Wspolnota 12 okladka_m.cdr - PARAFIA ŚWIĘTEJ RODZINY w

Transkrypt

Wspolnota 12 okladka_m.cdr - PARAFIA ŚWIĘTEJ RODZINY w
Po pogrzebie śp. arcybiskupa Życińskiego administrator Archidiecezji
– bp Mieczysław Cisło wezwał wszystkich diecezjan do modlitwy w intencji
wyboru następcy. Dzisiejsza nominacja jest spełnieniem naszych modlitw.
Były prośby, jest też odpowiedź. Przyjmijmy więc Arcybiskupa Stanisława
w duchu wiary, z miłością i nadzieją.
Kredyt zaufania jest konieczny, jeśli
mamy odpowiedzialnie i wspólnie
podjąć wezwania, jakie stoją przed
naszą archidiecezją. Chodzi o nową
ewangelizację, odnowę katechezy,
katechumenat przedchrzcielny i pochrzcielny, dialog ze światem kultury
i nauki, posługę ubogim, obecność
Kościoła w mediach i wszystko to,
co pozwoli przejść od duszpasterstwa
zachowawczego do duszpasterstwa
misyjnego, którego adresatami poczują
się również zagubione owce. Za nie
biskup diecezjalny bierze odpowiedzialność jako pierwszy.
Nie pozwólmy, by media realizujące
własne cele, nie zawsze życzliwe Kościołowi, kształtowały nasz stosunek
do Pasterza, którego imię będziemy
wymieniać teraz w każdej Mszy Świętej. Powiedzmy to wprost: arcybiskup
Stanisław Budzik przychodzi do nas
z woli Boga, wyrażonej przez Następcę
Piotra. Każdy inny komentarz będzie
dowodził nieznajomości tajemnicy Kościoła, który jest zarazem podmiotem
i przedmiotem wiary.
Dziedzictwo naszej archidiecezji
jest złożone i niejednoznaczne. Jest
trudne jak cała historia. Nie można
więc mówić, że jest to dziedzictwo
stworzone wyłącznie przez abp. Józefa
Życińskiego. To nie był jedyny pasterz
archidiecezji, która istnieje od 1805 r.
Wystarczy wspomnieć kilku poprzedników, żeby okazało się jak chwalebne,
a zarazem bolesne jest bogactwo naszej
archidiecezji.
Bp Wojciech Skarszewski, herbu
Leszczyc (1743–1827). Był przeciwnikiem konstytucji 3 Maja, przystąpił do
konfederacji targowickiej i jako jeden
z nielicznych senatorów duchownych
wziął udział w sejmie rozbiorowym
grodzieńskim w 1793 r. W czasie
insurekcji kościuszkowskiej został
aresztowany i skazany przez Sąd Kryminalny Wojskowy na karę śmierci.
Uniknął szubienicy dzięki osobistej
interwencji nuncjusza papieskiego
i T. Kościuszki. W roku 1787 został
kawalerem Orderu Św. Stanisława.
W 1791 został odznaczony Orderem
Orła Białego. Jego szczątki znajdują
się w podziemiu archikatedry św. Jana
Chrzciciela w Warszawie. W czasach II
Rzeczypospolitej lewicowa młodzież
zostawiała na jego trumnie sznur szubieniczny.
Bp Kazimierz Wnorowski (1818–
1885) był profesorem warszawskiej
Akademii Duchownej, rektorem seminarium duchownego w Kielcach.
W latach 1840–1846 za działalność
patriotyczną był więziony w Cytadeli
warszawskiej i w Rosji. 15 III 1883 r.
został mianowany biskupem diecezjalnym lubelskim, konsekrowany 20 V
1883 r. W roku 1888 wydawnictwo
Gebethner i Wolff na podstawie notatek bpa Wnorowskiego wydało w Warszawie modlitewnik Nabożeństwo
całoroczne wzbogacone modlitwami
i rozmyśleniami. Ułożyła Jozefa Kamocka.
Bp Franciszek Jaczewski, herbu Leliwa (1832–1914), po upadku powstania
styczniowego przeniósł się do Lublina.
Został profesorem i rektorem tutejszego seminarium duchownego. Sakrę
biskupią przyjął w Sankt Petersburgu
18 V 1890 r. Występował zdecydowanie
przeciwko rusyfikacji, broniąc praw do
używania języka polskiego w kościołach, popierając polskie szkolnictwo
oraz umacniając ducha narodowego
w posłudze Kościoła. W ostatnich latach
życia zwalczał szerzący się na Podlasiu
i Lubelszczyźnie ruch mariawicki.
Bp Walenty Baranowski (1805–
1879). Najpierw podjął studia na
Wydziale Filozoficznym i Prawnym UJ
oraz na Uniwersytecie Warszawskim.
Potem wstąpił do zakonu pijarów, gdzie
w roku 1829 złożył śluby zakonne.
Ranny w powstaniu listopadowym, po
jego ukończeniu przedostał się do Prus,
a potem do Belgii. W roku 1832 wrócił
do Polski, aby nauczać na lekcjach prywatnych w województwie lubelskim.
Święcenia kapłańskie uzyskał w 1834 r.
w Zakroczymiu. W roku 1836 został
wikariuszem w Fajsławicach. W roku
1840 objął stanowisko proboszcza
w Bychawce. Z zamiłowania był amatorem przyrodnikiem. W swej kolekcji
miał znaczne zbiory przyrodnicze oraz
dużą bibliotekę.
Bp Piotr Kałwa (1893–1974) W początku okupacji aresztowany przez
Niemców (11 XI 1939 r.) i uwięziony
wraz innymi profesorami KUL na
Zamku Lubelskim. Po zwolnieniu,
w 1940 r., pracował jako duszpasterz
w Rakoszynie oraz Imielnie. Aktywnie
działał w tajnym nauczaniu w ramach
Uniwersytetu Ziem Zachodnich.
W listopadzie 1944 r. uruchomił tajne
studia Wydziału Prawa Kanonicznego
KUL, które prowadzone były do końca
wojny. W sierpniu 1945 r. powrócił do
Lublina i podjął pracę w KUL. Aktu
konsekracji dokonał Prymas Polski
Stefan kard. Wyszyński. Zmarł nagle
17 VII 1974 r. w Kuźnicy na Helu.
Uroczystościom pogrzebowym w katedrze lubelskiej przewodniczył kard.
Karol Wojtyła, ówczesny metropolita
krakowski, a kazanie wygłosił Prymas
Polski Stefan Wyszyński.
Abp Bolesław Pylak (ur. 1921). Przed
II wojną światową uzyskał wykształcenie średnie. Aktywnie działał w ZHP
i Ruchu Ludowym „Roch”. W Batalionach Chłopskich prowadził działalność
wywiadowczą i legalizacyjną – ostrzegał
przed akcjami niemieckimi oraz informował zagrożonych aresztowaniem
i pomagał w zdobyciu stosownych
dokumentów. Współorganizował pomoc dla uwięzionych. 27 VI 1975 r.
objął diecezję lubelską jako biskup
diecezjalny, a po reorganizacji struktur
Kościoła katolickiego w Polsce w 1992 r.
i podniesieniu diecezji lubelskiej do
rangi archidiecezji został jej pierwszym
arcybiskupem metropolitą. Odznaczony
Medalem za zasługi dla KUL. Czas jego
posługi naznaczony był największym
w historii rozwojem budownictwa sakralnego.
Bp Władysław Goral (1898–1945),
błogosławiony Kościoła katolickiego.
Sakrę biskupią przyjął 9 X 1938 r. Dnia
17 XI 1939 r. w budynku kurii gestapo
aresztowało biskupa, kanclerza kurii
i wszystkich innych duchownych w ramach niemieckiej akcji eliminacji polskiej inteligencji pod nazwą Sonderaktion Lublin. Podobny los spotkał trzech
profesorów z seminarium duchownego
oraz dwóch wikariuszy z katedry. Całą
grupę (13 księży) przewieziono do
ciężkiego więzienia Gestapo na Zamku
w Lublinie. Skazano ich na śmierć. Później wyrok zamieniono na dożywotnie
więzienie. 4 XII 1940 r. znaleźli się
w niemieckim obozie koncentracyjnym
Sachsenhausen. Biskup Goral został
osadzony w pojedynczej celi bunkra
podobozu Zellenbau, stanowiącego
sektor specjalny. Oznaczony numerem
5605, a od 1943 – 13981, pozostał do
końca, tj. do wiosny 1945, w celi 11
skazany na torturę zupełnej samotności, pozbawiony towarzystwa innych
więźniów, możliwości przyjmowania
sakramentów czy korzystania z lektury
innej niż hitlerowskie gazety. Został
prawdopodobnie rozstrzelany w lutym
1945. Jan Paweł II podniósł do chwały
108 błogosławionych męczenników
z lat II wojny światowej.
O wielkości biskupa Stefana Wyszyńskiego, późniejszego Prymasa Tysiąclecia już pisaliśmy i pewnie napiszemy
wielokrotnie. Toczy się bowiem jego
proces beatyfikacyjny.
ks. Ryszard Winiarski
1
Informacje kancelaryjne
• święta: 800, 1000, 1200, 1600, 1800;
• dni powszednie: 730, 800, 1200, 1800.
Spowiedź podczas nabożeństw oraz 10 30–
1200.
Wystawienie Najświętszego Sakramentu
• poniedziałek–sobota: 830–1800.
Różaniec
• poniedziałek–sobota: 830.
Nabożeństwo do Bożego miłosierdzia
• codziennie: 1500.
© rkw
© rkw
Konferencje dla narzeczonych
• w sobotę 1830.
Sakrament Chrztu
• druga i czwarta niedziela miesiąca 1300,
• katecheza przedchrzcielna wtorek 1830.
Parafia św. Józefa
Parafia św. Brata Alberta Chmielowskiego
24-100 Puławy, ul. Słowackiego 32
tel. (81) 887 93 53
email: [email protected], www.albert.pulawy.pl
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. Waldemar Żyszkiewicz,
• wikariusze: ks. Eugeniusz Dobosz, ks. Robert
Karczmarek
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. pr. Aleksander Zeń
• wikariusze: ks. Andrzej Okaj, ks. Tomasz
Nowaczek, ks. Grzegorz Majkut, ks. Marcin
Szymańczuk
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: poniedziałek–sobota 800–900,
1700–1800.
Konto parafialne
PKO BP 71 1020 3219 0000 9702 0047 2076
Konta parafialne
Pekao SA 30 1240 2412 1111 0000 3628 3006
PKO BP 95 1020 3219 0000 9102 0047 2423
2
© arch.
Sakrament spowiedzi
• w niedzielę podczas każdej Mszy św.;
• w ciągu tygodnia przed Mszą św. (rano),
podczas każdej Mszy św. (wieczorem);
• w pierwsze piątki miesiąca: 645–700, 1600–
1830;
• w pierwsze soboty: 645–700, od 1745.
Sakrament małżeństwa
• konferencje dla narzeczonych: luty–październik w sobotę o 1845, (w maju i październiku
po nabożeństwie).
BS Końskowola 35 8741 0004 0000 0954 2000 0020
Sakrament małżeństwa
• konferencje dla narzeczonych w niedziele
o 1630 (pierwszy cykl od Niedzieli Chrystusa
Króla, drugi cykl od pierwszej niedzieli Wielkiego Postu)
Nabożeństwa
• w maju i październiku: 1830;
• w listopadzie: 1730.
Sakrament bierzmowania
• przygotowanie uczniów kl. III (gimnazjum)
w drugą i czwartą niedzielę po Mszy św. o 1600.
PKO S.A 23 1240 2412 1111 0000 3628 3035
Sakrament chrztu św.
• w każdą niedzielę: o 1215.
Porządek Mszy św.
• w niedziele i święta obowiązkowe: 730, 900,
1030 (dla dzieci), 1200, 1600 (dla młodzieży),
1800;
• w drugą niedzielę miesiąca Msza św. w języku łacińskim: 1200;
• w święta (w dni robocze): 730, 900, 1600,
1800;
• w dni powszednie: 700, 1800.
Pierwsza Komunia św.
• w drugą niedzielę maja o 930;
• przygotowanie dzieci kl. II w każdą niedzielę
po Mszy św. o 1030.
Konta parafialne
Porządek Mszy św.
• w niedziele i święta: 730, 900, 1030, 1215, 1800;
w kaplicy w Skowieszynie: 1030;
• w dni powszednie: 700 i 1800.
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: codziennie z wyjątkiem
środy, niedzieli i świąt 900–1000, 1600–1745
(w okresie wakacji 730–800 i 1600–1745).
Parafia Św. Rodziny
24-100 Puławy, ul. Saperów Kaniowskich 2
tel. (81) 887 20 30
e-mail: [email protected]
www.pulawy-swrodziny.kuria.lublin.pl
© rkw
Sakrament chrztu św.
• w każdą niedzielę: o 1200;
• przygotowanie do chrztu św. rodziców
i chrzestnych w piątek: o 1840.
Spotkania grup formacyjnych
• Kółka Żywego Różańca w pierwszą sobotę
miesiąca 830.
• Legion Maryi: poniedziałek 1600.
• Spotkania chóru parafialnego: wtorek 1800.
• Zbiórka ministrantów: kandydaci w poniedziałek 1600, ministranci w środę 1600.
• Oaza: sobota 1600.
• Schola dziecięca: sobota 1100.
• Schola młodzieżowa: piątek 1900.
24-100 Puławy, ul. Włostowicka 61
tel. (81) 888 47 27
Parafia Matki Bożej Różańcowej
24-100 Puławy, ul. Lubelska 7a
tel. (81) 88 83 414
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. Piotr Trela
• wikariusze: ks. Edward Duma, ks. Mariusz
Kamiński, ks. Łukasz Kachnowicz
• rezydent: ks. Dariusz Stankiewicz
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: wtorek–piątek 830–1000
i 1600–1745, sobota 830–1000.
Porządek Mszy św.
• niedziela: 700, 830, 1000, 1130 (dla dzieci), 1300,
1630 (dla młodzieży), 1800;
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. Henryk Olech
• wikariusze: ks. Jacek Jakubiec, ks. Karol
Mazur
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: poniedziałek–sobota 730–800
i 1730–1830 (oprócz świąt).
Porządek Mszy św.
• w niedziele i uroczystości: 700, 830, 1000,
1130 (dla dzieci), 1300 (chrzcielna), 1800 (dla
młodzieży).
• w dni powszednie: 700, 1700, 1830.
• w święta nieobowiązkowe: 700, 830, 1700,
1830.
Konta parafialne
PKO BP S.A. 51 1020 3219 0000 9002 0047 1227
© W. Olech
© rkw
24-100 Puławy, ul. Aignera 1
tel. (81) 887 45 33
e-mail: [email protected]
www.parafiawnmppulawy.republika.pl
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. dr Adam Szponar
• wikariusze: ks. Sławomir Jargiełło, ks. dr
Piotr Melko
• rezydent: ks. kan. Edward Szeliga
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: codziennie (oprócz środy
i świąt) 900–1100 i 1600–1800.
Porządek Mszy św.
• w niedziele i uroczystości: 700, 900, 1030, 1200
(dla dzieci), 1800.
• w święta nieobowiązkowe: 700, 900, 1630
i 1800.
• w dni powszednie: 630, 700, 1800.
Nabożeństwa okresowe
• Adoracja Najświętszego Sakramentu:
w czwartki 730–1730.
• Msza św. do Matki Bożej Nieustającej Pomocy: w środy 1800.
• Apel Papieski: drugi dzień miesiąca 2100.
• Nabożeństwo do Matki Bożej Królowej Pokoju: druga środa miesiąca 1700;
• pierwsze czwartki miesiąca: 1800 Msza św.
z adoracją Najświętszego Sakramentu i indywidualnym błogosławieństwem;
• pierwsze piątki miesiąca: 1630 Msza św. dla
dzieci; 1800 Msza św. o bł. Auguście Czartoryskim z ucałowaniem relikwii. Po Mszy adoracja i uwielbienie Boga połączone z modlitwą za
miasto. Spowiedź pierwszopiątkowa podczas
nabożeństw.
• pierwsza sobota miesiąca: po Mszy o 1800
Nieustająca Nowenna do NMP Niepokalanej
Cudownego Medalika.
• nabożeństwo fatimskie: (maj–październik)
13. dnia miesiąca o 1700, o 1800 Msza św. a po
niej procesja ze świecami wokół kościoła.
Nabożeństwa: majowe, czerwcowe i różaniec
o 1730.
Sakrament chrztu św.
• w drugą niedzielę miesiąca 1200 na Mszy św.
Sakrament chrztu św.
• przygotowanie do chrztu św. rodziców
i chrzestnych: piątki przed drugą niedzielą miesiąca o 1700 w dolnym budynku parafialnym.
Sakrament małżeństwa
• konferencje dla narzeczonych: wtorki o 1845
w dolnym budynku parafialnym.
Spotkania grupy AA
• w poniedziałki o 1700.
Numer konta:
PKO BP 75 1020 3219 0000 9202 0047 2928
© rkw
Parafia pw. Wniebowzięcia NMP
Parafia św. Jana Chrzciciela
i św. Bartłomieja Apostoła (Fara)
Parafia Miłosierdzia Bożego
24-100 Puławy, ul. M. Kowalskiego 1
tel. (81) 886 80 94
email: [email protected]
www.pulawy-milosierdzia.kuria.lublin.pl
Księża pracujący w parafii
proboszcz: ks. Andrzej Sternik
wikariusze: ks. Kamil Kajdaszuk, ks. Tomasz
Musiej, ks. Tomasz Surma, ks. Piotr Tylus,
ks. Michał Zybała
rezydent: ks. kan. Ryszard Gołda
24-120 Kazimierz Dolny, ul. Zamkowa 6
tel. (81) 881 08 70
email: [email protected], www.kazimierz-fara.pl
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. Tomasz Lewniewski
• wikariusze: ks. Rafał Sobczuk, ks. Grzegorz
Kiciak
• rezydent: ks. Jan Pietruszka
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: codziennie 900–1000, 1600–
1730 (w sprawie rejestracji grobów: wtorek i piątek 900–1100 i 1600–1730).
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: codziennie 900–1100,1600–
1800, z wyjątkiem środy, niedzieli i uroczystości
kościelnych.
Porządek Mszy Św.
•w niedziele i święta: 730 (1 V–31 X w kościele
św. Anny), 900, 1030, 1200, 1800
• w dni powszednie 800, 1800.
Porządek Mszy św.
• w niedziele: 700, 900, 1000 (kaplica św. Faustyny), 1030, 1200, 1315, 1600, 1800.
• w dni powszednie: 630, 800, 1800.
• w święta: 700, 900, 1600, 1800.
Roraty w Adwencie 600 (dzień powszedni)
Nabożeństwa okresowe
• codziennie o 1730.
Sakrament spowiedzi
• każdego dnia podczas Mszy św.
• w dni powszednie codziennie o 1730.
Sakrament małżeństwa
• konferencje dla narzeczonych: w środy
o 1700.
Nabożeństwa
• Nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego w piątki o 1830.
• Koronka do Miłosierdzia Bożego codziennie
o 1500 w kaplicy św. Faustyny
• Adoracja Najświętszego Sakramentu codziennie 1500–1745 oraz w pierwsze piątki
830–1745.
• Różaniec fatimski: maj–październik 1900.
• Nabożeństwo różańcowe w dni powszednie po
Mszy św. o 1800, w niedziele po Mszy św. o 1600.
• Różaniec za zmarłych w listopadzie w dni
powszednie po Mszy św. o 1800, w niedziele
po Mszy św. o 1600.
• Nabożeństwo pierwszoczwartkowe po Mszy
św. o 1800.
• Nabożeństwo pierwszopiątkowe po Mszy
św. o 800 i 1800.
• Nabożeństwo pierwszosobotnie po Mszy
św. o 800 i 1800.
• Apel Papieski 16. dnia miesiąca o 2100.
Sakrament chrztu św.
• przygotowanie do chrztu św. rodziców
i chrzestnych: piątek 1845.
Sakrament małżeństwa
• konferencje dla narzeczonych: wtorki 1845.
Konto parafialne
PKO BP 48 1020 3219 0000 9102 0056 4740
Sakrament Chrztu św.
• w drugą i czwartą niedzielę miesiąca oraz
w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy na Mszy św. o 1030.
Konto parafialne
57 1020 3219 0000 9802 0041 1751
KAPELAN SZPITALA SPECJALISTYCZNEGO
W PUŁAWACH
Ks. Ryszard Winiarski
tel. 605-242-671
e-mail: [email protected]
www kapelan.pulawy.pl
D y ż u r d u s z p a s t e r s k i w p o ko j u 1 1 1
(parter), poniedziałek 1000–1200.
Wizyty na oddziałach
Poniedziałek, wtorek, środa, piątek: 1000–1230
i 1500–1700
W zagrożeniu życia – na wezwanie telefoniczne.
Msza Święta w Kaplicy św. Karola Boromeusza
• poniedziałek, wtorek, środa, piątek: 1900.
• czwartek 1000
• niedziele i święta:
– wrzesień–czerwiec 1100,
– lipiec–sierpień 1900.
Hospicjum im. Bł. Matki Teresy z Kalkuty
Msza Św. w kaplicy:
– w niedziele i święta 1500.
3
Pobożność maryjna, czyli jaka?
W
Pobożność maryjna musi mieć
charakter trynitarny
Wierzymy w Boga, który jest wspólnotą Osób Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Taki jest ostateczny obraz Stwórcy objawiony człowiekowi. Jeśli więc chrześcijanin oddaje religijną cześć komukolwiek poza Bogiem (Maryja, święci),
powinien pamiętać, że czci ich tylko
ze względu na Boga, który uczynił im
wielkie rzeczy (cuda historii), ubogacił
ich wyjątkowymi darami (charyzmaty)
i wyznaczył doniosłe funkcje (posługi
i misje). Wszystko, czym dysponowali
i czego dokonali święci, było i pozostaje
dziełem Wszechmocnego.
W kulcie Maryi najważniejszy jest
Jezus Chrystus
Bóg objawił się w Jezusie Chrystusie,
a nie w Maryi, w związku z tym Osoba
4
Zbawiciela i dzieło zbawienia muszą
stanowić istotę wiary i pobożności. To
dlatego centrum wszystkich uroczystości maryjnych powinna być Ofiara Mszy
Świętej. Zachowanie tej zasady jest kryterium rozstrzygającym, czy i o ile dany
kult i pobożność są chrześcijańskie.
Związek Ducha Świętego z Maryją
Maryja wszystkie łaski od Niepokalanego Poczęcia do Wniebowzięcia
zawdzięcza Duchowi Świętemu. Bez
Niego nie może być Niewiastą pełną
łaski, obleczoną w słońce. Bez Niego
nie mogą się wypełnić proroctwa,
Słowo nie może stać się Ciałem. Nie-
z którego Kościół niczym gospodarz
wydobywa rzeczy stare i nowe; użycza
łask, którymi wypełnia braki w wierze,
nadziei i miłości każdego z nas. Jeśli
szukamy punktów odniesienia, to nie
między sobą, ale w Maryi Dziewicy.
Biblijne podstawy kultu maryjnego
Nie chodzi jedynie o posługiwanie
się cytatami biblijnymi, ale o karmienie duchem biblijnym wszystkich
nabożeństw. Chodzi o ukazanie, jak
niewiasty biblijne Starego Testamentu
stają się prefiguracją (zapowiedzią)
Maryi. W Ewangeliach zawarte są najważniejsze tytuły, jakie Maryja może
© rkw
1974 roku z rąk papieża Pawła
VI otrzymaliśmy niezwykle
piękny i ważny, niestety mało
znany dokument poświęcony pobożności maryjnej. Papież nie zawahał się
stwierdzić, że kult maryjny potrzebuje
odnowy. Nie powinno to nikogo dziwić
ani gorszyć, skoro zasadniczej odnowie została poddana liturgia Kościoła.
Na pewno nie chodzi o tłumienie czy
porzucanie duchowości maryjnej, a jedynie o jej autentycznie ewangeliczny
kształt. Papież wskazał przynajmniej
dwie racje, które uzasadniają odnowę.
Po pierwsze: wierność Tradycji. Musimy wciąż na nowo sprawdzać, czy
nie odstępujemy od zdrowej spuścizny
naszych Ojców. Po drugie: niezwykle
dynamicznie zmieniający się kontekst
kulturowy i duchowy sprawia, że pewne
formy pobożności słabną, inne nasilają
się; jedne zachowują moc mimo upływającego czasu, inne nie wytrzymują tej
próby. Liturgia i duchowość jest czymś
dynamicznym i nie może istnieć obok
czy w całkowitej opozycji do świata, jeśli
człowiek ma pozostać drogą Kościoła,
a Chrystus drogą człowieka. Współcześni katolicy mają prawo do własnego
wyrazu, korzystając z rozwoju nauk
biblijnych i teologicznych. A ponieważ
„Duch Prawdy prowadzi nas do całej
prawdy” (J16,13), żadne pokolenie wierzących nie może żyć w przekonaniu, że
poznało jej pełnię. Aby w sposób właściwy i zgodny z wiarą Kościoła oddawać
cześć Matce Bożej, trzeba być wiernym
wobec kilku podstawowych zasad.
Ukoronowanie NMP – portal w pałacu bp Bertrama, Wrocław
możliwe jest też pełnienie woli Bożej
ani prawdziwe ofiarowanie. Bez Niego
niemożliwe jest uwielbienie wyrażone
w Magnificat.
W relacji do Maryi chrześcijanin
odnajduje mądrość i moc Ducha Pocieszyciela.
Maryja – obrazem dojrzałego
Kościoła
W Maryi wszystko już jest spełnione. Jest Ona pierwszą chrześcijanką,
najstarszą Córką Kościoła, najpiękniejszym jego Obywatelem i najwierniejszym Uczniem. Jako Wniebowzięta
zaszczyca sobą Kościół chwalebny
i modlitewnie z aniołami i świętymi
wspiera Kościół w oczyszczeniu (dusze
czyśćcowe) i Kościół pielgrzymujący na
ziemi. Współtworzy skarbiec zasług,
i powinna usłyszeć w naszych modlitwach: Niewiasta, Matka i Służebnica
Pańska. Wszystkie inne, jakże liczne, są
pochodną tych trzech. Samo ich mnożenie nie musi niczego powodować,
o wiele ważniejsze jest to, by widzieć
Maryję w perspektywie całej historii
zbawienia. Maryja współtworzy ziemski
rodowód Jezusa – Mesjasza. Kult Matki
Najświętszej nie może się oddalać od
istoty wiary; nie może być „obok”, „zamiast” ani też „konkurować” z kultem
Zbawiciela. Innymi słowy: Maryja nie
chce i nie może być uznawana za ważniejszą od Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Pobożność maryjna ma być
w zgodzie z liturgią
Starsi wierni pamiętają, że według
przedsoborowej liturgii Mszy Świętej,
Maryja – pełnia człowieczeństwa
Maryja pozostaje wzorem człowieka oddanego we wszystkim Bogu;
obdarowanego pełnią łaski i zachowującego ją w obliczu pokus i doświadczeń. Jest obrazem powołania spełnionego do końca: od dziewictwa przez
miłość oblubieńczą, macierzyństwo,
wdowieństwo aż do chwalebnego
wniebowzięcia. W kulcie maryjnym
wierni powinni odkrywać, że człowiek
może się stać szczęśliwym tylko poprzez pełnienie woli Bożej. Człowiek
czyni swoje życie sensownym tylko
wtedy, gdy staje się tym, kim chce
widzieć go Bóg. Jeśli pobożność nie
prowadzi wiernych do posłuszeństwa,
jest faryzejska. Trzeba koniecznie
przemyśleć: co to znaczy być „maryjnym” w konkretnym powołaniu,
w konkretnym miejscu i czasie. Nawet najbardziej wytrwałe praktyki nie
zwalniają z szukania prawdy o sobie
samym.
Maryja w perspektywie dialogu
ekumenicznego
Przesadne formy kultu maryjnego mogą przedstawiać stanowisko
Kościoła rzymskokatolickiego jako
błędne i utrudniać dialog międzywyznaniowy. Ważne jest, by wierni mieli
pełną świadomość, że Maryja sama
z siebie nic nie może i sama sobie niczego nie zawdzięcza. Jeśli Archanioł
Gabriel mówi o Niej – „pełna łaski”
– oznacza to, że nikt w takim stopniu
jak Ona nie doświadczył darmowej
miłości Wszechmocnego. W sentencji
dogmatu o Niepokalanym Poczęciu
NMP wyraźnie jest powiedziane:
„Maryja […] mocą szczególnej łaski
i przywileju wszechmocnego Boga,
mocą przewidzianych zasług Jezusa
Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego – została zachowana nietknięta
od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego” (Pius IX, Bulla Ineffabilis
Deus, 1854).
Maryja nauczycielką pobożności
Prawdziwy czciciel Maryi może się
od Niej uczyć, jak całe życie zamieniać
na nieustanny kult składany Bogu. Nie
ma większej ofiary, niż złożyć Bogu wolę
w świadomym i niewymuszonym posłuszeństwie. Posłuszeństwo jest Bogu
milsze od każdej, nawet największej,
ofiary. Żadne poświęcenie nie może
się równać z posłuszeństwem i nigdy
go nie zastąpi. Słuchanie Słowa Bożego
i natchnień, których sprawcą jest Duch
Święty, upodabnia nas do Maryi, która
w Ewangeliach mówi niewiele, za to
cierpliwie słucha i prosi: „Uczyńcie
wszystko, cokolwiek wam powie Syn”
– (J 2,5).
Stopniowanie nabożeństw
maryjnych
Nie wszystkie nabożeństwa kultu
maryjnego spełniają powyższe zasady
w jednakowym stopniu, nie wszystkie
więc są jednakowo godne polecenia.
Paweł VI poleca wiernym szczególnie
dwie modlitwy: Anioł Pański i Różaniec. Obie są w pełni biblijne i wolne
od wątków legendarnych i apokryficznych. Obie ukazują Chrystusa jako
obiecanego Zbawiciela, a Maryję jako
pokorną Służebnicę Pańską. Również
nie wszystkie pieśni maryjne mogą
być wykonywane publicznie, gdyż zawierają specyficzny rodzaj spoufalenia
się z Matką Bożą i błędy dogmatyczne
(pomijając niski poziom literacko-muzyczny).
Na koniec trzeba przypomnieć błędy, które wskazał Paweł VI. Zbadajmy
naszą pobożność, by wiedzieć, czy
jest prawdziwa, czy mieści się w łonie
Kościoła i czy faktycznie służy chwale
Chrystusa i Jego Matki:
– błędy dogmatyczne,
– zwodnicza łatwowierność,
– przesadna i przemijająca uczuciowość obca duchowi Ewangelii,
– brak związku pobożności z codziennym życiem,
– przesadne szukanie nowości i nadzwyczajnych wydarzeń (tzw. cudowności),
– lekceważenie prawdy historycznej
na korzyść legend i tradycji,
– brudne szukanie własnej korzyści.
ks. Ryszard Winiarski
Kalendarz hospicyjny
P
uławskie hospicjum wydało kalendarz na rok 2012. Jest to owoc
współpracy kilku osób, których
pasją stała się fotografia. Zamieszczone
w kalendarzu zdjęcia ukazują wyrafinowane piękno polskiego krajobrazu,
szczególnie zaś bliskiego nam Powiśla. Duchowym przesłaniem stały się
cytowane myśli błogosławionej Matki
Teresy z Kalkuty, patronki hospicjum.
Kalendarz może być sympatycznym
świątecznym lub imieninowym prezentem. Kupując kalendarz uczestniczymy
w misji placówki, która sprawuje opiekę paliatywną nad wieloma chorymi.
Kalendarz do nabycia w czasie akcji
charytatywnych prowadzonych przez
pracowników i wolontariuszy lub w recepcji hospicjum.
red.
Modlitwa Źrebięcia
© rkw
sprawowanej po łacinie, możliwe było
odmawianie różańca lub śpiewanie
Godzinek. Kościół na nowo odkrył,
że Eucharystia uobecnia misterium
paschalne, Ofiarę Baranka, która gładzi
grzechy świata. W historii zbawienia
nie było i nie będzie ważniejszego
faktu, dlatego wszystko inne musi
ustąpić celebrowaniu tego, czego Bóg
dokonał z myślą o człowieku. W znakach sakramentalnych uobecnia się
tajemnica Paschy. Nasze modlitwy
i nasza pobożność nie jest i nie może
uchodzić za ważniejszą od Ofiary Krzyża. Nikt nie może zawłaszczać liturgii
dla własnej pobożności. Jeśli procesje
i nabożeństwa maryjne gromadzą więcej wiernych niż sprawowanie Eucharystii, to znaczy, że w świadomości tych
wiernych Maryja staje się ważniejsza
od Jezusa.
Mój Boże! Jakże świeżutka jest trawa!
Moje kopyta są pełne podskoków.
A więc,
skąd bierze się we mnie – ten strach?
Pędzę przed siebie
i moja grzywa czepia się wiatru.
Pędzę
potykając się o własne nogi, w przypływie radości,
bo moje oczy są zbyt wielkie
i jestem ich więźniem:
chwytają one zbyt szybko
nurt niepokoju płynący przez świat.
Mój Boże,
gdy noc pełna dziwów
czyha nad krawędzią dnia,
niech me żałosne rżenie
poruszy Twe serce!
Zawieś gwiazdę, by czuwała nade mną
i ucisz mój lęk.
Amen.
Carmen Bernos de Gasztold,
Modlitwy zwierząt, „W drodze” Poznań 1989
5
T
rudno wyobrazić sobie, jak to
jest „być bezdomnym”, nie mieć
domu, nie mieć pracy, nie mieć
bliskich, nie mieć już do kogo pójść.
A jednak to bolesne uczucie opuszczenia, beznadziejności staje się udziałem
coraz większej liczby ludzi żyjących
wśród nas.
Wsparcie osobom najbiedniejszym
z biednych niesie Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, największa
w Polsce niezależna organizacja zajmująca się bezdomnymi. Towarzystwo
zarejestrowane zostało 2 listopada 1981
roku z siedzibą Zarządu Głównego we
Wrocławiu. Pełną działalność rozpoczęło
w wigilię Bożego Narodzenia 1981 roku.
W stanie wojennym otworzono pierwsze
schronisko Brata Alberta we Wrocławiu.
osób. Schronisko przygotowuje i wydaje obiady dla mieszkańców Puław na
zlecenie MOPS. Ponadto gromadzi dary
w naturze: żywność, używaną odzież,
bieliznę, obuwie, pościel, meble i środki
czystości, które następnie oddawane są
osobom potrzebującym z miasta i okolic.
W ubiegłym roku prowadziło też szeroko
zakrojoną akcję pomocy powodzianom
na Powiślu, w gminie Wilków. Środki na
utrzymanie schroniska Zarząd Koła pozyskuje głównie z ofiar, darowizn, składek członkowskich oraz dotacji od władz
lokalnych i państwowych, lecz pomoc ta
jest niewystarczająca i często borykamy
się z trudnościami finansowymi.
W dniach 18 i 19 czerwca br. świętowaliśmy 20-lecie Koła Puławskiego. Uroczystość rozpoczęła się przed schroniskiem
ściele pw. Św. Brata Alberta pod
przewodnictwem również ks. prałat
Bronisława Żołnierczyka. W koncelebrze udział brał proboszcz parafii,
ksiądz kanonik Zeń i nasz kapelan
ksiądz Piotr Melko. Modliliśmy się
wspólnie, dziękując Bogu za 20 lat
służby bliźnim i prosząc o łaski dla
ludzi bezdomnych i pozbawionych
nadziei, aby wyczuwając obok siebie
troskliwe serce św. Brata Alberta,
zdołali mu zaufać i zapragnęli przemiany w życiu, a także za wszystkich
obecnych, aby służąc bliźniemu, nigdy
nie mieli wątpliwości, że w potrzebującym człowieku jest sam Chrystus.
Na zakończenie nabożeństwa tradycyjnie odbyło się łamanie i dzielenie
chlebem.
6
Symboliczne dzielenie Chlebna Dobroci
w sobotę 18 czerwca o 17.00. Chociaż
trochę przeszkadzał deszcz, zebrało się
sporo osób. Przyjechali zaproszeni goście
z różnych stron Polski, nasi pensjonariusze, członkowie Koła i Zarząd. Występ
chóru ze Szkoły Podstawowej nr 10 zainaugurował uroczystość.
Później nastąpiło wspólne biesiadowanie dla wszystkich uczestników spotkania. Odprawiono również nabożeństwo
czerwcowe do Serca Pana Jezusa i o 21.00
Apel Jasnogórski. Modlitwy poprowadził, zaproszony z Przemyśla, czcigodny
ks. prałat Bronisław Żołnierczyk.
W niedzielę 19 czerwca o 12.00
została odprawiona Msza św. w Ko-
Po Mszy św. złożono wiązanki kwiatów pod pomnikiem św. Alberta przed
Kościołem.
Po wspólnym posiłku odbyła się
część oficjalna. Prezes Jadwiga Podstawek wręczyła odznaczenia zasłużonym
członkom Towarzystwa i gościom, dziękowała działaczom i dobroczyńcom,
a także księżom i władzom miasta.
Następnie pani prezes przyjmowała od
gości prezenty dla naszego schroniska.
Wśród darów były artystycznie wykonane przepiękne chleby przywiezione
z Zabrza.
Z okazji 20. rocznicy powstania Towarzystwa w Puławach zakupiono do
kaplicy znajdującej się w schronisku:
obraz Ecce Homo i Drogę Krzyżową.
Jest to dar Zarządu.
Uroczyste obchody rocznicowe
dobiegły końca. Nastał poniedziałek –
dzień powszedni ze wszystkimi kłopotami i problemami naszych podopiecznych, z którymi borykają się na co dzień
Halina Kowalewska – kierowniczka
schroniska, Wojciech Wiejak – jej zastępca, pozostali pracownicy i Zarząd
– zawsze pod czułą opieką patrona św.
Brata Alberta.
B. Deputat
© Wojciech Wiejak
Organizacja skupia ludzi dobrej woli
pragnących działać dla dobra drugiego
człowieka w duchu św. Brata Alberta.
Celem Towarzystwa jest przede
wszystkim pomoc osobom bezdomnym
poprzez tworzenie schronisk, w których
przewidziana jest całodobowa opieka,
nadzór nad podopiecznymi i zapewnione są godne warunki życia. Obecnie
w ramach Towarzystwa istnieją w kraju
63 Koła, które prowadzą: schroniska
dla mężczyzn, schroniska dla matek
z dziećmi, noclegownie, łaźnie, kuchnie
wydające obiady, schroniska dla dzieci
oraz domy dla samotnych rolników
w podeszłym wieku. Koło Puławskie
powstało 4 lipca 1991 roku. W listopadzie 1991 r. Urząd Miasta przekazał
mu budynek na schronisko dla bezdomnych mężczyzn. Jego otwarcie nastąpiło
5 grudnia 1991 roku. Obecnie Koło liczy
około 70 członków.
Najczęściej potrzebującymi pomocy
są ludzie samotni, odrzuceni przez
najbliższych, niepełnosprawni, niezrównoważeni emocjonalnie, cierpiący
na uzależnienia od alkoholu i narkotyków. To ci, którzy utracili pracę, zostali
eksmitowani z własnych mieszkań lub
młodzi, którzy ukończyli 18 lat i musieli opuścić dom dziecka.
Schronisko posiada 48 miejsc noclegowych, a w okresie zimowym nawet 60
i więcej. Nasi podopieczni otrzymują: nocleg, trzy posiłki dziennie, odzież, pomoc
w resocjalizacji (leczenie choroby alkoholowej), w wychodzeniu z bezdomności,
opiekę medyczną, pomoc w załatwianiu
rent i zasiłków, a także dokumentów oraz
miejsc w domach opieki.
Od początku istnienia schroniska ze
wsparcia skorzystało ponad 4 tys. osób,
a z pomocy doraźnej ponad 4,5 tys.
© Wojciech Wiejak
20 lat służby potrzebującym
Prezydent Puław składa kwiaty pod popiersiem św. Brata Alberta, patrona schroniska
Zbawione cierpienie – obraz Wniebowziętej
S
Ten detal łatwo uchodzi uwadze, ale jest
fundamentalny dla odczytania przesłania dzieła. Wskazuje na przezwyciężenie bezsensu cierpienia, kryje się w nim
odpowiedź na pytanie, które wielu zadaje w czasie wojny: „Gdzie jest Bóg?”
Co zrobiłby Jezus, gdyby był więźniem
obozu koncentracyjnego? Z tego piekła
na ziemi ci, którzy je przeżyli, wynieśli
opowieść. Oto powieszono trzech więźniów w odwecie za uciekiniera, w tym
trzynastoletniego chłopca. „Gdzie jest
teraz Bóg?” – pytali ci, którzy na śmierć
patrzyli. Ktoś powiedział: „Umiera
w tym dzieciaku”.
© W. Kostecki
łowa pieśni „Z tej biednej ziemi,
z tej łez doliny, tęskny się w niebo
unosi głos...” dobrze opisują to, co
jest treścią płótna – dramat i cierpienie
wpisane w życie ludzkie niesione do
Boga przez Maryję. Widzimy bardzo
zwarty strukturalnie obraz, którego
przemyślana kompozycja opiera się
na trójkącie. Jego podstawą są leżące
ciała martwego młodzieńca i starszej
kobiety – zapewne matki – która wtula
się w ciało dziecka. Chłopak – blondyn
przepasany taśmą z nabojami. Jego dłoń
spoczywa na karabinie. Nie widać rany.
Zamknięte oczy i półotwarte usta. Trupia zieleń twarzy. Był żołnierzem – jest
martwy, a jego matka przeszyta bólem.
Cierpienie po śmierci dziecka maluje
się na jej twarzy tą samą trupią, zgniłą
zielenią. Matczyne dłonie osłaniają
martwego syna.
Ponad tą współczesną pietą rozciąga
się horyzont biednej ziemi, doliny Wisły
pełnej łez i krwi żołnierzy, którzy ją forsowali w sierpniu 1944 roku. Wojenny
obraz zniszczeń – strzaskane kościoły
w Górze Puławskiej i Puławach, zniszczony most na Wiśle, wypalone zabudowania Browarnej, dzielnicy żydowskiej.
[...] Cierpiąca ziemia woła do Nieba.
Maryja – Wspomożenie wiernych,
Królowa Pokoju, Królowa Polski niesie
ten głos ze sobą przed samego Boga.
Majestatyczna, w purpurowo-czerwonej szacie, białym welonie i bogatym
płaszczu – wznosi się ponad martwym
mężczyzną i matką, góruje nad obrazem
zniszczeń. Łączy Niebo z ziemią, stanowi najważniejszą kompozycyjną linię
obrazu, a zarazem, wpisana w wysokość
trójkąta, jego centrum. Matka Boża to
młoda kobieta, Jej oblicze nosi w sobie
życie. Koloryt świętej twarzy, rąk i stóp
silnie kontrastuje z barwą twarzy i dłoni
martwego chłopca i jego matki. Nie możemy nawiązać kontaktu wzrokowego
z Maryją, trudno ustalić, gdzie kieruje
swoje spojrzenie. Jej oczy wskazują na
stan głębokiego zamyślenia, rozważania i przechowywania tych wszystkich
spraw w swoim sercu. Apokaliptyczna
Niewiasta unosi się nad pobojowiskiem,
pod Jej stopami mały sierp księżyca.
W drodze towarzyszą Jej aniołowie, jedna para w geście adoracji podtrzymuje
poły Jej płaszcza, druga natomiast nad
głową Królowej trzyma koronę.
Ogólny koloryt obrazu jest stonowany, barwy łamane. Jedyny obszar
intensywnej, czystej barwy to maleńki
skrawek błękitu nad głową Niepokalanej. To on wyznacza kierunek Jej drogi.
Antoni Michalak, Wniebowzięcie NMP
zwanej także Matką Boską Dobrej Śmierci,
olej na płótnie, 230x320 cm, 1946 rok
Na naszym obrazie odnajdujemy
subtelne odniesienie do Jezusa. Trochę
trzeba się namęczyć, aby dostrzec, że
skraj płaszcza Maryi przedstawia wydarzenia z życia Matki Bożej i drogę
krzyżową Jej Dziecka. Maryja wie,
co czuje matka płacząca nad zabitym
dzieckiem. Doświadczenie cierpienia
nie jest jej obce, tak jak doświadczenie
cierpienia człowieka nie jest obce Bogu.
Warstwa narracyjna obrazu w odniesieniu do treści teologicznych to tajemnice
radosne, bolesne i chwalebne modlitwy
różańcowej. Chwała stała się udziałem
Matki Bolesnej. Na płótnie Michalaka
symbolem chwały pochodzącej od Boga
jest snop światła, który okrywa Maryję
i łagodnie spływa na zniszczone miasto
i poranionych ludzi.
A jak przebiegała polska, wojenna,
bolesna tajemnica życia bohaterów naszego obrazu? Ścięty kulą padł chłopak,
a wraz z nim w bólu jego matka – sym-
bol wszystkich matek, żon, sióstr, które
straciły najbliższych. Nie wiemy, kto
i w jakich okolicznościach zakończył
drogę młodzieńca. Patrzę na datę powstania obrazu umieszczoną w prawym
dolnym w rogu – rok 1946. Przez lata
oficjalny przekaz głosił, że wojna skończyła się 9 maja 1945 r. Dziś wiemy, że
ta oficjalna data nijak się miała do sytuacji w Polsce. Wioski i lasy Lubelszczyzny w czasie, kiedy profesor Michalak
malował obraz, kryły, jak za Niemca,
takich samych młodych chłopców, jak
ten przedstawiony na naszym obrazie.
Pokonanego okupanta zastąpił kolejny,
jeszcze groźniejszy – Sowiet i polscy
komuniści. Kim jest zabity na obrazie?
Może był ofiarą okupacji niemieckiej,
jak ci rozstrzelani w dzień targowy na
wale wiślanym? Miejsce ich śmierci
widoczne jest z terenu kościoła „Na
Górce”. Może poległ z ręki komunistów,
pepeerowców, którzy na terenie Puław
i okolic w czasie wojny zabili więcej żołnierzy AK niż Niemcy? Może padł ofiarą
śmiersza, NKWD lub SB? Pozostają
domysły. Tylko jego śmierć jest pewna.
Na pewno nie zdążył uprawiać ziemi,
której bronił, nie poszedł do szkoły, nie
podjął pracy, nie założył rodziny, nie
dał matce wsparcia na starość. Nie był
poetą, agronomem – jak pisał Herbert.
Możliwe, że nawet nie ma grobu.
Niewątpliwie obraz jest wyrazem
wojennych przeżyć i wiary autora.
Profesor Michalak doświadczył wojny.
Zaangażowany w konspirację pod pseudonimem „Budrys” był świadkiem jej
okropieństw: żył w cieniu Gestapo ulokowanego w kazimierskim klasztorze
reformatów, przeżył Krwawą Środę na
Powiślu – ofiary Kazimierza, Bochotnicy, Kol. Zbędowice, wyniszczenie Żydów
kazimierskich, śmierć z rąk niemieckich ukochanego profesora i mistrza
Tadeusza Pruszkowskiego. Wyzwolenie
w lipcu 1944 roku wkrótce zamieniło się
w rozczarowanie. Kazimierz znowu staje
się widownią walki – 19 V 1945 r. oddział „Zapory” rozbija posterunek MO,
a kilka dni później w niedalekim Lesie
Stockim dochodzi do największej bitwy
sił poakowskich „Orlika” z połączonymi
siłami UB-NKWD.
Czysty błękit nieba i twarz Maryi są
znakami nadziei i zbawienia. I jeszcze
jeden ważny szczegół. U stóp martwego
mężczyzny, na tle zniszczonych Puław,
nad datą widzimy ścięte małe drzewko.
Z okaleczonego pnia wyrasta mała odrośł i wciąż rośnie. To nadzieja!
W. Kostecki
7
Pytania do Boga
Gdy Bóg ojca staje się Bogiem syna
P
8
w rodzinie Abrahama już nigdy nic nie
było takie samo. Zerwane zostały więzi
rodzinne – Abraham nigdy z czułością
nie przytulił już swego syna i żony,
stał się oschły. Izaak bał się ojca, gdyż
nie mógł mu już ufać, a Sara pozostała
z niepokojącym uczuciem, którego do
końca nie była w stanie pojąć. Abraham
okazał się wierny Bogu we wszystkim,
ale w jego rodzinie, według Grudzińskiego, umarła miłość i zaufanie. Ta
interpretacja biblijnej historii jest mi
bardzo bliska i wiarygodna psychologicznie.
Odpowiedź
W pewnym sensie historia Abrahama jest historią bankruta, który
dostaje życiową szansę. Wcześniej
chce być szczęśliwym, ale nie może.
Nie ma najważniejszych ówczesnych
atrybutów szczęścia. Nie ma ziemi, nie
ma dziedzica, w dodatku nie zna prawdziwego Boga. Więc zarówno w sensie
doczesnym, jak i ostatecznym jego
życie zmierza donikąd. Nikt nie chce
żyć bez poczucia sensu. Człowiek zrobi
wiele, by to zmienić. Będzie szukał najróżniejszych rozwiązań, żeby tylko nie
cierpieć. Ale co może Abraham, skoro
jest stary, a żona niepłodna? Jak żyć z tą
niemocą? Czy istnieje jakaś strategia
przetrwania?
Pierwsze, co Bóg pokazuje, to fakt, że
nie ma sytuacji bez wyjścia! Człowiek
może nie widzieć drzwi, ale to nie zna-
czy, że ich nie ma. Bóg wchodzi w życie
patriarchy z podwójną obietnicą: ziemi
i potomstwa. Ta obietnica wprawi
Abrahama w ruch. Nie musi wierzyć,
ale chce. Więc wierzy w obietnicę
tajemniczego Boga. Zostawmy wątek
ziemi. Dla naszych rozważań ważny jest
motyw potomstwa. Zniecierpliwiony
długim czekaniem pozwoli sobie na
pewien eksperyment. Ówczesne prawo
zwyczajowe pozwalało, by w przypadku
niepłodności pani domu do urodzenia dziecka użyć jej niewolnicy lub
służącej. Pokusa wielka. Trudno nie
ulec. Za namową żony Abraham ulega
pokusie. Razem z niewolnicą Hagar
poczyna dziecko (Izmael) i wydaje
się, że problem jest rozwiązany. Ale
Bóg nie przyznaje się do tych faktów.
Izmael nie jest dzieckiem obietnicy,
ale dzieckiem nieposłuszeństwa, wręcz
samowoli Abrahama. Narodziny Izmaela nikogo nie uszczęśliwią, staną się
źródłem nowym cierpień i problemów
dla wszystkich: dla Sary, dla Abrahama, dla Hagar oraz Izmaela. Tak oto
człowiek, uciekając od jednego krzyża,
tworzy sobie inny, jeszcze większy. Ale
Bóg jest wierny niewiernemu. Z czasem
podaruje Abrahamowi Izaaka – dziecko
uśmiechu. Syn stanie się tak ważny, że
zdominuje wszystko. Nadzieje, które
kiedyś Abraham wiązał z Bogiem,
teraz wiąże z synem. Dar przysłania
mu Darczyńcę. Jakie to ludzkie! Ile
razy stworzenia zajęły w naszym sercu
miejsce przynależne jedynie Stwórcy!
© rkw
ytania nie należą do najczęściej
wykorzystywanych przez nas –
użytkowników języka – rodzajów
zdań, ale są niewątpliwie integralną
częścią naszych rozmów z Bogiem. Bez
pytań bowiem stawianych Stwórcy nie
ma prawdziwej wiary, a ten, kto twierdzi, że wierzy i pytać nie musi, od Boga
pozostaje tak naprawdę bardzo daleko.
Człowiek trwający w dialogu z Chrystusem ciągle pyta i szuka odpowiedzi.
Najczęściej pytamy w dramatycznych momentach naszej życiowej drogi,
szukając sensu cierpienia lub próbując
zrozumieć, dlaczego coś dzieje się w naszym życiu. Nieraz ludzkie rozterki
dotyczą jakiegoś trudnego wyboru,
a innym razem z kolei odczuwamy
nieodpartą potrzebę obecności Boga,
zastanawiając się, gdzie jest i jak brzmi
Jego boski głos, którym miałby się odezwać właśnie do nas.
Chciałabym jednak rozważyć kwestię
pytań innego rodzaju, tych mianowicie,
jakie mogą postawić sobie ci, którzy
głosu Boga szukają w Biblii. Święta
Księga to przekazane człowiekowi
Słowo Boże, które rodzi wiele pytań.
W cichej lekturze zwykłego człowieka
brzmią one częstokroć, wyrażając różne
wątpliwości, niepewności i zdziwienia.
Uznając się za przeciętnego czytelnika
Pisma Świętego, odważę się postawić
ich kilka, a jeśli znajdzie się ktoś, kto
na nie zechce odpowiedzieć, będę mogła
zgłębić swoją wiarę i bliżej poznać do
końca niepoznawalnego Boga.
Ofiara Izaaka. Ten biblijny fakt rodzi
chyba największe emocje, rozpala wiele
dyskusji i budzi niejedną wątpliwość.
Dla mnie to jedyne wydarzenie z historii narodu wybranego, którego nie
jestem w stanie pojąć, nie mieści się
bowiem w moim wyobrażeniu Boga
pełnego miłości do człowieka. Ponadto
staje w sprzeczności z boskim przecież
przykazaniem: „Nie zabijaj!” Dlaczego
Bóg żąda od Abrahama aż takiej ofiary?
Mogłabym pojąć sytuację, gdyby Bóg
sam zabrał ojcu syna i wymagał pokornego pogodzenia się z cierpieniem.
Przypominałoby to z pewnością historię
Hioba, ale nakaz, aby Abraham sam
podniósł rękę na własne dziecko bez
świadomości, że to tylko próba wiary,
wymyka się mojemu zrozumieniu.
Podobne wątpliwości wyraża w swoim
opowiadaniu „Ofiarowanie” Gustaw
Herling-Grudziński, który puentuje tę
biblijną opowieść apokryficznym uzupełnieniem. Oto po powrocie do domu
Marek Parada z synem w miejscu narodzenia św. Jana Chrzciciela
D
Abraham odurzył się synem i swoim ojcostwem. Może nawet przestał
odczuwać ojcostwo Boga. Izaak zaczął
zamykać Abrahama w doczesności.
Wyjątkowy i niczym niezasłużony dar
zaczął mu przesłaniać Boga. Wróciła
dawna idolatria – czasy, gdy Abraham
był politeistą czczącym bożki Aramu.
Mimo niewątpliwych cudów, jakich
doświadczył Abraham, jego relacja
z Bogiem wymaga radykalnego oczyszczenia. Można to zrobić skutecznie
tylko w jeden sposób: trzeba dotknąć
Abrahama do żywego, trzeba dotknąć
relacji ojca do syna, która zdominowała wszystko. Bóg upomina się o serce
Abrahama w bardzo trudny i bolesny
sposób. Każe złożyć syna w ofierze, co
nie było niczym niezwykłym u starożytnych ludów. Dla nas jest to wydarzenie
szokujące i gorszące zarazem. Wywraca ono wszystkie nasze wyobrażenia
o Bogu, który, nie wiadomo dlaczego,
chce aż takiej ofiary. Po co? Dlaczego?
Bogu nie chodzi o śmierć Izaaka (nam
o wiele łatwiej czytać to z perspektywy
historycznej, ale wyobraźmy sobie ojca,
który nie wie, jaki będzie następny
krok Boga). Stwórca chce sprawdzić,
czy Abraham potrafi zaufać wbrew
wszelkiej logice? Kto dla niego jest
ważniejszy: Bóg czy człowiek? Abraham
w duchowej walce rozstrzyga dylemat.
Daje Bogu, choć bardziej sobie, dowód, że Bóg ma pierwszeństwo przed
wszystkim.
Myślę, że był to także czas świadectwa wiary ojca wobec syna. Abraham
swoją gotowością na wszystko mówi
Izaakowi, że Bóg jest ważniejszy niż on.
Ta noc na Górze Moria była nocą przekazu wiary. To jest ważny moment, gdy
rodzice są jednoznaczni i konsekwentni
w swoich postawach. Dają dziecku
poczucie pewności i jasne punkty odniesienia.
Oczywiście pisarz ma prawo do
licentia poetica. Herling-Grudziński może odwołać się do apokryfów
i mówić, że w rodzinie Abrahama po
tak przeżytej próbie już nic nie było
jak dawniej. Zdaniem Herlinga cała
próba nie miała sensu, bo zniszczyła
relacje w rodzinie. Jeśli tak, to Bóg
jawi się jako wróg, dla którego ludzkie
szczęście nic nie znaczy. Liczą się tylko
Jego zagadki, które zadaje biednym
ludziom, rozwiązane błędnie lub najlepiej nierozwiązane w ogóle. Ale moim
zdaniem z tej próby należy wyciągnąć
zgoła inne wnioski: ojciec z synem
poczuli się wobec siebie zupełnie wolni! A dalsza historia pokaże, że Bóg
Abrahama stanie się Bogiem Izaaka.
Na dobre i na złe.
ziewięć lat temu mój mąż odszedł ode mnie do zamężnej
kobiety i jej dziecka. Czułam
się niekochana, odrzucona i zlekceważona. Bardzo bolało. Na imieniny podarowałam mu wtedy tom poezji ks. Jana
Twardowskiego „Miłość miłości szuka”.
Pomiędzy kartki książki włożyłam nasze ślubne zdjęcie, a na jego odwrocie
napisałam tekst przysięgi małżeńskiej
i złożyłam swój podpis. Wiem, że sama
w sobie nie miałam tyle siły, żeby się
na to zdobyć. To dobry Bóg mnie do
tego uzdolnił. Sięgnęłam też wtedy
do Pisma Świętego i czytałam Hymn
o miłości (1Kor 13, 1–13). Czytałam
i płakałam. W tym bardzo trudnym
dla mnie czasie odczuwałam bliską
ks. Ryszard Winiarski
Joanna
Ad vocem
Za rozpad małżeństwa nie można
winić tylko jednego współmałżonka.
Nawet jeśli wina któregoś z nich wydaje się niewielka, wręcz symboliczna,
to jednak każdy ma uznać tę część
odpowiedzialności, która na niego
przypada. Najłatwiej jest wejść w skórę
Bogu ducha winnej ofiary, szukającej
zrozumienia i usprawiedliwień, a drugiego ubrać w skórę drapieżnego wilka.
Tę fałszywą diagnozę trzeba porzucić
jak najszybciej. Ostatnie zdanie tego
świadectwa zdaje się mówić, że Joanna
widzi taką konieczność i paradoksalnie „dzięki” tragedii zobaczy, kim
jest naprawdę. Odkryje swoje słabości
© W. Kostecki
Miłość miłości szuka
Niechciana samotność rodzi trudną do przyjęcia tęsknotę
obecność Boga; czułam się, jakbym była
niesiona przez Niego na rękach. Wtedy
też zainteresowałam się dwumiesięcznikiem Miłujcie się! Od tamtego czasu
czytam go regularnie. Mój mąż wystąpił
o rozwód, na który się nie zgodziłam.
Sąd orzekł rozwód. Podjęłam decyzję,
że będę trwać w małżeństwie i że jeśli
mąż wróci, to go przyjmę. Ostatni raz
widzieliśmy się w lutym 2005 roku na
sali sądowej. Dowiedziałam się wtedy,
że w nowym związku męża urodziła się
córka. Codziennie modlę się w intencji
naszego małżeństwa. Uczę się ufać
Bogu i z Jego pomocą poznawać prawdę o sobie. Chcę się zmieniać i stawać
coraz bardziej wolnym człowiekiem.
i wady, grzechy i zaniedbania. Może
pewna siebie i uczuć męża sądziła, że
rozwody zdarzają się tylko innym i że
ich małżeństwu nic takiego nie grozi.
Pewność siebie sprawia, że człowiek
traci czujność. Niewiele żon zadaje sobie pytanie: dlaczego ich mężowie piją?
Dlaczego są tak długo poza domem? Co
znaczy powtarzająca się nieobecność?
Czy wszystko można tłumaczyć pracą
i zmęczeniem? Z kolei niewielu mężów
zastanawia się, czy żona czuje się kochana, czy ma poczucie bezpieczeństwa
i czy nie czuje się samotna we dwoje.
Grzechem wielu małżeństw jest to,
że ze sobą nie rozmawiają. Nie mówią
o najważniejszym, o tym, co ich łączy
i dlaczego? Co ich dzieli i dlaczego?
Jakie są ich rzeczywiste głody, pragnienia, lęki i nadzieje? Poza tym bardzo
wcześnie w wielu małżeństwach ginie
zwykła czułość, a seks staje się polem
walki. I tak wszystko, co miało łączyć,
zaczyna dzielić. Gdy małżeństwo
staje się źródłem zranień, pojawia
się strategia uników. Po co wracać do
człowieka, z którym codziennie muszę
skonfrontować prawdę o sobie? Złudzenie, że w innym związku chodzi o coś
zupełnie innego, podszyte jest pokusą
porzucenia i rozstania. Tylko pokorne
przyznawanie się do swoich błędów
i ograniczeń połączone z prośbą o wybaczenie współmałżonka i uleczenie przez
Chrystusa jest szansą, że zdarzy się cud
ocalenia. Wszystkie wspólnoty takiego
cudu potrzebują, niestety nie wszystkie
go doświadczą. Najwyraźniej Joanna
idzie w kierunku cudu. Szkoda tylko,
że okrężną drogą. Życzmy jej i innym,
by cud się wydarzył. Może napiszą, że
niemożliwe stało się możliwym.
rkw
9
Znaczenie katedry oraz insygniów biskupa
R
kościołów diecezji”, stanowi w niej
centralne miejsce celebracji, którym
przewodniczy biskup. To w tym kościele
celebrowana jest liturgia w uroczyste
dni roku liturgicznego, w kościele
katedralnym udzielane są święcenia,
poświęca się olej krzyżma i błogosławi
olej chorych, a także odbywają się najważniejsze wydarzenia w życiu Kościoła
partykularnego, takie jak synod, przyjęcie nowego biskupa czy jego pogrzeb.
Zwykle w jego podziemiach pochowani
są zmarli biskupi diecezjalni. Każdego
roku w całej diecezji obchodzi się święto poświęcenia kościoła katedralnego.
Z tego szczególnego miejsca w diecezji
powinien płynąć przykład zachowania
© rkw
ozpoczęcie przez nowo mianowanego biskupa diecezjalnego
posługi w diecezji odbywa się
w czasie uroczystego wprowadzenia
(ingresu) do kościoła katedralnego
(archikatedralnego). Kościół katedralny
to taki, w którym znajduje się katedra
biskupia – miejsce zarezerwowane dla
biskupa. Jest ona podwójnym znakiem.
Ma przypominać biskupowi o jego
powołaniu do służby braciom, a nie do
tego, aby jemu służono. Ale także jest
symbolem jedności w wierze Kościoła
partykularnego, zgromadzonego wokół
biskupa, który wypełniając zadania nauczyciela, kapłana i pasterza prowadzi
lud Boży do Królestwa Niebieskiego.
Krzyż, mitra i i pastorał – symbole władzy arcybiskupa
Początkowo katedra biskupia miała formę krzesła znajdującego się na
podwyższeniu, które zajmował jedynie
biskup, a słowo katedra odnosiło się
jedynie do tego miejsca. Znajdowała się
ona w kościele biskupim i była z nim
nierozerwalnie zawiązana. Dlatego też
kościół ten często nazywano ecclesia
matrix lub ecclesia mater (kościół
matka, macierzysty, założycielski).
Z biegiem czasu słowo katedra straciło
swoje znaczenie i zaczęto odnosić je
do kościoła biskupiego, a w stosunku
do katedry biskupiej zaczęto używać
określenia tron. Taką też formę zaczęła
przyjmować katedra biskupia. W 1968
roku Stolica Apostolska postanowiła, że
katedra biskupia nie powinna przypominać tronu, nie należy jednak zmieniać tego, co stanowi zabytek. W swojej
prostej formie ma być takim miejscem,
z którego biskup będzie dobrze widziany
przez wiernych i będzie jasne, że rzeczywiście przewodniczy całej wspólnocie
wierzących.
Kościół katedralny z katedrą biskupią jest „matką i głową wszystkich
10
przepisów, dokumentów i ksiąg liturgicznych, odnoszących się do sposobu
sprawowania liturgii, a także urządzenia i wystroju kościołów.
Zaślubiny biskupa z katedrą
W swej diecezji posługę biskup rozpoczyna od ingresu, czyli pierwszego
uroczystego wejścia do swojego kościoła katedralnego. Zwyczaj odbywania
ingresu wywodzi się z praktyki prawa
rzymskiego. Według niego wejście do
budowli czy posiadłości oznaczało
wejście w jej posiadanie, możliwość
zarządzania i dysponowania nią. Taki
ingres wymagał również przedstawienia się ludowi oraz zakomunikowania
programu działania. Zwyczaj ingresu,
który był praktykowany w cesarstwie
rzymskim, wywarł wpływ na ceremonie
związane z obejmowaniem i sprawowaniem zarówno władzy świeckiej, jak
i rozpoczęciem posługi przez biskupa
w diecezji. W Kościele do dzisiaj pozostał zwyczaj ingresu, czyli, jak nazywa go Caeremoniale Episcoporum,
przyjęcia biskupa w jego kościele katedralnym. Poszczególne części liturgii
związanej z objęciem diecezji przez
biskupa wymownie uświadamiają, że
nowy biskup rozpoczyna pełnienie swojej posługi, której głównymi zadaniami
głoszenie słowa Bożego (nauczanie),
celebrowanie liturgii (uświęcanie) oraz
prowadzenie ludu Bożego do zbawienia
(pasterzowanie).
Według norm prawa kanonicznego, zgodnie z tradycją oraz teologią
początek posługi biskupa w diecezji
rozpoczyna się celebracją Mszy Świętej.
Nowo mianowany biskup przewodniczy
liturgii sprawowanej razem z innymi
biskupami na znak jedności Kolegium
Apostolskiego, a także z prezbiterami,
którzy są najbliższymi współpracownikami biskupa w wypełnianiu zadań
związanych z jego posługą. Na początku
Eucharystii odbywają się obrzędy związane z ingresem. Istotą ich jest okazanie
i odczytanie listu apostolskiego oraz
zajęcie katedry biskupiej.
Pierwszy obrzęd ma w głównej mierze
znaczenie kanoniczne. Zawsze biskup
podejmuje swoje zadania w diecezji
z mandatu Biskupa Rzymu. Przez niego
jest posłany. Dlatego nowo mianowany
biskup po przybyciu do swojej diecezji
ma obowiązek przedstawienia wobec
kolegium konsultorów pisma apostolskiego, na mocy którego papież powierza mu „wszelką władzę zwyczajną,
własną i bezpośrednią, jaka jest wymagana do pełnienia pasterskiego urzędu”
(KPK kan. 381) w Kościele partykularnym. Odczytanie dokumentu odbywa
się w obecności kanclerza kurii, którego
zadaniem jest sporządzenie stosownego
protokołu, a także zgromadzonych na
liturgii wiernych, którzy reprezentują
lud Boży diecezji. Odpowiadając na
decyzję papieża i wyrażając radość z powodu przybycia nowego pasterza, po
odczytaniu pisma apostolskiego wierni
oddają cześć Bogu w Trójcy Jedynemu
słowami: „Bogu niech będą dzięki”
oraz śpiewem „Chwała Ojcu i Synowi,
i Duchowi Świętemu...”.
Od tego momentu nowo ustanowiony biskup posiada pełne prawo
do tego, aby w kościele katedralnym
zająć należące do niego miejsce, którym jest katedra biskupia, znak jego
władzy nauczycielskiej, kapłańskiej
i pasterskiej oraz znak jedności wyznawców tej samej wiary (por. CE nr
42). Biskup posiada pełnię kapłaństwa,
jest następcą Apostołów postawionym
przez Ducha Świętego jako pasterz,
Chrystus bowiem dał Apostołom oraz
ich następcom nakaz i władzę, by nauczali wszystkie narody, uświęcali ludzi
w prawdzie oraz obejmowali ich troską
pasterską. Z tej racji biskup stał się
ciele katedralnym zmierzają do tego, co
stanowi centrum i szczyt życia całego
Kościoła, także partykularnego – do
celebracji Eucharystii. W diecezji jej
pierwszym szafarzem jest biskup. We
Mszy Świętej ukazuje się zarówno
jedność Kościoła partykularnego, jak
i różnorodność posług liturgicznych
wypełnianych w łączności z biskupem.
Dlatego Eucharystia sprawowana jest
z udziałem licznie zgromadzonych
wiernych reprezentujących różne grupy
społeczne diecezji, zaś diakoni, akolici i lektorzy powinni spełniać swoje
funkcje.
Rozpoczęcie posługi biskupa jest
wielkim wydarzeniem w życiu diecezji
i każdego roku powinno być wspominane oraz łączone z modlitwą za biskupa,
a w kościele katedralnym biskup powinien z tej okazji przewodniczyć Mszy
Świętej.
(Wj 28,36) oraz przypominających, że
„kiedy zaś objawi się Najwyższy Pasterz, otrzymacie niewiędnący wieniec
chwały” (1P 5,4). Biskup używa mitry,
kiedy siedzi, wygłasza homilię; gdy wypowiada słowa powitania, przemówienia i zachęty; gdy uroczyście błogosławi
lud albo wykonuje gesty sakramentalne
czy też idzie w procesji.
Krzyż (pektorał) noszony na piersiach biskup nakłada na ornat. Ma
on przypominać mu o konieczności
kroczenia za Chrystusem, głoszenia
Jego nauki i bycia świadkiem Ukrzyżowanego, ale także powinien go umacniać i zapowiadać, że droga cierpienia
i krzyża prowadzi do chwały.
Paliusz jest wstęgą wykonaną z wełny baranków pobłogosławionych przez
papieża, na której wyszytych jest sześć
czarnych krzyży i która spoczywa na
ramionach arcybiskupa. Wyraża on
ideę jedności, więzi miłości, komunii
ze Stolicą Apostolską oraz jest zachętą
do męstwa. Arcybiskup metropolita,
który otrzymał od Biskupa Rzymu
paliusz, nosi go na ornacie, kiedy na
terenie swojej metropolii sprawuje
Mszę. Symbolikę paliusza przypomniał
także papież Benedykt XVI, inaugurując
swój pontyfikat: „wełna jagnięcia ma
przedstawiać zagubioną owcę, a także
chorą lub słabą, którą pasterz bierze na
ramiona i niesie do źródła żywej wody”.
Kiedy arcybiskup metropolita idzie
w procesji, na jej początku niesie
się krzyż metropolity mający dwa
poprzeczne ramiona – górne krótsze
i dolne dłuższe. Krzyż ten podkreśla
rolę arcybiskupa metropolity w jego
metropolii. Zadaniem metropolity jest
bowiem czuwanie nad zachowaniem
wiary oraz dyscypliny kościelnej.
Błogosławiony bp Władysław Goral
przez działanie Ducha Świętego, który
został mu dany, prawdziwym i autentycznym nauczycielem wiary, kapłanem
i pasterzem (por. Dekret o pasterskich
zadaniach biskupów nr 2). W związku
z tym biskupowi należy się szacunek
oraz posłuszeństwo. Po zajęciu przez
biskupa katedry wyrazy czci i szacunku
(homagium) składają mu jego najbliżsi
współpracownicy: biskupi pomocniczy,
przedstawiciele duchowieństwa (prezbiter i diakon), osoby życia konsekrowanego oraz wierni świeccy.
W sytuacji, kiedy urząd biskupa
diecezjalnego obejmuje arcybiskup
metropolita, zanim wstąpi na katedrę
biskupią może odbyć się obrzęd nałożenia paliusza, który jest wełnianą wstęgą
okalającą szyję i zwisającą swobodnie
na piersiach i na plecach. Wyszytych
jest na nim sześć czarnych krzyży nawiązujących do ran na ciele Chrystusa.
W sensie ścisłym jest znakiem władzy
metropolity, podkreśla jego szczególną
łączność z Biskupem Rzymu i może
być przez niego noszony w granicach
jego prowincji kościelnej (metropolii).
Paliusz wyraża także troskę metropolity jako pasterza nad powierzonym
mu ludem Bożym. Jest zrobiony przez
siostry zakonne mieszkające przy rzymskim kościele św. Cecylii na Zatybrzu,
z wełny baranków pobłogosławionych
przez papieża w dzień św. Agnieszki
(21 stycznia).
Wszystkie obrzędy sprawowane
w czasie przyjęcie biskupa w jego koś-
W czasie sprawowania liturgii Mszy
Świętej biskup używa takich samych
szat liturgicznych jak prezbiter, czyli
alby, stuły oraz ornatu. Zgodnie z tradycją dla ukazania tego, że biskup jest
sługą, w uroczystych celebracjach pod
ornat powinien nałożyć dalmatykę –
szatę liturgiczną diakona.
Biskup używa także odznak pontyfikalnych, którymi są: pierścień, pastorał,
mitra, krzyż noszony na piersiach (pektorał), ponadto arcybiskup metropolita
zakłada paliusz. Są one przekazywane
biskupowi w czasie święceń biskupich.
Pierścień powinien być zawsze noszony przez biskupa, gdyż jest oznaką
wierności i wiary oraz oblubieńczej
więzi z Kościołem (por. Ef 5,22–32).
Pierścień na ręku biskupa jest konsekwencją przyjętych zobowiązań „zachowania czystego i nienaruszalnego
skarbu wiary, który zgodnie z tradycją
od czasów apostolskich zawsze i wszędzie jest strzeżony w Kościele”.
Pastorał jest znakiem pełnienia
przez biskupa zadania pasterza, czyli
tego, który będąc przewodnikiem odpowiedzialnym za lud Boży, prowadzi go
i wskazuje drogę (por. Ps 23,4). Biskup
używa pastorału, gdy idzie w procesji,
gdy słucha czytania Ewangelii, wygłasza
homilię, przyjmuje śluby lub przyrzeczenia, wypowiada wyznanie wiary;
podczas błogosławieństwa osób.
W czasie celebracji liturgicznych biskup zakłada także mitrę. To nakrycie
głowy ma mu przypominać o ciągłym
dążeniu do świętości. Symbolika mitry
odwołuje się do tekstów biblijnych mówiących: „iż mitra jest rodzajem turbanu z napisem: »Poświęcony dla Jahwe«”
ks. dr Maciej Staszak
© rkw
© rkw
Insygnia biskupa
Tron arcybiskupa lubelskiego
11
Nauczanie papieskie
I
słowami zwykło się nazywać „duchem
Asyżu”, ważne jest, by nie zapominać,
jaką wielka wagę przywiązywano do tego,
by międzyreligijne spotkanie modlitewne
nie stało się okazją do interpretacji synkretycznych, opierających się na koncepcji
relatywistycznej. Dlatego na samym
początku Jan Paweł II oświadczył: „To, że
przybyliśmy tutaj, nie znaczy, że zamierzamy szukać religijnego porozumienia albo
dyskutować na temat naszych przekonań.
P
12
Benedykt XVI, Castel Gandolfo, 2 IX 2006 r.
Papież Benedykt XIV – lotnisko Quatros Vientos, Madryt
O autorytecie słów kilka
rofesor Barbara Skarga, filozof,
historyk filozofii, absolwentka
Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie, łączniczka AK, aresztowana w 1944 r. przez Rosjan, skazana na
11 lat łagrów, pisała: „Nie mam autorytetów i nie lubię autorytetów. Wydaje
mi się, że w stosunkach międzyludzkich
wystarczy wzajemny szacunek”.
Czym jest autorytet dziś? Czy to
słownikowe „społeczne uznanie i prestiż”? A może ktoś o przywódczych
cechach, silnej charyzmie i wysokim
poziomie inteligencji? Albo rodzaj
kredytu zaufania do kogoś, jego uczciwości, profesjonalizmu, bezstronności?
Czy autorytetem może być dziś rodzic?
A może szkoła? Kościół? Media? I wreszcie – czy nadszedł zmierzch autorytetów,
a światowy kryzys dopadł i tę dziedzinę?
Niewątpliwie żyjemy w czasach, w których trudno o dobre przykłady, prawdę,
uczciwe postępowanie, bezinteresowność i sprawdzone, odwieczne wartości.
W to, że są – nikt nie wątpi, ale gdzie
ich szukać – to już trudniejsze zadanie.
Zakrzyczane, wyśmiane, sprowadzone
do poziomu nieżyciowych, niemodnych
Nie znaczy też, że religie mogą pojednać
się ze sobą na płaszczyźnie wspólnego
zaangażowania w realizację ziemskiego
planu, który stałby się ważniejszy niż one
same. Nie jest też ustępstwem na rzecz
relatywizmu w wierzeniach religijnych”
(„L’Osservatore Romano”, wyd. polskie
nr 10/1986, s. 1). [...] Takiego wyboru dokonano w 1986 r., i taki wybór powinien
obowiązywać do dziś.
© Magda Opoka
nicjatywa, z jaką wystąpił przed
dwudziestu pięciu laty Jan Paweł II,
ma charakter trafnego proroctwa.
Dzięki jego zaproszeniu, skierowanemu
do zwierzchników religii światowych, by
wspólnie zaświadczyli o pokoju, można
było jednoznacznie stwierdzić, że religia
może być jedynie zwiastunem pokoju.
Jak nauczał Sobór Watykański II w Deklaracji o stosunku Kościoła do religii
niechrześcijańskich Nostra aetate, „nie
możemy [...] wzywać Boga jako Ojca
wszystkich, jeśli wobec niektórych ludzi,
stworzonych na obraz Boży, nie chcemy
postępować po bratersku” (n. 5). Pomimo
różnic, charakteryzujących odmienne
wyznania religijne, uznanie istnienia
Boga, do czego ludzie mogą dojść również
na podstawie samego zetknięcia z dziełem stworzenia (Rz 1, 20), musi skłaniać
wierzących do uznania innych ludzi za
braci. Nikomu więc nie wolno wykorzystywać różnic religijnych jako przesłanki
lub pretekstu do przyjęcia wojowniczej
postawy wobec innych ludzi.
[...] Aby nie zrozumieć opacznie sensu
tego, o co chodziło Janowi Pawłowi II
w 1986 r., a co zgodnie z jego własnymi
i nie na dzisiejsze czasy – gdzieś się
podziały, zagubiły, rozproszyły. Ich brak
odczuwamy wszyscy: dzieci, bo pogubili
się gdzieś kompletnie niektórzy rodzice
i mylą podstawowe wartości; dorośli,
bo w dzisiejszym świecie zamiast być
oparciem, sami czują się jak bezradne
dzieci; nauczyciele, bo zamiast wiedzy,
serca i wsparcia wypełniają tabelki, piszą
sprawozdania, programy i ewaluacje
powyższych, podobnie lekarze, księża.
Wspominamy wielkie nazwiska, słynnych mędrców, może naszych mistrzów
i nauczycieli, ale to już czas przeszły.
Zanika autorytet władzy, instytucji
państwowych, kryzys dotknął bezsprzecznie i tych, którzy zwykle jako
uznawane autorytety byli traktowani.
Coś się skończyło, coś się wypaliło
rujnując pewne stałe, niezmienne podstawy w naszym współczesnym świecie
i życiu. Jednocześnie przeogromny głód,
wielkie pragnienie czegoś trwałego,
dobrego i mocnego trawi współczesnego człowieka. Nie da się bowiem żyć
w chaosie, lęku, niepewności, a brak autorytetu takie skutki powoduje. Dom,
władza, szkoła, państwo, kościół, sąd
Z belferskiego notatnika
zapomniały jakby o tym, że „autorytetu
sztucznie się nie stworzy. Upominanie
się o niego zwykle dowodzi, że się go nie
posiada. Trzeba, by autorytet wypływał
z wartości moralnych i intelektualnych,
a wtedy jest on trwałym i poważanym”.
Czy Ty możesz być dla kogoś dobrem,
wartością? Czy ja, belfer, mogę dla
kogoś stać się autorytetem? Tu i teraz,
właśnie dziś, gdy na naszych oczach
z hukiem rozpadają się systemy polityczne, a osoby uznawane dotychczas za
wielkie autorytety tracą swą wiarygodność? Wszak „autorytet to misterium.
Jego powstanie otacza tajemnica, ale
upadek jest czymś namacalnym”. A potem jest już tylko pustka, wyrwa, boląca
rana, która długo się będzie goić, o ile
człowiek jeszcze w ogóle komuś zaufa.
A potrzeba tylko rozumnego, dobrego
postępowania, rozwagi, szacunku do
tych wartości, które mają swą stałą,
wysoką cenę, szacunku do drugiego
człowieka, patrzenia na niego z miłością, wymagania od siebie i od innych
i żelaznej w tym konsekwencji. Czy to
jest takie trudne? Jeszcze jak!
Renata Miłosz
J
an Paweł II miał wiele tytułów. Jednym z nich było określenie „papież
modlitwy”. Świadkowie jego życia
i pontyfikatu wielokrotnie podkreślali, że zarówno osobista wiara, jak
i posługa Jana Pawła II dla Kościoła
wieków z różańcem w ręku przychodzili
tu pielgrzymi różnych stanów, rodziny
i całe parafie, aby od Maryi uczyć się
miłości do Chrystusa.
I wybierali w ten sposób szkołę najlepszą. Rozważając bowiem tajemnice
radosna i bolejąca, i chwalebna, zawsze
u boku Syna – jest równocześnie obecna
pośród naszych codziennych spraw.
Rytm różańcowych pacierzy odmierza czas na polskiej ziemi – przenika
go i kształtuje. Jakkolwiek toczyły się
Papież modlitwy o różańcu
powszechnego w modlitwie znajdowały
swoje źródło i moc. W sanktuarium
Matki Bożej Ludźmierskiej, nazywanej
„Gaździną Podhala”, Ojciec Święty
powiedział:
„Cześć dla Maryi nierozerwalnie
łączy się z różańcem. Tutejszy lud,
który odznacza się prostą i głęboką
wiarą, zawsze miał poczucie tego, jak
wspaniałym źródłem życia duchowego
może być modlitwa różańcowa. Od
różańcowe, patrzymy na misterium życia, męki, śmierci i zmartwychwstania
Pana Jej oczyma, przeżywamy je tak,
jak Ona w swym matczynym sercu
je przeżywała. Odmawiając różaniec,
rozmawiamy z Maryją, powierzamy Jej
ufnie wszystkie nasze troski i smutki,
radości i nadzieje. Prosimy o to, by
pomagała nam podejmować Boże plany
i by wypraszała u Syna łaskę potrzebną
do wiernego ich wypełniania. Ona –
ludzkie dzieje – w radości z owoców codziennego trudu, w bolesnym zmaganiu
z przeciwnościami czy w chwale odnoszonych zwycięstw – zawsze odnajdywały one swoje odbicie w tajemnicach
Chrystusa i jego Matki. Dlatego przywiązanie do modlitwy różańcowej nigdy
nie wygasło w sercach wiernych, a dziś
zdaje się jeszcze bardziej umacniać.”
Bł. Jan Paweł II
Ludźmierz, 7 VI 1997 r.
Nowy rok przedszkolny rozpoczęty
W
Puławskie przedszkolaki
odpowiadają na pytania
Kto to jest święty?
Zuzia (6 lat): Święty to jest Mikołaj, Pan
Bóg, Maryja, może być i jeszcze Pan Jezus.
Gabrysia (6 lat): Święty to ma brodę,
czapkę czerwoną i daje zabawki.
cze, bo boi się tego, co jest mu nieznane.
Ważne, aby rodzice szczerze rozmawiali
o swoich obawach z nauczycielką, aby
zaufali jej wiedzy i doświadczeniu. Bo
© J. J. Bojarski
akacje, wakacje i... po wakacjach. Wszystko co dobre,
szybko się kończy. Miło było
odpocząć, zrelaksować się, odstresować,
nabrać sił do pracy. Znów mamy nowy
rok szkolny, dla najmłodszych – przedszkolny. Większość dzieci powróciła do
swoich przedszkoli, jednak część z nich
przyszła tu po raz pierwszy. „Starym”
przedszkolakom jest łatwo, bo się znają, znają swoje panie, znają zabawki,
pomieszczenia. Wiedzą gdzie jest szatnia, gdzie łazienka, nawet to, gdzie ma
swój pokój pani dyrektor. „Nowym”
jest trudniej, i nie tylko maluchom.
Czterolatkom czy pięciolatkom, które
przyszły pierwszy raz do przedszkola,
jest tak samo ciężko. Nie wiedzą, co je
tam czeka, kogo spotkają, czy rówieśnicy będą chcieli się bawić, czy będą ładne
zabawki, czy pani będzie miła. Często
wtedy płaczą, buntują się, nie chcą
iść do przedszkola. Czasami ten bunt
przychodzi po dwóch, trzech dniach.
Rodzice martwią się, myślą, że skoro ich
dziecko płacze, to przedszkole jest kiepskie albo pani niemiła. A dziecko pła-
Stasio Bojarski poznaje świat
trudne dni na pewno miną, wcześniej
czy później. Ważne też, aby rodzice byli
pewni tego, że chcą, aby ich dziecko
było przedszkolakiem. Jeżeli rodzice nie
będą zdecydowani, a pełni obaw, to tę
niepewność przekażą swoim dzieciom
i tym trudniej będzie im przystosować
się do nowych warunków. Rodzice
Bartek (3 lata): Święty jest Mikołaj, przynosi prezenty, ma czerwone ubranie, ma
białą brodę i mieszka z reniferami.
Co to jest Biblia?
Ola (6 lat): Biblia to święto biblioteki.
Zuzia (6 lat): Biblia to jest taka książka,
w tej książce są rzeczy o Panu Bogu.
muszą „uzbroić” się w cierpliwość
i przeczekać w spokoju ten trudny czas.
Spokój, opanowanie i konsekwencja to
prawdziwi sprzymierzeńcy rodziców
„nowych” przedszkolaków i nie tylko.
Aby ułatwić dziecku wejście w nowe
środowisko, można pozwolić mu na
zabranie do przedszkola ulubionej zabawki, maskotki, przytulanki. W ten
sposób dziecko będzie miało ze sobą
„kawałek” domu, czegoś dobrze znanego i kochanego, będzie mu łatwiej
przetrwać okres adaptacji. Trzeba tylko
zadbać, aby zabawka nie była zbyt mała,
bo łatwo może się zgubić, i dosyć trwała,
aby nie popsuła się w rękach ściskającego ją malucha.
Ważna jest także postawa personelu,
zarówno pedagogicznego, jak i pomocniczego. Jeżeli panie szczerze cieszą się
ze spotkania z dziećmi, są uśmiechnięte, pełne zapału do pracy, serdeczne
i opiekuńcze, wtedy szybciej adaptują
się dzieci, a rodzice są spokojni i nie
rzadko wdzięczni za okazane im i ich
dzieciom serce.
Ania Różycka
Gabrysia (6 lat): To książka, w której
czyta się o Panu Jezusie, o Maryi i jak
być dobrym.
Bartek (3 lata): Biblia jest w bibliotece.
Kasia (6 lat): Biblia kojarzy mi się ze
świętami, kiedy jest choinka, są prezenty i przychodzą goście.
pytała Ania Różycka
13
W zwierciadle literatury
Kurtz – człowiek w nieprzeniknionej ciemności
A
14
prosta. Oderwanie od światła! W symbolice chrześcijańskiej (i nie tylko)
interpretowane jest ono jako znak mądrości, prawdy, dobra i piękna – wartości, które stanowią fundament kultury
europejskiej, są kamieniem węgielnym
naszej etyki oraz określają wizję świata
i człowieka wpisaną w zachodni porządek cywilizacyjny. Człowiek, który
znajdzie się nagle, w sposób dosłowny
lub w sensie metaforycznym, z dala
od europejskiego kręgu kultury, straci
kontakt ze światłem. Nie nosząc go
w sobie, może wówczas pogrążyć się
w ciemności.
za finansowy sukces Kurtza nie płaci
on, płacą inni – afrykańscy tubylcy
poddani tyranii białego człowieka, który
staje się dla nich „bogiem”, panem ich
życia i śmierci. I oto Kurtz czuje też potęgę władzy, niczym Mickiewiczowski
Konrad nie tylko żąda, ale i w odróżnieniu od bohatera romantycznego zyskuje „rząd dusz”. Wykorzystuje swoją
wyższość cywilizacyjną, zatracając jednocześnie europejską duchowość i wyzwalając w sobie najgorsze instynkty.
Historia Kurtza stanowi przestrogę
dla każdego z nas, pokazuje, kim możemy się stać, gdy zyskujemy całkowitą
http://www.doctormacro.com/Movie%20Summaries.htm
pokalipsa. Najbardziej tajemnicza księga Biblii. W potocznym
rozumieniu kojarzy się głównie
z katastroficzną wizją końca świata,
Sądu Ostatecznego, którego wyobrażenie budzi nieopanowany strach
w ludzkich sercach. W rzeczywistości to optymistyczna i pełna nadziei
eschatologiczna prawda o ostatecznym
zwycięstwie dobra nad złem, Chrystusa nad szatanem, kiedy to Niewiasta
obleczona w słońce zetrze głowę węża.
Nie wiadomo, czy będziemy świadkami
Apokalipsy w naszej doczesności, ale
pewnym jest, że czasy ostateczne staną
się i naszym udziałem tak jak wszystkich ludzi, których nosiła ta ziemia.
Mimo iż Apokalipsa jeszcze się nie
spełniła, ludzkie przeżywanie skrajnego
cierpienia, zagłady, strachu czy powszechnego zła uczyniły z niej doświadczenie obecne w życiu niektórych generacji, chociażby pokolenia Kolumbów
zwanego niejednokrotnie pokoleniem
spełnionej Apokalipsy, której źródła
tkwiły w zbrodniczych systemach XX-wiecznych totalitaryzmów. I wydawać
by się mogło, że to już przeszłość, dla
niektórych nawet zamierzchła historia,
jednak odważę się stwierdzić, iż czas
Apokalipsy może urzeczywistnić każdy
z nas – Ty i ja, wystarczy jedynie oderwać się od korzeni naszej europejskiej
cywilizacji, a w naszym zwierciadle
pojawi się niepokojące oblicze kolejnego
Kurtza, który czas Apokalipsy uczyni
czasem teraźniejszym. Ta prowokująca
hipoteza niech zachęci do lektury książki Josepha Conrada Jądro ciemności lub
obejrzenia jej filmowej adaptacji w reżyserii F. Coppoli, który swojemu dziełu
nadał tytuł inspirujący do powyższych
rozważań – Czas Apokalipsy.
W nieprzeniknionej ciemności błądzi człowiek… Idzie po omacku, nie
dostrzega dróg, które już ktoś dla niego
przygotował, nie czyta znaków, bo ich
nie widzi, czyhają na niego niebezpieczeństwa i pułapki, ale i on sam stanowi niejedno zagrożenie dla innych.
Ciemność zawsze przeciwstawiana była
światłu, już od chwili, gdy Duch Boży,
unoszący się nad przestworzami, oddzielił je na zawsze od siebie. Ciemność
i światło zatem wykluczają się wzajemnie, ale i warunkują swoje istnienie.
Bez ciemności nie moglibyśmy bowiem
doświadczyć pełni blasku światła.
Co nasze życie czyni ową nieprzeniknioną ciemnością? Odpowiedź jest
Marlon Brando jako Kurtz w filmie Czas Apokalipsy
W takiej sytuacji oderwania od
korzeni znalazł się bohater Conrada –
Kurtz – tajemniczy „wysłaniec litości
i nauki”, który na Czarnym Lądzie
miał nieść światło barbarzyńskim
tubylcom. Paradoks sytuacji kryje się
w fakcie, iż zamiast światła przyniósł
ciemność. Zniszczył nią zarówno siebie, jak i innych. Kurtza gubią bowiem
dwie namiętności – żądza bogactwa
i władzy – pożądania, którym współczesny człowiek też nie potrafi się oprzeć.
Niosąc je w sobie w daleki świat, gdzie
żadne hamulce nie powstrzymają go już
w realizacji ukrytych pragnień, ujawni
całą prawdę o sobie, ale i o nas, gdyż ani
Ty ani ja nie wiemy, jak zachowalibyśmy się na miejscu Kurtza. Być może
skusiłaby nas pozorna wartość kości
słoniowej, za którą bylibyśmy w stanie
zapłacić każdą cenę. W rzeczywistości
przewagę nad innymi i wyzwalamy się
z pozornych więzów naszej kultury,
bo, jak się okazuje, to nie pęta, lecz
„pas bezpieczeństwa” dla człowieka,
który pozbawiony drogowskazów, zasad i norm moralnych staje się bestią.
Myślę, że warto przywołać tę historię,
gdyż dziś tak powszechną tendencją
współczesnej Europy jest wyzwalanie
się z tego, co od wieków było istotą
europejskości, a J. Conrad określił to
dobitnie lapidarnym stwierdzeniem
„Tak trzeba”. Zawiera się w nim cały
kodeks etyczny Europy zbudowany na
fundamencie chrześcijaństwa, pojęciu
starożytnej cnoty i etosie rycerskim.
Szlachetność, honor, odwaga, odpowiedzialność, uczciwość, miłosierdzie
to wartości stanowiące treść Conradowskiej etyki, ale dziś przez wielu
uważane za przeżytek, a nawet za
szczurów” lub po prostu potrafiący się
jeszcze zadumać nad sobą i światem
oraz pytający: „skąd przychodzimy, kim
jesteśmy i dokąd zmierzamy” przegrywa
w doczesnym wymiarze życia, ale warto
pamiętać, że jego zwycięstwo kryje się
w czym innym. Otóż nigdy nie będzie
musiał powtórzyć jak echo za głosem
Kurtza: „Zgroza! Zgroza!” i ocali swoją
godność przed obliczem ludzi i Boga, co
wydaje się, mimo wszystko, cenniejsze
od wszelkich bogactw i zaszczytów tego
świata, bo człowiek bez szacunku dla
samego siebie nigdy nie jest i nie będzie
szczęśliwy.
Migocące niepokojąco światło Marlowa wyraża się w jednym, z pozoru
błahym, fakcie. Bohater bowiem po
powrocie broni dobrej opinii Kurtza
i okłamuje jego narzeczoną. Co nim
kieruje? Trudno określić, gdyż Conrad
w całej swej twórczości sugeruje, że
prawda o człowieku kryje się głęboko
w jego duszy i trudno wydobyć ją na
powierzchnię, aby w pełni pojąć i zrozumieć. Fakt kłamstwa pozostaje jednak
dowodem w sprawie złego ziarna, które,
niestety, wydało plon.
Joseph Conrad stawia nam pytania,
na które każdy z nas powinien sobie dla
własnego dobra odpowiedzieć. Co dzieje
się z człowiekiem, gdy osiąga całkowitą
wolność egzystencjalną, odrzucając
Boga? Czy istnieje jakiś „ekwiwalent”
religii, który pozwoliłby wydobyć nasze człowieczeństwo, a zahamować
instynkty prowadzące do nienawiści,
wojen, konfliktów i despotycznej władzy krzywdzącej całe rzesze ludzi? Co
czyni człowiek słaby, gdy zamiast Boga
uznaje nad sobą wyższość drugiego człowieka i podporządkowuje jemu swoje
życie? Gdzie kryje się „jądro ciemności”
współczesnego Europejczyka?
http://www.listal.com/viewimage/1881003h
dowód ludzkiej naiwności. Odejście
od tych zasad może jednak stopniowo
prowadzić Europę na manowce barbarzyństwa i doprowadzić do sytuacji, gdy
społeczność Starego Kontynentu stanie
się społeczeństwem Kurtzów – „bogów”
decydujących o swoim i cudzym życiu
według kryteriów władzy i bogactwa
jako najwyższego dobra jednostki.
Świadomość Kurtza każe mu jednak
u kresu – gdy patrzy śmierci w oczy
– podsumować swoje życie jednym
krótkim: „Zgroza! Zgroza!”. Trudno
jednoznacznie określić sens tych słów,
niemniej ich wydźwięk nie budzi pozytywnych skojarzeń. Ten przebłysk świadomości i moralnej odpowiedzialności
bohatera ocala najwyżej tylko jego, gdyż
pozostawia on jednak po sobie ziarno
zła, jakie być może zakiełkuje w tych,
którzy spotkali go w swoim życiu.
Jednym z nich jest Marlow – kapitan,
marynarz, ale i wrażliwy intelektualista. Wyrusza w podróż swojego życia
na spotkanie z Kurtzem, powoli poznając najpierw jego legendę, a potem
samego jej bohatera. Marlow w głębi
Czarnego Lądu pozostaje Europejczykiem. Wiezie w sobie światło, a to, co
widzi, odbiera jako spełniającą się za
przyczyną człowieka Apokalipsę. Doskonale zdaje sobie sprawę, że patrzy
na skrajny przejaw zła. Bo czyż nie są
nim ludzkie głowy powbijane na pal?
Coś jednak niepokoi w postawie tego
bohatera. Otóż odczuć można pewną
fascynację Marlowa Kurtzem, która
pozostaje tajemnicą jego duszy. Potęga
Kurtza kusi i jego, ciekawi, zaprząta
umysł, każe pokonać wiele przeszkód,
aby poznać tego człowieka.
Marlow to „jeden z nas” – Europejczyk w rozumieniu dosłownym i aksjologicznym. Próbuje bronić moralnego
ładu, być może pragnie uświadomić
Kurtzowi jego demonizm, który obudził w sobie w zetknięciu z afrykańską
dziczą. Marlow potrafi z dala od źródła światła nieść je w sobie, ale jego
ostatnie decyzje pokazują, iż zaczyna
się ono robić coraz bledsze. Może bez
owego źródła nie jesteśmy w stanie
trwać na straży wartości, może jako
ludzie okazujemy się na to za słabi
i w zetknięciu z pierwotną naturą
oraz barbarzyńskim ludem pozostają
nam już tylko instynkty i podporządkowujące sobie wszystkich brutalne
prawo dżungli? A może my, Europejczycy, w XXI wieku nie musimy już
opuszczać Starego Kontynentu, aby
sobie i wszystkim wokół zafundować
„czas Apokalipsy”? W końcu prawo
silniejszego rządzi już naszym życiem.
Człowiek słaby, nieprzystosowany do
walki o sukces, niegotowy na „wyścig
Pozostawiam Ciebie, Drogi Czytelniku, z tymi pytaniami, podsuwając
tylko jedną krótką odpowiedź: „Któż jak
Bóg!”. Tylko On jest Panem Apokalipsy,
która niesie dobro, a zwycięża zło!
Joanna Kurlej
Humor ojców pustyni
Do brata, który w sposób przesadny
chwalił pewnego starca, abba Makary
powiedział:
– Zważ, bracie, na to, że często
chwalimy innych proporcjonalnie do
szacunku, jaki żywią wobec nas.
***
Pewien starzec bał się starości i starał
się ukryć swe lata. Spotkał kiedyś innego starca i zapytał:
– Ile lat żyjesz, bracie, że masz tyle
siwych włosów?
– Pięćdziesiąt.
– Pięćdziesiąt lat? Co za straszny
wiek. Robi mi się gęsia skórka na samą
myśl...
– Dlaczego? Masz z nich aż tak złe
wspomnienia?
***
Pewnego dnia abba Teokryt został
zaproszony przez bardzo bogatego
człowieka do odwiedzenia jego ogrodu.
– Widzisz te krzewy, ojcze? Sprowadziłem je z Astipalei, każdy kosztował mnie
300 denarów. A te cudowne drzewa? Pochodzą z Attyki: płaciłem za nie po 3000 denarów. Niezwykłej rzadkości kwiaty w tych
wazach kosztowały po 30 000 denarów...
W tym momencie starzec przerwał
mu i powiedział:
– Zadaję sobie pytanie, ilu cudów
dokonałby Pan Bóg, gdyby stwarzając
świat, miał wszystkie twoje pieniądze...
***
Pewien człowiek ze sfer rządzących
Aleksandrią, wielki przyjaciel abby
Hilariona, przybył pewnego dnia do
jego celi:
– Wiesz, abba, że w moim życiu
odniosłem wielki sukces. Nie chlubię
się tym. Jest mi bardzo trudno być
uprzejmym i pełnym miłości dla tych,
których spotykam, tylu ich jest...
– Nigdy nie zapominaj – powiedział
starzec – że ludzi, których spotykasz
idąc pod górę, spotkasz także przy
powrocie.
Cytaty z książki:
R. Kern, Humor ojców pustyni,
KERYGMA, Lublin, 1991
15
D
ziękuję koledze Wojciechowi
Kosteckiemu za uzupełnienie
mojego artykułu Św. Ekspedyt – znany i nieznany (nr 2, 2011)
zawarte w „Erracie do świętego Ekspedyta” (nr 9, 2011), a przede wszystkim
za próbę umiejscowienia Ekspedyta,
rzymskiego żołnierza, w tak odległej
przestrzeni historycznej, w której żył,
dzielnie walczył dla rozbudowy imperium i na koniec poniósł męczeńską
śmierć, sprzeciwiając się imperatorowi. Zerwał bowiem cesarski edykt
wzywający do oddawania czci bożkom,
niszczenia kościołów i palenia ksiąg
liturgicznych, co skutkowało natychmiastowym uwięzieniem i skazaniem
na śmierć. Został ścięty 19 kwietnia
303 roku wraz z pięcioma towarzyszami w czasie prześladowań za czasów
Dioklecjana w armeńskiej Melitenie.
kiedy i gdzie ponieśli śmierć, i gdzie
najpierw otaczano ich czcią. Bollandyści – oo. jezuici, kontynuujący prace
hagiograficzne zapoczątkowane w XVII
w. przez o. Jeana Bollanda poświęcone
zebraniu wszystkich możliwych danych
o katolickich świętych, sądzą, że imię
Ekspedyt powstało na skutek błędnego
odczytania imienia Elpidiusz”.
Początkowo, w czasach wczesnochrześcijańskich, kult świętych rozwijał
się w sposób spontaniczny. Podstawowym faktem świadczącym o tym,
że dana osoba po śmierci cieszy się
szczególnymi względami u Boga, były
czynione przez nią cuda. Aby zapobiec
dowolnej interpretacji faktów w tym
względzie, kontrolę przejęli biskupi,
którzy musieli wyrażać zgodę na czczenie danej osoby jako świętej. W 1146
roku Eugeniusz III zastrzegł wyłącznie
grabarze pakowali szczątki zmarłych
do setek pudeł. Ich przewożenie, ze
względu na ogrom przedsięwzięcia,
miało się opóźnić o miesiąc. Jednak
uwagę pracowników firmy, która się
tym zajmowała, przykuło pudło z napisem „expedite”, co w języku angielskim
oznacza – przyspieszyć, szybko załatwić
(dosł. „pilna przesyłka”). W ten sposób
prochy św. Ekspedyta niezwłocznie
znalazły się na nowym cmentarzu. Inna
z legend głosi, że w dniu, w którym
zdecydował się nawrócić na chrześcijaństwo, ukazał mu się diabeł pod
postacią kruka, nakłaniając go, aby
odłożył realizację postanowienia na
następny dzień. Św. Ekspedyt zmiażdżył
ptaka stopą oświadczając: „Zostanę
chrześcijaninem dzisiejszego dnia”.
A jak wiadomo, dla hakerów szybkość
transferu danych i nieodkładanie spraw
Święty o wielu imionach
Rozstrzygnięcie dylematu, w którym
Legionie, XII czy XIII, służył Ekspedyt,
może być istotne dla ustalenia historycznej poprawności jego życiorysu, ale
występujące od wieków w tym temacie
rozbieżności między hagiografami nie
deprecjonują istoty sprawy – jego heroicznego czynu w obronie wiary. I to jest
najważniejsze. Pojawia się także różnica
zdań odnośnie jego imienia, co w konkluzji swojego artykułu zauważa autor
Erraty...: „Ormianie czczą (go jako) św.
Meneasa, nazywając go Arakahas, co
oznacza dokładnie to samo, co łacińskie
expeditus. To kolejny wątek w naszej
historii. Czyżby jedna osoba znana pod
różnymi imionami?”.
Otóż właśnie należy postawić nieco
przewrotne pytanie, które zadawali sobie także piszący żywoty świętych: Jak
miał na imię Ekspedyt? Z różnorakich
opracowań badaczy dziejów kościoła
nie wynika w tej kwestii jednoznaczna
odpowiedź. Są tylko przypuszczenia,
domysły, presumpcje. W przewodniku
onomastyczno-hagiograficznym Twoje
imię, autorstwa ks. Henryka Frosa SI
i dr. Franciszka Sowy (Wyd. Apostolstwo Modlitwy, Kraków 1975), w dziele
znanym i uznanym, znajdujemy taki
zapis pod hasłem Ekspedyt: „[...] jest
zarazem postacią znaną i nieznaną. Jest
postacią nieznaną, bo oprócz krótkiego
wspomnienia zamieszczonego w niektórych martyrologiach i w Breviarium
Syriacum nic zgoła o nim nie wiemy.
Tam, gdzie jest wspominany, należy
do mniej lub bardziej licznej (w zależności od rozmaitych wersji) grupy
męczenników, o których nie wiemy,
16
dla papieży prawo kanonizacji, które
w następnych wiekach było kilkakrotnie modyfikowane; ostatnio w 1983
roku przez Jana Pawła II. Najnowsze
oficjalne wydanie Martyrologium Romanum (Martyrologium Rzymskie),
uzupełnione na polecenie Soboru Watykańskiego II i promulgowane przez
Jana Pawła II, ukazało się w 2004 r.
Św. Ekspedyt figuruje tam w kategorii
świętych katolickich, grupującej osoby
ogłoszone świętymi, wobec których
pozwala się na powszechny kult w skali
całego Kościoła katolickiego.
Jako ciekawostkę warto przypomnieć, że kilka lat temu, 19 kwietnia,
w dzień wspomnienia św. Ekspedyta,
hakerzy komputerowi, szczególnie ze
środowisk amerykańskich, przeprowadzili atak na strony internetowe
wielu organizacji kościelnych, a także
na watykański serwis internetowy. Był
to swoisty odwet za odmowę przyznania im przez Watykan patronatu św.
Ekspedyta. Hakerzy nie chcieli przyjąć
do wiadomości, że od 2002 r. zamiast
św. Ekspedyta, którego uważają za swego patrona, opiekunem informatyków,
programistów i internautów uczyniono
św. Izydora z Sewilli, który w VII w.
stworzył swoistą „bazę danych” – dwudziestotomową encyklopedię, tzw. etymologię – podsumowanie wszystkiego,
co w tamtym czasie człowiek wiedział
o świecie. Dlaczego hakerzy uparli się
akurat na św. Ekspedyta? Chodzi zapewne o apokryficzną historię związaną
z tym rzymskim żołnierzem. Otóż, gdy
w roku 1781 likwidowano podparyski
cmentarz, na którym był on pogrzebany,
do jutra jest nieodzownym atrybutem
skutecznego działania.
Jakkolwiek było, cześć świętego nieznana we wczesnym średniowieczu zyskała żywiołową popularność w czasach
najnowszych. Spontanicznie nadano
mu tytuł patrona od spraw pilnych, nie
cierpiących zwłoki i dopracowano jego
historię. Ta cześć, ożywiona od połowy
XIX w. szczególnie w krajach romańskich, ogarnęła potem Niemcy i dotarła
do Polski, gdzie nasz święty występuje
także pod imieniem Wierzyn (człowiek,
któremu można wierzyć). Jak czytamy
w cytowanym wyżej przewodniku Twoje
imię, oprócz spraw osobistych, polecano mu sprawy społeczne i publiczne
całej Polski. Zdarzały się przypadki
stosowania form wręcz zabobonnych:
odmawiania modlitw w pewnej liczbie
lub o pewnej porze, stąd wydane zarządzenia Stolicy Apostolskiej, która
błędne praktyki zganiła, w niczym
jednak ufności w pomoc świętego nie
naruszając.
Można przyjąć, że św. Ekspedyt, jeśli
takim imieniem spośród wszystkich innych, jakie mu przypisywano, będziemy
go nazywać, stanowi symbol wszystkich
niezapisanych z imienia w Martyrologium rzymskich żołnierzy – legionistów
(a jest ich wielu), którzy uwierzyli
w naukę Jezusa Chrystusa i w obronie
tej wiary oddali swoje życie. Ożywienie
jego kultu w XVII wieku można uznać
za nieprzypadkowe zrządzenie Bożej
Opatrzności, wskazującej, abyśmy
zaczęli ich życie poznawać i odkrywać
na nowo.
Władysław B. Kapciak
Chrześcijaństwo w pigułce
Kluczyk do szafki
W
stanie się On dla Ciebie Kimś najważniejszym, Kimś przez duże „K”.
Budowanie relacji z Bogiem, to proces,
to coś, czego nie da się określić równaniem, podać złote reguły, które powiedzą,
że jeżeli zrobisz to i tamto, to na pewno
doświadczysz. Ale praktyka Kościoła
wskazuje na pewne narzędzia, dzięki
którym można tę relację budować. Narzędzia najczęściej leżą w jakiejś szafce
lub skrzynce. Pierwszą zatem rzeczą,
którą należy zrobić chcąc ich użyć, to
otworzyć szafkę. Żeby otworzyć szafkę,
trzeba mieć klucz. Co jest tym kluczem,
który otwiera nam dostęp do tych
© rkw
iele razy w życiu słyszałeś:
Bóg Ciebie kocha, Bóg czyni cuda, trzeba się modlić,
a życie będzie łatwiejsze, trzeba zaufać,
Bóg się o wszystko zatroszczy. Ładnie
się tego słucha. Mało tego – Ty nawet
w to wierzysz! Wierzysz, tylko tego
nie doświadczyłeś. Wiesz, że Bóg Cię
kocha. Ale jak można doświadczyć
miłości Kogoś, kogo nie widać? Jak
można zobaczyć, że niewidzialny Bóg
się o mnie troszczy, zwłaszcza że moje
potrzeby są bardzo konkretne: brakuje
mi 500 złotych, a nie 150 i boli mnie
nerka, a nie serce.
Drzwi kościoła św. Anny w Kazimierzu
A jak doświadczyć miłości żony? Najpierw trzeba ją mieć, a potem zbudować
z nią relację bliskości, która będzie
odwzajemniona. Inaczej kandydat na
męża wyglądałby jak klient, który zamówił danie i teraz ma prawo marudzić,
bo zapłacił. Taka gwiazdka z nieba. Bez
mojego udziału. Tak po prostu. I my tak
często traktujemy Boga. Jak dobrego
dżina zamkniętego w butelce, którą
się otwiera tylko wtedy, kiedy dżin jest
potrzebny. A na co dzień buteleczka stoi
zamknięta z naklejką: „Na czarną godzinę”. A Bóg nie chce być dżinem, On
chce wchodzić z Tobą w relację! Dopiero
jak wejdziesz z Nim w bliską relację,
kiedy będziesz do Niego mówił, kiedy
będziesz Go słyszał, wtedy będziesz Go
doświadczał. Stanie się to wtedy, kiedy
narzędzi? Od czego mam zacząć, żeby
doświadczać działania Boga na własnej
skórze? Odpowiedź brzmi: wybierz Jezusa Chrystusa jako swojego jedynego Pana
i Zbawiciela! Cóż to znaczy?
Mówimy, że chrześcijaństwo jest religią
Słowa. Słowo ma dla nas wielką wagę.
Przez Słowo Bóg stworzył świat, nie potrzebował żadnych magicznych sztuczek,
tylko Słowo. Przez Słowo otrzymujemy
wiarę, dzięki Słowu możemy usłyszeć
samego Stwórcę. Z tego powodu kluczem
otwierającym tę szafkę z narzędziami
jest również słowo. Wybrać Jezusa na
swojego jedynego Pana i Zbawiciela, to
wypowiedzieć słowo, deklarację, że od tej
pory, to nie ja, ani nikt inny, tylko Jezus
będzie kierował moim życiem. To bardzo
ryzykowna decyzja. Lubimy trzymać rękę
na wszystkim, mieć poczucie, że jesteśmy
panami sytuacji, panami życia – swojego
i innych. A tymczasem wiara wymaga od
nas, żeby to Jezus rządził, a nie Ty, żeby to
On był Bogiem, a nie ja!
Mamy bardzo wielu panów, niektórych z nich nawet nieświadomie.
Takim panem może być pieniądz, nałóg,
grzech, drugi człowiek lub ja sam. Ktoś
albo coś, czemu podporządkowane jest
moje życie. Pamiętam któregoś roku na
Przystanku Jezus śpiewaliśmy pieśń,
w której padły słowa, że „Jezus jest
Panem”. Podbiegł do nas jeden z woodstokowiczów, ubrany w koszulkę z narysowanym granatem i podpisem „Rzuć
na tacę” i krzyknął: „Tylko pies może
mieć pana!” Jeden z księży podszedł
do niego i pokazując na tę koszulkę
powiedział: „Ty też masz pana. Skoro
innym wytykasz pieniądz, to znaczy,
że sam jesteś od niego uzależniony”.
Można być bezdomnym biedakiem
i być niewolnikiem pieniądza i można
być milionerem wolnym od pieniędzy.
Wszystko rozgrywa się w sercu: kto
jest w nim pierwszy? I jeżeli człowiek
dokonuje wyboru Jezusa, to może On
wtedy działać swobodnie. Bóg nie chce
nigdy wchodzić do nas na siłę. Jest
w Apokalipsie takie słowo: „Oto stoję
u drzwi i kołaczę. Jeśli ktoś usłyszy mój
głos i drzwi otworzy, wejdę do niego
i będę z nim wieczerzał, a on ze mną”
(Ap 3, 20). To Ty musisz otworzyć.
Jezus za Ciebie tego nie zrobi. Decyzja
należy do Ciebie. Ale jeżeli otworzysz
– wtedy zaczyna się prawdziwa uczta!
Jezus zasiada z Tobą do stołu i zaczyna
się dialog, zaczyna się relacja i możesz
wtedy powiedzieć: znam Go, widziałem
Go, słyszałem, doświadczyłem.
Jeśli chcesz zatem dokonać tego wyboru teraz i zacząć nowe życie z Chrystusem, możesz to zrobić wypowiadając
słowa tej prostej modlitwy:
„Panie Jezu, do tej pory to ja sam
byłem swoim panem. To ja rządziłem,
to ja decydowałem. Ty wiesz, że wiele
razy z tego powodu popełniałem błędy,
nie byłem szczęśliwy pod swoimi własnymi rządami. Teraz wybieram Ciebie
na mojego jedynego Pana i Zbawiciela,
bo wierzę, że życie z Tobą ma sens
i prowadzi do szczęścia. Proszę, wejdź
do mojego życia z całą swoją mocą
i działaj w nim. Ty nim teraz kieruj,
Panie. Wierzę, że z Tobą niczego mi nie
zabraknie. Przyjdź, Panie Jezu! Amen”.
ks. Michał Zybała
17
A cóż to jest przeznaczenie?
Człowiek ma rozum i wolną wolę, by rozeznawać i podejmować decyzje. Człowiek nie jest zdeterminowany przez okoliczności
zewnętrzne, siłę wyższą czy wewnętrzny imperatyw pchający go do określonego działania, określonych wyborów. To nie jest też
tak, że Bóg określa szczegółowo naszą ścieżkę życia, określając, co będziemy robić i jakich wyborów dokonamy. Gdyby tak było,
to nie byłoby przestępców – Bóg przecież dla żadnego człowieka nie zaprogramował drogi zbrodni.
www.adonai.pl
18
może mieć pretensji do Boga ta, która
przyklaskiwała wieczorom z piwkiem
w ręku narzeczonego (który wtedy góry
by dla niej przenosił, nie mówiąc już
o czymś tak banalnym jak abstynencja),
a teraz płacze nad mężem–alkoholikiem
(który zmienić się nie chce, bo przecież
nigdy wcześniej jej to nie przeszkadzało). Oczywiście z tego też może płynąć
sens i dobro, tylko o ileż trudniejsza
droga i ile niepotrzebnego żalu, którego mogłoby nie być przy odrobinie
rozsądku i stanowczego współdziałania
z Bogiem już od początku.
i nadziwić się nie mogę, jak to było bez
niego. Widzę męskie buty obok swoich
butów, jego ręcznik obok swojego ręcznika, dwa kubki po wieczornym kakao,
dwie poduszki obok siebie, jego książki
o majsterkowaniu i modelarstwie obok
moich Pulikowskich, Półtawskich
i Knotzów, leżące w sypialni Pismo
Święte, o którym przypominamy sobie
wieczorami na zmianę, w zależności od
stopnia zmęczenia czy stanu pamięci...
i wiem, że to jest to; wiem, że nie jesteśmy tymi z wiersza Twardowskiego,
co muszą „stale jedną herbatę ustawiać
© rkw
„Ubóstwianie” na dłuższą metę jest
niemożliwe, a „drugiej połówki” po
prostu nie ma – napisałam w jednym
z ostatnich tekstów i... niechcący wywołałam burzę. No bo jak to?! Tętno, co
bzikuje na widok przystojniaka z osiedla, słynne motylki w brzuchu na myśl
o najbliższej randce, snute w przedsennym mroku wizje ukochanego w asyście
parki wspólnych przyszłych brzdąców,
pocałunki absolutnie najsmaczniejsze
na świecie i takie, że już z nikim innym
tak dobrze być nie może – czy to nie
dowód na istnienie „drugich połówek”?
Może i dowód, tylko że tych „drugich połówek” jest na świecie tyle, że
powstałby cały gaj pomarańczy. Albo
jabłek, jak kto woli. Ludzie to nie
wysypane z kosza kawałki owoców,
co potoczyły się od siebie daleko i całą
nadzieję pokładają w wietrze, który je
ku sobie zbliży albo w miotle, która
je litościwie zmiecie w jedno miejsce.
Ludzie to nie kluczyki i kłódeczki, które
dopasują się i współistnieć będą zgodnie
od chwili, gdy tylko się dotkną. Ludzie
to nie puzzle o idealnie wyprofilowanych brzegach ani dziwactwa natury,
co wspólną przyszłość budują w oparciu
o istnienie między nimi „iskrzenia” czy
„chemii”. Relacje międzyludzkie to nie
hymny pochwalne na cześć partnera,
a praca nad sobą nawzajem. Ludzie nie
są idealni i tego od nikogo wymagać nie
można. Ideałem jest Bóg.
Mamy wolną wolę – za darmo,
w wiecznym kredycie. Nikt nie zmusi
nas do kochania albo nie nakaże przestać kochać. Gromadzimy doświadczenia, mniejsze i większe. Kogoś się lubi
bardziej, z kimś się częściej i ciekawiej
rozmawia, zawiązują się przyjaźnie,
rodzą się uczucia – dobre i złe – a potem
może z dnia na dzień rosnąca miłość.
Pielęgnowana i ofiarna – staje się potężna; zachwaszczona niedomówieniami,
fałszem, zazdrością i egoizmem – milknie, nigdy w rzeczywistości miłością nie
będąc. Chcemy z kimś być lub nie chcemy, zrywamy znajomości lub zabiegamy o nie, a przeznaczenia, dopasowania
i doskonałości w tym tyle, ile naszego
zaangażowania i zaufania Bogu oraz
wiary, że jakąkolwiek podejmiemy decyzję, On wyprowadzi z tego dobro i sens,
jeśli nie dzisiaj, to kiedyś, w najbardziej
odpowiednim czasie, na pewno. Nie
Pocałunek nie jest rzeczą przypadkową. Oznacza przynależność, wierność i oddanie
Po posegregowaniu góry prania i maratonie z dzieckiem na ręku opadam
ciężko na kanapę i już mam na końcu
języka wiązankę pretensji i utyskiwań,
kiedy nagle mąż pyta, czy mam ochotę
na herbatę, bo właśnie zagotował wodę
i już jest mi dobrze. Przechodząc przez
pokój od niechcenia wichrzy mi grzywkę i może nawet specjalnie się nad tym
nie zastanawia i nie wie nawet, że ja ten
gest schowam głęboko w sercu i przypominać będę sobie następnego dnia, gdy
on pójdzie do pracy, a mnie się zrobi
jakoś tak ciężko i nijako, i samotnie.
Zmywam naczynia i dziękuję za to, że
jest ktoś, kto jadł z tych talerzy razem
ze mną. Patrzę, jak ściera z biurka zaschnięte kółeczka po butelkach z mlekiem dla Zosi, jak odkurza mieszkanie
wiedząc, że nie lubię tego robić, jak
z aparatem fotograficznym czatuje na
balkonie na burzę – i zastanawiam się,
na stole, mieszać jedną łyżeczką, kupić
jeden bilet, samemu odwiedzać w zoo
gruboskórne słonie, pocieszać się, że
zając biegnie pojedynczo”...
Dostaję bzika, gdy miłość mojego
życia drażni się ze mną, bo wie, czego
nie znoszę i zna moje najczulsze punkty. On wychodzi z siebie, żeby wbić mi
wreszcie do głowy, że skorupki jajek
wyrzuca się od razu do kosza, a nie do
pustej szklanki. Doprowadzamy się do
wrzenia dyskusjami, których jedynym
celem jest negowanie wzajemnych racji
i udowadnianie sobie tego, że nie było
czego udowadniać. Po fochach i prychnięciach udawanej pogardy na nowo
łączy nas troska o zakupy na obiad czy
plany na weekend i żadnemu do głowy
nie przyjdzie, że można sprzeczać się
z kimkolwiek innym. Przeznaczenie?
Życie mogło potoczyć się tak, że
jadłabym dzisiaj małżeńskie śniadanie
z Tomkiem albo przewijałabym dziecko
Daniela. Może to Marka obsypywano by
obok mnie ryżem przed kościołem albo
Przemkowi przysięgałabym wierność.
Chociaż daleko mi do wszechwiedzącej
matrony z bagażem doświadczeń i mądrością wypracowaną latami, już wiem
na pewno: nie tyle Tomek, Daniel,
Marek czy Przemek nie byli moim przeznaczeniem, ile to właśnie z mężem,
z którym dzielę to wszystko, postaraliśmy się ze wszystkich sił, żeby na to
przeznaczenie zapracować. Z innymi
też można stworzyć dom, też można
mieć jakieś życie, jakieś dni, toczyć
jakieś rozmowy i mieć jakieś marzenia,
i Bóg mógłby też temu pobłogosławić
i wspierać, ale to już nie będzie to samo.
Teraz wydaje się, że zawsze byliśmy dla
siebie i że poszukiwania, znajomości
i rozczarowania były po to, żebyśmy
uporządkowali sobie hierarchię wartości i, gdy się spotkamy, potrafili zsynchronizować swoją wolę z wolą Bożą,
rozpoznać Jego przychylność w decyzji,
jaką podejmiemy. Przychylność, a nie
narzucanie i nakaz.
W niektórych kręgach słusznie się
mówi, że kto spodziewa się, że małżeństwo to raj, powinien sobie małżeństwo
darować, bo srogo się rozczaruje. Małżeństwo to droga do raju, wzajemne
prowadzenie niedoskonałego przez niedoskonałego, wspólna droga dwóch błądzących ludzi, którzy nie tracą nadziei,
że dotrą do celu, bo wierzą Bogu, bo wierzą Miłości. Nie da się z powodzeniem
oczekiwać od kochanej osoby, choćby
najwspanialszej, umiejętności rozwiązania wszystkich problemów, sypania
dobrymi radami w każdej sytuacji czy
wsparcia bez względu na okoliczności.
Nie da się opierać życiowej pomyślności
na bezwzględnym zaufaniu najbliższemu nawet człowiekowi bez prośby
o wsparcie z Nieba. Uwolnienie siebie
i kogoś od tych wymagań daje wolność
obydwojgu, zrzuca z ramion ciężar
odpowiedzialności za nieuniknione, pozwala zejść z piedestału osoby nieomylnej, zawsze mądrej, odpowiedzialnej,
czczonej i ogromnie tym przytłoczonej.
Człowieka kocha się jak człowieka, ze
skazami i potknięciami, a nie jak Boga.
„Ubóstwianie na dłuższą metę jest
niemożliwe, a drugiej połówki po prostu
nie ma” – zamiast tego jest kochanie
miłością z wyrozumiałością dla wad
i wdzięcznością za starania, miłością,
która każe o sobie samym zapomnieć;
zamiast tego jest człowiek, z którym
świadomie decydujemy się iść przez
życie ku przeznaczeniu, które dopiero
przed nami, a nie na początku drogi – ku
wiecznemu życiu w sercu samej Miłości.
Justyna Szychowska
Plakat promujący Dzień Papieski 2011
7 października (piątek)
• 9.00–12.00 i 16.00–18.00 „Śpiewajmy Ojcu Świętemu”: Przesłuchanie
uczestników przeglądu pieśni i piosenki religijnej (POK Dom Chemika
– sala widowiskowa)
• 15.30: „Jan Paweł II: Święty aż po
krańce ziemi”. Plenerowa wystawa
z Oficyny Wydawniczej KWADRAT
w Krakowie. Plac im. Fryderyka Chopina – organizator POK „Dom Chemika”
8 października (sobota)
• 10.00: „II Parafiada Rodzin” (hala
MOSiR)
9 października (niedziela) oficjalne
rozpoczęcie
• „Zadbajmy o zdrowie” akcja zdrowotna po Mszach Św. (kościół Św.
Rodziny – Niwa)
• 19.00: „Janowi Pawłowi II... z miłością”
koncert słowno-muzyczny zespołu De
Profundis z J. Nowickim (IUNG-PIB –
sala kongresowa, ul. Czartoryskich 8)*
10–13 października (poniedziałek–
czwartek)
• 10.00–12.00 i 15.00–17.00: „Zadbajmy o zdrowie” akcja zdrowotna
w Galerii Zielonej
13 października (czwartek)
• 18.30: Msza Św. oraz projekcja filmu
„13-ty dzień”*
14 października (piątek)
• 16.00: „13-ty dzień” projekcja filmu
dla wszystkich (POK Dom Chemika
– sala widowiskowa) – organizator
POK „Dom Chemika”**
• 17.00: „Zadbajmy o zdrowie”. Wpływ
żywienia na zdrowie człowieka.
Spotkanie z J. Sobolewskim. (Urząd
Miasta, sala konferencyjna)*
16 października (niedziela)
• 14.00: „II Rowerowy wyścig po kremówki”. Zapisy i start: skrzyżowanie
ul. Gościńczyk i Fitrowa
• 19.00: „Jan Paweł II – Człowiek
modlitwy” nagrodzenie zwycięzców
konkursów szkolnych, „Śpiewajmy
Ojcu Świętemu” – koncert laureatów
przeglądu pieśni religijnej (POK Dom
Chemika – sala widowiskowa)***
17 października (poniedziałek)
• 18.00: Msza Św. w kościele Św. Brata
Alberta****
18 października (wtorek)
• 18.00: Msza Św. w kościele MB Różańcowej („Garnizon”)****
19 października (środa)
• 18.00: Msza Św. w kościele Miłosierdzia Bożego („pod lasem”)****
20 października (czwartek)
• 18.00: Msza Św. w kościele Wniebowzięcia NMP („na Górce”)****
21 października (piątek)
• 18.00: Msza Św. w kościele Św. Józefa
(Włostowice)****
22 października (sobota) zakończenie
uroczystości:
• 17.00: Msza Św. i koncert słowno-muzyczny O. Łukaszewicza i R. Grudnia,
nagrodzenie zwycięzców „II Konkursu
na teatralne prezentacje papieskie:
Jan Paweł II – Człowiek modlitwy”
(kościół Św. Rodziny – Niwa).
www.dzien-papieski.pl
* Liczba miejsc ograniczona, ** Bilety w cenie
10 zł do kupienia w kasie POK „Dom Chemika”, *** Bezpłatne wejściówki do odebrania na
portierni w POK „Dom Chemika”, ****Codziennie po Mszy Św. młodzież będzie wykonywać przedstawienie w ramach konkursu na
teatralne prezentacje papieskie.
19
Ksiądz – nałogowy palacz
M
20
© rkw
giki KUL, ksiądz Wacław Schenk, który
w dużych ilościach palił cygara, śpiewaliśmy mu jakby prorokując: „Taki chłop,
jak on był, ciągle cygara ćmił. Terozki
go ni ma, gryzie go zimia”. Dołączałem
się do tych śpiewów w dufnym i błogim
przekonaniu, że problem palenia nigdy
nie będzie moim problemem, że na
zawsze będę od tego wolny. Z pewnym
politowaniem i współczuciem patrzy-
Słabości stanowią prawdziwy mur, o który rozbijają
się nawet najlepsze intencje i pragnienie wewnętrznej
wolności
łem na tych, którzy nie mogli przestać
palić, chociaż mówili, że bardzo tego
chcą. W skrytości ducha osądzałem ich
surowo, będąc przekonany, że gdyby na
serio wzięli się za ten problem, gdyby
choć trochę popracowali nad sobą,
wysilili swoją wolę, mogliby przestać
palić. Nie rozumiałem wtedy jak wielką i zniewalającą siłę może mieć nałóg
palenia.
Gdy to wszystko się działo, ja i ksiądz
Blachnicki, czyli oazowy „Ojciec”, zajmowaliśmy się też nauką. On zrobił
doktorat i stał się pracownikiem, a właściwie współtwórcą Instytutu Teologii
Pastoralnej KUL. On też w 1969 r. namówił mnie, był rozpoczął studiowanie
w tymże instytucie oraz skłonił mojego
biskupa, aby mi na to pozwolił i zwolnił
z wikariatu. Studiowanie teologii pastoralnej ze specjalnością katechetyki
ukończyłem w 1972 roku. Od razu
mianowano mnie studentem w Instytucie oraz wykładowcą katechetyki
w Wyższym Seminarium Duchownym
w Lublinie. Tak się złożyło, że mieszkałem przez kilka lat w konwikcie przy
KUL. Dużo wtedy czytałem i pisałem,
bo trzeba było przygotować wykłady
i ćwiczenia oraz pisać artykuły naukowe
i propozycje homilii niedzielnych do
„Biblioteki Kaznodziejskiej”. Zauważyłem wtedy, że czytając lub pisząc mam
zwyczaj gryźć ołówek, długopis czy coś
podobnego, że pozwala mi to lepiej się
skupić. Ślady moich zębów miały wtedy wszystkie moje ołówki i długopisy,
a nawet wieczne pióro. Pomyślałem
sobie: „To takie nieestetyczne, będzie
bardziej elegancko, gdy zamiast ołów-
© rkw
ój ojciec, kiedy usłyszał, że
chcę iść do seminarium,
zrobił dwie rzeczy: sprzedał
jedyną naszą krowę, aby zdobyć pieniądze na rozpoczęcie moich studiów
oraz przestał palić, po 20 latach regularnego palenia co najmniej jednej
paczki papierosów dziennie. Nigdy mi
nie powiedział dlaczego to uczynił. Przypuszczam, że postąpił tak z szacunku
dla godności kapłańskiej, uważając, że
to nie wypada, aby ojciec księdza był
nałogowym palaczem. Być może była
to ofiara złożona Bogu w tej intencji,
bym był dobrym księdzem. Przez parę
tygodni ojciec się męczył, zwalczając
w sobie chęć palenia. Gryzł wtedy landrynki lub słone paluszki. Wreszcie nałóg został pokonany. Moje młodzieńcze
lata zakończyłem więc jako ten, który
nie pali i pochodzi z domu, w którym
nikt nie pali. W Wyższym Seminarium
Duchownym w Lublinie, do którego
wstąpiłem razem z dwoma starszymi
kolegami, także „wilniukami”, problem
palenia dla mnie nie istniał, chociaż
władze pozwalały. Palacze byli zobowiązani powiedzieć wychowawcom, że są
palaczami. Palenie zaś było dozwolone
tylko w specjalnie wyznaczonym miejscu. Nie wolno było natomiast w seminarium rozpoczynać praktyki palenia.
Nie miałem na to najmniejszej ochoty.
Święcenia otrzymałem w kwietniu
1961 r. Przez pierwszych dziesięć lat
mojego księżowskiego życia byłem całkowicie wolny od tytoniu i papierosów.
W tym czasie najpierw przez rok byłem
wikariuszem w kolegiacie zamojskiej,
potem przez trzy lata byłem studentem
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego,
poznając zagadnienia filozofii teoretycznej. Następnie przez cztery lata
byłem jednym z sześciu wikariuszy
ogromnej wtedy parafii Nawrócenia
Świętego Pawła w Lublinie. W międzyczasie zetknąłem się z ks. Franciszkiem
Blachnickim i od 1963 roku wspólnie
„rozkręcaliśmy” ruch oazowy, zwany
później Ruchem „Światło-Życie”. Będąc
na oazach w Tylmanowej i Krościenku
nad Dunajcem, w czasie tzw. pogodnych wieczorów, razem ze wszystkimi
śpiewałem głośno: „My chcemy życia
bez palenia i bez picia”.
Wielce szanowanym i zasłużonym
personom, które nawiedzały nas w Krościenku, a były palaczami, śpiewaliśmy żartobliwie – złośliwie naszymi
przyśpiewkami. Na przykład kiedy
Krościenko odwiedzał słynny proboszcz
z Bytomia, a jednocześnie profesor litur-
Uzależniony nie zawsze szuka mostów, czasem biernie czeka na pomoc od innych
wszystko cuchnęło nikotyną i dymem.
Żylaki i kłopoty z krążeniem w nogach.
Powoli zaczynam płacić zdrowiem za tę
miłość i przywiązanie do papierosa”.
Człowiek ten pisze, że któregoś dnia
przeczytał artykuł Zabawa z diabłem.
Jako ilustrację do artykułu zobaczył
zdjęcie faceta z dodatkową dziurą
(paskudną zresztą) w okolicy gardła.
Pisze dalej tak: „Przeczytałem raz, zapaliłem papierosa, przeczytałem drugi
raz i powiedziałem: »Kochany papierosku, podrzynam ci gardło, tak jak ty
to zrobiłeś temu facetowi na zdjęciu«,
a później powoli, systematycznie, mozolnie, dokładnie, wielkim nakładem
sił wykruszyłem, połamałem i zniszczyłem 35 papierosów, które miałem
przy sobie. Wyciąłem za gazety zdjęcie
faceta z dziurą i przylepiłem na ścianie
wypisując datę i godzinę. Oprócz tego
zrobiłem pudełko – skarbonkę z kalendarzykiem, na którym codziennie
skreślam kolejny dzień bez papierosa.
Wrzucam też tam równowartość tego,
co wydawałem każdego dnia na papierosy. Wiem, że papieros to miłość zła,
szkodliwa, paskudna, śmierdząca itp.
ale fizycznie mi jej brakuje”. Mimo niewątpliwego świadectwa dalej paliłem,
nie przejmując się konsekwencjami,
które miały dopiero nadejść. Spacer po
równi pochyłej trwał w najlepsze, ale
o tym innym razem. Cdn.
ks. Z. Czerwiński
Od redakcji
Zdaniem doświadczonych terapeutów nałóg jest tak inteligentny jak
osoba, która mu ulega. Im większa
inteligencja, tym głębsza niewola i tym
trudniejsze wyzwolenie; tym silniejsze
mechanizmy obronne, zwłaszcza mechanizm wyparcia. Najtrudniej leczy się
lekarzy – gdyż doskonale wiedzą, że nałóg jest chorobą; księży – gdyż mają pełną świadomość, że nałóg jest grzechem
oraz prawników, którzy wiedzą, że nałóg
najczęściej prowadzi do konfliktów
z prawem. Ponadto wspomniane profesje są zawodami zaufania publicznego,
więc „wpadki” są szczególnie wstydliwe
i napiętnowane społecznie. Znany wielu czytelnikom egzorcysta – ks. infułat
J. Pęzioł – mówi, że nałóg jest wstępem
do opętania, bo jest zniewoleniem konkretnej sfery w organizmie ludzkim,
którego człowiek samodzielnie nie
pokona. Nałóg jest chorobą ciała, woli,
psychiki i sumienia. Jest to choroba
nieuleczalna, postępująca i śmiertelna.
Tylko szczególny dar łaski świadomie
przyjętej daje szansę, że podległy mu
człowiek ocali się przed definitywnym
unicestwieniem.
Humor żydowski
rys. R. Trojanowski
ka będę trzymał w zębach jakąś ładną
niewielką fajkę”. Jak pomyślałem, tak
zrobiłem. Odtąd przy pracy naukowej
gryzłem fajkę. Jestem z natury dość
ciekawski i dlatego po jakimś czasie
przyszła mi chęć spróbowania jak się
pali fajkę. „Przekrój” ciągle pisał, że fajka mniej szkodzi, ale ja byłem po prostu
ciekawy całego rytuału palenia fajki.
Był rok 1972. Poszedłem do „Pewexu”
i za przysłane przez ciotkę z Ameryki
dolary kupiłem paczkę pachnącego
tytoniu fajkowego o wdzięcznej nazwie
Amphora. Przyszedłem do domu, nabiłem fajkę i zapaliłem. Snobizm pomagał
mi przezwyciężyć wszystkie niesmaki jakie związane były z paleniem
i czyszczeniem fajki. „Szpanowałem”
wobec moich studentów i znajomych,
roztaczając wokół przyjemny zapach
Amphory. Niedługo jednak dolary się
skończyły. Nie było za co kupić dobrego tytoniu, a to, co za marne grosze
można było kupić w kioskach, trudno
było nazwać tytoniem. Ta substancja
nie dawała przyjemności, jaką miałem
paląc Amphorę. A palić już się chciało.
Już mi brakowało tej dymkowej atmosfery w mieszkaniu i nie wystarczało
gryzienie samej fajki. Wtedy kupiłem
papierosy, najlepsze, jakie wtedy produkowano w Polsce, pod nazwą Carmen.
Początkowo odczuwałem oszołomienie
i zawrót głosy wywołany zaciąganiem
się carmenowym dymem. Wkrótce jednak mój organizm przyzwyczaił się, co
więcej, zaczął tęsknić za nikotynowym
„kopem”. Zacząłem palić coraz więcej,
doszedłem do 20 papierosów dziennie,
a czasem paliłem nawet więcej. Stałem
się niewolnikiem. Papierosy trzymały
mnie w swoim uścisku, jak niegdyś
egipski faraon trzymał w niewoli lud
Izraela. Niedawno w jednym z czasopism znalazłem zwierzenia pewnego żonatego i dzieciatego mężczyzny, bardzo
obrazowo pokazujące na czym ta niewola polega. Zobaczyłem, że te zwierzenia
są mi bardzo bliskie. Oto niektóre cytaty z tych zwierzeń: „Przez całe życie
ja i papieros. Najwierniejszy, ale i najbardziej zazdrosny i złośliwy. Niby towarzysz, a tak naprawdę wróg. Gdzie ja,
tam i on. Nikt nie był wierniejszy. Nikt
ważniejszy. Lata mijały a papieros trwał.
Ważniejszy od jedzenia, od pieniędzy,
od wszystkiego. To jego nosiłem przy
sobie niczym zdjęcie kochanej kobiety.
Wszystkie myśli i czynności były dla
niego. Wieczorny pocałunek nie żonie
i nie dzieciom, lecz jemu. Rano, jeszcze
przed śniadaniem, przed modlitwą,
pierwszy pocałunek też dla niego. Brr!
Koszmar! W pracowni smród, rok temu
białe, teraz żółte ściany, żółte firanki,
śmierdzące ubrania, włosy, oddech,
Kandydat na męża pyta swatki:
– Czy dziewczyna jest ładna?
– Oj, ładna i do tego bogata.
– Ile setek rubli ma w posagu?
– Tyle, ile ma lat.
– A ile ona ma lat?
– Dwadzieścia.
– To mnie się wydaje, że ona jest
trochę dla mnie za młoda.
***
Herszla, który zadziwiał wszystkich
ilością wypijanych kieliszków, zapytali
kiedyś:
– Jak to możliwe, żeby jeden człowiek
mógł tyle wypić?
Herszel odpowiedział:
– Jeden człowiek nie mógłby tego
dokonać. Rzecz w tym, że kiedy łyknę
porządnie, wtedy czuję, że jestem zupełnie innym człowiekiem. A wtedy ten
„inny” człowiek też chce się porządnie
napić. A gdy on łyknie – znów staje się
innym człowiekiem. I tak w kółko...
***
Rozmowa dwóch uczniów szkoły
talmudycznej.
– Wiesz, po długich rozważaniach doszedłem do wniosku, że najdziwniejszym
napojem na świecie jest filiżanka kawy.
– Dlaczego?
– Najpierw wsypuje się do niej kawę,
żeby była czarna. Potem dolewa się
mleko, żeby była biała. Potem dodaje
się cykorię lub kardamon, żeby była
gorzka, a następnie sypie cukier, żeby
była słodka. W końcu ogrzewa się ją,
żeby była gorąca, a potem dmucha się
na nią, żeby była zimna.
***
Talmudyści żydowscy dyskutowali
nad najróżniejszymi kwestiami filozoficznymi. W trakcie dyskusji powstał
problem, którego nie byli w stanie
rozstrzygnąć, a mianowicie: co jest ważniejsze, księżyc czy słońce? Poszli więc
do rabina po radę. Ten odpowiedział:
– Oczywiście ważniejszy jest księżyc.
– Dlaczego? – zapytali.
– Księżyc świeci w nocy, kiedy jest
ciemno, a słońce w dzień, kiedy jest
widno.
Wielki kawalarz żydowski, wybór i opracowanie
M. Rychlewski VESPER, Poznań 2006
21
Jublileusz w Czartoryskim
W
wartości. Wśród gości obecni byli m.in.
przedstawicielka rodu Czartoryskich –
księżna Barbara Czartoryska, reprezentacja władz Rzeczypospolitej Polskiej,
członkowie sejmu, senatu, władze
miasta Puław, czcigodni profesorowie
seniorzy, o których sile ducha i umysłu
wspominał ksiądz dziekan. Młodzież
licealna i gimnazjalna po Mszy Św.
złożyła wiązanki kwiatów na grobach
zmarłych nauczycieli, pracowników
szkoły i absolwentów.
W sobotę, 24 IX, po Mszy Św. w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej,
o 12.00, w sali widowiskowej Puławskiego Ośrodka Kultury „Dom Chemika” nastąpiło oficjalne otwarcie Zjazdu
Absolwentów. Wspaniałą oprawę arty-
W piątek, 23 IX, w Kościele pod
wezwaniem Matki Bożej Różańcowej
odprawiono Mszę w intencji Nauczycieli, Pracowników, Absolwentów
i Wychowanków. W homilii ksiądz dziekan Piotr Trela wspominając historię
szkoły podkreślił jej wyjątkową misję
w kształtowaniu postaw i budowaniu
styczną przygotowała młodzież licealna
pod kierunkiem Haliny Kuflewskiej
i Michała Matrasa. Niezwykłość, magia,
swoisty genius loci z całą mocą ujawniły
się, gdy rzesze absolwentów ruszyły na
swój poczciwy Czartorych. Z wielkim
wzruszeniem, po latach, wśród niezliczonej ilości twarzy – młodych, bardzo
© A. Wojtowicz
yjątkowa, najstarsza w Puławach, zasłużona dla miasta
i Lubelszczyzny szkoła 24 IX
2011 roku uroczyście obchodziła jubileusz 95-lecia swego istnienia. Oficjalne
uroczystości poprzedziła debata „Rola
I Liceum Ogólnokształcącego im. Ks.
A. J. Czartoryskiego w historii Puław
i regionu”, zorganizowana 16 IX 2011 r.
w ramach XIX Europejskich Dni Dziedzictwa 2011 „Kamienie Milowe. Historia, Kultura, Nauka”. Wśród zaproszonych gości – historyków, dyrektorów
szkół, uczniów liceum, dyskutowano
o wyjątkowości szkoły, jej legendzie,
duchu patriotyzmu, wielkich osobowościach, które kształciły i wychowywały
młode pokolenia.
młodych i starszych – próbowałam i ja
odszukać moje koleżanki, kolegów,
profesorów, sale lekcyjne, przywołać
wspomnienia... Odgłosom radości, piskom, krzykom nie było końca. Kaśki,
Baśki, Zosie, Marzenki i Jadzie, Jurki,
Zbyszki, Jaśki i Józki padali sobie w objęcia, jakby cofnął się czas, jakby to było
wczoraj... Wzruszenia, łzy, zdziwienie
(To Ty? To naprawdę Ty? Ty! Nic się nie
zmieniłeś!), śmiech, wspomnienia, setki
wspomnień, które drzemią w każdym
kącie i zakamarku tego szacownego
budynku, gdzie nowe splotło się z tym,
co stare, tradycyjne i odwieczne.
Niekończące się rozmowy przy
ciastku i kawie w „Kawiarence Absolwenta”, uśmiechające się do siebie
twarze uświadomiły mi, jak silną
tworzymy wspólnotę – my, absolwenci
I LO, szkoły, która stanowiła i stanowi
o niepowtarzalnym charakterze naszego
miasta, o sile puławskiej elity intelektualnej, o magii Czartorycha, który tę
elitę tworzył, kształtował, rzeźbił. Nasi
mistrzowie, nauczyciele, osobowości,
legendy – wszyscy uśmiechnięci teraz
na szkolnych korytarzach w otoczeniu
swych wychowanków, bez najmniejszych kłopotów odtwarzają w pamięci
klasę Ia, IIc czy ogólną IIIe, Zośkę,
Franka czy Władka. Śmiech, żart, jeszcze wpis do Księgi Pamiątkowej i to
poczucie, że oto dzieje się coś dobrego,
pięknego i prawdziwego.
I najnowsze pokolenie wychowanków – uczniowie I Liceum i Gimnazjum
przy I LO – wspaniali młodzi ludzie,
zaangażowani w organizację zjazdu,
obsługujący jego biuro, punkty informacyjne, pomagający, chętni, otwarci na
ludzi, ciekawi świata. To kolejny dowód
na to, że przemiana pokoleń, tradycja,
ideały i wartości, których Czartorych
był zawsze symbolem, przechodzą
już w młode ręce i umysły, wszak jak
powiedział Thomas Mann: „człowiek
nie żyje wyłącznie swoim życiem, ale
jako jednostka – również życiem swojej
epoki, swojego pokolenia”.
Renata Miłosz, absolwentka
Adres redakcji: ul. Kowalskiego 1, 24-100 Puławy, tel. 605 242 671, [email protected],
[email protected]
Zespół redakcyjny: ks. Ryszard Winiarski (red. prowadzący), Jolanta Frycz, ks. Jacek Jakubiec, Anna Kiełpsz, ks. Mariusz Kamiński,
Agnieszka Kawka, Wojciech Kostecki, Daniel Krawczyk, Joanna Kurlej, Stanisława Marek, Elżbieta Mech, Renata Miłosz, Agnieszka
Moniuszko, Robert Och, Wojciech Olech (grafika), Kazimierz Parfianowicz, Jacek Prończuk, Marek Remiszewski (korekta), Anna Różycka,
Krzysztof Szczepaniak, Anna Szewczyk (korekta), Andrzej Wojtowicz, ks. Michał Zybała.
Rada programowa: ks. prob. Tomasz Lewniewski, ks. prob. Henryk Olech, ks. prob. Andrzej Sternik, ks. prob. Adam Szponar, ks. prob.
Piotr Trela, ks. kapelan Ryszard Winiarski, ks. prob. Aleksander Zeń, ks. prob. Waldemar Żyszkiewicz.
22
RES SACRA MISER
Człowiek cierpiący jest świętością
Dodatek Duszpasterstwa Chorych
Świat jako wielka loża
O
ficjalny początek wolnomularstwa przypada na rok 1717,
gdy w Londynie z połączenia
kilku lóż powstała Wielka Loża. Akcja
zatopienia brytyjskich statków handlowych z ładunkiem herbaty w porcie
w Bostonie (początek dochodzenia do
Deklaracji niepodległości 1776) była
zaplanowana i przeprowadzona przez
loże masońskie.
Ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych byli prominentnymi masonami: Benjamin Franklin, George
Washington i John Hanckok (spiker
pierwszego Kongresu).
Szczególnie wielu masonów było
w korpusie oficerskim „armii kontynentalnej” walczącej przeciw Brytyjczykom
w latach 1776–1783.
W latach 20. XIX w. w Stanach
Zjednoczonych funkcjonowało więcej
lóż niż we wszystkich innych krajach
świata. To właśnie wtedy wykształciła
się struktura 33 stopni wtajemniczenia.
Prezydencką przysięgę pierwszego
prezydenta USA G. Washingtona odbierał pastor Robert Livingston, wielki
mistrz nowojorskiej loży.
Uroczystość położenia kamienia węgielnego pod budynek Kongresu odbyła
się całkowicie według wolnomularskiego rytuału, z wykorzystaniem masońskiej symboliki. Prezydent ubrany był
w tzw. fartuch masoński. Symbole masońskie są obecne na walucie amerykańskiej (piramida, „wszechwidzące oko”)
oraz na oficjalnej pieczęci państwowej
USA. Masoński rodowód ma inskrypcja
Novus Ordo Seclorum – Nowy rodzi
się porządek. Jest to zmodyfikowany
cytat z Wergiliusza. Nawet pierwotny
układ stolicy kraju odzwierciedlał masońską symbolikę. Również otwieranie
mostów, pierwszych uniwersytetów,
budynków władz stanowych, a nawet
protestanckich świątyń odbywało się
według rytu wypracowanego przez loże.
Wszechobecność masońskich porządków doprowadziła do powstania
ruchu antymasońskiego. Na jednym
z mityngów ogłoszono nawet Deklarację niepodległości od masońskich
instytucji.
Jest faktem, że amerykańska masoneria poparła antykatolicką politykę
rządu meksykańskiego na początku
XX wieku.
Masonami byli bez wyjątku wszyscy
francuscy premierzy oraz ministrowie
oświecenia publicznego, którzy od lat
70. XIX w. do 1905 r. wprowadzali
program laicyzacji społeczeństwa.
Ukoronowaniem forsowanej przez
państwo laicyzacji było uchwalenie
ustawy o tzw. rozdziale Kościoła od
państwa (1905) i przejęcie wszystkich
(dosłownie wszystkich!) własności
kościelnych. Państwo francuskie do
dzisiaj jest właścicielem wszystkich
świątyń (nie wyłączając wspaniałych
katedr średniowiecznych), które jedynie
„użycza” Kościołowi na potrzeby kultu.
Rząd Emile Combesa poddał inwigilacji
cały korpus oficerski. Masońscy liderzy
dokonali metodycznej weryfikacji armii
pod kątem przywiązania do wiary katolickiej. Ci, u których stwierdzono kultywowanie „klerykalnych sympatii”, mieli zamkniętą drogę awansu służbowego.
O karierze tysięcy oficerów decydowano
na tajnych posiedzeniach wolnomularzy. Pod presją opinii publicznej rząd
musiał podać się do dymisji.
We Francji wzrost liczby lóż zaznaczył się po 1771 roku, gdy na czele
wolnomularstwa stanął książę Filip
Orleański, główny przeciwnik polityczny króla Ludwika XVI (także masona).
Było ich już wtedy ok. 600. W Stanach
Generalnych ponad 2/3 posłów było
masonami.
Kościół wielokrotnie potępiał ideologię masonerii i zakazywał katolikom
przynależności. Uczynili to papieże:
Klemens VII w 1738 roku i Benedykt
XIV w 1751 roku, w XIX wieku –
bł. Pius IX i Leon XIII, nazywając ją
zbrodniczą sektą. W XX wieku przeciwko masonerii wypowiadał się wielokrotnie Pius XI.
red.
Przyprawy do kazań
Pan Bóg i matematyka
Na uroczystym przyjęciu spotkali
się wielki fizyk Albert Einstein i kardynał Michael Faulhaber, arcybiskup
Monachium. Uczony chcąc zaskoczyć
dostojnika postawił mu pytanie:
– Co eminencja zrobiłby, gdyby matematyka precyzyjnie dowiodła, że nie
ma Boga?
– Czekałbym cierpliwie, aż matematycy znaleźliby swój błąd – odparł
spokojnie kardynał.
O pracy przed końcem świata
W XIX wieku podczas posiedzenia
parlamentu stanowego, gdzieś na zachodzie Stanów Zjednoczonych, miało
miejsce zaćmienie słońca. Zebrani
wpadli w panikę, myśląc, ze to koniec
świata. Wtedy spiker izby odezwał się
w ten sposób:
– Panowie! W obecnej chwili istnieją
tylko dwa problemy ale z jednym skutkiem: albo jest to koniec świata i Pan
powinien nas zastać w pracy; albo też
Pan nie przychodzi – wtedy nie ma
żadnego powodu, by pracę przerywać.
K. Wójtowicz, Przyprawy do kazań,
Wroclaw 1993
23
Modlitwa różańcowa pulsuje ludzkim życiem
G
dy umrę pewnego dnia, kanonicy katedry ściągną mi z palca
pierścień biskupi, wyjmą mi
z ręki laskę pasterską i zdejmą krzyż biskupi. Wszystko to oddadzą do skarbca
katedralnego. Ale w moim testamencie
jest napisane:
„Mój różaniec chcę zabrać do
trumny, bo jest on rękojmią mojej
wiary, mojej nadziei i mojej miłości.
Chcę go pokazać Matce Bożej, aby po
nędzy tego życia zaprowadziła mnie
do Jezusa – błogosławionego owocu
swego łona”.
kard. Johan Meisner
Tajemnicze lekarstwo krzyża
B
kiedy się go stosuje, jakie są wskazania,
przeciwwskazania, środki ostrożności,
dawkowanie itd. I dopiero tu w Polsce,
próbując tłumaczyć zdanie po zdaniu
zobaczyłam, że ktoś miał naprawdę
genialny, powiedziałabym – natchniony
pomysł. Ta ulotka to przystępnie podana nauka o Krzyżu. Jest m.in. napisane,
że substancją czynną krzyża jest Miłość
Boga do ludzi, która najdoskonalej
wyraża się w Krzyżu Chrystusa. Każdy
z nas może powiedzieć: „Chrystus mnie
umiłował i samego siebie wydał za
mnie. Nie ma innej przyczyny przyjścia
na świat Chrystusa jak ta, aby zbawić
grzeszników”.
Oto kilka innych myśli zawartych
w ulotce:
„Krzyż czeka na nas każdego dnia”.
„Chrystus mówi: Jeśli ktoś chce
pójść za Mną, niech się zaprze samego
siebie i weźmie krzyż swój i niech Mnie
naśladuje!”
„Nigdy nie korzystać z krzyża Chrystusa do usprawiedliwiania przemocy
i nienawiści. Nienawiść jest niezgodna
z miłością, której symbolem jest krzyż
Chrystusa”.
Nie sądziłam, że lektura tej ulotki
może być tak ciekawa i przede wszystkim, że to lekarstwo jest na serio. I że
jest też dla mnie. Wyjeżdżając do Madrytu, miałam nadzieję usłyszeć jakieś
Słowo, dla mnie osobiście, do mojego
życia. W tym leku dostałam to Słowo.
Często buntuję się przeciw swojemu
Tym razem też czekałam na jakąś,
powiedzmy, niespodziankę, ale nie
w odniesieniu do zawartości tego plecaka. Muszę przyznać, że organizatorzy mnie zaskoczyli. Każdy pielgrzym
dostał pudełko–kartonik do złudzenia
przypominający takie, w jakich kupuje
się lekarstwa. Z reguły w podróż zabiera
się ze sobą leki, których można potrzebować, ale żeby „znaleźć” i „zalecić”
jeden uniwersalny lek dla wszystkich?
Pierwszą ciekawość zaspokoiłam od
razu. W pudełku była ulotka i krzyżyk.
Potem widziałam, że niektórzy nosili
te krzyże zawieszone na szyi. Ja swój
wrzuciłam do torby i tak przyjechał ze
mną do Polski.
Niemniej po powrocie zastanawiałam się, o co chodzi z tym krzyżem,
co „autor miał na myśli” podsuwając
takie lekarstwo, więc zaczęłam tłumaczyć ulotkę (była oczywiście po
hiszpańsku). Napis na pudełku: „Nikt
nie ma większej Miłości, lek wydawany
bez recepty”, a sama ulotka zawiera
standardowe wiadomości: co to za lek,
24
krzyżowi, przeciw zranieniom, których
kiedyś doznałam, a ich konsekwencje
nie pozwalają mi dziś żyć tak, jak bym
chciała i jak, wydaje mi się naiwnie,
byłoby najlepiej dla mnie. Często też
różne bóle, które są skutkiem moich
grzechów, mylnie biorę za krzyż. Na co
dzień zapominam, że dostałam go, bo
to jedyny sposób, żeby Bóg przyciągnął
mnie do Siebie – dla mojego zbawienia.
Chciałabym, żeby było łatwiej, po mojej
myśli, bez trudnych doświadczeń, bez
bólu. Szczęśliwy dom, mąż, dzieci,
wykształcenie, dobrze płatna praca.
Ale wiem też, że nie byłabym zainteresowana Bogiem, gdyby w moim życiu
nie było trudności, cierpienia. Gdybym
miała wszystko, czego bym chciała,
gdybym sama radziła sobie z własnym
życiem, po co byłby mi Bóg? Doświadczyłam też, że kiedy oddaję swoje bóle,
braki i niemożności Bogu, kiedy mówię
Mu, że już dalej nie mam pomysłu,
wysiadam, poddaję się – to choć te
problemy nie znikają, Bóg sprawia, że
można z nimi żyć, a nawet więcej, daje
pokój pośród tych trudności i siły do
życia. Krzyż jest dla mnie tajemnicą,
którą czasem Bóg oświetla, lecz nie
mogę powiedzieć, że już ją rozumiem.
Ten lek przypomina mi, że był Ktoś,
kto już oddał życie na krzyżu, również
za mnie – grzesznika – dla mojego zbawienia. I choć mam go w życiu, to nie
musi mnie zabijać.
© Magda Opoka
© rkw
yłam na kilku Światowych Dniach
Młodzieży. Od jakiegoś czasu
w ramach pakietu pielgrzyma
każdy otrzymuje tzw. pass, czyli inaczej torbę pielgrzyma, a w niej różne
drobiazgi potrzebne w czasie tych paru
dni: wejściówki na spotkania z Ojcem
Świętym, różaniec, bloczki na żywność,
informatory o przebiegu liturgii, bilety
na komunikację, przewodniki po mieście, mapy itp. Kiedyś dostaliśmy nawet
ładowarki do komórek.
Grupa puławska na Światowych Dniach Młodych 2011
Katarzyna Wojewoda