Historia wsi Grotniki - Misjonarze Oblaci

Transkrypt

Historia wsi Grotniki - Misjonarze Oblaci
Historia wsi Grotniki
Początki
Pierwszym właścicielem Grotnik i okolic, którego tożsamość udało się
ustalić był szlachcic Krzemieniecki. Od jego nazwiska nosi nazwę obecny
Krzemień, gdzie dzisiaj znajduje się cmentarz. W roku 1727 w przekazach
pojawiła się postać Jana Jungowskiego, który to zakupił część majątku
Krzemienieckiego
(obecnego
Duraja). Walczący w
powstaniu
listopadowym (1831 r.) Krzemieniecki został zesłany na Sybir, skąd już nie
wrócił. Majątek po nim przejął rząd carski i nadawał wojskowym,
wpływowym osobistościom (akty takiej darowizny zwano donacją).
Dzisiejsze Grotniki wraz z przyległościami, należały do donacji Tkaczew, a
zarządzał nimi generał Pochorzewski.
Następnym właścicielem posiadłości był niejaki Gąsiorowski, od nazwiska
którego pochodzi pierwsza nazwa dzisiejszych Grotnik – Gąsiorówka.
Ówczesny majątek Gąsiorówki stanowił młyn wraz z zabudowaniami i
zbiornikiem wodnym na Lindzie. Po klęsce powstania styczniowego (1863
r.) znów posiadłość przejął panujący rząd caratu.
Kolejną postacią zarządzającą Gąsiorówką był Niemiec Frauer (Frajer). Z
powodu trudnej wymowy słowa „Gąsiorówka” nazwa została zmieniona na
niemiecką – „Genzlich”, a rzekę „Lipina” po roku 1863 przemianowano na
„Lindę”.
W owym czasie, ok. 1900 r., tereny ówczesnych Grotnik i okolic pokrywały
lasy. Ostatnia właścicielka z rodziny Frauerów prowadziła stopniowy wyrąb
drzew, usiłując sprzedać porębę. Nie mając spadkobiercy, nie mogła
jednak prawnie dokonać sprzedaży. Prawo bowiem - w tym okresie nakazywało w takim przypadku zrzec się prawa własności na rzecz rządu.
Około 1905 r. Towarzystwo Akcyjne Leśmierz kupiło te ziemie wraz z
przylegającymi od strony wschodniej do granicy lućmierskiej lasami od
donacji Tkaczew. Sprawę tę przeprowadził inspektor wszystkich lasów
donacyjnych na Polskę, pod zaborem rosyjskim, gen. baron Michał
Mielnikow. Udało się jemu pozytywnie załatwić sprzedaż. Sam zaś
otrzymał za to porębę, którą nazwał Grotnikami. Historia wspomina także o
generale wojsk rosyjskich hrabim Tył, zarządcy wszystkich lasów w
okolicach Grotnik. On także chcąc sprzedać część lasów, prosił o pomoc
Mielnikowa. Gen. Tył, w ramach podziękowania za udaną transakcję,
darował Mielnikowowi 80 ha ziemi w okolicach Krzemienia. Czy te dwa
fakty darowizny są ze sobą powiązane, czy też nie, historia milczy.
Wiadomo natomiast, że Mielnikowowi bardzo przypadły do gustu Grotniki,
gdzie wkrótce się osiedlił. W 1905 r. wybudował folwark wraz z budynkami
gospodarczymi. Obecna pozostałość folwarku to dom przy ul. Małej w
Grotnikach.
Miejscowa ludność jeszcze przez lata używała starej nazwy – Krzemień, a
nowa przyjęła się dopiero oficjalnie w 1925 r. (rok wcześniej oddano do
użytku linię kolejową Łódź – Kutno).W czasach panowania
Mielnikowa rozwijał się przemysł celulozowy. Powstały trzy małe fabryki
papieru i tartak usytuowany w pobliżu stawu (obecnego ośrodka „Boruty”).
Po wybudowaniu tartaku wycięto część lasów i zaczęto uprawiać ziemię.
Powoli krajobraz gęsto zalesionych wsi ulegał zmianie. Papiernie w Duraju
i Krzemieniu dostarczały papieru tzw. czerpanego, służącego do pisania
ważnych dokumentów. Na terenie obecnego cmentarza znajdowała się
smolarnia. Na Duraju zaś istniał młyn, będący własnością szlachcica
Mroczkowskiego.
Gen. Mielnikow, zwany białym generałem był postacią niezwykłą.
Wzorując się na Lwie Tołstoju, widział ideał życia w patriarchalnej wsi
rosyjskiej, akceptując koncepcję samodoskonalenia moralnego jednostki.
Ubierał się wzorem Tołstoja w biały, siermiężny strój chłopski, a dworek
swój zbudował wzorując się na domu w Jasnej Polanie. Synowie generała
byli wychowankami carskiej szkoły oficerskiej i jako junkrowie bronili w
listopadzie 1917 r.
Pałacu Zimowego w Piotrogrodzie. Kiedy echa bolszewickich rządów i
zbrodni dotarły do Grotnik, Mielnikow sprzedał swą posiadłość Marii i
Sylwestrowi Jungowskim, a sam przeniósł się w 1919 r. do Glinnika, w
którym został zarządcą majątku Grabskich.
Nazwisko białego generała pojawiło się w dziejach Grotnik ostatni raz za
sprawą hitlerowców, którzy spektakularnie próbowali przywrócić mu
majątek odebrany rzekomo przez Polaków. Spotkał ich zawód. 80-letni
starzec nie uległ propagandowym wysiłkom Niemców i odmówił powrotu.
Zmarł po kilkunastu miesiącach w wynajętym pokoiku w Smardzewie koło
Zgierza.
Historia Grotnik - Okres międzywojenny
Następnym znaczącym momentem w dziejach Grotnik było wciągnięcie ich
do planowanego przez Polskie Towarzystwo Higieniczne programu
tworzenia „miast-ogrodów”, w sąsiedztwie wielkich aglomeracji
miejskich. Rok 1925 był niezwykle istotny dla rozwoju osady. Nazwa jej
nabrała wagi administracyjnej i utrwalono ją tworząc przystanek kolejowy
na uruchomionej wtedy linii kolejowej Zgierz – Kutno. Łatwość dotarcia do
śródleśnej wsi zwiększyła zainteresowanie kupnem działek rekreacyjnych i
sprzyjała rozwojowi Grotnik. Pierwszy projekt budowy kolei sporządzony
przez ówczesne władze, omijał jednak tę uroczą miejscowość. Właściciel
Grotnik, p. Sylwester Jungowski i jego przyjaciele - adwokaci, m. in. p.
Sadoczyński i Jasiński, dużym nakładem sił zmienili plany kolei, która tym
razem wiodła przez Grotniki. Wykopy pod tory kolejowe wykonali miejscowi
mężczyźni.
W 1925 r. ukończono budowę, od tej chwili ludność posiadała
komunikację kolejową. Drewniany, stylowy budynek stacji, żywopłoty
wzdłuż peronu, chłopcy noszący letnikom walizki za przysłowiowy grosik,
czystość wokół stacji, to widok, który witał każdego podróżującego w te
strony. Pierwsze parowe lokomotywy poruszane za pomocą węgla, były
bardzo punktualne. Z czasem zastąpiono je spalinowymi, obecnie – jak
wiadomo - mamy kolej elektryczną. Po wybudowaniu kolei, założono
pocztę. Mieściła się ona w skromnym, drewnianym budynku za mostem
nad Lindą. Można było wysyłać stąd pierwszą korespondencję,
rozsławiając piękno tego uroczego zakątka.
W 1929 r. małżeństwo Jungowskich rozpoczęło parcelacje swego majątku
pod nazwą „Folwark Grotnicki”, nie na cele rolne, lecz z zamiarem
stworzenia na tej ziemi siedziby letniskowej. Państwo Jungowscy zostawili
sobie wówczas tylko ok. 20 ha. Resztę wielkiego majątku szybko
rozchwytywali łódzcy fabrykanci, budując coraz to wymyślniejsze wille. W
latach 30-tych, w okresie letnim, liczba ludzi szukających tu zdrowia i
wypoczynku dochodziła do ok. 2000.
Grotniki od dawien dawna uważane były za miejscowość o bardzo
zdrowym klimacie, a to za sprawą bogatej roślinności, głównie lasów
sosnowych z domieszką dębów i grabów. Utrzymuje się tu specyficzny
klimat, zwalczający nieżyty dróg oddechowych. Urzeka malownicza
rzeczka z piaszczystą plażą. Linda wypływająca z lasu Krogulec i po 16
km wpada do Bzury koło wsi Manin. Wykorzystywano ją nie tylko jako
kąpielisko, wcześniej służyła głównie do napędu młyna (przy ul.
Brzozowej) oraz generatora prądu i urządzeń papierniczych na Krzemieniu
i Duraju. Krajobraz przełomu rzeczki urozmaicony był wydmami
sięgającymi kilku metrów wysokości. W 1931 r. na darowanej przez p.-twa
Jungowskich działce, przystąpiono do realizacji projektu budowy kościoła
katolickiego, który niebawem stał się filią parafii św. Katarzyny w Zgierzu.
Historia Grotnik - Czas II wojny światowej
W początkach II wojny światowej Małżonkowie Jungowscy musieli uciekać
przed Niemcami, ponieważ Fundator kościoła w Grotnikach był przez
hitlerowców uważany jako zaciekły patriota polski i przeciwnik III Rzeszy
Niemiec. Pod zmienionym nazwiskiem zamieszkał z żoną w Warszawie, a
potem – jako wolontariusz - brał udział w Powstaniu Warszawskim 1944 r..
Poważnie chory jesienią tegoż roku Maksymilian Sylwester
Jungowski wraz z żoną uciekł ze Stolicy. Niestety, nadwyrężone
zdrowie sprawiło, że zaopatrzony sakramentami umiera we wsi Mierzwin
pod Jędrzejowem (woj. kieleckie) i tam zostaje pochowany. W
czasie kampanii wrześniowej 1939 roku w okolicy toczyła się największa
bitwa zwana bitwą nad Bzurą, gdzie celem stał się most na rzece. Wojsko
Polskie było dowodzone przez gen. Tadeusza Kutrzebę. Jedna z tych
potyczek bitewnych rozegrała się na terenie dzisiejszej grotnickiej parafii –
we wsi Orła.
Bój o Orłę - 1939 r.
Stanisław Frątczak z Ozorkowa tak opisał to wydarzenie : Działo się to
przed 64 laty, podczas najazdu hitlerowskiego na nasz kraj. Przewaga
liczebna i techniczna armii niemieckiej była tak wielka, że już w siódmym
dniu wojny wojska nieprzyjaciela przekroczyły Wartę, znalazły się nad
Bzurą, zajmując Grotniki oraz pobliskie miasta i wsie. Gdzie polska armia,
lotnictwo, piechota, kawaleria? - zadawano sobie w rozpaczy pytanie.
Odpowiedź przyszła niespodziewanie od północy. Przyniosło ją w dniu 9
września echo artyleryjskiej kanonady. A więc Polska jeszcze nie zginęła!
Odżyły nadzieje pokładane teraz w Armii „Poznań”, która uderzyła w bok
sił nieprzyjaciela, maszerującego na Warszawę, chcąc powstrzymać jego
zwycięski pochód. Rozpoczęły się wówczas - między Łęczycą a
Ozorkowem - krwawe zmagania, które weszły do historii pod nazwą Bitwy
nad Bzurą. To stamtąd dało się słyszeć w Grotnikach echo artyleryjskich
salw. Po dwóch dniach armatniej kanonady, dołączyły się odgłosy walki
toczonej bardzo blisko, tuż za grotnickim lasem. To w sąsiedniej wsi, w
Orłej, rozgorzał zacięty bój. Toczyli go kalwaleryści z pułków Pomorskiej
Brygady Kawalerii, które w pierwszych dniach wojny - w Borach
Tucholskich - uległy miażdżącej przewadze wroga.
Teraz tutaj, nad Bzurą, zaświtała dla nich nadzieja wzięcia odwetu za
poniesioną na Pomorzu klęskę. Otrzymali bowiem rozkaz obejścia
szerokim łukiem wojsk niemieckich broniących się pod Ozorkowem,
Modlną i Strykowem i głębokiego, bo aż po Łódź, wejścia na ich tyły.
Pierwszym naturalnym bastionem, który stanął na drodze kawaleryjskiego
„marszu”, była wysoka na 180 m Góra Marii (koło Bibianowa) obsadzona
przez 55 pułk z 17 niemieckiej dywizjii piechoty. Stąd nieprzyjaciel
obserwował i trzymał pod obstrzałem całą okolicę. Dwa szwadrony konne i
jeden szwadron kolarzy w szyku pieszym nacierały na wzniesienie, które
parokrotnie przechodziło z rąk do rąk.Aby za wszelką cenę powstrzymać
okrążający manewr naszej kawalerii, Niemcy rzucili do przeciwuderzenia
swój ostatni odwód - oddział przeciwpancerny. Do starcia z nim doszło pod
Rafałowem (obecnie część wsi Mikołajów). Jego rezultatem było
pobojowisko, zasłane poległymi żołnierzami wroga i rozbitym sprzętem.
Odrzuceni na zachód Niemcy, wykorzystali wysoki nasyp linii kolejowej
Łódź Kaliska - Kutno, jako następną linię obrony. Znów szwadrony konne
zeszły z wierzchowców, a kolarski z rowerów i kawalerzyści rozwinięci w
tyraliery ruszyli z bagnetami na karabinach do ataku na pozycję wroga.
Wsparci ogniem armat artylerii konnej, rozmiękczyli opór nieprzyjaciela.
Niemieckie oddziały zbiegły w panice z nasypu i uciekły do Orły. Na ich
karkach wpadł do wsi szwadron kolarzy i dotarł do jej środka.
Przyciągnięte
przez
kolarzy
zdobyczne
niemieckie
działko
przeciwpancerne z pobojowiska pod Rafałowem zajęło stanowisko
ogniowe na skrzyżowaniu dróg. Jego lufa wychylona zza węgła chaty
skierowana była na wschód. Oficerowie przewidzieli kontruderzenie
przeciwnika, który chciał zatrzymać kawaleryjski zagon. Nie mylili się.
Wróg się szybko zbliżył. Był na szosie z Kowalewic. Skrył się w zasłonie
dymnej i tumanach kurzu, wznoszonego przez gąsienice. A więc to
niemieckie czołgi. Kawalerzyści walczyli z nimi na Pomorzu już w
pierwszych dniach wojny. Ale nie takie te czołgi straszne. Sporo zostało
ich zniszczonych, ale Niemcy mieli ich dużo. Żołnierze w Orłej jeszcze nie
wiedzieli, że przeciw nim pędziła cała kompania, szesnaście czołgów Pz
Kw IV, najnowszych, każdy o wadze 21 ton, wyposażonych w działa
kalibru 75 mm i po dwa cekaemy.
Dotąd kompania pancerna w Parzycach pod Leśmierzem odpierała ataki
polskiej piechoty. Teraz miała polską kawalerię wyprzeć z Orły i odrzucić
możliwie jak najdalej na zachód. Kawalerzyści błyskawicznie zajęli
stanowisko obronne wzdłuż wsi i wysunęli je do przodu, żeby na jej
początku przywitać ogniem przeciwnika. Rozwinięte w natarciu czołgi
wpadły do Orły od strony lasu. Polacy bili w nie ze wszystkich luf broni
maszynowej i działek. Czołgi odpowiadały ogniem i ratowały się
szybkością, a mogły ją rozwinąć do 42 km/godz. Poza tym pancerz
dochodzący miejscami do 50 mm chronił je od serii broni maszynowej.
Tylko działka przeciwpancerne mogły je zatrzymać, a tych Polacy mieli
mało. W Orłej rozszalało się piekło. Wieś spowita płomieniami, dymem i
kurzem huczała od ryku czołgowych silników, eksplozji rwących się
pocisków, jazgotu cekaemów. Czołgi jednak przeszły przez to piekło i
dotarły do skrzyżowania dróg. Tu napotkały jeszcze zacieklejszy opór.
Niemcom szczególnie dawało się we znaki ich działko przeciwpancerne,
utracone pod Rafałowem i teraz obsługiwane przez szwoleżerów kolarzy.
Raz po raz z jego lufy wykwitał czerwony błysk. Gdy czołgowe karabiny
maszynowe wykosiły jedną obsługę, zza chałupy wyskakiwała następna i
prowadziła dalej ogień. W końcu na lawetę działka padła ostatnia zmiana z
ich dowódcą, podporucznikiem, który oddał ostatni wystrzał. Działko
zamilkło. Niemieccy pancerniacy naliczyli przy nim trzynastu poległych
żołnierzy. Być może respekt przed tak nieugiętym przeciwnikiem, a przede
wszystkim utrata trzech czołgów, z których dwa w pobliżu płonęły, skłoniła
ich do odwrotu na pozycje wyjściowe. Droga do głębokiego zagonu
kalwaryjskiego - aż pod Łódź - stanęła otworem przed pomorskimi
szwadronami. Niestety. Ofiara z żołnierskiej śmierci nie została w pełni
wykorzystana. Zagrożenie od ciągle napływających od zachodu nowych sił
nieprzyjaciela zmusiło kawalerię do zmiany kierunku frontu i działań z
ofensywnych na obronne. Pamięć jednak o ich czynie bojowym nie ulegnie
zapomnieniu. Przypominać o nim będzie pomnik, który stoi w Orłej na
skrzyżowaniu dróg, w miejscu uświęconym krwią poległych za Ojczyznę
żołnierzy.
Pozostałością tej bitwy były ślady okopów wzdłuż drogi do Ozorkowa, grób
pomordowanych
cywilnych
mieszkańców
wsi
Kowalewice
i
wspomniany «pomnik
–
głaz
z
krzyżem
o
walorach
patriotycznych» ustawiony w centrum Orły (na zdjęciach), do ufundowania
którego w 2003 roku przyczynili się Wójtowie Gminy Parzęczew Ryszard
Nowakowski i Adam Świniuch oraz proboszcz z Grotnik o. Tomasz
Ewertowski OMI. Przy tym pomniku co roku w II sobotę września
odprawiana jest uroczysta Msza św. z oprawą za tych którzy zginęli w tym
miejscu oddając życie za Ojczyznę. W początkach września 1939 grupa
mężczyzn z okolic Grotnik podążała wraz z wojskiem polskim pod
Warszawę. Jednakże upadek Stolicy zmusił większość do powrotu. W
obawie przed Niemcami dużo rodzin opuściło naszą miejscowość lub
chowało się w lasach bądź dołach wykopanych na tyłach domu. Niektórzy
takim schronieniom zawdzięczają życie. Częściowo opustoszałą i
bezbronną wieś zastali najeźdźcy, którzy stworzyli w Grotnikach obóz
uchodźców pochodzenia niemieckiego. Byli wśród nich Białorusini,
Ukraincy i Litwini. Polacy nazywali ich „lagrami”. Z porzuconych polskich
domów Niemcy wywozili wozami do Rzeszy wszystko, co przedstawiało
jakąś wartość, od ciężkich mebli począwszy po książki i drobiazgi
rodzinne...W tak ograbionych domach, na zbitych z desek piętrowych
łóżkach lub słomianych legowiskach spali przesiedleńcy ze Wschodu. W
roku 1940 przez Grotniki przewinęło się ok. 4000 uchodźców (głownie z
Wołynia). Ich liczba systematycznie spadała wynosząc w następnych
latach ok. 1000 wysiedleńców. Bogatsi z nich, którzy dotarli tu ze swym
dobytkiem, a także z żywym inwentarzem, oddawali wszystko do
magazynu, jaki Niemcy przygotowali dla nich przy ul. Ozorkowskiej. Posiłki
dla „lagru” gotowano w kuchni (ośrodek kolonijny w pobliżu Lindy).
Piekarnia przy ul. Kolejowej dostarczała wszystkim pieczywa. Miejscowym
wydawano natomiast kartki na chleb, cukier, mąkę i mięso.
W uprzywilejowanej sytuacji byli niemieccy przesiedleńcy z Rzeszy, którzy
otrzymywali ziemię i domy po Polakach do swojej dyspozycji. Lagry
stanowiły obóz przejściowy. Uchodźcy przebywali w nich ok. 3 miesiące,
następnie wywożono ich do różnych miejscowości, przydzielając im domy i
gospodarstwa polskie. Polaków wyrzucano siłą ze swych domostw, dając
chwilę na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Pod osłoną nocy
wieziono ich przeważnie w okolice granic Generalnej Guberni. Część z
nich, bez możliwości powrotu pracowała do końca wojny u niemieckich
gospodarzy, zyskując w ten sposób dach nad głową i wyżywienie. W
Grottensee (jak nazywali Niemcy Grotniki) wprowadzono wiele zmian.
Nowo wybudowany kościół pełnił rolę przechowali zwłok z „lagru dla
przesiedleńców”. W willi Biedermana (obecnie budynek należy do ośrodka
wypoczynkowego Boruty) stworzono szpital dla oficerów niemieckich. W
willi mecenasa Jasińskiego (na zdjęciu) znajdował się szpital ogólny, a po
drugiej stronie ulicy istniał szpital położniczy z niemieckim lekarzem i
położną. Okupanci przenieśli też pocztę ze starego drewnianego budynku,
w okolice stacji kolejowej, gdzie funkcjonuje do dziś. W nie istniejącym dziś
zaś „Zameczku” była knajpa tylko dla Niemców (z polską obsługą). Wśród
społeczności Grotnik istniała także grupa ludzi walczących, działających w
szeregach podziemnej organizacji Armii Krajowej. Jedną z jej
przedstawicielek była – zmarła kilka lat temu - nauczycielka Anna
Gogolewska.Czarną kartą w historii naszej osady letniskowej zapisała się
styczniowa noc 1945 r.. Niemcy wywiesili wówczas czerwone listy na
drzwiach każdego polskiego domu. Zawierały one nazwiska osób, które tej
nocy miały być rozstrzelane. Obowiązywało zaciemnienie okien w domach;
nie wolno było też wychodzić na zewnątrz. Podążające w stronę Grotnik
oddziały rosyjskie udaremniły Niemcom zbrodniczy zamiar. W nocy z 16
na 17 stycznia 1945 r. na Ustroniu zebrano niemieckie służby
paramilitarne i rano 17stycznia opuściły one Grotniki. Wieczorem 17
stycznia 1945r odjechał ostatni niemiecki pociąg z Łodzi do Kutna.
Rano 18 stycznia wkroczyły wojska radzieckie, a wśród nich byli też
Polacy.
Historia Grotnik - Po wojnie
Pierwsi polscy Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej pracowali najpierw w
Niemczech i Kanadzie, zajmując się głównie pracą duszpasterską wśród
polskich emigrantów. w 1920 roku przyjechali do kraju z myślą o założeniu
Prowincji Polskiej. Początkowo zatrzymali się w Piekarach Śląskich, w
których już wówczas istniało największe sanktuarium maryjne na Górnym
Śląsku. Tutaj głosili kazania pątnicze, słuchali spowiedzi i pomagali
okolicznym proboszczom, głosząc misje i rekolekcje. w czasie plebiscytu
na Śląsku prowadzili akcję patriotyczno-religijną na rzecz Polski. Po
otwarciu nowicjatu w Markowicach i nowego junioratu w Lublińcu w roku
1922 Rada generalna, upoważniona reskryptem św. Kongregacji dla
Zakonników, zadecydowała o utworzeniu w Polsce tak zwanego Wikariatu
Prowincjalnego. Do Grotnik zatem Oblaci zaczęli przybywać od 1946 r.
Pierwszym rektorem kościoła w Grotnikach został o. Roman Zając OMI,
który początkowo mieszkał w Łodzi i dojeżdżał. Od kwietnia 1947 roku
zamieszkał w Grotnikach – w pałacu p. Jungowskiej - na stałe. Maria
Jungowska w 1947 roku aktem darowizny przekazała plac kościelny wraz
z kościołem i placem pod budowę klasztoru Polskiej Prowincji Misjonarzy
Oblatów Maryi Niepokalanej. Zaraz po Wielkanocy 1948 r., kiedy rektorem
kościoła był o. Roman Zając OMI, przewieziono do Grotnik (sprowadzone
spod Kielc) zwłoki Fundatora naszego kościoła Sylwestra Jungowskiego i
złożono je za zezwoleniem Św. Kongregacji Soboru z dn. 22 lipca 1947 r.
w bocznej kaplicy kościoła, w grobowcu przygotowanym za życia. W tym
grobowcu jest również pochowana Żona Fundatora, Maria, która zmarła 30
października 1962 r. zaopatrzona sakramentami przez o. Jana Kasprzyka
OMI.Tego samego roku (1948) o. Zając OMI został przeniesiony na inną
placówkę, a posługę duszpasterską przejęli ojcowie oblaci z
Konstantynowa (rezydujący przy kościele św. Józefa): oo. Mieczysław
Cieślik OMI (rektor kościoła) i Pogorzelski OMI. W 1949 roku rektorem
kościoła został mianowany o. Wilhelm Stempor OMI. Najistotniejszą datą
dla naszej Parafii była niedziela 23 września 1951 r., kiedy to (po
inicjatywie oddolnej mieszkańców wsi Grotniki, Orła, Ustronie, Jedlicza,
Tkaczewska Góra, Pustkowa Góra, Duraj i Krzemień) ks. bp Michał
Klepacz poprzez
swojego
sufragana ks.
bpa
Kazimierza
Tomczaka erygował parafię w Grotnikach pod wezwaniem Niepokalanego
Poczecia N. M. P.. Tego dnia w Grotnikach przy kościele zgromadziło się
wielu wiernych. Jednym z ważnych wydarzeń w historii Grotnik był 12
listopada 1957 r., gdyż wtedy po raz pierwszy – w ramach powszechnej
elektryfikacji – zabłysło światło, przeciągnięte z Ozorkowa.
Zyskał na tym kościół i nasze miejscowość. Po wojnie powstały trzy szkoły:
w Grotnikach (siedmioklasowa), w Jedliczu A (siedmioklasowa), w
Tkaczewskiej Górze (czteroklasowa). W 1966 roku w Grotnikach oddano
nowy budynek szkoły tzw. „tysiąclatki”, której nadano imię Władysława
Broniewskiego. W 2006 roku ten sam budynek szkolny był już Zespołem
Szkolno – Gimnazjalnym i 12 października otrzymał imię Jana Pawła II.
Aktu tego – po wcześniejszej uchwale Rady Gminy Zgierz - dokonali wójt
Gminy Zgierz Zdzisław Rębisz i bp Adam Lepa. Ksiądz Biskup poświecił
także nowy sztandar szkolny z godłem Polski i herbem papieskim Jana
Pawła II. Cała uroczystość rozpoczęła się w kościele parafialnym, skąd w
procesji i w takt wygrywanej muzyki przez orkiestrę strażacką z
Aleksandrowa Ł., wszyscy przeszli do Szkoły. Tam ks. bp Adam Lepa
poświęcił pamiątkową tablicę, po czym odbyła się pięknie przygotowana
przez nauczycieli i uczniów akademia.

Podobne dokumenty