Alternatywne źródła energii: Słaby wiatr zmian

Transkrypt

Alternatywne źródła energii: Słaby wiatr zmian
Alternatywne źródła energii: Słaby wiatr zmian
Autor: Dariusz Malinowski
(„Gazeta Wyborcza” – 2 listopada 2004)
Wstępując do Unii Europejskiej, Polska zobowiązała się do inwestycji w odnawialne
źródła energii. Niestety, zobowiązania te na razie pozostają na papierze
Korzystanie z energii odnawialnej to nie fanaberia. Zasoby surowców energetycznych się
kurczą. Odkrycia nowych złóż, co zgodnie podkreślają kraje OPEC i inni producenci, nie
nadążają za rosnącym popytem. Nie może być inaczej, skoro w samych Chinach tegoroczne
zapotrzebowanie na ropę wzrośnie o 19 proc. Nic więc dziwnego, że władze UE przyjęły
zasadę sukcesywnego zwiększania udziału źródeł odnawialnych w całkowitej produkcji
energii. Za pięć lat 7,5 proc. energii w UE ma pochodzić właśnie z nich - teoretycznie
wiecznych źródeł energii.
Pokryje wszystkie potrzeby
Podobnie musi zrobić i nasz kraj. Jednak - jak przyznają producenci energii elektrycznej
wykorzystujący wiatr i wodę jako źródło napędu generatorów - przekonanie do tej
konieczności odbiorców prądu wcale nie będzie łatwe.
Barierą są koszty. Prąd z elektrowni wiatrowych jest droższy. Średni koszt wyprodukowania
1 kWh, gdyby elektrownie wiatrowe stawiano gdzie popadnie, sięgnąłby średnio dolara, czyli
ok. 25 razy więcej niż w przypadku energii uzyskanej z tradycyjnych surowców. Sęk w tym,
że nikt nie buduje elektrowni w przypadkowych miejscach. Trzeba się ograniczyć tylko do
tych terenów, gdzie wiatry wieją najsilniej i tym samym energia jest najtańsza.
Z badań holenderskich naukowców wynika, że można wyprodukować energię wiatrową w
ilościach zabezpieczających wszystkie potrzeby energetyczne świata w cenie 7-8 centów za 1
kWh. To już tylko dwa razy drożej w porównaniu z węglem czy ropą. To jednak nie koniec.
Na Ziemi są takie miejsca, gdzie prąd z wiatru kosztuje tylko 4-5 centów za 1kWh.
Wykorzystać szansę
Z wyliczeń resortu gospodarki wynika, że rocznie w naszym kraju zużywa się około 150 mld
kWh energii. Aby więc pokryć to zapotrzebowanie, wystarczyłoby zbudować kilkadziesiąt
tysięcy turbin o mocy 2 megawatów. Największe obecnie stosowane - np. w USA - mają moc
dwukrotnie większą. Wszystkie elektrownie wiatrakowe zajęłyby 2-3 proc. powierzchni
kraju. Może nawet jeszcze mniej, jeśliby wiatraki kotwiczono na dnie Bałtyku w pobliżu
naszych brzegów.
To bardzo ważne wyliczenie. Wiadomo bowiem, że np. w przypadku roślin energetycznych,
które można spalić w kotłowniach, ograniczeniem jest właśnie możliwa wielkość areałów pod
uprawy. Niestety, nawet obsianie całej powierzchni kraju roślinami energetycznymi to zbyt
mało, aby pokryć nasze zapotrzebowanie.
Tymczasem z wiatrem sytuacja jest dość sprzyjająca. Z analiz wykonanych przez Instytut
Meteorologii i Gospodarki Wodnej wynika, że jedna trzecia powierzchni kraju ma korzystne
lub bardzo korzystne warunki do produkcji energii wiatrowej. Najlepsze warunki wiatrowe są
na wybrzeżu Bałtyku i Suwalszczyźnie, a także w pasie nizin centralnych od Słubic po
Warszawę. Potencjał wiatru wiejącego nad Polską oszacowany został na 80-90 mld kWh
rocznie, czyli prawie dwie trzecie krajowego zużycia prądu.
Wiatr w oczy
Jednak
potencjalne
możliwości
a
ich
wykorzystanie
to
dwie
różne
sprawy.
Budową elektrowni wiatrowych nie są zainteresowani najwięksi polscy wytwórcy energii. W kraju mamy nadprodukcję prądu. Nie będę inwestował w coś, czego nie będę mógł
sprzedać - przyznaje szczerze prezes dużej elektrowni. Oficjalnie jest wielkim orędownikiem
budowy alternatywnej energetyki.
Ale przecież wstępując do UE, mamy obowiązki zwiększania udziału odnawialnych źródeł
energii? - To prawda, jednak na razie nie jest to opłacalne ekonomicznie. Jak będzie trzeba to
zrobić, podejmiemy odpowiednie kroki - dodaje prezes.
Elektrowniom nie opłaca się produkować odnawialnej energii, nie chcą jej kupować zakłady
dystrybucyjne.
Jan Kozłowski, właściciel niewielkiej elektrowni wiatrowej z południa kraju: - Gdy
zaproponowałem sprzedaż prądu lokalnemu dystrybutorowi, przez dwa miesiące nie było
odzewu. Dopiero po tym czasie odpisano mi, że produkuję zbyt mało energii, by opłacało się
podpisać ze mną kontrakt. Urzędnicy z zakładu energetycznego jako słabość mojej oferty
zaznaczyli także, że wiatry nie wieją u nas zawsze, więc nie będę solidnym partnerem.
Stanęło więc na tym, że oświetlam własny dom i kilka budynków sąsiadów. Faktycznie
niestałość wiatrów to główna wada planów rozwoju alternatywnej energetyki. Jednak na
świecie, mimo że turbiny produkują prąd przez zaledwie 15-20 proc. dni w roku, nie jest to
powód do rezygnacji. Coraz doskonalsze metody magazynowania energii powodują, że nawet
w
przypadku
ciszy
przerw
w
dostawach
prądu
nie
będzie.
Nie zdążymy?
Mimo że o koncesję na wytwarzanie energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych wystąpiło
do Urzędu Regulacji Energetyki 400 przedsiębiorców, to zainteresowanie należy określić jako
małe. W wielokrotnie mniejszej zarówno pod względem ludności, jak i terytorium Danii prawdziwym światowym potentacie w dziedzinie energii wiatrowej - firm, które są
zainteresowane budową elektrowni wiatrowych, jest dziesięć razy więcej.
Małe zainteresowanie odnawialną energetyką spowoduje, że Polsce bardzo trudno będzie
spełnić wymogi UE dotyczące źródeł energii.
Problem polega bowiem na czasie. Wbrew pozorom budowa elektrowni wiatrowych jest
bardzo czasochłonna. Nie wystarczy postawić maszt ze śmigłem. Aby zakład był wydajny,
trzeba zwykle kilkuletnich badań układu wiatru na danym terenie. Chodzi o to, by wiedzieć
nie tylko, gdzie wiatry wieją, ale jak często, czy przeszkody terenowe powodują zawirowania.
W przypadku gdy elektrownia będzie się składała z więcej niż jednego wiatraka, trzeba także
wyliczyć, czy jedno urządzenie nie "zabiera" podmuchów drugiemu.
Obserwacja szczegółowych warunków na lądzie może pochłonąć nawet 150 tys. zł.
Wielokrotnie droższe - sięgające nawet kilku milionów złotych - są badania przeprowadzane
na morzu, a przecież tam warunki dla elektrowni wiatrowych są szczególnie sprzyjające.
Co na to resort gospodarki? - Mamy zobowiązania, które spełnimy. Nie widzę powodów do
niepokoju - zapewnia wiceminister gospodarki Jacek Piechota.

Podobne dokumenty