tutaj
Transkrypt
tutaj
Szkoła moich marzeń W mojej wymarzonej szkole chciałabym, żebyśmy chodzili w mundurkach, bo przynajmniej nie musiałabym wymyślać pół godziny, w co się ubrać. Fajnie by było, gdybyśmy kończyli zajęcia zawsze przed 12.00. Każda lekcja trwałaby 15 minut, a przerwa 20 minut. Za każdą obecność na lekcji - jeden plus dla każdego gratis. W mojej wymarzonej szkole nie byłoby jedynek. Oto skala ocen od najlepszej do najgorszej : 6, 5, 4, 3. W naszym szkolnym sklepiku, jeśli pokazałoby się szóstkę ze sprawdzianu, to wolno byłoby sobie wybrać jedną rzecz za darmo! W bibliotece można by było wypożyczać tablety i komórki. Do każdego przedmiotu byłaby jedna książka, a co dwa tygodnie - dyskoteka. Chciałabym, żeby było więcej w – fu, czyli w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek i piątek po dwie godziny. A sala gimnastyczna byłaby tak wielka, jak stadion piłkarski! W mojej wymarzonej szkole najważniejsza lekcja to lekcja uśmiechu, gdzie uczylibyśmy się, co zrobić, aby mieć dobry humor, więcej się uśmiechać, jak pomagać i rozweselać ludzi. W mojej szkole byłaby również sala do leniuchowania, w której znajdowałby się telewizor, konsola do gier, komputer i zabawki. Dla najmłodszych byłoby również przedszkole, w którym dzieci uczyłyby się poprzez zabawę, np. na lekcji przyrody graliby w piłkę globusem i mówiliby, w jaki obrazek kopnęły, itd. Moja wymarzona szkoła to raj dla każdego. Zapraszam! Agata Brejza, kl. IVb Moja wymarzona szkoła Moja wymarzona szkoła powinna wyglądać jak w „Akademii pana Kleksa”. Lekcja wychowania fizycznego byłaby na podwórku. Jeśli gralibyśmy w piłkę, to zamiast piłki byłby globus. Żeby go kopnąć, to trzeba by było wymienić nazwę kraju, ulic, rzek czy miast. Lekcja muzyki wyglądałaby tak, że zamiast uczenia się piosenek, nawlekalibyśmy nuty na sznurek i w ten sposób umielibyśmy śpiewać piosenki. Lekcja języka polskiego byłaby ciekawa, gdybyśmy zamiast czytania lektur, chodzili do biblioteki. Tam za pomocą igły nawlekalibyśmy litery na nitkę, podobnie jak nutki na muzyce. Lekcja plastyki tez byłaby inna, bo zamiast przynoszenia ołówków i innych przyborów, przynosilibyśmy atrament i blok. Nasze prace wykonywalibyśmy następującą metodą: najpierw atrament wylewa się na kartkę i czeka aż wsiąknie, potem składa się kartkę na pół, wreszcie rozkłada i podziwia obrazek. Szkoła jest po to, żeby się uczyć, ale wolałbym trochę inaczej. Wojtek Jankowski, kl IVb