- Haaaloo.... – łamiącym się głosikiem z trudem wydusił mężczyzna

Transkrypt

- Haaaloo.... – łamiącym się głosikiem z trudem wydusił mężczyzna
- Haaaloo.... – łamiącym się głosikiem z trudem wydusił mężczyzna dzwoniący wczesnym
rankiem do działu IT firmy „Siedem Mórz” – Ja chyba dziś nie dam rady przyjść do pracy,
strasznie mnie rwą korzonki, no i katar mam, fatalny, taki jakby na zapalenie płuc... Zostanę sobie
w domu chyba... - tu zakaszlał teatralnie, prosto do głośniczka komórki.
- Taaaa... Jasne, Karol! Zbieraj się chłopie do roboty, bo tobie zawsze w poniedziałki coś
dolega! Mógłbyś zagrać w sequelu „Nie lubię poniedziałku”... Główną rolę! - Jackowi, który
odebrał telefon, niełatwo było mu sprzedać ściemę. Miał gadane i znał Karola – codziennie siedział
z nim w pracy biurko w biurko, czyli jakby oko w oko i nie z nim były takie numery. Karol w gadce
nie był gorszy, może był nawet lepszy? Odezwał się bez chwili namysłu:
- Dobra! I tak miałem przyjść, ale chciałem sprawdzić, czy już za mną tęsknisz! - powiedział
już zupełnie zdrowym, silnym i dźwięcznym głosem, po czym zaśmiał się szatańsko – Wsiadam w
mój błyskawiczny pojazd mechaniczny i zaraz będę!
Jako młody i dynamiczny człowiek czynu, jak powiedział, tak zrobił. Przelotnie
skontrolował w lustrze swój stan wizualny – było dobrze! Wszystko było na miejscu – jego
niebieskie oczy, których spojrzenie niejedno serce złamało w młodzieńczych latach w Krakowie,
być może były dziś trochę zamglone, ale rekompensował to czarującym uśmiechem. Mimo
rozpierającej go energii, lubił sobie ponarzekać na zdrowie w poniedziałkowe poranki.
Przecież zawsze warto próbować, prawda? Słowa Jacka wybiły mu jednak z głowy wszelkie
symulacje.
Wybiegł z domu i wskoczył do swojego super wozu. Jego piękne autko, jak zawsze gotowe
do jazdy, czekało posłusznie na swego Pana i Władcę. Karol prowadził tak, jakby urodził się za
kierownicą. Zawsze czujny, wyczuwający bezbłędnie potencjalne skutki swoich zachowań na
drodze, znający możliwości swojego samochodu i potrafiący z nich korzystać. Sunął zaśnieżonymi
ulicami, z lubością zmieniał biegi i słuchał łagodnego szumu silnika. Rozmyślał o czekających go w
biurze 6 przerwach kawowych i jednej dłuższej, obiadowej i czuł, że kocha swoją pracę. Pracował
w tej firmie już niemal 7 lat. Ceniono go za kreatywność i zaradność oraz perfekcjonizm. Wśród
tych przyjemnych myśli pewnie wjechał na jedno z niewielkich skrzyżowań, ciesząc się zieloną
falą, tak jakby cały świat, mimo poniedziałku, miał mu dzisiaj sprzyjać.
Czyżby?
Nagle bowiem runęła na niego wielka ciężarówka! Kierowca zbyt gwałtownie zahamował
na czerwonym świetle, wpadł w ogromny poślizg. Karol umiejętnie manewrując kierownicą i
pedałem gazu i hamulca, o włos uniknął zderzenia z pędzącym jak wielka kula śnieżna gigantem.
Kierowca ciężarówki nie miał tyle szczęścia – zbyt gwałtownie skręcił, samochód przez kilka
sekund jechał tylko na lewych kołach, po czym z wielkim hukiem wywrócił się na bok. Jakby tego
było mało, cały ładunek poleciał wprost na przerażoną grupkę osób czekających na autobus na
pobliskim przystanku. Ładunkiem były piłki do siatkówki i koszykówki! Tysiące białych i
pomarańczowych piłek pędziły niczym lawina na bezbronną grupkę.
Niewiele myśląc, Karol wyskoczył z samochodu i ruszył wprost na nietypowego wroga! Był
zapalonym sportowcem, ambitnym i nieodpuszczającym nikomu.
Miał się więc poddać w starciu z tysiącami piłek?
Ależ skąd. Na grad piłek posypał się grad jego mistrzowskich, ćwiczonych latami serwów,
przechwyceń, odbić. Walczył zapamiętale, kątem oka obserwując kulące się za nim przerażone
staruszki oraz równie zlęknione piękne studentki. Mężczyzn nie obserwował – płeć piękna zawsze
intrygowała go o wiele bardziej.
Babcie zamarły w przerażeniu, ale studentki były zdecydowanie bardziej ekspresyjne.
Wołały za jego plecami: „Och, ale pan sobie świetnie radzi!”, „A teraz jak pan pięknie odbił” albo
po prostu ograniczały się do zachwyconego i rozmarzonego „Aaaaach...”.
To napędzało Karola do dalszej walki z falą piłek. W ciągu kilkudziesięciu sekund poodbijał
wszystkie, co do jednej i z miną zwycięzcy, zziajany zapatrzył się w horyzont, niczym szukający
tam odpowiedzi bohater filmu akcji.
Długo jednak nie postał w tej romantycznej pozie, gdyż szybko obstąpiły go pełne podziwu
studentki, zasypując go komplementami i czarując uroczymi uśmiechami. Czuł się jak w niebie,
kierowca ciężarówki wysiadł ze swojego przewróconego wozu, pogratulował mu, a zza jego pleców
wyskoczyła zawsze czujna ekipa „Faktów” TVN - kilkoro facetów z kamerami, dźwiękowcy i
urocza prowadząca. Pomachała do niego i zawołała:
- Haaalo, proszę pana! Bardzo chcielibyśmy przeprowadzić z panem wywiad!
Cóż było robić? Mediom, czwartej władzy, nie należy się sprzeciwiać. Karol był skromnym
bohaterem i nie pragnął popularności, ale jeden mały wywiadzik?
Prowadząca szybko przeszła do rzeczy, chwyciła mikrofon i zaczęła:
- Był pan fe-no-me-nal-ny! Uratował pan życie bezbronnym kobietom na przystanku!
- Bez przesady... - silił się na skromność, jednocześnie promieniejąc, Karol.
- Proszę nie zaprzeczać! Te serwy były wybitne! Nie każdy poradził by sobie z tysiącem piłek
pędzących w jego kierunku! Co pan robi na co dzień? Jest pan siatkarzem, koszykarzem?
- We wszystkie te sporty gram, owszem... ale raczej amatorsko. Z zawodu jestem
pracownikiem działu IT... – z pewną taką nieśmiałością odrzekł Karol.
- Aj ti?To znaczy? Czy to ma coś wspólnego z E.T.? Tym kosmitą? – prowadząca puściła
oczko do widzów i zaintrygowana wpatrzyła się w bohatera.
Karol nie wiedział, do której kamery się roześmiać. Ci z TVN to jednak zgrywusy.
Reszta wywiadu potoczyła się błyskawicznie – ekipa telewizyjna dostała to, czego chciała i
odjechała, zostawiając Karola lekko skołowanego. Ulotnił się więc do swojego wozu i zwiał.
Z piskiem opon podjechał pod siedzibę firmy, wpadł na swoje piętro niczym huragan,
promieniując zadowoleniem. Myślał, że zjawi się w glorii i chwale bohatera, tu jednak czekało go
zaskoczenie...