Jest rok tysiąc dziewięćset dwudziesty piąty. Prima aprilis

Transkrypt

Jest rok tysiąc dziewięćset dwudziesty piąty. Prima aprilis
Jest rok tysiąc dziewięćset dwudziesty piąty. Prima aprilis - chociaŜ dla Franciszki
kaŜdy dzień jest równie dobrym pretekstem. Teraz bawi się z Lilią na strychu wśród
czeredy lalek. Na strychu jest pusto, stoi tam tylko cedrowa skrzynia. Lilia wkrótce
skończy sześć lat. Franciszka ma lat jedenaście. Jest samozwańczą opiekunką,
towarzyszką zabaw i katem młodszej siostry. Lilia sama tego chce.
JuŜ nie przypomina dziwnego dziecka, jakim kiedyś była. Jedynym śladem dawnej Lilii
jest specyficzna czujność jej ślicznych zielonych oczu, które wyglądają tak, jakby były
zawsze gotowe na przyjęcie głębokiej prawdy. Tę cechę szczególnie ceni sobie
Franciszka. Czarne włosy Lilii nabrały kasztanowego połysku i chociaŜ większość małych
dziewczynek i chłopców nosi teraz fryzury a la Buster Brown, ona swoich nie ścina, tak Ŝe
rozpuszczone sięgają jej pasa. Skórę ma barwy brzoskwini, mleka i miodu i nawet zimą
wygląda tak, jakby ucałowało ją słońce. Jej usta są jak pączek róŜy, a kiedy jest czymś
zaniepokojona, na czole pojawia się mały guz. Franciszka mówi, Ŝe wkrótce wyrośnie jej
róg.
Tego dnia Lilia ma na sobie krynolinę i piękną plisowaną sukienkę z jasnozielonej tafty.
Ubrała się tak bez specjalnej jest po prostu słodką, kochaną Lilią, a tatuś lubi, gdy się tak
pięknie ubiera. Większość dziewcząt, duŜych i małych, od dawna nie nosi ani krynolin, ani
sztywnych halek - kobiety nie chcą juŜ potykać się o te idiotyczne falbany; od końca
wojny mają duŜo więcej do roboty. Ale ona nie musi nic robić, musi być tylko szczęśliwa.
Tego dnia, tak samo jak we wszystkie inne dni, jej głowę zdobi lśniąca korona
francuskich warkoczy zwiniętych tak ciasno, Ŝe Lilia ma oczy jak Chinka. Za jej włosy
odpowiada Mercedes, lecz ubiera ją i kąpie wyłącznie Franciszka. Lilia nie Ŝyczy sobie,
Ŝeby robił to ktokolwiek inny. Po prostu nie, i kropka, chociaŜ nigdy nie wie, kiedy
Franciszka powie coś niepokojącego: „Adoptowaliśmy cię, naprawdę. Znaleźliśmy cię w
kuble na śmieci. Byłaś cała w obierkach”.
Franciszka jest chuda i Ŝylasta. I biała jak śnieg. Choć nie zawsze i nie wszędzie, bo na
swoim rzymskim nosie ma pieg, a kiedy się śmieje albo knuje coś naprawdę wrednego, w
jej brązowych oczach rozbłyskują odpryski zielonego szkła, nos róŜowieje, a na jego
grzbiecie wykwita mała biała pręga. Lilia obserwuje nos siostry z uwagą marynarza
wypatrującego latarni morskiej. Kiedy pojawia się znajoma pręga, siostra zaraz z czymś
wyskoczy.
A co się stało z pięknymi ciemnoblond włosami Franciszki? Uległy inwazji bujnego
podszytu. „Naturalnie kręcone” to tylko eufemizm. W jaskrawym słońcu moŜna dostrzec
w nich resztkę jasnej aureoli, w której kiedyś chodziła, ale tylko resztkę, poniewaŜ teraz
na jej głowie panoszą się wszystkie moŜliwe odcienie rdzy i brązu. Ona teŜ nosi
warkocze, tak samo jak Mercedes i Lilia, chociaŜ jej warkocze wiją się eskapistycznymi
lokami, które pod koniec dnia zwykle się rozplatają. Grzywkę przycina sama.
Mercedes juŜ nie interesuje się lalkami, za to Lilia za nimi przepada, tak samo jak
Franciszka. Franciszka wciąŜ ma swoje wszystkie stare lalki. Kiedy nie śpią na łóŜku,
oŜywają na strychu. W tej chwili siedzą równym rzędem pod cedrową, skrzynią: Maurycy,
małpka ulicznego kataryniarza, Szkarlatyna, mała dziewczynka o porcelanowej główce,
Dyzenteria w welwetowej sukience, którą Franciszka modnie skróciła, Tyfus i TęŜec, dwaj
bliźniacy marynarze, oraz mały chłopczyk imieniem Koklusz. Franciszka miała kiedyś
śliczną lalkę w balowej sukni - nazywała się Cholera La France - ale gdzieś ją zapodziała.
Na honorowym miejscu stoi tancerka flamenco. Ma na sobie szkarłatną suknię, w rękach
trzyma kastaniety - to Influenca.
Lilia uwielbia lalki siostry, ale najbardziej ze wszystkich kocha swoją Szmacianą
Konwalię. Uszyła ją dla niej pani Luvovitz, a Lilia nazwalają tak na cześć ulubionych
perfum siostry. Konwalia ma gęste, wełniane włosy, które moŜna było wspaniale
zaplatać, dopóki Franciszka ich trochę nie skróciła. Tego dnia Lilia bierze Konwalię i bez
Ŝadnego powodu odrywa jej usta. Natychmiast gorzko tego Ŝałuje, ale cóŜ, jest juŜ za
późno.
- Zniszczyłaś ją - mówi Franciszka.
- Nieprawda, nie zniszczyłam.
- Zniszczyłaś. Daj, niech no spojrzę.
- Co jej zrobisz?
- Spróbuje ją naprawić.
- Tylko jej nie zepsuj.
- JuŜ jest zepsuta. Lilia podaje jej lalkę.
- Wiem. MoŜemy udawać, Ŝe zachorowała na trąd...
- Nie!
- ...ale spotkała Jezusa, który ją uzdrowił.
Franciszka wkłada rękę do kieszeni i wyjmuje wieczne pióro. Lilia uwaŜnie ją
obserwuje, w kaŜdej chwili gotowa pospieszyć lalce z pomocą. Franciszka spokojnie
odsuwa Konwalię poza zasięg jej ręki, lecz przekrzywia ją lekko na bok, tak Ŝeby siostra
mogła śledzić misterny proces przywracania uśmiechu szmacianej faworytce. Przystępuje
do pracy i śpiewa:
- „Znałam Alę, miała lalę, co wciąŜ była chora, chora. śeby pomóc lali Ali, poszła Ala
po doktora. Doktor wzdychał, kręcił głową, kłaniał się do stóp: Panno Alu, lala Ali to juŜ
trup, trup, trup”
- Nie! - wyje Lilia. - To nie tak! Franciszka zwraca jej Konwalię.
- JuŜ.
- Dlaczego ma teraz niebieskie usta?
- Bo za długo siedziała w wodzie i wargi jej zsiniały.
- A kiedy się ogrzeje?
- JuŜ się nie ogrzeje.
- Franciszko!
- Trudno, nic na to nie poradzę - stwierdza trzeźwo Franciszka. - To ty oderwałaś jej
pół twarzy. Ja ją tylko naprawiłam, to wszystko. Bez ust wyglądała głupio. Niewdzięcznica
z ciebie.
Lilia wbija wzrok w Konwalię.
- Dziękuję ci, Franciszko - szepcze.
- Masz szczęście, Ŝe się nie utopiła.
Lilia odnajduje w sobie miejsce, w którym miłość odkrywa, Ŝe Szmaciana Konwalia jest
teraz jeszcze bardziej kochana niŜ kiedykolwiek dotąd. Głaszcze toporną lalkę, uspokaja,
tymczasem Franciszka bawi się niesfornym kosmykiem włosów.
- Lilio - zaczyna przyjacielskim tonem, jakby chciała jej zdradzić waŜną tajemnicę. Wiesz, co jest w baraku tatusia? Bimbrownia. Bimbrownia i szwalnia ogonów. Tatuś pędzi
bimber i szyje ogony.
- Nieprawda. On szyje buty.
- Tak? To dlaczego bimber nazywają samogonem? Bo pędzi się go, szyjąc same
ogony.
- Zmyślasz.
- Nic nie zmyślam. A ja jestem alkoholiczką, wiesz? Odkąd skończyłam sześć lat. Tylko
nic nie mów Mercedes. Zaczęłam pić w dniu, kiedy się urodziłaś, i od tamtej pory
codziennie ukradkiem popijam. Teraz teŜ jestem pijana.
Lilia nie lubi, kiedy w oczach siostry zaczynają skrzyć się zielone iskierki. To pierwszy
znak: Franciszka zaraz powie coś niedobrego.
- Nieprawda, nie jesteś. Poczułabym zapach.
- Ten bimber jest tak czysty, Ŝe nie ma Ŝadnego zapachu. - Franciszka zmienia głos:
umie przemawiać spokojnie i powaŜnie zarazem. Jest jak lekarz, mówi samą prawdę. Obawiam się, Ŝe trzeba będzie ściąć jej głowę, szanowna pani Jones.
- Tatuś by ci nie pozwolił.
- To właśnie tatuś daje mi bimber. Jestem jego kiperem.
- To nieprawda, sama go o to spytam.
- Bardzo go zranisz, Lilio. Tatuś pędzi samogon tylko po to, Ŝebyśmy mogli dostatnio
Ŝyć. A ja muszę mu pomagać
Szkoda, Ŝe wpadłam w nałóg, ale cóŜ, poświęciłam się dla ciebie i Mercedes. Pomyśl
tylko: co by się stało, gdyby nie było nas stać na lekarza? Obcięliby ci nogę. Lilia
wybucha płaczem.
- Franciszko, ja nie chcę, Ŝebyś była alkoholiczką. - Płyną łzy, ze smutku piecze ją w
gardle. - Poproszę tatusia, Ŝeby juŜ nie dawał ci bimbru.
- Nie płacz, nie trzeba. Co mi tam, zawsze wiedziałam, Ŝe umrę młodo.
- Nieee! - Lilia ukrywa twarz w dłoniach, łzy przeciekają jej przez palce.
Franciszka powoli obejmuje ją i zaczyna łagodnie kołysać.
- Tatuś nie jest złym człowiekiem, Lilio. Tatuś bardzo nas kocha.
Zamyka oczy i chłonie ciepły smutek siostry. Smutek rozchodzi się po jej wąskiej
piersi niczym lekarstwo i ogarniają bezcenny spokój. Kochana Lilia. Franciszka oddycha
głęboko, jej twarz się wypogadza i jest teraz gładka jak twarz młodej dziewczyny.
- Franciszko, Lilio, gdzie jesteście?
Mercedes nie lubi podnosić głosu. Wszystko to, co jest warte powiedzenia, warto
powiedzieć cywilizowanym tonem. Co oznacza, Ŝe Mercedes musi często wspinać się po
schodach.
Jej jasnobrązowe warkocze są starannie upięte w koszyczek na karku. Stójkę bluzki
ozdobiła kameą, ma na sobie spódnicę z niebieskiej serŜy, która sięga piętnaście
centymetrów za kolana. Skromność przede wszystkim. Jest szczupła, zawsze dba o
postawę i wygląd. Ma dwanaście lat, niedługo skończy czterdzieści.
Pierwsze piętro. Ani śladu dziewcząt, tymczasem na dole stygnie wątróbka. Wątróbka
ma duŜo Ŝelaza, jest ekonomiczna i nie moŜna jej zepsuć. Tak mówi pan Luvovitz, a on
wie najlepiej. Teraz Mercedes robi większość zakupów. W kaŜdy Piątek tatuś powierza jej
pieniądze na dom, a w sobotę rano dziewczynka idzie do miasta. Ostatnio zaczęła teŜ
gotować i robi to coraz częściej. Po kolacji zmywa z Franciszką statki.
Potem odrabia lekcje. A jeszcze potem odrabia lekcje za siostrę - chociaŜ wmawia
sobie, Ŝe tylko jej pomaga, w przeciwnym razie byłoby to oszukaństwo. A co robi
Franciszka? Bawi się z Lilią albo brzdąka na pianinie. Jakub uczył Mercedes grać dość
długo - według konserwatorium muzycznego w Toronto zaliczyła siedem klas - ale z
nauczania młodszej córki zrezygnował bardzo szybko. Franciszka woli grać ze słuchu i
tylko wtedy, gdy ojciec pracuje.
Mercedes zagląda do sypialni sióstr. Tam teŜ ich nie ma. Zawsze się denerwuje, gdy
kolacja się opóźnia i zwykle się opóźnia, choć nie z jej winy. CięŜko wzdycha i z
niecierpliwością wygląda końca dnia, gdy spełniwszy wszystkie obowiązki, będzie mogła
usiąść z ksiąŜką w ręku. Od jakiegoś czasu aŜ do bólu pochłaniają ją Dziwne losy Jane
Eyre, powieść, którą czyta juŜ drugi raz. Jest czwartek. Jeszcze tylko dwa dni i będzie
cudowna sobota, a wówczas, po zakupach, praniu i prasowaniu, jak zwykle pójdzie do
Heleny Frye, swojej najlepszej przyjaciółki - najlepszej po Franciszce, rzecz jasna. Helena
mieszka w osiedlu górniczym, bo jej tatuś pracuje w kopalni, ale Frye'owie nie są biedni
jak inni górnicy, poniewaŜ Helena jest rzadkim wyjątkiem: nie ma rodzeństwa. Pozostałe
dzieci Frye'ów zmarły. Dlatego Helena ma swój własny pokój i całkiem ładne ubrania.
MoŜe pójdą na film do „Bijou”. Albo popracują nad jednym ze swoich projektów; szyją
kapę na łóŜko i wyprawkę dla swych przyszłych dzieci. A moŜe, jak coraz częściej robią to
ostatnio, porozmawiają o miłości. Helena kocha się w Douglasie Fairbanksie. Mercedes
teŜ się kocha, lecz nie śmie wypowiedzieć jego świętego imienia.
Drzwi na strych są otwarte na ościeŜ. Lekko skonsternowana Mercedes przystaje u
stóp schodów. Co je tam ciągnie? Dlaczego się tam bawią? PrzecieŜ na strychu nie ma nic
oprócz starej cedrowej skrzyni, do której ona ma klucz. Poza tym Franciszka jest juŜ
chyba za duŜa na wygłupy z Lilią i mogłaby znaleźć sobie przyjaciółkę w odpowiednim
wieku. Mercedes zwija dłonie w trąbkę, przytyka je do ust, spogląda w górę ciemnych
schodów i woła:
- Franciszko, Lilio, kolacja!
Cisza. I nagle głuchy jęk, a potem gwizd przypominający wycie wiatru, z tym Ŝe nie
jest to na pewno wiatr.
- Franciszko, przestań się wygłupiać! - woła Mercedes z dystyngowanym
rozdraŜnieniem w głosie. - Kolacja stygnie.
- Mercedes, oddaj mi moją wątrobę.
- Na miłość boską, Franciszko...
- Idę po ciebie, jestem juŜ na pierwszym stopniu...
- Kolacja stygnie!
- Teraz na drugim... - Metaliczny brzęk.
- Świetnie. Jak chcecie, moŜecie sobie głodować. Cichy szept:
- Mercedes... Buuu!
- O mój BoŜe! - Dlaczego? Dlaczego zawsze jej się udaje? Franciszka wpada do
korytarza i zaczyna tańczyć flinga, skoczny szkocki taniec ludowy. Na lewej nodze ma
Ŝelazną szynę i wywija nią niczym dębową pałką.
- Przestań, tatuś juŜ wrócił... Franciszko!
Franciszka tańczy dalej, ale teraz juŜ do muzyki Offenbacha.
Kankan,
kankan,
kankan,
kankan
coraz
szybciej
i
szybciej
kankankankankankankankan...
Lilia leŜy u stóp schodów i skręca się ze śmiechu, zaciskając uda, Ŝeby się nie
posiusiać. Mercedes nie wytrzymuje, wie, Ŝe za chwilę da się ponieść wesołości, gdy
wtem:
- Co się tu dzieje? - Na pierwszym stopniu schodów staje tatuś.
Mercedes wychyla się przez poręcz i woła:
- Nic, tatusiu, juŜ idziemy! - Zbiega schodami na dół. - Kolacja gotowa, w kaŜdej chwili
moŜemy siadać do stołu.
Franciszka rozpina skórzane paski i oddaje Lilii Ŝelazną szynę.
Przy stole odmawiają modlitwę.
- Pobłogosław nas, BoŜe, i dary, które będziemy spoŜywać dzięki Twej
szczodrobliwości, przez Chrystusa Pana naszego, amen
- Inszallah - dodaje Franciszka.
Jakub zerka na nią i lekko kręci głową. Lilia uśmiecha się i szybko zasłania usta
serwetką. Mercedes zaczyna nakładać na talerze.
- Mmmm... - mruczy Franciszka - stara skóra z cebulką. Palce lizać.
Tatuś daje jej prztyczka w ucho, i słusznie. Najlepiej nie zwracać na nią uwagi.
- Marchewka jest z naszego ogródka - mówi Mercedes.
Ogród zarósł i zdziczał, ale ona wskrzesiła go przed rokiem, wiedząc, ile znaczył dla
tatusia. Kiedyś, zanim zdarzyły się te wszystkie smutne rzeczy. Mercedes jest bardzo
dumna z łykowatych marchewek i dziwnych w smaku ziemniaków, które tam rosną, i
nigdy nie omieszka nadmienić, Ŝe te szczodre dary pochodzą z ich własnego ogródka.
Jakub kiwa głową, posyła jej nieobecny uśmiech i je dalej, lecz Franciszka ma z tym
pewne trudności.
Jedz. śuj, Ŝuj, Ŝuj, ofiaruj ten kęs biednym duszom w czyśćcu. Rzadko kiedy ma
apetyt. A gdyby tak schować tę wątróbkę do kieszeni, ukradkiem, kawałek po
kawałeczku... JuŜ wiem. Kiedy wszyscy pójdą spać, przykleję pod swoim krzesłem wielką
kopertę i od tej pory...
- Jedz - mówi do niej Jakub.
Lilia marszczy czoło, w oczach ma łzy, mimo to dzielnie je dalej.
- W porządku, staruszko - rzuca Jakub. - Nie musisz kończyć.
Lilia zerka na Mercedes, nie chcąc jej urazić.
- Nie, nie, zjem, to jest pyszne. Dziękuję, siostrzyczko.
Jakub uśmiecha się porozumiewawczo do Mercedes, która odpowiada mu uśmiechem
osoby wtajemniczonej i zabiera talerz Lilii.
- Chciałabyś grzankę z serem? - pyta uprzejmie.
- Tak, chętnie, dziękuje.
- Zuch dziewczynka - chwali ją Jakub.
- Osobiście wolałabym filet mignon - mruczy Franciszka.
Jakub piorunuje ją wzrokiem - za chwilę jej przyłoŜy.
Patrzy na Lilię i lekko ciągnie ją za warkocz. Jest tak podobna do swojej matki: ma jej
oczy, pięknie wykrojone usta, idealny nos. Tak, jeśli pominąć te rude włosy, bardzo
przypomina Katarzynę. Dlatego jest dla mnie jeszcze cenniejsza. W dobrym tego słowa
znaczeniu.
Lilia nie wie, do kogo jest podobna. Wie tylko, Ŝe miała siostrę, która juŜ nie Ŝyje, Ŝe
zaraz po jej śmierci Musi z Ŝalu pękło serce, a tatuś bardzo nas kocha.
Jakub głaszcze ją po główce, ona pieszczotliwie ociera się policzkiem o jego dłoń. Dłoń
zmienia się w pająka, który łaskocze ją za uchem, więc Lilia wije się na krześle, piszcząc i
odczarowuje pająka całusem. Wyczuwa, Ŝe Mercedes nie pochwala takich zabaw. Pewnie
myśli, Ŝe jest na to za duŜa, ale Lilia nie wyobraŜa sobie, Ŝe mogłaby kiedykolwiek
wyrosnąć z zabaw z tatusiem. Nie, nigdy. Przenigdy.
W sumie Jakub jest zadowolony z Ŝycia i na swój sposób szczęśliwy. Mercedes jest
jego podporą. A Lilia skarbem. Wynagradzają mu wieczne kłopoty z Franciszką.
Patrzy na nią i pyta:
- Jak było dzisiaj w szkole?
- Świetnie. Oglądaliśmy skamieliny i cały dzień gadaliśmy o Jane Eyre. - To prawda,
rzeczywiście oglądała skamieliny: cały dzień przesiedziała na plaŜy, czytając i puszczając
kaczki.
Jakub przygląda się jej w milczeniu. Franciszka dostaje gęsiej skórki, mimo to dzielnie
odgryza kawałek wątróbki. Mercedes stoi przy płycie. Siostra wzięła ksiąŜkę, nie pytając
jej o pozwolenie, ale skarci ją za to później. Teraz uwaŜnie obserwuje tatusia. Zmieni
temat czy nie? Jakub juŜ otwiera usta, Ŝeby coś powiedzieć, lecz w tym samym
momencie Mercedes wesoło świergocze:
- Tatusiu, nie zgadniesz, co się dzisiaj stało. - Stawia przed siostrą talerz z grzanką i
siada. - Ronald Chism przyniósł do klasy Ŝabę, a ona uciekła mu z kieszeni.
Lilia zamienia się w słuch.
- No i co? - pyta.
- Nigdzie nie mogliśmy jej znaleźć i w końcu siostra Agnieszka musiała wstać z
krzesła, a wtedy, ku jej konsternacji i wielkiej uciesze klasy, Ŝaba wyskoczyła spod
habitu.
Tatuś taktownie chichocze, Franciszka głośno ziewa.
Jakub na powrót zajmuje się swoim talerzem i Mercedes moŜe odetchnąć.
Zastanawiające, dlaczego tatuś tak bardzo kocha Lilię i tak często gniewa się na
Franciszkę. Bierze widelec. Czuje się samotna.
Tej nocy wkrada się do sypialni sióstr, kładzie się obok Franciszki i szepcze:
- Śpisz?
- Tak, i gadam przez sen.
- Jutro musisz przyjść do szkoły.
"- Och, tatusiu, to było dophawdy przezabawne! Ta wsthętna Ŝaba omal nie wskoczyła
do wshętnego pupska siosthy Agnieszki!”
- Franciszko!
- PrzecieŜ się śmiejesz.
- Nieprawda. - Mercedes chichocze przez chwilę, ukrywając twarz w poduszce,
wreszcie bierze się w garść i ociera łzy.
- Franciszko?
- No?
- Obiecaj, Ŝe jutro przyjdziesz do szkoły.
- Po co?
- Siostra Święta Eustacha przyśle po ciebie woźnego, a on powie wszystko tatusiowi.
- No to co? Przynajmniej będzie wesoło.
- Franciszko, proszę cię.
- No, dobrze juŜ, dobrze. - Franciszka przewraca się na bok i zaczyna chrapać.
- Mogę dzisiaj spać z wami? - pyta Mercedes.
- Wszystko mi jedno
- Dzięki. - Mercedes wślizguje się pod koc i obejmuje stopami wiecznie lodowate stopy
siostry.
- A 'aadi a 'ałi, habibti.
- Nic się nie martw, Mercedes.
- Tibirini.
- Tak, tak.
- Dobranoc, Franciszko. Kocham cię
- Zaraz puszczę pawia. Mercedes chichocze i zasypia.

Podobne dokumenty