Use Audio Plugiator

Transkrypt

Use Audio Plugiator
TEST
Use Audio Plugiator
CD (9)
DVD\Artykuły
sprzętowa platforma DSP
Dariusz Mazurowski
1.475 zł (dopłata 275 zł za
cztery dodatkowe wtyczki)
PRODUCENT
Use Audio Inc.
www.use-audio.com
DOSTARCZYŁ
Audiostacja
Warszawa
tel. 022-616-13-86
www.audiostacja.pl
Opis: cyfrowy syntezator/
platforma DSP do odtwarzania wtyczek instrumentalnych
w formacie Plugiator.
Wejście audio: mikrofonowe
(TRS 1/4”).
Wyjścia audio: 2×TS 1/4”
(Stereo Out), TRS 1/4” (słuchawkowe).
Porty cyfrowe: MIDI IN/OUT,
USB Full Speed (1.1).
Konwersja C/A: 44,1 kHz
(wewnętrzne nadpróbkowanie
176 kHz), 32 bity.
Wymiary: 306×166×43 mm.
50
Solidna metalowa obudowa, niewielkie rozmiary, prosty interfejs
i niewiarygodnie niska cena.
Skąd my to znamy? Plugiator
nie jest jednak konkurentem
testowanego niedawno Blofelda
i właściwie należy do zupełnie
innej kategorii urządzeń. Będąc
syntezatorem cyfrowym, w istocie
spełnia rolę sprzętowej platformy
dla firmowych wtyczek. Inaczej
mówiąc, może być emulatorem
Minimooga, ARP Odyssey albo
czymś zupełnie innym. Wszystko
zależy od tego, jaką wtyczkę załadujemy do pamięci urządzenia.
O
d razu jednak zaznaczam, że
Plugiator obsługuje wyłącznie
napisane dla niego programy.
Rzut oka na ich listę wywołuje na­
tychmiastowe skojarzenia. Jeśli są
na niej: Minimax, Pro12, Prodyssey
i B4000 (a także cztery inne, o czym
za chwilę), to testowany model musi
mieć coś wspólnego z produktami
firmy Creamware. Najwyraźniej po jej
zniknięciu z rynku ich dalszy rozwój
poszedł dwoma torami – Sonic Core
przejęła platformę Scope oraz sprzę­
towe moduły z serii ASB, zaś bliżej
nieznana Use Audio (jej ślady wiodą
do Niemiec, Indii – gdzie powstają
projekty – i Chin, gdzie odbywa się
produkcja) rozwinęła oryginalnie po­
myślany syntezator, bazujący na po­
dobnych czy wręcz takich samych
wtyczkach jak Scope. Jak się do siebie
mają obie firmy i kto za nimi stoi, nie
jest aż takie istotne w obliczu faktu,
że Plugiator już na pierwszy rzut oka
wygląda na prawdziwą rewelację.
Pierwsze wrażenia
Jak wcześniej wspomniałem,
Plugiator jest sprzętową platformą do
odtwarzania napisanych dla niego
wtyczek, przy czym każda z nich
to całkowicie odrębny instrument.
Aktywny może być tylko jeden z nich
– jeśli chcemy równocześnie wykorzy­
stać większą ilość, po prostu musimy
mieć odpowiednio więcej Plugiatorów.
Producent przewidział osiem plug­
‍‑inów, z czego cztery są odpowiedni­
kami modułów z serii ASB (dwa już
opisałem na łamach EiS: Minimax
– 5/2006, Pro-12 – 10/2007), zaś po­
zostałe w ogóle nie mają wersji sprzę­
towych, choć znamy je z platformy
Scope. Od razu musimy sobie po­
wiedzieć, że ich zaawansowana edy­
cja możliwa jest wyłącznie za po­
mocą stosownego o
­ programowania
(dla Windows i OS X). Nabywca otrzy­
muje je na płytce, może też ściąg­nąć
ze strony producenta.
Z zewnątrz Plugiator nie wygląda
zbyt imponująco. Osiem enkoderów po­
zwala na edycję kluczowych parame­
trów, na przykład częstotliwości od­
cięcia, rezonansu czy intensywności
działania obwiedni filtru. Dalsze umoż­
liwiają ładowanie wtyczek, barw (do
tego celu służy dziesięć przycisków),
czy wreszcie określenie wynikowego
poziomu. Niewielki wyświetlacz należy
traktować jedynie jako dodatek – głów­
nym źródłem informacji będzie dla nas
ekran komputera (wszystkie zmiany
dokonane w urządzeniu są widoczne
w programowym edytorze). Oczywiście
testowany instrument można wyko­
rzystać w roli samodzielnego modułu
MIDI, choć wówczas będziemy skazani
na odtwarzanie zaprogramowanych
wcześniej barw.
Z tyłu obudowy znajdziemy ste­
reofoniczne wyjście (niesyme­
tryczne), uproszczony interfejs MIDI
(IN i THRU), złącze USB, gniazdo słu­
chawkowe i wejście mikrofonowe
(TRS 1/4”). Ostatnie z wymienionych
przydaje się w przypadku wokodera,
pozostałe plug-iny nie pozwalają bo­
wiem na przetwarzanie zewnętrz­
nego sygnału.
Estrada i Studio • wrzesień 2008
Urządzenie wyposażono w ze­
wnętrzny zasilacz sieciowy (uniwer­
salny, z wymiennymi końcówkami),
co tym razem wydaje się w pełni
uzasadnionym kompromisem.
Generalnie Plugiator robi wrażenie
dość solidnego, choć nieco siermięż­
nego produktu. Warto wspomnieć, że
testowany model jest dostępny także
w innej wersji, jako rozszerzenie do
klawiatur sterujących firmy CME
z serii UF lub VX. Do podstawowej
obsługi wykorzystamy wówczas ich
pokładowe potencjometry i tłumiki,
a edytor programowy jest ten sam.
Obsługa
Samo urządzenie w zasadzie po­
zwala na wykonanie kilku podsta­
wowych czynności, takich jak zała­
dowanie wtyczki czy konkretnego
programu, a w dalszej kolejności na
podstawową edycję barwy. Można
założyć, że podczas koncertów to
zwykle wystarczy i Plugiator obę­
dzie się bez programowego edytora.
Zresztą parametrom poszczegól­
nych wtyczek przypisano komuni­
katy MIDI (CC), zatem mając sprzę­
towy kontroler z baterią potencjome­
trów lub tłumików, będziemy mogli
wykorzystać go do modyfikacji barw.
W przypadku poważniejszej pracy
edytor okaże się jednak niezbędny.
Niezależnie od swojej podstawowej
funkcji, będzie on także monitorem
pokazującym stan wszystkich para­
metrów aktywnej barwy. Niestety in­
strukcja obsługi testowanego mo­
delu przypomina raczej broszurę in­
formacyjną. Użytkownik dowie się,
jak podłączyć urządzenie, zainstalo­
wać oprogramowanie i wykonać pod­
stawowe operacje. Nie ma ani słowa
o poszczególnych wtyczkach, ich pa­
rametrach, obsłudze. Na szczęście te
informacje znajdziemy w menu HELP
edytora, choć i w tym wypadku pro­
ducent nas nie rozpieszczał.
Instalacja oprogramowania edy­
cyjnego jest bardzo łatwa, podobnie
zresztą jak jego obsługa. Praktycznie
cały czas pracuje się z ­pojedynczym
ekranem, na który składa się kilka
Estrada i Studio • wrzesień 2008
wydzielonych obszarów (okien).
W największym zobaczymy ­listę barw
dostępnych dla aktywnej wtyczki,
a z lewej strony informacje o konfigu­
racji, bankach oraz monitor MIDI i kla­
wiaturę. Wirtualny panel sterowa­
nia (charakterystyczny dla wtyczki)
to dodatkowe okno, które można do­
wolnie przemieszczać, a w razie po­
trzeby w ogóle zamknąć. W przypadku
wszystkich instrumentów będziemy
zresztą mieli do czynienia z kilkoma
warstwami – podstawowym panelem
(na przykład odwzorowującym sprzęt
– Minimax, Prodyssey itp.), a także do­
datkowymi, które pozwalają na zapro­
gramowanie efektów. Czytelnicy zna­
jący platformę Scope albo moduły ASB
nie powinni być zaskoczeni.
Plug-iny Plugiatora,
czyli wtyczki
Jak wcześniej wspomniałem,
każda z wtyczek to całkowicie samo­
dzielny instrument, o indywidual­
nym charakterze brzmienia i sposo­
bie programowania. Mimo to można
zauważyć kilka cech wspólnych.
Cztery wtyczki otrzymujemy
wraz z urządzeniem, za kolejne
cztery trzeba dodatkowo zapła­
cić, choć jest to kwota raczej sym­
boliczna. W pierwszej grupie jest
Minimax, Lightwave, B4000 oraz
Vocodizer. Ostatnia z wymienionych
staje się aktywna po zarejestro­
waniu urządzenia na stronie pro­
ducenta. Dodatkowy pakiet two­
rzą Pro-12, Prodyssey, FMagia i The
Drums’n’Bass. Jak widać, połowa
z nich to programowe wersje modu­
łów ASB, które z kolei wywodzą się
z wtyczek platformy Scope.
Pomijając FMagię i do pewnego
stopnia The Drums’n’Bass, pozostałe
plug-iny mają takie same procesory
efektów – dość proste i z pewnością
niezaspokajające wszystkich potrzeb
(choćby ze względu na brak pogłosu).
Składa się na nie blok chorusa/flan­
gera oraz opóźnienia. W przypadku
emulacji starych, legendarnych urzą­
dzeń nie są to zresztą jedyne dodatki.
I tak B4000 ma oczywiście Leslie,
symulację ustawienia mikrofonów,
stanu urządzenia (nowe lub mocno
zużyte) itp. Minimax i Prodyssey
mogą być polifoniczne, a Pro-12 ofe­
ruje tyle głosów, ile ma w nazwie
(analogowy oryginał miał pięć).
Panel instrumentu Minimax
na tle aplikacji menedżera
wtyczek.
Minimax. Sprzętowa wersja cyfrowego
emulatora Minimooga została opisana
w EiS 05/2006 – nie kryłem wów­
czas swego zachwytu nad walorami
brzmieniowymi urządzenia, zwłaszcza
jego iście „analogowym” charakterem.
Konstruktorom udało się niemal ide­
alnie odwzorować wszystkie funkcje
i cechy oryginału, które uzupełniono
Tylny panel modułu. ��������
Tu znajdziemy wszystkie gniazda
połączeniowe audio (wejście mikrofonowe, wyjścia
liniowe i słuchawkowe) oraz
port USB i gniazda interfejsu MIDI. Urządzenie zasilane jest za pośrednictwem
zewnętrznego zasilacza sieciowego.
51
TEST
Lightwave – jeden z najciekawszych instrumentów wirtualnych na platformę Use
Audio Plugiator.
Use Audio Plugiator
o parę cennych dodatków. Ale to już
było. Mam nadzieję, że Czytelnicy wy­
baczą mi brak szczegółowego opisu tej
wtyczki. Programowo jest bowiem nie­
mal identyczna, ma taki sam proce­
sor efektów i parametry barwy jak mo­
duł ASB. Jej polifonia wynosi jednak
tylko 10 głosów (według danych pro­
ducenta), zatem o 2 mniej niż w przy­
padku sprzętu. Ponadto odróżnia ją
brak możliwości obróbki zewnętrz­
nego sygnału audio. Dodatkowy po­
tencjometr (tym razem tylko wirtu­
alny) określa więc jedynie poziom
sprzężenia zwrotnego.
Testując omawiane urządze­
nie, chciałem w pierwszej kolejno­
ści sprawdzić, jak się ma do swo­
ich pierwowzorów – w tym wypadku
Minimaxa ASB, a nie Minimooga.
Pierwsze zaskoczenie przeżyłem, stu­
diując listę kontrolerów MIDI, które
przypisano poszczególnym parame­
trom barwy. Są one zupełnie inne niż
Uwaga na laptopy!
Niewielkie rozmiary testowanego urządzenia sprawiają, że można je bez problemu
zabrać w dowolną podróż – na trasę koncertową, wakacje nad morzem itd. W tej
sytuacji szczególnego znaczenia nabiera kwestia współpracy z laptopem. Niby to
taki sam komputer jak inne, ale okazało się, że potrafi być źródłem pewnych problemów. Podczas testów zauważyłem pojawienie
się wyraźnego szumu w tle. Edytor i sprzęt
działały bez zarzutu, ale zakłócenia
były wyjątkowo nieprzyjemne. Co
ciekawe, znikały po wyciągnięciu
wtyczki USB. Po konsultacjach
z dystrybutorem i producentem
udało się znaleźć wyjaśnienie.
Źródłem zakłóceń był zasilacz laptopa.
Nadmieniam, że nie był to tani produkt
no name. Zasięgnąłem opinii znajomego
komputerowca, który wyjaśnił mi, że choć
z zasady zasilacze są tak konstruowane, by
wyeliminować tego typu zakłócenia, niestety
zdarzają się sytuacje, kiedy to się nie udaje.
Bywa to z reguły winą konkretnego egzemplarza, rzadziej całej serii. Jakie płyną
z tego wnioski? Jeśli ktoś z Czytelników spotka się z opisanym problemem, nie
powinien wpadać w panikę i w pierwszym rzędzie sprawdzić zasilacz. Także, o ile
to możliwe, spróbować podłączyć instrument do innego komputera.
52
w przypadku modułu ASB! Szczerze
mówiąc, wyobrażałem sobie, że
szczęśliwy posiadacz dowolnego in­
strumentu z serii ASB będzie mógł
wykorzystać go jako panel sterujący
do programowania Plugiatora (a kon­
kretnie stosownej wtyczki). To wciąż
jest możliwe, ale wymaga od użyt­
kownika zaprogramowania (na przy­
kład w ramach posiadanego sekwen­
cera) transformacji określonych ko­
munikatów przychodzących na inne
– wychodzące.
To jednak drobiazgi, najważniejsze
jest przecież brzmienie. Otóż wtyczka
Minimax brzmi nieco inaczej niż no­
szący tę samą nazwę sprzętowy moduł.
Brzmienie Plugiatora charakteryzuje się
mniejszą dynamiką, nie ma takiej so­
czystości i – przepraszam za kolokwia­
lizm – wykopu. W przypadku dolnej
części spektrum (basy!) jest to szczegól­
nie odczuwalne. Być może przyczyną
są po prostu inne konwertery, choć
z samych danych to nie wynika.
Lightwave. To bardzo ciekawy syn­
tezator, który wyposażono w dwa ge­
neratory wavetable. Każdy oferuje
128 różnych przebiegów, a pewne ich
funkcje wzorowano na klasycznym
instrumencie Prophet-VS. Ponadto
Lightwave dysponuje dwoma iden­
tycznymi filtrami o tłumieniu 12 dB/
oktawę, które można konfigurować
jako równoległe lub szeregowe. Dos­
tęp­ne są trzy charakterystyki: dolno­
przepustowa, górnoprzepustowa
i środkowoprzepustowa (filtr można
także pominąć). Poziomy i propor­
cje sygnałów z oscylatorów ustala się
w poprzedzającym tę sekcję mikse­
rze. Interesujące jest to, że te parame­
try można modulować za pomocą jed­
nego z dwóch LFO lub ich sumy.
Wzmacniacz zawiera sekcję pano­
ramy, przy czym użytkownik indy­
widualnie określa pozycję sygnału
wychodzącego z każdego filtru.
Uzupełnieniem właściwego toru syn­
tezy jest procesor efektów, w zasa­
dzie taki sam jak w przypadku Mini­
maksa (i kilku innych wtyczek).
Do modulacji służą przede wszyst­
kim trzy obwiednie ADSR (dwie przy­
pisano sekcji filtrów i wzmacniaczowi),
dwa dość rozbudowane LFO, a także
szybkość ataku czy pozycja na klawia­
turze. Podobnie jak w przypadku in­
nych wtyczek, tak i tym razem parame­
trom przypisano komunikaty MIDI (CC),
co pozwala na swobodne manipulo­
wanie barwą – oczywiście pod warun­
kiem że posiadamy odpowiednio wypo­
sażony sprzęt (na przykład klawiaturę
z baterią potencjometrów).
A jak to wszystko brzmi? Bardzo do­
brze. O ile jednak Minimax czy Pro-12
lub Prodyssey są świetnymi wirtual­
nymi analogami, Lightwave ma już ra­
czej cyfrowy charakter. Producent co
prawda stosuje termin VCF (zatem
filtr sterowany napięciem), ale to bar­
dziej odwołanie się do tradycji niż fakty.
Omawiana wtyczka znakomicie spraw­
dza się w plastycznych padach, wszel­
kich efektach specjalnych czy niebanal­
nych solówkach. Spektrum możliwości
jest zresztą znacznie szersze. Uczciwie
mówiąc, to właśnie Lightwave kryje
w sobie największy potencjał brzmie­
niowy – przynajmniej gdy traktujemy
go jako pochodną liczby dostępnych
kombinacji parametrów. Na pewno
warto sięgnąć po Plugiatora także ze
względu na tę wtyczkę.
Vocodizer. Jak nietrudno zgadnąć,
ta wtyczka jest po prostu wokode­
rem. Ale jakim! Jego brzmienie bar­
dzo mnie zaskoczyło in plus. Mogę je­
dynie żałować, że producent z nie­
znanych mi powodów przewidział na
wejściu sekcji analizy wyłącznie sy­
gnał z mikrofonu. Ale tak na dobrą
sprawę da się wykorzystać cokolwiek,
byle odpowiednio ustawić poziom.
Vocodizer ma 22 pasma, w dodatku
można je krzyżować. W analogowym
świecie na taki luksus pozwalają wy­
łącznie bardzo kosztowne konstruk­
cje modularne. Ponadto każdy filtr
ma indywidualnie ustawiany poziom
– w istocie szczytowy, bowiem na fak­
tyczny (chwilowy) ma oczywiście
wpływ sygnał z odpowiedniego detek­
tora obwiedni. Nie zabrakło też detek­
tora głosek bez­dźwięcznych czy też
szeregu parametrów określających za­
chowanie detektorów obwiedni.
Sekcja syntezy to w istocie kom­
pletny, 6-głosowy syntezator, w wielu
Estrada i Studio • wrzesień 2008
Dwa ekrany wtyczki Pro-12
– ekran główny oraz ekran
pomocniczy.
elementach przypominający Lightwave. Jego po­
jedynczy filtr wprost przeniesiono z tej wtyczki,
podobnie jak dwie obwiednie. Poza tym dyspo­
nuje on dwoma oscylatorami (sinusoida, piła,
przebieg prostokątny i szum) oraz parą LFO,
praktycznie rzecz biorąc także uproszczonymi
wariantami rozwiązania z Lightwave.
Vocodizer brzmi znakomicie, a przy tym
pozwala na uzyskanie bardzo szerokiej pa­
lety barw. Jego obsługa jest stosunkowo pro­
sta, choć interfejs utrzymano w stylu zna­
nym z poprzedniej wtyczki. Nieco lepiej dałoby
się rozwiązać matrycę połączeń (pozwalającą
na krzyżowanie pasm). Powinna być więk­
sza, przydałyby się także opisy poszczegól­
nych pasm.
Pro-12. Podobnie jak w przypadku Minimaksa
i symulatora Hammonda, czyli B4000 (patrz
ramka „B4000 vs reszta świata”), także ta
wtyczka jest odpowiednikiem sprzętowego mo­
dułu ASB – a konkretnie cyfrowego emula­
tora Propheta-5 (test w EiS 10/2007). Jej po­
lifonia jest taka sama i wynosi 12 głosów.
Funkcjonalnie różni je zatem tylko brak moż­
liwości obróbki zewnętrznego sygnału audio.
Czytelników zapewne najbardziej interesuje
brzmienie. W moim odczuciu także w tym wy­
padku nieco ustępuje ono modułowi ASB, choć
tym razem różnica jest minimalna. Oczywiście
parametrom barwy przypisano komunikaty
MIDI (CC), jak nietrudno zgadnąć, inne niż
w przypadku sprzętowego odpowiednika.
Prodyssey. Tym razem mamy do czynie­
nia z emulatorem syntezatora ARP Odyssey,
który także istnieje w sprzętowej wersji ASB.
Wtyczka Plugiatora ma minimalnie mniejszą
polifonię (10 głosów) i nie przetwarza sygnału
audio. Generalnie jednak wszystkie uwagi za­
warte w opisie Minimaxa i Pro-12 znajdą za­
stosowanie także tutaj. Ponieważ jednak nie
miałem możliwości testowania Prodyssey
w wersji sprzętowej, nie jestem w stanie oce­
nić ewentualnych różnić brzmieniowych mię­
dzy nim a wtyczką Plugiatora. Przypuszczam
jedynie, że skoro wystąpiły one w przypadku
dwóch znanych mi modułów ASB, pojawią
także tym razem. Trudno bowiem było mi po­
zbyć się wrażenia, że dynamika mogłaby być
nieco lepsza. Co nie zmienia faktu, że ofero­
wane brzmienie jest i tak bardzo dobre, znacz­
nie lepsze od większości instrumentów VST.
ARP Odyssey to dość znany instrument
i jego opis można znaleźć w wielu miejscach,
także w Internecie – Czytelnicy muszą mi wy­
baczyć, że nie będę wdawał się w szczegóły.
Jego cyfrowy emulator jest polifoniczny i ma
kilka istotnych dodatków, jak choćby procesor
efektów. Interesujące jest to, że mamy do dys­
pozycji dwa typy filtrów dolnoprzepustowych:
wzorowane na ARP Odyssey i Minimoogu
(czyli jest to po prostu filtr z Minimaksa). Nie
jest to zresztą tak do końca oryginalny po­
mysł twórców Prodyssey. W istocie bowiem
pierwsze egzemplarze Odyssey (w kolorze bia­
łym) miały filtr będący kopią układu Mooga.
Dopiero jego wystąpie­
nie na drogę prawną
zmusiło firmę ARP do
stworzenia własnego
VCF, nawiasem mówiąc
i tak dość podobnego,
choć już niebudzącego
kontrowersji.
Wirtualna symulacja organów Hammonda w wersji dla
Plugiatora, czyli podstawowy
ekran instrumentu B4000.
Estrada i Studio • wrzesień 2008
TEST
Use Audio Plugiator
B4000 vs reszta świata
G
dy po raz pierwszy na żywo usłyszałem moduł B4000
Plugiatora w akcji, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż kroi się
niezła afera. Bo jak to tak – TAKIE brzmienie za „takie” pieniądze?!
Koniecznie musiałem sprawdzić, czy aby nie ma tu jakiejś podpuchy. Gdy tylko otrzymaliśmy instrument do testów, udałem się
z nim do „Jaskini Hammonda” Pawła Więsika (Hammond Polska).
Z Pawłem spędziliśmy całe przedpołudnie, aby w miarę uczciwie
ustosunkować się (choćby dla siebie samych) do tego, co proponuje B4000 w temacie brzmienia Hammonda. Oczywiście nie porównywaliśmy go wprost ze staruszkiem oryginałem (to byłoby mocno
nie fair), lecz z totalnie cyfrowym modelem Hammond XK1.
Pod koniec testów Paweł stwierdził: „Moduł B4000 to bardzo
ciekawy instrument. Jeśli ktoś ma sporo sprzętu, a przy tym żadnej
wartościowej symulacji Hammonda, wówczas powinien się nim
zainteresować. Jeśli natomiast kiedykolwiek przyjdzie mu do głowy
pomysł/wniosek, iż da radę odegrać sobie scricte hammondowego
seta, korzystając tylko z tego instrumentu, to czeka go raczej porażka”.
Warto jednak wyraźnie podkreślić, iż Paweł odnosi się tu głównie do potraktowania przez użytkowników Plugiatora z B4000 na
pokładzie jako wiernej kopii sprzętowej Hammonda. Bo rzeczywiście, gdy ktoś zechce grać na nim solo, to raczej żaden w miarę
wyrobiony sympatyk Hammonda na to się nie nabierze. Co innego
jednak w aranżu lub większym składzie live, gdy użyjemy go jako
instrumentu uzupełniającego. Wprawdzie tego nie sprawdzaliśmy,
ale na moje ucho B4000 z Plugiatora da sobie radę lepiej niż
instrument VSTi Native Instruments B4. Jednak trzeba uczciwie
dodać, iż pod względem wierności w kwestii symulacji elementów
regulacyjnych ten drugi (NI) znacznie lepiej oddaje stan faktyczny.
Gdy rozmawialiśmy o B4000, Darek Mazurowski wspomniał, że
„...na moje ucho brzmi bardzo dobrze na tle innych emulatorów,
ale chyba nieco zbyt czysto i »ładnie« w zestawieniu z oryginałem”.
I miał rację! W przypadku prawdziwego Hammonda nie istnieje coś
takiego jak czysty dźwięk tudzież całkowita cisza. Hammond zawsze
Plugiatora z wtyczką B4000 nie porównywaliśmy z oryginałem (to byłoby mocno nie fair), lecz z totalnie cyfrowym
modelem Hammond XK1.
zagra, nawet jeśli wciśniemy mu wszystkie drawbary (wyciszymy
generatory). Czemu tak się dzieje? Otóż dzieje się tak przez to, iż ma
on porażające wręcz w porównaniu do instrumentów cyfrowych przesłuchy. Ale to właśnie one, w połączeniu z totalnie przypadkowym
fonicznie stukiem (klikiem) podczas naciskania i puszczania klawisza, składają się, oczywiście wraz z głównym tonem wydobywającym się z generatorów, na niezaprzeczalną urodę brzmienia tego
instrumentu. W B4000 brakuje przesłuchów, wspomniany klik po
wciśnięciu klawisza ma charakter stały dla całego zakresu klawiatury, a po puszczeniu klawisza wręcz go brak. Programowa symulacja
Leslie też nie działa tak, jak w oryginale. W modelu klasycznym przesłona głośnika dolnego, jako cięższa od górnego rozgłosu, znacznie
wolniej wchodzi w obroty i znacznie wolniej wyhamowuje. Tworzy
to niepowtarzalny efekt. W B4000, pomimo całkiem rozbudowanej
regulacji programowej, nie udało nam się tego efektu zasymulować
na tyle wiernie, aby być z niego zadowolonym. Warto tu wspomnieć,
iż wszystkie cyfrowe modele Hammonda (serii XK) symulują wspomniane efekty wprost perfekcyjnie. Tylko ta cena...
Jeszcze kilka uwag na zakończenie. Plugiator pracuje tylko
na jednym kanale MIDI. Warto o tym pamiętać, gdy zechcemy
symulować na nim grę na dwóch manuałach. Wprawdzie możemy
dokonać punktu podziału klawiatury aż w trzech miejscach (w tym
dla testury basowej – pedałów), niemniej w takim przypadku
standardowa, 61-klawiszowa klawiatura to stanowczo za mało.
I jeszcze coś: Plugiator da się w bardzo szerokim zakresie sterować standardowymi komunikatami MIDI Control Change. Ale to
tylko pół prawdy, bo drugie pół to komunikaty Poly Aftertouch. Aby
więc mieć pełną kontrolę nad tym instrumentem, musimy mieć
możliwość zaprogramowania kontrolerów naszej klawiatury (oraz
sekwencera) także na ten drugi rodzaj komunikatów. Ponieważ nie
jest to częsty przypadek, szczególnie w klawiaturach budżetowych,
warto przed zakupem wszystko dokładnie sprawdzić.
Wojciech Chabinka
Tu Plugiator B4000 pracował jako moduł brzmieniowy dla dolnej klawiatury modelu Hammond XK-3c, najwierniejszej aktualnie cyfrowej kopii oryginału analogowego (ze wzmacniaczem lampowym) i w ogólnym rozrachunku dał sobie radę (na
swój specyficzny sposób).
FMagia. Nazwa jednoznacznie wska­
+ bezkonkurencyjny stosunek ceny do możliwości
+ osiem różnych instrumentów
+ dość łatwa obsługa
+ dobre brzmienie (choć
można się doszukać różnicy w porównaniu do instrumentów ASB)
– brak możliwości przetwarzania zewnętrznego sygnału audio
– nie zawsze atrakcyjne
wzornictwo okien edycyjnych poszczególnych instrumentów
– brak pełnej instrukcji obsługi
54
zuje na charakter wtyczki – mamy
do czynienia z instrumentem wyko­
rzystującym syntezę FM, opartą na
czterech operatorach. Każdy z nich
ma własną obwiednię ADSR i indy­
widualne ustawienia szeregu para­
metrów, w tym kształtu przebiegu
oraz intensywności działania poje­
dynczego LFO (na amplitudę oraz
częstot­liwość). Wzajemne relacje ope­
ratorów nie są stałe, bowiem użyt­
kownik ma do wyboru szereg róż­
nych wariantów.
W odróżnieniu od innych wty­
czek FMagia ma nieco inny, uprosz­
czony procesor efektów, składający
się przede wszystkim z bloku opóź­
nienia. Producent nie podaje polifonii
tej wtyczki ani nie publikuje listy ko­
munikatów MIDI przypisanych para­
metrom barwy.
Brzmieniowo to bardzo ciekawy
instrument, choć trzeba przyznać,
że bazująca na czterech operatorach
synteza FM nie jest szczytem marzeń
i znamy kilka bardziej zaawanso­
wanych rozwiązań. Traktuję go jako
cenny, choć niekoniecznie decydujący
o walorach urządzenia dodatek.
The Drums’n’Bass. Ostatnia z omawia­
nych wtyczek w czasie testów była
dostępna jedynie w wersji beta, choć
nie sądzę, by ostateczna postać pro­
duktu czymkolwiek się różniła. A po­
winna, przede wszystkim postacią in­
terfejsu. Skromną grafikę mogę da­
rować, miniaturowych rozmiarów
okna i wszystkich elementów już nie.
Generalnie traktuję tę wtyczkę jako
godny uwagi, choć niekoniecznie naj­
bardziej wartościowy element testowa­
nego urządzenia. Do dyspozycji mamy
11 instrumentów perkusyjnych, przy
czym każdy charakteryzuje określony
zestaw specyficznych parametrów.
Ponadto indywidualnie ustawiamy po­
ziom, panoramę oraz nasycenie choru­
sem i echem. Dwunastym instrumen­
tem jest prosty syntezator basowy.
Trudno nie odnieść wrażenia, że
Drums’n’Bass jest kolejnym nawiąza­
niem do klasycznych maszyn perku­
syjnych w rodzaju TR 808 czy zaba­
wek w stylu TB 303 – choć oczywiście
nie ma z nimi nic wspólnego. Tym
niemniej dla muzyka poszukującego
syntetycznych barw tego typu będzie
to na pewno interesująca propozycja.
Podsumowanie i ocena
Przeniesienie zaawansowanej edycji
do komputera pozwoliło na znaczne
uproszczenie interfejsu, a zatem i re­
dukcję ceny. Otrzymujemy przy tym
nie jeden, ale maksymalnie osiem bar­
dzo różnych instrumentów. Testowany
model to istny dźwiękowy kame­
leon. W tym miejscu trudno nie za­
pytać – jak to w ogóle możliwe?
Niewiarygodnie tani moduł zastępuje
cztery urządzenia z serii ASB i dodat­
kowo oferuje dalsze wtyczki. Czy w tej
sytuacji w ogóle warto kupować droż­
sze instrumenty? Zdecydowanie tak.
Plugiator mimo wszystko nie jest peł­
nowartościowym ekwiwalentem mo­
dułów ASB, już choćby ze względu na
brak sprzętowych paneli. Każdy, kto
miał z nimi do czynienia, doceni ich
znaczenie w procesie tworzenia mu­
zyki. Ponadto, co sam stwierdziłem
podczas testów, brzmienie testowa­
nego urządzenia jednak ustępuje droż­
szym odpowiednikom. Czy to dyskwa­
lifikuje testowany model w oczach
wymagających użytkowników?
Absolutnie nie! Cały czas musimy
mieć na uwadze, ile kosztuje i co w so­
bie zawiera. Za te pieniądze to praw­
dziwa rewelacja. Nie oznacza to wcale,
że Plugiator powstał wyłącznie z my­
ślą o rynku budżetowym. To świetny
instrument dysponujący potencjałem
wielokrotnie większym niż wskazywa­
łaby na to jego cena. Parę elementów
wciąż dałoby się poprawić, ale ogólna
ocena jest zdecydowanie pozytywna.
Bardzo chciałbym, by inni producenci
także podążyli tym śladem.
Plugiator kosztuje 1.475 złotych,
a pakiet czterech dodatkowych wtyczek
275 złotych – razem 1.750 złotych.
Średnio wychodzi niecałe 220 złotych
na instrument. Wątpię, by uda­ło się
znaleźć na rynku lepszą ofertę, przynaj­
mniej pod względem stosunku ceny do
możliwości. Biorąc pod uwagę wszyst­
kie okoliczności, bez wahania przy­
znam znak Nasz Typ. EiS
Estrada i Studio • wrzesień 2008