numer 17_4pdf.indd - Hip
Transkrypt
numer 17_4pdf.indd - Hip
LIL’ DAP BAS 12 ŁAWEK MAŁY ESZ ESZ GDAŃSKIE GRAFFITI HIP-HOP.PL #17 TANIEJ SIĘ TYLKO NIE DA 00 0,- GRAMMATIK ENDEFISO$KAKALIBER 44AREK DELIŚ W.S.T.P. Po latach wracamy do korzeni. Tak w pięciu słowach można streścić to co właśnie oglądacie. Internet zawsze był dla nas najważniejszym medium i teraz nie chcąc dalej przedłużać wydania 17 numeru pisma Hip-Hop.pl dajemy je Wam za darmo. Tak już zostanie, bo tańszej gazety wydać już nie można. W tym numerze macie bardzo dużo ciekawego materiału o wszystkich elementach Hip-Hop’u. Od nielegalnego malowania gdańskich kolejek, przez breakdance w teatrze, po kulisy rap-biznesu opowiedziane przez Arka Delisia. Mało? To poczytajcie wywiady z Endefisem, Ośką, Basem (bardzo dużo informacji o rastafarianizmie) oraz Ostaszem o planach Wielkiego Joł. Wolicie bardziej podziemne klimaty? To sprawdźcie wywiad z Esz Eszem oraz to co dzieje się w Poznaniu. Jak już wszystko przeczytacie to oczekujcie następnego numeru. ESZ ESZ Nie oczekuję wysokiej sprzedaży mojej płyty, wręcz wydaje mi się, że byłoby coś nie tak, gdyby „Bez zabezpieczeń” to była złota płyta... GRAMMATIK Biznes zabija tę muzykę bardziej niż r&b. Tak serio to biznes zawsze przynosi nieporozumienia, niedopowiedzenia, żal i pretensje. Często nie z winy ludzi, ale mechanizmów, od których Ci ludzie są zależni. Najgorsze są te mechanizmy, ale i ludzie, którzy coraz częściej się w tym ”rap biznesie” pojawiają na zasadzie przypadku. ENDEFIS Robię to, co mi się rzewnie podoba, mam własny gust. Doskonale zdaję sobie sprawę jaką opinie ma u mnie w Warszawie wytwórnia UMC. I wiesz co? Sram na to! 17 WYDAWCA: “REGULUS” Piotr Fornalski ul. Brodnicka 12/2 71-044 SZCZECIN REDAKTOR NACZELNY: Sebastian Muliński [email protected] tel. +48 502 069 981 ZASTĘPCA REDAKTORA NACZELNEGO MASE Kiedy mówi się o powrocie młodego człowieka, który wyrobił swoją „markę” podczas najbardziej ekscytujących momentów w historii HipHop’u, o mężczyźnie, który wprowadził do muzycznej kultury sporą dawkę talentu, charyzmy i nieodpartego uroku, należy zacząć od słów: WITAMY PONOWNIE. Paweł Fornalski [email protected] tel. +48 507 087 947 REDAKCJA HIP-HOP.PL ul. Jagiellońska 67 70-382 SZCZECIN www.hip-hop.pl [email protected] tel. +48 502 069 981 AREK DELIŚ „:Jak Peja łapie fazę na wyzwiska, potrafi zapchać ci skrzynkę różnymi sms’ami. Rychu – wiedz, że je ciągle mam (śmiech). Czy tak się zachowuje facet pod 30-tkę, bo ta niedługo mu stuknie?” – opowiada Arek Deliś, szef T1. Jakie jeszcze kulisy odsłoni jeden z najbardziej zasłużonych wydawców w polskim rapie WIELKI RAGGA JOŁ „Mamy z Tede taką wizję, że to jest ambitniejszy fragment wielkiej zajawki na dancehall. Bardziej odcięty, bez napięcia, który skupia się na spełnianiu swoich pasji, robieniu muzyki, ale bez wykorzystywania kogokolwiek.” – mówi Ostasz o planach Wielkie Joł 4 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 PODSUMOWANIE AMERYKAŃSKIEJ SCENY HIP-HOP I R&B OTO KRÓTKI PRZEGLĄD NAJWIĘKSZYCH AMERYKAŃSKICH BOHATERÓW BRZMIEŃ HIP-HOP I R&B ROKU 2004. WYBRALIŚMY WYKONAWCÓW, O KTÓRYCH BYŁO NAJGŁOŚNIEJ I KTÓRZY NAJBARDZIEJ WPŁYNĘLI NA SCENĘ! BEYONCE ROKU 2004 Eminem wrócił po raz kolejny pod koniec roku z premierą czwartego solo “Encore”. Jednak od czasu premiery poprzedniego materiału nie nudził się, gdyż zarządzał wytwórnią Shady Records i aktywnie występował wspólnie ze swoim składem D12, który także w 2004 świecił chwile chwały. Slim Shady został skrytykowany za naśmiewanie się z Michaela Jacksona w singlu “Just Lose It”, ale też pochwalony za nawoływanie młodzieży do głosowania w wyborach prezydenckich w utworze “Mosh”. Bardzo długie było pasmo konfliktów mikrofonowych rapera, zarówno z innymi MC, jak i wpływowym magazynem The Source, reprezentowanym przez Benzino. G UNIT Rok 2004 bezdyskusyjnie należał do Beyonce. Zawodowo liderka the Destiny’s Child, a prywatnie narzeczona Jay-Z świętowała w ciągu tych dwunastu miesięcy sukcesy zarówno w ramach solowej działalności, jak i nagrywając w reaktywowanym zespole macierzystym. „Me, Myself and I”, „Dangrerously in Love”, czy trochę starsze „Crazy in Love”, bądź też “Baby Boy” były jednymi z popularniejszych utworów R&B tego roku, podobnie jak single Destiny’s Child: taneczny “Lose My Breath” i bardziej klimatyczny “Soldier”. Pani Knowles, jako ikona popkultury, wypuściła własną linię kosmetyków oraz reklamowała wiele produktów, dając tym samym dowód swej olbrzymiej popularności na całym świecie. Uroczy głos, powalająca uroda i sexappeal niedawnej nastolatki urzekły miliony fanów, dla których Beyonce jest uosobieniem prawdziwej gwiazdy XXI wieku. EMINEM raper wystąpił na kilku wydawnictwach. Krążek “Unfinished Business” powstał we współpracy z gwiazdą R&B R. Kelly’m, było to już drugie podejście dwóch gigantów czarnej muzyki do nagrywania razem, jednak i tym razem nie poszło zgodnie z planem. Znacznie większym sukcesem cieszył się projekt Jay-Z z numetalową formacją Linkin Park. Najpierw wspólnie zagrali koncert, a następnie ruszyli do studia nagraniowego. Efektem wizyty był album “The Collision Course”. Jay-Z również nie mógł narzekać na brak sukcesów w życiu zawodowym, najpierw sprzedał wytwórnię Roc-A-Fella za astronomiczną kwotę 10 milionów dolarów firmie Island Def Jam, a następnie został szefem tego legendarnego labela, założonego w połowie lat 80-tych przez Russela Simonsa i Ricka Rubina. Olbrzymie bogactwo pozwoliło mu na zakupienie udziałów drużyny koszykarskiej New Jork Nets. Prasa szeroko rozpisywała się także o jego związku z gwiazdą R&B Beyonce. KELIS Kelis, wyjątkowo interesująca wokalista R&B, przez pierwsze lata twórczości była związana z duetem producenckim The Neptunes. W roku 2004 w pełni stanęła na własnych nogach, dostarczając najbardziej autonomiczne wydawnictwo w karierze „Tasty”. Na eklektycznym krążku znalazły się hity “Milkshake”, “Trick Me” i “Millionaire”, dzięki którym twórczość artystki dotarła do znacznie szerszego grona fanów niż pierwsze dwie produkcje. Przebojowe nagrania Kelis spotkały się także z bardzo pozytywnym odbiorem w Polsce, o czym świadczy duża frekwencja na koncercie wokalistki w warszawskim Parku Sowińskim (wrzesień 2004). Rok 2004 może nie był tak samo udany dla 50 Centa jak 2003, ale był na pewno rokiem G Unit, czyli związanej z nowojorskim raperem grupy. Pozostali członkowie zespołu, Young Buck i Lloyd Banks, wydali w tym czasie solowe materiały, a cała trójka była wyjątkowo aktywna na scenie mixtape’owej. Głośno było także o poszerzonym składzie Guerilla Unit, do którego od niedawna zaliczają się raperzy The Game i Spider Loc. Pozamuzyczne afery czołowych raperów nurtu komercyjnego gangsta rapu, jak ugodzenie nożem „fana” Dr. Dre na rozdaniu nagród Source przez Young Bucka, również sprzyjały koniunkturze na nagrania związane z zespołem. Imperium spod znaku G w roku 2004 opanowało nie tylko świat rapu, ale także rozszerzyło swoje macki o przemysł pornograficzny, czego dowodem jest nakręcenie filmu „Groupie Luv”. R. KELLY JAY-Z Teoretycznie Jay-Z odszedł na emeryturę twórczą wraz z wydaniem pod koniec 2003 r. kapitalnego “Black Album”, jednak w kolejnym roku był jednym z najgłośniejszych hip-hop’owych twórców. Nowojorski Kariera R. Kelly’ego mogła legnąć w gruzach jeszcze kilka sezonów temu, kiedy został oskarżony o uprawianie stosunków seksualnych z nieletnią. Tymczasem niezniszczalny gwiazdor R&B pozbierał się, rozpędził chmury wiszące nad jego głową i nagrał kolejną porcję światowych przebojów, wzmocnioną premierą albumu „Chocolate Factory”. „Step in the Name of Love”, „Happy People” i „Wonderful” (z Ashanti i Ja Rule’em) to tylko najważniejsze hity, w których maczał palce R. Kelly. Wydał także kolejny album z Jay-Z pt. „Unfinished Business”, ale przekreślił szansę powodzenia projektu odwołaniem trwającej wspólnej trasy koncertowej. Powody podjęcia kontrowersyjnej decyzji (np. celowanie przez publikę z broni palnej do wokalisty) opinią wielu obserwatorów były dość szokujące. HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 07 ALICIA KEYS Alicia Keys, wyjątkowo utalentowana wokalistka, a także pianistka, nagrała album „The Diary of Alicia Keys” pod koniec roku 2003. Single z wydawnictwa cieszyły się wielkim powodzeniem w kolejnych dwunastu miesiącach. Przepiękna ballada „You Don’t Know My Name” (produkcja Kanye West), wzruszający „If I Ain’t Got You” i agresywna w wymowie „Karma” to tylko niektóre za smaczków, które zafundowała fanom artystka. Niezaprzeczalnie jednym z największych hitów roku był owoc wspólnych prac Keys i Ushera, słodziutki utwór „My Boo Pt. 2”, nieschodzący ze szczytów list przebojów przez dobrych kilka miesięcy. THE NEPTUNES The Neptunes mieli zdecydowanie lepsze lata w karierze, lecz roku 2004 też nie mogą zaliczyć do słabych. Ukazał się drugi materiał ich rockowego projektu N*E*R*D (“Fly or Die”, promowany petardą “She Wants to Move”) i wyprodukowali ostatni album Snoop Dogga. Sam Pharrell Williams pojawił się także w wielu utworach jako postać śpiewająca refreny, niejednokrotnie znacznie przyczyniając się do ich sukcesu. THE ROOTS LIL JON Najbardziej rozwrzeszczana postać na scenie w roku 2004 była odpowiedzialna za wysyp hitów brzmienia crunk. Na początku beatmaker opanował parkiety całego świata numerem „Yeah” (Usher, Ludacris), następnie zatroszczył się o przebojowe patenty w takich hitach jak „Freeka-Leek” Petey’a Pablo, „Goodies” Ciary i „What U Gonna Do” swojej grupy Lil Jon & the Eastside Boyz, która dodatkowo zamknęła rok wydaniem udanego albumu “Crunk Juice”. Tytuł krążka posłużył także jako nazwa reklamowanego przez Jona napoju energetycznego. Wpływowy producent, słynący z żywiołowych okrzyków, oprócz lansowania zaprzyjaźnionych raperów wypromował także własny model okularów słonecznych, a także podpisał umowę na produkcję filmu dla dorosłych. NAS Legendarne korzenie nagrały w 2004 “The Tipping Point”, kolejny trudny do sklasyfikowania album w dyskografii filadelfijskiego kolektywu. Kiedy jedni się trudzili nad zaszufladkowaniem muzyki grupy, pozostali czcili ją za odwagę artystyczną, która umożliwiła powstanie kolejnej porcji mistrzowskiej muzyki na najwyższym poziomie. W ramach promowania wspaniałej płyty zespół przyjechał na trasę do Europy, niestety tradycyjnie ominął w jej trakcie Polskę. SNOOP DOGG O Snoopie zrobiło się głośno dopiero pod koniec roku, kiedy zaliczył powrót wraz z udaną płytą “ R & G (Rhythm & Gangsta): The Masterpiece”, wyprodukowaną niemalże w całości przez duet the Neptunes. Autor megahitu “Drop It Like It’s Hot” ma również na koncie nagranie w 2004 r. albumu reaktywowanej grupy 213, którą tworzył na początku lat 90tych z Nate Doggiem i Warrenem G. Jednak w obliczu zalewu rynku milionem premier szumnie zapowiadane wydawnictwo przeszło bez echa. O Snoopie było głośno również z różnymi aferami związanymi z artystą, a także jego życiu prywatnym (twórca przeszedł m.in. rozwód z żoną). TWISTA Litera N (skrót od Nasir) powróciła z impetem pod koniec roku 2004, kiedy ukazała się podwójna płyta „Street’s Disciple”, dzieło zestawiane przez wielu fanów z klasycznym debiutem „Illmatic”. Stabilizacja w życiu prywatnym (małżeństwo z piosenkarką Kelis) mocno pomogło artyście na polu twórczym, o czym świadczą takie utwory jak singlowa bomba „Thief’s Theme”, czy nagrany z ojcem (muzykiem jazzowym) „Bridging the Gap”. Nas tradycyjnie stara się sprowadzić młodzież na dobrą ścieżkę, nie zrezygnował jednocześnie z pisania interesujących opowieści oraz mikrofonowych przechwałek. 08 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 USHER Zanim Twista pokazał swój talent całemu światu, przez pierwsze kilkanaście lat działalności cieszył się w podziemiu renomą najszybciej rymującego zawodnika. Jak się okazało, wypluwanie kilkunastu sylab w ciągu sekundy może być przydatne także przy nagrywaniu pościelowego kawałka, co udowodniło wspólne dzieło Twisty i Kanye Westa “Slow Jamz”. Sympatyczny MC nagrał też letni przebój “Sunshine” oraz bestsellerowy album “Kamikaze”, wystąpił także w niezliczonej ilości gościnnych kawałków oraz remiksów. Tak jak Beyonce bezdyskusyjnie królowała wśród kobiecych wokalistek, spośród śpiewających panów na scenie R&B w roku 2004 najpopularniejszy był Usher. Pasmo sukcesów rozpoczął dość nietypowo, bo od bardzo klubowego hitu “Yeah”, nagranego z Ludacrisem i Lil Jonem. Teledysk kawałka, w którym Usher pokazał powalająca choreografię, pomógł wytworzyć zamieszanie wokół powracającego na scenę młodego fenomenu. Ten wykorzystał je znakomicie, wydając kolejne przebojowego single, tym razem bardziej zmysłowe i miłosne “Burn”, “My Boo Pt. 2” (gościnnie boska Alicia Keys), imprezowy “Caught Up” oraz przejmujący “Confessions”. Tytuł ostatniego z nich posłużył artyście jednocześnie za nazwę nowego albumu. “Zwierzeń” Ushera spragnione były uszy milionów fanów na całym świecie, dzięki którym wydawnictwo osiągnęło olbrzymi sukces komercyjny i przysporzyło piosenkarzowi sławę porównywalną ze szczytowymi momentami popularności nieśmiertelnej grupy the Beatles. KANYE WEST Kanye West, obok Lil Jona, to największa postać na scenie Hip-Hop/R&B roku 2004. Jako producent West zadbał o oryginalne (przebojowe) brzmienie dziesiątek utworów wykonawców grających Rhythm & Blues (jak Brandy, Alicia Keys, Usher, Mashonda, John Legend), a także raperów (Twista, Common, Cam’Ron). Autorskie dzieło Kanye’go, album “College Dropout”, to kolejny dowód potwierdzający tezę, że reprezentujący Chicago twórca należy do ścisłej czołówki mainstreamowej sceny USA. Na ambitnym albumie dał się poznać zarówno jako wszechstronny producent i do bólu szczery i sympatyczny MC. XZIBIT Raper Xzibit, aktywny na scenie zachodniego wybrzeża od połowy lat 90-tych, w roku 2004 słynął bardziej ze swojej charyzmy niż siły rymów. Artysta był głównym prowadzącym słynnego “Pimp My Ride”, emitowanego przez stację muzyczną MTV programu telewizyjnego, poświęconego tuningowi samochodów. Emce odpicował niejedną brykę, a jego zabawne komentarze przysporzyły mu nowe grono fanów. Zwiększyło się ono także w listopadzie 2004, gdy pan X jako gwiazda wieczoru poprowadził rozdanie prestiżowych nagród MTV Europe Music Awards. Długo oczekiwany album Xzibita pt. “Weapons of Mass Destruction”, nie spełnił jednak pokładanych nadziei wielu fanów i dziennikarzy. tekst: Andrzej Trojanek SZTUKA TAŃCA Hip-Hop jako jedyny ruch młodzieżowy zyskał miano kultury. Tak, tak i nie ma w tym nic dziwnego bo przecież jego trzy podstawowe fundamenty to muzyka, graffiti i... BREAK. Jakże bowiem mówić o bboying’u inaczej niż o sztuce, gdy tyle mamy wokół dopracowanych na maxa choreografii, które podbijają serca publiki i jury na coraz liczniejszych zawdodach Każdy ma swoje własne kryterium oceny tego czy coś jest sztuką czy nie. Nie jest istotne czy tańczysz taniec klasyczny, malujesz czy tańczysz na ulicy. Ważny jest przekaz, pasja i talent, który powoduje, że widz czuje się świadkiem czegoś niezwykłego. Nie chce nikogo przekonywać, że Hip-Hop to sztuka. Zapraszam wszystkich, żeby przyszli do teatru i sami się o tym przekonali – mówi Jarosław Staniek, jeden z pierwszych bboyów w Polsce, twórca musicalu hip-hop’owego „12 ławek” (relacja z premiery znajduje się w tym nuemrze). TYLKO WYGIBASY I AKROBATYKA? No właśnie - BreakDance. Przez jednych postrzegany jako dziwaczne wygibasy ulicznego marginesu, przez innych jako sport podobny do akrobatyki. I jedno i drugie... to bzdura! Na szczęście coraz częściej ludzie zaczynają widzieć w tym formę sztuki, dostrzegać przekaz, inwencję i pasję. Jakże bowiem mówić o bboying’u inaczej niż o sztuce, gdy tyle mamy wokół dopracowanych na maxa choreografii, które podbijają serca publiki i jury na coraz liczniejszych zawdodach. Przykładów tego typu akcji wcale nie trzeba szukać na międzynarodowych zawodach albowiem nasze rodzime podwórko nie pozostaje pod tym względem w tyle. Co drugi turniej (a szkoda) wciąż opiera się bowiem o prezentacje, czyli tzw. show a nie o najlepsze rozwiązanie jakim są bitwy. Chłopaki i dziewczyny z roku na rok coraz bardziej przykładają się do pracy nad swoim show i... dają radę! Muzyka, choreografia, zgranie, wszystko idzie w górę choć czasem faktycznie zaczyna brakować nowych pomysłów i pojawia się chwilowy zastój. Niewątpliwie, najlepsze prezentacje układa ostatnio Nontoper Mielonka. W jej pokazie na Battle Of The Year Polska 2004 nie zabrakło nawet elementów baletu! ny dialog ciała z muzyką, to inwencja, własny styl, widowiskowość i perfekcja. Nie sposób bowiem przejść obojętnie obok niesamowicie melodyjnej muzy, której to, jak mówi Sanho ze Stylowej Spółki Społem, nie słuchają nasze uszy, nie słucha nasz mózg tylko nasze nogi! Tak samo na kolana niejednego niedowiarka powalić muszą dopieszczone układy do muzyki... klasycznej! Tak, tak, wszystko to wygląda po prostu rewelacyjnie. - Tańczenie w teatrze to sztuka przez duże S. To jest w ogóle całkiem inna jazda. Ja traktuję to jako pracę, z której jestem cholernie zadowolony. Bycie na scenie jest za każdym razem zajebistym przeżyciem, którego nie da się opisać - mówi Flaming z Boys Unity, który udzielał się na deskach nie jednego teatru. Pierwszy polski musical hip-hop’owy pojawił się w lutym tego roku. Jarosław Staniek od końca czerwca jeździł po Polsce organizując castingi, które miały wyłonić najbardziej odpowiednich załogantów. Na początku sierpnia w Teatrze Muzycznym w Gdyni - jednej z największych scen w Polsce – rozpoczęły się warsztaty taneczne dla osób zakwalifikowanych w castingach (około 35 osób). Staniek wraz z asystentami: Agnieszką Brańską i Maciejem Florkiem odkrywali tajniki z zakresu tańca, jogi oraz zajęć z rytmem i słowem. Podczas warsztatów wybrana została ścisła, około 12 osobowa grupa tancerzy, którzy wzięli udział w 2-3 miesięcznych przygotowaniach spektaklu wraz z muzykami, wokalistami i graficiarzami. Co takiego odróżnia „12 ławek” od poprzednich musicali? Tym razem mamy do czynienia z przedsięwzięciem naprawdę przełomowym. Po raz pierwszy bowiem powstaje prawdziwa mega produkcja, w której bboye są gwiazdami a nie tylko dodatkiem do jakiegoś tam przedstawienia. DIALOG CIAŁA Z MUZYKĄ! Podobnie jest z samym wkradaniem się breaka do musicali. Teatralne popisy to nie tylko domena ludzi zza Oceanu. Co to, to nie. Breaka tańczą Polacy w granym w Gliwickim Teatrze Muzycznym „FootLose’ie”, w „Hallo Dolly”, w wyreżyserowanej przez Jarosława Stańka światowej mega produkcji „Opentańcu” (wcześniej także w „West Side Story”). Jakby tego było mało, w lutym na afisze wszedł „12 ławek” i daję głowę, że Polska po prostu zwariuje... zresztą przeczytajcie relację. Breakdance, to coś o wiele więcej niż taniec. Nie sposób nie zauważyć w nim emanującej od bboy’i zajawki, poświęcenia, kreatywności. Prawdziwej, chciałoby się rzec, miłości do tańca. Od ludzi, którzy pozornie przecierają tylko parkiety bije niesamowita energia, energia, którą zarażają innych, którą przekazują podziwiającej ich publiczności. Ten taniec to nie są zwykłe wygibasy. To nieustan- HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 09 JEDEN Z NAJBARDZIEJ PROGRESYWNYCH ZESPOŁÓW HIP-HOP’OWYCH W POLSCE. ZESPÓŁ, KTÓRY NIE POCHODZI ANI Z WARSZAWY, ANI Z POZNANIA, A I TAK ZNALAZŁ SIĘ NA SZCZYTACH POPULARNOŚCI. NAJBARDZIEJ CHARYZMATYCZNY ZESPÓŁ NA POLSKIEJ SCENIE HIP-HOP’OWEJ, CIESZĄCY SIĘ SZACUNKIEM JUŻ OD PONAD DEKADY. O KIM MOWA? OCZYWIŚCIE O KALIBRZE 44. KAŻDY TU MA JAZDĘ Historia jednego z najlepszych, a już na pewno jednego z najbardziej znanych polskich składów hip-hop’owych zaczęła się w 1994 roku. Wtedy właśnie w Katowicach dwaj bracia ukrywający się pod pseudonimami Lord MM Dab i Śp. Brat Joka, będący pod urokiem nagrań De La Soul, wspierani przez Jajonasza i Gana założyli zespół, który kilka lat później wprowadził ogromne zamieszanie na rynku muzycznym. Zespół przyjął nazwę Kaliber 44. Wkrótce do ekipy dołączył Mag Magik I, który wraz z Jajonaszem, tworzyli amatorski zespół Young Rappers. Katowiczanie zadebiutowali w 1996 roku, na składance wydanej przez SP Records, kawałkiem „Do boju Zakon Marii”. W tym samym roku i nakładem tej samej wytwórni Kaliber 44 w składzie Dab, Joka, Magik z gościnnym udziałem Jajonasza i DJ Feel-X’a wydał swoją debiutancką płytę, nagraną na Amidze 500 i zatytułowaną “Księga tajemnicza. Prolog”. Płyta do dziś rozeszła się w nakładzie ponad 100 tysięcy egzemplarzy. Wydanie albumu poprzedzone zostało wypuszczeniem epki „Magia i Miecz”, na której znalazł się m.in. najbardziej znany utwór Kalibra “+ i -”. “Księga Tajemnicza” stała się “rapowym ziarnem”, z którego korzystało wiele młodych składów i dała podwaliny do rodzącego się wówczas polskiego rynku hip-hop’owego. PSYCHO RAP Krążek “Księga Tajemnicza. Prolog” jest płytą wyjątkową nie tylko dlatego, że była ona jedną z pierwszych płyt stricte hip-hop’owych w Polsce, ale przede wszystkim ze względu na styl jaki członkowie zespołu obrali do jej stworzenia. Styl, który wywarł silny wpływ na innych artystów i który znalazł rzesze naśladowców. Styl ochrzczony mianem psycho rapu. Charakteryzował się ciężkim, mrocznym, a nawet wręcz gotyckim klimatem. Wypowiadanym słowom często towarzyszyły jęki i wycia, jakby cierpiących dusz. Sam rap też był niezwykły, niezmiernie emocjonalny, czasem jak gdyby był wołaniem z oddali, a czasem jakby wypowiadany ostatkiem sił. Także teksty posiadały nieziemski wymiar, były przesycone metaforyką „Dziadów” i dotykały tematów metafizycznych. Wszystko to przypominało seans spirytystyczny, podczas którego raperzy poddani ekstazie łączyli się z innym światem, drogą utworzoną z dymu palonej marii. ZAKON MARII Marihuana i Kaliber 44 jedno ma imię. Członkowie zespołu dali temu wyraz w swoim pierwszym oficjalnie wydanym utworze “Zakon Marii” i na najnowszym singlu Abradaba “Rapowe ziarno”. Czym jest ten legendarny zakon? Jest to zrzeszenie związane z kultem marihuany, czyli grupa ludzi palących konopie, których ta czynność jednoczy. Oprócz przyjemności czerpanych z wciągania dymu, łącznikiem “zakonników” jest próba załatwienia przy pomocy muzyki kilku spraw. Główną jest oczywiście legalizacja gandzi oraz przekonanie społeczności o tym, że marihuana to nie heroina, a Ci co ją palą to nie ćpuny. Do Zakonu Marii oprócz Kalibra należeli także m.in. Jajonasz, Rahim. REWOLUCJA JAK Z MONO DO STEREO W roku 1997 Kaliber 44 został zaproszony na drugą płytę WYP3. Ich współpraca zaowocowała nagraniem utworu “Język polski”. Był to zupełny zwrot w stylu katowickiego składu. Po psychodelicznych dźwiękach, zespół przerzucił się na luźną żonglerkę rymami i zabawę słowem. Zwrócili się w stronę tradycyjnych brzmień hip-hop’owych. Wszyscy fani z obawą czekali na nowy album zespołu, który ukazał się 1998 roku i zatytułowany został “W 63 minuty dokoła świata”. Płytę promował kolejny wielki przebój “Film”. “W 63 minuty...” było rzeczywiście rewolucją w stylu Kalibra. Zawarty na niej materiał był weselszy i żywszy. Produkcje nabrały swobody i przestrzeni. Także teksty stały się lżejsze, zabawne i poskładane z dystansem. Zmiany dotknęły również personaliów zespołu. Skład opuścił Magik, natomiast pełnoprawnym członkiem stał się Feel-X. Drugi krążek zespołu także osiągnął wielki sukces. Otrzymał miano najlepiej sprzedającej się płyty hip-hop’owej w Polsce i sprzedał się w nakładzie dającym Kalibrowi złotą płytę. Po wydaniu “W 63 minuty...” nastała cisza i zastój w działaniach zespołu. Kaliber 44 nie zamierzał jednak zniknąć ze sceny. Zbierał siły by powrócić w 2000 roku kolejną rewolucyjną stylowo płytą “3:44”. Trzeci krążek K44 był następnym zwrotem w twórczości zespołu. Materiał zawarty na płycie odbiegał stylistycznie od dotychczasowych nagrań, a samą płytę uznano za najlepszą w dorobku grupy. Albumu charakteryzował się chwytliwymi, ciekawymi produkcjami opartymi na mocnym basie i bujającym bicie oraz nierzadko przebojowych samplach, do których członkowie Kalibra napisali świetne teksty osadzone w tematyce swoich codziennych zajęć. Wszystko to podane zostało z NUMEROLOGIA mistrzowską techniką i pomysłowością. Na “3:44” Kalibra wspomagał Baku Baku Skład, czyli CNE, WSZ oraz DJ Bart. Ten ostatni wraz z Feel-X’em włożył w płytę cały swój talent i profesjonalizm ozdabiając ją swoimi skreczami. WYDRAPANE 3:44 Trzecia płyta Kalibra 44 posiada dwa wymiary. Oprócz interesują się numerologią. W ich historii pojawiło się kilka znaczących liczb. W samej nazwie mamy przecież dwie czwórki. Mają one, jak twierdzą członkowie grupy, magiczny wymiar. Zaczerpnięte zostały z trzeciej części “Dziadów” Mickiewicza i symbolizują przyszłego wybawcę narodu. Kolejne cyfry umieszczone zostały w tytule drugiego albumu Kalibra. Liczba 63 ma określać czas trwania płyty. Także tytuł trzeciego Frontmana, katowickiego zespołu, zatytułowana „Czerwony album”. Do rotacji telewizyjnej trafił wówczas teledysk z trzecim singlem „Rapowe Ziarno 2”, który z miejsca stał się hitem. Niemniejszą popularnością i uznaniem cieszył się także cały album. Abradab wspiął się na wyżyny swoich umiejętności. Do swego kapitalnego flow dołączył równie dobre teksty. Inteligentnie i misternie poskładane wersy rysują abstrakcyjne horyzonty, DWADZIEŚCIA DWIE SEKUNDY CISZY, ZAMIESZCZONE NA DRUGIM KRĄŻKU KATOWICZAN, WYWOŁAŁY BURZE W STOLICY. UZNANO TO ZA PROWOKACJĘ I WYRAŻENIE POGARDY DLA STOŁECZNEGO MIASTA. warstwy liryczno-muzycznej, zawiera coś co dodatkowo wyróżnia ją z pośród innych wydawnictw hiphop’owych. Ten element jest zasługą Feel-X’a oraz wspierającego go Barta. To właśnie ich skrecze zawarte na krążku, na całej jego długości, sprawiły, że “3:44” stało się płytą rapowo-turntablistyczną. Feel-X i Bart dzięki kapitalnemu poczuciu rytmu i znajomości swojego kunsztu uszlachetnili płytę i nadali jej klimat klasycznych hip-hop’owych płyt, przypominający równocześnie o ważności, często niedocenianych DJ’i. Każdy skrecz został przemyślany i idealnie wpasowany. Nie były one jedynie dodatkami upiększającymi płytę lecz pełnowartościowymi dźwiękami tworzącymi produkcje, a to dzięki temu, że DJ’je z Baku Baku Skład użyli gramofonów jako instrumentów. NUMEROMANIA NA LICZNIKU Można by wywnioskować, że członkowie K44 krążka, oparty został na cyfrach (3:44). Trójka oznacza trzeci album, a 44 jest nawiązaniem do nazwy zespołu oraz odzwierciedla długość materiału, gdyż płyta trwa właśnie 44 minuty. Jednak chyba najbardziej znaną liczbą w historii Kalibra, liczbą która nieźle zamieszała, było słynne “0:22”. Owe dwadzieścia dwie sekundy ciszy, zamieszczone na drugim krążku Katowiczan, wywołały burze w stolicy. Uznano to za prowokację i wyrażenie pogardy dla stołecznego miasta, co w konsekwencji doprowadziło to do waśni między Kalibrem, a Warszafskim Deszczem. NA TO CZEKAŁEŚ? Cztery lata musieli czekać fani by usłyszeć jakieś produkcje z obozu Kalibra 44. W między czasie pojawiały się tylko single zapowiadające solową płytę Daba, lecz żadnych konkretów o pełnej płycie nie było. Dopiero latem 2004 roku do sklepów trafiła pierwsza solowa płyta osnute zielonymi oparami. Muzycznie płyta prócz tradycyjnych brzmień, zawiera również syntetyczne dźwięki oraz żywe instrumenty. Wzbogacona została także o klimaty reggowe. Jak się okazało wśród takich podkładów Abradab czuje się świetnie. Gdy duet Dab - Gutek nawijają do takiego podkładu to głowa kiwa się sama, a biodra rwą się do tańca. Za produkcje na płycie odpowiedzialni są m.in. Macuk, Volt i Banach. Przyczyniło się to do zróżnicowania materiału od klasycznego do trochę zwariowanego i nowoczesnego. Całość jednak utrzymana jest w ramach określonego zamysłu, trzymającego cały materiał w obranej wcześniej konwencji. „Czerwony album” częściowo zaspokoił głód miłośników Kalibra 44. W zeszłym roku Joka wrócił ze Stanów i jak donoszą depesze nowa, czwarta płyta zespołu jest w przygotowaniu. tekst: Sebastian Wiktorski HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 11 50 CENT tekst: Konrad Kasprzyk KULOODPORNY W DZISIEJSZYCH CZASACH, CIĘŻKO JEST BYĆ GANGSTEREM. CO DRUGI “CZARNUCH” SIĘ NIM NAZYWA, CO DRUGI NOSI KLAMKĘ ZA PASEM, CO DRUGI JEST DILEREM. CIĘŻKO JEST MIEĆ SWÓJ STYL, CIĘŻKO JEST SIĘ WYBIĆ PONAD PRZECIĘTNOŚĆ, NIE ZWRACAĆ UWAGI NA HATER’ÓW. KAŻDE Z ÓW RZECZY WYKONUJE LUB KIEDYŚ WYKONYWAŁ 50 CENT. ciężkiego życia dilera. Od czasu strzelaniny przed domem dziadków w 2000r. (Cent „otrzymał” 9 kulek z 9 mm naboju) Fifty zaczął traktować „grę” bardziej poważnie. Minęło niespełna pięć lat, a Curtis jest znany na całym świecie. Nagrywa setki mixtape’ów, stworzył własną linię odzieżową i obuwniczą, powołał do życia własny label (G-Unit Records.), wylansował wielu artystów (m.in.: Young Buck’a, Lloyd’a Banks’a, The Game’a), zagrał ogromną ilość koncertów (nawet w Nigerii), a wraz z Banks’em rozkręcił biznes filmów porno (o wdzięcznej nazwie „Groupie luv”). Beefy i romanse Jednak oprócz sukcesów w „branży” Fifty przeżywał także różne romanse. O jego nieudanych zalotach, można by było z dużym powodzeniem napisać osobny słowami „This is HOW WE DO” (tak nazywa się singiel promujący album The Game’a „The documentary”). Później oboje goszcząc w radiu Hot97 zapodali freestyle, w którym już „oficjalnie” dissują Centa i nawijają, że są „gotowi na wojnę”. 50 Cent nie pozwolił im długo czekać na odpowiedź. Także odwiedził Hot97 i zostawił Dj Flex’owi tajemniczą płytkę z nagraniem pod tytułem “Piggyback”. Flex oznajmił słuchaczom, że takową płytkę dostał, i że zapoda im to nagranie w najbliższym czasie. Czas mijał, a fanom Centa nie było dane usłyszeć tego nagrania. W końcu Flex doczekał się licznych telefonicznych skarg od słuchaczy. W ostatnich minutach programu wypowiedział się w tej kwestii. Powiedział słuchaczom, iż zmienił zdanie i nie puści płytki, którą dostał od 50’. Zdenerwowani fani oczekiwali wytłumaczeń ze strony Dj’a, dlaczego OSTATNIE LATA FIFTY MOŻE ZALICZYĆ DO UDANYCH, NIE DOZNAŁ ŻADNEJ DRUZGOCĄCEJ PORAŻKI, A JEGO ŻYCIE NIEMAL CAŁY CZAS JEST PRZEPEŁNIONE SUKCESAMI Okrzyk jego ekipy (GgGgGg-Unit!) jest znany niemal każdemu. Jego życiorys jest powszechnie znaną historią (na jej podstawie powstaje film „Lock & Loaded” z „Kuloodpornym” w roli głównej), zwłaszcza po wydaniu debiutanckiego albumu w labelu Shady’ego, który pomimo prostoty rymów i niewyróżniającego się flow, został przyjęty wręcz „z owacjami” przez słuchaczy. Jednak droga 50 Centa nie zawsze była usłana różami. Jako dzieciak musiał zarabiać na siebie handlując crack’iem. Później zajął się układaniem rymów, jednak była to dla niego zabawa, pewna odskocznia od 12 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 artykuł. Jego nieudany, a raczej nawet nie rozpoczęty związek z Alicia Keys, był jednym z głównych tematów brukowców w minionym roku. Oprócz pecha w miłości Curtis miał problemy z haterami. W ciągu tych paru lat nie obeszło się także bez beef’ów, jednak z większości wyszedł obronną ręka. O beef’ie z Ja Rule’m wiedzą chyba wszyscy, a ostatnio głośno jest o beefie z „Tłustym” Joe i Jadakiss’em. Obaj panowie dograli swoje zwrotki do numeru „New York” Ja Rule’a i nieoficjalnie dissują Centa i Game’a nie zapoda materiału, który dostał od swojego gościa. Flex stwierdził, iż była to jego osobista decyzja i że nie chce propagować przemocy w Hip-Hop’ie, bo jego zdaniem track mógłby zapoczątkować nieprzyjemną sytuacje. Łatwo się domyśleć jaką sytuacje miał na myśli. Ów numer ma znaleźć się na nowym albumie Centa. Kolejnym „świeżym” konfliktem jest nieprzyjemna sprawa z niejakim Eedris’em Abdulkareem (uważającym się za najlepszego rapera w Afryce). Nie jest co prawda to nikt „ważny”, ale historia konfliktu jest całkiem ciekawa. Eedris Abdulkareem jest Nigeryjczykiem, a całe zdarzenia miało miejsce w trakcie trasy Centa po Nigerii. Trasa odbyła się pomiędzy 1i 5 grudnia 2004. Eedris miał zagrać z Cent’em. Nigeryjski raper ma za złe „Pół dolarówce” to, w jaki sposób został potraktowany przez jego ochronę. Ochroniarze 50’ już nie pierwszy raz są oskarżani o coś takiego (podobna sytuacja miała miejsce ze statystami w klipie „Poppin’ them thangs”). Wszystko miało odbyć się w samolocie, w którym organizatorzy koncertów mieli porozmawiać z Nigeryjczykiem na temat jego ewentualnego występu z Cent’em. Raper z Afryki, tak przedstawia swoją wersje zdarzeń: “Siedziałem sobie spokojnie na końcu samolotu w strefie VIP, a tu nagle słyszę: “Spadaj z tego siedzenia”. Spytałem “z jakiego siedzenia?” Powiedzieli mi, że tu siedzi 50 Cent, natomiast ja odpowiedziałem, że jest mi przykro, ale Cent nie będzie mógł tu usiąść. To moje siedzenie. Po krótkiej kłótni, jakiś koleś podszedł i chwycił mnie za kark. Potem i inni przyszli i też zaczęli mnie bić. Moi chłopcy przyszli mi pomóc i dali im wycisk. Powiedziałem im kim jestem i, że nie zagrają koncertu. Zleciłem by zadzwonili po pomoc do Stanów. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że Cent nie wiedział, że jestem artystą. Spytałem czemu nikt mu nie powiedział. Powiedział, że im bardzo przykro. Poinformował mnie, iż 50’ chce przeprosić mnie osobiście i uścisnąć moją dłoń. Po za tym chciał by zagrać ze mną na tym koncercie. Powiedziałem, że nie ma mowy. Niech Cent idzie sam i niech zrobi to co ma do zrobienia.” To był powód dla którego 50 Cent postanowił natychmiast powrócić do Stanów. Poszkodowany nadal przebywa w szpitalu i oficjalnie wypowiada się w tej sprawie. Cent podczas niedawnej rozmowie z Flex’em Hot 97 całkowicie zaprzeczył wersji Eedri. Tak czy inaczej ostatnie lata Fifty może zaliczyć do udanych, nie doznał żadnej druzgocącej porażki, a jego życie niemal cały czas jest przepełnione sukcesami. Tak jest do dnia dzisiejszego. Po wydaniu albumów swoich „podopiecznych”, przyszła kolej na drugi album Centa „The Massacre”, który ma ukazać się 8 marca. Nie musimy się obawiać o poziom krążka skoro warstwą muzyczną zajął się m.in. (jak w przypadku „G.R.O.D.T.”) Dr. Dre, Eminem, Hi Tek, Sha Money XL. Gościnnie na płycie ma pojawić się m.in. Eminem, G-Unit i pierwsza dama w wytwórni G-Records. – Olivia. Po ciekawym dograniu się Centa na „Encore” Eminem’a (znaczna poprawa pod względem lirycznym i flow) możemy mieć tylko dobre przeczucia, oby nas nie zawiodły. WŚRÓD GWIAZD HIP-HOP’U, KTÓRE MINĘŁY (ŚPIĄ?), NIE MOGŁO ZABRAKNĄĆ NIKOGO ZE SCENY RAGGA MUFFIN. CHODZI OCZYWIŚCIE O DAWNO NIE SŁYSZANYM, A JAKŻE POPULARNYM JESZCZE 10 LAT TEMU SHABBA RANKSIE. WIELE OSÓB PAMIĘTA JEGO HICIOR “MR. LOVERMAN”, A TAKŻE KILKA INNYCH, TROCHĘ MNIEJ POPULARNYCH. CO SIĘ Z NIM TERAZ DZIEJE I DLACZEGO NIC OD NIEGO NIE SŁYCHAĆ? TEKST:NOMAD MRLOVERMAN JAMAJSKIE KORZENIE Urodził się 17 stycznia 1966 jako Rexton Rawlston Fernando Gordon w Sturgetown na Jamajce. Kiedy miał osiem lat, rodzice przenieśli się do stolicy Jamajki, Kingston, do jednej z najgorszych dzielnic miasta: Trenchtown, gdzie urodził się też i wychował Bob Marley. Tam Rex zafascynował się muzyką reggae i prowadzeniem w klubach tego typu imprez. Jego faworytami wówczas byli Charlie Chaplin (nie ten aktor, tylko toaster jamajski!), General Echo, Brigadier Jerry, Yellowman i Josey Wales. NIEUZNANE SINGLE Rodzice nie patrzyli przychylnie na jego zainteresowanie muzyką i woleli, aby został pilotem, czy inżynierem. Jednak on zaczął próbować swych sił na występach i już w 1985r. jako Co-Pilot, wraz z kolesiem o ksywce The Navigator (nomen-omen) wydali pierwszy singiel pt. “Heat Under Sufferer’s Feet”, który zwrócił uwagę idola Rexa, Josey Wales’a i ten wziął go pod swą opiekę. Od tamtej pory, począwszy od singla “Original fresh”, Rex wydawał kosmiczne ilości singli, ale żaden nie zdobył większego uznania, mimo udziału tak popularnych osób jak Chaka Demus. Jednak, dzięki singlom takim jak “Needle eye punnany” ostre i kąśliwe teksty Shabby, odnoszące się do seksu, zaczęły być rozpoznawalne na Jamajce (‘punnany’ – ‘pizda’ w dialekcie jamajskim – przyp. red.). KRÓL STYLU Od kiedy Shabba przeniósł się w 1989r. do nowego studia i wytwórni Bobby Digitala zaczęło się pasmo sukcesów. Wtedy już jako Shabba Ranks (Shabba odnosi się do afrykańskiego króla, Ranks określa umiejętności i styl) wydał kilka singli, które przyniosły mu ogromny sukces i rozpoczął swoje świetne występy, pełne zaskakujących zwrotów akcji, jak np. lądowanie na scenie ze śmigłowca. Do 1991r. wydał ok. 50 singli, prawie każdy odniósł sukces. Jego talent dostrzeżono także w Wielkiej Brytanii, gdzie współpracował z wieloma producentami. Wydał niezależnie dwie płyty: “Rappin’ With the Ladies”, zawierający covery starych przebojów reggae, śpiewanych przez kobiety i “Holding On” (1989r.), z przebojami “Mr. Loverman”, “Pirathes’ anthem” (z Cocoa Tea & Home T) i innymi. PRZYGRYWAŁ RODZINIE ADAMSÓW Popularność zaowocowała podpisaniem kontraktu z wytwórnią Epic i wydaniem pierwszej oficjalnej płyty “As Raw As Ever” (1991r.), z udziałem Maxi Priesta i KRS1. Płyta zdobyła nagrodę Grammy za najlepszy album reggae. W międzyczasie singiel “Mr. Loverman” został ponownie wydany, tym razem na cały świat i umieszczony na ścieżce dźwiękowej do filmu “Deep Cover”. Shabba poszedł za ciosem i rok później wydał dwie kolejne przebojowe płyty: Najpierw “X-tra Naked” z gościnnymi udziałami Johnny Gill’a, Queen Latifah i Chubb Rock’a, za którą to płytę Shabba otrzymał kolejną nagrodę Grammy i kilka miesięcy później wyszły następne płyty. Na “Rough & Ready Vol. 1” zebrane były starsze hity, jak właśnie “Mr. Loverman” i “Pirathes anthem”, a także “Mr. Maximum” ze zbiorem starych singli. Dzięki zyskanej sławie, kawałek Shabby, cover “Family affair” zespołu Sly & Family Stone trafił na soundtrack do filmu “Rodzina Addamsów”. Rok 1995 przyniósł kolejny album pt. “A Mi Shabba”, który pomimo hitów takich jak “Ram Dancehall”, “Let’s Get It On” i “Shine Eye Gal” nie przyniósł spodziewanego sukcesu i Shabba zniknął ze sceny. Powrócił w 1998r. aby pomóc w produkcji płyty King Jammy’iego, utwory te trafiły na płytę “Get Up Stand Up”. ZAGINĄŁ Słuch o Shabbie zaginał. Miało to pewnie związek z zawałem, jaki przeżył w połowie lat dziewięćdziesiątych, trochę z rozczarowaniem związanym z płytą “A Mi Shabba”. Dość, że jedyne nowe płyty jakie się ukazywały, to składanki największych przebojów. Sam Shabba na razie nie myśli o powrocie do biznesu. Zebrał wystarczającą ilość pieniędzy, nowe składanki powiększają jego dochody, natchnienie wyraźnie odeszło. Cóż, może jeszcze kiedyś Mr. Loverman wróci ze swymi pikantnymi historyjkami. BIAŁASTRONA (Część I: �11; część II: �14) AUTOR: SCHRODY Konkurencji dla Eminema wielu upatruje w pochądzącym z południa USA białym raperze LIL WYTE. Jego r o d z i n ny m miastem jest Memphis w stanie Tenessee. Debiut tego rapera jest datowany na 2003 rok – „Doubt Me Now”, a drugi album na październik 2004. Hip-hop LIL WYTE’a oscyluje wokół klimatów imprezowo-baunsujących, w których tworzeniu pomagają mu producenci z Three 6 Mafia. Tym sposobem „Mały Biały” dołącza do grona innych białych baunsiarzy takich jak HAYSTAK, SPARXXX, REMEDY, DF DUB, STAGGA LEE, TBONE, ANYBODY KILLA czy PSYCHOPATHIC RYDAS [vide: cz.1 artykułu w #11 H-H.pl]. Kooperację HIGH & MIGHTY tworzą raper MR.EON oraz DJ MIGHTY MI znani z grupy SMUT PEDDLERS (vide: cz.2 w #14 H-H.pl). Ich obsesja hip-hopem zaczęła się w 1980 roku w ich rodzinnym mieście – Filadelfii. Po ukończeniu studiów na Boston University założyli własny label - Eastern Conference Records. Ich debiutancki album „Home Field Advantage” datowany jest na 1999r. mimo, że wiele pojedynczych nagrywek ukazało się dużo wcześniej. Duże zainteresowanie składem HIGH&MIGHTY bierze się między innymi z ogromnego podobieństwa barwy głosu i techniki rapu MR.EON’a do Red Man’a. Jak do tej pory HIGH & MIGHTY nagrali utwory z wieloma znanymi raperami, wśród których znajduje się między innymi EMINEM (utwór „The last hit” z płyty debiutanckiej), EL-P, MAD SKILLZ. Pod etykietą EC Records swoje solowe albumy wydaje kolejny biały raper COPYWRITE 78 [po prawej], który od niedawna rapuje także w duecie z CAGE’m jako formacja WEATHERMEN. Raper debiutował w 1998 roku z zespołem MHZ, ale 2 lata później z niego wystąpił, aby – jak twierdzi - współpracować z bardziej undergroundowymi raperami (min. EL-P, SMUT PEDDLERS). HIP-HOPU W USA cz.III Związany ze sceną Filadelfijską jest także VINNIE PAZ rapujący w JEDI MIND TRICKS do bitów zapodawanych przez DJ’a STOUPE. Formacja ta pierwszy LP wydała w 1997 roku, a najświeższy pochodzi z roku bieżącego. JMT trzymają się z głównymi przedstawicielami undergroundowego hip-hopu East Coast tj. reprezentującymi Nowy Jork NON PHIXION i NECRO, a także kolaborują z Bostońską kooperacją dj’a 7L z białym raperem ESOTERIC. Do białej reprezentacji East Coast należy także zespół DEMIGODZ [po lewej], blisko trzymający się z wspomnianymi JMT i 7L&ES. Najważniejszą postacią jest tu emce APATHY, ale oprócz niego udzielają się jeszcze trzej biali raperzy: CELPH TITLED, OPEN MIC oraz ONE TWO. Członkowie grupy nagrywali nielegale już od początku lat 90., ale oficjalnie zespół powstał w 1993r. Za oprawę dźwiękową poczynań grupy odpowiedzialni są dj’e CHUM i CHEAPSHOT. Do wspólnych nagrywek DEMIGODZ zaprosili swojego czasu kanadyjską raperkę o pseudonimie ETERNIA i jej rodaka SAGE FRANCIS’a. Po drugiej stronie USA – na wybrzeżu zachodnim, w Los Angeles – biały hip-hop jest reprezentowany (poza KOTTONMOUTH KINGS, T-BONE, PSYCHO REALM, LA SYMPHONY, DELINQUENT HABITS, ANTICON) przez raperów THE GROUCH oraz ELIGH nagrywających solo, a także w duecie GROUCH&ELIGH. Obaj MC należą do rodziny Living Legends zrzeszającej jeszcze oprócz nich jedenastu niezależnych hip-hopowców i w jej obrębie należą do kolejnych projektów – GROUCH jest członkiem składu CMA, a ELIGH rapuje w 3MG. Pierwszy solowy album Eligh’a pochodzi z roku 1996, Grouch’a z 1995, a wspólny z 1998r. Również w Kaliforni, hip-hop w swoim unikatowym psychodelicznym stylu robi grupa ANTICON, składająca się z 8 białych hip-hopowców (SOLE, ALIAS , DOSEONE, JEL, PEDESTRIAN, WHY? , ODD NOSDAM , PASSAGE). Dokonania dwóch raperów – Dose One i Jel’a – można znaleźć pod osobnym projektem o prostej nazwie THEMSELVES. Unikatowość Anticonu polega przede wszystkim na rapowaniu nie tylko do standardowych hip-hopowych bitów, ale także do zapożyczonych z jungle, drum’n’bass, electro czy trip-hop. Ponadto każdy artysta Anticon nagrywa solowo psychodeliczny materiał na swój sposób. Pierwsze wzmianki o tej grupie datowane są na rok 1998, a jego założycielami są wymienieni Sole i Pedestrian. Członkowie Anticonu jak do tej pory nagrali w sumie ponad 20 albumów. HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 15 WITAMY PONOWNIE KIEDY MÓWI SIĘ M.A.F.I.A. (“Young Casanova”), aż po Busta Rhymes O POWROCIE (“The Body Rock”) pragnęli zaczerpnąć odrobiny klasy MŁODEGO Mase’a. Recenzenci mieli na jego temat podzielone zdaCZŁOWIEKA, KTÓRY nia: niektórzy chwalili unikalny styl rapowania Mase’a, WYROBIŁ SWOJĄ inni skutecznie odpierali jego wdzięki (Ira Robins “MARKĘ” PODCnazwała Mase’a “najszczęśliwszym beztalenciem od ZAS NAJBARDZIEJ czasów Eda McMahon”). W międzyczasie tych dyskusji EKSCYTUJĄCYCH Mase udzielił się w kolejnych kolaboracjach, m.in. “Top MOMENTÓW Of The World” Brandy, “Horse And Carriage” Cam’ron, W HISTORII “Love Me” 112 oraz na ścieżce dźwiękowej filmu “RuHIP-HOP’U, grats” w towarzystwie Blackstreet i Mya. W kwietniu O MĘŻCZYŹNIE, 1998r. zapełnił nagłówki gazet swoim aresztowaniem KTÓRY WPROWADZIŁ w Nowym Jorku (został oskarżony o naprzykrzanie się DO MUZYCZNEJ prostytutce, jednak zaprzeczał). KULTURY SPORĄ DAWKĘ TALENTU, W DRODZE DO PIEKŁA CHARYZMY Na szczęście owe wydarzenia szybko przeszły do histoI NIEODPARTEGO rii i w 1999r. Mase wydał album o nazwie “Double Up”. UROKU, Wtedy wszystko obróciło się o 180 stopni. W kwietniu, NALEŻY ZACZĄĆ zupełnie nieoczekiwanie, największe rapowe odkrycie OD SŁÓW, KT ÓRE lat dziewięćdziesiątych, artysta, o którego współpracę SĄ W TYTULE. biły się największe gwiazdy ogłosił, że jest gotowy Minęło aż pięć lat, odkąd 26-letni podopieczny raper P.Diddy’ego, Mason „Mase” Betha, w chwale zszedł ze sceny, poświęcił się wyższemu powołaniu i głos o nim zamilkł. Jednak “Prince Charming” powrócił z nowym albumem “Welcome Back” i wydaje się, że odtąd będziemy o nim słyszeć już na każdym kroku. Ogniste 12 kawałków bez pardonu zaatakowało radia, podbiło parkiety klubów oraz serca słuchaczy na całym świecie. I chociaż Mase nadal dąży w kierunku, który wyznaczyła mu wyższa instancja (wystarczy wsłuchać się w teksty piosenek), nie zapomniał o dobrym skręcaniu beatów. PRAWIE JAK ZAKĄSKA Powrót Mase’a stosownie rozpoczyna singiel “Welcome Back”, zabawny i wesoły, którego niebywały sukces po obu stronach Atlantyku dowodzi, że wszystkim brakowało tego klimatu. “Był sens w tym, żeby wystartować właśnie z tym utworem” - mówi siedmioplatynowy gwiazdor. “Mimo to nie należy on do moich ulubionych. To było prawie jak zakąska. Będzie można usłyszeć tę różnicę pomiędzy pierwszym, a drugim singlem. Ten drugi będzie brzmiał bardziej jak Mase. Ten poprzedni był jak... Ach, nie chcę zbyt wcześnie wszystkiego zdradzać.” – dodaje Mase. Właśnie w tym miejscu zaczyna się prawdziwa “gra”. Mase dał czadu z prowadzącym singlem “Breathe, Stretch, Shake”. Warto sprawdzić również “I Wanna Go”, gdzie raper nawiązuje koncercie, w Los Angeles, podczas festiwalu Summer Jam with The Beat. Nie byłem pewien, czy ludzie w ogóle jakoś odpowiedzą na mój występ. Wyszedłem na scenę i powiedziałem „Hej wszystkim, wróciłem!”. A oni na to „WOW”, jakbym przed nimi po raz pierwszy raz w życiu stanął. Każdy przy scenie się bujał, to było naprawdę cudowne.” - opowiada Mase. WIĘCEJ FORSY I PROBLEMÓW Mason Durrell Betha urodził się w Jacksonville, na Florydzie, 27 sierpnia 1977 roku. Kiedy miał pięć lat to jego rodzina przeniosła się do Harlemu, a w wieku trzynastu odesłano go znowu na Florydę, tłumacząc to złym towarzystwem, w jakim zaczął się obracać. Dwa lata później przeprowadził się samodzielnie do Nowego Jorku i zaczął rapować, z początku zabawiając w ten sposób swoją drużynę koszykarską. Mase był na tyle dobrym koszykarzem, że wygrał stypendium do SUNY, jednak Hip-Hop okazał się ważniejszy. Pod pseudonimem Mase Murder wstąpił do grupy zwanej Children of the Corn, która rozpadła się po śmierci w wypadku samochodowym jednego z członków. Młody harlemski MC postanowił rapować solo i zaczął nawiązywać kontakty w nowojorskich klubach. W 1996r. wybrał się do Atlanty na konferencję muzyczną, w nadziei na zapoznanie się z Jermaine Duprim. Jednak spotkał Seana “P. Diddy” Combsa, wtedy znanego jako porzucić show biznes. Oświadczył, że przechodzi na emeryturę, aby móc podążyć drogą prawdziwego powołania. Rzekomo miał wizję, w której prowadził ludzi do piekła. Odmówił promowania koncertami “Double Up”, lecz udzielił kilku wywiadów. Być może z powodu kiepskiej reklamy krążka lub zawiedzenia fanów, album zajął żenujące miejsca na listach na całym świecie, zyskał status jedynie złotej. Czy teraz raper żałuje swojej decyzji? “Absolutnie nie. To była przepiękna rzecz, ponieważ pozwoliła mi dojrzeć jako człowiekowi i teraz moim atutem jest m.in. to, że nie chowam się za złotem, biżuterią i tymi rzeczami. Jestem teraz bogaty wewnątrz i na zewnątrz. Przedtem byłem jedynie na zewnątrz i bardzo źle się ze sobą czułem” – wyjaśnia Mase. RAPASTOR Przez pięcioletnią przerwę Mason Betha nie próżnował. Został studentem uniwersytetu Clark Atlanta oraz pastorem własnego kościoła. Otrzymał honorowy tytuł doktora teologii od nowojorskiego Instytutu Biblii im. Św Pawła w 2002r. i nadal naucza w swoim rodzinnym mieście – Atlancie. Dokonał osobistego i zawodowego poświęcenia, aby pójść drogą prawdziwego powołania. W tamtym czasie nie występował i nie pisał tekstów. Nie słuchał nawet radia, nie mówiąc już o śledzeniu list przebojów. Jednak album “Welcome Back” wcale nie oznacza, że Mase opuścił kościół czy wyrzekł się MASE ZOSTAŁ PASTOREM WŁASNEGO KOŚCIOŁA. OTRZYMAŁ HONOROWY TYTUŁ DOKTORA TEOLOGII OD NOWOJORSKIEGO INSTYTUTU BIBLII IM. ŚW PAWŁA. do swojej drugiej połówki i opowiada o prawdziwych wyborach i miłości. Nie można zapomnieć o “Keep It On”, wolnej hip-hop’owo/R&B perfekcji, doskonałej na tak zwane afterparty, której specjalna wiadomość skierowana jest do młodych dziewczyn: “nie musimy zdejmować naszych ubrań, żeby dobrze się zabawić”. Wśród innych, wartych głębszego przemyślenia utworów, znajdą się na pewno “I Owe” i “Gotta Survive”. Cóż mogą w takim razie wynieść słuchacze z tego krążka? “Głównym celem tego albumu było ponownie oswoić słuchaczy z moim głosem. Po tym jak się już na nowo przyzwyczają, będę mógł im mówić, co tylko zechcę. Dlatego nie mogłem tego zrobić na tym albumie. Musiałem im udowodnić, że naprawdę powracam. Stało się to przede wszystkim na pierwszym 16 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 Puff Daddy. Mase musiał spowolnić swój styl, by nadać mu bardziej gładkie i dostępne brzmienie, ale dzięki temu wpisał się w poczet gwiazd Bad Boy Records. Po raz pierwszy zabłysnął w 1997r., w hicie 112 “Only You (Remix)”. Mimo to nigdy nie zapomnimy hitu “Can’t Nobody Hold Me Down” czy innej kolaboracji z P. Diddym: “Mo Money, Mo Problems”. Przez resztę 1997r., z wysokim profilem gościnnych występów za pasem, Mase kontynuował rozpowszechnianie swego nazwiska przez realizację debiutanckiego albumu, poczwórnie platynowego “Harlem World” oraz wydanie takich kawałków, jak “Feels So Good”, “24 Hours To Live”, “What You Want” i “Lookin’ At Me”. Wkrótce wszyscy, począwszy od Mariah Carey (“Honey”) i Briana McKnight (“You Should Be Mine”), poprzez Junior wiary. Jak sobie radzi, będąc jednocześnie pastorem i MC, promującym album i dającym koncerty? “Szczerze mówiąc wszystko co robię poza Atlantą, robię między środą, a sobotą. Nie robię nic od niedzieli do wtorku. Mam własny samolot, więc mogę sobie na to pozwolić.” Mase także uspakaja, że podobnie jak wszystkie produkcje wytwórni Bad Boy, jego krążek nie ma nic wspólnego z nurtem gospel. “Nie jestem tu od tego, żeby nauczać. Muzyka to moje inne ja. Nie pragnę w ten sposób reklamować wiary czy osądzać kogo kolwiek, ale mam nadzieję, że uda mi się pokazać innym lepszą drogę życia.” Dlatego pozwólmy trąbom dąć, a graczom grać. Książę Harlemu powrócił i nawet lepszy niż wcześniej. Dwanaście utworów. Żadnych wstępów. Po prostu czysty ogień Mase’a. tekst: LILLY Martin Luther King od samego początku wzbudzał bardzo wiele emocji. W czasach, kiedy na południu USA wciąż panował terror, on namawiał do pokojowego dochodzenia swych praw. Jednak coraz większe poparcie zaczynały zdobywać ugrupowania murzyńskich ekstremistów. Młodzi podążali śladem nowych liderów, głoszących, że na przemoc należy odpowiadać przemocą. King był odmiennego zdania: „Nadal mam marzenie, że pewnego dnia szkoły, w których panuje segregacja rasowa, staną się reliktem przeszłości. Białe i czarne dzieci będą siedziały wspólnie w jednej klasie.”. Reakcją białych ekstremistów na te słowa była żądza krwi. Groźby kierowane pod adresem Kinga ze strony białoskórych manifestantów nie wychodziły najczęściej poza słowa, ale fakt, że wypowiadali je mieszkańcy północy był dla Kinga bardzo bolesny. Wiedział, że znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Nadal potępiał gwałt i przemoc i nie bał się swoich wrogów, a jego wzorem był zamordowany dwadzieścia lat wcześniej Gandhi. Wśród wrogów Martina Luthera Kinga prym wiedli oczywiście członkowie Ku Klux Klanu i innych rasistowskich organizacji. Czy jednak oni byli najbardziej niebezpieczni? Było wielu ludzi, którzy nienawidzili go w równym stopniu. Jednym z nich był John Edgar Hoover, dyrektor FBI w latach 1924-72, który nabrudził w życiu Kinga jak nikt inny. ZNEUTRALIZOWAĆ KINGA Kiedy pod koniec 1963 roku “Time” ogłosił Martina Luthera Kinga “człowiekiem roku”, Hoover wpadł we wściekłość: “Musieli głęboko grzebać w śmietniku, by wydobyć kogoś takiego”. Jego stosunek do problemów rasowych, niechęć do przyjmowania do pracy czarnych agentów, sprzeciw wobec ruchu praw obywatelskich, tłumaczono dziedzictwem epoki. Urodził się w okresie apartheidu na południu, w czasach gdy murzyni mieli służyć i być za to wdzięczni. W okresie prezydentury Kennedy’ego, chcąc nie chcąc, został wciągnięty w walkę ras. Kampania ruchu praw obywatelskich i gwałty, jakimi reagowali na nią biali południowcy, stały się głównym problemem polityki wewnętrznej Stanów Zjednoczonych. Nagle agenci FBI zaczęli prowadzić dochodzenia w sprawie brutalnych akcji policji i musieli zapobiegać nadużyciom w kwestii praw czarnych. Biuro było zmuszane do podejmowania takich zadań, do których Hoover czuł obrzydzenie. Martin Luther King zdobył coś, co dyrektor FBI utracił – przychylność prezydenta i prokuratora generalnego. Opublikowany w maju 1961 roku szkicowy raport na temat Kinga nasunął Edgarowi myśl, że czarny przywódca może być powiązany z partią komunistyczną. Raport zawierał też sugestię, że FBI powinno poddać KTO ZABIŁKRÓLA? KILKA MIESIĘCY TEMU NA ŁAMACH HIP-HOP.PL MOGLIŚCIE BLIŻEJ ZAPOZNAĆ SIĘ Z OSOBĄ DOKTORA MARTINA LUTHERA KINGA. PISAŁEM WÓWCZAS, IŻ W JEDNYM Z KOLEJNYCH NUMERÓW POSTARAM SIĘ OPISAĆ KULISY ZAMACHU NA JEGO ŻYCIE. ABY W PEŁNI ZROZUMIEĆ OKOLICZNOŚCI, KTÓRE W KONSEKWENCJI DOPROWADZIŁY DO TAKIEGO PRZEBIEGU ZDARZEŃ, NALEŻY SPOJRZEĆ NA ŻYCIE KINGA OD NIECO INNEJ STRONY. POZNALIŚCIE JUŻ KINGA JAKO CZŁOWIEKA, KTÓRY NIEJEDNOKROTNIE UDOWADNIAŁ, ŻE DZIĘKI DETERMINACJI I POŚWIĘCENIU SIĘ DLA SPRAWY, MARZENIA MOGĄ SIĘ SPEŁNIĆ. TERAZ SPÓJRZCIE NA NIEGO, JAKO NA OSOBĘ ŻYJĄCĄ W NIEUSTANNYM ZAGROŻENIU, LICZĄCĄ SIĘ KAŻDEGO DNIA Z MOŻLIWOŚCIĄ ZAMACHU, NA OSOBĘ INWIGILOWANĄ NIEMAL NA KAŻDYM KROKU PRZEZ AGENTÓW FBI I CIA, DLA KTÓRYCH SZARGANIE DOBREGO IMIENIA KINGA I UJAWNIANIE KOLEJNYCH, CZĘSTO NACIĄGANYCH SKANDALI STANOWIŁO NAJKRÓTSZĄ DROGĘ DO ZDOBYCIA AWANSU. Kinga ścisłej inwigilacji. “Dlaczego by nie?” – napisał na marginesie, a słowa te oznaczały początek siedmioletniej vendetty. W 1919 roku Edgar, jako młody urzędnik odegrał czołową rolę w wytropieniu czarnego przywódcy poprzedniej generacji, Marcusa Garvey’a. Urodzony na Jamajce Garvey snuł przed czarnymi Amerykanami fantastyczne marzenia o masowym exodusie do Afryki, gdzie obiecywał utworzyć czarne imperium. Hoover usiłował doprowadzić do zasądzenia lub deportowania Garvey’a i osiągnął zarówno jedno i drugie. Prześladowanie Garvey’a było zaprawą na przyszłość. Próby ustalenia, iż jest komunistą, posługiwanie się czarnymi donosicielami penetrującymi środowisko i stosowanie podsłuchu w celu poznania szczegółów z życia prywatnego – oto metody, które Hoover wykorzystał w walce z Kingiem. Hoover uważał, iż inicjowane przez Kinga wielkie, pokojowe marsze murzynów są zagrożeniem dla porządku publicznego. Obawiał się zwłaszcza zapowiadanego przez niego kolejnego marszu na stolicę kraju, który mógł się przerodzić w prawdziwe powstanie czarnych. King często krytykował FBI, że nie zapewnia dostatecznej ochrony murzyńskim działaczom na południu. W zamian FBI inwigilowało go na pełną skalę, szukając powiązań z komunistami. Aż do końca 1963 roku inwigilowanie to nie dostarczyło żadnych materiałów, które pozwoliłyby napiętnować czarnego przywódcę jako komunistę, dało natomiast wiele podstaw do zakwestionowania jego osobistej moralności. Pastor King uprawiał na potęgę seks, nie przejmując się tym, że jest duchownym kościoła baptystów i człowiekiem żonatym. “Jestem poza domem co najm- HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 17 i zapisy rozmów do redakcji gazet i jego żony. Do ich opublikowania nigdy nie doszło, ale Hoover postarał się, by zawarte na nich wiadomości rozpowszechnić w kołach politycznych. King popadł przez to wszystko w głęboką depresję i kłopoty ze snem. Po dłuższej dyskusji z Abernathym postanowił jednak nie poddawać się naciskom. “Nie ulegliśmy Hooverowi i FBI” – powiedział Abernathy w 1989 roku – “ponieważ walczyliśmy o słuszną sprawę”. niej dwadzieścia pięć dni w miesiącu” – powiedział jednemu z przyjaciół. “Pieprzenie jest dla mnie formą rozładowania napięcia” - mówi. Wielu członków jego świty, nie wyłączając najbliższego przyjaciela, pastora Ralpha Abernathy’ego, robiło to samo. Sypianie z kobietami nie jest wykroczeniem federalnym, ale dla Hoovera i jego współpracowników znajomość tych faktów była potężnym orężem. Od tej pory kwestia ewentualnych powiązań z komunistami stała się jedynie oficjalnym powodem inwigilacji, maskując cele całkowicie odmienne. Współpracownicy Edgara zmierzali do osiągnięcia “pożądanego rezultatu” w zneutralizowaniu Kinga jako faktycznego przywódcy czarnych. Za Kingiem nieustannie podążała wyposażona w najlepszy sprzęt do inwigilacji brygada agentów FBI. Każde miejsce pobytu Kinga, o którym dowiadywali się agenci, było zawsze wcześniej faszerowane mikrofonami i pluskwami. Wiosną 1964 roku wysiłki Hoovera na rzecz zniszczenia Kinga były bardzo zaawansowane. Na wiadomość o tym, że Marquette University w Milwaukee ma zamiar przyznać Kingowi PROROCZNE KAZANIE W 1968 roku, kiedy King przybył do Memphis, by udzielić poparcia strajkującym robotnikom, nagonka wzmogła się. Przez cały czas obawiał się ataku. Hoover zawsze uważał Kinga za komunistę. Teraz murzyński przywódca zaczął protestować przeciwko wojnie wietnamskiej i popierać organizację Biedni Ludzie na Rzecz Białych i Czarnych. Wystąpienia antywojenne Kinga spowodowały, że bliżej zaczął przyglądać mu się także wywiad wojskowy. Kiedy w Memphis wybuchły zamieszki, King uznał, że mają one ułatwić dokonanie zamachu na niego. Przed wygłoszeniem kazania w świątyni Massonów King był wyraźnie poruszony. Słowa, które wypowiadał tego dnia, okazały się prorocze: “Chcę po prostu wypełniać wolę Boga. To on pozwolił mi wejść na sam szczyt, skąd ujrzałem ziemię obiecaną. Być może nie będzie mi dane do niej dotrzeć, ale zapewniam Was, że Wam się to uda. Jestem dziś szczęśliwy, niczym się nie martwię, nikogo się nie boję. Me oczy ujrzały przychodzącego w glorii Pana”. Nazajutrz wieczorem, 4 kwietnia 1968 roku o godzinie 18:01, padł strzał. Kula trafiła go poniżej prawego policzka, przeszła przez szyję i uszkodziła rdzeń kręgowy. Podczas konferencji prasowej zorganizowanej następnego dnia, jego współpracownicy oddali mu hołd: “Gardził przemocą. Pragnął zbawienia człowieka”. Na wieść o zabójstwie Kinga rozruchy wybuchły aż w 125 miastach. W Waszyngtonie podpalano budynki w odległości zaledwie kilku przecznic od Białego Domu, w Chicago policja zmuszona była użyć ostrej amunicji. Do końca tygodnia zginęło w zamieszkach 46 osób. Z rozkazu prezydenta Johnsona opuszczono flagi do połowy masztu i ustanowiono dzień żałoby narodowej. POSZUKIWANIE MORDERCY Zaraz po zabójstwie policja rozesłała list gończy za białym mężczyzną, ubranym w ciemny garnitur, który w chwilę po zamachu uciekł z domu noclegowego położonego na przeciwko motelu “Lorraine”. W biegu opuścił na chodnik strzelbę myśliwską Remington Gamemaster 30.06 z celownikiem optycznym. Oficjalna wersja wydarzeń, podana prasie przez policję, mówiła, że zamachowiec działał w pojedynkę i strzelał rozpaczliwie bronił się przed ekstradycją. Jednak na początku lipca sąd angielski nakazał wydanie go władzom USA. Raya osadzono w lokalnym więzieniu hrabstwa Shelby, bowiem zgodnie z amerykańskim ustawodawstwem morderstwo nie było przestępstwem federalnym, ale stanowym. Termin rozprawy wyznaczono na listopad, ale zmiana obrońcy i kwestie proceduralne spowodowały dwukrotne odroczenie procesu. Miał się wreszcie rozpocząć 7 kwietnia 1969 roku, rok po zamachu. Po aresztowaniu Ray’a pastor Ralph Abernathy kierował swe podejrzenia w dwóch kierunkach. Początkowo myślał, że stał za tym Ku Klux Klan. Później, że King został zamordowany przez kogoś wyszkolonego lub wynajętego przez FBI i działającego na polecenie samego Hoovera. Mało kto dawał wiarę w to, iż aresztowany mógł działać w pojedynkę. SPRAWA SĄDOWA Sprawa zabójcy doktora Kinga wzbudzała ogromne zainteresowanie, dlatego media prześcigały się w dostarczaniu wiadomości dotyczących jego pochodzenia, powiązań i drogi ucieczki. Spekulowano na temat ewentualnych powiązań aresztowanego i jego mocodawców. Pisano nawet, że Ray był na usługach kubańsko–chińskiej konspiracji, że wynajęli go radykalni murzyni powiązani z bliżej nie określoną zagranicą, że w zamach była zamieszana sowiecka tajna policja. Zdarzały się też głosy oskarżające CIA, FBI i Ku Klux Klan. Szukano kontaktów Ray’a z amerykańskimi faszystami i jego rasistowskich uprzedzeń. Obrońcą Ray’a został Arthur Hanes, adwokat morderców Ku Klux Klanu, były agent FBI. W listopadzie 1968 roku, gdy zbliżał się pierwszy termin procesu, Ray nagle zrezygnował z usług Hanesa, który prawdopodobnie nakłaniał go do przyznania się do winy. Obrony podjął się inny znany adwokat z Teksasu Percy Foreman, chlubiący się ocaleniem tysiąca przestępców przed krzesłem elektrycznym. Nie doszło do rozprawy wyznaczonej na 7 kwietnia 1969 roku. Od końca lutego adwokat Ray’a prowadził tajne pertraktacje z sędzią Prestonem Battle i prokuratorem okręgowym Philem Canale. W końcu zawarto porozumienie: Ray przyzna się do winy, ale prokurator i sędzia nie będą domagali się dla niego kary śmierci i uzyskają takie zobowiązanie od ławy przysięgłych. Zrezygnowano również z przewodu, z powoływania większości świadków, z badania w trakcie procesu okoliczności i pobudek. Sprawiało to wrażenie zamknięcia ust oskarżonemu, który już wcześniej wspominał o powiązaniach spiskowych. 10 marca 1969 roku o godzinie 9:45 w sali sądowej w Memphis rozpoczął się trwający zaledwie dwie i pół godziny proces. Ray po przyznaniu się przed sądem do winy został KIEDY POD KONIEC 1963 ROKU “TIME” OGŁOSIŁ MARTINA LUTHERA KINGA “CZŁOWIEKIEM ROKU”. HOOVER WPADŁ WE WŚCIEKŁOŚĆ: “MUSIELI GŁĘBOKO GRZEBAĆ W ŚMIETNIKU, BY WYDOBYĆ KOGOŚ TAKIEGO” doktorat honoris causa, Edgar natychmiast wysłał agenta, by skłonił władze uczelni do zmiany decyzji. Agent, którego interwencja odniosła skutek, otrzymał nagrodę w gotówce. Narodowa Rada Kościoła Chrystusa poinformowana przez Williama Sullivana, zastępcę dyrektora FBI, o “osobistym prowadzeniu się” Kinga, przyrzekła, że już nigdy nie da mu nawet jednego dolara. Na polecenie Edgara te same oczerniające materiały przekazano Światowemu Związkowi Baptystów. Agenci otrzymali także polecenie nie dopuszczenia do publikacji artykułów Kinga w czasopismach, a nawet jego książki. Kiedy w 1964 roku do Hovera dotarła wiadomość, że przywódca ruchu walki o prawa obywatelskie ma otrzymać pokojową Nagrodę Nobla, wpadł w wściekłość. “Poziom obyczajów naszego kraju sięgnął dna” – napisał, ignorując fakt, że Nagroda Nobla nie jest przyznawana przez Amerykanów. Edgar oblewał pomyjami Kinga u wszystkich urzędników, których funkcje wiązały się w jakikolwiek z Nagrodą Nobla – w Departamencie Stanu, Agencji Wywiadu Stanów Zjednoczonych i w ONZ. Technicy FBI przygotowywali się w tym czasie do podróży do Oslo, by inwigilować Kinga, gdy ten przyjedzie na uroczystość wręczenia nagrody, co było rażącym pogwałceniem przepisów prawa, ograniczających działania FBI do terenu Stanów Zjednoczonych. Hoover nadal kontynuował oczernianie Kinga wysyłając kompromitujące go zdjęcia 18 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 z okna ubikacji w noclegowni. Zastanawiające są jednak niedopatrzenia w pracy policji na miejscu zamachu. Nie sprawdzono sprzecznych z przyjętą wersją relacji świadków, którzy widzieli obłoczek dymu po oddanym strzale i mężczyznę z karabinem w ręku, podnoszącego się z krzaków przy motelu. Oprócz tego zaraz po zamachu nie zamknięto całego terenu, w celu zabezpieczenia wszystkich śladów. Wkrótce wycięto także krzaki, z których według niektórych świadków miał paść strzał. Bezpośrednie poszukiwania sprawcy nie przyniosły rezultatu. Zaczęto sprawdzać pozostawione przez niego ślady. Podejrzany o zabójstwo posługiwał się wieloma nazwiskami i dopiero 18 kwietnia zidentyfikowano pozostawione na broni odciski palców i ustalono prawdziwe dane poszukiwanego. Okazał się nim James Earl Ray, 41 letni zbieg z więzienia stanowego w Jefferson City w Missouri, gdzie odsiadywał dwudziestoletni wyrok za napad rabunkowy z bronią w ręku. Przez kilka tygodni szukały go tysiące agentów FBI, policja amerykańska, meksykańska, kanadyjska i zachodnioeuropejska, detektywi, informatorzy i Interpol. Wreszcie 8 czerwca inspektor Scotland Yardu zatrzymał na londyńskim lotnisku Heathrow pasażera, który chciał się udać do Brukseli. Po sprawdzeniu jego odcisków palców zidentyfikowano go jako Jamesa Earla Ray’a. Ray odmówił przyznania się do zbrodni przed sędzią brytyjskim i skazany na 99 lat pozbawienia wolności. Następnego dnia, rankiem 11 marca w największym sekrecie przewieziono skutego łańcuchami Ray’a do stanowego więzienia w Nashville. Dlaczego jego adwokat nie starał się, by skazano go na dożywotnie więzienie (w praktyce wyrok taki trwa około 13 lat) pozostaje zagadką do dziś. 31 marca zmarł nagle na atak serca w swoim biurze sędzia Preston Battle. Śmierć sędziego, który prowadził sprawę, automatycznie, zgodnie z ustawodawstwem stanowym, przekreśla możliwość apelacji. Nowy sędzia po przejęciu sprawy nie ma obowiązku wysłuchania więźnia, który przyznał się do winy, by uniknąć kary śmierci i chce to zeznanie cofnąć. A Ray prawie natychmiast po śmierci Battle’a wszczął batalię o rewizję procesu. Odrzucano kolejne wnioski, w których apelował, by zezwolono mu anulować przyznanie się do winy. Ray rozpoczął również poszukiwania nowego prawnika. ZABÓJCA NIEWINNY? W 1988 roku w wywiadzie dla telewizji, udzielonym w więzieniu, Ray oświadczył, że po raz pierwszy przyznał się do winy wyłącznie pod naciskiem FBI. Powiedział, że agenci grozili mu, że wsadzą do więzienia jego ojca i jednego z braci, jeżeli się nie przyzna. Uważał, że wykorzystano go w celu zamaskowania spisku FBI mającego na celu zamordowanie W 1975 roku prezydent Ford oświadczył, że ludzie odpowiedzialni za operację zniesławiania Kinga powinni zostać postawieni przed sądem. Następca Edgara na stanowisku dyrektora FBI, Clarence Kelly, zgodził się z tym. Jednak John Edgar Hoover już nie żył, a inni urzędnicy zamieszani w tę sprawę nigdy nie stanęli przed sądem. Od zamachu na doktora Kinga minęło już prawie czterdzieści lat, a jego zagadka nie została rozwiązana. Wątpliwości co do tego, że Ray działał w pojedynkę, czy posłużył tylko jako kozioł ofiarny nie rozwiał ani przeprowadzony w 1969 roku proces, ani też śledztwo Komisji ds. zamachów w 1978 roku. Są nawet i tacy, którzy uważają, że przewód sądowy jedynie zagmatwał sprawę i uczynił ją jeszcze bardziej podejrzaną. Oryginalna dokumentacja inwigilacji Kinga przez FBI przechowywana jest obecnie pod pieczęcią w Archiwum Narodowym i dopiero w 2027 roku historycy będą mogli zapoznać się z zawartymi w niej rewelacjami na temat życia seksualnego Kinga i innymi materiałami zgromadzonymi przez agentów. Ameryka i cały świat nadal nie znają, a być może nigdy nie będą znały całej prawdy o śmierci wielkiego murzyńskiego kaznodziei. tekst: Jarosław Wójcik Kinga. Chociaż twierdzeniom Ray’a raczej nie dawano wiary, to jednak uczeni zajmujący się tą sprawą zwracają uwagę na pewne szczegóły, świadczące o tym, że Ray kontaktował się z informatorem FBI przed zamordowaniem Kinga, i że FBI otrzymało wcześniej informacje wywiadu, że King zostanie zamordowany w Memphis. W 1993 roku w Memphis urządzono coś na kształt rozprawy. Ray zeznawał w swojej celi za pośrednictwem kamer telewizyjnych. Werdykt ławy przysięgłych był jednomyślny – niewinny. Obecnie adwokatem Ray’a jest William Pepper, przyjaciel Kinga. Twierdzi on, że ustalenia Komisji Kongresu ds. zamachów powołanej do zbadania sprawy w 1978 roku są nieprawdziwe. Komisja nie przyjęła tezy, że FBI było zamieszane w morderstwo Kinga. Doszła jednak do wniosku, że śledztwo było niewystarczające. Nikt nie wyjaśnił przekonująco, dlaczego upłynęły aż dwa tygodnie przed ogłoszeniem alarmu w sprawie Ray’a przez FBI, skoro był on uciekinierem z więzienia, a odciski jego palców znaleziono na przedmiotach pozostawionych na miejscu zbrodni. Było wśród nich nawet radio Ray’a z jego więziennym numerem identyfikacyjnym. Ray nie otrzymał także zgody na nowy, oficjalny proces i nadal przebywa w więzieniu utrzymując, że jest niewinny i padł ofiarą spisku. Nawet jeżeli John Edgar Hoover i FBI nie brali bezpośrednio udziału w zabójstwie, spoczywa na nich część winy. Rodzina zamordowanego też jest przekonana, że Ray jest niewinny. Zdaniem Peppera, który dziesięć lat poświęcił na zbadanie sprawy zabójstwa pastora Kinga, zamach miał następujący przebieg. W krzakach na przeciwko tarasu i drzwi do pokoju Kinga ukryty był zawodowy morderca. Na pobliskiej wieży ciśnień i dachach budynków znajdowali się snajperzy armii, gotowi na wypadek, gdyby zamachowiec nie wykonał swojego zadania. W pobliżu pastora przebywali agenci FBI, CIA oraz wywiadu wojskowego. Twierdzi także, że pod koniec marca 1968 roku do Memphis udała się specjalna grupa snajperów USA z zielonych beretów, przygotowanych by na rozkaz dowódcy otworzyć ogień do Kinga. James Earl Ray jest według niego niewinny, gdyż został zastraszony i wykorzystany jako kozioł ofiarny. Mordowanie dobrego imienia Kinga trwało nawet po jego śmierci. Edgar usilnie starał się zapobiec ogłoszeniu dnia urodzin Kinga świętem narodowym i zaaprobował plan przekonywania członków Kongresu, że King był “łajdakiem”. Dzień urodzin Kinga został ogłoszony świętem narodowym dopiero w 1983 roku. BEMOWO, ROK 1997. MIEJSCE JAK KAŻDE INNE W POLSCE, HISTORIA BLIŹNIACZA DO SETEK INNYCH HISTORII O POWSTANIU ZESPOŁU. JEDNAK NIKT WTEDY NIE PRZYPUSZCZAŁ, ŻE SKŁAD, KTÓRY SIĘ WÓWCZAS ZAWIĄZAŁ, STANIE SIĘ JEDNYM Z NAJWAŻNIEJSZYCH DLA ROZWOJU POLSKIEJ MUZYKI, I ŻE NAGRA PŁYTĘ PRZEŁOMOWĄ, KTÓRA DLA WIELU SŁUCHACZY STANIE SIĘ IKONĄ POLSKIEGO HIP-HOP’U. TO NIEZALEŻNY HIP-HOP Zespół Grammatik założyło dwóch chłopaków L.do. K i J.U.Z, którzy znudzeni ówczesną monotonnością w polskim hip-hop’ie, twierdząc, że „polskie grupy grają albo jak Kaliber, albo jak Molesta, albo jak Trzyha”, postanowili stworzyć coś świeżego i pokazać szerokie horyzonty hip-hop’u. Nazwę zespołu grupa zaczerpnęła z książki do języka niemieckiego. I tak pod szyldem Grammatik Eldoka i Jotuze rozpoczęli swoją działalność w rap grze. Grammatik był częścią zespołu Szyja Skład, do którego należeli także Edytoriał i Maesto. Poszczególne ekipy łączyło wspólne koncertowanie oraz producent. Na początku Eldo i Jotuze dostawali podkłady od Szychy, który jednak poświęcając się pracy z Edytoriałem, miał niewiele czasu dla młodego, bemowskiego składu. Jego rolę, próbował przejąć Juzek, ale z mizernym skutkiem, a z samych produkcji nic nie przetrwało. Zespół zadebiutował kawałkiem „24h”, który znalazł się na underground’owej składance, prezentującej młode warszawskie składy. Kompilacja ta wydana została przez Tytusa pod nazwą „Enigma: 0-22 vol. 2”. W 1998 roku do grupy dołączył Noon, który stał się producentem zespołu. W pełnym składzie i zacięciem Grammatik przystąpił do nagrywania dema zatytułowanego „EP”. Demówka rozeszła się w dość szybkim tempie (w ilości 500 sztuk), a utwory na niej zgromadzone wzbudziły duży entuzjazm. Jeden z kawałków z „EP”, „Płaczę rymami” uplasował się na pierwszym miejscu listy przebojów w Radiostacji, a prowadzący audycje Druh Sławek powiedział wtedy prorocze słowa „Grupa Grammatik, EP’ka i po długim namyśle, myślę, że mogę tak powiedzieć – najlepsza polska płyta, jaka do tej pory się ukazała”. Wkrótce zespół postanowił puścić ten materiał w legalny obieg. NIE OTWORZYSZ DRZWI... Pod koniec września 1999 roku na półki sklepowe trafił poprawiony, na nowo zmiksowany, poszerzony o nowe nagrania i remixy album zatytułowany „EP+”. Krążek ten wydała wrocławska wytwórnia Blend Records. Zarówno demówka jak i jej oficjalna reedycja były czymś zupełnie nowym na rynku. Wzbudziły spore zainteresowanie pokazując, że Hip-Hop nie kończy się tam gdzie wszyscy dotąd myśleli. Na pierwszej płycie w kawałku „Czasem” gościnnie wystąpił Ash, który wkrótce potem zasilił pełnoprawnie szeregi Grammatika. W poszerzonym składzie zespół przystąpił do nagrania nowego albumu, który ukazał się pod koniec 2000 roku nakładem wytwórni T1-Teraz. Druga płyta zespołu była jedną z najbardziej oczekiwanych płyt, a jej zawartość miała po raz kolejny wstrząsnąć polską sceną. I tak też się stało. Płyta „Światła miasta” jest jedną z najważniejszych płyt w historii polskiego Hip-Hop’u. Obok „Księgi Tajemniczej”, „Skandalu” i „Nastukafszy” stała się kolejną przełomową płytą, wytyczającą nowy kierunek rozwoju polskiej sceny hip-hop’owej. POPUŚCIĆ WODZE WYOBRAŹNI Tekstowo i muzyczne Grammatik zaprezentował świeże podejście i nowe pomysły. Ich styl był ambitnym poszukiwaniem nowych dróg artystycznej podróży. Podkłady inspirowane nagraniami DJ’a Shadow’a czy Lewis’a Parkera stworzyły krainę, zawieszoną gdzieś między niebem a piekłem, w której można całkowicie oddać się słuchaniu poetyckich wersów. Noon poskładał swoje produkcje z precyzyjnie i gustownie dobranych sampli, nierzadko charakterystycznie urwanych, oraz hipnotyzujących dźwięków pełnych melancholii. Talent i wrażliwość muzyczna sprawiły, że Noon został okrzyknięty jednym z najlepszych producentów w kraju. Oprócz muzyki także teksty Eldo, Asha i Juzka były odzwierciedleniem nowego podejścia i łamania schematów. „Kiedy piszemy swoje teksty to opieramy się na tym co mamy w głowie. Jest to bardzo osobiste. Dla słuchaczy jest to czasem trudne do zrozumienia, ale to wychodzi na dobre, bo zmusza ich do myślenia. Jeśli człowiek nad czymś myśli to prowadzi go to do tego żeby w końcu coś zrozumiał. Trzeba myśleć a nie naśladować bez sensu” - mówili członkowie zespołu. W ich lirykach słychać także słowa modlitwy i wyrazy wewnętrznych potyczek. Całość stworzyła płytę o nieposkromionej mocy wnikania w głąb każdego słuchacza, prowadząc go poprzez swoisty labirynt myśli. BLASKI I... Album „Światła miasta” przyniósł Grammatikowi komercyjny sukces. Promując płytę zespół zagrał ponad 170 koncertów w Polsce, Czechach i Niemczech. Mimo rosnącej popularności grupę dotknęły zmiany personalne. Ekipę opuściły dwie istotne osoby, które były współodpowiedzialne za sukces artystyczny płyty „Światła miasta”. Ash, który swoimi rymami uszlachetniał utwory oraz Noon, człowiek odpowiedzialny za to, w jakich klimatach postrzegany jest Grammatik. Na placu boju pozostał więc tylko trzon zespołu. Eldo zabrał się za nagrywanie solowego albumu. Płyta zatytułowana „Opowieść o tym co tu dzieje się naprawdę” wydana została w 2001 roku przez T1Teraz. Za produkcje na albumie odpowiedzialny był Dena. Materiał rozczarował słuchaczy, nie był on już tak porywający i głęboki jak „Światła miasta”, głównie pod względem produkcyjnym. Także Eldo zmienił swój styl. Tematyka jego tekstów obejmowała głównie przechwalanie siebie i krytykę innych. Mimo, że krążek nie odniósł zamierzonego sukcesu, echo wokół Grammatika nie ucichło. ...CIENIE Pojawienie się na scenie Grammatika wywołało dwojakie reakcje. Z jednej strony przychylne recenzje słuchaczy, z drugiej niechęć ze strony starych graczy. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby chodziło o zwykłą złość, spowodowaną tym, że Grammatik wydając „Światła miasta” zakończył niepodzielną dominację innych utytułowanych już składów. Jednak główne 20 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 sylwetka: GRAMMATIK BLASKI ICIENIE zarzewie konfliktu wynikało z wypowiedzi, jakich Eldo udzielał w dokumentach „Mówią bloki 2” i „Blokersi”. Krytykując poziom i hermetyczność polskiego Hip-Hop’u, powielanie schematów, błędny kierunek rozwoju kultury oraz manifestowanie poprzez teksty negatywnych wzorców Eldoka sprawił, że sam padł ofiarą oskarżeń. Skłócony ze środowiskiem wdał się w beef z Tdf’em i stojącym za nim freestyle’owym składem Gib Gibon. Obaj panowie atakowali się na swych płytach, nie szczędząc dissów. Kulminacją konfliktu była słynna bitwa płocka w klubie Crazy między Gib Gibon a Obrońcami Tytułu. Potyczka została jednomyślnie oceniona przez tamtejszą publiczność. Eldo nie podołał Tede’mu. REAKTYWACJA W obozie Grammatika nastała cisza. Oprócz kilku gościnnych nagrań m.in. na płycie „Muzyka poważna” czy drugiej kompilacji O$ki, zespół pozostawał w uśpieniu. Eldo potrzebował spokoju, by po dwóch latach powrócić z przemyślaną, progresywną i niesamowitą płytą „Eternia”. Drugie solo rapera ukazało się w 2003 roku nakładem Blend Records, a sam emce udowodnił, że sukces „Świateł miasta” nie był przypadkowy. Nagrał płytę, która nie tylko daje przyjemność słuchania, ale i zmusza do myślenia. Eldo zbudował na niej melancholijny krajobraz, na tle którego swoimi poetyckimi rymami zabrał słuchaczy na wędrówkę w głąb ich samych. Stworzył utwory poruszające sprawy bliskie nam wszystkim, a których cała magia oparta jest na inteligencji słuchaczy, czyli na osobistej interpretacji. Na „Eterni” o produkcje zadbali tym razem Webber, Ajron i Joter. Kilka miesięcy później, w styczniu 2004, powrócił także Grammatik. Zespół wydał epkę nakładem Embargo Nagrania pod tytułem „Reaktywacja”. Na krążku znalazły się cztery premierowe utwory. Singlowy, tytułowy kawałek był pełen energii, a nawet głodu nagrywania Hip-Hop’u. Stał się deklaracją powrotu i wyrazem wiary, że pamięć o Grammatiku jest wciąż pielęgnowana w sercach słuchaczy. Ten maxi singiel rozszedł się w ilości 10000 sztuk i jest zapowiedzią długogrającej płyty, która ukazała się 17 lutego 2005 roku. tekst: Sebastian Wiktorski HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 21 Na nowej płycie jest bardzo dużo o Was. Wiele mówicie o tym, co myślicie i czujecie. Czy taki „świadomy rap” ma szanse zaistnieć w dzisiejszych realiach? ELDO: Nie interesuje mnie jego „zaistnienie”, w tym sensie, o którym myślisz. Dla mnie to samodzielny, żywy organizm, o którym będą różne opinie, a to mi zupełnie wystarczy. Miło będzie, jeśli płyta odniesie jakiś sukces również komercyjnie, ale nie to jest najważniejsze. A płyta o nas, bo tak zawsze pisaliśmy. JOTUZE: Zgadzam się całkowicie z Leszkiem. Jest to płyta o nas, o tym, co przeżyliśmy od wydania „Reaktywacji”. Zapis pewnego okresu. Jesteśmy świadomi tego, co robimy, dlatego też płyta ma taki charakter, a nie inny. A czy się przyjmie? Czas pokaże. Ta płyta jest bezkompromisowa, zupełnie inna, bez typowo singlowych kawałków, tworzonych pod hit. Nie mieliście ochoty nagrać jednego lekkiego, imprezowego utworu? Jakby brzmiał Grammatik w takiej konwencji? ELDO: Niezbyt wyobrażam sobie jak miałby taki kawałek wyglądać, poza tym nie jesteśmy raperami od szlagierów, robimy trochę inną muzykę. Staramy się działać wewnątrz formy, którą sami wypracowaliśmy, nie ma sensu napinać się na nagrywanie kawałków, które by nie odzwierciedlały tego jak myślimy. JOTUZE: Nie brzmiałby przede wszystkim prawdziwie i dlatego od takich „zagrywek” trzymamy się z dala. Grammatik nie jest zespołem od imprezowych kawałków i nigdy takim nie będzie. Innym pozostawiamy tworzenie kawałków lekkich i przyjemnych. My robimy po prostu swoje wbrew temu, co się teraz dzieje. Czemu nie zaprosiliście żadnego rapera na płytę? ELDO: Nie ma jakiegoś konkretnego powodu poza tym, że chcieliśmy tę płytę nagrać we dwóch. Na „3” czuć wiele zniechęcenia, goryczy. Jest wrażenie, że chcecie zdystansować się od rap-gry. Czy nie lepiej nabrać do tego trochę dystansu i luzu? ELDO: Zniechęcenie i gorycz pojawia się wtedy, kiedy ludziom na czymś zależy, to niech będzie najlepsza odpowiedź na to pytanie. A słuchając płyty można znaleźć sporo i luzu i dystansu przede wszystkim do samych siebie. Na „Friko” twierdziliście, że „rap biznes to spełnienie marzeń”. Dziś, gorzko się z nim rozprawiacie. Czemu rap biznes w Polsce nie realizuje Waszych marzeń? ELDO: Biznes zabija tę muzykę bardziej niż r&b. Tak serio to biznes zawsze przynosi nieporozumienia, niedopowiedzenia, żal i pretensje. Często nie z winy ludzi, ale mechanizmów, od których Ci ludzie są zależni. Jotuze: Właśnie. Najgorsze są te mechanizmy, ale i ludzie, którzy coraz częściej się w tym ”rap biznesie” pojawiają na zasadzie przypadku. To jest złe i nie wnosi nic pozytywnego, a co dopiero wartościowego do tej sceny. Kiedyś byłem idealistą, wszystko widziałem w jasnych barwach. Niestety na mojej muzycznej drodze spotkałem dwie kurwy, które strasznie narozrabiały w polskim rapowym światku i to właśnie sprawiło, że teraz jestem ostrożniejszy we wszystkim, co robię i inaczej patrzę na wiele rzeczy, wciąż zajmując się muzyka. Zresztą wszystko opisane jest w kawałku „Kondycja”. W wywiadach wiele razy mówiliście, że nie zrobicie płyty lepszej niż „Światła miasta”. Czy nie boicie się, że to będzie samo-spełniająca się przepowiednia? Raper, który mówi, że najlepszą płytę już nagrał, nie ma już nic do osiągnięcia. ELDO: Takie mówienie to odpowiedź tym wszystkim, którzy ciągle chcieli by usłyszeć nie nową płytę Grammatika, ale sequel „Świateł miasta”. Jeśli za to raper, któremu mówią, że już nagrał najlepszą płytę, to po co w ogóle ma jeszcze coś nagrywać? Myślę, że słowo „lepsza” w żaden sposób nie dotyczy tej płyty. Jest inna i nie ma żadnych możliwości porównywania tych płyt. Eldo, twierdzisz, że „będą jaja”, a „Twój głos trafia w próżnie” jednak fani Was słuchają, uwielbiają i przychodzą na koncerty. Czy to nie za surowa ocena? ELDO: „Jaja” odnoszą się do „autobusu”, a zatem po prostu do sytuacji w Polsce, co zresztą jest dość 22 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 POZYTYWNAPRESJA pytania zadawał: Sebastian Muliński czytelne w tekście, na który się powołujesz. A co do głosu, który trafia w próżnie, to mam takie poczucie, że trafia. Wielu z wykonawców pracuje po kilkanaście miesięcy, a w nagrodę dostają bootleg’i swoich płyt często jeszcze przed premierą. Taka sytuacja zabija muzykę i jest bez sensu dla wykonawców. Zresztą to jest poważny temat i nie da się tego opisać w kilku słowach. Chciałem zasygnalizować pewien problem, mam świadomość mojej bezsilności w tej sytuacji, jedyne co możemy zrobić to mówić o tym w ten sposób. Jak doszło do współpracy z Haem’em i DJ Taśmy? JOTUZE: Prosta sprawa. Znamy się z nimi od dawna, szanujemy to co robią, a są w tym dobrzy i postanowiliśmy, że mogliby mieć jakiś swój udział na tej płycie. Oni się zgodzili, a efekt to właśnie bit Haema i skrecze Daniela na „3”. wsze będę szczerze mówił o tym, co mnie wkurwia, jak również o tym, co mnie cieszy. A wkurwia mnie, jeśli tak się zagłębiamy, taka sytuacja, gdy wartościowy i dobry rap ginie wśród wszechobecnej i non stop granej tandety. Dziwi mnie to, że niektórzy dają się tak łatwo zakręcić i omamić. Tyle ode mnie. Na przyszłych produkcjach, też będzie wielu producentów? JOTUZE: Tego nie wie nikt. Czas pokaże. Dla wielu jesteście ikoną polskiego rapu. Czujecie się odpowiedzialni za swoje teksty? Czujecie presję tych ludzi? ELDO: To jest miłe, że są ludzie, którzy podziwiają i szanują to co robimy. Przynosi to ogromną satysfakcję, ale nie jest celem naszej pracy. Co do odpowiedzialności, to jesteśmy dorosłymi ludźmi i jesteśmy świadomi tego, że nasz przekaz dociera do ludzi. W takiej sytuacji musisz czuć pewną presję, ale nie ma ona wpływu na nagrania. JOTUZE: Z tą ikoną to lekka przesada, a co do presji to była jest i będzie, ale w takim pozytywnym znaczeniu, jest dla nas czymś w rodzaju dopingu. „Wytwórnia się wkurwia, bo nie sprzedaje milionów” – fakt, ale Wasze płyty i tak sprzedają się świetnie jak na Polskę, choć to i tak śmiesznie mało. Jaka jest przyczyna słabej sprzedaży płyt? JOTUZE: Od dawna szukam odpowiedzi na taki stan rzeczy. Kto jest winny temu, że przyszła moda na infantylny rap? JOTUZE: Taki jest teraz widocznie rynek i zapotrzebowanie na tak pojmowany i tworzony rap. Wśród fanów są też grouppies. Czy odganianie ich Swego czasu mocno krytykowaliście 18L, na „3” pojawia się delikatny diss na nich. Jednak potem zagraliście na koncercie organizowanym przez UMC i tam już ich nie jechaliście. Gdzie tu konsekwencja? ELDO: Nie widzę w tym żadnej niekonsekwencji. Nie robiliśmy z „jechania” 18L żadnej misji. Spytani, co sądzimy o ich muzyce, odpowiadamy szczerze, Eldo, jaka jest dla Ciebie różnica pomiędzy solówkami, a Grammatikiem? ELDO: Nagrywając solową płytę realizujesz tylko swoje pomysły i tylko z samym sobą spierasz się o tę płytę. Czasami to gorsze od pracy z pięcioma osobami. Tylko tyle, reszta wygląda tak samo, pomysł, kartka, s-33. Na płycie dwukrotnie pojawił się Hrabal. Niby to nic dziwnego, ale skąd on się wziął? ELDO: Pierwszy raz w „2004”, pisałem ten tekst akurat po fantastycznym meczu Czechy–Holandia, w którym wygrali Czesi. Hrabal, który był wielkim fanem piłki nożnej, na pewno przeżył wiele wzruszających GRAMMATIK NIE JEST ZESPOŁEM OD IMPREZOWYCH KAWAŁKÓW I NIGDY TAKIM NIE BĘDZIE. rzeczywiście jest takie straszne? ELDO: Nie jest i nie jest ich też aż tyle. Szkoda, że nie wyczułeś ironii w tym wersie, zresztą w całej tej zwrotce. Jotuze: Grouppies? Nie znam (śmiech). Na płycie pada stwierdzenie, że „krytyka spotyka Was stale”. Jednak jesteście jedną z najmniej krytykowanych grup. Czytacie recenzje swoich płyt? JOTUZE: Nie chodzi mi o recenzje w pismach, bo to dotyczy zespołu i wykonywanej przez nas muzyki. Chodzi mi o te głupoty, które pewna grupa ludzi wygaduje i pisze, a propos nas jako ludzi, nawet nas nie znając... Idiotyzm i tyle. również im wydawcom. Zagraliśmy na tym koncercie, bo był profesjonalnie zorganizowany i wszystko na nim odbyło się jak należy. Wytwórnia pisze czeki i robi ciężką robotę, za to należy się im szacunek, bo najwyraźniej mają umiejętności do tego, żeby promować swoich artystów. Nikt nikogo nie zmusza do wydawania w UMC, zespoły same chcą tam wydawać, mogą zawsze odmówić zamieszczania swoich utworów w pismach młodzieżowych. Mam nadzieję, że widzisz już różnice. JOTUZE: Nie grałem na tym koncercie, to tak w sprawach organizacyjnych. A co do dissu na „3” to chodzi o moją zwrotkę, która opisuje konkretną sytuację. Nie robię z tego wielkiej afery, jednak za- chwil. Stąd ten tekst. Drugi raz pojawia się w „Hooker i Gondorff”, kiedy opisuje pewną historię mogąca się wydarzyć w czeskiej stolicy. Hrabal to koty, wrażliwość, mądrość, miłość do człowieka, polecam jego książki, warto przeczytać. A pojawia się, bo po prostu jego twórczość towarzyszy mi w wielu momentach życia. Czego życzyć Grammatikowi po wydaniu „3”? JOTUZE: Może udanych koncertów, które już wkrótce zaczynamy grać, wytrwałości i przede wszystkim zdrowia. Dziękujemy i pozdrawiamy serdecznie! HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 23 osobom się one nie podobały, a zwłaszcza dziewczynkom. Wcześniejsze kompilacje były bardzo wyczekiwane. Wynikało to z tego, że mało było płyt producenckich. Teraz wychodzi ich kilka rocznie. Jak starasz się zapewnić sobie oryginalność? O$KA: Ciężkie pytanie. Trzeba zacząć od tego, że w Hip-Hop’ie jest już mało oryginalności. Wszystko zostało przesamplowane po setki razy, jest tyle producentów, że chcąc nie chcąc bity i tak będą podobne do produkcji kogoś innego. W moim przypadku może jest to, że łączę dużo syntezatorów z samplami, ale na pewno jest wiele osób, które robią podobnie. Rozmawiasz z raperami o temacie kawałków? O$KA: Nie. Nigdy tego nie robię. Daje im bity, a reszta należy do nich. Współpracuję z ludźmi, po których wiem czego mogę się spodziewać i wiem, że nie dostane kiczowatego numeru. Czym kierujesz się dobierając raperów na płytę? Starasz się czy superelaks się już skończył? O$KA: Nigdy nic nie wiadomo. Na razie na ten temat nie rozmawiałem z Onarem. On teraz kończy Płomień 81, a ja mam inne sprawy na głowie. Wolisz robić albumy producenckie, czy produkować muzykę dla jednego rapera? O$KA: Łatwiej się robi płytę dla jednego rapera, ale czasami płyta producencka przez swoja różnorodność jest ciekawsza. Lubię robić i takie i takie płyty. Raperzy zarabiają na koncertach, producenci nie mają tego luksusu. Jak więc „O$ka przez s jak...” zrobi tego dolara przy ogólnie słabej sprzedaży płyt? O$KA: Niestety zarabiam tylko na bitach... ale nie jest to mój jedyny zawód więc jakoś sobie radzę. Łapiesz złotą rybkę i w zamian możesz zaprosić trzech raperów na swoją następną płytę. Kogo i dlaczego zaprosisz? O$KA: Jay Z, Fabolous i Ginuwine (nie jest to raper, ale zajebiście chciałbym dla niego zrobić numer). Dwóch pierwszych panów nie trzeba przedstawiać i wiadomo dlaczego chciałbym z nimi współpracować. Dla mnie są najlepsi. Ginuwine jest dla mnie mistrzem R’n’B i dlatego... Dla kogo teraz tworzysz bity? Gdzie będzie można usłyszeć Twoich nowych produkcji? O$KA: Skończyłem mix jednego kawałka na Płomień 81, zrobiłem bicik dla Pelego. Nie wiem jeszcze do końca gdzie będą moje bity. Rozdałem ich ostatnio dużo i musiałbym się strasznie rozpisywać. Co oznacza “Superbiz” przy Twoim podpisie? NIE ROZMAWIAM Z RAPERAMI Poprzednie kompilacje wydałeś w Asfalcie, teraz u Cameya, skąd ta zmiana? Czyżby Asfalt nie spełniał Twoich oczekiwań? O$KA: Asfalt był dobry, ale na początku. Później pojawiły się lepsze oferty i nawet się nie zastanawiałem... dlatego wielokrotnie zmieniałem wytwornie. Za każdym razem dostaje lepsze warunki. Wytwórnia Tytusa poza tym zaczęła nabierać dziwnego klimatu, totalnie nie pasującego do mojej osoby. Czy widzisz mnie obok Fisza? Ja siebie nie widzę, robimy totalnie inną muzykę. kreować nowe twarze, czy zbierasz tylko najlepszych? O$KA: Opieram się na już sprawdzonych artystach, których osobiście znam i mam z nimi dobry kontakt. Wtedy współpraca idzie bardzo gładko, bo mniej jest w tym biznesu a więcej muzyki. Czasami jednak kreuje nowe twarze, ale nie jest to częste. Słuchając inne płyty producenckie, myślisz sobie „zrobiłbym to lepiej, inaczej”, „u mnie lepiej by nawinął”? O$KA: Superbiz oznacza ogół mojej działalności, wszystko co robię podpisuje tym logiem. Czy to Ty stworzyłeś nową stronę internetową Cameya? Zajmujesz się grafiką, tworzysz strony www? O$KA: Pracuje jako grafik, specjalista do spraw poligrafii i zajmuje się projektowaniem www. To jest, można tak powiedzieć, mój zawód od zawsze tak samo jak i muzyka. pytali: Wilku i Seba W HIP-HOP’IE JEST JUŻ MAŁO ORYGINALNOŚCI. WSZYSTKO ZOSTAŁO PRZESAMPLOWANE PO SETKI RAZY, JEST TYLE PRODUCENTÓW, ŻE CHCĄC NIE CHCĄC BITY I TAK BĘDĄ PODOBNE DO PRODUKCJI KOGOŚ INNEGO. To też jest powód, dla którego nie współpracuję z Asfaltem. Przeglądając tylko tracklistę „Kompilacji 2” widać, że to nie tylko zmiana wytwórni. Gramamtik, Ash, Łona, Pezet, Kret zostali zamienieni na zdecydowanie bardziej „imprezowych” raperów. Skąd ta zmiana? O$KA: Zawsze byłem imprezowym człowiekiem, osoby które mnie znają i spotykają w klubach to potwierdza. Chciałem zrobić płytę, której mi będzie się dobrze słuchać i, która czasem poleci w klubie. Twoja płyta jest bardzo imprezowa, jednak to nie ten sam klimat co HaKa. Czy już kompletnie odszedłeś od klimatów a’la „Platynowe Sombrero”? O$KA: HaKa - to płyta jedyna w swoim rodzaju. Nie jest to płyta typowo klubowa ze względu na teksty... Wielu 24 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 O$KA: Nie słucham innych płyt producenckich, bo ogólnie mało słucham polskiego Hip-Hop’u. Lubię polski rap, ale jest go ostatnio bardzo dużo i część z tego jest na fatalnym poziomie, wiec nie skupiam się na tym. Mes nawinął kawałek „Tak zapomnieć”, czy miała to być odpowiedź na sezonowy hit? O$KA: To pytanko raczej do Mesa. Nie mam pojęcia czy to jest odpowiedź. Wiele osób ma Ci za złe, monotonne loop’owanie tego samego motywu w utworze, może czas to zmienić? O$KA: Wielu osobom mogę zarzucić, że używają bębnów i układu całej perkusji jak Premier (śmiech). I co z tego? Kto lubi moją muzykę, ten ją kupuje. Doczekamy się jeszcze płyty pod szyldem Onar i Ośka, OD WYDANIA PIERWSZEJ PŁYTY „O TYM CO WIDZISZ NA OCZY” SPORO SIĘ ZMIENIŁO W WARSZAWSKIM SKŁADZIE ENDEFIS. DO EKIPY DOŁĄCZYŁ PRZEDE WSZYSTKIM 1Z2, KTÓRY SWOIM CHARAKTERYSTYCZNYM STYLEM DUŻO WNOSI DO NOWEJ PŁYTY „BYĆ ALBO NIE BYĆ”. NOWA JEST RÓWNIEŻ WYTWÓRNIA. UMC BUDZI Z PEWNOŚCIĄ WIELE EMOCJI, CZASEM RÓWNIEŻ I TYCH MNIEJ ZDROWYCH, JEDNAK Z PEWNOŚCIĄ LEPIEJ WYWIĄŻE SIĘ ZE SWOJEGO ZADANIA NIŻ ZROBIŁ TO MIL W PRZYPADKU ICH PIERWSZEJ PŁYTY. O TYM JEST M.IN. NASZA ROZMOWA DO KTÓREJ PRZECZYTANIA SERDECZNIE ZAPRASZAM. MOŻE LEPIEJ ZROBIĆ POPIK pytania zadawał: Ventyl Mówicie, że ta płyta to dla was „Być albo nie być”. Jeżeli nie odniesie sukcesu to znaczy, że kończycie z muzyką? MIEXON: Ta płyta ma taki tytuł, ponieważ w pewnym momencie przychodzi duże zwątpienie, nie tylko w muzykę. A jeżeli chodzi o tę płytę to nie wiadomo, co będzie, czy odejdziemy od robienia Hip-Hop’u. Chyba nie, ponieważ nie jesteśmy sezonowym zespolikiem, ale będzie trzeba się zastanowić czy jest sens robić dobra płytę hip-hop’ową czy może lepiej zrobić popik. W każdym razie na dzień dzisiejszy to nasze „być albo nie być”. 1Z2: To nie jest tak. Nie zrezygnuję z tej muzyki. W tym momencie zajmuje się praktycznie tylko tym! Chcę móc poświęcić się muzyce w 100%, ale to jest bardzo trudne, jeżeli po tej płycie nadal będą tylko problemy, nerwy i nie będę mógł z tego się jakoś utrzymać, to niestety, ale będę musiał poświęcić się pracy, bo z pracy masz co miesiąc wypłatę i wiesz, że MIEXON: Jestem z niej bardzo zadowolony. Zrobiliśmy naprawdę materiał na wysokim poziomie! A jeżeli słuchacze będą chcieli docenić ogrom pracy to kupią tę płytę lub zaproszą nas do swojego miasta na koncerty. Jeśli nie, to nie! 1Z2: Ta płyta nie jest moją wymarzoną płytą, to nie są moje najlepsze zwrotki. Muzycznie też bym dużo pozmieniał, ale jest na niej dużo szczerych słów, mówiących o tym, jacy tak jesteśmy, do większości zrobił bym klipy np. do „Być albo nie być”, Miłości”, „Nas nie uda ci się złamać”, „Bezsilności”, „Zostaw nas z naszą pracą”, „W rytm tego bitu” „95-96” i do jeszcze kilku i to naprawdę dobrze świadczy o tej płycie. A co zrobi z nią słuchacz to już nie wiem, mam tylko nadzieje, że nie skreśli jej tylko dlatego, że wyszła w UMC. nic do rzeczy, ale niektórym jednak to przeszkadza i dla mnie są to osoby jakieś zaściankowe lub po prostu mega głupie! Jedną z takich osób jest DJ Panda, który najpierw był bardzo chętny żeby zrobić skrecze na nasza płytę a później się wycofał, bo powiedział ze nie zrobi tego dla UMC! Nie to nie, płakać nie będziemy! 1Z2: Poszliśmy do UMC, sprzedaliśmy się i teraz jesteśmy komercyjni jak kajzerki! (śmiech) A tak na poważnie to gdyby inna wytwórnia z Warszawy dała nam takie same warunki, jak ta z Poznania, to wolał bym ją wydać u siebie w mieście, ale tak się nie stało. Swoją solówkę chce wydać w W-wa, w wytwórni, gdzie szanują Hip-Hop, gdzie wydawcą będzie ktoś, kto tak jak ja, wychował się na tej muzyce, ktoś kto szanuje tą kulturę i nie traktuje muzyki jak np. ziemniaków (śmiech). Kontrowersje budzi to, że wydaliście tą płytę w UMC. Dlaczego tam? Prowadziliście już dosyć Jak rozmawialiśmy w zeszłym roku, mieliście bardzo ciekawy pomysł na singiel, jednak nie DJ PANDA NAJPIERW BYŁ BARDZO CHĘTNY ŻEBY ZROBIĆ SKRECZE NA NASZA PŁYTĘ A PÓŹNIEJ SIĘ WYCOFAŁ, BO POWIEDZIAŁ ZE NIE ZROBI TEGO DLA UMC! NIE TO NIE, PŁAKAĆ NIE BĘDZIEMY! ona będzie, chyba że cię wpizdu zwolnią. Będę nadal pisał teksty, nagrywał, bo nie umiem bez tego żyć, ale na pewno z mniejszą częstotliwością. Tak to widzę. Skoro daliście jej taki tytuł to musi dla Was dużo znaczyć. Czy jest taka jak chcieliście? Jeżeli słuchacze mają zadecydować o Waszym „być”, to dlaczego mają to zrobić? zaawansowane rozmowy z Blendem i innymi wytwórniami. MIEXON: Nie widzę żadnych kontrowersji! Teraz nagle parę osób się podnieciło, że wydajemy w UMC, a wydajemy tam, bo żadna inna wytwórnia nie dała nam porządnych warunków! UMC podeszło do sprawy bardzo profesjonalnie i poważnie (życzę każdemu takich wydawców) jak dla mnie to wytwórnia nie ma zrealizowaliście go. Dlaczego? MIEXON: Dlatego, że w Polsce nie istnieje jeszcze rynek singlowy. Single się po prostu nie sprzedają. Jedynym singlem, który sprzedał się zajebiście był singiel zespołu Fenomen „Ludzie przeciwko ludziom”. Czy wytwórnia ingerowała w jakiś sposób w ten album? Przykładowo przy wyborze singla. HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 25 MIEXON: Nie ingerowała. Skąd ten pomysł w ogóle? 1Z2: Nie ingerowała, ale ucieszyli się, że to właśnie ten kawałek wybraliśmy. Możesz w to nie uwierzyć, ale ja sobie nie pozwolę na takie opcje, że ktoś mi mówi: „musisz zrobić to, czy tamto”. Jeśli mam być szczery, to gdybym miał sam wybrać kawałek na singiel, to nie był by to ten numer. Zostałem przegłosowany, umówiliśmy się, że wybieramy wszystko we trzech na zasadzie głosowania. Był ogólnie o to mały spór - ten kawałek to nie jest nasz najlepszy numer z płyty, ale lubię go bo jest szczery, to nie jest tylko temat, to jest temat z serca, a nie z powietrza i mimo, że do końca nie jestem też zadowolony z klipu, to ma on dla mnie bardzo duże znaczenie. Na klipie nie ma podstawianych ekip tylko rodzina i najbliższe osoby. W jaki sposób „Być albo nie być” „wychodzi naprzeciw głupocie ludzkiej, zawiści i hipokryzji”? MIEXON: Niech ludzie posłuchają płyty i zrozumieją, że liczy się płyta i jej zawartość, a nie gdzie ona wychodzi to po pierwsze. A ludzka głupota nie zna granic, więc czasami trudno znaleźć na nią lekarstwo, a dla tych wszystkich pseudo-wydawców i pseudo-menagerów i pseudo-koleżków będzie drugi singiel. Chcecie wiecej to macie wiecej. 1Z2: Każdy, kto coś osiągnął w Hip-Hop’ie jest nastawiony na zarobek, ludzie robią różne rzeczy, o których wszem i wobec nie powiedzą, bo się wstydzą albo boją. Niektórzy nagrywają ze sobą, a się już nawet nie lubią. Jedno się mówi, co innego się robi. Wkurwia mnie to, że ktoś coś pierdolnie i reszta mu przytakuje. Wczoraj jeszcze tamto było „chujowe”, a dziś już jest „w porządku”. Tak było z wieloma rzeczami i postaciami w historii rapu. Mam własne zdanie i zasady których nie sprzedam. Robię rap i biorę za to pieniądze. Robię to, co mi się rzewnie podoba, mam własny gust. Doskonale zdaję sobie sprawę jaką opinie ma u mnie w Warszawie wytwórnia UMC. I wiesz co? Sram na to! Szanuję HipHop Hansa z 52 Dębiec, szanuję go za jego ironię i sarkazm w tekstach. Szanuję Miexona i Bartosza, bo ich znam i znam ich Hip-Hop, a reszta tego co wyszło w UMC mi się nie podoba - tyle! 1z2, Twoja solowa płyta była raczej cienko promowana. To dlatego, że byłeś zajęty przy nagrywaniu płyty Endefis czy to raczej wina wytwórni? 1Z2: Dokładnie - to wina wytwórni. Mil włożył w moja płytę parę ładnych złotych i wcale nie postarał się o promocję, tak samo było z płytą ”O nas, dla was” Piha i Chady, czy pierwszym Endefisem. Ten człowiek nie powinien być wydawcą, widocznie nie zależy mu na tym żeby pieniądze się zwracały, nie zależy mu na tym żeby go szanować, siedzi i liczy na łut szczęścia. Moja płyta wyszła, a tak na prawdę jej nie ma. Kurwa, ta płyta to „płyta widmo”. Z drugiej strony może to i dobrze, bo posłuchają jej tylko nieliczni. A czy będziesz jakoś ją jeszcze promować, czy już zamierzasz się zając kolejną solówką? 1Z2: Płyty „Nic co ludzkie” nie będę już promował. Mam nadzieję, że ludzie, którzy słuchają Hip-Hop’u słyszeli ją. Promuję teraz płytę „Być albo nie być” i nagrywam nowe numery na swoją drugą solową płytę ”Progres”, która będzie zupełnie inna niż Endefis. Mam zamiar zaprosić dużo gości – tych, którzy są moimi kolegami i tych, których teledysk do pobrania: „BEZ ZABEZPIECZEŃ” MEŁEGO ESZ ESZA, JAK MÓWI SAM WYKONAWCA, TO PŁYTA „DLA LUDZI OTWARTYCH, SZCZERYCH, WRAŻLIWYCH I MYŚLĄCYCH”. DODAM, ŻE JEŻELI CENISZ INDYWIDUALIZM I ŚWIEŻOŚĆ W MUZYCE, TO POWINIENEŚ SIĘGNĄĆ POD TĘ PRODUKCJĘ. ZACHĘCAM DO WYWIADU Z CZŁONKAMI WARSZAWSKIEGO SZYBKIEGO SZMALU: MAŁYM ESZ ESZ I SZOGUNEM, KTÓRY WYPRODUKOWAŁ WIĘKSZOŚĆ BITÓW. W jednym z kawałków mówisz, że w polskim rapie od czasu wydania „Skandalu” nie było zbyt wielu świeżych produkcji. Co nowego wnosi Twoja płyta? MAŁY: Szczerze mówiąc bardzo cierpię właśnie z tego powodu, że nasz Hip-Hop jest tak bardzo hermetyczny i twórcy sprawiają wrażenie jakby nie chcieli się więcej rozwijać. Poziom techniczny jest coraz wyższy, ale twórczo-artstyczno-aranżacyjny wciąż nie daje mi powodów do spokojnego snu. Boimy się eksperymentów! Muzyka daje przeogromne możliwości, których nie umiemy jeszcze w pełni wykorzystać. Może wytłumaczeniem zaistniałej sytuacji jest to, że polski rap jest wciąż bardzo młody, a młodzi twórcy nie inspirują się muzyką z miłości do każdego dźwięku, tylko tym, co serwują nam media w naszym pięknym kraju mówiąc innym, że to jest właśnie Hip-Hop i tak on powinien wyglądać... Podchodzę do tego tak: gdy tworzę rymy do konkretnej muzyki nie obchodzi mnie w ogóle czy to trzyma się w ramach przyjętych przez Hip-Hop czy nie, co daje mi wolność twórczą, na której mi tak bardzo zależy i, której czasem brakuje przesłuchując kolejnej rodzimej produkcji hip-hop’owej. Dlatego na mojej płycie na pewno słychać głębokie inspiracje różnymi stylami muzycznymi i to ją na pewno wyróżnia. Z pewnością na to, że nie ma zbyt wielu świeżych produkcji wpływa to, że przeciętny odbiorca polskich płyt nie jest szczególnie wymagający. Płyty nowatorskie są z reguły dosyć chłodno przyjmowane, a te najbardziej sztampowe sprzedają o wiele lepiej. Nie obawiasz się, że podzielisz los tych pierwszych? MAŁY: Oczywiście, że zdaje sobie z tego doskonale sprawę! Nie oczekuję wysokiej sprzedaży mojej płyty, wręcz wydaje mi się, że byłoby coś nie tak, gdyby „Bez zabezpieczeń” to była złota płyta... Ona po prostu nie jest nastawiona na masowego odbiorcę i od samego początku nie była. Jak to się czasem mówi - nie jest komercyjna. Jest dla ludzi otwartych, szczerych, wrażliwych i myślących. Ilu znasz takich? Patrz na wyniki sprzedaży mojej płyty... ROBIĘ TO, CO MI SIĘ RZEWNIE PODOBA, MAM WŁASNY GUST. DOSKONALE ZDAJĘ SOBIE SPRAWĘ JAKĄ OPINIE MA U MNIE W WARSZAWIE WYTWÓRNIA UMC. I WIESZ CO? SRAM NA TO! Z drugiej strony dużą rolę odgrywają media i wytwórnie, które nakręcają sprawę lekceważąc ambitne produkcje. W Internecie można było przeczytać, że jedna z wytwórni nie chciała wydać Twojego materiału uznając go za zbyt ambitny na polski rynek. Jaka była Twoja reakcja i co w ogóle o tym myślisz? MAŁY: To nie była wytwórnia, tylko komercyjne stacje radiowe tak powiedziały. Skoro tak nisko oceniają swoich słuchaczy, przy czym nie okazują im szacunku, to działa na szkodę polskiej muzyki. Jak wiadomo ze sprzedażą płyt u nas w kraju jest tragicznie. A poza tym wiesz ziom... układziki, znajomości itp. Na szczęście w ogóle się tym nie przejmuję i to chyba wyróżnienie, skoro nie wrzucają mnie do wspólnego worka z tymi, których można tam usłyszeć... tymi według nich – nieambitnymi produkcjami , którymi wszyscy się zachwycają. Jedną z rzeczy, która na „Bez zabezpieczeń” zwraca swoją uwagę jest muzyka. Jaki miałeś wpływ na jej produkcję? Dużo bitów wyprodukował Szogun. Jak wyglądała z nim współpraca? MAŁY: Podobają mi się bity wielu producentów, a że tak się złożyło, że są to moi znajomi, to bez problemu dostałem od nich bity i wybrałem te, które można usłyszeć na płycie. Starałem się, żeby było ciekawie, różnorodnie. Można więc usłyszeć produkcje takich beatmakerów jak Polej, Malin, De Gris, Bruno, Deejay Delta z Tarnowskich Gór i Szogun. Jednak jest wielu ciekawych składaczy dźwięków na naszej scenie, z którymi chciałbym współpracować, a jeszcze nie miałem okazji, oraz wielu takich, którzy nie są jeszcze znani, a skillsy mają pierwszorzędne. Więc nowe projekty na pewno będą ogniste... SZOGUN: Z Małym znam się od jakiś 7 - 8 lat, to ja wyprodukowałem jego pierwszy kawałek, więc rozumiemy się bez słów. Wiem jakie bity mu się podobają, i mimo iż często nasze upodobania nie są zbieżne, to staram się do niego dostosować. Jeżeli chodzi 26 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 BOIMY SIĘ EKSPERYMENTÓW! pytania zadawał: Ventyl o „Bez Zabezpieczeń” to od początku wiedziałem jaki ma mieć kształt oprawa muzyczna, a oprócz tego chciałem żeby każde echo, każdy efekt nałożony na wokal miał swoje uzasadnienie. Wiele bitów zmieniałem już pod wokal Esza. Generalnie miałem swoją koncepcję, co często prowadziło do męczących sytuacji np. werbel w „W bezruchu” tworzyłem i zmieniałem przez jakieś 2 tygodnie... ale wreszcie mi się teraz podoba (śmiech). Jedne z ciekawszych bitów wyszły spod ręki Deejaya Delty. Jak doszło do tej współpracy? SZOGUN: To był mój pomysł. Mieliśmy skit „Ponad czasem” w takim kształcie jak jego pierwsza część i wpadłem na ideę, że przydałoby się go urozmaicić w ten sposób, aby zrobić drugą, która byłaby breakbeatowa, ale w podobnym klimacie jak pierwsza. Skontaktowałem się z Deltą przez mojego zioma Kyokpae robiącego d’n’b i musze przyznać, że jak Delta przysłał jeszcze tego samego dnia remix to nie mogliśmy być niezachwyceni, bo to było po prostu piękne. Planujesz jakąś trasę koncertową? MAŁY: Niestety nie będzie dużej trasy koncertowej promującej ten album. Oczywiście gram koncerty w różnych klubach, ale nie nazwałbym tego trasą koncertową. Chciałbym grać ich coraz więcej i więcej, ale nie mam managera, który zająłby się tylko tym i byłbym z niego zadowolony. Wszystko załatwiam sam, dlatego nie mam zbyt dużo czasu na bieganie za tym, ale jeśli ktokolwiek ma ochotę zaprosić mnie i moja ekipę koncertową na jakiś występ, gdziekolwiek w naszym kraju i poza nim to info koncertowe jest podane na okładce płyty i czekam na kontakt. Bardzo chętnie przyjadę i dam z siebie wszystko na scenie. Jakie są Wasze plany? Przygotowujecie jakieś kolejne projekty, może jakieś featuringi w planach? Szogun, na jakich płytach będzie można usłyszeć Twoje bity? SZOGUN: W najbliższym czasie ukaże się składanka „Road Hip-hop 2005”, gdzie będzie kawałek Emazeta pt. ”Nienawiść” wyprodukowany przeze mnie. Kawałek ten jest zapowiedzią płyty Emazet/Szogun. Jeżeli chodzi o ten projekt to na razie jesteśmy w fazie dodawania kolejnych bitów do katalogu „Emazet” na moim twardym dysku i wzajemnego wkurwiania się, więc korzystając z okazji słowo do Emazeta: chłopaku ogarnij się i zacznij pisać teksty! Oprócz projektu z Emazetem, robię bity głównie dla kotów z podziemia: Jimsona, którego LP „Wyzwolenie” ukaże się na przełomie kwietnia i maja, Flesha, Masła... Z bardziej mainstreamowych artystów (śmiech) moje produkcje będzie można usłyszeć na projekcie EP czyli Emazet/Proceente oraz na zbliżającej się już od 2 albo 3 lat płycie Kaliego. Być może zrobię też coś dla Lerka, ale nie wiem czy moimi bitami wstrzelę się w target jaki zaplanował dla niego Camey (śmiech). W planie na razie dość dalekim mamy projekt MałyEszEsz/ Deejay Delta/Szogun. Generalnie jestem otwarty na wszelkie dobre propozycje. MAŁY: Wystąpię na większości z tych projektów, które wymienił Szo, a oprócz tego oczywiście na zbliżającej się również wielkimi krokami płycie mojego zioma Ciecha i Poleja na bitach w kawałku z Lerkiem pt.: „To nie była chwila”. Nie mam w najbliższych planach nowego projektu, ponieważ wciąż promuję „Bez zabezpieczeń” i nie mam za bardzo czasu na inne rzeczy, a robiąc coś nowego chciałbym poświęcić się temu w stu procentach i bez reszty. Ogólnie nie chciałbym też nagrywać drugiej takiej samej płyty, wolałbym pójść w trochę inną stronę, ale to jeszcze tajemnica. Co się dzieje z ekipą Szybkiego Szmalu? MAŁY: Ekipa Szybkiego Szmalu wciąż jest, istnieje i jakoś się trzyma, niestety w trochę innym składzie niż kiedyś. Każdy ma swoje własne projekty, które chce zrealizować, ale są też już jakieś pomysły na druga płytę i zobaczymy co z tego wyniknie. SZOGUN: Jak każdy z nas ogarnie swoje projekty to jakoś pod koniec tego roku zabierzemy się za tworzenie drugiej płyty. Mam nadzieję że to się uda, bo pomimo tego, że każdy z SzSz jest indywidualistą i ciężko będzie nam się dogadać, to zaczynaliśmy to wszystko razem... aaa i jakąś wartość marketingową jako kolektyw pewnie też mamy. Ta płyta na pewno się dobrze sprzeda (śmiech). HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 27 Dla nas marihuana jest absolutną świętością, jest sakramentem. Paląc ją zbliżamy się do Najwyższego. Pomaga nam to w medytacji. To jest taki telefon do Boga. Ludzie znają Ciebie przede wszystkim z Mustafarai. Co się dzieje z tym projektem? BAS: Mustafarai się rozeszło z przyczyn naturalnych. Widocznie tak musiało być. Zrobiliśmy na tej scenie tyle ile mieliśmy zrobić na tamten czas. Chciałbym aby taki projekt jeszcze zaistniał. Gutek jest mocno zajęty, robi dużo dobrych rzeczy z Indios Bravos i z Dabem, co mnie się podoba i bardzo cieszy. A Mustafarai chwilowo odchodzi na dalszy plan u mnie i u niego. Zająłem się własnym nielagalem. Zawsze marzyłem, aby mieć nielegala i właśnie go kończę. Sam go wydam i rozdam ludziom. Blisko współpracuję również z Dooperacją Label. Poza tym mam w planie puścić w Internet nagrania projektu złożonego z SiQsa i mnie. Prace nad projektem trwają, ale nazwę jak i pomysły pozostawię w tajemnicy. Mogę powiedzieć jedno: będzie ostro! Co teraz jest Twoim priorytetem? BAS: Nielegal. Współpracuje przy nim z kolesiem, na którego mówią Przemo. Robi bardzo ciekawe bity, spodobało mi się to i wszedłem z nim we współpracę. Poza tym gram z Sound Systemem Ushat. To dwóch selektorów i dwóch dj’ów, czyli ja i Benjahmin. Mój nielegal będzie się składał z sześciu utworów i będzie nosił tytuł “Nefretari”. Jaki klimat w muzyce jest Tobie najbliższy? BAS: Jest to nurt o nowej nazwie Bobo Roots. To jest muzyka roots reggae tylko z ciężkimi wokalami. Jest to powrót do korzeni, które reprezentował kiedyś Bob Marley, Peter Tosh, czy Misty In Roots. Ten nurt reprezentuje ortodoksyjną wiarę rastafariańską. W swojej twórczości łączysz muzykę reggae i HipHop. Co jest Ci bliższe? BAS: Lubię reggae, lubię roots reggae, ale nie mam nic przeciwko produkcją hip-hop’owym. Jeżeli coś mi Czy jesteś Rastafarianinem? BAS: Tak, jestem Rastafarianinem. Wierzę w boskość Jego Imperialnej Wysokości Cesarza Etiopii Haile Selassie I. Przygotowując się do rozmowy z Tobą, zapytałem wiele osób: co to jest rasta? Spotkałem się z opinią, która mam nadzieję Ci nie ubliży, że rastafarianie to są “takie hipisy w dredach”. Jak osobom niewtajemniczonym wyjaśnisz co to jest rasta? BAS: Z hipisami jesteśmy łączeni, dlatego, że fenomen Marleya objawił się w latach 60-tych, czyli wtedy kiedy istniał ruch hipisowski. Hipisi mówili o pokoju, o pozytywnej wibracji i my też o tym mówimy. Rastafarianizm to religia, która za żywe wcielenia Boga na ziemi uznaje ostatniego cesarza Etiopii Haile Selasie I. Nasza Trójca Święta składa się z trzech osób, podkreślam osób. Pierwsza osoba to jest Haile Selasie I, drugą bardzo ważną osobą jest książę Emanuel Charles Edwords, dla nas jest to żywe wcielenie Chrystusa na ziemi. Trzecią osobą jest Marcus Garvey, to prorok, który przewidział nadejście żywego Boga na ziemi, czyli Haile Selasie. Religia polega na uznawaniu boskości tych trzech osób oraz na przestrzeganiu Dekalogu i prawa Mojżeszowego. Poza tym odrzucamy alkohol i narkotyki. To są rzeczy, które należą do Babilonu, czyli tej złej strony świata. A co z marihuaną? BAS: Marihuana, ale tylko ta czysta, która rośnie sobie sama, bez żadnych chemicznych dodatków. Nie taka, którą można kupić na ulicy, bo to nie jest marihuana, to jest narkotyk. Palę marihuanę, o której wiem, że wyrosła z ziemi. Nie interesuje mnie to, żeby mnie kopło i udupiło, tak żebym nie wiedział co się dzieje. Chcę żeby mnie to inspirowało. Dla nas marihuana jest absolutną świętością, jest sakramentem. Paląc ją zbliżamy się do Najwyższego. Pomaga nam to w medytacji. To jest taki telefon do Boga. Jak silny jest ruch Rasta w Polsce? BAS: Nie wiem jak on jest silny. Wiele osób krzy- tanawiam się czy to tylko moda, czy już religia. BAS: Powinno się wiedzieć dlaczego ma się Dready. Dlaczego ma się dredy? BAS: To tak jak nosisz krzyżyk. Nosisz krzyżyk to wierzysz w Chrystusa. Jeżeli nosisz pół księżyc, to jesteś muzułmaninem. Dredy to jest symbol zjednoczenia z Jah. Ważniejsza jest ta strona duchowa, żeby jednak żyć rasta, a nie tylko wyglądać jak rasta. O czym opowiada muzyka reggae? BAS: Rasta to jest życie. Opowiada o życiu, o tym co nas otacza, jak na to patrzymy. Opowiada o tym jak żyjemy w Babilonie, jak nas to męczy, jak jesteśmy uciskani przez ten system. Czy rastafarianie są anarchistami? BAS: Nie. My chcemy królestwa Jah na ziemi. Jest taki kawałek Juniora Reida’a, w którym jest tekst: „rząd rasta, to jest rząd biednych ludzi, to jest rząd księcia Emanuela”. Chodzi o to, żeby nie było takich kontrastów. Jedni są maksymalnie bogaci, drudzy żyją w maksymalnej nędzy. Chodzi o to, żeby ludziom żyło się w miarę dobrze. Uczciwie, bez żadnego ucisku. Ludzie pracują za psie pieniądze. Jest im obiecywana masa rzeczy przez polityków, ale nic nie dostają. Jedyna na co rząd w Polsce pozwala ludziom, to pozwala im jeszcze bardzie zbiednieć. Czy chodzisz na wybory? BAS: Tak, oczywiście. Uważam, że skoro tu mieszkam, to po coś Jah skierował mnie do tego kraju. W rastafarianiźmie jest bardzo ważne pojęcie reinkarnacja. Wierzymy, że odradzamy się na tej planecie, że nasze istnienie jest nieśmiertelne. Życie jest absolutną świętością i ono jest wieczne. W muzyce reggae często pojawia się słowo – Babilon. BAS: Babilon to zło, Babilon to zniszczenie. W Babilonie kłamstwo jest prawdą, zło jest dobrem. Przyjaciele DLA NAS MARIHUANA JEST ABSOLUTNĄ ŚWIĘTOŚCIĄ, JEST SAKRAMENTEM. PALĄC JĄ ZBLIŻAMY SIĘ DO NAJWYŻSZEGO. POMAGA NAM TO W MEDYTACJI. TO JEST TAKI TELEFON DO BOGA. się podoba, czy jest to rock, czy funk, czy reggae, czy jazz, czy cokolwiek innego, to ja na tym złożę, bo mi się to podoba. Mnie interesuje przekaz. Nie chcę ludziom opowiadać głupot. Chcę uświadamiać, co to jest rasta i po co to jest. Chcę nauczać. Muzyka jaka jest, ale to jest najmniej istotna rzecz. Jeżeli mam do wyboru jakieś bity dancehall, Hip-Hop, czy żywe brzmienia roots reggae, to wiadomo, że będę wolał roots reggae, ale to nie znaczy, że hip-hop’owe bity odchodzą na plan dalszy. czy rastafarai czy Jah, ale bardzo mało o tym wiedzą. Może dlatego tak się dzieje, że nie mają skąd zdobyć tej wiedzy. Wiele osób inspiruje się naszą ideologią. Wielu ludzi, którzy słuchają reggae skłaniają się ku rastafarianizmowi, ale nie wiem czy oni są rasta, czy nie. Nie prowadzimy żadnych statystyk. Wiem jedno, około milion osób wyznaje tą religię na świecie. Ruch Rasta to też pewnego rodzaju subkultura. Wiele osób widuję na koncertach w dredach i zas- stają się wrogami, dla pieniądza, który jest tutaj Bogiem i zabrał on miejsce temu Bogu, któremu się to należy. Ludzie zapomnieli o swojej duchowej stronie. Nastawili się na zapieprzanie za jakimiś dobrami, a rzeczy są po to by je tracić. W tym co mówisz jest trochę korzeni buddyjskich. BAS: Rastafarianizm czerpie z wielu religii. Religia żydowska opiera się na prorokach starotestamentowych. Religia chrześcijańska opiera się na wierze w Chrystusa. Następnym dużym ruchem jest islam, gdzie prorok Muhamad daje następny krok. Natomiast my idziemy jeszcze dalej. Uznajemy Haile Selassiego I za Boga, ale uznajemy wszystkich proroków biblijnych plus Muhamada. Czyli respekt dla wszystkich innych wiar, byle nie dla pogan, czyli ateistów i ludzi, którzy wyznają kult pieniądza. Bóg ma jedno imię. Nieważne jak go nazywasz, ważne byś był dobry dla innych. Tego na pewno nie wydrukują, ale powiem Ci. Uznajemy Papiestwo za antychrysta i wiemy, że w obliczu armagedonu spłonie podobnie jak wszyscy niegodziwcy jak korona brytyjska. Dlaczego? BAS: Korona Brytyjska jest twórcą systemu niewolniczego, kolonialnego, który doprowadził do tego, że teraz w Afryce jest bieda, a świat ogarnięty jest wojną. A Papież? BAS: A Papież jest głową kościoła, który jest czysta herezją. Czym teraz jest kościół? Jest siedliskiem sodomii, korupcji, hipokryzji, pogaństwa. Gdzie jest ta duchowa strona kościoła? Wasza religia jest od tego wolna? BAS: Tak. My nie mamy czegoś takiego jak świątynie. Bóg jest wszędzie. Wszyscy żyjemy w Babilonie. Jak sam mówisz Babilon to zło. Ale żeby umówić się na to spotkanie skorzystaliśmy z “dobrodziejstw” Babilonu, czyli 28 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 RASTAFARANIZM pytał: Łukasz Robak TO RELIGIA telefonów komórkowych. Czy Twoja wiara nie przeszkadza Ci w korzystaniu ze zdobyczy Babilonu? BAS: Oczywiście korzystam z udogodnień. Ciężko jest nie korzystać z takich rzeczy. To nie jest do końca złe, bo ułatwia życie. To nie jest tak, że my chcemy żyć w świecie pierwotnym. Każda rzecz służy i dobrym i złym celom, zależy jak Ty z nich korzystasz. Zdzwonienie się na przeprzyjemną rozmowę, nie uważam za coś złego. Jestem realistą i nie da się tu inaczej funkcjonować. Można korzystać ze zdobyczy techniki, ale nie można zapominać o duchowej stronie życia. Mam takie nieodparte wrażenie, że Wy jako rastafarianie niewiele robicie. Wydaje mi się, że Wasz ruch intensywnie funkcjonuje jedynie na scenie. W przeciwieństwie do innych religii, o Was się niewiele słyszy i niewiele wie. Dlatego też nie ma się co dziwić, że są tacy którzy nazywają Was “hipisami w dredach”. BAS: Obudzenie w sobie ducha rastafariańskiego, polega na tym, że sam w końcu dochodzisz do wniosków, przez szukanie w różnych źródłach, że to co myślisz, to jest rasta. Kiedyś dziennikarz zapytał Boba Marleya: “Co musiałbym zrobić, żeby zostać rasta?” A Bob Marley na to: “Musiałbyś tego bardzo chcieć”. Jak bliskie są sobie dwa gatunki muzyczne – reggae i Hop-Hop? BAS: Bliskie. Hip-Hop wywodzi się z reggae. Wszystko wywodzi się z Afryki. Oba gatunki oparte są na rytmie serca. W Afryce nie było rozwiniętej kultury pisemnej. Tam wszystko było przekazywane ustnie. Opowiadał to do rytmu bębnów i to był pierwszy rap. Czarni w Stanach powrócili do tego co już znali w Afryce. Wśród muzyków hip-hop’owych, a w szczególności wśród dj’i nastała moda na dancehall. Czy Hip-Hop pójdzie w tą stronę? BAS: Wielu muzyków poszło w tą stronę. To będzie szło właśnie w tą stronę, bo to jest naturalny rozwój. Trzeba czerpać z różnych źródeł, czy to jest jazz, czy to jest reggae. Wszelkie fuzje muzyki są jak najbardziej wskazane. siebie? BAS: Chcę być dobrym człowiekiem. Dobro tworzy dobro, a zło tworzy zło. Tego samego oczekujesz od ludzi? BAS: Niczego nie oczekuję od ludzi. Każdy jest inny i ciężko jest od kogoś, czegoś oczekiwać. W sklepach muzycznych mało jest muzyki reggae. Poza Marleyem, można zdobyć raptem kilka tytułów. Dlaczego tak jest, skoro bądź co bądź jest to bardzo popularna muzyka w Polsce? BAS: Sam pewnie pamiętasz jakie były początki HipHop’u. Załatwić cokolwiek w tym kraju to był cud. Owszem 10 lat temu były kasety pirackie z każdym rodzajem muzyki, natomiast muzyki rapowej nie było w ogóle. Kopie, które miałem kaset RUN DMC, czy Grandmaster Flash - nie wiem jak tego mogłem słuchać, bo tego się nie dało słuchać. Był to jeden wielki szum, a przy tym spędzałem kilka godzin dziennie. Taki sam problem jest teraz z reggae. Poczekaj dwa lata, to będzie zalew. Mam nadzieję, że nie pójdzie to w taką komercyjną stronę jak rap. Teraz, żeby klip się sprzedał to trzeba mieć dupę w stringach, a ja tego nie zrobię. Chcę mieć teledysk w lesie. Taki klimat mnie interesuje, a nie jakieś tam rozebrane panienki. Poza tym kobieta nie jest towarem, żeby go sprzedawać. Czego oczekujesz od siebie? BAS: Kompletnego odrzucenia Babilonu. Powrotu do natury. Oddalenia się od tego systemu, który mnie otacza. Totalne odcięcie się od tej strony materialnej, w stronę duchową. Powrót do totalnych korzeni. Chyba nie do końca się zrozumieliśmy. Nie pytam o Twoje plany. Jestem ciekaw, czego oczekujesz od HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 29 Przy realizacji wywiadu pomagali, Tomasz Maciejewski (foto) oraz KNOCKOUT Menagment. Dzięki! BEZ PATENTU NA SŁAWĘ Zawsze było tak, że Hip-Hop był częścią pewnego indywidualizmu a teraz jest tak, że gdziekolwiek nie pójdziesz młodzież, dzieci, osoby starsze - wszyscy słuchają HipHop’u Jakie macie plany z nową płyta?? PORK: Plany są takie ze budujemy własne studio u siebie, staramy się być niezależni! Póki, co jednak mamy parę bitów i powoli zabieramy się za nowy materiał. Płyta na pewno będzie klimatyczna, spójna. Im więcej będzie materiału tym będziemy mogli więcej o niej mówić. Szad: Na pewno będzie wiele nowych gadżetów. Jaki tytuł? PORK: Na razie nie możemy nic powiedzieć, tytuł wyniknie, gdy będzie nagrana już większość materiału. Możemy się spodziewać jakiś gości na nowej płycie? SZAD: Na pewno. PORK: ...Ale niech to zostanie owiane nutką tajemnicy. Całość zostanie wydana u Camey’a? Jak układa się Wasza współpraca z nim? SZAD: Współpraca układa się dobrze. Jednak nie mamy wyboru, mamy podpisany kontrakt na jeszcze dwie płyty. Dużo koncertujecie, Wasza popularność bardzo wzrosła. Jak porównacie to do tego, co działu się zaraz po wydaniu płyty? PORK: Po wydaniu płyty nikt nie wiedział, co to jest Trzeci Wymiar i dopiero poprzez klipy mogliśmy dotrzeć do większej rzeszy ludzi i to spowodowało automatycznie większą popularność. SZAD: Cieszymy się, że w miesiącu możemy zagrać pare koncertów. Jak wyglądają Waszym zdaniem koncerty w Polsce? jak wygląda organizacja? PORK: To jest Polska, z organizacją jest różnie. Często brakuje np. odsłuchów, bez przedowodowych mikrofonów - mimo wszystko jednak kable zawsze utrudniają poruszanie się po scenie. SZAD: Jest znacznie lepiej niż kiedyś, jednak to jeszcze nie jest rewelacja. Stać Polskę na więcej. Graliście gdzieś za granicą? SZAD: W Bohum w Niemczech i w Sztokholmie w Szwecji. Jak to wygląda za granicą? SZAD: Bardzo dobrze, dobra atmosfera , dużo ludzi. PORK: Ogromny patriotyzm. Jesteście trzeci na liście najbardziej popularnych wykonawców w Polsce? (zródło Hip-Hop.pl) PORK: Ja? Szad, czy Nullo? Nie, nie wiemy i w sumie nie bardzo wierzymy w tego typu rankingi. Czy Hip-Hop stał się modny? To jakiś sposób na hajs? 30 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 SZAD: Bardzo przykro nam to stwierdzić, Hip-Hop stał się bardzo modny i kwestią sporną jest czy wychodzi mu to na dobre czy nie. PORK: Zawsze było tak, że Hip-Hop był częścią pewnego indywidualizmu a teraz jest tak, że gdziekolwiek nie pójdziesz młodzież, dzieci, osoby starsze - wszyscy słuchają Hip-Hop’u. Słuchają ci, którzy tak naprawdę nie kumają o co chodzi. Na pewno ta moda sprzyja zarabianiu PLN, ale również wywołuje pewne niezbyt pozytywne tendencje. Szad: Fakt tylko, że nie zarabia cała kultura tylko ludzie, którzy tym kręcą. Na przykład ceny ciuchów, są okropnie drogie. SZAD: No właśnie, z tego morał, że wszyscy w koło zarabiają na tym. Zarabia się na modzie i to właśnie ta moda może zniszczyć tę kulturę! A propos ciuchów. wcześniej śmigaliście w ciuchach firmy Error , teraz Clinic…. SZAD: Na początku to Error nam zaoferował pomoc kiedy jeszcze nie byliśmy znani, więc jak najbardziej się zgodziliśmy - jest to naprawdę fajna sprawa. Teraz mamy układ taki bardziej przyjacielski z firmą Clinic. Nie mamy podpisanych żadnych umów, po prostu są to nasi znajomi. Planujecie, może zająć się bardziej podziemiem dolnegoślaska? SZAD: Mamy planach współpracę. Bo powiem Ci, że ostatnio jestem odkrywcą Polskich zespołów podziemnych. Więcej dobrego dzieje się w podziemiu niż na legalu w tym kraju. Macie jakiś sposób na wybicie się? SZAD: Powiem Ci, że nic nie opatentowaliśmy. PORK: Trzeba mieć naprawdę sporo szczęścia. Musisz robić swoje rzeczy być oryginalny. Musisz mieć swój styl. NULLO: Rynek się w którymś momencie zamknie. PORK: Albo podzieli na jakieś grupy odbiorców tej samej muzyki. Hip-Hop się podzieli. Lecz Nostradamusem nie jestem. NULLO: Był taki etap, że ciężko było się wybić z HipHop’em. Wytwórnie nie chciały wydawać takich rzeczy. Teraz wręcz przeciwnie, a nie zawsze ma to poziom. Jak długo działaliście w podziemiu? SZAD: Od 1996-1997, jakoś tak... Za pierwszym razem Wasze demo przeszło dalej? SZAD: Zrobiliśmy dwa nielegale, nawet trzy, bo Pork robił swój materiał z innym składem. Nigdzie tego nie wysyłaliśmy. To był pierwszy materiał, który wysłaliśmy gdziekolwiek. Do ilu wytwórni wysłaliście swoje demo? SZAD: 7-8, do takich, w których myśleliśmy ze mamy jakieś szanse. AREK DELIŚ JEST ZWIĄZANY Z POLSKIM RAPEM OD JEGO POCZĄTKÓW. WYDAŁ WIELE PŁYT, KTÓRE SĄ DZIŚ SĄ KLASYKAMI. ON TEŻ DO POLSKIEGO RAPU WPROWADZIŁ RRX, POTEM T1-TERAZ ORAZ BYŁ WYDAWCĄ PIERWSZEGO MAGAZYNU O HIP-HOP’IE. TERAZ STANĄŁ Z BOKU SCENY I OBSERWUJE. PRZECZYTAJCIE JAKIE WYCIĄGA WNIOSKI. Jest taka opinia, że T1 Teraz ma najsłabszą promocję w Polsce. Dlaczego słabo się do tego przykładasz? AREK DELIŚ: Jest wręcz odwrotnie, to jest dobra promocja. Od początku T1 chciałem coś zrobić z tym rynkiem. Były czasy, kiedy polski Hip-Hop był w totalnym undergroundzie. Chłopaki, którzy teraz nie wyobrażają sobie życia bez telewizji, mówili, że grają tylko dla ziomali. T1 tworzyłem po rozstaniu z Krzyśkiem Kozakiem, kiedy to razem robiliśmy Klan, żeby pokazać, że wytwórnia niezależna może wyjść z muzyką hiphop’ową i nie tylko (nigdy tego nie ograniczałem, chcę wydawać dobrą muzykę) do szerszego grona słuchaczy. I tak się stało. Byliśmy pierwsi, którzy bardzo profesjonalnie prowadzili promocje, na przykład płyty „Światła miasta” - drugiej w kolejności wydanej przez T1. Był teledysk, gdzie bohaterką byłą dziewczyna, co wtedy dla wielu było nie do uwierzenia. Teraz mamy wysyp dziewczyn w każdym klipie i to jest nudne do wyrzygania. Tamten klip był strzałem w 10. Dlatego nie rozumiem pytania, czemu mamy słabą promocję. Płyta Eisa – niezauważona, płyta Pezeta, jeżeli dobrze pamiętam, tylko dwa teledyski i zero promocji w Internecie, brak strony internetowej wytwórni, nie ma nawet oficjalnego kontaktu do Ciebie, ciężko się też dodzwonić – to jest słaba promocja. AREK DELIŚ: Płyta Pezet/Noon „Muzyka klasyczna” sprzedała się w ilości prawie 20 000 egzemplarzy nie dlatego, że to Pezet z Noonem ją nagrali, tylko dlatego, że były konkretne działania promocyjne. Nie będę mówił o Peji, którego wypromowałem z Latkowskim. Nie możesz czepiać się poszczególnych tytułów. Płyta Eisa po prostu nie wypaliła. To zajebista płyta, jedna z lepszych, którą wydałem, ale niestety nie trafiła na swój czas. Ubolewam nad tym, płyta była bardzo dobra, ale czegoś zabrakło. Rzeczywiście Internet był zawalony. Nie kontaktowałem się ani z Wami ani z nikim innym i nie było internetowej promocji. Jeżeli chodzi o promocję masową, czyli telewizja i radio (choć wtedy radio nie grało rapu, teraz się otworzyło i ESKA tłucze te wszystkie hiphopolowe gówna), to wtedy moi artyści pojawiali się często w tych mediach. Czy łączenie roli wydawcy płyt i gazety jest moralne? AREK DELIŚ: To jest temat rzeka i długo możemy o tym gadać. Jednak w pewnym momencie w pełni się wyłączyłem z wpływu na merytoryczną stronę Klanu. Chłopaki przez ostatnie trzy lata robili sobie z tą gazetą co chcieli i doprowadzili do takiego a nie innego finału. Ani Tymon ani Igor już nie współpracują z tą gazetą. A sam Klan został sprzedany. Byłem i jestem udziałowcem Klanu, ale nie miałem za grosz wpływu na to co chłopaki tam wypisywali, nawet nie czytałem tekstów. Nawet nie chciałem, bo babranie się w jakieś utarczki w środowisku hip-hop’owym jest odejściem od tego co chciałem robić, czyli wydawać najlepsze płyty. Jedyne co to pojawiały się reklamy, dwie – trzy na numer, moich produktów, ale byłbym idiotą jakbym tego nie robił. T1 jeszcze dwa lata temu było świetną wytwórnia, zaryzykuje stwierdzenie, że miało najlepszy katalog polskich artystów. Teraz znikła. Dlaczego? AREK DELIŚ: Nie zgodzę się że znikła. W tym roku planuję wydanie trzech płyt rapowych: płytę producnecką Reda, trzecią część „Kodexu” i solówkę Mesa. Być może będą dojdą do tego jeszcze Projektanci ze Szczecina. Kiedyś wydawałem za dużo płyt i np. w 2003 wydałem aż pięć płyt. Była to idiotyczna polityka, bo jeżeli mała, niezależna wytwórnia chce wypromować artystę i płytę musi wydawać maksymalnie trzy płyty na rok. Inaczej następna płyta zjada sukces poprzedniej. Przykład Remika z UMC pokazuje, że można wydawać więcej płyt. AREK DELIŚ: A jakie jest pięć ostatnich strzałów Remika? To były totalne niewypały. Owszem, może u Ciebie w gazecie i na stronie te płyty zaistniały, są grane w radiu Eska, ale przyjrzyjmy się nakładom. Są to naprawdę żenujące ilości i tak nie chcę robić. Tylko rap w Polsce w ogóle się nie sprzedaje. AREK DELIŚ: Nie zgadzam się. Wydałem w zeszłym roku „Kodex II”, który sprzedał się w ilości 10 000, jest to bardzo dobry wynik. Nie mów mi, że mam robić jak Remik, bo on jak startował to dzwonił do mnie co dwa dni, wisiał na telefonie i się pytał co ma robić z wytwórnia. Mówiłem mu co ma robić i jakie kontrakty podpisywać. Nie posłuchał się mnie, jak widać na przykładzie 1-8L. Takich kulisów, mogę ci opowiedzieć o wiele więcej, ale nie wiem czy masz takie przygotowane pytania. UMC ma dobrą promocję, szczególnie internetową, gdzie ich mailing ukazuje się co dwa dni i piszą pierdoły, że na przykład Liber zaciął się przy goleniu. Nie robię tego, bo uważam, że to zbędne rzeczy. Ale szacunek dla Remika jako wydawcy - zrobił coś z niczego, a w Polsce to sztuka. sesje i podpisujesz umowę, że z Tobą mogą zrobić wszystko. Nie sądzę, żeby artysta, który bierze udział w takiej machinie nie podpisał żadnej umowy. Wracając do meritum. W tej chwili wszystko się skomercjalizowało. Byle szczeniak, który przychodzi do mnie z demówką myśli o zarobku, a nie o rozwijaniu swoich umiejętności. Powtarzam: do tych szmatławych pisemek dla dzieciaków, dają wywiady gwiazdy, które wcześniej mówiły, że to totalne gówna, więc dlaczego nie dać muzyki? Wszystko się ziemia. Dlaczego, dla tej publiki, który przychodzi na koncerty, nie dać rapu? Strasznie obniżył się wiek słuchaczy. To jest może smutne, może raperzy sobie tego nie życzyli, ale z faktami się nie dyskutuje. Nie rozumiem też, podwójnej moralności: pierdole Bravo, Popcorn i Dziewczynę, a gram na koncertach kawałki dla tej publiki, która kupuje te gazety. Czym różni się danie wywiadu do takiej gazety, żeby małoletni fani przeczytali wywiad z swoim idolem, od koncertu tego artysty dla tych 12-latków? NIE JESTEM INTRYGANTEM Tylko czy 10000 płyt w kraju, gdzie jakieś 2 miliony ludzi słucha rapu to dobry wynik? AREK DELIŚ: W tym kontekście to żenujący wynik. Chciałbym, żeby wszystko sprzedawało się jak „Na legalu?”, czyli ok. 90 000 egzemplarzy. Co tu dużo pieprzyć: kopiowanie, pojawianie się płyt w Internecie i piractwo zabija ten rynek. Przez to nie ma rap-biznesu tylko bieda-biznes. Nie dorobisz się na Hip-Hop’ie w Polsce. Jest wąskie grono dziesięciu wykonawców, które może powiedzieć, że dobrze im się żyje z rapu w Polsce, a reszta jest średnia. Większość z tych ludzi ma cholerne problemy i ma tyle, żeby przeżyć. Czy do tego nie przykłada się dołączanie płyt do gazet jak Bravo i wydawanie gazet, które są dodatkiem do płyt? Możesz kupić singiel, a nie musisz kupować albumu. AREK DELIŚ: Tak, gdyby to były kawałki, które są nowe. Do insertów daję dobre kawałki, ale takie, które czasy świeżości mają już za sobą. Chyba, że trafi się dobry deal i jakąś piosenkę można sprzedać za dobre pieniądze, z których są zadowoleni muzycy i ja. Tak było na przykład z Magierą i L.A., którzy sami chcieli, żeby doprowadzić do końca rozmowy z dużą oficyną prasową. Jest to niewątpliwie zyskowne działanie. Natomiast czy warto poświęcać reputację, dla tych pieniędzy? AREK DELIŚ: Kiedyś bym powiedział, że nie warto. W Hip-Hop’ie rozdziewiczyłem tę sprawę, kiedy w Popcornie ukazała się płyta z moimi artystami. Wtedy rozeszliśmy się po burzliwych dyskusjach z Gramamtikiem i Pezet/ Nooon i powiedziałbym, że nie warto. Teraz wszystko się skomercjalizowało. Kiedyś nie do pomyślenia było, żeby w Bravie raper miał wywiad, wszyscy to zlewali, mówili, że to totalne gówno i nie chcą mieć z tym nic wspólnego. A teraz Tede ląduje na okładce Popcornu. Nie zawsze wiesz, że lądujesz na okładce takiego pisma. AREK DELIŚ: Nie, nie zgadzam się. Jeśli bierzesz udział w jakimś przedsięwzięciu, które z założenia jest komercyjne, to nie możesz mówić, że nie wiedziałeś. Dostajesz za to kasę, jest totalna machina promocyjna, Dlaczego artyści i dziennikarze, których w pewien sposób stworzyłeś, pozwoliłeś im zaistnieć, odeszli od Ciebie? AREK DELIŚ: O Pezecie i Gramamtiku już mówiłem, to była sprawa z sprzedaniem ich utworów do Popcornu. Zupełnie jednak nie rozumiem zajadłości z jaką Flinstone i Dobry Piotrek wylewają jakieś pomyje na mnie i robią prywatę w mediach. De facto gdyby nie ja, to nikt by o nich nie usłyszał. Flinstone jest moim błędem, jeżeli chodzi o człowieka. Bardzo go polubiłem, ale niestety nie polubili go moi współpracownicy z Klanu, Tymon i Igor. Był taki wyjazd do Pragi, gdzie Tymon i Igor strasznie się z nim pokłócili. Nie miałem wtedy z Klanem merytorycznie nic wspólnego, a oni jako Red. Nacz. i jego zastępca zdecydowali, że Flint nie będzie w Klanie. Potem wracałem z nim nawet pociągiem i normalnie rozmawialiśmy. Nie rozumiem dlaczego on dostał jakieś paranoi, że jestem jego wrogiem. Dlaczego kłamie pisząc takie rzeczy? Powtarzam: nie kłam pan, panie Filnstone na lamach prasy, bo to się źle skończy. Dobry Piotrek, to kawał... Też go kiedyś lubiłem. Ale kiedyś dałem mu do recenzji płytę Pezet/Noon i, choć zażegnywał się, że to nie on puścił ją w sieć przed premierą, to potem przyznał się Noonowi, że to zrobił. Takich rzeczy się nie toleruje i po tym straciłem do niego zaufanie. Czy istnieje coś takiego jak rywalizacja wytwórni? AREK DELIŚ: Kiedyś Hip-Hop i praca to było moje życie. Teraz stoję z boku. Przybijam piątki tym co lubię, nie przybijam tym, których nie lubię. Nie ma, na szczęście, niezdrowej rywalizacji. Artyści wymieniają się między sobą featuringami, nie ma jakiś świństw. Może poza paroma rzeczami, które mi osobiście zrobił Camey, Remik wisi mi skrzynkę whisky – kiedyś założyliśmy się o sprzedaż płyt Ostrego(śmiech). Jest za to dużo plotkarstwa. Wkurwia mnie to. Płyta Peji/SLU sprzedała się świetnie, a płyta Ski Składu już nie. Na czym polegał fenomen „Na legalu”? AREK DELIŚ: Najlepszy artysta to głodny artysta. Rychu był wtedy na dnie. Film „Blokersi” pokazał jego prawdziwość i tak jak dla Eldo był porażką, tak dla niego był sukcesem. Peję zawsze lubiłem, jak on wydawał dla Kozaka i potem dla Cameya. Wszyscy myśleli, że to był jakiś sprytny plan: Deliś wynalazł Latkowskiego, powiedział mu, żeby Eldo i Peja byli bohaterami „Blokersów”, to ich winduje, potem podpisuje kontrakt z Peją i ma wypromowanego rapera. Zdementuję to. On był lokalnym gwiazdorem, zachodnia ściana Polski go lubiła, ale w Warszawie był lekceważony. Wskazałem Peję, że może być dobrym bohaterem filmu, ale nie miałem w głowie, żeby mu wydać płytę. Peja był wtedy na dnie, był wyposzczony. Po sukcesie Blokersów podpisaliśmy kontrakt. Odbyłem kilka szczerych rozmów z nim, powiedziałem, żeby mniej rymował, używał mniej słów, że musimy znaleźć dla niego producenta wiodącego (Magierę). Na szczęście Peja jeszcze wtedy słuchał moich rad. Tak powstało „Na legalu?”, gdzie były jeszcze trzy, cztery piosenki, które bez jego zgody wyrzuciłem z płyty, ponieważ psuły koncepcję albumu. Straszna była jeszcze awantura, ponieważ Peja chciał, żeby to była płyta Slums Attack, a ja stwierdziłem, że z punktu widzenia marketingowego, skoro w „Blokersach” występował jako Peja, to płyta ma się nazywać Peja/Slums Attack. Pół roku później w tej kwestii przyznał mi rację. Płyta weszła na rynek, w pierwszym rzucie sprzedała się w ilości 5000, a potem był zastój. Wszedł drugi singiel „Jest jedna rzecz” i ruszyła lawina. Peja zaczął grać dużo koncertów i okazało się, że tam ludzie szaleją przy „Głuchej nocy”. Tym razem ja słuchałem wykonawcy i zrobiliśmy z „Głuchej nocy” singiel. Ten pierdolnął tak, że wszyscy, nawet dresiarze, zaczęli tego słuchać. A reszta jest historią… To fajnie wygląda jak to opowiadasz, ale niedawno na swojej stronie internetowej Peja nazwał Cię „cwelisiem” i zarzucił Ci, że opublikowałeś jego utwory bezprawnie. AREK DELIŚ: Dlatego między innymi Peja nie jest w T1. Sprawa jest bardzo świeża i nie chcę nikogo dissować, ale byłem już nim bardzo zmęczony. Jak on łapie fazę na wyzwiska, potrafi zapchać ci skrzynkę różnymi sms’ami. Rychu – wiedz, że je ciągle mam (śmiech). Do kolesia HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 31 sonalnego między Mesem i Mezo, chcą mnie wpieprzyć. Nie nakręcam Mesa, on ma swoją nakrętkę. Chciałbym skończyć z mitem Arkadiusza Delisia, który jest jakimś intrygantem, pociąga za sznurki, gdzieś się wślizguje... Ci co mnie znają, wiedzą, że taki nie jestem. Mam totalny luz ostatnio na takie sprawy. Oczywiście, jak ktoś mnie wkurwi jak Camey ostatnio, będzie musiał ponieść konsekwencje. Camey poszedł do Bauera (wydawcy Bravo) i powiedział, że nie miałem praw do kawałka z „Kodex’u II” z Trzecim Wymiarem. To jest nieprawdą, a poza tym jeśli Mike Sierakowski, Camey, uważa, że nie mam tych praw, to każdy kij ma dwa końce i niech pamięta, że na płycie O$ki, którą on wydał, jest kawałek Mesa. Nikt od Cameya nie zgłosił się do mnie z pytaniem czy Mes może tam wystąpić. Mes ma taki kontrakt, że nie może bez mojej zgody wystąpić na płycie z innego wydawnictwa. To samo z bitem L.A na remiksach Trzeciego Wymiaru. Także szanujmy się panowie wydawcy. JAK PEJA ŁAPIE FAZĘ NA WYZWISKA, POTRAFI ZAPCHAĆ CI SKRZYNKĘ RÓŻNYMI SMS’AMI. RYCHU – WIEDZ, ŻE JE CIĄGLE MAM (ŚMIECH). CZY TAK SIĘ ZACHOWUJE FACET POD 30-TKĘ, BO TA NIEDŁUGO MU STUKNIE? dziennikarza dzwonił z Mediolanu i wrzeszczał, że mu włoży lokówkę w dupę… słyszałem to nagranie. Czy tak się zachowuje facet pod 30-tkę, bo ta niedługo mu stuknie? W pewnym momencie twój system nerwowy pada. Jest po dwunastej w nocy, oglądasz dobry film, pijesz z dziewczyną wino a tu urywają się telefony z jego wyzwiskami. Po kilku takich seansach, stwierdziłem, że trzeba coś z tym zrobić. Stąd transfer Peji do Fonografiki za pieniądze. Jak w piłce nożnej. Wszystko na legalu i z kasą na stole. Która płyta była komercyjnie i/lub artystycznie przełomowa dla T1? AREK DELIŚ: Zdecydowanie „Światła miasta”. Byłem zajebiście zadowolony z tej płyty pod każdym względem i jeszcze miała taki potencjalik komercyjny. Od niej poczułem, że to jest to. Jaki jest artysta, którego zawsze chciałeś wydać, a Ci się nie udało? AREK DELIŚ: Na samym początku, jak jeszcze WWO było w BMG i nie było Prosto, miałem bardzo dobry kontakt z szefem komórki polskiej w BMG. On mi wtedy przyniósł demówkę i powiedział, żebym to przesłuchał, bo nie był do tego przekonany. Tam było 5 – 6 muzycznych hitów z pierwszej płyty WWO. Wtedy pomyślałem: kurwa, to jest zajebiste. Powiedziałem mu szczerze – gdybym ja miał to wydać, to bym to wydał, to będzie zajebista płyta. Jak oceniasz swoją znajomość z Latkowkim? Co ona dała Tobie, T1 i Hip-Hop’owi? AREK DELIŚ: Zacznijmy ode mnie. Z Sylwkiem łączą mnie kwestie koleżeńskie i biznesowe, dlatego nie jestem w stosunku do niego obiektywny. Poznałem go jak jeszcze nie nakręcił żadnego filmu. Wyszedł wtedy z pierdla, przyszedł do mnie do biura i powiedział, że chce wydać soundtrack do filmu o rugbystach i do tego, był to film dokumentalny. To był dla mnie zajebisty pomysł. Dla T1 to przede wszystkim „Blokersi”. Jestem człowiekiem bardzo lojalnym dla swoich znajomych i po sukcesie filmu „Blokersi” i soundtrack’u (sprzedał się w ilości 27 tyś) zaproponowałem mu deal – zrobiłeś film o Peji, to wydajmy nową płytę Peji. Skoro wydaliśmy razem soundtrack „Blokersów” to mu oddałem 50% od Peji i taką podpisaliśmy umowę. Z Latkowskim wydałem jeszcze wszystkie soudtrack’i i Eisa. W polskim Hip-Hop’ie dużo namieszał. Większość establishmentu hip-hop’owego raczej go nie lubi, a wręcz nie trawi. Jeżeli jednak chodzi o prowincję i fanów Hip-Hop’u, to ten film nie był źle odebrany. „Blokersi” uświadomił po raz pierwszy mediom, że jest coś takiego jak polski Hip-Hop i jest to zajebiście prężna kultura. Po co w „Klatce” łączyć Hip-Hop z kibolami? „Blokersi” szerszym masom pokazali pozytywny obraz Hip-Hop’u, a „Klatka” to spieprzyła. 32 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 AREK DELIŚ: To była wizja filmu Latkowskiego. Byłem odpowiedzialny za soundtrack i chciałem go zrobić bardzo mocny i uliczny, z zespołami, które nie były wypromowane. Idea była taka, żeby pokazać, że są to chłopaki, którzy śpiewają o ważnych sprawach. Może rzeczywiście to było niefortunne skrzyżowanie. Krzysztof Kozak aka KNT sugerował w wywiadzie dla naszej gazety, że miała się odbyć między Wami bitwa na wolno. AREK DELIŚ: Rozśmieszyło mnie to, bo nie wiem co jeszcze urodzi się w chorym umyśle pana Krzysztofa Kozaka, z którym na szczęście od dawna nie mam nic wspólnego, a któremu pomagałem tworzyć RRX. Nie wiem, czy ludzie zdają sobie sprawę, że to niestety ja przeszczepiłem Kozaka na rynek warszawski. Krzysiek powinien się ogarnąć, wygląda trochę słabo ostatnimi czasy. Może to jest jakaś forma autopromocji? Nie rozumiem dlaczego ktoś chce go jeszcze słuchać. Śmieszne rzeczy opowiada, ale to są kłamstwa. Krzysiek jest naprawdę pierdolnięty, jakbym miał wyliczać wszystkie kłamstwa to by miejsca w gazecie nie starczyło. Nie chcę się wdawać w polemikę z nim, bo on nie jest już na poziomie jakiejkolwiek polemiki, bo jest już prawie nikim. A jak się skończyła sprawa sądowa między Wami? AREK DELIŚ: Nie było żadnej sprawy. To kolejny wymysł Krzyśka. Po tym jak sprzedałeś Klan, Kozak w wywiadzie dla jednej z gazet powiedział, że będzie sprawa i ma papiery na Ciebie. AREK DELIŚ: Bardzo dobrze. Zapraszam Krzyśka do sądu. Nie wiem tylko czy zdaje sobie sprawę, że w tego typu sprawie, jak będzie chciał odszkodowanie, będzie musiał zapłacić 10% kwoty adwokatowi, a z tego co wiem, ma problemy z kasą na bilet do autobusu. A jak się skończyła sprawa między Tobą a Dena? AREK DELIŚ: Niestety, też uważam sprawę za zamkniętą. Dena się do tej pory z tych pieniędzy się nie wywiązał i nie chce mi się teraz boksować. Nie chce mi się boksować o jakieś sprawy sprzed czterech lat z Dynowskim Łukaszem. On mi i tak tego nie odda, mnie stać na wyłożenie 500 złotych w sądzie, czyli 10% na rozpoczęcie sprawy ale mi się nie chce... A Dynowski za tę kasę niech sobie kupi winyle - może zrobi lepsze bity, bo tych jego wypocin nikt już nie chce słuchać - patrz „kosmiczny” sukces płyty Dena/Deobe. „Będziesz kolejnym przez Delisia wydyganym” –Mezo. Co on może wiedzieć na ten temat? AREK DELIŚ: To mnie bardzo ciekawi. Podobno Mezo opowiada, że chciałem go kiedyś wydać. To jest totalną bzdurą, poza tym jest wielu raperów, którzy opowiadają, że chciałem ich wydać, a dowiaduję się o tym z różnych stron. Nie wiem dlaczego do sporu per- Chcesz skończyć z tym mitem intryganta pociągającego za sznurki, a jakiego tematu nie dotkniemy, to tam się jakoś pojawiasz. Z czego to wynika? AREK DELIŚ: Jestem długo na tej scenie i jest mnie dużo, bo tyle robię. Ludzie są po prostu słabi psychicznie i obgadują albo grają po niżej pasa. Jestem zodiakalnym lwem. Kiedy jest dobrze, leżę i ziewam, a jak ktoś mi naciśnie na odcisk, to napierdalam podwójnie. Tego nie daruję Cameyowi i będzie miał teraz problem z płytą O$ki i remiksami L.A. dla Trzeciego Wymiaru, który ma ze mną podpisany jeszcze bardziej drakoński kontrakt. Nikomu źle nie robię i nie jątrzę, natomiast jeżeli ktoś mi źle robi, to nie puszczę tego płazem. Drakoński kontrakt – czyli jaki? AREK DELIŚ: Nie może być tak, że wydawca ładuje pieniądze, czas i pracę w jakiegoś artystę, a któregoś dnia artysta ci mówi „fuck off” i po pierwszej płycie spierdala. Tak było z 1-8L i UMC i jakbym nie patrzył na Remika, to jest to kurestwo ze strony 1-8L. Z drugiej strony zrobili to legalnie, bo Remik się nie zabezpieczył. Obok biznesu powinny istnieć jakieś inne relacje pomiędzy wytwórniami, bardziej interpersonalne. Trzeba mieć zaufanie do siebie. Brak zaufania do mnie, kończy się tym, że artysta odchodzi albo go sprzedaję, tak jak Peję. Dobry kontrakt polega na tym, że zabezpiecza obie strony i wtedy działamy dalej. Jeżeli jest sukces i artysta dostaje wody sodowej do głowy, mówi, że jest zajebisty i chce stawiać warunki. Jednak nie tak szybko, bo jest kontrakt. Z drugiej strony, płyta może okazać się totalnym niewypałem, a jest podpisany kontrakt na trzy płyty i ja muszę i chcę wydać te dwie kolejne. „Węszę w Klanie podstęp”, „Nie wierzę w szczerość jego intencji” – dlaczego Tede Cię nie lubi? AREK DELIŚ: Kiedyś się lubiliśmy, potem był okres Gib Gobon kontra Obrońcy Tytułu i jeszcze Tede był związany z Kozakiem, który mnie nie cierpiał. Wydaje mi się, że tam było bardzo dużo gadane przez Kozaka na mój temat, który do mnie ciągle coś ma. To jest jakiś kompleks. Ten facet przez pięć lat w kółko na ten temat gada, no i wkręca... Dla mnie tego tematu nie ma, on dawno się skończył. W RRX na pewno był mój temat. Ten „Dupoliz”, następnie Pihu, który był nakręcony przez Kozaka, też rapował na mój temat, a teraz jak się z nim spotkałem możemy sobie podać ręce, bo nie ma już tej „czapy” RRX’u. Korzenie tkwią w tym. Nie mam z Tede kontaktu, ale on występuje w klipach do płyt, które ja wydałem. Nie lubię go, ale doceniam to co zrobił dla polskiego rapu i chciałbym, żeby pan Jacek Graniecki też szanował moją osobę i to co zrobiłem. Wyjdzie płyta Echo? AREK DELIŚ: Chciałbym, ale to zależy od chłopaków. Pojawiły się plotki, że Eis odszedł do UMC. Prawda? AREK DELIŚ: Fałsz. A będzie jego nowa płyta? AREK DELIŚ: Nie będzie. Eis zawiesił mikrofon na kołku. Być może będzie na płycie producenckiej Reda. Eis jedzie z wujkiem na wschód robić biznes. A poza tym jest zajarany aktoreczką z sitkomów... A jakiś optymistyczny akcent na koniec? AREK DELIŚ: Chciałbym, żeby słuchacze rapu nabrali więcej dystansu do muzyki i raperów. Pamiętajcie, że to muzyka rozrywkowa. rozmawiała: Klio O TYM, KTO BĘDZIE POLSKĄ ERYKHĄ BADU, CZY DANCEHALL ZAWŁADNIE NASZYM RODZIMYM RYNKIEM, KIEDY RAGGOWCÓW BĘDZIE STAĆ NA SZYBKIE FURY I CO MA DO TEGO WIELKIE JOŁ, Z OSTASZEM NA SKÓRZANYCH KANAPACH DOMINIKAŃSKIEJ 9 ROZMAWIAŁA: KLIO. W STUDIU ZNANYM DOTĄD Z WYPUSZCZANIA SAMYCH HITÓW, NARODZIŁ SIĘ POMYSŁ KOOPERACJI Z MUZYKAMI TWORZĄCYMI DANCEHALL I RAGGA. OBECNIE POWSTAJĄ TRZY PROJEKTY, REALIZACJA TRWA, CZĘŚĆ MATERIAŁÓW JEST JUŻ NAGRANA, A WSZYSTKO WISI W POWIETRZU JAK WIELKA BOMBA I TYLKO CI, KTÓRZY ZNAJĄ NAGRYWAJĄCYCH WIEDZĄ, Z JAKĄ SIŁĄ WYBUCHNIE, JEŚLI PRZYBIERZE POSTAĆ REWELACYJNEJ JAKOŚCI PŁYT. Skąd idea zajęcia się dancehallem? OSTASZ: To wyszło naturalnie, nie było tak, że nagle pojawił się jakiś pomysł. Zaczęło się tak, że nasi artyści, Numer Raz i Dj Zero, razem z częścią muzyków z Vavamuffin stworzyli James Ashen Cru, który jest zespołem koncertowym Numer Raza. Stwierdziliśmy, że to fajnie współgra, daje w efekcie coś ambitnego i ciekawego, a WIELKIE RAGGAJOŁ Czy są konkretne osoby/składy, z którymi chcecie podjąć współpracę? OSTASZ: Panuje taka zasada, że każdy, kto się do nas zgłosi ze swoim materiałem i kto będzie dobry, ma szansę. Stawiamy na potencjał. Nie wymagam jakości nagrań przy demówce, ale szukam tego czegoś, siły, naturalności i przede wszystkim, żeby to było prawdziwe. Jak najbardziej chcemy wydawać ludzi, którzy w muzykę wkładają serce, a przede wszystkim robią ja dobrze. Do kogo chcecie trafić z projektem Wielkie Ragga Joł? OSTASZ: Jeśli chodzi o Kameral, to do wszystkich. Dreadsquad ma pokazać, że dancehall jest muzyką równie silną, jak Hip-Hop, ma swoje potężne hity. To jest podobna sytuacja jak u naszych sąsiadów, gdzie Gentleman pokazuje, ze nawet w Europie można zrobić kawał dobrej roboty. A sama muzyka reggae poza Jamajką jest o tyle fajniejsza, że o wiele bardziej łączy kiej trasy koncertowej Wielkiego Joł i Wielkiego Ragga Joł. Dreadsquad, i Kameral mają być poza znaczkiem Wielkiego Joł, mają mieć swoją osobną sygnaturę, to jest odrębny projekt, ze swoją własną identyfikacją, odrębną nazwą. Zależy nam, żeby nie było to kojarzone z Tede czy Sistars, ale żeby wiadomo było, że w Wielkim Joł dzieje się coś innego, że nie jest to typowa dla tej wytwórni muzyka, ale na tym samym poziomie. Dla mnie Wielkie Joł ma być synonimem jakości muzycznej i do tego dążę. Ma oznaczać profesjonalnie nagrany i zmasteringowany materiał, teledyski promujące na poziomie, płyty wydane w sposób co najmniej przyzwoity. Niezależnie od gatunku. Poza tym to, co jest ewenementem na naszym rynku w Polsce, to że jesteśmy jedyną małą wytwórnią, która wszystkich swoich artystów od samego początku zgłasza do ZAIKS’u, od razu dajemy im ochronę najbardziej znanej organizacji w Polsce. To teraz teledyski. Będą? OSTASZ: Dreadsquad na pewno będzie miał dwa UTWIERDZIŁEM SIĘ W PRZEKONANIU, ŻE ŁĄCZENIE HIP-HOP’U Z REGGAE, DOPROWADZANIE DO WYDAWANIA PEŁNYCH PŁYT TYCH ARTYSTÓW MA SENS. ŻEBY ONI ISTNIELI, MIELI SWOJĄ MARKĘ I MOŻLIWOŚCI ROZWOJU ludziom się podoba. Utwierdziłem się w przekonaniu, że łączenie Hip-Hop’u z reggae (ale nie takie komercyjne jak gdzie indziej, że się nagrywa jeden kawałek i nara), doprowadzanie do wydawania pełnych płyt tych artystów ma sens. Żeby oni istnieli, mieli swoją markę i możliwości rozwoju. Rozszedł się sygnał wśród ludzi z tej sceny, że jesteśmy otwarci i można do nas podbić, bo chcemy współpracować. Od tego momentu zaczęły przychodzić demówki. Zgłosił się do nas Dreadsquad, potem Kameral z Mariką na czele. Obydwoma byliśmy zainteresowani, pracujemy nad wydaniem ich płyt, są już w realizacji. ludzi niż Hip-Hop. Generalnie widzę w tym wszystkim potencjał i siłę. Nie nastawiamy się od razu na najwyższą sprzedaż, ale liczymy, że Kameral może zaskoczyć i stać się ogromnym wydarzeniem na rynku muzycznym w Polsce, i to rynku przed duże “r”, więc nie stricte hip-hop’owym czy soul’owym, może to zagrać nawet Radio Zet czy RMF, o co walczyć nie będziemy, ale jak zagrają, to świetnie. Co na początek będzie obejmowała promocja? OSTASZ: Na pewno telewizja i radio. Poza tym przyjmujemy strategię organizowania raz do roku wiel- - trzy, z utworami które najbardziej charakteryzują tę płytę. Będziemy chcieli w ten sposób pokazać przekrój materiału i zainteresować słuchacza tą płytą. Marika (Kameral) może zrobić furorę. Nie dość, że głosem blisko jej do Badu, to jeszcze jest piękna, sympatyczna, otwarta. OSTASZ: Tak. Będziemy nad tym pracować i jeśli się zgodzą to użyjemy tak zwanych narzędzi product placement’ów, po to żeby te teledyski jeszcze były za odpowiedni budżet, nieprzeciętne. Z samego zysku z płyt nie da się kręcić porządnych klipów, ale na szczęście HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 33 przyszli sami, z materiałem, który chcą wydać, my im ewentualnie możemy w czymś doradzić, na pewno nie kazać cokolwiek. Nawet w przypadku sponsorów nie ma mowy o tym, żeby to był ktoś, kogo nasi artyści nie chcą z jakichś swoich powodów. Jesteśmy takimi samymi muzykami, jak oni i to jest największa zaleta tego układu. Wydanie czegoś tak świeżego spowoduje lawinę quasi-podobnych wannabies. Nie boisz się tego zalewu nijakości? OSTASZ: Wiadomo. Wydaliśmy Sistars i teraz jest już chyba z dziesięć projektów, które są od nich dużo gorsze, ale bazują na tym samym pomyśle, więc ludzie na siłę chcą je wydać. Kiedy Tede nagrał swoje płyty, to inni raperzy zaczęli być w plecy jeśli chodzi o jakość, podejście czy dystans, o nasze patenty jak “szjeee” i wyluzowanie. Tak samo będzie z tym. Mam nadzieję, że przyciągniemy do siebie ludzi z potencjałem, z którymi będziemy chcieli zrobić dobry kawał muzyki i to będzie żywe i naturalne. Nie mówimy, że reprezentujemy biedę, bo tak nie jest i tego też wymagamy od naszych artystów - szczerości i prawdziwości. Jednym ze skutków sukcesu będzie zalew kiepskich klonów, ale z drugiej strony, ludzie którzy dalej kiszą się w podziemiu, być może otworzą oczy i przyjdą do nas coś zrobić, bo na przykład dotychczas nie wiedzieli, że ktoś w ogóle może chcieć ich wydać. MAMY Z TEDE TAKĄ WIZJĘ, ŻE TO JEST AMBITNIEJSZY FRAGMENT WIELKIEJ ZAJAWKI NA DANCEHALL. BARDZIEJ ODCIĘTY, BEZ NAPIĘCIA, KTÓRY SKUPIA SIĘ NA SPEŁNIANIU SWOICH PASJI, ROBIENIU MUZYKI, ALE BEZ WYKORZYSTYWANIA KOGOKOLWIEK. są sponsorzy, którzy pomagają uzyskać jakość. Co do Mariki, mamy w planach dwa teledyski. Na czym polega kooperacja hip-hop’owców z dancehall’owcami i kto tu co ma do powiedzenia? Jakie są zasady współpracy? OSTASZ: Wielkie Joł charakteryzuje się tym, że nie narzuca swoim artystom, co ma być na płycie. Jestem producentem wykonawczym i staram się poprawić jakość techniczną nagrań. Po drugie, będę namawiał zespoły żeby coś dodawały, celowały w przebojowość. Niestety nasz rynek jest taki, że nie da się zauważyć kogoś nowego, bez hitu, który podłapie radio. W tym momencie jesteśmy już na tyle zakorzenieni w rynku, że wiemy, co zrobić, by wypromować dobry zespół; który poza tym, że musi mieć dobry materiał (w sensie ideologicznym i muzycznym) to jeszcze do tego w tym materiale musi mieć przynajmniej jeden hit, bardziej popowy. Nie boję się użyć tego słowa. Chodzi o coś najbardziej popowego w danym gatunku. Coś, co nadal w nim tkwi, ale jest dostępne dla ludzi spoza tego nurtu, melodyczne i wpadające w ucho. Niestety nasza publiczność jest, jaka jest, nie szuka porządnej muzyki, a wszystko ściąga z Internetu. Natomiast jeżeli dotrzesz do dzieciaków i przekonasz je, że to jest fajne, to one to kupią, bo jest ciągle jeszcze grupa, która wierzy w muzykę i płaci za płyty. Zarówno Kameral, jak i Dreadsquad bardzo się teraz udzielają na swoich lokalnych scenach. Planujecie sami przejąć organizację ich imprez? OSTASZ: Nie pozwolimy na to, żeby przestali grać tam, gdzie grają teraz, u własnych znajomych. To są ich korzenie i o to trzeba dbać, to jest coś, co może cię wynieść na szczyty i nie może być tak, że wydają płytę i nagle przewraca im się w głowach i się odcinają. W Polsce ten rynek dancehallowo-raggowy jest słaby, więc będziemy dążyć do tego, żeby nasi artyści czuli się lepiej i mogli z grania czerpać zyski. Są im potrzebni managerowie, lepsze próby z profesjonalnym sprzętem, sponsorzy i tak dalej. To nie jest przypadkiem ambitniejsza wersja tego boom’u, który ma teraz miejsce? OSTASZ: Mamy z Tede właśnie taką wizję, że to jest ambitniejszy fragment wielkiej zajawki na dancehall. Bardziej odcięty, bez napięcia, który skupia się na spełnianiu swoich pasji, robieniu muzyki, ale bez wykorzystywania kogokolwiek. Po to żeśmy sami to wszystko zbudowali i stworzyli, żeby nie stał nad nami nikt trzeci i mówił, co mamy robić, a po wydaniu jed- 34 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 nego hitu, kazał spadać, a sam zgarniał hajs. Komercyjność dancehallu? OSTASZ: Nie ma się co jej bać. Jeśli chcemy wydawać płyty, musimy się liczyć z komercyjnością, bo na tym polega to wszystko, że chcemy sprzedać naszą muzykę i chcemy, żeby dotarła do ludzi. To, że coś jest komercyjne nie zawsze musi oznaczać, złe. Dlaczego niby Sean Paul czy Method Man mieliby nie zaistnieć, na taką skalę, na jaką to zrobili? To byłoby przykre, bo nie moglibyśmy ich słuchać i tyle. Oni nie mogliby z tego żyć, a więc i nagrywać dalej. To logiczny proces i nie ma się co przed nim bronić lub go bać. Ludzie, którzy dotychczas tkwili w środowisku, jakby nie było, hermetycznym i niszowym, odnajdą się w tym? OSTASZ: Cieszę się, że wreszcie wyszli z tych podziemi, że doszło do nich, że pora przestać wydawać na nielegalu mixtape’y, a zabrać się za płyty i co najważniejsze, że mogą to zrobić bez ciśnień u nas, że nie są skazani na jakieś wytwórnie popowe, które same im powiedzą, co mają nagrać, wyprodukują i zgarną zyski. Do nas W czym widzisz sukces Wielkiego Ragga Joł? OSTASZ: Mamy szczęście do ludzi, przyciągamy naprawdę zdolne osoby, z czego jestem bardzo zadowolony. Mają w sobie hitowy dryg, a dodatkowo są tak zakorzenieni w tym, co robią, że nikt nie może im powiedzieć, że są nieprawdziwi. Dodatkowo, w swoich kategoriach muzycznych po prostu nie mają konkurencji. A z tego, że to, co robią, wyprzedza ich hermetyczne środowisko, możemy się tylko cieszyć. Cel Wielkiego Joł? OSTASZ: Całkiem zaszczytny - uniezależnienie siebie i muzyki, która jest robiona na poziomie, od wpływów osób zewnętrznych. Danie możliwości artystom niekoniecznie z naszego bliskiego kręgu, ale takim, którzy są ambitni, chcą, potrafią i myślą szerzej niż pozostali. Chcemy być otwarci nie tylko na dancehall czy ragga, ale na większość gatunków, no może poza jakimś rockiem czy metalem. Sami techno wydawać nie będziemy, ale użyczając producentom nasz dobrej jakości sprzęt, dokładamy się do podniesienia jakości ich nagrań. Mają w tym momencie znaczek Wielkiego Joł, jako znak jakości. A Ty, jeżeli uważasz, że robisz coś, co mogłoby zaciekawić ludzi w Wielkim Joł, zgłoś się z demówką na Dominikańską 9, lub skontaktuj mailowo: [email protected]; [email protected] OTO JEDEN Z LEPSZYCH MC’S PODZIEMNEGO ŚWIATA “WIETRZNEGO MIASTA”. CAPITAL D JEST ZNANY NA SCENIE CHICAGOWSKIEJ JUŻ OD POCZĄTKÓW LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH. WYDAŁ DWA SOLOWE ALBUMY I OSIĄGNĄŁ SUKCES ZE SWOJĄ FORMACJĄ ALL NATURAL. ZNANY JEST Z MĄDRYCH I POUCZAJĄCYCH RYMÓW ORAZ Z KOJĄCEGO GŁOSU. CHOĆ NIE JEST ARTYSTĄ MAINSTREAM’OWYM, POTRAFI ZAINTERESOWAĆ SWOIMI HISTORIAMI WYMAGAJĄCYCH SŁUCHACZY. ROZMAWIAŁ: MARCIN “JEFFJAZZY” CHOJNACKI CZŁOWIEK Z WIETRZNEGO MIASTA Czy mógłbyś się przedstawić tym, którzy Cię jeszcze nie znają? Capital D: Nazywam się Capital D. Funkcjonuję jako MC / co-producent w crew All Natual. Razem wydaliśmy dwa albumy. Jestem również artystą solowym, wydałem dwa lata temu album “Writers Block”. Niedawno ukazał się mój drugi album “Insomnia”. Ludzie zaczęli Was zauważać od “Second Nature”? Capital D: “No Additives, No Perservatives” było naszym pierwszym albumem. Kiedy wyszło “Second Nature” mogliśmy uzyskać lepszą promocję niż z poprzednim albumem. Nasz pierwszy album wydaliśmy ponownie w tym roku. Hip-Hop chicagowski nie jest popularny. Czy po- Europejczycy bardziej doceniają rap podziemny, niż publika amerykańska? Capital D: Tak mi się wydaje. Wychodzi na to, że ludzie z Europy, którzy słuchają Hip-Hop’u są bardziej skłonni szukać materiałów, które uważają za warte przesłuchania, niż ludzie z USA. Europejczycy niekoniecznie akceptują to, co narzucają im media, nie poddają się propagandzie. Planujesz w przyszłości po raz kolejny odwiedzić nasz kontynent i może wstąpić do Polski? Capital D: Mam nadzieję, że w przyszłości znów odwiedzimy Europę, ale ja nie występuję w klubach, gdzie podają alkohol, gdyż jestem muzułmaninem. Tak więc, szanse na występy w Europie są małe. rymów. Czy nie czujesz się trochę jak nauczyciel dla młodzieży? Capital D: Chcę hip-hop’owi oddać to, co kiedyś dostałem od takich artystów jak KRS-One i Chuck D. Nauczyłem się od nich wiele o sobie. Czyli jeżeli mogę spełniać taką rolę, to jest dla mnie sukces. Czy muzycy, a szczególnie hip-hop’owi, mogą być wzorami do naśladowania? Capital D: Jak najbardziej. Praktycznie każdy może być wzorem do naśladowania. Gdy tworzysz coś, czego ludzie słuchają na całym świecie, wtedy masz pewną odpowiedzialność, aby wzbogacić duchowo swoich odbiorców. W przeciwnym wypadku, jak możesz usprawiedliwiać branie kasy za twoje CD? Wielu artystów undergroundowych zarzeka się, że nig- LUDZIE Z EUROPY, KTÓRZY SŁUCHAJĄ HIP-HOP’U SĄ BARDZIEJ SKŁONNI SZUKAĆ MATERIAŁÓW, KTÓRE UWAŻAJĄ ZA WARTE PRZESŁUCHANIA, NIŻ LUDZIE Z USA mimo tego czujesz się artystą docenianym? Capital D: Prawdziwi fani mają dużo respektu dla chicagowskiego rapu. W Chicago robimy całkiem rzetelny Hip-Hop, bez żadnych zbędnych dodatków. Nieważne czy underground czy mainstream, MC’s z Chicago nigdy nie grają kogoś innego, to są normalni ludzie (Common, Kanye West). Prawdziwi miłośnicy rapu dostrzegają to i respektują, ale takich artystów się raczej nie promuje. Nie występujesz w klubach, gdzie sprzedają alkohol? Capital D: W najgorszym przypadku proszę, aby zamknięto bar na czas mojego występu. Jednak wolałbym, aby zamknięto bar na cały koncert. Jako muzułmanin, nie muszę występować w miejscach, gdzie ludzie i tak mnie nie słuchają. Zdecydowanie wolałbym, gdyby ludzie na spokojnie sobie przesłuchali moją płytę. Patrząc z perspektywy artysty underground’owego jesteś w stanie żyć z muzyki? Capital D: Nie. Gdybym wyjeżdżał na tournee często, to może bym mógł z tego wyżyć. Ale na tournee raczej nie wyjeżdżam, stąd muzyka nie zapewnia mi bytu. Po materiale All Natural wydałeś swoją pierwszą solówkę “The Writers Block” razem z chłopakami z The Molemen, jak doszło do tej kolaboracji? Capital D: Znałem chłopaków z The Molemen od 10 lat. Kilka lat temu, kiedy znów wróciłem do pisania tekstów dostałem od nich całą płytkę z podkładami. Niektóre z nich były tak bardzo interesujące, jakby skomponowane ścieżki dźwiękowe do jakiegoś filmu. Zacząłem pisać rymowe opowiastki i tak powstała idea zrobienia wspólnego albumu opartego na historyjkach. Byłeś w Europie. Jak publika zza Oceanu reaguje na Twoją muzykę? Capital D: Byliśmy w Europie już 3 razy. Publika reagowała naprawdę ciepło. Byłem zaskoczony takim poparciem. Odwiedziliśmy Wielką Brytanię, Holandię, Szwecję i Portugalię. “The Writers Block” jest pełen pouczających, głębokich dy by nie podpisali kontraktu z wielką wytwórnią. A ty zgodziłbyś się? Capital D: Mi jeszcze nikt nie zaproponował kontraktu. Gdyby wpłynęła poważna propozycja, przemyślałbym to. Dla mnie właściwy deal oznaczałby większe pieniądze, ale też budowanie od podstaw własnego labelu i wydawania artystów, z którymi od lat już współpracujemy. Dla mnie taki deal to byłaby wielka inwestycja w All Natural INC, ale jakoś nie mogę sobie tego w przyszłości wyobrazić. Jakie są zmiany na “Insomnia” w relacji do poprzedniej solówki? Capital D: Jest dużo zmian. Po pierwsze, rymy są dużo bardziej polityczne. Nie ma żadnych pustych kawałków. Każdy utwór został nagrany w jakimś celu. Ponadto zająłem się większością produkcji. Chciałbyś na koniec coś dodać? Capital D: Dzięki za wywiad. Respekt dla wszystkich MC’s, b-boy’ów, b-girls, writerów, DJ’ów i dla każdego kto żyje tą kulturą w Polsce. Salaam. HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 35 STWORZYĆ COŚ Z NICZEGO LIL’ DAP, CZŁONEK BARDZO POPULARNEJ W POLSCE, ŻEBY NIE POWIEDZIEĆ, ŻE LEGENDARNEJ, EKIPY GROUP HOME, ZAWITAŁ PEWNEGO ŚRODOWEGO WIECZORU, WRAZ ZE SWYM KOMPANEM JERU THE DAMAJA, DO WROCŁAWSKIEGO KLUBU “KOLOR”. CHŁOPAKI DALI NIESAMOWITY KONCERT, MIMO CHWILOWEJ NIEDYSPOZYCYJNOŚCI LIL DAPA, KTÓRY TO CIERPIAŁ NA PARALIŻUJĄCY BÓL ZĘBA. NIESTETY DOLEGLIWOŚĆ TA DOTKNĘŁA I NAS OSOBIŚCIE, WYŻERAJĄC POSZCZEGÓLNE ZDANIA Z TEGO WYWIADU, OKROIŁA GO OKRUTNIE. LADIES AND GENTLEMEN, OTO OWE STRZĘPY. Zakończyłeś swoją współpracę z GangStarr całkowicie? Bądź co bądź beaty Prima i zwrotki Guru przyspożyły Wam wielu fanów i dużą popularność. LIL’ DAP: Nie, ale po prostu ostatnio chciałem skupić się na swoim własnym albumie. Moje relacje z GangStarrem są wciąż dobre, nie mam z nimi żadnego beefu. Wciąż jesteśmy rodziną, wszystko jest w porządku. Mój solowy album “I, Lil’ Dap”, będzie już niedługo. Dlatego właśnie tutaj jestem, żeby promować mój nowy materiał. Robię to po to, żebyście wiedzieli, że wciąż tam jesteśmy, że niebawem nadchodzimy. Brałem udział ostatnio w wielu projektach, współpracowałem m.in. z Declaimem (“Conversations with Dudley”), Jeru (“Don’t Get It Twisted”), Grand Agent’em (“Beat Society Master Thieves 01”), Alchemistem, ale tak naprawdę chcę się skupić na własnym albumie. Chcę, żeby wszyscy byli świadomi, że to gówno zalegnie w sklepach już niedługo. Ta płyta będzie tak samo dobra, jak dwie poprzednie. W ten sposób staram się pokazać kim jestem, skąd pochodzę, że wywodzę się z GangStarr Foundation. już niedługo. Melachi wciąż w pace? LIL’ DAP: Tak, wiecie to samo życie, każdy musi sobie dać z nim jakoś radę. Wszyscy mamy problemy, każdy bywa w różnych sytuacjach, nikt nie jest idealny, a przecież życie wciąż się toczy. Trzeba martwić się o niezapłacone długi, pieniądze na czynsz, na jedzienie. Dlatego właśnie staram się skupić na rapie. Ludzie robią różne rzeczy, za które muszą później odpowiadać, a ja robię swoją muzykę. Jest to przecież pewien sposób na opuszczenie ghetta. Każdy chce wyrwać się z tej matni. Masz na nie jakąś receptę? LIL’ DAP: Wiesz, to ghetto tworzy muzykę, ono ją kształtuje. Buduje charaktery, modeluje człowieka. Taka jest prawda, trzeba skupić się na rapie, grze w kosza, na czymkolwiek, w czym jesteśmy naprawdę dobrzy. Należy dążyć do celu, starać się realizować swoje marzenia. Być wytrwałym i pełnym wiary, nawet modlić się do Boga, a na pewno się uda. To właśnie sam staram się osiągnąć, skupić się na własnej muzyce, TRZEBA SKUPIĆ SIĘ NA RAPIE, GRZE W KOSZA, NA CZYMKOLWIEK, W CZYM JESTEŚMY NAPRAWDĘ DOBRZY. NALEŻY DĄŻYĆ DO CELU, STARAĆ SIĘ REALIZOWAĆ SWOJE MARZENIA. BYĆ WYTRWAŁYM I PEŁNYM WIARY, NAWET MODLIĆ SIĘ DO BOGA, A NA PEWNO SIĘ UDA. Lil’ Dap, członek bardzo popularnej w Polsce, żeby nie powiedzieć, że legendarnej, ekipy Group Home, zawitał pewnego środowego wieczoru, wraz ze swym kompanem Jeru the Damaja, do wrocławskiego klubu “Kolor”. Chłopaki dali niesamowity koncert, mimo chwilowej niedyspozycyjności Lil Dapa, który to cierpiał na paraliżujący ból zęba. Niestety dolegliwość ta dotknęła i nas osobiście, wyżerając poszczególne zdania z tego wywiadu, okroiła go okrutnie. Ladies and Gentlemen, oto owe strzępy. 36 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 Nie sądzisz, że Group Home na przestrzeni lat było wciąż niedoceniane ? LIL’ DAP: Tak, właśnie w tym rzecz. Nie starali się skupić na mojej pracy, na tym co chciałem przekazać. Wciąż mówili o beatach Premiera. DJ Premier nie zrobił mojej płyty, sam ją stworzyłem. Pierwszy album Group Home pt. “Livin’ Proof” nagrałem razem z nim, na drugim o tytule “A Tear for the Ghetto”, zrobił on tylko jeden beat. Każdy mój kolejny singiel to tak jakby nowy kawałek Group Home. My mamy swoją markę, swój styl, dlatego właśnie pamiętajcie, nowy materiał ciężko pracować. Nie można sie poddawać, o tym wciąż mówię. Musisz się człowieku poświęcić, żeby wyjść z ghetta, takie są jego twarde reguły. Co jest istotą Hip-Hop’u? LIL’ DAP: Stworzyliśmy coś z niczego, to właśnie sedno Hip-Hop’u. Robimy nowoczesną muzykę miast z pustki, serii stóp i werbli. Ogromny biznes, kilkumiliardowy rynek fonograficzny, który narodził się z komputera. To właśnie kocham w rapie, który jest moją muzyką i całym życiem. pytał: BLDQ Kolejność losowa, jak na premierze spektaklu Ławka trzecia – PRAWDA (muz. Mateo) Szczerość, przekaz, wiarygodność, uczciwość, prawdziwość... Nie bez powodu gdy w teatrze gaśnie światło, a z sufitu zjeżdża na scenę telebim widzimy niemy film. Jaro Staniek, reżyser i pomysłodawca spektaklu siedzi na nim w biurze Macieja Korwina, dyrektora Teatru Muzycznego z opadniętymi rękami obserwując jego kolejne koncepcje na podniosłe widowiska. Wszystko oczywiście z przymrużeniem oka. Na koniec Staniek pokazuje, co chce robić naprawdę – kilka freezów na fotelu, stepowanie na biurku szefa i gra gitara. Tak rodzi się zgoda na projekt, który chwilę potem startuje już nie na telebimie, ale wyciągnięcie ręki każdego z widzów. Tancerze pakują się na scenę, wbijają się między teatralne rzędy, przybijają piątkę z publiką. - Jesteście świetni, teraz możecie już rozpiąć garnitury i się wyluzować, jesteśmy tu w końcu razem, a nie robimy żadnego zderzenia kultur, co nie? – lecą scenografii co chwilę zaczynają służyć jako mini-telebimy. Szok. Nie wiadomo jak objąć to wszystko wzrokiem w jednym momencie. Zbyt wiele środków wyrazu. A jednak chce się więcej i więcej... Ławka piąta – RYTM („Moje Menu” muz. Dreadsquad, tekst: Ri!codeh) Dźwięk, puls, tętno, muzyka, hip-hop... Na scenie pojawia się specjalistka od stepowania, zaraz za nią, wkrada się na nią także Tik Tak, zabijając porywającym nawet laików beatbox’em. Dawno, nie widziałem by ktoś potrafił przekonać do tego elementu ludzi, którym zwykle wydaje się, że to awaria mikrofonu, a nie mistrzowski popis beatbox’era. W pewnym momencie wchodzi między rzędy i przybija piątki oficjelom, oczywiście wszystko ilustrując cały czas beatbox-em. Jego rytmiczny popis w duecie ze stepującą tancerką porywa wszystkich. Jedno kończy, drugie zaczyna, cały czas jeden rytm, jeden temat, ta sama koncepcja – na przemian. Są najlepsi, ale tego już nie da się opisać. całego widowiska. Każdy z trzydzieściorga tancerzy jest zupełnie inny, indywidualny, niepowtarzalny. Tak samo, jak każdy z nas – połączeni wspólną pasją i wartościami, zmierzamy do wybicia się z szarej rzeczywistości i zaszufladkowania. Wystarczy tylko odnaleźć siebie, bo czy do szczęścia potrzeba coś więcej? Ławka dziewiąta – PIENIĄDZE (Bujaka muz Kaszalot tekst RDW, Kaszalot) Hajs. Hajs. Hajs. „bzzzzzz Z przykrością informujemy, że z powodu ograniczeń finansowych scena o pieniądzach nie mogła zostać zrealizowana, zamiast tego, przedstawimy Państwu standardy teatru sprzed lat” – genialnym tonem pani z głośnika PKP atakują nas nim rozbłyśnie scena przed kolejną szaloną odsłoną. Rozjebka. Po chwili wśród setek kolorowych świateł na parkiet wjeżdża jednak ogromna atrapa czerwonego cadillac’a, niesiona jak we „Flinstonach” przez kilku kolesi. Ta nadmuchana bryka naprawdę jest na maxa wybujana i wielkością dorównuje niejednemu autokarowi. Wymiękam. Do tego wypasiony NIE JESTEŚMY BLOKERSAMI! TEGO SPEKTAKLU SIĘ NIE OGLĄDA, TEN SPEKTAKL SIĘ PRZEŻYWA! KAŻDYM NERWEM, KAŻDYM PODMUCHEM EMOCJI BIJĄCYM ZE SCENY, KTÓRĄ ROZSADZA ENERGIA. TO OPOWIEŚĆ O ŚWIECIE WIELKICH INDYWIDUALNOŚCI, WSPANIAŁYCH WARTOŚCI I ŻYCIU LUDZI, KTÓRZY KAŻDEGO DNIA, Z NIEKOŃCZĄCYM SIĘ ZAPAŁEM, UDOWADNIAJĄ CZYM JEST PRAWDZIWY HIP-HOP. „12 ŁAWEK” TO PODRÓŻ W NASYCONY WIBRACJAMI ŚWIAT KAŻDEGO Z NAS, TO 12 SCEN, KTÓRE MÓWIĄ. teksty do majka. Zaczyna się, na naszych oczach, tworzy się historia... Ławka pierwsza – ZAJAWKA („Kontraband” - muz. Nurbullo, tekst: Zag.Mad.Fany) Hobby, pasja, napęd, energia... Na wielkiej scenie ląduje wielka mata dla tancerzy. Jeden po drugim kolorowe postacie wysypują się zza kulis dając upust wariacji skrywanej w sercu niczym podpalony dynamit. Eksplozja. Scena promieniuje radością. Nie trzeba wielkich środków by wyrazić pasję, on sama jest wielka. Solówki tancerzy wbijają publikę w siedzenia. Jest nieźle, a to dopiero początek przedstawienia. Na specjalnie przygotowane ściany, miedzy wymalowane tu i ówdzie graffiti lądują kolejne serie świateł i komputerowych animacji, fragmenty Ławka siódma – HACZING („Piękne Panie” muz. Mateo tekst: Marika) Nie mija chwila ani dwie a miejsce Tik Taka zajmuje Marika. To piękne dziewczę o równie niezłych walorach wokalno-tanecznych na trwale zapada w pamięć i śniło mi się po nocach jeszcze przez wiele dni po premierze. „Hej, piękne panie, zdejmijcie ubranie, będziemy taaaaańczyyyyć!” – leci do majka po czym Marika odsłaniając co nieco zaczyna szoł z resztą tancerek. Oj, jest na co popatrzeć. Ale do tanga trzeba dwojga toteż w scenie o podrywaniu nie może zabraknąć tej brzydszej, tj. drugiej połówki. „Ciacha” pojawiają się dość szybko i zaczyna się kolejny energiczny show z paradą nagich klatek, i pogonią ku pięknej płci. Tu też zaczyna się robić tłoczno. Scenografia, i tak pokręcona, na maxa utwór w głośniku i czuję, że żyję. Aż boję się tego co ci wariaci wymyślą w kolejnych scenach. Ławka jedenasta – DUMA (muz. Kaszalot tekst RDW, Kaszalot) Honor, godność szacunek – sprawdź sam, co Ci będę opowiadał. Jesteś dużym chłopcem i nie wszystko musimy przecież robić za ciebie. Ławka dwunasta – POLSKA („Kochana Polsko Remix” muz. Mateo, tekst: OSTR) Kraj, ojczyzna, patriotyzm... Pamiętacie jak Lepper wszedł kiedyś na sejmową mównicę i zaczął pieprzyć o politykach tańczących „bejk drensa”. Nie? Teatralne telebimy bezlitośnie mu o tym przypomną! Tuż po krótkiej KAROL NIECIKOWSKI – DREAD MAN – „PASJA – WIERZYSZ? KOCHASZ? RÓB TO! DZISIAJ ZŁAPALI PRZY MNIE NA GORĄCYM KOLESIA JAK WYCHODZIŁ ZE SKLEPU W DWÓCH PARACH SPODNI. TO WŁAŚNIE NIE BYŁ HIP-HOP. MAM NADZIEJĘ, ŻE TEN SPEKTAKL UŚWIADOMI TO LUDZIOM.” wielka i trójwymiarowa zdobywa kolejne poziomy. Po co tancerzom rampy ze skate-parków? Co Wam będę zdradzał wszystkie ciekawostki – niektóre musicie sprawdzić sami! Tak samo końcowy zbiorowy freez chłopaków, na których czołach, brzuchach i gdzie tylko się da dziewczyny zostawiają rozkręcone bączki. Bomba! Ławka ósma – RODZINA („Familia” muz. Kaszalot, tekst: RDW, Kaszalot) Dom, spokój, przyjaciele, ekipa, rodzina... Tą scenę niech przykryje nutka tajemnicy. Powiem tylko, że obok „Bujaki” w scenie o pieniądzach i rymów Numer Raza w „Totalnym Luzie” jest tu chyba najlepsza wstawka z żywymi raperami. Wszystko słychać pięknie, gładko i wyraźnie. Ławka druga – STYL (improwizacja, muz. Mateo, tekst: Rufin MC) Kolejna scena, choć oficjalnie spisana w jakiś mądrych księgach jako druga, najlepiej oddaje charakter i przesłanie telebimowej projekcji na środek parkietu wędruje wielki drewniany stół, przy którym „szlachetnie” rozsiadają się naśladowcy nieudolnych polityków. Do tego OSTRy z „Kochaną Polską” czyli 100% naszej codziennej rzeczywistości. Dzień z sejmu przy ulicy Wiejskiej w pigułce. Ten remix „Kochanej Polski” kompletnie odbiega od pierwowzoru i trzeba się do niego przyzwyczaić. Jest dużo mniej melodyjny, bardziej pokręcony i połamany, po chwili stwierdzamy jednak, że to wszystko zgrabnie pasuje na utwór ilustrujący paranoję i burdel polskiej polityki. Ławka dziesiąta – JEDZENIE („Totalny Luz” muz.TU1, tekst: Numer Raz) Spanie, picie, palenie, pochłanianie, życie, codzienność... Numer Raz rymujący na wielkiej, obitej czerwonym suknem ławce. Mało? Ławka stoi na ogromnym kompleksie TOI TOI-i. Mało? Te przybytki są na kółkach i jeżdżą po ogromnej scenie, na której tańczy kilkadziesiąt osób, i pojawiają się postaci z komiksów. Mało? No bez jaj, kto FOTO: STUDIO 69 z Was ma bardziej kolorową codzienność? Ta akcja to naprawdę konkret. Pod każdym względem i z każdej strony. Muzycznie i choreograficznie pierwsza klasa. I pomyśleć, że sądziłem, że nic już mnie nie tego wieczoru nie zaskoczy. Ławka szósta – IMPREZA „Świeżak” muz. Dj 600V, tekst: Tede) Jest taka akcja, że przez cały spektakl między tancerzami przewija się komiczny i nieco nieudolny klient z wielką żarówką na głowie. Taki sztywniak, chodzący to i tam czasem coś sprzątający i wpatrujący się w tancerzy jak w obrazek. Podczas sceny z melanżem jego wielka kukła staje w centralnym miejscu sceny i wreszcie chłopak zaczyna się luzować. Ta kukła ma chyba z 10 metrów i robi gigantyczne wrażenie tak samo jak ogromne łóżko, czy tam jak kto woli poducha, na której wariują tancerze. Do tego Tede za majkiem i na telebimie, masa świateł, palmy i bounce. Jest konkretnie. Radość i spontan bardzo szybko przenoszą się też na widownię. Dziesiątki puchowych jaśków rzucane ze sceny trafiają w ręce widzów na wszystkich poziomach, między rzędami zaczynają „fruwać” po balustradzie przeróżne postacie, po chwili powietrze co chwilę przecina już deszcz poduszek lecących raz po raz to na widownię to z powrotem na scenę. Ławka czwarta – WOLNOŚĆ (ver. 1.0 „Chodźmy stąd” muz. Sistars, tekst: Sistars) (ver. 2.0 „Push the tempo” muz. Kameral, tekst: Kameral) Luz, swoboda, pewność, śmiałość, nieskrępowanie... Kiedy byłem na premierze Siostry grały akurat z Brodką i Sidneyem Polakiem koncert w Zakopanem. Ale powiem szczerze – nie żałuję! „Push the tempo” w wykonaniu dwójki innych atrakcyjnych kobiet, a w dodatku tancerek porywa całkiem nieźle. Do tego jest inne, a przynajmniej nieco inne niż to, do czego można przywyknąć na co dzień. Resztę niech po raz kolejny skryje nutka tajemnicy, bo i was spektakl musi przecież zaskoczyć! FREESTYLE – wybierz Swoją kolejność! Gdy wszystko zmierza ku końcowi zaczyna się totalna jazda, parada ekspresji, energii, spontan. Bis za bisem trzydziesto osobowa banda kolorowych postaci gromadzi się przy macie tancerzy. Pełen flow, pełna zajawka, bboy’e, tancerki, MC`s, producenci a nawet ludzie z widowni – wszystkich przepełnia radość zjednoczenia w pulsującym emocjami kręgu. I dla tej właśnie, ostatniej, nieplanowanej, niepowtarzalnej i za każdym razem zupełnie odmiennej sceny chyba najbardziej warto zasuwać przez pół Polski aby przeżyć „12 ławek”, to tu tworzy się pełen obraz Hip-Hop’u – kultury, która nie daje się jednoznacznie zdefiniować i zaszufladkować, a może to właśnie freestyle oddaje jej pełnię w całej okazałości! Szkoda tylko, że cały spektakl trwa raptem 1h i 10min a ekipa często nagina do scrath-y a nie melodyjnego funku, czego często nie da się słuchać i oglądać jednocześnie. To duży błąd przez co spektakl traci jakieś 60% efektu tak samo jak wtedy, gdy oglądacie go nie z poziomu sceny, ale z teatralnej loży i innych stołków z których widzicie wszystko nie z dołu, lecz z góry. Tak czy inaczej, wielka piątka dla całego sztabu ludzi, którzy zainspirowani pomysłem Jarka Stańka postanowili wziąć udział w projekcie i pomóc w jego realizacji. Dzięki nim „12 ławek” to zwariowana akcja, którą po prostu trzeba zobaczyc! ttekst: Andrzej Trojanek POCZĄTEK Gdańsk, Gdynia i Sopot. Każdy, kto uczęszczał na lekcje geografii w szkole i miał z tego przedmiotu minimum mierny powinien wiedzieć, że te miasta tworzą prawie jedno milionową aglomerację zwaną Trójmiastem. Z pomocą Keara i jednego z członków EWC przybliżę Wam historię graffiti właśnie w tym regionie naszego kraju. Graffiti w Gdańsku zaczęło się pojawiać w 1995 roku. Pierwsi malarze to m.in.: Yba, Hoth, Sme, 2se, Zel, Olek, Erl-king, Air, Pak, Maddog, Inwazja. Pierwsze Trójmiejskie crew to DSC (Double S Crew), EWC, DOA, TC, później powstają HB, FS, TAC. Pod koniec 1995 roku zaczęły pojawiać się na linii litery Specjal i jego crew UN z Dortmundu. Jak się okazało Specjal po kilku latach pobytu w Niemczech (gdzie zaczął malować graffiti) wrócił do Gdańska. Jego obrazki były mocno stylowe i czysto wykonane. Wszyscy zastanawiali się czy malował kreski od szablonów, lecz okazało się, że używał specjalnych końcówek, nieznanych wtedy w Polsce. Dla każdego była to nowość, jak i farby, które przywoził co jakiś czas z Niemiec. Z jego inicjatywy powstało crew EWC (EastWest Connection). Gdański godfather wytłumaczył o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, a chodzi o to żeby wszystko stylowo zajebać! Takie podejście zaczęło mocno kształtować wizerunek gdańskiego graffiti. Pociągi od 1996r. były regularnie bombione. Jako pierwsze ksywy, zaczęły się pojawiać: Aune, Specjal, War One, Tas, Zoe, Ces, Sme, Air, Tek i Gras. Takie miejsca jak Gdynia Cisowa, Leszczynki czy też Wejherowo były zupełnie dziewicze, w tych warunkach graffiti zaczęło się szybko rozwijać. Niektórzy writerzy malowali czasem kilka obrazków tygodniowo. Pierwszy wholecar powstał w 1996r., autorem był ZOE, następny jakieś pół roku później dumnie woził litery EWC. Z roku na rok SKM (Szybka Kolej Miejska) stawała się coraz bardziej kolorowa na zewnątrz, a zarazem ciemna wewnątrz. Coraz więcej ludzi zaczęło malować wagony, lecz prym wiodło EWC. Przez jednych uwielbiani przez innych nienawidzeni. Każdego nieznanego malarza, którego spotkali na 42 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 swojej drodze kroili z farb, każdego kto zamalował ich obrazki czekała kara. Dzięki takiemu podejściu przez wiele lat scena graffiti w Gdańsku by�ła uporządkowana. HARDCORE Każdy wypad na nielegalne malowanie łączy się z hardcorowymi akcjami. Nie znam żadnego grafficiarza, który by podczas robienia pracy nie miał przebojów. Emocje i adrenalina towarzyszą zawsze. “Najbardziej hardcorowa akcja? W dwie osoby wholetrain w Działdowie. Czasowo to pierwszy wholetrain w Polsce. DTS 2000 - taka była praca. Zrobiliśmy to na piętrowym pociągu, napierdalaliśmy go trzy godziny, bo to była duża powierzchnia. Malowaliśmy go bez drabinek tylko przy pomocy betonowych płotków, które są przy torach. Były to cztery wagony plus ciuchcia. Skończyło się na tym, że jak stawialiśmy już tagi, to w momencie zero wbiła się kurwa ekipa SOK. Tagów nie skończyliśmy, bo trzeba było spierdalać. Uciekaliśmy samochodem przez las. Wpadliśmy po drodze na CPN ze srebrnymi maskami na twarzy, mi krew z nosa leciała ze zmęczenia, a oni nie chcieli mi nawet snicersa i coli sprzedać. Ale akcja była niezła.” - opisuje Kear. SKM SKM (Szybka Kolej Miejska) jako pierwsza weszła na wojenną ścieżkę z grafficiarzami. Zwalając pomysł od Niemców zaczęła robić przez całą długość obrazka białą kreskę. Gdy się zapytałem samych writerów o SKM dostałem taka odpowiedź: “Już nie maluje SKM’ek. Od kiedy policja z karabinami mnie goniła to mi się odechciało”. Natomiast SKM ma zupełnie odmienne, ale zabawne zdanie na ten temat. Udało mi się dotrzeć do jednego z dokumentów firmy, w którym jest krótki opis: ”EWC - największa grupa z Gdańska, a być może hasło, pod którym działają mniejsze grupy, razem co może wskazywać rozwinięcie skrótu: “everywhere crew”. Na filmach kręconych przez tą grupę widać wyjątkowo bezczelne dewastacje pociągów i budynków Gdańska, czynione w przysłowiowy biały dzień, w tym na oczach podróżnych i przechodniów. Grupa jest odpowiedzialna za włamania do pociągów SKM w celu bardzo niebezpiecznego niszczenia przyrządów, w tym bezpośrednio związanych z bezpieczeństwem podróżnych i ruchu kolejowego. Nakręcone filmy zawierają sporo montaży, aby pokazać działalność, rzekomo pod okiem policji lub SOK oraz liczne przekłamania na kolei i jej ochrony. W aktach spraw dotyczących sprawców innych dewastacji, ujmowanych w 2002r. można było się natknąć na zapisy, że oglądali oni filmy o niszczeniu pociągów SKM tuż przed swoimi wyczynami. Prokurator, któremu przedstawiciele SKM pokazali przechwyconą kasetę z dewastacjami, odmówił prowadzenia śledztwa, uznając dowód za niewystarczający i nie podjął żadnych kroków, by zebrać inne dowody.” Kolejną historią na temat przebojów z SKM’ką usłyszałem od ostatniego rozmówcy. Powiedział mi, że kiedyś zrobili sobie objazd po państwach europejskich w celu oczywistym. Przed samym wyjazdem udekorowali kilka składów SKM. Po powrocie do Trójmiasta przeżyli szok. Wszystkie kolejki zostały zbuffowane. Pierwsze co zrobili, to na nowo je pomalowali. Już dzień później znowu jeździły czyste. “Teraz, jeżeli ktoś pomaluje kolejkę i ona wyjedzie na trasę to znaczy, że miał zajebiste szczęście, bo kolejarz nie zobaczył obrazka”. Jeżeli był ktokolwiek nie dawno w Trójmieście to wie jak to wygląda. Wagony są niby wyczyszczone z graffiti, ale widać tylko ślady rozpuszczalnika. I to ma lepiej wyglądać? THE END Pod koniec 1999r. jakieś 90% powierzchni SKM’ek było pokrytych malunkami. Gorsze obrazki były zamalowywane przez lepszych writerów. Wholecary były praktycznie na każdej SKM’ce. Przypominało to czasy rozkwitu Nowo Yorskiego graffiti. SOK’iści zaczęli patrolować tereny jardów, organizowali łapanki, z których cudem dało się wydostać. O czasach, które nigdy nie wrócą może nam jedynie przypominać “trylogia MIB” i zdjęcia. NIECH ŻYJĄ WHOLECARY I PANELE “KAŻDEGO NIEZNANEGO MALARZA, KTÓREGO SPOTKALI NA SWOJEJ DRODZE KROILI Z FARB, KAŻDEGO KTO ZAMALOWAŁ ICH OBRAZKI CZEKAŁA KARA.“ HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 41 Fragment oficjalnego “Stanowiska PKP SKM w Trójmieście Sp. z o.o. w sprawie zjawiska dewastowania pociągów i budynków na terenie Trójmiasta przez grupy subkulturowe” wykorzystuje fragment artykułu który możecie przeczytać na HIP-HOP.PL, wtstarczy kliknąć. “Znakomitą ilustracją obrazującą, z jakiego typu działalnością mamy często do czynienia jest poniżej przytoczony fragment relacji z „akcji” na terenach kolejowych w zachodniopomorskiem, zamieszczonej na jednej ze stron internetowych. Pisownia oryginalna, z tekstu usunięto pseudonimy uczestników. Warto zwrócić uwagę na poziom wypowiedzi, a także na główny motyw działania: środkiem ciężkości jest nie jakkolwiek rozumiana sztuka, ale adrenalina... Wrzesień ‘99. Stargard Szczeciński - yard. Wsiadamy do autka, na tylny fotel, słuchamy muzy, pijemy browar, palimy szlugi i po godzinie dojeżdżamy na miejsce. Trzeba poczekać. Myją składy. Szykujemy farby, drabinę i zaczynamy. Środkowy wagon, whole car, obok L. wali panele (chyba dwa?). Whole car skończony, panele obok też. Luz. Robimy dalej, kolejne panele, damege... i nagle ktoś wzdłuż kolejki zapierdala w naszym kierunku. Zabieramy sprzęt i spierdalamy. Parę wykładek na torach po drodze i udało się. Powrót do Szczecina i ... mamy ochotę na więcej. Uderzamy na kierunek - Wzgórze Hetmańskie.” 42 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 PRODUKCJA tekst: PRZEMEK PACHOLSKI Buzz The Grand Reason3.0 Buzz jest darmowym programem, który może posłużyć jako zarówno programowy syntezator, tracker, oraz również jako sekwencer. Jest zbutowany w modularny sposób, co choć z początku może nie jest zbyt przejrzyste, pozwala jednak na bardzo dużą swobodę kierowania sygnałami midi/audio. The Grand niemieckiej firmy Steinberg nie jest jedynie kolekcją sampli. Jest to w pełni samodzielny instrument wirtualny, dzięki czemu nie jest konieczne posiadanie dodatkowych samplerów. Będąc posiadaczem profesjonalnego pianina elektronicznego muszę przyznać, że gdy do wyboru mam nagrywanie sekwencji za pomocą rzeczywistego pianina, wolę nagrać tę samą sekwencję wykorzystując The Grand, gdyż pozwala to później na dużo lepszą zabawę barwą oraz dalszą edycję, co przy nagraniu ścieżki audio jest nieco kłopotliwe. Otrzymany dźwięk również jest o wiele lepszy. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z trudności odwzorowania brzmienia, a w szczególności dynamiki fortepianu koncertowego (bo o takim właśnie mowa). Oryginalny instrument składa się z ponad 9.000 indywidualnych części, co stawia go na czele również pod kątem stopnia skomplikowania budowy. Prawdopodobnie z tego powodu posiada wyrazistość i dynamikę, której inne instrumenty mogą mu jedynie pozazdrościć. Niezrównana siła dźwięku i szeroka skala wyrazistości barw stwarzają niestety niesamowite wymagania co do samego procesu samplingu. Jeżeli chodzi o jakość wykonania wirtualnego pianina The Grand pod kątem brzmienia, to jest ona na najwyższym poziomie. Do dyspozycji mamy 64głosową polifonię, co pozwala na komfort gry nawet przy najbardziej skomplikowanych pasażach. Przesamplowany został tutaj jeden z najlepszych koncertowych fortepianów Yamahy. Miałem przyjemność grać na podobnym modelu i powiem, że końcowy efekt jest bardzo bliski oryginału. Biorąc pod uwagę ograniczenia jakie narzuca sampling elektroniczny, programistom ze Steinberga należą się gratulacje. Jeżeli chodzi o dostępne patche, to polecam naturalny nieprzetworzony dźwięk, który najlepiej samemu zmodyfikować dodając do niego efekt np. reverb typu “inpulse response” (niestety nie najtańszy). Efekt jest zdumiewający, gdyż dysponując dobrą parą słuchawek jesteśmy w stanie poczuć się jakbyśmy grali na prawdziwej sali koncertowej. Interfejs programu tradycyjnie już w przypadku Steinberga, jest przejrzysty i dobrze zanimowany (np. widok wciskanego pedała, czy poszczególnych klawiszy). Bez problemu można się zorientować gdzie edytuje się główne parametry pracy. Choć instrukcja obsługi napisana jest bardzo przejrzyście, w przypadku interfejsu nie jest raczej potrzebna, gdyż ciężko się tutaj pogubić. Praca z programem jest prawdziwą przyjemnością. Jest to najlepiej brzmiący instrument symulujący fortepian jaki przyszło mi dotąd testować i pierwszy będący samodzielnym instrumentem nie wymagającym dodatkowego samplera. W pierwszym kwartale 2005 roku w sprzedaży pojawi się nowa wersja programu Reason opatrzona numerem 3.0. Nowościami w wersji 3.0 będą: Program może być dobrym punktem wyjścia dla osób świeżych w temacie, chociaż i doświadczeni producenci znajdą w nim wiele interesujących funkcji. Dzięki swojej modularnej budowie i, co z tym związanymi możliwościami tworzenia i przetwarzania cyfrowego dźwięku, bity tworzone w Buzzie są praktycznie ograniczone jedynie wyobraźnią i talentem producenta. Co więcej, wymagania sprzętowe nie są wcale duże. Polecamy ten program szczególnie tym, którzy są gotowi poświęcić dodatkową chwilę na opanowanie interfejsu, w zamian za dużo lepsze zrozumienie dzięki temu, wszystkich procesów zachodzących od momentu naciśnięcia klawisza na klawiaturze midi, do usłyszenia efektu w słuchawkach. Program jest rozszerzany przez wielu programistów na całym świecie, którzy piszą dla niego wtyczki z instrumentami, czy efektami. Niedawno ukazała się tak oczekiwana przez wielu fanów obsługa instrumentów VST. Zalety: + darmowy + niewielkie wymagania sprzętowe + modularna budowa + syntezator,tracker,sekwencer w jednym Wady: - niezbyt estetyczny interfejs - początkowo trudny w obsłudze - najnowsze wersje mają słabą stabilność - The Combinator - urządzenie, które pozwoli na budowanie i zapisywanie dowolnych kombinacji instrumentów i efektów programu Reason (nielimitowana ilość połączeń urządzeń i efektów). - Line Mixer 6:2 - 6. kanałowy stereofoniczny mikser. Jego zastosowanie łączy się głównie z Combinatorem, ale może być również używany w dowolnym miejscu łańcucha urządzeń. - Nowa wyszukiwarka - udoskonalony moduł wyszukiwania plików i banków brzmień - Obsługa kontrolerów - ustawienia dla wielu popularnych kontrolerów MIDI. - Nowe banki dzwiekow - Mclass Series - seria wtyczek masteringowych, w których sklad wejda: MClass Equalizer, MClass Stereo Imager, MClass Compressor, MClass Maximizer. Planowana cena produktu to 1975 PLN brutto. Upgrade z wersji poprzednich kosztował będzie 435 PLN brutto. HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 43 POWRÓT SMOKA “Przestań, ta płyta jest kiepska”. Oficjalnie przyznajesz się, iż “Operacja: Kabel” została wydana tylko ze względów, że nie miałeś pieniędzy na kable do miksera. Jak traktujesz tą produckję, czy ona ma reprezentować Twój styl? Czy ma po prostu dać zarobić? DEF: Bodźcem do zrobienia tej płyty rzeczywiście był brak pęku na kable. Poszło ileś tam sztuk tego, ale pieniądze zostały raczej “skonsumowane” niż zainwestowane (śmiech). Każda moja produkcja ma reprezentować mój styl. Nawet te dwie, które niebawem znienacka zaatakują, w jakiś tam sposób pokazują moje gusta muzyczne, mimo, że będą zdeczka inne niż to, co “normalnie” robię. Z tą “kiepską płytą” to taki autoironiczny żart. Ta płyta jest dużo lepsza niż “Powrót Smoka”. Chociaż zrobiona została spontanicznie, wszystko od muzyki, napisania tekstów, poprzez powbijanie wokali aż do poskładania do kupy to zaledwie niecałe dwa tygodnie. Bardzo lubię “Operacje”, mimo, że nie traktuję jej tak do końca poważnie. Rap tworzysz już długo porównując innych poznańskich MC. Opowiedz jak rozpoczęła się Twoja historia z rapem? DEF: Na jakiejś wycieczce w podstawówce dowiedziałem się, że Hip-Hop to Hip-Hop, że te rytmy się tak akurat nazywa. Koleś miał duże spodnie, palił dziambę i słuchał Enter the Wu i NWA. Spodobało mi się to. “Powrót Smoka”, bo tak nazywa się Twoja pierwsza płyta ma dość specyficzną nazwę. Jakie jest jej znaczenie? DEF: Z Bartasem (Horym) zrobiliśmy kiedyś dżońta “Wejście Smoka”. Trafił na jego płytę, trafił na pierwszy “Zwiastun Prawdy”. To był mój pierwszy kawałek, który usłyszało trochę więcej osób. Potem miałem przestój dość długi w, nazwijmy to, twórczości. Dużo ludzi mnie zjebało, że nic nie robię, że gdzieś zniknąłem, nic nie słychać o mnie, a “Wejście Smoka” było, że się tak nieskromnie wyrażę, swojego rodzaju hitem (śmiech). W końcu Qpal mnie chwycił za ryj i powiedział “Robimy Twoją płytę!”. Po jakimś czasie pojawiłem się ponownie wśród ludzi, stąd takie akcje powinny ciągnąć za sobą jakiś progres w rapie. Chodzi o to żeby podwyższać swoje skillsy, no nie? Stagnacja to też regres. Dlaczego Rapowa Koalicja (wrogi obóz: Ajax, Stick, MPR, Madaj)? DEF: Zaczęło się od takich drobnych bardziej osobistych spięć. Cisneliśmy sobie co raz bardziej i w końcu pokazali, że mają jaja i nagrali. To ja też pokazałem, że mam i to większe (śmiech). A ten nowy ziomek ich co się podłączył do ich ugrupowania to śmiech w ogóle jest, bez nazwisk. Czy masz zamiar kontynuować ten beef? DEF: Narazie to jest sprawa nieuregulowana, bo dostałem ostatnio odpowiedź od jednego z artystów hip-hop’owych z tamtego ugrupowania. Niby każdy by chciał żeby ostatnie słowo należało do niego, ale tak naprawdę “300” przesądziło sprawę. Teraz cała sprawa bardziej się snuje niż ciągnie jakoś sensownie. Wolałbym się teraz skupić bardziej na swoich prywatnych planach muzycznych, niż Czy masz już jakieś plany na następną płytę? Planujesz coś robić z 217, czy raczej pracujesz dalej solowo? A może kolejny beef? DEF: Plany mam. Powoli się kula wszystko, wszystko to jeszcze sprawa otwarta. Solo będzie, 217 też będzie. Kolejny beef pewnie też, bo kilka wisi na włosku, chociaż jeszcze nie wszyscy sobie zdają z tego sprawę. Materiał na solo powoli sobie dłubię, chcę zupełnie zrezygnować ze swoich bitów, skupić się wyłącznie na rapach. 217 to muzycznie ma być sprawka Qpala, więc to będzie coś niezwykłego. Zwłaszcza, że w te materie pewnie ja zaingeruję. Kilka razy się przymierzaliśmy już do 217, ale ani razu nie wyszło. Teraz musi wyjść, zwłaszcza, że mamy mocno sprecyzowane już plany jeśli chodzi o formę, bo treść jaka będzie przyjdzie z czasem. Który kawałek na swojej solówce, a który na “Operacji: Kabel” cenisz sobie najbardziej? DEF: Mój ulubiony utwór z “Powrotu Smoka” to “Szczęśliwy dzień”, a to dzięki Izie w wokalu, którym się zakochałem. Poza tym jest tam kilka kawałków, które uważam za nie najgorsze. Jeśli chodzi o “Operacje” to kawałek z Qpalem to jest takie brzmienie, które kocham. Tekst zresztą też, bez elo-hardkorowych-supergłębokich treści. Chcesz wydać kiedyś legalną płytę? Czy raczej siedzisz PODZIEMIE TO CIEKAWA MIESZANKA PRZERÓŻNYCH CHARAKTERÓW, REPREZENTOWANYCH WARTOŚCI, GUSTÓW. “Powrót”. A swoją drogą to się jaram klimatami a’la Bruce Lee i różne takie. na diss’owaniu kogoś, kto jest tak naprawdę słaby, ale jak się ktoś przysadzi to zawsze znajdę odpowiedź. Czy starasz się pomagać młodym, początkującym artystom? Udostępniasz im studio lub tym podobne rzeczy? DEF: Zawsze każdemu staram się pomóc na tyle, na ile jestem w stanie. A z drugiej strony, to pomoc przydaje się mi tak samo jak i tym młodym. Studio udostępniam, jeśli ktoś chce i jeśli mój czas na to pozwala. Rozchodzi się głównie o szkołę. Bitów za bardzo nie rozdaje, bo nie robię już teraz dużo, a i sam mam deficyt przeokrutny. Ale zwrotkę chętnie dogram (śmiech). Jak powiedziałeś w jednym z wywiadów, to, co najbardziej zawodzi Cię na poznańskiej scenie to publiczność. Czy uważasz, że w Poznaniu jest ona aż tak beznadziejna, że wyłącznie Twój kumpel może stać pod sceną? DEF: Publiczność w Poznaniu jest tak samo chujowa jak rap w tym mieście. Z nielicznymi wyjątkami jeśli chodzi o artystów. Popatrz, kto stoi pod sceną jak grasz koncert bez klipu w TV? Albo Twój kolega albo skład, co będzie grał po Tobie, bo ten co grał przed Tobą już chleje chuj wie gdzie. Wiadomo, że wolałbym żeby wuchta wiary się jarała moim rapem i się kiwała jak gram na bibce. Ale nie zależy mi na tym jakoś specjalnie. Nawet nastoletnie cipska, co mi smsy po nocach przysyłają, że chcą mnie poznać jak stoją pod sceną na moim koncercie, nie wiedzą, że ja to ja. Już dawno postawiłem na nich krzyżyk, na tych fascynatach kultury hip-hop’owej, co to z Internetu ściągają szlagiery polskiej muzyki rozrywkowej i się jarają jak widzą swojego idola w kolorowym świecącym pudełku. Na tych organizatorach, co ważniejsze od dobrej biby są dla nich dropsy, na wydekoltowanych sztuniach, co ściągają gacie przez głowę jak się ich idol otrze o nie w tłumie. Jak mnie to wkurwia... W poznańskim podziemiu jesteś najbardziej rozpoznawalną osobą jeżeli chodzi o beef. Ostatnio z Twojej strony wyszły dwa dissy w strone RK poparte “Twoimi” ludźmi. Dissów od Twojej strony, a ekipy oponenta było dużo więcej. Dlaczego? DEF: Generalnie beef to takie coś, co od zawsze było w rapie i na zawsze być powinno. Wychodzę z założenia, że łaków trzeba przyprowadzać do porządku. A w/w ugrupowanie do takich właśnie zaliczam. Nie będę odpowiadał za członków FM, ale widocznie poczuli, że “Ty, Twoi ludzie...” z utworu “200% nienawiści” jest kierowane do nich. Moje i Qpala “300” było odpowiedzią na ten właśnie utwór z wrogiego obozu. Ten drugi kawałek to była w zasadzie prośba o kolejnego diss’a na mnie, bo się odgrażali, że zrobią, a nie zrobili. A co do beef’ów ogólnie to niby sytuacja robi się przez coś takiego niezdrowa, ale to właśnie 44 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 Tak nagle, niespodziewanie, wyszła Twoja EP’ka, którą nagrałeś z Kaczym. W jednym z kawałków mówisz: w podziemiu, masz to gdzieś i tak za parę lat skończysz? DEF: To pytanie czy propozycja? (śmiech) Legalna płyta daje większe możliwości, większe doświadczenie, obycie w różnych sytuacjach, jednym słowem - ROZWÓJ. Rozwój jest bardzo ważną sprawą. A podziemie to ciekawa mieszanka przeróżnych charakterów, reprezentowanych wartości, gustów. Wiadomo, że, jak każdy, chciałbym mieć do czynienia z rapem jak najdłużej i jak najwięcej, ale cholera wie, co mnie spotka za miesiąc, za rok. Życie, życie jest nowelą... (śmiech). Kwestia muzyczna. Na kogo bitach tworzysz? Szukasz nowych producentów? DEF: Do tej pory bazowałem na własnych bitach, ale zdecydowanie chcę od tego odejść, bo nie jest to moja mocna strona. Osobiście preferuje takie nuty, że mało kto poza mną jest w stanie je strawić. Ale zawsze razem z Qpalem coś tam wydłubiemy i się nagra pod to. “Powrót Smoka” to w większości moja sprawka, na “Operacje” zrobiłem połowę, Kaczy zrobił drugą połowę bitów, jeden dorzucił HCM. Ale najlepsze nuty wypierdala Chester, typ z Gdyni, kocham to co on robi. A na szczęście nie robi Hip-Hop’u. Poszukiwani są jednak dobrzy hip-hop’owi producenci, jakby co to [email protected]. Jakie jest Twoje największe osiągnięcie? DEF: To, w jaki sposób patrzę na różne sprawy. Moje podejście do różnych dziwnych zjawisk w muzyce. To tak ogólnie. Jeśli chodzi o rap to sam nie wiem... Nie będę oryginalny i powiem, że cały czas na takie czekam. POZNAŃ CZ. 1 z ręki do ręki. Współpracę w jednym zespole z Hansem zakończył w 2002 roku po gościnnym udziale na płycie Owala – „Rapnastyk” w kawałku pt. “Przepraszam”. W 2004 roku wydał swój drugi nielegal “We Mnie” - tym razem solowo. Obecnie Deep został wybrany najlepszym wykonawcą 2004 roku w wielkopolsce. Obecnie w/w pracuje nad następną płytką wspólnie z Osą/WASP’em. DEF 217 AKME Pierwszy kawałek nagrał w 1998 roku. Razem z Wizją Lokalną, Niczego Sobie, Horym, Waspem, Majem, Qpalem, Kaczym tworzy FataeM. A z Qpalem i Majem pracuje nad projektem 217. Zaznacza swoją obecność w poznańskim rapie częstymi feat’uringami. Ma własne studio o tajemniczej nazwie Alladyn. Gromadzi wokół siebie watahę ludzi, którzy gotowi są zawsze pójść za nim, co udowodnili już nie raz. W roku 2004 wydał swój debiutancki krążek pt. „Powrót Smoka”. Dębiecki artysta, który swoją przygodę z rapem zaczął w 2002 roku. Akme udostępniał swoje nagrania szerszemu gronu słuchaczy, co pozwoliło podejść do pracy bardziej krytycznie. W 2004 roku światło dzienne ujrzało pierwsze demo Akme - “Arena”, poparte ze strony muzycznej przez Zwierzaka. KACZY DESANT WRZ Stawiają “Opór”, dzielą się na pododdziały, działają prężnie i godnie uwagi. Skład pochodzi z Wrześni, niedaleko Poznania. Ośmioosobowy zespół tworzą: Żołnierz, K-3, Cubol, Grabol, Maras, Kubiszew, Barył, a produkcją zajmuje się Edas. W 2002 roku wyszło ich pierwsze demo (Desant WRZ), które było zwiastunem następnej płyty Desant Zwiad o tytule „Opór” (2004). DARKMAN Zaangażowany w pracę z hip-hop’em od roku 2001 (grudzień). Twórca i realizator poznańskiej kompilacji Zwiastun Prawdy. Zaznacza swoją obecność w poznańskim rapie jako producent oraz wykonawca. Swoje teksty i bity stara się robić nieco refleksyjne, ciężkie, dające do myślenia. W 2003 wydał Zwiastun Prawdy (maj), w roku 2004 (grudzień) wydał Zwiastun Prawdy 2. Muzyką zajmuje się od 2003 r., po wydaniu swojego debiutanckiego krążka wraz z Defem („Operacja: Kabel” 2004) i udzieleniu się na składance Rap Eskadra (UMC) wraz z Deep’em i Alicją Piątkowską udowodnił, że jego rap nie jest gorszy od weteranów z poznania. Razem z w/w MC wchodzi w skład FM. Kaczy obecnie pracuje nad swoją drugą płytą, tym razem solową i jak zapowiada: “To będzie dużo cięższy i poważniejszy materiał, niż poprzedni” jednak nie chce ujawniać premiery nowego albumu. EMPE Zespół eMPe istnieje od 2003 roku, tworzą go Magia i Poseł. Wcześniej każde z nich robiło coś na własną rękę. Wynikiem ich pracy jest ich pierwszy album pt. “Mało Powiedziane...” (2004). Obecnie powstaje nowy materiał, który ukaże się prawdopodobnie w bieżącym roku. GREEN TEAM Kolejny mocny skład prosto z poznańskiego Ognika. Green Team to dwuosobowy skład, czyli Hary i Emiś. GT nagrywa dość długo i doświadczenie zdobyte można usłyszeć na ich produkcjach. Do tej pory wydali dwa nielegalne albumy. Były to płytki: “Metamorfoza” wydana w 2002 roku oraz “Dobre, bo polskie” wydana w 2003 roku, która to odbiła się dość szerokim echem i pozostaje do teraz w pamięci słuchaczy. Grunwaldzki duet pracuje obecnie nad następną płytką, która podobno wyjdzie już nakładem legalnym. Zobaczymy jak się potoczą losy reprezentantów z Ognika. DEEP Przedstawiciel ciężkich poznańskich brzmień. W 2000 roku razem z Hansem wydał płytę 5-2 - “Najwyższa Instancja”, płyta (nakładem 50 płyt) rozeszła się częściowo wśród przyjaciół, a reszta była sprzedawana KOBRA Połowa Wizji Lokalnej, którą tworzy z Oldasem, wchodzi również w skład FataeM. W 2004 roku wyszła jego debiutancka płyta solowo o tytule “Strzał w Dziesiątkę”. Zdobył trzecie miejsce w plebiscycie na najlepszego wykonawcę z podziemia. Kobra obecnie gra koncerty oraz udziela się gościnnie na płytach znajomych. Na 2005 rok szykuje kolejny projekt. opracowali: Wilku i DominO HORY Jego historia z rapem zaczęła się w 2003 roku, gdzie to solowym kawałkiem pokazał się szerszemu gronu słuchaczy dzięki Zwiastunowi Prawdy vol. 1. Jego pierwsze demo wyszło w 2003 roku pod nazwa “Hory”. HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 45 Bluza Prosto Longsleeve Fokuz Cena: 79PLN Cena: 169PLN Kurtka ortalionowa Metoda Bluza z kapturem Fenix Cena: 189PLN Cena: 154PLN WWW.SKATESHOP.PL NOWY DESIGN! 46 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 Bluza z kapturem Realness Pasek parciany Malita Cena: 169PLN Breloczek Cena: 44PLN Buty Circa Cena: 24PLN Bluza z kapturem Error Cena: 154PLN Cena: 275 Teraz: 199PLN Spodnie Bottle Cena: 164PLN HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 47 48 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 | 49 Dox. Historii ta ciekawa jest ze względu na powód porażki Ważniaka w walce z Doxem: mianowicie Lobo ma w mózgu wszczepiony microchip, dzięki któremu może cały czas słuchać ciężko brzmiącej muzyki płynącej wprost z ulubionej stacji radiowej, która akurat w trakcie wspomnianej batalii miała awarię. Toteż pozbawiony odpowiedniej dawki makabrycznych textów i ostrej gitarowej rąbanki Ostatni Czarnian nie mógł się skupić na kopaniu tyłka Doxa. Doznał porażki (jednej z resztą z bardzo niewielu w swojej karierze) i wstąpił w szeregi L.E.G.I.O.N.u, jako człowiek honoru przez jakiś czas wykonywał wszelkie powierzone mu zadania, klnąc przy tym jak szewc. W okresie tym spotkał całkiem przypadkiem autorkę nieautoryzowanej biografii Lobo, swoją nauczycielkę cudem ocalałą z exodusu Czarni pannę Tribb. Znajomość ta nie wyszła na dobre pani pedagog ze względu na przymusową amputację kończyn, a następnie skręcenie karku. Dyscyplinarne wyrzucony z raju Tak z resztą kończył każdy, kto zalazł za skórę Ważniaka, jak zwykł nazywać siebie ostatni syn Czarni. Lobo niepokorny był do tego stopnia, że w momencie jago pierwszej śmierci nie został dyscyplinarnie skopanie tyłka Boga, spacyfikowanie gromadki swoich nieślubnych dzieci, rzeź zastępów Świętych Mikołajów, ostrą batalię z Urzędem Skarbowym, ale i konfrontacje z Demonem - mroczną postacią z zaświatów wezwaną do naszego świata niegdyś przez samego Merlina (tak, tak gościa od króla Artura), niezłą bitkę z Maską (dokładnie z samym następcą Jim’a Carrey’a), epizod z Sędzią Dredd’em oraz liczne potyczki z Batmanem oraz Supermanem (któremu dupsko skopał dosyć bezlitośnie). Dwóch ojców? Lobo w naszym kraju popularność zdobył dzięki dosyć licznym publikacjom z lat dziewięćdziesiątych. Ukazało się wtedy nakładem TM-Semic oraz później FunMedia kilka dobrych komiksów z Lobo w roli głównej. Kilka pozycji niestety też było bardzo kiepskich, ale polscy czytelnicy zdążyli już się rozkochać w bladym brutalu i najważniejsze w tych komiksach było, mordobicie a nie sama fabuła. Ojcami postaci Ważniaka (jak to jest, że zazwyczaj w komiksach dzieję się tak, że każdy ma dwóch ojców?) są panowie Keith Giffen (scenarzysta o dosyć pokręconym umyśle i niekonwencjonalnych pomysłach zakrawających na objaw ułomności psychicznej) oraz Roger Slifer (rysownik). Niestety twórca wizualnej strony Lobo bardzo rzadko wspominany jest nawet przez najgorętszych fanów Czarnianina, ze względu na talent innego z rysowników pracującego przy przygodach Ważniaka. To niesamowity, lekko wypaczony Brytyjczyk Simon Bisley. To właśnie spod jego ręki wyszły kultowe w naszym kraju historie Lobo: „Ostatni Czarnian” oraz „Lobo Powraca”. Jego ostra, charakterystyczna kreska sprawia, że wszelkie przejawy agresji staja się WAZNIAK Lobo nie jest jak większość komiksowych bohaterów samotnym mścicielem, nie walczy o sprawiedliwość i prawo do zacnego życia uciśnionych obywateli, nie jest też dowcipnym Galem walczącym z Rzymianami. Jest po prostu niezłym skórkowańcem podróżującym po nieboskłonie na swoim Międzygwiezdnym Harleyu i kombinuje tylko jak tu zdobyć trochę kasiorki na bibkę, wyrwać jakąś fajową lalę z trzema (lub więcej) cyckami do konkretnego ciupcianka i jeszcze może komuś rozwalić mordę przy okazji. Lubuje się szczególnie w masowych zagładach, ponieważ jak to sam zauważył, stworzony jest do celów wyższych. Sławny bo ostatni Jako mały brzdąc zapragnął zostać kimś wyjątkowym. Jako samozwańczy geniusz długo rozważał wszelkie możliwości zapisania swej nietuzinkowej karty w historii wszechświata. Edukacji odbył na ojczystej, bardzo pokojowej planecie Czarnia. Czarnia była sercem Wszechświata, zamieszkiwana przez najszlachetniejszą rasę, była perfekcyjna, ale jak mawia Lobo „Co to jest ma 117 mikronów długości, wygląda jak skorpion i wnika w ciało wywołując wysypkę i silne zatrucie krwi zanim śmierć nie wybawi ofiary ze straszliwych męczarni?” Czarnia dowiedziała się troszkę za późno. Dowiedziała się w, kiedy Lobo stanął nad przedstawicielami swojej cywilizacji wyrżniętymi w pień przez śmiercionośnego wirusa własnej konstrukcji i rzekł „Luz na maxa, facet”. Dokładnie tak: Lobo zdobył sławę jako Ostatni Czarnian, ostatni syn zniszczonej przez siebie samego cywilizacji. Od tego czasu całe jego życie to nieustanna impreza z dużą domieszką ostrego mordobicia, za co wielbiony jest przez rozhisteryzowane nastolatki stąd aż do konstelacji Skorpiona, a nienawidzą zbratane z darczyńcami imperium Księdza Rydzyka kosmiczne dewotki. Nieliczne porażki, liczne trupy Szlak gwiezdnych eskapad Lobo usłany był trupami wszelkich raz i profesji ze znaczną przewagą osobników ściganych przez prawo, gdyż drogocenne w kosmosie kredytki oferowane za ich głowy pozwalały spełniać imprezowe marzenia Ważniaka. Przez krótki czas pracował nawet jako gość do zadań specjalnych dla gwiezdnego departamentu L.E.G.I.O.N do którego wciągnął go Vril 50 | HIP-HOP.PL - MARZEC 2005 KOLEJNY MIESIĄC, KOLEJNY ARTYKUŁ I KOLEJNE FERIE DLA GWIAZDORÓW. NIE DZWONIŁEM, NIE NĘKAŁEM, PONIEWAŻ DZIŚ MOWA BĘDZIE O ULUBIEŃCU INTERNETOWYCH KOMENTATORÓW MOJEJ SKROMNEJ HIP-HOP’OWEJ TWÓRCZOŚCI. ŻEBY BYŁO JAŚNIEJ NAJCZĘŚCIEJ WYMIENIANĄ POSTACIĄ NA FORUM INTERNETOWYM SERWISU HIP-HOP.PL ORAZ W KOMENTARZACH DO MOICH TEKŚCIKÓW JEST NIE, KTO INNY TYLKO, KURDE BELE, WAŻNIAK. WAŻNIAK, CZYLI OSTATNI ŻYJĄCY SYN CZARNI, CZYLI PO PROSTU WASZ DRODZY CZYTELNICY UWIELBIANY LOBO! upoważniony do przebywania w zaświatach. Niebo za jego pobytu zamieniło się w prawdziwie makabryczne miejsce, dostało się nie tylko jasnowłosym cherubinkom, którym wyrywał nie tylko skrzydełka i inne członki (dosłownie), ale i samemu Władcy Niebios. Spotkanie Lobo z Bogiem skończyło się początkowo ostrą bijatyką a następnie lekką sympatią Pana Niebieskiego dla wygłupów Ważniaka. Nawet odesłanie do Piekła skończyło się fiaskiem, kilka godzin po zesłaniu do czeluści piekielnych Szatan ze swymi diabłami zapukał do bram Nieba z ultimatum: albo on albo my tu wejdziemy. Koniec końców Lobo został uznany za nieśmiertelnego, co rzuciło krwawy cień na dalsze losy Wszechświata. Superman skopany Tak sobie żyje właśnie Lobo nie zważając na niebezpieczeństwa czyhające na niego z każdej niemal strony, ponieważ przez kawał czasu swojego burzliwego żywota zdążył narobić sobie całkiem sporej galerii wrogów. Ostatniego Czarnianina wśród martwych widziałyby starsze panie wielbiące spokojny, religijny żywot, urzędnicy ze skarbówki, której to Lobo winien jest całkiem pokaźną sumkę zaległych podatków, oczywiście niezliczeni galaktyczni twardziele, drżący gdzieś w ukryciu przed spotkaniem z Ważniakiem, a nawet niezliczone zastępy (unicestwionych już z resztą) nieślubnych dzieci Lobo zwanych przez siebie „Bękartami Lobo”. Sam zainteresowany kpi sobie z tych wszystkich antagonistów ze względu na swój oficjalny status nieśmiertelnego oraz wiarę we własne możliwości. Nawet po spożyciu sporej dawki środków odurzających, które Lobo uwielbia, jest w stanie mocno skopać tyłek samego Clarka Kenta szerzej znanego jako Superman. Postać Lobo jest bardzo barwna ze względu na różnorodność oraz mnogość postaci, które los postawił na jego ścieżce życia. Ważniak nie tylko ma na koncie bardziej wyraziste, każdy bryzgający z ciała strumień krwi staję się bardziej krwisty. I za to właśnie kochamy Lobo. Mam nadzieję, że Wasz ulubiony bohater nie natchnie Was jednak do jakiś nieprzewidzianych działań w rzeczywistości i jutro obudzę się spokojnie w tym samym kraju, bez groźby konfliktu nuklearnego, ani nie ujrzę przez okno gromadki ludzi ganiających się z łańcuchami i hakami. Tak, więc bawcie się, kurde bele, na maxa i pędźcie do najbliższego sklepu z komiksami, aby uzupełnić swoją domową, makabryczną kolekcje. Pamiętajcie: NIE PRÓBUJECIE TEGO W DOMU. Wasz, kurde bele, Ważniak empro
Podobne dokumenty
numer 16_poniedzialek.indd - Hip
swój zdecydowany sprzeciw wobec przejawów nietolerancji i agresji, które miały miejsce w mediach i na internetowych forach dyskusyjnych.” Podpisane przez: Fatum, Pezet/Noon i Ajron. Na tym jednak n...
Bardziej szczegółowo