co wiesz o zabijaniu?
Transkrypt
co wiesz o zabijaniu?
CO WIESZ O ZABIJANIU? 2012-09-27 W czasach, gdy ekrany telewizorów i komputerów ociekają krwią, a książki szokują opisami śmierci, w rzeczywistości zabijanie pozostaje tematem tabu. Przez ponad pół wieku, od zakończenia II wojny światowej, uczestniczyliśmy jedynie w zimnej wojnie. Walczyliśmy na mapach i poligonach, w wyobraźni, nie było ofiar krwi po którejkolwiek ze stron. Przez koszary przewalała się masa żołnierzy z poboru, dla których największą traumą była fala. Nie powąchawszy prochu, odchodziły na zasłużone emerytury pokolenia zawodowców, weteranów poligonowych bojów i pokojowych misji. Nic więc dziwnego, że kiedy przygotowywaliśmy żołnierzy do działań bojowych, których nieodłącznym elementem jest zadawanie śmierci, używaliśmy wymijających określeń. Twierdziliśmy, że trafiamy cel, osiągamy jakiś tam wynik w strzelaniu. Mówimy o neutralizacji bądź eliminacji przeciwnika. Przeżyć Afganistan Po latach spokoju zaangażowaliśmy się w dwie duże operacje wojskowe – w Iraku i w Afganistanie – które zmieniły nasze wojsko nie tylko pod względem wyszkolenia i wyposażenia, lecz także mentalności. W sojuszniczym towarzystwie wdaliśmy się w coś, czego długo nie potrafiliśmy nawet odpowiednio nazwać. Najpierw mówiliśmy o misji pokojowej, potem o stabilizacyjnej... Chociaż w obu wojnach o charakterze partyzanckim traciliśmy żołnierzy i zabijaliśmy przeciwników, nie potrafiliśmy rozmawiać o śmierci. Czy po kilkunastu latach umiemy otwarcie mówić o tym, że żołnierz jedzie na wojnę, żeby walczyć i, jeśli zajdzie taka potrzeba, zabijać? Przecież oczywiste jest, że każdy konflikt zbrojny niesie ze sobą ofiary. Różowa mgiełka W Stanach Zjednoczonych naukowcy zajmujący się funkcjonowaniem psychiki człowieka w trakcie walki długo głowili się nad tym, dlaczego ludzie z natury niechętnie zabijają swych bliźnich. Zdarza się nawet, że żołnierze oddają strzały w powietrze, zamiast celować w przeciwnika. Dave Grossmann w głośnej popularnonaukowej książce „O zabijaniu”, korzystając z dorobku amerykańskich uczonych, pokazuje, że taką „naturalną” blokadę łatwo można usunąć. Szkolący żołnierzy sierżanci robili to przez łamanie psychiki rekrutów i konstruowanie ich osobowości na nowo. Wmawiali młodym ludziom, że uznanie innych mogą zdobyć jedynie w szeregach armii, jeśli będą wykonywać ryzykowne zadania i zabijać nieprzyjaciół. W książce Anthony’ego Swofforda „Jarhead”, będącej zapisem wspomnień uczestnika operacji „Pustynna tarcza” i „Pustynna burza”, jest mowa o największym marzeniu tak „obrobionych” młodych strzelców wyborowych z formacji marines. Była nią różowa mgiełka pojawiająca się po trafieniu przeciwnika w głowę. Można więc stworzyć wojowników od podstaw. Dużo trudniejsze, jak się okazuje, jest przywrócenie ich po powrocie z wojny do normalności, do zwyczajnego życia w rodzinie, w społeczeństwie. Ciekawość zabija Pożywką dla medialno-wirtualnych miłośników zabijania jest niedawno wydany „Cel snajpera”, autobiografia Chrisa Kyle’a, żołnierza SEALs, a zarazem najskuteczniejszego jak dotąd strzelca w historii wojsk amerykańskich, chlubiącego się 160 potwierdzonymi „zaliczeniami” w czasie operacji irackiej. Autor: Piotr Bernabiuk, Maciej Szopa Strona: 1 W sumie wszystko wydawałoby się w porządku. Taka praca! Gdyby nie podejście bohatera do swej profesji. „Dzikie, nikczemne zło. To z nim walczyliśmy w Iraku”, opowiada Chris Kyle. „To dlatego mnóstwo ludzi, także ja, nazywało wrogów «dzikusami». […] Żałuję, że nie zabiłem więcej wrogów. Nie po to, żeby mieć się czym przechwalać, lecz dlatego, że uważam, że świat jest lepszy bez tych dzikusów, którzy pozbawiali życia moich rodaków”. Podobne cytaty można by przytaczać w nieskończoność: „Nienawidziłem cholernych dzikusów, z którymi walczyłem. I zawsze będę ich nienawidził” albo: „I brakowało mi tego. Brakowało mi tych emocji i przeżyć. Uwielbiałem zabijać bandytów”. Nikt nie odda pod sąd Chrisa Kyle’a za to, co zrobił. Wszystko odbywało się zgodnie z zasadami prowadzenia działań zbrojnych (prawie wszystko, ponieważ dokonywanie zemsty czy ustawianie kolegom czołgistom „celu”, żeby sobie mogli postrzelać na bojowo i chlubić się sukcesami po powrocie do kraju, jest mocno dyskusyjne). Trudno jest również sądzić snajpera za to, że uwielbiał zabijać wrogów. Eliminowanie przeciwników nie jest jednak grą, zabawą czy braniem odwetu. Jest koniecznością wynikającą z sytuacji operacyjnej czy zagrożenia własnego życia. Nawet wówczas, gdy przeciwnicy są ludźmi nieprzestrzegającymi żadnych przyjętych przez nas zasad. Dowódca plutonu, starszy chorąży Wojciech Jackowski, który otrzymał Buzdygana POLSKI ZBROJNEJ za przygotowanie swych żołnierzy do operacji afgańskiej i wzorowe działanie podczas pełnienia misji, chlubił się tym, że często potrafił osiągać cele bez wchodzenia w bezpośrednią walkę. Wraz z podwładnymi unikali strat własnych i, jak tylko mogli, zabijania przeciwnika. Nie pojechali bowiem tam walczyć, zabijać, ginąć. Wykluczenie We wspomnianej książce są dwa ustępy poświęcone współpracy żołnierzy SEALs i GROM-u. Znakomity pretekst do tego, by poprosić oficerów jednostki specjalnej o odniesienie się do dyskutowanych zjawisk. Nie dlatego, że są w jakiś sposób „zamieszani” w akcję książki, ale dlatego, że specjalsi (szczególnie tak doświadczeni w działaniach bojowych jak podpułkownicy rezerwy Andrzej Kruczyński i Karol Komisarczyk oraz służący nadal w szeregach jednostki oficer, któremu nadaliśmy pseudonim „Snajper”) mają do opisywanych zjawisk bardziej profesjonalne podejście niż przypadkowi żołnierze „uwikłani” w działania wojenne. Trzeba zrozumieć „Snajper”, oficer GROM-u, zwraca uwagę, że różnice między nami a sojusznikami zza wielkiej wody nie oznaczają, że Amerykanie są entuzjastami literatury tworzonej przez swych towarzyszy broni: „Pojawiają się ostatnio książki dość nonszalancko pisane przez uczestników działań. Wydawać by się mogło, że takie luzactwo jest fajne. Moim zdaniem nie do końca. Z tego, co wiem, również większość żołnierzy amerykańskich sił specjalnych jest przeciwna literackiemu ekshibicjonizmowi. Zdarza się jednak, że niektóre publikacje mają drugie dno. Nie wypada nikomu z naszego środowiska po wejściu do świata celebrytów lansować się, mieszając prawdziwą rzeczywistość z rzeczywistością medialną. Ktoś, kto był specjalsem i przekroczył w publikacjach przyjęte, zwyczajowo ustalone bariery, musi się liczyć z wykluczeniem. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę różnice mentalności społeczeństw Stanów Zjednoczonych i Polski. Chociaż cenimy te same wartości, jesteśmy różnie wychowani, odmienne są proces edukacyjny oraz kultura. I inaczej piszemy o sobie książki. W Polsce żaden żołnierz nie zbił jeszcze fortuny na takiej autobiografii, chociaż w naszej formacji jest mnóstwo niezwykłych postaci i fascynujących życiorysów”. Karol Komisarczyk zwraca uwagę na nieprzekładalność pewnych zjawisk, nie tylko w sferze mentalnej, lecz także literackiej: „Z amerykańskiego punktu widzenia «eliminate» ma wymiar masowy, niosący różne skojarzenia, takie jak II wojna światowa czy Holokaust. Trzeba też pamiętać, że Chris Kyle używa określenia «kill the enemy» – zabijać przeciwników. Zaznacza jednak, że postępuje w ten sposób, aby osłaniać, ratować życie wchodzących do działania kolegów, w tym przypadku marines. Jeśli tekst czyta cywil, który nie rozumie zasad działania sił specjalnych i przebiegu prowadzonych przez nich operacji, to nie zrozumie treści książki «Cel snajpera». Wyjmie sobie z tego to, co najostrzejsze, a zarazem najbardziej odrażające. Ja po lekturze tej książki jako żołnierz nie czuję się urażony. Zgadzam się z autorem w kwestii skutków użycia snajperów – jeśli się spuszcza psa z łańcucha, to trzeba się liczyć z tym, że pogryzie”. Autor: Piotr Bernabiuk, Maciej Szopa Strona: 2 Komisarczyk, któremu bliska jest profesja snajpera, nie zgadza się jednak z powszechnie przyjętym wizerunkiem strzelca jako żołnierza nastawionego na zabijanie: „Snajper to przede wszystkim inteligentny facet, który potrafi obserwować, używać najnowocześniejszego sprzętu. Mówi nie o wszystkim, co widzi, tylko o tym, co ma znaczenie dla przebiegu działań, ubezpiecza również walczących żołnierzy. Zajmuje wówczas stanowisko strzeleckie, na przykład z zadaniem: zabiję każdego, kto przekroczy naszą linię bezpieczeństwa. A po wszystkim siada i raportuje, ilu trafił w trakcie operacji”. Czym innym jednak jest raport służbowy, a czym innym literatura, gdzie można odkryć „zamiłowanie do zabijania”. „Snajper” próbuje podejść racjonalnie do literackiego opisu: „Jeżeli w konkretnej sytuacji żołnierz nie czuł litości wobec ludzi, do których strzelał, może to wynikać z dynamiki walki, z jego osobistych odczuć. W takich momentach nie ma czasu na filozofię. Nie urządzamy jednak polowań na ludzi, by potem ponacinać sobie karby na broni. Nie prowadzimy takiego rankingu. Z tego, co wiem, podobne podejście mają żołnierze Navy SEALs. Zadawanie śmierci wynika z określonego zadania czy z sytuacji. Wracając do współczucia... Trudno zrozumieć, że nasi żołnierze są atakowani, gdy zapowiadamy wyjście z tego kraju. Jeszcze trudnej pojąć, że jako tarczy przeciwko nam używa się kobiet i dzieci. Napastnicy, terroryzując miejscową ludność, osiągają w ten sposób swoje drobne, często kryminalne cele”. Przeciętny obywatel tyle wie o wojnie i o zabijaniu, ile do niego dotrze poprzez media czy literaturę. Taki będzie jego obraz, taki stosunek do ludzi, którzy zabijają. Jak trzeba więc o tym pisać i mówić? Na to pytanie trudno odpowiedzieć zwłaszcza w przypadku działań jednostek specjalnych, takich jak Navy SEALs czy GROM. A może w ogóle nie powinno się o nich wspominać? „Gdyby o GROM-ie nie było w pewnym czasie głośno w mediach, toby go do dziś nie było. Trzeba przynajmniej w części przekazywać informacje o sukcesach i zadaniach wykonywanych podczas poszczególnych misji”, uważa Andrzej Kruczyński, który zajmował się szkoleniem snajperów i przez kilka lat był dowódcą zespołu bojowego. Takie relacje – jego zdaniem – zamykają usta mającym nadal wątpliwości co do sensu utrzymywania formacji specjalnych: „Jeśli bierzemy udział w akcjach bojowych, to nasza ciężka praca powinna przynosić efekty. Gdyby swego czasu, po misji GROM-u na Haiti, nie docierały do kraju raporty o ratowaniu ludzi, gdyby nikt o tym nie wiedział, zaczęto by się zastanawiać: po co ten GROM był szkolony? Do czego ma służyć?”. Kruczyński podkreśla z przekonaniem: „Jeżeli żołnierz wykonuje ciężką, niebezpieczną pracę, chciałby usłyszeć, że wiele osób trzyma za niego kciuki”. Wystarczy jednak zajrzeć na fora internetowe, by dostrzec, że z tym różnie bywa. Po informacji o śmierci polskiego żołnierza Jerzy W., ukrywający się pod nickiem „Leon z gazowni”, umieścił w internecie wpis: „Niech giną! Kto im kazał tam jechać i mordować Afgańczyków?”. W obronie żołnierzy stanął starszy sierżant Jacek Żebryk, również laureat Buzdygana, który po natknięciu się na kilka takich wpisów złożył do prokuratury zawiadomienie. Chciał, by przed sądem stanęła chociaż jedna osoba obrażająca ich dobre imię. Pozytywnego podejścia do udziału polskich żołnierzy w operacjach bojowych, gdzie się ginie i zabija przeciwników, nie wygra się z pewnością w sądzie. Trzeba o ich działaniach dużo mówić. Tylko może nie tak jak snajper rekordzista, który „uwielbia zabijać”. Autor: Piotr Bernabiuk, Maciej Szopa Strona: 3 Autor: Piotr Bernabiuk, Maciej Szopa Strona: 4