Pięć głównych zabobonów podatkowych
Transkrypt
Pięć głównych zabobonów podatkowych
ANALIZYIOPINIE Pięć głównych zabobonów podatkowych Prof. dr hab. Witold Modzelewski Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, Prezes Instytutu Studiów Podatkowych Wiemy, że z podatkami jest u nas źle. Nawet bardzo. Pieniędzy jest realnie mniej niż było i władzy przestało starczać na wiele wydatków. Trzeba na wszystkim oszczędzać. Robi to samorząd terytorialny, wojsko, nawet sądy, które z braku pieniędzy będą jeszcze dłużej rozpatrywać sprawy, mimo że niesprawność wymiaru sprawiedliwości stanowi już jedną z najważniejszych barier działalności gospodarczej. Nawet rząd zaczął „zaciskać pasa”, choć w pierwszej kolejności postanowił nie dopłacać więcej do systemu emerytalnego, bo już na to zupełnie go nie stać. Nawet jedna „Pani Ministra” – chyba z braku środków na finansowanie kultury fizycznej (śliczne określenie) – postanowiła sama zacząć biegać w dresach, choć na razie trochę się jej pomyliło i biega wokół stadionu zamiast na jego płycie. Na pytanie, dlaczego nie starcza pieniędzy publicznych, choć jeszcze niedawno było chyba ich ponoć w brud, odpowiedź jest niezbyt skomplikowana: władza publiczna żyje głównie dzięki dochodom podatkowym i pożyczkom, które – jeśli je trzeba będzie spłacić – nastąpi to również z pieniędzy pochodzących z podatków. Od nich się zaczyna i na nich się kończy istota rządzenia. Czyli muszą być jakieś przyczyny faktu, że dzieje się coś złego z podatkami, bo przecież nie z gospodarką – bo tu w pełni ufamy władzy, że jesteśmy „zieloną wyspą”. Popsuł się nam więc system podatkowy, bo od niego zależy wielkość dochodów budżetowych. A jeśli coś się psuje, to trzeba naprawić, a podatki, będąc tworem myśli i rąk ludzkich (piszących mądrzejsze lub głupsze przepisy) – w odróżnieniu od ustrojów – są czymś naprawialnym a nawet „reformowalnym”. Wiemy od dość dawna, że jest to koniecznością, a jednak psujemy go dalej. Co nam przeszkadza w jego naprawie? Odpowiedź również jest dość prosta: świadomość, bo w naszych głowach niepodzielnie panują głównie zabobony. Pora je nazwać. Tych głównych, podobnie jak grzechów, jest siedem. Zabobon pierwszy: podwyższanie podatków (jakoby) zahamuje wzrost gospodarczy. Niekoniecznie. Po pierwsze dlatego, że żadnej władzy nigdy nie uda się w tym samym czasie podwyższyć wszystkich podatków ogółu podatników. Po drugie, gdy wzrost obciążenia pojawia się tam, gdzie środki pieniężne są transferowane poza terytorium kraju lub nawet pochodzą za źródeł położonych poza naszą jurysdykcją, to następuje przynajmniej częściowe odwrócenie strumienia, czyli dzięki podatkom nie stajemy się biedniejsi tylko bogatsi, bo wzrasta ta część produktu krajowego brutto, który pozostaje w kraju. Jako że jesteśmy krajem od lat o ujemnym bilansie transferów, wzrost obciążeń na tym polu zwiększa nasze oszczędności lub konsumpcję. Po trzecie wreszcie wzrost obciążenia podatkowego podmiotów, które jednocześnie nie inwestują oraz nie tworzą jakichkolwiek wartości lub tylko zajmują się głównie hazardem ekonomicznym, nie ma żadnego znaczenia dla wzrostu gospodarczego. To, czy przysłowiowa złotówka przepłynie z jednej do drugiej ręki sto czy trzysta razy jako „zapłata” za „produkty finansowe” nie ma obiektywnie znaczenia dla wzrostu PKB, chyba że – z braku lepszych propozycji – będziemy tu widzieć wzrost naszego bogactwa. To jakoby dzięki żonglowaniu piłeczkami zwiększała się ich ilość: tylko wydaje się nam, że jest ich więcej. Reasumując: istnieją nawet dość pokaźne pola, gdzie można wprowadzić oraz zwiększyć opodatkowanie bez szkody dla wzrostu gospodarczego. Przeciwnikiem tych działań są oczywiście wpływowi lobbyści, ale to zupełnie innym problem. Zabobon drugi: obciążenia podatkowe w naszym kraju są „bardzo wysokie”. Nic bardziej błędnego. Od lat spadają realne a nawet nominalne dochody ze wszystkich najważniejszych podatków, np. w zeszłym roku wpływy z podatku dochodowego od osób fizycznych ledwo sięgnęły nominalnego poziomu z 2008 r., a udział tego podatku w PKB jest co rok niższy, podobnie jak w przypadku drugiego podatku dochodowego, VAT-u czy akcyzy. Po wynikach pierwszego kwartału wiemy, że w tym roku będzie jeszcze gorzej i nasz kraj będzie mieć jedno z najniższych w Unii Europejskiej obciążeń fiskalnych liczonych udziałem podatników w PKB. Zabobon trzeci: nasz system podatkowy jest podporządkowany potrzebom fiskalnym państwa. Niestety kompletna bzdura. System podatkowy nie jest bynajmniej „fiskalny”, a zbyt wiele przepisów powstaje na zlecenie lobbystów i biznesu podatkowego. Tworząc przepisy podatkowe od lat mało kto przejmuje się interesem publicznym, a do niedawna w amoku „obniżania podatków” świadomie demontowano (nawet bez udziału lobbystów) wiele istotnych elementów tego systemu, tracąc bezpowrotnie kwoty liczone w ciężkie miliardy. Najlepszym tego przykładem była zupełnie bezzasadna z obecnej perspektywy likwidacja trzeciego przedziału skali w podatku dochodowym od osób fizycznych, czy też zwolnienie z podatku wypłat gotówkowych z zakładowego funduszu świadczeń socjalnych. Większość uchwalanych od lat zmian w przepisach jest „korzystna dla podatników”, czyli po- DoradztwoPodatkowe–BiuletynInstytutuStudiówPodatkowychNr4/2012 43 ANALIZY I OPINIE zwala wybranym płacić coraz mniej, albo nie płacić w ogóle, oczywiście tylko tym, dla których zostały napisane te przepisy. Zabobon czwarty: system podatkowy nie jest wrogi wobec przedsiębiorców a nawet przyjaźnie traktuje osoby prowadzące działalność gospodarczą. Tu są tzw. dwie prawdy: pierwsza dotyczy „firm salonowych”, których szefowie pojawiają się regularnie na resortowych naradach lub podążają w orszakach rządowych polityków. Wobec nich – oczywiście do czasu – praktyka skarbowa jest przyjazna, a podmioty te raczej nie muszą spodziewać się agresywnych najazdów ze strony organów ścigania. Natomiast cała reszta na co dzień drży przed wrogą interpretacją przepisów, za którą idzie wszczęcie postępowań karnych. Nagminnie wszczyna się śledztwa, aby… zawiesić bieg przedawnienia zaległości podatkowych, co już samo w sobie jest kwintesencją patologii naszego systemu. Co rok rośnie ilość osób skazanych za „oszustwa podatkowe”, do których zalicza się już nawet złożenie rutynowego wniosku o stwierdzenie nadpłaty wraz z korektą deklaracji. Reasumując: dla większości przedsiębiorców system jest absurdalnie represyjny i każdemu można dowolnie postawić zarzut naruszenia prawa, który może mieć znamiona przestępstwa podatkowego. Zabobon piąty: podatki trzeba przede wszystkim „upraszczać”, bo „proste podatki” jednocześnie są „przyjazne podatnikom” i w dodatku „efektywnie fiskalne”. Aż dwa nonsensy. Nikt nie wie, co to są „proste podatki”, bo nawet pogłówne sprzed dwustu lat (równa kwota przypadająca na dorosłego mężczyznę) była czymś w praktyce dość skomplikowanym. A co dopiero mówić o harmonizowanych w pocie czoła VATach, akcyzach a nawet (częściowo) podatkach dochodowych? Wszystkim wyznawcom powyższych głupot polecam lekturę projektu dyrektywy na temat bardzo „prostego” podatku transakcyjnego od handlu papierami wartościowymi. Współcześnie nie ma i nie będzie „prostych podatków”, bo opodatkowana rzeczywistość jest jeszcze bardziej skomplikowana. Jej „upraszczanie” jest rodzajem bolszewizmu, czyli czymś wyjątkowo groźnym, bo 44 dopuszczającym do głosu tych wszystkich, którzy te „proste podatki” będą stosować. Trzeba przypomnieć starą prawdę, że precyzyjne czyli obiektywnie skomplikowane przepisy podatkowe tworzy się po to, aby ograniczyć woluntaryzm tych, którzy mają władzę ich stosowania. Zabobon szósty: ideałem systemu podatkowego jest „likwidacja wszystkich ulg i zwolnień”, gdyż wtedy – zresztą nie bardzo wiadomo dlaczego – podatnicy będą szczęśliwsi, a władza będzie miała wreszcie spokój. Pogląd ten jest już symptomem stanów głębokiego oddalenia się od jakiejkolwiek rzeczywistości. Każda znana w historii podatków zasada ogólna, na której zbudowano jakikolwiek podatek, znała wyjątki. Dodam: wiele wyjątków – zarówno racjonalnych jak i zupełnie przypadkowych. Bo nawet opodatkowując tak proste zdarzenie jak sprzedaż mebli trzeba zwolnić od podatku np. przypadek, gdy są one zbywane między członkami rodziny. Dlaczego? Bo i tak nikt od tych czynności podatku nie zapłaci, a władza nie sprawdzi przestrzegania głupich, bo nie pozbawionych „ulg i zwolnień” przepisów. Podatki też poddane są zasadom prakseologii, a tam rządzą zasady i wyjątki. Zabobon siódmy: podatki dochodowe powinny być coraz niższe, za to muszą ciągle rosnąć podatki pośrednie, zwłaszcza VAT (ponoć nawet do 30%). To wręcz międzynarodowy nonsens; nie da się bez końca podwyższać podatku od towarów i usług czy akcyzy, nigdy nie zastąpią one – jeżeli idzie o efekt fiskalny – podatków dochodowych. Przypomnę: oba podatki dochodowe dają ponad 90 mld zł, a VAT razem z akcyzą trochę mniej niż 180 mld zł; aby zrekompensować utratę tych pierwszych stawki obciążone podatkami pośrednimi musiałyby wzrosnąć o… 50%, czyli np. podstawowa stawka podatku od towarów i usług miałaby poziom aż 34%. To absurd. Kończąc pragnę stwierdzić, że trwałej obecności zabobonów w naszej świadomości podatkowej zawdzięczamy wiele (jakoby) „koniecznych” refom, w tym zwłaszcza pomysł na wydłużenie wieku emerytalnego kobiet aż o siedem lat. Ale to tak na marginesie. Doradztwo Podatkowe – Biuletyn Instytutu Studiów Podatkowych Nr 4/2012 NOWOŚĆ WYDAWNICZA ZESZYT 230 KOMENTARZ DO USTAWY O PODATKU OD TOWARÓW I USŁUG pod redakcją prof. dr hab. Witolda Modzelewskiego Komentarz jest siódmym, zmienionym wydaniem Komentarza do ustawy o podatku od towarów i usług, opublikowanego po raz pierwszy w 2006 r. Komentarz dotyczy stanu prawnego na dzień 1 kwietnia 2012 r. Poprzednie wydania tej książki zyskały uznanie Czytelników, gdyż jej celem jest praktyczna analiza treści ustawy z dnia 11 marca 2004 r. o podatku od towarów i usług oraz wyjaśnienie problemów, istotnych dla podmiotów rozliczających ten podatek, nie zaś cytowanie i streszczanie obszernego dorobku interpretacyjnego administracji podatkowej oraz judykatury sądowej. Warto jednocześnie wiedzieć, że w ciągu ostatnich kilku lat wydano ponad 80 tys. interpretacji dotyczących tego podatku, co powoduje, że ich praktyczna przydatność jest bliska zeru. Książka, którą oddajemy do rąk Czytelników ma za zadanie pomóc w lekturze i zrozumieniu ustawy o podatku od towarów i usług, a także wskazać możliwości praktycznego wykorzystania Dyrektywy 2006/112/ WE Rady z dnia 28 listopada 2006 r. w sprawie wspólnego systemu podatku od wartości dodanej. Nie ulega wątpliwości, że dla podatników ważniejsza jest i będzie znajomość ustawy, niż tysięcy urzędowych interpretacji. Wydanie VII, format B5, Cena 180 zł.