mgr Franciszek Kaszubowski
Transkrypt
mgr Franciszek Kaszubowski
Pomaga wspinać się po szczeblach drabiny matematycznej Mgr Franciszek Kaszubowski, starszy wykładowca matematyki w Centrum Nauczania Matematyki i Kształcenia na Odległość. Na Politechnice Gdańskiej pracuje od 41 lat, miał wykłady i ćwiczenia na wszystkich wydziałach PG oprócz WETI. Trudno policzyć, ilu osobom podniósł przez ten czas kompetencje z matematyki. Studenci wybrali go najlepszym nauczycielem na Wydziale Chemicznym. Izabela Biała: Jak to się stało, że został Pan nauczycielem na Politechnice Gdańskiej? Franciszek Kaszubowski: – Ukończyłem liceum pedagogiczne, później Wyższą Szkołę Pedagogiczną, czyli dzisiejszy Uniwersytet Gdański. Po studiach rok spędziłem w wojsku. Skończyłem szkołę oficerską, w tym czasie przez pół roku pełniłem funkcję dowódcy plutonu. To także funkcja pedagogiczna? – Tak, dlatego nawiązuję do tego. Na studiach dobrze się uczyłem. Jeszcze przed wojskiem zaproponowano mi pracę na trzech uczelniach: Politechnice Gdańskiej, Wyższej Szkole Marynarki Wojennej i Wyższej Szkole Inżynierskiej w Bydgoszczy. Wybrałem politechnikę, nie chciałem pracować w szkole wojskowej. Czy inaczej uczy się przyszłych chemików niż architektów? – Raczej nie. Na każdym wydziale matematyka jest ważna, ponieważ pomaga zrozumieć pozostałe przedmioty podczas studiów. Na wymienionych przez panią wydziałach dobrze się pracuje. Jest tam również dużo więcej dziewcząt, a z kobietami niejednokrotnie pracuje mi się lepiej, niż z mężczyznami. Dlaczego? – Są bardziej skrupulatne, wyciszone, a na zajęciach panuje miła atmosfera. Czy jest Pan wymagającym nauczycielem? – Powiedziałbym, że jestem wyrozumiały, ale mimo to wymagam. Jestem spokojny, ale kiedy zbliża się kolokwium mówię, że warto by się pouczyć. Jaki jest sekret dobrego porozumienia ze studentami? – Po pierwsze cierpliwość, a oprócz tego odpowiednie podejście do tłumaczenia. Jeśli mam z grupą zajęcia przez dłuższy już czas, od miesiąca, czy dwóch to już wyczuwam: "ten umie to, ten to..." Zapraszam studentów do rozwiązywania zadań. Są tak przygotowane, żeby musieli pomyśleć nad nimi, z pomocą moich sugestii. Trudniejsze ćwiczenia robią najlepsi studenci. Łatwych zadań na forum grupy nie ma sensu liczyć, bo wtedy niektórzy słuchacze się nudzą. Poza tym ja po prostu lubię matematykę i myślę, że studenci to wyczuwają. Czy pochodzi Pan z matematycznej rodziny? – Moja żona była nauczycielką biologii. Moja córka pracuje jako anglistka. Nasz syn, Mariusz, także jest matematykiem. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej jako statystyk. Wcześniej prowadził zajęcia z matematyki, także w języku angielskim. Za kilka dni broni doktorat z ekonomii. Jest więc też w pewnym sensie Pańskim absolwentem... – Sprzedałem mu oczywiście tajniki wiedzy. Jego specjalność to statystyka, której ja raczej nie lubię. Prowadzi Pan zajęcia w tradycyjny sposób.... – Tak, kreda i tablica to moje narzędzia pracy. I widzę, że studenci to sobie cenią. Kiedyś wprowadziłem slajdy na zajęciach, ale zaraz po tym poprosili mnie, żeby wrócić do poprzedniej formy. Tak też zrobiłem. Czy są jakieś działy matematyki, z którymi studenci mają szczególnie duże problemy? – Każdy kolejny dział opiera się na poprzednim. Bez rachunku różniczkowego nie zrozumie się całek. Nikt nie wejdzie wyżej, jeśli w drabinie brakować będzie kilku szczebli po drodze. To dotyczy najsłabszych studentów. Po kilku zajęciach takie osoby odsuwają się do ostatnich ławek – tradycyjnie zaczynam pytać w pierwszych rzędach, z czasem najsłabsi "uciekają" więc na koniec.