Wyprawa do Illingen przez Paryż Nie jestem pisarzem, nie piszę

Transkrypt

Wyprawa do Illingen przez Paryż Nie jestem pisarzem, nie piszę
Wyprawa do Illingen przez Paryż
Nie jestem pisarzem, nie piszę felietonów do gazet...krótka relacja z zeszłorocznego wypadu
do Illingen na zaproszenie Kozy.
No więc...skuterem też można. :-)
5.30 zbiórka pod Pleciugą.
Jestem 5.20
a tu zaskoczenie. Jako pierwsza Zosia w pełnym rynsztunku, ale z psem?
Podjeżdża Marek i woła że na sesje zdjęciową podjedziemy pod dom Zosi.
Tło wydaje się być w sam raz, brakuje tylko Pana od puszek...
Hola, a gdzie Melmacie?
Zaspał...
Podjeżdżamy pod Maćka, jest już przy 2oo, w ręku klocki hamulcowe, ale co tam,
jedziemy... 6.45...
Godzina opóźnienia.
Pierwsze tankowanie.
Maciek co stacja to pieści zacną...moja bordowa królowa stoi obok, to wiadomo pucu pucu...
Królowa zadowalała się 5 litrami bez paru groszy...
Niestety, niektórzy nie dawali rady....w tym ja...o co chodzi? Monotonia autostrady?
Wyjeżdżając z Polski mamy piękne poranne słoneczko.
Przed Berlinem niebo już mocno zachmurzone.
Oj będzie lało, ale jednak za chwilę niebo się przejaśnia i zaczyna się z powrotem radośnie
przebijać słoneczko.
Powoli, ale z uporem lepszej sprawy robi się trzydzieści parę stopni.
Ja i Maciek zaczynamy zasypiać za kierownicą.
Przystanki które miały być w teorii co 200km/tankowanie robimy już zależnie od potrzeby, od
zauważenia przejawów "gubienia" pasa ruchu....
Kawa, redbulle nie pomagają.
Jedynie Marek się trzyma.
Pod wieczór robi się chłodniej.
Odzyskujemy siły, oczy nareszcie przestają się same zamykać w tym upale...
Ale nie ma nic za nic... :-)
Z Illingen dostajemy info, że wjedziemy w idącą od Francji burzę i grad...
Kiedy widzimy przed sobą granatowe chmury i pioruny zjeżdżamy z autostrady w pierwszych
kroplach deszczu do jakiegoś miasta.
Centrum handlowe i tradycyjnie kebab.
Burza przechodzi trochę bokiem oszczędzając naszą miejscówkę.
Mamy raptem ok 130 km do celu, więc mimo deszczu jedziemy.
Pogoda im bliżej Illingen tym lepsza, deszcz przestaje padać, jest coraz cieplej.
Wreszcie dojeżdżamy. Uff.
Padam na twarz.
Komitet powitalny czeka.
Kamery włączone.
Kwiaty, fanfary.... :-)..
Powitanie...
Po powitaniu zaparkowaliśmy rumaki w garażu.
Marek jak zobaczył dwunożne stworzonka, długo nie wytrzymał i zabrał Zenkowi "różdżki":
O, a te mu uciekły :-)
Choć do końca nie jestem przekonany czy na końcówce je nie dopadł z tymi swoimi
różdżkami :-))
Tradycyjna biesiada...
Pogoda z rana nie zachęca, ale ma być coraz lepiej.
Moje z Melmacie lokum.
Wygodnie i fajnie.
Mały przegląd okolicznych mieszkańców :-)
A te panie dostarczyły nam przepiórczych jajeczek na dzisiejsze śniadanie.
Zosia postanowiła wziąć sprawę nakarmienia nas w swoje ręce.
Jutro rano o 8.30 lecimy zgrają z Zenkiem na Luxemburg.
A w poniedziałek....może Stuttgart...?
Niedziela - 6 rano...
No to choć w skrócie opiszę sobotni dzień tracąc sen w niedzielny poranek.
Wszyscy chrapią jeszcze, ale taka jest już dola reportera wyprawy.
Rano w sobotę wyskoczyliśmy do Sarbrucken. Wpadliśmy do Louis-a.
Poczyściliśmy szybki w kaskach
Ruszyliśmy dalej i zaraz natrafiliśmy na fluhmark czy jak to tam się pisze.
Ruszyliśmy dalej.
Wszyscy zgłodnieli więc zatrzymaliśmy się przy Lidlu i kupiliśmy bułeczki itp.
Przy okazji sklepik koło Lidla zaopatrzył Marka w świeżego t-shirta a Maćka w
"profesjonalny" sprzęt do sweet-focie.
Następnie cel naszej podróży Rohrcach les Bitche, w którym znajduje się kompleks trzech
bunkrów z linii Maginota.
Stan obiektu doskonały...
Po długiej i fascynującej podróży po bunkrach wyszliśmy na zewnątrz i z dala zobaczyliśmy
akrobacje lotnicze.
No to co? Na koń i wio, zobaczymy to.
Z bliska okazało się że to..
No?
Pokazy modeli latajacych.
Oczywiście w drodze powrotnej tradycyjnie Kebab.
Trochę mieliśmy już spóźnienia.
Zenek czekał na nas i mieliśmy jechać na mecz w TV do lokalu.
Daliśmy z siebie wszystko i na 20.30....już właściwie po meczu zajechaliśmy do Illingen.
Po krótkiej przerwie spacyfikowani przez Zenka ruszyliśmy autem 30 km na końcówkę
meczu.
Lokal "Pod Orłem"
Na miejscu trafiliśmy na spotkanie Poloni Sarbrucken spotykającej się przy okazji np. meczu
piłki nożnej czy innej okazji.
Bardzo mili ludzie, zostaliśmy nakarmieni specjałami z grilla ciastem, sałatkami mimo
pełnych po kebabie brzuszków.
Oczywiście napoje wszelakie też były, łącznie z szampanem.
I to w sumie tyle o sobocie. :-)
Zenek jak już widzę, kręci się po odejściu nie mogąc się doczekać aż wstaniemy, bo dzisiaj
jest ten jeden jedyny dzień kiedy może z nami wyskoczyć na dwa zero.
W planach na niedzielę → Luksemburg.
A ja piszę dla Was schowany w przyczepce przy orkiestrze dętej pod dyrekcją Melmacie. :-P
Zenek szykuje już śniadanie :-)
Hej.
Wróciliśmy dziś około 22.30.
Zmęczeni.
Niedziela.
Dziś dzień Zenka.
Jedyny wolny dzień jaki ma w tygodniu to niedziela.
Więc z bananem na twarzy już na nas czekał i poganiał z samego rana.
Śniadanko:
Ruszyliśmy do miasteczka Eppelborn pod polską knajpkę "Pod Orłem" żeby zabrać pasażera
dla Zenka.
Ula stawiała dziś pierwsze kroki jako plecaczek na 2oo.
Ruszyliśmy na fluhmark numer 1.
Następnie fluhmark nr2.
Ale nie chciało mi się już robić tam zdjęć. No mydło i powiodło.
Na parkingu fluhmarku.
Następnie...
Największy zachowany jako muzeum kompleks bunkrów z linii Maginota.
Fort Hackenberg.
Po forcie pojechaliśmy do Luxemburga.
Ale i o tym też rano.
Bo zmęczenie wygrało.
No dobra, więc lecimy dalej z opisem niedzieli.
Luxemburg.
Miejsce parkingu naszych 2oo i widoki.
Po śniadaniu wypadałoby coś zjeść tym bardziej że jest już 18.00....
Tradycyjnie Kebab.
Przy konsumpcji doszliśmy do wniosku, że póki co codziennie jemy kebab w innym
państwie. :-P
Później spacer po okolicy.
Widoki cudne.
Nawet muzyczka nam przygrywała podczas spacerku
Następnie pognaliśmy na punkt widokowy rzeki Sarr, na ostatnie promienie niedzielnego
słońca.
I na tym koniec.
Dzisiaj lekki lajtowy dzień.
No i ma zapaść decyzja co jutro...
Dzisiejsze śniadanko.
9.49 a my dalej na bazie.
I jakoś nikt nikogo dziś nie pogania.
To parę innych zdjęć z wczorajszego fortu.
I kolejna garść zdjęć.
I proszę... Też jestem..
A tu widać że Prezes mocno myśli nad wyjazdem nad Lazurowe Wybrzeże
Czy wyjazd jest pod znakiem zapytania?
Spokojnie. To tylko zacna Zenka na przeglądzie u Maćka.
No i stało się...to dziś wyprawa do..PARYŻA!
Ja wróciłem do Illingen o 22.45, bo postanowiłem się odłączyć od głównej grupy, która
postanowiła wracać wczesniej.
Martwię się o resztę, bo do tej pory ich nie ma....
A podobno wyjechali 2 godziny przede mną....
To wrzucę parę fotek...
Te ślady obuwia powyżej zostawił prezes jak niechcący przelał 5 litrów benzyny, bo automat
nie odbił...
Dobra dalej zdjęcia...
A to cztero kołowy potwór... Muszę takiego mieć.. :-P
Wjazd do Paryża to jak wjazd do... No sam nie wiem..
Wjeżdżamy z autostrady do miasta w cztery sztuki...
Prowadzi Melmacie za nim preses, Zenek i ja zamykam peleton...
Niby wszystko gra.
Ja na końcu, więc gwarancja, że się nie zgubie na 99,99 %
Błąd... Gwarancja, że się zgubię na 99%.. ;-)
I Zenek też. ;-)
Maciek z Preziem idą jak przecinaki między autami...normalnie jak okręt tną puszki, a my za
nimi...chwila, moment, co to za hałas?
Toż to 2oo trąbią na mnie o miejsce.
Chryste , przecie ja szybciej już nie mogę, przede mną Zenek mało co nie przedstawił
golfa..a z tyłu trąbią i jest ich już tam z dziesięciu???
O co kaman?
Zjeżdżam z drogi razem z Zenkiem a Melmacie z Prezesem jadą dalej.
Na całe szczęście, te wygłodniałe miejsca stado 2oo przegania teraz Prezesa z Maćkiem.
Prowadzący już zrozumieli, że się pogubimy jadąc w ten sposób.
Jesteśmy za wolni na między-pas.
Jedziemy w kratkę między-pasem i za puszkami.
Znaleźliśmy w końcu miejsce dla 4 (słownie :czterech) skuterów.
A to nie lada sztuka.
Idziemy do katedry
A po drodze był most kłódek
Kłódki sprzedają obok mostu po 6 euro.
No i 15.45 zbieramy się do powrotu.
Przyszliśmy chyba z 6 kilometrów w słońcu i wszyscy marzą już o drodze powrotnej.
Oczywiście oprócz mnie. :-P
Szybka kalkulacja czasu na powrót, ryzyka, itp.
Rozdzielamy się...
Wkładam rękawiczki i kamizelkę.
Wsio motocyklowe, tylko t-shirt upodabnia mnie do miejscowych.
Przełączam na tryb power, żeby uzyskać inną barwę dźwiękową silniczka. Tu naprawdę warto
być głośniejszym. ;-)
Mniejsze maszynki ustępują miejsca.
I wio....
Mam jakieś dwie godzinki.
Hm...co by tu dalej...wracam pod wieżę, przecież buras nie ma fotki..
Lecę od góry.
Ale tu burym do schodów na sesję zdjęciową nie dojadę.
No to mykam dookoła kwartału na dół, pod wieżę.
I tu się da pstryknąć fotkę burtkowi.
W słońcu nie było widać, że antenę trochę obcięło, trudno...
Hm...to bazylika bodajże tak to się pisze - sacre cour - to GO...
I pod górkę wąskimi uliczkami.
No 17.30...czas pomyśleć o powrocie, ubieram się już na full i jadę.
Po drodze po bocznej dzielnicy Paryża widzę turasa z kebabem.
Zawracam, bo przypomina mi się, że jadłem tylko dwie bułki z rana.
Brakuje Marka i Mackiem jako translate. :-P
Mówię doner kebab, a ten zdziwiony jakiś, powtarzam...skapował.. Chyba..
Bierze jakąś bułkę podłużną.
Nie, nie, ja chcę okrągłą i rysuje w powietrzu kółka :-P
A oki.
I wziął naleśnika, dobra niech będzie tortilla, w sumie czemu nie.
Rzucam piątaka.
Gość chociaż nie prosiłem zapakował mi na wynos i dorzucił jeszcze frytek.
Pewnie dlatego, że kasku nie zdjąłem.
A tak to wyglądało. Dla mnie mięso było numer jeden.
Sam wyjazd z Paryża o tej godzinie to jeden wielki korek.
Ponieważ jadę sam, to postanawiam podczepić się pod jakiś TGV i wio.
Trzy, cztery pasy żeby dojechać do autostrady.
Łapię pierwszy pociąg, prowadzi jakiś goldwind, jak on przejedzie to i ja.
Wszystko stoi lub jedzie ze 20 km/h.
A pociąg grzeje 50-60 km/h.
Powyżej odpadam i czekam na następny.
Moment i wydostaję się na obrzeża Paryża.
Jest autostrada na Metz.
Też zatłoczona.
Tu auta jadą trochę szybciej - tak do 60km/h.
Łapię t-maxa z jakimś mega tłumikiem.
W pewnym momencie patrzę na licznik.... O:) - 112 km/h...
Więcej nie patrzę, bo spojrzenie na licznik kosztuje niewiedzę o kilku autach jakie minąłem.
Po prostu nie ma czasu spojrzeć na licznik.
Jedyne co musisz lukać to lusterka czy jakieś 2oo nie chce Cię wyprzedzić!!! :-o
Kolejna chwila i autostrada jest już pusta, a Paryż zostaje z tyłu.
*****************
Prezes:
„Napiszę coś o Paryżu, jak komuś wydaje się że potrafi jeździć na dwóch kołach to jest w
dużym błędzie to trzeba zobaczyć co oni tam wyprawiają „
Gość:
„Potwierdzam jak byłem nowym samochodem w Paryżu to włosy rwałem by mi puszki nie
rozwalili - teraz wiem dlaczego szwagier ma tak obity sprzęt.
Potrafią się metrowym sprzętem przecisnąć pomiędzy autami w 30 cm przestrzeń - oby tylko
głowa i łokcie przeszły za lusterka auta a dalej to już idzie - jak oni to robią to włos
staje. Mimo 2 wizyt w stolicy moje auto przeżyło bez większych strat ale nie ma się co
dziwić że ubezpieczenie OC we Francji nawet na mały motorek jest większe niż na samochód
z dwulitrowym silnikiem - istne samobójstwo ile jeździ tam moto i jak oni jeżdżą, do tego full
dróg równorzędnych z których wpadają z prawej strony jak szaleńcy pod koła. „
*****************
Heh..jak szaleńcy..hihi
A swoją drogą, chłopaki zamiast zwiedzać ze mną, czas spędzili w krokach.
Objechali Paryż do dokoła.
Co kto lubi... ;-)
A dziś Trier:
Pożegnalna impreza.
Prezes zbiera jajka na gorsze dni.
Kroję upieczonego mega kurczaka.
Koza, nasz zacny gospodarz na pożegnanie napisał:
„Godzina 6.35 wiatr i deszcz, a " Grupa Zachodniopomorska" - obiecali jak będzie padać nie
jedziemy. Nie dotrzymali słowa wsiedli i pojechali.
Pozostał smutek jak przy każdym pożegnaniu. Wole witać jak zegnać.
Dla mnie było to wielkie wydarzenie o którym myślałem przez ponad rok.
W ubiegłym roku nie wyszło ale w tym odliczałem każdy dzień do ich przyjazdu.
Marzyłem aby przyjechała liczniejsza grupa.
Miejsca do spania byśmy poszukali. Przyjechała "Grupa Zwiadowcza." ( a może On Tylko
tak pisał ze przyjmie lepiej nie ryzykować niech jedzie mała Grupa i "Go" sprawdzi ,my
pojedziemy następnym razem ).
Jak będzie w następne lata - nie wiem.
Ile lat jeszcze będę tutaj tez nie wiem,wiem natomiast jedno Grupa Zwiadowcza z
Zachodniopomorskiego ma u mnie drzwi otwarte.
Inni chętni zwiedzenia Saarlandu tez zapraszam udzialę wszelkiej pomocy ale miejsca
noclegowe polecam u szefa restauracji"Pod Białym Orłem "w miejscowości Eppelborn .
Dzięki Grupie która była u mnie poznałem smak jazdy i poznałem okolice swojego
zamieszkania o których nie wiedziałem.
Wielki szacun im za to, a to co przeżyłem w wyprawie do Paryża, dzięki nim - tez nie
zapomnę do końca moich dni.
To był odruch - siedzimy wieczorem - przy luźnej rozmowie pytanie co robicie jutro odpowiedz "Wyjazd do Paryża".
Pierwsze myśli, super wypad i natychmiast następna myśl "a może ja się z Wami zabiorę? "
Nie było zdania " a gdzie tam będziesz jechał to jest szmat drogi nie masz doświadczenia nie
dasz rady , zostań w domu tak będzie lepiej i dla Ciebie i dla Nas" tylko super jak możesz
jedz z Nami załatwiaj zastępstwo i w drogę.
To co przeżyłem jest nie do opisania.
Obawa czy dam rade. Nigdy nie siedziałem w siodle dłużej jak 3 godziny i to tylko raz w
moim skromnym życiorysie ,a tu 5 godzin w jedna stronę i 5 z powrotem , nie licząc drogi
wyjazdowej z Paryża w 60 km korku. ale widząc ze Zosia daje rade to czemu ja miałbym nie
dać? Dla mnie i Arka był to pierwszy wyjazd do Paryża i długo zostanie w pamięci.
Osobne podziękowanie chce złożyć na ręce Maćka, ktory poświecił wiele swojego czasu aby
doprowadzić do stanu używalności mój "nowy stary zakup"
Teraz po Macka przeglądzie mogę spokojnie wyjechać Hondą na okoliczne trasy bez obawy
ze coś będzie nie tak. Melmacie wielkie DZIEKI I SZACUN za twoja prace.
Zosiu Marek Arek i Maciek raz jeszcze dziękuje Wam za wszystkie razem spędzone chwile u
mnie jak i w siodle na Rolce. Pozdrawiam. „
Uff...odpoczynek po tym wyzwaniu...całkowicie wybił mnie z rytmu..
Zero forum, zero zmartwień, zero trosk, tylko odpoczynek i rodzina...
Parę dni spędziłem z żoną i synem, i to było to za czym/kim tęskniłem mimo super zabawy w
Illingen.
Za rok, kto wie.
Trasa ponad 900 km do lekkich nie należy, ale może za rok ją powtórzę.
Okolice wspaniałe.
Tylko te 900 kilosów w jedna stronę...
Zenek dziękuję za wspaniałe przed wakacje, za wyżywienie, za nocleg, polski akcent z
Polonią, za wspólną wycieczkę do Paryża, za wszystko ...
Zdjęcia z wyprawy autorstwa Maćka – Melmacie:
https://picasaweb.google.com/111082571314469409197/Illingen
Melmacie:
„Czas na resztę ...fotek. Teraz mamy komplet w dwóch częściach. Fort Casso na lini
Maginota jeden z mniejszych, ale podobno najlepiej utrzymany. Trafiliśmy tam na świetnego
przewodnika. Zaraz po forcie trafiliśmy na pokazy dużych modeli samolotów. Tu
doświadczyliśmy czegoś dla nas niezwykłego. Po wjechaniu na parking zrobiony na polu
podbiegł do nas młody człowiek z obsługi z czterema deseczkami proponując (żeby nie było bezpłatnie) deseczki do podłożenia pod podstawki, aby moto się nie przewróciły kiedy
będziemy oglądać pokazy modeli ! Był przygotowany na wiele motocykli sadząc z wielkości
stosu deseczek. Czapki z głów dla organizatorów.
Drugi fort to Hackenberg jeden z największych, posiadający podziemne kolejki elektryczne w
środku. Tam jest duża kolekcja broni strzeleckiej i mundurów. Miejskie zdjęcia po drugim
forcie to Luxemburg. Potem bardzo malownicze zakole rzeki Saar. Kolejna grupa zdjęć jest z
również malowniczo położonego miasteczka Oberstein z zamkiem na skale i kościołem
wbudowanym w niszę skalną. Lokalni rzemieślnicy słynęli z obróbki kamieni ozdobnych.
Następnie mamy trochę zdjęć z Francji i Paryż. Kolejne miejskie zdjęcia to Trier. Jak widać w
drodze powrotnej ruch na niemieckich autostradach pozwala na zorganizowanie pikniku na
lewym pasie. Format jest 600x800, ilość około 1300. Mówią że wynagrodziłem sobie czas
kiedy mój aparat miał 12 zdjęć na kliszy....ale wiecie nie mogłem tego zrobić Rzelowi i musi
być komplet. Arek zrobił na bieżąco dobrą krótką relację a teraz mamy resztę fotek.
Zapraszam do oglądania.
Warto zaznaczyć ze Zenek, nasz gospodarz, bardzo pomógł w planowaniu naszych wycieczek
proponując miejsca do zwiedzania i udzielając cennych wskazówek przy ustalaniu dziennych
tras za co serdecznie dziękujemy!”
KONIEC

Podobne dokumenty