Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Transkrypt
Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Pitbul Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl Autor: siremil PITBUL Oj, niedobrze z nami siostrzyczko, niedobrze – zdołał pomyśleć Ben, nim kolejny cios pięścią wylądował na jego szczęce. Ból zamigotał pod powiekami feerią barw. Głowa odskoczyła na bok, by po chwili z powrotem zawisnąć na piersi. Pomieszczenie, do którego przywleczono go kilka godzin wcześniej, okazało się małą szopą. Jedynym źródłem mętnego światła było niewielkie, brudne okienko zamontowane w drewnianych drzwiach. Na ścianach wisiały pordzewiałe narzędzia. Śmierdziało potem, smarem i przegniłymi trocinami. – Gdzie to jest, panie Jankes?! – wysapał mężczyzna, nachylając się nad Benem. Miał absurdalnie kanciastą twarz, wściekle błękitne oczy i bielusieńkie, równe zęby. Ubrany w sportową marynarkę, lniane spodnie i opięty T–shirt Hugo Bossa, przywodził na myśl aktora kina akcji. Mówił po angielsku z silnym wschodnim akcentem. Widać jakiś pieprzony Ukrainiec, Polak czy inny Rusek. – Gdzie to jest?! – powtórzył. – Gdzie to jest?! Dla kogo pracujesz?! – Chuja ci powiem, pieprzony sekciarzu. Kolejny cios odbił się echem pod czaszką. Powróz, którym przywiązano go do krzesła wbił się jeszcze boleśniej w nadgarstki. – Dla kogo pracujesz? – Dla Wielkiego Żółtego Ptaka, ty kutafonie. Tym razem Kanciasty dał z siebie wszystko. Po prawym sierpowym mały świat Bena zawirował. Skroń eksplodowała bólem i runął na brudną podłogę. Zakrztusił się starym kurzem, śliną i krwią. W tej samej chwili szopa zawibrowała. Do obolałej głowy mężczyzny wdarł się huk pędzącego pociągu. Porozwieszane po ścianach stare piły, klucze, śrubokręty zagrzechotały złowieszczo. Odkąd tu przybyli podobna kakofonia, co kilka minut, wypełniała przestrzeń zamkniętą w drewnianych ścianach oraz umysł więźnia. Na zewnątrz panował duży ruch, jeśli chodzi o składy kolejowe. Niestety nie można było tego samego powiedzieć o pieszych. Strona: 1/8 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl – Podnieś go – odezwał się drugi z oprawców – wysoki anorektyk, o długich blond włosach. Do tej pory rzadko raczył zabierać głos. Stał tylko nieopodal niewielkiego stolika, co jakiś czas głaskał stojący na nim kuferek i popatrywał z lubością, jak jego kolega masakruje twarz Amerykanina. Kanciasty posłusznie, jednym energicznym szarpnięciem postawił Bena do pionu. Nie możemy się poddać, siostrzyczko. Bywało gorzej. To nie Faludża, to nie Krasnojarsk – pocieszał się, mimo iż krew powoli zalewała mu kark. – On nic nie wie. – Chudy podszedł do siedzącego. Otaksował go wzrokiem. – Spójrz na niego. Tępy żołnierzyk. Na pewno nic mu nie mówią. To tylko ich kundel, pitbul spuszczony z łańcucha, by węszył i kąsał. Nie ma pojęcia o Oku. – Co, kundlu? – złapał go za szczękę i spojrzał w napuchnięte oczy. – Nic nie wiesz. Nic ci nie mówią. Jesteś nikim. – Wiem, ile mam zer na koncie. To mi wystarcza. Chudy uśmiechnął się nieprzyjemnie odsłaniając przebarwione od nikotyny zęby. – Tak – westchnął. – Szkoda na ciebie czasu. Jeśli coś wiesz, powiesz, jeśli nie… Podszedł do małego stolika. Otworzył czarny kuferek odsłaniając komplet strzykawek, igieł i dwa flakoniki. Stały na tyle blisko, by więzień mógł przeczytać napisy na etykietach. Przeczytał i głośno przełknął ślinę. Oj, siostrzyczko, a jednak jesteśmy w ciemnej, ciemnej dupie. – Jeśli nic nie wiesz, po prostu cię, kundlu, uśpimy. Etykiety głosiły: Tiopental oraz Kalichloridum. Kolejny pociąg z impetem i wizgiem przejechał gdzieś obok. Starą szopę przeszył potężny dreszcz. Coś ciężkiego z hukiem zsunęło się z gwoździ i rąbnęło w drewnianą podłogę. W powietrze wzbił się kurz. Gdy już słuch zdążył się przyzwyczaić do przeciągającego się łoskotu, ciśnienie załomotało ze zdwojoną siłą o ściany budynku. Drugi skład musiał pędzić z naprzeciwka. Przedłużająca się kakofonia zaniepokoiła sekciarzy. Ten w koszulce Hugo Bosa, na wszelki wypadek, wyjrzał przez brudne okienko. Chudy próbował zapanować nad swoimi instrumentami skaczącymi po blacie. Amerykanin nie mógł zwlekać. Lepszej okazji mógł już nie mieć. Po ostatnim ciosie, kiedy Kanciasty powalił go na ziemię, uzmysłowił sobie, że oprawcy zamiast zorganizować porządne siedzisko posadzili go na rupieciu, będącym na wyposażeniu szopy. To napawało go jako taką nadzieją.Napiął mięśnie. Oparcie stęknęło. Teraz albo nigdy dziecinko, teraz albo nigdy! Nadludzkim wysiłkiem uniósł się wraz z krzesłem na palcach. Choć musiało to wyglądać komicznie, nie miał innej opcji. Walczył o życie. Podskoczył na tyle, na ile pozwalały uwiązane stopy i zgięty wpół runął całym ciężarem na rachityczny mebel. Nogi krzesła trzasnęły sucho i konstrukcja rozsypała się w drobny mak. Piekielny ból przeszył Bena od łokcia aż po opuszki palców. Nie zwracał jednak na to uwagi. – Hell yeah! – zawył w euforii. Uwolnił kostki i, nim na dobre się podniósł, cisnął ułamaną nogą w zdumionego anorektyka. Blondyn oberwał w bark i szyję. Nie za mocno, na tyle jednak skutecznie, że Strona: 2/8 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl zaskoczony stracił równowagę, strącił kuferek z chemikaliami, a ostatecznie wywrócił się sam, ciągnąc za sobą stolik. Drugi sekciarz rzucił się na więźnia z łapami, niczym wygłodniały zombie z kiepskich horrorów. Ben bez trudu zanurkował pod jego ramionami i zaszarżował na drzwi. Stare dechy rozpadły się pod impetem uderzenia. Amerykanin instynktownie przeturlał się i zerwał na nogi. Kanciasty wypadł tuż za nim, wyjmując broń zza paska spodni, ale Ben już na niego czekał. Potężnym kopem pod kolano przystopował sekciarza i dopadł jego szyi. Ten może i wyglądał na bohatera kina akcji, lecz na pewno nie był wojownikiem. Z jego oczu wyzierał strach. Amerykanin zacisnął na szyi przeciwnika krępujący ręce powróz i przeskoczył za jego plecy. – I co skurwielu?! – wysyczał mu do ucha. – Bez chloroformu nie jesteś już taki cwany! Klakson lokomotywy zahuczał w oddali. Sekciarz starał się uderzeniami łokcia zmiękczyć Amerykanina, lecz w porównaniu z tym, czym częstował go w szopie, były to już tylko delikatne pieszczoty. Próbował wycelować, nawet nacisnął cyngiel raz czy dwa, lecz broń nie wypaliła. W zamieszaniu musiał zapomnieć o odbezpieczeniu pukawki. Pędzący skład towarowy był coraz bliżej i wył coraz głośniej. W głowie Bena poczęła kiełkować bardzo nieprzyjemna myśl. Zadzierzgnął jeszcze mocniej więzy na szerokim karku Kanciastego. Ten już nawet nie próbował okładać napastnika. Z coraz większym trudem łapiąc powietrze starał się zerwać pęta. Uderzenie pędzącego powietrza oznajmiło, iż pociąg jest tuż–tuż. Grunt trząsł się pod nogami. Syrena ostrzegała przed niebezpieczeństwem coraz bardziej przejmującym zawodzeniem. Zapiszczały zaciągnięte hamulce. – Au revoir skurwysynu! – Ben zwolnił uchwyt, lekko pchnął Kanciastego w stronę torów, po czym poprawił potężnym kopem w tyłek. Ten pomknął jak z procy. Jakimś cudem zdołał się jeszcze odwrócić w locie, dosięgnąć skrzydełek bezpiecznika i wystrzelić. Ryk mknącej maszyny połknął jednak huk wystrzału, a pocisk poleciał Panu Bogu w okno. Ułamek sekundy później mokre mlaśnięcie i łomot zderzenia oznajmiły światu zakończenie nędznego żywota. Twarz Bena zrosiły drobne kropelki posoki. No, siostrzyczko, byłabyś ze mnie dumna! – Janek? – usłyszał słaby głos za sobą. Odwrócił się akurat, by zobaczyć oszołomionego blondyna przekraczającego próg szopy. Z szeroko otwartymi oczami i strzykawką w ręce przyglądał się krwawej scenie. Ben odsłonił zęby w paskudnym uśmiechu. Chudemu nie potrzeba było nic więcej. Cisnął strzykawkę na ziemię i zerwał się do ucieczki. Pociąg piszczał przeraźliwie próbując zahamować. Ben musiał działać jak najszybciej. Podszedł do hałdki, na której leżał martwy sekciarz, a przynajmniej jego większa część i wyrwał broń z wciąż ściskających rękojeść palców. Przyjemnie zaciążyła w dłoni. Chudy wpadł między chaszcze, biegnąc ile sił w nogach, potykając się, przewracając i znów podnosząc. Zapewne pragnął dopaść zabudowań – jakichś zrujnowanych magazynów, czy zakładów wyrastających kilka mil przed nim. Ben nie celował długo. Uniósł broń i wystrzelił. Za pierwszym razem chybił, za drugim uciekinier padł jak rażony piorunem. Miał nadzieję, że go nie zabił. Chciał troszkę z nim porozmawiać. Skoczył jeszcze do szopy, by przy pomocy starego brzeszczotu oswobodzić sobie ręce. Blondyn i tak już nigdzie nie Strona: 3/8 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl uciekał. Gdy Ben podbiegł do niego, okazało się, że pocisk dosięgnął nogi. Ranny trząsł się, zapłakany, ściskając krwawiącą łydkę. – Idziesz ze mną! – Słowa poparł serią ciosów w głowę, po czym chwycił nieszczęśnika za koszulę i powlókł w stronę opuszczonych budynków. Co prawda ofiara od czasu do czasu zaczynała wierzgać, lecz zimna lufa przyłożona do karku działała za każdym razem uspokajająco. – I tu zdechniesz – mruknął Jankes, gdy w końcu się zatrzymali. Sekciarz był tak lekki, że bez problemu rzucił nim o bramę magazynu. Skorodowane zawiasy puściły i drzwi z hukiem, wraz z nieszczęśnikiem, wpadły do środka. Blondyn próbował poderwać się do biegu. Ben był jednak szybszy. Z całą mocą kopnął tamtego w brzuch, aż poderwał go z betonowej posadzki. Gdy runął na plecy, nie zdążył się pozbierać, a kolejny cios butem roztrzaskał mu nos. Zaskomlał cicho. Padł na twarz. Oddychał z trudem rozdmuchując chmurki białego, betonowego pyłu. – Nie możesz nas pozabijać – wyszeptał. – Nie? – Jankes przyklęknął na Chudym i począł go metodycznie okładać, to pięścią, to pistoletem. – Myślisz, że kogoś obejdzie zniknięcie kilku oszołomów, z jakiejś zaczadzonej sekty? Długowłosy początkowo próbował zrzucić napastnika z grzbietu, lecz już po chwili ograniczał się tylko do zasłaniania twarzy i cichego pojękiwania. – Myślisz, że świat zapłacze nad tą stratą? – Pięść raz po raz znajdywała drogę do celu przez słabnącą gardę. – Myślisz, że wasze marzenia o powrocie do średniowiecza, czy innego gówna, podziela przeciętny Mr Smith? – Ty głupcze! – katowany warknął zaskakująco donośnie. Wypluł dużą ilość krwi i kilka okruchów zębów. – To my stoimy na straży ludzkiej potęgi, ludzkiego ducha. To my chronimy naukę! Adorujemy ją! – niemal krzyczał zezując na oprawcę. – Adorujecie? – Amerykanin zszedł z niego. Oddychał ciężko, sam nielicho już zmęczony. – Co za pieprzenie! – Wykrzesał jeszcze odrobinę sił i kolejny kopniak dosięgnął żeber leżącego. – Proszę, nie. Zrozum… – Chudy z trudem obrócił się na wznak i oparł plecy o przeżarty rdzą filar. – Wiesz, czym w ogóle jest Oko? – spytał. – Oświeć mnie. – Amerykanin odkopnął jakiś metalowy pręt poza zasięg sekciarza. – Boskim probierzem. – Ha! – zdzielił leżącego raz jeszcze, lecz już bez mocy. Odstąpił od niego o kilka kroków i począł krążyć wokół, niczym drapieżnik nad słabnącą ofiarą, pozbywając się przy okazji, z bezpośredniej bliskości, wszelkich fragmentów metalowego złomu i szkła. – Mamy dowody na to, że istnieje od tysiącleci – podjął tamten, próbując wzrokiem Strona: 4/8 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl uchwycić spojrzenie oprawcy. – W niezmienionej formie, nienadgryzione przez ząb czasu, nieczułe na próby dotarcia do wewnątrz. Pierwsze Zwoje lokują Oko już w Arce Przymierza. – Ha, ha! Czyli jesteś poszukiwaczem zaginionej Arki! Czy przypadkiem nie wpadła już w nasze łapska za sprawą Indiego? – Nie wiem, gdzie jest Arka. – Ranny nie wyglądał na rozbawionego. – Nie interesuje mnie. Jak dla mnie, może gnić nadal pod Studnią Dusz. Oko Boga jednak… Oko wykradziono jeszcze przed zburzeniem pierwszej Świątyni i przewieziono do Sudanu. Co się z nim tam działo? Nie ma pewności. Wiem natomiast, że wiele wieków później niejaki Charles Gordon, rozpoznając w tajemniczym artefakcie przedmiot potężnej mocy, ryzykując wybuch powstania i własne życie, wywiózł je w tysiąc osiemset osiemdziesiątym piątym do Egiptu. Tam znów zapadło się pod ziemię na kolejne dekady. – Sekciarz mówił coraz szybciej i szybciej, pełen pasji. Nie zwracając uwagi na krew zalewającą oczy. Próbował nawet podnieść się, mimo rannej kończyny. Po krótkiej walce z bólem i grawitacją klapnął jednak ponownie na beton. – Pojawiło się ponownie – sapnął – przypuszczalnie za sprawą żołnierzy Afrika Korps, na ziemiach III Rzeszy. Osobiście dotarłem do rozkazu wysokiego rangą oficera SS, nakazującego skryć Oko w Górach Stołowych w dzisiejszej Polsce, jeszcze w czterdziestym czwartym. Po wojnie trafiło w łapska bolszewików, którzy badali je i próbowali otworzyć przez lata. Pewne źródła mówią nawet o próbie przecięcia Oka laserem już w pięćdziesiątym ósmym – bez skutku. W kolejnych latach udowodniono, że nie przenika przezeń żadne promieniowanie, żadne cząsteczki nie mają prawa wstępu do strzeżonych przez nie tajemnic. I to jest fakt, to jest nauka. Nie wymysł obłąkanego sekciarza. Po upadku komunizmu zarzucono badania, a artefakt ponownie przepadł. Niedawno okazało się, że był w jego posiadaniu rosyjski oligarcha Oleg Zamutonov, któremu zmarło się dwa miesiące temu, ale o tym niefortunnym zdarzeniu pewnie ty mógłbyś mi więcej opowiedzieć, co? Ben zerknął przez strzaskane okno. W oddali zaroiło się od policyjnych świateł. Pewnie już zaczęli zeskrobywać z szyn Kanciastego i rekonstruować przebieg wydarzeń. Nikt jednak nie zmierzał w stronę opuszczonych magazynów. Mieli, więc jeszcze chwilę. – Może i mógłbym. I co ten tajemniczy artefakt ma wspólnego z Bogiem? Co mierzy? – Nas! – Blondyn rozpostarł szeroko ręce. Na zmasakrowanej twarzy wykwitł uśmiech. – Nas wszystkich. Sprawdza, jak daleko zawędrowaliśmy w pogoni za wiedzą. Amerykanin zadumał się przez chwilę. Ze zdziwieniem stwierdził, że ta rozmowa zaczyna go intrygować. Chudy i tak był już martwy, ale… – Jeśli nasza technologia pozwoli dobrać się do środka, oznaczać to będzie, że zawędrowaliśmy za daleko? – Zgadza się. – I dlaczego miałoby Mu to przeszkadzać? W końcu nas stworzył i ponoć nawet umiłował. Sekciarz wzruszył ramionami. – Może nie chce dzielić się boskością? Może nie lubi konkurencji? A może… Może Strona: 5/8 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl obawia się wiwisekcji… Ben uśmiechnął się pod nosem. Obraz naukowców w białych kitlach, z instrumentami badawczymi w rękach, dobierających się z rozgorączkowaniem do boskiego jestestwa, jakoś bardzo mu pasował do własnego wyobrażenia ludzkości. – W takim razie kim ty jesteś, by przeciwstawiać się Bogu? – spytał po chwili sekciarza. – Człowiekiem – ten odparł bez wahania. Trzeba przyznać, że naprawdę zabrzmiało to dumnie. – I co? Jak otworzymy to gówno, wypuścimy na świat choroby, wojnę i inne kurewstwa? Chyba już trochę za późno. – Nie. Wypuścimy magię. Ben parsknął. Dał jednak mówić blondynowi. – Zrozum! Cały świat stanie na głowie! Nie dlatego, że po ulicach zaczną biegać szaleńcy mający się za Gandalfa. Nie dlatego, że powstaną Hogwarty dla dzieci celebrytów. Jest ryzyko, że przestanie działać obowiązująca fizyka. Wszystko co znamy, co w pocie czoła wypracowaliśmy przez pokolenia, obróci się wniwecz. Wszystkie nasze osiągnięcia, nasze technologie przejdą do historii. Wieża Babel czy plagi egipskie to przy tym pikuś. – I sądzisz, że mój zleceniodawca właśnie tego pragnie? Chudy przytaknął. – Niby czemu? – Może liczy na nieograniczoną władzę? Może czuje się wyjątkowo jako depozytariusz woli Stwórcy? A może marzy mu się powrót do średniowiecza czy innego gówna? Ty mi powiedz. Czego pragnie Wielki Żółty Ptak? – Na mój rozum – zerknął spode łba na leżącego i strzyknął śliną – Na mój psi rozum – poprawił się. – Ktoś, komu zależy na Oku, liczy po prostu na to, że na tym zarobi i to duuużo. – Niby jak? – Może odkryje niewyczerpalne źródło energii, może lek na raka. Nie wiem i mam to w dupie. Nie wpadłeś na to, że nie trzeba być pieprzonym Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz, by wynajmować płatnych zbirów? By porywać ludzi, by szantażować i mordować? W Benie począł narastać gniew. Broń nieprzyjemnie zaciążyła w dłoni. Słowo „człowiek” może brzmieć dumnie jedynie w ustach szaleńca. – Posłuchaj... – Koniec dyskusji! Jesteście obłąkani. Nie ma jasnej i ciemnej strony mocy. Nie ma dobra i zła. Jest tylko kasa i strach. Chcesz mnie przekonać do waszych racji? Do tych bzdur? Chcesz mnie nawrócić? Nie ma szans. – Chcę, byś zrozumiał, że są strony i ty znalazłeś się po tej złej. Strona: 6/8 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl – A ja myślę, że się boisz. Że obsrałeś już ze strachu swoją kościstą dupę. Wiesz, że zaraz cię zajebię i starasz się wymyślić choćby nie wiem jak absurdalny powód, bym cię nie zapierdolił. Zaraz okaże się, że jesteś pieprzonym Mesjaszem, bez którego świat pogrąży się w chaosie, a jak to nie poskutkuje, obiecasz mi dwa razy tyle bugsów, co moi zleceniodawcy i nową tożsamość, gdzieś w ciepłych krajach, gdzie do końca życia będę mógł pieprzyć egzotyczne kurwy i pić drinki z palemką. – Zabicie mnie nic nie zmieni. Nawet jeśli jesteś w posiadaniu Oka, nie uda ci się go dostarczyć. Jest nas wielu. – Ha! Zapomniałem o próbie zastraszenia. – Nie… – Nazwałeś mnie pitbulem, a tymczasem to ty skomlesz jak pies – mówiąc to wycelował broń. Leżący zamilkł. Wbił spojrzenie w skruszały beton pod stopami. Sięgnął za pazuchę, po wymiętą paczkę Lucky Strike’ów. Z trudem, drżącymi rękoma, zdołał wyłuskać jednego papierosa, wetknąć do zakrwawionych ust i podpalić. Przymknął powieki, starając się stłumić kaszel. – Ty skurwiały kun… Ben już nie słuchał. To dla ciebie siostrzyczko. Dla ciebie dziecinko. Nacisnął spust. *** Laboratorium zleceniodawcy mieściło się dość nietypowo, na kliku ostatnich piętrach dwudziestokondygnacyjnego wieżowca, w dzielnicy biznesowej. Oczywistym było, że nie chodziło o widoki za oknem, a o dyskrecję. Zleceniodawca, widać, nie pragnął rozgłosu w świecie nauki. Może ze względu na wrodzoną skromność, a może na fakt ulokowania tu, oficjalnie nieistniejącego, klucza kwantowego – aparatury tak wyrafinowanej, że Ben nawet nie próbował zrozumieć jej działania. Zdawał sobie jedynie sprawę, iż jeśli kiedykolwiek człowiek miałby dokonać wiwisekcji Boga, nie znajdzie niczego lepszego. Gdy Ben pojawił się tu tego dnia, wszystko było już gotowe do rozpoczęcia testu. W rozjarzonym korytarzu założył skafander i maskę tlenową. Miał ruszyć dalej, gdy jeden z badaczy podszedł do niego. – W końcu pan dotarł. Wszyscy pana wyczekiwaliśmy. – Wyciągnął dłoń w jego stronę. – Miałem pewne opóźnienie w podróży. – Ben przekazał tamtemu niewielki pojemnik. Naukowiec uśmiechnął się szeroko i zważył plastikowe pudełko w ręku. – W takim razie… Co pan powie na mały eksperyment? – Miejmy to już z głowy. – Jasne. Najpierw jednak… – Wskazał terminal wiszący na ścianie hallu. Ben skinął głową i podszedł do urządzenia. Nacisnął przycisk. Na ekranie pojawił się głupkowaty pysk Wielkiego Ptaka z Ulicy Sezamkowej. Strona: 7/8 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl – Dobra robota, panie Franklin – Głos Ptaka był zniekształcony, brzmiał władczo i groźnie. – Jesteśmy zadowoleni z pańskich usług i wierzymy, że nie popełni pan już dalszych głupstw. W dowód uznania zapraszamy pana na krótki seans. Obraz zgasł raptownie, a po chwili wyskoczyło nowe okienko przedstawiające przekaz na żywo z jakiegoś ruchliwego skrzyżowania. Na jednej z wysokich kamienic zamontowany gigantyczny ekran LCD wskazywał aktualne notowania giełdowe. Na pierwszym planie zobaczył rudowłosą, młodą dziewczynę. Przez chwilę stała rozglądając się nerwowo, jakby nie za bardzo wiedziała, co ma począć. Po chwili musiała jednak podjąć decyzję, gdyż przebiegła ulicę, wołając taksówkę. Wyglądała na speszoną i zmęczoną. Była jednak wolna. Powodzenia dziecinko – Bena zapiekły oczy. Energicznie zamrugał powiekami. Powodzenia siostrzyczko. Ruszył do głównej sali. W środku, wśród kilometrów kabli i komputerów wielkich jak szafa, krzątało się kilku naukowców, w podobnych, co on, strojach. Zajęci swoją pracą nie zwracali na niego najmniejszej uwagi. W samym centrum, wewnątrz przezroczystego kontenera umieszczano właśnie Oko Boga – kulisty, czarny przedmiot wielkości dorodnego jabłka. Nie odbijało żadnego światła. Żaden refleks, żadna najmniejsza nawet rysa nie mąciła idealnie gładkiej powierzchni. Czarna dziura w miniaturze – przemknęło przez głowę Bena i myśl ta wzbudziła w nim niepokój. A co, jeśli Chudy i jego banda debili mieli jednak rację? A co, jeśli jest właśnie świadkiem otwarcia pieprzonej puszki Pandory? Na komendę komputera klucz kwantowy rozpoczął swoją pracę, oznajmiając ten fakt zapaleniem lampy przypominającej policyjnego koguta. Wszyscy znieruchomieli. Ben wpatrywał się w Oko jak zahipnotyzowany. Starał się nawet nie mrugnąć. Zdawał sobie sprawę, że najpewniej nic tam nie dostrzeże. Że jeśli kluczowi kwantowemu uda się naruszyć niezbadaną materię, szczelina, jaka się utworzy, będzie rzędu molekularnego. Nie mógł jednak przestać patrzeć. Czarna kula stała się teraz całym jego światem. Początkowo nie zauważył zmiany, nie był pewien, czy już jest po, czy jeszcze nie. Zmiana jednak nastąpiła. Najpierw wyczuł, że coś jest nie tak, a po chwili usłyszał niepokojący pomruk naukowców. Z trudem oderwał oczy od artefaktu i ze zdziwieniem zorientował się, że zapanował mrok. W laboratorium nie paliło się żadne światło, nie migotała żadna lampka kontrolna. Nie słyszał również szumu komputerów, skafandrów, ani wentylacji. Za oknem, rozpościerające się poniżej San Francisco, również spowiła noc. Wewnątrz z trudem dostrzegał sylwetki badaczy, na zewnątrz zarysy drapaczy chmur i pylonów Golden Gate. Zdjął maskę i podszedł do szyby. Serce waliło mu jak młotem. Daleko na zachodzie różowiła się jeszcze wąska smużka dnia. Poza tym żadne inne źródło światła nie rozpraszało ciemności. Podobnie żaden dźwięk nie mącił ciszy, ani głosy syren, ani wycie alarmów samochodowych. Umilkł nawet, nigdy niezamierający – wydawałoby się – pomruk ruchu ulicznego. Nagle kilka przecznic dalej z nieba runął na ziemię potężny samolot. Z przerażającym jękiem dartej i gniecionej blachy wbił się w parking przed szkołą. Buchnęły płomienie. Gdzieś daleko na horyzoncie pojawiła się czerwona łuna, potem kolejna i jeszcze jedna… Mężczyzna bezwiednie zacisnął szczęki. Wybacz siostrzyczko. Twój brat jest jednak głupim kundlem. KONIEC Strona: 8/8 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl