Jan Potocki i sułtan Maroka

Transkrypt

Jan Potocki i sułtan Maroka
C13
1.04.2011
Historie z paragrafem
Ręka w kieszeni
L
ubią tłum – masowe imprezy, dworce, przystanki, place
targowe, autobusy
i tramwaje. Wtedy
mogą działać spokojnie, bez hałasu i większego ryzyka. Gdy poszkodowany się zorientuje, z reguły jest już za późno.
A w razie ewentualnej wpadki zagrożenie karą – symboliczne.
Siódma rano, przystanek MPK
na krakowskim osiedlu Olsza.
Do autobusu, jadącego do centrum, wsiada niski, ok. 50–letni
mężczyzna. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, może tylko
tym, że kiedy autobus zatrzymuje
się na kolejnych przystankach,
wyskakuje na zewnątrz, przepuszcza wsiadających i sam wsiada na końcu. W ten sposób dojeżdża do ul. Grochowskiej. Tam
znowu wysiada, ustawia się za
starszym mężczyzną, wyciąga mu
portfel z kieszeni i szybkim krokiem odchodzi.
– Zauważył go kolega, jadący
do pracy. A ponieważ znał jego
wcześniejsze dokonania, postanowił
iść za nim i sprawdzić, co planuje.
AFRYKAŃSKI DLA
POCZĄTKUJĄCYCH
Jakub
Ciećkiewicz
Jan Potocki
i sułtan Maroka
N
oc spędzona na hotelowym dachu, zawieszonym jak berberski dywan nad magicznym placem,
noc rozświetlona pogodnym, afrykańskim niebem, pełnym wielkich, połyskliwych gwiazd, noc
spowita szaloną muzyką: trąbek,
bębnów, gitar, fletni Pana, noc
gęsta od dymu z 1001 rozżarzonych grilli, noc czarnoksięska,
zagadkowa, tajemnicza, noc,
której początek i koniec wyznacza transowy rytm czarodziejskich kapel gnawa – powoli
umiera.
Po Jemma el Fna przechadza
się tylko wiatr.
Wędrowiec mija sylwetki
śpiących mężczyzn, zawiniętych
w grube, zakapturzone opończe,
którzy po nocnym spotkaniu
z dżinami i haszyszem, oszołomieni, ogłuszeni rytmem, zabłądzili w gmatwaninie snów
do odległych światów i nie jest
pewne, czy kiedykolwiek powrócą do rzeczywistości...
Malinowe mury medyny powoli nabierają rumieńców. Słychać dochodzące z oddali parskanie wielbłądów. Wydaje się,
że za chwilę, zza rogu ulicy, wyłonią się błękitni wojownicy, na
szybkich, białych wielbłądach
– surowi, fanatycznie religijni
saharyjscy nomadzi – Almora-
W całym kraju kieszonkowcy
pracują na dworcach,
w autobusach i tramwajach oraz
na placach targowych. W Krakowie
niebezpiecznie jest również na
Wawelu, w kościele Mariackim, na
Floriańskiej, Grodzkiej, Szewskiej,
Siennej, w Rynku Głównym
Złodziej dotarł do najbliższych
śmietników, gdzie wyrzucił portfel
z dokumentami. Zatrzymał natomiast trzy karty bankomatowe,
a potem skrzętnie je ukrywał podczas kontroli – opowiada policjant.
Tygodniowo takich kradzieży zgłaszanych jest w Krakowie
na policję około 50. Ciemna
liczba niezgłoszonych jest trudna do oszacowania. Nie ma też
tygodnia, żeby policjanci nie
złapali kilku złodziei, tyle że
większość przyłapanych na gorącym uczynku już na drugi
dzień wychodzi na wolność, bo
łup jest na tyle nieduży, że nie
ma mowy o areszcie. I zabawa
w kotka i myszkę zaczyna się
od nowa. Rekordzista trafiał
w ręce policji 13 razy w ciągu
kilku lat. Zatrzymany przy
ul. Grochowskiej złodziej też
był już osiem razy skazywany,
odsiedział cztery wyroki.
widzi – którzy w 1060 roku założyli miasto.
Zamiast nich na ulicę wychodzi starszy pan z podniszczoną walizką – w białym fartuchu i czerwonej czapeczce na
głowie. Rozkłada turystyczne
krzesełko, mały podręczny
warsztacik i zaprasza przechodniów do golenia. Jego wschodząca brzytwa przecina noc
i stwarza dzień w Marrakeszu.
meczetami i baśniowymi pałacami. Aż do przesytu! Do nadmiaru! Do baroku!
***
Wędrowiec zamyka oczy,
żeby dobrze trafić.
Piaszczysta ulica prowadzi
do mauzoleum wypełnionego
chłodem, bielą i czerwienią,
gdzie w alabastrowej ciszy,
w miękkim świetle poranka,
w kpiącej przesytem doskonałości ornamentów, w szaleństwie
sztukaterii i geometrii kolorowych płytek, spoczywa 66 Sadytów – członków rodziny Ahmada al – Mansura az Zahabi
– władcy, który stworzył potęgę
Marrakeszu. Kalifa i bohatera.
„Zwycięskiego i złotego”!
A skąd to złoto? A ze złotych
okupów, których zażądał od
portugalskiej szlachty, po rozgromieniu potężnej, nacierającej
od północy armii, w bitwie pod
Ksar el Kebir, w 1578 roku.
A że złota i przygody zawsze
mało, wielki sułtan skrzyknął
zbieraninę awanturników – „3
tysiące chrześcijan, Turków
Osmańskich, Murzynów oraz
różnej maści renegatów” i wyruszył wraz z nimi przez Saharę
do mitycznego, „złotego” Timbuktu, gdzie dotarł z połową
ludzi po 135 dniach morderczego marszu. Od tej pory Marrakesz regularnie wypełniały karawany bezcennego piasku.
Wory kosztowności. Tabuny niewolników.
Miasto zakwitło rajskimi
ogrodami, cudownie zdobionymi medresami, podniebnymi
W całym kraju kieszonkowcy
pracują na dworcach, w autobusach i tramwajach oraz na placach
targowych. W Krakowie niebezpiecznie jest również na Wawelu,
w kościele Mariackim, na Floriańskiej, Grodzkiej, Szewskiej,
Siennej, w Rynku Głównym
(zwłaszcza w Sukiennicach). Tu
w ślad za turystami ciągną złodzieje z całej Polski – najczęściej
z Radomia, Warszawy i ze Śląska.
Soliści w tym fachu zdarzają się
rzadko. Grupy kieszonkowców
liczą zwykle od kilku do kilkunastu
osób.
– Są wśród nich i starsi, i młodzi, i kobiety. Często powiązani
rodzinnie i towarzysko. Każdy
ma swoje zadanie: jeden kradnie,
inny go zasłania – np. parasolem
lub plecakiem – następny przejmuje natychmiast łup, opróżnia
portfel i wyrzuca go, żeby pozbyć
się dokumentów i innych charakterystycznych przedmiotów.
Często też stosują kontrobserwację, czyli obserwują, czy ich
nikt nie śledzi i w razie podejrzeń
rezygnują z działania – opowiadają policjanci.
Sztuczny tłok w autobusie,
wyciągnięcie portfela, opróżnienie go z pieniędzy i kart kredytowych – metody są znane, stare
i dalej stosowane. Pewną nowością jest natomiast okradanie gości w restauracjach (nawet tych
najbardziej ekskluzywnych, czytaj
– najdroższych), bądź w kawiarnianych ogródkach. Tu już wchodzi swoista elita przestępcza, żadne dresy, tylko przyzwoity ubiór,
wygląd dostosowany do tła. Siadają w pobliżu zawieszonych na
krzesłach marynarek i torebek,
obserwują, wyczekują na stosowny moment, czasem go wywołują, potrącając coś lub kogoś,
by odwrócić uwagę.
Kieszonkowcy czasem współdziałają ze złodziejami samochodowymi. Jakiś czas temu
wpadł w Krakowie szef takiej
grupy, która miała na koncie kilkadziesiąt kradzieży aut. Gang
działał przeważnie w hipermarketach, w urzędach i w pobliżu
placów targowych. Ofiarę namierzano już na parkingu. Kieszonkowiec szedł za nią, wyciągał
z kieszeni kluczyki (czasem ra-
EWA KOPCIK
– zanotował i przytoczył cały
spis plotek na temat sułtana.
„Podczas pobytu w Fezie poślubił wszystkie dziewczęta
uchodzące za ładne”. „Zazwyczaj ulubienicą cesarza jest ta,
która najlepiej umie pić”. „Rozpusta dworu wywarła zły wpływ
na obyczaje… żołnierze nie dostają żołdu, więc ich żony oddają
się poniżającej profesji*”.
Jezid panował zaledwie dwa
lata. I chyba specjalnie położono
go w Marrakeszu. Najpierw położono, a potem zamurowano
na wieki całe mauzoleum. Aby
pozostał w wiecznym zapomnieniu, w mieście grzechu, którego główny plac nazwano Placem Śmierci.
Duch Mulaja Jezida unosi
się nad stolicą Berberów!
***
Wędrowiec szuka czegoś
w mauzoleum (taki to los nasz,
na grobowcach siadać...) i znajduje! Miejsce wiecznego spoczynku szalonego sułtana Mulaja Jezida, do którego posłował pierwszy Polak w Maroku
– pisarz, polityk, podróżnik
– Jan Potocki.
W ojczyźnie było laurowo
i ciemno... Właśnie uchwalono
Konstytucję 3 maja i dwór poszukiwał rozpaczliwie sojuszników, z którymi mógłby zrealizować wielki europejski plan
pokojowy, albo po prostu wspólnie walczyć z Rosją. Stanisław
August Poniatowski – w akcie
desperacji – rozesłał dyplomatów m.in. do Hiszpanii i do Afryki Północnej...
Był 2 sierpnia 1791 gdy Jan
Potocki, w eskorcie 50 zbrojnych, dotarł na spotkanie z sułtanem Maroka. „Dostrzegliśmy
armię złożoną z ośmiu tysięcy
czarnych jeźdźców na koniach,
a na jej czele wielkie sztandary
i haftowany parasol, który zwiastuje obecność cesarza…”* – zanotował.
Jak kazał obyczaj, polski poseł przygotował tradycyjne podarki. Najpierw dla monarchy:
„Dar mój składał się z 16 chust,
a wartość jego przekraczała 200
dukatów: były tam sztuki brokatu, adamaszku, muślinu, sukna, płótna, a także herbata i cukier, nie licząc wspaniałej szabli…”. Były też prezenty dla dworzan, których liczba obrazuje
ogrom świty sułtana…
Upominki otrzymali: „Kaid
meszuaru, paź wprowadzający
na posłuchanie, strażnicy meszuaru, słudzy noszący parasol
i strzelby, strażnicy karet i lektyk, słudzy noszący włócznie,
zem z dokumentami) i przekazywał je wspólnikom. Nieszczęśnicy najczęściej orientowali się,
że padli ofiarą kradzieży, dopiero
po wyjściu ze sklepu, gdy auto
parkowało już w „dziupli”.
Teoretycznie za kradzież kieszonkową grozi kara do 5 lat więzienia, ale jeśli łup sięga mniej
niż 250 zł, kradzież jest tylko wykroczeniem. Odpowiedzialność
za tego rodzaju przestępstwa rozciąga się między przypadkiem
pana Rysia, a przypadkiem „Danki
Wariatki”. Pan Rysio – niezły fachowiec – miał wyjątkowego pecha. Z ponad 60 przeżytych lat
blisko 40 spędził za kratami.
Większość wyroków za kradzieże
kieszonkowe. Wychodził z więzienia jakby tylko po to, żeby znowu ukraść, wpaść i wrócić tam,
skąd wyszedł. „Danka Wariatka”
miała z kolei fart. Wielokrotnie
zatrzymywana, nigdy nie siedziała.
Tak umiała zorganizować sobie
pracę, że ile razy ją łapano, tyle
razy była w ciąży, albo matką karmiącą. Sąd zawsze miał wzgląd
na te okoliczności.
Noc na Jemma el Fna
FOT. JAKUB CIEĆKIEWICZ
***
zarządzający podaniem herbaty
i zapalaniem świec, nadzorcy
stajen, sługa przynoszący ostrogi, sługa przynoszący pantofle
i naczynie nocne, pokojowcy,
słudzy noszący krzesła i poduszki, nadzorcy przenośnych
pokoików z drzewa, kawiarz,
sługa noszący pistolety, strażnik
namiotów, sługa noszący zegar,
roznosiciel półmisków, fajczarz,
sługa noszący ostrzałkę i noszący szablę, dozorcy namiotu,
rzezańcy, sługa noszący topory,
którymi ścina się również głowy,
sługa noszący ogrzewacz, chorąży, roznosiciel wody, pisarz,
kuchmistrz, ludzie, którzy przyjęli podarunki dla cesarza, kaid,
który ich nadzorował, dworzanie, którzy odnieśli podarunki
do wnętrza*”.
Pierwsze posłuchanie było
krótkie i konwencjonalne. Potocki wychwalał świetność monarchii, a marokański władca,
siedząc niedbale na koniu,
wsparty na włóczni wysadzanej
diamentami, witał gościa uprzejmie, mówiąc, że opuściwszy Ma-
roko, pisarz będzie mógł powiedzieć, iż został potraktowany
w sposób należny przybyszowi
z daleka. Na zakończenie ofiarował mu piękną lwią skórę,
długą „od ogona do pyska” aż
na 10 piędzi.
Stosunki między Polską
a Marokiem zostały nawiązane.
(Równo 220 lat temu!) Nadzieje
na zawarcie sojuszu i wspólną
walkę z Rosją, u boku Turcji
i Szwecji – okazały się jednak
przesadne. Potocki, z wprawą
szpiega, zbierał pogłoski o sytuacji w królestwie i o poczynaniach władcy, który właśnie
nierozważnie wywołał wojnę
z Hiszpanią, wciąż gasił bunty
plemion, a przede wszystkim
powszechnie uchodził za szaleńca.
„Cesarz, który jednocząc tytuł sułtana i kalifa oraz godność
potomka Proroka, rozporządza
nieograniczoną niemal władzą…
nierzadko osobiście wykonuje
wyroki, zabijając oskarżonych
pchnięciem włóczni, ciosem
szabli lub kulą z broni palnej…”
Zabytki Marrakeszu grały
już w tylu filmach, że od razu
kojarzą się z jakąś słynną sceną.
Z „Powrotu do Brideshead”,
z „Człowieka, który wiedział za
dużo”, z „Otella”, „Sahary”,
„Królestwa niebieskiego”...
Trudno się dziwić. Pierwszą fabułę nakręcili tu jeszcze bracia
Lumiere! Nazywała się „Le Cavalier Marocain” i powstała
w 1897 roku!
Może dlatego dookoła panuje
atmosfera filmowego planu
i wszędzie pełno celebrytów.
Miejscowi chętnie pokazują
domy Alana Delona i Yves St
Laurenta, wille Zidane’a i Raúla.
Szczęśliwcy spotkają Nicolasa
Sarkozy’ego, Hillary Clinton
i Bóg wie kogo jeszcze. No,
a specjalnie dla turystów – w roli
białego niedźwiedzia z Krupówek – do fotografii pozuje kolorowo ubrany dziadek w wielkim, stubarwnym, berberskim
kapeluszu...
CDN
*Jan Potocki, Podróż do Cesarstwa
Marokańskiego

Podobne dokumenty