Pańska droga do zawodu tenora
Transkrypt
Pańska droga do zawodu tenora
Zawód: amant Rozmowa z Szymonem Jędruchem* Magdalena Sasin: – W listopadzie wystąpi pan w roli tytułowej w spektaklu muzycznym „Zorro”. To przedstawienie dla dzieci, czy dla dorosłych? Szymon Jędruch: – Mogą je oglądać widzowie od 5 do 105 lat, ale zapraszamy przede wszystkim dzieci. Przecież każdy chłopiec w pewnym wieku marzy, by być pozytywnym bohaterem, takim jak Zorro, Janosik czy Robin Hood. Zapowiada się znakomita zabawa: pojedynki na szpady, sceny walki. W ten sposób spełnia się moje marzenie o roli spod znaku płaszcza i szpady. Muzykę do spektaklu napisał Zbigniew Krzywański, a scenariusz i reżyseria to dzieło Jacka Bończyka. – Wśród solistów śpiewaków to tenorzy najczęściej wyrastają na bożyszcza tłumów. Na czym polega fenomen tego głosu? – Głos tenorowy przez swoją skalę obejmującą szczególnie wysokie dźwięki ma w sobie coś ponadnaturalnego – takie dźwięki obce są ludziom o głosie nieszkolonym. Jasna barwa i moc wysokich tonów kojarzy się z młodością, więc tenorzy grają najczęściej amantów. Poza tym tenor to głos niezbyt często występujący, więc jest automatycznie wyżej ceniony. Najważniejszym powodem estymy, jaką cieszy się wśród publiczności, jest repertuar, który wykonuje śpiewak – tenor. Kompozytorzy pisali na ten głos piękne partie wokalne i efektowne arie, których tematem – jak przystało na amanta – jest miłość. Współcześnie śpiewacy nie mają już takiego poklasku jak kiedyś i trudno nazywać ich bożyszczami tłumów. Śpiewak to zawód szczególny: piękny i fascynujący, a jednocześnie szalenie trudny i często niewdzięczny. Czy możemy wyobrazić sobie 67-letniego tenora, tuż przed emeryturą, w roli amanta? Z niepokojem patrzę w przyszłość. Sztuka śpiewacza to dziedzina coraz bardziej niszowa i zanikająca. Słyszymy, że Warszawska Opera Kameralna – „mekka” Mozartowskiej sztuki – upada. – Pańska droga do zawodu? – Muzyka towarzyszy mi od dziecka. W szkole muzycznej w rodzinnej Stalowej Woli uczyłem się gry na skrzypcach. W liceum śpiewałem i grałem w teatrze amatorskim, jeździłem na prywatne lekcje śpiewu do Krakowa. Na kursach wokalnych w Dusznikach Zdroju zachęcono mnie do studiów wokalnych – skończyłem je w łódzkiej Akademii Muzycznej w 2002 r. u prof. Piotra Micińskiego. Solistą Teatru Muzycznego w Łodzi jestem od 2006 roku. – W jakich rolach można pana zobaczyć? – Współpracę z Teatrem Muzycznym rozpocząłem występem w partii Tamina w „Czarodziejskim flecie” Mozarta podczas tournée w Niemczech. Moje najważniejsze role na tej scenie to książę Sou Czong w „Krainie uśmiechu” Lehara, hrabia Daniło Daniłowicz w „Wesołej wdówce” tego samego kompozytora a także Alfred w „Zemście Nietoperza” Straussa. 30 czerwca wystąpiłem podczas XIV Wielkiego Turnieju Tenorów w Szczecinie, na który zaproszono mnie już po raz trzeci. Zwycięzcę wybiera publiczność. – Przez kilka lat uczył pan w szkole muzycznej na wydziale wokalnym. Czy młodzi ludzie, którzy tam przychodzą, myślą od razu o karierze, czy po prostu chcą rozwijać swoje zainteresowania? – Pracę w szkole wspominam bardzo miło, jej konsekwencją było to, że zdecydowałem się na studia doktoranckie w Akademii Muzycznej w Łodzi. Programy telewizyjne promują łatwą i szybką drogę do sławy, co przekłada się na liczbę chętnych na wydziały wokalne w szkołach średnich i na uczelniach. Oczywiście, kariery nie da się zrobić łatwo i szybko, ale to, że ludzie chcą szkolić głos, uważam za dobry pomysł. Można żartobliwie powiedzieć, że śpiewanie to higiena duszy i ciała, masaż na poziomie komórkowym. Moje obserwacje wskazują na to, że śpiewacy dłużej żyją, zachowując żywotność i sprawność umysłową. Bo śpiew stymuluje szyszynkę – jeden z gruczołów dokrewnych. – Powinnością wokalisty jest więc duża troska o siebie? – Naturalnie, choć jeszcze raz podkreślam, że dużo zależy od techniki śpiewu: im jest ona lepsza, tym aparat głosowy zdrowiej funkcjonuje i wymaga mniej dodatkowych starań. Podstawową rolę odgrywa psychika. W okresie zimowym nie jadam lodów, staram się rozsądnie ubierać, mam spory zestaw szalików i apaszek na różne pory roku. Dla śpiewaka ważny jest też sen. Istotna jest dbałość o kondycję fizyczną. Na scenie daję dużo od siebie. Wymaga to stałej pracy nad sobą: czytam, słucham nagrań, radia, staram się orientować w świecie. Tenor wbrew utartym opiniom musi być inteligentny. – Bywa postrzegany jako zadufany w sobie... – To tylko pozory. Śpiewacy, a szczególnie tenorzy, żyją i pracują pod ogromną presją. Poza tym trudno zagrać rolę amanta, na przykład hrabiego Daniłły z „Wesołej wdówki”, któremu piękne kobiety ścielą się do stóp, będąc na co dzień osobą niepewną siebie. Oczywiście, gra aktorska jest kreacją, ale jej elementy trzeba odnaleźć w sobie. Przygotowując się do roli amanta, ćwiczymy to – także w życiu. *Śpiewak Teatru Muzycznego w Łodzi