Kilka pytań do Anny Dymnej, aktorki i Prezesa Fundacji „Mimo

Transkrypt

Kilka pytań do Anny Dymnej, aktorki i Prezesa Fundacji „Mimo
Kilka pytań do Anny Dymnej, aktorki i Prezesa Fundacji „Mimo Wszystko”…
Wypowiedzi Anny Dymnej pochodzą z wywiadów, których udzieliła od momentu założenia Fundacji.
Kim są osoby niepełnosprawne z którymi Pani się spotyka?
Wiele osób poruszających się na wózkach, sparaliżowanych albo śmiertelnie chorych nie myśli o sobie
jako o niepełnosprawnych. Ukończyli studia, pracują, mają szczęśliwe rodziny.
W jednym z programów gościłam studentkę, która urodziła się bez rąk. Ta dziewczyna nie widzi
żadnego problemu w swojej fizycznej ograniczoności. Sama potrafi się ubrać, jeść, obsługiwać
komputer. Jej „inność” polega na tym, że zamiast rąk używa nóg. Telewidzowie, oglądający
„Spotkajmy się”, mieli okazję zobaczyć jej piękny charakter pisma. Kiedy, nie kryjąc zdziwienia,
pytałam tę dziewczynę, w jaki sposób, osiągnęła taką perfekcję, odpowiadała: „Zwyczajnie”. „A ile
uczyłaś się pisać nogami?” - dociekałam. „Tyle, ile każde dziecko” - wyjaśniała. „Tak normalnie, w
szkole?”. „Pewnie, że normalnie. Inne dzieci siedziały w ławkach i pisały rękami, a ja – na ławce, bo
długopis trzymałam palcami nogi”. Dziwiłam się jej niezwykłym zdolnościom, a ona nie wiedziała,
dlaczego zadaję tak głupie pytania.
W „Spotkajmy się” wystąpiła także dziewczyna cierpiąca na dystrofię mięśniową, która oddycha przez
respirator i porusza tylko jedną ręką. Cóż za wielka moc musi być w tej dziewczynie, skoro nie mogąc
nawet siedzieć, studiuje przez Internet i pisze cudowne wiersze. Dziekan, który przyjeżdża ją
egzaminować, stwierdził, że jest jego najlepszą studentką. Co więcej – już teraz obiecał jej pracę na
uczelni.
Jeśli posiadamy w sobie wiarę i radość, możemy robić naprawdę bardzo wiele mając tylko jedną rękę
i zdrowy mózg. Właśnie tego możemy się uczyć od osób chorych i niepełnosprawnych.
Dlaczego Pani pomaga? Dla swojego rozgłosu?
Nie można pomagać komuś po coś. Pomaga się z potrzeby serca i tak naprawdę zawsze robi się to dla
siebie. Jeden dojrzewa do tej myśli wcześniej, drugi później, trzeci pewnie zbyt późno.
Oczywiście wolałabym pracować z osobami niepełnosprawnymi bez rozgłosu. Tyle że na tę
działalność trzeba zdobywać pieniądze i mnie, jako osobie publicznej, przychodzi to łatwiej. Pomoc
innym jest oczywiście moją formą spłacania długu. Również wobec kolegów z teatru, którzy, kiedy
znalazłam się w dramatycznej sytuacji, bardzo mi pomogli. Bez nich na pewno bym sobie w życiu nie
poradziła. Kilkakrotnie przywożono mnie w ciężkim stanie do szpitala. Kiedy załamana leżałam wśród
ludzi bez rąk i nóg i widziałam w nich energię i radość życia, sama inaczej zaczęłam patrzeć na swój
los.
Na jakich płaszczyznach mogą realizować się osoby niepełnosprawne?
Sport, sztuki plastyczne, rękodzieło, poezja, teatr - to płaszczyzny, na których człowiek
niepełnosprawny może się w pełni realizować: w akcie tworzenia czy sportowych zmagań uwalnia się
od bólu i choroby, pokazuje swoje ogromne możliwości, przekracza wszelkie bariery pozornych
niemożliwości, by stanąć przy zdrowym człowieku i niejednokrotnie zawstydzić jego lenistwo, niemoc
i bylejakość życia.
Pani zaangażowanie na rzecz społecznej integracji oraz w działania charytatywne jest ogromne.
Wydaje się jednak, że w świecie komercji, w którym życie rządzone jest przez utylitaryzm, karierę i
sukces, osoby chore i niepełnosprawne zawsze pozostaną ludźmi drugiej kategorii. Ma Pani tego
świadomość?
Świadomość mam! Świadomość, że w taki sposób tych ludzi w Polsce się traktuje, choć często są w
wyższej kategorii niż wielu z nas.
Oczywiście wiem, że osoby niepełnosprawne intelektualnie zawsze będą ludźmi innymi niż my.
Podkreślam: innymi, bo być może świat zauważy kiedyś, że są to jednostki niezwykłe, od których
dużo możemy się nauczyć. Liczę na to. A co do ludzi w taki czy inny sposób uszkodzonych fizycznie,
myślę, że wśród nich również są umysły wybitne: zdolni matematycy, fizycy, tłumacze języków
obcych, poeci, osoby ze wszech miar przydatne społeczeństwu. Nieraz z takimi ludźmi się stykam.
Trzeba im tylko dać szansę normalnego funkcjonowania w tym naszym świecie. Nic poza tym. Zresztą
ten problem dotyczy przede wszystkim polskiej rzeczywistości oraz mentalności.
Na przykład w Stanach Zjednoczonych, w Japonii czy na Zachodzie Europy osoby poruszające się o
kulach albo na wózkach pracują w agendach rządowych, w firmach komputerowych, są projektantami,
stylistami. W tych krajach jest to zjawisko powszechne, które nikogo nie dziwi. Ludzie pozbawieni
nóg niczym przecież nie różnią się od tych, którzy posiadają dwie ręce i dwie nogi. Mają talenty, są
szalenie pracowici, więc zarabiają ogromne pieniądze. Pan chyba wie, kim jest Stephen Hawking? Być
może taki Hawking żyje również gdzieś w Polsce, lecz bieda, uprzedzenia, stereotypy albo bariery
architektoniczne nie pozwalają mu pokazać się światu.
Moje społeczne działania nie służą jedynie materialnemu wspieraniu osób chorych i
niepełnosprawnych. Nastawione są przede wszystkim na wyrównywanie szans pomiędzy ludźmi.
Służą temu między innymi imprezy, które wraz z TVP, organizuje Fundacja „Mimo Wszystko”.
Ponieważ znam wiele osób w taki czy inny sposób doświadczonych przez los, wiem, że one nie
potrzebują łzawego współczucia, taryfy ulgowej i jałmużny. Chcą mieć tylko szansę na rozwój swoich
umiejętności, podobnie jak osoby posiadające zdrowe oczy, słuch, dwie ręce i dwie nogi. Cieszę się, że
coraz więcej ludzi dostrzega ten fakt, a moje przedsięwzięcia zyskują nowych przyjaciół.
Widząc cierpienie zwykle odwracamy głowy. Jak możemy pomóc osobom niepełnosprawnym?
Zdarza się , że niektórzy nie czują się na siłach, by z pełnym zaangażowaniem stykać się z
cierpieniem, umieraniem albo kalectwem. Przecież nie wszyscy jesteśmy do tego stworzeni…
Znam wielu ludzi, którzy nie potrafią tego robić. Nie oznacza to wcale, że te osoby są złe i mało
wrażliwe. Ale istnieje wiele sposobów, dzięki którym możemy upiększać życie innych ludzi. Istotne,
żeby starać się to robić i zawsze pamiętać, że wokół nas są tacy, którym możemy pomóc. Czasami
wystarczy się uśmiechnąć. To przecież nic nie kosztuje.
Jacy są ludzie niepełnosprawni? Jak Pani ich postrzega, odbiera?
Niektórzy z moich rozmówców mówili, że uważają siebie za wybrańców, bo skoro Bóg zesłał na nich
tak nieludzkie nieraz cierpienie, to musiał też wiedzieć, iż mają wystarczającą moc do tego, by je
znosić. Naturalnie z niepełnosprawnymi umysłowo dzieje się inaczej. Oni ze swoją ułomnością już się
rodzą. Często nie zdają sobie z niej sprawy. Ale jeśli przychodzą na świat, to musi być w tym jakiś
głęboki sens.
Problem polega na tym, że nie do końca potrafimy go pojąć naszymi ograniczonymi umysłami.
Owszem, oni są inni. Wydają się brzydcy w ujęciu naszej estetyki. Jednak kontakt z takimi ludźmi
uświadomił mi, że wolność i szczęście człowieka polegają również na tym, iż potrafi on wznieść się
poza ramy codziennych uwarunkowań, zarówno obyczajowych jak i estetycznych. Jest to pewna
bariera, która należy w sobie pokonać. Jeżeli zdołamy ją przekroczyć, dopiero wtedy zaczniemy
rozumieć: patrząc na niepełnosprawnego umysłowo, przestaniemy widzieć jego ułomność, inność albo
brzydotę; jego zachowanie przestanie nas krępować, niepokoić i dziwić. Nie wywołuje w nas przecież
zdziwienia fakt, że Azjaci mają skośne oczy, że ptak ma skrzydła zamiast nóg, a mrówka sześcioro
kończyn zamiast dwóch. Przyjmujemy to za zupełnie oczywiste. Z taką samą oczywistością
powinniśmy nauczyć się traktować niepełnosprawnych umysłowo.
Przypominam sobie słowa Jana Pawła II:
„Kimkolwiek jesteś, jesteś kochany - nie zapomnij, że każde życie nawet bezsensowne w oczach ludzi,
ma wieczną i nieskończoną wartość w oczach Boga”.
Co to znaczy „pomagać mądrze” i jak Pani zdaniem, pojedynczy człowiek może pomagać mądrze?
Mądrego pomagania cały czas się uczę. Niezbędna jest do tego perfekcyjna organizacja, wytyczenie
celu działania, a przede wszystkim uczciwość. Tylko w taki sposób można pomagać konkretnie i
naprawdę.
Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę, że bardzo wiele zależy od nas samych. W Polsce dopiero
od niedawna mamy system, dzięki któremu możemy efektywnie i mądrze pomagać słabszym.
Oczywiście nie wszyscy jeszcze wierzą w sprawność i uczciwość jego funkcjonowania. Charaktery
mamy takie, że lubimy zrywy ogólnonarodowe, podczas których udowadniamy swoją hojność.
Tymczasem powstały instytucje pożytku publicznego, organizacje sprawdzone i kontrolowane przez
państwo, którym każdy może przekazać jeden procent swojego podatku dochodowego. Uważam, że
dzięki temu mechanizmowi przysłowiowy Kowalski może pomagać mądrze, a tym samym zmieniać
świat. Mądre pomaganie polega też na tym, żeby ludzi obojętnych zachęcać do działania.
Nieraz opowiadała Pani publicznie, jak wiele radości i siły czerpie z kontaktu z niepełnosprawnymi.
Może pragnienie niesienia pomocy potrzebującym wynika więc z egoizmu Anny Dymnej?
Nigdy nie pomagałam ludziom dlatego, by potem czekać na ich wdzięczność albo na nagrodę od Boga
w życiu wiecznym. Nie kalkuluję. Gdybym naprawdę kierowała się własnym interesem, powinnam
teraz położyć się do łóżka, leczyć się, rehabilitować albo wyjechać w góry i odpoczywać. Tymczasem
gonię przez cały dzień, ponieważ zdaję sobie sprawę, że dzięki temu wielu ludziom mogę pomóc.
Staram się być przy potrzebujących nawet wtedy, gdy jestem chora albo kosztem wielu spraw
mogących mi przynieść korzyści materialne. Na przykład dzisiaj jest niedziela. Nie przeznaczam jej
jednak na odpoczynek, nie oglądam telewizji i nie wychodzę na basen albo spacer. Za dwie godziny
jadę do Radwanowic. Potem gram przedstawienie w swoim teatrze. Do domu wrócę dopiero około
dwudziestej trzeciej. W poniedziałek wyjeżdżam do Warszawy na plan zdjęciowy Spotkajmy się,
wstanę o piątej rano. Dlaczego to robię? Z egoizmu?
Czy po własnych doświadczeniach i rozmowach z gośćmi programu „Anna Dymna – Spotkajmy się”
przychyla się Pani do opinii, że cierpienie uszlachetnia?
Nie zamierzam opowiadać banałów. Zrozumiałam jednak, że cierpienie otwiera przed człowiekiem
nowe możliwości, uruchamia w nim nieprawdopodobne siły. Kiedy cierpimy, przestajemy zwracać
uwagę na sprawy mało istotne: plotki, bezsensowne walki, intrygi, zawiści, powierzchowne
ekscytacje. W takich chwilach koncentrujemy się jedynie na tym, co w życiu jest naprawdę istotne,
dążymy do tego co piękne. Przez to stajemy się lepsi.
Kiedy w cierpieniu pomagamy innym, ratujemy komuś zdrowie albo życie, również musimy
zapomnieć o sprawach błahych. Chyba dlatego powiada się, że cierpienie uszlachetnia i wznosi nas
ponad przyziemność. Myślę, że osoby, które doznają nieszczęść, wiedząc, że nie mogą już odmienić
swojego losu, przechodzą przyspieszony kurs życia. Zaczynają poznawać prawdziwą wartość i sens
istnienia. Zyskują wiedzę, do której osiągnięcia inni ludzie czasami nie zdążą nawet dożyć.
Moi rozmówcy z programu „Spotkajmy się” nieraz opowiadali, że czują się wybrańcami, a w
cierpieniu jest coś, co oczyszcza świat. Oni to wiedzą i czują.
Powiedziała Pani kiedyś, że każdy człowiek porusza się na wózku inwalidzkim, tylko, że czasami tych
naszych wózków nie widać.
Trudno ocenić, czy ja bądź ktoś inny nie jesteśmy bardziej niepełnosprawni niż ten kto jest całkowicie
sparaliżowany albo żyje bez rąk i nóg. Czasami nosimy w sobie ułomności znacznie straszniejsze niż
ciężkie choroby albo okaleczenia fizyczne. Tymczasem w moim programie, w którym rozmawiam
przecież z ludźmi dramatycznie doświadczonymi przez los, spotkałam tytanów siły, osoby pełne
radości oraz wielkiej wiary w sens codzienności. Jeśli jest mi smutno albo nie czuję się najlepiej,
często telefonuję do któregoś z moich niepełnosprawnych przyjaciół. Po kilku minutach luźnej
rozmowy znowu czuję się wspaniale.
Dziękujemy Pani Anno!
Dziękuję.
Wypowiedzi Anny Dymnej zebrała i opracowała Magdalena Chawziuk
CWWWW