Jan S o w a, Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z

Transkrypt

Jan S o w a, Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z
438
Jan S o w a, Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą, Kraków:
Wydawnictwo Universitas, 2011, ss. 584.
Fantomowe ciało króla to trzecia książka Jana Sowy, socjologa i pracownika naukowego
Katedry Kultury Współczesnej UJ. Autor zamierzał w niej z nowej perspektywy poddać ocenie
problem upadku Rzeczpospolitej Obojga Narodów i widoczne do dziś następstwa tego procesu.
Rozważaniami objął okres od końca XV w. do rozbiorów, mniejszą wagę poświęcając późniejszym wiekom. Nieco przewrotnie zadeklarował, że horyzontem jego zainteresowań, nie jest
„[...] historia, ale współczesność i nowoczesność, których genealogię – czy też scenę pierwotną”
stara się zrekonstruować. Mimo to zajęcie się tą pracą na łamach czasopisma historycznego jest
uzasadnione. To poważny głos uczonego, choć nie historyka sensu stricto, na temat kluczowych
dla dziejów nowożytnej Polski zagadnień.
Wprowadzenie (s. 7–45) zawiera swoiste ,,credo”. Zdaniem Sowy, Europa Środkowa, a więc
i Polska, to do dziś ,,szary pas”. Już nie Zachód z cywilizacją ,,dominującą o uniwersalnym charakterze” i jeszcze nie Rosja, która może nie należy w pełni do Europy, ale potrafi się samookreślić1.
Ten europejski region tworzą ,,państwa niewydarzone”, niedojrzałe pod względem społeczno-kulturowym, które podlegały i nadal podlegają procesowi samokolonizacji2. Jego istota polega
na przejmowaniu obcych – głównie zachodnich – wzorców jako swoje własne. Autor odwołuje
się również w całej pracy do teorii badawczych dotyczących relacji centrum–peryferie. Próbuje
wykazać, że już od XVI w. w strukturze gospodarczej Europy Rzeczpospolita pełniła rolę obszaru
zależnego – służebnego względem Zachodu. Stanowiło to pierwszy krok na drodze do upadku
państwowości. Najważniejsza teza Sowy zawiera się w haśle ,,cywilizacja braku”. Nie można
znaleźć na wschód od linii Łaby elementów tzw. ,,nowoczesnej formy”, którą tworzyły rodząca się
gospodarka kapitalistyczna oraz absolutyzm. Ten drugi autor uznał za jedyny ustrój gwarantujący,
na ówczesnym etapie, rozwój państwu i społeczeństwu we wszystkich jego wymiarach. W Czechach i na Węgrzech został on narzucony przez Habsburgów niejako z zewnątrz, a Rzeczpospolita
rządzona przez egoistyczną szlachtę nie zaznała tego ,,szczęścia”. Jan Sowa jest ponadto zwolennikiem tezy przyjmującej tzw. ,,podwójne dziedzictwo kolonialne Rzeczpospolitej”. Traktuje ją
jako typowe agresywne imperium, które podjęło ekspansję zewnętrzną walcząc z Rosją i Turcją.
Równocześnie podkreślił narzucenie władzy przez magnatów polskich ludności Ukrainy, traktując
ten proces jako przejaw kolonizacji wewnętrznej. Rozbiory zaś, w tym również pakt Ribbentrop–Mołotow, uznał jako przejaw kolonialnej polityki mocarstw względem Polski. Wskutek tego
Polacy muszą analizować swoje dzieje z dwóch perspektyw. Sowa zarzuca rodzimej humanistyce
niechęć do przyjmowania takiego punktu widzenia, gdyż należałoby patrzyć na dzieje Rzeczpospolitej również oczyma Litwinów czy Ukraińców i odejść3 od postsarmacko-romantycznej wizji
Polski, która padła w 1795 r. i nadal jest nękana przez ,,złych sąsiadów”.
Metodologicznie Sowa jest zwolennikiem badania historii i współczesności z perspektywy
,,długiego trwania”, które wprowadził do historiografii Ferdynand Braudel. Odrzuca zaś ,,punktowe” widzenie dziejów, skoncentrowane na wydarzeniach i postaciach głównie ze świata polityki.
Sowa przyjmuje punkt widzenia wyrażany przez S. Brzozowskiego, W. Gombrowicza,
a ostatnio przez Annę Sosnowską oraz Slavoja Žižko, znanego słoweńskiego filozofa i socjologa.
2
Twórcą pojęcia jest bułgarski historyk Aleksy Kiossev.
3
Np. Natalia J a k o w e n k o, Historia Ukrainy od czasów najdawniejszych do końca XVIII w.,
tłum. O. Hnatiuk, K. Kotyńska, Lublin: Instytut Europy Środkowo-Wschodniej, 2000.
1
439
Próbował wykazać, że to drugie spojrzenie dominuje w polskiej historiografii oraz pamięci zbiorowej do dzisiaj. Autor piętnuje również obarczanie za zapóźnienie cywilizacyjne przede wszystkim
czasy PRL-u. Postuluje, aby przyjąć ramy chronologiczne co najmniej pięciu wieków i podejście
badawcze o „unidyscyplinarnym” charakterze. Ma ono przekraczać klasyczne fakultety akademickie i wykorzystywać różne narzędzia metodologiczne. Autor zapatrzony jest w Braudela czy
wspomnianego już Žižkę, których prace – w jego mniemaniu – pokonały te ,,sztywne” podziały.
Badacz świadomie odszedł od używania zadomowionych już w nauce pojęć, jak choćby ,,tożsamość”, a za kulturoznawcą Pierre’em Bourdieu wprowadza inne – na przykład ,,habitus”, rozumiany jako zespół cech, wartości wspólnych dla jakiegoś obszaru. Uznał, że ta nowa terminologia
w pełniejszy sposób oddaje treści, które chce zaprezentować.
W II rozdziale Wspaniały wiek XVI (s. 47–108) Sowa zarysowuje na szerokim tle gospodarczo-ustrojowym przemiany, które zaszły w XIV-, XV-, a zwłaszcza XVI-wiecznej Europie. Wtedy
to powstały ramy nowożytności i kapitalizm, będący według autora nieodzownym komponentem
i motorem postępu. Autor wskazuje również elementy, dzięki którym ten system gospodarczy
mógł zaistnieć. Zalicza do nich dziedzictwo antyku (w tym prawo rzymskie, łatwe do stosowania
w relacjach handlowych), kilka silnie zurbanizowanych obszarów, posiadanie wolności osobistej
przez większość ludności wieśniaczej, znaczną monetaryzację gospodarki. Ponadto podnosi znaczenie braku jednego imperium, zamiast którego rywalizowało z sobą kilka silnych państw, oraz
rozwój techniki żeglarskiej, umożliwiający zagospodarowanie ― zagrabienie odkrytego Nowego
Świata. W końcu uwypukla istniejącą na Zachodzie silną władzę królewską, potrafiącą wykorzystać potencjał szlachty i mieszczaństwa.
Znacznie bardziej dyskusyjnie zaprezentowano genezę ,,inności” na wschód od Łaby Jan Sowa
wskazuje tutaj na słabą pozycję króla zdominowanego przez szlachtę, brak realnego konkurenta ze
strony mieszczaństwa, szybki proces przypisania chłopów do ziem i uczynienia z nich darmowej
siły roboczej na folwarkach. Praprzyczynę tak silnej pozycji szlachty autor dostrzega już w systemie prawa książęcego4, który funkcjonował w Polsce w XI–XIII w. Na skutek tego nie doszło
u nas do feudalizacji, nie pojawiły się struktury pionowe5 z własnością lenną, która silniej wiązała
elity z monarchą. W Europie Środkowej dominowała własność alodialna – pełna, w rozumieniu
autora, bez zobowiązań względem władcy. Taka interpretacja nie uwzględnia dzisiejszego stanu
wiedzy na ten temat i bardzo upraszcza zagadnienie. Moim zdaniem, próba rozciągnięcia genezy
na tak wczesny okres, by wykazać braki pewnych instytucji już od zarania istnienia państwa
i po to aby wkomponować narrację w perspektywę długiego trwania, to błąd metodologiczny.
Dla zrozumienia problemu, jakim zajął się badacz, dużo ważniejsze procesy zaszły na przełomie
XIII i XIV w. Opór mieszczaństwa wobec jednoczenia Polski przez Łokietka (słynny bunt wójta
Alberta) zmusił Piastów do oparcia się na rycerstwie i elitach stanu duchownego. W późniejszym
zaś okresie Jagiellonom pozostawało już tylko wykorzystywanie animozji między szlachtą wielkoAutor oparł się na ustaleniach Karola Modzelewskiego, ale niestety zaczerpnął je z drugiej ręki, czyli z pracy Krzysztofa B r z e c h c z y n a, Odrębność historyczna Europy Środkowej.
Studium metodologiczne, Poznań: Wydawnictwo Fundacji Humaniora, 1998, i wyciągnął zbyt
uproszczone wnioski.
5
Wnikliwe badania brytyjskiej mediewistki Susan Reynolds, zaprezentowane w monumentalnej pracy Lenna i wasale. Reinterpretacja średniowiecznych źródeł (wyd. brytyjskie 1994, w Polsce: Kęty: Wydawnictwo Marek Derewiecki, 2010), każą nam inaczej spojrzeć na ten problem.
Autorka ustaliła m.in., że na zachodzie Europy dominowało alodium, a o tzw. drabinie feudalnej
należy mówić bardzo ostrożnie i jeśli już, to tylko we Francji późnych Kapetyngów. Odrzuca więc
model feudalizmu opisany przez ojca gloryfikowanej przez Sowę szkoły Annales Marca Blocha.
4
440
polską a małopolską6. Władcy francuscy posiadali większy komfort rządzenia. Mogli wzmacniać
mieszczaństwo i ograniczać wpływy szlachty, o czym w pracy nie wspomniano. Sowa słusznie
wskazał na wieloetniczny charakter mieszczaństwa i słabą urbanizację jako czynniki determinujące
marginalizację tego stanu społecznego w różnych aspektach życia publicznego. Niestety, autor nie
zaakcentował bardzo ważnego procesu, czyli zmiany charakteru monarchii z patrymonialnej na
elekcyjną po 1370. Mocno podkreślił za to cezurę roku 1572. Zbagatelizował znaczne osłabienie
pozycji monarchów polskich w okresie pierwszych Jagiellonów, którzy dla realizacji różnych
celów musieli wydawać przywileje. Ich długą listę, poza wspomnianym już w kontekście fiskalnym aktem z Koszyc, rozpoczyna autor dopiero od Piotrkowa z roku 1496. Moim zdaniem, to
skutek braku pewnej wrażliwości historycznej i warsztatowej.
Przyczyny gospodarcze zostały uznane przez Jana Sowę za kluczowe dla zrozumienia procesu
upadku Rzeczpospolitej. Obarczył również szlachtę za tę katastrofę, która wzmacniała negatywne
zjawiska w tym obszarze, kierując się wyłącznie egoizmem stanowym. Rozważania na ten temat
zostały zawarte głównie w trzech rozdziałach na s. 109–349. Uczony dokonał wnikliwej analizy
ustaleń polskich historyków gospodarki, od Jana Rutkowskiego przez Witolda Kulę, Andrzeja
Wyczańskiego, Mariana Małowista, po Jerzego Topolskiego. Warto zaznaczyć, że docenił ich
często pionierskie metody pracy, z których korzystał również najbardziej ceniony przez niego
F. Braudel. Zarzucił jednak naszym badaczom małą ilość wprowadzonej do literatury terminologii,
co – według mnie – nie może w żadnej mierze deprecjonować pozycji naukowej danego uczonego.
Na bazie ustaleń tej szkoły autor doszedł do wspomnianego wyżej wniosku, że Rzeczpospolita
od XVI w. była obszarem peryferyjnym względem dynamicznie rozwijającego się już kapitalistycznie Zachodu. Sowa podkreślił asymetrię wymiany (gotowe, głównie luksusowe towary za
polskie zboże i litewskie surowce leśne), jej rentierski charakter (kupcy holenderscy za pośrednictwem Gdańszczan, płacąc z góry, uniezależniali się od ewentualnych wahań cen, na czym tracili
w dłuższej perspektywie producenci) oraz ,,niezastępowalność” (folwarki w Polsce były skazane
na eksport w przeciwieństwie np. do węgierskich, które w większym stopniu nastawiały się na
rynek wewnętrzny). Z tych powodów autor uznał za stosowne porównać magnaterię i bogatą
szlachtę do iberoamerykańskich plantatorów – elit kompradorskich. Dla lepszego zilustrowania
tego problemu wykorzystał mogącą budzić kontrowersje teorię dependystyczną, zwaną hipotezą
Singera–Prebischa. Stworzono ją po II wojnie światowej po to, by wyjaśnić przyczynę zacofania
państw Ameryki Łacińskiej i ich zależności od Stanów Zjednoczonych. Jeszcze wyraźniej widać
te zjawiska, kiedy Sowa pokazuje proces powstawania wielkich latyfundiów magnackich na Ukrainie, którą niepoprawnie określa dla tamtego czasu mianem Kresów Wschodnich7. Korzystając
z prac polskich i ukraińskich historyków, autor wykazał, że w krótkim czasie obce etnicznie
polskie rody lub spolonizowane ruskie przejęły większość ziem i urzędów. Byli to zatem ludzie
oderwani kulturowo i wyznaniowo od miejscowego żywiołu. Źródła katastrofy z lat 1648 i 1655
upatruje właśnie w tych procesach. Dlatego tak bardzo krytycznie odnosi się do unii lubelskiej,
którą nazywa wręcz kolonialnym projektem. W jej wyniku najbardziej aktywne jednostki zajęły
się zagospodarowaniem Ukrainy, której część przepadła już właściwie w roku 1648, a ostatecz-
Szeroko o tym pisali i podkreślali skutki tego procesu Janusz B i e n i a k, Zjednoczenie państwa polskiego, [w:] Polska dzielnicowa i zjednoczona, red. A. Gieysztor, Warszawa: Wiedza
Powszechna, 1972, Sławomir G a w l a s, O kształt zjednoczonego królestwa, Warszawa: Wydawnictwo DiG, 2000, czy Stanisław S z c z u r, Historia Polski. Średniowiecze, Kraków: Wydawnictwo
Literackie, 2002.
7
To pojęcie ukształtowało się dopiero w II RP.
6
441
nie w 1667. Zwraca również uwagę na kolonizację chłopską, która uległa rutenizacji i obniżyła
współczynnik zaludnienia na rdzennie polskich obszarach, co pogłębiło zapaść demograficzną po
katastrofie ,,Potopu”. Skoncentrowany na krytyce tego aspektu unii nie wziął pod uwagę ważkich
powodów politycznych, dla których ją zawarto. Jak pokazała wojna z lat 1654–1667, Litwa bez
wsparcia Korony nie była w stanie odzyskać większości swoich terenów zajętych przez Moskwę,
a należy pamiętać, że Rosjanie zajęli Wilno i pewnie na tym by nie poprzestali.
Jan Sowa niezwykle krytycznie wypowiedział się o roli szlachty. Określił jej rządy mianem
klasowej i rasowej dyktatury, przywołując zresztą leninowską frazeologię. Charakteryzując zaś
relacje szlachecko-chłopskie, użył pojęcia ,,biowładzy”. Opinia to zdecydowanie przesadzona.
Gdyby tak wyglądały te stosunki, to Rzeczpospolitą targałyby nieustanne potężne bunty ludowe,
których nie było, co uczciwie Sowa zaznaczył. W ten sposób autor wpisał się w marksistowską
wizję relacji pan–chłop, z którą racjonalnie polemizowali Jerzy Kłoczowski i Mariusz Markiewicz8.
Autor jeszcze surowiej ocenił działalność elit szlacheckich. Pisał o mafii magnackiej w odniesieniu
do systemu klientalnego. Patologicznym zjawiskiem nazwał latyfundia z miastami i prywatnymi
armiami. Niewątpliwie akces Radziwiłłów do układów w Kiejdanach i Radnot świadczył o anarchizacji życia politycznego, pamiętać jednak należy o międzynarodowych okolicznościach tych
wydarzeń. Poza tym, oceniając rolę magnaterii, warto mieć w pamięci jej wkład w rozwój kultury;
w XVIII w. również z tych środowisk wyszły proreformatorskie pomysły i próby ich realizacji
(działalność Familii).
Sowa, niestety, bardzo jednostronnie opisał ewolucję ustrojową Rzeczpospolitej. Trzymał się
marksistowskiej chronologii, zgodnie z którą demokracja szlachecka zdegenerowała się i przeistoczyła w oligarchię magnacką, a w czasach stanisławowskich podjęto spóźnione próby reform. Nie
uwzględnił współczesnego spojrzenia, w którym trzy porządki ustrojowe: monarchia mieszana,
bezkrólewie i konfederacja, koegzystowały od 1572 do 1791 r. Autor wspomniał o koncepcjach
reform, ale głównie z XVIII w., a przecież podjęto poważne próby zmian wcześniej. Po „Potopie”,
na sejmie w 1658 r., chciano, aby decydowało 2/3 posłów, i był to pomysł szlachecki. Na sejmie
niemym zaś, w 1717 r., wprowadzono ograniczenie kompetencji sejmików. To w zamierzeniu
miało przezwyciężyć decentralizację, czyli jeden z głównych defektów ustroju naszego państwa.
W rozdziale VI Pustka, którą nazwano narodem (s. 351–410) Jan Sowa usiłował wzorem
S. Žižko wprowadzić instrumentarium wykorzystane przez psychoanalityka Jacques’a Lancana.
Wyjaśniał z tej perspektywy np. zjawisko sarmatyzmu jako pewnego zespołu wyobrażeń o potędze
Rzeczpospolitej, który miał przysłonić rzeczywisty brak państwa. Rozbiory miały być zaś brutalnym zetknięciem z ,,Ja Realnym”, które wypierano. Tym tłumaczy np. brak zrozumienia dla idei
reform wśród szlachty, obficie powołując się na wiele ciekawych tekstów staropolskich. Moim
zdaniem, metody psychoanalizy mogą być pomocne w biografistyce, gdzie autor obok analizy
,,twardych” źródeł informacji wspiera się ustaleniami psychologii czy psychiatrii. Natomiast przy
analizie procesów społeczno-ustrojowych rodzi to niebezpieczeństwo oddalenia się w kierunku
zbyt dowolnych interpretacji.
J. K ł o c z o w s k i w Młodszej Europie (Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1998)
podkreśla wpływ chrześcijaństwa na cywilizowanie relacji pan–chłop, M. M a r k i e w i c z w Historii Polski 1492–1795 (Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2004) przytacza szereg argumentów
na rzecz bezprzedmiotowości totalnego wyzysku poddanych przez szlachtę, zwraca uwagę, że
najbardziej wyzyskiwali włościan dzierżawcy królewszczyzn, jako niezwiązani na stałe z danymi
dobrami.
8
442
Odnoszę również wrażenie, że Sowa, przyjmując szeroko rozumianą unidyscyplinarność co do
metod i źródeł, z których czerpał wiedzę, instrumentalnie dobierał argumenty do swoich tez. Z jednej strony chciał być nowatorem obalającym narodowe mity, z drugiej zamknął się na ważkie głosy
współczesnej historiografii. Nie zauważył wielu podobieństw pomiędzy ustrojami Rzeczpospolitej
a Anglii. Sądzę, że to w jakiś sposób rozbijałoby jego koncepcję cywilizacji braku. Kapitalizm
nowożytny też nie był wszechobecny. Przecież nadal również na Zachodzie było silne cechowe
mieszczaństwo. Rewolucje w Anglii, frondy we Francji, rokosze w Rzeczpospolitej, wielka smuta
w Rosji to elementy tzw. kryzysu władzy w XVII w. Pewne procesy były paralelne i nie dzieliła
ich linia Łaby.
W mojej ocenie recenzowana pozycja powinna zainteresować historyków. Autor zadał nam
wiele kluczowych pytań, mając świadomość, że naruszy to nasze dobre historyczne ,,samo-widzenie”.
Rafał Kobylec

Podobne dokumenty