Nie jestem gnojem na polu

Transkrypt

Nie jestem gnojem na polu
wyborcza.pl/df Czwartek 25 września 2014 Duży Format
Andrzej BoldAniuk/ MAteriAły prAsowe
Jak wyzwoliłem się z religii - cd.
Nie jestem
gnojem na polu
każde odejście spotyka się z ostracyzmem.
Ludzie tracą rodziny, przyjaciół, często
pracę, podejmują próby samobójcze
Ze Stanisławem
Chłościńskim rozmawia
Violetta Szostak
to żył w tej »organizacji«, a ja żyłem tam
60 lat, ten doskonale
wie, o czym pisze Robert” − napisał pan po
przeczytaniu reportażu Roberta Rienta „Żadnej krwi” (DF,
nr 37). I dalej: „Dzisiaj jestem poza
tym wyznaniem. Założyliśmy stowarzyszenie Wyzwoleni, które pomaga
prawnie osobom opuszczającym
m.in. wyznanie Świadków Jehowy”.
Nie można po prostu odejść?
K
– No właśnie nie można. Spotykaliśmy się najpierw na forum internetowym, parę tysięcy osób jest tam aktywnych, wiele z podobnym doświadczeniem: człowiek, który odchodzi,
spotyka się z ostracyzmem. Ludzie
tracą rodziny, przyjaciół, często pracę, podejmują próby samobójcze.
Stowarzyszenie zawiązało się formalnie dwa lata temu, wpisaliśmy
w celach: pomoc osobom społecznie
wykluczonym wychodzącym z sekt
i ruchów religijnych. Podkreślam, że
nie mamy na celu walki z konkretnymi grupami, ale z krzywdą, jakiej doznają ludzie, którzy próbują je opuścić. Zajmujemy się głównie sprawami Świadków Jehowy, bo spośród
wyznań działających w Polsce tam
ostracyzm jest najgłębszy, nakazany
oficjalnie przez organizację.
Jak to działa?
– Z osobami, które zostały wykluczone ze zboru, nie wolno się kontaktować, nawet pozdrowić ich na ulicy. Jeśli „komitet sądowniczy” uzna mnie
za odstępcę, a mam rodzinę, która
jest w zborze, to oni wszyscy powinni
zerwać ze mną związki. „Po moim wykluczeniu nie mogę widywać się
z córką i z jej dziećmi. To trwa już pięć
lat” – pisze jedna z wykluczonych.
Co to jest „komitet sądowniczy”?
– Kilku braci starszych. Jeśli dopuścisz się występku, zostajesz wezwany i musisz się wytłumaczyć. Występkiem nie musi być zły czyn. To
może odbyć się tak: zaczynam zadawać pytania o wiarę, bo dręczą mnie
wątpliwości, wyczytałem w piśmie
„Strażnica” coś, co kłóci się z moim
rozumem. A starszy zboru mówi: „Oj,
bracie Stasiu, nie bardzo dobrze myślisz, trzeba zaufać Bogu”. Gdy nadal
drążę, to wzywają mnie przed „komitet sądowniczy”, bo jestem „buntownikiem”. Gdy nie okażę skruchy, wykluczą mnie. Potem publicznie ogłoszą, że nie jestem już świadkiem. Często przy tym przytacza się jeden
z wersetów biblijnych, np.: „Dlatego
pisałem wam wówczas, byście nie
przestawali z takim, który nazywając
się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwal-
cą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą.
Z takim nawet nie siadajcie wspólnie
do posiłku”. Odstępca zostaje publicznie napiętnowany jako niemoralny, traci dobre imię – bez względu
na to, jaki był powód odejścia.
Był pan w tym 60 lat. Co się stało?
– To nie było coś nagłego, raczej proces, narastanie wątpliwości, lektury,
które otworzyły mi oczy. Pełniłem nawet funkcję przewodniczącego zboru,
ale chyba nigdy nie byłem fanatyczny.
w areszcie w Bydgoszczy, sam w celi, to nie było już tak fajnie. Choć
muszę powiedzieć, że potem spotkałem się z dobrym traktowaniem.
A że nie byłem konfliktowy, to miałem poważanie i u grypserów, i u administracji więzienia. W ramach odsiadki wylądowałem w ośrodku
wczasowym Ministerstwa Sprawiedliwości w lasach koronowskich, byłem kelnerem, podawałem dygnitarzom do stolika kotlety. Ceniono to,
Urodził się pan w rodzinie
Świadków Jehowy?
– Tak, rodzice wcześniej byli katolikami, ale zainteresowali się grupą,
która wtedy – w latach 50. – nazywała się Badaczami Pisma Świętego; rodzice dali się ochrzcić.
Początek mojego życia był bardzo
podobny do tego, co opisywał autor
reportażu. Nawet te sceny z odcinaniem penisa – dobrze rozumiem.
Znam to poczucie winy i strach. Ja
wystawiałem język i patrzyłem, czy
ten język mi nie gnije. Bo była wtedy
taka książka „Od raju utraconego do
raju odzyskanego” przeznaczona do
studiowania z dziećmi. „Gnić będzie
ciało człowieka, gdy jeszcze będzie
stał na nogach, i oczy mu zgniją
w oczodołach, a język zgnije mu
w ustach” – to czekało odstępców.
Posłuszeństwo było czymś nadrzędnym. Za tym szedł strach przed
„zwierzchnością”, która może zaliczyć
cię do odstępców. Bóg widzi wszystko, gdziekolwiek będziesz, spotka cię
kara – czułem to ciągle na plecach.
Przyjąłem chrzest, mając 13 lat.
Po chrzcie odpowiada się wobec Prawa Bożego jak osoba dorosła. Strasznym ciężarem było najdrobniejsze
przewinienie. Pamiętam, jak zapaliłem z chłopakami papierosa… Gdyby mnie ktoś zobaczył, doniósł, musiałbym się tłumaczyć przed „komitetem sądowniczym”.
Nie poszedłem na studia, czego
dziś najbardziej żałuję. „Po co studia? Tam się niczego dobrego nie nauczysz. Będziesz za to sługą zboru,
pionierem” – powtarzała mi mama.
Byłem przygotowywany, że mając
19 lat, pójdę do więzienia – bo wojsko
się o mnie upomni i będę musiał sprostać, czyli odmówię służby. Może sam
dałbym się namówić na jakąś służbę
zastępczą, ale czułem presję tej grupy,
która liczyła, że będę nieugięty. Szedłem jak na haju. I dostałem trzy lata.
wystawiałem język
i patrzyłem, czy ten
język mi nie gnije
że jestem świadkiem Jehowy, bo to
znaczyło, że nie kradnę.
Jak wyglądało pana odejście?
– Jakieś 10 lat temu przestałem brać
udział w zebraniach. Wykluczono
mnie w grudniu ubiegłego roku. Zawezwano mnie telefonicznie przed
„komitet sądowniczy”.
Mógł pan nie iść.
– Odsiedziałem 22 miesiące. Prokurator się wściekał, gdy odmawiałem
służby: „Ja cię zgnoję, nie wyjdziesz
z więzienia”. Ale nie miał nade mną
władzy, bo mogłem mu odpowiedzieć: „Ja po to tutaj jestem”.
– Poszedłem, żeby powiedzieć, że ich
działanie jest nielegalne, narusza moje prawa konstytucyjne do wolności.
Od 10 lat nie uczestniczę w spotkaniach – dlaczego ktoś uzurpuje sobie
prawo, by mnie osądzać i obrażać?
Złożyłem doniesienie do prokuratury
o domniemaniu popełnienia przestępstwa z art. 191 o przymuszaniu
mnie do określonych czynności religijnych. Prokurator nie doszukał się
jednak czynu zabronionego.
Pytam: dlaczego? Jeśli słyszę, że
jestem od teraz „jak gnój na polu,
a kruki będą dziobać moje ciało”, to
czy to nie jest obraźliwe, karalne?
Żeby ponieść ofiarę?
A pana rodzina?
– Umacniała mnie wiara, że to będzie nam wynagrodzone i że walczymy o wolność wyznania w komunistycznym państwie. Ale jak usiadłem
– Dwie siostry są aktywnymi świadkami, nie utrzymują ze mną kontaktów,
choć mieszkamy w tym samym mieście. Mam jeszcze jedną siostrę i bra-
Siedział pan trzy lata w więzieniu?
ta, odeszli już dawno, wyjechali do innego miasta, w zborze w końcu o nich
zapomniano. Oni mnie popierają.
Jak pomagacie odstępcom?
– Prowadzimy w tej chwili dwie sprawy sądowe. Pierwsza: o ochronę danych osobowych. Przy wykluczeniu
ze społeczności komitet sporządza
tzw. formularz S 77. Nie masz wglądu
w to, co oni o tobie tam napisali i co
z tym dalej robią. Domagamy się zaniechania przetwarzania naszych danych osobowych. Generalny Inspektor Danych Osobowych oddalił najpierw wniosek, uzasadniając, że nie
chce się wtrącać w wewnętrzne sprawy związku wyznaniowego. Ale wojewódzki sąd administracyjny nakazał
się tym zająć jak każdą inną sprawą.
Postępowanie się toczy, bo mecenas
związku wniósł kasację do NSA.
Druga sprawa – Danuty Kubik
z Głogowa przeciwko braciom starszym z jej zboru, za krzywdy moralne.
Poddawali ją poniżającym sądom, ingerowali w życie prywatne, zmuszali,
by żyła z mężem pijakiem, np. przychodzili do domu i kontrolowali, czy
z nim współżyje. Prokurator umorzył
jej doniesienia. My pomogliśmy
w znalezieniu adwokata, 23 października w sądzie w Legnicy odbędzie się
pierwsza sprawa z jej powództwa.
Czytałam o tej sprawie – ta
kobieta chciała zostać w zborze?
– Nie straciła wiary, ale wystąpiła
przeciw konkretnym ludziom, którzy
ją piętnowali. To również są przypadki, którymi prawo powinno się zająć.
Piszemy do instytucji, posłów, ma
być złożona interpelacja poselska
– domagamy się, żeby państwo zaczęło się przyglądać związkom wyznaniowym, by nie pozostawały poza prawem. W czerwcu zorganizowaliśmy
pierwszą manifestację pod Sejmem:
cztery osoby stały z zaklejonymi ustami. Na razie tylko cztery, ludzie boją
się i nie chcą pokazywać twarzy.
W lipcu zorganizowaliśmy Dzień
Pamięci Ofiar, poświęcony m.in. zmarłym po odmowie zgody na transfuzję
krwi. Świadek Jehowy, który przyjąłby krew w szpitalu, musi się liczyć
z tym, że po wyjściu zostanie publicznie osądzony. Mówi się: to wola wyznawców. Ale gdy ktoś trafia do szpitala, w ślad za nim pojawia się tzw. komitet łączności ze szpitalami. Sam raz
czy dwa w takim komitecie byłem.
Wchodziliśmy do ordynatora: „Tu leży nasz brat, chcemy, żeby szpital respektował wyznanie i oświadczenie
naszego brata o odmowie transfuzji”.
Żądaliśmy wglądu do dokumentacji
medycznej i ordynator, zwykle nie
chcąc się z nami szarpać, wydawał ją.
Obcym osobom?!
Być może przywieziony po wypadku, nieprzytomny, chciałbym,
aby mnie ratowano. Niech, na Boga,
decyduje o tym medyk, a nie jakieś
samozwańcze gremium!
Ilu członków jest w waszym
stowarzyszeniu?
– W tej chwili 18, to trzon grupy, do
tego ok. 20 wolontariuszy. Nam nie
zależy na tym, by stowarzyszenie było liczne, zrzeszało wszystkich byłych członków. To byłoby nawet niebezpieczne, mogłoby się przekształcić w coś niedemokratycznego, sekciarskiego.
Ile osób prosiło was o pomoc?
– W tym roku było ok. setki spraw.
W wielu przypadkach nie jesteśmy
w stanie zrobić nic poza tym, że działamy jak grupa wsparcia. Dla wykluczonych ważne jest, by porozmawiać
z kimś, kto doświadczył tego na własnej skórze. Ludzie dzwonią: „A nie
znasz kogoś z mojego miasta, z kim
mógłbym porozmawiać?”. Mamy nieformalne grupy wsparcia w Poznaniu,
Krakowie, Zamościu, Warszawie. Brakuje nam środków, żeby działać aktywniej. Aplikowaliśmy do Fundacji
Batorego – zabrakło nam kilku punktów; do sejmiku wojewódzkiego – też
bez efektu. Nie mieścimy się w tabelach, dostalibyśmy dofinansowanie,
gdybyśmy zajmowali się np. uzależnieniem od alkoholu.
Z czego teraz finansujecie
działalność?
– Z naszych składek, czasem z darowizn. Gdy jeżdżę na konferencje
z wykładami, to za własne pieniądze.
Kancelaria adwokacka, która prowadzi nasze sprawy, robi to pro bono.
Jak pan poradził sobie z sobą?
Prowadząc takie stowarzyszenie,
właściwie ciągle żyje pan tą
religią, choć teraz po drugiej
stronie.
– Nie da się odejść od tego tak sobie.
Póki człowiek będzie żył, ten problem będzie.
Jest pan teraz ateistą?
– Tak nie potrafię o sobie powiedzieć. Nie mogę wykluczyć, że jest
coś poza nami. Jestem pewien jednego: to nie przynależność do jakiejś
grupy zapewnia zbawienie, ale bycie
dobrym człowiekiem. Pogrzeb będę
miał świecki. To też jest często argument przemawiający do ludzi, którzy boją się wykluczenia: „Jak umrę,
nawet mnie nikt nie będzie chciał
pochować”. Ja napisałem już swoje
credo na pogrzeb – kilka zdań, które
chciałbym przekazać innym. Może je
odczytać nawet sąsiad.
Ma pan dzieci?
– I wnuki.
Jakiego są wyznania?
– Moje córki były ochrzczone jako
świadkowie Jehowy, ale same odeszły, gdy zaczęły dorosłe życie. Też
spotkał je ostracyzm. Ja np. byłem
zaproszony na wesele siostrzenicy
– bo jeszcze wtedy byłem świadkiem
– ale one już nie. A wnuki? Nie są
wychowywane w żadnym wyznaniu.
Jak dorosną, same wybiorą, jeśli będą chciały.