CO ROBIĆ?
Transkrypt
CO ROBIĆ?
CO ROBIĆ? Nazywam się Wiktoria. Mam 12 lat, chodzę do szkoły podstawowej nr 234 w Warszawie. Moją najlepszą przyjaciółką jest Ola. Razem siedzimy w ławce, chodzimy na spacery, a nasza wspólna pasja to taniec. Chodzimy do studia tańca znajdującego się nieopodal naszych domów. Pewnej soboty, tuż przed południem przyszła do mnie Ola. Razem zaczęłyśmy rozgrzewkę przed treningiem. Czas leciał niemiłosiernie szybko – była już trzecia po południu i zaraz trzeba było być w studiu tańca! Powoli, starannie wykonywałyśmy ćwiczenia rozciągające. Skończyłyśmy na najtrudniejszych. Na zajęciach baletu bawiłyśmy się świetnie, jak zawsze. Po lekcji tańca poszłyśmy do domu Oli. Rozmawiałyśmy o Gabrysi, tej niemiłej blondynce, która nigdy nikogo nie słucha. Szybko stwierdziłyśmy, że mamy wciąż za dużo energii, po czym zeszłyśmy do specjalnego pokoju Oli, który był przeznaczony na treningi. U mnie w domu też taki jest, bo obydwie tańczyłyśmy balet od dziecka. Ola włączyła muzykę. Umówiłyśmy się, że ułożymy nową choreografię. Stanęłyśmy przy drążku i zaczęłyśmy tańczyć. Wymyślałam nowe ruchy - lekkie skoki, piruety. Z żalem opuszczałam salę ćwiczeń , ale było już późno i musiałam iść do domu. Gdy wchodziłam przez furtkę przypomniała mi się ważna rzecz: była sobota. Miałam więc więcej czasu na taniec! Z radością wbiegłam do mieszkania, przywitałam się z mamą, szybko zjadłam kanapkę i poszłam do malutkiej salki. Włączyłam muzykę i znów tworzyłam niepowtarzalne ruchy. Następne zajęcia miałam dopiero we wtorek. Gdy Ola podeszła pod mój dom, szybko ruszyłyśmy w kierunku studia. Byłyśmy prawie spóźnione. Na szczęście wystarczyło tylko przejść przez ulicę. Nie zważając na nic, wbiegłam na jezdnię. I… Usłyszałam tylko przeraźliwy krzyk Oli. Obudziłam się w nieznanym mi miejscu. Słyszałam rytmiczne pukanie z maszyny stojącej obok. Ściany były białe, a ja leżałam w łóżku z kołdrą w takim samym kolorze. Nie miałam żadnych wątpliwości – byłam w szpitalu. Nie mogłam wstać, prawie nic nie widziałam wyraźnie. Przymknęłam oczy i nagle usłyszałam ciche łkanie. Spróbowałam się rozejrzeć. To moja mama płakała a tata otoczył ją ramieniem. Za dziwną szklaną ścianą spostrzegłam także Olę i jej rodziców. Chciałam zerwać się na nogi, powiedzieć mamie, że nic się nie stało, jednak zanim to uczyniłam, poczułam przeszywający ból w lewej nodze. Opadłam z powrotem na twardą poduszkę. Po kilku minutach do sali wszedł lekarz i chyba kazał rodzicom wyjść, bo zaraz opuścili pomieszczenie. Obok mnie usiadła pielęgniarka i zaczęła coś do mnie mówić. Gdy przenosiła mnie na wózek inwalidzki, z przerażeniem spojrzałam, że amputowano mi nogę. Po prostu tam nie było mojej lewej nogi… Rozpłakałam się straszliwie. Do salki wbiegła mama, tata i Ola. Mama stała nade mną, przyjaciółka zawisła mi na szyi, a tata tylko to obserwował. Po dwóch dniach przyszedł psycholog , który porozmawiał z rodzicami. W ogóle cała rodzina nam bardzo pomagała. Po miesiącu leżenia w szpitalu lekarz oznajmił, że mogę wrócić do domu. Podał rodzicom mały stosik kartek. Po czym skierował nas do windy. W domu odwiedzała mnie Ola. Wyżalałam się jej, że nigdy już nie będę mogła tańczyć. Próbowała mnie pocieszyć. Ale co mogło mi poprawić nastrój? Oczywiście, że nic. Teraz nie będę mogła tańczyć. Nie wiem co mam robić. Odebrano mi moją największą pasję i nigdy jej nie odzyskam. *** Wiktoria straciła swoją największą pasję. Czy warto było? Czy nie lepiej byłoby się spóźnić?