Zwrotnica - Hostel - Ośrodek Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej
Transkrypt
Zwrotnica - Hostel - Ośrodek Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej
Zwrotnica Nasze psycho-narracje Z wywiadu z prof.dr hab. Jackiem Wciórką: Na razie jesteśmy na etapie budowania świadomości. Nie tyle chodzi o to, żeby wszyscy zakładali podobne ośrodki (jak MORS-przyp. red.), ale żeby sobie uświadomili, jak bardzo są im potrzebne. Jak już tę barierę pokonamy, to okaże się, że możliwości organizowania ośrodków jest sporo. Ze wstępu dr n.med. Anny Serafin: Opowieści, w które za chwilę się zanurzymy, są niezwykłe. Pisane własnym życiorysem, własną wrażliwością, nieskażone kanonami poprawnego budo wania struktury tekstu i kontrolowanej w nim eskalacji napięcia. Są bolące i budujące. Wzruszają i szokują. Każda na swój sposób odkrywa autenty czny świat przeżyć tych obolałych i wrażliwych, „którzy więcej czują i inaczej rozumieją i dlatego bardziej cierpią” (prof. A. Kępiński). Autorami narracji jest młodzież (15-25 lat) z Ośrodka Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej - MORS w Zagórzu k/W-wy. Patronat medialny: Publikacja sfinansowana ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego. Zagórze k/Warszawy 2011 Publikacja “ZWROTNICA. Nasze psycho-narracje” powstała w trakcie realizacji projektu “Ja też mam talent”. Projekt ten został sfinansowany ze środków Województwa Mazo wieckiego w ramach konkursu ofert na realizację w formie wspierania zadań z zakresu rehabilitacji zawodowej i społecznej osób niepełnosprawnych ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych będących w 2011 roku w dyspozycji Samorządu Województwa Mazowieckiego. Konkurs został ogłoszony przez Mazowieckie Centrum Polityki Społecznej. “Zwrotnica “to efekt pracy młodzieży z zaburzeniami psychicznymi z Modelowego Ośrodka Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej - Hostel/MORS w Mazowieckim Centrum Neuro psychiatrii. Autorzy, przy wsparciu Zespołu Projektowego, w ciągu pięciu miesięcy twórczej pracy stworzyli tę, mamy nadzieję, unikalną publikację. Projekt “Ja też mam talent” jest spójny z nowoczesnymi tendencjami w rehabilitacji osób z zaburzeniami psychicznymi i wpisuje się w Narodowy Program Zdrowia na lata 2007-2015 i Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego. Projekt “Ja też mam talent” został przygotowany i był realizowany przez Stowarzyszenie na Rzecz Wsparcia i Rozwoju “PROGRES”, działające przy Hostelu w Zagórzu. Kolegium Redakcyjne: Agnieszka, Anastazja, Ania, Andrzej, Eleni, Ewelina, Julia, Kamil, Kasia, Klara, Marta, Oliwia, Rachel, Sabina, Juliusz Ćwieluch, Seweryn Kasprzak, Anna Salwa, Anna Serafin, Oprawa Artystyczna: Ania, Andrzej, Asia, Ewelina, Honorata, Kasia, Kuba, Krysia, Michał, Oliwia, Rachel, Tomasz Stępniewski Projekt graficzny: Tomasz Chmiel Korekta: Izabela Kowalczyk Spis treści WPROWADZENIE................................................................................................5 Zwrotnica w Mazowieckim Parku Krajobrazowym – Anna Serafin...............6 Kroki milowe MORS - Anna Salwa.................................................................13 Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką – Juliusz Ćwieluch...............16 Rozdział I PSYCHO-NARRACJE.........................................................................................27 Berło - Anastazja..............................................................................................28 Demony na smyczy - Anna...............................................................................29 Zwrotnica - Eleni.............................................................................................34 Moja Zwrotnica - Klara....................................................................................35 Surrealizm naprawdę - A.O............................................................................50 Na rozdrożu - Andrzej.......................................................................................51 Pierwsze próby latania - Anna.........................................................................56 Trzy tematy - Anastazja....................................................................................57 Nikomu się to nie śniło - Eleni...........................................................................60 On - Agnieszka..................................................................................................65 Wybrałam życie - Julia.......................................................................................72 Jak zresztą zawsze - Rachel..............................................................................91 Pociąg nadziei - Marta......................................................................................95 Teraz jestem w Hostelu - Kamil........................................................................98 Jutrzenka - Kasia............................................................................................101 Tryptyk o tym co czuję - Sabina.......................................................................102 Matka Teresa w podartych rajstopach - Oliwia...............................................105 Tajemniczy Goście - Kasia...............................................................................113 Psycholandia. Nasze psychofantazje - autor zbiorowy......................................120 Rozdział II FOTO-NARRACJE.................................................................................122 Druk: DeSign FACTORY Rozdział III ANSE LEROY (1934-2011) - ekspert socjopsychiatrii w Danii..................133 Hostel / MORS w Zagórzu k/Warszawy 05-462 Wiązowna tel. +48 022 789 90 06 wew. 107 www.centrumzagorze.pl www.progres-equal.eu I mojej zwrotnicy na imię Anse... - Anna Serafin.......................................134 ICCD z Nowego Yorku o Anse Leroy...........................................................141 Tłumaczenie Komunikatu ICCD - Tomasz Stępniewski................................142 Mission Impossible.........................................................................................144 Wizualizacja MORS.....................................................................................145 STANDARDY MORS - Zespół MORS w Zagórzu........................................146 Słowniczek – Agnieszka Czechowska..............................................................148 WPROWADZENIE Wprowadzenie | Zwrotnica w Mazowieckim Parku Krajobrazowym Zwrotnica. Nasze psycho-narracje O nowoczesnej psychiatrii, tzw. pośrednich formach wsparcia, o MORS-ie, o chorowaniu i zdrowieniu, o ZWROTNICY i jej autorach opowiada dr n.med. Anna Serafin, kierownik Hostelu dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi w Zagórzu Zwrotnica w Mazowieckim Parku Krajobrazowym Opowieści, w które za chwilę się zanurzymy, są niezwykłe. Pisane własnym życiorysem, własną wrażliwością, nieskażone kanonami poprawnego budowania struktury tekstu i kontrolowanej w nim eskalacji napięcia. Są bolące i budujące. Wzruszają i szokują. Każda na swój sposób odkrywa autentyczny świat przeżyć tych obolałych i wrażliwych, „którzy więcej czują i inaczej rozumieją i dlatego bardziej cierpią” (w nawiązaniu do dedykacji Profesora Kępińskiego w jednej z Jego monografii - dla osób interesujących się zdrowiem psychicznym książek prawdziwie wyjątkowych). W ZWROTNICY pokazujemy świat młodych osób z „diagnozami psychiatrycznymi”. Ci młodzi ludzie po trudnych doświadczeniach choroby psychicznej przestawiają się na inny tor - Q zdrowiu. Narracje te zostały jakby zatrzymane w kadrze (opisane i sfotografowane), by teraz znów toczyć się dalej. Ich autorzy opisują swoje sposoby przekładania życiowych wajch właśnie na zdrowienie (ang. recovery – w dobie naszej unijnej prezydencji wtrącenie europejskich wyrażeń jest chyba zgodne z duchem czasów i modernizacyjnymi tendencjami, ale oczywiście jest to kwestia dyskusyjna). Mają oni 15-25 lat i za sobą na ogół pobyty na oddziałach psychiatrycznych (od 0 do 14 !!!) . flady zapisków, z retrospektywnej refleksji, z nowoczesnego dokumentu, jakim staje się blog, a nawet z bieżącego „automonitoringu” nasilających się objawów. Autorami opowieści są młodzi ludzie z Hostelu - Ośrodka Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej dla młodzieży z zaburzeniami psychi cznymi w Zagórzu Socjopsychiatria jest stosunkowo nowym terminem w literaturze przedmiotu, tym bardziej u nas, gdzie Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego ma dopiero przestawić tor myślenia na model środowiskowy. Obecnie w wielu krajach europejskich realizowany jest właśnie środowiskowy model opieki psychiatrycznej i rozwijane są tam różne formy wsparcia i „opieki pośredniej”, w tym również hostele. Profesor Jacek Wciórka, przewodniczący Zespołu, który opracował Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego, mówi w wywia dzie zamieszczonym przed psycho-narracjami właśnie o wizji pomocy osobom z zaburzeniami psychicznymi w Polsce i o innych ważnych problemach związanych ze zdrowiem psychicznym. Nasz Hostel w Zagórzu od początku podążał za aktualnymi trendami w nowoczesnej psychiatrii, szczególną wagę przywiązując do takich, coraz bardziej przyjętych również i u nas pojęć, jak: empowerment, dialogue, progress, participation, motivation, innovation, international cooperation i oczywiście recovery. Zebrane psycho-auto-narracje są bardzo różne (i w swojej treści i w formie); zbudowane ze strzępków wspomnień, z wyciągniętych z szu- 7 8 Wprowadzenie | Zwrotnica w Mazowieckim Parku Krajobrazowym Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Ośrodek powstał z inspiracji rozwiązań skandynawskich, gdzie po szpitalna opieka dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi ma już stosunkowo długą tradycję. Dzięki wsparciu merytorycznemu duńskiego eksperta socjopsychiatrii dr Anse Leroy, otwartości Dyrekcji Mazo wieckiego Centrum Neuropsychiatrii i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży, przychylności Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowie ckiego oraz finansowaniu przez NFZ stworzyliśmy w Zagórzu miejsce, w którym młody człowiek ma możliwość odzyskania zabranej mu przez chorobę psychiczną równowagi. Już sam budynek Hostelu, nowo czesny, a jednocześnie kameralny, całkowicie wtopiony w Mazowiecki Park Krajobrazowy, stwarza atmosferę sprzyjającą zdrowieniu. Nasz Hostel ma dziś już swoją ośmioletnią historię i nagromadzone doświadczenia w zakresie pomocy wielu młodym ludziom. Szczególnie intensywnym okresem były lata realizacji w Hostelu unijnego projektu EQUAL, kiedy to ośrodek funkcjonował, jako MORS - Modelowy Ośrodek Rehabilitacji Socjopsychia trycznej. Stąd nazwy MORS i Hostel stosowane są w tekstach zamiennie. W 2007 r. MORS uzyskał prawo posługiwania się europejskim logo „Równe szanse dla wszystkich”. W 2009 r. otrzymaliśmy Dyplom Uznania za „dobrą praktykę w dziedzinie ochrony zdrowia” w ogólnopolskim konkursie Innowacja dla Zdrowia. 9 MORS jest miejscem wielowymiarowym: tu splatają się poczucie bezpieczeństwa i stawianie sobie realnych wyzwań, dialog, przyjaźń, tolerancja, przynależność i aktywność, nowe doświadczenia, demokracja, nauka szkolna i uczenie się życia, poczucie humoru, wykorzystywanie swoich kompetencji i odkrywanie potencjału, ciepło, serdeczność, ale i określone ramy i granice, farmakoterapia, doradztwo zawodowe oraz wolontariat, zwykłe, codzienne obowiązki, radość oraz radzenie sobie z objawami i z… czasem wolnym. W splocie tego wszystkiego mieszkaniec Ośrodka uczy się odpowiedzialności, dążenia do wyznaczonych sobie celów, nawiązuje kontakty, przebywa w grupie, dyskutuje przy wspólnych posiłkach o tym, jak, mimo wszystko, smakować życie. Każdy z nich ma indywidualne wsparcie terapeutów „szyte na swoją miarę”. I z czasem, bogatszy o różne pozytywne doświadczenia, coraz szerzej postrzega otaczający nas świat, coraz więcej się w niego angażuje, coraz lepiej sobie z nim radzi i coraz bardziej świadomie bierze aktywny udział we własnym zdrowieniu. To zaangażowanie określa się w psychiatrii właśnie terminem empowerment. 10 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje W Zagórzu można wzmocnić swoje siły psychiczne i fizyczne, odnaleźć się wśród rówieśników, podjąć naukę w lokalnym liceum lub w warszawskiej szkole zawodowej, a może nawet rozpocząć studia na wymarzonej uczelni. Mieszkaniec Hostelu powoli wychodzi z izolacji w społeczną aktywność. Pojawia się światełko w tunelu - perspektywa powrotu do swojego naturalnego środowiska. Natura chorób psychicznych jest jednak taka, że mają one tendencje do nawrotów. Wiadomo, że odpowiednie wsparcie znacznie zmniejsza to ryzyko. A Hostel taką ma właśnie spełniać rolę. Wiele z przebywających w takim ośrodku osób dobrze wie, co to jest lęk, urojenia, halucynacje czy depresja. Objawy te często powodują izolację, rezygnację, bezsilność, przerywanie nauki czy pracy, a nawet zachowania destrukcyjne, łącznie z próbami samobójczymi. Choroba psychiczna jest niewątpliwie sytuacją szczególnie trudną dla młodego człowieka, lecz również i dla jego oto czenia. W trakcie leczenia na oddziale psychiatrycznym objawy powoli ustępują. Pojawia się chęć powrotu do domu i szkoły. Jednak powrót ten okazuje się wyjątkowo trudny. W obawie przed światem izolacja znów się pogłębia… objawy znów się nasilają… i znów szpital….. . Wprowadzenie | Zwrotnica w Mazowieckim Parku Krajobrazowym Czym jest choroba psychiczna i zdrowienie oraz czy Hostel staje się zwrotnicą w życiu jego mieszkańców - o tym jest właśnie ta publikacja. Przygotowania tych auto-narracji były chwilą zatrzymania się, refleksji nad sobą, swoim chorowaniem, pochyleniem się nad kartką papieru, by wykorzystać zepchnięte przez lęk zapomniane możliwości. W swoich tekstach autorzy dopuścili do głosu nie tylko własną wrażliwość i literackie talenty, ale również swoje (często całkiem realne) marzenia. Te głosy okazywały się nawet silniejsze niż „głosy chorobowe” (halucy nacje). Liczyła się koncentracja na własnym potencjale, a nie na chorobie i jej objawach. Również sama ZWROTNICA przestawiała myślenie autorów na tor zdrowienia i Q społeczeństwu. Kolegium Redakcyjne, składające się z autorów publikacji i realizatorów Projektu*, wspólnie pracowało nad tekstami, jednak wszelkie inge rencje były raczej sugestiami i komentarzami, które autorzy uwzględniali w stopniu im odpowiadającym. Kolegium to pełniło funkcję akuszera, który przede wszystkim nie może zaszkodzić, pomaga tam, gdzie można ulżyć i bardzo dba o to, by po drodze nic złego się nie wydarzyło. Bo ryzyko pogorszeń i nawrotów choroby psychicznej karmi się stresem. A wtedy potwory atakują…. Mam nadzieję, że sam podtytuł - NASZE PSYCHO-NARRACJE, zaciekawia i przygotowuje Czytelnika na spotkania z wyjątkowymi autorami i że te auto-opowieści pomogą Czytelnikowi poznać świat młodych osób z zaburzeniami psychicznymi, jak również zrozumieć związane z nimi ogromne emocjonalne i socjalne konsekwencje. Mam również nadzieję, że publikacja ta przyczyni się do koniecznej, już i u nas, szerokiej debaty na ten temat. Tak powstawał MORS... 11 * Publikacja w ramach Projektu „Ja też mam talent” finansowanego ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego 12 Wprowadzenie | Kroki milowe MORS Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Te nasze liczne redakcyjne spotkania przy kawie miały w sobie klimat, z którym trudno dziś nam się rozstać. Teraz zastępują go jednak radość i satysfakcja, że cel został osiągnięty. A do celu dojechaliśmy nie tylko w dobrym formach, ale i na czas – zapraszam więc do środka Zwrotnicy! Będąc pod głębokim wrażeniem tych opowieści Ania Serafin P.S Chciałabym bardzo podziękować Młodzieży za te nasze Kolegia Redakcyjne, za indywidualną pracę nad tekstami, za pełne zaangażowanie w Projekt i w opowieści o sobie, za okazane wzajemne zaufanie, za szczerość, otwartość, za cierpliwość i delikatność, ale także za konstruktywną krytykę, za te osobiste foto-narracje, jak również za zrozumienie potencjalnej wartości społecznej takiej publikacji. Za to, że mamy naszą ZWROTNICĘ. Wspólna realizacja tego Projektu z Anią Salwą - psychologiem, Sewerynem Kasprzakiem - terapeutą zajęciowym, Tomkiem Chmielem – psychologiem i wolontariuszem Tomkiem Stępniewskim oraz czuwającym nad nami, byśmy nie wypadli z torów, red. Julkiem Ćwieluchem była dla mnie prawdziwą przyjemnością. A może c.d.n.? Zagórze k /W-wy 29.11.2011 13 Kroki milowe MORS 2001 • Decyzja Dyrekcji Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży w Zagórzu k/Warszawy o możliwości utworzenia w strukturach Centrum Hostelu dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi (w oparciu o doświadczenia duńskie). • Wpisanie do Statutu Centrum: Hostel - Ośrodek Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej. 2002 • Adaptacja budynku przeznaczonego na Hostel (finansowana przez dr Anse Leroy / The European House z Danii i Association Femmes d’Europa z Belgii 2003 • Otwarcie Hostelu “Domus Zagórze” i rozpoczęcie rehabilitacji socjopsychiatrycznej 9 młodych osób z zaburzeniami psychicznymi ze spektrum schizofrenii. 2004 • Przygotowanie aplikacji do Programu Inicjatyw Wspólnotowych EQUAL - projekt „PROGRES - Skoordynowane Partnerstwo: Pierwsze Zatrudnienie Celem Socjopsychiatrycznej Rehabilitacji”. • 16.11.2004 - Decyzja EQUAL o akceptacji projektu “PROGRES” (w partnerstwie - Fundacja Domus Europaea, Mazowieckie Centrum Neuropsychiatrii i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży, Zespół Szkół Specjalnych w Zagórzu oraz z partnerami z: Danii, Szwecji, Niemiec i Austrii). 2005 • Plany architektoniczne dla rozbudowy Hostelu w MORS/ Modelowy Ośrodek Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej (finansowane przez duńską Fundację Grete Mikaelsen). 14 Wprowadzenie | Kroki milowe MORS Zwrotnica. Nasze psycho-narracje 2004 - 2008 • Realizacja Projektu (16.11.2004-31.03. 2008); “laboratorium dobrej praktyki MORS” w ramach Projektu PROGRES / EQUAL 2006 • Rozbudowa MORS (finansowana przez Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego oraz EQUAL). 2007 • 5.10.2007 - Oficjalne otwarcie nowej siedziby MORS (dla 20 osób). • Przyznanie modelowi MORS loga Równych Szans dla Wszystkich. • Wypracowanie STANDARDÓW MORS. 2008 • Wydanie publikacji “MORS – model, który warto powielać z rekomendacją konsultanta krajowego prof. dr hab. Ireny Namysłowskiej oraz Albumu fotograficznego „MORS w obiektywie Progresywnej Grupy Fotograficznej”. • 31.03 2008 - seminarium zamykające projekt PROGRES (z udziałem wielu gości). • Prezentacja modelu MORS na XIV Światowym Kongresie Psychiatrów w Pradze 1.06.2008 - Dalsza działalność MORS w ramach oferty Hostel. 2009 • 05.06.2009 - Utworzenie przy MORS Stowarzyszenia na Rzecz Wsparcia i Rozwoju PROGRES. • Przyznanie przez kapitułę ogólnopolskiego Konkursu Innowacja dla Zdrowia Dyplomu Uznania dla MORS za “Dobrą praktykę w dziedzinie ochrony zdrowia”. 2010 • Realizacja rocznego projektu BZZZ w ramach unijnego programu Youth in action. 15 2011 • 01.01.2011 – Przekształcenie Centrum w NZOZ. • 12.07 – 30.11.2011 - Realizacja projektu “Ja też mam talent” finansowanego ze środków Samorządu Województwa Mazo wieckiego. • 11.2011 - Wydanie publikacji “ZWROTNICA. Nasze psychonarracje”. • 29.11.2011 - Promocja publikacji “ZWROTNICA. Nasze psychonarracje” w Traffic Club w Warszawie. Dalszy rozwój Hostelu w oparciu o doświadczenia z Uniwersytetu w Edynburgu/Szkocja i współpracę z Danią. W Hostelu ważną funkcję, obok wieloprofesjonalnego Zespołu, pełnią wolontariusze/praktykanci. Współpraca z wieloma ośrodkami w kraju i za granicą, w tym z: 1. Uniwersytetem Warszawskim - w ramach projektu unijnego “Inicjatywa Korczakowska”’ 2. Akademią Pedagogiki Specjalnej, 3. Instytutem Psychiatrii i Neurologii. Konsultanci merytoryczni Hostelu: 2001 - 2011 - dr Anse Leroy, ekspert socjopsychiatrii z Danii. 2009 - prof. Maria Załuska, kierownik IV Kliniki Psychiatrii, Instytut Psychiatrii i Neurologii. Finansowanie • Bieżąca działalność Hostelu jest finansowana z Narodowego Funduszu Zdrowia. • Dofinansowywania - w ramach projektów realizowanych przez Stowarzyszenie na Rzecz Wsparcia i Rozwoju PROGRES. Anna Salwa 16 Wprowadzenie | Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Prof. Jacek Wciórka – psychiatra, kieruje I Kliniką Psychiatryczną w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, jest konsultantem wojewódzkim w dziedzinie psychiatrii na Mazowszu, współredagował Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego i obecnie uczestniczy w jego wdrażaniu, przewodniczy Komisji Reformy Opieki Psychiatrycznej Polskiego Towarzystwa Psychia trycznego, redaguje kwartalnik Postępy Psychiatrii i Neurologii oraz dwumiesięcznik Psychiatria po Dyplomie, opublikował szereg artykułów z zakresu psychiatrii klinicznej i społecznej. Piramida barier Panie profesorze jak to jest, że chorzy psychicznie właściwie nie istnieją społecznie, a jednocześnie stanowią całkiem spory odsetek populacji? Prof. Jacek Wciórka, psychiatra, konsultant wojewódzki na Mazowszu - Czasem cierpią w milczeniu i nikt nie wie, w jakim naprawdę są stanie. Czasem funkcjonują na pograniczu, jako trochę niezwyczajnie zachowujący się ludzie, ale tolerowani. A czasem po prostu żyją pod opieką rodzin lub samotnie i nie korzystają z tych możliwości pomocy, które są. Nie przebijają się ze swoimi potrzebami. A co na ich temat mówią statystyki. Ja słyszałem o takich, które ogólną liczbę osób dotkniętych różnego rodzajami schorzeń psychicznych szacują aż na około 5 procent. - Te szacunki są różne i dosyć przybliżone. Tym bardziej, że skala tak zwanych niezaspokojonych potrzeb, potrzeb nieodkrytych jest spora. W przypadku niektórych zaburzeń psychicznych jak np. choroby afekty wne czy schizofrenia, mniej więcej połowa tej cierpiącej populacji nie zgłasza się ze swoimi potrzebami. Stanowią grupę ludzi, których potrzeby zdrowotne pozostają niezaspokojone. 17 Jeżeli do specjalisty nie dociera młody człowiek, to znaczy, że na prze szkodzie stoi rodzina. Albo nie umie mu pomóc, albo nie chce umieć. - Rodzice często mają w głowie obawę przed naznaczeniem, napiętnowaniem, stygmatyzacją. Balastu, który może boleśnie dotykać i obciążać młodego człowieka. I starają się mu tego zaoszczędzić. Wy daje im się, że w ten sposób chronią swoje dziecko. Myślę, że w odczuciu wielu ludzi pójście do psychiatry jest decyzją niemal straceńczą. Trakto wane jest, jako ostateczność. Częściej wykorzystywane są inne, potencja lne źródła pomocy, tkwiące na przykład w rodzinie, w innych specja listach. Czasem jest to psycholog, bywa ksiądz, jakiś terapeuta. Liczą, że to się samo wyleczy? - Skala niewiedzy na temat chorób, zaburzeń psychicznych jest przeogromna. Myślę, że rzeczywiście wielu ludzi czeka, że to się samo rozwiąże, bo przecież natura wszystko rozwiązuje. Duża grupa oczekuje pomocy od lekarzy, byle nie byli to psychiatrzy. No i jak, rozwiązuje się samo? - Czasem tak. Są na świecie badania, z których wynika, że możliwe są mikrokryzysy zdrowotne, które właściwie przemijają bez echa. Jednak trudno powiedzieć i prognozować, które z zapowiadających objawów zwiastunowych przekształcą się w poważniejszy kryzys, a które przy pomocy jakiś niespecjalistycznych mechanizmów radzenia sobie ulegną przezwyciężeniu. Po przeczytaniu „Schizofrenii” Kępińskiego odnalazłem u siebie szereg objawów schizofrenii wieku szkolnego. Ale czy rzeczywiście działo się ze mną coś złego, czy po prostu ciężej wchodziłem w dorosłość? - Problem polega na tym, że tak zwane objawy zwiastunowe, zapowiadające poważny kryzys, są bardzo niespecyficzne. Czasami nawet łatwe do zbagatelizowania. Niepokój, zaburzenia snu, niemożność koncentracji, trudności w podołaniu obowiązkom. Natomiast, kiedy zaczynają się te specyficzne trudności, które już wszystkich stawiają wobec konieczności reakcji, to już jest właściwie trochę za późno. 18 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Na jakie sygnały rodzic powinien zwrócić uwagę? - Na każde, które wyraźnie utrudniają funkcjonowanie młodemu człowiekowi. Problem polega na tym, że obawa przed stygmatyzacją jest często silniejsza, niż obawy o zdrowie dziecka. Dlatego na świecie te ośrodki, które zajmują się interwencją w tych wczesnych, zapowiadających fazach różnych zaburzeń, są zwykle organizowane tak, żeby nie wisiał nad nimi szyld psychiatrii. I wtedy okazuje się, że można wyłowić zna cznie więcej problemów i je w porę rozwiązać. Udzielić takiego wsparcia, które zapobiegnie przekształceniu zapowiedzi kryzysu w rozwinięty kryzys psychotyczny. Ten strach dotyczy całej populacji. Wojskową klinikę psychiatryczną trzeba było przemianować na klinikę stresu bojowego, bo żołnierze nie chcieli się tam leczyć. Czy możemy wskazać pulę sygnałów, które oznaczają konieczność konsultacji z psychiatrą? - Mówiąc najprościej, kiedy rodzice przestają rozumieć zachowanie dziecka. Kiedy ono komunikuje im różne swoje potrzeby w sposób, którego dotąd nie obserwowali. Kiedy mówi, że, na przykład: czuje się śledzone, prowokowane, przerażone lub zrozpaczone, albo gdy mówi do siebie, zamyka się w sobie, łatwo rozdrażnia się, unika ludzi, traci zainteresowanie szkołą, rówieśnikami. Od razu zaczynamy od psychiatry? - Tak byłoby najlepiej. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest łatwa decyzja. Dlatego można spróbować zacząć od ośrodków wcze snej interwencji. To może być szkolny psycholog, specjalista z poradni interwencji kryzysowej. Ale w większości tych miejsc będzie to pomoc doraźna. A w takich sytuacjach potrzeba zdecydowanej oceny, wdrożenia właściwego postępowania. Pokonać strach przed wizytą u psychiatry to jedno, a dostać się do niego to drugie. Jaka jest dostępność psychiatrów dziecięcych? - Fatalna. W niektórych województwach nie ma praktycznie miejsc, 19 Wprowadzenie | Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką do których można by się zgłaszać z dziećmi czy młodzieżą. Psychiatria dzieci i młodzieży cierpi na ogromny niedostatek specjalistów. To jeden z powodów, dla których ta dostępność jest taka kiepska. To jest kryzys na zamówienie. Jeszcze niedawno droga edukacji specjalistów była potwornie wydłużona. - Teraz teoretycznie nie ma już tego problemu. Od kilku lat psychiatria dzieci i młodzieży funkcjonuje jako odrębna specjalizacja, więc nabór może być już po studiach. Natomiast nabór na tę specjalizację nie jest oszałamiająco duży. Ostatnio i na psychiatrię dorosłych, i na psychiatrię dziecięcą uzyskiwaliśmy w województwach pojedyncze miejsca rezydenckie. Nie ma się też specjalnie gdzie szkolić, bo placówek dziecięcych i młodzieżowych jest bardzo niewiele. Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej. To co ma zrobić rodzic, w którego województwie nie ma takiego specjalisty, czy on może pojechać na przykład do Warszawy? - Może. Ale najlepiej zrobi, na początek idąc do psychiatry dla dorosłych, który poradzi sobie z wieloma kłopotami. Być może nie ze wszystkimi i nie z taką łatwością, ale poradzi sobie. Przez lata w psychiatrii dzieci i młodzieży funkcjonowało całe grono kolegów z dorosłej psychiatrii i radzili sobie. Stygmatyzacja to tylko jedna z barier. Myślę, że zasadniczą jest przekonanie, że przecież dzieci nie chorują psychicznie. - Niestety, to fałszywe przekonanie. Większość poważnych chorób może zaczynać się całkiem wcześnie, właśnie w wieku młodzieżowym. Małe dzieci też czasami chorują. Nie są to sprawy częste. Dzieci chorują inaczej, ale też chorują psychicznie. Kiedy już dziecko wpadnie w chorobę, najważniejsze to trafić do specjalisty. A później? - Mieć oparcie. Dziecku potrzebne jest oparcie w rodzicach. A rodzicom jakieś wsparcie fachowe, np. psychologiczne. Nie jest łatwo udźwignąć 20 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje ciężar choroby własnego dziecka, zwłaszcza w takim wczesnym okresie życia. To rodzi rozmaite odczucia, analizowanie czy nie popełniłem błędu. Można się jeszcze spotkać z oskarżeniami, że to rodzice są winni, że dziecko odziedziczyło chorobę po nich. Albo, że popełnili jakieś błędy wychowawcze. Wyniki badań kwestionują te twierdzenia. Ale był taki okres, kiedy rodzice doświadczali presji różnych oskarżeń. To może być jeden z powodów, dla których niechętnie ujawniają chorobę dziecka. Niezależnie od wszystkich teorii psychiatrycznych, rodzi to w nich po czucie winy i potrzeby analizowania swoich potencjalnych błędów. Biorą na swoje barki poważne obciążenie. Samemu trudno je przezwyciężyć. Trzeba sięgnąć po pomoc. Moje kilkuletnie doświadczenie w kontaktach z młodzieżą dotkniętą chorobą wskazuje, że wiele rodzin nakłada na dzieci dodatkowy ciężar wstydu i milczenia o swoich przeżyciach. To jeszcze bardziej utrudnia im powrót do normalności? - No tak, bo uczą, że ich cierpienie jest jakieś be, że nie można z tym cierpieniem poradzić sobie w taki sposób, w jaki człowiek radzi sobie z różnymi innymi problemami zdrowia. Rozumiem tych rodziców. Z badań wynika, że siedemdziesiąt procent Polaków sądzi, że to są choroby, których należy się wstydzić i je ukrywać. To oczywiście powo duje, że wczesna interwencja jest bardzo trudna. W efekcie do specjalisty chorzy docierają najczęściej za późno. Kiedy już naprawdę nie da się ukryć objawów. A cierpienie bez pomocy utrwala dysfunkcjonalne sposoby reagowania. A jaka jest zależność pomiędzy chorobą psychiczną u młodzieży a próbami samobójczymi? - Większość zaburzeń psychicznych niewątpliwie wiąże się ze zwiększonym ryzykiem prób samobójczych młodzieży w stosunku do ogólnej populacji. Najbardziej niepokojący jest rosnący trend występowania tego zjawiska. Kiedyś ryzyko samobójstwa w młodszym wieku nie było tak duże. 21 Wprowadzenie | Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką Co się zmieniło? - Właściwie nie mam podstaw badawczych, żeby tu cokolwiek twierdzić na pewno. Moim zdaniem, można wysuwać cały szereg hipotetycznych pomysłów wyjaśniających. Na przykład wskazujących na bezradność wobec życiowych przeciwności. Współczesny, kulturowy postulat wychowawczy sugeruje, że życie ma być pasmem pomyślności i sukcesów, że sukces jest miarą udanego życia. Nie ma miejsca na niepowodzenia. Życie jak w serialu? - Wszyscy są piękni, zdolni, ładni. Mieszkają bogato, żyją bez trudności, bez trosk materialnych, bez żadnych trosk. Jeśli mają kłopoty, to wybrać z kim związać się dziś, a z kim jutro. Wychowany na tej iluzji młody człowiek skonfrontowany potem z rzeczywistością bardzo szybko zostaje przez nią sponiewierany. Nikt go nie uczył jak sobie radzić w trudnych życiowych sytuacjach. Serialowa iluzja zamyka wielu młodym ludziom klarowny dawniej przekaz dotyczący ich przyszłości. Nie ma jasnej, prostej i cenionej ścieżki rozwoju życiowego typu - szkoła, praca, rodzina. Załamało się, czy może raczej zakwestionowano wiele tradycyjnych wartości związanych z życiem rodzinnym, oparciem w świecie wiary. Wszystko wydaje się wątpliwe, a rozsądny optymizm życiowy jakby zawodzi. Praca - jak będzie. Szkoła - jak się dostaniesz. Dorosłość nie jest już zachęcającym okresem życia. A raczej takim, który by się chętnie oddalało. I to toruje drogę do gwałtownych reakcji lub łatwych pocieszeń, na przykład za pomocą substancji uzależniających. A to skraca drogę do dramatu. Trzeba też pamiętać, że ogromna część młodych ludzi żyje w trudnych warunkach. Biednie, w dużym niedostatku. To również rodzi dramaty. Strefa ubóstwa w Polsce to aż dwa miliony ludzi. - Ich problemy są niedostrzegane. Nie ma ich wśród priorytetów społecznych. Dominuje hasło, że ten, któremu się nie powodzi, jest niedojdą. Nie umiał, albo nawet nie chciało mu się, zostać człowiekiem sukcesu. A przecież to jest głęboko nieprawdziwe. 22 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Wydaje mi się, że próby samobójcze wśród młodych ludzi mogą mocniej dotyczyć tych z dobrych warunków. - Oni żyją z kolei pod silną presją wymagań i oczekiwań. Muszą nie tylko osiągnąć pułap swoich rodziców, ale wskoczyć co najmniej o oczko wyżej. Jak języki obce to od razu najlepiej pięć. Jak szkoła to najlepsza. Jak praca to w renomowanej firmie. Ciągle czują presję, że ma być więcej, lepiej. Trudno się dziwić, że nie wytrzymują. Proszę zwrócić uwagę, jak bardzo słabą płcią stali się dziś młodzi mężczyźni. Coraz częściej unikają ojcostwa, odpowiedzialności. Przez życie przemieszczają się jakby siłą rozpędu, bezwładnie. Niektórzy reagują rozczarowaniem, popadają w bierność i rezygnację, co czasem kończy się zamachem samobójczym. Jest jeszcze jeden czynnik. Niektórzy przed problemami uciekają w narkotyki. Z obserwacji Pana kolegów wynika, że część chorych stosuje je nawet jako rodzaj domowej terapii. Czy marihuana może wyleczyć nas np. z lęków, jak usłyszałem od jednego z młodych ludzi? - Dawniej ludzie pili. Teraz sięgają również po narkotyki. To przynosi chwilową ulgę, ale potem powoduje podwojenie problemów. Poza problemem zmartwień, które miały być uspokojone, pojawia się problem nadużywania. A przede wszystkim poważnych następstw. Orędownicy uwalniania konopi nie mówią o konsekwencjach. Zapewne jest grupa ludzi, która może używać ich i twierdzić, że wszystko jest świetnie. Ale z naszych obserwacji wynika też coś innego. Spora część naszych pacjentów to ludzie, którzy eksperymentowali i okazuje się, że nie było to obojętne dla ich zdrowia. Zresztą wiemy to również z różnych badań. Ryzyko epizodu psychotycznego, a czasem nawet długotrwałego kryzysu, jest dwukrotnie większe u osób, które sięgały po substancje uzależniające zachwalane jako nieszkodliwe. Uderzyliśmy już w piersi rodziców, społeczeństwa, piewców marihuany. Myślę, że psychiatria musi uderzyć również w swoje piersi. Polskie szpitale psychiatryczne jeszcze nie są w XXI wieku. - W różnych krajach różnie to wygląda. Są takie, gdzie oferta jest przy- 23 Wprowadzenie | Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką jazna, a formy leczenia godziwe. Wiele naszych oddziałów psychiatry cznych funkcjonuje w warunkach, które trudno uznać za godziwy sposób leczenia poważnych kryzysów psychotycznych. Gdyby ludzie widzieli, że hospitalizacja psychiatryczna nie wiąże się z wysłaniem człowieka na egzystencjalny i społeczny Berdyczów, z pewnością strach przed tą chorobą nie byłby tak wielki. Na szczęście w przypadku psychiatrii młodzieżowej potrzeba hospitalizacji występuje rzadko. Ambulatorium leczy taniej, nie zrywa więzi, nie pogłębia stresu. Tylko, że nawet ta oferta jest bardzo ograniczona, a terminy zatrważające. - No tak. W nagłych przypadkach zostaje więc tylko ten oddział psychiatryczny - na ogół źle wyposażony, zatrudniający zbyt małą liczbę specjalistów, pracujący w złych warunkach lokalowych. Bardzo często oddalony od domu, rodziny, od wsparcia emocjonalnego i to jest dramat. Dlatego to, co robi pani doktor Anna Serafin, jest tak potrzebne. Byłem przy tym, jak rodził się MORS. Widziałem związane z nim nadzieje. Ośrodek miał być modelowy i jest. Ale na modelu się skończyło. - Modelu zachęcającym, ale ledwo żywym. Ciągle są kłopoty, kto to będzie dalej finansował, bo to się nie mieści w standardowej ofercie. Zdaje się, że zagrożenie likwidacją jest cały czas realne. Duńczycy, którzy uchodzą za kraj najlepiej opiekujący się swoimi chorymi psychicznie, stawiają na takie ośrodki. To naród oszczędny, a jednak na taką pomoc pieniędzy im nie szkoda. Dlaczego? - Bo oni dostosowują formę swojego działania i oddziaływania do potrzeb młodych ludzi. Robi się tam coś ciekawego. Jest środowisko, jest społeczność terapeutyczna, to nie ma charakteru szpitala psychiatry cznego. Nie ma tego szyldu, nie ma złych nawyków. Takie ośrodki z reguły zajmują się tymi, którzy już wychodzą z kryzysu. Ten najgorszy okres mają za sobą, ale muszą na nowo odnaleźć się w życiu, uporządkować swoje emocjonalne kłopoty. Statystyka pokazuje, że spora część młodzieży z zaburzeniami psychi cznymi po kilku hospitalizacjach nie jest w stanie zdobyć wykształcenia. 24 Wprowadzenie | Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Nawet, jeśli zostaną wyleczeni, to na starcie wypadają poza społeczny nawias. System bez opieki poszpitalnej w zasadzie nastawiony jest produkowanie klientów opieki społecznej. - Niestety, nie dotyczy to tylko młodzieży. Właściwie cały system opieki psychiatrycznej tak działa. Z powodu braku środków jesteśmy nastawieni na doraźne łatanie czyjegoś stanu zdrowia. Na tworzenie choremu dalszej perspektywy póki co nie starcza już pieniędzy i woli organizacyjnej. W przypadku MORS-a pomysł się znalazł, pieniądze też. Są wyniki, a nie ma woli, żeby te dobre wzorce promować. - W Anglii obliczono, że jeden funt wydany na rozsądną, wczesną promocję zdrowia psychicznego dzieci pozwala zaoszczędzić siedem funtów, które trzeba by wydać później na leczenie i inne następstwa choroby, której nie udało się zapobiec. Słowem taniej jest dać wędkę? - Jeśli nie udaje się pomóc w zmaganiu z chorobą, człowiek żyje w jej cieniu przez kolejnych 30, 40 lat. I jest coraz bardziej uzależniony, wręcz skazany na pomoc państwa. Zamiast pomóc mu zostać obywatelem (i podatnikiem), czynimy go klientem innych podatników. Jeden z pierwszych chłopców, którzy trafili do MORS-a, jako swoje osiągnięcie podawał nauczenie się robienia herbaty. W szpitalu dostawał gotową herbatę. Tradycyjne prowadzenie chorych czyni ich nie tylko kalekami na rynku pracy, ale prowadzi do kalectwa życiowego. - Nasze szpitale tak funkcjonują. Dawniej w oddziałach były kuchenki. Teraz wszędzie jest outsourcing. Wszystko się przywozi i jest podawane jakby bez pamięci o tym, że zrobienie sobie posiłku, przygotowanie herbaty jest rodzajem może nie terapii, ale pozostawania w życiu. Pacjent staje się w coraz większym stopniu konsumentem opieki zdrowotnej. Oferuje mu się jakieś świadczenia, towar, a niekoniecznie zdrowie. Nie dostaje zdrowia, tj. dobra, o które zabiega, tylko dostaje towar. A ponieważ nakłady są kiepskie, to i towar jest na ogół kiepskiej 25 jakości. To z kolei powoduje, że resztki motywacji, by zabiegać o powrót do swego miejsca w życiu, gasną. No i właściwie człowiek szybko staje się rencistą. Konsumentem różnych form pomocy. Ile takich MORS-ów powinno powstać w Polsce? - Mamy w Polsce około czterystu powiatów grodzkich i ziemskich. Byłoby dobrze, gdyby taki MORS był w każdym z nich. Zdaję sobie sprawę, że powiaty są różnej wielkości i niektóre nie są prawdopodo bnie w stanie wygenerować takich ośrodków. Te mogłyby połączyć siły z sąsiadami. Liczba MORS-ów powinna się więc zawierać pomiędzy sto a czterysta. Na razie jesteśmy na etapie budowania świadomości. Nie tyle chodzi o to, żeby wszyscy zakładali podobne ośrodki, ale żeby sobie uświadomili, jak bardzo są im potrzebne. Jak już tę barierę pokonamy, to okaże się, że możliwości organizowania ośrodków jest sporo. I nie wszystkie tak kosztowne, jakby się to mogło wydawać. Dalsze zamykanie oczu na problem nie spowoduje, że sam zniknie. - Narysowałem taki schemat przedstawiający piramidę barier, które utrudniają właściwą pomoc. Na samym dole te najpoważniejsze, aksjologiczne – uprzedzenia. Potem jest bariera świadomości. Następnie bariery: polityczna, prawna, finansowa i wreszcie organizacyjna. Na szczęście mamy już nie tylko Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego, ale również rozporządzenie wykonawcze, na które długo czekaliśmy. Dzięki temu coś zaczyna się dziać, choć bardzo powoli. Patrząc na tę piramidę widać, że zaczęliśmy od środka. Nie zniwelowaliśmy barier aksjologicznych, ciągle mało pracujemy nad świadomością społeczną, często brak tzw. woli politycznej i środków finansowych. Ale coraz więcej samorządów lokalnych podejmuje próby wspólnej pracy nad wypracowaniem niezbędnych rozwiązań. Dlatego jestem pełen optymizmu, że to wszystko kiedyś zaowocuje. Juliusz Ćwieluch 26 Rozdział I PSYCHO-NARRACJE Berło Demony na smyczy Czasami marzę, aby cały świat był mój. Być królem... o tak. Żeby stanąć na samym szczycie i krzyknąć: – „Jestem królem i władcą!!! Boże, daj mi marzenia, które będą się spełniały!“ Rys. Kuba Anastazja, jeszcze gimnazjalistka. O sobie mówi: SDD – schizofrenia, depresja, demoralizacja. Ma kuratora. A chciałaby mieć oparcie w domu. Marzy więc, by być królem. Anna, lat 22 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Jakie to wszystko dziwne… Siedzę w tym samym pokoju, w którym siedziałam odkąd miałam 7 lat. Siedem lat to niedużo, ale stosunkowo i niemało by wydarzyło się coś, co może zmienić człowieka. Siedem lat… Prawie 7 lat odkąd to wszystko się zaczęło. Odkąd usidliły mnie uczucia… Wierne niczym pies, ale i śmiejące się ze mnie jak hieny… Uczucia… uczucia, które napędzały głowę do produko wania myśli, które dotkliwie paraliżowały. Które… które nie pozwalały funkcjonować. Zawsze był strach, zawsze rywalizacja… frustracja i złość… Ale czy zawsze??? Jak w teatrze zakładałam maski. Kiedy zawiodły już wszystkie spo soby, zakładałam maskę złości i obojętności. Kiedy potrzebowałam, by inni dali mi spokój, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech (byleby tylko dali spokój, byleby tylko lubili)… Zabawa w teatr masek trwała długo… Ale ile można udawać, ile można przywdziewać maski?! Ileż można stąpać po krawędzi liny? W końcu z niej spadłam… Spadłam z cienkiej liny, jaką jest „bezpieczne” życie… Długo spadałam… Moje oczy widziały to, co traciłam… To było okropne… Tabletki, próby wtargnięcia pod samochód… Spadałam, spadałam na samo dno… Dotykałam je już stopą… Smutny clown, który żył we mnie, płakał, widząc łzy najbliższych próbujących pomóc, ratować, ale nic nie mógł zrobić… Niebezpiecznie dzikie zwierzęta, jakimi były moje uczucia, krążyły po arenie umysłu clowna, obnażając swoje kły… Tęskniły za ciepłem, dotykiem, ale zaszczute nie pozwalały się jednak oswoić… Opanowały mnie i mój umysł… Były silne… Działały w stadzie… Rwały się ku wolności, tratując wszystko po drodze… Wyuzdane nie dały się powstrzymać. Trzymałam je na wodzy, ale zżerały mnie i moją 31 Psycho-narracje | Demony na smyczy duszę od środka… W końcu zerwały się ze smyczy… Wolne, wolne, wolne… A ja taka słaba… Wyniszczona, zmęczona, nie miałam siły, by je łapać… Było mi wszystko obojętne… Stałam się w końcu jak one… Tylko że one były wolne… A ja? Ja kim byłam? Czy byłam? Byłam… byłam małym zaszczutym zwierzaczkiem o wystraszonych oczkach, czarnym kłębkiem nerwów, tykającą bombą emocji… aż w końcu roślinką, której nie podlał i którą zaniedbał roztargniony ogrodnik… Mogłabym tak leżeć w swoim łóżku. Okopana poduszkami i kołdrą niczym w jakiejś szarej i ciemnej norce, nie wychodzić z domu… Ale jakaś przedziwna siła (może podświadomość?) kazała mi walczyć… Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że trzeba będzie walczyć długo… Pamiętam… las… Miejsce, które zawsze kojarzyło mi się z dzieciństwem, ale ten las był inny… Nie, on nie był groźny… Był piękny w swych jesiennych barwach… Pierwszy spacer po nim pamiętać będę zawsze… To on ukoił serce i myśli… Ale potem…. potem te dzikie zwierzęta zagrabiły mi nawet możliwość wyjścia do lasu… Pamiętam jedno dzikie uczucie z tamtego okresu… Czarne, ze zmierzwioną sierścią, obnażonymi kłami… Wabiło się „Złość”. Już nic nie było jak kiedyś… Zakazy, nakazy… Zjedź, śpij, pigułka… Jakby to miało coś zmienić… Potulnie poddawałam się temu… Było mi wszystko jedno… Ale nie było mi wszystko jedno, jeśli chodziło o szkołę… Bardzo chciałam tam pójść… Byłam jednak za słaba… Słaba, słaba, słaba… Pierwsze promyki wiosny, pierwsze przebiśniegi pojawiły się w mojej duszy i umyśle na przełomie grudnia i stycznia… Pamiętam… promyk nadziei… Może będzie lepiej? Może już się nie powtórzy? Może, może, może… Stąpałam jak po kruchym lodzie… Wokół siebie miałam białe Anioły… To one pozwoliły mi uwierzyć, że wszystko będzie dobrze, że już teraz na pewno, żebym szła i nie poddawała się, mimo tej porażki jaką był stracony rok… 32 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Powoli przestawałam się bać… Moje uczucia, niczym dzikie zwierzęta, pod ręką Aniołów stopniowo łagodniały… Podchodziły coraz bliżej… Dawały się oswoić… Z początku bardzo niepewnie i nieufnie, kłapiąc zębami i szarpiąc się z Aniołami… Potem same zaczęły ich szukać… Małe zaszczute zwierzątko, jakim byłam, powoli zaczęło wystawiać nosek … Niepewnie zaczęło się zbliżać, ryzykować… Walczyło o przetrwanie… Szkoła, przyjaźnie, zdrowie, dom… Teraz to stało się najważniejsze… Coraz pewniej się czułam, coraz więcej mogłam… I efekt osiągnęłam… Wywalczyłam stabilny stan uczuć, średnie wykształcenie, długoletnie znajomości, wspomnienia… A teraz? Jak jest teraz? Nadal walczę… Walka toczy się każdego dnia, odkąd opuściłam bezpieczny azyl. Musiałam żyć o własnych siłach… Było to szczególnie trudne, kiedy znalazłam się na studiach… Pamiętam… to ciepło, tę radość, tę euforię zmieszaną ze strachem i wstydem… Pytania kłębiły się w głowie… Jak będzie? Czy się odnajdę? Czy sobie poradzę? Czy mnie zaakceptują? Czy nie odrzucą? Psycho-narracje | Demony na smyczy osoby, z którymi do tej pory utrzymuję kontakt, dzięki którym moje życie nabrało sensu, które są dla mnie niczym te Anioły. To z nimi spędzam swój wolny czas, to z nimi mam wspólne sprawy dotyczące Koła i gazety. To z nimi przeżyłam wspaniały wyjazd na międzynarodową konferencję w Brześciu na Białorusi. Jedna z tych osób stała mi się szczególnie bliska… choć w którymś momencie było bardzo ciężko… Cieszę się, że zyskałam na studiach wspaniałego kolegę (może nawet przyjaciela?), przy którym nie muszę już grać teatru jednego aktora o wielu twarzach, mimo iż jeszcze czasem mi się to zdarza… Cieszę się, że możemy sobie ufać, wspierać się i być dla siebie dobrymi znajomymi. Chcę wierzyć, że wszystko się ułoży…, że obronię w tym roku licencjat, że znajdę pracę, że spełnią się ukryte na dnie serca marzenia… Początkowo chowałam się, unikałam ludzi z obawy, by nie do wiedzieli się o mojej przeszłości. Znowu odżyło we mnie zaszczute zwierzę. Chroniłam się w ten sposób. Często dużo przez to traciłam. Na pierwszą dyskotekę integracyjną nie poszłam, mimo że koleżanki zaciągały mnie tam siłą… Dzikie zwierzęta znów kłapały wewnątrz mnie zębami, jakby chciały powiedzieć „Nie rusz, gryzę”. Ale każde dzikie zwierzę potrzebuje odrobiny przygody… i moje nieugłaskane uczucia taką przygodę przeżyły, właśnie tu, na studiach… Od pierwszego roku studiów czynnie uczestniczę w Studenckim Kole Naukowym funkcjonującym przy moim Instytucie, uczestniczę w kolegium redakcyjnym studenckiej gazety. Poznałam wspaniałe 33 34 ZWROTNICA Moja Zwrotnica Z- jak zdrowie W- jak walka R- jak ratunek O- jak otwarcie T- jak troska N- jak nadzieja I- jak indywidualność C- jak człowiek A- asertywność Klara, lat 19. Od 15. roku życia krążyła po szpitalach. I krążyć przestała. Eleni, lat 25. O Eleni więcej na stronie 60. „...ocalić od zapomnienia...!” Konstanty Ildefons Gałczyński Psycho-narracje | Moja Zwrotnica Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Na początku nie było nic; nie wiedziałam nawet, że powstanę. Tym bardziej nie miałam pojęcia, jak wiele przyjdzie mi znieść, jak wiele przejść i wycierpieć. Kim w tym czasie byłam? Dobre pytanie: małe jajeczko zapłodnione przez przypadek, mały ktoś, kto już na początku zawiódł. I tak miało być już zawsze. Był jakiś spokój, ciepło i bezpiecznie. Mieli się pogodzić, a kłócili wiecznie. Wybrali dziwny sposób na odbudowanie, i tego, co było i sensu nadanie. Krzywdzili się nawzajem i życie krzywdzące na koniec darowali tej małej istotce... Dzieciństwo to w mojej pamięci kolaż zdjęć: mama, brat, dzia dkowie, dalsza rodzina, znajomi i ja - mała osóbka o jeszcze mniejszych możliwościach. Ktoś, kto jeszcze patrzył na świat tymi ufnymi oczyma z tym niezwykłym w nich blaskiem, który już jakiś czas później zaczął stopniowo zanikać, a teraz dostrzega go tylko ten, kto naprawdę wierzy, że on istnieje. Przez długi czas, od początku licząc, wszystko zdawało się toczyć własnym torem: dzień i noc, wschód i zachód słońca, ludzie biegający po mieście jak małe zaprogramowane robociki - te mniejsze, w zabawnych kucykach, rajstopkach w kropki i ubraniach z animacjami Hannah Mo ntany; te już dorosłe, bardziej lub mniej stosujące się do zasady „carpe diem”, oraz starcy – o zapadniętych policzkach, wybielonych przez lata włosach, podpierający się laskami, przygniatani do ziemi ilością lat 37 i doświadczeń. Mijały lata i nic nie zdawało się być inne; inne - niezwykłe lub inne - o innych barwach niż do tej pory. I chociaż rzeczywiście nie było to nic na skalę światową, ani te dni nie zostaną uznane za daty historyczne, to jednak właśnie w tych dniach, w sercu pewnej dziewczynki, większości nieznanej, szarej i niczym się niewyróżniającej, zaczęła dopełniać się czara goryczy. Nie było to dla niej niczym niezwykłym, zbierało się to w niej już od dłuższego czasu. Czasami pozwalała sobie nawet myśleć, że w jakiś pokrętny sposób to jest właśnie jej los, coś do przewidzenia, do zrozumienia, do przyjęcia. Zaczęła więc to przyjmować. Na początku z lękiem, potem ostrożnie i z rezerwą, a stopniowo z coraz większą tęsknotą i niecierpliwością. Paradoksalnie zaczęło jej to pomagać zachować kontrolę nad sobą, odpowiednio umniejszać swoje oczekiwania i marzenia. Tak, była już w stanie przygotować się na najgorsze... Mała istotka rosła, wśród strachu i złości. Dużo miała okazji, by odpłynąć w całości. Coś ją jednak trzymało, coś na tyle silnego, że dało odroczyć, coś nieunikalnego. A to rosło w jej wnętrzu, wpierw niezauważalnie, aby zakończyć się, ot tak, wydawałoby się banalnie... Wiele rzeczy było widziane niewidzącymi oczyma. Wiele słów słyszałam, choć zatykałam uszy. Dużo ludzi, ja mała, co dzień coraz mniejsza. Najpierw życie? - małe szanse. 38 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Trochę pogody ducha? - niewykonalne... Wszystko co dobre - dzięki babci, która niczym najwierniejszy Anioł Stróż, szukać miała wytchnienia... Dzięki kolejnym powieściom, dzięki kolejnym fikcyjnym przyjaciołom. No i żyłam, dzień za dniem, dzień za dniem; dla ludzi i na przekór nim. Z miłości i z nienawiści. Wiedziałam, że kochają, powtarzałam to sobie, ale na dłużej to nie wystarczało. „Jeśli krzywdzą, to jak kochać mogą?”- pytałam sama siebie. A potem znów milkłam i znów udawałam, że nic nie wiem, że Boga nie ma. Czasami się śmiałam, odprężałam, ale zaraz znów „STOP” i... odwracałam się i szłam za nią. Wte i wewte, wciąż w dół do piekieł. Ciągle za nią. Za nią poszłabym na sam koniec tego jej pełnego woni zbutwiałych korków od wina, resztek piwa w częściowo zgniecionych już aluminiowych puszkach i niepodopijanych butelek Gorzkiej Żołądkowej, świata. Za nią poszłabym na samo dno. I tak mijały mi dni. Wciąż szukając nowych kryjówek, wciąż przeszukując jej torebkę i reklamówki z zakupami po powrocie z pracy, wciąż idąc za nią śledzącym krokiem. Nawet najlepszy detektyw lepiej by nie śledził przestępcy niż ja własną matkę. Wciąż krok za nią lub tuż przed nią. Wciąż wodząc za nią wzrokiem, niczym zakochany za oblubienicą. Wciąż nienawidząc, jednocześnie tak strasznie kochając. Wciąż myśląc o tym, co robi w tej chwili. 39 Psycho-narracje | Moja Zwrotnica Wciąż usiłując zapanować nad własnym strachem: drżącym niczym w padaczce ciałem, żołądkiem skręcającym się z mdłości i... chęcią zabicia jej. Tak... Wiele razy chciałam to zrobić. Po kilku godzinach niespoko jnego snu, potem - po nieskończonych nerwicowych rytuałach, klękałam przy jej łóżku; klękałam i usiłując policzyć jej chrapliwe oddechy, łkałam, błagając mojego Boga, w którego wierzyć nauczyła mnie mama, aby „coś” z tym zrobił. Potem chciałam już tylko, żeby ją stamtąd zabrał. Albo pomógł mi przełamać się i opuścić rękę z trzymanymi w dłoni nożycami do materiałów; nożycami, których mama używała przy szyciu, wprost w jej przepełnione - to wiem na pewno - wyrzutami sumienia serce... Zachodziło słońce i znów traciłam grunt pod nogami. Nie miałam już siły toczyć tej walki wręcz bez szans na wygraną: z własnym złem, z własnym piekłem. Śniąc, za jasnością tęskniłam, gdy słońce się chowa szukam światła w mroku. A nadzieja ucieka, wciąż dalej ode mnie, wciąż ode mnie dalej... Ale wstawał dzień i... I nikt nie zauważał, nie zwrócił uwagi na to niewidoczne dla oczu. Nikt nie próbował nawet „patrzać sercem w moje serce”. Nikomu nie chciało się mnie posłuchać, spojrzeć w oczy samotnej dziewczynki, przytulić ją i uwolnić z tej dżungli dobrych i złych uczuć, wizji morderstw i samobójstw, dobra i zła... miłości i nienawiści... 40 Psycho-narracje | Moja Zwrotnica Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Grzebałam czasem w szczątkach, własnej siebie z marzeń. Szukałam czegoś, czegoś, co pozwoli choć na chwilę przypomnieć sobie kim kiedyś mogłam być... A w tych moich czterech ścianach, ta rodzina ukochana. Ciągłe krzyki! Albo cisza. Mama, łazienka, pełna wody wanna i wycieczka... ... we wspomnienia, żale, smutki i troski. W niespełnione marzenia i oczekiwania. W wyrzuty, poczucie winy i strach; w płacz - wciąż ten sam, ten bezsilny, ten zraniony; ten skrzywdzony i krzywdzący; i żądania, i prośby, i groźby. I błagania. Żal. Ja przepraszam, klęczę, płaczę i żałuję swoich grzechów. Okazuję skruchę: za jej ból, za jej złość, za jej niespełnione ocze kiwania, za jej los! Ona, że nie, że to nie ja... Przekonuję, rozgrzeszam: „MOJA WINA, mój błąd”. Przepraszam, że się urodziłam; przepraszam, że jej życie utrudniłam. Że jej męża wystraszyłam, że przeze mnie uciekł. Żałuję każdego jej grzechu, każdego gorzkiego łyka, każdego kieliszka, każdej butelki, każdej łzy, każdej jej łzy... 41 W końcu się uśmiecha i kiwnięciem głowy na to rozgrzeszenie jej przyzwala. Znów ją uratowałam. I ona żyje; żyje i pije. A ja dalej błądzę za nią wzrokiem w tłumie swoich demonów i żałuję. Bo to przecież moja wina. Dziadek próbuje wszystko ogarnąć. Krzyczy, potem tłumaczy, w końcu jęczy i milknie. Nic nie zdziała. To wie - przecież to nie pierwszy raz; i nie ostatni. Babcia płacze. Najpierw krzyczy, próbuje coś wskórać mokrą, kuchenną ścierką. Patrzy na bezradną wobec nałogu córkę i nie wie, co ma zrobić, co może zrobić. Co do tego doprowadziło? Ona też czuje się winna. Jako jedyna pamięta o mnie. Po kilku wyrzutach zostawia córkę, staje w progu drzwi do mojego pokoju i patrzy prosto na mnie. Na skuloną w kącie, z telefonem, z którego dzwoniłam do brata. W jej zapłakanych oczach widać to po tworne rozczarowanie i olbrzymią odpowiedzialność, poczucie winy. I coś jeszcze - rozpaczliwe wręcz błagania o wybaczenie, w jej imieniu, i imieniu jej córki. Nie mogę na to patrzeć, podchodzę do niej, biorę ją w objęcia i ściskam z całej siły - tę moją piastunkę, mojego stróża, moje wytchnienie. Jestem tak blisko niej, czuję miotające jej rozdygotanym sercem emocje i boję się, że tym razem tego nie wytrzyma. Albo następnym razem. Po jakimś tygodniu już wszystko było nienormalnie dobrze. Bo to, co było „nie tak jak powinno”, ja uważałam za normalne. Swój strach również. I stopniowo wzrastające poczucie potrzeby kontroli. Niczego innego nie dano mi poznać. 42 Psycho-narracje | Moja Zwrotnica Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Jeszcze nie tak dawno zastanawiałam się, czy tak jak było nie było lepiej. Bo w pewnym momencie wszystko się zmieniło; nagła świadomość, że MOJA NORMA to jednak nie jest norma, że nie musiało tak być. Ta myśl jeszcze bardziej wszystko pogarsza. Zaczęłam stopniowo dostrzegać swoją odmienność od otoczenia. Swoje poczucie bezpieczeństwa w sytuacji, jaka była zaczęłam zamieniać na strach, strach tak wielki i nie do ogarnięcia, że budził nowy strach... I kółko się zamykało - kółko strachu, autozniszczenia. Kontrola i świadomość jej braku zaczęły przyprawiać o nowe objawy- nerwica żołądkowa, czyli mdłości i brak apetytu oraz szukanie oparcia i stabilności w głupich konwulsjach: kuchenka gazowa, drzwi, szuflady, światła i drobiazgi. Zamknięte, nie -niedomknięte, zakręcone. Nie, niezakręcone, dotknięte- nie! Nie! Nie! Parzyste, nieparzyste, mrugane kadry, poczucie, że wszystko jest niedokładnie, nieładnie, niedobrze......!!!!!!!!!!!!!!!!! Ludzie, ich ruchy i oddechy. Moi ukochani bliscy, dziadek o 3. nad ranem po raz kolejny zmienia bok, babcia - niespokojna, już martwiąca się o następny dzień i mama mój sens istnienia. I z każdym dniem coraz więcej i więcej: wielokrotności trójki i piątki sięgają setek, tysięcy, milionów...; bezsenność i bóle nerwicowe powodują słabość fizyczną i już, już.... Ale nagle ktoś zauważa. Ktoś zdaje się zauważyć mój problem! Prośba o konsultację, pierwsza, trudna, wizyta u psychiatry, rozcza rowanie mamy, leki i brak na nie reakcji, aż w końcu pierwszy pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Półtorej miesiąca; mnóstwo ludzi z najróżniejszymi rozpoznaniami, z różnych środowisk. Rozmowy, pierwsze rozpoznanie, psycholog i hasła: ALKOHO LIZM, współuzależnienie, DDA. Choroba, ona silna, a ja słaba. 43 Rozmowa z mamą, przedstawianie jej mojego punktu widzenia, jej zdawkowe przyznanie się do problemu i tyle. Już wszystko musi byś OK. Wypuszczona na głęboką wodę. I tonę, jak Ofelia, przez głupią miłość... Znów samotna ona, zawrócona z drogi, już ma żyć normalnie, takie są wymogi. Wstaje, idzie, robi krok, szuka drogi, dookoła mrok. Wszystko obce, proste, trudne, co dla innych, bywa złudne... Po odkryciu czegoś takiego jak totalna izolacja, po nazwaniu tego, co do tej pory bez nazwy normalnym było, po rozpoczęciu prób radzenia sobie z brakiem kontroli, z chorobą - swoją i nie tylko… próbuję ją zatrzymać, ale ona leci - w dół i w dół!!!!! Okrutna samotność, straszliwa rezygnacja. Ma być inaczej, a przecież tylko jedna uległo zmianie. Wiem, powinnam być jej wdzięczna i najlepiej od razu wyzdrowieć... Ale NIE, to już za daleko zaszło. Moja śmierć. Jej wyobrażenie, moim sposobem na życie. Wiem, że to jedynie, do jutra pomoże mi przetrwać; 44 Psycho-narracje | Moja Zwrotnica Zwrotnica. Nasze psycho-narracje zamysł: głęboki dół, duża dębowa skrzynia, granitowy nagrobek z napisem: „Próbowała, ale tę walkę - przegrała...”. Cmentarz rodzinny, tuż przy ukochanych ciociach, wujkach i dziadkach. Obok wolne miejsca. To tutaj, przy mnie spoczną moi ukochani bliscy... *** Smutek, ciągły smutek. Żal i rozczarowanie. Niemoc, płacz... i już nie wstaję z łóżka. Wyrzuty rodziny, ich brak zrozumienia i poziom siły przyspiesza w dół.... Myśli rezygnacyjne. Sen - on najlepiej pomaga, ale zaczynają się objawy, które nie pozwalają uciec w świat sennych marzeń. Dookoła ciemność, brak wszelkich kolorów, obraz przed oczami kręci się w kółko i te głosy... Krzyczą, proszą, szydzą, radzą... Piski, wrzaski, płacz... w głowie chaos, którego nie można uciszyć, uporządkować. Coraz większa rozpacz, lęk przed każdym ruchem i leki, ile się tylko da. Bliska utraty zmysłów, wyzwalam ból fizyczny. Rysy na skórze, strumyczek krwi i... czuję, że jestem... 45 Ból ten nie umywa się do tego, co w środku. Plany na „odejście”. I szpital psychiatryczny. Drugi pobyt, nowa diagnoza i 3 miesiące. Trochę zrozumienia, więcej leków i terapii. Wszystko leci swoim torem i gdyby nie to, że znów trzeba będzie tak na głęboką wodę, to mogłoby się udać... Wiem już, czym jest empatia, wiem, że mam jej za dużo. Za dużo chęci, współczucia, za mało siły. Wracam do domu. Znów próba życia. Znów starania, bez ogarniania. Próba życia; nowy scenariusz, ale ten sam teatr i obsada. Brak zrozumienia, znów wyrzuty, krytyka i oczekiwania, próby ominięcia choroby. Zbyt duża odpowiedzialność i... kojące ostrze żyletki - przedramię, brzuch, nogi... I marzenie: w nadgarstek, z impetem i koniec... Zero dla siebie łaski, już tylko jedna myśl przebijająca się przez ten chaos w głowie: oni mieli rację: Kordian, Werter i Konrad; oni żyli, ale wiedzieli, kiedy zrezygnować. Już się nie da. Nie warto. To koniec...! To był ten moment, kiedy natręctwa, depresja i autodestrukcja oraz nierozumiane zło tego świata gubi człowieka totalnie. I to wydawał się koniec - kilka ruchów na szachownicy, zbita dama, szach i mat. Z trzeźwą i chłodną precyzją po raz kolejny zaczęłam planować swoje samobójstwo. Taaak... i to okno... Moje kuchenne okno, to - wydawać by się mogło- zwykła rama, do niedawna drewniana, teraz już plastikowa, z włożoną w środek szybą. Oprócz zamontowanych ciepłożółtych rolet, wiszą na nim też białe, 46 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje krótkie, koronkowe firaneczki w maleńkie, błękitne kwiatuszki. To okno to jednak nie tylko kawałki posklejanego plastiku i szyba, ale przede wszystkim wydarzenia, których ono było świadkiem; wspomnienia, które te okno mogło zapamiętać, a które i we mnie tkwią nieprzerwanie od wielu lat i tkwić będą już wiecznie. W naszym mieszkaniu kuchnia jest głównym pomieszczeniem w domu, to w niej większość czasu spędza babcia, a w weekendy też mama. Dziadek i ja natomiast tylko zachwycamy się zapachami wydobywającymi się spod zamkniętych drzwi pokoi. Wracając do okna, to stoi przy nim dość wysoki taborecik z poduszeczką, na którym siedząc - z racji czwartego piętra, na którym mieszkamy - możemy lustrować całą okolicę. To w tym miejscu moja babcia spędza większość wolnych dni i bezsennych nocy. To stamtąd czuwa nad bezpieczeństwem nie tylko naszej rodziny, ale i całego osiedla. Czasami nie będąc w stanie zejść po tych wszystkim schodach na ławeczkę pod drzwi od klatki, otwiera to okno i - wtapiając się w rozrzedzone deszczem powietrze - żyje życiem chodnika na dole. Tym sposobem jest niezwykle dobrze poinformowana; zawsze wie dzięki temu: kto, gdzie i dlaczego. Pamiętam te letnie dni, gdy to na podwórku przed blokiem biegałam z koleżankami, bezpieczna pod okiem mojej, ciągle czujnej, ukochanej babci. Pamiętam, jak gdy gdziekolwiek się bez niej wybierałam, wsiadając do samochodu lub autobusu, czułam na sobie jej wzrok, podnosiłam go i łapałam w locie jej zamyśloną twarz. Pamiętam, jak wiele razy dziadek rzucał mi przez to okno portfel, czapkę lub bilet, szybko, zanim odjedzie autobus do szkoły. Pamiętam, ileż to razy biegłam do tego okna i sprawdzałam czy to On, czy to już mój braciszek, mój rycerz na białym koniu, albo ktokolwiek inny - może Superman, może sam Chrystus, przyjdzie i uwolni mnie z tego „bagna”: od rzygającej w łazience matki, od rozpaczającej babci, dziadka usiłującego przemówić córce do rozumu, od żołądka tańczącego polkę, od fali łez i nienawiści wzbierających we mnie z siłą tsunami. 47 Psycho-narracje | Moja Zwrotnica Pamiętam, ile to razy, przez wiele lat, stawałam przy tym oknie, patrząc ufnie na podjazd dla autobusów, wyczekując powrotu mamy; nie dla jej samego powrotu, czy z tęsknoty, nie! Po to, żeby się w końcu upewnić lub mile zaskoczyć. Żeby móc odpowiedzieć sobie na rutynowe pytanie: „Nie, nie dzisiaj”. Pamiętam, jak punktualnie o 16:00 siadałam na tym taboreciku i czekałam. Pamiętam, jak po sposobie przejścia parkingu, uczyłam się oceniać ilość promili w jej krwi. Pamiętam, jak wiele razy kusiło mnie, aby zrzucić jej z góry na głowę cegłę lub dwie. Pamiętam, ile łez wytarłam w tę koronkową firaneczkę. Pamiętam słońce w różnych fazach wschodzenia i zachodzenia, gdy w końcu wracała do domu. Pamiętam tę niemożliwą do opisania miłość i bezsilność gnijące w rozmytej niebieskości jej oczu, w gorzkawym oddechu z jej ust usiłujących mnie pocałować, w jej spóźnionym refleksie i poczuciu winy widniejącym w każdej łzie spływającej jej po policzku. Pamiętam nadzieję - wciąż wyławianą i podtapianą w oceanie jej obietnic. Pamiętam strach, potem ból przeradzający się w kłucie, aż w końcu dostrajający się bicia mojego - przebitego strzałą miłości większej niż instynkt przetrwania - serca. A potem? Ach, potem już tylko przystosowanie. I długie noce przy tym oknie. Okno otwarte, pod nim taboret - ten taborecik ukochanej babci. Stanąć na nim i już więcej nie być pamiętanym przez to okno, już samej nie pamiętać, nie tak pamiętać. Dostrzegać tylko złote gwiazdy na granatowym niebie, srebrzysty księżyc i siebie. Chociaż raz widzieć tylko siebie... Smutne zakończenie, właściwie niedokończone. Bo jeszcze wiele było takich myśli, takich nocy „nad przepaścią”. A wtedy - powrót do szpitala. Trzeci pobyt. 48 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Wielka rezygnacja, jeśli nadzieja to raczej na koniec tego „cyrku”. I wielka walka o każdy dzień, każdą minutę, każdy krok. Wydawało się, że tak czy siak, ja tak właśnie skończę, po tym pobycie, w jakimś lesie lub na dachu wieżowca. Albo na wieży w klasztorze, co sugerował mi jeden z lekarzy na oddziale. I pewnie tak by było, gdyby nie pani ordynator oddziału i jej propozycja wyjazdu na leczenie poszpitalne pod Warszawę, do Zagórza... Psycho-narracje | Moja Zwrotnica Próbuję, bo wiem już, że warto. Z doświadczeniami tutaj zdobytymi, z przyjaciółmi, których tutaj poznałam i z takim wsparciem, może nie jestem jeszcze gotowa gór przenosić, ale na pewno jestem już w stanie obudzić się rano, wstać, uśmiechnąć się do współlokatorki i przyjaciółki i rzucić się w objęcia nowego dnia, pełnego nowych, unikalnych chwil... To było już prawie rok temu. Pojechałam wtedy do tego ośrodka i już teraz śmiem powiedzieć, że była to najlepsza, a właściwie pierwsza w nowym odcinku życia, moja decyzja. Nie znaczy to, że zdarzył się cud - kosztowało i codziennie kosztuje mnie to mnóstwo wysiłku, energii i… łez, gdy tych dwóch pierwszych zabraknie. Ale o czymś świadczy chyba fakt, że żyję, jestem tutaj wciąż, będę jeszcze co najmniej rok i... walczę. Bywają oczywiście takie chwile, gdy wszystko wraca, że myślę tylko o tym, żeby wrócić „za kraty” lub nawet „do prochu”. Ale w tym miejscu, w MORS-ie, które stało się MOJĄ ZWROTNICĄ, przekonałam się o prawdzie kryjącej się w twierdzeniu, które ciągle powtarzała mi jedna z pielęgniarek w szpitalu, a mianowicie, że samobójstwo zawsze zdążę jeszcze popełnić, że mogę to zrobić w każdej innej chwili, a teraz - a nuż trafi się jakaś miła chwila, dobre wspomnienie, które pozwoli przeczekać z tym zamierzeniem do jutra. Bo czyż nie warto najpierw trochę poznać to, z czego zamierzamy zrezygnować? To tak na początek, a potem zobaczymy. Na razie rozwijam skrzydła, te, w których istnienie szczerze wątpiłam: poznaję nowych ludzi, m.in. takich z podobnymi problemami, rozterkami i celem, zdobywam doświadczenia, przypatruję się kolorom i kształtom, oddycham pełna piersią leśnym powietrzem i biję się ze samą sobą, gdy jest taka potrzeba. 49 50 Surrealizm naprawdę Na rozdrożu Wpatrzona w Ciebie Stoję Nie mogę się nastać Panowie w białych rękawiczkach podchodzą Zamykają wieko Życia Dokręcają śruby 6 może 8 Kondukt się rozpoczął, Mamo 2008 A.O. Andrzej, lat 21. Kiedy miał 15, zdiagnozowano u niego depresję. W ciągu 7 lat był 14 razy hospitalizowany. Kilkakrotnie zmieniano mu diagnozę (zespół paranoidalny, schizofrenia paranoidalna, zaburzenia osobowości). Od lipca przebywa w Hostelu. Czuje się lepiej niż kiedyś. Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że wiele rzeczy pominąłem, pozmieniałem chronologię, ale to dlatego, że wszystko mi się miesza. Pamiętam, że poddałem się już wiele razy. W tej chwili stoję na rozdrożu i nie wiem, w którą stronę pójść. Walczę, ale nieudolnie. Tak naprawdę jest to walka nie o poprawę, ale o to by znowu się nie poddać. Czemu się poddaję? Ze strachu, smutku, złości. Przed czym? Z jakiego powodu? Na co? Boję się samotności, odrzucenia, niezrozumienia i obojętności. Boję się, że nigdy nie nawiążę dobrych relacji z ludźmi, że nikt mnie nie pokocha. Boję się, że nie utrzymam relacji już nawiązanych. Ten strach jest tak wielki i towarzyszy mu tak ogromny smutek, że pragnę śmierci. Czemu się tego boję? Czemu aż tak dużo o tym myślę? Czemu to takie ważne? Od dziecka czułem, że nikt mnie nie rozumie, zawsze ktoś inny był bardziej lubiany, ktoś inny pierwszy zapraszany do gry w piłkę, na imprezę. W szkole w ogóle nikt mnie nie lubił, dużo osób mi dokuczało, inne „olewały”. Powoli, acz skutecznie, odcinałem się od świata, zamykałem się w świecie fantazji, traciłem poczucie rzeczywistości. W pewnym momencie poczułem, że nie jestem już częścią tego świata. Ogarnęły mnie rozpacz i strach. I tak trafiłem do szpitala. Czułem, że nie można mi pomóc. Poddałem się po raz pierwszy. Gdy się podniosłem, to przez rok było dobrze. Cieszyłem się życiem, ale ciągle byłem zamknięty na nowe kontakty, bałem się ludzi. Nowa szkoła mnie dobiła, wróciły dawne problemy… i znowu szpital. Poddałem się po raz drugi. Podniosłem się, ale tylko na pokaz. Udawałem przed innymi i przed samym sobą, że wszystko jest w porządku. Normalne życie: szkoła, praca, znajomi, lecz w środku lęki, obawy, ból i złość. Bałem się ludzi, bałem się ich spojrzeń, ich słów, czynów, bałem się nawet ich myśli. Często spadałem na samo dno rozpaczy, zamierzałem się zabić, chciałem zniszczyć innych, chciałem zniszczyć cały świat. W tym czasie robiłem wiele głupich rzeczy, gdyż nie za bardzo przejmowałem się przyszłością, która wydawała mi się beznadziejna i pełna cierpie 53 Psycho-narracje | Na rozdrożu nia. Często imprezowałem, wydawałem wypłaty na alkohol, papierosy, fast-foody, taksówki. Nie kupowałem trwałych ani praktycznych rzeczy tylko to, co dawało mi chwilową przyjemność. Opiszę tu jedną z wielu takich samych nocy: Godzina 18.00 – Idę z kolegami do sklepu po piwo. Myślę sobie: o 22.00 skończymy, wrócę do domu, bo rano do pracy. Godzina 21.30 – Piwo się skończyło, może wypiję jeszcze ze dwa, przecież wstanę, najwyżej będę trochę niewyspany. Godzina 23.00 – Część kolegów już poszła. Ja mówię przez telefon do mamy, że zaraz wrócę, ale wiem, że tak nie będzie. Jeszcze ze dwie godzinki i trzy piwka, tak żeby mieć z pięć godzin snu. Godzina 1.00 – W sumie mogę się jutro spóźnić, nic się nie stanie. Zostanę dłużej w pracy i po problemie. A więc jeszcze ze trzy piwka. Godzina 3.00 – Większość już dawno poszła do domu. Zostałem ja i jeden lub dwóch znajomych. Przecież mogę jeszcze się napić, jeden dzień nieobecności to nie koniec świata. Idziemy więc po piwo i coś zjeść. Godzina 3.45 – Wracamy z Centrum taksówką, zajeżdżając po drodze do sklepu nocnego. Już nie myślę o pracy, o dalszym życiu. Liczy się tu i teraz. Chcę wypić jak najwięcej, zjeść jak najwięcej, wydać ile się da. Godzina 4.45 – Już kompletnie pijany zaczynam podpalać kosze, tłuc na chodniku i ulicy butelki. Jestem zły na świat za to, że jest taki do dupy. Kupuję jeszcze jedno lub dwa piwa, których nigdy nie kończę i wracam do domu, śpiewając na całe gardło. Godzina 5.30 – Wchodzę do domu, zjadam coś, wypalam ze trzy papierosy i przed szóstą zasypiam. Godzina 15.00 – Wstaję kompletnie zmęczony z zawrotami głowy. Mam wyrzuty sumienia, jestem zły na siebie, postanawiam już nic nie robić, na niczym mi już nie zależy... Zrezygnowałem również ze szkoły z lęku przed nią i dlatego, że uważałem, że jest mi niepotrzebna. Przez cały ten czas dużo myślałem, bardzo dużo myślałem. Właściwie bez przerwy myślałem. O czym? 54 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje O wszystkim. O swoim życiu, o braku ojca, o kłopotach finansowych, o wujku alkoholiku, o nerwowej babci, o chorych sąsiadach, o wrednych kolegach ze szkoły. Próbowałem przypomnieć sobie jakieś miłe rzeczy z życia, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Zastanawiałem się nad każdą sytuacją, którą ostatnio przeżyłem i analizowałem ją na wszystkie sposoby. W ten sam sposób robiłem z ludźmi i sobą. Ustalałem, co jest dobre, a co złe. Jak należy postępować, a czego nie robić. Wyobrażałem sobie tysiące sytuacji i rozważałem możliwe scenariusze. Często dochodziłem w rozmyślaniach do czystej abstrakcji, starając wyobrazić sobie nicość, nieskończoność lub brak czasu. Chciałem ustalić, czy istnieje dobro i zło, Bóg, życie czy wolna wola (świadomość). Obalałem w głowie wszelkie prawdy,fakty,twierdzenia i zasady.Zawsze dochodziłem do jednego wniosku: że świat jest okropny, pełen bólu i cierpienia, że ludzie są wredni i podli oraz że nie ma dobrych decyzji, że cokolwiek nie zrobię, będę cierpiał. Wtedy pojawiła się myśl, że nie może istnieć tak złe miejsce, że to niemożliwe. Tak długo to sobie powtarzałem, aż w to uwierzyłem. Uwierzyłem, że wszystko, co mnie otacza, to iluzja mojego umysłu stworzona po to, by zadawać mi ból. Zrozumiałem, że tylko ja jestem świadomą istotą, a reszta to ułuda. Doszedłem do wniosku, że muszę ją zniszczyć. I tak poddałem się po raz trzeci. W akcie bezsilnej złości chciałem zniszczyć mieszkanie i uderzyłem znajomego krzesłem. I znowu szpital. A w szpitalu beznadzieja i brak wsparcia. Krzyki ludzi, widok innych ciężko chorych pacjentów. Obawa i lęk przed innymi. Codzienna obserwacja, jak ktoś nie wytrzymuje i zostaje zapięty w pasy, kaftan, dostaje zastrzyk uspokajający. Lęk, że tak stanie się ze mną. Straszliwe skutki uboczne po lekach, których dobieranie trwało tygodniami. Pamiętam, jak nie mogłem usiedzieć w miejscu, czytać, oglądać telewizji, nie mogłem nawet myśleć. Mogłem chodzić tylko w kółko po korytarzu czując, jak moje mięśnie coraz bardziej się napinają i czekać, aż powykręca mnie tak mocno, że lekarze dadzą mi zastrzyk, po którym przyjdzie ulga polegająca na utracie czucia w mięśniach. Z innych skutków ubocznych mogę wymienić silny ślinotok oraz drżenie całego ciała, które było tak nasilone, że uniemożliwiało najprostsze czynności, takie 55 Psycho-narracje | Na rozdrożu jak pisanie czy umycie włosów. Oczywiście nie wszyscy tak mają, ale ja miałem. Poza tym w szpitalu było bardzo niedobre jedzenie, waru nki sanitarne były byle jakie. Nie miałam co robić. Ogólnie koszmarne doświadczenie. Tak zaczęły się prawie dwa lata tułania się po szpitalach. Wprawdzie szybko pozbyłem się swoich urojeń dotyczących świata, ale za to nabawiłem się lęków, wahań nastrojów, natręctw, trochę głosów, depresji i myśli samobójczych. Wyzbyłem się emocji, miewałem myśli o krzywdzeniu innych. Chciałem zniszczyć siebie. Uciekałem z domu. Ten czas, to również ogromna liczba płytkich, przelotnych znajomości. Inni pacjenci, lekarze, psycholodzy. Wszyscy oni mieszają mi się w jeden obraz, nic nie mogę rozróżnić. Byłem na różnych oddziałach - młodzieżowych i też dla dorosłych - i znam już wiele psychiatrycznych szpitali w niemal całej Polsce. Raz nawet wylądowałam na oddziale oddalonym 370 km od mojego domu. Wtedy po 14 pobytach na oddziałach zamkniętych zaproponowano mi, żebym spróbował dostać się do MORS w Zagórzu. Na początku zabrałem się do tego z niechęcią i bez entuzjazmu. W końcu jednak tam trafiłem. I próbuję walczyć o to, by mi się nie pogorszyło. Może wkrótce dam radę zawalczyć o poprawę, o lepsze życie. Wiem jednak, że to dużo pracy i bardzo często boję się, że nie dam rady. Na szczęście otacza mnie wiele osób, które chcą mi pomóc. 56 Pierwsze próby latania Trzy tematy Oczy… Wystraszone. Marzenia… Nieopierzone. Lęki, Nieporozumienia, Niepewność sumienia… I nagle… Dotyk czyjegoś ramienia. Mała niepewność… Chwili ulotność… To lotu powstrzymywanego… ********** Pierwotność. Anna, lat 22 (07.08. i 01.08.2011) Cześć, mam na imię Anastazja i mam 15 lat. Jestem chora na schizofrenię, lecz objawy nie są częste. Zaczęło się od tego, że widziałam obiekty, których naprawdę nie było. Czy zdarzyło się Wam widzieć zmarłą osobę za oknem? Dziwne, ale prawdziwe. Jeśli przeczytacie te teksty, spróbujcie zrozumieć osoby, które cierpiały, płakały, uciekały i krzyczały... Psycho-narracje | Trzy tematy Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Nigdy nie mogłam uwolnić się od zła... które zawsze we mnie tkwiło, które gniotło mój mózg. Przez to miałam dziwne myśli oraz czasami myśli samobójcze. Nauczyłam się od pewnej osoby, że nie wolno ufać nikomu na słowo, ale byłam głupia i ufałam osobie, która była dla mnie wszystkim. Jednak pewnego dnia nadeszła chwila rozstania, przez co cierpiałam, jakbym pocięła sobie ostrym nożem twarz. Często do depresji doprowadza mnie sytuacja, która przypomina mi dawne bolesne chwile, których było mnóstwo. Kiedyś bardzo przeżywałam śmierć ojca i pijaństwo matki, które mnie wyprowadzały z równowagi. Uwielbiam wszystko, co jest czarne, ponieważ w tym czuje się pewnie i mogę spokojnie myśleć o czymś przyjemnym. Moja choroba - schizofrenia w ogóle mi nie przeszkadza. Tak na serio, to czuję jakbym w ogóle jej nie miała. Lecz leki, które biorę, bardzo mnie wkurzają. Tu gdzie teraz jestem, czuję się bezpiecznie i dobrze. Akurat co do przyjaźni to poznałam osobę, która powoli zaczyna do mnie pasować. Nareszcie mogę nie myśleć o tym, co się dzieje poza mną. Temat: Wolność Co to znaczy? Dokąd ona prowadzi i gdzie się ona znajduje? Gdzie mieszka...? Ludzie czasami pytają, dlaczego niektóre zwierzęta żyją na wolności? Ponieważ na wolności trzeba się wychować i umieć ją zrozumieć. Trzeba wiedzieć i słyszeć, co mówi i do czego nas prowadzi. - Gdy człowiek żyje na wolności, jest dziki? - pyta dziewczynka. - Nie, na wolności człowiek nie żyje jak zwierzę na łące, biegając ze stadem w stronę słońca. Człowiek żyje też w niewoli jak ptaki w kla tce. Na przykład ludzie chorzy są w niewoli, biorąc leki, leżąc w łóżku. Wolność to również wieczny sen, czyli śmierć. Nie chcę umierać, by być wolna. Chcę żyć i być wolna, żyjąc z ludźmi. Niektórym ludziom wolność dodaje skrzydeł. Też tak myślę... Nie jestem gotowa na takie życie NA WOLNOŚCI... Życie jest piękne, lecz krótkie Krótki jest ten czas, w którym żyjemy. Pewna ważna dla mnie osoba odeszła tak szybko, że nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać. Nie zdążyłam się nawet do niej przytulić i powiedzieć: ,,Będę za tobą tęsknić tato, tylko nie zapomnij o mnie...”. Wielki ból i smutek ogarnął mnie na pogrzebie, gdy widziałam, jak trumna opuszcza się powoli do innego świata. Może ten inny świat znaczy lepszy? Z daleka od krzyków i zgiełku, od wątpliwości i trudnych spraw... Lecz bardzo pragnę, żeby było jak dawniej, czyli huśtawka na linach, radość z zabawy i więź między ojcem a dzieckiem, która mogła trwać aż do dziś. Raczej nie da się cofnąć czasu. Ta osoba już nigdy nie wróci, już nigdy nie dotknie twojej dziecięcej i bezbronnej dłoni i nigdy nie powie, jak bardzo cię kocha. SPIESZMY SIĘ KOCHAĆ LUDZI, TAK SZYBKO ODCHODZĄ... 59 60 Psycho-narracje | Nikomu się to nieśniło Nikomu się to nie śniło Eleni, 25 lat. Wiele hospitalizacji, wiele diagnoz, wiele leków. Dziś w torebce ma pieczątkę księgowej. Używa jej codziennie. Nikomu to się nie śniło... Nikomu to się nie zjawiło... Co to za choroba była? Raz słyszałam głos diabła a raz głos anioła... Wydawało mi się, że ludzie mnie prześladują i że mnie zabiją. Tu głosy, tu halucynacje – schizofreniczne wariacje. Tu lęki, och, co za lęki..... Ani nogą, ani ręką ruszyć nie można... Zakrywałam się kocem i tak leżałam, leżałam, leżałam... Nie chcąc wyjść na świat... Płakałam, płakałam - łzy i ból, ból i łzy... Tu myśli samobójcze... Tu myśli zniszczenia siebie..... Samookaleczenia i pisanie testamentu Niestety, wreszcie próba samobójcza – wzięcie za dużo leków.... Tu karetka wiezie do szpitala i pod kroplówką 7 godzin i do psychiatryka - tu ochrona przed złym duchem – przed chorobą, ale nie była to łatwa droga, lecz ból istnienia – ból i trwoga... Tu w szpitalu gaszenie pożaru duszy... Tu terapia, tu leki, tu bliscy moje życie znów ratują.. 25 wiosen już mam... Doświadczeń z choroby już mnóstwo mam, Z bólu czasem śpiewam marsz żałobny... Gdy choroba mnie dotyka... Muzyka w moim sercu umyka... Ale szybko uciekam z bram piekła... I znów moja dusza pełna piękna... Żyję, pracuję i czasem choruję... I czasem coś namaluję lub siebie kosmetykami pomaluję… Po świecie wędruję… To Grodzisk, to Pruszków, to Niepokalanów, to Warszawa i czasem Zagórze... Zwiedzam i odwiedzam... 62 Psycho-narracje | Nikomu się to nieśniło Zwrotnica.Nasze psycho-narracje Do serc ludzkich pukam i głosu swojego sumienia i innych ludzi słucham... Mam 25 lat. Czy to dużo, czy mało trochę zalet i trochę wad Z chorobą walczę już prawie 8 lat... Czasem oglądałam świat zza szpitalnych krat... Byłam jak wrak, Był we mnie ogromny strach, Mój bezpieczny dom stracił dach, Byłam z lęków mokra aż po pas... Chciałam zmienić bieg zdarzeń... Chciałam wyjść na świat... Ale było inne ułożenie kart... Czekałam na jakiś znak... Może przyleci do mnie jakiś przyjaciel – ptak... Znów byłam sama, zalękniona, zasmucona... Znów ból i łzy i jestem z bólu zła... Ale żeby ludzie się nie mylili... To wszystko nie trwa wiecznie... Pryśnie szybko jak zły czar i do dziesięciu nie zdąży zliczyć i jest znów korekt. Od ludzi brawa za wygraną wojnę z sobą... I znów do pracy idę zwarta i gotowa... I czy się to komuś podoba czy nie? Trzeba jakoś pokonać tego z lochów potwora, Nie wystarczą leki, potrzebne są Terapeuty mądre słowa i w Bliskich ostoja i oparcie. Ile lat? ile dni? ile tygodni? ile miesięcy? ile, ile, ile???? ile jeszcze trzeba pokonywać chorobę – tego potwora? 63 Czy jedną czy kilka – dobę? Ale chcę pokonać tę choroby wolę.. Czas remisji... = czas choroby postoju... Jestem gotowa do boju!!! Zmierzam się z chorobą, Obserwuję bacznie każdy jej ruch. Czy nie zaskoczy mnie znów??? I czy niespodzianka wyskoczy za róg??? Gdy chorobę pokonuję... Zdrowie, nadzieję, radość odzyskuję Tak jakby stał się cud... Znów się cieszę i raduję i promienny uśmiech na buzi się maluje.. Ucichły wichry, ucichły waśnie.... Choć nie są to baśnie... Nie jest to matematyczne równanie, Nie jest to chóru śpiewanie... Ale odrobinką dobra, miłym słowem i radością drugiego człowieka obdarowywanie..... Mam znów pracę, pasję, kasę, swobodę i dobrą wolę i wolną od problemów głowę.... Choroba... Ból i trwoga... Straszliwa do pokonania w życiu droga... I człowiek przeżywa to jak zima sroga.. A choroba dopada nas niekiedy mnoga.. Z nas bije odwaga, I skupia się na nas uwaga, Ciężka jest choroby waga, Życie to powaga i rozwaga, Życie to dar... – życie to dar Boga, Życie to przecudny kwiat, Życie to kolorowy, barwny świat, Życie to pełen bagaż rad, Życie to skarb wiele wart, 64 Zwrotnica.Nasze psycho-narracje Życie to, ach życie - nie traćmy ducha, gdy trudna jest melodii nuta... Być Być to nie znaczy się przed złem kryć, Być to nie znaczy tchórzem być, Być to nie znaczy samotnikiem być, Być to nie znaczy chorobie oddać pałeczkę, Być i żyć – nie znaczy to zwykle to samo. Aby żyć trzeba jeszcze dotknąć niebios bram, Nie być sam, lecz radość i miłość innym dać, Choć na chwilkę lepszym być, Choć na chwilę obdarować innych choć odrobinką miłości i szczęścia. On Zwykłe słowa a cała prawda o nas się w nich chowa, Zwykłe słowa a człowieka jest pełna pomysłów głowa, Słowa, słowa Boga i Terapeuty dzięki nim choć na chwilę pokonana choroba, I ucieknie człowiek spod wielkiego doła, Nie będzie czarny jak smoła, Życie ciężka do zagospodarowania rola, A gdzie są puste pola, Tam trudna człowieka rola, Przetrwania straszna szkoła, A co jest dookoła nas??? Dużo ludzkich mas, I nie będzie już smutny nasz świat, Ale z chorobą będziemy za pan brat, I pokonamy ją jak szach mat. Teraz na szczęście już nie choruję, Moja twarz się raduje, Moja dusza zdrowiem tryska, Po świecie wędruję, Czasem medytuję, Przygód nie zliczę. 65 Witajcie, jestem Agnieszka. Mam 19 lat i kończę w tym roku szkołę średnią. W tekście przybliżę Wam historię mojej choroby, dzięki której być może mnie zrozumiecie. Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Zwrotnica kojarzy mi się z chwilą, gdy trafiłam po raz pierwszy do szpitala psychiatrycznego w Zaborze, a dokładniej z momentem, gdy dostałam odpowiedź na dręczące mnie pytania… Zacznijmy jednak od początku. Zaczynam się uczyć zawodu technik hotelarstwa, trafiam do klasy, w której nikogo nie znam. Zaraz na początku zyskałam nową przyjaciółkę i wpadł mi w oko fajny chłopak. Na początku jest bosko, cały czas z Nią rozmawiam i faktycznie nie dostrzegam pozostałych 22 osób z klasy poza Nim… Jestem jednak zbyt nieśmiała, by do Niego zagadać :(. Za to On jest super! Koszmar zaczyna się w momencie, gdy moja „przyjaciółka” zabiera papiery ze szkoły, bo to pewne, że ma rok w plecy… Nagle nie mam z kim porozmawiać, więc zaczynam dużo myśleć… Jestem jeszcze w domu i siedzę skulona na wersalce w swoim pokoju. Drzwi są zamknięte. Nikt mi nie przeszkadza… Rozmyślam o szkole, o tym co czuje do Niego, chłopaka z mojej klasy. Moje myśli krążą w Jego kierunku, zastanawiam się jaki On jest, co o mnie myśli, w jaki sposób mnie traktuje… Po jakimś czasie coś nagle się we mnie przełamuje i wydaje mi się, że zaczynam powoli pojmować, co to jest miłość. Dziś to rozumiem, ale wtedy widziałam tylko jej zarys… Nieco później przebywam z moją mamą w Jej pokoju. Oglądam film na podstawie powieści, nie pamiętam tytułu, i nagle uświadamiam sobie, że nie pamiętam połowy swojego życia! W tym momencie zaczynam tworzyć swój nowy życiorys… Następne dni pogłębiają moje rozważania... Moja sytuacja w klasie nie wygląda kwitnąco… Cały czas myślę o Nim i o tym, co mnie z Nim łączy. Faktycznie nic, ale moja wyobraźnia już sobie coś uroiła. Zaczęły mi chodzić po głowie różne obrazy, słowa, sceny przedstawiające przeszłość… Czuję się obserwowana i poddawana jakimś dziwnym testom psycholo gicznym. Obsesyjnie myślę o seansie hipnotycznym, w którym ponoć kiedyś uczestniczyłam, i o tym jak wtedy cała prawda o mnie wyszła na jaw. Dziś wiem, że ta hipnoza to był wytwór mojej wyobraźni. 67 Psycho-narracje | On Uporczywie wracam myślami do „mojego pierwszego razu”. Gubię się i do dziś nie rozumiem, co się wtedy wydarzyło. I czy się wydarzyło… Wydaje mi się, że biorę udział w telewizyjnej reklamie Schaumy. Ta piana szamponu… ci młodzi ludzie… Rzeczywistość miesza mi się z fikcją… Powinno być wspaniale, wyjątkowo, jedynie w swoim rodzaju, z odpowiednią osobą w swoim czasie. Zostało mi TO odebrane bez mojej wiedzy… Pobiegłam szybko pod prysznic z płaczem i obrzydzeniem do samej siebie. Chciałam to z siebie zmyć, czułam obrzydzenie do siebie, bo nie zapobiegłam temu. Nie mogłam na siebie patrzeć…Co zrobisz, gdy uświadomisz sobie, że COŚ co miało dla Ciebie ogromne znaczenie pęka jak bańka mydlana. Szlocham. Mama usłyszała, że płacze i przyszła do mnie. - Co się stało, dlaczego płaczesz? - Nic, wszystko jest w porządku. - Mi możesz powiedzieć co się dzieje. - Nic się nie dzieje. - Chcesz porozmawiać z psychologiem? - Nie! Naprawdę nie! Wszystko jest dobrze. - Masz jakiś problem? Coś jest nie tak jak powinno być? Ta rozmowa trwała jeszcze dłużej. Nie umiałam O TYM mówić, tym bardziej, że nie miałam stuprocentowej pewności… Mama zahaczyła jeszcze o psychiatrę, do którego nie miałam zaufania, ze względu na sam zawód… Następnego dnia przyszłam do szkoły mocno spóźniona. Najpierw wstałam oczywiście za późno, żeby zdążyć na pierwszą lekcje. Ubrałam się, spakowałam torebkę i wyszłam na przystanek. Do torebki włożyłam oprócz podręczników i zeszytów ulubioną książkę „Abarat” Clive Barker, bransoletkę, zwierzątka z porcelany: słonika z podniesioną trąbą na szczęście i pieska, żebym miała przy sobie przyjaciół. W mojej torebce pewnie było dużo więcej niepotrzebnych rzeczy, ale nie potrafię ich 68 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje wymienić… Każda z nich znalazła się tam z jakiegoś powodu, który podpowiedziały mi „głosy”. Głosy te były tylko w mojej głowie. Nikt inny ich nie słyszał… Byłam przekonana, że cały świat gra w serialu. A każdy wie, co ma robić i mówić. Do mnie należy tylko obserwacja i granie swojej roli. Pamiętam jak poprzedniego dnia czytanie treści podręcznika od historii nasilało moje urojenia, dziwne myśli i wspo mnienia z przeszłości, które, dziś to wiem, nigdy się nie wydarzyły. W drodze do szkoły cały czas płakałam. Podszedł policjant. Zapytał, dlaczego płaczę, czy coś się stało. Powiedziałam, że nic… Następna była pani ubrana cała na biało. Paliła papierosa. Kiedyś mama mi mówiła, że właśnie ta pani to największa altruistka w mojej miejscowości… Dziś wiem, że moja mama nigdy wcześniej ze mną o tej pani nie rozmawiała. Wtedy uważałam inaczej. Biała pani zaczęła mnie pocieszać, gdyż uważała, że płaczę z powodu zawalonego roku. Wsiadłyśmy do autobusu razem. Zapłaciła za swój bilet. Ja swój bilet zostawiłam w domu, nie miałam ze sobą pieniędzy, by kupić nowy - płakałam więc dalej, teraz z tego powodu... Wysiadłam w mieście, gdzie była moja szkoła. Biały mnie uspokajał, kojarzył mi się z niewinnością, tak samo dzieci. Pragnęłam być niewinna. Kiedy wysiadałyśmy z autobusu, ta pani trzymała mnie za rękę i powiedziała, że idzie do szpitala coś załatwić. Gdy usłyszałam te słowa, już sama nie wiedziałam, gdzie chcę iść: na lekcje czy do szpitala… Wybrałam to drugie. Na miejscu uroiły mi się w głowie jeszcze gorsze wspomnienia… Nie chcę ich wymieniać, bo są zbyt osobiste. Kiedy wreszcie dotarłam do szkoły i popatrzyłam na moją matematyczkę, znowu zaczęłam płakać. JEGO mama też była matematyczką, pokochałam więc matematykę. Nie mogłam sobie wybaczyć tego, w jaki sposób GO potraktowałam. Do klasy nie dotarłam, bo minęłam przyjaciółkę z równoległej klasy. Zaprowadziła mnie do łazienki, szłam opierając się o ścianę. Zemdlałam, uspokoiłam się dopiero, gdy spojrzałam w Jego oczy… One mnie koiły. Przyszły jakieś 69 Psycho-narracje | On dwie panie pracujące w szkole. Psycholog i ktoś jeszcze. Nie chciałam kłamać. Na pytanie co się stało, reagowałam płaczem. Tak samo gdy pytano mnie, czy umiem mówić… Umiałam, ale nie o TYM. Chciałam powiedzieć „tak i nie” jednocześnie. Jednak było to poza moimi możliwościami, więc płakałam. Padło pytanie: „Dlaczego płaczesz?” Odpowiedź była zbyt skomplikowana… Płacz był wyrazem mojej bezsilności. Zaprowadzono mnie do gabinetu pielęgniarki. Próbowałam jej pokazać, że chodzi o miłość, że potrzebuję udowodnić pewnemu chłopakowi jak bardzo Go kocham. Chciałam Mu wynagrodzić moje wcześniejsze zachowanie. Szamotałam się z pielęgniarką, bo chciałam iść do klasy. Powiedziała mi tylko, że mam się uspokoić… Zadzwoniła po karetkę i moją mamę. Szarpałam się z całej siły, sanitariusze musieli mnie wynieść do karetki. Nie dałam nic przy sobie zrobić, nawet jak bolało… Dostałam zastrzyk, zasnęłam. Mamie dali stertę papierów do podpisania. Jak się obudziłam, wszystko było już jasne :/ - Jak się nazywasz? - Sz.- powiedziałam cicho, bo tylko ta litera była wspólna w moim i Jego imieniu i nazwisku. - Kiedy cię tu przywieziono? - Wczoraj. - Jaki to był dzień tygodnia? - Piątek? - Brałaś narkotyki? - Mi-ł-ość - Miłość! To narkotyk? - Nie. - Twoja mama wie, że nie jesteś dziewicą? - Nie. - Wie - powiedział stanowczo doktor i odszedł, a ja leżałam dalej na OIOM-ie. 70 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Pamiętam jeszcze, że powiedział: „Jestem zbyt dorosły, by to zrozumieć” i to zdanie oznaczało dla mnie sygnał, że zdałam do następnej klasy. Następne dni przebiegały w szpitalu spokojne. Uczyłam się na nowo świata. Miałam wrażenie, że mój mózg jest całkowicie wyprany. Po jakimś czasie przeniesiono mnie na oddział ginekologiczno-położniczy. Nie umiałam rozmawiać z mamą. Za to wszystko opowiedziałam kuzynce… Chyba tylko dlatego, że umiała mnie podejść. Potem przyszła do mnie psycholog kliniczna i zapytała, czy przypomniałam sobie drugą hipnozę. Byłam w szoku, a wyobraźnia poszła dalej… Już nie płakałam. Poszłam do psychiatry, urojenia towarzyszyły mi dalej. Nie chcę powtarzać tej męczącej rozmowy. Powiedziałam m. in., że brałam narkotyki i piłam alkohol, co nie było prawdą… Psycho-narracje | On Tam dowiedziałam się o MORS-ie, gdzie teraz jestem szczęśliwą maturzystką z planem na dalsze życie i wsparciem od najbliższych mi osób: mamy i mojego chłopaka, tym razem całkiem realnego. Gdy się spotykamy rozmawiam z nimi o życiu, szkole, potrzebach, planach. Moją najlepszą przyjaciółką jest mama. Nikomu nie ufam tak bardzo jak jej. To najważniejsza i najbardziej kochana osoba w moim życiu. Nasza więź, która została zerwana w trakcie mojego epizodu psychotycznego, dziś jest nierozerwalna. Przestawienie się z choroby na zdrowienie wymaga zwrotnicy... Wyszłam wreszcie ze szpitala po tygodniu. Dowiedziałam się, że mam rok w plecy… Byłam załamana. Wszystko, na co pracowałam latami, przegrałam. Nie miałam żadnego celu w życiu. Z tego powodu miałam stan depresyjny… Ułożyłam sobie plan na życie. Zapisałam się do lice um profilowanego administracyjno-ekonomicznego w tej samej szkole. Po cichu obserwowałam TEGO chłopaka… Poszłam tam ze względu na NIEGO… Dotarło do mnie wreszcie, że nic mnie z NIM nie łączyło poza luźnym koleżeństwem. Zeszłam na ziemię. Zapisałam się na wizytę u pani psycholog, która była u mnie w szpitalu. Znowu płakałam. Powiedziała mojej mamie o szpitalu psychiatrycznym w Zaborze. Znów wizyta u psychiatry i skierowanie. Gdy opowiedziałam tam o tym, po dwóch miesiącach stwierdzili u mnie schizofrenię paranoidalną, ma ona jeszcze dwie nazwy: zespół paranoidalny i F20. Ta choroba wywołała u mnie stan depresyjny… Po zakończeniu tam leczenia zapraszali mnie ponownie do Zaboru na okres wakacji. Nie chciałam tam jechać. W ostatnim miesiącu pierwszej klasy znowu trafiłam jednak do szpitala psychiatrycznego w Zaborze, tylko że na inny oddział. 71 72 Psycho-narracje | Wybrałam życie Wybrałam życie Osobista historia życia z wieloletnim blogiem i retrospekcjami w tle Nędzni i biedni szukają wody, i nie ma! Ich język wysechł już z pragnienia. Ja, Pan, wysłucham ich, nie opuszczę ich Ja, Bóg Izraela. Zaczęło Księga Izajasza 41, 17 się w drugim roku życia. Autobusowa podróż do lekarza i nagły atak histerii małego dziecka. Rodzice ani lekarz nie mogli go uspokoić, przerażeni gwałtownym wywijaniem się i głośnym krzykiem. A wcześniej to dziecko było takie spokojne... Od tamtej pory częsty płacz, krzyk, zmęczenie rodziców. Pierwsze wspomnienia związane z wiecznym strachem, dyskomfortem, odrzuceniem. Natręctwa i lęk przez brudem, czyimś dotykiem. Przemoc i alkohol w domu od zawsze. Ale dziecko nie wie, że to coś złego. Przyjęło to jako coś naturalnego – co jakiś czas musi bronić mamę przed tatą, a czasem nawet tatę chronić, żeby się nie zabił albo nie zrobił sobie krzywdy nieświadomie. A to wszystko za zamkniętymi drzwiami rodzinnej tajemnicy. List do alkoholu Julia, 20 lat. Nie wiedziała, kim jest i po co istnieje. Osobowościowo chwiejna emocjonalnie, niegdyś na pograniczu życia i śmierci, wybrała dążenie ku zdrowiu i szczęściu. Szukając pomocy dla siebie, odwiedziła już około piętnastu placówek pomocy psychologiczno -psychiatrycznej. Witaj zdrajco! Trucicielu! Mojego ojca przyjacielu! Co jest w tobie cudownego, co jest w tobie radosnego? Czy ty problemy likwidujesz, czy tylko życie psujesz? Mów płynie palący! Mów płynie serce rwący! Jak kochasz, to zdradzisz. Głowę strasznie wadzisz. Mówże, mów, Przecież zjadłeś tyle głów! Ale nie, ty je utopiłeś, Tyle rodzin zabiłeś! 74 Psycho-narracje | Wybrałam życie Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Został tylko żal. Owinę się w żałobny szal, Odszukam twe ofiary I dopóki starczy mi wiary Będę niszczyć cię... Z poważaniem, Twoja ofiara. (Blog: 2005-12-02) Ciągłe napięcie. Czy tym razem pracodawcy przyłapią tatę na piciu alkoholu i wyrzucą go z pracy i nas z mieszkania służbowego? Czy rodzice nadal mnie kochają? Czy nie zginą, gdy spuszczę ich z oka? Czemu mama mnie zostawia i idzie do pracy na noc? Cisza, samotność wieczo rna – mama w pracy, tata w piwnicy, też w pracy lub przed telewizorem, siedzący jak zahipnotyzowany. I ta kompulsywna potrzeba pocieszania się fast-foodami i słodyczami. Już w przedszkolu poczucie odrzucenia przez rówieśników. Trwa to, choć w mniejszym stopniu, do dziś. Zapominanie o sobie, przeżywanie życia innych, uciekanie od swojego. Dziwne poczucie misji pomagania odrzuconym. Strach przed wychodzeniem z domu, obawa przed czyimkolwiek spojrzeniem, przekonanie o swojej brzydocie.Utracone dzieciństwo,przedwczesna pseudodojrzałość. I nienawiść do własnego życia od piątej klasy. A jedyna nadzieja w Bogu, choć tak odległym. Czuję się uwięziona w konieczności istnienia. Mam dar życia, którego nie chcę. Nie w takim świecie. Kompletnie nie mam siły. Boję się wyjść z domu, boję się spojrzeń, nienawidzę ludzi przechodzących obok mnie, bo się ich boję... Wstydzę się swoich myśli, poglądów. Dlaczego wszyscy mnie opuszczają? Dlaczego nie ma nikogo, kto chciałby być ze mną, przy mnie, zrozumieć mnie? Czemu spotykam się z potępieniem, obojętnością? Czemu nikt nie chce mnie obdarzyć bezinteresownością? Jestem do niczego. Na nic się nikomu nie przydaję i nie przydam. Brzydzę się sobą i swoją głupotą. Nie wierzę, nie mam nadziei, nie kocham. Jestem Panną Nikt. (Blog: 2008-02-04) 75 Były chwile beztroski i niewinnej radości. Chociaż trwały krótko i czaił się za nimi lęk, dawały wytchnienie i poczucie normalności. Kałuża Kałuża - omijają ją z daleka. Kałuża - mokra, brudna i cuchnąca. Kałuża - szara i krajobraz burząca. Kałuża - wspaniała i do zabawy doskonała! Skok w bok, w przód chlup! W lewo, prawo plum! Błoto tam, błoto tu na ubranie BUM! Katar z nosa, woda z włosa I na kaptur plusk! Deszczyk pada, nie wypada, aby smucić się! Na głębiny podróż skoczna, dusza ma radosna! Plask, mlask, TRZASK! Oślepia kałuży blask! W domu matka w biedzie: „Cóżesz ty robiła przecie?! Moje dziecko, grypa idzie! Chcesz zmartwić mnie?” Bez łaknień, bez zmartwień, Spodnie zmienię se! A kałuża plusk, chlup, blub, w błocie grzebie się. (Blog: 2005-03-20) Nie mam pojęcia, skąd we mnie wzięła się wola walki o siebie. Wiedziałam, że muszę żyć i jakoś się tego nauczyć. Tylko dokąd iść? Co robić? Kim ja w ogóle jestem? 76 Psycho-narracje | Wybrałam życie Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Zamknięta nad morzem Siedzę w klatce, klatce zamkniętej. Nic wejść ani wyjść z niej nie może. Jedynie szum morza czasem usłyszeć można. Ale tylko w myślach mogę je zobaczyć. Inni w klatce nazywają mnie nienormalną, nieżyciową, zamkniętą. Ale oni nie słyszą tego szumu, nie słyszą nic, tylko swoje dźwięki. A ja chcę tylko się wydostać... Drążę w marzeniach rysy głębokie, już wiem jak jest tam, nad morzem. Słyszałam szum, teraz czuję zapach, serce już widzi, ale oczy ślepe ujrzą je dopiero, kiedy dusza bez balastu opuści klatkę... (Blog: 2004-11-17) Moje prawdziwe życie zaczęło się w internecie. Dopiero tam czułam się choć trochę sobą. Na zewnątrz byłam poukładaną, nieśmiałą, wzorową uczennicą; innymi słowy – perfekcjonistką. Wewnątrz natomiast szalała burza, którą raz rozniecał, a raz uspokajał cyfrowy świat, który pozwalał na szczerość. Tam cieszyłam się, uczyłam życia, płakałam, a przede wszystkim wołałam o pomoc. Marzyłam o szpitalu psychiatrycznym już w podstawówce, żeby ktoś uratował mnie z przepaści moich emocji i lęków. Tak już opadłam z sił... Rodzice są święcie przekonani, że wszystko ze mną w porządku: dobrze się uczę, nie sprawiam problemów. Chciałabym pójść do psychologa, jednak wiem, że moją prośbę zbagatelizują. Nie wiedzą, że kupiłam Deprim, który ma niby być antydepresyjny... Nic nie wiedzą. Znajomym wydaje się, że jestem silna, szczęśliwa. Poza tym wstydzę się mówić o tym, co czuję, a jeśli się odważę, nikt mnie nie słucha. Później tylko naśmiewają się z moich słów. Miłość, ciepło, przyjaźń... tego nie ma. (Blog: 2005-02-18) Głębokie nawrócenie stało się ratunkiem. Zachwycenie tajemnicą zmartwychwstania i modlitwa odnowiły we mnie ducha. 77 On zwyciężył śmierć Ta róża, która nie pamięta czerwieni Ten wiatr, który nie pamięta porywu Ten ogień, który nie pamięta pożaru To drzewo, które nie pamięta zieleni Ta pustynia, która nie pamięta wody Ta roślina, która nie pamięta słońca Ten rycerz, który nie pamięta zbroi Ta matka, która nie pamięta twarzy dziecka Ten mąż, który nie pamięta imienia żony To dziecko, które nie pamięta czułości Ta dłoń, która nie pamięta dotyku Ta łódź, która nie pamięta rzeki Ten statek, który nie pamięta morza Ten podróżnik, który nie pamięta drogi Te góry, które nie pamiętają śniegu Ta ziemia, która nie pamięta deszczu Ten człowiek, który nie pamięta Boga Boga, który jest miłością Ten już zginął. I jest jeszcze ten Jezus, który pamięta o Ojcu i On zwyciężył śmierć. (Blog: 2005-06-11) Ale co może dać człowiekowi nawrócenie, jeśli ma skrzywiony obraz Boga, a nie ma przewodników? Rozwijająca się duchowość daje schronienie i ulgę, jednakże w końcu chora psychika wytwarza obsesję na punkcie grzechu i żeby nie zwariować, dusza musi odejść od Boga. Modlitwa nie daje szczęścia, Bóg stał się milczący A zarazem tęskniący. Miłość jakby zgasła... Ale pali tęsknota. Pali niemoc. Pali się wnętrze. Boże, mój Boże... czemu Cię opuściłam? Dlaczego dałeś 78 Psycho-narracje | Wybrałam życie Zwrotnica. Nasze psycho-narracje mi niemoc? Czemu nie potrafię, czemu się boję do Ciebie powrócić...? Przecież wiem, że mnie przyjmiesz, bo mnie kochasz... Ale czy ja Cię kocham? Boli mnie moja grzeszność. Wszystkie grzechy biorą się z pychy. Ale czy to jest pycha...? Boję się, że znów nie dam rady. Że znowu zdradzę, oszukam, opuszczę. Boję się, że nie odpowiem na Twoją Miłość. Boję się obowiązku, jaki na mnie spadnie – poprawy. Nie potrafię się poprawić! Jestem leniwa i nieodpowiedzialna, nie potrafię!!! (Blog: 2006-10-06) Już mam dosyć. Wszystkiego. Życia. A najgorsze jest to, że nikt nie przychodzi i nie przyjdzie z pomocą. Człowiek w obliczu klęski czy załamania zawsze jest sam. Przynajmniej ja. Nikt mnie nie chce słuchać. Zawsze inni mają coś ważniejszego do powiedzenia. Nie liczę się ja, ale to, co mogę z siebie dać. Ale ja już coraz mniej potrafię dać, bo nikt mi nie chce nic dać. Relacje jednostronne. Tylko od Boga mogę czerpać siłę. Ale czy On nie rozumie, że człowiek potrzebuje drugiego człowieka? Że już sobie nie radzę z pragnieniem bliskości ze strony ludzi? Że w ogóle sobie nie radzę? Że nie mam już siły spełniać najmniejszych obowiązków? Że zwykłe funkcjonowanie sprawia mi ogromne trudności? Że już nie mam siły żyć? Że najchętniej leżałabym cały dzień w łóżku i gapiła się w sufit, telewizor lub bym spała? Czemu ja nie mam siły? Czy jedynym sposobem, żeby wyrwać się z tego koszmaru jest wbrew sobie, powodując wielki sprzeciw wewnętrzny, zacisnąć zęby i być przy innych, zapominając o sobie? Uczyć się, pomimo wstrętu do wszystkiego, co muszę? Co z tego, że nauka jest ciekawa, skoro mam do niej wstręt? Czemu nie mam siły zrobić najmniejszej rzeczy, czemu mnie ciągle paraliżują uczucia lęku, strachu? CZEMU NIE MAM SIŁY ŻYĆ?! „Glina, z której zostałeś ulepiony, wyschła i stwardniała. I już nikt nie dopatrzy się w tobie altruisty, astronoma, artysty... którzy zamieszkiwali może ciebie kiedyś”*. Już mnie to denerwuje, że za każdym razem, jak oglądam „Dzień świra”, widzę siebie. Jestem zwykłym, głupim emo, czy co? Czemu teraz ten brak siły określa się w taki krzywdzący sposób - emo? Trzy okropne litery, * Cytat pochodzi z filmu „Dzień świra” stworzonego w 2002 roku przez reżysera które mi mówią, że jestem beznadziejna, bo nie potrafię żyć, nie myśląc, że to życie jest pełne cierpienia. Zwłaszcza, gdy jest się samotnym. Nikt nie wie, że każdy dzień jest dla mnie udręką, huśtawką między sensem a bezsensem. Po co to wszystko? Czemu życie musi aż tak boleć? (Blog: 2007-11-25) Religia nie dawała mi spokoju. Miałam wypaczone myślenie o niej. Bałam się konsekwencji mojego buntu. Jednak gdyby nie ten bunt, moja psychika by nie wytrzymała. Bóg mnie prześladuje. Nie wiem, czy to moja wyobraźnia, czy to ten Bóg być może istniejący. Mam koszmary, lęki na jawie i w snach. Piekło i przymus czynienia dobra zawsze mnie prześladowały. Teraz więc żartuję z tego, nazywając siebie antychrystem i „szykując apokalipsę” - śmiech pomaga. (Blog: 2008-05-16) Scenka improwizacyjna w podstawówce. Z koleżanką mamy rozmawiać przy wyimaginowanej kawie. Puściłam wodze fantazji i przedstawiłyśmy satyryczną kłótnię. Polonistka, która swego czasu wiele mnie nauczyła, stwierdziła, że marnuję się w spokojnych rolach teatralnych – jest we mnie potencjał szaleństwa, przebojowości, który się ukrywa. Nie miałam odwagi go wydobywać. Okazał się on wkró tce źródłem skoków nastroju - raz świetnie, bez żadnych problemów, a raz stagnacja i totalna depresja. Mogłam przynajmniej co jakiś czas odpoczywać od wewnętrznej beznadziei. Wszyscy zwracali uwagę na mój śmiech i wygłupy – byłam strasznie głośna. Mam wrażenie, że znowu pogrążam się w marazmie. Co za skoki nastrojów. Choć i tak wszystkiemu towarzyszy strach. (Blog: 2008-06-02) Spóźniony bunt okresu dojrzewania. I zachłyśnięcie się pozorami wolności. Odnalazłam trujące balsamy dla duszy: alkohol, autoagresja w większym stopniu niż wcześniej, muzyka o zabarwieniu satanisty Marka Koterskiego. 79 80 Psycho-narracje | Wybrałam życie Zwrotnica. Nasze psycho-narracje cznym i dziwne filozofie. Miałam nadludzkie pragnienie samozni szczenia. Ochroniła mnie tylko jedna rzecz – strach przed ludźmi, który uniemożliwił mi dotarcie do destrukcyjnych środowisk. Kolejne odkrycie, oczywiste już od dawna, ale teraz wyraźne. Lubię siebie niszczyć. Nienawidzę siebie i niszczę to, co we mnie. Uciekam przed wszelkim dobrem. Duszę się w oparach swojego zła. Ogólna destrukcja. Nic z tego, że to wiem. I tak zawsze tak będzie, bo nie potrafię inaczej, nie chcę inaczej. Przez to czuję się wyjątkowa. A czasami chora. (Blog: 2007-12-20) Nienawidzę siebie i świata. Chcę się stać arystotelesowskim dzikusem, niech mi się poprzewraca w głowie, żebym nie potrzebowała ciepła i miłości. Skoro nie mogę być bytem boskim, to niech będę przynajmniej wariatem, nie chcę być w społeczeństwie! Nie chcę potrzebować ludzi! Niech stanie się nicość, bo nie wytrzymam! Dojrzewanie jest głupim okresem. Dziękuję za uświadomienie. I wszystko przejdzie. Z wiekiem. To co, kurwa, mam się pod jakimś klo szem schować, żeby przeczekać to? Dojrzewanie to tracenie niewinności, wiary w niezaprzeczalne dobro świata i świadome rozpoczęcie walki ze złem. Och, jak pięknie to brzmi. Walki z własnym złem... Czemu tak wielu młodych popełnia samobójstwo? Bo życie okazuje się wcale nie takie piękne. Bo świat, coraz bardziej poznawany, okazuje się być nieustającą beznadzieją, głupim, ironicznym żartem. Człowiek zostaje sam, niezrozumiany, zbuntowany przeciw całemu dobru i złu. I nie ma kto wyciągnąć pomocnej ręki. Bo młodość parzy, przeszkadza, jest głupia i nie zasługuje na uwagę. Jest niezrozumiana i zagubiona. Oto, co macie w zamian za obojętność - nienawiść. Nie zaakceptuję takiego stanu rzeczy, nie łudźcie się. Nigdy nie dojrzeję. Nie dojrzeję, jeśli ktoś mi nie pomoże. Jeśli nie odpowiem sobie na tysiące pytań. I tak całemu światu to wisi... Już lepiej by było, żebym znikła. Cieleśnie i duchowo. Ale trzyma mnie to głupie egoistyczne przywiązanie moich bliskich do mnie. Nie chcę szkodzić innym, chcę w pełni zaszkodzić 81 sobie, ale tego nie zrozumiecie... z litości będę się z wami męczyć. Żyjcie sobie dalej, idioci, męczcie się dalej. Dajcie mi przynajmniej jedno złoty lek, od którego się nie umiera, ale jednocześnie przestaje się żyć. Pokażcie mi złoty środek między dobrem a złem, bo obu pojęć nienawidzę. Jeśli Bóg istnieje, to patrzy i milczy. Czasem poruszy którymś sznurkiem. Ma cierpliwość albo szykuje potop. Że też mnie jeszcze nie znienawidził... Bo ja się zapadam w nienawiść. (Blog: 2007-12-27) W niekończących się wirtualnych podróżach pojawiła się informacja, która totalnie zmieniła moje myślenie – opis syndromu Dorosłych Dzieci Alkoholików. Nareszcie dowiedziałam się, jak siebie definiować, choć to nie powinna być niczyja definicja. Co najważniejsze, okazało się, że to, co przeżywałam, nie wzięło się znikąd i nie jest moją winą. W dodatku nie jestem jedyna. Pierwszy krok do wyjścia z alienacji. Myślałam zadaniowo – skoro podają, że lekiem na syndrom jest terapia, to muszę natychmiast na nią iść. Pomimo całej radości tego odkrycia, pozostał ogromny smutek. Jednak mój problem jest realny, a nie wymyślony, który można by było wymazać. Poza tym DDA jest się do końca życia... Droga Droga od samego początku przegrana Zawodnik, który nie wygra Jest daleko w tyle Biegnie po rozżarzonych węglach Po kolcach wbitych w ziemię Czasem przystaje i wyje wśród skał Wśród hałaśliwej ciszy Milczącymi oczyma krzyczy Bo to jedyne, co ma A światu odcięto uszy 82 Psycho-narracje | Wybrałam życie Zwrotnica. Nasze psycho-narracje A właściwie... sam je sobie uciął Biegnij, biegnij ile masz sił! Chociaż ich nie masz... Wdrapuj się na najwyższe szczyty! Chociaż lina się urywa... Przeskakuj przepaści! Chociaż masz dziecięce nogi... Patrz uważnie! Chociaż oczy są za mgłą... Otaczaj się przyjaciółmi! Chociaż nie wiesz co to przyjaźń... Kochaj! Chociaż nie wiesz co to miłość... Nie odrzucaj ludzi! Chociaż myślisz, że to oni cię odrzucają... Wierz i ufaj Bogu! Chociaż tak trudno ci w Niego wierzyć... Miej nadzieję! Chociaż jesteś w beznadziei... Wchodź na nowe ścieżki! Chociaż stare trzymają jak kajdany... Dorośnij! W końcu jesteś dorosłym dzieckiem... (Blog: 2007-09-09) Rzuciłam się w wir terapii i rozwoju. Nie wiadomo skąd znaleźli się przyjaciele, którzy niesamowicie poszerzali moją samoświadomość. Nie miałam pojęcia, że drugi człowiek może być takim wsparciem. To było jak odkrywanie zupełnie nieznanego lądu. Jednak strasznie się przy tym poraniliśmy. Niestety, najbardziej raniłam ja przez natrętną potrzebę nieustannego kontaktu i bezwarunkowej akceptacji. Szukałam sobie zastępczych rodziców. Miało to zapełnić wielką dziurę emocjonalną. 83 W bólu ból W bólu ból, w cierpieniu cały W bólu ból, nadgarstek krwią zalany W bólu ból, łzy i ogromny płacz W bólu ból, dalej mi nad uchem kracz W bólu ból, najgorszy każdy zgrzyt W bólu ból, bolesny jest sam byt (Blog: 2005-02-09) Hehe, przypomniało mi się, jak jakieś pół roku temu rodzice skarżyli się na mnie, że ciągle chodzę smutna i nic mnie nie cieszy. Powoli udało mi się opanować sztukę tworzenia pozorów. Ale aż tak bardzo nie musiałam się silić. Pewne dwie osoby, niczym akuszerzy, zaczęły wydobywać mnie na świat. To wszystko jest takie gwałtowne. Nie wiedziałam, że tak mało wiem o rzeczywistości, o ludziach. Zaczęłam odczuwać jakieś uczucia. Pamiętam tylko, że było to niesamowite. (Blog: 2008-06-02) Terapia zaczęła mnie uwalniać spod wpływu rodziców. Nadal działali na mnie przez wyrzuty, narzekanie, awantury. W końcu nadszedł moment krytyczny. Nieustanne myśli o samobójstwie, odrętwienie, lęk na każdym kroku. Świat wydawał się pułapką, więzieniem. Lęk kapał ze ścian, powietrze nim się nasycało, niemalże się materializował. Niepokój dochodził do skraju szaleństwa, łącząc się z niemą agresją. Strach... Doświadczam go zawsze, kiedy mrok przesłania świat, a ściany zdają się nasłuchiwać moich myśli... Boję się... Ranek nigdy nie nadejdzie, a jeśli wzejdzie, to razem z nim pustka i kolejny strach... Panika... wychodzę z pokoju, nerwowo popijam herbatę... nerwy pobudzone chcą się uwolnić... Agresja... znowu słyszę krzyk ze swoich ust... oni tylko o coś pytają... a potem to straszne poczucie winy... Po nocy nadchodzi dzień... kolejny, ten sam, oczekujący na nocny strach... (Blog: 2005-01-31) 84 Psycho-narracje | Wybrałam życie Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Czuję, że nie ma żadnego wyjścia z tego koszmaru. Świta mi gdzieś głęboko w duszy, że można normalnie żyć. Przecież jest to wykonalne. Ale nie mam pojęcia, co zrobić, żeby tak było. Bezpiecznie. Normalnie. Jeśli już by strach mnie opuścił, co miałabym robić dalej? Widzę pustkę tylko. Niby wiem, jak mogłabym ją zapełnić. Może udałoby się, gdyby odszedł ten lęk...? Czemu on mnie tak prześladuje? Czyżby był wynikiem niespełnionych ambicji moralnych i intelektualnych? W takim razie, czemu paraliżuje mnie od najwcześniejszych lat dzieciństwa? Czemu z każdym rokiem się pogłębia? Czuję się taka bezbronna. A może zadać gwałt temu lękowi i działać na przekór, jęcząc i płacząc? Uciekam przed nim, ale nic mi to nie daje, a wręcz zżera od środka jeszcze bardziej. (Blog: 2008-06-02) Wypowiedziałam wreszcie te słowa: „Nie zależy mi na mojej przyszłości ani na moim życiu”. Terapeutce opadły ręce, jakby już nic nie dało się ze mną zrobić. Pierwsza jej myśl – Zagórze. Zabrzmiało to jak wyrok. Wiedziałam, że potrzebuję pomocy, ale żeby aż takiej? Naprawdę jest tak źle? Wszyscy już mają mnie dość. Haha, nie dziwię się. Wiem, że przesadzam. Ale to nie od dziś. Może po prostu nie nadaję się do jakichkolwiek kontaktów z innymi ludźmi? Córka zatracenia, tchórz, uciekinier, dezerter. Nie wiem czy jest sens szukać zrozumienia. Toż wariatów wyrzuca się poza społeczeństwo. Co za pomieszanie zmysłów. I to na poziomie świadomości. Obsesyjna myśl, nie dająca o sobie zapomnieć, każąca nazywać siebie jedynym rozwiązaniem. Pobudka. Nigdy nie sądziłam, że stanę się kimś takim. Patrzę z boku i widzę obrzydliwego już nie człowieka, a dzikusa, który nie potrafi sobie poradzić z najmniejszymi sprawami i w dodatku od nich uzależnia wszystko inne. Co za obrzydlistwo, zgnilizna, zacietrzewiona w swoim rozkładzie. 85 Rozdwojenie jaźni. Moja wyższa świadomość oświadcza tej niższej, że się jej brzydzi, nienawidzi jej. Co za beznadziejny upadek. Zasługujesz tylko na pogardę. Zgiń i nie powstawaj z martwych. Stagnacja. Kim ja jestem? Zaraz utonę w morzu ironicznego śmiechu. (Blog: 2008-05-24) Kiedy byłam mała, sąsiadka z osiedla mówiła często: „Jesteś dzie ckiem szczęścia, prawda?”. Nie wiedziałam, o co chodziło w tym żarcie. Nieświadomie jednak miała rację – byłam szczęściarą. Stosunkowo wcześnie zaczęłam terapię, a w dodatku nie trafiłam do zwykłego szpitala, ale do MORS-a. Pierwsze dni były trudne. Rodzice bardzo nie chcieli, żebym tam przebywała. Aktywizacja okazała się męcząca – chciałam tylko leżeć, patrzeć w sufit i wyżywać się na sobie. Jednak szybko złapałam wspólny język z mieszkańcami. Nigdy wcześniej nie czułam się tak dobrze w grupie. Wszyscy mi pomagali uporać się ze skomplikowaną relacją z moim przyjacielem. Rozmowy z opiekunami były cenne. Jednak ciągle prześladowała mnie myśl, że mnie tam nie chcą, trzymają z łaski, uważają mnie za wielkie zło. Ale co innego mogłam myśleć, jeśli już wcześniej traktowałam siebie jak piąte koło u wozu, nie ufałam dobrym intencjom ludzi i bałam się wszelkich autorytetów? Jeden moment okazał się decydujący. Pewnego razu, wieczorem, usiadłam na trawie przed ośrodkiem i stwierdziłam, że muszę podjąć decyzję: żyć czy zabić się? Nie mogłam dłużej się wahać, powinnam ruszyć w konkretnym kierunku. Przypominałam sobie, co różni filozofowie myśleli na temat samobójstwa. W końcu, patrząc na gwiazdy, zdecydowałam się - mam żyć. Śmierć zabiera wszystko, łącznie z dobrymi rzeczami. Przecież mogę żyć po prostu z ciekawości. Potem trzymałam się rezultatu tej chłodnej kalkulacji. 86 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Generalnie w czasie pobytu odpoczęłam od życia, odpowiedzialności, a przede wszystkim od domu rodzinnego. To terapeuci decydowali, co mam w danym momencie robić, dzięki czemu nie oddawałam się nicnierobieniu. Nawiązałam przyjaźnie, które trwają do dziś. I nadszedł wreszcie moment poddania się – zrobiłam pierwszy z dwunastu krok mitingowy DDA. Ambicje ponad moje możliwości i perfekcjonizm poważnie zatruwały mi życie. Chodząc do zwykłej, zagórzańskiej szkoły, doświadczając niemocy przy próbie nauczenia się czegokolwiek, wreszcie uznałam, że nie jestem wybitna i nie muszę na to zasługiwać. Pojawiło się pierwsze zakochanie, pierwszy związek. Zaczęłam rozkwitać. Miłość rozkwita na jesień Niebiańska kropla łączy się z ziemią płową Kolorowe liście porywa za sobą Świat kładzie się do zimowego drzemania Gdy my budzimy się w czasie świtania Wśród innej rzeczywistości już żyjemy Słońce jaśniejsze, bez chmur, razem czujemy Gwiazdy spadają nam na splecione dłonie Leżymy wpatrzeni na natury łonie Kwitnące kwiaty roztaczają zapachy Skowronki w piękniejszy dźwięk są obleczone Wchodzimy na uczucia wysokie dachy Wszelkie nasze rany są już wyleczone Czas nie płynie, w naszym raju rozkwitamy Jesienią wiosny wkradają się cudowne (Blog: 2009-10-12) Wróciłam do swojej szkoły, bo nadal miałam fioła na punkcie swojego rozwoju. Pojawiły się dwie próby pseudosamobójcze – połknęłam dziesięciokrotną dawkę swojego leku, a potem innego, uspokajającego. 87 Psycho-narracje | Wybrałam życie Wiedziałam, że nic mi się po tym nie stanie, ale miałam cień chorej nadziei... Po jakimś czasie jednak było lepiej, znośniej. Uczyłam się cierpliwości wobec samej siebie i swojego cierpienia. Od wyjścia z Hostelu minęły około dwa miesiące. Po wypisie, gdy minął okres hipomanii, zaczęła się trudna droga z piekła. Ogromne zaległości w szkole, tęsknota za chłopakiem i przyjaciółmi z oddziału, stany depresyjne... W pewnym momencie wątpiłam, że uda mi się zaliczyć semestr, bo najmniejszej rzeczy nie potrafiłam zrobić. Teraz zabrałam się do nauki. Nie wiem jak to zrobiłam, że przestałam się tak bardzo bać codzienności i zaczęłam się w nią wdrażać, znajdując w niej poczucie bezpieczeństwa. Czas zakończyć poszukiwania wielkich rzeczy, a cieszyć się małymi. Jestem z siebie dumna, że podołałam. I że nie trafiłam do psychiatryka; myśli samobójcze stawały się coraz bardziej kuszące. Teraz nie jestem w stanie myśleć o samobójstwie dłużej niż 5 minut. Pojawił się inny problem - fobia społeczna. Nie mam już ochoty wychodzić z domu, chciałabym spać ciągle lub czytać. Chcę żyć normalnie, jak człowiek. Albo uciec przed światem do domu dla obłąkanych. Jestem jak dziecko, które dopiero uczy się chodzić. Uczę się chodzić w codzienności. (Blog: 2009-12-07) Ledwo przebrnęłam przez klasę maturalną. Mimo to egzaminy zdałam dobrze. Rozstanie, utrata przyjaciół, samotność. Brak sił. Lekarz podejrzewał u mnie dwubiegunówkę, więc dostałam stabilizator nastroju. Wszystko stało mi się obojętne, mogłam przesypiać całe dnie. Ale przynajmniej psychika mniej mnie męczyła. 88 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Panna pigułka Pigułka rano jedna i połówka w południe połówka wieczorem trzy przeciwpsychotyczne antydepresyjne Szaleństwo stłumione spokój radość carpe diem zamulenie senność kawa Człowieczeństwo Wymknięte Normalności poskromione znów ma swoje limes brak Pigułki strach panika SOS znów się wyrywamy znowu uciekamy system system system więzy Człowiek Uspołeczniony to Uwięziony Dzikus czy Bóg? ach nie to znowu Normalny Człowiek dzięki Wielkiej Chemii Litości (Blog: 2010-01-19) Zaczęło się walić. Wiele straciłam – umarła moja babcia, odeszli moi najbliżsi przyjaciele, byłam na rozstaju liceum i studiów. Bardzo 89 Psycho-narracje | Wybrałam życie chciałam być jak Raskolnikow ze „Zbrodni i kary” - obojętna na wszy stkich ludzi, zamknąć się w swoim świecie przemyśleń, filozofowania, nauki. Osiągnęłam coś w rodzaju niewzruszonej apatii i prawie dotarłam do swojego wymarzonego celu – wyzbycia się wszelkich społecznych potrzeb, które były zbyt duże, by je zaspokoić. Jednakże dokonał się przełom, i to dzięki nawróceniu. Właściwie wiara pokrzyżowała moje plany – skorupa pękła, znowu stałam się bezbronna. Fobia społeczna wróciła z ogromną mocą, depresja się pogłębiała. To miało swój sens. Nie można poradzić sobie z problemami, zamiatając je pod dywan. Znowu miałam szczęście – trafiłam przypadkiem do mojej dawnej wspólnoty, która tym razem pomogła mi rozprawić się z pro blemem fałszywego obrazu Boga i strachu przed bliskością. Przekonali mnie, że człowiek stworzony jest do życia wśród innych. Gdy okazywali mi współczucie i zrozumienie, nie mogłam pozbierać się przez jakiś czas – płakałam, nie miałam na nic siły. Czułam się jak małe bezbronne dziecko. Serce skute lodem ogrzewało się. Na początku mówiłam, że nie umiem kochać i jestem zła do szpiku kości. Teraz znam swoją wartość, poznaję swoje granice i uczę się ufności do Boga i ludzi. Przeszłam długą drogę z piekła swojego umysłu. Nadal mieszkam z rodzicami, których mimo wszystko bardzo kocham, ale chciałabym, żeby zrozumieli wreszcie, że potrzebuję terapii i leków. Zaczynam kolejną psychoterapię. Jednak najgorsze już za mną. Nowe narodziny mojej psychiki były bardzo bolesne i ciągnęły się bez końca. Po porodzie zobaczyłam świat zupełnie inny – w nim jest już miejsce na mnie, na moje potrzeby. Przede mną dojrzewanie, uczenie się wielu rzeczy od nowa, przepracowywanie starego życia. Poszłam na swoje wymarzone studia – polonistykę na uczelni państwowej. Włączyłam się w dzieło Krucjaty Wyzwolenia Człowieka – nie piję alkoholu, rzuciłam palenie. To mój post w intencji rodziny. Znalazłam swoją ostoję, na niej buduję jak na skale. Jest nią Bóg. Ufam Mu, więc się nie zachwieję. Wiem, że zdrowie oraz szczęście są możliwe i na nie zasługuję. Wybrałam życie i trzymam się tej decyzji. 90 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Zajmijcie się swoim otoczeniem, zauważcie każdą smutną osobę i otoczcie ją ciepłym ramieniem, proszę. Nie zostawiajcie samych sobie przyjaciół i kolegów, nie bójcie się dawać ciepło. Każdy dzień życia jest sukcesem. A zwłaszcza, jeśli jest to dzień radosny. Nie poddawajcie się, inni potrzebują cierpliwości. Nie bójcie się kochać... (Blog: 2005-03-20) Jak zresztą zawsze... Rachel, 17 lat. Depresja zaciągnęła życiowy hamulec. Rachel czeka na zielone światło. 91 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Podłoga płynna, jakby woda – nie, raczej nicość ogromna, ciemna, niepokojąca, falująca. Skulona, kolana zgięte, siedzę oparta o ścianę. Wpatruję się w ciemność. Brak poczucia gruntu, wszystko się wali, bezsens, kryzys... Chęć wypłakania tej niepewności... lecz ani jedna łza nie leci. Coraz większe wrażenie upadku... Coraz bardziej spięta, nienaturalna pozycja, wykręcenie stóp, niedopłynięcie krwi do kończyn. Walka w umyśle: ja i nie wiem kto, może lęk, choć nie, nie wiem. Coraz większy niepokój, zaczynam tracić czucie w ciele, czuję jedynie, że padam... paadaam... ale nie uderzam, tam nie ma nic... tylko ból i samotność. Ból nie do zniesienia, wrażenie, że zaraz mnie rozerwie na kawałki. Nie znika, nie maleje, tylko rośnie... – Co ja tu robię, to przecież dziecinne...! – Ale ja już nie mam siły, co mam robić? – Weź się w garść, co pomyślą inni... „znowu dramatyzuje, robi z ziarenka wielką rzecz”. – Ale… boli, ból zbyt silny jak dla mnie... podłoga, czemu nie czuję podłogi?! – Wstań dziewczyno, sama się nakręcasz. Zajmij się czymś, odwra caj myśli. – Nie mogę, nie umiem, ciało mnie nie słucha, niesprawiedliwe to życie, dlaczego? – Nie użalaj się nad sobą, myślisz że jesteś jedyną? – Płynny grunt, niech ktoś mi odbierze ten ból! ... I tak nie zrozumieją... – Dobrze wiesz tak jak ja, że nikt inny oprócz Ciebie samej nie zmniejszy nam bólu. – Taaaa… poradzę sobie sama, jak zresztą zawsze... – Do następnego razu... – Dlaczego zasłużyłam na taki los, co ja takiego zrobiłam...? – Pracuj nad sobą, to się dowiesz, no idź już, zgłoś lęk. – Niby co to da, lęk to tylko lęk... to nic w porównaniu z chorobą psychiczną, dadzą mi kieliszek neospasminy i to wszystko, jeszcze pomyślą, że znowu ona... 93 Psycho-narracje | Jak zresztą zawsze... – Nieprawda, wymyślasz, nie masz prawa do takiego porównania! – Niby jest inaczej? – Nie masz pojęcia co myślą inni o tobie i raczej się nie dowiesz... – Ale widzę to po nich, w oczach... – Przestań, to nie temat na teraz! – Jaki jest więc sens mojego istnienia? – O nie, nie pozwalaj sobie dziewczyno! – Ale ten ból, nie do wytrzymania! – Ale to nie jest rozwiązanie, zgłoś się, rozmawiaj o tym. – Niemożliwe, nie potrafię, nie pozwala mi... boli już za mocno, padam! – Wstań, i to już! – Nie czuję nóg! – Dajesz, musisz być silna dla innych, potrzebują cię, chyba ich nie zostawisz samych... No już, raz dwa i hop! Widzisz, a teraz uśmiech poproszę, nie chcą cię ponurej... Nie ciągnij ich też w dół... – Nie chcą mnie, nie ufam przecież, trzymam wszystkich na dystans, to jak mieliby za mną tęsknić... – A uwierz mi, że będą... zależy im na tobie... – Wiem, właśnie dlatego trzymam ich na dystans, dla ich dobra... – I właśnie tym pogarszasz sytuację.... – Dobra, dobra, wygrałeś, ale to nie zmienia faktu, że nie zmniejszasz mi tego bólu, nadal tkwię w tej niepewności... – Wiem, błędne koło... – No i znowu to zrobiłam, czemu pozwoliłam na takie bredzenie, to naprawdę ja mówiłam!? Kara, żebym pamiętała na przyszłość, pozwól mi się karać, widzisz tę filiżankę? Jakby ją tak rozbić... – A idź w cholerę! Już nie ze mną... – Nadal padam! Pomocy!!!!!!!!! Tak co trzy-cztery dni. Zawsze ten sam przebieg, choć wywołany przez inne szczegóły... Ranienie innych przez to, wyrzuty sumienia, poczucie winy. Koszmary w nocy, niewyspana, maska idealna w ciągu dnia, 94 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje zmęczenie ogólne, fizyczne i psychiczne, odbijanie się stanu zdrowia na apetycie, utrata wagi... niedowaga, obciążenie, wywoływanie u innych zmartwienia, znowu poczucie winy, niemożność przerwania błędnego koła, zamykanie się w sobie, lęk w ciągu dnia, ogromna niepewność, nadwrażliwość, i kolejny wybuch... I tak w kółko... Pociąg nadziei Mam na imię Marta. Mam 20 lat. We wstępie o tym, jak dużo już za mną, jednak największą przygodą mojego życia było stworzenie dla Was tej opowieści, historii, której ciąg dalszy nastąpi... 95 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Nie lubię wspominać pociągu, którym dotychczas jechałam. Chciałabym wygumkować wszystkie jego wagony: Dom Rodzinny, Dom Dziecka, Nowy Dom Rodzinny, liczne pobyty na oddziałach psychia trycznych, znów Dom Dziecka, znów oddział psychiatryczny. Dziś chyba już jestem gotowa na zmianę toru mojego życia. Jest nowy rok szkolny 2011/12. Rok pełen wyzwań i nadziei na lepsze życie, pełen przygód i ciekawych doświadczeń. W tym roku będę starała się o uzyskanie jak najlepszych wyników na świadectwie, jak również na egzaminie zawodowym, który da mi pełne kwalifikacje do wykonywania zawodu kucharza. Ale nie tylko... Czas spędzony w szkole poświęcę również na bycie z młodzieżą i nawiązywaniu kontaktów. Na co dzień jednak będę cieszyć się życiem, które dał mi Bóg. Nie będę wracać do złych wspomnień, bo wywołują one we mnie złe emocje. I choć czasem pragnę to wszystko zrozumieć - ten niewyobrażalny ból to wiem, że nie warto. Jest takie słynne powiedzenie: ,,Nie staraj się zrozumieć wszystkiego, bo wszystko stanie się dla ciebie niezrozumiałe”. Dlatego zamykam przeszłość za sobą, bo wiem, że i tak nie znajdę winowajcy. A w ogóle, po co? Przecież nic to nie zmieni. Mogłabym jedynie tylko pogorszyć sytuację, stałabym ciągle w miejscu i rozmyślałabym: „Co by było gdyby?”. A życie biegłoby dalej tyle tylko, że beze mnie. Warto jednak wyciągnąć wnioski, pomyśleć, co można zrobić, by to życie było lepsze, bym również doświadczała pozytywnych emocji. Dzisiaj postawiłam sobie jeden najważniejszy cel mojego życia. Jest nim zdrowienie. Na szczęście ten najgorszy, początkowy etap mojej choroby już mam za sobą. Dziś jestem na etapie rehabilitacji, która odbywa się w Modelowym Ośrodku Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej w Zagórzu. Ja nazywam to miejsce ,,przepustką do lepszego życia”. Jak mi tu jest? Szczerze? Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca, choć czasem miewam małe kryzysy. Właśnie w tym miejscu zrobiłam kolosalny postęp. Co prawda zażywam leki, ale jest ich stosunkowo mniej niż kiedyś. Wiem, że leki są mi jeszcze potrzebne i nie ukrywam, że chciałabym już teraz przestać je 97 Psycho-narracje | Pociąg nadziei brać, jednak wiem, że to nie jest jeszcze ten moment. Ale wierzę, że czas intensywnej pracy nad sobą sprawi, iż będę mogła zapomnieć o ciągłej konieczności przyjmowania leków, tyciu i ciągłej zmianie nastrojów. Przebywając w tym ośrodku, potrafię panować nad złymi emocjami, zrozumieć nie tylko swoje słabości, ale także i innych. Cieszę się z tego, ponieważ kiedyś miałam z tym dużo problemów. Zawsze uważałam, że to ja jestem najbardziej nieszczęśliwa, a skutek tego był taki, iż obarczałam swoimi problemami innych. Na szczęście to się zmieniło... Na co dzień korzystam z dodatkowych rozmów i wsparcia terapeutów. Jest to bardzo ważne, by umieć rozmawiać o problemach. Dzięki tej metodzie można nauczyć się rozwiązywać problemy nawet samemu. Hostel jest cudownym miejscem, ale niestety tylko przejściowym. Dla tego też od kilku miesięcy staram się o mieszkanie socjalne, złożyłam już papiery i co najważniejsze jestem na liście oczekujących!!!!! Jest to mój kolejny sukces, dzięki któremu będę na nowo budować przyszłość i stanę się w pełni dojrzała. A stres? Oczywiście, że go czuję, ale to normalne. Czeka mnie dużo zmian i ciężkich życiowych decyzji. Za to czuję się pewna swoich sił. Zanim jednak otrzymam to mieszkanko, najpierw muszę przejść przez tak zwany ,,egzamin samodzielności”. W rzeczy samej, będzie to mieszkanie chronione. Mam nadzieję, że sprawdzę się tam i otworzę furtkę do mojego nowego życia. W wagonie, w którym w tej chwili jadę, jest też miejsce dla Ciebie. Marzę o miłości. To kolejne pragnienie mojego życia... A kiedy razem wysiądziemy z ostatniego wagoniku, postawię na peronie wszystkie swoje ciężkie bagaże. Wyjmę z nich tylko te dobre rzeczy, które mnie spotkały. A resztę wyrzucę daleko, by nie spotkały mnie nigdy więcej... Jest dzień 25 września 2011r. Godz.20:27. To właśnie o tej porze kończę to, co zaczęłam... pisać dla tych, którzy tak jak właśnie ja, chcą zamknąć swój trudny rozdział za sobą i zacząć życie na nowo. Spróbujcie! 98 Psycho-narracje | Teraz jestem w Hostelu Teraz jestem w Hostelu Moje życie było jak agonia: dni przygnębienia i rozpaczy narastały, miałem dosyć życia w ciągłym strachu i bólu, który towarzyszył mi na co dzień. Gdyby świat mógł zobaczyć jeden dzień z mojego bezsensownego życia, rozpłakałby się z bólu i żalu, jakie spotkały mnie w przeszłości. Moje całe życie wyglądało tak: przez sześć lat chodzenia do szkoły podstawowej byłem gnębiony, nie tylko przez moją klasę, ale także przez rówieśników ze szkoły, różnymi obelgami i głupawymi przezwiskami. Gdy gorycz, która wzbierała we mnie przez sześć lat wylała się, dosłownie jakbym spadł w czarną przepaść. Wtedy moją jedyną myślą było się zabić. Z płaczem w oczach poszedłem do szopy, tam znalazłem kabel, zawiesiłem go wysoko na haku, zrobiłem pętlę, którą założyłem sobie na głowę. Gdy już skoczyłem, poczułem ulgę, że już koniec ze mną, ale moi rodzice uratowali mnie z bezkresnej czarnej otchłani, którą jest śmierć... Po próbie samobójczej trafiłem do szpitala. Byłem tam zaledwie sześć miesięcy, ale ten pobyt mi pomógł odnaleźć siebie. Nie na długo… Gdy wróciłem do domu, byłem osamotniony, nikogo nie miałem. Siedziałem całymi dniami w czarnym pokoju, roniłem łzy w poduszkę myśląc: „Dla czego ja? Dlaczego muszę być inny od nich?”. W sumie chyba byłem zły na siebie, bo uważałem, że te wszystkie porażki to moja wina. Kamil Gruszka, 15 lat Gdy nadszedł kres wakacji, zmieniłem szkołę na nową. Przez pierwsze dwa miesiące mi się układało, ale gdy mój kolega opowiedział im o mnie całą prawdę, moją historię, to na początku były zaczepki, później wyzwiska przez rówieśników z klasy, a potem przez każdą osobę na korytarzu. Ja niekiedy z płaczem w oczach uciekałem do łazienki, ale gdy z niej wychodziłem, znowu zasypywali mnie obelgami i wyzwiskami. Wtedy coraz częściej myślałem: „Dlaczego się urodziłem? Dlaczego Bóg skazał mnie na taki okrutny los?”. Wtedy zacząłem uciekać ze szkoły - coraz częściej szwendałem się sam po dworcach kolejowych, coraz bardziej chciałem się rzucić pod nadjeżdżający pociąg, miałem już dość. I wtedy poprosiłem mamę, żeby zawiozła mnie z powrotem do szpitala 100 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje w Józefowie. Ale na tym moja historia się nie kończy... W Józefowie przez pierwszy miesiąc było w porządku, ale później zaczęło się psuć. W szkole w Józefowie też zaczęli mnie przezywać i nękać. Choć nie miałem łatwego życia, jakoś to znosiłem, bo nikt inny tego nie widział. Po pewnym czasie przestałem i tam chodzić do szkoły, bo traktowali mnie jak śmiecia. Chyba moim sposobem na problemy jest po prostu ucieczka, dlatego wyszedłem stamtąd na własne życzenie. Po powrocie ze szpitala siedziałem całymi dniami w domu. Nie wychodziłem, bo nie miałem przyjaciół, po prostu zamknąłem się we własnym świecie komputera i telewizji. Nie miałem ochoty na wyjścia, bo przestałem ufać ludziom. Z dnia na dzień traciłem powoli poczucie czasu. Nie mam zakończenia dla mojej historii. Po prostu wyciągnijcie z niej wnioski jak ją przeczytacie. Jutrzenka By walczyć stojąc nie upaść żyjąc umieć marzyć o jutrzejszym. By znaczyć życie dobrocią, by umieć dzień witać z uśmiechem i bać się nie rezygnując. Bo bywa trudno. Bo nie łatwo jest rozpocząć i nie kończyć przed czasem. By z należytą swobodą tańczyć ze światem w świetle nadchodzącej jutrzenki... Kasia, 18 lat. O Kasi więcej na stronie 113. 101 Psycho-narracje | Tryptyk o tym co czuję Tryptyk o tym co czuję Sabina, 20 lat. Z pociągu kursującego wahadłowo na linii dom – szpital wysiadła na stacji Nadzieja. Dziś pełna wiary, że jej ciąg szpitalny został przerwany na zawsze. Znów krew na rozdartej mej ranie, Szara rzeczywistość pośród czterech ścian, Myśli gdzieś błądzą w drodze donikąd. Gdy żyletka ucieczką od problemów, By choć na chwilę zapomnieć. Gubię się w oddali, Czuję tylko strach, Obserwuję życie z boku, Będąc jakby poza nim. Coś we mnie pęka, Nie czuję już nic. Każda cząstka mego ciała woła: „Zabij mnie, zabij mnie!” Może kiedyś starczy mi odwagi, Może kiedyś… *** Miałam wszystko, Choć myślałam, że nie mam nic. Teraz brakuje mi tego, co utraciłam. Chciałabym z nadzieją patrzeć w przyszłość, Znów cieszyć się dniem. Chciałabym mieć kogoś, komu nie bałabym się zaufać. Kogoś, kto byłby za mną w trudnych chwilach, I dzielił momenty szczęścia. Z każdym dniem jest mi coraz trudniej, Z każdym dniem uciekam coraz dalej. Może kiedyś się zatrzymam, Może kiedyś przestanę się bać. 104 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje *** Choć często brak mi sił, Wciąż jeszcze wiarę w sercu mam, Cicha nadzieja wciąż mówi mi: Mimo tych gorszych chwil, Nadejdzie piękny czas. Ucichnie duszy smutek, Łzy będą płynąć w radości, Moje serce będzie znów szybciej bić, Zacznę na nowo cieszyć się dniem. Uwierzę, że starczy mi sił, By zmienić obraz, który męczy mnie od lat. Matka Teresa w podartych rajstopach Oliwia, 25 lat. Przez długi okres swojego życia szukała... Teraz wie, w którym kierunku iść. 105 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Urodziłam się dawno… przynajmniej tak dużo się wydarzyło, że mogłabym spokojnie odejść i stwierdzić, że moje życie nie było nudne. Na pewno było różnie, ale jedyne, co mogę stwierdzić, to, że nie znam uczucia nudy. Jednak może od początku. Pochodzę z miasta, które leży na południe od Warszawy. Zawsze byłam zadowolona z miejsca, w którym się wychowałam i żyję do tej pory. Moja rodzina na pozór sprawia wrażenie udanej. Rodzice w sprawach zawodowych zawsze sobie świetnie radzili. Mieli grono stałych przyjaciół. Zapewniali mi materialnie wszystko, czego potrzebowałam. Poświęcali mi dużo czasu, rozmawiali ze mną. Tata więcej, mama trochę mniej. Za to mama bardzo dbała o dom. Mimo że miała własną działalność, w domu zawsze było czysto. Obiad, choć każdy jadł oddzielnie, był codziennie. Wyjeżdżałam w wakacje z rodzicami i bratem oraz na obozy z rówieśnikami. Zwiedzałam Polskę, a czasem wyjeżdżałam za granicę. Zawsze się dobrze uczyłam i miałam znajomych. Co najważniejsze, miałam przyjaciółkę, która była od zawsze. Podobno zapoznałyśmy się na huśtawkach w wieku 3 lat. Czasem wolałam spędzać czas na zaba wach, spacerach tylko z nią. Dobrze się ze sobą czułyśmy, nie musiałam zabiegać o innych znajomych. Byli, ale nie tak ważni. Lubiłam chodzić do szkoły podstawowej i do gimnazjum. Dobrze się zachowywałam i dobrze uczyłam. Brałam udział w zajęciach organizo wanych w szkole i poza nią. Do gimnazjum chodziłam do bardzo fajnej klasy. Profil matematyczno-przyrodniczy sprawił, że w klasie większość uczniów była zdolna i inteligentna. Zawarłam tam ważne przyjaźnie. Na początku myślałam, że będę z samymi kujonami w okularach i aparatami ortodontycznymi. Ja taka nie byłam. W sumie mogłam myśleć, że będą w klasie ludzie podobni do mnie. Jednak bałam się zmiany szkoły i innej grupy rówieśników. Po pierwszej wspólnej wycieczce wiedziałam, że klasa mnie akceptuje i wzajemnie. Zawarłam tam dwie mocne przyjaźnie, które trwają do tej pory. Choć alkohol piłam już od 13. roku życia. Wydawało mi się, że tacy są wszyscy. Moje kontakty z rodzicami zaczęły być konfli 107 Psycho-narracje | Matka Teresa w podartych rajstopach ktowe. Byłam strasznie zbuntowaną nastolatką, trudnym dzieckiem. Jak czegoś chciałam spróbować, to rodzice mieli za mały autorytet, aby mnie od tego odwieść. Zresztą ufali mi. Dobrze się uczyłam, miałam grze cznych znajomych. A tym, że trochę piłam i paliłam marihuanę, im się nie chwaliłam. W domu mama z tatą czasem się kłócili. Zapisywałam moje uczucia w pamiętniku. Teraz wydaje mi się to dziwne, że tak to przeżywałam. Po tym, jak chciałam kupić w szkole marihuanę, wezwała mnie pedagog i rozmawiała ze mną o sytuacji w domu. Byłam wrażliwą dziewczyną. Mimo że na pozór wśród nastolatków uchodziłam za silną - tak naprawdę bardzo wszystko przeżywałam. Szczególnie sytuację domową. W II i III klasie gimnazjum na wizytach u szkolnej pedagog dowiedziałam się między innymi, że w naszej szkole był taki chłopak, który często grał w szachy z tatą. Łatwiej było temu chłopcu zaakceptować to, że tata koniecznie chce wygrać i nie może się pogodzić, kiedy przegrywa partie z synem. Jego ojciec zamiast się cieszyć, że syn jest bardzo inteligentny, i być dumny z rozwoju dziecka, chciał udowodnić wszelkimi siłami, że jest lepszy. Obwiniał syna o różne rzeczy, a tak naprawdę sam był słaby wewnętrznie i miał wiele kompleksów. Ta historia była mi opowiedziana przez pedagog w związku z relacją z tatą. Mój tata też jest w sumie skrzywdzonym człowiekiem, który nie wierzy w siebie i otacza go mnóstwo lęków. Tylko że tata zawsze wiedział, co jest dla mnie najlepsze i jak powinnam postępować. Kiedy kształtowała mi się własna tożsamość, próbowałam wielu rze czy. Oczywiście nie zawsze mi one wychodziły perfekcyjnie. Czasem robiłam coś pierwszy raz. Tata nie omieszkał krytykować i pouczać. Przy tym ciągle słyszałam, że jestem leniwą egoistką, która nic dla niego nie robi…, a jeśli ktoś z moich bliskich prosi mnie o pomoc, angażuję się aż nadto. Często mi mówił, że jestem matką Teresą w podartych raj stopach. Chodziło mu o to, że np. mam bałagan we własnym pokoju, a chodzę pomagać rodzinom cygańskim mieszkającym w dużym domu w naszym mieście. Kiedyś na terapii usłyszałam, że tym bałaganem w pokoju chciałam się odgrodzić od reszty pomieszczeń w moim domu, w których zawsze panował porządek. 108 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Mimo tego wszystkiego, do ponad 20. roku życia myślałam, że tata jest bardzo mądrym, inteligentnym człowiekiem i że ma rację. Podziwiałam go za wiele rzeczy. Zawsze szukałam podświadomie winy w mojej głowie i udało mu się mną manipulować. Dopiero na terapii w klinice nerwic znalazłam przyczynę wielu moich myśli i poglądów, które miały swój początek w domu rodzinnym. Gdy poszłam do liceum, na początku miałam trudności z zaakcepto waniem tego, że będę mieć trochę gorsze oceny, ponieważ poziom nauki się podniósł i trudno mi będzie z każdego przedmiotu mieć same piątki i szóstki. Płakałam w nocy w pierwszych dniach szkoły, ponieważ bałam się, że sobie nie poradzę. Na zakończenie gimnazjum miałam jedną z wyższych średnich w szkole i najlepszą w klasie. W liceum już nie było tak idealnie, ale po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do tego, że dostaję czwórki, a czasem trójki. W klasie miałam dobrych znajomych i znalazłam przedmioty, które mnie interesowały i których chętnie się uczyłam. Była to klasa lingwistyczno-geograficzno-historyczna. A ja właściwie nigdy nie byłam dobra z historii ani nie miałam predyspozycji językowych. W zasadzie to, że znam angielski, zawdzięczam godzinom spędzonym nad książkami. Motywowały mnie do nauki również wyjazdy za granicę. Bardzo szybko w liceum oduczyłam się spóźniania na pierwsze zajęcia po tym jak wysłano mnie do pani dyrektor, żebym się pochwaliła, ile czasu się spóźniłam. Miło wspominam tamtą szkołę, choć byłam w niej tylko rok. Pierwsze dwa tygodnie przeżywałam bardzo silnie i miałam wiele obaw, ale potem dostosowałam się i do środowiska, i do trudniejszych zajęć. W pierwszej klasie nie piłam alkoholu w ogóle. Przed tym jak poszłam do liceum, w wakacje wyjechałam na rekolekcje oazowe i podpisałam krucjatę trwającą rok. Obiecałam, że nie będę piła, żeby dziadek rzucił palenie. Trudno mi było zostawić tę karteczkę z deklaracją roku niepicia, choć miałam dopiero 15lat. Od 6. roku życia choruję na skoliozę. Co pół roku do 12. roku życia jeździłam na 6 tygodni na rehabilitację. W ciągu pięciu dni ćwiczyłam około czterech godzin dziennie, a w weekendy, które spędzałam w domu, nadrabiałam zaległości z całego tygodnia w podstawówce. 109 Psycho-narracje | Matka Teresa w podartych rajstopach Gdy miałam 12 lat, przez 3 miesiące byłam w szpitalu, ponieważ przygotowywano mnie do operacji kręgosłupa. Po włożeniu implantu cały miesiąc leżałam. Potem przez 6 miesięcy miałam na sobie koszulkę gipsowa. Na szczęście w niej chodziłam już do szkoły i byłam na waka cjach, a nie w szpitalu. Gdy miałam 17 lat, po skończeniu I klasy liceum, w wakacje poszłam na 2 tygodnie do szpitala na zabieg wyjęcia implantu. Gdy wyszłam ze szpitala okazało się (dopiero później) że duże dawki morfiny i innych środków przeciwbólowych bardzo źle na mnie wpłynęły. Przez 7 pierwszych dni pobytu w domu w ogóle nie spałam. A potem miałam pierwszy atak psychozy. Było to straszne przeżycie, do którego bardzo niechętnie wracam, choć zmieniło moje życie w bardzo zna cznym stopniu. W szpitalu psychiatrycznym byłam prawie 3 miesiące. Gdy źle czułam się w szkole i po lekach byłam bardzo otępiała, rodzice stwierdzili, że wyjedziemy na tydzień nad morze. Tam postanowiliśmy, że nie będę brała leków psychotropowych, bo jestem po nich otępiała. Nie trzeba było długo czekać na drugi atak choroby. Znów szpital w Garwolinie i kolejne miesiące leczenia. W zasadzie od 17. do 23 roku życia byłam częstym pacjentem oddziałów psychiatrycznych. Byłam również w Zagórzu w Ośrodku dla młodzieży z problemami psychicznymi. Tam skończyłam liceum i zdałam maturę. Zarówno młodzież, jak i terapeuci w Ośrodku dali mi wiarę w siebie i w moje marzenia. Czułam się tam bardzo dobrze. Jednak teraz uważam, że to było miejsce, w którym byłam pod kloszem - taki bezpieczny świat. Gdyby nie to miejsce nie sądzę, żeby udało mi się wrócić do społeczeństwa i zaakceptować chorobę. Wiem, że w tamtym czasie potrzebowałam takiego schronienia i łatwiejszych warunków życia. Myślę, że w społeczeństwie, w którym żyłam długo do tej pory, nie zrozumiano by moich problemów i trudno byłoby mi się dostosować do warunków codziennego życia. Nawet najbliższa rodzina nie umiała zrozumieć, co się ze mną dzieje. Nie dopuszczała myśli, że jestem chora 110 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje psychicznie. Pierwszy atak choroby zmienił mnie, po każdym pobycie w szpitalu długo dochodziłam do siebie, do stanu remisji, w którym mogłam myśleć o życiu nastolatki, o celach, marzeniach i zwykłych obowiązkach. Zagórze postawiło mnie na nogi. Z przerwami na próby odnalezienia się w zwyklej szkole, pracy i dawnym środowisku, spędziłam w Zagórzu około czterech lat. Po tym czasie stałam się pełnoletnia, więc stwierdzono, że powinnam iść dalej w życie - bez wsparcia, jakie mi dawano w Ośrodku Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej. Oczywiście zalecono wizyty u lekarza psychiatry, abym zawsze miała dobrze ustawione leki, oraz wizyty u psychologa, bym na bieżąco rozmawiała o swoich trudnościach. Mimo że chodziłam regularnie do psychiatry, nie stosowałam się do zaleceń. Znalazłam sobie prosty mechanizm na trudniejsze problemy. Po prostu brałam garść leków i zasypiałam. Nieraz byłam na płukaniu żołądka oraz w szpitalu z powodu prób samobójczych. Wiązały się one bardzo często z niemocą, jaka mnie ogarniała, gdy bałam się, że nie zaliczę egzaminów na studiach lub gdy było mi bardzo źle w obecnym życiu. Studia podejmowałam kilka razy, w zasadzie to udało mi się zaliczyć tylko jeden rok. Przerwałam próbę studiowania, ponieważ emocjonalnie nie radziłam sobie na żadnej uczelni. Za dużo miałam kłopotów psychicznych podczas uczęszczania do szkół wyższych. Jednak do pewnego czasu wydawało mi się, że jak nie będę magistrem ekonomii, to w ogóle nie mam po co żyć, bo nie będę nic warta. Kiedy pojawiały się problemy ze zrozumieniem jakiegoś zaga dnienia, pojawiały się te myśli „nic nie warta, głupia”, więc znów brałam tabletki, żeby zasnąć i nie siłować się z życiem. Do tego były momenty, kiedy bardzo dużo piłam. Czasem paliłam marihuanę. Gdy nic przez dobę nie jadłam i nie spałam, tylko paliłam i paliłam, zdarzyło mi się zemdleć w barze. Od tamtej pory nigdy już nie zapaliłam marihuany i mam nadzieję, że tak pozostanie. Po opuszczeniu Zagórza byłam na dwóch terapiach w oddziałach dziennych. W jednym z nich zdiagnozowano mi chorobę afektywną dwubiegunową. Po tej kolejnej diagnozie, moje samodzielne życie stopniowo zaczęło ulegać poprawie. Łatwiej jest się leczyć i dbać o siebie, 111 Psycho-narracje | Matka Teresa w podartych rajstopach gdy wiadomo, jakie zalecenia są właściwe i przyniosą korzyści. Często mówiłam, że nieważne, na co jestem chora, chcę tylko czuć się dobrze. Teraz rozumiem, że diagnoza jest bardzo ważna i czasem wcale nie jest prosto do niej dojść. Kiedyś psychiatra poprosiła mnie, żebym choć przez jeden rok posłuchała zaleceń lekarza i obserwowała, czy będzie lepiej. Kiedy ma się okresy depresji i euforii, skrajne emocje są wrogiem, przy czym bardzo łatwo przychodzą. Silne emocje nie pozwalają myśleć racjo nalnie, za czym idzie spokojne życie. Gdy czułam smutek, kładłam się do łóżka i rezygnowałam ze wszystkiego, nie wierzyłam, że jestem w stanie coś zmienić, coś polepszyć, do czegoś dojść. Gdy miałam epizod manii, wiedziałam, że jestem wszechmogąca i że mogę zrobić, zmienić, co tylko chcę. Jednak zachowywałam się tak, jakbym brała amfetaminę. Bliscy dawali znaki i mówili, że nie jest to mój normalny stan. Prosili, żebym pojechała do psychiatry, potrafiłam uciec na kilka dni i często dopiero karetka zawoziła mnie na oddział. Nie było mi łatwo zrozumieć mechanizmów choroby, tego, jak powinnam reagować na sygnały organizmu. Narażałam się na wiele niebezpiecznych sytuacji, wchodziłam w relacje z mężczyznami, których bardzo żałuję. Zdaję sobie sprawę, że nie do końca było to ode mnie zależne. Może za mała wiedza o chorobie, może za mała chęć współpracy z profesjonalistami? Nie akceptowałam, że muszę o siebie dbać bardziej niż kiedyś. Mijały lata, a ja ciągle miałam nawroty. Dość często, ponieważ często chciałam spróbować czegoś wbrew zaleceniom lekarzy czy psychologów. Mierzyłam się sama z sobą, w okresach remisji nie dopuszczałam do siebie np. tego, że muszę się wysypiać, nie mogę się napić nawet lampki wina, że muszę być obowiązkowa. Robiłam tysiąc razy coś, co wyrządzało mi krzywdę, często nie zdając sobie z tego sprawy. Co z tego, że specjaliści i rodzice mi tłumaczyli, skoro mój brak akceptacji choroby objawiał się tym, że ciągle próbowałam żyć po swojemu i buntowałam się. Może po prostu chciałam żyć jak inni zdrowi psychicznie ludzie. Teraz rozumiem, że mam szansę żyć jak oni, tylko muszę spełniać wiele drobnych warunków, które mogą uratować mnie przed nawrotem choroby. Jak ktoś jest chory na cukrzycę, może funkcjonować w społeczeństwie, 112 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje o ile będzie o siebie dbał. Tak samo ja. Biorę pod uwagę to, że nawrót choroby może być ode mnie niezależny. Ale jeśli wychwycę symptomy wcześniej, nie będzie on taki ciężki. Podleczę się i znów wrócę do swoich obowiązków, marzeń i celów. Oczywiście, że czasem jest mi trudno nie sięgnąć po alkohol, omijać sytuacje stresowe, czy zwyczajnie się wyspać, ale teraz mam świadomość, że jeśli nie będę o siebie dbać, to znów uaktywni się moja choroba, a ja już nie mam ochoty przechodzić tego samego i znów tracić nadzieję na zwyczajne życie dojrzałej osoby. Moja obecna sytuacja wygląda tak, że 2 lata temu wyszłam za mąż, wyprowadziłam się z dysfunkcyjnego domu, mam pracę, która nie wiąże się z codziennym stresem. Po dwuletniej nieobecności na studiach wróciłam na uczelnię, uczęszczam na spotkania grupy Anonimowych Alkoholików oraz na terapię. Wszystkie te obowiązki służą tylko temu, abym nie dawała się chorobie, nie korzystała z renty i nie miała częstych epizodów depresji ani manii. Wiem, że życie nie jest łatwe. Jednak czasem drobne przyjemne chwile rekompensują mi trud dnia i dają siłę do dalszego życia. Cieszę się, że najgorszy okres choroby już za mną. Niewiedza, nie akceptacja i brak wsparcia są bardzo trudne dla mnie – osoby uzależnionej i chorej psychicznie. Myślę, że wiele dobrych rzeczy uda mi się zrobić, że dojrzeję emo cjonalnie i będę lepszą żoną, pracownikiem, a może kiedyś matką. Chciałabym, aby młodzież z problemami psychicznymi łatwiej akceptowała to, kim jest. Wtedy jest szansa na zmianę w dobrym kierunku. Pozdrawiam Oliwia 113 Tajemniczy Goście Kasia, 18 lat. Od momentu, kiedy kilka lat temu zrozumiała, że choruje, zaczęła wpadać w czarną dziurę bez dna. Potem trzy pobyty w szpitalu, rozpoznanie: depresja z nerwicą natręctw, osobowość nieprawidłowo kształtująca się. Coraz nowsze „plany na odejście”; nieuchronne rozstanie z samotnością i innymi Tajemniczymi Gośćmi. Od przyjazdu do Ośrodka w Zagórzu żyje, walczy z każdym nowym dniem i tworzy swoją przyszłość... Psycho-narracje | Tajemniczy Goście Zwrotnica. Nasze psycho-narracje ... biegnę, biegnę - byle dalej, przed siebie, ale jak na złość mój cel się oddala; biegnę, biegnę, mała dziewczynka, włos rozwiany, szklisty wzrok, i ten bezsilny szloch; leci krew, tylko ona bliska, krew z rozerwanych cyrklem żył; płynie, sączy się, parzy; „Moje życie! Moje życie!” - krzyczę, ale w takim tłumie i tak nikt mnie nie rozumie... To nie tylko jedno z moich licznych w pewnym okresie urojeń, to nie tylko jeden z wielu dosyć jednoznacznych snów. Przede wszystkim to fantazje, marzenia i plany. Dlaczego 15-letnia dziewczynka zaczyna chorować psychicznie? Dlaczego zaczyna marzyć o śmierci? Choroba nie przyszła niespodziewanie, czułam ją w pobliżu siebie już dawno. Często robiąc coś zwyczajnego dla małego dziecka, podświadomie wyczuwałam na szyi chłodny powiew zła albo miałam wrażenie, że śpiąc sama w pokoju, nie jestem sama. Ale to normalne u dziecka, można by powiedzieć. Tak, może i normalne, ale do pewnego momentu. A ja rosłam i nie wyzbywałam się moich iluzji. Wręcz przeciwnie, one wzrastały wraz ze mną. Dlaczego nikt tego nie zauważał, nie próbował zawczasu tego zahamować? Nie wiem, wiele razy zadawałam sobie to pytanie i zawsze znajdowałam inną odpowiedź: może nie było po mnie nic widać, może nikt nie chciał tego widzieć, albo zwyczajnie bagatelizował oznaki - teraz nie ma to już większego znaczenia. Mijały lata, a ja zapuszczałam się coraz głębiej w Dżunglę Własnego Zła. Nie chodziłam do przedszkola, gdy mama szła do pracy, zostawałam pod opieką babci. Często była zajęta - gotowała, prała i sprzątała, a ja na 115 wersalce wśród różnorakich zabawek usiłowałam nakłonić pierwszego z moich Tajemniczych Gości, żeby się odezwał; zajęło mi to dużo czasu, dużo dziecinnie skleconych zdań, dużo smutku pięciolatki. Często wydawało mi się, że już, już się odezwie... ale w tym momencie do pokoju wchodziła babcia, żeby sprawdzić, czy u mnie wszystko w porządku i puff !... mój Tajemniczy Gość ulatniał się tak nagle, jak nagle się pojawiał. Zastanawiałam się, czemu on się boi babci, „przecież ona jest najlepsza, nie zrobi mu krzywdy. Mnie nigdy nie zrobiła nic złego. Zawsze umiała pomóc i wszystkiemu zaradzić”. A on i tak uparcie znikał, gdy tylko klamka w drzwiach opadała pod naciskiem dłoni babci. Ale z czasem zaczęłam zauważać, że babcia go nie widzi, w ogóle go nie dostrzega i kiedy on również się o tym przekonał, przestał tak nagle znikać. Co więcej, w pewnym momencie zaczął przychodzić w grupie, a wkrótce potem moi Goście zaczęli się do mnie odzywać. Pierwsza taka nasza rozmowa była trochę dziwna, wydawało się, że nie tylko mnie przestraszyła, ale ich też. Nie mówili niczego, co mówi się w takich sytuacjach, żadnego „cześć”, tylko od razu o jakichś dziwnych rzeczach: coś o kontroli, o strachu, o złu. Nie rozumiałam tego najpierw, a potem, wnioskując z ich nieprzyjemnych min, nie chciałam rozumieć. Starałam się ich jakoś zabawić, korzystać z towarzystwa kogoś, kto nie musi pracować ani sprzątać i może mieć dla mnie czas. Pewnego popołudnia odważyłam się zapytać o ich imiona. Najpierw spojrzeli na mnie zdziwieni, jakby byli pewni, że znam odpowiedź na to pytanie, ale potem zreflektowali się i wysyczeli po kolei: „Strach”, „Żal”, „Ból”, „Rozpacz” i „Upadek”... Znałam te słowa i byłam przekonana, że nie mogą to być imiona. Ale to nie była pierwsza rzecz, której nie rozumiałam, więc dałam spokój. Bawiliśmy się dalej... ... strach się mnoży, ubezwładnia, żal Ci pęta serce; wszystko boli mocniej niżbyś umiał znieść. Do wrót twoich rozpacz puka, 116 Psycho-narracje | Tajemniczy Goście Zwrotnica. Nasze psycho-narracje wnet wyważy je. I upadasz raz, i wciąż od nowa. Nie nadążasz wstawać, pęka tama zła... Moi Tajemniczy Goście wydawali się chcieć ze mną zaprzyjaźnić: spędzali ze mną mnóstwo czasu, a ich słowa, nawet, gdy ich nie było obok, wydawały się przenikać moją głowę na wskroś. A ja rosłam i coraz bardziej potrzebowałam kolegów i koleżanek, kogoś, kto próbowałby mi pomóc zrozumieć, co dzieje się wokół mnie. Może gdyby ktoś taki był, nie doszłoby do tego, do czego doszło. Zerówka i podstawówka - lata, gdy próbowałam pogodzić rzeczywistość, którą kreowali mi ludzie dookoła z rzeczywistością, którą widziałam własnymi oczyma. Nie udawało się tego uczynić. Było to tak samo niewykonalne, jak zapanowanie nad uczuciami -nowymi, ale jakże wielkimi: nienawiść, brak zgody... i wciąż nowe pokłady nienawiści. Tak, dużo tego we mnie było, przepełniało mnie po sam brzeg. Mniej więcej w tym okresie zaczęłam się coraz bardziej izolować. Wcześniej potrzebowałam towarzystwa ludzi, łaknęłam go mocno, aż przyszedł moment, gdy przestałam. Zrozumiałam, że nie pasuję do nich, że nie jestem jedną z nich. Odrzucałam wszystkich i to tak umiejętnie, że większość nawet się tego nie domyślała. Ale i tak, gdzie tylko się nie ruszyłam, byli wokół mnie ludzie. Czułam na sobie ich proszące o uwagę spojrzenia, ich towarzystwo. A ja już wolałam moich małych Gości. Oni dużo mi dawali, uczyli mnie patrzeć na wszystko z różnych perspektyw. Odwracali też moją uwagę od Zła, wokół którego krążyłam, wciąż niestrudzenie żywiąc je skrawkami swego rozpadającego się małego serduszka. Tak małego, a zdolnego pomieścić nieskończenie wielką miłość; nie taką normalną, ale taką, co niszczy, zżera człowieka od środka i w końcu stawia na swoim. W pewnym momencie widziałam też już jak różnie reagują moi Goście na różnych ludzi. Nie straszyli ich czy coś w tym rodzaju, ale 117 wręcz przeciwnie, jakby się bali, że zrobią coś nie tak i że w końcu ktoś odkryje zagadkę, że zauważą ich. Ale to nie było możliwe. Zwłaszcza, że i ja nie dawałam po sobie poznać, że ktoś taki istnieje, że coś się ze mną dzieje. Coraz bardziej, z każdym dniem i tygodniem bardziej. Ale po co miałam mówić? Oni tego nie czuli, nie zrozumieliby tego! A więc dalej bawiłam się z nimi w kotka i myszkę, w berka lub w chowanego... ... a czas leci, leci na łeb, na szyję... a ja błagam, błagam o spadochron, o drabinę, o dłoń, o pomocną dłoń. Są ze mną, są obok, cały czas... Tuż obok, na karku, noga przy nodze, dłoń przy dłoni, w sercu; dźgają w nie, ranią, żłobią ranę, która zagoić się nie ma szans... Ktoś, przed kim niegdyś świat stał otworem, zaczął się zmieniać w stroniącą od życia, „mrukowatą”, jak zwykło się o mnie mawiać, postać. Coraz bardziej się zamykałam, w sobie i we własnym świecie. Moi Goście podpowiadali mi, co robić, jak sprawić, żeby istnienie mniej bolało. Szeptali: „w tył, w tył - cofaj się, nikt nie zauważy... chowaj się, będzie mniej bolało, zobaczysz!...”, a ja wierzyłam. Po prostu nie chciałam, żeby tak bolało. Nie chciałam się tak wtedy w sobie kurczyć. Bałam się, że w pewnym momencie nie starczy mi już powietrza! Mijały dni, a ja zaczęłam w końcu mieć dość towarzystwa moich Gości, wydawało mi się, że nadużywają mojej gościnności. Znaliśmy się już kilka lat i wiedziałam już, że nie pomagają mi z troskliwości i tego typu pobudek, ale zwyczajnie ciągną mnie w swój świat. Ciągną 118 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje i zawłaszczają moją duszę, korzystając z tego, że nikt prócz mnie ich nie dostrzega. Zaczęło mnie to przerażać. Otworzyłam usta i odważyłam się o tym powiedzieć... ... już wiem, że ratując się wpadłam w jeszcze głębszą zasadzkę; nie widzę już ludzi, świat wokół mnie traci ostrość i stałość... ginę a nikt nie może mi pomóc... okręcam się wokół własnej osi i nie czuję już zapachu ludzkiego ciała, tylko odór gnicia; czuję tylko zmarłych, oni dzielą mój ból; łagodzą palące szramy na skórze... kleją plastry na moim sercu, widzą mnie... Przyznałam przed samą sobą, że stało się coś, co może być trudno odwrócić. Jak ostatnia naiwna dałam się pociągnąć za linię, zamiast biec do następnej bazy. Zaczęłam krzyczeć, wrzeszczeć i wyć o ratunek, a oni co? Że to chwilowe, że to jesień. Najbliższa mi osoba śmiała się z mojego bólu... Miotałam się jeszcze głupia, wierząc naiwnie, że dam radę się z tego wygrzebać. Wierzyłam w to. A potem już nic nie czułam, tylko nagi ból, który tak trudno było wypłakać w czyjś rękaw. Zaczęłam umierać. Powoli, co minutę tracąc jeden oddech. … .. . 119 Psycho-narracje | Tajemniczy Goście Żyłam. Przeżyłam. I żyję. Nie wiem, co będzie dalej, często wolę nawet nie wiedzieć, co będzie jutro. Jest trudno. I pewnie może być jeszcze trudniej. Ale ja już nie jestem tą małą, skuloną w kącie dziewczynką, bezradną i uparcie trzymającą się dłoni Tajemniczych Gości. Wiem, że oni nie byli moimi przyjaciółmi, wiem, że pragnęli mojej zguby. Teraz od nich stronię. Nie pożegnałam się z nimi ostatecznie, bo to chyba niemożliwe w życiu człowieka, ale już nigdy nie nazwę ich moimi Gośćmi, wyganiam ich, kiedy tylko zawitają u moich drzwi. Trudno jest zerwać z przy zwyczajeniami, ale pomagają mi ludzie. Ci, których kiedyś odpychałam, i mnóstwo nowych, których, gdy tylko się na to otworzyłam, poznałam. I muszę przyznać, że choć to bardziej ryzykowne i może czasem bolesne, to jednak te znajomości są bardziej konstruktywne. Dają mi szanse na przyszłość - jeszcze nie wiem, jaką, po prostu szansę na przyszłość. A więc GOODBYE Moi Tajemniczy Goście. Nigdy już z własnej woli Was nie zaproszę. 120 Psycho-narracje | Psycholandia. Nasze psychofantazje Psycholandia Nasze psychofantazje* * Opowiadanie powstało w ramach zajęć integracyjnych. Uczestnicy losowali kartki z różnymi słowami. Z przypadkowo wybranych słów (chciał, kino, biały, o!, pogoda, trampek, powoli, ufoludek, głowa, naprawdę, samochód, czerwony, wypasać, trawa, wiadro, chłopiec, zauroczył, przed, oko, musztarda, kasza) wymyślono tą zabawną historię. Tekst ma 28 autorów: młodzież, terapeuci i wolontariusze z Hostelu. Pewien głupiec chciał bardzo śpiewać na arenie cyrkowej, ponieważ zobaczył w kinie „High School Musical”. Żeby już poczuć się jak gwiazda, postanowił kupić białego mercedesa. „O! Jak fajnie jechać tym białym mercedesem!” Nagle pogoda załamała się. Od szalejącego wiatru mechanizm drzwi zepsuł się, otwierając je, i ciężka noga kierowcy spoczywająca na gazie podniosła się od skurczu, tak że trampek wypadł przed drzwi. Głupiec powoli, leniwie i niefrasobliwie odwrócił głowę w stronę trampka spoczywającego w kałuży. Wtem obok mercedesa wylądował statek kosmiczny i ufoludek pogłaskał go/jego/kierowcę/ głupca* po głowie. „Czy naprawdę istnieją takie stworki?” Samochód odpowiedział, że tak. Kierowca usłyszawszy to, zrobił się czerwony i na jego twarzy pojawiło się zdumienie. Doszedł do wniosku, że już nic w życiu go nie zdziwi i dlatego poszedł wypasać się na łące. Ponieważ trawa przestała mu smakować, zaczął wąchać kwiatki, a następnie podszedł do krowy i zaczął ją doić. I tak powstało Wypasione Mleko. „Muszę światu powiedzieć o historii Wypasionego Mleka” - pomyślał kierowca. Nalał mleko z bańki do stojącego nieopodal wiadra, ale w tym momencie przypomniał sobie o swoim porzuconym marzeniu śpiewania w cyrku. Odwracając się, spostrzegł, że u jego boku stoi mały cyrkowy chłopiec, przebrany za clowna. Zauroczył się tym cudownym dzieckiem. Wiedząc o marzeniu kierowcy, chłopiec przed przedstawieniem zaprowadził go do dyrektora cyrku. Ze zdziwienia oko kierowcy wypadło z oczodołu i zawisło na długim zwoju nerwów. „O! Musztarda po obiedzie” - powiedział ufoludek, serwując im kaszę. „Tak, tak, wszystko rozumiem, Andrzeju, ale teraz weź już leki” powiedziała pani oddziałowa. * Niepotrzebne skreślić 122 Foto-narracje Rozdział II FOTO-NARRACJE Serdecznie dziękujemy firmie NIKON za wypożyczenie 10 aparatów kompaktowych COOLPIX: S80, S1100pj, S2500, S8000, L21, L22 dla młodzieży z Hostelu w Zagórzu. Znany fotograf Rafał Milach pomógł nam wybrać 50 foto-narracji (spośród 1101 zdjęć) oraz ustalić ich kolejność w publikacji - również bardzo dziękujemy za to merytoryczne wsparcie Projektu. Fot. Kasia Fot. Klaudia Fot. Andrzej Fot. Andrzej Fot. Tomek Fot. Kasia 124 Foto-narracje Zwrotnica. Nasze psycho-narracje 125 Fot. Rachel Fot. Kasia Fot. Rachel Fot. Rachel Fot. Agnieszka Fot. Ewelina Fot. Andrzej Fot.Tomek Fot. Ewelina Fot. Agnieszka Fot. Kasia Fot. Andrzej 126 Foto-narracje Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Fot. Andrzej 127 Fot. Rachel Fot. Kasia Fot. Oliwia Fot. Kasia Fot. Rachel Fot. Andrzej Fot. Ewelina Fot. Rachel Fot. Rachel Fot. Rachel Fot. Rachel 128 Foto-narracje Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Fot. Kasia Fot. Klaudia Fot. Tomek Fot. Marta Fot. Andrzej Fot. Rachel Fot. Ewelina Fot. Rachel Fot. Andrzej Fot.Ewelina Fot. Kasia Fot. Rachel 129 130 Foto-narracje Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Fot. Kasia Fot. Kasia Fot. Tomek Fot. Krysia Fot. Klaudia Fot. Honorata 131 Fot. Rachel Fot. Rachel 132 Rozdział III dr ANSE LEROY (1933-2011) - ekspert socjopsychiatrii w Danii Fot. Salli Wahlberg dr Anse Leroy (1934 -2011) | I mojej zwrotnicy na imię Anse... Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Opowieść o dr Anse Leroy (1933 - 2011), duńskiej specjalistce psychiatrii, ekspercie socjopsychiatrii, która dla potrzebujących wsparcia w wielu krajach zrobiła niewyobrażalnie wiele. Narracja napodstawie tekstu Anny Serafin, opublikowanego w książce „EN GOD VEN er bedre end 10 psykiatere” (tłum. „PRZYJACIEL znaczy więcej niż 10 psychiatrów”), wydanej w Kopenhadze w roku 2003 z okazji jubileuszu 70-lecia dr Leroy (zmiany za zgodą wydawcy Det Europæiske Hus). Dr Anse Leroy była przez wiele lat przyjacielem i superwizorem Hostelu/ MORS w Zagórzu. Wspierała ideę powstania Ośrodka jeszcze w jego okresie prenatalnym, uczestniczyła nie tylko w jego narodzinach, lecz także we wszystkich jego krokach milowych, w tym w wielkiej dyskusji nad STANDARDAMI MORS. W publikacji „MORS - model, który warto powielać” dr Leroy napisała „(…) Nie mam wątpliwości, że MORS jest wyjątkowo innowacyjnym modelem nawet na międzynarodową skalę - problem młodzieży z zaburzeniami psychicznymi wymaga w Europie nowych rozwiązań, wymaga nowych modeli i międzynarodowej współpracy (…)”. Wrażliwość, dobroć, energia, mądrość i doświadczenie dr Anse Leroy zdecydowanie wpłynęły na klimat Zwrotnicy w Mazowieckim Parku Krajobrazowym. I mojej zwrotnicy na imię Anse… Godzina 6.35 rano - dzwonię do Anse. Wczesny poranek to naj- lepszy czas, by się z Nią skontaktować. O siódmej do gabinetu Anse na Østbanegade w Kopenhadze przychodzi już pierwszy pacjent. Mamy więc jeszcze chwilę, by porozmawiać. Jeśli uznam, że sprawa jest ważna i pilna, tak też traktuje ją Anse. Nie ocenia, nie wartościuje. Wsłuchuje się z pełną ciekawością w aktualne moje życie, życie przez ostatnie 10 lat otoczone Zagórzem.Taka poranna rozmowa uruchamia zawsze skuteczną strategię, by podołać temu, co wydawało mi się nie do podźwignięcia. 135 Jeśli dzwoni się do Anse na Jej domowy telefon, a Anse jest aktua lnie gdzieś w świecie, np. w Albanii, Rumunii, Brukseli, Rosji, Francji, Kosowie, Islandii, Macedonii, Londynie, Norwegii, Szwecji, Finlandii, na Litwie, w Polsce czy na Jutlandii, rozmowa automatycznie przełączana jest na Jej telefon komórkowy. Ale jeśli w słuchawce słychać „połączenie chwilowo jest niemożliwe do zrealizowania”, wiadomo, że Anse jest na spotkaniu Zarządu ICCD* w Nowym Jorku. Telefon Anse dzwoni ciągle. Ludzie telefonują zewsząd, by opowiedzieć o sobie, o coś zapytać, proszą o radę, spotkanie lub pomoc. Każda rozmowa jest ważna, każda ważna dla obu stron. Wiadomo, że Anse ma słabość do tych najsłabszych, tak jakby w pełni się z nimi identyfikowała. Ale Anse Leroy nie jest słaba, jest fantastycznie silna. Nieprawdopodobnie. Jej ograniczenia, wynikające z wątłej kondycji fizycznej, nie mają tu najmniejszego znaczenia. Życie Anse jest wielotorowe i pełne energii. Jej codzienność jest niezwykle intensywna, ale i codzienność wielu staje się wielobarwna dzięki Niej. Każdy dzień jest jednak również dniem „poezji codzienności” (określenie zaczerpnięte z tytułu wywiadu z Anse w książce „Sprækker i virkeligheden” - tłum. „Pęknięcia w rzeczywistości”). *** Po raz pierwszy spotkałam Anse w roku 1997 w Komitecie Helsińskim w Kopenhadze. Najbardziej utkwił mi z tego spotkania gest Jej „otwartych dłoni”. Dłonie delikatne i życzliwe. Z czasem mam okazję poznawać wielu ludzi z Anse najbliższego oto czenia. Cieszy mnie poznawanie wielowymiarowości Jej życia. Im dłużej znam Anse, tym bardziej wciągam się w Jej świat. Razem spędzamy coraz więcej czasu, już nie setki ale tysiące godzin, często w Jej lub w naszym domu lub tam, gdzie wskazuje Jej wypełniony po brzegi kalendarz. Bardzo dużo rozmawiamy, planujemy, pracujemy * International Center for Clubhouse Development – Międzynarodowe Centrum Rozwoju Fountain House (Domu pod Fontanną) 136 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje do bardzo późnych godzin nocnych, piszemy projekty, omawiamy ich cele, sposoby realizacji, ale też bardzo smakujemy chwile. Bardzo różne. Anse ma apetyt na życie, na wszystkie jego smaki. Nawet te bardzo gorzkie. Czasem próbujemy razem jeszcze gdzieś w Jej zapisany po brzegi terminarz wcisnąć jakiś wyjazd lub spotkanie; za chwilę mija termin składania aplikacji do fundacji Demokratifonden w Kopenhadze, po czym szybko trzeba przygotować raport z realizowanego duńskorumuńsko-albańskiego unijnego projektu, którego Anse jest inicjatorem i koordynatorem, dziś po południu są jeszcze spotkania rad społecznych w dwóch organizacjach pozarządowych, w następnym tygodniu przylatuje 7 osób z Tirany i Kosowa na seminarium; będą mieszkać u Anse, tak będzie taniej, zaraz po nich przylatują 3 osoby z Domu pod Fontanną z Nowego Jorku, też będę mieszkać u Anse. Dlaczego by nie? W międzyczasie dzwonią klienci, dzwonią i dzwonią, bo wszyscy mają i Jej numer, i też różne do Niej sprawy. Dlaczego by nie? W tym wszystkim Anse myśli o swojej córce Benedicte i bilecie lotniczym do Montpellier (przecież wnuk będzie tam konfirmowany w następnym miesiącu). Myśli też, żeby nie zapomnieć odpowiedzieć jeszcze dziś na ten ważny e-mail z WHO. Jutro na Konferencji, jako doradca ministra, będzie przedstawiała konieczność szerszego wspierania osób z zaburzeniami psychicznymi. Do tego, jako naczelny lekarz ds. socjopsychiatrii w Kopenhadze, ma pełno bieżących spraw. Kolejny dzień znów będzie pełen wyzwań. Wieczorem Anse zaplanowała odwiedzenie pewnej starszej pani, której nikt nie odwiedza i nie ma kto jej zrobić zakupów. Tymczasem dzwoni Kirsten i przypomina, że jutro po koncercie umówiły się u Anse w domu. W tym chaosie spraw odnaleźć jednak można największego stopnia wewnętrzny spokój i dojrzałość, jakie kiedykolwiek spotkałam. Tak wygląda wola, by czynić dobrze. Wrażliwość Anse jest niespotykana, 137 dr Anse Leroy (1934 -2011) | I mojej zwrotnicy na imię Anse... a rozmiar zrozumienia i konkretnej pomocy ogromny. I zawsze ma czas, dużo czasu dla Ciebie i Twoich problemów - czy to właśnie wszystko razem jest źródłem Jej siły? Anse często gości u siebie nie tylko swoich przyjaciół, ale i studyjne grupy, przygotowuje dla nich bardzo ciekawe, niezwykle intensywne programy, umawia na spotkania w Parlamencie, w ministerstwach, w kopenhaskim Ratuszu, na oddziałach psychiatrycznych, w różnych ośrodkach wsparcia i w fundacjach. Zawsze w czasie tych wizyt jest też czas na „pobycie razem” i spotkanie z duńską historią, demokracją i urokiem tego kraju. U Anse w domu spotkałam wielu bardzo różnych ludzi, od tych zagubionych, zaniedbanych, na dnie egzystencji, poprzez entuzjastycznych, fantastycznych ludzi z organizacji pozarządowych i wolontariuszy, po przedstawicieli elit nowojorskiego establishmentu. Rzecznik Praw z Norwegii, bogaci sponsorzy, profesorowie, artyści żyjący we własnych rytmach i tylko dla siebie, i całkiem zwykli ludzie. A wśród nich „pacjenci psychiatryczni”. Jej drzwi są zawsze otwarte. Dla wszystkich. Klimat Jej jakże dostojnego mieszkania jest też poezją; poezją ciepłą, przytulną, otuloną w pastelowy miękki pled i oświetloną płomykami świec. Żeby smak chwil był jak łyki świeżo palonej kawy. Anse pija kawę równie chętnie w cienkiej porcelanowej filiżance, jak i w wyszczerbionym naczyniu. Zależy od miejsca, czasu i kontekstu. By móc zgromadzić przy swoim stole jak najwięcej osób, w jadalni Anse stoi …dawny stół do ping-ponga, bardzo kolorowo, artystycznie pomalowany zachęca nie tylko do posiłku, ale jest częścią klimatu, którym się u Niej oddycha. Fot. Salli Wahlberg 138 Zwrotnica. Nasze psycho-narracje *** Po powrocie z Danii do Polski odwykam powoli od intensywności Jej życia. Często jednak odwiedzam Kopenhagę, a raczej Anse w Kopenhadze. Mam tam swój pokój. Bardzo wiele osób czuje, że u Anse w domu ma „swój pokój”. Znów zanurzam się w Jej intensywnym życiu i zachwycam nim. Po 3-4 dniach zaczynam jednak tęsknić do mojego „małego świata w Polsce”. Ale po powrocie do Warszawy przychodzi nowa tęsknota, niepokój i jakby narastały we mnie jakieś symptomy abstynencji. Ponieważ fenomen Anse uzależnia, ale w sposób pozytywny - bez bolesnych, szkodliwych i przerażających konsekwencji. Anse opowiada niewiele o sobie i nie oczekuje uwagi. Jak to się dzieje, że tak wiele osób ma z Nią tak dobry kontakt? Znam wielu Polaków, którzy świetnie się z Anse porozumiewają, mimo niemal całkowitej barier y językowej. To nie tylko kwestia języka ciała i empatii, ale zjawisko, którego nie potrafię opisać. W Hostelu w Zagórzu młodzież i terapeuci czerpią siły ze spotkań z Anse, są Nią zafascynowani i czują Jej bliskość, która budzi podziw. Czy jest możliwe, by poczuć taką bliskość już w czasie pierwszego spotkania czy kilkugodzinnej superwizji? Z Anse na pewno. Tym bardziej, że znalazł się czas nie tylko „na małe co nieco”, ale również, ku radości młodzieży, i na pogranie w tenisa stołowego. *** W rozmowach z politykami i decydentami różnych szczebli Anse budzi respekt i stwarza bardzo dobry klimat wokół często trudnych pro blemów dotyczących osób z zaburzeniami psychicznymi. Jej optymizm topi lody i przełamuje bariery. Z Anse wypracowywane są rozwiązania na poziomie krajowym. Również i u nas. W podejściu Anse dobre idee wymagają jedynie właściwych rozwiązań organizacyjnych. I zamieniają się w rzeczywistość. Anse jest od lat gorącą orędowniczką wspierania osób z zaburzeniami psychicznymi w ramach Domów pod Fontanną. 139 dr Anse Leroy (1934 -2011) | I mojej zwrotnicy na imię Anse... Kiedy droga dla Warszawskiego Domu pod Fontanną była już utorowana, Anse włącza się całą sobą w nowy projekt - Hostel w Zagórzu. Tym razem chodzi o młodzież ze schizofrenią i innymi poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Anse nie ma wątpliwości, że młodzież ta potrzebuje poszpitalnego wsparcia (oferta, której w Polsce bardzo brakuje). Anse ma wizję uruchomienia sieci takich hosteli - przy współpracy służby zdrowia, pomocy społecznej, edukacji i przy wsparciu ze strony samorządów. Uważa, że poza tym współfinansowaniem z różnych resortów, dofinansowania należy jeszcze szukać w programach unijnych i w Kościele. Wystarczająco dobrze znam Anse, by wierzyć, że to wszystko się wydarzy. Nowy proces został uruchomiony. *** Podczas pobytów Anse w Polsce staram się maksymalnie mobilizować, by nadążyć za tym wszystkim, co się wydarza. Te wizyty nie są długie w weekend zregeneruję siły, bo w sobotę Anse ma już spotkanie w Nowym Jorku; tam też są ludzie oczekujący wsparcia. O Anse w Nowym Jorku dużo by opowiadać. Ale dynamika Anse wycisza się całkowicie w momencie przekra czania progu naszego domu. Wtedy Anse żyje naszym życiem, naszym tempem, naszymi sprawami. Całkowicie wpisuje się w nasz rodzinny rytm, cieszy się ogrodem, chłonie promienie słońca w półcieniu pergoli, spędza powolne godziny przy kominku, grając z Marcinem w szachy albo słuchając z nami muzyki. Z zainteresowaniem ogląda polską telewizję, by wczuć się w to, co się dzieje u nas. Nie ocenia, nie porównuje, nie krytykuje. W sposób naturalny komentuje, dostrzega pozytywy, mówi o nich z prostotą i bez przesady. Chętnie ogląda piłkę nożną i opowiada zabawne historie z czasów, gdy sama była bramkarzem, kiedy chodziła do męskiej klasy. Anse jest obecna w naszym życiu. Bardzo. Gdy osiem lat temu przygotowywałam tekst o Anse z okazji Jej jubileuszu, zapytałam naszą dziewięcioletnią wówczas Martę, co powinnam napisać o Anse, odpowiedziała bez namysłu „oczywiście to, że jest taka dobra”. 140 dr Anse Leroy (1934 -2011) | ICCD z Nowego Yorku o Anse Leroy Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Wszyscy czujemy z Anse bardzo dużą bliskość. Ale wiemy też, że za chwilę Anse wyjedzie dalej, na 2-3 miesiące zniknie z naszego życia, by być gdzie indziej, z innymi, którzy też czują się z Nią bardzo zżyci. Może będzie u pacjenta ze szpitala psychiatrycznego w Tiranie, by pokazywać mu świat za murami szpitala, albo przy bezdomnym z Kopenhagi, albo w domu zapłakanej matki, której syn znów został przyjęty do szpitala wbrew swojej woli, a może z kimś, kto po prostu przyjdzie do Niej, by spędzić miłe chwile przy kawie. Ludzie wszędzie potrzebują wsparcia. *** W nadzwyczaj słoneczny majowy dzień 2011 roku pastor w Katedrze w Kopenhadze żegnał Anse słowami tak pięknymi, jak piękne było Jej życie. Było bardzo dużo ludzi. Przyjaciół. Zewsząd. ANna SErafin Myślę, że treść tej opowieści jest specjalnie czytelna dla osób z Hostelu. Wszyscy znaliśmy Anse . Wszyscy byliśmy z Nią bardzo blisko. Byliśmy też u Niej w domu, w Danii, oczywiście razem z hostelową młodzieżą. Anse nauczyła nas socjopsychiatrii, choć sama by raczej powiedziała „bycia po prostu na podorędziu”. Wspierała nas i nasze przedsięwzięcia. Pokazywała, że to, co robimy dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi, jest sensowne, nowoczesne i skuteczne. Uczyła łapania wiatru w żagle. My tę energię dziś przekazujemy naszej zagórzańskiej młodzieży – mam nadzieję, że można to dostrzec na stronach tej ZWROTNICY. Anse odeszła w kwietniowy dzień 2011 roku. W moje urodziny. Tego dnia po raz pierwszy nie zadzwonił do mnie Jej telefon. 141 Komunikat ICCD z Nowego Yorku publikowany w ZWROTNICY za zgodą Dyrektora Fountain House w Nowym Jorku - Kenn’a Dudek * Anse Leroy, M.D. *Unfortunately, we have lost Anse Leroy. After four months in hospital, she died on Saturday, April 30th 2011. Anse was a fiercely dedicated advocate for the Clubhouse model, both in theory and in practice. Anse devoted most of her life to trying to improve life circumstances for people living with mental illness. She was instrumental in developing the first Clubhouse in Denmark, and then helped to establish four more Danish Clubhouses. Anse was active in initiating a wide variety of projects to assist people with mental illness, all of which were built on the fundamental Clubhouse principles of equality, relationships, togetherness and cooperation. In recent years, Anse devoted most of time to establishing Clubhou ses in Eastern Europe, in Poland, Kosovo and Albania. She was also involved in Clubhouse development in Norway and Sweden. Anse served on the ICCD Board of Directors since its inception, in 1994. Anse dedicated her life to creating opportunities for people living with mental illness so that they might have meaningful and dignified lives. She was a tireless champion for human rights, always on the move. She felt at home in the presence of state leaders, business leaders, politicians and officials; but her preference was to surround herself with * ICCD - Międzynarodowe Centrum Rozwoju Domów-Klubów/ Domów pod Fontanną (International Center for Clubhouse Development).ICCD funkcjonuje od 1994 roku, przy pierwszym Fountain House w Nowym Jorku (rok założenia - 1948) współpracując z kolejnymi powstającymi na świecie ośrodkami. W 1987 roku sformułowano Międzynarodowe Standardy Domu pod Fontanną, które są aktualizowane co dwa lata z udziałem wszystkich Domów pod Fontanną zrzeszonych w ICCD. 142 dr Anse Leroy (1934 -2011) | ICCD z Nowego Yorku o Anse Leroy Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Niestety utraciliśmy Anse Leroy. Po czterech miesiącach pobytu w szpitalu odeszła w sobotę, 30 kwietnia 2011 r. Była wielkim orędownikiem, zarówno teorii jak i praktyki, Domów pod Fontanną, (Fountain House – przyp. red.). Anse poświęciła większość swojego życia, próbując poprawić jakość życia osób chorych psychicznie. Odegrała kluczową rolę w organizacji pierwszego Domu pod Fontanną w Danii, a następnie pomogła w założeniu czterech kolejnych duńskich ośrodków tego typu. Aktywnie inicjowała wiele różnorodnych projektów wspierających osoby z zaburzeniami psychicznymi, opartych na fundamentalnych założeniach Domów pod Fontanną: równości, relacji, wspólnoty i współpracy. W ciągu ostatnich lat zaangażowała się w organizację Domów pod Fontanną we Wschodniej Europie, w Polsce, Kosowie i Albanii, jak również w Szwecji i Norwegii. Była członkiem zarządu ICCD od jego założenia w 1994 roku. Celem życia Anse było stwarzanie ludziom cierpiącym na choroby psychiczne szans na życie godne i posiadające cel. Była niestrudzonym orędownikiem praw człowieka, w nieustającym działaniu. Czuła się swobodnie w towarzystwie przywódców państw, przedsiębiorców, polityków i przedstawicieli władz państwowych, ale wolała być otoczona niezliczonymi członkami Domów pod Fontanną, którzy zawsze gromadzili się wokół niej w poszukiwaniu porady i wsparcia. Drzwi jej domu zawsze były otwarte dla przyjaciół, wielu spośród nich było chorych psychicznie. 143 Zagraniczni goście odwiedzający Domy pod Fontanną w Danii mogli również liczyć na gościnę u Anse, niezależnie czy była w domu, czy nie. Jeśli nie było ich stać na hotel w Danii, Anse oferowała nocleg w swoim domu. Pomimo słabnącego w ostatnich latach zdrowia, Anse zawsze była dostępna, gotowa wspierać, służyć radą i pomagać zawsze i we wszystkim zawsze mając przy sobie osoby z zaburzeniami psychicznymi. Będzie Jej bardzo brakowało członkom i personelowi Domów pod Fontanną na całym świecie. tłum. Tomek Stępniewski Fot. Salli Wahlberg the countless Clubhouse members who always gathered around her for advice and guidance. Her home was always open to her friends, many of whom were men and women living with mental illness. Many foreign Clubhouse visitors to Denmark have also found her door open, whether she was at home or not. If you were in Denmark and could not afford a hotel, you were always welcome in her apartment. Despite her failing health in the last years, Anse was always there, ready to assist and advise or help with anything and everything always with members at her side. She will be deeply missed by Clubhouse members and staff around the world. 144 Mission Impossible Activity Network Socialization Education Labour market Emphaty Rehabilitation Occupation Yes, it is possible! STANDARDY MORS Zwrotnica. Nasze psycho-narracje Standardy MORS Międzyresortowego Ośrodka Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej1 (model rehabilitacji socjopsychiatrycznej dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi) MISJA 1. 2. Wyrównywanie szans młodzieży z zaburzeniami psychicznymi w życiu społecznym i zawodowym poprzez rehabilitację socjopsychiatryczną w MORS RozwójkrajowejsieciMORSwPolsce OFERTA 1. 2. Oferta rehabilitacji socjopsychiatrycznej dla młodzieży (16-21 r.ż.) z zaburzeniami ze spektrum schizofrenii i innymi zaburzeniami psychicznymi, dla której wsparcie wlokalnymśrodowiskujestniewystarczające MORS wpisuje się w Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego jako oferta psychiatriiśrodowiskowej CEL 1. Poprawafunkcjonowaniaspołecznegopoprzez: •usamodzielnianie •przeżywaniepozytywnychdoświadczeń •integracjęspołeczną •podnoszeniepoziomuwykształcenia •zwiększenieszansnapodjęciepierwszejpracy •poprawęzdrowiapsychicznego •wzrostpoczuciawłasnejwartości •poprawęjakościżycia POBYT 1. 2. 3. 4. 1 Zasadadobrowolnościpobytuiakceptacjimodelu ProceduryprzyjęciazależąodwewnętrznychustaleńOśrodka Czaspobytuuzależnionyodpotrzeb(od2mies.do2lat) Pobytystacjonarnelubdzienne Standardy opracowane na podstawie doświadczeń Modelowego Ośrodka Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej w Zagórzu – w ramach Programu Inicjatywy Wspólnotowej EQUAL, Projekt „PROGRES - Skoordynowane Partnerstwo: Pierwsze Zatrudnienie Celem Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej”. publikacja ostatnia.indd 47 147 2008-10-24 20:42:44 148 Słowniczek Aby zdiagnozować chorobę psychiczną muszą zostać spełnione kryteria diagnostyczne, które opisane są np. w „Międzynarodowej Klasyfikacji Zaburzeń psychicznych i Zaburzeń zachowania w ICD-10”. Należy pamiętać, że diagnozę choroby psychicznej może postawić tylko lekarz. Poniższe opisy nie zawierają wyczerpującego opisu, a jedynie są próbą przybliżenia czytelnikowi specyfiki danej choroby, zaburzenia czy objawu. Choroba afektywna dwubiegunowa (CHAD) - choroba, dla której charakterystyczne jest występowanie okresów nasilenia objawów depresyjnych oraz okresów, gdy osoba jest w stanie manii czy hipomanii. Leczenie odbywa się za pomocą leków i psychoterapii. Depresja - choroba, w której dominującym objawem jest uczucie smutku (zwane obniżonym nastrojem), utrata chęci do życia, spadek energii. Osoba chorująca na depresję może mieć myśli samobójcze i podejmować próby odebrania sobie życia. Depresję leczy się za pomocą leków antydepresyjnych oraz psychoterapii. DDA - skrót od określenia “Dorosłe Dzieci Alkoholików”. Nie jest to choroba, ale zespół cech, które są typowe dla osób wychowywanych w rodzinach z problemem uzależnienia. Należą do nich: niska samoocena, lęk przed utratą kontroli, poczucie winy, lęk przed wyrażaniem uczuć, nadmiernie rozwinięte poczucie odpowiedzialności, myślenie kategoriami “białe” albo “czarne”. Fobia społeczna - zaburzenie, w którym dominującym uczuciem jest poczucie zagrożenia, które pojawia się w sytuacjach społecznych. Obawa powoduje, że osoba unika sytuacji wywołujących ten stan, co zakłóca jej funkcjonowanie zawodowe, szkolne a także kontakty towarzyskie. Hipomania - stan m.in. podwyższonego nastoju, ale o mniejszym nasileniu niż w przypadku manii. Na ogół nie wymaga hospitalizacji. Leki antydepresyjne, uspokajające, nasenne i neuroleptyki, to leki stosowane w różnych zaburzeniach psychicznych. Mania - okres, w którym występuje stan podwyższonego nastroju, wzmożonej aktywności, ekspansywnego lub drażliwego nastroju. Osoba ma wówczas małą potrzebę snu, jest nadmiernie rozmowna, bezkrytycznie angażuje się w różne aktywności społeczne czy zawodowe, które mogą mieć przykre następstwa (niepoha mowane zakupy, niewłaściwe inwestycje, szkodliwe zachowania seksualne). Utrzymywanie się takiego stanu prowadzi do upośledzenia funkcjonowania społecznego (rodzinnego, zawodowego, codziennej aktywności ) i konieczna bywa hospitalizacja chorego, aby zapobiec wyrządzeniu krzywdy sobie lub innej osobie. Schizofrenia -choroba psychiczna, w której występują objawy wytwórcze (urojenia, halucynacje), objawy tak zwane „negatywne” (brak motywacji, wycofanie się z życia społecznego, spadek zdolności wyrażania emocji), dysfunkcje poznawcze (trudności z nauka, koncentracją). Choroba rozpoczyna się najczęściej pomiędzy 15 a 35 rokiem życia. Schizofrenię leczy się za pomocą leków przeciwpsychotycznych oraz różnych metod terapeutyczno – wspierających. Schizofrenia należy do tzw. zaburzeń psychotycznych. Zaburzenia osobowości - to typowy dla danej osoby zespół cech, przekonań, zachowań, które utrudniają lub uniemożliwiają satysfakcjonujące funkcjonowanie społeczne. Ważny jest kontekst kulturowy zachowań – to co jest normą w jednej kulturze, w innej może być postrzegane jako zaburzenie. Jest wiele typów zaburzeń osobowości np.: osobowość lękliwa, zależna, borderline, paranoiczna, dyssocjalna. Diagnozę stawia się w oparciu o kryteria diagnostyczne, tak jak w przypadku innych chorób czy zaburzeń. Leczenie zaburzeń osobowości opiera się na psychoterapii. Zaburzenia psychotyczne -jest to grupa zaburzeń psychicznych,w których występują objawy takie jak:omamy, halucynacje, urojenia, zachowania regresywne, niedostosowany nastrój, rozkojarzenie. Zaburzenia psycho tyczne dotyczą znacznych trudności w odbiorze rzeczywistości (pacjenci np. słyszą tzw. głosy, widzą nieistniejące w rzeczywistości obrazy, czy uważają, że są obserwowani, śledzeni i zagrożeni). Takie zaburzenia wymagają intensywnego leczenia zarówno farmakologicznego, jak i oddziaływań terapeutyczno- wspierających. Agnieszka Czechowska