Pobierz PDF - post

Transkrypt

Pobierz PDF - post
Czy możliwa jest etyczna turystyka kulturowa?
Karolina Buczkowska
1.
Mimo że zjawisko podróży o charakterze kulturowym rozwija się już od starożytności, to dopiero
w XX wieku zaczęto używać terminu „turystyka kulturowa”. Stał się on niezwykle popularny nie
tylko jako nazwa sposobu podróżowania, ale również jako zwrot, którego można powszechnie
używać, gdy chce się powiedzieć cokolwiek o kontakcie turysty z kulturą (swoją, obcą, inną). Nie
bez kozery więc w świecie naukowym mówi się już dzisiaj o tym, że turystyka kulturowa stała się
„terminem-parasolką”, pod którą schować można wszystko co dotyczy szerokiego zasięgu
inicjatyw w obrębie różnych aspektów turystyki i atrakcji kulturowych. Co naprawdę kryje się za
tym bardzo pakownym terminem?
Gdyby spojrzeć na turystykę kulturową, kierując się modą na stosowanie w naukach społecznych
podejścia postmodernistycznego, należałoby przyjąć, że turystka jest zjawiskiem społecznym. A
jak wiadomo, z każdym społeczeństwem związane jest występowanie określonej kultury. Z taką
optyką uznać należałoby – za Andrzejem Kowalczykiem [1] – iż wszystkie zachowania
turystyczne i rekreacyjne uwarunkowane są kulturowo. Tym samym, turystykę kulturową można
by sensu largo zdefiniować jako wszystkie formy zachowań turystów, „gdyż leżące u ich podstaw
potrzeby i preferencje zawsze wynikają z uwarunkowań o charakterze kulturowym, niezależnie
od tego czy zachowania te wynikają z zainteresowania turystów tzw. walorami kulturowymi, czy
też innego rodzaju walorami turystycznymi (np. przyrodniczymi)”. Czyżbyśmy więc wszyscy byli
turystami kulturowymi?
2.
Większość badaczy turystyki kulturowej definiuje ją w bardziej wąskim znaczeniu, podkreślając
znaczenie kultury jako jedynego albo dominującego motywu podróży. W definicjach tych
pojawiają się więc synonimiczne określenia czynności podejmowanych przez turystów, takie jak:
uczenie się, doświadczanie, poznawanie i poznanie, zdobywanie nowych informacji, zagłębianie
się w czymś, koncentrowanie się na czymś, bycie aktywnym, dociekanie, uczestniczenie, osobiste
wzbogacanie, „dotykanie”, chłonięcie wszystkimi zmysłami, zauważanie, docenianie, wchodzenie
w interakcje, konfrontowanie. Wśród efektów, które zapowiadają turystom kulturowym
wspomniane aktywności, wymieniane są: wiedza, nowe informacje i doświadczenia, zabawa,
poznanie, zmiana postaw lub zachowań (podniesienie poziomu kultury osobistej), zaspakajanie
własnych kulturalnych potrzeb, umiejętność świadomego obcowania z kulturą, zagłębienie w
kulturę.
Jak pokazuje jednak życie, teoria ta pięknie i ładnie wygląda na papierze, a turyści,
organizatorzy turystyki, dziennikarze czy badacze zjawiska i tak nadają jej szerszy charakter,
wprowadzając wiele zamieszania i prowokując do dyskusji nad znaczeniami, faktyczną
„czystością” idei, etycznością i słusznością turystyki kulturowej w przedstawionym wyżej ujęciu.
3. 
W związku z powyższym do swoich rozważań o turystyce kulturowej wprowadziłam jakiś czas
temu określenie turystyki pseudo-kulturowej. Dzięki temu łatwiej jest postawić linię pomiędzy
tym, co kulturowe, poprawne i właściwe (niektórzy mówią tu o turystyce kulturowej sensu
stricte), a co niekulturowe i niewłaściwe (czyli właśnie pseudo-kulturowe). 
Tym samym turystyka kulturowa – w swym najpiękniejszym ujęciu – świetnie wpisuje się w
teorię turystyki moralnej [2]. Zgodnie z nią, turystyka moralna (a więc i kulturowa) generowana
jest przez indywidualne wymagania i skupia się na poszukiwaniu czegoś wyjątkowego w innych
miejscach, a zarazem na pragnieniu zachowania tych miejsc „w imię ochrony kulturowej
różnorodności i środowiska naturalnego”. 
To, co wyróżnia turystykę moralną zostało ujęte w cztery kryteria: 
a) turystyka moralna nie odpowiada na potrzeby „mas”;
b) turyści moralni zadają sobie trud, aby poznać kulturę i język społeczności goszczącej;
c) turyści konstruktywnie współgrają z lokalną ludnością oraz kulturą na rzecz jej korzyści
społecznych;
d) turyści krytykują współczesny postęp cywilizacyjny w odniesieniu do społeczności
goszczących: twierdzą, że „ulepsza życie mieszkańcom Zachodu, jednak nie zmienia nic, a wręcz
pogrąża kraje trzeciego świata”.
4.
Turyści, których cechują wyznaczone przez Jima Butchera kryteria, wpisują się niewątpliwie w
tak zwaną „drugą odsłonę” post-turysty według Johna Urry’iego, która pokazuje, że turysta taki
jest osobą świadomą zmian i potrafiącą czerpać radość z wyborów.
Post-turysta zatem „pragnie doświadczyć sacrum, to znów dowiedzieć się czegoś, co poszerzy
jego horyzonty, za chwilę czegoś nobilitującego, co mu doda finezji, a wreszcie po prostu chce
nowości, żeby rozwiać nudę (…). Post-turysta jest wolny zarówno od ograniczeń >>kultury
wysokiej<<, jak i od nieskrępowanej pogoni za >>zasadą przyjemności<<. Może
z łatwością przechodzić od jednego do drugiego i w rzeczy samej czerpać przyjemność z
kontrastu między nimi. Świat jest sceną, a post-turysta ma do wyboru całe mnóstwo gier”.
Warto przytoczyć za Johnem Urry’ym sugestywny przykład. Post-turysta potrafi – według niego –
zobaczyć w zakupionej miniaturce wieży Eiffla uroczy kicz, przykład geometrycznego
formalizmu i materialny symbol pewnej kultury, nie widząc przy tym potrzeby upierania się przy
jednej słusznej interpretacji, skoro można czerpać radość z zabawy wszystkim trzema. 
Innym jeszcze wyróżnikiem post-turysty jest posiadana przez niego świadomość, że jest turystą i
że turystyka jest „grą z wieloma tekstami, a nie jakimś konkretnym, autentycznym
doświadczeniem turystycznym. Post-turysta jest świadomy tego, że będzie musiał od czasu do
czasu odstać swoje w kolejkach, że będzie zamieszanie przy wymianie pieniędzy, że lśniący
prospekt jest wytworem popkultury, że rzekomo lokalne rozrywki nie są bardziej autentyczne niż
restauracje etniczne, a niby-tradycyjna wioska rybacka utrzymuje się tylko dzięki zyskom z
turystyki”. Wie on również w końcu, że „oglądając zabytki, nie odbywa podróży w czasie,
wylegiwanie się na plaży w tropikach nie czyni go >>szlachetnym dzikusem<<, a
kiedy zwiedza lokalną wioskę, nie jest niewidzialny. Zachowując zdrowy
>>realizm<<, wie, że zawsze będzie outsiderem”.
5.
Pora zwrócić teraz uwagę na drugie oblicze turystyki kulturowej, czyli turystykę
pseudo-kulturową, która jest bezpośrednim winowajcą pomyłek, nadinterpretacji i
nieporozumień wokół zjawiska, jakim jest turystyka kulturowa. Można wręcz rzec, że to ona
„robi zły PR” turystyce kulturowej, choć jest nieunikniona, tak jak nie do wyeliminowania jest
turystyka pseudo-sportowa (chuligańska) z obrębu turystyki sportowej (sportu i fanoturystyki).
W przypadku turystyki pseudo-kulturowej trudno jest mówić o etyczności, moralności czy
zwykłej turystycznej przyzwoitości. Turystyka ta jest bowiem bezczelnym i ignoranckim
sposobem wyjazdów do przestrzeni czy miejsc odmiennych kulturowo albo do instytucji i na
wydarzenia kulturalne. Bez świadomości znaczenia danych miejsc czy wydarzeń, bez
poszanowania dla odwiedzanej przestrzeni. Nie ma tu mowy o jakimkolwiek świadomym
przygotowanym zwiedzaniu, bo często nawet i ono nie ma miejsca – turyści dają się bowiem
zamknąć (na własną zresztą prośbę) w klimatyzowanych kurortach all-incusive z potrawami
kuchni ogólnoświatowej i z niewyszukanymi rozrywkami, bez potrzeby opuszczania ich przez
cały urlop.
Zachowania takiego nie krytykowałabym, bo każdy ma prawo spędzać urlop tak, jak mu
najbardziej pasuje, jednak wiele z tych osób często po powrocie do domu głośno i dobitnie
chwali się, w jakim to kraju/mieście nie wypoczywało, (nierzadko wypowiadając się negatywnie o
zamieszkujących go ludziach czy ich zwyczajach) lecz nie mając nic treściwego do opowiedzenia
– w takiej sytuacji reaguję ostrą krytyką. Osoby te przestają być zwykłymi turystami
wypoczynkowymi, a reprezentują profil turysty pseudo-kulturowego, psując obraz tego, co
turystyką kulturową w rzeczywistości jest i być powinno.
6.
Oferty turystyczne do miejsc odmiennych lub znaczących kulturowo (przygotowywane przez
standardowych touroperatorów, a nie biura turystyki kulturowej) zawierają w swych
programach  propozycje tego, co najpiękniejsze, najwspanialsze, największe czy
najpopularniejsze, a więc tego, co ma turystów zachwycić i dać poczucie trafnie wybranej
destynacji. Zawierają one również listy pułapek turystycznych, których podstępności turysta
pseudo-kulturowy nawet nie zauważy. Jaka oferta, taki też turysta – chciałoby się rzec. Stąd też
trudno dziwić się, że ludzie uczestniczący w takich wyjazdach (czy to w postaci wycieczki
objazdowej z biura podróży czy wczasowej wycieczki fakultatywnej) posiadają znikomą lub małą
wiedzę o kulturach, do których docierają.
Braki wiedzy rodzą konflikty i nieporozumienia wynikające z reprezentowanego przez nich
etnocentryzmu, braku tolerancji, myślenia stereotypowego. Zwiedzanie przez takich turystów
(zazwyczaj w dużych grupach) polega albo na pobieżnym zobaczeniu kilku zaledwie obiektów,
albo wręcz odwrotnie: objawia się bieganiną i „odhaczaniem” obiektów – najczęściej tylko z
zewnątrz – bez jakiegokolwiek ich zwiedzania (o zapamiętaniu też nie ma mowy).
Jedyną aktywnością turystów podczas takiej wyprawy jest nagminne fotografowanie wszystkiego
i wszystkich bez uprzedniego zapytania o zgodę, sprawdzenia czy nie przeszkadza to innym bądź
czy nie szkodzi zwiedzanym zabytkom. Turyści tacy są z reguły bardzo widoczni – choćby
poprzez swoje głośne zachowanie, nieodpowiedni ubiór (w miejscach kultu religijnego czy
instytucjach kultury), śmiecenie, pisanie po zabytkach, wchodzenie na nie, targowanie się z
wszystkimi o wszystko. Sprawia to, że turyści kulturowi sensu stricte są w tym tłumie w ogóle
niezauważalni (sami zresztą bardzo źle się w nim często czują). „Dzięki” turystom
pseudo-kulturowym negatywny obraz turysty kulturowego „rusza w świat”.
7.
Turystyka pseudo-kulturowa najsilniej widoczna jest w przypadku turystyki do obiektów
dziedzictwa kulturowego (mają tu miejsce wspomniane powyżej zachowania) oraz turystyki
etnicznej, gdzie szczególnie istotny jest kontakt z lokalnymi mieszkańcami. Od lat takie wyprawy
turystów pseudo-kulturowych określane są mianem „wycieczek kanibali”, którzy traktują
ludność lokalną jak etatowych pracowników Disneylandu mających odgrywać przed nimi
egzotyczne scenki, a także domagając się spełnienia swoich wyobrażeń na temat tego, jak
wyglądają „dzicy” czy „prymitywni” ludzie. Daje to wyraz ich braku wiedzy i kulturowej ogłady
oraz kompletnego nieprzygotowania.
Pytania na temat etyczności turystyki kulturowej pojawiają się często także wtedy, gdy mowa
jest o kontrowersyjnych formach turystyki, takich jak chociażby turystyka slumsowa,
tanatoturystyka czy seksturystyka. Kwestię będzie można próbować rozstrzygnąć jednak dopiero
wtedy gdy badacze zgodzą się co do granic definicji tych form wyjazdowych i tego w jakim
zakresie (i czy w ogóle) można je włączać do turystyki kulturowej – znaczenie ma tu bowiem siła
nacisku albo na teorię, że seks, slumsy i śmierć to nieodłączne elementy naszej kultury, więc
jakikolwiek przejaw zainteresowania nimi to już jest turystyka kulturowa, albo na teorię, że
turystykę kulturową kreuje tylko silna motywacja kulturowa i chęć dogłębnego poznania
zjawiska (a nie zwykła ciekawskość, żądza, powierzchowność czy chęć sensacji i rozrywki).
Ja osobiście uwzględniam te formy w obrębie turystyki kulturowej, ale w ściśle określonym
zakresie. Tanatoturystykę proponuje uznawać tylko wtedy gdy wizytom w miejscach związanych
ze śmiercią towarzyszy zaduma, powaga, odpowiednia postawa, chęć poznania czyjegoś losu i
chęć współodczuwania. Wyjazdy do slumsów mogą zostać zaakceptowane tylko wtedy, gdy
odwiedzane społeczności nie są traktowane jak zwierzęta w zoo, a chęć finansowej (edukacyjnej,
medycznej) im pomocy jest dominującym motywatorem turystów. Z kolei pojęcie seksturystyki
zastępuję określeniem „turystyka erotyczna”, interpretując ją jako podróże do innych kręgów
kulturowych w celu zapoznania się z obowiązującymi tam od wieków technikami miłosnymi,
poznania historii seksualności np. ludów starożytnych (zwiedzając domy publiczne w
zachowanych antycznych miastach), nauki masażu erotycznego (w krajach specjalizujących się
w tych technikach) czy zwiedzania muzeów o takiej tematyce. Jeśli wyjazdom takim nie
towarzyszy płacenie za seks, o nieetycznej turystyce kulturowej mówić raczej nie można.
8.
„Czy etyczna turystyka kulturowa jest możliwa?” jest to pytanie (stawiane ostatnio bardzo
często), na które chciałabym każdorazowo odpowiadać: „Tak”. Wiem jednak, że dopóki nie
będziemy rozgraniczać turystyki kulturowej od pseudo-kulturowej, zawsze odpowiedzią będzie
słowo „Nie” bądź „Raczej nie”. Tak naprawdę, to chyba każdy czytelnik musi znaleźć swoją
własną odpowiedź, w zależności od tego, gdzie postrzega przebieg granicy etyczności
(moralności) i turystyki kulturowej oraz tego jak wiele cech turysty pseudo-kulturowego
odnajduje w samym sobie.
[1] Książka Kowalczyk A., Współczesna turystyka kulturowa – między tradycją a nowoczesnością, [w:] Kowalczyk A.
(red.), Turystyka kulturowa. Spojrzenie geograficzne, UW, Warszawa, 2008, ss. 9-57
[2] Teoria Sporządzona w 2003 r. przez J. Butchera, a rozwiniętą przez B. Ma w 2010 roku
Post-turysta.pl to największa w tej części Europy inicjatywa poświęcona odpowiedzialnemu i świadomemu
podróżowaniu. Tworzy ją kilkunastu specjalistów z różnych dziedzin, zajmujących się w swoich badaniach turystyką
i podróżami. Na stronie www.post-turysta.pl znajdziesz jeszcze kilkadziesiąt esejów na inne tematy związane z
odpowiedzialnym i świadomym podróżowaniem. Zapraszamy!
Projekt post-turysta.pl współfinansowany został w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa
Spraw Zagranicznych RP.
Esej ten jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Unported.