tam – i brali udział w masakrze – ludzie z tego obozu!
Być może wynika to z nieporozumienia, być może jest to manipulowanie
przez Autorów nazwą „Bielscy”, jaką obozowi rodzinnemu nadała okoliczna ludność. Otóż żaden z autorów, czy to Wacław Nowicki, czy Zygmunt Boradyn i inni,
zajmujący się dotychczas tym tematem, nie oskarżali i nie wskazywali przecież
na osobisty udział Tewjego, czy któregoś z jego braci. Po prostu „Bielscy” była to
obiegowa, bardzo popularna nazwa obozu i wszystkich działających pod komendą
Tewjego Żydów, a być może – także grup partyzantów żydowskich z innych sowieckich oddziałów. Autorzy to wiedzą i w pewnym momencie sami to wyraźnie podkreślają: „Oddział rozrasta się tymczasem z miesiąca na miesiąc – to już prawdziwa
leśna wieś, okoliczni chłopi powiadają: Bielskije, albo siemiejnyj triad – oddział
rodzinny”.10
Gdyby zatem pominąć wszelkie niepotrzebne wtręty o osobistym udziale
braci Bielskich – co biorą pod lupę Autorzy książki i triumfalnie obwieszczają, że
wg nich Bielskich (ściśle jako braci) w Nalibokach 8 maja 1943 r. nie było – znaczna
część dyskusji byłaby całkowicie zbędna i bezprzedmiotowa. A tak, w dniu 5 lutego
br. Piotr Głuchowski opublikował w Gazecie Wyborczej pobieżną polemikę z recenzentami książki. Za jej największe osiągnięcie uznał następujący fakt: „Dzięki nam
wiedza, że to nie Bielscy dokonali masakry w Nalibokach, dotąd znana tylko specjalistom, stała się wiedzą powszechną. Obronimy swoje ustalenia przed każdym
gremium”. To bardzo buńczuczne oświadczenie, tym bardziej, że wydane zostało
przedwcześnie. Sprawa wymaga bowiem poważnych badań i dotarcia do jeszcze
niewykorzystanych źródeł (a jest ich całkiem sporo). Nie można jednak całkiem zakwestionować udziału nalibockich (i okolicznych) Żydów w tej zbrodni, choć w tę
stronę kierowali dyskusję niektórzy jej uczestnicy.
Przy okazji wydania tej książki i krótkiej (z powodu prawie natychmiastowego wycofania jej z rynku) dyskusji, warto zwrócić uwagę na szereg spraw, które
zostały z tej okazji ujawnione, a także na to, co jest konsekwentnie pomijane. Chodzi przede wszystkim o szerokie tło tej sprawy oraz kontekst, jaki nadali jej Autorzy
Gazety Wyborczej.
10
Tamże, s. 86.
Artykuły
Przede wszystkim, mamy do czynienia z bezkrytycznym powielaniem stereotypów na temat stosunków polsko-żydowskich, a przecież była dobra okazja,
aby sporo rzeczy wyjaśnić dogłębniej i poprzeć je konkretnymi argumentami. Wtedy praca mogłaby wyglądać inaczej i wkład Autorów w jej napisanie byłby znacznie
większy. A tak – omawiana książka to nie opis faktów historycznych, ale barwna
opowiastka zbudowana pod z góry założoną tezę, pełna tendencyjnych sformułowań. Będąca przykładem, jak nie należy przygotowywać tego rodzaju publikacji.
W opisie Zagłady kresowych Żydów cały czas pojawiają się w Odwecie jacyś polscy
policjanci, na ogół okropnie zachowujący się. Dziennikarze Gazety Wyborczej nie
zdołali ustalić, że na terenie obejmującego Nowogródczyznę Generalnego Komisariatu Białorusi nie było żadnej polskiej policji! Funkcjonowała tam natomiast białoruska policja pomocnicza, w której – podobnie jak w kolaboranckiej terenowej administracji białoruskiej – nawet używanie języka polskiego było surowo zakazane. 115
Tymczasem Głuchowski i Kowalski doszukali się nawet formowanego pod Mińskiem
„polskiego” batalionu SS (chodzi im zapewne o sformowany w Generalkommisariacie Białorusi 13. batalion SS – tyle – że był on białoruski). Eugeniusz Klimowicz,
komendant samoobrony w Nalibokach, poufale zwany przez obu Autorów Żenią,
to ich zdaniem człowiek, który „najprawdopodobniej parał się szmalcownictwem”.
Trudno o bardziej haniebny zarzut – nie sformułował go nawet komunistyczny sąd,
przed którym dwukrotnie Klimowicz stawał, i który w pierwszej instancji skazał go
na karę śmierci! Informacja, że jako żołnierz AK uczestniczył w zdobyciu Iwieńca – jest pomyłką potwierdzającą niewiedzę Autorów (to znaczy: AK rzeczywiście
rozbiło garnizon w Iwieńcu, ale Klimowicz w akcji tej nie brał udziału). Autorzy
Odwetu z właściwą sobie lekkością podają: „W roku 1944 zniknął ...” Znów nie zauważyli, że to tak spostponowany przez nich Żenia Klimowicz dowodził wówczas
2. kompanią VII batalionu 77. pp AK, którą wraz z legendarnym por. „Ponurym”
prowadził do ataku – pod ogniem cekaemów i granatników – na niemieckie bunkry
w Jewłaszach.
Tewje Bielski przed wojną został powołany do służby w Wojsku Polskim:
„Został kapralem i pewnie awansowałby wyżej – gdyby nie żydowskie pochodzenie”.11 Prawdziwą przeszkodą było jednak coś zupełnie innego. Były to jego przedwojenne konflikty z prawem – zwłaszcza udział w awanturach, bójkach i pobiciach.
Zapewne gdyby jednak zdecydował się na zawodową służbę wojskową, mógłby – nawet przy swym miernym wykształceniu – zostać plutonowym, kto wie – może nawet i sierżantem Wojska Polskiego.
11
Tamże, s. 29.
nr 15–16 – 2009
Nieprawdziwa historia braci Bielskich
Bardzo lakoniczny jest opis sytuacji w Nalibokach i okolicy po 17 września 1939 r., czyli po wkroczeniu Armii Czerwonej. „Żydowska młodzież się cieszy,
część starszych też. Lepsi bolszewicy od faszystów […]. Grupa nieco egzaltowanych dziewcząt, wśród nich kilka kupieckich córek, rzuca kwiaty na furmanki przejeżdżających Sowietów”.12
„Aktywiści świeżo powołanych sielsowietów – głównie Białorusini i Żydzi – rabują w majestacie prawa gospodarzy, potomków zagrodowej szlachty, a gdy
tych brakuje , nawet wiejską biedotę, dla której propaganda tworzy nowe określenie
– »podkułacy«”.13 „Wieść gminna niesie, że listy do zesłania przygotowali Żydzi”.14
„Jewreje tworzą gwardie robotnicze, oddziały milicyjne, komitety od wszystkiego.
Stworzone przez nich uzbrojone watahy polują na patriotycznie nastawionych Polaków”.15
A przecież 17 września 1939 r. to nie tylko „rzucanie kwiatów” na sowieckie
furmanki. Brak jest jakiejkolwiek informacji o działalności zbrojnych band dywersyjnych (w tej części Kresów miały one mieszany, białorusko-żydowski charakter),
które napadały na grupy żołnierzy i mordowały ich. Pominięte zostały bestialstwa
popełniane na urzędnikach państwowych, osadnikach, nauczycielach, policjantach… To były tysiące dziś już mocno zapomnianych ofiar, wtedy jednak – przez
całą okupację sowiecką 1939–1941 i później, podczas okupacji niemieckiej, pamięć
o popełnionych na nich zbrodniach była bardzo żywa.
Żydowscy komsomolcy w Nalibokach nie tylko zaczęli „rozbieranie synagogi”.16 To mogłoby ich skonfliktować właściwie tylko z miejscową społecznością
żydowską. Mieli na swym koncie także zburzenie figury św. Jana i inne szykany,
które dotknęły ludność chrześcijańską. Tego Autorzy już nie zauważyli. Przypomnijmy niezorientowanemu czytelnikowi – na terenach kolaboranckiej działalności
braci Bielskich w latach 1939–1941 działała polska niepodległościowa konspiracja
i partyzantka (antysowiecki odpowiednik legendarnego „Hubala” z terenów okupacji niemieckiej). Kto wie, może zniknięcie niektórych spośród braci Bielskich z rodzinnych stron i schronienie się w mieście było po prostu ucieczką z obawy przed
zasłużoną karą?
Na negatywnej ocenie braci Bielskich wśród Polaków zaważył niewątpliwie fakt, że weszli oni w skład sowieckich struktur okupacyjnych: Tewje został
116
12
13
14
15
16
Tamże, s. 32.
Tamże, s. 34.
Tamże.
Tamże, s. 36.
Tamże, s. 32.
Artykuły
zastępcą rejonowego komisarza ludowego do spraw handlu, jego brat Asael przystąpił do sielsowietu, podobnie jak Zus. Odpowiednie zachowania pod okupacją niemiecką były tratowane jako kolaboracja, jako wysługiwanie się okupantowi – wręcz jako zdrada główna. Te zaszłości niewątpliwie nie pomagały braciom
– i szerzej, ich obozowi – w kontaktach z polską społecznością. Tym bardziej, że
ich zła sława przedwojenna została spotęgowana podczas okupacji niemieckiej.
Swym okrucieństwem chwalili się nie tylko uczestnicy grupy Keslera, wchodzącej w skład obozu Bielskiego. Mamy też konkretne przykłady w książce Autorów
Gazety Wyborczej.
„Nieopodal mieszka polski sołtys, szmalcownik. Kesler chciał się z nim policzyć już dawno, ale dopóki jego grupa siedziała pod klapą, bał się miejscowych. Teraz, skoro cała piętnastka ma opuścić tę okolicę, nie pozostało już nic do stracenia.
Tewje zgadza się na wykonanie wyroku, przy okazji chce sprawdzić ludzi Keslera 117
w akcji. […] Ludzie Keslera strzelają pierwsi. W ciągu pół minuty zabijają wszystkich domowników. Nie oszczędzają dzieci rozbudzonych w łóżkach. Najmłodsza
córeczka sołtysa Krystyna ma nie więcej niż pięć lat”.17
Żydzi Bielskiego rabują we wsi, zostają na dzień, żeby nie wracać
w pełnym słońcu. Białorusini informują o tym „czarnych”. Jeden,
Abram, uratował się, ale dobili go siekierą. [Bielski] wysyła zwiadowców, którzy ruszają śladem ostatniej bambioszki. Wracają po dwóch
dniach. Przynoszą z wioski fatalne wiadomości. Tewje postanawia nie
darować. Wysyła 25-osobowy oddział pod dowództwem Asaela. Partyzanci wchodzą do gospodarstwa w środku nocy, zabijają gospodarza, jego żonę i dzieci, także te malutkie. Podpalają zagrodę.18
Nie jesteśmy dziś w stanie odpowiedzieć na pytanie, na ile zasadne były krwawe rozprawy Bielskiego i jego podkomendnych z ludźmi określanymi jako „szmalcownicy” czy „donosiciele” (czy zarzuty i oskarżenia były w jakiś sposób weryfikowane,
czy potwierdzało je rozpoznanie wywiadowcze i zeznania świadków, czy starano się
nadać „wyrokom” formę decyzji kolegialnych – czy były to jednoosobowe, arbitralne
decyzje Tewie Bielskiego?). Przyjmijmy „na wyrost”, że choć w części były to działania uzasadnione. Jednak drastycznie okrutny sposób wykonania (rąbanie siekierami
lub wystrzeliwanie całych rodzin i palenie wszystkich mieszkańców wraz z gospodarstwami) – będzie musiał wzbudzać wątpliwości. Zwłaszcza mordowanie małych dzieci
17
18
Tamże, s. 111–112.
Tamże, s. 135–136.
nr 15–16 – 2009
Nieprawdziwa historia braci Bielskich
– w odwecie za rzeczywiste lub urojone winy ich ojców. Nawet jeśli rodzice byli winni
– co sprawiało, że zabijano także dzieci? Jakie prawa mieli ich zabójcy? Nic dziwnego, że za „partyzantami” Bielskiego ciągnęła się „sława”. Ale była to sława zła. Choć
ewidentnie widać, iż ofiary szybko stały się pojętnymi uczniami brunatnych katów
(a może był to „tylko” wpływ „opiekunów” sowieckich?). Autorzy z Gazety Wyborczej
nie zdobyli się tu na żadną poważniejszą refleksję.
Podobne uwagi można mnożyć na dziesiątki – trudno o bardziej tendencyjną, niechlujną i nierzetelną książkę jak Odwet.
Wielka szkoda, że Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski nie sięgnęli szerzej
po literaturę przedmiotu, sugerując się głównie treścią książki wspomnianej Nechamy Tec. A przecież jest ona socjologiem a nie historykiem. Szereg opisów i wykładni zawartych w jej książce, po prostu urąga prawdzie historycznej, w licznych
fragmentach stanowiąc powielanie komunistycznych interpretacji z jej najgorszego,
stalinowskiego okresu. Dotyczyły one choćby relacji miedzy polską i sowiecką partyzantką. Szkoda, że Autorzy nie skorzystali z innych relacji (polskich i żydowskich),
dotyczących istnienia i działania obozu Tewje Bielskiego. Są ponadto liczne źródła do okresu międzywojennego, czy też okupacji sowieckiej na Kresach 1939–1941,
które – nawet po ich przejrzeniu – znacznie by im poszerzyły horyzonty.
Autorzy byli jednak do takiego wysiłku najwyraźniej nieprzygotowani.
Świadczą o tym liczne pomyłki i błędy formalne w ich książce, świadczące o nieznajomości nie tylko tematu, ale i historycznego tła. A tak, mamy niepoważne „ciężarówki z esesmanami” w lesie19; Longina Kłosowskiego zamiast Kołosowskiego
– a nie był on przecież postacią nieznaną20; dziwaczne rozważania o rzekomo „świeżo wymyślonym” przez bolszewików w 1919 r. języku białoruskim (choć powszechnie posługiwali się nim Białorusini) i „dużo powszechniejszym jidysz”.21 Dużo
powszechniejszym od czego? Celem sowieckich „specgrup”, wkraczających na terytorium Polski od 17 września 1939 r. było m.in. aresztowanie „komunistów”22;
„Generalna Gubernia” zamiast prawidłowej nazwy: Generalne Gubernatorstwo.23
Absurdalne są wtręty o postawach polskiej ludności po wejściu Niemców
w 1941 r.: „Są tu wsie, gdzie żołnierzy Wehrmachtu witały bramy triumfalne, gdzie
chłopi defilowali z umajonymi portretami Hitlera w lektykach” (s. 72 – nawiasem
mówiąc, portrety Hitlera w procesyjnych feretronach – to kompletna bzdura). Au-
118
19
20
21
22
23
Tamże, s. 7.
Tamże, s. 17.
Tamże, s. 25.
Tamże, s. 33.
Tamże, s. 41.
Artykuły
torzy dają nawet fotografię takiego „pochodu”.24 Nie ma wprawdzie lektyki (bo
i skąd miałaby się tam wziąć?), ale widzimy na niej trzech osobników, niosących olbrzymi, ok. 1.5 m portret Hitlera, za nimi kilka furmanek a cały ten „pochód” konwojowany jest przez uzbrojonych Niemców. Czy Autorów nie zastanowiło, że ten
pochód (a właściwie przejazd kilku furmanek) wcale nie wygląda na spontaniczny
i nie przyszło im do głowy pytanie zasadnicze: skąd polscy chłopi na Kresach mieliby mieć olbrzymie portrety Hitlera w domach? Czyżby wisiały tam już przed wojną
w II RP? – To jednak po prostu niemożliwe. Czy może polscy wieśniacy zaopatrzyli się w nie pod okupacją sowiecką, gdy Stalin był „najwierniejszym sojusznikiem
Hitlera”? I to też nie jest możliwe! Więc w grę wchodzi jakaś niemiecka aranżacja
– i ta okoliczność wymagałaby jakiegoś komentarza odautorskiego.
Kolejne pytanie – czy rzeczywiście podkomendni Bielskiego toczyli boje
z Niemcami – takie jak filmowi bohaterowie „Oporu”? Minimalna ilość broni znaj- 119
dującej się w rękach żydowskich partyzantów, o czym już wspomnieliśmy, nie wystarczała nawet do zapewnienia sprawnego systemu wart i ubezpieczeń, przesądzając o możliwościach działania oddziałów, w których służyli. W rzeczywistości nie
były one zdolne do realizacji zadań wojskowych. Dlatego też głównym zadaniem,
jakie dowództwo partyzantki sowieckiej stawiało przed podległymi sobie Żydami,
było ściąganie zaopatrzenia z ludności. Nawiasem mówiąc, w Puszczy Nalibockiej
biwakowało stale kilka tysięcy sowieckich partyzantów (5–10 tys. – co piąty był Żydem – komunistą), opodal przebiegała jedna (!!!) linia kolejowa, na której zadania dywersyjne mogło realizować kilka małych patroli wysyłanych do wysadzania torów.
Nie było żadnego uzasadnienia, prócz sowieckich celów politycznych, by trzymać
tam tę masę ludzi żyjących kosztem miejscowej ludności. Z sowieckiego punktu
widzenia nie było potrzeby, by oczekiwać od podkomendnych Bielskiego aktywnych działań przeciw Niemcom, do których zresztą nie byli oni, jak wspomniano,
zdolni. Według raczej zawyżonego sprawozdania złożonego przez Tewje Bielskiego w listopadzie 1943 r. dowództwu sowieckiego zgrupowania baranowickiego,
w ciągu blisko dwóch lat istnienia jego oddział, liczący blisko tysiąc ludzi, miał zabić 14 Niemców i 17 policjantów białoruskich oraz 33 szpiegów i prowokatorów
(można sądzić, iż ta ostatnia liczba odnosi się głównie do zamordowanych chłopów
– niechętnych partyzantce sowieckiej lub stawiających opór wobec grabieży). Jak na
ponad dwa lata działalności – tych kilkunastu zabitych Niemców to raczej niewiele. Wbrew obrazowi ukazanemu w „Oporze” wartość bojowa ludzi Bielskiego była
nikła. Gdy w ostatnich dniach okupacji jego obóz został zaatakowany przez nieduży
oddział wycofujących się na zachód niemieckich frontowych rozbitków – żydowscy
24
Tamże, s. 176.
nr 15–16 – 2009
120
Nieprawdziwa historia braci Bielskich
partyzanci nie byli w stanie stawić im oporu – kto zdążył, rzucił się do ucieczki
(a nie było tam, jak w filmie, żadnych czołgów ani armat). Przytaczana niekiedy
wypowiedź Bielskiego, który jakoby zwykł był mawiać: „Wolę uratować jedną starą
Żydówkę, niż zabić dziesięciu Niemców” wydaje się nie mieć żadnego odniesienia
do rzeczywistości. Prof. Tadeusz Gasztołd w jednej ze swych prac przytacza relacje
mieszkańców obrzeży Puszczy Nalibockiej, mówiące o tym, jak wiosną 1943 r. pędzono Żydów z Rubieżewicz w kierunku Nowogródka, gdzie w getcie ostatecznie
czekała ich zagłada. Eskortę stanowili głównie funkcjonariusze żydowskiej służby
porządkowej. Sowieci, w tym setki „czerwonych Żydów” – nie podjęli ani jednej
akcji w celu ratowania tych nieszczęśników – nie padł ani jeden strzał! Przytaczane
buńczuczne wypowiedzi Bielskiego wydają się w świetle tych faktów zupełnie gołosłowne, tym bardziej, że nie trzeba byłoby zabijać ani jednego nawet Niemca, tylko rozpędzić żydowskich porządkowych i paru białoruskich policjantów. O walorach bojowych podkomendnych Bielskiego świadczy też okoliczność, że gdy zimą
1943/1944 r. z jego obozu wydzielono młodych, uzbrojonych Żydów jako oddział
im. Ordżonikidze i skierowano do Brygady im. Kirowa z zadaniem udziału w działaniach dywersyjnych – uciekali z powrotem do bazy w Puszczy Nalibockiej, gdzie
można było spokojnie grabić bezbronnych chłopów, nie narażając się na niebezpieczeństwa walki (uciekł nawet brat Bielskiego).
Wobec niezdolności oraz nieprzydatności podkomendnych Bielskiego do
walki z Niemcami, sowieckie dowództwo wyznaczało im inne zadania. Obozowisko
Bielskiego było raczej skupiskiem „ludzi radzieckich” pochodzenia żydowskiego
– którym powierzano zadania gospodarczo-administracyjne. Stało się bazą gospodarczą i kwatermistrzowską bolszewików. Tu organizowano warsztaty krawieckie,
szewskie, szwalnie, polowe młyny, piekarnie i szpitale, świadczące usługi na rzecz
„liniowych” jednostek partyzantki sowieckiej. Jedyne samodzielne „operacje” jakie
powierzano podkomendnym Bielskiego do realizacji – sprowadzały się do działań „zaopatrzeniowych”, czyli „rekwirowania” od kompletnie zubożałej ludności
żywności i zaopatrzenia, oraz do udziału w sowieckich „operacjach pacyfikacyjnych” wobec jakichkolwiek prób oporu z jej strony. W zakresie owych „działań
gospodarczych” żydowscy partyzanci wykazywali się istotnie wybitną aktywnością. Częściowe wyniki tego rodzaju działań prowadzonych przez podkomendnych
Bielskiego podaje dr Zygmunt Boradyn w swej pracy Niemen – rzeka niezgody – na
podstawie raportów dowództwa partyzantki sowieckiej. Nie ma tu, jak w filmie
„Odwet”, efektownych walk z niemieckimi czołgami czy wysadzonych pociągów
– itp.; zabrano za to ludności cywilnej i przekazano dowództwu sowieckiemu:
200 ton ziemniaków, 3 tony kapusty, 5 ton buraków, 5 ton zboża, 3 tony mięsa i tonę
kiełbasy (ile zatrzymano dla siebie – nie wiadomo). W sowieckich raportach pomi-
Artykuły
nięte zostały dane dotyczące ilości zagrabionej odzieży, które także były znaczne
(zabierano nawet firanki, ludność chowała swój dobytek w najróżniejszych przemyślnych kryjówkach, dołach w ziemi – itp.). Łatwo sobie wyobrazić co znaczyło
to dla mieszkańców terenu, który latem 1943 r. poddany został totalnej pacyfikacji
niemieckiej (60 spalonych wsi, ponad 4 tys. rozstrzelanych, 20 tys. wywiezionych
do robót w Rzeszy lub do obozów!). W miejscach spalonych przez Niemców wsi
ludzie wegetowali bez środków do życia, kryjąc się w ziemiankach i wykopanych
jamach. Można się domyślać także, jakie uczucia przejawiała wobec zaopatrzeniowców Bielskiego żyjąca w takich warunkach ludność. Dr Boradyn ocenia jednoznacznie charakter tych działań, pisząc dosłownie: „Najbardziej bezwzględne
rekwizycje przeprowadzały oddziały żydowskie”. Działania „gospodarcze” grup
żydowskich wobec ludności były prowadzone w sposób tak bezwzględny i okrutny, iż podczas pertraktacji pomiędzy dowództwem Nowogródzkiego Okręgu AK 121
i dowództwem sowieckim (reprezentowanym przez Brygadę im. Lenina z Puszczy Lipiczańskiej) do jakich doszło w czerwcu 1943 r., strona polska jako jeden ze
swych warunków porozumienia wysunęła żądanie, by Sowieci nie wysyłali Żydów
na rekwizycje „[...] bo ci się znęcają, gwałcą kobiety i małe dzieci [...] obrażają ludność, straszą późniejszą zemstą sowietów, nie mają miary w swej nieuzasadnionej
złości i rabunku”. Wspomniany dokument został opublikowany po raz pierwszy
przez Kazimierza Krajewskiego i Tomasza Łabuszewskiego kilkanaście lat temu,
ale Autorzy Gazety Wyborczej wydają się go nie znać. Charakter działań żydowskich
oddziałów funkcjonujących w ramach sowieckiej partyzantki potwierdza szef sztabu oddziału Zorina, Anatol Wertheim. Pisze on m.in.: „Jedzenia było pod dostatkiem, a nawet gromadziły się zapasy. [...] Nadwyżki jedzenia posyłaliśmy nawet do
Moskwy. Raz w tygodniu lądował na polowym lotnisku w puszczy samolot: przywoził gazety i materiały propagandowe, a zabierał z powrotem samogon, słoninę
i kiełbasy własnego wyrobu”.
Gdzieś, między wierszami, poza głównym nurtem opowieści publicystów
Gazety Wyborczej, wątek owych bezlitosnych „operacji gospodarczych” – bambioszek
– przewija się także i w ich tekście: „Można chłopom płacić – wielu Żydów zabrało
do lasu ostmarki i kosztowności. Ale po co tracić złoto, które może się jeszcze przydać? Kto odmówi mąki uzbrojonym ludziom wchodzącym do zagrody w dziesięciu
czy dwudziestu?” Albo: „W prawie każdej wiosce bracia [Bielscy] starają się opłacać
donosiciela. Mówią na takiego legalszczyk. Jego zadaniem jest wskazać, kto i gdzie
ma schowane zapasy”25 lub: „Natomiast tym chłopom, którzy próbowali ukrywać
25
Tamże, s. 89.
nr 15–16 – 2009
122
Nieprawdziwa historia braci Bielskich
jedzenie, zabieraliśmy więcej. Bywa, że wszystko”.26 Polacy z Nowogródczyzny
do dziś wspominają rozwydrzonych partyzantów, którzy w jednej wiosce zabierali
konia, w drugiej wymieniali go na wódkę. Mówią o odbieraniu ostatniego worka
ziemniaków i ostatniej krowy. O braniu damskich sukienek, korali i bielizny, mało
przydatnych w walce, ale będących cennym prezentem dla pozostawionych w lesie
kobiet.
Bielski nie miał żadnej własnej „żydowskiej linii działalności”, po prostu realizował sowieckie cele państwowe na terytorium Polski i wykonując rozkazy swych
sowieckich przełożonych uczestniczył w zwalczaniu polskiej działalności niepodległościowej. Okoliczność, że Bielski był obywatelem RP, ma wymiar moralnie i prawnie jednoznaczny (kwalifikuje się to jako zdrada główna). Wspomnieliśmy już, że
czerwoni żydowscy partyzanci Bielskiego nie byli wysyłani na samodzielne „akcje
bojowe”. Dołączano ich jednak, głównie jako przewodników, do liniowych oddziałów partyzantki sowieckiej, wykonujących „operacje” przeciwko Armii Krajowej
oraz antykomunistycznie nastawionej ludności polskiej i białoruskiej. Najbardziej
znanym antypolskim wystąpieniem jest ich udział w pacyfikacji osady Naliboki,
dokonanej 8 maja 1943 r. przez Brygadę im. Stalina. Wbrew zapewnieniom panów
Głuchowskiego i Kowalskiego, choć braci Bielskich w tym dniu w Nalibokach nie
było – w masakrze uczestniczyli ich podkomendni (najprawdopodobniej była to
podlegająca Bielskiemu grupa Izraela Keslera, przedwojennego mieszkańca Naliboków). Pod pozorem rozprawienia się z miejscową samoachową (samoobroną) powołaną przez białoruską administrację, dokonano masakry ludności, zabijając wg różnych źródeł od 128 do 132 mieszkańców (osada spłonęła, wraz ze sprofanowanym
kościołem). Ponieważ nalibocka placówka AK miała zawartą z partyzantką sowiecką umowę o nieagresji, została kompletnie zaskoczona i nie była w stanie stawić
oporu. Pacyfikacja osady została opisana w raportach sowieckich jako operacja bojowa, w której „rozgromiono” faszystowski policyjny garnizon, zaś straty „przeciwnika” określały na ok. 300 zabitych (w rzeczywistości w Nalibokach nie było nawet
posterunku policji; jedyny [!] białoruski policjant który znalazł się wśród zabitych
– przebył do mieszkającej tu rodziny na urlop – reszta zamordowanych to cywilni
mieszkańcy).
Opis dalszych działań podkomendnych Bielskiego prowadzonych w ramach
partyzantki sowieckiej – pióra panów Głuchowskiego i Kowalskiego – wydaje się
wymykać spod kontroli zleceniodawcy. Potwierdzają oni mianowicie, że kilkudziesięciu ludzi Bielskiego uczestniczyło 1 grudnia 1943 r. w podstępnej sowieckiej napaści na bazy Batalionu Stołpeckiego AK (oddział, który miał dwukrotnie zawierane
26
Tamże, s. 90.
Artykuły
umowy o współdziałaniu z partyzantką sowiecką – został zlikwidowany, kilkunastu
żołnierzy zamordowano na miejscu, w ciągu kilku najbliższych tygodni – zginęło
blisko 50 dalszych). Potwierdzają też udział podkomendnych Bielskiego w sowieckim ataku na osadę Kamień pow. Stołpce w maju 1944 r. Osada została spalona wraz
z kościołem, poległo 23 żołnierzy AK i kilkudziesięciu cywilnych mieszkańców.
Amerykański dziejopis oddziału Bielskiego – Peter Duffy – całkowicie pominął te
wydarzenia. I to być może jeden z powodów, dla którego książka panów Głuchowskiego i Kowalskiego poszła na przemiał, a książka Duffy’ego leży na księgarskich
półkach, choć wszyscy jednakowo korzystali z pracy Nechamy Tec. Duffy’emu
wymknęła się natomiast wzmianka o działaniach prowadzonych przez oddział im.
Ordżonikidze zimą 1944 r. na terenie powiatu lidzkiego, m.in. 5 marca tegoż roku,
kiedy to zabito 47 Polaków (znamienne – nie „partyzantów polskich”, ale Polaków;
zapewne Autor wiedział, że w rzeczywistości chodziło tu o działania pacyfikacyjne 123
podczas których wybijano całe rodziny podejrzane o wspieranie AK).
To jednak nie koniec „bojowych dokonań” żydowskich partyzantów z Puszczy Nalibockiej. Publicyści Gazety Polskiej Dariusz Jaroszyński i Krzysztof Hejke
podali niedawno nieznane dotąd szczegóły z pacyfikacji białoruskich wiosek nad
Niemnem – Kupisk Lubczański, Kupisk Pierwszy i Kupisk Kazionny – dokonanych
przez sowieckie brygady partyzanckie 13 czerwca 1944 r. I znów ocaleli mieszkańcy zapamiętali, że w „operacji” tej uczestniczyli Żydzi. Pod pretekstem rozprawy
z dziesięcioosobowym punktem białoruskiej samoachowy ochraniającym most, spalono blisko 500 gospodarstw i zabito nieustaloną liczbę mieszkańców (do bezbronnych białoruskich wieśniaków, w tym kobiet i dzieci – bolszewicy strzelali jak do
kaczek).
Po zestawieniu tych zdarzeń, przywoływanych przez kolejnych autorów,
wyłania się prawdziwy obraz ceny, jaką przyszło płacić ludziom z obozu braci Bielskich za przetrwanie „pod opieką”, czy też raczej w ramach partyzantki sowieckiej.
Obraz podobny do ceny jaką płacili za swe życie „Żydzi Hitlera”, opisani przez
Bryana M. Rigga [Żydowscy żołnierze Hitlera. Nieznana historia nazistowskich ustaw
rasowych i mężczyzn pochodzenia żydowskiego w armii niemieckiej (Warszawa–Kraków:
Arkadiusz Wingert, 2005)]. A ceną tą było w obu przypadkach czynne zaangażowanie się po stronie totalitarnego, zbrodniczego systemu. Naliboki zniszczone w maju
1943 r., bazy AK w Derewnie i nad jeziorem Kromań zaatakowane 1 grudnia 1943 r.,
miasteczko Kamień spalone w maju 1944 r., chutory w rejonie Dokudowa pacyfikowane w marcu 1944 r., trzy nadniemeńskie Kupiski zniszczone w czerwcu 1944 r.,
setki spalonych domostw, setki zabitych, wystrzelanych i spalonych polskich i białoruskich mieszkańców – to już nie „przypadkowe incydenty” – ale masowe zbrodnie
komunistyczne, w których uczestniczyli żydowscy partyzanci Bielskich. Panowie
nr 15–16 – 2009
124
Nieprawdziwa historia braci Bielskich
Głuchowski i Kowalski mają, zapewne niezamierzony, udział w wydobyciu z zapomnienia niektórych ze wspomnianych faktów.
Pominiemy w naszym szkicu stosunki wewnątrz oddziału Bielskiego. Prowadzona przezeń „gospodarka finansowa” była tak specyficzna, iż zwróciła uwagę jego bolszewickich przełożonych. Od osób trafiających do jego obozu pobierał
opłaty za „ochronę”, co jakiś czas urządzał też zbiórki pieniędzy na „zakup broni”,
której jednak nie otrzymywali (w sowieckiej partyzantce broń była przydzielana ze
zrzutów – a nie kupowana!). Dowództwo sowieckie zamierzało podjąć dochodzenie w sprawie haraczy zdzieranych przez Bielskiego, a jeden z jego przełożonych
sugerował nawet aresztowanie go i rozstrzelanie (oczywiście – po odebraniu mu zagrabionych środków finansowych). Dr Zygmunt Boradyn, opierając się na sowieckich materiałach archiwalnych, pisze wyraźnie: „Bielski wzbogacał się kosztem
rodaków, od których brał i przywłaszczał pieniądze pod pretekstem zakupu broni”.
W tej sprawie Stepan Szupienia wystosował list do gen. „Płatona”: „[...] Bielski nie
zajmował się pracą bojową, a spekulował w oddziałach. Brał od swoich partyzantów złoto na zakup broni i przywłaszczał je, a broni nie dawał. Sugerowałbym, by
zaproponować Bielskiemu, by przekazał złoto państwu (u niego znajduje się ponad
kilo carskich złotych monet), potem tego Bielskiego aresztować i oddać pod sąd”.
Dr Boradyn przytacza też fragment wspomnień „czerwonego” partyzanta Józefa
Marchwińskiego z grupy Keslera: „[...] Bielski bardziej kochał pieniądze i wystawne
życie od swych własnych bliźnich, którymi rządził w obozie. Żądny władzy, a jeszcze bardziej pieniędzy, bez skrupułów obierał swych współbraci z ich skromnych
oszczędności, kiedy ci przybywali do obozu [...] pieniądze te zasilały prywatną kasę
Tewiego Bielskiego i jego otoczenia”.
Wielokrotnie cytowany dr Zygmunt Boradyn podaje w swym dziele: „Zachowanie się grup i oddziałów żydowskich w terenie wywoływało oburzenie nie tylko ludności miejscowej, ale i partyzantów sowieckich i innych narodowości. Przysłany z Moskwy kpt. Kowalow, w czerwcu 1943 r. meldował Czernyszowowi: „[...]
Ludność Żydów nie lubi. Kiedy grupa żydowska przechodzi przez Niemen były
wypadki rozbrajania ich przez naszych partyzantów, którzy oddają zabraną broń
chłopom i wspólnie biją Żydów wołając „Bij Żydów – ratuj Rosję”.
Kolejne pytanie, na które musimy odpowiedzieć, to – czy udział obywateli polskich pochodzenia żydowskiego we wrogiej partyzantce sowieckiej – to nieuchronna konieczność, czy wybór? Pogląd, iż polscy, kresowi Żydzi nie mieli innej
możliwości wyboru, niż przyłączenie się do bolszewików, wydaje się zdecydowanie błędny. W oddziałach AK obowiązywało obywatelskie podejście do żołnierzy
– ochotników. Każdy obywatel RP mógł ubiegać się o możliwość służby w podziemnej armii. Licznie korzystali z niej prawosławni – zarówno Polacy, Białorusi-
Artykuły
ni, jak i tzw. tutejsi (w niektórych oddziałach AK było do 40 proc. prawosławnych
obywateli RP!). Tymi zagadnieniami panowie Głuchowski i Kowalski nie zechcieli
się jednak zajmować. A przecież w wielu oddziałach AK służyli też i Żydzi, czy
też osoby pochodzenia żydowskiego. Najwięcej było ich chyba w 1943 r. w Batalionie Stołpeckim – operującym właśnie na obszarach działalności Bielskiego (łącznie
kilkudziesięciu, w tym kilkunastu odbitych podczas likwidacji garnizonu niemieckiego w rejonowym mieście Iwieniec). Służyli głównie w służbach pomocniczych:
kwatermistrzostwie, taborach, służbie zdrowia. Można wymienić tu m.in. nazwiska
dr Maxa Hirscha, absolwenta Uniwersytetu Berlińskiego, który w latach 30. znalazł
schronienie w Polsce, dr. Jakuba Belkina, absolwenta Sorbony (poległ latem 1943 r.),
Racheli Grossbach (przeżyła) czy dr. Antoniego Banisa „Kleszczyka”, absolwenta
USB, który przeszedł cały szlak oddziału „Góry” – „Doliny”, kończąc go w 1945 r.
za Pilicą (w AK awansowany do stopnia kapitana rezerwy). Dołączenie do polskiej 125
partyzantki AK było dla tych ludzi kwestią wyboru – mogli pójść do bolszewików,
wybrali jednak „białopolaków”. Innego wyboru dokonał Bielski.
Ciekawy opis rozmowy grupy Żydów z oficerem AK, por. Kacprem Miłaszewskim „Lewaldem” – dowódcą batalionu partyzanckiego, zwanego potocznie
„legionem”, zawierają przytaczane już wspomnienia Anatola Wertheima. Opisuje
on życzliwą postawę akowców wobec Żydów. Ostatecznie o możliwości wstąpienia do AK decydował stosunek Żydów do państwa polskiego: „Panowie, powiedział
[Miłaszewski], tych spośród was, którzy pochodzą z centralnej lub zachodniej Polski przyjmiemy do Legionu bardzo chętnie. Wiem, że jesteście patriotami. Nie możemy natomiast przyjąć nikogo z miejscowych. Tutejsi Żydzi sprzyjają Sowietom,
nie mamy do nich zaufania”. Ale nawet odchodzącym z jego obozu miejscowym
Żydom – zwolennikom bolszewizmu – wystawił przepustkę, w której prosił wszystkie oddziały z terenu Puszczy Nalibockiej, by udzieliły im pomocy. To dopiero późniejsze wydarzenia, zdradziecka napaść Sowietów na polskie obozowiska i rozpętanie otwartej wojny z AK, spowodowały, iż przepaść pomiędzy Polakami i czerwoną
partyzantką, także żydowską – stała się nie do pokonania.
Finał historii książki panów Głuchowskiego i Kowalskiego stanowić może
przestrogę dla badaczy zajmujących się historią – przestrogę nie tylko na płaszczyźnie merytorycznej, ale i warsztatowej. Autorzy, określani przez media jako gwiazdy
„Rankingu wybitnych dziennikarzy” (rankingu wewnętrznego Gazety Wyborczej),
pochwalili się, że poświęcili „aż” pół roku na badania własne, których efektem jest
wspomniana książka. Zaledwie po kilku tygodniach od wydania książki AGORA
S.A. wydała (9 lutego 2009) oświadczenie, że „podjęła decyzję o wycofaniu tego wydania z sieci dystrybucji. Powodem tej decyzji są występujące w książce braki i uchybienia”. W rzeczywistości książka wcale nie została tak szybko i prosto wycofana.
nr 15–16 – 2009
126
Nieprawdziwa historia braci Bielskich
Przez dłuższy czas była bowiem nadal sprzedawana w wielu księgarniach, stoiskach
z książkami oraz sklepach internetowych (po cenach nominalnych, można było nabywać większą liczbę egzemplarzy, co świadczy, że nie brakowało dostaw).
Autorzy zapowiedzieli, że „W drugim wydaniu książki błędów nie będzie”
(Gazeta Wyborcza z 5 lutego br.). Miejmy nadzieję, że drugiego wydania po prostu nie
będzie, bo nie o „braki i uchybienia” tu chodzi, ani o zwykłe „błędy”, które mogą
się przytrafić każdemu. Do takiej pracy należy się bowiem starannie przygotować,
a w tym przypadku mamy do czynienia ze splagiatowaniem licznych ważnych wątków z prac już napisanych oraz „wkładem własnym”, polegającym na ubarwieniu
wszystkiego, co się tylko dało, wymysłami, domysłami i pomysłami, co im zresztą
wytknęli wystarczająco dotkliwie inni recenzenci.
Pozostaje ostatnie, nader smutne pytanie. Co się stanie, gdy „na wieczną
wartę” odejdzie pokolenie mieszkańców polskich Kresów, ludzi którzy na własne
oczy widzieli wydarzenia lat wojny i obu okupacji, którzy w tych wydarzeniach
uczestniczyli? Dziś jeszcze ostatni z nich mogą powiedzieć – to nieprawda, co „historycy” i „publicyści” wypisują. Ja tam byłem, ja to widziałem i przeżyłem. Mogę
powiedzieć, kto strzelał do mnie i mojej rodziny, kto podpalił mój dom. Ale gdy
odejdą na zawsze i zabraknie ich głosu – będzie można wykreować taki obraz wydarzeń, jaki zleceniodawca zamówi u „profesjonalnych” pismaków. Obawiamy się,
iż odwoływanie się do zwykłej uczciwości owych „profesjonalistów” pozostanie
daremne.
Artykuły
Jarosław Gdański
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie”
Niemieckich Wojsk Lądowych
1942–1945
Okres pomiędzy 22 czerwca 1941 r. a 18 listopada 1942 r. (czyli początkiem
działań wojennych na froncie wschodnim, a końcem drugiej kampanii letnio–jesiennej) był szczególnie tragiczny dla Armii Czerwonej. W tym czasie poniosła ona
37.7 proc. wszystkich strat (tzn. zabitych, zaginionych, rannych oraz zmarłych od 127
ran w okresie późniejszym) i 54.6 proc. strat bezpowrotnych w odniesieniu do całego okresu wojny. Według danych niemieckich tylko w 1941 r. do niewoli dostało
się 2 mln 561 tys. sowieckich żołnierzy, a do końca wojny w sumie 5 mln 754 tys.
żołnierzy. Publikacje rosyjskie (sowieckie) podają natomiast, że przez cały okres
wojny do niewoli niemieckiej trafiło 4 mln 59 tys. czerwonoarmistów.
Tak wielka liczba jeńców, zwłaszcza w pierwszym roku zmagań, spowodowała
pilną potrzebę rozwinięcia i powiększenia przygotowanego przed wybuchem wojny
niemieckiego systemu obozów jenieckich. Rozporządzenia Naczelnego Dowództwa
Wehrmachtu (Oberkommando der Wehrmacht – OKW) z 16 czerwca i 2 lipca 1941 r.,
dotyczące organizacji systemu obozów jenieckich na nowych terenach okupowanych
i na ich bezpośrednim zapleczu, nie w pełni odpowiadały wytworzonej w pierwszych
dniach wojny sytuacji. Tak dużych mas jeńców nie miał kto żywić i kto pilnować.
Straszne skutki, jeżeli chodzi o warunki bytowe jeńców sowieckich, były
również spowodowane wpływem idei narodowo-socjalistycznych na dowództwo
armii niemieckiej. Wydało ono zgodę na umieszczanie sowieckich jeńców wojennych w obozach koncentracyjnych i uznanie narodów azjatyckich za „podludzi”,
a co za tym idzie – traktowanie ich jako „niepełnowartościowych pod każdym względem”. Długotrwałe transporty, najczęściej piechotą, bez należytego zabezpieczenia
medycznego i prowiantowego, a nierzadko w ogóle bez tego, powodowały znaczną
Grif sekretnosti sniat. Poteri Vooružennych Sil SSSR v vojnach, boevych dejstviach i voennych konfliktach.
Statističeskoe issledovanie, (red.) G. F. Kriwošeev (Moskwa: Wojenizdat, 1993): s. 336.
A. Dallin, Deutsche Heerschaft in Russland (Gebundene Ausgabe) (Düsseldorf: Verlag Droste, 1958):
s. 81, 440.
Grif sekretnosti sniat..., s. 337.
nr 15–16 – 2009
128
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
śmiertelność wśród jeńców. Również później, już w obozach przejściowych czy
zbiorczych, urągające podstawowym zasadom warunki bytowe jeńców (brak pożywienia, opieki lekarskiej, miejsc zakwaterowania, niesamowite zagęszczenie) powodowały ich masową śmiertelność (673 tys. według źródeł niemieckich). Zmarłych
z wycieńczenia w czasie domarszów do obozów nikt nie policzył. Ci, którym udawało się przeżyć, odczuwali silną potrzebę zachowania życia za wszelką cenę.
Dodatkowo frustrację jeńców pogłębiał ich status prawny i społeczny
w walczącej ojczyźnie. Mając w pamięci przypadki poddawania się żołnierzy Armii
Czerwonej nieprzyjacielowi podczas wojny domowej i walki z „obcą interwencją”,
a zwłaszcza dostanie się do fińskiej niewoli stosunkowo dużej liczby sowieckich
żołnierzy w czasie tzw. wojny zimowej w latach 1939–1940, wojskowe i cywilne władze sowieckie zaostrzyły kryteria stosunku do powracających z niewoli własnych
żołnierzy. Od tej pory trafienie do niewoli uważane było za zdradę ojczyzny, za
którą czekał najwyższy wymiar kary – rozstrzelanie. Naczelne Dowództwo Armii
Czerwonej 16 sierpnia 1941 r. wydało rozkaz nr 270, na mocy którego każdy, kto
dostał się do niewoli, bez względu na okoliczności, był teraz traktowany jak zdrajca
ojczyzny i wróg narodu sowieckiego.
W wyniku kolejnych sukcesów niemieckiego natarcia na południowym
odcinku frontu sowieckie Naczelne Dowództwo wydało 28 lipca 1942 r. rozkaz
nr 227, znany pod nazwą „ani kroku w tył”. Wykluczał on możliwość wycofania
się jednostek czy żołnierzy Armii Czerwonej bez rozkazu dowództwa. Również
według sowieckiego kodeksu karnego każdy czerwonoarmista, który dostał się do
nieprzyjacielskiej niewoli uważany był za zdrajcę i tracił możliwość powrotu do
normalnego życia po wyjściu z obozu jenieckiego. Z reguły czekał go od razu obóz
kontrolno-filtracyjny, a następnie wyrok w trybie administracyjnym z artykułu 58
§1-b sowieckiego kodeksu karnego z 1936 r. (w czasie wojny kara śmierci, zamieniana, według obowiązującej wówczas praktyki, najczęściej na 10 lat obozu pracy i 5 lat
pozbawienia praw publicznych).
Sytuacja taka pozwalała niemieckim Siłom Zbrojnym na wykorzystywanie
sowieckich jeńców. Konieczność ochrony rozciągniętych linii komunikacyjnych i zabezpieczenia rozległych obszarów zdobytych przez Wehrmacht w kolejnych kampaniach, zmuszały niemieckie dowództwo do kierowania do tych zadań coraz większej
ilości ludzi. Zastąpienie niemieckich żołnierzy przez obcokrajowców, bądź z armii
N. Brykin, N. Tolkačev, Voin Krasnoj armii v plen ne sdaetsa (Leningrad: Wojenizdat, 1940): s. 29–32.
J. Teplakov, „Po tu storonu fronta”, Moskovske Novostii, 13 V 1990.
J. Smaga, Narodziny i upadek imperium. ZSRS 1917–1991 (Warszawa: Wydawnictwo Znak, 1992):
s. 169.
Artykuły
sprzymierzonych, bądź z zaciągu ochotniczego w obozach jenieckich i wśród ludności miejscowej, zdawało się być jedynym racjonalnym wyjściem z sytuacji.
Rekrutacja
Przed rozpoczęciem działań wojennych nie planowano tworzenia oddziałów czy pododdziałów z obywateli ZSRS. Dopiero konkretne potrzeby frontu
wschodniego i pragmatyczny stosunek oficerów niemieckich do samorzutnych
prób współpracy oraz do wykorzystania chęci współdziałania ze strony mieszkańców podbitych terenów i jeńców, spowodowały konieczność unormowania i zalegalizowania dotychczasowych praktyk. W sposób kompleksowy czynił to dopiero tzw.
Rozkaz nr 8000, dotyczący „tubylczych sił na Wschodzie”. W ten sposób jednostki
wojskowe zostały wyposażone w oficjalne zezwolenie władz wojskowych, które nie
tylko sankcjonowało dotychczasowe praktyki w tej materii, ale również zezwalało 129
na tworzenie nowych jednostek.
W składzie niemieckich Wojsk Lądowych istniały oficjalnie cztery rodzaje ochotniczej służby wojskowej byłych sowieckich jeńców i mieszkańców ZSRS.
Były to:
a. Służba pomocnicza (Hilfsdienst), czyli pozostający w składzie jednostek
niemieckich tzw. ochotnicy pomocnicy – Hiwi (Hilfswilligen),
b. Policja pomocnicza, podległa administracji wojskowej (Schutzmannschaften), o różnych nazwach tej formacji w zależności od podporządkowania konkretnej
grupie armii; w Herresgruppe (HGr) „A” i „B” był to Hilfswachmannschaften, w HGr
„Mitte” – Ordnungsdienst i Einwohnerkampfverbände w HGr „Nord”,
c. Jednostki zabezpieczenia obszarów tyłowych (Sicherungsverbände), w tym
„Osttruppen”, powoływane w celu zwalczania partyzantki i użycia jako siły bezpieczeństwa,
d. Jednostki bojowe (Kampfverbände) – w tym bataliony „Ostlegionów”, jednostki kozackie i Tatarów Krymskich, które – z wyjątkiem Tatarów – zalecano traktować jako „równoprawnych towarzyszy broni”. Żołnierze z Kaukazu i azjatyckiej
części ZSRS służyli przede wszystkim w pierwszej i czwartej grupie.
Werbunek cudzoziemców pozwalał również skierować na front tysiące Niemców pracujących dotychczas w przemyśle lub zabezpieczających tyły walczących
Oberkommando des Heeres, Gen.Stab d.H./Org.Abt. (II) Nr 8000/42 geh. z 17 VIII 1942 r., Archiwum
Akt Nowych w Warszawie, Mikrofilmy Aleksandryjskie, Zespół T-501, rolka 30, klatka 000308
i T-78/127/6055042.
AAN, MA, T-78/127/6055044.
J. Hoffmann, Kaukasien 1942–43. Das deutsche Heer und die Orientvoelker der Sowjetunion (Freiburg
[im Breisgau]: Rombach, 1991): s. 49.
nr 15–16 – 2009
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
wojsk. Nie cofano się przed żadną możliwością zaciągu – „... każdy środek, który te
dzikie narody wciąga w naszą służbę i prowadzi do tego, że Rosjanin umiera zamiast
Niemca, jest właściwy”.10 Część żołnierzy formacji wschodnich godziła się na służbę
pod wpływem popierających zaciąg autorytetów. Muzułmanów z terenów Jugosławii
i ZSRS zachęcał do służby Wielki Mufti Jerozolimy Mohammad Amin el-Husseini.
Żołnierze rekrutujący się ze Wschodu poddani byli całkowicie pod kontrolę
Niemców. W jednostkach wschodnich Wehrmachtu Niemcy stanowili dużą część
kadry oficerskiej i podoficerskiej.11 Ich liczba zależała od zaufania, jakim obdarzono
poszczególne grupy narodowościowe oraz od dysponowania przez centra rekrutacyjne odpowiednią ilością cudzoziemskiej kadry odpowiadającej wymogom stawianym żołnierzom cudzoziemskim – odpowiednimi kwalifikacjami zawodowymi,
wiekowymi i zdrowotnymi.
Najwięcej cudzoziemskich (wschodnich) jednostek zbrojnych powstało
w niemieckich siłach zbrojnych (Wehrmacht) w składzie wojsk lądowych (Heer).
Tworzyły one początkowo kilka odrębnych formacji. Jako pierwsi pojawili się w niemieckich jednostkach wojskowych tzw. ochotnicy pomocnicy – Hiwi (Hilfswilligen). Pełnili tam oni, najczęściej w jednostkach zaopatrzeniowych i transportowych,
służbę pomocniczą (Hilfsdienst), jako woźnice, kierowcy, furmani, tragarze. Pojawili
się w jednostkach frontowych i tyłowych frontu wschodniego już wczesną jesienią
1941 r., ale dopiero od 1942 r. mogli zaistnieć oficjalnie.
W składzie Wehrmachtu powstawały również jednostki bojowe (Kampfverbände), tworzone z myślą o ich udziale w walkach frontowych. W ich skład wchodziły
m.in. bataliony kaukaskich i azjatyckich „Ostlegionów”, jednostki kozackie i Tatarów
Krymskich. Legiony wschodnie formowano od wiosny 1942 r. z jeńców sowieckich.
W ten sposób utworzono bataliony legionów: Turkmeńskiego, Azerskiego, Północkokaukaskiego, Gruzińskiego, Ormiańskiego i Tatarów Nadwołżańskich. Według
oficjalnej listy Oddziału Organizacyjnego Oberkommando der Wehrmacht do 14 maja
1943 r. sformowano12 łącznie 89 batalionów i dwa półbataliony „Ostlegionów”.13
Cz. Madajczyk, Faszyzm i okupacje 1938–1945. Wykonywanie okupacji przez państwa Osi w Europie;
t. 1: Ukształtowanie się zarządów okupacyjnych (Poznań: Wydawnictwo Poznańskie, 1983): s. 325.
11
Np. według stanu na 20 IX 1943 w turkmeńskim 783. batalionie (Turk. Infanterie Bataillon 783)
było 4 oficerów, 23 podoficerów i 10 szeregowych Niemców oraz 10 oficerów, 68 podoficerów i 788
szeregowych Turkmenów na 903 żołnierzy batalionu ogółem. Por.: AAN, MA, T-501/28/000130.
12
G. Tessin, Verbände und Truppen der Deutschen Wehrmacht und Waffen-SS im zweiten Weltkrieg, 1939–
–1945, Bd. 1: Waffengattungen, Gesamtübersicht (Osnabrück: Biblio-Verlag, 1970): s. 140.
13
W składzie Legionu Turkiestańskiego powstały 32 bataliony, Legionu Azerskiego 16, Gruzińskiego
– 12, Ormiańskiego – 11, Tatarów Nadwołżańskich – 10 i Północnokaukaskim – 8 i dwa półbataliony.
Zob.: G. Tessin, Verbände und Truppen..., t. 1, s. 141.
10
130
Artykuły
Jeńcy wojenni stanowili największą grupę wśród żołnierzy legionów wschodnich – ich liczba przekraczała 80 proc. Ich wykorzystanie poza obozami zwalniało
władze niemieckie z obowiązku żywienia jeńców, a także umożliwiało skierowanie do
innych zadań żołnierzy, którzy do tej pory przeznaczeni byli do pilnowania jeńców.
Wstępując do niemieckich jednostek wojskowych czy policyjnych, obcokrajowcy byli poddani takim samym przypisom dyscyplinarnym, jak żołnierze
niemieccy. Gwarantowały im to ustalenia zawarte w „Wytycznych do służby ochotników zagranicznych w walce przeciwko Związkowi Sowieckiemu” z 13 sierpnia
1941 r. i 10 stycznia 1942 r. Nosili oni niemieckie mundury z dodatkowymi oznaczeniami kraju pochodzenia, otrzymywali żołd, przysługiwał im urlop i odpowiednie
traktowanie przez niemieckie władze wojskowe i cywilne. Dotyczyło to jednakże
niemal tylko ochotników z zachodniej i południowej Europy.
Pozycję żołnierza w armii niemieckiej gwarantowały przepisy regulujące 131
tok służby i jej obyczaje. Ustalały one jednocześnie sposób nagradzania i karania
żołnierzy. Przepisy te nie były stosowane w odniesieniu do żołnierzy ze Wschodu
w pierwszym okresie istnienia formacji ochotniczych. Początkowo nie posiadali oni
takich samych praw, jak żołnierze niemieccy. Traktowani byli w sposób szczególny
również przez przełożonych oraz kadrę niemiecką. Praktycznie byli uzależnieni od
dowódców oddziałów, którym podlegali. Szczególnie trudna była sytuacja byłych
jeńców, którzy musieli znosić nieodpowiednie traktowanie, gdyż w razie nieposłuszeństwa mogli w najlepszym wypadku zostać odesłani do obozu jenieckiego.
Dopiero 14 lipca 1942 r. ustanowiono Odznaczenie za Odwagę i Zasługi dla
Narodów Wschodnich (Tapferkeits – und Verdienst Auszeichnung für Ostvölker).14 Nadawano je w 5 stopniach: 1 klasa pozłacana i srebrna oraz 2 klasa pozłacana, srebrna
i brązowa. Odznaczenia 1 klasy noszono bezpośrednio na lewej kieszeni, a 2 klasy
na zielonej wstążce przyczepionej do drugiej od góry dziurki od guzika kurtki mundurowej lub płaszcza, na sposób noszenia niemieckiego odznaczenia Żelaznego
Krzyża 1 i 2 klasy. W listopadzie 1942 r. przywilej otrzymywania odznaczenia rozciągnięto także na Niemców służących w formacjach wschodnich, natomiast żołnierze wschodni mogli od tej pory otrzymywać odznaczenia niemieckie. Jednakże
ich nadawanie mogło nastąpić dopiero po otrzymaniu odpowiedniego stopnia odznaczenia dla narodów wschodnich.
Stworzenie systemu nagradzania nie zlikwidowało części napięć pomiędzy
żołnierzami wschodnimi a niemiecką kadrą i instruktorami. Zadrażnienia powodoJ. Littlejohn, Foreign Legions of the Third Reich, vol. 4, „Poland, the Ukraine, Bulgaria, Rumania,
Free India, Estonia, Latvia, Lithuania, Finland and Russia” (San Jose: J. Bender Publishing, 1994):
s. 347–350.
14
nr 15–16 – 2009
132
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
wały również sprawy o charakterze prestiżowym, jak chociażby przedłużające się
oczekiwanie na dekorowanie żołnierzy wschodnich odznaczeniami niemieckimi,
czy też oddawanie honorów przez żołnierzy niemieckich wyższym stopniem żołnierzom cudzoziemskim, zwłaszcza oficerom. Część kadry niemieckiej stosowała
również kary cielesne wobec żołnierzy ze Wschodu, traktując ich niczym askarysów15 z wojsk kolonialnych. Ta sytuacja spowodowała wydanie przez Oberkommando
der Wehrmacht rozkazów nr 5000 (dotyczący Hiwisów) i nr 8000 (dotyczący żołnierzy ze Wschodu) o pozycji w armii oraz sposobach traktowania żołnierzy jednostek
i legionów wschodnich.16
Przepisy te respektowane były jednakże tylko w ograniczonym zakresie. Ich
wykonywanie zależało przede wszystkim od samych Niemców i ich, na ogół pogardliwego, stosunku do mieszkańców ZSRS. Dlatego też przypominano niemieckim
żołnierzom walczącym wspólnie z ochotnikami ze Wschodu o podstawowych zasadach ich traktowania.17
W celu zapewnienia możliwości egzekwowania posłuszeństwa i dyscypliny wojskowej wprowadzono 15 września 1942 r. w 162. DP dla żołnierzy legionów
wschodnich system kar, który uzyskał akceptację niemieckiego dowództwa. Przewidywał on przekazanie władzy dyscyplinarnej w ręce dowódcy batalionu, jako podstawowej jednostki organizacyjnej. Do niego należało karanie przewinień o charakterze dyscyplinarnym.18
Z kompetencji dowódców batalionów wyłączone były kary za samookaleczenia i samopostrzelenia, a także za samowolne oddalenia i dezercje. Tu niemieckie
prawo wojenne przewidywało więzienie albo obóz koncentracyjny za spowodowanie czasowej lub trwałej niezdolności do walki oraz surowe kary, do kary śmierci
włącznie, za dezercje. W tym ostatnim przypadku praktyka poszła dalej i, w przypadku jednoczesnej dezercji większej liczby żołnierzy, praktykowano odpowiedzialność zbiorową. Najczęstszą karą było rozbrojenie pododdziału, z którego nastąpiła
ucieczka i przeznaczenie go do prac saperskich i budowlanych. W przypadku masowości ucieczek rozformowywano nawet całe jednostki, a rozbrojone kompanie lub
pojedynczych żołnierzy z rozwiązanych pododdziałów przydzielano do niemieckich batalionów sapersko-budowlanych.
Nazwa stopnia szeregowego w wojskach kolonialnych wielu państw.
Tekst rozkazu nr 5000 w języku polskim patrz: J. Thorwald, Iluzja. Żołnierze radzieccy w armii
Hitlera (Warszawa–Kraków: PWN, 1994): s. 190–191.
17
Por.: Rozkaz dowódcy jednostek wschodnich do zadań specjalnych nr 720 z dn. 16 III 1943 nr Ia/
IIa Tgb Nr 17/43geh., AAN, MA, T-501/75/000937-8.
18
F. W. Seidler, „Zur Führung der Osttruppen in der deutschen Wehrmacht im Zweiten Weltkrieg”,
Wehrwissenschaftliche Rundschau 1970/ 12, s. 683–700.
15
16
Artykuły
LEGION ORMIAŃSKI
LEGION AZERSKI
LEGION GÓRNOKAUKASKI
133
LEGION GRUZIŃSKI
LEGION TURKMEŃSKI
(WZÓR)
LEGION TATARÓW
NADWOŁŻAŃSKICH
LEGION TURKMEŃSKI
(WZÓR)
LEGION
PÓŁNOCNOKAUKASKI
LEGION TATARÓW
KRYMSKICH
nr 15–16 – 2009
134
Emblemat używany na pojazdach
162. Dywizji Turkmeńskiej (1944)
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
Artykuły
Pełnię praw żołnierskich żołnierze formacji ochotniczych nabywali dopiero
po złożeniu przysięgi. Jednak wiele zadrażnień powodowała zdecydowana niechęć
większości kadry niemieckiej oraz instytucji wojskowych i cywilnych do równego
traktowania służących w armii niemieckiej „azjatów”. Uważali oni, że to zbyt wielki
honor pozwolić cudzoziemcom, i to „niższej kategorii”, nosić broń, występować
w niemieckim mundurze i posiadać te same prawa, co żołnierz niemiecki. „Legionista”19 stawał się – przynajmniej teoretycznie – pełnoprawnym żołnierzem Wehrmachtu i mógł otrzymać broń dopiero po złożeniu przysięgi według wzoru ustalonego dla Hiwisów i żołnierzy „Osttruppen” w rozkazie nr 8000:
Jako wierny syn mojej ojczyzny dobrowolnie wstępuję w szeregi Rosyjskiej (lub Ukraińskiej czy innej) Armii Wyzwoleńczej i uroczyście
przysięgam, że szczerze będę walczyć przeciwko bolszewizmowi za
pomyślność mojego narodu. W walce tej, prowadzonej u boku armii
niemieckiej i armii sprzymierzonych przeciwko wspólnemu wrogowi,
przysięgam wierność i całkowite posłuszeństwo Adolfowi Hitlerowi
jako Führerowi i Naczelnemu Dowódcy armii wyzwoleńczych. Dla
tej przysięgi jestem gotów poświęcić swoje życie.20
Rota przysięgi zawierała osobiste przyrzeczenie składane Adolfowi Hitlerowi, który uosabiał tu nie tylko gwaranta osiągnięcia celów skłaniających przysięgającego do wstąpienia w niemieckie szeregi, ale również najwyższego zwierzchnika wojskowego wszystkich cudzoziemskich formacji wschodnich. Jest to o tyle
interesujące, że Hitler był ich zdecydowanym przeciwnikiem. Nie ufali żołnierzom
wschodnim także inni dowódcy niemieccy. W końcowym okresie wojny opracowano i wprowadzono nowe roty przysiąg dla poszczególnych „armii narodowych”,
powstających na mocy uchwał komitetów narodowych z żołnierzy służących w różnych niemieckich formacjach zbrojnych.
W celu dokładniejszego nadzoru nad już istniejącymi w terenie jednostkami powołano specjalną placówkę kierowniczą, przeznaczoną do koordynowania
W „Ostlegionach” najniższym stopniem był „legionista” (niem. Legionär), później wprowadzono
nazwę stopnia – „ochotnik” (po rosyjsku dobrowolec lub po niemiecku Freiwillige). W istniejących
teoretycznie od późnej jesieni 1944 tzw. armiach narodowych wprowadzono własne nazwy stopni
np. w Turkiestańskiej Armii Narodowej szeregowego określano jako „askari”, w jednostkach azerskich – „dojüsči”. Por. J. Hoffmann, Kaukasien..., dz. cyt., s. 229, 250.
20
Rozkaz Befehlshaber Heeresgebiet Süd nr IIb. Az. 15a. Nr 3484/43geh. z 20 V 1943, AAN,
MA, T-501/30/000271; Thorwald, dz. cyt., s. 190–191. Ta sama przysięga obowiązywała również
Hiwisów.
19
135
nr 15–16 – 2009
136
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
działań związanych z formowaniem, szkoleniem i wykorzystaniem jednostek bojowych i roboczych złożonych z obywateli ZSRS. Początkowo i w mniejszej skali rolę
tę spełniały lokalne dowództwa formowania „Ostlegionów” w armiach i grupach
armii. Jednakże w miarę wzrostu liczby tworzonych jednostek okazało się to niewystarczające i pod koniec 1942 r. utworzono przy Dowództwie Wojsk Lądowych
(Oberkommando des Heeres) urząd pod nazwą Generał Jednostek Wschodnich (General der Osttruppen). Na jego czele stanął 15 grudnia 1942 r. gen. por. Heinz Hellmich,
który sprawował swoją funkcję do końca 1943 r. Pierwszego stycznia 1944 r. zastąpił go gen. kawalerii Ernst Köstring, poprzednio m.in. attaché wojskowy Niemiec
w Moskwie i inspektor jednostek kaukaskich przy Grupie Armii „A”. Pozostawał
on na swoim stanowisku do zakończenia działań wojennych.
Oficerowie-obcokrajowcy sprawowali dowództwo najwyżej do szczebla
batalionu, a i to często pod nadzorem niemieckich oficerów. Dopiero w ostatnim
okresie wojny oficerowie cudzoziemscy stanęli na czele kaukaskich i turkmeńskich
Waffengruppen SS, czyli odpowiedników pułków.
Jednostki cudzoziemskie stworzone przez Wehrmacht z reguły nie osiągnęły wyższego stanu zorganizowania niż dywizja. Sformowano ich z „Ostlegionów”
dwie – 162. turkmeńską DP oraz – częściowo – złożoną z jednostek zapasowych
i szkolnych Ochotniczą Dywizję Kadrową.21 Jednakże podstawową jednostką organizacyjną był batalion.
Jednostki legionów wschodnich podlegały tym samym ograniczeniom
w możliwości uzupełniania i uzbrojenia, co jednostki niemieckie. Często też nie
działały w większych grupach, a były przydzielane do różnych jednostek niemieckich. Stąd też trudno określić ich ilość. Część batalionów nie wyszła poza stadium
formowania i została rozwiązana lub użyta jako uzupełnienie innych jednostek.
Zaangażowanie w machinę wojenną III Rzeszy coraz większej liczby obywateli ZSRS stawało się dla Niemców koniecznością. Przygotowania działań w skali
operacyjnej, a także taktycznej, wymagały nie tylko zabezpieczenia spokoju i porządku na tyłach frontu, ale również zapewnienia regularnych dostaw zaopatrzenia
oraz budowy odpowiednich pozycji bojowych, dróg dojazdowych itp. Np. w Grupie Armii „Środek” (HGr „Mitte”) w czasie przygotowywania operacji „Cytadela”,
czyli niemieckiego uderzenia na tzw. łuku kurskim, zaangażowano do prac przygotowawczych 373.366 obywateli ZSRS, w tym 237.624 miejscowej cywilnej siły roboczej, 53.848 jeńców z obozów oraz 81.894 Hiwisów i żołnierzy formacji wschodnich.22 Nawet po przeniesieniu działań wojennych w większości poza granice ZSRS
21
22
Por. np. zestawienie jednostek Wehrmachtu i Waffen SS z 1944, AAN, MA, T-78/401/6371331-50.
AAN, MA, T-313/173/7429932.
Artykuły
pozostawało w składzie niemieckiej armii czynnej ok. 245 tys. żołnierzy formacji
wschodnich, z czego w czterech grupach armii na froncie wschodnim było 186 tys.
Hiwisów i 19 tys. żołnierzy jednostek liniowych, a poza tym we Francji (HGr „D”)
15 tys. i we Włoszech (HGr „C”) 23 tys.23 Najliczniejszą grupą wśród żołnierzy „Ostlegionów” byli Turkmeni, których w armii niemieckiej i Waffen SS było ok. 180 tys.
Inne narodowości rzadko przekraczały 50 tys.
W sposób zorganizowany wschodnie bojowe jednostki ochotnicze zaczęły być tworzone na początku 1942 r. Dziesiątego stycznia Oberkommando
der Wehrmacht wydało „Wytyczne do służby zagranicznych ochotników w walce
przeciwko Związkowi Sowieckiemu”.24 Stanowiły one podstawę przyjmowania
do Wehrmachtu obcokrajowców ze Wschodu i w sposób pośredni zezwalały na
formowanie jednostek wojskowych z obywateli ZSRS. Jednakże w sposób kompleksowy sprawę regulował dopiero rozkaz nr 2380 Sztabu Generalnego Wojsk Lą- 137
dowych z 2 czerwca 1942 r. Wyznaczał on trzy cele użycia jednostek złożonych
z byłych jeńców sowieckich:
• wzmocnienie siły wojennej oddziałów niemieckich,
• wpływ propagandowy na narodowo pokrewne oddziały przeciwnika i czasowe uspokojenie (spacyfikowanie) zdobytych terenów,
• wpływ polityczny na pozostające pod władzą bolszewicką obszary ojczyste [ochotników – JWG], szczególnie na kierunkach operacyjnych.25
Wobec gwałtownego przyrostu liczby różnego rodzaju jednostek złożonych
z jeńców sowieckich i mieszkańców zajętych terenów wschodnich, 10 lutego, Hitler
zaakceptował istnienie dotychczas sformowanych i zezwolił na tworzenie nowych.
Ale już w czerwcu 1942 r. zmodyfikował swoje stanowisko, zabraniając użycia oddziałów wschodnich na pierwszej linii frontu. Ich głównym przeznaczeniem miała
być służba na obszarach tyłowych wojsk niemieckich.26
Ze względu na sposób formowania jednostek wschodnich i ich skład narodowościowy możemy podzielić je na dwa podstawowe piony. Pierwszy, to legiony wschodnie („Ostlegionen”), formowane w ramach specjalnie stworzonych
Zestawienie Oddziału Organizacyjnego OKH z 7 VIII 1944 według stanu na 1 VII i 1 VIII 1944,
AAN, MA, T-78/411/6379669.
24
Oberkommando der Wehrmacht 14g/w Wehrmacht – Führungs – Stab/Organisations Abteilung (I) Nr 19/42
vom 10 I 1942; F. Seidler, „Oskar Ritter von Niedermayer im Zweiten Weltkrieg. Ein Beitrag zur
Geschichte der Ostlegionen”, Wehrwissenschaftliche Rundschau 1970/ 3, s. 171.
25
OKH Gen.St.dH./O.Qu IV Ausb.Abt./Org.Abt. (II) Nr.2380/42 gKdos. vom 2 VI 1942.; Tamże.
26
A. Dallin, dz. cyt., s. 555.
23
nr 15–16 – 2009
struktur, przede wszystkim z jeńców sowieckich pochodzących z Azji i Kaukazu.
Natomiast drugi, to oddziały wschodnie („Osttruppen”), formowane przez różne
struktury armii niemieckiej (obszary tyłowe, korpusy, dywizje itp.) z jeńców, ale
też w znacznej mierze z mieszkańców podbitych terytoriów, głównie słowiańskiego pochodzenia.
Tworzenie nowych jednostek „Ostlegionów” zostało formalnie zakończone
1 lipca 1943 r.27 Po tej dacie dotychczasowe ośrodki formowania zostały przekształcone w centra uzupełniające, w których gromadzono kandydatów na żołnierzy
w celu przeszkolenia i uzupełniania stanów odświeżanych jednostek.
Bataliony „Ostlegionów” liczyły początkowo etatowo 916 legionistów przy
42-osobowej kadrze niemieckiej, na którą składało się 5 oficerów, tłumacz i urzędnik wojskowy, 25 podoficerów i 10 szeregowych.28 W późniejszym czasie zwiększono ilość szeregowych do 922, a jednocześnie ograniczono kadrę niemiecką o 12 podoficerów i 2 szeregowych.29
Tabela nr 2: Liczebność żołnierzy „Ostlegionów”
(Liczby należy traktować jako przybliżone)
Narodowość
Ilość
Turkmeni
180.000
Narody Kaukazu, w tym:
– Gruzini
– Ormianie
– Azerowie
– Górale Kaukascy
(110.000)
28.000
25.000
30.000
27.000
Tatarzy Nadwołżańscy
40.000
Tatarzy Krymscy
20.000
Kałmucy
Razem
138
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
5.000
Uwagi
głównie bataliony Schuma
Korpus dr. Dolla
355.000
Źródło: H. W. Neulen, An deutscher Seite: Internationale Freiwillige von Wehrmacht und
Waffen SS, München 1985.
AAN, MA, T-78/414/6382710.
Etat osobowy batalionu „Ostlegionów” obowiązujący na dzień 21 VII 1942 r., AAN, MA,
T-501/215/000797-799.
29
AAN, MA, T-78/414/6382714.
27
28
Artykuły
W latach II wojny światowej przez szeregi jednostek zbrojnych w składzie
Wehrmachtu, Waffen SS i policji przeszło 1.8 mln cudzoziemców30, w tym ponad
1.2 mln obywateli ZSRS (co stanowiło ok. 8 proc. ogółu niemieckich żołnierzy z lat
1939–1945 i 66.7 proc. proc. cudzoziemców w armii niemieckiej). Narody określane
przez Niemców jako turkmeńskie (ok. 180 tys.), a najmniejsze – Tatarzy Krymscy
(ok. 20 tys.) i Kałmucy (ok. 5 tys.) (patrz: Tabela nr 2).
Pozostali właściwie tylko jeńcy, robotnicy przymusowi i pozostałości rozformowywanych jednostek. A jednak jeszcze wówczas w składzie Wehrmachtu
było ponad 375 tys. żołnierzy ze Wschodu. Ponad połowa z nich służyła w jednostkach niemieckich i nie mamy informacji o ich narodowości. Z pozostałych najwięcej było Turkmenów i narodów Kaukazu, mniej Rosjan i Ukraińców, co wiązało się
z przekazaniem ich części do formujących się jednostek Sił Zbrojnych Komitetu
Wyzwolenia Narodów Rosji i tu nie wykazanych, gdyż podlegali Głównemu Urzę- 139
dowi SS.
Tabela nr 3
Liczebność jednostek „Ostlegionów” na dzień 1 XI 1944 r. HGr u. OB
Jednostki
Ostlegionów#
1
2
4.263
3.899
28.495 24.818
10.412 10.179
4.673
4.336
8.083
nm
6.976
1.441
7.419
6.511
W niemieckich
jednostkach
1
2
HGr Süd*
21.176 13.427
HGr A
37.829 21.601
HGr Mitte
57.250 38.069
HGr Nord**
38.160 26.315
Geb.AOK 20**
3.786
3.760
OB West
10.681
nm
OB Südwest***
*8.908
6.359
OB Südost w tym:
ok.
ok.
1. Kos. Div.
5.400
4.900
Szef Uzbrojenia i Dowódca Wojsk Zapasowych
Freiw. Stamm Rgt 1
3.184
1.615
Freiw. Stamm Rgt 2
2.019
1.816
Turk. u. Kaukas. Arbeits Ausb.
970
nm
u. Ers. Btl
Razem
1
25.906
69.829
78.932
46.666
3.786
28.035
21.316
39.374
2
17.090
48.477
55.911
32.433
3.760
nm
10.988
18.390
3.184
2.019
970
1.615
1.816
nm
V. V. Gurkin, A. I. Kruglov, „Poteri fašistskoj Germanii i ee sojuznikov na sovetsko-germanskom
fronte prevyšajut 10 millionov čelovek”, Voenno-Istoričeskij Žurnal, 1996, 3.
30
nr 15–16 – 2009
Ostvölkische Freiw. Btl. zbV
Turkvölkische Führerschule
Turkvölkische
Dolmetscherschule
Chef W.Kw.
Razem:
1.050
402
432
291
78.669
400
328
1.845
402
432
nm
400
328
nn
7.084
nn 7.479
nm
68.343 190.274 114.431 330.175 191.208
Objaśnienia:
1 – liczba żołnierzy „Ostlegionów” 2 – liczba byłych jeńców
#
– Turkmeni i Górale Kaukascy
nm – nie meldowano
* – dane niekompletne
** – dane z poprzedniego miesiąca
*** – ilość byłych jeńców w 162. ID nie meldowana
Uwaga: z powodu niepełnych meldunków należy dodać do stanu HGr Süd – 5 tys.
ludzi, OB West – 20 tys. ludzi, OB Südwest – 1 tys. ludzi.
Źródło: General der Freiwilligen Verbänden beim Chef der Generalstab des Heeres. I. Nr
17449/44 geh. Kopfstärken der Landeseigenen Verbände (Heer). Stand vom 1 XI 1944; AAN, MA,
T-78/411/6379653.
140
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
Jednostki formowane w Generalnym Gubernatorstwie
Jak już wspomniano jednostki wschodnie można podzielić na dwa podstawowe piony. Pierwszy to legiony wschodnie („Ostlegionen”), formowane w ramach
specjalnie stworzonych struktur, przede wszystkim z jeńców sowieckich pochodzących z Azji i Kaukazu. Natomiast drugi to oddziały wschodnie („Osttruppen”),
formowane przez różne struktury armii niemieckiej (obszary tyłowe, korpusy, dywizje itp.) z jeńców, ale też w znacznej mierze z mieszkańców podbitych terytoriów,
głównie słowiańskiego pochodzenia. My tu zajmiemy się pierwszą grupą.
Tworzenie legionów wschodnich złożonych z niesłowiańskich mieszkańców
ZSRS rozpoczęło się na wiosnę 1942 r. niemal jednocześnie w Generalnym Gubernatorstwie i na Ukrainie. Pod kierownictwem powołanego 18 lutego 1942 r. sztabu
formowania legionów wschodnich, na terenie GG rozpoczęto tworzenie legionów
narodowościowych. Podstawą prawną był rozkaz dowódcy wojskowego w GG
(Militärbefehlshaber in Generalgouvernement) z 11 lutego 1942 r. potwierdzony przez
Oberkommando der Heeres 19 lutego. Do formowania pierwszych legionów użyto
utworzoną jesienią 1941 r. jednostkę Abwehry pod nazwą Abwehrunternehmen Tiger B w składzie, oprócz kadry niemieckiej z dywizji „Brandenburg”, 1 azerskiej
i 6 turkmeńskich kompanii. Poprzez ich rozbudowę, a następnie podział według na-
Artykuły
rodowości, sformowano 13 stycznia 1942 r. w Legionowie dowództwo pierwszego
legionu. Był to Legion Turkmeńsko-Kaukasko-Mahometański, czyli turkmeńskoazerski, któremu podporządkowano trzy bataliony. Dowódcą został mjr Andreas
Mayer-Mader.
Legion podporządkowany był Sztabowi Legionów Wschodnich, stacjonującemu w Rembertowie. Został on utworzony na mocy rozkazu powołującego Legiony
Wschodnie. Tworzony był od 18 lutego 1942 r. początkowo jako Sztab Formownia
Legionów Wschodnich (Austellungsstab der Ostlegionen in GG). 25 marca do Rembertowa przybyli oficerowie wyznaczeni na funkcje sztabowe i przystąpili do pracy.
Sztabem kierował Oberstleutnant Walgarth, zastąpiony 21 września 1942 przez gen.
mjr. Ralpha von Heygendorfa. Z rezerwy oficerskiej dowództwa wojsk lądowych
(Führerreserve OKH) skierowano oficerów na stanowiska dowódcze – batalionów,
kompanii, nawet plutonów.31
141
Dotychczasowy Legion podzielono 24 marca 1942 r. na Turkmeński, którego dowódcą pozostał mjr Mayer-Mader i Kaukasko-Mahometański, którego dowódcą mianowano mjr. Alfreda Riedela.32 Drugi legion przeniesiono do Paprotni
na wschód od Sochaczewa. Pierwsze powstałe w ramach Legionu Turkmeńskiego
bataliony otrzymały numery 450, 452 oraz 453 i po przeszkoleniu zostały w kwietniu 1942 r. przerzucone na Wschód.33 Legion Turkmeński został w marcu 1942 r.
przeniesiony do Skierniewic.
W celu przeprowadzenia rekrutacji do legionów w obozach jenieckich powołano cztery tzw. Auswahlkommando w składzie: jeden niemiecki oficer jako kierownik, trzech tłumaczy (po jednym Gruzinie, Ormianinie i Góralu Kaukaskim),
kierowca i ciężarówka. Dowódcami dwóch pierwszych zostali por. Schlerath i rtm.
Adolf Pagensteher.34
W ciągu siedmiu miesięcy (od stycznia do sierpnia 1942), na mocy rozkazu
dowódcy wojskowego w GG z 12 lutego 1942 r.35 powstały kolejne Legiony: Gruziński w Wesołej (dowódca kpt. Wilhelm Housselle), Północnokaukaski w Paprotni
Np. na stanowiska dowódców batalionów do GG skierowano 11 XII 1942 m.in. kapitanów
Schermuha, Asmussa, Kauna, Petermanna i por. Stapelmanna, AAN, MA, T-77/960/435632-3.
32
MiG Ia/Org. nr 119/42 geh. vom 12 III 1942; AAN, MA, T-501/215/000182-186. Awansował na
podpułkownika 1 IX 1943.
33
Batalion szkolny nr 2 pozostał przy dowództwie Legionu jako jednostka szkoleniowo-kadrowa,
nie otrzymał więc przewidzianego dla niego numeru 451.
34
Komanda werbunkowe miały zostać utworzone do 26 III 1942; AAN, MA, T-501/215/000146.
Pagensteher przybył z Abwehrstelle Ostland.
35
Die Aufstellung der Kaukasischen, Turkestanischen, Armenischen und Georgischen Legionen, MiG Ia/Org.
Nr 119/42 geh. vom 12 II 1942; AAN, MA, T-501/215/000374.
31
nr 15–16 – 2009
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
(mjr Riedel)36, Ormiański w Wesołej (kpt. Kucera)37, Azerski (z przemianowania
Legionu Kaukasko-Mahometańskiego) i Tatarów Nadwołżańskich (mjr Oskar von
Seckendorf). Rozlokowano je w centralnej części Polski – na poligonach w Zielonce,
Wesołej, Paprotni, Kruszynie, Jedlni i Puławach.38 Do legionów kierowano jeńców
sowieckich z obozów przejściowych i zbiorczych, gdzie byli grupowani według narodowości, wieku i stanu zdrowia.39
Oficerów i podoficerów z Armii Czerwonej kierowano do szkoły oficerskiej
(Führerschule der Legionen) w Jabłonnie i Legionowie, gdzie szkolono ich według taktyki niemieckiej na dowódców plutonów i kompanii.40
Część jeńców-legionistów była kierowana, po złożeniu przysięgi, do szkoły policji bezpieczeństwa (SiPo) i służby bezpieczeństwa dla członków „Ostlegionów”, gdzie byli oni przeszkalani do prowadzenia działalności wywiadowczej,
przede wszystkim wśród własnych kolegów w jednostkach, ale również dokonywano tam wstępnej selekcji ludzi przydatnych do prowadzenia działalności wywiadowczej na zapleczu Armii Czerwonej. Szkoła mieściła się na terenie obozu
Jabłonna–Legionowo, a kierował nią funkcjonariusz SiPo, hauptsturmführer SS Carstens.41
W pierwszym rzucie przewidywano utworzenie 30 batalionów bojowych,
dla których 7 maja 1942 r. Oddział Organizacyjny Sztabu Głównodowodzącego
w GG przydzielił numery porządkowe.42 I tak:
• 14 batalionów Legionu Turkmeńskiego (otrzymały one numery 781–794),
• 5 Legionu Gruzińskiego (bataliony nr 795–799),
Patrz: rozkaz wykonawczy MiG do rozkazu nr 119/42 z dn. 2 III 1942; AAN, MA, T-501/215/000215218.
37
Patrz: rozkaz wykonawczy do rozkazu MiG nr 119/42 z dn. 6 III 1942; AAN, MA, T-501/215/000205206.
38
Legion Turkmeński stacjonował początkowo w Zielonce, a następnie w Skierniewicach
i Legionowie, Legion Azerski w Paprotni i Jedlni, Północnokaukaski – w Paprotni i Rembertowie;
Gruziński – w Wesołej, a następnie w Kruszynie (k. Radomia), Ormiański – w Wesołej i Puławach;
Tatarów Nadwołżańskich – w Jedlni. Ośrodkiem formowania niektórych batalionów była również Zielonka. Por.: AAN, MA, T-501/215/000043-44; w tymże zespole na rolkach nr 215, 216, 217
w dziennikach działań bojowych Dowódcy Wojskowego w GG szczegółowe informacje o zmianach
w dyslokacji legionów.
39
J. Hoffmann, Die Ostlegionen 1941–1943. Turkotataren, Kaukasier u. Wolgafinnen im dt. Heer (Freiburg
[Breisgau]: Verlag Rombach, 1976): s. 31–32.
40
AAN, MA, T-78/432/6404637.
41
AAN, MA, T-501/216/000257.
42
AAN, MA, T-501/215/0001021.
36
142
Artykuły
• 4 Północnokaukaskiego (800–803 – batalion nr 800 składał się z Czerkiesów, nr 801 z mieszkańców Dagestanu, nr 802 – z Osetyńców).43
• 4 Azerskiego (804–807)
• 3 Ormiańskiego (808–810).
Formowanie batalionów pierwszego rzutu zakończono do grudnia 1942 r. Od
stycznia do czerwca 1943 r. utworzono kolejne 30 batalionów polowych, w tym:
• 4 turkmeńskie (o numerach 811 i 839–841),
• 3 gruzińskie (o numerach 822–824),
• 4 północnokaukaskie (835–838),
• 5 azerskich (817–821),
• 5 ormiańskich (812–816)
• 10 Tatarów nadwołżańskich (825–834).
Oprócz tworzenia nowych jednostek odbudowywano również bataliony 143
po walkach na froncie wschodnim. W Legionowie w kwietniu 1943 r. odświeżono
bataliony turkmeńskie nr 781 i 782. Przybyły one z frontu znacznie osłabione. Batalion nr 781 liczył 35 osób kadry niemieckiej (oficerów, podoficerów i szeregowych)
i 319 legionistów, a batalion nr 782 – odpowiednio 18 Niemców i 256 legionistów.
Z powodu znacznych strat trzeba było batalion nr 785 zredukować do stanu kompanii.44 Gruziński batalion nr 795 przybył na odświeżenie do Kruszyny w składzie
43 Niemców i 253 legionistów. Jednostkę tę odbudowano do pełnych stanów etatowych. Ponadto w 1943 r. rozbudowano przerzucane na Bałkany dwa północnokaukaskie półbataliony nr 842 i 843.45 W sumie powstały w GG 64 bataliony polowe
„Ostlegionów”: 21 turkmeńskich batalionów polowych, 8 gruzińskich, 8 górali kaukaskich, 9 azerskich, 8 ormiańskich i 10 tatarskich.
W skład każdego z legionów wchodziło dowództwo z kompanią sztabową oraz
batalion kadrowy, grupujący zarówno fachową kadrę niemiecką, jak i cudzoziemską.
Poza tym najczęściej przebywały tam również wcześniej sformowane jednostki, będące w trakcie szkolenia lub odświeżania – czyli uzupełniania strat w ludziach i sprzęcie.
Z przeszkolonych wojskowo legionistów formowano również tzw. bataliony marszowe, które uzupełniały jednostki cudzoziemskie znajdujące się na zapleczu frontu bez
konieczności transportowania ich do miejsca stacjonowania legionu. W sumie na terenie Generalnego Gubernatorstwa sformowano 60 jednostek bojowych „Ostlegionów”
w sile batalionu. Poza bojowymi, tworzone były również jednostki robocze, saperskie
i budowlane. Największą z nich była 20-tysięczna Ochotnicza (Turkmeńska) Brygada
J. Hoffmann, Die Ostlegionen..., dz. cyt., s. 38.
AAN, MA, T-501/217/0000247.
45
Utworzone w składzie 162. DP.
43
44
nr 15–16 – 2009
144
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
Robocza i Zapasowa dowodzona przez płk. Bollera, stacjonująca batalionami w każdym z dystryktów GG. Poza tym sformowano 202 kompanie transportowe, zaopatrzeniowe, budowy dróg i linii kolejowych oraz nieznaną bliżej ilość samodzielnych
plutonów i drużyn roboczych. Jednorazowo w „Ostlegionach” służyło 150–170 tys.
ludzi, a przez ich szeregi przewinęło się ok. 250 tys.
Dowódcą jednostki bojowej był każdorazowo oficer niemiecki. Oficerowie
cudzoziemscy przebywali przy dowództwach legionów w charakterze kadry szkolącej żołnierzy pod względem politycznym lub ideologicznym oraz tzw. inspektorów
wyszkolenia, nie mających jednakże żadnego wpływu na jego tok. Honorowano
w ten sposób zazwyczaj wyższych dowódców cudzoziemskich. Miało to również
aspekt praktyczny – w sposób „elegancki” eliminowało oficerów cudzoziemskich
z dowodzenia formowanymi jednostkami, co było zarezerwowane dla kadry niemieckiej. Oficerowie cudzoziemscy dopuszczani byli co najwyżej do dowodzenia
pododdziałami w składzie kompanii i batalionów. Jednakże niektórzy z nich „czuli
się” dowódcami.
Formowane na terenach okupowanej Polski jednostki wysyłane były najczęściej na zaplecze frontu wschodniego, gdzie używano ich głównie do walki z partyzantką oraz jako element propagandowy. Ta ostatnia rola zaznaczyła się szczególnie
późnym latem i jesienią 1942 r., kiedy to bataliony złożone z mieszkańców Kaukazu walczyły obok jednostek niemieckich z Armią Czerwoną na południowym odcinku frontu wschodniego. Poza tym Oddział Organizacyjny sztabu Grupy Armii
„Południe” przygotował grupę 46 przewodników górskich, w skład której weszło
po 15 Gruzinów, Osetyńców i Dagestańczyków, a także Rosjanin Pawieł Sysojew.
Ich zadaniem było nie tylko orientowanie w terenie jednostek niemieckich, ale również prowadzenie działalności propagandowej, nakierowanej na mieszkańców tych
terenów. Obecność wśród niemieckich żołnierzy współrodaków miała zapewniać
lepszy kontakt ze społecznościami miejscowymi i życzliwsze przyjęcie niemieckich
oddziałów.
Część tworzonych w GG batalionów „Ostlegionów” pozostała na tym terenie, stanowiąc poważne wzmocnienie niemieckich sił okupacyjnych. Brały one udział
w akcjach przeciwpartyzanckich i pacyfikacjach, ochraniały szlaki komunikacyjne,
pilnowały obozów jenieckich. Zastępowały jednostki niemieckie jako bataliony dyspozycyjne komendantur polowych, a przydzielane okresowo do Sztabu Dowodzenia
Kolumnami Transportowymi w Okręgu Wojskowym GG, używane były do osłony
transportów wojskowych przejeżdżających przez okupowane tereny Polski.
Jesienią 1943 r., w ramach tzw. Aktion Panther, większość istniejących wówczas batalionów „Ostlegionów” przetransportowano na Zachód i tam włączono do
niemieckich jednostek, jako organiczne bataliony niemieckich pułków i dywizji, na
Artykuły
miejsce niemieckich wysłanych na front wschodni. W sumie znalazły się tam 33 bataliony legionów wschodnich. Na Zachód przerzucono również sztaby i dowództwo legionów. Pomiędzy 10 a 20 października 1943 r. zostały przerzucone do Francji
wszystkie istniejące w GG dowództwa „Ostlegionów”.46 Przy Dowódcy Wojskowym w GG pozostał tylko sztab likwidacyjny, na którego czele stanął dotychczasowy dowódca Legionu Turkmeńskiego płk Möller.47
Stacjonujące początkowo w Millau, potem w Lyonie, a następnie w St.-Cyr,
dowództwo „Ostlegionów” zostało 1 lutego 1944 r. przekształcone w sztab Ochotniczej Dywizji Kadrowej (Freiwillige Stamm Division). Dowódcą dywizji został gen.
mjr Wilhelm von Henning, zastąpiony 12 września 1944 r. przez gen. mjr. Bodo
von Wartenberga.48 Legiony zgrupowano w nowo powołanych ochotniczych pułkach kadrowych (Freiwillige Stamm Regiment) nr 1 (Legiony: Turkmeński, Azerski
i Północnokaukaski) i nr 2 (Gruziński, Ormiański i Tatar Nadwołżańskich). Jako 145
trzeci pułk włączono dotychczasowy pułk zapasowy dywizji turkmeńskiej. Pułkiem
4 stała się jednostka zapasowa i szkolna „Osttruppen”, a pułkiem 5 – kozacki pułk
zapasowy kawaleryjskiej dywizji gen. von Pannwitza.49
162. Dywizja na Ukrainie
Drugim centrum formowania jednostek złożonych z jeńców sowieckich50 była
Ukraina. 13 maja 1942 r. prof. Oskar von Niedermayer został mianowany dowódcą
162. DP w stopniu pułkownika.51 Był to tylko sztab jednostki, która po ciężkich straJako pierwszy wyjechał 10 X 1943 z Wesołej Legion Północnokaukaski. Dzień później wyruszył z Kruszyny Legion Gruziński. Po tygodniu ruszyły pozostałe legiony – 18 X z Puław Legion
Ormiański i z Legionowa Szkoła Oficerska Legionów Wschodnich, 19 X z Jedlni Legion Tatarów
Nadwołżańskich, a 20 X z Legionowa Legion Turkmeński. W nocy z 23 na 24 X wyjechało Dowództwo
Legionów Wschodnich. Na miejscu pozostał sztab likwidacyjny, którym kierował dotychczasowy
dowódca Legionu Turkmeńskiego płk. Möller. AAN, MA, T-78/315/6268516.
47
Kolejnymi dowódcami legionów wschodnich w GG byli ppłk Walgarth (18 II – 21 IX 1942),
płk Ralf von Heygendorf (21 IX 1942 – 21 V 1944) i płk Möller do końca istnienia placówki jesienią
1944.
48
Gen. von Wartenberg był poprzednio m.in. dowódcą 3. pułku zapasowego piechoty i Brygady
Zapasowej Dywizji Grenadierów Pancernych „Grossdeutschland”.
49
Archiwum Wojskowego Instytutu Historycznego, Zespół Armia Krajowa, II/22/99 karta 16,
Załącznik nr 24c do meldunku miesięcznego 6/44.
50
Szerzej o wykorzystaniu jeńców sowieckich do tworzenia jednostek „Ostlegionów” patrz: np.
J. Gdański, „Jeńcy sowieccy w formacjach zbrojnych u boku Niemiec w latach 1941–1945” [w:] Jeńcy
wojenni II wojny światowej. Stan archiwów i najnowszych badań, (red.) E. Nowak (Opole: Centralne
Muzeum Jeńców w Łambinowicach, 1996).
51
Płk Oskar von Niedermayer sprawował dowództwo dywizji (Führer) do 21 V 1944, a następnie
był dowódcą oddziałów ochotniczych przy Głównodowodzącym na Zachodzie (Kommandeur der
46
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
tach została rozformowana w kwietniu tego roku. Miał to być z założenia nie sztab
liniowej dywizji, ale według terminologii niemieckiej Aufstellungsstab – czyli sztab
założycielski dla formowania nowych jednostek. Podwładnymi prof. Niedermayera
zostali oficerowie niemieccy znający języki kaukaskie oraz dialekty turkmeńskie,
a przynajmniej język rosyjski. Sztab dywizji umieszczono w Łubniach, a następnie
przeniesiono go do Mirgorodu.
Tabela nr 4
Stan formowania jednostek „Ostlegionów” w 162. DP na dzień 1 VIII 1942 r.
nr 15–16 – 2009
Legion
Azerski
Turkmmeński
Gruziński
Północnokaukaski
Ormiański
kolejny
batalion
I
II
I
II
III
IV
V
VI
I
II
I
II
I
II
miejsce
stacjonowania
Priłuki
Priłuki
Romny
Stalinskaja
Romny
Romny*
Romny
Stalinskaja
Hadziacz
Hadziacz
Mirgorod
Mirgorod
Łochwica
Łochwica
niemiecki numer
jednostki
I/111
II/295
I/73
II/9
III/370
IV/298
I/76
I/125
II/198
termin
gotowości
15 IX1942
1 X 1942
15 IX 1942
15 IX 1942
15 IX 1942
1 X 1942
1 X 1942
w formowaniu
15 IX 1942
w formowaniu
15 IX 1942
w formowaniu
15 IX 1942
1 X 1942
Źródło: AAN, MA, T-315/1455/921.
*
Dowódcą batalionu został 21 VII 1942 Obstl. Ischlinsky, zmieniony 5 VIII 1942 przez
Hptm. Bartscha.
Legiony narodowe formowano z jeńców zgromadzonych według podziału
narodowego w pięciu obozach: w Mirgorodzie52 (Górale kaukascy), Hadziaczu53
146
Freiwillige Verbände beim Oberbefehlshaber West). 6 IX 1942 został mianowany gen. majorem i dowódcą
(Kommandeur) 162. ID. Aresztowany po zamachu na Hitlera; do końca wojny przebywał w więzieniu.
52
Utworzony 14 VI 1942 z obozu przejściowego (Dulag) nr 120, który włączono do dywizji 10 VI
1942. Komendantem obozu był mjr Schmidt.
53
Utworzony 18 VI 1942 z Dulagu 112, włączonego do dywizji 10 VI 1942. Komendantem obozu był
mjr Nehls.
Artykuły
(Gruzini), Łochwicy54 (Ormianie), Romnach55 (Turkmeni), Priłukach56 (Azerowie).57
Dla napływających stale jeńców stworzono dwa obozy zbiorcze Chorol58 i Łubnie59,
w których dzielono jeńców według narodowości i klasyfikowano według przydatności dla niemieckiej machiny wojennej. Do batalionów polowych jako szeregowych
przeznaczano tzw. jeńców kategorii A, którzy nie ukończyli 28 roku życia, jeńców
28–37-letnich (kat. B) wcielano do jednostek roboczych, ze starszych (kat. C) wybierano tylko oficerów i podoficerów.
Korzystając z oficerów przydzielonych z rezerw kadrowych OKH, Grupy
Armii i przez komendanta ds. jeńców na Ukrainie gen. Josefa Fichtmeyera, przystąpiono do tworzenia dowództw legionów i podległych im batalionów szkolnych.
Z rezerwy oficerskiej dowództwa wojsk lądowych (Führerreserve OKH) skierowano
oficerów na stanowiska dowódcze – batalionów, kompanii, nawet plutonów.60
Jako pierwszy powstał 14 czerwca 1942 r. w Hadziaczu Legion Gruziński, 147
którego dowódcą mianowano 28 czerwca ppłk. Ristowa.61 W legionie sformowano
w ciągu roku 6 batalionów szkolnych, przekształconych następnie w gruzińskie
bataliony polowe.62 W tym samym czasie utworzono Legion Północnokaukaski
Utworzony 24 VI 1942 pod komendą mjr. Waltera Engholma.
Utworzony 18 VI 1942 z Dulagu nr 137, który został włączony do dywizji 31 V 1942. Komendantem
obozu był mjr Peter Eberl.
56
Utworzony 20 VI 1942 z Dulagu nr 200, który dzień wcześniej został włączony do 162. dywizji.
Komendantem obozu był mjr Hossenfelder.
57
W Legionie Turkmeńskim, oprócz Turkmenów, grupowano Uzbeków, Karakałpaków, Kazachów,
Kirgizów, Tadżyków oraz członków narodów niezbyt licznie występujących na terenach ZSRS:
Beludżów, Dunganów, Persów, Kaszgarów, Kuraminów, Szuganów, Taranczów i Tatarów z Syberii.
W Legionie Północnokaukaskim – m.in. Abchazów, Adygejów, Czerkiesów, Kabardyńców,
Bałkarów, Karaczajów, Czeczeńców, Inguszy, Kumyków, Nogajów, mieszkańców Dagestanu,
Awarów i północnych Osetyńców. W Legionie Tatarów Nadwołżańskich – Tatarów Ufińskich
i Kazańskich, a także Baszkirów, Mari, Mordwinów oraz mówiących po tatarsku Czuwaszów
i Udmurtów. Pozostałe legiony były bardziej jednolite narodowo. Por.: Hoffmann, Ostlegionen...,
dz. cyt., s. 33.
58
Utworzony 29 V 1942 z Dulagu nr 160. Komendantem obozu był płk Eder, a od 22 VI 1942 ppłk
Laepple.
59
Utworzony 11 VI 1942. Jego komendantem był płk Möller, a następnie mjr Linhardt.
60
Np. na stanowiska dowódców batalionów do 162. dywizji skierowano 11 XII 1942 m.in. kapitanów Hofmanna, Köhlera, Jahnke, Ehlersa, AAN, MA, T-77/960/435632-3.
61
Kolejnymi dowódcami byli: od 24 VII 1942 Maj. Schmidt (początkowo w zastępstwie sprawował
dowództwo Hptm. Cramer), od 21 IX 1942 Obstl. Maus, od 25 I 1943 Obstl. Heyne, od 24 II 1943
Obstl. Linde i od 1 V 1943 Obstl. Machtz.
62
Były to bataliony noszące później numery I/9, I/298 – przemianowany następnie na II/4 (Geb.),
I/1 (Geb.), II/198, III/9, II/125. AAN, MA, T-315/1455/00921 i nn.
54
55
nr 15–16 – 2009
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
(kpt. Wilhelm Olbricht)63, a w cztery dni później, 18 czerwca, Legion Turkmeński,
którego dowódcą został 5 lipca mjr Peter Eberl.64 W obu legionach sformowano
łącznie 19 batalionów piechoty, określanych jako turkmeńskie.65 Zresztą Legion
Północnokaukaski został 16 sierpnia przemianowany na Turkmeński nr 2, a jego
bataliony nosiły nazwy Turkvölkische Feld Bataillonen. W składzie Legionu Azerskiego, utworzonego 20 czerwca pod dowództwem mjr. Hoefera66, powstało 7 batalionów67, a Legionu Ormiańskiego (mjr Walter Engholm), który powstał 24 czerwca
– cztery.68 Każdemu dowództwu legionu podlegały: szkoła podoficerska, batalion
zapasowy i kompania budowlana oraz zmienna liczba batalionów formowanych,
odświeżanych lub przeszkalanych.69 Natomiast bezpośrednio dowództwu dywizji
podporządkowano szkołę oficerską (Führerschule) i turkmeńską kompanię sztabową
(Turk. Stabskompanie).70 Ogólnolegionową szkołę podoficerską utworzono w Zasławiu. Szkoliła ona kandydatów na podoficerów do 2 grudnia 1943 r.
W ramach 162. DP powstało w sumie 37 polowych batalionów. Poza nimi
utworzono 2 dwukompanijne półbataliony (o numerach 842 i 843), wzmocniona
Jego następcą był od 28 VII 1942 Obstl. Ristow.
Jego następcą był mjr Dr. Böhme.
65
Były to bataliony, którym następnie przydzielono numery: I/295 – przemianowany na I/76, II/9
– późniejszy nr II/76, I/370, IV/298 – następnie nr I/100 (Jg.), I/371, I/297, I/389, I/305, I/44, I/110,
I/384, I/29, I/94, I/297 oraz bataliony, które nie ukończyły formowania i zostały wcielone do jednostek odtwarzanej 162. DP; nosiły one numery I/71, I/79, I/129, I/375 i I/113. Zob.: AAN, MA,
T-315/1455/000733 i nn.
66
Od 22 X 1942 dowódcą legionu był Obstl. Nicolaus von Üxküll-Gillenbaum .
67
Były to bataliony nr I/111, II/295 – przemianowany na I/73, I/4 (Geb.), I/97 (Jg.), I/101 (Jg.), II/73
i batalion nr I/50, który wcielono do powstającej dywizji przed ukończeniem formowania i szkolenia. Por.: AAN, MA, T-315/1455/000735 i nn.
68
Bataliony ormiańskie otrzymały numery I/125, I/198, II/9 i III/73 (nie ukończył formowania).
Por.: AAN, MA, T-315/1455/000921 i nn.
69
Np. według stanu na 5 IX 1943 w skład 1. Legionu Turkmeńskiego wchodziły turkmeńska szkoła
podoficerska (Turk. Unteroffizierschule), turkmeńska kompania budowlana (Turk. Bau Kompanie),
turkmeński batalion zapasowy (Turk. Ersatz Bataillon) oraz bataliony nr I./305 i I./44. W skład 2.
Legionu Turkmeńskiego wchodziła również turkmeńska szkoła podoficerska, turkmeńska kompania
budowlana oraz turkmeński batalion zapasowy, ale nie podlegały mu żadne bataliony polowe. W skład
Legionu Azerskiego wchodziły azerska szkoła podoficerska (Aserb. Unteroffizierschule), azerska
kompania budowlana (Aserb. Bau Kompanie), azerski batalion zapasowy (Aserb. Ersatz Bataillon)
oraz bataliony nr I./97(Jg.), I./101(Jg.), I./4(Geb.) i II./73. Natomiast Legion Gruziński składał się
z gruzińskiej szkoły podoficerskiej (Georg. Unteroffizierschule), gruzińskiej kompanii budowlanej
(Georg. Bau Kompanie) oraz gruzińskiego batalionu zapasowego (Georg. Ersatz Bataillon). AAN,
MA, T-78/413/6381308.
70
Kompanią, składającą się w połowie (75 ludzi) z Turkmenów i w połowie (75 ludzi) z Azerów
dowodził od 6 VIII 1942 Oltn. Vermehren.
63
64
148
Artykuły
kompania (nr 1/844) i pluton (nr 2/844) – wszystkie złożone z jeńców z północnego Kaukazu.71 Niemiecką kadrę dowódczą, tzw. Rahmenpersonal, tych jednostek
tworzyli oficerowie i podoficerowie wydzieleni z dywizji, do wzmocnienia których przeznaczone były tworzone bataliony, np. kpt. Fritz Polster dowodził kadrą
dla turkmeńskiego batalionu przeznaczonego dla 389. DP, który był jednocześnie
pierwszym batalionem „Ostlegionów” dla tej jednostki i dlatego otrzymał numer
I/389.72 Inne bataliony oznaczano analogicznie.73
Równolegle z bojowymi formowano również jednostki sapersko-budowlane. Proces ten nadzorował wyłoniony ze 162. dywizji tzw. Stab von Pawel. Został on
8 września 1942 r. wyłączony ze struktur dywizji i podporządkowany dowódcy wojskowemu na Ukrainie. Podlegały mu cztery obozy legionistów kat. B w Żytomierzu
(Azerowie), Berdyczowie (Ormianie), Zasławiu (Gruzini) i Proskurowie (Turkmeni
i Górale kaukascy) oraz obóz przejściowy w Białej Cerkwi. Formowane tam jednost- 149
ki w sile kompanii otrzymywały kadrę niemiecką (Rahmenpersonal) z batalionów
budowlanych, budowy dróg i kolei, do których były potem włączane jako organiczne pododdziały np. dwunastoosobową kadrą (1 oficer oraz 11 podoficerów i szeregowców) dla ormiańskiej kompanii 51 batalionu budowlanego dowodził por. Huck.74
W sumie sformowano tam między grudniem 1942 r. a marcem roku następnego ok.
30 kompanii o łącznym stanie prawie 4.5 tys. ludzi. Każdy legion miał poza tym swój
batalion budowlany, wykorzystywany najpierw do prac konstrukcyjnych w obozach
i ich pobliżu, a następnie zgodnie z zapotrzebowaniami frontu i zaplecza.
W celu wyszkolenia własnych kadr dowódczych powołano w Zasławiu szkołę legionów, w której przechodzili kursy niemieckiej wojskowości oficerowie i podPółbatalion 842 utworzono z Dagestańczyków, półbatalion 843 z Kabardynców, wzmocnioną
kompanię nr 844 z Osetyńców, a wzmocniony pluton nr 844 z Inguszy, Tätigsbericht der 162 ID, zapis
z 7 VIII 1942. AAN, MA, T-315/1455/000752; tam również szczegółowy harmonogram formowania
batalionów „Ostlegionów” na Ukrainie.
72
Tamże, zapis z dn. 15 X 1942; AAN, MA, T-315/1455/000754.
73
Jeżeli batalion przeznaczony był dla dywizji górskiej używano przy numerze skrótu (Geb.) od
Gebirgs – górski, natomiast przy przeznaczonych dla dywizji lekkich – skrótu (Jg.) od Jäger – strzelecki. Trzeba tu zaznaczyć, że początkowo zasada oznaczania batalionów była inna – pierwszym
(rzymskim) elementem był numer kolejny batalionu w legionie, a drugim (arabskim) numer dywizji. Zasadę tę zmieniono, gdyż mogły się w ten sposób pojawić jednostki o jednakowych numerach,
różniące się tylko oznaczeniem narodowości żołnierzy jednostki, co nie dla wszystkich Niemców
mogło być czytelne. W ten sposób do dziś pokutuje w publicystyce historycznej i opracowaniach
naukowych dotyczących powstania warszawskiego I batalion 111 azerskiego pułku piechoty podczas, gdy był to TYLKO batalion azerski nr I/111.
74
Por.: Kriegstagebuch der Kommandant der Legionslger im Rahmen d. 162 ID in Mirgorod (ab 8 XI [19]42
Stab von Pawel – Remminger), zapis z dn. 18 XII 1942; AAN, MA, T-315/1455/001092.
71
nr 15–16 – 2009
150
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
oficerowie z Armii Czerwonej. Szkoła istniała do 2 grudnia 1943 r. Dbano również
o duchową stronę służby legionistów, zwłaszcza muzułmanów. Na mocy rozkazu
dowódcy dywizji z 27 sierpnia 1942 r. wprowadzono mułłów batalionowych, a żołnierze-mahometanie zostali zwolnieni od służby w święta islamskie, np. ramadan,
o ile nie byli w styczności bojowej z przeciwnikiem.
Pogarszające się nastroje ludności ukraińskiej oraz silna propaganda sowiecka
miały swój wpływ na legionistów zgrupowanych w obozach szkolnych i zbiorczych.
Na ich frustracje dodatkowo wpływał fakt, że ranni lub chorzy legioniści, którzy
znaleźli się w jenieckich lazaretach, powracali do statusu jeńców, ze wszystkimi tego
konsekwencjami. Ten stan rzeczy spowodował dezercje wśród legionistów – rzecz
do tej pory niemalże niespotykaną. Niemieckie dowództwo podjęło zdecydowane
przeciwdziałanie. Poza doraźnymi przypadkami postanowiono w sposób radykalny zmienić sytuację, przenosząc ośrodki formowania i szkolenia na obcy etnicznie
teren i przekształcając dywizję z jednostki szkolno-zapasowej w liniową. Na miejsce
formowania wybrano poligon w Neuhammer (Świętoszów) na Śląsku. Transport
legionistów (kryptonim „Vogelbauer”) rozpoczął się 1 lutego 1943 r. i trwał łącznie
ok. dwóch tygodni. Niewykorzystani legioniści kat. A zostali przekazani legionom
istniejącym w Generalnym Gubernatorstwie.
162. Dywizję, jako jednostkę liniową rozpoczęto tworzyć 18 kwietnia 1943 r.
w oparciu o część wcześniej sformowanych jednostek, nowych rekrutów i przekazanych z rezerwy kadrowej OKH oficerów.75 Większość jednostek dywizji została
utworzona z dniem 1 czerwca. W ten sposób utworzono z 2. Legionu Turkmeńskiego
i części Legionu Gruzińskiego 303. pp, z Legionu Azerskiego 314. pp oraz 236. pułk
artylerii z 1 Legionu Turkmeńskiego76, 162. batalion piechoty (z batalionu nr I/305),
a także inne jednostki dywizyjne. W okresie szkolenia formalnymi dowódcami obu
pułków piechoty byli oficerowie cudzoziemscy – w pułku 303. – Oberst (?) Sultan
Amin, zresztą były sierżant armii Czerwonej, a w pułku 314. – Oberst Izrafił Bej
– uprzednio m.in. kontraktowy oficer Wojska Polskiego.
Szkolenie zakończono w połowie września 1943 r. i w dniach 27–29 września
dywizja transportem kolejowym udała się do Udine we Włoszech. Tam została użyta
do walk na Półwyspie Apenińskim. W Rzeszy pozostał tylko obóz wstępny (Vorlager),
przeformowany 24 listopada 1943 r. w 162. turkmeński pułk zapasowy. Jednostka ta,
uzupełniała nie tylko dywizję, ale i inne turkmeńskie jednostki w armii niemieckiej.
Natomiast jednostki tatarskiej samoobrony tworzono w oparciu o ustalenia
konferencji, która odbyła się 2 stycznia 1942 r. w dowództwie niemieckiej 11. Armii.
75
76
Wykazy niemieckich oficerów skierowanych do dywizji patrz np.: AAN, MA, T-77 rolka 963.
Dowództwo pułku objął mjr Peter Le Fort.
Artykuły
Rekrutację prowadzono w 203 miejscowościach i 5 obozach przejściowych (Symferopol, Bijuk-Onlar, Dżankoj, Nikołajew, Chersoń). Kandydaci powinni mieć ukończone 17 lat, a nie przekroczone 40 i wzrost minimum 1.65 m.
Do 29 stycznia 1942 r. rekrutowano 9255 Tatarów, z których wcielono 8604.
W 14 tatarskich kompaniach samoobrony znalazło się 1632 ludzi. Reszta została
włączona do Wehrmachtu.77 Później utworzono jeszcze jedną – 15 kompanię. Docelowo miały one liczyć 2625 żołnierzy. W 1943 r. rekrutację Tatarów przejął dowódca
SS i policji w Symferopolu tworząc z nich bataliony Schutzmannschaften.
Po opuszczeniu przez armię niemiecką dużej części zajętego terytorium
ZSRS, wycofano na Zachód większość cudzoziemskich jednostek wschodnich
Wehrmachtu. Zajęły one miejsce przeniesionych na front wschodni niemieckich batalionów piechoty. Akcję tę, opatrzoną kryptonimem „Panther”, przeprowadzono
na jesieni 1943 r. Przemieszczane bataliony uzupełniono do stanów etatowych ich 151
niemieckich odpowiedników i włączono do niemieckich pułków w miejsce wysłanych na Wschód pododdziałów. Zostały one rozmieszczone wzdłuż nowych granic
niemieckiej „Nowej Europy”, od dawnej granicy Grecji z Turcją do granicy niemiecko-holenderskiej i w Danii, jednakże z wyłączeniem terytorium Rzeszy, gdzie nie
mogły stacjonować jednostki złożone z obywateli ZSRS. Formalne wcielenie i zmiana numeracji większości jednostek nastąpiła z dniem 1 kwietnia 1944 r.
Większość batalionów odbywała służbę wzdłuż atlantyckiego wybrzeża.
Włączony do 319. DP 823. gruziński batalion (teraz IV batalion 583. pp) stacjonował
na Guersney – na jedynym terytorium brytyjskim okupowanym przez Niemców
– Wyspach Normandzkich. Gruzini. Inne bataliony cudzoziemskie stanowiły załogi francuskich miast portowych. Łączna ilość stacjonujących na Zachodzie żołnierzy batalionów wschodnich wynosiła ok. 80 tys.78
Pewną liczbę batalionów przeznaczono również do ochrony wybrzeża śródziemnomorskiego. Część jednostek stacjonowała w południowej Francji, jednakże
z wyłączeniem okolic granicy hiszpańskiej, reszta na Półwyspie Bałkańskim, a nawet na wyspach greckich, np. na wyspie Eubea stacjonował północnokaukaski batalion nr 843.79
Włączenie batalionów wschodnich do jednostek niemieckich nie spowodowało zmiany nastawienia niemieckiego dowództwa wobec nowych podkomendnych. Nadal obowiązywał brak zaufania, co znalazło swoje odbicie w wytycznych
AAN, MA, T-312/421/7997640-59.
F. Hayn, Die Invasion. Von Cotentin bis Falaise (Heidelberg: Scharnhorst Buchkam. d. Soldaten,
1954): s. 136.
79
AAN, MA, T-78/410/6378325.
77
78
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
nr 15–16 – 2009
Głównodowodzącego na Zachodzie (Oberbefehlshaber West) przekazanym przez dowództwo niemieckiej 19. Armii podległym jednostkom:
152
[...] W sprawie służby batalionów [...] turkmeńskich obowiązują następujące wytyczne:
a) zalecana jest ich służba w zwartych batalionach, a w razie wyjątkowego występowania na zewnątrz zabroniony jest kontakt z ludnością
cywilną.
b) służba na wybrzeżu powinna odbywać się zasadniczo między niemieckimi batalionami lub ubezpieczona niemieckim batalionem pozostającym w rezerwie.
c) zabrania się używania batalionów cudzoziemskich na granicach hiszpańskiej i włoskiej.80
Jako pierwsze starły się z zachodnimi aliantami bataliony wschodnie rozmieszczone w Normandii. Francuskich plaż, w pasie od Cherbourga do ujścia Sekwany, strzegły cztery niemieckie stacjonarne dywizje piechoty: 709. DP (gen. ltn.
Karl von Schlieben), 352. DP (gen. por. Dietrich Kraiß), 716. DP (gen. mjr Wilhelm
Richter) ze składu 7. armii oraz 711. DP (gen. mjr Josef Reichert) z 15. Armii. Charakteryzowały się one niemal całkowitym brakiem transportu – nawet konnego. W ich
składzie były nie tylko bataliony złożone z pełnowartościowych żołnierzy, ale także
pododdziały rekonwalescentów, żołnierzy z chorobami uszu, czy żołądka, a również pododdziały o dużym procencie Volksdeutschów z III i IV grupy narodowościowej, w tym również z terenów Polski, oraz jednostki cudzoziemskie.81 Ich wartość
bojowa była różna, choć w ocenie Niemców – ogólnie nikła. Również w sierpniu
1944 r., w czasie lądowania wojsk alianckich na południu Francji (Operacja „Dragoon”), z desantującymi jednostkami amerykańskimi walczyły dwa ormiańskie bataliony nr II/9 i I/198 oraz 807. batalion azerski ze składu 242. DP.82
Wraz ze zbliżającym się nieuchronnie zakończeniem wojny jednostki cudzoziemskie traciły u Niemców dawną, stosunkowo dobrą opinię. Nasilające się
dezercje, a nawet bunty w niektórych jednostkach, powodowały spadek zaufania
u Niemców i szukanie możliwości innego wykorzystania żołnierzy wschodnich,
Zuführung, Verwendung und Einsatz fremdländische Bataillone im Bereich OB West, AOK 19, Ia Nr
7500/43 gKdos vom 20 X 1943, AAN, MA, T-312/978/9169530.
81
W składzie jednostek niemieckich stacjonowanych w rejonie desantowania wojsk alianckich
w Normandii w 709. DP znajdował się 797. batalion gruziński, w 711. DP – 781. batalion turkmeński.
82
Czyli odpowiednio IV (ormiański) batalion 917. pgren., IV (ormiański) batalion 918. pgren.
i IV (azerski) batalion 765. pgren.
80
Artykuły
zwłaszcza jako jednostek roboczych. Podczas działań odwrotowych we Francji
przeszli na przykład na stronę Amerykanów żołnierze z 797. batalionu gruzińskiego i 627. batalionu Tatarów Nadwołżańskich. Niemieckie dowództwo zadecydowało 30 czerwca 1944 r. o rozbrojeniu i wycofaniu z frontu niepewnych elementów.83
W 1945 r. wśród żołnierzy formacji wschodnich, którzy pozostali na Zachodzie w izolowanych punktach oporu – w portach czy na wyspach – nastąpił wyraźny upadek ducha bojowego. Część żołnierzy broniących portów dezerterowała
do oblegających, a nawet podnosiła otwarty bunt wobec niemieckich sojuszników.
Tak było np. w gruzińskim 822. batalionie „Królowa Thamar”84, który stacjonował
na holenderskiej wyspie Texel. Jeszcze w marcu 1944 r. stworzyli gruzińscy legioniści komórkę konspiracyjną, która wydawała biuletyn pt. Elva (Błyskawica). Konspiratorzy nawiązali kontakt z holenderskim ruchem oporu. Gdy w kwietniu 1945 r. 153
wśród Gruzinów rozpowszechniono wiadomość, że zostaną wysłani na front, na
wyspie wybuchło powstanie. Przez tydzień wyspa była we władaniu 750 legionistów
pod przewodnictwem oficera batalionu Šalva Loladze. Dopiero desant prawie 2 tys.
esesmanów i policjantów pozwolił Niemcom na nowo opanować wyspę. Wzięto do
niewoli ok. 1/3 legionistów. Reszta poległa lub toczyła walki partyzanckie, aż do
lądowania na wyspie jednostek kanadyjskich 22 maja 1945 r.85
W jednostkach wschodnich stacjonujących w Jugosławii fala dezercji wystąpiła w lecie 1944 r. Po ucieczkach do albańskich partyzantów ormiański batalion
nr 814, został w połowie maja 1944 r. rozbrojony i odtąd był używany jako jednostka
budowlana.86 W III (turkmeńskim) batalionie niemieckiego 539. pp i III (ormiańskim) batalionie 523. pp87 od 31 sierpnia miała miejsce seria zbiorowych i pojedynczych ucieczek. Pomimo natychmiastowego wzmożenia nadzoru nad cudzoziemskimi batalionami, 13 września uciekło jeszcze 44 Ormian zabierając ze sobą
również ciężką broń.88
AAN, MA, T-312/1568/000822.
Nazwa używana przez żołnierzy batalionu na cześć sławnej gruzińskiej królowej Tamary
(1184–1212) nie była nadana oficjalnie, widniała jednakże na proporcu batalionowym.
85
Patrik von zur Mühlen, Zwischen Hakenkreuz und Sowjetstern: der Nationalismus der sowjetischen
Orientvölker im Zweiten Weltkrieg (Düsseldorf : Verlag Droste, 1971): s. 67–68.
86
Lagebericht der GKdo XXII (Geb.) AK von 8 VI 1944 (Stand: 6 VI 1944), Ic Nr 6365/44 geh., AAN,
MA, T-314/673/000014.
87
Przed oficjalnym przemianowaniem, które nastąpiło 19 IV 1944, były to turkmeński batalion
nr I/76 i ormiański batalion nr I/125.
88
Por.: Kriegstagebuch Nr 13 der Generalkommando XXI Gebirgs Armeekorps 1–30 IX 1944, AAN, MA,
T-314/664/000005.
83
84
nr 15–16 – 2009
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
W północnych Włoszech walczyła z kolei 162. turkmeńska DP. Przeniesiona tam w październiku 1943 r. weszła w skład II Korpusu SS. Z dywizji wydzielano
grupy bojowe, które były kierowane do walki przeciwko włoskim partyzantom.
W grudniu 1943 r. ze specjalnie wydzielonych jednostek dywizji sformowano grupę dowodzoną przez Obstl. Petera Le Forta, dowódcę 236. pułku artylerii. Wzmocniono ją pododdziałami niemieckimi i włoskimi.89 Wzięła ona udział w walkach
na terenach Gorycji i Udine oraz na wschód od Tagliamento, a od stycznia 1944 r.
pozostawała w składzie Grupy Armii „C” na wybrzeżu liguryjskim i nad Zatoką
Wenecką. Wojnę zakończyła w południowej Austrii, gdzie poddała się wojskom
brytyjskim.90
Większość jednostek cudzoziemskich w czasie walk odwrotowych roku
1944 została rozbita, wzięta do niewoli lub poszła w rozsypkę. Ich resztki zostały
rozformowane jesienią 1944 r., a pozostający do tego czasu w szeregach żołnierze
zostali skierowani bądź do tworzonej właśnie formacji Własowa, bądź do jednostek sapersko-budowlanych, używanych przez Niemców do budowy kolejnych linii
umocnień.
Gdy front wschodni dotarł do Wisły, Niemcy użyli do obrony rzeki wszystkie posiadane wówczas siły. Na odcinku Puławy–Granica lewy brzeg obsadzał litewski batalion policyjny nr F/255, jedna kompania azerskiego 818. batalionu polowego
i dwie kompanie turkmeńskiego 791. batalionu polowego, a w okolicach Kozienic
– kompania turkmeńskiego 786. batalionu polowego.91 W tym samym czasie szereg
jednostek cudzoziemskich walczył z powstańcami w stolicy Polski.
W składzie wojsk zwalczających Powstanie Warszawskie były również jednostki kaukaskie „Ostlegionów”. Azerskim batalionem numer I/111, w składzie grupy bojowej Dirlewangera, dowodził kpt. Werner Scharrenberg. Drugim takim batalionem walczącym z powstańcami był II (kaukaski) batalion jednostki „Bergmann”.
Brał on udział, pod dowództwem mjr. Mertelsmanna, w walkach od pierwszych dni
powstania w składzie grupy bojowej Reinefartha. Oba bataliony przybyły walczyć
W skład grupy weszły następujące pododdziały dywizji: IV i III dywizjon (bez 7. baterii) oraz
5. i 6. bateria 236. pa, I. batalion 303. pp i II. batalion 314. pp, 236. dywizjon przeciwpancerny (bez
3. kompanii), 4 kompania 936. batalionu saperów, 236. dywizjon rozpoznawczy (bez 2. kompanii),
a także jednostka przydzielona – Ostbatalion 263. Wzmocnienie stanowiły niemieckie 2 zapasowe
kompanie strzelców górskich oraz jednostki włoskie, które pozostały wierne Mussoliniemu, określane od nazwisk dowódców, Facchini, de Bonis i Ferry. W dyspozycji dowódcy grupy pozostawał 236.
polowy batalion zapasowy, wzmocniony kompaniami przeciwpancernymi 303. i 314. pp. Por.: AAN,
MA, T-312/480/8071065.
90
G. Tessin, Verbände und Truppen..., s. 7, 131.
91
Skład Gruppe Vormann z dn. 27 VIII 1944, AAN, MA, T-311/228/0014663.
89
154
Artykuły
z powstańcami w pełni sił i z kompletnym uzbrojeniem, gdyż w lipcu zostały odświeżone na poligonie Wandern koło Frankfurtu nad Odrą.92
Próby podjęcia działalności politycznej
Na terenach podległych administracji wojskowej Wehrmacht prowadził politykę „zachęcania” do współpracy narody ZSRS. Na Kaukazie nastawiony raczej
przyjaźnie do mieszkańców militarny aparat administracyjny podejmował wysiłki
zmierzające do pozyskania górali kaukaskich. Przede wszystkim uznawano powstające samorzutnie lub z inspiracji, komitety narodowe – chociaż pozwalano im na
swobodę działania tylko w sprawach kultury i religii, a w późniejszym okresie również w sprawach gospodarczych.
Wspierano je w sprawach religijnych – szybko zapadły decyzje o otwarciu
świątyń wyznań chrześcijańskich i mahometańskich. Zgodzono się również na 155
szybką reprywatyzację ziemi, poprzez likwidację kołchozów i sowchozów – zwłaszcza na terenach pasterskich. Armia niemiecka zgodziła się traktować te tereny i ich
mieszkańców jako sprzymierzeńców – miała respektować własność prywatną i płacić za rekwirowane produkty, szanować odrębność kulturową i godność miejscowej
ludności, a zwłaszcza kobiet.
W Szacharze (wówczas Mikojan-Szacharze) w Karaczajskim Obwodzie Autonomicznym istniał lokalny ośrodek władzy z Madżirem Koczkarowem na czele. Podobne struktury władzy, z dużym udziałem emigrantów, stworzono również
w Nalcziku (Kabardyno-Bałkarska ASRS), gdzie rządy objął Selim Zedow.
Powrót do tradycyjnych dla tych terenów sposobów życia oraz przestrzeganie przez Niemców wyznawanych przez górali wartości oddziaływały również na
tereny pozostające pod władzą sowiecką. Na terenach Czeczeno-Inguskiej ASRS,
która nie znalazła się pod niemiecką okupacją, nasiliły się działania zbrojnych
grup antysowieckich, powstających w znacznym stopniu bez pomocy i udziału
Niemców.
Polityczne współdziałanie z Niemcami zapoczątkowali emigranci z dwóch
głównych nurtów wychodźstwa: z lat 1917–1921 i z roku 1940. Niektórzy z nich
utrzymywali kontakty z rozlicznymi niemieckimi agendami rządowymi czy wojskowymi. Spowodowane to było zarówno sympatiami politycznymi, jak w przypadku narodów Kaukazu, a także względami praktycznymi – zatrudniając się
jako doradcy, tłumacze lub wręcz kadrowi pracownicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych, wywiadu i kontrwywiadu wojskowego lub szeregu instytucji handlowych.
92
AAN, MA, T-78/422/6391920.
nr 15–16 – 2009
156
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
W nawiązywaniu stosunków politycznych pomiędzy islamskimi mieszkańcami Kaukazu i narodami turkmeńskimi, a Niemcami pośredniczyli politycy
i wojskowi tureccy. Działania te uwarunkowane były zarówno stosunkowo dużą
emigracją muzułmańską z terenów ZSRS w Turcji oraz pantureckimi, a nawet panmuzułmańskimi, tendencjami wśród wielu ankarskich polityków. Turcja, pozostająca w życzliwej neutralności w stosunku do Niemiec, uważała się za protektora
wszystkich mahometan, w tym również z terenów ZSRS.
Pierwsze kontakty z niemieckim Ministerstwem Spraw Zagranicznych zostały nawiązane poprzez przebywającego w Turcji Zeki Welidi Togana, emigranta
baszkirskiego pochodzenia i zwolennika idei panturkizmu. Jednakże jego kontakty
z Franzem von Papenem – pomimo poparcia tej inicjatywy przez Nuri Paszę Killigila, brata Enwera Paszy – nie przyniosły konkretnych ustaleń. Jednakże już w październiku 1941 r. na południowy odcinek frontu wschodniego przybyło dwóch
tureckich wojskowych: gen. Faud Erden, komendant tureckiej Akademii Wojennej
w Ankarze i gen. Hüsnü Emir Erkilet, nieoficjalny przedstawiciel turkmeńsko-tatarskich kręgów emigracyjnych w Ankarze. Pozostając w stałym kontakcie z delegatem niemieckiego MSZ przy sztabie 11. Armii na Krymie kpt. Wernerem Ottonem
von Hentingem, podjęli usilne starania o utworzenie politycznego organu reprezentującego Tatarów i Turkmenów, początkowo wobec Niemców, a następnie również
wobec zagranicy.
Gen. Erkilet nawiązał kontakt z emigracyjnym przedstawicielstwem Tatarów
Nadwołżańskich Ayazem Is’hakim. Skupieni wokół nich współpracownicy stali się
jądrem utworzonego później w Berlinie Centrum Tatarów Krymskich. Jednakże
w pierwszym rzędzie zaczęto prowadzić rekrutację do jednostek tatarskiej samoobrony. Ustalenia w tej sprawie zapadły na konferencji, jaka miała miejsce w pierwszych dniach stycznia w dowództwie 11. Armii z udziałem wojskowych i polityków,
w tym również tatarskich z Krymu, znad Wołgi i emigracji. Gen. Erkilet został, jako
jedyny przedstawiciel emigracyjnych działaczy narodów zamieszkujących ZSRS,
przyjęty osobiście przez Hitlera i uzyskał jego poparcie.
Podobne działania podjęli niektórzy przedstawiciele emigracyjnych kręgów
kaukaskich w Paryżu i Warszawie. Ormiański gen. Drastamat „Dro” Kanajan, członek partii dasznaków na emigracji, nawiązał kontakty z Abwehrą oraz niemieckim
MSZ. Podobną inicjatywę podjęły pewne kręgi emigrantów gruzińskich oraz turkmeńskich. Były turkiestański premier Mustafa Çokayoglu nawiązał kontakt z Ministerstwem ds. Okupowanych Terenów Wschodnich, Naczelnym Dowództwem,
Abwehrą i Służbą Bezpieczeństwa SS. Skupionych wokół niego współpracowników,
którzy mieli tworzyć przyszłe przedstawicielstwo turkiestańskie, wykorzystywano
jako tłumaczy, spikerów radiowych, referentów narodowościowych w placówkach
Artykuły
werbunkowych i agitatorów w obozach jenieckich. Podczas jednej z takich wizyt
w obozie Çokayoglu zaraził się tyfusem plamistym i zmarł.93
Wiosną 1942 r. aktywność w tej materii zaczęło przejawiać Ministerstwo
Spraw Zagranicznych. Z inicjatywy byłego ambasadora w Moskwie hr. Friedricha
Wernera von Schulenburga w berlińskim hotelu „Adlon” odbyła się konferencja „narodów ujarzmionych”. Zebrało się na niej ok. 40 przedstawicieli emigracji politycznej, głównie spośród muzułmańskich i kaukaskich narodowości zamieszkujących
ZSRS, zwłaszcza sąsiadujących z Turcją. Podjęto jednomyślną uchwałę o zwrócenie
się do rządu niemieckiego, by ogłosił on niepodległość reprezentowanych na konferencji narodów.94 Wysuwano także postulaty zapewnienia ze strony niemieckiej, że
nie zgłasza ona żadnych roszczeń terytorialnych względem Rosji i innych „państw”
(narodów), zagwarantowania tym narodom prawa do utworzenia własnych organizmów państwowych, a w pierwszej kolejności rządów i uznania ich za sojuszni- 157
cze we wspólnej walce przeciwko ZSRS. Inicjatywa niemieckiego MSZ, nazywana
nieco pogardliwie „Adloniadą”, została storpedowana przez OMi. Zawiadomiony
o niej Hitler zabronił MSZ prowadzenia własnej polityki na okupowanych terenach
wschodnich.
Większość spraw politycznych przejęły teraz OMi i SD. W resorcie Rosenberga rozwiązano koordynujący dotychczas polityczne sprawy wschodnie tzw. komitet rosyjski (Russlandkomitee). Był to organ kierowany przez Wilhelma Georga
Grosskopfa, w którym zatrudniano również kilkunastu emigracyjnych działaczy
ze Wschodu. W to miejsce utworzono 4–5-osobowe narodowe komisje azerską, ormiańską i gruzińską, 2-osobową kałmucką i 10-osobową północnokaukaską. Wielkość komisji kaukaskiej związana była z ilością narodowości zamieszkujących północny Kaukaz.
Niemcy zezwolili na powstawanie kolejnych przedstawicielstw narodowych
dopiero jesienią 1942 r. Ale już późnym latem OMi przekazało Służbie Bezpieczeństwa SS kilkunastu swoich współpracowników. Stali się oni podstawą utworzonej
jeszcze na przełomie lipca i sierpnia w Stawropolu Północnokaukaskiej Grupy Specjalnej, którą – po uzupełnieniu o grupy azerską, gruzińską i ormiańską – rozwinięto w tzw. Sztab Specjalny Kaukaz (Sonderstab Kaukasus).95 Miał on wspomagać
Niemców w prowadzeniu działalności propagandowej oraz w wyszukiwaniu współpracowników na terenach zajętych przez Wehrmacht oraz poza linią frontu.
P. Mühlen, dz. cyt., s. 85.
Tamże, s. 71.
95
J. Hoffmann, Kaukasien 1942/1943. Das deutsche Heer und die Orientvölker der Sowjetunion (Freiburg:
Rombach Verlag, 1991): s. 187.
93
94
nr 15–16 – 2009
158
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
Przedstawicielstwo turkmeńskie ogłosiło się reprezentantem wszystkich
narodów turkmeńskich, co nie zawsze znajdowało uznanie wśród przedstawicieli
wszystkich narodowości turkmeńskich. Na początku 1943 r. grupa Kirgizów i Kazachów pod kierownictwem Karisa Kanatbaya wystosowała do Rosenberga memoriał o utworzenie własnego komitetu narodowego i własnego legionu. Jednakże silna
opozycja ze strony Komitetu Turkiestańskiego oraz zajmującego się sprawami Azji
w OMi prof. Gerharda von Mende storpedowały tę inicjatywę.96
Natomiast jednostki turkmeńskie zostały 24 marca 1945 r. przemianowane
na Narodową Armię Turkiestanu.97 Nie spowodowało to jednak połączenia wszystkich turkmeńskich batalionów i kompanii w jeden związek operacyjny i pod jednym dowództwem. Turkmeni pozostawali w swoich dotychczasowych strukturach
organizacyjnych w różnych formacjach i różnym podporządkowaniu.
Dopiero w 1943 r. został utworzony Komitet Narodowy Północnego Kaukazu, na czele którego stanął Dżabagi Vassan Girej. Na czele azerskiego sztabu łącznikowego, przekształconego potem w komitet narodowy, stał początkowo płk Muhammad Izrafił Bej98, a po otrzymaniu przez niego dowództwa liniowego w Waffen SS,
mjr Abo Alioglu Fatilibeyli-Dudaginski. Gruzińskim przedstawicielstwem kierował
najpierw ks. Irakli Bagration, a następnie ks. Czawczewadze, natomiast ormiańskim
– mjr Wardan Sarkisjan, a po nim Armik Dżamaljan. Komitety narodowe zostały
w październiku 1944 r., połączone w Kaukaską Radę Narodową. Przewodniczącymi grup narodowościowych rady i jej współprzewodniczącymi zostali: Dżamaljan
(Ormianie), Abbas Bey Atam-Alibekow (Azerowie), Ali Chan Kantemir (Górale
Kaukazu) i Michel Kedija (Gruzini). Stanowili oni polityczną reprezentację narodów
Kaukazu wobec Niemców i – w planach na przyszłość – zawiązek przyszłych rządów
swoich krajów. Natomiast polityczne przedstawicielstwo Kałmuków zorganizował
i kierował nim Szamba Balinov. Program polityczny komitetów narodowych i Kaukaskiej Rady Narodowej był siłą rzeczy ograniczony. Bliższym celem było oderwanie
Kaukazu od Rosji, a następnie usamodzielnienie się narodów – również poprzez
stworzenie federacji, na wzór istniejącej w latach 1918–1920. Celem ostatecznym
– odzyskanie przez narody Kaukazu własnej państwowości przy pomocy Niemiec.99
Działalność polityczna o charakterze państwowotwórczym prowadzona była przez miejscowe siły niepodległościowe, opowiadające się za dalszą walką
P. Mühlen, dz. cyt., s. 97.
J. Hoffmann, Kaukasien..., dz. cyt., s. 136.
98
Muhammad Izrafił-bej to pseudonim używany przez tego oficera m.in. podczas kontraktowej
służby w Wojsku Polskim.Naprawdę nazywał się Magomed Nabi Olgi Izrafiłow. Po zakończeniu
działań wojennych wpadł w ręce NKWD i został rozstrzelany 11 VII 1946.
99
Tamże, s. 187–217.
96
97
Artykuły
u boku Niemiec, od pierwszych dni agresji niemieckiej na ZSRS niemal do przedednia kapitulacji III Rzeszy. Zresztą jesienią i zimą 1944 r. oraz wiosną 1945 r. cywilne
i wojskowe władze niemieckie nie hamowały już inicjatyw o charakterze politycznym. Zezwalano na prowadzenie działalności politycznej i działalności propagandowej właściwie wszystkim, którym do tej pory prawa takiego odmawiano. W ten
sposób mógł wznowić działalność komitet ukraiński, zawiązały się komitety narodowe kaukaskie i muzułmańskie, uzyskał możliwość działania Komitet Wyzwolenia Narodów Rosji.
Niemieckie gremia kierownicze konsekwentnie torpedowały próby prowadzenia samodzielnej działalności politycznej przez tworzone w okresie wojny komitety narodowe. Ich wielość oraz znikomość wpływów pozwalały ignorować kolejne
memoriały w sprawach politycznych wysyłane do przywódców III Rzeszy, w tym
do samego Hitlera. Pewną zmianę w tej sytuacji możemy zaobserwować dopiero 159
pod koniec wojny. Ale również i wtedy kierownictwo Rzeszy nie chciało angażować
się w żadną akcję polityczną prowadzoną przez reprezentantów narodów ZSRS.
Większość polityków oraz wojskowych na emigracji oraz na terenach okupowanych mogła podjąć szerszą działalność dopiero w końcowym okresie wojny.
Jednakże próby zorganizowania komitetów narodowych czy rządów emigracyjnych
podejmowane były już od połowy 1942 r. Wkrótce po powołaniu Legionu Tatarów
Nadwołżańskich (22 lipca 1942 w Jedlni w GG) powstała w Berlinie, z inicjatywy
dwóch działaczy emigracyjnych Veli Kajum-Chana i dr. Ahmeta Temira tzw. tatarska
placówka kierownicza (Tatarische Leitstelle). Jej działalność nie ograniczała się tylko
do Tatarów Nadwołżańskich, a obejmowała również inne grupy narodowościowe:
turko-tatarskie (Czuwaszów i Baszkirów) i ugrofińskie (Mordwinów, Udmurtów,
Mari, itd.) zamieszkujące obszary pomiędzy Wołgą a Uralem. Stworzono w ten
sposób ponownie kategorię geograficzno-polityczną pod nazwą „Idel-Ural” (Wołga–Ural).100 Placówka tatarska została poszerzona o działaczy z pozostałych grup
narodowościowych i przekształcona w Turko-Tatarski Związek Walki Wołga–Ural
(Kampfbund der Turkotataren Idel-Ural). Jego prezesem został Šafi Almaz.101
Grupując przedstawicieli tak różnych narodowości i religii, związek targany
był początkowo wieloma konfliktami wewnętrznymi. Z czasem jednak, gdy przekonano się, że władze niemieckie pozwalają im tylko na działalność propagandową, większość sporów – głównie ambicjonalnych – straciła na znaczeniu. Związek
rozpoczął wówczas działalność propagandową wśród legionistów i robotników
przymusowych, przede wszystkim poprzez własne czasopisma. Dla własnych i nie100
101
Było to nawiązanie do koncepcji ruchu prometejskiego.
AAN, MA, T-175/163/2696309.
nr 15–16 – 2009
160
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
mieckich żołnierzy Legionu Tatarów Nadwołżańskich od wiosny 1943 r. wydawano
wspólnie z OKW dwujęzyczne Wiadomości Niemiecko-Tatarskie (Deutsch-Tatarische
Nachrichtenblatt). Związek samodzielnie redagował i wydawał miesięcznik Idel-Ural
oraz czasopismo literackie w języku tatarskim Tatar adabijat.102
Natomiast działacze polityczni pochodzący z azjatyckiej części ZSRS
i z Kaukazu otrzymali od władz niemieckich zezwolenie na spotkanie o charakterze politycznym dopiero jesienią 1943 r. Piątego października zebrali się na specjalnej konferencji przedstawiciele narodów turkmeńskich (Turkmenów, Kirgizów,
Kazachów, Uzbeków) oraz perskich Tadżyków rozproszeni dotychczas po różnych
urzędach i centralach niemieckich – OMi, MSZ, SD, Ministerstwo Propagandy, armia. Podczas konferencji działacze muzułmańscy powołali Turkmeński Narodowy
Komitet Jedności (Nationalturkestanische Einheitskomitee). Na jego czele stanął znany nam już Kajum Chan (Uzbek). Natomiast działacze kaukascy tego samego dnia
powołali narodowe sztaby łącznikowe (Verbindungsstäbe), których zadaniem był bieżący kontakt i działalność propagandowa wśród legionistów, jeńców i robotników.
Przedstawiciele komitetu nie mogli prowadzić żadnej innej działalności, zwłaszcza
mającej charakter polityczny. Tu Niemcy byli konsekwentni do końca.
Dlatego też zebranie założycielskie Komitetu Turkiestańskiego (Milli Türkistan Birlik Komitasi) mogło się odbyć dopiero 14 listopada 1944 r. Został on zorganizowany na wzór rządu emigracyjnego z tzw. branżami (Fachbereiche) – odpowiednikami ministerstw – wojskową, wychowania, nauki, literatury, informacji, zdrowia,
robotników wschodnich, łączności z jeńcami oraz redakcją czasopisma Milli Turkistan (Narodowy Turkiestan), oficjalnego organu prasowego komitetu. Jego pierwszy
numer ukazał się jeszcze w sierpniu 1943 r. w nakładzie 15 tys. egzemplarzy, a ostatni
w kwietniu 1945 r., osiągając 80 tys. egzemplarzy. Oprócz tego dla turkmeńskich
legionistów wydawano tygodnik Yeni Türkistan (Nowy Turkiestan), a dla wszystkich
posługujących się językiem turkmeńskim – czasopismo literackie Milli adabijat.
I chociaż członkowie komitetu uważali się za turkmeński rząd emigracyjny, to stosunek Niemców do ich działalności nie zmienił się.
Własne organy prasowe posiadały również formacje cudzoziemskie, a nawet
poszczególne jednostki wojskowe. Dla muzułmańskiej 13. Dywizji Waffen SS, a następnie 1. wschodniomuzułmańskiego pułku SS, wydawano w Berlinie dwujęzyczną
gazetę Novoe Slovo – Neues Wort, która była skierowana zarówno do żołnierzy turkmeńskich, jak i kadry niemieckiej.103 Poza tym czasopismem pułk zamawiał również
600 egzemplarzy innych czasopism wydawanych dla cudzoziemców, które stanowią
102
103
P. Mühlen, dz. cyt., s. 98.
AAN, MA, T-175/168/2701399.
Artykuły
interesującą wskazówkę co do składu narodowego pułku. Były to dwa czasopisma turkiestańskie Milli Turkistan i Yeni Türkistan, każde w ilości 150 egzemplarzy, pismo Tatarów Nadwołżańskich Idel Ural (200 egzemplarzy) i redagowane przez Fuada Emirçana
pismo Legionu Azerskiego Azerbajçan (100 egzemplarzy).104 Kadra niemiecka jednostki otrzymywała poza tym 65 egzemplarzy czasopism niemieckich.105
Zainteresowanie władz niemieckich muzułmanami z południa Europy i z terenów ZSRS datuje się od 1943 r. Istniała już wtedy i walczyła z jugosłowiańskimi partyzantami bośniacko–hercegowińska 13. DGór. SS „Handschar”, na zapleczu frontu
wschodniego operowały muzułmańskie bataliony „Ostlegionów” – przede wszystkim turkmeńskie i azerskie. Niemcy przejęli również jednostki albańskie podporządkowane dotychczas Włochom. Reprezentanci wszystkich tych grup spotkali się
na Kurułtaju (kongresie muzułmańskim), który obradował w dniach 6–11 listo­pada
1943 r. w berlińskim hotelu „Kaiserhof”. Przewodniczył Wielki Mufti Jerozolimy 161
Mohammad Amin el-Husseini. Nie poczyniono wówczas poważniejszych ustaleń,
gdyż nie było na to przyzwolenia Niemców. Kurułtaj umożliwił natomiast spotkania pomiędzy działaczami muzułmańskimi działającymi na wychodźstwie od
wojny domowej i spośród najświeższej emigracji z terenów ZSRS. Podjęto wówczas
inicjatywę zwołania zjazdu turkmeńskiego.
Kolejny, konkurencyjny do turkmeńskiego Kurułtaj Tatarów Nadwołżańskich zebrał się w Greifswaldzie w dniach 3–5 marca 1944 r. Ponad 200 delegatów
– spośród Tatarów, Czuwaszów, Baszkirów, Mordwinów, Udmurtów i Mori – proklamowało na nim powstanie Związku Walki Turkotatarów Nadwołżańsko-Uralskich (Kampfbund der Turkotataren Idel-Ural) oraz utworzenie w przyszłości własnej
republiki. Inne deklaracje polityczne nie wyszły poza sferę projektów, gdyż Niemcy
nie wyrazili na to zgody.
W Wiedniu zebrał się w dniach 8–10 czerwca 1944 r. z wielką pompą Turkmeński Kongres Narodowy. Zjawiło się na nim 573 delegatów spośród emigracyjnych polityków oraz żołnierzy „Ostlegionów”, Waffen SS i robotników przebywających na robotach w Rzeszy i ani jeden przedstawiciel rządu Rzeszy, czy też władz
partyjnych lub wojskowych. Dopiero 5 miesięcy później (24 marca 1945) Turkmeński Komitet Jedności przekształcił się w emigracyjny rząd turkmeński jako prowizoryczny rząd narodowy dla Turkiestanu. Na jego czele stanął Kajum-Chan.
Komisje i komitety narodowe prowadziły jednakże tylko działalność propagandową poprzez udział swoich przedstawicieli w spotkaniach z żołnierzami
AAN, MA, T-175/168/2701375.
Tamże; były to: Signal (10 egzemplarzy), Völkischer Beobachter (15), Das Schwarze Korps (15), Deutsche
Allgemeine Zeitung (5), Das Reich (10), Illustrierte Beobachter (5) i Frankfurter Illustrierte Blatt (5 egz.).
104
105
nr 15–16 – 2009
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
jednostek cudzoziemskich i robotnikami przymusowymi, poprzez audycje radiowe
w językach narodowych – jednakże ten sposób miał nikłe możliwości oddziaływania z powodu braku odbiorników radiowych zarówno wśród rodaków znajdujących się na terenach Rzeszy czy okupowanych, jak też na ziemiach rodzimych, czy
innych terenach ZSRS.
Najpełniejszym środkiem działalności polityczno-propagandowej była własna prasa. Północnokaukaski Komitet Narodowy wydawał miesięcznik Severnyj Kavkaz, pod redakcją Alego Kantemira oraz tygodnik dla legionistów Gazavat (Święta
Wojna) pod redakcją występującego pod różnymi pseudonimami Abdurrahmana Aftorchanova, który wydaniem rosyjskojęzycznym kierował m.in jako Gobašev, a wydaniem narodowym jako Sultanov.106 Gruziński Sztab Łącznikowy, a później Komitet
Narodowy, wydawały gazetę Karthweli Eri czasopismo Sakarthwelo, którym kierował
Gajos Maglakelidze, syn płk. Šalva Maglakelidze – instruktora politycznego Legionu
Gruzińskiego. Natomiast sztab łącznikowy, a następnie Komitet Ormiański posiadał
miesięcznik Haj Ark (Naród Ormiański), którego redaktorem naczelnym był Zacharuni i tygodnik Hayastan (Armenia), na czele którego stali Saharuni Sagatalian i Kara Sefaryan ps. „Urartadzi”. Natomiast pismem Komitetu Kałmuckiego pt. Khalmag kierował Bemba Čuglinov, poprzednio m.in. burmistrz Elisty i przewodniczący trybunału
wojennego Korpusu Kałmuckiego dr. Dolla.
Losy legionistów w końcowym okresie wojny i po jej zakończeniu
162
Ostatnie ofensywy aliantów zastały niemieckie formacje wschodnie na
wszystkich frontach trzymanych jeszcze przez Niemcy. Ich los był więc w większości udziałem w obronie tego, co jeszcze pozostało w rękach III Rzeszy. Część
jednostek cudzoziemskich już wówczas nie istniała. Zostały one bądź rozformowane w drugiej połowie 1944 r. z powodu ich nikłej wartości bojowej, bądź rozbite
w ciągu działań wojennych, a większość pozostałych przebywała w Niemczech na
formowaniu i odbudowie lub na tyłach frontu walczyła z partyzantami.
Wraz z końcem wojny nie znikł problem „obcoplemiennych” oddziałów
pozostających na służbie niemieckiej. Część z nich znajdowała się bowiem w alianckich obozach jenieckich. Upomniał się o nich rząd ZSRS, by osądzić ich zgodnie
z obowiązującym tam prawem. Na podstawie umowy sojuszniczej w Jałcie alianci
zachodni wydali stronie sowieckiej wszystkie wzięte do niewoli jednostki złożone
z żołnierzy, którzy w dniu rozpoczęcia wojny (1 września 1939) byli obywatelami
Związku Sowieckiego.
106
J. Hofmann, Kaukasien..., dz. cyt., s. 188–189.
Artykuły
Jeszcze przed podpisaniem porozumień jałtańskich, w zamian za przekazanie Anglosasom oswobodzonych przez Armię Czerwoną jeńców amerykańskich
i brytyjskich, rząd angielski – na mocy decyzji gabinetowej z 17 lipca i 4 września
1944 r. – zobowiązał się przekazać stronie sowieckiej obywateli ZSRS służących
w militarnych i paramilitarnych formacjach nieprzyjaciela, wyzwolonych jeńców
wojennych oraz robotników przymusowych pracujących w gospodarce Rzeszy.107
Pierwszych 10 tys. jeńców sowieckich opuściło porty brytyjskie i zostało przewiezionych do Murmańska już 31 października 1944 r., a 29 grudnia 1944 r. 1179 jeńców z niemieckich jednostek wschodnich wypłynęło z San Francisco do ZSRS na
pokładzie statku parowca „Ural”. W ciągu dwóch miesięcy od zakończenia wojny
alianci zachodni przekazali stronie sowieckiej 1.393.902 obywateli ZSRS znajdujących się w ich strefach okupacyjnych Niemiec.108
W ciągu 6 tygodni, począwszy od 28 maja 1945 r., przekazano stronie sowie- 163
ckiej żołnierzy wschodnio-muzułmańskiej i kaukaskiej jednostki Waffen SS oraz
tabor kaukaski.
Do syberyjskich łagrów i na zesłanie trafili również żołnierze i Hiwisi służący w armii niemieckiej, a także w formacjach zbrojnych uznawanych przez Sowietów za zdradzieckie, w wojskach sojuszników III Rzeszy.
Według ówczesnej oficjalnej sowieckiej propagandy bezpośrednim skutkiem udziału części przedstawicieli niektórych narodów sowieckich w wojnie
po stronie Niemiec były, przeprowadzone po zakończeniu działań bojowych
na ich terytoriach, deportacje części ludności. Deportowano na Syberię m.in.
ponad 90 tys. Kałmuków, ok. 500 tys. Czeczeńców i Inguszów, ok. 70 tys. Karaczajanów i ponad 30 tys. Bałkarów oraz ok 609 tys. mieszkańców Północnego
Kaukazu.109
Byli żołnierze formacji wschodnich Wehrmachtu odgrywali pewną rolę
w stalinowskim systemie łagrów. Część z nich została użyta jako straż obozowa tzw.
samoochrana (oczywiście bez zmiany więziennego statusu). Inni odsiadywali wyroki aż do amnestii, która nastąpiła w drugiej połowie lat 50. Bowiem w dziesięć lat po
zakończeniu wojny 17 września 1955 r. Prezydium Rady Najwyższej ZSRS ogłosiło
amnestię dla wszystkich obywateli sowieckich, którzy w latach II wojny światowej
dostali się do niewoli, bądź ochotniczo wstąpili do służby wojskowej po stronie
N. Bethell, The last secret. Forcible repatriation to Russia 1944–1947 (New York: Basic Books, Inc.,
1974): s. 9.
108
Tamże, s. 67.
109
S. Ciesielski, G. Hryciuk, A. Srebrakowski, Masowe deportacje radzieckie w okresie II wojny światowej
(Wrocław: Instytut Historyczny Uniwersytetu Wrocławskiego, 1994): s. 85.
107
Ostlegionen – „Legiony Wschodnie” Niemieckich Wojsk Lądowych
nr 15–16 – 2009
niemieckiej. Ale dopiero rozporządzenie Prezydium Rady Najwyższej z 3 września
1965 r. przerwało ściganie i prowadzenie dochodzeń przeciwko tym, którzy podczas wojny „zdradzili interesy ojczyzny”.
164
Artykuły
Hubert Kuberski
Kryminaliści w mundurach
Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
na terenach Polski i Białorusi (1940–1944)
Osoba Oskara-Paula Dirlewangera wiąże się z eksperymentalnym, niemieckim projektem wojskowym. Jego celem było utworzenie bojowego oddziału dyscyplinarnego, założonego ze skazańców osadzonych w obozach koncentracyjnych
165
i więzieniach. Początkowo miał on obejmować tylko sprawców przestępstw kryminalnych. Jednak po sprawdzeniu się SS-Sonderkommando Dr. Dirlewanger w działaniach przeciwpartyzanckich, do jego szeregów trafiali żołnierze Waffen SS. Byli tam
zazwyczaj kierowani karnie za przekroczenie regulaminu lub przestępstwa przeciwko narodowosocjalistycznemu prawu. Pod koniec wojny nawet niemieccy komuniści
zaczęli walczyć za Hitlera pod komendą Dirlewangera.
„Kłusownicy na front”
Inicjatywa maksymalnego wykorzystania militarnego żywiołu niemieckiego zrodziła się w głowie Führera. W liście zrozpaczonej żony „starego członka partii”, który za kłusownictwo trafił do więzienia, pojawiła się sugestia wysłania go na
front. I rzeczywiście, Hitler zapragnął amnestii dla świetnie strzelających kłusowników, bezproduktywnie odsiadujących swe kary w miejscach odosobnień. Od pomysłu do realizacji droga była krótka, bo od 23 (29) marca 1940 r. „leśni przestępcy”
zostali uwolnieni i amnestionowani, aby móc odkupić swe winy służbą na froncie
w jednostce o charakterze dyscyplinarnym. Po 2.5. tygodniowych przygotowaniach
został utworzony „Oddział Myśliwych Oranienburg” (Wilddiebkommando Oranienburg) na terenie obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. Łącznie we wszystkich
niemieckich, narodowosocjalistycznych obozach wyselekcjonowano 1.231 skazanych prawomocnymi wyrokami myśliwych, z których wybrano tylko 84 kłusowniJest to wersja pojawiająca się w zeznaniach Gottloba Bergera przed norymberskim trybunałem.
International Military Tribunal Nuernberg, Trials of War Criminals before Nuernberg Military Tribunals
under Control Council Law No. 11 (dalej: Trials...), Vol. XII, Nuernberg October 1946 – April 1949
(Washington: U.S. Government Printing Office, 1952): s. 534–535.
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
ków. Wszystkim kandydatom do Wilddiebkommando zaoferowano służbę wojskową
celem „rehabilitacji”. Mogło do niej dojść po wykazaniu się walecznością w walce
i otrzymaniu Krzyża Żelaznego II klasy.
Już 1 lipca 1940 r. dowództwo nad jednostką objął dr Oskar-Paul Dirle
wanger , dzięki wstawiennictwu SS-Obergruppenführera Gottloba Bergera. Dzięki
Freundschaftsdienst Dirlewanger został 1 lipca 1940 r. SS-Obersturmführerem der Reserve der Waffen SS., a 19 sierpnia (z działaniem wstecznym od 1 sierpnia) SS-Hauptsturmführerem d. R. Waffen SS. A przecież Himmler jeszcze 18 sierpnia 1939 r.
odmówił mu przyjęcia do SS z powodu ciążących na nim zarzutów kryminalPodczas wizyty Bergera (wrzesień 1940) w batalionie znajdowało się ok. 300 ludzi, spośród których odesłano 33 kłusowników z powrotem do obozów. Jednostka wyruszając do Generalnego
Gubernatorstwa miała 266 żołnierzy i oficerów, co odpowiadało sile kompanii. F.L. MacLean, The
cruel hunters. SS-Sonderkommando Dirlewanger. Hitler’s most notorious anti-partisan unit (Atglen: Schiffer
Publishing, 1998): s. 57 (wersja – 23 marca); R. Michaelis, Das SS-Sonderkommando Dirlewanger. Ein
Beispiel deutscher Besatzungspolitik in Weissrussland (Berlin: Michaelis-Verlag, 1999): s. 5–6 (decyzja
Hitlera o wykorzystaniu kłusowników – Wildschützen – około 28 III 1940; w Reichsführer-SS Himmler
w sprawozdaniu do Reichsjustizminister Dr. Gürtnera z 29 III 1940 sygnalizuje pomysł SS-ScharfschützenKompanien für die Dauer der Krieges).
J.W. Gdański, Zapomniani żołnierze Hitlera (Warszawa: Wydawnictwo De Facto, 2005): s. 50.
Dirlewanger urodził się 26 IX 1895 w szwabskim Würzburgu (akta personalne wspominają
o zamieszkiwaniu w Esslingen/Neckar, Kessekwasen 16). W czasie „wielkiej wojny” błyskawicznie
awansował na porucznika w uznaniu za waleczność na froncie zachodnim. Odznaczony (28 VIII
1914) 1914 Eisernes Kreuz II. Klasse, (4 X 1915) Kgl. Württembergische Goldenes Tapferkeitsmedaille, (13 VII
1916) 1914 Eisernes Kreuz I. Klasse i (30 IV 1918) Verwundetenabzeichen, 1918 in Schwarz. Dowodził kompaniami: szturmową i karabinów maszynowych, a na Ukrainie, przejściowo batalionem II./121. pułku piechoty. Po wojnie błyskawicznie zaciągnął się i walczył we freikorpsach: „von Epp” (Bayerisches
Schützenkorps), „Haas” (Württembergische Freiwilligen-Abteilung Haas), „Sprößer” (Freiwilligen-Abteilung
Sprösser), zaś na granicy polsko-niemieckiej „Holz” w czerwcu 1921. Toczył boje z komunistami
o Sangerhausen i socjaldemokratami. Zaskakująco Dirlewanger zajął się karierą naukową, osiągając
tytuł doktora ekonomii. Wtedy też zainteresował się narodowym socjalizmem i wstąpił w październiku 1922 do NSDAP po raz pierwszy. Potem jeszcze zerwał z nazistami, a po raz trzeci związał się
z narodowymi socjalistami w marcu 1932 i jednocześnie został członkiem SA. Kontakt seksualny
z 14-letnią członkinią Związku Niemieckich Dziewcząt (Bund Deutscher Mädel-BDM) był jednym
z wielu romansów Dirlewangera z nieletnimi działaczkami tej żeńskiej organizacji, podobnie, jak
i paniami, należącymi do NSDAP. Oskarżony o pedofilię, trafił do więzienia na 2 lata. Po zwolnieniu za radą towarzysza broni, Gottloba Bergera, natychmiast zaciągnął się do Legionu Condor.
W Hiszpanii służył 19 miesięcy w dwóch turach jako instruktor frankistowskich wojsk lądowych.
Wówczas został odznaczony przez Hiszpanów – Cruz del Mérito Militar, Medalla de la Campańa de
Espańa i niemieckim Deutsches Spanienkreuz in Silber mit Schwertern. Po powrocie zwrócił się 4 IX 1939
listownie do Himmlera o przyjęcie do SS, co jednak zostało odrzucone. Dopiero po rehabilitacji
(sądowej i partyjnej) Dirlewangerowi udało się 17 (24) VI 1940 dostać do Waffen SS w stopniu SSManna (ze starszeństwem od 1 VII 1940).
nr 15–16 – 2009
166
Artykuły
nych. Co znaczyło posiadać wysoko postawionego protektora, jakim był Berger! Po kilku tygodniach, 1 września 1940 r., SS-Sonderkommando Dr. Dirlewanger
przemianowano na Batalion Specjalny SS Dirlewanger (SS-Sonderbataillon Dirlewanger), choć obie nazwy traktowano dowolnie do 1943 r. Jednostka składała się
w 94 proc. z kłusowników, 1 proc. żołnierzy z zarzutami dyscyplinarnymi, zaś
5 proc. podwładnych Dirlewangera stanowił personel Waffen SS bez ciążącym na
nich za­rzutów.
Generalne Gubernatorstwo po raz pierwszy
Już 4 września 1940 r. jednostka miała trafić do stolicy Dystryktu Lubelskiego w Generalnym Gubernatorstwie (Distrikt Lublin in Generalgouvernement für die
besetzten polnischen Gebiete), ale nie znamy dokładnej daty pierwszego przybycia na
okupowane ziemie polskie. Złowieszczym dowódcą policji i SS (SS und Polizeifüh- 167
rer) był tam SS-Brigadeführer Odilo Globocnik. Ówczesny Dystrykt Lubelski GG
SS-Sonderkommando Dirlewanger pozyskało pod koniec sierpnia 1940 czterech podoficerów z Ers.Btl.-SS-„Germania”. Archiwum Akt Nowych, Mikrofilmy Aleksandryjskie (dalej: AAN), T-354, rol.
650, kl. 618 (Kommando der Waffen-SS, IIb, an Ers.-Btl.-SS-„Germania” und Sond-Kdo dr Dirlewanger,
H-Stuf; 28 VIII 1940).
Sztab 2. SS-Totenkopf-Reiterregiment (a wcześniej 2. Halbregiment–Lublin) stacjonował w Lublinie,
przy ul. Bernardyńskiej 29, pod dowództwem ówczesnego SS-Sturmbannführera Franza Magilla, który pełnił jednocześnie funkcję dowódcy IV. Abteilung, a zarazem miał zostać przyszłym podwładnym Dirlewangera. Czy spotykali się w lubelskim kasynie oficerskim? Te pytanie, jak wiele innych
z lubelskiego okresu Dirlewangera pozostaną bez odpowiedzi z braku dokumentów. R. Michaelis,
[1999] dz. cyt., s. 7–8, 23.
Dowódca SS i Policji (SS und Polizeiführer–SSPF) był stanowiskiem podlegającym Wyższemu
Dowódcy Policji i SS (Höhrere SS und Polizeiführer–HSSPF). Obie te funkcje zostały wprowadzone
dekretem Himmlera z listopada 1937. Oto jak sam Reichsführer-SS rozumiał zadania HSSPF – „jest
on zwierzchnikiem SS i sił policyjnych oraz personelu operacyjnego Policji Bezpieczeństwa w celu
wykonywania zadań przydzielanych mu osobiście przeze mnie”. Zob.: R. Headland, Messages of
Murder: A Study of the Reports of the Einsatzgruppen of the Security Police and the Security Service, 1941–1943
(London: Associated University Presses, 1992): s. 138–139.
Odilo (Otto) Lotario Globocnik urodził się 21 IV 1904 w austriackiej rodzinie słoweńskiego
pochodzenia w Trieście. Od 1922 był aktywnym członkiem prenazistowskich organizacji paramilitarnych w Karyntii (Kärntner Abwehrkampf, Heimatschutz), zaś 9 lat później wstąpił do austriackiego
NSDAP. Członkiem SS został w 1934 (nr 292.776). Po Anschlussie Austrii został 28 V 1938 gauleiterem Wiednia. Jego różne wybiegi w kwestiach finansowych doprowadziły 30 VI 1939 do zawieszenia.
Już wcześniej, w efekcie partyjnej infamii, zgłosił się na ochotnika do Waffen SS i służył od marca do listopada 1939 jako niedyplomowany oficer SS-Standarte „Germania”, m.in. walcząc w wojnie
z Polską. Jako SSPF dystryktu lubelskiego GG z siedzibą w Lublinie starał się od 9 XI 1939 zacierać bezwzględnością swoje częściowe pochodzenie słoweńskie. Był autorem utworzenia Selbschutzu
z miejscowych Volksdeutschów (robotników rolnych i rzemieślników). Po ustnym rozkazie Himmlera
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
nr 15–16 – 2009
był miejscem pierwszych eksperymentów w przygotowywanej eksterminacji Żydów, jeszcze przed faktyczną realizacją ludobójczego „ostatecznego rozwiązania”
(Endlösung). Wzdłuż nowej granicy III Rzeszy ze Związkiem Sowieckim (będącej linią rozdzielającą niemiecką i sowiecką strefę okupacyjną na obszarze II RP) wyrosły
pierwsze, prymitywne obozy pracy, nie będące jeszcze typowymi Konzentrationslager. Całością policyjnego eksperymentu w GG zarządzał HSSPF Ost, SS-Obergruppenführer Friedrich Krüger.10
Początkowo jednostkę Dirlewangera skierowano do pilnowania obozu pracy (DAW Arbeitslager) dla jeńców – żołnierzy Wojska Polskiego pochodzenia żydowskiego, zgromadzonych przy ul. Lipowej 7 w Lublinie. Następnie część Wilddiebkommando trafiła z Lublina do obozów pracy dla Żydów w Starym Dzikowie
168
zainicjował budowę pierwszego obozu śmierci w GG. Był to Bełżec. Podobnie dzięki jego wysiłkom
zbudowano dwa kolejne miejsca Shoah: w Sobiborze i Treblince. Globocnik odpowiadał za zamordowanie ponad 1.500.000 Żydów, Polaków, Słowaków, Czechów, Rosjan w obozach śmierci podczas
Unternehmen Reinhard. Pod koniec swej działalności nadzorował w czerwcu 1943 pacyfikację powstania zamojskiego w ramach Unternehmen Wehrwolf. Po upadku Mussoliniego awansował 13 IX 1943 na
HSSPF Strefy Operacyjnej Regionu Wybrzeża Adriatyku (Operationszone Adriatisches Küstenland). Po
wojnie został wyśledzony i schwytany przez Brytyjczyków. Popełnił samobójstwo 31 V 1945 w areszcie brytyjskim, oczekując na ekstradycję do Jugosławii. C. R. Browning, J. Matthaus, The Origins of the
Final Solution: The Evolution of Nazi Jewish Policy, September 1939–March 1942 (Lincoln: University of
Nebraska Press, 2007): s. 359–361.
Y. Arad, Belzec, Sobibor, Treblinka: The Operation Reinhard Death Camps (Bloomington: Indiana
University Press, 1987): s. 14–16.
10
Friedrich Wilhelm Krüger (ur. 8 V 1894, zm. 9 V 1945) wyższy dowódca SS i Policji w Generalnym
Gubernatorstwie (1939–1943); SS-Obergruppenführer. Trzykrotnie ranny podczas I wojny światowej,
otrzymał m.in. Żelazny Krzyż I i II klasy. Wstąpił do NSDAP w 1929, do SA w 1930, a rok później
przeniósł się do SS. Już w 1935 został SS-Obergruppenführerem. Od 4 X 1939 do 9 XI 1943 Krüger
sprawował funkcję HSSPF Ost w GG. Odpowiadał za masowy terror na obszarze GG, eksterminację
Żydów (utworzenie gett i obozów zagłady w Treblince, Bełżcu i Sobiborze) w ramach Einsatz Reinhard.
Ponosił odpowiedzialność za terror wobec ludności polskiej, m.in. za akcję AB, masowe egzekucje,
pacyfikacje i akcję przesiedleńczą Zajmojszczyny oraz umieszczanie Polaków w obozach koncentracyjnych. Krüger był pełnomocnikiem Himmlera do spraw umacniania Niemczyzny w GG. Z powodu nieustannych sporów z generalnym gubernatorem Hansem Frankiem został odwołany w listopadzie 1943 ze stanowiska HSSPF Ost przez Himmlera. Wcześniej 20 IV 1943 oddział egzekucyjny AK
(„Osa”–„Kosa”) dokonał w Krakowie nieudanego zamachu na niego. Następnie został skierowany
(listopad 1943– kwiecień 1944) na przeszkolenie do 7.SS-Geb.Div. „Prinz Eugen” celem przygotowania do objęcia dowództwa dywizji. Jednocześnie podlegał Pers.Stab Reichsführer-SS do 20 V 1944. Od
20 maja do [25?] sierpnia 1944 dowodził 6.SS-Gebirgs-Division „Nord” w północnej Finlandii. Później
do lutego 1945 był dowódcą V.SS.Gebirgskorps. W lutym 1945 został przedstawicielem Himmlera przy
HSSPF „Nordost”. Ostatnie dwa miesiące wojny – kwiecień i maj 1945 – dowodził policyjną kampfgruppe, złożoną z funkcjonariuszy Ordnungspolizei. Walczyli oni w ramach H. Gr. „Süd” (po 1 V 1945
H. Gr. Ostmark). Po kapitulacji Krüger popełnił samobójstwo w górnej Austrii.
Artykuły
i Bełżcu. Część z kolei nadzorowała ludność żydowską przy niewolniczych pracach
budowlanych w ramach Otto Stellung (polowej pozycji obronnej na granicy z Sowietami). Łącznie pracowało ok. 20.000 Żydów na terenach podmokłych.11 Ponadto
Dirlewanger osiągał znakomite wyniki w zwalczaniu przemytu, nielegalnego handlu, a także w walkach z polskim podziemiem niepodległościowym. Do tych akcji
został skierowany z rekomendacji HSSPF Ost i SSPF Lublin.
To wówczas Dirlewanger, Globocnik i Krüger uwikłali się w głośną i poważną aferę korupcyjną. Jednak to Krüger powiadomił SS-Untersturmführera dr. Konrada
Morgena o samowolnych zabójstwach, rabunkach i kontaktach seksualnych z Żydówkami, czyli „hańbieniu rasy” (Rassenschande) przez dowódcę SS-Sonderkommando. Szczególnie kwestią zhańbiebnia rasy Krüger chciał odwrócić uwagę Morgena od
nadużyć własnych i Globocnika (śledztwo w sprawie afery korupcyjnej, związanej
z Aktion „Reinhardt” i obozem w Majdanku było prowadzone w 1943). Dirlewanger 169
wraz z jednostką czuł się bezkarny do przełomu 1941/1942 r. Jednostka zasłynęła
z grabieży i terroryzowania Żydów z lubelskiego getta. Ekscesy SS-Sonderkommando
Dirlewanger budziły niesmak nawet wśród Niemców. Wilddiebkommando zostało zastąpione w lutym 1942 r. przez 300 uzbrojonych Ukraińców.12
W północnej części dawnego powiatu lubaczowskiego Niemcy zorganizowali w 1940 eksperymentalną (podówczas) sieć obozów pracy dla Żydów w Starym Dzikowie, Cieszanowie, Lipsku, Narolu
i Płazowie. Równocześnie getta zostały utworzone w Lubaczowie i Cieszanowie. Obozy pracy
Niemcy zlikwidowali w końcu 1940, a getta przetrwały dłużej. Według niepełnych danych Niemcy
wymordowali około 4.600 Żydów z terenu powiatu lubaczowskiego, a ponad połowę z nich (2.500
osób) wywieźli do obozu zagłady w Bełżcu. Obóz przy ul. Lipowej 7 w Lublinie tworzyły dawne stajnie – „baraki drewniane, zawszone i zapluskwione, bez koców, prześcieradeł i słomy [...] Obszar obozu
mniej więcej był 500x1200. Początkowo było tam 2500 ludzi”. Relacja Fiszera zawiera skąpe i mylące
informacje dotyczące samego Dirlewangera, który miał współtworzyć obóz w Mińsku: (pisownia za
oryginałem maszynopisu) „...z majorem Duerliwangierem, który był z ramienia S.S. Polizeifuehrer
kierownikiem Judenkmando na woj. Lubelskie. On też miał pod sobą grupę najgorszych SS-manów,
którzy pełnili służbę wartowniczą w naszym obozie. Rydel [SS-Untersturmführer, Berlińczyk, komendant obozu – przyp. H.K.], klein [należał do załogi obozu – przyp. H.K.], Duerliwangier konkurowali z Gestapo. W mieście nie wolno było SS-anów grabić, to oni łapali Żydów w mieście i zaprowadzali do obozu. Przy tych łapiankach nie obeszło bez bicia i rozstrzeliwania przy przymusu wydania
wszelkich wartościowych rzeczy. Zrabowane rzeczy często Niemcy wysyłali w paczkach do domu”.
W obozie przy Lipowej była zorganizowana żydowska służba porządkowa. Archiwum Żydowskiego
Instytutu Historycznego (dalej: AŻIH), sygn. 301/2784 (relacja Rachmila Gartenkrauta): s. 3;
sygn. 301/2808 (relacja Romana Fiszera): s. 3–5; sygn. 302/88 (pamiętnik Krystyny Modrzewskiej):
s. 42–43; S. Kłos, Lubaczów i okolice (Krosno: Wydawnictwo Roksana, 1998): s. 127; R. Michaelis,
[1999] dz. cyt., s. 7.
12
Niepotwierdzone informacje ze śledztwa prokuratora Morgena wspominają, że Dirlewanger
zmuszał młode Żydówki do striptizu, a po upokarzającym obnażeniu dziewcząt miał wstrzykiwać
11
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
nr 15–16 – 2009
Po prawie półtorarocznej służbie w GG jednostka Dirlewangera została
wyekspediowana na wschód dzięki staraniom niemieckiej administracji cywilnej
i części aparatu policyjnego. Parasol ochronny jaki roztaczał nad Dirlewangerem
SS-Obergruppenführer Berger13, pozwalał mu uniknąć postawienia zarzutów przez
170
im strychninę. Wraz z przyjaciółmi z oddziału zaopatrzeniowego Wehrmachtu obserwował agonię
dziewcząt, paląc papierosy i pijąc alkohol. Był podejrzewany był o 57 otruć. Ponadto Dirlewanger
rozkazał wyłapywać Żydów pod zarzutem „popełniania mordów rytualnych”, a za odstąpienie od
rozstrzelania oskarżonego wymagał opłaty w wysokości 15.000 złotych. Wspomniane ekscesy spowodowały podejrzanie go o „naruszenie czystości rasowej z Żydówkami” („Lublin to zabawne miejsce. Z jednej strony zadawałem się z Żydówkami i piłem sznapsy z Żydami, z drugiej – bez serca
trułem mężczyzn i kobiety” – wspominał Dirlewanger 20 III 1942 w liście do przyjaciela). Kripo
miała inne zdanie na ten temat: „Prawdą jest, że Dirlewanger był bardzo często pijany i można
nawet powiedzieć, że był uzależniony od alkoholu... Zgadza się również, że otaczał się młodymi
Żydówkami, z którymi najwidoczniej utrzymywał kontakty intymne. Wiemy o tym, gdyż z tego
powodu ingerowało SD”. Oskarżenie Dirlewangera przez prokuratora dr. Konrada Morgena zostało odrzucone (pomimo poparcia ze strony Odilo Globocnika i Friedricha Krügera) i to prokurator
stał się ofiarą tej sprawy, trafiając do Waffen SS. Jeszcze później próbował Morgen bezskutecznie
postawić Dirlewangera przez sądem SS. AŻIH, sygn. 301/2808 (relacja Romana Fiszera); Trials...,
s. 4075–4076 (zeznanie Konrada Morgena); W. Borodziej, Terror i polityka. Policja niemiecka, a polski ruch oporu w GG 1939–1944 (Warszawa: Wydawnictwo PAX, 1985): s. 106; M. Burleigh, Trzecia
Rzesza. Nowa historia (Warszawa: Książka i Wiedza, 2002): s. 599–600; R. Hilberg, The Destruction of
the European Jews. Revised And Definitive Edition (New York – London: Holmes & Meier Publishers
Inc., 1985), Vol. 1, s. 254 i Vol. 3, s. 966; C. Ingrao, Les chasseurs noirs. La Brigade Dirlewanger (Paris:
Perrin, 2006): s. 243; H.P. Klausch, Antifaschisten in SS-Uniform. Schicksal und Widerstand der deutschen
politischen KZ-Häftlingen (Bremen: Edition Temmen, 1993): s. 48–51; F. L. MacLean, dz. cyt., s. 61–62;
R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 8, 25; J. J. W., „Law and Justice in the Nazi SS: The Case of Konrad
Morgen”, Central European History, 16 (Atlantic Highlands: Humanities Press, 1983): s. 286.
13
SS-Obergruppenführer Gottlob Christian Berger urodził się 16 VI 1896 szwabskim Gerstetten. Był
ochotnikiem w I wojnie światowej, awansował na porucznika i został kawalerem Krzyża Żelaznego
I i II klasy. Po wojnie służył w paramilitarnych organizacjach tzw. Schwarzen Reichswehr: Grenzschutz
West lub Alb-Ost, czy Truppenkommando Württemberg-Mitte. Najpierw wstąpił do NSDAP i SA,
a następnie przeszedł do SS. Od 1940 jako szef Głównego Urzędu SS (SS-Hauptamt) zajmował się
głównie werbunkiem do SS, a zwłaszcza formowaniem oddziałów Waffen SS z cudzoziemskich
ochotników. Pierwszy zaproponował integrację Niemców rozproszonych po całej Europie w niemieckich siłach zbrojnych. Dzięki temu został uznany za inicjatora koncepcji Waffen SS. Był teściem SSSturmbannführera Karla Leiba, szefa norweskiego biura rekrutacyjnego w Drammensveien pod Oslo.
Berger był znany w kierownictwie SS jako jeden z „dwunastu apostołów” Himmlera i miał przezwisko „wszechmogący Gottlob” (der Allmächtige Gottlob). Himmler mianował go w 1942 na swego przedstawiciela przy Ostministerium, kierowanym przez Alfreda Rosenberga. W sierpniu 1943
został posłem do Reichstagu z okręgu wyborczego Düsseldorf-Ost oraz wybrano go na prezydenta Związku Niemiecko-Chorwackiego. Ponadto RFSS powołał 31 VIII 1944 Bergera na stanowisko
dowódcy operacji wojskowych w Słowacji. Jego celem było spacyfikowanie powstania i zachowanie
rządu ks. Tiso, współpracującego z III Rzeszą. Następnie otrzymał 1 X 1944 kolejną wysoką funk-
Artykuły
prokuraturę SS. Reprezentował ją dr Konrad Morgen w stopniu SS-Untersturmführera, który utrudniał mu ściganie wysoko postawionych przestępców.14 Transport
Dirlewangera z GG zlecił jeszcze we wrześniu 1941 r. Szef Urzędu Kadr SS (Chef
des SS-Personalhauptamt) SS-Gruppenführer Walter Schmitt po interwencji Bergera.15
Tymczasem wrogiem Dirlewangera stał się SS-Brigadeführer Globocnik – niedawny
promotor jego awansu. Po zgromadzeniu dowodów na jego „niearyjskie” zachowanie, poleciał 23 stycznia 1942 r. do Berlina. Dzięki mocnemu poparciu Krügera
i niepodważalnym dowodom Morgena, Globocnik przyczynił się do usunięcia kłopotliwego oddziału z lubelskiego dystryktu GG. Tydzień później ostateczną szalę
przeważył telefon Krügera do Bergera. Policyjny zarządca GG zapowiedział również, iż „[jeśli] ta banda kryminalistów nie zniknie w ciągu tygodnia z Generalnego
Gubernatorstwa, to sam pojadę i zamknę go”.16 To Berger wybrał zmianę dyslokacji
dla swego przyjaciela i jego Wilddiebkommando – tam, gdzie nie obowiązywały żadne 171
normy moralne i prawne świata zachodniego – Białoruś. Zaś Szef Sztabu Dowództwa Waffen SS (Chef des Kommandoamt der Waffen-SS) SS-Gruppenführer Hans Jüttner
przeniósł jednostkę Dirlewangera pod kontrolę sztabu Himmlera (Kommandostab
RFSS – KSRFSS).17
Służba na Białorusi – 1942 r.
Służba na spokojnym zapleczu w GG zakończyła się z początkiem 1942 r.
29 stycznia Dirlewangera poinformowało o tym SS-FHA, któremu faktycznie i bezcję Generalnego Inspektora ds. Jeńców Wojennych. Po zakończeniu wojny Berger został aresztowany i stanął przed Amerykańskim Trybunałem Wojskowym (tzw. proces ministerstw, będący jeden
z dwunastu „odpryskowych” procesów norymberskich). Sąd uznał go za winnego zbrodni przeciw
ludzkości i wojennych oraz przynależności do organizacji przestępczej (SS). Berger został skazany
2 IV 1949 na karę 25 lat pozbawienia wolności, co było najwyższym wyrokiem więzienia zasądzonym w Norymberdze. Jednak już 31 I 1951 kara została zamieniona na 10 lat pozbawienia wolności,
zaś pod koniec tego roku Berger został wypuszczony na wolność. Po zwolnieniu pracował w redakcji
dziennika Nation Europa, która mieściła się w Coburgu. Zmarł w rodzinnym mieście 5 I 1975 z przyczyn naturalnych.
14
Jesienią 1941 dochodzenie przeciwko SS-Sonderkommando Dirlewanger rozpoczął SS-und
Polizeigericht VI in Krakau, który pod koniec roku przygotowywał się do aresztowania Dirlewangera.
R. Hilberg, dz. cyt., Vol. 3, s. 966; R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 8.
15
F. L. MacLean, dz. cyt., s. 61; R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 23.
16
Trials..., dz. cyt., Vol. XII, s. 508–509.
17
AAN, rol. 650, kl. 1267–1268 (SS-Sdr-Kmd Dirlewanger, Fernschreiben am SS-Gruf. Berger; 4 II 1942);
kl. 1278 (SS-Sdr-Kmd Dirlewanger, Fernschreiben am SS-Brif. Katzmann; 21 I 1942); kl. 1279 (SS-SdrKmd Dirlewanger, Fernschreiben am SS-Oschaf Feiertag; 21 I 1942); F. L. MacLean, dz. cyt., s. 63–65
i R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 23–27.
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
pośrednio podlegał administracyjnie.18 Jednocześnie dotychczasowy przebieg służby
przyniósł Dirlewangerowi awans do stopnia SS-Sturmbannführera d. R. der Waffen-SS
8 lutego 1942 r. (z datą wsteczną 9 listopada 1941). Było to możliwe jeszcze dzięki
sierpniowemu wnioskowi Globocnika.
W efekcie decyzji zapadłych w Berlinie SS-Sonderbataillon Dirlewanger trafił
10 lutego do Mohylewa pod taktyczną kontrolę Wyższego Dowódcy Policji i SS Rosja–Środek (HSSPF „Rußland-Mitte”), SS-Obergruppenführera Ericha von dem BachaŻelewskiego.19 Ten początkowo jako HSSPF für Heeresgruppe C podlegał dowódcy
R. J. Bender, H. P. Taylor, Uniforms, Organisation and History of the Waffen-SS, Vol. 2 (Mountain
View: R. James Bender Publishing, 1971): s. 8–15.
19
Erich von dem Bach (ur. 1 III 1899 Lębork/Lauenburg/; zm. 8 III 1972 München-Harlaching/szpital więzienny). Faktycznie miał wpisane w metryce Eryk Juliusz Eberhard von Zelewski. Był synem
Elżbiety Eweliny Szymańskiej (1862 lub 1864-?) i Ottona Jana Józefata von Zelewskiego (1859–1911),
który pracował w administracji państwowej, rolnictwie, a na koniec jako akwizytor i inspektor ubezpieczeniowy. Niewątpliwie rodzina Ericha von Zelewskiego była rdzennie polska po kądzieli i mieczu. Ród okrył się niesławą po przegranej dowódcy Schutztruppen w Niemieckiej Afryce Wschodniej
(Tanganika), Emila von Zelewskiego. Ten na czele słabego batalionu (14 Niemców i 362 tubylców)
wyruszył, aby zdławić powstanie plemienia Wehehe. Jednak poniósł klęskę pod Rugaro w walce z „dzikimi”, co porównywano do porażki gen. George’a Armstronga Custera. Stryj Emil został przebity
włócznią przez 16-letniego wojownika Wehehe. Z pola walki uszło tylko trzech Niemców i około stu
tubylców. Niemieckie „Little Big Horn” głęboko zapadło w umysły niemieckich oficerów i okazała
infamią dla von Zelewskich, mimo prób usprawiedliwienia Emila, któremu „pogruchotano” (aufgerieben) zwłoki. Młody Eryk, już jako Erich, pragnął zmyć rodzinną hańbę. Wzrastał pod wpływem
pruskiej propagandy oraz drugiego stryja, a niedługo ojczyma Oskara i znienawidził wszystko, co
polskie. Jako 15-latek zgłosił się do wojska i został najmłodszym ochotnikiem-rekrutem armii cesarskiej. Erich został odznaczony za waleczność na froncie (najpierw 5 VIII 1915 – 1914 Eisernes Kreuz
2. klasse, a później 25 VIII 1918 – 1914 Eisernes Kreuz 1. klasse). Po I wojnie światowej służył do 1924
na Śląsku w 11. i 4. pułku piechoty Reichswehry. Niejasne są powody jego odejścia z armii (siostra
wyszła za mąż za Żyda?). Jako właściciel gospodarstwa pod Bogdańcem (Düringshof), uczestniczył
w latach 1924–1930 w lokalnych stowarzyszeniach rolniczych. Ożenił się z Ruth Apfeld, z którą
miał sześcioro dzieci. Jeszcze 23 X 1925 zmienił urzędowo nazwisko. Wówczas do von Zelewski,
dołączył von dem Bach, choć żaden z jego przodków nie używał przydomku „Bach”. Wstąpił do
NSDAP w lutym 1930, a rok później do Algemeine-SS. Po „nocy długich noży” awansował 11 VII
1934 na SS-Gruppenführera. W listopadzie 1941 wystąpił o zmianę nazwiska przez rezygnację z polsko brzmiącego członu Zelewski i pozostawienie jedynie von dem Bach. Erich (Eryk) piął się po
szczeblach kariery w SS. Od dowódcy 27.SS-Standarte „Ostmark” do HSSPF Rußland-Mitte, którym
został mianowany 1 V 1941 i pełnił tę funkcję z półroczną przerwą do operacji „Bagration”. Absencja
od stycznia do maja 1942 na stanowisku (zastępował go SS-Oberführer Carl von Pückler-Burghaus)
była spowodowana wykrytą narkomanią, którą ukryto pod niewinnie brzmiącymi schorzeniami, jak
żylaki, hemoroidy czy wyczerpanie nerwowe. Podczas szpitalnej rekonwalescencji miał aplikowane
przeciwbólowo opium i eter. P. W. Blood, Hitler’s Bandit Hunters. The SS and the Nazi Occupation
of Europe (Washington, D.C.: Potomac Books, 2006): s. 14, 52–53, 62, 68–69 (książka ta ukazała się
nr 15–16 – 2009
18
172
Artykuły
armii tyłowej H.Gr. „Mitte”, którym był gen. piechoty Max von Schenckendorff.20
Obaj znali się jeszcze z I wojny światowej, kiedy łączyły ich podobne relacje służbowe. Ci dwaj dowódcy, służąc na białoruskim zapleczu, frontu mieli zająć się masową
eksterminacją i eksploatacją żydowskich, a wkrótce słowiańskich Untermenschen.
„Obezwładnianie guerrilli” dokonywało się głównie na obszarach zarządu cywilnego Komisariatu Generalnego Białoruś (Generalkommissariate Weißruthenien), którego
zarządcą był Wilhelm Kube.21 Podlegał on Hinrichowi Lohsemu, stojącemu na czepo polsku pod tytułem: Siepacze Hitlera. Oddziały specjalne SS do zwalczania partyzantki – redakcja
wydawnictwa Bellona zubożyła książkę. Publikacja została pozbawiona niezwykle ważkich czterdziestu stron przypisów oraz niefrasobliwie przetłumaczył ją Sławomir Patlewicz); C. Gmyz, „Nasi
Obcy. Polacy zgermanizowani w XIX wieku robili karierę w Wehrmachcie i SS”, Wprost, nr 16 (2007):
s. 70–71.
20
M. Berenbaum, A. J. Peck, The Holocaust and History: The Known, the Unknown, the Disputed, and the
Reexamined (Washington-Bloomington-Indianapolis: United States Holocaust Memorial MuseumIndiana University Press, 2004): s. 276–277.
21
Wilhelm Kube był zarządcą i reprezentantem III Rzeszy na terytoriach okupowanych
ZSRS. Urodził się 1887 w Głogowie nad Odrą (Glogau). Przed i po I wojnie światowej działał
w partiach konserwatywnych o charakterze völkistowskim (Deutsch-Völkischen Studentenbund, Verein
Deutscher Studenten, Völkischen Akademikerverbandes, Konservative Partei, Deutschen Bismarckbund,
Deutschnationale Volkspartei, Deutschvölkische Freiheitspartei, Nationalsozialistische Freiheitspartei). Gdy
wstąpił do NSDAP błyskawicznie osiągnął w 1927 stanowisko gauleitera Ostmarku w dowód uznania
przez Hitlera za zniesienie zakazu jego publicznych wystąpień. W 1933 awansował na nadprezydenta
Berlina i Brandenburgii oraz stanowisko gauleitera Kurmarku (czyli dawny Ostmark i Brandenburgia).
Do 1936 zasiadał w Reichstagu, był pruskim radcą państwowym, członkiem Akademii Prawa
Niemieckiego i specjalistą zajmującym się wczesną historią Niemiec. Kube zajmował się też działalnością publicystyczną i literacką. Jako przekonany antysemita napisał anonim przeciwko naczelnemu sędziemu NSDAP Walterowi Buchowi, oskarżając go o prześladowania Żydów i sygnalizując
żydowskie pochodzenie żony sędziego. Kube nie przewidział, że atakuje również zięcia Buchego,
którym był Martin Bormann. Gestapo szybko odkryło autora listu i zmuszono go do rezygnacji ze
wszystkich stanowisk, choć Kube pozostał członkiem Reichstagu, NSDAP i honorowym gauleiterem na polecenie Führera. Kube trafił nawet na dwa miesiące do obozu koncentracyjnego Dachau,
gdzie... służył jako strażnik. Następne pięć lat znajdował się poza sferą publiczną, co zmienił dopiero
atak Niemiec na Związek Sowiecki. Mimo, że Rosenberg, Goebbels i Göring byli przeciwni kandydaturze Kubego, to był początkowo planowany nawet na gauleitera Moskwy. Ostatecznie dzięki
Reichskommissar Ostland Hinrichowi Lohsemu i samemu Hitlerowi trafił na Białoruś. Punktem wyjścia i podstawowym założeniem Kubego były jego wielotorowe dążenia, mające na celu pozyskanie
Białorusinów (Radosława Ostrowskiego, Iwana Jermaczenki, Wacława Iwanowskiego). Drogą określonych koncesji politycznych, kulturalnych planował uporządkowanie ekonomii oraz gospodarki
białoruskiej. Oczywiście nie było to na rękę SS. Z drugiej strony to on rozkazał 29 I 1942 przystąpić
do „drugiej fazy” eksterminacji Żydów z mińskiego getta. AAN, T-454, rol. 21, kl. 668 (Fernschreiben
Nr. 706, Kube do Rosenberga; 30 III 1942); rol. 86, kl. 783–786 (Erlaß des Führers über die Verwaltung der
neu besetzten Ostgebiete, Vom 17. Juli 1941); kl. 1126–1129 (list Rosenberga do Lammersa; 5 VII 1941);
173
nr 15–16 – 2009
174
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
le Komisariatu Rzeszy Ostland (Reichskommissariate Ostland). Obaj zaś podlegali Alfredowi Rosenbergowi – szefowi ministerstwa ds. okupowanych obszarów wschodnich (Reichsministerium für die besetzten Ostgebiete – RMfdbO lub OMi).
Do czasu przegrupowania na front Dirlewanger stacjonował wraz ze sztabem w Łohojsku. Jednostka została skierowana do walki z sowieckimi partyzantami
w białoruskich lasach pomiędzy Baranowiczami, Orszą, Mołodocznem i Bobrujskiem. Komunistyczna guerrilla właśnie rozpoczęła konsolidowanie szeregów przed
poważniejszą aktywizacją swych działań na zapleczu H.Gr. „Mitte”. To był dopiero
początek nieroztropnej i represyjnej polityki, jaką Niemcy prowadzili na Białorusi.
Łącznie w okresie swej bezwzględnej okupacji dokonali czterdziestu trzech krwawych operacji przeciwpartyzanckich. W połowie z nich brali udział podkomendni
Dirlewangera.22
Pierwsze walki SS-Sonderbataillon Dirlewanger przeprowadził w dniach
2–28 marca 1942 r. w rejonie Osipowicz i Kliczewa, czyli pod Bobrujskiem. SS-Son­
derkommando było podporządkowane pułkowi policyjnemu „Mitte” pod dowództwem pułkownika policji Waltera Schimany. 23 Nowym zadaniem ludzi Dirrol. 84, kl. 1322–1331 (Der Generalkommissarin Minsk, Tgb.Nr. 770/43, Kube do Meyera, 27 VIII 1943);
T-175, rol. 66, kl. 2582158-2582161 (Der RFSS, Niederschrift über die Besprechung zwischen SS-Ogruf.
Heydrich und Gauleiter Meyer am. 21 X 1941; 26 XI 1941); J. Turonek, Białoruś pod okupacją niemiecką
(Warszawa: Książka i Wiedza, 1993): s. 82–83.
22
Dirlewanger nadal nie folgował swoim przyzwyczajeniom w Mohylewie i Ł o h o j s k u, o czym
donosił raport Kripo: „W Mohylewie – stałem właśnie na podwórzu domostwa – gdy pewnego dnia
przyszło trzech funkcjonariuszy SD, którzy zażądali żydowskich dziewczyn od Dirlewangera.
Słyszałem tę rozmowę, ponieważ odbywała się na zewnątrz. Dirlewanger odrzucił żądania w arogancki sposób, tak że SD wróciła z niczym. Miał on dobry powód, żeby nie pozwolić, aby te trzy–cztery dziewczyny wpadły w ręce SD, ponieważ mogłyby oskarżyć go najpoważniejsze przestępstwa.
Chodziło nie tylko o to, że utrzymywał z nimi kontakty płciowe, ale również, że nasze zaopatrzenie
(papierosy, wódka, etc.) pozwalał sprzedawać przez nie i zarabiać na tym. Nastepnego dnia na rozkaz
Dirlewangera dziewczyny zostały w wywiezione samochodem i po drodze zastrzelone w lesie przez
członków SS-Sonderkommando. [...] Dirlewanger zorganizował sobie prawdziwy harem, składający się z 5–6 młodych kobiet (Rosjanek) w wieku od 14 do 18 lat podczas naszych działań w Rosji.
Najczęściej wyszukiwał sobie młod panienki podczas lub po akcjach, gdy ludność była stłoczona”.
R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 25.
23
Dowódcą Polizei-Regiment Mitte, sformowanego w czerwcu 1941, został Oberst der Polizei Max
Montua, którego zastąpił od stycznia do lipca 1942 Oberst der Polizei Walter Schuman. Zob.:
H. Langerbein, Hitler’s Death Squads: The Logic of Mass Murder (College Station: Texas A&M University
Press, 2004): s. 140–144; http://www.axishistory.com/index.php?id=7476 [za:] P. Nix, G. Jerome, The
Uniformed Police Forces of the Third Reich 1933–1945 (Casemate Publishers and Book Distributors,
L.L.C., Casemate UK, div. Leandoer and Eckholm, 2008); G. Tessin, H.A. Neufeldt, J. Huck, Zur
Geschichte der Ordnungspolizei 1936–1945 (Koblenz: Bundesarchiv, 1957).
Artykuły
lewangera było zwalczanie komunistycznej guerrilli pomiędzy rzekami Druć
i Berezyną, w okresie od 2 do 15 kwietnia. Ten 250. osobowy oddział kłusowników,
przemienionych w myśliwych, odznaczył się dużą skutecznością w trudno dostępnych, podmokłych lasach pomiędzy miejscowościami Łuczyszcze, a Małe i Wielkie
Czuczewicze. Od maja Dirlewanger rozpoczął poszukiwanie kolejnych celów karnych pacyfikacji, latając na przydzielonym mu samolocie Fiesler Fi-156 „Storch”.
Wybór celów był łatwy. Kolejne uderzenie kierował tam, gdzie go ostrzeliwano.
W ten sposób atak został poprowadzony na „republikę partyzancką” w rejonie miasteczka Usakino. W czasie pacyfikacji 12 maja spalono wieś Sucha, a potem jeszcze
dwie kolejne: Razwada i Podgorje. Wówczas Dirlewanger został powtórnie odznaczony Krzyżem Żelaznym II klasy (1939 Spange zum 1914 Eisernes Kreuz II. Klasse).
Od tego momentu jego jednostka zaczęła występować pod nazwą SS-Sonderbataillon
Dirlewanger. Tymczasem ich bezpośredni przełożony, SS-Obergruppenführer Erich von 175
dem Bach powrócił na tereny swojego zarządu i z powrotem objął 1 maja 1942 r.
funkcję HSSPF Rußland-Mitte.24
Kolejne walki SS-Sonderkommando prowadziło od 2 do 28 czerwca w lasach na północny-zachód od Orszy. Krwawy szlak Dirlewangera prowadził przez
Stoczowszczynę, Nowyj Gorodok, Staryj Byczow i Łubiankę. Przed tą pacyfikacją do SS-Sonderkommando trafiło 28 maja pierwsze uzupełnienie w postaci
słowiańskich ochotników. Było to jedenastu podoficerów i 49 żołnierzy z batalionu zapasowego Ukraińskiej Policji Pomocniczej (Ukrainer-SchützmannschaftsAusbildungs-Bataillon). Stanowiło to początek procesu wzmacniania jednostki
cudzoziemskimi ochotnikami. Tłumaczem został SS-Schütze Robert Iskam, Wolgadeutscher z Rostowa nad Donem. W sierpniu liczba Ukraińców powiększyła się
o jednego oficera – porucznika, pełniącego funkcję Zugführera Iwana Mielniczenkę (z OUN-B), pięciu podoficerów i jednego tłumacza, ale było za to o jedenastu
mniej schutzmännerów. Tak rozpoczęła się służba obcokrajowców pod komendą
Dirlewangera. Stanowili oni wówczas 15 proc. jego podwładnych. Ponadto jednostka składała się z 60 proc. kłusowników, 20 proc. żołnierzy z zarzutami dyAktywność partyzantki na Lubelszczyźnie wzrosła po oddelegowaniu Dirlewangera na Białoruś.
Krüger miał powiedzieć: „jest to może ostrzeżenie, że dzikim krajem nie można rządzić »w rękawiczkach«, a motto SS-Sonderkommando Dirlewanger, że lepiej zastrzelić dwóch Polaków więcej niż
jednego za mało, było być może słuszne”. Z drugiej strony Dirlewanger przybył jeszcze do stosukowo spokojnej Białorusi, co trwało do maja, a na zachodzie do czerwca–lipca 1942. Zob.: AAN,
T-354, rol. 649, kl. 354–355 (Tätigskeitbericht des SS Sonderkommando Dirlewanger, Mai 1942); kl. 358
(SS-Sonderkommando Dirlewanger, Am HSSPF Russland Mitte; 22 III 1942); T-454, rol. 84, kl. 1322–1331
(Der Generalkommissarin Minsk, Tgb.Nr. 770/43/g., Kube do Meyera; 27 VIII 1943, późniejszy komentarz odnoszący się do sytuacji w 1942); Wł. Borodziej, dz. cyt., s. 106.
24
nr 15–16 – 2009
scyplinarnymi oraz nadal 5 proc. stanowił personel Waffen SS bez ciążących na
nim zarzutów.25
Dyscyplina w oddziale była surowa i rygorystycznie przestrzegana mimo, iż
Dirlewanger obiecywał rehabilitację po zdobyciu Krzyża Żelaznego II klasy. Jeszcze
przed wielkimi letnimi pacyfikacjami doszło 17 czerwca 1942 r. do spotkania Dirlewangera z von dem Bachem. Rozmowy dotyczyły operacji przeciwpartyzanckich.
Lipiec upłynął pod znakiem kolejnych pacyfikacji pod Kliczewem, Titakowoszczami, Krasnicą, które błyskawicznie niweczyły „ludzką” politykę Wilhelma Kubego.
Podobnie było z Unternehmen „Adler”, rozgrywającą się na obszarze między Bobrujskiem i Mohylewem. Operacja pochłonęła od 15 lipca do 7 sierpnia 1942 r. – 1.381
zabitych przy odnalezieniu dwunastu pistoletów, 377 karabinów, 22 km i 26 dział.
Ekscesy wojny zaplanowanej przez SS-Obergrupenführera Ericha von dem Bacha były
powszednim doświadczeniem dla Białorusinów. Oddział Dirlewangera uczestniczył od 14 do 20 sierpnia w Unternehmen „Greif” (14–20 sierpnia) w rejonie drogi
Orsza–Witebsk. Jego podkomendni wyeliminowali 98 partyzantów oraz pochwycili 20 jeńców i sześciu dezerterów, sami tracąc jednego zabitego i trzech rannych.
Fanatycy narodowosocjalistyczni nawoływali do „masakrowania podludzi” i braku
litości wobec kobiet, dzieci i starców, co było następstwem barbarzyńskich rozkazów niemieckiego dowództwa.26
Jako podoficer służył eks-sowiecki porucznik o ukraińskim rodowodzie – Paweł Romanienko.
Wśród nazwisk Ukraińców pojawiają się mało ukraińskie, jak: feldwebela Radkowskiego, czy schutzmanów Jalinskiego, czy Grabałowskiego. AAN, T-354, rol. 649, kl. 348–349 (SS-Sdr.-Batl Dirlewanger,
Dem HSSPF Russland-Mitte, Meldung vom 23 VI 42); kl. 351 (SS-Oscha Feiertag, FP 60512, Einsatzbericht
vom 25 V – 31 V 42, 31 V 1942); kl. 356 (Meldung: Partisanüberfall an 26 Mai, auf den LKW Ford
nr. SS-202419, 26 V 1942); rol. 652, kl. 427 (SS-Sdr-kdo Dirlewanger, Betr Stä rkemeldung
fremdländischer Schutzmannschaften: 24 VI II 1942), kl. 432 (Der HSSPF Russland Mitte,
Beförderungsurkunde für Melnitschenko; 13 VIII 1942); kl. 463 (Ukrainer-Schützmannschafts-AusbildungsBataillon, Meldung an Chef des Stabes, Betr.: Abordnung von Ukrainern zum Kdo.Dirlewanger; 28 V
1942); T-454, rol. 21, kl. 674–677 (Der Generalkommissar für Weissruthenien, IIc-Tgb.Nr. 329/42), do
Ostministerium, Betrifft: Bandenbewegung, 12 II 1942); AAN, Regierung des Generalgouvrnements, Der
HSSPF, sygn. 214/ I-6, mf. 2536/1, kl. 501–502 (SS-Sonderkommandos Dirlewanger, Meldung v. 28 V
42); J. W. Gdański, dz. cyt., s. 50.
26
Turonek wspomina o 1.500 ofiarach Unternehmen „Adler” i 1.395 zamordowanych podczas
Unternehmen „Greif”. AAN, T-354, rol. 649, kl. 312–313 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Bericht über Einsatz
des SS-Sonderkommandos am 21/22 VIII 42; 23 VIII 1942); kl. 321–325 (Sicherungs-Division 286
„Kampfgruppe Adler” Abschlussbericht Unternehmen „Adler”, 8 VIII 1942); kl. 345 (Sicherungs-Division
286, Kampfgruppe Adler, Sonderbefehl, 7 VIII 1942); kl. 316–320 (Sicherungs-Division 286, Ic, nr. 335/42,
Betr.: Unternehmen „Greif”, 14 VIII 1942); kl. 390–391 (Kampfgruppe v. Gottberg, Ia; Abänderung des
Befehls der Kampfgruppe v. Gottberg v. 1 VIII 43; 5 VIII 1943); J. Turonek, dz. cyt., s. 152.
25
176
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
Artykuły
Początki Bandenbekämpfung
Walki z partyzantką przybrały na sile, gdy Niemcy rozpoczęli planowanie jej
systematycznego zwalczania za sprawą OKW i Keitla, który zwrócił się do Himmlera z propozycją utworzenia jednolitego dowództwa działań przeciwpartyzanckich.
Prerogatywy Bandenbekämpfung określała Dyrektywa OKW nr 46, którą podpisał
18 sierpnia 1942 r. feldmarszałek Wilhelm Keitel. Dokument nosił tytuł „Wytyczne
dla zintensyfikowania zwalczania bandytyzmu na Wschodzie” (Richtlinien für die verstärkte Bekämpfung des Bandenwesens im Osten). Istotą dyrektywy było wyjęcie spod
prawa partyzantów, określanych mianem „politycznych bandytów”. De facto zrównało to ich z pospolitymi przestępcami.
Zasady walki z „bandytyzmem” zostały ujęte w sześciu punktach: pozycja
Bandenbekämpfung została wzmocniona w strategii wojennej, a wszystkie dowództwa polowe miały w tym pomagać; zastosować drastyczne środki w walce z „ban- 177
dytami”; pacyfikacje powinny wzbudzać zaufanie cywilów do sił okupacyjnych;
miano mieszkańcom zapewnić minimum wyżywienia celem osłabienia „bandytów”; koniecznością było pozyskanie miejscowych do współpracy „metodą kija
i marchewki”, a zarazem sygnalizowano ostrzeżenie, aby lekkomyślnie nie ufać tubylcom. Strategicznym celem dyrektywy była eksterminacja wrogów i mobilizacja
własnych sił, wynikająca z operacyjnej kooperacji SS i Wehrmachtu. W konsekwencji objęła ona również Służbę Pracy Rzeszy (Reichsarbeitsdient), Zarząd Lasów Rzeszy (Reichsfortamt), jednostki ochrony kolei (Bahnschutz), a nawet instruktorów
rolniczych (Landwirtschaftsführer).27
Wprowadzenie Bandenbekämpfung było możliwe dzięki kilkumiesięcznemu procesowi decyzyjnemu. Całokształt narodowo-socjalistycznej rzeczywistości uzupełniały inne zbrodnicze niemieckie
dyrektywy, jak Kommisarenbefehl i Kommandobefehl, które sankcjonowały łamanie konwencji genewskiej z 1929 poprzez ustne (sic! – żołnierze nie widzieli tych dyrektyw) przyzwolenie dowództwa na
mordowanie umundurowanych żołnierzy nieprzyjacielskich. Jednym z jego elementów była narada
z 9 lipca z udziałem Himmlera, Kurta Daluegego (szef Orpo), jego zastępcy – Adolfa von Bomharda,
Heinricha Müllera (szef Gestapo), Kurta Knoblacha (szef KSRFSS – Kommandostab Reichsführer
SS), Brunona Streckenbacha (RSHA), trzech HSSPF (Krügera, von dem Bacha i Hansa-Adolfa
Prützmana), dwóch SSPF (Carla Zennera i Globocnika), dr. Erharda Schöngartha (BdS Krakau),
Williego Bitricha (SS-Kav.Div.), Herberta Beckera (BdO GG), Georga Jedicke (BdO Ostland). To
wówczas RFSS miał obwieścić zgromadzonym swój zamiar przejęcia kontroli nad całym systemem
bezpieczeństwa III Rzeszy. Zaś trzy tygodnie później Himmler po raz pierwszy wprowadził pojęcie
Bandenbekämpfung jeszcze jako nieoficjalnej doktryny. AAN, T-175, rol. 140, kl. 2668141–2668355
(Weisung Nr. 46: Richtlinien für die verstärkte Bekämpfung des Bandenunwesens im Osten,
Der Führer, OKW/WFSt/Op. Nr 002821g.K., Führerhauptquartier, August 18, 1942); T-354, rol. 650, kl. 56
(OKW, nr. 03408/43 geh. WFSt/Op./H./, Der Chef des OKW, WFSt/Org II, nr 02958 geh v. 8 VII 43;
18 VIII 1942); H. R. Trevor-Roper, Hitler’s War Directive 1939–1945 (New York: Doubleday, 1966):
27
nr 15–16 – 2009
178
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
Początkowo to Knoblauch miał skoordynować OKW i HSSPF na okupowanych częściach ZSRS. Ale nieco później, 23 października, SS-Obergruppenführer
Erich von dem Bach został powołany przez Reichsführera-SS na urząd Pełnomocnika
ds. Spraw Zwalczania Band na Wschodzie (Bevollmächtigter des Reichsführers SS für
Bandenbekämpfung im Osten).28 Z jego nowej pozycji wynikała typowa narodowosocjalistyczna potrzeba centralizacji działań operacyjnych i wywiadowczych zaangażowanych w walkę z wrogiem wewnętrznym. Początkowo von dem Bach miał
składać meldunki von Schenckendorffowi i Himmlerowi. Jednocześnie gen. mjr
Wa l t e r Wa rl imont miał monitorować Bandenbekämpfung z ramienia departamentu operacyjnego OKW (Wehrmachtführungsstab–WFSt). Tak oto niepostrzeżenie
Ostheer utraciła pełnię zwierzchności nad działaniami wojennymi na wschodzie. Od
teraz walka na zapleczu coraz mocniej podlegała RFSS, będąc związana z SS i policją
niemiecką.29
Jesienią 1942 r. SS-Sonderkommando Dirlewanger walczyło u boku SS-Inf.Brig.
(mot.) 1., Pol. Regt. 14, Schm.-R.-Bat. 54., 55., lit. Schm. Batl. 255, I./franz. I.R. 638, Kosaken-Abt. 102, fremdv. Art.l. Abtlg, Nachr. Komp. 112., NT.-Abtlg. II, Abtlg IVb, Er.Kraft.Zug
i SD-Einsatzkommando 8. Te wielonarodowe siły – niemiecko-ukraińsko-litewskofrancusko-kozackie – brały udział w serii operacji przeciwko partyzantom w okolicach Starego Byrkowa. Najpierw działali od 2 września pod Smolicą, nad Drućcem
(Unternehmen „Nordsee”). Kolejną pacyfikacją była od 4 do 8 października operacja
„Regatta” między Rekotem i Moszkowem oraz Mohylewem i Czerwieniem. Efeks. 201–209; P.W. Blood, dz. cyt., s. 75–76. Wówczas jednostka Dirlewangera dysponowała mozaiką
uzbrojenia i wyposażenia – niemieckiego, czeskiego, a nawet 9 mm fińskimi pistoletami maszynowymi Suomi, kl. 1189 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Fernhreiben v. 6 IX 42 – mowa o dostrarczeniu piętnastu
pm Suomi, choć pierwsze pięć sztuk pm Suomi dotarło już w lutym 1942); kl. 1215 (Dienstelle F.P.
00512, Fernschreiben an SS-Kfz.Depot Schröttersburg; 18 VIII 1942 – o dostawie trzech ciężarówek Forda,
jednego osobowego Opla i pięciu motocykli) oraz rol. 651, kl. 121 (SS-FHA, Vertg.Nr. I/2/72/28c/43;
9 II 1943 o późniejszej dostawie pięciu „Suomi”).
28
Decyzję o powołaniu von dem Bacha jeszcze na Inspektora ds. zwalczania „bandytyzmu”
(Inspekteur für die Bandenbekämpfung im gesamtem Ostgebiet) zasygnalizował mu RFSS już 9 września
na „służbowym obiedzie”. P. W. Blood, dz. cyt., s. 79.
29
Podwładnym von dem Bacha był SS-Brigadeführer Curt von Gottberg, choć zastępował swego szefa, z racji obowiązków przebywającego często w kwaterze dowodzenia Himmlera. Faktycznie to
von Gottberg kierował siłami SS i policji na Białorusi. Dyrektywa sankcjonowała zaciąg obywateli podbitych terytoriów do sił przeciwpartyzanckich. Zob.: AAN, T-454, rol. 94, kl. 435–438 (Der
Reichsminister für die besetzten Ostgebiete, an Reichskommissar für das Ostland, Verstärkte Bekänpfung des
Bandenunwesend in die besetzten Ostgebiete; 23 VIII 1942); Wł. Borodziej, dz. cyt., s. 105; A. Dallin,
German Rule in Russia 1941–1945. A study of occupation policies (London: Macmillan, 1957): s. 538–540,
542; J. Turonek, dz. cyt., s. 155–156; W. Warlimont, Inside Hitler’s Headquartiers (Navato: Presidio Press,
1964): s. 254–255.
Artykuły
tem samej Unternehmen „Karlsbad”, gdzie Dirlewanger walczył 14–30 października
1942 r. w ramach kampfgruppe z przydzieloną do tej operacji 286. Sich.Div., było zabicie 2.984 Białorusinów. Spośród zamordowanych aż 546 było ofiarami Wilddiebkommando. Podwładni Dirlewangera, krótko występujący pod nazwą Polizei-Bataillon
„Süd”, pod kontrolą dowództwa 36. pułku policji współdziałali od 6 do 8 listopada
(Unternehmen „Frieda”) z SD-Einsatzkommando 8 przy zamordowaniu m.in. 136 Żydów. Jeszcze w listopadzie miała miejsce lokalna pacyfikacja w okolicach Rudzieńska pod nazwą Unternehmen „Albert II”. Samego dowódcę SS-Sonderkommando oceniano wysoko, czego dowodem było przyznanie mu 16 września 1942 r. po raz drugi
Krzyża Żelaznego I Klasy (1939 Spange zum 1914 Eisernes Kreuz I. Klasse).30
W jednostce Dirlewangera mogli rehabilitować się przedstawiciele dowództwa SS lub funkcjonariusze, posiadający wysokie numery członkowskie SS.31 Ale
można tam było trafić też dążąc do szybszego awansu. SS-Obersturmführer Hans 179
Turonek wspomina o następujących liczbach ofiar: 1.051 (Unternehmen „Karlsbad”), 136 oraz 1.600
deportowanych do Niemiec (Unternehmen „Frida” – taka nazwa występuje u polskiego historyka)
oraz 127 zabitych i 10 partyzantów wziętych do niewoli (Unternehmen „Albert II”). Tymczasem wg
Blooda oddział Dirlewangera, uczestniczący w operacji „Albert II”, miał zabić do 12 listopada 176
partyzantów, sam tracąc trzech zabitych, pięciu rannych i siedmiu zaginionych. AAN, T-354, rol.
648, kl. 739–740 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Bataillionsbefehl; 13 XI 1942); rol 649, kl. 283 (Höhere SS-und
Polizeführer Rußland Mitte, Ia; 1 X 1942); kl. 287 (Angriffsbefehl für dem 5 XI 42; 4 XI 1942); kl. 290
(1-SS-Inf.Brig. (mot.) Abschrift, Tagebefehl; 24 X 1942); kl. 291–292 (SS-Sdr. Batl. Dirlewanger, Einsatzbericht
Unternehmen „Regatta”; 8 X 1942); kl. 293–295 (Regimentbefehl zur Fortführung des Angriffs; 5 X 1942);
kl. 296–297 (Sicherungs-Regt. 36, Zusatz zum Regimentbefehl 514/42 geh von 3 X 42; 7 X 1942, gdzie
mowa o SS-Sonderkommando jako Pol.-Batl. „Süd”); kl. 310–311 (Verst. Pol.-Rgt. 14, Ia, Regimentbefehl;
2 IX 1942); rol. 650, kl. 236–237 (Der Chef der Orpo, KdO, g4 /F10/, Nr 141/42, Abschriff; 1 XI 1942);
rol. 652, kl. 522–533 (1.SS-Inf.-Brig/mot./, Ia, Tgb.Nr. 548/42, Einsatzbefehl 1 für Durchführung des
Unternehmen „Karlsbad”; 8 X 1942); kl. 538–546 (1.SS-Inf.-Brig/mot./, Ia, Tgb.Nr. 616/42, Brigadebefehl
zur Bereitstellung und zum Angriff für das Unternehmen „Frieda”; 3 XI 1942); P. W. Blood, dz. cyt., s. 91;
A. Munoz, O. Romanko, Hitler’s White Russians: Collaboration, Extermination and Anti-Partisan Warfare
in Byelorussia, 1941–1944 (Bayside: Axis Europa Books, 2003): s. 228; J. Turonek, dz. cyt., s. 152.
31
W jednym z dokumentów pojawiają się przykłady list z nazwiskami osób do „drogi do rehabilitacji”, posiadających wysokie numery partyjne: Theodora Bartelsa (nr 24), Williego Behrensa (nr 43),
Maksa Budnewskiego (nr 766), Josefa Chwalczyka (nr 119), Adolfa Johla (nr 359), Antona Kirsteina
(nr 404), Helmutha Kühna (nr 459), Herberta Meizera (nr 554), Alfreda Scheida (nr 745), Johanna
Wernera (nr 901), Williego Zaddacha (nr 944), Waltera Hankego (nr 725) czy Karla Freima (nr 341),
którzy trafili pod komendę Dirlewangera wraz z osobami o słowiańsko brzmiących nazwiskach:
Otto Danderski (nr 47.388), Willi Dzumbowski (nr 40.537), Franz Jankowski (nr 47.433), Albert
Jarzinski (nr 36.458), Erich Kaczmarek (nr 29.732), Leo von Koborowski (nr 28.532), Herbert
Koswowski (nr 33.276), Wilhelm Kowalick (nr 53.056), Gustav Krutski (nr 51.797), Wilhelm
Lipkowski (nr 51.971), Johann Osinski (nr 38.163), czy Leo Scholtyscheck (nr 19.699). AAN, T-354,
rol. 649, kl. 668–672 (Namentliche Aufstellung der für das Kommando „D” ausgesuchten Häftlinge).
30
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
Georg Weber z SS-Hauptamtu został wysłany do Dirlewangera, gdzie zdobył bojowe doświadczenie na Białorusi (sic!) oraz pożądane w Berlinie odznaczenie – Winterschlacht Im Osten, Kriegsverdienstkreuz i Eisernes Kreuz 2. Klasse. Sznsą wykazania
dla Wilddiebkommando stała się m.in. grudniowa Unternehmen „Sonnenwende”. W jej
trakcie zostało zabitych 271 osób, w tym 105 w walce. Równocześnie Reichskriminalamt przysłał Dirlewangerowi 115 nowych kłusowników. Ponadto do SS-Sonderkommando przybyły uzupełnienia w postaci dwóch kompanii rosyjskich pod dowództwem: SS-Obersturmführera Waldemara Wilhelma i SS-Untersturmführera Waldemara
Bodammera.32
nr 15–16 – 2009
Pacyfikacja za pacyfikacją – 1943 r.
Następną operacją SS-Sonderbataillonu była Unternehmen „Franz” (28 grudnia 1942 – 14 stycznia 1943) w ramach Kampfgruppe Kutschera, dowodzonej przez
SS-Brigadeführera Franza Kutscherę.33 Ten funkcjonariusz NSDAP z tytularnym
przydziałem do SS, a bez sztabowego przygotowania operacyjnego, został zastąO skierowaniu do walk 1.-SS-Inf.-Brig. (mot.), która współdziałała z SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger
wspomina pierwszy z wymienionych zmikrofilmowanych dokumentów. AAN, T-354, rol. 648, kl.
759–760 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Einsatzbefehl Unternehmen „Sonnenwende I”; 21 XII 1942); kl. 763
(SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Batallions-Befehl; 28 XII 1942); rol. 649, kl. 995, 997 (SS-S.-Btl., Funkspruch
v. 22 XII 42; 23 XII 42); rol. 650 kl. 411 (SS-Sonderbataillon Dirlewanger, Bericht Abschnitt 246; 30 XII
1942) i kl. 1124 (1.SS-Inf-Brig. /mot./, Brigadebefehl für Rückmarsch nach Borissow; 7 XI 1942); rol. 652,
kl. 558 (Sicherheitspolizei und SD, Einsatzkommando 8, Einsatzbefehl 1; 1 XI 1942).
33
Przeciwpartyzancki związek był dowodzony przez SS-Brigadeführera Franza Kutscherę (1896
lub 1904–1944) „starego, dobrego Austriaka, mającego jeszcze staż w marynarce wojennej
Austro-Węgier. Oto jego „szlak śmierci” przed dotarciem do Warszawy: początkowo dowodził
90. SS-Stan­darte „Kärnten” w Klagenfurcie (VII 1935–16 III 1938); Gauleiter Kärnten (20 II – III 1938);
a później zastępca (Stellvertreter) Gauleitera Karyntii (III 1938–XI 1941); reprezentant Stabshauptamt
Reichskommissariat für die Festigung deutschen Volkstums przy Stab des HSSPF Rußland-Mitte (31 I 1942
– 5 V 1942). Kutschera ściśle współpracował z „katem Warszawy” von dem Bachem do kwietnia 1943.
W tym czasie został SS-und Polizeiführer für den Bereich des rückwärtigen Heeresgebiets Russland-Mitte
ohne das Gebiet Tschernigow oraz SS- und Polizeiführer Mogilew (5 V 1943 – 25 IX 1943); a na koniec
SS-und Polizeiführer Warschau (25 XI 1943 – 1 II 1944). Zasłynął w roli „kata Warszawy”, terroryzując
przez cztery miesiące miasto i Dystrykt Warszawski GG. Kutschera został zastrzelony 1 IV 1944
przez oddział AK „Pegaz” na rozkaz ówczesnego szefa Kedywu AK płk. Augusta Emila Fieldorfa
ps. „Nil”. Zabity esesman stał się patronem 90. SS-Standarte „Franz Kutschera”. Większość z Rosjan
u Dirlewangera wywodziła się ze strażników obozowych, dezerterów, a zdarzali się nawet zwykli kryminaliści. AAN, T-354, rol. 650, kl. 566 (SS-Sonderkommando Dr. Dirlewanger, An das Reichskriminalamt;
9 X 1942); Wł. Bartoszewski, 1859 dni Warszawy (Kraków: Wydawnictwo Znak, 2008): s. 632–633;
A. Schulz, G. Wegmann, D. Zinke. Die Generale der Waffen-SS und der Polizei 1933–1945 (Bissendorf:
Biblio-Verlag, 2003), V/2: H-K, s. 661–665.
32
180
Artykuły
piony jeszcze w trakcie działań przez doświadczonego płk. Juliusa Corettiego.34 SSSonderkommando walczyło na przełomie 1942/1943 r. w pacyfikacji Unternehmen
„Franz” (nazwanej tak na cześć Kutschery). W tej operacji jednostce Dirlewangera
przydzielono wsparcie, którym były cztery czołgi z Pol.-Pz.-Kp 12. i bateria z białoruskiej Schm.-Art.-Abt. 56., wyposażona w cztery eks-sowieckie 76 mm armaty
pułkowe wz. 27. Trzy dni później podkomendni Dirlewangera z dwoma ostbataillonen wspierali 286. Dywizję Ochronną, walcząc nawet 29 grudnia – atakowali
zgrupowanie partyzanckie.
Cechą charakterystyczną operacji przeciwpartyzanckiej „Franz” było „totalne oczyszczanie” obszarów wiejskich, wynikające z realizacji zasad Bandenbekämpfung. Ponad tysiąc Białorusinów w wieku 16–45 lat z rejonu Piranow Most–Wesołowo–Grodejanica–Klejna ewakuowano do pracy przymusowej w III Rzeszy. Podobnie
było z inwentarzem – 2.400 sztuk pogłowia hodowlanego skonfiskowano i wysłano 181
do niemieckich rzeźni. Tak samo było w Krasnoj Swobodzie, Kopcewicze oraz Berezynie. Liczba zabitych ludzi (2.025) o prawie tysiąc siedemset przekracza liczbę
znalezionej broni (280) oraz zabitych w walce (1.349). Wskazuje to na doliczanie do
ofiar działań zamordowanych spośród białoruskiej i żydowskiej ludności cywilnej.
Podczas walki stracili po dwóch Niemców i Rosjan oraz sześciu rannych.35
Unternehmen „Franz” zwiastowała nowe rozwiązania coraz bardziej doskonalonej Bandenbekämpfung. Jego istotą było okrążenie (Einkesselung) obok ataku
oskrzydlającego (Umfassungsangriff), frontalnego (Frontalangriff), skrzydłowego (Flügelangriff), czy wtargnięcia (Einbruch). Von dem Bach zalecał za klasycznym Schlieffenem: „zawsze należy dążyć do zniszczenia nieprzyjaciela poprzez jego okrążenie”. Pragmatyczni Niemcy dążyli do okrążenia „bandytów”, nie dając im szans
Julius Coretti, płk później gen. mjr, był dowódcą jednostek wschodnich do zadań specjalnych
(Kommandeur der Osttruppen z.b.V. 700) w sztabie HGr. „Mitte”. Za działania na wschodzie otrzymał
Deutsches Kreuz im Gold. Od listopada 1943 jego sztab trafił do północnej Francji (AOK 7, gen. płk
Friedrich Dollmann) i został przemianowany w lutym 1944 na Ost-Rgts.Stab z.b.V. 752.
35
AAN, T-354, rol. 648, kl. 747–748 (Verst SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Batl. Befehl für den Einsatz am 7 I 43;
6 I 1943); kl. 749–758 (Kampfgruppe Kutschera, Ia, Tgb. Nr. 1513/42, Einsatzbefehl für das Unternehmen
Franz; 4 I 1943); rol. 650, kl. 252 (Der Kommandierende, General der Sicherungstruppen und Befehlshaberim
Heeresgebiet Mitte, AO, 11/43; Abwehrmaßige Überprüfung Hilfswillige); kl. 350 (Befehl für Kampfgruppe
Coretti /früher Kutschera/; 9 I 1943); kl. 351–352 (SS-Sonderbataillon Dirlewanger Befehl für den Einsatz
beim Unternehmen „Franz”; 5 I 1943); kl. 355 (Kampfgruppe Kutschera, Ia, Tgb. Nr. 18/43, Unternehmen
„Franz”); kl. 357–358 (HSSPF Russland Mitte, Ib, Einsatzbefehl für das Unternehmen „Franz”; 4 I 1943);
kl. 359–368, (Kampfgruppe Kutschera, Ia, Einsatzbefehl; 4 I 1943); kl. 385–403 (SS-Sonderbataillon
Dirlewanger, Batl. Befehl am 7–14 I 43; 6–13 I 1943); kl. 407 (SS-Sdr-Batl. Dirlewanger, Bataillons-Befehl;
28 XII 1942). J. Turonek, dz. cyt., s. 153; E. F. Ziemke, Stalingrad To Berlin: The German Defeat in the East
(Washington: Office of the Chief of Military History, U.S. Army, 1968): s. 113.
34
nr 15–16 – 2009
na ucieczkę przy niewielkim zaangażowaniu sił. Jednocześnie ograniczało to straty
bojowe przy stosowaniu „systematycznej eksterminacji bandytów”.
Podstawowym związkiem taktycznym była doraźnie formowana grupa bojowa (kampfgruppe) – niemiecki wynalazek pola walki, zapewniający siły, zdolne do
zastopowania ataku wroga lub umożliwiające własny samodzielny szturm. Grupa
bojowa w Bandenbekämpfung liczyła od wzmocnionego batalionu do kilku pułków.
Najczęściej kampfgruppe zawierała nazwisko dowódcy w swej nazwie (Zob.: Kampfgruppe Kutschera). Poza grupami bojowymi, przeznaczonymi do pacyfikacji, pozostawały siły wymagane do rutynowej służby na zapleczu.36
Na początku 1943 r. jednostką dowodził przez prawie dwa miesiące SSSturmbannführer Franz Magill, który do SS-Sonderkommando Dirlewanger trafił z przydziału jako zastępca dowódcy. Miewał kłopoty z alkoholem, które mogły pojawić
się podczas służby w SS-Kav.-Brig., gdy jako podwładny SS-Standartenführera Hermanna Fegeleina dokonywał masowych mordów na poleskich Żydach.37 Kompanią
niemiecką dowodził SS-Obersturmführer Inngruber, podczas gdy dwiema rosyjskimi
SS-Obersturmführer Wilhelm (1.) i SS-Oberscharführer Schneidt (2.).38
W styczniu 1943 r. Hitler zadekretował, że żaden żołnierz niemiecki nie
będzie pociągany do odpowiedzialności za okrucieństwa podczas operacji przeUlubioną niemiecką taktyką niszczenia partyzantów było „polowanie z nagonką” (Vorstehtreiben),
a terminologia wskazuje fascynacje myślistwem. Ponadto wykorzystywano: „zaciskanie pętli”
(Kesseltrieben), „wbijanie klina w serce” (Vortreiben starker Stosskeile), czy tworzenie oddziału szturmowego (Bildung einer Stossgruppe). C. Bellamy, The Evolution of land Warfare (London: Routledge, 1989):
s. 17–21; P. W. Blood, dz. cyt., s. 177–179.
37
Franz Magill to jeden z tych esesowców, którzy przekroczyli sztywne ramy narodowosocjalistycznych kodeksów moralności. Widać to po jego karierze – 20 IV 1938 został SS-Sturmbannführerem,
a kolejny awans na SS-Obersturmbannführera przyszedł dopiero 5 lat później 1943 IV 20. Był kawalerzystą, służącym przed wojną w SS-Führerschule Braunschweig, SS-Junkerschule Braunschweig. Z chwilą
wybuchu wojny trafił do SS-Totenkopf-Reiter-Standarte. Od listopada 1939 służył w GG jako dowódca
4. (Zamość) i 11. szwadronu SS-Totenkopf-Reiter-Standarte, SS-Totenkopf-Reiter-Standarte 2 i SS-KavallerieRegiment 2 (wszystkie w Lublinie). W listopadzie 1941 trafił do HSSPF Weißruthenien jako oficer do
zadań specjalnych. Od 28 XII 1942 służył w jednostce Dirlewangera, m.in. w lutym 1943 dowodzi jednostką w zastępstwie rannego Dirlewangera. Od marca 1944 do końca wojny dowodził
oddziałem zaopatrzenia w 14.Waffen-Grenadier-Division der SS. Po wojnie został aresztowany w RFN
i oskarżony o udział w mordzie 5.200 pińskich Żydów i pacyfikacjach jakie miały miejsce od 4 do
15 VIII 1941 w dorzeczu Prypeci. Judenaktionen były dokonywane przez SS-Kavallerie-Regiment 2 pod
dowództwem Magilla. Sąd skazał go na karę do 5 lat więzienia. AAN, T-354, rol. 654, kl. 1006–1008
(SS-Reiterstandarte, Aufstellung der SS-Reiterstandarte; 23 XI 1939); kl. 1057–1058 (Anschriften–Verzeichnis,
der Einheite der 1.SS-Totenkopf-Reiterstandarte, Stand vom April 1940); C. R. Browning, J. Matthaus,
dz. cyt., s. 281–282.
38
F. L. MacLean, dz. cyt., s. 106–107.
36
182
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
Artykuły
ciwpartyzanckich. Przywódca III Rzeszy uznał, że żadne konwencje ani tradycyjne
formy wojowania w ramach międzynarodowego prawa wojennego nie mają zastosowania w walkach przeciw partyzantce. Na wschodzie na efekty nie trzeba było
długo czekać. Bezlitosna wojna ogarniała całą Białoruś.
SS-Sonderkommando brało udział od (18) 19 stycznia do 5 lutego 1943 r. w Unternehmen „Erntefest”, która składała się z dwóch faz. W pierwszej części operacji
wzmocniony batalion Dirlewangera39 wszedł w skład Einsatzgruppe Griep. Dowództwo wyposażyło rehabilitujących się kłusowników i Rosjan oraz Ukraińców w nowe
sorty mundurowe w zimowym kamuflażu. Podkomendni Dirlewangera zaczęli działania w Słucku i walczyli przez cały tydzień. Operacje w białoruskich lasach były dla
niemieckich kłusowników naturalnym zadaniem. Wcześniej ludzie ci tropili zwierzynę, w czasie wojny ich celem było odnajdowanie i likwidowanie zgrupowań partyzanckich. Skutkiem ubocznym, podwyższającym krwawe żniwo zbrodniczych 183
statystyk było niszczenie zbiorowisk chłopów-uciekinierów i Żydów, ukrywających
się na trudnodostępnych nawet w zimie bagnach. W ciągu dziesięciu styczniowych
dni – od 19 do 28 – Niemcy rozstrzelali 805 partyzantów i 1.165 osób podejrzanych
o współpracę z nimi. Do niewoli wzięto 34 osoby oraz deportowano 1.308 osób
do Niemiec. Łupem dodatkowym było uprowadzenie 5.330 zwierząt hodowlanych.
Karna pacyfikacja bezbronnych odbyła się przy nikłych stratach własnych – trzech
zabitych i czterech rannych żołnierzach. Kolejne przykłady łamania prawa wojennego przez Niemców przynosiły Białorusi zgliszcza, rozpacz i śmierć.40
Niemieckie bestialstwo miało też miejsce podczas Unternehmen „Erntefest II”,
która trwała od 30 stycznia do 15 lutego. Celem tych działań, prowadzonych przez
Kampfgruppe Binz, było spacyfikowanie obszaru na zachód od drogi Mińsk–Słuck.
W trakcie tej operacji doszło do typowych działań podwładnych Dirlewangera. I tak
Podczas operacji „Erntefest” Verstärkter SS-Sonderbataillon Dirlewager składał się z: „a) Batl.u. Komp.
Führer d. Batl.271. oraz Verb. Offs., b) Pzkw. Zug. Abt. 18., c) S.D. Komm., d) Komp. Führer SS-SonderBatl.
Dirlewanger, e) Bezirkslandwirt Sluzk (agronom powiatowy ze Słucka), e) Führer des Gendarm.Post. Sluzk”.
AAN, T-354, rol. 648, kl. 1005 (Verst. SS-Sdr.Batl. Dirlewanger, Lagebesprechung über das Unternehmen
„Erntefest”; 20 I 1943).
40
SS-Stumbannführer Dirlewanger nadal podlegał personalnie SS-FHA. Mowa też o 3.721 ofiarach
„Erntefest” przy zdobyciu 433 karabinów. AAN, T-354, rol. 648, kl. 837–842 (Einsatzgruppe Griep,
Einsatzbefehl für das Unternehmen „Erntefest“; 15 I 1943); rol. 1004 (SS-Sdr.Batl. Dirlewanger, Batl. Befehl
für das 19 I 43; 18 I 1943); kl. 1010 (Einsatzgruppe SS-Sonderbatl. D., Vormarsch am 25 I 43; 24 I 1943);
kl. 1012 (Einsatzgruppe Dirlewanger, Befehl für den Angriff am 26 I 43; 25 I 1943); rol. 650, kl. 149
(SS-FHA, Kommandoamt der Waffen-SS, Ia, Tgb. Nr. 514/42; 29 I 1942); kl. 256–260 (Abschlussbericht
für das Unternehmen „Erntefest”, 28 I 1943), kl. 320–327 (Einsatzgruppe Dirlewanger, Befehl für zweite
Bereitstellung und Angriff am 25–27 I 43; 24–26 I 1943); P. W. Blood, dz. cyt., s. 210; J. Turonek, dz. cyt.,
s. 153; E. F. Ziemke, dz. cyt., s. 113.
39
nr 15–16 – 2009
184
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
chociażby 2 lutego zabito 78 partyzantów i spalono osiemnaście domostw w Rudni,
a dzień później jedenastu partyzantów i 43 chłopów. Łącznie w czasie Unternehmen
„Erntefest II” zostało zabitych 2.325 ludzi, a 272 deportowanych na roboty do Niemiec. Stan SS-Sonderbataillon osiągnął liczbę 320 żołnierzy, wyposażonych w dwa
działa przeciwpancerne, pięć moździerzy, 22 km i 11 ciężarówek.41
Niejednokrotnie walki na Białorusi przypominały bezprawie Dzikiego
Zachodu. Chłopi nie mogli odwołać się od decyzji niemieckiego dowódcy u jego
zwierzchnika. Podobnie nie mieli szans dochodzić sprawiedliwości, gdy Niemcy grabili własność prywatną lub inwentarz. Działania te były nie do pomyślenia
w okupowanych krajach Europy Zachodniej. Jednostki niemieckiej policji i SS oraz
kontyngentów pomocniczych mordowały lub wywoziły na przymusowe roboty tysiące ludzi, a co gorsza w ramach taktyki „spalonej ziemi” – niszczyły całe wioski
z zapasami żywności oraz wyrzynały wszystkie zwierzęta hodowlane. Mieszkańców zaś wypędzano, wywożono na roboty do Niemiec lub po prostu rozstrzeliwano
za stodołą.
Już od połowy 1942 r. wraz ze wzmocnieniem się partyzantki zwalczanie guerrilli przybrało duże rozmiary wraz z wprowadzeniem do bezpośrednich działań
artylerii, broni pancernej oraz lotnictwa rozpoznawczego i szturmowego. Zmasowane obławy to najczęstszy sposób prowadzenia pacyfikacji, mających wyeliminować
duże skupiska partyzantów. Blokada uniemożliwiała ucieczkę i uzupełnienie zaopatrzenia. Atakujący uderzali koncentrycznie lub częścią sił spychając partyzantów
ku oddziałom zaporowym. Cel był jeden – zniszczyć guerrillę oraz zaopatrujące
ją wioski. Teoretycznie obława miała prowadzić do fizycznej likwidacji partyzantki. Wiele pacyfikacji tak się kończyło, ale częściej szczupłym siłom niemieckim nie
udało się zlikwidować nieregularnych działań na swoim zapleczu. Jednak podstawowym celem wielkich operacji z koncentrycznymi atakami było demoralizowanie
i dziesiątkowanie szeregów partyzanckich, a przy okazji całości populacji „słowiańskich podludzi”.
Niezwykła brutalność była wypadkową rasistowskiej ideologii narodowych
socjalistów. Słowianie mieli przeobrażać się „w rasę podbitą i podporządkowaną
zwycięskim narodom germańskim”. Innowacją niemiecką było zastosowanie taktyki jagdkommandos, czyli małych oddziałów przeciwpartyzanckich, które polowały
na partyzantów i atakowały ich z zaskoczenia. Taktykę tę później przejęli AmerykaMowa też o 3.721 zabitych w czasie Unternehmen „Erntefest” przy zdobyciu 433 karabinów. AAN,
T-354, rol. 650, kl. 301 (Bericht am Kampfgruppe Binz; 7 II 1943); kl. 312–315 (SS-Sdr. Batl. Dirlewanger,
Befehl für das Unternehmen „Erntefest II”; 30 I 1943); P. W. Blood, dz. cyt., s. 209; J. Turonek, dz. cyt.,
s. 153.
41
Artykuły
nie. Schwytanych partyzantów często przesłuchiwano i torturowano. Podobny los
spotykał ich sympatyków. Brutalność i barbarzyństwo okazywały się nieskuteczną
metodą pacyfikacji społeczeństwa, które przetrwało stalinowskie czystki. Dlatego niemiecka polityka okupacyjna, poza eksperymentami Kubego, okazywała się
całkowicie nieskuteczna, a wręcz przyczyniała się do tężenia oporu. W sumie brak
sił uniemożliwiał Niemcom trwałe zapanowanie nad „oczyszczonym” terenem
i sprowadzał się do biernej obrony garnizonowej miast i umocnionych stützpunkten
w miasteczkach i wioskach. Jednocześnie Niemcy przestawali czuć się pewnie na
wschodzie. Następstwem tego było wydanie w lutym 1943 r. rozkazu o stałym noszeniu broni przy sobie, zakazie samotnych podróży nocą, wystawianiu oddziałów
alarmowych, dyżurujących 24 godziny na dobę i zabezpieczaniu okien przed granatami ręcznymi. Niemcy permanentnie udoskonali system walki z partyzantami
pragnąc wykazać się na polu walki ideologicznej, politycznej, ekonomicznej, a nawet 185
społecznej. Jednocześnie z operacji na operację wykazywali się coraz większym profesjonalizmem, potwierdzając swą przydatność. Przyjęta wówczas strategia wojny
na froncie wewnętrznym zakładała wyniszczenie partyzantów, którzy utracą inicjatywę i skuteczność.42
Operacja „Hornung” (8–26 lutego 1943) była kolejną pacyfikacją „totalną”,
przeprowadzaną według powyższego wzoru. Siły przeznaczone do pacyfikacji liczyły 9.031 ludzi. Dirlewanger walczył u boku I./23. pułku policji SS, 57. batalionu
Schuma, 12. kompanii pancernej oraz 112. kompanii łączności w ramach Kampfgruppe Nord. Tym razem niemieckim celem ataku był obszar Ratkowo–Powarciszki–Milewicze–Morocz–Wieliczkowicze Stare–Starobin (okręg słucki). Walki przeciwpartyzanckie trwały od 11 do 17 lutego na zamarzniętych błotach poleskich. Wówczas
SS-Sonderkommando było dowodzone do 20 lutego przez Franza Magilla. Taktycznie
zostało zaś podporządkowane SS-Brigadeführerowi Curtowi von Gottbergowi.43 ZaA. Dallin, German Rule in Russia: A Study of Occupation Policies (Boulder: Westview Press, 1981):
s. 74–76, 210–213; C. Heaton, German Anti-partisan Warfare in Europe, 1939–1945 (Atglen: Schiffer
Military History, 2001): s. 143–155; K. Stang, Dr. Oskar Dirlewanger – Protagonist der Terrorkriegsführung
[w:] K. M. Mallmann, G. Paul, Karrieren der Gewalt. Nazionalsozialistische Täterbiographien (Darmstadt:
Wissenschaftliche Buchgesellschaft, 2004): s. 71.
43
Curt von Gottberg (1896/Ostpreußen – 1945/Leitzhäft/samobójstwo) zasłużył się jeszcze w okopach I wojny światowej, otrzymując 1914 EK II i 1914 EK I. Walczył we Freikorpsach. Po spokojnej
dekadzie lat 20. trafił do SS 1 IV 1933, jako SS-Scharführer, pnąc się po szczeblach kariery i osiągając
30 I 1939 stopień SS-Oberführera. Od października 1940 do końca lipca 1942 służył w SS-Hauptamt,
w tym jako Chef Amt III (Schulungsamt/Biura Indoktrynacji). Stamtąd trafił już jako SS-Brigadeführer
na wschód, gdzie był SSPF „Minsk” od 27 VII 1942 do 22 IX 1943. Jeszcze 15 VII 1943 został awansowany do stopnia SS-Gruppenführera, zaś pół roku później SS-Obergruppenführera w uznaniu skuteczności jego pacyfikacji. Jednocześnie był zastępcą HSSPF „Rußland-Mitte und Weißruthenien” od 5 VII
42
nr 15–16 – 2009
186
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
daniem tej pacyfikacji było zniszczenie z zaskoczenia partyzantów i zabezpieczenie
ich magazynów. W walkach odznaczyli się Rosjanie z 1. i 2. kompanii, wspierający niemieckie pułki policyjne oraz słowacki 101. pułk piechoty, a także 57. batalion
Schuma. Ostatnie dwa dni operacji to jedne z najpodlejszych zbrodni dokonanych
na Białorusi w czasie wojny. SS-Sonderkommando Dirlewanger ruszyło na północ
i rozpoczęło bezwzględną pacyfikację, tak aby nic nie dostało się w ręce partyzantów. Wsie Dobre Straźń, Wiejna, Wieliczkowicze Stare i Nowe przestały istnieć.
Łącznie Niemcy zamordowali 9.662 „partyzantów”, choć ich liczebność oceniano
przed operacją na 3–4 tys. ludzi. Unternehmen „Hornung” obejmowała również krwawy epizod Shoah – siły von Gottberga zamordowały wówczas 3.300 Żydów.44
Krótko po zakończeniu operacji Dirlewanger zreorganizował batalion. Jego
adiutantem został SS-Obersturmführer Erwin Walser, dowódcami kompanii: (niemieckiej) SS-Sturmbannführer Karl-Joachim Praefke, (1. rosyjskiej) SS-Hauptsturmführer
Kurt Gramatke i (2. rosyjskiej) SS-Obersturmführer Waldemar Wilhelm. Jednocześnie zarządził, aby przyszły sztab jednostki stanowili ci żołnierze, którzy przesłużyli dwa lata w batalionie. Cały czas szukano uzupełnień, ale nie za wszelką cenę.
Dowódca Orpo (BdO) Mińsk SS-Brigadeführer Eberhard Herf chciał wysłać Dirlewangerowi łotewskich saperów, którzy byli skazani dyscyplinarnie. Ten jednak odmówił, stwierdzając, że nie służą u niego cudzoziemscy żołnierze z wyrokami. Jednocześnie potrafił odesłać pięciu niesprawdzających się w pacyfikacjach Niemców
z powrotem do obozu koncentracyjnego w Oranienburgu.45
Początek marca upłynął na pacyfikacjach i „oczyszczaniu” rejonu w pobliżu
linii kolejowej Mińsk–Borysów (Barysaw). Wsie Priliepy, Liada i Dubrowo opróż1943 do 21 VI 1944 (w związku z licznymi obowiązkami von dem Bacha), a przy końcu całkowicie
go zastąpił aż do rozwiązania stanowiska w 7 VIII 1944. Do tego samego dnia pełnił też funkcję
Generalkommissar Weißruthenien, po zabitym 22 IX 1943 Kubem. Później przebywał do grudnia 1944
na tyłach. Na koniec został dowódcą XII. SS-Armee-Korps. Był uhonorowany najbardziej prestiżowymi odznaczeniami niemieckimi: 1939 Spange zum 1914 EK II (6 XII 1942); 1939 Spange zum 1914 EK I
(20 II 1943); Deutsches Kreuz in Gold (7 VIII 1943) i Ritterkreuz des E.K. (30 VI 1944).
44
Turonek wspomina o zabiciu 12.897 ludzi, w tym 2.219 w czasie walk, wzięciu do niewoli 65 partyzantów ora uprowadzeniu 16.700 sztuk inwentarza. AAN, T-354, rol. 649, kl. 118–122 (SS-HSSPF
Rußland Mitte, Ia, Befehl; 12 II 1943); kl. 286 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Bataillon-Befehl; 23 II 1943);
R. Hilberg, dz. cyt., Vol. 1, s. 383; F. L. MacLean, dz. cyt., s. 111–113; R. Michaelis, [1999] dz. cyt.,
s. 44 (1.272 zabitych partyzantów, 1.211 rozstrzelanych chłopów, 104 jeńców); P. W. Blood, dz. cyt.,
s. 179–182; T. Turonek, dz. cyt., s. 153.
45
AAN, T-354, rol. 649, kl. 1247 (Befehl über Neugliederung des Bataillons; 28 II 1942); rol. 650, kl. 540
(SS-Sonderbataillon an den Reichsführer-SS, SS-Hauptamt, Ergänzungsamt der Waffen-SS; 17 III 1943);
kl. 1025 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Am dem Sonderbeauftragten des RF-SS für Bandenkämpfung; 17 III
1943; o łotewskich saperach); J. W. Gdański, dz. cyt., s. 50.
Artykuły
niły trzy kompanie Dirlewangera, tworząc z nich umocnione punkty obronne. Po
„oczyszczeniu” wsi z mieszkańców, inwentarz zabrano do Ostroszycy, gdzie stacjonował Dirlewanger ze sztabem. Każda z kompanii miała przydzieloną sekcję SD,
która asystowała podczas działań przeciwpartyzanckich.46 Następnie niemiecka
kompania dołączyła do 118. batalionu Schuma w rejonie Mołodeczna. Tam Niemcy
zabili 30 partyzantów i ewakuowali Kosino. Następnie batalion Dirlewangera wziął
udział w Unternehmen „Lenz Süd” przeciwko sowieckim zgrupowaniom partyzanckim „Razgrom”, „Bolszewik” i „Buria”, działających pod Borysowem. Autorem
planu był generał policji Walter Schimana. Eks-kłusownicy walczyli ramię w ramię
z 13. i I./ 23. pułkami policyjnymi oraz kilkunastoma batalionami Schuma. Czasowo jednostkę Dirlewangera wspierał Schutzmannschaftbataillon 202 (rekrutujący się
z etnicznych Polaków)47 oraz 12. policyjna kompania pancerna, wyposażona w kil187
Ten element wojny przeciwpartyzanckiej został przedstawiony w filmie Czas Apokalipsy (Apocalipsys
Now) Francisa F. Coppoli, gdzie Amerykanie ewakuowali całą wioskę z terenów zajmowanych przez
Vietkong. Zresztą obecnie US. Army nadal wykorzystuje elementy Bandenkämpfung w zwalczaniu
partyzantki talibańskiej w Afganistanie oraz guerrilli postsaddamowskiej w Iraku. Inne realia, ale
metody i błędy podobne.
47
Niemcy rozkazali utworzenie polskiego batalionu Schutzmannschaften w GG z myślą o jego walce
z „bandytyzmem nowych terenach wschodnich”. Jednak na wspomniany apel zgłosiło się zaledwie
dwóch kandydatów. Sytuację poprawiło przymusowe odkomenderowanie części polskich policjantów, w tym zwłaszcza kadry oficerskiej i podoficerskiej oraz kolejne ogłoszenia o wolnych posadach
w... Policji Polskiej. Wszyscy trafili do oddziału uzupełnień, który wysyłał ochotników na poligon
Waffen SS w Dębicy (Heidelager). Tam byli oni przydzielani do jednej z trzech kompanii liniowych
lub kompanii sztabowej. Dowódcami 202. batalionu policyjnego byli od połowy czerwca 1943 mjr.
policji Antoni Ignacy Kowalski, Kazimierz Mięsowicz oraz Walery Sauermann. Polaków nadzorował
kapitan policji porządkowej Weidlich, który ostatecznie przejął dowodzenie polską jednostką policji
pomocniczej. Batalion, liczący ponad 500 ludzi, otrzymał 15 listopada numer porządkowy i nazwę
Schutzmannschaftsbataillon No. 202 (w skrócie 202.Schm.Batl.). Przed zakończeniem szkolenia, w połowie stycznia 1943 batalion wyjechał na wschód do Borysowa na Białorusi. Już 28 stycznia jednostka rozpoczęła służbę na zapleczu H. Gr. „Mitte”. Tylko w jednej operacji „Lenz Nord” 202. batalion
Schuma stracił 40 zabitych i rannych policjantów. Tymczasem w Unternehmen „Lenz Süd” Polacy (de
facto podporządkowani 2. pułkowi policji SS) zajmowali się ochroną drogi Borysów–Zembin i mostu
w Gajnie na Berezynie. Potem batalion powrócił do Borysowa, gdzie oczekiwał na dalsze rozkazy.
W maju oddział został skierowany do Łucka, a następnie do Kostopola na Wołyniu. Batalion liczył
wówczas 13 oficerów, 20 podoficerów i 550 szeregowych. W przydzielonym rejonie żołnierze batalionu spotkali się z ukraińskimi czystkami etnicznymi i stawali w obronie Polaków – często wbrew woli
ich niemieckich dowódców. Ponad połowa batalionu zdezerterowała w listopadzie 1943, dołączając
do polskiej samoobrony na Wołyniu. Resztki polskiego 202. Schuma Btl. (206 ludzi) zostały wycofane pod koniec stycznia 1944 z Wołynia i przez Lwów trafiły 4 lutego do Drusenheim koło Stuttgartu.
Batalion został rozformowany 8 V 1944 z rozkazu RFSS, a pozostali jego członkowie trafili w połowie
czerwca 1944 na teren Dystryktu Radom. Około 150 ludzi zostało podzielonych na kilkuosobo46
nr 15–16 – 2009
188
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
kanaście samochodów pancernych. W czasie operacji siły pacyfikacyjne dopuściły
się 22 marca bestialskiego spalenia mieszkańców wsi Chatyń na północ od Mińska
– co było często stosowanym przez Niemców rozwiązaniem na Białorusi.48
Niemcy posiadali znakomitą orientację w rozmieszczeniu sił partyzanckich,
dzięki skutecznej pracy wywiadu i jego sieci informatorów w sprawnym narodowosocjalistycznym aparacie represji. Niemieckie ludobójcze Großunternehmen von dem
Bach uosabiał, uzupełniając w kwietniu 1943 r. swe tytuły o HSSPF „Rußland-Mitte
und Weißruthenien”. Batalion Dirlewangera otrzymał 3 kwietnia rozkaz zakończenia
Unternehmen „Lenz Süd” i natychmiastowego rozpoczęcia działań pod kryptonimem
„Lenz Nord”. Operacja przebiegała w rejonie Borysowa, Mołodeczna, Smolewicz,
Łohojska, Antonopola, Zembina oraz rzeki Cna. Schimana objął zwierzchnictwo
nad SS-Sonderkommando, co pociągnęło za sobą odebranie Dirlewangerowi wsparwe grupy bojowe, które poprzydzielano do umocnionych punktów żandarmerii. Batalion przestał
istnieć de facto na początku sierpnia 1944. A. Hempel, Pogrobowcy klęski. Rzecz o policji „granatowej”
w Generalnym Gubernatorstwie 1939–1945 (Warszawa: Wydawnictwo PWN, 1990): s. 75; M. Dean,
Collaboration in the Holocaust. Crimes of the Local Police in Belorussia and Ukraine, 1941–44 (Basingstoke:
Macmillan, 2000): s. 131; S. Drobiarko, A. Karaszczuk, Wastocznyje dabrowolcy w Wiermachtie, policji
i SS (Moskwa: Wydawnictwo AST, 2000): s. 36–37; E. i Wł. Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez
nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945, t. 2 (Warszawa: Wydawnictwo von
Borowiecky, 2000): s. 1077.
48
Wstrząsający obraz wojny partyzanckiej został przedstawiony w jednym z najkrwawszych, ale
i najdoskonalszych filmów wojennych – Idź i patrz (Idi i smotri) w reżyserii Elema Klimowa. To arcydzieło powstało w 1985 na Białorusi i opowiadało o pacyfikacji przez Niemców bezimiennej wioski.
W domyśle chodziło o Chatyń pod Mińskiem, który po wojnie stał się symbolem niemieckiej okupacji. Scena spalenia mieszkańców w cerkwi zapada na długo w pamięć, co przypomina o wcześniejszym wypróbowaniu podobnych metod w czasie ludobójstwa na Żydach w całej Europie ŚrodkowoWschodniej. Całkiem przypadkowo genialny film Klimowa został wykorzystany przez propagandę
sowiecką, dzięki fonetycznej zbieżności nazw „Katyn” i „Khatyn”, brzmiących po angielsku prawie
identycznie. ZSRS podejmował w latach 80. wysiłki na polu dezinformowania oraz zawłaszczania
martyrologii katyńskiej. Faktem jest, że Klimow stworzył film swego życia, który epatował widza
naturalizmem prawdy o brutalności przedstawicieli „nordyckiej rasy filozofów, kompozytorów
i naukowców” na Białorusi, co miało miejsce. Zob.: AAN, T-175, rol. 225, kl. 2764107 (HSSPF RM u.
WR, Kräfteübersicht; 1 V 1943); T-354, rol. 649, kl. 3–7, (Einsatzstab Schimana, Einsatzbefehl; 7 IV 1943);
kl. 35 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Einsatzbefehl; 15 IV 1943); kl. 38 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Einsatzbefehl
für Unternehmen „Lenz-Nord”; 7 IV 1943); kl. 258–260 (SS-Sdr. Batl. Dirlewanger - Zusatzbefehl für
Unternehmen „Lenz-Süd”; 31 III 1943); kl. 254–255 (Einsatzstab Schimana, Einsatzbefehl; 3 IV 1943);
kl. 269–272, (Einsatzstab Schimana, Einsatzbefehl; 30 III 1943); kl. 273–274 (Der Kommandeur der Sipo
und des SD, Wießruthenien, Feindlage; 29 III 1943); kl. 285 (SS-Sdr. Batl. Dirlewanger, Einsatzbefehl; 13 III
1943); kl. 404 (Der Kommandeur der Sipo und des SD, Weissruthenien-Einsatzstab; 5 IV 1943); rol. 652,
kl. 501–503 (SS-Sdr.Batl., Dirlewanger do von dem Bacha; 12 V 1943); A. Munoz, O. Romanko, dz. cyt.,
s. 338–339.
Artykuły
cia w postaci 202. batalionu Schuma. Polacy trafili pod kontrolę 2.SS.Pol.Rgt. Atak
rozpoczął się 8 kwietnia i przez pięć dni trwały polowania na partyzantów, chłopów
oraz pogłowie hodowlane. Ludzie Dirlewangera zniszczyli partyzanckie wsie: Chutenowo, Sagerje-Ost i Antonopol. Po dziesięciu dniach pacyfikacji SS-Sonderbataillon dotarł do Łohojska.49
Kolejnym zadaniem SS-Sonderkommando była Unternehmen „Zauberflötte”
zaplanowana przez SS-Obergruppenführera Geretta Korsemana. Ten funkcjonariusz
pełniący obowiązki HSSPF „Rußland Mitte” przygotował wzorcową operację, mającą na celu „wyłuskanie z kryjówek (Schlumpfwinkel) bandytów, terrorystów i sabotażystów bolszewickich, bezpośrednich sprawców i pomocników, łącznościowców
oraz dezerterów” w 130.000 domach Mińska. Taktyka polegała na zastosowaniu
gęstych kordonów i wymagała zaangażowania znacznych sił. Zewnętrzny kordon tworzyły pododdziały 141. Res.Div. oraz Ortskommandantur Minsk, zaś w ich 189
wnętrzu operowały rotacyjnie jednostki dwóch pułków policji i SS-Sdr.Batl. Dirlewanger. Dowódca tej jednostki otrzymał precyzyjne rozkazy, aby otoczyć getto,
a następnie zabezpieczać i kontrolować kolumny robotników. Jednocześnie Korsemann wyraźnie przestrzegał podkomendnych Dirlewangera przed jakimikolwiek
grabieżami, co groziło surowymi karami.
Operacja zaczęła się 17 kwietnia o godz. 4.00, gdy Wehrmacht odciął
pierwszą z dzielnic. Następnie policja systematycznie przeczesywała dzielnicę za
dzielnicą. Kolejnym etapem operacji była rejestracja w placówkach kontrolnych
(Durchgangsstellen) i weryfikacyjnych (Prüfungstellen) oraz punktach zbornych (Sammelpunkte). Sześciodniowa operacja przyniosła skutek w postaci nowych niewolników dla niemieckiej gospodarki. Łącznie umieszczono w punktach zbornych 52 tys.
osób w oczekiwaniu na dalsze procedury, zaś 5.500 wysłano do Niemiec. Von dem
Bach, fetując sukces, przyjął defiladę sił pacyfikacyjnych, a potem wygłosił przemówienie do zgromadzonych.
Po zakończeniu misji Dirlewanger powrócił ze swym oddziałem do Łohojska, który pozostawał kwaterą SS-Sonderbataillon. Jednostka liczyła 569 żołnierzy
i oficerów, z których 367 było Rosjanami i Ukraińcami. Jedyną zmianą na stanowisku oficerskim było powołanie SS-Oberscharführera Maksa Schreiera (awansowanego
15 sierpnia do stopnia SS-Hauptsturmführera) na dowódcę 2. kompanii rosyjskiej.50
Dirlewanger nadal w walczył w zgrupowaniu, składającym się z Schuma Batl. 202., Pz. Komp. 2,
SS-Pol.Regt. 2. i 13. (bez III./13.), 23. (bez II. i III.) i Vest. Komp. z.b.V. des KdO. AAN, T-354, rol. 649,
kl. 252 (Einsatzstab Schimana, Einsatzbefehl; 1 IV 1943) Dirlewanger operował u boku Schuma Batl.
202., Pz. Komp. 2, SS-Pol.Regt. 2. i 13. (bez III./13.), 23. (bez II. i III.) i Vest. Komp. z.b.V. des KdO.
50
AAN, T-354, rol. 649, kl. 14–22 (Der Führer des Unternehmens „Zauberflötte”, Einsatzbefehl; 15 IV
1943); F. L. MacLean, dz. cyt., s. 116–117; P. W. Blood, dz. cyt., s. 184–186.
49
nr 15–16 – 2009
Następnie batalion Dirlewangera wziął udział w dwóch pacyfikacjach
„Draufgänger I” (28–30 kwietnia) i „Draufgänger II” (1–10 maja). W pierwszej fazie
zabezpieczał zbiór kontyngentów rolnych z rejonu Mołodeczna, Pleszczanic i Łohojska. Druga cześć operacji polegała na egzekucjach podejrzanych o sympatyzowanie z partyzantami i konfiskacie zapasów i inwentarza w Mołodecznie, Borysowie oraz Starzynkach. Elementem pacyfikacji było oczyszczenie lasów w rejonie
Wilejki (m.in. Miejscowości Manyły i Rudni). Batalion Dirlewangera uczestniczył
w operacji w pełnym składzie z dwiema niemieckimi i trzema rosyjskimi kompaniami. Dalszy szlak zbrodni przebiegał wzdłuż spalonych wsi: Starzynki, Brygidowo,
Lubań, Baturyń, Rudnię, Krzemieniec i Januszkowice. Wilddiebkommando zabiło
386 partyzantów, „załatwiło 294 podejrzanych o bandytyzm”, ujęło 33 podejrzanych i 248 dzieci oraz zdobyło 120 ton żywności i innych trofeów. Cała operacja pochłonęła 14.000 zabitych i 39 schwytanych nieprzyjaciół przy poległych dziesięciu
żołnierzach, w tym jednym oficerze oraz 33 rannych.51
Kolejną operacją, w której uczestniczył SS-Sonderbataillon, była pacyfikacja
od 19 maja do 28 czerwca w ramach gigantycznej Unternehmen „Cottbus”.52 Jednostka Dirlewangera działała w Kampfgruppe von Gottberg, obejmującym m.in. „SS-Pol.Regt. 2. i 13., Vest. Pol. Pz. Pk. 12., Gend. Zug (mot.) 6., 11., 12., 19. i 21., Schuma Batl.
15., 54., 57., 102., 118. oraz SS-Verbande Druzhina”. Celem operacji było zniszczenie
partyzanckiej republiki wokół jeziora Palik. Łącznie ta grupa bojowa liczyła 8.709
pacyfikatorów. Dirlewanger odznaczył się podczas walk o ufortyfikowane wzgórze
AAN, T-354, rol. 649, kl. 130–131 (Kampfgruppe v. Gottberg, Befehl für den Einsatz SS-Sdr.Batl. Dirlewanger des Schm. Batl. 118 und für den Einsatz von SD-Kommandos; 8 V 1943); kl. 132,
(SS-Sonderbataillon Dirlewanger, Einsatzbefehl; 10 V 1943); kl. 136–137, (SS-Sonderbataillon Dirlewanger,
Gefechtsbericht für das Unternehmen „Draufgänger II” vom 9 V–10 V 43; 10 V 1943); kl. 205 (Einsatzbefehl
des SS-Sonderkommandos für „Draufgänger II”; 30 IV 1943); kl. 206 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Bataillon
Befehl für den 5 V 43; 4 V 1943); kl. 207 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Bataillon Befehl für den 4 V 43;
3 V 1943); kl. 209 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Einsatzbefehl des SS-Sonderkommandos für „Draufgänger II”);
kl. 210–212 (Einsatzgruppe Griep, Ia, Zusatzbefehl nr 2, zum Einsatzbefehl des SSPF Weißruthenien vom 27 IV
43; 29 IV 1943); kl. 213–214 (SSPF Weißruthenien, Ia, Befehl zur Befriedung des Raumes um Molodeczno
und der Räume Manyly-Wald and Rudnja-Wald; 27 IV 1943); kl. 1243 (SS-Sdr Batl. Dirlewanger, An der
Aufsichtsoffizier der Hilfswilligen-Kompanie SS-Stubaf. Praefcke); kl. 1244 (dokument z 11 maja informuje
o trzech rosyjskich kompaniach w szeregach SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger: 1. R-Komp – SS-Hauptsturmführer
Gramatke, 2. R-Komp – SS-Hauptsturmführer Zimmermann i 3. R-Komp – SS-Hauptsturmführer
Schreier).
52
Grossunternehmen „Cottbus” zaplanowali von dem Bach i von Schenckendorffem oraz z pomocą
szefa sztabu (tego ostatniego) płk. Hielschera. Realizacją planu zajął się SS-Obergruppenführer
Korsemana, który został 24 marca awansowany na HSSPF „Rußland Mitte” i był
nim do 5 lipca . Brytyjski autor podaje inny czas przeprowadzania „chociebuskiej pacyfikacji”:
22 VI – 3 VII 1943. P. W. Blood, dz. cyt., s. 202–203; A. Munoz, O. Romanko, dz. cyt., s. 356–357.
51
190
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
Artykuły
199.1. Sam poprowadził 28 maja atak na czele saperów, oczyszczając kilka okopów,
co doprowadziło do szybkiego opanowania tego punktu oporu. Zaś 1 czerwca Dirlewanger został okrążony ze sztabem, ale błyskawicznie kontratakował i całkowicie
zniszczył oddział przeciwnika. W raportach pojawiały się też informacje o palonych
żywcem partyzantach i ich zwłokach zjadanych przez świnie. Łącznie podczas całej
Unternehmen „Cottbus” zostało zabitych 12.000–13.000 ludzi znanych lub podejrzanych o bycie partyzantami. Spośród tej liczby tylko 6.087 osób poległo w walce;
reszta została rozstrzelana. Niemcy wzięli do niewoli 654 partyzantów oraz zdobyli
jedynie 492 karabiny i jedenaście dział. Deportacja na przymusowe roboty w Großdeutschland objęła 6.053 osoby, a jednocześnie Niemcy uprowadzili 6.501 zwierząt
hodowlanych. Tłumaczenia, że partyzanci ukrywali lub wyrzucali do bagna swoją
broń, brzmiały niewiarygodnie nawet dla zwierzchników von dem Bacha.53
Jeszcze w maju SS-Sonderbataillon zwiększył swoją liczebność do 612 ludzi, 191
w tym 10 oficerów, 71 podoficerów i 531 żołnierzy. Podczas czerwcowego pobytu
w Berlinie Dirlewanger otrzymał od SS-Brigadeführera Richarda Glücksa (zwierzchnika obozów koncentracyjnych) obietnicę dalszych uzupełnień z Oranienburga
(350 więźniów i 150 kłusowników). Już w czerwcu batalion liczył jedną kompanię
niemiecką z plutonem rozpoznawczym (190 żołnierzy), trzy kompanie Rosjan (po
150 ludzi każda), pluton Ukraińców (40 żołnierzy) i niemiecko-rosyjską baterię artylerii, co dawało 760 ludzi. Zapotrzebowanie sprzętowe obejmowało: 600 karabinów, 120 karabinów snajperskich, 50 pistoletów, 72 karabiny maszynowe (24 ckm
i 38 lkm), 12 moździerzy, 46 pojazdów i 6 kuchni polowych. Dziesiątego (12) maja
Dirlewanger został awansowany do stopnia SS-Obersturmbannführera d.R. Dwa tygodnie później, dowódca SS-Sonderkommando został po raz drugi odznaczony Krzyżem Żelaznym II klasy (1939 Spange zum 1914 Eisernes Kreuz II. Klasse).54
Tymczasem dodatkowe i specjalne pełnomocnictwa dotyczące kontroli nad
terytoriami odebranymi guerrilli zostały udzielone von dem Bachowi 21 czerwca
AAN, T-354, rol. 650, kl. 207–212 (Der HSSPF Rußland Mitte und Weißruthenien, Ia, Tgb. Nr. 889/43,
Kräftsübersicht, Stand von 1 VI 43; 3 VI 1943); P. W. Blood, dz. cyt., s. 179–180, 202–203; F. L. MacLean,
dz. cyt., s. 116–117; J. von Meien, Der Partisanenkrieg der Wehrmacht während des Russlandfeldzuges im
zweiten Weltkrieg (München: GRIN Verlag GmbH, 2007): s. 66; R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 47;
J. Turonek, dz. cyt., s. 153.
54
Einsatzgruppe Dirlewanger powstała 20 V 1943, a zaczęła walczyć 10 dni później. W jej skład wchodziły: Pol.-Pz.-Kp. 1, Halbbatl Müller, Batl. 15, Batl. Dirlewanger i Schm. Batl. 118. AAN, T-354, rol. 649,
kl. 709–711 (Einsatzgruppe Dirlewanger, Gefechtsbericht der Einsatzgruppe Dirlewanger für de Zeit vom
20 V–2 VI 43; 25 VI 1943); rol. 650, kl. 529–530 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Brief am SS-Gruf Berger
v. 8 VI 1943); L. D. Grenkevich, D. M. Glantz, The Soviet Partisan Movement, 1941–1944: A Critical
Historiographical Analysis (London-Portland: Taylor & Francis, 1999): s. 234.
53
nr 15–16 – 2009
1943 r., który został mianowany Szefem Formacji do Zwalczania Bandytyzmu (Der
Chef der Bandenkampfverbände – Ch.BKV). Himmler ogłosił jego nominację w obecności Kaltenbrgera, Krügera i Prützmanna. Było to stanowisko całkowicie samodzielne, podlegające jedynie RFSS. A von dem Bach uzyskał nawet władzę zwierzchnią
nad wszystkimi jednostkami – SS, Polizei, Wehrmachtu, Luftwaffe i Kriegsmarine
– wykorzystywanymi na terenach objętych walką z partyzantką (Bandenkampfgebiet).
Najważniejszym zadaniem Ch.BKV była pełna kontrola nad planowanymi operacjami i decyzjami, dotyczącymi prowadzenia operacji przeciwpartyzanckich. Von dem
Bach mógł dowodzić w polu oraz ingerować tam, gdzie wymagała tego sytuacja. Szef
BKV odpowiadał za przygotowanie instrukcji do zwalczania partyzantki i szkolenie wg niej oddziałów. Teren zwierzchnictwa von dem Bacha obejmował szerokie
zaplecze frontu wschodniego z GG, Bałkany, a później Czechy, Francję, Holandię,
Norwegię i północne Włochy.55
Nadaremne okazywały się próby protestów Kubego i Lohsego przeciwko masowemu rozstrzeliwaniu, paleniu ludzi żywcem, równaniu wsi z ziemią,
bezsensownemu masowemu wybijaniu inwentarza, czy pozostawianiu bez opieki
dzieci podczas ewakuacji. Kube szczególnie negatywnie wypowiadał się na temat
dowódcy SS-Sonderkommando: „Fatalną rolę odgrywa tu szczególnie nazwisko
Dirlewangera, ponieważ ten człowiek podczas swej bezwzględnej wyprawy eksterminacyjnej (Vernichtungsfeldzung) przeciwko spokojnej ludności świadomie nie
bierze pod uwagę jakichkolwiek konieczności politycznych. Wobec często stosowanych przy tym metod, przypominających ekscesy z wojny trzydziestoletniej,
zapewnienia niemieckiej administracji cywilnej o pożądanej współpracy narodu
białoruskiego wyglądają na kłamstwo. Liczba wsi zniszczonych w toku wielkich
akcji policji przewyższa liczbę wsi spalonych przez partyzantów”. Oskarżycielskie pisma, które trafiały do ich zwierzchnika Alfreda Rosenberga, ostatecznie
otrzymywał też Himmler przez Bergera (przedstawiciela RFSS w Ostministerium).
Kube potrafił też powiedzieć, że operacja „Cottbus” nie była godna narodu, który
wydał Kanta i Goethego.56
AAN, T-175, rol. 128, kl. 2654007 (Befehl vom 21 June 1943 zur Bandenkämpfung; Der RFSS u. Chef
der Deutschen Polizei, Der Chef der Bandenkampfverbände sowie Ernennung von SS-Ogruf. von dem Bach
zum Ch.BKV; 21 VI 1943).
56
Lohse był zaniepokojony formą pacyfikacji na Białorusi: „To, że Żydzi byli traktowani w sposób
specjalny nie wymaga wyjaśnień. Przy tym działy się rzeczy, jak to jest przedstawione w raporcie
Komisarza Generalnego [Kubego – przyp. H.K.] z 1 czerwca 1943 r., które wydają się nieprawdopodobne. Czym jest przy tym Katyń? Można sobie wyobrazić, że takie operacje mogłyby być znane
stronie przeciwnej! [...] Zamknięcie mężczyzn, kobiet oraz dzieci w stodole i podpalenie jej wydaje mi się być nieodpowiednią metodę zwalczania band, chyba, że chce się wyrżnąć ludność. Taka
55
192
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
Artykuły
Kolejny rozkaz Korsemanna do pacyfikacji padł 28 czerwca, gdy rozpoczęła się Unternehmen „Günther”. Celem Kampfgruppe Korsemann miało być zniszczenie
grup partyzanckich: Kowtowa, Rajkowa oraz „Dziadzia Wasi” i „Za Rodinu”, które
operowały w lasach pod Mołodecznem, Besiadami, Rudnią i Manyłami. Po operacji
„Cottbus”, a przed „Günther” Korsemann przestrzegł ponownie Dirlewangera przed
próbami niszczenia wsi uznanych za partyzanckie (Banditendörfer). Ten zreważnował mu się złożonym 14 lipca sprawozdaniem, ukazującym jaką pogardą Dirlewanger darzył swego byłego przełożonego. Dokument ukazuje jak SS-Sonderkommando,
sprzymierzone z SD wspólnie usiłowały uchylić zakaz Korsemanna. Przykładowo
2. kompania Wilddiebkommando straciła dwóch zabitych, czego można było uniknąć, gdyby przełożony zaufał ponad rocznemu, niekwestionowanemu doświadczeniu Dirlewangera w Bandenbekämpfung.
Ostatecznie po zawieszeniu 5 lipca Korsemanna to Kampfgruppe v. Gottberg, 193
a w jej składzie, m. in. SS-Sonderkommando Dirlewanger oraz 2 i 13. pułki policyjne SS
ppłk. Hansa Griepa i mjr. Fritza Schilla miały zniszczyć partyzantkę i walczyć w lasach
manyłskich. W efekcie zabito 25 partyzantów i 266 podejrzanych, schwytano kolejnych
1.301 niewolników do przymusowej pracy w Niemczech. Ci ostatni przysparzali kłopotów SS, gdyż służby Sauckla nie odbierały ludzi, zagarniętych w pacyfikacjach. Straty
SS-Sonderkommando wyniosły jednego rannego Niemca oraz dwóch zabitych i jednego
rannego Rosjanina. Po operacji Dirlewanger wystąpił o odznaczenie 24 żołnierzy Krzyżem Żelaznym (szesnastu – II klasy i ośmiu – I klasy).57
Po zakończeniu kolejnej operacji przeciwpartyzanckiej jednostka Dirlewangera, licząca 550 żołnierzy, przeszła 10 lipca reorganizację. Od tego momentu miała liczyć sześć kompanii: 1. (niemiecka) była dowodzona przez SS-Hauptsturmfühmetoda jest niegodna sprawy niemieckiej i szkodzi naszemu wizerunkowi w najwyzszym stopniu”.
P. W. Blood, dz. cyt., s. 202; R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 146.
57
Dirlewanger zawsze znajdował zrozumienie u Bergera dla swojej jednostki i samego siebie,
czego dowodem ciepłe, przyjacielskie nagłówki w listach: „Lieber Kamerad Dirlewanger” czy „Lieber
Gruppenführer”. Wśród odznaczonych EK II znalazło się trzech Rosjan (Iwan Pietrenkow, Nikołaj
Nowikow, Iwan Żychankow /Zichankow/) oraz jeden Ukrainiec (Stefan Słobodzianek). AAN,
HSSPF, sygn. 214/ I-6, mf. 2536/1, kl. 528–570 (SS-HA, listy więźniów z różnych obozów koncentracyjnych: 17 z Auschwitz, 59 z Buchenwaldu, 48 z Dachau, 19 z Flossenbürga, 9 z Groß-Rosen
3 z Lublina (Majdanka), 35 z Mauthausen, 15 z Natzweiler, 25 z Neuengamme, 15 z Natzweiler,
25 z Neuengamme, 50 z Sachsenhausen; 21 VII 1943); T-354, rol. 649, kl. 48–52 (Kampfgruppe
Korsemann, Ia, Einsatzbefehl für das Unternehmen „Günther”; 28 VI 1943); kl. 47 (Befehl für den Abschluss
zur Bendigung des Unternehmen „Günther”); kl. 673 (Kampfgruppe Korsemann, Ia, Sonderbefehl); kl. 128
(SS-Sonderbataillon Dirlewanger, Erfahrungsbericht für das Unternehmen „Günther”; 14 VII 1943); rol. 650,
kl. 528–530 (nagłówki cytowane w przypisie), rol. 651, kl. 21–22 (SS-Sdr-Batl. Dirlewanger, Namentliche
Liste über ausgegebene Führerscheine; 10 VII 1943).
nr 15–16 – 2009
194
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
rera Kurta Weisse, 2. (rekruci z obozów) SS-Hauptsturmführera Rudolfa Steweno,
3. (rekruci z obozów) SS-Oberscharführera Friedricha Böhme, 4. (dawna 1. rosyjska)
SS-Hauptsturmführera Josefa Grohmanna, 5. (dawna 2. rosyjska) SS-Obersturmführera
Waldemara Wilhelma, sztabowej SS-Hauptscharführera Bellera oraz baterii artylerii
i Abteilung IVa. Obcokrajowcy stanowili 30 proc. podwładnych Dirlewangera. Ponadto jednostka składała się już tylko z 15 proc. kłusowników, 15 proc. żołnierzy
z zarzutami dyscyplinarnymi oraz nadal 5 proc. podwładnych Dirlewangera (głównie kadra) stanowił personel Waffen SS bez ciążących na nim zarzutów. Nową grupę – aż 35 proc. – stanowili więźniowie niemieckich, narodowosocjalistycznych
obozów koncentracyjnych.58
Jeszcze w trakcie przekształceń organizacyjnych do Dirlewangera doszedł
7 lipca nowy rozkaz o udziale w Unternehmen „Hermann” (13 lipca – 11 sierpnia
1943). Jej kryptonim został zapożyczony z nazwiska dowódcy 1. SS-Inf.Brig., SS-Brigadeführera Hermanna. Jeszcze przed rozpoczęciem pacyfikacji 6 lipca doszła wiadomość, iż gen. von Schenckendorff zmarł na atak serca. Trzy dni później uroczystości
pogrzebowe, połączone z defiladą wojska, SS i policji, zgromadziły całą wierchuszkę pacyfikatorów z von dem Bachem na czele. Ta szeroko zakrojona operacja obejmowała pełen zakres Bandenkämpfung. Celem pacyfikacji był rejon miejscowości:
Raków, Radoszkowicze, Zasław, Nowogródek, Iwieniec i Wołożyn, czyli obszar
Puszczy Nalibockiej. Przeciwpartyzanckie uderzenie wykonywały: 1. Brygada Piechoty SS, 2. pułk policji SS, 31. pułk policji, 15., 57., 115. i 118. bataliony Schuma
i Gendermerie KdO. Krwawa pacyfikacja trwała prawie cały miesiąc. Operacja była
wymierzona w partyzantkę sowiecką oraz stanowiące jej integralną część zgrupowanie braci Bielskich. W obszarze niemieckich działań operacyjnych znalazł się też
batalion partyzancki Obwodu AK Stołpce, dowodzony przez ppor. Kacpra Miasyewskiego ps. „Lewalda” (ok. 600 żołnierzy). Polska jednostka została praktycznie
rozbita, a jej straty sięgały 120 żołnierzy zabitych, rozstrzelanych i zaginionych.
Przykładowo jeden z meldunków dziennych 1. kompanii informował 22 lipca, że
w rejonie Pierwszaja–Januszkowicze pozyskali 424 „ochotników do pracy” (Arbeitswillige), 25 furmanek (Panjefahrzeuge) i 32 konie. Łącznie Dirlewanger z podwładnymi zabili 1.067 wrogów w walce, zaś kolejnych 550 po ich zakończeniu, ponad
SS-Sondekommando składało się (6 VII 1943) ze sztabu batalionu, kompanii niemieckiej. 1., 2. i 3.
kompanii rosyjskich, K-Staffel, Truppenarzt, itd. Podział sześciokompanijny z baterią artylerii i K-Staffel
występuje w rozkazie batalionowym z 10 VII 1943. AAN, T-354, rol. 649, kl. 661–662 (SS-Sdr.-Batl.
Dirlewanger, Erfahrungsbericht „Unternehmen Günther”; 14 VII 1943; kl. 1227 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger,
Bataillonsbefehl; 10 VII 1943); rol. 650, kl. 142–148 (Der HSSPF Rußland Mitte und Weißruthenien, Ia,
Tgb. Nr. 1412/43, Kräftsübersicht, Stand von 20 VII 43; 30 VII 1943); kl. 901 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger,
Funkspruch, Bataillonsbefehl; 10 VII 1943).
58
Artykuły
1.200 sztuk inwentarza. Bilans działań niemieckich obejmował zabicie w trakcie
walk 4.280 ludzi, wzięcie do niewoli 654 partyzantów, deportowanie na roboty do
Niemiec 20.944 ludzi oraz uprowadzenie 21.059 sztuk inwentarza. W ramach tej
akcji eksterminacyjnej zostały spalone zabudowania i mieszkańcy dziesięciu wsi,
zaś w innych przypadkach ludność była rozstrzeliwana. Wówczas 21 lipca 1943 r.
mieszkańcy wioski Dory zostali spędzeni do cerkwi wraz popem i spaleni żywcem.
Równocześnie HSSPF Ostland, SS-Obergruppenführer Friedrich Jeckeln usiłował ograniczyć zakres represji wobec partyzantów, którzy mieli być przekazywani SD, a nie
rozstrzeliwani na miejscu.59
Tymczasem Reichsführer SS nakazywał „ewakuację” całej ludności, a w szczególności mężczyzn, którzy mieli być kierowani do pracy przymusowej w III Rzeszy. W końcu sierpnia jednostka Dirlewangera, licząca 550 oficerów i szeregowców,
współpracowała z 57. batalionem Schuma w rejonie Plescenicy–Okołowa. W wyni- 195
ku ich wspólnej akcji zginęło 38 partyzantów, choć odnaleziono znowu tylko pięć
karabinów i jeden karabin maszynowy. Jednocześnie doszło do dezercji dwudziestu
żołnierzy z Schm. Batl. 57, co mogło zgubnie wpłynąć na rosyjskich i ukraińskich
podkomendnych Dirlewangera.60
Policjanci z Schuma, służący na wschodnich terenach okupowanych przez III Rzeszy, zarabiali
od lipca 1943 r.: Schutzmann (375 rubli/ 90 złotych GG/ 30 marek niemieckich), Unterkorporal (450/
108/ 36), Vizekorporal (525/ 126/ 42), Korporal (564/ 135/ 45), Vizefeldwebel (675/ 162/ 54), Komp.Feldwebel (750/ 180/ 60), aż do podpułkownika (1500/ 360/ 120). AAN, T-354, rol. 649, kl. 648–658
(Kampfgruppe Gottberg, Ia, Tgb. Nr. 398/43 II /g/, Einsatzbefehl für das Unternehmen „Hermann”; 7 VII
1943); kl. 663–664 (Einsatzgruppe Dirlewanger, Zusatzbefehl zu Einsatzbefehl „Hermann“; 14 VII 1943);
kl. 684–686 (Gend.Ers.KdO zbV, Ia, An die Einsatzgruppe D, Gefechtsbericht für die Zeit der vom 19 VII bis
6 VIII 43; 6 VIII 1943); kl. 687–690 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Gefechtsbericht der Einsatzgruppe Dirlewanger
von Unternehmen „Hermann”); kl. 700–701 (Kampfgruppe Gottberg, Ib, Besondere Anordnungen für de
Verorgung Nr.2; 20 VII 1943); kl. 730–733 (II./SS-Pol.-Regt. 2, Gefechtsbericht über den Einsatz des III./SSPol.-Regt. 2 im Unternehmen „Hermann” für die Zeit der Unterstellung unter Einsatzgruppe D vom 27 VII
43–3 VIII 43; 8 VIII 1943); rol. 650, kl. 182 (Kampfgruppe v. Gottberg, HO, Besondere Anordnungen für das
Unternehmen „Hermann”; 10 VII 1943); rol. 651, kl. 66–74 (Der RFSS, O.-VuR Geb. 430713. XI.; 27 VII
1943), kl. 951 (Komp.Gef.Stand 1. Komp., Tagesmeldung an das Bataillon; 22 VII 1943); M. Dean, dz.
cyt., s. 131–132; A. Munoz, O. Romanko, dz. cyt., s. 358; A. Pilch, Partyzanci trzech puszczy (Warszawa:
Editions Spotkania, 1992): s. 78–85; J. Turonek, dz. cyt., s. 153, 170.
60
Kube oceniał, podobnie jak Lohse, że 240.000 ha ziemi leży odłogiem na co wpływały deportacje
do III Rzeszy, uniemożliwiając uprawę gospodarstw. Pomiędzy 10–15 proc. zostało pozbawionych
przez Niemców jedynej „stalinowskiej” krowy, której nawet komuniści nie zabierali. We wrześniu
SS-Sonderkommando liczyło od 411 do 550 żołnierzy. Zob.: AAN, T-354, rol. 649, kl. 420 (Einsatzgruppe
D, Zusatzbefehl zum Evakuierungsbefehl); kl. 439 (Kampfgruppe v. Gottberg, Befehl v. 3 VIII 43); kl. 478–484
(Kampfgruppe v. Gottberg, Befehl; 1 VIII 1943); kl. 1202 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Bataillonebefehl nr. 28;
31 VIII 1943); kl. 1217 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Bataillonebefehl nr. 12; 13 VIII 1943); rol. 650, kl. 9 (Der
59
nr 15–16 – 2009
196
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
Ciężkich czasów mogła spodziewać się ludność Białorusi po śmierci Wilhelma Kubego, zabitego w zamachu bombowym 22 września 1943 r. Najbardziej
prawdopodobnym inspiratorem zamachu było SS, które chciało „ukrócić” cywilnego zarządcę Białorusi. Faktyczny HSSPF „Rußland Mitte u. Weißruthenien” (od
5 lipca 1943) SS-Gruppenführer von Gottberg przejął władzę na Białorusi jako zastępca Komisarza Generalnego Białorusi do czasu mianowania nowej osoby. Powyższe
zmiany personalne wydawały się zwiastować kolejne represje i pacyfikacje.61
Tymczasem raport Kubego rozpoczął karierę po śmierci swego autora.
Bräutigam przedstawił Bergerowi (czyli zwierzchnikowi Dirlewangera) wniosek
o wszczęcie śledztwa w sprawie metod pacyfikacji Białorusi, stosowanych przez SS
i policję. Oczywistą odpowiedzią Bergera było odrzucenie oskarżeń wobec podwładnego. Jednak niedługo potem sam przyznał przed Himmlerem (ale czy to, aby
nie było zabezpieczenie na przyszłość?), że postępowanie oddziału Dirlewangera
musiał uznać za „całkowicie nieodpowiedzialne”.62
HSSPF Russland Mitte and Weißruthenien, Ic Tgb nr 1701/43; 1 IX 1943); kl. 86–92 (Der HSSPF Russland
Mitte and Weißruthenien, Ia, Tgb. Nr 1678/43, Krafteübersicht Stand von 20 VII 43; 31 VIII 1943); kl. 94
(OKW, A. Arsl./Abw.-Abt. Abr III Nr. 1567/43, gIII /W/; 27 VII 1943); kl. 901 (Funkspruch nr 7; 10 VII
1943); kl. 841 (SS-Btl. Dirlewanger, Funkspruch v. 28 VIII 43); kl. 87 (Der HSSPF Russland Mitte and
Weißruthenien, Ia, Krafteübersicht; 31 VIII 1943); kl. 514–515 (SS-Hauptamt, BI, Wilddiebereiverdächtige
Brief v. 3 IX 1943); kl. 80 (Der HSSPF Weißruthenien, KdO. Abt. K. Tgb.-Nr. 719/43; 4 IX 1943); T-454, rol.
23, kl. 510–518 (Der Reichskommissar für das Ostland, Lohse do Rosenberga /fragmenty sprawozdań
Kubego o skutkach Großunternehmen „Cottbus” – kl. 515–517/; 14 X 1943); rol. 84, kl. 1322–1331 (Der
Generalkommissarin Minsk, Tgb.Nr. 770/43/g., Kube do Meyera; 27 VIII 1943); H-P Klausch, dz. cyt.,
s. 62–64; F. L. MacLean, dz. cyt., s. 132–133; R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 23.
61
Rosenberg usiłował wysunąć w październiku 1943 kandydaturę Arno Schikedanza na miejsce
Kubego. Natychmiast zareagował Berger, który oprotestował tę decyzję, zainteresowany, aby najwyższy urząd na Białorusi sprawował człowiek SS. Hitler ustąpił pod naciskiem RFSS, skutkiem czego
von Gottberg zachował stanowisko jako pełniący obowiązki, gdyż Führer nigdy nie wydał tej nominacji. A. Dallin, dz. cyt., s. 221; J. Turonek, dz. cyt., s. 196.
62
Fascynującą koncepcję przedstawił brytyjski historyk. Latem 1943 doszło do przesilenia w kręgach władzy na wschodzie. W tych działach mieli uczestniczyć dwaj ministrowie Rzeszy (Himmler
i Rosenberg), dwóch komisarzy Rzeszy, feldmarszałek, dziewięciu wysokich rangą dowódców
(sześciu generałów i trzech SS-Obergruppenführerów). A wszystko rozgrywało się wokół nowych zasad
statystyk i bezlitosnego prowadzenia Bandenbekämpfung. Korsemann popadł w niełaskę, Kube zginął,
von Scheckendoff zmarł na atak serca. Himmler miał zwierzyć się von dem Bachowi, że zamach na
Kubego był „uśmiechem losu dla narodu niemieckiego”. Generał von Schenckendoff badał zarzuty
fałszowania statystyk. Istotne mogły być fatalne relacje Korsemanna, Gottberga oraz Dirlewangera.
Wszystkie te wydarzenia łączyło uniemożliwienie lub choćby opóźnienie dochodzenia, ujawniającego skalę uchybień. A polikratyczny ustrój monopartyjnej dyktatury NSDAP otworzył jeszcze jedno pole rywalizacji, rozpoczynając wojnę totalną. Chociażby przywołane powyżej słowa Himmlera
wskazują, że rywalizacja pomiędzy Kubem, a SS mogła zakończyć się zamachem bombowym.
Artykuły
Tymczasem wraz ze śmiercią Kubego zniknął najważniejszy wróg SS na Białorusi. Zapewne dlatego pragmatyczny von Gottberg zmienił jesienią 1943 r. swój
stosunek do pacyfikacji i doszedł do wniosku, że dotychczasowe brutalne środki
stosowane wobec ludności „naruszają jej poczucie sprawiedliwości”. Jednocześnie
ten dowódca SS i pełniący obowiązki komisarza generalnego Białorusi wydał rozkaz, zabraniający stosowania „zbędnego okrucieństwa”. W tej rzeczywistości okupacyjnej von Gottberg, który został panem sytuacji, był wyłącznie odpowiedzialny
za dalszy rozwój sytuacji na białoruskich włościach. Całkowita zmiana poglądów
von Gottberga musiała zaskoczyć w końcu listopada 1943 r. urzędników OMi.63
Czasowym (czteromiesięcznym) wsparciem Dirlewangera okazał się 12 października przydział kompanii policjantów łotewskich, określanych jako SS-Lettenkompanie, którą dowodził Waffen-Hauptsturmführera der SS Licis.64 Nastepnie jednostka została rozwinięta do poziomu pułku i zaczęła od jesieni 1943 r. występować 197
w dokumentach jako SS-Regiment Dirlewanger. Zajęcie rejonu Newla (6–10 paźOczywiście oficjalna wersja niemiecka i sowiecka były w głównych zarysach zbieżne ze sobą. Poza
licznymi próbami zdyskredytowania komisarza, wysłano specjalnie do Mińska funkcjonariusza
SD, Eduarda Straucha. Ten wymordował wszystkich Żydów (częstokroć niemieckich), podległych
bezpośrednio Kubemu oraz tysiąc mieszkańców getta mińskiego. Jednoznacznie nie można odrzucić tezy, że zamach był przygotowany przez SS (komisję, wyjaśniająca motywy zamachu, tworzyli
oficerowie SS, śledztwo trwało zaledwie kilka dni, a zamachowczynie uciekły o czym Niemcy wiedzieli dzięki własnej agenturze w szeregach guerrilli). Białorusini w pożegnalnym nekrologu wytknęli w nekrologu anonimowego mordercę jako: „tchórzliwego przestępcę” i „naszego wroga”. AAN,
T-175, rol. 81, kl. 2601591 (SS-HABe/Ra./ VS-Tgb.Nr.4479/43, Berger do Bräutigama; 13 VII 1943); kl.
2601592 (VS-Tgb.Nr.4937/43, SS-Ogruf. Berger an SS-Ostuf. Brandt; 22 IV 1943); kl. 2601635 (Der RFSS,
Tgb.Nr. 39/140/43. Himmler do Kaltenbrunnera; 24 VI 1943); rol. 59, kl. 2575281–2575282 (Der SSPF
Weißruthenien, Tgb.Nr. 422/43; von Gottberg do Himmlera i Bach; 21 VII 1943); kl. 2575288 (Der RFSS,
Persönlicher Stab, Tgb.Nr. 36/201/43; Brandt do Bergera; 14 VIII 1943); T-354, rol. 649, kl. 722 (SS-Sdr.Batl. Dirlewanger); rol. 650, kl. 27–31 (Der HSSPF Russland Mitte and Weißruthenien, Ic, Tgb. Nr. 1992/43,
Krafteübersicht, stand von 22 IX 43; 1 X 1943); kl. 39, (Der HSSPF Russland Mitte and Weißruthenien,
tgb. Nr. 601/43 g, Überprüfung, einheimischer, Augesteller; 22 IX 1943); kl. 56 (OKW, nr. 03408/43 geh.
WFST/Op./H./, Der Chef des OKW, WFST/Org II, nr 02958 geh v. 8 VII 43; 18 VIII 1943); T-454, rol.
15, kl. 233 (sprawozdanie Grosse Sonderkommission); rol. 23, kl. 484 (sprawozdanie Labsa z konferencji
z Gottbergiem, 22–23 XI 1943); kl. 502–506 (Bräutigam do Bergera; 25 X 1943 i dalsza korespondencja); rol. 29, kl. 1182 (list Himmlera do Rosenberga; 19 XI 1941 o zastępstwie komisarza generalnego
w czasie dłuższej nieobecności); Trials..., Vol. XIII, s. 530–531; P. W. Blood, dz. cyt., s. 208–209.
63
Po śmierci Komisarza Generalnego Himmler, miał stwierdzić, że ponownie szykował obóz koncentracyjny dla Kubego. Oddział Dirlewangera prowadził działania przeciwpartyzanckie jeszcze
w ostatniej dekadzie października, T-354, rol. 649, kl. 722 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, 1. Kompanie,
Nachteinsatz auf Michalowo. An des Bataillon; 20 X 1943); F. L. MacLean, dz. cyt., s. 143.
64
Waffen-Hauptsturmführer der SS Licis dowodził od 5 II 1944. Lettische Polizei Bataillon W/274,
J.W. Gdański, dz. cyt., s. 240.
nr 15–16 – 2009
dziernika 1943) przez Armię Czerwoną spowodowało przeniesienie z początkiem
listopada policyjnej Kampfgruppe von Gottberg wraz z SS-Sonderkommando, liczącym
wówczas 810 żołnierzy, na linię frontu w okolicach Witebska. Jednostka Dirlewangera została rzucona 5 listopada na północno-wschodni odcinek obronny pod Dretuniem, mimo, iż nie była przygotowana do służby frontowej.65
W obliczu pojawiających się oznak tchórzostwa dowódca SS-Sonderbataillon wprowadził karę śmierci za ucieczkę z pola walki. Zmikrofilmowane dokumenty
jednostki Dirlewangera nie dają pewności, kiedy wyjechał on na urlop do Niemiec,
do swojego domu w Eßlingen. Mogło to zbiec się z przyznaniem mu 5 grudnia
Niemieckiego Krzyża w Złocie (Deutsches Kreuz in Gold). Tym razem zastąpił go
SS-Hauptsturmführer Erwin Walser. Krwawe walki trwały do końca listopada. Straty SS-Sonderkommando wyniosły 35 zabitych i 143 rannych (m.in. SS-Grenadierów
Alfreda Ciesewskiego, Viktora Lempę i Ewalda Bujarę). Liczby te znacznie przekraczały wyniki dotychczasowych walk z partyzantką. Jednostka, obejmująca jeszcze
dwie kompanie z 797. pułku ochronnego, walczyła pod Kosari i Kalinki, wspierając
też 24. pułk policji. Zmagania charakteryzowały się dalej ogromną zaciekłością, co
potwierdzała choćby śmierć oficera SS-Hauptsturmführera Rudolfa Stöweno. Walki
trwały w listopadzie i grudniu 1943 r. aż do odbicia z rąk sowieckich Połocka. Wówczas sytuacja na froncie ustabilizowała się aż do czerwca 1944 r.66
Kampfgruppe von Gottbeg składała się w listopadzie z: „SS-Pol._Regt. 2., 13. i 24, Schm.batl. 1.
i F/255 (litewskie) oraz F/57. (ukraiński), Gend.-Züge (mot) 13., 19. i 49., Pol.Pz.-Kp. 9., verst. 12. i Mitte,
Gend.-Eins.Kd. z.b.V. Kreikenbom, SS-Sdr.Batl. Dirlewanger, Flak.Abt. RFSS, II./SS-Jäg.-Batl., Pak-u.FlakZug, 2. Battr. SS-Inf.Brigade, Battr.d.OFK. 392, Pi.-Bau-Batl. 18., Pi.-Komp. 505., Sich.-Batl. 797., TN-Komp.,
Kw.-Kolonne 992, Kdt.Stabs-Quartier für Angeh.d.Kgr.-Stabes, N-Offizier beim Stabe für N-Kp.b.Stabe”.
Wówczas doszło do paradoksalnego wykorzystania przez Kampfgruppe von Gottbeg dwóch jednostek litewskich i jednej ukraińskiej oraz rosyjskich i ukraińskich podkomendnych Dirlewangera
(jako jedynych tego typu „ochotników wschodnich” walczących na froncie wschodnim po wycofaniu jesienią 1943 ostbatalionów na Zachód i Bałkany w ramach Unternehmen „Panther”). AAN, T-354,
rol. 648, kl. 25–26 (Kampfgruppe von Gottberg, Ib, Meldung des Ists an Waffen und Fahrzeugen; 14 XI
1943); kl. 1121 (SS-Sdr.Batl., Batls.-Befehl v. 7 XI 43); kl. 1124 i 1131 (SS-Sdr.Batl., Batls.-Befehl v. 5 XI 43,
uzupełniające się); J. Mackiewicz, „Na ziemi płonącej nienawiścią”, Wiadomości, nr 27 (483) 1955.
Polski pisarz podał, że Sowieci wymorodowali 90 proc. mieszkańców tego miasta za kolaborację
z Niemcami.
66
Łącznie zginęło 42 żołnierzy batalionu, którzy polegli w okresie 8 XI 1943 – 2 XII 1943. AAN,
T-354, rol. 648, kl. 22 (Kampfgruppe von Gottberg, Ib, Besondere Anordnungen für die Versorgung; 18 XI
1943); kl. 25 (Kampfgruppe von Gottberg, Ib, Meldung des Ists an Waffen und Fahrzeugen; 14 XI 1943);
kl. 398–399 (SS Sdr.-Batl., Bataillonsbefehl; 15 XII 1943); rol. 650, kl. 433 (SS-Sdr. Batl. Dirlewanger,
Gefallenenmeldung /Stichtag 2 XII 43/; 4 XII 1943); F. L. MacLean, dz. cyt., s. 142–143; R. Michaelis,
Das SS-Sonderkommando Dirlewanger. Der Einsatz in Weißrussland 1941–1944 (Berlin: Michaelis, 2004):
s. 25; A. Munoz, O. Romanko, dz. cyt., s. 370–372.
65
198
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
Artykuły
Za walki z Armią Czerwoną żołnierze SS-Sonderkommando otrzymali dziesięć Krzyży Żelaznych II klasy i dwa ponowne nadania tego odznaczenia. Późną
jesienią pierwszych siedmiu żołnierzy Dirlewangera przeszło szkolenie w zwalczaniu sowieckiej broni pancernej. Grudzień upłynął podkomendnym Dirlewangera
na intensywnych działaniach obronnych w rejonie Małaja Puszcza–Dretuń, jeziora
Stradań, w trakcie których dochodziło nawet do walk wręcz. SS-Sonderkommando
współdziałało z II./ SS-Jäger Regiment oraz 2./SS-Pol. Regiment 24. Jednostka liczyła
wówczas 5 oficerów, 24 podoficerów i 338 żołnierzy. Dysponowali oni różnorodną
bronią osobistą: dwunastoma karabinami maszynowymi, ośmioma moździerzami
(50 mm l.Gr.W i 81 mm m.Gr.W), pięcioma Infanterie Kanonen-haubitze (r) 76.2 mm
i eks-sowieckimi trzema 45 mm działami przeciwpancernymi. Walki miały też miejsce 20 i 23 grudnia. Sześć dni później SS-Sonderkommando okopało się, a pięćdziesięcioosobowe grupy jego żołnierzy rozpoczęły budowę półkilometrowych umoc- 199
nień polowych, obejmujących systemy zapór złożonych z min przeciwpiechotnych
i przeciwczołgowych. Jednocześnie do pracy zostali zagonieni białoruscy chłopi
z okolicznych wsi.67
Schyłek niemieckich rządów na Białorusi – 1944 r.
Początek 1944 r. upływał żołnierzom SS-Sonderregiment na leniwych walkach
pozycyjnych i wzajemnym ostrzeliwaniu się z Sowietami nad jeziorem Berezna.
Przykładowo w lutym zginęło tylko 12 żołnierzy, w tym Georg Cichon. Liczebność
jednostki osiągnęła 460 żołnierzy (w tym 6 oficerów i 201 Hiwisów) oraz podporządkowanych od niedawna 157 (a jeszcze 1 grudnia nawet 178) policjantów łotewskich z SS-Lettenkompanie pod dowództwem Waffen-Hauptsturmführera der SS Licisa.
Fatalnie wyglądał stan parku samochodowego SS-Sonderkommando, który obejmował
w styczniu tylko samochód dowódcy, osiem ciężarówek, dziewięć motocykli z koszami. Resztę stanowiły zaprzęgi konne zarówno dla podwód żołnierskich, jak i artylerii
AAN, T-354, rol. 648, kl. 45 (Kampfgruppe von Gottberg, Tagesbefehl 2; 11 XI 1943); kl. 5–6 (Kampfgruppe
von Gottberg, Ib, Besondere Anordnungen für die Versorgung Nr. 10; 2 XII 1943); kl. 7–12 (Kampfgruppe
von Gottberg, Ib, Besondere Anordnungen für die Versorgung Nr. 9; 1 XII 1943); 20–21 (Kampfgruppe von
Gottberg, Ib, Besondere Anordnungen für die Versorgung Nr. 7; 21 XI 1943); kl. 191 (SS-Pol/-Regt.24, Ia,
Stellungbau; 30 XII 1943); kl. 195 (Einheit FPN 00512, Stellungsbau in der HKL; 29 XII 1943); kl. 196
(Kampfgruppe von Gottberg, Ia, Verlage von Meldungen über den Stellungbau in der H.K.L.; 23 XII 1943);
kl. 268 (Einheit FPN 00512, Anforderung v. 27 XII 43); kl. 309 (Verstärktes SS-Pol.Rgt.24, Ia, Befehl für
Stoßtruppunternehmen am 20 XII 43; 19 XII 1943); kl. 535 (Verst. SS-Pol. Rgt.24, Ia, Abschrift v. 2 XII 43);
kl. 546 (SS-Sdr.Batl. Dirlewanger, Zusatzmeldung zur Morgenmeldung; 2 XII 1943); kl. 547 (SS-Sdr.Batl.
Dirlewanger, Morgenmeldung; 2 XII 1943); rol. 650, kl. 39 (SS-Sonderbataillon Dirlewanger, Zustandbericht;
25 XII 1943); A. Munoz, O. Romanko, dz. cyt., s. 373–377.
67
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
nr 15–16 – 2009
batalionowej. Nie był to oddział zdolny do blitzkriegu, szczególnie, że aż 37 jego koni
znajdowało się na leczeniu w polowym lazarecie weterynaryjnym w Połocku.68
Marzec to dla żołnierzy SS-Sonderkommando czas dalszego umacniania pozycji, dla których zagrożeniem okazywał się ostrzał artyleryjski. W walki pozycyjne były
zaangażowane: „schm.batl. 57. i 62., pol.sch.rgt. 31., I./pol.sch.rgt. 36., III./ss.sdr.rgt.dirlewanger i gend.eins.kdo.zbv.u.rgt.26”.69 Wyzwaniem dla Dirlewangera okazało się przygotowanie na podległym sobie terenie, miejsca do polowania na wilki dla swego protektora,
SS-Obergruppenführera Bergera. Wyznaczony termin spotkania przyjaciół przypadał
na trzeci weekend marca, kiedy to szef SS-Hauptamtu miał przylecieć na Białoruś. Jak
okazało się Gottlobowi nie starczyło czasu, a w zamian przyczynił się do awansowania 19 marca lojalnego Oskara Dirlewangera na SS-Standartenführera d.R.70
200
Walki partyzanckie spotkały się z zainteresowaniem samego Himmlera, który ustanowił specjalną
Odznakę za Wojnę Partyzancką (Bandenkampfabzeichen) na początku 1944. Odznaczenie przyznawano w trzech klasach: brązowej (za 20 dni walk z partyzantami), srebrnej (50 dni) i złotej (150 dni).
Dirlewanger zgłosił 100 żołnierzy do brązowej, 30 do srebrnej i 20 do złotej. Ponadto wielu żołnierzy pułku Dirlewangera było odznaczonych Medalem za Waleczność dla Ludów Wschodnich
(Tapferkeitsauszeichnung für Ostvölker), podobnie, jak dowódca, który otrzymał jeszcze 9 X 1942
Tapferkeitsauszeichnung für Ostvölker II. Klasse in Silber mit Schwertern i 10 XI 1942 Tapferkeitsauszeichnung
für Ostvölker I. Klasse in Silber mit Schwertern. Żołnierze Sonderkommando, będący bezwzględnymi
Bandenbekämpftragerami, potrafili zrezygnować z trzymiesięcznego żołdu, aby wesprzeć mahometańskie organizacje dobroczynne w obliczu głodu, panującego w Bośni. Łotewska kompania, podlegająca Dirlewangerowi, składała się z czterech plutonów (I. – 36 ludzi, II. – 37, Rez.Zg. – 26, Schw.
Zg. – 40) oraz 15-osobowego sztabu. Tylko w styczniu Łotysze stracili 16 żołnierzy. AAN, T-354, rol.
648, kl. 93–94 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Tagesmeldung für dem 20–21 I 1944); kl. 334 (SS-Sonderregiment
Dirlewanger, Funkspruch v. 16 I 1944); kl. 74 (SS-Sdr.Regt. Dirlewanger, Meldung v. 21 I 44 podaje liczebność z 21 I 1944 – 442 żołnierzy w niemieckiej kampfgruppe – 224 i trzy eks-sowieckie 45 mm działa
ppanc.; kompanii rosyjskiej – 161, zaś w 1. Battr.Schm.Btl.56. – 57 i cztery działa oraz, 57 sań dla ludzi,
39 podwód /panjewagen/, 114 koni, osiem wozów polowych /Feldwagen/, dziewięć motocykli z koszami, osiem ciężarówek i jeden samochód osobowy); kl. 111 (lista uzbrojenia niemieckiej kampfgruppe
obejmuje jeszcze dwa 52 mm granatniki, pięć 82 mm moździerzy); kl. 120–123 (Kampfgruppe v. Gottberg,
Ia/Pi., Abschrift v. 4 I 1944); kl. 178 (SS-Sdr.-Batl. Dirlewanger, Tagesmeldung für den 7 I 44); kl. 187, 234,
366, 550 (SS-Lettenkompanie,: Tagesmeldung, den 1 XII, 23 XII 43, 2 I i 6 I 1944); kl. 230 (SS-Sdr.-Batl.
Dirlewanger, Istbestandmeldung – Waffen u.Kfz; 3 I 1944); rol. 650, kl. 506 (SS-Sdr.-Rgt. Dirlewanger, IIb,
Personalbogen Gefallener; 18 II 1944); kl. 631–634 (Funkspruch an HSSPF, Minsk, v. 22–24 II 1944); kl.
643–663 (Funkspruch v. 3–10 III 1943); kl. 670 (SS-Sonderregimentbataillon Dirlewanger, Funkspruch v.
8 II 1944); G. Lepre, Himmler’s Bosnian Division. The Waffen-SS Handschar Division 1943–1945 (Atglen:
Schiffer Publishing, 1997): s. 112; D. Littlejohn, C. M. Dodkins, Orders, Decorations. Medals and Badges of
the Third Reich (Mountain View: R. James Bender Publishing, 1968): I, s. 156.
69
AAN, T-354, rol. 652, kl. 304 (Funkspruch v. 31 III 44).
70
Dirlewanger przeprowadzał dalsze zabawy, kosztem rosyjskich dziewcząt, które stawały się ofiarami dzikich ekscesów niemieckich oficerów („reprezentantów europejskiej kultury”). Post factum
ofiary patriarchalnej opresji najczęściej były mordowane. Jednocześnie ten sam Dirlewanger ścigany
68
Artykuły
Na początku kwietnia SS-Sonderkommando liczyło 330 Niemców i 246 Rosjan oraz Ukraińców. Podwładni Dirlewangera byli uzbrojeni w 529 karabinów,
36 km, 18 moździerzy oraz dwa 45 mm działa przeciwpancerne. Zaplecze transportowe jednostki opierało się na 102 koniach i 82 podwozach (panjewagen), 7 ciężarówkach, 14 motocyklach oraz 3 wozach sztabowych.71
W takim składzie jednostka Dirlewangera (bez artylerii) pod dowództwem
SS-Sturmbannführera Kurta Weisse, wzięła udział w prawie miesięcznych ostatnich
zmaganiach z białoruskimi partyzantami; trafiła do Einsatzgruppe Anhalt – jednej
z czterech. Celem operacji „Frühlingsfest” była likwidacja szesnastotysięcznej guerrilli w rejonie Lepiel–Połock–Dokszyce, wśród których Niemcy rozpoznawali
brygady partyzanckie (pisownia oryginalna za dokumentem): „Melnikow” – „Tschapajew”, „Tjebuth”, „Bareyka”, „Lenin” i „Kosmin” na północy, „Romanow”, „Utkin”,
„Lobanok”, Alexejew” i „Smolensker” na południu, „Gastello” – „Woroschilow”, „Rai- 201
zow”, „Korotkin”, „Medwedjew”, „Rodianow” oraz oddziały „Bolschewik” i „Lenin” na
zachodzie. Do walki runęła wzmocniona Kampfgruppe von Gottberg: 2., 24. i 26. pułki
policji SS oraz bataliony: dwa Schuma (57. i 62.), 23. SD, III./31., II./36. pol.sch.rgt
przez prokuratora SS za przestępstwa w GG, wnioskował o rehabilitację 337 swoich żołnierzy. Zaś
Bergerowi nie udało się nakłonić Himmlera na kierowanie pod komendę Dirlewangera wszystkich
żołnierzy SS skazanych przez sąd. AAN, T-354, rol. 648, kl. 696–697 (SS-Sdr.-Rgt. Dirlewanger, Befehl
über den Geleitschutz am 14 III 44; 13 IV 1943); kl. 699–701 (SS-Sdr.Rgt. Dirlewanger, Einsatzbefehl für
den 2 III 44; 1 III 1944); 706 (SS-Sdr.-Rgt. Dirlewanger, Bericht über Einsatz der 4. und 5. Komp. am 3 IV
1944); kl. 714 (SS-Sdr.Rgt. Dirlewanger, Befehl v. 27 III 44); rol 649, kl. 1255–1256 (Die Kommandierende
General der Sicherungs-Truppen und Befehlshaber in Weissruthenien, Ic; 21 III 1943); rol. 650, kl. 495
(SS-Sonderbataillon Dirlewanger, Rehabilitierungsanträge; 18 III 1944); H.P. Klausch, dz. cyt., s. 86–87;
F. L. MacLean, dz. cyt., s. 155–159; R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 195–197.
71
Od marca do SS-Sonderkommando przybyło 25 Niemców i dziesięciu Hiwisów. Liczebność poszczególnych pododdziałów w świetle dokumentu z 14 kwietnia wynosiła 489 żołnierzy: kompania dowodzenia (76 Niemców/3 Hiwi), 1. kompania (79//35/6 hiszpańskich SS-Frw.), 2./3. Einsatzkompanie
(122/25), 4. kompania (8/76), Schm.Battr. 1./56. (32/17), SD-Kommando (4 Niemców), 100-WattStation (3 Niemców), Wehrmacht (3 Niemców) W dokumentacji SS-Sonderkommando wzmiankuje się
od 14 kwietnia egzotyczne wsparcie w postaci sześciu Hiszpanów, którzy służyli w Waffen SS po
powrocie „niebieskiej” 250. Dywizji Piechoty do kraju. Byli to: Valenzia – Haras, Praga – Rodriguez,
(?) Castellanos, Ovadio – Inglesios oraz Lopez i Rodriguez Garcia. Jednocześnie nadal walczyli
u Dirlewagera SS-Grenadierzy o charakterystycznie brzmiących nazwiskach: Rogalski, Cwiklak,
Kolesnik, Poprawa, Kartschewski, v. Kidowski, Brzymala, Koschewski, Retzkowski, Tomainski. AAN,
T-354, rol. 648, kl. 672 (SS-Sdr.-Rgt. Dirlewanger, Befehl über Geleittsicherung am 6 IV 44; 4 IV 1944);
kl. 706 (SS-Sdr.-Rgt. Dirlewanger, Bericht über Einsatz der 4. und 5. Komp. am 3 IV 1944); kl. 711 (SS-Sdr.Rgt. Dirlewanger, Bericht über Feindberührung am Ostausgang Pawlowschtschina; 2 IV 1944); kl. 712 (SS-Sdr.
Rgt. Dirlewanger, Einsatzbefehl; 1 IV 1944); rol. 651, kl. 436–446 (00512, Namentliche Liste aller am Einsatz
Beteiligten Bat.-Angehöringen, 14 IV 1944); kl. 523 (SS-Pol.-Regt.24, Ia, Einsatzbefehl für den 30 IV 44; 30 IV
1944); rol. 652, kl. 298 (SS-Sdr.Rgt. Dirlewanger, Funkspruch an HSSPF, Abt. Ia; 1 IV 1944).
nr 15–16 – 2009
oraz Grupa Kamińskiego (dwa pułki i batalion), dwa zmotoryzowane plutony żandarmerii (17. i 18.), oddział psów policyjnych. Wehrmacht zaangażował do operacji
64. pułk ochrony, 743. batalion saperów, 3. (Fla) Pz. Jg. Abt 256., 1. Komp. s.H.Pz.Jg. 519
z 88 mm działami ppanc, 1. Battr. s.Art-Abt. 845, 1. oraz Battr. Sturmgesch. Brig. 245 oraz
trzy pociągi pancerne („Werner”, „Blücher” i „61”).72 Ponadto działania wspierała
niemiecka 3. Armia Pancerna, która zabezpieczała od północy linię jezior: Homiel,
Janowo, Tieszcza, Wierkudskoje, Otielowe i Biełaje. Kampfgruppe von Gottberg atakowała od południa i południowego-zachodu w czterech grupach. SS-Sonderkommando
działało w ramach grupy Anhalta w okolicach jeziora Miedsosol. SS-Sturmbannführer Weisse zagrzewał do walki żołnierzy, na czele których zdobywał 19 kwietnia
ufortyfikowaną bazę partyzancką we wsi Czernica. Sześć dni później poprowadził
do ataku na wzgórze 184.9, które zdobył błyskawicznym szturmem. Równocześnie
4. kompania SS-Sonderkommando wzięła udział w krwawych czterodniowych walkach o Hornowo–Swatki u boku 24. pułku policji SS. A pozostała część batalionu
odpierała kilkakrotnie ataki partyzanckie (22 kwietnia, 2–3 i 8 maja). Pacyfikatorzy
z KGr.v.Gottberg, w trakcie Unternehmen „Frühlingsfest” zabili 7.011 partyzantów, zdobywając tylko 1.065 sztuk broni. Siedemnastego maja w raporcie podsumowującym
operację, Dirlewanger napisał, że zginęło 19 jego żołnierzy, zaś 43 zostało rannych.
Straty wyrównały uzupełnienia – 27 więźniów przybyłych z Sachsenhausen. W zasadzie walki z partyzantką nie kończyły się nigdy, czego dowodem były pacyfikacje
Senkowicz (23 maja) i Przysiółka (27 maja).73
W Unternehmen „Frühlingsfest” wzięły udział cztery Einsatzgruppen: Gefechtsstand Pyschno płk.
Krehana, Gefechtsstand Krolewtschisna dowodzona przez Major d.Sch. Rehdansa, Gefechtsstand
Dokschyze SS-Obersturmbannführera Anhalta, Einsatzgruppe Kaminski lub Gefechtsstand Beresino pod
wodzą Brigadekommandeur Kaminski). Dirlewanger poleciał rankiem 23 marca do Berlina, ale codziennie wydawał radiowe dyspozycje Weissemu. AAN, T-354, rol. 650, kl. 467 (Der HSSPF RußlandMitte and Weißruthenien, SS-Personalstelle; 8 IV 1944); rol. 651, kl. 527–528 (Einsatzgruppe Anhalt, IV a,
Versorgangsbefehl Nr.1; 21 IV 1944); kl. 538–541 (Pz.AOK.3, Merkblatt für die Erfassung der Landeseinwohner
und Wirtschaftsgüter bei „Regenschauer” und „Frühlingsfest”; bez daty); kl. 546–555 (Kampfgruppe von Gottberg,
Ib, Tgb. Nr. 172/44, Besondere Anordnung für die Versorgung Nr. 1 „Frühlingsfest”; 15 IV 1944); kl. 557–559
(Der Befehlshaber der Sipo u.d. SD Rußland-Mitte u. Weißruthenien, Sonderbefehl; 10 IV 1944); kl. 560–570
(Der HSSPF Rußland_Mitte u. Weißruthenien, Ic (RdS), Feindlage im Raum Lepel–Ulla–Polozk–Dokschyze;
11 IV 1944); kl. 582–595 (Kampfgruppe von. Gottberg, Ia – Tgb.Nr.520/44, Einsatzbefehl für das Unternehmen
„Frühlingenngsfest”; 11 IV 1944); kl. 604–606 (SS-Pol.-Rgt. 2, Ia. Tgb.Nr. 277/44, Zusatzbefehl nr.1; 15 IV
1944); rol. 652, kl. 339, 340 (Funk an Hauptsturmfüher Weisse; 23–24 III 1944).
73
AAN, T-354, rol. 648, kl. 657–658 (Einsatzbefehl für das Unternehmen „Prissyok” am 27 V 1944);
kl. 663 (SS-Sdr.-Rgt. Dirlewanger, Einsatzbefehl für das Unternehmen „Senkowitschi” am 23 V 44; 22 V
1944); kl. 670 (SS-Sdr.-Rgt. Dirlewanger, Bericht über die Geleitsicherung, am 19 V 44; 18 V 1944); rol.
650, kl. 436–437 (Der Reichsführer-SS, SS-Hauptamt, BI4 (IVa), Brief v. 25 IV 1944); kl. 454 (SS-Sdr.Rgt. Dirlewanger, Befehl; 11 V 1944); rol. 651 kl. 250 (Der HSSPF Russland und Weißruthenien, Ia,:
72
202
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
Artykuły
Po zakończeniu tych działań do SS-Sdr.Rgt Dirlewanger trafiło jeszcze większe wsparcie – 287 więźniów z Sachsenhausen i 182 z Auschwitz. Jednocześnie
Pełnomocnik ds. Siły Roboczej, Fritz Sauckel (Generalbevollmächtigter für den Arbeitseinsatz) zapowiedział podporządkowanie w ciągu miesiąca jednostce 3–4 tys. muzułmańskich ochotników (2–3 tys. ze Środkowego Wschodu tzw. Turkiestanu i tysiąc z Północnego Kaukazu). Dlatego Dirlewanger dopominał się 29 maja u Bergera
przybycia do SS-Sonderregimentu tysiąca nowych ochotników turkiestańskich.74
Realnym i faktycznym wsparciem okazało się przydzielenie 2 czerwca SSSonderkommando baterii dział 88 mm Fliegerabwehrkanone 18/43, choć Dirlewanger
domagał się też bezskutecznie o przydatne w lasach działka 20 mm Flak 38. Tak,
czy inaczej radość Dirlewangera była wielka, co stało się przyczyną wielkiego pijaństwa w oddziale. W maju powiększyła się też liczba pojazdów mechanicznych
w jednostce do trzynastu, a czasowo z powodu walk w strefie frontowej Wehrmacht 203
przydzielił Dirlewangerowi dziewięć dodatkowych ciężarówek.75
Ostatnią pacyfikacją SS-Sonderkommando na Białorusi było zniszczenie
sowchozu „Sieljatiel”, skąd Niemcy porwali 69 chłopów, dwa konie i sześć krów.
W ciągu pierwszych trzech tygodni czerwca Dirlewanger zdążył jeszcze wnioskować o rehabilitację dziesięciu podoficerów (w tym SS–Rottenführera Graminskiego)
oraz SS–Hauptsturmführera Strumpfa. Tymczasem RFSS zaproponował 5 czerwca
żołnierzom Waffen SS (w tym podkomendnym Dirlewangera) ochotniczy zaciąg do
SS-Jäger Bataillon 502, dowodzonego przez SS-Sturmbannführera Otto Skorzenego, ale
nic nie wiadomo o zainteresowaniu służbą u sławnego Austriaka.76 Jednocześnie do
Dirlewangera trafiło 293 więźniów z Oranienburga. Obozy wysyłały też kolejnych
Unterstellung and Verlegung des Ostmuselmanische SS-Rgt. 1.; 1 V 1944); kl. 636–639 (Kampfgruppe von
Gottberg, Ib, Besondere Anordnung für die Versorgung Nr. 6; 1 V 1944); kl. 640 (Einsatzgruppe Anhalt,
Ia, Brief; 2 V 1942); kl. 647, (SS-Sonderbataillon Dirlewanger, Sturm-und Bandenbekämpftrage Brief;
5 V 1944); kl. 667 (SS-Sdr.Rgt. Dirlewanger, Feldpostnummer 00 512,: Verpflegungssatz I; 17 V 1944); rol. 651,
kl. 512–516 (Kampfgruppe von Gottberg, Ib, Tgb. Nr. 188/44, Besondere Anordnung für die Versorgung nr. 9;
7 V 1944), rol. 652, kl. 170 (Funkspruch Flora an SS-Pol.Regt. II, Ia; 17 V 1944).
74
AAN, T-354, rol. 652, kl. 162 (Funkspruch an HSSPF, Minsk; 20 V 1944); F. L. MacLean, dz. cyt.,
s. 163–164; R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 212.
75
Na stanie jednostki Dirlewangera znajdowały się cztery ciężarówki Simca, trzy Trippel, po jednym
Mercedesie V. 170 i Wandererze oraz osobowe Tatra, Bedford, Mercedes i Borgward. Wehrmacht przydzielił 19 V 1944 sześć pojazdów Opel Blitz i po jednej ciężarówce Ford, Mercedes i Renault. AAN,
T-354, rol. 651, kl. 229 (SS-Sdr.Rgt. Dirlewanger, Fernschreiben; 2 VI 1944, podziękowanie Bergerowi za
wzmocnienie pułku baterią 88 mm dział plot.); kl. 701, (Fahrzeuge Einheit 00 512, die wich och beim
HKF; 19 V 1944) rol. 652, kl. 146 (Funkspruch an SS-Ogruf. Berger von 29 V 44); F. L. MacLean, dz. cyt.,
s. 165–166; R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 217.
76
AAN, T-354, rol. 652, kl. 94 (Fernschrift am SS-Sonderkommando „Dirlewanger” v. 5 VI 44).
nr 15–16 – 2009
oficerów, w tym dwóch SS-Hauptsturmführerów Josefa Grohmanna77 i Wolfganga
Plaula, którzy trafili na Białoruś z obozu w Gdańsku–Maćkowym (Strafvollzugslager
der SS-und Polizei Danzig-Matzkau).78
Koniec niemieckiego panowania nad Białorusią przyniosła operacja „Bagration”, która rozpoczęła się 22 czerwca 1944 r. Po ośmiu dniach od rozpoczęcia sowieckiej ofensywy wycofujący się SS-Rgt. Dirlewanger liczył 971 żołnierzy i nadal był
podporządkowany Kampfgruppe von Gottberg. Jednocześnie związek Dirlewangera
został wzmocniony 30 czerwca przez ośmiusetosobowy 1. ostmuselmanisches SS-Regiment, dowodzony przez SS-Sturmbannführera d.R. Franza Liebermanna. Zgrupowanie znalazło się 2 lipca pomiędzy Łohojskiem, Smolewiczą i Smilawiczą, a jego zadaniem było opóźnianie postępów sowieckich na kierunku mińskim. Następnego
dnia okazało się, że obrona Mińska upadła, dlatego siły von Gottberga rozpoczęły
odwrót na Iwianiec, a później Lidę. Wiele dróg było zablokowanych przez wycofujące się w zamieszaniu i panice oddziały H. Gr. „Mitte”.79
Kampfgruppe von Gottberg osiągnęła 5 lipca pozycje obronne na południe od
linii kolejowej Lida–Mołodeczno. Nowymi rubieżami niemieckimi okazały się dawGrohmann został skazany na siedem miesięcy więzienia za używanie broni palnej, pijaństwo
w czasie pracy i składanie fałszywych oświadczeń. Po służbie w szeregach SD w Gliwicach (Gleiwitz)
i Katowicach (Kattowitz) został dowódcą 4. kompanii SS-Sonderkommando.
78
U Dirlewangera służyło wielu eks-sowieckich oficerów, choć jako zwykli żołnierze: Iwan
Mielniszczenko, Leonid Sachno, Iwan Hołtwianik, Nikołaj Roszko, Iwan Tereszczenko, Pawieł
Romanienko, Iwan Susuija, Wasyl Jalinskij, Aleksander Radkowski, Piotr Tereszczuk, Stiepan
Slobodianik, Nestor Chonkow i Iwan Goldwianik. Zob.: AAN, T-354, rol. 648, kl. 635 (SS-Sdr.-Regt.
Dirlewanger, Einsatzbefehl für den 13 VI 44; 12 VI 1944); kl. 639 (SS-Rgt. Dirlewanger, Geleitsicherungsmeldung
für den 9 Juni; 8 VI 1944); kl. 643–644 (SS-Sdr.-Regt. Dirlewanger, Einsatzbefehl; 4 VI 1944); kl. 648 (SS-Sdr.Rgt. Dirlewanger, Befehl für die Geleitsicherung, am 1 VI 44; 1 VI 1944); rol. 651; kl. 675 (II./Sonderregiment
Dirlewanger, Brief an SS-Sonder Regt. Dirlewanger; 8 VI 1944); kl. 680–689 (Der HSSPF Russland und
Weißruthenien, Ia/Ic, Tgb.Nr. 557/44, : Meldungserstattung für Bandenbekämpftrage; 20 V 1944); kl. 692
(SS-Sdr.Rgt. Dirlewanger, Stabskompanie, Rehabilitierung Liste: 18 VI 1944); kl. 693–694 (Namenliste zur
Stärkemeldung von 12. Juni 1944; odnajdujemy tam SS-Grenadierów o słowiańskich nazwiskach: Claus
Drzymala (ur. 21 VII 14 – czyżby spokrewniony z Michałem Drzymałą, bohaterem zmagań o „wóz
Drzymały”), Gustav Jakowski, Alfred Koschmieder, Franz Kubinski, Alex Suchalski, Walter Woytynek
i Rudolf Zientarski; kl. 763 (Bericht über das Spähtruppunternhmn in der Nacht von 2 VI/3 VI 44).
79
Dowódcy „Turkiestańczyków”, po tajemniczej śmierci SS-Obersturmbannführera Andreasa
Mayer-Madera w marcu 1944, zmieniali się często w ciągu trzech miesięcy. Najpierw byli dwaj
SS-Hauptsturmführerzy Heinz Billig i Emil Herrmann, potem SS-Sturmbannführer d.R. Franz
Liebermann, zaś po upadku Grodna funkcję przejął Uzbek, były sierżant Armii Czerwonej, awansowany do stopnia Waffen-Obersturmführera der SS – Gulam Alimow. J. W. Gdański, dz. cyt., s. 142–143,
225–226; O. Romanko, Muslim and Hindu Volunteers In German Service 1941–1945 [w:] A. J. Munoz,
The East Came West. Muslim, Hindu and Buddhist Volunteers in the German Armed Forces 1941–1945
(Bayside: Axis Europa Books, 2001): s. 81.
77
204
Kryminaliści w mundurach. Powstanie i operacje pacyfikacyjne SS-Sonderkommando Dirlewanger
Artykuły
ne transzeje z I wojny światowej, a kombinowana grupa policyjno-wojskowa była
jedynym niemieckim ugrupowaniem na styku 4. i 9. Armii. W odpowiedzi na sowieckie szturmy SS-Sonderregiment kontratakował, choć ostatecznie został zmuszony
do wycofania się po dwóch dniach z całą kampfgruppe. Obrona Lidy padła rankiem
7 lipca. Kolejnym zadaniem dla von Gottberga było utrzymanie Grodna, ale Armia
Czerwona bez najmniejszego oporu „wyzwoliła” po raz drugi 16 lipca to miasto.80
Całość swych sił Dirlewanger wycofał do wschodniopruskiego miasteczka Lyck (Ełk), znajdującego się w pobliżu poligonu w Orzyszu (Arys), który był
źródłem zaopatrzenia. W planach miał on dodatkowe szkolenie w dolnośląskim
Neuhammer. SS-Sdr.Rgt. Dirlewanger nie był już wykazywany 19 lipca w składzie
Kampfgruppe von Gottberg. Krytyczna sytuacja Niemców nad Wisłą stanęła na przeszkodzie reorganizacji SS-Sonderregiment Dirlewanger. Jednostka w lipcu składała się
tylko z 5 proc. kłusowników, 10 proc. Rosjan i Ukraińców, aż 40 proc. żołnierzy 205
Wehrmachtu i Waffen SS z zarzutami dyscyplinarnymi oraz nadal 5 proc. podwładnych Dirlewangera (głównie kadra) stanowił personel Waffen SS bez ciążących na
nich kar. Zwiększyła się do 40 proc. grupa więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych. W takim składzie jednostka została skierowana do walki z powstańcami
warszawskimi.81
Okopana (na południowy wschód od Lidy) jednostka Dirlewangera wraz z Turkiestańczykami
dokonała skrzydłowego ataku na szpicę sowieckiego 26. Korpusu Pancernego i chwilowo przeszkodziła okrążeniu sił von Gottberga. D. M. Glantz, H. S. Orenstein, Belorussia 1944. The Soviet General
Staff Study (New York – Oxford: Routledge, 2004): s. 154–157, 162–164.
81
Michaelis twierdzi, że SS-Sdr.Rgt. Dirlewanger był zaangażowany w pacyfikację na terenie
Puszczy Nalibockiej po 22 VI 1944. Dokumenty wytworzone przez sztaby jednostek podległych
Dirlewangerowi lub do niego skierowane, a zmikrofilmowane przez Amerykanów, kończą się na
26 VI 1944 i nie można potwierdzić tej wersji. Skutki letniej katastrofy Niemców zaczęły się niekorzystnie potęgować na froncie białoruskim. Dokumenty, dotyczące Dirlewangera, z późniejszymi datami pojawiają się tylko sporadyczne. W takim zamieszaniu do jednostki karnej skierowano
SS-Untersturmführera Helmuta Lewandowskiego. AAN, T-354, rol. 648, kl. 625, 626, 628 i 629 (SS-Rgt.
Dirlewanger, Geleitsicherungsmeldung für den 20 VI, 21 VI, 23 VI, 24 VI 44); rol. 651, kl. 212 (Einheit 00512,
an die Ersatz-Kompanie SS-Sdr. Rgt. Dirlewanger;: Urlauberkontrolle; 26 VI 1944); kl. 240 (Ostmuselmanische
SS Regt. 1, Ia, Az. 13 h, St./Fl.; 25 VI 1944); kl. 754 (SS-Rgt. Dirlewanger, An Stabskompanie v. 26 VI 44);
R. Hinze, Das Ostfront-Drama 1944: Rückzugskämpfe Heeresgruppe Mitte (Stuttgart: Motorbuch Verlag,
1988): s. 425, 433, 439; F. L. MacLean, dz. cyt., s. 171–172; R. Michaelis, [1999] dz. cyt., s. 50; A. Munoz,
Forgotten Legions. Obscure Combat Formations of the Waffen-SS (Boulder: Paladin Press, 1991): s. 166–167,
176, 366; W. J. Spahr, Żukow (Warszawa: Wydawnictwo Bellona, 2003): s. 120.
80
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
nr 15–16 – 2009
Bartłomiej Noszczak
206
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii
Katolickiej w Warszawie
1954 r.
Jednym z imperatywów polityki wyznaniowej komunistycznego aparatu władzy
w powojennej Polsce było dążenie do podporządkowania sobie hierarchicznego Kościoła rzymskokatolickiego i wykorzystania jego potencjału do budowy nowej, „ludowej
ojczyzny”. Cel ten starano się osiągnąć przy pomocy szerokiego wachlarza środków
– począwszy od działań represyjnych, a skończywszy na wyrafinowanych metodach
ubezwłasnowolnia i politycznej indoktrynacji duchowieństwa. Zdawano sobie przy
tym sprawę, że proces ten nie będzie ani łatwy, ani krótki. Decydowały o tym głównie
specyficzne uwarunkowania występujące w Polsce – przede wszystkim wielowiekowa,
ugruntowana obecność Kościoła w życiu religijnym, społecznym, kulturalnym i politycznym oraz – to na skutek ostatniej wojny – katolickie en masse społeczeństwo.
Niezwykła właściwie w całych dziejach Polski „ludowej” szansa na skuteczne
przyspieszenie procesu „upaństwowienia” Kościoła nastała po aresztowaniu prymasa Stefana Wyszyńskiego (25/26 września 1953). Co najmniej do końca 1954 r. (mniej
więcej wtedy datują się początki względnej liberalizacji życia polityczno-społecznego w kraju, tzw. odwilży) państwo, nie napotykając praktycznie żadnego poważnego
i skutecznego oporu ze strony hierarchii i ogółu społeczeństwa, kształtowało politykę wyznaniową w sposób odpowiadający swoim politycznym interesom.
W tym czasie powstały m.in. sprzyjające warunki do realizacji zamysłu
utworzenia elitarnej, podporządkowanej państwu uczelni katolickiej, która miała
się stać kuźnią kadr wyższego duchowieństwa – lojalnego wobec systemu polityczno-społecznego PRL. Tę nową szkołę wyższą postanowiono otworzyć w Warszawie.
Nie planowano stworzenia dla niej od podstaw całej infrastruktury. Uznano, że lepszym rozwiązaniem (zarówno ze względu na czas, jak i znaczne oszczędności w wydatkach związanych z taką inwestycją) będzie przejęcie pokamedulskiego klasztoru
na Bielanach, znajdującego się od 1913 r. w użytkowaniu marianów.
Szerzej na ten temat zob.: B. Noszczak, Polityka państwa wobec Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce
w okresie internowania prymasa Stefana Wyszyńskiego (1953–1956) (Warszawa: IPN-KŚZpNP, 2008).
Artykuły
Jeszcze zanim doszło do ich wysiedlenia funkcjonariusze warszawskiego resortu bezpieczeństwa zabierali kleryków z Bielan na przesłuchania i żądali od nich
wyjawienia rzekomych przestępstw. Teren należący do zgromadzenia znajdował się
pod stałą (zarówno w dzień, jak i w nocy) kontrolą aparatu policyjnego. Marianie nie
donosili o tych wydarzeniach organom ścigania, bo – według określenia ich prowincjała ks. dr. Władysława Łysika – „czuli się poza prawem”.
Przeciwko duchownym toczyło się także śledztwo w sprawie rzekomego przecięcia przez ich kleryków kabla, który łączył salę obraz II Zjazdu PZPR
(10–17 marca 1954 r.) z Kremlem (zjazd odbywał się w bezpośrednim sąsiedztwie
zabudowań klasztornych, w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego).
Zarzut ten był o tyle nieprawdopodobny, że ów kabel był silnie strzeżony przez
wojsko i praktycznie niemożliwe było jego uszkodzenie. Śledztwo rozpoczęło się
najściem w marcu 1954 r. na klasztor bielański dużej liczby samochodów z kil- 207
kudziesięcioma funkcjonariuszami aparatu policyjnego i psami. Żądano wydania rzekomego sprawcy, dokonano rewizji klasztoru (trwała do godz. 2 w nocy),
legitymowano jego mieszkańców. Izolowano młodszych kleryków. Na terenie
klasztoru funkcjonariusze resortu bezpieczeństwa zorganizowali biuro przesłuchań i przez dłuższy czas przychodzili „do pracy” wzywając kolejno kleryków.
Wyselekcjonowaną grupę alumnów wzywano też na przesłuchania do siedziby
stołecznej MO w Pałacu Mostowskich; nękano ich psychicznie, niektórzy wracali w stanie depresji i wyczerpania nerwowego. Jednego z kleryków (jak dotąd nie
udało się ustalić jego personaliów) zatrzymano na trzy miesiące aresztu i zmuszono do opuszczenia zgromadzenia.
W czasie, gdy marianie byli represjonowani za rzekome przecięcie kabla wizytę w ich klasztorze złożyli przewodniczący prorządowej Komisji Duchownych
i Świeckich Działaczy Katolickich przy Ogólnopolskim Komitecie Frontu Narodowego (była to utworzona w październiku 1953 r. z inspiracji i pod patronatem
aparatu władzy organizacja tzw. ruchu społecznie postępowego katolików), zarazem
dziekan WT ks. Jan Czuj w towarzystwie związanego ze środowiskiem „postępowych” katolików ks. Stanisława Hueta. Bardzo dokładnie oglądali posiadłość zakonników Jak pisze ks. Tadeusz Górski „Nie wzbudziło to niczyjego zdziwienia,
Archiwum Akt Nowych (AAN), Urząd do spraw Wyznań (UdsW), 125/620, Pismo prowincjała
marianów ks. Władysława Łysika do ministra gospodarki komunalnej dotyczące w sprawie zwrotu
zakonowi przejętego przez państwo klasztoru na Bielanach, Gietrzwałd, 10 XII 1956, k. 38.
T. Górski, Jak wypędzono marianów z Bielan, „Tygodnik Powszechny”, 3 IX 1989, nr 36.
AAN, UdsW, 125/620, Pismo prowincjała marianów ks. Władysława Łysika do ministra gospodarki komunalnej dotyczące w sprawie zwrotu zakonowi przejętego przez państwo klasztoru na
Bielanach, Gietrzwałd, 10 XII 1956, k. 38.
nr 15–16 – 2009
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
gdyż obiekt jest zabytkowy i zawsze budził zainteresowanie zwiedzających. Sprawa
ich «przyjacielskiej» wizyty wyjaśniła się nieco później”.
O likwidacji domu zakonnego i siedziby prowincji marianów na Bielanach dyskutowali 16 kwietnia 1954 r. dyrektor Urzędu do spaw Wyznań (UdsW)
Antoni Bida i dyrektor odpowiedzialnego za walkę z Kościołem Departamentu
XI Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (MBP) płk Karol Więckowski. Stosowne decyzje w tej sprawie musiały oczywiście zapaść wcześniej na najwyższym
szczeblu aparatu partyjnego. W notatkach sporządzonych po tym spotkaniu ten
pierwszy zapisał, że marianie wraz z seminarium „otrzymają propozycję wyjazdu” do Gietrzwałdu. Powodem tego było m.in. oglądanie filmów amerykańskich
i niemieckich (sic!), a także wspieranie nielegalnych organizacji młodzieżowych.
Zakładano, że po wyremontowaniu przez Fundusz Kościelny obiekty pozakonne
zostaną przeznaczone na potrzeby projektowanej w Warszawie Akademii Teologicznej (AT).
Dziewiętnastego lipca 1954 r. prowincjał marianów ks. Władysław Łysik został wezwany do UdsW, gdzie jego wicedyrektor Roman Darczewski oświadczył
mu, że marianie mają się usunąć z klasztoru zgromadzenia na Bielanach w ciągu
czterech dni (do 24 lipca) i przenieść do „lokalu zastępczego” w Gietrzwałdzie koło
Olsztyna. Łysik domagał się wydania orzeczenia na piśmie, jednak Darczewski
odmówił stanowczo twierdząc, że takie pismo jest niepotrzebne, bo decyzja w tej
sprawie jest nieodwołalna.
Termin przesiedlenia marianów wybrano nieprzypadkowo. W lipcu – miesiącu urlopów – biskupi, do których mógłby się zwrócić prowincjał z prośbą o interwencję byli nieobecni w stolicy. Akcję poprzedzało ponadto wolne od pracy Narodowe Święto Odrodzenia Polski (22 lipca), stąd właściwie niemożliwe było w tym
czasie skuteczne zwrócenie się o interwencję do czynników administracyjnych.
Także 19 lipca przewodniczący Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego (PKPG) Eugeniusz Szyr na podstawie art. art. 4, 5 i 6 dekretu z 26 kwietnia 1949 r. o nabywaniu i przekazywaniu nieruchomości niezbędnych do realizacji
T. Górski, Jak wypędzono marianów…
AAN, Akta Antoniego Bidy, 484/13, Notatki Antoniego Bidy po spotkaniu z dyrektorem
Departamentu XI MBP płk. Karolem Więckowskim (Warszawa, 16 IV 1954), k. 67v.
AAN, UdsW, 125/622, Pismo prowincjała Zgromadzenia Księży Marianów ks. dr. Władysława
Łysika do premiera Józefa Cyrankiewicza w sprawie oświadczenia wicedyrektora UdsW Romana
Darczewskiego dotyczącego likwidacji klasztoru na Bielanach, [Warszawa], 22 VII 1954, k. 61.
AAN, UdsW, 125/620, Pismo prowincjała marianów ks. Władysława Łysika do ministra gospodarki komunalnej dotyczące w sprawie zwrotu zakonowi przejętego przez państwo klasztoru na
Bielanach, Gietrzwałd, 10 XII 1956, k. 38.
208
Artykuły
narodowych planów gospodarczych zezwolił Prezydium Rady Narodowej (PRN)
m.st. Warszawy na nabycie nieruchomości należących do marianów na Bielanach
oraz na ich niezwłoczne przejęcie – zgodne z przepisami przywołanego dekretu.
Mogło to nastąpić natychmiast po zinwentaryzowaniu tej nieruchomości przez
prezydium. W przypadku ustalenia przedmiotu i rozmiaru wywłaszczenia przez
stołeczne PRN, podmiot ten miał szczegółowo oznaczyć wielkość przejmowanych
nieruchomości z ewentualnym ograniczeniem powierzchni określonej zezwoleniem
Szyra, stosownie do „rzeczywistych potrzeb nabywcy” na podstawie sporządzonej
wstępnie dokumentacji projektowo-kosztorysowej.
Dwudziestego lutego Łysik dotarł do sekretarza Episkopatu biskupa Zygmunta Choromańskiego, który był zdziwiony zarówno informacją o wysiedleniu
marianów z Bielan, jak i planach utworzenia tam Akademii Teologicznej (AT),
o czym miał się dowiedzieć po raz pierwszy. Za pośrednictwem prowincjała polecił 209
złożyć protest w jego imieniu w UdsW. Łysik prosił telegraficznie o interwencję także przewodniczącego Konferencji Episkopatu biskupa Michała Klepacza.10
W związku z ultymatywnym oświadczeniem Darczewskiego w sprawie
klasztoru na Bielanach Łysik wysłał 22 lipca do premiera Józefa Cyrankiewicza pismo, w którym wyjaśniał, że marianie zajmują klasztor na mocy decyzji hierarchii
kościelnej, której podlegali, byli od niej zależni i nie mogli bez jej decyzji opuszczać
tego miejsca. Prowincjał oświadczył ponadto, że ustne oświadczenie Darczewskiego
kolidowało z art. 4 (pp. 2 i 3) i 70 Konstytucji PRL, art. 75 Kodeksu Postępowania Administracyjnego (Dz. U. 1928 r., N. 36, poz. 341), porozumieniem pomiędzy
państwem a Kościołem z 14 kwietnia 1950 r., wreszcie z zasadami praworządności
PRL sformułowanymi w marcu 1954 r. na II zjeździe PZPR przez przewodniczącego Rady Państwa Aleksandra Zawadzkiego.11 Łysik prosił premiera o rozpatrzenie
tej sprawy i obronę praw obywatelskich zakonników.12 Odwołanie to nie przyniosło
żadnego skutku.
Klasztor zaczęły za to wizytować komisje ze stołecznej Rady Narodowej
i UdsW. Domagano się szczegółowego ustalenia technicznej strony transportu.
AAN, UdsW, 125/622, Zezwolenie przewodniczącego PKPG Eugeniusza Szyra na przejęcie przez
PRN m.st. Warszawy obiektów na Bielanach po przesiedlonym stamtąd zgromadzeniu księży marianów, Warszawa, 19 VII 1954, k. 133.
10
T. Górski, Jak wypędzono marianów z Bielan…
11
Por.: „Wystąpienie Aleksandra Zawadzkiego na II Zjeździe PZPR (11 III 1954 r.)”, Nowe Drogi, nr 3
(III 1954): s. 212–220.
12
AAN, UdsW, 125/622, Pismo prowincjała Zgromadzenia Księży Marianów ks. dr. Władysława
Łysika do premiera Józefa Cyrankiewicza w sprawie oświadczenia wicedyrektora UdsW Romana
Darczewskiego dotyczącego likwidacji klasztoru na Bielanach, [Warszawa], 22 VII 1954, k. 61.
nr 15–16 – 2009
210
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
Ostrzegano, że marianie będą stratni, jeśli ich wywożone ruchomości nie będą spakowane. Łysik oświadczył, że nie będzie na ten temat rozmawiał, bo nie ma żadnej
podstawy prawnej, by opuścić placówkę13.
Do likwidacji mariańskiego klasztoru zaangażowano wszystkie siły Wydziału XI Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (UBP) dla m.st. Warszawy. Około
godz. 7 rano 23 lipca przyjechały na Bielany samochody ciężarowe z robotnikami,
referent do spraw wyznań Dąbrowski i nieznany dotąd z imienia i nazwiska funkcjonariusz urzędu bezpieczeństwa. Na żądanie tego ostatniego otwarcia drzwi Łysik
odpowiedział, że nie ma prawa wprowadzać do klauzury obcych osób.14 Wówczas
oficer resortu wyłamał zamek. Zaraz po tym robotnicy dostali się za klauzurę i zaczęli wynosić z klasztoru ruchomości należące do marianów. Ich protesty skutecznie stłumiono. W pewnym momencie, być może na skutek argumentacji kleryków,
robotnicy przerwali pracę. Funkcjonariusze UBP tłumaczyli im, że „przecież likwiduje się gniazdo pasożytów i ludzi społecznie nieużytecznych”.15 Być może to jednak inne formy „perswazji”, np. zastraszenie spowodowało, że robotnicy wrócili do
pracy, a dalsza likwidacja klasztoru odbyła się bez przeszkód.
Dobytek marianów (sprzęty codziennego użytku, umeblowanie sal wykładowych, bibliotekę, archiwa, warsztaty stolarskie i ślusarskie, materiały budowlane,
opał, zwierzęta hodowlane i pasiekę) wywieziono samochodami na Dworzec Gdański, skąd miał dojechać koleją do Gietrzwałdu. Przesyłkę jednak źle zaadresowano
i dojechała do niewłaściwej stacji; sporo czasu zajęło, zanim dotarła do miejsca przeznaczenia. Dobytek marianów rozładowywano w deszczu, wiele rzeczy zgubiono,
zniszczono i skradziono16.
Znaczna część ich majątku pozostała na Bielanach; w ciągu kolejnych tygodni rozwieziono go po różnych instytucjach. Najstarszą bibliotekę oddano do warszawskiego Wyższego Seminarium Duchownego (WSD), część archiwów zdeponowano w Niepokalanowie, wiele sprzętów przekazano do mariańskich klasztorów
w Górze Kalwarii, Licheniu i na warszawskiej Pradze. Zakonnicy zdążyli jeszcze
przed wysiedleniem wynieść do zaufanych osób wartościowe przedmioty (naczynia liturgiczne, dzieła sztuki, ważniejsze dokumenty), jednak niektórych z nich nigdy nie odzyskali17.
T. Górski, Jak wypędzono marianów…
AAN, UdsW, 125/620, Pismo prowincjała marianów ks. Władysława Łysika do ministra gospodarki komunalnej dotyczące w sprawie zwrotu zakonowi przejętego przez państwo klasztoru na
Bielanach, Gietrzwałd, 10 XII 1956, k. 38.
15
T. Górski, Jak wypędzono marianów…
16
Tamże.
17
Tamże.
13
14
Artykuły
Funkcjonariusze UBP zabrali 72 zakonnikom i klerykom dowody osobiste i wymeldowali ich bez ich zgody poza Warszawę bez prawa i możliwości
powrotu do stolicy.18 Dopiero po południu 23 lipca, po dłuższym wynoszeniu
mienia zakonnego dostarczono prowincjałowi Łysikowi pismo PRN m.st. Warszawy, które zawiadamiało go o przejęciu zajmowanych przez zakon marianów
obiektów na podstawie zezwolenia przewodniczącego PKPG. Informowano, że
nastąpi to na podstawie art. 6 dekretu z 26 kwietnia 1949 r. o nabywaniu i przekazywaniu nieruchomości niezbędnych dla realizacji narodowych planów gospodarczych.19
W istocie przywołana podstawa prawna nie odnosiła się do sytuacji marianów, bo kwietniowy dekret przewidywał specjalny tryb związany z postępowaniem wywłaszczeniowym, a w przypadku duchownych z Bielan nie zastosowano go. Działanie na mocy prawa zastąpiono przemocą i naruszeniem praw 211
obywatelskich zakonników. Jak wspominał później Łysik: „Zamiast normalnego
toku wywłaszczeniowego, polegającego na mierzeniu, zatwierdzaniu wniosku,
oszacowaniu itd. mieliśmy w błyskawicznym tempie przeprowadzone terroryzowanie członków Zgromadzenia, przeplatane usiłowaniem perswazji, zakończone
wreszcie dosłownym porwaniem mieszkańców i wywiezieniem w niewiadomym
kierunku”.20
To ostatnie odbyło się 24 lipca po południu. Marianie przed wyjazdem
uczestniczyli jeszcze w mszy św. Najpewniej ks. rektor Aleksander Perz udzielił
błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem, zaśpiewano pieśń eucharystyczną,
przełożony klasztoru ks. Wincenty Smoliński odmówił „Anioł Pański” i „Pod Twoją obronę”, następnie wszyscy modlili się długo w milczeniu21. O okolicznościach
wysiedlenia ks. Łysik wspominał: „Wywożono nas nie jak ludzi, którzy z całą swobodą sobą dysponują: z ekipą funkcjonariuszów [sic!] UB, las [bielański] był też nimi
obstawiony, że tylko niektóre osoby z zewnątrz mogły się jakoś prześlizgnąć przez
kordony. Ale w przybyłych po nas autobusach wydniały [sic] wywieszki z napisem
AAN, UdsW, 125/620, Pismo prowincjała marianów ks. Władysława Łysika do ministra gospodarki komunalnej dotyczące w sprawie zwrotu zakonowi przejętego przez państwo klasztoru na
Bielanach, Gietrzwałd, 10 XII 1956, k. 38.
19
Tamże, Wydane przez przewodniczącego PRN m.st. Warszawy Jerzego Albrechta zawiadomienie
prowincjała marianów ks. Władysława Łysika o przejęciu przez prezydium obiektów zakonnych
przy ul. Gwiaździstej 81, Warszawa, 23 VII 1954, k. 46.
20
Tamże, Pismo prowincjała marianów ks. Władysława Łysika do ministra gospodarki komunalnej
dotyczące w sprawie zwrotu zakonowi przejętego przez państwo klasztoru na Bielanach, Gietrzwałd,
10 XII 1956 r., k. 39.
21
T. Górski, Jak wypędzono marianów…
18
nr 15–16 – 2009
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
»Wycieczka«”.22 Tuż przed wyjazdem z Bielan, na skutek protestu prowincjała wywieszki te zdjęto. Marianie opuścili Bielany około 15.30. Razem z nimi wyjechały
pracujące tam siostry Imienia Jezus oraz kilka innych pracownic.
O godz. 1 w nocy 25 lipca marianie dojechali do klasztoru kanoników regularnych w Gietrzwałdzie, gdzie powitał ich przedstawiciel kurii olsztyńskiej ks.
kanonik Sikorski oraz miejscowy kierownik Wydziału do spraw Wyznań i funkcjonariusz urzędu bezpieczeństwa.23
Wysiedlenie zakonników zachwiało ich egzystencją (w klasztorze bielańskim mieszkała prawie połowa marianów). Prowadzone przez nich studia uległy
rozbiciu – na początku 1954 r. w nowicjacie było 25 nowicjuszy, a po wysiedleniu
zgłosiło się ich zaledwie 6. Dom w Gietrzwałdzie mógł pomieścić zaledwie część
kleryków. Zarząd prowincjalny zgromadzenia przez długie lata nie posiadał swojej
stałej siedziby24.
Zabudowania na Bielanach przejęło Stowarzyszenie PAX, które zaczęło
przygotowywać tam siedzibę dla projektowanej akademii.25 Aparat władzy przystąpił z kolei do działań w sferze legislacyjnej. Wraz z nastaniem korzystnych warunków do utworzenia podporządkowanej państwu uczelni teologicznej odżyła zawieszona w 1952 r. przez KC PZPR koncepcja, która zakładała zamknięcie wydziałów
teologii katolickiej na Uniwersytecie Jagiellońskim (UJ) i Uniwersytecie Warszawskim (UW).26
Drugiego sierpnia 1954 r. premier Cyrankiewicz wydał poufną uchwałę
w sprawie usamodzielnienia Wydziału Teologii Katolickiej (WTK) UW. W celu
AAN, UdsW, 125/620, Pismo prowincjała marianów ks. Władysława Łysika do ministra gospodarki komunalnej dotyczące w sprawie zwrotu zakonowi przejętego przez państwo klasztoru na
Bielanach, Gietrzwałd, 10 XII 1956 r., k. 38.
23
T. Górski, Jak wypędzono marianów z Bielan…
24
Tamże.
25
AIPN, 0445/116, Raport szefa UBP dla m.st. Warszawy ppłk. Ludwika Szenborna z przebiegu pracy operacyjnej podległej mu jednostki w VII 1954, Warszawa, 9 VIII 1954, k. 205; Tamże, Informacja
Departamentu XI MBP nr 9/167 dotycząca duchowieństwa, ściśle tajne, Warszawa, 28 VII 1954,
k. 59.
26
Przy podjęciu tej decyzji wzięto pod uwagę to, że WTK UW „nastawiony jest opozycyjnie do prymasa Wyszyńskiego i do Episkopatu i prowadzi korzystną pracę rozkładową”. Por.: Fragment notatki
z dziennika ambasadora ZSRS w Warszawie Arkadija Sobolewa o przebiegu rozmowy z członkiem
Biura Politycznego KC PZPR Jakubem Bermanem dotyczącej zamierzeń KC PZPR mających na
celu ograniczenie działalności i wpływów duchowieństwa katolickiego, Warszawa, 21 V 1952 [w:]
Polska w dokumentach z archiwów rosyjskich 1949–1953, wybór i opracowanie Aleksander Kochański,
Galina P. Muraszko, Albina F. Noskowa, Andrzej Paczkowski, Krzysztof Persak, tłum. Ewa Rosowska
(Warszawa: ISP PAN, 2000): s. 151.
22
212
Artykuły
„należytego zorganizowania studiów wyższych dla duchownych” Rada Ministrów
uchwaliła wyodrębnienie z uniwersytetu tego wydziału, który na podstawie obowiązujących go przepisów prawa kanonicznego miał kontynuować swoją działalność
w ramach planowanego utworzenia w Warszawie AT. Uchwalono, że uzyskiwanie
stopni magistra i doktora oraz nadawanie tytułu profesora zwyczajnego, profesora
nadzwyczajnego i docenta tej szkoły wyższej, a także jej zasady organizacyjne będą
regulowały przepisy obowiązujące dotąd w tym przedmiocie na WTK27 w dniu
wejścia w życie uchwały Rady Ministrów oraz przepisy prawa kanonicznego. Wykonanie uchwały zlecono ministrowi szkolnictwa wyższego Adamowi Rapackiemu.
Wchodziła ona w życie z dniem 1 września 1954 r.28
Także 2 sierpnia Prezydium Rządu wydało poufną uchwałę w sprawie organizacji studiów teologii katolickiej. W celu „zapewnienia odpowiednich warunków
kształcenia teologicznego duchownych na najwyższym poziomie kwalifikacji” zo- 213
bowiązano ministra szkolnictwa wyższego do zorganizowania z początkiem roku
szkolnego 1954/1955 AT w Warszawie i włączenia do niej Wydziału Teologicznego
(WT) UJ i WTK UW. Na ten cel minister finansów miał w porozumieniu z Ministerstwem Szkolnictwa Wyższego przyznać odpowiednie, dodatkowe kredyty,
a prezes Państwowej Komisji Etatów dodatkowe etaty. Z kolei PRN m.st. Warszawy
zobowiązano do wydzielenia, w porozumieniu z dyrektorem UdsW, odpowiednich
obiektów na pomieszczenia dla AT.29
Jedenastego sierpnia Rada Ministrów wydała niemal bliźniaczą uchwałę,
z tym, że jej postanowienia odnosiły się do wyodrębnienia WT z UJ i włączenia go
do planowanej w Warszawie AT.30
Dwa dni później Cyrankiewicz przedstawił przewodniczącemu Konferencji
Episkopatu Polski biskupowi Michałowi Klepaczowi opracowany przez Radę Ministrów projekt dotyczący utworzenia nowej akademii i włączenia do niej wydziałów teologii katolickiej z Krakowa i Warszawy. Hierarcha stwierdził, że w tak ważnej
sprawie nie może sam decydować i musi zasięgnąć opinii pozostałych biskupów.
Sprawę przedstawiono do dyskusji Komisji Plenarnej. Biskupi: Zdzisław
Goliński, Piotr Kałwa, Antoni Pawłowski i Ignacy Świrski, którzy weszli w skład
Por.: UdsW, 126/285, Statua Facultatis Catholicae Scientiarum Ecclesiasticarum in Universitate
Varsaviensi, k. 1–20.
28
AAN, UdsW, 125/610, Uchwała Rady Ministrów z 2 VIII 1954 r. (Nr 517/54) w sprawie usamodzielnienia WTK UW, k. 7 (Pełną treść uchwały opublikowano w aneksie tego artykułu).
29
Tamże, Uchwała Prezydium Rządu z 2 VIII 1954 r. (Nr 518/54) w sprawie organizacji studiów
teologii katolickiej, k. 19 (Pełną treść tej uchwały opublikowano w aneksie tego artykułu).
30
Tamże, Uchwała Rady Ministrów z 11 VIII 1954 r. (Nr 591/54) w sprawie włączenia WTK UJ do
AT w Warszawie, k. 7 (Pełną treść tej uchwały opublikowano w aneksie tego artykułu).
27
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
wyłonionej wówczas podkomisji, stanęli na stanowisku, że planowana akademia
jest nowym podmiotem i zgodnie z przepisami prawa kanonicznego nie może być
założona bez zgody Stolicy Apostolskiej. Tworzenie AT, zwłaszcza w świetle likwidacji krakowskiego WT, uznano za zamaskowaną kasatę tego wydziału i Episkopat
nie mógł się na to zgodzić.31
Na Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski (16 sierpnia) bp Klepacz zajął
następujące stanowisko odnośnie do akademii:
nr 15–16 – 2009
Stoimy wobec takiej rzeczywistości, że rząd na pewno nie będzie się
liczył z wywodami Episkopatu. Co ma zrobić Episkopat – odrzucić
wszystko byłoby niebezpieczne, przyjąć również nie można. Raczej
trzeba powiedzieć wyraźnie rządowi, że wy to tworzycie, a stanowisko Episkopatu będzie zależne od tego, czym będzie Akademia. Jeżeli
to będzie instytucja laicystyczna, Episkopat ustosunkuje się negatywnie – jeżeli zaś dacie gwarancje, że będzie kościelna, wtedy Episkopat
zajmie inne stanowisko, ale pod warunkiem, że nie będą likwidowane
seminaria w Warszawie i Krakowie. Organizacyjnie – będzie potrzebna misja kanoniczna dla wykładowców, słuchaczami akademii będą
mogli być ci, co pokończyli seminaria i chcą zdobywać stopnie naukowe.32
Po dyskusji Klepacz ustalił, że w rozmowach z władzami będzie się starał
bronić tezy, że nie powinno się likwidować krakowskiego WT i warszawskiego WTK,
a w kwestii akademii Episkopat jest niekompetentny. Jeżeli państwo zdecyduje się
ją otworzyć, to biskupi ustosunkują się do tej uczelni zależnie od jej charakteru.33
Ta niejednoznaczna postawa dawała władzom wolną rękę w kształtowaniu profilu
przyszłej uczelni.
Dwudziestego sierpnia Episkopat Polski przesłał Cyrankiewiczowi „Pro
memoria” poświęcone AT. Stwierdzono w nim, że tworzenie, znoszenie, łączenie,
zmiany statutowo-organizacyjne itp. wydziałów teologicznych należały wyłącznie
do kompetencji Stolicy Apostolskiej. Stąd ani pojedynczy biskup, ani cały Episkopat nie mogli o tym decydować. W tej sytuacji paragraf 1 uchwały Rady Ministrów
z 2 sierpnia 1954 r. (odnosił się do wyodrębnienia z UW WTK i kontynuacji jego
214
S. Grad, „Działalność biskupa Michała Klepacza jako przewodniczącego Konferencji Episkopatu
Polski. Omówienie źródeł z archiwum prymasowskiego”, Łódzkie Studia Teologiczne nr 2 (1993):
s. 216.
32
Tamże.
33
Tamże.
31
Artykuły
działalności w ramach AT) był w istocie aktem jednostronnym, bo pomijał stosowną zgodę Stolicy Apostolskiej. Uznano dalej, że fuzja warszawskiego WTK i krakowskiego WT z nową i wspólną dla obu siedzibą w Warszawie jest de facto skasowaniem
tego ostatniego. Stworzenie zaś AT w miejsce dotychczasowych wydziałów teologicznych ingerowało głęboko w życie wewnętrzne Kościoła „w dziedzinie bardzo
doniosłej i wrażliwej, bo w dziedzinie przygotowania kadr elitarnego duchowieństwa”.34 Zdaniem biskupów państwo nie osiągnie żadnych pozytywnych rezultatów
z połączenia wydziałów teologicznych, a wywoła tylko w kraju i świecie wrażenie,
że znów uszczupla się prawa Kościoła i ogranicza stan jego posiadania. Argumentowano, że WT w Krakowie istniał przeszło 550 lat (utworzono go w 1397 r.), a dotychczasowy udział obu wydziałów teologicznych w życiu naukowym, wychowawczym
i państwowym był twórczy i nie budził zastrzeżeń ze strony państwa. Co więcej,
połączenie WT UJ i WTK UW, oznaczające faktycznie likwidację tego pierwszego, 215
wobec rozbudowy szkół wyższych – i to nawet w małych miastach – rodziło wrażenie, że władze dążyły do uszczuplania nauczania teologicznego. Dlatego, jak oceniali hierarchowie, właściwie najlepszym rozwiązaniem sprawy byłoby pozostawienie
obydwu wydziałów bez zmian.35
Mimo tych obiekcji hierarchii, na naradzie u Cyrankiewicza (30 sierpnia)
przedyskutowano zagadnienia organizacyjne związane z akademią. Stwierdzono,
że zarówno Stowarzyszenie PAX, jak i ks. Jan Czuj opowiadali się za przejęciem
warszawskiego WSD. Mówiono też o potrzebie wprowadzenia AT do planu inwestycyjnego Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego. Podkreślano, że Stowarzyszenie
PAX będzie pełniło w niej rolę gospodarza. Doprecyzowano ponadto ostateczny
kształt uchwał dotyczących likwidacji wydziałów teologii katolickiej na UJ i UW.
W notatkach po spotkaniu Bida pisał: „To jest awans dla wydziałów teologicznych. Paksowscy osiągają polityczne argumenty. Hierarchia nie będzie mogła wykląć lub zbojkotować AT”.36 Na konferencji zdecydowano ponadto o utworzeniu
Senatu AT i powołaniu Rady Naukowej tej akademii. Dyrektor UdsW odnotowywał, że gremium to w niczym nie przeszkodzi władzom, duchownym zaś da
jedynie tytuł formalny. Do członkostwa w niej mieli zostać zaproszeni biskupi
Walenty Dymek, Michał Klepacz, Antoni Pawłowski, wikariusz kapitulny diecezji warmińskiej ks. Stefan Biskupski, ks. Stanisław Huet, a także dwaj działacze
AAN, UdsW, 138/51, Pro memoria Episkopatu Polski dla premiera Józefa Cyrankiewicza w sprawie AT w Warszawie, [Warszawa, 20 VIII 1954], k. 3.
35
Tamże.
36
AAN, Akta Antoniego Bidy, 484/13, Notatki dyrektora UdsW Antoniego Bidy z konferencji u premiera Józefa Cyrankiewicza [Warszawa, 30 VIII 1954], k. 299.
34
nr 15–16 – 2009
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
Stowarzyszenia PAX. Opracowanie koncepcji jej działania zlecono dyrektorowi
Departamentu Studiów Uniwersyteckich Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego
Janowi Lechowi. „Zasadę Rady – pisał Bida – lansować bez nazwisk, by Klepaczowi zrobić łaskę”.37 U premiera omówiono też problem finansowania profesorów
akademii – istotne było, by ich płace zostały ustalone na poziomie o 1–1.5 tys.
złotych więcej w stosunku do tego, co zarabiali do tej pory.38 Nie zgodzono się
na utworzenie w planowanej uczelni większej liczby nowych wydziałów. Władze
zezwalały na utrzymanie stanu z UJ i UW. Mogły zostać utworzone trzy wydziały
teologiczne, nie zaś filologiczne.39 Omawiając zagadnienia personalne, kategorycznie stwierdzono konieczność objęcia przez ks. dziekana Tadeusza Kruszyńskiego
albo stanowiska prorektora, albo członka Rady Uczelnianej. Zdecydowano, że
nominację Czuja na stanowisko rektorskie można było podać już z datą 1 września 1954 r. Uchwała rządu o utworzeniu nowej akademii miała się ukazać z datą
wsteczną – 15 sierpnia. Nominacje można było nadawać do 1 września.40 Postanowiono, że Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego powoła komitet organizacyjny
warszawskiej uczelni.
Zgodnie z planem podpisana przez Cyrankiewicza uchwała dotycząca utworzenia AT weszła w życie 1 września 1954 r. Szóstego września w dziekanacie WT
UW odbyła się konferencja profesorów tego wydziału z Lechem. Została zwołana
przez Czuja na polecenie ministra szkolnictwa wyższego. Podczas tego spotkania
Lech oświadczył, że nie może ingerować w wydane rozporządzenia odnoszące się
do planowanej akademii, lecz jako ich wykonawca pragnie służyć wyjaśnieniami odnośnie do stanowiska władz w tej sprawie.
Ksiądz prof. Marian Myrcha prosił o odczytanie nieznanych dotąd kadrze
naukowej uchwał podjętych przez władze w sprawie utworzenia AT. Po tym jak Lech
odczytał uchwały Rady Ministrów i Prezydium Rządu z 2 sierpnia 1954 r. duchowny
zauważył, że obie były sprzeczne z przepisami prawa kanonicznego, zgodnie z którymi dla utworzenia nowej akademii wymagany jest kanoniczny akt ze strony Stolicy Apostolskiej. Stąd realizacja uchwał musiała natrafić na trudności ze względu
na ich jednostronny charakter. Myrcha dodał, że o utworzeniu akademii nie mogą
Tamże. W celu „rozładowania” KUL władze m.in. ułatwiały studentom realizację wniosków
o przeniesienie na inne uniwersytety. Było to zachętą do ich dalszego odpływu z tej lubelskiej
uczelni. Zob.: AAN, UdsW, 46/1220, Sprawozdanie UdsW dotyczące KUL, [Warszawa], 28 III
1955, k. 1.
38
AAN, Akta Antoniego Bidy, 484/13, Notatki Antoniego Bidy z konferencji u premiera Józefa
Cyrankiewicza, [Warszawa, 30 VIII 1954], k. 299.
39
Tamże.
40
Tamże, k. 299v.
37
216
Artykuły
decydować profesorowie, lecz wyłącznie kompetentne władze kościelne w porozumieniu z władzami państwowymi.41
Następnie ks. prof. Wincenty Kwiatkowski zgłosił wątpliwości odnośnie do
nazwy „Akademia Teologiczna” użytej w rozporządzeniach. Jego zdaniem, wobec
różnorodności wyznań mogło to budzić wątpliwości co do katolickiego charakteru
uczelni i nie odpowiadało zamierzonemu zakresowi jej działania (w skład AT miały
wchodzić trzy wydziały posiadające prawo wydawania stopni akademickich). Stanowisko to poparli Myrcha i ks. prof. Seweryn Kowalski. Lech oświadczył, że wątpliwość
tę przedstawi swoim przełożonym w celu ewentualnej zmiany nazwy uczelni.
Z kolei ks. Kwiatkowski prosił o wyjaśnienie, czy akademia ma być nową
instytucją czy też kontynuacją WTK UW. Lech odpowiedział, że AT ma być nową,
samodzielną placówką naukową, odrębną zarówno od wydziału teologii katolickiej
na UW, jak i UJ, który zresztą także zostanie przeniesiony do Warszawy.
217
Wobec tego Myrcha powtórzył swoje zastrzeżenia związane z koniecznością
wyrażenia zgody przez władze kościelne na powołanie takiej akademii, tym bardziej,
że do likwidacji WT UJ potrzebna była także ich aprobata.
Sprzeciw wobec likwidacji krakowskiego WT zgłosił w imieniu wszystkich
obecnych profesorów ks. Kwiatkowski; powołał się na względy natury prawnej, historycznej i politycznej. Argumentował, że WT w Krakowie był najstarszym wydziałem UJ, który istniał od ponad 550 lat. Zauważył, że jego przeniesienie do Warszawy
będzie oznaczało faktyczne zniesienie tej kościelnej placówki naukowej w mieście
historycznym, w którym kształcili się alumni seminariów duchownych z Częstochowy, Katowic (w latach 1953–1956 miasto nosiło nazwę Stalinogród) i Krakowa.
Uznał istnienie WT w Krakowie za oczywiste; argumentował, że jego likwidacja byłaby szkodliwa dla polskości ziem śląskich oraz pomniejszałaby „stan posiadania
Narodu Polskiego, któremu wypadki wojenne zlikwidowały faktycznie Wydziały
Teol[ogiczne] w Uniw[ersytecie] Lwowskim i Wileńskim”.42
Z kolei ks. Stanisław Huet zwrócił uwagę na to, że likwidacja WT UJ wywoła
negatywną reakcję opinii publicznej w kraju i za granicą. Ksiądz prof. Władysław
Rosłan prosił o wyjaśnienia, czy stosunek władz do KUL ulegnie zmianie na skutek
utworzenia akademii w Warszawie.
Lech, biorąc pod uwagę wyniki dyskusji oświadczył, że nowe rozporządzenia właściwie wyodrębniają administracyjnie WT UW z jego macierzystej uczelni,
AAN, UdsW, 126/284, Sprawozdanie z konferencji profesorów WTK UW z dyrektorem
Departamentu Studiów Uniwersyteckich Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego Janem Lechem,
Warszawa, 6 IX 1954, k. 177.
42
Tamże, k. 178.
41
nr 15–16 – 2009
218
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
co państwo aktem jednostronnym może uczynić tym bardziej, że w odnoszących
się do tej kwestii uchwałach podkreślono obowiązywanie przepisów prawa kanonicznego. Takie decyzje podjęto rzekomo ze względu na nowy system wyodrębniania specjalnych dyscyplin naukowych z uniwersytetów.43 Lech zobowiązał się, że
sprzeciw odnośnie do likwidacji WT UJ przedstawi władzom wraz ze wszystkimi
uwagami zgłoszonymi na konferencji. Co do KUL stwierdził, że jest instytucją prywatną, co do której władze nie zmienią swojego dotychczasowego stanowiska.44
Po konferencji Kwiatkowski razem z innymi profesorami napisał memoriał przeciwko likwidacji WT UJ. Dokument ten doręczono dziekanowi Czujowi
20 września, a trzy dni później ministrowi szkolnictwa wyższego Rapackiemu.45
W tym „Pro memoria” uczeni z WTK zauważyli, że przeniesienie krakowskiego WT do Warszawy de facto i de iure oznaczało jego likwidację nie tylko na UJ, ale
w ogóle na obszarze Krakowa. Uznano, że wprowadzi to „wielki wstrząs” do ponad
550-letniej tradycji jednego z najstarszych wydziałów tej zaliczających się do najstarszych w Europie uczelni. Wywoła ponadto szerokie i szkodliwe komentarze dla
PRL za granicą w czasie, gdy „coraz bardziej wzmaga się fala agresji”.46 Zauważono,
że ten „wstrząs”, zbiegając się w czasie z przesiedleniami zgromadzeń zakonnych47,
ułatwi „wrogiej propagandzie Zachodu” szerzenie wśród katolików „niepokojących
wiadomości” o prześladowaniu Kościoła w Polsce. Likwidacja WT w Krakowie mogła ponadto zaszkodzić repolonizacji Górnego i Dolnego Śląska. Argumentowano,
że wpływ nie tylko WT, ale i całego środowiska UJ na alumnów kształcących się
w seminariach diecezjalnych w Częstochowie, Katowicach i Krakowie był „wysoce
patriotyczny” i wiązał studentów autochtonów z kulturą polską. Wymagało to zatem nie kasacji wydziału, lecz – przeciwnie – jego wzmocnienia poprzez przeniesienie seminarium duchownego z Opola i włączenie go w ramy krakowskiego WT.
Argumentowano ponadto, że na skutek zmian zachodzących w gronie
profesury krakowskiego wydziału do wspomnianych trzech seminariów diecezjalnych przenikały „wpływy postępowe”, które wzmacniały ich pozytywny stosunek
do „władzy ludowej”. Zakładano, że ulegnie to radykalnej zmianie z chwilą, gdy
te trzy środowiska naukowe wrócą do systemu zakładów zamkniętych. Włączenie
krakowskiego WT do projektowanej warszawskiej AT oznaczało też pod względem
Tamże.
Tamże.
45
Tamże.
46
Tamże, Pro memoria profesorów WTK UW do ministra szkolnictwa wyższego, [Warszawa, IX
1954], k. 179.
47
W lipcu i sierpniu 1954 przeprowadzono serię przesiedleń duchowieństwa (głównie zakonnego),
które były przymiarką do planowanej likwidacji zgromadzeń zakonnych w Polsce.
43
44
Artykuły
prawnym stworzenie nowej instytucji teologicznej, co według przepisów prawa kanonicznego, którymi miała się rządzić nowa instytucja, wymagało zgody Stolicy
Apostolskiej, względnie polskiego Episkopatu. Zanim tej zgody nie będzie, profesura AT w Warszawie nie mogła otrzymać misji kanonicznej i w konsekwencji podjąć wykładów na nowej uczelni. Podkreślono, że zniesienie WT w Krakowie byłoby
wyraźnym pomniejszeniem praw Kościoła. Zastrzeżenia zgłoszono ponadto odnośnie do nazwy uczelni, uznając, że nie jest zupełnie trafna, bo w jej skład będą
także wchodziły wydziały filozofii chrześcijańskiej i prawa kanonicznego. Sugerowano więc inną nazwę, np. Akademia Nauk Kościelnych. Uczelnia ta nie mogła
ograniczać się tylko do duchowieństwa, co zapisano w uchwale Rady Ministrów, bo
na WTK w Warszawie studiowały także osoby świeckie. Z kolei ograniczenie studentów akademii wyłącznie do osób duchownych byłoby pomniejszeniem praw tego
wydziału i z tej racji kolidowałoby z celem uchwały Rady Ministrów zmierzającej 219
do nadania wydziałowi wyższej struktury prawnej w postaci samodzielnej wyższej
uczelni. Akademia – argumentowano dalej – nie mogła posiadać mniejszych praw
z punktu widzenia ustawodawstwa kościelnego, jak i państwowego od praw, jakie
posiadał warszawski WTK. W przeciwnym razie oznaczałoby to nie podniesienie
go do wyższej rangi (jako samodzielnej szkoły wyższej), ale jego degradację.48
Pomimo tych zastrzeżeń 8 września 1954 r. na posiedzeniu Sekretariatu
KC PZPR polecono Ministerstwu Szkolnictwa Wyższego i UdsW przedstawić na
Prezydium Rządu sprawę otwarcia AT w Warszawie.49 Dwa dni później, wykonując poruczone mu postanowienia uchwały Rady Ministrów z 2 sierpnia 1954 r., Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego powołało Komisję Organizacyjną i Podkomisję
Statutową AT (wyłoniono ją z grona profesorów wydziałów teologii katolickiej UJ
i UW). Ich zadania polegały na opracowaniu projektu struktury i statutu akademii,
a także przedstawieniu propozycji obsady jej katedr i zakładów.50 Komisja Organizacyjna miała wypełnić nałożone na nią zadania do końca września, a Podkomisja
Statutowa do końca października 1954 r. Jednak ze względu na konieczność wcześniejszego przedłożenia statutu Episkopatowi do przejrzenia i zatwierdzenia ta ostatnia zrobiła to do końca września.51
AAN, UdsW, 126/284, Pro memoria profesorów WTK UW do ministra szkolnictwa wyższego,
[Warszawa, IX 1954], k. 181.
49
AAN, UdsW, 138/51, Notatka Kancelarii Sekretariatu KC PZPR dotycząca otwarcia AT
w Warszawie, Warszawa, 13 IX 1954, k. 11.
50
AAN, KC PZPR, Wydział Nauki i Oświaty, 237/XVI-309, Informacja dotycząca ATK, ściśle tajne, Warszawa, 23 IV 1960, k. 97.
51
AAN, UdsW, 126/284, Opracowanie naukowe ks. prof. Mariana Myrchy dotyczące zagadnień
prawnych ATK, k. 123.
48
nr 15–16 – 2009
220
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
Na posiedzeniu Podkomisji Statutowej (30 września) z udziałem dyrektora Lecha z Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego projekt statutu AT został przyjęty
przez przedstawiciela rządu i w ten sposób stał się projektem rządowym. Czwartego października nowy dyrektor UdsW Jan Izydorczyk przesłał go następnie do
zaopiniowania bp. Klepaczowi.52
Po analizie projektu statutu AT Komisja Główna Episkopatu stanęła na stanowisku wyrażonym w „Pro memoria” przekazanym Cyrankiewiczowi przez Klepacza 20 sierpnia 1954 r. i uzupełnionym o nowe postulaty. Stosowne pismo w tej
sprawie przewodniczący Konferencji Episkopatu przekazał Izydorczykowi 5 października. Jego kopie dyrektor UdsW przesłał premierowi Cyrankiewiczowi, ministrowi szkolnictwa wyższego Rapackiemu, sekretarzowi KC PZPR Franciszkowi
Mazurowi (odpowiedzialnemu w KC za relacje państwa z Kościołem) i kierownikowi Wydziału Organizacji Masowych Franciszkowi Zającowi.
Episkopat uznał, że wychowanie i kształcenie duchowieństwa należą do
istotnych zadań Kościoła. Stąd zarówno w organizacji, jak i statutach zakładów
kształcenia duchowieństwa – w seminariach i wydziałach teologicznych – powinny być dokładnie uwzględnione przepisy prawa kanonicznego, a także zarządzenia
Stolicy Apostolskiej.
Zgodnie z prawem kanonicznym seminaria znajdują się wyłącznie w kompetencji biskupów, a działalność wydziałów teologicznych przy uniwersytetach państwowych (miały na celu przygotowanie elitarnych kadr duchowieństwa) regulowana jest przepisami zarówno państwa, jak i Stolicy Apostolskiej. Dlatego wszelkie
zmiany organizacyjno-statutowe należały do kompetencji tych dwóch podmiotów.
Władze państwowe, które planowały utworzenie katolickiej AT nie mogły
pomijać tego faktu. Wobec tego biskupi uznali, że w statucie projektu rządowego
powinno zostać uwzględnionych kilka postulatów strony kościelnej. I tak nowa
akademia powinna się nazywać Katolicką Akademią Duchowną. Zauważono, że
paragraf 6 projektu Statutu, mówiąc o jej zadaniach, wyraźnie stwierdzał, że placówka ta jest przeznaczona do przygotowania elitarnych kadr duchowieństwa.
A więc nie można było pogodzić paragrafu 6 z paragrafem 7, który mówił o nauczaniu dwustopniowym. Episkopat stał na stanowisku, że akademia jest przeznaczona
dla osób, które ukończyły seminaria duchowne i wykazywały specjalne uzdolnienia do pracy naukowej. Oceniono, że w projekcie statutu sprawa nadzoru została
potraktowana jednostronnie (paragraf 9); pominięto czynnik, jakim były właściwe
władze kościelne. W statucie, zdaniem hierarchów, powinno być podkreślone także
to, że nominacja profesorów i innych pracowników naukowych wymagała uprzed52
Pełna treść projektu statutu AT została opublikowana w aneksie tego artykułu.
Artykuły
niej misji kanonicznej. Projekt statutu uwzględniał odrębność organizacyjną WT
UJ (paragraf 11), jednak w ocenie biskupów racje natury historycznej, rzeczowej
i prawnej przemawiały za pozostawieniem go w Krakowie. Uznano, że postanowienia szczegółowe nie mogły stać w sprzeczności z postanowieniami ogólnymi. Na
koniec Episkopat stwierdził, że zgłoszone przez niego postulaty, wynikające zresztą
z przepisów prawa kanonicznego, decydują o jego stanowisku i dlatego wyrażano
nadzieję, że władze je uwzględnią.53
Piętnastego października odbyło się w Ministerstwie Szkolnictwa Wyższego posiedzenie poświęcone sprawie administracyjnego wydzielenia wydziałów teologicznych z UJ i UW. W spotkaniu uczestniczyli: Lech, dyrektor administracyjny
planowanej akademii Leonard Barszczewski, z WTK UW – jego dziekan ks. Czuj
oraz ks. prof. ks. prof. Seweryn Kowalski, Wincenty Kwiatkowski, Marian Myrcha,
Ignacy Subera; z WT UJ – jego dziekan ks. prof. Tadeusz Kruszyński oraz ks. prof. 221
Marian Michalski.
Na wstępie Myrcha złożył sprawozdanie z prac Podkomisji Statutowej. Gremium to, działając w ścisłym porozumieniu z bp. Klepaczem uzupełniło statut planowanej akademii o przepisy administracyjne, wychodząc z założenia, że uczelnia
ta będzie kontynuacją WTK UW i że w konsekwencji kanonicznie zatwierdzony
statut tego wydziału będzie właściwym statutem akademii, uzupełnianym jedynie
przepisami o znaczeniu formalno-administracyjnym.
Myrcha zauważył, że odnośnie do redakcji tekstu statutu AT powstały różnice pomiędzy stanowiskiem biskupów a stanowiskiem władz. Sprowadzały się one
do następujących kwestii: 1. Episkopat proponował nazwę Akademia Teologii Katolickiej, a władze opowiadały się przy nazwie Akademia Teologiczna; 2. Biskupi żądali umieszczenia oddzielnego przepisu o konieczności udzielania misji kanonicznej profesorom akademii, a władze uważały, że jest to niepotrzebne, bo wynikało
z obowiązujących przepisów prawa kanonicznego; 3. Hierarchowie uważali, że statut powinien ograniczyć naukę w akademii jedynie dla duchownych, którzy posiadali ukończone studia teologiczne ogólne stopnia pierwszego, a władze opowiadały
się za utrzymaniem dotychczasowego dwustopniowego nauczania na WTK UW;
4. Episkopat – w przeciwieństwie do stanowiska państwa wyrażonego w uchwale
z 11 sierpnia 1954 r. – nie zgadzał się na likwidację WT na UJ.54
AAN, UdsW, 138/51, Pismo przewodniczącego Konferencji Episkopatu biskupa Michała Klepacza
do dyrektora UdsW Jana Izydorczyka w sprawie statutu AT, Warszawa, 5 X 1954, k. 1–2.
54
AAN, UdsW, 126/284, Protokół z posiedzenia odbytego w Ministerstwie Szkolnictwa Wyższego
[15 X 1954] w sprawie administracyjnego wydzielenia wydziałów teologii katolickiej z UJ i UW,
k. 142.
53
nr 15–16 – 2009
222
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
Mimo żądań Lecha, aby podkomisja od razu zajęła stanowisko odnośnie do
wymienionych rozbieżności, członkowie tego gremium oświadczyli, że nie są do
tego kompetentni i że w tej sprawie czynniki partyjno-państwowe powinny się porozumieć bezpośrednio z Episkopatem.
Podkomisja Statutowa składając sprawozdanie i statut opracowany w możliwie najkrótszym czasie (10 dni) uznała, że wygasł jej mandat, a zarzut bezczynności podkomisji podniesiony przez Lecha podczas otwarcia zebrania był nieuzasadniony.55
Uzupełniając to sprawozdanie ks. prof. Kwiatkowski wyjaśnił, że Podkomisja Statutowa pragnęła wprawdzie znaleźć sposób uzgodnienia uchwał Rady
Ministrów z prawem kościelnym w ten sposób, by wprowadzić dwustopniowość
nauczania powierzając nauczanie teologii ogólnej w pierwszym stopniu profesorom UJ, a specjalistyczny stopień profesorom UW. Odstąpiła jednak od tego wobec
stanowiska Komisji Głównej Episkopatu, zajętego w nocie do władz z 20 sierpnia
1954 r. i wypowiadającego się przeciwko dwustopniowości wobec protestu przeciwko likwidacji WT UJ.
W związku z tą sprawą ks. prof. Michalski zaproponował, by podkomisja
statutowo uzasadniła swoje poprzednie stanowisko w memoriale do Episkopatu.
Kwiatkowski z kolei chciał, by to oficjalne pismo opracowali profesorowie krakowskiego WT. Lech poparł ten wniosek z zastrzeżeniem, by memoriał przygotowali zarówno profesorowie UJ, jak i UW, z czym ostatecznie zgodzili się wszyscy zebrani.
Po uzupełniającym referacie ks. Myrchy, odnoszącym się do szczegółowych
przepisów dotyczących wyboru władz akademii i profesorów, zatwierdzono sprawozdanie Podkomisji Statutowej.56
Na koniec mianowany przez czynniki państwowe dyrektor administracyjny
przyszłej akademii Barszczewski złożył sprawozdanie z działań zmierzających do
jej organizacji. Poinformował zebranych, że siedziba uczelni będzie się znajdowała
w budynkach poklasztornych na Bielanach (w eremitorium i części dawnego klasztoru marianów). Barszczewski omówił stan techniczny tych nieruchomości i zakres
robót koniecznych do ich odbudowy i adaptacji na potrzeby placówki naukowej.57
W istocie decyzja władz o utworzeniu akademii na Bielanach była pozbawiona podstawy prawnej, bo tamtejsze budynki, przeznaczone pierwotnie do
celów kultu religijnego, nie mogły zostać zajęte przez państwo i przekazane do
użytkowania jego instytucjom. Państwo naruszało tym samym prawa Archidiece55
56
57
Tamże, k. 143.
Tamże.
Tamże.
Artykuły
zji Warszawskiej, jako właściciela tych nieruchomości i marianów, jako ich właściwych użytkowników.58
Dziewiętnastego października bp Klepacz w przeprowadzonej w Olsztynie
rozmowie podzielił się z tolerowanym przez aparat władzy wikariuszem kapitulnym diecezji warmińskiej ks. Stefanem Biskupskim zarówno swoimi, jak i pozostałych biskupów wątpliwościami w sprawie akademii. Episkopat oceniał, że w świetle
antykościelnych działań władz z lata 1954 r. (chodziło tu głównie o przesiedlenia
żeńskich zgromadzeń zakonnych z województw zachodnich) utworzenie tej uczelni będzie się wiązało z nowym zamachem na seminaria duchowne. Podejrzewano,
że pod pretekstem utworzenia akademii kryło się coś, co mogło ograniczyć wpływ
hierarchów na seminaria duchowne. Biskupski, bazując zapewne na wiedzy uzyskanej od osób wywodzących się z aparatu partyjno-państwowego, rozwiał wątpliwości
nurtujące Klepacza, który po tej rozmowie miał się zgodzić z założeniami statuto- 223
wymi akademii.59
Ponieważ sprawa likwidacji WT na UJ była właściwie przesądzona, jego
dziekan ks. Kruszyński wydał specjalne oświadczenie skierowane do Senatu Akademickiego UJ. Informował w nim, że Rada Ministrów na mocy decyzji z 11 sierpnia 1954 r. przeniosła WT UJ do nowoutworzonej w Warszawie AT, co de iure i de
facto oznaczało skasowanie go na UJ i w ogóle na obszarze Krakowa.60 Dziekan
uznał to za niesłychanie bolesny fakt, zważywszy na ponad 550-letnią tradycję wydziału. Podkreślił dalej jego doniosłą rolę w dziejach narodu i państwa polskiego,
wymienił znanych absolwentów, omówił krótko najważniejsze wydarzenia z jego
historii. Odnotował, że po 1945 r. WT UJ stanął do współpracy przy budowie państwa w „nowej rzeczywistości” i ustosunkował się do niej „pozytywnie i lojalnie”.
Podkreślał też znaczenie wydziału w repolonizacji studentów ze Śląska, wskazał
na znaczny dorobek naukowy wydziału – zarówno jego kadry badawczej, jak i studentów. Zauważył, że po przeniesieniu go do stolicy alumni z diecezji częstochowskiej, katowickiej i krakowskiej będą mieli uniemożliwione, albo bardzo utrudnione zdobywanie dyplomów. Studenci krakowskiego wydziału pochodzili w 95 proc.
ze środowisk robotniczych i chłopskich. Zdaniem dziekana, pozbawieni możliwości kształcenia akademickiego na UJ tylko w małym procencie mogli się dalej
uczyć w warszawskiej AT. Kruszyński zaznaczył na koniec, że zniesienie wydziału
Por.: AAN, UdsW, 125/622, Pismo prymasa Stefana Wyszyńskiego do władz WT ATK w sprawie
zwrotu budynków Akademii Archidiecezji Warszawskiej, Warszawa, 12 IV 1958, k. 46.
59
AIPN, 01178/776, Doniesienie agenturalne źródła „X-1”, ściśle tajne, [Warszawa], 20 X 1954,
k. 302.
60
AAN, UdsW, 125/622, Oświadczenie profesorów, wykładowców i asystentów WT UJ skierowane
do Senatu Akademickiego UJ, [Kraków, X 1954], k. 184.
58
nr 15–16 – 2009
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
wywoła rezonans „także w sferach agresorów i da im nowy argument do ataków na
Polskę Ludową”.61
Pomimo formalnej likwidacji krakowskiego WT, wydział ten nie zaprzestał
swojej działalności, przenosząc się do budynków WSD w Krakowie. Także Stolica
Apostolska nigdy nie aprobowała jednostronnego aktu władz PRL z 1954 r. Pięć lat
później formalnie podporządkowała krakowski wydział własnej jurysdykcji.62
Dwudziestego drugiego października w UdsW w Warszawie odbyło się posiedzenie przedstawicieli władz i Episkopatu poświęcone tworzonej przez państwo
akademii. Na wstępie Lech scharakteryzował przebieg dotychczasowych dyskusji
pomiędzy wydziałami teologicznymi z UJ i UW, których wynikiem był projekt
statutu uczelni. Ulegał on modyfikacjom w zależności od nowych propozycji, jakie były przedstawiane Podkomisji Statutowej. Statut, w ocenie komisji, był zgodny
z prawem kanonicznym odnoszącym się do obydwu wydziałów.
Ponieważ do projektu tego dokumentu strona kościelna zgłosiła 5 października wiele zastrzeżeń stały się one przedmiotem dyskusji komisji organizacyjnej
akademii z udziałem przedstawicieli Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego oraz
profesorów wydziałów teologicznych w Krakowie i Warszawie. W odpowiedzi na
uwagi biskupów profesorowie z UW zgłosili zmodyfikowane wnioski, a dyrektor
UdsW Izydorczyk udzielił w imieniu władz odpowiedzi, która z jednej strony polemizowała z memoriałem Episkopatu, z drugiej zaś uwzględniała niektóre poprawki
hierarchów.63 Lech zaproponował, by przedmiotem konferencji było rozpatrzenie
poprawek do statutu projektowanej akademii.
W związku z rodzącymi się wokół tworzenia AT domysłami, a nawet plotkami bp Klepacz poprosił przedstawicieli władz o zajęcie stanowiska wobec kilku problemów. Odnośnie do decyzji o utworzeniu akademii powstawała kwestia,
jaki jest stosunek czynników partyjno-państwowych do seminariów duchownych.
W odpowiedzi stwierdzono, że władze uznają istniejące seminaria i nie zamierzają
w żaden sposób naruszać ich uprawnień. Klepacza interesował dalej stosunek władz
do ewentualnej współpracy profesorów dotychczasowych wydziałów w seminariach częstochowskim, katowickim, krakowskim i warszawskim. Przedstawiciele
Tamże, k. 185.
A. Mezglewski, Szkolnictwo wyznaniowe w Polsce w latach 1944–1980. Studium historyczno-prawne
(Lublin: Wyd. KUL, 2004): s. 92.
63
AAN, UdsW, 125/622, Protokół z dyskusji na temat Statutu ATK pomiędzy przedstawicielami władz PRL – dyrektorem UdsW Janem Izydorczykiem, dyrektorem Departamentu Studiów
Uniwersyteckich Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego Janem Lechem i przedstawicielem Kościoła
– przewodniczącym Konferencji Episkopatu biskupem Michałem Klepaczem, [Warszawa, 22 X
1954], k. 12.
61
224
62
Artykuły
strony państwowej poinformowali hierarchę, że profesorowie AT będą mieli także prawo wykładania w seminariach duchownych. Zakładano, że pewne trudności
staną przed uczonymi z WT w Krakowie. Część z nich pozostanie w tym mieście
i będzie dojeżdżała do Warszawy, a część zamieszka w stolicy i będzie mogła z kolei
dojeżdżać do Krakowa. Biskup zapytał także o to, kto będzie kierował domem studenckim warszawskiej akademii. Stwierdzono, że będzie to leżało w gestii duchownych wyznaczonych przez władze akademii i zatwierdzonych przez ministra szkolnictwa wyższego oraz przedstawiciela Episkopatu. Klepacz chciał także wiedzieć,
kto będzie mógł zostać studentem warszawskiej akademii. Odpowiedziano mu, że
w przypadku pierwszego stopnia obowiązywały kandydatów na studia warunki stawiane wszystkim kandydatom do wyższych uczelni. Poza tym każdy student teologii będący alumnem wyższego seminarium duchownego będzie zobowiązany do
posiadania zezwolenia na odbycie studiów od swojego ordynariusza. W przypadku 225
kandydatów na drugi stopień akademii, mogli nimi zostać wszyscy ci, którzy ukończyli jej pierwszy stopień lub seminarium duchowne. Dodano, że sprawa warunków przyjęcia absolwentów wyższych seminariów duchownych na drugi stopień
studiów w warszawskiej akademii zostanie omówiona na specjalnym posiedzeniu
przedstawicieli władz i Episkopatu. Klepacz wyjaśnił w tym miejscu, że do seminariów duchownych są przyjmowani kandydaci z maturą państwową lub szkoły prywatnej posiadającej uprawnienia państwowe szkół ogólnokształcących. W odpowiedzi na jego pytanie czy liczba studentów uczelni będzie ograniczona, stwierdzono,
że planowanie liczby studentów na pierwszym i drugim stopniu studiów akademii
będzie uzgadniane między władzami a Episkopatem.
Po tych wyjaśnieniach przystąpiono do dłuższej dyskusji na temat poprawek
Episkopatu wniesionych do statutu akademii. W jej wyniku przyjęto ostateczną nazwę dla tej uczelni – Akademia Teologii Katolickiej (ATK). Poza tym uzupełniono
paragraf 7 jej statutu w następujący sposób: „§7 – a. Przez dwustopniowe nauczanie
należy rozumieć: a) studium Teologii Ogólnej, na które według przepisów kościelnych uczęszczają alumni po odbytych i zaliczonych dwuletnich studiach filozofii,
b) studium Teologii Specjalnej z różnymi jej kierunkami, na które uczęszczać mogą
studenci po ukończeniu Teologii Ogólnej. § 7 – b. Dwustopniowość nauczania na
Wydziale Teologicznym Akademii Teologicznej w niczym nie narusza uprawnień
Ordynariuszów [sic!] wynikających z kan[onów] 1352, 1354 § 1 i 1380 KPK”.64
Klepacz wniósł jeszcze poprawkę do § 3: „Profesorowie i wykładający
w Akademii Teologicznej otrzymują misję kanoniczną od władzy kościelnej”.65
64
65
Tamże, k. 15.
Tamże.
nr 15–16 – 2009
226
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
Uzgodniono także § 6 f w następujący sposób: „f) upowszechnianie nauk teologicznych”. Do § 28 punktu 2 dodano „chrześcijańskiej”. § 52 brzmiał „Rektor
składa sprawozdanie na piśmie o stanie naukowym i moralnym Akademii na ręce
Ministra Szkolnictwa Wyższego i upełnomocnionego przedstawiciela Episkopatu
uzgodnionego z Ministerstwem Szkolnictwa Wyższego”. W § 67 punkcie 2 skreślono „kadry ludowej”.66
Przewodniczący Konferencji Episkopatu podkreślił, że biskupi podtrzymują przedstawione wcześniej (w sierpniowym „Pro memoria” i piśmie do dyrektora
UdsW Izydorczyka) stanowisko odnośnie do WT w Krakowie. Na tym posiedzenie
zamknięto, następne wyznaczono na 26 października (jak dotąd nie udało się ustalić, czy w ogóle się odbyło).
28 października Izydorczyk otrzymał od Klepacza informację, że Komisja
Główna Episkopatu stoi na stanowisku, że misja kanoniczna profesorów UJ i UW
trwa nadal i będzie obowiązywała w ATK. Tego dnia wieczorem biskup planował
spotkanie z Czujem i profesorami z warszawskiego WT, podczas którego zamierzał
ich poinformować, że mogą obejmować funkcje, przyjmować nominacje i przystępować do wykładów w ATK. Analogiczne spotkania miał tego samego dnia odbyć
z profesorami krakowskimi bp Franciszek Jop. Klepacz w porozumieniu z Episkopatem przedstawił jeszcze dyrektorowi UdsW kandydaturę bp. Antoniego Pawłowskiego na stanowisko delegata Episkopatu do spraw akademii z prośbą o zatwierdzenie; została ona przyjęta.67
W ten sposób po dłuższych dyskusjach z władzami hierarchowie de facto
uznali powołanie ATK. Statut akademii został ostatecznie zatwierdzony 28 października 1954 r. przez ministra szkolnictwa wyższego Rapackiego. Zgodnie z tym,
co planowano był kopią statutu warszawskiego WTK. W skład uczelni wchodziły
wydziały filozofii chrześcijańskiej, teologiczny i prawa kanonicznego. Oficjalnym
zadaniem ATK było nauczanie osób duchownych i świeckich, kształcenie pracowników nauki, przygotowanie ich do pracy dydaktycznej i badawczo-naukowej,
organizowanie i prowadzenie badań naukowych, wreszcie upowszechnianie nauk
teologicznych. Obowiązywało nauczanie dwustopniowe. W ramach uczelni funkcjonowały: Studium Teologii Ogólnej, na które uczęszczali alumni po dwuletnich
studiach filozofii – jego ukończenie uprawniało do otrzymania tytułu magistra
i ubiegania się o tytuł doktorski, oraz Studium Teologii Specjalnej, na które mogli
uczęszczać studenci po ukończeniu Studium Teologii Ogólnej.
Tamże, k. 14.
Tamże, Pismo dyrektora UdsW Jana Izydorczyka do premiera Józefa Cyrankiewicza, Warszawa,
28 X 1954, k. 305.
66
67
Artykuły
Wszystkie uchwały władz odnoszące się do krakowskiego i warszawskiego
wydziału zostały dokonane bez wymaganego przez prawo kanoniczne zatwierdzenia przez Stolicę Apostolską, która ani nie wyraziła zgody na powstanie ATK, ani
nie przyznała jej uprawnień do nadawania stopni akademickich w zakresie nauk
kościelnych. Zgodnie z przepisem kodeksu prawa kanonicznego Stolica Apostolska rezerwowała sobie prawo nadawania stopni akademickich mających skutki kanoniczne. Jedynie zatem ona była władna do wyposażenia poszczególnych uczelni
kościelnych bądź państwowych w to prawo.68 Mimo to warszawska akademia nadawała je przez wiele lat, nie mając do tego podstaw kanonicznych.
ATK podlegała formalnie Ministerstwu Szkolnictwa Wyższego, a w zakresie przepisów prawa kanonicznego władzy kościelnej. Z tego powodu obowiązywał
w niej statut WTK UW. Duchownym profesorom i wykładowcom władze kościelne musiały udzielić misji kanonicznej.69 W rzeczywistości co najmniej do 1956 r. 227
ATK była pozbawiona podmiotowości, bo o trybie jej funkcjonowania, a przede
wszystkim programie nauczania, decydowały w pierwszej kolejności czynniki partyjno-państwowe. Akademia – jak zauważył Artur Mezglewski – funkcjonowała
wprawdzie pod nadzorem kościelnym, który sprawował prymas Polski, lecz od strony formalnoprawnej jej sytuacja nie była we właściwy sposób unormowana.70
Dwudziestego listopada 1954 r. odbyła się na Bielanach uroczystość otwarcia ATK i inauguracja roku akademickiego 1954/1955 (faktycznie nowa uczelnia zaczęła funkcjonować już 11 listopada tego roku). Na uroczystości byli obecni
przedstawiciele władz świeckich (wśród nich m.in. Jan Lech z Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Józef Siemek z UdsW) i duchownych, delegacje z KUL, UJ
i UW (UW reprezentował rektor UW, prof. dr Stanisław Turski, UJ – jego prorektor prof. dr Kazimierz Lepszy, KUL – dziekan Wydziału Teologicznego tej uczelni
ks. prof. dr Bolesław Radomski), w tym m.in. profesorowie zlikwidowanych wydziałów teologicznych z Krakowa i Warszawy, a także studenci i goście z całej Polski.
Mszę św. inauguracyjną odprawił bp Wacław Majewski. Otwarcia dokonał rektor
akademii ks. Czuj. Wykłady inauguracyjne wygłosili prorektorzy – ks. ks. Seweryn
Kowalski i Tadeusz Kruszyński. W imieniu studentów przemówił ks. Tadeusz Romaniuk.71
Hierarchię administracyjną uczelni tworzyli: rektor, prorektorzy, dziekani
i prodziekani. Za sprawy gospodarcze odpowiadał kwestor wraz z podporządko68
69
70
71
A. Mezglewski, dz. cyt., s. 91.
„Statut ATK”, Kuźnica Kapłańska nr 2 (1955).
A. Mezglewski, dz. cyt., s. 91.
„Otwarcie Akademii Teologii Katolickiej”, Kuźnica Kapłańska nr 21 (1954).
nr 15–16 – 2009
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
wanym mu kilkuosobowym gremium. W ATK zatwierdzono początkowo 36 profesorów, w tym 11 z UJ i 25 z UW. W 1954 r. miała 3 wydziały i 31 katedr, w tym
17 w ramach Wydziału Teologicznego, 6 w Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej
i 8 w Wydziale Prawa Kanonicznego. Z akademią były ponadto związane 33 instytuty.72 W grudniu 1954 r. utworzono w niej Studium Wychowania Fizycznego i Studium Praktycznej Nauki Języków Obcych.73
W styczniu 1955 r. ATK miała ok. 300 studentów, głównie z byłego WTK
UW, w tej liczbie ok. 200 księży i 100 studentów świeckich. Z Krakowa nie przybył
ani jeden spośród 400 akademików zlikwidowanego WT; studiowali oni zaocznie
w seminariach duchownych, a ich wykładowcami byli dawni profesorowie z WT
opłacani przez krakowską kurię. W 1956 r. liczba studentów warszawskiej akademii
wzrosła do 424, kształcono w niej 20 doktorantów.74 ATK kontynuowała wydawanie
Collectanea Teologica – periodyku naukowego dawnego WTK.
Władze warszawskiej uczelni systematycznie dążyły do zwiększenia liczby
swoich studentów (specjalna Komisja Akademii zajmująca się rekrutacją przewidywała przyjęcie 600 osób), lecz uzależniały to od ich nastawienia do PRL. Stąd egzaminy prowadzono na ogół pod kątem naboru do ATK kandydatów odznaczających
się nie tylko walorami intelektualnymi, lecz także odpowiednim – z punktu widzenia władz akademii – stosunkiem do problemów polityczno-społecznych komunistycznego państwa.
Do maja 1956 r. rozwój uczelni napotykał trudności związane m.in. ze swego
rodzaju bojkotem ze strony Episkopatu. Dopiero 25 maja tego roku, formalnie na
skutek memoriału profesorów i kierownictwa ATK, a hipotetycznie na skutek interwencji władz, Komisja Główna Episkopatu ustaliła podpisane przez bp. Zygmunta
Choromańskiego dyrektywy umożliwiające nabór studentów i normalny tryb pracy akademickiej w warszawskiej akademii. Stwierdzono w nich, że: 1. biskupi nie
będą przeszkadzali kandydatom na stanowiska profesorów i udzielą im wymagaSzerzej o strukturze ATK w 1954 zob.: Zarządzenie ministra szkolnictwa wyższego Adama
Rapackiego z 14 X 1954 r. w sprawie wydziałów i katedr w AT w Warszawie, „Dziennik Urzędowy
Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej dla Pracowników Nauki”,
Warszawa, 18 XI 1954 r., nr 15, poz. 98; „Uroczyste otwarcie Akademii Teologii Katolickiej. Wywiad
z ks. rektorem Janem Czujem”, Słowo Powszechne, 27–28 XI 1954.
73
Zarządzenie ministra szkolnictwa wyższego Adama Rapackiego z 3 XII 1954 r. w sprawie utworzenia w ATK w Warszawie Studiów: Wychowania Fizycznego i Praktycznej Nauki Języków Obcych,
„Dziennik Urzędowy Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej dla
Pracowników Nauki”, Warszawa, 23 XII 1954 r., nr 16, poz. 110.
74
AAN, KC PZPR, Wydział Nauki i Oświaty, 237/XVI-309, Informacja dotycząca ATK, ściśle tajne, Warszawa, 23 IV 1960, k. 101.
72
228
Artykuły
nych upoważnień; 2. będą kierowali w miarę możliwości pewną liczbę kandydatów
do ATK na pierwszy rok studiów specjalnych, pod warunkiem że zamieszkają oni
w internacie na Bielanach, którego dyrektor został wyznaczony przez biskupa ordynariusza warszawskiego; 3. przeorowie zakonni będą postępowali podobnie w stosunku do duchownych pozostających pod ich władzą; 4. księża studenci, którzy
poprzednio rozpoczęli studia, otrzymają urlopy, by mogli kontynuować studia, pod
warunkiem zamieszkania w internacie; 5. księża studenci, którzy w roku akademickim 1955/1956 mieli przygotować egzamin końcowy, będą mogli studiować dalej
jako eksterniści (księża zamieszkali w stolicy mogli studiować w charakterze eksternistów za zezwoleniem swoich przełożonych); 6. internat na Bielanach był przeznaczony tylko dla księży mających upoważnienie do studiów wydane przez własnego
biskupa lub przełożonego; 7. zapis na ATK nie mógł nastąpić bez upoważnienia lub
polecenia biskupa lub przeora klasztoru.75
229
Powołanie podporządkowanej państwu akademii teologii katolickiej i planowane podobne przekształcenie KUL76 stwarzały perspektywę ujarzmienia w okresie
kilku, kilkunastu lat młodego duchowieństwa, które miało się stać narzędziem panowania i kontroli władz nad tymi spośród księży, którzy stali na pozycjach niczym
nieskrępowanej wiary, wyrażali tendencje opozycyjne wobec komunistycznego reżimu, bronili autonomiczności Kościoła i pozostawali wierni Stolicy Apostolskiej.77
W tym kontekście ATK uzupełniała i niejako rozszerzała znaczenie podstawowego
dla władz narzędzia podporządkowywania sobie Kościoła po 25 września 1953 r.
– dekretu o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych z 9 lutego 1953 r.78
Ostatecznie władzom PRL nie udało się stworzyć w warszawskiej akademii
elitarnej – prorządowej kadry duchowieństwa, która byłaby w stanie przejąć ster
rządów w polskim Kościele. W decydującym stopniu wpłynęły na to przemiany
polskiego Października 1956 r. Po powrocie z internowania prymas Stefan Wyszyński wzmocnił nadwątlone polityką wyznaniową państwa struktury Kościoła, a powrót aparatu władzy do systemu represji z okresu stalinowskiego był praktycznie
niemożliwy.
„Wytyczne Komisji Głównej Episkopatu w sprawie Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie,
Warszawa, 23 VI 1955 r.”, Warmińskie Wiadomości Diecezjalne, nr 3 (1955): s. 8; „Plan studiów
w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie”, Warmińskie Wiadomości Diecezjalne, nr 3 (1955):
s. 9–15.
76
AAN, Akta Antoniego Bidy, 484/13, Notatki Antoniego Bidy z konferencji u premiera Józefa
Cyrankiewicza, [Warszawa, 30 VIII 1954], k. 299v.
77
O tym aspekcie aktywności akademii pisał Osservatore Romano z 20 I 1955 w artykule „Akademia
na Bielanach”.
78
Szerzej na ten temat zob. B.: Noszczak, Polityka państwa…, s. 123 i nn.
75
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
Aneks
Nr 1
1954 sierpień 2, Warszawa – Uchwała prezesa Rady Ministrów Józefa Cyrankiewicza
w sprawie usamodzielnienia WTK UW
Urząd Rady Ministrów
P[osiedzenie] Rz[ądu] 786/54
nr 15–16 – 2009
Poufne
Uchwała Nr 517/54
Rady Ministrów
z dnia 2 sierpnia 1954 r.
w sprawie usamodzielnienia Wydziału Teologii Katolickiej
Uniwersytetu Warszawskiego
W celu należytego zorganizowania studiów wyższych dla duchownych Rada
Ministrów uchwala, co następuje:
§ 1.
Z Uniwersytetu Warszawskiego wyodrębnia się Wydział Teologii Katolickiej, który na podstawie dotychczas obowiązujących go przepisów prawa kanonicznego kontynuować będzie swą działalność w ramach Akademii Teologicznej
z siedzibą w Warszawie.
§ 2.
230
Uzyskiwanie stopni magistra i doktora oraz nadawanie tytułu profesora
zwyczajnego, profesora nadzwyczajnego i docenta Akademii Teologicznej, jak również zasady organizacyjne regulują przepisy obowiązujące w tym przedmiocie na
Wydziałach Teologii Katolickiej w dniu wejścia w życie niniejszej uchwały oraz
przepisy prawa kanonicznego.
§ 3.
Wykonanie uchwały porucza się Ministrowi Szkolnictwa Wyższego.
Artykuły
§ 4.
Uchwała wchodzi w życie z dniem 1 września 1954 r.
Prezes Rady Ministrów
(–) Józef Cyrankiewicz
Za zgodność:
Dyrektor Generalny I Zespołu
Urzędu Rady Ministrów
(–) Prof. dr St[efan] Rozmaryn
Źródło: AAN, UdsW, 125/610, k. 7, odpis, mps.
231
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
Nr 2
1954 sierpień 11, Warszawa – Uchwała prezesa Rady Ministrów Józefa Cyrankiewicza
w sprawie włączenia WT UJ do AT w Warszawie
Urząd Rady Ministrów
P[osiedzenie] Rz[ądu] 787/54
nr 15–16 – 2009
Poufne
Uchwała Nr 591/54
Rady Ministrów
z dnia 11 sierpnia 1954 r.
w sprawie włączenia Wydziału Teologii Katolickiej Uniwersytetu Jagiellońskiego
do Akademii Teologicznej w Warszawie.
Rada Ministrów uchwala, co następuje:
§ 1.
Z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie wyodrębnia się Wydział Teologii Katolickiej, który na podstawie dotychczas obowiązujących go przepisów prawa
kanonicznego kontynuować będzie swą działalność w ramach Akademii Teologicznej w Warszawie.
§ 2.
232
Uzyskiwanie stopni magistra i doktora oraz nadawanie tytułu profesora
zwyczajnego, profesora nadzwyczajnego i docenta Akademii Teologicznej, jak również zasady organizacyjne regulują przepisy obowiązujące w tym przedmiocie na
Wydziałach Teologii Katolickiej w dniu wejścia w życie niniejszej uchwały oraz
przepisy prawa kanonicznego.
§ 3.
Wykonanie uchwały porucza się Ministrowi Szkolnictwa Wyższego.
Artykuły
§ 4.
Uchwała wchodzi w życie z dniem 1 września 1954 r.
Prezes Rady Ministrów
(–) Józef Cyrankiewicz
Za zgodność:
Dyrektor Generalny I Zespołu
Urzędu Rady Ministrów
(–) Prof. dr St[efan] Rozmaryn
Źródło: AAN, UdsW, 125/610, k. 9, odpis, mps.
233
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
Nr 3
1954 sierpień 2, Warszawa – Uchwała prezesa Rady Ministrów Józefa Cyrankiewicza
w sprawie organizacji studiów teologii katolickiej
Urząd Rady Ministrów
P[osiedzenie] Rz[ądu] 791/54
nr 15–16 – 2009
Poufne
Uchwała Nr 518/54
Prezydium Rządu
z dnia 2 sierpnia 1954 r.
w sprawie organizacji studiów teologii katolickiej
§ 1.
Dla zapewnienia odpowiednich warunków kształcenia teologicznego duchownych na najwyższym poziomie kwalifikacji Prezydium Rządu zobowiązuje:
1. Ministra Szkolnictwa Wyższego do zorganizowania z początkiem roku
szkolnego 1954/55 Akademii Teologicznej w Warszawie i włączenia do niej Wydziałów Teologii katolickiej z Uniwersytetów: Jagiellońskiego w Krakowie i Warszawskiego.
2. Ministra Finansów do przyznania w porozumieniu z Ministrem Szkolnictwa Wyższego odpowiednich dodatkowych kredytów.
3. Prezesa Państwowej Komisji Etatów do przyznania na potrzeby Akademii
Teologicznej w Warszawie odpowiednich dodatkowych etatów.
4. Prezydium Rady Narodowej w st. m. Warszawie do wydzielenia, w porozumieniu z Dyrektorem Urzędu do Spraw Wyznań, odpowiednich obiektów na
pomieszczenia dla Akademii Teologicznej w Warszawie.
234
§ 2.
Uchwała wchodzi w życie z dniem powzięcia.
Prezes Rady Ministrów
(–) Józef Cyrankiewicz
Artykuły
Za zgodność:
Dyrektor Generalny I Zespołu
Urzędu Rady Ministrów
(–) Prof. dr St[efan] Rozmaryn
Źródło: AAN, UdsW, 125/610, k. 19, odpis, mps.
235
Okoliczności utworzenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1954 r.)
Nr 4
1954 [b.m. i d.], [Warszawa] – Projekt statutu Akademii Teologicznej w Warszawie przesłany 4 października 1954 r. przewodniczącemu Konferencji Episkopatu biskupowi Michałowi
Klepaczowi przez dyrektora UdsW Jana Izydorczyka
nr 15–16 – 2009
Projekt statutu Akademii Teologicznej
236
W myśl uchwały Rady Ministrów z dnia 2 sierpnia 1954 r. Nr 517/54 w sprawie usamodzielnienia Wydziału Teologii Katolickiej Uniwersytetu Warszawskiego
oraz w oparciu uchwały Rady Ministrów z dnia 11 sierpnia 1954 r. Nr 521/54 w sprawie włączenia Wydziału Teologii Uniwersytetu Jagiellońskiego do Akademii Teologicznej w Warszawie.
Postanowienia ogólne
§ 1. Wydział Teologii Katolickiej Uniwersytetu Warszawskiego na podstawie uchwały Rady Ministrów z dnia 2 sierpnia 1954 Nr 517/54 jest samodzielną
wyższą szkołą.
§ 2. Nazwa uczelni brzmi: Akademia Teologiczna. Siedzibą uczelni jest
Warszawa.
§ 3. Statut Wydziału Teologii Katolickiej Uniwersytetu warszawskiego pozostaje statutem Akademii Teologicznej.
§ 4. W skład Akademii Teologicznej wchodzą wydziały: teologiczny, filozoficzny i prawa kanonicznego.
§ 5. Akademia posiada prawo nadawania stopni naukowych magistra, doktora z teologii, filozofii i prawa kanonicznego.
Zasady organizacji, studiów, uzyskiwania stopni magistra, doktora oraz
nadawania tytułu profesora zwyczajnego, profesora nadzwyczajnego i docenta Akademii Teologicznej regulują specjalne przepisy państwowe obowiązujące
w tym przedmiocie na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu Warszawskiego w dniu wejścia w życie uchwały Rady ministrów z dnia 2 sierpnia 1954 r. Nr
517/54 oraz przepisy prawa kanonicznego o uniwersytetach i wydziałach studiów
kościelnych.
§ 6. Zadaniem Akademii teologicznej jest:
a. Uprawianie nauk teologicznych, filozofii i prawa kanonicznego wśród duchownych i świeckich.
Artykuły
b. Przygotowanie pracowników o najwyższym poziomie kwalifikacji zawodowych.
c. Przygotowanie pracowników zdolnych do samodzielnego naukowego
opracowania zagadnień przy wykonywaniu swego zawodu.
d. Kształcenie pracowników nauki i przygotowanie do pracy dydaktycznej
i badawczo-naukowej.
e. Organizowanie i prowadzenie badań naukowych.
f. Upowszechnianie nauk teologicznych oraz szerzenie naukowego poglądu
na świat.
§ 7. Na Wydziale Teologii jest nauczanie dwustopniowe.
§ 8. Akademia Teologiczna posiada osobowość prawną.
§ 9. Zwierzchni Zarząd nad Akademią Teologiczną sprawuje Minister Szkolnictwa Wyższego.
237
§ 10. Akademia posiada prawo używania własnej pieczęci.
§ 11. W ramach Akademii Teologicznej kontynuuje swą działalność Wydział
Teologii Uniwersytetu Jagiellońskiego na podstawie dotychczas obowiązujących go
przepisów prawa państwowego i kanonicznego oraz posługuje się własnym statutem.
Projekt ten został w dn[iu] 4 października 1954 r. przesłany przez p[ana]
Min[istra] J[ana] Izydorczyka bp. Klepaczowi.
Za zgodność: (–) podpis nieczytelny
Sekretarz Episkopatu
Za zgodność: (–) podpis nieczytelny
Źródło: AAN, UdsW, 126/285, k. 21–22, odpis, mps.
Naznaczeni, potępieni i sprzedani. Z dziejów „ekskluzji” w PRL
nr 15–16 – 2009
Beata Kościelna
Naznaczeni, potępieni i sprzedani
Z dziejów „ekskluzji” w PRL na przykładzie osób wyrzuconych z pracy po
protestach robotników z Czerwca ’76 w Szczecinie
„W sprawach konfliktów społecznych ważnym
elementem jest neutralizacja osób aktywnie
działających i szybkie ich wyeliminowanie
ze środowiska, w którym mogą znaleźć poparcie”.
Robotnicze protesty, które wybuchły w kraju 25 czerwca 1976 r., były odpowiedzią na „propozycję” podwyżek cen na szereg artykułów spożywczych, ogłoszoną dzień wcześniej w sejmowym przemówieniu premiera Piotra Jaroszewicza.
Najbardziej znane zajścia miały miejsce w Ursusie, Radomiu i Płocku, gdzie oprócz
strajków doszło do wystąpień ulicznych. Strajki wybuchały tego dnia również w innych miejscach kraju. Jak podaje autor monografii o Czerwcu 1976 r., powołując
się na dane z obszernego raportu z działań MSW, 25 czerwca w 112 zakładach pracy w 24 województwach strajkowało ponad 80 tys. osób. W związku z tym można stwierdzić, iż: „Reakcja robotników była więc szybsza i znacznie szersza niż
w pierwszym dniu zajść z grudnia 1970 r.”.
238
Spokojne miasto
Szczecińskie zakłady nie należały do czołówki przedsiębiorstw, protestujących przeciwko decyzji władz centralnych o podwyżkach cen. Niemniej, według materiałów SB, w krytycznym dla komunistów dniu 25 czerwca odnotowano w Szczecinie dziewięć przypadków „przerw w pracy”; takie bowiem określenie na strajki,
wzorowane na oficjalnych enuncjacjach, najczęściej pojawiało się w dokumentach
SB. Strajkowano w Szczecińskiej Stoczni Remontowej „Gryfia”, w Warsztatach CenAIPN Sz, 0011/635, Meldunek operacyjny inspektora Henryka Ciesielskiego do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. M. Pietrzaka, Szczecin 11 X 1976, k. 13.
P. Sasanka, Czerwiec 1976. Geneza – Przebieg – Konsekwencje (Warszawa: IPN-KŚZpNP, 2006):
s. 248; W. Roszkowski, Najnowsza historia Polski (Warszawa: „Świat Książki”, 2003): s. 700.
Artykuly
tralnych WPKM w Szczecinie, w Szczecińskim Przedsiębiorstwie Budownictwa
Ogólnego Nr 3, w Elektrowni „Dolna Odra” oraz w pięciu zakładach wykonujących
różnego typu prace na jej terenie. W pierwszych trzech przedsiębiorstwach strajkowały załogi porannej zmiany, a elektrownia i grupy pracownicze z zakładów realizujących na jej terenie zadania inwestycyjne zakończyły swój protest dopiero z chwilą
wycofania się władz z pomysłu podwyżek; o czym poinformowano społeczeństwo
o godz. 20.00, w specjalnym oświadczeniu Piotra Jaroszewicza.
Na liście zakładów strajkujących może dziwić brak Stoczni im. Adolfa Warskiego. Komuniści bardzo obawiali się reakcji załogi stoczni, mając w pamięci „wydarzenia” grudniowo–styczniowe z lat 1970–1971. Stąd fakt, że w tym zakładzie nie
doszło do „przerwy”, a tylko zwolnienia tempa pracy i szeregu „negatywnych zachowań” pojedynczych stoczniowców, został przyjęty z ulgą zarówno przez aparat
partyjny KW PZPR, jak i SB i MO. Zwłaszcza, że liczba milicjantów jaką dyspono- 239
wano dla „zabezpieczenia technicznego” budynku, będącego siedzibą wojewódzkich władz partyjnych, przed gniewem robotników nie gwarantowała skutecznej
jego obrony „w sytuacji zbliżonej do »grudniowej«”, w której – przypomnijmy
– manifestanci spalili budynek KW PZPR.
W sumie przebieg wydarzeń w stolicy Pomorza Zachodniego oceniono jako
stosunkowo łagodny. Na, jak to określono, ograniczony charakter sytuacji konfliktowych w szczecińskich zakładach pracy, a zwłaszcza względny spokój w „Warskim”,
miały wpływ „prowadzone od szeregu lat spójne działania, w tym też operacyjne,
w celu szybkiego likwidowania zaszłości płacowych i innych sytuacji mogących stanowić punkt zapalny ewentualnego konfliktu”.
Represje
Zanim przejdziemy do wyjaśnienia na czym mogły polegać działania SB, mające na celu szybkie likwidowanie „innych sytuacji”, stanowiących – obok „zaszłości
płacowych” – potencjalne niebezpieczeństwo dla socjalistycznej „praworządności”
przypomnijmy, że mimo stosunkowo dobrej oceny zachowania 25 czerwca, wystawionej przez SB szczecińskim robotnikom nie obeszło się bez kar dla najmniej zdyscyplinowanych. W wyniku działań Służby Bezpieczeństwa – „z naszej inspiracji”,
AIPN Sz, 0012/111, Dane dotyczące przerw w pracy w dniu 25 VI 1976, b.d., k. 56–57.
AIPN, 0296/179, t. 7, Ocena i analiza stanu bezpieczeństwa na terenie województwa szczecińskiego w roku 1976, 7 I 1977, k. 21.
AIPN Sz, 0012/111, Ocena przebiegu ćwiczeń i operacji „Lato-76” w woj[ewództwie] szczecińskim, 12 VII 1976, k. 59.
AIPN, 0296/179, t. 7, Ocena i analiza stanu bezpieczeństwa na terenie województwa szczecińskiego w roku 1976, 7 I 1977, k. 21–22.
nr 15–16 – 2009
Naznaczeni, potępieni i sprzedani. Z dziejów „ekskluzji” w PRL
jak określano w dokumentach resortu – z pracy w trybie dyscyplinarnym, zwykłym
i natychmiastowym zwolniono 113 osób. Choć według szyfrogramu wysłanego do
centrali w dniach od 25 czerwca do 2 lipca, ustalono w sumie 149 osób, które dzień
po ogłoszeniu przez Piotra Jaroszewicza „propozycji” cenowych „w różny sposób
przejawiały negatywne postawy”. Z osobami, które nie zostały za swoje zachowanie ukarane zwolnieniem z pracy przeprowadzono rozmowy ostrzegawcze. Represje najmocniej dotknęły pracowników SSR „Gryfia”, gdzie zatrudnienie straciło
70 pracowników, a 1500 otrzymało zawiadomienia o konsekwencjach finansowych
podjęcia strajku 25 czerwca. Zwolnienia dotknęły również inne strajkujące zakłady,
a nawet te, w których nie doszło do „przerw w pracy”. Tak było m.in. w Stoczni
im. Adolfa Warskiego, w której – według wspomnianego szyfrogramu – doliczono
się 45 „wichrzycieli”.
Z dostępnych dokumentów SB nie wynika jasno dlaczego właśnie „Gryfię”
spotkały najbardziej dotkliwe szykany. Dlaczego nie była to np. „Dolna Odra”,
gdzie strajk trwał cały dzień, a utworzenie komitetu strajkowego a nawet milicji
robotniczej nadało mu charakter zorganizowany, z formalnym przywództwem
– przewodniczącym strajkujących został Jerzy Nowak. Podobnie trudno wyjaśnić, dlaczego w niektórych przypadkach za podobne, popełnione w tym samym
zakładzie „przewinienia” jednych karano zwolnieniem, a innych „tylko” rozmową ostrzegawczą.
Być może w przypadku nadzwyczajnych kar nałożonych na pracowników
załogi SSR „Gryfia”, bardzo aktywnej w czasie „wypadków grudniowych”, chodziło o swoistą prewencję wobec drugiej, zawsze potencjalnie groźnej dla komunistów,
załogi „bliźniaczej” Stoczni „Warskiego”, która pokazała przecież swą determinację
6 lat wcześniej. A w przypadku różnych reperkusji wobec, w gruncie rzeczy, tych
samych „przewinień”, możliwe że zadziałała dość powszechnie stosowana przez
komunistów zasada divide et impera.
Tamże, s. 22.
AIPN Sz, 0012/111, Szyfrogram do naczelnika Wydziału VI Departamentu III Ministerstwa
Spraw Wewnętrznych w Warszawie, 2 VII 1976, k. 121–122. Zob. też: Tamże, Meldunek do Ce-Es-Ka
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie, 2 VII 1976, k. 123–125. Informacje o pracownikach zwolnionych w SSR „Gryfia” zob.: AIPN Sz, 0011/687, t. 1, Wykaz pracowników SSR zwolnionych w trybie natychmiastowym, b.d., k. 47; Tamże, Wykaz pracowników SSR zwolnionych w trybie
ustawowym, b.d., k. 48–49. Trochę inne liczby dotyczące ilości osób objętych represjami w „Gryfii,
znajdziemy w dokumencie, mówiącym o zwolnieniu z pracy 72 osób oraz o restrykcjach finansowych, które spotkały 1046 osób. Zob.: AIPN Sz, 0012/109, Aktualna sytuacja operacyjno-polityczna
w woj[ewództwie] szczecińskim, Szczecin 26 X 1976, k. 226.
240
Artykuly
Esbeckie metody
Wspomniane wyżej, dość enigmatycznie brzmiące, zdanie o prowadzonych
od lat działaniach esbecji, mających na celu szybkie likwidowanie „innych sytuacji”
stanowiących – obok „zaszłości płacowych” – potencjalne niebezpieczeństwo dla
„socjalistycznej praworządności” staje się jaśniejsze w świetle źródeł. Jeden z funkcjonariuszy określił rolę Wydziału III „w sprawach z zakresu konfliktów społecznych”. Podkreślił, że wydział ten powinien przede wszystkim zadbać o pełne rozpoznanie sytuacji ogólnej, panującej w obserwowanym zakładzie, jak też zwracać uwagę
na zachowania osób szczególnie aktywnych, jak się należy domyślać z kontekstu,
w wyrażaniu poglądów innych niż oficjalne: „co z kolei pozwala na podejmowanie
trafnych decyzji politycznych i administracyjnych”. Rozpoznanie zapewniała sieć
agentów (TW, KO, KS) oraz „właściwe zorganizowanie spływu informacji”.
Natomiast trafne decyzje wyrażały się w prowadzonych rzeczywiście od lat 241
działaniach rozbijających grupy malkontentów zakładowych; zwłaszcza tych znanych ze swojej dawnej, „wrogiej” działalności. Z reguły chodziło o aktywny udział
w protestach robotniczych Grudnia’70, jak też (szczególnie w przypadku „Warskiego”) stycznia 1971 r., oraz rozpraszaniu ich po różnych wydziałach przedsiębiorstwa, utrudniając w ten sposób wzajemną komunikację i „zbiorowe” oddziaływanie
na pozostałych pracowników. Ludzie zaangażowani w walkę z komunistami byli
szykanowani na różne sposoby. „Rozpoczęły się dla nas trudne dni”, powiedział
o pogrudniowych czasach Eugeniusz Szerkus, jeden z aktywnych uczestników strajków z lat 1970 i 1971. W przypadku realnej groźby wybuchu konfliktu, jak to miało
miejsce w przeddzień ogłoszenia przez Piotra Jaroszewicza „propozycji” podwyżek cen, można było sięgnąć po metodę czasowego usunięcia z przedsiębiorstwa
potencjalnych przywódców protestów, wzywając ich do odbycia ćwiczeń wojskowych. Co też zrobiono: „boicie się nas, bo cały były komitet strajkowy bierzecie do
wojska”, skwitował to nagłe zapotrzebowanie na rezerwistów w pierwszej połowie
czerwca jeden z pracowników SSR „Gryfia”.10
Jednak kiedy, mimo usilnych starań funkcjonariuszy i osobowych źródeł informacji, doszło do „nieszczęścia” w postaci „przerw w pracy” zwolnienia
z przedsiębiorstw okazywały się najskuteczniejszą metodą zapobiegania „niewłaściwym” zachowaniom. Warto zauważyć, że bezpieka inwigilowała zwalnianych pracowników w ramach spraw operacyjnego sprawdzenia, które prowadziła
przynajmniej do czasu załatwienia przez nich formalności związanych z odejAIPN Sz, 0011/687, t. 1, Meldunek operacyjny inspektora Bronisława Dzido skierowany do
naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie, 19 VIII 1977, k. 19–20.
10
Tamże, Notatka służbowa, 15 VI 1976, k. 50; P. Sasanka, dz. cyt., s. 142–143.
nr 15–16 – 2009
Naznaczeni, potępieni i sprzedani. Z dziejów „ekskluzji” w PRL
ściem z zakładu, kontrolując w ten sposób ich zachowanie do momentu „wyprowadzenia go” z zakładu.
SB starała się też wpłynąć na to, aby represjonowani nie byli zatrudniani w –
jak to ujmowano w meldunkach – „kluczowych zakładach” Szczecina: „Zgodnie z decyzjami podjętymi na szczeblu wojewódzkim Wydział Zatrudnienia UM nie będzie
kierował do pracy w zakładach kluczowych osób zwolnionych przez administrację
w związku z ich zachowaniem w dniu 25 czerwca br.” Dość konsekwentne realizowanie
tej decyzji przez Wydział Zatrudnienia pozwoli funkcjonariuszowi SB stwierdzić po
roku, w meldunku podsumowującym SOS krypt. „Postój”, założoną zaraz po czerwcowym strajku w „Gryfii” w celu wyjaśnienia przebiegu zajść w tej stoczni i wykrycia
sprawców „przerw w pracy”, że większość zwolnionych jest obecnie zatrudniona „w
mniejszych zakładach państwowych, spółdzielczych i prywatnych”.11
Sprawiedliwość w służbie bezpieczeństwa
Autor meldunku ze sprawy krypt. „Postój” z satysfakcją zauważył, że zwalniani nie próbowali dochodzić swych „roszczeń odwoławczych” w drodze nielegalnej: „Kontrola operacyjna nie wykazała, aby zwolnieni usiłowali nawiązywać
kontakty z korem [sic!], bądź zainteresować swym losem wrogie ośrodki, zwłaszcza
RWE”.12 Było to szczególnie istotne w sytuacji, kiedy droga oficjalna dochodzenia „roszczeń odwoławczych” kończyła się z reguły niepowodzeniem. I tak np. na
47 odwołań zwolnionych pracowników „Gryfii” złożonych do Komisji Odwoławczej przy Prezydencie Miasta Szczecina tylko jedno rozpatrzono pozytywnie. Sytuacja wyglądała podobnie w przypadku osób z innych zakładów pracy, odwołujących się od decyzji administracyjnych o zwolnieniu. Z liczby 113 pracowników
zwolnionych po strajkach w Szczecinie, 25 osób złożyło odwołanie do Sądu Pracy
i Ubezpieczeń Społecznych. Pozytywnie rozpatrzono tylko jedno. Wnioskującą
była kobieta, pracownica Szczecińskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Ogólnego
Nr 3, której dyrekcja w porozumieniu z radą zakładową, ponadto poparta przez
podstawową organizację partyjną, wypowiedziała pracę ze skutkiem natychmiastowym, nie zważając, że była w zaawansowanej ciąży.13
AIPN Sz, 0011/723, Meldunek operacyjny inspektora Henryka Surmacza skierowany do
z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie, 2 XI 1976, k. 9; AIPN Sz, 0011/687, t. 1,
Meldunek operacyjny inspektora Bronisława Dzido skierowany do naczelnika Wydziału III KW
MO w Szczecinie, 2 XI 1977, k. 19.
12
AIPN Sz, 0011/687, t. 1, Meldunek operacyjny inspektora Bronisława Dzido skierowany do
naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie, 2 XI 1977, k. 19.
13
Tamże; AIPN, 0296/179, t. 7, Ocena i analiza stanu bezpieczeństwa na terenie województwa szczecińskiego w roku 1976, 7 I 1977, k. 22; AIPN Sz, 0011/666, Meldunek operacyjny inspektora Jerzego
11
242
Artykuly
„Solidarność” dopiero za cztery lata
Władze komunistyczne obawiały się reakcji strajkujących na wieść o konsekwencjach, jakie będą musieli ponieść. Chodziło zarówno o zachowanie osób wyrzucanych z pracy, jak też tych, które dotknęły kary finansowe. Stąd uznano, że „należy zwrócić szczególną uwagę na osoby demonstrujące swoje niezadowolenie oraz
namawiające [innych członków załogi] do wystąpień przeciwko takiej decyzji [kar
finansowych]”.14 Nie zanotowano jednak oznak sprzeciwu wobec represji. Obawiano się również, że członkowie załóg mogą ująć się za zwalnianymi kolegami. Ale
i tu sytuacja wyglądała na opanowaną: „Nie zauważyłem, aby ktoś z pracowników
stanął w ich [tzn. zwalnianych ludzi – B.K.] obronie, każdy natomiast stara się pokazać swój czyn w pracy. Nie chcą robić nawet żadnej fuchy”, opisywał na początku
lipca sytuację w „Gryfii” TW ps. „Grażyna” swojemu oficerowi prowadzącemu, kpt.
Henrykowi Surmaczowi.15
243
Jak wynika z opracowania SB, dotyczącego stanu bezpieczeństwa na terenie
województwa szczecińskiego w roku 1976, podobnie sytuacja wyglądała w innych zakładach pracy: „Sankcje nie wywołały ujemnych reperkusji ze strony zwolnionych, jak
i w ich środowisku”. A w jednym z meldunków czytamy: „nie stwierdzono, aby fakt
zwolnienia [figuranta] wywołał jakiekolwiek przejawy solidarności ze strony najbliższych współpracowników”. Warto jednak zanotować, że mimo pacyfikacji nastrojów
w strajkujących przedsiębiorstwach wśród mieszkańców ówczesnego województwa
szczecińskiego utrzymywały się następstwa czerwcowego kryzysu „w postaci bardzo
krytycznych niekiedy postaw i opinii, z których część ma charakter wrogi”.16
Jeden z 45
Jak już wspomniano, w Stoczni im. Adolfa Warskiego nie doszło do strajku.
Były jednak próby jego wywołania, a SB doliczyła się 45 „wichrzycieli” w zakładzie.
Na podstawie donosów TW ps. „Ślusarz” SB uznała, że jednym z aktywnie namawiających do podjęcia strajku był Grzegorz Dziewiałtowicz, wówczas trzydziestoZiółkowskiego skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie, 6 VII 1976,
k. 11; Tamże, Meldunek operacyjny inspektora Jerzego Ziółkowskiego skierowany do z[astęp]cy
naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie, 19 XI 1976, k. 23.
14
AIPN Sz, 0011/687, t. 1, Informacja operacyjna sporządzona przez starszego inspektora Henryka
Surmacza po spotkaniu z TW ps. „Grażyna”, 6 VII 1976, k. 35.
15
Tamże, k. 34.
16
AIPN, 0296/179, t. 7, Ocena i analiza stanu bezpieczeństwa na terenie województwa szczecińskiego w roku 1976, 7 I 1977, k. 22; AIPN Sz, 0011/653, Meldunek operacyjny inspektora Ryszarda
Bartnickiego skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. M. Piet­
rzaka, 24 IX 1976, k. 10.
nr 15–16 – 2009
Naznaczeni, potępieni i sprzedani. Z dziejów „ekskluzji” w PRL
czteroletni tokarz z Wydziału TRM Stoczni „Warskiego”. W celu wyjaśnienia jego
roli w podejmowaniu prób strajku na wydziale założono SOS krypt. „Mechanik”.17
Dziewiałtowicz znany już był bezpiece („przechodził w naszych materiałach”) ze swej „wrogiej i wichrzycielskiej” działalności: m.in. 28 kwietnia
1971 r. namawiał grupę pracowników Działu Głównego Mechanika do wzięcia
udziału w manifestacji żałobnej, która odbyła się w trakcie pochodu pierwszomajowego. Nawiasem mówiąc esbecja dowiedziała się o tym również od TW ps. „Ślusarz”.18 SB „zainspirowała” władze Stoczni „Warskiego” do zwolnienia Grzegorza
Dziewiałtowicza z pracy. Pierwszego sierpnia 1976 r. otrzymał on wypowiedzenie
w trybie ustawowym, co skutkowało zwolnieniem go z pracy w „Warskim” 31 sierpnia 1976 r.19
Jego dalsze losy były dość typowe dla osób pozbawionych zatrudnienia na
skutek politycznych represji. Grzegorz Dziewiałtowicz odwołał się od decyzji dyrekcji „Warskiego” do Komisji Odwoławczej przy Prezydencie Miasta Szczecina,
która na posiedzeniu 13 września 1976 r. oddaliła wniosek o cofnięcie wypowiedzenia z pracy. Nie zgodzono się też na sugerowane przez stoczniowca rozstrzygnięcie,
na mocy którego mógłby pozostać pracownikiem „Warskiego”, ale zatrudnionym
w innym wydziale. Uzasadniono to tym, że zakład pracy ma prawo dobierać sobie
załogę i eliminować z jej grona ludzi konfliktowych. A do takich osób, według przewodniczącego Komisji, Popowicza, należał Grzegorz Dziewiałtowicz „co uniemożliwia mu pozostanie w pracy w Stoczni »Warskiego«”.20
AIPN Sz, 0011/737, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka Ciesielskiego skierowany do naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. L. Puszczewicza, 14 VII 1976, k. 8; AIPN
Sz, 0010/984, Informacja operacyjna sporządzona przez starszego inspektora Henryka Ciesielskiego
po spotkaniu z TW ps. „Ślusarz”, 28 VI 1976, k. 105–106.
18
AIPN Sz, 0011/737, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka Ciesielskiego skierowany
do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. L. Puszczewicza, 14 VII 1976, k. 8;
Tamże, Doniesienie TW ps. „Ślusarz” przyjęte przez inspektora Henryka Ciesielskiego, 20 IV 1971,
k. 14. W jednym ze źródeł mowa jest o tym, że „Dziewiałtowicz Grzegorz przechodzi w naszych
materiałach jako inspirator żałobnej manifestacji 1-szego Maja”. Zob.: Tamże, Informacja sporządzona przez ppor. Henryka Ciesielskiego po spotkaniu z TW ps. „Ślusarz”, 21 XII 1973, k. 20.
19
AIPN Sz, 0011/737, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka Ciesielskiego skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. L. Puszczewicza, 17 IX 1976,
k. 10; Tamże, Notatka służbowa sporządzona przez starszego inspektora Henryka Ciesielskiego, 20
X 1976, k. 32.
20
Tamże, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka Ciesielskiego skierowany do
z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. L. Puszczewicza, 17 IX 1976, k. 10;
Tamże, Notatka służbowa sporządzona przez starszego inspektora Henryka Ciesielskiego, 13 IX
1976, k. 31.
17
244
Artykuly
Po otrzymaniu zwolnienia były stoczniowiec zaczął ubiegać się o pracę. 25 września został zatrudniony w Fabryce Urządzeń Budowlanych „Hydroma”: „zmiana miejsca pracy spowodowała znaczne obniżenie poziomu zarobków, a tym samym pogorszenie sytuacji materialnej figuranta [podkr. B. K.]” – zanotował z mściwą satysfakcją
esbek.21 23 grudnia 1976 r. funkcjonariusz „opiekujący się z ramienia SB” nowym zakładem pracy figuranta sprawy „Mechanik”, podczas rozmowy z dyrektorem „Hydromy”
poinformował go, że „posiada w swoim zakładzie tokarza Dziewiałtowicza Grzegorza
[…], który to zdolny jest do podsycania nastrojów niezadowolenia oraz inspirowania
przerw w pracy”. Funkcjonariusz dodał też, że właśnie za takie zachowanie były stoczniowiec został zwolniony z „Warskiego”.22 Jak wynika z meldunku kończącego SOS
krypt. „Mechanik”, dyrektor zobowiązał się „do zwrócenia szczególnej uwagi na zachowanie, dyscyplinę oraz sposób postępowania figuranta na terenie zakładu”.23
Czarne owce z Wydziału W-5
Zwolnienia objęły również innych pracowników Stoczni im. Adolfa Warskiego. Na podstawie donosów TW ps. „TOS”, „Hala” i „Ślusarz” oraz KO ps.
„Stach” ustalono nazwiska „wichrzycieli” z W-5: Ryszarda Maciejewskiego, Remigiusza Greli, Jana Cwynara oraz Mieczysława Topora, których zwolniono dyscyplinarnie „za ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych”.24 Wymienieni, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Dziewiałtowicza, nie mogli liczyć na obronę
kolegów z wydziału. Konfidenci uspokajali funkcjonariuszy, a ci z kolei przełożonych, że nikt w stoczni nie podejmie „akcji obronnej” w interesie zwalnianych. Jak
informował funkcjonariusza SB Henryka Ciesielskiego TW ps. „Hala”: „w obronie zwolnionych na Wydz[iale] [W-5] [nikt] nie obstaje, bo się boją, aby nie zostali
zwolnieni”. W sumie pracownicy Wydziału W-5 „są wystraszeni i boją się, że każdy
z nich może być potencjalnym kandydatem do zwolnienia”.25
Tamże, Notatka służbowa sporządzona przez starszego inspektora Henryka Ciesielskiego, 20 X
1976, k. 32; Tamże, Meldunek operacyjny inspektora Lecha Boczkowskiego skierowany do naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. M. Pietrzaka, 18 I 1977, k. 12–13.
22
Tamże, Notatka służbowa, 23 XII 1976, k. 33.
23
Tamże, Meldunek operacyjny inspektora Lecha Boczkowskiego skierowany do naczelnika Wy­dzia­
łu III KW MO w Szczecinie mjr. M. Pietrzaka, 18 I 1977, k. 13.
24
AIPN Sz, 0011/681, Notatka informacyjna opracowania pod względem ewidencyjno-operacyjnym i archiwalnym akt sprawy operacyjnego sprawdzenia, 20 I 1977, k. 3; AIPN Sz, 0011/635, Wyciąg
z informacji TW ps. „TOS” z dnia 7 VII 1976 o przebiegu pracy w dniu 25 VI 1976 na Wydziałach
produkcyjnych, 21 IX 1976, k. 21–22; Tamże, Informacja operacyjna sporządzona przez starszego
inspektora Henryka Ciesielskiego po spotkaniu z TW ps. „Hala”, k. 18–19.
25
Tamże, Informacja operacyjna sporządzona przez starszego inspektora Henryka Ciesielskiego po
spotkaniu z TW ps. „Hala”, k. 18.
21
245
nr 15–16 – 2009
Naznaczeni, potępieni i sprzedani. Z dziejów „ekskluzji” w PRL
Z czterech zwolnionych, tylko Ryszard Maciejewski odwołał się od decyzji
o zwolnieniu dyscyplinarnym; najpierw do Komisji Odwoławczej ds. Pracy przy
Prezydencie miasta Szczecina, a gdy ta utrzymała w mocy decyzję o zwolnieniu,
Maciejewski odwołał się do Sądu Pracy: „w dniu 11 XII 1976 r. po kilku kolejnych
rozprawach Sąd Pracy utrzymał w mocy orzeczenie Komisji Odwoławczej”, notował
w meldunku do zwierzchnika esbek.26 Zarówno Komisji Odwoławczej, jak i Sądu
Pracy nie przekonały argumenty o długoletniej, nienagannej pracy w „Warskim”, za
którą powód był nagradzany, o dobrej opinii w miejscu zatrudnienia, o zaufaniu
jakim cieszył się wśród współpracowników. Składu obu ciał odwoławczych nie przekonało również to, iż zwolniony ma na utrzymaniu dziecko. Ryszard Maciejewski
podkreślał też w odwołaniu, że 25 czerwca cała załoga W-5 w liczbie 750 osób przerwała pracę. Ten ostatni argument, dla orzekających najważniejszy, obalili świadkowie wezwani na rozprawę, potwierdzając, „że w dniu 25 VI 1976 r. załoga Stoczni
»Warskiego« pracowała”. Były pracownik stoczni, po kilku miesiącach poszukiwań
znalazł w końcu zatrudnienie w prywatnym zakładzie ślusarskim, znajdującym się
na peryferiach Szczecina, a jego nazwisko „ujęte zostało w książce dzielnicowego,
w wykazie elementu wichrzycielskiego”.27
Zarówno Jan Cwynar, jak i Mieczysław Topór oraz Remigiusz Grela nie odwoływali się od decyzji o zwolnieniu wydanej przez dyrekcję w wyniku „inspiracji
operacyjnej” SB. Nie był to wynik lekceważenia konsekwencji, zastosowanych wobec
nich sankcji. Reakcje na zwolnienie, opisane przez konfidentów SB, mają jednoznaczną wymowę: „był załamany po otrzymaniu informacjo o zwolnieniu”, „faktem zwolnienia z pracy figurant jest przygnębiony”. Takie sformułowania pojawiają się w esbeckich meldunkach. Z meldunków operacyjnych można wnosić, że wymieniona
trójka byłych już pracowników Wydziału W-5 przynajmniej do października 1976 r.
pozostawała bez pracy. W związku z tym, po zakończeniu założonym im spraw operacyjnego sprawdzenia, objęta została kontrolą MO jako „element niepracujący”.28
AIPN Sz, 0011/681, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka Ciesielskiego skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie, 6 I 1977, k. b.n.
27
Tamże, Do Komisji Odwoławczej ds. Pracy przy Prezydencie miasta Szczecina, 9VII 1976, k. 21–23;
Tamże, Notatka służbowa, 17 VII 1976, k. 19; Tamże, Notatka służbowa, 11 XII 1976, k. 28; Tamże,
Notatka służbowa, 24 XII 1976 r., k. 26; Tamże, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka
Ciesielskiego skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. M. Piet­
rzaka, 6 I 1977, k. 10.
28
AIPN Sz, 0011/737, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka Ciesielskiego skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. L. Puszczewicza, 17 IX 1976,
k. 10; AIPN Sz, 0011/630, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka Ciesielskiego skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. L. Puszczewicza, 9 X 1976,
26
246
Artykuly
O tym, że SB pełniło „służebną rolę” wobec partii komunistycznej świadczy fakt, że o postawie, działalności i poglądach osób zwalnianych z pracy w „Warskim” informowano na bieżąco Komitet Wojewódzki PZPR w Szczecinie, mimo iż
represjonowani nie należeli do organizacji partyjnej. W meldunkach powstających
w ramach spraw operacyjnego sprawdzenia, w ramach których inwigilowano osoby
zwolnione z pracy podkreślano, że napiętnowani podejmowali wichrzycielskie działania jedynie z własnej inicjatywy: „a wynikały one z nastroju ogólnego podniecenia
i impulsywnego charakteru” figurantów, którzy nie byli inspirowani z zewnątrz.29
Chwat z Chwarstnicy
Elektrownię „Dolna Odra” znajdującą się w miejscowości Nowe Czarnowo
pod Szczecinem zaczęto budować w 1970 r. Sześć lat później nadal trwały prace nad
rozbudową kompleksu, stąd na jego terenie działały przedsiębiorstwa budowlane 247
z różnych części Polski. Ich załogi składały się w większości z pracowników pochodzących z różnych, nieraz odległych od Szczecina, obszarów kraju. Jednym z nich
był Jerzy Nowak, trzydziestojednoletni elektromonter zatrudniony w gliwickim
„Energorozruchu” na budowie Elektrowni „Dolna Odra”. Pochodził z ówczesnego województwa konińskiego, czasowo zameldowany w Chwarstnicy, miejscowości
położonej niedaleko zakładu, w którym miał miejsce całodzienny strajk.30
25 czerwca 1976 r. Nowak został wybrany przewodniczącym komitetu
strajkowego elektrowni. Z powierzonej mu funkcji wywiązywał się sprawnie: komitet pod jego kierownictwem opracował petycję do KC PZPR, domagającą się
zaniechania planowanej podwyżki oraz ogłosił strajk okupacyjny i zorganizował
milicję robotniczą. Jak wynika z materiałów SB, Jerzy Nowak objął kierownictwo
w „Dolnej Odrze” i polecił kontynuowanie strajku „aż do zwycięstwa”. Konsekwentnie odmawiał rozmów, tak z dyrekcją, jak i przedstawicielem wojewódzkich władz partyjnych, na temat przerwania protestu. Dopiero, gdy wieczorem
Piotr Jaroszewicz ogłosił, że władze wycofują się z pomysłu podwyżek przywódca
k. 12–13; AIPN Sz, 0011/635, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka Ciesielskiego do
z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. M. Pietrzaka, 11 X 1976, k. 12–13.
29
AIPN Sz, 0011/630, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka Ciesielskiego skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. L. Puszczewicza, 9 X 1976,
k. 12–13; AIPN Sz, 0011/633, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka Ciesielskiego
skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. M. Pietrzaka, 13 X
1976, k. 9–10; AIPN Sz, 0011/635, Meldunek operacyjny starszego inspektora Henryka Ciesielskiego
skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. M. Pietrzaka, 11 X
1976, k. 12–13.
30
AIPN Sz, 0011/742, Notatka służbowa mjr. Floriana Geislera, Gryfino 27 VI 1976, k. 37.
nr 15–16 – 2009
Naznaczeni, potępieni i sprzedani. Z dziejów „ekskluzji” w PRL
jednodniowego strajku w elektrowni „przekazał władzę [...] dyrekcji, życząc [jej]
owocnej pracy”.31
Z materiałów SB przywódca strajku w „Dolnej Odrze” wyłania się jako postać niezwykle barwna, zawadiacka, pełna, ułańskiej wręcz, fantazji, godna osobnego szkicu.32 Tu jednak stwierdźmy tylko, że Jerzy Nowak nie zaprzestał „wichrzycielskiej” działalności wieczorem 25 czerwca. Następnego dnia „krążył [...] po
stanowiskach pracy, grupach robotników dyskutując z nimi i namawiając do dalszego zwierania szeregów, poparcia dla komitetu [chodzi o utworzony dzień wcześniej
komitet strajkowy – B.K.]”. Celem tej mobilizacji miało być sprawniejsze stawianie
odporu władzy, gdyby ta chciała jednak w przyszłości podnieść ceny na artykuły
spożywcze.33
Dzień później wziął urlop. W tym czasie – 8 lipca – został zwolniony z macierzystego zakładu w Gliwicach. O decyzji został powiadomiony listem poleconym, wysłanym na adres domowy: „lecz nie pokwitowano odbioru”.34 Stąd zapewne nie wiedział jeszcze o tym, gdy – mimo trwającego urlopu – pojawił się w „Dolnej
Odrze” 15 lipca. Podczas rozmów z pracownikami wyrażał przekonanie, „że postąpił zupełnie słusznie stając na czele Komitetu Strajkowego”. Podkreślał też, że
„wcale tego nie żałuje i gdyby zaistniała [taka] potrzeba zrobiłby to, bez wahania,
ponownie” – meldował TW ps. „Hubert”. Jak wynika z notatki służbowej funkcjonariusza SB, Nowak „czuł się zaszczycony tym, że stanął na czele »Komitetu Robotniczego«”. Z tej notatki wynika również, że przywódca strajku był przygotowany
na zwolnienie z pracy, a wypowiedzenie otrzyma po urlopie.35
Dowiedziawszy się w końcu o konsekwencjach jednodniowego dyrektorowania Jerzy Nowak chciał przenieść się do miejsca stałego zameldowania w województwie konińskim. Nie mógł tam jednak znaleźć pracy dla żony. Oba te fakty:
Tamże.
„Pomimo zajmowanego niskiego stanowiska w hierarchii robotniczej jak również wykształcenia,
ma dar krasomówcy, intelektualisty, dzięki czemu potrafi znaleźć wspólny język i temat z każdym”
– charakteryzował Jerzego Nowaka jeden z delatorów. Zob.: Tamże, Informacja TW ps. „Hubert”
przyjęta przez mjr. St. Kosatka, 28 VI 1976, k. 34.
33
Tamże, Informacja TW ps. „Hubert” przyjęta przez mjr. St. Kosatka, 29 VI 1976, k. 31; Tamże,
Meldunek operacyjny inspektora Floriana Geislera skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III
KW MO w Szczecinie, 30 VI 1976, k. 18.
34
Tamże, Z[astęp]ca naczelnika Wydziału III „A” KW MA w Katowicach ppłk Wł. Babian do
naczelnika Wydziału III KWMO w Szczecinie, 31 VII 1976, k. 53. Zob. też: Tamże, Meldunek operacyjny inspektora Floriana Geislera skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO
w Szczecinie, 31 VII 1976, k. 20.
35
Tamże, Informacja TW ps. „Hubert” przyjęta przez mjr. St. Kosatka, 16 VII 1976, k. 40; Tamże,
Notatka służbowa mjr. Floriana Geislera, Gryfino 19 VII 1976, k. 42.
31
32
248
Artykuly
własne bezrobocie oraz niemożność uzyskania przez żonę posady nauczycielki
w Konińskiem bardzo go przygnębiły. Jerzy Nowak, jak donosił KO ps. „MB”, zmuszony przez okoliczności, pozostał „na tutejszym terenie” i zatrudnił się dorywczo
przy rozładowywaniu wagonów na kolei. Na temat swego zaangażowania w wydarzeniach z 25 czerwca nie wspomina, mimo że wcześniej „przy każdym spotkaniu
z naszym KO [„MB”] ten temat był przez niego poruszany”.36
Przez kilka miesięcy Nowak poszukiwał stałej pracy, zatrudniając się dorywczo u okolicznych gospodarzy. Ponieważ nie podejmował już „wrogiej działalności”,
a nawet – co podkreślano wielokrotnie w meldunkach – nie wspominał już o swym
wybitnym udziale w czerwcowym strajku roku 1976, na początku kwietnia 1977 r.
sprawę operacyjnego sprawdzenia przekwalifikowano na kwestionariusz ewidencyjny. Inwigilację zakończono, gdy Jerzy Nowak wraz z rodziną opuścił w czerwcu 1977 r. Chwarstnicę, by zamieszkać w jednej z miejscowości w województwie 249
koszalińskim, gdzie znalazł pracę w PGR. O jego przeszłości poinformowano Wy­
dział III KW MO w Koszalinie.37
Głos „milczącej większości”
Wielokrotnie powtarzane w tym miejscu stwierdzenie, że represjonowani
nie otrzymywali żadnego wparcia, nie oznaczało, że jedyną reakcją załóg na prześladowania jakie spotkały ich kolegów była obojętność. Jak donosił TW ps. „Karol”
wśród pracowników „Dolnej Odry” krążyła opinia, że władze zbyt surowo potraktowały Jerzego Nowaka za udział w strajku. Obawiano się też, że niedawny przywódca komitetu strajkowego trafi za swój czyn do więzienia.38 TW ps. „Hubert”
donosił z kolei, że pracownicy „Dolnej Odry” uważali, że zwolnienie z pracy członków komitetu strajkowego było pochopną decyzją władz, że w ten sposób pozbawia
się robotników ostatniej broni w walce o ich interesy, że zamyka się im usta i nie pozwala rozmawiać o sprawach istotnych dla kraju. Werdykt władz wprawił robotników w stan desperacji; teraz w przypadku „jakiś nowych zajść” nie będą się już oni
liczyć z konsekwencjami swych czynów, wiedząc że w efekcie protestu i tak czeka
ich zwolnienie z pracy: „Słowa te wypowiadane są różnie przez ludzi; wyczuwa się
Tamże, Meldunek operacyjny inspektora Floriana Geislera skierowany do z[astęp]cy naczelnika
Wydziału III KW MO w Szczecinie, 9 VIII 1976, k. 22.
37
Tamże, Meldunek operacyjny inspektora Floriana Geislera skierowany do z[astęp]cy naczelnika
Wydziału III KW MO w Szczecinie mjr. Leszka Puszczewicza, 6 IV 1977, k. 28; Tamże, Meldunek
operacyjny inspektora Floriana Geislera skierowany do z[astęp]cy naczelnika Wydziału III KW MO
w Szczecinie mjr. Leszka Puszczewicza, 4 VIII 1977, k. 7; Tamże, Z[astęp]ca naczelnika Wydziału III
KW MO w Szczecinie do naczelnika Wydziału III KW MO w Koszalinie, 5 VIII 1977, k. 11–12.
38
Tamże, Doniesienie dotyczące ob. Jerzego Nowaka, 19 VII 1976, k. 43.
36
Naznaczeni, potępieni i sprzedani. Z dziejów „ekskluzji” w PRL
ton goryczy, rezygnację, lecz często wyczuwa się ton pogróżki” – informował TW
ps. „Hubert” oficera SB Stanisława Kosatkę.39 Nota bene nie jest to jedyny zwiastun
nieodległej przyszłości, który pojawia się w źródłach z czerwca 1976 r. Jeszcze wyraźniejszą zapowiedź tego, co przyniesie przyszłość wyrażała opinia wypowiedziana w „Dolnej Odrze”, po odwołaniu przez premiera Jaroszewicza zapowiadanych
podwyżek: „sprawę żeśmy wygrali, nie byliśmy sami. Z nami była cała Polska. Solidarność zwyciężyła [podkr. B. K.]”.40
nr 15–16 – 2009
Zakończenie
Protest, reperkusje, bezskuteczne poszukiwanie sprawiedliwości, trudności
ze znalezieniem nowej pracy i w końcu zatrudnienie w mniej prestiżowym zakładzie,
często za niższe wynagrodzenie. To standard losów ludzi, którzy 25 czerwca 1976 r.
uznali, że „milczenia dość”. Z wykorzystanych materiałów nie dowiemy się jak to
napiętnowanie wpłynęło na dalsze losy osób pokrzywdzonych przez reżim komunistyczny. Przypatrzenie się im, byłoby ciekawym zajęciem dla badacza. Podobnie
jak porównanie losu represjonowanych z dalszymi kolejami życia tych, którzy ich
sprzedali: „Grażyny”, „Ślusarza”, „Huberta” i innych donosicieli, oraz oczywiście
inspektorów prowadzących sprawy operacyjnego sprawdzenia.
Warto też pamiętać, że dyrekcje zakładów układały listy osób do zwolnienia na podstawie informacji uzyskanych od bezpośrednich przełożonych pracowników wyróżniających się podczas krytycznego dla władz komunistycznych dnia.
Ciekawe ilu z nich; mistrzów zmianowych, kierowników czy brygadzistów biegało
po wydziałach z kartką i długopisem również cztery lata później; a ilu wiedzionych
instynktem samozachowawczym, przyłączyło się do obozu aktualnie silniejszych
– załóg, które w końcu upomniały się o sprawiedliwość, również dla zwolnionych
z pracy kolegów?
250
39
40
Tamże, Informacja, 16 VII 1976, k. 41.
AIPN Sz, 0012/ 111, WSK w miejscu, 26 VI 1976, k. 109.
Artykuły
Antoni J. Wręga
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta
Johna F. Kennedy’ego,
czyli George De Mohrenschildt na Haiti
1963–1966 – pytania badawcze
W poniższym artykule nie rozpatruję tak fundamentalnych dla wielu bada- 251
czy pytań związanych z zamachem na Johna F. Kennedy’ego w Dallas 22 listopada
1963 r., jak np.: czy Oswald strzelał sam?; ilu było strzelców?; ile było strzałów?;
ile było słychać wystrzałów?; czy też: jakiego rodzaju to były wystrzały? Podobnie
równie ważne kwestie, jak np.: jaki był tor pocisków?; czy „Oswaldów” było dwóch?;
czy Lee Harvey Oswald powrócił rzeczywiście ze Związku Sowieckiego po prawie
trzech latach i dlaczego tam się znalazł? – pozostawiam poza zakresem i zasięgiem
rozpatrywanych przeze mnie zagadnień. Omijam też definitywne sformułowanie
odpowiedzi na pytania typu: czy Raport Komisji Warrena jest wiarygodny?, itp.
W poniższym tekście skoncentruję się na problemie zakupu włókna sizalowego na Haiti na początku 1965 r. przez rząd PRL oraz kontekstem związanym z tym
zagadnieniem. Transakcja zakupu sizalu, o której tu mowa, została dokonana przez
rząd komunistycznej Polski z udziałem człowieka, a w zasadzie „od człowieka”, którego środki masowego przekazu i opinia publiczna w Stanach Zjednoczonych i szerzej na Zachodzie, już na początku 1964 r. określiły mianem „najbliższego przyjaciela” mordercy – z formalnego punktu widzenia (abstrahuję w tym momencie, jak to
było w rzeczywistości) – prezydenta USA. Trzeba przyznać, że kupno sizalu – nawet
w sposób poufny – było krokiem niezwykłym. Jednak, jak się okazuje, nie aż tak ryzykownym, aby zatrzymać działania ówczesnych władz PRL. Władzom PRL bardzo
zależało na zakupie sizalu od „najbliższego przyjaciela Oswalda”. Zależało im niemal
tak bardzo jak Sowietom, którzy dwa lata wcześniej – z niewiadomej do końca przyczyny – pragnęli, aby Lee Harvey Oswald opuścił Związek Sowiecki w towarzystwie
poślubionej tam Mariny Prusakowej. Skąd ta determinacja w obydwu przypadkach?
Analogii w działaniach PRL na arenie międzynarodowej – w sprawach związanych z zamordowaniem prezydenta Kennedy’ego – z działaniami władz sowieckich było więcej. Władzom Związku
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
Być może niniejszy artykuł choć w niewielkim stopniu pozwoli odpowiedzieć na te
pytania.
nr 15–16 – 2009
„Najbliższy przyjaciel Lee Harvey Oswalda”, były obywatel polski na Haiti
252
W Raporcie Komisji Warrena i innych tego typu oficjalnych dokumentach
organów rządowych USA na temat „zabójstwa stulecia” pojawiło się szereg dochodzeń, ustaleń, informacji o osobach związanych (np. pochodzeniem, jak zabójca
Oswalda, Jack Ruby, poprzednio: Rubenstein zrodzony z rodziców-imigrantów
z ziem polskich, ortodoksyjnych Żydów pochodzących z Sokołowa Podlaskiego)
w rozmaity sposób z Polską. Przykładem mogą tu być choćby wzmianki o pewnym, dość znanym w określonych kręgach – a sądząc z nazwiska „polonijnego” pochodzenia – „prof. [Jamesie] Dombrowskim” („najwybitniejszy działacz Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych na Południu” [USA]), którego – jak wynika
z akt – „nie mógł nie znać” na przełomie lat 50. i 60. żaden poważny działacz komunistyczny w Nowym Orleanie. A Dombroski (Dombrowski) był „imigrantem z Polski”. Gdy chodzi o literaturę przedmiotu poświęconą zamachowi na prezydenta
Sowieckiego bardzo zależało na tym, aby Lee Harvey Oswald opuścił Związek Sowiecki (co miało miejsce w dn. 2 VI 1962 via Warszawa, koleją) – w towarzystwie [podkr. – AJW], swojej poślubionej w ZSRS żony – młodziutkiej Mariny Oswald z domu Prusakowej, siostrzenicy pułkownika KGB
z Mińska. Zob.: artykuł opublikowany w 40. rocznicę zamachu w Dallas, przez czołowy analityczny
„think-tank” w Stanach Zjednoczonych (z którego analiz korzysta m.in. CIA) – Stratfor, „Mystery of
Marina Oswald” [Tajemnica Mariny Oswald], November 24, 2003, www.stratfor.com.
Takich, jak dokumenty wytworzone przez House Select Committee on Assassination (HSCA)
[Specjalna Komisja Izby Reprezentantów ds. Zabójstw] – 1978, dostępne w internecie. Jeżeli nie stwierdzono tego wyraźnie inaczej, przytaczane dokumenty pochodzą ze strony internetowej Mary Ferrell
Foundation, www.maryferrell.org, na której zgromadzono ponad milion stron dokumentów odnoszących się do słynnych, „nierozwiązanych” zabójstw politycznych w USA (Johna F. Kennedy’ego,
Roberta Kennedy’ego, Martina Luthera Kinga).
Nt. rodziców Jacka Ruby’ego: Josepha Rubensteina (1871–1958) oraz Fannie Turek Rutkowski
(lub: Rokowsky) zob.: „Ruby’s Childhood” [Dzieciństwo Ruby’ego], oparty o ustalenia Komisji
Warrena, a zamieszczony pod adresem internetowym: http://mcadams.posc.mu.edu/ruby1.htm.
Literatura nt. działaczy komunistycznych i/lub agentów sowieckich w Ameryce Północnej, a pochodzących z Europy Środkowej i Wschodniej jest całkiem obfita. Zob. m.in.: (Borys Moroz) http://
en.wikipedia.org/wiki/Boris_Morros, lub („Professor” Petr Wlazlo) http://www.heritage.org/
Research/RussiaandEurasia/bg660.cfm.
Mary Ferrell Chronologies [MFCh], Volume 3 – July 1, 1963 to November 21, 1963, s. 1 (179) [pierwsza
cyfra oznacza pierwszą stronę wydania internetowego MFCh, podczas gdy strona w nawiasie wskazuje na oryginalną numerację danego tomu MFCh]. Por.: J. Mellen, „Who was Lee Harvey Oswald?”,
http://www.maryferrell.org/wiki/index.php/Essay_–_Who_Was_Lee_Harvey_Oswald (początko-
Artykuły
Johna F. Kennedy’ego (JFK), „polskie motywy” są obecne nawet w takich opracowaniach, jak te poświęcone porównaniom zbrodni Charlesa Mansona i zamachowi
w Dallas.
Jednak badaczy i autorów teorii spiskowych szczególnie frapuje postać
George’a (Jerzego) De Mohrenschildta. Rosjanin z pochodzenia, przez co najmniej
ćwierć wieku obywatel Polski, który – wraz z żoną Jeanne LeGon – zaliczał się do
„najbliższych przyjaciół” małżeństwa Oswaldów. Lee Harvey Oswald m.in. w powo artykuł pojawił się na stronie internetowej: www.joanmellen.com). Charakterystyczne, że Oswald
stronił od James’a Dombro(w)skiego, zupełnie się z nim nie kontaktował po powrocie z ZSRS. Mary
Ferrell Chronologies – są to chronologicznie dokonane przez Mary Ferrell zestawienia (w dziewięciu
oddzielnych dokumentach), wszystkich dostępnych badaczce faktów dotyczących zamachu w Dallas
– są one udostępniane na stronie internetowej: www.maryferrell.org. Raport wytworzony przez FBI
(„De Brueys Report”) z początków grudnia 1963, znajdujący się w dokumentach zgromadzonych
przez Komisję Warrena potwierdza, że James Dombrowski już w przeszłości był uważany za komunistę („…On May 27, 1963, the second source advised that in the past he has considered JAMES
DOMBROWSKI, the Executive Director of the SCSF, to be a communist…” [W dniu 27 maja
1963 r., drugi informator podał, iż w przeszłości już uważał JAMES’A DOMBROWSKI’EGO, prezesa SCSF, za komunistę], Commission Document 6 – FBI De Brueys Report of 8 Dec 1963 re:
Oswald pg 483, Found in: Warren Commission Documents, www.maryferrell.org.
T. Rees, „More Coincidences” [Więcej zbiegów okoliczności], Dealey Plaza Echo, Vol. 4, No. 1,
March 2000 (czasopismo tzw. konspiracjonistów – przeciwników ustaleń Komisji Warrena, mówiącej w swym „Raporcie” [dostępnym w Internecie: http://www.archives.gov/research/jfk/warrencommission-report/] o samotnym działaniu Oswalda – wydawane w Wielkiej Brytanii, dostępne także na stronie: http://www.maryferrell.org/). Ciekawe, że pistolet użyty w morderstwie popełnionym
przez „bandę Mansona” – w państwie, gdzie różnorakiej broni i dostępu do niej – przecież nie brakuje – został wyprodukowany w Radomiu. Por.: http://en.wikipedia.org/wiki/Mary_Brunner; o pistolecie wyprodukowanym akurat w Radomiu pisze też: V. Bugliosi, C. Gentry, Helter Skelter [Zamęt],
1974 [ogromna ilość wydań; polskie: V. Bugliosi, C. Gentry, Sprawa Mansona (Warszawa: Prószyński
i Spółka, 1999)]. Bardzo znany w USA były prokurator Vincent Bugliosi w monumentalnym dziele, przeciwstawia się wszelkim istniejącym teoriom spiskowym: V. Bugliosi, Reclaiming History: The
Assassination of President John F. Kennedy [Odmitologizowanie historii: zabójstwo Prezydenta Johna F.
Kennedy’ego] (New York: W. W. Norton & Co., 2007).
A. J. Wręga, „Polski ślad w zabójstwie JFK”, Wprost nr 49 (2008). Tekst spotkał się czasami z reakcją niezbyt świadomych spraw, o których z taką łatwością piszą – internautów-histeryków (ale nie
historyków!); oni to, widać na serio zrozpaczeni – słali „korygujące” posty na Onecie czy Wirtualnej
Polsce typu: „o, znowu Polak jest oskarżony, a nazwisko ma nie zupełnie polskie”. „Polski ślad” nie
oznacza przecież absolutnie jednoznacznie udziału wyłącznie Polski i Polaków – jak zobaczymy
poniżej w zbrodni zabójstwa JFK, a George De Mohrenschildt, mimo nazwiska był – bez wątpienia – nie tylko z wyboru Rosjaninem (nie gorszym niż np. osiemnastowieczny dyplomata carski
Stackelberg, czy o ponad wiek późniejszy Beckendorf /ambasador w Londynie/, czy też ostatni
namiestnik Królestwa Polskiego Fiodor Fiodorowicz Berg /ros.: Фёдор Фёдорович Берг, urodzony jako: Friedrich Wilhelm Rembert von Berg w dzisiejszej Estonii/). Przejściowo tylko – w okresie
253
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
nr 15–16 – 2009
daniu o pracę, złożonym w Nowym Orleanie na początku października 1963 r. – na
półtora miesiąca przed zamachem na JFK, wskazał De Mohrenschildta, jako osobę
sobie najbliższą. Nie uszło to uwadze amerykańskich władz śledczych. Nic zatem
dziwnego, że po zamachu w Dallas 22 listopada 1963 r. kontakty De Mohrenschildta
z placówką PRL na Haiti – a w samym tylko 1964 r. władze amerykańskie śledzące De Mohrenschildta odnotowały ich co najmniej kilkadziesiąt – musiały zwrócić
uwagę CIA i FBI i wzbudzić – i tak już istniejącą – podejrzliwość władz amerykańskich wobec (komunistycznej) Polski. Jeżeli nie wyciągnięto z nich dalszych wniosków, nie domagając się wyjaśnień od władz PRL, ani nie nagłaśniając sprawy tajemniczych związków pomiędzy „sprawą Oswalda” a PRL. Stało się tak – być może
– z jednej strony z powodu chęci uniknięcia przez administrację amerykańską woj-
254
międzywojennym (formalnie, co najmniej do 1952) – De Mohrenschildt był obywatelem polskim.
Ciekawe, że książki z gatunku tzw. teorii konspiracyjnych, na podstawie których nakręcono tyleż
głośne, co wielce jednostronne filmy z gatunku twórczości Olivera Stone’a, poświęcają małżeństwu
De Mohrenschildt’ów, tylko tyle uwagi, ile jest to wygodne dla ich autorów i ich wydumanych tez.
Np. głośna praca: M. Lane, Plausible Denial [Wiarygodne zaprzeczenie] (New York: Thounder’s
Mouth Press, 1991), wręcz De Mohrenshildtów ignoruje! O kontaktach De Mohrenschildtów
z dyplomatami PRL – nie ma w tego typu książkach, mających udowodnić z góry założoną tezę
podsuniętą częstokroć przez KGB dosłownie nic. Należy wspomnieć, że w Polsce międzywojennej
był także inny Jerzy Morenszyld (pisane po polsku), syn Borysa, ur. 26 V 1921, poległy pod Monte
Cassino, kawaler (pośmiertnie) Virtuti Militari. Zob.: http://www.caw.wp.mil.pl/depozyty/lista_
m.htm (Centralne Archiwum Wojskowe). Należy mu się tutaj choćby krótka wzmianka: „Po dokładnej analizie materiału Snajper spod Monte Cassino autorstwa Marka Czerwińskiego zamieszczonego
w MMS Komandos 1/2007 nasuwa się kilka nieścisłości; poległy pod Monte Cassino kapral z 1SKC
to oczywiście Jerzy Morenszyld [podkr. – AJW], lecz w trakcie bitwy był on celowniczym Brena
a zginął trafiony serią z MG. Inny poległy komandos to ppr. Bachleda ranny odłamkiem w głowę,
odesłany na tyły zmarł w szpitalu. Na tym kończy się oficjalna lista poległych komandosów pod
MC, choć Melchior Wańkowicz w swoim monumentalnym dziele Bitwa o Monte Cassino wspomina
o jeszcze jednym poległym, snajperze st. strzelcu Alfonsie Sochaczewskim rannym na wzgórzu 706.
Wiele wskazywałoby, że to właśnie o tym komandosie pisze autor nie podając ani razu jego nazwiska. Lecz znów nasuwa się pytanie: kiedy ten żołnierz przeszedł żmudny proces szkolenia strzelca
wyborowego, jak wiemy do kompanii trafił w przeddzień bitwy o Monte Cassino 24 kwietnia. Jeśli
opisana w artykule sytuacja naprawdę miała miejsce, dlaczego wszystkie dotychczasowe opracowania na temat kompanii nawet o tym nie wspominają? Czyżby jakieś nowe materiały ujrzały światło
dzienne? A wspominany przez autora notatnik, czy w ferworze walki snajper miał czas i ochotę na
sporządzenie tych notatek?”. Cyt. za: http://commando80.pun.pl/viewtopic.php?pid=907.
Mary Ferrell Chronologies, Volume 3 – July 1, 1963 to November 21, 1963, s. 185 (258-back), 197 (262-1),
gdzie imię i nazwisko George’a De Mohrenschildta jest przytoczone (w oparciu o zgromadzone
przez Komisję Warrena cytowane w MFCh dokumenty), jako podane przez Oswalda w referencjach
do jego podań o zatrudnienie, złożonych przezeń w Nowym Orleanie w dniach 10 i 14 X 1963. Por.:
G. Fonzi, The Last Investigation [Ostatnie dochodzenie] (New York: Thunder’s Mouth Press, 1993).
Artykuły
ny nuklearnej, utożsamianej coraz powszechniej z zagładą ludzkości (przynajmniej
w dotychczasowym jej stanie rozwoju); z drugiej zaś strony z powodu kontrowersji
w kierownictwie amerykańskiej Intelligence Community, określanej mianem „sprawy
Nosienki”.
Znane i potwierdzone na podstawie dostępnych źródeł kontakty obu małżeństw: De Mohrenschildtów i Oswaldów trwały co najmniej 8 miesięcy (od
końca sierpnia/początku września 1962 do 19 kwietnia 1963).10 Z kolei kontakty
Intelligence Community – „społeczność wywiadowcza” – w Stanach Zjednoczonych (i analogicznie
– choć w mniejszej skali – w wielu państwach demokratycznych) to zespół (także kadr) kilkunastu
federalnych organizacji pełniących funkcje wywiadowcze (i kontrwywiadowcze/policyjne), takich
jak np. w USA – największa z nich (pod względem budżetu): National Security Agency [Narodowa
Agencja Bezpieczeństwa, NSA] (m.in. operator satelitów „szpiegowskich”), inne organizacje, jak
CIA, aż po Drug Enforcement Administration (DEA) – instytucja zwalczająca przemyt narkotyków.
Por.: Transforming U.S. Intelligence [Amerykańska społeczność wywiadowcza w fazie zmian] J. E. Sims,
B. Gerber (red.) (Washington, D.C.: Georgetown University Press, 2005).
Zob. m.in.: T. Weiner, Legacy of Ashes. The History of the CIA [Dziedzictwo popiołów. Historia
CIA] (New York: Anchor Books, 2008): s. 265–270, 318. Sprawa Nosienki (Nosenko case
– ‘Nosenko’ – w transkrypcji anglosaskiej) odzwierciedla dwa konkurujące ze sobą, przeciwstawne poglądy na temat obecności tzw. kretów (moles) w kierownictwie amerykańskich służb
wywiadowczych i stosunek do głównego proponenta teorii głoszącej, że służby amerykańskie
są głęboko infiltrowane przez wywiad sowiecki, jakim był szef (wewnętrznego) kontrwywiadu
(w) CIA – słynny James Jesus Angleton (1917–1987). Kontrowersja ta podzieliła amerykańską
Intelligence Community a wywołana nią dyskusja trwa po dziś dzień. Por.: T. „Pete” Bagley, Spy
Wars [Wojny szpiegów] (New Haven & London: Yale University Press, 2006) [Praca ta ukaże się
w j. polskim w II połowie 2009]. Angleton działał pod wpływem i był jednocześnie protektorem
niezwykle wartościowego (m.in. pod względem ilości dostarczonych istotnych pierwszorzędnych informacji, często szczątkowych, tzw. serials [odcinki; wycinki zdarzeń] – było ich, co najmniej kilkaset) uciekiniera z KGB i propagatora teorii o zagrożeniu Zachodu sowiecką strategiczną Dezinformacją – Anatolija Glicyna. Zob.: Nowe kłamstwa zamiast starych (Warszawa: Służba
Kontrwywiadu Wojskowego, 2007). Pierwsze wydanie: A. Golitsyn, New Lies for Old (New York:
Dodd, Mead & Company, 1984). Angleton i Golicyn uważali Nosienkę za „nasłanego” i zainstalowanego (plant) w CIA przez Sowietów – m.in. propagującego „fałszywe tropy” w sprawie
zabójstwa JFK i pobytu Oswalda w ZSRS – sowieckiego super-dezinformatora. Nosienko zmarł
w 2008. Na jego temat istnieje niezwykle obfita literatura np.: http://www.axisglobe.com/article.
asp?article=1631 (Jurij Nosienko).
10
Choć być może, na co nie ma dowodów, spotkanie Oswaldów z Mohrenschildtami miało miejsce
już w lipcu 1962. Oswaldowie przybyli do USA z ZSRS na początku czerwca 1962. Już 8 VI 1962
lokalna gazeta w Fort Worth w Teksasie (Fort Worth Press), wydrukowała artykuł z fotografią Oswalda
zatytułowany: „Ex-Marine Reported on Way Back from Russia” [Były żołnierz Marines powraca
z Rosji], J. Davison, Oswald’s Game [Gra Oswalda] (New York – London: W. W. Norton & Company,
1983): s. 105. Zastanawiające, iż nie ma dowodów na to, aby CIA (czynność ta była dokonywana przez
funkcjonariuszy FBI, działających na zlecenie CIA) kiedykolwiek przesłuchała Oswalda po powro
255
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
nr 15–16 – 2009
De Mohrenschildtów z attaché handlowym Włodzimierzem Galickim (przebywającym na Haiti z żoną Krystyną), szefem oddziału (delegatury) Biura Radcy
Handlowego Ambasady PRL w Mexico City, ze stałą siedzibą na Haiti w Port-auPrince – trwały od początku 1964 r.11 do nagłego wyjazdu De Mohrenschildtów
na początku października 1966 r. George De Mohrenschildt przebywał na Haiti
od początku czerwca 1963 r., zaś Włodzimierz Galicki był tam jeszcze wcześniej,
bo od powstania placówki w kwietniu 1962 r. Być może więc już w 1963 r., może
nawet jeszcze przed zamachem w Dallas, doszło do ich spotkania.12 „Nagły wyjazd” w 1966 r., czy raczej niespodziewana ucieczka, miał miejsce na pokładzie
zachodnioniemieckiego (formalnie pod banderą panamską), niewielkiego statku
256
cie z ZSRS. Davison, dz. cyt., s. 312. Oswald zacierał jednak bez przerwy ślady po sobie, np. używając
nazwiska „A. J. Hidell” (czasami „Dr A. J. Hidell”). Por.: http://www.maryferrell.org/wiki/index.
php/OINO_Index. „Hidell” = „to hide” [ukryć /się/] + Fidel (Castro), zaś „A.” pochodzi prawdopodobnie od „Alik”, zdrobnienia-substytutu imienia „Lee” używanego przez Oswalda w Rosji.
Takie substytuty są z reguły – mniej lub więcej – dźwiękonaśladowcze, np.: „Chester” jest używane
w Ameryce w zastępstwie: „Czesław”.
11
Właściwie od marca 1964, jak mówi o tym dokument CIA; inny donoszący o spotkaniu Jeanne De
Mohrenschildt z Włodzimierzem Galickim, MRS. GEORGE DE MORENSCHILDT (sic!) AND
WLODZIMIERZ GALICKI, POLISH COMMERCIAL ATTACHE WERE SEEN AT KYONA
BEACH, ABOUT 35 MILES OUTSIDE OF PORT AU PRINCE [Pani Mohrenschildt’owa
i Włodzimierz Galicki, polski attaché handlowy byli widziani w Kyona Beach [lub: na plaży w
Kyona – AJW], około 35 mil poza Port-au-Prince], pg 1, Found in: HSCA Segregated CIA Collection
(microfilm – reel 5: Conte - De Mohrenschildt), RIF#: 104-10166-10140 (05/14/64) CIA#: 80T01357A
– z dnia 12 V 1964 – i mówi o spotkaniu w dniu 10 V 1964. Ww. parę widział obywatel amerykański
Irwin B. Bornfreund („On 10 May 1964 Irwin B. BORNFRUEND saw Mrs. George De Morenschildt
[sic!] and Wlodzimierz Galicki, the Polish Commercial Attache, at Kyona Beach…”) – relatywnie na
odludziu, co by mogło wskazywać na chęć ukrycia kontaktów George De Mohrenschildt – Galicki
przed oczyma osób postronnych! Numer archiwalny: RIF# (Request for Information /[numer:
Zapytania o Informację]) równoznaczny jest z: NARA Record Number (National Archives and
Records Administration [Numerem Wpisów Zarządu Archiwów Państwowych]): np.: RIF# (NARA)
104-10431-10039 odnosi sie do dokumentu: [Notatka] MEMO: ACTIVITIES OF GEORGE AND
JEANNE DE MOHRENSCHILDT IN HAITI.
12
The Situation in Haiti, Special Report, CIA z dnia 26 VII 1963 stwierdza: „Polski Attache Handlowy
przebywa w Port-au-Prince od kwietnia 1962 r.” (s. 8). Czy dotyczy to tego samego Włodzimierza
Galickiego, później dobrego znajomego „najbliższego przyjaciela Oswalda”? Zapewne tak, albowiem
nie wysyła się z reguły co roku w odlegle miejsca świata całkiem innego dyplomaty! Istnieją dwie
dostępne wersje przytoczonego powyżej tego samego dokumentu, różniące się nieznacznie zaczernionymi słowami w jednej z dwóch wersji; dotyczy to nie spraw polskich, ale tożsamości źródła
informacji CIA nt. Kuby, na s. 10 dokumentu – którym to źródłem był wówczas w 1963 r., były
haitański konsul w Santiago de Cuba. Dokument dostępny na oficjalnej stronie CIA: www.foia.cia.
gov (gdzie foia = Freedom of Information Act, amerykańska Ustawa o Wolności Dostępu do Informacji
z 1966).
Artykuły
handlowego, kabotażowca czy też „trampa” o nazwie „Mona One”. Pływał on na
nieregularnych trasach po Karaibach pod dowództwem byłego kapitana niemieckiego U-Boota. George De Mohrenschildt zaokrętował się na statek jako zwykły
majtek, a Jeanne („Żana” – po rosyjsku), jako „kucharz okrętowy”. W zaaranżowaniu tej niezwykłej podroży (gdzie ładunkiem był też wielki kabriolet „Ford Galaxie” należący do De Mohrenschildtów) pomagał, ujęty zapewne prestiżem starego
arystokratycznego nazwiska bałtycko-niemieckiego, zachodnioniemiecki ambasador w Port-au-Prince.13 Panowie zapewne nie rozmawiali ze sobą po niemiecku
(którym „uciekinier” mówił podobnie, jak po polsku – gorzej niż innymi językami), co też podnosiło temperaturę i niezwykłość tego spotkania. Poliglota George
De Mohrenschildt najlepiej władał – oprócz rosyjskiego – językiem francuskim,
a także angielskim i hiszpańskim.14 Ciekawy materiał na sensacyjną książkę lub
scenariusz filmowy.15
257
Czy George De Mohrenschildt opuszczał Haiti w końcu 1966 r. z powodu swej zażyłej znajomości z Lee Harvey Oswaldem? Trudno sobie wyobrazić
większe przeciwieństwa. De Mohrenschildt był po pięćdziesiątce (choć wyglądał
z „pięć lat młodziej”16), Oswald miał nieco ponad 20 lat. Pierwszy wydawał się
być gruntownie wykształconym ekonomistą, geologiem, a także poliglotą. Posiadał m.in. dyplom z belgijskiej uczelni w Antwerpii, będący odpowiednikiem
dyplomu Harvard MBA17, oraz doktorat z Uniwersytetu w Liège. Drugi z nich
Stustronnicowe opracowanie CIA z 1977, zatytułowane: „DEMOHRENSCHILDT, GEORGE
SERGIUS (DRAFT BIOGRAPHY)”, s. 86 (dalej cytowane jako: „DRAFT...”), gdzie na stronie:
www.maryferrell.org brak jest omyłkowo, wśród zamieszczonych stron – trzech stron tego dokumentu o kolejnych numerach: 52, 77 i 79. Na temat znajomości George’a De Mohrenschildta w sferach
biurokratycznych zachodnioniemieckiego Bonn mówi dokument CIA z 17 XII 1976, stwierdzający
dosłownie, iż George De Mohrenschildt był podobno (ALLEGED) „bliskim przyjacielem” – zapewne bardzo dalekiego niemieckiego krewnego – Hugo von Mohrenschildta, naczelnika wydziału
w zachodnioniemieckim Ministerstwie Informacji; CIA, numer: 104-10414-10026 [zespół akt:] Russ
Holmes File (s. 6 – nienumerowana), dokument dostępny: www.maryferrell.org.
14
Znamienne, że występował ad hoc, jako tłumacz osobisty (z hiszpańskiego na francuski i odwrotnie) prezydenta-dyktatora Haiti Duvaliera, np. podczas wizyty meksykańskiej misji handlowej na
szczeblu ministerialnym w 1964.
15
Postać George’a De Mohrenschildta występuje w kulturze masowej. Jest on obecny w np. w filmie o Marinie Oswald (postać De Mohrenschildta gra Bill Bolender) pt.: Fatal Deception: Mrs. LHO
[Złowieszcza ułuda: pani Oswaldowa]; dostępnym w Polsce. Zob.: http://www.filmweb.pl/f5556/
Pogrzebana+tajemnica,1993. Także por.: http://www.filmweb.pl/o5166/Bill+Bolender.
16
Dość powszechna opinia wyrażana przez znajomych De Mohrenschildta, np. przed Komisją
Warrena.
17
MBA, Master of Business Administration – wielce poważane w świecie studia ekonomiczne. De
Mohrenschildt ukończył „belgijski Harvard”, Szkołę Handlową z Antwerpii, jak podkreślał przed
13
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
nr 15–16 – 2009
Lee Harvey Oswald i Marina opuszczają
Związek Sowiecki, czerwiec 1962.
to samouk z dyplomem szkoły średniej, uzyskanym podczas służby w wojsku
amerykańskim, ale też z dobrą znajomością języka rosyjskiego.18 Tym, co jednak
najbardziej ich różniło było pochodzenie. De Mohrenschildt to urodzony rosyj-
258
Komisją Warrena, tradycjami sięgającą Napoleona Bonaparte. Warren Commission Hearings, Vol. 9,
s. 177.
18
Oswald zaczął uczyć się rosyjskiego podczas służby wojskowej w Japonii. Koledzy nazywali go,
czy przezywali z tego powodu: „Oswaldowicz” (Oswaldovich). Por.: „Was Lee Oswald a Soviet Spy?”
[Czy Lee Oswald był sowieckim szpiegiem?], Time, Monday, Feb. 27 (1978); E. J. Epstein, „Legend:
the Secret World of Lee Harvey Oswald” [Legenda: tajemniczy świat Lee Harvey Oswalda], Reader’s
Digest, March (1978) [fragment książki Epsteina, zamieszczony jest jako artykuł w Reader’s Digest pod
tym samym tytułem, jak tytuł książki, z której pochodzi]. Podrozdział: „Comrade Oswaldskovich”
[sic!], s. 245. Podobnie: „The War of the Moles” [Wojna „kretów”], wywiad z Edwardem J. Epsteinem,
New York Magazine, February 27 (1978); część II wywiadu: New York Magazine, March 6 (1978).
W odniesieniu do ww. tytułu pracy Epsteina, godzi się zauważyć, iż w świecie służb specjalnych termin: „legenda” (i pochodne wyrazy, np.: „legendowanie”), związane są z fałszywą, lub przynajmniej
zafałszowaną tożsamością.
Artykuły
ski arystokrata (pochodzący z inkorporowanej do szlachty rosyjskiej arystokracji
inflanckiej, z tzw. baronów inflanckich19 – choć rodzina wydaje się, że nie miała
prawa do tytułu barona)20, ze znajomościami wśród amerykańskich milionerów,
patrycjuszy i wyższych sfer (np. z rodziną późniejszej żony Kennedy’ego, Jackie
Bouvier21, czy z rodziną późniejszych prezydentów Bushów). Oswald zaś był robotnikiem, marksistą-samoukiem z rozbitej rodziny. Jedni twierdzili, że mówił po
rosyjsku „zastanawiająco bardzo płynnie” („choć z błędami”), inni określali jego
wypowiedzi jako „język łamany”.22
W latach 1959–1962 Oswald przebywał w Związku Sowieckim. Wyjechał
niemal zaraz po odbyciu służby wojskowej w Korpusie Piechoty Morskiej (tzw.
Marines) w latach 1956–1959 (służył głównie w Japonii, w bazie lotniczej Atsugi).23
Oswald służył tam, jako operator radaru w jednostce i na stanowisku ściśle związanym z lotami samolotów szpiegowskich U-2 niezwykle wysoko, nad obszarem 259
ZSRS. Po „ucieczce Oswalda do Rosji” (zwolnił się z Marines, aby „pomagać w utrzymaniu chorej matki”) we wrześniu 1959 r. loty U-2 z Atsugi i innych miejsc, w około
miesiąc później, gdy przyszły wieści z Moskwy o dotarciu Oswalda do Moskwy
i wszczęto dochodzenie – zostały zawieszone. Dokonano jeszcze tylko jednego lotu
http://mdz1.bib-bvb.de/cocoon/baltlex/Blatt_bsb00000445,00179.html?prozent=. Zob.: P. E. Damier, Wappen-buch saemmtlicher zur Ehstandischen Adelsmatrikel gehoeriger Familien. Reval [i.e. Tallin],
1837. Reprodukowana tarcza herbowa von Mohrenschildtów: http://cgi.ebay.pl/Heraldik-EstlandEstonia-Balticum-Baltikum-REVAL-1837_W0QQitemZ150261504939QQihZ005QQcategoryZ17
138QQcmdZViewItem.
20
Na ten temat przed Komisją Warrena De Mohrenschildt wyrażał się dość niejednoznacznie,
http://www.archives.gov/research/jfk/warren-commission-report/, Warren Commission Hearings,
Vol. 9.
21
New York Times, 12 XII 1966.
22
Admiratorem znakomitego opanowania języka rosyjskiego przez Oswalda był Rosjanin z urodzenia – De Mohrenschildt. Zob.: „I am a patsy! I am a Patsy” [Jestem frajerem! Jestem kozłem ofiarnym!]. Jest to niewydana drukiem książka De Mohrenschildta, której niezbyt czytelny maszynopis
został włączony, jako załącznik do „Raportu” HSCA. Bardziej czytelna – ale także zmieniona w stosunku do oryginału, bo z poprawionymi literówkami – wersja niedoszłej książki De Mohrenschildta
jest dostępna internetowo w bibliotece Akron-Summit County Public Library pod adresem: www.acorn.
net/jfkplace/. Już podczas przesłuchań przed Komisją Warrena zanotowano jednak poważne rozbieżności zeznających w ocenie umiejętności Oswalda w zakresie opanowania j. rosyjskiego – prowadzące nawet niektórych badaczy zabójstwa JFK do teorii jednoczesnego istnienia i działania (w różnych miejscach, w tym samym czasie) „dwóch Oswaldów” (inaczej znana, jako teoria wyrażaną
tytułem niejednego opracowania: „Harvey and Lee”). Por.: http://www.maryferrell.org/wiki/index.
php/Lee_Harvey_Oswald.
23
Tygodnik Time omawiając służbę Oswalda w Japonii pisał już w 1978 o jego dostępie do tajemnic
lotów U-2. Time, dz. cyt.
19
nr 15–16 – 2009
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
z bazy w Turcji przed feralnym zestrzeleniem Gary’ego Powersa.24 Wreszcie postanowiono wykorzystać obchody święta, szczególnie hucznie celebrowanego w państwach komunistycznych. Zestrzelony 1 maja 1960 r. ostatni pilot misji szpiegowskiej w samolocie U-2 – Gary Powers – nie miał najmniejszych wątpliwości, kto
podał Rosjanom: 1. wysokość, 2. poziom, szybkość wznoszenia, 3. trasę, itd. jego
lotu, tak, aby mogli przygotować zasadzkę. Najcenniejszym szpiegowskim nabytkiem dla ZSRS mógł być – nie wyższy oficer sztabowy, ale jakiś „zwykły sierżant”,
mający dostęp do najwyższej wagi tajnych informacji.25
Były szef rumuńskiego wywiadu wojskowego – DIE (Departamentul de Informatii Externe) gen. Ion Mihai Pacepa (uciekł do USA w 1978 r., nie chcąc uczestniczyć
w zabójstwach przeciwników Ceauşescu) w swej najnowszej książce: Programmed to
Kill: Lee Harvey Oswald…26 dowodzi, że Oswald był agentem zwerbowanym przez
KGB w Atsugi, zapewne w okresie 1956–1957.27 Na temat możliwości werbunku
Oswalda istnieją zresztą dość przekonujące poszlaki, zgromadzone i zanalizowane
w latach 70.28
Czy Oswald naprawdę został sowieckim agentem? Do takiego twierdzenia
nie wystarczą przecież poszlaki. Konieczne są niezbite dowody. Najbardziej przeSupernowoczesny samolot U-2 był specjalnie skonstruowany do lotów nad ZSRS – na wysokości
ok. 25 km nad ziemią, następca brytyjskich samolotów typu Canberra, latających – co było tajemnicą
dla opinii publicznej – w pierwszej połowie lat 50., ze względu na ich niezwykły zasięg i pułap, nad
ZSRS. Por.: P. Lashmar, Loty szpiegowskie czasu zimnej wojny (Warszawa: Bellona, 2001): s. 184 i nn.
25
Ion Mihai Pacepa, „Programmed to Kill”, wywiad – omówienie książki Pacepy, pod podobnym
tytułem, j.w. – aczkolwiek dłuższym (Programmed to Kill. Lee Harvey Oswald, the Soviet KGB, and
the Kennedy Assassination, [Zaprogramowany, aby zabić. Lee Harvey Oswald, sowieckie KGB i zabójstwo Kennedy’ego]), przeprowadzony przez: Jamie Glazov, FrontPageMagazine.com [czasopismo tylko w wersji elektronicznej, internetowej], Wednesday, October 03, 2007, http://www.frontpagemag.
com/Articles/Read.aspx?GUID=69fe5954-49c7-4e60-b8a9-df2fd143c6b1.
26
I. M. Pacepa, Programmed to Kill: Lee Harvey Oswald, the Soviet KGB, and the Kennedy Assassination
(Chicago: b.w., 2007). Recenzje książki często podkreślają, że aczkolwiek hipoteza przedstawiona
przez Pacepę jest „wyobrażalna”, to jednak „nieprzekonująca”. Por.: H. B. Peake, https://www.cia.
gov/library/center-for-the-study-of-intelligence/csi-publications/csi-studies/studies/vol52no2/
intelligence-in-recent-public-literature.html; artykuł na oficjalnej stronie CIA. Być może brak hipotezie Pacepy – właśnie dostatecznie wyeksponowanego „polskiego wątku”.
27
Pacepa pisze to w „Synopsis” (przedstawieniu najważniejszych tez) swojej książki o Oswaldzie,
dostępnym także w wywiadzie zamieszczonym w czasopiśmie (wyłącznie internetowym) The Schiffer
Report, znajdującym się pod adresem: http://www.theschifferreport.com/PTK-SchifferReport_0131-08.pdf.
28
E. J. Epstein, „Legend. The Secret World of Lee Harvey Oswald”, Reader’s Digest, March (1978)
[wybór z książki tego samego autora, pod tym samym tytułem (New York: Reader’s Digest/McGraw
Hill, 1978): s. 235 i nn].
24
260
Artykuły
konujący wydaje się być tzw. „Historyczny dziennik”29 Oswalda. Był to rodzaj pamiętnika – rzekomo prowadzony day-by-day – od chwili, gdy przekroczył granicę
fińsko-sowiecką we wrześniu 1959 r. Ten koronny dowód fascynacji Oswalda kulturą Rosji sowieckiej został niewątpliwie napisany ex post przez kogoś zupełnie innego, związanego z KGB. Oswald był tylko – i do tego niezbyt starannym – marnym
„przepisywaczem” tego fałszerstwa, mającego zapewnić mu alibi.30 W „Dzienniku”
znajdujemy szereg dziwacznych dla przeciętnego Amerykanina „brytycyzmów”
(np.: „What a nice chap!” [Co za miły gość], czy „Natasha is merry and kind!” [Natasza jest pogodna i uprzejma]. Są to zwroty, których nie używa w tej właśnie formie
ponad 90 proc. Amerykanów). Wreszcie w „Historycznym dzienniku” znajdujemy
wyraźny ślad fuszerki w robocie KGB. Są w nim bowiem takie anachronizmy, jak
podawanie cen sowieckich w „nowych” rublach dla roku 1960, podczas gdy weszły
one do obiegu dopiero w 1961 r.31 Trudno o wyraźniejszy ślad udziału Kremla w tej 261
„zbrodni stulecia”. „Dziennik”, jak i inne tego typu dokumenty, używane przez
„nielegałów”, miał na celu uporządkowanie nieprawdziwego życiorysu na wypadek
konieczności tłumaczenia się przez agenta jakimś ewentualnie prowadzącym dochodzenie władzom. Był więc dla agenta wywiadu, czy funkcjonariusza takiej służby,
działającego „pod przykryciem” – swego rodzaju ściągą w potrzebie.
Według przypuszczeń gen. Pacepy, De Mohrenschildt był „oficerem wsparcia” Oswalda. Natomiast „oficerem prowadzącym” był konsul Walerij Władimirowicz Kostikow alias „Kostin” z Ambasady Związku Sowieckiego w Mexico City.32
Wyjaśnienie, co do pochodzenia nazwy, przymiotnika „historyczny” w nazwie dziennika Oswalda,
podaje Pacepa, mówiąc w wywiadzie dla FrontPageMagazine.com: „Historyczny” – był w owym czasie sloganem w Pierwszym Głównym Dyrektoriacie [PGU, Pierwoje Gławnoje Uprawlienije] KGB.
Wprowadził go general Sacharowskij, były naczelny doradca Securitate w Rumunii, a potem szef
I Głównego Dyrektoriatu [KGB] przez bezprecedensowy okres 14 lat. „Historyczny” – to było jego
ulubione wyrażenie…”. Por.: E.J. Epstein, „Legend…”, s. 109, 298 i nn.
30
Choć zwykle dziennik prowadzi się w kolejne (czasami z przerwami) dni, to „Dziennik
Historyczny” został napisany, czy raczej przepisany, w dwóch etapach. Przerwa w przepisywaniu
miała wynosić – według grafolog dr. Thei Stein Lewinson – w mniej niż pół godziny. Epstein, wywiad
dla New York Magazine, część II, s. 56.
31
Pacepa, Programmed…. Zob.: „Synopsis”. Zwracał na to już uwagę Epstein, we wszystkich wyżej
przytaczanych pracach.
32
Ur. 17 III 1933 w Moskwie, w ambasadzie sowieckiej w Mexico City od 19 IX 1961. Pracował jako
tłumacz, intensywnie podróżował po Meksyku w 1963, rzekomo w celu zakupu bawełny. Informacje
powyższe wg dokumentu sporządzonego następnego dnia po zabójstwie w Dallas w dn. 23 XI 1963;
wg załącznika do dokumentu CIA # 104-10300-10162, s. 5, podpisanego przez zastępcę szefa kontrwywiadu CIA, Tennent H. [„Pete”] Bagley’a.
29
nr 15–16 – 2009
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
„Najbliżsi przyjaciele”: George De Mohrenschildt, Jeanne De Mohrenschildt, Lee Harvey Oswald,
Marina Oswaldowa. Koniec 1962/początek 1963.
Oswald kontaktował się z nim osobiście.33 Kostikow był pracownikiem XIII Departamentu KGB (do spraw zabójstw i sabotażu). Należy w tym miejscu podkreślić,
Np. mówi o tym jednostronicowa notatka (CIA # 104-10015-10051) z obserwacji ambasady sowieckiej, sporządzona przez CIA (podpisana przez Winstona Scotta) dla ambasadora amerykańskiego
w Mexico City z 16 X 1963 (sporządzona w 11 egzemplarzach, w tym także do wiadomości FBI).
Zob.: opis dokumentu na: http://spot.acorn.net/JFKplace/09/fp.back_issues/11th_Issue/arrb
batch7.html: „Document # 104-10015-10051 is a one page cable from Winston Scott to U.S. Ambassador,
Mexico City. It is dated 10/16/63. Paragraph one informs the Ambassador of Oswald’s October 1
visit to the Soviet embassy. They also tell the Ambassador of the 28 Sept. visit where Oswald talked
with Kostikov. Oswald wanted to know if the embassy had received a reply from Washington concerning his request. The station told the Ambassador that they had no clarifying information with
regard to this request. Mexi tells Ambassador that CIA hq has informed them that Oswald may be
identical to Lee Henry Oswald”. [Dokument numer: 104-10015-10051 jest jednostronnicową depeszą
[w istocie rzeczy jest nie depeszą, tylko notatką! – AJW] Winstona Scotta [szef Stacji CIA w Mexico
City] do amerykańskiego ambasadora w Mexico City. Jest datowana na 16 X 1963. Punkt pierwszy
notatki informuje Ambasadora o tym, iż Oswald odwiedził w dniu 1 października ambasadę sowiecką. Szef stacji informuje także Ambasadora [w punkcie 2] o wizycie w dniu 28 września, podczas
której Oswald rozmawiał z Kostikowem. Oswald pragnął wiedzieć, czy ambasada [sowiecka] otrzymała odpowiedź z Waszyngtonu [od ambasady sowieckiej w tej stolicy] dotyczącą jego prośby [nt.
możliwości uzyskania wizy do Związku Sowieckiego]. Stacja CIA przekazuje Ambasadorowi, iż nie
posiada wyjaśniających informacji, dotyczących tej prośby [Oswalda]. Meksykanin/lub Meksykanie
[źródło informacji] informuje Ambasadora, iż centrala CIA poinformowała, że Oswald, to być może
osoba identyczna z Lee Harvey Oswaldem].
33
262
Artykuły
że nazwa tego departamentu oznacza bardzo tajny wydział KGB, który dokonywał
skrytobójstw.34
George De Mohrenschildt (jako Jurij von Mohrenschildt) urodził się 17
kwietnia 1911 r. w Mozyrzu na Białorusi. Jego ojciec, nauczyciel gimnazjum, został
wiceprezesem firmy naftowej „Nobel” w Baku (należącej do jednego z braci słynnego Alfreda Nobla). Po wybuchu rewolucji w 1917 r., został nawet czasowo wiceministrem rolnictwa sowieckiej Republiki Białoruskiej. W międzyczasie był marszałkiem szlachty guberni mińskiej (ciało samorządowe wielkich właścicieli ziemskich
za caratu). Prawdopodobnie w 1922 r. Sergiusz von Mohrenschildt znalazł się na
emigracji w Polsce, w Wilnie, gdzie ponownie pracował jako nauczyciel, a następnie
dyrektor rosyjskiego, emigracyjnego gimnazjum. Chcąc szybko wyjechać na studia
do Belgii George (teraz: Jerzy) zdał polską maturę w gimnazjum w Wilnie w 1929 r.
Następnie odbył półtoraroczną służbę wojskową w Szkole Podoficerów Kawalerii 263
w Grudziądzu35, którą ukończył jako sierżant-kandydat na podporucznika w 1931 r.
Nastepnie udał się – z polskim paszportem, jako Jerzy von Mohrenschildt – na studia do Szkoły Handlowej w Antwerpii, przedłużone o zdobycie doktoratu (nt. bogactw naturalnych Ameryki Łacińskiej) na Uniwersytecie w Liège. W 1938 r., z sumą
10 tys. dolarów (rzekomo pochodzącą z odszkodowań za majątek matki na ziemiach
polskich), przyjechał do USA, do rodziny, a przede wszystkim brata-naukowca.36
Brat – Dimitri von Mohrenschildt, którego George nie widział kilkanaście lat, jest
O Kostikowie/„Kostinie” wspomina – w oparciu o odtajnione źródła amerykańskie – literatura
przedmiotu, np.: Weiner, dz. cyt., s. 260; Bagley, dz. cyt., s. 79.
35
Nie udało mi się, jak dotąd odnaleźć żadnych śladów George’a De Mohrenschildta w Grudziądzu.
Por.: Centrum Wyszkolenia Kawalerii Grudziądz: http://pl.wikipedia.org/wiki/Centrum Wyszkolenia
Kawalerii.
36
Brata Dymitra, który wyemigrował do USA z ogarniętej wojną z bolszewikami Polski w 1920,
a przedtem uciekł, jak później ojciec Sergiusz z rewolucyjnej Rosji i dalszą rodzinę, pozostałą po
zmarłym ok. 1926 kuzynie/stryju Ferdynandzie von Mohrenschildt, byłym I sekretarzu ambasady
Cesarstwa Rosyjskiego w Waszyngtonie w okresie I wojny światowej, potem na emigracji w USA.
Warren Commission Hearings, Vol. 9, s. 176–177; zeznania George’a De Mohrenschildta („Testimony
of…”); dostępne na: http://www.history-matters.com/archive/jfk/wc/wcvols/wh9/html/WC_
Vol9_0020b.htm. George De Mohrenschildt zeznał, iż w grupie osób, wymienionych za komunistów
wraz z Dymitrem von Mohrenschildtem, znajdował się też biskup „Lozinski” (ŁOZIŃSKI), z którym Dymitr De Mohrenschildt przebywał w wiezieniu w bolszewickiej Rosji. De Mohrenschildt:
„Exchanged prior 20 of Aug. 1920, a little bit ahead of us” [Wymieniony przed 20 VIII 1920, nieco
wcześniej niż my]. Wydaje się, że George De Mohrenschildt myli tu – zeznawał na ten temat w 1964,
po prawie pół wieku – fakty. Por.: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zygmunt_%C5%81ozi%C5%84ski.
Jeśli tak było, jak zeznał De Mohrenschildt, iż wymiana von Mohrenschildtów, była w jakiś sposób
związana w czasie z wymianą biskupa Łozińskiego, wymiana Dymitra miałaby mieć miejsce w 1921,
a Jurij z ojcem przybyli do Polski zapewne rok później (?).
34
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
nr 15–16 – 2009
uznanym w amerykańskim świecie akademickim, badaczem dziejów Oświecenia
w Rosji.37 Profesor Dimitri von Mohrenschildt był też później kolejny raz żonaty
(po II wojnie światowej) z Eriką z domu Loewendahl (z rodziny żydowsko-niemieckich potentatów przemysłowo-handlowych) primo voto Essad-Beyową38, w latach
30. małżonką jednego z pierwszych, i to bardzo wybitnego biografa Stalina – Essad
Beja (prawdziwe nazwisko: Lew Nussimbaum), pochodzącego z Baku.39
George po przyjeżdzie do Ameryki w 1938 r. mieszkał przez kilka miesięcy
w apartamentach „komunizującej” córki byłej królowej Jugosławii, spowinowaconej
z włoskim domem panującym de Savoia (Madame Vera de Lipovatz).40 Próbował różnych biznesów, po wybuchu wojny w 1939 r. „nie zdąża na ostatni rejs [transatlantyckim liniowcem pływającym na trasie Gdynia–Ameryka Północna] „Batorym”.41
264
W 1941 jest np. współzałożycielem i pierwszym redaktorem The Russian Review [Przegląd Rosyjski].
Por.: D. von Mohrenschildt, „The Founding of The Russian Review: A Memoir” [Powstanie „Przeglądu
Rosyjskiego”: wspomnienie] The Russian Review, Volume: 60, NO: 1 (2001): s. 4–6; http://dx.doi.
org/10.1111/0036-0341.00152. Por. także: [dysertacja doktorska] А. А. Некрасов, СТАНОВЛЕНИЕ
И ЭТАПЫ РАЗВИТИЯ АНГЛО-АМЕРИКАНСКОЙ СОВЕТОЛОГИИ, Ярославль 2001,
(Ярославский государственный университет им. П.Г. Демидова), przypis 102, s. 85: Hoover
Institution Archives. Russian Review Collection. Box 1. [korespondencja] H.W.L. Dana to D.S. von
Mohrenschildt. September 10, 1941 i ibidem. Przed wojną Dymitr De Mohrenschildt zajmował się
naukowo wpływem Oświecenia na Rosję i vice versa (MOHRENSCHILDT, DIMITRI S. VON,
Russia in the Intellectual Life of Eighteenth-Century France…[Rosja w życiu intelektualnym XVIII-wiecznej Francji] (New York: Octagon Books, 1972) [stron:] x, 325p., („reprint of the 1936 edition”), a po
wojnie m.in. rosyjskim regionalizmem: D. Von Mohrenschildt, Toward a United States of Russia: Plans
and Projects of Federal Reconstruction of Russia in the Nineteenth Century [Ku Stanom Zjednoczonym
Rosji: plany i projekty federalnej przebudowy Rosji w XIX w.] (Rutherford, NJ: Fairleigh Dickinson
University Press, 1981).
38
T. Reiss, Orientalista (Warszawa: Świat Książki, 2007): s. 260.
39
Tamże, s. 346. W sprawie unikatowych kwalifikacji Essad Beja, jako biografa Stalina (Essad
Bey, Stalin. The Career of a Fanatic [Stalin. Kariera fanatyka] (New York: Viking Press, 1932); oryginał niemiecki: E. Bey, Stalin (Berlin: G. Kiepenhauer, 1931), związanych z faktem, iż matka Lwa
Nussimbauma (czyli Essad Beja) była znaną działaczką bolszewicką w Baku w pierwszej dekadzie
XX w. i u Nussimbaumów bywał m.in. Dżugaszwili, znany później jako Stalin – wypowiedział się
z uznaniem współczesny czołowy biograf Stalina, Simon Sebag Montefiore, w np.: Stalin: the Court
of the Red Tsar [Stalin: dwór Czerwonego Cara] (New York: Alfred A. Knopf, 2004) [istnieje polski
przekład], czy tegoż autora, Stalin. Młode lata despoty. Zanim powstał dwór Czerwonego Cara (Warszawa:
Świat Książki, 2008): s. 171–172, 216–217, 300–301.
40
Warren Commission Documents: Commission Document # [numer] 546 – FBI Freaney Report of 06 Mar
1964, re [dotyczący]: DeMohrenschildts, s. 17–19 [w:] www.maryferrell.org . Opinia ta – być może była
wynikiem udziału Helen Yourievitch, siostry de Lipovatz w [(pro-)komunistycznej]„działalności
wywrotowej” (subversive action). Zob. także: Mary Ferrell Chronologies [rok 1940] [w:] www.maryferrell.
org.
41
Tak De Mohrenschildt zeznaje przed Komisją Warrena, Warren Commission Hearings, Vol. 9, s. 182.
37
Artykuły
Ojciec obu braci von Mohrenshildtów: naukowca Dymitra i początkującego biznesmena George’a – Sergiusz, pozostał w chwili wybuchu wojny w Wilnie.42 Następnie,
być może przed atakiem Niemiec na ZSRS 22 czerwca 1941 r. – w ramach wymiany
ludnościowej niemiecko-sowieckiej43, przebywał „na koszt rządu Rzeszy” w jednym
z hoteli w Berlinie, w którym umarł pod koniec wojny. Sergiusz von Mohrenschildt
– być może daleki krewny niemieckiego generała SS v. Mohrenschildta, pacyfikatora
Zamojszczyzny – przyjął w czasie wojny obywatelstwo III Rzeszy.44 Pobyt w Berlinie, obywatelstwo niemieckie, wszystko to świadczy o ewentualnych planach politycznych, które Niemcy mieli wobec niego.
Tymczasem już w 1939 r. George De Mohrenschildt (jeszcze wtedy „von”),
rzekomo na zlecenie Konsula Rzeczypospolitej Polskiej w Nowym Jorku – Sylwina Strakacza (byłego zaufanego sekretarza i powiernika Ignacego Paderewskiego,
a późniejszego ministra w rządzie Sikorskiego), miał nakręcić film dokumentalny 265
na temat ruchu oporu w Warszawie. Materiał zdjęciowy miał zostać pozyskany przy
pomocy neutralnych jeszcze wówczas Amerykanów lub – co o wiele prawdopodobniejsze – otrzymując od niemieckiego koncernu „UFA Film”. Film ten „kręcił” ze
swoim dalekim inflanckim kuzynem Baronem Konstantinem (lub Constantinem)
von Maydellem, znanym w Nowym Jorku, jako jawny antysemita i podobno oficer Abwehry. Jednocześnie Jerzy von Mohrenschildt „współpracuje” (tak w aktach
Register of the Dimitri Von Mohrenschildt Papers, 1867–1995, Instytut Hoovera, http://www.oac.
cdlib.org/findaid/ark:/13030/tf2x0n997t, opis korespondencji z ojcem w Wilnie czasów wojny:
„Letters of S. A. Von Mohrenschildt describing political and economic conditions in Wilno, Poland,
under Soviet and Lithuanian occupation, 1939 October 2, May 5, and 1940 July 8” [Listy S. A. Von
Mohrenschildt opisujące polityczne i ekonomiczne warunki życia w Wilnie w Polsce, podczas okupacji sowieckiej i litewskiej…] Z papierów zdeponowanych w Instytucie Hoovera wynika, iż Dymitr
De Mohrenschildt najczęściej korespondował w połowie lat 30. z małżeństwem Czernichowów,
Paulem Czawczawadze i Jacques M. Lissovoy’em.
43
Por. „perypetie” ojca ambasadora Romualda Spasowskiego, Władysława – który chciał – jako czołowy polski filozof materialistyczny i marksistowski oraz wzorcowy wielbiciel Stalina – przekroczyć
(nielegalnie) na początku okupacji nowopowstałą granicę niemiecko-sowiecką, a następnie próbował
już „emigracji” oficjalnej do Związku Sowieckiego, za pośrednictwem urzędu gestapo w Warszawie,
mieszczącym się przy Al. Szucha, gdzie był traktowany z wielką rewerencją (sic!) – aż do czerwca
1941. R. Spasowski, Liberation Of One: The Autobiography of Romuald Spasowski-Former Ambassador
from Poland to the United States and Highest Ranking Polish Official to Defect to the West [Wyzwolenie jednostki: autobiografia Romualda Spasowskiego, byłego ambasadora Polski w Stanach Zjednoczonych
i najwyższego rangą polskiego urzędnika, który uciekł na Zachód] (San Diego: Harcourt Brace
Jovanovich, 1986).
44
Por.: M. Kozłowski, Sprawa premiera Leona Kozłowskiego. Zdrajca czy ofiara? (Warszawa: Iskry, 2005);
L. Kozłowski, Moje przeżycia w więzieniu sowieckim i na wolności czasie wojny w Rosji sowieckiej, (wstęp
i oprac.) B. Gogol, J. Tebinka (Warszawa: LTW, 2001).
42
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
FBI) z Pierrem Fraissem „z wywiadu francuskiego”.45 Prawdopodobnie to wówczas
(1940) wywiad brytyjski – Secret Intelligence Service – ostrzega Amerykanów, że Jerzy
(George) – jeszcze wówczas „von” Mohrenschildt może pracować dla Niemców!46
W dniu 18 lipca 1942 r. jego podanie o pracę w OSS (Office of Strategic Services [Urząd
Służb Strategicznych], poprzednik CIA w okresie II wojny światowej) – zostaje odrzucone.47 Wobec takich niekonsekwencji czy nieporozumień George zmienia nieco nazwisko z „von Mohrenschildt”, na „De Mohrenschildt”.48 W 1942 r. ożenił
Warren Commission Hearings, Vol. 9, s. 182–183. Na temat Pierre Freyss’a: New York Times, May
11 (1946) „American Officer Honored by France” [amerykański oficer odznaczony przez Francję],
gdzie pisze m.in.: „Pierre Freyss of the Frenca, Army, a liaison officer with the American Seventh
Corps, received the Bronze star Medal from Brig. Gen. ...”. Czy to ten sam: Pierre René Freyss?
46
W związku z ostrzeżeniem Brytyjczyków De Mohrenschildt był już na początku działań wojennych w Europie inwigilowany przez FBI. Zob.: E. J. Epstein, „George DeMohrenschildt: The Man
Who Knew Too Much” [De Mohrenschildt: człowiek, który wiedział zbyt dużo], „Diary: March
29, 1977” [Dziennik, 29 marca, 1977], http://www.edwardjayepstein.com/diary/dem.htm. (Epstein
widział De Mohrenschildta na kilka godzin przed śmiercią). Gdy chodzi o wczesno wojenne
(1939–1940) doświadczenia De Mohrenschildt związane z zarzutami o współpracę z hitlerowcami, przy jednoczesnych powiązaniach z przedstawicielami rządu polskiego, nasuwa się tu analogia
z osoba „von Ostena-Olpińskiego”, agenta niemieckiego, który też miał „dojścia” nie tylko do ludzi
generała Sikorskiego, ale wprost do Sikorskiego; z tym, że działał (ostentacyjnie na rzecz Sikorskiego)
w Paryżu. Por.: W. Żeleński, „W cieniu Stefana Ołpińskiego”, Zeszyty Historyczne, Zeszyt 69 (Paryż:
Instytut Literacki, 1984): s. 149–222; J. Rawicz, Kariera szambelana (Warszawa: Czytelnik, 1974).
47
Notatka CIA (niedatowana) zatytułowana: „GEORGE DE MOHRENSCHILDT WAS
SECURITY DISAPPROVED FOR OSS EMPLOYMENT ON 18 JULY 1942” [Zatrudnienie De
Mohrenschildta przez OSS zostało odrzucone ze względów bezpieczeństwa w dniu 18 lipca, 1942],
data powstania nieznana, jednak po 12 XII 1966, numer: 104-10414-10138, zespól akt: Russ Holmes
File, notatka dostępna pod adresem internetowym: www.maryferrell.org. Oprócz powyższego tytułu
/’title’/, notatka ta zaopatrzona jest w „tematykę” /’subjects’/: „PRO NAZI VON MOHRENSCHIL”
(sic!), pochodzącą zapewne z czasów (lata 40. lub 50.), gdy De Mohrenschildt był jeszcze, w szerszych kręgach – stosunkowo – mniej znany, a w związku z tym jego nazwisko jeszcze bardziej niż
zwykle przekręcane. Na stronie pierwszej tej dwustronicowej notatki (gdy chodzi o tekst, notatka
ma ogółem 4 strony, ale tylko dwie strony oryginalnego tekstu), jest mowa o tym, iż druga żona De
Mohrenschildta, Phyllis (zamężna z De Mohrenschildtem: 11 VII 1948 – 29 XII 1949), „była zatrudniona, jako recepcjonistka w związku z tajnym projektem (NCFE), w okresie od 1950 do 12 I 1951,
kiedy to jej zatrudnienie skończyło się (nie ustalono przyczyny)”. Dalej cyt.: CIA 104-10414-10138,
Russ Holmes (bez daty).
48
Inspiracją dla tej „kosmetycznej” zmiany nazwiska na nazwisko w wersji „francuskiej” mógł być
przykład Fernandy, córki Ferdynanda von Mohrenschildta, która stosowała prefiks „De”, zamiast
„von” już w latach 30. Zob.: Life Magazine, August 1 (1938); a tym bardziej po wybuchu wojny
w Europie. Zob.: „MISS DE MOHRENSCHILDT; Granddaughter of Sen. McAdoo Engaged to
Drayton Hastie” [Panna De Mohrenschildt, wnuczka Senatora McAdoo zaręczona z Drayton’em
Hastie], New York Times [dalej: NYT], April 8, 1941, Tuesday, Section: SOCIETY [Kronika Towarzyska],
nr 15–16 – 2009
45
266
Artykuły
się z córką milionera, ale podobnie jak w przypadku kolejnych małżeństw w 1948
i 1951 r. trwa ono krótko. Wcześniej w 1942 r. wraz ze starszą o kilka lat bogatą kobietą z Meksyku, przybyłą jednak z Paryża – Lilią Prado Larin – z którą podróżował
do Meksyku – De Mohrenschildt został zatrzymany na krótko przez FBI „za szkicowanie na plaży” (jak mówi).49 Był podejrzewany o fotografowanie amerykańskich
instalacji wojskowych nad Zatoką Meksykańską. Po jakimś czasie jednak wystawił
swoje rysunki wykonane na owych plażach w galerii sztuki w Nowym Jorku. (Trzej
inflanccy krewni De Mohrenschildta z XIX w. uważani są dziś za wybitnych malarzy estońskich).50 W 1945 r. do swego nieprzeciętnego wykształcenia doktor nauk
ekonomicznych George De Mohrenschildt dorzuca Master of Arts (magisterium)
z geologii, ze specjalizacją w poszukiwaniach ropy naftowej.51
W 1958 r. ożenił się po raz czwarty z „baleriną”, potem cenioną projektantką mody – „Jeanne LeGon” (na przełomie lat 40. i 50.). Okazjonalnie podawa- 267
ła się ona za Francuzkę, urodzoną jednak, jako Jewgienija Michaiłowna Fomienko, Rosjanka z Charbinu w północnych Chinach.52 Rozwiodła się ona z mężem
page 31 (istnieją także inne wzmianki na temat Fernandy w NYT). Dimitri v. Mohrenschildt przejściowo (1942–1944) zmienił także „nieco” swoje nazwisko, zmieniając prefiks „von” na „de”, aby
następnie – zwyciężyło zapewne mocne przekonanie świadomego wartości własnego nazwiska rodowego historyka! – powrócić do pierwotnej wersji. Zob.: Mary Ferrell Chronologies za ww. lata. W licznych dokumentach i artykułach prasowych nazwisko Georga i Jeanne De Mohrenschildtów jest często także pisane jako: „de Mohrenschildt”, „deMohrenschildt” albo „DeMohrenschildt” (w dwóch
ostatnich przypadkach w jednym ciągu – w ramach jednego wyrazu, razem z prefiksem). Na marginesie: przyjętą amerykańską manierą jest pisanie prefiksów: „von” czy „de” – z dużej litery – i często
inkorporowanie „De” – bez przerwy – na początek właściwego nazwiska.
49
MFCh, Volume 1 – Prior to 1959, [1941]. Zob.: Warren Commission Hearings, Vol. 9, s. 183–186.
50
Por.: Hugo Oskar, Robert Wilhelm i Woldemar Andreas Konstantin (von Mohrenschildtowie),
wg: Neumann, Wilhelm: Lexikon baltischer Künstler [Leksykon artystów sztuk pięknych z Krajów
Bałtyckich], Riga 1908, s. 140; wydawnictwo to dostępne jest także, reprodukowane na stronie internetowej: http://mdz1.bib-bvb.de/cocoon/baltlex/Blatt_bsb00000354,00120.html?prozent=.
51
Na ten temat istnieją kontrowersje, co do sposobu ukończenia tych studiów. M.in. – rzecz niemal
niespotykana na amerykańskich uczelniach – George De Mohrenschildt przy egzaminach mógł się
posługiwać ściągawkami (tzw. ‘ponies’ [kucykami] – choć słowo to oznacza właściwie także: „bryk,
skrót, klucz” w szkolnym slangu w Ameryce), co świadczyłoby o szalonej determinacji, aby szybko
zdobyć dyplom geologa-poszukiwacza ropy naftowej. Raczej to wydaje się dziwne – ten pośpiech
– przy wcześniej potwierdzonych już dyplomami zdolnościach i wiedzy (dyplom Szkoły Handlowej
z Antwerpii, doktorat z Uniwersytetu z Ličge). De Mohrenschildt miał już doświadczenia wiertnicze,
zarówno z przedwojennej Polski (praktyka letnia w Borysławiu, 1938), jak i z Teksasu z 1940, a przed
Komisją Warrena niechętni mu świadkowie ze środowiska „białej” emigracji rosyjskiej, bynajmniej
nie kwestionowali jego kompetencji nafciarza. Warren Commission Hearings, Vol. 9.
52
Dokument FBI z 2 III 1964 sporządzony w Los Angeles, nt. Jeanne LeGon, jej byłego męża Roberta
LeGon (Bogojawlenskiego) i brata Siergieja M. Fomienko, stron 15, w zbiorach CIA, # 65833-100-
nr 15–16 – 2009
268
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
i długoletnim partnerem w występach tanecznych Sergiuszem Bogojawleńskim
(który szybko potem miał się znaleźć na stałe w „institution”, jak często mówią dość eufemistycznie Amerykanie – zamkniętym szpitalu psychiatrycznym
w Kalifornii), gdy ten oskarża „LeGon”, że „ona jest szpiegiem”.53 W październiku 1959 r. Mohrenschildtowie (pomimo właśnie mającego się odbyć ślubu córki
De Mohrenschildta w listopadzie 1959 r.) wyruszyli na pieszą wędrówkę (3 tys.
mil), jak tłumaczyli powszechnie, „archeologiczną” lub „geologiczną” od granicy Meksyku z Teksasem do Panamy (do Kanału Panamskiego). Kręcili przy tym
amatorskie filmy. W listopadzie 1959 r. w Meksyku spotkali się z bardzo ważnym
bolszewickim aparatczykiem Anastazym Mikojanem.54 W drodze powrotnej odpoczywali przez dwa miesiące na Haiti.
W nielicznym środowisku „białych Rosjan” w Dallas Mohrenschildtowie
byli uważani za bardzo ekscentryczną parę; ateistów, skłonnych np. przyjść do cerkwi w szortach.55 Konserwatywne środowisko „białogwardyjskie” uważało ich za
lewicowców; konserwatyści nierosyjscy, jakich pełno w Teksasie i w środowisku
„nafciarzy” – chyba nie zdawali sobie do końca sprawy z kim mieli do czynienia.
Istnieją poszlaki, że George De Mohrenschildt, Jeanne LeGon i Jack Ruby – przy32465, pochodzący ze zbioru dokumentów nt. De Mohrenschildt: R5-M (Reel 5-M). Gdy chodzi
o Charbin („Harbin” – w transkrypcji angielskiej) to istniała tam przed i po rewolucji w Rosji,
(do około 1950, po zwycięstwie komunistów w Chinach w 1949), licząca ok. 50 tys. osób kolonia
rosyjska, po części będąca pozostałością po administracji Kolei Mandżurskiej, jeszcze z okresu przed
I wojną światową. Jewgienija Fomienko pochodziła z takiej rodziny, jej ojciec był dyrektorem Kolei
Mandżurskiej. Charbin stanowił bardzo ważny punkt działalności wywiadowczej ZSRS w okresie
międzywojennym. Polski II Oddział Sztabu Generalnego (wywiad wojskowy) utrzymywał tam stałą,
nastawioną na rozpracowywanie ZSRS, polską placówkę wywiadowczą. Zob.: A. Pepłoński, Wywiad
polski na ZSRR 1921–1939 (Warszawa: Wydawnictwo Bellona/Warszawska Oficyna Wydawnicza
„Gryf”, 1996): s. 165–170.
53
Mary Ferrell Chronologies [MFCh], Volume 1 – Priori to 1959, s. 199 (11.i) i następne do s. 225 – materiały za rok 1956, rok poświadczonego źródłowo pierwszego spotkania De Mohrenschildta i Jeanne
LeGon.
54
MFCh , Volume 2 (a) – 1959, s. 35 (13 i), MFCh, Volume 2 (b) – 1960 to June 1963, s. 13, 22–24.
Według innych danych spotkanie miało miejsce w 1960. Może nie jest to jedyne spotkanie tego typu?
Anastas Mikojan odpowiadał w kierownictwie sowieckim za nadzór nad Ameryką Łacińską.
55
Jeden z „białych Rosjan” z Dallas zeznał przed Komisją Warrena: „Zhana improperly dressed
for a church service” [Żana ubierała się niestosownie na nabożeństwa w cerkwi], Warren Commission
Hearings, Vol. 9, s. 120, „Zeznanie Ilii Mamontova” (‘Testimony of Ilya Mamontov’). Mamontov dorzuca
też dość powszechną opinię krążącą o De Mohrenschildtcie, iż był on bawidamkiem (‘ladies’ man’),
oraz, co więcej, że ”he was talking to ladies older than he in a way the well brought person wouldn’t do
it” [rozmawiał, ze starszymi od siebie kobietami w taki sposób, w jaki dobrze wychowany człowiek by
nigdy nie śmiał], „hurting all” [wszystkim sprawiał przykrości] („Zeznania Mamontova”, s. 122–123).
Artykuły
szły zabójca Lee Harvey Oswalda – znali się już co najmniej od 1956 r.56 Gdy Marina
Oswald z domu Prusakowa, siostrzenica pułkownika KGB z Mińska, „wspaniale
mówiąca po rosyjsku z leningradzkim akcentem”57, zjawiła się wraz z mężem-Amerykaninem, który najpierw uciekł po służbie w Marines do ZSRS, a potem także
i z niej zrejterował, środowisko było ciekawe nowych przybyszów. Zastanawiano się
też jak to możliwe, że udało im się wyjechać. Wszyscy jednak zrazili się do mówiącego, jakby sloganami propagandowymi Oswalda, do jego skrajnego marksizmu manifestowanego chęcią natychmiastowej walki zbrojnej z kapitalizmem, współczując
przy tym zachowującej stoicki spokój Marinie. Tylko Mohrenschildtowie mieli dla
obojga Oswaldów złotą cierpliwość.
W dniu 15 kwietnia 1963 r. Oswald strzelał do emerytowanego gen. Edwina
A. Walkera, zwolennika segregacji Murzynów, zdymisjonowanego w 1961 r. z dowodzenia amerykańską dywizją w Niemczech Zachodnich za zdecydowanie skraj- 269
nie prawicowe poglądy, nie do przyjęcia przez ówczesny rząd USA (wśród których
m.in. były także zapewne nieodbiegające zbytnio od rzeczywistości twierdzenia, jak
np., iż Eleonor Roosevelt, żona prezydenta Franklina Delano Roosevelta, sprzyjała
komunistom). Oswald chybił o włos. Cztery dni później Mohrenschildtowie wyjechali na Wschodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych, wpadając później jeszcze na
dwie doby do Dallas (Oswald jest już tymczasem Nowym Orleanie) i w końcu maja
1963 r. udali się na Haiti.58 Mimo to dla Oswaldów Mohrenschildtowie byli od tej
pory „najbliższymi przyjaciółmi”.
MFCh, Volume 1 – Prior to 1959, s. 224–225. Zob.: Possible Acquaintance of George deMohrenschildt,
Jeanne Le Gon and Jack Ruby [Możliwość, aby De Mohrenschildt, Jeanne LeGon i Jack Ruby znali się]:
http://www.maryferrell.org/mffweb/archive/viewer/showDoc.do?docId=40389.
57
Co podkreślali Rosjanie z Dallas, np. emigrant z Leningradu (z 1923) George Bouhe: Warren
Commission Hearings, Vol. VIII, s. 355–378. Wspomina także o tym: Pacepa, Programmed to Kill…,
„Synopsis”, s. 14. Zob.: http://www.frontpagemag.com/media/4CDF1CEC-779C-4699-A123A8992F4D9219/d46a46f4-3266-46fd-8f4f-9888bfc994fd.pdf.
58
Z prawie „ostatecznym” wyjazdem z Teksasu na Haiti De Mohrenschildtów w nocy z piątku
na sobotę 19 V 1963 [19/20 1963 (Midnight Friday night)] związana jest sprawa tajemniczej śmierci
w pożarze młodego (32 lata) historyka Williama Thomasa Wolfa, pracownika „konserwatywnego”
– raczej norma w Teksasie – Southern Methodist University, który zamieszkiwał pod adresem: 6618
Dickens Street, różniącym się tylko o 10 w numeracji od adresu De Mohrenschildta i jego czwartej
małżonki (6628 Dickens Street). The De Mohrenschildts mieszkali więc pod adresem podobnym, co
sugeruje być może, jakąś pomyłkę, (gdyby chodziło o celowe podpalenie!) Ale są to tylko spekulacje. Śmierć w płomieniach została odnotowana przez lokalną prasę: Dallas Morning News, April 20.
Zob. także: MFCh, Volume 2 (b) – 1960 to June 1963, s. 196; oraz: dokument FBI 62-109090 Warren
Commission HQ File, Section 28, s. 9., Found in: FBI Warren Commission Liaison File (62-109090).
Mohrenschildtowie powrócili do Teksasu w 1966.
56
nr 15–16 – 2009
270
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
Po zamachu na JFK w jednym z mieszkań zajmowanych przez Oswalda
znaleziono fragmenty listu, pisanego starą pisownią, używaną w Rosji do rewolucji.
Autorką jest kobieta, jakby chodząca do szkół gdzieś na emigracji, którą porewolucyjne reformy ortografii jakoś ominęły. Świadczyłoby to o tym, że „Jeanne LeGon”
przy okazji komunikowania się Oswaldów, czy Mohrenschildtów z Rosją przesyła
też i swoją osobistą korespondencję, zapewne do rodziny, czy bliskich.59 Ze znalezionych przez FBI fragmentów (brudnopisu?), w mieszkaniu zajmowanym przez
Oswaldów wynika, że napisała je na pewno kobieta do kogoś bliskiego. Objaśniała,
iż tam gdzie przebywa, w Teksasie, klimat jest taki, że wymaga na ogół codziennie
kilkakrotnych kąpieli pod prysznicem.
George De Mohrenschildt poszukiwał ropy na Haiti i tam też dowiedział
się o tragedii w Dallas. Na wieść o niej zgłosił się od razu do miejscowej amerykańskiej placówki dyplomatycznej, gotów udzielić wyjaśnień. Znajduje jednak jeszcze
jednego powiernika – peerelowskiego dyplomatę, Włodzimierza Galickiego. Choć
miał uprzednio, po wyjeździe z Polski, dość liczne kontakty z Polakami, np. w końcu
lat 40. z małżeństwem Rey’ów (ze znanej rodziny potomków Mikołaja Reja z Nagłowic), którzy zerwali z nim jednak kontakt, nie stronił też od kontaktów z „urzędowymi” Rosjanami. Tak wiec w 1946 r. George De Mohrenschildt skontaktował
się z sowieckim dyplomatą z Nowego Jorku – Fiodorem Aleksiejewiczem Garaninem. Według informacji pozyskanych przez FBI, De Mohrenschildt przedstawił
się Garaninowi jako „dobry znajomy” sowieckiego ambasadora w Wenezueli, Fomy
Trebina (u którego gościł podczas pobytu w Wenezueli) i domagał się – choć bez
powodzenia – widzenia z sowieckim ambasadorem Nikołajem W. Nowikowem. II
Sekretarz Garanin był funkcjonariuszem NKWD, przybyłym z Centrali w 1945 r.
(po kompromitacji poprzednika w związku z aferą Elisabeth Bentley).60 Charakterystyczne, iż kiedy świadoma emigracja polska bojkotowała tzw. Polskę „ludową”,
ten wybitny „biały” Rosjanin-obywatel polski, szukał wprost kontaktów z najwyższymi dostępnymi mu przedstawicielami sfer rządzących Sowietami!
W 1956 r. George De Mohrenschildt spotkał się w Caracas w Wenezueli z ówczesnym wiceministrem nauki PRL (oficjalnie: „Szkolnictwa Wyższego”),
znanym chemikiem prof. Osmanem Achmatowiczem z szacownej polsko-tatarskiej
rodziny. Już na Haiti, a zapewne i wcześniej, De Mohrenschildt korespondował też
z p. Marią Domańską z ul. Wilczej w Warszawie (przed wojną znaną pięknością,
zwaną „polską Nefretete”, panną „Musią” Achmatowiczówną) i z Justynem StruDokument FBI [numer] 105-82555, Oswald HQ File, Section 17, s. 139, Found in: FBI Oswald
Headquarters File (105–82555).
60
„DRAFT…”, s. 18.
59
Artykuły
miłło z Paryża61 (w młodości zapewne także znajomym z Wilna). To są niewątpliwie
przedwojenne wileńskie znajomości De Mohrenschildta (wzmocnione spotkaniami podczas pobytu i w Polsce i w Paryżu w 1958 r., po ośmiomiesięcznej pracy – poszukiwanie ropy naftowej – George’a dla „Tity”, oficjalnie przy współpracy Departamentu Stanu w Jugosławii).
Gdy jednak powiernikiem małżeństwa De Mohrenschildt stał się w Portau-Prince szef Biura Radcy Handlowego (podległego „dość luźnie”, zdaniem CIA
– Ambasadzie PRL w Meksyku)62 Włodzimierz Galicki (a gdy go nie ma zastępuje
go inny dyplomata PRL, Kazimierz Sałaciński)63, możemy być niemal pewni hipotezy, iż to „oficer wsparcia” wyjaśnia, chyba z Łubianką przy pomocy łączności BRH
PRL swoją rolę, czy inne okoliczności w sprawie zabójstwa JFK. Spośród państw
Bloku Wschodniego, jedynie Polska miała placówkę dyplomatyczną na Haiti. W lutym zaś 1965 r. PRL kupiła za pośrednictwem Galickiego sizal (włókno sizalowe) 271
pochodzące z plantacji, w której udziały w wysokości 20 proc. miał De Mohrens„MEMO [Notatka]: ACTIVITIES [działalność] OF GEORGE AND JEANNE DE
MOHRENSCHILDT IN HAITI”, Found in: Russ Holmes Work File, RIF#: 104-10431-10039,
(04/05/65) [z dnia 5 kwietnia 1965 r.] CIA#: RUSS HOLMES WORK FILE, s. 18 (Domańska
– z domu Achmatowicz). Dokument cytowany dalej: „MEMO: ACTIVITIES…”. Wobec błędnego
odczytania ręcznie napisanego adresu zwrotnego (na liście wysłanym z Paryża), przez pracowników
CIA – w aktach agencji występuje fikcyjny, jakby Włoch: „Tustyn Strumitto”. Zob. przykładowo
czterostronicowy dokument: TUSTYN STRUMITTO CORRESPONDENCE WITH GEORGE
DE MOHRENSCHILDT, Found in: HSCA Segregated CIA Collection (microfilm – reel 5: Conte
– De Mohrenschildt), RIF#: 104-10166-10198 (10/19/65) CIA#: 80T01357A (Strumiłło). Poproszone
o pomoc służby francuskie, żadnego „Strumitto” pod podanym adresem w Paryżu nie znalazły.
W wyniku poszukiwań ustaliłem, że w II połowie XX w. zmarły co najmniej dwie osoby noszące
identyczne imię i nazwisko: „Justyn Strumiłło”, jedna w 1948, a druga (przypuszczalny korespondent De Mohrenschildt) w 1967. „Strumiłło Justyn, 24 VII 1948. Strumiłło Justyn, 20 III 1967”. Zob.:
www.nekrologi-baza.pl/nazw/str s15.html. O „Musi” Achmatowiczównie zob.: A. Achmatowicz,
„Kim była Nefretete?”, (list do redakcji), Tygodnik Powszechny (2002), http://www.tygodnik.com.
pl/numer/275618/listy.html.
62
„MEMO: ACTIVITIES…”, s. 24–25; „In October 1954 GALICKI was a member of a Polish trade
delegation which visited Athens, Greece. During this visit it was noted that GALICKI had been
away from Poland for a relatively long time…” [W październiku 1954 Galicki był członkiem polskiej delegacji handlowej do Aten w Grecji. Podczas tej wizyty odnotowano, iż GALICKI przebywał
poza granicami Polski przez stosunkowo długi czas]. Musiał więc być – bez wątpienia – człowiekiem
zaufania aparatu komunistycznego w Polsce; by nie powiedzieć wprost – co się nasuwa samo przez
się – funkcjonariuszem komunistycznego wywiadu.
63
„CASIMIR (MR. AND MRS.) SALACINSKI”, dokumenty FBI # 124-10135-10123; FBI # 10032965-306, p. 7; NW 381–7 „…With the Polish delegation in Haiti. They dined with the George
deMohrenschildts [sic! Pisownia nieprawidłowa – AJW] and the Galickis in November…” [… z polską delegacją na Haiti. Obiadowali z deMohreschildtami i Galickimi w listopadzie…].
61
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
nr 15–16 – 2009
childt. Piękne „alibi” dla co najmniej 34 spotkań Galickiego z Mohrenschildtem
odnotowanych w dokumentach CIA z 1964 r. Spotkań było zapewne więcej, inwigilację CIA zaczęła organizować dopiero w marcu 1964 r., na skutek uzyskanego meldunku od obywatela amerykańskiego, który zgłosił, iż widziano Mohrenschildta
z Galickim w ekskluzywnym klubie.
Depesze CIA mówią dużo o De Mohrenschildtcie i jego małżonce. Przykładowo w około pół roku po otrzymaniu sygnału o utrzymywaniu przez George’a De
Mohrenschildta – kontaktów z polskim dyplomatą czytamy w jednej z nich następujący fragment:
272
1. W dniu 9 sierpnia 1964 r. [wymazane – AJW] był gościem George’a
i Jeanne De Mohrenschildt. De Mohrenschildt posiadają ośmiometrową [w oryginale: 25 stóp – AJW] motorówkę, właścicielami której są razem z Robertem Mcelhanmon, lokalnym menadżerem Pan
American Airlines. Łódź jest przycumowana w Isle Cabrit, na wyspie położonej około 10 mil na północ od Port-au-Prince. Rankiem
9 września, De Mohrenschildt oraz [wymazane] podróżowali częściowo samochodem a częściowo łodzią do Isle Cabrit, gdzie spotkali się
z Włodzimierzem Galickim, zamieszkałym na Haiti polskim attache
handlowym i z Wojciechem Stawinskim, obywatelem polskim, który
przybył na Haiti po raz pierwszy, drogą lotniczą w tym samym dniu.
Z Isle Cabrit De Mohrenschildt, dwaj Polacy i [wymazane] podróżowali łodzią De Mohrenschildt na wyspy Arcadin, które znajdują się
w połowie drogi pomiędzy wyspą La Gonave i głównym lądem.
2. Podczas podroży na wyspy Arcadin, De Mohrenschildt wspomniał,
iż maja zamiar któregoś dnia odwiedzić łodzią Mole St. Nicolas i wiele innych trudnodostępnych obszarów Haiti. De Mohrenschildt
wspomniał również o tym, ze po tym jak zeznawał przed Komisją
Warrena, Prezydent Duvalier chciał wyrzucić go z Haiti, ponieważ
Duvalier wierzył, iż De Mohrenschildt był zamieszany w jakiś sposób w zabójstwo Prezydenta Kennedy’ego. Duvalier przeczuwał, że
De Mohrenschildt był na Haiti, także po to, aby i jego zamordować.
De Mohrenschildt był jednak w stanie przekonać rząd [Haiti], że to
nie prawda i pozwolono mu zostać.
3. Stawinski, polski gość Galickiego, stwierdził, że przyjechał z Wenezueli w celach biznesowych i ze pozostanie na Haiti około tydzień do
10 dni. Stwierdził, że przyjechał do Wenezueli około dwa i pół miesiąca
temu i od tego czasu pracował w Caracas, San Cristobal i w Maracaibo. Stawinski, który liczy około dwudziestu siedmiu lat, mówi dość
dobrym angielskim, ale nie po francusku. Nie wspomniał, jaka jest na-
Artykuły
tura jego działań biznesowych. Gdy był zapytywany o Wenezuelę, był
bardzo krytyczny na temat tego kraju i stwierdził, że jedynym zainteresowaniem życiowym ludzi w Wenezueli są pieniądze. (Komentarz:
[wymazane] 9119, 13 sierpnia 1964 r., donosi, że Stawinski jest członkiem „Universalu”, polskiej państwowej organizacji handlowej i że był
zaangażowany w wystawy sprzętu gospodarstwa domowego w Caracas,
San Cristobal i w Maracaibo. Wystawy te rozpoczęły się 27 maja 1964 r.
i są pod nadzorem polskiego Wydziału Handlowego [Ambasady] w Caracas. Imprezy te wydają się być uprawnionymi wysiłkami z zakresu
promocji eksportu. Stawinski opuścił Wenezuelę udając się do Quito
w dniu 17 lipca). W żadnym wypadku Stawinski nie wspomniał, że był
w Ekwadorze, chociaż często wspominał Wenezuelę.
4. Podczas podróży powrotnej do Port-au-Prince, wieczorem tego
samego dnia, De Mohrenschildt oraz [wymazane] podróżowali
w jednym samochodzie, podczas gdy reszta grupy podróżowała samochodem Galickiego. Podczas tej podróży i później w domu De
Mohrenschildt, gdzie tylko Pani De Mohrenschildt była obecna, De
Mohrenschildt wyraził następujące poglądy polityczne i społeczne:
A. Komunizm ma coś do zaoferowania światu państw niedorozwiniętych [„Trzeciemu Światu”]. Kapitalizm przeciwnie, nie ma nic do
zaoferowania, oprócz kontynuacji status quo.64
B. Stany Zjednoczone nie powinny udzielać pomocy zagranicznej.
Powinny pozwolić państwom Ameryki Łacińskiej na wybór własnej
formy rządu ...65
Należy zauważyć, że wyglądający na 27 lat – a właściwie 25-letni, jeśli przyjąć
za wiarygodny zapis z paszportu66 – Wojciech Stawiński (z „Uniwersalu”, podobno
Tendencje pro-komunistyczne George De Mohrenschildt wyrażał publicznie, wg amerykańskich
służb bezpieczeństwa już w latach 40 i 50., pomimo tego, że jednocześnie był w latach 1940–1942
uważany za mającego poglądy „pro-niemieckie i podejrzewany o to, że jest niemieckim propagandystą i agentem wywiadu”. Zob.: CIA 104-10414-10138, Russ Holmes (bez daty).
65
Depesza Szefa Stacji CIA z Port-au-Prince z dn. 20 VIII 1964 (razem 3 strony – tu zacytowano treść
pierwszej strony). W innej wersji tego dokumentu okazuje się, że wymazaną osobą był: Conrad V.
Rubricius (o którym bliżej nic nie wiadomo; mógł to być dyplomata lub funkcjonariusz CIA), zapewne źródło przekazywanych informacji. Zob.: GEORGE AND JEANNE DE MORENSCHILDT,
Found in: HSCA Segregated CIA Collection (microfilm – reel 5: Conte – De Mohrenschildt), RIF#:
104-10166-10297, (08/20/64), CIA#: 80T01357A.
66
Mary Ferrell Database: A Record from Mary Ferrell’s Database [wpis z Bazy Danych Mary Ferrell]:
Record:
STAWINSKI, WOJCIECH ----Sources:
FBI 124-10135-10123; FBI 100-32965-306, pp. 7, 8, 25; NW 381-7, 8, 25
64
273
nr 15–16 – 2009
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
sprzedającego sprzęt gospodarstwa domowego w każdym zakątku świata!), mógł też
łatwo stać się zaufanym kurierem (tylko z Port-au-Prince do Caracas – tam już była
ambasada sowiecka) i tydzień, czy 10 dni rzeczywiście zaczekał na Haiti na przygotowanie kurierskiej odpowiedzi (a więc wysyłanej nie za pomocą możliwych do
przechwytu „przez wroga” fal radiowych)... Dla kogo? Niewykluczone, że wprost dla
KGB. Dla przeciętnego czytelnika szokujące jest np. doniesienie źródła osobowego
CIA, mówiące w innej depeszy o tym, że De Mohrenschildt i Włodzimierz Galicki
wyszli – pewnej letniej niedzieli – na plażę razem tylko we dwóch o godz. 9.00 rano
i wrócili sami o godzinie 21.00 wieczorem.67 Znając niechęć De Mohrenschildta do
języka, kultury polskiej i po prostu Polski, można sobie wyobrazić, że obaj interlokutorzy wiedli ten przydługi dyskurs w języku rosyjskim. De Mohrenschildt uwielbiał outdoor – wszelkiego rodzaju barbecue, grę w polo (był jej mistrzem po szkole
w Grudziądzu)68, długie marsze, narty (wedle własnych słów był członkiem „polskiej
reprezentacji olimpijskiej w 1928 r.”)69 i wspinaczki. Ale żeby aż takie związki łączyły
go później z nigdzie – prócz Haiti, czy Warszawy – nikomu szerzej nie znanym WłoMary’s
DOB [data urodzenia]: 15 November 1939 [15 listopada 1939]; POB [miejsce urodzenia]:
Comments: Warsaw, Poland. A Polish national who claimed in August 1964 that he had just arrived in
Haiti from Venezuela. Carried Official Polish Passport number FA 0011996 which expired
6 July 1965. As a guest of Galicki, he travelled on boat jointly owned by deMohrenschildt and
McElhannon, to Arcadin Islands on August 9, 1964. Stawinski was approximately 27 years old
and spoke good English but no French. He dined with the deMohrenschildts on August 11 and
August 13, 1964 [zachowano oryginalną pisownię].
Depesza zbiorcza Szefa Stacji CIA w Port-au-Prince (którym był: Joseph G. Benson) z dnia
25 sierpnia 1964 (podpisana odręcznie: „Conrad V. Rubricius” [sic!] – był to być może pseudonim
operacyjny Bensona!), poświęcona działalności Galickiego: ACTIVITIES OF VLODMINIERA
[sic!] GALICKI, Found in: HSCA Segregated CIA Collection (microfilm – reel 5: Conte – De
Mohrenschildt), RIF#: 104-10166-10296, (08/25/64), CIA#: 80T01357A. Dziwny zapis imienia
Galickiego jako: „Vlodminiera”, zamiast bardziej poprawnego zapisu np.: „Vlodimier(a)” – wskazywałby zarówno na pośpiech „Rubriciusa”, jak i na słabe doświadczenie, gdy chodzi o słowiańskie
(w tym rosyjskie) imiona.
68
De Mohrenschildt aplikował o pracę instruktora gry w polo na amerykańskim Środkowym
Zachodzie i… podawał się – zapewne m.in. w celach matrymonialnych (był przecież mężem kolejno trzech milionerskich córek) – bądź to za porucznika Armii Polskiej, bądź za kapitana rezerwy
kawalerii amerykańskiej. W dokumencie FBI z 19 V 1942 (później przekazanym CIA – po zamachu
w Dallas) czytamy m.in.: „… he had among other things informed her that he was a former Captain
in the Polish Cavalry that his father was presently confined in a Nazi concencration camp…”, […miedzy innymi poinformował ją, że jest byłym kapitanem polskiej kawalerii i że jego ojciec znajduje sie obecnie w hitlerowskim obozie koncentracyjnym…]. Zob.: Reel 5, Folder M – GEORGE DE
MOHRENSCHILDT, s. 356, Found in: HSCA Segregated CIA Collection (microfilm – reel 5: Conte
– De Mohrenschildt), RIF#: 1994.04.25.14:02:25:940005, (5/19/1942), CIA#: 80T01357A.
69
Warren Commission Hearings, Vol. 9, s. 166–284.
67
274
Artykuły
dzimierzem Galickim (placówka w Port-au-Prince została następnie zlikwidowana).
Wcześniej, według danych zebranych przez CIA, Galicki miał być w 1954 r. z ramienia odpowiedniego ministerstwa PRL „członkiem delegacji handlowej do Aten”.70
Informatorzy CIA informowali funkcjonariuszy Agencji, że w 1964 r. De Mohrenschildt widywał się z Galickim często. Bywało, że aż 5 razy w tygodniu. Dzień po dniu,
czasem dwa razy dziennie. Skąd takie potrzeby spotkań? Korpus dyplomatyczny na
Haiti był niewielki i Galicki był zapewne znudzony (do jego obowiązków należały
jeszcze kontakty – ale nie tak częste! – z liderem miejscowej partii komunistycznej,
nauczycielem, który powrócił po ponad 10-letnim pobycie zza „żelaznej kurtyny”,
z żoną Bułgarką).71 Ale przecież De Mohrenschildt miał pełne ręce roboty, poszukując ropy i starając się spieniężyć włókno sizalowe, dyktator Haiti, prezydent Duvalier
płacił bowiem barterem za usługi geologiczne, oddając w użytkowanie De Mohrenschildtowi (i haitańskiemu wspólnikowi, którym był Clemard Joseph Charles, prezes 275
Banque Commerciale d’Haiti) – plantację sizalu.72
George i Jeanne przybyli do Port-au-Prince 2 czerwca 1963 r. Nie była to – jak
powyżej wspomniałem – ich pierwsza wizyta w tym kraju. De Mohrenschildt znał Haiti, co najmniej od 1956 r., czyli od momentu, gdy poznał i związał się z Jeanne LeGon
Bogojawleńską. Oboje odwiedzili następnie wyspiarskie państwo na dwa miesiące po
zakończeniu swojej słynnej pieszej wędrówki przez Centralną Amerykę w 1961 r.73
Kontakty z Włodzimierzem Galickim rozpoczęły się prawdopodobnie już
w połowie 1963 r., czyli od przyjazdu Mohrenschildtów do stolicy – w opinii CIA
„MEMO: ACTIVITIES…”, s. 24–25.
Chodzi o Rogera Gaillarda, nauczyciela szkoły średniej i jego bułgarską żonę Hedvig Kradelkową.
Zob.: Mary Ferrell, A Record from Mary Ferrell’s Database [wpis z Bazy Danych Mary Ferrell]:
GAILLARD, ROGER ----Record
[dotyczy]:
CIA Box 6, Folder 16, Doc 6978 (MMF 898); FBI 124-10135-10123; FBI 100-32965-306,
Sources
p. 2; NW 381-2
[źródła]:
201-226548. Also had ZR file. DOB: 10 April 1923; POB: Port-au-Prince, Haiti. PPLN
Mary’s
Comments Central Committee member (Parti Populaire de Liberation Nationale -- National Liberation
Party). Has Bulgarian wife, Hedwig KRADLEKOVA. [sic!] They attended party at the
[komentarz
Mary Ferrell]: deMohrenschildts’ home in Port-au-Prince on 4 Feb 1964 to view film of the deMohrenschildts’
walking trip through Mexico and Central America in 1961. Another account indicated this
party was on 9 Aug 1964. GAILLARD is secondary school teacher and a writer for French
language daily Le Matin in Haiti.
70
71
CIA, George de Mohrenschildt exhibit 6. Warren Commission Hearings, Vol. 19, p. 551.
Strona internetowa Mary Ferrell Foundation zawiera także, skądinąd dostępny także w innych miejscach: House Select Committee on Assassination Report, Appendix Volumes, Vol. XII [zawierający rozdział:]
V. De Mohrenschildt’s Activities on Haiti, p. 55–68 (dalej cyt.: HSCA R, GDM on Haiti).
72
73
nr 15–16 – 2009
276
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
„najbiedniejszego państwa na Zachodniej Półkuli”. Galicki przebywał na Haiti
prawdopodobnie już od kwietnia 1962 r.74 Kontakty te są stosunkowo bogato opisane w dostępnych odtajnionych dokumentach CIA. Dokumentacja ta posiada jednak
zasadniczą wadę – jest z natury rzeczy niepełna i fragmentaryczna. Są to materiały
tylko z „klasycznej” inwigilacji. CIA nie udało się – niestety – dotrzeć do „procesu
myślowego przeciwnika”, ograniczając się w dużej mierze do inwigilacji zewnętrznej, która nie pozwala na wysnucie przekonywujących, ostatecznych i jednoznacznych wniosków z obserwacji działań kontaktów Mohrenschildtów z haitańskim
przedstawicielstwem ambasady PRL w Mexico City.75
Przebieg pobytu Mohrenschildtów na Haiti i kulisy ich kontaktów z Galickimi, Stawińskim, Sałacińskimi i innymi osobami, mogącymi mieć związek z sowieckimi służbami specjalnymi – będzie przedmiotem drugiej części niniejszego
The Situation in Haiti, Special Report, CIA z dnia 26 lipca 1963.
Zob.: A. J. Wręga, „Transparentność spraw sekretnych”, www.abcnet.com.pl, przypis 1: „Materiały,
na których opierają się w swych analizach i działaniach tajne służby – już w czasach Ochrany, w końcu XIX w. przyjęto powszechnie taki podział – są dwojakiego rodzaju: 1) wytworzone w oparciu
o dane obserwacyjne (np.: inwigilacja /dziennik szpiclów: wszedł/wyszedł o tej lub innej godzinie,
towarzyszyła mu taka lub inna osoba; wszelkiego rodzaju kontrole, np. zużycia prądu, graniczne,
itp./); 2) wytworzone w oparciu o dotarcie do procesu myślowego kontrolowanego (np. kontrola korespondencji, rozmów telefonicznych /a nie tylko ich częstotliwości, czasu, adresatów, itp., jak w pkt.
1)/; a przede wszystkim kontrola agenturalna, umożliwiająca nie tylko bierną rejestracje zdarzeń /
wszedł/wyszedł, pojawił się/zniknął z miasta, świeci intensywnie światło po nocach, itp./, ale przede wszystkim aktywne sterowanie (manipulowanie) spenetrowanymi przez agenturę strukturami.
Pewną trudnością dla umiejscowionej w danej strukturze agenturze jest wewnętrzny język komunikacji. Nie wystarczy – dla prawidłowego odczytywania procesu myślowego znać dany język; trzeba
jeszcze „myśleć na tych samych falach”, rozumieć się bez słów, czytać sygnały z intonacji głosu, mieć
wyczucie określonej symboliki, itp. Wreszcie szansą na sukces jest przejmować inicjatywę. Azef był,
dlatego tak skutecznym agentem Ochrany wśród terrorystów, socjalistów-rewolucjonistów (eserów),
nie tylko, dlatego, że był jak wielu jego współczesnych towarzyszy żydowskiego pochodzenia, ale
przede wszystkim, dlatego, że to on (a nie kierownictwo Ochrany) decydował w końcu, kiedy zostanie zaatakowany (bombą) Wielki Książę z rodziny carskiej albo nawet sam premier”. Tej, charakterystycznej dla pozbawionych skrupułów służb specjalnych państw autorytarnych (jak Rosja carska),
czy totalitarnych (jak Związek Sowiecki) – inicjatywy, w sowieckiej doktrynie wywiadowczej znanej,
jako: nastupatelnost (por. Bagley, dz. cyt., s. 105, i nn), w państwach demokratycznych i praworządnych
– z naturalnych przyczyn – po prostu brak. Egzemplifikacją, tego immanentnego dla służb specjalnych demokracji Zachodu pewnego braku inicjatywy na skalę widoczną w doktrynie nastupatelnosti – są tutaj przedstawione poniżej zgromadzone materiały na temat George’a De Mohrenschildta
na Haiti – i pozostawienie następnie ich w archiwum, bez wyciągnięcia konsekwencji z zebranych
danych. Zob. także uwagi powyżej (sprawa Nosienki), w przyp. 9; V. Mitrokhin, KGB Lexicon: The
Soviet Intelligence Officer’s Handbook [Leksykon KGB: podręcznik sowieckiego oficera wywiadu]
(London: Routledge, 2002): s. 281.
74
75
Artykuły
artykułu. W tym miejscu warto odnotować, że wśród nielicznych przedmiotów będących własnością Oswalda, które Marina Oswald przekazała władzom na ich prośbę (w niecały rok po zamachu na JFK), wśród pięciu książek – w tym czterech rosyjskich do nauki angielskiego – był słownik rosyjsko-polski.76 Czy to na wypadek,
gdyby zabrakło Mohrenschildta, hipotetycznie nazwijmy go za Pacepą „oficerem
wsparcia”, z jego macierzystym rosyjskim i Oswald musiałby posługiwać się książką w pilnych i nadzwyczajnych kontaktach z jakimiś Polakami? Skąd to nigdzie nie
manifestowane, czy tylko choćby odnotowane zainteresowanie Oswalda językiem
polskim? Jakiż tu istnieje kontrast w porównaniu do entuzjastycznego stosunku
Oswalda (czy De Mohrenschildta) do języka hiszpańskiego, o którym to zainteresowaniu tak wiele dziś już wiemy.
Przykłady innych polskich śladów w dokumentacji
związanej z zabójstwem JFK
„Polskich śladów” w dokumentacji dotyczącej zabójstwa prezydenta Stanów Zjednoczonych jest więcej i wymagają one bardzo starannego zbadania. Ślady te nie dziwią badacza zaznajomionego z problematyką penetracji wywiadowczej
przez wywiady państw komunistycznych wszystkich bez wyjątku państw Zachodniej Półkuli. Tak więc – na przykład – zainteresowanie Polski „ludowej” Ameryką
Środkową w ogóle, „miękkim podbrzuszem” południa Stanów Zjednoczonych
– także w sensie militarnym – nie było może powszechnie znane opinii publicznej,
ale zostało wielokrotnie odnotowane np. przez CIA już w pierwszej połowie lat 50.
Władze USA i ich sojuszników były stosunkowo wcześnie poinformowane o zagrożeniu z tej strony i starannie je monitorowały.
Przykładem specyficznie „polskiego” wysiłku w działaniach państw komunistycznych na rzecz destabilizacji sytuacji na obu kontynentach amerykańskich, są
transporty broni ze Szczecina do Gwatemali w 1954 r. i stacjonowanie w Gwatemali
– obok czechosłowackich myśliwców odrzutowych i ich załóg – także pewnej liczby,
jeśli nie odrzutowców ze znakami PRL, to na pewno ich pilotów.77 W ślad albo obok,
MFCh, November 22, 1963, Book 1, s. 2 (361).
CIA, Arrival of Arms in Puerto Barrios, Guatemala [Przybycie transportu broni w Puerto Barrios
w Gwatemali], Report No. CS-38807, 21 May, 1954 – chodzi tu o dwa tysiące ton uzbrojenia, które przybyło ze Szczecina na pokładzie statku pływającego pod szwedzką banderą S/S „Alfhem”;
CIA, The Polish Jet Pilots in Guatemala [Polscy piloci odrzutowców w Gwatemali], Report No. CS-40534, 18 June, 1954 (wg informacji uzyskanej: 6 June, 1954, Honduras, Tegucigalpa). Chodzi o grupę 10 pilotów odrzutowców z Polski, której obecność w Gwatemali wyjawił podczas wizyty służbowej w Hondurasie – wysoki oficer lotnictwa gwatemalskiego. Podobnych informacji – o ingerencji
państw Bloku Wschodniego – CIA pozyskała znacznie więcej.
76
77
277
nr 15–16 – 2009
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
a przeważnie z wyprzedzeniem w stosunku do zainteresowania militarnego, szło
zainteresowanie wywiadu komunistycznego obiecującą dla komunistycznych strategów Ameryką Łacińską. Już na początku lat 30. Związek Sowiecki usiłował zbrojnie,
drogą puczu, zdobyć przyczółek dla swej agresji – w Brazylii.78 Potem przyszła kolej
na umacnianie stalinowskich wpływów w Argentynie. Na przełomie lat 40. i 50. Stalin uzyskał wpływ na nowo powstały liberalny rząd Kostaryki, któremu w sposób
tajny – i bez jego wiedzy – napisał program polityczny w walce o władzę, gdy rząd
ten jeszcze był tylko projektem politycznym i przebywał na emigracji w Meksyku.79
Gdy chodzi o metody zdobywania gruntu przez komunizm w Ameryce Łacińskiej,
charakterystyczne będą te – dobrze znane z Hiszpanii lat 30. – które reprezentował
sobą Josif Grygulewicz – agent wywiadu sowieckiego (i w pewnym momencie ambasador Kostaryki przy Stolicy Apostolskiej, Kwirynale i w titoistowskim Belgradzie
do 1953 r., poprzednio działający w Hiszpanii, Argentynie i w Meksyku), szef gangu sowieckich morderców-skrytobójców.80 Wraz z podporządkowaniem sobie przez
Związek Sowiecki szeregu państw wschodniej części Europy, możliwości działania
ZSRS – choćby w sferze wywiadu, dywersji i sabotażu, z wykorzystaniem działań
„pod obcą flagą”, pod przykryciem dyplomatycznym w postaci aparatu dyplomatycznego innych państw – niepomiernie wzrosły. Ion Mihai Pacepa, były szef komunistycznego wywiadu rumuńskiego za Ceaușescu (do 1978), najstarszy rangą funkcjonariusz służb specjalnych państw komunistycznych, który uciekł na Zachód,
nie ma najmniejszych wątpliwości, że w swoich działaniach – mimo dobrze znanej
i popularyzowanej „niezależności” polityki Rumunii od ZSRS – wywiad rumuński
wykonywał polecenia z Moskwy.81 Jeśli tak było w wypadku rzekomo „niezależnej
Rumunii po II wojnie światowej, to jak było w wypadku „polskiego wywiadu”?82
Znamy nazwiska szeregu oficerów wywiadu PRL działających w Ameryce ŁacińZob.: http://en.wikipedia.org/wiki/History_of_Brazil_(1930%E2%80%931945).
M. Ross, The Secret Charm of the KGB. The Five Lives of Iosif Grigulevich [Tajemniczy urok KGB.
Pięć życiorysów Josifa Grygulewicza] (San José: Farben/Norma, 2004), w języku hiszpańskim.
Omówienie: http://marjorieross.com/my-books.
80
D. Smyrgała, A. J. Wręga, „Cyngiel Stalina”, Wprost, nr 4, 25 stycznia (2009).
81
Pacepa, „Programmed to Kill”, (wywiad); Pacepa mówi w nim, podobnie jak w książce o podobnym
tytule o swoim podporządkowaniu generałowi KGB, szefowi PGU – Aleksandrowi Sacharowskiemu.
Zob. także: I. M. Pacepa, „Rosyjscy szpiedzy przyszłości”, www.abcnet.com.pl (tłumaczenie z j. angielskiego; oryginał: FrontPageMagazine, 12/4/2007 [4 grudnia 2007], http://frontpagemagazine.com/).
82
Na temat rzekomej, pozornej niezależności Rumunii od Związku Sowieckiego. Zob.: A. Golicyn,
dz. cyt., w różnych miejscach, a w szczególności: Rozdział 17. „The Fifth Disinformation Operation:
Romanian „Independence” [Piąta Operacja Dezinformacyjna: rumuńska „niezależność”] s. 183–194
[wg wydania angielskojęzycznego]. Pacepa potwierdza – wielokrotnie – ścisłe podporządkowanie
rumuńskich służb specjalnych Sowietom.
78
79
278
Artykuły
skiej w tych latach. Niektórzy z nich byli w Mexico City w chwili zamordowania
amerykańskiego prezydenta w Dallas, inni przybyli tam na kilka tygodni przed dokonaniem zbrodni.83 Sprawa wymaga dalszych badań, z wykorzystaniem nie tylko
archiwów amerykańskich (w tym latynoamerykańskich), ale także archiwów znajdujących się w państwach dawniej podporządkowanych ZSRS. Na archiwa rosyjskie
raczej nie powinniśmy zbytnio liczyć.
Pierwszą charakterystyczną reakcją, którą można było zaobserwować w Warszawie na przełomie lat 1963 i 1964, szczególnie z pozycji członków korpusu dyplomatycznego, a przede wszystkim pracowników Ambasady USA w Warszawie, było
dość dziwne zachowanie władz komunistycznych w stosunku do Krzysztofa Barcza – młodego pracownika ośrodka TV w Warszawie. Zachowanie to miało związek
z jego obecnością – jakby niezupełnie przewidzianą i niezaplanowaną – na miejscu
zamachu w Dallas. W istocie Krzysztof Barcz, przebywający służbowo w Stanach 279
Zjednoczonych, jak wynika z prezentowanych dokumentów, znalazł się w Dallas
na skutek swoich prywatnych zabiegów i ustaleń poczynionych z amerykańskimi
gospodarzami, o których władze PRL nie mogły nic wiedzieć. Wprowadził tym samym władze komunistyczne w stan najwyższego niepokoju. Ale cóż władze PRL
miałyby do tego, czy podległy im obywatel i pracownik ich mediów był czy też nie
był na miejscu zbrodni? Przecież, jeżeli bierze się udział w skrytobójstwie, pomaga
mordercom prezydenta, itp. – to nie wysyła się tam jeszcze dodatkowo dziennikaNa przykład: Eugeniusz Spyra, w opinii Amerykanów ewidentnie „Z-II officer” (funkcjonariusz
Z-II) [Departamentu I MSW]; przebywał w Meksyku przez dłuższy czas, przed zamachem w Dallas;
Aleksander Makowski, szef Biura Radcy Handlowego w Mexico City (a więc – według potocznej
opinii wyznawanej już wówczas także w kręgach CIA – oficer komunistycznego wywiadu); właśnie
tam przybył z rodziną w dniu 23 X 1963, zastępując dotychczasowego szefa BRH – Józefa Deja.
Inni wymieniani w dokumentach CIA – przypuszczalni oficerowie komunistycznego polskiego
wywiadu, to m.in.: Ryszard Lichocki, Węgrzyn, Halamski. Zob.: na temat Eugeniusza Spyry: dwie
identyczne w treści depesze CIA z Mexico City: DISPATCH: ( ) OPERATIONAL EUGENIUSZ
SPYRA, Found in: HSCA Segregated CIA Collection (microfilm – reel 46: Nosenko, Soviets, MEXI
Dispatches), stron: 5, RIF#: 104-10211-10121 (11/08/63) CIA#: 80T01357A; oraz: OPERATIONAL
CABLE – POLISH INTELLIGENCE OFFICER, stron: 5, Found in: HSCA Segregated CIA
Collection, Box 32, RIF#: 104-10098-10238, (11/08/63) CIA#: 80T01357A; co do przylotu rodziny Makowskich liniami „Sabeny” z Brukseli: DISPATCH: OPERATIONAL – ARRIVAL OF
ALEXANDER MAKOWSKI, 1 strona, Found in: HSCA Segregated CIA Collection (microfilm
– reel 46: Nosenko, Soviets, MEXI Dispatches), RIF#: 104-10211-10068 (10/31/63) CIA#: 80T01357A;
oraz – wymienione kontakty Lichockiego (ponad 50 nazwisk): DISPATCH: OPERATIONAL- STATUS REPORT ON INVESTIGATION OF RYSZARD LICHOCKI, stron: 6, Found in:
HSCA Segregated CIA Collection (microfilm – reel 46: Nosenko, Soviets, MEXI Dispatches), RIF#:
104-10211-10137 (11/14/63) CIA#: 80T01357A (wg stanu z dn. 14 XI 1963, na 8 dni przed zamachem
w Dallas).
83
nr 15–16 – 2009
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
rza z państwa niechętnego ofierze! Obecność Barcza powinna być raczej pośrednim
dowodem niezaangażowania się komunistycznej Polski w pomoc dla morderców.
Chyba, że ów dziennikarz mógłby coś przypadkowo zobaczyć. Nie można wykluczyć, iż stąd wzięło się w Warszawie, na szczytach władzy, całe to zamieszanie wokół
– nieświadomego niczego – Krzysztofa Barcza.
W „Aneksie” do niniejszego artykułu zamieszczono tłumaczenia dwóch
dokumentów. Jeden został wytworzony przez Ambasadę Stanów Zjednoczonych
w 1964 r., drugi przez FBI w 1965 r., a także tłumaczenie wycinka prasowego dziennika Washington Star.84
Wszystkie te materiały odnoszą się do perypetii zawodowych przypadkowego świadka zamachu w Dallas, Krystiana Barcza. Był on także pierwszym dziennikarzem relacjonującym w Europie (sic!) zabójstwo amerykańskiego prezydenta.
Jego przypadkowe kilkunastosekundowe spotkanie z przyszłym zabójcą Lee Harvey
Oswalda – Jackiem Ruby przyniosło mu w Polsce same kłopoty. Czyż jednak szybkie
przyjecie przez dziennikarza TVP, miłej dla propagandystów z PZPR i z Moskwy
tezy, iż zamach w Dallas był dziełem „reakcyjnych”85, kierowniczych elementów policji w Dallas, nie ocaliło może Barczowi życia? Odpowiedzi na to nie poznamy bez
dalszych badań w archiwach w Polsce i Rosji.
Stosunkowo szybko po zamachu na JFK zaczęli ginąć ludzie, którzy wydają się być w jakiś sposób związani ze sprawą. Jedenaście miesięcy po zamachu
w Dallas w dniu 12 października 1964 r. zostaje zamordowana o piątej po południu, po wyjściu z pracy w parku w Waszyngtonie, Mary Pinchot Meyer, kochanka prezydenta USA, z którą zmarły był uczuciowo najbliżej związany w okresie
przed zamachem.86 Prawdopodobnie wiedziała – od samego JFK – coś, co mogłoby naprowadzić Komisję Warrena na „rosyjski ślad”. Całkiem prawdopodobna
hipoteza mówi, iż pozorowano napad „na tle seksualnym” zakończony strzałem
z pistoletu, którego nigdy nie odnaleziono. Czy i w tym wypadku „polski” wywiad (jeśli tak, to czy nie wojskowy?) pomógł sprawcy uniknąć odpowiedzialności? Pętla się zaciska wokół tych, którzy coś wiedzą. Wiele lat później George De
Mohrenschildt zniknął holenderskiemu lewicowemu dziennikarzowi Willemowi
Washington Star (News), dziennik ukazujący się (pod zmiennymi tytułami) w Waszyngtonie w latach
1852–1981. Wchłonięty następnie przez Washington Post.
85
Niewątpliwie, ulubione słowo propagandy komunistycznej, w tamtych czasach, przed i po
– w Polsce z lubością powtarzane przez „macherów” od propagandy do lat 80.
86
http://www.spartacus.schoolnet.co.uk/JFKmeyerM.htm. Zob. także: N. Burleigh, A Very Private
Woman: The Life and Unsolved Murder of Presidential Mistress Mary Meyer [Kobieta nieznana: życie
prezydenckiej kochanki Mary Meyer i jej niewyjaśnione morderstwo] (New York: Bantam Books,
1998).
84
280
Artykuły
Oltmansowi87 na kilka dni w Paryżu – i odnalazł się w Dallas. Potem poszedł dobrowolnie na wiele miesięcy do szpitala psychiatrycznego; czy jest to azyl przed
zbrodniarzami? Nie może tylko wrócić za „żelazną kurtynę”, do swej ojczystej
Rosji, czy choćby do przejściowej-młodzieńczej i nielubianej przezeń Polski88
(Wilno zresztą jest już w składzie Związku Sowieckiego) – bo by się wszystko wydało.89 Po latach, 29 marca 1977 r. w przeddzień złożenia swoich kolejnych zeznań,
tym razem przed Komisją Parlamentarną Izby Reprezentantów ds. Zabójstw (Select House Committee on Assassinations), George strzelił sobie w gardło. Zostawił
list w obronie Oswalda i kilka ciepłych słów w nim dla swego Wodza Naczelnego
– Chruszczowa.
Ciekawe, co na to, milczący dotąd Włodzimierz Galicki, ich dobrzy znajomi z placówki na Haiti – pp. Sałacińscy, archiwa Biur Radców Handlowych
w byłym Ministerstwie Handlu Zagranicznego, itp., itd.? Czy dziesiątki godzin 281
rozmów „w cztery lub sześć oczu” (z udziałem Jeanne) tandemu Galicki-De
Mohrenschildt, na Haiti oraz szyfrowane depesze lub raczej rozkazy i sprawozdania przewożone przez kurierów – bo przecież Galicki musiał raportować swym
przełożonym o swych spotkaniach z „najbliższym przyjacielem Oswalda” – tak
po prostu wyparowały?
A może, dlatego np. zginąć „musieli” Jaroszewiczowie i szef kadr MON
przed zamachem w Dallas i zastępca szefa wywiadu wojskowego PRL, a w opisywanych tu latach attaché obrony PRL w Finlandii, „towarzysz generał” i agent NKWD
– Jerzy Fonkowicz?90 „Zabójstwo stulecia” – jak to ktoś się wyraził dosadnie przed
http://nl.wikipedia.org/wiki/JFK_(film). Znamienne, iż Willem Oltmans wcielił się osobiście
– wiele lat później – w postać George’a De Mohreschildta w głośnym filmie Oliviera Stone „JFK”.
Por.: http://en.wikipedia.org/wiki/Willem_Oltmans. Do związków Oltmansa z propagandą komunistyczną (był współautorem książek, wspólnie z czołowymi specjalistami sowieckimi od propagandy, jak np.: G. Arbatov, W. Oltmans, Cold War or Détente? The Soviet Viewpoint [Zimna wojna czy
odprężenie: sowiecki punkt widzenia] (London: Zed Books, 1983), bądź wprost z KGB – jeszcze
powrócę. Zob. na temat pierwszorzędnej roli Oltmansa, przypuszczalnie wespół z Sowietami, w rozkręcania afery „Lockheeda” z udziałem męża niderlandzkiej Królowej Juliany – Księcia Bernharda:
„A Pink House Of Orange?”, Time Magazine, Mar. 15 (1976).
88
Negatywne uczucia do Polski uwidocznione są np. w Raporcie Komisji Warrena, gdzie George De
Mohrenschildt powiedział: „Specjalnie nie lubiłem tego kraju, Polski”, „Nauczyłem się języka, ale
nie czułem się tak, jak w domu”. Warren Commission Hearings, Vol. 9, s. 174.
89
Pacepa, Programmed to Kill…
90
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy Fonkowicz; Gazeta Wyborcza: „75-letni generał, po wojnie
m.in. zastępca szefa wywiadu wojskowego, [podkr. – AJW] attaché wojskowy w Helsinkach, zamordowany został w willi w Konstancinie w 1997 r. Napad miał motyw rabunkowy. Ciężko chory człowiek zginął, bo sprawcy nie mogli uwierzyć, że nie ma nic cennego. Torturowali go. Zabrali pistolet,
87
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
nr 15–16 – 2009
Komisją Warrena – „to nie kura przejechana na drodze”.91 Sprawa czeka – jak się
okazuje, także w polskich archiwach – na dogłębne wyjaśnienie.92
282
telewizor, srebrne sztućce, starodruki i czek na 300 zł.”. Cytat za: http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34889,1954718.html.
91
„Zabójstwo stulecia, to nie jest kura przejechana na drodze”, w Raporcie Komisji Warrena:
http://www.archives.gov/research/jfk/warren-commission-report/ – nie odnalazłem tego zwrotu; zapewne pochodzi z przesłuchań (Hearings), liczących 26 tomów (kilkadziesiąt tysięcy stron
– http://www.aarclibrary.org/publib/contents/wc/contents_wh.htm) lub z któregoś z licznych
komentarzy podchwyconych przez środki masowego przekazu.
92
W państwach demokratycznych, a jednocześnie z bardzo – wydawałoby się sprawnym aparatem
biurokratycznym i aparatem kontrwywiadowczym – zdarza się, iż szpiedzy wykrywani są – o ile
w ogóle do tego dochodzi – często po więcej niż pół wieku. Zob. np.: (Melita Norwood) http://www.
axisglobe.com/article.asp?article=1633. Z drugiej strony jednak, bardzo często odpowiednie służby
nie „zdejmują” szpiegów natychmiast po wykryciu, tylko ich lokalizują i starają się zminimalizować
straty przez nich wyrządzane; nie chcąc, aby aresztowani byli zastępowani przez nowych – jeszcze
nierozpoznanych.
Artykuły
Aneks
Poniższe dokumenty – publikowane tu in extenso – są tłumaczeniami tekstów z języka angielskiego.
Nr 1
1964, Warszawa – Depesza Ambasady Stanów Zjednoczonych w Warszawie do Departamentu Stanu USA dotycząca pobytu Krystiana Bercza w Dallas w czasie zabójstwa JFK
Do: Departamentu Stanu
Warszawa, … 1964 r. 283
Temat: Wymiana kulturalno-edukacyjna: informacje dotyczące następstw
stażu Zagranicznego Specjalisty Krystiana Barcza
Tak jak już Ministerstwo [Departament Stanu Stanów Zjednoczonych – AJW]
jest o tym powiadomione, stypendysta Krystian Barcz przebywał w Dallas w czasie
zabójstwa Prezydenta Kennedy’ego. Stał na trasie przejazdu [kolumny prezydenckiej
– AJW], około 90 metrów [w oryginale: 100 jardów – AJW], od miejsca popełnienia
morderstwa. Jego reporterski instynkt nakazał mu natychmiastowe działanie i w ciągu
około godziny p. Krystian Barcz przeprowadził telefoniczną rozmowę długodystansową z Wydziałem Wiadomości [tak w oryginale – AJW], w którym p. Barcz pracuje,
w Telewizji Warszawskiej. Jego przypadkowa obecność na miejscu jednego z najbardziej
tragicznych wydarzeń w historii zapewniła p. Barczowi trochę tymczasowej dziennikarskiej sławy w jego środowisku zawodowym w Polsce, ale od tego czasu jest dla niego źródłem kłopotów, zarówno prywatnych, jak i zawodowych.
P. Barcz przebywał w Dallas, jako gość p. Josepha Glowackiego, naturalizowanego obywatela amerykańskiego, menadżera „Old Warsaw Restaurant”, jednej z najlepDokument ten – AIRGRAM – EDUCATIONAL AND CULTURAL EXCHANGE: FOLLOWUP REPORTING-FOREIGN SPECIALIST KRYSTIAN BARCZ, Found in: Oswald 201 File (201289248), RIF#: 104-10300-10047 (02/20/64), CIA#: 80T01357A jest reprodukowany w całości pod
następującym adresem: http://www.maryferrell.org/mffweb/archive/textsearch/advancedResults.
do?queryStr=Barcz&systemDocType=GOVTDOC&docId=54679 (liczy 5 stron włącznie z później
dodaną /1998 r./ stroną tytułową, której nie przedstawiam w Aneksie, w niniejszym artykule).
Wg nomenklatury amerykańskiej.
nr 15–16 – 2009
284
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
szych restauracji w Dallas. P. Andrzej Nowalinski, bliski osobisty przyjaciel p. Barcza,
poznał p. Glowackiego poprzez swoich przyjaciół w Dallas w 1962 r., kiedy przebywał w Stanach Zjednoczonych, jako stypendysta Foreign Television Specialist FY1962.
Kiedy Glowacki odwiedził Polskę latem ubiegłego roku, tuż przed wyjazdem Barcza
do Stanów Zjednoczonych, poznał Barcza za pośrednictwem Nowalinskiego i obydwaj stali się bliskimi przyjaciółmi. Później, na prośbę Barcza, Departament Stanu
zaaranżował tak jego pobyt-stypendium Stanach Zjednoczonych, aby uwzględniał
także długą wizytę Barcza u Glowackiego w Dallas. Barcz przybył do Dallas, w związku z tymi odwiedzinami, dzień przed zabójstwem Prezydenta Kennedy’ego.
Nagranie magnetofonowe pierwszej rozmowy telefonicznej Barcza z Dallas zostało wyemitowane przez Telewizję i Radio Warszawskie już jedną godzinę po
śmierci Prezydenta Kennedy’ego. Zrządzeniem losu Warszawa stała się pierwszą europejską rozgłośnią nadającą wiadomości o tym wydarzeniu, dysponującą przy tym
własnym naocznym świadkiem zdarzenia i jednocześnie własnym korespondentem
na miejscu. Kierownictwo rozgłośni poprosiło Barcza, aby pozostał na miejscu,
ustanowiło dla niego plan działania, tak, aby mógł dzwonić do kraju dwa razy w ciągu dnia, przesłało mu pieniądze telegraficznie na poczet opłacania rozmów telefonicznych i przekazało Barczowi, iż jego inicjatywa i praca zostanie nagrodzona specjalną nagrodą w wysokości 10 tysięcy złotych (co stanowi równowartość około 400
dolarów amerykańskich wg oficjalnego kursu wymiany), zaraz po jego powrocie do
Warszawy. Jednak zaraz po tym, Barcz był uczestnikiem innego incydentu w Dallas,
którego konsekwencje wciąż go prześladują.
Trzy godziny po śmierci Prezydenta Kennedy’ego Barcz z Glowackim siedzieli w kawiarni odwiedzanej przez mnóstwo ludzi biznesu restauracyjnego i klubów nocnych w Dallas. Pewien niepozorny, łysy człowiek nerwowo przechadzał się
pomiędzy stolikami. W końcu podszedł do Glowackiego i według Barcza powiedział mu takie zdanie: „Mówię ci Joe, to nie jest dobrze dla Dallas, to nie jest dobrze
dla naszych interesów”. Człowiek ten ulotnił się tak szybko, jak podszedł i Barcz zapytał się Glowackiego, kto to był taki? Glowacki odpowiedział, że to był Jack Ruby,
pewien szeroko znany właściciel klubu nocnego w Dallas.
Dwa dni później Barcz golił się właśnie w mieszkaniu Glowackiego, kiedy
usłyszał w radiu sprawozdanie z przetransportowywania Oswalda z jednego aresztu
do drugiego. Nagle usłyszał, jak sprawozdawca zaczął krzyczeć coś bardzo podekscytowany, o kimś – jak zrozumiał – kto właśnie został zastrzelony. Niedostateczna
znajomość angielskiego u Barcza, nie pozwoliła mu z początku na podobną ekscytację. Zawołał na Glowackiego po pomoc, który to znajdował się w sąsiednim pokoju.
„Zagraniczny Specjalista Telewizyjny”, rok budżetowy [‘Fiscal Year’] 1962.
Artykuły
Glowacki posłuchał radia przez moment, po czym poinformował Barcza, iż Oswald
został właśnie zastrzelony przez Jacka Ruby’ego, człowieka, który podszedł wówczas do ich stolika, w dniu, w którym Prezydent Kennedy został zamordowany.
Glowacki natychmiast zdecydował się pójść na posterunek policji, aby złożyć meldunek o swoim krótkim spotkaniu z Ruby’m w dniu 22 listopada. Barcz
towarzyszył mu na ten posterunek, po części, jak to Barcz wyjaśnił, jako przyjaciel,
a po części ze względu na ważne dla reportera tło opisywanego wydarzenia. Wizyta
na posterunku policji była krótka i bez dalszych następstw. Detektyw przyjął relację
Glowackiego, grzecznie mu podziękował i poprosił, aby był gotowy na ewentualne
przesłuchanie w przyszłości.
Później w tym samym dniu, podczas jednej ze swoich rozmów telefonicznych z Telewizją Warszawską, Barcz zrelacjonował swoje przypadkowe spotkanie
z Ruby’m oraz swoją wizytę na posterunku policji. Ta relacja nie została jednak 285
puszczona w eter i p. Barcz, wciąż uczciwie gotowy na relacjonowaniu przeżyć, które
doświadczył, nie zrozumiał widać, iż nie udało mu się przewidzieć, że morderstwo
Ruby’ego na Oswaldzie zmieni bezpowrotnie sposób relacjonowania tego wydarzenia w części świata, do której przynależał wciąż p. Barcz. W oczach propagandystów
komunistycznych, aż dotąd nieco skołowanych przez zarówno same wydarzenie,
ale i dostrzegających marksistowskie sympatie Oswalda, oraz fakt zamieszkiwania
przez niego poprzednio w Związku Sowieckim i fakt posiadania przezeń rosyjskiej
żony, cała afera stawała się teraz szczęśliwie złowieszczym spiskiem w samym sercu
kraju prawicowych ekstremistów, w który wmieszane zostały najbardziej bandyckie
elementy amerykańskiego świata przestępczego. W polskich środkach masowego
przekazu reportaże Barcza zostały zastąpione teraz przez masowy wysiłek propagandowy na rzecz zdyskredytowania dosłownie każdego Amerykanina – z wyjątkiem tragicznie zamordowanego Prezydenta. Jak jeden z polskich intelektualistów
powiedział ostatnio tutaj urzędnikowi Ambasady, Stany Zjednoczone cieszą się nieprawdopodobnie wysokim uznaniem u większości Polaków i z rzadka mają reżimowi propagandziści, aż tak dobrą okazję, aby ten wizerunek zaszargać.
W tym samym czasie zaczęły coraz powszechniej krążyć plotki wokół Warszawskiego Ośrodka TV, co do roli samego Barcza w tym wszystkim. Barcz miał mówić, że
znał Ruby’ego dobrze i że zgłosił się do FBI dobrowolnie po zastrzeleniu Oswalda, aby
zeznawać, że był świadkiem zdarzenia, w którym widział Ruby’ego w stanie wielkiego emocjonalnego rozchwiania, tuż zaraz po zamordowaniu Prezydenta Kennedy’ego.
Przez szereg dni Ministerstwo Spraw Wewnętrznych obdzwaniało dyrektorów Telewizji
Warszawskiej poszukując „satysfakcjonującego wyjaśnienia”, tłumaczącego obecność
Barcza w Dallas. Za każdym razem odpowiadano, że Barcz był w Stanach Zjednoczonych w związku ze stypendium Departamentu Stanu Stanów Zjednoczonych, uzy-
nr 15–16 – 2009
286
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
skanym za pośrednictwem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz, iż – przez zwykły
przypadek, znalazł się w Dallas na dzień przed zabójstwem Kennedy’ego.
Po powrocie Barcza do Warszawy, krótko po Nowym Roku, został on wezwany do komórki politycznej Telewizji Warszawskiej, gdzie odbyto z nim dwugodzinną
rozmowę. Chociaż Barcz wydaje się nie być skłonnym wyznać, co takiego wyszło na
jaw podczas tego spotkania, oświadcza jednak, że czuje, iż oczyścił się z jakichkolwiek
podejrzeń ze strony swoich zwierzchników, jakie mogliby oni mieć w sprawie jego
zachowania w Dallas. Tym nie mniej znajdował się w niejasnej dla siebie sytuacji przez
około miesiąc. Jego nagroda – za relacje z Dallas została obcięta z 10 tysięcy złotych
do 500 złotych. Nie dawano mu w pracy do realizacji żadnych ważnych tematów. Został nawet odsunięty w ostatniej chwili z pracy nad jednym z tematów, który zakładał
przygotowanie fragmentu materiału do filmu ocierającego się o biografię Gomułki.
Barcz żartobliwie komentował, iż niektórzy ludzie obawiali się widać jego rzekomej
sprawności we władaniu bronią, którą posiadł ucząc się od Jacka Ruby’ego.
Dopiero w dniu 14 lutego [1964 r. – AJW] Barcz uznał, że wydostał się już
z najgorszej opresji. W tym dniu został przydzielony do realizacji materiału filmowego z pogrzebu członka Komitetu Centralnego [PZPR – AJW] Ostapa Dluskiego
[sic! – czyli: Dłuskiego – AJW]. Barcz skomentował to, iż władze z pewnością nie
mogłyby pozwolić sobie na ryzyko w aspekcie bezpieczeństwa, gdyby on był dla
nich „niepewny”; wówczas nie mógłby relacjonować wydarzenia uczęszczanego
przez każdego ważnego członka rządu i Partii.
Z punktu widzenia Ambasady intrygującym zwrotem w tej historii jest to, że
Barcz powiada zarówno publicznie, jak i prywatnie, iż on wierzy, że zabójstwo Prezydenta Kennedy’ego było wynikiem zamachu, w który zamieszanych było wiele osób,
włącznie z elementami kierowniczymi sił policyjnych w Dallas. Barcz powiada, iż
owszem wierzy, że Oswald grał rolę w tym przestępstwie, ale że nie działał samotnie.
Jak dotąd, Barcz miał czterokrotnie wykłady na temat swych doświadczeń w Dallas
(zob.: WEEKA #7, z dn. 12 lutego [1964 r.; zapewne przegląd wydarzeń/doniesień
cotygodniowych z Warszawy, przygotowywanych przez Ambasadę Stanów Zjednoczonych w Warszawie – uwaga moja, AJW]), w jednym przypadku dla publiczności
w małej fabryce w Warszawie i trzy [inne] razy dla małych grup słuchaczy w miasteczkach położonych wokół Warszawy. Barcz twierdzi, że nie jest to jakiś zorganizowany
program wykładów, do którego został odgórnie skierowany, aby w nim wziąć udział.
Powiada, że w każdym z czterech przypadków po prostu przyjął zaproszenie, które
dotarło do niego za pośrednictwem przyjaciół. Dodaje, iż nie ma pojęcia, ile jeszcze
razy więcej zostanie zaproszony, jeżeli w ogóle, do tego, aby wziąć udział, jako prelegent w wykładach na ten temat. Kiedy został zapytany z rozmawiającym z nim pracownikiem Ambasady, czy jego poglądy na temat obydwóch zabójstw [tj. zarówno
Artykuły
zastrzelenia Kennedy’ego, jak i Oswalda – AJW] zmieniły się od czasu, gdy powrócił
do Polski, odpowiedział, że nie zmieniły się w ogóle. Aby uprawomocnić to twierdzenie, Barcz dodał, iż przebywając w Nowym Jorku, tuż przed powrotem do Polski,
słyszał wysokich rangą delegatów do ONZ, pochodzących z krajów innych, niż kraje
komunistyczne, którzy wyrażali takie same jak on poglądy.
Komentarz [Ambasady w Warszawie]:
Ambasada nie ma jakichkolwiek ważnych przesłanek, aby podejrzewać, iż p.
Barcz nie mówił prawdy, w swoich rozmowach z urzędnikami placówki. Oczekujemy
kontynuacji kontaktów z nim i będziemy się przyglądać jego przyszłym wykładom
na temat jego amerykańskich doświadczeń. Ogólnie p. Barcz jest bardzo pozytywnie
usposobiony w stosunku do Stanów Zjednoczonych. Jego czteromiesięczna wizyta w Stanach wywarła na nim wielkie wrażenie i Ambasada reprezentuje pogląd, iż
Barcz mógłby chętnie pracować w Stanach Zjednoczonych, nawet jutro, gdyby tylko 287
miał ku temu okazję. Będący w dobrym nastroju, dający się lubić, żyjący na wysokiej
stopie rozwodnik, p. Barcz wydaje się być całkowicie apolityczny. Barcz ma mnóstwo
przyjaciół ulokowanych na wysokich stanowiskach, wywodzących się z byłych socjalistów, zwolenników Premiera Jozefa Cyrankiewicza, którzy wydaja się być skłonni
mu pomoc, gdyby byli o to poproszeni. Niewielka liczba wykładów na zebraniach
w małych fabrykach, w wykonaniu jedynego w Polsce naocznego świadka tragicznych wydarzeń w Dallas, wydaje się uczynić małą szkodę wizerunkowi Stanów Zjednoczonych w Polsce. Co wydaje się w tym wszystkim dziwne i nietypowe to to, że
jeżeli rządzący w Polsce reżim rzeczywiście chce wykorzystywać Barcza w roli prelegenta, to jednak nie występuje on regularnie przed dużym audytorium złożonym ze
studentów, nauczycieli, członków organizacji społecznych, itp.
W IMIENIU CHARGE d’ AFFAIRES A.I.
(podpis nieczytelny)
John D. Scanlan
II Sekretarz
Poufne
Charge d’Affairs a. i. [ad interim – „w okresie przejściowym”] – zastępca ambasadora, gdy ten jest
nieobecny, np. na urlopie lub na konsultacjach, poza siedzibą ambasady.
John Scanlan, dyplomata amerykański. Zob.: M. Schudel, „John D. Scanlan; U.S. Diplomat in Eastern
Europe”, Washington Post, November 25 (2007). Po doświadczeniach z lat 60., władze PRL na początku
lat 80., w stanie wojennym nie zgodziły się na to, aby Scanlan objął stanowisko ambasadora Stanów
Zjednoczonych w Warszawie. Po kilku latach Scanlan został ambasadorem amerykańskim w Belgradzie.
Henryk Piecuch podaje, przytaczając dwukrotnie opinię generała SB, szefa Wywiadu i Kontrwywiadu
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
Nr 2
1964 luty 17 – Artykuł z Washington Star dotyczący relacji Krystiana Bercza z Dallas
17 lutego 1964 roku
nr 15–16 – 2009
„Poles Told of »Coverup« in Killing of Kennedy” [Polakom mówi się o „ukryciu prawdy” w zabójstwie Kennedy’ego]
[autor:] Bernard Gwertzman, członek redakcji „Stara” [Washington Star]
Warszawa, Polska, 17 lutego. – W zimnym, ciemno oświetlonym robotniczym klubie lokalnej fabryki odzieżowej, około 75 Polaków, zgromadziło się minionego wieczoru wokół drewnianych stołów, słuchając relacji o zabójstwie Johna
F. Kennedy’ego, pochodzącej ze strony naocznego świadka zdarzenia.
Mówcą był Krystian Barcz, redaktor warszawskiej stacji telewizyjnej. Był
w Dallas w dniu, w którym Prezydent został zastrzelony. Przebywał w Stanach Zjednoczonych, jako podróżujący i poznający kraj stypendysta Departamentu Stanu,
i w dniu morderstwa odwiedzał stacje telewizyjne w Dallas. Podczas opisywanego
tu wieczoru, p. Barcz, przemawiający ze środka sali zaczął odpowiadać na pytanie:
kto to zrobił?
„To jest jasne”, powiedział, „oficerowie policji w Dallas celowo wywołali
bałagan. Udział wyższych oficerów policji w zabójstwie Kennedy’ego jest rzeczą
pewną”.
Dostrzega organizację
„Według mnie, władze Stanów Zjednoczonych wiedzą znacznie więcej na temat morderstwa, niż udają, że wiedzą. Wielu ludzi w Stanach Zjednoczonych uważa
to zabójstwo za dzieło niezwykle dobrze zorganizowanej grupy. To nie jest sprawa
pojedynczego człowieka”.
„W Nowym Jorku rozmawiałem z urzędnikami Narodów Zjednoczonych
i oni wyrażają opinię, że rząd Stanów Zjednoczonych nie może pozwolić na powie288
MSW, Władysława Pożogi, i współpracownika Pożogi – prof. Adama Schaffa, nazywających Scanlana
„wielkim przyjacielem Polski”, iż władze komunistyczne uważały jednocześnie Scanlana za „byłego
pracownika CIA” (którym, w świetle wspomnieniowego artykułu w Washington Post – nie był). Zob.:
H. Piecuch, Pożoga. W. Jaruzelski tego nigdy nie powie (Warszawa: CB, 1996): s. 159–160, 417; „(dyplomata
USA podejrzewany przez kontrwywiad MSW o współpracę z CIA)”, (s. 461). Natomiast – rzecz oczywista – iż, Departament Stanu i jego pracownicy, współpracują – w pewnym stopniu – stale z CIA i vice
versa. Nie jest to tylko – rzecz jasna – właściwość amerykańska.
Artykuły
dzeniu pełnej prawdy o tym zabójstwie, ponieważ mogłoby to zbyt osłabić pozycję
Stanów Zjednoczonych w oczach amerykańskich sojuszników”.
Kiedy Barcz zakończył wykład, zadano mu kilka pytań, ale nie wywiązała
się żadna dyskusja. Wersja p. Barcza jest teraz dość szeroko akceptowana w Warszawie. Zarówno rząd jak i prasa komunistyczna sugerują, przy pomocy różnych środków, włącznie z przedrukiem zagranicznych artykułów, iż prawicowy, wspomagany
przez policję, spisek doprowadził do zamordowania Kennedy’ego.
Miejscowy dziennikarz powiedział: „My po prostu nie wierzymy, iż jeden
człowiek mógł tego wszystkiego dokonać. Jest zbyt wiele niewyjaśnionych rzeczy”.
Wysiłek, aby zszargać wizerunek
Zachodni obserwatorzy są dość cyniczni, w stosunku do tego, co uważają za
„oficjalną” interpretację [władz warszawskich].
289
Widzą to, jako komunistyczny wysiłek, aby zniszczyć wizerunek Ameryki w oczach społeczeństwa polskiego, gdzie prawie wszyscy są głęboko poruszeni
śmiercią Kennedy’ego. Amerykańska ambasada podaje, iż 15 tysięcy osób wpisało
się do księgi kondolencyjnej w listopadzie.
Nawet w chwili obecnej, Polacy wciąż wyrażają swój smutek wobec przyjeżdżających Amerykanów, i chcą opowiedzieć im o swoich osobistych doświadczeniach, w chwili, kiedy usłyszeli po raz pierwszy o tej zbrodni.
„Tak szybko jak tylko usłyszałem o tym przez radio, pobiegłem do Ambasady”, powiedział jeden z tych Polaków. „Były już tam setki ludzi na zewnątrz, pomimo iż już była 9 wieczorem. Staliśmy tak godzinami. Wiele kobiet płakało. Było
bardzo smutno”.
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
Nr 3
1965 marzec 12, Nowy Jork – Notatka FBI dotycząca Krystiana Barcza
nr 15–16 – 2009
[przekreślone: POUFNE] CONFIDENTIAL DBB [wpisano ręcznie:] 1937
[druk] Ministerstwo [Departament] Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych [ręcznie:] 2P
Federalne Biuro Śledcze [FBI]
W odpowiedzi proszę odnieść się do akt nr
Nowy Jork, [stan] Nowy Jork
12 marca, 1965 r.
Dotyczy: Krystiana Barcza
Bezpieczeństwo wewnętrzne – Polska – [ręcznie] temat: Poszkodowany zawodowo poprzez przypadkowe spotkanie Jacka Ruby’ego
William Louis Brett [pracujący pod adresem] Bibelot Creations, 38 West 48th
Street, New York City, dostarczył następujące informacje w dniu 29 stycznia, 1965 r.:
Mniej więcej w połowie grudnia 1964 r., Brett został telefonicznie skontaktowany przez Andrzeja Chiczewskiego, pracownika Polskiego Radia i Telewizji z siedzibą w Warszawie, w Polsce. William Louis Brett stwierdził, iż Andrzej Chiczewski
zaznaczył, że przebywa w Stanach Zjednoczonych w ramach wymiany kulturalnej
i że odwiedził aglomerację nowojorską, będąc sponsorowany przez Syracuse University, gdzie prowadzi prace naukowo-badawcze na temat przemysłu telewizyjnego.
Andrzej Chiczewski opowiedział Williamowi Louisowi Brett, iż dzwoni do
niego w imieniu Krystiana Barcza, kolegi z pracy w Polsce, którego Brett już wcześniej spotkał. Andrzej Chiczewski opowiedział Brett’owi, iż Krystian Barcz stracił
na tym zawodowo, że przebywał w Dallas, w stanie Teksas w dniu, w którym został
zamordowany Prezydent John F. Kennedy, a także, dlatego iż przypadkowo spotkał
Jacka Ruby, osobnika, który zastrzelił Lee Harvey Oswalda, mordercę Prezydenta.
290
Oryginał – wytworzony przez FBI – (BARCZ, KRYSTIAN Found in: HSCA Segregated CIA
Collection (microfilm – reel 16: Ricciardelli - Ruby) RIF#: 104-10180-10307 (03/12/65) CIA#:
80T01357A) reprodukowany pod adresem: http://www.maryferrell.org/mffweb/archive/viewer/
showDoc.do?docId=67632&relPageId=1 (liczy 4 strony, włącznie z później dodaną /w 1998/ strona
tytułową, której nie przedstawiam w Aneksie, w niniejszym artykule).
Artykuły
William Louis Brett oświadczył także, że Andrzej Chiczewski powiedział
mu, że kiedy Krystian Barcz powrócił do Polski, został poważnie skarcony przez
władze w Polsce, za to, że przebywał w Dallas, w stanie Teksas, ponieważ jego zaplanowany program nie przewidywał tego, iżby miał przebywać w tym szczególnym
mieście, akurat w tym właśnie czasie. William Louis Brett został poinformowany
przez Andrzeja Chiczewskiego, że kiedy Krystian Barcz za pośrednictwem telefonu donosił o śmierci Prezydenta do Warszawy, do Polski, w dniu zabójstwa, został
wysoko oceniony w świecie wiadomości polskich środków masowego przekazu i że
nawet przyznano mu nagrodę w wysokości dziesięciu tysięcy złotych za jego natychmiastowe działania. Andrzej Chiczewski powiedział też Williamowi Louisowi
Brett, iż po tym jak rząd polski zrozumiał, że istnieje taka możliwość, iż Mocarstwa
Zachodnie mogłyby wykorzystać propagandowo fakt, iż dziennikarz wiadomości
z państwa komunistycznego był w Dallas, w Teksasie, w czasie, gdy Prezydent został 291
zamordowany, rząd ten zaczął podejmować różnego rodzaju działania, aby przeciwdziałać postawieniu się w niezręcznej sytuacji.
William Louis Brett został poinformowany przez Andrzeja Chiczewskiego, iż Rząd Polski, aby zabezpieczyć się przeciwko niezręcznej sytuacji, która
mogłaby być wykorzystana przez Stany Zjednoczone, mogące oskarżyć ten Rząd
o posiadanie swojego przedstawiciela w Teksasie w czasie śmierci Prezydenta
Kennedyego, aresztował (pierwsze imię nieznane) Kramer’a (podane fonetycznie),
przebywającego w Polsce z ramienia [agencji prasowej] Associated Press. Andrzej
Chiczewski opowiedział Williamowi Louisowi Brett, że (pierwsze imię nieznane) Kramer (fonetycznie) został aresztowany przez władze polskie z oskarżenia,
iż prowadził samochód po pijanemu i oburzony opierał się swemu aresztowaniu.
William Louis Brett nie był w stanie wyjaśnić, w jaki sposób polskie władze zamierzają wykorzystać aresztowanie (pierwsze imię nieznane) Kramera (podane
fonetycznie), jako zabezpieczenie przed postawieniem Rządu polskiego w kłopotliwej sytuacji.
Andrzej Chiczewski powiedział Williamowi Louisowi Brett’owi, że Kramer
został zatrzymany na około 24 lub 48 godzin a następnie wypuszczony bez jakichkolwiek formalnych zarzutów wysuniętych przeciwko niemu.
Andrzej Chiczewski opowiedział również Williamowi Louisowi Brett’owi
[nadpisane odręcznie cztery słowa nieczytelne], że Krystian Barcz po swoim powrocie
do Polski został pozbawiony swojej nagrody w wysokości dziesięciu tysięcy złotych i został zdymisjonowany ze swojego poprzedniego stanowiska, tak iż obecnie wykonuje poślednią pracę w polskim sektorze radiowo-telewizyjnym. Andrzej
Chiczewski opowiedział również Williamowi Louisowi Brett’owi, iż częściową
przyczyną utraty pozycji zawodowej przez Krystiana Barcza, było przekonanie
Polskie tropy wokół zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego
[żywione przez przedstawicieli] polskiego Rządu, iż Barcz był przesłuchiwany
przez amerykańskie służby wywiadowcze, zaraz po śmierci Prezydenta Kennedyego”.
[podpis nieczytelny w formie jakby litery X oraz stempel „CS” z ręcznie
wypisanym numerem: 20. 742962]
nr 15–16 – 2009
Wszelkie informacje i komentarze dotyczące poruszonych tu kwestii proszę o przesyłanie na
mój adres mailowy: [email protected].
292
Dokumenty
#######-####
###>######;###
Dokumenty
#######-####
#,###>####;###
#######-####
####@#####;###
##/####-####
#########;###
###@####-####
#########;###
293
„Za naszego jednego członka zginąć musi czterech komunistów”
Jadwiga Osmólska
nr 15–16 – 2009
294
„Za naszego jednego członka
zginąć musi czterech komunistów”
Zwalczanie komunistów – propagandowe, wywiadowcze oraz zbrojne – było
w latach II wojny światowej integralną częścią walki o niepodległość Polski. Temat ten
w okresie PRL nie doczekał się odrębnej, rzetelnej monografii. W pracach poświęconych historii Polski w okresie okupacji autorstwa peerelowskich „historyków” działalność antykomunistyczna była prezentowana wycinkowo i jedynie jako element rzekomego, nieformalnego porozumienia między Niemcami a niepodległościowcami.
Zwalczanie działalności komunistycznej przez podziemie niepodległościowe było proporcjonalne do aktywności samych komunistów. Nie ulega wątpliwości,
że owa aktywność zwiększyła się po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej 22 czerwca 1941 r. oraz po przyłączeniu się Sowietów do koalicji antyniemieckiej. Dla Polski,
w kontekście międzynarodowym, Sowiety z pozycji okupanta przeszły na pozycję
„sojusznika sojuszników”, choć w praktyce cały czas pozostawały wrogiem.
Równocześnie Sowiety rozpoczęły operację dywersyjno-wywiadowczą na
tyłach frontu, która na ziemiach polskich na zachód od linii Bugu została zorganizowana częściowo w formie Polskiej Partii Robotniczej oraz Gwardii Ludowej–Armii Ludowej. Drugą jej część stanowiły niezależne struktury wywiadu sowieckiego.
Działalność obu tych elementów zazębiała się. Nas głównie interesuje tzw. tubylcza
część agentury, zorganizowana w tzw. „polskich” organizacjach PPR i GL–AL.
Przygotowując tę akcję jej inspiratorzy postawili przed nią dwa cele: penetrację
i zwalczanie polskiego podziemia niepodległościowego oraz przygotowanie struktur politycznych, które przejmą władzę w Polsce wraz z nadejściem Armii Czerwonej. Z tych
zadań zdawało sobie sprawę kierownictwo PPR i dowództwo GL–AL, którego członkowie wywodzili się z przedwojennej Komunistycznej Partii Polski oraz stale współpracoZob.: M. Turlejska, O wojnie i podziemiu. Dyskusje i polemiki (Warszawa: Książka i Wiedza, 1959);
R. Nazarewicz, Nad górną Wartą i Pilicą. PPR, GL i AL w Okręgu Częstochowsko-Piotrkowskim w walce z hitlerowskim okupantem (1942–1945) (Warszawa: Wydawnictwo MON, 1964); Tegoż, Drogi do
wyzwolenia. Koncepcje walki z okupantem w Polsce i ich treści polityczne 1939–1945 (Warszawa: Książka
i Wiedza, 1979). Pojawiały się fragmentaryczne opracowania np. znajdująca się w opracowaniach
d. Biura Śledczego MSW PRL Walka Armii Krajowej i Delegatury Rządu z Ruchem Lewicowym (AIPN,
01572/66).
Dokumenty
wali z sowieckim wywiadem. Nieświadomym szeregowym członkom obu organizacji
prezentowano wizję walki z Niemcami oraz radykalnych reform społecznych.
Niepodległościowcy mieli świadomość tego dualizmu. Świadczy o tym meldunek z 6 czerwca 1942 r. sporządzony przez Andrzeja Odolińskiego „Sudeczkę”, jedną
z najciekawszych postaci polskiego podziemia, który w ramach zadań zleconych przez
kontrwywiad Okręgu Warszawskiego AK zajmował się penetracją struktur komunistycznych: „[…] W PPR istnieją »ścisłe koła« i »wolne koła« (nazwa organizacyjna). Do
»ścisłych kół« należą wyłącznie członkowie KPP, do »wolnych kół« – nowy narybek”.
Potwierdzenie tego znajdujemy także w dokumentach sowieckich. Pantelejmon Ponomarienko, który koordynował sowiecką akcję dywersyjną na tyłach frontu
tak pisał w memorandum z początku 1943 r.: „[…] Wysłać na wiosnę [1943 r.] 80 do 90
starannie przygotowanych i przeszkolonych agentów, którzy władają biegle językiem
polskim i posiadają kontakty wśród ludności polskiej, w celu rozwinięcia walki party- 295
zanckiej przeciwko Niemcom. Mamy odpowiednich ludzi wśród członków Komunistycznej Partii Polski, Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi i Ukrainy”.
Z kolei Gomułka po latach wspominał:
[...] kierownictwo Kominternu – realizujące zawsze dyrektywy WKP(b)
– nowo powołanej partii [PPR] nadało niejako dwa oblicza, jawne i tajne. Na jawne oblicze partii składała się cała jej nie skrywana przed nikim działalność podziemna, tajne zaś czyli skrywane przed narodem,
miały pozostać powiązania kierownictwa z Moskwą, z Kominternem,
uznawanie ich zwierzchnictwa nad partią mimo formalnego wyrzeczenia się przez nią przynależności do Międzynarodówki Komunistycznej. [...] Aktyw krajowy PPR był w tym przedmiocie na ogół powierzchownie zorientowany, z wyjątkiem tych działaczy PPR, którzy
współpracowali z wywiadem radzieckim.
Od momentu tworzenia się organizacji konspiracyjnych można za­ob­ser­wo­
wać zjawisko opanowywania struktur kontrwywiadowczych organizacji nie­podleg­
łoś­cio­wych przez ludzi o zdecydowanie antykomunistycznych poglądach: Witold
Rościszewski z narodowej „Pobudki” pracował na odcinku antykomunistycznym
na rzecz Departamentu Spraw Wewnętrznych Delegatury Rządu; Wydziałem Bez­
AAN, 203/VII/62, k. 33.
B. Musiał, „Memorandum Pantelejmona Ponomarienki z 20 stycznia 1943 r.: O zachowaniu się
Polaków i niektórych naszych zadaniach”, Pamięć i Sprawiedliwość. Pismo Instytutu Pamięci Narodowej,
Warszawa, nr 1(9) 2006, s. 379–380.
Wł. Gomułka, Pamiętniki, t. II (Warszawa: Polska Oficyna „BGW”, 1994), s. 115.
nr 15–16 – 2009
„Za naszego jednego członka zginąć musi czterech komunistów”
pieczeństwa Delegatury kierował były członek Obozu Wielkiej Polski – Tadeusz
Myśliński; szefem kontrwywiadu warszawskiej AK został Bolesław Kozubowski
wywodzący się z NOW; w kontrwywiadzie Komendy Głównej AK Bernard Zakrzewski – prokurator i działacz ZHP oraz Stefan Ryś – przedwojenny funkcjonariusz kontrwywiadu Marynarki Wojennej.
Prezentowane dokumenty są egzemplifikacją aktywności Henryka Glassa
i organizacji, którą kierował. Pokazują jednocześnie jej stan organizacyjny oraz proponowane formy działalności antykomunistycznej – likwidacja oddziałów NKWD
operujących na ziemiach polskich, likwidacja przywódców podziemia komunistycznego oraz grup rabunkowo-komunistycznych, jak i wprost penalizację działalności komunistycznej.
Taktyka proponowana przez Glassa była stosowana w pełni oficjalnie jedynie przez NSZ. W AK istniały ściśle zakonspirowane grupy bojowe, które realizowały postulaty „Bloku”, jednakże odbywało się to w tajemnicy nawet wobec nadrzędnych struktur AK.
Poniższe dokumenty zostały odnalezione w tzw. archiwum „Antyku” 1956 r.
w Warszawie na Saskiej Kępie na posesji członka „Bloku” Bohdana Węglera.
296
Znalezisko zostało opisane przez prof. Marię Turlejską TW ps. „Ksenia” w publikacji: O wojnie
i podziemiu. Dyskusje i polemiki (Warszawa: Książka i Wiedza, 1959): s. 209–235. Artykuł zawiera istotne błędy dotyczące działalności współtwórcy i kierownika Porozumienia Antykomunistycznego,
Henryka Glassa.
Dokumenty
Nr 1
Projekt ustawy antykomunistycznej, przygotowany najprawdopodobniej przez Porozumienie
Antykomunistyczne po 1932 r. Maszynopis powstał najprawdopodobniej w Warszawie między rokiem 1942 a 1944a
Projekt
„Ustawa Antykomunistyczna”
I. Przepisy Ogólne
Art. 1.
297
Do zbrodni i występków oraz kar i środka zabezpieczającego, przewidzianych w ustawie niniejszej, stosuje się przepisy części ogólnej kodeksu karnego, jeśli
przepisy dalsze nie stanowią inaczej.
Art. 2.
Działanie nie jest bezprawne wtedy tylko, gdy podjęto je za zezwoleniem,
względnie wiedzą, właściwych władz.
Art. 3.
Sąd może, obok kary więzienia, wymierzyć przy skazaniu za występek popełniony umyślnie – grzywnę do 50.000, za zbrodnię zaś do wysokości nieograniczonej.
Art. 4.
§ 1. W razie skazania na karę śmierci lub na karę ponad rok więzienia za
przestępstwo popełnione umyślnie sąd orzeka utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych, a jeżeli chodzi o nadużycie zawodu lub niezdolność do
Dokument nie jest datowany, nie wiadomo zatem kiedy powstał maszynopis. Sam projekt ustawy powstał po 1932, czyli po uchwaleniu kodeksu karnego, do którego projekt odwołuje się. Idea
uchwalenia ustawy antykomunistycznej powstała wraz z odrodzeniem się niepodległej Polski w 1919.
W II RP komuniści byli ścigani na podstawie przepisów wynikających z wprowadzenia stanu wyjątkowego, przepisów karnych b. państw zaborczych oraz polskiego kodeksu karnego z 1932. Mimo
starań podjętych przez Porozumienie Antykomunistyczne i memoriału złożonego w 1929 na ręce
ówczesnego premiera, ministra spraw wewnętrznych, ministra sprawiedliwości oraz szefów polskich
klubów sejmowych, ustawa antykomunistyczna nigdy nie została uchwalona. Zob.: S. Jankowski (wł.
Henryk Glass), Metody ekspansji komunizmu. Dzieje ukształtowania systemu w latach 1919–1939, mps,
wydanie II, s. 271–291; J. Ławnik, Represje policyjne wobec ruchu robotniczego 1918–1939 (Warszawa:
Książka i Wiedza, 1979): s. 117–128.
a
nr 15–16 – 2009
298
„Za naszego jednego członka zginąć musi czterech komunistów”
wykonywania zawodu, określone w art. 48 § 1 lit. a. lub b. kodeksu karnego – nadto
utratę wykonywania zawodu.
§ 2. Jeżeli skazany otrzymał zapłatę za popełnione przestępstwa, sąd orzeka,
jako karę dodatkową, przepadek zapłaty lub jej równowartość.
Art. 5.
§ 1. W razie skazania za przestępstwo popełnione umyślnie na karę ponad
rok więzienia, sąd zarządza, jako środek zabezpieczający, rozciągnięcie nad skazanym dozoru policyjnego od roku do lat 5-ciu.
§ 2. Rozciągnięcie dozoru policyjnego pociąga za sobą skutki następujące:
a. Powiatowa władza administracji ogólnej może oddanemu pod dozór policyjny zabronić pobytu w pewnych okręgach lub miejscowościach, albo też wyznaczyć mu miejsce pobytu z tym skutkiem, że wydalenie się z wyznaczonej miejscowości dopuszczalne jest jedynie za jej zezwoleniem.
b. Oddany pod dozór policyjny obowiązany jest zawiadomić powiatową
władzę administracyjną w ciągu 6-ciu godzin o zmianie zamieszkania lub miejsca
pobytu.
c. Przesyłki pocztowe, wysyłane przez oddanego pod dozór policyjny lub
do niego nadchodzące, mogą być przeglądane przez powiatową władzę administracji ogólnej.
d. Powiatowa władza administracji ogólnej może nakazać oddanemu pod
dozór policyjny, aby w terminach oznaczonych zgłaszał się do niej lub do określonej jednostki policyjnej i składał wyjaśnienia co do swych zajęć, trybu życia i środków utrzymania.
e. Powiatowa władza administracji ogólnej może celem sprawdzenia praw­
dziwości zeznań oddanego pod dozór wkroczyć o każdej porze do jego mieszkania.
Art. 6.
§ 1. W przypadkach określonych w art. 24 § 2, i 29 § 2 kodeksu karnego 2 p.
załącznik, sąd nie może zastosować nadzwyczajnego złagodzenia kary, ani uwolnienia od kary.
§ 2. Przepisów o warunkowym zawieszeniu kary nie stosuje się w sprawach
o przestępstwach popełnionych umyślnie.
Art. 7.
Powiatowa władza administracji ogólnej może wydalić z granic Państwa cudzoziemca skazanego za przestępstwa określone w ustawie niniejszej.
Art. 8.
Postępowanie w sprawach o zbrodnie i występki, określone w niniejszej ustawie, odbywa się według przepisów kodeksu postępowania karnego, jeżeli przepisy
dalsze nie stanowią inaczej.
Dokumenty
Art. 9.
Wybór obrońcy podlega zatwierdzeniu przez prezesa sądu, o czem należy
uprzedzić oskarżonego przy doręczaniu aktu oskarżenia. Odmowa zatwierdzenia
nie wymaga uzasadnienia.
Art. 10
Prokurator już w toku dochodzenia może żądać zabezpieczenia grożącej
oskarżonemu grzywny przez zajęcie całego majątku, jaki oskarżony posiada i jaki
mu później przepadnie.
W przedmiocie zabezpieczenie rozstrzyga na posiedzeniu niejawnym sąd
okręgowy, do którego właściwości sprawa należy. Na postanowienie w tym przedmiocie służy zażalenie.
Art. 11.
§ 1. Śledztwo prowadzi sędzia, którego na wniosek prokuratora prezes sądu 299
okręgowego wyznacza dla danej sprawy spośród sędziów śledczych czynnych
w okręgu danego sądu okręgowego.
§ 2. Na postanowienie sędziego śledczego o wszczęciu śledztwa nie służy
zażalenie.
§ 3. Zażalenie na postanowienia i czynności sędziego śledczego rozstrzyga
sąd okręgowy.
Art. 12.
§ 1. Sprawy o zbrodnie, występki, określone w ustawie niniejszej, należą
w pierwszej instancji do właściwych sądów okręgowych.
§ 2. Sąd okręgowy orzeka w składzie jednoosobowym.
§ 3. Przeciw aktowi oskarżenia nie służy prawo wniesienia sprzeciwu.
§ 4. Sąd może zarządzić ogłoszenie wyroku przy drzwiach zamkniętych,
jeżeli uzna to, celem ścisłego zachowania tajemnicy, za niezbędne za względu na
interes Państwa.
Art. 13.
Ustawie tej podlega również ten, kto popełnił przestępstwo poza terytorium, na którym obowiązuje niniejsza ustawa.
II. Przepisy szczególne
Art. 14.
§ 1. Kto w zamiarze obalenia ustroju Państwa i zburzenia ładu społecznego
organizuje związek lub stoi na czele związku, mającego za cel propagandę komunizmu lub anarchizmu, w szczególności przez wywoływanie strajków, propagandę
„Za naszego jednego członka zginąć musi czterech komunistów”
nr 15–16 – 2009
przeciwko prawu własności, przeciwko rodzinie, religii, armii, urzędom, podlega
karze śmierci lub więzienia od lat 10, lub dożywotnio.
§ 2. Kto znając cele takiej organizacji, należy do niej lub popełnił czyn, mający na celu współdziałanie z zadaniami organizacji, podlega karze więzienia na
czas nie krótszy od lat 5 i grzywny od …… zł.
300
§ 3. Tym samym karom podlega kto usiłuje dokonać czynów, określonych
w §§ 1 i 2.
§ 4. Nie podlega karze kto wziąwszy udział w przygotowaniu, doniesie o nim
władzy powołanej do ścigania przestępstw, zanim władze dowiedziały się o przygotowaniu i zanim wynikły jakiekolwiek skutki ujemne dla Państwa. Z bezkarności nie
korzysta, kto doprowadził do podjęcia czynności przygotowawczych.
Art. 15.
Kto mając na celu zamierzenia, określone w art. 14 § 1 niniejszej ustawy pobudza do czynów leżących w tych zamierzeniach, podlega karze więzienia do lat 10
i grzywny.
Art. 16.
Kto w celach przewidzianych w art. 14 § 1 niniejszej ustawy podnieca do
strajków, rozruchów, gwałtów lub innych zbrodni przeciwko jednostce, jej życiu
lub mieniu, podlega karze więzienia do lat 10 i grzywny.
Art. 17.
§ 1. Kto dostarcza, względnie obiecał dostarczyć środków pieniężnych lub
udziela, względnie obiecał udzielić, jakichkolwiek bądź innych środków materialnych na akcję wywrotową, określoną w art. 14 § 1 niniejszej ustawy, podlega karze
więzienia do lat 10 i grzywny.
§ 2. Tej samej karze podlega kto przyjął, prosił lub obiecał przyjąć pieniądze
lub inne środki materialne, wiedząc o przeznaczeniu ich na akcję wywrotową.
Art. 18.
Kto wytwarza, przechowuje lub zbiera broń i środki wybuchowe dla celów określonych w art. 14 § 1 niniejszej ustawy, podlega karze więzienia do lat 10 i grzywny.
Art. 19.
Kto przygotowuje, usiłuje lub dokona morderstwa na przedstawicielu władzy lub kierowniku politycznym lub społecznym z pobudek określonych w art. 14
§ 1 niniejszej ustawy, podlega karze śmierci lub więzienia na czas nie krótszy od
lat 15 lub dożywotnio.
Art. 20.
§ 1. Kto za pośrednictwem prasy pobudza do czynów zakazanych niniejszą
ustawą, podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 5 i grzywny.
Dokumenty
§ 2. Kto przyczynia się do popełnienia czynu, określonego w §1 podlega zawieszeniu w prawach wykonywania zawodu dziennikarza lub wydawcy, lub drukarza na czas nie krótszy od lat 5.
§ 3. Kto wykonywa ten zawód mimo zawieszenia w prawie, podlega karze
więzienia do lat 5 i grzywny.
Art. 21.
§ 1. Kto wiedząc o przygotowaniu czynów zabronionych niniejszą ustawą
nie zawiadomi o tem władz, podlega karze więzienia do lat 5 i grzywny.
§ 2. Tym samym karom podlega kto ukrywa lub dopomaga do ucieczki osobie, o której wie lub może przypuszczać, że winną jest przestępstwa, przewidzianego niniejszą ustawą.
Art. 22.
Kto nawołuje do popełnienia przestępstwa określonego niniejszą ustawą, 301
lub je pochwala względnie, kto w celu rozpowszechnienia sporządza, przechowuje lub przewozi druki, pisma lub wizerunki, nawołujące do popełnienia przestępstwa, lub zawierające pochwałę przestępstwa – podlega karze więzienia do lat
5 i grzywny.
III. Przepisy przejściowe i końcowe
Art. 23.
§ 1. Sprawy, w których akt oskarżenia wpłynął do sądu przed dniem wejścia
w życie ustawy niniejszej, toczą się do końca według przepisów dotychczasowych.
§ 2. Postępowanie wznowione w sprawie, toczy się według przepisów ustawy
niniejszej.
Art. 24.
Do wykonania postanowienia sądu, wydanego na podstawie art. 10 ustawy
niniejszej, stosuje się odpowiednio przepisy art. VII §1 pkt. 1/, 3/ i 4/ przepisów
wprowadzających prawa o sądowem postępowaniu egzekucyjnym (Dz. U. RP Nr 93
poz. 804 z 1932 r.).
Art. 25.
Wykonanie niniejszej ustawy porucza się Ministrowi Sprawiedliwości, oraz
innym Ministrom, każdemu stosownie do jego zakresu działania.
Art. 26.
Ustawa niniejsza wchodzi w życie z dniem ogłoszenia.
„Za naszego jednego członka zginąć musi czterech komunistów”
nr 15–16 – 2009
Załączniki do projektu „Ustawy Antykomunistycznej”
Art. 23 § 2 Kodeksu Karnego z 1932 r.
Usiłowanie zachodzi także wtedy, kiedy sprawca nie wiedział, że dokonanie
jest niemożliwe ze względu na brak przedmiotu, nadającego się do dokonania na
nim zamierzonego przestępstwa, lub ze względu na użycie środka, nie nadającego
się do wywołania zamierzonego skutku.
Art. 22 § 2 K.K.
W przypadkach określonych w art. 23 § 2 Sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenia kary.
Art. 29 § 2 K.K.
Jeżeli przestępstwa nie usiłowano dokonać podżegacz i pomocnik odpowiadają jak za usiłowanie. Sąd może jednak zastosować do nich nadzwyczajne złagodzenia kary lub ich uwolnić od kary.
Art. 47 § 1 K.K.
Sąd orzeka utratę publicznych i obywatelskich praw honorowych w razie
skazania:
a. na karę śmierci lub dożywotnie więzienie,
b. na karę więzienia za zbrodnie stanu lub zbrodnie przeciw interesom zewnętrznym Państwa i stosunkom międzynarodowym,
c. na karę więzienia za inne zbrodnie popełnione z chęci zysku.
Art. 48 §1 K.K.
Sąd orzeka utratę prawa wykonywania zawodu w przypadkach skazania, wymienionych w art. 47 § 1 w razie stwierdzenia:
a. nadużycia zawodu przy popełnieniu przestępstwa albo
b. ujawnionej przy popełnieniu przestępstwa a groźnej dla społeczeństwa
niezdolności sprawcy do wykonywania zawodu.
Prawo o sądowem postępowaniu egzekucyjnem
(Dz. Ust. RP Nr 93 poz. 804 z 1932 r.)
302
Art. VII § 1.
Do egzekwowania grzywien, kar pieniężnych, opłat sądowych i kosztów postępowania stosuje się przepisy prawa o sądowem postępowaniu egzekucyjnym ze
zmianami następującymi.
1. Polecenie wszczęcia egzekucji wydaje sąd lub prokurator, dołączając tytuł
wykonawczy; odpis wyroku sądu karnego ma moc tytułu wykonawczego, co do
grzywien, kar pieniężnych, opłat sądowych i kosztów postępowania.
Dokumenty
2. Na podstawie polecenia sądu lub prokuratora komornik powinien z urzędu przedsięwziąć kroki, zmierzające do wykrycia mienia dłużnika i prowadzić egzekucję z wykrytego mienia, aż do jej ukończenia.
3. Skargi na czynność komornika, powództwa o zwolnienie przedmiotu od
egzekucji oraz wszelkie środki odwoławcze w toku postępowania egzekucyjnego należy wnosić przeciwko Prokuratorii Generalnej niezależnie od tego, czy postępowanie wszczęte zostało z polecenia sądu lub prokuratora, czy na wniosek Prokuratorii
Generalnej.
Źródło: AAN, 228/1–1, k. 49.
303
„Za naszego jednego członka zginąć musi czterech komunistów”
Nr 2
1943 październik 1, Warszawa – Sprawozdanie Porozumienia Antykomunistycznego przekazane przez prezesa Henryka Glassa na ręce kierownika Wydziału Bezpieczeństwa Delegatury Rządu RP na Kraj, Tadeusza Myślińskiegoa
Blok
nr 15–16 – 2009
Ściśle tajne:
Po przeczytaniu – prosimy zniszczyć.
Sprawozdanie orientacyjne na dz[ień] 1 X [19]43 [r.]
Stosownie do wyrażonego przez JWP. Dra życzenia, przedkładamy sprawozdanie orientacyjne, charakteryzujące organizację „Bloku”, metody pracy, prace
dokonane, prace bieżące – i dalsze zamierzenia.
I. Organizacja i metoda pracy
1. „Blok” jest organizacją ponadpartyjną, typu ideowo-społecznego, jest
jednostką prawną, fachowo pracującą na odcinku obrony Rzeczypospolitej przed
komunizmem, we wszelkich jego postaciach (III-Mka [Międzynarodówka], Rosja
sowiecka, IV-Mka [Międzynarodówka], odgałęzienia, ekspozytury etc.). Kierownicy „Bloku” nie są związani z żadną partią polityczną.
2. Metoda pracy „Bloku” polega: a. na dokładnym rozpoznaniu przeciwnika, b. na centralizacji myśli w akcji przeciwkomunistycznej (centralizacja
wytycznych, inspirowanie) i c. decentralizacji wykonania (wywiadu, propagandy,
akcji bojowej).
3. W myśl tych założeń, „Blok” pojmuje swą służbę patriotyczną jako
współpracę z czynnikami państwowymi (cywilami i wojskowym) i tymi wszyst Sprawozdania tego rodzaju prezes Porozumienia Antykomunistycznego „Blok”, Henryk Glass
składał prawdopodobnie okresowo swoim przełożonym w Delegaturze Rządu RP. W tym przypadku adresatem jest Tadeusz Myśliński, kierownik Wydziału Bezpieczeństwa, do którego zadań
należało gromadzenie informacji na temat osób i organizacji zagrażających bezpieczeństwu niepodległościowej konspiracji, w tym działaczy PPR, członków GL–AL oraz innych sowieckich
organizacji. Tego typu merytoryczne sprawozdanie było podstawą do finansowania działalności
„Bloku”.
Tadeusz Myśliński, kierownik Wydziału Bezpieczeństwa Delegatury Rządu.
a
304
Dokumenty
kimi partjami politycznymi, organizacjami bojowymi i organizacjami społecznymi, które stoją na stanowisku konieczności walki z zalewem komunistyczno-sowieckim.
4. „Blok” starannie odcina się od wszelkiej akcji antykomunistycznej, podejmowanej przez Niemcy (Nawiasem mówiąc, niemiecka akcja antykomunistyczna
na gruncie polskim prowadzona jest b[ardzo] tandetnie).
II. Zasadnicze nastawienie i plan akcji
1. Zasadnicze nastawienie „Bloku” i pogląd na niebezpieczeństwo rewolucji
komunistycznej w Polsce podaje „Memoriał B” (Załącznik Nr 1).
2. Plan akcji, która objęłaby całe patriotyczne społeczeństwo polskie i wciągnęła do niej masy ludowe, przedstawione jest w „planie C” (Załącznik Nr 2).
305
III. Prace wykonane i bieżące
1. Centrala „Bloku”. Obejmuje: prezydium, sekretariat generalny, cztery
podsekretariaty-zdecentralizowane, sekcje, referaty. Stan służb[owy]: 102 ludzi.
2. Warszawa. Obsługuje około 140 punktów miejscowych (informacja i propaganda). Kontakty z ważniejszymi organizacjami.
3. Prowincja. Placówki: Sokołów Podlaski, Brześć, Dęblin, Lwów, Kielce,
Radom. (Rozwój placówek na prowincji zależy od zasiłków finansowych i dosyłania materiałów instrukcyjnych i propagandowych.)
4. Wywiad. Obejmuje G[eneralne] G[ubernatorstwo], niektóre tereny
wschodnie, niektóre tereny zachodnie. Prowadzony jest 2-ma łożyskami (A i B, dla
kontroli). Nawiązana stała współpraca z wywiadami kilku organizacyj. Zebrane wyniki otrzymuje Wydz[iał] Bezp[ieczeństwa Delegatury Rządu] oraz AK.
5. Kartoteka. W kartotece znajduje się przeszło 1000 nazwisk czołowych
i ruchliwych komunistów. Umotywowane wnioski do prokuratora mogą być przesyłane grupami, na żądanie władz polskich.
6. Sprawozdania miesięczne. Obejmują od 10 do 20 stron maszynopisu,
obrazują: a. taktykę polityczną i bojową PPR i GL, b. propagandę komuny, c. zasadnicze formy i zmiany organizacyjne w K[omunie] (Personalia idą wprost do kartoteki). Sprawozdania takie od 2-ch lat idą systematycznie do Wydz[iału] Bez­p[ie­
czeństwa Delegatury Rządu] i do AK, a od 4-ch miesięcy również do d[epartamentu]
I[n­for­macji i] P[rasy Delegatury Rządu]. W załączniku sprawozdanie za okres od do
(Załącznik Nr 3).
nr 15–16 – 2009
306
„Za naszego jednego członka zginąć musi czterech komunistów”
7. Propaganda:
a. Ajencja A. Wydaje biuletyn 2 razy na miesiąc, w nakładzie 250 eg­z[em­
plarzy], który jest informatorem dla redakcyj pism polskich i dla ośrodków kierowniczych życia polskiego (Zał[ącznik] Nr 4).
b. Ajencja U. – Opracowuje wzory ulotek, dla ich pomnożenia i kolportażu
przez d[epartament] I[nformacji i] P[rasy Delegatury Rządu] i przez poszczególne organizacje polityczne i społeczne, działające w terenie. Obecnie jest gotowa serja 20-tu
wzorów aktualnych ulotek. Wzór jednej z ulotek załączamy (Załącznik Nr 5).
c. Ajencja P. – prasowa – jest w stadium organizacji, ma za zadanie robienie
wyciągów z artykułów przeciwkomunistycznych polskiej prasy podziemnej, oraz
prasy niemieckiej, włoskiej i hiszpańskiej. Przegląd taki ma wychodzić w maszynopisie 2 razy na miesiąc.
d. Broszury. – Od początku wojny wydano 3, każda po 16 stron, każda
w nakładzie 5000 egz[emplarzy] W maszynopisie znajdują się dwie (a) z których
jedna (podstawowa) znajduje się od lipca br. w dep[artamencie] I[nformacji i] P[rasy
Delegatury Rządu] i ma być wydrukowana. W opracowaniu znajdują się dalsze dwie
broszury. Broszury są opracowywane dla różnego poziomu czytelników i są tak redagowane, aby były informatorami i podręcznikami dla kursów przeciwkomunistycznych, prasy, działaczy politycznych etc.
e. Ajencja R. – radiowa – może być w każdej chwili uruchomiona, gdy tylko
okaże się możliwość obsługi polskiego radia.
f. Kursy przeciwkomunistyczne – mogą być w każdej chwili uruchomione, dla kierowników działu przeciwkomunistycznego w poszczególnych organizacjach.
8. Sekcja wiejska. Opracowuje materiały propagandowe dla wsi.
9. Sekcja zagraniczna. – W organizacji. Ma na celu nawiązanie łączności
z ośrodkami przeciwkomunistycznymi tych narodów, które maja wejść do projektowanej „Unii” (Czechosłowacja, Węgry, Rumunia).
10. Sekcja kongresowa. – Przygotowuje od 4-ch lat materiały dla delegacji
polskiej na konferencję pokojową. Materiały zestawiają odpowiedź na pytanie: „co
Polska straciła przez bolszewizm?” Prace zaawansowane, oparte na szerszym tle badań strat, poniesionych przez Polskę na wschodzie od czasów rozbiorów.
Agencja A – dwutygodnik, a później miesięcznik ukazujący się w Warszawie nieregularnie od maja
1943 do wybuchu Powstania Warszawskiego. Format A4, objętość 10–12, brak informacji o nakładzie. Pismo rozprowadzane m.in. przez siatki konspiracyjne Stronnictwa Narodowego i Obozu
Narodowo-Radykalnego. Por.: W. Muszyński, W walce o Wielką Polskę. Propaganda zaplecza politycznego Narodowych Sił Zbrojnych (1939–1945) (Biała Podlaska–Warszawa: Rekonkwista – Rachocki i s-ka,
2000): s. 136–137.
Dokumenty
11. Oddział ochrony. – Utworzony został własny odział bojowy „Bloku”,
w składzie 3 oficerów, 1 sierżanta i 16-tu szeregowych, których ilość ma być podniesiona do 42 ludzi. Oddział jest fachowo szkolony. Brak uzbrojenia.
12. Przy oddziale ochrony: a. sekcja sanitarna (14 sanitariuszek już przeszkolonych, mogących też być łączniczkami) i b. sekcja gospodarcza (żywność, kuchnie
– na okres przełomu).
Cały odział bojowy pomyślany jest jako ochrona prac „Bloku”, zwłaszcza
w okresie przełomu. Po spełnieniu zadania, oddział będzie przekazany wojsku.
IV. Pilne potrzeby
1. Wobec rozwoju prac „Bloku” po linii „planu C”, najpilniejszą sprawą jest
poinformowanie „Bloku”, czy „plan C” znajduje poparcie w D[elegaturze] R[ządu] 307
i w jakim zakresie.
W tej sprawie prezes „Bloku” uprzejmie prosi o umożliwienie mu rozmowy
z JWP. Dr-em.
2. Interes państwowy wymaga rozwinięcia szerokiej propagandy, która by
mogła skutecznie przeciwstawić się propagandzie komunistycznej na terenie mas.
„Blok” reprezentuje w tej dziedzinie wiedzę, doświadczenie i pracę – jest swego
rodzaju sztabem – lecz nie posiada (i nie chce posiadać aż do przełomu) własnej
drukarni. Pilną tedy rzeczą jest przejęcie przez d[epartament] I[nformacji i] P[rasy
Delegatury Rządu] druku broszur, ulotek i plakatów, jak również sfinansowanie akcji ulotowej różnych organizacji politycznych w ramach „planu C”.
3. Palącą też sprawą jest dobre uzbrojenie „oddziału ochrony” (patrz p. III-11
sprawozdania), do czego potrzebne są środki materialne. Broń pozostałaby własnością państwową.
5 załączników
Warszawa, dn[ia] 1 X [19]43 r.
Źródło: AIPN, 1559/142, k. 1–3.
Oddział składał się z harcerzy Hufców Polskich i był dowodzony przez phm. Zbigniewa Fal­len­
büchla „Wilanowskiego” instruktora 2. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej.
„Za naszego jednego członka zginąć musi czterech komunistów”
Nr 3
1943 październik 1, Warszawa – Załącznik nr 2 do sprawozdania Porozumienia Antykomunistycznego przekazany przez prezesa Henryka Glassa na ręce kierownika Wydziału
Bezpieczeństwa Delegatury Rządu RP na Kraj, Tadeusza Myślińskiegoc
nr 15–16 – 2009
Ściśle tajne
Nie wolno przepisywać, ani
ujawniać treści osobom nieupoważnionym
308
Plan „C”
I. Zaborcze dążenia Rosji Sowieckiej
1. Nie ulega już dziś żadnej wątpliwości, że Rosja sowiecka dąży do włączenia
ziem Rzeczypospolitej siłą do Związku Socj[alistycznych] Republik Rad[zieckich]
traktując to włączenie jako etap do opanowania całej Europy. Wstępem do urzeczywistnienia tych zaborczych, imperialistycznych celów było porozumienie zawarte
w 1939 r. przez Rosję sow[iecką] z Niemcami i zabór połowy ziem Polski. Wojna
Niemiec z Rosją sow[iecką] przerwała tylko czasowo realizację sowieckich dążeń,
ale ich nie przekreśliła.
2. Pełną tych zaborczych dążeń realizację przygotowuje Rosja sow[iecka]
nadal przez:
a. ofensywę armii czerwonej;
b. przerzucanie na ziemie polskie oddziałów zbrojnych, agentów, broni, pieniędzy;
c. tworzenie na naszych ziemiach agentur, jak PPR, Gwardji Ludowej („Armii Ludowej”) i innych organizacyj, działających po myśli sowieckich sztabów;
d. organizowanie u nas szerokiej propagandy wywrotowej;
e. tworzenie w Rosji tzw. dywizjonów polskich i ośrodka politycznego rzekomo polskiego (tzw. „Związku Patriotów Polskich”) dla przeciwstawiania się Polskiemu Rządowi i Polskiej Armii;
Cytowany dokument to załącznik do sprawozdania – jedyny od tej pory odnaleziony. W załączniku
jest opisana propozycja strategii działalności antykomunistycznej: politycznej, wywiadowczej i zbrojnej. Jednym z głównych przesłań tego dokumentu jest propozycja zaangażowania, jak największej
liczby organizacji konspiracyjnych, niezależnie od ich scalenia z AK, w zwalczanie komunistów.
c
Dokumenty
f. harmonizowanie działań wszystkich tych czynników w celu podbicia Polski metodą rewolucji komunistycznej, popartej z zewnątrz zbrojną siłą, agentami
i pieniędzmi.
3. Taki stan rzeczy stwierdzony na podstawie starannej obserwacji i niezbitych faktów, wymaga od nas jak najszybszego rozpoczęcia szerokiej i silnej akcji
obronnej.
II. Nasza akcja obronna
1. Celem jej jest usunięcie lub zniszczenie na ziemiach Rzeczypospolitej sowieckich oddziałów zbrojnych, ekspozytur, agentur itd.
2. Zakres tej akcji obejmuje:
a. wywiad,
309
b. propagandę,
c. sądy wojenne,
d. naszą walkę zbrojną,
e. przeciwdziałanie szkodliwym dla Polski działaniom niszczycielskim.
3. Taktyka tej akcji wymaga, aby była ona prowadzona zarówno przez czynniki oficjalne polskie, jak i wszelkie ugrupowania polityczne i organizacje bojowe
polskie (koordynacja działań, podział działań, różnorodność uderzeń na różnych
terenach równocześnie). Przy centralizacji zasadniczych wytycznych należy dążyć
do decentralizacji wykonania w terenie i wciągnięcia do akcji jak najszerszych sił
narodu.
Ośrodki naszej akcji muszą pozostać starannie zakonspirowane i muszą co
pewien czas sprawdzać swój stan zakonspirowania.
III. Wywiad
1. Zadanie wywiadu polega na ustaleniu sił przeciwnika, odkryciu sztabów,
dowódców, ustaleniu rozmieszczenia sił przeciwnika w terenie, ujawnieniu planów,
metody działania, terminów działania itp.
2. Organizacja wywiadu musi być oparta na centralnym ustalaniu najważniejszych wytycznych i na centralnym ześrodkowaniu wiadomości wywiadu, przy
zachowaniu decentralizacji w pracy terenowej. Nie chodzi więc o jednolitą organizację całego wywiadu, lecz o zharmonizowaną i jednolitą pracę różnych ośrodków
wywiadu.
3. Służba wywiadowcza, bardzo nieliczna dotychczas, winna być wydatnie
wzmożona tak ilościowo, jak i jakościowo i winna otrzymać znaczniejsze środki
„Za naszego jednego członka zginąć musi czterech komunistów”
materialne w związku z rozszerzeniem zadań. Powinny być również znacznie rozbudowane i staranniej zaopatrzone brygady obserwacyjne.
nr 15–16 – 2009
IV. Propaganda
310
1. Celem głównym propagandy przeciwkomunistycznej (przeciwsowieckiej) jest sparaliżowanie komunistycznych wpływów na masy i pozytywne wygranie tych mas przeciwko komunie i Rosji sowieckiej.
2. Organizacja obecna tej propagandy powinna polegać
a. na doprowadzeniu do porozumienia i wymiany między ośrodkami produkującymi zasadniczy antykomunistyczny materiał propagandowy;
b. na uporządkowaniu i wydatnym rozszerzeniu na masy ludowe kolportażu
broszur, pism, ulotek, haseł etc. i
c. na pozyskaniu dla akcji kolportażowej i szerokiej propagandy wszystkich
ważniejszych polskich ośrodków organizacyjnych.
3. Środki propagandy, jakimi obecnie dysponujemy są następujące:
a. broszury popularne, oparte na dokładnym materiale dokumentacyjnym,
tak opracowane, aby służyły jako podręczniki na kursach antykomunistycznych,
i jako informacje dla prasy oraz szerokiego ogółu (broszury takie wychodzą i dalsze
są przygotowywane);
b. biuletyn informacyjny dla prasy (zadanie to spełnia Ajencja Antykomunistyczna, której biuletyn ukazuje się co 2 tygodnie);
c. ulotki, fachowo opracowane, dostosowane do różnych terenów i różnych celów walki propagandowej (liczne pierwowzory takich ulotek już opracowano);
d. artykuły w prasie podziemnej;
e. obsługa radiowa, oparta na materiałach a, b, c;
f. kursy dla agitatorów antykomunistycznych (tacy agitatorzy, mówcy uliczni itp. będą potrzebni zwłaszcza w chwili upadku Niemiec);
g. plakaty uliczne, potrzebne już obecnie i na moment przełomu;
h. propaganda „szeptana”, którą należy celowo organizować, jako poważny
czynnik oddziaływania na nastroje mas.
4. Taktyka propagandy powinna polegać na centralizacji planu tj. przyjęciu jednolitego planu działania przez wszystkie ośrodki organizacyjne polskie, przy
zachowywaniu decentralizacji działania w terenie i swobody w dobieraniu metod,
haseł itp. przez różne ośrodki lokalne.
5. Natychmiastowe zarządzenia w dziedzinie propagandy powinny objąć
poza wzmożeniem działalności wskazanej w punktach 2, 3, 4, również:
Dokumenty
a. likwidację wydawanych przez Polaków prokomunistycznych wydawnictw w języku niemieckim, obliczonych na sianie rozgłosu komunistycznego w armii niemieckiej (gdyż skomunizowanie armii niemieckiej jest sprzeczne z interesem
polskim);
b. rozpoczęcie wydania pisemek i ulotek w języku rosyjskim, mających na
celu rozkład przeciwkomunistyczny armii sowieckiej.
V. Polskie sądy
1. Wyroki wydane na agentów sowieckich i komunistów, działających na
szkodę Rzeczypospolitej, winny być wyrokami sądów państwowych, aby stały się
wymiarem sprawiedliwości, a nie wymiarem nienawiści partyjnej. Punkt ten powinny przyjąć wszystkie ugrupowania polskie. Akt oskarżenia może wnieść do sądu 311
każdy obywatel Rzplitej. W momencie walki (wojny) wypadki mogą zmusić nas do
natychmiastowej akcji bez czekania na wyroki sądów, lecz będzie to już akcja wojenna.
2. Wykonanie wyroków może być przekazywane oddziałom egzekucyjnym
różnych ośrodków organizacyjnych lub podejmowane przez różne ośrodki, lecz na
podstawie wyroków sądowych. Jeśli wyrok został wydany przez Sąd na podstawie
aktu oskarżenia wniesionego przez polską organizację, wskazanym jest wykonanie
wyroku przekazać tej samej organizacji.
3. Rozpocząć wymiar sprawiedliwości należy niezwłocznie
a. od wydania wyroku na Wandę Wasilewską, Berlinga itp. zdrajców wysługujących się Rosji i
b. od wydania i wykonania wyroków na czołowych kierowników agentur
bolszewickich w Polsce.
VI. Walka zbrojna
Walka zbrojna, którą rozpoczynamy w obronie Rzeczypospolitej przed bolszewicko-komunistycznym najazdem, musi kierować się następującymi wytycznymi:
1. Centralizacja rozkazodawcza, decentralizacja w wykonaniu, z wyraźnym
dążeniem do wciągnięcia do walki najszerszych mas narodu.
2. Staranne konspirowanie wobec komuny zarówno ośrodków rozkazodawczych, jak i sił wykonawczych.
3. Uderzanie mocne, zdecydowane, szybko ponawiane i pomnażane, aby
przechodziło w nieustannie uderzającą falę, nie dającą komunie chwili spokoju
nr 15–16 – 2009
„Za naszego jednego członka zginąć musi czterech komunistów”
i odpoczynku; jest to jedyny sposób niedopuszczenia do dotkliwych kontruderzeń,
jedyny niezawodny sposób dezorganizowania i wyniszczania przeciwnika.
4. Uderzenie przede wszystkim w osoby naczelne i sztaby (ośrodki kierownicze, lokale, składy broni, redakcje, drukarnie). Nie zapominać rewolucyjnej
zasady, która głosi, że wystrzelanie dowódców dezorganizuje całe oddziały.
5. Szerokie stosowanie indywidualnego terroru prewencyjnego, godzącego w osoby, gdyż jest to najlepszy sposób obrony i zabezpieczania własnych ludzi
i własnych sztabów.
6. Staranne opracowanie ochrony własnych sztabów, własnych ludzi,
lokali i własnych oddziałów. W razie potrzeby danie pomocy w ochronie innym
ludziom z innych organizacyj, współdziałających w walce z komuną. Zasada: za naszego jednego członka zginąć musi 4-ch komunistów.
7. Łącznie z dezorganizowaniem dowództw i sztabów przystąpić należy do
szerokiej akcji przeciwko oddziałom sowiecko-komunistycznym w terenie.
8. Szczególnie starannie należy likwidować sowieckie oddziały spadochronowe i poszczególnych spadochroniarzy.
9. Fala uderzeń, o której mowa w punkcie 3, łącznie z akcją wskazaną we
wszystkich powyższych punktach, powinna zmierzać do wypychania oddziałów
sowiecko-komunistycznych na wschód, aż za granicę Rzeczypospolitej.
VII. Przeciwdziałanie szkodliwej akcji niszczycielskiej
312
1. Komunistyczne oddziały partyzanckie (GL–AL) i oddziały sowieckie
mają m.in. za zadanie: „wszystko niszczyć, wszystko palić”. Motywuje się to koniecznością szkodzenia Niemcom. W rzeczywistości w wielu wypadkach akcja ta
szkodzi nie tyle Niemcom – ile nam Polakom. Np. rozbijanie mleczarni jest niszczeniem majątku polskiego, podobnie niszczenie domów gminnych, budynków
szkolnych, palenie zboża, wybijanie inwentarza etc. Należy więc rozgraniczyć niszczenie szkodliwe dla Niemców (np. zniszczenie wozu z mlekiem lub masłem dla
Niemców, odstawianym przez mleczarnię, zniszczenie kartotek w Arbeitsamtach)
od zniszczenia szkodliwego dla nas samych (np. zniszczenia mleczarni, będącej
polskim warsztatem pracy, potrzebnym i po wojnie, niszczenie domów będących
własnością osób, gminy lub państwa). Propaganda nasza powinna to rozgraniczenie
szerzej omówić.
2. Za niszczenie własności polskiej: a. prywatnej, b. gminnej, c. państwowej
– należy karać według praw wojny, a ludności dawać ochronę. Kilka wypadków
takiej ochrony w powiecie onieśmieli komunę i przyczyni się do poparcia naszej
akcji przez ludność.
Dokumenty
VIII. Trzy okresy
1. Plan niniejszy obejmuje trzy okresy akcji przeciw komunie:
a. Akcję obecną, w warunkach okupacji niemieckiej;
b. Akcję w momencie załamania się okupacji niemieckiej i rozwinięcia się
wielkiego rewolucyjnego uderzenia komuny w Polskę, wspartego przez Sowiety;
c. Akcję przygotowawczą na przyszłość, po zawarciu pokoju, gdyż nawet po
zawarciu pokoju i po ewentualnym upadku władzy bolszewików w Rosji, istnieje
już w świecie IV-ta Międzynarodówka, która ma podjąć działalność moskiewskiego
Komitetu.
2. Przy rozwijaniu naszej akcji obronnej w okresie pierwszym (a) należy stale przygotowywać polskie siły do decydującej rozgrywki w okresie drugim (b) i nie
zapomnieć o czekającym nas okresie trzecim (c).
313
1943 r.
Źródło: AAN, 228/1–1, k. 10–13.
Komory gazowe w KL Warschau
nr 15–16 – 2009
Wojciech J. Muszyński
314
Komory gazowe w KL Warschau
Raporty Centrali Służby Wywiadowczej Dowództwa NSZ o zainstalowaniu
w Warszawie niemieckich komór gazowych (1943)
Problem istnienia i lokalizacji komory gazowej na terenie Warszawy (w ramach niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Warschau) budzi w ostatnich latach
wiele emocji, kontrowersji i sporów. Sprowadzają się one do czterech podstawowych
pytań badawczych. Po pierwsze: Czy na obszarze KL Warschau były urządzenia
służące do masowego zabijania więźniów przy użyciu gazów trujących? Po drugie:
Czy istnieją potwierdzenia, że istotnie instalacja taka (lub instalacje) były wykorzystywane do mordowania ludzi? Kolejny problem dotyczy wskazania adresu bądź
przybliżonego miejsca, gdzie się mieściły. Ostatnie zagadnienie odnosi się do oceny
skali tego procederu.
Zaprezentowany poniżej tekst stanowi próbę znalezienia odpowiedzi przynajmniej na niektóre z tych pytań.
Archiwalia NSZ, których dotyczy niniejszy tekst, zostały przejęte przez Instytut Pamięci Narodowej z zasobu dawnego Centralnego Archiwum Ministerstwa
Spraw Wewnętrznych, pochodzą ze zbioru utworzonego w ramach działalności
operacyjnej przeciwko podziemiu narodowemu – i były wykorzystywane do jego
zwalczania. Powodowało to, że dobór dokumentów był przypadkowy i niepełny.
W dotychczasowej historiografii były one wykorzystywane rzadko: większość (z wyjątkiem meldunku – zob.: dokument nr 1) była zacytowana w popularno-naukowym
artykule Leszka Żebrowskiego „Spór o KL Warschau” (Nasza Polska, 2004). Ponadto
jeden z raportów – dokument nr 2 został opublikowany w książce dr. Bogusława
Kopki Konzetrationslager Warschau. Historia i następstwa (Warszawa: IPN, 2007).
W toku kwerendy archiwalnej w materiałach NSZ i konsultacji z innymi historykami – Leszkiem Żebrowskim, prof. Markiem Chodakiewiczem i dr. Bogusławem Kopką – udało mi się odnaleźć cztery dokumenty zawierające informacje
o istnieniu i funkcjonowaniu komory gazowej na terenie okupowanej przez Niemców Warszawy. Należy przy tym podkreślić, że analiza zawartych w tych materiałach informacji pozwala wykluczyć jakąkolwiek pomyłkę, np. tak charakterystyczne i częste mylenie komory gazowej z krematorium. W tym przypadku wszystkie
dokumenty potwierdzają zgodnie, że na terenie KL Warschau mieliśmy do czy-
Dokumenty
nienia z urządzeniami służącymi do masowych egzekucji więźniów przy użyciu
gazów trujących. Wszystkie odnalezione dokumenty są raportami Centrali Służby
Wywiadowczej Dowództwa NSZ i pochodzą z drugiej połowy 1943 r. Informacje
zawarte w każdym z odnalezionych dokumentów mają charakter dość zdawkowy,
zaledwie parozdaniowy, ale trudno przecenić ich wartość historyczną. Trzy z nich
to fragmenty większych, pisanych na maszynie, zbiorczych raportów, zawierających informacje o bieżącej sytuacji w Warszawie. Jeden, chronologicznie pierwszy
– dokument nr 1 – to krótki, pisany ołówkiem, wstępny meldunek od informatora
ps. „Franciszek” – jak wynika z dopisku, przyjęty przez zwierzchników z dużym
zainteresowaniem i skierowany do dalszego rozpracowywania wywiadowczego. Dla
współczesnego historyka ma on ten istotny walor, że zawiera informacje „z pierwszej ręki”, wprost od informatora, bez późniejszego opracowania, mogącego zniekształcić pierwotny przekaz. Nie mniej ważna wydaje się też wzmianka o trupach 315
kobiet odkrytych przypadkowo przez polskiego policjanta, który miał stwierdzić, że
zostały zagazowane. Ważne, że rodzaj śmierci stwierdzony został przez policjanta,
a więc, jak się wydaje, osobę kompetentną. Jest to więc istotna poszlaka świadcząca
o wykorzystaniu komory gazowej na terenie byłego getta w Warszawie. Brakuje natomiast całościowego, obszernego i pełnego raportu na ten obozu KL Warschau oraz
znajdujących się w nim komór gazowych.
Należy podkreślić, że odnalezione dokumenty są, jak dotąd, jedynymi źródłowymi potwierdzeniami o proweniencji konspiracyjnej, w których stwierdza się
z całą pewnością o istnieniu instalacji do przemysłowego uśmiercania ludzi w Warszawie. Na ich podstawie można stwierdzić, że większość ofiar była Polakami,
mieszkańcami Warszawy, zatrzymanymi na ulicy i w lokalach publicznych w czasie
obław, tzw. łapanek. Niewielka część to więźniowie – Żydzi deportowani z Belgii.
Znaczną liczbę ofiar miały także stanowić kobiety.
Nie ulega zatem wątpliwości, że komora gazowa była wykorzystywana do
uśmiercania ludzi. Jednak informacje zawarte w odnalezionych dokumentach są
niewystarczające do określenia nawet szacunkowej liczby ofiar. Nie można też przesądzić, czy fakty tego rodzaju miały charakter fazy eksperymentalnej czy planowej
akcji eksterminacyjnej. Pojawiające się w dokumencie nr 1 dane o rzekomej przepustowości komory gazowej, którą szacowano na 1000–1200 osób dziennie, wydają
się mało wiarygodne. Należy bowiem zauważyć, że raport ten powstał przed „uruchomieniem” instalacji. Nie wiadomo też na jakiej podstawie ów informator, który
miał uczestniczyć w jej budowie, doszedł do takich wniosków. Co do podawanych
liczb ofiar, w jednym z raportów mówi się o 150 ofiarach, w drugim o 250 ciałach
kobiet odkrytych na terenie getta. W dokumencie nr 4 mówi się o 600 ofiarach niemieckich egzekucji, jednak nie jest jasne, czy chodzi o wykorzystanie komory gazo-
nr 15–16 – 2009
316
Komory gazowe w KL Warschau
wej, czy rozstrzeliwania na obszarze getta. Ustalenie na tej podstawie, choćby tylko
przybliżonej, liczby zagazowanych nie jest możliwe. Dodatkowo kwestię tę komplikuje brak kluczowych w tym wypadku raportów z pierwszej połowy 1944 r. Problem
ich istnienia powinna wyjaśnić dalsza szczegółowa kwerenda w Archiwum IPN.
Najczęściej wskazywaną w omawianych dokumentach lokalizacją komory
gazowej była ul. Gęsia, w jedynym tylko przypadku wskazano na zabudowania pobliskiego więzienia, tzw. Pawiaka. W tym jednak wypadku, warto zwrócić uwagę, że
odległość między Pawiakiem, a ul. Gęsią była na tyle bliska, że nie można mówić
o błędzie, lecz o drobnej nieścisłości. Podobnie jest w przypadku adresu – w dokumencie nr 2 podano jako umiejscowienie komory ul. Gęsią 22, w dokumencie
nr 3 – Gęsią 26. Także w tym wypadku uzyskane informacje wydają się niezwykle
zbieżne. Mowa jest zatem o krótkim odcinku tej samej ulicy po stronie parzystej.
Nieznaczna różnica w numeracji wydaje się mało istotna. Biorąc zatem wszystkie te
fakty pod uwagę, należy stwierdzić, że hipotezy o innej lokalizacji komory gazowej
niż ul. Gęsia, wydają się zatem dyskusyjne.
Niniejszy komunikat, z powodu ograniczonej bazy źródłowej, stanowi jedynie rekonesans archiwalny, jest przyczynkiem i nie może aspirować do opisania całości zagadnienia. Nie taki zresztą był jego cel, który sprowadzał jedynie do wskazania
nowych tropów do dalszych badań nad tematem KL Warschau.
Dokumenty
Nr 1
1943 [wrzesień] – Meldunek informatora ps. „Franciszek” dotyczący budowy na terenie
byłego getta baraków zaprojektowanych jako komory gazowe
W ghe[t]cie na ukończeniu jest barak zagazowujący. Rozmawiałem z gościem, który brał udział w budowie i zwiał z W[arsza]wy. Dzienny przepust ok[oło]
1000 ludzi (1200). Czynny będzie od przyszłego tygodnia. W budowie jest drugi
barak analogiczny.
(–) Franc[iszek]
Prop[onuję] ost[rostrożność] – zapytanie co wiad[omo] o barakach budowanych w ghetcie.
Źródło: AIPN, 1569/30, k. 7, rkps.
317
Komory gazowe w KL Warschau
Nr 2
nr 15–16 – 2009
1943 listopad 6 – „Raport Ogólny” za okres 1 września – 20 października 1943 zawierający
informację o budowie baraków stanowiących infrastrukturę obozu koncentracyjnego oraz
o istnieniu podziemnej komory gazowej mieszczącej się przy ul. Gęsiej 22
Już od dnia 14 sierpnia r[oku] b[ieżącego] w dzielnicy żyd[owskiej] na odcinku od ul. Zamenhofa do nr 30 ul. Gęsiej budowano baraki drewniane, przeznaczone na obóz koncentracyjny. Wybudowano 19 dużych baraków, budowa dalszych
jest w toku. […]
Dotychczas przebywa w obozie ok. 500 Niemców, 1000 żydów, 200 Holendrów, i ok. 200 Polaków. Obóz obliczony jest na 25 tys. osób. Na terenie b[yłego]
więzienia wojskowego poza budynkiem nr 22 od ul. Gęsiej ustawiono szubienicę, na
której wiesza się Polaków. Tamże pod ziemią wybudowana została komora gazowa
nazywana przez więźniów „piecem śmierci”.
Źródło: AIPN, 380/12, t. 1, k. 22, mps.
318
Dokumenty
Nr 3
1943 listopad 19 – Fragmenty raportu dotyczącego pierwszej egzekucji więźniów przy użyciu
gazu, oraz opis otoczenia komory gazowej przy ul. Gęsiej 26
8. W nocy z 17 na 18 października 1943 r. w b. dzielnicy żydowskiej przy
ul. Gęsiej nr 26 w b[yłego] gmachu więzienia wojskowego zagazowano po raz pierwszy 150 Polaków zatrzymanych z ostatnich łapanek na ulicach Warszawy. Informacja
ta zgodna jest z prawdą i nie podlega żadnym zastrzeżeniom. W grupie zgładzonych
Polaków było 20 żydów belgijskich z obozu koncentracyjnego w getcie. […]a
11. Komora gazowa po pierwszym wypróbowaniu ma być czynna dla dalszych mordów Polaków. Przy ul. Gęsiej 26, gdzie mieści się komora gazowa stoi 319
4 osobowy posterunek SS i nikt obok tego domu i do budynku nawet z wojskowych
niemieckich nie jest wpuszczany, za wyjątkiem gestapowców.
Źródło: AIPN, 380/12, t. 1, k. 24, mps.
Pominięto informację o masowych rozstrzeliwaniach Polaków w ruinach getta.
a
Komory gazowe w KL Warschau
Nr 4
nr 15–16 – 2009
1943 grudzień 6 – Fragment „Raportu Ogólnego” omawiającego zdarzenia w Warszawie
(październik–listopad 1943 r.), zawierający informację o odkryciu ciał ofiar komory gazowej
oraz planach masowego mordowania mieszkańców Warszawy
Dnia 15 października jeden z policjantów granatowych udał się do ghetta
szukając tam swego syna , który zaginął. Natknął się tam na dużą ilość zwłok kobiecych (około 250), które wyglądały na zagazowane. Przejęty widokiem tego co zobaczył, zebrał informacje, iż zwłoki te zostały tu tego samego dnia przyniesione przez
Niemców i wyrzucone na ulicę. […]
Wg informacji pewnego gestapowca (nazwisko znane) w W[arsza]wie ma
ulec zagładzie do 300 tys. Polaków. Stan faktyczny potwierdza te informację. Ilość
pomordowanych Polaków, których nazwiska są ogłaszane oficjalnie, jest małą tylko
częścią. Komory gazowe są uruchomione na Pawiaku, na Dzielnej w ghetcie odbywają się stale egzekucje. Ilość 600 ofiar nie jest liczbą przesadzoną.
Źródło: AIPN, 380/12, t. 1, k. 40, 44, mps.
320
Dokumenty
321
Przykładowy raport sytuacyjny wywiadu NSZ z terenu Warszawy – z informacjami o KL Warschau.
Rozmowa z wrogiem
nr 15–16 – 2009
Paweł Kosiński
322
Rozmowa z wrogiem
Ankieta kontrwywiadowcza 308. Oddziału Rozpoznania Frontowego
Wehrmachtu dotycząca Powstania Warszawskiego
„Naszą wielką kartą atutową jest i pozostaje Anglia, gdyż zaangażuje się na rzecz wolnej Polski, czego nigdy nie będzie można oczekiwać,
ani od Niemiec, ani od Związku Sowieckiego”.
Anonimowe stwierdzenie jednego z oficerów Armii Krajowej
przesłuchiwanych w obozie przejściowym w Ożarowie (Mazowieckim) na
początku października 1944 r.
Przesłuchiwanie jeńców wojennych jest jedną z rutynowych czynności
kontrwywiadu każdej armii. O wyjątkowej wartości prezentowanego dokumentu
decyduje to, że przepytywanymi osobami byli oficerowie AK – powstańcy warszawscy, którzy w obliczu osobistej klęski dość swobodnie wypowiadali się na tematy
polityczne (punkt 3: „W sprawie ideowych przyczyn powstania”, punkt 4: „O politycznym nastawieniu narodu polskiego”, punkt 13: „O politycznych planach Polaków na przyszłość – z uwzględnieniem polityki aliantów”) oraz wojskowe, ale
bezpośrednio związane z problemami politycznymi (punkt 5: „Stosunek AK do
AL”, punkt 6: „O zrzuconych przez aliantów organizatorach i agentach powstania”,
punkt 8: „Alianccy oficerowie łącznikowi”, punkt 11: „Siła AL”, punkt 12: „Możliwości ukrywania się członków AL jako członków AK”).
W świetle obowiązujących w czasie II wojny światowej przepisów prawa
humanitarnego (międzynarodowego prawa dotyczącego ofiar konfliktów zbrojnych): „Każdy jeniec wojenny winien – jeżeli będzie pytany w tym przedmiocie,
wyjawić swe prawdziwe nazwisko i stopień, albo swój numer legitymacji. [...] Dla
otrzymania wiadomości, tyczących się sytuacji armii lub państwa, nie może być
na jeńców wywierany żaden przymus. Jeńcom, którzy odmówią odpowiedzi nie
można grozić, ani ich obrażać, ani narażać ich na nieprzyjemności lub straty jakiejkolwiek natury [...]”.
Konwencja dotycząca traktowania jeńców wojennych, podpisana w Genewie, 27 VII 1929, artykuł 5. Po ratyfikowaniu wspomnianej konwencji przez Reichstag zaczęła ona obowiązywać w Rzeszy
Dokumenty
Obóz przejściowy przeznaczony dla wziętych do niewoli żołnierzy AK
(także oficerów) w Ożarowie funkcjonował w okresie od 3 do 18 października
1944 r. Pierwsi jeńcy trafili tam 4, a ostatni 9 tego miesiąca. Zanim wyczerpani walką
i wygłodzeni żołnierze dotarli do obozu musieli odbyć niemal dwudziestokilometrowy marsz, co było dla nich bardzo uciążliwym przedsięwzięciem. Obóz mieścił
się w dwóch halach (odrębnej dla kobiet i mężczyzn), na terenie fabryki „Kabel”.
Panowały w nim skandaliczne warunki bytowe i bałagan. Fatalną sytuację aprowizacyjną nieco złagodziła szybka pomoc Polskiego Czerwonego Krzyża, Rady Głównej
Opiekuńczej i Zarządu Gminy Ożarów oraz mieszkańców miasta i okolic. Przez
obóz w Ożarowie przeszło ok. 12 tys. żołnierzy AK (na ogólną liczbę wziętych do
niewoli ok. 16 tys. powstańców).
Pierwszą grupę jeńców skierowano z Ożarowa w głąb Rzeszy, właściwie
z pominięciem obozu przejściowego, już 4 października. Grupę oficerów z Komen- 323
dy Głównej AK z gen. Tadeuszem „Borem” Komorowskim na czele przywieziono
samochodami na dworzec kolejowy w Ożarowie i niemal natychmiast wywieziono
pociągiem specjalnym do Langwasser pod Norymbergą (Oflag XIII 73). Pierwszy
transport z obozu w Ożarowie wysłano pociągiem zestawionym z bydlęcych wagonów z zakratowanymi oknami do Lamsdorf/Łambinowic (Stalag VIII 334) 6 października. Inni powstańcy trafili do obozów: Fallingbostel (Stalag XI B), GrossBorn/Borne-Sulinowo (Oflag II D), Murnau (Oflag VII A), Mühlberg (Stalag IV B),
Sandbostel (Stalag X B), Woldenberg/Dobiegniew (Oflag II C), a kobiety do Oberlangen (Oflag VI C).
Niemieckiej 21 sierpnia 1934 (Reichsgesetzblatt, Teil II. Jahrgang 1934, Nr. 21). Niemcy uznali wszelkie prawa kombatanckie powstańców warszawskich w punktach 5–9 umowy kapitulacyjnej zawartej
w Ożarowie Mazowieckim 2 X 1944. Por.: Wielka Ilustrowana Encyklopedia Powstania Warszawskiego,
t. III: Kronika, cz. 2: 3 IX – 5 X 1944 r. (Warszawa: Bellona, Fundacja „Warszawa Walczy 1939–1945”,
2001): s. 586–589.
S. Starba Bałuk, Byłem Cichociemnym (Warszawa: Wydawnictwo Askon, 2007): s. 231–234;
Z. Chałko, „Dziennik Jeniecki”. (Od upadku Powstania Warszawskiego do kapitulacji Niemiec i wolności)
5 X 1944 – 21 V 1945 r. (Chicago: [s.n.], 1995): s. 2; A. Karpowicz ps. „Miła”, „Wspomnienia” [w:]
S. Kopf, Powstańcy w obozach jenieckich. Warszawskie Termopile 1944 (Warszawa: Fundacja „Warszawa
Walczy 1939–1945”, 2003): s. 31–32; S. Kopf ps. „Malarz”, „Wspomnienia” [w:] Tamże, s. 33–34; Relacje
żołnierzy 3. batalionu „Golski” [w:] Tamże, s. 25–27; J. Rzepecki, Wspomnienia i przyczynki historyczne
(Warszawa: „Czytelnik”, 1983): s. 364–365.
T. Bór-Komorowski, Armia podziemna (Londyn: Studium Polski Podziemnej, 1989): s. 355.
M. Wiśniewska, Żołnierze Armii Krajowej w obozach jenieckich Wehrmachtu [w:] Wielka Ilustrowana
Encyklopedia Powstania Warszawskiego, t. 2: Polityka, kultura, społeczeństwo (Warszawa: Bellona, Fundacja
„Warszawa Walczy 1939–1945”, 2006): s. 457–460. Por.: Lista obozów (stalagów i oflagów), w których więziono jeńców polskich w latach 1939–1945 [w:] S. Kopf, dz. cyt., s. 137–140.
nr 15–16 – 2009
324
Rozmowa z wrogiem
Obecnie istnienie obozu przejściowego w Ożarowie upamiętnia tablica odsłonięta 9 października 1994 r., zaprojektowana i wykonana przez Jacka Lubraczyńskiego. Widnieje na niej napis: „W tej Fabryce, w październiku 1944 roku, znajdował
się obóz przejściowy żołnierzy Powstania Warszawskiego, z którego wywieziono do
obozów jenieckich 11.000 powstańców – chwała walczącym o wolność Polski. Koledzy i społeczeństwo Ożarowa Mazowieckiego”. Tablica jest przytwierdzona do dużego głazu narzutowego, stojącego na skwerze przed budynkiem administracyjnym
dawnej fabryki kabli.
Przesłuchania jeńców, oficerów AK, odbywały się w ogrodzie otaczającym
dworek Anieli Urbanowiczowej (tzw. dworek Reicherów) u zbiegu ul. ks. Józefa Poniatowskiego i szosy poznańskiej (ul. Poznańskiej). W dworku, podczas Powstania
Warszawskiego mieściła się kwatera SS-Obergruppenführera i generała policji Ericha
von dem Bacha-Zelewskiego. Przesłuchania prowadziło równocześnie co najmniej
kilku podoficerów niemieckich, którzy urzędowali przy długich stołach, na których stały maszyny do pisania.
Prezentowany dokument pochodzi z zasobu Archiwum Państwowego
w Radomiu (zespół nr 209: „Gubernator dystryktu radomskiego, 1939–1945”; teczka nr 13: „Powstanie w Warszawie, 1944 r.”), w oryginale liczy 10 stron (w teczce
k. 53–62) i został sporządzony pismem maszynowym na papierze przebitkowym
(przy pomocy kalki). Sądząc po nienajlepszej czytelności, jest to prawdopodobnie
trzecia lub dalsza kopia. „Ankietę” poprzedza pismo przewodnie 308. Frontowego Oddziału Rozpoznawczego (działającego w ramach Naczelnego Dowództwa 9.
Armii Niemieckiej) skierowane do Zamiejscowej Placówki Służby Bezpieczeństwa
w Tomaszowie Mazowieckim.
L.M. Bartelski, „Obroża”. Warszawskie Termopile 1944. Przewodnik historyczny po miejscach walk
i pamięci, (oprac.) Juliusz Powałkiewicz (Warszawa: Fundacja „Warszawa Walczy 1939–1945”, 2002):
s. 230; J. Sulewski, Hołd w strugach deszczu. Pamięci Żołnierzy Powstania Warszawskiego, „Gazeta” Rok
IV, Nr 13/94, 13 X 1994, s. 1, 4.
J. S. Majewski, T. Urzykowski, Przewodnik po powstańczej Warszawie (Warszawa: Muzeum Powstania
Warszawskiego, 2007): s. 306. Por.: W. Broszkowska-Piklikiewicz ps. „Wanda”, Wspomnienia [w:] Tamże,
s. 307.
Dokumenty
m[iejsce] p[ostoju], 10 X 1944 r.
Naczelne Dowództwo 9. Armii
Wydz[iał] Ic / A.O. Abw. III
308. Frontowy Oddział Rozpoznawczy
Liczba dziennika 1240/44 taj[ne] II. Ang.
Dot.: ankieta wśród jeńców wojennych polskich oficerów i żołnierzy AK z obozu
przejściowego w Ożarowie
Odnośnie do: Ta sama liczba dziennika 1240/44 taj[ne] z 9 X 1944 r.
Załącznik: 1
Zamiejscowa Placówka SB w Tomaszowie
308. Frontowy Oddział Rozpoznawczy przekazuje w załączeniu podsumo- 325
wujące sprawozdanie z poleconych przez Naczelne Dowództwo 9. Armii, przeprowadzonych w obozie przejściowym w Ożarowie 6 i 7 X 1944 r. przesłuchań 29 bojowników AK.
AOK 9 Ic/AO III szczególną wagę przykłada do opracowania następujących pytań:
1. Wojskowa struktura AK.
2. Zagadnienie łączności a dowodzenie (łączność w Warszawie, w Polsce,
z Anglią).
3. Podstawy powstania (na czyją pomoc liczono? dlaczego kontynuowano
powstanie mimo braku jakiejkolwiek pomocy?).
4. Polityczne nastawienie ludności polskiej (wobec Moskwy, Londynu, USA,
pol[skich] rządów, generała „Bora” i wobec dowództwa AK).
Rozwinięciem skrótów jest określenie: Wiadomości o wrogu i oficer Abwehry, Oddział III – kontrwywiad.
Nierozwiązany skrót.
Właściwie powinno być: Komendant Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w dystrykcie radomskim, Placówka Zamiejscowa w Tomaszowie [Mazowieckim].
Naczelne Dowództwo 9. Armii, Wydział wiadomości o wrogu i oficer Abwehry, Oddział III
– kontrwywiad.
Tadeusz Komorowski (1895–1966), ps. „Bór”, „Korczak”, „Lawina”, „Prawdzic”. Zawodowy
oficer, w armii austriackiej (od 1913), w WP (od 1918). We wrześniu 1939 w stopniu płk., najpierw
dowódca Ośrodka Zapasowego Zgrupowania Kawalerii w Garwolinie, następnie zastępca dowódcy
Kombinowanej Brygady Kawalerii płk. Adama Zakrzewskiego (w składzie Armii „Lublin”). W konspiracji komendant obszaru Kraków-Śląsk ZWZ (1940–1941, w maju 1940 awansowany do stopnia gen. bryg.), zastępca komendanta ZWZ (1941–1943), dowódca AK i komendant Sił Zbrojnych
w Kraju (1943–1944, w marcu 1944 awansowany do stopnia gen. dyw.). Podjął decyzję rozpoczęcia
nr 15–16 – 2009
Rozmowa z wrogiem
5. Stosunki pomiędzy AK i AL.
6. Organizatorzy powstania i agenci przysłani przez aliantów (łącza z Londynem, Moskwą, itd.).
7. Traktowanie niemieckich jeńców wojennych podczas powstania.
8. Alianccy oficerowie łącznikowi.
9. Zakopane magazyny broni, placówki dowodzenia, drukarnie itd.
10. Ewentualne pozostawienie oddziałów sabotażowych w Warszawie.
11. Siła AL.
12. Możliwości ukrywania się członków AL jako członków AK.
13. Polityczne plany na przyszłość Polski.
Odpowiedzi na powyższe pytania dają w całości wyczerpujący obraz powstania warszawskiego, jego przyczyn i politycznych skutków. Wyraźnie wskazano na to, aby przy tym Oddział jedynie odtworzył wypowiedzi jeńców wojennych
i unikał zajęcia jakiegokolwiek własnego stanowiska.
[odręczny podpis] Dr. Neumann
Podporucznik i dowódca jednostki
Tajne!
Podsumowujące sprawozdanie na temat powstania w Warszawie.
Jego przyczyny i skutki.
29 przesłuchań jeńców wojennych należących do AK, które przeprowadzono w Obozie Przejściowym w Ożarowie 6 i 7 X 1944 r.
1. Wojskowa struktura AK
Organizacja AK odpowiada strukturze byłej polskiej armii. AK z całego obszaru Polski powinna, wraz ze swoimi rezerwami, liczyć ok. 200 tys. ludzi. W Warszawie podczas powstania jej faktyczna liczebność wyniosła ok. 50% planowanej siły.
Szef Sztabu Generalnego AK: gen. „Bór” (hrabia Tadeusz Komorowski),
wspierali go łącznicy do polskiego rządu na emigracji.
326
Powstania Warszawskiego, 30 IX 1944 mianowany Naczelnym Wodzem, 4 X 1944 dostał się do niewoli niemieckiej, w Wielkiej Brytanii (1945–1946 Naczelny Wódz PSZ na obczyźnie, 1947–1949 premier rządu RP na uchodźstwie, 1956–1966 członek emigracyjnej Rady Trzech). Nowa Encyklopedia
Powszechna PWN, t. 4 (Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2004): s. 484.
Nieprecyzyjnie podana nazwa i błędnie wskazana osoba. Nie było „Sztabu Generalnego AK” lecz
„Sztab Komendy Głównej AK”. Gen. Tadeusz Komorowski „Bór” nigdy nie był szefem Sztabu KG
AK. W okresie powstania warszawskiego szefem Sztabu KG AK był gen. bryg. Tadeusz Pełczyński ps.
Dokumenty
Sztabowi Generalnemu podlegało 5 korpusów armijnych. Wśród nich
były z pewnością korpusy: warszawski, krakowski, (lwowski), prawdopodobnie też
łódzki i radomski. Dowódcą korpusu warszawskiego był generał Stanisław Chruściel (pseudonim „Monter”).
Każdy korpus armijny liczy trzy dywizje. Korpusowi warszawskiemu podlegały:
10. dyw. (teren walki Mokotów),
8. dyw. (teren walki Żoliborz)10,
„Adam”, „Aloes”, „Rolski”, „Grzegorz”, „Robak”. Por.: M. Ney-Krwawicz, Komenda Główna Armii
Krajowej 1939–1945 (Warszawa: „Pax”, 1990): s. 60–61.
Korpusy Armii Krajowej sformowano latem 1944. Było to zgodne z założeniami planu Burza
wyrażonymi w rozkazie z września 1942, gdzie zakładano, że oddziały partyzanckie miały zostać
pogrupowane w oparciu o przedwojenne Ordre de Bataille WP. Armia Krajowa w dokumentach
1939–1945, T. 3: kwiecień 1943 – lipiec 1944 (Londyn: Studium Polski Podziemnej, 1976): Dokument
nr 492, s. 170–174.
Antoni Chruściel (1895–1960), ps. „Adam”, „Cięciwa”, „Dozorca”, „Konar”, „Madej”, „Nurt”,
„Ryż”, „Sokół”. Zawodowy oficer, krótko w Legionach Polskich, wcielony do armii austriackiej
(1914), w WP (od 1918). Absolwent Wy­działu Prawa UJK i Wyższej Szkoły Wojennej. We wrześniu 1939 w stopniu ppłk. dowódca 82. Syberyjskiego Pułku Strzelców im. T. Kościuszki (obrona
Modlina). W październiku 1939 zwolniony z niewoli niemieckiej. W konspiracji od kwietnia 1940
(szef Wydziału III (taktyczno-wyszkoleniowy) Komendy Okręgu ZWZ Warszawa-Miasto, szef sztabu i zastępca komendanta Okręgu ZWZ Warszawa-Miasto, komendant Okręgu ZWZ-AK WarszawaMiasto, 10 VIII 1942 awansowany do stopnia płk.). Dowódca całości sił walczących w Powstaniu
Warszawskim, 14 IX 1944 awansowany do stopnia gen. bryg., 20 IX 1944 mianowany dowódcą
Warszawskiego Korpusu AK, 5 X 1944 dostał się do niewoli niemieckiej. Ne emigracji w Wielkiej
Brytanii (1945–1947 zastępca Szefa Sztabu Głównego PSZ (ds. Wojska i ds. Ogólnych) na obczyźnie, szef Głównej Komisji Likwidacyjnej PSZ (1947–1948), inspektor Komisji Likwidacyjnej, członek
Rady Naczelnej Koła Żołnierzy Armii Krajowej (od marca 1947), od 1950 delegat WiN na Stany
Zjednoczone Ameryki), na emigracji w USA (1956). D. Poźniakowska-Hanak, „Gen. bryg. Antoni
Chruściel »Monter«, Biuletyn Wojskowej Służby Archiwalnej, nr 27 (2005): s. 136–145.
10. Dywizja Piechoty AK im. Stefana Okrzei – wielka jednostka piechoty AK, powołana
„Rozkazem o utworzeniu warszawskiego Korpusu Armii Krajowej”, z 20 IX 1944, w ramach akcji
odtwarzania struktur WP, zorganizowana z oddziałów powstańczych walczących na Mokotowie,
dowodzona przez ppłk. Józefa Rokickiego ps. „Karol”. Armia Krajowa w dokumentach 1939–1945, T. 4:
lipiec – październik 1944 (Londyn: Studium Polski Podziemnej, 1977): Dokument nr 1125, s. 369–370;
Polskie Siły Zbrojne w II wojnie światowej, t. 3: Armia Krajowa (Warszawa-Londyn: Inst. Historyczny
im. Gen. Sikorskiego, 1999): s. 211–214, 817–819.
10
8. Dywizja Piechoty AK im. Romualda Traugutta – wielka jednostka piechoty AK, powołana
„Rozkazem o utworzeniu warszawskiego Korpusu Armii Krajowej”, z 20 IX 1944, w ramach akcji
odtwarzania struktur WP, zorganizowana z oddziałów powstańczych walczących na Żoliborzu i w
Puszczy Kampinoskiej, dowodzona przez ppłk. Mieczysława Niedzielskiego ps. „Żywiciel”. Armia
Krajowa w dokumentach..., dz. cyt., s. 369–370; Polskie Siły Zbrojne..., dz. cyt., s. 211–214, 817–819.
327
Rozmowa z wrogiem
28. dyw. (teren walki Śródmieście11, kom[endant] pułkownik „Radwan”12,
zastępca pułkownik Klepacz13),
Jedna dywizja zawiera ze sztabem i pocztem ok. 20 tys. ludzi. Jest podzielony na trzy pułki. Pułki są nazywane wg pseudonimów dowódców. Dopiero w ostatnim czasie otrzymały numery. – Podział 28 dyw.:
36. pułk14 (dowódca mjr „Róg”),15
28. Dywizja Piechoty AK im. Macieja Rataja – wielka jednostka piechoty AK, powołana „Rozkazem
o utworzeniu warszawskiego Korpusu Armii Krajowej”, z 20 IX 1944, w ramach akcji odtwarzania
struktur WP, zorganizowana z oddziałów powstańczych walczących w Śródmieściu. Armia Krajowa
w dokumentach..., dz. cyt., s. 369–370; Polskie Siły Zbrojne..., dz. cyt., s. 211–214, 817–819.
12
Franciszek Edward Pfeiffer (1895–1964), ps. „Edward”, „Wilhelm”, „Gustaw”, „Kotecki”, „Radwan”.
Zawodowy oficer, w Legionach Polskich (od X 1914), w WP (od 1918). We wrześniu 1939 w stopniu ppłk.,
dowódca Batalionu Fortecznego „Mikołów” (w składzie Armii „Kraków”). W konspiracji od 1939 (1940
wystąpił z ZWZ w proteście przeciw dyskryminowaniu piłsudczyków, dowódca Grupy Wojsk Polskich
„Edward” [1940–1943], 1944 komendant Obwodu I Śródmieście Okręgu AK Warszawa-Miasto). Na
początku Powstania Warszawskiego dowodził Grupą Śródmieście Północ-Radwan (27 sierpnia awansowany do stopnia płk.), od 20 września dowódca 28. DP AK im. Stefana Okrzei, 5 października dostał
się do niewoli niemieckiej. Na emigracji w Wielkiej Brytanii. Na 3 miesiące przed śmiercią mianowany
gen. bryg. (przez prezydenta RP na uchodźstwie Augusta Zaleskiego). T. Kryska-Karski, S. Żurakowski,
Generałowie Polski Niepodległej (Warszawa: „Editions Spotkania”, 1991) (wyd. II), s. 145.
13
Stanisław Klepacz (1888–1958), ps. „Jesion”. Zawodowy oficer, w Legionach Polskich (od 1914),
zbiegł z internowania po kryzysie przysięgowym, w WP (od 1918), przeniesiony w stan spoczynku
w stopniu ppłk. (31 VIII 1938). We wrześniu 1939 zgłosił się ochotniczo do służby i został przydzielony
do Nowogródzkiej Brygady Kawalerii, 23 IX 1939 nie udało mu się przebić przez niemieckie pozycje
pod Krasnobrodem. W konspiracji od 1942 w Obozie Polski Walczącej (OPW), komendant główny
Kadry Polski Niepodległej (KPN), później w AK (1942–1943). Aresztowany przez Niemców i więziony
na Pawiaku (18 V – 27 VII 1944). W Powstaniu Warszawskim komendant Kwatery Głównej dowódcy
AK (4–13 sierpnia), kwatermistrz Grupy Północ AK – Stare Miasto (13–26 sierpnia), zastępca dowódcy
Grupy Północ AK (26–31 sierpnia), zastępca komendanta Obwodu Śródmieście (od 4 września), ranny
na Chmielnej, zastępca dowódcy 28. DP AK im. Stefana Okrzei (od 20 sierpnia), dostał się do niewoli
niemieckiej. Po wyzwoleniu pozostał na emigracji (do 1948 na terenie Brytyjskiej Strefy Okupacyjnej
w Niemczech – komendant obozu oficerskiego pod Hamburgiem, komendant okręgu polskiego i przewodniczący Oficerskiego Sądu Honorowego dla oficerów sztabowych; do 1952 w Wielkiej Brytanii
– aktywny w organizacjach kombatanckich, później w Stanach Zjednoczonych Ameryki). A. Brzózka,
„Pułkownik Stanisław Klepacz”, Gazeta Wyborcza Częstochowa, 24 V 2002, nr 120, s. 12-Pożegnania.
14
36. Pułk Piechoty AK (Legii Akademickiej) – jednostka piechoty AK powołana pod koniec
Powstania Warszawskiego w ramach akcji odtwarzania struktur WP w kraju. W jego skład wchodziły bataliony: „Bończa”, „Dzik”, „Gustaw” i „Wigry” oraz 104. kompania ZSP i grupa PWB/17/
S. J. Kulesza, „Róg” zgrupowanie [w:] Wielka Ilustrowana Encyklopedia Powstania Warszawskiego, t. 1:
Działania zbrojne (Warszawa: Dom Wydawniczy Bellona : Fundacja Warszawa Walczy 1939–1945,
2005): s. 519; Polskie Siły Zbrojne..., s. 817–819; P. Rozwadowski, Wojsko Powstania Warszawskiego.
Struktury, dowodzenie, skład osobowy, możliwości bojowe (Warszawa: b.w., 2006): s. 123.
15
Stanisław Błaszczak (1901–1983), ps. „Róg”. Zawodowy oficer, w WP (od 1919). We wrześ-
nr 15–16 – 2009
11
328
Dokumenty
15. pułk16 (dowódca ppłk „Paweł”),17
72. pułk18 (dowódca ppłk „Sławbor”),19
niu 1939 w stopniu rtm., adiutant 20. Pułku Ułanów im. Króla Jana III Sobieskiego (11 tm. ranny pod Raduczem). W konspiracji od 1940 w ZWZ-AK w Warszawie. Komendant 1. Re­jonu (Stare
Miasto–Muranów–Powiśle) Obwodu Śródmieście Okręgu AK War­szawa-Miasto (w 1942 awansowany do stopnia mjr.). W Powstaniu Warszawskim dowód­ca zgrupowania „Róg” (Stare Miasto, Powiśle,
odcinek Nowego Światu), a od 20 IX 1944 dowódca 36. pp AK (awans do stopnia ppłk.), dostał się
do niewoli niemieckiej. Po wojnie pozostał na emi­gracji (m.in. wiceprzewodniczący Oddziału
Westfalia-Nadrenia Koła AK). A. K. Kunert, Słownik biograficzny konspiracji warszawskiej 1939–1944,
tom 2 (Warszawa: „Pax”, 1987): s. 35–36.
16
15. Pułk Piechoty AK (Wilków) – jednostka piechoty AK powołana pod koniec Powstania
Warszawskiego w ramach akcji odtwarzania struktur WP w kraju. E. Baranowski, „Paweł” zgrupowanie i podobwód [w:] Wielka Ilustrowana Encyklopedia..., dz. cyt., s. 454–455; Polskie Siły Zbrojne..., dz. cyt.,
s. 817–819; P. Rozwadowski, dz. cyt., s. 123.
17
Franciszek Rataj (1894–1958), ps. „Paweł”. Zawodowy oficer, w armii niemieckiej (od 1914),
od 1918 w WP (uczestnik powstania wielkopolskiego, wojny polsko-bolszewickiej i III powstania
śląskiego), z powodu ciężkiej choroby serca skierowany do pracy kancelaryjnej. We wrześniu 1939
w stopniu ppłk., organizował ewakuację poznańskich PKU do Gródka Jagiellońskiego, aresztowany
przez NKWD, po zwolnieniu przedostał się do Warszawy. W konspiracji od 1940 (ekspert Oddziału
I KG ZWZ ds. Poznańskiego i Pomorza – od 1942 inspektor, od 1940 w Organizacji „Ojczyzna”,
w 1940 mianowany komendantem Okręgu ZWZ Berlin – z powodu dekonspiracji i choroby nie
objął stanowiska, od 1941 współorganizator Korpusu Zachodniego ZWZ i komendant Okręgu
Poznań, od 1941 współorganizator NOW, od 1944 komendant NOW, od lipca 1944 dowódca
Odwodu Komendy Okręgu AK Warszawa-Miasto). W powstaniu warszawskim dowodził zgrupowaniem NOW-AK w rejonie cmentarza powązkowskiego (do 7 sierpnia), częścią sił AK na Starym
Mieście (do 16 sierpnia), na Muranowie (do 27 sierpnia), odcinkiem północno-zachodnim Grupy
„Północ” w Starym Mieście (do 31 sierpnia), częścią oddziałów AK w Śródmieściu i 15. pp AK (od
20 września), 4 października dostał się do niewoli. Zaraz po wyzwoleniu wrócił do Poznania, po
wielu miesiącach poszukiwań dostał pracę magazyniera, w 1950 przeszedł na rentę inwalidzką. Śląski
słownik biograficzny – seria nowa, (red.) M. Fazan, F. Serafin, t. 1 (Katowice: Wyd. UŚ, 1999): s. 246–248;
Encyklopedia konspiracji wielkopolskiej 1939–1945, (red.) M. Woźniak (Poznań: Instytut Zachodni,
1998): s. 475–476.
18
72. Pułk Piechoty AK – jednostka piechoty AK powołana pod koniec Powstania Warszawskiego
w ramach akcji odtwarzania struktur WP w kraju. S. Maliszewski, „Sławbor” zgrupowanie i podobwód
[w:] Wielka Ilustrowana Encyklopedia..., dz. cyt., s. 542–544; Polskie Siły Zbrojne..., dz. cyt., s. 817–819;
P. Rozwadowski, dz. cyt., s. 123.
19
Jan Szczurek Cergowski (1897–1972), ps. „Sławbor”, „Mestwin”. Zawodowy oficer, w Legionach
Polskich (1914–1915), wcielony do armii austriackiej, w niewoli włoskiej, w Armii Polskiej we Francji
(od 1918). We wrześniu 1939 w stopniu mjr., oficer sztabu dowódcy artylerii dywizyjnej 3. DP Legionów.
W konspiracji od października 1939 w SZP-ZWZ na Zamojszczyźnie (awansowany do stopnia ppłk.),
od 1941 komendant Okręgu NOW Warszawa-Miasto, od 1942 inspektor Artylerii Oddziału III KG
AK. W Powstaniu Warszawskim dowodził rejonem Śródmieście-Południe i Czerniaków Górny,
od 20 września dowódca 72. pp AK. Po kapitulacji pozostał w konspiracji, w 1945 współzałożyciel
329
nr 15–16 – 2009
330
Rozmowa z wrogiem
Każdy pułk ma trzy bataliony. Każdy batalion trzy kompanie. Jedna kompania (ok. 120 ludzi) trzy plutony (ok. 30–40 ludzi), które są podzielone na dwie sekcje
(ok. 15–20 ludzi).
W czasie wybuchu powstania nie zorganizowano tej struktury. Były jedynie
„grupy bojowe”, które określano jako „zgrupowania”. One bardziej odpowiadają
podziałowi politycznemu [administracyjnemu – PK] terenu miasta na konspiracyjne
okręgi i zawierają odpowiednio do wielkości i liczby mieszkańców okręgu więcej
lub mniej kompanii. Podczas powstania przeformowano je w bataliony.
Na początku powstania była bardzo wielka liczba oficerów, tak że musieli
być używani nawet jako dowódcy plutonów. Dlatego powszechnie nie przeprowadzono promocji oficerskich. Porucznicy pochodzili przeważnie jeszcze z polskich
szkół podchorążych sprzed wojny. Było jednakże możliwe, przez długą przynależność do AK i po odpowiednim szkoleniu zostać oficerem. To obowiązywało również wobec biorących udział w walkach kobiet.
2. Zagadnienie łączności a dowodzenie
Grupy bojowe w Śródmieściu, Mokotowie i na Żoliborzu miały między
sobą łączność radiową. Najważniejsza centrala znajdowała się przy głównym dowództwie w Warszawie, jej ostatnim kryptonimem był nr 268, druga centrala Obszaru (okręgu wojskowego) miała kryptonim Sicks, trzecia centrala Okręgu (rejonu
wojskowego) Warszawa kryptonim Atlas. Poza tym naczelne dowództwo AK miało
podczas powstania trzy placówki nasłuchowe w Śródmieściu.20
Sztaby, przede wszystkim wewnątrz grupy bojowej, były połączone przez
kurierów i łączników, szczególnie kobiety i dzieci. Drogami łączności były kanały
miejskie.21 W pojedynczych przypadkach można było utrzymać łączność również
za pomocą jeszcze funkcjonujących telefonów miejskich i telefonów polowych.
Przekazywanie wiadomości dowództwa do pojedynczych sztabów i pododdziałów
określono jako dobre.22
Łączność radiowa Warszawy z sowietami: wg wypowiedzi szefa placówki
łączności Atlas, istniało z Żoliborza naziemne połączenie telekomunikacyjne z PraZrzeszenia „WiN”, prezes Obszaru Zachodniego, 5 XI 1944 wybrany prezesem Zrzeszenia i tego samego dnia aresztowany. W 1947 skazany na 7 lat więzienia, ułaskawiony. Aresztowany ponownie w 1950,
skazany na 15 lat więzienia. Zwolniony w 1956. Zrehabilitowany w 1957.
20
W literaturze przedmiotu brak jest tak szczegółowych informacji. Por.: Polskie Siły Zbrojne...,
dz. cyt., s. 795–797; K. Malinowski, Żołnierze łączności walczącej Warszawy (Warszawa: „Pax”, 1983):
s. 310–313.
21
Por.: T. Duchowski, „Drogi kanałowe” [w:] Wielka Ilustrowana Encyklopedia..., dz. cyt., s. 132–137.
22
Por.: S. Markowski, „Łączność w obwodach” [w:] Wielka Ilustrowana Encyklopedia..., dz. cyt., s. 346–348.
Dokumenty
gą, aby móc kierować ogniem sowieckiej artylerii.23 Poza tym potwierdził on, że AK
przez dwie placówki telekomunikacyjne porozumiewało się z gen. Berlingiem.24
Łączność z innymi jednostkami AK na pozostałym polskim obszarze.
Z bliżej znajdującymi się bandami, jak np. jednostkami AK w Puszczy Kampinoskiej istniało połączenie kurierskie. Tym sposobem gen. Bór i Monter podczas powstania mogli wydawać rozkazy pozostałym jednostkom AK w pobliżu Warszawy,
wzywać wsparcie dla Warszawy. Ogólnie przekazywanie wiadomości z i do bardziej
oddalonych band bardzo ograniczone.
Łączność z Anglią: Dowództwo AK dysponowało stałym połączeniem radiowym z Londynem.25 Poza tym wiadomości i rozkazy z Londynu przekazywano
przez skoczków spadochronowych, którymi przeważnie mieli być polscy oficerowie.26
Wg pewnej wypowiedzi miałaby również istnieć łączność radiowa z Mos- 331
kwą, początkowo przez Londyn, od września bezpośrednia. Ta informacja dotychczas nie została potwierdzona.27
3. W sprawie ideowych przyczyn powstania
Odpowiedź na pytanie, dlaczego w ogóle wywołano powstanie, brzmiała
prawie jednogłośnie „Aby wywalczyć wolność Polski i zaświadczyć światu, że Polskę stać jeszcze na czyn za swój kraj i swoje państwo”. Termin powstania określiły
wewnętrzne i zewnętrzne czynniki: napięcie w narodzie, szczególnie wśród ludności Warszawy wzrosło maksymalnie z powodu dokonanych przez stronę niemiecką
masowych aresztowań i egzekucji. Kiedy zgłosiła się tylko pewna ograniczona część
Por.: Tegoż, „Łączność Komendy Głównej Armii Krajowej” [w:] Wielka Ilustrowana Encyklopedia...,
dz. cyt., s. 337; K. Malinowski, dz. cyt., s. 269.
24
Por.: Tamże, s. 293–294.
25
Por.: S. Mazurkiewicz, „Zgrupowanie Radosław na Woli” – fragment [w:] Kulisy katastrofy powstania
warszawskiego. Wybrane publikacje i dokumenty (New York–Montreal–Warszawa: Nieformalna grupa b.
Powstańców Warszawskich; Zielona Góra: Jan Sidorowicz, 2009): s. 215–216; http://www.powstanie.
pl/pdf/Ksiezka_KULISY_KATASTROFY_POWSTANIA_WARSZAWSKIEGO.pdf.
26
Chodzi tu o tzw. cichociemnych, czyli oficerów Polskich Sił Zbrojnych przewiezionych do okupowanej Polski drogą lotniczą (zwykle zrzucanych na spadochronach). W Powstaniu Warszawskim
walczyło ich ogółem 91 (część była pierwotnie przeznaczona do innych okręgów, ale po wybuchu
walk zmuszeni byli pozostać w oblężonym mieście). Podczas walk w Warszawie zginęło 18 cichociemnych. M. Ney-Krwawicz, „Cichociemni w powstaniu” [w:] Wielka Ilustrowana Encyklopedia...,
dz. cyt., s. 101.
27
Por.: J. M. Ciechanowski, „Rozmowa z gen. T. Borem-Komorowskim, dowódcą AK (w obecności
prof. J.K. Zawodnego) – Londyn, 3 maja 1965 r.” [w:] J. M. Ciechanowski, Powstanie warszawskie.
Zarys podłoża politycznego i dyplomatycznego (Pułtusk: b.w., 2004): s. 535–536.
23
nr 15–16 – 2009
Rozmowa z wrogiem
spośród wezwanych do prac fortyfikacyjnych 100 tys. robotników, obawiano się nowych niemieckich akcji represyjnych. Ponieważ Niemców we wzrastającym stopniu
związał front zachodni i wydawało się, że Niemcy powinni oddać Warszawę nacierającym sowietom, londyński rząd emigracyjny wydał rozkaz do powstania. Przez
to, że Warszawa jeszcze przed zajęciem przez bolszewików miała zostać wyzwolona
własnymi polskimi siłami, chciano zmusić USA i Anglię, aby uznały Polskę jako
samodzielnego alianta i zapobiec wcieleniu kraju do ZSRS.
a. Pytanie: Na czyją pomoc liczono? Zasadniczo budowano na pomocy angielskiej zarówno poprzez oddziały spadochronowe, jak i zrzuty broni i amunicji.
Żądanie Sikorskiego28 oddania do dyspozycji 2 tys. brytyjskich samolotów29, było
jeszcze w żywej pamięci. – Z pewnością liczono także na wsparcie sowieckie – szczególnie po podróży Mikołajczyka30 do Moskwy. Ta miała się jednak ograniczyć do
niewielkiego zasięgu, aby w przyszłości nie dać sowietom żadnej okazji do stawiania Polsce żądań przy powoływaniu się na tę pomoc. Przede wszystkim sowieci mieli postawić do dyspozycji alianckich samolotów zaopatrzeniowych lotniska. Tego
jednak Moskwa odmówiła ku powszechnemu rozczarowaniu.31
Władysław Sikorski (1881–1943). Polityk i żołnierz, z wykształcenia inżynier budownictwa wodnego. Współorganizator i członek władz galicyjskich organizacji niepodległościowych. Od 1916 szef
Departamentu Wojskowego NKN. W ostrym sporze z Józefem Piłsudskim. W latach 1917–1918
dowódca Komendy Uzupełnień Polskiego Korpusu Posiłkowego. Od lutego do maja 1918 internowany. Od 1918 w WP. W latach 1918–1920: organizował odsiecz Lwowa, dowodził Grupą Poleską,
5. i 3. armią. W latach międzywojennych szef Sztabu Generalnego, premier, min. spr. wewnętrznych, generalny inspektor piechoty, min. spr. wojskowych, dowódca Okręgu Korpusu we Lwowie.
Poczas zamachu majowego zachował się biernie, później w dyspozycji min. spr. wojskowych. W 1936
współinicjator Frontu Morges i Stronnictwa Pracy. We wrześniu 1939 bez przydziału. Przez Rumunię
dostał się do Francji. Od 30 IX 1939 premier i min. spr. wojskowych, od 7 listopada również naczelny
wódz i generalny inspektor sił zbrojnych. Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, t. VII (Warszawa:
Wydawnictwo Naukowe PWN, 2004): s. 538–539.
29
W literaturze przedmiotu brak jakichkolwiek informacji na ten temat. Por.: K. Bieniecki, Lotnicze
wsparcie Armii Krajowej (Kraków: „Acana”, 1994); Organizacja wysyłki i odbioru zrzutów materiałowych
dla Armii Krajowej w wybranych dokumentach, (wybór i oprac.) J. Tarczyński (Londyn: Studium Polski
Podziemnej, 2001).
30
Stanisław Mikołajczyk (1901–1966). Powstaniec wielkopolski i uczestnik wojny polsko-bolszewickiej. Działacz ruchu ludowego. Żołnierz września 1939. Internowany na Węgrzech, na emigracji we
Francji i Wielkiej Brytanii (1939–1940 wiceprzewodniczący i p.o. przewodniczący Rady Narodowej,
1940–1943 wicepremier, VII 1943–XI 1944 premier rządu RP). W 1945 wrócił do kraju (VI 1945–II
1947 wicepremier i min. reform rolnych TRJN; współzałożyciel, wiceprezes i prezes PSL). W październiku 1947 z obawy przed aresztowaniem uciekł z Polski „ludowej”. Nowa Encyklopedia Powszechna
PWN, t. 5 (Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2004): s. 485.
31
Por.: J. M. Ciechanowski, Powstanie warszawskie. Zarys..., dz. cyt., s. 164–175.
28
332
Dokumenty
b. Pytanie: Dlaczego podtrzymywano powstanie mimo braku angielskiej i sowieckiej pomocy? Początkowo polskie kierownictwo pokładało jeszcze
zaufanie w oczekiwanej pomocy angielskiej, a po zajęciu Pragi, w sowieckiej ofensywie. Prasa i propaganda powstańców zwodziła korzystniejszym położeniem i rychłą
odsieczą. Brak angielskiego wsparcia usprawiedliwiony „trudnościami technicznymi”, jednak jeszcze teraz panuje wśród jeńców wojennych nadzwyczaj silna wiara
w to [wsparcie – PK]. Niektórzy spośród nich nie chcieli kapitulować, gdyż pomoc
„jeszcze ciągle mogła nadejść”. Poza utrzymującą się nadzieją na alianckie wsparcie,
powstanie ciągnęłoby się jeszcze dalej ze względów prestiżowych, a także ze strachu
przed kapitulacją i niemieckim odwetem, także kiedy wielka liczba bojowników
była już przekonana o jego bezsensowności. Warunki kapitulacji miały być przyjęte
tylko ze strony niemieckich sił zbrojnych: do „innych niemieckich placówek nie
było już zaufania, i prędzej walczono by do końca”.
333
Kapitulacja obowiązuje tylko warszawską grupę bojową AK. Walka pozostałych jednostek AK przeciwko Niemcom trwa nadal.
c. Pytanie: Dlaczego oczekiwano angielskiej pomocy, kiedy rosyjska
była bliżej? Przystąpienie Anglii było jej obowiązkiem i długiem. Skłonność szerokich polskich mas do Wielkiej Brytanii odpowiada antysowieckiemu nastawieniu:
„z Rosjanami nie chcemy mieć nic do czynienia”. Poza tym tylko niewielu wierzyło
w bezinteresowną pomoc Stalina32 dla Polski. W przypadku natarcia Armii Czerwonej niektórzy [żołnierze AK – PK] chcieli nawet przebrać się po cywilnemu i uciec
na zachód.
4. O politycznym nastawieniu narodu polskiego
Większość oficerów odmawiała wypowiedzi na ten temat [twierdząc – PK]:
„Jesteśmy żołnierzami, a nie politykami”. Zestawione poniżej wypowiedzi na ten
temat pochodzą przeważnie od podoficerów i żołnierzy i właśnie dzięki temu najlepiej pokazują nastawienie masy narodowo uświadomionych Polaków do współczesnych zagadnień politycznych.
Józef W. Stalin (właśc. Iosif Dżugaszwili) (1878–1953). Usunięty z seminarium duchownego
w Tyflisie. Od 1898 członek partii socjaldemokratycznej, a od 1903 bolszewickiej. Kilkakrotnie aresztowany i zsyłany. Współorganizator zbrojnego przewrotu bolszewickiego w jesieni 1917. Członek
Rady Komisarzy Ludowych. w okresie komunizmu wojennego komisarz polityczny różnych frontów. Członek Biura Politycznego RKP(b), WKP(b) i KPZR, w kwietniu 1922 wybrany gensekiem partii. Od 1943 marszałek, a od 1945 generalissimus Związku Sowieckiego. Dyktator ZSRS, ludobójca.
Od 17 IX 1939 współodpowiedzialny za zbrodnie na obywatelach RP (z symbolicznym Katyniem na
czele). Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, t. 7 (Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2004):
s. 693.
32
nr 15–16 – 2009
334
Rozmowa z wrogiem
a. O Moskwie i polskim rządzie lubelskim: Moskwa dąży do zrobienia
z Polski republiki sowieckiej. Już teraz przeprowadziła masowe aresztowania w polskich kręgach uświadomionych narodowo w Wilnie i na innych obszarach. Pójście
z sowietami oznaczałoby „może tymczasowo wolną Rzeczpospolitą Polską z komunistycznym komponentem”, lecz zgodnie z powszechnym przekonaniem pewnego
dnia ZSRS zniesie granice [między Polską i Związkiem Sowieckim – PK].
Rząd lubelski miałby być zupełnie niewielką figurą na szachownicy Stalina
i nie ma znaczenia. Składa się z sowieckich agentów, z polskich komunistów, którzy
są kierowani przez Nie-Polaków. Jednak Anglia nie dopuści do trwałego funkcjonowania dwóch polskich rządów. Fuzja obydwu rządów miałaby być wykluczona,
oznaczałaby zniknięcie rządu londyńskiego.
b. O Londynie i rządzie polskim: Przebieg powstania ukazał wielu Polakom, że Anglia tylko wtedy interweniuje z pomocą, jeśli to nie stoi w sprzeczności
z jej własnymi interesami. Rządowi londyńskiemu zarzuca się stałą uległość wobec
Moskwy. Powszechne nastawienie wobec Moskwy najlepiej oddają słowa pewnego
jeńca wojennego: „Przypuszczamy, że być może Anglia postępuje wobec nas nie
zawsze lojalnie, jednak ciągle jeszcze widzimy w Anglii nasz atut i dlatego mocno
go trzymamy”.
Polski rząd emigracyjny w Londynie jest jednogłośnie uznawany jako
uprawniony reprezentant polskich spraw. Miałby być jedynym legalnym rządem,
gdyż opierając swoją władzę na podstawach demokratycznych jest uznawany przez
cały naród polski.
c. O USA i przebywających tam Polakach: Roosevelt33 musi się liczyć
z głosami pięciu milionów w USA. Dlatego wierzy się, że chce pomóc Polsce, jednak ma związane ręce przez sowiety, bo nie mógłby zrezygnować z mas ludzkich,
które Stalin stale na nowo rzuca do walki. Zrozumienie spraw polskich przez USA
odzwierciedla się dotąd tylko w wielkich mowach i manifestacjach.
d. O kierownictwie AK i osobiście gen. „Borze”: Początkowo wobec gen.
„Bora” zajęto wyczekującą pozycję, gdyż nie był znany w szerokich kręgach. Podczas
samej walki nastawienie do niego, jak w ogóle do kierownictwa AK, było zdecydowanie pozytywne. Niektóre głosy nazywają go „godnym naczelnym wodzem wojsk
polskich”. Szczególnie korpus podoficerski i żołnierze, a więc masa bojowników
podporządkowuje mu się bezwarunkowo. Określa się „Bora” jako dobrego organizaFranklin Delano Roosevelt (1882–1945). Prawnik i polityk amer., członek Partii Demokratycznej.
W latach 1933–1945 prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki (wybrany czterokrotnie). Po przystąpieniu USA do wojny rzecznik ścisłej współpracy aliantów (lojalny partner Józefa Stalina). Nowa
Encyklopedia Powszechna PWN, t. 7 (Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2004): s. 254.
33
Dokumenty
tora i konspiratora i dodatkowo poczytuje mu się to za wielką zasługę, że przez swoją
nielegalną pracę stworzył podstawy powstania. Dla Polaków jest przedstawicielem
legalnego rządu londyńskiego, w którym piastuje on stanowisko zastępcy prezesa
Rady Ministrów. Mimo to głośne stają się głosy dezaprobaty, które zarzucają generałowi bezcelowość powstania, wiele ofiar i zniszczenie Warszawy. Należy przyjąć,
że te głosy znajdują oddźwięk szczególnie wśród cierpiącej biedę ludności cywilnej.
Opinia publiczna żąda nawet, aby „Bór” oddał się do dyspozycji sądu wojennego.
5. Stosunek AK do AL
AK odrzuca AL jako „komunistyczną komórkę”, której celem jest przekształcenie Polski w Republikę Sowiecką. AL zarzuca się, że kosztem AK uprawiała
akty sabotażu, a nawet mordowanie żołnierzy niemieckich. W związku z tym niemieckie działania odwetowe kierowały się przeważnie przeciwko członkom AK.
335
Przy okazji podkreśla się, że AK tylko wtedy przedsiębrała akcje przeciwko
Niemcom, kiedy były zagrożone interesy polskiej ludności cywilnej. I tak kierownik
warszawskiego Urzędu Pracy otrzymał dwa listy z pogróżkami, z prośbą, aby nie
przeprowadzać deportacji do Rzeszy polskiej młodzieży szkolnej. Kiedy nie zrezygnował ze swego planu, został zamordowany.
Dlatego na obszarze politycznym AK i AL odnoszą się do siebie wrogo, jednak w odniesieniu ds. militarnych wierzono we wspólną walkę przeciwko wspólnemu wrogowi. Na początku powstania AL, która była taktycznie podporządkowana
dowództwu AK, również faktycznie wypełniała jej rozkazy. Dopiero później doszło
do tarć, tak że nie doszło do powierzenia AL żadnych ważnych odcinków. Różnie
jest oceniany rzeczywisty udział AL w walce: niektórzy jeńcy wojenni twierdzą, że
AL trzymała się na dystans, aby doprowadzić do wykrwawienia AK. Armia Czerwona przy wsparciu AL miała wmaszerować dopiero po wykrwawieniu się AK.
Powszechnie ocenia się, że AL określała sowieckie zrzuty amunicji i broni
jako należące tylko do niej i zachowywała je dla siebie. Ona, która dotąd mówiła
o równości wszystkich Polaków, miała teraz zrzucić maskę tak, że AK wkrótce odczuje potęgę bolszewików. Poza tym AL przy pomocy obietnic awansu próbowała
wygrać dla siebie ludzi z AK i rzeczywiście miały nastąpić przejścia.34
AL miała powołać własny „Korpus Bezpieczeństwa” (KB), który miał wykonywać funkcje NKGB i składać się z wyszkolonych komunistów.35 O roli Żydów
Por.: M. Wieczorek, Armia Ludowa 1944–1945. Działalność bojowa 1944–1945 (Warszawa: b.w.,
1984): s. 170–195.
35
Por.: L. Żebrowski, „Armia Ludowa” [w:] Encyklopedia „białych plam”, t. 1 (Radom: Polskie
Wydawnictwo Encyklopedyczne, 2000): s. 320.
34
Rozmowa z wrogiem
nr 15–16 – 2009
wewnątrz AL wiadomo niewiele, jedna wypowiedź stwierdza, że pewna odezwa
podpisana przez „gminę żydowską” wzywała młodych Żydów i Żydówki do wstępowania do AL.
336
6. O zrzuconych przez aliantów organizatorach i agentach powstania
Wyżsi kierownicy ruchu oporu mieliby być wyszkoleni w Londynie i byli
przetransportowani do Polski skacząc na spadochronie36 lub po wylądowaniu samolotu w okolicy Radomia.37
W sierpniu mieliby być zrzuceni dalsi skoczkowie spadochronowi z Londynu nad Warszawą, między innymi pewna grupa od trzech do pięciu osób.38
W ostatnich tygodniach powstania zrzucono także sowieckich radiotelegrafistów. Na ten temat jeńcy wojenni nie mogli przytoczyć żadnych bliższych danych.
Por.: K. Bieniecki, dz. cyt., s. 349–450; http://www.dws.org.pl/viewtopic.php?f=20&t=122827.
Do wybuchu Powstania Warszawskiego przeprowadzono trzy niezwykle trudne operacje lądowania w okupowanej Polsce samolotów lecących z Włoch. Wszystkie samoloty lądowały w 1944, ale
żaden „w okolicy Radomia” (15/16 kwietnia operacja „Wildhorn I” – „Most nr 1”, pod dowództwem
por. RAF Edwarda J. Harroda, lądowisko „Bąk”, położone 16.5 km na południowy-wschód od stacji Lublin-miasto; 29/30 maja operacja „Wildhorn II” – „Most nr 2”, pod dowództwem por. RAF
G. W. O`Donovana, lądowisko „Motyl”, 18 km na północny zachód od Tarnowa i 25/26 lipca operacja „Wildhorn III” – „Most nr 3”, pod dowództwem por. RAF George’a S. Culliforda, ponownie
lądowisko „Motyl”). Pierwszym samolotem (Ekipa XLIII) przyleciał m.in. mjr Narcyz Łopianowski
ps. „Sarna”, mianowany zastępcą dowódcy Ośrodka Pancernego Komendy Obwodu Warszawa AK,
w Powstaniu Warszawskim pierwotnie dowodził odwodem wystawionym przez Ośrodek Pancerny
na terenie 2. Rejonu Obwodu Śródmieście, potem był oficerem sztabu Obwodu Śródmieście
Południowe, pod koniec sierpnia objął dowództwo odcinka Północnego rejonu Śródmieście
Południowe (podobwód „Sarna”). Drugim samolotem (Ekipa LV) przylecieli: ppłk Romuald Bielski
ps. „Bej” – przydział nieustalony, zaginął i gen. dyw. Tadeusz Kossakowski ps. „Krystynek” – przydzielony do Wydziału Broni Szybkich Oddziału III Operacyjnego KG AK, dowódca Zakładów
Produkcji Uzbrojenia AK, od 28 sierpnia kierownictwo produkcji środków walki, wcześniej służył
w linii, w pierwszych dniach powstania warszawskiego zwykły strzelec w drużynie szturmowej, od
początku września przeniesiony do pionu produkcji uzbrojenia, jednocześnie dowódca kilkunastoosobowej Legii Oficerskiej. Trzecim samolotem (Ekipa LVII) przylecieli m.in.: kpt. dypl. Kazimierz
Bilski ps. „Rum”, w powstaniu warszawskim dowódca batalionu „Rum” i mjr Bogusław Wolniak ps.
„Mięta”, w powstaniu oficer Dowództwa Wojsk Łączności. K. Bieniecki, dz. cyt., s. 203–212; http://
www.cichociemni.ovh.org/44.html.
38
Może tu chodzić o przeprowadzoną w nocy z 30 na 31 VII 1944 operację lotniczą o kryptonimie „Jacek 1”, dowodzoną przez kpt. naw. Stanisława Daniela. Ekipa nr LVIII (w składzie: płk
Jacek Bętkowski ps. „Topór 2”, kpt. Franciszek Malik ps. „Piorun 2”, por. Stanisław Ossowski ps.
„Jastrzębiec 2”, por. Julian Piotrowski ps. „Rewera 2”, kpt. Zbigniew Specylak ps. „Tur 2”, ppor.
Władysław Śmietanko ps. „Cypr”) przybyła do Warszawy 1 VIII 1944 i od razu włączyła się do walk
powstańczych. K. Bieniecki, dz. cyt., s. 195, 424; http://www.cichociemni.ovh.org/44.html.
36
37
Dokumenty
7. O traktowaniu niemieckich jeńców wojennych
Wg zgodnych wypowiedzi jeńcy wojenni należący do niemieckich sił
zbrojnych byli dobrze traktowani.39 I tak np. cała ludność brała udział w pracach
ratowniczych, aby wyciągnąć niemieckich jeńców wojennych zasypanych przez
bombę w kinie „Hollywood”. Ranni Niemcy byli dokładnie tak samo opatrywani
i pielęgnowani, jak Polacy.40 Dobrze traktowano także cywilnych obywateli Rzeszy,
ale częściowo także kierowano ich do pracy.41
Wypowiedzi o traktowaniu członków SS, policji, SD i żandarmerii są
wstrzemięźliwe. Nie były one [te formacje – PK] stawiane na jednej płaszczyźnie
z Wehrmachtem, ale postrzegane jako organy wykonawcze „niekorzystnego dla Polaków reżimu”. W niektórych przypadkach mieliby oni być postawieni przed sądem
i rozstrzelani jeśli dowodnie brali udział w akcjach i egzekucjach Polaków.42
Istniała wielka zaciętość przeciwko tym volksdeutschom, którzy dopiero po 337
rozpoczęciu wojny, a nawet dopiero w trzecim i czwartym roku wojny zdeklarowali się
jako tacy. Zarzucano im, jakoby byli Polakami, którzy podawali się za Niemców, aby móc
lepiej żyć. Byli oni bici i angażowani do ciężkich i niebezpiecznych prac, np. budowy barykad pod ostrzałem, tak jak Ukraińcy, którym zarzucano bestialskie występki wobec
polskich kobiet i dzieci. Volksdeutsche kobiety wykonywały pranie dla żołnierzy AK.43
Polscy policjanci, którzy nie należeli do ruchu oporu trafiali do niewoli.
Wschodni ochotnicy, którzy uciekli na polską stronę przeważnie nie byli
wykorzystywani do walki, lecz do robót. Jak np. 11 Azerów, spośród których 6 zabiła przy pracy niemiecka bomba i zostali pogrzebani w al. Ujazdowskich 26.44
Na polecenie Dowództwa Okręgu Warszawa AK wzięci do niewoli żołnierze Wehrmachtu mieli
być traktowani jak jeńcy wojenni i kierowano ich do specjalnie utworzonych obozów jenieckich.
J. Marszalec, „Jeńcy niemieccy w powstaniu” [w:] Wielka Ilustrowana Encyklopedia..., dz. cyt., s. 236.
40
Budynek przy ul. Hożej 29 mieszczący kino „Hollywood” został zbombardowany 16 września.
Przebywało tam wówczas 211 jeńców, z czego 104 zginęło. J. Marszalec, dz. cyt., s. 238.
41
Niemieccy jeńcy cywilni, którzy nie kwalifikowali się do postawienia w stan oskarżenia (za współpracę z niemieckimi służbami bezpieczeństwa), byli przekazywani do aresztów, a następnie do
improwizowanych obozów dla internowanych. J. Marszalec, dz. cyt., s. 237.
42
Funkcjonariuszy niemieckich formacji policyjnych kierowano do aresztu kontrwywiadu AK,
gdzie wdrażano przeciwko nim śledztwo. Następnie w miarę potrzeby oddawano ich do dyspozycji
prokuratora i stawiano przed Wojskowymi Sądami Specjalnymi. J. Marszalec, dz. cyt., s. 236–237.
43
Volksdojczy traktowano jak obywateli polskich. Kierowano ich do aresztu kontrwywiadu AK,
gdzie wdrażano przeciwko nim śledztwo i oskarżano o działanie przeciw państwu polskiemu.
Sądziły ich Wojskowe Sądy Specjalne. J. Marszalec, dz. cyt., s. 236–237.
44
Żołnierzy formacji wschodnich kierowano do aresztu kontrwywiadu AK, gdzie zasadniczo wdrażano przeciwko nim śledztwo. Część z nich, oskarżonych o działanie przeciw państwu polskiemu,
sądziły Wojskowe Sądy Specjalne. J. Marszalec, dz. cyt., s. 236–237.
39
Rozmowa z wrogiem
nr 15–16 – 2009
8. Alianccy oficerowie łącznikowi
Przesłuchiwani jeńcy wiedzą niewiele na temat alianckich oficerów łącznikowych przy sztabach powstańczych, gdyż większość z nich nie miała styczności
ze sztabami odpowiednio wysokiego szczebla. Niektórzy jeńcy wojenni słyszeli, że
przy AK mieliby się znajdować sowieccy oficerowie łącznikowi. Przy AL widziano
pewnego sowieckiego majora.45
9. Wypowiedzi o zakopanej broni, placówkach dowódczych, drukarniach
Jeńcom wojennym nic nie jest wiadomo na temat zakopanej broni.
Wspomniano następujące drukarnie: przy ul. ul. Dobrej, Konopczyńskiej,
Widok 16.46
Sztab gen. „Montera” miałby się znajdować w kinie „Palladium” przy ul. Złotej.47 Wspomniano dalsze sztaby przy ul. Kruczej, ul. Zwycięstwa i w al. Ujazdowskich 38.
Konstanty Adriejewicz Kaługin (1909–?). Sowiecki wojskowy (kapitan), oficer sowieckiego wywiadu podczas II wojny światowej. Z zawodu inżynier budowlany, pochodził z Zagłębia Donieckiego.
W maju 1942 dostał się do niewoli niemieckiej pod Charkowem, po zwolnieniu z niemieckiego obozu jenieckiego zaczął współpracę z Niemcami, współpracując jednocześnie z sowieckim wywiadem
wojskowym. Kaługin przebywając w okupowanej Warszawie ujawnił się wobec polskich władz po
wybuchu powstania warszawskiego. Za pośrednictwem polskiej łączności radiowej (przez Londyn)
Kaługin wysłał 5 VIII 1944 depeszę do Stalina z prośbą o pomoc dla powstania. W depeszy określił
m.in. potrzeby powstańców w zakresie uzbrojenia oraz postulowane tereny zrzutów. Przygotował
też odezwy-ulotki dla niemieckich oddziałów złożonych z sowieckich żołnierzy wziętych do niewoli, w której zabraniał walki przeciwko powstaniu i groził karą śmierci w przyszłości. Wśród
powstańców uprawiał propagandę prosowiecką. 20 IX 1944 dostał się przez Wisłę do oddziałów
Rokossowskiego, po czym powstańcy nie mieli już o nim informacji. Stefan Korboński przypuszczał, że zginął za wysłanie depeszy niezgodnej z planami Stalina. W rzeczywistości Kaługin po rozmowie z gen. Berlingiem oraz Nikołajem Bułganinem (wówczas przedstawicielem rządu sowieckiego przy PKWN) został wywieziony do Moskwy, a tam skazany na 10 lat więzienia, po śmierci Stalina
zrehabilitowany.
46
Por.: M. Wojewódzki, W tajnych drukarniach Warszawy 1939–1944. Wspomnienia (Warszawa:
b.w., 1978): s. 156, 159, 162, 201, 347, 391, 399, 402, 405; B. Gajdziński, „Podziemna drukarnia na
Dobrej”, Wrocławski Tygodnik Katolików, nr 47 (1965); M. Mierzejewska, „Tajne Wojskowe Zakłady
Wydawnicze”, Wrocławski Tygodnik Katolików, nr 21 (1971); Rozmieszczenie obiektów poligraficznych
Wojskowych Zakładów Wydawniczych w sierpniu 1944 r., http://www.udskior.gov.pl/kombatant/200807.
pdf.
47
Kino „Palladium” przy ul. Złotej 7/9 było miejscem postoju Komendy Okręgu Warszawa-Miasto
AK od 5 września do końca powstania. M. Strok, „Kwatera Główna Komendy Głównej Okręgu
Warszawskiego AK” [w:] Wielka Ilustrowana Encyklopedia..., dz. cyt., s. 311; http://powstanie-warszawskie-1944.pl/obwody_AK.htm.
45
338
Dokumenty
10. Pozostawienie w Warszawie grup sabotażowych
Przesłuchiwanym nic nie było wiadomo na ten temat. Na rozkaz gen.
„Montera” nikomu nie było wolno pozostać w Warszawie. Kto porzucił oddział
po kapitulacji, był traktowany jako dezerter. Broń i wyposażenie zabrano ze sobą.
Wstrzymano wydawanie nowych legitymacji AK i najsurowiej zabroniono zabierania cywilów do obozów jeńców wojennych. – Jedynie jedna 20-osobowa grupa AKowska pod dowództwem kpt. „Ziuka”48 miałaby pozostać, aby przekazać Niemcom
jeszcze posiadaną broń i amunicję.49
W przeciwieństwie do AK w Warszawie pozostali liczni członkowie AL.
Poza tym należy przyjąć, że wyżsi „przywódcy konspiracji”, urzędnicy, oficerowie
zrzuceni z Anglii itd. wmieszali się w ludność cywilną ze strachu przed niemieckimi represjami.
339
Józef Roman (1914–2003), ps. „Ziuk”, „Starski”, „Bączkowski”. Oficer zawodowy (od 1936). We
wrześniu 1939 w stopniu podporucznika, dowódca plutonu topograficzno-ogniowego 1. Dywizjonu
Pomiarów Artyleryjskich (w składzie Armii „Pomorze”), po bitwie nad Bzurą przekradł się do
Warszawy. W konspiracji od 1939 (grupa płk. Tatara na Lubelszczyźnie, wywiad ZWZ-AK – kierowanie placówką na stacji kolejowej w Puławach w latach 1940–1941 oraz ekspozyturą „Wschód-Wołyń”
w latach 1941–1943, 11 XI 1942 awansowany do stopnia por., uchodzi zagrożony aresztowaniem, otrzymuje przydział w wywiadzie KG AK). W Powstaniu Warszawskim dowódca kompanii (po 20 września w składzie 72. pp AK), ranny. Po kapitulacji przez rok pozostał w konspiracji (AK/NIE/DSZ, do
kwietnia 1945 szef Wydziału II Sztabu Komendy Obszaru Zachodniego, później komendant Okręgu
Pomorze Zachodnie z siedzibą w Szczecinie – z braku kadr i środków nie zorganizował okręgu ograniczając się do prac wywiadowczych). Po ujawnieniu wstąpił do ludowego WP, awansowany do stopnia
mjr., w 1949 zwolniony z wojska i przeniesiony do rezerwy. Aresztowany 14 V 1950, torturowany,
wyrokiem WSR w Warszawie skazany 5 X 1951 (proces Tatara) na karę dożywotniego więzienia, NSW
w Warszawie 27 XI 1951 złagodził karę do 15 lat, 28 III 1956 warunkowo zwolniony, później rehabilitowany. Pracował w administracji Politechniki Szczecińskiej, od 1974 na emeryturze. Walnie przyczynił
się do ufundowania kaplicy AK w bazylice archikatedralnej św. Jakuba w Szczecinie oraz nadania statkom PŻM imion „Powstaniec Warszawski” (1982) i „Generał Grot-Rowecki” (1986). K. Leski, Życie
niewłaściwie urozmaicone. Wspomnienia oficera wywiadu i kontrywywiadu AK (Warszawa: PWN, 1989):
s. 472–473; J. Roman, Z utraconego Wołynia do odzyskanego Szczecina (Szczecin: AP, 1995); Tegoż, Moja
działalność w AK (Szczecin: „Dokument”, 1997); Tegoż, Wspomnienia (Szczecin: b.w., 1999); http://
www.stankiewicz.e.pl/index.php?kat=32&sub=443; Gazeta Wyborcza Szczecin 17 XI 2003, nr 120, s. 12
Pożegnania, http://miasta.gazeta.pl/szczecin/1,34959,1780376.html.
49
Batalion osłonowy (asystencyjny), który w celach porządkowych pozostał w mieście do 9 października, wyznaczono zgodnie z postanowieniami umowy kapitulacyjnej. Batalion składał się
z trzech uzbrojonych kompanii AK w sile ok. 300 żołnierzy z batalionu „Kiliński” i ok. 120 z batalionu „Miłosz”. K. Jóźwiak, „»Kiliński« batalion” [w:] Wielka Ilustrowana Encyklopedia..., dz. cyt., s. 261;
S. Maliszewski, „»Miłosz« batalion” [w:] Wielka Ilustrowana Encyklopedia..., dz. cyt., s. 366; http://
www.1944.pl/index.php?a=site_text&id=11998&se_id=12070.
48
Rozmowa z wrogiem
nr 15–16 – 2009
11. Siła AL
Wzmianki na ten temat są bardzo różnorodne: gdyby stwierdzony w jednej
wypowiedzi stosunek AK do AL jako 3:1 zgadzał się, wówczas liczba żołnierzy AL
musiałaby wynosić około 6 250. Najniższy szacunek mówi jednak tylko o 1 500 bojownikach z AL.50
AL była silniej uzbrojona aniżeli AK. Jej „Korpus Bezpieczeństwa” (KB)
wydał na ulotkach wezwanie, aby nie kapitulować.51
340
12. Możliwości ukrywania się członków AL jako członków AK
Należący do AL próbowali na różne sposoby wejść w posiadanie legitymacji
AK. Po tym jak ich odpowiednia prośba do dowództwa AK miała być odrzucona, starali się dla celów kamuflażu otrzymać legitymacje przemocą lub na drodze kupna. I tak
w jednym przypadku 4 AK-owców zostało zamordowanych przez żołnierzy AL i obrabowanych ze swoich legitymacji. Inni członkowie AL oferowali wysokie sumy pieniężne,
przeważnie w dolarach, za legitymacje AK (jedna książeczka nawet za 100 USD). Przyjmuje się, że członkowie AL wmieszają się z tymi legitymacjami w uciekającą ludność
cywilną, aby uniknąć ewentualnego rozpoznania w obozie przez bojowników z AK.
13. O politycznych planach Polaków na przyszłość (z uwzględnieniem
polityki aliantów)
Na to pytanie warszawscy oficerowie powstańczy – jeńcy wojenni odpowiadają tylko z wielką ostrożnością. Z ich wypowiedzi i dobrowolnie wypowiedzianych myśli podoficerów i żołnierzy, z polskiej perspektywy wynika następująca
ocena przyszłego położenia politycznego: dla Polaków niekomunistów, a więc masy
narodu polskiego, tylko jedno jest pewne w obecnej niejasnej sytuacji: współpraca
z bolszewikami jest dla Polski niemożliwa. Na tym tle ukazuje się zarówno przyszły
stosunek do Niemiec, jak i do Anglii.
Bez zmiany obecnego położenia zewnątrzpolitycznego większość przesłuchiwanych uznaje za nieprawdopodobną współpracę z Niemcami przeciwko bolszewizmowi. Jako przyczyny tego podaje się:
a. rychłe zakończenie wojny. Niemcy w ciągu najdalej roku przegrają wojnę;
b. chociaż obydwu narodom zagraża niebezpieczeństwo „połknięcia przez
bolszewizm”, w piątym roku wojny okazało się, że Niemcy chcieli wyniszczyć naród polski, zamiast pozyskać do wspólnej walki przeciwko sowietom.
Por.: M. Wieczorek, dz. cyt., s. 197.
Por.: A. Przygoński, Armia Ludowa w Powstaniu Warszawskim 1944 (Warszawa: Przedsiębiorstwo
Wydawniczo-Handlowe „Graf” – Henryk Czerski, 2008); M. Wieczorek, dz. cyt., s. 196.
50
51
Dokumenty
Wg zgodnych wypowiedzi współpraca z Niemcami jest możliwa tylko za
zgodą polskiego rządu emigracyjnego, a tym samym rządu brytyjskiego. Mogłoby do tego dojść, gdyby jak wielu oczekuje, doszło do konfliktu pomiędzy ZSRS
i Anglią. Związane z tym przegrupowanie partii wojennej jest postrzegane w polskim obozie jako pierwszy krok do ponownego ustanowienia niezawisłego państwa.
Anglia i USA, z którymi Niemcy pod presją położenia zawrą na zachodzie pokój
i musiałyby się związać w walce przeciw bolszewizmowi, zatroszczą się o to, żeby
Polska ponownie była samodzielna. Ta wiara w ostatnich tygodniach powstania i po
kapitulacji urosła nawet do rozmiarów pogłosek, jakoby pomiędzy Niemcami i Anglią trwały już rokowania, aby wspólnie zwalczać sowiety. Alianci stworzyli właśnie
przeciwko Armii Czerwonej bazy na Bałkanach...
Wszystko to pokazuje, że wiara w Anglię pozostaje niewzruszona mimo
całego rozczarowania ponownym zaniechaniem pomocy; jak mówił pewien polski 341
bojownik AK, „Naszą wielką kartą atutową jest i pozostaje Anglia, gdyż zaangażuje
się na rzecz wolnej Polski, czego nigdy nie będzie można oczekiwać ani od Niemiec,
ani od Związku Sowieckiego”.
[odręczny podpis] Dr. Neumann
Podporucznik i dowódca jednostki
nr 15–16 – 2009
342
Reminiscencje
POEZJA
Poezja
Poemat Michała Kondratowicza „Reminiscencje” powstał, jak można
sądzić z tekstu, pod koniec lat 70. ubiegłego wieku. Przepisywany na maszynie na cienkich kalkach przebitkowych, kursował przekazywany z rąk do rąk,
jako druk nielegalny w środowiskach wilnian w Gdańsku i innych miastach.
Pod koniec lat 90. odnalazłem ten tekst w papierach mojego ś.p. wuja, Witolda
Augustowskiego, znanego wileńskiego aptekarza, który po wojnie mieszkał na
stałe w gdańskiej Oliwie. Na pierwszej stronie znajdowała się odręczna dedykacja autora: „Witoldowi Augustowskiemu – »zakajonemu« wilnianinowi – taki
sam autor.”
W 1985 r. fragmenty poematu zostały opublikowane anonimowo w postaci
broszury zatytułowanej Wilno, przez niezależną oficynę wydawniczą Solidarności
Walczącej w Łodzi, wraz z kilkoma innymi utworami poetyckimi poświęconymi
miastu nad Wilią. W ówczesnej edycji z nieznanych przyczyny dokonano pewnych przeróbek usuwając wstęp (Hortamentum), fragmenty środka oraz całe zakończenie. Tekst opatrzono wówczas przypisami, które miały wyjaśniać pojęcia,
sformułowania czy miejsca nieznane czytelnikowi wychowanemu w epoce PRL.
Postanowiliśmy zachować te dopiski także w obecnym wydaniu. Obecna edycja
zawiera pełny, pierwotny tekst poematu Kondratowicza, bez jakichkolwiek ingerencji redakcyjnych. Zdecydowaliśmy się także zilustrować poemat fotografiami
Wilna sprzed wojny, które udostępnił nam ze swej kolekcji wilnianin z Krakowa,
p. Tadeusz Kadenacy.
Michał Kondratowicz
Hortamentum
Wilno, jak żadne inne polskie miasto (może jeszcze Lwów), posiada tę dziwną moc i czar serdecznego przywiązania do siebie swych mieszkańców. Toteż tęsknili za nim, gdy opuszczali jego ukochane, wiekową polskością tchnące, mury na
dłuższy okres czasu.
W czasie studiów w Krakowie miałem przyjaciela, również wilnianina od
którego w prezencie imieninowym otrzymałem wielkie lukrowane „Kaziukowe”
serce i list. – Serce zawieruszyło się w niespokojnych czasach, a list odczytuję po
czterdziestu paru latach z równym, a może z jeszcze większym, wzruszeniem, niż
ongiś, jako że „Miasto co nam śni się” znajduje się dziś za kordonem:
343
Reminiscencje
Poeto muzyczny – Kochany Michale
nr 15–16 – 2009
Chodząc gdzieś po chmurach, słuchając „muzyki sfer” – zapomniałem, że
tu na ziemi, żyje śpiewny Brat – poeta, i że miał przecież imieniny. – Dopiero „meteor” błysnąwszy mi w oczy światłem gorących natchnień „Wileńskiego Lirnika”
– sprawił, że proszę Cię o przebaczenie i o przyjęcie zapóźnionych mych życzeń.
Jako prezent serce z piernika Ci daję. Serce i wiersz. Serce jedyne na Świecie, bo na
wileńskim kupione Kiermaszu. A wiersz? – ot, taki słabeuszek, ale szczery.
344
Poeto!
Z piernika serce Ci przynoszę –
z piernika...
Za słowa Twoje: kwiatów kosze –
muzyka, muzyka.
Ballada! – Serca tego dzieje –
ballada!
Zjedz!... Gęba Ci się rozśmieje
rozgada, rozgada...
Kiermasze – przypomną Ci się –
kiermasze
I miasto co nam śni,
to nasze, to nasze.
Przyklęknie myśl – gdzieś na Suboczy –
przyklęknie
I wizją się zachwycą oczy:
Jak pięknie!!! Jak pięknie!!!
A Ty to opisz! Czytałem Cię pilnie –
czytałem.
Więc pięknie napisz o Wilnie
z zapałem! z zapałem!
Ot, weź to serce „jedyne na świecie”,
weź w ręce
I ślij pozdrowienie w sonecie
Wilence, Wilence!
Al[eksander] Szymkiewicz 7 X 1938 r.
Poezja
Reminiscencje
Do Kraju tego, gdzie złocistodennej
Wśród pól się wije Wilii modry warkocz,
Do Kraju, który skąpy w chleby pszenne,
Ale ma Wilno, Ponary i Narocz,
Do Kraju, który naszym znów się stanie –
Tęskno mi, Panie!
Miasto wielu kościołów i licznych pamiątek
Drogie miasto, gdzie znany mi każdy zakątek.
Miasto, co masz w swym herbie Świętego Krzysztofa,
Najmilsze z miast, jam ciebie nad wszystko ukochał!
Z lotu ptaków nie wróżę … nie czytam też w gwiazdach,
Ale serce mi mówi: Wrócimy do gniazda!
Nie wiem, czy ciebie wyśnił Giedymin proroczo,
Lecz wiem, że się na jawie jawisz moim oczom.
Mówisz Wilno – a w sercu tłok wspomnień i wzruszeń.
To gniew, że cię przezwano tym śmiesznym „Vilniusem”
W środku miasta dwie góry: Zamkowa, Trzykrzyska…
Baszta stoi, lecz krzyże runęły z urwiska.
Raz jeszcze symbol wiary pchnięciem wrażej ręki
Z mogiły zamęczonych strącono w nurt Wilenki.
Zaprzedani najmici, splugawieni tchórze
Zamiast Góry Trzykrzyskiej – chcą mieć Góry Turze.
Stary grodzie, ty jeszcze z tego się wyliżesz!
Ongiś carskich siepaczów drażniły twe krzyże –
Ponary – kompleks leśny w pobliżu Wilna. Miejsce masowych mordów dokonywanych na rozkaz
Niemców przez ochotników litewskich na Żydach, Polakach (w tym licznej inteligencji wileńskiej
i żołnierzach AK), jeńcach sowieckich.
Narocz – największe jezioro w Polsce przed II wojną światową.
„…krzyże runęły z urwiska” – na pamiątkę męczeńskiej śmierci pierwszych apostołów Litwy oo.
Franciszków ustawiono, prawdopodobnie już w XV w. na górze pod Wilnem, trzy drewniane krzyże
– stąd nazwa Góra Trzykrzyska. W roku 1863 u podnóża góry władze carskie strącały powstańców.
W 1866 krzyże obalono i usunięto. W 1916 krzyże wzniesiono ponownie według projektu Antoniego
Wiwulskiego. Po powtórnym zajęciu Wilna przez Sowietów w 1940 krzyże zniszczono. Zostały
odbudowane na początku lat 90.
Wilenka (Biała Wilenka, Wilejka) – przepływający pod Górą Trzykrzyską dopływ Willi.
345
Reminiscencje
I dziś katedralnego zdjęte tympanonu
Dawnej świętości Polski dwóch świętych patronów.
Lecz wrócicie wraz ze Świętą Heleną pospołu.
Powita was dźwięk dzwonów trzydziestu kościołów!
A będą bić radośnie, jak dzwonom przystało,
Gdy dzwonią na Wielkanoc lub na Boże Ciało.
Na Zamkowej grób wodza Powstania na Litwie…
Ja po ścieżkach z obręczem – matka nad nim w modlitwie.
Rozmodlonych dzwonami kościołów wieżyce
Z zamkniętymi oczami, jak pacierz wyliczę.
Z imion świątyń widzianych w miasta panoramie
Do Wszystkich Świętych Pańskich zakładałem litanię.
nr 15–16 – 2009
346
Tympanon – górna część klasycystycznego portalu katedry wileńskiej.
…„grób wodza Powstania na Litwie” – mowa o Zygmuncie Sierakowskim (1827–1863), dowódcy oddziału powstańsczego na Żmudzi podczas Powstania Styczniowego, naczelnik wojskowy
województwa kowieńskiego. W bitwie pod Birżami (7–9 V 1863) ciężko ranny dostał się do niewo­
li. Stracony w Wilnie z rozkazu generał gubernatora Michaiła Murawiewa (zwanego powszechnie
„Wieszatielem”).
Poezja
347
W dole Willa, Litwinka wciąż z niej czerpie wodę –
Za polskie Wilno chłopcy dali życie młode.
Nad Wilią Most Zielony. Z mostu skok Siemaszki…
I salwa; w serce dostał Mickiewicz Pronaszki,
Który stojąc na brzegu Wilią się zachwycał,
Co w dzień dno ma złociste, w noc niebieskie lica.
„Litwinka wciąż z niej czerpie wodę” – fragment pieśni „Wilia nasza”.
„Z mostu skok Siemaszki” – mowa o śmierci żołnierza AK w starciu z Niemcami.
Zbigniew Pronaszko (1885–1958). Malarz, rzeźbiarz, grafik, profesor Wydziału Sztuk Pięknych
Uniwersytetu w Wilnie. Autor projektu pomnika A. Mickiewicza w Wilnie, którego przygotowane
do montażu kamienne elementy magazynowano na terenie Parku Orzeszkowej.
nr 15–16 – 2009
Reminiscencje
Gdybyś, Adamie, Słuszków10 nie opuszczał progów,
Mógłbyś za ocalenie podziękować Bogu
W niedalekiej świątyni11, którą ufundował
Pac Panu, że Pan Paca w potrzebie ratował.
W kruchcie kotły zdobyte pod Wiedniem na Turkach,
A w ołtarzu Chrystusa cudowna figurka.
Antokol12… Wołokumpia13… Trynopol14… Pośpieszka15…
Okolice Tytusa – latem tutaj mieszkał.
Środkiem rzeki ktoś płynie z prądem w małej łódce –
A może to on z Paulą na swej „duszehubce”16?
Przed nami święty Jakub na Placu Łukiskim17?
Pałac Słuszków wzniesiony w drugiej połowie XVII w. Władze rosyjskie przerobiły go na koszary,
a następnie na więzienie wojskowe.
11
„W niedalekiej świątyni…” – chodzi o kościół św. Piotra i Pawła, perłę baroku w skali światowej.
12
Antokol – dzielnica Wilna.
13
Wołokumpia – miejscowość letniskowa pod Wilnem, kąpielisko.
14
Trynopol – miejscowość koło Wilna nad górnym biegiem Wilii. Trynopol należał do Trynitarzy,
którzy w XVII w. założyli tu kościół i klasztor. Tu też zaczyna się słynna wileńska Kalwaria.
15
Pośpieszka – dalekie przedmieście Wilna.
16
Duszechubka – łódka wydrążona z jednego kloca.
17
Plac Łukiski – plac w centrum Wilna, niegdyś targ miejski. W 1941 i 1944 podczas masowych
deportacji więźniów polskich w głąb ZSRS miejsce koncentracji i formowania transportów. W czasie
nocy zimowych aby ułatwić strażnikom nadzór, więźniów zmuszano do klęczenia na śniegu pod
10
348
Poezja
Za Wilią Święty Rafał i Chrystus Snipiski
Kalwaryjską18 niosący swój krzyż na Golgotę –
A za Nim tłumy wiernych wiorstami piechotą.
Całymi dniami idą, idą w deszcz i spiekę,
Na przodzie krzyż. Nad nimi pieśń: „Kto się w opiekę”.
Zmęczeniem nóg chcesz zagłuszyć swe bóle pątniku,
Idź, by chociaż przez chwilę spocząć w Wieczerniku.19
Stąd od stacji do stacji stóp tyle a tyle,
Przewodnik poprowadzi dróżkami zawile.
Z Wieczernika kompania rusza za kompanią,
Każdy jakoś sam w sobie, choć z wspólną litanią.
Pot strużkami ci znaczy zakurzone skronie,
Z wielką ulgą je zmyjesz przy Stacji w Cedronie.
Stąd w górę na kolanach wielu wiernych pnie się,
Szept modlitwy i płaczu nad nimi się niesie.
Na szczycie padną krzyżem zanim dalej ruszą
Na nogach bardziej ciężkich – z bardziej lekką duszą!
W snach widzą biel kapliczek wtulonych w cień jodeł.
Kapliczki wróg poniszczył… Czas ma lata młode.
Popławy20 brzmiące echem filareckiej pieśni,
Tak mi drogie, bom tutaj swe dzieciństwo prześnił,
Dom w zaułku… sad wkoło… dach gontowy we mchach…
Przy bramie jarzębina, brzoza i czeremcha.
Dom w podwórko wybiegał ocienionym gankiem.
Krzakami bzu, co pachniał fioletowo rankiem.
Parę kroków od ganku zrąb drewnianej studni:
Jam jej głąb postaciami z moich snów zaludnił.
W lewo od niej huśtawka przed oknem pracowni
I cień ojca nad rzeźbą z narzędziami w dłoni.
Za pracownią drewutnia – a w końcu ogródka
Przytulona tuż do niej bez wygód wygódka
gołym niebem przy 30° mrozie. W czasach sowieckich Plac Lenina z pomnikiem Lenina. Obecnie
plac wrócił do pierwotnej nazwy, a pomnik Lenina został usunięty.
18
Kalwaryjska – ulica prowadząca od mostu Zielonego do Kalwarii.
19
Wieczernik – stacja rozpoczynająca Drogę Krzyżową na Kalwarię.
20
Popławy – dzielnica Wilna.
349
Reminiscencje
nr 15–16 – 2009
Pod wiśnią, gdy wiatr wiosną śniegiem prószył z nieba
Siedziało się w niej dłużej, niż była potrzeba.
(Dziwne, żem dysertacji, jak dotąd, nie spotkał
Na temat: „Źródła natchnień płynące z wychodka”).
Z sieni domu na strych mię wiodły strome schody…
O, skarby szaf i szuflad niemodnej komody.
Wśród rupieci stos książek, które czas uszkodził…
Tu się rozstał z Marylą Adam, nie w ogrodzie.
Tu w śnieżycy pocztylion Syrokomli trąbił,
Tu mężów zawstydziła niewiasta z Trembowli.21
Na tym strychu Zagłoba siekł ludzi Bohuna
I tutaj Jankielowi w cymbałkach pękła struna.
Tu Mochnacki swój koncert dał na klawikordzie –
I tutaj Ryży dostał od Stacha po mordzie.
W dzieciństwie często gościł Stach pod naszym dachem,
Potem ponoć mieszkańców Popław był postrachem…
I tak się w mrokach strychu skrzyżowała ścieżka
Postaci bohaterów i chłopców z przedmieścia.
Wyrostków oberwanych – z księciem z bajki bladym…
350
Trembowla – miasto w Małopolsce Wschodniej. W 1675 Turcy oblegli znajdujący się tam zamek.
Komendant twierdzy Jan Samuel Chrzanowski nosił się z zamiarem poddania zamku, lecz pod wpływem żony Anny Doroty kontynuował obronę do nadejścia odsieczy.
21
Poezja
Błysk noża szewieckiego z srebrnym błyskiem szpady.
Sąsiadami zza płota w ten mój czas beztroski
Byli Sienkiewiczowie, Kryłow i Dąbrowski.
Daję adres, gdy wątpisz, czym naprawdę szczery:
„Wielka” Jerozolimska22 pięćdziesiąt i cztery.
Został adres, bo dom mój dawno rozebrano.
Czeremchę wiatr przełamał… brzoza łka pod bramą,
Że mróz srebrzystych bajek w kwadrat szyb nie wpisze
W świąteczne dni grudniowe i wśród nocnej ciszy.
Z palety Stachiewicza23 księżyc farb pożyczył
I paprotną legendą na szybach błękitniał.
Oszroniony świat lasów, jarów tajemniczych
Pyłem skier migotliwych srebrzyście posypał...
Daj mi, Panie, dziś proszę z wzruszeniem głębokim
Przez zamarzniętą szybę spojrzeć dziecka okiem.
Z domu, którego nie ma, ścieżki w świat mię wiodły,
W świat ongiś tak szczęśliwy, dziś wciąż bardziej podły.
Latem dni nad Wilenką, gdy skwar świat zalewał
Biegło się w dół Suboczą24 – i od krzyża w lewo.
Na prawo Świstopole.25 Tu gdzieś rosła Lusia.
Ulica Jerozolimska, przy której mieszkał Autor znajduje się na przedmieściu Markucie, przy
torze kolejowym łączącym Wilno z Kolonią Wileńską.
23
Piotr Stachiewicz (1853–1938). Malarz, autor obrazów o treści religijnej i pejzaży.
24
Subocz – ulica w Wilnie.
25
Świstopole – przedmieście Wilna.
22
351
nr 15–16 – 2009
Domy w głębi, widoczny tylko klon i grusza.
To nawet nie ulica: jakaś w pole dróżka,
Widzę, jak na niej znikasz na swych grubych nóżkach.
Na wprost był park i dęby, gdziem zbierał żołędzie…
Któż wiedział, że ja będę, a dębów nie będzie?
Drzewa mego dzieciństwa, ileż was pożera –
(Hic vide „Pan Tadeusz” – ibi est cetera).
Drzew korony dziś dają obcym cień nad głową,
Ale szumią nad nimi śpiewną, polską mową!
Dęby dębom przekażcie szum ten, buki bukom.
Z niego jeśli nie dzieci, pieśni wysnują wnuki;
Tę lekką, filarecką … tę z celi Konrada,
Gdzie Wieszcz na serca z Bogiem o Naród się zmagał…
Improwizacji nowej światoburczej tony
Wstrząsną Miastem, aż wszystkie znów się zbudzą dzwony,
Ogłaszając wskrzeszenie Litwy i Korony…
W upał biegłem do rzeki nad spusk, tj. tamę,
Na miejsce, nie wiem czemu, zwane „Końską Jamą”.
Po latach, gdym dorosły po miejscach brodził,
Dziwiłem się, że chłopcy tonęli w tej wodzie.
Rzadko kiedy ktoś z starszych przebywał nad rzeką.
Byliśmy jak te ptaki, pod Boską opieką
I lilie polne, które sam Bóg przyodziewa.
Portek często zniszczonych wspinaczką, po drzewach
I krzakach nie zwracała nam Opatrzność Boska,
352
Reminiscencje
Poezja
Lecz laniem poprzedzona rodzicielska troska.
Często grypa bywała – noga nadwichnięta,
Zapalenie opłucnej... Jak czule pamiętam
Matkę w roli lekarza i troskliwej niańki.
Kwiat lipowy, maliny, kompresy i bańki.
Gdy zawiodły maliny i kompres nie pomógł.
Wtedy Łabędź Niebieski pojawiał się w domu:
Przynosił gorzkie proszki lub słodkie miksturki,
Mrugając przyjacielsko z białej recepturki...
I dziś bym też wyzdrowiał, gdyby ktoś dał proszki
Z apteki „Pod Łabędziem” lub od Augustowskich.
Bez radia, telewizji, przy lampie naftowej
Siedziało się w krąg stołu, pochylając głowy
Nad książką lub stalówką skrobiąc coś w zeszycie,
A matka wyszywała jakieś chabry w życie.
Matki nie ma. Zostały chabry na serwecie.
Patrząc na nie, wycieram łzy z oczu w sekrecie,
Bo nie ma ani jednej w kręgu lampy twarzy…
I mosiężny samowar na tacy nie gwarzy
Tak jak w tamte wieczory, promieniując ciepłem…
Kto sprawił, że tak szybko od tych lat uciekłem?
Czasem była też nuda. Zbijało się łyndy26
Strzelało się z rogatek27… czepiało się dryndy28
Dorożkarz biczem z kozła poskramiał te psoty –
Kiedy trafił – nie było już na nie ochoty.
Gdy dość się miało klipy, palanta, pikiera,
Mówiono nam: „Na Baksztę29 idźcie pestki zbierać”.30
Pestkami nazywano kamienne pociski,
Które w czas oblężenia ówcześni urwisi
Zbierali, by z kolei razić nimi wroga,
U bram Bakszty swe leże miała bestia sroga:
26
27
28
29
30
Zbijać łyndy – tu: biegać.
Rogatka – proca.
Drynda – dorożka konna.
Bakszta – najstarsza dzielnica Wilna. Tamże ulica o tej nazwie.
„…idźcie pestki zbierać” – w tutejszej gwarze iść na bakszty oznacza „iść do licha”.
353
nr 15–16 – 2009
Bazyliszek, któremu dań z ludzi składano.
Aż raz mu w lustrze jego cielsko pokazano,
Nie mógł znieść potwornego swojego odbicia
Oczy na wierzch mu wyszły i upadł bez życia,
Tu refleksja, że ludzie są gorsi od gada:
Tylu w lustro spogląda – żaden trupem nie pada.
354
Nim strojni w barwne pióra zjawili się Indianie
Egzotyką mi byli Żydzi i Cyganie,
Którymi nas straszono niezbyt wychowawczo,
Mówiąc, że cyganichy cudze dzieci taszczą
Na plecach w kojcu z chusty, w mróz i w dzień upalny.
(Dziś w tak zmyślnym plecaku dynda Adaś Walny).
Lecz Żydzi kradli dzieci na mord rytualny.
W kościele Bernardynów jest w niszy maleńka
Z napisem po łacinie kamienna trumienka:
„Tu leży dziecko na śmierć igłami zakłute
Przez żydów”; ktoś mozolnie tak napisał dłutem.
Pamiętam, że wielokroć kwitowałem płaczem
Pogróżki, że mnie Żydom oddadzą na macę,
Reminiscencje
Poezja
A wiedząc o procesie Bejlisa31 z Kijowa,
Byłem przekonany, że nie są to czcze słowa...
I tak pedagogiczne rodziców manowce
Zastępowały ongiś dzisiejsze dreszczowce.
Przed Karlsbadzką32 dwie kuźnie. W ich mroku się trudził
I dął w miechy Hefajstos Popław – kowal Kudzin.
Ze złota w swojej kuźni koniom kuł podkowy.
Potem w wodzie je zmieniał na kolor stalowy.
Siadywałem przed kuźnią jak gdyby przykuty:
Koń przymierzał podkowy, jak się mierzy buty.
Przy poprawce szły w ogień. Dmuchał miech, a potem
Ktoś w takt młotka małego walił dużym młotem
I złotymi iskrami podkowy bogacił.
Później na miejskim bruku koń te iskry tracił.
Ciskał je w twarz woźnicy rozrzutnym ochłapem
Koń w niego skrami złota – a on w niego batem.
Sklepy na mym przedmieściu miały w rękach Żydki,
Po chleb po chwiejnych schodkach biegłem do Dawidki.
Stąd mruczał też pod nosem niejeden szyderca:
„Katolik, narodowiec – a nie żydo-żerca”!
Bo odróżnić nie mogli ówcześnie kołtuny
Uczciwych, biednych Żydów od żydo-komuny!
Szkoda, że cię Dawidzie, ponarska kryje gleba,
Mógłbyś nas dziś nauczyć wypiekania chleba.
Jeżeli gdzieś w zaświatach chleby znów wypiekasz,
To w swym sklepie klientów z Popław się doczekasz.
Przyjdą po chleb razowy, biały, podsitkowy.
Sprzedasz go im „na kredkę” lub za grosz gotowy.
Za Dawidkiem, naprzeciw, stał dom Iwanowa,
Na pagórku w kasztanach zazdrośnie się chował.
Mendel Bejlis (1874–1934). Żydowski robotnik z Kijowa, aresztowany w 1911 i oskarżony o popełnienie mordu rytualnego na rosyjskim chłopcu. Proces odbył się w 1913. Wydając wyrok ława przysięgłych uznała, że ofiara została zamordowana w wyniku mordu rytualnego, jednak Bejlisa zwolniono z braku dowodów winy. Emigrował do Stanów Zjednoczonych.
32
Karlsbadzka – miejsce u stóp wzgórza Belmontu, nazwa wywodzi się od źródełka zawierającego
żelazo i sole mineralne.
31
355
Reminiscencje
nr 15–16 – 2009
Tu mieszkały KJZ – nazwiska nie wspomnę.
Z ich bratem z gór Popławskich latawce ogromne
Puszczaliśmy w śródmieście. – Dziś pełen tęsknoty
Wspominam swe dziecięce, Ikarowe loty!
Janku, w niebie latawców bawisz się puszczaniem…
Szybko odszedłeś… (ach ta „dacza” w Kazachstanie…)
356
Pomiędzy Iwanowa a Koterów domem
Opuszczony gmach straszył pustką i ogromem.
Dwumetrowe sztachety, szczelnie zabite, strzegły
Tajemniczej budowli z jasnożółtej cegły.
Siedliska wron krzykliwych… cichych nietoperzy…
Że był to kiedyś browar – nigdy w to nie wierzył!
Na kominie wysokim wgięcie z blach skrzydła
Łowiły górne wichry w swoje rdzawe sidła.
Wysyłając je potem w różne świata strony!
Dziwne, że wiatro-łowcy nie zniszczyły gromy
Choć nad nimi często lśniły w zygzak błyskawice!
On chyba dzięki duchom przetrwał nawałnice.
(Bo wtedy było dla mnie całkiem oczywiste,
Poezja
Że tam straszyły moce i duchy nieczyste!)
Roma z Jasią w tym względzie coś więcej wiedziały,
Bo obok uroczyska od dziecka mieszkały.
Niestety w owych latach nie znałem ich jeszcze –
A potem groza wojny wzięła nas w swe kleszcze.
Iwanowa syn zginął, zginął syn Kotera…
Boże, jeśli się tam w niebie kochasz w bohaterach
I jeśli tam potrzebna straż u Twoich znaków,
To każ swym Archaniołom odszukać tych Chłopaków!!
Pomogę w odszukaniu: jeden padł w Katyniu,
A drugi na Zachodzie, gdzie za Polskę zginął.
Biedna Subocz! Jak trudno tobą się zachwycać!
Łączyłaś krzyż w Markuciach33 z księgarnią Kiewlicza,
Wiarę z wiedzą: dwa skrzydła, co w świat mię uniosły
Z kręgu baśni dziecinnych, w krąg bajek dorosłych…
W połowie drogi stał gmach mojej pierwszej szkoły,
W dole stawy klasztorne, dalej dwa kościoły.
Ja jeszcze dziś pamiętam, jak byłem wzruszony,
Gdy się rezurekcyjne rozdzwoniły dzwony
W kościele Misjonarzy. Styl: późne rokoko,
Koronka wież wzwyż wiodła i serce, i oko.
Ojciec często baldachim w tym kościele nosił,
Czemuś, ojcze, dłuższego życia nie uprosił
Dla siebie i dla swoich młodo zmarłych synów?
Czy tam w niebie potrzebnyś był do baldachimu?
Jeśli w niebie nad Stwórcą słońce zbyt obfite,
Baldachim z chmur Kajetan nosi z Hipolitem.
Stąd radość ich małżonek: Marii i Elżbiety,
Uśmiecha się Bóg pod wąsem: „Wiadomo, kobiety”.
Niewiele z życia miała ma rodzina zysku.
Ojciec z braćmi na Rossie34 – matka na Srebrzysku35
Gdzie czyja jest ojczyzna ludzi, ksiąg nie pytaj,
Markucie – przedmieście Wilna.
Rossa – cmentarz wileński, odpowiednik warszawskich Powązek. Na Rossie we wspólnej mogile
złożono matkę i serce Józefa Piłsudskiego.
35
Srebrzysko – cmentarz w Gdańsku.
33
34
357
Reminiscencje
nr 15–16 – 2009
Szwadron ckm z wileńskiej Brygady Kawalerii (prawdopodobnie z 13. Pułku Ułanów Wileńskich)
przed grobem matki i serca Marsz. Józefa Piłsudskiego (zbiory M. Wołłejki).
358
Idź na Rossę i pilnie epitafia czytaj.
Przed cmentarnym murem marmurowa płyta,
Na niej strofa z poezji Juliusza wyryta.
Matka i Serce Syna. Serce, które dumnie
Uwiło gniazdo orle tam, gdzie grom i turnie!
I widzę profil Dziadka chmurny i marsowy,
Jakby mówił: „Skąd w Wilnie tyle obcej mowy?”
Jam nie prorok, lecz żołnierz i wam ogłaszam:
Wilno – Lwów wczoraj nasze – jutro będzie nasze.
Obok krzyże żołnierskie w wojskowym szeregu
Zda się jeszcze po śmierci Komendanta strzegą.
Wiatr gra na nich piosenkę, jak na okarynie:
O pąkach róż, Jasieńku i o rozmarynie.
A po latach dwudziestu los grobów dorzucił:
Wiatr o wierzbach płaczących chłopcom piosnkę nuci.
A czasem szumi w sosnach, jakby grał na drumli
Do wtóru nieuczonym dumkom Syrokomli,
Gawędziarzu serdeczny! Lirniku wioskowy,
Cóż prostych ludzi uczył piękna polskiej nowy.
Poezja
359
Twoja pieśń bezimiennie trafiała pod strzechy –
Nie każdy z mistrzów słowa dożył tej pociechy.
Lud śpiewa „Pocztyliona”, co o czarkę woła,
O strzelcu, który chłopcu nie sprzedał kwiczoła,
O synalku, którego mądry ojciec uczył,
Że uczciwość popłaca, „kradzione” nie tuczy.
Od Subocz, idąc Wielką, nie wszedłem w Zamkową,
Przystanąwszy sprawdzałem, zadzierając głowę,
Czy krzyż nie umknął w chmury z Wieży Świętojańskiej.
Potem skręcałem w prawo, by Świętomichalskim36
Dojść w zacisze kościoła swojego Patrona.
Od gwaru miasta białym murem odgrodzona
świątynia grozę dawnych dziejów przypomina.
Gdy hajdamacki rezun mniszki tu wyrzynał,
Wykręcając im ze stawów wprzód nogi i ręce.
Ich zachowane szczątki świadczą o tej męce.
Adam mieszkał opodal. Tu „Grażynę” pisał,
Świetomichalski – zaułek łączący ul. Zamkową z kościołem św. Michała, o którym mowa w następnym wersie.
36
Reminiscencje
Wrzawą bitew mu brzmiała przykościelna cisza.
A gdy wzrok w górę wznosił, to poprzez ulicę
Dostrzegał Świętej Anny strzeliste wieżyce,
Co czerwienią swych łuków śmiało w niebo biegły.
Co za mistrz wyczarował ten poemat z cegły?
nr 15–16 – 2009
Nieliczni z szlifujących podmiejskie podwórka
Chodzili w gimnazjalnych czapkach i mundurkach.
Nosiłem rogatywkę z złotymi paskami,
Na stojącym kołnierzu srebrno-złote patki.
Spodenki krótkie, pumpy lub też z nogawkami…
Szyk wymagał, by rogi dwa chować u czapki.
Jezuici37 podobne mieli rogatywki,
Srebrne paski na czapkach i w winkiel naszywki.
Mundurki szkolne. Widzę was na defiladach
I na zdjęciach pożółkłych w albumach, szufladach.
Trzeciomajowy pochód! Jak dobrze go pamiętam:
Jak las szli smukli chłopcy, jak kwiaty dziewczęta.
360
37
„Jezuici” – gimnazjum OO. Jezuitów. Dalej Autor wymienia nazwy innych szkół średnich.
Poezja
Wian kremowych mundurków dziewcząt z „Nazaretu”
W słomkowych kapeluszach, z kolorową wstążką,
„Orzeszkowa” w fartuszkach, mając u beretów
Symbol wiedzy: płonący znicz z otwartą książką
Patrząc, jak szły dziewczęta w twarzowych fartuszkach
Nie wiedziałem, że wśród nich jest moja „Martuszka”.
Gdy widziałeś berety galonem obszyte,
Toś widział, że dziewczęta chodzą do Wizytek,
Kto tam wreszcie spamięta uniformy wszystkie:
Czackiego, Filomatek albo Czartorystek.
Nazwy męskich gimnazjów cisną się na usta:
Juliusza Słowackiego, Zygmunta Augusta –
Gdy już tak skrupulatnie patronów wyliczam,
To wspomnę Lelewela, – no i Mickiewicza…
Dziewczęta nie chodziły do szkół z chłopakami,
(Koedukacja była jeszcze za lasami).
Lecz serca wciąż te same są pod mundurkami –
I przed wychowawcami w największym sekrecie
Spotykano się w parkach, w Burbiszkach38, w Zakręcie39…
Karolinki40, Zwierzyniec41, Góra Bufałowa42,
Antokol, Bernardynka43, Trzykrzyska, Zamkowa…
Te i inne zacisza, kiedy dziś wspominam.
Sądzę, że tło też ważne – nie tylko dziewczyna.
Toteż powiem i wiekiem tego nie tłumaczę:
Za mych czasów naprawdę kochano inaczej.
W perspektywie nie gubię dozy krytycyzmu:
Był sex, zmysły – nie było jednakże cynizmu.
I dziś, popatrz, nieśmieszne? Wiersze ci przynoszę
Zupełnie tak, jak wtedy, gdym miał dwadzieścia lat.
Sam siebie nie rozumiem – i dziwię się potrosze:
Skąd mi nagle do głowy taki pomysł wpadł?
Burbiszki – przedmieście Wilna między miastem i Ponarami.
Zakret – właściwa nazwa Zakręt. Las śródmiejski nad Wilią.
40
Karolinki – las nad Wilią lecący po przeciwnej stronie do Zakrętu. Karolinki z Zakrętem łączy
most zwany „Strategicznym”.
41
Zwierzyniec – zalesiona dzielnica miasta w zakolu Wilii.
42
Góra Bufałowa – wzgórze w centrum miasta, miejsce zimowych zabaw.
43
Bernardynka – park miejski nad Widenką, miejsce Targów Północnych.
38
39
361
nr 15–16 – 2009
362
Reminiscencje
Wprawdzie wiosna dokoła (już nie ta z Belmontu44),
Ale wiosna od dawna nie budzi we mnie ech,
Więc skądże tu tęsknoty? Dawna przeszłość skąd tu?
I skąd ten żal wstydliwy o niespełniony grzech?
Wiesz, cichaczem, Suboczą, przez Popławy, Karkucie
(Pamietasz krętą Subocz i w Merkuciach krzyż?),
Pójdziemy do Kolonii.45 Przypominasz? Tum Cię
Pierwszy raz pocałował. Hej, wczoraj... i dziś...
Wodokaczka46, Puszkarnia47... Dość! Strzeż się dziewczyno!
Podaj rękę i szybko na Francuski Młyn!48
W samą porę w Wilence pożar krwi ugasimy...
Powróciwszy wieczorem, radośni byle czym!
Jutro znów się spotkamy. W parku Puszkinowej,
Przy tych stawach, gdzie dęby pełnią dotąd straż.
Kraju ongiś realny, jakżeś dziś baśniowy.
Niech cię granic sto dzieli – Tyś na zawsze nasz!
Ojczyzna. To tak dużo! To za dużo dla mnie!
Nawet Wilna za wiele. Starczy parę ścieżek,
Na których kłamiąc miłość – kochałem bezkłamnie
I gubiąc prawdy wiary – szeptałem pacierze.
Belmont – przedmieście Wilna nad Wilenką. Również ulica o tej nazwie.
Kolonia Wileńska – miejscowość na wschód od Wilna. Miejsce cięż­kich walk podczas powstania
wileńskiego w 1944. Na cmentarzu groby poległych żołnierzy AK.
46
„Wodokaczka” – wieża ciśnień.
47
Puszkarnia – osada na szlaku z Wilna do Nowej Wilejki.
48
Francuski Młyn – największy skup zboża, spółka akcyjna.
44
45
Poezja
Parę ścieżek? Za wiele! I tego za wiele.
Wystarczy brzeg wysoki nad Wilenki szumem,
Gdy Twym oczom – me oczy mówiły: „Aniele”.
A ty, coś rozumiejąc, szeptałaś: „Rozumiem”.
Nie wiem, czy ktoś z młodzieży na randkę dziś spieszy.
Mając serdeczne rymy, pod pachą tom wierszy.
Jak ja ongiś Lechonia, Staffa czy Tuwima
Lub Kazia Wierzyńskiego tom „Wiosna i wino”.
Choć dziś trudno by było utrzymać ten zwyczaj,
Chciałabyś mówić słowami Brylla? Różewicza?
Po prawdzie ja też gafę swą do dziś pamiętam,
Gdym się naciął, kupując tomik Putramenta.
Miłosza, Bujnickiego sława wówczas rosła,
Anatola Mikułki, co „pogubił wiosła”…
Wszystko się pogubiło na dziejowym skręcie…
Lecz wiem, że trzeba wierzyć, w co wierzyłem święcie,
Królowę Jasnogórską chyba nie urażę,
Że Panna z Ostrej Bramy49 bliższym mi obrazem.
Nie patrzy po królewsku z Dziecięciem u łona,
Lecz z kaplicy przegięciem głowy pochylona
Ostra Brama – brama obronna, nad nią kaplica z cudownym obrałem Matki Boskiej Ostrobramskiej.
Przed 1940 miejsce kultu religijnego, w czasach sowieckich Brama Miedniczna – zabytek architektoniczny rangi „ogólnosowieckiej”. Obecnie przywrócono jej pierwotną nazwę.
49
363
nr 15–16 – 2009
364
Reminiscencje
Spogląda w serce ludu, co jest Jej dziecięciem,
Śpiewając „Witaj Panno” z serdecznym przejęciem
I widziałem jak drgały w świec blasku powieki,
Gdy lud tłumie przychodził w wieczór na „Opieki”.
I gdy się tak oddawał „Pod Twoją Obronę”,
Ty go rąk skrzyżowaniem garnęłaś do łona.
W końcu powiem po prostu, na pewno nie skłamię,
Że najłatwiej się było modlić w Ostrej Bramie.
Dziw brał, że ja przed Bogiem „wieczysta niemowa”,
Tutaj łatwo do serca sięgałem po słowa.
Mieli Grecy Akropol – Kapitol Rzymianie,
Myśmy mieli to wszystko w naszej Ostrej Bramie!!
Byliśmy tak bezpieczni pod Twoją obroną...
Czy nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono?
Na ziemię nowogródzką… nad Świtezi wody,
Gdzie zjawę Świtezianki gonił strzelec młody…
A może to nie Świteź, lecz Tuhanowicze?
Świtezianka Marylą – strzelec Mickiewiczem?
Plącze mi się, Adamie, na twym szlaku droga:
Gdzie kamień Filaretów? Gdzie Góra Mendoga?
Gdzie ta Fara, co winna Polaków być chramem?
Z której cię twoi chrzestni wynieśli Adamem!
Przy chrzcie twoim Duch Święty błysnął znakiem ognia,
Bo wiedział żeś przyszłości żagiew i pochodnia!
Z tamtejszych nazw układam muzykę serdeczną:
Poezja
Bastuny, Bieniakonie, Mir i Mołodeczno.
W Bieniakoniach na cmentarz zajrzyj: tam wśród krzaków
Odnajdziesz grób Maryli; tak, tej z Wereszczaków.
Płużyny, Lida, Solca, Wielkie Soleczniki.
(Bodek pisał: „Na mapie patrz małe punkciki!”)
Niewiaża, Wędziagoła, Werki, Bolcienniki,
Czerany, Kiemieliszki, gdzie niejedną dróżką
„Czarny Zwierz” Tytusowy, chadzał z „Bałabuszką”.
Holszany, Lachowicze, Nacza, Januszyszki.
(Tu się Paweł zrodził, sercu memu bliski)
Turgiełe, Świr, Turmony i Baranowicze,
Łypntupy, Dukszty, Druje i Daniłłowicze,
Zułów, Pikieliszki (mówi to coś komu?
Tak, Ziuku, znów wygnano nas z własnego domu).
Z radiowych wieczorynek znane Kuczkuryszki,
Gdzie Citki Albinowej dialekt bawił wszystkich,
Gdzie w lewonichę sunął każdy swą kolejką.
Gdzie miewał monologi Oszmiańczuk – Wołłejko …
Wiem dobrze, że was nigdy więcej nie usłyszę –
Więc czemu w noc bezsenną mącicie mi ciszę?
O Pani Ostrobramska, lud głęboko wierzy,
Że jak dawniej zachowasz polskość tych rubieży.
Przyjdzie czas, że przed Tobą zwycięskie się skłonią
Znaki Orła Białego z błądzącą Pogonią.
Pogoni śmigła, powiedz, czy pamiętasz o tym,
365
Reminiscencje
Że los cię zbratał z Orłem, nie z sierpem i młotem!
Tę starą prawdę wspomniał Gerwazy wzruszony:
„Dziwneć to były losy tej naszej Korony
I naszej Litwy! Wszak jak małżonków dwoje!
Bóg złączył, a czart dzieli. Bóg swoje, czart swoje”.
Spraw, Pani, byśmy byli o swą pychę mniejsi,
Byśmy byli przed Tobą, jak ongiś: Tutejsi!
nr 15–16 – 2009
Gdy zamiast rogatywek przyszły korporantki,
Na terenie Wszechnicy ustalano randki.
W cieniu arkad Dziedzińca księdza Piotra Skargi
Słyszało się miłosne i serdeczne targi.
Batorówki na ucho z fasonem zsunięte,
Pod czapkami medyczek oczy uśmiechnięte.
(Uśmiech ten nie oznaczał, że je tak zachwyca
Szczątek attyki polskiej Placu Smuglewicza).
Na dziewięciu dziedzińcach budynki Wszechnicy,
Najbardziej Sarbiewskiego wśród nich malowniczy.
Sarbiewski i Batory – i pamiętne zdanie:
„Disce puer a ja cię faciam Mości Panie”.
Dawniej się jakoś wiedza nie wadziła z Bogiem,
Próg uczelni się stykał ze świątyni progiem.
Z Dziedzińca Skargi wejściu do Świętego Jana,
Gdzie Stanisław Moniuszko siadał przy organach.
Tu może w czas nieszporów lub na Mszy o świcie
Usłyszał, jak to sosny szumią na gór szczycie.
Tu, jak gdyby wysnuta z prapolskich kantyczek
Niosła się „Pieśń Wieczorna” z melodią „Prząśniczek”.
Dziś na chórze popiersie polskiego Muzyka
Z płaskorzeźbą wspartego na dłoni Lirnika
Duma, że tak niewiele zmian zachodzi w świecie.
Zaledwie odetchnęli przez dwudziestolecie
I znowu są, jak dawniej, w tej samej niewoli.
I myślą: kto i kiedy znów ich z niej wyzwoli?
Kto jak biskup Bandurski50 przemówi z ambony?
366
bp Władysław Bandurski (1865–1932). Ksiądz, kapelan legionów, biskup polowy WP, biskup polowy Wojsk Litwy Środkowej, generał dywizji, kaznodzieja i pisarz.
50
Poezja
Kiedy zamkniętych świątyń rozmodlą się dzwony?
A w nawach naród wzywać będzie Twej opieki
Hymnem „Boże coś Polskę przez tak liczne wieki…”
Kiedy ciszą dziedzińców los mi przejść pozwoli,
By ujrzeć u wylotu garść smukłych topoli,
Co jakimś cudem rosły wśród murów kamienic
Przy drzwiach do biblioteki, bukietem zieleni?
367
Często były wykłady w salach od Zamkowej,
Tu nam profesorowie meblowali głowy.
Tu płomiennym wykładem Górski myśl uskrzydlał,
Tu przykuwał uwagę analityzm Kridla,
A Chocimski wpajał gramatyk prawidła.
Na wykładach Klepacza sala w szwach pękała ...
Dziś w indeksie garść po nich podpisów została
I gorycz niespełnionych zamierzeń i marzeń...
Ile w tym winy własnej? Ile wojny zdarzeń?
Gdy nad minionym czasem pochylić się zdarzy,
Widzę twarze bez nazwisk… nazwiska bez twarzy…
Lecz w pamięci się jawią i takie postacie,
Których serce tak wita, jak się wita braci:
Korejwo, Miłaszewicz, Podejko, Daszkiewicz,
nr 15–16 – 2009
Karpowicz, Chwin, Poczepko, Szymkiewicz, Więckiewicz…
Więckiewicz – to nazwisko zostanie w pamięci.
Górny lot młodych myśli – i straszny Oświęcim,
Gdzie swe życie oddałeś za życie bliźniego.
Powiedz: Kolbe wziął przykład z ciebie, czy ty z niego?
Leosiu, odpraw w niebie z Kolbem oratorium,
Bo ludzie znów szykują ludziom krematorium.
Proście, aby Bóg wkroczył w odpowiedniej chwili,
By mu ludzie atomem ziemi nie zniszczyli…
Bieg „ad Patres” opóźnia twoja siostra Ewa,
Przed którą, jak przed tobą nieraz się wywnętrzę
(Szkoda tylko, że mieszka na wysokim piętrze.)
Powiedz, Ewo, czy jeszcze sił mi tyle starczy,
By powrócić do Wilna z tarczą – nie na tarczy!...
Niech cię inni zwiedzają w turystycznych jazdach –
Ja wrócę tak do ciebie, jak wraca ptak do gniazda!
Wiele Świąt i jarmarków było w Mieście naszym!
Lecz najlepiej pamiętam kiermasz nad kiermaszem!
Daj mi, Panie wzrok dziecka, bym cuda odszukał
Na wileńskim kiermaszu, w marcu na Kaziuka!
Tam przetaki się bielą jasną piramidką,
Według miary złożone: mniejsze w większe sitko.
Ówdzie balie, kaduszki, łagwie i beczułki,
Cebrzyki, masłobojki, dzieże i dzieżułki!
Lipowe połoniki, z pnia jabłoni łyżki,
368
Reminiscencje
Poezja
(można nimi żur siorbać z wypalanej miski).
Nie da mi cię zapomnieć, Wileński Kaziuku,
Orzechowa chałwa i słodkie rachatłukum!
Z niepamięci wyławiam zapomniane „słówki”,
I słyszę z kiermaszowym zaśpiewem przymówki:
„Nie żałuj, paniusia, i zawieź i zawieź dzieciuszkom,
Serca, obwarzanki i plitka rachatłukum.
Ja beczka na kapustę kupił na Kaziuka,
I niechta, żeb w czym było wykąpać dzieciuka
Niechaj twoja serca do mego przywyka,
Na to ci przynoszę dwa serca z piernika.
Ja dla ciebie kupiwszy serca, obarzanki,
Bo dziewczyny milszej nie ma od mej Franki!
Z kiermasza ja dla ciebie serduszka przynoszą,
Tylko ty Antośka, daj Antuku kosza.
Kiedy w nocna pora o szyba zastukam,
Otwórz, za to kupia serca na Kaziuka.
Obarzanków smorgońskich kupia tobie penki,
Tylko ty Józiuku nie oddawaj renki!
Za to, co ty bywszy dobra dla Wincuka,
Wincuk ci kupiwszy serce na Kaziuka
Jutro kałamaszkom jedziem na Kaziuka
Tam najpiekszniejsze serca dla ciebie wyszukam!”
Nie do wiary: stos beczek, gdy wspomnę – dziw bierze,
Sięgał aż pod Świętego Jakuba dwie wieże!
Tam w Wilnie, na kiermaszu na Placu Łukiskim,
Zostały serca nasze i oczy od łez szkliste!…
369
nr 15–16 – 2009
Konstanty Ildefonsie, coś w mieście mym gościł,
Czemuś nie zaczarował wileńskiej dorożki?
Co z góry była landem, a autem od spodu,
Bo przywłaszczyła sobie koła samochodu,
Aby się gładko toczyć po nierównym bruku.
I sunęłaś w rytmicznym kopyt końskich stuku
Przez uliczki, zaułki sercu memu rade;
Na ich nierówne bruki wiersz ten dzisiaj kładę.
I choć zaczarowanej nie ma tu dorożki
a na koźle, zwyczajny przygarbiony zwoszczyk –
Ja na tej auto-dryndzie w miniony czas jadę!
370
Reminiscencje
Z żałobnej karty
371
Z żałobnej karty
nr 15–16 – 2009
372
Z żałobnej karty
ś.p. prof. Paweł Wieczorkiewicz
Było to na początku lat 90. Myślę, że chyba w 1994 r., kiedy będąc studentem
w Instytucie Historycznym UW poznałem osobiście Pawła Wieczorkiewicza. On był
wtedy świeżo po swojej habilitacji. Habilitacji doskonałej – pierwszej w polskiej historiografii monografii sowieckiego korpusu oficerskiego w latach 30. i 40. – pt. „Sprawa
Tuchaczewskiego a czystka w Armii Czerwonej”.
Wykład habilitacyjny Pawła Wieczorkiewicza (pamiętam, że miał miejsce
w sali „C”, IH UW) wywarł na słuchaczach piorunujące wrażenie. Wydarzenie to było
dla mnie impulsem, który spowodował, że zapisałem się najpierw na wykład monograficzny, a później na seminarium a w konsekwencji proseminarium Pawła Wieczorkiewicza.
Mistrz nie miał w pierwszej połowie lat 90. „najlepszej prasy”. Ciągnął się za
Nim smrodek oportunizmu i rozdmuchanego przez podłych ludzi piętna zdrady, czyli
członkostwa w PZPR. Znamienne, że wielu z tych, którzy najgłośniej dmuchali wtedy
w tę tubę „złej legendy” powinno bić się w piersi z powodu swej nikczemnej postawy
w okresie PRL. Niewykluczone, że powodem ataków był fakt, iż Mistrz zrobił rzecz niezwykłą jak na owe czasy i myślę bolesną także dzisiaj dla nikczemników. Otóż dokonał
dobrowolnej i niewymuszonej ekspiacji rozliczenia się z własnego życiorysu. Istotne,
że nie robił tego tylko na łamach prasy, w mediach – pod publiczkę – a czynił to zwyczajnie w zamkniętych przed kamerami salach wykładowych – wobec studentów. Tymczasem dla środowiska naukowego było to niewybaczalne – dla Niego – nadzwyczaj
ważne. Mówił mi potem wielokrotnie, że nie mógłby być dydaktykiem, wychowawcą
i historykiem, gdyby nie rozliczył się ze swej słabości w okresie PRL. Słabości, czyli
wstąpienia do partii komunistycznej, co przypomnijmy było ceną – w Jego przypadku
– nie tyle kariery, a w ogóle możliwości wykonywania zawodu historyka. Pamiętam,
iż Paweł tłumaczył i porównywał swą postawę w czasie komunistycznej okupacji do
zachowań niektórych Polaków w okresie zaborów. Mówił o słabości i serwilizmie. Niezmiennym motywem była krytyka własnej osoby i kondycji moralnej kolegów w wolnej
Polsce. Przyznajmy, to w odrodzonej Rzeczypospolitej wyjątkowa cecha i niespotykana
powszechnie postawa.
Profesor Paweł Wieczorkiewicz dał mi się poznać jako wspaniały erudyta,
świetny wykładowca i mistrz warsztatu. Być może nie przywiązywał wielkiej wagi
– przynajmniej „za moich czasów” – do dyscypliny, tak w końcu obcej większości młodych ludzi. Pamiętam jak często kartka z listą obecności zamieniała się na końcu zajęć
w popielniczkę. Jednak Mistrz był wymagający. Z jednej strony, poprzez swój genialny
talent dydaktyczny, i niespotykaną wręcz erudycję zmuszał do patrzenia na najnowsze
dzieje Polski oraz Europy w głębokim, wielowymiarowym kontekście, z drugiej strony
Z żałobnej karty
373
Fot. Piotr Życieński
wymagał żelaznej logiki i dyscypliny w analizowaniu faktów oraz ostrożności w syntezie.
Profesor był epigonem dawnej, wspaniałej szkoły katedralnej. Wcale nierzadkie
były wizyty uczniów w jego domu. Podczas tych spotkań dyskutowaliśmy na bieżące
tematy polityczne, społeczne i rzecz jasna naukowe. Było to niejako uzupełnienie seminariów. Uwielbiał muzykę, teatr i dobry film. Był koneserem. Wielokrotnie zawstydzał
mnie pytaniami o to czy widziałem, byłem i jak oceniam dane widowisko, koncert,
którego ja niestety nie oglądałem, bądź nie znałem.
Właściwie nie zdarzało się, bym wychodząc z domu/domów Mistrza, opuszczał Jego progi bez paczki książek lub dokumentów. Katedra Mistrza była na wskroś
w starym, dobrym stylu. Skarżąc się kiedyś na istotne braki wiedzy, właściwie elementarnej, w znajomości jednego z języków obcych i w związku z tym, problemami jakie
miałem z tłumaczeniem tekstu źródłowego, Mistrz powiedział: „ależ drogi Misiu (ta
familiarność była dla mnie zaszczytem) jesteśmy w końcu na wyższej uczelni; słowniki
i łacina Ci pomogą”. Pod kierunkiem Mistrza i recenzenta – doskonałego, nieżyjącego
już historyka – prof. Mariana Wojciechowskiego obroniłem pracę magisterską. Jej tematem były walki AK z partyzantką sowiecką w kresowym powiecie lidzkim na Nowogródczyźnie za okupacji niemieckiej.
nr 15–16 – 2009
374
Z żałobnej karty
W kilka lat po obronie spotkałem profesora. Zaprosił mnie do siebie. Po dobrej godzinie rozmowy przy gruzińskim winie powiedział, zaczynając nieśmiertelnym
„Misiu” – „trzeba napisać od nowa Ostrą Bramę”. Mówił dalej (cytuję z pamięci) …
„Właściwie nawet nie tyle bitwę o Wilno w 1944 r., choć to niezmiernie ciekawe z perspektywy Armii Czerwonej i Sowietów w ogóle, a raczej dokonać syntezy tego co działo
się na Wileńszczyźnie po 1944 r. i trwało tam do lat 50. Ba, śledząc działania sowieckich
służb i stopień inwigilacji wileńsko-nowogródzkiej AK przez NKWD w okresie okupacji niemieckiej, dojdziemy poprzez przyzwoitą kwerendę, do arcyciekawych wniosków. Przemyśl to”. Po kilku dniach namysłu dałem odpowiedź. Mistrz zaproponował
mi otworzenie przewodu doktorskiego. Był już chory…
Profesor był kibicem piłki nożnej. Wielkim kibicem. Prasę codzienną rozpoczynał od lektury Przeglądu Sportowego. Kochał Legię. Ja Legii nie znosiłem i nie znoszę. Był spór. Różnica dla warszawskich kibiców absolutnie fundamentalna – Polonia
– Legia. Mistrz, warszawiak z krwi i kości, którego mama walczyła na Starówce i w
Śródmieściu, „zaliczyła” kanały w powstaniu, a w końcu – o czym mało chyba kto wie
– była tą konspiracyjną Natalią z piosenki Uderzeniowych Batalionów Kadrowych, „co
się kochał w niej batalion”. Dlaczego o tym piszę, gdyż jest tajemnicą poliszynela, że
kibice Legii w swej masie to „nowowarszawiacy”, dzieci, wnuki przyjezdnych i osiadłych po wojnie. Inaczej niż Paweł Wieczorkiewicz. Wracając do rzeczy, nasze spory piłkarskie zawsze kończyły się i ogniskowały w przeszłości. Historii przedwojennej Legii
– klubu Wojska Polskiego i Polonii – Dzieci Warszawy – mistrzów podziemnych, okupacyjnych rozgrywek. Byłem przekonany, że jakaś delegacja kibiców Legii na pogrzeb
Mistrza zawita. Nigdy nie ukrywał swej sympatii dla tego klubu, wyrażał ją publicznie.
Przed laty bywał nawet regularnie na stadionie. Nie widziałem kibiców, nie widziałem
wieńca; szkoda. Mistrz by się ucieszył…
Gdy w południe 31 marca 2009 r., żegnaliśmy Mistrza na Warszawskich Powązkach, świeciło słońce, a nad Jego mogiłą śpiewały ptaki. Był pierwszy prawdziwie
ciepły i wiosenny dzień tego roku. Wokół grobu, tonącego (dosłownie) w kwiatach
zebrali się: rodzina, przyjaciele i wrogowie, znajomi i obcy, dobrzy i słabi uczniowie.
Odniosłem wrażenie, że każdy z nich był pogrążony w bolesnej melancholii. Odszedł
w końcu Mistrz…
Michał Wołłejko
Wywiad
Glaukopisu
375
Wywiad
Glaukopisu
nr 15–16 – 2009
376
O znaczeniu Powstania Warszawskiego...
O znaczeniu Powstania Warszawskiego
ze ś.p. prof. Pawłem Wieczorkiewiczem
rozmawiał Michał Wołłejko
Śledząc dyskusję o Powstaniu Warszawskim odniosłem wrażenie, że chyba nie
zdajemy sobie sprawy, że była to w istocie najkrwawsza polska bitwa II wojny światowej. A włączając do strat bojowych, ofiary ludności cywilnej, która czynnie wspierała
powstańców, to była najkrwawsza bitwa w dziejach polskiej państwowości. Czy Pan
profesor zgodzi się z tą tezą?
Tak, ma Pan rację, była to najkrwawsza polska bitwa. Słusznym jest doliczenie
do poległych powstańców także ofiar spośród ludności cywilnej. Cywile nolens volens byli
uczestnikami walki. Choćby przez sam fakt obecności. Niemcy musieli do nich strzelać,
spuszczać bomby. Cywile stawali się zatem celem. Tego nie da się oddzielić i w związku
z tym teza, że powstanie to najkrwawsza bitwa Polaków jest całkowicie uzasadniona. Powiedziałbym więcej, to jest punkt kulminacyjny epitafium tragedii Polski w II wojny światowej. Wojny, która ostatecznie wykrwawiła polską inteligencję. Ale proszę pamiętać o jeszcze
jednym. Znaczna część z tych, którzy ocaleli z powstania i trafili do niewoli, z tej niewoli
do Polski już nie wróciła. Innymi słowy, to jest kolejny element zagłady polskiej inteligencji, która praktycznie przestała istnieć po II wojnie światowej. Pozostały jakieś rachityczne
resztki. Jeśli prześledzimy polskie zestawienia strat w podziale na grupy zawodowe, to straty
wśród lekarzy, czy prawników, sięgną 50 proc. To są dane wstrząsające, bo żaden naród nie
może obojętnie przejść wobec takiego upustu swojej prawdziwie błękitnej krwi. To musi
skutkować, i to nie tylko na przestrzeni jednego czy dwóch pokoleń.
Ja twierdzę i będę uparcie twierdził, że nasze obecne kłopoty z autorytetami, polegają na tym, iż brakuje nam dziś tych powstańców warszawskich – tej tak lekkomyślnie
wybitej inteligencji. A więc ta danina krwi była niewspółmierna. To nie było zwykłe sto kilkadziesiąt tysięcy poległych. W tej liczbie było kilkadziesiąt tysięcy ludzi zupełnie niezwykłych, tych Kolumbów. Oczywiście ktoś może zarzucić, że nie wiemy kim byliby ówcześni
18. i 19. latkowie później, ale nie ulega wątpliwości, że to elita warszawskiej, czy szerzej
polskiej, inteligencji „położyła głowę” na ofiarnym stosie Warszawy.
Wraz z utratą tych najwartościowszych Polaków – przedstawicieli elity intelektualnej, zniszczony został też cały, wielowiekowy dorobek kulturalny – wytworzony
przez tę elitę. To chyba szczególnie daje się odczuć obecnie.
Rzeczą może niewłaściwą jest zestawianie bezpośrednio strat materialnych i strat
wśród ludności, ale w perspektywie historii te pierwsze nie są bez znaczenia. Polska straciła
centrum kultury narodowej, straciła gros dorobku kultury narodowej zniszczonego i spalonego w Warszawie. W miejscu mózgu czy serca kraju powstała dziura. Tej dziury też do
Wywiad
Glaukopisu
końca nie możemy zapełnić. Dlatego, że to jest sprawa na 100 czy 200 lat. Jeśli w ogóle jest
możliwy proces zarastania takiej blizny. Jeśli porównamy Polskę do organizmu, to Polska
straciła serce lub mózg – jak kto woli – w postaci Warszawy oraz straciła w wyniku wojny
dwie z czterech kończyn, które umożliwiały normalne funkcjonowanie. Te kończyny to
Wilno i Lwów. Pozostał więc Kraków i Poznań. Nota bene Poznań, z którego znaczna część
przedwojennej inteligencji wywieziona do Generalnego Gubernatorstwa przez Niemców
w 1939 r., spędziła okupację w stolicy i w konsekwencji padła na ulicach Warszawy w sierpniu 1944 r. Z Polski pozostał więc smętny kadłubek.
Refleksja nad powstaniem w sposób naturalny skłania do porównań z dwoma
innymi operacjami Armii Krajowej w ramach „Burzy”, to jest z Operacją „Ostra Brama” i bitwą o wyzwolenie Lwowa.
Powstanie wileńskie rozpoczęte szturmem oddziałów partyzanckich AK (z zewnątrz) na umocnione miasto w nocy z 6 na 7 lipca 1944 r., doprowadziło w toku tygodnio- 377
wych zmagań do oswobodzenia Wilna. Walka o Wilno odbywała się w ścisłym współdziałaniu bojowym z formacjami Armii Czerwonej i to dzięki tej współpracy udało się zdobyć
miasto. Nie inaczej było we Lwowie, gdzie natarcie Sowietów na przedmieścia spowodowało ujawnienie się AK w mieście i podjęcie wspólnych działań bojowych. To przecież zupełnie inna sytuacja niż w Warszawie. A tak na marginesie, to pewna część broni, której potem
tak dramatycznie brakowało powstańcom warszawskim, została wcześniej przerzucona ze
stolicy na Wileńszczyznę i użyta w walkach o Wilno.
Czy oceniając natężenie walk i długość zmagań oraz liczbę ofiar, możemy mówić o wyjątkowości Powstania Warszawskiego? Choćby na tle powstania w Pradze czy
w Paryżu.
Mówi Pan o innych powstaniach. Trudno to porównywać. Ewentualnie jeszcze
Paryż, ale Praga… Tutaj należy chyba mówić o trwającym trzy dni incydencie praskim.
Wydarzenia, które rozegrały się w Pradze w ostatnich dniach wojny nie miały praktycznie
żadnego znaczenia zarówno w wymiarze politycznym, jak i militarnym. Próba porównania do wystąpienia podziemia paryskiego, które miało miejsce również w sierpniu 1944 r.,
uwypukla tylko bardziej skalę Powstania Warszawskiego. Wyjaśnijmy, powstanie paryskie
– trwające sześć dni – było szeregiem nieskoordynowanych ze sobą wystąpień przeciw
Niemcom w różnych częściach miasta (Przerywanych zresztą negocjacjami i zawieszeniem
broni). Walczyło kilka tysięcy ludzi. Zakończyło się kapitulacją niemieckiego garnizonu,
przy jednoczesnym wkroczeniu do Paryża aliantów. Straty po stronie paryżan były niemal
stukrotnie mniejsze niż warszawiaków. Bardziej trafnym porównaniem będzie bitwa o Budapeszt. Walki o Budapeszt 1944–1945 to bój o ocalenie tożsamości Węgier. W tej bitwie
walczyli oczywiście Niemcy, ale także – a może przede wszystkim – jednostki węgierskie.
Nawiasem mówiąc, bijące się wyjątkowo dzielnie z naporem sowieckim. Mieszkańcy Budapesztu doskonale wiedzieli, kto i z jakimi zamiarami przychodzi ze wschodu. Zdawali sobie
sprawę, że Armia Czerwona to najeźdźca oraz wiedzieli już jakie metody ten najeźdźca
O znaczeniu Powstania Warszawskiego...
nr 15–16 – 2009
stosuje wobec podbitych. Walki w tym mieście były niezwykle zażarte, a Budapeszt został
doszczętnie zrujnowany. A więc porównując Powstanie Warszawskie do innych bitew miejskich, jedynie bitwa budapeszteńska może stanowić jakikolwiek punkt odniesienia.
Czy nie odnosi Pan profesor wrażenia, że wciąż w naszej historiografii zbyt
mało miejsca poświęcamy tragedii ludności Warszawy?
Wciąż niewiele mamy tekstów o tym, jak nastroje ludności cywilnej zmieniały się
od euforii do apatii czy wręcz otwartej niechęci do powstańców. Co zresztą jest zupełnie
zrozumiałe i nic nie ujmuje etosowi ich walki. Niemniej ludzie ci – cywile – byli w sytuacji
dramatycznej. Byli kompletnie zdesperowani. Ginęli tysiącami, nie wiedząc qui bono, dlaczego. W pewnym momencie mieli zwyczajnie dość. Byłoby niezwykle ciekawe zbadanie
jak w poszczególnych częściach, dzielnicach miasta, zmieniały się nastroje i od kiedy się one
zmieniały. Stworzenie takiej pracy, nazwijmy ją roboczo Kalendarium nastrojów Powstania
Warszawskiego byłoby bardzo interesujące. Swoją drogą, patrząc na udział ludności cywilnej
w walkach na ulicach Warszawy, widać pewne podobieństwa z oblężonym i blokowanym
przez 900 dni Leningradem. Ludność została postawiona przed koniecznością uczestnictwa w wysiłku wojennym i to długotrwałym: produkcją w zakładach zbrojeniowych na
potrzeby obrony miasta, kopaniem rowów, transzei i umocnień na pierwszej linii frontu
– często pod ogniem – zajmowała się także logistyką, pocztą, utrzymaniem punktów sanitarnych. Wreszcie odbywał się pobór mieszkańców do wojska. Oczywiście różnica tkwi
w tym, że obrona czy oblężenie Leningradu trwało znacznie dłużej, bo około trzech lat. No
i w związku z tym straty były większe. Zginęło około (choć dokładnie tego nikt nie policzył) 1.5 mln ludzi. Była jeszcze jedna rzecz inna niż w Warszawie. W Warszawie nie było
takiego głodu. Głód w Leningradzie był dominującą przyczyną śmierci.
Á propos strat i liczby poległych. Do dziś istnieją poważne rozbieżności co do
faktycznej liczby ofiar Powstania Warszawskiego. My chyba też niezbyt dokładanie policzyliśmy własnych poległych. Ilu właściwie warszawiaków zginęło w powstaniu?
Szacuje się, że sto kilkadziesiąt tysięcy. Zaznaczam, że są to dane szacunkowe. Tych
strat nikt dokładnie nie policzył. Myślę, że jednym z najważniejszych obecnie zadań dla
Państwa Polskiego, dla jego historii, wynikających z szacunku i uczciwości wobec przeszłości i nas samych, jest dokonanie wreszcie próby policzenia ofiar i ich identyfikacji. Zresztą
dotyczy to nie tylko ofiar powstania, ale wszystkich polskich ofiar II wojny.
378
Powstanie Warszawskie było najkrwawszą bitwą w dziejach Polski, to czemu pogląd ten nie jest obecny w zbiorowym myśleniu historycznym Polaków? Czy w związku z tym nie powinniśmy przedefiniować naszego myślenia historycznego o powstaniu
i upowszechniać ten wątek?
Historycy segmentowali powstanie. Podejmując próby rekonstrukcji zdarzeń,
skądinąd bardzo ważne, dokonywali opisu walk na Mokotowie czy Woli. Z drugiej strony
był wielki spór polityczny czy powstanie miało sens. To wszystko przysłoniło fakt obiek-
Wywiad
Glaukopisu
tywny, o którym Pan mówi i niezależny od wszelkich ocen i niezależny od rekonstrukcji
zdarzeń, że powstanie było najkrwawszą bitwą w dziejach Polski. I rzecz jasna ten fakt należało umieścić na należnym miejscu i uczynić go punktem wyjścia do wszelkich innych
rozważań. No cóż, trzeba uderzyć się w piersi, co niniejszym czynię w imieniu własnym
i kolegów. Nikt do tej pory tego nie zrobił.
Panie profesorze, czy wiedza o Powstaniu Warszawskim jest naprawdę powszechną wśród Polaków i myślę tu zwłaszcza o osobach spoza Warszawy. Czy Polacy
potrafią zrozumieć powstanie?
W ostatnich latach wiele się zmienia na lepsze. Oczywiście jest to ogromna zasługa Muzeum Powstania Warszawskiego. To muzeum odwiedziło już kilka milionów ludzi.
Niemniej, trzeba uczciwie powiedzieć, że wychowaliśmy parę pokoleń, które wcale „nie
czują”, zupełnie nie interesują się nim i nie rozumieją wymiaru powstania. Oczywiście,
wśród warszawiaków z krwi i kości ta legenda zawsze była żywa, zawsze miała dużą wagę. 379
Przypomnijmy spontaniczne zachowania tak zewsząd i za wszystko potępianych kibiców
Legii. Inaczej było już na prowincji, zwłaszcza tej dalszej, tam patrzono na powstanie z dużym dystansem. Co tu dużo mówić, proszę przypomnieć sobie jak krakusi potraktowali
powstanie po jego klęsce. Pukali się w głowę i mówili, że to wariactwo z punktu widzenia
racjonalnego. I pewnie tak jest, ale powstania zracjonalizować do końca się nie da.
Czy więc z powodu klęski powstania nie możemy czy nie potrafimy podejść do
niego racjonalnie?
Niemcy wykonali zbiorową egzekucję na Warszawie. Egzekucję na milionowym
mieście. To fakt nawet w II wojnie światowej bez precedensu. Warszawa broniła się samotnie
i rozpaczliwie, licząc na sumienie świata… Wierzyliśmy naiwnie, jak powiedział minister
Józef Beck w 1939 r., iż rzeczą bezcenną w dziejach ludzi, narodów i państw jest honor.
Niestety okazało się, że tak nie jest. Świat, nasi sojusznicy, przeszli obojętnie nad tragedią
Warszawy. Tym to boleśniejsze, że przecież walczyły o miasto dzieci. Jak wielki był to stopień determinacji skoro na barykady szli 10–12 letni chłopcy. W powstaniu rzuciliśmy do
boju wszystko: młodzież, kobiety, dzieci. Polska zagrała stawkę va banque i przegrała. Zresztą zdając sobie sprawę, że jest to ostatnia stawka. A wysokość ofiary wiąże się z wysokością
stawki. Na ten stół ofiarny rzucono wszystko co było i nie zostało już nic. I na tym polega
ta tragedia.
nr 15–16 – 2009
380
Tędy i owędy wokół Wenty
Reportaż
Reportaż
Tadeusz Zubiński
Tędy i owędy wokół Wenty
No cóż, nawet na Inflantach wiele rzeczy zmierza ku gorszemu; kwasu już nie da
się pić. Stał się jakąś pokraczną lokalną wersją coca-coli.
Na bulwarze Basteja w Rydze nie odrodziła się słynna w latach międzywojnia kawiarnio-cukiernia Otto Szwarca, kultowe miejsce spotkań ówczesnej ryskiej – i nie tylko
– bohemy. Z tego zakładu wychodziły najdoskonalsze ciastka i pączki w całym bałtyckim
świecie, przy których warszawski Blikle miał się jak trabant do mercedesa. W pobliskim
hotelu jest co prawda restauracja „U Szwarca”, ale to tylko ordynarna podróba, na dodatek
porażająco droga. Świat starych Inflant zupełnie się skończył, odkąd Piwo Liwów – piwo 381
prawdziwych mężczyzn, jak głosi slogan reklamowy, waży w Poniewierzu na Litwie koncern
Ab Kalnapilis – własność brytyjsko-szwedzkiego Royal Unibren.
Chociaż są i dobre strony. W połowie czerwca w Râmkalni pod Rygę można wziąć
udział w zawodach we wnoszeniu na górę – ostrzegam bardzo stromą – własnej małżonki.
To bardzo widowiskowa konkurencja, w której przewidziane są bardzo przyzwoite nagrody
dla zwycięskiej pary. Technika dowolna, liczy się czas, no i nie wolno upuścić – powiedzmy
eufemistycznie – ładunku. Można też w każdym momencie złożyć wizytę łgarzowi i blagierowi baronowi Munchauzenowi w jego rodowej myzie – muzeum w Dunte w Vidzeme.
Ponadto, jeszcze w marcu wędkarze łowią ryby na lodzie, w słońcu na Daugavie.
W lasach kurlandzkich doświadczamy braku zasięgu w telefonie komórkowym, na szosie
– a nie na poboczu – tkwi wypalony i porzucony wrak mercedesa. Spotkamy tablice ostrzegawcze z napisem: „Uwaga Strefa Mgieł”.
Sam dom pracy międzynarodowej, twórczej bardzo sympatyczny, usytuowany na
starym mieście przy placu ratuszowym w Ventspils, czyli naszej Windawie. Do Wenty – pracowitej rzeki, ledwo dwieście metrów, a do morza spacerową promenadą do latarni na końcu mola najwyżej dwa kilometry.
Rezydenci różni, międzynarodowi i raczej wyciszeni. Choć stary Francuz – tłumacz – brzdąka coś z Czajkowskiego, na pianinie w salonie, to wieczorami, rano w kuchni
francuzi młodziutką Łotyszkę-poetkę. Pisarka z Litwy obnosi sympatycznie okazały dekolt, młody poeta łotewski wczesną nocą też w kuchni wyśpiewuje dziarskie piosenki legionów łotewskich z czasów II wojny światowej, ale maestro Raimonds Pauls, to on jednak nie
jest. W kotle na kuchni kusi przepyszna solianka, w pokoju kominkowym codziennie od
8 rano czeka zestaw prasowy: wszystkie trzy ogólnokrajowe dzienniki, plus jeden lokalny,
a w piątek tygodnik kulturalny: Kultűras Forums. Kot czarny – legenda literackiej Łotwy, ale
to ponoć doskonała dla pisarzy wróżba – Rudis wygrzewa się na otomanie. Jego partnerka,
kotka Anna, odeszła już w zaświaty. Atmosfera jak ze sztuk Czechowa, tylko tej przysłowiowej strzelby brakuje.
nr 15–16 – 2009
382
Tędy i owędy wokół Wenty
Cisza, spokój, cztery miłe panie, ot cała obsługa od księgowości po sprzątanie.
Raz do jednej odezwałem się po niemiecku; odtąd, do końca mego pobytu konwersowała
ze mną w pięknej mowie Goethego. Gdzie się tak nauczyła? – pytam – Byłam na dwuletnim stypendium w Berlinie. Biblioteka jest doskonale wyposażona. Czegoś brakuje? Nie
ma problemu, ściągniemy potrzebną pozycję z Rygi. Żaden kłopot, to maksimum trzy
dni robocze potrwa. Niczemu się dziwią, starają się dyskretnie pomóc, skserować proszę
bardzo: bez maksas – czyli gratis, ależ oczywiście. Jest w podwórku sauna, można iść na
basen, też parę kroków, niedaleko. Miejscowa okazała biblioteka znajduje się po drugiej
stronie ulicy, placyk przed biblioteką szpeci relikt sowieckich czasów – posąg Fabriciusa.
Ten Czerwony Łotysz był krótko dowódcą całej Czerwonej Armii. Usuwać, dlaczego?
Przecież to nie Lenin, a on tutaj się urodził. Podobnie po łotewsku postąpiono w Rydze
ze sławetnym monumentem trzech łotewskich strzelców, kiedyś czerwonych. Pozostał na
swoim dawnym miejscu, w centrum. Strzelcom skuto pięcioramienne gwiazdy z czapek,
i uchował się po prostu jako pomnik łotewskich strzelców, już bez komunistycznej konotacji.
Znakomity czarny chleb za 36 sentimów kupuję na rynku. Parę kroków obok – na
rogu – w sklepie Rimi czerwony i czarny kawior 75 sentimów za 100 gramów. Ale to na początku miesiąca, w połowie cena podskakuje do 96 sentimów.
Na słodkości i bilard po południu przychodzą Tybetańczycy, w liczbie ośmiu w pomarańczowych strojach. Uśmiechają się jak lalki, są natarczywi w tym swoim lżeniu Chin.
Zgadało się kto jest największym polskim poetą współczesnym – pytają – odpowiadam Zbigniew Herbert. Słyszeli o Herbercie; a dlaczego nie Czesław Miłosz? – dociekają. A kto w prozie najwybitniejszy? Wymieniam: Andrzej Turczyński. Nie słyszeli, ale znają
za to kilka tych samych nazwisk. Tych pieszczochów kawiarni i koterii.
Odojewski Włodzimierz – pada to nazwisko – pewien Rosjanin poeta i eseista jest
tak bardziej na bieżąco z polską rzeczywistością przez internet. Zna polski, bo babkę miał
Polkę – kto z Rosjan z ambicjami nie miał polskiej babki – i przychyla się do katolicyzmu.
Docieka, co z nim, skąd naraz tyle szumu. Wyjaśniam, że kapował na kolegów i na swych
tłumaczy do bezpieki. Utrącał innych, szedł po trupach, ambitny był nad podziw. Dlaczego to robił? Co mu groziło w razie odmowy podjęcia współpracy z organami? – dociekają
– Odpowiadam, że utrzymuje, iż bał się, iż straci synekurę w rządowym radiu. Tylko tyle
– dziwią się – Ależ to nie represje, ale pieszczoty – odpowiadają zgodnie.
Podają przykład: Knuts Skujenieks urodzony w roku 1936, wielki poeta, tłumacz
i eseista, prezes Łotewskiego Pen Clubu, kandydat do Nagrody Nobla na poważnie. W 1962 r.
odmówił współpracy z władzami sowieckimi. Za opór i honor został skazany na siedem lat
ciężkich robót, w obozie karnym za Uralem. Odsiedział cały wyrok, został zrehabilitowany
dopiero w roku 1989. Szkoda gadać.
Ingmâra Balode, poetka, przetłumaczyła w 2007 r. Wojnę polsko-rosyjską pod flagą
biało-czerwoną Doroty Masłowskiej, na to warszawka sypie obficie funduszami.
Łotyszom nie było lekko. W dniu 8 kwietnia 1950 r. to właśnie nad Łotwą sowieckie
myśliwce strąciły amerykańską maszynę zwiadowczą. Wojna wisiała dosłownie na włosku.
Reportaż
W roku 1946 Szwecja wydała Sowietom na pewną śmierć 134 łotewskich legionistów, 8 estońskich i 9 litewskich.
Na Łotwie Polacy jako producenci wyspecjalizowali się w karmie dla kotów, środkach do mycia naczyń, słonych paluszkach i mało formatowych sezamkach. Ostatnio Łotysze strasznie pomstują na drastyczną obniżkę jakości polskich mebli. Już weszło do obiegu
powiedzenie – tandetny, jak polskie krzesło.
W radiu Rîga Viens puszczają polskie piosenki po łotewsku, te z lat 60., 70. Anna
German i szlagiery Czerwonych Gitar. Bardzo przyjemnie się słucha. Ponadto piosenki
niemieckie, rosyjskie, francuskie, włoskie – nie tylko jak u nas, jarmarczna angielszczyzna.
Oczywiście najwięcej łotewskich. Słuchowisk na bazie klasyki narodowej i światowej też
warto posłuchać. Generalnie radio spokojne, fachowo robione. Lektorzy nie przekrzykują
się z muzyką, nie są zadyszani. Mówią starannie, całymi zdaniami, nie łykają końcówek.
Łatwo przechodzą z łotewskiego na rosyjski, angielski.
W Almanachu litewskim z Kowna „Nemunas” świetny przekład Kruka Edgara Ala- 383
na Poe oraz – żeby nie było za dobrze – wymądrza się litewski autorytet medialny Petras
Venclovas.
Karogs to łotewski miesięcznik literacki. Taki odpowiednik naszej Twórczości, ale
o parę pięter lepszy i mniej środowiskowy. Wychodził od roku 1940. Na jego świetnych
łamach J. E. ambasador królestwa Norwegii na Łotwie, pan Nils Olav Stava, bardzo kompetentnie w pięknym łotewskim, komentuje bezpośrednio 150. rocznicę urodzin Knuta
Hamsuna. Trudno byłoby sobie wyobrazić, aby któryś z mianowańców warszawskiego reżimu mógł się pokusić o choćby w połowie tak doskonały merytorycznie tekst w języku
obcym, odnoszący się na przykład do Józefa Mackiewicza. No, chyba żeby napisał, iż Józef
M. był zoologicznym antysemitą i antykomunistą, ale to byłby cytat. Co jeszcze w prasie codziennej? W Latvijas Avîze felietonista utyskuje na dinozaury, których całe stada okopały się
w państwowej łotewskiej telewizji. Szczęśliwiec, nie ma świadomości zalegania tych tysięcy
nepotów i kolesiów, które obsiadły reżimowe media w Polsce.
Kolejny plus, to dwaj świetni estońscy pisarze. Pierwszy – rocznik 1936 – to Mikołaj
Baturin. Znakomity fabularysta o krzepkim rosyjskim nazwisku, samotnik żyjący życiem
prostych ludzi nad Jeziorem Białym. Nie udziela wywiadów, uchodzi na najlepszego stylistę języka estońskiego. Jest bujny i mocny jak dżin wymykający się z butelki. Autor epopei
– Serca Niedźwiedzia (powieści z roku 1989, sfilmowanej w roku 2002) – rzecz rozgrywa się
w syberyjskiej tajdze, Apokalipsy AD z roku 1997, Więźniów Cyklu z roku 1996 i Centaura
z roku 2003, umiejscowionego w egzotycznej scenerii pustyni.
W Polsce już się coś niecoś o nim przebąkuje, ale – jak tu u nas – ekscytujemy się
pobocznościami.
Ten drugi, rocznik 1923, pisarz o burzliwym życiorysie, walczył z Sowietami
w Estonii i Finlandii, ranny, włóczył się, głodował, ukrywał, konspirował, pojmany. Siłą
został wcielony do Armii Czerwonej, zdezerterował z niej efektownie dopływając wpław
w leningradzkim porcie do fińskiego statku. W Szwecji ukończył prawo na uniwersytecie
w Uppsali, założył własną firmę, dorobił się. Rzucił to wszystko, przeprowadził się do
nr 15–16 – 2009
Tędy i owędy wokół Wenty
Anglii, rozpoczął kolejne nowe życie, zaczął pisać do emigracyjnej prasy estońskiej krótkie i klarowne opowiadania. Zostały opublikowane w tomie Ciemność w roku 2003 (opowiadania koncentrowały się wokół wojny i jej następstw w życiu jednostki). Wcześniej na
emigracji opublikował swą najlepszą powieść w roku 1963 – Nie ludzka ziemia, o bardziej
uniwersalnej wymowie. Zaś mistrzostwo nastroju i grozy osiągnął w przejmującej etycznie
i estetycznie powieści z roku 1980 – Farma, gdzie w sposób szczególnie drastyczny postawił
pytanie o granicę prawa jednostki do indywidualnego szczęścia. W jego prozie odnajdujemy, to co jest dziedzictwem literatury niemiecko-bałtyckiej – znakomite portrety zwierząt.
Jest sceptykiem, ironistą, konsekwentnym anarchistą – nazywa się Ilmar Jaks. U nas o nim
kompletna cisza.
Estończycy mają nie tylko doskonałych prozaików, ale i doskonałą głowę do interesów. Skape, to estoński wynalazek. Sprzedali go w najlepszym momencie Amerykanom,
gdy ci już byli w ogródku, już się witali z gąską. Innymi słowy już wywiadowczymi kanałami wgryzali się w temat. Podobno za 2 mld dolarów, co stanowiło połowę estońskiego rocznego budżetu i za coś jeszcze, to coś jeszcze: to zniesienie wiz do USA dla swych obywateli.
Dlatego Estonia posiada spore rezerwy walutowe, coś tam pożyczy, bo takie są naciski Banku Światowego, aby się zadłużać. Bardziej dla oka niż z rzeczywistej potrzeby.
Dawno – ale nie tak dawno, ażeby nie była to prawda – na wsiach łotewskich powszechnie spotykało się barometr dziadka. Otóż do ściany chaty przybijano kawałek z pnia
okazalszego jałowca, z danej okolicy, koniecznie z małą żywą gałązką (w chwili odcięcia).
Następnie do tej gałązki przywiązywano kolorową szmatkę, raczej wstążeczkę. Reakcje na
ruchy powietrza, jej ułożenie, gładkość itp., stan zawilgocenia szmatki skrupulatnie badał
najstarszy w zagrodzie mężczyzna i na podstawie oględzin, i doświadczenia życiowego
prognozował pogodę na następny dzień. Zwykle odbywało się to wieczorem. To wcale nie
znaczy, że Łotysze nie mają smykałki do nowoczesności. Oj mają i to bardzo. Legendarna
kamera szpiegów Minox została wynaleziona przez Ryżanina Waltera Caps’a (1905–2003),
konstruktora w słynnych zakładach VEF w Rydze i już od 1937 r. była dostępna w publicznej sprzedaży na Łotwie.
384
Łotysze o nas (niegdyś)
W wielotomowym słowniku frazeologicznym języka łotewskiego z roku 1935, wydanym w Rydze, doczytać się można takich definicji hasła Polak – czyli polis, politiete – Polka po łotewsku z małej litery, gdyż, tak w tym języku piszemy nazwy narodów, konsekwentnie Łotysz będzie latvietis, a Łotyszka – latviete, zaś poetycko i z emfazą: latvis i latviete.
1 – członek narodu polskiego
2 – osoba uparta, kapryśna, kłótliwa, swarliwa, lubująca się w sporach, wszczynająca zamęt
3 – byk, krowa ale bez rogów inaczej tolis, tols, tole
4 – mała piłeczka z drewna, którą nakłada się na rogi bydła, aby się nie bodło
5 – bączek, zabawka dla dzieci inaczej politis
6 – (każdy) grzyb, który ma okrągły kapelusz
Reportaż
7 – taniec polski – polonez
8 – obyczaj rozczesywania, targania żartobliwego włosów podczas wesela.
Ale dziś, co nowego, w kalendarzu ważkich rocznic – tych europejskich – Łotysze
odnotowali, odnosząc się do historii Polski w XX w.: 1. Odzyskanie przez nas niepodległości w 1918, 2. Wybuch II wojny światowej, rozpoczęty atakiem Niemiec na nasz kraj, 3.
Zamieszki antyżydowskie z lipca 1946 r. w Kielcach, 4. Wybór kardynała Karola Wojtyłę na
stolicę Piotrową, 5. Powstanie „Solidarności”.
Á propos Żydów na Łotwie. Kiedyś, czyli przed wojną, Żydzi na Łotwie byli Żydami, ůot ţîdi; obecnie z racji wymogów PC są już ebreji. Powtórnie zaznaczam, że nazwy
wszystkich narodowości w łotewskim – jak dotąd – piszemy małą literą.
Zawsze mnie fascynował ten Polak, który w roku 1937 mieszkał na Liwskim Brzegu w Sîkrags. I udało mi się coś, a nawet sporo o nim dowiedzieć. Nazywał się Antoni Czapliński, narodowości polskiej po ojcu i matce, w wersji łotewskiej, nie mówiący pod liwsku:
Anton(s) Čaplinskis, miał wówczas 31 lat. Był katolikiem, żonatym z 31-letnią Klarą, Liw- 385
ką po obu liniach, mówiącą po liwsku. Rodak miał jedną córeczkę, pięcioletnią Intę, już
nie mówiącą po liwsku. Rodzina zajmowała mieszkanie służbowe na dworcu kolejowym.
Z tego można wnosić, że Czapliński był kolejarzem.
Łat jest mocny. Mocniejszy od Euro i brytyjskiego Funta, choć i on słabnie, ale nie
tak dramatycznie jak nasza złotówka wobec łotewskiej waluty. Polski złoty w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy stracił w stosunku do łotewskiego łata – 28 proc. Dla porównania
rosyjski rubel w tym samym okresie stracił na swej wartości do łata tylko 18 proc. Drożyzna,
ależ tak, narasta. Ceny żywności wzrosły o 8.6 proc., ogrzewanie, prąd i gaz o 15 proc., a artykuły odzieżowe importowane – podobnie jak paliwa – o 15 proc. Ogólna inflacja roczna
ma wynieść 9.6 proc., ale to bardzo optymistyczna prognoza, bo aktualny premier Łotwy,
Valdis Dombrovskis, wieszczy, iż sytuacja gospodarcza przejaśni się dopiero w drugiej połowie 2010 r. Już zapowiedziano redukcję uposażenia w urzędach państwowych o 20 proc.
Jeszcze trochę statystyki – policzono lisy na Łotwie, wyszło ich ponad 30 tys. sztuk.
Rysiów zaś zaopatrzono w satelitarne obroże sztuk 6.
Jak może być dobrze, skoro na Łotwie w kraju mlecznym, gdzie nikt nie kupi
śmietany zawierającej mniej niż 30 proc. tłuszczu, można kupić mleko estońskie i litewskie
– przede wszystkim w dużych sklepach takich sieci jak: litewska Maxima, litewskie Cento,
lub szwedzko-fińskie Rimi. Bezrobocie oczywiście jest i będzie coraz większe. W skali całej
Łotwy to już 9.8 proc. Najgorzej jest w Ůatgalii w rejonie Rçzekne, gdzie poszybowało aż
do 21.8 proc. Średnia płaca miesięczna to 360 łatów, a emerytura, czyli pensja 160, 170 łatów.
Czy da się z tego wyżyć? Różnie z tym bywa. Dwupokojowe mieszkanie w Rydze w pobocznej dzielnicy kosztuje 38.000 łatów.
Na koniec łotewski łamaniec językowy, proszę szybko wypowiedzieć to zdanie,
traktując v jako w, a ž jako nasze ż: vienâ vçsâ vasaras vakarâ viens vâcu vecis veda veselu
vezumu vârîtu vçţu – jednego chłodnego letniego wieczoru jeden niemiecki staruszek wiózł
pełny wóz gotowanych raków.
nr 15–16 – 2009
386
Recenzje
Recenzje
Recenzje
Jadwiga Osmólska
Anna Machcewicz, Kazimierz Moczarski. Biografia
nictwo „Znak”, 2009)
(Kraków: Wydaw-
Któż z nas nie czytał Rozmów z katem? Ta wstrząsająca książka kształtuje spojrzenie kolejnych pokoleń młodych Polaków na okupację niemiecką. Równie poruszające są
okoliczności jej powstania. Ich zarys oraz historię życia autora postanowiła zaprezentować
czytelnikom w swojej najnowszej książce Anna Machcewicz. Autorka publikowała w Tygodniku Powszechnym, Więzi, pracowała także przy realizacji filmów: Fabryka była cudowna, Historia
opozycji i Żółta bluzka ze spadochronu. Jej dorobek ma charakter zdecydowanie dziennikarski,
choć obszarem zainteresowań pozostała – zgodnie z wykształceniem – historia. Biografia Mo- 387
czarskiego zdaje się być jej największym, najpoważniejszym osiągnięciem zawodowym.
Książka nie jest pracą naukową. Nie ma w niej przypisów, tak często przytłaczających czytelnika. Jest pisana lekko – zupełnie inaczej, niż praca naukowa – dzięki czemu jest
łatwo przyswajalna. Układ rozdziałów jest chronologiczny, dzięki czemu biografia Moczarskiego równie dobrze mogłaby być drukowana w odcinkach w gazetach, tak jak to niegdyś
bywało. Autorka, poza wykorzystaniem w swojej pracy – wcześniej wydanych przez Andrzeja Kunerta – wspomnień i biografii Moczarskiego, sięgnęła do domowego archiwum
rodziny Moczarskich, które udostępniła ich córka. Dzięki temu czytelnik może zapoznać
się z poruszającą korespondencją między małżonkami, osadzonymi w komunistycznych
więzieniach, obejrzeć fotografie ich rodziców, krewnych oraz grona przyjaciół domu i towarzyszy z działalności społecznej.
Autorka we wstępie podkreśliła, że chciała „zdjąć Moczarskiego z pomnikowego
piedestału, poznać człowieka z krwi i kości, dowiedzieć się, co myślał i czuł w momentach
wyborów, spróbować je zrozumieć”. Bohater książki został pokazany od najlepszej i osobistej strony. Z książki przebija fascynacja Autorki osobą Moczarskiego, we wstępnie sama nawet to podkreśla: „Był jednym z wielu […] przyzwoici, odpowiedzialni, lojalni; warto przypomnieć człowieka, który twardo stąpał po ziemi, myślał niezależnie, działał racjonalnie,
a w czasach próby był w stanie sprostać największym wyzwaniom”.
Niewątpliwie dzięki tej pozycji lepiej poznajemy Kazimierza
Moczarskiego. Autorka rzetelnie prezentuje – cytując samego Moczarskiego – jego światopogląd. Może on niekiedy zaskakiwać, zwłaszcza
czytelników nieobeznanych z historią środowiska, z którego wywodził się bohater książki Anny Machcewicz: „Nasza [członków
klubu Maurycego Mochnackiego, który zakładał m.in. Moczarski]
postawa ideowa to […] myśl racjonalistyczna, humanistyczna, postępowa, wywodząca się z jednej strony z demokratycznych tradycji narodu [polskiego], z drugiej z nauk Marksa, Engelsa i jego
nr 15–16 – 2009
388
Recenzje
następców”. Ten nurt ideowy został trafnie podsumowany w innym miejscu, przez innego
relacjonistę: „Do komunizmu mieli [ludzie SD] stosunek ambiwalentny, ale nie wykluczali,
że z tego coś się może [pozytywnego] wykluć”. Nic więc dziwnego, że to środowisko przyciągało członków KPP, KZMP i innych komunistycznych organizacji. Wśród członkówuczestników Klubów Demokratycznych-Stronnictwa Demokratycznego znalazł się m.in.
Józef Goldberg, najprawdopodobniej już wówczas agent NKWD, a w latach 40. i 50. – pod
nazwiskiem Różański – kat niepodległościowców. Czy współpracowali ze sobą w działalności politycznej? Jak pisze sama Autorka: „Różański był jego [Moczarskiego] równolatkiem,
absolwentem tego samego Wydziału Prawa na Uniwersytecie Warszawskim, zaangażowanym niegdyś, jak on, w tworzenie [sic!] Klubów Demokratycznych. Nie ma dowodów na to,
że zetknęli się kiedykolwiek wcześniej, ale nie jest to zupełnie nieprawdopodobne”.
Anna Machcewicz stara się być rzetelna, nie waha się przedstawić nawet najbardziej bolesnych i nieprzyjemnych wydarzeń w życiu Moczarskiego. Ale zarazem niczym
dobry przyjaciel stara się wytłumaczyć każdą – jego wyraźnie dwuznaczną – postawę. Tak
było w przypadku „sypania” kolegów z konspiracji w więziennym elaboracie: „Moczarski
rozszyfrowuje pseudonimy tylko tych osób z konspiracji, które albo nie żyją, albo zostały
już aresztowane przez UB” [podkr. – JO]. Konspiratorzy używali kilku pseudonimów naraz, pełniąc różne funkcje w podziemiu – podawanie jakichkolwiek pseudonimów aresztowanych mogło dekonspirować ich zaangażowanie na jakimś nieznanym UB odcinku. Dlatego stwierdzenie „tylko” jest próbą bagatelizowania i świadczy o nieznajomości tamtych
czasów oraz metod operacyjnych komunistycznej tajnej policji.
Dosyć trudnym fragmentem książki jest informacja o podpisaniu w lutym 1947 r.
zobowiązania wobec „władz więziennych” do „przeprowadzenia wywiadu wobec tego więźnia »X«, rozpracowania go i dostarczenia odpowiedniego materiału (w miarę możliwości
więziennych) władzom więziennym”. Tutaj także zwycięża w Autorce fascynacja jej bohaterem nad ciekawością reportażysty i rzetelnością biografa: „Kim był tajemniczy więzień X
i czy Moczarski faktycznie wywiązał się z zadania, po latach nie sposób już ustalić”. Ale czy
była jakakolwiek próba ustalenia – tego już Autorka nie pisze. Po informacji o podpisaniu
drugiego zobowiązania w marcu 1947 r. Machcewicz stwierdza: „Motywacje, które skłoniły
Moczarskiego do podpisania obydwu dokumentów, pozostaną zapewnie niewyjaśnione.
Można jednak szukać analogii”. I tutaj następuje długi wywód jak to znani konspiratorzy
podpisywali zobowiązania do współpracy z UB i później oszukiwali komunistów. To sugeruje, że on również oszukał UB, a przecież tego według Autorki nie sposób ustalić.
Czytelnika może zmartwić fakt, że Autorkę nie interesuje jak to dokładanie było
z Moczarskim i podpisanymi przez niego zobowiązaniami współpracy – żadnej informacji
o „przekopanych” archiwach, w których nie było śladu współpracy. Nie chodzi tutaj o oskarżenie Moczarskiego o to, że był agentem celnym, ale o zwykłą ciekawość i rzetelność. Może
A. Machcewicz, Kazimierz Moczarski. Biografia (Kraków: Wydawnictwo „Znak”, 2009): s. 23.
Tamże, s. 264.
Tamże, s. 120.
Recenzje
warto było poszukać jego więziennej charakterystyki, informacji – jeśli takie były – od współwięźniów, agentów celnych i innych materiałów, które wiązały się z jego pobytem w więzieniu.
Takie pisarstwo jest krzywdzące dla samych bohaterów, a autorów stawia w złym świetle.
Innym, dość karkołomnym zabiegiem, zastosowanym przez Autorkę jest próba przedstawienia Moczarskiego jako osoby o poglądach opozycyjnych wobec komunistów. Owszem,
był krytyczny wobec niektórych posunięć kierownictwa Stronnictwa Demokratycznego, a nawet władz państwowych, ale wszystko w ramach lojalności wobec PRL. Chodził na spotkania
Klubu Krzywego Koła, krytycznie odnosił się do polityki PZPR w marcu 1968 r., ale pisanie, że
gdyby dożył dnia powołania Komitetu Obrony Robotników „zapewne byłby wśród nich” jest
już mało poważnym stwierdzeniem, ponieważ tego – rzecz jasna – nie wiemy.
Moczarski nie brał udziału w inicjatywach opozycyjnych lat 60. np. liście 34 intelektualistów przeciwko cenzurze. Od wszelkiej otwartej opozycji trzymał się z daleka. Był nad
wyraz ostrożny nawet w sprawach – wydaje się – jednoznacznych. Z tego powodu dosyć zabawnie brzmią wspomnienia prof. Marcina Kuli o jego „opozycyjności”: „Moczarski namó- 389
wił ojca [prof. Witolda Kulę] do napisania artykułu do miesięcznika o walce z alkoholizmem.
Tekst mówił o mechanizmach, które przyczyniły się do rozpowszechnienia alkoholizmu
w przeszłości, a na końcu padło zdanie, że skoro wiadomo, co jest przyczyną, to dziś trzeba
szukać gdzie indziej. Gdzie nie mówił, ale wiadomo było, że odpowiada za to system. Wtedy
takie stwierdzenie miało jednak pewne cechy opozycyjności” [podkr. – JO].
Niewątpliwy pozostaje jest natomiast fakt, że Moczarski był aktywny politycznie
w ramach systemu komunistycznego. W 1958 r., po 10 latach spędzonych w więzieniu, pisał:
„Kluby Demokratyczne były wstępnym etapem Stronnictwa Demokratycznego, które dziś
– po dwudziestu latach – jest jedną z partii współrządzących i współodpowiedzialnych za
losy kraju, za socjalizm”. Uznał tym samym, że koncesjonowane przez komunistów SD
jest kontynuatorem organizacji powstałej w II Rzeczypospolitej i był usatysfakcjonowany
z miejsca, jakie zajmuje w systemie politycznym PRL.
Obok faktów z życia głównego bohatera czytelnik może zapoznać się z próbą
opisu rzeczywistości przedwojennej, wojennej i powojennej Polski. Obszerne cytaty ze
wspomnień ludzi, którzy stykali się z Moczarskim mają dodać kolorytu opisywanym wydarzeniom oraz stanowić ich dodatkową ilustrację. Należy jednak zauważyć, iż tło historyczne – tak istotne w przypadku tej książki – zostało zaprezentowane w sposób wysoce
nieumiejętny. Bezkrytyczne traktowanie relacji oraz używanie terminów nieadekwatnych
do ówczesnej rzeczywistości historycznej skutkuje w kilku miejscach zabawnymi dla czytelnika dysonansami. Widać to chociażby w przypadku cytatu ze Zbigniewa Baucza, kolegi
Moczarskiego, który stwierdził: „To co działo się na Uniwersytecie Warszawskim, na Krakowskim Przedmieściu, te ataki na Żydów, bojówki oenerowskie, to było szokujące. […]
Ja studiowałem na KUL-u i tam, na katolickiej uczelni, nic takiego nie miało miejsca”.
Tamże, s. 284–285.
Tamże, s. 270–271.
Tamże, s. 21.
nr 15–16 – 2009
390
Recenzje
Trudno jednak, żeby na KUL miały miejsce akcje antyżydowskie, skoro Żydzi w ogóle nie
studiowali na tej uczelni. Innym przykładem niefrasobliwości Autorki jest nazwanie Radosława Ostrowicza, dziennikarza Kuriera Polskiego – „dziennikarzem śledczym”. Dziennikarstwo śledcze wymaga – poza dociekliwością i dyskretnymi informatorami – niezależności zarówno w pisaniu tekstu, jak i w jego publikacji. W systemie komunistycznym, którego
jednym z podstawowych fundamentów jest brak wolności słowa nie mogło istnieć żadne
dziennikarstwo śledcze! Co najwyżej interwencyjne i to jedynie w ramach obowiązujących
przepisów o kontroli publikacji prasowych.
Znacznie poważniejszym przykładem niewiedzy i braku instynktu badawczego jest
opis przedwojennej i wojennej działalności Włodzimierza Lechowicza, działacza średniego
szczebla Delegatury Rządu. Na ponad 2 stronach. Autorka zaprezentowała jego sylwetkę jako
członka KPP, szpiegującego w przedwojennym Wojsku Polskim oraz członka wywiadu Gwardii Ludowej–Armii Ludowej szpiegującego niepodległościowców podczas okupacji. Trudno
zrozumieć brak refleksji u Autorki na temat tego czym była GL–AL, a była wprost sowiecką
operacją dywersyjną na ziemiach polskich. Jeszcze trudniej zrozumieć fakt przejścia do porządku dziennego nad wynurzeniami Lechowicza dotyczącymi jego szpiegowskiej działalności: „[Samuela] Ferszta [członka Sekretariatu Zagranicznego KPP] interesowały [stosowane
przez wywiad i kontrwywiad przedwojennego WP] metody walki z komunizmem, siatka prowokatorów, planowania akcji, kampania polityczna, ocena KPP. […] miał siedzibę w Pradze
i był z nim możliwy kontakt pocztowo-szyfrowy”. Autorka nie zastanawia się jakaż to polska
partia polityczna używała szyfrów w korespondencji. A przecież nie chodzi tutaj o polskiego
działacza politycznego, tylko o rezydenta sowieckiego wywiadu w czeskiej Pradze!
Przy charakterystyce działalności Lechowicza brakuje podstawowej i fundamentalnej informacji: od przedwojnia był agentem sowieckiego wywiadu i jako taki pracował
w Samodzielnym Referacie Informacyjnym w Warszawie, w organach bezpieczeństwa Delegatury Rządu oraz Stronnictwie Demokratycznym. Przyjęcie tego faktu do wiadomości
oraz jego prezentacja czytelnikom oznacza, że to właśnie na zlecenie sowieckiego wywiadu
Lechowicz organizował, opisywane przez Autorkę, spotkania, w których brali udział czołowi działacze SD: Jerzy Makowiecki, Stefan Czarnowski oraz bohater książki – Kazimierz
Moczarski. Po latach Lechowicz tak opisywał działalność tego środowiska: „[…] grupa ta
[działająca w ramach SD] głosiła tezy, które w zakresie polityki zagranicznej (unormowanie
stosunków z ZSRR, regulacja granic wschodnich [sic!]) pokrywały się w znacznym stopniu
z programem PPR”.10 Rację ma Janusz Marszalec, który stwierdził, że wojenne Stronnictwo
Demokratyczne zostało opanowane przez komunistów.11
Tamże, s. 51–54.
Tamże, s. 52.
Tamże.
10
Kazimierz Moczarski. Zapiski, (oprac.) A. K. Kunert (Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy,
1990): s. 17.
11
J. Marszalec, Ochrona porządku i bezpieczeństwa publicznego w Powstaniu Warszawskim (Warszawa:
Recenzje
Gdyby książka Anny Machcewicz była jedynie reportażem to wady jej warsztatu
można byłoby pominąć. Jednak ze względu na wagę postaci Moczarskiego w najnowszej
historii Polski należy dbać o szczegóły i posiadać głęboką wiedzę kontekstową. Także kwerenda archiwalna powinna zostać przeprowadzona z należytą starannością. Pozornie wydaje się, że tak było. Utwierdza czytelnika w tym przekonaniu prof. Andrzej Friszke, który tak
zarekomendował tę pozycję: „Książka wybitna. […] Autorka dotarła do bardzo wielu źródeł, bardzo trafnie wykorzystując literaturę i archiwalia, w tym »teczkę« w IPN, archiwum
domowe, wspomnienia, także nie publikowane, rozmowy z ludźmi, którzy z Moczarskim
się stykali”. Ta rekomendacja nie odpowiada jednak prawdzie. Kwerenda archiwalna Autorki jest zdecydowanie za uboga. Nie objęła ona akt konspiracyjnych Armii Krajowej i Delegatury Rządu RP na Kraj, znajdujących się w Archiwum Akt Nowych, materiałów Biura
Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej znajdujących się w Instytucie
Historii Polskiej Akademii Nauk. Może tam znajdują się dokumenty, w których Moczarski charakteryzował ważne persony Polski Podziemnej albo jego analizy konkretnych orga- 391
nizacji konspiracyjnych, dokumenty autorstwa Moczarskiego lub/i inne dokumenty jego
dotyczące? Być może zweryfikowałyby to, co sam bohater zawarł w swoich powojennych
zapiskach, albo ukazałyby go od innej strony. To ważne, żeby czytelnikowi pokazać poglądy
i myśli bohatera w najważniejszym dla niego czasie.
Gdyby Machcewicz kierowała się ciekawością i rzetelnością badacza-dziennikarza
to może odnalazłaby raport kontrwywiadu Obszaru Warszawskiego pt. Infiltracja komuny
do Wydziału Politycznego [Biura Informacji i Propagandy] KG [AK] zawierający charakterystykę Moczarskiego, jego najbliższych oraz pracy konspiracyjnej: „[Kazimierz Moczarski]
»Bolesław« wg opinii osób dobrze go znających i całkowicie wiarygodnych jest typem kombinatora i człowiekiem chciwym na pieniądze, bardzo mściwym. […] Obecnie wg jego słów
jest jedną z najważniejszych trzech osób w wydziale politycznym KG. […] Stwierdzone
(przez naszych agentów), że materiały dotyczące RPPS i [Polskiej] Armii Ludowej, będące
w posiadaniu »Bolesława«, były znane w komunie […]”.12
Czy prezentacja tego dokumentu mogłaby uchybić w czymkolwiek Moczarskiemu? Raczej nie. Może nie byłby tak spiżowy, jak chciałaby Anna Machcewicz, ale czytelnikowi zostałby ukazany także jako osoba dosyć kontrowersyjna, którą był w rzeczywistości. A może Moczarski po prostu był mściwy? Bo jak inaczej wytłumaczyć stawanie jako
świadek przed komunistycznym sądem w procesie ostatniego komendanta NSZ, Stanisława
Kasznicy, w którym – jak pisze Autorka – Moczarski nie miał nic konkretnego do powiedzenia. Może Machcewicz ma rację, że dla Moczarskiego była to zemsta za działalność
NSZ z okresu wojny, która nota bene jego nie dotyczyła? Głębsza kwerenda, lepszy warsztat
mogły pokazać, że fascynacja bohaterem nie musi negatywnie odbijać się na rzetelności
i wiarygodności biografa.
Oficyna Wydawnicza „Rytm”: 1999): s. 69.
12
AAN, X/43, k. 7.
Recenzje
Iwo C. Pogonowski, Paweł P. Styrna
nr 15–16 – 2009
Patrick J. Buchanan, Churchill, Hitler, and the „Unneccessary War”: How Britain Lost
Its Empire and the West Lost the World
(New York: Crown Publishers, 2008)
392
Amerykański senator (umiarkowany republikanin z Idaho) William E. Borah we
wrześniu 1939 r. miał powiedzieć następujące słowa: „Boże, gdybym ja tylko mógł porozmawiać z Hitlerem – tego wszystkiego dałoby się uniknąć”. Wydaje się, iż wielu prawicowych antyinterwencjonistów (tzw. izolacjonistów) i lewicowych pacyfistów w USA ma
podobne spojrzenie na politykę zagraniczną. W swej najnowszej książce pt. Churchill, Hitler
i niepotrzebna wojna, paleokonserwatywny amerykański publicysta, Patrick (Pat) J. Buchanan
(ur. w 1938), usiłuje przekonać czytelników, że II wojna światowa wcale nie była nieunikniona. Co więcej – jak twierdzi Buchanan – zarówno I, jak i II wojna światowa (które nazywa
„wojnami domowymi” Zachodu) były produktem serii nie do końca przemyślanych dyplomatycznych „gaf” (blunders).
Obydwie wojny światowe były kolosalnymi tragediami, czego nikt nie kwestionuje. Zginęły dziesiątki milionów ludzi, poniesiono ogromne straty ekonomiczne, podupadły obyczaje oraz wartość ludzkiego życia i godności. Ziemie polskie szczególnie ucierpiały
w wyniku działań wojennych podczas obydwu konfliktów zbrojnych. Świadectwem tragizmu losów Polski był także fakt, iż wielu
Polaków żyjących pod rozbiorami (w tym Dmowski i Piłsudski) ze
zniecierpliwieniem czekało na europejską wojnę, która rozerwałaby
solidarność zaborców i przywróciła Polsce niepodległość. Wszak
któryż Polak nie zna błagalnych słów Mickiewicza z Litanii pielgrzymskiej: „O wojnę powszechną za wolność ludów… O broń
i orły narodowe… O niepodległość, całość i wolność Ojczyzny
naszej, prosimy cię Panie”? Historycy tacy jak: Anna M. Cieńciała, Amerykanka polskiego pochodzenia lub Niemiec Fritz Fischer byli zgodni co do tego, iż za obydwie wojny winę ponoszą
niemieckie ambicje, dążące do zdominowania kontynentu euroazjatyckiego (Griff nach der Weltmacht [Sięgnięcie po władzę
nad światem], jak zatytułował swe słynne dzieło prof. Fischer)
i zdobycie „należnego miejsca pod Słońcem”. Pat Buchanan
oczywiście nie neguje, że Niemcy również przyczynili się
do wybuchu obydwu wojen, albowiem Cesarz Wilhelm II
Jedynym źródłem tego słynnego cytatu jest dyrektor biura International News Service w Waszyng­
tonie, Kinsey Hutchinson. Twierdził, iż Borah podzielił się z nim ww. opinią prywatnie. Amerykański
senator zmarł jednak przed ujawnieniem swej rzekomej wypowiedzi przez Hutchinsona.
Recenzje
i Adolf Hitler także popełniali „gafy”. Uważa jednak, iż obydwu wojen – w wyniku których
Wielka Brytania utraciła swe Imperium, Europa utraciła swą hegemonię i panowanie nad
światem a połowa kontynentu europejskiego dostała się pod panowanie komunizmu – dałoby
się uniknąć, gdyby tylko politycy i dyplomaci mocarstw zachodnich, a przede wszystkim ci
w Londynie, nie stawiali spraw na ostrzu noża, lecz byli bardziej koncyliacyjni wobec niemieckich (a także japońskich i włoskich) roszczeń do należnego „miejsca pod Słońcem”.
Niepotrzebna wojna jest więc dziełem na wskroś germanofilskim i interpretującym
historię głównie z niemieckiego punktu widzenia. Buchanan zachwyca się Bismarckiem,
którego uważa za mądrego, umiarkowanego i przezornego dyplomatę i męża stanu. Przekonuje, że Niemcy bismarckowskie nie były państwem agresywnym, cytując przy tym słowa „żelaznego kanclerza”: „Niemcy mają wystarczająco siana na własne widły”. Buchanan
przyznaje, że program budowy wielkiej floty wojennej zainicjowany przez Wilhelma II był
„błędem”, który skutecznie wepchnął Anglię w ramiona antyniemieckiej koalicji francusko-rosyjskiej, lecz zachęca czytelników także do spojrzenia na kwestię floty z punktu wi- 393
dzenia Niemiec, szybko rozwijającej się potęgi gospodarczej i handlowej. Swą interpretację
genezy I wojny światowej Buchanan opiera głównie na wydanej niedawno książce Szkota
Nialla Fergusona (The Pity of War), który obwinia Wielką Brytanię i broni Niemców. Przeto
amerykański pisarz walczy z, rzekomo niesprawiedliwą, „czarną legendą” militarystycznych i agresywnych Niemiec-Prus. Powołuje się na statystyki, zgodnie z którymi w latach
1815–1914 Prusy i Austria brały tylko w trzech wojnach, a Wielka Brytania, Rosja i Francja
odpowiednio w 10, 7 i 5. Zapomina tutaj jednak, iż w Prusach armia miała o wiele więcej do
powiedzenia, niż w jakimkolwiek innym państwie europejskim. Ponadto, usiłuje nas przekonać Buchanan (cytując słowa Churchilla i Balfoura), Anglicy związali się z Ententą albowiem chcieli wykończyć Niemców jako ekonomiczną konkurencję i rywala na morzach.
Autor twierdzi, że Wielka Brytania powinna była zawrzeć sojusz z Niemcami i Austro-Węgrami, co szachowałoby równocześnie agresywną (pozostaje pytanie: czy bardziej agresywną od Niemiec?!) Rosję i rewanżystowską Francję. Kwestię sporną floty, dodaje, dałoby się
z rzekomo racjonalnym Kaiserem załatwić.
Jaka była alternatywa wobec czteroletniej wojny? Buchanan, tak jak Niall Ferguson,
uważa, że Wielka Brytania winna była ogłosić neutralność. Wystarczyło pozwolić Niemcom
przemaszerować przez Belgię, pokonać Francję, a następnie uderzyć na Rosję. Wtedy, 90
lat przed powołaniem UE, powstałaby Europa zjednoczona pod niemieckim panowaniem
– bez tylu milionów poległych, bez czterech lat wojny pozycyjnej. W Rosji nie doszliby do
władzy bolszewicy, a w Niemczech nie byłoby mowy o rządach narodowych socjalistów
Hitlera. „Niemcy, jako najpotężniejsze państwo w Europie”, pisze Buchanan, „powiązane
sojuszem z wolną Polską zawdzięczającą swe istnienie Niemcom, byłyby przedmurzem tamującym drogę rosyjskiemu ekspansjonizmowi”. Ponadto:
P. J. Buchanan, Churchill, Hitler, and the Unneccessary War”: How Britain Lost Its Empire and the West
Lost the World (New York: Crown Publishers, 2008): s. 58.
Zob.: R. J. Evans, The Coming of the Third Reich (New York: The Penguin Press, 2004): s. 2–19.
Recenzje
nr 15–16 – 2009
Rosja byłaby pokonana, lecz rozbiór imperium rosyjskiego leżałby
w interesach W[ielkiej] Brytanii. Niech Niemcy za to zapłacą, akceptując straty i wieczną wrogość związaną z tym rozbiorem. Zwycięskie
Niemcy miałyby do czynienia z urażonymi wrogami we Francji i Rosji i ze zbuntowanymi Słowianami na południu. Nie stwarzałoby to
żadnych problemów dla Imperium Brytyjskiego. Niemcy staliby się
dominującą potęgą w Europie, W[ielka] Brytania dominowałaby oceany, Ameryka dominowałaby półkulę zachodnią a brytyjska sojuszniczka, Japonia, dominowałaby w Azji.
394
Pozostaje pytanie czy taki podział świata, a przede wszystkim oddanie całej Europy Niemcom, rzeczywiście był w interesie Londynu i Waszyngtonu? Decydenci w obydwu
stolicach uznali, że jednak nie. Zapomniano też zapytać, czy narody europejskie życzyły
sobie przynależności do zdominowanej przez Berlin Mitteleuropy? Ani Buchanan, ani Ferguson i inni zwolennicy ww. interpretacji, nie fatygują się też zapytać Polaków o opinię. Dowiedzieliby się wtedy, że wielu Polaków zgadzało się z Romanem Dmowskim i uznawało
Niemcy i Drang nach Osten za większe zagrożenie od Rosji. Buchanan postrzega carską Rosję jako potężnego kolosa gotowego rzucić się na całą Europę, której jedynymi obrońcami
byli Niemcy i Austriacy. Dmowski, który jednak dobrze znał sytuację w imperium carów,
rozumiał jeszcze przed I wojną światową, że Moskwa była wielkim, aczkolwiek słabym wewnętrznie, kolosem na glinianych nogach.
Podobnie jak libertariański historyk amerykański z Cato Institute, Jim Powell, Buchanan uważa za błąd także amerykańską interwencję w 1917 r. po stronie Ententy. Nie ma
też nic dobrego do powiedzenia o Woodrow Wilsonie i lansowanej przez niego zasadzie
„samostanowienia narodów” i retoryce „czynienia świata bezpiecznym dla demokracji”
(„making the World safe for democracy”). Zgadza się natomiast z Powellem i Austriakiem von
Kuehnelt-Leddihnem, że traktat brzeski narzucony Rosji był wcieleniem zasady „samostanowienia”. Tytuł rozdziału poświęconego traktatowi wersalskiemu, „trujący duch zemsty”
(„A poisonous spirit of revenge”), także nie pozostawia złudzeń co do krytycznego podejścia
Buchanana do tegoż pokoju. Amerykanin uważa, iż traktat wersalski był wyjątkowo niesprawiedliwym, krzywdzącym i mściwym, przez co utorował Hitlerowi i NSDAP drogę
do władzy w Niemczech i uczynił kolejną wojnę bardzo prawdopodobną. Pat Buchanan
jednak nie jest tutaj odosobniony, bowiem jest to podejście rozpowszechnione wśród
Amerykanów, Brytyjczyków i Niemców. Traktat wersalski był atakowany nie tylko przez
amerykańskich paleokonserwatystów à la Buchanan, ale także przez anglosaskich liberałów (m.in. premier David Lloyd George) i lewicowców (np. osławiony ekonomista-etatysta John Maynard Keynes). Autor ubolewa także nad rozpadem Austro-Węgier (ignorując
fakt, że wielonarodowe „imperium-kundel” [„mongrel empire”] samo się rozleciało jeszcze
przed rokowaniami pokojowymi) i oskarża decydentów usiłujących zreorganizować mapę
P. J. Buchanan, dz. cyt., s. 62.
Recenzje
polityczną Europy Środkowo-Wschodniej w oparciu o zasady „samostanowienia narodów”
o hipokryzję ze względu na wybiórcze zastosowanie tejże zasady i wykorzystywanie jej
przeciwko byłym państwom centralnym. Ponadto zwraca uwagę, iż państwa, które powstały
na gruzach trzech cesarstw były wieloetniczne i wielokulturowe, podobnie jak monarchia
Habsburgów. Jest to argumentacja często napotykana w zachodniej historiografii. Amerykański historyk Joseph Rothschild zwraca jednak uwagę, iż łzy wylewane nad rzekomo
„uciskanymi mniejszościami” przez państwa środkowo-europejskiego układu postwersalskiego (np. Polska, Czechosłowacja, Rumunia, Jugosławia) bardzo często były przykrywką
maskującą imperialistyczne (niemieckie, węgierskie, włoskie, sowieckie) roszczenia wobec
tych państw. Ponadto, zwraca uwagę Rothschild, „międzywojenne rozwiązania terytorialne, pomimo wszystkich słabych stron, uwolniły trzy razy tyle osób od obcego panowania
w stosunku do ilości osób poddanych takiemu panowaniu”.
Dalej Buchanan wymienia standardowe oskarżenia przeciwko traktatowi wersalskiemu: Niemcom odebrano lub odmówiono ziem zamieszkanych przez etnicznych 395
Niemców (m.in. Austria, czeski Sudetenland, ziemie zaboru pruskiego łącznie z „korytarzem” i Gdańskiem), obciążano kraj odszkodowaniami i winą za wywołanie wojny,
narzucono strefę zdemilitaryzowaną w Nadrenii oraz zabroniono utrzymywania floty
wojennej i armii liczniejszej niż 100 tys. żołnierzy. Zaiste wiele atramentu trzeba przelać, by sprostować ten conventional wisdom o pokoju zawartym pod Paryżem w 1919 r.
Owszem, większość Austriaków i Niemców sudeckich domagała się wówczas przyłączenia do Rzeszy, lecz zrealizowanie obydwu punktów odebrałby Czechosłowacji jedyną
obronną granicę chroniącą przed niemiecką agresją. Zapewne p. Buchanan nie wie też,
że nie pałający sympatią do Niemiec Roman Dmowski postulował przyłączenie Austrii
do Niemiec jako swego rodzaju rekompensatę („dla otarcia łez”) w zamian za okrojenie
Prus na rzecz Polski. Motywował to także nadzieją, że żywioł katolicko-niemiecki miałby wtedy przewagę nad prusko-protestanckim. Oddanie Polsce Pomorza Gdańskiego,
wyrwanego Rzeczypospolitej podczas I rozbioru w 1772 r. po trzech wiekach polskiego
panowania, autor także uważa za krzywdę wyrządzoną Niemcom ze względu na „ludność niemiecką” (była to mniejszość, o czym Buchanan nie wspomina) i „odcięcie” Prus
Wschodnich od Rzeszy. Zapomina, że „korytarz” był na tyle okrojony, że w każdej chwili
mógł być przecięty przez inwazję. Ponadto, w 1919 r. Gdynia była jedynie wioską rybacką
a Ententa odmówiła przyłączenia do Polski Gdańska, jedynego dużego miasta portowego
i historycznego portu RP Obojga Narodów. Ostatecznie, w ramach pokoju wersalskiego,
Niemcy straciły jedynie ok. 13 proc. swego terytorium z 1914 r., więc i pod tym względem trudno mówić o mściwym traktacie. Co więcej, amerykański dyplomata Henry Kissinger przypominał, iż „zasady Wilsona tak naprawdę uratowały Niemcy przed o wiele
surowszymi karami”.
J. Rothschild, East Central Europe between the Two World Wars (Seattle and London: University of
Washington Press, 1974): s. 4.
P. J. Buchanan, dz. cyt., s. 106.
nr 15–16 – 2009
396
Recenzje
Artykuł 231 traktatu, czyli tzw. klauzula dotycząca winy za wywołanie wojny (ang.
War Guilt Clause) także bywa często traktowana jako wielce krzywdząca dla Niemiec. Podobne klauzule musieli jednak podpisać Austriacy, Węgrzy i Turcy. Celem nie było zresztą
obciążenie Niemiec winą moralną za wojnę, lecz stworzenie podstaw prawnych do naliczenia odszkodowań.
W tym miejscu należy przypomnieć spore kwoty nałożone na Francję w 1871 r.
(gwarancją spłacenia odszkodowania miała być okupacja pewnych części kraju przez wojska niemieckie). Walki toczyły się głównie na ziemiach polskich i francuskich, a więc terytoria, kopalnie i fabryki niemieckie pozostały nietknięte. Niemcy niszczyli natomiast
instalacje przemysłowe na okupowanych przez siebie ziemiach francuskich i polskich („deindustrializacja Polski”, jak nazywali to Niemcy). Anna M. Cieńciała przekonuje także, iż
odszkodowania naliczono w ten sposób, aby Niemcy byli w stanie je spłacić. Ostatecznie
i tak redukowano kwoty odszkodowań, a Hitler odmówił ich dalszego płacenia. Niemcy
skarżyli się także na przedstawienie im gotowego traktatu bez jakiegokolwiek uprzedniego
prawa do współdecydowania o warunkach. Rzadko jednak w historii dopuszczano stronę
pokonaną do stołu konferencyjnego.
Buchanan poświęca także rozdział Japonii. Cesarstwo Zachodzącego Słońca chętnie
zawarło sojusz z Imperium Brytyjskim w 1902 r. z czego obydwa państwa czerpały korzyści.
Podczas wojny rosyjsko-japońskiej Brytyjczycy odmówili flocie rosyjskiej płynącej z Petersburga aż do Azji prawa przepłynięcia przez Kanał Sueski, co zmusiło Rosjan do płynięcia
dookoła Afryki. Podczas I wojny światowej natomiast Japończycy służyli jako „tarcza” Imperium Brytyjskiego w Dalekiej Azji, dzięki czemu Royal Navy nie musiała angażować się
w tej części świata. W związku z tym, przekonuje nie bez racji Buchanan, w 1922 r. w interesie
Londynu leżało przedłużenie tego sojuszu po I wojnie światowej. Brytyjczycy tego jednak
nie zrobili bowiem zależało im na dobrej woli Amerykanów, nieufnych wobec japońskich
ambicji w Azji, którzy (wspólnie z Churchillem) lobbowali za nieprzedłużeniem sojuszu.
Sęk w tym, że Waszyngton nie dawał Londynowi w zamian żadnych gwarancji. Alternatywą
miała być międzynarodowa konferencja ograniczająca floty wojenne wielkich mocarstw. Na
wyniki nie trzeba było czekać długo. Anglia zaniedbała Royal Navy, a Japończycy czuli się
urażeni ograniczaniem ich floty. Wielka Brytania dobrowolnie zrezygnowała z korzystnego
sojuszu ulegając presji obcego mocarstwa (USA), którego przywódcy powiedzieli Anglikom wprost, iż nie zaciągną żadnych zobowiązań dotyczących ewentualnej obrony Imperium Brytyjskiego. Buchanan demonstruje, że ta decyzja ostatecznie pchnęła Tokio w ramiona III Rzeszy: zamiast sojuszu lub neutralności ze strony Japonii Anglicy i Amerykanie
zagwarantowali sobie jej wrogość podczas II wojny światowej, gdy każdy żołnierz i każdy
okręt wojenny potrzebny był w Europie do walki z Hitlerem.
Autor nie pozostawia także suchej nitki na polityce Anglii i Francji wobec Włoch
Mussoliniego podczas inwazji na Abisynię w 1935 r. Przypomina, że Il Duce gardził Führerem
i chciał współtworzyć koalicję antyniemiecką, a w 1934 r. – podczas zamachu austriackich
narodowych socjalistów w trakcie którego zginął broniący niepodległości Austrii katolicki
kanclerz Engelbert Dolfuss – wysłał nawet wojska nad granicę włosko-austriacką i groził
Recenzje
wojną na wypadek Anschlussu. W 1935 r. w znanym włoskim miasteczku Stresa nad jeziorem Maggiore zawarto także brytyjsko-francusko-włoskie porozumienie mające bronić Austrii i postanowień traktatu wersalskiego przed zakusami Hitlera. Front ten jednak szybko
rozbił się o skały włoskiej inwazji na Abisynię i nałożenia sankcji na Włochy przez Londyn
i Paryż, a urażony Duce znalazł chętnego sojusznika w Hitlerze, któremu ostatecznie dał
wolną rękę w Austrii. Buchanan zwraca jednak uwagę na fakt, iż po inwazji, w ramach tzw.
planu Hoare-Lavala, Anglicy i Francuzi najpierw oferowali Mussoliniemu okrojenie Abisynii i żyzną równinę Ogaden, co Il Duce był skłonny zaakceptować. Gdy jednak dowiedziała
się o tym prasa wybuchł skandal i potępiono Włochów. W imię „wilsońskiego idealizmu”
i obrony opartej na niewolnictwie prymitywnej Abisynii, ubolewa Buchanan, zrażono więc
Mussoliniego, co doprowadziło w rezultacie do porozumienia Berlin–Rzym.
Kryzys wywołany remilitaryzacją Nadrenii w 1936 r. autor uważa za ostatnią dobrą
okazję, aby zatrzymać Hitlera. Francuzi obawiali się jednak działać bez gwarancji pomocy
ze strony Londynu, a sojusznicy Paryża w Europie Środkowo-Wschodniej czekali z kolei na 397
sygnał znad Sekwany. W 1936 r. Brytyjczycy nie mogli wysłać na kontynent wojsk, których
nie mieli. Mieli także wyrzuty sumienia wobec „mściwego” traktatu wersalskiego i sympatyzowali z wieloma niemieckimi roszczeniami rewizjonistycznymi. Buchanan oczywiście
uważa, że mieli tutaj sporo racji, lecz krytykuje także naiwną politykę rozbrojenia i polegania na Lidze Narodów.
Zainicjowana przez Wielką Brytanię osławiona polityka tzw. appeasement’u („ułagadzania”) stała się synonimem krótkowzrocznego tchórzostwa. Buchanan, jak dawniej
lewicowy brytyjski historyk A.J.P. Taylor, broni jednak skompromitowanej polityki mocarstw zachodnich: po 1938 r. Brytyjczycy i Francuzi nie byli wystarczająco silni, by zdruzgotać Niemców, których roszczenia terytorialne wobec Austrii, Czechosłowacji i Polski
– jak twierdzi – były całkiem uzasadnione. Za Taylor’em Buchanan powtarza jakoby Hitler wcale nie miał konkretnego planu działań i zamiaru rozpętania wielkiej wojny. Taylor
przekonywał, iż Hitler był takim samym „pospolitym nacjonalistycznym politykiem” (just
another ordinary nationalist politician) jak inni, a jego działania były jedynie oportunistycznymi i spontanicznymi reakcjami na korzystną koniunkturę międzynarodową. Buchanan
wtóruje Taylorowi twierdząc, że Anschluss Austrii był spontaniczną reakcją na „gafę” kanclerza Kurta Schuschnigga, który ogłosił w swej ojczyźnie plebiscyt. Podobnie za kryzys
monachijski obwinia Czechów, ponieważ (rzekomo) ogłaszając mobilizację w maju 1938 r.
upokorzyli Führera wywołując weń żądzę zemsty. Poza tym, przekonuje Buchanan, etnicznie niemiecka ludność Austrii, Czechosłowacji, Gdańska i Polski pragnęła przyłączenia do
Rzeszy na zasadzie „samostanowienia narodów”, więc dlaczegóżby im tego odmawiać? Po
co wywoływać „niepotrzebną wojnę” i umierać za Wiedeń, czeskie Sudety, „korytarz” czy
Gdańsk?
Będąc socjalistą międzynarodowym, a nie narodowym, Taylor nie miał zamiaru bronić Hitlera,
ale raczej pragnął wykazać, że każdy „pospolity nacjonalistyczny polityk” może się stać Hitlerem.
Bagatelizuje tutaj jednak kluczową rolę ideologii.
nr 15–16 – 2009
398
Recenzje
Za kardynalną „gafę” uważa Buchanan udzielenie przez Wielką Brytanię gwarancji
wojennej Polsce w kwietniu 1939 r. Autor przekonuje, że Hitler wcale nie chciał zniszczyć
Polski, a jedynie domagał się wcielenia Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy i eksterytorialnej autostrady niemieckiej przez „korytarz”, co Buchanan uważa za całkiem rozsądne
żądania. Ponadto, Führer pragnął udziału Polski jako sojusznika w wojnie ze Związkiem
Sowieckim. Tak więc, twierdzi autor, brytyjska gwarancja zaowocowała „nieustępliwym”
i rzekomo nierozsądnym stanowiskiem Polaków wobec Berlina, co ściągnęło na Polskę niemiecką inwazję i okupację a Wielką Brytanię i Francję wciągnęło do „niepotrzebnej wojny”. Co najgorsze, pisze Buchanan, rząd Nevilla Chamberlaina udzielił Polsce gwarancji
wojennej nie mając ani zamiaru, ani możliwości udzielenia II RP skutecznej i konkretnej
pomocy wojskowej. Anglicy i Francuzi winni byli, jego zdaniem, wywrzeć presję na Warszawę, aby przyjęła niemieckie warunki. Wtedy Niemcy, Polacy i inni środkowoeuropejscy sojusznicy-wasale Hitlera uderzyliby wspólnie na Związek Sowiecki. Upadłby reżim Stalina,
a w Polsce nie doszłoby do krwawej okupacji i Holokaustu. Ponieważ, jak twierdzi, Hitler
nie chciał zniszczyć Zachodu, ani tym bardziej Imperium Brytyjskiego czy USA, mocarstwa zachodnie uniknęłyby wtedy „niepotrzebnej wojny” i strat ludzkich i ekonomicznych,
a wobec niemieckiego „Nowego Porządku” mogłyby stosować politykę containment’u, którą
po II wojnie światowej stosowano wobec ZSRS i bloku komunistycznego. Wojna była „niepotrzebną”, bowiem – jak usiłuje nas przekonać Pat Buchanan – Hitler nie chciał rozpętać
wojny światowej, nie marzył o podboju świata, ani nie stanowił zagrożenia dla mocarstw
anglosaskich.
Z argumentacją autora jest jednak wiele problemów. Przede wszystkim mija się
z prawdą twierdząc, że Gdańsk „zawsze był niemieckim miastem”. Owszem, ze względu na osadnictwo niemieckie (Ostsiedlung) w ramach Drang nach Osten miasto było głównie
zamieszkałe przez ludność niemieckojęzyczną. Niemniej jednak od końca X do początku
XIV w. Gdańsk był grodem wschodnio-pomorskim, związanym z Polską Piastów. Został
podbity przez Krzyżaków razem z Pomorzem Gdańskim w 1308 r., lecz w 1454 r. Stany
Pruskie (a więc i niemieckojęzyczne mieszczaństwo gdańskie), mające dość rządów krzyżackich, wypowiedziały im posłuszeństwo i zwróciły się o pomoc do Kazimierza Jagiellończyka. W latach 1466–1793 miasto należało do Królestwa Polskiego, a w okresie tzw.
złotego wieku Rzeczpospolitej Gdańsk prosperował dzięki eksportowi zboża i innych towarów polskich. W czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów, oprócz niemieckojęzycznej
większości, w Gdańsku mieszkali także etniczni Polacy, Żydzi i nawet Szkoci.
Buchanan zapomina także, iż polski rząd postanowił przeciwstawić się Hitlerowi
przed otrzymaniem brytyjskiej gwarancji, o czym przypominała w swych pracach historyk
dyplomacji Anna M. Cieńciała. Autor atakuje Becka za naiwną wiarę w brytyjską gwarancję
lecz, jak przypomina James R. Thompson w swej recenzji książki Buchanana w Sarmatian Review: „W tym czasie [na wiosnę 1939 r.] Beck wiedział, że W[ielka] Brytania wypełniła w 1914 r.
swe zobowiązanie wobec małej Belgii. Jeszcze wcześniej Wellington podjął się niemożliwego
P. J. Buchanan, dz. cyt., s. 244.
Recenzje
(jak się wydawało) zadania obrony Hiszpanii i Portugalii przed agresją ze strony Napoleona.
»Perfidny Albion« [ang. »Perfidious Albion«] nie był zawsze perfidnym. Mając do wyboru ufanie Brytyjczykom i Francuzom a nazistowskim Niemcom, Beck wybrał stronę bardziej cywilizowaną”. Buchanan, podpierając się Johnem Lukacsem, twierdzi również, że francuskie
uderzenie we wrześniu 1939 r. było „niemożliwym”. Thompson przypomina jednak o stosunku sił: Francuzi mieli do dyspozycji przeciwko Linii Zygfryda 50 dywizji, a Niemcy mieli
na zachodzie jedynie 10 dywizji złożonych z pierwszowojennych rezerwistów.
Stosunek Buchanana do Polski i Polaków jest złożony. Trudno doszukać się u niego antypolskiego jadu i nienawiści, cechujących prace lewicowych i (soc)liberalnych autorów à la Jan Tomasz Gross. Buchanan preferuje jednak Niemców, a Polska i Polacy figurują
w jego kalkulacjach jako przedmiot, który można poświęcić na rzecz „pokoju” (za wszelką
cenę) i silnych Niemiec. Te ostatnie Buchanan uważa za kluczowy i potrzebny czynnik równowagi europejskiej oraz „wielowiekową [ancient] barierę przed orientalnym despotyzmem
i barbarzyństwem”, zapominając oczywiście o wielowiekowej roli pełnionej przez Polskę 399
jako przedmurza chrześcijaństwa, dzięki czemu krainy niemieckie były bezpiecznie od najazdów tatarskich, tureckich i moskiewskich.10 Z jednej strony Buchanan pisze pozytywnie
o zatrzymaniu przez Polskę bolszewików w 1920 r. (nie wyciągając z tego faktu wniosków
o roli Polski w Europie), o proponowanej przez Piłsudskiego antynazistowskiej wojnie
prewencyjnej i o bohaterskim oporze stawianemu Niemcom podczas II wojny światowej.
Z drugiej strony cytuje jednak kłamliwe antypolskie twierdzenia Nialla Fergusona i Genea
Smitha (Ferguson nazywa polski rząd „reżimem, który był tak samo [every bit] niedemokratycznym i antysemickim, jak reżim niemiecki” a Smith pisze o „niestabilnych i nieodpowiedzialnych przywódcach kraju … nie mniej autorytarnego, nacjonalistycznego, totalitarnego
i rasowo nietolerancyjnego od Niemiec i Włoch”), nie wskazując na ich absurdalność.11
J. R. Thompson, Review of Churchill, Hitler, and the Unneccessary War, by Patrick J. Buchanan.
Sarmatian Review, Tom XXIX, Nr 1 (styczeń 2009): s. 1452.
10
P. J. Buchanan, dz. cyt., s. 407.
11
Tamże, s. 260. Historycy zachodni, a przede wszystkim historycy liberalni, przedstawiają II RP jako
wyjątkowo nietolerancyjne i antysemickie piekło dla mniejszości narodowych. Oceny te są oparte na
rzekomo złej sytuacji mniejszości żydowskiej, niemieckiej i ukraińskiej w Polsce. Nie tłumaczy to jednak dlaczego np. polska mniejszość w Niemczech czy ZSRS kurczyła się, podczas gdy liczba Żydów
i Ukraińców-Rusinów w Polsce rosła (Niemcy dobrowolnie wyjeżdżali do Niemiec). Sytuacja mniejszości etnicznych często bywała jednak gorsza na zachodzie aniżeli w Europie Środkowo-Wschodniej.
Można podać tu kilka przykładów. We Włoszech Mussoliniego (chwalonego m.in. przez Churchilla, jak
i F.D. Roosevelta i innych „postępowców”) prowadzona była polityka brutalnej „italianizacji” etnicznych Niemców-Tyrolczyków i Słoweńców. Nie wolno było uczyć ani nawet rozmawiać na ulicy po
niemiecku czy słoweńsku, zamykano szkoły, organizacje i prasę a krnąbrnych niemieckich nauczycieli
wysyłano za karę. W latach 1930–1942 rozstrzelano także 19 wyjątkowo upartych obrońców narodu
słoweńskiego. W Norwegii, Szwecji i Finlandii poddawano wynarodowieniu Lapończyków a we Francji
wycofano język niemiecki ze szkół w Alzacji, w Bretanii zaś jeszcze w latach 50. XX w. wisiały napisy
typu „nie wolno pluć na podłogę ani mówić po bretońsku”. Należy także pamiętać o dyskrymina
nr 15–16 – 2009
400
Recenzje
Problematyczną jest też proponowana przez Buchanana polityka containment’u wobec Hitlera po uprzednim zdruzgotaniu ZSRS przez Niemców, Polaków, Węgrów, Japończyków i innych sojuszników. Na jakich filarach miał się opierać ten containment? Buchanan
sam sobie przeczy przyznając, że Hitler był osobnikiem mściwym i przeczulonym, a więc
podatnym na różnego rodzaju „gafy” (czyt. stawianie mu oporu), i równocześnie twierdząc,
że można było stosować wobec niego containment, którym na pewno nie zaskarbiono by
sobie sympatii Führera. Autor wydaje się też nie rozumieć, że po opanowaniu bogatych zasobów naturalnych Eurazji i połączeniu ich z niemiecką potęgą przemysłową i techniczną,
pozycja Hitlera byłaby o wiele mocniejsza. Powtarzając krótkowzroczny argument jakoby
Hitler nie stanowił zagrożenia dla Imperium Brytyjskiego i USA zapomina, że nawet gdyby
było to prawdą, to mógł on przecież zmienić zdanie. Wszak „apetyt rośnie w miarę jedzenia” i dotyczy to także podbojów.
Manipulacją jest również, podparte Taylor’em, twierdzenie autora jakoby Hitler
nie chciał wywołać wojny światowej. Oczywistym jest, że doświadczenia I wojny światowej
wyczuliły go na niebezpieczeństwo, jakim dla Niemiec była długa wojna na dwa fronty. Rozwiązaniem było odizolowanie i niszczenie każdego przeciwnika osobno metodami blitzkriegu
(wojny błyskawicznej) i wykorzystanie zdobytych łupów wojennych do następnych podbojów. Nie oznacza to, że Hitler „nie chciał wojny”, lecz po prostu świadczy zarówno o przebiegłości Hitlera, jak i o naiwności Pata Buchanana. Podobnież cytując A.J.P. Taylora przekonuje,
że hitlerowski program uzbrojenia Niemiec wcale nie świadczył o planie rozpętania wojny,
albowiem III Rzesza wydała na zbrojenia w roku 1938–1939 „jedynie” 15 proc. PNB (tyle co
Wielka Brytania), a po Monachium wydatki te ponoć zmalały.12 Buchanan nie łączy tego jednak z faktem, iż po wcieleniu bezbronnych (po Monachium) Czech do Rzeszy w marcu 1939 r.
w ręce niemieckie wpadła czeska zbrojeniówka i cały sprzęt byłej armii czechosłowackiej. Kluczowym czynnikiem były problemy gospodarcze spowodowane socjalistyczną i etatystyczną
polityką zbrojeń. Jak pisze badacz III Rzeszy, Richard J. Evans: „Drastyczne braki surowców
oznaczały, że cele produkcyjne czołgów, okrętów, samolotów i innego sprzętu nie były osiągane; sytuację pogarszał fakt, iż sam Hitler nie potrafił ustalić stabilnych i racjonalnych priorytetów w ramach programu zbrojeniowego. Odpowiedzią miało być plądrowanie. […] Olbrzymie
napięcia, które pojawiły się w niemieckiej gospodarce w latach 1933–1939 mogły, jak sam Hitler wielokrotnie stwierdził, być ostatecznie rozwiązanie jedynie poprzez podbój przestrzeni
życiowej na wschodzie”.13 W tym wypadku Niall Ferguson zgadza się z Evansem.14
cji i rezerwatach dla Indian i o segregacji Murzynów w USA oraz o numerus clausus na kanadyjskich
uczelniach i dyskryminacji wobec katolików w protestanckiej prowincji Ontario. Ponadto, w latach
1935–1976 w rządzonej przez socjalistów Szwecji 60.000 osób poddano przymusowej sterylizacji.
Podobne programy istniały także w Austrii, Szwajcarii, Danii, Norwegii i Finlandii, ale nie w II RP.
12
P. J. Buchanan, dz. cyt., s. 349.
13
R. J. Evans, The Third Reich in Power: 1933–1939 (New York: Penguin Press, 2005): s. 410–411.
14
N. Ferguson, The War of the World: Twentieth-Century Conflict and the Descent of the West (New York:
The Penguin Press, 2006): s. 281.
Recenzje
Evans nie potwierdza argumentów Buchanana i Taylora co do wojennych planów
Hitlera: „Wojna była celem III Rzeszy i jej przywódców od dojścia do władzy w 1933 r. Od
tego czasu, aż do wybuchu wojny we wrześniu 1939 r., skupiali się na przygotowywaniu
kraju do konfliktu, który miał zagwarantować Niemcom dominację nad Europą, a w końcu
i nad światem. Megalomania tych ambicji była widoczna w gigantomanii planów Speera
i Hitlera dot. Berlina, który miał stać się Germanią – nową stolicą świata”.15
Faktycznie jednak nieuctwo Hitlera, jego brak doświadczenia oraz zdrowego rozsądku przyczyniły się do roli jaką odegrał w historii. Buchanan wydaje się być nieświadomy
choroby Parkinsona, na którą cierpiał Hitler z powodu zatrucia gazem na froncie zachodnim w czasie I wojny światowej. W szpitalu polowym, w czasie leczenia i kilkutygodniowej
ślepocie, Hitler zaraził się zapaleniem opon mózgowych i przeszedł ponowny okres ślepoty.
Do końca życia pozostała mu stale trzęsąca się lewa ręka. W takich okolicznościach zmieniła się także jego osobowość. Hitler obawiał się wczesnej śmierci i z tego powodu w swojej
karierze politycznej bardzo się śpieszył. Ten pośpiech opisał profesor M.K. Dziewanowski 401
w angielskiej pracy Wojna za wszelką cenę (War At Any Price), tłumaczonej na wiele języków.
Hitler uważał się za postać wyjątkową, męża opatrznościowego, który zdobędzie dla Niemiec Lebensraum, czyli przestrzeń życiową na następne tysiąc lat. Faktem jest, że intencją
Hitlera przez cały okres jego władzy było poszerzenie niemieckiej „przestrzeni życiowej”.
Buchanan wspomina, że celem Hitlera był podbój Ukrainy i krajów zamieszkałych przez
narody słowiańskie, ale nie pisze już, że narody te miały być zniewolone lub wymordowane. Ich ziemię zaś miała zająć „rasa niemiecka”. Przyłączenie żyznych ziem Ukrainy do
Niemiec, miało zostać dokonane metodami właściwymi narodowym socjalistom, a warunkiem powodzenia była likwidacja państwa polskiego. Ten dość oczywisty fakt Buchanan
akceptuje i uważa za „straty uboczne”. Polacy znaleźli się w tragicznej sytuacji: wiedzieli
o planach Hitlera, ale również zdawali sobie sprawę, jakiego traktowania można się spodziewać od Sowietów w razie ich zwycięstwa. Prawdopodobnym jest, że nawet gdyby II RP
zawarła z Niemcami sojusz, to i tak III Rzesza wchłonęłaby polskie ziemie i zniewoliła
ich mieszkańców, eksterminowała i (częściowo) germanizowała po wykorzystaniu Polaków
jako mięsa armatniego w ZSRS. W planach Hitlera podbój Ukrainy i likwidacja Polski łączyły się z dążeniem do zdobycia kontroli nad roponośnymi terenami Kaukazu i Bliskiego
Wschodu. Wszystko to miało być pierwszym krokiem do zdobycia przez Niemcy dominacji nad światem.
Hitler miał typową dla niego, nierealną nadzieję, że ludność „niemieckich Aryjczyków” wzrośnie dwukrotnie za jego życia, dzięki wcześniejszym małżeństwom i powiększaniu się rodzin. Upośledzeni Niemcy mieli być sterylizowani. Pamiętamy, że Niemcy uprowadzili z Polski ok. 50 tys. dzieci o jasnych włosach i niebieskich oczach, żeby wcielić na siłę
do „rasy niemieckiej”. Hitler był też przekonany, że mniejszość żydowska była szkodliwa
dla niemieckiej czystości rasowej, ale jednocześnie dawała mu powód do konsolidacji sił rasistowskich w Niemczech, w czasie przygotowań do ekspansji terytorialnej. Wierzył w spo15
R. J. Evans, dz. cyt., s. 705.
nr 15–16 – 2009
402
Recenzje
łeczny darwinizm, w to, że wojny o przestrzeń życiową są rezultatem „nieuniknionej walki
między rasami o przetrwanie najsprawniejszych”. Hitler-fanatyk gotów był raczej doprowadzić do zniszczenia Niemiec w walce o „przestrzeń życiową”, niż dopuścić do „hańby”
i tchórzostwa Niemiec w obawie przed ryzykowną walką.
Nieuctwo Hitlera było znane, jak też brak przygotowania do dowodzenia w zdobywaniu „przestrzeni życiowej”. Dał on dowód swojej ignorancji jeszcze w więzieniu w bawarskim Landsbergu. Dyktował wówczas Hessowi swój program polityczny pod tytułem
Mein Kampf. Hitler szybko zorientował się, że nie wie, co ma dyktować. Hess, wówczas
student pierwszego roku miejscowego uniwersytetu, uzyskał pomoc od swego profesora
geopolityki i wydawcy pisma geopolitycznego, generała majora Karla Haushofera, którego
osiem dwugodzinnych pogadanek Hitler uznał za wystarczające uzupełnienie swej wiedzy.
Ta wiedza miała mu wystarczyć także jako głowie państwa i wodzowi naczelnemu. Sam
Haushofer skończył tragicznie – popełnił samobójstwo w 1946 r., kiedy przekonał się, jakie
skutki dla Niemiec miały jego „korepetycje”.
Haushofer nauczał przyszłego Führera, że zniszczenie Związku Sowieckiego i podbój sowieckich i arabskich pól ropy naftowej i gazu ziemnego, mają podstawowe znaczenie
dla potęgi Niemiec. Planował żeby stopniowo, za pomocą szantażu, a nie wojny, przejąć
kolonie Anglii i Francji. „Germańska Brytania” miała stać się mniejszym partnerem narodowosocjalistycznych Niemiec. Pamiętamy jak Hitler traktował Brytyjczyków w czasie ich
panicznej ucieczki z Francji w 1940 r. Nie tylko odwołał atak swoich dywizji pod Dunkierką,
ale również nie używał lotnictwa i marynarki do topienia bezbronnych na morzu uciekinierów angielskich. Wcześniej, w walce przeciwko Polsce w 1939 r., zachował się wszak inaczej:
nakazał bezlitośnie mordować polską ludność cywilną, a np. na skrzynkach amunicyjnych
stemplowano słowa nicht sparen („nie oszczędzać”).
Hitler dowiedział się od Haushofera, że Niemcy przegrały I wojnę światową z powodu braku żywności i żołnierzy. Dlatego Niemcy musiały stworzyć przymierze z Japonią
i Polską oraz innymi państwami, żeby móc pokonać Związek Sowiecki równoczesnymi atakami ze wschodu i z zachodu, bez rozpoczynania działań na niemieckiej granicy zachodniej. W tym celu Hitler zawarł Pakt Antykominternowski, do którego – według Buchanana – Polska powinna była przystąpić i w ten sposób jakoby uratować zachodni świat od
„niepotrzebnej wojny”. Patrick Buchanan ignoruje zagrożenie istnienia Polski i wydaje się
nie wiedzieć presji wywieranej przez Hitlera na Polskę, by nakłonić ją do przystąpienia do
Paktu Antykominternowskiego.
Strach Sowietów przed wojną na dwa fronty, jednocześnie przeciwko Niemcom
i Japończykom, został dobrze opisany w literaturze, np. przez Pawła Sudopłatowa, generała
NKWD za czasów Berii, w książce pod tytułem Specjalne Zadania (Special Tasks). Sudopłatow zdawał sobie sprawę z fatalnego osłabienia Armii Czerwonej z powodu wymordowania
w czystkach stalinowskich w latach 30. 44 tys. najbardziej doświadczonych oficerów sowieckich. Natomiast atak na Sowiety jednocześnie ze wschodu i z zachodu był zdaniem Hitlera
i jego generałów najlepszą gwarancją zwycięstwa. Pisywali o tym również Robert Conquest,
Paweł Wieczorkiewicz i Bogdan Musiał. Polski „upór” pokrzyżował jednak te plany.
Recenzje
Schwarzcharakterem, któremu Buchanan poświęca Niepotrzebną wojnę jest jednak
Winston Churchill. Chociaż daje brytyjskiemu politykowi należne punkty za docenienie
po I wojnie światowej zagrożenia bolszewickiego i za dzielne przewodzenie Wielkiej Brytanii w jej najtrudniejszych chwilach podczas II wojny światowej, to jednak powtarza niemiecki mit o Churchillu-germanofobie i „podżegaczu wojennym”. Buchanan atakuje więc
Churchilla za popychanie liberalnego gabinetu Asquith’a do interwencji przeciwko Niemcom na rzecz Belgii i Ententy w 1914 r. oraz za kluczową rolę w popełnianiu „gaf”, które doprowadziły do II wojny światowej. Słusznie krytykuje Churchilla za entuzjastyczne poparcie polityczne udzielane Stalinowi podczas II wojny światowej (w odróżnieniu od pomocy
materialnej w imię racji stanu) i cyniczne oddanie Sowietom połowy Europy. Pokazuje też,
że Churchill był bardziej liberalnym deistą niż konserwatystą i chrześcijaninem, a jego Weltanschauung był bliższy rzymskiemu pogaństwu i „oświeceniowemu” kultowi „nauki”. Był
także rasistą, a pod koniec życia został ateistą.16 Jak pisze James R. Thompson: „Trudno mieć
Buchananowi za złe ataki na Churchilla. Jednak niczym awanturnik, do którego często jest 403
podobny, sięga po stołek i mimochodem uderza także niewinne osoby i narody […] Jeżeli
chodzi o realpolitik à la Machiavelli, Buchanan jest bliższy churchillowskiej etyce niż się mu
wydaje”. Ponadto, Buchanan często (nie bez racji) krytykował tzw. politykę etniczną (ethnic
politics), czyli wykorzystywanie Stanów Zjednoczonych przez różne mniejszości etniczne
do własnych, często niezgodnych z interesami USA, celów. W germanofilskiej Niepotrzebnej
wojnie odzywają się jednak częściowo niemieckie korzenie autora.
Buchanan pisywał o ww. sprawach wcześniej, np. w wydanej w 1999 r. książce pt.
Republika zamiast imperium (A Republic, not an Empire), lecz kierowana przez tzw. neokonserwatystów interwencjonistyczna polityka zagraniczna George’a W. Busha sprawiła, że
zagadnienie stało się coraz bardziej aktualne. Atakując Churchilla, idola „neokonserwatystów”, którego popiersie ustawił Bush w Gabinecie Owalnym, autor uderza także w politykę zagraniczną administracji Busha. Koszty wojen w Iraku i Afganistanie i brak namacalnych sukcesów sprawiły, że poglądy Buchanana mogą łatwo znaleźć podatny grunt.
Wielu Amerykanów pragnie już powrotu chłopców z Bliskiego Wschodu, a kryzys gospodarczy sprawił, że problemy wewnętrzne w umysłach większości mieszkańców USA
zepchnęły politykę zagraniczną na boczny tor. W najbliższej przyszłości slogan Bring
the boys back home from Iraq! („Przywieźcie chłopców z powrotem do domu z Iraku!”)
może łatwo utorować drogę hasłu „America First!” („Najpierw Ameryka!”). Buchanan,
na zasadzie przykładów z I i II wojny światowej, usiłuje przekonać czytelników o niebezpieczeństwie płynącym z ciągłych interwencji międzynarodowych i wyolbrzymiania rzekomych zagrożeń dla USA ze strony takich dyktatorów jak: Saddam Hussein, Mahmud
Ahmadinijad czy Kim Jong Il. Ameryka płaci zbyt wielkie koszty za „imperium” i jego
przerost. Pozostaje tylko pytanie, czy trafnym jest porównanie przywódców takich krajów trzeciego świata jak Irak, Iran czy głodująca Korea Północna z potężnymi Niemcami,
usiłującymi zdominować Eurazję?
16
P. J. Buchanan, dz. cyt., s. 399–405.
nr 15–16 – 2009
Recenzje
Należy wszakże pamiętać, że Niepotrzebna wojna nie jest pracą naukową i należy
raczej do publicystyki historycznej. Autor opiera się w zasadzie wyłącznie na angielskojęzycznych źródłach wtórnych i na historykach anglosaskich, aczkolwiek głównie brytyjskich (przede wszystkim Niall Fergusson, A.J.P. Taylor, Corelli Barnett, Sir Basil Liddell
Hart), ale także na Amerykanach i Niemcach (np. Andreas Hillgruber). Szczyci się też listem otrzymanym od słynnego amerykańskiego dyplomaty, autora polityki containment’u
po II wojnie światowej, George’a F. Kennana, w którym dyplomata zgadzał się z poglądami
Buchanana i ubolewał nad osłabieniem potęgi II Rzeszy. Posługuje się dużą liczbą cytatów
z wielu książek rozmaitych historyków, tak, że można odnieść wrażenie, że cytaty te wybrali mu wynajęci archiwiści, ponieważ on sam nie miałby czasu na przeczytanie tylu prac, które wymienia w przypisach. Z takiej metody również znany był sam Churchill, autor wielu
bestsellerów, którego książki wielokrotnie cytuje Buchanan, np. że Polska „z apetytem hieny” odebrała Czechom Zaolzie, a płk Józef Beck był jakoby zboczeńcem seksualnym, itp.
Buchanan czyta jednak historię obydwu wojen „od tyłu”.
Książka Patricka Buchanana, niezależnie od tego czy czytelnik się z argumentacją
w niej zawartą zgadza czy też nie, jest pozycją ciekawą i skłaniającą do myślenia. Trudno odmówić autorowi racji, gdy przekonuje, że należy w końcu porzucić abstrakcyjne doktryny
o „czynieniu świata bezpiecznym dla demokracji”, międzynarodowej solidarności i krępujące sojusze i członkowstwo w strukturach ponadpaństwowych (np. ONZ, UE), a powrócić do zdroworozsądkowych zasad konkretnych interesów narodowych i racji stanu. Polacy,
miast ślepej i naiwnej wiary w „pomoc” z UE, muszą zrozumieć jednak, że jeżeli sami nie
zadbają o własne interesy narodowe, to nikt o nie nie zadba. Praca Buchanana może, a wręcz
powinna, zadziałać jak zimny prysznic.
Marek Jan Chodakiewicz
Marci Shore, Caviar and Ashes: A Warsaw Generation’s Life and Death in
Marxism, 1918–1968
(New Haven and London: Yale University Press, 2006)
404
Czasami staram się czytać, bądź przynajmniej wertować, prace z zakresu medycyny,
biologii, fizyki czy informatyki. Ich przekaz jest zwykle bardzo chłodny, często pozbawiony
jakichkolwiek sądów moralnych. Trudno się zresztą spodziewać emocji czy ocen w wykładzie
o geografii cyberprzestrzeni. Trochę innej narracji możemy się spodziewać w pracach historyków, których zadaniem powinno być przecież nie tylko odtworzenie „jak naprawdę było”,
ale również odniesienie się do opisywanych zdarzeń. Naturalnie sam opis, bez jakiejkolwiek
oceny, też jest ważnym sygnałem, implikującym postawę badacza. Zamiast zgrozy – nic.
Recenzje
Wyobraźmy sobie choćby lekarza opisującego ucztę kanibali. Skupiłby się on na
sprawach technicznych, sposobie uśmiercenia ofiar, metodzie pocięcia ciał czy opisie zawartości proteiny w dymiącym na talerzu mózgu. Opis kliniczny byłby zrozumiały, chociaż naturalnie jakieś słowa potępienia tej patologii kulinarnej ze strony adepta medycyny
byłyby przez nas mile widziane. Gdyby to samo zjawisko opisywała osoba zajmująca się
historią, bylibyśmy bardzo zaniepokojeni, czy wręcz oburzeni, gdybyśmy nie znaleźli ani
śladu moralnej odrazy nad morderczym menu. A tak właśnie sprawa ma się do pewnego
stopnia z pracą Marci Shore.
Oprócz niewrażliwości na kwestie etyczne, autorka stosuje znaną metodę odwoływania się do życzliwych sobie lewicowych „autorytetów moralnych”. Dla badaczki są
nimi przede wszystkim postmoderniści: Jacques Derrida oraz Michel Foucault. Modniacka teoria literacka przeplata się tu z badziewiami psychoanalizy. Tym sposobem nie trzeba
nic udowadniać i nie za wiele badać. Stąd braki w wiedzy historycznej autorki są wręcz zastraszające. Shore zwyczajnie powiela to, o czym „wszyscy” już wiedzą i z czym „wszyscy” 405
się zgadzają. Dlatego z czystym sumieniem odcina się od „moralizatorstwa” i „świętoszkowatości” (moralizing and self-righteousness). A za to pełna jest „empatii dla tych, o których
piszę”. Opisuje swoich ulubieńców jako znudzonych, zbuntowanych, opozycyjnych, ale zawsze bliskich władzy; zarówno sanacji,
jak i potem komuny.
Kawior i Popiół to „bibliografia środowiska”. To
praca o nieszczęśliwych, zakompleksionych, zagubionych
i wyalienowanych. O neurotykach, histerykach i frustratach. Pijakach, samobójcach, homoseksualistach. Jednym
słowem o kawiarnianych intelektualistach: kawiarnistach.
Wielu z nich, jak podkreśla dziejopisarka, było „pochodzenia żydowskiego”. Ale Shore zastrzega się – stosując typologię trockistowskiego intelektualisty Izaaka Deutschera – że
byli to „nieżydowscy Żydzi”. Jednocześnie uważali się też za
„Polaków”, u których „żydowska świadomość była sprawą
płynną”. Wszyscy oni dokonali wyboru. „Dla tych intelektualistów paradoks wybrania marksizmu oznaczał sposób, w jaki
doszli do wypełniania kreatywnej roli w świadomej likwidacji
W 2008 ukazało się w Polsce tłumaczenie książki Marci Shore, Popiół i Kawior. Życie i śmierć oczarowanych i rozczarowanych marksizmem (Warszawa: Świat Książki, 2008).
M. Shore, Caviar and Ashes: A Warsaw Generation’s Life and Death in Marxism, 1918–1968 (New
Haven and London: Yale University Press, 2006): s. 7.
Tamże, s. 58, 66.
Tamże, s. 5.
Tamże, s. 328, 342, 368.
Tamże, s. 5.
nr 15–16 – 2009
406
Recenzje
swojej własnej subiektywności, którą abdykowali jako hołd Historii”. Ten bełkot oznacza,
że „bohaterowie” zachłysnęli się rzekomą „prawdą” dialektycznego rozumienia dziejów,
które – według „naukowej” wykładni marksistowskiej – miało się zakończyć zwycięstwem
komunizmu. Czyli motylkowaci kawiarniści bohatersko wybrali przejście na stronę zwycięzców dziejowych zmagań walki klas.
W każdym razie bohaterowie Shore w większości ewoluowali od lewacko-liberalnego radykalnego nihilizmu i szyderstwa lat 20. minionego wieku do ludobójczo-apologetycznego zachwytu marksistowskim totalitaryzmem. Kociokwik inżynierii dusz przerwał
im dopiero dialektyczny prysznic antyżydowskiej nagonki, zorganizowanej przez tubylczą
chamokomunę w takt kremlowskiego dyktatu w 1968 r. I dlatego „w pewnym sensie cała
książka jest o ... stosunkach polsko-żydowskich ... [oraz] o kwestii żydowskiej w Polsce”.
Aby oddać sprawiedliwość tej pracy należałoby polemizować chyba z każdym jej zdaniem. Oto próbka tezy Marci Shore ze wstępu. Autorka twierdzi, że gdy kawiarnistas zachwycali się Sowietami „był to czas kiedy granice między marksizmem w teorii, a komunizmem
w praktyce nie były jasne, gdy oba oznaczały rewolucję, a rewolucja oznaczała spełnienie, ucieczkę z nicości. Obleśni aparatczkowie – łysiejący i owłosieni – nie pojawili się jeszcze na scenie.
Ani nikt nie dostrzegł złowrogiego cienia procesów pokazowych; dla wielu młodych polskich
literatów w latach dwudziestych komunizm był kosmoplityczny, awangardowy, sexy”.
Po pierwsze, po rewolucji bolszewickiej i wojnie z Sowietami niewielu było w Polsce takich, którzy uznawali czy to teorię, czy praktykę komunizmu za sexy. Po drugie, obleśni aparatczycy rządzili Rosją już od listopada 1917 r., kiedy Lenin wprowadził w życie
pierwsze ustawy o nomenklaturze. Po trzecie, niemal od początku rządów
bolszewi procesy pokazowe już były – choćby duchowieństwa katolickiego czy monarchistów. A co z „Czerwonym Terrorem”? A co z trojkami Czeka? Widocznie
ulubieńcy Shore byli zbyt wybiórczo wrażliwi, aby na
takie szczegóły zwracać uwagę.
A może Shore nie nauczono kontekstu historycznego ani na studiach zasadniczych w University of
Toronto, ani na studiach doktoranckich w Stanford? Autorka myli przecież Komunistyczną Partię Robotniczą Polski
z KPP; Brześć z Berezą Kartuską. Manifest PKWN ogłoszono w Chełmie, a nie w Moskwie; prawnuk Norwida por.
Jerzy Kozarzewski („Konrad”) był z NSZ, a nie z AK. Wanda
Wasilewska została obywatelką sowiecką jesienią 1939 r., a nie
latem 1946 r. Jakub Berman nie tylko był „powojennym dyktatorem polityki kulturalnej”, ale również szefował aparatowi
terroru komunistycznego.
Tamże, s. 9.
Tamże, s. 5.
Recenzje
Dalej Shore nie rozumie, że to Stalin rozkazał zakładać struktury komunistyczne, w tym Polską Partię Robotniczą i Związek Patriotów Polskich. Pisze wręcz, że polscy
komuniści „powiedzieli mu” – sowieckiemu dyktatorowi – że „jakiegoś rodzaju centralna
organizacja, aby koordynować polskie sprawy w Związku Sowieckim”. Powiedzieli mu? Ze
swojej własnej inicjatywy? Przecież to z rozkazu Stalina zastosowano słowo „patriotyczny”
w nazwie ZPP. Komuniści z Polski zgłosili zastrzeżenia, bowiem brzmiało to zbyt „nacjonalistycznie”. Według Shore komuniści „wiosną 1943 r. dyskutowali możliwość stworzenia
dywizji armii polskiej, aby walczyć u boku Armii Czerwonej”.10 A dlaczego nie dyskutowali
na ten temat choćby zaraz po czerwcu 1941 r.? Przecież żadnych dyskusji nie było. Stalin
dawał sygnał, a jego psy Pawłowa szczekały jak trzeba, np. Janina Broniewska pisząca, że
atakując Niemców żołnierze berlingowcy rzekomo mieli krzyczeć „Za Katyń!”11 – co Shore
naturalnie pozostawia bez komentarza. Innym razem z podobnie rozbrajającą naiwnością
historyczka uznała, że w prasie polskojęzycznej w Sowietach było „więcej wolności słowa”,
niż w prasie rosyjskojęzycznej.12 Poziom naiwności poraża. Cała prasa była sterowana przez 407
cenzurę. Aż wstyd, że profesorka z Yale powtarza tak bezmyślnie komunistyczną propagandę.
Jest to zresztą nagminne. I tak Shore pisze o „nowo wyzwolonych terenach polskich”, zamiast o drugiej sowieckiej okupacji13; czy o „wyzwoleniu Warszawy przez Armię
Czerwoną”, gdy ma na myśli zajęcie ruin stolicy przez Sowietów14; o okresie 1945–1948
mówi, że wtedy „było jakieś miejsce na lewicowy pluralizm” i że „era stalinowskiego teroru
nastąpiła potem”.15 Przedtem była tylko „łagodna rewolucja”, powtarza za Jerzym Borejszą
Shore.16 A przedtem to terroru nie było? Jak wywózki, tortury, więzienia i śmierć nie dotykają komunistów, to nie jest to terror? Autorka zupełnie nie rozumie wewnętrznej dynamiki
polityki komunistycznej. Na przykład uważa, że po śmierci Stalina wódz socjalistycznego
realizmu – Adam Ważyk, samorzutnie „rozpoczął rewoltę przeciwko swojej własnej władzy z gorzką pasją”.17 Chodzi o tak zwaną „odwilż”, która przecież Ważykowi nie wykluła
się spontanicznie, tylko ten komunista – na pośrednią czy bezpośrednią komendę z moskiewskiego centrum – rozpoczął typowy rytuał marksistowsko-leninowski, mianowicie
samokrytykę. Krytykował ostro swoje własne poglądy, tak przecież było w zwyczaju. Shore
takich spraw nie zgłębiła, chociaż zauważa, że Ważyk i inni szybko przerzucili się na nową
lewacką modę: „egzystencjalizm”.18
10
11
12
13
14
15
16
17
18
Tamże, s. 228.
Tamże, s. 238.
Tamże, s. 249.
Tamże, s. 230.
Tamże, s. 252.
Tamże, s. 255.
Tamże, s. 258–259.
Tamże, s. 269, 296.
Tamże, s. 306.
Tamże, s. 309.
nr 15–16 – 2009
408
Recenzje
Niebawem nadszedł rok 1966. Dla Shore naważniejszym wydarzeniem był proces
marksistowskich rewizjonistów Karola Modzelewskiego i Jacka Kuronia. A Millenium?
A prześladowanie Kościoła i wielkie demonstracje wiernych? Takie szczegóły uciekły autorce. Naturalnie dla Shore najważniejszy był 1968 r. To czas, gdy „zlał się weltanschauung
[sic! – Weltanschauung] antysemickiej Prawicy z partią komunistyczną i popularyzacją teorii
spisku nazistowsko-syjonistycznego”.19 Tym sposobem autorka powiela stereotypy propagandowe dysydentów komunistycznych, którzy potem tworzyli KOR. Podobnego kalibru
wiarygodności jest jej opinia, że prokomunistyczny poeta Antoni „Słonimski stał się wielkim seniorem opozycji politycznej” po 1968 r.20 Chyba chodzi tu o posttrockistów, którzy
przecież byli maluśką garstką. U niepodległościowców autorytetami byli bezsprzecznie generałowie Roman Abraham i Mieczysław Boruta-Spiechowicz oraz mecenas Leon Mirecki.
Zresztą autorka nie tylko mało zna się na historii Polski, ale czasami też pozostaje bezsilna
wobec subtelności językowych. Na przykład, wątpliwe czy zrozumiała (bo nie tłumaczy
anglojęzycznemu czytelnikowi ani w tekście, ani w przypisach), że frustracja Władysława
Broniewskiego swoją kochanką („ta kobieta stale straszy, że nie pojedzie do Poronina”) nie
miała nic wspólnego z turystyką, tylko z aborcją.21
Shore odgraża się natomiast, że marksizm nie jest „passe”. Twierdzi, że „Wat i jego
przyjaciele byli bliżej leninizmu niż budzącego się stalinizmu”.22 Autorka cieszy się, że „dyskurs” w „stale obecnym dialogu z sowiecką literaturą był polski”.23 Ale przecież wcześniej
pisała, że ta cała awangarda kawiarnistyczna oparta była na buncie przeciw wszystkiemu,
co stanowiło o polskości. Chodziło kawiarnistom o tworzenie nowego przez zerwanie ze
starym, a nawet o zniszczenie starego – „pogarda przeszłości”.24 Bez kontynuacji historycznej nie można mówić przecież o polskości. Więc jaki to „polski” dyskurs? Był to najwyżej
dyskurs „nieżydowskich Żydów” – wyalienowanych zarówno z własnej społeczności, jak
i z polskiej większości – z sowietyzmem. Przecież to jasne. Ani Polak, ani Żyd z prawdziwego zdarzenia nie mógł się ekscytować komunizmem, bowiem komunizm był antynarodowy,
był negacją świadomości etno-kulturowej poszczególnych nacji. Starał się ją zastąpić świadomością ponadnarodową, wyłącznie kosmopolityczną, utopijną i totalitarną. W komunizmie nie było kompromisu na zachowanie autonomii kulturowej przez poddającą mu się
jednostkę. Taka jest przecież natura totalizmu.
Shore rzecz jasna tego nie rozumie. Bije natomiast ukłony w stronę Hominformu,
cała podekscytowana choćby paradą męskich kochanków Jarosława Iwaszkiewicza. Podnieca się też Wandą Wasilewską, szczególnie jej spisanymi w dziennikach „fantazjami masochistycznymi, gdy leżała u stóp [swego kochanka Janka] i zlizywała kurz z jego butów,
19
20
21
22
23
24
Tamże, s. 356.
Tamże, s. 362.
Tamże, s. 44.
Tamże, s. 81.
Tamże.
Tamże, s. 20.
Recenzje
a ostrogi jego wżynały się jej w skórę aż do krwi”.25 Naturalnie Wasilewskiej należały się też
oklaski za to, że stwierdziła, że „szlachetniej było być kochanką, niż żoną faceta”.26 Najbardziej Shore podziwia Janinę Broniewską, która „zaprosiła swego byłego męża, jego nową
żonę i pasierbicę, aby wprowadzili się do jej żoliborskiego domu”.27 I tak każda patologia
cieszy autorkę – tak jak jej bohaterów-kawiarnistów.
Shore nie bardzo wyczuwa poczucie humoru „nieżydowskich Żydów”. Nie rozumie za bardzo, że ich antysemityzm był próbą wyempacypowania się z mentalności grupy
etno-religijnej, z której sami się wywodzili. Zupełnie jej to umyka, na przykład przy okazji
ataku futurystów na syjonistów, gdzie ci pierwsi „recytowali karykaturalnie antyżydowskie
mowy”28, czy gdy Andrzej Stawar oskarżył Stanisława Ryszarda Standego o „talmudyczną polemikę z marksistowskim krytykiem”.29 Przy okazji ataku Aleksandra Wata i Anatola Sterna na Juliana Tuwima w pamflecie na Żydka-literata30, Shore kuriozalnie uznała ten
pamflet za „parodię polskiego antysemityzmu”, zamiast za typowe grubiaństwo wewnątrzśrodowiskowe, gdzie nagminnie wytykano żydowskość osobom nie dość wyemancypowa- 409
nym z getta. Nota bene Wandurski miał jakąś obsesję antyżydowską. Oskarżył Sowieta Ilię
Ehrenburga nie tylko o „perwersyjną nekrofilię”, ale również wytknął mu, że był „synem
żydowskiego kupca”.31 Raz nawet Wandurski ucieszył się, że w Teatrze Robotniczym na
23 aktorów „tylko trzech czy czterech to Żydzi”.32
Podobnie brak komentarza po tym, jak Wandurski nazwał Mieczysława Grydzewskiego-Grycendlera nie tylko „żydłakiem” (kike), ale również „arcy-Polakiem”.33 Kawiarnistas bowiem mieli też pretensje do swoich współziomków za asymilację w ramach polskiego tradycyjnego paradygmatu patriotycznego, nawet w liberalnym sosie à la Grydzewski. W tym kontekście
właśnie Wat bardziej subtelnie porównał Antoniego Słonimskiego do kupca żydowskiego, na co
ten przypisał Wata do „współczesnych żydowskich szowinistów”.34 Osobno Słonimski nawoływał do „akcji antysemickiej” przeciw Chasydom35, których „cheder, Talmud i rabinów” uznał
za „wroga bardziej niebezpiecznego dla nich niż Hitler”.36 Shore właściwie nie komentuje.
Podobnie autorka przechodzi do porządku dziennego nad indyferencją Broniewskiego w stosunku do masowego głodu na Ukrainie, który miał być winą „kułaków”.37
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
Tamże, s. 123.
Tamże, s. 124.
Tamże, s. 150.
Tamże, s. 19.
Tamże, s. 82.
Tamże, s. 24.
Tamże, s. 55.
Tamże, s. 50.
Tamże, s. 49.
Tamże, s. 72.
Tamże, s. 131.
Tamże, s. 132.
Tamże, s. 118.
nr 15–16 – 2009
Recenzje
Jednocześnie podkreśla szok Janiny Broniewskiej obozem niemieckim w Majdanku, chociaż milczy na temat jej stosunku do Gułagu. Autorka ma z Broniewskim kłopoty; uważa, że w bolszewickim więzieniu przestał być komunistą, ale został anty-anty-komunistą
w armii Andersa.38 A Wasilewska nagle stała się polską nacjonalistką: „koniec nazistowsko-sowieckiej kolaboracji umożliwiło jej odzyskać polski patriotyzm”.39 O jak wygodnie! Nie przeszkadzało jej to paradować w „mundurze pułkownika Armii Czerwonej”.40
Boki można zrywać nad następującym wynurzeniem Shore o Wasilewskiej: „Nigdy nie
wierzyła, że jej lojalność w stosunku do Związku Sowieckiego mogła skompromitować
jej polski patriotyzm”.41 A potem następuje następujące wyznanie o „patriotyzmie” Wasilewskiej z 1944 r.: „powiedziała mu [Nikicie Chruszczowowi], że na stałe przeprowadzi
się do Warszawy tylko wtedy, kiedy Polska zostanie sowiecką republiką. Ponieważ tak się
nie stało, ona nie ma tu nic do roboty”.42 Bardzo to specyficzny patriotyzm – sowiecki,
a nie polski.
Podobnie Tuwim, który bezpiecznie znalazł się na Zachodzie, wyznawał Sowietom
„swoją przyjaźń, miłość, wiarę”.43 No i naturalnie unikał „polskich faszystów”. Zadawał
się natomiast nagminnie z sowieckim agentem Oskarem Lange, choć autorka naturalnie
milczy o tajnym obliczu tego ekonomisty.44 Tradycyjnie już Shore nie potępia milczenia Tuwima nad losem bundystów zabitych przez Sowietów – Wiktora Altera i Henryka Erlicha.45
Uważa, że „mord na polskim Żydostwie zrobił z Tuwima Żyda... Wielki polski poeta Julian
Tuwim, którego za młodu odrzucał »czarny chasydzki motłoch«, jednocześnie doszedł do
komunizmu i żydowskości”.46 Stąd Tuwim powiedział krwawemu ubekowi Różańskiemu:
„w tobie widzę mściciela mojej matki”.47 Kto ukrywał matkę Tuwima? Polacy, więcej – narodowcy. Kto ją zamordował? Niemieccy narodowi socjaliści. A na kim Różański się mścił?
Na Niemcach? Różański był przecież głównym oprawcą polskich patriotów.
Tuwimowi poważnie rozmyła się rzeczywistość. Winni jego nieszczęść byli rzekomo „polscy antysemici”. Komunizm był jedynym lekarstwem na taką ohydę. Literat
musiał zostać „inżynierem ludzkich dusz”, aby wykuć nowego, nieskażonego antysemityzmem człowieka. Shore uważa, że to wszystko za sprawą Holokaustu.48 Podobnie
Ważyk został „terroretykiem” (sic!) realizmu socjalistycznego.49 Tymczasem Grydzew38
39
40
41
42
410
43
44
45
46
47
48
49
Tamże, s. 192, 222.
Tamże, s. 200.
Tamże, s. 223.
Tamże, s. 239.
Tamże, s. 252.
Tamże, s. 201.
Tamże, s. 234, 251.
Tamże, s. 233.
Tamże, s. 237.
Tamże, s. 268.
Tamże, s. 271, 283.
Tamże, s. 277.
Recenzje
ski pisał Tuwimowi: „przecież endecy giną jak wszyscy inni w walce przeciw Niemcom,
giną jak inni na polskich polach bitwy... Czy to naprawdę nie ma znaczenia?”.50 Dla Tuwima, Słonimskiego, Ważyka i innych podobnych im nie miało to znaczenia. Miliony
istnień ludzkich wymordowanych przez komunistów nie wzruszyły bohaterów Shore
(ani jej samej, a przynajmniej nie dała tego po sobie poznać). Dziarsko utrwalali władzę
ludową w kulturze, aż dotknęła ich kampania antyży