Bądźcie niegrzeczne dziewczynki - Laboratorium Psychologii Procesu

Transkrypt

Bądźcie niegrzeczne dziewczynki - Laboratorium Psychologii Procesu
Bądźcie niegrzeczne, dziewczynki
Anna Ziółkowska *, Anna Zawadzka *
GAZETA WYBORCZA 2007-04-07
Sposobem walki z dyskryminacją nie powinno być namawianie kobiet na heroiczną
walkę o pozycje, których system dla nich nie przewiduje. Płacą za nią zbyt dużą cenę
Gra w życie
Wszyscy uczestniczymy w społecznych grach. Gra toczy się
w każdej sferze naszego życia: domu, pracy, kręgach
towarzyskich. Startujemy do niej z lepszymi lub gorszymi
kartami. Karty to np. wyższe lub niższe wykształcenie,
duży lub mały majątek, kompetencje (jak umiejętność
czytania, posługiwania się komputerem itd.), a także
męska lub żeńska płeć. W socjologii nazywa się to lepszymi
lub gorszymi kapitałami: ekonomicznymi, kulturowymi,
społecznymi.
W zależności od posiadanych kart rezygnujemy z udziału w
niektórych grach. I tak kobiety rezygnują z tych gier , w
których chodzi o władzę, czyli z polityki, biznesu, wysokich
zarobków, decyzyjnych stanowisk.
Od dziecka słyszymy: polityk musi być twardy, szef stanowczy, biznes to brutalna gra. Cechy,
które trzeba mieć, by zdobywać pozycje dające władzę, to te przypisywane męskości.
Dziewczynki uczymy bycia "kobiecymi", czyli cech b ędących zaprzeczeniem tych, które
powinien posiadać polityk, szef, milioner . W efekcie mężczyźni w sferach najwyżej społecznie
nagradzanych pieniędzmi i prestiżem czują się kompetentni, kobiety przeciwnie.
Często poczucie kompetencji jest tym samym co posiadanie kompetencji. Jeśli czujemy się w
jakiejś dziedzinie pewnie, możemy gadać głupoty - inni i tak ulegn ą autoprezentacji eksperta,
jakiej dokonujemy. Jeśli czujemy się niepewnie - realnie posiadana wiedza nie uratuje nas
przed umniejszeniem w oczach patrzących, bo zdradzi nas ciało: trzęsące się dłonie, czerwone
policzki, jąkanie się. Nie przypadkiem to właśnie kobiety cierpią na takie "przypadłości" i
często, by ich uniknąć, rezygnują z publicznego zabierania głosu, które pozwala być
dostrzeżoną i docenioną.
Kobiecość a męskość
Kobiecość to emocjonalność, niestałość, wrażliwość, miękkość - tego uczymy dziewczynki.
Męskość to aktywność, kontrola nad emocjami i nad innymi - tego uczymy ch łopców. Właśnie
dlatego, że władza jest atrybutem męskim, kobiety, sięgając po nią, ryzykują, że przestaną
być postrzegane jako kobiece. T en mechanizm Pierre Bourdieu, jeden z najwybitniejszych
socjologów XX w., nazywa double bind - podwójnym wiązaniem . Kiedy kobiety, które mają
władzę, zachowują się jak mężczyźni, są narażone na "utratę kobiecości". Działając "kobieco",
zachowują się nieadekwatnie do miejsca, jakie zajmują, co jest odbierane jako niezdolność do
sprawowania władzy. Przypadek pierwszy to Margaret Thatcher nazywana "babochłopem".
Przypadek drugi - Hanna Gronkiewicz-Waltz podkreślająca co rusz, że czuje się najbardziej
szczęśliwa, podając mężowi obiad.
Socjolożka dr Lucyna Kopciewicz badała studentów elitarnych kierunków. Gdy studentka
informatyki, ekonomii i filozofii wybija ła się ponad przeciętność, jej koledzy mówili: "T o baba z
jajami. Ona jest prawie jak facet". Kobiety wchodzące do przestrzeni władzy płacą utratą
swojej płci.
Wniosek? Kobiety nie są głupie, godząc się na dyskryminację. Przeciwnie: wybierają
najbardziej racjonalne zachowanie w zastanych warunkach. Za walkę o pozycje dominujące
ponoszą koszta, których żaden mężczyzna ponosić nie musi.
Szkolna przemoc symboliczna
Pierre Bourdieu mechanizm uznania dominacji przez zdominowanych nazwa ł przemocą
symboliczną. Przemoc symboliczna to taka, którą ofiara dokonuje sama na sobie. Polega na
przekonaniu osoby dyskryminowanej: jestem na właściwym miejscu, bo jestem gorsza i nic
innego mi się nie należy.
Kuźnią przemocy symbolicznej jest szkoła. Doświadczają jej wszystkie grupy zdominowane.
Wyobraźmy sobie, że do podstawówki trafia T omek. Wychowała go babcia. Jego rodzice nie
czytają książek, nie mają pieniędzy na kino ani teatr , nie mają czasu pójść z T omkiem na
wystawę dinozaurów. Do tej samej klasy trafia Marek. Rodzice Marka są ludźmi zadowolonymi
z pracy i zarobków. Stać ich było na prywatne przedszkole dla syna. Marek nauczył się czytać
w zerówce. Zaczyna się bieg do celu zwanego sukcesem edukacyjnym. Marek biegnie szybko i
jest cały czas chwalony.
T omek musi wkładać w naukę o wiele więcej wysiłku niż Marek, by nadrobić różnice dzielące
ich na starcie. Biegnie wolniej, s łyszy ciągle: dwója! Marek pójdzie na studia, T omek do szkoły
zawodowej.
Przemoc symboliczna polega na tym, że T omek będzie uważać tę sytuację za naturalną.
"Natura nie obdarzyła mnie talentem - pomyśli. - Ci, którzy są mądrzy, idą na uczelnie i
dostają dobrze płatną pracę. A ci, którzy są głupsi, tak jak ja, idą do zawodówki". T ej zasady
nauczy T omka szkoła. T a sama, która głosi, że szkoła stwarza równość szans.
Społeczne tworzenie 'kobiecych' kobiet i 'męskich' mężczyzn
Przełóżmy to na płeć. Zarówno rodzice, jak i nauczyciele mają przekonanie, że chłopcy są lepsi
z matematyki, a dziewczynki z polskiego. T ak się składa, że po matematyce można zarabiać
dużo większe pieniądze niż po polonistyce. Jak pisze Bourdieu, im częściej traktują cię jak
kobietę, tym bardziej się nią stajesz. Doświadczanie świata "urodzajowionego" prowadzi do
wygaszania wszelkich skłonności ku działaniom, które nie są od kobiet oczekiwane. Chodzi tu
np. o odciąganie dziewczynek od zainteresowań technicznych i naukowych przez niewspieranie
ich. Podobnie działa rycerskość będąca protekcyjnym wykluczaniem kobiet. Rycerzem jest np.
kolega z pracy, który mówi do swojej współpracowniczki: "Idę na zebranie z szefami działu.
Będzie niemiło, więc ochroniłem cię, mówiąc, że nie możesz przyjść".
Dziewczynki mają być mniej spontaniczne. One dbają, by nie pobrudzić sobie sukienki, bo
będzie bura, chłopcy skaczą po drzewach. W szkole ta sama cecha nazywa się kreatywnością.
W efekcie nauczyciele postrzegają ich jako łobuziaków, ale zdolnych, a je jako odtwórcze
kujonki. Nasz student powiedział: "Nie chodzi o to, żeby zakuwać, tylko żeby nauczyć się
rozwiązywać testy". T o spryt, nonszalancja, a przede wszystkim zaufanie do własnej
inteligencji. Dziewczynki go nie mają. Studenci czasem z ogromną pewnością siebie
wypowiadają się o książkach, których nie przeczytali. Studentki milcz ą, kiedy pytamy o coś, co
mają wykute na blachę, bo boją się zbłaźnić.
Rozwiązaniem nie jest namawianie kobiet na heroiczn ą walkę o pozycje, których system dla
nich nie przewiduje. Rozwiązaniem naprawdę równościowym byłaby zmiana reguł gry.
Jak zlikwidować szklany sufit
Pofantazjujmy. Gdyby kobiety przestały myśleć, że władza nie jest dla nich, zaczęłyby owej
władzy oczekiwać. Gdyby ich oczekiwania wzrosły - bariery obiektywne zostałyby obnażone.
Szklany sufit przestałby być szklany - zostałby dostrzeżony jako sztuczny, niesłuszny,
arbitralny. Dopiero w momencie, w którym kobiety uznają, że władza należy im się tak samo
jak mężczyznom, zobaczą obiektywne niemożliwości. Kiedy pojawiają się oczekiwania, a nie
ma możliwości ich realizacji, wybucha rewolucja.
Nie dziwmy się więc, że kobiety akceptują swoją gorszą sytuację. Jest to warunek przetrwania
porządku społecznego opartego na nierówności płci, więc cała "para" owego porządku idzie w
podtrzymywanie mechanizmu uznania własnej gorszej pozycji za naturalną. Bourdieu pisze:
władza symboliczna może być sprawowana tylko przy współudziale tych, którzy owej władzy
podlegają.
Androcentryzm, jak pisze Bourdieu, jest uprawomocniony przez praktyki, które sam wywołuje:
mało kobiet odzywa się na zajęciach w szkole, zebraniach w pracy? No właśnie, bo nie mają nic
do powiedzenia! Na tym polega samospełniające się proroctwo, które ustanawiając własne
zasady weryfikacji, sprawia, że dokonuje się to, co zostało przez to proroctwo zapowiedziane.
Przemoc symboliczna czyni z jej ofiar ofiary podwójne: poprzez "zgodę" zdominowanych na
dominację odpowiedzialność za nią przypisuje się ofierze. Tymczasem gdy rzecz dotyczy
struktury społecznej, nie możemy mówić o winie. Dążymy do zajmowania pozycji, które są
wyżej. Myślimy o innych jako lepszych i gorszych od nas. Robimy to nie świadomie, tak jak
nieświadomie uczymy tego nasze dzieci. Na tym polega społeczna gra, w której wszyscy bez
wyjątku uczestniczymy. T o, co możemy zrobić, to obnażyć reguły, które nią żądzą.
--* Anna Ziółkowska, socjolożka, prowadzi zajęcia w Instytucje Socjologii UW i w Collegium
Civitas
* Anna Zawadzka, socjolożka, prowadzi zajęcia w Collegium Civitas, współpracuje z "Gazetą
Wyborczą"