Pobierz pdf

Transkrypt

Pobierz pdf
ANIOŁ ŚMIERCI
Polecamy w serii
Dotyk śmierci
Sława i śmierć
Skarby przeszłości
Kwiat Nieśmiertelności
Śmiertelna ekstaza
Czarna ceremonia
Rozłączy ich śmierć
Wizje śmierci
O włos od śmierci
Naznaczone śmiercią
Śmierć o tobie pamięta
Zrodzone ze śmierci
Słodka śmierć
Pieśń śmierci
Śmierć o północy
Śmierć z obcej ręki
Śmierć w mroku
Śmierć cię zbawi
Obietnica śmierci
Śmierć cię pokocha
Śmiertelna fantazja
Fałszywa śmierć
Pociąg do śmierci
Zdrada i śmierć
Śmierć w Dallas
Celebryci i śmierć
J.D.
ROBB
NORA ROBERTS
pisząca jako
ANIOŁ ŚMIERCI
Przełożył
Janusz Ochab
Ty­tuł oryginału
VENGEANCE IN DEATH
Copyright © 1997 by Nora Roberts
All rights reserved
Projekt okładki
Elżbieta Chojna
Redaktor prowadzący
Katarzyna Rudzka
Re­dak­cja
Ewa Witan
Ko­rek­ta
Mariola Będkowska
Łamanie
Ewa Wójcik
Alicja Rudnik
ISBN 978-83-7839-407-5
Warszawa 2013
Wy­daw­ca
Pró­szyń­ski Media Sp. z o.o.
02-697 War­sza­wa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Druk i opra­wa
OPOLGRAF Spółka Akcyjna
45-085 Opole, ul. Niedziałkowskiego 8-12
www.opolgraf.com.pl
Do mnie należy pomsta, Ja wymierzę zapłatę, mówi Pan.
List do Rzymian, 12,19
Zemsta jest w moim sercu, śmierć w mojej dłoni.
Szekspir
Rozdział 1
P
rowadzenie śledztwa w sprawie morderstwa wymagało skupienia, cierpliwości, umiejętności i odpowiedniej dozy sceptycyzmu. Porucznik Eve Dallas miała wszystkie te cechy.
Wiedziała, że samo popełnienie zbrodni jest o wiele prostsze. Zazwyczaj ludzie zabijają ze złości, dla zabawy albo
z głupoty. Zdaniem Eve to właśnie najzwyklejsza głupota
była przyczyną, dla której niejaki John Henry Bonning wyrzucił niejakiego Charlesa Michaela Renekeego z dwunastego piętra wieżowca przy Alei D.
Bonning siedział teraz przy stoliku w sali przesłuchań.
Eve przypuszczała, że wydobycie zeń odpowiednich zeznań
zajmie jej nie więcej niż dwadzieścia minut, a w ciągu następnych piętnastu będzie już mogła sporządzić pełny raport.
Być może nie wróci dziś do domu zbyt późno.
–Daj spokój, Boner – przemawiała tonem doświadczonego
gliny do równie doświadczonego oprycha. – Bądź rozsądny.
To tylko kilka zdań, możesz zasłonić się obroną konieczną
i ograniczoną poczytalnością. A potem oboje będziemy mogli
pójść na kolację. Podobno w areszcie szykują na dzisiaj jakieś smakołyki.
–Nawet go nie tknąłem. – Tamten zacisnął grube wargi
i stukał tłustymi palcami o blat stołu. – Dupek sam wyskoczył.
Eve westchnęła głośno i usiadła przy stoliku naprzeciwko
Bonninga. Nie chciała, by ten zaczął się zasłaniać prawnika7
mi i zepsuł jej całą sprawę. Musiała odwieść go od takiego
pomysłu i skierować przesłuchanie na właściwe tory. Miała
w tym spore doświadczenie.
Podrzędni dilerzy narkotyków pokroju Bonninga nie
należeli do bystrzaków, wiedziała jednak, że wcześniej czy
później nawet on przypomni sobie o swoich prawach. Była
to wciąż ta sama zabawa w chowanego, równie stara jak
samo zło. Choć dobiegał już końca rok 2058, nic się w tej
kwestii nie zmieniło.
–Wyskoczył, tak po prostu hop, siup myknął sobie przez
okno. Powiedz mi tylko, Boner, dlaczego miałby to zrobić?
Bonning zmarszczył swe małpie czółko w grymasie głębokiego namysłu.
–Bo był popieprzonym wariatem.
–Niezła myśl, ale wątpię, czy pozwoli ci to przejść do drugiej rundy naszego małego pojedynku, Boner.
Po jakichś trzydziestu sekundach wytężonego myślenia
diler wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
–Zabawne, bardzo zabawne, Dallas.
–Tak, chyba zacznę dorabiać po godzinach jako komik.
Ale wróćmy do mojego pierwszego zajęcia: więc mówisz, że
obaj łyknęliście trochę erotiki w twoim laboratorium przy
Alei D, a potem Renekee, popieprzony wariat, uroił sobie
coś w tej swojej chorej głowie i wyskoczył przez okno, prosto przez szkło. Zanurkował dwanaście pięter w dół, odbił
się od dachu taksówki, przyprawiając niemal o zawał serca
dwójkę turystów z Topeka, a potem stoczył się na ulicę, żeby
tam spokojnie wylać swój mózg.
–Odbił się... – powtórzył Bonning z czymś, co miało
uchodzić za przelotny uśmiech. – Kto by pomyślał?
Nie zamierzała oskarżać go o morderstwo pierwszego
stopnia i przypuszczała, że jeśli poprzestanie na morderstwie
stopnia drugiego, przedstawiciel sądu obniży jeszcze kwalifikację czynu na zabójstwo w afekcie. Porachunki między
handlarzami prochów nie przyprawiały Temidy o dreszczyk
8
podniecenia. Boner dostanie więcej za posiadanie i rozprowadzanie zakazanych środków niż za morderstwo. Jednak
nawet kara za oba te przestępstwa nie przekroczyłaby prawdopodobnie trzech lat więzienia.
Oparła ręce na blacie stołu i pochyliła się do przodu.
–Boner, czy ja wyglądam na idiotkę?
Handlarz, który wziął to pytanie na serio, przez chwilę
przyglądał jej się z uwagą. Miała duże brązowe oczy, w których jednak trudno byłoby doszukać się kobiecej łagodności.
Jej ładne, szerokie usta prawie nigdy się nie uśmiechały.
–Wyglądasz jak glina – oświadczył w końcu.
–Dobra odpowiedź. Nie próbuj wodzić mnie za nos.
Pokłóciłeś się ze swoim wspólnikiem, poniosło cię i zakończyłeś znajomość, wypychając jego grube dupsko przez okno.
– Uniosła dłonie, nim tamten zdołał jej przerwać i zaprzeczyć. – Ja widzę to w ten sposób. Wzięliście się za łby, może
poszło wam o pieniądze, może o kobietę. Obaj straciliście
nad sobą panowanie i może on cię zaatakował. Musiałeś się
bronić, prawda?
–Każdy człowiek ma takie prawo – zgodził się Bonning,
potakując energicznie głową. – Ale o nic się nie kłóciliśmy.
On po prostu chciał polatać.
–Tak? A kto rozciął ci wargę i podbił oko? I dlaczego
masz obtarte kostki na prawej dłoni?
Bonning znów odsłonił zębiska w szerokim uśmiechu.
–Bójka w knajpie.
–Kiedy? Gdzie?
–A kto by to pamiętał?
–Kto by to pamiętał, powiadasz. No to radzę ci, przypomnij sobie, bo ściągnęliśmy już krew z twoich tłustych łap
i oddaliśmy ją do badania. Jeśli się okaże, że jest też tam
krew z jego DNA, oskarżę cię o morderstwo z premedytacją... Najwyższa kara, dożywocie bez prawa łaski.
Bonning zamrugał szybko powiekami, jakby miał trudności z analizą nowych, zaskakujących informacji.
9
–Daj spokój, Dallas, to gówniane gadanie. Nie przekonasz nikogo, że przyszedłem tam, bo chciałem zabić starego
Chuckaroo. Byliśmy kumplami.
Nie spuszczając wzroku z jego twarzy, Eve wyciągnęła
z kieszeni komunikator.
–Daję ci ostatnią szansę. Dzwonię do mojej asystentki.
Poproszę ją o wyniki testów i stwierdzę morderstwo pierwszego stopnia.
–To nie było żadne morderstwo. – Chciał wierzyć, że
Dallas blefuje. Oblizał nerwowo wargi, żałując w duchu,
że nie może niczego wyczytać w jej oczach. Nie może dojrzeć niczego w tych zimnych oczach gliny. – To był wypadek
– podjął, natchniony nagłą myślą. Eve tylko pokręciła głową.
– Przepychaliśmy się trochę i on... potknął się i wyleciał przez
okno.
–No wiesz, teraz to już mnie obrażasz. Dorosły mężczyzna
nie wypada przypadkiem przez okno, które jest trzy stopy
nad podłogą. – Eve wybrała numer. – Sierżant Peabody!
Po kilku sekundach na ekranie pojawiła się okrągła, poważna twarz Peabody.
–Słucham, pani porucznik.
–Chciałabym poznać wyniki badań krwi. Chodzi o sprawę Bonninga. Proszę przesłać je bezpośrednio do pokoju
przesłuchań i powiadomić prokuraturę, że mamy morderstwo pierwszego stopnia.
–Zaraz, poczekaj, nie rób tego. – Bonning przeciągnął
wierzchem dłoni po ustach.
Przez chwilę toczył wewnętrzną walkę, starając się przekonać samego siebie, że Dallas nie może niczego mu udowodnić. Wiedział jednak, że wsadziła już za kratki znacznie
grubsze ryby niż zwykły handlarz narkotykami.
–Miałeś swoją szansę, Boner. Peabody...
–Zaatakował mnie, jak powiedziałaś. Rzucił się na mnie.
Oszalał. Opowiem ci wszystko, całe to gówno. Chcę złożyć
zeznanie.
10
–Peabody, wstrzymuję polecenie. Poinformuj prokuratora, że pan Bonning chce złożyć zeznanie i opowiedzieć
całe to gówno. – Na ustach Peabody nie pojawił się nawet
cień uśmiechu.
–Tak jest.
Eve wsunęła komunikator do kieszeni, a potem splotła
ręce na piersiach i uśmiechnęła się uprzejmie.
–No dobra, Boner, opowiadaj, jak to było.
Pięćdziesiąt minut później weszła do swojego maleńkiego
pokoju w głównej siedzibie nowojorskiej policji. Wyglądała
jak prawdziwa policjantka – nie tylko ze względu na pas
z bronią przewieszony przez lewe ramię, znoszone buty i wytarte dżinsy. Jej wielkie brązowe oczy dostrzegały wszystko
i prawie nigdy nie zdradzały uczuć, jakie kryły się w duszy.
Miała ostro zarysowaną twarz o wystających kościach policzkowych, z którą kontrastowały zaskakująco pełne usta
i mały dołek w brodzie.
Poruszała się z wdziękiem i swobodą. Nie spieszyła
się nigdzie. Zadowolona z siebie, usiadła za biurkiem
i przeciągnęła dłonią po swych krótkich kasztanowych
włosach.
Napisze raport, prześle kopie wszystkim zainteresowanym instytucjom i wróci do domu. Nie musiała się odwracać
i wyglądać przez wąskie, przyciemnione okno, by wiedzieć,
że na ulicach miasta tworzą się już coraz większe korki.
Jednak wściekłe trąbienie autobusów powietrznych i warkot helikopterów nie przeszkadzał jej ani trochę. Była to
nieodłączna część życia w Nowym Jorku.
–Włącz się – poleciła i syknęła ze złością, kiedy monitor
komputera pozostał ciemny. – Do diabła, nie rób mi tego,
draniu. Włącz się. No już, ruszaj.
–Musisz podać mu osobisty kod dostępu – powiedziała
Peabody, wchodząc do pokoju.
–Myślałam, że identyfikuje mój głos.
11
–Tak było, ale wysiadł system. Mają naprawić do końca
tygodnia.
–Szlag może człowieka trafić – narzekała Eve. – Ile
numerów mamy zapamiętać? Dwa, pięć, zero, dziewięć.
– Odetchnęła z ulgą, kiedy ekran rozjarzył się wreszcie bladym światłem. – Niechby wreszcie przysłali ten obiecany
nowy sprzęt. – Wsunęła dyskietkę do stacji. – Zachować
w pliku Bonning, John Henry, sprawa numer cztery pięć
siedem dwa zero siedem siedem-H. Skopiować i przesłać
pod adres: komendant Whitney.
–Ładnie załatwiłaś tego Bonninga, Dallas.
–Ten gość ma mózg wielkości orzeszka pistacjowego.
Wyrzucił swojego partnera przez okno, bo pożarli się o głupie
dwadzieścia żetonów kredytowych. Teraz próbuje mi wmówić,
że to była obrona konieczna, gdyż bał się o własne życie. Facet,
którego wyrzucił, był od niego lżejszy o pięćdziesiąt kilogramów
i o pięć centymetrów niższy. Dupek – westchnęła z rezygnacją.
– Ktoś bystrzejszy powiedziałby na miejscu Bonera, że tamten
facet zamierzył się na niego nożem albo chociaż kijem.
Oparła się wygodnie i pokręciła głową, zaskoczona i zadowolona, że nie czuje prawie żadnego napięcia czy zmęczenia po kilku godzinach pracy.
–Szkoda, że nie wszystkie sprawy są takie łatwe.
Jednym uchem wyłapywała odgłosy płynące zza okna,
nieustanny jazgot i huk ulicy. Głos płynący z tramwaju powietrznego namawiał do korzystania z miejskiej komunikacji.
–Oferujemy system zniżek, abonamenty tygodniowe,
miesięczne i roczne! Skorzystaj z usług EZ TRAM, przyjaznego i niezawodnego systemu komunikacji powietrznej.
Rozpoczynaj i kończ swój dzień z klasą.
Jeśli lubisz gnieść się jak sardynka w puszce, pomyślała Eve. W zimnym listopadowym deszczu, który padał bez
ustanku od samego rana, musiało dochodzić do gigantycznych
zatorów, zarówno na ulicach, jak i w powietrzu. Doskonałe
zakończenie dnia.
12
–Tyle na dzisiaj – oznajmiła i sięgnęła po swą skórzaną
kurtkę. – Wychodzę, w sam czas, zresztą. Masz jakieś gorące
plany na weekend, Peabody?
–Jak zwykle, będę zmieniać mężczyzn jak rękawiczki,
łamać serca, druzgotać dusze.
Eve uśmiechnęła się lekko. Mocno zbudowana, wysportowana Peabody mogłaby uchodzić za wzorzec policjantki
– od czarnych, krótko przyciętych włosów do wypolerowanych, przepisowych butów.
–Jesteś okropną dzikuską, Peabody, doprawdy nie wiem,
jak wytrzymujesz takie tempo.
–Tak, to ja, królowa nowojorskich nocy. – Peabody, z cierpkim uśmiechem na twarzy, sięgnęła do klamki, kiedy zapiszczało łącze Eve. Spojrzały ze złością na aparat.
–Trzydzieści sekund później, a byłybyśmy już na dole.
–To pewnie Roarke chce mi przypomnieć, że wieczorem mamy ważne przyjęcie. – Eve odebrała połączenie.
– Wydział zabójstw, Dallas. Na ekranie pojawiły się ciemne, brzydkie, nieharmonizujące ze sobą kolory. Z głośnika popłynęła powolna muzyka w niskiej tonacji. Eve bez
namysłu włączyła automatyczne wyszukiwanie nadawcy
i patrzyła w milczeniu na napis „Źródło nieznane”, przesuwający się u dołu ekranu.
Peabody wyciągnęła z kieszeni komunikator i odeszła
na bok, by skontaktować się z centrum kontroli. W tej właśnie chwili z głośnika rozległ się głos mężczyzny:
–Podobno jest pani najlepszym śledczym w tym mieście,
porucznik Dallas. Naprawdę jest pani taka dobra?
–Nawiązywanie łączności z zablokowanego numeru
i/lub przesyłanie w ten sposób informacji do funkcjonariusza policji jest nielegalne. Zobowiązana jestem przestrzec
pana, że to połączenie jest monitorowane przez system
CompuGuard i nagrywane.
–Wiem o tym. Ponieważ jednak popełniłem właśnie czyn,
który społeczeństwo nazywa morderstwem pierwszego stop13
nia, nie zamierzam przejmować się drobnymi wykroczeniami.
Zostałem wybrany przez Boga, mam jego błogosławieństwo.
–Ach tak? – Cholera, tylko tego mi brakowało, pomyślała.
–Wezwał mnie do swego żniwa, a ja obmyłem ręce w krwi
jego wrogów.
–A dużo ma tych wrogów? Ja pomyślałabym raczej, że
sam zgniecie wszystkich i że nie będzie zrzucał na ciebie
brudnej roboty.
Zapadła cisza, długa chwila ciszy przerywanej tylko dźwiękami muzyki.
–Powinienem spodziewać się, że nie potraktujesz tego
poważnie. – W głosie mężczyzny pobrzmiewały teraz twarde,
gniewne nuty. Z trudem tłumił wściekłość. – Jesteś jedną
z bezbożnych, jakże więc mogłabyś pojąć Boże zamysły?
Dobrze, zniżę się do twojego poziomu. To będzie zagadka.
Lubi pani zagadki, porucznik Dallas?
–Nie. – Zerknęła ukradkiem na Peabody. Ta pokręciła
głową, zaciskając wargi w grymasie bezsilnej złości. – Ale
mogę się założyć, że ty je uwielbiasz.
–Dają umysłowi odpoczynek, a duszy spokój. Ta mała zagadka nazywa się zemsta. Znajdziesz pierwszego syna grzechu
w gnieździe luksusu, na szczycie jego srebrnej wieży, tam, gdzie
dołem biegnie ciemna rzeka, a woda spada z wielkiej wysokości.
Błagał o życie, a potem o śmierć. Ponieważ nigdy nie żałował
swoich wielkich grzechów, jest już na wieki potępiony.
–Dlaczego go zabiłeś?
–Bo narodziłem się, by wypełniać to zadanie.
–Bóg powiedział ci, że urodziłeś się, aby zabijać? – Eve
jeszcze raz wydała polecenie odszukania nadawcy. Syknęła
z frustracją, ujrzawszy ten sam napis na ekranie. – Jak dał
ci o tym znać? Zadzwonił do ciebie, przesłał ci faks? Może
spotkaliście się w barze?
–Dość tych kpin. – Oddech mężczyzny stał się głośniejszy, drżący. – Myślisz, że jestem gorszy od ciebie, bo masz
władzę? To ja skontaktowałem się z tobą, porucznik Dallas.
14
Pamiętaj, że jestem górą. Kobieta może doradzać mężczyźnie i mu pomagać, ale to mężczyzna został stworzony, by
chronić, walczyć i mścić się.
– To też powiedział ci Bóg? To pewnie ostateczny dowód
na to, że i on jest mężczyzną.
–Zadrżysz przed nim, zadrżysz przede mną.
–Tak, jasne. – Licząc na to, że tajemniczy rozmówca
dobrze ją widzi, Eve zaczęła ostentacyjnie oglądać sobie
paznokcie. – Już cała się trzęsę.
–Moje dzieło jest święte. Przerażające i cudowne. Jest
napisane w Księdze Przysłów, pani porucznik, w rozdziale
dwudziestym ósmym: „Gdy człowiek zmazany krwią ludzką
ucieka aż do grobu – niech go nie wstrzymują!” Ten człowiek
przestał już uciekać i nikt mu nie pomógł.
–Więc kim się stałeś, zabijając tego człowieka?
–Jestem gniewem Bożym. Masz dwadzieścia cztery godziny, żeby pokazać, na co cię stać. Nie zawiedź mnie.
–Nie zawiodę cię, dupku – mruknęła Eve, kiedy połączenie dobiegło końca. – Udało się coś znaleźć, Peabody?
–Nie. Zatkał wszystko tak dobrze, że nie wiadomo nawet,
czy nadawał z Ziemi, czy gdzieś spoza.
–Jest na Ziemi – mruknęła Eve i usiadła. – Chce przyglądać się wszystkiemu z bliska.
–Zapewne to jakiś wariat.
–Nie sądzę. Fanatyk, owszem, ale nie wariat. Komputer,
sprawdź budynki mieszkalne i handlowe ze słowem „luksus”
w nazwie, w granicach Nowego Jorku, z widokiem na East
River albo Hudson. – Zaczęła stukać palcami w blat biurka.
– Nienawidzę takich łamigłówek.
–A ja nawet lubię.
Peabody pochyliła się nad ramieniem Eve i patrzyła na ekran
komputera, ściągnąwszy brwi w pełnym napięcia grymasie.
Ręce Luksusu, Brytyjski Luksus, Luksusowe Miejsce, Wieże
Luksusu…
15

Podobne dokumenty