STRZEBIELINEK
Transkrypt
STRZEBIELINEK
www.gazetagazeta.com 29 sierpnia - 1 września 2008 GAZETA 151 fotografii (2) mnie do introligatorni. Na hasło po ok. 10 dniach lub 2 tygodniach odebrałem go z pracowni, bez zbędnych słów. Kolejną sprawą było poinformowanie władz Regionu o tym wydarzeniu. Pierwszej prezentacji albumu-prototypu dokonaliśmy w mieszkaniu na Warszawskiej 8 w okolicach świąt Bożego Narodzenia bodaj 1983 roku.W mieszkaniu byli: m.in. Marek Berak, Troicki, któryś z księży od Jezuitów, malarz Bogdan Kraśniewski, Jerzy Grzeszkiewicz?, rzeźbiarz Andrzej Wojciechowski, Lech Różański, Nina Pawelska-Zamel, Anna Wiślicka. Po kilku dniach poszliśmy z tym albumem do przewodniczącego regionu Stawikowskiego. Docenił pracę i spytał o dalsze kroki. Moim zamysłem, z którym podzieliłem się z przyjacielem, było przerzucenie go do Francji do Chojeckiego lub do Instytutu Literackiego w Paryżu aby go wydać. Były dwie drogi. 1. koleżanka (z redakcji "WS") emigrująca do Francji wyraziła gotowość przeszmuglowania go na Zachód. Obawiałem się, że może się to nie udać, a wtedy konsekwencje dla niej byłyby opłakane, zwłaszcza że czekał na nią Troicki, mieszkanie, praca. Tutaj dochodzenia, kara, kłopoty. Nie chciałem jej narażać, chociaż ta nie bała się ryzyka. 2. Moja koleżanka, przyjaciółka z czasów licealnych, była córką prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Stefana Bratkowskiego. Bratkowscy byli rozwiedzeni, chociaż utrzymywali przyjacielskie kontakty ze sobą. Uważałem, że on będzie mógł jako bardzo sprawdzona i wiarygodna osoba w Polsce, umożliwić kontakt z Chojeckim i spowodować bezproblemowy kontakt z "Nową" lub z Instytutem. W tym czasie jednakże zaczęły się konferencje Urbana i jego ataki na Kościół, na księży i także na środowisko dziennikarskie. Przez radio, TV zaczęto chlustać pomyjami. Zaczęto szarpać Bratkowskiego. Koleżanka wyjechała, a ja ukryłem album w piwnicy domu na Warszawskiej, owijając go w foliowe worki pod węglem. Do tego albumu dołączyła jeszcze bibuła w dość dużej ilości, którą z żoną przewieźliśmy z mieszkania z toruńskiego Rubin- kowa (nasze dawne wynajmowane mieszkanie z Janiną Ochojską). Gdy trochę jazgotanie przycichło zadzwoniłem do żony Bratkowskiego, że wpadniemy z kolegą na wódkę (był to pretekst). Pani Bożena (artysta grafik) dowiedziała się o mojej chęci kontaktu z b.małżonkiem. Umówiła nas w kawiarni Czytelnika, gdzie Bratkowski miał swój stolik, do którego co jakiś czas podchodzili znajomi, etc. Z albumem pod pachą przysiadłem się do Bratkowskiego. Znał sprawę, jednakże zapytał mnie, czy widziałem już komiks z Bujakiem wydany też w formie albumu, czy zeszytu. Trochę to zabrzmiało w moich uszach tak, jakby ten komiks był czymś ważniejszym niż ten album ze zdjęciami. Nasze spotkanie trwało około 10 minut. Poprosiłem go, aby album ten trafił do Chojeckiego. Powiedział, że załatwi sprawę i da znać. W jakiś czas potem sami z żoną zdecydowaliśmy się na wyjazd do Francji (wcześniej SB z wydziałem paszportowym robiła sobie zabawę z wydawaniem decyzji). Jednakże z powodów rodzinnych i różnych stanowisk zostaliśmy zmuszeni do pozostania w kraju. W tym samym niemalże czasie (przełom 83/84 gdy Lech Różański wyemigrował) poznałem znanego dramaturga, poetę i pisarza Ireneusza Iredyńskiego. W rozmowie zeszło na tematy emigracyjne i gdy mu opowiedziałem co robiłem i nieco o środowisku opozycji toruńskiej, o internowanej żonie, a potem o tematach jego rodziny okazało się, że mamy pewne wspólne miejsca, miasta nam bliskie. Rodzina jego pochodziła ze Stryja (Galicja), ja zaś tam miałem ciotkę z rodziną. Iredyński opowiadał jak w 1945/ 46 roku uciekali z matką do rodziny do małej wsi pod Krasiczynem o nazwie Dybawka - tam matka z małym Irkiem miała jakąś ciotkę, u której spędziła ok.roku lub 2 lat zanim nie przenieśli się do Krakowa. Krasiczyn oddalony był o 10 km od mego rodzinnego Przemyśla i to miasto zapamiętał Iredyński z dzieciństwa, jeździli tam na targi. "Jeżeli chcesz to napise o tobie do Romka Cieslewica i bedzies miał u niego prace w wydawnictwie! a on zna Giedroycia". Iredyński seplenił, ale wykazywał duże zainteresowanie moją historią. Los jednak spłatał kłopot. Było na to za późno! Gdyby to było wcześniej pewnie kontakt z Giedroyciem byłby lepszy, jeśli nie najlepszy. Jak się po latach okazało, Jerzy Giedroyć znał doskonale z Rumunii mego wuja mjr. Bolesława Ziemiańskiego z tak zwanej Ekspozytury Bazy "Bolek" prowadzącej ewakuację oficerów, wysokiej rangi ministrów oraz innych ważnych osób, a także wywiadem polskim przy polskim poselstwie w Bukareszcie (wuj był za życia Marszałka Piłsudskiego szefem ochrony Belwederu i kierownikiem ochrony Józefa Piłsudskiego i jego rodziny). W poselstwie tym wspólnie pracowali w czasie okupacji (patrz "Autobiografia na cztery ręce"). Album niewątpliwie byłby wydany na Zachodzie. Około dwa lata od 1984 roku nie było żadnego odzewu od Bratkowskiego i ta sytuacja mnie zaczęła interesować, zwłaszcza że cały czas coś ukazywało się w podziemiu. Naszego wspólnego albumu jak nie było, tak nie było. Któregoś dnia dostałem od Bożeny Bratkowskiej cynk, że pan Bratkowski ma być na jej wernisażu w galerii na Koszykach. Bratkowska prezentowała tam swe erotyki. Faktycznie zjawił się Bratkowski, ale chyba zdenerwował się jak mnie zobaczył. Zaczepiłem go i zapytałem "Proszę mi powiedzieć, panie prezesie, co dzieje się z albumem, który Panu przekazałem dla Chojeckiego?!" Bratkowski podenerwowany rzucił tylko: "Przekazałem ten album komuś..., Wildsteinowi i dalej on miał się tym zająć, ale nie wiem co on z nim zrobił...". Odpowiedziałem, że to jemu przekazałem sprawę pilotowania albumu. Na to nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Bratkowski odwrócił się na pięcie i wyszedł. W taki sposób jego wielki autorytet momentalnie dla mnie przestał istnieć. Bratkowski nie starał się nawet zaoferować pomocy w zwrocie tego albumu. Nic go ta sprawa nie interesowała lub też z jakichś powodów nie chciał się nią zająć. Bratkowski album sprzeniewierzył. Sądzę, że dla człowieka tej miary, jaką zwyczajowo przykładano do niego, tworząc też aurę sprawiedliwego, naturalną sprawą było choć- STRONA 21 STRZEBIELINEK Jeden z zakładów karnych w Polsce, który po 13 grudnia stał się obozem dla internowanych działaczy Solidarności. W pierwszych dniach stanu wojennego umieszczono tam członków Krajowej Komisji, w tym także kobiety z Regionu Gdańskiego. To działacze tego właśnie regionu stanowili większość internowanych w tym obozie. Byli tam także więzieni solidarnościowcy z Regionu Słupskiego. Od 31 marca 1982 zaczęto przewozić z obozu w Potulicach działaczy z Regionu Toruńskiego i Bydgoskiego, a w sierpniu - z Pomorza Zachodniego po likwidacji obozu w Wierzchowie, a na początku września dowieziono działaczy z Białołęki. Ostatnich internowanych wypuszczono "na wolność" przed Świętami Bożego Narodzenia, z wyjątkiem Mariana Jurczyka, który wraz z Andrzejem Gwiazdą, Janem Rulewskim, Sewerynem Jaworskim, Karolem Modzelewskim, Grzegorzem Pałką i Andrzejem Rozpłochowskim został aresztowany i osadzony w więzieniu MSW. Strzebielinek nie był ośrodkiem wczasowym, jak usiłowali ukazać obozy internowania komunistyczni architekci stanu wojennego. by zobowiązanie się do naprawy swej nieodpowiedzialnej decyzji. Bratkowski widać z tego takich spraw nie traktował poważnie, chociaż wiedział o tym, że rzecz, którą dostał, w jakiś sposób firmowała "Solidarność" w Toruniu (wiedza o albumie Antoniego Stawikowskiego, przewodniczącego Regionu). Album więc zapewne jeszcze istnieje w cudzych zbiorach, jeżeli był dobrze zabezpieczony. Po wielu latach, gdy Lech Różański przyjechał do Polski ok.1999 roku dowiedziałem się od niego, że Jacek Kalas (b.działacz NZS z Torunia) próbował wykorzystać istniejące negatywy od Lecha i zrobić na własną rękę tę fotograficzną historię ze Strzebielinka. Prace jednak przerwano, gdyż, jak się domyślam, miał wątpliwości co do praw autorskich i ich naruszenia w sytuacji całkowitego reprintu naszej wspólnej pracy z Lechem. Dwa zdjęcia zostały wykorzystane za zgodą Lecha w książce Wojciecha Polaka "Czas ludzi niepokornych" o NSZZ Solidarności toruńskiej - jednakże w tej publikacji nic nie było o naszym albumie, być może że Polak nic o nim nie wiedział do końca. Polaka spotkałem w 2004 roku w Toruniu i tam w bardzo skrótowej formie opowiedziałem mu to co przekazałem właśnie w tej mojej opowieści w obszerniejszej formie. Pozdrawiam serdecznie Jan K.Wiślicki (Mudryk-Wiślicki) P.S. Szanowna Pani Redaktor Jeśli chodzi o ten ważny szczegół historyczny dotyczący mieszkania z lat 40. - to jest artykuł na stronie internetowej związany z panią Marią Sobocińską pod tytułem "Kto zcałuje z Twych łez ślad", który ukazał się w gazecie "Polonia" w Szwecji. Jest tam potwierdzenie historii mieszkania na Warszawskiej 8. Jedną z postaci jest AK-owiec o pseudoni- mie "Żbik" z "Akcji N", mieszkający w Kanadzie - to dr S.J. hrabia Poray-Tucholski umożliwił ucieczkę Janowi Jeziorańskiemu z Torunia (Kurier z Warszawy), a także wspomnianej "mieszkance" ul.Warszawskiej 8 w Toruniu pani Marii Sobocińskiej. Inny ciekawy szczegół, który do dziś mnie zastanawia, to odnalezione przeze mnie w szafie w przedpokoju tego mieszkania dwa zdjęcia Torunia i Przemyśla z cyklu "Miasta Polskie" Jana Bułhaka sprzed wojny, które leżały tam i w czasie okupacji. Co one miały oznaczać?! Dla mnie był to jakiś przedziwny związek także mojej obecności w tym mieszkaniu - ze względu na moje związki rodzinne z Przemyślem. Co do mego stryjecznego wuja Bolesława Ziemiańskiego to należy dodać mu stopień ppłk. Związany był z wywiadem alianckim. Niezwykła postać! Rodzice jego znali dziadka prof. Zbigniewa Brzezińskiego, Kazimierza z Przemyśla, na niwie aktywnej pracy na rzecz miasta w latach międzywojennych, a później (rok 1938-1939) mieszkali w wynajmowanej dużej willi przy ulicy Sienkiewicza w Przemyślu. Mieszkanie zaś w Toruniu było mieszkaniem konspiracyjnym Komendy Obwodu AK Pomorze. ••• Niezwykłe dzieje, prawda? Historia to niezwykła nauczycielka - uczy nas o ludziach, ich fascynacjach i pasjach, o ich spotkaniach i rozstaniach, o tym, co było i co mogło być, ale nie doszło do skutku. Te dwie strony jednego medalu - opowieści dwóch bliskich sobie ludzi o kolejach losu unikatowych świadectw przeszłości - fotografii z obozu w Strzebielinku, to taki właśnie skarb, ofiarowany nam przez historię i jej dwóch aktywnych Twórców. Małgorzata P. Bonikowska