Miłosz w białych skarpetkach

Transkrypt

Miłosz w białych skarpetkach
Miłosz w białych skarpetkach
„Poema XXI Świat Miłosza według Rui Ishihara”. Po tytule nie wiedziałam czego się
spodziewać. Japoński twórca, który bierze na warsztat artystyczny wiersze Miłosza?
Czy to w ogóle możliwe żeby pogodzić typowo polską poezję z orientem? Okazuje
się, że tak, i to w bardzo ciekawy i zaskakujący sposób.
Aby rozpocząć zwiedzanie trzeba zdjąć własne buty i założyć białe skarpetki,
żeby, cytując Panią Annę Ishihara „wkroczyć nieskalani w świat Miłosza i świat Rui”.
Bardzo ciekawy widok, dorośli, dzieci, zarówno zwiedzający, jak i artyści,
wszystkich łączy jeden element wspólny- właśnie te białe skarpetki.
Można powiedzieć, że wystawę odczuwamy wszystkimi zmysłami. Światło
jest przygaszone, cała sala pachnie sianem, z kuli przywieszonej pod sufitem
skapuje, do wielkiej misy miód. Chie Piskorska, scenograf wystawy stworzyła
miękkie pagórki, mające przypominać te z wierszy Miłosza, na których można się
położyć, usiąść i zrelaksować.
10 grudnia, przed koncertem Mieczysława Litwińskiego miałam okazję
porozmawiać z samym Rui Ishihara. Chyba nie ma lepszego sposobu na zrozumienie
dzieła niż rozmowa z jego twórcą. Artysta przywitał mnie z uśmiechem pytając po
polsku „czy czekam na niego i czy próbowałam już miodu”. Po dwóch twierdzących
odpowiedziach przystąpiliśmy do wywiadu.
Anna Szarf: Skąd wziął się pomysł na stworzenie „Poemy’’?
Rui Ishihara: To dość trudne pytanie. Pierwszy element to na pewno
przetłumaczenie cyklu wierszy Miłosza z polskiego na japoński. To, na pewno
była podstawa. Drugi element to nie tyle pomysł co moja wizja, obraz
oceanu miodu, w którym mógłbym na przykład tańczyć przez długi czas. W
końcu trzecia rzecz czyli siano. Kojarzysz Terakotową Armię z Chin? Na
warsztatach dzieci stworzyły sienne zwierzęta. To raczej luźne nawiązanie
ale można mieć takie skojarzenie.
AS: Jaki cel przyświecał Ci przy tworzeniu tej wystawy, jak chciałeś
wykreować to miejsce?
RI: Moim pierwszym pomysłem było wypełnienie całego pomieszczenia
sianem i stworzenia czegoś na kształt domu z siana [Hay house], w którym
każdy mógłby się położyć, przewracać i turlać. Chciałem żeby to było
miejsce, w którym każdy czuje się dobrze i gdzie wszystko ze sobą współgra.
Zapachy, dźwięki, odczucia wizualne, nawet smakowe. Chciałem połączyć
elementy kultury japońskiej ze światem wykreowanym w wierszach Miłosza.
AS: Pojawiły się jakieś problemy?
RI: Jak widać nie udało mi się doprowadzić mojego pierwotnego pomysłu z
sianem do skutku. Muzeum nie wyraziło na to zgody, taka ilość siana mogłaby
spowodować szkody w innych, cennych eksponatach. Jednak siano to jeden z
głównych elementów mojego projektu i udało nam się dojść do
porozumienia. Zajęło to trochę czasu ponieważ siano trzeba było poddać
specjalnemu, kosztownemu procesowi dezinfekcji. W efekcie jest go mniej
ale nie stanowi zagrożenia dla innych wystaw. Myślę, że osiągnęliśmy dobry
kompromis.
AS: Wystawa była tworzona przez wielu artystów, jak to się stało, że akurat
ta grupa ludzi znalazła się w tym miejscu żeby realizować ten projekt?
RI: Na początku byłem ja i kompozytor Mieczysław Litwiński, który
zainspirowany poezją Miłosza stworzył oprawę muzyczną projektu. Później,
w procesie tworzenia dołączyła do nas Chie Piskorska, projektantka naszych
instalacji, która zaprosiła jeszcze innych artystów do współpracy. Można
powiedzieć, że wszystko rozwijało się na bieżąco.
AS: Masz jakiś ulubiony element wystawy?
RI: Ciężko powiedzieć... Szczerze mówiąc najchętniej zostałbym tu jeden
dzień dłużej i kompletnie nic nie robił [śmiech] Gdyby było to możliwe
zwyczajnie bym leżał, słuchał muzyki albo czytał poezję. Pewnie znalazłbym
też czas na jedzenie miodu.
AS: Dla Ciebie, jako artysty stworzenie tej wystawy było wyzwaniem czy
raczej czymś co nie sprawiło żadnego problemu?
RI: Było to oczywiście wyzwanie. Dużo osób było zaangażowanych w ten
projekt i każdy z nas chciał osiągnąć jak najlepszy efekt. Zdarzały się trudne
momenty ale wydaje mi się, że każdy sprostał zadaniu, które zostało mu
powierzone.
AS: Jesteś zadowolony z efektu końcowego?
RI: Tak, wszystko poszło raczej po mojej myśli. Szczególnie cieszę się gdy
widzę, że to co zrobiłem, to co zrobiliśmy z innymi artystami, podoba się
zwiedzającym. Jeżeli oni są zadowoleni i czują się w tym miejscu dobrze to
znaczy, że osiągnęliśmy swój cel.
AS: Jakie są teraz Twoje plany na przyszłość?
RI: Jestem tancerzem a na czas tworzenia wystawy musiałem z tego
zrezygnować. Teraz chciałbym znów do tego wrócić. Możliwe, że za rok
przygotuję jakiś większy projekt taneczny.
AS: Dziękuje, że poświęciłeś mi swój cenny czas, to była prawdziwa
przyjemność rozmawiać z Tobą
RI: To ja dziękuje, zostań na koncercie, będzie bardzo ciekawy no i
oczywiście zjedz jeszcze miodu! [śmiech]
Po naszej rozmowie zostałam na koncercie. Słowa Rui okazały się jak
najbardziej prawdziwe. Zespół, w skład którego wchodziło małżeństwo Anna i
Arkadiusz Szafraniec grający na szklanej harfie, autor utworu Mieczysław Litwiński,
wiolonczelista Mikołaj Pałosz, Saba Litwińska- głos i gwizd, okazał się niezwykle
oryginalny. Idealnie wkomponowany w charakter wystawy.
Nie mogę znaleźć ani jednej rzeczy, która by mi się nie podobała albo nie
przypadła mi do gustu. Szczególnie warta uwagi jest atmosfera. Jest ciepło,
rodzinnie, coś sprawia, że zwyczajnie nie chce się opuszczać tego miejsca. Moim
zdaniem każdy kto ma jakieś wątpliwości na temat związku poezji Miłosza z daleką
kulturą Japonii powinien odwiedzić wystawę Rui Ishihara. To chyba właśnie tu
niemożliwe staje się możliwe. Trzeba się jednak pośpieszyć bo czas mamy tylko do
18 grudnia. Zakładajcie białe skarpetki!
Anna Szarf
przy wsparciu (nie tylko technicznym) Karoliny Kucharskiej

Podobne dokumenty