do pobrania w formacie pdf - Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i
Komentarze
Transkrypt
do pobrania w formacie pdf - Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i
sylwetka: Paweł Głuszak praca: Dying to tell story Zmiany, zmiany... styl życia: Licencja na zabijanie redakcja [email protected] Spis Treści: Wstępniak: Notatki Redaktor: WySPA nr 22 (Grudzień 2010) 2 3 Notatki Redaktor Arktyczne Gadżety Jarosławie, ogarnij się! 4 Z Wyspy: wszystkie twarze Samorządu Koła i kluby studenckie plus kto wtyka samochód na nie swoje miejsce 5 6 8 Katarzyna Krupka Redaktor Naczelna Nowy Rok, czy to akademicki czy kalendarzowy zawsze niesie za sobą szereg zmian. U Nas nie było inaczej – zmienił się układ sił w samorządzie studentów, zmienił się również prawie cały zespół ,,Wyspy”, a wraz z nim dotychczasowy sposób redagowania. C hcemy tworzyć ją przede wszystkim razem, ale zachowując przy tym nasze indywidualne predyspozycje. Pokazać jak ważne jest wiedzieć wszystko o czymś i coś o wszystkim. Dlatego jeśli jesteś fanem motoryzacji i nie odróżniasz spódnicy od sukienki, a Ska od Calypso – bądź spokojny, nie będziesz ,,zmuszony” ani do napisania relacji z pokazu mody ani recenzji najnowszej płyty Vespy. Możecie się o tym przekonać na dwa sposoby. Po pierwsze czytając najnowszy numer naszego czasopisma, który już trzymacie w rękach. Po drugie dołączając do naszego zespołu. Do czego was wszystkich serdecznie namawiam. A teraz czas na życzenia. Z okazji zbliżających się Świąt i nadchodzącego Nowego Roku życzę Wszystkim odśnieżonych dróg i mnóstwa prezentów, zarówno tych w materialnym jak i duchowym wymiarze. Sobie natomiast życzę żeby już nigdy więcej! żaden z naszych wykładowców! nie polecał spotkań naszej redakcji panom dyskryminującym kobiety! Dopóki Ja tu jestem – oni miejsca tu nie znajdą! Katarzyna Krupka Poznaj swojego wykładowcę – rozmowa z rektorem WSPA - prof. dr hab. Zdzisławem Jerzym Czarneckim Kilka relacji z ubiegłego miesiąca 10 11 Przystanek Lublin – Europa? Na studia do Lublina. Czy zagraniczni żacy potrafią się tutaj zaklimatyzować? 12 Paweł Głuszak – ciekawy student Underground. Rozmowa z jednym z lubelskich grafficiarzy 13 14 16 Nowa Redakcja. Polecamy – warto przeczytać, posłuchać, obejrzeć 18 Praca. Jak ciężki jest zawód fotoreportera... Palenie, albo zdrowie 20 21 22 23 Hydepark. Coś dla wszystkich gadżeciarzy Lubelscy kierowcy w krzywym zwierciadle Propozycje na Sylwestra CZASOPISMO STUDENTÓW WYŻSZEJ SZKOŁY PRZEDSIĘBIORCZOŚCI I ADMINISTRACJI W LUBLINIE Wydawca: Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie, ul. Bursaki 12, 20 – 150 Lublin, Kontakt: [email protected] Redaktor Naczelna: Katarzyna Krupka Zastępca Redaktora Naczelnego: Marta Libich Zespół Redakcyjny: Katarzyna Kinczkowska, Joanna Drobek, Ewelina Piasecka, Marcin Szuper, Anna Sławińska, Aleksandra Cichańska, Sylwia Kuna, Kamil Zieliński, Daniel Pachla Współpraca: BST Selecta, Grzegorz Wierzchowski, Mag. Zdjęcia: Piotr Kuszyk Korekta: Marta Libich, Katarzyna Krupka Skład i grafika: Artur Gontarz | www.a2g.pl Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Materiałów nie zamówionych nie zwracamy. Przedruk z gazety dozwolony jest jedynie za pisemną zgodą wydawcy. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń. Wydawca ma prawo odmówić zamieszczania ogłoszenia i reklamy, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z linią programową pisma oraz interesem wydawcy [art. 36 pkt 4 Prawa Prasowego]. na rozgrzewkę Marcin Szuper, Grzegorz Wierzchowski Arktyczne Gadżety Jarosławie, ogarnij się! Ja już wiem o jakie prezenty pod choinkę prosił będę Mikołaja. Pora byście i wy się dowiedzieli, bo przecież święta już niedługo. stować w wieszaki a’la Ninja. Co to jest? Wyglądają jak śmiercionośne gwiazdki z azjatyckich filmów akcji ale taki wieszak, montowany kołkiem w ścianie, przykuje uwagę każdego gościa w naszym domu. No a gości warto zaprosić choćby na bardzo długi seans filmowy, który w mroźny zimowy wieczór może okazać się dobrym pomysłem na początek imprezki. Zwłaszcza ze względu na to, że firma Intel przygotowała coś specjalnego dla wszystkich kanapowych kino maniaków. Do połowy stycznia można obejrzeć hity kinowe w wysokiej rozdzielczości HD za darmo tylko w Sali kinowej Intela, czyli na stronie Iplex.pl . Intel stara się w ten sposób spopularyzować format Wirless Display, który za pomocą kilku prostych czynności pozwala podłączyć bezprzewodowo laptop do telewizora, a wtedy gwarantuję, że szybko od niego nie odejdziecie. Chyba, że sytuacja będzie kryzysowa, np. będziecie musieli wyjść do sklepu bo skończy wam się jedzenie. Nie zapomnijcie o czapce, no a jeśli do sklepu macie kawałek, to warto pamiętać również o mp3 i słuchawkach. Czy to nie za dużo do zapamiętania jak na jeden raz? A może zamiast kupować czapkę i słuchawki osobno, warto kupić jedną rzecz, która spełni obie te funkcje? Czapka ze zintegrowanymi słuchawkami, to z pewnością ciekawe rozwiązanie dla osób uzależnionych od mp3. Słuchawki umieszczone w grubej warstwie materiału, z którego wychodzi kabel (98cm) ze standardowym wejściem mini jack 3,5mm pozwalającym podłączyć je do każdego odtwarzacza. Można cieszyć się muzyką, która przypomni wam o wakacjach, albo chociaż o majowych medykaliach… „Krakowskie Przedmieście zalane jest słońcem. Wirujesz jak obłok wynurzasz się z bramy...” Marcin Szuper fot. iwantoneofthose.com „Za oknem zimowo zaczyna się dzień, Zaczyna kolejny dzień życia...” Dlaczego? Dlaczego lato się już skończyło? Zima jest jak dla mnie za bardzo męcząca, dlaczego nie da się tego zmienić? Żyjemy przecież w XXI wieku. Za 12 lat planowany jest mundial, z którego hologramy będą mogły być przesyłane na każde boisko świata. Naukowcy pracują również nad teleportacją! Póki co udało im się przenieść na niewielką odległość pojedyncze atomy, ale prace ponoć idą w dobrym kierunku. A my ciągle musimy męczyć się z tą zimą, która z roku na rok wydaje mi się być dłuższa i mroźniejsza. Na szczęście są na tym świecie ludzie, którzy są bardziej kreatywni ode mnie i zamiast tylko narzekać na to, że za oknem robi się coraz zimniej, postanowili temu jakoś przeciwdziałać i przy okazji jakoś na tym zarobić. Oto najciekawsze gadżety, które przydadzą się każdemu kto będzie musiał wyjść z domu choć na moment na ten śnieg i mróz. Skarpetki na baterie? Tak, to nie żart. Wiem, brzmi trochę dziwnie, mnie trochę się kojarzy z krzesłem elektrycznym, ale skarpetki te są ponoć bardziej humanitarne. Jak zapewnia producent ciepło rozprowadzane jest po całej powierzchni stopy dzięki zastosowaniu włókien węglowych. Bateria o pojemności 4400 mAh ma zapewnić od 3 do 10 godzin grzania, w zależności od ustawionej temperatury, a możemy wybierać aż z pięciu poziomów. Okablowanie łączące baterię ze skarpetkami podobno jest dyskretne i nie ogranicza ruchów. Cena to raptem 265$. Skarpetki dostępne są w dwóch rozmiarach małym (2325cm) i dużym (25-27cm). Poza ciepłymi skarpetami warto mieć również ciepłą kurtkę, a gdy już taką mamy warto ją na czymś zawiesić. Hmmm... zwykłe wieszaki to nuda! Dlatego warto zainwe- -3- Ostatnie wydarzenia na polskiej scenie politycznej przyprawiają mnie o mdłości. M am już dosyć całej szopki w PiS - budowania sobie elektoratu na kłótniach i międzypartyjnych wojnach. Ostanie zachowania opozycyjnej partii Prawo i Sprawiedliwość są poza granicami dobrego smaku. Polska opozycja zamiast zająć się pracą i podjąć próbę merytorycznej debaty z pozostałymi frakcjami w parlamencie, zajmuje się kłótniami wewnątrzpartyjnymi i ciągłym oczernianiem rządu Donalda Tuska. Obawiam się, że po wyrzuceniu Joanny Kluzik- Rostkowskiej i Elżbiety Jakubiak, wszyscy politycy PiS zastanawiają się jak długo będą jeszcze w tej partii i czy w ogóle jeszcze w niej są. Ciągłe oczernianie rządu polskiego na tle katastrofy smoleńskiej jest bezpodstawne i nieeleganckie. Pozwólmy prokuratorom pracować i nie liczmy na to, że śledztwo dotyczące tak wielkiej tragedii zakończy się w ciągu kilku miesięcy. Dlaczego Pan Jarosław Kaczyński, nie jeździ co miesiąc na Wawel do Krakowa , by odwiedzić grób brata, tylko podjudza Polaków składając kwiaty pod Pałacem Prezydenckim i organizując kolejne manifestacje będące gwarantem dalszej wojny polsko-polskiej? Dajmy wreszcie żyć rodzinom tragicznie zmarłych. Ciągłe zastanawianie się nad winowajcą katastrofy, nad tym czy w trumnach ze Smoleńska wróciły odpowiednie ciała, są nieludzkie i obrzydliwe. Po obejrzeniu najnowszego spotu Prawa i Sprawiedliwości jestem oburzony i uważam, że Jarosław Kaczyński powinien odejść z polityki. Gra na uczuciach Polaków, którą stosuje od momentu katastrofy smoleńskiej Prezes PiS jest niesmaczna i nieetyczna. Mam nadzieję, że budowanie elektoratu na śmierci brata i bratowej, zakończy się fiaskiem i odejściem Jarosława Kaczyńskiego na polityczną emeryturę. Gregor Wierzchowski z wyspy Samorząd Studentów Poznaj ich! Monika Stefaniuk Skarbnik Łukasz Wójcik Sekretarz Kamil Wertel Przewodniczący Grzegorz Wierzchowski V-ve Przewodniczący Zmiana warty - czyli nowy Samorząd Anna Żebrowska Członek Samorządu Edyta Batalia Członek Samorządu Aleksandra Smarsz Członek Samorządu Wioletta Pieczykolan Członek Samorządu Edyta Więch Członek Samorządu acja: padłeś na pomysł ąd Inforrm W rz oblem? wać? Za Wojciech Wypych Członek Samorządu Jakub Włodarczyk Członek Samorządu -4- Krzysztof Bojarski Członek Samorządu o Masz p o zrealiz rasza. g k a j z s w zap i nie wie tudentó pozycji cały S u d ą z dys ój Samor ź! Nie b Waszej d o j d y z y r m P ś . Jeste 104a pokoju w ń e i z tyd y... gryziem się - nie z wyspy Kamil Zieliński, Joanna Drobek Koła naukowe na WSPA fot. Piotr Kuszyk Na naszej uczelni od wielu lat działają różne organizacje studenckie. Dzielimy je na Koła Naukowe, działające w obrębie kierunków do których przynależą i Kluby, zajmujące się organizacją imprez. Każde spośród tych grup, ma swojego przewodniczącego, a koła naukowe – opiekunów, czyli wykładowców. Z każdym rokiem zmienia się program i działania kół. Wszystko zależy od studentów, czym chcą się zajmować i jaka problematykę poruszać. W ubiegłym roku funkcjonowało wiele tego typu organizacji, takich jak: Koło naukowe Studentów Informatyki, które np. prowadzi forum studentów WSPA. Miejsce tutaj znajdzie każdy, pasjonujący się informatyką czy zakładaniem stron WWW. To koło dla tych którzy chcą poszerzyć swoje wiadomości w dziedzinie systemów operacyjnych i sieci komputerowych. Koło Naukowe Studentów Socjologii tzw. „Wyspa Socjologów”, to nie tylko zajmowanie się sferą naukowo – badawczą, ale również prowadzenie szkoleń dla członków grupy, debaty i wykłady mające na celu poszerzanie wiedzy związanej z socjologią. Koło Naukowe Administratywistów, jest to Koło stworzone z ramienia studentów Administracji, które zgłębia tajniki kierunku. Koło Naukowe Studentów Stosunków Międzynarodowych znajdzie się tu miejsce dla każdego studenta, który chce być na bieżąco w sprawach związanych z relacją między państwami. Koło Naukowe Studentów Transportu - członkowie koła zajmują się poszerzaniem wiedzy w dziedzinie transportu, spedycji oraz logistyki. Koło Naukowe Studentów Zarządzania zrzesza osoby pragnące rozwijać swoje pasje związane z kierunkiem. To Koło dla studentów, którzy chcę współpracować z jednostkami gospodarczymi, działającymi na rynku lokalnym. Koło Naukowe Studentów Finansów i Rachunkowości. W Kole poruszane są tematy związane stricte z problematyką kierunku, ale także polityką fiskalną i pieniężną jak i transformacją gospodarczą. Koło Naukowe Studentów Dziennikarstwa i komunikacji społecznej - jednym z obowiązków Koła jest prowadzenie właśnie czasopisma „Wyspa”, w którym poruszamy tematy związane z Uczelnią, życiem studenckim. Tym co nas ciekawi, intryguję i bawi. Kolejnym zadaniem jest organizacja Ogólnopolskich Warsztatów Dziennikarskich, na których co roku pojawiają się znane osobistości z mediów. Od tego roku na WSPA ruszył także nowy kierunek, a wraz z nim koło naukowe, związane stricte z tematyką Gospodarki przestrzennej. Joanna Drobek Niepełnosprawność – czy tylko fizyczna? Sobota, 6. Listopad. Przed godziną 9. na miejscu parkingowym przeznaczonym dla niepełnosprawnych, dostrzec można luksusowe volvo. Przykuwa to uwagę, ponieważ w samochodzie, w widocznym miejscu, nie ma żadnego oznaczenia, które uprawniałoby kierowcę do zatrzymywania się na tym fragmencie parkingu. Po chwili do samochodu podchodzi młody mężczyzna, wyraźnie zadowolony i wyraźnie całkowicie zdrowy. Sytuacja powta- rza się po kilkunastu minutach. Przed godziną 11, ten sam mężczyzna, razem z młodą, również wyraźnie zdrową dziewczyną, wsiadają do samochodu i odjeżdżają… Nie potrafię zrozumieć postępowania kogoś, kto świadomy przeznaczenia tego miejsca parkingowego, pomimo braku uprawnień, zatrzymuje się na nim, tylko po to żeby mieć bliżej do drzwi. Przedstawiona sytuacja nie jest jednak jednorazowa. Często na tym miejscu można dostrzec samochód, który zdecy- -5- dowanie nie należy do osoby niepełnosprawnej. A może jest zupełnie inaczej. Może, po prostu taka osoba, bardzo pragnie mieć możliwość zatrzymywania się na tym miejscu? W zasadzie jeśli jest w pełni zdrowa fizycznie i zatrzymuje się na nim, to chyba ma jakieś podstawy do tego. Przecież niepełnosprawność może mieć różne wymiary, nie tylko fizyczny… Być może następnym razem kierowca tego pojazdu uszanuje miejsce dla niepełnosprawnych… Kamil Zieliński fot. Kamil Zieliński Parking WSPA - w pobliżu wejścia do budynku, znajduje się miejsce parkingowe, przeznaczone dla osób niepełnosprawnych. Miejsce to zostało wyraźnie oznaczone, przez umieszczenie na nim białego znaku, przedstawiającego osobę na wózku inwalidzkim. W zamyśle miało ono służyć studentom, posiadającym pewne utrudnienia fizyczne w poruszaniu się. Niestety, obserwując wyspowy parking, coraz częściej można dostrzec, że jest zupełnie inaczej. poznaj wykładowcę Podróże! To moja SPA W m e r o t k e ificencjąrRzym Czarneckim n g a M o g e J Rozmowdar zhab. Zdzisławem Je – prof. Sławna kobieta którą podziwiam… Podziwiałem i podziwiam nadal wiele kobiet, nie koniecznie sławnych. Odpowiedź na to pytanie dla wielu będzie banalna. Dla nas, środowiska tej uczelni, która wyrosła w kontakcie między innymi także z UMCS oczywiście musi być to Maria Skłodowska – Curie. Patrząc dalej w przeszłość – pierwsze stulecie naszej ery, jest to Hypatia, spadkobierczyni grecko-rzymskiej nauki, zlinczowana przez rozfanatyzowany tłum. Podziwiam te kobiety za konsekwencje i wierność wobec własnych poglądów. Jeśli mógłbym przenieść się w czasie i porozmawiać z filozofem byłby to… Apoloniusz z Apamei. Dawno temu, jeszcze chyba jako student natknąłem się na jego nazwisko jako stoika i uczonego zarazem. Jego pisma zaginęły i znamy go jedynie z relacji. Apameja to jedno z najciekawszych miejsc zabytków z epoki hellenistycznej i rzymskiej w obecnej Syrii. Byłem tam, wyobrażałem sobie że tam właśnie się urodził i chciałbym z nim porozmawiać. Drugim byłby brytyjski, a tak naprawdę szkocki myśliciel David Hume. Jako jeden z pierwszych z nowożytnych umysłów, trzeźwo oceniał bez żadnego zacięcia metafizycznego: naturę ludzka, miejsce człowieka w społeczeństwie i naturę ludzkiego poznania. Z nim bardzo chętnie bym sobie porozmawiał. Ale pewnie nie na zasadzie sporu ale… takiego wzajemnego zrozumienia. Studenci nigdy by nie zgadli, że w dzieciństwie marzyłem o… Prawdziwych cukierkach. Moje dzieciństwo przypada na czas holokaustu. Widziałem i byłem świadkiem tego co się działo jako małe dziecko. To nie były czasy jakiś wielkich marzeń. W okresie przedświątecznym, przybierając choinkę w kolorowe papierki, w które wcześniej zawijało się kamyczki, po to aby udawały że są cukierkami. To o czym się marzy jest trochę odzwierciedleniem historii. Różne generacje dzieci marzą o różnych rzeczach, bo żyją w różnych warunkach czy okresach. Teraz nikt nie może wyobrazić sobie dziecka marzącego o cukierku prawdziwym, a nie kamyku w bibułce. Oczywiście marzyłem także, żeby być odkrywcą. Wędrować pod żaglami po świecie jak bohaterowie różnych powieści młodzieżowych, które się czytało. Na pewno nie marzyłem o tym że, będę tutaj z państwem prowadził zajęcia czy takie rozmowy. Mimo kilkudziesięciu lat wykładania na uczelni studenci zaskakują mnie… Hmm, czym mnie zaskakują studenci… Po tylu latach, po pierwsze bycia studentem, bo najpierw nim byłem, dopiero później zacząłem pracę ze studentami muszę stwierdzić : Nie zaskakuje mnie chyba nic. Wbrew częstej opinii mam duże uznanie dla studentów. Czasem się sądzi że, kiedyś studenci byli lepsi - otóż nie. Studenci są teraz może trochę inni, są bardziej otwarci, także ze względów politycznych, kulturowych czy geopolitycznych. Przecież studenci macie świat w garści, paszporty w kieszeni. Mogę tylko zasygnalizować pewne zjawisko, któro zauważam w tej uczelni i ostatnio na Uniwersytecie. Chyba wyraźnie poważniejszy stosunek zarówno do studiów jak i do nauki maja studenci niestacjonarni - zaoczni. To wynika w jakimś stopniu z ich doświadczeń życiowych. Podejmują pewne ryzyko. Najczęściej sami ponoszą koszty czesnego, chodź i to nie jest regułą. Obserwuję się to z roku na rok. Nic szczególnie złego o studentach nie powiem, nie ma nic takiego. Gdybym mógł być kimś innym to byłbym… Pewnie jeszcze raz ponowiłbym tę samą próbę. Byłbym tym samym człowiekiem jedynie bogatszym o dotychczasowe doświadczenia. Nie widzę jakiejś potrzeby zmieniania tożsamości. Chciałbym może trochę mniej czasu spędzić w społecznym systemie nazwanym przez Karla Poppera społeczeństwie zamkniętym. Za duży kawał życia na tamten okres mi przypada. Poza tym nie zmienił bym zasadniczo nic. Media które śledzę to… Prasa, systematycznie „Gazetę Wyborczą”, tygodniki takie jak „Polityka”. Ostatnio ciekawym pismem stał się „Wprost” -6- a także przegląd prasy w „Angorze”. Na bieżąco korzystam także z Internet. Jeśli chodzi o telewizję to przede wszystkim „TVN24”. Nawet gdy mnie ktoś zmusza nie potrafię oglądać seriali i filmów, chyba że są to w tym ostatnim przypadku arcydzieła. Patrząc na te programy myślę sobie – Co mnie to obchodzi, co mnie to daje. Jest wiele ciekawszych programów informacyjnych takich jak „BBC news” czy popularnonaukowych. Bardzo dużo oglądam także programu w stacji „Discovery” czy „Planet” oraz programy publicystyczne w języku angielskim. Chciałbym żeby studenci zapamiętali mnie jako… Jako profesora czy egzaminatora, który próbuje, chyba ze skutkiem, być zarazem wymagającym i życzliwym. Lubię studentów, szanuję ich i dlatego właśnie mam w stosunku do nich wymagania. Gdybym tego nie robił znaczyło by to że nie traktuje ich poważnie. Gdybym miał wymienić książki które wywarły na mnie największe wrażenie w czasie studiów były by to… Studiowałem w latach 50tych. Podczas pisania pracy magisterskiej potrzebowałem źródeł, które dostępne były tylko w bibliotece Uniwersytetu Katolickiego (ja uczyłem się na UMCS). Chcąc korzystać z księgozbiorów potrzebnych mi musiałem uzyskać zaświadczenie z pieczątką od dziekana, że jestem studentem i piszę pracę na dany temat i zezwala się mu na korzystanie z bibliotecznych zbiorów. W momencie gdy dostałem to zezwolenie moja praca magisterska poszła w kąt. Zacząłem czytać literaturę polityczną. Przeczytałem wtedy wszystkie dzieła Piłsudskiego, które mnie zresztą głęboko rozczarowały. Czytając je byłem ukształtowany w kulcie piłsudczyk owskim. Po przeczytaniu sprawy zaczęły mi się trochę komplikować. W każdym razie ta lektura jakoś mnie uformowała. W tym czasie, chyba też przeczytałem Koran, przetłumaczony przez wywodzącego się z Podlasia, z polskich tatarów Murzy Taraka Buczacki. Był on dostępny na KULu , potem gdzieś zaginął. Lektura Koranu otworzyła mnie na gotowość ak- Katarzyna Kinczkowska wielka pasja Wywiad stwo alpejskie, które po dziś dzień jest moją zimową pasją. Staram się zawsze zimą trochę czasu spędzić w Alpach, w tym roku także. Za każdym razem próbuję wybierać inny region. Alpy są zbyt wielkie i zbyt piękne aby przywiązywać się do jednego miejsca. Wspaniałe są Dolomity włoskie, otoczenie Mont Blank, północne lodowce Austrii, mnóstwo jest pięknych miejsc. Wracając do wcześniejszego pytania: Zarzucam młodym ludziom że, nie jeżdżą na nartach. Najpiękniejsze miejsce jakie widziałem… Najpiękniejsze miejsce to chyba na pewno Nepal. Szczególnie oglądany bezpośrednio po przekroczeniu granicy Indyjskiej. Wjeżdżając z Indii do Nepalu odczuwa się szok kulturowy. Indie są malownicze, kolorowe, bajeczne, biedne ale i przeraźliwie brudne. Zakorzeniony był tam system kastowy. Najniższa kasta społeczna zajmowała się sprzątaniem i to się chyba utrwaliło. Nie wypada się mi schylić, podnieść śmieć, posprzątać, jest obowiązek najniższej warstwy społecznej. W Nepalu tego nie ma, jest ubogo ale schludnie i czysto. I tak właśnie inaczej niż w zajętym przez Chiny Tybecie, zachowały się przepiękne zabytki kultu- ry buddyzmu tybetańskiego, przypadające częściowo na czasy naszych Piastów. Drugi ciekawy kraj, pod względem malowniczości chyba na drugim miejscu to Maroko. Egipt jest oklepany. W Europie na pewno Sycylia, pełna zabytków doryckich. Dużo jest pięknych miejsc na świecie, nie da się ich wyliczyć. Brakuje mi czasu na… Podróże!! To moja wielka pasja. Zawsze chciałem zwiedzić… Na pierwszym miejscu Alaska. Na pewno też Daleki Wschód , Wietnam, Kambodża. Ameryka Południowa jakoś mnie nie ciągnie. Moje święta są zawsze…Święta.. Moje Święta. Nie chcę Was gorszyć ale uciekam w ciepłe kraje. Kilka lat temu święta spędzałem na Nilu płynąc z Luksoru do Asuanu statkiem. W tym roku będzie to jakaś jedna z wysp na Atlantyku Środkowym. Jedno z moim noworocznych postanowień to… Dochować wierności temu (Pan Rektor pali e-papierosa). Paliłem całe życie, od kilku miesięcy bawię się tym pseudo papierosem i chciałbym przy tym pozostać. Rozmawiała: Katarzyna Kinczkowska - Lubię studentów, szanuję ich i dlatego właśnie mam w stosunku do nich wymagania. fot. Piotr Kuszyk ceptacji różnych tradycji, różnych religii i różnych kultur. Bez wątpienia więc jakoś mnie ukształtowała. Z reguły byłem studentem… Na swoim indeksie mam dwie czwórki. Poza tym same piątki. Jakoś tak przypadkiem wyszło… Żarty które mnie śmieszą muszą być… Inteligentne, nie śmieszą mnie żarty prymitywne, połączone z nadużywanie czy w ogóle używanie słów nieprzyzwoitych, prymitywny seksizm. Nigdy nie zrozumiem dlaczego młodzi ludzie… Rozumiem wszystko, każdy albo jest młody albo był kiedyś młody i każdy powinien potrafić zrozumieć młodych ludzi. Rozumiejąc młodzież rozumie siebie samego z przed iluś tam lat. Nie ma takich rzeczy, których ja nie jestem w stanie zrozumieć. Nie ma co wybaczać błędów młodości, bo to nie są błędy młodości, tylko cechy młodości. Na tym polega młodość, że jest trochę rozwichrzona. Dzisiejsza młodzież jest bardziej ambitna, bo wie, że w decydującym stopniu to od niej zależy co w życiu się osiągnie. Na bezludną wyspę zabrałbym ze sobą… Laptop z zasięgiem internetowym, oczywiście wtedy nie była by to bezludna wyspa, aparat fotograficzny. Książek chyba bym nie zabrał, za szybko bym je przeczytał. Zabrałbym też narty, gdyby był tam śnieg. Jednym z moich hobby jest dobra kuchnia azjatycka więc wziąłbym pewnie łok. Jest to chińskie ustrojstwo do przyrządzania różnych orientalnych potraw. Moją pasja to... Podróże ale podróże po oriencie - po krajach arabskich. Dawno temu, gdy prowadziłem seminarium doktorskie, swoim doktorantkom zadałem pytaniem, „gdzie spędziły wakacje?” zaskoczyły mnie, powiedziały że autostopem pojechały do Syrii, do świata arabskiego. Dodały także, że nie bały się bo nigdy wcześniej nie były w tak życzliwym środowisku. Było to jakieś 20 lat temu. Od tego czasu zacząłem mój filtr z kulturą arabską. Afryka, Azja to letnie pasje. Uprawiałem kiedyś alpinizm oraz narciar- -7- przystanek Lublin: relacje Debata Nic się nie stało... W środę 17 listopada w księgarni „Świat Książki” odbyło się spotkanie autorskie z Andrzejem Łapickim. fot. Piotr Kuszyk Z Pierwsze rozdanie 3 listopada w WSPA odbyła się debata kandydatów na Prezydenta Miasta Lublina. O becni byli: Izabella Sierakowska, Lech Sprawka, Zdzisław Podkański, Henryk Rozwadowski, Zbigniew Wojciechowski, Jerzy Gryz i Andrzej Bieńko. Zabrakło kandydata PO, Wiceprezydenta Miasta Lublin dr Krzysztofa Żuka, który gościł w tym dniu w Lublinie ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego. Debatę poprowadziła dziennikarka TVP Anna Duda –Ziętek, gościem specjalnym z Ministerstwa Infrastruktury był Marek Wierzchowski, konsultant krajowy Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Cała debata była podzielona na trzy panele tematyczne: Student w Lublinie, Infrastruktura i Miasto przyjazne mieszkańcom. W każdym panelu kandydaci mie- li trzy minuty na prezentacje swoich wizji, następnie odpowiadali na pytania zadane przez studentów i gości zebranych w auli. Zwycięzcą prawyborów przeprowadzonych na koniec debaty została Izabella Sierakowska uzyskując 60% głosów. Retransmisje debaty można obejrzeć na http://www.wspa.pl/uczelnia/aktualnosci/ 3141-debata_prezydencka_na_wspa. Gregor Wierzchowski Diabeł ubiera się w szczegółach Jak w prosty sposób zmienić zwyczajne, oklepane życzenia noworoczne, świąteczne czy urodzinowe w coś niebanalnego i uroczego jednocześnie - pokazała nam Pani Anna Witkowska otwierając w sobotę 20 listopada wernisaż swojej limitowanej kolekcji kartek okolicznościowych. ystawa rozpoczęła się o godzinie 16.00 w Sali Szklanej Akademickiego Centrum Kultury ,,Chatka Żaka”. Otwarcie poprzedziła krótka prelekcja koordynatora galerii oraz wystąpienie artystki. Wszystkie prace Pani Anna wykonuje metodą kolażową, dbając przy tym o wszystkie, nawet najdrobniejsze szczegóły. Ozdobione błyszczącym brokatem, maleńkimi lusterkami, koronką czy welurowymi kokardami kartki zyskują niezwykle ro- mantyczny klimat, bardzo w stylu glamour. Na kartkach oprócz motywów typowo świątecznych takich jak karp, choinka czy płatki śniegu znalazły się również m.in. błękitna suknia od Zaca Posena (to moja ulubiona kartka), fragment zdjęcia z kampanii odzieżowej przeciwko rasizmowi - domu mody United Colors of Benetton, oraz piękne zakątki Lublina. Wernisaż potrwa tydzień, a podczas zamknięcia każdy będzie mógł kupić te śliczne maleństwa. Ja już zarezerwowałam dwie z nich. Katarzyna Krupka fot. Mag. W nany aktor wraz z żoną Kamilą promował swoją najnowszą książkę „Nic się nie stało”. Do lubelskiej księgarni na Krakowskim Przedmieściu tłumnie przybyli miłośnicy i fani legendarnego aktora. Spotkanie rozpoczęło się od przeczytania przez Andrzeja Łapickiego i jego żonę Kamilę fragmentu ich książki. „Nic się nie stało” to zbiór felietonów i rozmów z artysty z małżonką. Książka z humorem opowiada o życiu, modzie, polityce, sporcie a nawet o paparazzich. Para opowiedziała co było inspiracją do napisania książki i jak wyglądały prace nad nią. Andrzej i Kamila Łapiccy wspominali czasy kiedy się poznali. Opowiadali o ich spotkaniach w hotelu „Bristol”. Nie zabrakło pytań o karierę polityczną. Znany aktor i reżyser zapytany o epizod w polityce odpowiedział, że polityka to gra, a on nie chce brać w niej udziału. Nie brakowało pytań o życie prywatne . Kamila Łapicka powiedziała, że mąż lubi oglądać serial „M jak miłość”. Andrzej Łapicki odpowiedział na to uśmiechem i zdradził, że już niedługo zagra w tym serialu bogatego wuja. Para wspomniała też, że trwają prace nad kolejną edycją książki. Możliwe, że ukaże się ona za rok. Andrzej Łapicki obiecał, że ponownie odwiedzi Lublin. Ewelina Piasecka -8- Kamil Zieliński Relacja Cyber Falkon Gdy udało mi się przebrnąć przez wejście, moim oczom ukazała się olbrzymia ilość stoisk, na których można było zakupić różnego rodzaju gadżety, ale także książki, gry i inne rzeczy związane z fantastyką. Wyposażony w książeczkę zawierającą szczegółowy plan konwentu, wyruszyłem na poszukiwania „czegoś dla siebie”. I znalazłem. Grzegorz Jaśkiewicz prowadził ciekawą prelekcję na temat powstawania gier komputerowych. Po przedstawieniu (w dużym skrócie) historii gier komputerowych, prowadzący przeszedł do omawiania gier typu 2D (na przykładzie Super Mario Bros), 2,5D oraz 3D. Dużo czasu poświęcono właśnie grom 3D. Autor wyjaśnił, w jaki sposób powstają trójwymiarowe modele, które są wykorzystywane w grach komputerowych. Na zakończenie prelekcji Jaśkiewicz dokładnie opisał drogę, jaką przechodzi gra komputerowa od pomysłu do wprowadzenia jej na sklepowe półki. Po tej bardzo przyziemnego wykładu, zapragnąłem wysłuchać czegoś niezwykłego. I w ten sposób podążyłem do sali, w której Konrad Kowalski wygłaszał prelekcję „Tajemnice świata, czyli krótki rys najsłynniejszych zagadek”. Autor rozpoczął od przedstawienia niewyjaśnionych zagadek Lotu 401, Lotu 19, „Latającego Holendra” i Stonehenge. Druga część wykładu poświęcona była zjawiskom nadprzyrodzonym, takim jak duchy i demony. Konrad Kowalski przedstawił przykłady miejsc w Polsce, gdzie wg przekazów, można spotkać np. białą damę. Na koniec poruszony został temat UFO. Prelekcja przerodziła się w prawdziwą dyskusję, wszyscy bowiem zgromadzeni na niej, okazali się być fanami zjawisk niewyjaśnionych… Po pierwszym dniu przekonałem się, że Falkon przepełniony jest ciekawymi wydarzeniami. Jest ich tak wiele, że nie sposób spróbować ich wszystkich. Dlatego też drugiego dnia planowałem wybrać się na spotkanie autorskie z Anną Brzezińską. Niestety, z powodu choroby pisarki, ten punkt nie doszedł do skutku. W związku z tym, udałem się do Sali gier bitewnych, gdzie grupka pasjonatów, rozgrywała partię Warhammera 40k. Jest to gra, do której wykorzystuje się figurki postaci i pojazdów oraz makiety ukształtowania terenu. Szczerze mówiąc sam zapatrzyłem się w rozgrywkę i nawet nie zauważyłem, gdy minęła prawie godzina od mojego wejścia do tej sali. Cały pokaz gier bitewnych koordynował Robert Pleskot. O godzinie 17:00 Marek S. Huberath wygłosił wykład pt. „Przyszłość ateizmu, ateizm w przyszłości”. Aula nr 19 wypełniła się niemalże do ostatniego miejsca. Autor postawił niezwykle odważną teorię, wg. której ateizm jest religią… Później zamierzałem wybrać się na konkurs wiedzy o grze Heroes III. Niestety, gdy dotarłem do sali, w której odbywał się wspomniany konkurs, okazało się, że przyszedłem zbyt późno. Chętnych było tak wielu, że praktycznie nie było już możliwości wejścia do środka. Nieco zrezygnowany udałem się ponownie do sali 219, gdzie pasjonaci Warhammera 40k nadal otaczali stół, na którym znajdowały się figurki i makiety… Chciałem jeszcze wybrać się na spotkanie z Mają Lidią Kossakowską ale rozładowany akumulator aparatu wymusił moją wizytę w wyspowym „akwarium”, w celu uzupełnienia energii (tej w akumulatorze, jak również i mojej, dzięki kawie)… W sobotę udałem się na spotkanie autorskie z Andrzejem Pilipiukiem. Aula wypełniła się prawie po brzegi. Autor odpowiadał na pytania czytelników. Mogliśmy dowiedzieć się, dlaczego w książkach Pi- -9- lipiuka często pojawia się wątek Norwegii. Autor zdradził także, jak to się stało, że został pisarzem. Bardzo szczerze przyznał, że jednym z czynników wpływających na jego decyzję, były pieniądze, jakie można było zarobić na pisaniu książek. Później wybrałem się (ponownie) do sali gier bitewnych, gdzie odbywały się pokazy. Można było tam, razem z prowadzącymi, rozegrać partię Warhammera 40k. Przy innym stoliku odbywał się pokaz malowania figurek do gier bitewnych. Wszyscy mogli wymieć swoje opinie na temat malowania, oraz nauczyć się technik tego precyzyjnego zajęcia. Na wieczór zaplanowano galę przyznania nagrody im. Jerzego Żuławskiego. Główną nagrodę, za powieść „Struktura” otrzymał Michał Protasiuk. Za powieść „Przedksiężycowi” złote wyróżnienie otrzymała Anna Kańtoch. Srebrne przypadło Łukaszowi Orbisowskiemu, za książkę „Święty Wrocław”. Nagrodę specjalną, za nowatorską prozę najwyższej próby, przyznano Jackowi Dukajowi za książkę „Wroniec”. W niedzielę już od rana dawało wyczuć się, że Falkon dobiega końca. Uczestnicy powoli rozpoczynali pakowanie się, w celu powrotu do domów. Z każdą kolejną godziną Wyspa przestawała być dużym kempingiem, z korytarzy znikały namioty i wypakowany po brzegi plecaki. Ostatecznie Cyber Falkon 2010 zakończył się po 4 dniach wykładów, prelekcji i spotkań autorskich. Następny już za rok. Kamil Zieliński fot. Archiwum Już na dwie godziny przed rozpoczęciem konwentu, pod drzwiami WSPiA czekały tłum fanów fantastyki, którzy przejechali wiele kilometrów, by obcować z nią przez 4 dni. Na korytarzach nerwowo biegali organizatorzy, którym zależało, by o godzinie 16:00 wszystko było w 100% przygotowane. Na ulicach Lublina, już od południa, można było zobaczyć ludzi, których celem podróży była WYSPA. fot. Kamil Zieliński 2010 przystanek Lublin Katarzyna Kinczkowska Hurra, etap drugi! W konkursie o miano „Europejskiej Stolicy Kultury 2016” starało się 11 miast polskich. 13 października do drugiego etapu przeszły tylko pięć z nich. Jednym ze szczęśliwców okazał się nasz Lublin! Z opinii publicznej wynika, że jest on faworytem. Miasta konkurencyjne to: Warszawa, Wrocław, Gdańsk i Katowice. To, czy Lublin będzie reprezentantem Polski, wraz z wybranym krajem Hiszpanii okaże się już w 2011 roku. K onkurs Europejskiego Miasta Kultury ogłoszono w 1985 roku przez Radę Ministrów Unii Europejskiej. Matką projektu została jej twórczyni, minister kultury – greczynka Melina Mercouri. Nikogo nie zdziwi, że wygraną w konkursie jako pierwsze cieszyły się Ateny. Miasto o niezwykle bogatej historii, miejsce gdzie narodził się teatr i igrzyska. Duże zainteresowanie i poparcie pchnęło organizatorów do tworzenia dalszych edycji. W 1999 roku nazwę zmieniono na Europejską Stolicę Kultury. Do dnia dzisiejszego tytuł ten przyznano już 50 miastom. Jako je- dyny w Polsce pochwalić się nim może tylko Kraków, był on finalistą w 2000 roku. Początkowo miano stolicy kultury otrzymywało jedno miasto na okres 12 miesięcy. Dzięki dużemu zainteresowaniu i pozytywnym przyjęciu, zasady zmieniono i finalistów było już dwóch. Wygrana oznacza ogromny prestiż zarówno dla samego miasta jak i regionu. W konsekwencji zyskuje turystyka jak i sama promocja miejsca. Laureat otrzymuje także środki finansowe na rozwój w 2010 roku (ok. 1,5mln euro). Przez cały okres kadencji wybrany ośrodek prezentuje swoje najmocniejsze strony. Organizowane są tam także różnego rodzaju koncerty, premiery, pokazy czy konferencje. Bez wątpienia mają one wzbudzić zainteresowanie przede wszystkim u obywateli innych krajów jak i obywateli. Lublin, Lublin, Lublin… Region lubelski chodź ubogi, jest jednym z najpiękniejszych naturalnych miejsc zarówno w Polsce jak i Europie. Przeważa tu spokój i tradycja. Spotkać można wsie oddalone od wielkich miast i codziennego pośpiechu. Życie płynie tu wolniej, a obszary leśne, jeziora, bagniska czy wąwozy należą do jedynych w swoim rodzaju i najczystszych w Europie. Piękno tego regionu przyciąga uwagę wielkiego świata. Organizowane są tu różnego rodzaju festiwale i koncerty. W Kazimierzu Dolnym nad Wisłą co roku odbywa się słynny już Ogólnopolski Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych a także festiwal Dwa Brzegi. Patrząc w drugą stronę w Zwierzyńcu organizowana jest Letnia Akademia Filmowa. W okresie letnim w Krasnymstawie odbywa się Ogólnopolskie Święto Chmielarzy i Piwowarów Chmielaki. Perełką renesansu w województwie lubelskim jest rynek główny w Zamościu, oraz uzdrowisko Nałęczów. Prócz pięknych i niespotykanych miejsc Lublin to także miasto pamięci ze względu na wydarzenia związane z drugą wojną światową. Miasto, w którym Unia Lubelska łączyła kulturę i religię. Bez wątpienia miejsce to napędzają studenci i to oni głównie są odbiorcami wszelkiego rodzaju kultury. Dzięki licznym uczelniom, Lublin mogą odwiedzać w formie wymiany osoby z innych państw, co poszerza reklamę miasta jak i turystykę. Co nam da wygrana? fot. Marcin Gontarz Przez 12 miesięcy Lublin będzie gromadził dużą rzeszę artystów, muzyków, a także turystów. Dzięki temu poprawi się wizerunek miasta i będzie ono rozpoznawalne w całym obrębie Europy. Wzrośnie nakład na kulturę, turystykę i usługi. Organizowane będą dodatkowe festiwale i koncerty. Pozwoli na to wysoka nagroda pieniężna. Lublin będzie miał za zadanie łączyć kulturę wschodu i zachodu, współpracować z miastami państw Białorusi i Ukrainy. Aby plany zmieniły się w realizację potrzebne jest zaangażowanie wszystkich mieszkańców oraz całego regionu! Musimy się sprężyć, by było o NAS głośno… Informacje czerpane z www.kultura.lublin.eu Katarzyna Kinczkowska - 10 - przystanek Lublin Sylwia Kuna Na studia do Lublina fot. Piotr Kuszyk Uwzględniając wszystkie za i przeciw Lublin jest atrakcyjnym miastem dla obcokrajowców. Nie od dziś wiadomo, że Lublin jest miastem studenckim, są tu żacy zarówno z kraju jak i ze świata. Można tu spotkać osoby z sąsiednich państw takich jak Ukraina czy Czechy ale także z zupełnie odległych kontynentów takich jak RPA, Kongo, Tajwan czy Floryda. Lublin był jedynym miastem z Polski wybranym do udziału w fazie pilotażowej programu "Miasta Międzykulturowe", efektem tego była wizyta przedstawicieli Departamentu Kultury. Dziedzictwa Kulturalnego i Naturalnego Rady Europy, która miała miejsce pod koniec stycznia 2008 roku. Poza tym jest znane Stowarzyszenie Homo Faber, które rozpoczęło projekt "Welcome to Lublin" w 2009 roku - działania na rzecz integracji cudzoziemców. Na pytanie dlaczego studiujesz w Lublinie słyszałam mnóstwo wypowiedzi, niewiele się od siebie różniły, a jeśli nawet, to opinie były zróżnicowane w zależności od uczelni na jakiej studiują pytani przeze mnie obcokrajowcy. Głównym powodem dlaczego studenci wybierali lubelskie uczelnie to, to że mają dobre opinie, program studiów w języku angielskim, krótszy system kształcenia, chęć poznania polskiej kultury oraz możliwość uzyskania stypendium przyznawanego przez Fundacje Jana Pawła II (dotyczy głównie studentów KUL). W wielu przypadkach zagra- niczni studenci nie byli zadowoleni z niezbędnej pomocy miasta/uczelni w pierwszych dniach pobytu, nie udzielono im informacji o tym, gdzie mogą zgłaszać się w razie niebezpieczeństwa lub potrzeby opieki medycznej, nie poinformowano ich także o najważniejszych miejscach w mieście, o tym jak poruszać się po nim, lepszej organizacji na uczelni - niezrozumiałe plany zajęć, nietypowe oznaczenia sal. Wielu zagranicznych studentów skarży się na biurokrację w urzędach, związaną z uzyskaniem np. karty pobytu, główne problemy to brak możliwości porozumiewania się w języku angielskim, studentom brakowało również zorganizowanych przez władze uczelni wycieczek po mieście a także spotkań z policją. Na pytanie o to, czy żacy z zagranicy czują się bezpiecznie w Lublinie, słyszałam zazwyczaj przeczące odpowiedzi, co skłoniło mnie do pytania: Co powinno się zmienić, aby czuli się bezpiecz- - 11 - nie? Odpowiedzi były jednoznacznie - zbyt mała ilość policji szczególnie nocą i w miejscach, gdzie gromadzi się dużo studentów a nawet, jeśli to mundurowi nie posiadają wystarczająco komunikatywnej wiedzy, aby porozumiewać się z nimi, problemem jest również zbyt mała ilość świecących nocą latarni na ulicach, niewiele miejsc monitorowanych. Często obcokrajowcy spotykają się z aktami nietolerancji wobec siebie w tym mieście, czują się dyskryminowani ze względu na swoją narodowość, wyznanie, bądź przynależność rasową. Twierdzą, że Lublin jest nietolerancyjnym miastem, niekoniecznie przez innych studentów, lecz przez mieszkańców. Problemem miasta jest też słaba komunikacja miejska, szczególnie brak autobusowej linii nocnej w tygodniu. Mimo wielu niedociągnięć studentom bardzo podoba się miasto, - „Lubię aktywnie spędzać czas odwiedzając puby, restauracje, kluby, chodząc do Centrum Handlowego Plaza, spotykając się ze znajomymi, spacerując po Starym Mieście” - mówi Ross - student 2 roku na UMCS, pochodzący z Kongo. Pisząc ten tekst błędem byłoby nie zapytać, co studenci z kraju myślą o cudzoziemcach - „Co prawda mam tylko jednego obcokrajowca na roku, jest to uchodźca z Kazachstanu, jest jednak osobą bardzo komunikatywną, myślę że czuje się tu dobrze i swobodnie, bardzo podoba mu się miasto i nie miał większych problemów z zaklimatyzowaniem się w nim” - mówi 'Cichy' - student 2 roku Politechniki Lubelskiej. Uwzględniając wszystkie za i przeciw Lublin jest atrakcyjnym miastem dla obcokrajowców. Mała ilość wypowiedzi konkretnych studentów z zagranicy świadczy o tym, iż wolą oni nie ujawniać swoich danych, boją się bowiem publicznie negatywnie wypowiadać obawiając się konsekwencji. Sylwia Kuna Cieka sylwetka Paweł, podczas meczu w hokeja na lodzie. P fot. Archiwum prywatne (2) aweł nie ukrywa, że jest bardzo towarzyską osobą, czas wolny uwielbia spędzać ze znajomymi. Jeśli ktoś chciał z nim porozmawiać (co także lubi), to często przebywa w Klubie Archiwum. Zdarza mu się denerwować, za czym nie przepada – ale każdy ma jakieś wady. Według niego są ciekawsze rzeczy niż sprzątanie, więc mama nazywa go bałaganiarzem. Jak sam przyznaje sumienność, punktualność i chęć pomocy to jego pozytywne strony. Zawsze stara się kończyć to, co zaczyna i dawać z siebie przy tym 110%. 20-sto letni student UMCS-u oraz KUL-u. Otwarcie przyznaje że matematyka w liceum nie była jego mocną stroną. Skąd wiec zarządzanie i ekonomia, które studiuje? Twierdzi, że to przypadek, wiedza w przyszłości pomoże mu w otwarciu własnego biznesu. Obie uczelnie na których spędza połowę swojego czasu są dla niego przyjazne. Przyznaje jednak, że lepsza atmosfera panuje na UMCS – może dlatego, że na tej uczelni zaczął studia. Mali chłopcy często marzą by w przyszłości zostać: policjantami, strażakami czy piłkarzami. Tak też było w przypadku Pawła. Wspomina codzienne mecze piłki nożnej z kolegami pod blokiem. Przez pewien okres czasu Paweł grał w klubie sportowym „Legion Lublin”, wtedy też marzył o sławie. Kariera piłkarska prysła, gdy bieganie za piłką stało się nudne. Nie był to jednak koniec przygody ze sportem. Murawę boiska zamienił na lodowisko, a piłkę na krążek. Do stroju „służbowego” dołożył kask, ochraniacze i kij. Hokej o którym jest mowa do dzisiejszego dnia jest jego ogromną pasją. – Wszystko zaczęło się, kiedy siostra zabrała mnie po raz pierwszy na lodowisko, już wtedy wiedziałem że LUBIĘ TO! Jako 15-sto letni chłopak wybrałem się na trening drużyny hokeja. Osoba, która mnie na niego zaprosiła, stała się moim przyjacielem, a gra ogromnym zamiłowaniem. Hokej to wspaniała gra zespołowa, dzięki której mogę rozładować swoją energię. Podczas meczy czuję napięcie, adrenalinę oraz chęć walki i zwycięstwa. Koledzy z drużyny „LHT” są dla mnie jak bracia, trzymamy się razem – opowiada. Mroźna zima i upalne lato to idealna pogoda dla Pawła. Ferie zimowe uwielbia spędzać na czeskich stokach, szusując na nartach. Na wakacyjne wypady wybiera jezioro ze znajomymi gdzie zawsze jest dobra impreza. Brazylijska plaża Copacabana to idealne miejsce na wymarzone wczasy, gdzie ma nadzieje kiedyś je spędzić. Ciepłe miesiące, to dla niego bez wątpienia możliwość do realizacji drugiej pasji. Gdy kończy się sezon hokeja zaczynają się motory. Przyznaje, że jest to bardzo niebezpieczny sport, łatwo można stracić życie, ale „jak się coś kocha to nie zwraca się na to uwagi” – przyznaje. W maju 2009 roku miał wypadek - o konsekwencjach nie chce mówić. Yamachę na której wtedy jechał trzeba było oddać na złom (pisząc te informacje sama boje się wyobrazić sobie jakie musiało być to groźne). Trauma po Paweł Głuszak - zodiakalny koziorożec, mieszkaniec Lublina. Marzy, aby wraz z przyjacielem w przyszłości założyć własny biznes, a będzie nim restauracja i klub. Pomysł na otwarcie takich miejsc zrodził się „po prostu”, przy zwykłej rozmowie o przyszłości i zarobkach. Wygląd klubu/restauracji to jak na razie tajemnica, pewne jest to, że oba miejsce mieścić się będą w Lublinie. - 12 - awy student Katarzyna Kinczowska Paweł Głuszak tym zdarzeniu trwała jakiś czas. Paweł nawet nie chciał słyszeć o tych maszynach: „Przez dłuższy czas mówiłem sobie, że już nigdy nie wsiądę na motor. Po jakimś czasie jednak wsiadłem na Hondę kolegi. Pierwsze metry były trudne ale miłość do tego wszystkiego wróciła i znowu się zaczęło…. Aktualnie jestem w poszukiwaniu jakiejś nowej maszyny. Jazda na motocyklu i prędkość to jest cos niesamowitego. Jadąc te ponad 200km/h czuje się taki wolny, nic mnie nie obchodzi, to działa jak narkotyk, uzależnienie. Jestem świadomy ze może to być mój ostatni raz, bo coś może się zepsuć – w końcu tylko maszyna. Nie ma to znaczenia, wsiadam znowu i odkręcam manetkę gazu. Jednak tak szalony, jak się wydaje, to nie jestem. Przy prędkości 250 km/h powiedziałem: stop więcej nie jadę - masakra... czyli jednak mam jakieś granice” opowiada. Tak jak każdy facet Paweł lubi dobrze zjeść. Jego ulubiona potrawa? Kotlet z piersi kurczaka w panierce z ziemniakami i świeża sałatą ze śmietana – tradycyjna polska kuchni w wykonaniu jego mamy jest wyśmienita – zapewnia. Widać że rodzina to jego priorytet. Rodzice są jego autorytetem, zaznacza, że stara się brać z nich przykład i uczy się od nich dobrych cech ale w jakimś stopniu też tych złych. W przyszłości po skończeniu studiów prócz biznesu chciałby założyć rodzinę, wraz z żoną i dziećmi mieszkać we własnym domu pod Lublinem. Ostatnio zafascynowała go muzyka lat 80 i 90 . Według niego piosenki z tego okresu mają duszę. Ulubiony film to Dangerous Minds – młodzi buntownicy – trochę tak jak ją, dodaje. Po imprezach w Archiwum ciężko jest go zbudzić, przyznaje, że ma mocy sen, Gdy uda się to komuś w środku nocy – potrafi usiąść, rozmawiać, a nawet coś zrobić. Potem kładzie się spać dalej. Rano nic nie pamięta – czyżby Paweł był lunatykiem? Katarzyna Kinczkowska fot. Archiwum prywatne – Wszystko zaczęło się, kiedy siostra zabrała mnie po raz pierwszy na lodowisko, już wtedy wiedziałem, że LUBIĘ TO! SYLWETKA - 13 - Ki jejasia K rupka Grupka Poznaj nową redakcję WySPY (od lewej) Joanna Drobek - Studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Szczęściara, bo moja pasja wiąże się z wybranym przeze mnie kierunkiem. W wolnym czasie spotykam się z przyjaciółmi i namiętnie czytam książki Lauren Weisberger. Kieruję się zasadą – kto nie ma odwagi do marzeń, nie będzie miał siły do walki. Nienawidzę zimy. Marcin Szuper - Skoro mowa jest srebrem a milczenie złotem to nic o sobie nie powiem! Kamil Zieliński - Na WSPA studiuję informatykę. Niektórzy (delikatnie złośliwi) znajomi mówią na mnie "noł-lajf"... Poza tym studiuję także socjologię (poszukuję przyczyn absurdalnych zachowań naszego społeczeństwa. Znajdę je. Kiedyś. Na pewno). W wolnych chwilach zajmuję się dziennikarstwem (głównie sportowym), oraz kłóceniem się z innymi ludźmi... Lubię swój komputer, książki Agathy Christie i polski hip hop (ale nie ten z nurtu JP 100%). Marta Libich - Luksusowo studiuje, ciężko pracuje i czekam na teleturniej, w którym trzeba będzie opatrywać rany i rozwiązywać kazuski, aby wygrać milion (zgłaszam się w ciemno!). W wolnych chwilach myślę jak wygrać w totka, objąć władzę nad światem i schudnąć. Katarzyna Krupka - ,,Może się zdarzyć, że urodziłaś się bez skrzydeł, ale najważniejsze żebyś nie przeszkadzała im wyrosnąć” - Coco Chanel. Chcę mieć polski odpowiednik Vogue, poznać Vivienne Westwood i przeprowadzić wywiad z Joanną Bojańczyk. Aleksandra Cichańska - Narkomanka słowa pisanego. Fanatyczka muzyki rockowej. Infiltratorka życia społecznego. To ja. P.S: I kocham kawę z miodem. Sylwia Kuna - Zakręcona 20-latka, studiująca na co dzień życie, od czasu do czasu resocjalizację społecznie nieprzystosowanych. Podobno posiada wielki potencjał aczkolwiek drzemie w niej bestia zwana leniwcem. Katarzyna Kinczkowska - Niepoprawna... pesymistka - mimo wszystko pisze... Anna Sławińska - Zadałam sobie jedno bardzo, ale to bardzo ważne pytanie – co chcę w życiu robić, a potem zaczęłam to robić. Dlatego studiuję dziennikarstwo! Uwielbiam amerykańskie kino z lat 50 i książki Paolo Coelho, nie znoszę rutyny i owoców morza. nowa redakcja wyspy polecamy! polecamy! polecamy! polecamy! polecamy! polecamy! polecamy! Nowy powiew Abradabingu Płyta Dwa lata od ostatniej solowej pozycji Abradaba znacząco ukształtowało się spojrzenie na muzykę członka legendarnego Kalibra 44. Czwarty album, to stopniowe odejście od dotychczasowego klimatu produkcji. Marcin Marten do współpracy przy „Abradabingu” zaprosił O.S.T.R.a, który wyprodukował cały materiał. I jest to istotna cecha charakterystyczna dla tej płyty. Od początku słychać, że życzeniem Daba było, aby muzyka była bardziej instrumentalna niż do tej pory. Wokal Abradaba to już zupełnie inna bajka w porównaniu do tego, co prezentował z czasów zabawy muzyką z Joką i Magikiem. Dojrzały raper wyluzował styl i poprawił się pod względem technicznym – nawet względem wcześniejszych solówek. Muzyka z „Abradabingu” nie nadaje się raczej na imprezę, koncertowo też nie wypada najlepiej. Jest to płyta idealna do domowego zacisza, mimo, że posiada charakterystyczną energię, która nie pozwoli na melancholię. Po przesłuchaniu całości oczywistym jest fakt, że kolaboracja z Ostrym wyszła na dobre. Raper doskonale „oswoił” szybkie, energiczne bity Daba, co niekoniecznie musiało być proste. Aby polubić tą płytę, trzeba lubić wokal Daba. Gusta są podzielone, i może dlatego jego płyty nie potrafią zawojować list sprzedaży. Marka Abradab jest wciąż ceniona, a jego albumy zauważalne. W tym przypadku „Abradabing” powinien być także doceniony. Daniel Pachla Lars Kepler „Hipnotyzer” C zytaliście książki Larssona albo Mankella? Lubicie kryminały? Jeżeli tak to ta książka jest właśnie dla was. „Hipnotyzer” to thriller długo wyczekiwany przez fanów skandynawskich kryminałów. Grudniowa noc - psychiatra Erika Maria Barka odbiera telefon. Komisarz Joona Linna prosi o pomoc, prosi o hipnozę. Hipnozę chłopca, którego rodziców i siostrę brutalnie zamordowano. Książka Ale czy dzięki hipnozie uda się odkryć tajemnicę morderstwa? Inteligentna i zaskakująca fabuła, mistrzowska intryga, genialna konstrukcja. A do tego wszystkiego ostry i wyrazisty język. Historia z kartki na kartkę coraz bardziej ciekawa i wyrafinowana. Jak z kapelusza czarodzieja wyskakują nowe historie, w takiej dawce że nie da się ochłonąć. Nic tylko siadać i czytać! Ewelina Piasecka VA – Nice Up The Dance: U.K. Bubblers 1984-87 K iedy rok 1984 przynosił wytwórni Fashion kolejne sukcesy wydawnicze, ludzie związani z Greensleeves postanowili założyć konkurencyjny label o nazwie U.K. Bubblers. Był to projekt stworzony głównie dla nowej generacji brytyjskich ”nawijaczy”. Nowy projekt skupiał się na promowaniu młodych talentów dając im szanse zaistnienia na brytyjskiej scenie reggae. Pierwsze utwory dla nowej wytwórni nagrali Tippa Irie, Daddy Colonel oraz Daddy Rusty – członkowie jednego z najlepszych brytyjskich soundsystemów Saxon. Album składa się z dwóch płyt, na których znajdziemy wybuchową mieszankę dancehallu z lovers rockiem. - 16 - Płyta Na track listę składa się 36 utworów, których głównym tematem jest przedstawianie często szarej rzeczywistości żyjących w brytyjskich miastach emigrantów pochodzenia karaibskiego. Wszystko to ukazane w krzywym zwierciadle. Jak pisałem wcześniej na płycie znajdują się również utwory spod znaku lovers rocka – czyli utwory miłosne, które są doskonałym dopełnieniem całego albumu. To wydawnictwo jest idealnym przykładem na t o, jak w łatwy sposób można przedstawić historię jednej z najważniejszych wytwórni ery brytyjskiego dancehallu. Kolejnym elementem przemawiającym za tym, że warto kupić ten krążek jest dołączona książeczka, z której dowiemy się wielu informacji na temat powstania jak i szczegółów z życia legendarnego U.K. Bubblers. Płytę polecam w szczególności osobom chcącym poznać szerzej historię brytyjskiej sceny reggae lat 80. Fanom, którzy kochają płyty winylowe radzę dokładnie przejrzeć serwis aukcyjny Ebay, na którym znajdziecie sporo utworów z tego albumu wydanych na 7 i 12 calowych singlach jak i na płytach długogrających. BST Selecta http://www.myspace.com/beesteselecta N areszcie Monika „zerwała się ze smyczy” show biznesu i czym prędzej popędziła do studia nagrać ten nowatorski i bardzo odważny niszowy album. Młodziutka wokalistka zrozumiała, że narzucony jej styl który mogę określić jako „popowo nijaki” nie oddaje jej prawdziwego charakteru. „Granda” jest rewelacyjna. Znakomite dźwięki połączone z ciekawym tekstem… te- Płyta go po prostu chce się słuchać. Stylistycznie trochę upodobnia się do koleżanek po fachu: Gaby Kulki czy Marii Peszek, i dla mnie jest ciekawsza niż jej starsze inspiracje. Na płycie słychać góralskie instrumenty i zabawy z elektronicznym brzmieniem. Kiedy Brodka erotyzuje w zmysłowym „Saute”, grozi porachowaniem kości w „Grandzie”, radośnie podskakuje w „W pięciu smakach”, albo kołysze w balladzie „Syberia” można jej słuchać bez końca. Płyta jest ogromnym, bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Mimo. że zarzuca się Monice kopiowanie stylu innych artystów, ja uważam, że płyta jest oryginalna, odważna i przede wszystkim z charakterem. Wielkie brawa, oby tak dalej. Anna Sławińska „ Soldier of Love” - mieszanka ciepła i melancholii M inęło 10 lat i mamy 42 minuty pięknie brzmiącego, głębokiego głosu. Sade mimo że ma 51 lat zachwyca tak samo swoją muzyką, jak i wyglądem. Przez ostatnie 10 lat fani wokalistki musieli odkurzać swoje półki w poszukiwaniu jej starych płyt. Było warto czekać. Album „Soldier of Love” to nic innego jak najprawdziwsza Sade z nowszymi brzmieniami. Roman- tyczne ballady połączone z popem, r&b, a nawet reggae zachowują jej unikalny styl utrzymując ją w dalszym ciągu na najwyższym poziomie. Pierwszy singiel pochodzący z płyty, zatytułowany jak sam krążek, to mocny i jak dla mnie zaskakujący utwór. Troszkę ciężkie brzmienie jak na Sade, ale z pewnością jest to najlepsza pozycja na trackiliście. Piękna bogini soulu nie straci- Płyta ła nic ze swoich muzycznych mocy i hipnotyzuje jak tylko włącza się głośniki. Kołysze reggaeowym bitem, jak w przypadku piosenki” Babyfather” i uspokaja nucąc” The moon and the sky”. Album z całą pewnością nadaje się na długie jesienne wieczory - rozgrzewa i budzi do życia, pozostawiając po sobie trochę ciepła i uśmiech na twarzy. Anna Sławińska Santogold- Złoto dla odkrywców W okalistka raczej mało znana, nie rozpisują się o niej na łamach kolorowych czasopism, a mimo to dała sobie radę i z pełną parą wdarła się do branży z całkiem niezłym wynikiem. Jej debiutancka płyta wydana tuż po małej produkcji „ I Belive In Santogold” w pierwszej kolejności zyskała popularność w sieci, dopiero potem docenio- - 17 - Płyta no ją w szerszym muzycznym gronie. Szukając informacji o niej natknęłam się na muzyczną trójcę: Switch, Diplo i M.I.A. Ich współpraca dała niezłe plony w postaci krążka ,,Santogold”. Pyskata i zadziorna Santi White stała się nadzieją na nowe brzmienie, niewykreowane przez wielkie fonograficzne koncerny i ludzi, którzy na muzyce znają się tyle, co ja na budowie atomu. Santogold objawiła się jako artystka na miarę dzisiejszych, wymagających czasów – ostra jak brzytwa, a przy tym przebojowa. Undergroundowe brzmienie czarnoskórej wokalistki opływa złotem. Jej debiutancka płyta jest prawdziwą kopalnią skarbów. Połączenie reggae, grime oraz indie rocka z electro zawróciło mi w głowie. .. Santi White wywodzi się z Nowego Jorku. Jest wokalistką, producentką i autorką tekstów. Jej pierwsze utwory pojawiły się w internecie w 2007 roku. Sukces osiągnęła rok później, kiedy magazyn Rolling Stone umieścił jej singiel na 2 miejscu najlepszych debiutów 2008 roku. Koncertowała między innymi z Beastie Boys i Coldplay. Na swoim koncie ma również współpracę z raperem Jayem-Z - ich utwór został wykorzystany w filmie ,,Notorious”. Jeśli ktoś nie miał okazji obcować z Santi, serdecznie polecam. Nie jest to typowa amerykańska gwiazda - bujającej się z Chanel w ręku i Diorem na nosie, ale w centkowanych leginsach i żarówiastych Airmaxach świetnie sobie radzi. Ciekawe dźwięki i nowa nadzieja w końcu warta złota. Anna Sławińska recenzje „Granda” – nowa płyta, lepsza Brodka ,,Dying to tell czyli koszmar fotoreporterów praca Czym jest dla mnie zawód dziennikarza? Niby proste pytanie, na które większość odpowiedziałaby coś w rodzaju: dziennikarz to osoba, która zbiera informacje. Powiedzieliby poprawnie. Okazuję się, ze zawód ten ma dużo do zaoferowania, niestety ma też dużo do zabrania. E tymologia słowa: dziennikarz, sprowadza się do ogólnej charakterystyki. Przytoczę hasło z Wikipedii. Dziennikarz – osoba zajmująca się przygotowywaniem i prezentowaniem materiałów w środkach masowego przekazu. Pierwotnie termin ten oznaczał osobę piszącą teksty w gazetach, wraz z rozwojem środków przekazu objął także osoby zajmujące się przygotowywaniem materiałów w radiu, telewizji i internecie. Istnieją również specjalności dziennikarskie takie jak: dziennikarz sportowy, korespondent, dziennikarz muzyczny, reporter czy też fotoreporter. Ten ostatni będzie przedmiotem mojej pracy, moich spostrzeżeń i przemyśleń. Od zawsze chciałam być fotoreporterem. Być zawsze tam gdzie dzieje się akcja, być w samym centrum zdarzenia. Wtapiać się wręcz w sam środek, by wyłapywać to, co najważniejsze to, co poruszy mnie i innych. Robiąc zdjęcia zatrzymujemy czas. Uwieczniamy chwile, ułamki sekundy. Jedziemy na koncert by pstryknąć parę fotek wokaliście, jedziemy na mecz by upamiętnić złotą bramkę Mistrzostw Świata, jedziemy na wojnę by… No właśnie, po co? Reportażyści wojenni mają w swoim zadaniu coś więcej niż tylko zrobić te, parę zdjęć. To dzięki nim, my zwykli ludzie dowiadujemy się o tych wszystkich okropnościach, jakie dzieją się na świecie i niedaleko nas samych. Ich praca ma zupełnie inne oblicze. Pełne jest niebezpieczeństwa, bólu, łez i dylematów moralnych. Dziennikarz powinien być obiektywny. Czysto schematyczny, nastawiony precyzyjnie by wykonywać dokładnie swoje zadanie. Czyli, żeby być dobrym fotoreporterem trzeba być pozbawionym uczuć, ludzkich odruchów? Każdy człowiek inaczej zareaguje na widok śmiertelnie wychudzonej dziewczynki, spragnionej do granic wytrzymałości, konającej na polanie. Ale 99,9% pomoże jej. A dziennikarz? Przepędzi tylko sępa czyhającego by zaatakować bezsilną, malutką ofiarę. Kevin Carter za swoje zdjęcie sudańskiej dziewczynki i sępa otrzymał nagrodę Pulitzera. To zdjęcie wstrząsnęło światem. Otworzyło oczy społeczeństwu na to, co miało miejsce w Sudanie. Ale również zrujnowało utalentowanego fotoreportera. Susan D Moeller w książ- ce “Compassion Fatigue: How the Media Sell Disease, Famine, War and Death” pisze, że po tym wydarzeniu Carter ,,usiadł pod drzewem, rozmawiał z Bogiem, płakał i myślał o swojej córce, Megan”. To ujęcie zmieniło jego życie. Wielu ludzi potępiło go za to, że nie pomógł dziewczynce. On sam przeżywał z pewnością koszmar, załamał się, zatapiał się w nałogu alkoholowym, popadł w kłopoty finansowe. Nie potrafił sobie poradzić ze świadomością tego, co go otacza. Był przerażony tym, co widział i tym, co musiał fotografować. Jego stan się pogarszał. Po powrocie z Sudanu życie młodego dziennikarza rozpadało się kawałeczek po kawałeczku. 27 lipca 1994 roku, w dwa miesiące po otrzymaniu nagrody Carter popełnił samobójstwo. Myślę, że mimo świadomości, jaką posiadał, że robiąc zdjęcia wśród cierpiących tysięcy ludzi, robił jednak coś dobrego, nie potrafił się z tym pogodzić. Mimo, że jego praca miała pomagać, miała poprzez zdjęcia nawołać do działania Carter czuł się bezsilny. Nie wytrzymał tego ciężaru i się poddał. Inną ofiarą wojennego dziennikarstwa jest Dan Eldon. Film oparty na jego pracy w Somalii „Dying to tell story” poruszył moje serce, ale i popchnął do zwątpienia w moje marzenie bycia fotoreporterem. Dan był angielskim fotoreporterem. Wraz z trzema kolegami dziennikarzami został zabity przez rozgniewany tłum Somalijczyków. Pozostawił szereg dzienników, które jego rodzina pokazywała po śmierci na całym świecie na wystawie. W lecie 1992 roku nasilała się klęska głodu w Somalii. Dan poleciał do obozów uchodźców w Kenii. Zatrudnił go Reuters. Był obecny w Mogadiszu podczas lądowania amerykań- - 18 - story” Anna Sławińska rzać sobie, po co tam jestem,po co tam przyjechałem. Przed taką podróżą trzeba nastawić się na najgorsze. Wojna niszczy nie tylko budynki, ale niszczy również ludzi, żołnierzy i cywilów w tym także fotoreporterów. Fotoreporter staje z wojną oko w oko i musi walczyć, walczyć na swój sposób z aparatem przystawionym do głowy. Historię Dana powinien znać każdy, kto planuje rozpocząć karierę fotoreportera. Nawet nie zdajemy sobie sprawy ilu dziennikarzy już nie wraca w takiej wyprawy. Dane statystyczne są przerażające. Oprócz dziennikarzy, w czasie wykonywania obowiązków służbowych śmierć ponoszą również współpracownicy (technicy, kierowcy, tłumacze, ochroniarze). Liczba zabitych dziennikarzy rośnie. Niepokojący wzrost liczby morderstw potwierdzają statystyki za ubiegłe lata. W całym 2006 roku zginęło 85 dziennikarzy, a rok wcześniej 63. 2004 rok przyniósł 62 ofiary wśród ludzi mediów, a 2003 – 40. Najspokojniejszy okres miał miejsce pięć lat temu, gdy na całym świecie zginęło 20 dziennikarzy. Okazuje się, że wciąż najbardziej niebezpiecznym miejscem pracy jest Irak, gdzie tylko w tym roku śmierć poniosło 41 reporterów. Bardzo niebezpiecznie jest również w Somalii – 7 ofiar, a także Pakistanie, gdzie zginęły 4 osoby. Kolejne miejsca na krwawej liście zajmuje Sri Lanka (3 ofiary). Zawód reportera jest bardzo specyficzny. Nie nadaje się dla ludzi, którzy nie lubią ryzyka i nie szukają sensacji. Reporter widzi cierpienie ludzi częściej niż my. Przedstawia je za pomocą słów i obrazów. Opowiada nam historie. Dla mnie największym problemem, podejrzewam, że dla wspomnia- - 19 - nych tu dziennikarzy też, byłby problem dystansowania się do opisywanej historii. Musimy umieć odnaleźć linię, za którą fotoreporter przestaje nim być a staje się uczestnikiem. Kiedy powinien włączyć ludzkie odruchy a wyłączyć lampę. Reporterzy otwierają nam okna na świat. Niesprawiedliwe jest myślenie, że skoro są na miejscu zdarzenia powinni pomagać pokrzywdzonym ludziom. Oni i tak płacą ogromną cenę za wykonywanie swojego zawodu. My widzimy tylko kawałeczek historii oni ją przeżywają w całości. Trzeba pamiętać, kim jest fotoreporter i jakie ma zadania. Oni są potrzebni, bez nich wiele okrucieństw nie ujrzałoby światła dziennego. Carter tak samo jak i Dan zapłacili najwyższą cenę, swoje życie. Zabiła ich pasja, zabiło ich to, co kochali najbardziej. Carter balansował na krawędzi przez 11 lat. Całkowicie poświęcił się pokazywaniu tej najgorszej strony świata. Danowi życie prześlizgnęło się przez palce. Obaj zrobili coś dobrego, obaj opowiedzieli nam swoją historię. Ja nie potrafię opisać jak dużym szacunkiem darzę fotoreporterów wojennych i nie tylko. Przypominając sobie sceny z filmu i to słynne zdjęcie Cartera przechodzą mnie dreszcze. Ich praca zawsze wywierała na mnie ogromne wrażenie, ale teraz dopiero wiem tak naprawdę, co to znaczy zawód dziennikarza. Anna Sławińska Źródła: www.wiadomosci24.pl/artykul/ dziennikarze_na_celowniku_mordercow_43314.html wikipedia.org/wiki/Dziennikarz www.psz.pl/tekst-19390/Michal-Staniul-Sep-glodujace-dziecko-i-koszmary-reportera fot. sxc.hu skich oddziałów. Jego zdjęcia z Somalii trafiały odtąd na okładki gazet i czasopism całego świata. Zginął 12 lipca 1993 roku podczas walk między Amerykanami a siłami Aidida, gdy pomyłkowy ostrzał z helikopterów zabił 50 cywilów. Tłum pobił i ukamienował przebywającą w pobliżu czwórkę reporterów. Dan kochał to,co robił. Na większości zdjęć jest uśmiechnięty. Swoje zadania wykonywał z pasją, miał moc twórczą. Film przywrócił mi trzeźwość umysłu. Przecież fotoreporterzy wojenni są uczestnikami tych wojen. Otacza ich tyle zła i spotyka tyle przykrości a oni mimo to dalej muszą wykonywać swoją pracę. Jak można być świadkiem tylu okrucieństw, i łapać kolejne ujęcia? Nawet nie potrafię pomyśleć, co oni muszą czuć w takiej chwili. Co nimi kieruje? Chęć pstryknięcia dobrego zdjęcia, by zdobyć uznanie czy chęć upamiętnienia tego, o czym my nie mamy pojęcia. To dzięki fotoreporterom przecież stacje telewizyjne mają materiał. Dan był bardzo młody, kiedy zginął, jego kariera dopiero nabierała rozpędu. Mimo tego już był doceniony. Mógł wrócić. Mógł opowiadać swoja historię, nie uczestnicząc już w tym piekle. Nie zrobił tego. Czuł, że to nie koniec, że nie ma jeszcze tego ujęcia. Dziennikarstwo wojenne to ciężki kawałek chleba. Nie tylko z powodu warunków gdzie i jak muszą pracować, ale też z powodów czysto psychicznych i fizycznych. Fotoreporter czasem musi zapomnieć o ludzkim cierpieniu i o tym, co się właśnie wokół niego dzieje by dobrze „ustawić lampę”. Myślę, że takie wyłączenie się z rzeczywistości pomaga. Trzeba nauczyć się tak żyć, trzeba codziennie powta- styl życia Aleksandra Cichalska Licencja na zabijanie zdrowie Może ktoś mi wreszcie wytłumaczy, co z tego ma. Jakie korzyści (są jakieś?) lub przyjemności? Hej, hedoniści, wypowiedzcie się! Czy palenie należy do przyjemności? Powiecie, że to nałóg. A z nałogów, jak każdy wie, trudno wyjść. To tylko część prawdy. Nikotyna, główny składnik papierosów, jest najszybciej uzależniającym NARKOTYKIEM. Szybciej niż heroina czy kokaina. Już po jednym papierosie można się uzależnić. Z drugiej strony, po trzech tygodniach od rzucenia palenia 99% nikotyny zostaje wydalone z ciała palacza. Niezależnie od jego „stażu”! Fakt, pierwsze tygodnie detoxu są najgorsze: każda komórka organizmu domaga się nikotyny. To dlatego, że alkaloid ten wiąże się trwale z krwią. Błyskawicznie. Po 30-60 min. od wypalenia papierosa jej poziom w organizmie spada o połowę. Nikotyna w małych dawkach stymuluje układ nerwowy, m.in. powodując wydzielanie adrenaliny, która jest naszym „ulubionym dopalaczem”. Po fajce znika więc uczucie głodu i strachu. Ale to bardzo złudne i nietrwałe. Za godzinę reakcja się powtórzy. W większych dawkach, np. po całonocnej imprezie w zadymionym klubie pojawia się zmęczenie, światłowstręt, obniżenie nastroju, myślotok, wymioty, halucynacje… Brzmi znajomo? Odpowiedzialna za to jest nitrozamina – silnie toksyczna substancja, uwalniana z dymu bocznego, której stężenie rośnie w pomieszczeniu nawet po zgaszeniu papierosa. Człowiek niepalący, przebywając godzinę w zadymionym przez palaczy pomieszczeniu, przyswaja taką ilość nitrozamin, jaka znajduje się w głównym dymie 35 papierosów z filtrem! Wypalenie jednego papierosa w zamkniętym pomieszczeniu zanieczyszcza od 3 do 4 m3 powietrza. Według badań amerykańskich, dla usunięcia zapachu dymu z pomieszczenia po wypaleniu jednego papierosa, należy wymienić 50 m3 powietrza. Wymiana co najmniej 12 m3 wystarcza, żeby u palącego biernie ustąpiło pieczenie spojówek. Mimo to, nikotyna ma jedną zaletę: nie jest rakotwórcza! To nie z jej powodu co roku umiera na świecie 4 mln ludzi (co 6 sek. jedna osoba). Odpowiedzialne za ten stan są substancje zapasowe, np. amoniak (po raz pierwszy zastosowany przez Marlboro) który pozwala łatwiej przyswajać nikotynę. Oprócz niego jest jeszcze litania prawie 4 tys. substancji, z czego 40 ma udowodnione działanie rakotwórcze, m.in. smoła, azot, WWA, tlenek węgla, fenol, krezol, benzopiren, nikiel, chlorek winylu, DDT, cyjanowodór, metanol, formaldehyd… A każda z nich „wspaniale” wpływa na organizm żywy: drażni nabłonki, hamuje wydzielanie niektórych enzymów, zaostrza stany chorobowe (zwł. układu oddechowego), wykazuje działanie kancerogenne (inicjujące powstanie nowotworów) i mutagenne. Nie będę wyliczać tu wszystkich chorób związanych z paleniem, bo mój artykuł zająłby całą gazetkę;) Wiedzcie, że palenie naprawdę wpływa na wszystko, a 90% nowotworów jest tytoniozależnych! WHO szacuje, że od ponad 20 lat konsumpcja tytoniu w Polsce należy do najwyższych na świecie. Palenie długotrwałe zabiera średnio 20 lat życia (1 papieros = 5 minut). Osoba wypalająca jedną paczkę papierosów dziennie, po roku wprowadzi do swoich płuc w postaci osadu 1 litr substancji smołowatych. Wyobraziliście sobie to? Nawet wasz samochód lepiej się „odżywia”! Drogie Panie, jeden papieros powoduje skurcz naczyń krwionośnych twarzy na 90 minut, co zmniejsza przepływ krwi. Zakłócenie tego procesu zaburza produkcję kola- - 20 - genu i włókien elastylowych – skóra staje się cieńsza, szara i szybciej powstają zmarszczki (tzw. „twarz palacza”). Natomiast substancje z dymu papierosowego obniżają poziom estrogenów – przyspieszają nadejście menopauzy. Panowie - do Was też słówko. Palenie tytoniu powoduje impotencję, to udowodnione! U palaczy w wieku 30-49 lat ryzyko wystąpienia impotencji zwiększa się aż o 54%! Stąd tylko o krok do bezpłodności. Jednym z najczęstszych złudzeń jest to, że palenie relaksuje. Czy palacze są bardziej zrelaksowani niż pozostali? Nieprawda! Palenie wyzwala uczucie niepewności, a co za tym idzie – stres. Gdy mózg domaga się nikotyny, palacz się denerwuje, musi natychmiast zapalić. Po wypaleniu adrenalina podwyższa ciśnienie krwi, a palacz znajduje się w stanie podwyższonej gotowości. Tak koło się zamyka. I gdzie tu relaks? Przemysł tytoniowy to obecnie najszybciej wzbogacająca się branża na świecie, obok zbrojeniowej i farmaceutycznej. Cóż, a pieniędzy z podatków płaconych przez palaczy nadal nie wystarcza na leczenie dolegliwości związanych z paleniem biernym i czynnym. Co ciekawe, producenci tytoniu od lat wiedzą, że można by było produkować „zdrowszy” tytoń, tzn. bez substancji toksycznych z samą uzależniającą nikotyną. Jednak nie robią tego z prostej przyczyny: smak papierosów byłby zupełnie inny, gorszy, spadłaby konsumpcja, a wraz z nią obroty (nawet o 50-70%). A więc świadomie sterują naszym zdrowiem – posiadają niemalże „licencję na zabijanie”. Czym więc różnią się od mafii, która sprzedaje narkotyki i broń? Znacie ulubione powiedzenie branży tytoniowej: „Pal – umrzesz młodszy, państwo zaoszczędzi na emeryturze”? Zastanówcie się, czy chcecie opłacać mafię. Mamy teraz w sprzedaży tzw. e-papie- styl życia rosy, czyli inhalatory z nikotyną. Nie są jeszcze zbyt popularne w Polsce, ale poczekajmy jeszcze parę lat. Prace nad tymi inhalatorami rozpoczęto w latach 60-tych ubiegłego wieku, w odpowiedzi na nagonkę medialną, związaną z odkryciem szkód zdrowotnych związanych z paleniem. Koncerny tytoniowe przez długie lata wstrzymywały wypuszczenie ich prototypów na rynek. Gdy nie wiadomo, o co chodzi… Podobno palenie e-papierosów przynosi ok. 50% oszczędności w stosunku do zwykłych papierosów. À propos, liczyliście kiedyś ile rocznie wydajecie na papierosy? Starczyłoby na drugie czesne? Palenie stało się passé. Nie jest już oznaką wysokiego statusu, poważania i władzy, jak to było jeszcze kilkanaście lat temu. Świadczy teraz o lekceważącym podejściu do norm społecznych, słabej woli albo niskiej wiedzy na temat zdrowia. Także rozrzutności i braku świadomości ekologicznej. Dlatego też cieszę się, że od 15 listopada weszła w życie ustawa o niepaleniu w miejscach publicznych. Nareszcie my, niepalący i bierni palacze odetchniemy świeższym powietrzem, potańczymy w klubie bez zawrotów głowy, zjemy obiad w restauracji czy barze bez załzawionych oczu, postoimy na przystanku bez wszechogarniającego zapachu dymu tytoniowego. Ta ustawa jest dla nas. Bo przecież nie dla biednych palaczy: zniewolonych przez nałóg, a teraz przez prawo. Nie zazdroszczę. Bądźmy realistami, prędzej splajtują drobne knajpki i bary, niemające oddzielnej sali dla palaczy, niż bywalcy przestaną palić, żeby przyjść do baru. Miałam okazję widzieć, jak to działa na Wyspach. Małe 3-4-osobowe stadka palaczy na dymku przed wejściem co godzinę. Śmieszny widok. A na naszej Wyspie palarnia chyba wróci do łask. Bo jakie inne wyjście? Jest wiele sposobów rzucenia palenia np. ostatnio sławne osoby polecają metodę Allena Carra. Zainteresowanych odsyłam na stronę www.allen-carr.pl i do książki tego samego pana pt. „Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie”. Najważniejsze to wiedzieć, co odzyskacie, a czego byliście dotąd pozbawieni lub mieliście to ograniczone, mianowicie: WOLNOŚĆ, ZDROWIE, ENERGIĘ, SPOKÓJ UMYSŁU, SZACUNEK DO SAMEGO SIEBIE, ODWAGĘ, PIENIĄDZE. Podejmij decyzję, że rzucasz i zrób to w jednej chwili. Bez żadnego „ostatniego dymka”, bez gum, drażetek i plastrów. To możliwe. Jak powiedziała genialna Maria Czubaszek, kobieta-komin (3 paczki dziennie!): „młodość musi się wyszaleć, starość musi się wypalić”. A Wy, jak się czujecie? Aleksandra Cichańska Street art sztuka, a nie bazgroły Rozmowa z lubelskim grafficiarzem, który wolał pozostać anonimowym. ,,Ty, jacy to artyści są, zobacz jak on profesjonalnie tą ręką macha”. Odwaliłeś bracie dobrą robotę, kozak jesteś!”to słowa zwykłego przechodnia, świadka twojej akcji. Czy często słyszysz takie pochlebne opinie? Nie. Najczęściej wypowiedzi ludzi, którzy widzą, co robię nie są tak miłe: ,,Na czole se namaluj ” słyszałem to wiele razy. Od ilu lat malujesz? Od 2002 roku, gdzieś tak. A co najczęściej, w czym się najlepiej czujesz? Zaczynałem od legalnych, kolorowych prac na ścianach specjalnie do tego przeznaczonych. Po paru latach poznałem chłopaków, którzy wkręcili mnie do robienia miasta. Robienie miasta, czyli? Nielegalne malowanie na blokach, kamienicach, ogólnie budynkach. Od ostatnich paru lat bardziej interesują mnie pociągi. Od małolata miałem zajawkę na kolejki. Czy kiedyś podczas akcji na pociągach złapała cię Służba Ochrony Kolei? Nie, nigdy. I mam nadzieje, że nigdy tak się nie stanie. Nie chciałbym zjechać na komendę, albo być dwie stówy w plecy, nie wspomnę już o sprawie w sądzie. Skąd bierzesz inspiracje? Twoje prace mają charakterystyczny i prosty styl. W sumie odkąd pamiętam inspirowały mnie sztokholmskie metro, szwedzkie style, proste i tłuste litery. Masz swoje ulubione kolejki? Chyba jak każdy writer. Ja lubię malować na podmiejskiej kolejce EN 57 i na jagodach, pociągach barwy żółto-niebieskiej. Często jeździsz kolejkami? Sporadycznie. Tylko jak muszę. Wolę je malować niż nimi jeździć. Czy wiążesz swoją przyszłość ze street-artem? Raczej nie, choć chciałbym by ta pasja trwała jak najdłużej, nie ma piękniejszej rzeczy na świecie niż ta, gry się robi to co się kocha. Często zmieniałeś crew, w którym malowałeś, od czego zależy przynależność do niej? (śmiech) A skąd masz takie informacje? Porządnie odrobiłam pracę domową. Jesteś jednym z najlepszych writerów w Lublinie. Widziałam mnóstwo Twoich prac podpisanym różnymi tagami. No tak, zgadza się. Malowałam już z wieloma ekipami. Nie wiem sam czemu. W jednej miałem spięcie z koleżką, odszedłem, bo dochodziło już do „koperkowych akcji” to znaczy podkradał mi farby i gadał innym writerom bzdury na mnie. Podobno zmiana crew to awans w hierarchii writerów? Powiem tak: to zależy. Im starsza ekipa tym lepsza raczej. Ale nie zawsze, dużo ekip w Lublinie niby docenianych, nie umie już wykrzesać z siebie nic więcej i ciągle się powtarza. A tak naprawdę lecą już po fejmie, wyrobili sobie opinie i resztę mają w d… Na młodych patrzą z góry. Ja wolę malować wśród dobrej ekipy, z którą coś mnie łączy, mamy wspólne tematy i możemy na siebie liczyć. Czy to hobby nie zakłóca Ci codziennego życia? Szkoła, rodzice, dziewczyna? Czasem mam spięcia w domu, ale raczej rodzice nie wtrącają się za bardzo, na uczelni nikt nie pyta, a dziewczyna (śmiech) maluje czasem ze mną. Nazwałbyś siebie artystą? Nie wiem, ale graffiti, w ogóle street art jest sztuką, więc może i ja jestem artystą. Mam nadzieję, że zwykli ludzie zaczną tak myśleć. Rozmawiała: Anna Sławińska fot. sxc.hu fot. Piotr Kuszyk Anna Sławińska - 21 - w krzywym zwierciadle Lubelska jazzzda Artur Kosior Lublin cudownym miastem jest, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Niestety, jazda po jego ulicach, to już nie zawsze przyjemność . Zaproszę was dzisiaj do przejażdżki po naszym mieście, a startujemy natychmiast po zakończeniu zajęć… ełni radości i nadziei po wykładach, wyruszamy w naszą podróż. To musi być wspaniały dzień, w końcu dopiero piętnasta! Ach, jak ja kocham jeździć po Lublinie! Wykrzykując z emocjami to hasło, włączamy się do ruchu… Już na pierwszym zakorkowanym skrzyżowaniu nasza uwagę przykuje pewien detal: biała czapeczka. Dumnie leżąca na łysej głowie kierowcy nie byle jakiego auta. Połyskujące w słońcu białe BMW (kultowa, stara ‘piątka’), które lata swojej świetności ma już daleko za sobą, jest nieco starsza od swojego posiadacza. W końcu doświadczony kierowca w doświadczonym aucie. Połączenie idealne. Niestety tylko w teorii, bo praktyka, jak uczy nas życie, często wygląda zupełnie inaczej. Gdy tylko zapali się zielone światło, a auta ruszą, natychmiast zobaczymy jak (dres)owy kierowca jeździ. Z pewnością nie należy do osób pokornych i spokojnych, raczej stara się pokazać wszystkim wokół piękno swojej maszyny i uważa że najlepiej wszyscy dojrzą je będąc za nim. A podmiejska rejestracja wcale tego piękna przecież nie zburzy – wręcz przeciwnie, uważają, pogłaśniając discopolowe hity w trzeszczącym radiu. Przecież kolega z tej samej ‘miejscowości’ w Golfie III-ce obok nie może być głośniejszy! Ale nie bacząc na nietypowego kierowcę z bawarskiej ‘limuzyny’ jedziemy dalej. Tuż przy dojeździe do następnego skrzyżowania naszą uwagę przykuje niewielkie miejskie auto segmentu A, które jakoś dziwacznie krąży od lewego do prawego pasa, co chwila hamując i przyśpieszając. O nie! – pijany kierowca – tak zareagujemy na początku, dopóki nie podjedziemy bliżej i nie zobaczymy błyszczących czerwonych ust w odbiciu lusterka, które pewna blondwłosa pani pragnie pomalować. Ale nie jest to łatwe zadanie, zwłaszcza w dwucentymetrowych tipsach. Oczywiście po co się denerwować? Nie bądźmy zgryźliwi, na pewno wcześniej musiała wyprowadzić swojego pudelka, i obejrzeć najnowszy odcinek brazylijskiej telenoweli. Wyprzedzając ją z zachowaniem bezpiecznej odległości, (weseli że udało nam się ominąć kolejne „niebezpieczeństwo”) ruszamy w dalszą drogę. Nie minie nawet parę minut, gdy tym razem zmuszeni będziemy do awaryjnego hamowania przed niewielkim autem, które wedle naszego pierwszego odczucia jest holowane przez inne. Wiadomo, stan naszych dróg i mała odporności podzespołów aut jak: elementy zawieszenia czy przekazania napędu powodują że samochody się psują. Zmienia- my więc pas na lewy i wyprzedzając autko, okazuje się że wcale nic złego mu się stało. Jest w świetnym stanie, a problem tkwi raczej w jego kierowcy. Starszej daty osobnik w okularkach o oprawkach pokaźnej grubości, który akurat wybrał się na samochodowy spacer krajoznawczy po ulicach miasta. To co że jest 15.30 a za nim ustawił się już kilometrowy korek? On też ma prawo jechać i to tak jak mu się podoba! A przecież Lublin pięknym miastem jest, i aby wszystko co w nim piękne docenić, szybko jechać nie można. I kropka! Na szczęście udaje nam się wjechać przed starszego pana i brniemy dalej. Nagle słyszmy ZIUU, PIISSK i głośnie klaksony kierowców. Całe szczęście, że nie trzymaliśmy się blisko pojazdu przed nami, bo dziurę postanowił wykorzystać mistrz kierownicy – przedstawiciel handlowy. Co prawda jego Corsa już jęczy ze zmęczenia, chcąc wypluć tłoki z korbowodami, ale przecież kto by się tam tym przejmował… On ma dotrzeć na czas! Co tam krawężniki, piesi, korki - on jest ponad tym. A auto jest służbowe, czyli nie wymagające troski. Za chwilę mało co nie powodując stłuczki, wyjedzie na inny pas i pomknie co sił w kołach do przodu. Do upragnionego celu! Kolejna stresująca sytuacja rozwiązała się sama. Bacznie wyciągając wnioski z tego co już przeżyliśmy jedziemy dalej. W końcu co gorszego może nas dziś spotkać? Szczęśliwi, że wszystko pójdzie jak po maśle, nagle uratuje nas tylko doświadczenie . Ledwo bowiem wyhamujemy przed starym polonezem pick-up, który postanowi średnio bezpiecznie włączyć się do ruchu. Siedzący za kierownicą pan Wiesiek w wysokiej czarnej zimowej czapeczce nawet nie zauważy naszego mrugania światłami, przecież wiezie z tyłu na otwartej ‘pace’ chyba z pół tony jakichś sta- rych rupieci (okien czy coś w tym rodzaju). A siedzący na miejscu pasażera pan Edek też nie zwróci mu uwagi – zapatrzony będzie bowiem w ruch na mieście, niedowierzając, że to wszystko tak bardzo od czasów PRLu się zmieniło. Nie będziemy się przecież denerwować, spokojnie zmienimy pas i pognamy dalej w swoim kierunku. Gdy kultowego ,,poldka” uda nam się już wyprzedzić, za chwilę cudownym unikiem uratujemy się przed rozpędzonym busem. Nasze domysły, że gdzieś w Lublinie kręcą ujęcia do trzeciej części SPEEDA rozwieje znak firmy kurierskiej na dostawczym samochodzie. Na pewno wiezie jakieś materiały wybuchowe, szybko psującą się żywność, albo wygłodniałe lwy do jakiegoś zoo. Ciężki zawód wybrał ten kierowca, więc nie pastwimy się nad nim klaksonem ani światłami. Dojeżdżając do celu podróży, czyli naszego domu, ostatnia niespodzianka spotka nas na parkingu. Ciesząc się z przejechania cało i zdrowo przez dużą część miasta w godzinach szczytu, zapragniemy zaparkować na stałym miejscu. No właśnie, tylko że ktoś już nas uprzedził. Ale przecież nie będziemy czekać na właściciela tego Tico i tłumaczyć mu, że są sposoby na to żeby nie zajmować trzech miejsc małym autkiem i że stawanie w poprzek to nie zawsze najlepszy sposób. Po prostu ‘przykleimy’ się gdzieś dalej i zamykając auto odetchniemy pełną piersią. Za chwilę oświeci nas wspaniała myśl – Przecież jutro mamy wolne! Uśmiech znów zagości nam na twarzy i w podskokach idziemy do domu na zasłużony odpoczynek… Po czym zaskoczy nas telefon od koleżanki z roku: Słuchaj zostawiłeś klucze od domu na sali wykładowej, ale jeśli wrócisz szybko to mogę zaczekać i Ci je oddać! Yyy… Artur Kosior fot. Archiwum P - 22 - Marta Libich Wielkimi krokami zbliżają się święta co wywołuje w większości kobiet panikę i szukanie odpowiedzi na pytanie: Jak nie przytyć do Sylwestra. Problemów związanych z nadejściem Nowego Roku jest około 30 - lub coś koło tego. DROGI Sylwku! P odstawowym, i niezmiennym pytaniem od kilku stuleci jest: W co się ubrać? Ja zostałam wytypowana do napisania o tym gdzie można Sylwestra spędzić, co wcale nie okazało się łatwe. Stan funduszy. Zacznijmy więc z górnej półki: cały rok oszczędzałam pieniądze ze stypendium (nie śmiejmy się) i jest: świeżutkie i pachnące 4 tysiące do wydania. Też chcielibyście tak powiedzieć? Ja też;) Przyjmijmy więc 1000zł na górną granicę naszych możliwości finansowych. Teraz potrzebny tylko pomysł. Jeśli chcemy na Sylwestra zostać w Lublinie mamy naprawdę sporo możliwości. Różnie i pod względem formy jaki i treści: hotele, kluby, ale i Sylwester pod gwiazdami. W jednym z lubelskich Hoteli – obfity obiad, dobrze zaopatrzony barek i „tylko” 650zł za parę… Ale w ofercie miedzy innymi: pikantny gulasz z lina z warzywami w pomidorach, carpaccio z marynowanych buraczków czy „łososiowa róża w winnej galaretce z owocowym garni” – zapachniało luksusem… Również luksusowy Dworek pod Lublinem – cena 300zł/os. –oferuje „Jeden rodzaj wódki dostępny bez ograniczeń do spożycia na miejscu” – czyli Sylwester dla naprawdę wytrwałych. Hotel Victoria zaprasza na bal za 580zł/ od pary a na nim między innymi „Zabawa taneczna na 2 parkietach równolegle przy orkiestrze oraz muzyce mechanicznej” – jak potańczyć to tylko tam;) Świętować rok 2010 można również wybrać się do MC’s – 250zł/os. (2 sale taneczne) lub po sąsiedzku na Bal Sylwestrowy w Teatrze Muzycznym – od 179zł/ os. i potańczyć przy muzyce z lat 80. i 90. Nowy Rok można też powitać po prostu pięknie. Niedaleko, w Nałęczowie, można wybrać się na „Sylwestra SPA”. Czyli atrakcje w sam raz dla grupy koleżanek – przyjemne z pożytecznym. Ceny od 600zł/ os. do 920zł/os. Zabiegi SPA&Wellnes i Bal Sylwestrowy. Ktoś chce wybrać się gdzieś dalej? Może w Góry? Zamiast jechać standardowo do Zakopanego proponuję Szczawnicę. W ofercie noworocznych bali można znaleźć też te skierowane bezpośredni do studentów. W cenie 699zł/os. mamy pokój 2 osobowy z łazienką, wyżywienie, kulig, wycieczkę do Słowacji, i bal sylwestrowy. Jest też opcja sportowa – narciarski sylwester na stoku. Ceny od 599zł/os. do 849zł/os. W cenie (oprócz pakietu standardowego jak nocleg czy wyżywienie) kulig z pochodniami, ognisko z pieczeniem kiełbasek i uwaga! codzienny dowóz do ośrodka narciarskiego. Jeśli natomiast wybieramy się na północ to zapraszam do Łeby – już po raz 4. odbędzie się tam Party Camp’10 – klu- - 23 - bowo-studencki sylwester. Można wraz z 999 uczestnikami (ty będziesz tym 1000;)„uprawiać clubbing” na miasteczku akademickim. Potem wrócić do pensjonatu lub domku (do wyboru) i… bawić się od rana znowu, ponieważ impreza trwa 3 dni. Ceny od 169zł do 649zł. Jeszcze dalej? Proszę bardzo: 5 dni we Francji od 599zł. Oglądamy Paryż, Wersal, cmentarz Père Lachaise…, mamy opłaconego przewodnika, podróż. A reszta? Za resztę musimy zapłacić sami: bilety wstępu, jedzenie, komunikacja miejska… Takie „złote okazje” się nie zdarzają także w szale planów Sylwestrowych nie zapominajmy o „drobnym druczku”. Jeśli ktoś naprawdę dostał porządny zastrzyk gotówki to w biurze podróży znajdzie coś dla siebie. Polecam Hiszapnię, Włochy lub Grecję, albo inny kraj gdzie nie zapowiadają 20 stopni na minusie. Ceny? Od 2500zł/os. Możemy pić drinki z parasolką na plaży, tańczyc salse do rana, zwiedzać i odpoczywać. A co jeśli i funduszy i pomysłów w tym roku brak? Można zastosować tzw. „Zestaw zawszesprawdzajacysię”. Podaje skład: 1 osoba ulubione (koleżanka, kolega lub osoba ukochana – płeć do wyboru), butelka szampana (lub 2, lub 3, lub…). Cena 30zł (w zależności od jakości i ilości szampana;). Niezapominanie wrażenia: bezcenne. Marta Libich