Piątek, 12 luty 2010 r. - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej
Transkrypt
Piątek, 12 luty 2010 r. - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej
16 WSPÓŁORGANIZATOR AKCJI Piątek 12 lutego 2010 Gazeta Wyborcza www.wyborcza.pl + + LECZYĆ PO LUDZKU ELŻBIETA CICHOCKA ardynalną cechą polskiego systemu opieki zdrowotnej jest jego hipokryzja. Przy oficjalnym haśle „Wszystko dla pacjenta” robi się wiele, by pacjenta ukarać, upokorzyć, odepchnąć. Przykłady? K grzechów głównych systemu zdrowia Personel medyczny nie zna przepisów, rejestratorki zapisują, jak chcą, a dostanie się do specjalisty graniczy z cudem. Na pacjentach skupiają się wszelkie niedostatki organizacyjne naszego systemu zdrowia, i to oni płacą swoim czasem i nerwami ALINA GAJDAMOWICZ 7 Akcja społeczna „Gazety” oraz Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej trwa pro1wizorka. Polega naOdtym,11 żelatpacjent (z Pacjent musi dowieść, że jest ubezpieczony. wyjątkiem Śląska) nie ma żadnego dokumentu potwierdzającego jego prawo do leczenia w systemie ubezpieczeń. Na początku, wstyczniu 1999r., w każdej przychodni działy się dantejskie sceny przy zapisie do lekarza, bo każda rejestratorka wymagała przede wszystkim dokumentu. Takim zastępczym dokumentem stała się książeczka ubezpieczeniowa ZUS, którą trzeba stemplować w pracy kilka razy do roku. W tym roku ZUS przestał je wydawać. Kto ma szczęście irzadko korzystał zusług lekarza, ma jeszcze miejsce na pieczątki, ale są rodziny, szczególnie zmałymi dziećmi, którym miejsce się wyczerpało. Czy czeka nas powtórka z rozrywki i znowu pacjent będzie musiał udowadniać, że jest ubezpieczony? A może tę powinność odwrócić? Skoro system obowiązkowych ubezpieczeń został tak pomyślany, że powinni się wnim mieścić niemal wszyscy, niech przychodnie przyjmują do leczenia każdego iza wszystkich niech zapłaci NFZ. Na 100 chorych i tak 99 jest ubezpieczonych, niech więc to NFZ tropi tego jednego. Jeśli system informatyczny wykryje, że jakiś chory nie jest ubezpieczony, NFZ może żądać od niego zwrotu kosztów leczenia. To byłoby postawienie sprawy stojącej na głowie wreszcie na nogi. Zniknęłyby niepotrzebne sceny w rejestracjach, aNFZ słusznie płaciłby frycowe za 11-letnie zaniedbania. Nie wolno karać pacjenta ani placówki zdrowotnej za zaniedbania polityków! 2 Personel medyczny nie zna pra- wa. Przyczyną wielu niepotrzebnych konfliktów jest to, że personel medyczny jest niedoinformowany. Pacjent zgłasza się np. do szpitala ze skierowaniem od lekarza. Rejestratorka go nie przyjmuje, bo twierdzi, że skierowanie musi być od lekarza na kontrakcie NFZ, a nie prywatnego. Ato nie jest prawda! Od lat skierowanie do szpitala ma prawo wydać każdy lekarz. Dlaczego za brak wiedzy rejestratorki musi płacić pacjent? Dlaczego rejestratorki wkażdym szpitalu przed dopuszczeniem do pracy nie przechodzą szkolenia i nie zdają testu zprzepisów prawa? Najłatwiej zrobić z pacjenta piłeczkę i odbijać go sobie od szpitala do przychodni i z powrotem. Na chorych ludziach skrupiają się wszelkie niedostatki organizacyjne, i to oni jako najsłabsi w systemie płacą swoim czasem inerwami. Wiem, W tym roku wielu chorych leżących we własnych domach, będzie musiało przenieść się do szpitala bo NFZ ograniczy finansowanie hospicjów domowych. Na zdjęciu: pacjentka Warszawskiego Hospicjum Społecznego na Żoliborzu i wolontariusz Dariusz Bałuk o czym mówię – przeprowadziłam kiedyś rozmowę z rejestratorką na ten temat. Przytaczałam jej przepis ustawy, aona mi na to, że odpowiada przed dyrekcją. Żadne zarządzenia dyrektora czy życzenia lekarza nie mogą być wbrew ustawom i rozporządzeniom! Gąszcz regulacji w sys3 temie ochrony zdrowia jest nie do przy- Jeden Rzecznik Praw Pacjentów to za mało. swojenia przez przeciętnego pacjenta. To naturalne, bo pacjentem się bywa od czasu do czasu, a przepisy się zmieniają. Doradcą pacjenta stał się Rzecznik Praw Pacjenta, i to jest już pewien postęp. Ale jedno biuro rzecznika na całą Polskę to za mało. Należałoby utworzyć oddziały tego biura w każdym powiecie, bo jeśli – oprócz informacji – mają również interweniować w uzasadnionych przypadkach, to powinny być jak najbliżej pacjentów. Same szpitale iprzychodnie mogłyby powoływać takich doradców pacjenta także u siebie. NFZ występuje w interesie ubezpieczonych tylko pozornie, co pokazała niedawna historia z chemioterapią niestandardową. NFZ dowiódł, że występuje przede wszystkim w obronie swoich finansów, alos poszczególnych chorych nie za bardzo go obchodzi. 4 Kolejki to prawdziwa zmora pacjentów. Ale prawdziwym upokorze- Nagminne są kolejki do kolejek. niem dla chorych jest zmuszanie ich, by stawiali się w oznaczonym dniu w karnym ogonku do zapisania się do kolejki. Pacjent kontynuujący leczenie powinien mieć możliwość zapisania się na następną wizytę zaraz po wyjściu z gabinetu lekarza, w wyznaczonym przez niego terminie. Pacjent zakwalifikowany do operacji musi mieć wyznaczony taki termin bada- nia przedoperacyjnego, żeby je zrobić przed zabiegiem, a nie kilka miesięcy po, kiedy już nikomu nie jest potrzebne. To się jednak zdarza nagminnie. Wydaje się, że specjalista wypisujący skierowanie na badanie czy wyznaczający termin następnej wizyty powinien koordynować terminy zapisów na to badanie czy wizytę. Zaś pacjent, który się zgłasza pierwszy raz, powinien być zapisany w tym dniu, w którym się zgłasza. Nawet jeżeli termin wizyty jest odległy. Organizowanie spędów na jeden dzień służy wyłącznie wzrostowi agresji. I – jak interpretuje to Rzecznik Praw Pacjenta – jest łamaniem prawa. 5mi chorych Razem z ubezpieczeniami i kasapowołano przed 11 laty in- Idea lekarza rodzinnego zawiodła. stytucję lekarza rodzinnego. To miał być filar reformy. Miał mieć pełną wiedzę o stanie zdrowia swojego pacjenta, nawet wówczas, gdy leczył się on oprócz niego u trzech specjalistów. Dziś nikt już o tym nie pamięta. Nie ma lekarza koordynatora całego procesu leczenia, nikt nie mówi już o lekarzu rodzinnym, tylko o lekarzu pierwszego kontaktu albo lekarzu podstawowej opieki zdrowotnej. W większych przychodniach pacjent dostaje się do takiego lekarza, na którego akurat trafi, więc wymóg zapisywania się na listę konkretnego lekarza jest czystą fikcją. Może to założenie sprzed 11 lat się nie sprawdziło i należy od niego odstąpić? Albo znaleźć inne rozwiązania dla dużych miast, a inne dla małych ośrodków? Koordynację opieki nad pacjentem mógłby wymusić strumień pieniędzy inaczej przesyłany przez NFZ. Bo w etos zawodu skłaniający do działania na rzecz pacjenta lekarze przestali już wierzyć. Piętą achillesową systemu zdrowia, ito od cza6su wprowadzenia reformy, jest ambuBrakuje specjalistów. latoryjna opieka specjalistyczna. Wiadomo nawet dlaczego. Przed 11 laty znacznie więcej pieniędzy skierowano do lekarzy pierwszego kontaktu, bo to oni mieli przejąć część zadań specjalistów. Po 11 latach widzimy, że tak się nie stało. Porady specjalistyczne są cały czas niedostatecznie wyceniane przez NFZ i dlatego coraz trudniej znaleźć w systemie ubezpieczeń specjalistę. Przyznaje to również NFZ –na Pomorzu trudno oendokrynologa, który chciałby zawrzeć kontrakt. Wolą przyjmować prywatnie, bo i pieniędzy zarobią więcej, i nie muszą wykonywać papierkowej roboty wymaganej przez NFZ. Z tego powodu coraz więcej ubezpieczonych pacjentów musi płacić za poradę specjalisty z własnej kieszeni. W wielu krajach europejskich za taką wizytę pacjent dopłaca. Mowa tu nie o pełnym koszcie wizyty, ale o dopłacie, która pełniłaby funkcję filtra przepuszczającego do lekarza pacjentów naprawdę potrzebujących. Znaczna część pacjentów – mówią to sami specjaliści – przychodzi bowiem do lekarza po przedłużenie recepty na leki. I zajmuje mu niepotrzebnie czas. Zadanie to mogliby przejąć z powodzeniem lekarze pierwszego kontaktu, gdyby tylko wywiązywali się z założonych przez reformę zadań. Wprowadzenie dopłat i jednoczesne zniesienie limitów przyjęć do specjalistów pokazałoby, jakie jest naprawdę zapotrzebowanie na opiekę specjalistyczną, iumożliwiło dostosowanie podaży tych usług do popytu. zdrowotna kosztuje 7coraz więcejOpieka i trzeba się z tym pogo- System stawia na ilość, nie na jakość. dzić. Koszty będą rosły dlatego, że ro- sną oczekiwania społeczne, a dzięki dostępowi do informacji każdy Polak może się dowiedzieć, na czym polega nowoczesne leczenie. Presja stowarzyszeń pacjentów na wprowadzenie do leczenia drogich leków jest ogromna. Rośnie też odsetek ludzi starszych, którym do normalnego funkcjonowania potrzeba coraz więcej lekarstw, rehabilitacji, zabiegów operacyjnych. Jednocześnie dysponujący naszymi pieniędzmi NFZ robi wiele, by ta opieka była droższa niż potrzeba i jednocześnie gorsza dla pacjenta. Żeby zapewnić szpitalom takie samo finansowanie jak w ub.r., NFZ oszczędza pieniądze na hospicjach domowych. Jak można zabierać pieniądze z usług, które kosztują mało, by przekazywać je tam, gdzie dzień pobytu jest wielokrotnie droższy ibardziej uciążliwy dla chorego? Przecież zredukowanie opieki domowej sprawi, że ten sam pacjent z domu trafi do szpitala. Cały system finansowania usług zdrowotnych jest nastawiony na ilość, a nie jakość leczenia. Więcej operacji, więcej porad, więcej pobytów w szpitalu wcale nie musi oznaczać lepszej opieki medycznej. Czasami jest wręcz przeciwnie. Głosząc hasła o uszczelnianiu systemu, politycy podejmują decyzje prowadzące do niepotrzebnego wypływu pieniędzy. Przy tym wszystkim ignorują to, że spośród 100 krajów OECD Polska od lat zajmuje 98. miejsce w poziomie finansowania opieki zdrowotnej – pomiędzy Turcją a Meksykiem. Im częściej będą głosić, że w systemie zdrowia można zmarnować każdą ilość pieniędzy, tym bardziej niechętnie obywatele będą się odnosić do konieczności podniesienia składki. A jednocześnie więcej będą wymagać i bardziej się frustrować przy konfrontacji oczekiwań z możliwościami systemu. 1 Leczyć po ludzku 17 www.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Piątek 12 lutego 2010 + + Opowiedzcie nam swoją historię: [email protected] Nasza strona w internecie: Wyborcza.pl/leczyc Akcja „Leczyć po ludzku” trwa. Piszemy o tym, jak znaleźć najkrótszą kolejkę, komu zgłaszać nieprawidłowości, jakie są główne grzechy publicznej służby zdrowia i czy korzystanie z prywatnej opieki medycznej jest jedynym wyjściem. Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”, „Gazeta Wyborcza”, ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa Czeski horror z dopłatami JUDYTA WATOŁA D opłaty do leczenia wprowadził wstyczniu 2008r. Tomáš Julínek, najdłużej urzędujący w wolnych Czechach minister zdrowia. Był szefem resortu przez dwa i pół roku. Poprzednicy wylatywali średnio po pół roku. Julinek chciał dzięki dopłatom do wizyt u lekarza, recept i pobytu w szpitalu ograniczyć rosnący – podobnie jak w Polsce – popyt na leczenie. Pacjenci mieli więc już nie chodzić od specjalisty do specjalisty tylko po to, by dla pewności przebadać się u jeszcze jednego lekarza, co wydłużało kolejki. Każdy patrzyłby lekarzowi na ręce, ile leków na receptę wypisuje. Wielu by się zastanowiło, zanim wezwałoby pogotowie z powodu byle kaszlu czy biegunki. I nikt by już nie traktował pobytu w szpitalu jak darmowej noclegowni. – Znam takich, co szli do szpitala, jak już pieniędzy na życie nie mieli. Bo dawali jeść. Teraz to się skończy – przekonywała nas w momencie wprowadzania opłat Zdenka Zemanova, emerytka i pacjentka szpitala w Karwinie tuż przy granicy z Polską. – A te dopłaty nie za wysokie? – dopytywaliśmy. – Idzie znieść. Ludzie będą umierać na ulicy! Młody inżynier czy emeryt, wszyscy płacili tyle samo: apteka za każdy wypisany na recepcie lek pobierała od nich po 30 koron, czyli nieco poniżej 5 zł. Tyle samo kosztowała porada u lekarza. Za dzień pobytu w szpitalu płaciło się 60 koron (ok. 10 zł), a za wezwanie zwykłej karet- ki – 90 (ok. 15 zł). Wezwanie erki było bezpłatne. Zdopłat zwolnione były dzieci (pierwotnie do 5 lat, potem podwyższono granicę wieku do 18) oraz osoby, które z powodu niskich dochodów biorą zasiłki od opieki społecznej. Za rezygnację z pobierania dopłat szpitalowi czy poradni groziła wysoka kara. Politycy z lewicowej partii CSD jeszcze przed wprowadzeniem dopłat głosili, że są one sprzeczne z czeską konstytucją, która gwarantuje bezpłatną opiekę zdrowotną. – Straszyli, że ludzie będą umierać na ulicy, bo nie będzie ich stać na wezwanie pogotowia. Nikt na ulicy nie umarł, ale hasła zostały – mówi dr Jan Karczmarczyk, dyrektor ds. medycznych szpitala w Karwinie. Kiedy wprowadzano opłaty, żaden pacjent, z którym rozmawialiśmy, nie narzekał na nowy system. Wyjątkiem byli górnicy z Polski pracujący w karwińskiej kopalni. Strachy na Lachy Plan Julínka szybko zaczął przynosić efekty: Liczba wezwań zwykłych karetek spadła o jedną trzecią, podobnie wizyt w poradniach. W szpitalach liczba pacjentów zmalała tylko o kilka procent, za to skrócił się czas ich pobytu średnio o jeden dzień. – Za wcześnie pacjenta po operacji wypisać się nie da, ale teraz każdy dopytuje, ile dni jeszcze poleży, bo chce oszczędzać – mówi dr Karczmarczyk. Nie potwierdziły się obawy opozycji, że będzie kłopot ze ściąganiem opłat od chorych. Ludzie na ogół płacili na bieżąco i niewielu było takich, którzy zwlekali z opłatami albo próbowali się od nich wymigać. Obniżyły się wydatki na refundację leków, bo realizowano mniej re- PAWEŁ SOWA Dopłaty do wizyt u lekarza mogłyby zniechęcić pacjentów do niepotrzebnych wizyt i skrócić kolejki potrzebującym. Ale kto się na to odważy, skoro w Czechach – choć reforma zadziałała – reformatorzy przegrali? dadzą na nie 5 tys. koron, ale obniżono im pułap do 2,5 tys. koron. Ludzie narzekali tylko na recepty. Dr Karczmarczyk: – Skarżyli się, czemu jest tylko po jednym leku na recepcie, czemu nie wypisywać kilka na jednej. Wtedy by mniej dopłacali. Demagodzy psują reformę Szpital w czeskiej Karwinie. Pacjent uiszcza w automacie tzw. opłatę hotelową – za pobyt na oddziale cept, a wielu pacjentów zamiast leku z recepty, do której musieli dopłacić 30 koron, kupowało inny, pełnopłatny, ale w sumie tańszy, bo bez recepty. Ile dokładnie zaoszczędził system opieki zdrowotnej na lekach, trudno jednak policzyć, bo w międzyczasie zmieniały się też inne przepisy o refundacji. Sam szpital w Karwinie dzięki pieniądzom z dopłat zyskał niewiele – 22 mln koron przy 750 mln, jakie dostaje z czeskich kas chorych na leczenie. Podobnie było w innych placówkach. Żaden dyrektor nie gardził jednak gotówką –wiele czeskich szpitali, tak jak w Polsce, nie może wyjść z długów. Na pieniądze zdopłat szpitale nie musiały czekać, od razu mogły je wydać. Ponieważ osoby na zasiłkach były z opłat zwolnione, nikt nie narzekał, że nie poszedł do lekarza, bo go nie stać. Przestali się też skarżyć przewlekle chorzy. Na początku mieli być zwolnieni z dopłat dopiero po tym, gdy wy- Minister Julínek osiągnął więc cel i... poległ. Kiedy jesienią 2008 r. w Czechach rozpisano wybory do samorządów wojewódzkich, CSD przystąpiła do ofensywy i zapowiedziała, że zniesie dopłaty. Teoretycznie była to obietnica bez pokrycia, bo dopłaty wprowadzono dzięki ustawie uchwalonej przez parlament krajowy i żaden samorząd wojewódzki nie może takiej ustawy znieść. A jednak argument chwycił. We wszystkich 14 województwach zwyciężyła CSD, a niepopularny minister Julínek wkrótce stracił stanowisko. Samorządy wojewódzkie, nie mogąc same znieść krajowej ustawy, postanowiły uiszczać dopłaty za swoich chorych. Pacjent musi jednak wystąpić do województwa z wnioskiem o darowiznę. Śmiesznie i strasznie jak w czeskim filmie W praktyce zrobił się z tego gigantyczny bałagan. – Wydawanie najprostszego leku trwa wieczność, pod okienkiem ustawia się długa kolejka. Każdy pacjent, kupując lek na receptę, wypełnia jednocześnie wniosek o przyznanie przez samorząd darowizny. Mamy tego dość – skarżyła nam się jedna z farmaceutek w aptece należącej do karwińskiego szpitala, kiedy pół roku znów tam pojechaliśmy. To nie koniec – nad każdym wnioskiem o darowiznę musi głosować sejmik wojewódzki. Do przelania pieniędzy potrzebna jest też trójstronna umowa zawierana między apteką (lub szpitalem, czy poradnią) a pacjentem i samorządem. Co gorsza, samorządy zwracają pacjentom dopłaty tylko w szpitalach, poradniach i aptekach, które należą do samorządów. I tak w Karwinie niedaleko szpitala jest Tesco, a w nim prywatna apteka. Tam jest, jak było – 30 koron od każdego leku. Apteka nie może przecież łamać ustaw. – To nierówność podmiotów gospodarczych – oburzają się właściciele aptek. Aptekarze z Novego Jicina i Opawy złożyli skargę do sądu. Urząd ochrony konkurencji poparł ich, ale to nie pomogło – samorząd dalej płaci za pacjentów w swoich aptekach, szpitalach i poradniach. Nierówne wobec prawa są nie tylko apteki, ale też obywatele. Jedne województwa są bowiem bogatsze, inne biedniejsze. Jedne więc płacą swoim pacjentom i za recepty, i za pobyt w szpitalu. W biedniejszych – jak w województwie morawsko-śląskim, w którym położona jest Karwina – darowizny obejmują tylko leki i wizyty u lekarza, a za pobyt w szpitalu i karetkę samorząd już nie płaci. Chaos? Tak! A do akcji wkroczyły jeszcze kasy chorych. Muszą trzymać się wciąż obowiązującej ustawy, a ta kazała im karać za niepobieranie opłat. Ślą więc do szpitali i poradni wezwania do zapłaty za to, że od tego czy innego pacjenta nie wzięły pieniędzy. Dyrektorzy bronią się, że przecież opłatę pobierają, a już od kogo – pacjenta czy samorządu – to mniej ważne. Całą sytuację Czesi określają jednym słowem: – Horror! Dziś jedynym wyjściem może być po prostu zniesienie ustawy o dopłatach. Projekt rozpatrywał już nawet czeski parlament, ale odrzucił go senat. Zapewne wróci do tego po majowych wyborach. Przychodnia zapisała chorego emeryta do lekarza pierwszego kontaktu za 11 dni. Jego w siostrzenica lekarka: – Przesadzili, Wujek ma obustronne zapalenie płuc. 1 – Piszecie o kolejkach. To napiszcie o tym, ile mnie kazali czekać – mówi pan Tadeusz, 74-letni emeryt z Łodzi. – W piątek źle się poczułem. Rozbolały mnie plecy, zacząłem kaszleć, byłem zupełnie do niczego. Ale gorączki nie miałem. Poszedłem do sklepu, to ledwo się doczłapałem z powrotem. W końcu rodzina namówiła mnie, bym poszedł do lekarza. Usiadłem przy telefonie i zacząłem dzwonić do swojej przychodni. Dzwonię, dzwonię i cały czas zajęte. I tak przez godzinę. W końcu udało się. Mówię, że źle się czuję i muszę do lekarza. A pani z rejestracji, że dziś nie da rady. I że zaprasza 16 lutego na godz. 10 do gabinetu nr 30. W piątek był 5 lutego –kazali mi czekać 11 dni. Na szczęście mam siostrzenicę Elę, jest lekarką, pracuje w szpitalu. Zadzwoniłem do niej. Mieszka 40 kilometrów ode mnie, ale wsiadła wsamochód iza godzinę była. Zbadała mnie i powiedziała, żebym się wypisał z tej przychodni, bo nie rozumie, jak mogli mi kazać tyle czekać z zapaleniem płuc. Przez 11 dni mógłbym się na nie przekręcić. Przepisała mi antybiotyk. Pytanie, co by było, gdybym nie miał siostrzenicy? Wezwałbym jakiegoś doktora z ogłoszenia w gazecie. I zapłacił ze 100 zł. Ale dlaczego mam płacić za coś, co mi się należy? Przychodnia to Międzyzakładowy Ośrodek Medycyny Pracy przy ul. Gdańskiej w Łodzi. Dzwonimy do kierowniczki. – Owszem, są u nas zapisy do lekarzy – mówi Wiesława Woźniak. – Więcej panu nie powiem. Proszę skontaktować się z moją przełożoną. Przełożona to Anna Stasiak, dyrektor medyczny Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy, któremu podlega kilka przychodni, m.in. ta, która zapisuje pacjentów za 11 dni: –Rzeczywiście mamy takie terminy wprzychodni przy ul. Gdańskiej. Nie wszyscy przychodzą do przychodni z gorączką, niektórzy potrzebują tylko recepty albo kontroli, dlatego zapisujemy ich w kolejce. Mamy pojedyncze wolne miejsca na ten tydzień, ale wyznaczamy już terminy na połowę przyszłego. Pan Tadeusz mówił, że się źle czuje. Dlaczego nie został przyjęty od razu? – Przykro mi, że tak się stało – odpowiada dyrektor Stasiak. –Gdyby przyszedł, na pewno ktoś by go przyjął. – Akurat – denerwuje się pan Tadeusz. – Jakbym się czuł dobrze, tobym nie dzwonił do lekarza. Dziś zadzwoniła moja córka. Wygląda na chorą. Ka- MARCIN STĘPIEŃ Z wizytą u lekarza późnego kontaktu Tadeusz, 74-letni emeryt z Łodzi: – Jak mogli mi kazać tyle czekać z zapaleniem płuc? Przez 11 dni mógłbym się przekręcić! zali jej przyjść za dwa dni. I chyba trzeba będzie poczekać – Ela tym razem nie przyjedzie, akurat ma dyżur. Beata Aszkielaniec, rzecznik łódzkiego oddziału NFZ: – Już słyszałam o przypadkach, że przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej zapisują pacjentów za dwa-trzy dni. Ale za 11?! To niedopuszczalne. W nagłych przypadkach powinien być przyjęty tego samego dnia. Jeśli mu odmawiają, powinien iść do przychodni i czekać, aż zostanie przyjęty. Będziemy wyjaśniać tę sprawę. Jeśli przychodnia popełniła błąd, wyciągniemy konsekwencje. ADAM CZERWIŃSKI Zgłoś nieprawidłowości ! Biuro Rzecznika Praw Pacjenta przyjmuje zgłoszenia drogą elektroniczną: [email protected], albo telefonicznie od poniedziałku do piątku w godz. 9-21 pod nr bezpłatnej infolinii 0-800 190 590