SPADAĆ W GÓRĘ. Duchowość na obie połowy życia

Transkrypt

SPADAĆ W GÓRĘ. Duchowość na obie połowy życia
Tytuł oryginału
FALLING UPWARD
A Spirituality for the Two Halves of Life
© 2011 by Richard Rohr
All rights reserved
This translation published under license
© Wydawnictwo WAM, 2013
Redakcja
Ewa Zamorska-Przyłuska
Korekta
Elżbieta Krok
Projekt okładki wg oryginału
do druku przygotował
Andrzej Sochacki
ISBN 978-83-7767-188-7
WYDAWNICTWO WAM
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200 • faks 12 42 95 003
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwowam.pl
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-255 • faks 12 62 93 496
e-mail: [email protected]
KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA
tel. 12 62 93 260, 12 62 93 446-447
faks 12 62 93 261
e.wydawnictwowam.pl
Drukarnia Wydawnictwa WAM
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
WPROWADZENIE
To, co dla młodej osoby jest normalnym celem, w starszym wieku staje się neurotyczną przeszkodą.
CARL GUSTAV JUNG
Żaden mądry człowiek nigdy nie chciał być młodszy.
AFORYZM INDIAŃSKI
C
złowiek – czego dowodzą rozliczne, odnajdywane
na różnych płaszczyznach symptomy – staje przed
przynajmniej dwoma poważnymi zadaniami życiowymi. Pierwsze polega na zbudowaniu solidnego „naczynia” lub tożsamości; drugie – na znalezieniu zawartości,
którą owo „naczynie” ma pomieścić. Zwykliśmy z góry zakładać, że naszym celem jest wykonanie zadania
pierwszego (co nie znaczy, że wykonujemy je dobrze).
Na drugie zadanie bardziej się natykamy, niż go poszukujemy, i tylko nieliczni realizują je według ułożonego
wcześniej planu, z zaangażowaniem i świadomością celu.
Czytelnik może się więc zastanawiać, czy proponowanie takiego jak ten przewodnika w ogóle ma sens, skoro
to, czego dotyczy, dopiero może się wydarzyć? Jednak
właśnie dlatego musimy spróbować. Niezwykle ważna
jest bowiem świadomość, co czeka nas wszystkich i jakie otrzymamy propozycje.
Należymy do „kultury pierwszej połowy życia” i zabiegamy przede wszystkim o pomyślne przetrwanie.
14
spadać w g ór ę
Wydaje się, że od zarania dziejów aż do chwili obecnej
większość kultur i jednostek sytuowała się w pierwszej
połowie rozwoju, ponieważ nie miała czasu na nic innego. Wszyscy staramy się zrealizować to, co nasze jedyne
życie stawia przed nami jako pierwsze zadanie: ustalenie
tożsamości, zbudowanie domu, relacji, stworzenie grona
przyjaciół, społeczności, poczucia bezpieczeństwa oraz
opracowanie właściwego życiowego programu.
Znacznie więcej czasu wymaga jednak odnalezienie
„zadania ukrytego wewnątrz zadania”, czyli tego, co naprawdę robimy, kiedy robimy to, co robimy. Dwie osoby
mogą mieć ten sam zakres obowiązków zawodowych,
przy czym jedna posiłkuje się subtelną lub nie-aż-tak-subtelną energią życiową (eros), podczas gdy druga –
wykonując dokładnie tę samą pracę – ma subtelną lub
nie-aż-tak-subtelną energię negatywną (thanatos). Przypuszczam, że większość z nas sytuuje się gdzieś pomiędzy tymi dwiema możliwościami.
Tymczasem reagujemy bardziej na energię niż na precyzyjne słowa i konkretne czyny. Człowiek odpowiada
na daną sytuację, pobierając lub oddając energię. Każdy
może odczuwać, że zaszła jakaś zmiana, cierpieć lub cieszyć się zaistniałą różnicą, jednak tylko nieliczni potrafią
uchwycić istotę tego, co się dzieje. Dlaczego coś mnie
przyciąga lub odpycha? Wszyscy pragniemy i potrzebujemy od siebie nawzajem tylko jednego – energii życia
zwanej erosem! Ona zawsze przyciąga, tworzy i łączy.
Z pewnością to miał na myśli Jezus, mówiąc, że
drzewo dobre odróżnić można od złego tylko „po jego
owocach” (por. Mt 7, 20). Grupa czy rodzina zanurzone w energii życia będą twórcze, owocne i energiczne;
w pr owadz enie
15
w energii śmierci za każdą interakcją kryje się plotka,
cynizm i nieufność. Jednak zazwyczaj nie sposób dokładnie określić, co się dzieje. Potrzebna jest do tego
mądrość drugiej połowy życia lub, według słów św. Pawła, „rozróżnianie duchów” (1 Kor 12, 10 [ŚP]). Być
może książka ta nauczy mądrego rozróżniania. Mam
taką nadzieję.
W chwili, gdy zaczynamy zwracać uwagę na zadanie wewnątrz zadania i w nim poszukiwać integralności, rozpoczynamy przechodzenie z pierwszej ku drugiej części naszego życia. Integralność polega w dużej
mierze na oczyszczaniu naszych intencji oraz na coraz
uczciwszym stosunku do naszych prawdziwych pobudek. To ciężka praca. Na wewnętrzne zadanie najczęściej nie zwracamy uwagi, dopóki nie spotka nas klęska
lub niepowodzenie w realizacji zadań zewnętrznych.
Schemat ten sprawdza się zawsze – a jego źródeł muszę
jeszcze poszukać.
Życie, o ile jesteśmy wobec niego szczerzy, to mnóstwo słabości i upadków pośród pełnego nadziei wzrastania i sukcesów. Owe słabości i upadki są niezbędne
ze względu na cel, którego nie rozumieją w pełni ani
kultura, ani Kościół. Niepowodzenie wywołuje w większości z nas konsternację, jednak wcale tak być nie musi.
Z moich obserwacji wynika, że nieco więcej umiejętności w wyjaśnianiu zwykłego porządku, etapów i kierunku biegu życia mogłoby rozwiązać wiele praktycznych
kwestii i dylematów. Nie oznacza to, że można wówczas
uniknąć samej podróży. Każdy z nas będzie musiał wyruszyć w nią dla samego siebie, jeszcze zanim uzyska
całościowy obraz życia.
16
spadać w g ór ę
Może powinniśmy nazwać tę książkę po prostu
Wskazówkami na drogę, pewnego rodzaju podróżnym
programem pomocy. A może przypomina ona broszurkę medyczną opisującą potencjalne objawy przyszłego
zawału? Gdy masz zdrowy układ krążenia, lekturę jej
możesz uznać za stratę czasu; jeśliby jednak atak serca
rzeczywiście miał nastąpić – przeczytanie jej mogłoby
stanowić o życiu lub śmierci. Zakładam, że czytelnik,
wejdzie w drugą połowę życia; i oby nie okazało się to
równoznaczne z atakiem serca (chyba że rozumianym
symbolicznie!).
Mówiąc, że czytelnik wkroczy w drugą połowę życia,
nie myślę o poruszaniu się w sensie ściśle chronologicznym. Ludzie młodzi, zwłaszcza ci, którzy przedwcześnie doświadczyli cierpienia, już tam dotarli, podczas gdy
wiele starszych osób wciąż pozostaje na etapie dzieciństwa. Jeśli czytelnik nadal tkwi w pierwszej połowie życia, czy to w sensie chronologicznym, czy duchowym,
chciałbym, aby czytając tę książkę, przyjął wskazówki
i przestrogi oraz dostrzegł granice i wielość możliwości.
Jeśli czytelnik znalazł się już w drugiej połowie życia –
książka może go przynajmniej upewnić (mam taką nadzieję), że nie zwariował – i będzie mu służyła podczas
dalszej wędrówki.
Nikt z nas nie wkracza w dojrzałość duchową z własnej woli lub w wyniku całkowicie wolnego wyboru.
Prowadzi nas Tajemnica, którą ludzie wierzący słusznie
nazywają łaską. Do dalszej drogi trzeba nas zazwyczaj
nakłaniać lub, choć trudno w to uwierzyć, docieramy do
celu poprzez „występek”. Na przykład Jakub podstępem
zdobył przywilej pierworództwa, a Ezaw swój utracił,
w pr owadz enie
17
ponosząc porażkę (Rdz 27). Ci, którzy pokonują całą
drogę życia, to, jak mówi Biblia, „powołani” lub „wybrani”; mitologia i literatura piękna nazywają ich „przeznaczonymi”. Są to zawsze osoby, które w głębi usłyszały
wezwanie do „czegoś więcej” i wyruszyły, powodowane
zarówno łaską, jak i odwagą, by „coś więcej” odnaleźć.
Większość z nas, nie mając wątpliwości co do swego
monopolu na prawdę, otrzymuje zbyt małe wsparcie
duchowe. Wyruszenie w drogę jest zawsze aktem wiary,
stanowi ryzyko w najgłębszym tego słowa znaczeniu,
ale oznacza również przygodę.
To, co swojskie, zwyczajowe, daje nam fałszywe pokrzepienie. Większość z nas na stałe się w tym zadomawia. To, co nowe, jest z definicji nieznane i niezbadane.
Dopiero Bóg, życie, przeznaczenie, cierpienie muszą nas
pchnąć – i to zwykle dość mocno – byśmy mogli zrobić
pierwszy krok. Ktoś musi nam uzmysłowić, że domy nie
służą do mieszkania; dane są nam jedynie po to, by się
z nich wyprowadzać.
Większość z nas nigdy nie usłyszy, że chcąc podjąć
dalszą drogę, możemy opuścić wszystko, co znane i swojskie. Oczekiwania człowieka, ale także instytucje, w tym
Kościoły, są zorganizowane niemal wyłącznie w tym celu, by zachęcać, wspierać, nagradzać i uzasadniać zadania pierwszej połowy życia. Obawiam się, że jest to nie
tylko szokujące i przykre, ale i prawdziwe. Dążymy do
tego, by przeżyć, lecz nie chcemy się rozwijać; usiłujemy
„przetrwać” lub wspiąć się na szczyt, zamiast się dowiedzieć, co jest na szczycie lub co minęliśmy u podnóża.
Amerykański mnich Thomas Merton zwrócił uwagę, że
możemy całe życie poświęcić na wspinaczkę po drabinie
18
spadać w g ór ę
sukcesu, by się jedynie przekonać, gdy już dojdziemy
do najwyższego szczebla, że nasza drabina jest oparta
o niewłaściwą ścianę.
W pierwszej połowie życia wielu z nas podejrzewa
(zapewne słusznie!), że nie wszystko działa jak należy.
Powinno być coś więcej. Kazano nam zbudować solidny
fundament pod nasz dom, nie dając jednak szkiców lub
choćby wskazówki, że trzeba również wyżej usytuować
prawdziwy pokój dzienny, w którym żyjemy [oryg. „living” room], nie wspominając o kuchni dostarczającej
pożywienie, pełnej erotyzmu sypialni oraz prywatnej
kaplicy. Często poprzestajemy zatem na niezachwianym jak ceglany mur przetrwaniu pierwszego etapu, nie
docierając nigdy do tego, co będę nazywał „jednolitym
polem” samego życia. Mądry przewodnik Bill Plotkin
ujmuje to tak: uczymy się „tańca przetrwania” (survival
dance), nie porzucając go jednak nigdy dla swego prawdziwego „świętego tańca” (sacred dance).
RO Z D Z I A Ł P I ERW S Z Y
DWIE POŁOWY ŻYCIA
Nie możemy przeżyć popołudnia naszego życia wedle
programu poranka – ponieważ to, co rano było wielkie,
wieczorem okaże się małe, a to, co rano było prawdą,
wieczorem stanie się kłamstwem.
CARL GUSTAV JUNG, THE STRUCTURE AND DYNAMICS OF THE PSYCHE
J
ak już wspomniałem we wprowadzeniu, zadaniem
pierwszej połowy życia jest stworzenie właściwego
naczynia oraz odpowiedź na pierwsze zasadnicze pytania: „Co sprawia, że jestem ważny?”, „Jak mam się utrzymać?” oraz „Kto pójdzie ze mną?”. Zadaniem drugiej
połowy życia jest odnalezienie autentycznej zawartości,
którą owo naczynie ma pomieścić i nam ją przekazać.
Jak ujęła to Mary Oliver: „Co zamierzasz zrobić ze swoim dzikim, cennym i jedynym życiem?”. Innymi słowy,
naczynie nie jest celem samym w sobie, lecz istnieje ze
względu na głębsze i pełniejsze życie człowieka, który
przeważnie nie zdaje sobie z tego sprawy! Tak wielu ludzi wciąż reperuje swoje naczynie i nigdy nie „wypływa
na głębię i [nie] zarzuca sieci” (Łk 5, 4; por. J 21, 6), by
zagarnąć mnóstwo czekających tam na nich ryb.
Problem w tym, że pierwsze życiowe zadanie pochłania mnóstwo naszej krwi, potu, jajeczek i nasienia,
łez i lat. Często nie potrafimy sobie wyobrazić, że może
istnieć drugie zadanie, coś, czego można byłoby jeszcze
40
spadać w g ór ę
od nas oczekiwać. Powiadamy, że „stare jest lepsze”
(Łk 5, 39), ale Jezus mówił, by nie wlewać młodego wina
do starych naczyń, bowiem w przeciwnym razie „młode
wino rozerwie [stare] bukłaki, i samo wycieknie, i bukłaki przepadną” (Łk 5, 37). Druga połowa życia może
pomieścić trochę młodego wina, ponieważ już dysponujemy mocnymi bukłakami – pewnymi, wypróbowanymi
sposobami utrzymywania naszego życia w spójności. By
tak się stało, stare naczynie musi się rozciągnąć, „umrzeć”
w swojej dawnej formie lub nawet ustąpić czemuś lepszemu. I to jest sedno, a zarazem źródło ekscytującego odkrywania wieku średniego.
By wyjaśnić to rozróżnienie, rozmaite tradycje posługiwały się rozlicznymi metaforami: początkujący i biegli,
nowicjusze i wtajemniczeni, mleko i mięso, treść i duch,
juniorzy i seniorzy, ochrzczeni i bierzmowani, uczeń
i mistrz, poranek i wieczór. „[Szymonie], kiedy byłeś
młodszy [...] Ale gdy się zestarzejesz” ( J 21, 18). Dopiero gdy zaczniemy żyć w drugiej połowie życia, zdołamy
dostrzec różnicę między obiema połowami, skumulowanymi, następującymi kolejno po sobie i w tym samym stopniu
niezbędnymi. Nie da się przeszybować do drugiej połowy życia tylko dzięki lekturze książek (także tej). Łaska musi i będzie popychać człowieka do przodu. Ktoś
powiedział: „Bóg nie ma wnuków, Bóg ma tylko dzieci”.
Każde pokolenie musi odkrywać Ducha na własną rękę
i z myślą o sobie samym. W przeciwnym razie reagujemy na obecność wyłącznie poprzedniego pokolenia, i to
często przesadnie. Albo też się dostosowujemy – również
nadmiernie. Żadna z tych postaw nie jest pozytywnym
i twórczym sposobem podążania naprzód.
dw ie p oł owy ż yc ia
41
W podróży tej nie mogą nas zastąpić ani papież, ani
cytat z Biblii, technika psychologiczna, formułka religijna, książka czy guru. Jeśli będziemy próbowali pominąć pierwszą podróż, nigdy nie zdołamy dostrzec
ani jej niezbywalności, ani słabych stron; nigdy się nie
dowiemy, dlaczego pierwsze naczynie musi nas zawieść;
nigdy nie poznamy cudownej pełni drugiej podróży ani
związku między dwiema połowami życia. Właśnie na
tym polega nierzeczywistość, w jakiej żyje wielu ludzi,
którzy „nigdy nie dorastają” lub aż do starości są narcyzami. Obawiam się, że we współczesnym świecie takich
osób wcale nie jest mało.
Podczas pierwszej podróży „juniorzy” uważają, że
osoby starsze „wypadły z gry”, są naiwne, nazbyt proste albo zwyczajnie zbędne. Młodzi nie mogą zrozumieć tego, czego jeszcze nie doświadczyli. Są całkowicie
pochłonięci pierwszym życiowym zadaniem i nie dostrzegają niczego poza nim. I na odwrót, jeśli ktoś przekroczył granicę drugiej połowy życia, uwzględniając poprzednie etapy, stadia rozwoju, będzie zawsze cierpliwy
i wyrozumiały wobec „juniorów”; owa cierpliwość i chęć
pomocy okażą się po części naturalne (choć wymagające wysiłku). Właśnie to czyni tych ludzi starszymi!
Późniejsze stadia zawsze z empatią obejmują etapy wcześniejsze, w przeciwnym razie nie można by ich nazwać
późniejszymi!
Dominujące nurty kultury, a nawet historii religii
angażują się w tworzenie, a potem utrzymywanie żywotnych kwestii pierwszej połowy życia – tych trzech
najważniejszych: tożsamości, poczucia bezpieczeństwa
oraz płciowości, także kulturowej. Sprawy te nie tylko
42
spadać w g ór ę
nas absorbują, ale wręcz pochłaniają. Obawiam się, że
historia ludzkości dotarła do tego właśnie punktu. Co
więcej, kolejne pokolenia w większości uznawały i uznają za swoje główne i niekiedy jedyne życiowe zadanie
wytyczanie granic i ich ochronę. Od zarania dziejów
człowiek starał się wypracowywać struktury bezpieczeństwa i odpowiednie symbole lojalności, chcąc oznajmić
i obronić tożsamość osobistą i społeczną, a także płciową i kulturową. Żyjemy w czasach, kiedy ludzie pytają
coraz częściej: „Czy to już wszystko?”.
W okresie kształtującym osobowość jesteśmy tak dalece pochłonięci sobą, że zachowujemy się nazbyt defensywnie, a zarazem zbyt napastliwie. Niewiele zostaje
czasu na samo życie, czystą przyjaźń, niewyrachowane
piękno, chwile zjednoczenia z naturą lub czymkolwiek
innym. Jednak dokładnie taki sposób budowania struktury ego musi być udziałem młodej osoby w pierwszym
dwudziestoleciu życia; potrzebują tego również plemiona, aby przetrwać. Być może ludzkość, by zacząć
się rozwijać, również tego wymagała. Pisząc w jednym
z wierszy: „gdzie dobre płoty, tam dobrzy sąsiedzi”11,
Robert Frost zapewne miał świadomość, że chodzi nie
tylko o stawianie płotów. W końcu musimy przez ten
płot przejść, by poznać sąsiada.
Aby zatem móc wystartować w sensie osobowym
i kulturowym, potrzebujemy granic, tożsamości, poczucia bezpieczeństwa oraz do pewnego stopnia porządku i spójności. Musimy także czuć się wyjątkowi;
Robert Frost, Naprawianie muru, [w:] 55 wierszy, przeł. S. Barańczak,
Wyd. Arka, Kraków 1992, s. 49 [przyp. tłum.].
11
dw ie p oł owy ż yc ia
43
potrzebujemy „dawki narcyzmu”, gdyż sukcesy, reakcje,
pozytywne informacje zwrotne są na wczesnym etapie
rozwoju konieczne, byśmy reszty życia nie poświęcili
na domaganie się od innych pochwał lub użalanie się
nad sobą. O ile można posłużyć się tym terminem –
jest również taki dobry i potrzebny „narcyzm”. Najpierw
trzeba ukształtować strukturę ego, a potem uwolnić się
od niej i ją przekroczyć. W odpowiedzi na bezkompromisową postawę Jana Chrzciciela, Jezus stawia znak
równości pomiędzy dwoma wykluczającymi się logicznie elementami: „między narodzonymi z niewiast nie
powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy
w królestwie niebieskim większy jest niż on” (Mt 11,
11). Bełkot? Nie, takim językiem przemawia druga połowa życia.
Jeśli odnajdziemy w dzieciństwie właściwe dla siebie
odzwierciedlenie, nie będziemy musieli spędzać reszty
życia, przeglądając się w lustrze Narcyza lub żebrząc
o uwagę innych. Ktoś się nami „zajął”, dlatego czujemy
się dobrze – i tak już zostanie. Gdyby człowiek znalazł
właściwe odzwierciedlenie w młodości, czułby się teraz
wolny, by zobaczyć samego siebie i odzwierciedlać innych – autentycznie i z gotowością niesienia pomocy.
Rozumiem, dlaczego dla wielu świętych modlitwa była po prostu przyjmowaniem dobrotliwego spojrzenia
Boga i równie życzliwym odwzajemnianiem tego spojrzenia; wiedzieli, że to wciąż było to samo spojrzenie,
przyjmowane i odbijane. Hindusi określili ową ekscytującą wymianę spojrzeń terminem darshan. Pod koniec
książki powrócimy jeszcze do zagadnienia odzwierciedlania, bycia lustrem, traktując je nieco szerzej.
S P I S T R EŚ C I
ZAPROSZENIE W DALSZĄ PODRÓŻ
7
WPROWADZENIE13
R o z dział pier w s z y
DWIE POŁOWY ŻYCIA
R o z dział d r ug i
PODRÓŻ BOHATERA I BOHATERKI
R o z dział t r z ec i
PIERWSZA POŁOWA ŻYCIA
R o z dział c zwar t y
POCZUCIE TRAGICZNOŚCI ŻYCIA
R o z dział piąt y
POTYKANIE SIĘ O KAMIEŃ
R o z dział s z ó s t y
KONIECZNE CIERPIENIE
R o z dział s ió dmy
DOM I TĘSKNOTA ZA DOMEM
R o z dział ó s my
NIEPAMIĘĆ I CAŁOŚCIOWY OBRAZ
R o z dział d zie wiąt y
WTÓRNA PROSTOTA
R o z dział d zies iąt y
POGODNY SMUTEK
R o z dział j eden as t y
KRAINA CIENI
R o z dział d wun as t y
NOWE PROBLEMY I NOWE KIERUNKI
R o z dział t r z y n as t y
SPADAĆ W GÓRĘ
39
55
63
93
105
113
129
141
149
161
171
183
201
Epilo g Medytacja nad wierszem Thomasa Mertona211
Bibliografia217
Indeks osób i postaci mitycznych223