Tornado 2

Transkrypt

Tornado 2
Tornado 2
Chrzciny
Niedziela.
Koniec sierpnia. Za kilka dni rozpoczęcie
pierwszego dla moich dzieci roku szkolnego. Dojeżdżamy do
domu. Z psem. Tylko jak tu wziąć do domu psa, który jest
brudny jak święta ziemia, ma na sobie rekordową ilość pcheł i
cały czas się czochra?
No to ja gazem do weterynarza, po coś na pchły. Na miejscu
jedynie lekarz dyżurny i sklepik zamknięty na głucho a na
dokładkę dyżurująca pani weterynarz prezentująca postawę
nieugiętą. Nie mając wyjścia nastraszyłam dyżurującą niewiastę
wizją dzieci z tasiemcem, glistami oraz inną dżumą i
powiedziałam, że to będzie jej wina (sic!). W końcu uległa i
sprzedała mi poza kasą psikadło na pchły i pastylkę na robaki.
No i zaczęły się jaja. Zanim trafił do wanny, pies po
pierwszej aplikacji psikadła zaczął skakać na wysokość półtora
metra. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby taki mały pies (na
oko, jakieś dziesięć kilo psa) skakał tak wysoko. Pchły
dostały bzika.
Pies też. W końcu te małe cholery poległy w
konfrontacji z frontline’m i można było wpuścić psa do domu.
Tutaj nieoczekiwanie nastąpił zgrzyt, bowiem kot Frykas
zareagował pełną
kierunku a pies
rozgościł się
Niedoczekanie!
obrazą majestatu i oddalił się w niewiadomym
(na szczęście już po kąpieli) bez pytania
na kanapie przed telewizorem. O nie!
Sio pod stół!
Do budy!
Mąż właśnie wrócił ze sklepu z miskami i karmą dla psa, a ja
biegiem na allegro kupować budę do ogrodu. W końcu pies usnął,
to ja po aparat, żeby mu jakąś fotkę strzelić. Ale nie, bez
szans. Psi ogon żył chyba własnym życiem, bo nawet we śnie tak
szybko latał, że wszystkie zdjęcia wyszły mi zamazane. I tym
oto sposobem nasz pies zyskał swoje pierwsze imię, czyli
Wiatrak i nareszcie można go było przedstawić sąsiadom.
Wiatrak spisał się na medal i pokazał się z jak najlepszej
strony. Oczywiście gad jeden w pięć minut zyskał sobie
sympatię, a sąsiedzi zaproponowali, że tego psa trzeba jakoś
oblać- w sensie uczcić- i tak w dzień przyjazdu zmontowała się
radosna sąsiedzka imprezka z okazji przybycia czworonoga oraz
jego chrzcin.
Było miło, Wiatrak wykazał się talentem showmana i wdzięczył
się jak w cyrku ale niestety nie wszystko poszło gładko, bo
około północy sąsiad poddał w wątpliwość, czy to imię aby
odpowiednie. No i kaplica. Mąż po przemyśleniu tematu
stwierdził, że nie będzie chodził wokół domu i jak kretyn
wołał: „Wiatrak! Wiatrak! Do nogi! Frykas! Do domu! Kici kici!
Wiatrak!”
cdn

Podobne dokumenty