Pobranie - Flavon Max
Transkrypt
Pobranie - Flavon Max
FlavOnline Internetowy Magazyn Klubu Konsumetów Flavon max Rocznik I. numer: 11 Ryszard Gaczkowski: Marzenia się spełniają Odnosiłem sukcesy-ale niestety firma nie okazała się zbyt uczciwa. Zdobyte doświadczenia i umiejętności szlifowałem w kolejnych dwóch firmach MLM. Ale, choć ciężko pracowałem, do upragnionego stylu życia nawet się nie zbliżyłem. O możliwości odniesienia sukcesu decyduje bowiem nie tylko produkt ale przede wszystkim dobry plan marketingowy oraz to jak duży procent zysku jest udziałem tych, którzy wkładają pracę. Jako mały chłopiec marzyłem o tajemniczym gościu, który podjechałby do mnie wspaniałą limuzyną oraz zdradziłby mi sekret jak stać się bogaczem. To marzenie wynikało z faktu, że w moim rodzinnym domu panowała bieda. Wcześnie straciłem ojca, więc mama sama dźwigała ciężar utrzymania rodziny. Kiedy dorosłem, znalazłem pracę. Pierwszą pensję wydałem w ciągu dwóch dni. Szybko się zwolniłem i założyłem własną Firmę. Ale ta, choć była dochodowa, uwięziła mnie na wiele lat w pomieszczeniu o powierzchni 20m. Pewnego dnia trafiłem na prezentację MLM. Roztoczono przede mną wizję wielkiej Fortuny, wspaniałego beztroskiego życia i wolności. Podjąłem wyzwanie. Kiedy zobaczyłem ofertę oraz plan marketingowy Flavon Group- inny, niespotykany oraz fakt, że firma oddaje 64% zysku do podziału dla współpracowników, wiedziałem: JESTEM SKAZANY NA SUKCES. To, co w innych firmach było tylko Marzeniem, tu stało się rzeczywistością. Kiedy zaczynałem, nie wszyscy podzielali mój entuzjazm i wiarę. Byli zbyt zranieni doświadczeniami w innych firmach MLM. Jedni przyglądali się z bezpiecznej odległości, by za chwilę przyłączyć się do działania, Inni zrezygnowali. A są i tacy, którzy nadal czekają. Dziś mija 2 lata od momentu, kiedy podpisałem umowę z Flavon Group. FlavOnline www.flavonmax.com [email protected] Zmieniło się moje życie. Jeżdżę prezydencką limuzyną i opowiadam jak stać się majętnym człowiekiem. Skończyłem budowę rezydencji. Moje konto jest ciągle uzupełniane nowymi, coraz wyższymi prowizjami. Mam duże poczucie wolności i wielu biznesowych przyjaciół, z którymi najchętniej spędzam czas. Jak było dwa lata temu?! Zaczynałem z długiem sięgającym miliona złotych. Ci, którzy zaczynają od zera, są tylko bezrobotni mają komfortową sytuację. Były pierwsze prezentacje, pierwsze porażki i pierwsze sukcesy. Niedowierzanie, mały słoiczek, moja wiara i entuzjazm a po roku pracy poziom Milionaire plus. Pierwsza wizyta na Jubileuszu Firmy wrzesień 2007r. I co widzę: Grupę Diamentów węgierskich większą niż w Polsce Milionairów i moje pytanie:, Dlaczego się ślimaczę? Podjąłem decyzjęszybko do Diamenta!. Dwa miesiące później jestem Diamentem. Kolejny rok pracy, codzienne prezentacje, nowi ludzie, ich wiara i entuzjazm, kolejne sukcesy moich liderów-stają się Diamentami i Elitami a mój prezydent jest ciągle tuż tuż…, ale wciąż nie mogę go sięgnąć. Kolejny Jubileusz w Budapeszcie: wrzesień 2008r. Jestem jednym z wielu Diamentów i nowa deklaracja złożona publicznie: za miesiąc zostanę Prezydentem! Teraz nie mogę się cofnąć, muszę dotrzymać słowa. Po przyjeździe do Polski ogromna praca i wysiłek całej drużyny. Każdy jakby dostał skrzydeł-są kochani. Wszyscy przyłączyli się do działania. Kończymy miesiąc wspaniałym wynikiem. Wielu po drodze odniosło sukces, a Ja jestem Prezydentem. Śpimy po dwie godziny, kąpiemy się w morzu i basenach, jemy, co i kiedy chcemy, pijemy drinki, bawimy się, tańczymy. Jednym słowem wypoczywamy. Jesteśmy w Raju. Każdy dzień obfituje w niespodzianki. Jedziemy do delfinarium-buziak od delfina. Zwiedzamy Meksyk, miasto Majów i piramidy. Katamaranem płyniemy na pobliskie wyspy, po drodze nurkujemy w krystalicznie czystej wodzie, oglądamy przepiękny, pełen egzotycznych, barwnych ryb, podwodny koralowy świat. Teraz ja podejmuję decyzję: płynę złowić moją dużą rybę. Czy szczęście będzie mi sprzyjać-mam tylko jedno podejście. Płynę w towarzystwie dwóch Amerykanów. Oni pierwsi wyławiają swoje ryby: piękne 20kg okazy a ja… coś szarpnęło z niewiarygodną siłą, to musi być coś wielkiego. Dwie godziny walki i jest! Nad powierzchnią widzę łeb ogromnego rekina. Czy uda mi się go wciągnąć na pokład?! Kolejna godzina zmagań i przede mną runął ponad dwu metrowy rekin. Gratulacje od tubylców. Wszyscy się cieszą-wspaniały okaz. To nawet tu, zdarza się niezwykle rzadko. Ocieram łzy szczęścia. Mogę wracać do domu. Było cudownie. Dzisiaj już wiem: MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ. „Do zobaczenia na szczycie” Ryszard Gaczkowski Teraz nagroda i wycieczka życia. Meksyk 2008. Tu, być może, zrealizuje się moje kolejne marzenie. 10 lat temu zapragnąłem złowić ogromną rybę u wybrzeży Meksyku. Nareszcie jest dzień wyjazdu. Lecimy do Cancun. Wysiadamy z samolotu. Witają nas życzliwi Meksykanie oraz cudowny powiew ciepłego powietrza. Czekają na nas dwa busy. Jedziemy, oglądamy pejzaż, mijamy wspaniałe rezydencje-która będzie nasza? Uwagę zwraca okazały pałac –PIĘKNY- tu byłoby dobrze zamieszkać. Nagle busy skręcają w to najbardziej wyjątkowe miejsce. Szok! W hotelu otrzymujemy złote paski, które dają możliwość korzystania ze wszystkich przygotowanych dobrodziejstw. www.flavonmax.com FlavOnline [email protected] Dr. Gyula Csőre: 2008 Cancún - Szkolenie dla Diamentów Rano napawamy się widokiem cudownie błękitnego morza, następnie ruszamy odkrywać wszystkie zakamarki hotelu. Obsługa pierwszorzędna - nieomal męczy, jak co minutę ktoś z personelu pyta, czy czegoś mi nie potrzeba... Idziemy na plażę i baseny. Popijając drinki, dobrze jest wziąć orzeźwiającą kąpiel w morzu a następnie śmiejąc się i żartując usiąść w jakuzzi z grupą entuzjastów – głos niesie daleko węgierską mowę... Senny poranek: nabrzmiałe oczekiwaniem spojrzenia w terminalu 2A budapeszteńskiego lotniska Ferihegy. Złożona z 38 osób mała grupka zbiera się wokół Laci Gaála w hali odlotów. Przyjacielskie, gorące uściski rąk, pożegnania oraz zapewnienia od bliskich, którzy zostają w kraju: „czekamy na wasz powrót”. Wsiadamy. Rozpoczyna się długa podróż do dalekiego Meksyku, z zimy w lato. A więc to nie sen, siedzimy w samolocie w nagrodę za wytrwałość i zaangażowanie w pracę, taki „malutki dodatek” do systemu prowizji. Ile o tym marzyliśmy, jak się denerwowaliśmy aż do ostatnich chwil kwalifikacji. Zadowoleni popijaliśmy kawę, obserwując w międzyczasie słońce wschodzące daleko nad chmurami. Po krótkiej przerwie w Amsterdamie, kontynuowaliśmy podróż ubrani na cebulkę. Lecz głęboko w bagażu podręcznym letnie stroje i okulary przeciwsłoneczne nie mogły się już doczekać, żebyśmy je włożyli. Uśmiechamy się po wyjściu z samolotu, droga była długa, ale już czujemy na naszej skórze słony, parny oddech tropikalnego klimatu. Z lekkim niepokojem przy kontroli celnej (urzędnicy skrupulatnie oglądają słoiki z żelem, bo oczywiście nawet i teraz nie możemy się bez nich obyć) ruszamy dalej – oczarowanie pojawi się później. Przyciągające światła Cancun, promenada z luksowymi hotelami i oto Riu Palace, nasz tymczasowy dom. Wspaniały pałac stoi bezpośrednio nad brzegiem morza. Zajmujemy pokoje w dobrych nastrojach. Bajeczny widok z okien, szumiące cicho Morze Karaibskie liże piasek półwyspu Jukatan. Mamy jeszcze tyle sił, żeby na kolację napchać brzuchy potrawami z prawie czterdziestometrowego stołu a potem już tylko starannie pościelone łóżka... www.flavonmax.com Później na grzbietach naszych skuterów pokonujemy fale wodnymi meandrami, które skrywają lasy namorzynów. Jest świetnie, jesteśmy wolni! Podekscytowani zbieramy się w holu, czas ruszyć na wieczór meksykański. Konferansjer wypatrzył na sali naszego szefa Laci Gaála. Łapiemy w lot o co chodzi i burzą oklasków przypieczętowujemy jego „zwycięstwo”. Rytmiczny, meksykański taniec, śpiew, drinki, zapamiętała miłość życia… Następnego dnia udajemy się do Chichen Itza, na ziemię starożytnych Majów. Podróż ubarwia oryginalny styl naszej przewodniczki. W autokarze dowiadujemy się mnóstwa nowych rzeczy nie tylko o kulturze Majów, ale i o niecodziennym życiu świata zwierząt na półwyspie. Śmiejemy się, wypełnia nas radość życia. FlavOnline [email protected] Chichen Itzá przerasta wszelkie wyobrażenia. Wokół nas rozciąga się miasto mające wiele tysięcy lat oraz wspaniała, zaginiona cywilizacja z mnóstwem tajemnic. Kamienie, budowle i piramidy szepczą nam do uszu historię Majów. Po obfitym posiłku wracamy do autokaru obładowani souvenirami. Droga powrotna, o ile jest to możliwe, jest jeszcze bardziej wesoła… Następny dzień przynosi czas wolny, każdy może go spędzić jak chce. Niektórzy pływają z delfinami, inni spędzają czas w cieniu palm na złotym piasku nad brzegiem morza. Opcja all inclusive oczywiście od czasu do czasu „przeszkadza”, ale jesteśmy w stanie to znieść… Następnego dnia możemy uczestniczyć w chyba najbardziej rewelacyjnej wycieczce statkiem naszego życia. Ledwo spędzamy sen z powiek a już znajdujemy się na pokładzie katamaranu, przecinającego azurowe fale. W tropikalnym, trzydziestopięcio-stopniowym upale zimne piwo i napoje orzeźwiające są świetne. Na pokładzie gra muzyka, my śpiewamy i tańczymy do wtóru. Wkrótce zabawa przeradza się w szampańskie karaibskie party! Potem godzinka nurkowania. Czujesz się jak w kolorowym akwarium: widok zapierający dech a jednocześnie jest trochę ryzykancko i groźnie zwłaszcza jak parę metrów od ciebie przepływają dwie barakudy... W końcu zawijamy na malutką wysepkę, rodem z reklamowych plakatów i przy dźwiękach muzyki reggae spożywamy obfity, egzotyczny obiad. Inna znów wysepka roztacza przed nami bardziej codzienny Meksyk – roześmiane, czarne oczy ochoczo oferują souveniry, miło jest buszować po sklepach... z myślą o Was... A z kolei brazylijski wieczór w naszym hotelu dostarcza niezapomnianych kulinarnych wrażeń. Już chyba nigdy się nie dowiem, czy wśród mnóstwa zaserwowanych pieczonych kawałków było mięso aligatora albo inne dziwactwo. Smakowało mi i fajnie było razem powspominać chwile rejsu. Następnego dnia budzimy się w nieco smutniejszym nastroju: wracamy dziś do domu, opuszczamy Meksyk... Zawieziemy do domu wspomnienia i tochę tropikalnego słońca, zamkniętego w naszych sercach. Fajnie, że mogliśmy tu przyjechać. Warto było. Kochana Hanni, Laci i Lacko, dziękujemy za te diamentowe doznania i opiekę, jaką otaczaliście nas nawet w tym dalekim kraju. Dobrze jest być w rodzinie Flavon Group i dobrze jest poczuć Waszą miłość i uznanie. Drodzy przyjaciele, którzy czytacie to sprawozdanie! Wierzcie mi, że brakowało nam Was na tych baśniowych wczasach. W przyszłym roku jedźcie z nami! Chcieć to móc. Nie śnij własnego życia, przeżyj swoje sny! „Kwazi” Gyula Csőre Dr, Członek Klubu Elite Diamond www.flavonmax.com FlavOnline [email protected] Csilla Marcsó: 11-17 listopada 2008, Cancún Wszystko zaczęło sie w listopadzie 2007. Dzięki mojemu sponsorowi i cudownym ludziom z grupy, którzy są zarazem moimi przyjaciółmi, osiągnęłam poziom Diamenta. Nie mogłam się doczekać grudniowego szkolenia w Siófok, gdzie mieliśmy się dowiedzieć dokąd pojadą w przyszłym roku najlepsi klubowicze. Meksyk stał na pierwszym miejscu spośród moich życzeń. Po pierwsze dlatego, że mój partner życiowy był już tam i nieraz opowiadał o cudownych wrażeniach, a po drugie, że Andi - moja przyjaciółka była tam trzy razy w zeszłym roku i zawsze przyjeżdżała brązowa jak czekolada i oszalała z radości. Po trzecie zaś: po wycieczkach do Brazylii i na Malediwy, gdzie byłam w zeszłym roku, tęskniłam za Ameryką Łacińską. Jeszcze teraz słyszę ten mój okrzyk radości, kiedy okazało się, że celem naszej podróży będzie Cancun! Podróż: Na teren dzisiejszej Ameryki Łacińskiej, czyli tak zwanej Mezoameryki przybyły licznie różne narody ok. 20-25 tysięcy lat temu. My (czyli Węgrzy i Polacy) po przesiadce w Amsterdamie oraz 12 godzinach lotu dotarliśmy do Hotelu Riu Palace Las Americas, gdzie pod wpływem roztaczającego się przed nami widoku głośno cmoknęłam w policzek naszego szefa, László Gaála. Udowadniając swoją skromność, natychmiast oświadczył, że za wybór miejsca powinniśmy wycałować naszego pilota, Gábora Lucski. Po chwili jeszcze dodał: „Nie ma za co dziękować, to ty na to zapracowałaś! W przyszłym roku wezmę Was w jeszcze piękniejsze miejsce.” Czy może być coś jeszcze piękniejszego??? Hotel: Hotel Riu Palace Las Americas jest jednym z najbardziej eleganckich hoteli w Cancun. Bagażowy, po wniesieniu naszych walizek do znajdującego się na siódmym piętrze pokoju z widokiem na morze, oznajmił, że przez 24 godziny na dobę są do naszej dyspozycji: mamy się nie krępować i zamawiać gdziekolwiek i cokolwiek, bo wszystko wliczone jest w cenę. Niemożliwością było tak się schować, żeby ktoś nie zapytał, czym może służyć. Ach, delektowałam się więc tym!!! Uwielbiam ten rodzaj rozpieszczania… Cancún, nazywane meksykańskimi Karaibami i rajem dla turystów, oferuje miłośnikom podwodnego świata prawdziwe skarby. To królestwo nurków daje niezliczone możliwości poszukiwaczom fantastycznego świata ciszy, żółwii, moren, rekinów i korali. Kolejnym punktem programu była wspaniała podróż statkiem na „Wyspę Kobiet”. Na statku grała muzyka, tańczyliśmy przez cały dzień. Mogliśmy ponurkować, pojeździć na skuterach wodnych, potem zaś kupić pamiątki. Imprezowanie: Na przekór zmianie strefy czasowej o siedem godzin, nie mogliśmy się doczekać wieczornego programu: silna grupa udała się na wieczór meksykański. Zabawa ledwo się rozpoczęła, a już wywołano na scenę László Gaála, żeby zmierzył się z czterema mężczyznami innych narodowości w konkursie na największego maczo? No i kto nim został? Naturalnie nasz „Ojciec” – przecież tylko w jego objęcia wskoczyła zgrabna meksykańska mujer! Podsumowanie: Nie zastanawiaj się za długo, tylko działaj! W przyszłym roku dołącz do nas i przywieź swoich najlepszych przyjaciół! Ty też stań się częścią sukcesu! Cytując Zbigniewa Utko, pierwszego członka klubu prezydentów: „Mam dobrą i złą wiadomość: - zła: twoje życie jest w twoich rękach. - dobra: TWOJE ŻYCIE JEST W TWOICH RĘKACH!!!” Dziękuję, że mogłam być uczestnikiem tych przeżyć!!! Csilla Marcsó Program: Pierwszym punktem programu była wspólna wycieczka do magicznego miejsca - Chichén Itza. W jego centralnym punkcie wznosi się „El Castillo” (pałac), monumentalna piramida boga Majów, Kukulkana. Miejscowa przewodniczka, mająca ogromną wiedzę i szczególny styl Zsuzsa oraz osoba Dr Gyula Csőre i jego rubaszny śmiech, sprawili, że ten dzień był wyjątkowy. Apropos: czy wiesz, co to jest papierosowy wąż? …jeśli po ukąszeniu został ci czas tylko na wypalenie ostatniego papierosa! www.flavonmax.com FlavOnline [email protected]
Podobne dokumenty
FlavOnline - Flavon Max
większej pewności, że będę to kontynuować! Czułam, że na tej wielkiej sali każdy myśli o tym samym! 2500 serc biło w jeden rytm i wszyscy odczuwali to samo: są zwarci i gotowi do CZYNU!!! Wszyscy u...
Bardziej szczegółowoFlavOnline - Flavon Max
rozjaśnionych oczu uczestników tej radosnej uroczystości wyzierała ciekawość. Nie mogliśmy wyjść z podziwu na widok lasu biało-czerwonych flag i razem z szalejącą pięćsetosobową polską grupą biliśm...
Bardziej szczegółowo