nr 1 - Społeczeństwo
Transkrypt
nr 1 - Społeczeństwo
Społeczeństwo STUDIA • PRACE BADAWCZE • DOKUMENTY Z ZAKRESU NAUKI SPOŁECZNEJ KOŚCIOŁA 53 ROK XIII 2003 nr 1 SPIS TREŚCI OD REDAKCJI 9 Claudio Gentili Nauka społeczna Kościoła i politycy katoliccy PRACE BADAWCZE 21 Abp Renato R. Martino XXXVI Światowy Dzień Pokoju 29 Gaetano De Simone Państwo, naród i społeczeństwo w ujęciu Konwentu Europejskiego. Elementy socjologii integracji 43 Vittorio Possenti Teraźniejszość i przyszłość praw człowieka 65 Józef Penc Etyka i odpowiedzialność społeczna przedsiębiorstwa STUDIA 83 Pierangelo Sequeri Biologiczne nauki o człowieku a teologia społeczna 93 FORUM Mariusz Węgrzyn Polityk – ambitny czy wielkoduszny? Refleksje filozofa OBSERWATORIUM EUROPEJSKIE 103 Federiga Bindi Projekt europejskiego Traktatu konstytucyjnego a Konstytucja USA: porównanie źródeł i najważniejszych elementów DOKUMENTY 109 Ojciec Święty Jan Paweł II Encyklika Pacem in terris – nieustanne zobowiązanie Orędzie na XXXVI Światowy Dzień Pokoju 1 stycznia 2003 roku 121 Kongregacja Nauki Wiary Nota doktrynalna o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym KSIĄŻKI 135 Claudio Gentili Rec.: Karol Wojtyła, L’uomo nel campo della responsabilita, Bompiani, Milano 2002 MATERIAŁY DO FORMACJI KATOLICKOSPOŁECZNEJ 137 Bp Gastone Simoni Nauka społeczna Kościoła a zaangażowanie społeczno-polityczne katolików SUMMARIES No. 53 (1/2003), January-February 2003 Abp Renato R. Martino, ss. 21-28 XXXVI Światowy Dzień Pokoju Autor przedstawia i komentuje papieskie orędzie na Światowy Dzień Pokoju 1 stycznia 2003 roku. Jest ono w całości poświęcone upamiętnieniu oraz przypomnieniu wszystkim ludziom nauczania zawartego w encyklice Pacem in terris Jana XXIII. Ojciec Święty z jednej strony ukazuje wpływ, który wywarła ta encyklika na procesy historyczne zachodzące po jej ogłoszeniu, a z drugiej – uwspółcześnia jej przesłanie, dostosowując je do wymagań dzisiejszego świata. The 36th World Day of Peace The author presents and comments on the papal message for the celebration of the World Day of Peace, 1st January 2003. The aim of the message is to commemorate and highlight the teachings contained in Pope John XXIII’s encyclical „Pacem in terris”. His Holiness John Paul II indicates the influence exerted by the encyclical on the subsequent historical processes as well as makes its teachings more up-todate adjusting them to the requirements of the modern world. Gaetano De Simone, ss. 29-41 Państwo, naród i społeczeństwo w ujęciu Konwentu Europejskiego Autor analizuje europejską rzeczywistość wspólnotową, która stanowi na tyle zaawansowaną formę integracji gospodarczej, że może stać się ważnym punktem odniesienia w tworzeniu nowych związków dla współpracy między państwami. Może więc służyć za wzór we wzmacniania procesów integracyjnych, szczególnie tych, które zachodzą obecnie w Ameryce Łacińskiej. SPOŁECZEŃSTWO 13 (2003) nr 1 10 State, Nation and Society in Perspective of the European Convention The author analyzes the realities of the European Union, which is now enough integrated from an economic point of view to constitute an important model to be followed while creating new forms of cooperation between countries. In particular, it can be patterned on during the progress towards closer integration which takes place in Latin America. Vittorio Possenti, ss. 43-63 Teraźniejszość i przyszłość praw człowieka Idea praw człowieka pełni obecnie funkcję podobną do tej, którą wcześniej pełniły wielkie idee nowożytnej myśli politycznej: idea prawa naturalnego, idea umowy społecznej, idea rozdziału władz. Autor, omawiając najważniejsze etapy rozwoju praw człowieka, stwierdza, że prawa te zyskały publiczną wartość dopiero w ciągu ostatniego półwiecza, stając się trwałym elementem kultury i polityki światowej. Prawdziwa doktryna realizmu politycznego opiera się na przekonaniu, że stanowią one integralną część bytu ludzkiego, a więc nie mogą być bezkarnie deptane. The Present and Future of Human Rights Nowadays, the idea of human rights performs a function similar to that of the great ideas of political thought in the past, like the idea of natural law, the idea of social contract, the idea of division of powers. The author describes the most significant phases of human rights development and arrives at the conclusion that only in the last fifty years did they gain public value and become a firm element of culture and politics in the world. The genuine political realism doctrine is based on the conviction that human rights form an integral part of each human being and thus cannot be violated with impunity. SUMMARIES Józef Penc, ss. 65-81 11 Etyka i odpowiedzialność społeczna przedsiębiorstwa Współczesne przedsiębiorstwa muszą dokonać dużych przewartościowań, po to aby znaleźć się nie tylko blisko klienta, lecz także blisko pracownika i społeczeństwa. Muszą być wrażliwsze na potrzeby pracowników i sprawy publiczne oraz zestrajać własne cele z interesami klientów, pracowników i społeczeństwa. Menedżerowie powinni więc nie tylko zapewniać swoim firmom zysk i rozwój, ale też czynić je atrakcyjnymi miejscami pracy i organizacjami przyjaznymi otoczeniu. Stąd duża rola czynników moralnych i społecznych w kreowaniu sukcesu przedsiębiorstwa. Ethics and Social Responsibility of an Enterprise Today’s enterprises have to make major changes in respect of their view of values in order to be in closer proximity to customers as well as to employees and to the society. They have to become more sensitive both to the needs of employees and to public affairs, and to harmonize their own objectives with those of customers, employees and of the society. Managers not only ought to care about their firm’s profit and development, but also are obliged to make their firms more attractive to employees and more friendly to the environment. This is why moral and social factors play a prominent role in attaining business success. Pierangelo Sequeri, ss. 83–92 Biologiczne nauki o człowieku a teologia społeczna Współczesny odbiorca może łatwo zgubić się z zróżnicowanej panoramie nauk zajmujących się organiczną stroną bytu ludzkiego. Artykuł pozwala odnaleźć pewne punkty odniesienia i narzędzia orientacji, przedstawiając racjonalną rekonstrukcję powiązań między wspomnianymi naukami a filozofią (zwłaszcza antropologią filozoficzną) oraz teologią. 12 SPOŁECZEŃSTWO 13 (2003) nr 1 Biological Sciences on Man and Social Theology A contemporary reader can easily get confused by the variety of modern sciences which deal with organic aspects of the human being. This article offers some firm points which help to orientate oneself in this new situation. The author makes a rational reconstruction of the relationships between the sciences mentioned and philosophy (especially philosophical anthropology) as well as theology. OD REDAKCJI Nauka społeczna Kościoła i politycy katoliccy Claudio Gentili Dyrektor „La Società” Kiedy Magisterium Kościoła wyraża swoje osądy i opinia publiczna reaguje krytycznie, to często wielu katolików stawia sobie szczerze pytanie: Czy trzeba było interweniować w kwestii tak delikatnej, że rodzi to tyle nieporozumień, drażni świat laicki i zdaje się pozbawiać świeckich katolików zaangażowanych w politykę ich autonomii? Takie pytania są uprawnione i z pewnością stawiało je sobie wielu katolików, czytając w dniu 17 stycznia w prasie laickiej komentarze na temat Noty doktrynalnej o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym, opublikowanej przez Kongregację Nauki Wiary. W naszej epoce jak nigdy przedtem znajduje uznanie idea pluralizmu i u tych, którzy nie rozumieją nierozerwalnego związku między prawdą i wolnością (które, jak przypomina Jan Paweł II, albo łączą się razem, albo ra- zem marnie giną) tego rodzaju dokument wywołał pełne oburzenia komentarze, obawy przed „nawrotem do przeszłości”, apele o poczucie państwowości, o świeckość polityki, o pluralizm. A jednak są takie momenty, kiedy Kościół nie powinien i nie może milczeć. W minionym dopiero co wieku nowoczesne utopie starały się wyeliminować transcendentny horyzont, którego każda osoba ludzka jest nosicielem. To jest to, co De Lubac nazwał „dramatem humanizmu ateistycznego”. Ale teraz upadek ateistycznych humanizmów robi miejsce dla nauki, a raczej dla jej medialnego wyrazu, który dla wielu jest najwyższym autorytetem w sądach dotyczących sensu życia człowieka i jego przyszłości. Wiara i rozum, jak mówi Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio, nie są sobie wrogami. Kościół patrzy na społeczność naukową nie tylko z szacunkiem, ale i z sympatią. Wiele kierunków współcze- 14 snej myśli naukowej traktuje z sympatią Kościół i jego zadanie w zakresie nauczania. Wiele dziedzin poznania naukowego zrodziło się z ciekawości, ale także z autentycznej potrzeby znalezienia rozwiązań ważnych dla rozwoju ludzkiego: zwalczenia chorób, zapobieżenia katastrofom naturalnym, podniesienia jakości życia. W rozległym polu nauki, zwłaszcza w tym zespole dyscyplin, które można objąć wspólną nazwą „nauki neurologiczne”, występują pewne nurty, które wydają się stawiać sobie za cel badań opanowanie natury człowieka, w wielu przypadkach zredukowanego do wymiaru biologicznego i naturalistycznego. Jeden z głównych interpretatorów tego, co miałoby być zwrotem antropologicznym, Edgar Morin, pisze: „Człowiek rozwinął technikę i ustanowił swoje prawo na planecie Ziemi. Ale właśnie w momencie, gdy osiąga prometejską moc, odkrywa, że jest zdetronizowany, usunięty z centrum na peryferie uniwersum. Nie jest już wybrańcem bogów, obrazem Boga, panem świata [...]. Kiedy niebywała obcość świata czyni nas w nim obcymi, wykazujemy odwrotną tendencję zbliżania się do natury. Czujemy, że powinniśmy być pasterzami Przyrody ożywionej, że powinniśmy zachować jej różnorodność, kierować jej przemianami. Zarazem też odkrywamy, że jesteśmy w samym na- SPOŁECZEŃSTWO 13 (2003) nr 1 szym wnętrzu (genotypowo i fenotypowo) nieświadomie przez nią powodowani. Oto więc Nowe Przymierze, które zawiązuje się na naszych oczach: Nowe Przymierze między człowiekiem i tą Przyrodą” (E. Morin, La relazione antropo-bio-cosmica, w: M. Ceruti – E. Lazlo, Physis. Abitare la terra, Milano 1988, ss. 85-86). Zatem nie ma już Księgi Rodzaju, szóstego dnia stworzenia (zob. Rdz 1, 26), nie ma człowieka na obraz Boży, nie ma objawionego Przymierza między Bogiem i człowiekiem, nie ma nowego Przymierza w Chrystusie, rekapitulującym w sobie świat, będącym prawdziwym obliczem człowieka, ale jest religijność kosmiczna, człowiek naturalistyczny albo człowiek technologiczny. Poddaje się pod dyskusję ideę człowieka, natury i Boga, to, co jest dziedzictwem tradycji judeochrześcijańskiej. Te pomysły – trzeba to stwierdzić – nie szerzą się zazwyczaj w poważnych, naukowych laboratoriach, ale krążą w publicznym obiegu, nagłaśniane przez prasę. Takie idee nie mogą być dla nas obojętne, gdyż negują u samych podstaw antropologię chrześcijańską i fundamenty nauki społecznej Kościoła. Jak pokazuje niedawny przypadek firmy Clonaid, już teraz dla wielu scjentyzm jest nowym idolem (przez Internet sprzedaje się urządzenia do produkcji makaro- CLAUDIO GENTILI, Nauka społeczna Kościoła i politycy katoliccy nu i do klonowania człowieka), podczas gdy panteistyczne koncepcje skrajnego ekologizmu czynią naturę nowym bóstwem, a zwierzęta naszymi nowymi braćmi. Po dramacie ateistycznego humanizmu z poprzedniego wieku następuje człowiek naturalistyczny, który nie jest już miłośnikiem przyrody, ale po prostu jej częścią. Z tą naturalistyczną wizją łączy się utylitarystyczna i hedonistyczna etyka. Aborcja, czyli zabicie człowieka nie jest już problemem, natomiast skandalem jest, gdy nie ma kto wziąć porzuconych psów. To wszystko należy do kultury, to wszystko należy do polityki. I wielu katolików w różnych częściach świata, także w gremiach polityczno-instytucjonalnych i w dyskusjach nad prawami, wiąże się z rozmaitymi większościami w tych kwestiach, które oznaczają radykalne poddanie pod dyskusję chrześcijańskiej idei człowieka. Motywacje takiej postawy są często zrozumiałe: obawa, żeby nie okazać się integrystą, żeby nie być nienowoczesnym, potrzeba mediacji między rozwiązaniami dalekimi od nauczania Kościoła w poszukiwaniu mniejszego zła, prawdziwe, choć niekiedy nieświadome opowiadanie się za prądami myślowymi wyrażającymi ducha czasu. Aborcja, eutanazja, uporczywa terapia, sztuczne zapłodnienie, przeszczepy organów, zrównoważony rozwój, organizmy genetycz- 15 nie zmodyfikowane, prawa zwierząt, ekologia, związki i adopcje homoseksualne – to tylko niektóre z tematów, które są na porządku dziennym w wielu parlamentach świata. W obliczu tych tematów katolicy dają się często ciągnąć za rękaw. Bardzo często jest to sprawa sumienia. Kiedy indziej znowu widać, jak poszczególni katolicy albo nawet organizacje nazywające się katolickimi akceptują niedozwolone formy synkretyzmu kulturowego, których skutkiem jest rezygnacja z idei transcendentnej godności człowieka. Na ten punkt dokument Kongregacji Nauki Wiary zwraca specjalnie uwagę, wskazując jasno katolikom, że muszą „wyrażać sprzeciw wobec koncepcji pluralizmu opartej na relatywizmie moralnym, która szkodzi samej demokracji, ta bowiem potrzebuje prawdziwych i solidnych podwalin, to znaczy zasad etycznych, które ze względu na swą naturę i rolę, jaką pełnią w życiu społecznym, nie mogą być przedmiotem «negocjacji»” (nr 2). Zachodzi zresztą nie tylko niebezpieczeństwo zagubienia własnych etycznych punktów odniesienia, ale i utraty znaczenia w życiu społecznym. Zaradzić temu chce Opera delle Reti [Dzieło Sieci]. A więc pierwszym problemem nie jest przywołanie do owczarni tych, co odeszli, ale uświadomienie katolikom – dzisiaj, gdy nie 16 ma już chyba w żadnym kraju jednej partii katolickiej, a katolicy należą do różnych i często wzajemnie przeciwstawnych ugrupowań politycznych – że istnieje „sprawa katolicka”, że istnieje możność spełniania funkcji profetycznej, pięknej i pożytecznej dla wszystkich ludzi, w związku z tyloma tematami, które mają coś wspólnego z godnością osoby ludzkiej (od życia do wolności wychowania, do rodziny, pokoju, solidarności, sprawiedliwości, walki z nowymi formami zniewolenia, imigracji, praw pracowniczych, młodzieży). Katolik prowadzi dialog ze wszystkimi i nie jest niczyim wrogiem. Z samej swej nazwy jego powołanie jest uniwersalne. Ale nie może nigdy akceptować ani chociażby skłaniać się do przyjęcia żadnej wizji człowieka sprzecznej z archetypem wszelkiego człowieczeństwa, którym jest człowiek Jezus Chrystus (por. 1 Tm 2, 5). „Cóż to jest prawda?” – zapytał kiedyś Piłat. Nasza epoka uczyniła swoim to pytanie i dała sobie na nie odpowiedź: relatywizm etyczny. Kościół został zgromadzony, żeby dać świadectwo prawdzie, która nie jest rzeczą, ale osobą: Jezusem Chrystusem. Jezus przyszedł na świat, ażeby zbawić grzeszników, ażeby głosić królestwo Boże. Przez swoje nauczanie, a przede wszystkim mocą swojej miłości z wysokości krzyża, SPOŁECZEŃSTWO 13 (2003) nr 1 przez zgładzenie grzechu świata spowodował wielką metanoię, wprowadzając nowe kategorie myślenia, nowe hierarchie wartości i postaw, oraz dał solidne przesłanki do przemiany instytucji swojego czasu. Pierwsza wspólnota chrześcijańska, sprawująca pamiątkę wydarzenia Jezusa i Jego paschalnej tajemnicy, okazała się szybko znakiem widzialnym Jego zmartwychwstania i Jego miłości (por. Dz 4, 32-35). Dzięki jedności, komunii serc i wspólnocie dóbr, pomocy dla ubogich stała się światłem i zaczynem dla społeczeństwa. Ojcowie Kościoła, idąc za nauczaniem św. Pawła i czerpiąc specjalnie motywację z celebracji eucharystycznej, zachęcali do odkrywania w sprawowanych tajemnicach racji koniecznych zmian społecznych dotyczących niewolnictwa, własności, gospodarki i polityki. Kościół, który buduje się i rozrasta, uczestnicząc poprzez sakramenty w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, jest powołany do kroczenia drogą wyznaczoną przez Pana, który jest Słowem Bożym. „Słowo Boże, przez które wszystko się stało, Ono, które stało się ciałem i zamieszkało na ziemi, wkroczyło w historię świata jako doskonały Człowiek, przyjmując ją w Siebie i tworząc na nowo” (GS, nr 38). Chrystus Pan „[...] objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi i odsłania CLAUDIO GENTILI, Nauka społeczna Kościoła i politycy katoliccy przed nim jego najwyższe powołanie” (tamże 22). Misją Kościoła jest głoszenie integralnego zbawienia, obejmującego całego człowieka i wszystkich ludzi (por. RM, nr 11). Nauka społeczna Kościoła wszystko to głosi, a mianowicie, że istnieje powołanie chrześcijańskie w płaszczyźnie społecznej, gdzie trzeba żyć i działać, przyjmując ten sam co Jezus sposób widzenia, kochania, osądzania. Jak stwierdza nota Kongregacji Nauki Wiary: „Uprawniony pluralizm doczesnych opcji nie podważa bynajmniej zasad, z których wynika zobowiązanie katolików do zaangażowania w politykę, a odwołujących się bezpośrednio do chrześcijańskiej nauki moralnej i społecznej. Do tego nauczania katolicy świeccy powinni nieustannie się odwoływać, aby mieć pewność, że ich udział w życiu politycznym wyraża, zgodnie z wyznawanymi zasadami, poczucie odpowiedzialności za rzeczywistość doczesną” (nr 2). Jest prawdą, że chrześcijanin jest solą i zaczynem i nie może zamieniać się w ciasto, utrzymując się w przekonaniu, że pozostaje w chrześcijaństwie. Lecz jest też prawdą, że jeśli sól (politycy katoliccy świadomie obecni w różnych ugrupowaniach) straci swój smak (zaniedba głoszenia prawdy o człowieku), to Kościół nie tylko ma prawo, ale i obowiązek obudzić tych, którzy zasnęli. 17 Wskazaliśmy już (zob. „Społeczeństwo” 2002, nr 5, ss. 537-542) na niebezpieczeństwo posłużenia się nauką społeczną Kościoła na zasadzie samoobsługi. Polega to na tym, że ktoś bierze z niej pewne punkty, ponieważ są bardziej zgodne z politycznym programem jego koalicji, ale odrzuca inne, które byłyby już bardziej kłopotliwe. Na lewicy mówi się więcej o pokoju, solidarności, pracy, środowisku itd. Na prawicy eksponuje się rodzinę, życie, wolność wychowania, tradycję itd. Nota niedwuznacznie piętnuje takie podejście: „Uwzględnianie w działalności politycznej jednego wybranego aspektu nauki społecznej Kościoła nie wystarcza, aby wywiązać się w pełni z odpowiedzialności za dobro wspólne” (nr 3). Sądzę, że dokument Kongregacji Nauki Wiary, który przedrukowujemy w tym numerze naszego czasopisma, zasługuje na głębsze zbadanie od strony swego prawdziwego znaczenia, a nie w jakichś medialnych zniekształceniach. Najogólniej biorąc, wydaje mi się, że są cztery niebezpieczeństwa grożące katolikom zaangażowanym politycznie: niemoralność, fundamentalizm, utrata tożsamości kulturowej i etycznej wynikająca często z poczucia niższości, nieskuteczność historyczna. Pierwsze niebezpieczeństwo już przeżywaliśmy w różnych skandalach związa- 18 nych z imieniem chrześcijańskim; wystarczy przypomnieć o aferach łapówkarskich nazwanych Tangentopoli. Już św. Piotr Apostoł piętnował takie rzeczy w swoim pierwszym liście: „Jak ludzie wolni postępujcie, nie jak ci, dla których wolność jest usprawiedliwieniem zła, ale jak niewolnicy Boga” (1 Pt 2, 16). Drugie niebezpieczeństwo, fundamentalizm, polega na sprowadzaniu prawdy do ideologii i na posługiwaniu się nią jak maczugą. Toteż dokument, pod numerem 6, naświetla sens świeckości i ujawnia niebezpieczeństwa wynikające z jakiegokolwiek mieszania sfery religijnej i sfery politycznej. Trzecie niebezpieczeństwo dokument trafnie ujmuje następująco: „[...] rozległy dorobek kulturowy i dojrzałe doświadczenie polityczne, jakie katolicy w wielu krajach potrafili zgromadzić, zwłaszcza w dziesięcioleciach po drugiej wojnie światowej, pozwala im uwolnić się od wszelkich kompleksów niższości w stosunku do innych światopoglądów, które w świetle najnowszej historii ujawniły swoją słabość albo całkowite bankructwo” (nr 6). Ale najczęściej zachodzi czwarte niebezpieczeństwo: historyczna nieskuteczność. Były wielkie okresy ruchu katolickiego i byli wielcy politycy katoliccy. Myślę w szczególności o Alcide de Gasperim. Tajemnica jego sukcesu politycz- SPOŁECZEŃSTWO 13 (2003) nr 1 nego to: osobista świętość, wartości, konsensus elektoratu i szacunek także ze strony wyborców niekatolickich. Ten ważny dokument Kongregacji wzywa katolickich polityków do zrobienia poważnego rachunku sumienia. Politycy katoliccy nie powinni żywić obaw: nie ma żadnego cofania się na drodze otwartej przez Sobór Watykański II (z kronikarskiego obowiązku podaję, że w nocie jest 21 cytatów z Soboru), lecz przeciwnie, postawiono zdecydowany krok naprzód na drodze obrony i promocji nienaruszalnych praw osoby ludzkiej. Jak przypomniał w Collevalenza 18 listopada ubiegłego roku na zgromadzeniu biskupów włoskich kard. Camillo Ruini, cytując wielkiego historyka żydowskiego Loewitha, „historyczny świat, w którym mógł powstać «przesąd», że ktokolwiek ma wygląd ludzki, jako taki ma też «godność» i «przeznaczenie» bycia człowiekiem, ten świat nie jest pierwotnie światem człowieczeństwa po prostu, pochodzącym od wszechstronnego człowieka Odrodzenia – ten świat dziś jest w odwrocie – ale jest światem chrześcijaństwa, w którym człowiek odnalazł poprzez Boga-Człowieka, Chrystusa, swoją pozycję wobec siebie samego i wobec bliźniego” (K. Loewith, Da Hegel a Nietzsche. La frattura rivoluzionaria nel pensiero del secolo XIX, Torino 1949, s. 482). CLAUDIO GENTILI, Nauka społeczna Kościoła i politycy katoliccy To uznanie wartości oblicza ludzkiego jest głęboko chrześcijańskie. Wraz z osłabieniem społecznej wartości chrześcijaństwa zagrożony jest człowiek w swojej godności. Dla nas w tym czasopiśmie dokument Kongregacji Nauki Wiary stanowi wyzwanie i zobowiązanie. Podkreśla bowiem, że konieczną i nie cierpiącą zwłoki potrzebą jest „wyrażenie w kategoriach współczesnej kultury dziedzictwa duchowego, intelektualnego i moralnego katolicyzmu [...]” (nr 6). Od tego zadania nie zamierzamy się uchylić także na naszym najbliższym spotkaniu, to jest sympozjum zorganizowanym we współpracy z Papieskim Uniwersytetem Laterańskim i Fundacją „Giuseppe Toniolo” z Werony w dniach 10-11 kwietnia na czter- 19 dziestolecie encykliki Pacem in terris. Na tym sympozjum znawcy nauki społecznej Kościoła rozpatrywać będą res novae [nowe kwestie] od strony filozoficzno-antropologicznej, prawnej i z punktu widzenia ładu międzynarodowego, po czym (11 kwietnia) w wielkiej auli Uniwersytetu odbędzie się uroczyste zebranie dla uczczenia rocznicy tej wielkiej encykliki błogosławionego Papieża Jana. Wydaje się, że to będzie konkretny sposób nie tylko podjęcia refleksji nad znaczącą częścią dziedzictwa nauki społecznej Kościoła, ale i zaprezentowania jej w nowoczesnych kategoriach z połączeniem rozeznania krytycznego i pogłębienia naukowego. Tłum. Tadeusz Żeleźnik OBSERWATORIUM EUROPEJSKIE Projekt europejskiego Traktatu konstytucyjnego a Konstytucja USA: porównanie źródeł i najważniejszych elementów Federiga Bindi „La Società” Kiedy Konwent Europejski rozpoczął prace, niektórzy porównali go do Konwentu z Filadelfii, który doprowadził do powstania Konstytucji USA. Jakie podobieństwa i różnice zachodzą między tymi dwoma procesami oraz między projektem Traktatu konstytucyjnego Unii Europejskiej a Konstytucją USA? Powstanie Przedstawiciele amerykańskich kolonii zebrali się we wrześniu 1774 roku w Filadelfii na I kongresie kontynentalnym, aby wysunąć swe „skargi” pod adresem angielskiej korony. Rezultatem była Deklaracja praw Amerykanina, w której powoływano się na naturalne prawa człowieka, w tym prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia. Kolonie potwierdziły też wówczas swoją wolę walki przeciwko macierzy. W lipcu 1775 roku Benjamin Franklin zaproponował formalną drogę utworzenia Konfederacji Stanów. Zapoczątkowany w ten sposób projekt ukończono w listopadzie 1777 roku, a został on zaaprobowany i wszedł w życie dopiero w roku 1781, kiedy to ostatni stan, Maryland, zadecydował o przystąpieniu do związku. Artykuły Konfederacji tworzyły słaby związek 13 stanów. Rząd krajowy składał się tylko z jednej izby parlamentarnej (Kongresu), bez wyodrębnionej władzy sądowniczej lub wykonawczej. Komisja Stanu zarządzała państwem w przerwach między posiedzeniami Kongresu. Głównie chodziło tutaj o sprawy zagraniczne, wypowiadanie wojny i zawieranie pokoju oraz administrowanie skarbem. Reszta, czyli wszelkie kwestie nie włączo- 104 ne wyraźnie w zakres kompetencji krajowych, pozostawały w gestii poszczególnych stanów. Tę słabą Konfederację Stanów wkrótce dotknął kryzys. Począwszy od końca rewolucji amerykańskiej w 1783 roku, przywódcy polityczni tacy jak George Washington czy Alexander Hamilton dostrzegali konieczność powołania nowego rządu związkowego. W ten sposób w maju 1787 roku zebrał się w Filadelfii Konwent, w którym uczestniczyło początkowo tylko 7 stanów. W końcu jednak pozostałe 12 stanów – wyjątkiem był Rhode Island, kontrolowany przez farmerów – przysłało swoich delegatów (jakkolwiek później przedstawiciele Nowego Jorku wycofali się na znak protestu). Większość z nich oczekiwała zresztą, że zostanie dokonana jedynie rewizja Artykułów Konfederacji. Niemniej jednak bardziej wpływowi delegaci zgodzili się co do tego, że trzeba napisać tekst od nowa. W obawie przed atakami prasy i naciskiem ze strony stanów, delegaci zastosowali regułę tajności i przez cały czas pracowali w odosobnieniu. Skład delegacji nie był jednak reprezentatywny dla społeczeństwa, ponieważ ich członkowie wywodzili się głównie z warstw bogatszych. Trzy czynniki wywarły największy wpływ na treść nowego aktu, Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej: osobo- SPOŁECZEŃSTWO 13 (2003) nr 1 wość delegatów, idee wypracowane przez najbardziej znanych filozofów epoki oraz interesy różnych stanów i regionów. Wśród przywódców tamtego okresu znajdujemy takie osobistości, jak George Washington, James Madison czy Alexander Hamilton. W warstwie ideowej największy wpływ miały prace Johna Locke’a, a przede wszystkim zasada rozdziału władz, wypracowana przez Monteskiusza. Delegaci na Konwent w Filadelfii byli zatem wielkimi nowatorami, ponieważ po raz pierwszy utworzyli ustrój demokratyczny i federalny. Lecz oczywiście koncepcje i interesy były różne. W szczególności delegaci dzielili się na federalistów, którzy chcieli silnego rządu związkowego, oraz antyfederalistów, czyli tych, którzy przeciwnie, woleli utrzymać większą władzę stanów. W pewnym momencie antyfederaliści na znak protestu wycofali się z prac, w ten sposób dając wolne pole dla porozumienia między federalistami. W takim klimacie delegaci „reformatorzy” z Wirginii od początku przejęli kontrolę nad sytuacją. Kierowani przez Jamesa Madisona, zmusili pozostałe stany do wykonania długiego kroku naprzód, przedstawiając projekt Konstytucji zwany wirgińskim (Virginia Plan). W odpowiedzi na to New Jersey pod przywództwem Williama Pattersona zgłosił swój własny, bar- FEDERIGA BINDI, Projekt europejskiego Traktatu konstytucyjnego dziej umiarkowany projekt, lepiej odpowiadający interesom małych stanów, które obawiały się stracić prawo głosu wobec wielkich stanów. Przykładowo, projekt wirgiński zakładał istnienie dwuizbowego Kongresu wybieranego na zasadzie proporcjonalności, podczas gdy projekt newjerseyski przewidywał jedną izbę i równy głos dla każdego stanu. W rezultacie 16 lipca osiągnięto „wielki kompromis”: Kongres miał być dwuizbowy z równą władzą obydwu izb; dla izby niższej ustalono reprezentację proporcjonalną, a dla izby wyższej – równą dla wszystkich stanów (po 2 głosy). Natomiast delegaci pozostawili nie rozstrzygniętą kwestię wartości i praw. Zostaną one ujęte później, w roku 1791, w pierwszych 10 poprawkach, lepiej znanych jako Uchwała o prawach (Bill of Rights), których liczba wzrosła później do 27. Wybór nie był całkiem przypadkowy: unikano w ten sposób rozłamu między stanami Południa, które broniły niewolnictwa, a stanami Północy, które mogły obalić porozumienie (i które faktycznie wywołały później wojnę secesyjną). Po zakończeniu prac i rozpoczęciu fazy ratyfikacji toczyły się bardzo niekiedy gwałtowne dyskusje między twórcami a przeciwnikami nowego aktu. Na tym etapie Alexander Hamilton, James Madison i John Jay napisali 105 w obronie nowej Konstytucji The Federalist Papers – zbiór artykułów politycznych, które ukazywały się co tydzień w największych dziennikach kraju. Istotne rysy Tyle historii. Jakie istnieją podobieństwa, a jakie różnice w porównaniu do Konwentu Europejskiego i projektu Traktatu konstytucyjnego? Najpierw co do warunków początkowych: w obydwu przypadkach Konwent zbiera się, ponieważ układ, który obecnie wiąże państwa, już nie funkcjonuje i został przezwyciężony przez historię. Jak dla dzisiejszych Europejczyków, tak i dla ówczesnych Amerykanów tożsamość w większości przypadków była wyznaczona na podstawie kryterium narodowego (Wirginia, Nowy Jork itp.,), a nie federacyjnego. Ale 13 państw założycielskich musiało się zjednoczyć, aby obronić się przed dawną macierzą, która byłaby rada na nowo przejąć kontrolę w wypadku jakichś wewnętrznych nieporozumień. Natomiast Europejczycy chcą się zjednoczyć, nie ze względów bezpieczeństwa, ale z przyczyn politycznych i gospodarczych. Być może dlatego Konstytucja USA wychodzi w preambule od wyraźnego określenia tego, kto 106 i dlaczego ją pisze („My, naród Stanów Zjednoczonych, w celu uczynienia doskonalszego związku, ugruntowania sprawiedliwości, zabezpieczenia spokoju domowego, opatrzenia wspólnej obrony, poparcia dobra ogólnego i zapewnienia błogosławieństwa wolności nam i naszemu potomstwu, uchwalamy i ustanawiamy niniejszą konstytucję dla Stanów Zjednoczonych Ameryki”1). I właśnie aby zapewnić stosowanie tych zasad, obywatele amerykańscy ustanawiają dla siebie nowy rząd. Nowa Konstytucja amerykańska „wynajduje” ustrój federacyjny i tworzy pierwsze w historii państwo demokratyczne. Wraz z nowym ustrojem wprowadza również zasadę wyższości prawa federalnego nad stanowym i po raz pierwszy w systemie instytucyj stosuje zasadę rozdziału władz – ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej – prowadząc w ten sposób do powstania systemu, który z zasady wzajemnego ograniczania się władz (lepiej znanej pod nazwą check and balance) czyni klucz do harmonii instytucjonalnej. W trzech pierwszych artykułach znajduje się dokładny opis nowych instytucji i trybu ich funkcjonowania. Ponadto od razu zostaje wyraźnie powiedziane, czego stany nie mogą robić samodzielnie (na przykład bić monety albo przyznawać tytułów szlacheckich). SPOŁECZEŃSTWO 13 (2003) nr 1 W przeciwieństwie do tego projekt Traktatu konstytucyjnego wychodzi od „wspólnych wartości” i w art. 3 wymienia osiem celów, do których należy dążyć. Jednak cele te wydają się niejasne i zbyt ogólne w treści. Co na przykład trzeba rozumieć przez „promocję” ekonomiczną i społeczną albo „rozwój” wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa? Nie mówi się też wyraźnie, co kto będzie robił w tych i innych dziedzinach. Innymi słowy, proponowany traktat europejski zaczyna się od nie rozstrzygniętej niejednoznaczności w sprawach zasadniczych. Zresztą niejednoznaczność i zamęt panują również w części projektu Traktatu poświęconej instytucjom i procesom decyzyjnym. Inaczej niż w Konstytucji USA, która określa rozdział władz, tutaj przewiduje się ustanowienie mnóstwa instytucji, nie wyznaczając zakresu ich władzy. Jeżeli mogło tak być w Traktacie ustanawiającym Europejską Wspólnotę Gospodarczą, podpisanym w roku 1957 (Traktat ustanawiający Europejską Wspólnotę Węgla i Stali z 1951 roku zawierał w istocie o wiele silniejsze akcenty ponadnarodowe niż późniejszy Traktat ustanawiający EWG oraz jaśniej rozdzielał zadania między Komisję a Radę), to trzeba postawić pytanie, czy dzisiaj pominięcie tej zasady nie przyniesie skutków odwrotnych do oczekiwanych. FEDERIGA BINDI, Projekt europejskiego Traktatu konstytucyjnego Chociaż bowiem nowy tekst z prawnego punktu widzenia będzie miał formę traktatu międzynarodowego, to jednak jego treść i znaczenie będą takie jak konstytucji europejskiej (stąd wyrażenie „traktat konstytucyjny”, o którym swego czasu pisaliśmy 2). Dlatego z wielu stron słychać żądania, aby stosownie do tego przeprowadzono proces ratyfikacyjny, w którym za pośrednictwem referendum uczestniczyliby obywatele wszystkich państw członkowskich (obecnych i przyszłych). Ponadto, skoro jednym z najczęściej deklarowanych celów Unii jest szerzenie pokoju i demokracji na świecie, byłoby może pożyteczne wprowadzenie takiej struktury, jaka posiada istotne rysy demokracji, a więc, po pierwsze, rozdziału władz. Inną sprawą, o którą w szczególny sposób zatroszczyli się amerykańscy Ojcowie Założyciele, była trwałość Konstytucji. Z tego powodu przewidzieli dla niej pewną giętkość, która w istocie pozwoliła jej przetrwać ponad dwa stulecia i być w dalszym ciągu aktualną. Nowa Konstytucja jest rzeczywiście bardziej giętka niż wcześniejsze Artykuły Konfederacji, zwłaszcza dlatego, że zniosła prawo weta: aby ją wprowadzić w życie lub znowelizować, potrzeba zgody tylko trzech czwartych stanów, a nie wszystkich. Wprowadzenie tego wymogu pozwoliło także wyelimi- 107 nować zachowania typu free-rider oraz obstrukcjonizm ze strony pojedynczych stanów. Również po to, aby zapewnić trwałość, amerykańska Konstytucja nie przewiduje prawa do secesji. Jest to zasada, z powodu której wybuchła jedyna w USA wojna domowa (właśnie wojna secesyjna), ale dzięki której Stany mogły przetrwać w jedności i stać się dzisiaj światową potęgą. Dziwi natomiast, że prawo do secesji jest przewidziane w sposób „bezpośredni” w projekcie Traktatu przedstawionym przez przewodniczącego Konwentu Valery’ego Giscarda d’Estaing i w formie „pośredniej” w bardziej szczegółowym projekcie zaproponowanym przez Komisję, uwzględniającym procedurę wykluczenia tych państw, które by nie ratyfikowały Traktatów. Danie możliwości dokonania secesji mogłoby jednak skłonić niektóre państwa do jej nadużywania. Historia pokazała to na przykładzie innego instrumentu, który miał być używany tylko w wyjątkowych przypadkach, a później wszedł do codziennej praktyki, przynosząc wielką szkodę wspólnotowym procesom decyzyjnym i samej Unii: mowa o możliwości zastosowaniu weta ze względu na „żywotny interes”, wprowadzonej w celu zakończenia „kryzysu pustego fotela” z roku 1965. SPOŁECZEŃSTWO 13 (2003) nr 1 108 Oprócz giętkości materialnej amerykańska Konstytucja zawiera też element giętkości treściowej, który sprawił, ze rola instytucji w miarę upływu czasu zmieniła się wraz ze zmianą warunków historycznych, ale nastąpiło to bez konieczności formalnego modyfikowania tekstu. Na przykład nowa demokracja w USA narodziła się z silnym znamieniem parlamentaryzmu. Dopiero po latach, a zwłaszcza po wielkim kryzysie z lat 30. XX wieku prezydent uzyskuje przewagę w systemie instytucjonalnym, zapoczątkowując obecny system prezydencki. Możemy wobec tego zapytać, czy z uwagi na coraz większe trudności w modyfikowaniu aktów założycielskich Unii Europejskiej (czego dowodem są wielkie porażki poniesione w Amsterdamie i Nicei), nie trzeba by pomyśleć o jakimś akcie mogącym przetrwać próbę czasu i zarazem podatnym na adaptacje. Jeżeli Ojcowie Założyciele Wspólnot byli na tyle dalekowzroczni, że wprowadzili ówczesny art. 235 Traktatu ustanawiającego EWG – artykuł, na podstawie którego Komisja może zaproponować Radzie podjęcie działania w nowych, nie przewidzianych przez Traktat dziedzinach, jeżeli okaże się to konieczne dla osiągnięcia któregoś z celów Wspólnoty – to może dzisiaj nadszedł czas, żeby wziąć za wzór Konstytucję USA i zapewnić rodzącej się Konstytucji europejskiej taką samą giętkość, umożliwiającą długie życie. Przypisy Tłum. Paweł Borkowski 1 Tłum. za: A. Szelągowski, Stany Zjednoczone Północnej Ameryki U. S. A. Tworzenie państwa i konstytucji, Księgarnia F. Hoesicka, Warszawa 1929, s. 251. 2 Zob. F. Bindi, Konwent Europejski: pierwsze dziewięć miesięcy, „Społeczeństwo” 2002, nr 6, ss. 801-806. KSIĄŻKI Karol Wojtyła, L’uomo nel campo della responsabilità, red. Antonio Delogu Bompiani, Milano 2002, ss. 199. [Człowiek w polu odpowiedzialności, Instytut Jana Pawła II, Rzym-Lublin 1991, ss. 89.] Czy dzisiaj, w okresie dominacji wiedzy techniczno-szczegółowej, można i warto podjąć na nowo temat pewności moralnej i przezwyciężania relatywizmu (indywidualistycznego lub komunitarystycznego) w poszukiwaniu punktu równowagi w dialektyce wielości wizji świata i wymogu stałych i powszechnych kryteriów? Rozprawa kard. Karola Wojtyły wprowadza nas w sedno tej problematyki – teoretycznie trudnej, ale dzisiaj wyjątkowo potrzebnej, a wręcz nieuniknionej – wskazując nowe drogi, wytyczone dzięki oryginalnemu połączeniu tradycyjnego, tomistycznego podejścia z nowoczesnym podejściem fenomenologicznym. Konieczność powrotu do poszukiwań etycznych powoduje, że rozprawa kard. Wojtyły, przypomniana przez wydawnictwo Bompiani, jest nadzwyczaj aktualna. Pomimo że została ona napisana w roku 1972, zachowuje świeżość i wartość spekulatywną. Bioetyka, etyka środowiska, etyka gospodarki, etyka życia publicznego – to obszary refleksji, w których podejmuje się na nowo tematy i problemy moralne z zacięciem teoretycznym, jakiego od dłuższego już czasu brak w debacie filozoficznej. Dzisiaj wzrasta świadomość tego, że wiedza techniczno-szczegółowa może zaspokoić materialne potrzeby człowieka, ale nie odpowie na jego pytania egzystencjalne. Nauki szczegółowe i technika muszą mieć punkty moralnego odniesienia, tak aby nie doszło do tego, że człowiek wpadnie w sieć obiektywizacji, która wynika z ich statusu metodologicznego. Omawiana tu rozprawa miała w zamyśle Autora stanowić część pracy do wykonania wespół z ks. Tadeuszem Styczniem. Wyniesienie na tron papieski przeszkodziło Autorowi w doprowadzeniu do końca przedsięwzięcia, które rozpoczął w związku z badaniami prowadzonymi na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie przez 24 lata nauczał etyki. Personalizm Wojtyły ujawnia się z całą mocą również w tym nie dokończonym dziele, stanowiącym pierwszy wyraźny zarys podręcznika etyki opartego na zasadzie personalistycznej, który jednak niestety 136 się nie ukazał. Według Autora punkt spotkania etyki i antropologii leży w doświadczeniu moralności, które ujawnia się jako istotna forma doświadczenia osoby poprzez czyn. Podmiot odkrywa sam siebie, kiedy odkrywa swoją godność osobową, której prawdzie zawierza. Cytowany przez kard. Wojtyłę św. Tomasz z Akwinu wyraża tę intuicję w słynnym stwierdzeniu: „cognoscendo homo fit quoddam modo omnia” [„poznając, człowiek staje się niejako wszystkim”]. Wybitna pozycja człowieka w kosmosie wiąże się z transcendencją człowieka w prawdzie. Jak pisze Wojtyła, w czynach ludzkich przejawia się transcendencja, która jest innym imieniem osoby i dzięki SPOŁECZEŃSTWO 13 (2003) nr 1 której wyłania się własna podmiotowość człowieka. Bez transcendencji osoby nie byłoby podstawy działania moralnego. Autor, odzyskując w swym personalizmie ontologicznym wrażliwość nowożytnej filozofii na fakt nieredukowalności podmiotu osobowego, łączy system tomistyczny z fenomenologią Maxa Schelera, tworząc bardzo oryginalne podejście do problemów moralnych, które doprowadziło już do powstania szkoły myślowej (wystarczy wspomnieć o Papieskim Instytucie Rodziny), ale które moim zdaniem zasługuje na powtórne przebadanie i odpowiednią aktualizację. Claudio Gentili Tłum. Paweł Borkowski