Droga przez strachMoja droga do Boga wiodła przez strach. Miłość i

Transkrypt

Droga przez strachMoja droga do Boga wiodła przez strach. Miłość i
Kasia
Droga przez strachMoja droga do Boga wiodła przez strach. Miłość i zachwycenie przyszły później, i to
nie bez oporu. Ścieżkę strachu wydeptał w mym życiu diabeł. To on przychodził do mnie, odkąd
pamiętam. Zawsze we śnie, a raczej na jawie – przy mojej całkowitej świadomości. I zawsze w
sposób przerażający. To były fizyczne wręcz walki, choć toczyły się tylko w umyśle. Od dziecka męczył
mnie i paraliżował. Bałam się zasnąć, przeczuwając, że jest już w drodze; bałam się zostać sama,
wyczuwając, że już się obok czai; bałam się ciemności, bo intuicja podpowiadała mi, że jest jego
królestwem. I żyłam z tym lękiem bardzo długo. Nocne wizyty zaczęły się nasilać. Nie było nocy bez
niewyobrażalnego strachu, bez bitwy o życie, bez umierania, z którego w ostatniej chwili wyrywało mnie
przebudzenie. Nie mogłam żyć i nie mogłam z tym walczyć, bo nie wiedziałam jak.
Nie wiedziałam, gdzie szukać ratunku. Zaczęłam od parapsychologii. Dostałam podręcznik pewnego
kursu z „podwórka” New Age, który obiecywał rozwiązanie wszelkich problemów, ale kazał
wpuścić do swego życia „przewodnika” – ducha, który miał się materializować i
wprowadzać mnie w tajniki. Choć kurs mamił władzą nad zdrowiem i intelektem, przerażał mnie ten
warunek. Wtedy usłyszałam od koleżanki, której z trudem udało się wyrwać ze świata okultyzmu:
„Nie rób tego. To świat iluzji. Nie da ci potem odejść”. Brzmiało to zbyt
nieprawdopodobnie, by mój racjonalny umysł mógł to kupić, a jednak jakimś dziwnym trafem przyjęłam
przestrogę. Odrzuciłam tę drogę. I wtedy wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko –
„to” dobijało się do mnie ze zdwojoną siłą.
Nie sposób opisać, co ze mną się działo. Byłam u granic wytrzymałości. Zawładnął mną paraliżujący lęk,
ale nadal szukałam ratunku po niewłaściwej stronie. Właściwie nie ja szukałam... „To”
mnie znajdywało. Bioenergoterapia, wahadła, numerologia, tarot. Koszmar się wzmagał, a ja ciągle
pytałam: dlaczego? Dziś wiem, że w inny sposób nie odpowiedziałabym na zaproszenie Boga. Musiałam
się bać. W czasie gdy pękały już granice mej psychicznej wytrzymałości, dotarła do mnie koleżanka ze
studiów, żona pastora. Nie widziałyśmy się prawie 10 lat, co więcej – na studiach zamieniłyśmy ze
sobą może dwa słowa. To nie był przypadek. Kiedy opowiedziałam jej, co dzieje się z moim życiem,
usłyszałam: „Módl się głośno. Krzycz, że kochasz Boga, że diabeł ma się wynosić z twojego
życia”. I zrelacjonowała mi swoje doświadczenia – o dziwo, bardzo podobne!
To był pierwszy cud. Cud modlitwy. Pierwsza od miesięcy przespana noc. Nieprawdopodobnie zwyczajna
noc. Powoli znikał lęk, wracał spokojny sen, odzyskiwałam siły do życia. Modlitwa, głośna i szczera, stała
się moim sprzymierzeńcem, potrzebna mi była jak tlen. Rodziło się zaufanie do Boga, ale... Przyszedł
czas na przyjęcie nowych zaskakujących prawd, zmianę życia, przewartościowanie wielu spraw.
Pokutowały: mało religijne wychowanie, okrutnie racjonalna ocena świata i po prostu życiowa wygoda.
Największą przeszkodą okazała się jednak Biblia, której autorytetu nie byłam w stanie uznać. Nasze
rozmowy o wspaniałym Bogu i wspólne modlitwy ugrzęzły w martwym punkcie.
I wtedy nastąpił cud drugi. W moje ręce trafiła książka o sensacyjnym odkryciu w Biblii
nadprzyrodzonego kodu. Odpowiednio czytany Stary Testament miał informować o wszystkim, co
wydarzyło się na ziemi, nawet o dziełach Mozarta czy wynalezieniu żarówki. To przekonało mnie do Biblii
jako czegoś więcej niż tylko religijnej księgi ze zmyślonymi historiami. I choć książka, która dokonała we
mnie cudu okazała się zwykłą kabałą, nie zmieniło to już mego stosunku do Pisma Świętego. Dlaczego?
Nie wiem. Po prostu ufałam już Biblii. Ruszyłam z miejsca, pochłaniałam prawdy, ale pojawiały się
problemy z przestrzeganiem Słowa Bożego. Nie dlatego że byłam tak wygodna, lecz dlatego że pewne
„przepisy” utraciły według mnie aktualność. Znów się zatrzymałam.I przyszedł czas na cud
trzeci. Kolejna rozmowa, taki sam opór z mojej strony i nagle to uczucie, trudne do opisania, całkowicie
nadnaturalne. Poczułam, że coś mnie wypełnia, mój umysł i moje serce jakby słyszały głos: „To
jest prawda. Moja prawda. Przyjmij ją. Już nie walcz, tylko to zaakceptuj”. Wtedy się na nowo
narodziłam. Nie miałam więcej wątpliwości, choć mnożyły się pytania. Bynajmniej nie z przekory. Po
prostu chciałam lepiej to wszystko zrozumieć. Pochłaniałam Biblię, mając pewność, którą dał mi Bóg, że
nie ma innej drogi. Bez Jego pomocy nie zdołałabym przyjąć daru wiary, daru nieskończonej przyjaźni,
daru wiecznego życia. I tylko wciąż zadaję sobie pytanie: jak to jest, że jedni słuchają i słyszą, a drudzy,
słuchając, nic usłyszeć nie mogą? Zapewne pozostanie to na razie jedną z wielu tajemnic. Tak samo jak
w naszych sercach pozostaną wytrwałe modlitwy, by jak najwięcej usłyszało i jak najmniej zapłakało
potem nad tym, co utraciło.
http://solafide.dei.pl - SolaFide - Jedna Wiara | przykazania Boże, prawdziwy
Powered
kościół
by Mambo
Jezusa, powrót Jezusa, Boża łaska, sens życia
Generated: 3 March, 2017, 18:57

Podobne dokumenty