G.U.R.A.L.S.K.I [informator do łazikowania po górach]

Transkrypt

G.U.R.A.L.S.K.I [informator do łazikowania po górach]
G.U.R.A.L.S.K.I
czyli
Górski Użyteczno-Rozrywkowy Atrakcyjny
Lecz Strasznie Konkretny Informator
Rzeczy spis podręczny:
1. Z czym do gór ? - wstęp.....................str. 3
2. Trasa – Góry Świętokrzyskie.............str. 8
3. Trasa – Bieszczady.............................str. 10
Buty swoje na szlakach ku powszechnej radości i edukacji
gawiedzi na szlakach starli a w niniejszej broszurze szlaki
przebyte opisali:
Krzysztof Madej Piotr Człapiński Michał Dubel
Z czym do gór ?
Góry…Jakie są każdy widzi. Dla jednych stanowią wyzwanie, kolejny cel na drodze ku
spełnieniu marzeń, inni widzą w nich surowe, dzikie piękno natury. Jeszcze inni w szczytach widzą
jedynie ośnieżone stoki, stworzone by po nich zjeżdżać.
Nim jednak będzie można skakać z jednego szczytu na drugi, nim będzie można posiedzieć na du…
…żym kamieniu i podziwiać widoki, nim będzie można śmigać na desce w tumanach białego pyłu,
warto się co-nieco przygotować.
By choć nieco ułatwić tą nudniejszą część górskiej wyprawy, zwaną przygotowaniami, ja Krzysztof Madej, on - Michał Dubel i jeszcze on – Piotr Czapiński stworzyliśmy ten właśnie krótki
poradnik
Ponieważ nie zależy nam na wielkiej publikacji, postaramy się skrócić wszystko do
niezbędnego minimum, które bez większego wysiłku będzie mógł przyswoić sobie każdy. Nasz
przewodnik rozpoczniemy od opisu najważniejszych elementów wyposażenia, jakie powinien mieć
każdy członek górskiej wyprawy.
1. Plecak
Prawdziwa górska wyprawa nie może obyć się bez wypchanych po brzegi plecaków (dalej zwanych
garbami lub stelażami). Nie wystarczy jednak wrzucić do środka 60 litrów ubrań i ufać, że będzie
dobrze. To co zamierzamy dźwigać przez kilka kolejnych dni i dziesiątki kilometrów powinno być
spakowane rozmyślnie i sensownie1. Co więc zabrać? Oto kilka dobrych rad:
 Buty – Bez nich raczej daleko nie zajdziemy. Musimy
jednak pamiętać, że but butowi nie równy. Znaczna
część interwencji GOPR-u i TOPR-u spowodowana
jest właśnie złym wyborem obuwia. Obcasy, szpilki,
klapki i japonki to zdecydowanie zły wybór. Sandały
mają szansę się sprawdzić, lecz jedynie w bardzo
dobrych warunkach, na łatwych szlakach. Najlepszym
wyborem są oczywiście buty trekingowe. Drogie są i
ciężkie, a i na miasto sienie specjalnie nadają. To
jednak dobra inwestycja jeśli poważnie myślimy do
turystyce górskiej.
Jeśli zaś góry mają być jedynie pojedynczym
wypadek wakacyjnym dobrze powinny poradzić sobie
mocne półbuty lub adidasy. Najważniejsze by obuwie było już rozchodzone. Buty prosto
ze sklepu w połączeniu z kilometrami kamienistych ścieżek to doskonała recepta na
bolesne otarcia i odciski.
Ile par zabrać? To zależy od długości całej wyprawy i warunków. Na pewno
potrzebne są dwie pary (podstawowa zapasowa na wypadek przemoknięcia lub
zniszczenia). Można oczywiście zabrać ich więcej, co jednak spakujemy, będziemy
musieli później nosić.
1
W wywiadzie jeden z czołowych polskich himalaistów wspomina, że wyruszając z jednej bazy do drugiej zabiera
ze sobą jedynie niewielki pakiet papieru toaletowego. Na co dzień cała rolka wydaje się żadnym ciężarem, ale w
górach, przy gorszych warunkach i z garbem czuć naprawdę każdy dodatkowy ciężar.
 Narzuta – Innymi słowy, wszystko to co narzucimy na siebie w razie czego, czyli deszczu,
gradu, zimna, wiatru i tego typu przyjemnych zjawisk atmosferycznych. Obecnie rynek
proponuje nam wręcz niewyobrażalną ilość narzut, wystarczy wybrać kolor. Co
najważniejsze? Przede wszystkim musimy chronić się przed deszczem i chłodem. Dobrze
więc jeśli w plecaku znajdzie się miejsce dla polaru, ciepłego swetra czy bluzy, oraz kurtki
przeciwdeszczowej. Miłą i przydatną opcją jest możliwość rozpięcia bluzy czy kurtki, w
górach temperatura zmienia się szybko i łatwo można się wyziębić lub spocić. Ekspresy
ułatwiają więc odpowiednią cyrkulację powietrza. Im lepszej jakości będzie to sprzęt tym
oczywiście lepsza będzie ochrona.
Pamiętajmy jednak, iż za jakość się płaci, ponownie więc zadajmy sobie pytanie, czy
to jeden wypad w góry, czy poważniejszy związek.
 Bielizna – Bez niej żadna wyprawa, a już na pewno górska nie ma szans powodzenia. Z
resztą nie trzeba chyba o tym pisać. Co do ilości, to jest to kwestia godna rozpatrzenia.
Najlepiej i najbardziej higienicznie jest gdy ilość jest odpowiadająca ilości dni wyprawy.
Można oczywiście ograniczyć balast. Wiąże się to jednak z zmniejszeniem standardów
higienicznych lub (o zgrozo!) praniem. To drugie odradzam jednak.
Po pierwsze, dlatego, że nie zawsze jest gdzie. Po drugie, bo pogoda bywa zmienna, a
przy oberwaniu chmury ubranie jakość nie chce schnąć. I wreszcie po trzecie, jeśli jest to
dość wymagająca wędrówka polegająca na chodzeniu, a nie opalaniu na polu
namiotowym, może się okazać, że nawet przy sprzyjającej pogodzie rzeczy nie wyschły.
Maszerowanie z masztem mokrej bielizny nie należy do najpraktyczniejszych i
najwygodniejszych form wypoczynku. Natomiast spakowane, wilgotne rzeczy lubią się
gniewać i z tego gniewu gniją lub moczą inne rzeczy.
Wartym przemyślenia jest również zakup bielizny termoaktywnej. Zajmuje
niewiele miejsca, a potrafi uprzyjemnić zimniejsze noce. Ceny są różne, wszystko zależy
od jakości. Jeśli jednak nie wybieramy się w Himalaje lub chłodniejsze rejony świata,
zwykłe tradycyjne kalesony powinny wystarczyć.
 Jedzenie – Tutaj sprawa jest niezwykle otwarta.
Jeść można bardzo różne rzeczy i to na bardzo
różne sposoby. Nie trzeba nawet nosić ze sobą
jedzenia, wystarczy portfel i schronisko lub
sklep. Korzystając jednak z nabytego
doświadczenia polecę dwie rzeczy. Po
pierwsze, watro mieć zawsze w plecaku
czekoladę lub batonik lub dwa. Nawet jeśli
stołujemy się „na mieście” taka żelazna racja
pomoże zabić małego głoda i w ogóle jest
fajna. Należy jedynie uważać, by za bardzo
sienie przegrzał, gdyż wtedy traci nieco na
atrakcyjności. Drugą ważną przydatną rzeczą
jest guma do żucia. Smak raczej nie ma znaczenia, polecam jednak te miętowe, wtedy
dodatkowo pomagają zachować świeży oddech, a nawet pozbyć się bakterii (przynajmniej
tak mówią reklamy). Guma, a właściwie jej rzucie, wzmaga produkcje śliny, co zmniejsza
nasze pragnienie, w rezultacie zmniejszając ilość wody, którą musimy ze sobą dźwigać.
Dotykamy tutaj innej, ważnej kwestii. Podczas wędrówki, zwłaszcza górskiej,
zdecydowanie odradzam picie jakichkolwiek smakowych napojów. Cola, gazowane
kolorowe wytwory, a nawet soki czy wody smakowe pomagają na pragnienie jedynie
chwilowo. Najlepsza jest zwykła, niegazowana woda mineralna.
 Inne – Wszystkie wyżej wymienione elementy to jedynie cześć tego co jest potrzebne i co
przydaje siew górach. Trudno jednak wymienić wszystko. W tej części wspomnę więc
jeszcze o kilku gadżetach, które mogą być przydatne.
Camelback – Zbiornik na wodę noszony na plecach. Przydatny zwłaszcza przy długich
i intensywnych marszach. Pozwala bez zatrzymywania uzupełnić płyny.
Sprzęt pionierski – Mały toporek czy saperka ułatwiają życie, zwłaszcza gdy nie
zamierzamy korzystać z usług schronisk. Na polu namiotowym mogą również okazać się
zbędne, gdy jednak chcemy zrobić ognisko są niezastąpione, podobnie, gdy utkniemy
gdzieś na trasie.
Koc – Bardzo przydatna rzecz, pomaga podczas odpoczynku, gdzieś na łące, ale nie
tylko. Gdy owiniemy się takim kocykiem i ukryjemy w śpiworze stopni Celcjusza musi
być naprawdę mało, żeby dały nam radę. Jeśli zaś szczelnie owiniemy nim jedzenie lub
napój dłużej zachowają one swoją temperaturę, np. ciepła herbata w butelce, czy
schłodzona woda. Dobrze zwinięty polarowy koc zajmuje niewiele miejsca i jest
naprawdę lekki
Paski (troki) – Dostępne w większości sklepów turystycznych. Różnej długości i
różnej jakości. Przy zakupie polecam sprawdzić jakość sprzączki. Jeśli będzie słaba pasek
będzie raczej bezużyteczny, a bywa bardzo przydatny. Przytroczenie śpiwora czy namiotu
pozwala na zaoszczędzenie miejsca w środku plecaka. Przydaje się również w sytuacjach
awaryjnych jak np. zerwanie jakiegoś paska w plecaku.
2. Apteczka
Część sprzętu, której nigdy nie powinno zabraknąć na wyjazdach, zwłaszcza górskich. Długi marsz,
niebezpieczny teren, spora odległość od szpitali, czy nawet aptek, powodują, że w razie wypadku
musimy liczyć przede wszystkim na siebie. A co powinno w niej być?
 Rękawiczki jednorazowe – Powinny być w każdej
apteczce, nie ma co się rozpisywać.

 Bandaże, chusta trójkątna, opatrunki, woda utleniona
– podobnie jak w wypadku rękawiczek, są na
standardowym wyposażeniu, nie traćmy więc czasu.
 Plaster na rolce (uniwersalny przylepiec tkaninowy) –
Bardzo praktyczny, wręcz niezastąpiony. Sprawdza
się dużo lepiej niż standardowy plaster z opatrunkiem.
Oprócz skaleczeń, odcisków itp., może przydać się do
podtrzymania bandaża, naprawy klapków, sklejenia
poprzeczek od namiotu i wielu innych rzeczy.
 Tabletki od bólu głowy – Zmiana wysokości często wywołuje nieprzyjemne dolegliwości,
zwłaszcza zaraz po przyjeździe. Pierwszy dzień lub dwa bywają przez to znacznie mniej
przyjemne, niż by mogły. Tabletki mogą temu zapobiec.
 Węgiel – Co tu wiele mówić. Różnej jakości jedzenie i woda z górskich strumieni mogą
wywołać zdecydowanie nieprzyjemne dolegliwości. Węgiel mimo, że czarny, jest wtedy
jak złoto.
 Maści rozgrzewająca – Przydatna zwłaszcza podczas wypadów wiosennych i jesiennych,
gdy temperatura nie jest jeszcze zbyt wysoka, zwłaszcza nocą. Polecam szczególnie maść
końską. Działa szybko i długo. Wtarcie jej w stawy pozwala uniknąć bardzo
nieprzyjemnych bólów spowodowanych przeziębieniem stawów. Dotyczy to zwłaszcza
starszych wędrowników 
 Agrafka – okrutnie prosta i powszednia rzecz, często jednak zapominamy, a to błąd. Co tu
wiele mówić, agrafka ma setki zastosowań i przydaje się właściwie na każdym wyjeździe.
Przed wyjazdem polecam zaopatrzyć się w kilka sztuk.
 Olejek do opalania (środek na oparzenia słoneczne) – Podczas górskiej wyprawy można
spalić się równie dokładnie jak podczas spania na plaży. Odsłonięte karki, ramiona i łydki
potrafią się dobrze zarumienić. Można temu jednak zaradzić zabierając ze sobą np. olejek.
 Talk – Wbrew pozorom nie tylko dla niemowląt. Posypanie talkiem stóp, które później
spędzą w wysokich trekach i grubych skarpetkach cały dzień, może uratować je przed
odciskami i innymi tego typu przyjemnościami. Talk pomaga również przy niezbyt
chlubnej, lecz spotykanej, męskiej przypadłości zwanej otarciem pachwiny.
3. Leże
Nazwa tajemnicza, lecz adekwatna. Ogólnie rzecz ujmując, wszystko to co niezbędne do
przetrwania nocy w jako-takich warunkach. CO wchodzi w skład owego leża?
 Namiot – O ile nie jesteśmy zwolennikami
spania pod chmurką, ani nie mamy pieniędzy na
schroniska bez niego się nie obejdziemy. Co
jednak należy wziąć pod uwagę pakując namiot.
Po pierwsze ilość osób biorących udział w
wycieczce. Najpopularniejsze namioty to
trzyosobowe iglo. Oczywiście bywają również
większe (nawet ośmioosobowe) jak i mniejsze,
singielki. Planując nocleg należy jednak
pamiętać o jednej ważnej kwestii. Człowiek z
garbem to tak naprawdę co najmniej półtora
człowieka. Dlatego wybierając się w góry warto mieć zapas miejsca w namiocie. Bardzo
praktyczne pod tym względem są namioty z przedsionkiem, niektóre modele potrafią
pomieścić nawet rower.
Po drugie, ważny jest ciężar namiotu. Przeciętna „trójka” waży koło czterech kilogramów.
Biorąc po uwagę wagę całego plecaka, to znaczny ciężar. By nieco zmniejszyć balast
dobrym rozwiązaniem jest rozdzielenie części składowych (poprzeczek, sypialki i tropika)
na wszystkich, którzy maja w namiocie spać. Dzięki temu nawet duży namiot nie jest
problemem
 Karimata – Izoluje nas od podłoża, zarówno pod względem wilgotności jak i temperatury.
Obecnie dostępne są nie tylko karimaty, ale również specjalne maty, które zajmują znacznie
mniej miejsca. Innym rozwiązaniem jest dmuchany materac. Sen jest wtedy dużo bardziej
komfortowy. Minusami jest większy ciężar oraz przymus codziennego pompowania.
 Śpiwór – Zaopatrując się w wyżej wymieniony należy wziąć pod uwagę kilka rzeczy. Po
pierwsze, rozmiar. Nie ma nic gorszego niż za mały śpiwór, z którego wysuwamy się kilka
razy na noc.
Po drugie, komfort termiczny. Śpiwór powinien być dopasowany do warunków, w jakich
przyjdzie nam spać. Nie może być zbyt cienki, ani zbyt gruby. Na zwykłe letnie wypady
wystarczy zazwyczaj śpiwór z minimalną temperaturą około zera. Wiosną i jesienią
najprawdopodobniej jednak zmarzniemy w takim śpiworze. W takich wypadkach przydaje
się koc, o którym była mowa wcześniej.
Trasa: Góry Świętokrzyskie
Trasa: Opatów – Nowa Słupia – Święta Katarzyna - Suchedniów
Trasa ta nie jest szczególnie wymagająca, podobnie jak całe pasmo Gór Świętokrzyskich.
Liczy około 70 kilometrów i przy odrobinie dobrych chęci można przebyć ją w jakieś cztery
dni.
Start znajduje się w miejscowości Opatów. Po odbyciu przyjemnego spacerku na wschód
docieramy do Pasma Jeleniowskiego. Niezbyt wysokie góry, gęsto porośnięte lasem to
wymarzone miejsce do wędrówki. Chętnym i ambitnym polecam odwiedzenie rodzinnego
domu mjr Jana Piwnika „Ponurego”, słynnego cichociemnego. Miejsce to znajduje się na
północ od szczytu Truskolaska. Według mnie jest to punkt obowiązkowy dla każdego
harcerza i wielbiciela historii, czy militariów. Dom pełen jest pamiątek po bohaterze.
Opuszczając Pasmo Jeleniowskie zagłębiamy się w Świętokrzyski Park Narodowy. Miejsce
słynne ze swego piękna. W szczególności polecam odwiedzenie Klasztoru św. Katarzyny na
szczycie Łysej Góry. Szczególnej zaś uwadze polecam tamtejszy bufet oraz wieże
widokową.
Posuwając się dalej na zachód i północ dotrzemy do Łysicy, najwyższego szczytu tego
pasma (612 m n.p.m.). Szlak poprowadzi nas przez przepiękne lasy sosnowe, które zapadają
w pamięć oraz śnią się po nocach. Z Łysicy rozciąga się wspaniała panorama na całą
okolice.
Nocleg najlepiej znaleźć z Świętej Katarzynie. To spora miejscowość pozwalająca na chwilę
odpoczynku po górskiej wędrówce oraz nabranie w płuca nieco typowego dla miastowych,
pełnego spalin powietrza.
Kierując się na północ zmierzamy do miejscowości Wzdół (Rządowy, Wiącka, wszystko
jedno). Ta cześć trasy nie obfituje w nadzwyczajne atrakcje turystyczne, pozwala jednak
osiągnąć dobrą bazę, dla następnej części wyprawy.
Opuszczając Wzdół od strony północnej trafiamy na Płaskowyż Suchedniowski. Szlak
ponownie wnika w głębokie lasy. Szczególnie atrakcyjnym turystycznie jest źródło Burzący
Stok. Krystalicznie czysta woda pomoże nawet najbardziej zmęczonym wędrowcom
odzyskać siły.
Suchedniów to koniec trasy. Do niezbyt duże miasto oferuje nam wszystko co najlepsze w
mieście. Prysznic, pizzę, bankomaty i tego typu rozrywki. Bez większego trudu można
stamtąd dostać się do domu 
Bieszczady dla nieco bardziej wytrwałych wędrowców.
Dzień 1
Trasa: Łódź – Lesko
Sugerujemy przespać się gdzieś w Lesku, np. poprosić o nocleg jakiegoś autochtona lub
zaraz po wejściu na zielony szlak, przy źródełkach ze „śmierdzącą” wodą, rozbić namiot na skarpie
po prawo. Miejscówka jest praktycznie niewidoczna z ulicy, nawet po rozpaleniu ogniska (małego!)
:). Jeżeli nie wiecie jak tam trafić to zapytajcie o śmierdzące źródełka.
Dzień 2
Trasa: Lesko – Czulnia – Zwierzyń – Myczków
Jak na pierwszy dzień wędrówki przystało odległość do pokonania nie jest długa.
Pierwszy szczyt zapowiada się przyjemnie. Niestety bardzo łatwo jest zgubić szlak co
komplikuje z lekka podróż.
Zwierzyń – Grota z cudownym źródełkiem... wymarzone miejsce na odpoczynek oraz
posiłek. Można tu spotkać ciekawych ludzi np. emerytowanego pilota wojskowego :)
Jezioro Myczkowieckie – wydawało by się, że to już koniec trasy... nic bardziej mylnego
zaraz za zaporą jest bardziej niż pewne, że się zgubicie :p Warto mieć przy sobie kompas oraz
jakieś narzędzie przydatne w walce wręcz bądź na odległość z niedźwiedziami oraz krwiożerczymi
wiewiórkami.
Głowa do góry jeszcze kilka godzin i będziecie na miejscu. Będziecie szli wzdłuż
strumienia. Po drodze miniecie ruiny opuszczonej wioski. Teraz warto patrzeć na mapę, żeby nie
przegapić odpowiedniego (w takim zakolu... nam udało się trafić za pierwszym razem :D) przejścia
przez strumień (oczywiście żadnego mostu tam nie ma). Podobno po większych deszczach
przekroczenie strumienia jest niemożliwe. Warto więc mieć przy sobie dodatkowy prowiant, gdyby
przyszło wam nocować gdzieś w lesie, ponieważ o powrocie tego samego dnia nie ma w ogóle
mowy.
Tak! To już prawie koniec. W dobrym tempie powinniście być w Myczkowie przed
zachodem Słońca.
Na nocleg możecie zatrzymać się schronisku młodzieżowym. My jednak wybraliśmy
bardziej hardcorowe i tańsze (bo za darmo) miejsce nocowania... za sklepem. Oczywiście po
wcześniejszym umówieniu się z właścicielką gruntu.
Dzień 3
Trasa: Myczków – Wierchy – Wołkowyja – Kamień – Terka
Trasa tego dnia jest mało ekscytująca w porównaniu do dnia poprzedniego. Tylko trzy
większe wzniesienia. W naszym przypadku żadnych niespodzianek. Nocleg u autochtonów.
Dzień 4
Trasa: Terka – Połoma – Żołobina – Krysowa – Kalnica
Zapewne wiecie jak działa huśtawka: najpierw się wychylamy do góry aby chwilę później
znaleźć się na dole... Tego dnia będzie podobnie wchodzisz na szczyt aby z niego zejść. I tak sześć
razy :D. Pamiętajcie aby na Krysowej skręcić w prawo na czarny szlak. Po drodze miniecie
Bacówkę PTTK Jaworzec. Następnie asfaltem (niestety) wzdłuż Wetliny dochodzicie do Kalnicy.
Nocleg proponujemy zorganizować sobie w schronisku młodzieżowym. Cena za namiot jest, o ile
pamięć mnie nie myli, o 0,2 zł niższa niż za miękkie łóżko w ogrzewanym pomieszczeniu. Co
więcej w schronisku jest prysznic z gorącą wodą, czego więcej w Bieszczadach nie
uświadczyliśmy.
Dzień 5
Trasa: Kalnica – Smerek – Przełęcz M. Orłowicza – Połonina Wetlińska – Brzegi Górne – Połonina
Caryńska – Ustrzyki Górne – Uff
Proponujemy wyjść naprawdę wcześnie rano. Musicie dotrzeć do czerwonego szlaku.
Niestety wejście do Bieszczadzkiego parku narodowego jest płatne, więc naszykujcie się na
wydatek rzędu kilku PLNów.
No i zaczyna się zabawa. Pierwszy szczyt powyżej 1000 m. n. p. m. Nie będziemy
oszukiwać. Podejście jest zabójcze, co widać po poziomicach na mapie, ale krótkie. Teraz będzie
całkiem miło. Widoczki, „równy” teren, „łagodny wiaterek”. Po drodze traficie do schroniska
„Chatka Puchatka”, gdzie będziecie mogli coś skonsumować. Teraz trzeba tylko zejść do Brzegów
Górnych, trzymajcie się ciągle czerwonego szlaku. Ale chwila, moment... to dopiero połowa trasy.
Niestety po sezonie nie ma tu kompletnie nic oprócz bramek z biletami (wasze bilety będą ważne
przez 24h także nie kupujcie drugich), kilkaset metrów od szlaku znaleźliśmy jakiś sklep. Radzimy
nie robić sobie zbyt długiej przerwy, przed wami jeszcze Połonina Caryńska. Jeżeli zgodziliście się
z nami, że pierwsze podejście tego dnia było zabójcze, to to będzie dla was absurdalne. Ale co Was
nie zabije to was wzmocni. Warto pamiętać, że pod koniec podejścia jest źródełko, także jeżeli nie
macie nic do picia to możecie tam uzupełnić swoje zasoby. Teraz przez jakiś czas będziecie
zasuwać grzbietem Połoniny Caryńskiej. Ooo... robi się ciemno? A nie mówiliśmy, żeby wyjść
naprawdę wcześnie rano i nie robić długich przerw? Fakt jest faktem musicie dojść do Ustrzyk
Górnych (cały czas czerwony szlak). Na nocleg radzimy zatrzymać się w schronisku Kremenaros
(najtaniej :D) naprzeciwko strażnicy Straży Granicznej. W Ustrzykach jest sporo miejsc, gdzie
można coś zjeść, np. w Kremenarosie. Polecamy jednak bar Zapiekanka, prowadzony przez pana
Mariana oraz jego wspólnika... są to naprawdę niezwykle barwne postacie, zwłaszcza po 21:00.
Dzień 6
Trasa: Ustrzyki Górne – Wołosate – Tarnica – Ustrzyki Górne
Nie ma dużo do pisania. Zaliczamy najwyższy szczyt polskich Bieszczad. Wycieczka
krótka, niemęcząca tak jak te z dni poprzednich. Wieczorem można się zintegrować z innymi
turystami w jednym z licznych barów.
Dzień 7
Trasa: Ustrzyki Górne – Ustrzyki Dolne lub inne miasto w którym jest stacja PKP.
Najlepiej sprawdźcie dzień wcześniej czy i o której godzinie macie PKS. My musieliśmy
niestety zabrać się stopem, co kosztowało nas majątek.
Dla bardziej hardcorowych turystów proponujemy przejście per pedes niebieskim szlakiem
do Nowego Łupkowa (pewnie jakieś dwa dni). Podobno jest tam stacja kolejowa więc się jakoś
ewakuujecie.

Podobne dokumenty