Zwrotnica - Hostel - Ośrodek Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej

Transkrypt

Zwrotnica - Hostel - Ośrodek Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej
Zwrotnica
Nasze psycho-narracje
Z wywiadu z prof.dr hab. Jackiem Wciórką:
Na razie jesteśmy na etapie budowania świadomości. Nie tyle chodzi o to,
żeby wszyscy zakładali podobne ośrodki (jak MORS-przyp. red.), ale żeby
sobie uświadomili, jak bar­dzo są im potrzebne. Jak już tę barierę pokonamy,
to okaże się, że możliwości organizowania ośrodków jest sporo.
Ze wstępu dr n.med. Anny Serafin:
Opowieści, w które za chwilę się zanurzymy, są niezwykłe. Pisane własnym
życiorysem, własną wrażliwością, nieskażone kanonami poprawnego budo­
wania struktury tekstu i kontrolowanej w nim eskalacji napięcia. Są bolące
i budujące. Wzruszają i szokują. Każda na swój sposób odkrywa autenty­
czny świat przeżyć tych obolałych i wrażliwych, „którzy więcej czują i inaczej
rozumieją i dlatego bardziej cierpią” (prof. A. Kępiński).
Autorami narracji jest młodzież (15-25 lat) z Ośrodka Rehabilitacji
Socjopsychiatrycznej - MORS w Zagórzu k/W-wy.
Patronat medialny:
Publikacja sfinansowana ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego.
Zagórze k/Warszawy 2011
Publikacja “ZWROTNICA. Nasze psycho-narracje” powstała w trakcie realizacji projektu
“Ja też mam talent”. Projekt ten został sfinansowany ze środków Województwa Mazo­
wieckiego w ramach konkursu ofert na realizację w formie wspierania zadań z zakresu
rehabilitacji zawodowej i społecznej osób niepełnosprawnych ze środków Państwowego
Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych będących w 2011 roku w dyspozycji
Samorządu Województwa Mazowieckiego. Konkurs został ogłoszony przez Mazowieckie
Centrum Polityki Społecznej.
“Zwrotnica “to efekt pracy młodzieży z zaburzeniami psychicznymi z Modelowego Ośrodka
Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej - Hostel/MORS w Mazowieckim Centrum Neuro­
psychiatrii. Autorzy, przy wsparciu Zespołu Projektowego, w ciągu pięciu miesięcy twórczej
pracy stworzyli tę, mamy nadzieję, unikalną publikację.
Projekt “Ja też mam talent” jest spójny z nowoczesnymi tendencjami w rehabilitacji osób
z zaburzeniami psychicznymi i wpisuje się w Narodowy Program Zdrowia na lata
2007-2015 i Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego.
Projekt “Ja też mam talent” został przygotowany i był realizowany przez Stowarzy­szenie
na Rzecz Wsparcia i Rozwoju “PROGRES”, działające przy Hostelu w Zagórzu.
Kolegium Redakcyjne:
Agnieszka, Anastazja, Ania, Andrzej, Eleni, Ewelina, Julia, Kamil, Kasia, Klara, Marta,
Oliwia, Rachel, Sabina, Juliusz Ćwieluch, Seweryn Kasprzak, Anna Salwa, Anna Serafin,
Oprawa Artystyczna:
Ania, Andrzej, Asia, Ewelina, Honorata, Kasia, Kuba, Krysia, Michał, Oliwia, Rachel,
Tomasz Stępniewski
Projekt graficzny:
Tomasz Chmiel
Korekta:
Izabela Kowalczyk
Spis treści
WPROWADZENIE................................................................................................5
Zwrotnica w Mazowieckim Parku Krajobrazowym – Anna Serafin...............6
Kroki milowe MORS - Anna Salwa.................................................................13
Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką – Juliusz Ćwieluch...............16
Rozdział I
PSYCHO-NARRACJE.........................................................................................27
Berło - Anastazja..............................................................................................28
Demony na smyczy - Anna...............................................................................29
Zwrotnica - Eleni.............................................................................................34
Moja Zwrotnica - Klara....................................................................................35
Surrealizm naprawdę - A.O............................................................................50
Na rozdrożu - Andrzej.......................................................................................51
Pierwsze próby latania - Anna.........................................................................56
Trzy tematy - Anastazja....................................................................................57
Nikomu się to nie śniło - Eleni...........................................................................60
On - Agnieszka..................................................................................................65
Wybrałam życie - Julia.......................................................................................72
Jak zresztą zawsze - Rachel..............................................................................91
Pociąg nadziei - Marta......................................................................................95
Teraz jestem w Hostelu - Kamil........................................................................98
Jutrzenka - Kasia............................................................................................101
Tryptyk o tym co czuję - Sabina.......................................................................102
Matka Teresa w podartych rajstopach - Oliwia...............................................105
Tajemniczy Goście - Kasia...............................................................................113
Psycholandia. Nasze psychofantazje - autor zbiorowy......................................120
Rozdział II
FOTO-NARRACJE.................................................................................122
Druk:
DeSign FACTORY
Rozdział III
ANSE LEROY (1934-2011) - ekspert socjopsychiatrii w Danii..................133
Hostel / MORS w Zagórzu k/Warszawy
05-462 Wiązowna
tel. +48 022 789 90 06 wew. 107
www.centrumzagorze.pl
www.progres-equal.eu
I mojej zwrotnicy na imię Anse... - Anna Serafin.......................................134
ICCD z Nowego Yorku o Anse Leroy...........................................................141
Tłumaczenie Komunikatu ICCD - Tomasz Stępniewski................................142
Mission Impossible.........................................................................................144
Wizualizacja MORS.....................................................................................145
STANDARDY MORS - Zespół MORS w Zagórzu........................................146
Słowniczek – Agnieszka Czechowska..............................................................148
WPROWADZENIE
Wprowadzenie | Zwrotnica w Mazowieckim Parku Krajobrazowym
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
O nowoczesnej psychiatrii, tzw. pośrednich formach
wsparcia, o MORS-ie, o chorowaniu i zdrowieniu,
o ZWROTNICY i jej autorach
opowiada dr n.med. Anna Serafin,
kierownik Hostelu dla młodzieży z zaburzeniami
psychicznymi w Zagórzu
Zwrotnica w Mazowieckim Parku Krajobrazowym
Opowieści, w które za chwilę się zanurzymy, są niezwykłe. Pisane
własnym życiorysem, własną wrażliwością, nieskażone kanonami
poprawnego budowania struktury tekstu i kontrolowanej w nim eskalacji
napięcia. Są bolące i budujące. Wzruszają i szokują. Każda na swój sposób
odkrywa autentyczny świat przeżyć tych obolałych i wrażliwych, „którzy
więcej czują i inaczej rozumieją i dlatego bardziej cierpią” (w nawiązaniu
do dedykacji Profesora Kępińskiego w jednej z Jego monografii - dla
osób interesujących się zdrowiem psychicznym książek prawdziwie
wyjątkowych).
W ZWROTNICY pokazujemy świat młodych osób z „diagnozami psychiatrycznymi”. Ci młodzi ludzie po trudnych doświadczeniach
choroby psychicznej przestawiają się na inny tor - Q zdrowiu. Narracje te
zostały jakby zatrzymane w kadrze (opisane i sfotografowane), by teraz
znów toczyć się dalej. Ich autorzy opisują swoje sposoby przekładania
życiowych wajch właśnie na zdrowienie (ang. recovery – w dobie naszej
unijnej prezydencji wtrącenie europejskich wyrażeń jest chyba zgodne
z duchem czasów i modernizacyjnymi tendencjami, ale oczywiście jest
to kwestia dyskusyjna). Mają oni 15-25 lat i za sobą na ogół pobyty na
oddziałach psychiatrycznych (od 0 do 14 !!!) .
flady zapisków, z retrospektywnej refleksji, z nowoczesnego dokumentu,
jakim staje się blog, a nawet z bieżącego „automonitoringu” nasilających
się objawów.
Autorami opowieści są młodzi ludzie z Hostelu - Ośrodka Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej dla młodzieży z zaburzeniami psychi­
cznymi w Zagórzu
Socjopsychiatria jest stosunkowo nowym terminem w literaturze
przedmiotu, tym bardziej u nas, gdzie Narodowy Program Ochrony
Zdrowia Psychicznego ma dopiero przestawić tor myślenia na model
środowiskowy. Obecnie w wielu krajach europejskich realizowany jest
właśnie środowiskowy model opieki psychiatrycznej i rozwijane są tam
różne formy wsparcia i „opieki pośredniej”, w tym również hostele.
Profesor Jacek Wciórka, przewodniczący Zespołu, który opracował
Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego, mówi w wywia­
dzie zamieszczonym przed psycho-narracjami właśnie o wizji pomocy
osobom z zaburzeniami psychicznymi w Polsce i o innych ważnych
problemach związanych ze zdrowiem psychicznym.
Nasz Hostel w Zagórzu od początku podążał za aktualnymi trendami w nowoczesnej psychiatrii, szczególną wagę przywiązując do takich,
coraz bardziej przyjętych również i u nas pojęć, jak: empowerment, dialogue, progress, participation, motivation, innovation, international cooperation i oczywiście recovery.
Zebrane psycho-auto-narracje są bardzo różne (i w swojej treści
i w formie); zbudowane ze strzępków wspomnień, z wyciągniętych z szu-
7
8
Wprowadzenie | Zwrotnica w Mazowieckim Parku Krajobrazowym
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Ośrodek powstał z inspiracji rozwiązań skandynawskich, gdzie po­
szpitalna opieka dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi ma już
stosunkowo długą tradycję. Dzięki wsparciu merytorycznemu duńskiego
eksperta socjopsychiatrii dr Anse Leroy, otwartości Dyrekcji Mazo­
wieckiego Centrum Neuropsychiatrii i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży,
przychylności Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowie­
ckiego oraz finansowaniu przez NFZ stworzyliśmy w Zagórzu miejsce,
w którym młody człowiek ma możliwość odzyskania zabranej mu przez
chorobę psychiczną równo­wagi.
Już sam budynek Hostelu, nowo­
czesny, a jednocześnie kame­ralny,
całkowicie wtopiony w Mazowiecki
Park Krajobrazowy, stwarza atmosferę
sprzyjającą zdro­wieniu. Nasz Hostel
ma dziś już swoją ośmioletnią historię
i nagromadzone doświadczenia w zakresie pomocy wielu młodym ludziom.
Szcze­gólnie intensywnym okresem
były lata reali­zacji w Hostelu unijnego
projektu EQUAL, kiedy to ośrodek
funkcjonował, jako MORS - Modelowy
Ośrodek Rehabilitacji Socjopsychia­
trycznej. Stąd nazwy MORS i Hostel
stosowane są w tekstach zamiennie. W 2007 r. MORS uzyskał prawo
posługiwania się europejskim logo
„Równe szanse dla wszystkich”. W 2009
r. otrzymaliśmy Dyplom Uznania za
„dobrą praktykę w dziedzinie ochrony
zdrowia” w ogólno­polskim konkursie
Innowacja dla Zdrowia.
9
MORS jest miejscem wielowymiarowym: tu splatają się poczucie
bezpieczeństwa i stawianie sobie realnych wyzwań, dialog, przyjaźń,
tole­rancja, przynależność i aktywność, nowe doświadczenia, demokracja,
nauka szkolna i uczenie się życia, poczucie humoru, wykorzystywanie
swoich kompetencji i odkrywanie potencjału, ciepło, serdeczność, ale
i określone ramy i granice, farmakoterapia, doradztwo zawodowe oraz
wolontariat, zwykłe, codzienne obowiązki, radość oraz radzenie sobie
z objawami i z… czasem wolnym. W splocie tego wszystkiego mieszkaniec Ośrodka uczy się odpowiedzialności, dążenia do wyznaczonych
sobie celów, nawiązuje kontakty, przebywa w grupie, dyskutuje przy
wspólnych posiłkach o tym, jak, mimo wszystko, smakować życie. Każdy
z nich ma indywidualne wsparcie terapeutów „szyte na swoją miarę”.
I z czasem, bogatszy o różne pozytywne doświadczenia, coraz szerzej
postrzega otaczający nas świat, coraz więcej się w niego angażuje, coraz
lepiej sobie z nim radzi i coraz bardziej świadomie bierze aktywny udział
we własnym zdrowieniu. To zaangażowanie określa się w psychiatrii
właśnie terminem empowerment.
10
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
W Zagórzu można wzmocnić swoje siły psychiczne i fizyczne,
odnaleźć się wśród rówieśników, podjąć naukę w lokalnym liceum lub
w warszawskiej szkole zawodowej, a może nawet rozpocząć studia na
wymarzonej uczelni. Mieszkaniec Hostelu powoli wychodzi z izolacji
w społeczną aktywność. Pojawia się światełko w tunelu - perspektywa
powrotu do swojego naturalnego środowiska.
Natura chorób psychicznych jest jednak taka, że mają one tendencje
do nawrotów. Wiadomo, że odpowiednie wsparcie znacznie zmniejsza to
ryzyko. A Hostel taką ma właśnie spełniać rolę. Wiele z przebywających
w takim ośrodku osób dobrze wie, co to jest lęk, urojenia, halucynacje
czy depresja. Objawy te często powodują izolację, rezygnację, bezsilność,
przerywanie nauki czy pracy, a nawet zachowania destrukcyjne, łącznie
z próbami samobójczymi. Choroba psychiczna jest niewątpliwie sytuacją
szczególnie trudną dla młodego człowieka, lecz również i dla jego oto­
czenia. W trakcie leczenia na oddziale psychiatrycznym objawy powoli
ustępują. Pojawia się chęć powrotu do domu i szkoły. Jednak powrót ten
okazuje się wyjątkowo trudny. W obawie przed światem izolacja znów
się pogłębia… objawy znów się nasilają… i znów szpital….. .
Wprowadzenie | Zwrotnica w Mazowieckim Parku Krajobrazowym
Czym jest choroba psychiczna i zdrowienie oraz czy Hostel
staje się zwrotnicą w życiu jego mieszkańców - o tym jest właśnie ta
publikacja.
Przygotowania tych auto-narracji były chwilą zatrzymania się,
refle­ksji nad sobą, swoim chorowaniem, pochyleniem się nad kartką
papieru, by wykorzystać zepchnięte przez lęk zapomniane możliwości.
W swoich tekstach autorzy dopuścili do głosu nie tylko własną wrażliwość
i literackie talenty, ale również swoje (często całkiem realne) marzenia.
Te głosy okazywały się nawet silniejsze niż „głosy chorobowe” (halucy­
nacje). Liczyła się koncentracja na własnym potencjale, a nie na chorobie i jej objawach. Również sama ZWROTNICA przestawiała myślenie
autorów na tor zdrowienia i Q społeczeństwu.
Kolegium Redakcyjne, składające się z autorów publikacji i realizatorów Projektu*, wspólnie pracowało nad tekstami, jednak wszelkie inge­
rencje były raczej sugestiami i komentarzami, które autorzy uwzględniali
w stopniu im odpowiadającym. Kolegium to pełniło funkcję akuszera, który przede wszystkim nie może zaszkodzić, pomaga tam, gdzie
można ulżyć i bardzo dba o to, by po drodze nic złego się nie wydarzyło.
Bo ryzyko pogorszeń i nawrotów choroby psychicznej karmi się stresem.
A wtedy potwory atakują….
Mam nadzieję, że sam podtytuł - NASZE PSYCHO-NARRACJE,
zaciekawia i przygotowuje Czytelnika na spotkania z wyjątkowymi
autorami i że te auto-opowieści pomogą Czytelnikowi poznać świat
młodych osób z zaburzeniami psychicznymi, jak również zrozumieć
związane z nimi ogromne emocjonalne i socjalne konsekwencje. Mam
również nadzieję, że publikacja ta przyczyni się do koniecznej, już i u nas,
szerokiej debaty na ten temat.
Tak powstawał MORS...
11
* Publikacja w ramach Projektu „Ja też mam talent” finansowanego ze środków Samorządu
Wojewó­dztwa Mazowieckiego
12
Wprowadzenie | Kroki milowe MORS
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Te nasze liczne redakcyjne spotkania przy kawie miały w sobie
klimat, z którym trudno dziś nam się rozstać. Teraz zastępują go jednak radość i satysfakcja, że cel został osiągnięty. A do celu dojechaliśmy
nie tylko w dobrym formach, ale i na czas – zapraszam więc do środka
Zwrotnicy!
Będąc pod głębokim wrażeniem tych opowieści Ania Serafin
P.S Chciałabym bardzo podziękować Młodzieży za te nasze Kolegia
Redakcyjne, za indywidualną pracę nad tekstami, za pełne zaangażowanie
w Projekt i w opowieści o sobie, za okazane wzajemne zaufanie, za szczerość,
otwartość, za cierpliwość i delikatność, ale także za konstruktywną krytykę,
za te osobiste foto-narracje, jak również za zrozumienie potencjalnej wartości
społecznej takiej publikacji. Za to, że mamy naszą ZWROTNICĘ.
Wspólna realizacja tego Projektu z Anią Salwą - psychologiem,
Sewerynem Kasprzakiem - terapeutą zajęciowym, Tomkiem Chmielem –
psychologiem i wolontariuszem Tomkiem Stępniewskim oraz czuwającym
nad nami, byśmy nie wypadli z torów, red. Julkiem Ćwieluchem była dla
mnie prawdziwą przyjemnością.
A może c.d.n.?
Zagórze k /W-wy 29.11.2011
13
Kroki milowe MORS
2001
•
Decyzja Dyrekcji Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii
i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży w Zagórzu k/Warszawy
o możliwości utworzenia w strukturach Centrum Hostelu dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi (w oparciu
o doświadczenia duńskie).
•
Wpisanie do Statutu Centrum: Hostel - Ośrodek Rehabilitacji
Socjopsychiatrycznej.
2002
•
Adaptacja budynku przeznaczonego na Hostel (finansowana
przez dr Anse Leroy / The European House z Danii i Association
Femmes d’Europa z Belgii
2003
•
Otwarcie Hostelu “Domus Zagórze” i rozpoczęcie rehabilitacji
socjopsychiatrycznej 9 młodych osób z zaburzeniami psychicznymi ze spektrum schizofrenii.
2004
•
Przygotowanie aplikacji do Programu Inicjatyw Wspólnotowych
EQUAL - projekt „PROGRES - Skoordynowane Partnerstwo:
Pierwsze Zatrudnienie Celem Socjopsychiatrycznej Rehabilitacji”.
•
16.11.2004 - Decyzja EQUAL o akceptacji projektu “PROGRES”
(w partnerstwie - Fundacja Domus Europaea, Mazowieckie Centrum Neuropsychiatrii i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży, Zespół
Szkół Specjalnych w Zagórzu oraz z partnerami z: Danii, Szwecji,
Niemiec i Austrii).
2005
•
Plany architektoniczne dla rozbudowy Hostelu w MORS/
Modelowy Ośrodek Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej (finansowane przez duńską Fundację Grete Mikaelsen).
14
Wprowadzenie | Kroki milowe MORS
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
2004 - 2008
•
Realizacja Projektu (16.11.2004-31.03. 2008); “laboratorium
dobrej praktyki MORS” w ramach Projektu PROGRES /
EQUAL
2006
•
Rozbudowa MORS (finansowana przez Urząd Marszałkowski
Województwa Mazowieckiego oraz EQUAL).
2007
•
5.10.2007 - Oficjalne otwarcie nowej siedziby MORS (dla 20
osób).
•
Przyznanie modelowi MORS loga Równych Szans dla Wszy­stkich.
•
Wypracowanie STANDARDÓW MORS.
2008
•
Wydanie publikacji “MORS – model, który warto powielać
z rekomendacją konsultanta krajowego prof. dr hab. Ireny
Namysłowskiej oraz Albumu fotograficznego „MORS w obiektywie Progresywnej Grupy Fotograficznej”.
•
31.03 2008 - seminarium zamykające projekt PROGRES
(z udziałem wielu gości).
•
Prezentacja modelu MORS na XIV Światowym Kongresie Psychiatrów w Pradze
1.06.2008 - Dalsza działalność MORS w ramach oferty Hostel.
2009
•
05.06.2009 - Utworzenie przy MORS Stowarzyszenia na Rzecz
Wsparcia i Rozwoju PROGRES.
•
Przyznanie przez kapitułę ogólnopolskiego Konkursu Innowacja
dla Zdrowia Dyplomu Uznania dla MORS za “Dobrą praktykę
w dziedzinie ochrony zdrowia”.
2010
•
Realizacja rocznego projektu BZZZ w ramach unijnego programu
Youth in action.
15
2011
•
01.01.2011 – Przekształcenie Centrum w NZOZ.
•
12.07 – 30.11.2011 - Realizacja projektu “Ja też mam talent”
finanso­wanego ze środków Samorządu Województwa Mazo­
wieckiego.
•
11.2011 - Wydanie publikacji “ZWROTNICA. Nasze psychonarracje”.
•
29.11.2011 - Promocja publikacji “ZWROTNICA. Nasze psycho­narracje” w Traffic Club w Warszawie.
Dalszy rozwój Hostelu w oparciu o doświadczenia z Uniwersytetu
w Edynburgu/Szkocja i współpracę z Danią.
W Hostelu ważną funkcję, obok wieloprofesjonalnego Zespołu, pełnią
wolontariusze/praktykanci.
Współpraca z wieloma ośrodkami w kraju i za granicą, w tym z:
1. Uniwersytetem Warszawskim - w ramach projektu unijnego
“Ini­cjatywa Korczakowska”’
2. Akademią Pedagogiki Specjalnej,
3. Instytutem Psychiatrii i Neurologii.
Konsultanci merytoryczni Hostelu:
2001 - 2011 - dr Anse Leroy, ekspert socjopsychiatrii z Danii.
2009 - prof. Maria Załuska, kierownik IV Kliniki Psychiatrii,
Instytut Psychiatrii i Neurologii.
Finansowanie
•
Bieżąca działalność Hostelu jest finansowana z Narodowego
Funduszu Zdrowia.
•
Dofinansowywania - w ramach projektów realizowanych przez
Stowarzyszenie na Rzecz Wsparcia i Rozwoju PROGRES.
Anna Salwa
16
Wprowadzenie | Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Prof. Jacek Wciórka – psychiatra, kieruje I Kliniką
Psychiatryczną w Instytucie Psychiatrii i Neurologii
w Warszawie, jest konsultantem woje­wódzkim
w
dziedzinie
psychiatrii
na
Mazowszu,
współredagował Narodowy Program Ochrony
Zdro­wia Psychicznego i obecnie uczestniczy w jego
wdrażaniu, przewodniczy Komisji Reformy Opieki
Psychiatrycznej Polskiego Towarzystwa Psychia­
trycznego, redaguje kwartalnik Postępy Psychiatrii i
Neurologii oraz dwumiesięcznik Psychia­tria po Dyplomie, opublikował szereg artykułów z zakresu psychiatrii klinicznej i społecznej.
Piramida barier
Panie profesorze jak to jest, że chorzy psychicznie właściwie nie istnieją
społecznie, a jednocześnie stanowią całkiem spory odsetek populacji?
Prof. Jacek Wciórka, psychiatra, konsultant wojewódzki na
Mazowszu - Czasem cierpią w milczeniu i nikt nie wie, w jakim naprawdę
są stanie. Czasem funkcjonują na pograniczu, jako trochę niezwyczajnie
zachowujący się ludzie, ale tolerowani. A czasem po prostu żyją pod
opieką rodzin lub samotnie i nie korzystają z tych możliwości pomocy,
które są. Nie przebijają się ze swoimi potrzebami.
A co na ich temat mówią statystyki. Ja słyszałem o takich, które ogólną
liczbę osób dotkniętych różnego rodzajami schorzeń psychicznych szacują
aż na około 5 procent.
- Te szacunki są różne i dosyć przybliżone. Tym bardziej, że skala
tak zwanych niezaspokojonych potrzeb, potrzeb nieodkrytych jest spora.
W przypadku niektórych zaburzeń psychicznych jak np. choroby afekty­
wne czy schizofrenia, mniej więcej połowa tej cierpiącej populacji nie
zgłasza się ze swoimi potrzebami. Stanowią grupę ludzi, których potrzeby zdrowotne pozostają niezaspokojone.
17
Jeżeli do specjalisty nie dociera młody człowiek, to znaczy, że na prze­
szkodzie stoi rodzina. Albo nie umie mu pomóc, albo nie chce umieć.
- Rodzice często mają w głowie obawę przed naznaczeniem,
napiętnowaniem, stygmatyzacją. Balastu, który może boleśnie dotykać
i obciążać młodego człowieka. I starają się mu tego zaoszczędzić. Wy­
daje im się, że w ten sposób chronią swoje dziecko. Myślę, że w odczuciu
wielu ludzi pójście do psychiatry jest decyzją niemal straceńczą. Trakto­
wane jest, jako ostateczność. Częściej wykorzystywane są inne, potencja­
lne źródła pomocy, tkwiące na przykład w rodzinie, w innych specja­
listach. Czasem jest to psycholog, bywa ksiądz, jakiś terapeuta.
Liczą, że to się samo wyleczy?
- Skala niewiedzy na temat chorób, zaburzeń psychicznych jest
przeogromna. Myślę, że rzeczywiście wielu ludzi czeka, że to się samo
rozwiąże, bo przecież natura wszystko rozwiązuje. Duża grupa oczekuje
pomocy od lekarzy, byle nie byli to psychiatrzy.
No i jak, rozwiązuje się samo?
- Czasem tak. Są na świecie badania, z których wynika, że możliwe
są mikrokryzysy zdrowotne, które właściwie przemijają bez echa. Jednak
trudno powiedzieć i prognozować, które z zapowiadających objawów
zwiastunowych przekształcą się w poważniejszy kryzys, a które przy
pomocy jakiś niespecjalistycznych mechanizmów radzenia sobie ulegną
przezwyciężeniu.
Po przeczytaniu „Schizofrenii” Kępińskiego odnalazłem u siebie
szereg objawów schizofrenii wieku szkolnego. Ale czy rzeczywiście działo
się ze mną coś złego, czy po prostu ciężej wchodziłem w dorosłość?
- Problem polega na tym, że tak zwane objawy zwiastunowe,
zapowiadające poważny kryzys, są bardzo niespecyficzne. Czasami
nawet łatwe do zbagatelizowania. Niepokój, zaburzenia snu, niemożność
koncentracji, trudności w podołaniu obowiązkom. Natomiast, kiedy
zaczynają się te specyficzne trudności, które już wszystkich stawiają
wobec konieczności reakcji, to już jest właściwie trochę za późno.
18
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Na jakie sygnały rodzic powinien zwrócić uwagę?
- Na każde, które wyraźnie utrudniają funkcjonowanie młodemu
człowiekowi. Problem polega na tym, że obawa przed stygmatyzacją jest
często silniejsza, niż obawy o zdrowie dziecka. Dlatego na świecie te
ośrodki, które zajmują się interwencją w tych wczesnych, zapowiadających
fazach różnych zaburzeń, są zwykle organizowane tak, żeby nie wisiał
nad nimi szyld psychiatrii. I wtedy okazuje się, że można wyłowić zna­
cznie więcej problemów i je w porę rozwiązać. Udzielić takiego wsparcia, które zapobiegnie przekształceniu zapowiedzi kryzysu w rozwinięty
kryzys psychotyczny.
Ten strach dotyczy całej populacji. Wojskową klinikę psychiatryczną
trzeba było przemianować na klinikę stresu bojowego, bo żołnierze nie
chcieli się tam leczyć. Czy możemy wskazać pulę sygnałów, które oznaczają
konieczność konsultacji z psychiatrą?
- Mówiąc najprościej, kiedy rodzice przestają rozumieć zachowanie
dziecka. Kiedy ono komunikuje im różne swoje potrzeby w sposób,
którego dotąd nie obserwowali. Kiedy mówi, że, na przykład: czuje się
śledzone, prowokowane, przerażone lub zrozpaczone, albo gdy mówi
do siebie, zamyka się w sobie, łatwo rozdrażnia się, unika ludzi, traci
zainteresowanie szkołą, rówieśnikami.
Od razu zaczynamy od psychiatry?
- Tak byłoby najlepiej. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest
łatwa decyzja. Dlatego można spróbować zacząć od ośrodków wcze­
snej interwencji. To może być szkolny psycholog, specjalista z poradni
interwencji kryzysowej. Ale w większości tych miejsc będzie to pomoc
doraźna. A w takich sytuacjach potrzeba zdecydowanej oceny, wdrożenia
właściwego postępowania.
Pokonać strach przed wizytą u psychiatry to jedno, a dostać się do niego
to drugie. Jaka jest dostępność psychiatrów dziecięcych?
- Fatalna. W niektórych województwach nie ma praktycznie miejsc,
19
Wprowadzenie | Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką
do których można by się zgłaszać z dziećmi czy młodzieżą. Psychiatria
dzieci i młodzieży cierpi na ogromny niedostatek specjalistów. To jeden
z powodów, dla których ta dostępność jest taka kiepska.
To jest kryzys na zamówienie. Jeszcze niedawno droga edukacji
specjalistów była potwornie wydłużona.
- Teraz teoretycznie nie ma już tego problemu. Od kilku lat
psychiatria dzieci i młodzieży funkcjonuje jako odrębna specjalizacja,
więc nabór może być już po studiach. Natomiast nabór na tę specjalizację
nie jest oszałamiająco duży. Ostatnio i na psychiatrię dorosłych, i na
psychiatrię dziecięcą uzyskiwaliśmy w województwach pojedyncze
miejsca rezydenckie. Nie ma się też specjalnie gdzie szkolić, bo placówek
dziecięcych i młodzieżowych jest bardzo niewiele. Mam nadzieję, że
teraz będzie lepiej.
To co ma zrobić rodzic, w którego województwie nie ma takiego
specjalisty, czy on może pojechać na przykład do Warszawy?
- Może. Ale najlepiej zrobi, na początek idąc do psychiatry dla
dorosłych, który poradzi sobie z wieloma kłopotami. Być może nie ze
wszystkimi i nie z taką łatwością, ale poradzi sobie. Przez lata w psychiatrii dzieci i młodzieży funkcjonowało całe grono kolegów z dorosłej
psychiatrii i radzili sobie.
Stygmatyzacja to tylko jedna z barier. Myślę, że zasadniczą jest
przekonanie, że przecież dzieci nie chorują psychicznie.
- Niestety, to fałszywe przekonanie. Większość poważnych chorób
może zaczynać się całkiem wcześnie, właśnie w wieku młodzieżowym.
Małe dzieci też czasami chorują. Nie są to sprawy częste. Dzieci chorują
inaczej, ale też chorują psychicznie.
Kiedy już dziecko wpadnie w chorobę, najważniejsze to trafić do
specjalisty. A później?
- Mieć oparcie. Dziecku potrzebne jest oparcie w rodzicach. A rodzicom jakieś wsparcie fachowe, np. psychologiczne. Nie jest łatwo udźwignąć
20
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
ciężar choroby własnego dziecka, zwłaszcza w takim wczesnym okresie życia. To rodzi rozmaite odczucia, analizowanie czy nie popełniłem
błędu. Można się jeszcze spotkać z oskarżeniami, że to rodzice są winni, że dziecko odziedziczyło chorobę po nich. Albo, że popełnili jakieś
błędy wychowawcze. Wyniki badań kwestionują te twierdzenia. Ale był
taki okres, kiedy rodzice doświadczali presji różnych oskarżeń. To może
być jeden z powodów, dla których niechętnie ujawniają chorobę dziecka.
Niezależnie od wszystkich teorii psychiatrycznych, rodzi to w nich po­
czucie winy i potrzeby analizowania swoich potencjalnych błędów. Biorą
na swoje barki poważne obciążenie. Samemu trudno je przezwyciężyć.
Trzeba sięgnąć po pomoc.
Moje kilkuletnie doświadczenie w kontaktach z młodzieżą dotkniętą
chorobą wskazuje, że wiele rodzin nakłada na dzieci dodatkowy ciężar
wstydu i milczenia o swoich przeżyciach. To jeszcze bardziej utrudnia im
powrót do normalności?
- No tak, bo uczą, że ich cierpienie jest jakieś be, że nie można
z tym cierpieniem poradzić sobie w taki sposób, w jaki człowiek radzi
sobie z różnymi innymi problemami zdrowia. Rozumiem tych rodziców.
Z badań wynika, że siedemdziesiąt procent Polaków sądzi, że to są
choroby, których należy się wstydzić i je ukrywać. To oczywiście powo­
duje, że wczesna interwencja jest bardzo trudna. W efekcie do specjalisty
chorzy docierają najczęściej za późno. Kiedy już naprawdę nie da się
ukryć objawów. A cierpienie bez pomocy utrwala dysfunkcjonalne sposoby reagowania.
A jaka jest zależność pomiędzy chorobą psychiczną u młodzieży
a próbami samobójczymi?
- Większość zaburzeń psychicznych niewątpliwie wiąże się ze
zwiększonym ryzykiem prób samobójczych młodzieży w stosunku
do ogólnej populacji. Najbardziej niepokojący jest rosnący trend
występowania tego zjawiska. Kiedyś ryzyko samobójstwa w młodszym
wieku nie było tak duże.
21
Wprowadzenie | Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką
Co się zmieniło?
- Właściwie nie mam podstaw badawczych, żeby tu cokolwiek
twierdzić na pewno. Moim zdaniem, można wysuwać cały szereg hipotetycznych pomysłów wyjaśniających. Na przykład wskazujących na
bezradność wobec życiowych przeciwności. Współczesny, kulturowy
postulat wychowawczy sugeruje, że życie ma być pasmem pomyślności
i sukcesów, że sukces jest miarą udanego życia. Nie ma miejsca na niepowodzenia.
Życie jak w serialu?
- Wszyscy są piękni, zdolni, ładni. Mieszkają bogato, żyją bez
trudności, bez trosk materialnych, bez żadnych trosk. Jeśli mają kłopoty,
to wybrać z kim związać się dziś, a z kim jutro. Wychowany na tej iluzji
młody człowiek skonfrontowany potem z rzeczywistością bardzo szybko zostaje przez nią sponiewierany. Nikt go nie uczył jak sobie radzić
w trudnych życiowych sytuacjach. Serialowa iluzja zamyka wielu młodym
ludziom klarowny dawniej przekaz dotyczący ich przyszłości. Nie ma
jasnej, prostej i cenionej ścieżki rozwoju życiowego typu - szkoła, praca,
rodzina. Załamało się, czy może raczej zakwestionowano wiele tradycyjnych wartości związanych z życiem rodzinnym, oparciem w świecie
wiary. Wszystko wydaje się wątpliwe, a rozsądny optymizm życiowy
jakby zawodzi. Praca - jak będzie. Szkoła - jak się dostaniesz. Dorosłość
nie jest już zachęcającym okresem życia. A raczej takim, który by się
chętnie oddalało. I to toruje drogę do gwałtownych reakcji lub łatwych
pocieszeń, na przykład za pomocą substancji uzależniających. A to
skraca drogę do dramatu. Trzeba też pamiętać, że ogromna część młodych
ludzi żyje w trudnych warunkach. Biednie, w dużym niedostatku.
To również rodzi dramaty.
Strefa ubóstwa w Polsce to aż dwa miliony ludzi.
- Ich problemy są niedostrzegane. Nie ma ich wśród priorytetów
społecznych. Dominuje hasło, że ten, któremu się nie powodzi, jest
niedojdą. Nie umiał, albo nawet nie chciało mu się, zostać człowiekiem
sukcesu. A przecież to jest głęboko nieprawdziwe.
22
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Wydaje mi się, że próby samobójcze wśród młodych ludzi mogą mocniej
dotyczyć tych z dobrych warunków.
- Oni żyją z kolei pod silną presją wymagań i oczekiwań. Muszą nie
tylko osiągnąć pułap swoich rodziców, ale wskoczyć co najmniej o oczko
wyżej. Jak języki obce to od razu najlepiej pięć. Jak szkoła to najlepsza.
Jak praca to w renomowanej firmie. Ciągle czują presję, że ma być więcej,
lepiej. Trudno się dziwić, że nie wytrzymują. Proszę zwrócić uwagę, jak
bardzo słabą płcią stali się dziś młodzi mężczyźni. Coraz częściej unikają
ojcostwa, odpowiedzialności. Przez życie przemieszczają się jakby siłą
rozpędu, bezwładnie. Niektórzy reagują rozczarowaniem, popadają
w bierność i rezygnację, co czasem kończy się zamachem samobójczym.
Jest jeszcze jeden czynnik. Niektórzy przed problemami uciekają
w narkotyki. Z obserwacji Pana kolegów wynika, że część chorych stosuje
je nawet jako rodzaj domowej terapii. Czy marihuana może wyleczyć nas
np. z lęków, jak usłyszałem od jednego z młodych ludzi?
- Dawniej ludzie pili. Teraz sięgają również po narkotyki. To przynosi chwilową ulgę, ale potem powoduje podwojenie problemów. Poza
problemem zmartwień, które miały być uspokojone, pojawia się problem
nadużywania. A przede wszystkim poważnych następstw. Orędownicy
uwalniania konopi nie mówią o konsekwencjach. Zapewne jest grupa
ludzi, która może używać ich i twierdzić, że wszystko jest świetnie.
Ale z naszych obserwacji wynika też coś innego. Spora część naszych
pacjentów to ludzie, którzy eksperymentowali i okazuje się, że nie było
to obojętne dla ich zdrowia. Zresztą wiemy to również z różnych badań.
Ryzyko epizodu psychotycznego, a czasem nawet długotrwałego kryzysu,
jest dwukrotnie większe u osób, które sięgały po substancje uzależniające
zachwalane jako nieszkodliwe.
Uderzyliśmy już w piersi rodziców, społeczeństwa, piewców marihuany. Myślę, że psychiatria musi uderzyć również w swoje piersi.
Polskie szpitale psychiatryczne jeszcze nie są w XXI wieku.
- W różnych krajach różnie to wygląda. Są takie, gdzie oferta jest przy-
23
Wprowadzenie | Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką
jazna, a formy leczenia godziwe. Wiele naszych oddziałów psychiatry­
cznych funkcjonuje w warunkach, które trudno uznać za godziwy sposób
leczenia poważnych kryzysów psychotycznych. Gdyby ludzie widzieli,
że hospitalizacja psychiatryczna nie wiąże się z wysłaniem człowieka na
egzystencjalny i społeczny Berdyczów, z pewnością strach przed tą
chorobą nie byłby tak wielki. Na szczęście w przypadku psychiatrii
młodzieżowej potrzeba hospitalizacji występuje rzadko.
Ambulatorium leczy taniej, nie zrywa więzi, nie pogłębia stresu. Tylko,
że nawet ta oferta jest bardzo ograniczona, a terminy zatrważające.
- No tak. W nagłych przypadkach zostaje więc tylko ten oddział psychiatryczny - na ogół źle wyposażony, zatrudniający zbyt małą liczbę
specjalistów, pracujący w złych warunkach lokalowych. Bardzo często
oddalony od domu, rodziny, od wsparcia emocjonalnego i to jest dramat.
Dlatego to, co robi pani doktor Anna Serafin, jest tak potrzebne.
Byłem przy tym, jak rodził się MORS. Widziałem związane z nim
nadzieje. Ośrodek miał być modelowy i jest. Ale na modelu się skończyło.
- Modelu zachęcającym, ale ledwo żywym. Ciągle są kłopoty, kto
to będzie dalej finansował, bo to się nie mieści w standardowej ofercie.
Zdaje się, że zagrożenie likwidacją jest cały czas realne.
Duńczycy, którzy uchodzą za kraj najlepiej opiekujący się swoimi
chorymi psychicznie, stawiają na takie ośrodki. To naród oszczędny, a jednak na taką pomoc pieniędzy im nie szkoda. Dlaczego?
- Bo oni dostosowują formę swojego działania i oddziaływania do
potrzeb młodych ludzi. Robi się tam coś ciekawego. Jest środowisko, jest
społeczność terapeutyczna, to nie ma charakteru szpitala psychiatry­
cznego. Nie ma tego szyldu, nie ma złych nawyków. Takie ośrodki z reguły
zajmują się tymi, którzy już wychodzą z kryzysu. Ten najgorszy okres
mają za sobą, ale muszą na nowo odnaleźć się w życiu, uporządkować
swoje emocjonalne kłopoty.
Statystyka pokazuje, że spora część młodzieży z zaburzeniami psychi­
cznymi po kilku hospitalizacjach nie jest w stanie zdobyć wykształcenia.
24
Wprowadzenie | Piramida barier. Wywiad z prof. Jackiem Wciórką
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Nawet, jeśli zostaną wyleczeni, to na starcie wypadają poza społeczny
nawias. System bez opieki poszpitalnej w zasadzie nastawiony jest produkowanie klientów opieki społecznej.
- Niestety, nie dotyczy to tylko młodzieży. Właściwie cały system
opieki psychiatrycznej tak działa. Z powodu braku środków jesteśmy
nastawieni na doraźne łatanie czyjegoś stanu zdrowia. Na tworzenie
choremu dalszej perspektywy póki co nie starcza już pieniędzy i woli
organizacyjnej.
W przypadku MORS-a pomysł się znalazł, pieniądze też. Są wyniki,
a nie ma woli, żeby te dobre wzorce promować.
- W Anglii obliczono, że jeden funt wydany na rozsądną, wczesną
promocję zdrowia psychicznego dzieci pozwala zaoszczędzić siedem
funtów, które trzeba by wydać później na leczenie i inne następstwa
choroby, której nie udało się zapobiec.
Słowem taniej jest dać wędkę?
- Jeśli nie udaje się pomóc w zmaganiu z chorobą, człowiek żyje w jej
cieniu przez kolejnych 30, 40 lat. I jest coraz bardziej uzależniony, wręcz
skazany na pomoc państwa. Zamiast pomóc mu zostać obywatelem
(i podatnikiem), czynimy go klientem innych podatników.
Jeden z pierwszych chłopców, którzy trafili do MORS-a, jako swoje
osiągnięcie podawał nauczenie się robienia herbaty. W szpitalu dostawał
gotową herbatę. Tradycyjne prowadzenie chorych czyni ich nie tylko
kalekami na rynku pracy, ale prowadzi do kalectwa życiowego.
- Nasze szpitale tak funkcjonują. Dawniej w oddziałach były kuchenki. Teraz wszędzie jest outsourcing. Wszystko się przywozi i jest podawane jakby bez pamięci o tym, że zrobienie sobie posiłku, przygotowanie herbaty jest rodzajem może nie terapii, ale pozostawania
w życiu. Pacjent staje się w coraz większym stopniu konsumentem opieki zdrowotnej. Oferuje mu się jakieś świadczenia, towar, a niekoniecznie
zdrowie. Nie dostaje zdrowia, tj. dobra, o które zabiega, tylko dostaje
towar. A ponieważ nakłady są kiepskie, to i towar jest na ogół kiepskiej
25
jakości. To z kolei powoduje, że resztki motywacji, by zabiegać o powrót
do swego miejsca w życiu, gasną. No i właściwie człowiek szybko staje
się rencistą. Konsumentem różnych form pomocy.
Ile takich MORS-ów powinno powstać w Polsce?
- Mamy w Polsce około czterystu powiatów grodzkich i ziemskich.
Byłoby dobrze, gdyby taki MORS był w każdym z nich. Zdaję sobie
sprawę, że powiaty są różnej wielkości i niektóre nie są prawdopodo­
bnie w stanie wygenerować takich ośrodków. Te mogłyby połączyć siły
z sąsiadami. Liczba MORS-ów powinna się więc zawierać pomiędzy
sto a czterysta. Na razie jesteśmy na etapie budowania świadomości.
Nie tyle chodzi o to, żeby wszyscy zakładali podobne ośrodki, ale żeby
sobie uświadomili, jak bardzo są im potrzebne. Jak już tę barierę
pokonamy, to okaże się, że możliwości organizowania ośrodków jest
sporo. I nie wszystkie tak kosztowne, jakby się to mogło wydawać.
Dalsze zamykanie oczu na problem nie spowoduje, że sam zniknie.
- Narysowałem taki schemat przedstawiający piramidę barier,
które utrudniają właściwą pomoc. Na samym dole te najpoważniejsze,
aksjologiczne – uprzedzenia. Potem jest bariera świadomości. Następnie
bariery: polityczna, prawna, finansowa i wreszcie organizacyjna.
Na szczęście mamy już nie tylko Narodowy Program Ochrony Zdrowia
Psychi­cznego, ale również rozporządzenie wykonawcze, na które długo
czekaliśmy. Dzięki temu coś zaczyna się dziać, choć bardzo powoli. Patrząc
na tę piramidę widać, że zaczęliśmy od środka. Nie zniwelowaliśmy
barier aksjologicznych, ciągle mało pracujemy nad świadomością
społeczną, często brak tzw. woli politycznej i środków finansowych.
Ale coraz więcej samorządów lokalnych podejmuje próby wspólnej pracy nad wypracowaniem niezbędnych rozwiązań. Dlatego jestem pełen
optymizmu, że to wszystko kiedyś zaowocuje.
Juliusz Ćwieluch
26
Rozdział I
PSYCHO-NARRACJE
Berło
Demony na smyczy
Czasami marzę, aby cały świat był mój.
Być królem... o tak.
Żeby stanąć na samym szczycie i krzyknąć:
– „Jestem królem i władcą!!! Boże, daj mi marzenia,
które będą się spełniały!“
Rys. Kuba
Anastazja, jeszcze gimnazjalistka.
O sobie mówi: SDD – schizofrenia, depresja, demoralizacja.
Ma kuratora. A chciałaby mieć oparcie w domu.
Marzy więc, by być królem.
Anna, lat 22
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Jakie
to wszystko dziwne… Siedzę w tym samym pokoju,
w którym siedziałam odkąd miałam 7 lat. Siedem lat to niedużo, ale
stosunkowo i niemało by wydarzyło się coś, co może zmienić
człowieka.
Siedem lat… Prawie 7 lat odkąd to wszystko się zaczęło. Odkąd
usidliły mnie uczucia… Wierne niczym pies, ale i śmiejące się ze mnie
jak hieny… Uczucia… uczucia, które napędzały głowę do produko­
wania myśli, które dotkliwie paraliżowały. Które… które nie pozwalały
funkcjonować. Zawsze był strach, zawsze rywalizacja… frustracja
i złość… Ale czy zawsze???
Jak w teatrze zakładałam maski. Kiedy zawiodły już wszystkie spo­
soby, zakładałam maskę złości i obojętności. Kiedy potrzebowałam, by
inni dali mi spokój, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech (byleby tylko
dali spokój, byleby tylko lubili)…
Zabawa w teatr masek trwała długo… Ale ile można udawać, ile
można przywdziewać maski?!
Ileż można stąpać po krawędzi liny? W końcu z niej spadłam…
Spadłam z cienkiej liny, jaką jest „bezpieczne” życie… Długo spadałam…
Moje oczy widziały to, co traciłam… To było okropne… Tabletki,
próby wtargnięcia pod samochód… Spadałam, spadałam na samo dno…
Dotykałam je już stopą… Smutny clown, który żył we mnie, płakał,
widząc łzy najbliższych próbujących pomóc, ratować, ale nic nie mógł
zrobić… Niebezpiecznie dzikie zwierzęta, jakimi były moje uczucia,
krążyły po arenie umysłu clowna, obnażając swoje kły… Tęskniły za
ciepłem, dotykiem, ale zaszczute nie pozwalały się jednak oswoić…
Opanowały mnie i mój umysł… Były silne… Działały w stadzie…
Rwały się ku wolności, tratując wszystko po drodze… Wyuzdane nie
dały się powstrzymać. Trzymałam je na wodzy, ale zżerały mnie i moją
31
Psycho-narracje | Demony na smyczy
duszę od środka… W końcu zerwały się ze smyczy… Wolne, wolne,
wolne… A ja taka słaba… Wyniszczona, zmęczona, nie miałam siły, by
je łapać… Było mi wszystko obojętne… Stałam się w końcu jak one…
Tylko że one były wolne… A ja? Ja kim byłam? Czy byłam? Byłam…
byłam małym zaszczutym zwierzaczkiem o wystraszonych oczkach,
czarnym kłębkiem nerwów, tykającą bombą emocji… aż w końcu
roślinką, której nie podlał i którą zaniedbał roztargniony ogrodnik…
Mogłabym tak leżeć w swoim łóżku. Okopana poduszkami i kołdrą
niczym w jakiejś szarej i ciemnej norce, nie wychodzić z domu… Ale
jakaś przedziwna siła (może podświadomość?) kazała mi walczyć…
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że trzeba będzie walczyć długo…
Pamiętam… las… Miejsce, które zawsze kojarzyło mi się
z dzieciństwem, ale ten las był inny…
Nie, on nie był groźny… Był piękny w swych jesiennych barwach…
Pierwszy spacer po nim pamiętać będę zawsze… To on ukoił serce
i myśli… Ale potem…. potem te dzikie zwierzęta zagrabiły mi nawet
możliwość wyjścia do lasu… Pamiętam jedno dzikie uczucie z tamtego
okresu… Czarne, ze zmierzwioną sierścią, obnażonymi kłami… Wabiło
się „Złość”. Już nic nie było jak kiedyś… Zakazy, nakazy… Zjedź,
śpij, pigułka… Jakby to miało coś zmienić… Potulnie poddawałam
się temu… Było mi wszystko jedno… Ale nie było mi wszystko jedno,
jeśli chodziło o szkołę… Bardzo chciałam tam pójść… Byłam jednak za
słaba… Słaba, słaba, słaba…
Pierwsze promyki wiosny, pierwsze przebiśniegi pojawiły się w mojej
duszy i umyśle na przełomie grudnia i stycznia… Pamiętam… promyk
nadziei… Może będzie lepiej? Może już się nie powtórzy? Może, może,
może… Stąpałam jak po kruchym lodzie… Wokół siebie miałam białe
Anioły… To one pozwoliły mi uwierzyć, że wszystko będzie dobrze, że
już teraz na pewno, żebym szła i nie poddawała się, mimo tej porażki
jaką był stracony rok…
32
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Powoli przestawałam się bać… Moje uczucia, niczym dzikie zwierzęta,
pod ręką Aniołów stopniowo łagodniały… Podchodziły coraz bliżej…
Dawały się oswoić… Z początku bardzo niepewnie i nieufnie, kłapiąc
zębami i szarpiąc się z Aniołami… Potem same zaczęły ich szukać…
Małe zaszczute zwierzątko, jakim byłam, powoli zaczęło wystawiać
nosek … Niepewnie zaczęło się zbliżać, ryzykować… Walczyło
o przetrwanie… Szkoła, przyjaźnie, zdrowie, dom… Teraz to stało się
najważniejsze… Coraz pewniej się czułam, coraz więcej mogłam…
I efekt osiągnęłam… Wywalczyłam stabilny stan uczuć, średnie
wykształcenie, długoletnie znajomości, wspomnienia…
A teraz? Jak jest teraz? Nadal walczę… Walka toczy się każdego
dnia, odkąd opuściłam bezpieczny azyl. Musiałam żyć o własnych
siłach… Było to szczególnie trudne, kiedy znalazłam się na studiach…
Pamiętam… to ciepło, tę radość, tę euforię zmieszaną ze strachem
i wstydem… Pytania kłębiły się w głowie… Jak będzie? Czy się odnajdę?
Czy sobie poradzę? Czy mnie zaakceptują? Czy nie odrzucą?
Psycho-narracje | Demony na smyczy
osoby, z którymi do tej pory utrzymuję kontakt, dzięki którym
moje życie nabrało sensu, które są dla mnie niczym te Anioły. To
z nimi spędzam swój wolny czas, to z nimi mam wspólne sprawy
dotyczące Koła i gazety. To z nimi przeżyłam wspaniały wyjazd
na międzynarodową konferencję w Brześciu na Białorusi. Jedna
z tych osób stała mi się szczególnie bliska… choć w którymś momencie
było bardzo ciężko… Cieszę się, że zyskałam na studiach wspaniałego
kolegę (może nawet przyjaciela?), przy którym nie muszę już grać
teatru jednego aktora o wielu twarzach, mimo iż jeszcze czasem mi się
to zdarza… Cieszę się, że możemy sobie ufać, wspierać się i być dla
siebie dobrymi znajomymi. Chcę wierzyć, że wszystko się ułoży…,
że obronię w tym roku licencjat, że znajdę pracę, że spełnią się ukryte
na dnie serca marzenia…
Początkowo chowałam się, unikałam ludzi z obawy, by nie do­
wiedzieli się o mojej przeszłości. Znowu odżyło we mnie zaszczute
zwierzę. Chroniłam się w ten sposób.
Często dużo przez to traciłam. Na pierwszą dyskotekę integracyjną
nie poszłam, mimo że koleżanki zaciągały mnie tam siłą…
Dzikie zwierzęta znów kłapały wewnątrz mnie zębami, jakby chciały
powiedzieć „Nie rusz, gryzę”. Ale każde dzikie zwierzę potrzebuje
odrobiny przygody… i moje nieugłaskane uczucia taką przygodę
przeżyły, właśnie tu, na studiach…
Od pierwszego roku studiów czynnie uczestniczę w Studenckim
Kole Naukowym funkcjonującym przy moim Instytucie, uczestniczę
w kolegium redakcyjnym studenckiej gazety. Poznałam wspaniałe
33
34
ZWROTNICA
Moja Zwrotnica
Z- jak zdrowie
W- jak walka
R- jak ratunek
O- jak otwarcie
T- jak troska
N- jak nadzieja
I- jak indywidualność
C- jak człowiek
A- asertywność
Klara, lat 19.
Od 15. roku życia krążyła po szpitalach. I krążyć przestała.
Eleni, lat 25.
O Eleni więcej na stronie 60.
„...ocalić od zapomnienia...!”
Konstanty Ildefons Gałczyński
Psycho-narracje | Moja Zwrotnica
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Na początku nie było nic; nie wiedziałam nawet, że powstanę. Tym
bardziej nie miałam pojęcia, jak wiele przyjdzie mi znieść, jak wiele
przejść i wycierpieć. Kim w tym czasie byłam? Dobre pytanie: małe
jajeczko zapłodnione przez przypadek, mały ktoś, kto już na początku
zawiódł. I tak miało być już zawsze.
Był jakiś spokój,
ciepło i bezpiecznie.
Mieli się pogodzić,
a kłócili wiecznie.
Wybrali dziwny sposób
na odbudowanie,
i tego, co było
i sensu nadanie.
Krzywdzili się nawzajem
i życie krzywdzące
na koniec darowali
tej małej istotce...
Dzieciństwo to w mojej pamięci kolaż zdjęć: mama, brat, dzia­
dkowie, dalsza rodzina, znajomi i ja - mała osóbka o jeszcze mniejszych
możliwościach. Ktoś, kto jeszcze patrzył na świat tymi ufnymi oczyma
z tym niezwykłym w nich blaskiem, który już jakiś czas później zaczął
stopniowo zanikać, a teraz dostrzega go tylko ten, kto naprawdę wierzy,
że on istnieje.
Przez długi czas, od początku licząc, wszystko zdawało się toczyć
własnym torem: dzień i noc, wschód i zachód słońca, ludzie biegający po
mieście jak małe zaprogramowane robociki - te mniejsze, w zabawnych
kucykach, rajstopkach w kropki i ubraniach z animacjami Hannah Mo­
ntany; te już dorosłe, bardziej lub mniej stosujące się do zasady „carpe
diem”, oraz starcy – o zapadniętych policzkach, wybielonych przez lata
włosach, podpierający się laskami, przygniatani do ziemi ilością lat
37
i doświadczeń. Mijały lata i nic nie zdawało się być inne; inne - niezwykłe
lub inne - o innych barwach niż do tej pory. I chociaż rzeczywiście nie
było to nic na skalę światową, ani te dni nie zostaną uznane za daty
historyczne, to jednak właśnie w tych dniach, w sercu pewnej dzie­wczynki,
większości nieznanej, szarej i niczym się niewyróżniającej, zaczęła
dopełniać się czara goryczy. Nie było to dla niej niczym niezwykłym,
zbierało się to w niej już od dłuższego czasu. Czasami pozwalała sobie
nawet myśleć, że w jakiś pokrętny sposób to jest właśnie jej los, coś do
przewidzenia, do zrozumienia, do przyjęcia.
Zaczęła więc to przyjmować. Na początku z lękiem, potem ostrożnie
i z rezerwą, a stopniowo z coraz większą tęsknotą i niecierpliwością.
Paradoksalnie zaczęło jej to pomagać zachować kontrolę nad sobą,
odpowiednio umniejszać swoje oczekiwania i marzenia. Tak, była już
w stanie przygotować się na najgorsze...
Mała istotka rosła,
wśród strachu i złości.
Dużo miała okazji,
by odpłynąć w całości.
Coś ją jednak trzymało,
coś na tyle silnego,
że dało odroczyć,
coś nieunikalnego.
A to rosło w jej wnętrzu,
wpierw niezauważalnie,
aby zakończyć się, ot tak,
wydawałoby się banalnie...
Wiele rzeczy było widziane niewidzącymi oczyma.
Wiele słów słyszałam, choć zatykałam uszy.
Dużo ludzi, ja mała, co dzień coraz mniejsza.
Najpierw życie? - małe szanse.
38
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Trochę pogody ducha? - niewykonalne...
Wszystko co dobre - dzięki babci, która niczym najwierniejszy Anioł
Stróż, szukać miała wytchnienia...
Dzięki kolejnym powieściom, dzięki kolejnym fikcyjnym
przyjaciołom.
No i żyłam, dzień za dniem, dzień za dniem;
dla ludzi i na przekór nim.
Z miłości i z nienawiści.
Wiedziałam, że kochają, powtarzałam to sobie,
ale na dłużej to nie wystarczało.
„Jeśli krzywdzą, to jak kochać mogą?”- pytałam sama siebie.
A potem znów milkłam i znów udawałam, że nic nie wiem, że Boga
nie ma.
Czasami się śmiałam, odprężałam,
ale zaraz znów „STOP” i... odwracałam się
i szłam za nią.
Wte i wewte, wciąż w dół do piekieł.
Ciągle za nią. Za nią poszłabym na sam koniec tego jej pełnego woni
zbutwiałych korków od wina, resztek piwa w częściowo zgniecionych już
aluminiowych puszkach i niepodopijanych butelek Gorzkiej Żołądkowej,
świata.
Za nią poszłabym na samo dno.
I tak mijały mi dni.
Wciąż szukając nowych kryjówek, wciąż przeszukując jej torebkę
i reklamówki z zakupami po powrocie z pracy, wciąż idąc za nią śledzącym
krokiem. Nawet najlepszy detektyw lepiej by nie śledził przestępcy niż
ja własną matkę.
Wciąż krok za nią lub tuż przed nią.
Wciąż wodząc za nią wzrokiem, niczym zakochany za oblubienicą.
Wciąż nienawidząc, jednocześnie tak strasznie kochając.
Wciąż myśląc o tym, co robi w tej chwili.
39
Psycho-narracje | Moja Zwrotnica
Wciąż usiłując zapanować nad własnym strachem: drżącym niczym
w padaczce ciałem, żołądkiem skręcającym się z mdłości i... chęcią zabicia jej.
Tak... Wiele razy chciałam to zrobić. Po kilku godzinach niespoko­
jnego snu, potem - po nieskończonych nerwicowych rytuałach, klękałam
przy jej łóżku; klękałam i usiłując policzyć jej chrapliwe oddechy, łkałam,
błagając mojego Boga, w którego wierzyć nauczyła mnie mama, aby „coś”
z tym zrobił.
Potem chciałam już tylko, żeby ją stamtąd zabrał.
Albo pomógł mi przełamać się i opuścić rękę z trzymanymi w dłoni
nożycami do materiałów; nożycami, których mama używała przy szyciu,
wprost w jej przepełnione - to wiem na pewno - wyrzutami sumienia
serce...
Zachodziło słońce
i znów traciłam grunt pod nogami.
Nie miałam już siły
toczyć tej walki wręcz
bez szans na wygraną:
z własnym złem,
z własnym piekłem.
Śniąc, za jasnością tęskniłam,
gdy słońce się chowa
szukam światła w mroku.
A nadzieja ucieka,
wciąż dalej ode mnie,
wciąż ode mnie dalej...
Ale wstawał dzień i... I nikt nie zauważał, nie zwrócił uwagi na to
niewidoczne dla oczu.
Nikt nie próbował nawet „patrzać sercem w moje serce”.
Nikomu nie chciało się mnie posłuchać, spojrzeć w oczy samotnej
dziewczynki, przytulić ją i uwolnić z tej dżungli dobrych i złych uczuć,
wizji morderstw i samobójstw, dobra i zła... miłości i nienawiści...
40
Psycho-narracje | Moja Zwrotnica
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Grzebałam czasem w szczątkach,
własnej siebie z marzeń.
Szukałam czegoś,
czegoś, co pozwoli
choć na chwilę
przypomnieć sobie
kim kiedyś mogłam być...
A w tych moich czterech ścianach, ta rodzina ukochana.
Ciągłe krzyki! Albo cisza.
Mama, łazienka, pełna wody wanna i wycieczka...
... we wspomnienia, żale, smutki i troski.
W niespełnione marzenia i oczekiwania.
W wyrzuty, poczucie winy i strach; w płacz - wciąż ten sam, ten
bezsilny, ten zraniony; ten skrzywdzony i krzywdzący;
i żądania, i prośby, i groźby.
I błagania. Żal.
Ja przepraszam, klęczę, płaczę i żałuję swoich grzechów.
Okazuję skruchę: za jej ból, za jej złość, za jej niespełnione ocze­
kiwania, za jej los!
Ona, że nie, że to nie ja...
Przekonuję, rozgrzeszam: „MOJA WINA, mój błąd”.
Przepraszam, że się urodziłam;
przepraszam, że jej życie utrudniłam.
Że jej męża wystraszyłam, że przeze mnie uciekł.
Żałuję każdego jej grzechu,
każdego gorzkiego łyka,
każdego kieliszka,
każdej butelki,
każdej łzy,
każdej jej łzy...
41
W końcu się uśmiecha i kiwnięciem głowy na to rozgrzeszenie jej
przyzwala.
Znów ją uratowałam.
I ona żyje; żyje i pije.
A ja dalej błądzę za nią wzrokiem w tłumie swoich demonów
i żałuję.
Bo to przecież moja wina.
Dziadek próbuje wszystko ogarnąć. Krzyczy, potem tłumaczy, w końcu
jęczy i milknie.
Nic nie zdziała. To wie - przecież to nie pierwszy raz; i nie ostatni.
Babcia płacze. Najpierw krzyczy, próbuje coś wskórać mokrą, kuchenną
ścierką. Patrzy na bezradną wobec nałogu córkę i nie wie, co ma zrobić,
co może zrobić.
Co do tego doprowadziło? Ona też czuje się winna.
Jako jedyna pamięta o mnie.
Po kilku wyrzutach zostawia córkę, staje w progu drzwi do mojego
pokoju i patrzy prosto na mnie. Na skuloną w kącie, z telefonem,
z którego dzwoniłam do brata. W jej zapłakanych oczach widać to po­
tworne rozczarowanie i olbrzymią odpowiedzialność, poczucie winy.
I coś jeszcze - rozpaczliwe wręcz błagania o wybaczenie, w jej imieniu,
i imieniu jej córki. Nie mogę na to patrzeć, podchodzę do niej, biorę ją
w objęcia i ściskam z całej siły - tę moją piastunkę, mojego stróża, moje
wytchnienie. Jestem tak blisko niej, czuję miotające jej rozdygotanym
sercem emocje i boję się, że tym razem tego nie wytrzyma.
Albo następnym razem.
Po jakimś tygodniu już wszystko było nienormalnie dobrze.
Bo to, co było „nie tak jak powinno”, ja uważałam za normalne.
Swój strach również.
I stopniowo wzrastające poczucie potrzeby kontroli.
Niczego innego nie dano mi poznać.
42
Psycho-narracje | Moja Zwrotnica
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Jeszcze nie tak dawno zastanawiałam się, czy tak jak było nie było
lepiej. Bo w pewnym momencie wszystko się zmieniło; nagła świadomość,
że MOJA NORMA to jednak nie jest norma, że nie musiało tak być.
Ta myśl jeszcze bardziej wszystko pogarsza.
Zaczęłam stopniowo dostrzegać swoją odmienność od otoczenia.
Swoje poczucie bezpieczeństwa w sytuacji, jaka była zaczęłam zamieniać
na strach, strach tak wielki i nie do ogarnięcia, że budził nowy strach...
I kółko się zamykało - kółko strachu, autozniszczenia.
Kontrola i świadomość jej braku zaczęły przyprawiać o nowe
objawy- nerwica żołądkowa, czyli mdłości i brak apetytu oraz szukanie
oparcia i stabilności w głupich konwulsjach: kuchenka gazowa, drzwi,
szuflady, światła i drobiazgi. Zamknięte, nie -niedomknięte, zakręcone.
Nie, niezakręcone, dotknięte- nie! Nie! Nie! Parzyste, nieparzyste, mrugane kadry, poczucie, że wszystko jest niedokładnie, nieładnie, niedobrze......!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ludzie, ich ruchy i oddechy.
Moi ukochani bliscy, dziadek o 3. nad ranem po raz kolejny zmienia
bok, babcia - niespokojna, już martwiąca się o następny dzień i mama mój sens istnienia.
I z każdym dniem coraz więcej i więcej: wielokrotności trójki i piątki
sięgają setek, tysięcy, milionów...; bezsenność i bóle nerwicowe powodują
słabość fizyczną i już, już....
Ale nagle ktoś zauważa. Ktoś zdaje się zauważyć mój problem!
Prośba o konsultację, pierwsza, trudna, wizyta u psychiatry, rozcza­
rowanie mamy, leki i brak na nie reakcji, aż w końcu pierwszy pobyt
w szpitalu psychiatrycznym.
Półtorej miesiąca; mnóstwo ludzi z najróżniejszymi rozpoznaniami,
z różnych środowisk.
Rozmowy, pierwsze rozpoznanie, psycholog i hasła: ALKOHO­
LIZM, współuzależnienie, DDA.
Choroba, ona silna, a ja słaba.
43
Rozmowa z mamą, przedstawianie jej mojego punktu widzenia, jej
zdawkowe przyznanie się do problemu i tyle.
Już wszystko musi byś OK.
Wypuszczona na głęboką wodę.
I tonę, jak Ofelia, przez głupią miłość...
Znów samotna ona,
zawrócona z drogi,
już ma żyć normalnie,
takie są wymogi.
Wstaje, idzie,
robi krok,
szuka drogi,
dookoła mrok.
Wszystko obce,
proste, trudne,
co dla innych,
bywa złudne...
Po odkryciu czegoś takiego jak totalna izolacja, po nazwaniu tego, co
do tej pory bez nazwy normalnym było, po rozpoczęciu prób radzenia
sobie z brakiem kontroli, z chorobą - swoją i nie tylko…
próbuję ją zatrzymać, ale ona leci - w dół i w dół!!!!!
Okrutna samotność, straszliwa rezygnacja.
Ma być inaczej, a przecież tylko jedna uległo zmianie.
Wiem, powinnam być jej wdzięczna i najlepiej od razu wyzdrowieć...
Ale NIE, to już za daleko zaszło.
Moja śmierć.
Jej wyobrażenie, moim sposobem na życie.
Wiem, że to jedynie,
do jutra pomoże mi przetrwać;
44
Psycho-narracje | Moja Zwrotnica
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
zamysł:
głęboki dół,
duża dębowa skrzynia,
granitowy nagrobek
z napisem:
„Próbowała, ale
tę walkę - przegrała...”.
Cmentarz rodzinny,
tuż przy ukochanych ciociach, wujkach
i dziadkach.
Obok wolne miejsca.
To tutaj, przy mnie spoczną moi ukochani bliscy...
***
Smutek, ciągły smutek.
Żal i rozczarowanie.
Niemoc, płacz... i już nie wstaję z łóżka.
Wyrzuty rodziny, ich brak zrozumienia i poziom siły przyspiesza
w dół....
Myśli rezygnacyjne.
Sen - on najlepiej pomaga, ale zaczynają się objawy, które nie pozwalają
uciec w świat sennych marzeń.
Dookoła ciemność,
brak wszelkich kolorów,
obraz przed oczami kręci się w kółko i te głosy...
Krzyczą, proszą, szydzą, radzą...
Piski, wrzaski, płacz...
w głowie chaos, którego nie można uciszyć, uporządkować.
Coraz większa rozpacz, lęk przed każdym ruchem
i leki, ile się tylko da.
Bliska utraty zmysłów, wyzwalam ból fizyczny.
Rysy na skórze, strumyczek krwi i... czuję, że jestem...
45
Ból ten nie umywa się do tego, co w środku.
Plany na „odejście”.
I szpital psychiatryczny. Drugi pobyt, nowa diagnoza i 3 miesiące.
Trochę zrozumienia, więcej leków i terapii.
Wszystko leci swoim torem i gdyby nie to, że znów trzeba będzie tak
na głęboką wodę, to mogłoby się udać...
Wiem już, czym jest empatia, wiem, że mam jej za dużo.
Za dużo chęci, współczucia, za mało siły.
Wracam do domu. Znów próba życia.
Znów starania, bez ogarniania.
Próba życia; nowy scenariusz, ale ten sam teatr i obsada.
Brak zrozumienia, znów wyrzuty, krytyka i oczekiwania, próby
ominięcia choroby.
Zbyt duża odpowiedzialność i... kojące ostrze żyletki - przedramię,
brzuch, nogi...
I marzenie: w nadgarstek, z impetem i koniec...
Zero dla siebie łaski,
już tylko jedna myśl przebijająca się przez ten chaos w głowie:
oni mieli rację: Kordian, Werter i Konrad; oni żyli, ale wiedzieli, kiedy
zrezygnować.
Już się nie da. Nie warto. To koniec...!
To był ten moment, kiedy natręctwa, depresja i autodestrukcja
oraz nierozumiane zło tego świata gubi człowieka totalnie. I to wydawał
się koniec - kilka ruchów na szachownicy, zbita dama, szach i mat.
Z trzeźwą i chłodną precyzją po raz kolejny zaczęłam planować swoje
samobójstwo.
Taaak... i to okno...
Moje kuchenne okno, to - wydawać by się mogło- zwykła rama,
do niedawna drewniana, teraz już plastikowa, z włożoną w środek szybą.
Oprócz zamontowanych ciepłożółtych rolet, wiszą na nim też białe,
46
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
krótkie, koronkowe firaneczki w maleńkie, błękitne kwiatuszki. To okno
to jednak nie tylko kawałki posklejanego plastiku i szyba, ale przede
wszystkim wydarzenia, których ono było świadkiem; wspomnienia,
które te okno mogło zapamiętać, a które i we mnie tkwią nieprzerwanie
od wielu lat i tkwić będą już wiecznie.
W naszym mieszkaniu kuchnia jest głównym pomieszczeniem
w domu, to w niej większość czasu spędza babcia, a w weekendy też
mama. Dziadek i ja natomiast tylko zachwycamy się zapachami
wydobywającymi się spod zamkniętych drzwi pokoi.
Wracając do okna, to stoi przy nim dość wysoki taborecik
z poduszeczką, na którym siedząc - z racji czwartego piętra, na którym
mieszkamy - możemy lustrować całą okolicę. To w tym miejscu moja
babcia spędza większość wolnych dni i bezsennych nocy. To stamtąd
czuwa nad bezpieczeństwem nie tylko naszej rodziny, ale i całego
osie­dla. Czasami nie będąc w stanie zejść po tych wszystkim schodach na ławeczkę pod drzwi od klatki, otwiera to okno i - wtapiając się
w rozrze­dzone deszczem powietrze - żyje życiem chodnika na dole. Tym
sposobem jest niezwykle dobrze poinformowana; zawsze wie dzięki
temu: kto, gdzie i dlaczego.
Pamiętam te letnie dni, gdy to na podwórku przed blokiem biegałam
z koleżankami, bezpieczna pod okiem mojej, ciągle czujnej, ukochanej
babci.
Pamiętam, jak gdy gdziekolwiek się bez niej wybierałam, wsiadając
do samochodu lub autobusu, czułam na sobie jej wzrok, podnosiłam go
i łapałam w locie jej zamyśloną twarz.
Pamiętam, jak wiele razy dziadek rzucał mi przez to okno portfel,
czapkę lub bilet, szybko, zanim odjedzie autobus do szkoły.
Pamiętam, ileż to razy biegłam do tego okna i sprawdzałam czy to
On, czy to już mój braciszek, mój rycerz na białym koniu, albo ktokolwiek
inny - może Superman, może sam Chrystus, przyjdzie i uwolni mnie
z tego „bagna”: od rzygającej w łazience matki, od rozpaczającej babci,
dziadka usiłującego przemówić córce do rozumu, od żołądka tańczącego
polkę, od fali łez i nienawiści wzbierających we mnie z siłą tsunami.
47
Psycho-narracje | Moja Zwrotnica
Pamiętam, ile to razy, przez wiele lat, stawałam przy tym oknie, patrząc
ufnie na podjazd dla autobusów, wyczekując powrotu mamy; nie dla jej
samego powrotu, czy z tęsknoty, nie! Po to, żeby się w końcu upewnić
lub mile zaskoczyć. Żeby móc odpowiedzieć sobie na rutynowe pytanie:
„Nie, nie dzisiaj”.
Pamiętam, jak punktualnie o 16:00 siadałam na tym taboreciku
i czekałam.
Pamiętam, jak po sposobie przejścia parkingu, uczyłam się oceniać
ilość promili w jej krwi.
Pamiętam, jak wiele razy kusiło mnie, aby zrzucić jej z góry na głowę
cegłę lub dwie.
Pamiętam, ile łez wytarłam w tę koronkową firaneczkę.
Pamiętam słońce w różnych fazach wschodzenia i zachodzenia, gdy
w końcu wracała do domu.
Pamiętam tę niemożliwą do opisania miłość i bezsilność gnijące
w rozmytej niebieskości jej oczu, w gorzkawym oddechu z jej ust
usiłujących mnie pocałować, w jej spóźnionym refleksie i poczuciu winy
widniejącym w każdej łzie spływającej jej po policzku.
Pamiętam nadzieję - wciąż wyławianą i podtapianą w oceanie jej
obietnic.
Pamiętam strach, potem ból przeradzający się w kłucie, aż w końcu
dostrajający się bicia mojego - przebitego strzałą miłości większej niż
instynkt przetrwania - serca.
A potem? Ach, potem już tylko przystosowanie. I długie noce przy
tym oknie. Okno otwarte, pod nim taboret - ten taborecik ukochanej
babci. Stanąć na nim i już więcej nie być pamiętanym przez to okno, już
samej nie pamiętać, nie tak pamiętać. Dostrzegać tylko złote gwiazdy na
granatowym niebie, srebrzysty księżyc i siebie. Chociaż raz widzieć tylko
siebie...
Smutne zakończenie, właściwie niedokończone.
Bo jeszcze wiele było takich myśli, takich nocy „nad przepaścią”.
A wtedy - powrót do szpitala. Trzeci pobyt.
48
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Wielka rezygnacja, jeśli nadzieja to raczej na koniec tego „cyrku”.
I wielka walka o każdy dzień, każdą minutę, każdy krok.
Wydawało się, że tak czy siak, ja tak właśnie skończę, po tym pobycie,
w jakimś lesie lub na dachu wieżowca. Albo na wieży w klasztorze, co
sugerował mi jeden z lekarzy na oddziale.
I pewnie tak by było, gdyby nie pani ordynator oddziału i jej propozycja wyjazdu na leczenie poszpitalne pod Warszawę, do Zagórza...
Psycho-narracje | Moja Zwrotnica
Próbuję, bo wiem już, że warto.
Z doświadczeniami tutaj zdobytymi, z przyjaciółmi, których tutaj
poznałam i z takim wsparciem, może nie jestem jeszcze gotowa gór
przenosić, ale na pewno jestem już w stanie obudzić się rano, wstać,
uśmiechnąć się do współlokatorki i przyjaciółki i rzucić się w objęcia
nowego dnia, pełnego nowych, unikalnych chwil...
To było już prawie rok temu. Pojechałam wtedy do tego ośrodka
i już teraz śmiem powiedzieć, że była to najlepsza, a właściwie pierwsza
w nowym odcinku życia, moja decyzja.
Nie znaczy to, że zdarzył się cud - kosztowało i codziennie kosztuje
mnie to mnóstwo wysiłku, energii i… łez, gdy tych dwóch pierwszych
zabraknie. Ale o czymś świadczy chyba fakt, że żyję, jestem tutaj wciąż,
będę jeszcze co najmniej rok i... walczę.
Bywają oczywiście takie chwile, gdy wszystko wraca, że myślę tylko
o tym, żeby wrócić „za kraty” lub nawet „do prochu”. Ale w tym miejscu,
w MORS-ie, które stało się MOJĄ ZWROTNICĄ, przekonałam się
o prawdzie kryjącej się w twierdzeniu, które ciągle powtarzała mi jedna
z pielęgniarek w szpitalu, a mianowicie, że samobójstwo zawsze zdążę
jeszcze popełnić, że mogę to zrobić w każdej innej chwili, a teraz - a nuż
trafi się jakaś miła chwila, dobre wspomnienie, które pozwoli przeczekać
z tym zamierzeniem do jutra. Bo czyż nie warto najpierw trochę poznać
to, z czego zamierzamy zrezygnować? To tak na początek, a potem zobaczymy. Na razie rozwijam skrzydła, te, w których istnienie szczerze
wątpiłam: poznaję nowych ludzi, m.in. takich z podobnymi problemami,
rozterkami i celem, zdobywam doświadczenia, przypatruję się kolorom
i kształtom, oddycham pełna piersią leśnym powietrzem i biję się ze
samą sobą, gdy jest taka potrzeba.
49
50
Surrealizm naprawdę
Na rozdrożu
Wpatrzona w Ciebie
Stoję
Nie mogę się nastać
Panowie w białych rękawiczkach podchodzą
Zamykają wieko
Życia
Dokręcają śruby
6 może 8
Kondukt się rozpoczął, Mamo
2008
A.O.
Andrzej, lat 21. Kiedy miał 15, zdiagnozowano u niego depresję.
W ciągu 7 lat był 14 razy hospitalizowany. Kilkakrotnie zmieniano mu diagnozę
(zespół paranoidalny, schizofrenia paranoidalna, zaburzenia osobowości).
Od lipca przebywa w Hostelu. Czuje się lepiej niż kiedyś.
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Na
wstępie chciałbym zaznaczyć, że wiele rzeczy pominąłem,
pozmieniałem chronologię, ale to dlatego, że wszystko mi się miesza.
Pamiętam, że poddałem się już wiele razy. W tej chwili stoję na rozdrożu
i nie wiem, w którą stronę pójść. Walczę, ale nieudolnie. Tak naprawdę
jest to walka nie o poprawę, ale o to by znowu się nie poddać. Czemu
się poddaję? Ze strachu, smutku, złości. Przed czym? Z jakiego powodu?
Na co? Boję się samotności, odrzucenia, niezrozumienia i obojętności.
Boję się, że nigdy nie nawiążę dobrych relacji z ludźmi, że nikt mnie nie
pokocha. Boję się, że nie utrzymam relacji już nawiązanych. Ten strach
jest tak wielki i towarzyszy mu tak ogromny smutek, że pragnę śmierci.
Czemu się tego boję? Czemu aż tak dużo o tym myślę? Czemu to
takie ważne? Od dziecka czułem, że nikt mnie nie rozumie, zawsze
ktoś inny był bardziej lubiany, ktoś inny pierwszy zapraszany do gry
w piłkę, na imprezę. W szkole w ogóle nikt mnie nie lubił, dużo osób
mi dokuczało, inne „olewały”. Powoli, acz skutecznie, odcinałem się od
świata, zamykałem się w świecie fantazji, traciłem poczucie rzeczywistości.
W pewnym momencie poczułem, że nie jestem już częścią tego świata.
Ogarnęły mnie rozpacz i strach. I tak trafiłem do szpitala. Czułem, że
nie można mi pomóc. Poddałem się po raz pierwszy.
Gdy się podniosłem, to przez rok było dobrze. Cieszyłem się życiem,
ale ciągle byłem zamknięty na nowe kontakty, bałem się ludzi. Nowa
szkoła mnie dobiła, wróciły dawne problemy… i znowu szpital. Poddałem
się po raz drugi.
Podniosłem się, ale tylko na pokaz. Udawałem przed innymi
i przed samym sobą, że wszystko jest w porządku. Normalne życie:
szkoła, praca, znajomi, lecz w środku lęki, obawy, ból i złość. Bałem
się ludzi, bałem się ich spojrzeń, ich słów, czynów, bałem się nawet ich
myśli. Często spadałem na samo dno rozpaczy, zamierzałem się zabić,
chciałem zniszczyć innych, chciałem zniszczyć cały świat. W tym
czasie robiłem wiele głupich rzeczy, gdyż nie za bardzo przejmowałem
się przyszłością, która wydawała mi się beznadziejna i pełna cierpie­
53
Psycho-narracje | Na rozdrożu
nia. Często imprezowałem, wydawałem wypłaty na alkohol, papierosy,
fast-foody, taksówki. Nie kupowałem trwałych ani praktycznych rzeczy
tylko to, co dawało mi chwilową przyjemność.
Opiszę tu jedną z wielu takich samych nocy:
Godzina 18.00 – Idę z kolegami do sklepu po piwo. Myślę sobie:
o 22.00 skończymy, wrócę do domu, bo rano do pracy.
Godzina 21.30 – Piwo się skończyło, może wypiję jeszcze ze dwa,
przecież wstanę, najwyżej będę trochę niewyspany.
Godzina 23.00 – Część kolegów już poszła. Ja mówię przez telefon
do mamy, że zaraz wrócę, ale wiem, że tak nie będzie. Jeszcze ze dwie
godzinki i trzy piwka, tak żeby mieć z pięć godzin snu.
Godzina 1.00 – W sumie mogę się jutro spóźnić, nic się nie stanie.
Zostanę dłużej w pracy i po problemie. A więc jeszcze ze trzy piwka.
Godzina 3.00 – Większość już dawno poszła do domu. Zostałem ja
i jeden lub dwóch znajomych. Przecież mogę jeszcze się napić, jeden
dzień nieobecności to nie koniec świata. Idziemy więc po piwo i coś
zjeść.
Godzina 3.45 – Wracamy z Centrum taksówką, zajeżdżając po drodze
do sklepu nocnego. Już nie myślę o pracy, o dalszym życiu. Liczy się tu
i teraz. Chcę wypić jak najwięcej, zjeść jak najwięcej, wydać ile się da.
Godzina 4.45 – Już kompletnie pijany zaczynam podpalać kosze, tłuc
na chodniku i ulicy butelki. Jestem zły na świat za to, że jest taki do dupy.
Kupuję jeszcze jedno lub dwa piwa, których nigdy nie kończę i wracam
do domu, śpiewając na całe gardło.
Godzina 5.30 – Wchodzę do domu, zjadam coś, wypalam ze trzy
papierosy i przed szóstą zasypiam.
Godzina 15.00 – Wstaję kompletnie zmęczony z zawrotami głowy.
Mam wyrzuty sumienia, jestem zły na siebie, postanawiam już nic nie
robić, na niczym mi już nie zależy...
Zrezygnowałem również ze szkoły z lęku przed nią i dlatego, że
uważałem, że jest mi niepotrzebna. Przez cały ten czas dużo myślałem,
bardzo dużo myślałem. Właściwie bez przerwy myślałem. O czym?
54
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
O wszystkim. O swoim życiu, o braku ojca, o kłopotach finansowych,
o wujku alkoholiku, o nerwowej babci, o chorych sąsiadach, o wrednych
kolegach ze szkoły. Próbowałem przypomnieć sobie jakieś miłe rzeczy
z życia, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Zastanawiałem się nad
każdą sytuacją, którą ostatnio przeżyłem i analizowałem ją na wszystkie
sposoby. W ten sam sposób robiłem z ludźmi i sobą. Ustalałem, co jest
dobre, a co złe. Jak należy postępować, a czego nie robić. Wyobrażałem
sobie tysiące sytuacji i rozważałem możliwe scenariusze. Często
dochodziłem w rozmyślaniach do czystej abstrakcji, starając wyobrazić
sobie nicość, nieskończoność lub brak czasu. Chciałem ustalić, czy
istnieje dobro i zło, Bóg, życie czy wolna wola (świadomość). Obalałem
w głowie wszelkie prawdy,fakty,twierdzenia i zasady.Zawsze dochodziłem
do jednego wniosku: że świat jest okropny, pełen bólu i cierpienia, że
ludzie są wredni i podli oraz że nie ma dobrych decyzji, że cokolwiek nie
zrobię, będę cierpiał. Wtedy pojawiła się myśl, że nie może istnieć tak
złe miejsce, że to niemożliwe. Tak długo to sobie powtarzałem, aż w to
uwierzyłem. Uwierzyłem, że wszystko, co mnie otacza, to iluzja mojego
umysłu stworzona po to, by zadawać mi ból. Zrozumiałem, że tylko ja
jestem świadomą istotą, a reszta to ułuda. Doszedłem do wniosku, że
muszę ją zniszczyć. I tak poddałem się po raz trzeci. W akcie bezsilnej
złości chciałem zniszczyć mieszkanie i uderzyłem znajomego krzesłem.
I znowu szpital. A w szpitalu beznadzieja i brak wsparcia. Krzyki ludzi,
widok innych ciężko chorych pacjentów. Obawa i lęk przed innymi.
Codzienna obserwacja, jak ktoś nie wytrzymuje i zostaje zapięty w pasy,
kaftan, dostaje zastrzyk uspokajający. Lęk, że tak stanie się ze mną.
Straszliwe skutki uboczne po lekach, których dobieranie trwało tygodniami. Pamiętam, jak nie mogłem usiedzieć w miejscu, czytać, oglądać
telewizji, nie mogłem nawet myśleć. Mogłem chodzić tylko w kółko po
korytarzu czując, jak moje mięśnie coraz bardziej się napinają i czekać,
aż powykręca mnie tak mocno, że lekarze dadzą mi zastrzyk, po którym
przyjdzie ulga polegająca na utracie czucia w mięśniach. Z innych skutków ubocznych mogę wymienić silny ślinotok oraz drżenie całego ciała,
które było tak nasilone, że uniemożliwiało najprostsze czynności, takie
55
Psycho-narracje | Na rozdrożu
jak pisanie czy umycie włosów. Oczywiście nie wszyscy tak mają, ale
ja miałem. Poza tym w szpitalu było bardzo niedobre jedzenie, waru­
nki sanitarne były byle jakie. Nie miałam co robić. Ogólnie koszmarne
doświadczenie.
Tak zaczęły się prawie dwa lata tułania się po szpitalach. Wprawdzie
szybko pozbyłem się swoich urojeń dotyczących świata, ale za to
nabawiłem się lęków, wahań nastrojów, natręctw, trochę głosów, depresji
i myśli samobójczych. Wyzbyłem się emocji, miewałem myśli o krzywdzeniu innych. Chciałem zniszczyć siebie. Uciekałem z domu. Ten
czas, to również ogromna liczba płytkich, przelotnych znajomości. Inni
pacjenci, lekarze, psycholodzy. Wszyscy oni mieszają mi się w jeden obraz,
nic nie mogę rozróżnić. Byłem na różnych oddziałach - młodzieżowych
i też dla dorosłych - i znam już wiele psychiatrycznych szpitali w niemal
całej Polsce. Raz nawet wylądowałam na oddziale oddalonym 370 km
od mojego domu.
Wtedy po 14 pobytach na oddziałach zamkniętych zaproponowano
mi, żebym spróbował dostać się do MORS w Zagórzu. Na początku
zabrałem się do tego z niechęcią i bez entuzjazmu. W końcu jednak tam
trafiłem. I próbuję walczyć o to, by mi się nie pogorszyło. Może wkrótce
dam radę zawalczyć o poprawę, o lepsze życie. Wiem jednak, że to dużo
pracy i bardzo często boję się, że nie dam rady. Na szczęście otacza mnie
wiele osób, które chcą mi pomóc.
56
Pierwsze próby latania
Trzy tematy
Oczy…
Wystraszone.
Marzenia…
Nieopierzone.
Lęki,
Nieporozumienia,
Niepewność sumienia…
I nagle…
Dotyk czyjegoś ramienia.
Mała niepewność…
Chwili ulotność…
To lotu powstrzymywanego…
**********
Pierwotność.
Anna, lat 22
(07.08. i 01.08.2011)
Cześć, mam na imię Anastazja i mam 15 lat.
Jestem chora na schizofrenię, lecz objawy nie są częste.
Zaczęło się od tego, że widziałam obiekty, których naprawdę nie było.
Czy zdarzyło się Wam widzieć zmarłą osobę za oknem? Dziwne, ale prawdziwe.
Jeśli przeczytacie te teksty, spróbujcie zrozumieć osoby,
które cierpiały, płakały, uciekały i krzyczały...
Psycho-narracje | Trzy tematy
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Nigdy nie mogłam uwolnić się od zła...
które zawsze we mnie tkwiło, które gniotło mój mózg. Przez to
miałam dziwne myśli oraz czasami myśli samobójcze. Nauczyłam się
od pewnej osoby, że nie wolno ufać nikomu na słowo, ale byłam głupia
i ufałam osobie, która była dla mnie wszystkim. Jednak pewnego dnia
nadeszła chwila rozstania, przez co cierpiałam, jakbym pocięła sobie ostrym nożem twarz. Często do depresji doprowadza mnie sytuacja, która
przypomina mi dawne bolesne chwile, których było mnóstwo. Kiedyś
bardzo przeżywałam śmierć ojca i pijaństwo matki, które mnie
wyprowadzały z równowagi. Uwielbiam wszystko, co jest czarne, ponieważ
w tym czuje się pewnie i mogę spokojnie myśleć o czymś przyjemnym.
Moja choroba - schizofrenia w ogóle mi nie przeszkadza. Tak na serio,
to czuję jakbym w ogóle jej nie miała. Lecz leki, które biorę, bardzo mnie
wkurzają. Tu gdzie teraz jestem, czuję się bezpiecznie i dobrze. Akurat co
do przyjaźni to poznałam osobę, która powoli zaczyna do mnie pasować.
Nareszcie mogę nie myśleć o tym, co się dzieje poza mną.
Temat: Wolność
Co to znaczy? Dokąd ona prowadzi i gdzie się ona znajduje? Gdzie
mieszka...?
Ludzie czasami pytają, dlaczego niektóre zwierzęta żyją na wolności?
Ponieważ na wolności trzeba się wychować i umieć ją zrozumieć.
Trzeba wiedzieć i słyszeć, co mówi i do czego nas prowadzi.
- Gdy człowiek żyje na wolności, jest dziki? - pyta dziewczynka.
- Nie, na wolności człowiek nie żyje jak zwierzę na łące, biegając ze
stadem w stronę słońca. Człowiek żyje też w niewoli jak ptaki w kla­
tce. Na przykład ludzie chorzy są w niewoli, biorąc leki, leżąc w łóżku.
Wolność to również wieczny sen, czyli śmierć. Nie chcę umierać, by być
wolna. Chcę żyć i być wolna, żyjąc z ludźmi. Niektórym ludziom wolność
dodaje skrzydeł. Też tak myślę... Nie jestem gotowa na takie życie
NA WOLNOŚCI...
Życie jest piękne, lecz krótkie
Krótki jest ten czas, w którym żyjemy. Pewna ważna dla mnie
osoba odeszła tak szybko, że nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać. Nie
zdążyłam się nawet do niej przytulić i powiedzieć: ,,Będę za tobą tęsknić
tato, tylko nie zapomnij o mnie...”. Wielki ból i smutek ogarnął mnie
na pogrzebie, gdy widziałam, jak trumna opuszcza się powoli do innego
świata. Może ten inny świat znaczy lepszy? Z daleka od krzyków i zgiełku,
od wątpliwości i trudnych spraw... Lecz bardzo pragnę, żeby było jak
dawniej, czyli huśtawka na linach, radość z zabawy i więź między ojcem
a dzieckiem, która mogła trwać aż do dziś. Raczej nie da się cofnąć czasu.
Ta osoba już nigdy nie wróci, już nigdy nie dotknie twojej dziecięcej
i bezbronnej dłoni i nigdy nie powie, jak bardzo cię kocha. SPIESZMY
SIĘ KOCHAĆ LUDZI, TAK SZYBKO ODCHODZĄ...
59
60
Psycho-narracje | Nikomu się to nieśniło
Nikomu się to nie śniło
Eleni, 25 lat.
Wiele hospitalizacji, wiele diagnoz, wiele leków.
Dziś w torebce ma pieczątkę księgowej. Używa jej codziennie.
Nikomu to się nie śniło...
Nikomu to się nie zjawiło...
Co to za choroba była?
Raz słyszałam głos diabła a raz głos anioła...
Wydawało mi się, że ludzie mnie prześladują i że mnie zabiją.
Tu głosy, tu halucynacje – schizofreniczne wariacje.
Tu lęki, och, co za lęki.....
Ani nogą, ani ręką ruszyć nie można...
Zakrywałam się kocem i tak leżałam, leżałam, leżałam...
Nie chcąc wyjść na świat...
Płakałam, płakałam - łzy i ból, ból i łzy...
Tu myśli samobójcze...
Tu myśli zniszczenia siebie.....
Samookaleczenia i pisanie testamentu
Niestety, wreszcie próba samobójcza – wzięcie za dużo leków....
Tu karetka wiezie do szpitala i pod kroplówką 7 godzin
i do psychiatryka - tu ochrona przed złym duchem – przed chorobą, ale
nie była to łatwa droga, lecz ból istnienia – ból i trwoga...
Tu w szpitalu gaszenie pożaru duszy...
Tu terapia, tu leki, tu bliscy moje życie znów ratują..
25 wiosen już mam...
Doświadczeń z choroby już mnóstwo mam,
Z bólu czasem śpiewam marsz żałobny...
Gdy choroba mnie dotyka...
Muzyka w moim sercu umyka...
Ale szybko uciekam z bram piekła...
I znów moja dusza pełna piękna...
Żyję, pracuję i czasem choruję...
I czasem coś namaluję lub siebie kosmetykami pomaluję…
Po świecie wędruję…
To Grodzisk, to Pruszków, to Niepokalanów, to Warszawa i czasem Zagórze...
Zwiedzam i odwiedzam...
62
Psycho-narracje | Nikomu się to nieśniło
Zwrotnica.Nasze psycho-narracje
Do serc ludzkich pukam i głosu swojego sumienia i innych ludzi słucham...
Mam 25 lat.
Czy to dużo, czy mało
trochę zalet i trochę wad
Z chorobą walczę już prawie 8 lat...
Czasem oglądałam świat zza szpitalnych krat...
Byłam jak wrak,
Był we mnie ogromny strach,
Mój bezpieczny dom stracił dach,
Byłam z lęków mokra aż po pas...
Chciałam zmienić bieg zdarzeń...
Chciałam wyjść na świat...
Ale było inne ułożenie kart...
Czekałam na jakiś znak...
Może przyleci do mnie jakiś przyjaciel – ptak...
Znów byłam sama, zalękniona, zasmucona...
Znów ból i łzy i jestem z bólu zła...
Ale żeby ludzie się nie mylili...
To wszystko nie trwa wiecznie...
Pryśnie szybko jak zły czar i do dziesięciu nie zdąży zliczyć
i jest znów korekt.
Od ludzi brawa za wygraną wojnę z sobą...
I znów do pracy idę zwarta i gotowa...
I czy się to komuś podoba czy nie?
Trzeba jakoś pokonać tego z lochów potwora,
Nie wystarczą leki, potrzebne są Terapeuty mądre słowa i w Bliskich ostoja
i oparcie.
Ile lat?
ile dni?
ile tygodni?
ile miesięcy?
ile, ile, ile????
ile jeszcze trzeba pokonywać chorobę – tego potwora?
63
Czy jedną czy kilka – dobę?
Ale chcę pokonać tę choroby wolę..
Czas remisji... = czas choroby postoju...
Jestem gotowa do boju!!!
Zmierzam się z chorobą,
Obserwuję bacznie każdy jej ruch.
Czy nie zaskoczy mnie znów???
I czy niespodzianka wyskoczy za róg???
Gdy chorobę pokonuję...
Zdrowie, nadzieję, radość odzyskuję
Tak jakby stał się cud...
Znów się cieszę i raduję i promienny uśmiech na buzi się maluje..
Ucichły wichry, ucichły waśnie....
Choć nie są to baśnie...
Nie jest to matematyczne równanie,
Nie jest to chóru śpiewanie...
Ale odrobinką dobra, miłym słowem i radością drugiego człowieka obdarowywanie.....
Mam znów pracę, pasję, kasę, swobodę i dobrą wolę i wolną od problemów głowę....
Choroba...
Ból i trwoga...
Straszliwa do pokonania w życiu droga...
I człowiek przeżywa to jak zima sroga..
A choroba dopada nas niekiedy mnoga..
Z nas bije odwaga,
I skupia się na nas uwaga,
Ciężka jest choroby waga,
Życie to powaga i rozwaga,
Życie to dar... – życie to dar Boga,
Życie to przecudny kwiat,
Życie to kolorowy, barwny świat,
Życie to pełen bagaż rad,
Życie to skarb wiele wart,
64
Zwrotnica.Nasze psycho-narracje
Życie to, ach życie - nie traćmy ducha,
gdy trudna jest melodii nuta...
Być
Być to nie znaczy się przed złem kryć,
Być to nie znaczy tchórzem być,
Być to nie znaczy samotnikiem być,
Być to nie znaczy chorobie oddać pałeczkę,
Być i żyć – nie znaczy to zwykle to samo.
Aby żyć trzeba jeszcze dotknąć niebios bram,
Nie być sam, lecz radość i miłość innym dać,
Choć na chwilkę lepszym być,
Choć na chwilę obdarować innych choć odrobinką miłości i szczęścia.
On
Zwykłe słowa a cała prawda o nas się w nich chowa,
Zwykłe słowa a człowieka jest pełna pomysłów głowa,
Słowa, słowa Boga i Terapeuty dzięki nim choć na chwilę pokonana choroba,
I ucieknie człowiek spod wielkiego doła,
Nie będzie czarny jak smoła,
Życie ciężka do zagospodarowania rola,
A gdzie są puste pola,
Tam trudna człowieka rola, Przetrwania straszna szkoła,
A co jest dookoła nas???
Dużo ludzkich mas,
I nie będzie już smutny nasz świat,
Ale z chorobą będziemy za pan brat,
I pokonamy ją jak szach mat.
Teraz na szczęście już nie choruję,
Moja twarz się raduje,
Moja dusza zdrowiem tryska,
Po świecie wędruję,
Czasem medytuję,
Przygód nie zliczę.
65
Witajcie, jestem Agnieszka.
Mam 19 lat i kończę w tym roku szkołę średnią.
W tekście przybliżę Wam historię mojej choroby,
dzięki której być może mnie zrozumiecie.
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Zwrotnica kojarzy mi się z chwilą, gdy trafiłam po raz pierwszy do
szpitala psychiatrycznego w Zaborze, a dokładniej z momentem, gdy
dostałam odpowiedź na dręczące mnie pytania… Zacznijmy jednak od
początku.
Zaczynam się uczyć zawodu technik hotelarstwa, trafiam do klasy,
w której nikogo nie znam. Zaraz na początku zyskałam nową przyjaciółkę
i wpadł mi w oko fajny chłopak. Na początku jest bosko, cały czas z Nią
rozmawiam i faktycznie nie dostrzegam pozostałych 22 osób z klasy poza Nim… Jestem jednak zbyt nieśmiała, by do Niego zagadać :(. Za to
On jest super! Koszmar zaczyna się w momencie, gdy moja „przyjaciółka”
zabiera papiery ze szkoły, bo to pewne, że ma rok w plecy… Nagle nie
mam z kim porozmawiać, więc zaczynam dużo myśleć…
Jestem jeszcze w domu i siedzę skulona na wersalce w swoim pokoju.
Drzwi są zamknięte. Nikt mi nie przeszkadza… Rozmyślam o szkole,
o tym co czuje do Niego, chłopaka z mojej klasy. Moje myśli krążą w Jego
kierunku, zastanawiam się jaki On jest, co o mnie myśli, w jaki sposób
mnie traktuje… Po jakimś czasie coś nagle się we mnie przełamuje
i wydaje mi się, że zaczynam powoli pojmować, co to jest miłość. Dziś to
rozumiem, ale wtedy widziałam tylko jej zarys…
Nieco później przebywam z moją mamą w Jej pokoju. Oglądam film
na podstawie powieści, nie pamiętam tytułu, i nagle uświadamiam sobie,
że nie pamiętam połowy swojego życia! W tym momencie zaczynam
tworzyć swój nowy życiorys…
Następne dni pogłębiają moje rozważania... Moja sytuacja w klasie
nie wygląda kwitnąco… Cały czas myślę o Nim i o tym, co mnie z Nim
łączy. Faktycznie nic, ale moja wyobraźnia już sobie coś uroiła. Zaczęły mi
chodzić po głowie różne obrazy, słowa, sceny przedstawiające przeszłość…
Czuję się obserwowana i poddawana jakimś dziwnym testom psycholo­
gicznym. Obsesyjnie myślę o seansie hipnotycznym, w którym ponoć kiedyś
uczestniczyłam, i o tym jak wtedy cała prawda o mnie wyszła na jaw. Dziś
wiem, że ta hipnoza to był wytwór mojej wyobraźni.
67
Psycho-narracje | On
Uporczywie wracam myślami do „mojego pierwszego razu”. Gubię
się i do dziś nie rozumiem, co się wtedy wydarzyło. I czy się wydarzyło…
Wydaje mi się, że biorę udział w telewizyjnej reklamie Schaumy. Ta piana
szamponu… ci młodzi ludzie… Rzeczywistość miesza mi się z fikcją…
Powinno być wspaniale, wyjątkowo, jedynie w swoim rodzaju,
z odpowiednią osobą w swoim czasie. Zostało mi TO odebrane bez
mojej wiedzy…
Pobiegłam szybko pod prysznic z płaczem i obrzydzeniem do samej
siebie. Chciałam to z siebie zmyć, czułam obrzydzenie do siebie, bo nie
zapobiegłam temu. Nie mogłam na siebie patrzeć…Co zrobisz, gdy
uświadomisz sobie, że COŚ co miało dla Ciebie ogromne znaczenie
pęka jak bańka mydlana. Szlocham.
Mama usłyszała, że płacze i przyszła do mnie.
- Co się stało, dlaczego płaczesz?
- Nic, wszystko jest w porządku.
- Mi możesz powiedzieć co się dzieje.
- Nic się nie dzieje.
- Chcesz porozmawiać z psychologiem?
- Nie! Naprawdę nie! Wszystko jest dobrze.
- Masz jakiś problem? Coś jest nie tak jak powinno być?
Ta rozmowa trwała jeszcze dłużej. Nie umiałam O TYM mówić, tym
bardziej, że nie miałam stuprocentowej pewności…
Mama zahaczyła jeszcze o psychiatrę, do którego nie miałam zaufania, ze względu na sam zawód…
Następnego dnia przyszłam do szkoły mocno spóźniona. Najpierw
wstałam oczywiście za późno, żeby zdążyć na pierwszą lekcje. Ubrałam
się, spakowałam torebkę i wyszłam na przystanek. Do torebki włożyłam
oprócz podręczników i zeszytów ulubioną książkę „Abarat” Clive
Barker, bransoletkę, zwierzątka z porcelany: słonika z podniesioną trąbą
na szczęście i pieska, żebym miała przy sobie przyjaciół. W mojej torebce pewnie było dużo więcej niepotrzebnych rzeczy, ale nie potrafię ich
68
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
wymienić… Każda z nich znalazła się tam z jakiegoś powodu, który
podpowiedziały mi „głosy”. Głosy te były tylko w mojej głowie. Nikt
inny ich nie słyszał… Byłam przekonana, że cały świat gra w serialu.
A każdy wie, co ma robić i mówić. Do mnie należy tylko obserwacja
i granie swojej roli. Pamiętam jak poprzedniego dnia czytanie treści
podręcznika od historii nasilało moje urojenia, dziwne myśli i wspo­
mnienia z przeszłości, które, dziś to wiem, nigdy się nie wydarzyły.
W drodze do szkoły cały czas płakałam. Podszedł policjant. Zapytał,
dlaczego płaczę, czy coś się stało. Powiedziałam, że nic… Następna była
pani ubrana cała na biało. Paliła papierosa. Kiedyś mama mi mówiła, że
właśnie ta pani to największa altruistka w mojej miejscowości… Dziś
wiem, że moja mama nigdy wcześniej ze mną o tej pani nie rozmawiała.
Wtedy uważałam inaczej. Biała pani zaczęła mnie pocieszać, gdyż
uważała, że płaczę z powodu zawalonego roku. Wsiadłyśmy do autobusu razem. Zapłaciła za swój bilet. Ja swój bilet zostawiłam w domu,
nie miałam ze sobą pieniędzy, by kupić nowy - płakałam więc dalej, teraz
z tego powodu... Wysiadłam w mieście, gdzie była moja szkoła. Biały mnie
uspokajał, kojarzył mi się z niewinnością, tak samo dzieci. Pragnęłam
być niewinna.
Kiedy wysiadałyśmy z autobusu, ta pani trzymała mnie za rękę
i powiedziała, że idzie do szpitala coś załatwić. Gdy usłyszałam te słowa,
już sama nie wiedziałam, gdzie chcę iść: na lekcje czy do szpitala…
Wybrałam to drugie. Na miejscu uroiły mi się w głowie jeszcze gorsze
wspomnienia… Nie chcę ich wymieniać, bo są zbyt osobiste.
Kiedy wreszcie dotarłam do szkoły i popatrzyłam na moją
matematyczkę, znowu zaczęłam płakać. JEGO mama też była
matematyczką, pokochałam więc matematykę. Nie mogłam sobie
wybaczyć tego, w jaki sposób GO potraktowałam. Do klasy nie dotarłam,
bo minęłam przyjaciółkę z równoległej klasy. Zaprowadziła mnie
do łazienki, szłam opierając się o ścianę. Zemdlałam, uspokoiłam się
dopiero, gdy spojrzałam w Jego oczy… One mnie koiły. Przyszły jakieś
69
Psycho-narracje | On
dwie panie pracujące w szkole. Psycholog i ktoś jeszcze. Nie chciałam kłamać.
Na pytanie co się stało, reagowałam płaczem. Tak samo gdy pytano mnie, czy
umiem mówić… Umiałam, ale nie o TYM. Chciałam powiedzieć „tak i nie”
jednocześnie. Jednak było to poza moimi możliwościami, więc płakałam.
Padło pytanie: „Dlaczego płaczesz?” Odpowiedź była zbyt skomplikowana… Płacz był wyrazem mojej bezsilności.
Zaprowadzono mnie do gabinetu pielęgniarki. Próbowałam jej
pokazać, że chodzi o miłość, że potrzebuję udowodnić pewnemu
chłopakowi jak bardzo Go kocham. Chciałam Mu wynagrodzić moje
wcześniejsze zachowanie. Szamotałam się z pielęgniarką, bo chciałam
iść do klasy. Powiedziała mi tylko, że mam się uspokoić… Zadzwoniła
po karetkę i moją mamę.
Szarpałam się z całej siły, sanitariusze musieli mnie wynieść do karetki.
Nie dałam nic przy sobie zrobić, nawet jak bolało… Dostałam zastrzyk,
zasnęłam. Mamie dali stertę papierów do podpisania. Jak się obudziłam,
wszystko było już jasne :/
- Jak się nazywasz?
- Sz.- powiedziałam cicho, bo tylko ta litera była wspólna w moim
i Jego imieniu i nazwisku.
- Kiedy cię tu przywieziono?
- Wczoraj.
- Jaki to był dzień tygodnia?
- Piątek?
- Brałaś narkotyki?
- Mi-ł-ość
- Miłość! To narkotyk?
- Nie.
- Twoja mama wie, że nie jesteś dziewicą?
- Nie.
- Wie - powiedział stanowczo doktor i odszedł, a ja leżałam dalej
na OIOM-ie.
70
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Pamiętam jeszcze, że powiedział: „Jestem zbyt dorosły, by to
zrozumieć” i to zdanie oznaczało dla mnie sygnał, że zdałam do
następnej klasy.
Następne dni przebiegały w szpitalu spokojne. Uczyłam się na nowo
świata. Miałam wrażenie, że mój mózg jest całkowicie wyprany. Po
jakimś czasie przeniesiono mnie na oddział ginekologiczno-położniczy.
Nie umiałam rozmawiać z mamą. Za to wszystko opowiedziałam
kuzynce… Chyba tylko dlatego, że umiała mnie podejść. Potem
przyszła do mnie psycholog kliniczna i zapytała, czy przypomniałam sobie drugą hipnozę. Byłam w szoku, a wyobraźnia poszła dalej… Już nie
płakałam. Poszłam do psychiatry, urojenia towarzyszyły mi dalej. Nie
chcę powtarzać tej męczącej rozmowy. Powiedziałam m. in., że brałam
narkotyki i piłam alkohol, co nie było prawdą…
Psycho-narracje | On
Tam dowiedziałam się o MORS-ie, gdzie teraz jestem szczęśliwą
maturzystką z planem na dalsze życie i wsparciem od najbliższych mi
osób: mamy i mojego chłopaka, tym razem całkiem realnego.
Gdy się spotykamy rozmawiam z nimi o życiu, szkole, potrzebach,
planach. Moją najlepszą przyjaciółką jest mama. Nikomu nie ufam tak
bardzo jak jej. To najważniejsza i najbardziej kochana osoba w moim
życiu. Nasza więź, która została zerwana w trakcie mojego epizodu psychotycznego, dziś jest nierozerwalna.
Przestawienie się z choroby na zdrowienie wymaga zwrotnicy...
Wyszłam wreszcie ze szpitala po tygodniu. Dowiedziałam się, że mam
rok w plecy… Byłam załamana. Wszystko, na co pracowałam latami,
przegrałam. Nie miałam żadnego celu w życiu. Z tego powodu miałam
stan depresyjny… Ułożyłam sobie plan na życie. Zapisałam się do lice­
um profilowanego administracyjno-ekonomicznego w tej samej szkole.
Po cichu obserwowałam TEGO chłopaka… Poszłam tam ze względu
na NIEGO… Dotarło do mnie wreszcie, że nic mnie z NIM nie łączyło
poza luźnym koleżeństwem. Zeszłam na ziemię.
Zapisałam się na wizytę u pani psycholog, która była u mnie w szpi­talu.
Znowu płakałam. Powiedziała mojej mamie o szpitalu psychiatrycznym
w Zaborze. Znów wizyta u psychiatry i skierowanie. Gdy opowiedziałam
tam o tym, po dwóch miesiącach stwierdzili u mnie schizofrenię
paranoidalną, ma ona jeszcze dwie nazwy: zespół paranoidalny i F20.
Ta choroba wywołała u mnie stan depresyjny… Po zakończeniu tam leczenia zapraszali mnie ponownie do Zaboru na okres wakacji. Nie chciałam
tam jechać. W ostatnim miesiącu pierwszej klasy znowu trafiłam jednak
do szpitala psychiatrycznego w Zaborze, tylko że na inny oddział.
71
72
Psycho-narracje | Wybrałam życie
Wybrałam życie
Osobista historia życia z wieloletnim blogiem
i retrospekcjami w tle
Nędzni i biedni szukają wody, i nie ma!
Ich język wysechł już z pragnienia.
Ja, Pan, wysłucham ich,
nie opuszczę ich Ja, Bóg Izraela.
Zaczęło
Księga Izajasza 41, 17
się w drugim roku życia. Autobusowa podróż do lekarza
i nagły atak histerii małego dziecka. Rodzice ani lekarz nie mogli go
uspokoić, przerażeni gwałtownym wywijaniem się i głośnym krzykiem.
A wcześniej to dziecko było takie spokojne...
Od tamtej pory częsty płacz, krzyk, zmęczenie rodziców. Pierwsze
wspomnienia związane z wiecznym strachem, dyskomfortem, odrzuceniem. Natręctwa i lęk przez brudem, czyimś dotykiem. Przemoc i alkohol w domu od zawsze. Ale dziecko nie wie, że to coś złego. Przyjęło
to jako coś naturalnego – co jakiś czas musi bronić mamę przed tatą,
a czasem nawet tatę chronić, żeby się nie zabił albo nie zrobił sobie krzywdy nieświadomie. A to wszystko za zamkniętymi drzwiami rodzinnej
tajemnicy.
List do alkoholu
Julia, 20 lat.
Nie wiedziała, kim jest i po co istnieje. Osobowościowo chwiejna emocjonalnie,
niegdyś na pograniczu życia i śmierci, wybrała dążenie ku zdrowiu i szczęściu.
Szukając pomocy dla siebie, odwiedziła już około piętnastu placówek pomocy
psychologiczno -psychiatrycznej.
Witaj zdrajco! Trucicielu!
Mojego ojca przyjacielu!
Co jest w tobie cudownego,
co jest w tobie radosnego?
Czy ty problemy likwidujesz,
czy tylko życie psujesz?
Mów płynie palący!
Mów płynie serce rwący!
Jak kochasz, to zdradzisz.
Głowę strasznie wadzisz.
Mówże, mów,
Przecież zjadłeś tyle głów!
Ale nie, ty je utopiłeś,
Tyle rodzin zabiłeś!
74
Psycho-narracje | Wybrałam życie
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Został tylko żal.
Owinę się w żałobny szal,
Odszukam twe ofiary
I dopóki starczy mi wiary
Będę niszczyć cię...
Z poważaniem, Twoja ofiara.
(Blog: 2005-12-02)
Ciągłe napięcie. Czy tym razem pracodawcy przyłapią tatę na piciu
alkoholu i wyrzucą go z pracy i nas z mieszkania służbowego? Czy rodzice
nadal mnie kochają? Czy nie zginą, gdy spuszczę ich z oka? Czemu
mama mnie zostawia i idzie do pracy na noc? Cisza, samotność wieczo­
rna – mama w pracy, tata w piwnicy, też w pracy lub przed telewizorem,
siedzący jak zahipnotyzowany. I ta kompulsywna potrzeba pocieszania
się fast-foodami i słodyczami. Już w przedszkolu poczucie odrzucenia przez rówieśników. Trwa to, choć w mniejszym stopniu, do dziś.
Zapo­minanie o sobie, przeżywanie życia innych, uciekanie od swojego.
Dziwne poczucie misji pomagania odrzuconym. Strach przed wychodzeniem z domu, obawa przed czyimkolwiek spojrzeniem, przekonanie
o swojej brzydocie.Utracone dzieciństwo,przedwczesna pseudodojrzałość.
I nienawiść do własnego życia od piątej klasy. A jedyna nadzieja w Bogu,
choć tak odległym.
Czuję się uwięziona w konieczności istnienia. Mam dar życia, którego nie
chcę. Nie w takim świecie. Kompletnie nie mam siły. Boję się wyjść z domu,
boję się spojrzeń, nienawidzę ludzi przechodzących obok mnie, bo się ich boję...
Wstydzę się swoich myśli, poglądów. Dlaczego wszyscy mnie opuszczają?
Dlaczego nie ma nikogo, kto chciałby być ze mną, przy mnie, zrozumieć mnie?
Czemu spotykam się z potępieniem, obojętnością? Czemu nikt nie chce mnie
obdarzyć bezinteresownością?
Jestem do niczego. Na nic się nikomu nie przydaję i nie przydam. Brzydzę
się sobą i swoją głupotą. Nie wierzę, nie mam nadziei, nie kocham. Jestem
Panną Nikt.
(Blog: 2008-02-04)
75
Były chwile beztroski i niewinnej radości. Chociaż trwały krótko
i czaił się za nimi lęk, dawały wytchnienie i poczucie normalności.
Kałuża
Kałuża - omijają ją z daleka.
Kałuża - mokra, brudna i cuchnąca.
Kałuża - szara i krajobraz burząca.
Kałuża - wspaniała i do zabawy doskonała!
Skok w bok, w przód chlup!
W lewo, prawo plum!
Błoto tam, błoto tu na ubranie BUM!
Katar z nosa, woda z włosa
I na kaptur plusk!
Deszczyk pada, nie wypada, aby smucić się!
Na głębiny podróż skoczna, dusza ma radosna!
Plask, mlask, TRZASK!
Oślepia kałuży blask!
W domu matka w biedzie:
„Cóżesz ty robiła przecie?!
Moje dziecko, grypa idzie!
Chcesz zmartwić mnie?”
Bez łaknień, bez zmartwień,
Spodnie zmienię se!
A kałuża plusk, chlup, blub,
w błocie grzebie się.
(Blog: 2005-03-20)
Nie mam pojęcia, skąd we mnie wzięła się wola walki o siebie.
Wiedziałam, że muszę żyć i jakoś się tego nauczyć. Tylko dokąd iść? Co
robić? Kim ja w ogóle jestem?
76
Psycho-narracje | Wybrałam życie
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Zamknięta nad morzem
Siedzę w klatce, klatce zamkniętej.
Nic wejść ani wyjść z niej nie może.
Jedynie szum morza czasem usłyszeć można.
Ale tylko w myślach mogę je zobaczyć.
Inni w klatce nazywają mnie nienormalną, nieżyciową, zamkniętą.
Ale oni nie słyszą tego szumu, nie słyszą nic, tylko swoje dźwięki.
A ja chcę tylko się wydostać...
Drążę w marzeniach rysy głębokie, już wiem jak jest tam, nad
morzem.
Słyszałam szum, teraz czuję zapach, serce już widzi,
ale oczy ślepe ujrzą je dopiero, kiedy dusza bez balastu opuści klatkę...
(Blog: 2004-11-17)
Moje prawdziwe życie zaczęło się w internecie. Dopiero tam czułam
się choć trochę sobą. Na zewnątrz byłam poukładaną, nieśmiałą, wzorową
uczennicą; innymi słowy – perfekcjonistką. Wewnątrz natomiast szalała
burza, którą raz rozniecał, a raz uspokajał cyfrowy świat, który pozwalał
na szczerość. Tam cieszyłam się, uczyłam życia, płakałam, a przede
wszystkim wołałam o pomoc. Marzyłam o szpitalu psychiatrycznym
już w podstawówce, żeby ktoś uratował mnie z przepaści moich emocji
i lęków.
Tak już opadłam z sił... Rodzice są święcie przekonani, że wszystko ze
mną w porządku: dobrze się uczę, nie sprawiam problemów. Chciałabym
pójść do psychologa, jednak wiem, że moją prośbę zbagatelizują. Nie wiedzą,
że kupiłam Deprim, który ma niby być antydepresyjny... Nic nie wiedzą.
Znajomym wydaje się, że jestem silna, szczęśliwa. Poza tym wstydzę się
mówić o tym, co czuję, a jeśli się odważę, nikt mnie nie słucha. Później tylko
naśmiewają się z moich słów. Miłość, ciepło, przyjaźń... tego nie ma.
(Blog: 2005-02-18)
Głębokie nawrócenie stało się ratunkiem. Zachwycenie tajemnicą
zmartwychwstania i modlitwa odnowiły we mnie ducha.
77
On zwyciężył śmierć
Ta róża, która nie pamięta czerwieni
Ten wiatr, który nie pamięta porywu
Ten ogień, który nie pamięta pożaru
To drzewo, które nie pamięta zieleni
Ta pustynia, która nie pamięta wody
Ta roślina, która nie pamięta słońca
Ten rycerz, który nie pamięta zbroi
Ta matka, która nie pamięta twarzy dziecka
Ten mąż, który nie pamięta imienia żony
To dziecko, które nie pamięta czułości
Ta dłoń, która nie pamięta dotyku
Ta łódź, która nie pamięta rzeki
Ten statek, który nie pamięta morza
Ten podróżnik, który nie pamięta drogi
Te góry, które nie pamiętają śniegu
Ta ziemia, która nie pamięta deszczu
Ten człowiek, który nie pamięta Boga
Boga, który jest miłością Ten już zginął.
I jest jeszcze ten Jezus, który pamięta o Ojcu i
On zwyciężył śmierć.
(Blog: 2005-06-11)
Ale co może dać człowiekowi nawrócenie, jeśli ma skrzywiony
obraz Boga, a nie ma przewodników? Rozwijająca się duchowość daje
schronienie i ulgę, jednakże w końcu chora psychika wytwarza obsesję
na punkcie grzechu i żeby nie zwariować, dusza musi odejść od Boga.
Modlitwa nie daje szczęścia, Bóg stał się milczący A zarazem
tęskniący. Miłość jakby zgasła... Ale pali tęsknota. Pali niemoc. Pali
się wnętrze. Boże, mój Boże... czemu Cię opuściłam? Dlaczego dałeś
78
Psycho-narracje | Wybrałam życie
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
mi niemoc? Czemu nie potrafię, czemu się boję do Ciebie powrócić...?
Przecież wiem, że mnie przyjmiesz, bo mnie kochasz... Ale czy ja Cię
kocham? Boli mnie moja grzeszność. Wszystkie grzechy biorą się z pychy.
Ale czy to jest pycha...? Boję się, że znów nie dam rady. Że znowu zdradzę,
oszukam, opuszczę. Boję się, że nie odpowiem na Twoją Miłość. Boję się
obowiązku, jaki na mnie spadnie – poprawy. Nie potrafię się poprawić! Jestem leniwa i nieodpowiedzialna, nie potrafię!!!
(Blog: 2006-10-06)
Już mam dosyć. Wszystkiego. Życia. A najgorsze jest to, że nikt nie
przychodzi i nie przyjdzie z pomocą. Człowiek w obliczu klęski czy
załamania zawsze jest sam. Przynajmniej ja. Nikt mnie nie chce słuchać.
Zawsze inni mają coś ważniejszego do powiedzenia. Nie liczę się ja,
ale to, co mogę z siebie dać. Ale ja już coraz mniej potrafię dać, bo nikt mi
nie chce nic dać. Relacje jednostronne. Tylko od Boga mogę czerpać siłę.
Ale czy On nie rozumie, że człowiek potrzebuje drugiego człowieka?
Że już sobie nie radzę z pragnieniem bliskości ze strony ludzi? Że w ogóle
sobie nie radzę? Że nie mam już siły spełniać najmniejszych obowiązków?
Że zwykłe funkcjonowanie sprawia mi ogromne trudności? Że już nie
mam siły żyć? Że najchętniej leżałabym cały dzień w łóżku i gapiła się
w sufit, telewizor lub bym spała? Czemu ja nie mam siły? Czy jedynym sposobem, żeby wyrwać się z tego koszmaru jest wbrew sobie,
powodując wielki sprzeciw wewnętrzny, zacisnąć zęby i być przy innych, zapominając o sobie? Uczyć się, pomimo wstrętu do wszystkiego, co
muszę? Co z tego, że nauka jest ciekawa, skoro mam do niej wstręt? Czemu nie mam siły zrobić najmniejszej rzeczy, czemu mnie ciągle paraliżują
uczucia lęku, strachu? CZEMU NIE MAM SIŁY ŻYĆ?! „Glina, z której
zostałeś ulepiony, wyschła i stwardniała. I już nikt nie dopatrzy się w tobie
altruisty, astronoma, artysty... którzy zamieszkiwali może ciebie kiedyś”*.
Już mnie to denerwuje, że za każdym razem, jak oglądam „Dzień świra”,
widzę siebie. Jestem zwykłym, głupim emo, czy co? Czemu teraz ten brak
siły określa się w taki krzywdzący sposób - emo? Trzy okropne litery,
* Cytat pochodzi z filmu „Dzień świra” stworzonego w 2002 roku przez reżysera
które mi mówią, że jestem beznadziejna, bo nie potrafię żyć, nie myśląc,
że to życie jest pełne cierpienia. Zwłaszcza, gdy jest się samotnym. Nikt
nie wie, że każdy dzień jest dla mnie udręką, huśtawką między sensem
a bezsensem. Po co to wszystko? Czemu życie musi aż tak boleć?
(Blog: 2007-11-25)
Religia nie dawała mi spokoju. Miałam wypaczone myślenie o niej.
Bałam się konsekwencji mojego buntu. Jednak gdyby nie ten bunt, moja
psychika by nie wytrzymała.
Bóg mnie prześladuje. Nie wiem, czy to moja wyobraźnia, czy to ten
Bóg być może istniejący. Mam koszmary, lęki na jawie i w snach. Piekło
i przymus czynienia dobra zawsze mnie prześladowały. Teraz więc żartuję z
tego, nazywając siebie antychrystem i „szykując apokalipsę” - śmiech pomaga.
(Blog: 2008-05-16)
Scenka improwizacyjna w podstawówce. Z koleżanką mamy
rozma­wiać przy wyimaginowanej kawie. Puściłam wodze fantazji
i przedstawiłyśmy satyryczną kłótnię. Polonistka, która swego czasu
wiele mnie nauczyła, stwierdziła, że marnuję się w spokojnych rolach
teatralnych – jest we mnie potencjał szaleństwa, przebojowości, który
się ukrywa. Nie miałam odwagi go wydobywać. Okazał się on wkró­
tce źródłem skoków nastroju - raz świetnie, bez żadnych problemów,
a raz stagnacja i totalna depresja. Mogłam przynajmniej co jakiś czas
odpoczywać od wewnętrznej beznadziei. Wszyscy zwracali uwagę na
mój śmiech i wygłupy – byłam strasznie głośna.
Mam wrażenie, że znowu pogrążam się w marazmie. Co za skoki nastrojów. Choć i tak wszystkiemu towarzyszy strach.
(Blog: 2008-06-02)
Spóźniony bunt okresu dojrzewania. I zachłyśnięcie się pozorami
wolności. Odnalazłam trujące balsamy dla duszy: alkohol, autoagresja
w większym stopniu niż wcześniej, muzyka o zabarwieniu satanisty­
Marka Koterskiego.
79
80
Psycho-narracje | Wybrałam życie
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
cznym i dziwne filozofie. Miałam nadludzkie pragnienie samozni­
szczenia. Ochroniła mnie tylko jedna rzecz – strach przed ludźmi, który
uniemożliwił mi dotarcie do destrukcyjnych środowisk.
Kolejne odkrycie, oczywiste już od dawna, ale teraz wyraźne. Lubię siebie
niszczyć. Nienawidzę siebie i niszczę to, co we mnie. Uciekam przed wszelkim dobrem. Duszę się w oparach swojego zła. Ogólna destrukcja.
Nic z tego, że to wiem. I tak zawsze tak będzie, bo nie potrafię inaczej, nie
chcę inaczej. Przez to czuję się wyjątkowa. A czasami chora.
(Blog: 2007-12-20)
Nienawidzę siebie i świata. Chcę się stać arystotelesowskim dzikusem, niech mi się poprzewraca w głowie, żebym nie potrzebowała ciepła
i miłości. Skoro nie mogę być bytem boskim, to niech będę przynajmniej wariatem, nie chcę być w społeczeństwie! Nie chcę potrzebować ludzi! Niech stanie
się nicość, bo nie wytrzymam!
Dojrzewanie jest głupim okresem. Dziękuję za uświadomienie.
I wszystko przejdzie. Z wiekiem. To co, kurwa, mam się pod jakimś klo­
szem schować, żeby przeczekać to? Dojrzewanie to tracenie niewinności,
wiary w niezaprzeczalne dobro świata i świadome rozpoczęcie walki
ze złem. Och, jak pięknie to brzmi. Walki z własnym złem...
Czemu tak wielu młodych popełnia samobójstwo? Bo życie okazuje
się wcale nie takie piękne. Bo świat, coraz bardziej poznawany, okazuje się być nieustającą beznadzieją, głupim, ironicznym żartem. Człowiek
zostaje sam, niezrozumiany, zbuntowany przeciw całemu dobru i złu.
I nie ma kto wyciągnąć pomocnej ręki. Bo młodość parzy, przeszkadza,
jest głupia i nie zasługuje na uwagę. Jest niezrozumiana i zagubiona.
Oto, co macie w zamian za obojętność - nienawiść. Nie zaakceptuję
takie­go stanu rzeczy, nie łudźcie się. Nigdy nie dojrzeję. Nie dojrzeję,
jeśli ktoś mi nie pomoże. Jeśli nie odpowiem sobie na tysiące pytań.
I tak całemu światu to wisi... Już lepiej by było, żebym znikła. Cieleśnie
i duchowo. Ale trzyma mnie to głupie egoistyczne przywiązanie moich
bliskich do mnie. Nie chcę szkodzić innym, chcę w pełni zaszkodzić
81
sobie, ale tego nie zrozumiecie... z litości będę się z wami męczyć.
Żyjcie sobie dalej, idioci, męczcie się dalej. Dajcie mi przynajmniej jedno złoty lek, od którego się nie umiera, ale jednocześnie przestaje się żyć. Pokażcie
mi złoty środek między dobrem a złem, bo obu pojęć nienawidzę.
Jeśli Bóg istnieje, to patrzy i milczy. Czasem poruszy którymś sznurkiem.
Ma cierpliwość albo szykuje potop. Że też mnie jeszcze nie znienawidził... Bo
ja się zapadam w nienawiść.
(Blog: 2007-12-27)
W niekończących się wirtualnych podróżach pojawiła się informacja,
która totalnie zmieniła moje myślenie – opis syndromu Dorosłych Dzieci Alkoholików. Nareszcie dowiedziałam się, jak siebie definiować, choć
to nie powinna być niczyja definicja. Co najważniejsze, okazało się, że to,
co przeżywałam, nie wzięło się znikąd i nie jest moją winą. W dodatku
nie jestem jedyna. Pierwszy krok do wyjścia z alienacji.
Myślałam zadaniowo – skoro podają, że lekiem na syndrom jest terapia, to muszę natychmiast na nią iść. Pomimo całej radości tego odkrycia, pozostał ogromny smutek. Jednak mój problem jest realny, a nie
wymyślony, który można by było wymazać. Poza tym DDA jest się do
końca życia...
Droga
Droga od samego początku przegrana
Zawodnik, który nie wygra
Jest daleko w tyle
Biegnie po rozżarzonych węglach
Po kolcach wbitych w ziemię
Czasem przystaje i wyje wśród skał
Wśród hałaśliwej ciszy
Milczącymi oczyma krzyczy
Bo to jedyne, co ma
A światu odcięto uszy
82
Psycho-narracje | Wybrałam życie
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
A właściwie... sam je sobie uciął
Biegnij, biegnij ile masz sił!
Chociaż ich nie masz...
Wdrapuj się na najwyższe szczyty!
Chociaż lina się urywa...
Przeskakuj przepaści!
Chociaż masz dziecięce nogi...
Patrz uważnie!
Chociaż oczy są za mgłą...
Otaczaj się przyjaciółmi!
Chociaż nie wiesz co to przyjaźń...
Kochaj!
Chociaż nie wiesz co to miłość...
Nie odrzucaj ludzi!
Chociaż myślisz, że to oni cię odrzucają...
Wierz i ufaj Bogu!
Chociaż tak trudno ci w Niego wierzyć...
Miej nadzieję!
Chociaż jesteś w beznadziei...
Wchodź na nowe ścieżki!
Chociaż stare trzymają jak kajdany...
Dorośnij!
W końcu jesteś dorosłym dzieckiem...
(Blog: 2007-09-09)
Rzuciłam się w wir terapii i rozwoju. Nie wiadomo skąd znaleźli
się przyjaciele, którzy niesamowicie poszerzali moją samoświadomość.
Nie miałam pojęcia, że drugi człowiek może być takim wsparciem. To
było jak odkrywanie zupełnie nieznanego lądu. Jednak strasznie się przy
tym poraniliśmy. Niestety, najbardziej raniłam ja przez natrętną potrzebę
nieustannego kontaktu i bezwarunkowej akceptacji. Szukałam sobie
zastępczych rodziców. Miało to zapełnić wielką dziurę emocjonalną.
83
W bólu ból
W bólu ból, w cierpieniu cały
W bólu ból, nadgarstek krwią zalany
W bólu ból, łzy i ogromny płacz
W bólu ból, dalej mi nad uchem kracz
W bólu ból, najgorszy każdy zgrzyt
W bólu ból, bolesny jest sam byt
(Blog: 2005-02-09)
Hehe, przypomniało mi się, jak jakieś pół roku temu rodzice skarżyli się
na mnie, że ciągle chodzę smutna i nic mnie nie cieszy. Powoli udało mi się
opanować sztukę tworzenia pozorów. Ale aż tak bardzo nie musiałam się
silić. Pewne dwie osoby, niczym akuszerzy, zaczęły wydobywać mnie na
świat. To wszystko jest takie gwałtowne. Nie wiedziałam, że tak mało wiem
o rzeczywistości, o ludziach. Zaczęłam odczuwać jakieś uczucia. Pamiętam
tylko, że było to niesamowite.
(Blog: 2008-06-02)
Terapia zaczęła mnie uwalniać spod wpływu rodziców. Nadal działali
na mnie przez wyrzuty, narzekanie, awantury. W końcu nadszedł moment krytyczny. Nieustanne myśli o samobójstwie, odrętwienie, lęk na
każdym kroku. Świat wydawał się pułapką, więzieniem. Lęk kapał ze
ścian, powietrze nim się nasycało, niemalże się materializował. Niepokój
dochodził do skraju szaleństwa, łącząc się z niemą agresją.
Strach... Doświadczam go zawsze, kiedy mrok przesłania świat,
a ściany zdają się nasłuchiwać moich myśli... Boję się... Ranek nigdy nie nadejdzie, a jeśli wzejdzie, to razem z nim pustka i kolejny strach... Panika...
wychodzę z pokoju, nerwowo popijam herbatę... nerwy pobudzone chcą się
uwolnić... Agresja... znowu słyszę krzyk ze swoich ust... oni tylko o coś pytają...
a potem to straszne poczucie winy... Po nocy nadchodzi dzień... kolejny, ten
sam, oczekujący na nocny strach...
(Blog: 2005-01-31)
84
Psycho-narracje | Wybrałam życie
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Czuję, że nie ma żadnego wyjścia z tego koszmaru. Świta mi gdzieś
głęboko w duszy, że można normalnie żyć. Przecież jest to wykonalne. Ale
nie mam pojęcia, co zrobić, żeby tak było. Bezpiecznie. Normalnie. Jeśli już by
strach mnie opuścił, co miałabym robić dalej? Widzę pustkę tylko. Niby wiem,
jak mogłabym ją zapełnić. Może udałoby się, gdyby odszedł ten lęk...?
Czemu on mnie tak prześladuje? Czyżby był wynikiem niespełnionych
ambicji moralnych i intelektualnych? W takim razie, czemu paraliżuje
mnie od najwcześniejszych lat dzieciństwa? Czemu z każdym rokiem
się pogłębia? Czuję się taka bezbronna. A może zadać gwałt temu lękowi
i działać na przekór, jęcząc i płacząc? Uciekam przed nim, ale nic mi to nie
daje, a wręcz zżera od środka jeszcze bardziej.
(Blog: 2008-06-02)
Wypowiedziałam wreszcie te słowa: „Nie zależy mi na mojej
przyszłości ani na moim życiu”. Terapeutce opadły ręce, jakby już nic nie
dało się ze mną zrobić. Pierwsza jej myśl – Zagórze. Zabrzmiało to jak
wyrok. Wiedziałam, że potrzebuję pomocy, ale żeby aż takiej? Naprawdę
jest tak źle?
Wszyscy już mają mnie dość. Haha, nie dziwię się. Wiem, że przesadzam.
Ale to nie od dziś. Może po prostu nie nadaję się do jakich­kolwiek kontaktów z innymi ludźmi? Córka zatracenia, tchórz, uciekinier, dezerter. Nie
wiem czy jest sens szukać zrozumienia. Toż wariatów wyrzuca się poza
społeczeństwo.
Co za pomieszanie zmysłów. I to na poziomie świadomości. Obsesyjna myśl, nie dająca o sobie zapomnieć, każąca nazywać siebie jedynym
rozwiązaniem.
Pobudka.
Nigdy nie sądziłam, że stanę się kimś takim. Patrzę z boku i widzę obrzydliwego już nie człowieka, a dzikusa, który nie potrafi sobie poradzić z najmniejszymi sprawami i w dodatku od nich uzależnia wszystko inne. Co za
obrzydlistwo, zgnilizna, zacietrzewiona w swoim rozkładzie.
85
Rozdwojenie jaźni.
Moja wyższa świadomość oświadcza tej niższej, że się jej brzydzi, nienawidzi jej. Co za beznadziejny upadek. Zasługujesz tylko na pogardę. Zgiń
i nie powstawaj z martwych.
Stagnacja.
Kim ja jestem?
Zaraz utonę w morzu ironicznego śmiechu.
(Blog: 2008-05-24)
Kiedy byłam mała, sąsiadka z osiedla mówiła często: „Jesteś dzie­
ckiem szczęścia, prawda?”. Nie wiedziałam, o co chodziło w tym żarcie.
Nieświadomie jednak miała rację – byłam szczęściarą. Stosunkowo
wcześnie zaczęłam terapię, a w dodatku nie trafiłam do zwykłego szpitala, ale do MORS-a.
Pierwsze dni były trudne. Rodzice bardzo nie chcieli, żebym tam
przebywała. Aktywizacja okazała się męcząca – chciałam tylko leżeć,
patrzeć w sufit i wyżywać się na sobie. Jednak szybko złapałam wspólny język z mieszkańcami. Nigdy wcześniej nie czułam się tak dobrze
w grupie. Wszyscy mi pomagali uporać się ze skomplikowaną relacją
z moim przyjacielem. Rozmowy z opiekunami były cenne. Jednak ciągle
prześladowała mnie myśl, że mnie tam nie chcą, trzymają z łaski, uważają
mnie za wielkie zło. Ale co innego mogłam myśleć, jeśli już wcześniej
traktowałam siebie jak piąte koło u wozu, nie ufałam dobrym intencjom
ludzi i bałam się wszelkich autorytetów?
Jeden moment okazał się decydujący. Pewnego razu, wieczorem,
usiadłam na trawie przed ośrodkiem i stwierdziłam, że muszę podjąć
decyzję: żyć czy zabić się? Nie mogłam dłużej się wahać, powinnam
ruszyć w konkretnym kierunku. Przypominałam sobie, co różni filozofowie myśleli na temat samobójstwa. W końcu, patrząc na gwiazdy,
zdecydowałam się - mam żyć. Śmierć zabiera wszystko, łącznie z dobrymi
rzeczami. Przecież mogę żyć po prostu z ciekawości. Potem trzymałam
się rezultatu tej chłodnej kalkulacji.
86
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Generalnie w czasie pobytu odpoczęłam od życia, odpowiedzialności,
a przede wszystkim od domu rodzinnego. To terapeuci decydowali, co
mam w danym momencie robić, dzięki czemu nie oddawałam się nicnierobieniu. Nawiązałam przyjaźnie, które trwają do dziś. I nadszedł
wreszcie moment poddania się – zrobiłam pierwszy z dwunastu krok
mitingowy DDA. Ambicje ponad moje możliwości i perfekcjonizm
poważnie zatruwały mi życie. Chodząc do zwykłej, zagórzańskiej szkoły,
doświadczając niemocy przy próbie nauczenia się czegokolwiek, wreszcie
uznałam, że nie jestem wybitna i nie muszę na to zasługiwać. Pojawiło
się pierwsze zakochanie, pierwszy związek. Zaczęłam rozkwitać.
Miłość rozkwita na jesień
Niebiańska kropla łączy się z ziemią płową
Kolorowe liście porywa za sobą
Świat kładzie się do zimowego drzemania
Gdy my budzimy się w czasie świtania
Wśród innej rzeczywistości już żyjemy
Słońce jaśniejsze, bez chmur, razem czujemy
Gwiazdy spadają nam na splecione dłonie
Leżymy wpatrzeni na natury łonie
Kwitnące kwiaty roztaczają zapachy
Skowronki w piękniejszy dźwięk są obleczone
Wchodzimy na uczucia wysokie dachy
Wszelkie nasze rany są już wyleczone
Czas nie płynie, w naszym raju rozkwitamy
Jesienią wiosny wkradają się cudowne
(Blog: 2009-10-12)
Wróciłam do swojej szkoły, bo nadal miałam fioła na punkcie swojego
rozwoju. Pojawiły się dwie próby pseudosamobójcze – połknęłam
dziesięciokrotną dawkę swojego leku, a potem innego, uspokajającego.
87
Psycho-narracje | Wybrałam życie
Wiedziałam, że nic mi się po tym nie stanie, ale miałam cień chorej
nadziei...
Po jakimś czasie jednak było lepiej, znośniej. Uczyłam się cierpliwości
wobec samej siebie i swojego cierpienia.
Od wyjścia z Hostelu minęły około dwa miesiące. Po wypisie, gdy minął
okres hipomanii, zaczęła się trudna droga z piekła. Ogromne zaległości w
szkole, tęsknota za chłopakiem i przyjaciółmi z oddziału, stany depresyjne...
W pewnym momencie wątpiłam, że uda mi się zaliczyć semestr, bo najmniejszej rzeczy nie potrafiłam zrobić.
Teraz zabrałam się do nauki.
Nie wiem jak to zrobiłam, że przestałam się tak bardzo bać codzienności
i zaczęłam się w nią wdrażać, znajdując w niej poczucie bezpieczeństwa.
Czas zakończyć poszukiwania wielkich rzeczy, a cieszyć się małymi.
Jestem z siebie dumna, że podołałam. I że nie trafiłam do psychiatryka;
myśli samobójcze stawały się coraz bardziej kuszące. Teraz nie jestem w stanie myśleć o samobójstwie dłużej niż 5 minut.
Pojawił się inny problem - fobia społeczna. Nie mam już ochoty wychodzić
z domu, chciałabym spać ciągle lub czytać.
Chcę żyć normalnie, jak człowiek. Albo uciec przed światem do domu dla
obłąkanych.
Jestem jak dziecko, które dopiero uczy się chodzić. Uczę się chodzić w
codzienności.
(Blog: 2009-12-07)
Ledwo przebrnęłam przez klasę maturalną. Mimo to egzaminy
zdałam dobrze. Rozstanie, utrata przyjaciół, samotność. Brak sił. Lekarz
podejrzewał u mnie dwubiegunówkę, więc dostałam stabilizator nastroju. Wszystko stało mi się obojętne, mogłam przesypiać całe dnie. Ale
przynajmniej psychika mniej mnie męczyła.
88
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Panna pigułka
Pigułka
rano jedna i połówka
w południe połówka
wieczorem trzy
przeciwpsychotyczne
antydepresyjne
Szaleństwo stłumione
spokój radość carpe diem
zamulenie senność kawa
Człowieczeństwo Wymknięte Normalności
poskromione
znów ma swoje limes
brak Pigułki
strach panika SOS
znów się wyrywamy
znowu uciekamy
system system system
więzy
Człowiek Uspołeczniony to Uwięziony
Dzikus czy Bóg?
ach
nie
to znowu
Normalny Człowiek
dzięki Wielkiej Chemii Litości
(Blog: 2010-01-19)
Zaczęło się walić. Wiele straciłam – umarła moja babcia, odeszli
moi najbliżsi przyjaciele, byłam na rozstaju liceum i studiów. Bardzo
89
Psycho-narracje | Wybrałam życie
chciałam być jak Raskolnikow ze „Zbrodni i kary” - obojętna na wszy­
stkich ludzi, zamknąć się w swoim świecie przemyśleń, filozofowania,
nauki. Osiągnęłam coś w rodzaju niewzruszonej apatii i prawie dotarłam
do swojego wymarzonego celu – wyzbycia się wszelkich społecznych
potrzeb, które były zbyt duże, by je zaspokoić.
Jednakże dokonał się przełom, i to dzięki nawróceniu. Właściwie wiara
pokrzyżowała moje plany – skorupa pękła, znowu stałam się bezbronna.
Fobia społeczna wróciła z ogromną mocą, depresja się pogłębiała. To
miało swój sens. Nie można poradzić sobie z problemami, zamiatając je
pod dywan. Znowu miałam szczęście – trafiłam przypadkiem do mojej
dawnej wspólnoty, która tym razem pomogła mi rozprawić się z pro­
blemem fałszywego obrazu Boga i strachu przed bliskością. Przekonali
mnie, że człowiek stworzony jest do życia wśród innych. Gdy okazywali mi współczucie i zrozumienie, nie mogłam pozbierać się przez jakiś
czas – płakałam, nie miałam na nic siły. Czułam się jak małe bezbronne
dziecko. Serce skute lodem ogrzewało się. Na początku mówiłam, że nie
umiem kochać i jestem zła do szpiku kości. Teraz znam swoją wartość,
poznaję swoje granice i uczę się ufności do Boga i ludzi.
Przeszłam długą drogę z piekła swojego umysłu. Nadal mieszkam
z rodzicami, których mimo wszystko bardzo kocham, ale chciałabym,
żeby zrozumieli wreszcie, że potrzebuję terapii i leków. Zaczynam
kolejną psychoterapię. Jednak najgorsze już za mną. Nowe narodziny
mojej psychiki były bardzo bolesne i ciągnęły się bez końca. Po porodzie
zobaczyłam świat zupełnie inny – w nim jest już miejsce na mnie, na
moje potrzeby. Przede mną dojrzewanie, uczenie się wielu rzeczy od
nowa, przepracowywanie starego życia. Poszłam na swoje wymarzone
studia – polonistykę na uczelni państwowej. Włączyłam się w dzieło
Krucjaty Wyzwolenia Człowieka – nie piję alkoholu, rzuciłam palenie.
To mój post w intencji rodziny.
Znalazłam swoją ostoję, na niej buduję jak na skale. Jest nią Bóg. Ufam
Mu, więc się nie zachwieję. Wiem, że zdrowie oraz szczęście są możliwe
i na nie zasługuję. Wybrałam życie i trzymam się tej decyzji.
90
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Zajmijcie się swoim otoczeniem, zauważcie każdą smutną osobę
i otoczcie ją ciepłym ramieniem, proszę. Nie zostawiajcie samych sobie
przyjaciół i kolegów, nie bójcie się dawać ciepło. Każdy dzień życia jest
sukcesem. A zwłaszcza, jeśli jest to dzień radosny. Nie poddawajcie się, inni
potrzebują cierpliwości. Nie bójcie się kochać...
(Blog: 2005-03-20)
Jak zresztą zawsze...
Rachel, 17 lat.
Depresja zaciągnęła życiowy hamulec.
Rachel czeka na zielone światło.
91
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Podłoga płynna, jakby woda – nie, raczej nicość ogromna, ciemna,
niepokojąca, falująca. Skulona, kolana zgięte, siedzę oparta o ścianę.
Wpatruję się w ciemność. Brak poczucia gruntu, wszystko się wali, bezsens, kryzys... Chęć wypłakania tej niepewności... lecz ani jedna łza nie
leci. Coraz większe wrażenie upadku... Coraz bardziej spięta, nienaturalna pozycja, wykręcenie stóp, niedopłynięcie krwi do kończyn. Walka
w umyśle: ja i nie wiem kto, może lęk, choć nie, nie wiem. Coraz większy
niepokój, zaczynam tracić czucie w ciele, czuję jedynie, że padam...
paadaam... ale nie uderzam, tam nie ma nic... tylko ból i samotność. Ból
nie do zniesienia, wrażenie, że zaraz mnie rozerwie na kawałki. Nie znika, nie maleje, tylko rośnie...
– Co ja tu robię, to przecież dziecinne...!
– Ale ja już nie mam siły, co mam robić?
– Weź się w garść, co pomyślą inni... „znowu dramatyzuje, robi
z ziarenka wielką rzecz”.
– Ale… boli, ból zbyt silny jak dla mnie... podłoga, czemu nie czuję
podłogi?!
– Wstań dziewczyno, sama się nakręcasz. Zajmij się czymś, odwra­
caj myśli.
– Nie mogę, nie umiem, ciało mnie nie słucha, niesprawiedliwe to
życie, dlaczego?
– Nie użalaj się nad sobą, myślisz że jesteś jedyną?
– Płynny grunt, niech ktoś mi odbierze ten ból! ... I tak nie
zrozumieją...
– Dobrze wiesz tak jak ja, że nikt inny oprócz Ciebie samej nie
zmniejszy nam bólu.
– Taaaa… poradzę sobie sama, jak zresztą zawsze...
– Do następnego razu...
– Dlaczego zasłużyłam na taki los, co ja takiego zrobiłam...?
– Pracuj nad sobą, to się dowiesz, no idź już, zgłoś lęk.
– Niby co to da, lęk to tylko lęk... to nic w porównaniu z chorobą
psychiczną, dadzą mi kieliszek neospasminy i to wszystko, jeszcze
pomyślą, że znowu ona...
93
Psycho-narracje | Jak zresztą zawsze...
– Nieprawda, wymyślasz, nie masz prawa do takiego porównania!
– Niby jest inaczej?
– Nie masz pojęcia co myślą inni o tobie i raczej się nie dowiesz...
– Ale widzę to po nich, w oczach...
– Przestań, to nie temat na teraz!
– Jaki jest więc sens mojego istnienia?
– O nie, nie pozwalaj sobie dziewczyno!
– Ale ten ból, nie do wytrzymania!
– Ale to nie jest rozwiązanie, zgłoś się, rozmawiaj o tym.
– Niemożliwe, nie potrafię, nie pozwala mi... boli już za mocno,
padam!
– Wstań, i to już!
– Nie czuję nóg!
– Dajesz, musisz być silna dla innych, potrzebują cię, chyba ich
nie zostawisz samych... No już, raz dwa i hop! Widzisz, a teraz uśmiech
poproszę, nie chcą cię ponurej... Nie ciągnij ich też w dół...
– Nie chcą mnie, nie ufam przecież, trzymam wszystkich na dystans, to jak mieliby za mną tęsknić...
– A uwierz mi, że będą... zależy im na tobie...
– Wiem, właśnie dlatego trzymam ich na dystans, dla ich dobra...
– I właśnie tym pogarszasz sytuację....
– Dobra, dobra, wygrałeś, ale to nie zmienia faktu, że nie
zmniejszasz mi tego bólu, nadal tkwię w tej niepewności...
– Wiem, błędne koło...
– No i znowu to zrobiłam, czemu pozwoliłam na takie bredzenie,
to naprawdę ja mówiłam!? Kara, żebym pamiętała na przyszłość, pozwól
mi się karać, widzisz tę filiżankę? Jakby ją tak rozbić...
– A idź w cholerę! Już nie ze mną...
– Nadal padam! Pomocy!!!!!!!!!
Tak co trzy-cztery dni. Zawsze ten sam przebieg, choć wywołany
przez inne szczegóły... Ranienie innych przez to, wyrzuty sumienia, poczucie winy. Koszmary w nocy, niewyspana, maska idealna w ciągu dnia,
94
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
zmęczenie ogólne, fizyczne i psychiczne, odbijanie się stanu zdrowia na
apetycie, utrata wagi... niedowaga, obciążenie, wywoływanie u innych
zmartwienia, znowu poczucie winy, niemożność przerwania błędnego
koła, zamykanie się w sobie, lęk w ciągu dnia, ogromna niepewność,
nadwrażliwość, i kolejny wybuch... I tak w kółko...
Pociąg nadziei
Mam na imię Marta. Mam 20 lat.
We wstępie o tym, jak dużo już za mną,
jednak największą przygodą mojego życia było stworzenie dla Was tej opowieści,
historii, której ciąg dalszy nastąpi...
95
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Nie
lubię wspominać pociągu, którym dotychczas jechałam.
Chciałabym wygumkować wszystkie jego wagony: Dom Rodzinny, Dom
Dziecka, Nowy Dom Rodzinny, liczne pobyty na oddziałach psychia­
trycznych, znów Dom Dziecka, znów oddział psychiatryczny.
Dziś chyba już jestem gotowa na zmianę toru mojego życia.
Jest nowy rok szkolny 2011/12. Rok pełen wyzwań i nadziei na lepsze
życie, pełen przygód i ciekawych doświadczeń. W tym roku będę starała
się o uzyskanie jak najlepszych wyników na świadectwie, jak również na
egzaminie zawodowym, który da mi pełne kwalifikacje do wykonywania
zawodu kucharza. Ale nie tylko... Czas spędzony w szkole poświęcę
również na bycie z młodzieżą i nawiązywaniu kontaktów.
Na co dzień jednak będę cieszyć się życiem, które dał mi Bóg. Nie
będę wracać do złych wspomnień, bo wywołują one we mnie złe emocje.
I choć czasem pragnę to wszystko zrozumieć - ten niewyobrażalny ból to wiem, że nie warto.
Jest takie słynne powiedzenie: ,,Nie staraj się zrozumieć wszystkiego,
bo wszystko stanie się dla ciebie niezrozumiałe”. Dlatego zamykam
przeszłość za sobą, bo wiem, że i tak nie znajdę winowajcy. A w ogóle,
po co? Przecież nic to nie zmieni. Mogłabym jedynie tylko pogorszyć
sytuację, stałabym ciągle w miejscu i rozmyślałabym: „Co by było gdyby?”. A życie biegłoby dalej tyle tylko, że beze mnie. Warto jednak
wyciągnąć wnioski, pomyśleć, co można zrobić, by to życie było lepsze,
bym również doświadczała pozytywnych emocji.
Dzisiaj postawiłam sobie jeden najważniejszy cel mojego życia. Jest
nim zdrowienie. Na szczęście ten najgorszy, początkowy etap mojej
choroby już mam za sobą. Dziś jestem na etapie rehabilitacji, która
odbywa się w Modelowym Ośrodku Rehabilitacji Socjopsychiatry­cznej
w Zagórzu. Ja nazywam to miejsce ,,przepustką do lepszego życia”.
Jak mi tu jest? Szczerze? Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca, choć
czasem miewam małe kryzysy.
Właśnie w tym miejscu zrobiłam kolosalny postęp. Co prawda
zażywam leki, ale jest ich stosunkowo mniej niż kiedyś. Wiem, że leki są
mi jeszcze potrzebne i nie ukrywam, że chciałabym już teraz przestać je
97
Psycho-narracje | Pociąg nadziei
brać, jednak wiem, że to nie jest jeszcze ten moment. Ale wierzę, że czas
intensywnej pracy nad sobą sprawi, iż będę mogła zapomnieć o ciągłej
konieczności przyjmowania leków, tyciu i ciągłej zmianie nastrojów.
Przebywając w tym ośrodku, potrafię panować nad złymi emocjami,
zrozumieć nie tylko swoje słabości, ale także i innych. Cieszę się z tego,
ponieważ kiedyś miałam z tym dużo problemów. Zawsze uważałam, że to
ja jestem najbardziej nieszczęśliwa, a skutek tego był taki, iż obarczałam
swoimi problemami innych. Na szczęście to się zmieniło...
Na co dzień korzystam z dodatkowych rozmów i wsparcia terapeutów. Jest to bardzo ważne, by umieć rozmawiać o problemach. Dzięki
tej metodzie można nauczyć się rozwiązywać problemy nawet samemu.
Hostel jest cudownym miejscem, ale niestety tylko przejściowym. Dla­
tego też od kilku miesięcy staram się o mieszkanie socjalne, złożyłam już
papiery i co najważniejsze jestem na liście oczekujących!!!!! Jest to mój
kolejny sukces, dzięki któremu będę na nowo budować przyszłość i stanę
się w pełni dojrzała. A stres? Oczywiście, że go czuję, ale to normalne.
Czeka mnie dużo zmian i ciężkich życiowych decyzji. Za to czuję się
pewna swoich sił.
Zanim jednak otrzymam to mieszkanko, najpierw muszę przejść
przez tak zwany ,,egzamin samodzielności”. W rzeczy samej, będzie to
mieszkanie chronione. Mam nadzieję, że sprawdzę się tam i otworzę
furtkę do mojego nowego życia.
W wagonie, w którym w tej chwili jadę, jest też miejsce dla Ciebie.
Marzę o miłości. To kolejne pragnienie mojego życia...
A kiedy razem wysiądziemy z ostatniego wagoniku, postawię na
pero­nie wszystkie swoje ciężkie bagaże. Wyjmę z nich tylko te dobre
rzeczy, które mnie spotkały. A resztę wyrzucę daleko, by nie spotkały
mnie nigdy więcej...
Jest dzień 25 września 2011r. Godz.20:27. To właśnie o tej porze
kończę to, co zaczęłam... pisać dla tych, którzy tak jak właśnie ja,
chcą zamknąć swój trudny rozdział za sobą i zacząć życie na nowo.
Spróbujcie!
98
Psycho-narracje | Teraz jestem w Hostelu
Teraz jestem w Hostelu
Moje życie było jak agonia: dni przygnębienia i rozpaczy narastały,
miałem dosyć życia w ciągłym strachu i bólu, który towarzyszył mi na co
dzień. Gdyby świat mógł zobaczyć jeden dzień z mojego bezsensownego
życia, rozpłakałby się z bólu i żalu, jakie spotkały mnie w przeszłości.
Moje całe życie wyglądało tak: przez sześć lat chodzenia do szkoły
podstawowej byłem gnębiony, nie tylko przez moją klasę, ale także
przez rówieśników ze szkoły, różnymi obelgami i głupawymi przezwiskami. Gdy gorycz, która wzbierała we mnie przez sześć lat wylała się,
dosłownie jakbym spadł w czarną przepaść. Wtedy moją jedyną myślą
było się zabić. Z płaczem w oczach poszedłem do szopy, tam znalazłem
kabel, zawiesiłem go wysoko na haku, zrobiłem pętlę, którą założyłem
sobie na głowę. Gdy już skoczyłem, poczułem ulgę, że już koniec ze mną,
ale moi rodzice uratowali mnie z bezkresnej czarnej otchłani, którą jest
śmierć...
Po próbie samobójczej trafiłem do szpitala. Byłem tam zaledwie sześć
miesięcy, ale ten pobyt mi pomógł odnaleźć siebie. Nie na długo… Gdy
wróciłem do domu, byłem osamotniony, nikogo nie miałem. Siedziałem
całymi dniami w czarnym pokoju, roniłem łzy w poduszkę myśląc: „Dla­
czego ja? Dlaczego muszę być inny od nich?”. W sumie chyba byłem zły
na siebie, bo uważałem, że te wszystkie porażki to moja wina.
Kamil Gruszka, 15 lat
Gdy nadszedł kres wakacji, zmieniłem szkołę na nową. Przez pierwsze dwa miesiące mi się układało, ale gdy mój kolega opowiedział im
o mnie całą prawdę, moją historię, to na początku były zaczepki, później
wyzwiska przez rówieśników z klasy, a potem przez każdą osobę na korytarzu. Ja niekiedy z płaczem w oczach uciekałem do łazienki, ale gdy
z niej wychodziłem, znowu zasypywali mnie obelgami i wyzwiskami.
Wtedy coraz częściej myślałem: „Dlaczego się urodziłem? Dlaczego Bóg
skazał mnie na taki okrutny los?”. Wtedy zacząłem uciekać ze szkoły
- coraz częściej szwendałem się sam po dworcach kolejowych, coraz
bardziej chciałem się rzucić pod nadjeżdżający pociąg, miałem już dość.
I wtedy poprosiłem mamę, żeby zawiozła mnie z powrotem do szpitala
100
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
w Józefowie. Ale na tym moja historia się nie kończy... W Józefowie
przez pierwszy miesiąc było w porządku, ale później zaczęło się psuć.
W szkole w Józefowie też zaczęli mnie przezywać i nękać. Choć nie
miałem łatwego życia, jakoś to znosiłem, bo nikt inny tego nie widział.
Po pewnym czasie przestałem i tam chodzić do szkoły, bo traktowali
mnie jak śmiecia. Chyba moim sposobem na problemy jest po prostu
ucieczka, dlatego wyszedłem stamtąd na własne życzenie.
Po powrocie ze szpitala siedziałem całymi dniami w domu. Nie
wychodziłem, bo nie miałem przyjaciół, po prostu zamknąłem się we
własnym świecie komputera i telewizji. Nie miałem ochoty na wyjścia,
bo przestałem ufać ludziom. Z dnia na dzień traciłem powoli poczucie
czasu. Nie mam zakończenia dla mojej historii. Po prostu wyciągnijcie
z niej wnioski jak ją przeczytacie.
Jutrzenka
By walczyć stojąc
nie upaść żyjąc
umieć marzyć
o jutrzejszym.
By znaczyć życie dobrocią,
by umieć dzień witać
z uśmiechem i bać
się nie rezygnując.
Bo bywa trudno.
Bo nie łatwo jest
rozpocząć i nie kończyć
przed czasem.
By z należytą swobodą
tańczyć ze światem
w świetle nadchodzącej jutrzenki...
Kasia, 18 lat.
O Kasi więcej na stronie 113.
101
Psycho-narracje | Tryptyk o tym co czuję
Tryptyk o tym co czuję
Sabina, 20 lat.
Z pociągu kursującego wahadłowo na linii dom – szpital
wysiadła na stacji Nadzieja.
Dziś pełna wiary, że jej ciąg szpitalny został przerwany na zawsze.
Znów krew na rozdartej mej ranie,
Szara rzeczywistość pośród czterech ścian,
Myśli gdzieś błądzą w drodze donikąd.
Gdy żyletka ucieczką od problemów,
By choć na chwilę zapomnieć.
Gubię się w oddali,
Czuję tylko strach,
Obserwuję życie z boku,
Będąc jakby poza nim.
Coś we mnie pęka,
Nie czuję już nic.
Każda cząstka mego ciała woła:
„Zabij mnie, zabij mnie!”
Może kiedyś starczy mi odwagi,
Może kiedyś…
***
Miałam wszystko,
Choć myślałam, że nie mam nic.
Teraz brakuje mi tego, co utraciłam.
Chciałabym z nadzieją patrzeć w przyszłość,
Znów cieszyć się dniem.
Chciałabym mieć kogoś, komu nie bałabym się zaufać.
Kogoś, kto byłby za mną w trudnych chwilach,
I dzielił momenty szczęścia.
Z każdym dniem jest mi coraz trudniej,
Z każdym dniem uciekam coraz dalej.
Może kiedyś się zatrzymam,
Może kiedyś przestanę się bać.
104
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
***
Choć często brak mi sił,
Wciąż jeszcze wiarę w sercu mam,
Cicha nadzieja wciąż mówi mi:
Mimo tych gorszych chwil,
Nadejdzie piękny czas.
Ucichnie duszy smutek,
Łzy będą płynąć w radości,
Moje serce będzie znów szybciej bić,
Zacznę na nowo cieszyć się dniem.
Uwierzę, że starczy mi sił,
By zmienić obraz, który męczy mnie od lat.
Matka Teresa
w podartych rajstopach
Oliwia, 25 lat.
Przez długi okres swojego życia szukała...
Teraz wie, w którym kierunku iść.
105
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Urodziłam
się dawno… przynajmniej tak dużo się wydarzyło, że
mogłabym spokojnie odejść i stwierdzić, że moje życie nie było nudne.
Na pewno było różnie, ale jedyne, co mogę stwierdzić, to, że nie znam
uczucia nudy.
Jednak może od początku. Pochodzę z miasta, które leży na południe
od Warszawy. Zawsze byłam zadowolona z miejsca, w którym się
wychowałam i żyję do tej pory.
Moja rodzina na pozór sprawia wrażenie udanej. Rodzice w sprawach
zawodowych zawsze sobie świetnie radzili. Mieli grono stałych przyjaciół.
Zapewniali mi materialnie wszystko, czego potrzebowałam. Poświęcali
mi dużo czasu, rozmawiali ze mną. Tata więcej, mama trochę mniej.
Za to mama bardzo dbała o dom. Mimo że miała własną działalność,
w domu zawsze było czysto. Obiad, choć każdy jadł oddzielnie, był
codziennie. Wyjeżdżałam w wakacje z rodzicami i bratem oraz na obozy
z rówieśnikami. Zwiedzałam Polskę, a czasem wyjeżdżałam za granicę.
Zawsze się dobrze uczyłam i miałam znajomych. Co najważniejsze,
miałam przyjaciółkę, która była od zawsze. Podobno zapoznałyśmy się
na huśtawkach w wieku 3 lat. Czasem wolałam spędzać czas na zaba­
wach, spacerach tylko z nią. Dobrze się ze sobą czułyśmy, nie musiałam
zabiegać o innych znajomych. Byli, ale nie tak ważni.
Lubiłam chodzić do szkoły podstawowej i do gimnazjum. Dobrze się
zachowywałam i dobrze uczyłam. Brałam udział w zajęciach organizo­
wanych w szkole i poza nią.
Do gimnazjum chodziłam do bardzo fajnej klasy. Profil matematyczno-przyrodniczy sprawił, że w klasie większość uczniów była zdolna
i inteligentna. Zawarłam tam ważne przyjaźnie. Na początku myślałam,
że będę z samymi kujonami w okularach i aparatami ortodontycznymi.
Ja taka nie byłam. W sumie mogłam myśleć, że będą w klasie ludzie
podobni do mnie. Jednak bałam się zmiany szkoły i innej grupy
rówieśników. Po pierwszej wspólnej wycieczce wiedziałam, że klasa mnie
akceptuje i wzajemnie. Zawarłam tam dwie mocne przyjaźnie, które
trwają do tej pory. Choć alkohol piłam już od 13. roku życia. Wydawało
mi się, że tacy są wszyscy. Moje kontakty z rodzicami zaczęły być konfli­
107
Psycho-narracje | Matka Teresa w podartych rajstopach
ktowe. Byłam strasznie zbuntowaną nastolatką, trudnym dzieckiem. Jak
czegoś chciałam spróbować, to rodzice mieli za mały autorytet, aby mnie
od tego odwieść. Zresztą ufali mi. Dobrze się uczyłam, miałam grze­
cznych znajomych. A tym, że trochę piłam i paliłam marihuanę, im się
nie chwaliłam.
W domu mama z tatą czasem się kłócili. Zapisywałam moje uczucia
w pamiętniku. Teraz wydaje mi się to dziwne, że tak to przeżywałam.
Po tym, jak chciałam kupić w szkole marihuanę, wezwała mnie pedagog
i rozmawiała ze mną o sytuacji w domu. Byłam wrażliwą dziewczyną.
Mimo że na pozór wśród nastolatków uchodziłam za silną - tak naprawdę
bardzo wszystko przeżywałam. Szczególnie sytuację domową.
W II i III klasie gimnazjum na wizytach u szkolnej pedagog
dowiedziałam się między innymi, że w naszej szkole był taki chłopak,
który często grał w szachy z tatą. Łatwiej było temu chłopcu zaakceptować
to, że tata koniecznie chce wygrać i nie może się pogodzić, kiedy przegrywa partie z synem. Jego ojciec zamiast się cieszyć, że syn jest bardzo
inteligentny, i być dumny z rozwoju dziecka, chciał udowodnić wszelkimi siłami, że jest lepszy. Obwiniał syna o różne rzeczy, a tak naprawdę
sam był słaby wewnętrznie i miał wiele kompleksów.
Ta historia była mi opowiedziana przez pedagog w związku z relacją
z tatą. Mój tata też jest w sumie skrzywdzonym człowiekiem, który
nie wierzy w siebie i otacza go mnóstwo lęków. Tylko że tata zawsze
wiedział, co jest dla mnie najlepsze i jak powinnam postępować.
Kiedy kształtowała mi się własna tożsamość, próbowałam wielu rze­
czy. Oczywiście nie zawsze mi one wychodziły perfekcyjnie. Czasem
robiłam coś pierwszy raz. Tata nie omieszkał krytykować i pouczać. Przy
tym ciągle słyszałam, że jestem leniwą egoistką, która nic dla niego nie
robi…, a jeśli ktoś z moich bliskich prosi mnie o pomoc, angażuję się
aż nadto. Często mi mówił, że jestem matką Teresą w podartych raj­
stopach. Chodziło mu o to, że np. mam bałagan we własnym pokoju,
a chodzę pomagać rodzinom cygańskim mieszkającym w dużym domu
w naszym mieście. Kiedyś na terapii usłyszałam, że tym bałaganem
w pokoju chciałam się odgrodzić od reszty pomieszczeń w moim domu,
w których zawsze panował porządek.
108
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Mimo tego wszystkiego, do ponad 20. roku życia myślałam, że tata jest
bardzo mądrym, inteligentnym człowiekiem i że ma rację. Podziwiałam
go za wiele rzeczy. Zawsze szukałam podświadomie winy w mojej głowie
i udało mu się mną manipulować. Dopiero na terapii w klinice nerwic
znalazłam przyczynę wielu moich myśli i poglądów, które miały swój
początek w domu rodzinnym.
Gdy poszłam do liceum, na początku miałam trudności z zaakcepto­
waniem tego, że będę mieć trochę gorsze oceny, ponieważ poziom nauki
się podniósł i trudno mi będzie z każdego przedmiotu mieć same piątki
i szóstki. Płakałam w nocy w pierwszych dniach szkoły, ponieważ bałam
się, że sobie nie poradzę. Na zakończenie gimnazjum miałam jedną
z wyższych średnich w szkole i najlepszą w klasie. W liceum już nie
było tak idealnie, ale po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do tego, że
dostaję czwórki, a czasem trójki. W klasie miałam dobrych znajomych
i znalazłam przedmioty, które mnie interesowały i których chętnie się
uczyłam. Była to klasa lingwistyczno-geograficzno-historyczna. A ja
właściwie nigdy nie byłam dobra z historii ani nie miałam predyspozycji językowych. W zasadzie to, że znam angielski, zawdzięczam godzinom spędzonym nad książkami. Motywowały mnie do nauki również
wyjazdy za granicę. Bardzo szybko w liceum oduczyłam się spóźniania
na pierwsze zajęcia po tym jak wysłano mnie do pani dyrektor, żebym się
pochwaliła, ile czasu się spóźniłam. Miło wspominam tamtą szkołę, choć
byłam w niej tylko rok. Pierwsze dwa tygodnie przeżywałam bardzo
silnie i miałam wiele obaw, ale potem dostosowałam się i do środowiska,
i do trudniejszych zajęć. W pierwszej klasie nie piłam alkoholu w ogóle.
Przed tym jak poszłam do liceum, w wakacje wyjechałam na rekolekcje
oazowe i podpisałam krucjatę trwającą rok. Obiecałam, że nie będę
piła, żeby dziadek rzucił palenie. Trudno mi było zostawić tę karteczkę
z deklaracją roku niepicia, choć miałam dopiero 15lat.
Od 6. roku życia choruję na skoliozę. Co pół roku do 12. roku życia
jeździłam na 6 tygodni na rehabilitację. W ciągu pięciu dni ćwiczyłam
około czterech godzin dziennie, a w weekendy, które spędzałam w domu,
nadrabiałam zaległości z całego tygodnia w podstawówce.
109
Psycho-narracje | Matka Teresa w podartych rajstopach
Gdy miałam 12 lat, przez 3 miesiące byłam w szpitalu, ponieważ
przygotowywano mnie do operacji kręgosłupa. Po włożeniu implantu
cały miesiąc leżałam. Potem przez 6 miesięcy miałam na sobie koszulkę
gipsowa. Na szczęście w niej chodziłam już do szkoły i byłam na waka­
cjach, a nie w szpitalu.
Gdy miałam 17 lat, po skończeniu I klasy liceum, w wakacje poszłam
na 2 tygodnie do szpitala na zabieg wyjęcia implantu.
Gdy wyszłam ze szpitala okazało się (dopiero później) że duże
dawki morfiny i innych środków przeciwbólowych bardzo źle na mnie
wpłynęły.
Przez 7 pierwszych dni pobytu w domu w ogóle nie spałam. A potem
miałam pierwszy atak psychozy. Było to straszne przeżycie, do którego
bardzo niechętnie wracam, choć zmieniło moje życie w bardzo zna­
cznym stopniu.
W szpitalu psychiatrycznym byłam prawie 3 miesiące. Gdy źle czułam
się w szkole i po lekach byłam bardzo otępiała, rodzice stwierdzili, że
wyjedziemy na tydzień nad morze. Tam postanowiliśmy, że nie będę
brała leków psychotropowych, bo jestem po nich otępiała. Nie trzeba
było długo czekać na drugi atak choroby. Znów szpital w Garwolinie
i kolejne miesiące leczenia.
W zasadzie od 17. do 23 roku życia byłam częstym pacjentem
oddziałów psychiatrycznych. Byłam również w Zagórzu w Ośrodku
dla młodzieży z problemami psychicznymi. Tam skończyłam liceum
i zdałam maturę. Zarówno młodzież, jak i terapeuci w Ośrodku dali mi
wiarę w siebie i w moje marzenia. Czułam się tam bardzo dobrze. Jednak teraz uważam, że to było miejsce, w którym byłam pod kloszem
- taki bezpieczny świat. Gdyby nie to miejsce nie sądzę, żeby udało mi
się wrócić do społeczeństwa i zaakceptować chorobę. Wiem, że w tamtym czasie potrzebowałam takiego schronienia i łatwiejszych warunków
życia. Myślę, że w społeczeństwie, w którym żyłam długo do tej pory,
nie zrozumiano by moich problemów i trudno byłoby mi się dostosować
do warunków codziennego życia. Nawet najbliższa rodzina nie umiała
zrozumieć, co się ze mną dzieje. Nie dopuszczała myśli, że jestem chora
110
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
psychicznie. Pierwszy atak choroby zmienił mnie, po każdym pobycie
w szpitalu długo dochodziłam do siebie, do stanu remisji, w którym
mogłam myśleć o życiu nastolatki, o celach, marzeniach i zwykłych
obowiązkach. Zagórze postawiło mnie na nogi.
Z przerwami na próby odnalezienia się w zwyklej szkole, pracy
i dawnym środowisku, spędziłam w Zagórzu około czterech lat. Po tym
czasie stałam się pełnoletnia, więc stwierdzono, że powinnam iść dalej
w życie - bez wsparcia, jakie mi dawano w Ośrodku Rehabilitacji
Socjopsychiatrycznej. Oczywiście zalecono wizyty u lekarza psychiatry,
abym zawsze miała dobrze ustawione leki, oraz wizyty u psychologa,
bym na bieżąco rozmawiała o swoich trudnościach. Mimo że chodziłam
regularnie do psychiatry, nie stosowałam się do zaleceń. Znalazłam
sobie prosty mechanizm na trudniejsze problemy. Po prostu brałam garść
leków i zasypiałam. Nieraz byłam na płukaniu żołądka oraz w szpitalu
z powodu prób samobójczych. Wiązały się one bardzo często z niemocą,
jaka mnie ogarniała, gdy bałam się, że nie zaliczę egzaminów na studiach
lub gdy było mi bardzo źle w obecnym życiu. Studia podejmowałam
kilka razy, w zasadzie to udało mi się zaliczyć tylko jeden rok. Przerwałam
próbę studiowania, ponieważ emocjonalnie nie radziłam sobie na żadnej
uczelni. Za dużo miałam kłopotów psychicznych podczas uczęszczania
do szkół wyższych. Jednak do pewnego czasu wydawało mi się, że jak nie
będę magistrem ekonomii, to w ogóle nie mam po co żyć, bo nie będę
nic warta. Kiedy pojawiały się problemy ze zrozumieniem jakiegoś zaga­
dnienia, pojawiały się te myśli „nic nie warta, głupia”, więc znów brałam
tabletki, żeby zasnąć i nie siłować się z życiem. Do tego były momenty,
kiedy bardzo dużo piłam. Czasem paliłam marihuanę. Gdy nic przez
dobę nie jadłam i nie spałam, tylko paliłam i paliłam, zdarzyło mi się
zemdleć w barze. Od tamtej pory nigdy już nie zapaliłam marihuany
i mam nadzieję, że tak pozostanie.
Po opuszczeniu Zagórza byłam na dwóch terapiach w oddziałach
dziennych. W jednym z nich zdiagnozowano mi chorobę afektywną
dwubiegunową. Po tej kolejnej diagnozie, moje samodzielne życie stopniowo zaczęło ulegać poprawie. Łatwiej jest się leczyć i dbać o siebie,
111
Psycho-narracje | Matka Teresa w podartych rajstopach
gdy wiadomo, jakie zalecenia są właściwe i przyniosą korzyści. Często
mówiłam, że nieważne, na co jestem chora, chcę tylko czuć się dobrze.
Teraz rozumiem, że diagnoza jest bardzo ważna i czasem wcale nie jest
prosto do niej dojść. Kiedyś psychiatra poprosiła mnie, żebym choć przez
jeden rok posłuchała zaleceń lekarza i obserwowała, czy będzie lepiej.
Kiedy ma się okresy depresji i euforii, skrajne emocje są wrogiem, przy
czym bardzo łatwo przychodzą. Silne emocje nie pozwalają myśleć racjo­
nalnie, za czym idzie spokojne życie. Gdy czułam smutek, kładłam się do
łóżka i rezygnowałam ze wszystkiego, nie wierzyłam, że jestem w stanie
coś zmienić, coś polepszyć, do czegoś dojść. Gdy miałam epizod manii,
wiedziałam, że jestem wszechmogąca i że mogę zrobić, zmienić, co tylko
chcę. Jednak zachowywałam się tak, jakbym brała amfetaminę. Bliscy
dawali znaki i mówili, że nie jest to mój normalny stan. Prosili, żebym
pojechała do psychiatry, potrafiłam uciec na kilka dni i często dopiero
karetka zawoziła mnie na oddział. Nie było mi łatwo zrozumieć mechanizmów choroby, tego, jak powinnam reagować na sygnały organizmu.
Narażałam się na wiele niebezpiecznych sytuacji, wchodziłam
w relacje z mężczyznami, których bardzo żałuję. Zdaję sobie sprawę, że
nie do końca było to ode mnie zależne. Może za mała wiedza o chorobie,
może za mała chęć współpracy z profesjonalistami? Nie akceptowałam,
że muszę o siebie dbać bardziej niż kiedyś. Mijały lata, a ja ciągle miałam
nawroty. Dość często, ponieważ często chciałam spróbować czegoś wbrew
zaleceniom lekarzy czy psychologów. Mierzyłam się sama z sobą, w okresach remisji nie dopuszczałam do siebie np. tego, że muszę się wysypiać,
nie mogę się napić nawet lampki wina, że muszę być obowiązkowa.
Robiłam tysiąc razy coś, co wyrządzało mi krzywdę, często nie zdając
sobie z tego sprawy. Co z tego, że specjaliści i rodzice mi tłumaczyli, skoro mój brak akceptacji choroby objawiał się tym, że ciągle próbowałam
żyć po swojemu i buntowałam się. Może po prostu chciałam żyć jak inni
zdrowi psychicznie ludzie.
Teraz rozumiem, że mam szansę żyć jak oni, tylko muszę spełniać wiele
drobnych warunków, które mogą uratować mnie przed nawrotem choroby. Jak ktoś jest chory na cukrzycę, może funkcjonować w społeczeństwie,
112
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
o ile będzie o siebie dbał. Tak samo ja. Biorę pod uwagę to, że nawrót
choroby może być ode mnie niezależny. Ale jeśli wychwycę symptomy
wcześniej, nie będzie on taki ciężki. Podleczę się i znów wrócę do swoich
obowiązków, marzeń i celów.
Oczywiście, że czasem jest mi trudno nie sięgnąć po alkohol, omijać
sytuacje stresowe, czy zwyczajnie się wyspać, ale teraz mam świadomość,
że jeśli nie będę o siebie dbać, to znów uaktywni się moja choroba, a ja
już nie mam ochoty przechodzić tego samego i znów tracić nadzieję na
zwyczajne życie dojrzałej osoby.
Moja obecna sytuacja wygląda tak, że 2 lata temu wyszłam za mąż,
wyprowadziłam się z dysfunkcyjnego domu, mam pracę, która nie wiąże
się z codziennym stresem. Po dwuletniej nieobecności na studiach
wróciłam na uczelnię, uczęszczam na spotkania grupy Anonimowych
Alkoholików oraz na terapię. Wszystkie te obowiązki służą tylko temu,
abym nie dawała się chorobie, nie korzystała z renty i nie miała częstych
epizodów depresji ani manii.
Wiem, że życie nie jest łatwe. Jednak czasem drobne przyjemne
chwile rekompensują mi trud dnia i dają siłę do dalszego życia.
Cieszę się, że najgorszy okres choroby już za mną. Niewiedza, nie­
akceptacja i brak wsparcia są bardzo trudne dla mnie – osoby uzależnionej
i chorej psychicznie.
Myślę, że wiele dobrych rzeczy uda mi się zrobić, że dojrzeję emo­
cjonalnie i będę lepszą żoną, pracownikiem, a może kiedyś matką.
Chciałabym, aby młodzież z problemami psychicznymi łatwiej
akceptowała to, kim jest. Wtedy jest szansa na zmianę w dobrym
kierunku.
Pozdrawiam
Oliwia
113
Tajemniczy Goście
Kasia, 18 lat. Od momentu, kiedy kilka lat temu zrozumiała, że choruje,
zaczęła wpadać w czarną dziurę bez dna. Potem trzy pobyty w szpitalu,
rozpoznanie: depresja z nerwicą natręctw, osobowość nieprawidłowo kształtująca się.
Coraz nowsze „plany na odejście”; nieuchronne rozstanie z samotnością i innymi
Tajemniczymi Gośćmi. Od przyjazdu do Ośrodka w Zagórzu żyje,
walczy z każdym nowym dniem i tworzy swoją przyszłość...
Psycho-narracje | Tajemniczy Goście
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
... biegnę, biegnę - byle dalej, przed siebie,
ale jak na złość mój cel się oddala;
biegnę, biegnę, mała dziewczynka,
włos rozwiany,
szklisty wzrok,
i ten bezsilny szloch;
leci krew, tylko ona bliska,
krew z rozerwanych cyrklem żył;
płynie, sączy się, parzy;
„Moje życie! Moje życie!” - krzyczę,
ale w takim tłumie
i tak nikt mnie nie rozumie...
To nie tylko jedno z moich licznych w pewnym okresie urojeń, to
nie tylko jeden z wielu dosyć jednoznacznych snów. Przede wszystkim
to fantazje, marzenia i plany.
Dlaczego 15-letnia dziewczynka zaczyna chorować psychicznie?
Dlaczego zaczyna marzyć o śmierci?
Choroba nie przyszła niespodziewanie, czułam ją w pobliżu siebie już
dawno. Często robiąc coś zwyczajnego dla małego dziecka, podświadomie
wyczuwałam na szyi chłodny powiew zła albo miałam wrażenie, że śpiąc
sama w pokoju, nie jestem sama. Ale to normalne u dziecka, można by
powiedzieć. Tak, może i normalne, ale do pewnego momentu.
A ja rosłam i nie wyzbywałam się moich iluzji. Wręcz przeciwnie, one
wzrastały wraz ze mną.
Dlaczego nikt tego nie zauważał, nie próbował zawczasu tego
zahamować? Nie wiem, wiele razy zadawałam sobie to pytanie i zawsze
znajdowałam inną odpowiedź: może nie było po mnie nic widać, może
nikt nie chciał tego widzieć, albo zwyczajnie bagatelizował oznaki - teraz
nie ma to już większego znaczenia.
Mijały lata, a ja zapuszczałam się coraz głębiej w Dżunglę Własnego
Zła. Nie chodziłam do przedszkola, gdy mama szła do pracy, zostawałam
pod opieką babci. Często była zajęta - gotowała, prała i sprzątała, a ja na
115
wersalce wśród różnorakich zabawek usiłowałam nakłonić pierwszego
z moich Tajemniczych Gości, żeby się odezwał; zajęło mi to dużo czasu,
dużo dziecinnie skleconych zdań, dużo smutku pięciolatki. Często
wydawało mi się, że już, już się odezwie... ale w tym momencie do pokoju wchodziła babcia, żeby sprawdzić, czy u mnie wszystko w porządku
i puff !... mój Tajemniczy Gość ulatniał się tak nagle, jak nagle się pojawiał.
Zastanawiałam się, czemu on się boi babci, „przecież ona jest najlepsza,
nie zrobi mu krzywdy. Mnie nigdy nie zrobiła nic złego. Zawsze umiała
pomóc i wszystkiemu zaradzić”. A on i tak uparcie znikał, gdy tylko
klamka w drzwiach opadała pod naciskiem dłoni babci.
Ale z czasem zaczęłam zauważać, że babcia go nie widzi, w ogóle
go nie dostrzega i kiedy on również się o tym przekonał, przestał tak
nagle znikać. Co więcej, w pewnym momencie zaczął przychodzić
w grupie, a wkrótce potem moi Goście zaczęli się do mnie odzywać.
Pierwsza taka nasza rozmowa była trochę dziwna, wydawało się, że nie
tylko mnie przestraszyła, ale ich też. Nie mówili niczego, co mówi się
w takich sytuacjach, żadnego „cześć”, tylko od razu o jakichś dziwnych
rzeczach: coś o kontroli, o strachu, o złu. Nie rozumiałam tego najpierw,
a potem, wnioskując z ich nieprzyjemnych min, nie chciałam rozumieć.
Starałam się ich jakoś zabawić, korzystać z towarzystwa kogoś, kto nie
musi pracować ani sprzątać i może mieć dla mnie czas.
Pewnego popołudnia odważyłam się zapytać o ich imiona. Najpierw
spojrzeli na mnie zdziwieni, jakby byli pewni, że znam odpowiedź na to
pytanie, ale potem zreflektowali się i wysyczeli po kolei: „Strach”, „Żal”,
„Ból”, „Rozpacz” i „Upadek”... Znałam te słowa i byłam przekonana,
że nie mogą to być imiona. Ale to nie była pierwsza rzecz, której nie
rozumiałam, więc dałam spokój. Bawiliśmy się dalej...
... strach się mnoży, ubezwładnia,
żal Ci pęta serce;
wszystko boli mocniej
niżbyś umiał znieść.
Do wrót twoich rozpacz puka,
116
Psycho-narracje | Tajemniczy Goście
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
wnet wyważy je.
I upadasz raz,
i wciąż od nowa.
Nie nadążasz wstawać,
pęka tama zła...
Moi Tajemniczy Goście wydawali się chcieć ze mną zaprzyjaźnić:
spędzali ze mną mnóstwo czasu, a ich słowa, nawet, gdy ich nie było
obok, wydawały się przenikać moją głowę na wskroś. A ja rosłam i coraz
bardziej potrzebowałam kolegów i koleżanek, kogoś, kto próbowałby mi
pomóc zrozumieć, co dzieje się wokół mnie. Może gdyby ktoś taki był,
nie doszłoby do tego, do czego doszło.
Zerówka i podstawówka - lata, gdy próbowałam pogodzić
rzeczywistość, którą kreowali mi ludzie dookoła z rzeczywistością, którą
widziałam własnymi oczyma. Nie udawało się tego uczynić. Było to tak
samo niewykonalne, jak zapanowanie nad uczuciami -nowymi, ale jakże
wielkimi: nienawiść, brak zgody... i wciąż nowe pokłady nienawiści. Tak,
dużo tego we mnie było, przepełniało mnie po sam brzeg.
Mniej więcej w tym okresie zaczęłam się coraz bardziej izolować.
Wcześniej potrzebowałam towarzystwa ludzi, łaknęłam go mocno, aż
przyszedł moment, gdy przestałam. Zrozumiałam, że nie pasuję do nich,
że nie jestem jedną z nich. Odrzucałam wszystkich i to tak umiejętnie,
że większość nawet się tego nie domyślała. Ale i tak, gdzie tylko się nie
ruszyłam, byli wokół mnie ludzie. Czułam na sobie ich proszące o uwagę
spojrzenia, ich towarzystwo. A ja już wolałam moich małych Gości.
Oni dużo mi dawali, uczyli mnie patrzeć na wszystko z różnych perspektyw. Odwracali też moją uwagę od Zła, wokół którego krążyłam,
wciąż niestrudzenie żywiąc je skrawkami swego rozpadającego się
małego serduszka. Tak małego, a zdolnego pomieścić nieskończenie
wielką miłość; nie taką normalną, ale taką, co niszczy, zżera człowieka
od środka i w końcu stawia na swoim.
W pewnym momencie widziałam też już jak różnie reagują moi
Goście na różnych ludzi. Nie straszyli ich czy coś w tym rodzaju, ale
117
wręcz przeciwnie, jakby się bali, że zrobią coś nie tak i że w końcu ktoś
odkryje zagadkę, że zauważą ich. Ale to nie było możliwe. Zwłaszcza, że
i ja nie dawałam po sobie poznać, że ktoś taki istnieje, że coś się ze mną
dzieje. Coraz bardziej, z każdym dniem i tygodniem bardziej. Ale po co
miałam mówić? Oni tego nie czuli, nie zrozumieliby tego!
A więc dalej bawiłam się z nimi w kotka i myszkę, w berka lub
w chowanego...
... a czas leci, leci na łeb, na szyję...
a ja błagam, błagam o spadochron,
o drabinę, o dłoń,
o pomocną dłoń.
Są ze mną, są obok, cały czas...
Tuż obok, na karku,
noga przy nodze,
dłoń przy dłoni,
w sercu;
dźgają w nie, ranią,
żłobią ranę, która zagoić się
nie ma szans...
Ktoś, przed kim niegdyś świat stał otworem, zaczął się zmieniać
w stroniącą od życia, „mrukowatą”, jak zwykło się o mnie mawiać, postać.
Coraz bardziej się zamykałam, w sobie i we własnym świecie. Moi Goście
podpowiadali mi, co robić, jak sprawić, żeby istnienie mniej bolało.
Szeptali: „w tył, w tył - cofaj się, nikt nie zauważy... chowaj się, będzie
mniej bolało, zobaczysz!...”, a ja wierzyłam. Po prostu nie chciałam, żeby
tak bolało. Nie chciałam się tak wtedy w sobie kurczyć. Bałam się, że
w pewnym momencie nie starczy mi już powietrza!
Mijały dni, a ja zaczęłam w końcu mieć dość towarzystwa moich
Gości, wydawało mi się, że nadużywają mojej gościnności. Znaliśmy
się już kilka lat i wiedziałam już, że nie pomagają mi z troskliwości
i tego typu pobudek, ale zwyczajnie ciągną mnie w swój świat. Ciągną
118
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
i zawłaszczają moją duszę, korzystając z tego, że nikt prócz mnie ich nie
dostrzega. Zaczęło mnie to przerażać. Otworzyłam usta i odważyłam się
o tym powiedzieć...
... już wiem, że ratując się
wpadłam w jeszcze głębszą zasadzkę;
nie widzę już ludzi,
świat wokół mnie traci ostrość
i stałość... ginę
a nikt nie może mi pomóc...
okręcam się wokół własnej osi i nie czuję już zapachu ludzkiego ciała,
tylko odór gnicia;
czuję tylko zmarłych,
oni dzielą mój ból;
łagodzą palące szramy na skórze...
kleją plastry na moim sercu,
widzą mnie...
Przyznałam przed samą sobą, że stało się coś, co może być trudno
odwrócić. Jak ostatnia naiwna dałam się pociągnąć za linię, zamiast biec
do następnej bazy. Zaczęłam krzyczeć, wrzeszczeć i wyć o ratunek, a oni
co? Że to chwilowe, że to jesień. Najbliższa mi osoba śmiała się z mojego
bólu... Miotałam się jeszcze głupia, wierząc naiwnie, że dam radę się
z tego wygrzebać. Wierzyłam w to. A potem już nic nie czułam, tylko nagi
ból, który tak trudno było wypłakać w czyjś rękaw. Zaczęłam umierać.
Powoli,
co minutę tracąc jeden oddech.
…
..
.
119
Psycho-narracje | Tajemniczy Goście
Żyłam. Przeżyłam. I żyję.
Nie wiem, co będzie dalej, często wolę nawet nie wiedzieć, co będzie
jutro.
Jest trudno. I pewnie może być jeszcze trudniej.
Ale ja już nie jestem tą małą, skuloną w kącie dziewczynką, bezradną
i uparcie trzymającą się dłoni Tajemniczych Gości. Wiem, że oni nie
byli moimi przyjaciółmi, wiem, że pragnęli mojej zguby. Teraz od nich
stronię. Nie pożegnałam się z nimi ostatecznie, bo to chyba niemożliwe
w życiu człowieka, ale już nigdy nie nazwę ich moimi Gośćmi, wyganiam ich, kiedy tylko zawitają u moich drzwi. Trudno jest zerwać z przy­
zwyczajeniami, ale pomagają mi ludzie. Ci, których kiedyś odpychałam,
i mnóstwo nowych, których, gdy tylko się na to otworzyłam, poznałam.
I muszę przyznać, że choć to bardziej ryzykowne i może czasem bolesne,
to jednak te znajomości są bardziej konstruktywne. Dają mi szanse na
przyszłość - jeszcze nie wiem, jaką, po prostu szansę na przyszłość.
A więc GOODBYE Moi Tajemniczy Goście.
Nigdy już z własnej woli Was nie zaproszę.
120
Psycho-narracje | Psycholandia. Nasze psychofantazje
Psycholandia
Nasze psychofantazje*
* Opowiadanie powstało w ramach zajęć integracyjnych. Uczestnicy losowali kartki
z różnymi słowami. Z przypadkowo wybranych słów (chciał, kino, biały, o!,
pogoda, trampek, powoli, ufoludek, głowa, naprawdę, samochód, czerwony,
wypasać, trawa, wiadro, chłopiec, zauroczył, przed, oko, musztarda, kasza)
wymyślono tą zabawną historię. Tekst ma 28 autorów: młodzież, terapeuci i
wolontariusze z Hostelu.
Pewien głupiec chciał bardzo śpiewać na arenie cyrkowej, ponieważ
zobaczył w kinie „High School Musical”. Żeby już poczuć się jak
gwiazda, postanowił kupić białego mercedesa. „O! Jak fajnie jechać tym
białym mercedesem!” Nagle pogoda załamała się. Od szalejącego wiatru mechanizm drzwi zepsuł się, otwierając je, i ciężka noga kierowcy
spoczywająca na gazie podniosła się od skurczu, tak że trampek wypadł
przed drzwi. Głupiec powoli, leniwie i niefrasobliwie odwrócił głowę
w stronę trampka spoczywającego w kałuży. Wtem obok mercedesa
wylądował statek kosmiczny i ufoludek pogłaskał go/jego/kierowcę/
głupca* po głowie. „Czy naprawdę istnieją takie stworki?” Samochód
odpowiedział, że tak. Kierowca usłyszawszy to, zrobił się czerwony i na jego
twarzy pojawiło się zdumienie. Doszedł do wniosku, że już nic w życiu go
nie zdziwi i dlatego poszedł wypasać się na łące. Ponieważ trawa przestała
mu smakować, zaczął wąchać kwiatki, a następnie podszedł do krowy
i zaczął ją doić. I tak powstało Wypasione Mleko. „Muszę światu powiedzieć
o historii Wypasionego Mleka” - pomyślał kierowca. Nalał mleko z bańki
do stojącego nieopodal wiadra, ale w tym momencie przypomniał
sobie o swoim porzuconym marzeniu śpiewania w cyrku. Odwracając
się, spostrzegł, że u jego boku stoi mały cyrkowy chłopiec, przebrany za
clowna. Zauroczył się tym cudownym dzieckiem. Wiedząc o marzeniu
kierowcy, chłopiec przed przedstawieniem zaprowadził go do dyrektora cyrku. Ze zdziwienia oko kierowcy wypadło z oczodołu i zawisło
na długim zwoju nerwów. „O! Musztarda po obiedzie” - powiedział
ufoludek, serwując im kaszę.
„Tak, tak, wszystko rozumiem, Andrzeju, ale teraz weź już leki” powiedziała pani oddziałowa.
* Niepotrzebne skreślić
122
Foto-narracje
Rozdział II
FOTO-NARRACJE
Serdecznie dziękujemy firmie NIKON za wypożyczenie 10 aparatów
kompaktowych COOLPIX: S80, S1100pj, S2500, S8000, L21, L22
dla młodzieży z Hostelu w Zagórzu.
Znany fotograf Rafał Milach pomógł nam wybrać 50 foto-narracji
(spośród 1101 zdjęć) oraz ustalić ich kolejność w publikacji
- również bardzo dziękujemy za to merytoryczne wsparcie Projektu.
Fot. Kasia
Fot. Klaudia
Fot. Andrzej
Fot. Andrzej
Fot. Tomek
Fot. Kasia
124
Foto-narracje
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
125
Fot. Rachel
Fot. Kasia
Fot. Rachel
Fot. Rachel
Fot. Agnieszka
Fot. Ewelina
Fot. Andrzej
Fot.Tomek
Fot. Ewelina
Fot. Agnieszka
Fot. Kasia
Fot. Andrzej
126
Foto-narracje
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Fot. Andrzej
127
Fot. Rachel
Fot. Kasia
Fot. Oliwia
Fot. Kasia
Fot. Rachel
Fot. Andrzej
Fot. Ewelina
Fot. Rachel
Fot. Rachel
Fot. Rachel
Fot. Rachel
128
Foto-narracje
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Fot. Kasia
Fot. Klaudia
Fot. Tomek
Fot. Marta
Fot. Andrzej
Fot. Rachel
Fot. Ewelina
Fot. Rachel
Fot. Andrzej
Fot.Ewelina
Fot. Kasia
Fot. Rachel
129
130
Foto-narracje
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Fot. Kasia
Fot. Kasia
Fot. Tomek
Fot. Krysia
Fot. Klaudia
Fot. Honorata
131
Fot. Rachel
Fot. Rachel
132
Rozdział III
dr ANSE LEROY
(1933-2011)
- ekspert socjopsychiatrii w Danii
Fot. Salli Wahlberg
dr Anse Leroy (1934 -2011) | I mojej zwrotnicy na imię Anse...
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Opowieść o dr Anse Leroy (1933 - 2011), duńskiej specjalistce psychia­trii,
ekspercie socjopsychiatrii, która dla potrzebujących wsparcia w wielu krajach zrobiła
niewyobrażalnie wiele.
Narracja napodstawie tekstu Anny Serafin, opublikowanego w książce
„EN GOD VEN er bedre end 10 psykiatere” (tłum. „PRZYJACIEL znaczy więcej
niż 10 psychiatrów”), wydanej w Kopenhadze w roku 2003 z okazji jubileuszu
70-lecia dr Leroy (zmiany za zgodą wydawcy Det Europæiske Hus).
Dr Anse Leroy była przez wiele lat przyjacielem i superwizorem Hostelu/
MORS w Zagórzu. Wspierała ideę powstania Ośrodka jeszcze w jego okresie
prenatalnym, uczestniczyła nie tylko w jego narodzinach, lecz także we wszystkich
jego krokach milowych, w tym w wielkiej dyskusji nad STANDARDAMI MORS.
W publikacji „MORS - model, który warto powielać” dr Leroy napisała „(…)
Nie mam wątpliwości, że MORS jest wyjątkowo innowacyjnym modelem nawet
na międzynarodową skalę - problem młodzieży z zaburzeniami psychicznymi
wymaga w Europie nowych rozwiązań, wymaga nowych modeli i międzynarodowej
współpracy (…)”.
Wrażliwość, dobroć, energia, mądrość i doświadczenie dr Anse Leroy zdecydowanie wpłynęły na klimat Zwrotnicy w Mazowieckim Parku Krajobrazowym.
I mojej zwrotnicy na imię Anse…
Godzina 6.35 rano - dzwonię do Anse. Wczesny poranek to naj-
lepszy czas, by się z Nią skontaktować. O siódmej do gabinetu Anse na
Østbanegade w Kopenhadze przychodzi już pierwszy pacjent. Mamy
więc jeszcze chwilę, by porozmawiać. Jeśli uznam, że sprawa jest ważna
i pilna, tak też traktuje ją Anse. Nie ocenia, nie wartościuje. Wsłuchuje
się z pełną ciekawością w aktualne moje życie, życie przez ostatnie 10 lat
otoczone Zagórzem.Taka poranna rozmowa uruchamia zawsze skuteczną
strategię, by podołać temu, co wydawało mi się nie do podźwignięcia.
135
Jeśli dzwoni się do Anse na Jej domowy telefon, a Anse jest aktua­
lnie gdzieś w świecie, np. w Albanii, Rumunii, Brukseli, Rosji, Francji,
Kosowie, Islandii, Macedonii, Londynie, Norwegii, Szwecji, Finlandii, na
Litwie, w Polsce czy na Jutlandii, rozmowa automatycznie przełączana
jest na Jej telefon komórkowy. Ale jeśli w słuchawce słychać „połączenie
chwilowo jest niemożliwe do zrealizowania”, wiadomo, że Anse jest na
spotkaniu Zarządu ICCD* w Nowym Jorku.
Telefon Anse dzwoni ciągle. Ludzie telefonują zewsząd, by
opowiedzieć o sobie, o coś zapytać, proszą o radę, spotkanie lub pomoc.
Każda rozmowa jest ważna, każda ważna dla obu stron.
Wiadomo, że Anse ma słabość do tych najsłabszych, tak jakby w pełni
się z nimi identyfikowała. Ale Anse Leroy nie jest słaba, jest fantastycznie silna. Nieprawdopodobnie. Jej ograniczenia, wynikające z wątłej
kondycji fizycznej, nie mają tu najmniejszego znaczenia. Życie Anse jest
wielotorowe i pełne energii. Jej codzienność jest niezwykle intensywna,
ale i codzienność wielu staje się wielobarwna dzięki Niej.
Każdy dzień jest jednak również dniem „poezji codzienności”
(określenie zaczerpnięte z tytułu wywiadu z Anse w książce „Sprækker
i virkeligheden” - tłum. „Pęknięcia w rzeczywistości”).
***
Po raz pierwszy spotkałam Anse w roku 1997 w Komitecie Helsińskim
w Kopenhadze. Najbardziej utkwił mi z tego spotkania gest Jej „otwartych dłoni”. Dłonie delikatne i życzliwe.
Z czasem mam okazję poznawać wielu ludzi z Anse najbliższego oto­
czenia. Cieszy mnie poznawanie wielowymiarowości Jej życia. Im dłużej
znam Anse, tym bardziej wciągam się w Jej świat.
Razem spędzamy coraz więcej czasu, już nie setki ale tysiące godzin,
często w Jej lub w naszym domu lub tam, gdzie wskazuje Jej wypełniony
po brzegi kalendarz. Bardzo dużo rozmawiamy, planujemy, pracujemy
* International Center for Clubhouse Development – Międzynarodowe Centrum Rozwoju
Fountain House (Domu pod Fontanną)
136
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
do bardzo późnych godzin nocnych, piszemy projekty, omawiamy ich
cele, sposoby realizacji, ale też bardzo smakujemy chwile. Bardzo różne.
Anse ma apetyt na życie, na wszystkie jego smaki. Nawet te bardzo
gorzkie.
Czasem próbujemy razem jeszcze gdzieś w Jej zapisany po brzegi
terminarz wcisnąć jakiś wyjazd lub spotkanie; za chwilę mija termin składania aplikacji do fundacji Demokratifonden w Kopenhadze,
po czym szybko trzeba przygotować raport z realizo­wanego duńskorumuńsko-albańskiego unijnego projektu, którego Anse jest inicjatorem i koordynatorem, dziś po południu są jeszcze spotkania rad
społecznych w dwóch organizacjach pozarządowych, w następnym
tygodniu przylatuje 7 osób z Tirany i Kosowa na seminarium; będą
mieszkać u Anse, tak będzie taniej, zaraz po nich przylatują 3 osoby
z Domu pod Fontanną z Nowego Jorku, też będę mieszkać u Anse.
Dlaczego by nie?
W międzyczasie dzwonią klienci, dzwonią i dzwonią, bo wszyscy
mają i Jej numer, i też różne do Niej sprawy. Dlaczego by nie? W tym
wszystkim Anse myśli o swojej córce Benedicte i bilecie lotniczym do
Montpellier (przecież wnuk będzie tam konfirmowany w następnym
miesiącu). Myśli też, żeby nie zapomnieć odpowiedzieć jeszcze dziś na
ten ważny e-mail z WHO. Jutro na Konferencji, jako doradca ministra,
będzie przedstawiała konieczność szerszego wspierania osób z zaburzeniami psychicznymi. Do tego, jako naczelny lekarz ds. socjopsychiatrii
w Kopenhadze, ma pełno bieżących spraw. Kolejny dzień znów będzie
pełen wyzwań.
Wieczorem Anse zaplanowała odwiedzenie pewnej starszej pani, której
nikt nie odwiedza i nie ma kto jej zrobić zakupów. Tymczasem dzwoni
Kirsten i przypomina, że jutro po koncercie umówiły się u Anse w domu.
W tym chaosie spraw odnaleźć jednak można największego stopnia
wewnętrzny spokój i dojrzałość, jakie kiedykolwiek spotkałam. Tak
wygląda wola, by czynić dobrze. Wrażliwość Anse jest niespotykana,
137
dr Anse Leroy (1934 -2011) | I mojej zwrotnicy na imię Anse...
a rozmiar zrozumienia i konkretnej pomocy ogromny. I zawsze ma czas,
dużo czasu dla Ciebie i Twoich problemów - czy to właśnie wszystko
razem jest źródłem Jej siły?
Anse często gości u siebie nie tylko swoich przyjaciół, ale i studyjne
grupy, przygotowuje dla nich bardzo ciekawe, niezwykle intensywne programy, umawia na spotkania w Parlamencie, w ministerstwach, w kopenhaskim Ratuszu, na oddziałach psychiatrycznych, w różnych ośrodkach
wsparcia i w fundacjach. Zawsze w czasie tych wizyt jest też czas na „pobycie razem” i spotkanie z duńską historią, demokracją i urokiem tego kraju.
U Anse w domu spotkałam wielu bardzo różnych ludzi, od tych zagubionych, zaniedbanych, na dnie egzystencji, poprzez entuzjastycznych,
fantastycznych ludzi z organizacji pozarządowych i wolontariuszy, po
przedstawicieli elit nowojorskiego establishmentu. Rzecznik Praw
z Norwegii, bogaci sponsorzy, profesorowie, artyści żyjący we własnych
rytmach i tylko dla siebie, i całkiem zwykli ludzie. A wśród nich „pacjenci psychiatryczni”. Jej drzwi są zawsze otwarte. Dla wszystkich.
Klimat Jej jakże dostojnego mieszkania jest też poezją; poezją ciepłą,
przytulną, otuloną w pastelowy miękki pled i oświetloną płomykami
świec. Żeby smak chwil był jak łyki świeżo palonej kawy. Anse pija kawę
równie chętnie w cienkiej porcelanowej filiżance, jak i w wyszczerbionym naczyniu. Zależy od miejsca, czasu i kontekstu.
By móc zgromadzić
przy swoim stole jak
najwięcej osób, w jadalni
Anse stoi …dawny stół
do ping-ponga, bardzo
kolo­rowo,
artystycznie
pomalowany zachęca nie
tylko do posiłku, ale jest
częścią klimatu, którym się
u Niej oddycha.
Fot. Salli Wahlberg
138
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
***
Po powrocie z Danii do Polski odwykam powoli od intensywności
Jej życia. Często jednak odwiedzam Kopenhagę, a raczej Anse w Kopenhadze. Mam tam swój pokój. Bardzo wiele osób czuje, że u Anse
w domu ma „swój pokój”. Znów zanurzam się w Jej intensywnym życiu
i zachwycam nim. Po 3-4 dniach zaczynam jednak tęsknić do mojego
„małego świata w Polsce”. Ale po powrocie do Warszawy przychodzi
nowa tęsknota, niepokój i jakby narastały we mnie jakieś symptomy
abstynencji. Ponieważ fenomen Anse uzależnia, ale w sposób pozytywny
- bez bolesnych, szkodliwych i przerażających konsekwencji.
Anse opowiada niewiele o sobie i nie oczekuje uwagi. Jak to się dzieje,
że tak wiele osób ma z Nią tak dobry kontakt? Znam wielu Polaków,
którzy świetnie się z Anse porozumiewają, mimo niemal całkowitej
barie­r y językowej. To nie tylko kwestia języka ciała i empatii, ale zjawisko,
którego nie potrafię opisać.
W Hostelu w Zagórzu młodzież i terapeuci czerpią siły ze spotkań
z Anse, są Nią zafascynowani i czują Jej bliskość, która budzi podziw.
Czy jest możliwe, by poczuć taką bliskość już w czasie pierwszego spotkania czy kilkugodzinnej superwizji? Z Anse na pewno. Tym bardziej,
że znalazł się czas nie tylko „na małe co nieco”, ale również, ku radości
młodzieży, i na pogranie w tenisa stołowego.
***
W rozmowach z politykami i decydentami różnych szczebli Anse
budzi respekt i stwarza bardzo dobry klimat wokół często trudnych pro­
blemów dotyczących osób z zaburzeniami psychicznymi. Jej optymizm
topi lody i przełamuje bariery. Z Anse wypracowywane są rozwiązania
na poziomie krajowym. Również i u nas.
W podejściu Anse dobre idee wymagają jedynie właściwych rozwiązań
organizacyjnych. I zamieniają się w rzeczywistość. Anse jest od lat gorącą
orędowniczką wspierania osób z zaburzeniami psychicznymi w ramach
Domów pod Fontanną.
139
dr Anse Leroy (1934 -2011) | I mojej zwrotnicy na imię Anse...
Kiedy droga dla Warszawskiego Domu pod Fontanną była już
utorowana, Anse włącza się całą sobą w nowy projekt - Hostel
w Zagórzu. Tym razem chodzi o młodzież ze schizofrenią i innymi
poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Anse nie ma wątpliwości, że
młodzież ta potrzebuje poszpitalnego wsparcia (oferta, której w Polsce
bardzo brakuje). Anse ma wizję uruchomienia sieci takich hosteli - przy
współpracy służby zdrowia, pomocy społecznej, edukacji i przy wsparciu ze strony samorządów. Uważa, że poza tym współfinansowaniem
z różnych resortów, dofinansowania należy jeszcze szukać w programach
unijnych i w Kościele. Wystarczająco dobrze znam Anse, by wierzyć, że
to wszystko się wydarzy. Nowy proces został uruchomiony.
***
Podczas pobytów Anse w Polsce staram się maksymalnie mobilizować,
by nadążyć za tym wszystkim, co się wydarza. Te wizyty nie są długie w weekend zregeneruję siły, bo w sobotę Anse ma już spotkanie
w Nowym Jorku; tam też są ludzie oczekujący wsparcia. O Anse
w Nowym Jorku dużo by opowiadać.
Ale dynamika Anse wycisza się całkowicie w momencie przekra­
czania progu naszego domu. Wtedy Anse żyje naszym życiem, naszym
tempem, naszymi sprawami. Całkowicie wpisuje się w nasz rodzinny
rytm, cieszy się ogrodem, chłonie promienie słońca w półcieniu pergoli,
spędza powolne godziny przy kominku, grając z Marcinem w szachy albo
słuchając z nami muzyki. Z zainteresowaniem ogląda polską telewizję,
by wczuć się w to, co się dzieje u nas. Nie ocenia, nie porównuje, nie
krytykuje. W sposób naturalny komentuje, dostrzega pozytywy, mówi
o nich z prostotą i bez przesady. Chętnie ogląda piłkę nożną i opowiada
zabawne historie z czasów, gdy sama była bramkarzem, kiedy chodziła
do męskiej klasy.
Anse jest obecna w naszym życiu. Bardzo. Gdy osiem lat temu
przygotowywałam tekst o Anse z okazji Jej jubileuszu, zapytałam
naszą dziewięcioletnią wówczas Martę, co powinnam napisać o Anse,
odpowiedziała bez namysłu „oczywiście to, że jest taka dobra”.
140
dr Anse Leroy (1934 -2011) | ICCD z Nowego Yorku o Anse Leroy
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Wszyscy czujemy z Anse bardzo dużą bliskość. Ale wiemy też, że za
chwilę Anse wyjedzie dalej, na 2-3 miesiące zniknie z naszego życia, by
być gdzie indziej, z innymi, którzy też czują się z Nią bardzo zżyci. Może
będzie u pacjenta ze szpitala psychiatrycznego w Tiranie, by pokazywać
mu świat za murami szpitala, albo przy bezdomnym z Kopenhagi, albo
w domu zapłakanej matki, której syn znów został przyjęty do szpitala
wbrew swojej woli, a może z kimś, kto po prostu przyjdzie do Niej, by
spędzić miłe chwile przy kawie. Ludzie wszędzie potrzebują wsparcia.
***
W nadzwyczaj słoneczny majowy dzień 2011 roku pastor w Katedrze
w Kopenhadze żegnał Anse słowami tak pięknymi, jak piękne było Jej
życie. Było bardzo dużo ludzi. Przyjaciół. Zewsząd.
ANna SErafin
Myślę, że treść tej opowieści jest specjalnie czytelna dla osób z Hostelu.
Wszyscy znaliśmy Anse . Wszyscy byliśmy z Nią bardzo blisko. Byliśmy też
u Niej w domu, w Danii, oczywiście razem z hostelową młodzieżą.
Anse nauczyła nas socjopsychiatrii, choć sama by raczej powiedziała „bycia
po prostu na podorędziu”. Wspierała nas i nasze przedsięwzięcia. Pokazywała,
że to, co robimy dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi, jest sensowne,
nowoczesne i skuteczne. Uczyła łapania wiatru w żagle. My tę energię dziś
przekazujemy naszej zagórzańskiej młodzieży – mam nadzieję, że można to
dostrzec na stronach tej ZWROTNICY.
Anse odeszła w kwietniowy dzień 2011 roku. W moje urodziny. Tego dnia
po raz pierwszy nie zadzwonił do mnie Jej telefon.
141
Komunikat ICCD z Nowego Yorku publikowany w ZWROTNICY
za zgodą Dyrektora Fountain House w Nowym Jorku - Kenn’a Dudek
*
Anse Leroy, M.D.
*Unfortunately, we have lost Anse Leroy. After four months in hospital, she died on Saturday, April 30th 2011. Anse was a fiercely dedicated
advocate for the Clubhouse model, both in theory and in practice.
Anse devoted most of her life to trying to improve life circumstances
for people living with mental illness. She was instrumental in developing the first Clubhouse in Denmark, and then helped to establish four
more Danish Clubhouses. Anse was active in initiating a wide variety of
projects to assist people with mental illness, all of which were built on
the fundamental Clubhouse principles of equality, relationships, togetherness and cooperation.
In recent years, Anse devoted most of time to establishing Clubhou­
ses in Eastern Europe, in Poland, Kosovo and Albania. She was also
involved in Clubhouse development in Norway and Sweden. Anse served
on the ICCD Board of Directors since its inception, in 1994.
Anse dedicated her life to creating opportunities for people living
with mental illness so that they might have meaningful and dignified
lives. She was a tireless champion for human rights, always on the move.
She felt at home in the presence of state leaders, business leaders, politicians and officials; but her preference was to surround herself with
* ICCD - Międzynarodowe Centrum Rozwoju Domów-Klubów/ Domów pod Fontanną
(International Center for Clubhouse Development).ICCD funkcjonuje od 1994 roku, przy
pierwszym Fountain House w Nowym Jorku (rok założenia - 1948) współpracując z kolejnymi powstającymi na świecie ośrodkami. W 1987 roku sformułowano Międzynarodowe
Standardy Domu pod Fontanną, które są aktualizowane co dwa lata z udziałem wszy­stkich
Domów pod Fontanną zrzeszonych w ICCD.
142
dr Anse Leroy (1934 -2011) | ICCD z Nowego Yorku o Anse Leroy
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Niestety utraciliśmy Anse Leroy. Po czterech miesiącach pobytu
w szpitalu odeszła w sobotę, 30 kwietnia 2011 r. Była wielkim orędownikiem,
zarówno teorii jak i praktyki, Domów pod Fontanną, (Fountain House –
przyp. red.).
Anse poświęciła większość swojego życia, próbując poprawić jakość
życia osób chorych psychicznie. Odegrała kluczową rolę w organizacji pierwszego Domu pod Fontanną w Danii, a następnie pomogła
w założeniu czterech kolejnych duńskich ośrodków tego typu. Aktywnie inicjowała wiele różnorodnych projektów wspierających osoby
z zaburzeniami psychicznymi, opartych na fundamentalnych założeniach
Domów pod Fontanną: równości, relacji, wspólnoty i współpracy.
W ciągu ostatnich lat zaangażowała się w organizację Domów pod
Fontanną we Wschodniej Europie, w Polsce, Kosowie i Albanii, jak również
w Szwecji i Norwegii. Była członkiem zarządu ICCD od jego założenia w
1994 roku.
Celem życia Anse było stwarzanie ludziom cierpiącym na choroby
psychiczne szans na życie godne i posiadające cel. Była niestrudzonym
orędownikiem praw człowieka, w nieustającym działaniu. Czuła się swobodnie w towarzystwie przywódców państw, przedsiębiorców, polityków i
przedstawicieli władz państwowych, ale wolała być otoczona niezli­czonymi
członkami Domów pod Fontanną, którzy zawsze gromadzili się wokół niej
w poszukiwaniu porady i wsparcia. Drzwi jej domu zawsze były otwarte dla
przyjaciół, wielu spośród nich było chorych psychi­cznie.
143
Zagraniczni goście odwiedzający Domy pod Fontanną w Danii mogli również liczyć na gościnę u Anse, niezależnie czy była w domu,
czy nie. Jeśli nie było ich stać na hotel w Danii, Anse oferowała nocleg
w swoim domu.
Pomimo słabnącego w ostatnich latach zdrowia, Anse zawsze była
dostępna, gotowa wspierać, służyć radą i pomagać zawsze i we wszystkim zawsze mając przy sobie osoby z zaburzeniami psychicznymi.
Będzie Jej bardzo brakowało członkom i personelowi Domów pod
Fontanną na całym świecie.
tłum. Tomek Stępniewski
Fot. Salli Wahlberg
the countless Clubhouse members who always gathered around her for
advice and guidance. Her home was always open to her friends, many of
whom were men and women living with mental illness.
Many foreign Clubhouse visitors to Denmark have also found her
door open, whether she was at home or not. If you were in Denmark and
could not afford a hotel, you were always welcome in her apartment.
Despite her failing health in the last years, Anse was always there,
ready to assist and advise or help with anything and everything always with members at her side. She will be deeply missed by Clubhouse members and staff around the world.
144
Mission Impossible
Activity
Network
Socialization
Education
Labour market
Emphaty
Rehabilitation
Occupation
Yes, it is possible!
STANDARDY MORS
Zwrotnica. Nasze psycho-narracje
Standardy MORS
Międzyresortowego Ośrodka Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej1
(model rehabilitacji socjopsychiatrycznej dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi)
MISJA
1.
2.
Wyrównywanie szans młodzieży z zaburzeniami psychicznymi
w życiu społecznym i zawodowym poprzez rehabilitację
socjopsychiatryczną w MORS
RozwójkrajowejsieciMORSwPolsce
OFERTA
1.
2.
Oferta rehabilitacji socjopsychiatrycznej dla młodzieży (16-21 r.ż.) z zaburzeniami
ze spektrum schizofrenii i innymi zaburzeniami psychicznymi, dla której wsparcie
wlokalnymśrodowiskujestniewystarczające
MORS wpisuje się w Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego jako oferta
psychiatriiśrodowiskowej
CEL
1.
Poprawafunkcjonowaniaspołecznegopoprzez:
•usamodzielnianie
•przeżywaniepozytywnychdoświadczeń
•integracjęspołeczną
•podnoszeniepoziomuwykształcenia
•zwiększenieszansnapodjęciepierwszejpracy
•poprawęzdrowiapsychicznego
•wzrostpoczuciawłasnejwartości
•poprawęjakościżycia
POBYT
1.
2.
3.
4.
1
Zasadadobrowolnościpobytuiakceptacjimodelu
ProceduryprzyjęciazależąodwewnętrznychustaleńOśrodka
Czaspobytuuzależnionyodpotrzeb(od2mies.do2lat)
Pobytystacjonarnelubdzienne
Standardy opracowane na podstawie doświadczeń Modelowego Ośrodka Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej w Zagórzu – w ramach Programu
Inicjatywy Wspólnotowej EQUAL, Projekt „PROGRES - Skoordynowane Partnerstwo: Pierwsze Zatrudnienie Celem Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej”.
publikacja ostatnia.indd 47
147
2008-10-24 20:42:44
148
Słowniczek
Aby zdiagnozować chorobę psychiczną muszą zostać spełnione kryteria diagnostyczne, które opisane są np.
w „Międzynarodowej Klasyfikacji Zaburzeń psychicznych i Zaburzeń zachowania w ICD-10”. Należy
pamiętać, że diagnozę choroby psychicznej może postawić tylko lekarz.
Poniższe opisy nie zawierają wyczerpującego opisu, a jedynie są próbą przybliżenia czytelnikowi specyfiki
danej choroby, zaburzenia czy objawu.
Choroba afektywna dwubiegunowa (CHAD) - choroba, dla której charakterystyczne jest występowanie
okresów nasilenia objawów depresyjnych oraz okresów, gdy osoba jest w stanie manii czy hipomanii. Leczenie
odbywa się za pomocą leków i psychoterapii.
Depresja - choroba, w której dominującym objawem jest uczucie smutku (zwane obniżonym nastrojem),
utrata chęci do życia, spadek energii. Osoba chorująca na depresję może mieć myśli samobójcze i podejmować
próby odebrania sobie życia. Depresję leczy się za pomocą leków antydepresyjnych oraz psychoterapii.
DDA - skrót od określenia “Dorosłe Dzieci Alkoholików”. Nie jest to choroba, ale zespół cech, które są typowe dla osób wychowywanych w rodzinach z problemem uzależnienia. Należą do nich: niska samo­ocena,
lęk przed utratą kontroli, poczucie winy, lęk przed wyrażaniem uczuć, nadmiernie rozwinięte poczucie
odpowiedzialności, myślenie kategoriami “białe” albo “czarne”.
Fobia społeczna - zaburzenie, w którym dominującym uczuciem jest poczucie zagrożenia, które pojawia się
w sytuacjach społecznych. Obawa powoduje, że osoba unika sytuacji wywołujących ten stan, co zakłóca jej
funkcjo­nowanie zawodowe, szkolne a także kontakty towarzyskie.
Hipomania - stan m.in. podwyższonego nastoju, ale o mniejszym nasileniu niż w przypadku manii. Na
ogół nie wymaga hospitalizacji.
Leki antydepresyjne, uspokajające, nasenne i neuroleptyki, to leki stosowane w różnych zaburzeniach
psychi­cznych.
Mania - okres, w którym występuje stan podwyższonego nastroju, wzmożonej aktywności, ekspansywnego
lub drażliwego nastroju. Osoba ma wówczas małą potrzebę snu, jest nadmiernie rozmowna, bezkrytycznie
angażuje się w różne aktywności społeczne czy zawodowe, które mogą mieć przykre następstwa (niepoha­
mowane zakupy, niewłaściwe inwestycje, szkodliwe zachowania seksualne). Utrzymywanie się takiego stanu
prowadzi do upośledzenia funkcjonowania społecznego (rodzinnego, zawodowego, codziennej aktywności )
i konieczna bywa hospitalizacja chorego, aby zapobiec wyrządzeniu krzywdy sobie lub innej osobie.
Schizofrenia -choroba psychiczna, w której występują objawy wytwórcze (urojenia, halucynacje), objawy
tak zwane „negatywne” (brak motywacji, wycofanie się z życia społecznego, spadek zdolności wyrażania
emocji), dysfunkcje poznawcze (trudności z nauka, koncentracją). Choroba rozpoczyna się najczęściej
pomiędzy 15 a 35 rokiem życia. Schizofrenię leczy się za pomocą leków przeciwpsychotycznych oraz różnych
metod terapeutyczno – wspierających. Schizofrenia należy do tzw. zaburzeń psychotycznych.
Zaburzenia osobowości - to typowy dla danej osoby zespół cech, przekonań, zachowań, które utrudniają
lub uniemożliwiają satysfakcjonujące funkcjonowanie społeczne. Ważny jest kontekst kulturowy zachowań –
to co jest normą w jednej kulturze, w innej może być postrzegane jako zaburzenie. Jest wiele typów zaburzeń
osobowości np.: osobowość lękliwa, zależna, borderline, paranoiczna, dyssocjalna. Diagnozę stawia się
w oparciu o kryteria diagnostyczne, tak jak w przypadku innych chorób czy zaburzeń. Leczenie zaburzeń
osobowości opiera się na psychoterapii.
Zaburzenia psychotyczne -jest to grupa zaburzeń psychicznych,w których występują objawy takie jak:omamy,
halucynacje, urojenia, zachowania regresywne, niedostosowany nastrój, rozkojarzenie. Zaburzenia psycho­
tyczne dotyczą znacznych trudności w odbiorze rzeczywistości (pacjenci np. słyszą tzw. głosy, widzą nieistniejące
w rzeczywistości obrazy, czy uważają, że są obserwowani, śledzeni i zagrożeni). Takie zaburzenia wymagają
intensywnego leczenia zarówno farmakologicznego, jak i oddziaływań terapeutyczno- wspierających.
Agnieszka Czechowska

Podobne dokumenty