jak się robi TV? Wizyta w studiu nagran. Relacja i zdjecia.

Transkrypt

jak się robi TV? Wizyta w studiu nagran. Relacja i zdjecia.
„VIVA bardziej interaktywna
Na antenie muzycznego kanału VIVA Polska zadebiutował nowy
program – "VivaSpot", który zachęca widzów do czynnego
udziału oraz prezentuje premierowe teledyski.”
23 października br. kilkanaścioro uczniów naszej szkoły zostało zaproszonych do
programu pt. „VIVA SPOT”. Mieliśmy brać udział w programie nie tylko jako widownia, ale
mieliśmy także odpowiadać na pytania zadawane przez prowadzących.
Razem z nami do studia przyjechała p. Iza Chwiłoc-Fiłoc i p. Jarek Jakubczak.
Niewiele osób wiedziało, co to za program i o czym jest. Każdy wyobrażał sobie, że
to będzie wielkie studio i, że będzie tam mnóstwo osób z innych szkół. Wiedzieliśmy tylko
tyle, że z naszym udziałem zostaną nakręcone cztery odcinki tego programu. Musieliśmy
więc wziąć ze sobą cztery wersje swojego stroju, żeby za każdym razem wyglądać inaczej.
Jechaliśmy tam tramwajem, metrem, a potem jeszcze trochę podeszliśmy. Byliśmy
nieco zaniepokojeni, ponieważ p. Jarek, choć nie dawał tego po sobie poznać, nie do końca
wiedział, gdzie jest to studio. Gdy zaprowadził nas na dziwny, zaniedbany teren i stanął przed
małą budką wszyscy zdębieli. To jest studio?! Plastikowe krzesło przykute łańcuchem do
okna za kratą, nadawało niezwykłego charakteru okolicy.
Wszyscy rozglądali się dookoła siebie próbując samemu sobie wytłumaczyć tę
krepującą sytuację i znaleźć na twarzy p. Jarka choć jeden znak, który zaprzeczałby, że to jest
właściwy adres studia. Na szczęście p. Jarek, ku naszej uldze, zadzwonił i poprosił
o dokładniejsze namiary. Okazało się, że trzeba przejść jeszcze trochę dalej. Tam
rzeczywiście zauważyliśmy napis VIVA i znak, na którym był duży napis „STUDIO C”.
Jednak i to nie rozwiało do końca naszych wątpliwości. Teren nie był bardziej zadbany od
poprzedniego.
Po kilkunastu minutach przyszedł po nas wysoki mężczyzna i zaprowadził do studia.
Szliśmy w dół jedną z uliczek. Wzdłuż drogi rosły piękne, duże drzewa o żółtych liściach. Na
końcu stały dwa budynki. Nasz przewodnik wytłumaczył nam, w którym z nich jest studio
i jak tam dojść. Teraz nasze wszystkie, wspaniałe wyobrażenia prysły. Weszliśmy w wąski
korytarz. Po lewej stronie były dwa pokoje gospodarcze i łazienka, a po prawej pokój na
nasze rzeczy i charakteryzatornia z brudnymi i popękanymi lustrami. To wszystko nie
wyglądało najlepiej…
Jednak dalej, po lewej stronie zauważyliśmy lekko uchylone bardzo duże drzwi. Za
nimi znajdowało się studio. Było małe, ale za to bardzo ładnie urządzone. Jedna część była
w tonacji pomarańczowej - to była część planu. Druga część pomieszczenia była zastawiona
kamerami i telewizorami. Kable ciągnęły się po podłodze i łatwo było się o nie potknąć.
Wąskie schody prowadziły na górę, gdzie za szybą kilku panów kontrolowało dźwięk,
oświetlenie, prawidłowe ujęcie kamery, a nawet to czy klaszczemy i czy nie mamy
przypadkiem smutnej miny.
Po krótkich przygotowaniach poproszono nas abyśmy zajęli miejsca. Usiedliśmy na
dwóch podestach. Potem podszedł do nas młody chłopak i wytłumaczył, że na „1’’ mamy
zacząć klaskać, piszczeć i krzyczeć, a podczas programu mamy się nie śmiać jak nie trzeba
i siedzieć cicho. Przyznam, że już to było dla nas problemem…
Jako widownia większość programu przesiedzieliśmy na widowni. Czasem obsługa
przeganiała nas z podestów, by jakiś pan mógł wdrapać się na drabinę i drewnianym kijem
przestawiać lampy, a czasami, kazano nam usiąść na kanapie prowadzącego lub gości, po
czym kierowano ostry, oślepiający strumień światła prosto w oczy. Podobno tylko
regulowano oświetlenie, ale moim zdaniem była to forma znęcania się nad nami.
Podobał mi się kontakt z prowadzącym, operatorami kamer i pracownikami VIVY.
Dużo z nami rozmawiali, byli mili i sympatyczni. Bawili mnie operatorzy wyglądający jakby
mówili sami do siebie, a w rzeczywistości porozumiewali się z wozem technicznym, który
kontrolował całe przedsięwzięcie.
Jak już wspomniałam, podczas naszej wizyty powstały cztery odcinki. Tematem
pierwszego był zbliżający się Dzień Zmarłych. Pozostałe powstawały z udziałem gości: Ewy
Sonet, zespołu Sumptuastic i Ali Boratyn.
Praca w studio wyglądała zupełnie inaczej niż sobie to wyobrażaliśmy. Oglądając
takie programy w telewizji nie myślimy o tym, co się dzieje poza planem. Nie zastanawiamy
się nad tym, że wcześniej ktoś musiał wyjaśnić występującym, co mają robić i żeby nie
rozmawiali podczas nagrania.
Nie myślimy o tym, że oni też byli przeganiani przez obsługę z miejsc, które
zajmowali i, że musieli wielokrotnie powtarzać fragmenty programu.
Taka wizyta przybliżyła nam i uświadomiła ciężką pracę na planie.
Myślę, że chociaż to był męczący dzień, warto było pójść do studia i doświadczyć
tego wszystkiego. Jeśli taka okazja się powtórzy, większość z nas pewnie znowu z niej
skorzysta.
Marta Ostrowska
3G

Podobne dokumenty