Byłam Julią z 0-700..

Transkrypt

Byłam Julią z 0-700..
Byłam Julią z 0-700..
Najgorsze w pracy są poranki, bo dzwonią głównie onaniści - mówi Basia
Najbardziej lubię popołudnia - opowiada. - Wtedy kolesie dzwonią z pracy, więc nie pozwalają sobie
na totalne świntuszenie. W nocy też nie jest źle. Dzwonią ochroniarze. Ci są nudni jak flaki z olejem.
Nie powiedzą ani be, ani me, ale lubią słuchać. Możesz im gadać nawet o strukturze swoich linii
papilarnych, a i tak będą wisieć na słuchawce.
Basia jest studentką psychologii, ma 20 lat i trafiła do Zero Siedemset rok temu. O tym, że pracuje na
linii "Sam na sam", nie wie nawet jej chłopak.
Początkowo była wróżką. Miała tylko przepowiadać ludziom przyszłość z kart, gwiazd i innych
astrologicznych wynalazków. Teraz pracuje jako Tania i wprowadza mnie w tajniki zawodu: - Z nikim
się nie umawiaj, nawet jeśli głos w słuchawce będzie sympatyczny. Nigdy, nawet jeśli zaprosi cię do
dobrej restauracji czy będzie chciał poprosić o rękę. Wszystkie nasze rozmowy są podsłuchiwane.
Jeśli się z kimś umówisz, wyślą za tobą pana Wiesia i wylecisz z pracy.
- Ale poza tym się nie martw - pociesza mnie Basia. - Początki bywają trudne, ale do wszystkiego
można się przyzwyczaić. Nawet do pracy w audiotele.
Rozluźnij się, kurczaczku
Ogłoszenie znalazłam w gazecie: studentki/studenci do audiotele.
- Do tej pracy trzeba mieć silne nerwy - ostrzegli mnie w czasie szkolenia.
Zero Siedemset mieści się w jednym z wieżowców w centrum Warszawy.
W wielkiej sali siedzą przy biurkach sami studenci ze słuchawkami na uszach i mikrofonem.
Sala podzielona jest na sektory. Dział horoskopów, linia "Sam na sam", linia dla gejów i Party Line.
Telefonistki (dziewczyn jest tu znacznie więcej) oddzielone są od siebie plastikowymi szybkami, które
dają pozór anonimowości i prywatności. Jednak nic nie dają, bo rozmowy niosą się po sali. Panuje
gwar i sekcja gejowska zagłusza horoskopy. (Choć większość stara się tu mówić szeptem).
Najgłośniej rozmawia Anka (dla klientów Lila), która jest największą gwiazdą "Sam na sam". Z każdej
rozmowy potrafi zrobić piętnastominutowy spektakl. Tak jak teraz:
- Kotku, skąd dzwonisz? - wsłuchuję się w jej aksamitny głos. - A co tam robisz, kurczaczku? Interesy?
No tak, przecież jesteś ważnym biznesmenem - jej głos zaczyna teraz uwodzicielsko wibrować. Rozluźnij się... Oczywiście, że specjalnie dla ciebie założyłam dziś stringi. Mam też taką krótką
skórzaną spódniczkę... - kłamie jak z nut, bo widzę, że ma na sobie zwykłe dżinsy. W trakcie rozmowy
przerzuca beznamiętnie kartki w grubej księdze "Psychologia rozwojowa dziecka". Gdy podchodzę
bliżej, Anka zdejmuje słuchawki, w które coraz głośniej dyszy jej rozmówca, i szepcze mi, że za trzy
dni ma egzamin: - Pedagogika to nie najłatwiejsze studia... - i wraca do rozmowy telefonicznej. Chyba już skończył ...Potem pogadamy, muszę wracać do roboty... - mówi mi na pożegnanie i zajmuje
się już tylko telefonem - No i jak, kotku, udało się?
Ula, koleżanka Anki z sąsiedniego boksu, mówi, że klienci uwielbiają Anię. - Dzwonią do niej
codziennie i nie chcą rozmawiać z nikim innym - mówi Ula.
Szczekaj, warcz i gryź
W Zero Siedemset dostaję krzesło i słuchawki. Siadam w boksie i czekam na telefon. Jestem na
okresie próbnym, czyli muszę za darmo gadać przez 14 godzin z najaranymi facetami. Dla nich jestem
Julią.
Miga czerwone światełko, więc trzeba rozmawiać.
- Jaki masz kolor oczu, Julio? - łasi się do mnie ten po drugiej stronie słuchawki. - Czarne są
najlepsze, gorące jak Hiszpanki. A majteczki jakie masz?
- A co cię to obchodzi - mówię i facet odkłada słuchawkę.
Obok siedzi Martyna, która pracuje tu od dwóch lat i bardzo pomaga młodym pracownikom. - Gadaj
tak, żeby gość jak najdłużej nie odłożył słuchawki - radzi. - Inaczej cię wyleją.
A co robić, gdy pan ze słuchawki robi się wulgarny?
- Zacznij mu mówić jakieś dyrdymały - mówi Martyna. - Oni czasem się podniecają, gdy zaczniesz im
opowiadać, jak zrobić pieczeń wieprzową.
Miga lampka. Kolejny telefon.
- Chcesz, żebym ubrał dla ciebie czerwone pantofelki? - pyta męski głos. - Nie potakuj! Nie lubię tego!
Jak będziesz taka potulna, poszczuję cię moim dogiem... Mam ogromnego doga. A chciałbym mieć
dożycę. Chcę, żebyś ty była moją dożycą - i zaczyna sapać. - ...Szczekaj... warcz... gryź mnie...
- Co mam mu odpowiedzieć? - pytam Martynę. - Nie znam żadnego przepisu na pieczeń wieprzową.
Zboczeńcy z "Sam na sam"
Kiedy Basia zaczynała półtora roku temu jako wróżka, było znacznie łatwiej. Wszystkie wróżby miała
przygotowane w komputerze i kiedy ktoś dzwonił, wystarczyło kliknąć w odpowiedni plik, zniżyć głos i
przekonująco odczytać poradę do słuchawki.
Najczęściej dzwonili bezrobotni, którzy trwonili kasę, i kobiety, które pytały, jaki kolor włosów będzie
miał ich ukochany i kiedy pojawi się w ich życiu. Codziennie po północy informatycy według własnej
inwencji wprowadzają drobne zmiany w horoskopach linii Zero Siedemset . Lwom coś dodawali,
Rakom odejmowali. Jak Wagi miały zły dzień, to następny musiał być dla nich lepszy, więc
informatycy wpisywali: "Dziś masz szansę poznać miłość swojego życia, nie zepsuj tego. Dziś otacza
cię aura, która sprzyja podejmowaniu ważnych decyzji życiowych". - Do dziś nie mogę pojąć, dlaczego
tyle osób wierzyło w te bzdury - dziwi się Basia. Praca była spokojna i dobrze płacili (do 1 tys. zł
miesięcznie - (8,50 zł za godzinę).
W horoskopach pracowała nocą, cztery dni w tygodniu po dziesięć godzin. Jak nikt nie dzwonił, można
było czytać książki i uczyć się do egzaminów na studia.
Potem system się zmienił. W firmie doszli do wniosku, że horoskopy mają za wiele wolnego.
- Gdy nikt nie dzwonił, mieliśmy obsługiwać linię "Sam na sam", - opowiada Basia. - Wtedy
zrozumiałam, dlaczego jest tam taka rotacja pracowników. Jako "wróżka" miałam wrażenie, że na
świecie żyją sami idioci wierzący w czary i mannę z nieba. Obsługując linię "Sam na sam", zaczęło mi
się wydawać, że żyję w świecie pełnym zboczeńców - Basia kończy opowieść, bo mam kolejny
telefon.
- Powiedz, że mnie zbijesz? - tym razem to masochista. - Wiem, że to lubisz. Lubisz robić mi krzywdę?
Uderz mnie! Auł... Nie przestawaj... Bij mnie, rozkazuj mi... Nie przestawaj.
- Idź do diabła! - krzyczę w słuchawkę, i to jest moja ostatnia rozmowa.
Klient nasz pan
Po 12 godzinach pracy wezwała mnie kierowniczka zmiany i powiedziała, że się do niczego nie
nadaję. Na 30 rozmów aż 29 trwało krócej niż pięć minut. Tylko jedną rozmowę prowadziłam 10 minut.
Ale to tylko dlatego, że facet się bardzo jąkał i słowo "majtki" umieścił na końcu zdania.
- Dzwonili do mnie sami pomyleni - próbuję się tłumaczyć. - Klient nasz pan - odpowiada kierowniczka.
... Dzwonię z roboty. Nudzi mi się, to dzwonię. Z ochrony jestem. Co ochraniam? He, he... he he... A
jak myślisz? Tak, ten wielki, potężny, pnący się w górę wieżowiec...
... Pani kochana, w pani ostatnia nadzieja. Mąż pije, pracy znaleźć nie może, dzieci też na zasiłku
lecą, do garnka nie ma co włożyć. Niech nas pani ratuje, niech nam pani przepowie, kiedy wreszcie
my w tego Totka wygramy.
...Wiem, kim jesteś... Ty mnie nie znasz, ale ja cię znam... Chcesz, żebym ci powiedział, kim jesteś?
Jesteś zwykłą dziwką jak wy wszystkie...
[Podpis pod fot.]
Kiedy pracowałam w "Sam na sam", zaczęło mi się wydawać, że żyję w świecie pełnym zboczeńców mówi Basia
IZABELA MARCZAK

Podobne dokumenty