Rodzina katolicka - Przez trudności do szczęścia
Transkrypt
Rodzina katolicka - Przez trudności do szczęścia
Rodzina katolicka - Przez trudności do szczęścia wtorek, 09 czerwca 2009 14:48 Ludzie szukają miłości tam, gdzie jej nie ma, ale jest niby jaśniej, niby fajniej. Nie znajdą szczęścia w doraźnych przyjemnościach, bo ono jest gdzie indziej. Z Jackiem Pulikowskim założycielem i prezesem Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Archidiecezji Poznańskiej rozmawia Ewa Zbiegieni. - Młoda para ślubuje sobie przed ołtarzem uczciwość. Co to dla niej oznacza w późniejszym życiu małżeńskim? Uczciwością jest wypełnienie zasad, o które narzeczeni są pytani przed zawarciem małżeństwa: „Czy bez żadnego przymusu się pobieracie? Czy w zdrowiu i chorobie wytrwacie ze sobą do końca? Czy z miłością przyjmiecie i po katolicku wychowacie potomstwo, którym was Bóg obdarzy?”. Również jest nią wypełnienie zasad, które są wymienione w samej przysiędze małżeńskiej, tzw. rocie. Uczciwością jest wypełnienie ślubu miłości. To nie znaczy, że ślubuję ci uczucia, tylko ślubuję ci troskę o twoje dobro do końca życia, bez względu na to, co ty zrobisz. Jest to ślub bezwarunkowy. Uczciwością jest wypełnienie ślubu wierności. To znaczy, że nie będziesz musiała mnie pilnować, ja sam będę siebie pilnował, byś była jedyną dozgonnie kobietą mojego życia. - Po trzydziestu latach pracy w poradni małżeńskiej pewnie wie Pan, z którym elementem uczciwości małżeńskiej wiążą się największe kłopoty? Ludzie najwięcej problemów mają z powodu własnej niedojrzałości, niepanowania nad sobą. Najdrastyczniejszą nieuczciwością i, niestety, zdarzającą się coraz częściej jest niewierność cielesna. Żyjemy w świecie, który jest bardzo rozbudzony – i seksualnie, i emocjonalnie. Tę sferę mocno akcentują różne współczesne środki przekazu, właśnie dlatego, aby ludzie podejmowali działania seksualne poza małżeństwem, bo na tym robi się gigantyczne pieniądze. Zarabia się na działaniu, które wychodzi poza kontrolę rozumu, woli. - Jak się przed tym uchronić? Chcąc nie chcąc, codziennie jesteśmy atakowani przez różne bodźce. Nie możemy zamknąć oczu, zatkać uszu, prawda? Wbrew pozorom to wcale nie jest takie głupie. Jeżeli wlewają nam do ust truciznę, powinniśmy 1/4 Rodzina katolicka - Przez trudności do szczęścia wtorek, 09 czerwca 2009 14:48 ją wypluwać. Jeśli leją ją do oczu, powinniśmy je zamykać. Choć nie do końca jest to możliwe. Rozsądne jest ograniczanie dostępu do siebie tych bodźców. Człowiek powinien podjąć regularny trud samowychowania, nie w chwili wchodzenia w małżeństwo, ale dużo wcześniej, by stać się panem siebie i móc siebie ofiarować w miłości. To jest dzisiaj absolutnie niemodne. O samowychowaniu prawie nie wolno mówić. A to jest podstawowa przyczyna późniejszych problemów – człowiek nie podejmujący samowychowania nie w pełni panuje nad sobą, łatwo go więc sprowokować do działań, które są ogólnie złe, a w tym przypadku niszczące małżeństwo. I niestety – mówię to jako mężczyzna – jest to przede wszystkim problem mężczyzn: lęk przed wzięciem na siebie odpowiedzialności. - Czy ten problem nie dotyczy kobiet? Tutaj nie ma symetrii. Problem mężczyzn przejawia się głównie w niedojrzałości do brania odpowiedzialności za losy rodziny, nie mówiąc już o odpowiedzialności za siebie samego i za swoje czyny. Mężczyźni w znaczącym odsetku nie są elementarnie odpowiedzialni za skutki swoich działań seksualnych. Skąd się biorą miliony aborcji na świecie? Za każdą stoi przegrany ojciec, który nie potrafił obronić własnego dziecka. Problemem kobiety jest ucieczka od macierzyństwa. Wmawia się im, że kariery uczynią je szczęśliwymi. A kobiety są podatne na wpływy otoczenia, mody. Krzywdzą siebie i dziecko, zrywając elementarną więź potrzebną im obojgu. - A co by Pan powiedział kobiecie, która umie jakoś pogodzić bycie matką i pracę zawodową, i nie musi dokonywać radykalnych wyborów: kariera albo macierzyństwo? Nawiązałbym do słowa „jakoś”. Czy chodzi o to, byśmy to życie jakoś przeżyli, czy żebyśmy przeżyli je fantastycznie, według najlepszego na świecie pomysłu? Ludzie jakoś przeżywają, jakoś godzą. Z pewną krzywdą dla dzieci, z pewną krzywdą dla siebie samych jakoś tam to wszystko łączą. Tylko potem, w okresie dojrzewania, dzieci pryskają z domu, gubią się w grupach rówieśniczych czy nawet w światku przestępczym i wtedy to „jakoś” jest już przerażające. Więc jeżeli mówimy o czymś tak poważnym, jak wychowanie człowieka, to trzeba stworzyć warunki prawdziwe, a nie jakieś tam. Młody człowiek do rozwoju potrzebuje jednej rzeczy, ale w trzech wydaniach: miłości kobiety, która jest matką, miłości mężczyzny, który jest ojcem, bo to są inne miłości, ale obu potrzebuje do pełni rozwoju. A najbardziej potrzebuje miłości mężczyzny i kobiety, że tak powiem, ponad swoją głową. Trwałej miłości matki i ojca do siebie. Bo ma wynieść z domu przekonanie, że miłość dozgonna jest możliwa. Ta miłość ma być obwarowana uczciwością, czyli prawdziwa, wierna, wyłączna miłość. Wyjście kobiety do pracy zawodowej też stwarza pewne zagrożenia. Kiedyś obyczajowość potępiała podrywanie zamężnej kobiety czy żonatego mężczyzny. Dziś powszechnym zjawiskiem są kilkudniowe 2/4 Rodzina katolicka - Przez trudności do szczęścia wtorek, 09 czerwca 2009 14:48 wyjazdy integracyjne z pracy, zakrapiane alkoholem, ze spaniem w dowolnych konfiguracjach. Nowa obyczajowość, która generuje mnóstwo zdrad. - Czy jednak problem zdrady nie pojawia się dopiero wówczas, gdy już coś w środku małżeństwa było nie tak? To prawda. Ludzie, którzy są radośnie nasyceni miłością małżeńską, nie mają raczej takich pomysłów. Niszczona więź między małżonkami otwiera furtki do takich sytuacji. Co gorsza, niektórzy już wchodząc w małżeństwo mają tęsknoty do zdrady. Kto do tego tęskni, będzie do tego dążył. Jeśli tego nie zrealizuje, będzie smutny, a gdy zdradzi, będzie smutny, że zniszczył więź i cały związek. - Czyli, tak czy tak, taka osoba nie zazna szczęścia? Oczywiście. Szczęście człowieka wynika z tego, że jest sobą. I to sobą w sposób czysty. Im jest czystszy, tym bardziej jest sobą i tym jest szczęśliwszy. Jeżeli wybrał drogę małżeństwa, to bycie sobą jest byciem wiernym dozgonnie, do tego jeszcze kochającym ojcem czy matką. Cały ten wątek rodzinny w najczystszej i najpiękniejszej formie. To jest pełnia szczęścia. - Janusz Korczak powiedział kiedyś: „Jeśli chcesz zmieniać świat, zacznij od siebie”. Można wszystko to, co najlepsze, starać się realizować we własnym życiu, prawda? Tak, we własnej rodzinie, we własnym otoczeniu. Kluczem do wszystkiego jest miłość. Trzeba przywrócić wagę tego słowa, jego rozumienie i… modę na miłość. Nie modę na miłostki, na zabawy, tylko modę na miłość rozumianą jako ofiarny trud troski o drugiego człowieka. Na razie jesteśmy od tego daleko. Czasem opowiadam dowcip o pijaku, który chodzi pod latarnią i czegoś szuka. Przechodzień pyta go: „Czego pan tutaj szuka?”. „Klucze zgubiłem”. „A gdzie pan te klucze zgubił?”. „Po drugiej stronie ulicy”. „To dlaczego tutaj pan szuka?”. „Bo tu jest jaśniej”. I ludzie szukają miłości tam, gdzie jej nie ma, ale jest niby jaśniej, niby fajniej. Nie znajdą szczęścia w doraźnych przyjemnościach, bo ono jest gdzie indziej. Tak naprawdę wartościowy jest trwały, dozgonny, wyłączny, wierny, nawet trudny związek. 3/4 Rodzina katolicka - Przez trudności do szczęścia wtorek, 09 czerwca 2009 14:48 - W trudnym związku można znaleźć szczęście? Oczywiście! Trudności są małżonkom wręcz potrzebne, żeby pogłębiała się ich więź. Jeżeli uczciwi, dojrzali ludzie nauczą się komunikacji między sobą, będą dobrze ze sobą rozmawiać, to jest wielka szansa na to, że trudności będą pokonywać. A każda pokonana trudność będzie pogłębiała ich więź. Nie dajmy się zwieść, że trudność jest nieszczęściem. Człowiek rozwija się tylko wtedy, gdy się trudzi. Zatem trudy w małżeństwie są normalne. Kto chce tego uniknąć, ten do szczęścia po prostu nie dojdzie. Na szczyty idzie się pod górę, a do źródła płynie się pod prąd – mówił Jan Paweł II. Świadome wybranie trudu jest jedyną drogą do szczęścia. Ludzie, którzy są szczęśliwi, powinni o tym świadczyć. - Gdyby to Pan miał świadczyć, co by Pan przekazał innym na temat swego trzydziestoletniego małżeństwa? Że złożyłem przysięgę i staram się ją jak najlepiej wypełniać. Bo to jest moja droga do szczęścia. Moja żona myśli podobnie i jesteśmy sobie wierni, uczciwi względem siebie i jest nam ze sobą po prostu dobrze. Nie dlatego, że łatwo. Właśnie te trudności, które razem pokonujemy, i rozwój naszych dzieci ku dobru są źródłem naszego szczęścia. Jacek Pulikowski - założyciel i prezes Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Archidiecezji Poznańskiej. Doktor inżynier, wykładowca na Wydziale Budownictwa Politechniki Poznańskiej. Prowadzi zajęcia w podyplomowym Studium Rodziny przy Wydziale Teologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz liczne kursy dla nauczycieli. Zasiadał jako jeden z dwóch świeckich przedstawicieli w Radzie do spraw Rodziny Konferencji Episkopatu Polski. Żonaty od 30 lat, ojciec trójki dzieci. Wspólnie z żoną w poradni małżeńskiej pomaga małżeństwom, prowadzi także kursy przedmałżeńskie. Wydał wiele książek o tematyce rodzinnej, m.in. Młodzi i miłość, Jak wygrać ojcostwo?, Wartość współżycia małżeńskiego, Jak wygrać miłość?, Warto pokochać teściową. Źródło: Magazyn Familia 4/4