Wspolnota 12 okladka_m.cdr - PARAFIA ŚWIĘTEJ RODZINY w
Transkrypt
Wspolnota 12 okladka_m.cdr - PARAFIA ŚWIĘTEJ RODZINY w
Po pogrzebie śp. arcybiskupa Życińskiego administrator Archidiecezji – bp Mieczysław Cisło wezwał wszystkich diecezjan do modlitwy w intencji wyboru następcy. Dzisiejsza nominacja jest spełnieniem naszych modlitw. Były prośby, jest też odpowiedź. Przyjmijmy więc Arcybiskupa Stanisława w duchu wiary, z miłością i nadzieją. Kredyt zaufania jest konieczny, jeśli mamy odpowiedzialnie i wspólnie podjąć wezwania, jakie stoją przed naszą archidiecezją. Chodzi o nową ewangelizację, odnowę katechezy, katechumenat przedchrzcielny i pochrzcielny, dialog ze światem kultury i nauki, posługę ubogim, obecność Kościoła w mediach i wszystko to, co pozwoli przejść od duszpasterstwa zachowawczego do duszpasterstwa misyjnego, którego adresatami poczują się również zagubione owce. Za nie biskup diecezjalny bierze odpowiedzialność jako pierwszy. Nie pozwólmy, by media realizujące własne cele, nie zawsze życzliwe Kościołowi, kształtowały nasz stosunek do Pasterza, którego imię będziemy wymieniać teraz w każdej Mszy Świętej. Powiedzmy to wprost: arcybiskup Stanisław Budzik przychodzi do nas z woli Boga, wyrażonej przez Następcę Piotra. Każdy inny komentarz będzie dowodził nieznajomości tajemnicy Kościoła, który jest zarazem podmiotem i przedmiotem wiary. Dziedzictwo naszej archidiecezji jest złożone i niejednoznaczne. Jest trudne jak cała historia. Nie można więc mówić, że jest to dziedzictwo stworzone wyłącznie przez abp. Józefa Życińskiego. To nie był jedyny pasterz archidiecezji, która istnieje od 1805 r. Wystarczy wspomnieć kilku poprzedników, żeby okazało się jak chwalebne, a zarazem bolesne jest bogactwo naszej archidiecezji. Bp Wojciech Skarszewski, herbu Leszczyc (1743–1827). Był przeciwnikiem konstytucji 3 Maja, przystąpił do konfederacji targowickiej i jako jeden z nielicznych senatorów duchownych wziął udział w sejmie rozbiorowym grodzieńskim w 1793 r. W czasie insurekcji kościuszkowskiej został aresztowany i skazany przez Sąd Kryminalny Wojskowy na karę śmierci. Uniknął szubienicy dzięki osobistej interwencji nuncjusza papieskiego i T. Kościuszki. W roku 1787 został kawalerem Orderu Św. Stanisława. W 1791 został odznaczony Orderem Orła Białego. Jego szczątki znajdują się w podziemiu archikatedry św. Jana Chrzciciela w Warszawie. W czasach II Rzeczypospolitej lewicowa młodzież zostawiała na jego trumnie sznur szubieniczny. Bp Kazimierz Wnorowski (1818– 1885) był profesorem warszawskiej Akademii Duchownej, rektorem seminarium duchownego w Kielcach. W latach 1840–1846 za działalność patriotyczną był więziony w Cytadeli warszawskiej i w Rosji. 15 III 1883 r. został mianowany biskupem diecezjalnym lubelskim, konsekrowany 20 V 1883 r. W roku 1888 wydawnictwo Gebethner i Wolff na podstawie notatek bpa Wnorowskiego wydało w Warszawie modlitewnik Nabożeństwo całoroczne wzbogacone modlitwami i rozmyśleniami. Ułożyła Jozefa Kamocka. Bp Franciszek Jaczewski, herbu Leliwa (1832–1914), po upadku powstania styczniowego przeniósł się do Lublina. Został profesorem i rektorem tutejszego seminarium duchownego. Sakrę biskupią przyjął w Sankt Petersburgu 18 V 1890 r. Występował zdecydowanie przeciwko rusyfikacji, broniąc praw do używania języka polskiego w kościołach, popierając polskie szkolnictwo oraz umacniając ducha narodowego w posłudze Kościoła. W ostatnich latach życia zwalczał szerzący się na Podlasiu i Lubelszczyźnie ruch mariawicki. Bp Walenty Baranowski (1805– 1879). Najpierw podjął studia na Wydziale Filozoficznym i Prawnym UJ oraz na Uniwersytecie Warszawskim. Potem wstąpił do zakonu pijarów, gdzie w roku 1829 złożył śluby zakonne. Ranny w powstaniu listopadowym, po jego ukończeniu przedostał się do Prus, a potem do Belgii. W roku 1832 wrócił do Polski, aby nauczać na lekcjach prywatnych w województwie lubelskim. Święcenia kapłańskie uzyskał w 1834 r. w Zakroczymiu. W roku 1836 został wikariuszem w Fajsławicach. W roku 1840 objął stanowisko proboszcza w Bychawce. Z zamiłowania był amatorem przyrodnikiem. W swej kolekcji miał znaczne zbiory przyrodnicze oraz dużą bibliotekę. Bp Piotr Kałwa (1893–1974) W początku okupacji aresztowany przez Niemców (11 XI 1939 r.) i uwięziony wraz innymi profesorami KUL na Zamku Lubelskim. Po zwolnieniu, w 1940 r., pracował jako duszpasterz w Rakoszynie oraz Imielnie. Aktywnie działał w tajnym nauczaniu w ramach Uniwersytetu Ziem Zachodnich. W listopadzie 1944 r. uruchomił tajne studia Wydziału Prawa Kanonicznego KUL, które prowadzone były do końca wojny. W sierpniu 1945 r. powrócił do Lublina i podjął pracę w KUL. Aktu konsekracji dokonał Prymas Polski Stefan kard. Wyszyński. Zmarł nagle 17 VII 1974 r. w Kuźnicy na Helu. Uroczystościom pogrzebowym w katedrze lubelskiej przewodniczył kard. Karol Wojtyła, ówczesny metropolita krakowski, a kazanie wygłosił Prymas Polski Stefan Wyszyński. Abp Bolesław Pylak (ur. 1921). Przed II wojną światową uzyskał wykształcenie średnie. Aktywnie działał w ZHP i Ruchu Ludowym „Roch”. W Batalionach Chłopskich prowadził działalność wywiadowczą i legalizacyjną – ostrzegał przed akcjami niemieckimi oraz informował zagrożonych aresztowaniem i pomagał w zdobyciu stosownych dokumentów. Współorganizował pomoc dla uwięzionych. 27 VI 1975 r. objął diecezję lubelską jako biskup diecezjalny, a po reorganizacji struktur Kościoła katolickiego w Polsce w 1992 r. i podniesieniu diecezji lubelskiej do rangi archidiecezji został jej pierwszym arcybiskupem metropolitą. Odznaczony Medalem za zasługi dla KUL. Czas jego posługi naznaczony był największym w historii rozwojem budownictwa sakralnego. Bp Władysław Goral (1898–1945), błogosławiony Kościoła katolickiego. Sakrę biskupią przyjął 9 X 1938 r. Dnia 17 XI 1939 r. w budynku kurii gestapo aresztowało biskupa, kanclerza kurii i wszystkich innych duchownych w ramach niemieckiej akcji eliminacji polskiej inteligencji pod nazwą Sonderaktion Lublin. Podobny los spotkał trzech profesorów z seminarium duchownego oraz dwóch wikariuszy z katedry. Całą grupę (13 księży) przewieziono do ciężkiego więzienia Gestapo na Zamku w Lublinie. Skazano ich na śmierć. Później wyrok zamieniono na dożywotnie więzienie. 4 XII 1940 r. znaleźli się w niemieckim obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Biskup Goral został osadzony w pojedynczej celi bunkra podobozu Zellenbau, stanowiącego sektor specjalny. Oznaczony numerem 5605, a od 1943 – 13981, pozostał do końca, tj. do wiosny 1945, w celi 11 skazany na torturę zupełnej samotności, pozbawiony towarzystwa innych więźniów, możliwości przyjmowania sakramentów czy korzystania z lektury innej niż hitlerowskie gazety. Został prawdopodobnie rozstrzelany w lutym 1945. Jan Paweł II podniósł do chwały 108 błogosławionych męczenników z lat II wojny światowej. O wielkości biskupa Stefana Wyszyńskiego, późniejszego Prymasa Tysiąclecia już pisaliśmy i pewnie napiszemy wielokrotnie. Toczy się bowiem jego proces beatyfikacyjny. ks. Ryszard Winiarski 1 Informacje kancelaryjne • święta: 800, 1000, 1200, 1600, 1800; • dni powszednie: 730, 800, 1200, 1800. Spowiedź podczas nabożeństw oraz 10 30– 1200. Wystawienie Najświętszego Sakramentu • poniedziałek–sobota: 830–1800. Różaniec • poniedziałek–sobota: 830. Nabożeństwo do Bożego miłosierdzia • codziennie: 1500. © rkw © rkw Konferencje dla narzeczonych • w sobotę 1830. Sakrament Chrztu • druga i czwarta niedziela miesiąca 1300, • katecheza przedchrzcielna wtorek 1830. Parafia św. Józefa Parafia św. Brata Alberta Chmielowskiego 24-100 Puławy, ul. Słowackiego 32 tel. (81) 887 93 53 email: [email protected], www.albert.pulawy.pl Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. Waldemar Żyszkiewicz, • wikariusze: ks. Eugeniusz Dobosz, ks. Robert Karczmarek Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. pr. Aleksander Zeń • wikariusze: ks. Andrzej Okaj, ks. Tomasz Nowaczek, ks. Grzegorz Majkut, ks. Marcin Szymańczuk Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: poniedziałek–sobota 800–900, 1700–1800. Konto parafialne PKO BP 71 1020 3219 0000 9702 0047 2076 Konta parafialne Pekao SA 30 1240 2412 1111 0000 3628 3006 PKO BP 95 1020 3219 0000 9102 0047 2423 2 © arch. Sakrament spowiedzi • w niedzielę podczas każdej Mszy św.; • w ciągu tygodnia przed Mszą św. (rano), podczas każdej Mszy św. (wieczorem); • w pierwsze piątki miesiąca: 645–700, 1600– 1830; • w pierwsze soboty: 645–700, od 1745. Sakrament małżeństwa • konferencje dla narzeczonych: luty–październik w sobotę o 1845, (w maju i październiku po nabożeństwie). BS Końskowola 35 8741 0004 0000 0954 2000 0020 Sakrament małżeństwa • konferencje dla narzeczonych w niedziele o 1630 (pierwszy cykl od Niedzieli Chrystusa Króla, drugi cykl od pierwszej niedzieli Wielkiego Postu) Nabożeństwa • w maju i październiku: 1830; • w listopadzie: 1730. Sakrament bierzmowania • przygotowanie uczniów kl. III (gimnazjum) w drugą i czwartą niedzielę po Mszy św. o 1600. PKO S.A 23 1240 2412 1111 0000 3628 3035 Sakrament chrztu św. • w każdą niedzielę: o 1215. Porządek Mszy św. • w niedziele i święta obowiązkowe: 730, 900, 1030 (dla dzieci), 1200, 1600 (dla młodzieży), 1800; • w drugą niedzielę miesiąca Msza św. w języku łacińskim: 1200; • w święta (w dni robocze): 730, 900, 1600, 1800; • w dni powszednie: 700, 1800. Pierwsza Komunia św. • w drugą niedzielę maja o 930; • przygotowanie dzieci kl. II w każdą niedzielę po Mszy św. o 1030. Konta parafialne Porządek Mszy św. • w niedziele i święta: 730, 900, 1030, 1215, 1800; w kaplicy w Skowieszynie: 1030; • w dni powszednie: 700 i 1800. Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: codziennie z wyjątkiem środy, niedzieli i świąt 900–1000, 1600–1745 (w okresie wakacji 730–800 i 1600–1745). Parafia Św. Rodziny 24-100 Puławy, ul. Saperów Kaniowskich 2 tel. (81) 887 20 30 e-mail: [email protected] www.pulawy-swrodziny.kuria.lublin.pl © rkw Sakrament chrztu św. • w każdą niedzielę: o 1200; • przygotowanie do chrztu św. rodziców i chrzestnych w piątek: o 1840. Spotkania grup formacyjnych • Kółka Żywego Różańca w pierwszą sobotę miesiąca 830. • Legion Maryi: poniedziałek 1600. • Spotkania chóru parafialnego: wtorek 1800. • Zbiórka ministrantów: kandydaci w poniedziałek 1600, ministranci w środę 1600. • Oaza: sobota 1600. • Schola dziecięca: sobota 1100. • Schola młodzieżowa: piątek 1900. 24-100 Puławy, ul. Włostowicka 61 tel. (81) 888 47 27 Parafia Matki Bożej Różańcowej 24-100 Puławy, ul. Lubelska 7a tel. (81) 88 83 414 Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. Piotr Trela • wikariusze: ks. Edward Duma, ks. Mariusz Kamiński, ks. Łukasz Kachnowicz • rezydent: ks. Dariusz Stankiewicz Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: wtorek–piątek 830–1000 i 1600–1745, sobota 830–1000. Porządek Mszy św. • niedziela: 700, 830, 1000, 1130 (dla dzieci), 1300, 1630 (dla młodzieży), 1800; Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. Henryk Olech • wikariusze: ks. Jacek Jakubiec, ks. Karol Mazur Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: poniedziałek–sobota 730–800 i 1730–1830 (oprócz świąt). Porządek Mszy św. • w niedziele i uroczystości: 700, 830, 1000, 1130 (dla dzieci), 1300 (chrzcielna), 1800 (dla młodzieży). • w dni powszednie: 700, 1700, 1830. • w święta nieobowiązkowe: 700, 830, 1700, 1830. Konta parafialne PKO BP S.A. 51 1020 3219 0000 9002 0047 1227 © W. Olech © rkw 24-100 Puławy, ul. Aignera 1 tel. (81) 887 45 33 e-mail: [email protected] www.parafiawnmppulawy.republika.pl Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. dr Adam Szponar • wikariusze: ks. Sławomir Jargiełło, ks. dr Piotr Melko • rezydent: ks. kan. Edward Szeliga Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: codziennie (oprócz środy i świąt) 900–1100 i 1600–1800. Porządek Mszy św. • w niedziele i uroczystości: 700, 900, 1030, 1200 (dla dzieci), 1800. • w święta nieobowiązkowe: 700, 900, 1630 i 1800. • w dni powszednie: 630, 700, 1800. Nabożeństwa okresowe • Adoracja Najświętszego Sakramentu: w czwartki 730–1730. • Msza św. do Matki Bożej Nieustającej Pomocy: w środy 1800. • Apel Papieski: drugi dzień miesiąca 2100. • Nabożeństwo do Matki Bożej Królowej Pokoju: druga środa miesiąca 1700; • pierwsze czwartki miesiąca: 1800 Msza św. z adoracją Najświętszego Sakramentu i indywidualnym błogosławieństwem; • pierwsze piątki miesiąca: 1630 Msza św. dla dzieci; 1800 Msza św. o bł. Auguście Czartoryskim z ucałowaniem relikwii. Po Mszy adoracja i uwielbienie Boga połączone z modlitwą za miasto. Spowiedź pierwszopiątkowa podczas nabożeństw. • pierwsza sobota miesiąca: po Mszy o 1800 Nieustająca Nowenna do NMP Niepokalanej Cudownego Medalika. • nabożeństwo fatimskie: (maj–październik) 13. dnia miesiąca o 1700, o 1800 Msza św. a po niej procesja ze świecami wokół kościoła. Nabożeństwa: majowe, czerwcowe i różaniec o 1730. Sakrament chrztu św. • w drugą niedzielę miesiąca 1200 na Mszy św. Sakrament chrztu św. • przygotowanie do chrztu św. rodziców i chrzestnych: piątki przed drugą niedzielą miesiąca o 1700 w dolnym budynku parafialnym. Sakrament małżeństwa • konferencje dla narzeczonych: wtorki o 1845 w dolnym budynku parafialnym. Spotkania grupy AA • w poniedziałki o 1700. Numer konta: PKO BP 75 1020 3219 0000 9202 0047 2928 © rkw Parafia pw. Wniebowzięcia NMP Parafia św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja Apostoła (Fara) Parafia Miłosierdzia Bożego 24-100 Puławy, ul. M. Kowalskiego 1 tel. (81) 886 80 94 email: [email protected] www.pulawy-milosierdzia.kuria.lublin.pl Księża pracujący w parafii proboszcz: ks. Andrzej Sternik wikariusze: ks. Kamil Kajdaszuk, ks. Tomasz Musiej, ks. Tomasz Surma, ks. Piotr Tylus, ks. Michał Zybała rezydent: ks. kan. Ryszard Gołda 24-120 Kazimierz Dolny, ul. Zamkowa 6 tel. (81) 881 08 70 email: [email protected], www.kazimierz-fara.pl Księża pracujący w parafii • proboszcz: ks. Tomasz Lewniewski • wikariusze: ks. Rafał Sobczuk, ks. Grzegorz Kiciak • rezydent: ks. Jan Pietruszka Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: codziennie 900–1000, 1600– 1730 (w sprawie rejestracji grobów: wtorek i piątek 900–1100 i 1600–1730). Kancelaria parafialna • godziny przyjęć: codziennie 900–1100,1600– 1800, z wyjątkiem środy, niedzieli i uroczystości kościelnych. Porządek Mszy Św. •w niedziele i święta: 730 (1 V–31 X w kościele św. Anny), 900, 1030, 1200, 1800 • w dni powszednie 800, 1800. Porządek Mszy św. • w niedziele: 700, 900, 1000 (kaplica św. Faustyny), 1030, 1200, 1315, 1600, 1800. • w dni powszednie: 630, 800, 1800. • w święta: 700, 900, 1600, 1800. Roraty w Adwencie 600 (dzień powszedni) Nabożeństwa okresowe • codziennie o 1730. Sakrament spowiedzi • każdego dnia podczas Mszy św. • w dni powszednie codziennie o 1730. Sakrament małżeństwa • konferencje dla narzeczonych: w środy o 1700. Nabożeństwa • Nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego w piątki o 1830. • Koronka do Miłosierdzia Bożego codziennie o 1500 w kaplicy św. Faustyny • Adoracja Najświętszego Sakramentu codziennie 1500–1745 oraz w pierwsze piątki 830–1745. • Różaniec fatimski: maj–październik 1900. • Nabożeństwo różańcowe w dni powszednie po Mszy św. o 1800, w niedziele po Mszy św. o 1600. • Różaniec za zmarłych w listopadzie w dni powszednie po Mszy św. o 1800, w niedziele po Mszy św. o 1600. • Nabożeństwo pierwszoczwartkowe po Mszy św. o 1800. • Nabożeństwo pierwszopiątkowe po Mszy św. o 800 i 1800. • Nabożeństwo pierwszosobotnie po Mszy św. o 800 i 1800. • Apel Papieski 16. dnia miesiąca o 2100. Sakrament chrztu św. • przygotowanie do chrztu św. rodziców i chrzestnych: piątek 1845. Sakrament małżeństwa • konferencje dla narzeczonych: wtorki 1845. Konto parafialne PKO BP 48 1020 3219 0000 9102 0056 4740 Sakrament Chrztu św. • w drugą i czwartą niedzielę miesiąca oraz w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy na Mszy św. o 1030. Konto parafialne 57 1020 3219 0000 9802 0041 1751 KAPELAN SZPITALA SPECJALISTYCZNEGO W PUŁAWACH Ks. Ryszard Winiarski tel. 605-242-671 e-mail: [email protected] www kapelan.pulawy.pl D y ż u r d u s z p a s t e r s k i w p o ko j u 1 1 1 (parter), poniedziałek 1000–1200. Wizyty na oddziałach Poniedziałek, wtorek, środa, piątek: 1000–1230 i 1500–1700 W zagrożeniu życia – na wezwanie telefoniczne. Msza Święta w Kaplicy św. Karola Boromeusza • poniedziałek, wtorek, środa, piątek: 1900. • czwartek 1000 • niedziele i święta: – wrzesień–czerwiec 1100, – lipiec–sierpień 1900. Hospicjum im. Bł. Matki Teresy z Kalkuty Msza Św. w kaplicy: – w niedziele i święta 1500. 3 Pobożność maryjna, czyli jaka? W Pobożność maryjna musi mieć charakter trynitarny Wierzymy w Boga, który jest wspólnotą Osób Ojca, Syna i Ducha Świętego. Taki jest ostateczny obraz Stwórcy objawiony człowiekowi. Jeśli więc chrześcijanin oddaje religijną cześć komukolwiek poza Bogiem (Maryja, święci), powinien pamiętać, że czci ich tylko ze względu na Boga, który uczynił im wielkie rzeczy (cuda historii), ubogacił ich wyjątkowymi darami (charyzmaty) i wyznaczył doniosłe funkcje (posługi i misje). Wszystko, czym dysponowali i czego dokonali święci, było i pozostaje dziełem Wszechmocnego. W kulcie Maryi najważniejszy jest Jezus Chrystus Bóg objawił się w Jezusie Chrystusie, a nie w Maryi, w związku z tym Osoba 4 Zbawiciela i dzieło zbawienia muszą stanowić istotę wiary i pobożności. To dlatego centrum wszystkich uroczystości maryjnych powinna być Ofiara Mszy Świętej. Zachowanie tej zasady jest kryterium rozstrzygającym, czy i o ile dany kult i pobożność są chrześcijańskie. Związek Ducha Świętego z Maryją Maryja wszystkie łaski od Niepokalanego Poczęcia do Wniebowzięcia zawdzięcza Duchowi Świętemu. Bez Niego nie może być Niewiastą pełną łaski, obleczoną w słońce. Bez Niego nie mogą się wypełnić proroctwa, Słowo nie może stać się Ciałem. Nie- z którego Kościół niczym gospodarz wydobywa rzeczy stare i nowe; użycza łask, którymi wypełnia braki w wierze, nadziei i miłości każdego z nas. Jeśli szukamy punktów odniesienia, to nie między sobą, ale w Maryi Dziewicy. Biblijne podstawy kultu maryjnego Nie chodzi jedynie o posługiwanie się cytatami biblijnymi, ale o karmienie duchem biblijnym wszystkich nabożeństw. Chodzi o ukazanie, jak niewiasty biblijne Starego Testamentu stają się prefiguracją (zapowiedzią) Maryi. W Ewangeliach zawarte są najważniejsze tytuły, jakie Maryja może © rkw 1974 roku z rąk papieża Pawła VI otrzymaliśmy niezwykle piękny i ważny, niestety mało znany dokument poświęcony pobożności maryjnej. Papież nie zawahał się stwierdzić, że kult maryjny potrzebuje odnowy. Nie powinno to nikogo dziwić ani gorszyć, skoro zasadniczej odnowie została poddana liturgia Kościoła. Na pewno nie chodzi o tłumienie czy porzucanie duchowości maryjnej, a jedynie o jej autentycznie ewangeliczny kształt. Papież wskazał przynajmniej dwie racje, które uzasadniają odnowę. Po pierwsze: wierność Tradycji. Musimy wciąż na nowo sprawdzać, czy nie odstępujemy od zdrowej spuścizny naszych Ojców. Po drugie: niezwykle dynamicznie zmieniający się kontekst kulturowy i duchowy sprawia, że pewne formy pobożności słabną, inne nasilają się; jedne zachowują moc mimo upływającego czasu, inne nie wytrzymują tej próby. Liturgia i duchowość jest czymś dynamicznym i nie może istnieć obok czy w całkowitej opozycji do świata, jeśli człowiek ma pozostać drogą Kościoła, a Chrystus drogą człowieka. Współcześni katolicy mają prawo do własnego wyrazu, korzystając z rozwoju nauk biblijnych i teologicznych. A ponieważ „Duch Prawdy prowadzi nas do całej prawdy” (J16,13), żadne pokolenie wierzących nie może żyć w przekonaniu, że poznało jej pełnię. Aby w sposób właściwy i zgodny z wiarą Kościoła oddawać cześć Matce Bożej, trzeba być wiernym wobec kilku podstawowych zasad. Ukoronowanie NMP – portal w pałacu bp Bertrama, Wrocław możliwe jest też pełnienie woli Bożej ani prawdziwe ofiarowanie. Bez Niego niemożliwe jest uwielbienie wyrażone w Magnificat. W relacji do Maryi chrześcijanin odnajduje mądrość i moc Ducha Pocieszyciela. Maryja – obrazem dojrzałego Kościoła W Maryi wszystko już jest spełnione. Jest Ona pierwszą chrześcijanką, najstarszą Córką Kościoła, najpiękniejszym jego Obywatelem i najwierniejszym Uczniem. Jako Wniebowzięta zaszczyca sobą Kościół chwalebny i modlitewnie z aniołami i świętymi wspiera Kościół w oczyszczeniu (dusze czyśćcowe) i Kościół pielgrzymujący na ziemi. Współtworzy skarbiec zasług, i powinna usłyszeć w naszych modlitwach: Niewiasta, Matka i Służebnica Pańska. Wszystkie inne, jakże liczne, są pochodną tych trzech. Samo ich mnożenie nie musi niczego powodować, o wiele ważniejsze jest to, by widzieć Maryję w perspektywie całej historii zbawienia. Maryja współtworzy ziemski rodowód Jezusa – Mesjasza. Kult Matki Najświętszej nie może się oddalać od istoty wiary; nie może być „obok”, „zamiast” ani też „konkurować” z kultem Zbawiciela. Innymi słowy: Maryja nie chce i nie może być uznawana za ważniejszą od Ojca, Syna i Ducha Świętego. Pobożność maryjna ma być w zgodzie z liturgią Starsi wierni pamiętają, że według przedsoborowej liturgii Mszy Świętej, Maryja – pełnia człowieczeństwa Maryja pozostaje wzorem człowieka oddanego we wszystkim Bogu; obdarowanego pełnią łaski i zachowującego ją w obliczu pokus i doświadczeń. Jest obrazem powołania spełnionego do końca: od dziewictwa przez miłość oblubieńczą, macierzyństwo, wdowieństwo aż do chwalebnego wniebowzięcia. W kulcie maryjnym wierni powinni odkrywać, że człowiek może się stać szczęśliwym tylko poprzez pełnienie woli Bożej. Człowiek czyni swoje życie sensownym tylko wtedy, gdy staje się tym, kim chce widzieć go Bóg. Jeśli pobożność nie prowadzi wiernych do posłuszeństwa, jest faryzejska. Trzeba koniecznie przemyśleć: co to znaczy być „maryjnym” w konkretnym powołaniu, w konkretnym miejscu i czasie. Nawet najbardziej wytrwałe praktyki nie zwalniają z szukania prawdy o sobie samym. Maryja w perspektywie dialogu ekumenicznego Przesadne formy kultu maryjnego mogą przedstawiać stanowisko Kościoła rzymskokatolickiego jako błędne i utrudniać dialog międzywyznaniowy. Ważne jest, by wierni mieli pełną świadomość, że Maryja sama z siebie nic nie może i sama sobie niczego nie zawdzięcza. Jeśli Archanioł Gabriel mówi o Niej – „pełna łaski” – oznacza to, że nikt w takim stopniu jak Ona nie doświadczył darmowej miłości Wszechmocnego. W sentencji dogmatu o Niepokalanym Poczęciu NMP wyraźnie jest powiedziane: „Maryja […] mocą szczególnej łaski i przywileju wszechmocnego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego – została zachowana nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego” (Pius IX, Bulla Ineffabilis Deus, 1854). Maryja nauczycielką pobożności Prawdziwy czciciel Maryi może się od Niej uczyć, jak całe życie zamieniać na nieustanny kult składany Bogu. Nie ma większej ofiary, niż złożyć Bogu wolę w świadomym i niewymuszonym posłuszeństwie. Posłuszeństwo jest Bogu milsze od każdej, nawet największej, ofiary. Żadne poświęcenie nie może się równać z posłuszeństwem i nigdy go nie zastąpi. Słuchanie Słowa Bożego i natchnień, których sprawcą jest Duch Święty, upodabnia nas do Maryi, która w Ewangeliach mówi niewiele, za to cierpliwie słucha i prosi: „Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie Syn” – (J 2,5). Stopniowanie nabożeństw maryjnych Nie wszystkie nabożeństwa kultu maryjnego spełniają powyższe zasady w jednakowym stopniu, nie wszystkie więc są jednakowo godne polecenia. Paweł VI poleca wiernym szczególnie dwie modlitwy: Anioł Pański i Różaniec. Obie są w pełni biblijne i wolne od wątków legendarnych i apokryficznych. Obie ukazują Chrystusa jako obiecanego Zbawiciela, a Maryję jako pokorną Służebnicę Pańską. Również nie wszystkie pieśni maryjne mogą być wykonywane publicznie, gdyż zawierają specyficzny rodzaj spoufalenia się z Matką Bożą i błędy dogmatyczne (pomijając niski poziom literacko-muzyczny). Na koniec trzeba przypomnieć błędy, które wskazał Paweł VI. Zbadajmy naszą pobożność, by wiedzieć, czy jest prawdziwa, czy mieści się w łonie Kościoła i czy faktycznie służy chwale Chrystusa i Jego Matki: – błędy dogmatyczne, – zwodnicza łatwowierność, – przesadna i przemijająca uczuciowość obca duchowi Ewangelii, – brak związku pobożności z codziennym życiem, – przesadne szukanie nowości i nadzwyczajnych wydarzeń (tzw. cudowności), – lekceważenie prawdy historycznej na korzyść legend i tradycji, – brudne szukanie własnej korzyści. ks. Ryszard Winiarski Kalendarz hospicyjny P uławskie hospicjum wydało kalendarz na rok 2012. Jest to owoc współpracy kilku osób, których pasją stała się fotografia. Zamieszczone w kalendarzu zdjęcia ukazują wyrafinowane piękno polskiego krajobrazu, szczególnie zaś bliskiego nam Powiśla. Duchowym przesłaniem stały się cytowane myśli błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty, patronki hospicjum. Kalendarz może być sympatycznym świątecznym lub imieninowym prezentem. Kupując kalendarz uczestniczymy w misji placówki, która sprawuje opiekę paliatywną nad wieloma chorymi. Kalendarz do nabycia w czasie akcji charytatywnych prowadzonych przez pracowników i wolontariuszy lub w recepcji hospicjum. red. Modlitwa Źrebięcia © rkw sprawowanej po łacinie, możliwe było odmawianie różańca lub śpiewanie Godzinek. Kościół na nowo odkrył, że Eucharystia uobecnia misterium paschalne, Ofiarę Baranka, która gładzi grzechy świata. W historii zbawienia nie było i nie będzie ważniejszego faktu, dlatego wszystko inne musi ustąpić celebrowaniu tego, czego Bóg dokonał z myślą o człowieku. W znakach sakramentalnych uobecnia się tajemnica Paschy. Nasze modlitwy i nasza pobożność nie jest i nie może uchodzić za ważniejszą od Ofiary Krzyża. Nikt nie może zawłaszczać liturgii dla własnej pobożności. Jeśli procesje i nabożeństwa maryjne gromadzą więcej wiernych niż sprawowanie Eucharystii, to znaczy, że w świadomości tych wiernych Maryja staje się ważniejsza od Jezusa. Mój Boże! Jakże świeżutka jest trawa! Moje kopyta są pełne podskoków. A więc, skąd bierze się we mnie – ten strach? Pędzę przed siebie i moja grzywa czepia się wiatru. Pędzę potykając się o własne nogi, w przypływie radości, bo moje oczy są zbyt wielkie i jestem ich więźniem: chwytają one zbyt szybko nurt niepokoju płynący przez świat. Mój Boże, gdy noc pełna dziwów czyha nad krawędzią dnia, niech me żałosne rżenie poruszy Twe serce! Zawieś gwiazdę, by czuwała nade mną i ucisz mój lęk. Amen. Carmen Bernos de Gasztold, Modlitwy zwierząt, „W drodze” Poznań 1989 5 T rudno wyobrazić sobie, jak to jest „być bezdomnym”, nie mieć domu, nie mieć pracy, nie mieć bliskich, nie mieć już do kogo pójść. A jednak to bolesne uczucie opuszczenia, beznadziejności staje się udziałem coraz większej liczby ludzi żyjących wśród nas. Wsparcie osobom najbiedniejszym z biednych niesie Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, największa w Polsce niezależna organizacja zajmująca się bezdomnymi. Towarzystwo zarejestrowane zostało 2 listopada 1981 roku z siedzibą Zarządu Głównego we Wrocławiu. Pełną działalność rozpoczęło w wigilię Bożego Narodzenia 1981 roku. W stanie wojennym otworzono pierwsze schronisko Brata Alberta we Wrocławiu. osób. Schronisko przygotowuje i wydaje obiady dla mieszkańców Puław na zlecenie MOPS. Ponadto gromadzi dary w naturze: żywność, używaną odzież, bieliznę, obuwie, pościel, meble i środki czystości, które następnie oddawane są osobom potrzebującym z miasta i okolic. W ubiegłym roku prowadziło też szeroko zakrojoną akcję pomocy powodzianom na Powiślu, w gminie Wilków. Środki na utrzymanie schroniska Zarząd Koła pozyskuje głównie z ofiar, darowizn, składek członkowskich oraz dotacji od władz lokalnych i państwowych, lecz pomoc ta jest niewystarczająca i często borykamy się z trudnościami finansowymi. W dniach 18 i 19 czerwca br. świętowaliśmy 20-lecie Koła Puławskiego. Uroczystość rozpoczęła się przed schroniskiem ściele pw. Św. Brata Alberta pod przewodnictwem również ks. prałat Bronisława Żołnierczyka. W koncelebrze udział brał proboszcz parafii, ksiądz kanonik Zeń i nasz kapelan ksiądz Piotr Melko. Modliliśmy się wspólnie, dziękując Bogu za 20 lat służby bliźnim i prosząc o łaski dla ludzi bezdomnych i pozbawionych nadziei, aby wyczuwając obok siebie troskliwe serce św. Brata Alberta, zdołali mu zaufać i zapragnęli przemiany w życiu, a także za wszystkich obecnych, aby służąc bliźniemu, nigdy nie mieli wątpliwości, że w potrzebującym człowieku jest sam Chrystus. Na zakończenie nabożeństwa tradycyjnie odbyło się łamanie i dzielenie chlebem. 6 Symboliczne dzielenie Chlebna Dobroci w sobotę 18 czerwca o 17.00. Chociaż trochę przeszkadzał deszcz, zebrało się sporo osób. Przyjechali zaproszeni goście z różnych stron Polski, nasi pensjonariusze, członkowie Koła i Zarząd. Występ chóru ze Szkoły Podstawowej nr 10 zainaugurował uroczystość. Później nastąpiło wspólne biesiadowanie dla wszystkich uczestników spotkania. Odprawiono również nabożeństwo czerwcowe do Serca Pana Jezusa i o 21.00 Apel Jasnogórski. Modlitwy poprowadził, zaproszony z Przemyśla, czcigodny ks. prałat Bronisław Żołnierczyk. W niedzielę 19 czerwca o 12.00 została odprawiona Msza św. w Ko- Po Mszy św. złożono wiązanki kwiatów pod pomnikiem św. Alberta przed Kościołem. Po wspólnym posiłku odbyła się część oficjalna. Prezes Jadwiga Podstawek wręczyła odznaczenia zasłużonym członkom Towarzystwa i gościom, dziękowała działaczom i dobroczyńcom, a także księżom i władzom miasta. Następnie pani prezes przyjmowała od gości prezenty dla naszego schroniska. Wśród darów były artystycznie wykonane przepiękne chleby przywiezione z Zabrza. Z okazji 20. rocznicy powstania Towarzystwa w Puławach zakupiono do kaplicy znajdującej się w schronisku: obraz Ecce Homo i Drogę Krzyżową. Jest to dar Zarządu. Uroczyste obchody rocznicowe dobiegły końca. Nastał poniedziałek – dzień powszedni ze wszystkimi kłopotami i problemami naszych podopiecznych, z którymi borykają się na co dzień Halina Kowalewska – kierowniczka schroniska, Wojciech Wiejak – jej zastępca, pozostali pracownicy i Zarząd – zawsze pod czułą opieką patrona św. Brata Alberta. B. Deputat © Wojciech Wiejak Organizacja skupia ludzi dobrej woli pragnących działać dla dobra drugiego człowieka w duchu św. Brata Alberta. Celem Towarzystwa jest przede wszystkim pomoc osobom bezdomnym poprzez tworzenie schronisk, w których przewidziana jest całodobowa opieka, nadzór nad podopiecznymi i zapewnione są godne warunki życia. Obecnie w ramach Towarzystwa istnieją w kraju 63 Koła, które prowadzą: schroniska dla mężczyzn, schroniska dla matek z dziećmi, noclegownie, łaźnie, kuchnie wydające obiady, schroniska dla dzieci oraz domy dla samotnych rolników w podeszłym wieku. Koło Puławskie powstało 4 lipca 1991 roku. W listopadzie 1991 r. Urząd Miasta przekazał mu budynek na schronisko dla bezdomnych mężczyzn. Jego otwarcie nastąpiło 5 grudnia 1991 roku. Obecnie Koło liczy około 70 członków. Najczęściej potrzebującymi pomocy są ludzie samotni, odrzuceni przez najbliższych, niepełnosprawni, niezrównoważeni emocjonalnie, cierpiący na uzależnienia od alkoholu i narkotyków. To ci, którzy utracili pracę, zostali eksmitowani z własnych mieszkań lub młodzi, którzy ukończyli 18 lat i musieli opuścić dom dziecka. Schronisko posiada 48 miejsc noclegowych, a w okresie zimowym nawet 60 i więcej. Nasi podopieczni otrzymują: nocleg, trzy posiłki dziennie, odzież, pomoc w resocjalizacji (leczenie choroby alkoholowej), w wychodzeniu z bezdomności, opiekę medyczną, pomoc w załatwianiu rent i zasiłków, a także dokumentów oraz miejsc w domach opieki. Od początku istnienia schroniska ze wsparcia skorzystało ponad 4 tys. osób, a z pomocy doraźnej ponad 4,5 tys. © Wojciech Wiejak 20 lat służby potrzebującym Prezydent Puław składa kwiaty pod popiersiem św. Brata Alberta, patrona schroniska Zbawione cierpienie – obraz Wniebowziętej S Ten detal łatwo uchodzi uwadze, ale jest fundamentalny dla odczytania przesłania dzieła. Wskazuje na przezwyciężenie bezsensu cierpienia, kryje się w nim odpowiedź na pytanie, które wielu zadaje w czasie wojny: „Gdzie jest Bóg?” Co zrobiłby Jezus, gdyby był więźniem obozu koncentracyjnego? Z tego piekła na ziemi ci, którzy je przeżyli, wynieśli opowieść. Oto powieszono trzech więźniów w odwecie za uciekiniera, w tym trzynastoletniego chłopca. „Gdzie jest teraz Bóg?” – pytali ci, którzy na śmierć patrzyli. Ktoś powiedział: „Umiera w tym dzieciaku”. © W. Kostecki łowa pieśni „Z tej biednej ziemi, z tej łez doliny, tęskny się w niebo unosi głos...” dobrze opisują to, co jest treścią płótna – dramat i cierpienie wpisane w życie ludzkie niesione do Boga przez Maryję. Widzimy bardzo zwarty strukturalnie obraz, którego przemyślana kompozycja opiera się na trójkącie. Jego podstawą są leżące ciała martwego młodzieńca i starszej kobiety – zapewne matki – która wtula się w ciało dziecka. Chłopak – blondyn przepasany taśmą z nabojami. Jego dłoń spoczywa na karabinie. Nie widać rany. Zamknięte oczy i półotwarte usta. Trupia zieleń twarzy. Był żołnierzem – jest martwy, a jego matka przeszyta bólem. Cierpienie po śmierci dziecka maluje się na jej twarzy tą samą trupią, zgniłą zielenią. Matczyne dłonie osłaniają martwego syna. Ponad tą współczesną pietą rozciąga się horyzont biednej ziemi, doliny Wisły pełnej łez i krwi żołnierzy, którzy ją forsowali w sierpniu 1944 roku. Wojenny obraz zniszczeń – strzaskane kościoły w Górze Puławskiej i Puławach, zniszczony most na Wiśle, wypalone zabudowania Browarnej, dzielnicy żydowskiej. [...] Cierpiąca ziemia woła do Nieba. Maryja – Wspomożenie wiernych, Królowa Pokoju, Królowa Polski niesie ten głos ze sobą przed samego Boga. Majestatyczna, w purpurowo-czerwonej szacie, białym welonie i bogatym płaszczu – wznosi się ponad martwym mężczyzną i matką, góruje nad obrazem zniszczeń. Łączy Niebo z ziemią, stanowi najważniejszą kompozycyjną linię obrazu, a zarazem, wpisana w wysokość trójkąta, jego centrum. Matka Boża to młoda kobieta, Jej oblicze nosi w sobie życie. Koloryt świętej twarzy, rąk i stóp silnie kontrastuje z barwą twarzy i dłoni martwego chłopca i jego matki. Nie możemy nawiązać kontaktu wzrokowego z Maryją, trudno ustalić, gdzie kieruje swoje spojrzenie. Jej oczy wskazują na stan głębokiego zamyślenia, rozważania i przechowywania tych wszystkich spraw w swoim sercu. Apokaliptyczna Niewiasta unosi się nad pobojowiskiem, pod Jej stopami mały sierp księżyca. W drodze towarzyszą Jej aniołowie, jedna para w geście adoracji podtrzymuje poły Jej płaszcza, druga natomiast nad głową Królowej trzyma koronę. Ogólny koloryt obrazu jest stonowany, barwy łamane. Jedyny obszar intensywnej, czystej barwy to maleńki skrawek błękitu nad głową Niepokalanej. To on wyznacza kierunek Jej drogi. Antoni Michalak, Wniebowzięcie NMP zwanej także Matką Boską Dobrej Śmierci, olej na płótnie, 230x320 cm, 1946 rok Na naszym obrazie odnajdujemy subtelne odniesienie do Jezusa. Trochę trzeba się namęczyć, aby dostrzec, że skraj płaszcza Maryi przedstawia wydarzenia z życia Matki Bożej i drogę krzyżową Jej Dziecka. Maryja wie, co czuje matka płacząca nad zabitym dzieckiem. Doświadczenie cierpienia nie jest jej obce, tak jak doświadczenie cierpienia człowieka nie jest obce Bogu. Warstwa narracyjna obrazu w odniesieniu do treści teologicznych to tajemnice radosne, bolesne i chwalebne modlitwy różańcowej. Chwała stała się udziałem Matki Bolesnej. Na płótnie Michalaka symbolem chwały pochodzącej od Boga jest snop światła, który okrywa Maryję i łagodnie spływa na zniszczone miasto i poranionych ludzi. A jak przebiegała polska, wojenna, bolesna tajemnica życia bohaterów naszego obrazu? Ścięty kulą padł chłopak, a wraz z nim w bólu jego matka – sym- bol wszystkich matek, żon, sióstr, które straciły najbliższych. Nie wiemy, kto i w jakich okolicznościach zakończył drogę młodzieńca. Patrzę na datę powstania obrazu umieszczoną w prawym dolnym w rogu – rok 1946. Przez lata oficjalny przekaz głosił, że wojna skończyła się 9 maja 1945 r. Dziś wiemy, że ta oficjalna data nijak się miała do sytuacji w Polsce. Wioski i lasy Lubelszczyzny w czasie, kiedy profesor Michalak malował obraz, kryły, jak za Niemca, takich samych młodych chłopców, jak ten przedstawiony na naszym obrazie. Pokonanego okupanta zastąpił kolejny, jeszcze groźniejszy – Sowiet i polscy komuniści. Kim jest zabity na obrazie? Może był ofiarą okupacji niemieckiej, jak ci rozstrzelani w dzień targowy na wale wiślanym? Miejsce ich śmierci widoczne jest z terenu kościoła „Na Górce”. Może poległ z ręki komunistów, pepeerowców, którzy na terenie Puław i okolic w czasie wojny zabili więcej żołnierzy AK niż Niemcy? Może padł ofiarą śmiersza, NKWD lub SB? Pozostają domysły. Tylko jego śmierć jest pewna. Na pewno nie zdążył uprawiać ziemi, której bronił, nie poszedł do szkoły, nie podjął pracy, nie założył rodziny, nie dał matce wsparcia na starość. Nie był poetą, agronomem – jak pisał Herbert. Możliwe, że nawet nie ma grobu. Niewątpliwie obraz jest wyrazem wojennych przeżyć i wiary autora. Profesor Michalak doświadczył wojny. Zaangażowany w konspirację pod pseudonimem „Budrys” był świadkiem jej okropieństw: żył w cieniu Gestapo ulokowanego w kazimierskim klasztorze reformatów, przeżył Krwawą Środę na Powiślu – ofiary Kazimierza, Bochotnicy, Kol. Zbędowice, wyniszczenie Żydów kazimierskich, śmierć z rąk niemieckich ukochanego profesora i mistrza Tadeusza Pruszkowskiego. Wyzwolenie w lipcu 1944 roku wkrótce zamieniło się w rozczarowanie. Kazimierz znowu staje się widownią walki – 19 V 1945 r. oddział „Zapory” rozbija posterunek MO, a kilka dni później w niedalekim Lesie Stockim dochodzi do największej bitwy sił poakowskich „Orlika” z połączonymi siłami UB-NKWD. Czysty błękit nieba i twarz Maryi są znakami nadziei i zbawienia. I jeszcze jeden ważny szczegół. U stóp martwego mężczyzny, na tle zniszczonych Puław, nad datą widzimy ścięte małe drzewko. Z okaleczonego pnia wyrasta mała odrośł i wciąż rośnie. To nadzieja! W. Kostecki 7 Pytania do Boga Gdy Bóg ojca staje się Bogiem syna P 8 w rodzinie Abrahama już nigdy nic nie było takie samo. Zerwane zostały więzi rodzinne – Abraham nigdy z czułością nie przytulił już swego syna i żony, stał się oschły. Izaak bał się ojca, gdyż nie mógł mu już ufać, a Sara pozostała z niepokojącym uczuciem, którego do końca nie była w stanie pojąć. Abraham okazał się wierny Bogu we wszystkim, ale w jego rodzinie, według Grudzińskiego, umarła miłość i zaufanie. Ta interpretacja biblijnej historii jest mi bardzo bliska i wiarygodna psychologicznie. Odpowiedź W pewnym sensie historia Abrahama jest historią bankruta, który dostaje życiową szansę. Wcześniej chce być szczęśliwym, ale nie może. Nie ma najważniejszych ówczesnych atrybutów szczęścia. Nie ma ziemi, nie ma dziedzica, w dodatku nie zna prawdziwego Boga. Więc zarówno w sensie doczesnym, jak i ostatecznym jego życie zmierza donikąd. Nikt nie chce żyć bez poczucia sensu. Człowiek zrobi wiele, by to zmienić. Będzie szukał najróżniejszych rozwiązań, żeby tylko nie cierpieć. Ale co może Abraham, skoro jest stary, a żona niepłodna? Jak żyć z tą niemocą? Czy istnieje jakaś strategia przetrwania? Pierwsze, co Bóg pokazuje, to fakt, że nie ma sytuacji bez wyjścia! Człowiek może nie widzieć drzwi, ale to nie zna- czy, że ich nie ma. Bóg wchodzi w życie patriarchy z podwójną obietnicą: ziemi i potomstwa. Ta obietnica wprawi Abrahama w ruch. Nie musi wierzyć, ale chce. Więc wierzy w obietnicę tajemniczego Boga. Zostawmy wątek ziemi. Dla naszych rozważań ważny jest motyw potomstwa. Zniecierpliwiony długim czekaniem pozwoli sobie na pewien eksperyment. Ówczesne prawo zwyczajowe pozwalało, by w przypadku niepłodności pani domu do urodzenia dziecka użyć jej niewolnicy lub służącej. Pokusa wielka. Trudno nie ulec. Za namową żony Abraham ulega pokusie. Razem z niewolnicą Hagar poczyna dziecko (Izmael) i wydaje się, że problem jest rozwiązany. Ale Bóg nie przyznaje się do tych faktów. Izmael nie jest dzieckiem obietnicy, ale dzieckiem nieposłuszeństwa, wręcz samowoli Abrahama. Narodziny Izmaela nikogo nie uszczęśliwią, staną się źródłem nowym cierpień i problemów dla wszystkich: dla Sary, dla Abrahama, dla Hagar oraz Izmaela. Tak oto człowiek, uciekając od jednego krzyża, tworzy sobie inny, jeszcze większy. Ale Bóg jest wierny niewiernemu. Z czasem podaruje Abrahamowi Izaaka – dziecko uśmiechu. Syn stanie się tak ważny, że zdominuje wszystko. Nadzieje, które kiedyś Abraham wiązał z Bogiem, teraz wiąże z synem. Dar przysłania mu Darczyńcę. Jakie to ludzkie! Ile razy stworzenia zajęły w naszym sercu miejsce przynależne jedynie Stwórcy! © rkw ytania nie należą do najczęściej wykorzystywanych przez nas – użytkowników języka – rodzajów zdań, ale są niewątpliwie integralną częścią naszych rozmów z Bogiem. Bez pytań bowiem stawianych Stwórcy nie ma prawdziwej wiary, a ten, kto twierdzi, że wierzy i pytać nie musi, od Boga pozostaje tak naprawdę bardzo daleko. Człowiek trwający w dialogu z Chrystusem ciągle pyta i szuka odpowiedzi. Najczęściej pytamy w dramatycznych momentach naszej życiowej drogi, szukając sensu cierpienia lub próbując zrozumieć, dlaczego coś dzieje się w naszym życiu. Nieraz ludzkie rozterki dotyczą jakiegoś trudnego wyboru, a innym razem z kolei odczuwamy nieodpartą potrzebę obecności Boga, zastanawiając się, gdzie jest i jak brzmi Jego boski głos, którym miałby się odezwać właśnie do nas. Chciałabym jednak rozważyć kwestię pytań innego rodzaju, tych mianowicie, jakie mogą postawić sobie ci, którzy głosu Boga szukają w Biblii. Święta Księga to przekazane człowiekowi Słowo Boże, które rodzi wiele pytań. W cichej lekturze zwykłego człowieka brzmią one częstokroć, wyrażając różne wątpliwości, niepewności i zdziwienia. Uznając się za przeciętnego czytelnika Pisma Świętego, odważę się postawić ich kilka, a jeśli znajdzie się ktoś, kto na nie zechce odpowiedzieć, będę mogła zgłębić swoją wiarę i bliżej poznać do końca niepoznawalnego Boga. Ofiara Izaaka. Ten biblijny fakt rodzi chyba największe emocje, rozpala wiele dyskusji i budzi niejedną wątpliwość. Dla mnie to jedyne wydarzenie z historii narodu wybranego, którego nie jestem w stanie pojąć, nie mieści się bowiem w moim wyobrażeniu Boga pełnego miłości do człowieka. Ponadto staje w sprzeczności z boskim przecież przykazaniem: „Nie zabijaj!” Dlaczego Bóg żąda od Abrahama aż takiej ofiary? Mogłabym pojąć sytuację, gdyby Bóg sam zabrał ojcu syna i wymagał pokornego pogodzenia się z cierpieniem. Przypominałoby to z pewnością historię Hioba, ale nakaz, aby Abraham sam podniósł rękę na własne dziecko bez świadomości, że to tylko próba wiary, wymyka się mojemu zrozumieniu. Podobne wątpliwości wyraża w swoim opowiadaniu „Ofiarowanie” Gustaw Herling-Grudziński, który puentuje tę biblijną opowieść apokryficznym uzupełnieniem. Oto po powrocie do domu Marek Parada z synem w miejscu narodzenia św. Jana Chrzciciela D Abraham odurzył się synem i swoim ojcostwem. Może nawet przestał odczuwać ojcostwo Boga. Izaak zaczął zamykać Abrahama w doczesności. Wyjątkowy i niczym niezasłużony dar zaczął mu przesłaniać Boga. Wróciła dawna idolatria – czasy, gdy Abraham był politeistą czczącym bożki Aramu. Mimo niewątpliwych cudów, jakich doświadczył Abraham, jego relacja z Bogiem wymaga radykalnego oczyszczenia. Można to zrobić skutecznie tylko w jeden sposób: trzeba dotknąć Abrahama do żywego, trzeba dotknąć relacji ojca do syna, która zdominowała wszystko. Bóg upomina się o serce Abrahama w bardzo trudny i bolesny sposób. Każe złożyć syna w ofierze, co nie było niczym niezwykłym u starożytnych ludów. Dla nas jest to wydarzenie szokujące i gorszące zarazem. Wywraca ono wszystkie nasze wyobrażenia o Bogu, który, nie wiadomo dlaczego, chce aż takiej ofiary. Po co? Dlaczego? Bogu nie chodzi o śmierć Izaaka (nam o wiele łatwiej czytać to z perspektywy historycznej, ale wyobraźmy sobie ojca, który nie wie, jaki będzie następny krok Boga). Stwórca chce sprawdzić, czy Abraham potrafi zaufać wbrew wszelkiej logice? Kto dla niego jest ważniejszy: Bóg czy człowiek? Abraham w duchowej walce rozstrzyga dylemat. Daje Bogu, choć bardziej sobie, dowód, że Bóg ma pierwszeństwo przed wszystkim. Myślę, że był to także czas świadectwa wiary ojca wobec syna. Abraham swoją gotowością na wszystko mówi Izaakowi, że Bóg jest ważniejszy niż on. Ta noc na Górze Moria była nocą przekazu wiary. To jest ważny moment, gdy rodzice są jednoznaczni i konsekwentni w swoich postawach. Dają dziecku poczucie pewności i jasne punkty odniesienia. Oczywiście pisarz ma prawo do licentia poetica. Herling-Grudziński może odwołać się do apokryfów i mówić, że w rodzinie Abrahama po tak przeżytej próbie już nic nie było jak dawniej. Zdaniem Herlinga cała próba nie miała sensu, bo zniszczyła relacje w rodzinie. Jeśli tak, to Bóg jawi się jako wróg, dla którego ludzkie szczęście nic nie znaczy. Liczą się tylko Jego zagadki, które zadaje biednym ludziom, rozwiązane błędnie lub najlepiej nierozwiązane w ogóle. Ale moim zdaniem z tej próby należy wyciągnąć zgoła inne wnioski: ojciec z synem poczuli się wobec siebie zupełnie wolni! A dalsza historia pokaże, że Bóg Abrahama stanie się Bogiem Izaaka. Na dobre i na złe. ziewięć lat temu mój mąż odszedł ode mnie do zamężnej kobiety i jej dziecka. Czułam się niekochana, odrzucona i zlekceważona. Bardzo bolało. Na imieniny podarowałam mu wtedy tom poezji ks. Jana Twardowskiego „Miłość miłości szuka”. Pomiędzy kartki książki włożyłam nasze ślubne zdjęcie, a na jego odwrocie napisałam tekst przysięgi małżeńskiej i złożyłam swój podpis. Wiem, że sama w sobie nie miałam tyle siły, żeby się na to zdobyć. To dobry Bóg mnie do tego uzdolnił. Sięgnęłam też wtedy do Pisma Świętego i czytałam Hymn o miłości (1Kor 13, 1–13). Czytałam i płakałam. W tym bardzo trudnym dla mnie czasie odczuwałam bliską ks. Ryszard Winiarski Joanna Ad vocem Za rozpad małżeństwa nie można winić tylko jednego współmałżonka. Nawet jeśli wina któregoś z nich wydaje się niewielka, wręcz symboliczna, to jednak każdy ma uznać tę część odpowiedzialności, która na niego przypada. Najłatwiej jest wejść w skórę Bogu ducha winnej ofiary, szukającej zrozumienia i usprawiedliwień, a drugiego ubrać w skórę drapieżnego wilka. Tę fałszywą diagnozę trzeba porzucić jak najszybciej. Ostatnie zdanie tego świadectwa zdaje się mówić, że Joanna widzi taką konieczność i paradoksalnie „dzięki” tragedii zobaczy, kim jest naprawdę. Odkryje swoje słabości © W. Kostecki Miłość miłości szuka Niechciana samotność rodzi trudną do przyjęcia tęsknotę obecność Boga; czułam się, jakbym była niesiona przez Niego na rękach. Wtedy też zainteresowałam się dwumiesięcznikiem Miłujcie się! Od tamtego czasu czytam go regularnie. Mój mąż wystąpił o rozwód, na który się nie zgodziłam. Sąd orzekł rozwód. Podjęłam decyzję, że będę trwać w małżeństwie i że jeśli mąż wróci, to go przyjmę. Ostatni raz widzieliśmy się w lutym 2005 roku na sali sądowej. Dowiedziałam się wtedy, że w nowym związku męża urodziła się córka. Codziennie modlę się w intencji naszego małżeństwa. Uczę się ufać Bogu i z Jego pomocą poznawać prawdę o sobie. Chcę się zmieniać i stawać coraz bardziej wolnym człowiekiem. i wady, grzechy i zaniedbania. Może pewna siebie i uczuć męża sądziła, że rozwody zdarzają się tylko innym i że ich małżeństwu nic takiego nie grozi. Pewność siebie sprawia, że człowiek traci czujność. Niewiele żon zadaje sobie pytanie: dlaczego ich mężowie piją? Dlaczego są tak długo poza domem? Co znaczy powtarzająca się nieobecność? Czy wszystko można tłumaczyć pracą i zmęczeniem? Z kolei niewielu mężów zastanawia się, czy żona czuje się kochana, czy ma poczucie bezpieczeństwa i czy nie czuje się samotna we dwoje. Grzechem wielu małżeństw jest to, że ze sobą nie rozmawiają. Nie mówią o najważniejszym, o tym, co ich łączy i dlaczego? Co ich dzieli i dlaczego? Jakie są ich rzeczywiste głody, pragnienia, lęki i nadzieje? Poza tym bardzo wcześnie w wielu małżeństwach ginie zwykła czułość, a seks staje się polem walki. I tak wszystko, co miało łączyć, zaczyna dzielić. Gdy małżeństwo staje się źródłem zranień, pojawia się strategia uników. Po co wracać do człowieka, z którym codziennie muszę skonfrontować prawdę o sobie? Złudzenie, że w innym związku chodzi o coś zupełnie innego, podszyte jest pokusą porzucenia i rozstania. Tylko pokorne przyznawanie się do swoich błędów i ograniczeń połączone z prośbą o wybaczenie współmałżonka i uleczenie przez Chrystusa jest szansą, że zdarzy się cud ocalenia. Wszystkie wspólnoty takiego cudu potrzebują, niestety nie wszystkie go doświadczą. Najwyraźniej Joanna idzie w kierunku cudu. Szkoda tylko, że okrężną drogą. Życzmy jej i innym, by cud się wydarzył. Może napiszą, że niemożliwe stało się możliwym. rkw 9 Znaczenie katedry oraz insygniów biskupa R kościołów diecezji”, stanowi w niej centralne miejsce celebracji, którym przewodniczy biskup. To w tym kościele celebrowana jest liturgia w uroczyste dni roku liturgicznego, w kościele katedralnym udzielane są święcenia, poświęca się olej krzyżma i błogosławi olej chorych, a także odbywają się najważniejsze wydarzenia w życiu Kościoła partykularnego, takie jak synod, przyjęcie nowego biskupa czy jego pogrzeb. Zwykle w jego podziemiach pochowani są zmarli biskupi diecezjalni. Każdego roku w całej diecezji obchodzi się święto poświęcenia kościoła katedralnego. Z tego szczególnego miejsca w diecezji powinien płynąć przykład zachowania © rkw ozpoczęcie przez nowo mianowanego biskupa diecezjalnego posługi w diecezji odbywa się w czasie uroczystego wprowadzenia (ingresu) do kościoła katedralnego (archikatedralnego). Kościół katedralny to taki, w którym znajduje się katedra biskupia – miejsce zarezerwowane dla biskupa. Jest ona podwójnym znakiem. Ma przypominać biskupowi o jego powołaniu do służby braciom, a nie do tego, aby jemu służono. Ale także jest symbolem jedności w wierze Kościoła partykularnego, zgromadzonego wokół biskupa, który wypełniając zadania nauczyciela, kapłana i pasterza prowadzi lud Boży do Królestwa Niebieskiego. Krzyż, mitra i i pastorał – symbole władzy arcybiskupa Początkowo katedra biskupia miała formę krzesła znajdującego się na podwyższeniu, które zajmował jedynie biskup, a słowo katedra odnosiło się jedynie do tego miejsca. Znajdowała się ona w kościele biskupim i była z nim nierozerwalnie zawiązana. Dlatego też kościół ten często nazywano ecclesia matrix lub ecclesia mater (kościół matka, macierzysty, założycielski). Z biegiem czasu słowo katedra straciło swoje znaczenie i zaczęto odnosić je do kościoła biskupiego, a w stosunku do katedry biskupiej zaczęto używać określenia tron. Taką też formę zaczęła przyjmować katedra biskupia. W 1968 roku Stolica Apostolska postanowiła, że katedra biskupia nie powinna przypominać tronu, nie należy jednak zmieniać tego, co stanowi zabytek. W swojej prostej formie ma być takim miejscem, z którego biskup będzie dobrze widziany przez wiernych i będzie jasne, że rzeczywiście przewodniczy całej wspólnocie wierzących. Kościół katedralny z katedrą biskupią jest „matką i głową wszystkich 10 przepisów, dokumentów i ksiąg liturgicznych, odnoszących się do sposobu sprawowania liturgii, a także urządzenia i wystroju kościołów. Zaślubiny biskupa z katedrą W swej diecezji posługę biskup rozpoczyna od ingresu, czyli pierwszego uroczystego wejścia do swojego kościoła katedralnego. Zwyczaj odbywania ingresu wywodzi się z praktyki prawa rzymskiego. Według niego wejście do budowli czy posiadłości oznaczało wejście w jej posiadanie, możliwość zarządzania i dysponowania nią. Taki ingres wymagał również przedstawienia się ludowi oraz zakomunikowania programu działania. Zwyczaj ingresu, który był praktykowany w cesarstwie rzymskim, wywarł wpływ na ceremonie związane z obejmowaniem i sprawowaniem zarówno władzy świeckiej, jak i rozpoczęciem posługi przez biskupa w diecezji. W Kościele do dzisiaj pozostał zwyczaj ingresu, czyli, jak nazywa go Caeremoniale Episcoporum, przyjęcia biskupa w jego kościele katedralnym. Poszczególne części liturgii związanej z objęciem diecezji przez biskupa wymownie uświadamiają, że nowy biskup rozpoczyna pełnienie swojej posługi, której głównymi zadaniami głoszenie słowa Bożego (nauczanie), celebrowanie liturgii (uświęcanie) oraz prowadzenie ludu Bożego do zbawienia (pasterzowanie). Według norm prawa kanonicznego, zgodnie z tradycją oraz teologią początek posługi biskupa w diecezji rozpoczyna się celebracją Mszy Świętej. Nowo mianowany biskup przewodniczy liturgii sprawowanej razem z innymi biskupami na znak jedności Kolegium Apostolskiego, a także z prezbiterami, którzy są najbliższymi współpracownikami biskupa w wypełnianiu zadań związanych z jego posługą. Na początku Eucharystii odbywają się obrzędy związane z ingresem. Istotą ich jest okazanie i odczytanie listu apostolskiego oraz zajęcie katedry biskupiej. Pierwszy obrzęd ma w głównej mierze znaczenie kanoniczne. Zawsze biskup podejmuje swoje zadania w diecezji z mandatu Biskupa Rzymu. Przez niego jest posłany. Dlatego nowo mianowany biskup po przybyciu do swojej diecezji ma obowiązek przedstawienia wobec kolegium konsultorów pisma apostolskiego, na mocy którego papież powierza mu „wszelką władzę zwyczajną, własną i bezpośrednią, jaka jest wymagana do pełnienia pasterskiego urzędu” (KPK kan. 381) w Kościele partykularnym. Odczytanie dokumentu odbywa się w obecności kanclerza kurii, którego zadaniem jest sporządzenie stosownego protokołu, a także zgromadzonych na liturgii wiernych, którzy reprezentują lud Boży diecezji. Odpowiadając na decyzję papieża i wyrażając radość z powodu przybycia nowego pasterza, po odczytaniu pisma apostolskiego wierni oddają cześć Bogu w Trójcy Jedynemu słowami: „Bogu niech będą dzięki” oraz śpiewem „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu...”. Od tego momentu nowo ustanowiony biskup posiada pełne prawo do tego, aby w kościele katedralnym zająć należące do niego miejsce, którym jest katedra biskupia, znak jego władzy nauczycielskiej, kapłańskiej i pasterskiej oraz znak jedności wyznawców tej samej wiary (por. CE nr 42). Biskup posiada pełnię kapłaństwa, jest następcą Apostołów postawionym przez Ducha Świętego jako pasterz, Chrystus bowiem dał Apostołom oraz ich następcom nakaz i władzę, by nauczali wszystkie narody, uświęcali ludzi w prawdzie oraz obejmowali ich troską pasterską. Z tej racji biskup stał się ciele katedralnym zmierzają do tego, co stanowi centrum i szczyt życia całego Kościoła, także partykularnego – do celebracji Eucharystii. W diecezji jej pierwszym szafarzem jest biskup. We Mszy Świętej ukazuje się zarówno jedność Kościoła partykularnego, jak i różnorodność posług liturgicznych wypełnianych w łączności z biskupem. Dlatego Eucharystia sprawowana jest z udziałem licznie zgromadzonych wiernych reprezentujących różne grupy społeczne diecezji, zaś diakoni, akolici i lektorzy powinni spełniać swoje funkcje. Rozpoczęcie posługi biskupa jest wielkim wydarzeniem w życiu diecezji i każdego roku powinno być wspominane oraz łączone z modlitwą za biskupa, a w kościele katedralnym biskup powinien z tej okazji przewodniczyć Mszy Świętej. (Wj 28,36) oraz przypominających, że „kiedy zaś objawi się Najwyższy Pasterz, otrzymacie niewiędnący wieniec chwały” (1P 5,4). Biskup używa mitry, kiedy siedzi, wygłasza homilię; gdy wypowiada słowa powitania, przemówienia i zachęty; gdy uroczyście błogosławi lud albo wykonuje gesty sakramentalne czy też idzie w procesji. Krzyż (pektorał) noszony na piersiach biskup nakłada na ornat. Ma on przypominać mu o konieczności kroczenia za Chrystusem, głoszenia Jego nauki i bycia świadkiem Ukrzyżowanego, ale także powinien go umacniać i zapowiadać, że droga cierpienia i krzyża prowadzi do chwały. Paliusz jest wstęgą wykonaną z wełny baranków pobłogosławionych przez papieża, na której wyszytych jest sześć czarnych krzyży i która spoczywa na ramionach arcybiskupa. Wyraża on ideę jedności, więzi miłości, komunii ze Stolicą Apostolską oraz jest zachętą do męstwa. Arcybiskup metropolita, który otrzymał od Biskupa Rzymu paliusz, nosi go na ornacie, kiedy na terenie swojej metropolii sprawuje Mszę. Symbolikę paliusza przypomniał także papież Benedykt XVI, inaugurując swój pontyfikat: „wełna jagnięcia ma przedstawiać zagubioną owcę, a także chorą lub słabą, którą pasterz bierze na ramiona i niesie do źródła żywej wody”. Kiedy arcybiskup metropolita idzie w procesji, na jej początku niesie się krzyż metropolity mający dwa poprzeczne ramiona – górne krótsze i dolne dłuższe. Krzyż ten podkreśla rolę arcybiskupa metropolity w jego metropolii. Zadaniem metropolity jest bowiem czuwanie nad zachowaniem wiary oraz dyscypliny kościelnej. Błogosławiony bp Władysław Goral przez działanie Ducha Świętego, który został mu dany, prawdziwym i autentycznym nauczycielem wiary, kapłanem i pasterzem (por. Dekret o pasterskich zadaniach biskupów nr 2). W związku z tym biskupowi należy się szacunek oraz posłuszeństwo. Po zajęciu przez biskupa katedry wyrazy czci i szacunku (homagium) składają mu jego najbliżsi współpracownicy: biskupi pomocniczy, przedstawiciele duchowieństwa (prezbiter i diakon), osoby życia konsekrowanego oraz wierni świeccy. W sytuacji, kiedy urząd biskupa diecezjalnego obejmuje arcybiskup metropolita, zanim wstąpi na katedrę biskupią może odbyć się obrzęd nałożenia paliusza, który jest wełnianą wstęgą okalającą szyję i zwisającą swobodnie na piersiach i na plecach. Wyszytych jest na nim sześć czarnych krzyży nawiązujących do ran na ciele Chrystusa. W sensie ścisłym jest znakiem władzy metropolity, podkreśla jego szczególną łączność z Biskupem Rzymu i może być przez niego noszony w granicach jego prowincji kościelnej (metropolii). Paliusz wyraża także troskę metropolity jako pasterza nad powierzonym mu ludem Bożym. Jest zrobiony przez siostry zakonne mieszkające przy rzymskim kościele św. Cecylii na Zatybrzu, z wełny baranków pobłogosławionych przez papieża w dzień św. Agnieszki (21 stycznia). Wszystkie obrzędy sprawowane w czasie przyjęcie biskupa w jego koś- W czasie sprawowania liturgii Mszy Świętej biskup używa takich samych szat liturgicznych jak prezbiter, czyli alby, stuły oraz ornatu. Zgodnie z tradycją dla ukazania tego, że biskup jest sługą, w uroczystych celebracjach pod ornat powinien nałożyć dalmatykę – szatę liturgiczną diakona. Biskup używa także odznak pontyfikalnych, którymi są: pierścień, pastorał, mitra, krzyż noszony na piersiach (pektorał), ponadto arcybiskup metropolita zakłada paliusz. Są one przekazywane biskupowi w czasie święceń biskupich. Pierścień powinien być zawsze noszony przez biskupa, gdyż jest oznaką wierności i wiary oraz oblubieńczej więzi z Kościołem (por. Ef 5,22–32). Pierścień na ręku biskupa jest konsekwencją przyjętych zobowiązań „zachowania czystego i nienaruszalnego skarbu wiary, który zgodnie z tradycją od czasów apostolskich zawsze i wszędzie jest strzeżony w Kościele”. Pastorał jest znakiem pełnienia przez biskupa zadania pasterza, czyli tego, który będąc przewodnikiem odpowiedzialnym za lud Boży, prowadzi go i wskazuje drogę (por. Ps 23,4). Biskup używa pastorału, gdy idzie w procesji, gdy słucha czytania Ewangelii, wygłasza homilię, przyjmuje śluby lub przyrzeczenia, wypowiada wyznanie wiary; podczas błogosławieństwa osób. W czasie celebracji liturgicznych biskup zakłada także mitrę. To nakrycie głowy ma mu przypominać o ciągłym dążeniu do świętości. Symbolika mitry odwołuje się do tekstów biblijnych mówiących: „iż mitra jest rodzajem turbanu z napisem: »Poświęcony dla Jahwe«” ks. dr Maciej Staszak © rkw © rkw Insygnia biskupa Tron arcybiskupa lubelskiego 11 Nauczanie papieskie I słowami zwykło się nazywać „duchem Asyżu”, ważne jest, by nie zapominać, jaką wielka wagę przywiązywano do tego, by międzyreligijne spotkanie modlitewne nie stało się okazją do interpretacji synkretycznych, opierających się na koncepcji relatywistycznej. Dlatego na samym początku Jan Paweł II oświadczył: „To, że przybyliśmy tutaj, nie znaczy, że zamierzamy szukać religijnego porozumienia albo dyskutować na temat naszych przekonań. P 12 Benedykt XVI, Castel Gandolfo, 2 IX 2006 r. Papież Benedykt XIV – lotnisko Quatros Vientos, Madryt O autorytecie słów kilka rofesor Barbara Skarga, filozof, historyk filozofii, absolwentka Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie, łączniczka AK, aresztowana w 1944 r. przez Rosjan, skazana na 11 lat łagrów, pisała: „Nie mam autorytetów i nie lubię autorytetów. Wydaje mi się, że w stosunkach międzyludzkich wystarczy wzajemny szacunek”. Czym jest autorytet dziś? Czy to słownikowe „społeczne uznanie i prestiż”? A może ktoś o przywódczych cechach, silnej charyzmie i wysokim poziomie inteligencji? Albo rodzaj kredytu zaufania do kogoś, jego uczciwości, profesjonalizmu, bezstronności? Czy autorytetem może być dziś rodzic? A może szkoła? Kościół? Media? I wreszcie – czy nadszedł zmierzch autorytetów, a światowy kryzys dopadł i tę dziedzinę? Niewątpliwie żyjemy w czasach, w których trudno o dobre przykłady, prawdę, uczciwe postępowanie, bezinteresowność i sprawdzone, odwieczne wartości. W to, że są – nikt nie wątpi, ale gdzie ich szukać – to już trudniejsze zadanie. Zakrzyczane, wyśmiane, sprowadzone do poziomu nieżyciowych, niemodnych Nie znaczy też, że religie mogą pojednać się ze sobą na płaszczyźnie wspólnego zaangażowania w realizację ziemskiego planu, który stałby się ważniejszy niż one same. Nie jest też ustępstwem na rzecz relatywizmu w wierzeniach religijnych” („L’Osservatore Romano”, wyd. polskie nr 10/1986, s. 1). [...] Takiego wyboru dokonano w 1986 r., i taki wybór powinien obowiązywać do dziś. © Magda Opoka nicjatywa, z jaką wystąpił przed dwudziestu pięciu laty Jan Paweł II, ma charakter trafnego proroctwa. Dzięki jego zaproszeniu, skierowanemu do zwierzchników religii światowych, by wspólnie zaświadczyli o pokoju, można było jednoznacznie stwierdzić, że religia może być jedynie zwiastunem pokoju. Jak nauczał Sobór Watykański II w Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich Nostra aetate, „nie możemy [...] wzywać Boga jako Ojca wszystkich, jeśli wobec niektórych ludzi, stworzonych na obraz Boży, nie chcemy postępować po bratersku” (n. 5). Pomimo różnic, charakteryzujących odmienne wyznania religijne, uznanie istnienia Boga, do czego ludzie mogą dojść również na podstawie samego zetknięcia z dziełem stworzenia (Rz 1, 20), musi skłaniać wierzących do uznania innych ludzi za braci. Nikomu więc nie wolno wykorzystywać różnic religijnych jako przesłanki lub pretekstu do przyjęcia wojowniczej postawy wobec innych ludzi. [...] Aby nie zrozumieć opacznie sensu tego, o co chodziło Janowi Pawłowi II w 1986 r., a co zgodnie z jego własnymi i nie na dzisiejsze czasy – gdzieś się podziały, zagubiły, rozproszyły. Ich brak odczuwamy wszyscy: dzieci, bo pogubili się gdzieś kompletnie niektórzy rodzice i mylą podstawowe wartości; dorośli, bo w dzisiejszym świecie zamiast być oparciem, sami czują się jak bezradne dzieci; nauczyciele, bo zamiast wiedzy, serca i wsparcia wypełniają tabelki, piszą sprawozdania, programy i ewaluacje powyższych, podobnie lekarze, księża. Wspominamy wielkie nazwiska, słynnych mędrców, może naszych mistrzów i nauczycieli, ale to już czas przeszły. Zanika autorytet władzy, instytucji państwowych, kryzys dotknął bezsprzecznie i tych, którzy zwykle jako uznawane autorytety byli traktowani. Coś się skończyło, coś się wypaliło rujnując pewne stałe, niezmienne podstawy w naszym współczesnym świecie i życiu. Jednocześnie przeogromny głód, wielkie pragnienie czegoś trwałego, dobrego i mocnego trawi współczesnego człowieka. Nie da się bowiem żyć w chaosie, lęku, niepewności, a brak autorytetu takie skutki powoduje. Dom, władza, szkoła, państwo, kościół, sąd Z belferskiego notatnika zapomniały jakby o tym, że „autorytetu sztucznie się nie stworzy. Upominanie się o niego zwykle dowodzi, że się go nie posiada. Trzeba, by autorytet wypływał z wartości moralnych i intelektualnych, a wtedy jest on trwałym i poważanym”. Czy Ty możesz być dla kogoś dobrem, wartością? Czy ja, belfer, mogę dla kogoś stać się autorytetem? Tu i teraz, właśnie dziś, gdy na naszych oczach z hukiem rozpadają się systemy polityczne, a osoby uznawane dotychczas za wielkie autorytety tracą swą wiarygodność? Wszak „autorytet to misterium. Jego powstanie otacza tajemnica, ale upadek jest czymś namacalnym”. A potem jest już tylko pustka, wyrwa, boląca rana, która długo się będzie goić, o ile człowiek jeszcze w ogóle komuś zaufa. A potrzeba tylko rozumnego, dobrego postępowania, rozwagi, szacunku do tych wartości, które mają swą stałą, wysoką cenę, szacunku do drugiego człowieka, patrzenia na niego z miłością, wymagania od siebie i od innych i żelaznej w tym konsekwencji. Czy to jest takie trudne? Jeszcze jak! Renata Miłosz J an Paweł II miał wiele tytułów. Jednym z nich było określenie „papież modlitwy”. Świadkowie jego życia i pontyfikatu wielokrotnie podkreślali, że zarówno osobista wiara, jak i posługa Jana Pawła II dla Kościoła wieków z różańcem w ręku przychodzili tu pielgrzymi różnych stanów, rodziny i całe parafie, aby od Maryi uczyć się miłości do Chrystusa. I wybierali w ten sposób szkołę najlepszą. Rozważając bowiem tajemnice radosna i bolejąca, i chwalebna, zawsze u boku Syna – jest równocześnie obecna pośród naszych codziennych spraw. Rytm różańcowych pacierzy odmierza czas na polskiej ziemi – przenika go i kształtuje. Jakkolwiek toczyły się Papież modlitwy o różańcu powszechnego w modlitwie znajdowały swoje źródło i moc. W sanktuarium Matki Bożej Ludźmierskiej, nazywanej „Gaździną Podhala”, Ojciec Święty powiedział: „Cześć dla Maryi nierozerwalnie łączy się z różańcem. Tutejszy lud, który odznacza się prostą i głęboką wiarą, zawsze miał poczucie tego, jak wspaniałym źródłem życia duchowego może być modlitwa różańcowa. Od różańcowe, patrzymy na misterium życia, męki, śmierci i zmartwychwstania Pana Jej oczyma, przeżywamy je tak, jak Ona w swym matczynym sercu je przeżywała. Odmawiając różaniec, rozmawiamy z Maryją, powierzamy Jej ufnie wszystkie nasze troski i smutki, radości i nadzieje. Prosimy o to, by pomagała nam podejmować Boże plany i by wypraszała u Syna łaskę potrzebną do wiernego ich wypełniania. Ona – ludzkie dzieje – w radości z owoców codziennego trudu, w bolesnym zmaganiu z przeciwnościami czy w chwale odnoszonych zwycięstw – zawsze odnajdywały one swoje odbicie w tajemnicach Chrystusa i jego Matki. Dlatego przywiązanie do modlitwy różańcowej nigdy nie wygasło w sercach wiernych, a dziś zdaje się jeszcze bardziej umacniać.” Bł. Jan Paweł II Ludźmierz, 7 VI 1997 r. Nowy rok przedszkolny rozpoczęty W Puławskie przedszkolaki odpowiadają na pytania Kto to jest święty? Zuzia (6 lat): Święty to jest Mikołaj, Pan Bóg, Maryja, może być i jeszcze Pan Jezus. Gabrysia (6 lat): Święty to ma brodę, czapkę czerwoną i daje zabawki. cze, bo boi się tego, co jest mu nieznane. Ważne, aby rodzice szczerze rozmawiali o swoich obawach z nauczycielką, aby zaufali jej wiedzy i doświadczeniu. Bo © J. J. Bojarski akacje, wakacje i... po wakacjach. Wszystko co dobre, szybko się kończy. Miło było odpocząć, zrelaksować się, odstresować, nabrać sił do pracy. Znów mamy nowy rok szkolny, dla najmłodszych – przedszkolny. Większość dzieci powróciła do swoich przedszkoli, jednak część z nich przyszła tu po raz pierwszy. „Starym” przedszkolakom jest łatwo, bo się znają, znają swoje panie, znają zabawki, pomieszczenia. Wiedzą gdzie jest szatnia, gdzie łazienka, nawet to, gdzie ma swój pokój pani dyrektor. „Nowym” jest trudniej, i nie tylko maluchom. Czterolatkom czy pięciolatkom, które przyszły pierwszy raz do przedszkola, jest tak samo ciężko. Nie wiedzą, co je tam czeka, kogo spotkają, czy rówieśnicy będą chcieli się bawić, czy będą ładne zabawki, czy pani będzie miła. Często wtedy płaczą, buntują się, nie chcą iść do przedszkola. Czasami ten bunt przychodzi po dwóch, trzech dniach. Rodzice martwią się, myślą, że skoro ich dziecko płacze, to przedszkole jest kiepskie albo pani niemiła. A dziecko pła- Stasio Bojarski poznaje świat trudne dni na pewno miną, wcześniej czy później. Ważne też, aby rodzice byli pewni tego, że chcą, aby ich dziecko było przedszkolakiem. Jeżeli rodzice nie będą zdecydowani, a pełni obaw, to tę niepewność przekażą swoim dzieciom i tym trudniej będzie im przystosować się do nowych warunków. Rodzice Bartek (3 lata): Święty jest Mikołaj, przynosi prezenty, ma czerwone ubranie, ma białą brodę i mieszka z reniferami. Co to jest Biblia? Ola (6 lat): Biblia to święto biblioteki. Zuzia (6 lat): Biblia to jest taka książka, w tej książce są rzeczy o Panu Bogu. muszą „uzbroić” się w cierpliwość i przeczekać w spokoju ten trudny czas. Spokój, opanowanie i konsekwencja to prawdziwi sprzymierzeńcy rodziców „nowych” przedszkolaków i nie tylko. Aby ułatwić dziecku wejście w nowe środowisko, można pozwolić mu na zabranie do przedszkola ulubionej zabawki, maskotki, przytulanki. W ten sposób dziecko będzie miało ze sobą „kawałek” domu, czegoś dobrze znanego i kochanego, będzie mu łatwiej przetrwać okres adaptacji. Trzeba tylko zadbać, aby zabawka nie była zbyt mała, bo łatwo może się zgubić, i dosyć trwała, aby nie popsuła się w rękach ściskającego ją malucha. Ważna jest także postawa personelu, zarówno pedagogicznego, jak i pomocniczego. Jeżeli panie szczerze cieszą się ze spotkania z dziećmi, są uśmiechnięte, pełne zapału do pracy, serdeczne i opiekuńcze, wtedy szybciej adaptują się dzieci, a rodzice są spokojni i nie rzadko wdzięczni za okazane im i ich dzieciom serce. Ania Różycka Gabrysia (6 lat): To książka, w której czyta się o Panu Jezusie, o Maryi i jak być dobrym. Bartek (3 lata): Biblia jest w bibliotece. Kasia (6 lat): Biblia kojarzy mi się ze świętami, kiedy jest choinka, są prezenty i przychodzą goście. pytała Ania Różycka 13 W zwierciadle literatury Kurtz – człowiek w nieprzeniknionej ciemności A 14 prosta. Oderwanie od światła! W symbolice chrześcijańskiej (i nie tylko) interpretowane jest ono jako znak mądrości, prawdy, dobra i piękna – wartości, które stanowią fundament kultury europejskiej, są kamieniem węgielnym naszej etyki oraz określają wizję świata i człowieka wpisaną w zachodni porządek cywilizacyjny. Człowiek, który znajdzie się nagle, w sposób dosłowny lub w sensie metaforycznym, z dala od europejskiego kręgu kultury, straci kontakt ze światłem. Nie nosząc go w sobie, może wówczas pogrążyć się w ciemności. za finansowy sukces Kurtza nie płaci on, płacą inni – afrykańscy tubylcy poddani tyranii białego człowieka, który staje się dla nich „bogiem”, panem ich życia i śmierci. I oto Kurtz czuje też potęgę władzy, niczym Mickiewiczowski Konrad nie tylko żąda, ale i w odróżnieniu od bohatera romantycznego zyskuje „rząd dusz”. Wykorzystuje swoją wyższość cywilizacyjną, zatracając jednocześnie europejską duchowość i wyzwalając w sobie najgorsze instynkty. Historia Kurtza stanowi przestrogę dla każdego z nas, pokazuje, kim możemy się stać, gdy zyskujemy całkowitą http://www.doctormacro.com/Movie%20Summaries.htm pokalipsa. Najbardziej tajemnicza księga Biblii. W potocznym rozumieniu kojarzy się głównie z katastroficzną wizją końca świata, Sądu Ostatecznego, którego wyobrażenie budzi nieopanowany strach w ludzkich sercach. W rzeczywistości to optymistyczna i pełna nadziei eschatologiczna prawda o ostatecznym zwycięstwie dobra nad złem, Chrystusa nad szatanem, kiedy to Niewiasta obleczona w słońce zetrze głowę węża. Nie wiadomo, czy będziemy świadkami Apokalipsy w naszej doczesności, ale pewnym jest, że czasy ostateczne staną się i naszym udziałem tak jak wszystkich ludzi, których nosiła ta ziemia. Mimo iż Apokalipsa jeszcze się nie spełniła, ludzkie przeżywanie skrajnego cierpienia, zagłady, strachu czy powszechnego zła uczyniły z niej doświadczenie obecne w życiu niektórych generacji, chociażby pokolenia Kolumbów zwanego niejednokrotnie pokoleniem spełnionej Apokalipsy, której źródła tkwiły w zbrodniczych systemach XX-wiecznych totalitaryzmów. I wydawać by się mogło, że to już przeszłość, dla niektórych nawet zamierzchła historia, jednak odważę się stwierdzić, iż czas Apokalipsy może urzeczywistnić każdy z nas – Ty i ja, wystarczy jedynie oderwać się od korzeni naszej europejskiej cywilizacji, a w naszym zwierciadle pojawi się niepokojące oblicze kolejnego Kurtza, który czas Apokalipsy uczyni czasem teraźniejszym. Ta prowokująca hipoteza niech zachęci do lektury książki Josepha Conrada Jądro ciemności lub obejrzenia jej filmowej adaptacji w reżyserii F. Coppoli, który swojemu dziełu nadał tytuł inspirujący do powyższych rozważań – Czas Apokalipsy. W nieprzeniknionej ciemności błądzi człowiek… Idzie po omacku, nie dostrzega dróg, które już ktoś dla niego przygotował, nie czyta znaków, bo ich nie widzi, czyhają na niego niebezpieczeństwa i pułapki, ale i on sam stanowi niejedno zagrożenie dla innych. Ciemność zawsze przeciwstawiana była światłu, już od chwili, gdy Duch Boży, unoszący się nad przestworzami, oddzielił je na zawsze od siebie. Ciemność i światło zatem wykluczają się wzajemnie, ale i warunkują swoje istnienie. Bez ciemności nie moglibyśmy bowiem doświadczyć pełni blasku światła. Co nasze życie czyni ową nieprzeniknioną ciemnością? Odpowiedź jest Marlon Brando jako Kurtz w filmie Czas Apokalipsy W takiej sytuacji oderwania od korzeni znalazł się bohater Conrada – Kurtz – tajemniczy „wysłaniec litości i nauki”, który na Czarnym Lądzie miał nieść światło barbarzyńskim tubylcom. Paradoks sytuacji kryje się w fakcie, iż zamiast światła przyniósł ciemność. Zniszczył nią zarówno siebie, jak i innych. Kurtza gubią bowiem dwie namiętności – żądza bogactwa i władzy – pożądania, którym współczesny człowiek też nie potrafi się oprzeć. Niosąc je w sobie w daleki świat, gdzie żadne hamulce nie powstrzymają go już w realizacji ukrytych pragnień, ujawni całą prawdę o sobie, ale i o nas, gdyż ani Ty ani ja nie wiemy, jak zachowalibyśmy się na miejscu Kurtza. Być może skusiłaby nas pozorna wartość kości słoniowej, za którą bylibyśmy w stanie zapłacić każdą cenę. W rzeczywistości przewagę nad innymi i wyzwalamy się z pozornych więzów naszej kultury, bo, jak się okazuje, to nie pęta, lecz „pas bezpieczeństwa” dla człowieka, który pozbawiony drogowskazów, zasad i norm moralnych staje się bestią. Myślę, że warto przywołać tę historię, gdyż dziś tak powszechną tendencją współczesnej Europy jest wyzwalanie się z tego, co od wieków było istotą europejskości, a J. Conrad określił to dobitnie lapidarnym stwierdzeniem „Tak trzeba”. Zawiera się w nim cały kodeks etyczny Europy zbudowany na fundamencie chrześcijaństwa, pojęciu starożytnej cnoty i etosie rycerskim. Szlachetność, honor, odwaga, odpowiedzialność, uczciwość, miłosierdzie to wartości stanowiące treść Conradowskiej etyki, ale dziś przez wielu uważane za przeżytek, a nawet za szczurów” lub po prostu potrafiący się jeszcze zadumać nad sobą i światem oraz pytający: „skąd przychodzimy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy” przegrywa w doczesnym wymiarze życia, ale warto pamiętać, że jego zwycięstwo kryje się w czym innym. Otóż nigdy nie będzie musiał powtórzyć jak echo za głosem Kurtza: „Zgroza! Zgroza!” i ocali swoją godność przed obliczem ludzi i Boga, co wydaje się, mimo wszystko, cenniejsze od wszelkich bogactw i zaszczytów tego świata, bo człowiek bez szacunku dla samego siebie nigdy nie jest i nie będzie szczęśliwy. Migocące niepokojąco światło Marlowa wyraża się w jednym, z pozoru błahym, fakcie. Bohater bowiem po powrocie broni dobrej opinii Kurtza i okłamuje jego narzeczoną. Co nim kieruje? Trudno określić, gdyż Conrad w całej swej twórczości sugeruje, że prawda o człowieku kryje się głęboko w jego duszy i trudno wydobyć ją na powierzchnię, aby w pełni pojąć i zrozumieć. Fakt kłamstwa pozostaje jednak dowodem w sprawie złego ziarna, które, niestety, wydało plon. Joseph Conrad stawia nam pytania, na które każdy z nas powinien sobie dla własnego dobra odpowiedzieć. Co dzieje się z człowiekiem, gdy osiąga całkowitą wolność egzystencjalną, odrzucając Boga? Czy istnieje jakiś „ekwiwalent” religii, który pozwoliłby wydobyć nasze człowieczeństwo, a zahamować instynkty prowadzące do nienawiści, wojen, konfliktów i despotycznej władzy krzywdzącej całe rzesze ludzi? Co czyni człowiek słaby, gdy zamiast Boga uznaje nad sobą wyższość drugiego człowieka i podporządkowuje jemu swoje życie? Gdzie kryje się „jądro ciemności” współczesnego Europejczyka? http://www.listal.com/viewimage/1881003h dowód ludzkiej naiwności. Odejście od tych zasad może jednak stopniowo prowadzić Europę na manowce barbarzyństwa i doprowadzić do sytuacji, gdy społeczność Starego Kontynentu stanie się społeczeństwem Kurtzów – „bogów” decydujących o swoim i cudzym życiu według kryteriów władzy i bogactwa jako najwyższego dobra jednostki. Świadomość Kurtza każe mu jednak u kresu – gdy patrzy śmierci w oczy – podsumować swoje życie jednym krótkim: „Zgroza! Zgroza!”. Trudno jednoznacznie określić sens tych słów, niemniej ich wydźwięk nie budzi pozytywnych skojarzeń. Ten przebłysk świadomości i moralnej odpowiedzialności bohatera ocala najwyżej tylko jego, gdyż pozostawia on jednak po sobie ziarno zła, jakie być może zakiełkuje w tych, którzy spotkali go w swoim życiu. Jednym z nich jest Marlow – kapitan, marynarz, ale i wrażliwy intelektualista. Wyrusza w podróż swojego życia na spotkanie z Kurtzem, powoli poznając najpierw jego legendę, a potem samego jej bohatera. Marlow w głębi Czarnego Lądu pozostaje Europejczykiem. Wiezie w sobie światło, a to, co widzi, odbiera jako spełniającą się za przyczyną człowieka Apokalipsę. Doskonale zdaje sobie sprawę, że patrzy na skrajny przejaw zła. Bo czyż nie są nim ludzkie głowy powbijane na pal? Coś jednak niepokoi w postawie tego bohatera. Otóż odczuć można pewną fascynację Marlowa Kurtzem, która pozostaje tajemnicą jego duszy. Potęga Kurtza kusi i jego, ciekawi, zaprząta umysł, każe pokonać wiele przeszkód, aby poznać tego człowieka. Marlow to „jeden z nas” – Europejczyk w rozumieniu dosłownym i aksjologicznym. Próbuje bronić moralnego ładu, być może pragnie uświadomić Kurtzowi jego demonizm, który obudził w sobie w zetknięciu z afrykańską dziczą. Marlow potrafi z dala od źródła światła nieść je w sobie, ale jego ostatnie decyzje pokazują, iż zaczyna się ono robić coraz bledsze. Może bez owego źródła nie jesteśmy w stanie trwać na straży wartości, może jako ludzie okazujemy się na to za słabi i w zetknięciu z pierwotną naturą oraz barbarzyńskim ludem pozostają nam już tylko instynkty i podporządkowujące sobie wszystkich brutalne prawo dżungli? A może my, Europejczycy, w XXI wieku nie musimy już opuszczać Starego Kontynentu, aby sobie i wszystkim wokół zafundować „czas Apokalipsy”? W końcu prawo silniejszego rządzi już naszym życiem. Człowiek słaby, nieprzystosowany do walki o sukces, niegotowy na „wyścig Pozostawiam Ciebie, Drogi Czytelniku, z tymi pytaniami, podsuwając tylko jedną krótką odpowiedź: „Któż jak Bóg!”. Tylko On jest Panem Apokalipsy, która niesie dobro, a zwycięża zło! Joanna Kurlej Humor ojców pustyni Do brata, który w sposób przesadny chwalił pewnego starca, abba Makary powiedział: – Zważ, bracie, na to, że często chwalimy innych proporcjonalnie do szacunku, jaki żywią wobec nas. *** Pewien starzec bał się starości i starał się ukryć swe lata. Spotkał kiedyś innego starca i zapytał: – Ile lat żyjesz, bracie, że masz tyle siwych włosów? – Pięćdziesiąt. – Pięćdziesiąt lat? Co za straszny wiek. Robi mi się gęsia skórka na samą myśl... – Dlaczego? Masz z nich aż tak złe wspomnienia? *** Pewnego dnia abba Teokryt został zaproszony przez bardzo bogatego człowieka do odwiedzenia jego ogrodu. – Widzisz te krzewy, ojcze? Sprowadziłem je z Astipalei, każdy kosztował mnie 300 denarów. A te cudowne drzewa? Pochodzą z Attyki: płaciłem za nie po 3000 denarów. Niezwykłej rzadkości kwiaty w tych wazach kosztowały po 30 000 denarów... W tym momencie starzec przerwał mu i powiedział: – Zadaję sobie pytanie, ilu cudów dokonałby Pan Bóg, gdyby stwarzając świat, miał wszystkie twoje pieniądze... *** Pewien człowiek ze sfer rządzących Aleksandrią, wielki przyjaciel abby Hilariona, przybył pewnego dnia do jego celi: – Wiesz, abba, że w moim życiu odniosłem wielki sukces. Nie chlubię się tym. Jest mi bardzo trudno być uprzejmym i pełnym miłości dla tych, których spotykam, tylu ich jest... – Nigdy nie zapominaj – powiedział starzec – że ludzi, których spotykasz idąc pod górę, spotkasz także przy powrocie. Cytaty z książki: R. Kern, Humor ojców pustyni, KERYGMA, Lublin, 1991 15 D ziękuję koledze Wojciechowi Kosteckiemu za uzupełnienie mojego artykułu Św. Ekspedyt – znany i nieznany (nr 2, 2011) zawarte w „Erracie do świętego Ekspedyta” (nr 9, 2011), a przede wszystkim za próbę umiejscowienia Ekspedyta, rzymskiego żołnierza, w tak odległej przestrzeni historycznej, w której żył, dzielnie walczył dla rozbudowy imperium i na koniec poniósł męczeńską śmierć, sprzeciwiając się imperatorowi. Zerwał bowiem cesarski edykt wzywający do oddawania czci bożkom, niszczenia kościołów i palenia ksiąg liturgicznych, co skutkowało natychmiastowym uwięzieniem i skazaniem na śmierć. Został ścięty 19 kwietnia 303 roku wraz z pięcioma towarzyszami w czasie prześladowań za czasów Dioklecjana w armeńskiej Melitenie. kiedy i gdzie ponieśli śmierć, i gdzie najpierw otaczano ich czcią. Bollandyści – oo. jezuici, kontynuujący prace hagiograficzne zapoczątkowane w XVII w. przez o. Jeana Bollanda poświęcone zebraniu wszystkich możliwych danych o katolickich świętych, sądzą, że imię Ekspedyt powstało na skutek błędnego odczytania imienia Elpidiusz”. Początkowo, w czasach wczesnochrześcijańskich, kult świętych rozwijał się w sposób spontaniczny. Podstawowym faktem świadczącym o tym, że dana osoba po śmierci cieszy się szczególnymi względami u Boga, były czynione przez nią cuda. Aby zapobiec dowolnej interpretacji faktów w tym względzie, kontrolę przejęli biskupi, którzy musieli wyrażać zgodę na czczenie danej osoby jako świętej. W 1146 roku Eugeniusz III zastrzegł wyłącznie grabarze pakowali szczątki zmarłych do setek pudeł. Ich przewożenie, ze względu na ogrom przedsięwzięcia, miało się opóźnić o miesiąc. Jednak uwagę pracowników firmy, która się tym zajmowała, przykuło pudło z napisem „expedite”, co w języku angielskim oznacza – przyspieszyć, szybko załatwić (dosł. „pilna przesyłka”). W ten sposób prochy św. Ekspedyta niezwłocznie znalazły się na nowym cmentarzu. Inna z legend głosi, że w dniu, w którym zdecydował się nawrócić na chrześcijaństwo, ukazał mu się diabeł pod postacią kruka, nakłaniając go, aby odłożył realizację postanowienia na następny dzień. Św. Ekspedyt zmiażdżył ptaka stopą oświadczając: „Zostanę chrześcijaninem dzisiejszego dnia”. A jak wiadomo, dla hakerów szybkość transferu danych i nieodkładanie spraw Święty o wielu imionach Rozstrzygnięcie dylematu, w którym Legionie, XII czy XIII, służył Ekspedyt, może być istotne dla ustalenia historycznej poprawności jego życiorysu, ale występujące od wieków w tym temacie rozbieżności między hagiografami nie deprecjonują istoty sprawy – jego heroicznego czynu w obronie wiary. I to jest najważniejsze. Pojawia się także różnica zdań odnośnie jego imienia, co w konkluzji swojego artykułu zauważa autor Erraty...: „Ormianie czczą (go jako) św. Meneasa, nazywając go Arakahas, co oznacza dokładnie to samo, co łacińskie expeditus. To kolejny wątek w naszej historii. Czyżby jedna osoba znana pod różnymi imionami?”. Otóż właśnie należy postawić nieco przewrotne pytanie, które zadawali sobie także piszący żywoty świętych: Jak miał na imię Ekspedyt? Z różnorakich opracowań badaczy dziejów kościoła nie wynika w tej kwestii jednoznaczna odpowiedź. Są tylko przypuszczenia, domysły, presumpcje. W przewodniku onomastyczno-hagiograficznym Twoje imię, autorstwa ks. Henryka Frosa SI i dr. Franciszka Sowy (Wyd. Apostolstwo Modlitwy, Kraków 1975), w dziele znanym i uznanym, znajdujemy taki zapis pod hasłem Ekspedyt: „[...] jest zarazem postacią znaną i nieznaną. Jest postacią nieznaną, bo oprócz krótkiego wspomnienia zamieszczonego w niektórych martyrologiach i w Breviarium Syriacum nic zgoła o nim nie wiemy. Tam, gdzie jest wspominany, należy do mniej lub bardziej licznej (w zależności od rozmaitych wersji) grupy męczenników, o których nie wiemy, 16 dla papieży prawo kanonizacji, które w następnych wiekach było kilkakrotnie modyfikowane; ostatnio w 1983 roku przez Jana Pawła II. Najnowsze oficjalne wydanie Martyrologium Romanum (Martyrologium Rzymskie), uzupełnione na polecenie Soboru Watykańskiego II i promulgowane przez Jana Pawła II, ukazało się w 2004 r. Św. Ekspedyt figuruje tam w kategorii świętych katolickich, grupującej osoby ogłoszone świętymi, wobec których pozwala się na powszechny kult w skali całego Kościoła katolickiego. Jako ciekawostkę warto przypomnieć, że kilka lat temu, 19 kwietnia, w dzień wspomnienia św. Ekspedyta, hakerzy komputerowi, szczególnie ze środowisk amerykańskich, przeprowadzili atak na strony internetowe wielu organizacji kościelnych, a także na watykański serwis internetowy. Był to swoisty odwet za odmowę przyznania im przez Watykan patronatu św. Ekspedyta. Hakerzy nie chcieli przyjąć do wiadomości, że od 2002 r. zamiast św. Ekspedyta, którego uważają za swego patrona, opiekunem informatyków, programistów i internautów uczyniono św. Izydora z Sewilli, który w VII w. stworzył swoistą „bazę danych” – dwudziestotomową encyklopedię, tzw. etymologię – podsumowanie wszystkiego, co w tamtym czasie człowiek wiedział o świecie. Dlaczego hakerzy uparli się akurat na św. Ekspedyta? Chodzi zapewne o apokryficzną historię związaną z tym rzymskim żołnierzem. Otóż, gdy w roku 1781 likwidowano podparyski cmentarz, na którym był on pogrzebany, do jutra jest nieodzownym atrybutem skutecznego działania. Jakkolwiek było, cześć świętego nieznana we wczesnym średniowieczu zyskała żywiołową popularność w czasach najnowszych. Spontanicznie nadano mu tytuł patrona od spraw pilnych, nie cierpiących zwłoki i dopracowano jego historię. Ta cześć, ożywiona od połowy XIX w. szczególnie w krajach romańskich, ogarnęła potem Niemcy i dotarła do Polski, gdzie nasz święty występuje także pod imieniem Wierzyn (człowiek, któremu można wierzyć). Jak czytamy w cytowanym wyżej przewodniku Twoje imię, oprócz spraw osobistych, polecano mu sprawy społeczne i publiczne całej Polski. Zdarzały się przypadki stosowania form wręcz zabobonnych: odmawiania modlitw w pewnej liczbie lub o pewnej porze, stąd wydane zarządzenia Stolicy Apostolskiej, która błędne praktyki zganiła, w niczym jednak ufności w pomoc świętego nie naruszając. Można przyjąć, że św. Ekspedyt, jeśli takim imieniem spośród wszystkich innych, jakie mu przypisywano, będziemy go nazywać, stanowi symbol wszystkich niezapisanych z imienia w Martyrologium rzymskich żołnierzy – legionistów (a jest ich wielu), którzy uwierzyli w naukę Jezusa Chrystusa i w obronie tej wiary oddali swoje życie. Ożywienie jego kultu w XVII wieku można uznać za nieprzypadkowe zrządzenie Bożej Opatrzności, wskazującej, abyśmy zaczęli ich życie poznawać i odkrywać na nowo. Władysław B. Kapciak Chrześcijaństwo w pigułce Kluczyk do szafki W stanie się On dla Ciebie Kimś najważniejszym, Kimś przez duże „K”. Budowanie relacji z Bogiem, to proces, to coś, czego nie da się określić równaniem, podać złote reguły, które powiedzą, że jeżeli zrobisz to i tamto, to na pewno doświadczysz. Ale praktyka Kościoła wskazuje na pewne narzędzia, dzięki którym można tę relację budować. Narzędzia najczęściej leżą w jakiejś szafce lub skrzynce. Pierwszą zatem rzeczą, którą należy zrobić chcąc ich użyć, to otworzyć szafkę. Żeby otworzyć szafkę, trzeba mieć klucz. Co jest tym kluczem, który otwiera nam dostęp do tych © rkw iele razy w życiu słyszałeś: Bóg Ciebie kocha, Bóg czyni cuda, trzeba się modlić, a życie będzie łatwiejsze, trzeba zaufać, Bóg się o wszystko zatroszczy. Ładnie się tego słucha. Mało tego – Ty nawet w to wierzysz! Wierzysz, tylko tego nie doświadczyłeś. Wiesz, że Bóg Cię kocha. Ale jak można doświadczyć miłości Kogoś, kogo nie widać? Jak można zobaczyć, że niewidzialny Bóg się o mnie troszczy, zwłaszcza że moje potrzeby są bardzo konkretne: brakuje mi 500 złotych, a nie 150 i boli mnie nerka, a nie serce. Drzwi kościoła św. Anny w Kazimierzu A jak doświadczyć miłości żony? Najpierw trzeba ją mieć, a potem zbudować z nią relację bliskości, która będzie odwzajemniona. Inaczej kandydat na męża wyglądałby jak klient, który zamówił danie i teraz ma prawo marudzić, bo zapłacił. Taka gwiazdka z nieba. Bez mojego udziału. Tak po prostu. I my tak często traktujemy Boga. Jak dobrego dżina zamkniętego w butelce, którą się otwiera tylko wtedy, kiedy dżin jest potrzebny. A na co dzień buteleczka stoi zamknięta z naklejką: „Na czarną godzinę”. A Bóg nie chce być dżinem, On chce wchodzić z Tobą w relację! Dopiero jak wejdziesz z Nim w bliską relację, kiedy będziesz do Niego mówił, kiedy będziesz Go słyszał, wtedy będziesz Go doświadczał. Stanie się to wtedy, kiedy narzędzi? Od czego mam zacząć, żeby doświadczać działania Boga na własnej skórze? Odpowiedź brzmi: wybierz Jezusa Chrystusa jako swojego jedynego Pana i Zbawiciela! Cóż to znaczy? Mówimy, że chrześcijaństwo jest religią Słowa. Słowo ma dla nas wielką wagę. Przez Słowo Bóg stworzył świat, nie potrzebował żadnych magicznych sztuczek, tylko Słowo. Przez Słowo otrzymujemy wiarę, dzięki Słowu możemy usłyszeć samego Stwórcę. Z tego powodu kluczem otwierającym tę szafkę z narzędziami jest również słowo. Wybrać Jezusa na swojego jedynego Pana i Zbawiciela, to wypowiedzieć słowo, deklarację, że od tej pory, to nie ja, ani nikt inny, tylko Jezus będzie kierował moim życiem. To bardzo ryzykowna decyzja. Lubimy trzymać rękę na wszystkim, mieć poczucie, że jesteśmy panami sytuacji, panami życia – swojego i innych. A tymczasem wiara wymaga od nas, żeby to Jezus rządził, a nie Ty, żeby to On był Bogiem, a nie ja! Mamy bardzo wielu panów, niektórych z nich nawet nieświadomie. Takim panem może być pieniądz, nałóg, grzech, drugi człowiek lub ja sam. Ktoś albo coś, czemu podporządkowane jest moje życie. Pamiętam któregoś roku na Przystanku Jezus śpiewaliśmy pieśń, w której padły słowa, że „Jezus jest Panem”. Podbiegł do nas jeden z woodstokowiczów, ubrany w koszulkę z narysowanym granatem i podpisem „Rzuć na tacę” i krzyknął: „Tylko pies może mieć pana!” Jeden z księży podszedł do niego i pokazując na tę koszulkę powiedział: „Ty też masz pana. Skoro innym wytykasz pieniądz, to znaczy, że sam jesteś od niego uzależniony”. Można być bezdomnym biedakiem i być niewolnikiem pieniądza i można być milionerem wolnym od pieniędzy. Wszystko rozgrywa się w sercu: kto jest w nim pierwszy? I jeżeli człowiek dokonuje wyboru Jezusa, to może On wtedy działać swobodnie. Bóg nie chce nigdy wchodzić do nas na siłę. Jest w Apokalipsie takie słowo: „Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną” (Ap 3, 20). To Ty musisz otworzyć. Jezus za Ciebie tego nie zrobi. Decyzja należy do Ciebie. Ale jeżeli otworzysz – wtedy zaczyna się prawdziwa uczta! Jezus zasiada z Tobą do stołu i zaczyna się dialog, zaczyna się relacja i możesz wtedy powiedzieć: znam Go, widziałem Go, słyszałem, doświadczyłem. Jeśli chcesz zatem dokonać tego wyboru teraz i zacząć nowe życie z Chrystusem, możesz to zrobić wypowiadając słowa tej prostej modlitwy: „Panie Jezu, do tej pory to ja sam byłem swoim panem. To ja rządziłem, to ja decydowałem. Ty wiesz, że wiele razy z tego powodu popełniałem błędy, nie byłem szczęśliwy pod swoimi własnymi rządami. Teraz wybieram Ciebie na mojego jedynego Pana i Zbawiciela, bo wierzę, że życie z Tobą ma sens i prowadzi do szczęścia. Proszę, wejdź do mojego życia z całą swoją mocą i działaj w nim. Ty nim teraz kieruj, Panie. Wierzę, że z Tobą niczego mi nie zabraknie. Przyjdź, Panie Jezu! Amen”. ks. Michał Zybała 17 A cóż to jest przeznaczenie? Człowiek ma rozum i wolną wolę, by rozeznawać i podejmować decyzje. Człowiek nie jest zdeterminowany przez okoliczności zewnętrzne, siłę wyższą czy wewnętrzny imperatyw pchający go do określonego działania, określonych wyborów. To nie jest też tak, że Bóg określa szczegółowo naszą ścieżkę życia, określając, co będziemy robić i jakich wyborów dokonamy. Gdyby tak było, to nie byłoby przestępców – Bóg przecież dla żadnego człowieka nie zaprogramował drogi zbrodni. www.adonai.pl 18 może mieć pretensji do Boga ta, która przyklaskiwała wieczorom z piwkiem w ręku narzeczonego (który wtedy góry by dla niej przenosił, nie mówiąc już o czymś tak banalnym jak abstynencja), a teraz płacze nad mężem–alkoholikiem (który zmienić się nie chce, bo przecież nigdy wcześniej jej to nie przeszkadzało). Oczywiście z tego też może płynąć sens i dobro, tylko o ileż trudniejsza droga i ile niepotrzebnego żalu, którego mogłoby nie być przy odrobinie rozsądku i stanowczego współdziałania z Bogiem już od początku. i nadziwić się nie mogę, jak to było bez niego. Widzę męskie buty obok swoich butów, jego ręcznik obok swojego ręcznika, dwa kubki po wieczornym kakao, dwie poduszki obok siebie, jego książki o majsterkowaniu i modelarstwie obok moich Pulikowskich, Półtawskich i Knotzów, leżące w sypialni Pismo Święte, o którym przypominamy sobie wieczorami na zmianę, w zależności od stopnia zmęczenia czy stanu pamięci... i wiem, że to jest to; wiem, że nie jesteśmy tymi z wiersza Twardowskiego, co muszą „stale jedną herbatę ustawiać © rkw „Ubóstwianie” na dłuższą metę jest niemożliwe, a „drugiej połówki” po prostu nie ma – napisałam w jednym z ostatnich tekstów i... niechcący wywołałam burzę. No bo jak to?! Tętno, co bzikuje na widok przystojniaka z osiedla, słynne motylki w brzuchu na myśl o najbliższej randce, snute w przedsennym mroku wizje ukochanego w asyście parki wspólnych przyszłych brzdąców, pocałunki absolutnie najsmaczniejsze na świecie i takie, że już z nikim innym tak dobrze być nie może – czy to nie dowód na istnienie „drugich połówek”? Może i dowód, tylko że tych „drugich połówek” jest na świecie tyle, że powstałby cały gaj pomarańczy. Albo jabłek, jak kto woli. Ludzie to nie wysypane z kosza kawałki owoców, co potoczyły się od siebie daleko i całą nadzieję pokładają w wietrze, który je ku sobie zbliży albo w miotle, która je litościwie zmiecie w jedno miejsce. Ludzie to nie kluczyki i kłódeczki, które dopasują się i współistnieć będą zgodnie od chwili, gdy tylko się dotkną. Ludzie to nie puzzle o idealnie wyprofilowanych brzegach ani dziwactwa natury, co wspólną przyszłość budują w oparciu o istnienie między nimi „iskrzenia” czy „chemii”. Relacje międzyludzkie to nie hymny pochwalne na cześć partnera, a praca nad sobą nawzajem. Ludzie nie są idealni i tego od nikogo wymagać nie można. Ideałem jest Bóg. Mamy wolną wolę – za darmo, w wiecznym kredycie. Nikt nie zmusi nas do kochania albo nie nakaże przestać kochać. Gromadzimy doświadczenia, mniejsze i większe. Kogoś się lubi bardziej, z kimś się częściej i ciekawiej rozmawia, zawiązują się przyjaźnie, rodzą się uczucia – dobre i złe – a potem może z dnia na dzień rosnąca miłość. Pielęgnowana i ofiarna – staje się potężna; zachwaszczona niedomówieniami, fałszem, zazdrością i egoizmem – milknie, nigdy w rzeczywistości miłością nie będąc. Chcemy z kimś być lub nie chcemy, zrywamy znajomości lub zabiegamy o nie, a przeznaczenia, dopasowania i doskonałości w tym tyle, ile naszego zaangażowania i zaufania Bogu oraz wiary, że jakąkolwiek podejmiemy decyzję, On wyprowadzi z tego dobro i sens, jeśli nie dzisiaj, to kiedyś, w najbardziej odpowiednim czasie, na pewno. Nie Pocałunek nie jest rzeczą przypadkową. Oznacza przynależność, wierność i oddanie Po posegregowaniu góry prania i maratonie z dzieckiem na ręku opadam ciężko na kanapę i już mam na końcu języka wiązankę pretensji i utyskiwań, kiedy nagle mąż pyta, czy mam ochotę na herbatę, bo właśnie zagotował wodę i już jest mi dobrze. Przechodząc przez pokój od niechcenia wichrzy mi grzywkę i może nawet specjalnie się nad tym nie zastanawia i nie wie nawet, że ja ten gest schowam głęboko w sercu i przypominać będę sobie następnego dnia, gdy on pójdzie do pracy, a mnie się zrobi jakoś tak ciężko i nijako, i samotnie. Zmywam naczynia i dziękuję za to, że jest ktoś, kto jadł z tych talerzy razem ze mną. Patrzę, jak ściera z biurka zaschnięte kółeczka po butelkach z mlekiem dla Zosi, jak odkurza mieszkanie wiedząc, że nie lubię tego robić, jak z aparatem fotograficznym czatuje na balkonie na burzę – i zastanawiam się, na stole, mieszać jedną łyżeczką, kupić jeden bilet, samemu odwiedzać w zoo gruboskórne słonie, pocieszać się, że zając biegnie pojedynczo”... Dostaję bzika, gdy miłość mojego życia drażni się ze mną, bo wie, czego nie znoszę i zna moje najczulsze punkty. On wychodzi z siebie, żeby wbić mi wreszcie do głowy, że skorupki jajek wyrzuca się od razu do kosza, a nie do pustej szklanki. Doprowadzamy się do wrzenia dyskusjami, których jedynym celem jest negowanie wzajemnych racji i udowadnianie sobie tego, że nie było czego udowadniać. Po fochach i prychnięciach udawanej pogardy na nowo łączy nas troska o zakupy na obiad czy plany na weekend i żadnemu do głowy nie przyjdzie, że można sprzeczać się z kimkolwiek innym. Przeznaczenie? Życie mogło potoczyć się tak, że jadłabym dzisiaj małżeńskie śniadanie z Tomkiem albo przewijałabym dziecko Daniela. Może to Marka obsypywano by obok mnie ryżem przed kościołem albo Przemkowi przysięgałabym wierność. Chociaż daleko mi do wszechwiedzącej matrony z bagażem doświadczeń i mądrością wypracowaną latami, już wiem na pewno: nie tyle Tomek, Daniel, Marek czy Przemek nie byli moim przeznaczeniem, ile to właśnie z mężem, z którym dzielę to wszystko, postaraliśmy się ze wszystkich sił, żeby na to przeznaczenie zapracować. Z innymi też można stworzyć dom, też można mieć jakieś życie, jakieś dni, toczyć jakieś rozmowy i mieć jakieś marzenia, i Bóg mógłby też temu pobłogosławić i wspierać, ale to już nie będzie to samo. Teraz wydaje się, że zawsze byliśmy dla siebie i że poszukiwania, znajomości i rozczarowania były po to, żebyśmy uporządkowali sobie hierarchię wartości i, gdy się spotkamy, potrafili zsynchronizować swoją wolę z wolą Bożą, rozpoznać Jego przychylność w decyzji, jaką podejmiemy. Przychylność, a nie narzucanie i nakaz. W niektórych kręgach słusznie się mówi, że kto spodziewa się, że małżeństwo to raj, powinien sobie małżeństwo darować, bo srogo się rozczaruje. Małżeństwo to droga do raju, wzajemne prowadzenie niedoskonałego przez niedoskonałego, wspólna droga dwóch błądzących ludzi, którzy nie tracą nadziei, że dotrą do celu, bo wierzą Bogu, bo wierzą Miłości. Nie da się z powodzeniem oczekiwać od kochanej osoby, choćby najwspanialszej, umiejętności rozwiązania wszystkich problemów, sypania dobrymi radami w każdej sytuacji czy wsparcia bez względu na okoliczności. Nie da się opierać życiowej pomyślności na bezwzględnym zaufaniu najbliższemu nawet człowiekowi bez prośby o wsparcie z Nieba. Uwolnienie siebie i kogoś od tych wymagań daje wolność obydwojgu, zrzuca z ramion ciężar odpowiedzialności za nieuniknione, pozwala zejść z piedestału osoby nieomylnej, zawsze mądrej, odpowiedzialnej, czczonej i ogromnie tym przytłoczonej. Człowieka kocha się jak człowieka, ze skazami i potknięciami, a nie jak Boga. „Ubóstwianie na dłuższą metę jest niemożliwe, a drugiej połówki po prostu nie ma” – zamiast tego jest kochanie miłością z wyrozumiałością dla wad i wdzięcznością za starania, miłością, która każe o sobie samym zapomnieć; zamiast tego jest człowiek, z którym świadomie decydujemy się iść przez życie ku przeznaczeniu, które dopiero przed nami, a nie na początku drogi – ku wiecznemu życiu w sercu samej Miłości. Justyna Szychowska Plakat promujący Dzień Papieski 2011 7 października (piątek) • 9.00–12.00 i 16.00–18.00 „Śpiewajmy Ojcu Świętemu”: Przesłuchanie uczestników przeglądu pieśni i piosenki religijnej (POK Dom Chemika – sala widowiskowa) • 15.30: „Jan Paweł II: Święty aż po krańce ziemi”. Plenerowa wystawa z Oficyny Wydawniczej KWADRAT w Krakowie. Plac im. Fryderyka Chopina – organizator POK „Dom Chemika” 8 października (sobota) • 10.00: „II Parafiada Rodzin” (hala MOSiR) 9 października (niedziela) oficjalne rozpoczęcie • „Zadbajmy o zdrowie” akcja zdrowotna po Mszach Św. (kościół Św. Rodziny – Niwa) • 19.00: „Janowi Pawłowi II... z miłością” koncert słowno-muzyczny zespołu De Profundis z J. Nowickim (IUNG-PIB – sala kongresowa, ul. Czartoryskich 8)* 10–13 października (poniedziałek– czwartek) • 10.00–12.00 i 15.00–17.00: „Zadbajmy o zdrowie” akcja zdrowotna w Galerii Zielonej 13 października (czwartek) • 18.30: Msza Św. oraz projekcja filmu „13-ty dzień”* 14 października (piątek) • 16.00: „13-ty dzień” projekcja filmu dla wszystkich (POK Dom Chemika – sala widowiskowa) – organizator POK „Dom Chemika”** • 17.00: „Zadbajmy o zdrowie”. Wpływ żywienia na zdrowie człowieka. Spotkanie z J. Sobolewskim. (Urząd Miasta, sala konferencyjna)* 16 października (niedziela) • 14.00: „II Rowerowy wyścig po kremówki”. Zapisy i start: skrzyżowanie ul. Gościńczyk i Fitrowa • 19.00: „Jan Paweł II – Człowiek modlitwy” nagrodzenie zwycięzców konkursów szkolnych, „Śpiewajmy Ojcu Świętemu” – koncert laureatów przeglądu pieśni religijnej (POK Dom Chemika – sala widowiskowa)*** 17 października (poniedziałek) • 18.00: Msza Św. w kościele Św. Brata Alberta**** 18 października (wtorek) • 18.00: Msza Św. w kościele MB Różańcowej („Garnizon”)**** 19 października (środa) • 18.00: Msza Św. w kościele Miłosierdzia Bożego („pod lasem”)**** 20 października (czwartek) • 18.00: Msza Św. w kościele Wniebowzięcia NMP („na Górce”)**** 21 października (piątek) • 18.00: Msza Św. w kościele Św. Józefa (Włostowice)**** 22 października (sobota) zakończenie uroczystości: • 17.00: Msza Św. i koncert słowno-muzyczny O. Łukaszewicza i R. Grudnia, nagrodzenie zwycięzców „II Konkursu na teatralne prezentacje papieskie: Jan Paweł II – Człowiek modlitwy” (kościół Św. Rodziny – Niwa). www.dzien-papieski.pl * Liczba miejsc ograniczona, ** Bilety w cenie 10 zł do kupienia w kasie POK „Dom Chemika”, *** Bezpłatne wejściówki do odebrania na portierni w POK „Dom Chemika”, ****Codziennie po Mszy Św. młodzież będzie wykonywać przedstawienie w ramach konkursu na teatralne prezentacje papieskie. 19 Ksiądz – nałogowy palacz M 20 © rkw giki KUL, ksiądz Wacław Schenk, który w dużych ilościach palił cygara, śpiewaliśmy mu jakby prorokując: „Taki chłop, jak on był, ciągle cygara ćmił. Terozki go ni ma, gryzie go zimia”. Dołączałem się do tych śpiewów w dufnym i błogim przekonaniu, że problem palenia nigdy nie będzie moim problemem, że na zawsze będę od tego wolny. Z pewnym politowaniem i współczuciem patrzy- Słabości stanowią prawdziwy mur, o który rozbijają się nawet najlepsze intencje i pragnienie wewnętrznej wolności łem na tych, którzy nie mogli przestać palić, chociaż mówili, że bardzo tego chcą. W skrytości ducha osądzałem ich surowo, będąc przekonany, że gdyby na serio wzięli się za ten problem, gdyby choć trochę popracowali nad sobą, wysilili swoją wolę, mogliby przestać palić. Nie rozumiałem wtedy jak wielką i zniewalającą siłę może mieć nałóg palenia. Gdy to wszystko się działo, ja i ksiądz Blachnicki, czyli oazowy „Ojciec”, zajmowaliśmy się też nauką. On zrobił doktorat i stał się pracownikiem, a właściwie współtwórcą Instytutu Teologii Pastoralnej KUL. On też w 1969 r. namówił mnie, był rozpoczął studiowanie w tymże instytucie oraz skłonił mojego biskupa, aby mi na to pozwolił i zwolnił z wikariatu. Studiowanie teologii pastoralnej ze specjalnością katechetyki ukończyłem w 1972 roku. Od razu mianowano mnie studentem w Instytucie oraz wykładowcą katechetyki w Wyższym Seminarium Duchownym w Lublinie. Tak się złożyło, że mieszkałem przez kilka lat w konwikcie przy KUL. Dużo wtedy czytałem i pisałem, bo trzeba było przygotować wykłady i ćwiczenia oraz pisać artykuły naukowe i propozycje homilii niedzielnych do „Biblioteki Kaznodziejskiej”. Zauważyłem wtedy, że czytając lub pisząc mam zwyczaj gryźć ołówek, długopis czy coś podobnego, że pozwala mi to lepiej się skupić. Ślady moich zębów miały wtedy wszystkie moje ołówki i długopisy, a nawet wieczne pióro. Pomyślałem sobie: „To takie nieestetyczne, będzie bardziej elegancko, gdy zamiast ołów- © rkw ój ojciec, kiedy usłyszał, że chcę iść do seminarium, zrobił dwie rzeczy: sprzedał jedyną naszą krowę, aby zdobyć pieniądze na rozpoczęcie moich studiów oraz przestał palić, po 20 latach regularnego palenia co najmniej jednej paczki papierosów dziennie. Nigdy mi nie powiedział dlaczego to uczynił. Przypuszczam, że postąpił tak z szacunku dla godności kapłańskiej, uważając, że to nie wypada, aby ojciec księdza był nałogowym palaczem. Być może była to ofiara złożona Bogu w tej intencji, bym był dobrym księdzem. Przez parę tygodni ojciec się męczył, zwalczając w sobie chęć palenia. Gryzł wtedy landrynki lub słone paluszki. Wreszcie nałóg został pokonany. Moje młodzieńcze lata zakończyłem więc jako ten, który nie pali i pochodzi z domu, w którym nikt nie pali. W Wyższym Seminarium Duchownym w Lublinie, do którego wstąpiłem razem z dwoma starszymi kolegami, także „wilniukami”, problem palenia dla mnie nie istniał, chociaż władze pozwalały. Palacze byli zobowiązani powiedzieć wychowawcom, że są palaczami. Palenie zaś było dozwolone tylko w specjalnie wyznaczonym miejscu. Nie wolno było natomiast w seminarium rozpoczynać praktyki palenia. Nie miałem na to najmniejszej ochoty. Święcenia otrzymałem w kwietniu 1961 r. Przez pierwszych dziesięć lat mojego księżowskiego życia byłem całkowicie wolny od tytoniu i papierosów. W tym czasie najpierw przez rok byłem wikariuszem w kolegiacie zamojskiej, potem przez trzy lata byłem studentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, poznając zagadnienia filozofii teoretycznej. Następnie przez cztery lata byłem jednym z sześciu wikariuszy ogromnej wtedy parafii Nawrócenia Świętego Pawła w Lublinie. W międzyczasie zetknąłem się z ks. Franciszkiem Blachnickim i od 1963 roku wspólnie „rozkręcaliśmy” ruch oazowy, zwany później Ruchem „Światło-Życie”. Będąc na oazach w Tylmanowej i Krościenku nad Dunajcem, w czasie tzw. pogodnych wieczorów, razem ze wszystkimi śpiewałem głośno: „My chcemy życia bez palenia i bez picia”. Wielce szanowanym i zasłużonym personom, które nawiedzały nas w Krościenku, a były palaczami, śpiewaliśmy żartobliwie – złośliwie naszymi przyśpiewkami. Na przykład kiedy Krościenko odwiedzał słynny proboszcz z Bytomia, a jednocześnie profesor litur- Uzależniony nie zawsze szuka mostów, czasem biernie czeka na pomoc od innych wszystko cuchnęło nikotyną i dymem. Żylaki i kłopoty z krążeniem w nogach. Powoli zaczynam płacić zdrowiem za tę miłość i przywiązanie do papierosa”. Człowiek ten pisze, że któregoś dnia przeczytał artykuł Zabawa z diabłem. Jako ilustrację do artykułu zobaczył zdjęcie faceta z dodatkową dziurą (paskudną zresztą) w okolicy gardła. Pisze dalej tak: „Przeczytałem raz, zapaliłem papierosa, przeczytałem drugi raz i powiedziałem: »Kochany papierosku, podrzynam ci gardło, tak jak ty to zrobiłeś temu facetowi na zdjęciu«, a później powoli, systematycznie, mozolnie, dokładnie, wielkim nakładem sił wykruszyłem, połamałem i zniszczyłem 35 papierosów, które miałem przy sobie. Wyciąłem za gazety zdjęcie faceta z dziurą i przylepiłem na ścianie wypisując datę i godzinę. Oprócz tego zrobiłem pudełko – skarbonkę z kalendarzykiem, na którym codziennie skreślam kolejny dzień bez papierosa. Wrzucam też tam równowartość tego, co wydawałem każdego dnia na papierosy. Wiem, że papieros to miłość zła, szkodliwa, paskudna, śmierdząca itp. ale fizycznie mi jej brakuje”. Mimo niewątpliwego świadectwa dalej paliłem, nie przejmując się konsekwencjami, które miały dopiero nadejść. Spacer po równi pochyłej trwał w najlepsze, ale o tym innym razem. Cdn. ks. Z. Czerwiński Od redakcji Zdaniem doświadczonych terapeutów nałóg jest tak inteligentny jak osoba, która mu ulega. Im większa inteligencja, tym głębsza niewola i tym trudniejsze wyzwolenie; tym silniejsze mechanizmy obronne, zwłaszcza mechanizm wyparcia. Najtrudniej leczy się lekarzy – gdyż doskonale wiedzą, że nałóg jest chorobą; księży – gdyż mają pełną świadomość, że nałóg jest grzechem oraz prawników, którzy wiedzą, że nałóg najczęściej prowadzi do konfliktów z prawem. Ponadto wspomniane profesje są zawodami zaufania publicznego, więc „wpadki” są szczególnie wstydliwe i napiętnowane społecznie. Znany wielu czytelnikom egzorcysta – ks. infułat J. Pęzioł – mówi, że nałóg jest wstępem do opętania, bo jest zniewoleniem konkretnej sfery w organizmie ludzkim, którego człowiek samodzielnie nie pokona. Nałóg jest chorobą ciała, woli, psychiki i sumienia. Jest to choroba nieuleczalna, postępująca i śmiertelna. Tylko szczególny dar łaski świadomie przyjętej daje szansę, że podległy mu człowiek ocali się przed definitywnym unicestwieniem. Humor żydowski rys. R. Trojanowski ka będę trzymał w zębach jakąś ładną niewielką fajkę”. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Odtąd przy pracy naukowej gryzłem fajkę. Jestem z natury dość ciekawski i dlatego po jakimś czasie przyszła mi chęć spróbowania jak się pali fajkę. „Przekrój” ciągle pisał, że fajka mniej szkodzi, ale ja byłem po prostu ciekawy całego rytuału palenia fajki. Był rok 1972. Poszedłem do „Pewexu” i za przysłane przez ciotkę z Ameryki dolary kupiłem paczkę pachnącego tytoniu fajkowego o wdzięcznej nazwie Amphora. Przyszedłem do domu, nabiłem fajkę i zapaliłem. Snobizm pomagał mi przezwyciężyć wszystkie niesmaki jakie związane były z paleniem i czyszczeniem fajki. „Szpanowałem” wobec moich studentów i znajomych, roztaczając wokół przyjemny zapach Amphory. Niedługo jednak dolary się skończyły. Nie było za co kupić dobrego tytoniu, a to, co za marne grosze można było kupić w kioskach, trudno było nazwać tytoniem. Ta substancja nie dawała przyjemności, jaką miałem paląc Amphorę. A palić już się chciało. Już mi brakowało tej dymkowej atmosfery w mieszkaniu i nie wystarczało gryzienie samej fajki. Wtedy kupiłem papierosy, najlepsze, jakie wtedy produkowano w Polsce, pod nazwą Carmen. Początkowo odczuwałem oszołomienie i zawrót głosy wywołany zaciąganiem się carmenowym dymem. Wkrótce jednak mój organizm przyzwyczaił się, co więcej, zaczął tęsknić za nikotynowym „kopem”. Zacząłem palić coraz więcej, doszedłem do 20 papierosów dziennie, a czasem paliłem nawet więcej. Stałem się niewolnikiem. Papierosy trzymały mnie w swoim uścisku, jak niegdyś egipski faraon trzymał w niewoli lud Izraela. Niedawno w jednym z czasopism znalazłem zwierzenia pewnego żonatego i dzieciatego mężczyzny, bardzo obrazowo pokazujące na czym ta niewola polega. Zobaczyłem, że te zwierzenia są mi bardzo bliskie. Oto niektóre cytaty z tych zwierzeń: „Przez całe życie ja i papieros. Najwierniejszy, ale i najbardziej zazdrosny i złośliwy. Niby towarzysz, a tak naprawdę wróg. Gdzie ja, tam i on. Nikt nie był wierniejszy. Nikt ważniejszy. Lata mijały a papieros trwał. Ważniejszy od jedzenia, od pieniędzy, od wszystkiego. To jego nosiłem przy sobie niczym zdjęcie kochanej kobiety. Wszystkie myśli i czynności były dla niego. Wieczorny pocałunek nie żonie i nie dzieciom, lecz jemu. Rano, jeszcze przed śniadaniem, przed modlitwą, pierwszy pocałunek też dla niego. Brr! Koszmar! W pracowni smród, rok temu białe, teraz żółte ściany, żółte firanki, śmierdzące ubrania, włosy, oddech, Kandydat na męża pyta swatki: – Czy dziewczyna jest ładna? – Oj, ładna i do tego bogata. – Ile setek rubli ma w posagu? – Tyle, ile ma lat. – A ile ona ma lat? – Dwadzieścia. – To mnie się wydaje, że ona jest trochę dla mnie za młoda. *** Herszla, który zadziwiał wszystkich ilością wypijanych kieliszków, zapytali kiedyś: – Jak to możliwe, żeby jeden człowiek mógł tyle wypić? Herszel odpowiedział: – Jeden człowiek nie mógłby tego dokonać. Rzecz w tym, że kiedy łyknę porządnie, wtedy czuję, że jestem zupełnie innym człowiekiem. A wtedy ten „inny” człowiek też chce się porządnie napić. A gdy on łyknie – znów staje się innym człowiekiem. I tak w kółko... *** Rozmowa dwóch uczniów szkoły talmudycznej. – Wiesz, po długich rozważaniach doszedłem do wniosku, że najdziwniejszym napojem na świecie jest filiżanka kawy. – Dlaczego? – Najpierw wsypuje się do niej kawę, żeby była czarna. Potem dolewa się mleko, żeby była biała. Potem dodaje się cykorię lub kardamon, żeby była gorzka, a następnie sypie cukier, żeby była słodka. W końcu ogrzewa się ją, żeby była gorąca, a potem dmucha się na nią, żeby była zimna. *** Talmudyści żydowscy dyskutowali nad najróżniejszymi kwestiami filozoficznymi. W trakcie dyskusji powstał problem, którego nie byli w stanie rozstrzygnąć, a mianowicie: co jest ważniejsze, księżyc czy słońce? Poszli więc do rabina po radę. Ten odpowiedział: – Oczywiście ważniejszy jest księżyc. – Dlaczego? – zapytali. – Księżyc świeci w nocy, kiedy jest ciemno, a słońce w dzień, kiedy jest widno. Wielki kawalarz żydowski, wybór i opracowanie M. Rychlewski VESPER, Poznań 2006 21 Jublileusz w Czartoryskim W wartości. Wśród gości obecni byli m.in. przedstawicielka rodu Czartoryskich – księżna Barbara Czartoryska, reprezentacja władz Rzeczypospolitej Polskiej, członkowie sejmu, senatu, władze miasta Puław, czcigodni profesorowie seniorzy, o których sile ducha i umysłu wspominał ksiądz dziekan. Młodzież licealna i gimnazjalna po Mszy Św. złożyła wiązanki kwiatów na grobach zmarłych nauczycieli, pracowników szkoły i absolwentów. W sobotę, 24 IX, po Mszy Św. w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej, o 12.00, w sali widowiskowej Puławskiego Ośrodka Kultury „Dom Chemika” nastąpiło oficjalne otwarcie Zjazdu Absolwentów. Wspaniałą oprawę arty- W piątek, 23 IX, w Kościele pod wezwaniem Matki Bożej Różańcowej odprawiono Mszę w intencji Nauczycieli, Pracowników, Absolwentów i Wychowanków. W homilii ksiądz dziekan Piotr Trela wspominając historię szkoły podkreślił jej wyjątkową misję w kształtowaniu postaw i budowaniu styczną przygotowała młodzież licealna pod kierunkiem Haliny Kuflewskiej i Michała Matrasa. Niezwykłość, magia, swoisty genius loci z całą mocą ujawniły się, gdy rzesze absolwentów ruszyły na swój poczciwy Czartorych. Z wielkim wzruszeniem, po latach, wśród niezliczonej ilości twarzy – młodych, bardzo © A. Wojtowicz yjątkowa, najstarsza w Puławach, zasłużona dla miasta i Lubelszczyzny szkoła 24 IX 2011 roku uroczyście obchodziła jubileusz 95-lecia swego istnienia. Oficjalne uroczystości poprzedziła debata „Rola I Liceum Ogólnokształcącego im. Ks. A. J. Czartoryskiego w historii Puław i regionu”, zorganizowana 16 IX 2011 r. w ramach XIX Europejskich Dni Dziedzictwa 2011 „Kamienie Milowe. Historia, Kultura, Nauka”. Wśród zaproszonych gości – historyków, dyrektorów szkół, uczniów liceum, dyskutowano o wyjątkowości szkoły, jej legendzie, duchu patriotyzmu, wielkich osobowościach, które kształciły i wychowywały młode pokolenia. młodych i starszych – próbowałam i ja odszukać moje koleżanki, kolegów, profesorów, sale lekcyjne, przywołać wspomnienia... Odgłosom radości, piskom, krzykom nie było końca. Kaśki, Baśki, Zosie, Marzenki i Jadzie, Jurki, Zbyszki, Jaśki i Józki padali sobie w objęcia, jakby cofnął się czas, jakby to było wczoraj... Wzruszenia, łzy, zdziwienie (To Ty? To naprawdę Ty? Ty! Nic się nie zmieniłeś!), śmiech, wspomnienia, setki wspomnień, które drzemią w każdym kącie i zakamarku tego szacownego budynku, gdzie nowe splotło się z tym, co stare, tradycyjne i odwieczne. Niekończące się rozmowy przy ciastku i kawie w „Kawiarence Absolwenta”, uśmiechające się do siebie twarze uświadomiły mi, jak silną tworzymy wspólnotę – my, absolwenci I LO, szkoły, która stanowiła i stanowi o niepowtarzalnym charakterze naszego miasta, o sile puławskiej elity intelektualnej, o magii Czartorycha, który tę elitę tworzył, kształtował, rzeźbił. Nasi mistrzowie, nauczyciele, osobowości, legendy – wszyscy uśmiechnięci teraz na szkolnych korytarzach w otoczeniu swych wychowanków, bez najmniejszych kłopotów odtwarzają w pamięci klasę Ia, IIc czy ogólną IIIe, Zośkę, Franka czy Władka. Śmiech, żart, jeszcze wpis do Księgi Pamiątkowej i to poczucie, że oto dzieje się coś dobrego, pięknego i prawdziwego. I najnowsze pokolenie wychowanków – uczniowie I Liceum i Gimnazjum przy I LO – wspaniali młodzi ludzie, zaangażowani w organizację zjazdu, obsługujący jego biuro, punkty informacyjne, pomagający, chętni, otwarci na ludzi, ciekawi świata. To kolejny dowód na to, że przemiana pokoleń, tradycja, ideały i wartości, których Czartorych był zawsze symbolem, przechodzą już w młode ręce i umysły, wszak jak powiedział Thomas Mann: „człowiek nie żyje wyłącznie swoim życiem, ale jako jednostka – również życiem swojej epoki, swojego pokolenia”. Renata Miłosz, absolwentka Adres redakcji: ul. Kowalskiego 1, 24-100 Puławy, tel. 605 242 671, [email protected], [email protected] Zespół redakcyjny: ks. Ryszard Winiarski (red. prowadzący), Jolanta Frycz, ks. Jacek Jakubiec, Anna Kiełpsz, ks. Mariusz Kamiński, Agnieszka Kawka, Wojciech Kostecki, Daniel Krawczyk, Joanna Kurlej, Stanisława Marek, Elżbieta Mech, Renata Miłosz, Agnieszka Moniuszko, Robert Och, Wojciech Olech (grafika), Kazimierz Parfianowicz, Jacek Prończuk, Marek Remiszewski (korekta), Anna Różycka, Krzysztof Szczepaniak, Anna Szewczyk (korekta), Andrzej Wojtowicz, ks. Michał Zybała. Rada programowa: ks. prob. Tomasz Lewniewski, ks. prob. Henryk Olech, ks. prob. Andrzej Sternik, ks. prob. Adam Szponar, ks. prob. Piotr Trela, ks. kapelan Ryszard Winiarski, ks. prob. Aleksander Zeń, ks. prob. Waldemar Żyszkiewicz. 22 RES SACRA MISER Człowiek cierpiący jest świętością Dodatek Duszpasterstwa Chorych Świat jako wielka loża O ficjalny początek wolnomularstwa przypada na rok 1717, gdy w Londynie z połączenia kilku lóż powstała Wielka Loża. Akcja zatopienia brytyjskich statków handlowych z ładunkiem herbaty w porcie w Bostonie (początek dochodzenia do Deklaracji niepodległości 1776) była zaplanowana i przeprowadzona przez loże masońskie. Ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych byli prominentnymi masonami: Benjamin Franklin, George Washington i John Hanckok (spiker pierwszego Kongresu). Szczególnie wielu masonów było w korpusie oficerskim „armii kontynentalnej” walczącej przeciw Brytyjczykom w latach 1776–1783. W latach 20. XIX w. w Stanach Zjednoczonych funkcjonowało więcej lóż niż we wszystkich innych krajach świata. To właśnie wtedy wykształciła się struktura 33 stopni wtajemniczenia. Prezydencką przysięgę pierwszego prezydenta USA G. Washingtona odbierał pastor Robert Livingston, wielki mistrz nowojorskiej loży. Uroczystość położenia kamienia węgielnego pod budynek Kongresu odbyła się całkowicie według wolnomularskiego rytuału, z wykorzystaniem masońskiej symboliki. Prezydent ubrany był w tzw. fartuch masoński. Symbole masońskie są obecne na walucie amerykańskiej (piramida, „wszechwidzące oko”) oraz na oficjalnej pieczęci państwowej USA. Masoński rodowód ma inskrypcja Novus Ordo Seclorum – Nowy rodzi się porządek. Jest to zmodyfikowany cytat z Wergiliusza. Nawet pierwotny układ stolicy kraju odzwierciedlał masońską symbolikę. Również otwieranie mostów, pierwszych uniwersytetów, budynków władz stanowych, a nawet protestanckich świątyń odbywało się według rytu wypracowanego przez loże. Wszechobecność masońskich porządków doprowadziła do powstania ruchu antymasońskiego. Na jednym z mityngów ogłoszono nawet Deklarację niepodległości od masońskich instytucji. Jest faktem, że amerykańska masoneria poparła antykatolicką politykę rządu meksykańskiego na początku XX wieku. Masonami byli bez wyjątku wszyscy francuscy premierzy oraz ministrowie oświecenia publicznego, którzy od lat 70. XIX w. do 1905 r. wprowadzali program laicyzacji społeczeństwa. Ukoronowaniem forsowanej przez państwo laicyzacji było uchwalenie ustawy o tzw. rozdziale Kościoła od państwa (1905) i przejęcie wszystkich (dosłownie wszystkich!) własności kościelnych. Państwo francuskie do dzisiaj jest właścicielem wszystkich świątyń (nie wyłączając wspaniałych katedr średniowiecznych), które jedynie „użycza” Kościołowi na potrzeby kultu. Rząd Emile Combesa poddał inwigilacji cały korpus oficerski. Masońscy liderzy dokonali metodycznej weryfikacji armii pod kątem przywiązania do wiary katolickiej. Ci, u których stwierdzono kultywowanie „klerykalnych sympatii”, mieli zamkniętą drogę awansu służbowego. O karierze tysięcy oficerów decydowano na tajnych posiedzeniach wolnomularzy. Pod presją opinii publicznej rząd musiał podać się do dymisji. We Francji wzrost liczby lóż zaznaczył się po 1771 roku, gdy na czele wolnomularstwa stanął książę Filip Orleański, główny przeciwnik polityczny króla Ludwika XVI (także masona). Było ich już wtedy ok. 600. W Stanach Generalnych ponad 2/3 posłów było masonami. Kościół wielokrotnie potępiał ideologię masonerii i zakazywał katolikom przynależności. Uczynili to papieże: Klemens VII w 1738 roku i Benedykt XIV w 1751 roku, w XIX wieku – bł. Pius IX i Leon XIII, nazywając ją zbrodniczą sektą. W XX wieku przeciwko masonerii wypowiadał się wielokrotnie Pius XI. red. Przyprawy do kazań Pan Bóg i matematyka Na uroczystym przyjęciu spotkali się wielki fizyk Albert Einstein i kardynał Michael Faulhaber, arcybiskup Monachium. Uczony chcąc zaskoczyć dostojnika postawił mu pytanie: – Co eminencja zrobiłby, gdyby matematyka precyzyjnie dowiodła, że nie ma Boga? – Czekałbym cierpliwie, aż matematycy znaleźliby swój błąd – odparł spokojnie kardynał. O pracy przed końcem świata W XIX wieku podczas posiedzenia parlamentu stanowego, gdzieś na zachodzie Stanów Zjednoczonych, miało miejsce zaćmienie słońca. Zebrani wpadli w panikę, myśląc, ze to koniec świata. Wtedy spiker izby odezwał się w ten sposób: – Panowie! W obecnej chwili istnieją tylko dwa problemy ale z jednym skutkiem: albo jest to koniec świata i Pan powinien nas zastać w pracy; albo też Pan nie przychodzi – wtedy nie ma żadnego powodu, by pracę przerywać. K. Wójtowicz, Przyprawy do kazań, Wroclaw 1993 23 Modlitwa różańcowa pulsuje ludzkim życiem G dy umrę pewnego dnia, kanonicy katedry ściągną mi z palca pierścień biskupi, wyjmą mi z ręki laskę pasterską i zdejmą krzyż biskupi. Wszystko to oddadzą do skarbca katedralnego. Ale w moim testamencie jest napisane: „Mój różaniec chcę zabrać do trumny, bo jest on rękojmią mojej wiary, mojej nadziei i mojej miłości. Chcę go pokazać Matce Bożej, aby po nędzy tego życia zaprowadziła mnie do Jezusa – błogosławionego owocu swego łona”. kard. Johan Meisner Tajemnicze lekarstwo krzyża B kiedy się go stosuje, jakie są wskazania, przeciwwskazania, środki ostrożności, dawkowanie itd. I dopiero tu w Polsce, próbując tłumaczyć zdanie po zdaniu zobaczyłam, że ktoś miał naprawdę genialny, powiedziałabym – natchniony pomysł. Ta ulotka to przystępnie podana nauka o Krzyżu. Jest m.in. napisane, że substancją czynną krzyża jest Miłość Boga do ludzi, która najdoskonalej wyraża się w Krzyżu Chrystusa. Każdy z nas może powiedzieć: „Chrystus mnie umiłował i samego siebie wydał za mnie. Nie ma innej przyczyny przyjścia na świat Chrystusa jak ta, aby zbawić grzeszników”. Oto kilka innych myśli zawartych w ulotce: „Krzyż czeka na nas każdego dnia”. „Chrystus mówi: Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” „Nigdy nie korzystać z krzyża Chrystusa do usprawiedliwiania przemocy i nienawiści. Nienawiść jest niezgodna z miłością, której symbolem jest krzyż Chrystusa”. Nie sądziłam, że lektura tej ulotki może być tak ciekawa i przede wszystkim, że to lekarstwo jest na serio. I że jest też dla mnie. Wyjeżdżając do Madrytu, miałam nadzieję usłyszeć jakieś Słowo, dla mnie osobiście, do mojego życia. W tym leku dostałam to Słowo. Często buntuję się przeciw swojemu Tym razem też czekałam na jakąś, powiedzmy, niespodziankę, ale nie w odniesieniu do zawartości tego plecaka. Muszę przyznać, że organizatorzy mnie zaskoczyli. Każdy pielgrzym dostał pudełko–kartonik do złudzenia przypominający takie, w jakich kupuje się lekarstwa. Z reguły w podróż zabiera się ze sobą leki, których można potrzebować, ale żeby „znaleźć” i „zalecić” jeden uniwersalny lek dla wszystkich? Pierwszą ciekawość zaspokoiłam od razu. W pudełku była ulotka i krzyżyk. Potem widziałam, że niektórzy nosili te krzyże zawieszone na szyi. Ja swój wrzuciłam do torby i tak przyjechał ze mną do Polski. Niemniej po powrocie zastanawiałam się, o co chodzi z tym krzyżem, co „autor miał na myśli” podsuwając takie lekarstwo, więc zaczęłam tłumaczyć ulotkę (była oczywiście po hiszpańsku). Napis na pudełku: „Nikt nie ma większej Miłości, lek wydawany bez recepty”, a sama ulotka zawiera standardowe wiadomości: co to za lek, 24 krzyżowi, przeciw zranieniom, których kiedyś doznałam, a ich konsekwencje nie pozwalają mi dziś żyć tak, jak bym chciała i jak, wydaje mi się naiwnie, byłoby najlepiej dla mnie. Często też różne bóle, które są skutkiem moich grzechów, mylnie biorę za krzyż. Na co dzień zapominam, że dostałam go, bo to jedyny sposób, żeby Bóg przyciągnął mnie do Siebie – dla mojego zbawienia. Chciałabym, żeby było łatwiej, po mojej myśli, bez trudnych doświadczeń, bez bólu. Szczęśliwy dom, mąż, dzieci, wykształcenie, dobrze płatna praca. Ale wiem też, że nie byłabym zainteresowana Bogiem, gdyby w moim życiu nie było trudności, cierpienia. Gdybym miała wszystko, czego bym chciała, gdybym sama radziła sobie z własnym życiem, po co byłby mi Bóg? Doświadczyłam też, że kiedy oddaję swoje bóle, braki i niemożności Bogu, kiedy mówię Mu, że już dalej nie mam pomysłu, wysiadam, poddaję się – to choć te problemy nie znikają, Bóg sprawia, że można z nimi żyć, a nawet więcej, daje pokój pośród tych trudności i siły do życia. Krzyż jest dla mnie tajemnicą, którą czasem Bóg oświetla, lecz nie mogę powiedzieć, że już ją rozumiem. Ten lek przypomina mi, że był Ktoś, kto już oddał życie na krzyżu, również za mnie – grzesznika – dla mojego zbawienia. I choć mam go w życiu, to nie musi mnie zabijać. © Magda Opoka © rkw yłam na kilku Światowych Dniach Młodzieży. Od jakiegoś czasu w ramach pakietu pielgrzyma każdy otrzymuje tzw. pass, czyli inaczej torbę pielgrzyma, a w niej różne drobiazgi potrzebne w czasie tych paru dni: wejściówki na spotkania z Ojcem Świętym, różaniec, bloczki na żywność, informatory o przebiegu liturgii, bilety na komunikację, przewodniki po mieście, mapy itp. Kiedyś dostaliśmy nawet ładowarki do komórek. Grupa puławska na Światowych Dniach Młodych 2011 Katarzyna Wojewoda