G.U.R.A.L.S.K.I [informator do łazikowania po górach]
Transkrypt
G.U.R.A.L.S.K.I [informator do łazikowania po górach]
G.U.R.A.L.S.K.I czyli Górski Użyteczno-Rozrywkowy Atrakcyjny Lecz Strasznie Konkretny Informator Rzeczy spis podręczny: 1. Z czym do gór ? - wstęp.....................str. 3 2. Trasa – Góry Świętokrzyskie.............str. 8 3. Trasa – Bieszczady.............................str. 10 Buty swoje na szlakach ku powszechnej radości i edukacji gawiedzi na szlakach starli a w niniejszej broszurze szlaki przebyte opisali: Krzysztof Madej Piotr Człapiński Michał Dubel Z czym do gór ? Góry…Jakie są każdy widzi. Dla jednych stanowią wyzwanie, kolejny cel na drodze ku spełnieniu marzeń, inni widzą w nich surowe, dzikie piękno natury. Jeszcze inni w szczytach widzą jedynie ośnieżone stoki, stworzone by po nich zjeżdżać. Nim jednak będzie można skakać z jednego szczytu na drugi, nim będzie można posiedzieć na du… …żym kamieniu i podziwiać widoki, nim będzie można śmigać na desce w tumanach białego pyłu, warto się co-nieco przygotować. By choć nieco ułatwić tą nudniejszą część górskiej wyprawy, zwaną przygotowaniami, ja Krzysztof Madej, on - Michał Dubel i jeszcze on – Piotr Czapiński stworzyliśmy ten właśnie krótki poradnik Ponieważ nie zależy nam na wielkiej publikacji, postaramy się skrócić wszystko do niezbędnego minimum, które bez większego wysiłku będzie mógł przyswoić sobie każdy. Nasz przewodnik rozpoczniemy od opisu najważniejszych elementów wyposażenia, jakie powinien mieć każdy członek górskiej wyprawy. 1. Plecak Prawdziwa górska wyprawa nie może obyć się bez wypchanych po brzegi plecaków (dalej zwanych garbami lub stelażami). Nie wystarczy jednak wrzucić do środka 60 litrów ubrań i ufać, że będzie dobrze. To co zamierzamy dźwigać przez kilka kolejnych dni i dziesiątki kilometrów powinno być spakowane rozmyślnie i sensownie1. Co więc zabrać? Oto kilka dobrych rad: Buty – Bez nich raczej daleko nie zajdziemy. Musimy jednak pamiętać, że but butowi nie równy. Znaczna część interwencji GOPR-u i TOPR-u spowodowana jest właśnie złym wyborem obuwia. Obcasy, szpilki, klapki i japonki to zdecydowanie zły wybór. Sandały mają szansę się sprawdzić, lecz jedynie w bardzo dobrych warunkach, na łatwych szlakach. Najlepszym wyborem są oczywiście buty trekingowe. Drogie są i ciężkie, a i na miasto sienie specjalnie nadają. To jednak dobra inwestycja jeśli poważnie myślimy do turystyce górskiej. Jeśli zaś góry mają być jedynie pojedynczym wypadek wakacyjnym dobrze powinny poradzić sobie mocne półbuty lub adidasy. Najważniejsze by obuwie było już rozchodzone. Buty prosto ze sklepu w połączeniu z kilometrami kamienistych ścieżek to doskonała recepta na bolesne otarcia i odciski. Ile par zabrać? To zależy od długości całej wyprawy i warunków. Na pewno potrzebne są dwie pary (podstawowa zapasowa na wypadek przemoknięcia lub zniszczenia). Można oczywiście zabrać ich więcej, co jednak spakujemy, będziemy musieli później nosić. 1 W wywiadzie jeden z czołowych polskich himalaistów wspomina, że wyruszając z jednej bazy do drugiej zabiera ze sobą jedynie niewielki pakiet papieru toaletowego. Na co dzień cała rolka wydaje się żadnym ciężarem, ale w górach, przy gorszych warunkach i z garbem czuć naprawdę każdy dodatkowy ciężar. Narzuta – Innymi słowy, wszystko to co narzucimy na siebie w razie czego, czyli deszczu, gradu, zimna, wiatru i tego typu przyjemnych zjawisk atmosferycznych. Obecnie rynek proponuje nam wręcz niewyobrażalną ilość narzut, wystarczy wybrać kolor. Co najważniejsze? Przede wszystkim musimy chronić się przed deszczem i chłodem. Dobrze więc jeśli w plecaku znajdzie się miejsce dla polaru, ciepłego swetra czy bluzy, oraz kurtki przeciwdeszczowej. Miłą i przydatną opcją jest możliwość rozpięcia bluzy czy kurtki, w górach temperatura zmienia się szybko i łatwo można się wyziębić lub spocić. Ekspresy ułatwiają więc odpowiednią cyrkulację powietrza. Im lepszej jakości będzie to sprzęt tym oczywiście lepsza będzie ochrona. Pamiętajmy jednak, iż za jakość się płaci, ponownie więc zadajmy sobie pytanie, czy to jeden wypad w góry, czy poważniejszy związek. Bielizna – Bez niej żadna wyprawa, a już na pewno górska nie ma szans powodzenia. Z resztą nie trzeba chyba o tym pisać. Co do ilości, to jest to kwestia godna rozpatrzenia. Najlepiej i najbardziej higienicznie jest gdy ilość jest odpowiadająca ilości dni wyprawy. Można oczywiście ograniczyć balast. Wiąże się to jednak z zmniejszeniem standardów higienicznych lub (o zgrozo!) praniem. To drugie odradzam jednak. Po pierwsze, dlatego, że nie zawsze jest gdzie. Po drugie, bo pogoda bywa zmienna, a przy oberwaniu chmury ubranie jakość nie chce schnąć. I wreszcie po trzecie, jeśli jest to dość wymagająca wędrówka polegająca na chodzeniu, a nie opalaniu na polu namiotowym, może się okazać, że nawet przy sprzyjającej pogodzie rzeczy nie wyschły. Maszerowanie z masztem mokrej bielizny nie należy do najpraktyczniejszych i najwygodniejszych form wypoczynku. Natomiast spakowane, wilgotne rzeczy lubią się gniewać i z tego gniewu gniją lub moczą inne rzeczy. Wartym przemyślenia jest również zakup bielizny termoaktywnej. Zajmuje niewiele miejsca, a potrafi uprzyjemnić zimniejsze noce. Ceny są różne, wszystko zależy od jakości. Jeśli jednak nie wybieramy się w Himalaje lub chłodniejsze rejony świata, zwykłe tradycyjne kalesony powinny wystarczyć. Jedzenie – Tutaj sprawa jest niezwykle otwarta. Jeść można bardzo różne rzeczy i to na bardzo różne sposoby. Nie trzeba nawet nosić ze sobą jedzenia, wystarczy portfel i schronisko lub sklep. Korzystając jednak z nabytego doświadczenia polecę dwie rzeczy. Po pierwsze, watro mieć zawsze w plecaku czekoladę lub batonik lub dwa. Nawet jeśli stołujemy się „na mieście” taka żelazna racja pomoże zabić małego głoda i w ogóle jest fajna. Należy jedynie uważać, by za bardzo sienie przegrzał, gdyż wtedy traci nieco na atrakcyjności. Drugą ważną przydatną rzeczą jest guma do żucia. Smak raczej nie ma znaczenia, polecam jednak te miętowe, wtedy dodatkowo pomagają zachować świeży oddech, a nawet pozbyć się bakterii (przynajmniej tak mówią reklamy). Guma, a właściwie jej rzucie, wzmaga produkcje śliny, co zmniejsza nasze pragnienie, w rezultacie zmniejszając ilość wody, którą musimy ze sobą dźwigać. Dotykamy tutaj innej, ważnej kwestii. Podczas wędrówki, zwłaszcza górskiej, zdecydowanie odradzam picie jakichkolwiek smakowych napojów. Cola, gazowane kolorowe wytwory, a nawet soki czy wody smakowe pomagają na pragnienie jedynie chwilowo. Najlepsza jest zwykła, niegazowana woda mineralna. Inne – Wszystkie wyżej wymienione elementy to jedynie cześć tego co jest potrzebne i co przydaje siew górach. Trudno jednak wymienić wszystko. W tej części wspomnę więc jeszcze o kilku gadżetach, które mogą być przydatne. Camelback – Zbiornik na wodę noszony na plecach. Przydatny zwłaszcza przy długich i intensywnych marszach. Pozwala bez zatrzymywania uzupełnić płyny. Sprzęt pionierski – Mały toporek czy saperka ułatwiają życie, zwłaszcza gdy nie zamierzamy korzystać z usług schronisk. Na polu namiotowym mogą również okazać się zbędne, gdy jednak chcemy zrobić ognisko są niezastąpione, podobnie, gdy utkniemy gdzieś na trasie. Koc – Bardzo przydatna rzecz, pomaga podczas odpoczynku, gdzieś na łące, ale nie tylko. Gdy owiniemy się takim kocykiem i ukryjemy w śpiworze stopni Celcjusza musi być naprawdę mało, żeby dały nam radę. Jeśli zaś szczelnie owiniemy nim jedzenie lub napój dłużej zachowają one swoją temperaturę, np. ciepła herbata w butelce, czy schłodzona woda. Dobrze zwinięty polarowy koc zajmuje niewiele miejsca i jest naprawdę lekki Paski (troki) – Dostępne w większości sklepów turystycznych. Różnej długości i różnej jakości. Przy zakupie polecam sprawdzić jakość sprzączki. Jeśli będzie słaba pasek będzie raczej bezużyteczny, a bywa bardzo przydatny. Przytroczenie śpiwora czy namiotu pozwala na zaoszczędzenie miejsca w środku plecaka. Przydaje się również w sytuacjach awaryjnych jak np. zerwanie jakiegoś paska w plecaku. 2. Apteczka Część sprzętu, której nigdy nie powinno zabraknąć na wyjazdach, zwłaszcza górskich. Długi marsz, niebezpieczny teren, spora odległość od szpitali, czy nawet aptek, powodują, że w razie wypadku musimy liczyć przede wszystkim na siebie. A co powinno w niej być? Rękawiczki jednorazowe – Powinny być w każdej apteczce, nie ma co się rozpisywać. Bandaże, chusta trójkątna, opatrunki, woda utleniona – podobnie jak w wypadku rękawiczek, są na standardowym wyposażeniu, nie traćmy więc czasu. Plaster na rolce (uniwersalny przylepiec tkaninowy) – Bardzo praktyczny, wręcz niezastąpiony. Sprawdza się dużo lepiej niż standardowy plaster z opatrunkiem. Oprócz skaleczeń, odcisków itp., może przydać się do podtrzymania bandaża, naprawy klapków, sklejenia poprzeczek od namiotu i wielu innych rzeczy. Tabletki od bólu głowy – Zmiana wysokości często wywołuje nieprzyjemne dolegliwości, zwłaszcza zaraz po przyjeździe. Pierwszy dzień lub dwa bywają przez to znacznie mniej przyjemne, niż by mogły. Tabletki mogą temu zapobiec. Węgiel – Co tu wiele mówić. Różnej jakości jedzenie i woda z górskich strumieni mogą wywołać zdecydowanie nieprzyjemne dolegliwości. Węgiel mimo, że czarny, jest wtedy jak złoto. Maści rozgrzewająca – Przydatna zwłaszcza podczas wypadów wiosennych i jesiennych, gdy temperatura nie jest jeszcze zbyt wysoka, zwłaszcza nocą. Polecam szczególnie maść końską. Działa szybko i długo. Wtarcie jej w stawy pozwala uniknąć bardzo nieprzyjemnych bólów spowodowanych przeziębieniem stawów. Dotyczy to zwłaszcza starszych wędrowników Agrafka – okrutnie prosta i powszednia rzecz, często jednak zapominamy, a to błąd. Co tu wiele mówić, agrafka ma setki zastosowań i przydaje się właściwie na każdym wyjeździe. Przed wyjazdem polecam zaopatrzyć się w kilka sztuk. Olejek do opalania (środek na oparzenia słoneczne) – Podczas górskiej wyprawy można spalić się równie dokładnie jak podczas spania na plaży. Odsłonięte karki, ramiona i łydki potrafią się dobrze zarumienić. Można temu jednak zaradzić zabierając ze sobą np. olejek. Talk – Wbrew pozorom nie tylko dla niemowląt. Posypanie talkiem stóp, które później spędzą w wysokich trekach i grubych skarpetkach cały dzień, może uratować je przed odciskami i innymi tego typu przyjemnościami. Talk pomaga również przy niezbyt chlubnej, lecz spotykanej, męskiej przypadłości zwanej otarciem pachwiny. 3. Leże Nazwa tajemnicza, lecz adekwatna. Ogólnie rzecz ujmując, wszystko to co niezbędne do przetrwania nocy w jako-takich warunkach. CO wchodzi w skład owego leża? Namiot – O ile nie jesteśmy zwolennikami spania pod chmurką, ani nie mamy pieniędzy na schroniska bez niego się nie obejdziemy. Co jednak należy wziąć pod uwagę pakując namiot. Po pierwsze ilość osób biorących udział w wycieczce. Najpopularniejsze namioty to trzyosobowe iglo. Oczywiście bywają również większe (nawet ośmioosobowe) jak i mniejsze, singielki. Planując nocleg należy jednak pamiętać o jednej ważnej kwestii. Człowiek z garbem to tak naprawdę co najmniej półtora człowieka. Dlatego wybierając się w góry warto mieć zapas miejsca w namiocie. Bardzo praktyczne pod tym względem są namioty z przedsionkiem, niektóre modele potrafią pomieścić nawet rower. Po drugie, ważny jest ciężar namiotu. Przeciętna „trójka” waży koło czterech kilogramów. Biorąc po uwagę wagę całego plecaka, to znaczny ciężar. By nieco zmniejszyć balast dobrym rozwiązaniem jest rozdzielenie części składowych (poprzeczek, sypialki i tropika) na wszystkich, którzy maja w namiocie spać. Dzięki temu nawet duży namiot nie jest problemem Karimata – Izoluje nas od podłoża, zarówno pod względem wilgotności jak i temperatury. Obecnie dostępne są nie tylko karimaty, ale również specjalne maty, które zajmują znacznie mniej miejsca. Innym rozwiązaniem jest dmuchany materac. Sen jest wtedy dużo bardziej komfortowy. Minusami jest większy ciężar oraz przymus codziennego pompowania. Śpiwór – Zaopatrując się w wyżej wymieniony należy wziąć pod uwagę kilka rzeczy. Po pierwsze, rozmiar. Nie ma nic gorszego niż za mały śpiwór, z którego wysuwamy się kilka razy na noc. Po drugie, komfort termiczny. Śpiwór powinien być dopasowany do warunków, w jakich przyjdzie nam spać. Nie może być zbyt cienki, ani zbyt gruby. Na zwykłe letnie wypady wystarczy zazwyczaj śpiwór z minimalną temperaturą około zera. Wiosną i jesienią najprawdopodobniej jednak zmarzniemy w takim śpiworze. W takich wypadkach przydaje się koc, o którym była mowa wcześniej. Trasa: Góry Świętokrzyskie Trasa: Opatów – Nowa Słupia – Święta Katarzyna - Suchedniów Trasa ta nie jest szczególnie wymagająca, podobnie jak całe pasmo Gór Świętokrzyskich. Liczy około 70 kilometrów i przy odrobinie dobrych chęci można przebyć ją w jakieś cztery dni. Start znajduje się w miejscowości Opatów. Po odbyciu przyjemnego spacerku na wschód docieramy do Pasma Jeleniowskiego. Niezbyt wysokie góry, gęsto porośnięte lasem to wymarzone miejsce do wędrówki. Chętnym i ambitnym polecam odwiedzenie rodzinnego domu mjr Jana Piwnika „Ponurego”, słynnego cichociemnego. Miejsce to znajduje się na północ od szczytu Truskolaska. Według mnie jest to punkt obowiązkowy dla każdego harcerza i wielbiciela historii, czy militariów. Dom pełen jest pamiątek po bohaterze. Opuszczając Pasmo Jeleniowskie zagłębiamy się w Świętokrzyski Park Narodowy. Miejsce słynne ze swego piękna. W szczególności polecam odwiedzenie Klasztoru św. Katarzyny na szczycie Łysej Góry. Szczególnej zaś uwadze polecam tamtejszy bufet oraz wieże widokową. Posuwając się dalej na zachód i północ dotrzemy do Łysicy, najwyższego szczytu tego pasma (612 m n.p.m.). Szlak poprowadzi nas przez przepiękne lasy sosnowe, które zapadają w pamięć oraz śnią się po nocach. Z Łysicy rozciąga się wspaniała panorama na całą okolice. Nocleg najlepiej znaleźć z Świętej Katarzynie. To spora miejscowość pozwalająca na chwilę odpoczynku po górskiej wędrówce oraz nabranie w płuca nieco typowego dla miastowych, pełnego spalin powietrza. Kierując się na północ zmierzamy do miejscowości Wzdół (Rządowy, Wiącka, wszystko jedno). Ta cześć trasy nie obfituje w nadzwyczajne atrakcje turystyczne, pozwala jednak osiągnąć dobrą bazę, dla następnej części wyprawy. Opuszczając Wzdół od strony północnej trafiamy na Płaskowyż Suchedniowski. Szlak ponownie wnika w głębokie lasy. Szczególnie atrakcyjnym turystycznie jest źródło Burzący Stok. Krystalicznie czysta woda pomoże nawet najbardziej zmęczonym wędrowcom odzyskać siły. Suchedniów to koniec trasy. Do niezbyt duże miasto oferuje nam wszystko co najlepsze w mieście. Prysznic, pizzę, bankomaty i tego typu rozrywki. Bez większego trudu można stamtąd dostać się do domu Bieszczady dla nieco bardziej wytrwałych wędrowców. Dzień 1 Trasa: Łódź – Lesko Sugerujemy przespać się gdzieś w Lesku, np. poprosić o nocleg jakiegoś autochtona lub zaraz po wejściu na zielony szlak, przy źródełkach ze „śmierdzącą” wodą, rozbić namiot na skarpie po prawo. Miejscówka jest praktycznie niewidoczna z ulicy, nawet po rozpaleniu ogniska (małego!) :). Jeżeli nie wiecie jak tam trafić to zapytajcie o śmierdzące źródełka. Dzień 2 Trasa: Lesko – Czulnia – Zwierzyń – Myczków Jak na pierwszy dzień wędrówki przystało odległość do pokonania nie jest długa. Pierwszy szczyt zapowiada się przyjemnie. Niestety bardzo łatwo jest zgubić szlak co komplikuje z lekka podróż. Zwierzyń – Grota z cudownym źródełkiem... wymarzone miejsce na odpoczynek oraz posiłek. Można tu spotkać ciekawych ludzi np. emerytowanego pilota wojskowego :) Jezioro Myczkowieckie – wydawało by się, że to już koniec trasy... nic bardziej mylnego zaraz za zaporą jest bardziej niż pewne, że się zgubicie :p Warto mieć przy sobie kompas oraz jakieś narzędzie przydatne w walce wręcz bądź na odległość z niedźwiedziami oraz krwiożerczymi wiewiórkami. Głowa do góry jeszcze kilka godzin i będziecie na miejscu. Będziecie szli wzdłuż strumienia. Po drodze miniecie ruiny opuszczonej wioski. Teraz warto patrzeć na mapę, żeby nie przegapić odpowiedniego (w takim zakolu... nam udało się trafić za pierwszym razem :D) przejścia przez strumień (oczywiście żadnego mostu tam nie ma). Podobno po większych deszczach przekroczenie strumienia jest niemożliwe. Warto więc mieć przy sobie dodatkowy prowiant, gdyby przyszło wam nocować gdzieś w lesie, ponieważ o powrocie tego samego dnia nie ma w ogóle mowy. Tak! To już prawie koniec. W dobrym tempie powinniście być w Myczkowie przed zachodem Słońca. Na nocleg możecie zatrzymać się schronisku młodzieżowym. My jednak wybraliśmy bardziej hardcorowe i tańsze (bo za darmo) miejsce nocowania... za sklepem. Oczywiście po wcześniejszym umówieniu się z właścicielką gruntu. Dzień 3 Trasa: Myczków – Wierchy – Wołkowyja – Kamień – Terka Trasa tego dnia jest mało ekscytująca w porównaniu do dnia poprzedniego. Tylko trzy większe wzniesienia. W naszym przypadku żadnych niespodzianek. Nocleg u autochtonów. Dzień 4 Trasa: Terka – Połoma – Żołobina – Krysowa – Kalnica Zapewne wiecie jak działa huśtawka: najpierw się wychylamy do góry aby chwilę później znaleźć się na dole... Tego dnia będzie podobnie wchodzisz na szczyt aby z niego zejść. I tak sześć razy :D. Pamiętajcie aby na Krysowej skręcić w prawo na czarny szlak. Po drodze miniecie Bacówkę PTTK Jaworzec. Następnie asfaltem (niestety) wzdłuż Wetliny dochodzicie do Kalnicy. Nocleg proponujemy zorganizować sobie w schronisku młodzieżowym. Cena za namiot jest, o ile pamięć mnie nie myli, o 0,2 zł niższa niż za miękkie łóżko w ogrzewanym pomieszczeniu. Co więcej w schronisku jest prysznic z gorącą wodą, czego więcej w Bieszczadach nie uświadczyliśmy. Dzień 5 Trasa: Kalnica – Smerek – Przełęcz M. Orłowicza – Połonina Wetlińska – Brzegi Górne – Połonina Caryńska – Ustrzyki Górne – Uff Proponujemy wyjść naprawdę wcześnie rano. Musicie dotrzeć do czerwonego szlaku. Niestety wejście do Bieszczadzkiego parku narodowego jest płatne, więc naszykujcie się na wydatek rzędu kilku PLNów. No i zaczyna się zabawa. Pierwszy szczyt powyżej 1000 m. n. p. m. Nie będziemy oszukiwać. Podejście jest zabójcze, co widać po poziomicach na mapie, ale krótkie. Teraz będzie całkiem miło. Widoczki, „równy” teren, „łagodny wiaterek”. Po drodze traficie do schroniska „Chatka Puchatka”, gdzie będziecie mogli coś skonsumować. Teraz trzeba tylko zejść do Brzegów Górnych, trzymajcie się ciągle czerwonego szlaku. Ale chwila, moment... to dopiero połowa trasy. Niestety po sezonie nie ma tu kompletnie nic oprócz bramek z biletami (wasze bilety będą ważne przez 24h także nie kupujcie drugich), kilkaset metrów od szlaku znaleźliśmy jakiś sklep. Radzimy nie robić sobie zbyt długiej przerwy, przed wami jeszcze Połonina Caryńska. Jeżeli zgodziliście się z nami, że pierwsze podejście tego dnia było zabójcze, to to będzie dla was absurdalne. Ale co Was nie zabije to was wzmocni. Warto pamiętać, że pod koniec podejścia jest źródełko, także jeżeli nie macie nic do picia to możecie tam uzupełnić swoje zasoby. Teraz przez jakiś czas będziecie zasuwać grzbietem Połoniny Caryńskiej. Ooo... robi się ciemno? A nie mówiliśmy, żeby wyjść naprawdę wcześnie rano i nie robić długich przerw? Fakt jest faktem musicie dojść do Ustrzyk Górnych (cały czas czerwony szlak). Na nocleg radzimy zatrzymać się w schronisku Kremenaros (najtaniej :D) naprzeciwko strażnicy Straży Granicznej. W Ustrzykach jest sporo miejsc, gdzie można coś zjeść, np. w Kremenarosie. Polecamy jednak bar Zapiekanka, prowadzony przez pana Mariana oraz jego wspólnika... są to naprawdę niezwykle barwne postacie, zwłaszcza po 21:00. Dzień 6 Trasa: Ustrzyki Górne – Wołosate – Tarnica – Ustrzyki Górne Nie ma dużo do pisania. Zaliczamy najwyższy szczyt polskich Bieszczad. Wycieczka krótka, niemęcząca tak jak te z dni poprzednich. Wieczorem można się zintegrować z innymi turystami w jednym z licznych barów. Dzień 7 Trasa: Ustrzyki Górne – Ustrzyki Dolne lub inne miasto w którym jest stacja PKP. Najlepiej sprawdźcie dzień wcześniej czy i o której godzinie macie PKS. My musieliśmy niestety zabrać się stopem, co kosztowało nas majątek. Dla bardziej hardcorowych turystów proponujemy przejście per pedes niebieskim szlakiem do Nowego Łupkowa (pewnie jakieś dwa dni). Podobno jest tam stacja kolejowa więc się jakoś ewakuujecie.