Historia wsi Grotniki - Misjonarze Oblaci
Transkrypt
Historia wsi Grotniki - Misjonarze Oblaci
Historia wsi Grotniki Początki Pierwszym właścicielem Grotnik i okolic, którego tożsamość udało się ustalić był szlachcic Krzemieniecki. Od jego nazwiska nosi nazwę obecny Krzemień, gdzie dzisiaj znajduje się cmentarz. W roku 1727 w przekazach pojawiła się postać Jana Jungowskiego, który to zakupił część majątku Krzemienieckiego (obecnego Duraja). Walczący w powstaniu listopadowym (1831 r.) Krzemieniecki został zesłany na Sybir, skąd już nie wrócił. Majątek po nim przejął rząd carski i nadawał wojskowym, wpływowym osobistościom (akty takiej darowizny zwano donacją). Dzisiejsze Grotniki wraz z przyległościami, należały do donacji Tkaczew, a zarządzał nimi generał Pochorzewski. Następnym właścicielem posiadłości był niejaki Gąsiorowski, od nazwiska którego pochodzi pierwsza nazwa dzisiejszych Grotnik – Gąsiorówka. Ówczesny majątek Gąsiorówki stanowił młyn wraz z zabudowaniami i zbiornikiem wodnym na Lindzie. Po klęsce powstania styczniowego (1863 r.) znów posiadłość przejął panujący rząd caratu. Kolejną postacią zarządzającą Gąsiorówką był Niemiec Frauer (Frajer). Z powodu trudnej wymowy słowa „Gąsiorówka” nazwa została zmieniona na niemiecką – „Genzlich”, a rzekę „Lipina” po roku 1863 przemianowano na „Lindę”. W owym czasie, ok. 1900 r., tereny ówczesnych Grotnik i okolic pokrywały lasy. Ostatnia właścicielka z rodziny Frauerów prowadziła stopniowy wyrąb drzew, usiłując sprzedać porębę. Nie mając spadkobiercy, nie mogła jednak prawnie dokonać sprzedaży. Prawo bowiem - w tym okresie nakazywało w takim przypadku zrzec się prawa własności na rzecz rządu. Około 1905 r. Towarzystwo Akcyjne Leśmierz kupiło te ziemie wraz z przylegającymi od strony wschodniej do granicy lućmierskiej lasami od donacji Tkaczew. Sprawę tę przeprowadził inspektor wszystkich lasów donacyjnych na Polskę, pod zaborem rosyjskim, gen. baron Michał Mielnikow. Udało się jemu pozytywnie załatwić sprzedaż. Sam zaś otrzymał za to porębę, którą nazwał Grotnikami. Historia wspomina także o generale wojsk rosyjskich hrabim Tył, zarządcy wszystkich lasów w okolicach Grotnik. On także chcąc sprzedać część lasów, prosił o pomoc Mielnikowa. Gen. Tył, w ramach podziękowania za udaną transakcję, darował Mielnikowowi 80 ha ziemi w okolicach Krzemienia. Czy te dwa fakty darowizny są ze sobą powiązane, czy też nie, historia milczy. Wiadomo natomiast, że Mielnikowowi bardzo przypadły do gustu Grotniki, gdzie wkrótce się osiedlił. W 1905 r. wybudował folwark wraz z budynkami gospodarczymi. Obecna pozostałość folwarku to dom przy ul. Małej w Grotnikach. Miejscowa ludność jeszcze przez lata używała starej nazwy – Krzemień, a nowa przyjęła się dopiero oficjalnie w 1925 r. (rok wcześniej oddano do użytku linię kolejową Łódź – Kutno).W czasach panowania Mielnikowa rozwijał się przemysł celulozowy. Powstały trzy małe fabryki papieru i tartak usytuowany w pobliżu stawu (obecnego ośrodka „Boruty”). Po wybudowaniu tartaku wycięto część lasów i zaczęto uprawiać ziemię. Powoli krajobraz gęsto zalesionych wsi ulegał zmianie. Papiernie w Duraju i Krzemieniu dostarczały papieru tzw. czerpanego, służącego do pisania ważnych dokumentów. Na terenie obecnego cmentarza znajdowała się smolarnia. Na Duraju zaś istniał młyn, będący własnością szlachcica Mroczkowskiego. Gen. Mielnikow, zwany białym generałem był postacią niezwykłą. Wzorując się na Lwie Tołstoju, widział ideał życia w patriarchalnej wsi rosyjskiej, akceptując koncepcję samodoskonalenia moralnego jednostki. Ubierał się wzorem Tołstoja w biały, siermiężny strój chłopski, a dworek swój zbudował wzorując się na domu w Jasnej Polanie. Synowie generała byli wychowankami carskiej szkoły oficerskiej i jako junkrowie bronili w listopadzie 1917 r. Pałacu Zimowego w Piotrogrodzie. Kiedy echa bolszewickich rządów i zbrodni dotarły do Grotnik, Mielnikow sprzedał swą posiadłość Marii i Sylwestrowi Jungowskim, a sam przeniósł się w 1919 r. do Glinnika, w którym został zarządcą majątku Grabskich. Nazwisko białego generała pojawiło się w dziejach Grotnik ostatni raz za sprawą hitlerowców, którzy spektakularnie próbowali przywrócić mu majątek odebrany rzekomo przez Polaków. Spotkał ich zawód. 80-letni starzec nie uległ propagandowym wysiłkom Niemców i odmówił powrotu. Zmarł po kilkunastu miesiącach w wynajętym pokoiku w Smardzewie koło Zgierza. Historia Grotnik - Okres międzywojenny Następnym znaczącym momentem w dziejach Grotnik było wciągnięcie ich do planowanego przez Polskie Towarzystwo Higieniczne programu tworzenia „miast-ogrodów”, w sąsiedztwie wielkich aglomeracji miejskich. Rok 1925 był niezwykle istotny dla rozwoju osady. Nazwa jej nabrała wagi administracyjnej i utrwalono ją tworząc przystanek kolejowy na uruchomionej wtedy linii kolejowej Zgierz – Kutno. Łatwość dotarcia do śródleśnej wsi zwiększyła zainteresowanie kupnem działek rekreacyjnych i sprzyjała rozwojowi Grotnik. Pierwszy projekt budowy kolei sporządzony przez ówczesne władze, omijał jednak tę uroczą miejscowość. Właściciel Grotnik, p. Sylwester Jungowski i jego przyjaciele - adwokaci, m. in. p. Sadoczyński i Jasiński, dużym nakładem sił zmienili plany kolei, która tym razem wiodła przez Grotniki. Wykopy pod tory kolejowe wykonali miejscowi mężczyźni. W 1925 r. ukończono budowę, od tej chwili ludność posiadała komunikację kolejową. Drewniany, stylowy budynek stacji, żywopłoty wzdłuż peronu, chłopcy noszący letnikom walizki za przysłowiowy grosik, czystość wokół stacji, to widok, który witał każdego podróżującego w te strony. Pierwsze parowe lokomotywy poruszane za pomocą węgla, były bardzo punktualne. Z czasem zastąpiono je spalinowymi, obecnie – jak wiadomo - mamy kolej elektryczną. Po wybudowaniu kolei, założono pocztę. Mieściła się ona w skromnym, drewnianym budynku za mostem nad Lindą. Można było wysyłać stąd pierwszą korespondencję, rozsławiając piękno tego uroczego zakątka. W 1929 r. małżeństwo Jungowskich rozpoczęło parcelacje swego majątku pod nazwą „Folwark Grotnicki”, nie na cele rolne, lecz z zamiarem stworzenia na tej ziemi siedziby letniskowej. Państwo Jungowscy zostawili sobie wówczas tylko ok. 20 ha. Resztę wielkiego majątku szybko rozchwytywali łódzcy fabrykanci, budując coraz to wymyślniejsze wille. W latach 30-tych, w okresie letnim, liczba ludzi szukających tu zdrowia i wypoczynku dochodziła do ok. 2000. Grotniki od dawien dawna uważane były za miejscowość o bardzo zdrowym klimacie, a to za sprawą bogatej roślinności, głównie lasów sosnowych z domieszką dębów i grabów. Utrzymuje się tu specyficzny klimat, zwalczający nieżyty dróg oddechowych. Urzeka malownicza rzeczka z piaszczystą plażą. Linda wypływająca z lasu Krogulec i po 16 km wpada do Bzury koło wsi Manin. Wykorzystywano ją nie tylko jako kąpielisko, wcześniej służyła głównie do napędu młyna (przy ul. Brzozowej) oraz generatora prądu i urządzeń papierniczych na Krzemieniu i Duraju. Krajobraz przełomu rzeczki urozmaicony był wydmami sięgającymi kilku metrów wysokości. W 1931 r. na darowanej przez p.-twa Jungowskich działce, przystąpiono do realizacji projektu budowy kościoła katolickiego, który niebawem stał się filią parafii św. Katarzyny w Zgierzu. Historia Grotnik - Czas II wojny światowej W początkach II wojny światowej Małżonkowie Jungowscy musieli uciekać przed Niemcami, ponieważ Fundator kościoła w Grotnikach był przez hitlerowców uważany jako zaciekły patriota polski i przeciwnik III Rzeszy Niemiec. Pod zmienionym nazwiskiem zamieszkał z żoną w Warszawie, a potem – jako wolontariusz - brał udział w Powstaniu Warszawskim 1944 r.. Poważnie chory jesienią tegoż roku Maksymilian Sylwester Jungowski wraz z żoną uciekł ze Stolicy. Niestety, nadwyrężone zdrowie sprawiło, że zaopatrzony sakramentami umiera we wsi Mierzwin pod Jędrzejowem (woj. kieleckie) i tam zostaje pochowany. W czasie kampanii wrześniowej 1939 roku w okolicy toczyła się największa bitwa zwana bitwą nad Bzurą, gdzie celem stał się most na rzece. Wojsko Polskie było dowodzone przez gen. Tadeusza Kutrzebę. Jedna z tych potyczek bitewnych rozegrała się na terenie dzisiejszej grotnickiej parafii – we wsi Orła. Bój o Orłę - 1939 r. Stanisław Frątczak z Ozorkowa tak opisał to wydarzenie : Działo się to przed 64 laty, podczas najazdu hitlerowskiego na nasz kraj. Przewaga liczebna i techniczna armii niemieckiej była tak wielka, że już w siódmym dniu wojny wojska nieprzyjaciela przekroczyły Wartę, znalazły się nad Bzurą, zajmując Grotniki oraz pobliskie miasta i wsie. Gdzie polska armia, lotnictwo, piechota, kawaleria? - zadawano sobie w rozpaczy pytanie. Odpowiedź przyszła niespodziewanie od północy. Przyniosło ją w dniu 9 września echo artyleryjskiej kanonady. A więc Polska jeszcze nie zginęła! Odżyły nadzieje pokładane teraz w Armii „Poznań”, która uderzyła w bok sił nieprzyjaciela, maszerującego na Warszawę, chcąc powstrzymać jego zwycięski pochód. Rozpoczęły się wówczas - między Łęczycą a Ozorkowem - krwawe zmagania, które weszły do historii pod nazwą Bitwy nad Bzurą. To stamtąd dało się słyszeć w Grotnikach echo artyleryjskich salw. Po dwóch dniach armatniej kanonady, dołączyły się odgłosy walki toczonej bardzo blisko, tuż za grotnickim lasem. To w sąsiedniej wsi, w Orłej, rozgorzał zacięty bój. Toczyli go kalwaleryści z pułków Pomorskiej Brygady Kawalerii, które w pierwszych dniach wojny - w Borach Tucholskich - uległy miażdżącej przewadze wroga. Teraz tutaj, nad Bzurą, zaświtała dla nich nadzieja wzięcia odwetu za poniesioną na Pomorzu klęskę. Otrzymali bowiem rozkaz obejścia szerokim łukiem wojsk niemieckich broniących się pod Ozorkowem, Modlną i Strykowem i głębokiego, bo aż po Łódź, wejścia na ich tyły. Pierwszym naturalnym bastionem, który stanął na drodze kawaleryjskiego „marszu”, była wysoka na 180 m Góra Marii (koło Bibianowa) obsadzona przez 55 pułk z 17 niemieckiej dywizjii piechoty. Stąd nieprzyjaciel obserwował i trzymał pod obstrzałem całą okolicę. Dwa szwadrony konne i jeden szwadron kolarzy w szyku pieszym nacierały na wzniesienie, które parokrotnie przechodziło z rąk do rąk.Aby za wszelką cenę powstrzymać okrążający manewr naszej kawalerii, Niemcy rzucili do przeciwuderzenia swój ostatni odwód - oddział przeciwpancerny. Do starcia z nim doszło pod Rafałowem (obecnie część wsi Mikołajów). Jego rezultatem było pobojowisko, zasłane poległymi żołnierzami wroga i rozbitym sprzętem. Odrzuceni na zachód Niemcy, wykorzystali wysoki nasyp linii kolejowej Łódź Kaliska - Kutno, jako następną linię obrony. Znów szwadrony konne zeszły z wierzchowców, a kolarski z rowerów i kawalerzyści rozwinięci w tyraliery ruszyli z bagnetami na karabinach do ataku na pozycję wroga. Wsparci ogniem armat artylerii konnej, rozmiękczyli opór nieprzyjaciela. Niemieckie oddziały zbiegły w panice z nasypu i uciekły do Orły. Na ich karkach wpadł do wsi szwadron kolarzy i dotarł do jej środka. Przyciągnięte przez kolarzy zdobyczne niemieckie działko przeciwpancerne z pobojowiska pod Rafałowem zajęło stanowisko ogniowe na skrzyżowaniu dróg. Jego lufa wychylona zza węgła chaty skierowana była na wschód. Oficerowie przewidzieli kontruderzenie przeciwnika, który chciał zatrzymać kawaleryjski zagon. Nie mylili się. Wróg się szybko zbliżył. Był na szosie z Kowalewic. Skrył się w zasłonie dymnej i tumanach kurzu, wznoszonego przez gąsienice. A więc to niemieckie czołgi. Kawalerzyści walczyli z nimi na Pomorzu już w pierwszych dniach wojny. Ale nie takie te czołgi straszne. Sporo zostało ich zniszczonych, ale Niemcy mieli ich dużo. Żołnierze w Orłej jeszcze nie wiedzieli, że przeciw nim pędziła cała kompania, szesnaście czołgów Pz Kw IV, najnowszych, każdy o wadze 21 ton, wyposażonych w działa kalibru 75 mm i po dwa cekaemy. Dotąd kompania pancerna w Parzycach pod Leśmierzem odpierała ataki polskiej piechoty. Teraz miała polską kawalerię wyprzeć z Orły i odrzucić możliwie jak najdalej na zachód. Kawalerzyści błyskawicznie zajęli stanowisko obronne wzdłuż wsi i wysunęli je do przodu, żeby na jej początku przywitać ogniem przeciwnika. Rozwinięte w natarciu czołgi wpadły do Orły od strony lasu. Polacy bili w nie ze wszystkich luf broni maszynowej i działek. Czołgi odpowiadały ogniem i ratowały się szybkością, a mogły ją rozwinąć do 42 km/godz. Poza tym pancerz dochodzący miejscami do 50 mm chronił je od serii broni maszynowej. Tylko działka przeciwpancerne mogły je zatrzymać, a tych Polacy mieli mało. W Orłej rozszalało się piekło. Wieś spowita płomieniami, dymem i kurzem huczała od ryku czołgowych silników, eksplozji rwących się pocisków, jazgotu cekaemów. Czołgi jednak przeszły przez to piekło i dotarły do skrzyżowania dróg. Tu napotkały jeszcze zacieklejszy opór. Niemcom szczególnie dawało się we znaki ich działko przeciwpancerne, utracone pod Rafałowem i teraz obsługiwane przez szwoleżerów kolarzy. Raz po raz z jego lufy wykwitał czerwony błysk. Gdy czołgowe karabiny maszynowe wykosiły jedną obsługę, zza chałupy wyskakiwała następna i prowadziła dalej ogień. W końcu na lawetę działka padła ostatnia zmiana z ich dowódcą, podporucznikiem, który oddał ostatni wystrzał. Działko zamilkło. Niemieccy pancerniacy naliczyli przy nim trzynastu poległych żołnierzy. Być może respekt przed tak nieugiętym przeciwnikiem, a przede wszystkim utrata trzech czołgów, z których dwa w pobliżu płonęły, skłoniła ich do odwrotu na pozycje wyjściowe. Droga do głębokiego zagonu kalwaryjskiego - aż pod Łódź - stanęła otworem przed pomorskimi szwadronami. Niestety. Ofiara z żołnierskiej śmierci nie została w pełni wykorzystana. Zagrożenie od ciągle napływających od zachodu nowych sił nieprzyjaciela zmusiło kawalerię do zmiany kierunku frontu i działań z ofensywnych na obronne. Pamięć jednak o ich czynie bojowym nie ulegnie zapomnieniu. Przypominać o nim będzie pomnik, który stoi w Orłej na skrzyżowaniu dróg, w miejscu uświęconym krwią poległych za Ojczyznę żołnierzy. Pozostałością tej bitwy były ślady okopów wzdłuż drogi do Ozorkowa, grób pomordowanych cywilnych mieszkańców wsi Kowalewice i wspomniany «pomnik – głaz z krzyżem o walorach patriotycznych» ustawiony w centrum Orły (na zdjęciach), do ufundowania którego w 2003 roku przyczynili się Wójtowie Gminy Parzęczew Ryszard Nowakowski i Adam Świniuch oraz proboszcz z Grotnik o. Tomasz Ewertowski OMI. Przy tym pomniku co roku w II sobotę września odprawiana jest uroczysta Msza św. z oprawą za tych którzy zginęli w tym miejscu oddając życie za Ojczyznę. W początkach września 1939 grupa mężczyzn z okolic Grotnik podążała wraz z wojskiem polskim pod Warszawę. Jednakże upadek Stolicy zmusił większość do powrotu. W obawie przed Niemcami dużo rodzin opuściło naszą miejscowość lub chowało się w lasach bądź dołach wykopanych na tyłach domu. Niektórzy takim schronieniom zawdzięczają życie. Częściowo opustoszałą i bezbronną wieś zastali najeźdźcy, którzy stworzyli w Grotnikach obóz uchodźców pochodzenia niemieckiego. Byli wśród nich Białorusini, Ukraincy i Litwini. Polacy nazywali ich „lagrami”. Z porzuconych polskich domów Niemcy wywozili wozami do Rzeszy wszystko, co przedstawiało jakąś wartość, od ciężkich mebli począwszy po książki i drobiazgi rodzinne...W tak ograbionych domach, na zbitych z desek piętrowych łóżkach lub słomianych legowiskach spali przesiedleńcy ze Wschodu. W roku 1940 przez Grotniki przewinęło się ok. 4000 uchodźców (głownie z Wołynia). Ich liczba systematycznie spadała wynosząc w następnych latach ok. 1000 wysiedleńców. Bogatsi z nich, którzy dotarli tu ze swym dobytkiem, a także z żywym inwentarzem, oddawali wszystko do magazynu, jaki Niemcy przygotowali dla nich przy ul. Ozorkowskiej. Posiłki dla „lagru” gotowano w kuchni (ośrodek kolonijny w pobliżu Lindy). Piekarnia przy ul. Kolejowej dostarczała wszystkim pieczywa. Miejscowym wydawano natomiast kartki na chleb, cukier, mąkę i mięso. W uprzywilejowanej sytuacji byli niemieccy przesiedleńcy z Rzeszy, którzy otrzymywali ziemię i domy po Polakach do swojej dyspozycji. Lagry stanowiły obóz przejściowy. Uchodźcy przebywali w nich ok. 3 miesiące, następnie wywożono ich do różnych miejscowości, przydzielając im domy i gospodarstwa polskie. Polaków wyrzucano siłą ze swych domostw, dając chwilę na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Pod osłoną nocy wieziono ich przeważnie w okolice granic Generalnej Guberni. Część z nich, bez możliwości powrotu pracowała do końca wojny u niemieckich gospodarzy, zyskując w ten sposób dach nad głową i wyżywienie. W Grottensee (jak nazywali Niemcy Grotniki) wprowadzono wiele zmian. Nowo wybudowany kościół pełnił rolę przechowali zwłok z „lagru dla przesiedleńców”. W willi Biedermana (obecnie budynek należy do ośrodka wypoczynkowego Boruty) stworzono szpital dla oficerów niemieckich. W willi mecenasa Jasińskiego (na zdjęciu) znajdował się szpital ogólny, a po drugiej stronie ulicy istniał szpital położniczy z niemieckim lekarzem i położną. Okupanci przenieśli też pocztę ze starego drewnianego budynku, w okolice stacji kolejowej, gdzie funkcjonuje do dziś. W nie istniejącym dziś zaś „Zameczku” była knajpa tylko dla Niemców (z polską obsługą). Wśród społeczności Grotnik istniała także grupa ludzi walczących, działających w szeregach podziemnej organizacji Armii Krajowej. Jedną z jej przedstawicielek była – zmarła kilka lat temu - nauczycielka Anna Gogolewska.Czarną kartą w historii naszej osady letniskowej zapisała się styczniowa noc 1945 r.. Niemcy wywiesili wówczas czerwone listy na drzwiach każdego polskiego domu. Zawierały one nazwiska osób, które tej nocy miały być rozstrzelane. Obowiązywało zaciemnienie okien w domach; nie wolno było też wychodzić na zewnątrz. Podążające w stronę Grotnik oddziały rosyjskie udaremniły Niemcom zbrodniczy zamiar. W nocy z 16 na 17 stycznia 1945 r. na Ustroniu zebrano niemieckie służby paramilitarne i rano 17stycznia opuściły one Grotniki. Wieczorem 17 stycznia 1945r odjechał ostatni niemiecki pociąg z Łodzi do Kutna. Rano 18 stycznia wkroczyły wojska radzieckie, a wśród nich byli też Polacy. Historia Grotnik - Po wojnie Pierwsi polscy Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej pracowali najpierw w Niemczech i Kanadzie, zajmując się głównie pracą duszpasterską wśród polskich emigrantów. w 1920 roku przyjechali do kraju z myślą o założeniu Prowincji Polskiej. Początkowo zatrzymali się w Piekarach Śląskich, w których już wówczas istniało największe sanktuarium maryjne na Górnym Śląsku. Tutaj głosili kazania pątnicze, słuchali spowiedzi i pomagali okolicznym proboszczom, głosząc misje i rekolekcje. w czasie plebiscytu na Śląsku prowadzili akcję patriotyczno-religijną na rzecz Polski. Po otwarciu nowicjatu w Markowicach i nowego junioratu w Lublińcu w roku 1922 Rada generalna, upoważniona reskryptem św. Kongregacji dla Zakonników, zadecydowała o utworzeniu w Polsce tak zwanego Wikariatu Prowincjalnego. Do Grotnik zatem Oblaci zaczęli przybywać od 1946 r. Pierwszym rektorem kościoła w Grotnikach został o. Roman Zając OMI, który początkowo mieszkał w Łodzi i dojeżdżał. Od kwietnia 1947 roku zamieszkał w Grotnikach – w pałacu p. Jungowskiej - na stałe. Maria Jungowska w 1947 roku aktem darowizny przekazała plac kościelny wraz z kościołem i placem pod budowę klasztoru Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Zaraz po Wielkanocy 1948 r., kiedy rektorem kościoła był o. Roman Zając OMI, przewieziono do Grotnik (sprowadzone spod Kielc) zwłoki Fundatora naszego kościoła Sylwestra Jungowskiego i złożono je za zezwoleniem Św. Kongregacji Soboru z dn. 22 lipca 1947 r. w bocznej kaplicy kościoła, w grobowcu przygotowanym za życia. W tym grobowcu jest również pochowana Żona Fundatora, Maria, która zmarła 30 października 1962 r. zaopatrzona sakramentami przez o. Jana Kasprzyka OMI.Tego samego roku (1948) o. Zając OMI został przeniesiony na inną placówkę, a posługę duszpasterską przejęli ojcowie oblaci z Konstantynowa (rezydujący przy kościele św. Józefa): oo. Mieczysław Cieślik OMI (rektor kościoła) i Pogorzelski OMI. W 1949 roku rektorem kościoła został mianowany o. Wilhelm Stempor OMI. Najistotniejszą datą dla naszej Parafii była niedziela 23 września 1951 r., kiedy to (po inicjatywie oddolnej mieszkańców wsi Grotniki, Orła, Ustronie, Jedlicza, Tkaczewska Góra, Pustkowa Góra, Duraj i Krzemień) ks. bp Michał Klepacz poprzez swojego sufragana ks. bpa Kazimierza Tomczaka erygował parafię w Grotnikach pod wezwaniem Niepokalanego Poczecia N. M. P.. Tego dnia w Grotnikach przy kościele zgromadziło się wielu wiernych. Jednym z ważnych wydarzeń w historii Grotnik był 12 listopada 1957 r., gdyż wtedy po raz pierwszy – w ramach powszechnej elektryfikacji – zabłysło światło, przeciągnięte z Ozorkowa. Zyskał na tym kościół i nasze miejscowość. Po wojnie powstały trzy szkoły: w Grotnikach (siedmioklasowa), w Jedliczu A (siedmioklasowa), w Tkaczewskiej Górze (czteroklasowa). W 1966 roku w Grotnikach oddano nowy budynek szkoły tzw. „tysiąclatki”, której nadano imię Władysława Broniewskiego. W 2006 roku ten sam budynek szkolny był już Zespołem Szkolno – Gimnazjalnym i 12 października otrzymał imię Jana Pawła II. Aktu tego – po wcześniejszej uchwale Rady Gminy Zgierz - dokonali wójt Gminy Zgierz Zdzisław Rębisz i bp Adam Lepa. Ksiądz Biskup poświecił także nowy sztandar szkolny z godłem Polski i herbem papieskim Jana Pawła II. Cała uroczystość rozpoczęła się w kościele parafialnym, skąd w procesji i w takt wygrywanej muzyki przez orkiestrę strażacką z Aleksandrowa Ł., wszyscy przeszli do Szkoły. Tam ks. bp Adam Lepa poświęcił pamiątkową tablicę, po czym odbyła się pięknie przygotowana przez nauczycieli i uczniów akademia.