Treść pisma KIPA - Kreatywna Polska

Transkrypt

Treść pisma KIPA - Kreatywna Polska
L.p.020/KIPA/2013
Warszawa, dnia 30 stycznia 2013 roku
Nr sprawy: DP-MAC-0233-49/2012/ML
Konsultacje społeczne
do projektu założeń projektu ustawy o otwartych zasobach publicznych.
albo raczejdo projektu ustawy
o zamknięciu zasobów publicznych
i wywłaszczeniu twórców
na rzecz biurokracji i znajomych królika
I.
Uwagi ogólne
Omawiana ustawa jest kolejną z serii ustaw przygotowywanych przez MAiC,
w których głównym wrogiem publicznym w Polsce są twórcy i artyści. Być może
dlatego w rozdzielniku podmiotów konsultacyjnych nie znalazły się organizacje
muzyków, filmowców, plastyków, fotografików, architektów, jest jeden ZaiKS.
Ustawa ta jest także wyrazem tęsknoty za czasami, w których centralnie
sterowane molochy takie jak RSW Prasa Książka Ruch czy Estrada decydowały o
losach dzieł oraz o tym co wolno, a czego nie wolno twórcom i artystom.
Jej główną wadą jest niesłychane w wolnej Polsce dążenie do
zbiurokratyzowania procesów tworzenia kultury, aż po komiczny w swej istocie
pomysł tworzenia wzorów umowy z twórcami za pomocą rozporządzenia Rady
Ministrów.
00-724 Warszawa, ul.Chełmska 21 bud. 28 c, tel./fax 22 840 59 01, e-mail:
[email protected], www.kipa.pl
Jej ogólnikowość i wieloznaczność w sferze proponowanych rozwiązań każe z
jednej strony wątpić w kompetencje autorów, a z drugiej strony zmusza do podejrzeń,
że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o władzę i pieniądze. O stronniczości
urzędu szykującego ustawę świadczy populistyczny filmik zamieszczony na głównej
stronie MAiC, z którego możemy się dowiedzieć m.in., że twórcy są utrzymywani z
podatków i dlatego, to co tworzą należy do wszystkich. Jest to teza tak jaskrawie
fałszywa i stronnicza, że właściwie wyklucza jakąkolwiek nadzieję na kompetentny
dialog.
Jest to także ustawa zmierzająca do uzależnienia wszystkich aspektów życia
twórczego od decyzji urzędniczych oraz do podporządkowania środowisk twórczych
kontroli urzędniczej.
Ustawa zamierza też zlikwidować system udzielania dotacji, bezzwrotnych
pożyczek, stypendiów oraz patronatów instytucji publicznych nad wydarzeniami
artystycznymi.
Ustawa zamierza znacjonalizować zasoby kultury odbierając twórcom prawa
nabyte i upoważniając do komercyjnego obrotu tymi prawami państwowe molochy,
tworząc jednocześnie furtkę, by te prawa wyprowadzać do firm prywatnych lub
zaprzyjaźnionych organizacji i fundacji. Oporni twórcy mają być na mocy ustawy
wywłaszczani sądowo (niekoniecznie w swojej obecności).
Ustawa powołuje się na dyrektywę unijną wzywającą do poszanowania praw
autorskich i własności intelektualnej, a następnie proponuje rozmontowanie
europejskiego systemu prawa autorskiego.
Co charakterystyczne w ustępach poświęconych kulturze prawo autorskie jest
głównym negatywnym bohaterem i właściwie wszystkie postulaty zakładają jego
drastyczne zmiany, a równocześnie w podsumowaniu wskazującym jakie ustawy będą
zmieniane tą ustawą, nie ma ani prawa autorskiego, ani ustawy o kinematografii, ani
ustawy o instytucjach kultury i innych ustaw regulujących kulturę, choć bez ich
radykalnych zmian wprowadzenie w życie założeń ustawy jest niemożliwe.
Projektowana ustawa jest także zaprzeczeniem zasady pomocniczości państwa,
przeciwnie, u jej podstaw leży przekonanie, że to nie wolni ludzie i twórczy ludzie
mają decydować o swoim losie, ale armia urzędników reprezentujących abstrakcyjny
interes państwa.
W wielu miejscach założeń czytamy przykłady otwierania zasobów nie mające
nic wspólnego z kulturą, a po nich następuje wniosek nie związany z poprzednimi
akapitami, bo najczęściej polegający na zmianach w prawach twórców, o których w
podanych przykładach nie ma ani słowa.
Autorzy ustawy udowadniają też na każdym kroku, że nie rozumieją działania
rynków kultury, przemysłów kreatywnych oraz zasad rywalizacji w procesach
KIPA - uoozp
Strona 2
globalnych. Ustawa powołując się na niskie zdolności innowacyjne Polski
równocześnie robi wszystko, by ludzką twórczość i innowacyjność wgnieść w
urzędnicze karby.
Niestety, tej diagnozy w żaden sposób nie zmienia list Ministra Boniego do
Obywateli Kultury, w którym Minister proponuje
reset i „po formalnym
zakończeniu konsultacji” dalsze prace „punkt po punkcie”. Jest to być może
osobiste przyznanie się Ministra do wyprodukowania bubla prawnego, ale w
kwestiach formalnych i proceduralnych nic nie zmienia. Raczej tworzy nowe,
niewygodne dla MAiC pytania.
Konsultacje społeczne to kategoria proceduralna opisana w polskim prawie. Ich
zamknięcie otwiera rządowi pole do procedowania ustawy bez dalszych konsultacji.
Opinie społeczne przedstawione po tym terminie nie tylko nie muszą być
rozpatrywane, ale nawet nie muszą być rejestrowane. Minister Boni proponuje więc
pracę w trybie nieformalnym, obraca społeczne konsultacje w kpinę i nagina prawo do
swoich potrzeb.
Nie budzi też żadnego zaufania deklaracja pracy „punkt po punkcie” i
kontynuowanie debaty. Na spotkanie do Ministra Boniego, na którym deklarował reset
nie zaproszono wielu autorów krytycznych opinii o ustawie, w tym nie zaproszono
nikogo ze środowiska filmowców, które ma szczególne powody obawiać się
wywłaszczenia. Nie zaproszono nikogo spośród producentów dóbr kultury, którym
proponowane założenia radykalnie zmieniają warunki rynkowe.
Mało wiarygodne są też zapewnienia o poszerzeniu debaty. W organizowanych
przez MKiDN i MAiC warsztatach z prawa autorskiego ówczesny wiceminister Igor
Ostrowski przedstawił prezentacje dotyczącą ustawy o otwartych zasobach. Mimo
miażdżącej krytyki ze strony uczestników seminarium, prawników i urzędników
MKiDN w założeniach znajdujemy WSZYSTKIE tezy Ostrowskiego i ZERO uwag
społecznych.
MAiC zlekceważył też kompletnie fachowe zastrzeżenia MKiDN do zalożeń
przekazane na piśmie w dniu 14 czerwca.
Z kim zatem minister Boni chce rozmawiać o zmianach, skoro zlekceważył
zarówno głos ekspertówz własnych seminariów, jak i głosy prawników z własnego
rządu? Zachodzi podejrzenie, że głównie ze swoim własnym doradca, który
równocześnie lubi się przedstawiać jako reprezentant organizacji pozarządowych i
głos społeczeństwa obywatelskiego.
W świetle tych faktów tym ważniejsze jest trzymanie się procedur określonych
w prawie i zrozumienie, że realnym resetem jest jedynie FORMALNE WYCOFANIE
założeń ustawy i opracowanie ich na nowo. Póki to nie nastąpi nie należy uważać, że
KIPA - uoozp
Strona 3
zdarzyło się coś, co w istotny sposób oddala groźbę dalszego procedowania tego
bubla.
Podsumowując: W tym kształcie jest to ustawa kompromitująca i nie do
przyjęcia. Czy to jednak oznacza, że nie należy otwierać zasobów publicznych?
Przeciwnie – trzeba jak najszybciej. Ale w sposób, który sprawi, że kultura będzie się
rozwijać, a jednostki twórcze uzyskają wsparcie. Zarysowi jak to zrobić poświęcona
jest ostatnia część tych uwag.
II.
Uwagi szczegółowe.
W niniejszym opracowaniu zajmujemy się wyłącznie obszarami kultury i praw
autorskich czyli obszarami na których się znamy.
Ponieważ dokument nie ma ułatwiającej pracę numeracji odnosić się będziemy
do numerów stron i akapitów. Nie ułatwia to zapewne lektury, ale nie jest naszą winą,
że dokument jest niechlujny i np. coś jest uporządkowane numerycznie, a w tekście są
odwołania literowe.
Str. 1 akapit 2. Fałszywa przesłanka, że to państwo wytwarza treści kulturowe.
akapit 2. Treści audiowizualne i filmy nie pasują do tej wyliczanki, gdyż
procent tych treści wytwarzanych przez państwo jest naprawdę znikomy i nie sposób
mówić o otwarciu tych zasobów poprzez otwarcie treści finansowanych przez
państwo. Sprostujmy też od razu pojawiające się później przekonanie autorów ustawy,
że PISF finansuje filmy z kieszeni podatnika. Środki rozdzielane przez PISF są daniną
publiczną wpłacaną przez ograniczony katalog przedsiębiorców.
Str. 2 akapit 1. Materiał powołuje się na działania mające na celu szerszą
dostępność treści kultury, zapominając, że ma się to dziać z poszanowaniem własności
intelektualnej i następnie we wszystkich niemal rekomendacjach prawa te narusza.
Str. 4 akapit 3 z żalem stwierdza, że państwowe archiwa kultury nie są otwarte,
zupełnie pomijając fakt, że dzieła się w nich znajdujące w dużej mierze znajdują się
tam na mocy częściowego przekazania praw i w przekazanych prawach nie ma sfery
upowszechniania cyfrowego, więc należałoby je dopiero kupić, a w archiwach mediów
publicznych znajduje się wiele dzieł, do których media mają prawa o ile wykorzystują
je dla potrzeb własnych. To dlatego twórcy obywatelskiej ustawy medialnej
proponowali utworzenie Portalu Mediów Publicznych, który może te treści legalnie
udostępniać.
Str. 5 akapit 5. Mówi się tam otwarcie, że zadaniem ustawy jest wprowadzenie
jednolitych standardów nabywania praw (urawniłowka!), a w następnym zdaniu
deklaruje się zostawienie „dużej swobody” tzw. podmiotom zobowiązanym. Ponadto
KIPA - uoozp
Strona 4
ze stylistyki tego i kilku innych fragmentów dokumentu można wnioskować, że
ustawa już jest, co znaczyłoby, że konsultacja założeń jest zwykłą urzędniczą ściemą.
Str. 6 Rozdział „Cel uchwalenia projektowanej ustawy”. Deklarowane cele są
sprzeczne z proponowanymi narzędziami i procedurami, a skutki, gdyby ustawa
weszła w życie w tym kształcie, odwrotne do deklarowanych.
Pkt 4 katalogu mówi o ustawowym „doprecyzowaniu sposobów wykorzystania
utworów” co jest sprzeczne z wolnością użytkowników! Jest też przejawem wiary, że
urzędnik i polityk przewidzą kierunek rozwoju ludzkiej działalności (a jak nie
przewidzą, to będziemy musieli nowelizować ustawę i liczne rozporządzenia).
Zakłada się też „wprowadzenie norm regulujących zasady udostępniania
utworów”. Jest jasne, że samo skatalogowanie rodzajów utworów będzie syzyfową
pracą, ale sądząc z wielu fragmentów ustawy chodzi dokładnie o to, by uzasadnić
powołanie kolejnej urzędniczej armii nadzorującej obywateli.
Pkt 5 z kolei zakłada „umożliwienie podmiotom zobowiązanym określania
jasnych kryteriów i warunków korzystania z zasobów będących w ich posiadaniu”.
Czyli armie urzędnicze i poziomy biurokratycznej regulacji będą dwie: centralna i w
obrębie instytucji zobowiązanych. Oznacza to także przekazanie uprawnień tworzenia
prawa w ręce urzędników oraz preferowanych podmiotów prywatnych (patrz niżej
uwagi do katalogu podmiotów zobowiązanych).
Pkt 6 zakłada wprowadzenie norm uniemożliwiających wtórne zamykanie treści
już otwartych. Aby to było możliwe na następnych stronach snuje się wizje sądowego
wywłaszczania twórców z praw do pól nieznanych w chwili sprzedaży. Jest to dowód
fundamentalnej hipokryzji autorów ustawy oraz ich ukrytej agendy. Zwykłym ludziom
nie potrzeba wywłaszczeń autorów z praw, a jedynie łatwego dostępu do treści.
Natomiast nieliczne podmioty uprzywilejowane tj. podmioty zobowiązane oraz ich
biznesowi partnerzy zainteresowani komercyjną sprzedażą zawłaszczonych treści
muszą zadbać o przejęcie pól przyszłych, by nie dopuścić do konkurencji (choćby z
samymi artystami). Przejmowanie praw do nowych pól jest wreszcie potrzebne
podmiotom zobowiązanym do przedłużania w nieskończoność tzw. embarga
komercyjnego, które zgodnie z założeniami ustawy pozwala wyłączyć utwór z ogólnej
dostępności, a które ustanawiane jest dowolnie przez urzędników z podmiotów
zobowiązanych.
Str. 7 akapit 1. Mówi się o stymulacji niekomercyjnego wykorzystania
zasobów przez obywateli, a dalej o komercyjnym wykorzystaniu przez podmioty
zobowiązane. Wszystko jasne?
Akapit 2. Wyjątkową perfidią jest powołanie się na Pakt dla Kultury w ustawie,
która tę kulturę ma okiełznać, a twórców ubezwłasnowolnić.
KIPA - uoozp
Strona 5
Akapit 4 czyli definicja podmiotów zobowiązanych. Tworzy ona furtkę, by
majątek wspólny przejmowały podmioty prywatne. Wystarczy przeczytać uważnie
punkt 3 w połączeniu z warunkiem określonym w literze b) i d). Litera b) pozwala
przejąć archiwa mediów publicznych przy prywatyzacji poprzez nadanie kupcowi
statusu podmiotu zobowiązanego. Ale jeszcze ciekawszy jest punkt 3 w powiazaniu z
warunkiem d). Wystarczy np., że któryś minister zawrze porozumienie np. z Centrum
Cyfrowym, że w nowej inicjatywie publicznej Centrum Cyfrowe obsadzi większość
rady nadzorczej, by nowy podmiot kontrolowany w całości przez prywatną fundację
miał uprawnienia podmiotu zobowiązanego. To jest rozbój w biały dzień.
Akapit ostatni na tej stronie. Ustawa ma „pozwolić” innym podmiotom na
udostępnianie treści „niebędących zasobami publicznymi” na warunkach określonych
w ustawie. Jak???
Str. 8 akapit 1. Znów omnipotencja urzędnicza: ustawa ma regulować „zasady
nabywania, udostępniania i ponownego wykorzystania”.
Pkt 3. „Wyłączenia i ograniczenia stosowania ustawy” – wszystkie znajdują się
w rękach urzędniczych co jest sprzeczne z zasadami demokratycznego państwa prawa,
w którym ustawa powinna ograniczać samowolę urzędniczą i zostawiać obywatelom
inicjatywę w robieniu wszystkiego co nie jest zabronione.
Akapit 4 daje urzędnikom prawo wyłączenia zasad ustawy z uwagi na
„szczególny interes publiczny”. Skąd my to znamy?
Akapit 5. Każde wyłączenie (nawet jednostkowa zgoda na sfotografowanie
dofinansowanej wystawy) będzie wymagało uzasadnienia, druku w Biuletynie
Informacji publicznej oraz przekazania ministrowi właściwemu do informatyzacji.
Czy komuś wystarcza wyobraźni ile to biurokracji? Jest w tym też zawarta komiczna
sugestia, że Polska nigdy się nie zinformatyzuje, więc groteskowy pomysł z punktu
widzenia porządku państwa czyli osobny minister ds. informatyzacji będzie urzędem
wiecznym.
Str.9. Określenie zasad nabywania praw. Zakłada się, że możliwe będzie
wyłącznie albo nabycie pełni praw majątkowych (sprzeczne z obecnym stanem
prawnym, w którym obowiązuje ZAKAZ nabywania pełni praw), albo nabycie
udziału w prawach majątkowych. Tym samym ustawa chce wykluczyć udzielanie
dotacji, stypendiów czy innych form finansowego wsparcia takich np. jak patronat,
mecenat itp.
Rozważmy prosty przykład. Podmiot zobowiązany chce dofinansować wystawę
malarza X. Jeśli prawdą jest, że pieniądze publiczne można przekazać wyłącznie w
drodze nabycia udziałów (wszystkich lub częściowych), to czy finansowanie wystawy
nie musi prowadzić do przejęcia praw do kilku obrazów? A jeśli nadal będzie można
przekazać pieniądze bez nabywania udziałów, to oczywiście ustawa pozostanie
KIPA - uoozp
Strona 6
martwa, bo jakaś instytucja broniąc się przed jej absurdami może np. zamiast na
produkcję przekazywać dotacje na dystrybucję, a koszty produkcji opłacane będą z
części kosztów dystrybucji.
Oczywiście wymaga to radykalnej zmiany prawa autorskiego i rodzi pytanie,
czy uchylenie zakazu nabywania pełni praw autorzy ustawy projektują wyłącznie dla
inwestujących pieniądze państwowe (co byłoby sprzeczne z konstytucją) czy też
uchylenie zakazu obejmie także podmioty prywatne. Takie uchylenie prowadziło by
nas do amerykańskiego systemu prawa autorskiego i zasadniczego odejścia od
dotychczasowej filozofii państwa w tej materii. Do tej pory zakładano, że choć część
praw powinno pozostać przy twórcy, gdyż wymusza on lepiej niż ktokolwiek inny
cyrkulowanie dzieła na nowych polach (bo jest najbardziej zainteresowany, dużo
bardziej od molocha, który ma tysiące praw i zarządzany jest przez stale zmieniającą
się armię urzędników, którzy oczywiście nie mają pojęcia, co nabył ich poprzednik 15
obrotów politycznych wcześniej). W postulowanym systemie możliwe byłoby,
stosowane często przez wielkie koncerny, wykupywanie nadmiernej ilości praw po to
tylko by zaszkodzić konkurencji. Wprowadzenie tego postulatu okaże się więc albo
niemożliwe, bo niekonstytucyjne, albo przyczyni się do zamykania zasobów i
przejmowania ich przez wielkie, ponadnarodowe koncerny.
Ale także nabywanie udziałów w prawach stanowi problem. Instytucje
państwowe są nieruchawe, boją się politycznego gniewu mocodawców, więc treści
niewygodne zamiotą pod dywan (tak jak się to dzieje obecnie). W proponowanej
konstrukcji nawet najmniejsza własność w rękach podmiotów zobowiązanych będzie
sposobem na podporządkowanie obiegu dzieła woli urzędnika.
Przypomina się stary żart z okresu stanu wojennego, że prawdziwy
opozycjonista się nie myje, bo rurociągi są rządowe. Jeśli ta ustawa przejdzie w
proponowanym kształcie, to rozumny twórca będzie unikał jakichkolwiek pieniędzy
państwowych nawet w formie dofinansowania kredytu mieszkaniowego.
Akapit 3. Określenie, że wybór między modelami będzie leżeć po stronie
podmiotu zobowiązanego to kolejny przejaw systemowego budowania modelu, w
którym o losach twórcy i jego dzieła decyduje woluntaryzm urzędniczy.
Akapit 4. Zakłada się, że podmiot zobowiązany może udzielać licencji na
dalsze wykorzystanie. Po pierwsze udzielanie licencji, to nie jest otwieranie zasobów.
Licencja musi określać pola eksploatacji, czas, terytorium. Jest więc sprzeczna z
powszechnym udostępnieniem. Ponadto licencja obłożona jest podatkiem VAT 23%
co powiększa koszty obrotu i naraża obie strony na interwencję Ministerstwa
Finansów, gdyby uznało, że zaniżając cenę licencji podmioty zobowiązane uszczupliły
dochody budżetu państwa. To z kolei spowoduje wiadome zachowania urzędnicze.
KIPA - uoozp
Strona 7
Akapit 5. Obowiązek przeniesienia na podmiot zobowiązany praw na nowych
polach. Przymus administracyjny sprzedaży własności, to coś nowego w wolnej
Polsce, ale najwyraźniej Panu ministrowi Boniemu marzy się powtórka z rozrywki.
Akapit 7 i akapit 1 na str. 10. Niezmiernie charakterystyczne jest, że autorzy
założeń wiele uwagi poświęcają jak ubezwłasnowolnić wroga czyli twórcę. Proponują
drakońskie środki aż po sądowe wywłaszczenie z praw autorskich i zawarcie umowy
sprzedaży pod sądowym przymusem. A oczywiście nie ma ani słowa, co może zrobić
twórca gdy podmiot zobowiązany nie rozpowszechnia, ani nie udostępnia jego utworu.
Własność urzędnicza jest na wieki i bezwarunkowa, własność prywatna zależy od
widzimisię urzędnika i może zostać w każdej chwili sądowo ograniczona.
Co więcej w akapicie 3 pisze się wprost, że twórca traci „prawo dochodzenia
roszczeń wynikających z naruszenia autorskich praw majątkowych”. Czyli
zdemontowany zostaje system tantiem, ale w żadnym momencie nie mówi się w jaki
sposób państwo miałoby ewentualnie rekompensować utracone zarobki. Jest więc to
ustawa o przymusowej pauperyzacji twórców.
Oczywiście twórca na wszystko musi uzyskać zgodę urzędnika, który może a
nie musi udzielić twórcy licencji na korzystanie z praw zależnych do jego własnego
utworu. Czyli zgody urzędnika (być może płatnej) wymagać będzie każdy remake lub
sequel, przerobienie tematu filmowego na piosenkę, napisanie kolejnego tomu trylogii
czy wydanie wierszy zebranych przez poetę. Zgody wymagać będzie także napisanie
scenariusza wedle powieści, przerobienie opery na oratorium czy kwartetu
smyczkowego na orkiestrę dętą. A wszystko to w ramach rozwoju kapitału
społecznego i wspierania innowacji!
Akapit 4. W umowie obejmującej wspólność „określać się będzie zasady
zarządzania wspólnymi prawami majątkowymi” czyli znów urzędnik może wszystko
zablokować.
W tym samym akapicie autorzy założeń wykazują, że nie rozumieją co to jest
spółka prawa handlowego albo po cichu zakładają zmianę jeszcze jednej
niewymienionej w dokumencie ustawy – o radiofonii i telewizji. Dowodzą swej
niekompetencji w kwestiach kinematografii zakładając, że środki PISF to środki
pochodzące z kiesy państwa.
Akapit 5. To chyba apogeum postawy, że twórca to wróg państwa. Przewiduje
się bowiem możliwość udzielania licencji wbrew woli twórcy. Ten akapit jest zresztą
szczególną kpiną z zasady pomocniczości państwa, gdyż kreatorem jest oczywiście
urzędnik, a twórca wrogiem od niego uzależnionym.
Str. 11 akapit 1 kontynuuje światłą myśl pognębienia wroga czyli twórcy za
wszelka cenę i proponuje potraktowanie praw autorskich wedle… prawa najmu!
Wedle tej samej logiki można by postulować, by ministra MAiC i jego światłych
KIPA - uoozp
Strona 8
pracowników potraktować wedle przepisów dezynsekcji. W końcu projektuje się tu
model państwa, w którym cokolwiek przyjdzie do głowy władzy, ma być
bezapelacyjnie obowiązujące.
Akapit 3 należy do naszych ulubionych. Przekazuje on kształtowanie klauzul
umownych rozporządzeniu Rady Ministrów! To rozwiązanie na pewno przyczyni się
do dalszego awansu polski w rankingu krajów o największej wolności gospodarczej.
Ale żarty na bok. Swego czasu usiłując skodyfikować typy umów zawieranych przez
jedną tylko instytucję TVP, po roku negocjacji zarówno strona społeczna jak i
telewizyjna doszły do wspólnego wniosku, że to niemożliwe, bo ile projektów, tyle
wariantów umowy. Tymczasem zdaniem ministra Boniego rada Ministrów może
jednym rozporządzeniem zrobić to dla całej kultury, nauki, edukacji i innych jeszcze
obszernych dziedzin życia. Rada Ministrów oczywiście też będzie zdolna przewidzieć
jak te umowy zmieniać się będą wraz ze zmianą pól eksploatacji i jak na umowy
wpłynie w przyszłości rynek polski i światowy. W operze Sznittkego „Życie z idiotą”,
opartej na opowiadaniu Wiktora Jerofiejewa, przestępcy są karani przez sąd
dokwaterowaniem idioty do mieszkania skazanego. Minister Boni, znany miłośnik
opery, zapewne zainspirowany dziełem Sznittkego postanowił nie babrać się
indywidualnymi sprawami i załatwić sprawę hurtowo. Takie określanie zasad
porozumiewania się stron za pomocą rozporządzenia Rady Ministrów to nic innego
jak zmuszanie nas wszystkich do nieustannego życia z idiotą.
Akapit 4 i 5 czyli „tryb udostępniania zasobów publicznych”. Tu znowu
wszystko zależy od urzędnika, w tym zmniejszenie lub wyłączenie stopnia otwartości.
To kluczowe rozwiązanie do otwarcia możliwości nieskrępowanego handlu prawami,
z których wywłaszcza się twórców.
Oczywiście nie ma też zrozumienia dla zbyt subtelnego jak widać dla twórców
założeń odróżnienia praw majątkowych od osobistych. Szanujemy prawo artysty do
wystawienia kupy w muzeum (zwłaszcza prywatnym), ale niekoniecznie
chcielibyśmy, by mógł on tę kupę ilustrować naszą muzyką, filmami czy wierszami.
W projektowanych rozwiązaniach decyzje ponad głową twórcy podejmie oczywiście
urzędnik.
Str 12 Pkt D. Znów o wszystkim decyduje urzędnik, co w tym wypadku
uniemożliwia stworzenie businessplanu w wypadku prywatnych inwestycji w utwór.
Z twórcą inwestor może zawrzeć umowę, ale jeśli twórca jest z praw wywłaszczany, a
urzędnik może dowolnie kreować wykorzystanie dzieła, to jak zachęcić prywatny
kapitał do inwestycji, nie wspominając o prywatnym kapitale zagranicznym? To
oczywiście przyczynek do szerszego problemu. Ustawa zakłada milcząco
omnipotencję państwa, które kupuje od kogo chce, co chce i wykorzystuje jak chce.
Furda, że to charakterystyka okresu słusznie minionego. Gorzej, że autorzy projektu
nawet się nie zająkną skąd środki na taki model, który wyklucza de facto inwestycje
prywatne (wyjątkowo nie lubiące woluntaryzmu i omnipotencji urzędniczej).
KIPA - uoozp
Strona 9
Wyjątkowo śmieszne jest też uczynienie wyjątku tylko dla nauki, podczas gdy
to właśnie kultura pod względem inwestycyjno-kapitałowym jest najbardziej
skomplikowana.
Akapit 3. Skąd pieniądze na koszty instytucji zobowiązanych?! Ponieważ nie
ma ani słowa o specjalnych funduszach (np. na dostosowanie dzieł do nowych pól
eksploatacji) pozostaje jedno: wyjątek komercjalizacyjny przyznawany przez
instytucję zobowiązaną samej sobie. Znamy to i z dzisiejszej praktyki, ale pod rządami
nowej ustawy ten wyjątek stanie się regułą. A jak łatwo wykazać wyjątek komercyjny
może być dowolnie przedłużany (7 lat na kino, potem 7 lat na DVD i tak ad infinitum),
więc zamiast upowszechniać podmioty zobowiązane będą finansować same siebie
oraz obowiązki sprawozdawcze, których multum zakłada ustawa.
Str.13 akapit 1. Tym razem Rada Ministrów ustali wzorce umów licencyjnych!
Myślę, że jest to rozwiązanie wzięte z Białorusi, a jeśli się mylę, to powinno być tam
jak najszybciej zawiezione. Wdzięczność Łukaszenki będzie znaczna. Odkrywcze jest
też (choć niekoniecznie zgodne z kodeksem handlowym) postulowanie, że umowę
licencyjną zawiera się poprzez „dokonanie czynności eksploatacyjnej”!
Akapit 5 (ostatni). Ustawa ani słowem nie mówi o tym co się stanie jeśli
urzędnik zaniedba oznaczenie elementów zbioru w sposób właściwy, albo się pomyli i
przekaże jakiś utwór do pełnej eksploatacji bezprawnie. Gdzie jakaś odpowiedzialność
przed twórcą? Nigdzie.
Str. 14 akapit 2. Kluczowe pytanie: czy metadane będą też otwarte czy też
stanowić będą własność urzędu???
Akapit 5. Ustawa będzie „dawała pewną swobodę” w kształtowaniu cen i
warunków udostępniania. Komu? Głupie pytanie – urzędnikom.
Akapit ostatni projektuje niebywałą papierologię. I konieczność zatrudnienia
armii nowych urzędników do sprawozdawczości, co oczywiście podniesie koszty ergo
przedłuży okres komercjalizacji i podniesie cenę udostępnienia.
Str. 15 pkt. 4. Dopiero tu się okazuje, że ustawowa otwartość zasobów wcale
nie oznacza ich dostępności dla zwykłego Kowalskiego. Proces zapewniania ich
dostępności będzie bowiem „stopniowy” tak jak stopniowe było budowanie metra
przez Metroprojekt, w którym kolega z ławki szkolnej jednego z członków zarządu
KIPA był trzecim pokoleniem rodziny zatrudnionym w tej zasłużonej instytucji.
Str. 16. Zmiany w obowiązujących przepisach. Wymienia się tylko trzy ustawy
do zmiany: prawo zamówień publicznych, ustawa o finansowaniu nauki i o dostępie
do informacji publicznej. Ten katalog jest z pewnością wyrazem nadziei – że nikt
poprzednich stron nie przeczyta i nie zorientuje się jakie ustawy naprawdę są
zmieniane.
KIPA - uoozp
Strona 10
Pkt 10. Zupełnie bez refleksji i analizy napisano: „Projektowana ustawa jest
zgodna z prawem Unii Europejskiej”. Śmiać się czy płakać?
Str 19. Czyli opadają maski. Akapit ostatni (o kulturze) „W tym obszarze
projektowana ustawa będzie dopuszczała możliwość nakładania opłat za udostępnianie
zasobów publicznych do celów komercyjnych”. No i wszystko jasne. Chodzi o proste
przesunięcie środków należnych twórcom i producentom do instytucji państwowych.
Mądrej głowie dość pałką w łeb.
Str. 20. Przykład z Filmoteką Szkolną jest wyjątkowo wredny. Twórcy i
producenci dali szkołom prawo oglądania swoich filmów za darmo. Teraz w nagrodę
za obywatelską postawę postuluje się, aby za to, że nakręcili klasyczne filmy i
udostępnili je szkołom, wywłaszczyć ich z praw, aby filmy „na mocy ustawy” zostały
„udostępnione na wolnych licencjach”!
III.
Podsumowanie czyli Jak to zrobić?
W projektowanym kształcie ustawa skończy się kompromitacją legislacyjną
oraz – jeśli wejdzie życie – zamknie na lata to, co miała otworzyć, spowoduje lawinę
procesów przeciwko Polsce w Strasburgu przez wywłaszczonych twórców, zlikwiduje
kilka dynamicznie rozwijających się gałęzi przemysłów kreatywnych, wyeksportuje
wiele miejsc pracy za granicę i generalnie będzie wielką klapą.
Twórcy ustawy nie zadali sobie w ogóle fundamentalnego pytania: co jest
potrzebne do tego by zwykły Kowalski miał dostęp? Na pewno nie udział instytucji
państwowej w prawach, ale prawo do szerokiego udostępniania czyli… tak naprawdę
prawo do jednego pola eksploatacji!!! Przecież dla wielu dziedzin sztuki prawa
majątkowe do dzieła nie mają nic wspólnego z możliwością upowszechniania. Jeśli
chce się upowszechnić Hamleta w reż. Macieja Englerta z Borysem Szycem
(polecamy!), to niepotrzebne są prawa do przedstawienia jako takiego, ale prawa do
jego przeniesienia z desek teatru w świat cyfrowy!
Ta prosta konstatacja przyświecała twórcom obywatelskiej ustawy medialnej
(którą rzekomo minister Boni popierał, ale najwyraźniej albo wcale nie czytał, albo
zapomniał). Postulowaliśmy utworzenie Portalu Mediów Publicznych, na który po
pewnym okresie trafiałyby WSZYSTKIE dzieła z udziałem pieniędzy podatnika oraz
pieniędzy z abonamentu. Nikomu nie chcieliśmy zabierać praw na innych polach, bo
nikt jak właściciel nie zadba o rozpowszechnienie. Ale chodziło o to, by dla tych
których nie stać na zakup bądź podróżowanie w pogoni za wydarzeniami
artystycznymi stworzyć miejsce, w którym dorobek kultury jest za darmo. I naprawdę
dostępny w formacie najpowszechniejszym – przez Internet.
KIPA - uoozp
Strona 11
Państwo zamiast przejmować siłą prawa od właścicieli, z którymi nie będą ani
wiedzieli co, ani mogli nic zrobić (bo żeby je dalej udostępniać potrzebują albo dotacji
albo komercjalizacji zasobów), powinno zainwestować w infrastrukturę czyli w tym
wypadku w platformy dystrybucyjne.
Należy stworzyć fundusz wspierający twórczość na wolnej licencji - my
postulowaliśmy pewien % od abonamentu dla twórczości audiowizualnej, ale można
też utworzyć taki fundusz przy MKiDN dla wszystkich dziedzin sztuki.
Jest bowiem istotne, by poszerzać zasób kulturowy działający na wolnej
licencji, gdyż nie zbuduje się nowoczesnego kapitału społecznego na wywłaszczeniu
właścicieli STARYCH treści. Ale to wymaga planu i środków.
Przyjęcie zasady pomocniczości państwa tj. wspieranie cyrkulacji treści
należących do twórców i producentów, bo oni lepiej zadbają o szeroki dostęp oraz
ekspansję zagraniczną. Lepiej też umieją pozyskiwać środki zza granicy i źródeł
prywatnych, tak aby koszt finansowania kultury nie ograniczał się wyłącznie do
budżetu państwa.
Zbudować system w którym jednostki publiczne racjonalizując wydatki kupują
WYŁĄCZNIE prawa do pól eksploatacji związanych z powszechnym
udostępnieniem.
Uznać, że twórcy i przemysły kreatywne, to sprzymierzeńcy, a nie zaciekli
wrogowie upowszechniania. I razem z nimi zaprojektować ustawę, która naprawdę
otworzy dostęp do kultury. Sądząc z dotychczasowej aktywności przy pisaniu
obywatelskiej ustawy medialnej można liczyć na szerokie wsparcie i twórców i
prawdziwych organizacji pozarządowych.
Wreszcie – zarówno z założeń jak i z testu legislacyjnego widać jasno, że
projektowana ustawa musi zająć się kilkoma odrębnymi sprawami, które
wymagają osobnego podejścia, a nie traktować publiczne zasoby jak worek do
śmieci, gdzie wrzuca się wszystko.
Trzeba zatem opracować ekspercko i prawnie minimum 8 OSOBNYCH
kwestii:
1 – 4. Otwarcie zasobów:
- informacyjnych
- naukowych (wiedzy)
- edukacyjnych
- kulturowych
KIPA - uoozp
Strona 12
5. Utworzenie platformy dystrybucyjnej zasobów publicznych: prostej w
obsłudze i darmowej dla użytkowników (w tym bez reklam, przerywania
treści i opatrywania ich komunikatami handlowymi).
6. Wynagrodzenie twórców i producentów treści za korzystanie z zasobów
publicznych.
7. Wsparcie powstawania nowych dzieł do zasobów publicznych.
8. Wsparcie dla powstawania nowych dzieł na otwartej licencji.
A po zaproponowaniu rozwiązań dla każdego z tych celów niezbędna jest:
Rzetelna estymacja kosztów i horyzontu czasowego dla osiągnięcie każdego
z celów oraz przedstawienie systemu i metodyki ewaluacji osiąganych
efektów.
W załączeniu przekazujemy dodatkowy dokument, zawierający uwagi
KIPA do przedstawionego testu regulacyjnego.
Do wiadomości:
Michał Boni, MAiC
Bogdan Zdrojewski, MKIDN
Jan Dworak, KRRiT
KIPA - uoozp
Strona 13