czy kościół ma za dużo świętych?
Transkrypt
czy kościół ma za dużo świętych?
CUDOWNY MEDALIK OBJAWIONY ŚWIĘTEJ KATARZYNIE LABOURé. O. Kornelian Dende 20 listopada 1988 r. Witam Was zacni Rodacy i miłe Rodaczki słowami: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Pan Bóg chce wszystkich ludzi widzieć świętymi, bo tylko święci będą z Nim dzielić wieczną szczęśliwość w niebie. Nie chodzi tylko o świętość ogłoszoną publicznie w Kościele i ukazaną nam za wzór. Wszyscy jesteśmy wezwani do świętości. Są święci ukryci, nawet bez podstawowego wykształcenia, polotu i bystrości umysłu. Maria Bertilla Boscardin, Włoszka, była córka alkoholika, zmarła po pierwszej wojnie światowej (+1922). W jej wiosce, Brendola, nazywano ją „gęsią” i miała ogromne trudności z przekonaniem władz, że posiada dość rozsądku, aby wstąpić do klasztoru. „Jestem gęsią – powiedziała do swoich przełożonych – ale wy nauczcie mnie być świętą”. I wśród garnków, rondli i obierania ziemniaków osiągnęła swój cel – świętość. W latach sześćdziesiątych Kościół ogłosił ją świętą na dowód, że w każdym, nawet najniższym stanie możliwy jest heroizm życia z Bogiem. Dziś z racji nadchodzącego święta Najświętszej Maryi Panny Cudownego Medalika, (27 listopada) opowiem o innej cichej i prostej dziewczynie, której niebo powierzyło specjalną misję. Tytuł pogadanki brzmi: „Cudowny Medalik objawiony Świętej Katarzynie Labouré”. Gość z nieba W połowie lata 1830 roku podczas nocy, na Paryż zstąpiła Najświętsza Maryja Panna. Nie skierowała swych kroków do wielkiej wspaniałej katedry, wówczas już od siedemset prawie lat noszącej Jej imię – Notre Dame. Skręciła raczej w ciasną, niepozorną ulicę i nazwie „rue du Bac” i weszła do macierzystego domu Sióstr Miłosierdzia – Szarytek. Klasztor tonął w ciemności i ciszy, lecz w jednym jego skrzydle, w kwaterze nowicjuszek, rozbłysło światło. Pochodziło ono ze świecy niesionej przez nadzwyczajnej piękności dziecko i od blasku, jaki siała jego olśniewająca szata. Dziecko podeszło do łóżka świeżej nowicjuszki i zawołało: – „Siostro Katarzyno!” Ale wzywana ani drgnęła. Dziecko powtórzyło głośniej: – „Siostro Katarzyno!” Zakonnica poruszyła się nieco. Wydawało się jej, że we śnie słyszy głos dziecka. – „Siostro Katarzyno!” – Padło mocniejsze wezwanie. Nowicjuszka ocknęła się i otwarła szeroko oczy. Nadsłuchiwała. Przez kurtynę przebijała przedziwna jasność. Odciągnęła zasłonę i ujrzała dziecko, które do niej rzekło: – Chodź do kaplicy! Najświętsza Maryja Panna czeka na ciebie! Pragnienie życia W domu rodzinnym Siostra Katarzyna nosiła imię Zoe. Zoe trudne miała dzieciństwo, bo mamusia jej umarła w dziewiątym roku życia. Tatuś powierzył jej wtedy prowadzenie całej gospodarki domowej. Od wczesnego ranka do późnego wieczora sprzątała, gotowała, szorowała podłogi, prała i cerowała. Nie narzekała jednak na zmęczenie, bo zaraz po śmierci matki obrała sobie Najświętszą Maryję Pannę za Matkę. Wspięła się na krzesło, ściągnęła z półki kuchennej figurkę Matki Bożej i przyciskając ją serdecznie do piersi mówiła: „Teraz Ty zastąpisz mi ziemska matkę”. Pod opieką Maryi czuła się bezpieczna i silna. Uważała Ją za część rodziny. Była już dorosłą osobą, gdy zamieszkała u swej szwagierki, kierowniczki pensjonatu dla dziewcząt. Szwagierka sądziła, że w otoczeniu dziewcząt pochodzących z inteligentnych rodzin Zoe nabierze nie tylko pewnej ogłady, ale i rozwinie się pod względem umysłowym. Nadzieje te zawiodły. Zoe nawet później, gdy miała już 24 lata i wstępowała do klasztoru, tylko z trudem potrafiła czytać i pisać. Braki intelektualne nie przeszkadzały jednak Matce Najświętszej. Ona patrzyła w jej szczere serce. A Zoe bardzo kochała Matkę Bożą i przez wszystkie te lata nosiła w swym sercu pragnienie zobaczenia Jej na własne oczy. Trzy widzenia I oto teraz, w nocy z 17 na 18 lipca 1830 roku pragnienie jej się spełnia. Ubrała się czym prędzej i podążyła za dzieckiem do kaplicy. Zdumiała się widząc, że cały korytarz i kaplica toną w blaskach nadzwyczajnego światła. – Oto Ona! – Oznajmiło dziecko, wskazując zakonnicy Panią o nadziemskiej piękności, siedzącą na fotelu przed ołtarzem. Oczywiście, Katarzyna upadła na kolanach i jakimś dziecięcym ruchem, pełnym zaufania, złożyła ręce na kolana Matki Bożej. W zachwyceniu i oderwaniu od otaczającego ją świata, słuchała z zachwytem słów przeznaczonych tylko dla niej, skromnej i prostej nowicjuszki. W drugim zaś wiedzeniu 27 listopada tego samego roku, wieczorem Pani z nieba skierowała orędzie do świata. Stała na globie ziemskim, a u Jej stóp leżał zdeptany wąż. Maryja rzekła: „Promienie, które widzisz spływające z mych dłoni, są symbolem łask, jakie zlewam na tych, którzy Mnie o nie proszą”. Według opisu Siostry Katarzyny, Najświętsza Panna miała ręce zwrócone ku ziemi. Otaczał Ją podłużno-okrągły pas ze złotym napisem: „O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”. Matka Boża poleciła jej: „Postaraj się o wybicie medalika według tego wzoru. Wszyscy, którzy go będą nosili, dostąpią wielkich łask, szczególnie, jeżeli go będą nosili na szyi. Tych, którzy we mnie ufają, obdarzę wielu łaskami”. „W tej chwili – opowiada Siostra Katarzyna – zdawało mi się, że obraz się obraca. Potem ujrzała na odwrotnej stronie literę „M” (Maryja) z wyrastającym ze środka krzyżem, a poniżej monogramu Najświętszej Panny – Serca Jezusa otoczone cierniową koroną i Serce Maryi przeszyte mieczem”. Trzecie widzenie nastąpiło w okresie Bożego Narodzenia również tego samego roku. Matka Najświętsza ponowiła swoje żądanie. Za każdym razem zwierzyła się Siostra Katarzyna swemu przewodnikowi duchowemu księdzu Adel. Ten jednakże, obawiając się złudzenia, zwlekał z wybiciem medalika, a nawet zabronił jej o tym myśleć. W końcu zdecydował się przedstawić cała sprawę księdzu arcybiskupowi de Qualen i gdy ten okazał się przychylny, medalik wybito w 1832 roku. Natychmiast zaczęły się dziać głośne cuda nawróceń, a medalik rozchwytywano tak gorliwie, że już w pierwszych dziesięciu latach wybito ich 80 milionów. „Kulki” Rycerza Niepokalanej Napis Cudownego Medalika głosi tajemnicę Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny i Jej orędownictwo u Boga, więc żarliwy czciciel Maryi, święty Maksymilian Kolbe gorliwie rozpowszechniał ten medalik. Rok przed swoimi święceniami w Rzymie 20 stycznia 1917 roku podczas porannego rozmyślania, otrzymał natchnienie, by założyć pobożne stowarzyszenie Rycerstwa Niepokalanej. Po kilku miesiącach przygotowań 16 października wieczorem, wraz z kilkoma klerykami franciszkańskimi opracował program stowarzyszenia i na znak oddania się Niepokalanej założyli sobie na szyi Cudowne Medaliki. Noszenie Cudownego Medalika jest jednym z warunków przynależności do Rycerstwa Niepokalanej. Ojciec Maksymilian Kolbe pisał do jednego z czytelników „Rycerza Niepokalanej”: Medalik Niepokalanej niech będzie bronią a raczej tą „kulką”, którą każdy rycerz Niepokalanej się posługuje. Choćby kto był najgorszym, jeżeli tylko zgodzi się nosić na sobie Cudowny Medalik, dać mu go… i modlić się za niego, a przy sposobności dobrym słowem starać się pomału przywieść go do ukochania Niepokalanej Matki całym sercem i uciekania się do Niej we wszystkich trudnościach i pokusach. Kto się szczerze do Niepokalanej modlić zacznie, ten i niebawem, a zwłaszcza w Jej święto, da się namówić do spowiedzi. Dużo jest zła na świecie, ale pamiętajmy, że Niepokalana potężniejsza i ‘Ona zetrze głowę węża piekielnego’ …” (Wybór pism, warszawa 1973, 249). Sam Święty „strzela” tymi „kulkami” przy każdej sposobności. W „Rycerzu Niepokalanej” opisał przypadek, jaki mu się wydarzył w 1930 roku w szpitalu w Zakopanem, gdzie przez pewien czas był kuracjuszem i kapelanem. Pewna umierająca niewiasta biadała przy nim nad swoim mężem. „On się już nie nawróci”. Niebawem ów mąż przyjechał do żony. Był to młody urzędnik, były słuchacz prawa na uniwersytecie, „ale w sprawach religii bardzo zacofany, czyli – jak się wyraził Ojciec Maksymilian – na opak ‘postępowy’. Starał się z nim rozmawiać o Bogu i sprawach duszy, ale ostatecznym jego argumentem było: „dla mnie potrzeba jaśniejszych dowodów”. Dał mu więc Ojciec Maksymilian znana wśród inteligencji książkę Morawskiego pod tytułem „Wieczory nad Lemanem”, lecz do czytania wcale się nie kwapił. Gdy Ojciec Maksymilian usiłował go przekonać, oświadczył wprost: „księże, ja jestem heretykiem”! Przy odjeździe przyszedł jednak pożegnać Ojca Maksymiliana. Wtedy święty przypuścił ostatni atak. Wręczył mu Cudowny medalik. Dotąd oporny człowiek przyjął go. Następnie zaproponował mu spowiedź, ale w odpowiedzi usłyszał; „Nie jestem przygotowany! Nie! Absolutnie nie”! Lecz – o dziwo – w tym samym czasie zgięły się pod nim kolana, jakby go do tego jakaś wyższa moc zmusiła. Rozpoczęła się spowiedź nawrócenia. I rozpłakał się jak dziecko… Niepokalana i bez „jaśniejszych dowodów” zwyciężyła – zakończył wspomnienia Ojciec Maksymilian, (tamże 312). Zawierzenie Niepokalanej Ufajmy zatem w pomoc Niepokalanej, bo ona może przyprowadzić do spowiedzi nawrócenia nawet najbardziej zaniedbanych katolików, którzy od lat szczerze się nie spowiadali. Zawierzmy Maryi za wzorem świętej Katarzyny Labouré i świętego Maksymiliana Kolbego. Oddajmy się Niepokalanej bez zastrzeżeń i nośmy na szyi Cudowny Medalik, a jeśli w naszym otoczeniu jest ktoś bliski i drogi stroniący od Boga, od religii, jest nieszczęśliwy i uwikłany w nałogi grzechowe, niech przyjazne ręce podarzą mu duchowa broń – Cudowny Medalik. Święty Maksymilian zapewnia: „Nosząc Medalik Matki Bożej, przypominamy sobie, że gdziekolwiek się znajdujemy, wszędzie jest z nami Maryja – a my jesteśmy z Nią. Medalik, przywodząc nam na pamięć Matkę Chrystusową, napomina, że ta Matka chce mieć dzieci, które by w swym sercu nosiły słowa Jej Syna, czciły je, żyły nimi. Że stawia nam wymagania wiary, modlitwy, prawdziwej chrześcijańskiej postawy, życia bardziej wewnętrznego – właśnie dziś, gdy wszystko jest ‘zewnętrznością’, gdy człowiek skłonny jest oddawać cześć ‘zewnętrzności’, nie temu co w sercu i w duszy. Trzeba nosić Cudowny Medalik, trzeba go ukochać i … ile można – wniknąć w jego treść: (R. N. 1922, 1939). […]. Przez praktykę noszenia Cudownego Medalika uwydatnijmy szczególną obecność Bogarodzicy w tajemnicy Chrystusa i Jego Kościoła. Cześć do Matki Bożej ułatwi nam życie z wiary i skuteczny sposób wiernego realizowania w życiu zobowiązań Chrztu.